Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-01-2015, 14:55   #1
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
[DnD3.5] Osadnicy +18


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=gb133m_AEnY[/MEDIA]
Neverwinter było pełne ludzi. To co dawało się zauważyć na pierwszy rzut oka, to fakt, iż tłumy nieprzebrane kręciły się po dzielnicach miasta. Ktoś mógłby uznać, że to dobrze, miasto żyje i rozwija się…jednak uważny obserwator zauważyłby coś jeszcze- masa ludzi, która praktycznie nic nie kupuje. Za to łatwo stracić mieszek. Po nocy za to życie.
Częstym widokiem jaki ukazywał się strudzonym wędrowcom był widok wisielców z tabliczkami Zdrajca! jak widać było na jednej z nich. Podżegacz do wojny domowej! To była kolejna. Idąc obok murów, dało się zauważyć różne trupy, te starsze i te nowsze, które straszyły przed zbrodniami. Miasto żyło wyprawą, do której pozostał raptem miesiąc.
Coraz więcej ludzi wszelkiej maści przybywało wraz z nowymi plotkami, wraz z wieściami odnośnie tego, co się dzieje we wsiach lub okolicznych osadach. Dawne waśnie jak i całkiem nowe, które wychodziły na wierzch, były często nie do zniesienia. A to elfy z krasnoludami pożarły się z tylko sobie znanych powodów. A to jakiś szlachcic rozpoznał innego szlachcica i wypomina krzywdy pradziada.
Mimo tego i tych zamieszek, a nawet prób puszczenia z dymem portowych magazynów, w mieście bywały spokojne miejsca i były chwile wytchnienia.
Większość obstawiała nadchodzącą wiosnę, którą było czuć w powietrzu. Inni wyprawę, jeszcze inni brak rozrywek! W końcu taka tłuszcza musi mieć rozrywki!
Straż pilnowała porządku i wiele osób, także tych szemranych, zostało powołanych do właśnie straży. Nie przekładało się to zbyt dobrze na wszelkiego rodzaju bezpieczeństwo, ale mimo wszystko, dawało jakoś radę ten porządek zaprowadzić.

Kier Loten
Stałaś właśnie w dzielnicy portowej leniwie obserwując cały zgiełk. Statki, które były rozładowywane i załadowywane, sprawiały wrażenie jednego, większego organizmu…
- Nie bój się skarbie, każdy podróżnik od czegoś zaczyna. Shallan też nie od razu została tym kim była.- Głos mentorki i głównej prowodytorki całego zajścia rozbrzmiewał w głowie. Mogłaś tylko skinąć głową, przyznając mu rację. Słowa pewności tego głosu były na tyle silne, że jakiekolwiek lęki czy wahania musiały ustąpić na rzecz pewności siebie. Zdecydowania.
Ruszyłaś, biorąc głęboki wdech, w głąb miasta.
Szłaś mijając kolejne ludzi oraz wozy, docierając na główny plac, sam środek miasta i kierując się do siedziby gildii magów.
W kieszeni miałaś tajemniczą notkę, którą dostałaś idąc „wciągnąć się na listę”. Osoba która napisała tę notkę była oszczędna w słowach, ale też miała piękny charakter pisma. Nie wiedziałaś czy jest to spowodowane tym, że czekało na Ciebie przeznaczenie, które popychało i realizowało Twoje marzenie wielkiej przygody, czy też przekleństwo. Tak czy inaczej nie pozostawało wątpliwości tego, że to ktoś odnalazł ciebie i teraz chce koniecznie się spotkać, by ustalić i coś zapewne zaproponować. Sądząc po miejscu spotkania, byłaś pewna, że chodzi o jakiegoś maga lub też magini. Zaczęłaś się zastanawiać- w zasadzie będą tam jacyś magowie? I czemu chcieli się spotkać akurat z Tobą? Byłaś świadoma, że w śród tych, którzy się zgłosili byli doświadczeni poszukiwacze przygód, którzy pragnęli złota i chwały. Byli po prostu lepsi…przynajmniej jeszcze! Ty dopiero zaczynałaś!

Icarus Sepecador oraz Donagrim Silnoręki

Ikarus siedziałeś w karczmie grając na lutni. Zabawiałeś ludzi, elfy, krasnoludy, niziołki, półorka i cholera wie kogo. Grałeś właśnie sobie wesołą melodię która pasowała do wnętrza, do ludzi żądnych przygód, chwały i bogactwa. Wszyscy którzy tutaj byli, a był to „Rozbity Dzban”, gospoda prowadzona przez elfa, szli na wyprawę, a przynajmniej taki mieli zamysł. Wiedziałeś, że ktoś się do Ciebie odezwie. Czekałeś na tę osobę. Miała zaoferować pieniądze, podobno dobrą pracę i podobno potrzebowała kogoś tak utalentowanego jak ty. Nikt inny. Nie raz i nie dwa siedziałeś po karczmach grając, ale oczekiwanie powoli dobijało. Znałeś datę i porę dnia- ale to też było orientacyjne. Każdy gorsz się przyda, a obietnica sowitej zapłaty była jeszcze bardziej kusząca, na tyle, by przynajmniej wysłuchać danej osoby. Podziwiałeś karczmę, która była urządzona gustownie, palce same snuły po strunach, a głos śpiewałam z siebie, jakby z oddali. Dopiero teraz widziałeś dokładnie piękne obrazy i draperie na ścianach, urządzone z gustem. Wydawać by się mogło, że miejsce to jest ostatnią ostoją w dokach. Ostoją piękna i kunsztu. Ludzie co i rusz wchodzili i wychodzili rozglądając się za wolnym miejscem. Byłeś zły, ze nie wiedziałeś nawet jakiej rasy będzie osoba, która Ciebie szuka, a co gorsza, nawet nie znałeś płci. Mogła być to piękna dziewoja- co wywoływało uśmiech, ale sądząc po Twoim szczęściu będzie to raczej jakiś facet, do tego wyższy, silniejszy, brzydki jajk noc i wybitnie rzucający się w oczy. A później zapewne ciebie zamkną za sam fakt, że zadawałeś się z jakimś „podejrzanym” typkiem…
…Który mógłby być krasnoludem w zbroi, który popijał piwo w konsternacji. Dość sporej. Widać było, że Donagrim jesteś pogrążony w myślach. Głównie z powodu osób, które mogłeś zobaczyć wszędzie, ale nie tutaj! Co do cholery robili Ori oraz Kori? Czemu zatrzymali się tutaj, czemu w ogóle tutaj przybyli i co najważniejsze! Gdzie jest Dori? Przecież powinni się trzymać razem! Ba! Powinni być teraz tam gdzie każdy szanujący krasnolud! Na posterunku alboi w kuźni albo w kopalniach! A nie w karczmie jakiegoś elfa! Widziałeś, że popijają jakieś siki zwane szumnie piwem. Nie widzieli Ciebie, byli pogrążeni w rozmowie i cholera wie czy na kogoś czekali, czy też przeciwnie, umilali sobie czas. Tylko to było bez sensu, czemu tutaj, a nie w jakiejkolwiek innej karczmie? Można by rzec, że przypadki chodzą po ludziach czy krasnoludach. Jednak najbardziej niepokojący był fakt, co sprawdziłeś, że nigdzie nie było widać Dori. Nigdzie. Tak jakby osoba o takim imieniu nigdy nie istniała! Widziałeś przecież ich warsztat w mieście! Rozpytywałeś się dyskretnie! Nazwij to jakimś przeczuciem, ale ewidentnie było coś nie tak. Coś nie grało. Tylko co i czemu?

Gryfin Halsem

Siedziałeś właśnie w przesławnej Akademii Bohaterów. Jak zwykle, ktoś musiał się zająć nieostrożnymi, ot fucha jak każda inna, spadek po zmarłym niedawno Paladynie Nelsonie Gryzimieczu. Zanim zakon przyśle kogoś nowego, to właśnie Ty miałeś się opiekować przyszłymi bohaterami.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że powinieneś być teraz w Rozbitym Dzbanie pochłonięty negocjacjami. Wiedziałeś, że masz działać szybko i sprawnie i tego od ciebie wymagano. Nie tylko tutaj, ale gdziekolwiek! Pogoda była piękna, ale nawet to nie mogło poprawić humoru. Cały czas w głowie miałeś instrukcje, które spaliłeś po przeczytaniu. To była norma w końcu tajemnica lekarska zobowiązuje. Westchnąłeś ciężko, starając się uwinąć z robotą jak najszybciej. No i ruszyć w kierunku Rozbitego Dzbanu, mając nadzieję, że ten przeklęty elf będzie siedziała tyłku i grzecznie czekał. Wiedziałeś jak wiele może się spieprzyć po drodze i to przerażało Ciebie. Nagle okazało się, że przez tę cholerną wyprawę nie masz kiedy zjeść albo przespać się, a ciągle ktoś coś chciał, ktoś coś robił, ktoś czegoś żądał. Zastanawiałeś się jakby zareagowali Twoi przełożeni, gdybyś zażądał urlopu. Uśmiechnąłeś się krzywo widząc ich zaskoczone miny, a później westchnąłeś ciężko kończąc robotę tutaj.

Einar Riccetti i Shana

O ile samo miasto było wielkie i stwarzało możliwości, o tyle szybko okazało się, że wiele ciekawych, jeśli nie ciekawszych rzeczy dzieje się poza nim. Shana obserwowała czwórkę mężczyzn. Trójka poruszała się przez okoliczne krzaki, czwarty zaś śledził trójkę, która podążała ewidentnie w kierunku lasu. Dwoje z tych mężczyzn było ubranych w barwy strażników, do czego zdążyłaś już dojść. Trzeci był brodaty i posiadał na sobie dość piękną i kolorową odzież. Czwarty, ten chowający się i śledzących trójkę miał w sobie zaciętość i jakąś nienawiść. Było jasne, że coś go łączy z tamtymi ludźmi. Może z tym w kolorowym ubraniu? Na pewno był skrępowany i nie miał swobodnego dostępu do broni, którą miał przy pasie. Czyżby strażnicy byli na tryle nieporadni, że jej nie widzieli? Odstawała od ubrania! To było tak doskonale widoczne! Może nie dla nich?
Dinar zaś widziałeś Hakima. Przypadek sprawił, że rozpoznałeś go i dwójkę strażników…strażników, dobre sobie! Szumowiny, które jakimś cudem dostały się do straży i zapewne ściągały opłaty za ochronę, a teraz prowadziły związanego Hakami, najpewniej po to, by wykonać na nim wyrok. Rozmawiał do nich o złocie, o dzieleniu łupów, nie błagał jednak o litość. Tak jakby chciał przekonać ich o jego fortunie którą z nimi się podzieli, gdyby ci jednak zechcieli puścić go wolno. Taaaak… Hakim musiał mieć złoto, a przynajmniej zgrywał takiego, który to złoto posiada. A jak było na pewno? A kogo to może obchodzić? Musiał zginąć!
Wtedy stałą się rzecz niesłychana, najpewniej dla „strażników”. Związane ręce Hakami stały się wolne, a sztylet śmignął wprost w gardło tego po lewej, co sprawiło, iż ten zsunął się na ziemię. Drugi strażnik dobył miecza. Hakim teraz miał dość pewny wyraz twarzy, tryumfu rzec by można było.

Aldan Tonomer

Siedziałeś w pałacu spoglądając leniwie na kupców, handlarzy, na właścicieli statków. Widać było, iż brat chciał byś nauczył się rządzić. A przynajmniej negocjować. Służący podszedł dolewając wina na suto zastawionym stole. Tak, jak zwykle było pełno tutaj ludzi, którzy chcieli ubić interes. Westchnąłeś. Miałeś w sumie dość ciekawszych zajęć, niż siedzenie i wysłuchiwanie skarg, wysłuchiwania i przebijania kolejnych ofert. Vertes Longowie i tak złożył najlepszą ofertę i tak, a jego statki miały właściwie już ładowany towar do przetransportowania, jednak reszta głupców uznała, że „nawet dekret królewski można zmienić” przyszła się targować oferując i tak wyższe niż Vertes. Ich raban i przekrzykiwanie się uspokoiło dopiero wejście Alamrtyn. Wszyscy wiedzieli kim jest ta kobieta, wszyscy wiedzieli, że przy niej nie można podnosić głosu. Westchnąłeś
- Widzę, że lepiej jak na targu- Rzekła wesoło- Dobrze… Aldanie, Vertes prosił o spotkanie w sprawie dogadania się z Frarilem, względem listy towarów do przewiezienia. Jeżeli mógłbyś rzucić okiem na te listy już teraz. Planiści kłócą się co jest niezbędne teraz, a co będzie później przydatne…- Westchnęła, wachlując się grubym plikiem kartek.
Wstałeś od stołu i wyszedłeś za nią. Jej niebieska suknia podkreślała piękne szafirowe oczy. - No w końcu- Rzekła rozbawiona wręczając kartki…które były puste!- Aż żal było patrzeć, jak się tam…”targowali- Zaśmiała się- No dobrze, problem jest poważniejszy i nie dotyczy Frarila…Widzisz, obawiam się, że szumowiny, które są w straży popsują nam opinię, ale to nie wszystko. Twój brat pragnie, byś osobiście nadzorował całą wyprawę. Osobiście, czyli w domyśle masz jej przewodzić, być tam. Oczywiście dostaniesz doradców, ale..Westchnęła i chyba nad czymś myślała- Ale niepokoi mnie to, że większość osób które idą na tę przeklętą wyprawę jest dość niepewna. Ciągle dostajemy donosy i wygląda to tak, jakby połowa ludzi na tej wyprawie była szpiegami- pokręciła głową z pobłażliwym uśmiechem- Chcę ciebie uczulić na wrogi wywiad i nie tylko… W tej oto kopercie- Wręczyła Tobie zalakowaną kopertę- Masz wyjaśnienie, dlaczego tam idziemy, po co naprawdę jest ta cała wyprawa. Spal, gdy przeczytasz, a uprzednio naucz się tego, co tam jest napisane bo to jest bardzo ważne- Minę miała poważną- A jako paladyn będziesz idealnym kandydatem na to, by…przeczytasz, to zrozumiesz! Sprawa wagi państwowej!- Powiedziała to z bardzo wyraźnym zacięciem.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.

Ostatnio edytowane przez one_worm : 14-01-2015 o 15:21.
one_worm jest offline  
Stary 14-01-2015, 19:09   #2
 
Icarus's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarus jest na bardzo dobrej drodzeIcarus jest na bardzo dobrej drodzeIcarus jest na bardzo dobrej drodzeIcarus jest na bardzo dobrej drodzeIcarus jest na bardzo dobrej drodzeIcarus jest na bardzo dobrej drodzeIcarus jest na bardzo dobrej drodzeIcarus jest na bardzo dobrej drodzeIcarus jest na bardzo dobrej drodze
...zatem w drogę! Bractwo rusza,
choć od łez matek kołnierz krwawi.
Lecz w izbie gnuśnieć - toż katusza!
Gdy przygody głód wciąż kichy trawi.

Zatem: ku wyprawie! Na południe
mknąć przy pieśni bagien srogiej.
Sakwę swą wnet zapełnić cudnie...


W gwarnej sali przez chwilę zacichło. Przesadnie wymownym gestem dłoni wskazał na leżący przed nim niewielki pojemnik na monety. Gdy upewnił się, że tłuszcza wciąż pamięta o niewielkim znaku solidarności z kieszenią grajka, zakończył pieśń z ostrym, durowym akordem.

...ścinając głowę bestii wrogiej!

Odłożył lutnię, po czym ukłonił się zgromadzonej wokół gawiedzi. Zasalutował - choć w owym geście znać dało się potężną dawkę ironii. Przybrana jednocześnie celowo lekko przekrzywiona postawa w sposób dziwnie dokładny odnosiła się do jednego z mniej lubianych dowódców okolicznej straży. Bard w zasadzie nie miał problemów z owym stróżem prawa. Wydawało mu się nawet, że w ciągu kilku dni spędzonych w tym mieście zdążył wyrobić w sobie delikatne uczucie sympatii przewlekanej ze współczuciem do jego postaci. Być może z wzajemnością. Niewielu faceta jednak lubiło, więc z reguły w tłumie pojawiały się znające temat rozbawione twarze, a i dłonie pełniejsze były monet.

Spakował swój dobytek i ruszył w kierunku gospodarza przybytku. Tłum był spory, więc niewielki dystans dzielący go od lady pokonał ze znacznym opóźnieniem. W dodatku te wszystkie soczyste sakiewki pijanych gości... Pachniały niemal równie mocno jak śmierdziały oddechy ich właścicieli.

- Witam ponownie! Konkretny ruch! Widać, że ostatnie wydarzenia wpływają dość nieźle na obroty knajpy. Mam jednak nadzieję, że podczas mojej chwilowej nieobecności zdążysz utrzymać choć kilku z nich w swoich ścianach. Gdyby wszyscy jednak uciekli... daj znać, zaradzimy coś na to! - ton jego głosu wyraźnie wskazywał, iż niewiele powagi kryło się za owymi słowami. Doskonale zdawał sobie zresztą sprawę, że ostatnie występy odbiegają poziomem od normy. Nie mógł się jednak skupić. Wciąż czekał na kontakt, choć prawdę mówiąc niewiele wiedział. Na co właściwie czeka? Czy czekać powinien? Ale co tam. Jeszcze jeden dzień, ostatni. Później rusza dalej. Chwila... czy aby nie mówił tego już wczoraj?

Nim wszedł na schody prowadzące do jego pokoju, nachylił się po raz wtóry ku karczmarzowi i rzekł lekko melodyjnym głosem: - Gdyby ktoś szukał usług światowej sławy barda... wiesz gdzie takowego znaleźć, prawda? Będę na górze.

Zasalutował po raz kolejny, a później odgłosy jego kroków niosące się po schodach delikatnie zagłuszył gwar karczmy.
 
Icarus jest offline  
Stary 14-01-2015, 21:27   #3
 
Kawalorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwu
Właściwy czas dyżuru już minął i Gryfin już wcześniej powinien był wyjść, by zdążyć do Rozbitego Dzbana, jednak cóż, taka praca. Jest potrzeba, to się jest do dyspozycji. Gryfin skończył opatrywać ostatniego pacjenta.
- Gotowe. Przez dwa dni będziesz musiał tu sobie poleżeć - poinformował Gryfin. - Później się zobaczy, ale raczej wyjdziesz. I ostrożniej na przyszłość!
Sanitariusz pochował wszystkie środki opatrunkowe na ich miejsca i mógł wreszcie skończyć pracę.

Odmeldował się, opuścił Akademię Bohaterów i ruszył pospiesznie ulicami miasta Neverwinter, nie zwracając uwagi na piękno pogody oraz miejskich ozdób. Musiał załatwić swoją sprawę, a najpewniej był spóźniony.

Gdy dotarł wreszcie do karczmy, wszedł i rozejrzał się. W tej chwili słychać było jedynie gwar rozmów. Zdenerwowany Gryfin podszedł do elfa będącego właścicielem przybytku.
- Witaj. Nie grał tutaj żaden grajek, nikt nie bawi opowieściami twoich gości?
- Paru dziś się przewinęło. W tej chwili jest tu jeden taki - powiedział właściciel, z niechęcią przypominając sobie bezczelnego barda. - Niejaki Iskaru... czy jakoś tak.
- Możesz mi pokazać, który to?
- Jest w pokoju na górze.
- A który to?
- Czekaj, Hanna zaprowadzi.


Pracownica karczmy podeszła i zaprowadziła Gryfina do pokoju Icarusa. Gryfin odczekał chwilę i zapukał. Zaraz drzwi się otworzyły i Gryfin ujrzał kolejnego elfa. Ów wyczekująco przyglądał mu się dość niepewnie, ukazując zza drzwi koniec swego rapiera.
- Ty jesteś ten Icarus? Witaj, jestem Gryfin. To mnie przysyła do ciebie Evan. Jest pewna sprawa rodzinna... Właściwie przykry konflikt. Chciałbym tę sprawę rozwiązać, ale, głupia sprawa, potrzebuję do tego odpowiedniego poematu. Pozwolisz jednak, że nie będę na korytarzu opowiadał o moich rodzinnych problemach? - zapytał Gryfin. - I o PIENIĄDZACH za pomoc? - dokończył z uśmiechem.
Icarus uśmiechnął się zwłaszcza na zakończenie tyrady spóźnionego gościa.
- Pieniąąadze? Aaa. Było mówić od razu. W takim razie: czem chata bogata, witać gościa w mych skromnych progach! - powiedział przesadnie, wręcz karykaturalnie wytwornie, po czym wpuścił Gryfina do pokoju.
 
Kawalorn jest offline  
Stary 15-01-2015, 17:26   #4
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Dori, Ori i Kori. Nierozłączne trojaczki, błogosławieństwo Moradina. Zazwyczaj wśród krasnoludów rodziło się jedno dziecko, czasami na przestrzeni kilku dekad urodzi się dwójka lub trójka. Jednak trojaczki za jednym zamachem były nietypowym wydarzeniem. Dlatego zawsze trzymali się razem. Trójka wujów Doragrima powinna była jednak być w Luskan z tego co pamietał, doglądając tam interesów klanu. Siebie rozumiał czemu pojawił się w Neverwinter. Zawsze był wolnym duchem a i w rodzinnym gnieździe robiło mu się ciasno. Na męża też nie był najlepszą partią. Nawet, gdyby któryś ze starszych zgodził się na to, by startował w konkurach do jednej z okolicznych krasnoludzic, to i tak nie poznał jeszcze żadnej podobnie myślącej do niego. Wszystko to naszło go po drodze, kiedy podążał za dwójka z trzech braci. Gdzie był Dori, to była zagadka. Chyba że był za jego plecami i śledził go tak, jak on śledził dwójkę.

Czego w ogóle szukał tutaj klan Silnorękich? Oczywiście nie ruszyli by się gdziekolwiek bez zezwolenia czy raczej rozkazu starszyzny. Tylko po co tu? Pewnie, bylo tu pod dostatkiem roboty dla płatnerzy, zbrojmistrzów i kowali, zwłaszcza zaraz przed wyprawą. Tylko wtedy nie zatrzymaliby się u elfa. Zresztą te szczyny, które tu podawali jako piwo, nadawały się raczej wyłacznie do pojenia świń. Miał dwie beczułki porządnego ciemnego, tyle że były wraz z jego narzędziami w Rudym Ośle. Co prawda słyszał że górskim krasnoludom nie w smak było otworzenie szlaku przez bagna, jako konkurencyjnego. Ciężko mu było powiedzieć, ale coś mu tutaj śmierdziało i nie byl to półork ani elf za kontuarem. Na razie cierpliwie czekał aż pojawi się trzeci wuj i nie podchodził do stolika braci. Miał dziwne wrażenie, jakby pracował w kopalni i czuł zbliżający się zawał. Mimo gwaru, niemalże słyszał milknące kanarki. Donagrimowi zdawało się, że cierpliwości starczy mu jeszcze na jakąś miarkę świecy. Wcześniej nie miał zamiaru nagabywać wujostwa, zwłaszcza, jeśli nie pojawi się Dori.

Krasnolud wytężył słuch, próbując podsłuchać cokolwiek z rozmowy krewnych. Czyżby znowu starszyzna planowała przelewać krew młodych dla mniej lub bardziej wymiernych zysków, zamiast w obronie domów i rodziny? Miał nadzieję że cokolwiek usłyszy, ale przy tym gwarze nie liczył na zbyt wiele.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 16-01-2015, 14:50   #5
 
Kawalorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwu
- Cholerny grajek - mruknął cicho Gryfin, po wyjściu z pokoju barda i nie trzaskającym, acz stanowczym zamknięciu drzwi. - W rzyci mu się poprzewracało...
Zdenerwowany zszedł na dół i, skinął tylko głową karczmarzowi na pożegnanie, a następnie skierował się do wyjścia, by wreszcie pójść do domu i odpocząć od większego ostatnio przez wyprawę nawału pracy (żeby tylko się nie okazało, że znów paru nieostrożnych omal się nie zabiło - dodał jeszcze pod nosem) i irytującego spotkania.
 
Kawalorn jest offline  
Stary 16-01-2015, 23:02   #6
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Einar i Shana

Zaskakujące spotkanie w lesie.


Niebieskie oczy bruneta spoglądały na scenę zza zarośli z niemałym zdziwieniem. Idąc ich śladem młody mężczyzna miał nadziej, że uda mu się z ukrycia wymordować strażników, a następnie osobiście odpłacić się Hakimowi. Wcześniej jednak miał zamiar dowiedzieć się, gdzie znajduje się przesyłka, przez którą Einar miał teraz tyle kłopotów. Hakim jednak częściowo wyręczył go, podrzynając gardło jednemu z prowadzących go strażników. Tylko, że teraz jest wolny! – pomyślał rozzłoszczony. W dodatku znów miał na sobie ten nikczemny wyraz twarzy, z którym wszedł niegdyś do sklepu Einara.


Cała sytuacja ewidentnie śmierdziała Riccettiemu podpuchą. Przypadkowe ominięcie broni przy pojmaniu i cudowne uwolnienie były nader podejrzane. A znając Hakima, brunet wiedział, że z pewnością ma jeszcze niejednego asa w zanadrzu. Z tegoż powodu Einar, mimo szczerych chęci by wpakować temu oszustowi ostrze w oko, wyciągnął jedynie łuk, nałożył strzałę na jego cięciwę i czekał. Riccetti w duchu liczył na to, że „strażnik” mimo wszystko ostudzi nieco zapędy Hakima, a gdy oszust będzie w dostatecznym stopniu sponiewierany, w bohaterski sposób go uratuje… by chwilę później nabić go na ostrzę swego rapieru.

Ludzie stanowczo byli ciekawymi istotami, choć trudnymi do zrozumienia. No bo dlaczego zabijali się bez powodu? Nie potrafiła odgadnąć ale był ktoś kto zapewne wiedział o co chodziło w tej scenie. Tak samo jak ona podglądał ale chyba rozumiał więcej.

Nad zaroślami przeleciała spora sowa, bezszelestnie jak tylko te ptaki potrafią. Po chwili obok Einara spadła z nieba kobieta i przykucęła chowając się. To jednak nie było najdziwniejsze. Nowo przybyła nie miała na sobie praktycznie żadnego odzienia, szerokiego naszyjnika raczej za ubranie nie można było uznać, nic nie zasłaniał. Tatuaży pokrywających jej ciało również nie można było podciągnąć pod kategorię ubrania.


- Po co to zrobił? - Zapytała wprost pomijając wszelkie powitania.
Einarowi ledwie udało się powstrzymać krzyk, który z pewnością zdradziłby ich położenie. Przez kilka chwil ze zmieszaniem przyglądał się kobiecie. Bogowie musieli mieć niewybredne poczucie humoru, skoro zesłali mu z nieba nagą kobietę w takiej chwili. Ona również musiała mieć pod dostatkiem owego humoru, skoro jakby nigdy nic zadała mu głupie pytanie. Zrozumiawszy jednak, że elfka mówi poważnie, mężczyzna zrobił kilka wdechów i wydechów, po czym, starając się ukryć szok, powiedział.
- Bo gdyby tego nie zrobił, to prawdopodobnie sam skończyłby z poderżniętym gardłem – wyszeptał. – Kim ty do cholery jesteś i skąd się tu wzięłaś?
- Lashana. - Odpowiedziała jakby to jedno słowo, imię, miało stanowić odpowiedź na pytania mężczyzny.
- Dlaczego? - Dodała po chwili w której przyswajała nowe informacje.
Einar zwrócił ponownie wzrok w stronę Hakima i strażnika, niemalże siłą powstrzymując się od spoglądania na krągłości elfki. W takiej chwili nie mógł tracić koncentracji. Co było wyjątkowo trudne w obecności nagiej kobiety, która w dodatku przed chwilą pojawiła się obok niego z nikąd.
- Na wymienianie powodów, dlaczego ktoś chciałby poderżnąć mu gardło nie starczyło by mi teraz czasu.
- Rozumiem - ucieszyła się - chciał zająć ich teren. - Wyglądała przy tym na bardzo zadowoloną z własnej domyślności i w przeciwieństwie do Einara kompletnie nie przejmowała się swoją nagością.
- Ty też chcesz zająć ich teren? - Spytała po chwili podejrzliwe wpatrując się w łuk.
-Co… - nie dokończył, całkowicie zbity z tropu. – Tak, tak, masz racje. Teraz patrz uważnie. Coś mi tu nie pasuje.

Rozmowa, jakkolwiek miła, była rozpraszająca. Na szczęście na tyle krótka i cicha, iż Hakim nie zdążył jeszcze ani uciec, ani też zrobić czegoś dodatkowego, jak zabicie drugiego strażnika. Jednak też nie stał bezczynnie. Hakim zagwizdał i rzucił sztyletem w kierunku drugiego strażnika, podczas samego gwizdania. Strażnik najpierw zdurniał, a zaraz uchylił się przed lecącym kawałkiem stali. Hakim odwrócił się na pięcie, korzystając z faktu małego zamieszania i odwrócenia uwagi… zaczął wiać ile sił w nogach!

- Idziesz czy zostajesz? - Zapytała elfka nie tracąc czasu, zbyt była ciekawa co też miało się dalej stać.
Einar w dalszym ciągu przeczuwał podstęp, jednak nie zamierzał darować oszustowi, któremu zawdzięcza swoją obecną sytuacje. Dlatego zdążył rzec jedynie – Idę… - i już rzucił się pędem za Hakimem. Jednak dla bezpieczeństwa postanowił utrzymać pewien dystans od strażnika, omijając go szerokim łukiem. I choć ruszył jako pierwszy, kątem oka dostrzegł doganiającą go… białą wilczycę!

Biała wilczyca. Ciężko było powiedzieć, czy są tutaj wilki, czy to elfka druidka…Uznając, że skoro naga elfka pojawia się znikąd i jest naga...no to musi mieć coś wspólnego z naturą! Generalnie szaleńczy bieg za Hakimem spowodował jedo- byłeś sam po środku lasu z białym wilkiem, pozostawiając strażnika gdzieś za wami. Hakima zaś nigdzie nie było widać. Zapewne strażnik poleciał po posiłki do miasta, lub też, szukał go. Tak czy inaczej Hakim był w pobliżu miasta. Można było założyć, że będzie chciał oszukać kilka osób przy okazji tej wyprawy związanej z budową osady. Jakby nad tym pomysleć, to jest to wielka możliwość dla oszusta na “skok” życia i dostatnie bytowanie po ostatnie swoje dni! Staliście razem po środku lasu, pośród gęstwiny. Chociaż, może druidka potrafiłaby go wytropić?

-Gdzie on do cholery się podział? – rzekł z irytacją, wyrzucając sobie, że stracił taką okazję na złapanie go. Po chwili odwrócił się do wilka. – Możesz go wytropić? Przysięgam odwdzięczę się z nawiązką – czuł się dziwnie mówiąc, a w dodatku prosząc o coś zwierzę, nawet świadom faktu, iż jest to w rzeczywistości naga elfka. Jednak desperackie czasy wymagały desperackich kroków. W odpowiedzi wilczyca chwilę powęszyła po czym zaczęła biec by w końcu wyskoczyć w górę. I zamiast jak nakazują to prawa natury opaść na ziemię wypuściła skrzydła i już jako sowa pofrunęła dalej.
Lashana wolała nie pokazywać się myśliwym w postaci wilka, pamiętała dobrze, że nawet ludzie przyzwyczajeni do lasu reagują na taki kształt dość nerwowo.

Einar przez dłuższą chwilę stał nieruchomo, wpatrując się w odlatującą sowę, która jeszcze chwile wcześniej była wilkiem. Przez moment zdawało mu się, że tak naprawdę śpi, i przeżywa swój najdziwniejszy sen w życiu. Jednak obolałe nogi i otarcia, których nabawił się podczas biegu świadczyły o czymś zupełnie innym. Potwierdziło to uderzenie z liścia, które wymierzył sobie samemu. Lekkie zaczerwienienie na twarzy zaczęło delikatnie piec.
Zwieńczając ów moment przeciągłym westchnięciem, rzekł:
-Nie… nigdy więcej nie zbliżę się to tego chorego lasu – po czym powoli ruszył w stronę miasta, co jakiś czas mamrocząc pod nosem: „nie” „nigdy przenigdy”. Miał nadzieje, że kilka kufli piwa pomoże mu zapomnieć o tym, co się przed chwilą stało.
 
Hazard jest offline  
Stary 16-01-2015, 23:26   #7
 
Icarus's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarus jest na bardzo dobrej drodzeIcarus jest na bardzo dobrej drodzeIcarus jest na bardzo dobrej drodzeIcarus jest na bardzo dobrej drodzeIcarus jest na bardzo dobrej drodzeIcarus jest na bardzo dobrej drodzeIcarus jest na bardzo dobrej drodzeIcarus jest na bardzo dobrej drodzeIcarus jest na bardzo dobrej drodze
W ułamku sekundy po tym, gdy ów specyficzny gość zamknął drzwi od zewnątrz, pokój wypełnił się szyderczym śmiechem.
- Phefff. Amator - burknął półelf pod nosem, po czym rzucił się na niezbyt wygodne łóżko. Nie stał najlepiej z pieniędzmi, ale tego typu zlecenia... I to za tak parszywą kasę - toć to niczym policzek wymierzony sztuce. Sięgnął ku pojemnikowi na datki, do którego kilka chwil wcześniej gawiedź karczmy wrzucała jeszcze drobne. Orientacyjnie był w stanie ocenić honorarium za występ, lecz chciał poznać konkretną kwotę. Liczenie pieniędzy to dość przyjemna czynność...

Spędził dłuższą chwilę patrząc ślepo w sufit, zastanawiając się nad dalszymi krokami. Wokół huczało od nowin dotyczącej tej wielkiej wyprawy. Czy warto? Czy mu się to opłaci? Takie wydarzenie to z pewnością pewien przełom, a tego typu sytuacje kreują bogaczy... Choć częściej jednak martwych nieszczęśników, których kości bielą się później latami pośród nieznanych terenów.

Informacje. Potrzebował na ten temat więcej informacji. Pospiesznie zebrał swój niewielki dobytek i - po uprzednim zabezpieczeniu wynajętego na kilka najbliższych dni pokoju - ruszył na ulicę, by wsłuchać się w szum tłumu. Myśl o tej wyprawie zdążyła mu już nieco zbrzydnąć, opadł zapał. Będzie potrzebował więcej danych, by podjąć decyzję o dalszych krokach.
 
Icarus jest offline  
Stary 18-01-2015, 16:09   #8
 
Kaeru's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumny
Nie wiedziała jak powiedzieć rodzicom o swoim “genialnym” pomyśle dołączenia do wyprawy. Bo i co miała im powiedzieć? “Mamo, Tato, dziękuję za wszystko, jesteście wspaniali, ale trochę tu nudno, więc idę na niebezpieczną wyprawę, nie wiem czy wrócę, kocham was”? Potrafiła sobie wyobrazić ich reakcję: ojca zanoszącego się śmiechem i matkę troskliwie sprawdzającą czy nie dostała gorączki. Przez chwilę zaczęła się zastanawiać czy nie popełniła błędu. Może powinna zostać w mieście i zostawić to zadanie bardziej doświadczonym? Szybko odrzuciła tą myśli. To był najlepszy pomysł jaki miała odkąd postanowiła zjechać ze schodów na pokrywie od garnka!
~ Weź się w garść, dziewczyno. “Przyjaciel” czeka.
Całą drogę do gildii magów patrzyła w ziemię, starając się unikać wzroku mijanych ludzi. Oczy są zwierciadłem duszy, a jej się łatwo i byle komu nie oddaje. Dwa razy prawie na kogoś wpadła, ale skończyło się na szybkim “Przepraszam” i ruszyła dalej. W tej chwili była wyjątkowo niecierpliwa, chciała jak najszybciej dowiedzieć się kto jest autorem tajemniczej notatki i czego od niej chce. Miała przeczucie, że ciekawość wprowadzi ją kiedyś w kłopoty.
W końcu dotarła na miejsce.
Wielokrotnie przechodziła obok gidlii magów, ale nigdy nie zwróciła na ten budynek uwagi. Wyglądał… całkiem normalnie, może był trochę większy od reszty. Jedynym co go wyróżniało był zegar słoneczny umieszczony przed wejściem do gildii. Zawsze uważało, że magowie powinni mieć siedzibę w latającym zamku lub chociaż w strzelistej wierzy - żeby zachować jakiekolwiek pozory czegoś fascynującego.
Zapukała.
Cisza.
Zapukała drugi raz, trochę natarczywiej niż poprzednio.
Znowu nic.
Lekko podirytowana dziewczyna nacisnęła klamkę i weszła do środka. Drzwi były otwarte. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to czerwony dywan ozdabiający podłogę. Potem książki na półkach: księgi, tomiszcza i tomiki - najnudniejsze przedmioty jakie znała. Ludzi i elfów było tutaj prawie tak samo dużo jak na zatłoczonych ulicach w centrum miasta. Zdawało jej się, że zauważyła też gnoma. Wszyscy spoglądali na nią z lekkim zaskoczeniem jakby nagłe wtargnięcie młodej dziewczyny było dla nich czymś niezwykłym. Pewnie rzadko miewali gości.
-Panienka czegoś szuka?- zapytał jeden z elfów. Jego głos był miły i pewny siebie. Nienachalnie wzbudzał w niej zaufanie, więc Kier postanowiła mu się przyjrzeć. Miał złote włosy i zielone oczy. Szybko przeniosła wzrok na coś co pozwalało jej nie patrzeć mu w oczy nie będąc jednocześnie niegrzeczną.
- Przyjaciół - odpowiedziała mechanicznie, ale zorientowała się jak dziwnie to musi brzmieć w uszach kogoś niewtajeniczonego. - Znaczy się, przyjaciela. Jednego przyjaciela.
- Nie bardzo chyba rozumiem.- Uśmiechnął się nieświadomie onieśmielając ją jeszcze bardziej. - Ale dobrze. Jeśli szukasz kogoś, kto jest przedstawicielem zrzeszonym tutaj, to pewnie kogoś konkretnego masz na myśli- powiedział w zamyśleniu. - Opisz go zatem i postaram się…- Nie dokończył nawet mówić, gdy nagle otworzyły się jedne z licznych drzwi, sprawiając, że jej serce zabiło szybciej. Kiedy przestanie się tak bać wszystkiego?
Zobaczyła pięknie ubraną kobietę, a biżuteria, którą nosiła robiła na Kier niemałe wrażenie. Zdawało jej się, że gdzieś ją już widziała. Z całą pewnością skąd ją pamięta! Tylko skąd? Czyżby to były opowieści babci? Pewnie tak. “Była to kobieta o cudownych, szafirowych oczach, która wręcz emanowała pewnością siebie”. Z całą pewnością tak brzmiały jej słowa. Tylko kogo one dotyczyły?
- Jest tutaj, na moje polecenie i na moją gościnę, Sandro - rzekła kobieta i posłała w jej kierunku uśmiech. - Proszę, pozwól za mną, mamy sprawy do omówienia…- Nie wiedziała jaki konkretnie element jej postawy… jej całego zachowania sprawiał, że wyglądała na kobietę, której nigdy się nie odmawia. Z całą pewnością to ona tutaj rządziła i dostawała wszystko czego chciała.
Kier skinęła głową uprzejmemu elfowi i bez słowa ruszyła za “Przyjacielem”. Szły w milczeniu przez wiele korytarzy, co pozwoliło dziewczynie na chwilę wytchnienia i poukładania sobie wszystkiego w głowie. Nie wiedzeć czemu cały niepokój dotyczący wyprawy i tego spotkania zniknął, najpewniej zastąpiony ciekawością i zaintrygowaniem. Pierwszy raz widziała gildię magów od środka. Wydawało jej się, że w środku budynek jest większy niż wskazywałby na to jego wygląd z zewnątrz, ale zapewne to jej wyobraźnia dopisywała niezliczone drzwi i korytarze, które w rzeczywistości występowały w mniejszej ilości.
Mijały jakiś obraz, na który Kier nie zdążyła spojrzeć, gdy kobieta odbiła w lewo i otworzyła kolejne drzwi. Kiedy weszła za kobietą do pokoju znów zobaczyła pełno ksiąg. Na szczęście dla niej nie była to biblioteka - w środku znalazło się też biurko, etażerka, jakiś kufer na który nawet nie zwróciła uwagi i wygodne łóżko.
- Witaj, jestem Alamrtyn. Zwana Niebieskooką. To ja jestem autorką wiadomości - rzekła spokojnie, gestem wskazując na jakiś taboret, co najprawdopodobniej znaczyło “usiądź”. - Jestem czarodziejką i wyczułam w tobie dość mocne połączenie ze Splotem...wydaje mi się, że masz w sobie potencjał, by sprostać wymaganiom gildii i zostać uczennicą...i opanować arkana! Oczywiście, ja sama nie mogę zadecydować za ciebie, ale jesteś młoda, ambitna i dość pewna siebie. Zastanawiam się czy chciałabyś rzucić się w wir przygody, zdobyć doświadczenia, złota, podziwu i edukację… - Kobieta mówiła swobodnie, naturalnie i pewnie.
- I… wyczułaś to tak po prostu? Tak… przechodząc obok?
Bardzo dobrze, że tan taboret tam był. Usiadła spokojnie, dziękując wszystkim przychylnym bogom, że nogi się pod nią nie ugięły. Była na tyle zszokowana propozycją Alamrtyn, że na chwilę zapomniała o tym jak bardzo nie lubi siedzenia nad książkami, czym bezpośrednio wiąże się edukacja.
- W wiadomości wspomniałaś o wyprawie, nie o arkanach. - Starała się, żeby jej słowa nie zabrzmiały jak wyrzut.
Zaśmiała się serdecznie.
- To prawda. I nadal utrzymuję słowa o tej wyprawie. Najlepsza nauka to taka, która jest poparta doświadczeniem. Nie ma nic gorszego niż mag-teoretyk, który w swoim życiu raz użył kuli ognistej, a rozprawia o deszczu ognia z nieba…- westchneła. - A co do poprzedniego pytania, możesz uznać, iż istotnie wyczułam ciebie przechodząc obok. Mogę dokładnie to wyjaśnić, oczywiście, ale...bez obrazy, twoja wiedza nie jest wystarczająca by pojąć pewne sprawy. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Zatem, chcesz zostać uczennicą?
Nie była pewna czy jest w stanie podjąć teraz decyzję, chociaż odpowiedź na to pytanie siedziała już z tyłu jej głowy. Słowa Niebieskookiej o magu-teoretyku wyjątkowo trafnie odzwierciedlały to co Kier myślała o czarodziejach. Sztywni, nudni staruszkowie z brodami ukorzonymi od starych ksiąg. Alamrtyn wydawała się inna, całkowicie zaprzeczała wizji arkanisty, którą miała w głowie rudowłosa dziewczyna. No i wyprawa. Mogła okazać się niebiezpieczna, a wtedy poznanie chociażby kilku podstawowych czarów mogłoby uratować jej skórę. W końcu po to tu właśnie przyszła: w sprawie wyprawy.
- Myślę, że to będzie… rozsądne - stwierdziła zważając na to co mówi. Nauczyła się uważać na to co mówi silniejszym od siebie. Łącznie z tymi uzbrojonymi w siekierę.
- Doskonale- powiedziała z uśmiechem. - Roztropna i ciekawa świata. - Pokiwała głową i wstała. - Masz w sobie ogromny potencjał, dziewczyno. Przygotuję ciebie do wyprawy, nauczę kilku zaklęć i nabędziesz trochę elementarnej wiedzy. Dostaniesz też wyposażenie i kto wie? Bogactwo i sławę? Niezliczoną ilość przygód? A kiedy się wyszalejesz, miejmy nadzieję, że będziesz idealną kandydatką na zastępienie mnie i przejęcie odpowiedzialności za gildię. - Uśmiechneła się raz jeszcze, widząc minę Kier, gdy wspomniała o gildii. - Ale to jeszcze nie teraz, Twój czas dopiero nadejdzie i tego jestem pewna. Masz jakichś rodziców? Tak? Powiedz im, że jutro przybędę do nich w odwiedziny, niech wiedzą i będą dumni z córki. Jeżeli jeszcze nie poznałaś...- powiedziała rozbawiona.- ...to...no cóż, jestem jestem mistrzynią Gildii Magów w tym mieście. Jednym z doradców Lorda Neverwinter. No i sądzę, że niejedna osoba pozielenieje z zazdrości, gdy dowie się, że jesteś moją uczennicą. - Alamrtyn wyglądała na wesołą i zadowoloną, a rudowłosa miała ochotę uderzyć głową o ścianę. No tak! Przecież to nazwisko było nawet na ogłoszeniu o wyprawie! Mieszka w tym mieście od urodzenia powinna je już pamiętać, ale zawsze wpadało jednym uchem i wypadało drugim, ponieważ nigdy nie myślała, że kiedyś jej się przyda.- No i uważaj teraz co i komu mówisz, bo niebawem poznasz rodzinę królewską i lokalną szlachtę. A teraz smaruj do domu i uprzedź rodzinę, że jutro w południe przybędę. - Dała dziewczynie do zrozumienia, że sprawa jest już zakończona, a wszystko co było do omówienia zostało powiedziane. Wciąż lekko otępiała Kier pożegnała się uprzejmie i wyszła, dokładnie zamykając za sobą drzwi.
Właśnie została uczennicą najważniejszej kobiety w calutkim Neverwinter.
- JEST! - zakrzyknęła dziewczyna podskakując w miejscu z niepochamowanej radości. Zakręciła się trzykrotnie wokół własnej osi i, dla zasady, trzykrotnie odkręciła w drugą stronę. Była pewna, że nie zgubi się w gąszczu korytarzy szukając wyjścia. Nie dzisiaj. Nie teraz.
Do domu wróciła prawie tanecznym krokiem. Przez całą drogę pogwizdywała pod nosem pieśń o wyprawie, którą usłyszała przechodząc pod “Rozbitym Dzbanem”, a którą fałszowała w sposób uwłaczający sztuce. Czuła się niemal nieśmiertelna.
 
Kaeru jest offline  
Stary 20-01-2015, 19:09   #9
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację


1 Tarasahka 1523 RD Złote Pola

Gabinet urządzony był z gustem, dokładnie tak by pokazać jednocześnie bogactwo i potęgę, jak i prostotę i przywiązani do ziemi i ludu. Przy witrażu z symbolem Chauntea, oświetlającym pomieszczenie barwnymi refleksami w ten słoneczny dzień, za biurkiem siedziała rumiana staruszka w białej szacie.

[MEDIA]http://3.bp.blogspot.com/-akrtQor8cBk/U6dZBlM-xhI/AAAAAAAAAwE/SPM-E0Q9srw/s1600/20140606_145711+IKJ.jpg[/MEDIA]
Ciszę przerwało głośne pukanie, po czym gabinetu weszła młoda kapłanka.

- Lord Aldan Tonomer z Lady Meleaneą Dewonow proszą o spotkanie Wielebna Matko.
- Proś siostro.


Głos siedzącej za biurkiem staruszki był zaskakująco silny. Dena najwyższa kapłanka Chauntea w Złotych Polach wstała, wyszła zza biurka na przeciw gościom. Do gabinetu wbiegła z rozwianymi rudymi włosami, kilkunastoletnia dziewczyna.

- Dena popatrz kogo udało mi się przyprowadzić.

Radośnie oznajmiła Meleanea. Za nią wbiegły, chociaż mniej żywiołowo, dwa olbrzymie mastify bagienne, rudy Kieł i czarny Łapa, należący do dziewczyny. Za nimi już spokojnie wkroczył dwudziestoletni mężczyzna z dołeczkami w policzkach od śmiechu. Rozejrzał się, jego niebieskie oczy uważnie zlustrowały gabinet. Wyglądało to tak jakbym nagle wojska Tyra postanowiły wejść w posiadanie tego gabinetu, jak i ziem przyległych. Takie można było odnieść wyrażenie po uzbrojeniu Aldana, wkroczył bowiem do gabinetu w pełnej zbroi płytowej z symbolem Tyra wygrawerowanym na niej. Na piersi wisiał mu dar od narzeczonej, naszyjnik z żywego metalu o ogniwach w kształcie łodyg i winogron, z symbolem Tyra wyrzeźbionym w drewnie jazodrzewu, obok z dwóch stron symbolu dwa jednorożce wyrzeźbione w miodowym bursztynie, symbol pary narzeczonych. Doświadczony wojownik poznałby w nim godnego przeciwnika, gdyż w zbroi tej stał wyprostowany jak struna, co znamionowało tysiące godzin spędzonych w takich zbrojach. Poznał by to też po rozmieszczonych w decydujących miejscach kolcach i zaostrzonych brzegach blach zbroi. Nie tylko tego by się dowiedział dzięki temu. Takie zbroje używają często ludzie walczący w zwarciu, zwłaszcza na pokładach statków.

- Witaj jeżu.
- Prosiłem Wielebną Matkę aby mnie tak nie nazywała. Tylko taki pancerz posiadam, a byłoby brakiem przezorności podróżować nie uzbrojonym nawet w tych okolicach.
- Książę, Ojcze Aldanie ja zaś wiele razy prosiłam abyś nie był taki oficjalny.


Odrzekła z błyskiem wesołości w piwnych oczach staruszka. Na te słowa Aldan odpowiedział również uśmiechem, który jeszcze pogłębił dołeczki w jego policzkach i wywołał błyski wesołości w oczach.

- Oczywiście Deno jak sobie życzysz. To wizyta pożegnalna Meleanei, właśnie po nią przyjechałem, aby zabrać do Neverwinter, gdzie spędzi czas do Święta Śródlecia, na które planujemy nasz ślub. Postanowiła ona pożegnać się z przyjaciółkami, które uczą się tu i z tobą Deno.

Po czym popatrzył z czułości na dziewczynę wtuloną w bok Deny. Potem jednak spoważniał.

- Wielebna Matko jednakże nie tylko to mnie sprowadziło. Jestem tu też w interesach. W najbliższym okresie planuję poprawić los swojej rodziny, a to będzie związane z zagospodarowaniem terenów będących moją dziedziczną własnością. W tym celu chciałby zawrzeć umowę na pomoc jakiegoś waszego kapłana lub kapłanki.

Słysząc ton głosu Aldana staruszka z uśmiechem również przeszła na oficjalny.

- Spocznijcie zatem lordzie...

Konwersację przerwał wesoły głos narzeczonej młodzieńca.

- No. to ja pożegnam się z Oleną i pozostałymi w tym czasie.


Aldan uśmiechną się na te słowa, a i Dena z uśmiechem i żartobliwym gestem przegnała dziewczynę z gabinetu.

- Zatem w czym rzecz sir Aldanie.
- Będę potrzebował waszego kapłan aby rozwinął rolnictwo i chów na moich terenach. Musi znać na torfach, gdyż w dużej mierze to tereny torfowisk i bagienne. Pomocny mi będzie jako nauczyciel nowych technik rolniczych, chowu i hodowli zwierząt dla ludności. Będzie mi też służył radą w sprawie ziemi, roślin zwierząt i druidów. Oczywiście jest gotów za to hojnie go obdarować na rzecz Wielkiej Matki.
- Zatem co proponujesz? ...

  Umowa
Pomiędzy Wielebną Matką Deną a sir Aldanem Tonomerem.
W zamian za pomoc w uprawach, hodowli oraz doradztwo w sprawach, ziemi, zwierząt oraz druidów, sir Aldan zobowiązuje się wybudować kaplicę Chauntea wraz mieszkaniem dla kapłanki, wraz z budynkami gospodarczymi, ofiaruje 5 sprzężajów wołowych, 5 łanów królewskich ziemi na własność, dopóki jego rodzina władać będzie tymi ziemiami.

Spisano w Złotych Polach
1 Tarasahka 1523 RD
w obecności świadków
Wielebna Matka Dena sir Aldan Tonomer lady Meleanea Devonów


[MEDIA]http://images68.fotosik.pl/535/23c780e800b03332med.jpg[/MEDIA]







Zielone Trawy 1532RD około południa Neverwinter Zamek


[MEDIA]http://images66.fotosik.pl/536/da9b54258b072e57med.jpg[/MEDIA]

Biblioteka zamku Neverwinter była spokojnym i bezpiecznym miejscem. Umiejscowiona w jednej z największych wież obronnych zamku była pod stałą strażą zarówno strażników wyznaczonych dla pilnowania zbiorów biblioteki, jak i zwykłych straży spieszących w różne miejsca zamku. Jest to oaza spokoju i ciszy nad którymi pieczę ma Bibliotekarz Królewski sir Edmund Net. W niej to zaszył się Aldan w dzień święta, by przemyśleć kilka spraw oraz uciec przed harmidrem początku święta. Ostatnim czasy młodzieniec frasował się kwestią pieniędzy oraz postrzegania pod tym względem, mającego się niebawem odbyć jego ślubu z Meleaneą. Dotychczas była duża dysproporcja pomiędzy ich dochodami. Ziemie Aldana przynosiły ledwie tysiąc sztuk złota rocznie dla niego i jego siostry, zaś dochody z ziem, które wniesie w wianie jego przyszła żona to przeszło dziesięć tysięcy sztuk złota. Planowana wypraw dała nadzieję Aldnowi na podniesieni gospodarki lenna i uzyskanie dochodów zbliżonych do małżonki jeśli nie wyższych. Na stole przed Aldanem leżał otwarty Herbarz Wybrzeża Mieczy, biegły heraldyk domyślił by się, iż otwarty jest na stronie poświęconej rodzinie króla Neverwinter i jego koligacjom. Zdziwiło by go jedynie, iż stały w nim trzy herby dziedziców lorda Pavla Alagondara, gdy w wszystkich innych egzemplarzach tego samego działa były tylko dwa.



Tak nad tym też pracował Aldan. Zastanawiał się jakiż też kształt przyjmą herby jego własnych dzieci. Zwyczajem było połączenie herbów rodziców i dodanie jakiegoś elementu, jeśli heraldyk był kapłanem to wskazanego w wróżbie. Jedynie herb pierworodnego dziedzica zwykle niewiele różnił się od herbu ojca. Obok na osobnym pergaminie młodzieniec wyrysował herb lorda Neverwinter i swój. Jeszcze niżej, na pergaminie, widać było początki jakby herbów, które mogły by być herbami dzieci paladyna.

Herb króla Neverwinter Lorda Kseipra Alagondara oraz lorda Aldana Tonomera.



Jego zamyślenie przerwał strażnik działu królewskiego biblioteki.

- Wielmożny Panie, twój ordynans przybył z informacja, iż czas już zacząć przygotowania do balu.
- Tak, faktycznie, przekażcie mu, iż już idę.


Aldan uporządkował przybory, odłożył w miejsce przeznaczone dla niego, które wskazał mu już wiele lat temu Bibliotekarz Królewski.


Wieczór tego samego dnia.

Sala balowa była już wypełniona była śmietanką towarzyską Neverwinter składającą się głównie z szlachty okolicznej. W tłumie dało się wypatrzeć kapłanów Tójcy (Tyr, Torm, Ilmater), Mystry wyróżniających się reprezentacyjnymi szatami kapłańskimi. Dało się wyczuć wielkie podniecenie w tłumie. Bal z okazji Zielonych Traw zwany był też balem debiutanckim, gdyż na tym to balu szlachta oficjalnie przedstawiał swe córki, mające powyżej dziesięciu lat. Czekano już tylko na najważniejszych. Herold właśnie ogłosił przybycie Marszałka Korony sir Gefrya Hallat. Marszałka poprzedzała reprezentacyjny straż marszałkowska zbrojna w pozłacane halabardy i pancerze z złoconym herbem Neverwinter. Rozstawili się po całej sali.
Marszałek stuknął raz swą laską, symbolem urzędu, w posadzkę, co w ciszy sali balowej brzmiało jak wystrzał, potem rozległ się jego mocny czysty głos.

- Książę Neverwinter, Lord Gorzkich Bagien, sir Aldan Tonomer z narzeczoną lady Meleaneą Dewonow

Na salę wkroczył Aldan prowadząc pod ramię swoją narzeczoną. Rudowłosa piękność o twarzy usianej piegami dziwiła damy z towarzystwa, gdyż w modzie było unikanie słońca, by piegi nie powstały. Nie dane im było jednak zbyt długo dziwić. Dwa stuknięcia zaanonsowały następna osobę.

- Lady Alamrtyn Niebieskooka, Mistrzyni Gildii Magów.

Chwilę po tych słowach rozbrzmiały fanfary gdy już przebrzmiały marszałek stuknął trzy razy i zaanonsował.

- Jego Królewska Mość, król i lord Neverwinter Lord Kseipr Alagondar w towarzystwie księżniczki Neverwinter, Lady Gorzkich Bagien lady Peonii Tonomer.

Nie dane było jednak szlachcie dyskutować na temat ujawnienia nowego członka królewskiej rodziny, gdyż zaraz zabrzmiały pierwsze takty muzyki i lord Neverwinter poprowadził swą przyrodnią siostrę do tańca, za nim kroczył Aldan z narzeczona i Marszałek Korony będący chwilowo parą dla Mistrzyni Gildii Magicznej.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3KHmXTT7Fx8&index=1&list=PLE7A990F75BE5216 D[/MEDIA]

Lord Kseipr Alagondar wraz przyrodnią siostrą lady Peonią Tonomer na balu debiutantek.

[MEDIA]http://images69.fotosik.pl/535/08b7e7474de82d7amed.jpg[/MEDIA]

Lord Aldan Tonomer z narzeczoną na balu debiutantek w Neverwinter.

[MEDIA]http://images66.fotosik.pl/534/06d51a66bf88f0fbmed.jpg[/MEDIA]
[MEDIA]http://fotozrzut.pl/zdjecia/2e380c49b4.jpg[/MEDIA]






3 Mirthula 1532RD około południa Neverwinter Zamek

Aldan nudził się na spotkaniu, zwłaszcza ze sprawy o które wykłuwali się kupcy był już uregulowane ostatecznie kilka dni wcześniej. Zaś o zagospodarowaniu terenu było jeszcze za wcześnie dyskutować. Stokrotnie wolał by teraz być w ogrodach zamkowych wraz siostrą, narzeczona i jej siostrami, zwłaszcza z narzeczoną.

[MEDIA]http://fotozrzut.pl/zdjecia/d5d766dc1d.jpg[/MEDIA]

Od tortur wysłuchiwania nieistotnych w tej chwili spraw wybawiła go Mistrzyni Gildii Magicznej.
Spoglądając na puste kartki Aldyna chrząknął, pozbywając się suchości z gardła.

- Dobry wybieg lady Alamrtyn.

Szybko odpakował kopertę części wiadomości była już znana książek w bibliotece.

 "Broń księżycowa jest to wedle legend broń wykonana z tajemniczego materiału, który przypominał stal lub mithril. Był jednak wytrzymalszy od mithrilu. Miał też potencjał do bycia umagicznionym niezwykle łatwo i prosto. Wedle archiwistów, którzy poświęcili się na poszukiwaniach ksiąg w bibliotece i zdobyli o niej informacje, broń ta miała zapewniać użytkownikowi możliwość roztrzaskania wrogiego oręża, dwa-trzy uderzenia wystarczały na to, by strzaskać tarczę. Groty strzał wykonanych z tego metalu miały przebijać mury na wylot. Podobno obróbka była niezwykle wymagająca i tylko najlepsi rzemieślnicy mogli wykorzystać potencjał materiału, jednak dowolny mag czy rzemieślnik obeznany w sztuce zaklinania był w stanie bez problemu ją zaklinać."


Tak to były mu już informacje znane. Wiadomość, że warsztat czy nawet manufaktura produkująca taką broń miała się znajdować na terenie Gorzkich Bagien, była dla niego nowością. Implikowało to też inne kwestie, których rozwiązanie mogło oznaczać duży dochód dla niego i dla korony.
Aldan zamyślił się nad słowami czarodziejki.

„Tak sprawa wagi państwowej, wiele jest takich może choć jedną dziś się uda rozstrzygnąć.”

- Wspomniałaś lady Alamrtyn o sprawach wagi państwowej, ja też mam do ciebie sprawę takiej wagi, być może nawet o ważniejszych implikacjach dla królestwa. Różne plotki krążą na twój temat Pani. Szlachta jest zaniepokojona a zaniepokojona szlachta może być niebezpieczna. Wcześniej miało to niewielkie znaczenie, lecz teraz gdy mój brat zapałał do ciebie uczuciem, jest to już problem wagi państwowej. Byłbym wielce zobowiązany lady, gdybyś opowiedział mi swoją historię. Wymagało by od ciebie też nieco zaufania wobec mnie, gdyż prosił bym Pani byś na jakiś czas pozbyła się przedmiotów magicznych i czarów, gdy badać będę twoją osobę by poznać twój charakter.
- Wybacz młody Lordzie, ale… obawiam się, że informacje o uczuciach Twego brata względem mnie są przesadzone. Owszem, lubimy się i lubimy przebywać w swoim towarzystwie. Jednak nie nazwałabym tego jakimś wielkim uczuciem z jego strony. Szlachtę można uspokoić. Na pewno, w razie gdybyś chciał się dowiedzieć czegoś, chętnie opowiem ale… może nie w korytarzu tylko jakimś ogrodzie? Może nie na stojąco a przy winie na ten przykład? I wybacz, ale nie zwykłam rozbierać się przed mężczyznami w żaden sposób, a na pewno nie z biżuterii!
- Dobrze zatem Pani zostawiam te sprawy aby się rozwinęły naturalnie. Bratu memu dawno przydała by się rozsądna partnerka, lecz ja nie będę przyspieszał spraw skoro twierdzisz Pani, iż między wami nic nie ma.
-Twierdzę tylko, że nasza zażyłość nie jest wielka, tak jak by chciało się dawać wiary plotkom. Pewne rzeczy zostaną ujawnione Tobie przede wszystkim! Jednak, pewne, jak słusznie zauważyłeś, rzeczy i sprawy trzeba puścić naturalnym biegiem.


Adlan uśmiechnął się.

- Zostawiam zatem to i pozwalam działać czasowi. Zatem wyprawa cel warsztaty, źródło surowca, szpiedzy Luskanu, Żelaznego Tronu Czerwonych Czarodziejów i kilku jeszcze organizacji, którym zależało na destabilizacji sytuacji politycznej na tym terenie. Cóż jeszcze możesz, mi zdradzić Pani na temat tej wyprawy?

- W zasadzie niewiele. Widzisz - Westchnęła - Problem polega na tym, że działamy po omacku. Błądzimy niczym dzieci we mgle, szukając jakiegoś wyjścia z gęstego lasu. Mam nadzieję, że informacje nie są blednę i istotnie obecnie teren na którym kiedyś stał warsztat, jest na bagnach, wszystko na to wskazuje, ale… No miejmy nadzieję, że wszystko. I nadal tam jest. Sama wyprawa jest idealną zaś zasłoną dla naszych działań. Wszyscy trąbią o tym szlaku, kłócą się o złoto, liczą zyski i straty, nikomu nie chce grzebać się za tym, co kiedyś tam było i co kryje historia.
- Z moich informacji było to pole wielkiej bitwy przeciwko orkom w czasie Królestwa Trzech Koron i nie tylko, która to zakończyła jego istnienie, lecz nie wyklucza to też istnienia jakiegoś warsztatu na tych terenach.
- Przyfrontowa kuźnia dla wojsk. Możliwe. Nie zmienia to faktu, że coś tam jest i najpewniej to ten warsztat.
- Raczej coś większego w końcu o bagna nikt nie walczy. Nikt też nie wie kiedy dokładnie te tereny stały się bagnami. Może być to wszak efekt tej bitwy. Tak lady Alamrtyn zatem rozumiem już powody. Postaram się w trakcie wyprawy, zdobyć jak najwięcej informacji.

- To zrozumiałe - Zgodziła się. - Szukaj, szukaj i ja też będę badać. Wyślę z wami uczennicę, znalazłam dość ciekawą osobę w tym mieście. Myślę, że jeszcze niejedną osobę zaskoczy. Ma silne połączenie ze Splotem, choć nie zdaje sobie z tego sprawy. Ona też pojedzie. Będzie dobrym wsparciem jak sądzę.
- Zatem niech zgłosi się do mnie z waszym pismem. Teraz zaś udam się na spotkanie z narzeczoną. Dość się już nacierpiałem wysłuchując nieistotnych propozycji jak na dzisiaj.

Mistrzyni uśmiechnęła się

- Za dwa dni najdalej zjawię się z nią osobiście. Tradycja wymaga, by mistrz zaprezentował swojego ucznia lub uczennicę. Więc do zobaczenia Lordzie Aldanie.
Kiwnęła delikatnie głową
Aladan uśmiechnął się a przy uśmiechu pogłębiły się jego dołeczki w policzkach. Odkłonił się.

- Do zobaczenia Lady Alamrtyn.

Po tych słowach dramatycznie zawijając płaszczem ruszył do ogrodów zamkowych.


 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 21-01-2015 o 19:18.
Cedryk jest offline  
Stary 23-01-2015, 11:46   #10
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Kier Loten

Wróciłaś do domu. W zasadzie wytańczyłaś cała drogę powrotną. Ludzie spoglądali się za Tobą nie bardzo wiedząc dlaczego tańczysz, dlaczego biegniesz, dlaczego jesteś taka szczęśliwa, ale odsuwali się grzecznie uznając, że „młode dziewczę się zakochało”.
Wpadłaś do domu z impetem

W karczmie było pełno osób, a rodzice pracowali ciężko- widziałaś, że sama wyprawa pozwoliła się obłowić w złocie, szczególnie, iż wolnych miejsc już od dawna nie było.
- Jesteś dziewczyno!- Rzucił ojciec na powitanie, zły, że nie pomagasz w kuchni. Nie potrafił się jednak wściekać długo, szczególnie, że w końcu się pojawiłaś- Idź do kuchni, trzeba talerze pomyć, później idź na zaplecze i wyciągnij poduszki, bo kilka się rozpruło i trzeba wymienić! - Dodał szybko
- Ale..Alamrtyn Błekitnooka przyjdzie! Przyjęła mnie na uczennicę!- Powiedziałaś z dumą, przekrzykując hałas. Kilka osób zwróciło swe spojrzenia w Twoim kierunku, kręcąc głowami z lekkim niedowierzaniem i kpiącymi uśmieszkami. Twój ojciec zapłoną gniewem
- Ty głupia dziewucho, nie kłam mi tutaj! Żadna potężna magini nie będzie interesować się tobą! Rozumiem, że pobiegłaś pomarnować czas, ale tak bezczelnie kłamać?!
-A…a…ale…
- Żadnych ale! Już ja oduczę ciebie kłamstwa, ciężką pracą! – Po czym zlecił masę różnych mniej lub bardziej drobnych zadań do wykonania. Nie okłamywałaś rodziców, a tu taka reakcja. Tak jakbyś nagle została największą mitomanką, było to raczej niesprawiedliwe, że nawet nie wysłuchali co masz do powiedzenia, a już wydali wyrok, już wymierzyli karę i nie chcieli za nic słuchać!
Noc minęła spokojnie i nastał kolejny ciężki dzień, gdyż kara miała trwać. Oczywiście z moralizatorskim gadaniem nad uchem na temat tego, jak bardzo kłamstwo nie popłaca.
W południe do karczmy zawitała kobieta, która wprowadziła swoją obecnością ciszę zebranych i nie użyła choćby jednego zaklęcia, by tego dokonać. Twój ojciec stał tyłem i dalej gadał, przez dobre kilka chwil, niepomny nagłej ciszy.
- Właśnie tak… Ciężka praca! Tym doszliśmy, nie łgarstwem i oszustwem! Właśnie dlatego należy ciężko pracować, by dojść do czegoś w życiu! Jak myślisz, kim byśmy byli jeśli byśmy kłamali? Kim będziesz jako kłamczucha? Jaka przyszłość cię czeka?!
- Świetlana przyszłość magini… rozumiem, że to pańska córka, ale proszę zostawić w spokoju moją uczennicę…- To był głos Alamrtyn. Uśmiechnęłaś się szeroko na widok głupiej miny ojca malującego niedowierzanie, zaskoczenie i ogólne zdziwienie!

Icarus Sepecador

Przeliczyłeś monety z występu. Ledwie pięć sztuk złota w drobniakach. No lepsze to to, niż nic, ale nie musiałeś być wybitnym matematykiem, by dojść do tego, że nie stać ciebie na pokój tutaj. Owszem, normalnie by starczyło na pokój z wyżywieniem, ale z powodu wyprawy przybyło do miasta wiele osób, ceny poszły w górę i wiedziałeś, że jeśli nie dorobisz paru groszy to nie będzie ciebie stać na pokój, a wtedy karczmarz wyrzuci ciebie, z marszu znajdując kogoś na twoje miejsce. Byłaś świadomy również, że nie będziesz miał gdzie mieszkać. Więcej jak pewny mogłeś być tego, że dodatkowe złoto się przyda. W sumie widziałaś plakat jakiś czas temu, w którym jakiś szlachcic pragnął mieć barda lub bardów na uroczystościach jakiś i dobrze płacił. Bardzo dobrze, jednak to było w Czarnystawie, dzielnicy szlachty i problemem byłoby, na dzień dobry, tam się dostać. Z tego co pamiętałeś nazywał się Von Celest. Albo jakoś tak. Inną opcją było grać nadal na dole, albo na ulicy. No i w sumie słyszałeś, że akademia sztuki tutejsza, szuka wykładowców, wtedy małe pieniądze, owszem, ale wyżywienie za darmo, kwaterunek. Ostatnio wielu szlachciców chciało się załapać jak i chłopów, może to jest wyjście?

Donagrim Silnoręki
[media]http://www.youtube.com/watch?v=YpLTcxoK7Hs [/media]
Siedzenie i czajenie się było owocne. Rzec by można było, iż bardzo owocne… Mimo hałasu, byłeś w stanie usłyszeć to, o czym rozmawiali, głównie z powodu tego, że przeczytałeś ich „ruch warg”. Znałeś ich na tyle, że wiedziałeś, że w takim miejscu będą rozmawiać w języku krasnoludzkim. No i do tego, będą rozmawiać dość dyskretnie. Dowiedziałeś się wielu ciekawych rzeczy na temat tego co się z nimi dzieje. Było oczywiste, że nie są zwykłymi uczciwymi krasnoludami, którzy nie robią nic poza siedzeniem w kuźni…chociaż to co mówili, o tym o czym mówili wskazywało, że ostatni z trójki jest gdzieś w bibliotekach? Chyba tak. Wszystkie informacje jaki uzyskałeś sprowadzały się do jednego- jadą na wyprawę i sami długo nie zabawią. Mogłeś albo podejść, albo samemu się zapisać albo w ogóle olać to wszystko, ale… Wyglądało na to, że prędzej czy później będą potrzebowali pomocy kogoś zaufanego.

Gryfin Halsem

Rozmowy były owocne. Nikt nie był w stanie tego podważyć. Zgodnie z instrukcjami udało się Tobie wykonać zadanie i to się liczyło. Byłeś najlepszy, tak ciebie postrzegano i nie mogłeś sprawić, by było inaczej. Wiedziałeś, jak się skończy to, gdybyś się pomylił, zawalił. Wracałeś zatłoczonymi ulicami „do siebie”. Mimo, iż dzień był ciężki to owocny i udany, tak dla miłej odmiany!
-Witaj medyku, jesteś Gryfin?- Zostałeś zaczepiony przez rosłego oficera w randze porucznika. Czekał ewidentnie na ciebie, przed samym wejściem do budynku, ewidentnie wiedział kim jesteś, raczej nie było sensu kłamać. Zadał to pytanie z jakiegoś przyziemnego powodu, zapewne po to by jakoś nawiązać konwersację. Zacząłeś się mu przyglądać dość dyskretnie i szybko. Zauważyłeś, że miał miecz, płaszcz, parę dokumentów zwiniętych w rulon. Pieczęcie oznaczały, że są to jakieś dekrety królewskie lub wojskowe, ale podpisane przez kogoś ważnego. Tak… - Trzeba nam kogoś, kto potrafi leczyć, jest najlepszy, a do tego jest gotowy wyruszyć na wyprawę- Mężczyzna westchnął- Przejdziecie szkolenie bojowe w posługiwaniu się mieczem, zapoznacie z regulaminem, zostaniecie awansowani na podporucznika, dostaniecie kilku ludzi. Niektórzy oficerowie pamiętają, jak ich leczyłeś i to dość nieźle. Może jednak nie rozmawiajmy na ulicy o takich sprawach?

Shana

Leciałaś nad lasem, a lot uspokajał. Był cudowny, czułaś, jak powietrze przepływa pomiędzy piórami, czułaś, jak cały lot był relaksujący. Czułaś się całkowicie wolna. To uczucie było cenniejsze, niż jakakolwiek inne! Leciałaś pozwalając oddać się widokom na lasy, na rzekę, widziałaś jak przyroda cudownie funkcjonuje na prostych, znanych każdemu chyba zasadach. Brutalnych, nikt nie przeczy, ale cudownych! Wtedy zauważyłaś drogą, stary trakt leśny, którego nikt nie używał, odkąd przeniesiono tartaki w inne miejsce. Stały tam trzy wozy, gromada ludzi oraz…Hakim! Tak, on się tak nazywał. Trzeba było przyznać, że był nadzwyczaj szybki skoro zdołał pokonać taką sporą odległość. Naliczyłaś dwudziestu ludzi, poza nim. Wozy były objuczone, wyładowane rzeczami, ale były one schowane pod plandeką. Ewidentnie rozmawiali o czymś, żywo gestykulowali, może o coś się kłócili? Samu ludzie byli ubranie w ubrania ze skóry. Tak, to było pewne, że są ubrani w skóry! Chyba pancerze ze skór, spotkałaś już się z takim odzieniem.
Zatoczyłaś koło nad nimi, nadal obserwując, oni nie zwracali na ciebie uwagi. Teraz pokazywali jakiś kierunek, kierunek bagien chyba, bardzo odległych bagien. Czy tam się chcieli udać? Możliwe. Może ten mężczyzna byłby zainteresowany dorwaniem ich? Tego pewną być nie mogłaś, w końcu walczyli o teren, a on był ewidentnie poza jego terenem! Chociaż kto zrozumie tych, którzy żyją w kamiennych i drewnianych jaskiniach, ręcznie budowanych, tak sztucznych domach?

Einar Riccetti

Szedłeś powolnym krokiem w kierunku miasta, racjonalizując sobie to co właściwie widziałeś kilka chwil temu. Byłeś pewny, że niebawem Hakim gdzieś się pojawi, to był oszust, to prawda, ale też człowiek interesu. Czuł złoto, tam gdzie mógł zarobić, znaczne sumy, tam się pojawiał. Możliwe, a nawet wielce prawdopodobne, że coś kombinuje w związku z wyprawą. Na pewno będzie chciał wykiwać masę ludzi, masę różnych, ważnych osób. Oczywiście narobi sobie wrogów, ale świat mały nie jest i wiedziałeś, że przy odpowiedniej ilości złota, ucieknie daleko i dość szybko. Zatrze za sobą wszelkie ślady i spędzi gdzieś resztę życia pławiąc się w bogactwie i śmiejąc ze swoich ofiar. Tak, czułeś w kościach, że to będzie przekręt jego życia, w wielkim stylu. Możliwe, że będzie to jedyna okazja by go dorwać i za jakiś czas wyjedzie. Będzie całkowicie bezkarny. Do tego dopuścić nie mogłeś! Jednak tak szczwanego lisa nie da się po prostu namierzyć, zabić. Na pewno miał swoich informatorów w mieście i kontakty, którym obiecał góry złota w zamian, za pomoc. Zapewne zgodzili się, nie widząc, że nigdy nie dostaną zapłaty. To nie był taki gracz, on brał wszystko- albo nic. A jeśli był w mieście i miał kontakty, to muszą gdzieś być. Wystarczy je znaleźć!
Gdy wszedłeś do miasta, zauważyłeś, że było pełno ludzi, zdawało się, że jeszcze więcej, niż gdy z niego wyjechałeś. Spoglądałeś na kolejne mijane osoby i w zasadzie każda z nich mogła być jego kontaktem, szpiegiem, znajomym. Mogła być też i Twoim. W zasadzie może dałoby się odbudować dawną chwałę i potęgę? Kto wie?

Aldan Tonomer

Dotarłeś do ogrodowych pałaców. Mogłeś przysiąc, że droga, która pokonałeś była krótsza, niż zwykle. Jednak to nie magia, lecz efekt posiadania zbyt wielu rzeczy na głowie i chęci rozwiązania ich wszystkich. Z jednej strony cała ta stal, z drugiej narzeczona, z trzeciej sama wyprawa, a z czwartej fakt, że za miesiąc będziesz miał doradców, którzy przez pół dnia będą mówić „co jest teraz najważniejsze dla dobra osady”. To będzie trudny i intensywny czas. Jednak na tym polega rola władców- by rządzić. Jeżeli będziesz rządził mądrze, będziesz miał lojalność wszystkich wokół. Sprawy wagi państwowej. Wszystkie problemy można jakoś rozwiązać. Można rozwiązać je potęgą umysłu, potęgą magii, potęgą militarną. Potęgą słow. Wiedziałeś, że odkładanie problemów na później, jak i spraw, nie sprawi, że te sprawy same się rozwiążą. Sprawisz tylko tyle, że później będziesz miał więcej rzeczy do załatwienia.
Westchnąłeś, odetchnąłeś głębiej. Wiosna zagościła na dobre. Niebawem nadejdzie lato. Usiadłeś przy stoliku, a po chwili podszedł służący wraz z kielichem oraz winem. Teraz mogłeś na spokojnie zająć się sprawami, które już teraz mogłeś ruszyć, a pozwoliłyby pozostać tutaj, w tym oto ogrodzie, przynajmniej do czasu obiadu.
Postanowiłeś zająć się poszukiwaniem idealnej kandydatki albo i dwóch dla swojej narzeczonej. Trzeb było rozejrzeć się za odpowiednim towarzystwem. Skupiłeś się i przypomniało Ci się kilka imion. Miłe kobiety, ułożone, zapewne interesujące. Takie, które w swoim towarzystwie bawią się dobrze czy to słuchając muzyki, czy rozmawiając. No i cnotliwe, a to najważniejsze! Pierwsze nazwisko to De Lange. Stara rodzina szlachecka, która przybyła zaraz po wyjącej śmierci do miasta i się osiedliła. Później była Victoria La Lema, ich ród wsławił się niszczeniem nieumarłych, choć teraz raczej porzucili ten zaszczytny obowiązek na rzecz raczej udzielania dobrych rad i sponsorowania wypraw, to swoje wnieśli. Był też stary ród Kraksteinów. Dość ponure towarzystwo, ale bardzo pobożne. Nie można było im odmówić też oddania na rzecz miasta. Ich dwie córki, Elizabeth oraz Laurencja były bardzo piękne, miłe i może za mało się uśmiechały, ale były dobrymi śpiewaczkami, były ciekawe świata i znały plotki i ploteczki- czyli to o kobiety uwielbiają najbardziej! Tak to było doborowe towarzystwo. Mogły rozmawiać o rodzinie, plotkować, dyskutować o jakże ważnych dla nich tematach. No i każdy z tych rodów posiadał własne ziemie, gdzie były chociaż małe ogrody. Kiedy ty będziesz zajęty tutaj, naprawdę czymś ważnym i istotnym, to one mogą zająć się sobą i doskonale się bawić! W sumie to już tylko trzy rzeczy pozostały do rozwiązania. Dopiłeś kielich wina, słodkiego, schłodzonego i pozwoliłeś sobie na drobny uśmiech pod nosem.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.

Ostatnio edytowane przez one_worm : 23-01-2015 o 11:50.
one_worm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172