Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-04-2015, 22:34   #11
 
Wafergix's Avatar
 
Reputacja: 1 Wafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodze
Trael i Feylan

Treal zaklął pod nosem.
- Apri. Zbudź się, gryź trawę, szybko. - delikatnie skołowana łasica zabrała się do dzieła, kiedy jej pan uświadomił ją co się dzieje, elf przyklęknął przy łowcy po czym chwycił trawy owijające się wokółwytrzmał śnego elfa i zaczął rwać - Fey! Zbudź się, chyba kogoś rozwścieczyliśmy.
Do tropiciela gwałtownie powróciła pełnia świadomości. Widząc tuż obok siebie Treala odruchowo przywołał do ręki miecz i chciał poderwać się na nogi, jednak wielki, zielony, ciężar przytrzymywał go przy ziemi. Czy to nowy towarzysz tak go urządził? Czy sięgnie go mieczem? Czy to go uwolni z tego ciężaru? Za dużo pytań, a czasu niewiele… Niepotrzebnie pozwolił sobie na trans… W głowie odezwały się mu ostatnie słowa elfa, które go zbudziły i postanowił jednak poczekać z atakiem, a wpierw upewnić się co do sytuacji.
- Co się dzieje? Co zrobiłeś?- warknął Fey z wyrzutem, choć rozglądając się niepewnie.
Zanim Treal zdążył odpowiedzieć poczuł, jak do tej pory nie zaciskające się straszliwie mocno pnącza traw podjęły inną taktykę. Część z nich owinęła się wokół palców słonecznego elfa i zacisnęła tak, że odcinały im dopływ krwi. Feylan natomiast zrozumiał, iż tym razem zielony sznur zacisnął się bardzo mocno na jego szyi, dusząc tak dobrze, że elf nie był w stanie złapać powietrza…
Widząc, że złoty elf również ma kłopoty, tropiciel jakby się uspokoił. A więc nie zdrada… pozwolił sobie na przelotną myśl i dostrzegając prawdziwe źródło zagrożenia chwycił drugą ręką ponad głową za klingę i zaczął niczym piłą, bocznymi ruchami ścinać duszącą go roślinność. Pierwszy szok minął, zastąpiony przez zimną pewność tego co musi teraz zrobić. Tylko spokój może go uratować. Ciął żywy sznur i rozglądał za kolejnym celem dla swego miecza. Kolejnym krokiem na drodze do wyzwolenia się spod jarzma zabójczej trawy.
Dobrze, zaczyna się wyswobadzać myśl przeszła przez głowę Treala, kiedy zaczął zauważać uczucie mrowienia w palcach. Zbierając siły wyrwał trawę, która go uwiązała po czym zaczął kontynuować odchwaszczanie. Jednocześnie rozglądał się po polanie.
- Ktokolwiek nas atakuje! Proszę przestać! Nie mieliśmy złych zamiarów obozując tutaj. Proszę nas wypuścić, a natychmiast opuścimy to miejsce! - warto spróbować.
Niestety słowa Treala nie uczyniły niczego, a na pewno nie zaimponowały trawie, której siły zostały uszczuplone. Feylan poczuł, jak uścisk na jego gardle zmalał na tyle, że był w stanie odetchnąć. Czuł na sobie mały ciężar łasicy Treala, ale kiedy po jeszcze kilku chwilach wyrwane lub przecięte zostały zwoje traw, zielony przeciwnik “znieruchomiał” i opadł “bez życia”.
- Chyba ją zabiliśmy. - Treal rozplatał do końca leśnego elfa po czym pomógł mu wstać - To zaprawdę była bitwa godna pieśni… nie wspominajmy o tym nikomu. - Słoneczny elf delikatnie się zaśmiał po czym zaczął zbierać obóz - Lepiej stąd odejdźmy zanim mech się za nas zabierze.
Feylan wstał gdy tylko było to możliwe, a widząc, że przeciwnik zaprzestał swych ataków rozmasował kark i nie chowając miecza skinał towarzyszowi.
- Uchodźmy co prędzej.- zgodził się i nie czekając, zebrał rozrzucone przedmioty i ruszył w stronę głębi lasu, tam dokąd zmierzali za dnia.
- Mam nadzieję, że rozumiemy, iż nie miałem z tym nic wspólnego? - Treal podążał za leśnym elfem pamiętając jego oskarżenia.
- Ehh…- westchnął leśny elf teraz zawstydzony wypowiedzianymi na głos podejrzeniami- Oczywiście, wybacz mi, po prostu bywam przewrażliwiony. Nie jestem tutejszy, a polana wydawała się bezpieczna, więc byłeś pierwszym zagrożeniem jakie przyszło mi do głowy, gdy się zbudziłem duszony przez trawę... - próbował bez przekonania uspokoić Treala i na potwierdzenie swych słów znów schował miecz.
- Czy to w jakiś sposób zmienia Twoje plany?- spytał próbując zmienić temat.
Słoneczny elf zastanowił się chwilę nad słowami Fey’a.
- Przyznam, fakt, że to trawa mnie atakuje, też nie przyszłaby mi głowy po przebudzeniu. - uśmiechnął się do swego towarzysza - Które plany? Podróżowania z tobą, czy zapuszczania się w las? W obu przypadkach odpowiedź brzmi “nie”. Spodziewałem się niebezpieczeństw, chociaż nie ze strony flory. I tym bardziej przyda mi się wsparcie.
Feylan skinął głową i uśmiechnął się do siebie, ale i Naralthir’a.
- Zatem przychodzi nam mierzyć się z tymi trudnościami już od początku drogi.- rzucił w pustkę, nie czekając na odpowiedź- Flora widać nie jest nam przychylna w tym miejscu. Trzeba będzie bardziej uważać, gdzie rozbijamy obozy na noc… Tylko jak uniknąć roślin w lesie? Wystawienie wart okazało się bardzo dobrym pomysłem, ale znajdźmy teraz jakieś inne miejsce, byś i Ty mógł odpocząć choć trochę.- zaproponował leśny elf rozglądając się po okolicy, zwłaszcza zwracając uwagę na niebezpieczną ściółkę...

Światło Selune oświetlało im drogę, kiedy kroczyli tak przez Cormanthor, jednak nawet troszczący się o nocnych podróżników blask księżyca nie był w stanie wymazać tego uczucia… Uczucia, które mówiło, że są obserwowani. Nawet czujna Aprilla nie alarmowała o nikim, kto mógłby czychać na nich czy po prostu ich obserwować. Nawet, kiedy oni starali się wypatrzeć kogoś, zauważyć jakieś ślady, wytężyć słuch… jednak bezowocnie.
Nie wiedzieli czy mogą sobie teraz pozwolić na odpoczynek… Czy to były tylko złudzenia? Może nikt ich nie śledził? Może byli bezpieczni?
Wtem zerwał się silny wiatr, a oni obaj mogli przysiąc, że słyszeli, jak szepcze on do nich:

Widzę was…

Momentalnie Treal dobył broni i przywołał Aprilę do siebie. Łasiczka schowała się za nogami swego pana natomiast Treal zaczął powoli się obracać poszukując źródła szeptu.
Miecz zalśnił również w dłoniach Feylana, który postanowił odkryć tajemniczego obserwatora i rzucił się biegiem w stronę, z której wiatr przywiódł do ich uszu słowa. Kogo tam zastanie? Czy to osoba z krwi i kości, czy też duch Cormanthoru bawi się z podróżnymi zmierzającymi w jego nieprzemierzone głębie? Cokolwiek tam znajdzie, miał nadzieję, że szybko sobie z tym poradzi…
Feylan rzucił się w kierunku, z jakiego mu się wydawało, że nadciągnął głos niesiony wiatrem, jednak nie natrafił na nikogo, kto mógł użyczyć powietrzu swojego głosu. Las wciąż był lasem i chociaż nie niemym, to jego głos nie przypominał dźwięku, jaki oba elfy doświadczyły przed chwilą, tego… nienazwanego i bezpłciowego głosu.
Treal i Feylan poczuli na raz lodowaty podmuch, który sprawił, że obaj zadrżeli. Noc była oczywiście chłodna, ale zimo,które ich dopadło nie kojarzyło się ze wczesną jesienią, a raczej z zimą. Kiedy odetchnęli zobaczyli jak niewielkie obłoczki wydobywają się z ich ust, aby za chwilę wyparować w schłodzonym powietrzu.
- Nie spodziewałem się, że kłopoty zaczną się piętrzyć na samym początku drogi…- zauważył na głos tropiciel, ale szeptem, by słyszał go przede wszystkim towarzysz. Potem rzucił już głośno, w stronę koron drzew- Nie zrobiliśmy Ci nic złego! Pozwól Nam iść w Naszą stronę!
Wtem rozległ się cichy, jakby prześmiewczy, śmiech- raz wydawał się być kobiecy, raz męski. W tym śmiechu było również wiele pogardy, ale co najgorsze, ktokolwiek wydawał te dźwięki na swój sposób musiał być rozbawiony całą sytuacją.
- Spodziewałem się kłopotów… miałem tylko nadzieję, na coś przyziemnego. Orki, Drowy, smoki… lordowie Otchłani. - Treal ciągle się rozglądał poszukując źródła smiechu - Ujawinij się!
- I co teraz zrobimy?- spytał zdezorientowany Dandradin- W takich warunkach pozostaje Nam chyba tylko przeć do przodu… a i to bez pewności, czy uda się dotrzeć do celu... - niespodziewana trudność i niematerialny oponent zupełnie przygasiły zapał leśnego elfa.
Treal zastanowił się chwilę. Był to strzał w ciemno, ale warto było spróbować. Splótł zaklęcie i przetarł dłonią oczy, zaczął powoli się rozglądać. Westchnął.
- To nikt chroniony zaklęciem niewidzialności. Mamy trzy opcje, stać tu i czekać co się stanie, odejść, lub uciekać. Jak sądzisz?*
W momencie, gdy przebrzmiało pytanie Treala, a Feylan nie zdążył jeszcze odpowiedzieć, obaj Tel’quessir usłyszeli roznoszący się wiatrem słodki, kobiecy głos, ale wypowiedziane słowa przesiąknięte były złośliwością:

Uciekajcie, elfy, uciekajcie… Umrzecie trochę później.

- Nie daj się zastraszyć. Jeżeli to coś ma dość siły, aby nas zabić to by dawno to zrobiło, a jeżeli jest po prostu sadystą, to popełni błąd. Nie okazuj strachu. - sam Treal szukał pokrzepienia we własnych słowach, miał nadziję, że się nie mylił.
Feylan skinął głową na znak zgody. Cokolwiek to było, nawet jeśli dysponowało mocą by ich obu zabić, to nie było sensu bawić się z tym czymś w kotka i myszkę. Uciekną, czy ruszą dalej, w obu wypadkach głos obiecywał śmierć, a jakoś tak głupio było ginąc od ciosu w plecy…
- Ruszajmy więc- zaproponował- albo wytrwamy w tej wędrówce, albo polegniemy próbując.
 
Wafergix jest offline  
Stary 14-04-2015, 14:04   #12
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
PROLOG: Sprzysiężenie losu

Feylan Dandradin, Treal Naralthir

Czy potrafili znaleźć wytłumaczenie na to, co się wokół nich działo? Czy to był nieprzyjazny im, szalony duch, czy może była to sprawka jakiegoś maga, który z nieznanych powodów postanowił męczyć tę dwójkę wędrowców?
A może znanych?

Las szumiał wokół nich, melodią liści targanych lodowatymi podmuchami, pomrukiwaniem traw, pieśnią wiatru. Wszystko wokół nich zdawało się nucić rytm jakiejś melodii, której ani Treal, ani Feylan nie znali, jednak ta melodia, ta melodia nie sprawiała, że czuli się błogo roznoszącymi się po lesie dźwiękami. Odczuwali nienazwany niepokój i obawę, która nie miała swojego jasnego źródła.
Las szeptał, las podśpiewywał, ale w tym wszystkim brakowało jakiejkolwiek aktywności zwierząt Cormanthoru; Cormanthor mimo, że wyśpiewywał słowa, których nie rozumieli, jakby swoim występem powodował, że nocni mieszkańcy tego lasu truchleli i zawstydzeni uciekali ku swoim kryjówkom.
Treal i Feylan byli przekonani, że słyszą słowa, ale nie mogli ich zrozumieć, a te słowa zdawały się nie należeć do świata, jaki znali.

Znajdowali się w pobliżu ziem Semberholme, ale szybko zorientowali się, iż zabłądzili, a co najgorsze nie mogli znaleźć drogi powrotnej. Mapa była bezużyteczna, a kiedy postanowili spróbować wrócić po swoich śladach do ruin, przy których się spotkali okazało się to… niemożliwe. Niezależnie jak szli nie mogli znaleźć własnych śladów, a szybko zorientowali się, że nawet wracając nie natrafiają na znane im miejsce, w którym już byli.
A pieśń lasu niestrudzenie trwała niepomna na jakiekolwiek słowa wypowiedziane na głos.
Wciąż jednak mieli nadzieję, a przecież nadzieja jest najważniejsza. Musiało być jakiejś wyjście z tej plątaniny, w której trwali zagubieni. Kiedyś to się przecież skończy, jak i skończy się ta pieśń i ten lodowaty wiatr, znajdą wyjście. Inaczej być nie może. To szaleństwo musi dobiec kresu, jakiekolwiek miało źródło, czymkolwiek zostało spowodowane. Oni zawinili? W jakiś sposób urazili ducha, maga? Obaj czy… któryś konkretnie, a ten drugi był jedynie przypadkową ofiarą tej… kary?
Wtedy rozległo się huczenie sowy; huczenie przerwane nagle i wręcz okrutnie w pół tonu, jakby cięciem ostrza.

Nie odezwała się już żadna inna sowa.

~~~~~~

Treal trochę już zmęczony kroczył przed siebie, co pewien czas spoglądając na Aprillę, którą w pewnym momencie posadził na swoim ramieniu, aby nie przemęczać zbytnio towarzyszki tą wędrówką. Był zaniepokojony dodatkowo o nią, jako że łasiczka wyglądała na bardzo wyczerpaną, wręcz chorą, a chora nie była, jeszcze kiedy obozowali i zaczęli opuszczać polanę. Jedno spojrzenie wystarczyło, aby określić, że jest ona po prostu przerażona i zdezorientowana, a przy jej panu trzyma ją tylko ich magiczna więź i przywiązanie. Niemniej, jak i inne zwierzęta tego lasu, tak i Aprilla nie śmiała wydać z siebie najmniejszego dźwięku, jak i zachowywała milczenie, kiedy Treal się do niej zwracał.
Elf podniósł wzrok na Felyana, aby zobaczyć, jak ten znika za drzewami. Przyspieszył kroku, nie chcąc na długo tracić swojego towarzysza z widoku, jednak kiedy i sam zniknął za tymi drzewami, nie zobaczył nigdzie elfa. Zupełnie jakby go tam nigdy nie było, zupełnie jakby…
...celowo go opuścił…?
Co w sumie Treal o nim wiedział? Prawie nic, z tym, że na powitanie wyszedł do niego z bronią i wyraźnie był nieufny w stopniu, który wydał się słonecznemu elfowi bardzo dziwny, ale czemu chciałby on go porzucić w Cormanthorze? Zostawić samego przeciw temu wszystkiemu?
Lodowaty podmuch wbił mroźne igły w skórę elfa.

Do uszu Treala dobiegło gwizdanie, a kiedy zwrócił spojrzenie w tamtą stronę zobaczył kawałek od siebie wpierw czerwień oczu wpatrzonych w niego z rozbawieniem, później zaś sylwetkę drowa, którego miał już nigdy nie spotkać...

~~~~~~

Feylan miał wrażenie, że tak jak dochodzi ze wszystkich stron ten śpiew lasu, tak są oni ze wszystkich stron okrążeni, a przeciwnik tylko czeka na ich moment słabości. Nie widział jednak nikogo, nie słyszał nic prócz kroczącego za nim Treala i tej pieśni, która nie odstępowała ich na krok i nie dawała ich uszom zapomnieć o sobie nawet na chwilę.
Niepokój nie opuszczał Feylana powodowany nie tylko poczuciem, że są okrążeni, ale także tym uczuciem, którego źródła nie mógł określić ani go zidentyfikować. Jakby to był strach przed nieznanym, przed którym nie sposób się obronić, którego się nie widzi, jakie nie ma formy, a zamiarów i powodów określić nie można. Jak z czymś takim walczyć? Czy trzeba walczyć w ogóle, czy wystarczy się po prostu wydostać z tego zmiennokształtnego labiryntu zieleni? Czy się ukrywać, przeczekać do światu, który wymaże cały niepokój i przegoni niebezpieczeństwo promieniami poranka?
A jeżeli słońce nigdy nie wstanie?
Księżyc natomiast, pomyślał Feylan, księżyc wydawał się być nieczuły na ich kłopoty, zupełnie jakby z całkowitym spokojem i brakiem zainteresowania oddawać dwóch Tel’Quessir w objęcia niebezpieczeństwa, a może nawet i… śmierci. Na pożarcie obłędnym siłom, za nic mając sobie ich błagania.
Feylan otrząsnąwszy się ze swoich myśli zrozumiał, że pozostawił kawałek za sobą Treala i musiał mu zniknąć z oczu za drzewami, więc odwrócił się, zrobił kilka kroków, aby dostrzec słonecznego elfa , jednak nie było tam nikogo. Czy przegapił moment, skupiony na swoich myślach, kiedy elf się oddalił? Nie, to niemożliwe, nie był aż tak rozproszony, przecież on zawsze był czujny! A jednak, a jednak, Treal go… zostawił? Czy pomimo wszystko Feylan miał rację, jego przypuszczenia były słuszne? Czy Treal go… zdradził?
I niewiadome było co planował…

Feylan odwrócił się ponownie w stronę, w którą chciał iść. Nie miał planu, nie wiedział czy podróżował z wrogiem, czy z przyjacielem. Szukać go czy może ustawić się na pozycji obronnej? Uniósł głowę i zobaczył jak światło księżyca lawirując pomiędzy liśćmi drzew pada łaskawie na jeden punkt oświetlając go czule, oświetlając stojącą w tamtym miejscu osobę.
Opalonego elfa o rudych włosach odzianego w lekką zbroję, z przytroczoną do pasa tubą na zwoje i małą sakiewkę.





Ellethiel Davar, Thorendil

Sposób, w jaki Ellethiel przedostał się z Thorendilem z okolicy grobowca do tego nieznanego pół elfowi miejsca był dla młodego Davara… fascynującym doświadczeniem. Nigdy wcześniej nie przeżył czegoś, co można było przyrównać do podróży poprzez dąb. Było to dla niego fascynujące, ale bardziej fascynujący dla pół elfa musiał być sam druid. W końcu najwyraźniej spotkał nowego towarzysza, może nawet przyjaciela! Prawdopodobnie i tak odnajdzie w końcu swoich poprzednich kompanów i wszystko sobie wyjaśnią, ale to nie zmieni faktu, że od tego momentu posiadał kolejnego towarzysza… a przynajmniej tak mógł sądzić.
Życie w końcu było piękne i pozbawione trosk, prawda?
Zrozumienie tego, co się stało w grobowcu najwyraźniej przerastało pojmowanie tego dziecinnego pół elfa… przynajmniej na razie. W końcu owo życie, które jawiło mu się takim doskonałym, a świat miejscem pozbawionym problemów, zapewne prędzej czy później upomni się o swoje i przypomni o swoich prawach, które mogło uczynić lekcję dla Ellethiela bardzo gorzką i bolesną, o ile nie wręcz śmiertelną w skutkach. Pytanie brzmiało tylko, jak szybko ta młoda dusza zrozumie to, czego świat zechce ją nauczyć i cy zrobi to na tyle szybko, aby mieć szansę na przetrwanie w rzeczywistości, która wcale nie była cukierkowa.
Czy ta naiwność ma swoje granice?

~~~~~~

Dla Thorendila natomiast przeniesienie się do swojej wioski nie było niczym niezwykłym. Niezwykłym za to był ten chorobliwie naiwny pół elf, którego postrzeganie świata nijak się miało do tego, co tak naprawdę czaiło się na każdego z nich. Thorendil był przynajmniej doświadczony, ale Ellethiel? Czy ten dzieciak w ogóle wiedział na co się rzucił? Przeszukać samemu Cormanthor? To przecież zadanie dla szaleńca… a może i ten pół elf był niespełna rozumu? Jaka nie byłaby prawda, druid zabrał go ze sobą.
Z nadzieją, że coś zdoła mu przetłumaczyć czy ochronić go przez największymi objawami jego dziecięcej głupoty? Nawet jeśli miał takie zamiary, to przecież nie mógł go chronić w nieskończoność, a szanse, iż zdoła cokolwiek w tej młodej głowie zaszczepić były… jakie?
Można się obawiać, że przerażająco niskie, ale w końcu los potrafi zmienić najsilniejszych w słabeuszy, a naiwnych w nieufnych. Był przecież surowym nauczycielem, który zdawał się mieć sadystyczne skłonności i zacierać ręce na możliwość szkody swoich podopiecznych, ale jednocześnie zdawał się być poprzez ową surowość szczególnie skuteczny.

~~~~~~

Pierwsze czym zostały zaatakowane oczy obydwojga po dotarciu na miejsce, była wszechobecna mgła. Sprawiała, że nie byli w stanie dostrzec niczego, co było dalej niż na metr przed nimi. Nawet bystre oczy Ellethiela czy Thorendila nie mogły przejrzeć tej mlecznej zasłony, która oplotła ich i całe otoczenie. Nie widzieli żadnych świateł, ledwo mogli dostrzec poświatę Selune, a do tego żaden z nich nie słyszał nawet najmniejszego szmeru, jakiegokolwiek dowodu, że Cormanthor żyje. Zupełnie jakby wymazano każdy dźwięk, nawet szelest liści na wietrze, pozostawiając tylko tę ciszę, która tak okrutnie wdzierała się do uszu łaknących usłyszeć cokolwiek.
Cisza naznaczyła to miejsce.

Drugim doznaniem, jakie odczuli było zimno nocy, ale nie nocy wczesnej jesieni, a mrozu zimy. Widzieli swoje oddechy, jak uciekają w obłoczkach pary. Zimno kuło w odsłoniętą skórę, drażniło gardło, wdzierało się pod ubrania. Była to pogoda godna Mightalu, a nie końca Eleint.

Jednak to nie tylko pogoda i milczenie lasu napawało serca czymś nieokreślonym. Niepokojem? Strachem? Niepewnością? Na pewno jednak jak i Thorendil, jak i Ellethiel czuli coś, co jedynie można było określić poczuciem zagrożenia, ale źródła tego zagrożenia określić nie mogli. Czy ktoś się czaił w tej mgle? Jeżeli nawet, to jak mógł ich zauważyć w tym lotnym mleku ograniczającym nawet elfim zmysłom widoczność? Nie wiedzieli skąd może nadejść zagrożenie o ile jakiekolwiek miało nadejść, o ile jakiekolwiek się czaiło, a nie było tylko wymysłem ich umysłów.

Cormanthor spowity niesamowitą mgłą milczał, jakby w oczekiwaniu na coś, jakby w nienazwanym strachu; milczał, a to milczenie przywodziło na myśl koniec.

Jedynie śmierć mogła być tak cicha.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 14-04-2015 o 14:34.
Zell jest offline  
Stary 21-04-2015, 21:18   #13
 
Wafergix's Avatar
 
Reputacja: 1 Wafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodze
FEYLAN



Jak głupio dałem się zwieść! Pomyślał tropiciel widząc elfa tak pasującego do opisu Khaan’a. Jak wielu jest na tych terenach opalonych południowym słońcem elfów o ognistych włosach?! W dodatku zwoje u pasa jasno wskazywały, że umie on korzystać z magii! Nic dziwnego, że las tak reaguje… Fey widział teraz mrok Wysokich Moczar tak wyraźnie, jakby był w tamtym lesie, nie w Cormanthorze. Duchy lasów Cię nie lubią. Skonstatował w myślach, a w jego dłoni pojawił się miecz. Teraz wystarczyło obserwować rudowłosego z ukrycia, a w odpowiednim momencie zaatakować i ogłuszyć…
Dandradin był teraz znacznie spokojniejszy. Trael nie był wrogiem. Trzeba będzie poszukać go potem, aby nic sobie nie zrobił, ale las nie im dwóm wypowiedział wojnę, o nie…
- Pomogę Ci go dostać, Leśny Duchu, nie zaszkodzi Ci jak to ma w zwyczaju, o nie…- szeptał tak cicho, że niemal bezgłośnie, licząc na to, że duchy puszczy wspomogą jego działania- ukryjcie mnie leśne duchy przed wzrokiem naszego wspólnego nieprzyjaciela, a wspólnie pozbędziemy się zagrożenia jakie przedstawia swą obecnością.- zwrócił się jeszcze z cichą prośbą, pamiętając jak łatwo wykrył go wcześniej Trael… Tym razem to nie może być zwykły zbieg okoliczności! Feylan zasadził się między pniami drzew i czekał, wpatrując się z wilczym wzrokiem w ofiarę. Czuł jak kły wydłużają mu się mimowolnie, ale póki co panował wciąż nad swoimi emocjami, ściskając rękojeść ojcowskiego miecza, aż zbielały mu knykcie…
Ognistowłosy elf jakby tknięty jakimś przeczuciem odwrócił głowę w stronę, gdzie ukrywał się Feylan. Nie wyglądał jednak na zaniepokojonego, a najwyraźniej w jakiś sposób był świadom obecności drugiej osoby… lub zwierza? Czy była w tym momencie jakaś różnica? Khaan, a o ile nim był, bez pośpiechu zaczął się przechadzać to w jedną, to w drugą stronę, zupełnie jakby drwił ze swojego przeciwnika… a może właśnie to robił? Był tak pewien swego?
Tropiciel trząsł się ze zdenerwowania. Zgrzytał rosnącymi mu w szczęce zwierzęcymi kłami, drapał korę drzewa, za którym się przyczaił i ściskał w żelaznym uścisku rękojeść miecza. Starał się głęboko oddychać, ale serce łomotało mu głucho w piersi, a szumiąca w uszach krew zalewała pole widzenia wściekłą czerwienią. Jak śmiesz zachowywać się tak beztrosko! Takiś pewny siebie?! Wrzeszczał w myślach leśny elf, ale wiedział, że musi zachować zimną krew. Czy po to podchodzi się godzinami zwierzynę, by w furii cisnąć w nią łukiem zamiast wypuścić precyzyjną strzałę? Uspokój się Fey! Nie przyszedłeś tu by go zabić! Musisz wydobyć z niego gdzie jest Alaya. Wydobył z plecaka jednwabną linę i wcisnął za pas, by była pod ręką. Zamierzał w jednym, szybkim skoku rzucić się na maga, ogłuszyć, a potem związać. A może zadziałałaby po prostu groźba? Może po pierwszym ataku da mu szansę, by sam się związał? Taaak…
Zdecydowany Dandradin skupił się i pozwolił swym dzikim rządzom opanować ciało, cały czas pilnując jedynie, by tym razem zachować ostatnie resztki rozsądku i nie zabić… Z mieczem gotowym do ciosu płazem, wyskoczył biegiem zza drzew i rozpędziwszy się wyskorzył na swoich wzmocnionych dzikością nogach. Uderz płazem! Napominał się w myślach, nie zauważając nawet strużki śliny cieknącej mu z uzbrojonej w kły paszczy...
Feylan rzucił się na możliwego Khaana i zamachnął się, aby ogłuszyć przeciwnika, który musiał przecież zostać zaskoczony tym nagłym atakiem. W ułamku sekundy Dandradin zobaczył jednak coś osobliwego, co jednak go nie zdołało powstrzymać - jego przeciwnik zdążył spojrzeć na niego bez cienia strachu, ale z wyraźnym… rozbawieniem.
Cios bezbłędnie dotarł do celu.
Jednak…
Feylan stracił równowagę, kiedy natrafił on na drugiego elfa i po prostu przeszedł przez niego, a jedyne co sprawił, to zniknięcie osobnika, po prostu rozproszenie się w powietrzu, jakby go tam nigdy nie było. Ten… Ten…
Wokół elfa rozległ się drwiący śmiech, zdający się nie mieć swojego konkretnego źródła. Śmiech pełen pogardy, pełen lekceważenia.
A więc to duch lasu zadrwił z niego tak okrutnie! Przeklęta puszcza… Fey wstał z ziemi i otrzepał się, ale złość wcale go nie opuściła.
- Złośliwy duchu! Nie pogrywaj ze mną!- Dandradin zastanawiał się teraz, czy to możliwe, że obraz Khaana jaki mu się ukazał jest aktualny? A może to jedynie projekcja jego wyobrażeń o nim? Czy Trael jest w takim razie nadal wolny od podejrzeń? Teraz i tak nie znajdzie Traela wbrew woli ducha… Ale może jeśli dotrze do centrum tej puszczy… Warto spróbować! Tropiciel nie nawykł do zawracania z raz obranej drogi. Ruszył dalej w kierunku, który uznał za właściwy.
- Wybierasz się gdzieś? - usłyszał rozbawiony głos z kierunku, w który miał się udać i zobaczył kawałek dalej tego rudego elfa, opartego beztrosko o drzewo. - Podobają ci się moje iluzje? Kobiety je uwielbiają…
Zawrócił w pół kroku. But zarył w ściółkę od gwałtownego zwrotu. Znów iluzja? Nieważne! Wrazi mu miecz w nogę, nie zabije, a jedynie spowolni. A jeśli to też iluzja i wpadł w pułapkę Khaana, to trudno, nie sprzeda skóry tanio.
- A więc to jednak Ty!- ryknął i ruszył powtórnie, choć jeszcze chwilę wcześniej jego serce dopiero co się uspokoiło… Nic to, do ostatniego tchu będzie walczył, od tego zależy los jego siostry- Nie chcę Cię zabić Khaan, ale jeśli stawiasz opór…!- celowo nie dokończył groźby. Dość słów, niech Makenai’a przekonają czyny! Mięśnie prężyły się w potężnym wysiłku, gdy powtórnie rzucił się swym długim susem na rozbawiony cel.
Elf spróbował odskoczyć, ale nie zdołał w porę. Feylan nie chcąc go zabijać wbił miecz w nogę rozbawionego Tel’quessir wyrywając z niego zduszony krzyk, bardziej zaskoczenia niż bólu. Siłą naparł na wroga przyciskając go do drzewa, a ten próbował mimo wszystko na tyle wyswobodzić ręce, aby najwyraźniej rzucić czar.
- Nawet nie próbuj Khaan!- syknął leśny elf do ucha ranionego- jeśli powiesz jedno słowo, którego nie zrozumiem, bądź jeden nieostrożny gest palców, utnę Ci i język i dłonie!- Dandarin miał nadzieję, że jego oponent zachowa resztki zdrowego rozsądku, Był gotów na najmniejszy gest przekręcić ostrze w ranie i sprawić Makenai’owi wielki ból. Wyjął z futerału maga pierwszy lepszy zwój i podał tamtemu do ust.
- Chwyć to w zęby, żebym widział, że nic nie mamroczesz- poinstruował twardo i cały czas przypierając go do drzewa wyciągnął zza pasa przygotowaną linę i podał schwytanemu- A teraz grzecznie zawiążesz na tej linie pętlę szubieniczną, założysz i odwrócisz się do mnie plecami z założonymi na nich rękoma, bym mógł związać Ci i ręce.
Elf spojrzał na Feylana z uśmieszkiem politowania, wziął zwój do ust, aby go zaraz wypluć na ziemię, ale linę przyjął, chociaż nic z nią nie zrobił. Jasne było, że teraz tak łatwo jej nie odda.
- Marzyciel.
Leśny elf ściągnął w gniewie brwi i krytycznie spojrzał na uśmiechniętego maga.
- Skoro tak stawiasz sprawę…- przekręcił ostrze w ranie, licząc na to, że nagły ból pozbawi Khaana przytomności, a jeśli nie ból, to celny cios w szczękę powinien załatwić sprawę, a kto wie, jeśli mu ją wywichnie to może tamten nie będzie w stanie wypowiadać słów zaklęć?
Elf był jednak wytrzymalszy, niż Fey mógł przypuszczać. Oczywiście, wrzasnął z bólu, ale nie stracił przytomności, a jedynie się szarpnął, ale zanim zdołał wypowiedzieć jakiekolwiek słowa otrzymał celny cios w szczękę. Zwiotczał, ale nie odpłynął, jednak wyraźnie takie traktowanie uszczupliło jego bunt.
- Nie myśl, że wzbudzisz we mnie litość- zaznaczył tropiciel wyraźnie akcentując słowa- Widziałem już konsekwencje Twoich czynów- oświecił pojmanego- A teraz wiąż linę jak kazałem, lepiej nie tkwić w miejscu. Chcę Cię żywego, więc rób co mówię, a potem sobie szczerze pogadamy- o tak, zachęcić więźnia do posłuszeństwa, poprzez obietnicę ochrony go w tym nieprzyjaznym środowisku powinna go przekonać do uległości. Fey wiedział jak traktować więzionego by sam się poddał. W końcu elf sam długo był więźniem…
- Jeśli ten zwój tak Ci uwałcza, niech będzie, że Cię nie zaknebluję, ale usłyszę choćby zapowiedź obcego mi języka, a złamię Ci ją i przez następne tygodnie będziesz mógł najwyżej seplenić.
Jego więzień przez dłuższą chwilę przypatrywał się mu. Ten drań się ponownie uśmiechnął! Jego to wciąż bawiło! Niemniej wykonał polecenie Feylana, nie spuszczając go z oczu. Patrzył na niego nie dość, że z rozbawieniem, to jeszcze w sposób, w jaki rodzice patrzą na niesfornego potomka.
Feylan związał ręce Makenai’a wiążąc dokładnie palce, by wykonywanie magicznych gestów nie było możliwe, po czym odsunął się od słonecznego elfa dając mu opaść na ściółkę. Wyjął z plecaka bandaż i owinął ponad wbitym w udo maga mieczem, by ucisk zmniejszył nadchodzące krwawienie.
- Zaboli- ostrzegł i wyrwał ostrze z rany. Nie patyczkując się z czarodziejem opatrzył ją jak umiał najlepiej i odstąpił by obejrzeć efekt.- Wygląda całkiem dobrze- uznał na głos- To teraz się stąd zbierajmy.- podniósł rudego elfa na nogi i podtrzymał za sprytny węzeł na plecach, by go podtrzymać. W wolnej ręce trzymał cały czas “Przebaczenie”, ojcowski miecz, wciąż zabarwiony czerwienią krwi. Co teraz? Wszedł do tej piekielnej puszczy tylko po maga, teraz najwygodniej by było ją opuścić, ale czy duch lasu mu na to pozwoli? Może to stąd uśmieszek Khaana? Wiedział, że Cormanthor nie jest tak groźny dla niego, jak dla Dandradina i stąd rozbawienie staraniami łowcy? Nieważne, udowodni Khaanowi, że się co do niego myli… Odszukał w pamięci drogę, którą tu dotarł i postanowił raz jeszcze odnaleźć wyjście.
- Duchu Cormanthoru, jeśli mnie wypuścisz zniknie i ten groźny mężczyzna, który przybył tu siać zniszczenie. Daj nam przejść, a może już nigdy nie wróci w Twe progi- szeptał idąc, ale nie spuszczał wzroku z karku rudego elfa. Oby duch posłuchał…
 
Wafergix jest offline  
Stary 22-04-2015, 23:09   #14
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Treal przez kilka chwil milczał nie do końca wierząc oczom.
- Jednak przeżyłeś… - elf rozejrzał się po lesie wokół nich - Jesteś sam, czy przyprowadziłeś kolegów?
Drow, którego Treal znał jako Mardanara, zaśmiał się cicho i odezwał chrapliwym głosem:
- Nie potrzebuję na ciebie nikogo prócz siebie, darthiiri. Nikogo prócz siebie.
Treal prychnął.
- Z tego co pamiętam nasza ostatnia potyczka nie skończyła się dla ciebie dobrze, sługo sroki. Nie mów, ze polowałeś na mnie cały ten czas?
- Sam się upolowałeś. Widzę, że masz nowego przyjaciela. Może temu wyrwiemy język, może utniemy ręce?
- Takie nic nie warte ciepłe kluchy jesteś, że gonisz za innymi? Czy to jest ta mentalność “skrzywdzę go, krzywdząc innych”?
- Jesteś zabawny. Idziesz jak na rzeź ze związanymi oczami, tylko tego wciąż nie rozumiesz. - przechylił głowę. - Nie wyjdziesz stąd żyw.
Treal obdarzył drowa czymś co był w stanie zidentyfikować tylko jako… szczery uśmiech.
- Ja mam jednak jeszcze tyle do zrobienia, obawiam się, że twoja przepowiednia się nie spełni. Idź precz, nie chce mi się szukać kolejnej przepaści by cię z niej zrzucać.
- Taktem to ty nie grzeszysz. - zaśmiał się nieprzyjemnie drow. - Widzisz, to nie była przepowiednia, a stwierdzenie faktu. Nie masz szans, przykro mi. Gdziekolwiek nie pójdziesz nie masz szans. Ty będziesz umierał, a ja będę się śmiał.
- Kto powiedział, że ja się również nie będę śmiał? Czy masz coś jeszcze do powiedzenia?
Drow westchnął teatralnie.
- Jesteś głupcem i umrzesz śmiercią głupca nie widząc zagrożenia. Tak, jak i teraz nie widzisz.
- To, że nie widzę zagrożenia nie znaczy, że nie jestem jego świadom. - Treal uśmiechnął się - Tak jak ty nie jesteś świadom. - wzrok elfa nie był skupiony na drowie, ale na czymś za nim.
Mroczny elf jedynie wzruszył ramionami.
- A ja będę się śmiał…
Po tych słowach odwrócił się plecami do Treala i wtedy, wtedy słoneczny elf coś zobaczył. Tył głowy drowa, jego niegdyś białe włosy, był pokryty zakrzepniętą krwią i elf mógłby przysiąc, że widzi wgniecenie czaszki.
- ...a ja będę się śmiał…
- Masz coś na włosach… - Treal westchnął i pokręcił głową. Coś najwyraźniej bawiło się jego lękami. Elf spojrzał na łasiczkę siedzącą mu na ramieniu - Też to widziałaś? - wiadomość od Apri tylko go zapewniła, że ktoś go mami - Dobrze idźmy znaleźć Feylana zanim coś go zje. - rudy zwierzak wydał z siebie kilka pisków - Oczywiście, że mu ufam. Gdyby to on chciał nas zabić, próbowałby tej sztuczki już wcześniej.
Nagle tuż obok ucha Treala rozległ się szept:
- To okrutne. - kiedy elf spojrzał w tamtą stronę stanął twarzą w twarz z drowem, tam blisko, że czuł smak krwi, która oblepiała jego włosy.
Momentalnie Treal odskoczył od drowa i dobył broni.
- Mógłbyś przestać? To naprawdę irytujące.
- Idź, znajdź swojego nowego przyjaciela. Idź i patrz jak życie z niego ulatuje, tak jak i ulatuje z ciebie. Nazwałbym to sprawiedliwością, ale nawet ja nie jestem takim potworem.
- O ta, sługa Sroki, który najpierw oślepił elfa, aby pocierpiał zanim zginie. TY masz miejsce, aby gadać o byciu potworem. - nie zwracając już uwagi na drowa ruszył szukać Feylan, odwrócił się jeszcze na chwilę do drowa - Znalazłbym kapłana, aby coś zrobił z twoją głową. Źle wpływa na twoje myślenie.
- Wszystkie darthiiri…- szept znowu zawirował wokół ucha Treala. - … będę się śmiał.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 27-04-2015, 11:19   #15
 
Kaeru's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumny
Thorendil i Ellethiel


Podziwiał obłoczki pary wylatujące z jego ust, które tworzyły kształty. Widział jabłuszko, wóz kupiecki, drzewko… przez chwile nawet znajomy mu z domu dzban!
Jednak nawet ta drobna radość nie potrafiła stłumić niepokojącego uczucia. Jego ręka powędrowała bezwiednie do sztyletów. Czy tam, we mgle, było zło? Jeśli było, to musieli się przed nim bronić, nie mogli go do siebie dopuścić. Jeśli zło ich dopadnie i oni też zachorują na zło… Czy zazłony Ellethiel będzie chciał zrobić krzywdę Thorendilowi?
I dlaczego, na Seldarie, o tym pomyślał?
Złe przeczucia i złe wspomnienia napłynęły, niczym lodowate tsunami, rujnując spokój Thorendila. Wbrew temu czego można by oczekiwać druidowi zrobiło się nagle cieplej, wrecz zawrzał z gniewu. Ktoś śmiał zaburzyć spokój jego domu. Niewybaczalne!
Ruszył przed siebie, nie potrzebował wzroku by trafić do miejsca do którego się kierował. Jego serce znało drogę. Z każdym krokiem narastały w nim obawy i gniew. Słuszny, sprawiedliwy gniew, na nowo rozpalał zdawałoby się zapomniane już emocje. Thorendil w duchu szykował się do wojny… kolejnej wojny. Tym razem jednak nie miał zamiaru nikogo stracić.
Ellethiel podąrzył za elfem, pilnując się jego pleców. Thorendil wyglądał na faceta, który wie co robi, a w takim towarzystwie pół elf czuł się zdecydowanie pewniej. Jeśli umrą to chociaż w dobrym towarzystwie!
Umierać? Ale dlaczego? To absolutnie wykluczone, nie ma takiej możliwości! Ellethiel ma jeszcze coś do zrobienia!
- Gdzie idziemy? Powiesz mi? Albo nie, czekaj! Sam zgadnę! Czy to… jeziorko? Nie, nie, domek! Zdecydowanie domek! Twój?
Gadanine tego uszatego nieporozumienia druid zignorował niemal całkowicie. Ot coś brzęczało za nim. Teraz miał ważniejsze problemy niż pocieszanie młodego. Teraz musiał wiedzieć na pewno!

Thorendil ruszył do miejsca tak przecież mu znanego, tak ważnego, że nie mogło być mowy, aby go nie znalazł… niezależnie od tego, co się stało. Musiał tam dotrzeć i poznać prawdę, jakakolwiek by nie była. Musiał.
Nagle stracił pewność, co do kierunku.
Przecież wiedział, przecież to czuł! Gdzie iść, gdzie iść! Mgła zdawała się kpić z druida i jego starań. To było przecież niemożliwe! Tak nie mogło być! Nie mógł zgubić drogi do tego miejsca! Czy natura mogła się sprzysiąść przeciw niemu, jej obrońcy?

Ellethiel z każdym krokiem czuł narastającą obawę. Starał się nie stracić z oczu Thorendila, ale chwilami wydawało mu się, że nie jest w stanie przez mgłę go wypatrzeć, a to zasiewało w nim ziarna paniki. Nawet kiedy już zobaczył druida nie mógł się pozbyć kiełkującego strachu. Co jeżeli zagubi się w tej mgle? Co jeżeli nie znajdą się, jeżeli pół elf zostanie tu sam?
Ta myśl napełniała go niepokojem. Co zrobi sam? Gdzie pójdzie? Będzie się tułał po lesie, aż ktoś go znajdzie? Przecież dopiero co spotkał nowego towarzysza!
- Ej, ej, ej! - zawołał Ellethiel podbiegając do Thorendila. Złapał się go za pas, żeby być pewnym, że się nie rozdzielą. Musiał nawet zacząć truchtać, żeby dotrzymać mu kroku. Jakie on ma długie nogi! A jaki on jest wysoki! Jak drzewa!


Czaiły się wszędzie dookoła. Cienie przeszłości, złe przeczucia. Zasłaniały drogę i omamiały umysł. Jednak sługa natury nie był przeciw nim bezbronny. Lata temu już walczył z podobnym złem, tym razem był przygotowany.
- Ty który czówasz nad odwiecznymi cyklami, Wielki Dębie, Źródło Wielkiej Rzeki Życia, daj mym oczom bystrość jakiej nie posiadł nikt. - Krótkie i proste zaklęcie pozwoliło mu dojrzeć niewidoczne śmiertelnym żyły mocy. Wiedział jak nazywali je biegli w sztukach tajemnych, Splot. Skupił się na swym nowym zmyśle szkając zakleć i wrogich mocy które odpowiadały za tą nienaturalną mgłę.
To, co zobaczył przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Wokół zajarzyło się, jakby magia zaklęć i mocy była wszędzie, ale nigdzie nie umiał znaleźć jej źródła. Ona ich otaczała.
- Niedoczekanie wasze! - Pogroził niewidocznemu sprawcy swych klopotów po czym niby dziki kot zaczął drzeć pasma splotu otaczającej ich mgły.
Ellethiel nie wiedział co zrobić z elfem, który wydawał się rozmawiać z wyimaginowanymi przyjaciółmi. Po chwili namysłu poklepał go pocieszająco po ramieniu.
- Spokojnie, oni pewnie tylko żartowali.
Wszystko wydawało się iść dobrze, a mgła na chwilę przerzedziała, aby jedynie po chwili znowu pojawić się w miejscu, z którego ją wypędzono.
- Co?! - Druid irracionalnie zdenerwował się na pół elfa jednocześnie zdając sobie sprawę z jego obecności. - A co ty tu robisz? Nie zostaleś przy drzewie?
- Pewnie, że nie! W tej mgle możemy się pogubić!
Jakim trzeba być zamyślonym, żeby nie zauważyć jak ktoś cię łapie za pas! Ale to nic! Ellethiel mimo to polubił Thorendila. To nie grzech być czasem nieuważnym, prawda?
No i pieknie, wiec to wykluczało kolejny pomysł jaki przyszedł Thorendilowi do głowy. Z pół elfem na karku nie bedzie mógł wzbić się w powietrze by przelecieć ponad tymi dziwnymi oparami a samego go nie zostawi… badź co bądź ale jest za niego odpowiedzialny.
- Idziemy dalej. - Oznajmił, bo przecież w końcu gdzieś dojść muszą.

Pierwsze do czego dotarli okazało się być drzewem, ale nie dumnym dębem, a jedynie na wpół umarłą sosną, wyżartą przez szkodniki, wypaloną ogniem, złamaną wiatrem. Niczego takiego Thorendil nie kojarzył w okolicy swej wioski, a na pewno nie w samym jej środku. Wiatr szumiał melodię przywodzącą na myśl śmierć, a martwa sosna śpiewała pieśń żałobną.

Gdzie byłeś, gdzie byłeś?

Rozległ się cichy szept.

Thorendil odwrócił się w stronę półelfa po części by sprawdzić czy to młodzik się wygłupia, po części by sprawdzić czy też słyszał słowa.
- Chy...chyba masz z kimś do pogadania… - stwierdził pół elf odsuwając się o krok od swojego towarzysza. Dla Ellethiela było oczywiste, że to do druida zostały skierowane te słowa. To drzewo przemówiło? Czy może wyimaginowani przyjaciele elfa? “Nie, zaraz, chwilkę” - pół elf dostrzegł wyraźną lukę w swoim myśleniu. “Wyimaginowani przyjaciele nie mówią”.
- Rodrygu to ty przyjacielu? - Druid spróbował fortelu, wiedział już, ze ktoś bawi się jego umysłem jednak najwyraźniej nie miał dostępu do pamięci gdyż wówczas bez problemu mógłby odnaleźć ten jedyny głos który potrafiłby całkowicie go zniewolić.
Rozległ się śmiech dziecka, który zdawał się okrążać Thorendila. Trwało to krótko, bo nagle ucichł, a głos odezwał się ponownie:

Błogosław tę mgłę. Nie chciałbyś, aby jej nie było ty, który opuszczasz swoich w potrzebie.

- A założymy się? - Zapytał druid z przekąsem.

Ellethiel poczuł, jak lodowaty wiatr obmył jego twarz i usłyszał coś niby szept posłany wprost do jego ucha.
Przez moment głos nie odpowiedział druidowi, a mgła zdała się gęstnieć. Dopiero po chwili Thorendila, i tylko jego, doszły ciche słowa.

- A nie najlepszy to powód? - Czyżby się go bali? Ktokolwiek odpowiadał za mgłę, czyżby chciał uniknąć konfrontacji? - I nie mgłę a tego kto za nią odpowiada, tylko głupiec obwinia broń miast tego kto ją dzierży.

Delikatnie mówiąc “skołowany” Ellethiel rozejrzał się wokół siebie, zrobił nawet obrót, spojrzał pod swoje stopy i w górę. Odkąd zdecydował się opuścić na jakiś czas rodzinny dom jego życie zrobiło się znacznie trudniejsze. Ale to teraz nieważne.
Stanął między Thorendilem a sosną, starając się zwrócić na siebie uwagę druida.
- Chodźmy już stąd, dobrze? Proszę.

Myśl była kuszaca lecz odejść nie wyjaśniwszy wszystkiego było nie do pomyślenia dla Thorendila.
- Odejdziemy, gdy dowiem się o co w tym wszystkim chodzi. Nie pozwolę by ktokolwiek bezkarnie czynił zamachy na mój dom! - Stopniowo jego głos był coraz głośniejszy i wrzał w nim coraz większy gniew. - A teraz bądź łaskaw się przedstawić skoro już tak miło sobie rozmawiamy.

Następne słowa dotarły do uszu Thorendila i Ellethiela szumem wiatru, niby kpiącym szeptem, niknącym tak szybko, że mogli się zastanawiać czy naprawdę je słyszeli.

Aillesel Seldarie...
 
Kaeru jest offline  
Stary 28-04-2015, 01:20   #16
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
PROLOG: Sprzysiężenie losu

Feylan Dandradin, Treal Naralthir

Las przestał śpiewać.

Feylan prowadził utykającego, związanego elfa, bacząc na każdy ruch więźnia, gotów w każdej chwili zareagować na agresywne ruchy mężczyzny. Ten jednak, najwyraźniej nauczony doświadczeniem, nie próbował niczego, co mogłoby sprowokować Dandradina. Co pewien czas się potykał i Fey musiał uważać, aby trzymać go dobrze za więzy, żeby ten nie upadł mając skrępowane na plecach ręce.
Czemu on w sumie dbał o niego?
Nie zasługiwał, nie zasługiwał na nic dobrego. Dlaczego więc go obchodziło czy upadnie na twarz, czy nie? Za to wszystko, co zrobił powinien ponieść karę, a w imię pokrzywdzonych będzie działał Feylan, wymierzając sprawiedliwość temu padalcowi…

Złoty elf potknął się ponownie i tym razem łowca nie zdołał go utrzymać… a może nie chciał?
Więzień upadł z dużym impetem na ściółkę, ledwo zdążywszy sprawić, by uderzyć w ziemię bokiem. Kiedy Feylan schylił się, aby go podnieść, ten spojrzał na niego i zaśmiał się, a dla leśnego elfa jasne było, że śmieje się z niego.

Feylan chwycił za więzy słonecznego elfa i pociągnął do góry, ale ze zdziwieniem napotkał opór więźnia. Zapierał się, nie chcąc dać się podnieść, jednocześnie samym spojrzeniem szydząc ze swojego porywacza.

W łowcy zawrzał gniew podsycany czymś, czego nie rozumiał.

~~~~~~

Las zamilkł.

Treal patrzył na Aprillę, która wciąż nie wyglądała najlepiej. Była przestraszona, była zdezorientowana. Elf czasami obawiał się, że łasica po prostu rzuci się w którąś stronę w panice i ucieknie od swojego pana, chociaż to nie mogło mieć miejsca.
Prawda?

Musiał znaleźć Feylana i wraz z nim wydostać się z tego szaleństwa, tylko gdzie był ten elf? Treal krążył w poszukiwaniu i chociaż kilkukrotnie miał ochotę zawołać nowego towarzysza, to jednak za każdym razem czuł, jak głos grzęźnie mu w gardle, a jego samego ogrania obawa. Co jeżeli swoim wołaniem zbudzi coś, co powinno spać na wieki?
Co jeżeli las znowu zacznie śpiewać?

Cisza zdawała się być błogosławieństwem tak długo, jak nie zaczęła przypominać ciszy, w jakiej trwać mogło tylko jedno.
Śmierć.

Lodowaty podmuch wyrwał z Treala drżenie.
Feylan, gdzie był Feylan?

Aprilla nagle rzuciła się do przodu, żeby po chwili zastygnąć, ale kiedy Treal zaczął do niej podchodzić, ponownie zerwała się do swojego szaleńczego biegu… ucieczki?

A las czekał. Zawoła?





Ellethiel Davar, Thorendil


Aillesel Seldarie…

Po tych dwóch słowach, wyrwanych z modlitwy, zapadła cisza przerywana tylko szumem wiatru.
Mróz nie opuszczał ich, jakby zadomowił się na dobre zanim jeszcze liście zaczęły opadać z drzew. Ellethiel pocierał nieustannie cierpnące na zimnie dłonie, w których zdawało mu się, że powoli traci czucie. Rozglądał się, ale prócz tej mgły i wątłych zarysów drzew nic nie był w stanie zobaczyć. Thorendil natomiast bardziej niż zimno czuł niemalejący gniew skierowany ku komuś, kogo nie widział, kogo nie znał i kto ukrywał się przed zmysłami druida. Bezkarny, zapewne dobrze bawiący się, trwający w poczuciu nietykalności.
Jego niedoczekanie…

Zanim Ellethiel zdołał zadać kolejne pytanie towarzyszowi, a Thorendil zastanowić się nad dalszymi krokami lodowe powietrze przeszył przerażony krzyk, pełen bólu i potwornego przerażenia, który złamał barierę ciszy, jaka powróciła jak tylko krzyk ustał.
Krzyk kobiety.

Z mgły wyłoniła się zbliżającą chwiejnym krokiem sylwetka, której wpierw nie sposób było dokładniej określić. Dopiero, kiedy podeszła bliżej oczom obu mężczyzn ukazała się elfka o skórze koloru miedzi i czarnych włosach, w rozpadającym się, skórzanym, okrutnie poprzecinanym pancerzu i pustej pochwie na broń smętnie uczepionej pasa. Szła w ich stronę obejmując się silnie rękoma, jakby dla zachowania ciepła, stawiając niepewnie każdy krok i drżąc na całym ciele. Z zimna?
Thorendil ją znał. Główna Łowczyni jego wioski, o niezachwianej woli i pewności siebie. Obrończyni granic ich społeczności, tropiciel wrogów.

Mavarin.

Kiedy elfka podniosła głowę i zobaczyła druida oraz pół elfa natychmiast padła przed nimi na kolana, rozłożyła ręce i błagalnym, zdesperowanym głosem zawołała:

- Thorendilu! Thorendilu… Błagam. Zabij mnie!

A jej palce zaciśnięte były na jedynej broni, jaką posiadała - zakrwawionym sztylecie.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 28-04-2015 o 02:08.
Zell jest offline  
Stary 08-05-2015, 15:49   #17
 
Wafergix's Avatar
 
Reputacja: 1 Wafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodzeWafergix jest na bardzo dobrej drodze
FEYLAN


- Las ucichł, więc myślisz, że teraz wszystko Ci wolno?!- wrzasnął tropiciel- Szukasz śmierci Khaan, dobrze, porozmawiamy tutaj.- Przestał szarpać się ze związanym. Przykucnął obok niego i patrzył w rozbawione oczy szukając skrywanych za fasadą wesołości emocji- Wiele lat temu przechodziłeś przez Wysokie Moczary. Sprowadziłeś kataklizm na jego mieszkańców, ale wcześniej porwałeś stamtąd pewną elfkę. Miała na imię Alaya. Co się z nią stało?- zapytał słonecznego, a nerwy miał napięte jak struny. Coś wisiało w powietrzu i szeptało mu by rzucił się w szaleństwo i zabił jeńca, ale on musiał najpierw wszystko z niego wyciągnąć... - Gadaj!
Elf natomiast niewiele sobie robił ze wściekłości Feylana. Poruszył się na ściółce, jakby próbując ułożyć wygodniej i odparł złośliwie:
- Niewygodnie mi.
Dandradin tracił cierpliwość. Kropla bezczelności przepełniła wreszcie czarę i pchnęła go ku szaleństwu. Roześmiał się w głos. Nieprzyjemnie, szaleńczo.
- Jesteś niemożliwy wiesz?- spytał więźnia- Mam sto powodów, żeby Cię zabić i jeden jedyny, by trzymać Cię przy życiu, a Ty uparcie odwracasz od niego moją uwagę.- nie zważając na niewygodę Khaana pochylił się nad nim przypierając wolną ręką do ściółki.- Chcę się dowiedzieć co z moją siostrą. Widzisz tą bliznę?- uniósł brodę do góry ukazując ranę po nożu- to jej dzieło. Nie wiem, czy ją do tego zmusiłeś, ale mam przeczucie, że tak. Teraz zastanawiam się, czy ona jeszcze w ogóle żyje… Co mi o tym możesz powiedzieć?- zadał pytanie przyciskając sztych miecza do piersi maga, tam gdzie spodziewał się serca, choć po tym bezdusznym manipulatorze nie można było być pewnym czy istniało…
Słoneczny elf spojrzał na miecz, po czym wrócił uwagą do Feylana.
- Zabijesz mnie?
Leśny elf mimo wszystko wahał się. Nie chciał tego okazywać, ale ciągle pamiętał słowa dawnego przyjaciela i obietnicę złożoną nad jego grobem…
- Jeśli nie dasz mi wyboru…- przyznał nie odwracając spojrzenia od twarzy maga- Odpowiedz, nie dość złego już zrobiłeś?
- Skąd wiesz czy zabijając mnie nie uczynisz większej szkody? Może twoja siostra żyje tylko dzięki mnie, może nie żyje, a ty do końca będziesz trwał w tym bolesnym stanie niewiedzy i wyrzutów sumienia? - elf uśmiechnął się okrutnie.
- Może nie żyje- zgodził się Feylan- A Ty nic nie mówisz, bo tą informacją przypieczętowałbyś swój los. Widziałem kiedyś karczmarkę, którą zaczarowałeś, a która mordowała po tym swych gości. Spodziewam się, że moją siostrę mogłeś potraktować w ten sam sposób. Nie wiem jakie kierują Tobą motywy. Jesteś wrzodem elfiej społeczności i znaleźliby się tacy, którzy chętnie widzieliby Cię na stryczku, w tym i ja. Na prawdę robisz to wszystko z czystej złośliwości? A może jesteś szaleńcem, co Khaan? Bawi Cię sianie zła? Przybyłeś tu znów sprowadzić zgubę na mieszkańców lasu?
- Bawią mnie różne rzeczy, których twój mały rozumiek nie pojmie. - odparł elf. Nagle skrzywił się z widocznego bólu. - Jesteś fatalny w opatrywaniu ran.

Tropiciel puścił Makenai’a i stanął nad nim.
- Tylko utrapienie z Tobą.- mruknął- Złe uczynki wracają, Khaan. Myślę, że powinieneś się w końcu o tym dowiedzieć.- spoglądał na związanego z pogardą. I co teraz? Widać mag nie chciał się podzielić swymi sekretami. Trzeba było zastosować mniej bezpośrednie metody… Powoli sięgnął do plecaka i wyciągnął zakupiony z myślą o tej chwili eliksir prawdy. In vino veritas mawiali czasem ludzie, ale ten napój, przepełniony mocą, nie był stanowczo winem. Zamiast miecza wyjął nóż i tym razem przemówił głosem równie słodkim i szyderczym, co jego rozmówca.
- Rozchyl usta Khaan, mam dla Ciebie coś do picia. Może po tym staniesz się bardziej rozmowny…- pochylił się z fiolką i nożem, gotów w razie potrzeby otworzyć usta więźnia siłą.
Tym razem elf nie wyglądał na rozbawionego. Odwrócił głowę nie otwierając ust, najwyraźniej mając zamiar walczyć… w jakiś sposób.
- Będzie po Twojemu.- zgodził się w tej sprawie Feylan i zaczął szamotać się z magiem. Nie było to proste, brakowało trzeciej ręki, ale miał przed sobą osobę związaną. Musiał przytrzymać mu głowę w odpowiedniej pozycji. Kolanami przygniótł mocno schwytanego do ziemi, żeby go nie zrzucił.
- Mogę użyć noża i poszerzyć Ci te durne usta, więc doceń, że tego nie robię.- rzucił przez zaciśnięte zęby Dandradin, walcząc z głową czarodzieja. Chwilowo schował nóż, odkorkował fiolkę zębami, a wolną ręką trzymał głowę słonecznego elfa prosto, jednocześnie zatykając mu palcami nos, by musiał otworzyć usta chcąc zaczerpnąc powietrza.
Elf szarpał się,ale bezskutecznie. Podduszany przez Feylana obrał inny sposób. Wciąż nie chcąc pozwolić mu wlać sobie do gardła eliksiru zaczął oddychać przez zęby.
- Jefli nie otfowyf uft to Fi te fęby fybiję- groził niewyraźnie Fey z korkiem w ustach. Był stanowczo gotów do wybicia ich temu przeklętemu draniowi pod sobą.
W końcu złoty elf ustąpił i choć wciąż się bezskutecznie szarpał, to otworzył usta… po to, aby splunąć Feylanowi w twarz.
- Parfywy…- mruknął przymykając jedno oko by nie napłynęła do niego ślina. Bez żadnego ostrzeżenia puścił głowę słonecznego elfa i trzesnął go łokciem z zamiarem ogłuszenia schwytanego. Jak napoi go miksturą postara się go ocucić, na razie przytomny robił same problemy, a cierpliwość tropiciela się skończyła...
Cios był celny i bolesny. Elf przestał się szarpać, choć znowu, co było niesamowite jak na maga, nie stracił przytomności, jednak był na tyle ogłuszony, że nie stawiał oporu. Wodził oczami bez celu, nie mogąc skupić wzroku na niczym.
Nareszcie. Zawartość fiolki powędrowała do ust półprzytomnego. Znający podstawy pierwszej pomocy Dandradin najpierw zamknął mu przemocą usta, a potem przechylił głowę na bok, by płyn ściekając nie wywołał kaszlu, ani wymiotów. Odczekał tak, aż ciecz bezpiecznie spłynie, obserwjąc rozbiegane oczy więźnia w poszukiwaniu oznak przytomności. Nie chciał żeby się okazało, że mag trzyma płyn nadal w ustach, więc jedną ręką wciąż trzymając jego usta, drugą wyjął jeszcze manierkę, by dodatkowo spłukać płyn strumieniem wody.
Więzień w końcu skupił spojrzenie na swoim ciemiężycielu. Nie szarpał się, jedynie patrzył Feylanowi w oczy, jakby rzucając wyzwanie.
I czekał.

Dandradin też odczekał, aż mikstura rozpocznie działanie. Wreszcie spróbował powtórzyć przesłuchanie. Odrzucił pustą fiolkę i przytknął do gardła Khaana swój nóż. Dopiero wtedy zabrał dłoń z ust maga.
- Wybacz, ale to było nieuniknione.- wyjasnił niechętnie, w końcu dał się porwać pasji- Wszystko przez Twój upór, ale szanuję Cię za tą beznadziejną walkę.- po tym wstępie zebrał się w sobie i z chłodnym umysłem ponowił pytania- Co się stało z moją siostrą, Alay’ą? Czy żyła kiedy się ostatnio widzieliście?
Pewne było, że elf walczył z mocą mikstury, musiał. Z tego co widział Feylan poddanie się nie było w jego stylu, nawet jeżeli mogło przynieść jedynie szkodę jego osobie.
Więzień spojrzał na łowcę, chociaż w tym spojrzeniu nie było już rozbawienia. Otworzył usta, najwyraźniej gotów mówić, ale nie wydobyła się z nich odpowiedź na pytania Feylana, a pełny błagania krzyk, który rozniósł się po milczącym lesie:
- Litości!
Leśny elf odwrócił głowę i zacisnął zęby. Czemu błagania tego padalca w ogóle go martwią? Czy go powstrzymały błagania jego ofiar?! Czy w ogóle błagały…?
- Powiedz mi tylko co chcę wiedzieć Khaan- szepnął blady- Martwię się o ostatniego członka mojej rodziny jaki mi pozostał… Martwię się, że jednak ja jestem ostatni, złotousty gadzie!- warknął i zwrócił zaczerwienione oczy na wroga. Nie był przecież taki... To Ut-Hak kaleczył i torturował. Czemu teraz Fey musi to robić? Tyle lat w towarzystwie Reglosa, a on teraz znęca się nad tym nędznym popaprańcem, który może jest szalony... może chory... może nie wie co robi…- Odpowiadaj jak pytam!- ryknął i spoliczkował Makenai’a wierzchem dłoni- Proszę!- dodał opętany nagłym napadem żałości, chcąc odpowiedzi, lecz jednocześnie się jej bojąc…
Elf spojrzał na Feylana, długo milcząc, ale kiedy łowca miał już zamiar wyciągnąć z niego odpowiedź, ten wyszeptał głosem, w którym czaiło się jakieś okrutne rozbawienie.
- Niedługo będzie błagała o śmierć, jak i ty będziesz…

Leśny elf wreszcie się uspokoił. Jego siostra wciąż żyła.
- Dziękuję- nie zważając na odpowiedź maga skinął głową, wreszcie zadowolony z przebiegu przesłuchania- Nie miej mi tego za złe, ale cokolwiek planujesz, nie jest tego warte życia tych wszystkich osób.- teraz Fey pozwolił sobie na moralizatorski ton- Pamiętasz Reglosa? Ścigał Cię kiedyś, a potem uratował mnie. Długo z nim podróżowałem, był moim przyjacielem, a teraz nie żyje. Może to też Twoja sprawka?- spytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi- W każdym razie uczył by wybaczać dawne urazy.- Tropiciel położył dłoń na ramieniu słonecznego elfa- Powiedz, jeśli wiesz, gdzie jest, a obiecuję, że jeśli będziesz grzeczny nie zabiję Cie po naszej rozmowie.
- Wolę patrzeć jak się kisisz we własnej niepewności i niewiedzy, marnując czas.
- Jest tu, w Cormanthorze?- strzelił Fey i uważnie przypatrywał się reakcji czarodzieja. Pod wpływem eliksiru nawet jeśli opierał się jego działaniu, powinno być po nim widać walkę z cisnącymi się na usta słowami. Przecież gdyby miał zaprzeczyć, po prostu by to zrobił…
Słoneczny elf zignorował pytanie. Zamiast tego zaśmiał się Feylanowi w twarz.
- Co mi dasz, żebym odpowiedział? - parsknął, jakby niepomny na działanie eliksiru.
A Fey… Fey ponownie poczuł gromadzącą się w nim irytację i złość, która kiełkowała w nim uparcie.
- Zaczynam myśleć, że trzymanie Cię przy życiu jednak nie jest dobrym pomysłem…- tropiciel skrzywił się widząc, że Khaan odzyskał rezon- A czego byś chciał, gadzie?
Więzień przymrużył oczy. Z rozbawienia? Okrucieństwa?
- Zabijesz na moich oczach tego elfa, z którym niedawno podróżowałeś przez Cormanthor. Powoli.

Dandradin zmrużył oczy. Ty gadzie! Widziałeś mnie już!
- To żaden interes. Kim bym był, gdybym wymieniał życie na życie? O nie, mam swoje zasady, choć w Twoim przypadku mocno się naginają…- Oczy Feylana były groźne i czarne jak otchłanie- W dodatku ta informacja powie mi jedynie gdzie moja siostra jest lub może być, a nie zapewni jej przeżycia.- dodał tonem zimnej kalkulacji, swoim ochrypłym głosem- Podaj rozsądną cenę lub wrócimy do przesłuchania.
- To moja ostateczna cena. - odparł złoty elf. - Lepszej nie dostaniesz.
- Straciłem cierpliwość. Jesteś przeżartym do szpiku manipulatorem. Żmiją o ładnej buzi, która kąsa kogo może…- furia znów wypełniła łowcę- Chcesz bym zabił mojego niedawnego towarzysza dla Twojego kaprysu?! Wypchaj się!- język leśnego elfa utracił na elokwencji- Gdzie jest Trael?- warknął pytająco, powziąwszy decyzję. Dosyć było pustych słów. Czas by podjąć działania.
Ponownie przesłuchiwany nie odpowiedział, a w jego oczach złośliwość mieszała się z malusieńką nutką niepokoju.
- Dość zabaw.- westchnął Dandradin i poszukał po kieszeniach więźnia kawałka materiału na knebel. Gdy już zatkał usta związanego elfa i obwiązał drugim skrawkiem by tamten nie mógł go wypluć, wstał i spojrzał krytycznie na Makenai’a- Wstaniesz teraz grzecznie?- spytał i spróbował znów postawić słonecznego na nogi.
Spętany więzami elf z małym oporem pozwolił się postawić na nogi, jednocześnie wyraźnie próbując coś powiedzieć, ale założony knebel nie dawał mu szansy.
- Tak, tak- zgodził się Feylan- noga, pamiętam. Będziemy szli powoli. Widzę, że nie chce Ci sie na razie odpowiadać na moje pytania.- w myślach już próbował sobie przypomnieć gdzie widział ostatnio Treala. Chciał go odnaleźć. Skoro tak wadzi Khaanowi, to może będzie umiał pomóc Fey’owi teraz, gdy ten będzie mu mógł wszystko opowiedzieć? Czas wytropić kogoś innego niż ten morderczy wesołek z kneblem… Ruszyli niespiesznie, ale raz podjąwszy decyzję Fey nie miał zamiaru pozwolić Makenai’owi na kolejne próby oporu- Pamiętaj, że póki co jesteś moim więźniem. Słuchaj co mówię, to zachowasz skórę.- uprzedził bezbarwnym, suchym jak wiatr pustyni głosem leśny elf.
 
Wafergix jest offline  
Stary 11-06-2015, 23:50   #18
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Feylan Dandradin, Treal Naralthir

Treal delikatnie zaklął i ruszył za łasiczką. Przysiągł, że jeżeli zaciągnie go w płapkę to przez tydzień nie będzie jej czesał.
- Apri, co się dzieje? - zawołał nieco głośniej. Jak ktoś kto chce być usłyszany, ale nie przez wszystkich.
Wołanie Treala na nic się zdało. Wokół panowała cisza, której nie mącił żaden dźwięk. Elf krążył w poszukiwaniu Apri, ale było ono bezskuteczne. Nawet kiedy już wydawało mu się, że usłyszał szelest, który mógł zwiastować jej powrót, szybko jego nadzieje upadały. Zaczął się zastanawiać ile mu zajmie poszukiwanie łasiczki i Feylana, oraz czy w ogóle ich znajdzie, kiedy powietrze przeciąło jedno słowo wykrzyczane w języku Tel’quessir, a był to pełny błagania krzyk mężczyzny dochodzący… skąd?
- Litości!
Treal szybko ruszył za głosem. Nawet jeżeli nie był pewny źródła. Szedł oczekując, że albo znajdzie elfa w tarapatach, albo ponownie usłyszy wołanie, które go naprowadzi.
Nie usłyszał jednak ponownego wołania, co mogło oznaczać, że albo osoba została uciszona, albo po prostu zabita… Treal próbował obrać odpowiedni kierunek, ale nie było to proste. Niemniej fakt, że ktoś błagał o litość sprawił, iż złoty elf zdwoił próby odnalezienia źródła.
Apri nigdzie nie widział i nie mógł określić, gdzie mogłaby się znajdować łasiczka.
Zwolnił kroku, kiedy usłyszał poruszenie roślinności zwiastującej nadejście kogoś… a raczej przynajmniej dwóch osób. Skrył się za drzewami obserwując miejsce, w którym powinni się pojawić ci, których usłyszał. Nie wiedział czego się spodziewać, więc na wszelki wypadek trwał w gotowości.
Wtedy zobaczył Feylana prowadzącego zakneblowanego i związanego słonecznego elfa o ognistych włosach odzianego w lekką zbroję, mając przytroczoną do pasa tubą na zwoje. Nieznany mu Tel’quessir szedł z trudnością, kulejąc z powodu rany nogi, teraz zabandażowanej. Był poobijany i ubrudzony ziemią, a jego oblicze co jakiś czas się wykrzywiało, jakby z jakiegoś bólu.
- Feylan! - elf szybko podbiegł do swoich pobratymców - Już znalazłes sobie nowego kolegę?
Ognistowłosy szarpnął się Feylanowi i spojrzał na Treala błagalnie.
Fey przytrzymał więźnia i rozpogodził się na widok znajomej twarzy, ale zaraz czujnie zmrużył oczy.
- Znasz go?- spytał podejrzliwie, a zaraz potem dorzucił kolejne pytanie- NIe jesteś mam nadzieję kolejną iluzją, prawda?- tak długo szukał niedawnego towarzysza, a teraz znów nie potrafił zmusić się do większej ufności… Może to las, a może obecność uwięzionego słonecznego elfa tak na niego działał?
Treal delikatnie się uśmiechnął.
- W obu przypadkach odpowiedź brzmi “nie”. Pierwszy raz widzę go na oczy, a sam przed chwilą miałem doczynienia z własnymi zjawami. Słyszałeś to błaganie o litość?
Tropicial zaprzeczył ruchem głowy, ale rozluźnił się słysząc, że towarzysz nie zna schwytanego i jest rzeczywisty. Wyciągnął rękę w powitalnym geście.
- Witaj więc, dobrze znów Cię widzieć. Ten związany osobnik, to elf, z którym Cię początkowo pomyliłem, a którego od dawna poszukiwałem.- wytłumaczył ze wstydem swe zachowanie przy pierwszym spotkaniu z Treal’em- Co więcej, uważam, że to on odpowiada za te dziwne śpiewy i zjawy jakie las roztacza wkoło… Pomożesz mi z nim?
Treal uścisnął dłoń towrzysza.
- A gdzie go zabieramy?- chwicył drugie elfa pod rękę - A, nie widziałeś Apri nigdzie? Mała łobuzica zwiała mi…
Dandradin nie przypominał sobie, by widział Apri po rozstaniu z Treal’em.
- Nieee…- odparł zadumawszy się, czy może skupiwszy się na więźniu, nie przegapił jej aby…- niestety, ale nie przypominam sobie bym ją widział. Ten tu, Makenai Khaan pochłonął całą moją uwagę.- wskazał związanego i zakneblowanego słonecznego elfa- Jest magiem, więc trzeba na niego uważać- ostrzegł Fey i skonkretyzował- to mistrz manipulacji, ma wężowy język i zdaje się, że iluzjami też się para… Poza tym chciał Twej śmierci.- zakończył wyczekując w skupieniu reakcji Treal’a na te słowa.
Naralthir uniósł brwi na wypowiedź Frey’a.
- Czemu? Wątpię, abym kiedyś coś zrobił temu osobnikowi. Wykonuje zamachy na zlecenie? - Treal ponownie zaczął się rozglądać - APRI!
Jednakże wołanie Treala nie odnosło skutku.
- To nie zabójca…- leśny elf szukał chwilę dobrego określenia- a zwykły zwyrodnialec.- dokończył prosto- Obawiam się, że ma ten sam cel, co i Ty, centrum lasu, ale nie pozwolę mu ponownie sprowadzić zagładę!- zagalopował się tropiciel, wspominając wydarzenia z własnej przeszłości, których Treal nie miał prawa znać, dlatego szybko dobrzucił- W mych rodzinnych stronach odwiedził jedną puszczę, a jej duchy wybiły mieszkańców do nogi… Zasługuje na najgorszą karę, ale potrzebuję go, bo szukam kogoś, a on wie gdzie tą osobę mogę znaleźć… Co mogę zrobić?- spytał rozbrajająco bezradnie Treal’a- Słyszałem jak szeptałeś w dziwnym języku, może znasz jakiś sposób, by wydobyć z niego informacje?
Treal zamyślił się chwilę.
- Znam się na magii, ale to bardzo… niszowa wiedza. Nie zniżając się do przemocy byłbym w stanie tylko pozbawić go inteligencji i rozsądku na jakiś czas. Może wtedy byłby bardziej skory do wyjawienia swych tajemnic.- ponownie elf skupił się starając się nawiązać kontakt ze swym chowańcem.
Dandradin skinął w skupieniu głową. To dobry pomysł. Obrócił się posłać więźniowi znaczące, lodowate spojrzenie i trzymając za krępujące jego nadgarstki sznury poruszył temat bardziej zajmujący jego sojusznika.
- Gdzie ją ostatnio widziałeś? Apri? Spróbuję pomóc Ci ją wytropić- zaoferował, by Treal nie pomyślał, że tylko własny interes kieruje łowcą.
Treal poczuł więź ze swoim chowańcem, ale pierwsze odczucie łasiczki, jakie do niego dotarło było paraliżującym zmysły strachem.
Spętany elf otworzył szerzej oczy, kiedy Treal powiedział, co może zrobić. Pokręcił gwałtowanie głową i szarpnął się.
- Spokojnie, ogłupienie będzie tymczasowe. - zapewnił Treal - Apri jest niedaleko, ale się boi. Być może coś co zrobił ten tutaj. Jeżeli to faktycznie on… - zamyślił się. Ponownie sięgnął umysłem do swego chowańca, starając się ją uspokoić, przesyłał jej kojące myśli i obietnice opieki kiedy do niego wróci.
- W takim razie prowadź, najpierw znajdźmy Twoją przyjaciółkę, a później moim “nieprzyjacielem”- rzucił sakrastycznie Feylan. Coraz częściej łapał się na sarkastycznych myślach, gdy zły mag był blisko, chociaż związany…- ale jak tylko ją znajdziemy, zastosuj czar, o którym wspomniałeś, proszę. Myślę, że to może mi pomóc.
- Może już sam koncept osiągnięcia intelektu orka rozwiąże mu język. - Treal ponownie się skupił i ruszył w kierunku, z którego docierały do niego emocje łasiczki.
Zadowolony z pomysłu kompana leśny elf wyciągnął knebel jeńca.
- Co Ty na to Khaan?- spytał złowróżbnym tonem- Może to rozwiązuje nieco Twój język?
- Nie… Nie… Nie możecie mi tego zrobić! - wydusił z siebie elf patrząc ze złością na obu Tel’quessir.
Feylan uśmiechnął się. Oburzenie Khaana było muzyką dla jego uszu, choć w głębi duszy wstydził się tej niecnej rozkoszy…
- Zatem to już ustalone!- powiedz mi co wiesz, a nie poproszę Treala o tę przysługę, ale niech wyczuję kłam w Twych słowach, a porozmawiam z Tobą, gdy będziesz równie inteligentny co wspomniany zielonoskóry!
Rudy elf spojrzał z czystą nienawiścią na Feylana, po czym szarpnął się ponownie i przeniósł spojrzenie na Treala:
- Nie możesz mi tego zrobić. Nie możesz. Nie zgadzam się!
- Tak jak powiedziałem, to tymczasowe. Zbrodnie, które przedstawił Feylan są dość poważne, jakaś forma kary ci się przyda. - zerknął na więźnia - Wpływałeś na wizje, które na nas zsyłałeś, czy tylko przedstawiałeś nam nasze lęki?
- On mnie torturował, męczył! - wykrzyknął elf do Treala, na chwilę spoglądając na Dandradina. - Nie jest elfem, jest oprawcą! Zabije mnie!
Treal spojrzał na swego towarzysza.
- Co ty na to?
Tropiciel skrzywił się i zacisnął dłoń na rękojeści swego miecza.
- To prawda…- przyznał niechętnie- ale nie posunąłem się za daleko!- zaznaczył wściekły, że mag zaczyna nastawiać Treala przeciw niemu- Nie znam magii, więc musiałem ostro się z nim namęczyć, by nie mógł mnie zaczarować i słuchał poleceń! To krnąbrny i podstępny typ! Wmusiłem w niego serum prawdy, a ten dalej potrafił zataić najważniejsze informacje… Dlatego postanowiłem Cię znaleźć. Bez pomocy musiałbym zrobić mu prawdziwą krzywdę, a nie tego chciał mój dawny mentor…
- Ale ty byś chciał. - odezwał się ponownie ten, którego Feylan nazwał Khaanem. - Jesteś do tego kłamcą. - spojrzał na swojego opracę, po czym zwrócił się do Treala. - Słyszałeś wołanie o litość? Powiedział, że on nie słyszał? Kłamał. To byłem ja. On chce mnie zabić i zrobi to niezależnie co powiem. Zrobi to, ale najpierw sprawi mi wiele bólu.
- To miłe. - Treal dał chwilę, aby słowa zawisły w umysle maga - Nie mam pojęcia, który z was mówi całkowitą prawdę, równie dobrze oboje możecie coś zatajać. Nigdy nie powiedziałeś Khaan, że nie zasługujesz na takie traktowanie - Naraltir spojrzał na swego towarzysza - Co z nim zrobisz jak wyciągniesz z niego potrzebne ci informacje? - Treal przypomniał sobie historyjkę jaką sprzedał mu Feylan na początku ich spotkania, ten elf ma najwyraźniej spore problemy z zaufaniem komukolwiek - Przy okazji Feylan, to jest ten krewny, którego szukałeś?
- Nie.- krótko i stanowczo odburknął zamyślony tropiciel. Myślał jak przekonać towarzysza do swojej wersji.- Szukam siostry, a z tego co od niego wyciągnąłem, wie gdzie mogę ją znaleźć, ale nie powie z własnej woli.- gdyby spojrzenie mogło zabijać, Makenai Khaan już nikomu by niczego nie powiedział. Na szczęście Dandradina jego wzrok nie miał morderczych właściwości.
- Zamierzałem go stąd zabrać i może oddać w ręce jakiegoś sądu... - zaczął, ale dotarło do niego, że ciężko by mu było dowieść winy manipulatora… Nic to, później zastanowi się nad tą kwestią.- Nie może zostać w tej puszczy, bo znów wywoła coś złego.- dokończył rozglądając się za zaginionym chowańcem, choć w myślach dalej rozważał obecne położenie. Treal go nie zdradzi… Nawet jeśli nie uwierzy mu, to Khaan jest w mocy Fey’a. Nie… Naralthir raczej nie wejdzie mu w drogę. Najwyżej nie udzieli pomocy, ale jego pomysł wart jest rozważenia… Muszą wydostać się z lasu, a Dandradin już znajdzie odpowiedniego maga do przeprowadzenia przesłuchania...
Elf spróbował się wyrwać Feylanowi i patrząc Trealowi w oczy wyszeptał:
- Pomóż mi, proszę, nie oddawaj mnie w moc tego oprawcy, cokolwiek mówi - on i tak mnie zabije. Proszę… - wraz z tymi słowami rozległ się cichy szelest, kiedy coś niewielkiego poruszyło gałązki krzaków nieopodal właściciela Apri.
-Apri?- elf schylił się podnosząc rudą łasiczkę z ziemi - Tu jesteś. - przytulił swą przyjaciółkę delikatnie, pogłaskał ją i schował bezpiecznie do plecaka - Jest tam kilka przysmaków dla ciebie, odpocznij sobie. - Treal spojrzał na dwójkę elfów - Nie znam waszej historii i nie wiem do czego każdy z was jest zdolny. W obawie jednak o dobro twojego sumienia Fey, nie puszczę was samych. Mamy jednak problem, nie wiemy gdzie jesteśmy, ani jak daleko do najbliższej osady. Chcecie, abym przystał z jednym z was, to przedstawcie mi dokładnie tą historię, a ja zdecydują na co przystanę w naszym działaniu.
Dandradin postanowił opowiedzieć swą historię jako pierwszy.
- Lata temu byłem kaleką. Nieważne jak to się stało. Ważne, że opiekowała się mną siostra, Alaya. Pewnego dnia poznała rudowłosego elfa, a w kilka dni później uciekła, podżynając mi przed odejściem gardło.- w tym miejscu leśny elf dla podkreślenia dramatyzmu uniósł podbródek ukazując poprzeczną bliznę na szyi, przyszynę ochrypłego i ponurego głosu jakim przemawiał- Uratował mnie wędrowny kapłan, który został później mym mentorem, a który obecnie nie żyje. Myślę, że on też ścigał wtedy tego rudego elfa- Fey postanowił podzielić się podejrzeniami z towarzyszem- Wiele lat podróżowaliśmy, aż on wrócił do rodziny, a ja do Wysokiej Kniei, swego domu. Niczego wtedy jeszcze o Khaan’ie nie wiedziałem. Później las zwariował, a dokładnie jego duchy. Cudem uszedłem z życiem, chyba jako jedyny. Gdy później wędrowałem szukać Alay’i trafiłem na ofiarę rudowłosego elfa. Karczmarkę, która pod wpłytwem jego czaru mordowała gości. To od niej dowiedziałem się o poczynaniach tego zwyrodnialca i że moja siostra zrobiła to co zrobiła pod wpływem magii, nie z własnej woli… Nadal jej szukam, ale go też chciałem dopaść, by nikt więcej nie przeżył czegoś takiego.- Tropiciel zakończył możliwie zwięźle historię życia i zdumiał sie, jak krótka była i jak niewiele emocji budziły w nim te wszystkie wydarzenia po latach… Ot, proste wymienienie pamiętanych faktów… A przecież dopiero co w furii wrzeszczał i płakał nad Khaan’em… Czyżby już wyzuł się na dziś z emocji?
Treal zamrugał kilka razy na te słowa. Spojrzał na Khaan’a.
- No cóż… zajmująca opowieść. Masz coś na swoją obronę?
Złoty elf spojrzał lodowato.
- Czy muszę coś mieć? To on, ten szaleniec, torturował mnie i ma zamiar mnie zabić. Nie mam z czego się tłumaczyć, nie zrobiłem nic, aby zasłużyć sobie na los, jaki on już dla mnie zgotował w swoim chorym umyśle.
Tropiciel kopnął wściekle bezczelnego maga, przytrzymując go jednak, żeby się nie przewróćił. To by spowolniło marsz…
- Zapomniałeś dodać, że obserwowałeś mnie i Treala wcześniej, a gdy Cię przepytywałem, zaproponowałeś, że zdradzisz mi gdzie jest moja siostra, jeśli zabiję przyjaciela na Twoich oczach!- wrzasnął z wyrzutem, jednak celowo używając w stosunku do sojusznika określenia “przyjaciel”. Czy rzeczywiście nim był? Za dużo podejrzeń zaprzątało głowę Fey’a i za wiele kłopotu ma teraz z tłumaczeniami… Może w innych okolicznościach i po dłuższej znajomości byłoby to prawdą, ale póki co łowca starał się jedynie by złapany z trudem mistrz manipulacji nie wymknął sie z jego sieci...
- On nie umie mówić prawdy, a jego oczy zaćmiła żądza zemsty kierowana ku komukolwiek, kto wydaje się mu być winnym. - Khaan spojrzał na Treala i spuścił głowę. - Nie byłem nieskazitelny w moim życiu, ale to, co on mówi… Nie zasłużyłem na to wszystko, nie zasłużyłem na śmierć. Błagam tylko o litość w tym życiu, a po śmierci i tak osądzą mnie Seldarine.
Treal westchnął, czy naprawdę musiał teraz rozstrzygać moralne dylematy dwóch zwaśnonych elfów. Spojrzał na Khaana.
- Jeżeli jednak mówi prawdę puszczenie cię byłoby zbytnim ryzykiem. Nie pozwolę mu cię zabić, oraz powstrzymam go od tortur. Obawiam się jednak, że będziesz z nami podróżował na razie. Kiedy znajdziemy bezpieczne miejsce zadamy ci jeszcze kilka pytań.
- Skoro już jesteśmy w komplecie zastanawia mnie co tak wystraszyło Twą Apri?- zastanowił się na głos tropiciel, zaskoczony, że Treal nie poruszył wcześniej tego tematu, choć dopiero co się o nią zamartwiał…
Treal spojrzał na swą przyjaciółkę i wydał z siebie kilka pisków.
- Byłem bardziej zajęty znalezieniem jej.
Fey spojrzał w stronę zarośli, z których wyłoniła się łasiczka.
- Proponuję iść w takim razie w przeciwną stronę- stwierdził szorstko- Nie wiem, gdzie to nas zaprowadzi, ale tego co wystraszyło Apri też wolałbym nie spotkać.
Spętany elf poruszył związanymi na plecach rękoma, jakby chciał się oswobodzić albo po prostu ustawić je wygodniej, jednak czegokolwiek by nie próbował jego starania były bezowocne.
Nawet nie próbuj!- warknął jego oprawca widząc jak Makenai szamocze się w sznurach- Jeśli Ci niewygodnie, może zamiast krępować powinienem przetrącić Ci parę kości?- spytał z groźbą w głosie, ale zaraz ugryzł się w język. Towarzystwo Treala mogło być na dłuższą metę uciążliwe… Fey miał nadzieję, że przynajmniej pomoże mu póki co przypilnować więźnia.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 17-06-2015, 22:54   #19
 
Kaeru's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumny
Thorendil i Ellethiel

- ?! - Powiedział Thorendil nieco skonfudowany.
- Błagam… - elfka patrzyła na druida przerażonym wzrokiem. Wyciągnęła w jego stronę sztylet, jakby podając mu.
Druid wziął sztylet po czym odrzucił go na bok i silnie uderzył elfkę w twarz otwartą dlonią.
- Czyś ty rozum postradała?! - Wściekł się nie na żarty. - Jedno tylko zycie dostałaś od Seldarine, nie pozbywaj się go jakby było nic nie warte!
Mavarin położyła dłoń na uderzonym miejscu, ale najwyraźniej niezrażona wybuchem Thorendila kontynuowała:
- To niech Seldarine je zabiorą! - zawołała.
Ile zła musiało spotkać elfa, żeby ten zrezygnował ze swojego życia? Tego Ellethiel nie wiedział. Unikał zła jak tylko mógł przez całe swoje dotychczasowe życie. Co mógł o nim wiedzieć? Co mógł zrobić w tej sytuacji? Stać i patrzeć jak elfka błaga o śmierć? Tylko to?
- On nie jest Seldarine. Ani ja. Nie możemy tego zrobić.
Elfka spojrzała na Ellethiela, jakby dopiero teraz go zauważając. Pół elf widział, jak ona całą swoją postawą błaga.
- Nie, nie, nie! - wciąż na klęczkach złapała Thorendila za ręce. - Miej litość!
Pół elf spojrzał na elfkę jakby miał zaraz do niej dołączyć.
- Ani mi sie waż. - Warknął Thorendil, nie wiadomo czy bardziej do elfki czy półelfa.
Mavarin wzmocniła uścisk na nadgarstkach druida.
- Czemu mi to robisz, czemu? Czemu nie masz litości?
Dla Ellethiela to było zbyt wiele. Wiedział, że czas przejść do konkretów. Przykląkł obok kobiety i nieporadnie, jak uczniak, cmoknął ją w policzek.
- Bo wiem co znaczy odbierać, życie i tracić bliskich. Nigdy więcej bezsensownych śmierci, rozumiesz? Nigdy więcej. Cokolwiek tu się stało nie możesz umrzeć z tego powodu, nie pozwolę na to. Póki zyjesz póty jest nadzieja.
Elfka spojrzała na Ellethiela zaskoczona, ale tylko go odsunęła od siebie i znowu skupiła się na Thorendilu.
- Ufałam ci… Myślałam, że posiadasz sumienie. - odwróciła głowę.
“Poddaję się”, pomyślał pół elf.
- A ja dalej wierzę w twoją mądrość…
Mavarin nie odwróciła głowy w stronę Thorendila ani nie spojrzała na Ellethiela. Wyglądała teraz na całkowicie zrezygnowaną.
- Seldarine… - wyszeptała.
- To może… powiesz chociaż co się stało? - zagadnął Ellethiel.
Mavarin zaczęła się śmiać. Histerycznie.
- Uciekajcie! - zawyła poprzez ten śmiech.
- Innym razem. - Thorendil przestał słuchać kobiety i po prostu przerzucił ją sobie przez ramię. Miał już pewność, że przeżyła coś na tyle strasznego by postradać umysł. Nie mógł jej jednak pomóc na miejscu więc jedyną opcją było zabrać ją do drzewa.
Ellethiel zerwał się z ziemi, patrząc na elfkę z obawą.
Kobieta szarpała się druidowi, ale zbyt słabo, aby miało to jakiekolwiek znaczenie.
- Zdrajca, zdrajca! - wyrzuciła z siebie, po czym zaczęła drapać plecy Thorendila.
- Porozmawiamy o tym później, teraz upewnię się, że nic Ci nie bedzie. - Po czym zwrócił się do półelfa. - Chodźmy, nie powinniśmy tracić więcej czasu.
Ellethel był posłuszny. Szedł parę kroków za Thorendilem, obserwując nadzwyczajny balast, który elf niósł.
- Gdzie teraz pójdziemy?
- Nie zmieniliśmy planów, musimy tylko wyjść z tej mgły.
- Świetnie! Wspaniale! Nie mogę się doczekać! Mieszkasz z kimś? Masz dużą rodzinę? Albo zwierzątka? Uwielbiam zwierzątka! I rodzinę też! Zawsze chciałem mieć siostrę, ale mama nie daje się namówić… Masz rodzeństwo?
- … - Thorendil otworzył usta, potem je zamknął i znów otworzył. Nigdy w całym jego życiu nie spotkał kogoś to w takiej chwili potrafiłby zasypać go gradem pytań. W dodatku półelf chyba nie zaczerpnął powietrza podczas wypowiedzi. Niesamowita zdolność.
- A ty jak masz na imię? - Zwrócił się w swojej wypowiedzi do elfki. - Ja jestem Ellethiel, ale możesz mówić na mnie jak chcesz. Dopóki nie zdrabniasz mojego imienia możemy zostać przyjaciółmi! Co o tym myślisz?
Mavarin spojrzała na Ellethiela trochę nieobecnym wzrokiem i wyszeptała tylko jedno słowo:
- Głupiec.
- Ale szczęśliwy głupiec!

~~~~~~~~

Znalezienie drogi nastręczyło Thorenilowi nie lada kłopotu. Niby znał to miejsce, niby wiedział gdzie iść, ale wydawało mu się jakby to las nie chciał pozwolić mu dotrzeć na miejsce. Przez całą drogę, całe to krążenie w miejscu, nie natrafił na swoją wioskę, jakby jej tu nigdy nie było. Obawa zagościła w jego sercu, gdy zdał sobie sprawę, że po drzewie, tym konkretnym i bliskim jemu sercu drzewie mógł także nie pozostać ślad. Co wtedy by zrobił? Czy byłby w stanie myśleć o aktualnych problemach, a nie o stracie?
Co wtedy?

Jego elfie oczy w końcu uchwyciły to, czego tak poszukiwał. Był to na razie tylko zarys, osłonięty mgłą, ale jednak Thorendil wiedział, że pomyłka nie była opcją.

Dotarł tam, gdzie kierowało go serce.

Odetchnął z ulgą widząc iż JEGO drzewo jest nietkniete.
- Dzięki wam duchy lasu… - Wyszeptał. - Ellethielu zaczekaj tu chwilę, muszę się rozejrzeć.
- Jasne. Nie będę Ci przeszkadzał - odpowiedział. Oczywiście sam również będzie się rozglądał, ale bardziej dyskretnie. Skoro jego nowi przyjaciele potrzebują chwili sam na sam, niech i tak będzie. - W razie co, to wołaj. Jest jakaś szansa, że cię usłyszę.
- Na pewno. - Druid nie sprecyzował cóż takiego uznal za pewnik. Ruszył w stronę wioski by przyjrzeć się z bliska w jakim stanie znajdują się tutejsze rośliny. A co ważniejsze, zrozumieć dlaczego w tak tragicznym.

Ellethiel nie potrafił określić co budzi w nim największy niepokój, czy nawet nieokreślone zaczątku strachu. Może to była ta mgła przesłanająca widok, może szaleńcze zachowanie elfki błagającej o śmierć, a może ta wszechogarniająca cisza przerywana tylko cichym szlochem Mavarin. A może wszystko na raz…
Rozglądając się miał nadzieję natrafić na cokolwiek, może na jakąś wskazówkę, jednak prócz drzewa tak ważnego dla Thorendila nie widział niczego konkretnego. Niemniej to drzewo, będące w tym momencie dla Ellethiela tylko drzewem, przyciągało uwagę pół elfa. Wydawało się być jedyną nietkniętą istotą przez to, co wzięło ten teren we władane. Wyglądało na zdrowe zupełnie jakby nic nie miało tu miejsca.
Ellethiel powoli ruszył się z miejsca, ale jednocześnie pilnował, aby nie oddalać się zbyt daleko. Sama myśl, że mógłby się zagubić w tej mgle, w tym grobowcu była, mówiąc bardzo delikatnie, niepokojąca. Nie był w stanie zobaczyć jednak niczego innego, jak tylko uschniętej roślinności, która trzeszczała pod jego nogami. Miał już zamiar się poddać i wrócić do miejsca, w którym rozstał się z druidem, kiedy usłyszał, jak coś bardzo blisko poruszyło umęczoną roślinność. W momencie, w którym spojrzał w tamtą stronę wydawało mu się, że dostrzegł jakiś kształt, który czmychnął w stronę zwalonego drzewa i prawdopodobnie skrył się za nim. Ruch jednak był zbyt szybki, aby Ellethiel zdołał rozpoznać coś więcej, ale głosik w jego głowie podpowiadał mu, że nie był to kształt humanoidalny…

Thorendil zmierzał w stronę wioski trzymając przewieszoną przez ramię Mavarin, która zaprzestała walki i teraz jedynie cichutko popłakiwała z bólu, którego przyczyna była mu nieznana.
Nie każdy nie będący Tel’quessir byłby w stanie dostrzec wioskę Thorendila, jak i wiele innych jej podobnych, jednak starszy tej społeczności od razu zobaczył zarys miejsca, nad którym sprawował pieczę. Te same drzewa, te same skryte w nich domki, te same miejsca spotkań, a jednak… a jednak inne. Z tego poziomu wszystko było na swoim miejscu, ale na tym kończyły się podobieństwa. Wiosce, jak i w wypadku całej okolicy, brakowała tej iskry życia, którą zastąpiła grobowa cisza. Rośliny natomiast były w różnym stopniu uschnięte i tak kruche, że każdy krok Thorendila niszczył ostatecznie martwią, lub pół martwą, strukturę tych, na które nastanął.
- Thorendilu… - elf usłyszał cichy głos Mavarin. - Thorendilu… - powtórzyła, po czym zamilkła, a druid czuł, jak kobieta drży, może z zimna, może z czegoś zgoła innego…

“Pewnie wiewiórka… tak, z całą pwnością wiewiórka, oczywiście, że wiewiórka, co innego jak nie wiewiórka!”.
Cichutki głosik w jego głowie szeptał ostrzeżenie: dlaczego, skoro wszystko tu jest martwe, przeżyło to jedne zwierze? Szybko jednak zagłuszały go inne myśli, znacznie bardziej możliwe do zniesienia. Znajdowały ujście w słowach, pozwalając Ellethielowi na skupieniu umysłu na mówieniu zamiast na nieprzyjemnych rozważaniach.
- Wiesz, wiewiórko. Trochę tutaj nieprzyjemnie. Niechciałbym mówić o tym Thorendilowi, bo chyba mu się tu podoba, znaczy… zdaje się, że tu mieszka. Ta elfka też jest niepokojąca. I mnie obraża! Ale to takie urocze na swój sposób, prawda? Ciekawe jak radzi sobie Tornis. Mam nadzieję, że znalazł Izela, przecież nikt nie chciałby chodzić samemu po lesie. Na pewno znalazł! On ma instynkt! Dokładnie wiedział, że powinienem iść przodem w grobowcu. Bo gdyby to on szedł pierwszy to mógłby wpaść w pułapki a ja sobie poradziłem! Szkoda tylko, że rozstaliśmy się w takich okolicznościach… nie zrozum mnie źle, wiewiórko, ja go nie nienawidzę. Mam żal do niego i jest mi przykro... ale wiem, że to dobry człowiek! Wszyscy ludzie są z natury dobrzy, ale zdarza im się chorować na zło. Ja unikam zła i złości, więc jestem całkiem zdrowy na duszy i sercu. Muszę być zdrowy, żeby móc się pokazać mojemu tacie! Zazłony nie mogę wrócić do domu, nie chcę zarazić mamy. Ale się nie zarażę, spokojnie! Mam nowych przyjaciół, oni mi pomogą, a ja pomogę im. Tak, dokładnie. Od tego są przyjaciele. Nie to co Kreth, ten mały, uparty…
Ellethiel zacząl gadać, i gadać i gadać… a przecież nawet nie poznał swojej rozmówczyni! Gdzie się podziały jego maniery? Przerwał chodzenie w kółko w tym samym miejscu i skierował swoje kroki w stronę powalonego drzewa, aby chociaż rzucić na nią okiem.
Wiewiórka, jeżeli tym był ten kształt, nie odpowiedziała w żaden sposób na zbyt długi monolog pół elfa. Kiedy natomiast Ellethiel podszedł trochę bliżej zwalonego drzewa usłyszał dźwięk, którego raczej na pewno nie wydają wiewiórki.
Usłyszał gardłowe warczenie dochodzące zza obalonego pnia, z miejsca skąpanego we mgle.
- Już, już, idę sobie, dobra wiewiórka… - odpowiedział stworzonku. Powoli wycofał się, cały czas obserwując powalone drzewo. Najlepiej wrócić do Thorendila. Dla pewności wyciągnął też broń, która była nieprzyjemnie zimna. Nie chciał być bezbronny jeśli zwierzątko zechce go zaatakować.
Cofając się nie usłyszał żadnego ruchu zza powalonego drzewa czy kolejnego warczenia, jednak nie zdołał wycofać się daleko, kiedy usłyszał krótki szelest po swojej lewej, po którym zapadła cisza. Niemniej rozległ się on bardzo blisko miejsca, w którym znajdował się Ellethiel…
On jednak uznał, że to z całą pewnością nie jest nic niebezpiecznego. Jest na to zbyt zimno. Jakikolwiek ma to związek z niebiezpieczeństwem.
Kontynuował powolne wycofywanie się i lekko skręcił w swoją prawą. Nie chciał przecież nadepnąć kolejnej wiewiórki!
 
Kaeru jest offline  
Stary 13-07-2015, 17:00   #20
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Elf o twarzy zasłoniętej półprzejrzystą opończą, owiniętą na ramionach wokół szyi jak szal i opływającą jego ciało jak gdyby powietrze wokół chwiało się od gorąca zwęził szmaragdowe oczy wyciągając sękate palce o długich, perłowych paznokciach by opuszkami dotknąć twarzy posągu, oglądając uważnie uszkodzenia. Nie zareagował na szept. Miast tego odszedł od posągu do środka placu w kształcie księżyca, przed półksiężyc schodów prowadzących do swoistego amfiteatru gdzie w czasach Cormanthoru stali wierzący podczas misteriów Pani Snu. Spojrzał na niebo nad nim i po chwili namysłu wydobył dłoniami misterną, drobną fletnię z białego drzewa, obsuwając niżej opończę z twarzy i rozpoczynając na instrumencie melodię.

Jedna nuta, przeciągła i ostra niczym nagły krzyk ptaka, lecz nie przerwany, a przeszły w melodię.

Gdy nuta zmieniła się w melodię niczym wysoki trel ptaka, Pieśniarz Klingi rozpoczął powolny, acz dostojny taniec, oparty na rytmie i gracji i precyzji kroków, we wzór zapamiętany i powtarzany i doskonalony tysiące lat, wzór, który rozpoznać by mogli tylko ci, którzy zakosztowali na opuszkach palców smak Splotu jak koniuszkiem języka wytrawne wino.

Gdy zaklęcie, melodia, taniec przeszły w crescendo, wszystko się urwało, a elf obrócił się ręką zagarniając opończę by znów jednym gestem się nią owinąć, fletnia luźno zwisała na szyi na włóknie ze splecionych włosów nimfy, a druga ręka dzierżyła migotliwy, lśniący promień księżyca, nie dłuższy niż jego przedramię.

Skowronek ruszył niespiesznym krokiem ku wyjściu z którego słyszał szept by stanąć na szczycie schodów przy porośniętym bluszczem wejściu do Dworu Księżyca i omieść wzrokiem okolicę.
To, co zaniepokoiło elfa nie należało do doświadczeń wzrokowych. Nie widział niczego niepokojącego, żadnego zagrożenia czy czegoś, co było wyraźnie nie na miejscu… nie licząc okaleczenia posągu bogini, jaki zastał w środku świątyni. Na zewnątrz jednak pozostawało jedynie nikłe odczucie, iż pomimo braku widocznych dowodów, wszystko było nie takie, jakie być powinno. Słyszał… Słyszał…
Tu był problem. Nie słyszał tego, co słyszeć powinien.

Las był niemy, jakby ogarnięty jakimś zaklęciem, które wydarło z niego głos, nie pozwalając nawet wydobyć się z jego gardła cichego szelestu liści powodowanego wiatrem.

Las był niemy, ale Skowronek miał wrażenie, jakby tym milczeniem szydził z niego…

...a on nie był tu sam. Podjął jednak grę.

Uniósł ręce, splatając bez jednego dźwięku, bez jednego słowa zaklęcie gestami palców, jak gdyby sękate palce były drutami przy osnowie tkackiej, jak gdyby chwytał nimi rozwleczone koniuszki splotu i srebrzystą nicią splatał ZNAK który kształtował rzeczywistość na jego życzenie, przeistaczając jego samego. Zamknął palcami powieki w ostatnim geście, przywołując całkiem inny zmysł, by ujrzeć magię, która odebrała dźwięk.
Cała okolica zdawała się być jednym magicznym efektem, którego natura jednak niczym spłoszona łania była nieuchwytna i zawsze, kiedy się na niej próbować skupić czmychała poza granicę poznania. Magia tam była, ale czy to ona spowodowała milczenie lasu?
Jasnym było iż Pieśniarz zadecydował, ponownie sięgając po fletnię, krążąc delikatnymi i szybkimi krokami w kolejności, która mogłaby być symbolem Splotu gdyby ktoś uważnie go obserwował. Jak nagle rozpoczął taniec tak nagle go zakończył, wznosząc wyżej melodię, jak gdyby chciał by dźwięk przebił się przez magiczną ciszę, by muzyka wypełniając pustkę położyła jej kres.
Przez misterną strukturę Splotu przebiegło poruszenie niczym skurcz i na ten jeden moment, na krótką chwilę głos powrócił do lasu. Drzewa, trawy zaszumiały, z oddali słychać było pohukiwanie samotnej sowy, jednak po tym czasie, który zdawał się być tak nieznaczący, że aż iluzoryczny cisza ponownie opanowała las, jakby rozsupłane nici Splotu ponownie zostały związane tym samym, wszechogarniającym zaklęciem.

Elf przez chwilę stał w bezruchu z zamkniętymi oczyma. Po chwili splótl ostatnie z zaklęć, które mogło dopomóc mu w tej sytuacji. Jeżeli nie mógł zwyciężyć ciemiężycielskiej siły, mógł uczynić ją bezużyteczną.

Ktoś czynił w jego zagajniku coś wymagającego zatuszowania. Skowronek dokonał swojego zaklęcia i otworzył oczy, gdy magia przeistoczyła jego samego znów, lecz nie oczy. Zaczął schodzić ze schodów w kierunku z którego może minutę wcześniej dobył się szept.

Kiedy Skowronek zszedł ze schodów ponownie rozległ się niezrozumiały szept, teraz jednak można było określić co takiego w nim jest tajemniczego. Ciężko było nazwać słowami to, co usłyszał, a raczej…

... szumem drzew…

...świstem wiatru…

...spóźnionym świergotem skowronka…

Cichy szept rozchodził się zewsząd, otaczał elfa i wirował wokół niego. Był wszędzie i nie miał źródła.

A w miejscu, z którego wcześniej dochodził głos nikogo nie było.

Elf jednak dalej kroczył przed siebie, kierując się tym razem dłuższą drogą prosto ku rzece.
 

Ostatnio edytowane przez -2- : 13-07-2015 o 17:08.
-2- jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172