Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-03-2015, 16:08   #1
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
[FR, SimEvil] Trudne Życie Małego Zła

Stara Studnia

Wieś jakich niewiele w Krainach. Położona na uboczu, z dala od szlaków handlowych i większych miast. Nie upomina się o nią żadne królestwo, nie podlega prawom innym niż własne, obyczajowe. Pola Starej Studni rodzą obfite zbiory a tutejszy miód cieszy się taką sławą, iż raz do roku przybywają krasnoludy z odległych gór i płacą szczerym złotem za ten napitek. Nic więc dziwnego, że wraz za złotem przybywają kupcy z odległych ziem by oferować wszelkie przedmioty zbytku wieśniakom których kieszenie ciężkie są od cennego kruszcu.

I tak życie płynie w dolinie i wsi, spokojnie i powolutku. I jedynie opowieści z dawnych lat mówią o przygodach i bohaterach, o sojuszach i wspólnych walkach. O górskiej siedzibie krasnoludów opuszczonej dawnymi czasy gdy zabrakło żelaza w trzewiach góry. O leśnej elfów przystani gdzie sztuka i magia królowały. Lecz i elfy odeszły gnane zewem który tylko one były w stanie usłyszeć.

Pozostali tylko ludzie we wsi, tylko oni mieli powód by zostać.
Kliknij w miniaturkę
Necroth
Przeraźliwy krzyk rozdarł noc. Nieludzki i mrożący krew w żyłach. Dobywał się z gardeł wielu istot, nad którymi zawisło widmo zagłady. I jeden tylko stawił jej czoła. Był silny i wielki, jego skóra pokryta szczeciną krótkich włosów lśniła od potu. On jeden nie zamierzał się poddać. Zebrał swoją wściekłość która narastała przez lata niewoli. Ruszył. Miał swój cel, tego kto chciał mu odebrać przywództwo. Potężne ciało rozpędzone silnymi nogami udeżyło w ścianę.

Necroth był pewien, ze gdyby nie zdążył uniknąć tego ciosu było by po nim. Tak, tak. Ten przeciwnik był silniejszy niż wszyscy których do tej pory spotkał. Nie mógł sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Jego oczy napotkały wściekłe spojrzenie przeciwnika. Teraz! Bladoniebieski promień trafił prosto w przekrwione ślepia okrywając je warstewką lodu.

Knur zaszarżował raz jeszcze, lecz oślepiony nie miał szans trafić. Po raz kolejny uderzył o ścianę chlewika. A nad nim żądny krwi unosił się Necroth smagając wieprza kolejnymi uderzeniami mroźnych promieni.

Zwycięstwo! Tak, wygrał z silnym przeciwnikiem i coś w jego małej mrocznej duszy radowało się z tego zwyciestwa. Inna zaś część mówiła znacznie głośniej: ”Koryto jest twoje!”
Jadł a głód który czuł od wielu już dni powoli ustępował.

~ Wiec tak chcesz teraz żyć? Walczyć ze świniami, mordować małe kotki, siać spustoszenie w kurnikach? Czy to szczyt twych ambicji?

Głos bez głosu, wwiercał się wprost do umysłu Necrotha. Niczym lodowaty strumień, orzeźwiał go i paraliżował jednocześnie. A razem z głosem wizja chwały i potęgi. Takiej jakiej niegdyś szukał. Wiedzy przekraczającej jego najśmielsze oczekiwania. Prawd ukrytych przed śmiertelnymi a w końcu wizja prawdziwej boskości.

~ Chodź do mnie, chodź a dam Ci więcej niż potrafisz wyśnić.

Sam nie wiedział kiedy wkroczył na drogę. Prowadziła do niewielkiego pagórka w centrum wioski. Widział nieziemskie czarne światło bijące z centrum. I inne postacie również gromadzące się, wezwane potężną wolą tego który oferował dary…
Kliknij w miniaturkę
Ssffhar
Czuł strach, coś wzbudzało wielkie przerażenie, niemal takie jak i on potrafił wzbudzić. Nie było to jednak przerażenie jakiego pragnął. Zaledwie zwierzęcy strach. Jego ciągnęło coś innego. O tak, ktoś tej nocy miał koszmary. I Ssffhar wiedział, ze musi to wykorzystać bowiem od kiedy przybył nie czuł tego przyjemnego podniecenia. Ruszył przed siebie gnany godem.

Chłopiec w swoim łóżku przewracał się z boku na bok, męczyły go straszne sny. Oblewał zimny pot. Chciał krzyczeć, lecz nie mógł. Chciał się przebudzić, coś jednak nie pozwalało na to.
Ssffhar czuł strach dziecka, spijał go. Delektował się nim. Sycił. Smakował strach jak nigdy od czasu kiedy wraz z braćmi przemierzał ulice miasta.

~ Chciałbyś ucztować tak już zawsze? Chciałbyś siać postrach wśród ludzi, stać się ich największym koszmarem?


Koszmar chłopca się skończył a Ssffhar zdał sobie sprawę, że to ów tajemniczy głos w jego umyśle jest tym który zwabił go tu i uraczył koszmarami. Ów głos który był tak znajmomy i tak obcy zarazem, głos który powodował przerażenie w przeszłości i który znów chciał siać postrach. I wybrał jego.

~ Chodź do mnie, chodź a dam Ci więcej niż potrafisz wyśnić.

Stwór zrodzony z koszmaru ruszył za głosem. Pragnął być mu pomocny, wiodły go nie wizje lecz pamięć i obietnica. Pamięć przerażenia i obietnica nieskończonego terroru.
Zbliżał się do pagórka a jego oczy przeszywające ciemność głębszą niż najgłębszy mrok doskonale widziały dwie inne postaci zbliżające się wraz z nim do centrum. Do oka terroru!
Kliknij w miniaturkę
Trypr Trybopsuj
Stara odlewnia, niewątpliwie powstała przy współpracy ludzi i krasnoludów. Miała w sobie sporo z cech charakterystycznych dla obu ras. Nie to w niej jednak ceniły Trybopsuje a fakt, że sporo tu było starych przekładni, zębatek i wszelkiego mechanicznego złomu. Spro z tego można było wykorzystać a niedaleka wioska zapewniała sprytnym istotom zapasy. Prawie raj!

Dla Trypra było to jednak za mało. Czuł, że jest stworzony do czegoś większego. Od kiedy osiedli stracił ten autorytet którym cieszył się w drodze. Tu gremliny dały się ponieść swej chaotycznej i anarchistycznej naturze a on był zbyt słaby by narzucić swoja wolę siłą.

Wieczorem gdy przeszukiwał stertę złomu, w nadziei na coś naprawdę przydatnego, dostrzegł mechanizm którego nie potrafił zidentyfikować. Dziwną konstrukcję przympominającą odrobinę serce lecz z metalu i ogromną ilością kół zębatych.
Fascynujacy mechanizm był nieuszkodzony. Trypr czym prędzej wprawił go w ruch, mroczna magia którą wyzwolił przelewała się przez jego dłoń, na ziemię. Pełzła w stronę złomu zmieniając go i wypaczając w nowe formy. Po chwili “serce” zaczęło się niecierpliwie szamotać a w końcu wyrwało się z dłoni Trypra i wtopiło w formujacy się mechanizm.

- Tego pragniesz? - Zaskrzeczały metalowe kły w ciele mechanicznego diablika. - Dam Ci wiedzę, dam Ci dom, dam Ci warsztat. Staniesz się większy niż twój mistrz kiedykolwiek był! - Przekonywała bestia. A Trypr wiedział, że mówi prawdę. Miała wiedzę i moc które obiecywała, miała dom który mogła oddać i warsztat w którym można pracować.

- Chodź za mną, chodź a dam Ci więcej niż potrafisz wyśnić.

Bez wahania ruszył za żelaznym przewodnikiem. Droga wiodła przez las w stronę uśpionej wioski. Noc dawała schronienie przed ciekawskimi oczami, pozwalała się przekradać, co Trypr robił odruchowo, przyzwyczajony do misji w służbie dawnego mistrza.
W końcu dotarł do pagórka i ujrzał dwie inne postacie tak jak i on wezwane wolą potężnej istoty.
Kliknij w miniaturkę

Kiedy się zebrali kolumna czarnego światła przemówiła.
~ Uwolnijcie mnie a wasze marzenia będą bladym cieniem przy potędze jaką wam ofiaruję. Zdobądźcie krew bohatera by zniszczyć pieczęć a nagroda przerośnie najśmielsze oczekiwania. - Głos trafiał wprost do ich mrocznych dusz.
~ Zasmakujcie teraz potęgi jaka będzie wam dana!

W kolumnie różne postaci Uwięzionego zmieniały się niczym figury w kalejdoskopie. Dla każdego wyglądał inaczej. Lecz dla wszystkich był mocą której szukali całe życie i wszyscy zdali sobie z tego sprawę gdy ujrzeli jego postać.

Wypełniła ich potęga. Prastara wiedza z najmroczniejszych ksiąg. Potęga cienia i koszmaru. Największe odkrycia wielkich umysłów z innych światów.
Każdemu Uwięziony ofiarował cząstkę mocy…

I zniknął jakby go nigdy nie było lecz na miejscu kolumny unosiła się niewielka onyksowa sfera. Wszyscy wyciągnęli w jej kierunku kończyny ponaglani impulsem którego nie rozumieli a w chwili jej dotknięcia na moment zobaczyli całą dolinę i zdali sobie sprawę, że to granica po za którą ich moc nie sięga.
Sfera rozrosła się i zmieniła. Była przejrzysta i niematerialna i tak ogromna, że pomieściła w sobie całą dolinę Starej Studni. I choć już jej nie widzieli to potrafili wyczuć jej granice.

Krótka wizja nie pokazała wszystkiego lecz wystarczyła by odnaleźć to czego potrzebowali.
Tryprowi wskazała górskie, ukryte wejście do prastarego domu podgórskiego plemienia.
Ssffhar poczuł strach, strach orkowego przywódcy któremu starość w kazdej chwili mogła odebrać władzę.
Zaś Necroth zobaczył pasma negatywnej energii kłębiące się pod starożytną nekropolią elfów.
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 15-03-2015 o 19:45.
Googolplex jest offline  
Stary 17-03-2015, 23:22   #2
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Trypr Trybopsuj był dzielny, nie bał się kolunmy czarnego światła i potęgi.
Wytrzymał całe trzy sekundy.
A potem zniknął, jak to gremliny mają w zwyczaju i biegł, biegł jak najdalej, przeklinając korzenie, krzaki, śliski mech, paprocie i wszystko inne, czego tak nie znosił. Miejsce, gdzie się ucieka powinno mieć Bruk. Ewentualnie kałuże. A nie to wszystko.
Nawet nie zauważył, jak niewidzialność zniknęła a on sam ciężko dysząć dopadł do zaśniedziałej bramy starej odlewni.
A nasiono mocy, zasiane w umyśle Trypra rosło, wypełniając jego małe ciało. Oczywiście nie zmieściło się tego za dużo. Trypr oceniał to na jakieś jeden i jeszcze pół gremlina, bo chyba spuchł, ale reszta wylała się uszami. O innych otworach nie mówiąc.

Któryś Trybopsuj właśnie rozwalał zawias lewego skrzydła bramy z mizernym skutkiem. Spojrzał na Trypra przekraczającego bramę i rzucił szybkie
- Mieć drapaka?
- Dać drapaka, tępy psujec! - zirytował się Trypr, który tyle co przestał uciekać - Dać drapaka!
I rzucił kamieniem w gremlina, chybiając o dobre cztery kroki. Ludzkie, bo o gremlińskich to z siedem.
Zaczęło padać. Trypr nie lubił deszczu, bo od deszczu wszystko rdzewiało. Źle się budowało i źle psuło zardzewiałe rzeczy.
Nim doszedł do bramy, ktoś poklepał do w plecy. Zły Trypr obrócił się i u warknął
- Czego chcieć!?
- Mieć drapaka ty mówić - pokazał młody gremlin psujowi połamany pilnik, jak nic nie nadający się do użytku - Dać drapaka?
I spojrzał na Trypra z nadzieją w wyłupiastych oczach. A Trypr zrobił się tak czerwony, jak tylko czerwony może być ktoś niebieski.
Dzień chyba nie mógł być gorszy...


Kiedyś była to zapewne komnata zarządcy odlewni, były tu miniaturowe modele krasnoludzkich maszyn odlewniczych i sztabki różnych stopów i Ładne Meble. O dziwo gremliny tu nie buszowały, wręcz przeciwnie, przychodziły tu z nabożną czcią by oddać cześć i pamięć swojemu dobroczyńcy, gnomiemu magowi-wynalazcy Rubakanowi Sparkfingerowi... a właściwie to pamiątkom po nim, które gobliny zabrały, uciekając w panice przed egzorcyzmami kapłana Gonda, który wyświęcał je z warsztatu. Gremliny kochały Rubakana. Dawał im do zabawy i niszczenia urządzenia z pomieszczenia oznaczonego jako "Projekty nieudane, do rozbiórki", nasyłał je na konkurencję, czasem korzystał z ich pomocy w warsztacie. Wszystkie Trybopsuje go uwielbiały Rubakana... z wyjątkiem Trypra, którego stary szaleniec opętał magią chowańcową i zrobił z niego niewolnika.

Gremlin siedział obok brązowego posągu właściciela odlewni, który Trybopsuje przerobiły, by pasował do ich idola - odrąbały mu nogi by był niższy i domalowały na twarzy brodę, wąsy i okulary białą farbą. Na posąg narzuciły szatę Rubakana, a u stóp położyły jego Karzące Bolidło.
Trypr źle to wspominał. Gdy jakiś Gremlin zrobił coś, co nie podobało się Sparkfingerowi, obrywał bolidłem i telepotało nim tak, że aż zęby trzeszczały. I miało się po tym kaca jak po oleju do trybów. On oczywiście obrywał najczęściej.
Karzące Bolidło było popsute i nikt nie umiał tego naprawić.
Wiadomo dlaczego, pomyślał Trypr. Przecież rdzeń arkaniczny jest pęknięty, a nowe rdzenie nie rosną na drzewach. Trzeba nieco alchemii i precyzji...
- ...
- ... ?
- ... ???
- Zara w mordę golem! - Trypr wybuchnął i złapał się za głowę, która nagle zabolała i wiedza znowu wyciekła uszami. I innymi otworami - Ja tego nie wiedzieć! Ja nie mogę tego wiedzieć, ja za gupi!
Przypomniał sobie dziwne spotkanie, co tak go przeraziło. Coś weszło mu w głowę.
- Ja tego nie mówić! - powiedział stanowczo Trypr sam do siebie - ja nie wiedzieć, że nie mogę tego wiedzieć, bo ja gremlin. Rubakan to wiedzieć, ot! - zakończył stanowczo i sam sobie pokazał "upiekszony" brązowy posąg.
Milczał dłuższą chwilę, a gdy zobaczył gremlina Kierpca zaglądającego ukradkiem do Pokoju Sparkfingera, cisnął w niego zdechłym nietoperzem i pogroził Bolidłem. Podglądacz uciekał aż się kurzyło, co na chwilę poprawiło humor Trypra.
- Ja wiedzieć! - nagle podskoczył - ja dostać Rubakanowatość!

Gremlin ucieszył się wywijając koziołki i skacząc po meblach, po czym zaczął tańczyć z posągiem prawie-Sparkfingera, po czym znów jakiś ból go dopadł i zaczął zwijać się na podłodze, chlipiąc. Pozbierał się jednak.
- Ja za mały na Rubakanowatość! - krzyknął w pustkę pokoju - Ty słyszeć, głupia studnia! Ja za mały! Musieć urosnąć! Musieć zrobić hormoniczną replikację na poziomie... ja tego nie wiedzieć! A w dupa parowóz! - i kopnął Kałamarz Pana Rubakana, który pięknym rozbryzgiem wypisał tryprową wściekłość na ścianie.
- Ale ja się dowiedzieć. Ja teraz Rubakan! - gremlin zdjął szatę z posągu i ubrał ją. Była oczywiście za duża, ale była jego. I nikt mu nie przeszkodzi, bo będzie miał Bolidło! A tak!
A jak będą się go wszystkie Trybopsuje słuchać, to zbuduje Powiększacza. To ważne, by zbudować Powiększacza, bo wiedza nie będzie cieknąć uszami. Nie wspominając o ... sami wiecie.
I co równie ważne - szata zacznie pasować.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 17-03-2015 o 23:31.
TomaszJ jest offline  
Stary 18-03-2015, 02:07   #3
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Łaknął, pragnął, był głodny jak zawsze. Zaś tuż obok, gdzieś niedaleko czuć było materię, którą się żywił. Z której był zrodzony. Koszmar. Strach. Przerażenie. Przerażający stwór o dziesiątkach oczu i ostrym niczym brzytwa zębami w niewiele mniejszej ilości ust delektował się okrutnymi snami dziecka. Jego złote oczy były półprzymknięte, poza kilkoma, które bacznie obserwowały i badały otoczenie. Przez chwilę poczuł przypływ gniewu na istotę, która najpierw dostarczyła mu tak przepysznego pożywienia, a później je zabrała. Jednak obietnica... ta sama w sobie była warta rozważenia, a całym swoim koszmarnym jestestwem Ssffhar czuł, że to coś potrafiłoby zasiać taki chaos, że znów zrodziliby się jego bracia. Może nawet mógłby przeistoczyć się w jednego z potężniejszych ziomków, nie bojących się światła przeklętego po stokroć słońca. Ruszył więc z zapałem ku ciemniejącemu w nocy mrokowi, którego nawet światło nie mogłoby zgasić.





Fihyr pławił się w obrazach i horrorze, jaki ukazał im demon. Nie obchodziło go jakimi mocami demon mógł obdarzyć go w przyszłości. Ważne dla niego było, by nigdy więcej nie głodować. Zaś uwolnienie mroczności było dla niego obietnicą niekończącej się uczty horroru. Jakże mógłby odmówić, skoro ktoś proponował wieczny bufet, za cenę krwi bohatera. Przelanie takiej krwi samo w sobie byłoby nagrodą. Musiał jednak przyznać, że w tej wiosce brakowało zarówno bohaterów, jak i przemocy czy strachu. Dopiero po chwili, za wskazówką słupa mroku, poczuł codzienny strach, który mógłby być dla niego przydatny. Zaciągnął się jego zapachem. Zwykły, codzienny, stały okruch przerażenia zasiany w sercu. Mógł się przerodzić w huragan, zwłaszcza że dzięki orkom zawdzięczał swe narodziny. Mrok umilkł, a odezwał się pretendent do jego oczowatości. Ten tytuł w okolicy był zdecydowanie zarezerwowany dla Ssffhara, niemniej jednak widać było, że stwór widział to czy owo. Około dwudziestu źrenic rozszerzyło się, a wszystkie oczy były szeroko otwarte. - Ssstrachem, przerażeniemmmm, umierrrrrającą nadzieją. - Wydusił wreszcie z siebie. Następnie pulsująca masa w odcieniach oleistych szarości, najeżona oczyma i zębami, ruszyła w kierunku obozowiska orków. Ssffhar miał nie więcej niż dwie stopy średnicy i wyglądał jak wyrwany z giganta mózg, na który ktoś naszył błyszczące się cekiny i kolce kłów.




Droga nieco mu zajęła, po drodze próbował odkrywać moce, jakie zesłała na niego słodko przeklęta mroczność. Udało mu się nawet rozpłynąć i wniknąć w ziemię. Stwierdził że to idealne rozwiązanie na dni, gdy to okrutna żółta kula panowała nad światem. Nie na tym mu jednak teraz zależało. Wyszedł więc na powierzchnię i zostawił za sobą szeroki szlak przerażonych stworzeń. Dla myszy był nocnym łowcą, który miał wkrótce zakończyć ich żywot, dla borsuków i wilków, szczękami zatrzasków i wnyków. Sycił się tymi drobnymi zwierzęcymi emocjami, nie mogąc się doczekać aż znajdzie starzejącego się wodza. Jedynie ropuchy nie wiedzieć czemu zostawiał w spokoju. Wreszcie wniknął do jego namiotu i rozejrzał się za czymś, co najlepiej by pasowało na jego nową siedzibę. Musiała być blisko wodza, a jednocześnie ukryta i niepozorna. Dziesiątki oczu błysnęły z podniecenia i skierowały się na naszyjnik z kłów, wiszący na szyi mężczyzny. Już wkrótce zaczął sączyć do jego głowy wizje wielkości, pożogi i rzeki krwi. Nie zdecydował jeszcze czy łatwiejsze będzie wykreowanie zielonoskórego na bohatera, czy doprowadzenie go do przelania rzeki krwi, co zmusiłoby prawdziwego herosa do przybycia i zajęcia się orkiem. Póki co, jedynie karmił go wizjami i czasami strachem, którym z kolei żywił się sam.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 19-03-2015, 12:55   #4
 
Nemroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetny
Gdy przeciwnik padł, Necroth niesiony jeszcze szałem rozważył paszczę pełną ostrych kłów i zanurkował w stronę konającej bestii. Zacisnął szczęki na istocie z zamiarem gwałtownego wyrwania kawałka mięsa i wzniesienia się w nim w górę, niczym Indianin prezentujący skalp z pokonanego wroga. Niestety gruba, twarda skóra wieprza nie dała się rozerwać. Po chwili szarpania zwycięzca zrezygnował z dalszego wysiłku. Skierował się ku nagrodzie, korytu. Jego oczy umieszczone na szczypułkach bacznie obserwowały resztę zgromadzonych istot. Zbyt jednak przestraszonych by zareagować. Główne oko zaś szukało najsmaczniejszych kąsków. Ucztę przerwał jednak tajemniczy głos. Szept który wydawał się dochodzić zewsząd. Choć czujne oczy szukały, nie mogły znaleźć źródła mowy. Niewiele brakowało by kuszące obietnicę potęgi uszły uwadze Necrotha. Wszakże zasłyszane słowa i skomplikowane myśli szybko wyparowywały z jego głowy, przyćmiewane prostymi instynktami. Tym razem było jednak inaczej. Coś co siedziało na pograniczy świadomości w Necrothcie odezwało się. Przez lata uśpione teraz miało na tyle siły by zmusić ciało do podążenia za głosem.


Gdy beholder ruszył w stronę centrum wioski zauważył że nie jest sam. Inni całkiem mu obcy też odpowiedzieli na zew. Postanowił nie zaatakować. Coś w nim mówiło, że są sobie podobni. Z całej okolicy wydawało się że tylko ich wzywała tajemnica moc. Tępe oczy z niemym podziwem wpatrywały się w snop mrocznego światła. Potem Necroth wsłuchał się w słowa Uwięzionego, bez słów zawarli pakt a gdy tajemnicza istota obdarowała go potęgą wraz z nią beholderowi wróciła świadomość.
Nagle uderzyły wspomnienia z starego życia, mieszające się z dotychczasowym, uderzyło obrzydzenie do samego siebie. Zarazem niedające się określić słowami “coś” co na pewno było podarkiem od Uwięzionego pozwoliło Necrothowi pojąć sytuację w której się znajdował i nie oszaleć. W jego umyślę zapanował porządek. Roześmiał się głośno wpatrując w niebo.
-Wróciłem, tak, tak! – wykrzyczał wykonując małą beczkę w powietrzu zaraz jednak wesołość ustąpiła miejsca ostrożności. Przypomniał sobie o innych którzy przybyli tu wraz z nim.
-Kim jesteście? – beholder głośno wykrzyczał, lustrując otoczenie oczami. Zaraz pożałował pytania. Odpowiedziało mu stworzenie którego przerażający wygląd ciężko opisać słowami. Liczne paszcze, wijące się macki i wiele strasznych oczu, wszystko to umiejscowione na kulistym pulsującym ciele. Ucieleśnienie koszmaru. Chociaż szło doszukiwać się pomiędzy nimi jakiegoś podobieństwa, to gdy wynaturzenie ruszyło w swoją stronę, gałka oczna odetchnęła z ulgą. Pozostał sam.
-Nieważne.. przeszkadzali by mi tylko… tak, tak… najważniejsze że jestem sobą… tak, tak - Necroth zaczął okrążać studnie, rozmyślając. Jeszcze wszystkiego nie odzyskał ale istota ze studni ciągle kusiła dalszymi darami. Będzie z nią współpracował, to już wiedział.
-Tylko skąd na takim zadupiu wytrzasnąć „bohatera”? W ogóle jakiego bohatera? Taki paladyn? Trzeba więc go skusić, trzeba dać mu powód by tu przybył… tak, tak… Wykorzystam nekropolie! Nic tak nie kusi świętych wojowników jak nieumarła bluźniercza armia! Tak! Tak! - zadowolony Necroth wykonał kobrę w powietrzu śmiejąc się donośnie i nagle jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
- Cholera! Moja księga! Została w chlewie! – i beholder ruszył pośpiesznie po swą własność, zastanawiając się podczas lotu gdzie dokładnie może się znajdować grobowiec elfów. Gdy tylko odzyska swoje zapiski wyruszy w okoliczne knieję, szukać źródła negatywnej energii.
 
Nemroth jest offline  
Stary 06-04-2015, 19:56   #5
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Kliknij w miniaturkę
Trypr Trybopsuj
Odgłosy kucia dobiegały z niewielkiego (jak na ludzkie standardy) pokoju zarządcy. Co pewien czas przerywane dzikimi wrzaskami i przekleństwami. Trypr wczuwał się w rolę Rubakana. Jednak ulubione przekleństwa gnoma nie brzmiały w ustach Trybopsuja zbyt przekonywująco. Tak też niezbyt przekonane do jego Rubakanowatości były inne Trybopsuje i jedynie działające (o czym kilku przekonało się na własnej skórze) Bolidło sprawiało, że w tej chwili słuchały poleceń.

Pierwsza faza projektowania upłynęła bez problemów, zaledwie dwie zarwane noce nie robiły wrażenia na Tryprze. Przynajmniej póki pracował.
Obudziły go dzikie wrzaski z korytarza. Odruchowo sięgnął po bolidło by z symbolem swej władzy w dłoni stawić czoła sytuacji. Sięgnął po raz drugi, ten sam efekt.

Bolidło zniknęło!

Z korytarza rozległ się harakterystyczny dźwięk, coś jakby uderzenie bardzo małego pioruna lub wyjątkowo szybki trzmiel. Chwilę później powietrze rozdarł kolejny wrzask przepełniony bólem. A po nim pełen zadowolenia głos.

- Teraz ja Rubakan! Wy słuchać!
Kliknij w miniaturkę
Necroth
Była cała, choć nieco przybrudzona i zamoczona. Nie ważne, teraz miał moc by ją doprowadzić do porządku prostą sztuczką. O tak! Już dawno nie mógł czerpać ze splotu…
Dziwne, moc która płynęła przez niego wydawała się omijać splot. Czyżby w końcu wyrwał się spod wpływu Mystry?

Nie rozważał tego problemu dalej. Moc kusiła, niczym mroczny płomień wzywała z północnej knieji. Miejsca dawno zapomnianego. Czas naglił więc czym prędzej ruszył w tamtym kierunku. Pasma nekrotycznej energii płynęły pod ziemią. Bez wątpienia wielu zmarło w tych okolicach. “Skąd to wiem?” Zapytał sam siebie w duchu, wszak wcześniej nie potrafił określić takich szczegółów bez użycia czarów.

Nim jeszcze wleciał w leśne ostępy, jego oczy przyciągnęła niewielka krypta i ludzki cmentarz wokół niej. Przypadek czy nie, że ludzie chowali zmarłych tak blisko elfiej nekropolji? Nie miało to w tej chwili znaczenia. choć krypta kusiła nagromadzeniem czarnych pasm mocy.
Kliknij w miniaturkę
Ssffhar
Jakże obżydliwe były sny które zsyłał. Czuł się podle pomagając zwalczyć strach wodza. Jednak miał być to tylko wstęp by uzyskać to czego pragnął. Już wkrótce świat pozna strach jakiego nie doświadczył nigdy.


Cierpliwość. Wcześniej nie znał tego pojęcia, dopiero cierpienia zesłane przez okrutną żółtą latarnię nauczyły go czym jest to pojęcie. Teraz ta wiedza i intelekt jaki się w nim przebudził dawały mu możliwość knucia spisków. Coś czego jego pomniejsi bracia nigdy nie mieli.

Zakorzenił się dobrze w naszyjniku. Kły ciągle pamiętały strach zwierząt na które polowały i tych upolowanych by stworzyć ozdobę. Miejsce wydawało się idealne, bardzo wygodne.

Powoli zbliżał się świt. Czuł strach, słodki i upajający. Odruchowo zaczął go spijać. Tym razem jednak było tam coś jeszcze, obietnica wielkości, wspomnienie potęgi. Wiara, wiara i nadzieja które czyniły strach bardziej intensywnym. Coś czego żadne zwierze nie mogło mu dostarczy. Jedynie istota myśląca, planująca.

I nagle zrozumiał, tak jasno jakby wyczytał tą informację wprost z umysłu orka.
Dziś był dzień wyzwania, dzień walki o władzę.

Ssffhar który dopiero poznawał nowy rodzaj strachu intuicyjnie zrozumiał jak łatwo może za jego pomocą sparaliżować orka i uczynić niezdolnym do ruchu lub wręcz przeciwnie, skierować strach i przemienić go w ślepą furię dająca nadprzyrodzoną moc, tak cenioną przez berzerkerów.
 
Googolplex jest offline  
Stary 14-04-2015, 02:42   #6
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
To było niemalże bolesne. Napawać się strachem orka, jedynie po to, by za chwilę uspokoić cały ten strach i powolutku zamieniać go w spokój i pewność siebie. Jednak stary wódz mógł się przydać. Umocnić strach pozostałych orków, zapętlić się sam w potrzebie ciągłego udowadniania wszystkim że jest najlepszy i najpotężniejszy. A przecież nie był. Starzał się i to szybciej niż by tego chciał lub mógł do tego dopuścić. Upadek z pozycji wodza skończyłby się pewnie śmiercią, a ork nie chciał umierać. Tego najbardziej bała się większość żywych i myślących istot.


Fihyr musiał się zastanowić, czy lepiej będzie manipulować starym wodzem, czy jakimś młodzikiem, który dopiero co mógł zwyciężyć. Wódz wiedział jakie ma własne siły, sporo doświadczenia za pasem i mało złudzeń. Nocami dręczyły go koszmary i wizje zbliżającego się końca. Więc i najłatwiejszym pokarmem. Młody mógł jeszcze przypadkiem uwierzyć że cokolwiek zależy od niego, a nie o to tutaj chodziło.


Wraz z nastaniem dnia próby, zostało tylko wesprzeć starego orka berserkerskim szałem i odrobiną mocy, jaką sam Ssffhar otrzymał od istoty. Później miał zamiar zmuszać orka do udowadniania wodza że faktycznie jest najpotężniejszy i choć w minimalny sposób zasłużył na to miano. Powolne wyławianie mieszkańców wioski, pokazanie że orki mają jeszcze w sobie cokolwiek z ognia swoich przodków. Nie wspominając o strachu, jaki powstałby wśród mieszkańców. To byłby dobry punkt zaczepienia. Jednak najpierw stary wódz musiał zwyciężyć ponownie.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 14-04-2015, 18:11   #7
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Trzask!
Teraz ja Rubakan!


Rubakanowatość sobie poszła!
Trypr Trybopsuj nie posiadał się z radości. Koniec z głupimi bólami od nadmiaru wiedzenia. Koniec z wyciekaniem rubakanowatości nosem i innymi otworami! Rubakanowatość dostał głupi psuj Mopek i niech go rdza zeżre. Trzeba tylko wiać jak najdalej, aby nie złapał go tą więzią niewolniczą...

Cichutko i powolutku Trypr zdjął z siebie rubakanowatą szatę i dyskretnie zamierzał uciec gdzie pieprz rośnie. Innym było z rubakanem fajnie, ale on już swoje oberwał. Nigdy więcej! Na odchodne poluzował jeszcze nogę w ulubionym fotelu gnomiego wynalazcy i połączył go sznurkiem z półką powyżej, by nowy Rubakan przewrócił się i został zasypany pudłami i książkami.
Zacierając ręce i chichocząc z przyszłego dowcipu wymknął się przez szyb wentylacyjny.
Poszło gładko i już po chwili Trypr-Nie-Rubakan wciągał w płuca świeże leśne powietrze, od którego robiło mu się niedobrze. Było nienaturalne, brakowało tu smrodu smaru, kamienia, uryny i potu, którymi pachniały siedliska ludzi. Ale ostatnie czego chciał, to mieć na karku odrodzonego Rubakana!
- Sami się z nim użerajcie! Haha! Ja wolny! Pójdę sobie do mojej nowej nory! Ha!

Chciał zawinąć szatę, ale przypomniał sobie że ją zdjął, więc po prostu odwrócił się na pięcie i dziarsko pomaszerował do krasnoludzkiego siedliska, które zobaczył jak jeszcze był Rubakanem. Przypomniał sobie nawet, że gdzieś powinien być wagonikowy tor zarośnięty trawą, który go tam zaprowadzi!
Gwiżdżąc sobie na wszystko i wszytkich, a wszystkie Psuje i Nowego Rubakana w szczególności Trypr szedł sobie zapomnianym szlakiem prosto do nowej siedziby.
Oczywiście rubakanowatość nie zapomniała o nim ot tak sobie...

Wróciła ze zdwojoną siłą. Niczym sraczka po pikantnej gwoździowej polewce powaliła gremlina. Skrzeczał bezsilnie, gdy moc żłobiła nowe zwoje w jego małym móżdżku, próbując pomieścić się w niedużym niebieskim ciałku.
- Nieee...
Zwinął się w kłębek, wymiotując czymś rdzawym i dysząc ciężko.
- To nie być dobrze! On teraz Rubakan! Studnia ty głupia, ty nie rozumieć!? Ja nie chcieć!
Odpowiedziała mu leśna cisza. I kolejny spazm wykręcający ciało. Znów coś rozsadzało je od środka.
- On być Rubakan - cichutko szepnął gremlin, pochlipując - On być.


- Ty chcieć mi robić złość głupia studnia, to przekładnia Ci w dupę! Ja wrócić, rubakanować siebie do dużego! I załatwić to jak trzeba! Nie trzeba mi Twoja pomoc! I popsutego tryba dostaniesz, nie swoja bohater krew!
Trypr Trybopsuj szedł raźno z powrotem. Minął po drodze zardzewiały wagonik wypełniony rudą miedzi i w złości go kopnął, po czym przez dobre sto tyknięć zegara skakał z bólu i złości.
- Gupia studnia! Gupi wagon! - krzyczał swoim piskliwym głosikiem - i gupi Mopek. On nie Rubakan, a ja musieć mieć wszystkie Trybopsuje! Potrzebować ich jak Rubakan!
Głos mu się załamał.
- Ja im pokazać!


Tunelem wentylacyjnym Trypr przeczołgał się z powrotem i niefortunnie wypadł na podłogę, rozwalając jakiś model krasnoludzkiej maszyny zrobiony misternie z drutu i małych deszczułek. Drzazgi weszły mu w tyłek, który dodatkowo sobie potłukł. Kląc i sarkając podszedł do drzwi i zabarykadował je szczelnie.
Podszedł do rzuconej na podłogę szaty Rubakana i wciągnął ją na siebie. Wdrapał się na stół, stanął przed kryształowym lustrem w miedzianej ramie i narysował na szybie gogle, wąsy i brodę palcem maczanym w białej farbie. Przejrzał się i skrzywił.
- Na nie cierpieć sam siebie. Ja być wredny jak głodny kundel! - powiedział do swojego odbicia, starając się brzmieć groźnie. W końcu kundle były groźne. Zwłaszcza głodne.
Gdy już upewnił się co do swojej rubakanowatości, zgarnął wszystko ze stołu, postawił przy nim dwa stołki - jeden na drugim, by móc wygodnie usiąść przy blacie - i zabrał się do pracy.
- Ja wam pokazać! - sięgnął po wybrane druciki i inne elementy z rozmontowanych modeli i kartę na której zaczął szkicować, jak już zlizał wylany atrament i wypluł go z powrotem do kałamarza. Nowego, bo stary się strzaskał.

Gdy skończył wykończony usiadł na ulubionym fotelu Rubakana, by odpocząć. Rozmontowany parę godzin temu mebel zawalił się pod nim z głośnym hukiem, sznurek pociągnął za sobą półkę, która zasypała Trypra go pudłami i papierami.
- W kocioł kopane Psuje! - stłumiony, wściekły głos słychać było gdzieś spod papierzysk - Wasza wina!
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 14-04-2015 o 18:15.
TomaszJ jest offline  
Stary 16-04-2015, 02:25   #8
 
Nemroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetny
Necroth wleciał do chlewu i westchnął z ulgą. Księga była cała. Trochę brudna ale to nie było problem dla czarodzieja. Banalna formuła, gest czułkiem a w efekcie proste zaklęcie wyczyściło griumoar. Wtedy beholder wyczuł pewną różnicę w sposobie jaki kształtował magię. Kolejna rzecz która się w nim zmieniła, następna sprawa jaką trzeba będzie rozważyć i przemyśleć. Nie było jednak na to czasu. Gałka z książką umiejscowioną na głowie podążyła w kierunku jaki wyznaczała negatywna energia.


Beholder zatrzymał się dopiero na ludzkim cmentarzu i przez jakiś czas krążył pomiędzy nagrobkami.
-Trzeba od czegoś zacząć. Okolica musi zrobić się groźna… tak, tak. - gadał przyglądając się płytom i pomnikom upamiętniających zmarłych. - Niech ludzie plotkują, boją się… szukają pomocy... - Najwięcej energii wyczuwał w centralnym punkcie okolicy, krypcie. Przezornie rzucił na siebie kilka zaklęć ochronnych i wkroczył do budynku.
- Pora rozruszać ten park sztywniaków… tak, tak - powiedział i sprawił że kości martwych istot zaczęły przemieniać się w nieumarłe szkielety. Tak powstałe żywy trupy podzielił na dwie grupy. Jedna. większa miała się rozproszyć i ruszyć w stronę ludzkich siedzib. By żywi wiedzieli że coś się dzieję. Reszta ożywieńców miała podążyć wraz z ich stworzycielem do kniei, szukać elfiego cmentarzyska.
 
Nemroth jest offline  
Stary 23-04-2015, 09:44   #9
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Trypr Trybopsuj pod ciągnącą się za nim rubakanową szatą miał schowaną misterną plątaninę kabli Oddawacza, a pod pachą niósł dziesięć zwojów ze schematami prostackich konstrukcji. Już od dwóch godzin głupi psuj Mopek puszył się jak panisko i zmarnował chyba z połowę ładunków Bolidła, ale przyszła na niego pora!
- Mopek, tępy Psuju! Ty oddać moje Bolidło! - Trypr przepchnął się między Trybopsujami, między nimi od razu zrobiła się pusta przestrzeń, gdyż inne psuje przezornie odsunęły się na jakiś dystans.
Uwadze Trypra nie uszło, że nowy, samozwańczy Rubakan również i szatę sobie przywłaszczył. A właściwie jej mierną imitację zrobiona z jakiś starych szmat. Wyraźnie odwagi starczyło mu tylko na kradzież Bolidła.
- Trypr, ty mnie teraz słuchać, Ja Rubakan, nie ty! - Wymachiwał bolidłem niczym pałka do bicia. Widać nie do końca opanował sztukę jego używania a większość razy gdy go uzył musiała być przypadkowa.
- Przynieś moja kieca! - Walnął po łbie najbliższego Trybopsuja i wskazał na Trypra. - Już! - Wydarł się piskliwym głosem. Trybopsuj zaś zrobił kilka niepewnych kroków…
- Moja wyglądać na Rubakan, a Twoja na Mopek! Tępy psuju. Oddawaj Bolidło! - odparł Trypr i rzucił się na gremlina-złodzieja z godnością zupełnie nierubakanową! - Moje!
Nie było łatwo Mopek może bystry nie był ale tchórzliwe zapędy miał, nim na dobre Trypr miał okazję go złapać ten dał nura między Trybopsuje.
- Moje! Teraz ja Rubakan…. teraz ja! - powtarzał uciekając.
- Łapać go gupie psuje! Jak on zabrać Bolidło, ja wziąść Wielkie Bolidło! - Trypr oczywiście plątał się w w swojej szacie, co niekoniecznie poprawiało jego szybkość. - Jak wy go złapać, ja powolić się nad nim poznęcać!
To przeważyło szalę niepewności i kilku odważniejszych rzuciło się na Mopka. Ten jednak nie zamierzał współpracowąć, co to to nie! przyparty do ściany machał Bolidłem krzycząc “Ja Rubakan!” i ku jego wielkiej radości Bolidło zadziałało! Rażone Psuje padły zwijając się z bulu a w powietrzu rozszedł się swąd przypalonych włosów.
- Widzieć?! - Nabrał animuszu. - Ja mówić, ja Rubakan. Teraz mnie suchać!
To oświadczenie ostatecznie skołowało Trybopsuje które jak każdy tłum w takich okolicznościach posłusznie utworzyły zamknięty krąg wokół Trypra i Mopka czekjąc co wydarzy się dalej.
- Rdzawa dupa ty nie Rubakan! - Trypr popisał się elokwencją. - No dalej! Prosto we mnie tym bolidłem! Tylko Rubakan móc Bolidłem machać dobrze. Ty nie Rubakan, więc machać źle!
- Widzieć, widzieć? - Krzyczał do tłumu. - Ja machać i Bolidło robić “bzzzt” ja Rubakan. Ty głupi Trypr.
- Rubakan trafiać, tępy psuju! - Trypr zaczął skakać w miejscu ze złości - Ty mnie nie trafić bo ty mieć cela jak pijany olejem! Nie Rubakan! Nie Rubakan! Nie Rubakan!
Puścił parę uszami, zakasał rękawy i śmiało ruszył na adwersarza, przypierając go do ściany gremlinów.
Mopek aż sfioletowiał ze złości. Jak głupi zaczął machać Bolidłem i ku zaskoczeniu wielu a jego wcale nie najmniejszym Bolidło zadziałało. To zaś co działo się potem należy opisywać bardzo szczegółowo:
Iskra z Bolidła skoczyła niczym wygłodniała kobra na Trypra, wbiła się pod szatę…i z niesmakiem odwróciła się na Mopka rażąc go dotkliwie i trzepiąc nim aż od telepania Bolidło mu wyleciało.
Trybopsuje wzięły głębszy oddech i gdzieniegdzie dało się usłyszeć westchnienie podziwu.
Trypr podniósł Bolidło i splunął na Mopka.
- Tępy Psuju... - wycedził. Potem odwrócił się do gremlinów i powiedział w ciszy, która zapanowała.
- A teraz skoro Wy już wiedzieć, kto Rubakan... kto chcieć nowy dom, gdzie nie pachnie świeże powietrze?
Rozglądały się po sobie niepewnie a potem jak na komendę zaczęły wiwatować i tylko Kaszak Miażdżyjaj pytająco gapił się na Trypra trzymając Mopka za kark. No tak obietnica…
- Trybopsuje, mieć tu narysowane rzeczy, co Rubakan wymyślił! Znaczy Ja wymyślił!. Jak wy zrobić, my wszystko wypróbować na Mopku! Ty Kaszak pilnować!
Miażdżyjaj wyszczerzył zębiska i wyrżnął Mopka w potylicę. Pilnowanie mu się podobalo prawie tak bardzo jak możliwość wypróbowania nowych wygwincerów i cwancykatorów na małym Mopku.


Przygotowania do gremlińskiego eksodusu szły pełną parą. Gremliny z werwą zabrały się do tworzenia psotnych dynksów, które sam Rubakan wymyślił dla ich uciechy i wypróbowywania ich na nieszczęsnym Mopku uwięzionym na tą okazję w dużym dole na odpadki. Ku jego szczęściu - lub nieszczęściu - okazało się że zabawki gremlinów w większości są niezabójcze co oznaczało strasznie długie znęcanie. Tęczomioty, ustrojstwa przypominające dziwne latarnie oślepiały i powalały we wstrząsach na ziemię. Beczkopodobne smrodniki wywoływały u obiektu doświadczalengo torsje, a Olejarki rzucały na niego i pod nogi salwy śliskiego śluzu, dzięki czemu Mopek wywijał widowiskowe fikołki! Oczywiście tylko gdy nie pomyliło się któremuś psujowi z Przyklejarką, która go unieruchamiała. Wielkie sieciomioty były najfajniejsze, bo bryzgały wszystko wokół mnóstwem lepkich, krótkotrwałych sieci, co Mopka (i czasem obiekty postronne) plątało na potęgę.
Zabawa trwała w najlepsze!

Do starej odlewni wrócił wagonik z torów, i dołączyły do niego dwa kolejne. Trybopsuje i Trypr zgodnie uznały, że mimo iż zardzewiałe, wagoniki są za solidne i za dobrze wykonane, więc zupełnie do niczego. Bo w końcu po co komu rzecz, co trudno ją popsuć?
Dlatego właśnie Trypr na okopconej ścianie największej hali odlewni rysował kredą schemat nowego pojazdu.
Dumne litery na samym szczycie głosiły, że będzie się on nazywać "Turbodrezyna"...
W tym samym czasie Trybopsuje entuzjastycznie radowały się rozkładając solidne do tej pory wagoniki na części pierwsze...


Trypr Trybopsuj stał na skrzynce przy barierce na galerii odlewni. Skrzynka była po to, że inaczej nie miałby dobrego widoku znad balustrady na krzątaninę poniżej. Czuł się bardzo rubakanowato, i wyglądał niemal majestatycznie w swojej dumnej pozie, gdy nagle ni z dyszy ni z zaworu napadła go rubakanowatość, zwaliła ze skrzynki i znów coś wokół zaśmierdło. Obolały Trypr wstał, rozejrzał się, czy ktoś nie widział go we wstydliwej sytuacji i z ulgą odetchnął, bo balustrada zasłoniła go skutecznie, a każdy zdroworozsądkowy gremlin unikał pałętania się w okolicy Bolidła.
- Do zardzewiały gwint! Nie ufać! Nie ufać! Nawet sobie! - Trypr wściekł się na siebie i z tej złości walnął Bolidłem w ścianę, ale iskra zrykoszetowała i... poraziła jego samego. Potelepało nim paskudnie, co wkurzyło go jeszcze bardziej. Ze złości i bezsilności został na podłodze waląc w nią małą piąstką, aż się zmęczył. W końcu, dysząc ciężko, gremliski wódz podniósł się z ziemi, po dyskretnie czym zabrał mizerne resztki godności i powędrował do zbiornika na deszczówkę, by się umyć.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 23-04-2015 o 09:46.
TomaszJ jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172