Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-04-2015, 12:22   #1
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
D&D3,5ed. Opowieści z Wielkiej Rozpadliny

Opowieści z Wielkiej Rozpadliny

Miasto namiotowe, lub jak nazywali je miejscowi pole baraków tętniło życiem w swój specyficzny sposób. Niewiele było tu ciekawych miejsc, lecz mimo to handel kwitnął niczym w wielkiej metropolii. Masa przybyszów z całego Lśniącego Południa lgnęło do tego miejsca by wymienić naturalne dobra na krasnoludzkie wyroby. Tutaj nietolerancja nie wchodziła w grę. Nawet przedstawiciele elfiej rasy mogli się czuć swobodnie i bezpiecznie choć tych tutaj było tyle co kot napłakał. Ogromne stragany i drewniane budy kusiły masą narzędzi i oręża i wielu innych przedmiotów niezbędnych do codziennego przetrwania po za granicami jurysdykcji krasnoludów. Tutaj to Tarcze pełniły rolę gospodarza i obrońcy, lecz dzień drogi od miasta strażnicy zawracali pozostawiając podróżników samych sobie. Nikt tu nie bawił się w dozorcę. Gdy do Miasta namiotów przybyła karawana, rozbijała się tam gdzie było miejsce a masa przybyszów panoszyła się między namiotami i pojedynczymi domostwami.

Nic tu nie mogło umknąć czujnym spojrzeniom krasnoludzkich strażników, którzy mimo upału nie ściągali na służbie ciężkich pancerzy. Awantury były tutaj niezwykłą rzadkością. Nawet najbardziej wybuchowi goście znali surowe kary nakładane przez błyskawiczny sąd krasnoludzkich możnowładców. Dekadzień w kamieniołomie, czy zwykła chłosta były lekcjami, które nawet najbardziej zatwardziałych charakterniaków uczyły pokory i przestrzegania praw. Choć złotym krasnoludom daleko było w swej gburowatości i niechęci do innych ras swych kuzynów z zachodniej północy, to jednak żaden elf nie mógł czuć się tutaj w pełni komfortowo i swobodnie. Mimo iż złote krasnoludy były bardzo tolerancyjną rasą patrzącą bardziej w przyszłość niźli w przeszłość to i tak zdarzały się przypadki wyrzucania długouchych z "lokalu" czy nawet w skrajnych przypadkach odmowa dokonania transakcji.

~***~

-Dziękuję Habromie, za pomoc.- Bruno skinął głową w geście wdzięczności jak miał to w zwyczaju.
-Zawsze możesz na mnie liczyć mój przyjacielu.- odrzekł wysoki i krzepki mąż o szpakowatych włosach.
-Co Ci się udało załatwić?- krasnolud jak zwykle nie owijał w bawełnę i od razu przeszedł do rzeczy.
-Znalazłem kilku chętnych, do pomocy- Habrom wzruszył ramionami rozsiadając się wygodnie na stołku przed biurkiem krasnoluda -Paru ludzi, jeden twój pobratymiec się znalazł. I nie uwierzysz ale może znajdą się też wąskodupcy.- zarechotał.
-Nie mów mi, że pytałeś elfy...- Bruno pokręcił głową.
-No pewnie, z chęcią pomogą.- odrzekł ubawiony reakcją krasnoluda Habrom -Nie martw się, nie wyglądają na przypadkowe osoby. Odnajdą się w tej zabawie.-
-To nie jest zabawa mój przyjacielu. Sprawa jest bardzo poważna.- Bruno podniósł się lekko poirytowany. Człowiek był tylko człowiekiem, nie mógł rozumieć niektórych problemów pięknobrodych.

-Spotkasz się z nimi dzisiaj po północy godzinę marszu na wschód od miasta namiotów. To bezpieczna odległość by nikt przypadkowy was nie spostrzegł.- wyjaśnił Habrom.
-Dobrze. Niedługo ruszamy. Chcę sprawdzić okolicę.- wyjaśnił Bruno. Mężczyzna rozpostarł ramiona na boki w geście całkowitej uległości po czym wyszedł z kwatery krasnoluda. Brodacz podszedł do okna skierowanego na budynek Wielkiej Ptaszarni, po czym mocno się zasępił.
-Elfy w śledztwie straży krasnoludzkiego imperium. Trafię za to do otchłani...- burknął pod nosem do siebie. Słońce powoli zbliżało się w stronę horyzontu Wielka Rozpadlina powoli gotowała się do chłodnej nocy. Mieszkańcy jak w każdym mieście zamykali warsztaty, kończyli pracę i wracali do domów i tylko obsługa gospód na przekór porządkowi dnia swoją pracę dopiero rozpoczynała.
Bruno niespiesznie otworzył wielką, dwudrzwiową szafę, gdzie począł odkładać ściągane z ciała elementy zbroi. Gdy już pozbył się zbroi, zrzucił z siebie mundur i założył zwykłe odzienie, wkładając na pierś koszulkę kolczą z mithrilu. Brodacz w końcu podszedł do sporego kufra, który stał przy jego łóżku, gdzie wygrzebał jednoręczny toporek, który w umieścił za pasem.
-Elfy...- uśmiechnął się pod nosem wspominając skład grupy najemników.

~***~

Niewielkie ognisko było znakiem dla najemników iż to właśnie tutaj ma odbyć się spotkanie z ich przyszłym pracodawcom. Na miejscu czekał Habrom, człek który wcześniej wypatrzył z tłumu potencjalnych chętnych do pracy a następnie każdego z osobna zaczepił proponując pracę. Stał niby posąg niewzruszony patrząc gdzieś w dal na bezkres gwiazd na czarnym nieboskłonie. Noce były tutaj lodowate, lecz mimo to on nie stał specjalnie blisko ogniska. Gdy na miejscu zebrała się już grupka paru osób z półmroku wyłonił się krasnolud. Średniego wzrostu jak na standardy swej rasy. Z rozpuszczoną, lecz zadbaną brodą sięgającą piersi. Włosy miał splecione w warkocz, który swobodnie leżał oparty na ramionach.
-Wszyscy?- burknął gburowato, po czym spojrzał na Habroma.
-A bo ja wiem.- odrzekł człek. Zarówno człowiek jak i brodacz wyglądem i zachowaniem nie różnili się zbytnio od reszty przybyłych najemników.

-Mówi się, że któryś strażnik wynosi oręż z zbrojowni Serca Wielkiej Rozpadliny.- rzekł bez owijania w bawełnę. Jego twarz częściowo była skryta pod hełmem -Chciałbym kupić taki oręż. W sporej ilości. Jednak Tarcze delikatnie mówiąc za mną nie przepadają...- wzruszył ramionami i zarechotał głupawo -Chcę dowiedzieć się który to. Gdy już się dowiecie, ustawicie mi transakcję. Uważajcie jednak kogo pytacie, bo Tarcze są czujne. Jeśli któryś z was trafi do lochu, albo kamieniołomu nie będę czuł się zobowiązany do okazania mu współczucia. Daje wam pięćdziesiąt złociszy. Gdyby trzeba było komuś otworzyć jadaczkę. Jeśli wykonacie dla mnie te misję dam każdemu z was po trzysta złotych monet na łeb.- wejrzał na każdego z członków grupki zatrzymując dłuższą chwilę wzrok na smokokrwistym. -Ale z was banda dziwaków he he he...- zarechotał głupawo -Dobra, macie jakieś pytania? Bo całej nocy tu nie mam zamiaru siedzieć.-
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 03-04-2015, 22:29   #2
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Dzień nie zaczął się zbyt dobrze. W nocy znów miał koszmary. Jak zwykle po nich był kompletnie nie do użytku przez najbliższe dni. A to znaczy, że jego byli pracodawcy wezmą kogoś innego do ochrony. Trudno, poszuka innego zajęcia.

Zwlókł się z posłania i od razu pożałował. W głowie mu się zakręciło i padł ponownie na siennik.
- Złe sny czy wspomnienia? - Zapytał go jeden z niziołków. Zdaje się Berednok, czy jakoś tak.
- Oba… czasami tak już jest. - Zakończył tonem niedwuznacznie sugerującym, że nie ma ochoty na rozmowy. Nie dziś, nie kiedy jest w tym stanie.
Zarzucił na siebie koszulę, naciągnął portki i zapiął pasem. Przypiął sakiewkę, coraz lżejszą lecz… ” Ciągle dość ciężka by się napić.” Tak, dziś tego potrzebował, czegoś na zapomnienie. Jak na ironię to właśnie przez stratę wspomnień męczyła go ta przypadłość.
Kliknij w miniaturkę
Dwa dni później męczył go już tylko kac. Słodki ból który dotyczył jedynie ciała. Było zdecydowanie lepiej, znów mógł żyć. ”Dobra, czas się ruszyć.” Zważył w dłoni sakiewkę, była nieprzyjemnie lekka. To znaczyło, że najwyższa pora poszukać pracy.

Ale najpierw…

Ledwo naciągnął spodnie i wyszedł z gospody. Niemal automagicznie odnalazł to czego potrzebował. Koniowiąz a przy nim… tak, woda! Odepchnął końskie pyski co spotkało się z pełnym oburzenia rżeniem a następnie włożył głowę do lodowatej wody.

Jak przyjemnie, jak beztrosko.

Rozkoszował się chłodem łagodzącym ból dobre kilka minut. Póki czyjaś silna ręka nie odciągnęła go w tył. Mocno i zdecydowanie aż klapnął zadkiem na twardą ubitą ziemię.

- Utopić się chcęsz?! - Wrzasnął mu ktoś niemal do ucha. No tak nie znali go tu za dobrze, jego błąd. - Zaraz, zaraz. To ty jesteś ten Srebrnołuski o którym mówił stary Gerrin? - Lugal jedynie skinął głową i wydał nie do końca artykuowany dźwięk mający być potwierdzeniem. - Cholera, myślałem że to tylko taki przydomek… No nic, szukasz pracy?
Kliknij w miniaturkę
Za miastem, mówił. Po północy, mówił. No to są. Ale nie wspominał nic o jakiś podejrzanych interesach! Mimo początkowego oburzenia słuchał cierpliwie. Wszak nie mógł oceniać wszystkiego pochopnie. No i nawet jeśli miał obiekcje to jednak płacili. Raz jeszcze zważył sakiewkę i westchnął żałośnie. Trudno, pieniądz nie śmierdzi. Nawet jeśli czasami trzeba przymknąć oko… ”No dobrze jeśli to naprawdę nielegalny przemyt to zawiadomię po wszystkim odpowiednie władze i wszyscy będą szczęśliwi.” Tak przynajmniej sobie tłumaczył.


- To może ja zacznę. Po co nas aż tylu do tego zlecenia? Mamy się spodziewać kłopotów? - Zaakcentował ostatnie słowo tak iż nie było wątpliwości jakie kłopoty ma na myśli. I bynajmniej nie chodziło o zbyt twarde łóżka i niezbyt chętne dziewki.
 
Googolplex jest offline  
Stary 03-04-2015, 23:25   #3
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wielka Rozpadlina imponowała swoją rojnością i różnorodnością. Zdawał sobie sprawę, że w tym królestwie kamienia, niewiele pozostało w swoim pierwotnym kształcie. N-Tel-Quessir zwykli naginać naturę wedle własnego upodobania, kalecząc przy tym naturalnie piękną linię kanionu. Brakowało tutaj harmonii i równowagi, do której tak bardzo tęsknił. Nie mógł odmówić płaszczyznom regularności, ale było w tym zbyt wiele geometrii i za mało swobody. Obozowisko z kolei przypominało tygiel - czy raczej kamienny moździerz, w którym mieszało się wiele składników. Na próżno lekko purpurowe oczy Teu dopatrywały się łagodzących pejzaż akcentów - surowy klimat dalekiego południa nie sprzyjał rozwojowi roślinności. Poczuł wyraźną ulgę pozostawiając tętniący życiem rój za sobą.

Ktoś chciał być bardzo dyskretny przekazując mu propozycję pracy. Późna pora, odludne miejsce - żadnych szczegółów, czy choćby mglistej obietnicy wynagrodzenia. Całość wyglądała bardzo podejrzanie i niebezpiecznie. Gdyby jeszcze miał jakiś wybór.

Decyzja została podjęta już dawno, w momencie w którym opuścił ojczyznę. Pieniądze nie grały roli, podobnie trudność zadania. Doskonale wiedział, że jego ścieżka wiedzie przez cierniowy las - obcy i wrogi. Potrzebował informacji; solidnego gruntu, od którego mógłby rozpocząć swoje poszukiwania. Musiał zdobyć zaufanie tutejszego ludu, a rozwiązanie sprawy zaginionych pancerzy mogło przybliżyć go do tego celu. Spojrzał wysoko, w gwiazdy. Seldarine milczeli, chociaż z pewnością obserwowali każdy jego krok. Przeniósł wzrok na pozostałych kandydatów - ku swemu zdziwieniu spostrzegł wśród nich innych Tel-Quessir. Czyżby poplątane leśne ścieżki mogły spotykać się w tej jamie? Tej zaognionej, żywej ranie, na ciele Jedynej Ziemi? Doprawdy byłaby to ironia godna Drużyny Braci i Sióstr Lasu.

Enevar musiał się wysilić, by wychwycić każdy szczegół z krótkiej mowy krasnolud. Jego ostry niczym cięty granit akcent nie ułatwiał sprawy. Gdy tamten skończył mówić, Enevar dał pierwszeństwo głosu towarzyszowi. Nie chciał wychodzić przed szereg - eksponować się. I tak miał wrażenie, że połowa oczu w Rozpadlinie zwrócona jest w jego kierunku. Wolał obserwować. Wysłuchując zgromadzonych mógł z resztą dowiedzieć się o nich czegoś interesującego.

Już pierwszy rzut oka zdradzał jego pochodzenie. Był księżycowym elfem o regularnych, nieco drapieżnych rysach twarzy. Długie włosy swobodnie opadały mu na kark, z przodu splecione miał dwa warkocze. Spinające je tasiemki pokrywały misternie wymalowane symbole. Każdy element jego ekwipunku charakteryzował się bogactwem detali. Ogniwa jego koszulki kolczej zapleciono na kształt poplątanych pnączy bluszczu, zaś podróżny płaszcz miał ledwo dostrzegalny, acz misterny deseń. Podszyty był on srebrzącym się w blasku ogniska futrem, jakiegoś rzadkiego zwierzęcia. Pochwę jego miecza wykonano z jasnej, wytłaczanej skóry. Przedstawiała ona scenę z polowania. Wystawała z niej czarna rękojeść miecza, zwieńczona gałką w kształcie sierpu księżyca, z ramionami skierowanymi w kierunku od jelca. Niewielka tarcza, przewieszona przez plecy elfy, nosiła symbol wspaniałego drzewa, które swymi korzenia oplatało nagą skałę.
 
ObywatelGranit jest offline  
Stary 04-04-2015, 00:34   #4
 
Wecker Yls's Avatar
 
Reputacja: 1 Wecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłośćWecker Yls ma wspaniałą przyszłość
Wielka Rozpadlina. Musiał szybko uciekać, bo sytuacja jednak była bardzo zła, a zwłaszcza kiedy w krótkim czasie znowu natknął się na ten sam patrol straży miejskiej. Ten pościg trwał za długo. Za bardzo ostatnimi czasy zaniedbał treningi codzienne i jest tego skutek. Był zły na siebie, bo nie miał wyboru. Nie może zaryzykować ponowne wykrycie przez najemników króla, bo tym razem może nie mieć tyle szczęścia jak przed kilkoma chwilami, toteż przyśpieszył kroku. Mijając strefę domostw, na które mogli sobie pozwolić bogatsi mieszkańcy miasta pomyślał o swoich kompanach, którym nie udało się uciec z bankietu u króla.
“Przecież miało się udać! Psia krew!” - zaklął w myślach Wecker Yls, Złodziej Twarzy z Kattegat.
Skierował się w stronę stajni. Rzucił sakiewkę z zapłatą młodemu chłopakowi, a ten ledwo ją złapał, zaskoczony i nieco przestraszony nagłym pojawieniem się złodzieja:
- Panie, a reszta? - zapytał nieśmiało młokos. Yls nie odezwał się, by wpierw wspiąć się na siodło.
- Zamilcz. Nie widziałeś mnie. - ruszył, zwierzę wyrwało do przodu. Po chwili małoletni
masztalerz z trwogą wyglądał zza okna, z nadzieją, że nie pojawi się już żaden złodziej.


***

Od wydarzeń w Kattegat minął miesiąc. Podczas swej podróży złodziej natknął się na budynek, który mógł być karczmą. Na znaku kierowanym w stronę budowli widniał napis “Ygdrass’il”. Nietypowa, bo wykonana z cegły koloru srebrnego. Kiedy był bliżej, Yls dostrzegł, że chałupa przypomina kształtem stodołę. Drzwi miała podwójne, a na prawo od nich znajdowało się zabudowanie, chyba które służyło jako stajnia dla odwiedzających podróżnych.
“Nieźle. Dziwna ta gospoda… Ale to wygląda na krasnoludzkie dzieło, czyli jadę we właściwym kierunku. Padam z nóg…Nic się nie stanie, jeśli odpocznę.” pomyślał Wecker i czym prędzej przywiązał konia, by udać się do gospody.

Gdy wszedł do środka, miał wrażenie, że jest w ogromnej jadłodajni wojskowej i chyba tak było. Trudno inaczej było wyjaśnić grupę około trzydziestu woja, zajętych konsumowaniem posiłku, jednocześnie odzianych w złote zbroje. Egzotyczne komplety nie tylko pancerzy, ale i różnorakiej broni mieli wszyscy mężczyźni, grupa przeważnie w średnim wieku. Strażnicy momentalnie poderwali się, a Wecker nie zdążył zareagować. Najzwyczajniej w świecie zamurował go strach. Być może to był błąd, iż nie zajrzał wpierw przez okno, jak miał w zwyczaju. Poczuł się jak nowicjusz w swoim fachu. “Wstyd…” pomyślał…

- Świetnieś trafił, gnido! Na krzesło go! - jeden ze strażników wymachiwał rękami, a inni pochwycili złodzieja jak kukiełką do trenowania. Rzucili nim na drewniane siedzisko, dwóch z nich trzymało go mocno za barki. Właściwie to wszyscy byli łysi, nie miał ochoty specjalnie ich liczyć czy przyglądać się dokładniej jak wyglądają.
“Nie czas na takie obserwacje, skup się. Ucieczka…” - Yls starał się ułożyć jakiś plan, ale było wiadome, że się oszukuje. Nie ma żadnej szansy, by uciec, a jego przeciwnicy mogą żądać od niego wszystkiego. Przegrana sytuacja, jak nigdy.

***

- Mów, skąd idziesz?
- Z Junne.
- Mieszkasz tam?
- Nie, jestem przejazdem, szukam noclegu.
- Nie wierzę Ci. Czego tutaj węszysz?
- przesłuchujący go najemnik zmarszczył brwii. Było źle. Dawno nie musiał w ciągu kilku chwil wymyślić historyjki tak wiarygodnej, aby przekonać do siebie przesłuchującego. Wcześniej, kiedy miał wprawę, łatwiej było o zdobywanie sympatii, szacunku czy wzbudzanie strachu. Teraz sam nie miał zbyt wielu pomysłów na to, co może innego zrobić. Gdyby strażnicy poczuli, że obawia się o życie, mogliby to wykorzystać, ale póki co nie dał po sobie nic poznać.
Zdecydował, że będzie blefował, nie miał czasu na zastanawianie się:
- Szukam konkretnego miasta, mam tam interes.
- Ile?
- Nie rozumiem…
- Ile zarobisz?
- spytał łysy mężczyzna, z szyderczym uśmieszkiem na twarzy. Pozostała część garnizonu miała uśmiechy równie podłe. Przeszła go myśl: czy warto ich okłamywać? Szybko zdecydował i odparł śmiało:
- Dziesięć tysięcy złotych monet.
Jeden z siedzących najemników zagwizdał i wyprostował się na krześle. Reszta albo robiła dziwne miny, albo wybałuszała lekko oczy na Weckera. Ciężko wychwycić, co oznacza taka reakcja, stres nie ułatwia chłodnego osądu. Wcześniej był bardziej skoncentrowany i szybko oceniał mowę ciała, teraz jest z tym o wiele ciężej, zwłaszcza, że nie wiadomo, czy strażnicy mu uwierzyli.
- Jeden z nas idzie z Tobą, inaczej nie będzie żadnego interesu. Dzielimy się po połowie. To chyba odpowiednia cena za twoje życie?
- Zgadzam się...
- rzekł śmiało Yls. Musiał pokazać, ze jest pewny i uległ żądaniom najemników. Po chwili zdecydowali, że idzie razem ze złodziejem uda się Altho, średniego wzrostu brunet o krótko ściętych włosach. Chłodne, puste spojrzenie strażnika nie dodawało otuchy, lecz Wecker już obmyślał, jak pozbędzie się towarzysza…


***

Dwa dni czekał na okazję. Bał się, że strażnik narzuci szybkie tempo marszu i dotrą do miasta namiotów w ciągu kilkunastu godzin, ale okazało się inaczej, na szczęście dla złodzieja. Zdołał bezszelestnie wstać w nocy i poderżnąć gardło swojemu przeciwnikowi we śnie. Nie miał najmniejszych dylematów moralnych, humor raczej mu dopisywał, bowiem chyba właśnie wyczerpał tymczasowo limit pecha. W nieco lepszym nastroju skierował się w stronę drogi, która prowadziła do celu, Wielkiej Rozpadliny.

Kiedy szedł traktem, przypadkiem spotkał pewnego krasnoluda. Zdziwił się tym bardziej, kiedy otrzymał propozycję pracy. Usłyszawszy o warunkach kontraktu, nie myślał długo nad przyjęciem tej oferty. Zgodził się spotkać z tajemniczym pracodawcą i w odpowiednim czasie udał się na miejsce spotkania. Czy Olidammara okaże się dla niego łaskawa?

***

“Najlepsza robota, to przypadkowa robota… Nie jest nas mało, więc powinno pójść łatwo. Szybkie złoto się przyda…” pomyślał Wecker, po usłyszeniu tego, co mówił krasnolud. Kiedy elf zapytał o kłopoty, złodziej zaśmiał się i odpowiedział mu:
- Skąd ten strach? Chyba nie znasz tej okolicy, elfie. Tutaj nie Haydecken, ani inna nora. Jeśli będą kłopoty, to na pewno nie takie, z którymi sobie nie poradzimy, spójrz tylko. W życiu nie sądziłem, że znajdę się w takiej kompanii… Żaden z nas nie jest byle chłystkiem. - Yls grał twardego, mówił pewnym tonem, jak gdyby nie była to dla niego pierwszyzna w tych rejonach. Wyglądał jak typy łotr, ćwiekowana skóra, ciemny płaszcz z kapturem, mała kusza, rapier przy boku. Spojrzenie dziwne, nieprzyjemne. Ton oschły, kąśliwa maniera.
 
__________________
"Ponownie zapadam się we wspomnieniach... I nie mam pojęcia, które z nich należą do mnie..."

Ostatnio edytowane przez Wecker Yls : 04-04-2015 o 00:59. Powód: Korekta
Wecker Yls jest offline  
Stary 04-04-2015, 02:26   #5
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Złoty elf już dłuższego czasu kręcił się po świecie bez ładu i składu. W te miejsce przyciągnęły wieści o cudownym targu broni i magicznych precjozów. Gdy się kręcił po nim podziwiając różne rzeczy został zaczepiony przez człowieka, który zaoferował mu pracę. Teraz uważnie go słuchał i zastanawiał się czego od nich oczekuje zwłaszcza, że grupa składała się w w dużej mierze z elfów... w mieście krasnoludów.

- Czyli Panie oczekujesz, że naprowadzimy Pana na strażnika, który sprzeda Panu tarcze, o których tak wiele się tu mówi? Może spełnimy je szybciej jak Pan powie o czym szczególnie się plotkuje?
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.
archiwumX jest offline  
Stary 04-04-2015, 03:03   #6
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, barwiąc złotem zakurzone powietrze w "Kowadle i Młocie". Goście powoli schodzili się do karczmy po kolejnym pracowitym dniu. Zdecydowaną większość towarzystwa stanowiły krasnoludy, które sprawowały panowanie nad okolicą. Mijał piąty dzień, odkąd Kethra przybyła do miasta. Tego wieczora nikt nie zwracał już na nią większej uwagi. Stali bywalcy przywykli do widoku młodziutkiej, ludzkiej kobiety, a nowo przybyli byli na to chyba zbyt zmęczeni. Zresztą pomijając fakt, że była samotną, ludzką dziewczyną w izbie pełnej krasnoludów, nie wyróżniała się niczym szczególnym. Jej samej osamotnienie zdawało się w najmniejszym stopniu nie przeszkadzać. Czuła się tutaj naprawdę dobrze. A przede wszystkim - bezpiecznie. Póki co nie rzucił jej się w oczy nikt z Thay, choć całe dnie spędzała klucząc między namiotami przyjezdnych karawan w poszukiwaniu pracy. Jednak mało kto miał ochotę zabierać ze sobą młodą dziewczynę, podczas gdy tylu zaprawionych w boju najemników dostępnych było wszędzie dookoła.

Istnieje pewien stereotyp, wedle którego krasnoludy znane są w świecie z tego, że o ile są wspaniałymi rzemieślnikami, runotwórcami i wojownikami, o tyle w klasycznej magii nie idzie im już tak dobrze. Dla Kethry było to olbrzymią zaletą Dzieci Ziemi. Wśród nich nie musiała obawiać się spotykania co krok czarodzieja, zaklinacza, czarnoksiężnika czy całej reszty tego cholerstwa. Udało jej się nawet zaznajomić z niejakim Oswaldem, handlarzem, który przybył tu osobiście aż z Silverymoon, zwanego Klejnotem Północy. Wieczorami popijali wspólnie piwo i rozmawiali o tym, co ślina na język przyniosła. W zasadzie bardziej był to monolog Oswalda, ale słuchało się go nader przyjemnie.
- Nie martw się, mała, nie wszyscy magowie są źli, mówię ci. Z tych z Thay to faktycznie kawał drani. Ale u nas na Północy... Znałem taką jedną pannę - piękna, inteligentna, a w sercu samo dobro. Może nie na pierwszy rzut oka, racja, ale jednak kobieta, którą warto znać. - mrugnął do zamyślonej rozmówczyni.
Dziewczyna tylko wzruszyła lekko ramionami i uśmiechnęła się bez przekonania.

- Muszę iść. Od rana znowu będę szukać... - wskazała niewielką sakiewkę u pasa, w której ledwie widać było zarys kilku monet.
- Ha, widzisz! Dobrze, że mówisz. Dzisiaj taki jeden rozpytywał moich ochroniarzy... - zarechotał, wyraźnie rozbawiony pomysłem, aby ktoś z jego załogi miał przejść pod inne skrzydła. - Przyjdź jutro, może go znajdziemy.
- Dziękuję, Oswaldzie. Wypoczywaj dobrze i do zobaczenia jutro. - pożegnała krasnoluda, regulując swoją część rachunku.

***

Następnego dnia okazało się, że Oswald miał rację. Kethra zgłosiła się do wskazanego mężczyzna i uzyskała instrukcje co do miejsca spotkania. Nie do końca przekonywało ją zebranie poza miastem i w środku nocy, ale ostatnie kilka sztuk złota nie starczyłoby jej już na długo. Nie chciałaby być zmuszona opuszczać "Kowadło i Młot" ze względu na niewypłacalność. Za dnia posiedziała więc z Oswaldem i jego załogą, rozmawiając, grając w karty i dając się podrywać jednemu z nich. Była to przyjemna odmiana od ostatniej podróży, która przywiodła ją tutaj. Musiała spędzić ją z bandą gburów, którymi pomiatała jakaś panienka, nie mająca za grosz szacunku do innych.

Dziewczyna wyruszyła z miasta nieco szybciej, niż było potrzeba. W drodze nie spieszyła się jednak. Podziwiała uśpioną okolicę, wyłapując tu i ówdzie znaki tej przyrody, która nocą budzi się do życia. Granatowe niebo dosłownie usiane było gwiazdami. Zapowiadała się naprawdę dobra noc. Niestety, również mroźna... Przybyła na miejsce jako jedna z pierwszych. Przywitała się skinieniem głowy z pracodawcami. Rozsiadła się zaraz jak najbliżej ognia, grzejąc się w jego cieple i w milczeniu obserwując taniec płomieni. Pozostawało czekać.

Na oko mogła mieć może siedemnaście lat. Światło i cień pełgały radośnie po ciemnych, sięgających ramion włosach. Oczy błękitne niczym niebo w letni dzień lustrowały uważnie kolejnych dołączających śmiałków. Ot, przeciętna dziewczyna, gdzieś pośrodku dziczy. Gdy jej wzrok padał na kogoś, kto ewidentnie wyglądał na maga, pełne usta zaciskały się w wąską kreskę, a całe ciało sztywniało lekko, jakby w oczekiwaniu. Na cios? Na ucieczkę? Była to jednak jedyna reakcja, na jaką sobie pozwoliła. Miała na sobie skórzaną zbroję, nałożoną na odzienie w kolorze zieleni i brązu. U pasa spoczywały sztylet i krótki miecz. Rynsztunku dopełniał jeszcze krótki łuk, aktualnie spoczywający obok niej, na ziemi.

Kiedy rzekomo wszyscy pojawili się na miejscu, wysłuchała w milczeniu pracodawcy. Zmrużyła lekko oczy, nie tego się spodziewała. Nim jednak zdążyła wyrazić swoją wątpliwość, jeden z potencjalnych pracowników zabrał głos.
~ Aż śmierdzi magią... ~ zmarszczyła lekko nos, spoglądając na Lugala, co było jedyną oznaką jej dezaprobaty.
Znaraz odezwał się kolejny mężczyzna, zdecydowanie nie mag, za to bardzo tchnący pewnością siebie.
~ A tacy to chyba schodzą pierwsi... Chociaż może to tylko teatrzyk. ~ pomyślała.

- Czyli generalnie cały ten interes jest nielegalny? - odezwała się spokojnym tonem.
Głos miała niski, miły dla ucha.
- Oręż ze zbrojowni Serca Wielkiej Rozpadliny? Krasnoludzki, przez krasnoludów wykuty. - powtórzyła, pozostawiając innym do oceny całość sytuacji. Odpowiedź na pytanie o kłopoty w zasadzie pojawiała się sama.
- Albo robota będzie wykonana perfekcyjnie, albo wszyscy będziemy mieli przep... - urwała i odchrząknęła.
~ Za dużo czasu w karczmie z krasnoludami... ~ zganiła się w myślach.
- Wynagrodzenie jest kuszące. Ale przyznam, że niespecjalnie mam ochotę pracować na szkodę krasnoludów i podprowadzić im spod nosa ich własność... Zwłaszcza że wiadomo, jak bardzo cenią sobie dobrą broń czy pancerz, do tego ich roboty. Ty to pochwalasz? Naprawdę? - zwróciła się do krasnoluda stojącego obok Habroma, szczerze zaskoczona.
Bądź co bądź sądziła, że to bardziej lojalny względem siebie naród. A ten wyglądał na osobnika zadbanego, a nie jakiegoś wyrzutka, który chciałby dokopać pobratymcom.
 
sheryane jest offline  
Stary 04-04-2015, 14:31   #7
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Krasnoludzki zleceniodawca nie czekał aż potencjalni najemnicy zasypią go gradem pytań. Wolał odpowiadać na dręczące ich kwestie od razu, na bieżąco. Najpierw spojrzał na elfa, który jako pierwszy zabrał głos.
-Nie mów mi panie. Jestem tylko zwykłym najemnikiem jak każdy z was, szukający sposobu na dorobienie się większej ilości złota.- uciął kwestię konwenansów -Trudno mi powiedzieć kto się tym zajmuje. Niestety nie jestem w stanie naprowadzić was na konkretny trop, gdybym mógł to nie skrzyknąłbym was tylu, a wysłał dwoje, może troje do tejże osoby i załatwił sprawę nie pozbywając się zapasów złota.- rzekł zachrypniętym głosem, spoglądając na towarzyszącego mu człowieka w kolczudze. Ten tylko milczał przyglądając się każdemu z członków zbieraniny.

-Widzisz, zdecydowana większość krasnoludów nader ceni sobie dane słowo. Większość z nas czuje się zobowiązana do odpłacania długów wdzięczności i takie tam pierdoły. Ale poczucie moralności sprawi, że nie zawsze okażą ci swą wdzięczność tak jak byś tego chciała a w życiu bywa różnie. Może kiedyś przyjdzie taki dzień, że będziesz musiała kogoś kropnąć i uwierz mi, że choćbyś nie wiem jak próbowała, to dobrotliwego krasnoluda do mordu nie przekonasz. Zaś tacy jak my? Zawsze będziesz mogła na nas liczyć. Dla nas liczy się tylko złoto.- rozłożył ręce na boki -A co do ryzyka, to cóż. Ty ryzykujesz tak jak i ja. Gdy już załatwicie kontakt ze sprzedającym zbroje, będę brał większe ładunki. Mam większe ryzyko wpadki niż wy i znacznie bardziej nasrane w papierach tam w twierdzy, przez co kamieniołom to raczej najlżejsza forma kary, w razie gdyby mnie schwytali. No więc jak to się mówi bez ryzyka nie ma zabawy. Jeśli jednak złotko jest ono dla ciebie zbyt wielkie, odejdź. Odejdź a żaden z nas twej twarzy nie spamięta.- dodał na koniec z pewnością siebie wypisaną na twarzy.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 04-04-2015, 14:51   #8
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
- Mówisz, że ten sprzedawca to jakiś strażnik. To może sprawdzimy jak te tarcze trafiają do straży, jak są kontrolowane, gdzie są przechowywane i gdzie trafiają wycofywane ze służby. Gdzie możemy się podpytać o te tematy?
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.
archiwumX jest offline  
Stary 04-04-2015, 16:18   #9
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Krasnolud podrapał się po kroczu spoglądając na swojego póldrowiego towarzysza podróży, a później na "Miasto Namiotów" rozciągające się przed nimi. -To będzie, psia mać, zabawne. Już na trakcie wszyscy wlepiali w ciebie ślepia jak szpak w pizdę. Zdecydowanie za mało mi płacisz za ochronę tej twojej smolistej buźki.- Poprawił skórzany pas biegnący na skos jego tułowia, za którym zatknięte wisiały małych rozmiarów toporki przeznaczone najprawdopodobniej do rzucania.

-Nie ma co tak sterczeć, bo jeszcze nas wezmą za szpiegów. Znajdźmy jakiś namiot z piwskiem, czy coś w tym stylu i zacznijmy szukać roboty. Bo jak tak dalej pójdzie, to się staniesz niewypłacalny.- Mimo tego, że nie do końca Ilryn był jego pracodawcą, a raczej partnerem w biznesie, to krasnolud nigdy nie przepuszczał okazji do przytyków i złośliwości względem natury ich współpracy.
Nie czekając na półdrowa ruszył dziarskim krokiem w dół małego wzgórka kierując się w stronę namiotowiska. Na szczęście znalezienie miejsca na nocleg nie zajęło im wiele czasu, przez co szybko mogli skupić się na poszukiwaniu roboty.

Minęły dwa dni, podczas których prawie wdali się w dwie bitki z powodu pochodzenia Ilryna, ale w końcu los się do nich uśmiechnął i ktoś raczył zaproponować im interes. Swoją drogą zabawnie było oglądać miny reszty krasnoludów, kiedy widzieli, że Oswalt podróżuje z półdrowem, a co więcej, jest gotów stanąć w jego obronie, kiedy sprawy przybierają paskudny obrót. No, ale czego się nie robi dla złota. Po za tym on i tak nie przepadał za wszystkimi jednakowo, bez względu na to, czy byli czarni, żółci, czy nawet zieloni. Jeśli tylko ktoś pilnował swoich spraw nie wadząc mu, to mu wystarczyło. Szczegóły zadania mieli omówić w wyznaczonym miejscu, z dala od wścibskich oczu strażników. Można się było domyśleć, że biznes nie będzie do końca legalny. Nie, żeby im to w jakikolwiek sposób wadziło. Ważny był zarobek.

Na miejsce spotkania dotarli jako jedni z ostatnich. Ognisko już płonęło w najlepsze i parę osób siedziało lub stało na około niego grzejąc się w przyjemnym ciepełku. Noc była zimna, sam chętnie by rozgrzał skostniałe paluchy, co też czym prędzej uczynił wchodząc w krąg światła roztaczany przez ogień. Przywitał się skinieniem głowy z każdym zainteresowanym ich przybyciem, po czym starał się odnaleźć wzrokiem ich pracodawcę. Okazał się nim być krasnolud, który bez owijania w bawełnę postanowił wprowadzić ich w detale zlecenia. Po wysłuchaniu jego słów kolejni najemnicy poczęli zabierać głos wypowiadając swoje obawy, czy też zadając pytania. Oswalt na razie postanowił milczeć jednocześnie rozpatrując we łbie różne możliwości związane z wykonaniem zadania. Przy okazji przyglądał się reszcie najemników, a było czemu się przyglądać.

Sam Oswalt nie wyróźniał się chyba niczym szczególnym. Był średniego wzrostu krasnoludem o nastroszonych włosach i równie nastroszonej brodzie koloru siana. Twarz miał raczej paskudną, poznaczoną zmarszczkami i bruzdami, na środku której sterczał wielki, spiczasty nochal. Raczej gburowatego wyglądu dopełniały krzaczaste brwi z lekka przysłaniające oczy koloru niebieskiego. Ubrany był w prostą zbroję łuskową, na wierzch której narzucone zostało luźne ubranie w kolorach zieleni i czerwieni, znoszone i poplamione w wielu miejscach. Przez środek klatki piersiowej, na ukos, przewieszony miał pas z gróbej skóry, w który, w przeznaczonych do tego miejscach zostały wetknięte toporki. Bliźniaczy do tego pasek spoczywał na jego biodrach zapięty solidną klamrą zaraz pod brzuchem. Prócz typowo podróznego ekwipunku jak wypchany po brzegi plecak krasnolud nosił przy sobie sporą, drewnianą tarczę. Co ciekawe nie posiadał żadnego hełmu, a jego głowę osłaniała jedynie wełniana czapka w paski, coś w rodzaju beretu, który został dodatkowo przyozdobiony srebrną klamrą spinającą parę piórek jakiegoś ptaszyska.

Oswalt pomasował nochal wyjmując z kaletki przy pasie drewnianą fajkę, którą raz dwa nabił i rozpalił zaciągając się głęboko i wypuszczając nosem kłębek dymu. Przygryzając raz po raz ustnik wędrował wzrokiem po obecnych przy ognisku osobach jednocześnie wysłuchując co mają do powiedzenia oni i ich pracodawca.
 

Ostatnio edytowane przez Blackvampire : 04-04-2015 o 18:59.
Blackvampire jest offline  
Stary 04-04-2015, 17:06   #10
 
Zeman's Avatar
 
Reputacja: 1 Zeman jest na bardzo dobrej drodzeZeman jest na bardzo dobrej drodzeZeman jest na bardzo dobrej drodzeZeman jest na bardzo dobrej drodzeZeman jest na bardzo dobrej drodzeZeman jest na bardzo dobrej drodzeZeman jest na bardzo dobrej drodzeZeman jest na bardzo dobrej drodzeZeman jest na bardzo dobrej drodzeZeman jest na bardzo dobrej drodzeZeman jest na bardzo dobrej drodze
Białowłosy towarzysz krasnoluda i odpowiedział mu gestem który powtarzał już wielokrotnie od kiedy weszli na teren Miasta Namiotów, unosząc ukryte w skórzanych rękawicach dłonie w poddańczym geście. – Spokojnie. I tak nie mam zamiaru taszczyć tego całego złota osobiście. – Odpowiedział swoim stosunkowo wysokim głosem, w czasie gdy podążył w krok za krępym kompanem. Nie wydawał się obrażony , ba , chodził raczej całkiem uśmiechnięty. Sposób w jaki Oswalt się z nim komunikował zawsze go bawił. – Poza tym Oswalcie, jestem pewien że w tym cudownie różnorodnym miejscu znajdziemy odpowiednią ilość pieniędzy, by zadowolić oba nasze serca. -

Przez te dwa dni półdrow starał się nie prowokować lokalnych jak i przyjezdnych, ale mimo że wytężał swoje nikłe zdolności dyplomatyczne, agresorzy zawsze znaleźli jakiś powód. Na szczęście, po drodze do Ilryna stał Oswalt, który gasił zapał napastników w ten czy inny sposób. Dobrze, że dwójka miała w miarę podobny stosunek i cele w życiu, przez co rzadko kiedy miałyby miejsce poważniejsze kłótnie między kompanami.

Ilryn poruszał się zawsze o krok za krasnoludem, nieco po jego prawicy. Błyszczące, niebieskie oczęta szybko zbadały zgromadzoną najemniczą hałastrę, gdy już dotarli na miejsce. Podobnie jak Oswalt, półdrow pozdrowił zbieraninę uśmiechem i skinieniem swojej głowy. Z rękami splecionymi za plecami, przysłuchiwał się pracodawcy, w czasie gdy oczy poznawały kolejne szczegóły pozostałych osobników. No proszę, znalazły się nawet elfy tak daleko na południu…

Gdy wreszcie wszyscy się wypowiedzieli, także półdrow zabrał głos – Cóż, jest nas tu całkiem liczna grupka. Zanim zaczniemy pracować, warto wiedzieć kto ostatecznie pisze się do współpracy. – Przeniósł spojrzenie na młodą dziewczynę, a kąciki jego ust mimowolnie uniosły się ku górze. – Miła Panienko, jeśli dobrze zrozumiałem, służymy jako pośrednicy, którzy mają wyszukać pewną osobę i przygotować spotkanie. Osobiście nic nie będziemy kraść. Troszkę zastanawia mnie, czemu akurat wybrano do tego osoby, jak mniemam, z poza lokalnego półświatka, ale cóż złotu się nie odmawia. – Powiedział uśmiechając się nieco szerzej i lekko kiwając głową . – Gdy już pozostaną zainteresowani i przekonani, chętnie podzielę się paroma uwagami które chciałbym by zostały uwzględnione w planie naszego, cóż, wspólnego działania. -

Półdrow prezentował spory kontrast względem niskiego towarzysza w berecie. Był wysoki jak większość ludzi, chociaż o wiele smuklejszy. Miał białe włosy, sięgające gdzieś za łopatki, których część pozaplatana była w cienkie warkocze zakończone metalowymi koralikami. Sama twarz przez wymieszaną krew była dość androgeniczna i łagodna w rysach, jednocześnie nie będąc odpychająca. Zaostrzone uszy przyozdobione były zapewne stalowymi kolczykami , które psuły idealną symetrie twarzy Ilryna. Skórę jak większość półdrowów miał popielatą, chociaż zapewne lekko ciemniejszą niż jego dalecy pobratymcy z północnego-zachodu. Białe brwi Ilryna były wyjątkowo cienkie, chociaż wyraźnie odznaczały się na ciemnej skórze. Tuż pod nimi znajdowała się para dużych, błękitnych oczu o kształcie przypominającym przechylone migdały. Miał na sobie solidnie wykonaną, chociaż doświadczoną przez trakt ćwiekowaną skórznie, ciasno opinająca jego podłużną sylwetkę. Spod impregnowanej skóry dostrzec można było odzienie koloru czerni i fioletu, a także przez jego prawe ramie przykryte było płaszczem sięgającym jego kolan. Poza typowym podróżnym ekwipunkiem i nieco chudym plecakiem, przy pasie dyndał buzdygan, a co bystrzejsze oko dopatrzeć mogło ciasny i płaski pojemnik nieco nad jego lewym pośladkiem, z którego wystawały lotki bełtów. Przy pasie wisiała także lampa oliwna z kapturem.

Sama postawa półdrowa była neutralna, pozbawiona ewentualnej zuchwałości czy gnuśności. Jednak to spojrzenie tych dużych, błękitnych oczu które zapewne prześledziło już każdego tutaj zgromadzonego , zdradzało ostrożność która nie opuszczała go nawet na moment.
 
Zeman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172