Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-05-2015, 16:49   #1
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
(Zapomniane Krainy D&D ed.3,5)(16+) Turmish. Pierwsza fala.

6 Mirtula 1372RD

[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/79/b7/84/79b784b380c07a86e8860a47e55d1327.jpg[/MEDIA]

Pogoda była piękna tego dnia. Nieliczne chmurki, sporadycznie tylko przesłaniały słońce. Było ciepło, jak to w na wiosnę w rejonie Przesmyku Vilhon. Lekka bryza wiejąca znad morza chłodziła przechodzących się po nabrzeżu i po ulicach Alaghonu stolicy Republiki Turmish. Jednakże nie wszystko było normalne tego dnia. Stali mieszkańcy tej blisko stu dziesięciotysięcznej metropolii z niepokojem wyczekiwali na rozwój wypadków.
Grupki mieszkańców zbierających się przy kramach z cytrusami, w niewielkich traktierniach z przejęciem szeptały o strasznych zbrodniach, wojnie, demonach i złocie. Tak, atmosfera była bliska wybuchu, jak prochownia na statku trafiona celnym pociskiem. Nie poprawiała jej też duża ilość żeglarzy i piechoty pokładowej, spacerujących lub maszerujących w rytm werbli po ulicach. Dawno w stolicy nie wiedziano takiej rzeszy, tak przykładnie zachowujących się załóg statków wojennych Republiki.

Przybysze z dalekich stron też mogli to odczuć a nawet zobaczyć.

Na głównej drodze dzielnicy portowej, która jako jedyna prowadziła do gospody „Pierwsza Fala” tłum był gęsty.
W pewnej chwili przez dźwięki typowe dla tej dzielnicy, przedarł się płacz małego dziecka. Skromnie ubrana dziewczynka z płaczem wskazywał na dach niewysokiej trzykondygnacyjnej kamienicy. Usta dziecka wykrzywione od płaczu wychlipały.
- Moja Mala.
Przechodząca opodal młoda blond włosa żeglarka w mundurze marynarki Republiki zarefowała na płacz dziecka. Tylko spojrzała i już wspinał się po ścianie kamienicy, niczym po linach. Chwili tylko potrzebował by złapać małą tricolor kotkę, a jeszcze mniej czasu by zejść na dół. Dziewczynka bardzo szybko odzyskała swoją kotkę. Jeszcze przez łzy uśmiechała się tuląc ulubienicę. Nie zdołał nawet podziękować, gdyż żeglarka szybko ruszyła w kierunku pirsu Wschodzącego Słońca.

~*~

Około dwunastego dzwonu na głównym placu w dzielnicy doków pojawił się herold w barwach Republiki, w towarzystwie orkiestry marynarskiej. Ludzie się powoli zbierali. Nie minęła klepsydra gdy herold wskoczył na jakąś skrzynkę i poprzedzony werblami gromko zakrzyknął.

- Wojna mieszkańcy Republiki. Wojna z ciemiężącą w niewoli naszych ludzi Chessenta. Wojna z wysyłającymi na nasze ziemi łowcami niewolników miastami Smoczego Wybrzeża Sembią, Thay, Utherem, Mulhornadem i Chondath. Wszystkie osoby zdolne do służby w wojsku czy też na okrętach Republiki Turmis w wieku od dwunastu do sześćdziesięciu lat obowiązane są stawić się u najbliższego werbownika. Brak stawiennictwa będzie surowo karny. Podpisali członkowie Najwyższej Rada Republiki Turmis.






Tymczasem w gospodzie „Pierwsza Fala” zebrał się tłum żeglarzy i wojaków. Tam też przybyli bohaterowie. Równo z wybiciem dwunastego dzwonu przed drzwiami do prywatnej sali stanęło dwóch prawie siedmostopowych śniadych dryblasów. Byli do siebie podobni jak jedna kropla wody.
- Kapitanowie proszą pojedynczo, najpierw ty.
Wskazał na krzepko wyglądającego wojownika.
Tak weszło dwanaścioro z czekających kobiet i mężczyzn, z powrotem na salę, z kwaśnymi minami, powróciło aż dziesięcioro.

W końcu dryblas wskazał na jednego z oczekujących bohaterów.
- Teraz twoja kolej.

Sala była duża. Pomieścić mogła i ze sto osób. W jednym jej rogu ustawiono stół z przekąskami oraz beczkę. Stało tam też kilka stołów i ław. Za nimi ucztując siedziała para do tej pory wybrańców.
W drugim końcu sali za przykrytym niebieskim suknem stołem siedziało pięć osób. W głębi za nimi, stało jeszcze dwóch strażników. W oczy rzucał się siwowłosy czterdziestolatek w paradnym mundurze.
On to też odezwał się tubalnym głosem.

[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/3a/6e/a4/3a6ea481b873950ab8be4857d0d47594.jpg[/MEDIA]

- Jestem Jan Dev kapitan galeonu „Smok” będę dowodzić eskadrą złożoną z tych dwóch statków „Smoka” i dopiero co zwodowaną pinasą „Złoty Smok”, której kapitanem będzie Menalon Blasea.
Wskazał na blondyna siedzącego po jego lewej ręce, potem na siedzącego po prawej stronie mężczyznę w szmaragdowej szacie.
- Ten to czarodziej sprawdzi twoją prawdomówność. Czy jesteś ścigany/a przez prawo Republice Turmis, Aglarondzie, Cormyrze, Imlitur.
Po tym pytaniu odezwał się blondyn.
- Jakie są twoje umiejętności uprzedzam, iż sprawdzone zostaną przez mojego pierwszego oficera i bosmana.
Mówiąc to wskazał na nieprzedstawionych do tej pory.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 11-05-2015 o 10:55.
Cedryk jest offline  
Stary 11-05-2015, 05:45   #2
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
5 Mirtula 1372RD

Nad Alaghonem powoli zapadał zmrok. Tłum statków u wybrzeża zaczął się już przerzedzać, podobnie jak rzedły tłumy na ulicach. Niewielka, trzymasztowa fluita wpłynęła do portu, zajmując przydzielone jej miejsce. Rzucono liny cumownicze, a portowi chłopcy zajęli się ich przywiązywaniem. Leila obserwowała ich z góry, stojąc na nadburciu. Cały dobytek - a przynajmniej to, czego akurat nie miała na sobie - skrupulatnie upchnęła do plecaka. To miały być jej ostatnie chwile na "Farsie", która przez siedem lat była jej domem. Wzrok dziewczyny podążył ku metropolii będącej celem tej podróży. To tutaj miał zacząć się kolejny rozdział jej życia.
- Leila. - usłyszała za sobą głos kapitana Brandona Seawooda - List, o który prosiłaś.
Dziewczyna zeskoczyła na pokład, z uśmiechem podchodząc do starego wilka morskiego i zarzucając mu ramiona na szyję.
- Dziękuję. - powiedziała, odbierając kawałek pergaminu, który mógł zdecydować o jej dalszych losach.

Krok za kapitanem stali pozostali. Był tam stary Jon, który chciał wyrzucić ją za burtę, gdy dowiedział się, że jest dziewczyną. Był zwinny Allen, z którym wspinała się na maszty. Był wesoły Rick, z którym nie raz upiła się w trupa. Był także dzielny Hiram, jej morski rycerz, który uczył ją fechtunku i zawsze dbał o jej bezpieczeństwo. Byli wszyscy inni, z którymi wykonała wiele zleceń i odbyła wiele przygód. Cała załoga "Farsy" przyszła ją pożegnać.
- Port bez znajomych to nie port, tylko miejsce przypadkowego postoju. Pamiętaj o tym i bądź sobą, a z pewnością cię pokochają... - odezwał się kapitan ciepłym głosem.
- Jeśli Tymora pozwoli, jeszcze się spotkamy. - odpowiedziała, uśmiechem przeganiając wzbierające łzy, po czym uściskała każdego żeglarza po kolei.

To zabawne, jak często, gdy spogląda się w przeszłość, odnosi się wrażenie, że przeżyło się tak wiele. Tymczasem przyszłość może przynieść wyzwania, w obliczu których niedawne smutki i radości wydadzą się błahe i niewiele znaczące.



6 Mirtula 1372RD

Piękna pogoda odzwierciedlała radosny nastrój Leili. Do spotkania w "Pierwszej Fali" miała jeszcze trochę czasu, postanowiła więc przejść się po okolicy. Nawet gęsty tłum ludzi na głównej drodze dzielnicy portowej nie psuł jej humoru. Zwinnie lawirowała w ciżbie ciał, kiedy nagle jej wzrok przykuła chłopięca czupryna. Nie było w niej w zasadzie nic nadzwyczajnego, ale w Leili jej widok poruszył jakąś dawno zapomnianą strunę. Gęste loki sterczały na wszystkie strony głowy siedmio-, może ośmioletniego chłopca, który prawie niezauważenie przeciskał się wśród ludzi. Gdy na jego włosy padało słońce, budziło w ich czerni granatowe błyski. Tak bardzo przypomniał jej Nathrila... Szybko jednak otrząsnęła się ze smutnej tęsknoty - miała w tym wprawę. Chłopiec rozejrzał się niespokojnie, a dla Leili jasne było, że coś knuje. Przecisnęła się w jego stronę i złapała go za kołnierz, gdy sięgał do sakiewki jednego z przechodniów. Nie mając zamiaru dyskutować i nie zwalniając uścisku, zaciągnęła dziecko do wąskiej uliczki między kamienicami.

- Proszę, proszę, ktoś postanowił skorzystać z okazji i dorobić sobie kilka groszy.
Chłopiec szarpał się dziko przez chwilę, próbując się uwolnić. Gdy zrozumiał, że nie ma na to szans, zmierzył kobietę nieufnym wzrokiem.
- Trzeba się było nie wtrącać. - mruknął naburmuszony.
- Oni by się z pewnością wtrącili. - odpowiedziała mu z uśmiechem, wskazując dwóch mężczyzn w mundurach straży, przechodzących właśnie nieopodal.
Chłopiec milczał.
- Twoi rodzice... - zaczełą z troską w głosie.
- Nie mam rodziców. - wpadł jej w słowo i zapadła między nimi nieprzyjemna cisza.
- Ja też nie. - dodała po chwili Leila, a uprzejmy uśmiech nie znikał z jej twarzy.
- Kłamiesz. Na pewno masz bogatych rodziców. Inaczej byś tak nie wyglądała. A ta broń to pewnie tylko ozdobna. - odparło dziecko, wciąż śmiertelnie obrażone.
Leila parsknęła cichym śmiechem, a do głowy przyszedł jej pewien pomysł.
- Oh, nie, zapracowałam na to wszystko mój drogi. Mogę ci to udowodnić, a może i sam będziesz mógł zapracować bez okradania innych, jeśli chcesz. - wyciągnęła z kieszonki na bandolierze srebrną monetę i zaczęła przekładać ją między palcami.
Oczy chłopca śledziły pieniądz, a foch zniknął tak szybko, jak się pojawił.
- Jak? - zapytał ze szczerym zainteresowaniem.

- Udaj się do portu i znajdź "Farsę" oraz jej kapitana Brandona Seawooda. Powiedz, że przysyła cię Leila. Jeśli godnie się zachowasz, a kapitan uzna cię za dobry nabytek, wkrótce pożeglujesz w nieznane. - wyjaśniła chłopcu, wręczając mu monetę - To twoje życie i twój wybór. Wybierz dobrze.
Zostawiła go w zaułku, wtapiając się ponownie w tłum na ulicy. Miała nadzieję, że nie myli się co do chłopca i podejmie on wyzwanie. Na statku przyda się nowy majtek, niejako z polecenia. Jeśli po prostu zabierze srebrnika i pójdzie dalej kraść - to już jego wola. Otrzymał szansę, by zdecydować o swoim życiu. Leila otrzymała kiedyś podobną, tyle że w jej wypadku kosztowała dużo więcej niż porzucenie ulicznego życia na rzecz morskiej żeglugi. Teraz zaś miała kolejną, ale tę stworzyła sobie sama. Zamierzała też zrobić wszystko, aby jej nie pożałować.

Około dwunastego dzwonu słowa herolda w barwach Republiki, który ogłaszał, co następuje, odprowadziły dziewczynę ku "Pierwszej Fali"...
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 11-05-2015, 16:10   #3
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
6 Mirtula 1372RD

Nad Alaghonem wstaje nowy pogodny dzień. Słońce powoli wychyla się zza horyzontu budząc poczciwych ludzi do swojej pracy. Nie wszyscy jednak dopiero wstają z łóżka. Lea od dawna już stoi na nogach przy małej świątyni Lathandera, jednocześnie wyglądając poranka. Gdy pierwsze promienie słońca oświetliły jej twarz, weszła do budynku i rozpoczęła modlitwę u boku kapłanki przewodzącej tutejszemu kultowi. Jej blada skóra dziś jej jakaś bardziej blada, niż zwykle, choć wiadomym jest, że nie pochodzi stąd. Jej prosta bladożółta szata jest odrobinę pomięta. Nie zapomniała jednak swego świętego symbolu.

Obie zakończyły modlitwę i wstały z klęczek. Na młodej twarzy Quary pojawił się wyraz zatroskania, gdy spojrzała na przygotowany ekwipunek swego gościa. Zarzuciła na bok swoje długie proste blond włosy czesząc je dłońmi.
- Na pewno chcesz z nimi płynąć? - kapłanka odezwała się jako pierwsza do zapatrzonej gdzieś w nieokreślony punkt na ścianie elfki.
- Tak. Nie mogę dopuścić, by więcej dobrych ludzi zostało sprzedawanych jako niewolnicy. Postanowiłam to już w tym momencie, kiedy mi o tym opowiedziałaś i miałam zamiar zacząć działać od momentu, kiedy nadarzy się okazja. Muszę chronić tych ludzi. - odparła pewnie Lea wciąż wpatrując się w ten sam punkt.
Quara westchnęła i rozciągnęła się, a następnie udała się po list do bocznych pomieszczeń świątynnych po pakunek, i wróciła po dłuższej chwili dając Lei czas na zebranie swoich rzeczy. Następnie go jej wręczyła.
- Zanieś to w międzyczasie Antonowi. Jego żona choruje, a sam nie może się po nie w tym momencie udać. Są to leki. W środku są wszelkie instrukcje użycia. Zadbałam o to. Niechaj światło jutrzenki Lathandera oświetla twą drogę.
- I twoją - odparła przyjmując pakunek - Żegnaj Quaro. Dziękuję za ugoszczenie mnie w tym mieście.
I wyszła głównymi drzwiami. Kapłanka jeszcze dłuższą chwilę patrzyła w otwarte na oścież wrota, po czym uśmiechnęła się na chwilę stwierdzając w myślach, ze paladyni jednak zdecydowanie są zbyt poważni. Następnie wróciła do swych obowiązków.

*

Choć Anton był rybakiem, to jego dom znajdował się w biedniejszej części miasta, nad czym Lea trochę ubolewała. Gdyby ktoś znał się tak, jak on na żegludze... Musi jednak ze swoją żoną zostać.
Elfka wędrowała różnymi ulicami widząc jednocześnie bogatych, jak i biednych, młodych, jak i starych, przedstawicieli różnych zawodów, długo by wymieniać. Trafiła wreszcie przed małą kamienną budowlę niedaleko morza, którą zdecydowanie zapamiętała, bo spędziła tu trochę czasu ucząc się żeglarskich podstaw od Antona. Przyszedł dzień, kiedy będzie mogła wykorzystać swą wiedzę. Na tym kończąc swe przemyślenia - zapukała w drzwi.
Wychylił się sam Anton - starszy mężczyzna o ciemnej karnacji. Na sobie miał prostą lnianą koszulę bez rękawów oraz długie szerokie spodnie. Uśmiechnął się na widok swojej uczennicy i wyszedł na zewnątrz witając się serdecznie z nią. Nawet na twarzy Lei pojawił się uśmiech.
- Czyżbyś wyruszała na morze? - powiedział mężczyzna odbierając pakunek, którego oczekiwał.
- Taki mam zamiar. - odpowiedziała lekko przeciągając "a" w słowie "taki".
- Ciesz się! Dawno temu spędziłem na łajbie trochę czasu. Teraz jestem przykuty tutaj, ale nie mam zamiaru narzekać. W końcu mam miejsce, w którym zapuściłem korzenie. Dziękuję ci za te leki. A teraz biegnij, bo odpłyną bez ciebie! - powiedział na pożegnanie - Przywieź mi coś! - dodał.
- Jeśli znajdzie się moment. Nie uważam tego za wycieczkę krajoznawczą. W promieniach świtu wszystko staje się piękniejsze...
- ...a droga staje się jaśniejsza. Do zobaczenia Leo! - i zamknął drzwi.
I ruszyła w drogę do gospody "Pierwsza Fala" jednocześnie rozmyślając nad słowami "zapuścić korzenie".
 
Flamedancer jest offline  
Stary 11-05-2015, 18:19   #4
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
6 Mirtula 1372RD
Neevan przybył do Pierwszej Fali jakieś pół godziny wcześniej. Denerwował się. Oto wreszcie nadarza się okazja żeby wrócić na morze, poczuć znów zapach słonej wody, wiatr we włosach…
- Ech…, jakże przewrotne bywa życie - myślał.
Przysiągł sobie przecież ledwie kilka lat temu, że na statek już nigdy nie wróci, a tymczasem…
- Oby tylko dobrze wypaść, kapitan musi mnie wziąć! – powtarzał w myślach.
Nagle z pokoju, w którym odbywał się nabór dobiegł gniewny głos kapitana:
- Wynocha! I żebyś mi się mi więcej na oczy nie pokazywał draniu!
Po chwili obok Neevana wybiegł z tawerny nieduży, lekko przygarbiony elf - poprzedni kandydat.
- Ciekawe czym tak podpadł – pomyślał Neevan.
- Następny! – zawołał zirytowanym głosem kapitan.
Neevan wszedł do izby i skłonił się nisko. Starał się zrobić jak najlepsze wrażenie. Wyglądał przyzwoicie. Był wysokim długowłosym mężczyzną z ładnie przystrzyżoną bródką. Twarz miał smukłą, jasną, wręcz bladą, szarozielone oczy, nad nimi mocno zarysowane brwi. Przez ramię przewiesił swoja nieodzowną lutnię.
Kapitan ocenił kandydata wzrokiem, trochę się skrzywił i rzekł:
- Od razu przechodź do rzeczy bo nie mam czasu na takich jak ty. Opowiedz coś o sobie, tylko nie kłam bo wylecisz stąd tak jak tamten przed tobą. Te oczy wiele już widziały i umieją rozpoznać oszusta.
- Nazywam się Neevan, Neevan Drżąca Struna, jestem bardem i zaprawionym w rejsach żeglarzem - powiedział z nutką smutku z głosie Neevan, po czym zdjął z ramienia lutnię i zaczął śpiewać:

Lat już temu wiele w mieście wspaniałości
na świat przyszło dziecię, ku ojca radości.
Rodzic jego człekiem bardzo był majętnym
i chciał by syn został też kimś nieprzeciętnym.
A, że zawsze kochał muzykę jak żonę
to i syna swego skierował w tę stronę.
Gdy piąty rok życia skończył mały Neevan
grał na mandolinie, tańczył oraz śpiewał.
Nowy Olamn ojciec upatrzył dla niego
bardem chcąc uczynić syna jedynego.
Spokojnie czas płynął, i po kilku latach
młodziutkiego barda dochował się tata.
Śpiewał Neevan pieśni, pięknie grał na lutni,
był dzieckiem spokojnym, nie skorym do kłótni.
Jednak którejś nocy, ku ojca rozpaczy
syn dostał się w łapy niecnych porywaczy.
Na nic zdał się okup, na nic też błagania,
wszystko legło w gruzach od chwili porwania.
Och losie okrutny, ojciec by zapłacił,
coś jednak nie wyszło, zbój się nie wzbogacił.
Miejska straż spłoszyła porywaczy podłych,
uciekli na morze. Neevan wznosił modły,
by do ojca wrócić, zobaczyć go jeszcze
na nic się to zdało, burze, sztormy, deszcze
wciąż statkiem smagały, a strapiony chłopak,
brańcem był piratów… ot wszystko na opak.
Pokład więc szorował, okrutnych kpin słuchał
nieraz pałasz świsnął obok jego ucha.
Wszystko się zmieniło gdy uciekł korsarzom,
gdzieś w niewielkim mieście walczyli ze strażą,
wtedy Neevan czmychnął i zaznał wolności,
wrócił więc do ojca, który w samotności,
bardzo się postarzał i po kilku latach,
żywota dokonał ukochany tata.
Matka po porwaniu zmarła zaś z rozpaczy,
sam został na świecie… wiedział co to znaczy.
Majątek też zniknął, ojciec wszystko stracił
kiedy syna szukał… za sprawą swych braci…
………………….
Dla Neevana w mieście miejsca już nie było,
a mimo przeszłości morze go kusiło.
Poszedł, więc do doków, dostał się na statek
w roli marynarza spędził kilka latek,
teraz gdy był wolny żegluga wspaniała,
piękna, romantyczna wręcz się wydawała.
Alaghon miał portem jednym być z tak wielu,
zszedł na ląd na krótko, skończył… na weselu.
Kochał ją szalenie, była piękna miła,
dwa lata po ślubie córkę urodziła.
Przysięgał naiwnie, „na morze nie wrócę”,
żony nie opuszczę, dziecka nie porzucę!
Lecz okrutne fatum znów z niego zakpiło,
córkę porwał pirat… wszystko powróciło!
………
Neevan zalał się łzami…
- Kapitanie, oni byli z Sembii, ja…, ja muszę płynąć!
 

Ostatnio edytowane przez Pliman : 12-05-2015 o 20:32. Powód: poprawki
Pliman jest offline  
Stary 11-05-2015, 22:29   #5
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
3 Mirtula 1372RD


Jeden z marynarzy chwycił cumę, wyskoczył na molo i po chwili "Albatros" zakończył swój rejs w alaghondzkim porcie.

- Będziemy tu jakiś miesiąc. - Kapitan Mair, ciemnowłosy choć niemłody już wilk morski, uścisnął dłoń młodemu magowi. - Posztukowanie naszego morskiego ptaszka nieco potrwa. Ale jeśli będziesz wtedy zainteresowany, to twoja koja będzie na ciebie czekać.
- Dziękuję, kapitanie.
- Couryn skinął głową. - Będę pamiętać.

Pożegnawszy się z tymi, którzy jeszcze nie opuścili pokładu, Couryn ruszył zwiedzać Alaghond.


6 Mirtula 1372RD


Wezwanie, ogłoszone przez herolda, Couryn mógł najnormalniej w świecie zlekceważyć. Nie mieszkał na stałe w Turmis, mógł w każdej obrócić się na pięcie i iść daleko stąd. Ale był synem kupca, był też uczciwym człowiekiem. Nie lubił ani piratów, ani handlarzy niewolników i uważał, że świat bez nich byłby dużo, dużo lepszy.
Bez wielu innych osób również, ale w końcu trzeba było od czegoś zacząć. Dlaczego więc nie od handlarzy żywym towarem...


Selekcja była nad wyraz ostra. Przynajmniej tak ocenił to młody człowiek o opalonej, czy też raczej ciemnej od słońca i wiatru, twarzy. Ubrany był w dobrej jakości, chociaż noszące na sobie ślady podróży, ubranie. Przez ramię przewieszony miał futerał na mandolinę, lecz broń i kolcza koszulka dobitnie świadczyły o tym, że posiadacz lutni przygotowany jest nie tylko na umilanie życia innym piosenkami.
Gdy stojący przed drzwiami wartownik wskazał na niego, Couryn poprawił dłonią niesforne ciemne włosy i wszedł do środka.

- Couryn Telstaer - przedstawił się. - Nie ściga mnie prawo w żadnym z krajów. Pływałem na statkach od siódmego roku życia i marynarskie zajęcia nie są mi obce. Potrafię sklarować liny, stawiać żagle, wspiąć się na bocianie gniazdo. Ostatnio służyłem na “Albatrosie”. Stoi jeszcze w porcie.
- Prócz tego, choć nie ma to przełożenia na marynarski fach
- dodał - jestem magiem.
- Magiem? Pokaż, że swoją księgę czarów, zaraz ocenimy jak przydatny będziesz - mruknął poirytowany mag siedzący za stołem.
- Nie używam księgi - odparł Couryn. - Posiadam kilka czarów przydatnych zdecydowanie bardziej w walce, niż w obsłudze okrętu. Przydadzą się w ewentualnym starciu z piratami czy handlarzami niewolników. Wolałbym tutaj... - rozejrzał się dokoła - raczej ich nie demonstrować. Po co niszczyć ściany.
- Zaklinacz - burknął mag. - Opisz zatem, co potrafisz czarami w walce zrobić. Magiczny pocisk znasz?
- Niektórzy nazywają mnie magiem bojowym - sprostował Couryn. - Prócz magicznego pocisku znam płonące dłonie...
- Coś do podpalania na odległość lub dziurawienia pokładów statków? - przerwał mu mag.
- Mniejsza kula ognia od biedy by się przydała. Ewentualnie taka sama kula kwasu, do niszczenia żagli. Kamienny grad, niestety, nie jest w stanie zatopić żadnego statku. Przynajmniej nie jest to w zakresie moich możliwości.
- Tak, to mi starczy. - Po czym chwilę poszeptał z kapitanami.
Następnie bosman odpytał Couryna z podstaw fachu żeglarskiego, na koniec zaś rzucił.
- Lutnię nosisz dla ozdoby? Jeśli nie to zagraj. Znasz “Kabestanowe tango”? Jeśli nie, to zagraj, co tam znasz.
- Tego akurat nie znam
- odparł Couryn. - Ale może coś podobnego...
Wyciągnął lutnię, sprawdził nastrojenie, a potem zagrał:
Do kabestanu chłopcy wraz
Ze wszystkich pchać go sił!
Niech ciągnie kotwę z morza dna
Kabestan, a my z nim!
*
- Nie najgorzej, jeśli nie znajdziemy nikogo lepszego mamy szantmena.
Couryn skinął głowa. Nie zgłosił się po to, by objąć to akurat stanowisko, ale w razie czego... Szantmeni byli cenieni. Niektórzy przynajmniej.
- Poczekaj na decyzję, w końcu nie będziesz zwykłym marynarzem - przemówił blondwłosy kapitan. Wskazał stoły na drugim końcu sali.
- Tak, kapitanie - odparł Couryn, po czym usiadł na wskazanym miejscu.


Gdy wybrany został szantmen jeden strażników podszedł do Couryna i gestem wskazał komisję.
Czekali tam już na niego kapitanowie.
- Możemy za proponować bosmana - sierżanta. Za zamustrowanie dziesięć sztuk złota, dziennie sztuka złota żołdu, udział osiem sztuk srebra ze stu sztuk złota łupu. Zgadzacie się?
Wskazał na przygotowane już kielichy.
- Zgadzam się - odparł Couryn. Wziął kielich i wypił.
- Poczekajcie z wybranymi - powiedział kapitan, podając kapelusz chustę i szarfę, przynależne randze bosmana czy też sierżanta.

Couryn wziął podane przedmioty, po czym usiadł wśród tych, którzy już się zakwalifikowali.
- Couryn - przedstawił się.
_____________________________
* Słowa i muzyka: A. Jaskierski
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 12-05-2015 o 21:02.
Kerm jest offline  
Stary 12-05-2015, 20:27   #6
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
6 Mirtula 1372RD


Lea stała przed karczmą wraz z innymi osobami, którzy gotowi byli wyruszyć w morze - czy to dla pieniędzy, czy to z obowiązku, czy to za ideały. Ona jednak należała do tych, którzy całkowicie nie musieli tutaj przychodzić, bo pochodzi z Dolin. W przeciwieństwie do niektórych, zachowywała stoicki spokój patrząc na ostrą selekcję. Przed nią stał jakiś chłop wielki i krągły jak szafa, jednak został odesłany z kwitkiem - to było do przewidzenia. Ale może to dlań lepszy los, niż przypadkowa śmierć na morzu. ~ Jeśli Lathander tego zechce, to uda mi się dostać na pokład ~ pomyślała w ten sposób, gdy została wezwana do środka. Poprawiła odrobinę swą zakonną szatę, której motyw krzyża w dolnych partiach ubrania był identyczny, jak święty symbol zawieszony na jej piersi. Choć jest paladynem Lathandera, to ten krzyż dostała od swego mentora, a następnie został poświęcony przez kapłanów jej boga, acz nie bez zdziwienia. Idąc przez salę spleciony z przodu warkocz związany srebrną tasiemką chwiał się lekko, a twarz, mimo pionowej blizny przecinającej jej prawe oko, ma bardzo ładną. Jaskrawo niebieskie tęczówki oczu, smukła budowa ciała, wzrost na niecałe trzy łokcie i szpiczaste uszy jasno wskazywały na to, że jest elfką. Szła w pełnym rynsztunku - przy pasie miała rapier, a na plecach łuk kompozytowy, kołczan ze strzałami i wielki miecz. Plecak zostawiła przy jednym ze stolików, przy którym chciała usiąść, jeśli uda się jej przejść rekrutację.

Stanęła przed kapitanami i ich kompanami, na ich twarzy malowało się zniecierpliwienie. Nie ma się co dziwić - w końcu tak wiele osób przyszło, a zrekrutowali tylko kilku.

- Szanowni kapitanowie, czcigodny czarodzieju, bosmanie, oficerze. - przywitała się z każdym każdemu składając lekki uprzejmy ukłon trzymając prawą dłoń na piersi. Zaledwie kiwnięcie głową. - Nazywam się Lea Dawnbringer i jestem paladynem Lathandera należącym do Zakonu Astra. Nie jestem ścigana przez prawa Republiki Turmis, Aglarundu, Cormyru i Imlituru. - mówiła poważnie, lecz była pewna siebie, mając w swojej głowie wciąż słowa, o których pomyślała zaraz przed wejściem ~ "Jeśli Lathander tego zechce, to uda mi się dostać na pokład".

- Znam wszelkie podstawy dotyczące żeglugi, jednak nie zdołałam ich jeszcze wykorzystać w praktyce. - kontynuowała wiedząc, że interesują ich wiedza i zdolności kandydata - Zapewniam jednak, że nie to problemem. Poza oczywistym wyszkoleniem wojskowym specjalizuję się w walce dystansowej. Jeśli będzie to potrzebne, to mogę służyć również swoimi zdolnościami dyplomacji. - dokończyła i czekała na to, co powiedzą jej kapitanowie.

- Potrzebujemy dobrych wojowników - mruknął Menalon jakby do siebie.

- A więc mówisz, że specjalizujesz się w strzelectwie! - zagrzmiał niczym grom z jasnego nieba bas bosmana, który mógłby obudzić umarłego, po czym płynnym ruchem ręki wyjął ze swego bandoletu nóz do ciśkania i rzucił nim przez całą długość sali trafiając w rant beczki - Jeśli mówisz, żeś taka dobra, to traf swymi strzałami jak najbliżej tego noża.

Lea obejrzała się za nożem i zaczęła analizę swego celu, jak to zwykła robić. ~ Trafienie nie powinno być problemem. Wiekszym na pewno będzie trafienie w odpowiednie miejsce. ~ Myślac w ten sposób wzięła swój łuk w ręce.
~ Cel jest nieruchomy, to powinno być proste.
Wzięła strzałę w stoje palce.
~ Linia strzału jest czysta.
Nałożyła strzałę na cięciwę.
~ Wystarczy się skoncentrować.
Naciągnęła łuk, by wystrzelić.
~ Rany, nie teraz!
Strzała poleciała i trafiła dobry łokieć od celu, wywołując pogardliwe śmiechy dochodzące z drugiego końca sali. Nie znali jednak powodu tego strzału. Dawna rana nabyta w trakcie podróży dała się we znaki. Lea skrzywiła się lekko na ból, który jej sprawiła.

Bosman spojrzał na urągliwie drżąca strzałę i machnął w stronę elfki ręką, jakby odganiał muchę.
- Widać panna przeceniła swoje umiejętności strzeleckie. Będziecie walczyć z tym strażnikiem bronią ćwiczebną - wskazał kciukiem na dryblasa w tunice znajdującego się obok niego - Walka trwa do czasu, aż któreś z was nie padnie nieprzytomne obite na kwaśne jabłko.

Jej przeciwnik przeciągnął się tak, że aż trzasnęły kości. Wziął w swe ręce dwie szable ćwiczebne.
W tym czasie Lea odłożyła łuk. Stara rana na ramieniu akurat teraz dała o sobie znać, kiedy musiała pokazać swoje umiejętności strzeleckie. Odwróciła się w stronę bosmana.

- Proszę o wybaczenie. Musiałam się odrobinę zdenerwować. - powiedziała poważnie, ale ktoś, kto zna się na ludziach (albo elfach) stwierdziłby, że usłyszał w jej głosie nutę speszenia. Bosman na to nie zareagował. Przyjęła ćwiczebną szablę od strażnika jednocześnie sprawdzając jak tego typu broń leży jej w dłoni. Zdecydowanie wolała swój rapier, no ale trzeba korzystać z tego, co się aktualnie ma. ~ Nie ma tu ćwiczebnych mieczy dwuręcznych? ~ pomyślała i z nadzieją rozejrzała się po sali, ale dała sobie spokój. “Ćwiczebny miecz dwuręczny” może zabić.
Oddaliła się na odległość czterech kroków i odwróciła się na pięcie, by spojrzeć w oczy przeciwnikowi i ocenić swoje szanse. ~ Jeśli mi się nie uda, to nie będę mogła chronić tych ludzi, których tu poznałam, jak i tych, których jeszcze nie poznałam, a mogę poznać w przyszłości.

- Jesteś gotów? - rzuciła przed siebie i chwyliła szablę oburącz tak, jakby dzierżyła swój wierny wielki miecz znajdujący się aktualnie na jej plecach.

- Gotów jaśnie panienko! - z kpiną zasalutował jej przeciwnik.

Zaszarżowali na siebie. Gdy się spotkali Lea zamachnęła się bronią, jednak strażnik zdołał się uchylić sprawiając, że przecięła jedynie powietrze. Odsłoniło to jej bok, co wykorzystał jej przeciwnik i uderzył weń mocno. Elfka syknęła z bólu i odskoczyła, by oddalić się od napastnika. Krążyli naokoło wokół siebie przed dobrą chwilę, po czym mężczyzna rzucił się do ataku, a jego cios został sprytnie zbity, odsłaniając jego kark. Paladynka wykorzystała okazję i potężnym ciosem szablą powaliła dryblasa na deski.

Bosman przekrzywił na chwilę głowę, po czym swym zwyczajowym głosem rzekł:
- A zatem jednak umiesz walczyć i to dobrze! Powtórz strzał.

Lea skinęła głową w stronę bosmana odłożyła obie szable na ziemię, a samego zbrojnego pociągnęła po ziemi pod najbliższą ścianę, by usadzić go przy niej w pozycji siedzącej. Następnie, rozmasowując ramię, które wcześniej ją zawiodło, wzięła swój łuk. Po bólu pozostała już tylko lekko mącąca iskra. Napięła łuk i, celując, wystrzeliła strzałę w głownię noża mając nadzieję, że tym razem trafi bliżej, niż ostatnio.
Pocisk trafił bliżej niż ostatio, o szerokość drzewca od ostrza. Bosman już otwierał swoje usta, by coś powiedzieć, jednak inny głos doszedł do jej uszu.

- Strzelaj dalej, póki nie kazę przerwać! - ten donośny głos należał do milczącego do tej pory Pierwszego Oficera.

Lea odetchnęła głęboko powoli odzyskując pewność siebie. Przypomniała sobie lata treningów u swego mentora. Z łukiem czuła się najlepiej. Wzięła w palce kolejną strzałę wykonując rozkaz. Dopiero teraz ukazały się jej umiejętności strzeleckie. Seria dwunastu strzał zaowocowała tym, że tylko dwie strzały były w odległości większej, niż jej długość, w tym pierwszy strzał, o którym nawet nie warto wspominać. Cztery groty dotykały ostrza noża, siódma rozszczepiła jego rękojeść uderzając w ostrze, a dwunasta sprawiła, że nóż wbił się jeszcze bardziej w ścianę.

- Wystarczy! Poczekaj na werdykt kapitanów.

Odłożyła więc swój łuk i założyła ręce na piersiach nie przysłuchując się rozmowie. Po krótkiej naradzie kapitanów odezwał siędowódca "Złotego Smoka".

- Przyda się nam paladyn na pokładzie. Za zamustrownie dziesięć sztuk złota. Zapłata sztuka złota za dzień i osiem srebrników od stu złotych monet łupu. Bosman-sierżant dowódca strzelców. Jeśli się zgadzasz wypijmy by bogowie nam sprzyjali. - uśmiechnął się na koniec.

- Zgoda - odparła już odrobinę mniej poważnie, a na jej twarzy pojawił się jakiś rodzaj lekkiego uśmiechu - Pozwolę sobie jednak wziąć coś lżejszego, jeśli mamy cokolwiek pić. Lepiej zachować ostrość wzroku. Usiądę przy jednym ze stolików czekając na koniec rekrutacji. Niechaj Lathander rozjaśni naszą drogę. - zebrała swoje rzeczy i położyła je przy stoliku, przy którym stał jej plecak. Wyciągnęła z niego zawinięty pęk strzał i zaczęła uzupełniać swój kołczan, w międzyczasie słuchając, jak przebiega reszta rekrutacji.

Nim odeszła na drugi koniec sali kapitan Dev podał paladynce zestaw oznaczający bosmańską rangę na “Złotym Smoku”.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 12-05-2015, 20:31   #7
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
6 Mirtula 1372RD
Po występie Nevana zaległa na sali cisza, potem jednak rozległy się oklaski z drugiego końca sali. Bosman wcześniej zasłuchany w pieśń, wielkimi jak bochny dłońmi uderzył na płask, tak że aż echo poszło po sali.
- Mamy zatem szantmena, Odpowiedz jednak na pytanie, byłeś karany w krajach o których mówił kapitan?
Neevan przetarł oczy dłonią. Spojrzał bosmanowi w twarz i odpowiedział.
- Nie, bosmanie, nigdy nie byłem karany w żadnym z wymienionych krajów.
- Zatem jeszcze szybko sprawdzę twoją wiedzę pokaż mi wszystkie węzły stosowane na statkach
- Wszystkie? Trochę tego będzie, no więc: ósemka, węzeł szotowy, bramszotowy, wantowy, kotwiczny, płaski, refowy, flagowy…
- Kawalarz, masz tu linę i pokazuj - bosman rzucił mu metrowy kawałek liny.
Neevan wymieniał i po kolei wiązał wymienione węzły, co prawda jak zwykle pomylił mu się szotowy z bramszotowym ale ogólnie szło mu całkiem nieźle, no przynajmniej tak mu się wydawało....
- Może gdyby było mi do śmiechu to bym sobie i trochę pożartował… ale nie jest. Po prostu mam pamięć do nazw - odpowiedział bard.
- Szantmen - rzekł blond włosy kapitan.
- Osiem sztuk srebra za dzień, sześć srebrników udziału od stu złotych monet, osiem sztuk złota za zamustrowanie. Zgadzasz się? Jan Dev czekał już z butelką by polać toast dla bogów.
- Nawet darmo bym się zgodził… Kapitanie, mam tylko jedno pytanie, kiedy odpływamy?, Chciałbym pożegnać się z żoną - odrzekł Neevan spoglądając to na Jana Deva to na Menalona Blasea.
Również szantmen otrzymał zestaw oznaczający prawie rangę bosmana na “Złotym Smoku”.
Potem Dev skierował go na drugi koniec sali ze słowami.
- Lepiej teraz bez bardzo ważnych przyczyn nie chodzić po ulicach.
- Rozumiem - odparł Neevan po czym usiadł pod ścianą w miejscu wskazanym przez kapitana, wyjął kartkę i napisał krótki liścik pożegnalny do swojej ukochanej Luccy. Po chwili wyjrzał przez okno i skinieniem dłoni przywołał do siebie jednego z dokazujących obok tawerny uliczników.
- Ernie, wiesz gdzie mieszkam prawda? - chłopiec skinął głową.
- Zanieś to mojej żonie - powiedział Neevan wręczając urwisowi zapisaną kartkę i niewielką, złotą monetę.

[MEDIA]http://imageshack.com/a/img910/6130/gFSw2W.jpg[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Pliman : 12-05-2015 o 22:02.
Pliman jest offline  
Stary 12-05-2015, 20:55   #8
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
~ Dwóch. Tylko. ~ pomyślała Leila, szybko zliczając osoby, które opuściły już salę.
Do tej pory niezwykle pewna siebie, teraz zaczęła odrobinę obawiać się o swoje miejsce. Uprzejmy uśmiech nie znikał jednak z jej ust.
~ W sumie im mniej wzięli, tym większa szansa dla mnie. ~ pocieszała się.
Starała się niezbyt nachalnie spoglądać po innych osobach oczekujących na swoją kolej, próbując ocenić ich zdolności i umiejętności. Nie szło jej to zbytnio. Sama z dziesięciu odrzuconych co najmniej połowę uznałaby za wartą zabrania na statek. Zapewne Seawood miałby lepsze oko do tego, ale i w doświadczeniu przewyższał ją o wiele, wiele lat. Kiedy jeden z dryblasów wskazał na nią, niemal odetchnęła z ulgą. Powstrzymała się jednak, dygnęła grzecznie i ruszyła ku drzwiom do prywatnej sali. Szła pewnym, lekko rozkołysanym krokiem - najwyraźniej nie przywykła jeszcze do stałego lądu pod stopami. Obcasy butów wykonanych z miękkiej skórki stukały cicho o podłogę.

Leila była młodą kobietą o łagodnym spojrzeniu oczu barwy morskich głębin. Z łatwością można było stwierdzić, że nie ukończyła jeszcze dwudziestego piątego roku życia. Może nawet było jej bliżej do dwudziestu lat niż dwudziestu pięciu. Na jej ustach zwykle igrał delikatny uśmiech. Czarne włosy spływały łagodnymi falami za ramiona, okalając urodziwą twarz. Złocisty odcień skóry zawdzięczała częstemu i długiemu przebywaniu na słońcu. Miała na sobie białą koszulę o szerokich rękawach, z cienkiego i przewiewnego materiału, wpuszczoną w czarne spodnie i spiętą szerokim pasem ze srebrnym zapięciem. Na wierzch założyła dopasowaną kamizelkę sięgającą bioder. Ta musiała zostać wykonana na specjalne zamówienie - nie dość, że skrojona była idealnie, to fioletowy materiał zdobiony był złotą nicią. Podobny wzór ozdabiał trójgraniasty kapelusz, zwieńczony fantazyjnym, fioletowym piórem i jedwabny, ozdobny pendent do rapieru. Wystarczył rzut oka, by stwierdzić, że i broń nie była byle jaka. Było to prawdziwe dzieło kowalskiego mistrza. Przez pierś przewiesiła skórzany bandolier, do którego przytroczono pistolet skałkowy. Całości stroju dopełniały kolczyki w postaci dużych, złotych obręczy; komplet trzech srebrnych bransoletek na lewej ręce i naszyjnik z dziwnym kamieniem o - jakżeby inaczej - fioletowym odcieniu. Ogólnie rzecz biorąc, wyglądała, jakby sama ubiegała się o pozycję kapitana, a nie po prostu zaciągała się do załogi.

Wchodząc do sali, przez moment Leila sama obawiała się, czy nie wygląda zbyt elegancko na takie spotkanie. Na szczęście paradny mundur kapitana szybko rozwiał jej wątpliwości. Kiedy Jan Dev skończył mówić, zdjęła kapelusz i ukłoniła się dworsko, niemal zamiatając nim podłogę.
- Jestem Leila. - przedstawiła się krótko - Nie jestem ścigana przez Republikę Turmish, Aglarond, Cormyr ani Imlitur. - podjęła gładko, będąc pewną swego.
- Moje umiejętności... - uśmiechnęła się wesoło - Od szorowania statku na kolanach, przez wdrapywanie się na bocianie gniazdo, po wciąganie żagli i czasem podawanie kursu załodze. - podała skrótowo najważniejsze swoje obowiązki.
Wyciągnęła list polecający od swego byłego przełożonego.
- Przez siedem lat mieszkałam na niewielkim statku o nazwie "Farsa" pod dowództwem Brandona Seawooda. To list polecający od niego, jeśli cokolwiek może dla was znaczyć, panie. - wzruszyła lekko ramionami, świadoma tego, że jej potencjalnie przyszły kapitan może być zupełnie niezainteresowany taką rekomendacją.
~ Ciekawe, czy ktokolwiek słyszał tu o "Farsie"... ~ pomyślała w oczekiwaniu na odpowiedź.

Gdy dziewczyna już odpowiedziała na najważniejsze pytanie kapitana, Jan Dev uśmiechnął się do niej.
- “Farsa”, “Farsa” - mruczał do siebie, ciągle się uśmiechając - Czy to nie ona siedemnaście lat temu przedarła się przez blokadę Sembii portów Cormyru, przechodząc pod nosem czterech galeonów, tak że żaden nie oddał do niej ni jednego strzału? Pewnie jeszcze nie było cię w załodze wtedy. - raczej stwierdził, niż zapytał kapitan.
Leila jedynie skinęła głową w odpowiedzi - wiedziała, że czasem trzeba zamilknąć.

Potem w obroty wziął ją bosman. Musiała mu zaprezentować wszystkie węzły stosowane na statkach. Zadał też kilka pytań o typowe rozkazy oraz przeegzaminował z sygnałów pokładowych wydanych gwizdkiem bosmańskim.

Najtrudniejsza część egazminu przyszła, gdy do egzaminu przystąpił pierwszy oficer. Z ociąganiem podniósł się i wyszedł zza stołu, w dłoniach ściskał podane przez strażników szable.

- Nauczono cię robić tym pięknym rapierem czy tylko nosisz go dla parady? Sprawdzimy, łap. - po czym rzucił jedną Leili, a ta ją zgrabnie chwyciła. Była to broń ćwiczebna, można było nią nieźle obić, lecz nie zabić czy też poważnie zranić.
Na ustach dziewczyny wykwitł łobuzerski uśmiech. To było to, co naprawdę lubiła. Przyjęła postawę do walki i skinęła oficerowi na znak, że jest gotowa. Chcąc dobrze wypaść i pokazać, że nie boi się walki, Leila pierwsza zrobiła wypad i trafiła. Pierwszy oficer jęknął, a potem uśmiechnął się, gdy jego potężny cios spadł na lewy bark dziewczyny, paraliżując go z bólu. Ta tylko syknęła cicho i potrząsnęła ramieniem. Ustawiła się bardziej prawym bokiem do napastnika, by nieco osłonić obolały bark. Szybkim zwodem zeszła z dotychczasowej linii ataku, jej cios trafił pod słabo chronionym ramieniem, wywołując syk bólu, lecz i ona nie wyszła z tego starcia bez szwanku. Drugie trafienie Pierwszego było równie potężne jak poprzednie. Wiedziała, iż następna runda najpewniej rozstrzygnie wszystko. Śmiech Beshaby, potknięcie prawie pozbawiło dziewczynę równowagi, jednakże spowodowało, iż cios Pierwszego przeszedł nad jej głową, strącając tylko kapelusz.
~ Jest ryzyko, jest zabawa - miecz, kostucha albo sława. ~ przebiegło jej przez myśl, gdy zdecydowała się postawić wszystko na jedną kartę.
Wykorzystując pęd, Leila wykonała klasyczny szermierczy rzut, nie celując jednak natychmiast w przeciwnika. Znalazła się za plecami Pierwszego i wtedy zadała potężny cios, pod którym on aż przysiadł. Radość dziewczyny nie trwała długo, gdyż dosięgnął ją cios w bok głowy, posyłając na deski gospody nieprzytomną.

Jakiś czas później został ocucona przez bosmana.
- Jesteś lepsza od większości piechoty pokładowej - powiedział tylko z nikłym uśmiechem pierwszy oficer.
Wstała, chwiejąc się lekko i podniosła kapelusz. Strzepnęła nim lekko, po czym wykonała kolejny zamaszysty ukłon i nakrycie głowy wróciło na swoje miejsce.
- Ay, sir. Jestem. - błysnęła zębami w uśmiechu - Chętnie zrewanżuję się, jeśli nadarzy się okazja.
Następnie zwróciła pytające spojrzenie ku Devowi, oczekując kolejnego polecenia lub decyzji.
-Potrzeba nam bosmanów sierżantów dla piechoty pokładowej. Sztuka złota za dzień, udział osiem sztuk srebra od stu sztuk złota łupu, dziesięć sztuk złota za zamustrowanie. Jeśli tak, to wypijmy na pohybel naszym wrogom. - rzekł Jan Dev.
~ Udało się! ~ pomyślała, nim jeszcze kapitan skończył mówić i uśmiechnęła się promiennie.
Podeszła do stołu, nalała sobie trunku do wolnego kubka i wzniosła go w kierunku swoich przełożonych w toaście.
- Na pohybel. - powiedziała z uśmiechem i wypiła zawartość. Do dna.
Jan Dev uśmiechnął się do dziewczyny, gdy podawał jej czarny trójgraniasty kapelusz z wyszytym złotą nicią po lewej stronie smokiem. Jedwabną czerwoną chustę również ze złotym smokiem. Czerwoną jedwabna szarfę z wyhaftowanym mniej więcej w jednej trzeciej długości złotym smokiem.
- Lepiej nie zapuszczać się teraz samotnie na ulice, bez bardzo ważnej przyczyny. Poczekajcie teraz, aż zakończymy rekrutacje, to od razu traficie na statek. - powiedział, uśmiechając się do dziewczyny blond włosy kapitan, wskazując głową na drugą stronę sali.
Ukłoniła się z wdziękiem.
- Chętnie założyłabym je już teraz. - wskazała na trzymane rzeczy - Ale nie pasują mi kolorem do ubioru. Jestem pewna, że później znajdę coś odpowiedniejszego. - dodała wesoło.
Następnie zajęła jedno z wolnych miejsc u stołu z uśmiechem skinąwszy dwóm osobom już przy nim siedzącym.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 13-05-2015, 09:51   #9
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Baedus wracając z dalekiej podróży zatrzymał się w prawie dziewiędziesięcio tysięcznej metropolii. ~Czemu nie i tak mam jeszcze szmat drogi przed sobą~ pomyślał uśmiechając się pod nosem. Ludzie byli prawie jego wzrostu. Można by rzec, że czuł się jak u siebie w domu. Iż było tu (tak jak w Calimshan) bardzo dużo handlarzy. Miasto, którego jest stolicą Turmishu pokryte jest największymi górami jakie widział w środkowej części Faerunu. Idąc brzegiem Przesmyku Vilhon zauważył ogromne statki, które pierwszy raz na oczy widział. Wprawdzie był na statku ojca, ale to był 'kuter' przy tych kolosach. Piękne rozwarte żagle gdzieniegdzie jakiś ruch na jednym czy drugim okręcie (gdyż stały jeden za drugim). Chyba szykowały się do odpływu. Opuściwszy brzeg udał się na przechadzkę. Poszedł w kierunku naprzeciw łodziom. Zauważył ogromną ilość ludzi próbujących się wciskać na siłę do jednej z jak się mu zdawało gospód. Przepchnął się przez tabun ludzi i zauważył z trudem napis 'Pierwsza Fala'; zatrzymał się przy wejściu. Otworzył drzwi i zamarł w bezruchu tylu było tam ludzi.





Była piękna pogoda na ulicach Alaghonu stolicy Republiki Turmish. Główna droga stolicy portowej prowadziła wprost do gospody "Pierwsza Fala". Baedus otworzył drzwi i wszedł do środka. ~ 'Rany jaki tu ścisk' - pomyślał gdy już wszedł do środka. Jakimś cudem udało mu się znaleźć w tym tłumie jakieś miejsce. Usiadł zamawiając wcześniej kufel piwa. Usłyszał dzwony i kogoś przemawiającego gdzieś poza budynkiem. Wypił i nagle do gospody weszło dwóch mężczyzn. - Kapitanowie proszą pojedynczo najpierw ty. - I tak weszło z dwanaścioro kobiet i mężczyzn z czego dziewięcioro z nich wróciło. - Teraz twoja kolej. - odezwał się w stronę Basanty kapitan statku. W oczy rzucał się siwowłosy czterdziestolatek w paradnym mundurze. - Z tej strony Baedus Basanta melduję się na ochotnika. - Powiedział w stronę kapitana. Nie miał żadnego pojęcia o żegludze, choć zawsze chciał tego spróbować. Ubrany był w niebieską tunikę i czarny dublet zasłaniający rapier. Włosy miał związane w krótką kitkę. Na tunice miał pas, na którym była zawieszona broń. - Umiejętności mam brak, że tak powiem. Nigdy nie byłem na żadnym statku, chociaż...-zawiesił głos mężczyzna usiłując sobie przypomnieć gdyż tak dawno to było, - ...tak teraz mi się przypomniało byłem na statku Jean-Pierre dowodzonego przez mojego ojca. Wyglądał jak 'kuter' przy tym co tu widzę.- zaśmiał się w duchu. - Niestety teraz stoi w dokach i kusz zbiera. A i tak wolę ruch lądowy.- zażartował uśmiechając się pod nosem. Nie był poszukiwany w żadnym z miast. Miał czyste konto. - Mogę nawet pokład myć jeśli to panu nie przeszkadza.- zwrócił się do kapitana.
- Zatem czym się zajmujesz. Nie wyglądasz mi na wojownika ani na kapłana. Jesteś może czarodziejem? Co potrafi z rzeczy, które były by przydatne na statku wyposażonym w armaty?
Zadał rzeczowe pytanie Menalon.
- Zgadłeś jestem czarodziejem spod znaku Azutha. -powiedział w jego stronę Basanta.~ Jasnowidz czy co? ~ pomyślał ze zdziwieniem w oczach. - Mogę przygotować czar ochronny na ten okręt - powiedział to tak, żeby mu usta zamknąć. Tego czaru jeszcze nie poznał.
- Pokaż no swoja księgę młodzieńcze. Zobaczmy co tam faktycznie potrafisz. - burknął siedzący za stołem czarodziej.
Mężczyzna wyciągnął zza dubletu księgę; przeszukał strona po stronie i po dłuższej chwili gdy już skoncetrował się na czarze nic z tego nie wyszło.
Gdy Baedus próbował rzucić czar poczuł siłę przeciwstwiającą mu się. Jego zaklęcie zostało skontrowane, przez czarodzieja siedzącego za stołem, bez widocznego wysiłku.
- Nie rozumiesz poleceń? Księgę chcę zobaczyć a nie twoje niewprawne czary.
Burknął niezadowolonym tonem czarodziej.
~ Co się właściwie stało? ~ pomyślał wyraźnie zaskoczony. Zamknął księgę i wręczył ją innemu czarodziejowi. Trzymaj. - zwrócił się do niego podając księgę.
Czarodziej z krzywym uśmiechem zagłębił się w księgę. Przejrzenie jej zajęło mu chyba z dwie klepsydry (klepsydra-15minut).
- Tak, czary typowe dla młodego czarodzieja, trochę ochronnych, trochę bojowych i wieszczenia, aż dwa iluzyjne. Interesujesz się tym młodzieńcze? Jak byś, próbował ochronić statek tymi czarami co znasz?
Burknął czarodziej intensywnie wpatrując się w Baedusa.
- Tak, interesuje się iluzją coś w tym złego?- zapytał się faceta Baedus. - Jeszcze nie teraz ale w nie dalekiej przyszłości kto to wie.- powiedział raz jeszcze.
Czarodziej intensywnie wpatrywał się w rekruta.
- Jak możesz czarami , które posiadasz zwiększyć szansę na wygranie potyczki morskiej statku?.
- Jak już mówiłem w późniejszym czasie się dowiesz.- powiedział zbliżając się do księgi, którą chciał mieć w jednym kawałku.
Czarodziej burknął coś pod nosem. potem przez dłuższą chwilę cicho coś klarował kapitanom.
Potem odezwał się kapitan Dev.
- Na statku rządzi kapitan jeśli temu się podporządkujesz masz posadę czarodzieja pokładowego na “Złotym Smoku”.
Potem odezwał się Manelon.
- I osiem sztuk złota za zamustrowanie, osiem srebrników dziennie, udział sześć srebrników od stu sztuk złota. Będziesz też pomagał przy alchemii naszemu medykowi pokładowemu. Przypij jeśli zgadasz się na warunki.
Podał napełniony kielich czarodziejowi.
- Dziękuję będzie mi bardzo miło. - odparł w stronę kapitana. - Na takie warunki to ja biorę w ciemno.
Wziął od Manelona kielich i wziął soczysty łyk przedniego białego elfiego wina.
- Ranga podobna do bosmana. Poczekaj w drugim końcu sali. Chyba, że masz ważne sprawy na mieście do załatwienia.
Rzekł podając mu zestaw bosmana.
Poszedł w milczeniu na koniec sali.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036

Ostatnio edytowane przez Adi : 13-05-2015 o 14:22.
Adi jest offline  
Stary 13-05-2015, 19:00   #10
 
CCORD's Avatar
 
Reputacja: 1 CCORD jest na bardzo dobrej drodzeCCORD jest na bardzo dobrej drodzeCCORD jest na bardzo dobrej drodzeCCORD jest na bardzo dobrej drodzeCCORD jest na bardzo dobrej drodzeCCORD jest na bardzo dobrej drodzeCCORD jest na bardzo dobrej drodzeCCORD jest na bardzo dobrej drodzeCCORD jest na bardzo dobrej drodze
Jako, że było zbyt wcześnie aby pójść się zgłosić, postanowił zajrzeć do portu - miasto było o wiele większe niż jego rodzinne, więc i po statkach oczekiwał tego samego. Do tej pory największe co widział to kutry, czasem tylko przepływały jakieś większe statki lecz nigdy się nie zatrzymywały.

Gdy dotarł do portu - nie było to trudne - oniemiał z wrażenia widząc wspaniałe galeony, potężne fregaty, czy nie tak wielkie acz piękne slupy. Tak był tym zafascynowany, że wpadł na rosłego marynarza, który odepchnął go klnąc pod nosem. Podszedł bliżej do jednego z galeonów aby się lepiej przyjrzeć i zaczął rozmyślać, czy to właśnie do takiego galeonu załogi chce się zaciągnąć. Byłoby świetnie, na wodzie czuł się dobrze. Lubił pełny przekleństw język wilków morskich, gdy słyszał wrzawę znaną mu z rodzinnego miasta, czuł się tak swojsko, przyjemnie.

Nigdy nie miał ani nie był członkiem stałej załogi. W przystani, w której się wychował co prawda byli ci sami, starzy bywalcy - ale on nie pływał jednym kutrem, z jedną załogą - czasem nie pływał w ogóle, czasem łodzią wiosłową, czasem kutrem. Czyli krótko mówiąc, zaciągał się tam gdzie szło. Ale tym razem miało być inaczej. Taką miał przynajmniej nadzieję.

Jako, że zaczęło się robić późno, - późno dla Vincenta - wstał i jeszcze raz rzucając okiem na piękne galeony, wyruszył. O ile przedtem nie brał nawet pod uwagę możliwości nieprzyjęcia go, to gdy usłyszał "Następny!", poczuł tą znaną każdemu niepewność. Przełknął ślinę i wszedł do gabinetu aby "zmierzyć się z przeznaczeniem".
 
CCORD jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172