lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [FR] Relikwia [18+] (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/15289-fr-relikwia-18-a.html)

Lady 09-06-2015 19:11

[FR] Relikwia [18+]
 


DZIECIĘ PANA ŚMIERCI CZĘŚĆ DRUGA:
RELIKWIA


Ptaki śpiewały wesołą pieśń, a ciepłe, wilgotne powietrze owiewało gorące twarze. Oczy widziały niewiele.
Błękit, głównie błękit.
Trochę zieleni. Korony drzew, poruszających się w rytm podmuchów wiatru.
Pomiędzy tym wszystkim unosiła się też piękna kobieta z burzą długich, brązowych włosów. Nie poruszyła ustami, a mimo to usłyszeli w głowach melodyjny, zmysłowy głos.


~Tylko tyle byłam w stanie uczynić.~


Coraz pełniej wracająca świadomość pozwalała dostrzegać więcej i więcej szczegółów. Pierwsze stanowiły największe elementy otaczającego ich lasu. Dżungli, poprawiali się w myślach, choć większość z nich nigdy nie widziała takiego miejsca. Potężne, masywne drzewa otaczały ich z każdej strony. Ich korony sięgały wysoko w niebo, rozłożyste bardziej niż wszystkie inne widziane przez nich w życiu. Słońce przebijało się przez nie, sięgając do polany, na której wylądowali, leżąc teraz w wysokiej, soczyście zielonej, wilgotnej odrobinę trawie. Nie rozpoznawali tego miejsca, żadne z nich.

Powoli unosili się do pozycji siedzących. Było tu bardzo ciepło i wilgotno, ubranie zaczęło prawie od razu lepić się do ciał. To jednak rany odniesione w niedawnej walce okazywały się bardziej dokuczliwe. Większość z nich nadal krwawiła, bardziej lub mniej. Zauważyli pomiędzy sobą ciała Kass i Bayla. Pierś kobiety poruszała się bardzo powoli, u paladyna nawet tego nie było widać pod zbroją. Oboje nie poruszyli się ciągle. Dia za to poderwała się na nogi i zachwiała nagle, niepewnie patrząc się na unoszącą się tuż nad ziemią, widmową postać. Zawroty głowy towarzyszyły im wszystkim przy każdym gwałtownym ruchu. Elin zakasłała i wyglądała jakby wymiotowała, kaszląc głośno. Nic jednak nie wydobyło się z pustego żołądka półelfki.

Mieli przy sobie swoją broń, na sobie wszystko co wzięli ze sobą do zrujnowanej świątyni. I nic poza tym. Wszystkie zapasy zostały na jucznych koniach, jak również część prywatnego ekwipunku wielu z nich. Sądzili, że wrócą. Nie mieli powodów myśleć inaczej, lecz teraz… teraz znajdowali się nie wiadomo jak daleko. Te drzewa o tym świadczyły. To ciepło. Tam skąd ich przeniosło była dopiero wczesna wiosna.

~Czuję, że jesteście zagubieni. Postaram się pomóc.~
Znowu ten głos, głęboko w głowie. Melodyjny, niski, pełny, zmysłowy.
~Jestem Sharess. A może byłam. Czas od niedawna płynie dla mnie dziwnie. Może jest tak od wieków, a ja tego nie wiem?~ - potrządnęła głową, a cała sylwetka rozmazała się lekko. ~ Osłabiają mnie, a moi wyznawcy słabną. To jednak nie wasza sprawa, wiem. Wy jesteście tu. Zatrzymałam przeniesienie. Nie mogłam zatrzymać kobiety i przedmiotu, który posłużył do aktywacji starych run. Jeśli dobrze zgaduję, powinny teraz znajdować się w innej starej świątyni, tu, w dżunglach Chultu. Gdybyście ją odnaleźli, być może udałoby się wam wrócić. ~
Zamilkła, pozwalając słowom przebrzmieć w głowach podnoszących się, ciągle zdezorientowanych bohaterów.

Zapatashura 09-06-2015 21:27

Półork był zdezorientowany i to zupełnie. Nie wiedział co się działo, co się dzieje, ani nawet gdzie jest. O tym, co się miało stać nie warto nawet wspominać. Ostatnie co pamiętał to szamańskie zaklęcie i potworny ból głowy. A potem już nic. Nawet teraz nie był pewien czy jest przytomny. Okolica była obca, nierealna. Ziemia miała niewłaściwy zapach, trawa była zbyt miękka, nie rozpoznawał rosnących drzew ani reszty roślinności.
Umysł podpowiadał zatem, że to nie mogło być rzeczywiste.

Żołądek nie miał takich dylematów i po prostu robił swoje. Przewrócił się, skręcił i poderwał za sobą półorka z ziemi, zmuszając torsjami do rewizji swoich poglądów o rzeczywistości. Reszta organów poszła za ciosem. W uszach zaczęło coś natarczywie dzwonić, pierś znowu zaczęła kłuć od grotu strzały. Zatem wszystko wokół działo się naprawdę, co niestety wcale nie ułatwiało Alanowi życia, bowiem rodziło tylko coraz więcej pytań, których i tak nie zada.
A jednak coś udzieliło odpowiedzi.
Głos był uspokajający, przyjemny, ale jednocześnie jego ton był dla półorka obcy i nie wiedział co się za nim kryje. Powoli docierało do chłopaka, że nie tylko on znalazł się w tym dziwnym miejscu, ale także jego przypadkowi kompani. Ci też nie wyglądali najlepiej, ale w tej konkretnej chwili Alan zajęty był raczej zebraniem własnych sił i opanowaniem wymiotów, niż przejmowaniem się kimkolwiek. Chociaż będzie miał wymówkę, aby milczeć.

Asderuki 10-06-2015 00:02

Wodny, świetlisty błękit uniósł i zabrał ze sobą undine wraz z jej świadomością. Ten sam błękit przywitał jej równie niebieskie oczy po przebudzeniu. Szum i gorąc oraz wszechobecna zieleń nie pozwoliły na beztroskie marzenia. Ból nagle dał o sobie znać i przebudzenie nastąpiło prawdziwie. Maarin złapała gwałtownie oddech starając się pojąć co stało się w świątyni i gdzie na dobrą sprawę są. Zwroty głowy od utraty krwi nie pozwalały jednak w pełni objąć rzeczywistość w okowy słabnącego postrzegania kapłanki. Patrzyła bezradnie dookoła nie pojmując nic. Potem dotarł głos.

Maarin podniosłą wzrok a jej świat ponownie zapadł się w zdumieniu. Toto przed nią była ta, którą zwą Shares. Bogini rozkoszy i uciech cielesnych. Bogini kotów. Miękki tembr słów otworzył undine świadomość bezpowrotnie zabierając ją do realnego świata. Ciężko było jednak oderwać wzrok od piękna w najczystrzej istocie. A więc nie przewidziało jej się tam w świątyni i teraz widziała na własne oczy. Widziała. Ilmater odzywał się do niej, ale były to ledwie szepty. Nic tak namacalnego jak to co mogła ujrzeć przed sobą. Z półotwartymi ustami chłonęła obecność słabnącej istoty boskiej. Świadomość co reprezentowała elektryzowała myśli mimo ran i otępienia. Dziewczyna bezwiednie wyciągnęła rękę przed siebie dopiero teraz dostrzegając, że utrata przytomności wróciła jej naturalny niebieski odcień skóry. Nie potrafiła stwierdzić czy to źle.

Jaracz 10-06-2015 12:53

Dla Bitaana ten dzień był jak karuzela wrażeń. Pech chciał że akurat był po tej złej stronie - łapiąc oddech i walcząc z zawrotami głowy. Klęczał próbując się co chwila podnieść. Nienaturalny błękit nieba, głęboka zieleń dżungli oraz niebieski kolor skóry Maarin, nie poprawiały mu nastroju. Jeszcze bardziej dezorientowały, zwłaszcza że próbował poukładać niedoszłe wspomnienia, które jak na złość przypominały skomplikowane puzzle rozrzucone przez rozgniewane dziecko. Jeszcze w to wszystko wplątał się obraz pięknej niewiasty. Targnął głową na prawo, na lewo. Dostrzegł Alana obok siebie i na widok towarzysza fragmenty układanki zaczęły się sklejać, a przygoda w splugawionej świątyni nabrała wyrazistości i kolorów.

Natychmiast przetoczył się na bok by zwiększyć dystans od półorka. Walcząc z szatą klejącą się do pierza ledwo udało mu się wyciągnąć nóż. Łuk ze strzałą, jak przyznał przed sobą, byłby groźniejszy i poważniejszy, lecz w obecnych warunkach miał i tak szczęście że udało mu się dobyć ostrza nie podcinając sobie piór. Gwałtowny manewr z resztą i tak przypłacił mroczkami przed oczami i kolejnym głosem w głowie. Wyciągnął ostrze w kierunku półorka i podparł się na drugiej dłoni gotowy do skoku.

- Mówże swoje imię i ulubiony kolor! - zaskrzeczał do Alana, gdyż tylko takie smutne dźwięki mogły się wydrzeć ze zmęczonego gardła.

Pamiętał jak Alan w świątyni mordował koboldy. Jakby jakaś siła przejęła jego zmysły i wtłoczyła krwiożercze zapędy w spokojnego i z natury nieśmiałego towarzysza. Podczas walki, to nie był Alan, którego Bitaan poznał w karczmie i z którym ochraniał kupca. To była istota zrodzona z pierwotnego instynktu zabijania. Póki dzieliła ich szerokość świątyni, a szał był skoncentrowany na koboldach, wszystko grało. Lecz teraz Tengu obudził się obok potencjalnego drapieżnika. Lepiej było zwiększyć dystans o długość noża. I nawet głos, który rozbrzmiewał mu w głowie, a który niechybnie należał do pięknej niewiasty unoszącej się...

Zaraz...

Tengu bystro spojrzał w bok, by raz jeszcze ujrzeć nieznajomą brunetkę. Jeśli to była wizja lub ułuda, to strasznie uparta. Nie zniknęła po kilkukrotnym mrugnięciu powiekami. Z początku bard pomyślał że oszalał do szczętu. Lecz inni sprawiali wrażenie jakby też ją dostrzegali. Odszukał w pamięci jej ostatnie słowa. Sharess... bogini z tej splugawionej świątyni? Jedno pytanie rodziło następne i następne, uparcie żądając wyjaśnień. Nóż zadrżał w dłoni Bitaana, lecz ręki nie opuścił. Wrócił uwagą do Alana chcąc wpierw uzyskać pewność względem trzeźwości towarzysza. Wolał nie przekonywać się co będzie szybsze... zęby szalonego półorka, czy też miłosierdzie bogini miłości.

Alan z trudem skupił wzrok na bardzie, a jego mina wyrażała bezbrzeżne zdziwienie.
-Mam na imię Alan - zdołał wychrypieć, nim ponownie targnęły nim torsje. W świątyni mógł wzbudzać strach niczym uosobienie zwierzęcej furii, ale teraz zgięty w pół i na kolanach wyglądał po prostu żałośnie.

Tengu nie zadowolił się od razu tą odpowiedzią. Może Alan walczył z mdłościami, a może właśnie dusił bestię ukrytą wewnątrz siebie, która tak ochoczo pozbywała się posiłku jaki jedli tego ranka - zapewne by zrobić miejsce na pierzastą pieczeń! Nigdy nie wiadomo. W dodatku nie podał swojego ulubionego koloru. To było podejrzane.

Ostatnie o czym jednak myślał to bratobójcza walka na zielonych połaciach bezkresnego Chultu. Dlatego też nie próbował naciskać, żeby bestii nie rozjuszyć. Odsunął się jeszcze dwa kroki tylko lekko opuszczając nóż, a i to głównie z powodu wkradającego się w mięśnie zmęczenia. Zastanawiające również było że i towarzysze jakby zignorowali fakt, że Alan doznał niedawno przeobrażenia. Może w istocie biedny kruczoczłek oszalał?

Zwrócił uwagę na lewitującą w powietrzu Sharess. Kolejna niestworzona wizja. Choć takie sztuczki można było osiągnąć przy pomocy magii, jakoś instynktownie nie podejrzewał brązowłosej dziewoi o kuglarskie zagrywki. Zwłaszcza że mówiła do niego w głowie. Teraz, gdy był już bezpieczniejszy o te kilka kroków od potencjalnego zagrożenia, mógł się zająć tą sprawą.

Jedno było pewne. Jak za stuknięciem czerwonych bucików, na pewno nie byli już na Zachodnim Wybrzeżu.

Asderuki 22-06-2015 15:45

Bolało… Bolały rany, bolała gorycz porażki. Przez chwilę bolała nawet głowa z powodu nagłego przeskoku do nowego miejsca. Zaklinacz jednak zdołał się opanować. Jego rany nie były tak poważne jak pozostałych, a ciało naznaczone magicznym dziedzictwem lepiej sobie radziło z magicznymi i cudownymi efektami, szybciej dochodząc do siebie. Zawroty głowy szybko przeszły i Valerius ocenił sytuację.
- Maarin zajmij się rannymi, jeśli możesz. Mam jeszcze dwie mikstury leczenia, ale wolałbym je zużyć tylko wtedy, gdy to będzie konieczne dla ratowania czyjegoś życia.- rzekł cicho zaklinacz do kapłanki, lekko speszony widokiem… bogini. Po czym zwrócił się wprost do bogini.- Jeśli to ci pomoże nasza wybawicielko i cię wzmocni… to… ja mogę zostać twoim wyznawcą.
Był co prawda czcicielem Sune, ale myślał że rudowłosa bogini mogła mu to wybaczyć.W końcu miała tylu wyznawców. A ta Bogini była chyba osłabiona brakiem czcicieli.

Kapłanka oderwała niechętnie spojrzenie od istoty przed sobą. Dopiero teraz zauważyła nieprzytomnych. Niechybnie zerwała by się gdyby nie to, że sama była w stanie mocno osłabionym. Bezradnie, zawstydzona brakiem sił, powędrowała na czworakach te kilka kroków do Kass i Bayla. O ile szybko potrafiła orzec w jakim stanie znajduje się Kass, o tyle z Bayla musiałaby ściągnąć zbroję.

Kass była dokładnie w takim samym stanie, w jakim Maarin ją zostawiła. Ranna, oddychająca z trudem, lecz już nie krwawiąca dzięki modlitwie kapłanki. Ciało Bayla było pokryte krwią w kilku co najmniej miejscach, nawet bez dokładnego przyglądania się widziała ranę na jego twarzy, ręce i przebitą w jednym miejscu zbroję. Duch Sharess roześmiał się w ich głowach, ale był to śmiech z rodzaju tych kojących.
~Cieszy mnie twoja gotowość, młodzieńcze, ale to tak nie działa. Czuję cię. Jesteś oddany innej. Moja siła pochodzi z wiary, prosto z serc i czynów, nie deklaracji. Wiele istot deklaruje wiarę i oddanie, ale niewielu podąża ścieżką, na której istotnie jest moc.~

Maarin pospiesznie zaczęła rozpinać paski przy zbroi mężczyzny. Powinna wpierw wezwać moc łaskę ilmatera aby zatamować jakikolwiek krwotok, którego jeszcze nie dostrzegła. Gdzieś się jednak rozmywał ten koncept. Jej bóg… czy aby na pewno jej? Sharess była tutaj przed nią a nie gdzieś.
- Czy możesz mi pomóc? - w zasadzie było to do bogini, ale każdy mógł to usłyszeć.

-Eee… nie… to znaczy… nie mam natury i poświęcenia odpowiedniej by być kapłanem.- zaśmiał się wesoło Valerius.- O co to to nie. Natomiast, jakieś modlitwy ku twej czci, ofiary… to chyba mógłbym.
Po czym dodał już nieco poważniej.- Toooo mniej więcej w którym kierunku trzeba iść do tej świątyni?

Bitaan wciąż bacząc na półorka obserwował też działania towarzyszy. Maarin zajmowała się rannymi, a Valerius wypytywał boginię. Bard w istocie z chęcią by się dołączył do pytania o kierunek. Podejrzewał że Sharess wykorzysta ich przy okazji do uratowania tej świątyni przed splugawieniem. Niczyja pomoc nie przychodziła w pełni za darmo. Nie miał jednak oporów przed kilkoma dobrymi uczynkami. Zwłaszcza kiedy miałyby przysłużyć się tak pięknej niewiaście. Nawet jeśli była boginią.
Sam miał kilka pytań. Lecz skoro ona nie używała ust by mówić, tak i Tengu nie zamierzał otwierać dzioba. Zamierzał się przekonać czy go usłyszy.
~Słyszysz mnie piękna siostro Shelyn?~

-Nauczaj mnie proszę - dobiegły nagle niegłośne i jakby nieco nieobecne słowa od strony kapłanki. Wciąż zajmowała się Baylem nachylając się nad nim.

- Hę? - Bitaan kraknął dziobem na moment zapominając o półorku i koncentrując spojrzenie na Maarin. Była niebieska. To nie było przywidzenie. Nagle kruka olśniło i rozpoznał do jakiej rasy należy kapłanka.

Z ziemi tymczasem powoli podnosił się Harpagon, wciąż oszołomiony i zdezorientowany. Boska obecność nikomu nie jest pospolita, dlatego czuł ją, czuł Boginię całym sobą. Wiedział kim jest, wiedział, że zabrała ich daleko. Jej natura, bogini rozkoszy sprawiała zaś, że ciało żołnierza zapominało o bólu i domagało się czegoś innego. Bogini ich uratowała, należał się jej szacunek, i wdzięczność. Uwielbienie i miłość. Pożądanie? Wydało mu się nie na miejscu, a jednak czuł je każdą porą ciała... Rozejrzał się wokół, towarzysze niemal cali. Uklęknął przed boską obecnością, nie śmiąc patrzeć na to, czego nie wolno oglądać oczom śmiertelników.
- O boska Sharess, pokornie dziękuję Ci za ratunek w imieniu nas wszystkich - rzekł z wielkim szacunkiem, oddając hołd wybawczyni.

Duch bogini unosił się tuż obok Bayla i klęczącej przy paladynie Maarin, ale jej dźwięczny, radosny śmiech wypełnił głowy ich wszystkich po deklaracji Harpagona. Wyglądała jakby wyprostowała się bardziej na dźwięk tych słów.
- Nie uratowałam was, do niewielu rzeczy jestem obecnie zdolna. Moje siły są zbyt osłabione, nawet nie mogę poprowadzić do świątyni - odrzekła już poważniej, z pewnym smutkiem. - Sądze, że możecie ją jednak odnaleźć tak samo, jak poprzednią.
Dalszą część przerwała Maarin, która nagle pochyliła się, ujęła twarz Bayla w swoje błoniaste dłonie i złożyła na jego ustach pocałunek. Chwilę później oczy mężczyzny otworzyły się szeroko. Przez krótki moment trwał w bezruchu, aż jego ręce uniosły się i objęły ramiona undine, której spojrzał głęboko w te niesamowite oczy.
Wydawało się, że ten czyn rozbudził dziwne ciepło w ciele każdego z nich. Kass zakasłała i usiadła nagle, rozglądając się, całkowicie zdezorientowana.


~Możesz być kim chcesz~ usłyszała Maarin w swojej głowie. ~To serce wybiera. Rozkosz znacznie lepiej gasi cierpienie od współczucia.~

~Boję się~ przyznała się młoda undine w myślach. Mimo wszystko wychowali ją dość stoiccy kapłani nauczający raczej o miłości niż pożądaniu.Temat nie był jej zupełnie obcy gdyż mimo wszystko o tych chorobach też ją uczono. Czuła się zawstydzona kiedy widziała jak chętnie inni obdarowywali się bliskością, a jednocześnie bardzo tego chciała. Tylko resztki przyzwoitości i rozsądku powstrzymały ją od upojnej nocy z Quentinem. Chociaż skończyła by się raczej szybko patrząc na to, że chłopak nigdy nie był z kobietą.

~Nie masz czego. Tak piękne istoty jak ty, nie powinny trwać w naukach czystości. Coś takiego nie istnieje. Gdybyśmy mieli nie odczuwać, nie dano by nam tej możliwości.~
Czysty głos Sharess nie opuszczał jej głowy.

Maarin oderwała wzrok od nieprzytomnego Bayla by spojrzeć na boginię.
- Nauczaj mnie proszę - wypowiedziała te słowa na głos zapominając, że inni mogli by ją usłyszeć. Resztki przywiązania do jej współczującego boga odpływały. Kochała go, ale nigdy jego nauki nie przynosiły jej ukojenia. Wciąż jej czegoś brakowało. Choć całkowite oddanie rozkoszy nie wydawało jej się jeszcze właściwą odpowiedzią była jej bliższa niż nauki Ilmatera.

~Nie mogę ~
W głosie bogini wyczuła smutek.
~Sama musisz oddać się potrzebom swojego serca i duszy. Odczuć spełnienie podczas empirycznych, hedonistycznych doznań. Otwórz się na to, a przyjmę cię pod swoje skrzydła, pozwolę czerpać z tego, co mi jeszcze zostało.~

Maarin zawahała się. Był to moment, który przeminął bezpowrotnie.
~Możesz mi pokazać?~ znów wypowiedziała się w myślach. Nijak jej było teraz odnaleźć przyjemność w sytuacji w jakiej się znajdowali. Ale pragnęła tego pełnią swej duszy. Pożądała tego spełnienia i uwolnienia się od wiążących ją kajdan. Była niczym woda uwięziona pod skałami drążąca uparcie aby przebić się na powierzchnię.

~Pokazać co?~
Wydawało się, że słyszy nutkę prowokacyjnego rozbawienia, ale zagłuszyło to ciepło, jakie poczuła w swoim ciele. Zorientowała się, że Sharess, a w każdym razie niecielesna jej istota, znajduje się tuż obok. Ból szybko zanikał.

~Czy możesz mi pokazać przyjemność, ekstazę i wolność moja pani~ poprawiła się undine. Spojrzała w oczy swej bogini dodając. “Chcę im pomóc i pokazać prawdziwą przyjemność niezmąconą i splugawioną przez nikczemne działania złych sił.

~Nie mam dość sił, aby się zmanifestować~ odpowiedziała bogini ~Mogę cię jedynie nakierować. Pocałuj go, a ujrzą…~
Unosiła się tuż obok Bayla, tym samym sugerując o kogo jej chodzi.

Była kapłanka Ilmatera a nowa wyznawczyni Sharess bez wahania uczyniła to co powiedziała pani uciech. Pochyliła się nad pokrwawionym człowiekiem, ujęła jego twarz w swe błoniaste dłonie i tak jak wcześniej złożyła mu pocałunek na ustach. Teraz nie był on dziki i krótki. Bladoniebieskie usta undine przywarły do tych półotwartych warg paladyna niosąc ukojenie.


Jaracz 22-06-2015 20:32

- Krrha! - z gardła Bitaana wydarł się dźwięk który mógł być kraknięciem, tak samo jak wesołym zakrzyknięciem.
W kilku susach był już przy Kass. Noża co prawda nie schował wciąż nieufny wobec półorka. Jednak skoncentrował swoją uwagę na towarzyszce. Zaczął ją oglądać czujnym okiem przekrzywiając gwałtownie głowę na różne strony by dobrze się przyjrzeć ewentualnym ranom. Nie znał się na leczeniu, ale skoro się podniosła nie mogło być źle. Zwłaszcza że i sam odczuł dotyk łagodnej mocy. Ujął dłoń dziewczyny.
Nie podejrzewał kapłanki o taką moc, lecz dobrze słyszał jej poprzednie słowa. Nie był w ciemię bity i umiał kojarzyć fakty. Spojrzał na Sharess.
- Chyba właśnie zdobyłaś nową wyznawczynię, o słodka bogini - powiedział. - Co najmniej jedną.
Z każdą kolejną chwilą, w której odzyskiwał trzeźwość myśli, dostrzegał też jak piękne jest to niebiańskie dziewczę. Nie potrafiła co prawda czytać w jego myślach jak z początku podejrzewał, ale wziął to tylko za dobrą monetę. Zdecydowanie musiał umieścić to wydarzenie w balladach.
-Czy zezwolisz bym głosił twe piękno w kilku pieśniach i setce wierszy, ty która spijasz modlitwy z ust kochanków?

Maarin nie przerywała pocałunku jeszcze przez jakiś czas. Delikatnie pociągnęła obejmującego ją paladyna aby podniósł się do góry. Wtedy też wielce niechętnie rozdzieliła ich usta, aby uśmiechnąć się. Pewnie, szczerze i radośnie. Nieśmiały i grzeczny uśmiech pełen zawstydzenia odpłynął w zapomnienie. Kapłanka zaśmiała się na głos krótko i perliście niemal jak jakaś nimfa. Czuła się wspaniale i mimo ostatnich wydarzeń przepełniało ją szczęście jakiego jeszcze nigdy nie odczuwała. Radosnym spojrzeniem powiodła po reszcie jej towarzyszy drogi. Nieświadoma wyczynów półorka w świątyni uśmiechnęła się do niego szerzej i powróciła spojrzeniem do Bayla.
- Mój dzielny bohaterze - szepnęła chcąc podnieść go na duchu.

Valerius tylko uśmiechnął się ciepło na ten widok. Co prawda większość nauk w klasztorze przesypiał, niemniej pamiętał iż kapłani potrafią uzdrawiać dotykiem. Nigdy nie sprecyzowano jednak jaki dokładnie ma być ten dotyk, więc zaklinacz uznawał, że to zależy od doktryny danego kultu.
- Aaaa... jak jeszcze możemy ci pomóc bogini?- zapytał uznając, że chyba Sharess bardziej im pomóc nie może. Rozejrzał się za Dią sprawdzając co robi jego mała przyjaciółka.

Alan w końcu zaczął dochodzić do siebie. Ciało, choć obolałe, zaczynało go słuchać, a żołądek nie miał w sobie już niczego, co dałoby się wyrzucić. W gruncie rzeczy nie sprawiło to jednak, że poczuł się lepiej. Ot, zamiast dyskomfortu fizycznego, pojawił się psychiczny. Cały ubabrany był w krwi, która swym metalicznym zapachem drażniła jego nozdrza, a nie miał pojęcia czyja była. Kruk, który był jedną z niewielu osób do których żywił jakieś pozytywne uczucie, najwyraźniej się go bał. Przepiękna, choć dziwna kobieta, onieśmielała go swą obecnością tak bardzo, że ledwie unosił wzrok nad ziemię. Elfia kapłanka, od której magii starał się trzymać z dala z niewiadomych przyczyn stała się błękitna, ale może elfy tak miały? Półork nigdy wczesniej przecież żadnego nie spotkał. Reszta nie zwracała chyba na niego uwagi, co było jedynym pozytywem... Tyle tylko, że wśród tej reszty nie dostrzegł tropicielki.
-Lamia - powiedział na głos, ale chyba do siebie, zastanawiając się gdzie zniknęła. Może nie została przeniesiona do tego dziwnego miejsca?

Kass skoncentrowała spojrzenie na Bitaanie, uspokajając oddech. Jej rany nie krwawiły, wręcz zabliźniły się częściowo. Tak jak ich wszystkich, chociaż dla niewielu z bohaterów uleczenie było znaczące. Głowy ponownie wypełnił im śmiech bogini, która zafalowała między nimi, wyraźnie celowo prezentując się oczom barda.
- Będę wniebowzięta, mój kochany. Tak niewielu dostrzega twoje prawdziwe piękno…
Niematerialna dłoń z czułością pogładziła jego dziub. Przeszył go dreszcz prawdziwej rozkoszy.
- Możecie mi pomóc, podążając do świątyni i zapobiegając podobnemu wydarzeniu. Nie mi kierować waszymi losami, zwłaszcza, że krew niektórych z was jest niezwykle silna, ale tylko tam będę mogła wam pomóc. Mój czas tutaj kończy się. Otwórzcie się na piękno i przyjemność. Oddajcie się temu i nie wstydźcie.
Przeleciała w stronę Alana.
- Wasza przyjaciółka znajdowała się za daleko. Obawiam się, że została tam w górach - zawirowała przed nim. Położyła widmową dłoń na jego piersi, ciepło w środku stało się dla niego jeszcze bardziej odczuwalne. - Ty zaś musisz się otworzyć. Nie każdy chce twojej krzywdy, gdy to zrozumiesz, możesz żyć tak jak zechcesz. Nawet zostać moim wiernym wyznawcą - uśmiechnęła się i nawet półork nie mógł znaleźć w tym niecnego podtekstu.
Dia zbliżyła się do Valeriusa i chrząknęła, szepcząc cicho.
- Coś strasznie szybko chciałeś porzucić Sune - powiedziała żartobliwie.

- Tylko chciałem być pomocny- odparł ukradkiem Valerius.

Tymczasem Bayle zdawał się powoli rozumieć co tu zaszło, a jego oczy zmrużyły się, patrząc na Maarin w niesłabnącym zdumieniu. Potrwało chwilę, zanim i on się uśmiechnął, chociaż boleśnie. Ich rany zasklepiły się jedynie częściowo, a zbroje ciągle niewygodnie obcierały wrażliwe miejsca.
- To nie ja znowu okazałem się bohaterem - powiedział do undine. - Miałem cię uratować, a jak skończyłem…

Półorka ucieszyła wiadomość, że Lamia pozostawała daleko stąd... o ile faktycznie byli daleko. Szczerze mówiąc, nie miał pojęcia gdzie leżało to całe Chuult. Z drugiej strony, od dotyku bogini zupełnie zdębiał. Dla Valeriusa czy Bitaana na pewno takie karesy byłyby przyjemne, ale biedny Alan nie miał bladego pojęcia jak ma zareagować. W efekcie nie zareagował w ogóle, tylko zastygł w bezruchu.

Harp nadal klęczał, zszokowany beztroskim zachowaniem nadludzkiej istoty.
- O Boska Sharess, która przywiodłaś nas tutaj, powiedz proszę co stało się w Twoim chramie, tam gdzieśmy walczyli? - żołnierz przemawiał z szacunkiem i formalnie, nie potrafił zdobyć się na mniej formalne gadanie, jak niektórzy towarzysze. W końcu była Boginią, a oni ledwie śmiertelnikami!
- Czy powstrzymaliśmy ich, o Pani? Rytuał którym plugawili twoją świątynię poskutkował? I czym był?

-Nie wydaje mi się żebyśmy powstrzymali cokolwiek- odparł cierpko Valerius ironią próbując sobie osłodzić gorycz tamtej porażki.

Bitaan zadrżał od dotyku Sharess. Mocniej uścisnął dłoń Kass, a drugą bezwiednie zaczął sunąć wzdłuż jej przedramienia. Otrząsnął się po chwili, gdy bogini odleciała do kogo innego. Otrzeźwienie przyszło głównie w wyniku niemiłosiernego ukropu jaki odczuwał.
Postanowił zostawić na tą chwilę zadawanie pytań innym, choć w głowie roiło mu się od wątpliwości, które chciałby wyjaśnić. Zaczął się rozbierać. Wpierw rozsupłał i zsunął przez głowę pstrokatą szatę. Zaklekotała od nadmiaru zawieszonych na niej fetyszy i ozdób. Pod spodem, jak się okazało, Tengu miał bardzo wątłą sylwetkę. Zwłaszcza teraz, gdy mokre pióra były “przylizane” od potu i krwi. To jednak nie wystarczyło bardowi. Dopiero rozpięcie i ściągnięcie skórzanej zbroi przyniosło oczekiwany efekt. Uczucie duszności i zniewolenia przestało być tak dokuczliwe.

- Ależ jesteś moim bohaterem. Dzielnie walczyłeś. Pozwól, że jak dobra niewiasta z powieści opatrzę twoje rany - Maarin mrugnęła okiem do paladyna. Zaraz jednak westchnęła widząc wciąż nie do końca zagojone rany. Rozglądając się stan radości i upojenia osłabł chociaż nie zniknął. Świadomość odnalezionej drogi pozwalała spojrzeć lżej na ich sytuację. Bezceremonialnie, wyuczonymi ruchami, zaczęła odpinać zbroję paladyna.
-Musimy znaleźć źródło wody i bezpieczne miejsce na odpoczynek - rzeczowy ton powrócił do rozanielonej dziewczyny. -Nie mamy zbyt wiele z naszego dobytku. Jeśli jakakolwiek przyjemność ma być trzeba nam móc ją odczuwać, nie? - uśmiechnęła się znów do Bayla.

Sharess zawirowała przed Harpem, chaotyczna i poważna jedynie na swój własny sposób. Niczym nie przypominała nauk Illmatera i jego kapłanów.
~ Nie wiem tego, dzielny rycerzu ~ odezwała się do młodego strażnika, ale w głowach słyszeli ją wszyscy. ~ Rozpoczęcie rytuału przywołało mnie tam. Jego koniec wyrwał cząstkę mnie, ale jako całość nie był kompletny. Jak składowa czegoś o wiele większego. Domyślam się, że miał wpłynąć na tego, który go zainicjował ~ spojrzała na leżące w trawie ciało “czarownika”.
Bayle oderwał wreszcie spojrzenie od Maarin i pozwalając zdejmować z siebie zbroję, chwycił zawieszony na piersi symbol Lathandera.
- Nie ma w niej zła - powiedział po chwili. Kass zaś bardziej niż w boginię, zapatrzona była w rozbierającego się tengu.

- Oczywiście że nie ma - odpowiedział bard kładąc szponiastą dłoń na twarzy Kass i zaglądając jej w oczy. - To w końcu bogini przyjemności. Chociaż polemizowałbym jeśli chodzi o domenę kotów, która jest jej przypisywana. W tych aroganckich kreaturach nie ma zbyt wiele dobra.
Trzeźwość myśli wróciła do głowy Tengu. Wciąż był oszołomiony obecnością bogini, lecz starał się opierać jej kuszącym słowom, które sprawiały że najchętniej by oddał się swoim instynktom - najlepiej tu na tej polanie. Nie widział w tym co prawda nic złego, ale jeśli awatar Sharess słabł w tym miejscu, lepiej było dowiedzieć się czegoś więcej niźli kopulować.
Zwinął kolorową szatę i wtłoczył ją do plecaka. Wiedząc że Kass jest zdrowa wstał i podszedł do ciała czarownika. Spojrzał na boginię.
- Najsłodsza z istot niebiańskich. Nie mam nic przeciwko kilku dobrym uczynkom. Zwłaszcza jeśli niosą za sobą niepowtarzalną i ekscytującą przygodę. Czemu sądzisz, że mielibyśmy zapobiec podobnemu rytuałowi? Wszak sprawca całego zamieszania leży tu. Czarodziejka zaś była obiektem jego napaści.
Ostatnie słowa wypowiedział klękając przy ciele czarownika. Zamierzał go przeszukać.

W czym ubiegł Valeriusa, który również coś takiego planował. Zaklinacz uznał też, że warto spytać o…
-Czy w okolicy są może jacyś twoi wyznawcy?- był to strzał na ślepo, ale co mieli do stracenia?

Zapatashura 26-06-2015 20:11

~ Rytuał miał na celu coś większego ~ Sharess odpowiedziała Bitaanowi. ~ Jestem tego pewna. Niemal czuję, jak przynajmniej jedna z kolejnych świątyń jest plugawiona. Jest tam też to, co część z was pragnie odzyskać. Przeniesienie nastąpiło, ale ciągle czuję obecność Illmatera. Kiedyś byli tu moi wyznawcy. Teraz czuję zaledwie bardzo słabą, jednostkową obecność.~
Czarownik, oprócz dwóch długich, zakrzywionych sztyletów dobrej jakości, z ciągle widoczną na ich ostrzach trucizną, miał pod szatami, oprócz swojego bardzo wysokiego, ale nienaturalnie chudego ciała, także niezbyt dużą sakwę. Zanim się tengu do niej dobrał, nabrał pewności, że zabita istota nie jest człowiekiem, ani żadnym przedstawicielem bardziej znanych, powszechnych ras Faerunu. Na szyi zawieszony miał amulet.
W sakwie natomiast znalazł trochę jedzenia w postaci wysuszonego mięsa, dwa pudełeczka z tajemniczą, śmierdzącą mazią, cztery fiolki, z których dwie musiały zawierać miksturę leczniczą, a dwóch pozostałych nie rozpoznał, dwa dymne patyczki, dwie czerwone świece, małą tubę na zwoje, obecnie zawierającą zaledwie dwa puste kawałki pergaminu i jeden zapisany magicznymi symbolami, pióro, atrament, hubkę oraz krzesiwo.

Tengu bardzo zwinnie i szybko zapakował znalezione rzeczy z powrotem to torby. Zamierzał później się nimi zająć. Amulet wpakował również do środka. Dwa noże odłożył ostrożnie na bok, uważając by nie dotknąć palcami zroszonych trucizną ostrzy. Potrafił docenić dobrą stal.
Ujął między palce kawałek szaty i mrugając przekrzywił głowę na bok przyglądając się materiałowi i jego fakturze. Szepnął kilka słów pod dziobem i skoncentrował zmysły by rozpoznać, czy materiał jest magiczny. Gdy już zaspokoił instynkty zbierackie, odezwała się w nim ciekawość i zwrócił uwagę na trupa. Istota była w istocie niepodobna do niczego co kiedykolwiek widział. Wcześniej nie miał okazji się mu przyjrzeć z bliska - przez walkę i przez te falujące poły szaty. Podniósł spojrzenie ponownie na boginię.
- Zmysłowa bogini, czy wiesz czym jest ta istota? - zapytał dotykając szponiastym palcem czoła tajemniczej osoby.

Sharess zafalowała nad martwym ciałem czarownika, przyglądając się mu.
- Spotkałam się kiedyś przelotnie z jego rodzajem, potrafią czuć… żądzę, niestety w tym złym tego słowa znaczeniu. Nazywają ich mrocznymi tropicielami albo prześladowcami. Spodziewałabym się go bardziej pod ziemią albo w jakiejś kryjówce. Nie za dobrze znoszą światło z tego co słyszałam. Ten rytuał i relikwia musiały być dla niego lub całej grupy jego pobratymców, bardzo istotne.

Bitaan pochylił głowę, dotknął pięścią czoła, potem piersi, a na koniec otworzył dłoń w stronę Sharees. Gest podziękowania wyniesiony z rodzinnych stron.
- Gdy przyjdzie mi w chwilach uniesienia wzywać bogów, to o tobie będę myślał.

Gdy kruczoczłek rozmawiał z boginią Maarin opatrywała paladyna. Miała w planach zająć się wszystkimi, ale najbardziej jej myśli zaprzątał półork. Był oblepiony posoką i jak na razie kapłanka nie umiała powiedzieć ile z niej było jego własne.
- Alan tak? - rzuciła do niego. - Pozwolisz opatrzyć mi swoje rany?
Undine zauważyła, że niechętnie się do niej odnosił odsuwając się i unikając łask jakie zsyłał jej bóg. Nie znała tego powodu, ale bała się, że może jakoś uraziła go podczas ich pierwszego spotkania. Tak się tego obawiała, że nie śmiała odezwać się do niego aż do tego momentu. Z jakiegoś powodu peszyło ją zachowanie wojownika.

Półork przez krótką chwilę spojrzał na kapłankę, ale zaraz uciekł wzrokiem. Trudno było jej ocenić, czy to było u niego normalne, czy też tak wpływał na chłopaka jej dziwny wygląd.
-Nie... - bąknął najpierw, ale było to tylko zająknięcie, znalazł bowiem w sobie dość słów by kontynuować -nie trzeba. Nic mi nie jest - Maarin mogła wyraźnie usłyszeć, że sepleni z powodu swych wielkich kłów.
Kłamał, w dodatku nieudolnie. Pierś dalej piekła bólem przy gwałtowniejszych ruchach ramienia, a i w uszach wciąż mu szumiało. Spaliłby się jednak ze wstydu, gdyby miał się rozebrać jak Bayle.

Maarin ściągnęła brwi w zmartwieniu.
- Nie wyglądasz jakby nic ci nie było - odpowiedziała bez nacisku. - Możliwe, że będziemy jeszcze walczyć, nie chcę abyś zginął.

Wielki półork jeszcze bardziej spuścił wzrok, przez co undine kompletnie nad nim górowała.
-Może nie będziemy - odparł bez przekonania. -Umiem… umiem unikać zwierzyny.

Kapłanka westchnęła ciężko. Podwiązała kolejny bandarz Bayla i gestem pokazała, że na chwilę go zostawi. Wstała i podeszła do półorka klękając przed nim.
- Przepraszam jeśli cię w jakikolwiek sposób uraziłam swoimi słowami wcześniej. Nie chcę aby w twoje rany wdarła się jakaś choroba. Trzeba ci je zabandażować. Proszę pozwól sobie pomóc… emm… jeśli ci jakoś przeszkadza moja osoba mogę zasłonić twarz - idiotyczny pomysł wpadł do głowy dziewczyny. Czuła się nie mniej niezręcznie niż ork w tym momencie, ale nie potrafiła pozwolić mu na wykrwawienie się, albo złapanie groźnej choroby.

Alan poderwał nagle spojrzenie w górę.
-Dlaczego miałabyś to zrobić? Przecież jesteś ładna - wyrzucił z siebie ze zdziwieniem i to wyraźnie zanim zdążył pomyśleć, bo zaraz oczy rozszerzyły mu się jak dwa srebrniki i zasłonił usta dłonią. -To znaczy...eee... nie trzeba, na mnie się goi jak na psie.

Bitaan wyczulonym na fałszywe dźwięki uchem, wychwycił rozmowę która była o włos od osiągnięcia nowego, zupełnienie nieznanego mu poziomu niezręczności. To już nie były drobne wpadki, przy których dziewki rumieniły swe jagody, a mężczyźni żałowali że za dziecka wypadając z kołyski nie odgryźli sobie języka. Trzeba było ratować pół-orka zanim ten postanowi zamknąć się w sobie na głucho.
Oczywiście choć cel miał szczytny, bard nie mógł się oszukiwać. Bał się pół-orka jak mało kto. Te kilka spokojnych chwil jakie minęły na polanie w obecności bogini nie rozmyły wspomnienia o szalejącym drapieżniku żądnym krwi. Pewnie dlatego gdy się zbliżał do rozmawiającej niebiesko-zielonej dwójki, serce waliło w jego wątłej piersi niczym sarence która właśnie spostrzegła stado wilków. Starał się jeno nie robić sarnich oczu. To krukowi nie przystoi.
- Oczywiście że się zagoi! - chrypnął zaraz odchrząkując. Stanął obok półorka oraz undine kładąc obojgu dłonie na ramionach. - W końcu żeś chłop na schwał. Jeno szybciej będzie, mój przyjacielu, gdy kapłanka cię obejrzy. Zapewniam cię, że jej małe, piękne drobne… - ujął dłoń undine delikatnie podsuwając ją w kierunku Alana, a dziób mu się nie zamykał - ... prawda że drobne? Jej drobne dłonie nie parzą, ani nie chłodzą. A tymczasem ja unikać zwierzyny nie potrafię. Jak nas napadną na trakcie, bo dziób za szeroko roztworzę wdzięki przyrody podziwiając i pieśni układając, to chciałbym mieć przy boku towarzyszy w pełni sił.
Mówić to położył dłoń undine na barku pół-orka.

- Nie parzy, prawda?
A jeśli parzy, to wszyscym trupy i padlina - pojedyncza myśl niczym przerażona łania przemknęła przez głowę Tengu.

Maarine chciała już odpowiedzieć coś Alanowi, ale Bitaan wkroczył do akcji. Zaskoczona nie potrafiła wejść w słowo kruka, a ten robił co chciał. Niespodziewanie jej błoniasta dłoń została położona na barku barczystego półokra. Przez moment skusiło dziewczynę aby skorzystać z nowych łask jakie oferowała jej Boginii. Miało jednak nie parzyć, a omotanie mogło zdecydowanie to zrobić.
- Nie oparzy też jak dotknę twojej skóry - dorzuciła próbując nie zepsuć gadaniny barda. Przesunęła dłoń do twarzy Alana. Nie chcąc jednak peszyć biedaka jeszcze bardziej dotknęła go wierzchem dłoni. - Widzisz? Proszę zdejmij skórznię. Z chęcią opatrzyłabym cię tak jak jesteś, ale to nie zadziała.
Uśmiechnęła się szczerze.
- Chyba, że mam to zrobić za ciebie?

Przed zdwojonym atakiem półork już nie był w stanie się obronić. Westchnął jedynie zrezygnowany i zaczął rozwiązywać rzemienie trzymające w całości jego nienajlepszą zbroję. Wygarbowane skóry były solidne, ale wyraźnie nie do pary i z pewnością nie wyprawiał ich fachowy zbrojmistrz. Gdy pierwsze płachty zaczęły spadać na ziemię, Alan odruchowo zamknął oczy spodziewając się śmiechów, albo złośliwych uwag, które znał aż za dobrze.
O półorku z całą pewnością można było powiedzieć, że był umięśniony. I nie mowa tu tylko o rękach, grubych niemal jak męskie udo - barki, pierś, brzuch, plecy, wszędzie pod zieloną skórą wyraźnie odcinały się twarde węzły. Kapłanka od razu jednak zauważyła, że chłopak nie kłamał twierdząc, że rany leczą się na nim jak na psie. Mówił to z doświadczenia. Jego skórę pokrywały blizny i pręgi, pamiątki po ranach, pazurach, kłach i biciu, których nikt nawet nie próbował dobrze opatrzeć. Lewe ramię nosiło nawet ślady oparzeń. Pierś miał zupełnie zakrwawioną i akurat ta krew była jego - koboldzi grot przebił ciało i zatrzymał się dopiero na żebrze, a przy wyrwaniu zabrał ze sobą kawałek skóry.

Undine zobaczyła blizny, zobaczyła rany. Jej umysł zakotwiczył się na tym i to stało się najważniejsze. Nie patrzyła na mięśnie ani kolor skóry. Jej własny jakoś niespecjalnie pozwalał na takie myśli. Zaraz z torby medycznej wydobyły się kolejne zwoje bandażu, maści oraz nici z igłą. Pewnie niedługo trzeba będzie wygotować stare i zużyte bo zabraknie nowych. Nawet mając dwie torby wypełnione po brzegi w końcu trzeba będzie uzupełnić ich zawartość.
Dziewczyna sprawnie, wyuczonymi i metodycznymi ruchami oczyszczała rany, zaszywała je i bandażowała. Co chwilę z jej ust padało “zaboli”, “może zaszczypać”, zaraz przejdzie, “teraz powinno być dobrze“. W swoim przekonaniu uspokajała i przygotowała pacjenta na to co będzie robić. Po, o dziwo, całkiem krótkim czasie odsunęła się sprawdzając swoją robotę. Teraz jak zwykle mogła powrócić do rzeczywistości i zauważyć jak półork wygląda. Niebieska twarzy zrobiła się nieco fioletowa, ale wystąpił też na niej szeroki uśmiech.
- Jesteś bardzo dzielnym pacjentem - powiedziała głośno i zaraz dodała szeptem nachylając się nad uchem Alana. - Oraz bardzo męski.
Z tymi też słowami zamierzała wrócić do Bayla.

abishai 26-06-2015 23:05

Valerius przyglądał się działaniom Maarin z ciekawością. Jego rany były bolesne, ale nie tak poważne jak reszty. Mogły więc poczekać na swoją kolej, później.
Zwrócił się więc do Dii.
- Rozejrzymy się po najbliższej okolicy? Sprawdzimy, czy jest bezpiecznie?

Sharess i jej niezwykle długie w tej postaci, w jakiej im się objawiła, włosy, zawirowały raz jeszcze. Zdawała się blaknąć.
~Mój czas tutaj się kończy. Nie mogę wam niczego nakazać, ale pamiętajcie, żeby iść za głosem serca. I czerpać z życia tyle rozkoszy, ile się wam uda.~
Chwilę później już jej nie było.

Elin ukucnęła przy Harpie i coś do niego szeptała, Kass ciągle wydawała się zszokowana, a Dia wyszczerzyła się radośnie.
- Wreszcie jakieś dobre rady! - zaśmiała się i przyjrzała się Valeriusowi. - Chyba powinieneś odpocząć. Wyglądasz jakby ktoś przeszurał tobą po podłodze, staruszku - przyjacielsko poklepała go po piersi. - Ja się przejdę. Może znajdę jakiś strumyk.
- Powinniśmy rozbić tu obóz, niezależnie od wszystkiego daleko dziś i tak nie zajdziemy. Może znajdziemy tu wygodną polanę -
Bayle odezwał się, wstając z trudem. Pozbył się do końca części swojej zbroi i został w samej podartej w kilku miejscach koszuli. Ją zresztą też zdjął. Podobnie jak Alan miał umięśnione ciało wojownika, który nie szczędził na ćwiczeniach. Wyznawcy Pana Poranka byli znani z tego, że dbali nie tylko o kondycję, ale także o swój wygląd.

- Nie tak łatwo mnie pokonać.- zaklinacz dumnie wypiął tors, ale ostatecznie z wyraźną niechęcią na obliczu pozwolił Dii udać się samej.Usiadł na ziemi i czekał na powrót swej małej przyjaciółki. Bayle co prawda miał rację sugerując, by rozbili obóz, ale namioty przepadły wraz końmi… i większość żywności chyba też.

Odchodząca Dia stwarzała dla półorka wymówkę, by i on się oddalił. Czuł, jak cały robi się czerwony ze wstydu, a poza tym potrzebował trochę samotności by poukładać sobie wszystko w myślach. Zanim jednak wcielił swój pomysł w życie założył ponownie swoją zbroję. W tym miejscu było co prawda gorąco i w ciężkiej skórze na pewno nie będzie mu przyjemnie, ale wolał nie spotkać się oko w oko z jakimś drapieżnikiem pozbawiony jakiejkolwiek ochrony.
-Poszukam czegoś do jedzenia - burknął. Zabrał swój łuk i topór, po czym ruszył między drzewa. Nie planował się za bardzo oddalać, okolica była dla niego obca, nie wiedział za bardzo czego się po niej spodziewać. Miał jednak nadzieję, że choć trochę się w niej zorientuje.

Bitaan powrócił do Kass. Trochę go martwił jej stan. Przechylił głowę na prawo, potem na lewo przyglądając się jej z mieszanką zaciekawienia i współczucia.
- Kass, moja pięknooka dziewojo, jak się czujesz?

Maarin nie skomentowała zachowania ani paladyna ani półorka. Dię odprowadziła zaniepokojonym wzrokiem. Tylko nieco się o nią martwiła wszak spryciula nie wbiegła głównym wejściem do świątyni. Wzdychając kapłanka uklękła przy Kass z bandażami w dłoniach. Z wymowna miną na twarzy spojrzała na jej rany i zaraz się do nich zabrała.
- Jak ja opatrzę poczuje się lepiej - mruknęła do kruczoczłeka. - Tobą się zajmę za chwilę… a potem Valerius, Harp, Elin… Może Dia i będę potrzebować pomocy aby ktoś mnie opatrzył.
Valerius tylko skinął głową i uśmiechnął się ciepło.
- Mną się nie przejmuj, ja poczekam.
Kass zamrugała oczami, jakby dopiero dostrzegła Bitaana i pogładziła go lekko po piórach, uśmiechając się przy tym słabo.
- Zważywszy na okoliczności... cieszę się, że żyję. I wiem, co mogłoby mi pomóc... - ostatnie słowa prawie wymruczała.

Im dłużej tu przebywali, tym bardziej widoczne były cechy specyficzne dla tego rejonu świata. Gorąco stawało się zauważalne, a jeszcze bardziej wilgotność. Wszyscy pocili się niemal tak samo, oprócz Maarin oraz tengu, który za to ciągle był przepocony po walce. Dochodziły też owady, brzęczące wokół nich, lecz z rzadka próbujące żerować na ich ciałach. Dia wróciła niedługo po wyruszeniu.
- Znalazłam polanę tu obok, chodźcie!
Bez czekania poszła, prowadząc istotnie kilka kroków dalej. Bayle zbliżył się do kończącej właśnie opatrywać Kass undine i wziął ją na ręce.
- Tobą też trzeba się zająć. Teraz.
Otoczona wielkimi drzewami, znajdowała się tu spora, otwarta przestrzeń pokryta jedynie wysoką trawą i miękkim mchem. Przylegała z jednej strony do dużej skały, tworzącej nad częścią polany naturalny dach. Nie było tu oznak życia, oprócz oczywiście wszelkiej maści maleńkich stworzeń, głównie latających.

Undine uniosła wysoko brwi kiedy została podniesiona przez paladyna. Wciąż miała na sobie zbroję łuskową.
- A mogę chociaż zdjąć tę niewygodną zbroję? Czy zamierzasz tak mnie leczyć? - zapytała cicho z drobnym przekąsem w głosie. Owszem bolało ją wszystko, ale nie była gotowa poświęcić całej uwagi na sobie. Były osoby, które wciąż potrzebowały jej pomocy.
- Może najpierw zostawmy jakieś oznaczenia Alanowi aby mógł tutaj trafić. O, na przykład zapalimy ognisko - powiedziała głośniej aby wszyscy usłyszeli.
- Nie wiem czy zapalenie ogniska już teraz jest dobrym pomysłem.- zastanowił się Valerius rozglądając dookoła.- A … Alan jest…znawcą dziczy. Z pewnością wytropi ciężkie buciory Bayle’a, nie wspominając śladach całej naszej grupki. Niespecjalnie maskujemy naszą obecność.-
Zaklinacz dość dobrze znosił te upały, mając na sobie lekkie ubranie, ale i ono było przesiąknięte potem i niekiedy krwią. Sprawiało to, że nie czuł się z tym dobrze i dlatego pewnie, na polanie zdjął z siebie zarówno płaszcz jak i koszulę z skórzaną kamizelką… a potem uczynił z tego płaszcza zgrabny tobołek, który zawiesił na łomie, by sprawdzić jak mu się będzie z czymś takim chodziło.
- Może i za wcześnie na ognisko, ale potrzebne w końcu będzie. Noce mogą być zimne. Nie wiem dlaczego uważasz Alana za znawcę, nie mieliśmy okazji się poznać jeszcze za bardzo. Uważam, że wypada zostawić coś poza śladami buciorów, aby wiedział, że nie zostawiliśmy go - stwierdziła krytycznie kapłanka na moment zapominając, że jest dzierżona w rękach paladyna.

Bitaan pół-kraknął, pół-mruknął zadowolony na dwuznaczne słowa Kass. Pomógł dziewczynie wstać i pozwalając jej się oprzeć na swoim ramieniu zaprowadził ich za Baylem na polankę. W przeciwieństwie do paladyna prędzej by się połamał na trzy części zanim by podniósł dziewczynę. Tengu nie słynęły z mocnych kości.
- Przyznam szczerze, że to miejsce wygląda bajecznie - oświadczył. - Jakbym był w jednej z moich ballad.
Pomógł usiąść Kass pod skalną ścianą i zrzucił obok swój przenośny dobytek. Ściągnął luźny kaptur i przetarł szponami zmoczone pióra. Można było dostrzec że są barwione na zwieńczeniach na biało i pomarańczowo.
- Valerius dobrze prawi. Nie obawiałbym się o Alana. To zaradny chłopak, choć ciężko się na tym poznać, bo woli milczeć - mówił Bitaan. - Ale przez to jest dobrym słuchaczem.
Bard czując nosem dłuższy popas postanowił się pozbyć również skórzni. Wprawnie ją rozpiął i dorzucił do gąszcza przedmiotów, które nazywał własnymi. Został w luźnej, poplamionej w kilku miejscach na czerwono koszuli. Gdy się wyprostował skrzywił się czując, że kilka piór na boku będzie musiał dohodować. Natychmiast na nowo się zgarbił przyjmując bardziej naturalną dla siebie pozę. Pod odzieniem kruczy człowiek pozostawał mizernie chudy i wątły. Można by się zastanawiać skąd bierze siły na dźwiganie swojego dobytku i jeszcze machanie ciężkim bułatem.
Kapłanka westchnęła. Rzuciła zmęczonym spojrzeniem na paladyna.
- Dia, kochana ty moja, proszę wyryj sztyletem chociaż strzałkę na którymś z drzew. Była bym wdzięczna - należało tak zrobić i koniec kropka. Nie byli w żadnej dodatkowej opresji aby nie dawać półorkowi znaku. Wydawał się nieśmiały nieco i mógł to zwyczajnie źle odebrać.

Rudowłosa dziewczyna posłała kapłance całusa i zaśmiała się radośnie, jakby nie dostrzegała, że nie mają całego swojego ekwipunku i zostali przenisieni w dziwne miejsce.
- Dobrze, mamo - rzuciła i poszła z powrotem w miejsce, gdzie powitała ich Sharess. Elin i Harpagon wkrótce także dotarli na polanę, siadając na miękkim mchu. Półelfka bawiła się kryształkami wirującymi wokół jej dłoni, wyraźnie zamyślona.
Bayle ostrożnie położył Maarin na trawie i zabrał się za odpinanie zbroi undine.
- Inni mogą chwilę poczekać. Znam się trochę na tym zajęciu, ale jak nam zemdlejesz to nikogo nie wyleczysz.
Kass też nie nadawała się do biegania po okolicy, podwijając swoją spódnice i śledząc wzrokiem Bitaana.
- Muszę przyznać, że wcześniej nie widziałam tak fascynującego osobnika jak ty - uśmiechnęła się przekornie. - Musisz mi koniecznie opowiedzieć o tengu.

Asderuki 26-06-2015 23:55

Maarin uśmiechnęła się na odpowiedź złodziejki. Jej uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej kiedy Bayle zaczął obchodzić się z nią jak z jajkiem.
- Wiem, że jak zemdleję to nikomu nie pomogę… wiem, wiem. Dziękuję - nie powstrzymała działań paladyna. W zasadzie pomogła mu ze swoją zbroją i już po chwili została w tunice w tych długich opinających się spodniach. Szary materiał przesiąkł w kilku miejscach czerwienia tak samo jak bordowe, wyblakłe spodnie.
- Najchętniej wskoczyła bym teraz do wody. Mam wrażenie, że by mi pomogło - stwierdziła dotykając końcówkami palców policzka paladyna. Miał takie przyjemne rysy. Pocałowała go.

Te otwarte czułości wyraźnie go ciągle zaskakiwały, ale oddał ten pocałunek z ochotą, odzywając się po oderwaniu się od ust undine.
- Znajdziemy dla ciebie coś miłego. Po tym jak zajmę się twoimi ranami - krytycznie przyjrzał się ubraniu. - Przydałoby się je zdjąć - dodał z tajemniczym uśmiechem.

Na moment kapłanka zamarła. Mina jej była bez wyrazu jakby nie wiedziała czy ma się speszyć czy uśmiechnąć jeszcze szerzej. Jej niebieska twarz nabrała nieco ciemniejszego koloru i naprawdę jej policzki można było nazwać jagodami. Raptownie wciągnęła powietrze decydując się na akcję. Siadając złapała za krawędzie tuniki i płynnym ruchem ściągnęła ją przez głowę. Pod spodem nie miała nic.

Paladyn co prawda zasłaniał ją od innych, mniej lub bardziej, ale sam nie mógł nie zauważyć tego co odsłoniła. Jego oczy zrobiły się szersze, a i na jego policzkach pojawił się ślad rumieńca. Zauważyła, że zerknął na dół, zanim wrócił wzrokiem do oczu Maarin.
- Sharess musi siedzieć głęboko w tobie - zauważył z uśmiechem. Sięgnął do torby medycznej kapłanki i wyjął z niej potrzebne rzeczy. Powoli, delikatnie zaczął przemywać rany undine, rozsiane głównie po brzuchu i udach, gdzie kąsała ją broń koboldów.

Jak się okazało ciało undine nie było po prostu niebieskie. Od szyi jej skóra była pokryta wymyślnymi jasnymi wzorkami przynoszących na myśl wodę. Wiły się niczym morskie fale pokrywając ramiona, tors a także piersi. Ginęły gdzieś pod spodniami, których kapłanka jeszcze nie zdjęła.
- Zdaje się, że tak. Zawsze tam była chociaż nie zdawałam sobie z tego sprawy. Powiedziała, że nie muszę się obawiać. Miała rację - szeroki uśmiech ponownie rozpromienił zarumienioną twarz undine. - Ale wystarczy o mnie. Tylko trochę wiem o tobie. Zdradź mi coś jeszcze.
Mówiąc to sięgnęła do swoich włosów rozwiązując warkoczyki z kucyka. Następnie zaczęła je same rozplątywać. Uważnie słuchając i sumiennie poddając się trosce paladyna.

- Coś jeszcze? - zapytał z rozbawieniem, a jego dłoń z namoczoną szmatką przesuwała się nie tylko po ranach, ale także po tych niesamowitych wzorach na niebieskiej skórze. - Pytaj, a ja odpowiem. Moje życie, być może wbrew pozorom, nie obfitowało w wiele heroicznych czynów - niemal wyczuła w jego głosie, że żałuje tego, że nie dysponuje takimi opowieściami.

- Hmm… Czemu tak bardzo zależy ci na heroicznych czynach? - zapytała uznając, że paladyn wystarczająco często o tym wspomina.

- To… - zawahał się, drapiąc po brodzie, która urosła mu już całkiem spora i wyraźna - to chyba kwestia wychowania. Kapłani i rycerze Lathandera są… specyficzni. Piękno fizyczne, mentalne i piękno czynów liczy się dla nich, dla nas… bardziej na pewno niż u Ilmaterytów. Mamy dawać przykład, rozumiesz. Słyszałem to wielokrotnie podczas nauk.

- Mmm - kapłanka ponownie zamruczała choć ciężko było stwierdzić czy to przez działania paladyna czy tylko przytakuje na jego słowa.
- Wiesz, w tych wszystkich powieściach jakie czytałam bohaterowie jakoś specjalnie się nie zastanawiali nad tym czy ich czyny były heroiczne. Myślę, że jeśli przestaniesz się tak tym zaręczać łatwiej ci przyjdą - błękitna toń oczu spojrzała na zarośniętego mężczyznę.
- Po prostu bądź sobą podążając tą ścieżką jaką idziesz. Chyba, że ci ona ciąży.

- Nie ciąży, jeszcze nie. Ciągle jestem piękny i młody - roześmiał się, z czyszczenia ran przechodząc do ich bandażowania. Nie były na tyle głębokie, aby trzeba je było szyć przed użyciem leczącej magii. - Maarin, kiedyś pokorna wyznawczyni Złamanego Boga, czytała opowieści o herosach - droczył się z nią bez śladu złych intencji. - Teraz sama przeżywasz przygody. Jak one się mają do opowieści?

- Są nieco bardziej bolesne, ale towarzyszy mi przystojny paladyn, który gotów jest zasłonić mnie swoją własną piersią w razie potrzeby. Zdaje mi się, że będzie miał o czym opowiadać - kapłanka obniżyła ton głosu. - W zapomnianym miejscu, gęstej dżungli Chulthu, dzielny święty mąż opatrywał nimfę wodną po ich heroicznej walce z istotą zła i występku, zagrażającej przyjemności w całym Faerunie… wróć, teraz jesteśmy gdzie indziej, a nieważne. Oboje ucierpieli podczas tej potyczki, lecz uczucie jakie ich połączyło pozwoliło zagoić się ich ranom i dało siłę do dalszej wędrówki.
W dramatycznym geście kapłanka przystawiła wierch dłoni do czoła po czym się roześmiała. Zaraz tego pożałowała bo zapiekły ją rany na brzuczu.
- Mam nadzieję, że Bitaan potrafi sklecić lepsze opowieści od mojej - Maarin nie ukrywała iż zdawała sobie sprawę jakiej wątpliwej jakości były to opowieści.

- Grunt, że miała szczęśliwe zakończenie - Bayle rzucił dziewczynie rozbawione spojrzenie. - Choć jeszcze do niego nie dotarliśmy - jego dłoń powoli przesunęła się po boku kapłanki, centymetry od piersi. Opatrunki nieco niszczyły ten piękny obraz niebieskoskórego, obnażonego ciała, ale paladyn już z nimi zdaje się skończył. Prawie. Druga dłoń ostrożnie dotknęła uda Maarin. - Tutaj także trzeba opatrzyć… - wyszeptał. - Lecz zdecydowanie nie musimy w ten sam sposób jak górę, moja piękna nimfo - tym razem to on ją pocałował, krótko lecz z uczuciem. - Wciąż nie wiem jak otwarta postanowiłaś być, lecz być może nie wszyscy przeżyli spotkanie z boginią namiętności tak… dogłębnie.

- Z chęcią ci pokaże… chociaż może faktycznie nie tutaj. Chyba i tak narobiłam już za dużo zamieszania… - rozejrzała się dookoła po czym sięgnęła po swoją tunikę. Zamiast ją od razu włożyć zaczęła zwijać aż stała się tylko wąskim paskiem. Obwiązała go wokół ciała zawiązując rękawy z przodu. Teraz miała zasłonięte piersi i odsłonięte ciało. Tylko bandaże jeszcze grzały ją nieco.
- Może Alan jak wróci powie czy nie zastał jakiegoś jeziorka albo rzeki. Naprawdę chciała bym zanurzyć się w wodzie. W towarzystwie oczywiście.

- Wierzę - uśmiechnął się, obwiązując bandażem rany na jej nogach. - Na razie więc zawiążę tylko tak. Dasz radę zerknąć na innych? Mógłbym pomóc, choć daleko mi do twoich umiejętności medycznych - Bayle na chwilę spoważniał, wracając do swojej obowiązkowości. Wciąż niektórzy potrzebowali opatrzenia i obejrzenia.

- Oczywiście, że dam radę i na pewno przyda mi się pomoc. Samej jest ciężko wszystkiego pilnować… - Maarin przekrzywiła głowę urywając w pół zdania. Chwilowe zaskoczenie przerodziło się w szeroki uśmiech.
- Ojej, chyba zainspirowałam nieco Bitaana - przygryzła dolną wargę. - Ach ta walka rozsądku z potrzebą. Zajmij się proszę Harpem albo Valeriusem. Uwińmy się z tym i chodźmy przestać się przejmować - wyszczerzyła się radośnie. Podniosła się z ziemi pokazując swoje dzieło jakimi były rozplątane warkoczyki. Zarzuciła pofalowanymi włosami upodabniając się nieco do swojej boginii. Jednak mimo wszystko nieco sztywne i strąkowate włosy nie były w stanie dorównać wspaniałości Sharess. Nie miało to znaczenia. Wstała z pomocą Bayla i Ruszyła do Elin aby przyjrzeć się jej.

Jaracz 27-06-2015 00:09

Bitaan i Kass

- Oczywiście - odpowiedział zerkając na jej nogi, na uda... i zatrzymując się na oczach. - Opowiem o wszystkim najpiękniejsza. Lecz wpierw…
Nie dokończył gdyż jego wzrok uciekł gdzie indziej. Nawet zapomniał co chciał powiedzieć. Zdumiały go nie odkryte piersi kapłanki, lecz jej otwartość. Poza tym ciekawość tengu sięgała jeszcze dalej i obejmowała niebieski odcień skóry.
- Rzeknij Kass - rzekł niespecjalnie ściszając głos. - Baśniowe wróżki obsypały mnie pyłem fey i poczyniły jakieś iluzoryczne zaklęcia, czy też Maarin w istocie jest za gorąco?

Dziewczyna zerknęła w tamtym kierunku i uśmiechnęła się szeroko. Bayle zasłaniał dużą część kapłanki i przyjrzeć się temu było ciężko, ale ogólnego zarysu i braku tuniki ukryć się nie dało.
- To ta wilgotność. Do mnie też się wszystko klei, a ona przecież musi uwielbiać wodę - ciemnoskóra zaśmiała się cicho i krótko, bo odezwała się jedna z jej ran, zamieniając uśmiech na grymas bólu. - Dostrzegasz piękno we wszystkim?

Tengu na nowo skupił uwagę na rannej. Przykucnął obok i położył dłoń na kolanie. Przekrzywił głowę na prawo przyglądając się ranom. Uświadomił sobie, że choć nie chciał, będzie musiał przerwać nastrojową chwilę Maarin i Bayle’a.
- Nie wiem. Wielu rzeczy jeszcze nie widziałem. - odpowiedział na pytanie. - Ale wszystko co widziałem do tej pory ma w sobie choć okruch piękna. No… prawie wszystko. Nie miałem wystarczająco czasu by się doszukiwać byle ziaren, w przeganiających mnie z miasta strażnikach.

- Jakbym teraz zdjęła swoją skąpą bluzkę to dostrzegłbyś i we mnie wystarczająco dużo okruchów? - Kass nie zeszła z koekieteryjnego tonu, mimo swojego samopoczucia. - Ostatnio nam tak… brutalnie przerwano.

- Nie musisz jej zdejmować, bym dostrzegł w tobie piękno - odpowiedział. - Lecz prawdą jest że dzieło odkryte łatwiej podziwiać. Rad będę wrócić do tej chwili, w której trzymałem cię w objęciach. Obawiam się jednak, że wpierw twą skórę muskać będą palce uzdrowicielki. Nie chciałbym abyś między pocałunkami i westchnieniami myślała o bólu. To niezdrowe. - zauważył na koniec podziwiając w duchu swoje mądrości i ganiąc się za wstrzemięźliwość.

- Już się mnie namacała. Jakkolwiek dotyk jej niezwykłych dłoni jest miły, to zanim będzie mogła użyć magii swojej bogini… albo boga, nie wiem co teraz jest prawdą, wolałabym by nie musiała mnie ponownie dotykać - ciemnowłosa mrugnęła do Bitaana.

- Pewnie zależy jeszcze z jakimi intencjami - odpowiedział nachylając się bliżej do dziewczyny i zasłaniając ją przed resztą obozu. - Różne rzeczy się słyszy o kapłankach Sharess… a ile z nimi ciekawych opowieści. Jednak po tym jak wspomniałaś o tej chwili którą nam przerwano, moje myśli nieustannie tam wracają niczym spłoszony słowik do swego gniazda. Wyobraźnia zaś choć niewątpliwie bogata tym razem zdaje się być bezsilna wobec niewypowiedzianych obietnic moja droga.
Dłoń Bitaana zaczęła sunąć od kolana, wzwyż. Zakończone szponami palce usadowiły się na udzie, by zaraz skręcić na jego wewnętrzną stronę. Dziób zaś który teraz znajdował się obok twarzy Kass lekko muskał jej policzek. Tengu nie wydawał się być przejęty obecnością innych drużynników. Zbystrzał tylko na moment gdy czujne ucho wychwyciło imię barda wypowiedziane ustami Maarin. Zaraz jednak wrócił uwagą do rannej. Podwinięta spódnica pozwoliła Bitaanowi przesuwać łapą po odsłoniętej, coraz bardziej gorącej skórze. Kass drgnęła lekko, może trochę zdziwiona tą otwartością tengu, lecz wcale nie próbując się od niego uwolnić. Fascynacja przejęła władzę nad jej rękami, które mogły teraz otwarcie przesuwać się po piórach, wcale nie chcących schnąć przy tej wilgotności.

- Jestem pewna, że twoich opowieści zawsze będę chciała słuchać bez końca - wyszeptała prawie, ocierając się o jego dziób.

Tengu mruknął przytakując. Wysunął język którym musnął płatek ucha kobiety. Dłoń rozchyliła delikatnie jej uda i powędrowała głębiej. Palce na końcu tej wędrówki spoczęły na kobiecości tak niezdarnie ukrytej pod spódnicą i tak chętnie teraz wydanej. Często tak się dzieje, gdy ciekawość bierze górę nad rozsądkiem. Gdy poznanie konsekwencji staje się bardziej atrakcyjne, niźli ich ominięcie. Świadomość ta promieniała z oczu Kass, gdy bard zaczął lekko poruszać opuszkiem palca - niczym ten źrebak narowisty biegający w tę i nazad po wzgórku zielonym - pobudzając już i tak budujące się samoistnie napięcie.
- Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu - szepnął. - Kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu. Gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie…
Bitaan nie lubił pożyczać wersetów od innych bardów, lecz ten wydał się mu być najwłaściwszy do sytuacji. A ta z kolei wymagała odpowiednio pięknego komentarza. Z autorem, a w zasadzie autorką widział się przelotnie w zajeździe. Kobieta zadrżała, a przez jej ciało przemknął jak błyskawica mocny impuls. Niczym nie zakryte łono, pokryte delikatnym, lekko wilgotnym meszkiem, poddało się temu dotykowi tak jak i Kass. Odchyliła szyję w tył, nieświadoma albo świadomie ignorująca inne osoby na polanie. Część oczu musiała spoglądać właśnie na nich, będących chwilowo ciekawszą atrakcją niż już zakryta Maarin i kończący opatrywać ją Bayle.

- Wtedy zaś trzeba antrakt dać temu przedstawieniu - kontynuował. - By kobieta o krok od spełnienia ognistą była w łożu, nie na siedzeniu - dokończył usuwając swoją dłoń spomiędzy ud Kass. - Nasze najbliższe upojne chwile przećwiczmy za kurtyną ciemności kocico. Nie wiem czy nasza publika jest gotowa na premierę tej sztuki.

Coś jakby przywróciło kobietę do rzeczywistości. Otworzyła szerzej na poły zamknięte oczy, wydając się rozczarowana. Po chwili skinęła powoli głową.
- Może masz rację. Taka otwartość… bywa różnie odbierana - na usta wypełzł jej lekki uśmiech, odsłonięte nogi ciągle lekko rozchylone przyzwoitym dla wielu być nie mogły, pomimo wcześniejszych słów Sharess.

Bitaan zerknął na rozchylone uda i potem w oczy Kass. Rozsądek gdzieś zniknął dając się znowu ponieść szalonej gonitwie myśli.
- Nie wydajesz się być przekonana, a wręcz przeciwnie. Taka otwartość roznieca cię jeszcze bardziej. Podoba mi się to - szepnął. - W zasadzie możemy udawać, że…
Wsunął na nowo dłoń między uda dziewczyny. Palec na nowo odnalazł jej łono i zaczął po nim błądzić odnajdując drogę do wilgotnego jaru. Przemierzał go w tę i nazad. Tym razem już się nie zatrzymywał.
- Opętała nas moc Sharess - dokończył. - Kapłanka z pewnością to potwierdzi…
Był świadom, że nie godziło się zostawiać dziewoi tak rozochoconej. Otwartość otwartością, ale tego ognia nie można było gasić zimną wodą.

To był taki moment, że rozpalona kobieta nie dbała o otaczający ją świat.
- Ja… - to był ten jedyny, bardzo słaby protest. Ukryte w ciemności podwiniętej spódnicy łono nie opierało się wcale, zdradzając wszystko co tengu potrzebował wiedzieć o potrzebach ciemnowłosej, która jęknęła, przyciągając wątłe ciało Bitaana bliżej siebie. Oddychała szybko, gładząc bez udziału myśli pióra niezwykłej istoty, jaką musiał być dla niej bard. Wilgoć zastępowała wszelkie słowa. Wszystko zależało wyłącznie od niego, bo po grze ciał potrafił poznać, że Kass oddałaby mu się w pełni tu i teraz, nie bacząc na nic. Mając jednak wzgląd na jej rany, nie zamierzał szturmować wrót, które się dla niego rozchylały. Przynajmniej nie teraz. Jedyne co teraz chciał to zaoferować odrobinę zatracenia wijącej się pod nim kocicy. Bynajmniej z czystej dobroci serca. Bezinteresowność nie była naturą Bitaana. Napawał się uniesieniem Kass.

Gdy odnalazł perłę skrytą między udami skupił na niej całą uwagę wsłuchując się w jęki, które stłamszone między kolejnymi płytki westchnieniami, wydzierały się z gardła kobiety.
Opuścił dziób i tym razem przesunął językiem po jej obojczyku i szyi. Wygięła się w łuk, jej uda same rozchyliły się bardziej. Niecierpliwie, zapraszająco. Z każdym ruchem trudniej jej było powstrzymywać jęki, z każdym ruchem drżała mocniej. Nie potrzebowała już wiele czasu, aby osiągnąć skwitowane krótkim okrzykiem wyzwolenie. Niedawna wizyta bogini rozkoszy połączona z faktem robienia tego na oczach innych doprowadziły ją do spełnienia bardzo szybko, wspomagane nietypowością i egzotyką kochanka, którego to Kass najwyraźniej bardzo lubiła.

Tengu mruknął zadowolony. Odsunął się na odległość dzioba i zajrzał w oczy kobiety. Wolną dłoń pogłaskał ją po policzku.
- Niech to będzie obietnica przyszłych wydarzeń - rzekł. - Moja luba.
Opuścił jar bezwstydnie odkryty między jej udami. Popychając wierzchnią stroną szponów jedno z kolan dał jej znak, że czas złączyć nogi. Odwrócił się nienaturalnie przekrzywiając głowę, by spojrzeć na obóz i przekonać się jakie żniwo zebrali. Spostrzegł wpatrzone w niego kapłankę i Elin. Pomachał im wesoło dłonią, która jeszcze przed chwilą służyła Kass za narzędzie rozkoszy. Jeśli czuł choć cień wstydu, z pewnością skrzętnie to ukrył. Zdecydowanie bardziej czuł lekko nadwyrężony palec.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:07.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172