Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-09-2015, 18:07   #31
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
19 Ches 1372 RD

Niemal tydzień jechali z masywem górskim po swej lewej stronie. W tym czasie jeszcze trzy razy udało się im nocować w rozrzuconych tu i ówdzie jaskiniach. Tylko jedna była oznaczona podobnymi drzewami-strażnikami jak pierwsza. W żadnej jednak nie uświadczyli ciepłego źródełka czy ochronnej magii ani nie znaleźli nic ciekawego. Za każdym razem jednak zostawiali miejsce z uzupełnionym zapasem drewna, które sami zużyli.
Mijane wzniesienia były zaledwie zalążkiem tego, co wyrastało z nich dalej. Odległe szczyty niknęły w chmurach, swym ogromem przytłaczając obserwujących. Grzbiet Świata z pewnością zasługiwał na to miano. Oglądane z daleka śnieżne czapy wieńczące skalne półki wyglądały, jakby zaraz miały runąć w dół. Na szczęście zbocza, wzdłuż których wędrowała karawana, nie były na tyle strome, by pobliskie zwały śniegu miały stanowić jakiekolwiek zagrożenie.
Zresztą z każdym kolejnym dniem i kolejnymi przebytymi milami warunki pogodowe ulegały znaczącej poprawie. Słońce rozjaśniało nieboskłon już przynajmniej o godzinę dłużej, niż gdy wyruszali z Targos; śnieg sięgał koniom nawet nie do kolan; wśród mijanych drzew zaczęły pojawiać się także te liściaste, których nagie gałęzie upstrzyły się szmaragdowymi plamkami zaczątków liści.

- Wiosna. Aż czuć ją w powietrzu! - powiedziała Arine wyraźnie ucieszona. - Och, nie mogę doczekać się zielonych łąk i polnych kwiatów. Rzadki widok na Północy.
Kiedy poprzedniego dnia rano opuścili ostatnią z napotkanych jaskiń, białowłosa przetasowała nieznacznie skład powożących. W ten sposób to Alyth towarzyszył jej na pierwszym wozie. Welman za to dostał się Bulmarowi, co spotkało się z oburzeniem krasnoluda, którego nie omieszkał głośno wyrazić.
- No z tym kurduplem mam jechać? Od jego gadania koniom uszy zwiędną! Dam se ja radę sam. Daj go Rashy, Arine, jak cię proszę.
- A od twojego to niby nie, co? Widziałeś no uszy Alytha? Jemu już zwiędły na początku! Przynajmniej z tobą wytrzymał. Haaahahaa - Welman zaniósł się śmiechem.
Ale łowczyni nie dała się uprosić. Być może uznała, że lepiej z niziołkiem poradzi sobie krasnolud niż kapłanka. Zresztą ta druga wydawała się całkiem zadowolona z takiego obrotu sprawy. Rozdzielenia Erny i Edgara nikt nawet nie zaproponował.

Tego popołudnia spełnić się miała obietnica Bulmara dotycząca kolejnej karczmy na szlaku. Zgodnie ze słowami krasnoluda ledwie minęli góry, a już zapowiadało się, że pierwszą noc po drugiej stronie Grzbietu Świata spędzą w mniej lub bardziej wygodnych łóżkach. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, gdy w oddali przed sobą dojrzeli dwa budynki. Z komina mniejszego domku unosiła się siwa smużka dymu, co było raczej dobrym zwiastunem. W miarę jak się zbliżali, dostrzegali więcej szczegółów - między innymi dwie ludzkie sylwetki krzątające się w pobliżu obejścia.
Nietrudno było zauważyć, że budowle standardem znacząco odbiegały od tych należących do "Pod Białym Smokiem". Były też nieco mniejsze. Nie ulegało jednak wątpliwości, że jedna to budynek mieszkalny, a druga - stajnia. Teren należący do właścicieli ogrodzony był drewnianym płotem. Choć cztery wozy nie dałyby rady wjechać do stajni, to na podwórzu było dość miejsca.
Nim dojechali, sylwetki schowały się w karczmie. Za to przed nią pozostała tylko cienka warstwa zmrożonego śniegu. Niestety podróżni sami musieli ustawić wozy i oporządzić zwierzęta. W stajni poza ich koniami były jeszcze trzy inne - wszystkie o kasztanowej maści i nieco delikatniejszej budowie.

- Waruj - poleciła Arine wilkowi, gdy grupa zmierzała do wejścia.
Wilk wskoczył na wóz i położył się na koźle. Z pewnością ktoś zastanowiłby się dwa razy, nim spróbowałby sięgnąć pod plandekę.
Nad wejściem wisiała drewniana tabliczka, nieco już nadwerężona zębem czasu i pogodą, wciąż jednak czytelna. Pod brzydkim profilem zielonoskórej gęby o haczykowatym nosie i kręconych, ognistych włosach widniał napis "Rudy Goblin".
Wnętrze było dość ciasne, ale względnie czyste. Świeże sitowie na podłodze, wymienione świece w stojakach i lampkach, czyste naczynia za kontuarem... Ot, jak w pierwszej lepszej karczmie z jakiejś opowieści.
- Dzień dobry - powitała ich tęga kobieta o włosach koloru i faktury słomy.
Jej bladoniebieskie oczy śmiały się do gości szczerze.
- Dzisiaj w Goblinie łosoś smażony w warzywach, świeżo złowiony. Do popicia piwo lub wino; na deser domowa szarlotka. Zrobiłam moim chłopakom, ale całej jeszcze nie zjedli. Nocleg dla państwa też się znajdzie. Jedynek ci u nas pod dostatkiem, dwójki ze dwie też będą - skinęła Edgarowi i Ernie, a potem Alythowi i Arine.
Białowłosa wyglądała na równie zaskoczoną co mag, ale szybko sprostowała, jakie pokoje potrzebne są grupie.
Gdy każdy zamówił już porcję dla siebie - Bulmar nawet dwie - kobieta rozkołysanym krokiem ruszyła do kuchni.
- Tooooren! Tooooren! - rozdarła się, ledwie opuściła izbę. - Pięć jedynek, jedna dwójka; leć zobacz, czy kurzy nie zetrzeć i pościel daj ze składziku! Raz-raz!
Jak tylko przebrzmiały jej słowa, rudy chłopiec wybiegł z kuchni z kawałkiem ciasta, pałaszując je w biegu.
- Dobry! - rzucił tylko z pełnymi ustami i zniknął na schodach do góry.

Nagle z piętra rozległ się piskliwy krzyk i ciche tąpnięcie.
- Niewyżyty dzieciak! - usłyszeli siedzący bliżej schodów.
U ich szczytu pojawił się po chwili około trzydziestoletni mężczyzna.

Kliknij w miniaturkę

Miękkie loki jasnych włosów opadały swobodnie wokół jego przystojnej twarzy, tworząc iście artystyczny chaos. Strzepywał długimi palcami niewidoczne pyłki kurzu ze swego wyraźnie kosztownego, acz odrobinę znoszonego, odzienia. Pełne usta ułożyły się w grymas pogardy, gdy mamrotał:
- Co to za maniery, biegać po karczmie? Jak ja nie cier... - nagle ucichł w pół słowa, gdy jego orzechowe oczy spoczęły na nowo przybyłej kompanii.
Na paluszkach zbiegł ze schodów, unosząc ręce w geście podziękowania bogom za zesłaną łaskę.
- Ach, państwo mili! Z nieba mi spadacie, idealne wyczucie czasu, naprawdę doskonałe! - zapiał pięknym, miłym dla ucha tenorem.
- Jam jest Alden Pięknousty z Silverymoon i podróżuję tu na dalekiej Północy, by nieść światło sztuki na ten daleki kaganek rozpaczy - przedstawił się, kłaniając się niemal do ziemi.
- Życie mi uratujcie, państwo mili! Potwór straszny, bestia prawdziwa skradł lutnię mą najdroższą. Jakże żyć i piękno nieść mam bez niej! Państwo mili, proszę, nie skazujcie duszy mej na dalszą tułaczkę bez odwiecznej towarzyszki - muzyki! - zawołał z przejęciem i padł na kolano przed Alythem.
Opuściwszy smutno głowę i przycisnąwszy pięść do serca, zamilkł.
Uczestnicy karawany popatrzyli na barda, potem po sobie i znowu na barda. Pierwszy odezwał się Bulmar.
- Eee... Że co? - odpowiedziała mu tylko pełna konsternacji cisza.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 04-09-2015, 15:50   #32
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dobrze, że nie musimy iść tamtędy.
Ta myśl przemykała przez głowę Alytha tyle razy, ile razy spojrzał w stronę Grzbietu Świata.
Raczej nie wyobrażał sobie, by mieli wędrować przez zasypane śniegiem przełęcze. Było to możliwe, oczywiście. Na szczęście niepotrzebne, bo ciągnięcie sań, bądź - co gorsza - targanie tych wszystkich tobołów na własnych plecach, byłoby ponad ich siły. Musieliby mieć całą czeredę pomocników. Najlepiej magicznych, których nie trzeba by karmić.

- Dobrze, że nie musimy wędrować do Mirabar, na skróty - zwrócił się do Bulmara.
Krasnolud spojrzał najpierw na Alytha, potem na góry.
- Pieśni bardów pełne są opowieści o głupcach, porywających się z motyką na słońce - stwierdził. - A jak kiedyś wpadniesz na taki głupi pomysł, to na mnie nie licz.
- Nie, nie ma obawy - zapewnił go Alyth. - Jak na razie nie marzy mi się zostanie bohaterem jakiejś opowieści.
- To dobrze świadczy o twoim rozsądku - mruknął Bulmar.

* * *

Arine okazała się równie przyjemnym towarzyszem podróży, co krasnolud. Wiedziała co prawda o trasie, jaką podążali, tylko z opowieści ojca, lecz swą wiedzą dzieliła się równie chętnie, jak Bulmar.
Do tematu snów nie wracali - kolejny koszmar się już nie pojawił, a snucie domysłów zdałoby się psu na budę.
Powód nieoczekiwanej zmiany miejsc Arine skwitowała krótko:
- Niedługo dotrzemy do cywilizacji. Welman, hmm..., raczej nie jest najlepszą osobą do pierwszego kontaktu z ludźmi.
Pozostawało tylko skłonić głowę i uznać mądrość szefowej karawany.

* * *

"Goblin" okazał się zajazdem mniejszym, niż "Biały Smok". Alyth przez moment zastanawiał się, czy w środku będzie na nich czekało wypchane truchło rudej pokraki. Na szczęście właściciele zadbali o dobre samopoczucie gości i ograniczyli się do umieszczenia zielonej, rudowłosej mordy na szyldzie z nazwą gospody.
Wnętrze "Goblina" w najmniejszym nawet stopniu nie kojarzyło się z goblinami - wprost przeciwnie - panował tu porządek, o jakim raczej człowiek się nie spodziewa w jaskini goblinów.

Czy my wyglądamy na parę, pomyślał Alyth, gdy gospodyni zaproponowała mu wspólny nocleg z Arine.
Najwyraźniej tak. Karczmarze, barmani i inni ludzie parający się obsługą gości zwykle mieli dobre oko i szybko rozpoznawali charakter potencjalnych klientów.
Tym razem jednak pomyliła się, co Alyth skwitował lekkim uśmiechem, zaś inni członkowie karawany - milczeniem, mag był jednak pewien, że przy jakiejś okazji temat ten wypłynie.

Przedstawione gościom menu brzmiało interesująco i Alyth miał nadzieję, że jedzenie smakować będzie równie dobrze.
A przy okazji, gdy gospodyni przyniesie zamówione potrawy, miał zamiar rozpytać ją o innych gości. Trzy wierzchowce mogły oznaczać trzy osoby.
Mogły, ale oczywiście nie musiały.
Nim jednak zdążył zrealizować swój zamiar, zamieszanie na piętrze zapowiedziało jednego z potencjalnych gości.

Pięknousty bard zdecydowanie nie był osobą, którą Alyth spodziewałby się znaleźć na tym - nie da się ukryć - zadupiu.
Po bardach, z tego co wiedział, można się było spodziewać wszystkiego... ale nie sądził, by ktokolwiek mógł częstować swoich słuchaczy takimi kwiecistymi bzdurami. "Światło sztuki" Alyth jeszcze by przeżył, ale "kaganek rozpaczy" zdecydowanie go załamał. Jak można było pleść takie głupoty?

Gdy bard padł przed nim na kolana, Alyth przez ułamek sekundy zastanawiał się, czy aby tamtego wzrok nie zawiódł. Nawet bardowie powinni wiedzieć, że klęka się przed ładnymi kobietami, a do tej kategorii Alyth zdecydowanie nie należał. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że to właśnie on stał się obiektem wyrażonej w ten sposób prośby z jednej prostej przyczyny - znajdował się najbliżej złotoustego nieszczęśnika.

- Niech pan siada, panie Alden. - Alythowi jakoś “Pięknousty” nie chciał się przedostać przez gardło. - To szczytny zamysł nieść muzykę i piękne słowo w tę głuszę. Na dodatek jeśli się przybyło z dalekiego Silverymoon... Niechże pan opowie o tym, co pana skłoniło do odbycia wyprawy w te odludne rejony. - Tu Alyth doszedł do wniosku, że ktoś nieźle musiał postraszyć Aldena, skoro ten zwiał tak daleko od cywilizacji. Pewnie jakiś zazdrosny mąż lub narzeczony, z wyższych na dodatek sfer. - No i niech pan zdradzi, jak do owej tragedii z lutnią doszło.

Rozsądek nakazywał wysłać Aldena w otchłań siedmiu piekieł, ale opowieści zawsze wysłuchać można było... a potem skończyć sprawę wyrazami ubolewania i wykręcić się brakiem czasu.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-09-2015, 10:34   #33
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Alden niemal natychmiast skorzystał z zaproszenia. Zerwał się na równe nogi i podszedł prosto do Arine i Rashy, które siedziały obok Alytha.
- Miłe panie pozwolą - powiedział, bezczelnie wręcz wciskając się między nie.
Kapłanka odsunęła się, robiąc miejsce bardowi. Na szczęście ławy były długie i mimo dodatkowej osoby wciąż siedzieli wygodnie. Podobnie zresztą jak Edgar z siostrą, niziołkiem i krasnoludem po drugiej stronie stołu.
- Ta głusza miewa swe uroki - odezwał się Pięknousty, posyłając Ernie coś, co musiało być w jego zamyśle uwodzicielskim uśmiechem. - Ale sami, jak widzę, dobrze o tym wiecie, panowie.
Erna odpowiedziała mężczyźnie groźnym spojrzeniem spode łba, a Edgar parsknął coś pod nosem zirytowany. Atmosfera zagęściła się nieco; Arine postanowiła więc ją rozładować i skierować rozmowę na odpowiedni tor.
- To jak to z tą twoją historią? - zapytała wprost, nie siląc się na uprzejmości.
- Ach, no tak - westchnął teatralnie. - Nie da się ukryć, że ta jakże sielska okolica przypomina mi odrobinę wieś nieopodal Klejnotu Północy, w której to spędziłem dzieciństwo - z każdym kolejnym słowem mówił coraz głośniej - pomijając, rzecz jasna, przebrzydłą bestię napadającą samotnego jeźdźca na trakcie w biały dzień! - Ostatnie słowo niemal wykrzyczał.
Alden odetchnął głęboko, uśmiechnął się uroczo do słuchaczy i kontynuował już swym normalnym tonem:
- Moi rodzice byli prostymi ludźmi, zupełnie jak wy, podróżnicy. Jako biedni wieśniacy nie rozumieli pewnych rzeczy i...
- Czy on nas właśnie przypadkiem nie obraził? - Alyth usłyszał zadane szeptem pytanie Welmana.
- Zara mu przyfasolę...! - odszepnął mu krasnolud, zaś Alyth pomyślał, że jak na osobę potrzebującą pomocy bard postępuje niezbyt rozsądnie.
- ... pewne rzeczy ich przerastały - ciągnął bard, który albo tej wymiany zdań nie słyszał, albo kompletnie ją zignorował. - Na tej zasadzie nie pojmowali, że mogą być inne talenty niż tylko orka w polu, dożynki, machanie widłami w gnoju czy rodzenie dzieci.

Alden zamilkł, wstał i udał się w stronę kuchni.
- Czy mógłbym dostać wina, bo mi w gardle schnie, a ludzie tu wdzięcznie tak, z uwagą słuchają, że żal przerywać. Co to za obsługa w ogóle? - rzucił z pretensją.
W przejściu pojawił się wysoki, rudy chłop o szerokich barach, który zgromił Pięknoustego ponurym spojrzeniem.
- Co to za maniery w ogóle? - odwzajemnił się głębokim barytonem.
- Garth, bądź miły! - dobiegło z głębi pomieszczenia.
- Nie będzie mi tu szczeniak w mej własnej gospodzie zasad ustanawiał - odpowiedział mężczyzna żonie, ale mimo to udał się za szynkwas i nalał bardowi wina.
Ten, choć mocny w gębie, wydawał się nagle malutki przy właścicielu przybytku.
- Dz...dziękuję - odparł tak cicho, że ledwie go usłyszeli przy stole i po chwili był już z powrotem między dziewczynami.

Upiwszy łyk, Alden skrzywił się nieznacznie, ale nie skomentował. Za to jął dalej opowiadać.
- Gdy jeszcze byłem dzieckiem, mych rodziców zmogła ciężka choroba i odeszli do swych bogów. Oddałem ich marny majątek sąsiadowi w zamian za kilka srebrnych monet i pomoc w podróży do Miasta Wspaniałości. Ach, do dzisiaj pozostaje to najlepszą decyzją mojego życia! Nigdy nie sądziłem, że aż tak wszystko odmieni się dzięki niej.
Welman, Bulmar i Rasha zdawali się, o dziwo, słuchać z uwagą; Edgar raz po raz kładł dłoń na ramieniu Erny w uspokajającym geście; Arine za to wyglądała na kompletnie znudzoną. Alyth starał się udawać, że opowieść barda go nie usypia.
- Cieszymy się wraz z tobą, ale mamy za sobą długą podróż i nie mam ochoty spędzić reszty wieczoru na słuchaniu historii całego życia. Możesz ją potem opowiedzieć innym zainteresowanym - odezwała się białowłosa uprzejmie, acz stanowczo. - Do rzeczy... Co robisz tu na Północy i co to za bestia, co ci kochaną lutnię zabrała?
- Och, panienka ma charakterek! - stwierdził Alden wyraźnie zachwycony. - Moja pierwsza żona była taka właśnie, ale nie pozwalała mi pracować jak chciałem, więc musiałem oddać ją innemu - wyjaśnił z autentycznym bólem w głosie.
To pewnie znaczy, że cię wywaliła za drzwi, pomyślał mag.
- Potem ożeniłem się z leśną driadą i to właśnie ona uświadomiła mi, że świat potrzebuje takich jak ja! Zwłaszcza ten daleki ciemnogród na północy, gdzie ludzie nie znają piękna sztuki. Takich jak ja - zdolnych, młodych, pięknych - zaśmiał się perliście, odgarniając zabłąkany lok z czoła.
Na ten dźwięk nawet niziołkowi i krasnoludowi zrzedły miny.
- Lutnia - warknęła Erna, co tak zaskoczyło na moment wszystkich, że aż na nią spojrzeli.
Dopiero drugi raz zdarzyło się, by ktoś poza jej bratem usłyszał jej głos. Pierwszy też nie był zbyt przyjemny.
- Już, już - Alden machnął na nią dłonią lekceważąco. - Od driady właśnie otrzymałem mą piękną lutnię. Rama wykonana jest z własnego drzewa mej ukochanej. Gdziekolwiek nie pójdę, ona jest ze mną. To znaczy: była ze mną. Dopóki jakiś parszywy wypłosz mi jej nie ukradł! - Wściekł się znowu gwałtownie i potrzebował kilka oddechów oraz łyków wina na uspokojenie.

- No dobra, to gdzie, kiedy, jak i, przede wszystkim, kto... Konkrety, jeśli chcesz pomocy - zażądał Bulmar. - I co my będziemy z tego mieć? - zapytał, jak na krasnoluda przystało.
Alden wydął swe rzekomo piękne usta i zapewne byłby strzelił typowo kobiecego focha, gdyby tak bardzo nie potrzebował pomocy z odzyskaniem swego skarbu.
- O dzień drogi na wschód stąd jest maleńka wieś. Cała rzecz zdarzyła się na trakcie, gdy jechałem tutaj. Tak w połowie drogi, raptem kilka godzin stąd dosłownie. Chciałem złapać pierwsze wiosenne promienie słońca, więc zrobiłem sobie postój na polanie przy drodze. Naprawdę te promienie robią wspaniale na skórę. Do tego dostałem na drogę same pyszności, w tamtejszej karczmie usługuje przemiła dziewoja. Urodą nie grzeszy, to i... - umilkł na chwilę, widząc spojrzenie, jakim obdarzyła go Arine, po czym wrócił z opowieścią na właściwy tor. - Zjadłem obiad i zrobiłem się senny, to mi się przydrzemało pod drzewem dosłownie minutek parę! Na chwilę oczy zamykam, a tam w krzakach znika bestia z mą lutnią! - zapisał podniesionym głosem nie wiadomo, czy bardziej zły, czy wystraszony.
- Wyglądało to jak wielki jaszczur. Nie smok ani wyverna... Po prostu duża jaszczurka na dwóch łapach. Nie kobold, bo bym wiedział. To było odrażające i śmierdziało kanałem - wzdrygnął się tak bardzo, że aż zatrzęsła się ława. - Musicie mi pomóc mili państwo, jak mam dalej żyć? - zachlipał nad kielichem wina.
- Co my będziemy z tego mieć? - Welman powtórzył pytanie Bulmara.
Pięknousty naburmuszył się.
- Żeniąc się z driadą i ruszając w swą misję, wyrzekłem się majątków i bogactw. Nie mam złota. Mogę za to podarować wam pierścień, który otrzymałem od mej ukochanej.
Powiedziawszy to, wyjął z sakiewki pozornie zwykłą, drewnianą, wypolerowaną na błysk obrączkę.
- To sprawi, że duchy lasu przyjdą wam z pomocą, gdy je poprosicie. Oczywiście wśród natury odpowiedniej należy je prosić, nie na pustyni czy za kamiennymi murami - dodał, przewracając oczami. - To cenny prezent. Ale za lutnię oddałbym dużo więcej, gdybym miał.
Arine popatrzyła po swoich towarzyszach.
- No w zasadzie - zaczęła niepewnie, obserwując uważnie reakcje pozostałych. - Jutro i tak ruszamy dalej na wschód, mamy niejako po drodze. Możemy przynajmniej zobaczyć okolicę, tak myślę - złożyła ostrożną obietnicę.
Alden Pięknousty za grosz nie spodobał się Alythowi. Z charakteru oczywiście. No ale Arine miała w jednym rację - jechali w tamtym kierunku. Rację miał i Bulmar. Od kogoś tak “sympatycznego” jak Alden należało wziąć zapłatę za udzieloną pomoc. Jeśli - oczywiście - pomoc będzie owocna.
- Dlaczego nie wróciłeś po pomoc do tamtej wioski? - spytał Alyth. - Tam z pewnością znalazłbyś paru ludzi, którzy by cię wspomogli. Miałbyś większe szanse na znalezienie tej pomocy w wiosce, niż w samotnej gospodzie.
Alden otworzył usta, zamknął je, znów otworzył... Wyglądał przy tym trochę jak ryba wyrzucona na brzeg.
- W tamtej wiosce są sami ludzie, którzy poza widłami nie widzą użytku. Liczyłem, że tu znajdę kogoś bardziej, e, utalentowanego - powiedział w końcu, bawiąc się kielichem. - Zapewne przez te kilka godzin podróży, którą wtedy odbyłem nie przybył tam nikt znaczący. A tu? Proszę. Znalazłem Was - podsumował.
Ciekawe, czym żeś ich tam obraził, pomyślał Alyth.
- Ale przyznać trzeba, żeś odważny, skoro nie bałeś się sam w ten ciemnogród - powiedział głośno - gdzie bandytę na każdym niemal kroku spotkać można, zwierz wszędzie dziki, a prostaczkowie sztuki nijak nie pojmują.
- W Klejnocie Północy mówi się, że muzyka łagodzi obyczaje - odparł Pięknousty. - Zresztą cóż mieliby mi ukraść? Urodę?
Alden zachichotał.
- No. Poza lutnią. Jak do tej pory szczęście mi dopisywało, gdyby tylko nie ta przebrzydła bestia! - Znów podniósł głos.
Odchrząknął.
- Jak do tej pory nie spotkałem nikogo ciekawego na tyle, bym chciał z nim podróżować - powiedział znudzonym tonem, oglądając swoje paznokcie. - Chcę tylko odzyskać lutnię i będę mógł wypełniać dalej swą misję.
Bogom niech będą dzięki, pomyślał Alyth, któremu słabo się zrobiło na myśl, że miałby podróżować z bardem. Tym akurat bardem. Biedne Dziesięć Miast, dodał. Również w myślach.
- Niech bogowie ci sprzyjają - powiedział, po czym wstał.
- Zaraz wracam - powiedział.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 16-09-2015, 15:06   #34
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Alyth przez moment zastanawiał się, czy istniało jakieś prawo, chroniące bardów przed fizycznym znieważeniem. Sądząc z tego, co zaprezentował przed chwilą Pięknousty, bard nie przejmował się w najmniejszym stopniu tym, czy słuchacze poczują się dotknięci jego wypowiedziami. A może jacyś bogowie chronili Aldena i z tego własnie powodu nikt jeszcze nie wbił mu do głowy rozumu, defasonując przy okazji przystojne (jeśli by nie rzec piękne) oblicze. Prości ludzie wyrażali swe zdanie prostymi metodami, a nie zawsze między pięścią a twarzą barda znalazła się jakaś przyjaźnie doń nastawiona niewiasta.

- Czy pan Alden dawno temu przyjechał? - Mag zwrócił się do właścicielki karczmy, która pojawiła się przy kontuarze, najwyraźniej sprowadzona instynktem, który powinien cechować dobrych karczmarzy.
- Wczoraj, po południu.
- I żadnego z gości nie zdołał namówić do udzielenia mu pomocy?
- Gości? - Kobieta za ladą pokręciła głową. - Jesteście jedynymi gośćmi. O tej porze roku mało kto tędy jeździ.
- A czy przejeżdżali tędy... - Alyth zastanowił się na moment. - Czworo podróżnych, kobieta i trzech mężczyzn? - Pobieżnie opisał tych, których widział w swojej wizji.
- A byli. Parę tygodni temu. Coś z nimi nie w porządku? - Spojrzenie gospodyni stało się nieco podejrzliwe.
Alyth skinął głową.
- Spotkaliśmy ich. A raczej ich zwłoki. Napadnięto ich i zamordowano. W połowie zeszłego miesiąca. Między "Białym Smokiem" a Doliną Lodowego Wichru. Usiłujemy się dowiedzieć, skąd przybyli - wyjaśnił.
Właścicielka gospody spochmurniała.
- Podróże są niebezpieczne - powiedziała po dłuższej chwili. - Jeśli chodzi o tamtą czwórkę, to nic nie potrafię powiedzieć. Nie opowiadali mi się.
Nie zachęcało to do dalszego wypytywania, ale zanim Alyth zmienił temat, gospodyni spytała:
- Czemu pytasz, panie o martwych ludzi?
- Bo nam się objawiły ich duchy - odparł Alyth.
- Jasne, duchy. A ja jestem samą Sune - roześmiała się serdecznie. - Nie chcesz, panie, to nie mów.
- Nie chcesz, pani, to nie wierz. - Alden, w przeciwieństwie do gospodyni, był całkiem poważny.
- A jak wygląda droga przed nami? - zmienił temat.
- No droga, jak droga. Wiedzie sobie skrajem lasu, który rośnie u stóp gór. Każdy to może zobaczyć, jak wyjrzy z karczmy na wschód.
- Chodziło mi raczej o to, co spotkało pana Aldena - sprecyzował Alyth.
- No, zdarza się, że na trakcie atakują jakieś gobliny, koboldy. Słyszało się i o drowach, ponoć w górach są zejścia aż do Podmroku. Zwykli rozbojnicy też się trafiali. Różne opowieści krążyły.
- A ten potwór, który ukradł lutnię?
Karczmarka pokręciła głową.
- Nigdy nie spotkaliśmy takiego stwora, ani ja, ani też mój mąż czy syn.
- Cóż. Trochę szkoda. Będziemy musieli się sami przekonać. Dziękuję bardzo - uśmiechnął się.
Karczmarka skinęła głową.
- Coś jeszcze podać? - spytała.
Alyth spojrzał w stronę stołu, gdzie zrobiło się dziwnie cicho. Bard właśnie kierował się w stronę schodów.
- Piwo dla wszystkich. No i oczywiście szarlotka.

- Pomożemy mu? - W głosie Welmana brzmiało niedowierzanie.
- Bogowie pomagają tym, którzy pomagają potrzebującym - powiedziała Rasha.
Powiedzmy - niektórzy bogowie, pomyślał Alyth.
- Bogowie pomagają tym, co sami dbają o swoją skórę - odparł kwaśno Bulmar.
- Zanim tam dotrzemy miną dwa dni od kradzieży - powiedział Edgar. Erna tylko skinęła głową na potwierdzenie. - Sądzicie, że ten potwór tam będzie siedzieć i na nas czekać?
- Będzie tam siedzieć i czarować podróżnych grą na lutni - uśmiechnęła się Arine. - Albo zabrał lutnię, by zaśpiewać serenadę swej ukochnej.
- Prędzej rzucił w krzaki jak zobaczył, że tego się nie da zjeść - mruknął pod nosem Welman.
- Gdzie tam. To z pewnością jaszczur o duszy artysty - zaprzeczył Alyth. - Może stworzą duet.
- Ta... Piękny i bestia - parsknął śmiechem Edgar.
Nie tylko Alyth się uśmiechnął, wyobrażając sobie to zestawienie.

* * *

Rankiem wszyscy poruszali się cichutko, całkiem jakby każdy miał równie cichą nadzieję, że śpiący snem sprawiedliwych bard przegapi ich odjazd i dogoni ich gdzieś w połowie drogi, zapewniając tym samym parę godzin spokojnej podróży.
Alden pojawił się jednak w miarę wcześnie, gdy Bulmar zaprzęgał konie.
- Nie czekaliście na mnie...! - zaczął z wyraźną pretensją w głosie bard, dopinający w biegu kurtkę.
Bulmar zmierzył go ponurym spojrzeniem, lecz zanim krasnolud cokolwiek zdążył powiedzieć, głos zabrała Arine.
- Im szybciej tam się znajdziemy, tym lepiej, prawda? - spytała. - Koń porusza się przecież szybciej, niż wozy. Zdąży pan ze spokojem zjeść śniadanie i nas pan dogoni, panie Aldenie.
- Naprawdę musimy jechać, panie Aldenie - dodała Rasha. - Jeśli dojedziemy tam za późno, to nie zdołamy znaleźć żadnych śladów.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-09-2015, 14:09   #35
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
20 Ches 1372 RD

Słysząc uwagi Arine i Rashy, bard popatrzył po przygotowującej się do drogi grupie. Uniósł jedną brew, przybierając znudzony wyraz twarzy.
- Zapewne macie rację, drogie panie. Dogonię was na drodze. Szerokiej drogi - stwierdził beztroskim tonem.
Najwyraźniej i jemu taki układ bardziej odpowiadał. Przygładził rozczochrane włosy, po czym obrócił się na pięcie i powrócił do karczmy. Dziewczyny popatrzyły po sobie i wzruszyły lekko ramonami.
- Lada dzień będziemy mogli przerzucić się na koła - poinformował Bulmar z uśmiechem, zacierając dłonie.

Gdy konie zostały zaprzęgnięte i wszyscy zasiedli już na kozłach, karawana ruszyła w dalszą drogę. Pogoda dopisywała. Na błękitnym niebie nie było ani jednej chmurki. Wiosenne słońce radośnie raczyło okolicę swymi promieniami. Pojedyncze krople wody połyskiwały tu i ówdzie, kapiąc na ziemię z drzew. Od czasu do czasu mijali niewielkie kępki pierwszych kwiatków, które były na tyle silne, by przebić się łebkami przez coraz cieńszą pokrywę śnieżną i wystawić płatki ku słońcu. Podobnie swe twarze wystawiali podróżni, dla których pogoda mogła być tutaj już tylko lepsza niż to, z czym mierzyli się jeszcze tydzień temu po drugiej stronie gór. Miarowe posuwanie się po drodze umilały im wesołe trele ptaków, które nawoływały przyrodę do przebudzenia się z zimowego snu. Sielanka.

Ślady końskich kopyt odbiegające od głównej ścieżki w różne strony świadczyć mogły o tym, że wjeżdżali powoli w bardziej uczęszczaną do tej pory okolicę niż daleka północ. Po około trzech, może czterech godzinach jazdy do karawany dołączył samotny jeździec na koniu. Przywitany niezbyt przychylnymi spojrzeniami Erny i Edgara wysforował się naprzód, by w końcu zrównać się z wozem Alytha i Arine. Otto wywalił jęzor i odwrócił się na drugi bok, plecami do Pięknoustego. Mężczyzna chyba czuł, że nie jest tutaj szczególnie miło widzianym gościem i najwyraźniej nie chcąc zniechęcać nowych towarzyszy do pomocy, nie odzywał się już więcej po krótkim przywitaniu. Niestety jego towarzystwo też niespecjalnie nastrajało kompanów do poważniejszych rozmów.

- To tu - rzucił krótko po kolejnych paru godzinach drogi, wskazując gdzieś na lewo przed nimi.
Droga rozszerzała się tutaj nieznacznie w miejscu, gdzie drzewa cofały się, tworząc podłużną polanę. Na znak Arine karawana zjechała na bok i zatrzymała się.
- Tu spałem - wskazał jedno z drzew po lewej - a tam przy tym przewalonym pniaku zniknął ten potwór - powiedział z przejęciem.
Otto zeskoczył z wozu i z nosem przy ziemi zaczął zataczać kółka, węsząc intensywnie.
- Dobrze, rozejrzyjmy się po lesie w takim razie - zakomenderowała Arine, widząc po minach wszystkich, że to od niej oczekuje się decyzji.
- Alyth, Edgar i Erna, Otto i ja. Reszta pilnuje wozów - zarządziła, zabierając ze sobą te osoby, które jej zdaniem miały z bardem najbardziej na pieńku.

Wilk chyba złapał trop, bo dreptał przy wskazanym przez barda kamieniu i oglądał się raz po raz na przyjaciółkę. Wyznaczone osoby ruszyły ku niemu i wraz z nim szybko zanurzyły się między drzewa, znikając z oczu reszcie karawany i Aldenowi.
Otto kluczył trochę, to gubiąc trop, to znów go odnajdując i prowadził czworo śmiałków coraz głębiej w las. Po jakiejś godzinie spaceru co bardziej spostrzegawczy mogli tu i ówdzie sami dostrzec odbity w śniegu ślad wyraźnie jaszczurzego łapska - sporo większy niż ludzka dłoń. Sęk w tym, że nie wszystkie prowadziły w jedną stronę. Cokolwiek tropili wydawało się, że jest tutaj częstym gościem w ostatnim czasie… albo jest tego więcej niż jedna sztuka?
Czasem coś zaszeleściło w krzakach i wszyscy aż podskakiwali, ale zwykle był to tylko zając czy jelonek, który - zwęszywszy intruzów - natychmiast znikał między drzewami.
W końcu Otto doprowadził ich do kolejnej maleńkiej polanki, na której skraju dostrzec mogli wejście do tunel prowadzącego w głąb jakiegoś schodzącego w dół tunelu. Wyglądał na dzieło natury, nie człowieka, co do tego każdy miał pewność. Wilk zatrzymał się przed wejściem i najeżył się od kłębu po samiutki ogon.
- Chyba tu - powiedziała Arine, wyciągając z plecaka pochodnię. - Wszyscy na pewno chcą iść dalej?
Erna tylko skrzywiła się nieznacznie, z jej milczenia jak zwykle można było tylko wnioskować… że wcale nie miała ochoty pomagać Aldenowi. Edgar skinął głową.
- Samej ci pójść nie damy - odparł.
Białowłosa uśmiechnęła się do Alytha, czekając na jego odpowiedź.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 22-09-2015, 13:06   #36
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wiosna nadciągała szybkimi krokami, co mógł zauważyć nawet niezbyt bystry obserwator.
Alden na szczęście spieszył się znacznie mniej, dzięki czemu można było spokojnie nacieszyć się urokami spokojnej podróży, pomyśleć, oraz swobodnie porozmawiać.
Między innymi o bardzie i jego zagubionej lutni.
Jak się tego Alyth spodziewał, Arine pomogła Pięknoustemu nie dla jego pięknych oczu.
- W końcu mieliśmy po drodze, a on nam nic nie zrobił - wyjaśniła.
- Prócz bycia paskudnie zarozumiałym - uśmiechnął się Alyth.
- Wyniosłym - poprawiła go, udając śmiertelną powagę, dziewczyna. - On wszak nie zniży się do tak przyziemnego uczucia jak zarozumiałość.
- Z pewnością masz rację. - Alyth uprzejmie skłonił głowę. - No i dobre serce.
Arine rzuciła magowi kose spojrzenia.
- A ty byś mu nie pomógł?
Alyth potarł brodę.
- Pewnie bym pomógł - przyznał. - Tak jak mówisz, mieliśmy po drodze.
- Poza tym kto wie - dodała Arine - co to za bestia i czy nie zagrozi innym podróżnym.
- A bezpieczeństwo na szlakach to podstawa handlu - dodał tonem mentora Alyth, za co otrzymał kuksańca w bok.

Wraz z pojawieniem się barda ucichły wszelkie rozmowy - nie tylko te, dotyczące charakteru Aldena, ale również dyskusje na temat pogody, dalszej podróży i wymiany poglądów na różne tematy, co jest typowym zajęciem dla tych, co przemierzają szlaki i nie muszą zbytnio oszczędzać oddechu.
Jako że bard był również oszczędny w słowach, ciąg dalszy podróży odbywał się we względnej ciszy.
Przynajmniej do chwili, gdy dojechali do polanki - miejsca, gdzie bezczelna gadzina dokonała zuchwałej kradzieży.
Pewnie Alden przez pół nocy zabawiał karczmarkę, albo się z karczmarką, pomyślał Alyth, nijak nie rozumiejąc, jak można uciąć sobie drzemkę pod gołym niebem, na mrozie. Albo nadużył pasztetów, słodyczy i wina, dodał również w myślach.
Że też ci zadek nie przymarzł do tego drzewa, przemknęło mu przez głowę, gdy bard wskazał miejsce swego odpoczynku.


Gdyby nie Otto, prawdopodobnie poszukiwanie jaszczura spełzłoby na niczym. Śnieg co prawda sprzyjał tropicielom, ale w okolicy polanki Alyth nie potrafił wypatrzyć żadnych śladów. Za to później... później było ich aż za dużo. Albo poszukiwany jaszczur łaził w te i we wte, albo mieszkała tu całkiem spora grupa jego krewnych i znajomych.
- Co sądzisz o tym jaszczurze-melomanie? - zwrócił się do tropicielki.
Arine pokręciła głową.
- Ani smok, ani wywerna, bo te by po prostu odleciały. Sądząc po rozmiarach stóp pewnie jest trochę większy od człowieka - powiedziała cicho.

Sądząc po rozmiarach podziemnego korytarza, do którego powinni byli wkroczyć, Arine miała rację. Coś dużo większego miałoby kłopoty, by tu się swobodnie poruszać.

- Wilki przodem, jeśli można prosić - powiedział Alyth na milczące pytanie dziewczyny. - A my zaraz za nim.

Szczerze mówiąc zwiedzanie podziemnych nor, zamieszkałych przez nie wiadomo jakie stworzenia, plasowało się na dość dalekim miejscu na liście pragnień Alytha. Być może jaszczurzy miłośnik muzyki był stworzeniem na wskroś pokojowym, ale kto lubi, gdy banda intruzów pakuje mu się do domu bez zaproszenia? Najspokojniejszy nawet i najbardziej opanowane stworzenie może się zdenerwować i wyszczerzyć kły.
Jednak warto było zwrócić uwagę na to, że złodziej nie zaatakował barda. Może więc da się wszystko załatwić po dobroci, bez przelewania krwi?
Cień nadziei był, ale mimo tego Alyth był gotów stoczyć walkę.

- Proponowałbym spróbować zacząć od rozmowy - powiedział - a dopiero potem brać się za podrzynanie gardeł.

Osobiście nie miał nic przeciwko temu akurat jaszczurowi i nie uważał, by karą za kradzież lutni miała być śmierć.
Najbardziej by się cieszył, gdyby gospodarza nie było w domu i udałoby się odzyskać lutnię bez spotkania z jaszczurem.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172