Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-10-2012, 16:51   #1
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
[Planescape] Wielki Marsz Modronów

PROLOG


Był w swej sali sam, a jednocześnie nigdy nie był sam. Wszak był Jedynym i Pierwszym. Istotą która dla śmiertelników mieściłaby się już boskich kategoriach, choć on sam się za Boga nie uważał. W istocie boskość była dla niego abstrakcyjnym pojęciem, a przez to nie mającym wiele znaczenia. Choć był w sali sam, to wiedział wszystko co się działo dookoła. W tym miejscu niewidoczne nici łączyły go z jego królestwem i rozciągały się o wiele dalej niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. Widział że w jego królestwie toczy się wszystko w dokładnie zaplanowanym przez niego porządku, niczym dobrze naoliwionym mechanizmie. Każda pojedyncza zębatka poruszała się idealnie tworząc jedną wielką i całkowicie uporządkowaną oraz przewidywalny maszyną. Jak zawsze zresztą...
Był z tego powodu ukontentowany.

Nagle... coś się zmieniło. Wyczuł zmianę, nieprzewidzianą zmianę a zatem niechcianą zmianę.
Coś się poruszyło w centralnej komnacie. W tej której przebywał.
Wpierw sprawdził możliwość zaistnienia takiej zmiany. Prawdopodobieństwo okazało się tak znikome, że nie warte brania pod uwagę. Dokonał więc sprawdzenie stanu swoich zmysłów. Diagnoza przyniosła dokładne i pozytywne wyniki. Wzrok i słuch funkcjonowały poprawnie.
Nastąpiła więc korekta pierwotnych wniosków. Na podstawie zebranych danych stwierdził, że niemożliwe stało się realne. Ktoś naruszył spokój jego sanktuarium. Ktoś tu się wdarł.
Powiadomił swego zastępce, ale... gdy to czynił, poczuł pustkę. Nie wiedział już tysiącami oczu, nie słyszał tysiącami uszu. Jedyny i Pierwszy odcięty od swych zastępców, po raz pierwszy od Eonów... był sam.
Nie wywołało to strachu u niego, jedynie zaciekawienie. Strach był bowiem nielogiczny ze swej natury ergo... nieprzydatny. Co nie zmieniało faktu, że czuł się zagrożony.
Choć tylko trochę.

Nadal bowiem był Jedynym i Pierwszym. Istotą o niemal boskiej potędze. A intruzi byli tylko istotami zamieszkującymi plany zwane kolokwialnie “Niższymi”. Nie potrafił jednak podać ich dokładnej klasyfikacji. Byli inni od tych typów stworzeń które znał.
Ich działania były dziwne i niezrozumiałe dla niego. Ale nie niebezpieczne. Wydalały się zainteresowane bardziej komnatą niż nim samym. Z jednym wyjątkiem.
Z pomiędzy tych stworów wyszła cienista zakapturzona postać, którą tamte traktowały z respektem ustępując na boki.
-Znasz mnie, czyż nie?- jadowity syk można było usłyszeć spod kaptura.
-Tak.- odparł Jedyny i Pierwszy zbierając informacje z różnych zakątków swego umysłu, porównując i przeszukując dane, by dotrzeć do jedynego właściwego wniosku. Znał go, a fakt sprawił że poczuł się niezbyt komfortowo.- Ale niewątpliwie jesteś efektem oszustwa i próbą zmylenia mnie. Wedle dostępnych informacji ty nie żyjesz.
-Tak. To prawda... ale nie mam czasu na wysłuchiwanie twoich krótkowzrocznych wniosków.- odparła cienista postać.- Wiesz gdzie są moje talizmany?
Jedyny i Pierwszy długo przeszukiwał pamięć i wszelkie zebrane zbiory danych, by w końcu stwierdzić.- Nie. Nie mam takich informacji.
Ta odpowiedź sprawiła, że przeżył coś co nie miało się prawa zdarzyć. Intruz wdarł się do jego umysłu i zaczął przeszukiwać jego pamięć. Nie wiedział czy się oburzyć na jego działania, czy też na podważanie poprawności logiki prowadzącej do udzielonej przez niego odpowiedzi.
-Zgadza się. Oczywiście że mówisz prawdę... prostaczku. Nie umiesz bowiem kłamać.- syknął wściekle cienisty osobnik z wyraźnym zawodem.- Niemniej jest sposób na ich znalezienie...
Z jakiegoś powodu Jedyny i Pierwszy czuł, że z każdym wypowiadanym przez tego stwora słowem, wrażenie zagrożenia jego egzystencji narasta. Czy to było... uczucie strachu ?





Rozdział I. Marsz się rozpoczyna.


Sigil, Klatka, Miasto Drzwi...
Chaotyczna metropolia zbudowana wnętrzu obwarzanka. Jej powstanie jest tajemnicą, a jej rola sekretem. Choć jedno jest pewne. To tutaj zbiegają się szlaki prowadzące do wielu światów.


Sigil władane było przez tajemniczą Panią Bólu, istotę wszechpotężną w tym miejscu. Nie dopuszczała ona Bogów zwanych tutaj Mocami do miasta. Ale też nie wiadomo było czy jej władza nie kończy się na Klatce właśnie. Może była nie tylko władczynią, ale więźniem miasta. A może jego esencją? Jakakolwiek brzmi odpowiedź na to pytanie, nikt nie ośmielił się je zadać Pani Bólu.
Zresztą niełatwo ją było spotkać. O wiele łatwiej dabusy.


Te sługi Pani Bólu i Sigil przemierzały ulice miasta, dbając o budowle miejsce i struktury. Istoty żywe interesowały już je mniej. Dabusy w jednym miejscach naprawiały budynki, w innych burzyły. Zmieniały struktury ciągów komunikacyjnych, usuwały lub tworzyły portale. Wszystko to czyniły wedle jakiegoś zamysłu, choć trudno było pojąć jakiego.

Zresztą dabusy, te mrówki Sigil nikogo nie interesowały tak jak i sama Pani Bólu. Potężna władczyni ale i odległa, tak jak Bogowie. Miasto żyło własnym rytmem, własną polityką kształtowaną przez kłócące się ze sobą frakcje o różnych filozofiach życiowych, czasem bardzo od siebie odległych. Czasem wręcz sprzecznych. Generowało to oczywiście konflikty, najczęściej rozwiązywane pyskówkami zwanymi dysputami. Czasem przy użyciu ostrza sztyletu wepchniętego między żebra.

Ale nawet i Frakcje nie stanowiły ważnego elementu w życiu przeciętnego mieszkańca miasta. Kogo wszak obchodzi filozofia, gdy brzuch pusty?
Liczył się handel, liczył się hazard, liczyła się robota. Przez portale przybywali kupcy oferujący wszystkie towary wieloświata i sprzedający je za wszystkie monety. Każda waluta się nadawała, o ile zawierała cenny kruszec.

Dlatego też oni zjawili się na Wielkim Bazarze. W mieście był ledwo od kilku dni, jeden przybył tu z ciekawości, reszta z przymusu lub przypadku. Byli nowi, byli zagubieni. Pik-ik-cha miał z nich najgorzej, bo on nawet nie wiedział jakim cudem się tu znalazł. Ostatnie co pamiętał to dwóch starców na pustyni, wybuchy i eksplozje, ból... i pojawienie się tutaj. Nie był nawet pewien czy ci starcy byli martwi czy żywi. Nie wiedział kim byli. Nie pamiętał... Część jego wspomnień została mu wydarta.
Wędrowali pomiędzy kolejnymi straganami, chłonąc duszną atmosferę miasta, która w okolicy Wielkiego Bazaru była mieszaniną dymu, przypraw i pachnideł. Kupcy przekrzykiwali się nawzajem próbując zwrócić uwagę przechodniów pochodzących z różnych gatunków i miejsc multiuniwersum. Było tłoczno, było głośno i...

Poczuli, najpierw delikatny ucisk w potylicy. Powoli zaczął on promieniować na całą czaszkę najpierw delikatnym, a potem nasilającym się bólem. Jakby ktoś ściskał czaszkę wraz z mózgiem w imadle. Ból prawie oślepiał, ale jakimś cudem udało im się zachować przytomność i zorientować się, że swym chaotycznym miotaniu po ulicy znaleźli rozwiązanie problemu. Ból słabł jeśli kierowali w jednym konkretnym kierunku. Zupełnie jak bydło zaganiane uderzeniem bicza po grzbiecie. Mogli się temu opierać i stracić przytomność, co w tak niebezpiecznym miejscu oznaczało stratę niewielkiego majątku jakim dysponowali i ostatecznie życia. Mogli też poddać się temu zewowi w nadziei na pozbycie się bólu. Uparcie ignorując nagabujących ich sprzedawców ruszyli w kierunku źródła owego ukojenia. A im bliżej go byli, tym ból słabł.

Ich celem okazał budynek wąski i wciśnięty pomiędzy dwa inne budynki. Był to kamienica niezbyt duża, bo tylko piętrowa o bardzo spadzistym dachu. Drzwi do niej były otwarte, a nad drzwiami wyryto prosty napis brzmiący “Jysson”.
Weszli do środka, jedno po drugim, nie przedstawili się sobie nawzajem. Nie próbowali zgadnąć kim byli ich towarzysze po co tu przybyli. Teraz liczył się fakt, że każdy krok w głąb budynku łagodził ów nieznośny ból.
Na parterze znajdowało się opuszczone biuro jakiegoś sprzedawcy. Biurko było pokryte kurzem, a na nim leżały jakieś papiery, dokumenty i księgi rachunkowe.
-Ojej... Nie wiedziałem że to będzie takie bolesne dla was. Przyjmijcie moje szczere przeprosiny.- ten głos wyrwał ich z oględzin tego pokoju. Za to ból ustał. Jakiś mały cień przebiegł tuż obok drzwi którymi weszli i kierowani ciekawością udali się za nim na górę.
Poprzez korytarz weszli do niedużej równie zaniedbanej biblioteczki, w której ów osobnik który mignął im na dole okazał się zwykłym rudo-białym kotem .


- To nie byłem ja.-
No, może nie zwykłym kotem. Bo te nie mówią ludzkim głosem. Jak się zresztą okazało nie tylko koty mówiły w tym domu. Bowiem po chwili leżąca na stoliku do czytani księga otwarła się nagle i na jednej ze czystych stron uformowała z drobnych wgnieceń i załamań strony ludzka twarz.
Twarz ta przemówiła. -Naprawdę mi przykro, nie chciałem wrazić umysłowej kosy w czerep. Potrzebowałem jednak poratowania, więc wezwałem pomocy. Sięgnął poza budynek by pochwycić jakichś śmiałków do wykonania drobnej robótki. Capnąłem was... niestety capnąłem za mocno. Przykro mi z tego powodu.Może trochę błysku załatwi sprawę, co?
Po tym jak mnie wysłuchacie, dostanie trochę błysku, obiecuję.
Widzicie, potrzebuję śmiałków którzy zajmą się zaopiekują mną i moim partnerem w drodze do Automaty, grodu-bramy do Mechanusa. Automata nadal istnieje? Nie zapadła się w portal, prawda?

Nim ktokolwiek zdołał odpowiedzieć na to pytanie, odezwał się kot.- Jestem, a raczej byłem Ydemi Jyssonem. Bo jakby to rzec... Jestem martwy. A w zasadzie jest orantem z Ziem Bestii.
Jakiś miesiąc temu hasałem sobie na tamtym planie nie martwiąc się o nic, aż tu nagle Pani Kotów zleciła mi ważne zadanie. I musiałem się udać tutaj, do Sigil. Miałem przekazać wiadomość, co też niezwłocznie uczyniłem. I gdy już miałem wracać do domu to...-
tu kot przerwał na moment opowieść, by oczyścić językiem futerko na brzuchu.- … coś mnie przyciągnęło tutaj.Niespłacone zobowiązanie z poprzedniego życia. Księga wytłumaczyła mi kim byłem i że zaciągnąłem dług u jej stwórcy. I że nie zdążyłem go spłacić przed śmiercią. A skoro długu spłacić nie mogę, to muszę chociaż odnieść Księgę do jego twórcy i wytłumaczyć sprawę. Ale w obecnej postaci księga jest dla mnie za ciężka.
-I tu wkraczacie wy. Potrzebujemy opiekunów, którzy zaniosą nas do Automaty i oddadzą mnie Heironowi, siwobrodemu który mnie stworzył.- wtrąciła się Księga.- W zamian za to dostaniecie ten budynek na leże oraz cały zgromadzony w skrytkach błysk.
A kot skinięciem pyszczka potwierdził słowa księgi.
To była hojna oferta. Pomijając kwestię zgromadzonych funduszy przez sprzedawcę, sam budynek był wiele wart, zwłaszcza gdy się nie miało dachu nad głową.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-11-2012 o 13:12. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 23-10-2012, 23:58   #2
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Bezkresna pustynia, zniknęła. Podobnie, jak palące słońce pod którym spędził tyle lat swego życia.
To miasto nie było podobne do żadnego z miast Athasu, jakie widział. Nie widział ich, co prawda wiele i tak bez wahania mógł stwierdzić, że wszystko wokół jest obce.
Nie chodziło tylko o architekturę, krajobraz i istoty, które go mijały. Obce tutaj były nawet zapachy.
Czułki thri-kreena nieustanie poruszały się wyłapując wszelkie zapachy i dźwięki. Rejestrował, analizował i próbował się odnaleźć w nowej rzeczywistości.

Ostatnie to pamiętał, to polowanie. Kolejne tikchak na niewolników.
Kolejny raz ze swoim g’’tok zaczaił się kupiecką karawanę. Śledzili ich już od wielu mil. Obserwowali. Analizowali ruchy i przyzwyczajenia. Czekali, aż niczego nieświadomi draj zatrzymają się na postój. Wtedy właśnie zamierzali zaatakować. Pik-ik-cha nie przewidywał kłopotów. Wszystko było zaplanowane i przemyślane. To był ich nie pierwszy wspólny tikchak na niewolników. Pik-ik-cha był ich g’’tok-hoz już od bardzo długiego czasu. Każde z nich kończyło się sukcesem i zapewniało im liczne korzyści.
Pik-ik-cha dał sygnał do ataku i to było jedno z jego ostatnich wspomnień.
Pamiętał jeszcze twarze dwóch starców i potężny wybuch psionicznej energii.


Nie wiedział, co się stało. Czy jego g przeżyli?
Jedno było pewne, zawiódł. Przeprowadził zły zwiad i ich tikchak skończyło się klęską.

Teraz był w zupełnie obcym świecie i musiał się tutaj jakoś odnaleźć i przeżyć.
Niezależnie gdzie był i w jakim stanie, to była podstawowa siła, która napędzała jego egzystencję.
Poza tym, że znalazł się w obcym świecie i jakiś cudacznym mieście, nie był wcale w tragicznej sytuacji. Był cały i zdrowy. Miał swoją broń i najważniejsze dla niego rzeczy stracił. Na razie nie był głodny, ale zdążył już zauważyć, że zwierzyny jest tutaj dość.
Na razie wstrzymywał swój łowiecki instynkt. Czekał. Analizował. Zbierał informacje.
Jego wrodzona aktywność i brak konieczności snu pozwoliły mu zwiedzić spory kawał tego ogromnego miasta.
Gdy minął pierwszy szok z faktu, że zamiast nieba widzi ulice i budynki innej części miasta, zajął się zwiedzaniem ich i poznawaniem terenu.
Oswajał się z przeróżnymi istotami, które miały go na ulicach. Musiał przyznać, że wiele z nich wydzielało niezwykle smakowity i zachęcający zapach. Pik-ik-cha wiedział, że jeszcze nie czas na pierwsze tikchak w nowym świecie.
Najgorsze w nowym mieście były ciężki, ołowiane chmury z których nie tylko często padał deszcze, ale też wydzielały one strasznie duszący odór. Thri-kreen czuł niepokój w związku z tymi zjawiskami. Wiedział, że mogą one mu zagrażać.

Zwiedzał właśnie jeden z wielkich bazarów. W jakiś sposób przypominał mu on rodzimy Athas i aleje targowe w Raam. Tutaj jednak towarów było zdecydowanie więcej.
Nagle poczuł potworny ból w tyle głowy. Z każdą chwilą zwiększał on swoje natężenie i miażdżył jego mózg.
Szedł otumaniony przed siebie, a z jego gardła co i raz wydobywał się przeciągły pisk.
Zdołał zachować przytomność i oślepiony wszedł w jakąś uliczkę, gdzie ból zelżał. Posuwał się krok za kroki i każdy kolejny metr sprawiał, że siła przygniatająca jego mózg malała.
Tym sposobem dotarł do jakiegoś budynku. Razem z nim weszło tam kilka innych istot.

Wspierając się na gythka, wszedł z nimi. Gdy znaleźli się w środku ból praktycznie zniknął.
Zaczęli obserwować wnętrz, gdy ktoś powiedział:
- Ojej... Nie wiedziałem że to będzie takie bolesne dla was. Przyjmijcie moje szczere przeprosiny.
Jakiś niewielki kształt przemknął tuż obok odnóży thri-kreena. Spróbował chwycić istotę dolną parą kończyć, ale nie udało mu się. Instynkt zadziałał i Pik-ik-cha ruszył za stworzeniem na górę. Jego czułki rejestrowały zupełnie nowe zapachy i co kilka chwil przekręcały się w inną stronę.

Na górze czekały go kolejne niespodzianki. Okazało się, że to małe zwierze mówi.
W świadomości thri-kreena niewiele to zmieniło. Przecież Aarakocra też mówią, a nikt nie traktuje ich inaczej, jak kolejną zwierzynę. Fakt ich mięso nie było zbyt smaczne, ale gdy nie było nic innego, dobre i to.

Biało-rude zwierzę i księga przemówiły i pokrótce wyjaśniły przyczyny dla których się tutaj znaleźli.
Pierwszym odczuciem thri-kreena była wściekłość i złość. Pomyślał, że to właśnie te dziwne istoty odpowiedzialne są za sprowadzenie go tu. W nagłym odruchu nienawiści chciał rzucić się i zaatakować obu.
Szybko jednak się zreflektował i przeanalizował sytuację jeszcze raz. Z tego co mówiły te istoty, to prawdopodobnie są w stanie go odesłać do domu. Jak to bywało przeważnie w życiu, nie było nic za darmo. Thri-kreen musiał przyznać, że byli doskonałymi łowcami. Wszak nie ruszając się z miejsca zdołali ich pochwycić i tutaj sprowadzić.
Pik-ik-cha wiedział, że musi działać ostrożnie i zacząć na spokojnie podchody pod zwierzynę. Dreszcz emocji przeszył jego ciało. Nie spodziewał się, że jego pierwsze tikchak w tym świecie będzie tak niezwykłe.
Thri-kreen wysunął się na czoło grupy sprowadzonych tutaj istot. Widział ich spojrzenia, które lustrowały jego rdzawo-zielone ciało. Czółkami rejestrował zapachy i wszelkie odgłosy, a jego czerwone oczy lustrowały tajemniczą księgę oraz małą, rudą istotę.
- Ia Pik-ik-cha - zaczął, a jego głos przypominał mieszaninę dziwnych szczeknięć, mlaskań i uderzeń żuchwy. Większości słów brzmiała w nietypowy sposób i trudno je było zrozumieć - Ia thri-kreen. Łofsa, nomhmat i folny obyfatell. To ty twai sppprowatiliście mhmnie tootai, ta'ak? Ty twai chsieć ubić interesss, ta'ak? Ia zgatamhm się, ale ia mhmieć farunek. Wy otesłać mhmnie po wszystkim to tomu, to sa. Iak taleko mhmiejsce o ktoorymhm ty twai mhoofić? Kiedy iść?

___________________
Słownik
g - krew, rodzina, bliscy
tikchak - polowanie
g’’tok - rój
g’’tok-hoz - przywódca roju
draj - istoty śpiące, inteligentne rasy ludzie, krasnoludy, elfy itd.
gythka - rodzaj włóczni
sa - dom
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 26-10-2012, 08:26   #3
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Trafił do tego dziwnego miejsca ledwie parę tygodni temu, więc nie orientował się tu jeszcze zbyt dobrze. Z jednej strony miało ono tą samą, budzącą depresję naturę, co miasta Wybrzerza Mieczy. Z drugiej - wypełnione było po brzegi różnorakimi cudami.

Był przecież magiem, od czasów nauki wiedział, że istnieją inne sfery, lecz nigdy nie sądził, że do nich trafi. W "pierszej sferze materialnej", jak tutaj nazywano świat, z którego pochodził, można było spotkać się z większością rzeczy, które ujrzał w Mieście Bram. Lecz tam były one rzadkością, czymś magicznym, wyjątkowym. Tutaj znajdowały się na każdym kroku.

Nawet ta cudaczna dwójka: mówiący kot i księga. W jego rodzinnych stronach takie spotkanie byłoby czymś wyjątkowym, trzebaby podróżować daleko, by odnaleźć potężny artefakt, będący w stanie myśleć i mówić. Tutaj Xan miał wraźenie, że w co drugim domu czekałoby go równie ciekawe towarzystwo.

No i sposób, w jaki tutaj trafił. Został wręcz zmuszony do przyjścia, choć nie opierał się zbytnio tej sile, kierowany ciekawością. Gdyby przydażyło mu się to we Wrotach Baldura, prawdopodobnie oznaczałoby to, że jakiś wyjątkowo potężny mag się nim zainteresował. Tu natomiast nawet mówiące przedmioty potrafiły takie sztuczki...

- Zgadzam się. - Powiedział, po wysłuchaniu rozmówców. - Zrobię co tylko w mojej mocy, więc mądrze byłoby nie oczekiwać zbyt wiele. Pozostaje ważne pytanie - jak tam dotrzeć? Można by rzec, iż czuję się w tym mieście dość zagubiony... choć całe szczęście nie aż tak, jak nasz kolega z rzędu Mantodea... - Xan uśmiechnął się ponuro do thri-kreena, choć nie wiedział, jak to zostanie odebrane.
 
Issander jest offline  
Stary 26-10-2012, 11:53   #4
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
Mnogość bodźców jakie uderzyły go po wyjściu z portalu była przytłaczająca. Skrupulatna analiza otoczenia dostarczała więcej pytań niż mógł znaleźć odpowiedzi posiłkując się swoją wiedzą. Zastygł w absolutnym bezruchu, każdą najdrobniejszą cząstkę woli skupiając na próbach zrozumienia otaczającego go świata. Co powinien zrobić najpierw? Był zagubiony i nie potrafił podjąć decyzji. Logika, najwspanialszy dar stwórców, nie dostarczała jednoznacznej odpowiedzi, należało podjąć decyzję nie opierające się na niej.

Skupienie przerwała obca wola. Wdarła się omijając bariery świadomości jakby nigdy nie istniały. Jednym uderzeniem nakazu rozbiła w pył jego skupienie. Odarła z wiedzy. Zdusiła jego wolę. Zredukowała całą istotę do jednego naglącego impulsu. Pozostało tylko życzenie obcej woli.
„Przybądź!”
Niczym pusta skorupa, marionetka sterowana niewidoczną ręką odległego lalkarza, kluczył uliczkami tego przedziwnego miasta. Być może to iż nie posiadał nic co można by ukraść. Może fakt, że ponad dwu metrowy humanoid zakuty w pancerz na którym, niczym węzły nabrzmiałych żył, pulsowały nadprzyrodzonym blaskiem zielononiebieskie kryształy, nie wydawał się celem łatwym. A może obca wola kierująca nim. Sprawiły, że nikt go nie zatrzymał. Nieważne, teraz liczył się tylko cel.

W miarę zbliżania się do budynku mentalny nacisk malał. Wyzwolona z pęt świadomość. Znowu jedna tylko wola kieruje jego czynami.
-Ojej... Nie wiedziałem że to będzie takie bolesne dla was. Przyjmijcie moje szczere przeprosiny.
Głos przerwał koncentrację. Kształt, niewyraźny, przemieszcza się w górę schodów. Sprawdził stabilność stopni po czym skierował się za stworzeniem.
- To nie byłem ja.
Nim zdążył sformułować pytania, głos zabrała księga wyjaśniając wiele z ostatnich wydarzeń. Wyznaczyła nowy cel. Pozostało tylko jedno pytanie.
-Propozycją współpracy została przyjęta. Niemniej pozostaje bez odpowiedzi pytanie mogące mieć istotny wpływ na powodzenie zadania. Jaki jest powód dostarczenia księgi Heironowi Siwobrodemu?
 
__________________
Jemu co góry kruszy jemu nie | Jemu co słońce jego zatrzyma jemu nie
Jemu co młot jego rozbija jemu nie | Jemu co ogień jego przerazi jemu nie
Jemu co głowę jego podnosi nad jego serce | Jemu diament
On diament

Ostatnio edytowane przez Pan Błysk : 26-10-2012 o 12:28. Powód: drobna korekta interpunkcji
Pan Błysk jest offline  
Stary 29-10-2012, 09:25   #5
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Siadła sobie na parapecie okna, przez które niedawno tu wpadła - gdziekolwiek to "tu" jest - i po raz kolejny próbowała sobie przypomnieć, co się stało. Małe zielone jabłuszko, któremu przyglądała się zamyślona, najwyraźniej spełniło swoje zadanie... bo przecież ono ją tu przeniosło?
Faerith przez chwilę bawiła się myślą, że zwariowała, ale wszystko wokół wydawało się zbyt realne a równocześnie zbyt fantastyczne, by mogło być wytworem jej umysłu. Obserwując chodzące po ulicach postaci sama się czuła jak dziwadło, choć według jej standardów była... najnormalniejsza...

Kim był ten dziwnie śmieszny starzec w pomiętym spiczastym kapeluszu? Czy to on ją tu wysłał? Po co?
Jaki związek ma z tym wszystkim wisiorek, który... hmmm... stał się jej własnością? Zielony kamyk nadal błyszczał, przypominając dziewczynie widok słońca przeświecającego przez młode listki, kiedy lasy wokół Haven budziły się do życia. Tym razem opanowała odruch spojrzenia w górę w poszukiwaniu nieba, którego tu po prostu nie było. Po nader gwałtownej reakcji za pierwszym razem postanowiła nie oglądać więcej morza dachów nad głową...

Nie mając innego pomysłu postanowiła rozejrzeć się przynajmniej po najbliższej okolicy. Brakowało jej przestrzeni, lasu, powietrza... może znajdzie jakieś wyjście z tego dziwnego miasta... a może spotka tego śmiesznego starca i zażąda odesłania do domu?
Ból z początku nie był szczególnie silny i złożyła go na karb zmęczenia i tłoku. Jednak po jakimś czasie stał się nie do wytrzymania. Niemal zemdlała, ale zrozumiała w końcu, że jeśli idzie w odpowiednim kierunku, ból słabnie. Więc poszła. W sumie rozwiązanie było równie dobre jak każde inne, i tak błąkała się bez celu...

***

Gdyby nie ból, który nagłą eksplozją omal nie rozsadził jej czaszki, gdy tylko zorientowała się, że grupa dziwnych istot zmierza w tę samą stronę co ona, uciekłaby w przeciwnym kierunku - byle jak najdalej. Próbowała jeszcze zostać w tyle, ale ta dziwna siła, która ją prowadziła, nakazywała pośpiech. Faerith nie mając innego wyjścia dołączyła do grupy z nadzieją, że żaden z pozostałych nie ma złych zamiarów...

***

Od kiedy koty gadają?
Od kiedy księgi gadają?!?


Nerwowym ruchem założyła za uszy swoje kasztanowe włosy, zupełnie zapominając, że odsłania ich spiczasty kształt. Te dziwne istoty w połączeniu z gadającym kotem i księgą zupełnie wytrąciły ją z równowagi. To... coś... ten... owad chyba? też mówił. Ledwie dawało się go zrozumieć, ale mówił z sensem. Chciał do domu, tak jak ona.

Pomieszczenie nie należało do dużych, więc wybrała sobie miejsce jak najbliżej zwierzęcia. Gadający, czy nie, kot - to kot. Zwierzę, czyli coś, co znała z domu... Nie zrozumiała połowy z tego, co powiedział, bo po prostu używane przez niego określenia i nazwy słyszała po raz pierwszy w życiu... ale powoli docierało do niej, że znajduje się w innym świecie a jedynym sposobem na powrót do domu jest udzielenie pomocy tym... dwojgu.

Poczekała spokojnie aż wszyscy powiedzą, co mają do powiedzenia i też zabrała głos.

- Jeśli na koniec odeślecie mnie do domu, dołączę się do wyprawy. Nie mam pojęcia gdzie jestem, to miejsce jest dla mnie zupełnie obce i nie mam pojęcia gdzie jest Automata ani kim jest Heiron, ale mogę na czas podróży zaopiekować się Tobą, Ydemie. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, oczywiście.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 29-10-2012 o 09:42.
Viviaen jest offline  
Stary 29-10-2012, 16:24   #6
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Z turystycznego punktu widzenia Sigil było wspaniałym miastem. Przynajmniej tak wydawało się młodzieńcowi po kilku spędzonym w nim dniach. Nie trzeba było latać aby dostać się gdziekolwiek co było nowością i wielkim udogodnieniem dla przybysza z planu powietrza.
Thaeir był szczupłym, wysokim genasim żywiołu powietrza. Jego skóra była ciemnoniebieska, a oczy szare. Twarz miał podłużną twarz o dość ostrych rysach. Nosił luźne spodnie i bluzę z białego płótna, turban i plecak też miał z tego materiału. Buty były z granatowej skóry, tak samo jak pas z nożem, miksturami i zasobnikiem bełtów. Kusza wisiała mu przewieszona przez ramię. Czuł się trochę komicznie, jako podróżnik-żółtodziób, ale mnogość ras i ubiorów w mieście trochę go ośmielała.
Zdążył już zwiedzić ciekawe miejsca w dzielnicy Urzędników i postanowił udać się na Wielki Bazar. Przechadzając się między straganami zastanawiał się czy nie czas już wyruszyć w planowaną wcześniej podróż po sferach. Ostatecznie Miasto Drzwi nie miało być jego celem. "Ale którą stronę wybrać?" rozmyślał oglądając dobra z każdego miejsca Wieloświata.

Nagle poczuł narastający ból głowy. Po chwili był on tak silny, że Thaeir zaczął się zataczać. Po którymś chwiejnym kroku zauważył, że ucisk słabnie, gdy idzie w pewną stronę. Parę chwil później wpadło mu do głowy, że ktoś kto rzucił na niego czar może nie mieć dobrych zamiarów. Pożałował, że odprawił oprowadzacza przed wejściem na Bazar. Spróbował się wyrwać, ale gdy zrobił krok w bok ból aż go zamroczył. Pozostało mu tylko podążać za wezwaniem.

---

Thaeir nawet się ucieszył gdy wysłuchał tego co mieli do powiedzenia księga i kot. Taka przygoda po ledwie kilku dniach! No i Automata to już jakiś początek podróży po sferach. Rozejrzał się po swoich mimowolnych towarzyszach, ale nie zatrzymywał na nikim wzroku zbyt długo. Sigil nauczyło go, że nawet najbardziej osobliwe stworzenie nie lubi jak się na nie gapi. Co ciekawe wyglądało na to, że większość osób nie jest sferowcami (ale może konstrukt z Mechanusa)... chociaż co on mógł o tym wiedzieć. Poczuł jednak, że powinien podzielić się swoim skromnym doświadczeniem.

- Mmm... będziemy musieli znaleźć kogoś kto zna portal do Zewnętrza. Na pewno jacyś kupcy wybierają się do Automaty - wtrącił cicho odpowiadając na pytanie mężczyzny ubranego w fiolet.
 

Ostatnio edytowane przez Quelnatham : 29-10-2012 o 21:56. Powód: dodany wygląd postaci
Quelnatham jest offline  
Stary 29-10-2012, 16:59   #7
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
- "Portal"? To miejsce leży aż tak daleko, żebyśmy musieli korzystać z magii, by się tam dostać?

Tymczasem Futt zeskoczył z jego ramion i z zaciekawieniem dokicał w pobliże kota. Poprzyglądał mu się przez chwilę, przechylając głowę pod różnymi kątami, po czym wystrzelił długim językiem - dłuższym niż on sam - i przeleciał nim po całej dlugości futra drugiego zwierzęcia, pozostawiając na nim krople śliny. Zadowolony z siebie lim-lim wydał dzwięk podobny do gulgotania indyka.

- Przepraszam za niego. - Powiedział Xan, po czym wstał i podniósł opierającego się zwierzaka z powrotema na ręce.
 
Issander jest offline  
Stary 29-10-2012, 21:32   #8
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
- Jesteśmy w Sigil. O ile wiem portale są tu jedynym połączeniem z resztą Wieloświata. Poczuł się trochę jak nauczyciel i zrobiło mu się nieswojo. Mimo to zaczął mówić dalej starając się pocieszyć zagubionych towarzyszy.
- Droga nie powinna być trudna. To miasto, Automata, leży na... mm... uczęszczanym szlaku.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 30-10-2012, 15:02   #9
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Kilka chwil wcześniej


- Gdzie jest karczma? - Zagrzmiał potężny wojownik, ze złością wpatrujący się w kulącego się przed nim, obdartego mieszkańca Sigil. Ten nie zastanawiał się nawet chwili, od razu zaczął mówić, chcąc jak najszybciej pozbyć się niebezpieczeństwa:
- Niedaleko, śmiałku. Musisz iść prosto, potem skręcisz obok posągu, który...
- Zaprowadzisz mnie tam
- przerwał mu wojownik. - Postawisz garniec miodu i opowiesz mi o tym dziwnym miejscu. - Miejsce w którym się znalazł fascynowało go jednocześnie i przerażało. W jego świecie nie było zbyt wielu miast. Tak naprawdę po raz pierwszy trafił do takowego, gdy przybył do Ysgardu. Jednak tamtejsze miasto było jedynie większą wioską otoczoną kamiennym murem. To miejsce było zupełnie inne. Ogromne i przytłaczające. Tajemnicze i dziwne.
Na początku bał się, że jeśli postawi krok to spadnie na przeciwległy kraniec miasta. Nadal nie rozumiał jakim cudem to miejsce działało.
- Tttaaaak... - wymamrotał jego rozmówca.
- A więc pro... argggggghh - Mężczyzna warknął z bólu gdy ból opanował całą jego głowę. Początkowo go ignorował, ale teraz... Czuł się jakby ktoś uderzał w jego głowę młotem. Ba! Jakby sam Thor tłukł w nią swoim Mjöllnirem!
Mieszkaniec Sigil skorzystał z okazji i uciekł od swojego prześladowcy, lecz ten nawet tego nie spostrzegł. Musiał pozbyć się tego bólu.


Teraz


Do tajemniczego budynku przybył jako ostatni. Zawsze był oporny i nie lubił gdy ktoś mu rozkazywał - może właśnie dlatego reszta jego ludu trzymała się od niego z dala - lecz nie można było mu odmówić sprawności w walce. Niestety, ta nie zdała się na wiele w starciu z... magią? Tak, to chyba była magia. Magia również była czymś nowym, niepojętym. Krasnoludy i elfy jakoś zaakceptował. Gorzej było z magią (prócz tej obecnej w przedmiotach, to było zupełnie normalne).
- Podstępne sztuczki Lokiego... - skwitował, krzywiąc się z bólu. W końcu jednak dał za wygraną i ruszył tam, dokąd prowadziło go cierpienie.

Mężczyzna, który przybył jako ostatni, wyglądał najnormalniej z całego zebranego towarzystwa. Przynajmniej w swoim mniemaniu.
Był wysoki, mierzył niemal dwa metry. Jego twarz, choć pełna ostrych kątów - kwadratowa szczęka, wysokie kości policzkowe, długi, prosty nos - mogła być uznana za przystojną. Surowa, dzika i nieprzystępna, świetnie pasowała do jego charakteru. Wrażenie ostrości łagodziła nieco złota, zadbana broda okalająca pełne usta, wykrzywione teraz w grymasie znamionującym zdenerwowanie. Spod krzaczastych brwi patrzyły uważnie szare oczy, a błysk gniewu w nich obecny przypominał sztorm na pełnym morzu. Długie blond włosy opadały swobodnie na szerokie ramiona, ozdobione kilkoma cienkimi warkoczykami.

Odziany był w kolczugę, spod której wystawał rąbek prostej, szarej tuniki. Spodnie, również całkiem zwyczajne, wpuszczone były w prymitywne, futrzane buty. Kolczuga zwracała uwagę, mimo tego, iż była matowa i niczym nie ozdobiona. Jednak wzrok dużo bardziej przyciągał obszerny czerwony płaszcz, ozdobiony na brzegach białym futrem, spięty czarno-czerwoną broszą.
Mężczyzna miał przy sobie sporo broni - znad jego prawego barku wystawała rękojeść dwuręcznego miecza, a przy jego pasie widniały dwa toporki do rzucania. Do plecaka, w którym najpewniej nosił cały swój dobytek, przymocowana była drewniana tarcza i kolejny topór, dłuższy od tych przy jego boku. Mężczyzna wydawał się być przygotowany na każdą ewentualność.

Podejrzliwie przyglądał się gadającej księdze i kotu. Z tych dwóch łatwiejszy do zaakceptowania był kot - wiedział kim byli oranci. Ba! Pewnie by takim został, tak jak jego przyjaciel, Eyjolf, lecz dostał się do świata bogów jeszcze za swego życia, w wyniku pomyłki popełnionej przez walkirię. Nawet bogowie mogą się pomylić.
Księga to zupełnie inna sprawa. Parę razy już widział podobne przedmioty, nawet słyszał, że mogą mówić, jeśli posiądzie się dziwaczną umiejętność zwaną czytaniem, lecz nie sądził, że trzeba to traktować tak dosłownie. Poza tym nie potrafił czytać, więc nie powinien jej rozumieć, prawda? Znaczy, i tak ją średnio rozumiał. Mówiła jakimś dziwacznym slangiem.
Początkową wściekłość zastąpiła podejrzliwość. Nie mógł być przecież wściekły na książkę i kota, prawda? Lecz z drugiej strony, ta para dysponowała dziwacznymi mocami, które go niepokoiły.
- Więcej nie próbuj swych sztuczek, księgo - odezwał się w końcu. Nie był głupi, lecz czasem namyślenie się zajmowało mu sporo czasu. Walka była prostsza. Nie musiał myśleć, wszystko robił instynktownie.
- Jeśli to będzie podróż pełna walki i przygód to chętnie wam pomogę. - I tak nie miał nic lepszego do roboty. Nikogo tu nie znał, nie miał żadnego celu. Równie dobrze mógł ruszyć do jakiejś Automaty, ochraniając kota i gadający przedmiot. Może przy okazji dowie się czegoś więcej o miejscu w którym się znalazł?
 

Ostatnio edytowane przez Wnerwik : 30-10-2012 o 17:33.
Wnerwik jest offline  
Stary 30-10-2012, 17:37   #10
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wypowiedź modliszkowatego stworzenia, a potem warunek półelfki mocno zaskoczyły obu pracodawców. Zapewne nie spodziewali się takich żądań i raczej nie wydawali się być w stanie ich spełnić. Kot spojrzał na księgę, ta pewnie spojrzałaby na kota... gdyby mogła. Jednak Księga ruszyć się nie mogła, a kot podjął wątek odpowiedzi na pytanie owadopodobnego obywatela.- Sprowadziliśmy... Księga przywołał was z ulic Sigil do tego budynku. Jeśli więc mieszkasz w Sigil, to możemy ci opłacić przewodnika po mieście... A gdzie właściwie jest twój dom?
- Ia nie mhmieshkamhm w Sigil. Ia pppochotzę z Athasu. Kraiu wielkich ppoostyń, kraiu wolnych kreen, wolnych isstot. Ktoś mhmnie stamhmąt porwał i ocknąłemhm się w tym mhmieście. Mhmamhm natzieię, że iesteście w stanie mhmnie tamhm wysssłać.
-Ja nigdy nie słyszałem o takim miejscu.-
mruknął kot i spojrzał na księgę pytając- A ty?
- Nie wiem. Może to gdzieś w sferze żywiołu ognia? A może mrówy będą wiedziały?
-odparł wolumin.
-Brrr... nie lubię formitów. Irytujące i strasznie uparte stworki. Ciężko z nimi gadać.- kot zjeżył futro na samo wspomnienie o tej rasie.
Ty twai nie wiecie, gtzie iesst mhmooi sa? (dom) Tho mhmoże znacie, kogoś kto mhmoże witzieć i bętzie mhmoogł pomhmoc. Ia mhmoossę wroocić.
-Czuciowcy bywają wszędzie. Wiedzą najwięcej i są przykumani z wieloma Planami. Sensaci mogą pomóc, ale to nie jelenie... bez błysku nic nie wyciągniesz.-stwierdziła księga.
- Czoociowcy? - powtórzył thri-kreen - Sssenaci. Nieee! - krzyknął -Tho ty twai mhmoossicie mhmi pomhmooc.
-Pomożemy na swój sposób... Będziesz miał środki na uzyskanie wsparcia Czuciowców. Nic więcej nie możemy zrobić.- stwierdził wprost kot, podrapał się łapką za uchem.-Łatwo do siebie nie wrócisz i szybko pewnie też nie. Planów materialnych jest sporo, portale do nich znają nieliczni, a klucze do nich ma jeszcze mniej osób.
Thri-kreen czuł, że przegrywa. Za mało wiedział, za mało mógł zarobić i przeciwstawić swoim przeciwnika. Czuł rosnącą frustrację. Z łowcy stawał się prawie, że bezbronną ofiarą. Ten stan rzeczy bardzo mu się nie podobał. Skoro nie pomogła jedna metoda, postanowił spróbować innej.
- Tlaczego ia? - zapytał - Co bętzie, jak otmhmowie?
-Będziesz się błąkał, aż... umrzesz z głodu, albo... przecież nie masz nawet gdzie spać. Nie masz tu miejsca, które mógłbyś nazwać siedzibą.- mówił kot powoli z pewną dozą zrozumienia i współczucia.- Nie masz monet za które mógłbyś kupić informacje, nikogo tu nie znasz... Łatwo cię mogą oszukać tutejsi drapieżnicy. Jesteś sam... bez stada. Resztę chyba sam sobie dośpiewasz.
Na słowa o głodzie, Pik-ik-cha się tylko uśmiechnął, co dla postronnych wyglądało w groteskowo. Jego żuchwy otworzyły się i uderzyły o siebie kilka razy.
- Ssen iesst dla ssłabych. Ia nie ssspię. Ia iessstemhm łossą, ia umhmiemhm falczyć, ia umhmiemhm tikchak, poolofać. To ty twai mhmnie fezfac i chcieć zapłacić. Ia nie chcieć pieniatze. Ia chcę wroocić do domu, do sa. Ty twaj mhmusicie mhmi pomhmooc, iak ia pomhmooc wamhm.
-Ale tu jest miasto, każde zwierzę jest czyjąś własnością. Każdy budynek, każdy owoc, każdy zmarły... chyba, że szczury. Ale nie polecam polować na szczury... zwłaszcza głęboko pod Sigil. Można się nieźle nacią...- kot czując że odchodzi od tematu potarł się po pyszczku.-To nie jest twój teren, nie znasz jego zasad. A dopóki nie znasz Sigil nie jesteś łowcą, a jeleniem... ofiarą. Mogę cię nieco podszkolić, opowiedzieć o tym miejscu, nim wrócę na Ziemie Bestii.

Pik-ik-cha czuł, że traci grunt pod nogami. Jego przeciwnicy byli twardymi graczami i mieli nad nim znaczną przewagę. Wyglądało, że na razie musi uznać ich wyższość. Na razie...
Przez chwilę rozważał, czy nie zabić ich obu, a może nawet ich wszystkich. Pewnie udałoby mu się to bez większego trudu. Jednak jeżeli ten mały rudy miał rację, to mogło być z tego więcej problemów niż pożytku. Thri-kreen przegrał swoje pierwsze polowanie w nowym świecie i bardzo boleśnie odczuwał gorycz porażki. Nie przywykł do przegranej. Teraz jednak nie miał innego wyjścia, jak uznać zasady wyznaczone przez te dwie dziwne istoty. Propozycja rudej istoty bardzo mu się spodobała.
- Tobrze - rzekł po chwili namysłu - Ia famhm pomhmooc. Ia fas fesprzeć. Ty twai mhmi zapłacić i uczyć o tymhm świecie. Ia jestemhm thri-kreen, ia doskonały łofca i mhmyśliwy. Ia umhmiemhm tobrze mhmyśleć i wy mhmi pomhmooc ztobyc fietzę o tymhm świecie, bymhm mhmoogł froocić.
Na znak zgody i potwierdzenia zawarcia umowy uniósł dwie lewe kończyny w górę. Czekał przez chwilę na ten sam gest ze strony rudej istoty, ale zorientował się, że nie zna ona pewnie jego zwyczajów. Zapytał, więc tylko:
- Zgota?
- Zgoda.-rzekł w odpowiedzi kot.
Po czym zwrócił się do półelfki.-Nie bardzo wiem, jak ciebie odesłać i tym bardziej gdzie... Plany materialne są liczne, a Wieloświat jest olbrzymi. Trudno znaleźć właściwe drzwi, we właściwym miejscu, bez właściwych wskazówek. Jedynie schronienie i wiedzę mogę zaoferować. Co prawda mimirem nie jestem, ale co nieco o Wieloświecie wiem.
Choć zwykłe koty tego nie potrafiły, to jednakże pyszczek Ydemiego wygiął się w grymasie dumnego uśmiechu. Papier księgi zaszeleścił, gdy kartka formowała kolejną minę.-Kontynuujmy...
-Tak. Co do Heirona, to on nie jest Siwobrody... Po prostu tak mówili na magów, a nie wiem jak mówią teraz. Heiron ma na nazwisko...-kot spojrzał na księgę.
Ta zaś rzekła swym szeleszczącym tonem głosu.- Życiodawca. Heiron Życiodawca, mistrz tworzenia inteligentnych przedmiotów magicznych. Ja jestem z jego dzieł.
-I za mego życia była moją własnością. Zakupiłem ją w zamian za...-kot znów czekał, aż księga dokończy jego wypowiedź.- regularne dostawy błysku, bo nie stać cię było spłacić mnie od razu.
-Właaaaśnie.-rzekł kot, wzruszając ramionami co zwykłemu zwierzęciu się nie zdarza.-Pomiędzy kolejnymi spłatami porzuciłem ciało i wylądował w Ziemiach Bestii... To jest... umarłem zanim zdążyłem uregulować w dług. A skoro w obecnej chwili Księga nie jest mi potrzebna, a spłacić długu nie jestem w stanie. Postanowiliśmy że Księga wróci swego twórcy.
Po głębokim oddechu Jysson kontynuował przemowę.- Niebieskoskóry przyjaciel ma tylko połowiczną rację. Automata, jako miasto graniczne zewnętrza rzeczywiście ma wiele portali. Niemniej otwiera się na Mechanus, a tam są modrony, nieuchronni i formity i Absoluty. A te nacje nie palą się do handlowania. To w końcu nie bytopijska Brama Kupiecka. Niemniej, zanim...-Księga wtrąciła się w jego słowa szeleszcząc.-Absoluty to ślepa śpiewka Sensatów. Absoluty nie istnieją.
-Mylisz się. Absoluty muszą istnieć, ale nieważne...- odparł w odpowiedzi kot i przerwał kontynuowania wypowiedzi.-Zanim Księga was sprowadziła, ja poczyniłem pewne badania. Odkryłem jeden z pomniejszych portali do Automaty. Ba... zrobiłem nawet klucz do niej!
Tu z dumą zaprezentował dwa małe kawałki papieru z nabazgranymi na nich literami E, kawałki będące kiedyś równymi częściami całości.
-Zaś portal otwierany tym kluczem to drzwi sklepiku znajdującego się tuż obok Gmach Zapisów w Dzielnicy Urzędników.-zakończywszy ten przydługi wywód Jysson zeskoczył na podłogę i ocierając się o nogi półelfki w koci sposób przymilnie dopraszał się wzięcia na ręce. A gdy tam się dostał rzekł radośnie.- No to ruszajmy.
Celowo pominął milczeniem wypowiedź dużego osiłka pochodzącego z jakiegoś wojowniczego plemienia. Bo i cóż mogło być niebezpiecznego w kurierskiej robocie? Pozornie nic.

Gmach Zapisów był wielką budowlą o ekscentrycznych kształtach. Zbudowana z szarego kamienia


niemalże ośmiokątna budowla o lekko zaokrąglonych kształtach przyciągała uwagę i pełna wchodzących i wychodzących petentów. Nic w tym dziwnego, wedle kota było to centrum finansowe Sigil i jego archiwum.
Wspomniał też, że tu siedzibę mają Zaborcy. O dziwo Ingvarowi ta nazwa wydawała się znajoma. Słyszał ją kilka razy Ysgardzie.
Jednakże Ydemi nie zagłębiał się w jej znaczenie zwracając uwagę podróżników, na zakutych w płytowe zbroje osobników.-Patrol Harmonium, ta frakcja pełni rolę straży miejskiej. Twardogłowi prewencyjnie pilnują porządku podczas, gdy Łaskobójcy łapią przestępców. I jednym i drugim nie warto wchodzić w drogę jeśli się chce dłużej przebywać w Sigil. Jeśli jednak już zaczną polować to jedynym ratunkiem jest ucieczka z miasta, albo podziemia Sigil... co akurat nie jest dobrym pomysłem. Albo skrycie się w Ulu i azyl u Chaosytów.

Doszli do małego sklepiku, gdzie kot nakazał przyłożyć do jego drzwi wejściowych oba skrawki papieru na idealnie tej samej wysokości i wzajemnej odległości do siebie, po czym równomiernie przesunąć nimi, tak by się zetknęły i utworzyły całość.
-No i pospieszcie się. To w końcu sklep, skurle wchodzą i wychodzą przez te drzwi.-ponaglał Jysson.
Gdy papierki zetknęły się idealnie... drzwi zaczęły zapadać się w sobie, jakby w ich środku znajdował się jakiś magiczny wir. A zapadając się odsłaniały mgiełkę miedzianej barwy.
-Portal otwarty, więc się pospieszmy. Wkrótce przejście się zamknie.-ponaglał kot.


Po przejściu zniknęło gdzieś “niebo” upstrzone budynkami. Znów widzieli nad sobą niebo, tym razem zwyczajne choć nieco z niewielkimi obłoczkami przemieszczającymi się na nim. Miasto które mieli przed sobą wydawało się z pozoru zwyczajne. Na pewno mniej dziwaczne niż samo Sigil.
Znajdowali się na niewielkiej uliczce, mając za plecami ścianę budynku zbudowaną z szaro-czerwonego kamienia, którego natury rozpoznać nie mogli. Ani to był granit, ani piaskowiec, a wapień...Z tego samego kamienia zbudowane były domy i ulice. Wszystkie domy wydawały się być identycznie odlane z tej samej formy, wszystkie ulice były proste i przecinały się ze sobą. Oczekujący Automaty byli ubrani w identyczny sformalizowany sposób, tak więc przybysze tacy jak oni, od razu rzucali się w oczy.
Zwłaszcza gdy byli dziwacznymi szakalogłowymi stworami o wychudzonych kościstych dłoniach.


Zakończonych szponami.
-To arcanoloth, czart z Gehenny. Tacy jak on zajmują się głównie prowadzeniem kronik swej rasy, negocjowaniem kontraktów dotyczących Wojny Krwi, najmowaniem i wynajmowaniem żołnierzy i ogólnie sprawami papierkowymi. Arcanolothy nie są groźne, o ile się ich nie zaczepia. Ale jak i wszystkich yugolothów, także arcanolothów należy unikać. A zwłaszcza...wchodzić z nimi w interesy. To przebiegli kupcy i każdy kontrakt zawierają tak, by był jak najmniej korzystny dla drugiej strony. Od arcanolothów i wojny krwi lepiej trzymać się z daleka. Podobnie jako od samej Gehenny, Pandemonium i wszystkich planów niższych.- rzekł na jego widok kot, po czym ruszył przodem.-Automata to miasto prawa i biurokracji. Po prawdzie powinniśmy wpierw wypełnić stos formularzy wjazdowych i zapoznać się z tutejszymi prawami, ale szkoda tracić kilku godzin, gdy ma się sprawę do załatwienia w ciągu kilku minut, prawda ?
Ydemi zatrzymał się na pierwszym skrzyżowaniu i zerknął na bohatera będącego tymczasowym właścicielem Księgi.-To teraz w prawo... czy w lewo?
-W lewo... - odezwała się Księga, prowadząc dzielnych najemników poprzez Automaty. Miasto bowiem składało się z identycznych niemalże budynków (różnice wynikały jedynie z pełnionych przez nie funkcji) i takich samych skrzyżowań, przez to trudno było o jakieś punkty charakterystyczne wedle których można było się kierować. Niemniej chaotyczność w tym miejscu przejawiała się w przypadkowym rozmieszczeniu różnych lokalów, tak więc kuźnia była w sąsiedztwie krawca np.
Księga pewnie ich prowadziła do budynku zajmowane przez kilka zakładów rzemieślniczych, aż w końcu stanęli przed...
-Jesteś absolutnie pewna, że to tu ?-spytał z powątpiewaniem kot patrząc na szyld i czując zapachy.
-Jestem. To tu jest pracownia mego stwórcy. To tu mnie stworzył. To tu... powinien być jego...-Księga lekko straciła rezon. Nic w tym było dziwnego. Na szyldzie był napis “Wędzone mięso Thandola”, a zapach jałowca i przypraw potwierdzał prawdziwość słów z szyldu.
A i właściciel przebywając w środku nie przypominał maga i twórcy magicznych inteligentnych przedmiotów.


Ubrany niczym wieśniak, jadł jabłko sztywnymi niemalże mechanicznymi ruchami żuchwy. Widząc jednakże duże zgromadzenie przed swoim sklepikiem krzyknął głośno.-Zapraszam do środka, zapraszam. Mam wiele dobrych mięs i osobiście przyprawionych. Każdy znajdzie coś dla siebie!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-10-2012 o 17:43.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172