Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-11-2015, 23:47   #21
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Sergis słuchając tego wybuchnął śmiechem.

- On poważnie myśli o tym, że go rozwiążemy. Ba, jeszcze mielibyśmy walczyć u jego boku. Nie wiem czy się śmiać, czy płakać.

Shalia zignorowała alchemika. Przyglądała się w zamyśleniu mężczyźnie, którego jeszcze chwilę temu planowała zabić.

- Skąd ta nagła zmiana nastawienia? Chwilę temu chciałeś nas poprzemieniać. Dlaczego mielibyśmy współpracować z kimś, kto bawi się w teatrzyk trupów? - zapytała.

To oczywiste, że wbiłby nam miecz w plecy przy pierwszej nadarzającej się okazji. Naiwniak.” -przemknęło przez myśli Sergisa, który spojrzał na Darvana, który podobnież nie pierwszy raz mdleje na widok wroga. Uśmiechnął się do siebie wspominając pierwsze słowa kobiety, a później jej sugestię. Komizm sytuacji go powalał.

- A bo widzisz… Wy jesteście skuteczni, a ja myślę, że możemy oboje na tym skorzystać - odpowiedział krótko.

Alchemik ledwo zachowywał kamienną twarz.

- Oboje... czyli nas chcesz wykreślić z tej spółki? - odezwał się w końcu Darvan. - Prawdę mówiąc po tym ostatnim czarze, jakim mnie potraktowałeś, jakoś nie mam chęci do współpracy z tobą.

- Obudziłeś się? Chciałem wcześniej Cię opatrzyć, ale Twoja towarzyszka wspominała, że nie pierwszy raz już zemdlałeś, więc uznałem że sobie poradzisz, ale w zamian za pomoc w wydostaniu się… skoczę na górę po swoje rzeczy, na zewnątrz są przybory, wezmę je i wrócę do Ciebie.-poszedł ostrożnie schodami tracąc zainteresowanie skrępowanym komediantem.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 26-11-2015, 00:01   #22
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Ona lubi żartować - odparł Darvan. - Trafił mnie paskudny czar; omdlenia bez powodu nie są w moim stylu.
- Zauważyłem - rzekł a propos jej poczucia humoru nie odwracając się. - Już zdążyłem ją polubić.
Tymczasem Shalia nie spuszczała więźnia z oczu.
- Powiedz nam wszystko, co wiesz. A wtedy cię rozwiążemy i puścimy wolno. Poradzimy sobie dalej we troje, skoro Auli już nie ma. Nie chcę mieć w grupie kogoś, do kogo boję się odwrócić plecami - przedstawiła mu swoją propozycję.
- Dobrze, taki układ mi odpowiada. Jednak oczekuję konkretnych pytań. A więc? - uniósł brew w oczekiwaniu.
Łowczyni skinęła głową.
- W jaki sposób Izoze nawiązała z wami kontakt? I w jaki sposób lodowy mefit do spółki z trollem zagroził tak licznej bandzie?
- Walczyłaś kiedykolwiek z fey? Teraz wyobraź sobie, że jest ich niemała banda i ich dotyk jest równie zimny, co lodowiec Korony Świata. Zostaliśmy totalnie pokonani, a że zamiast nas zabijać chcieli nas wykorzystać, to przystaliśmy na to z myślą, że kiedyś im odpłacimy.

- Z pobojowiska, które znaleźliśmy, możemy domyślać się przebiegu napaści na karawanę. Ale co działo się potem? I dlaczego zginęli też niewinni ludzie z farmy?
- Zabraliśmy Lady Argenteię, ponieważ taki dostaliśmy rozkaz od Izoze. Oni chcieli coś z nią zrobić, nie chcę wiedzieć co - odparł krzywiąc się na twarzy. - Ja oraz czwórka ludzi wróciliśmy do stróżówki, a resztę zostawiliśmy, by zatarli ślady. Wnioskując po tym, że tu jesteście, nie zrobili tego, a poszli się zabawić. Idioci.
- Nie najlepszych sobie ludzi dobrałeś - powiedział, krzywiąc się, Darvan. - Zamiana ludzi w ożywieńców to twoja prywatna inicjatywa?
- Kiedy masz po swojej stronie idiotów, to musisz stworzyć kogoś, kto będzie wykonywał twoje rozkazy bez kwestionowania ich. Takie życie. - rzekł znudzonym tonem jeniec.
- Olśniewające perspektywy - mruknął Darvan.
Doszedł do wniosku, że mieć kogoś takiego za sojusznika jest niemal równoznaczne z samobójstwem.
-Gdzie przekazaliście ją tym zimotkniętym? Chyba tam powinniśmy rozpocząć poszukiwania.
- Nie przekazaliśmy jej. Jest tutaj, w stróżówce. Jak będziecie sprytni, to ją odnajdziecie.
- Będziemy się bawić w ciepło-zimno? - spytał Darvan, zdecydowanie zimnym tonem.
Przywódca bandytów na chwilę zamilkł, jednak dość szybko odzyskał rezon i uśmiechnął się szeroko.
- No dobrze. Powiem wam. Jest w piwnicy.
- Anmarze... zechcesz sprawdzić? - poprosił Darvan. Sam, prawdę mówiąc, wolał troszkę odpocząć. - Najprostszych drzwi bym nie otworzył, przynajmniej w tej chwili, a ona z pewnością jest zamknięta.
- Gdzie jest ta piwnica?
- zwrócił się do jeńca.
- Zejście do piwnicy jest w głównym holu - odpowiedział związany mężczyzna. - Widzę nawet się wam szukać nie chce. Wiecie, ile w szukaniu jest zabawy?
- Was znaleźliśmy. Zabawne to było, ale jak na razie wystarczy - odparł Darvan.
W międzyczasie, czekając na decyzję Anmara, rzucił wykrycie magii, którym objął między innymi przywódcę bandytów.
Miecz magiczny nie był, ale za to peleryna... Już po chwili Darvan widział, jaka gratka im się trafiła.
Mag nie zawahał się ani przez moment. Podszedł do leżącego i rozwiązał tasiemki, przytrzymujące pelerynę pod szyją. Po chwili magiczna peleryna znalazła się w jego rękach.
Anmar w tym czasie zaczął się rozglądać po stróżówce w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogło wyglądać jak zejście do piwnicy.
Jeniec skrzywił się i szarpnął więzy widząc, co wyprawia mag.
- Hej, co ty robisz? Zostaw mi to!
Darvan wrócił na miejsce przy schodach i dopiero wtedy odpowiedział:
- Z tym chwilowo musisz się pożegnać. Porozmawiamy na temat peleryny gdy wrócimy do Heldren.
- Jeszcze jedno na koniec - co stało się z ludźmi, którzy zamieszkiwali stróżówkę i mieli patrolować okolicę? - spytała Shalia.
- Nie żyją. Pewnie się już domyśliłaś.
Nie mając więcej pytań, Shalia postanowiła dotrzymać słowa i wypuścić jeńca. Po rozwiązaniu więzów roztarł miejsca, w których był związany, przeciągnął się i wyszedł z budynku wcześniej zabierając ostrze.


Gdy ten odszedł, Shalia dołączyła do Anmara w poszukiwaniu piwnicy. Pochówek Auli mógł zaczekać, jeśli w pobliżu mieli odnaleźć Lady.
Poszukiwania trochę trwały. Otwieranie kolejnych drzwi i rozglądanie się za czymkolwiek, co wygląda jak klapa w podłodze lub drabina w dół nie przynosiło rezultatów. Oboje mieli już sobie dać spokój, kiedy Shalii coś błysnęło w myślach niczym czar światła rozświetlający mrok. Spojrzała na leżącą za kominkiem na ziemi niedźwiedzią skórę i uniosła ją do góry.
To była klapa! Z solidną kłódką.
Żeby otworzyć klapę, trzeba było najpierw pozbyć się kłódki. Tutaj możliwości były dwie - albo Anmar coś poradzi, albo będzie trzeba ją jakoś zniszczyć. Postanowiła zacząć od łatwiejszego rozwiązania:
- Anmarze, dasz radę to otworzyć? - zwróciła się do wojownika.
- Zobaczę, co da się zrobić - odpowiedział i wyciągnął w plecaka młotek - Nie mam zamiaru tego rozwalać mieczem.
Trzy potężne uderzenia wystarczyły, by uszkodzić kłódkę na tyle, by ją zdjąć. Ostatecznie zejście do piwnicy stało otworem. O ile to faktycznie była piwnica.
Darvan, w nowej pelerynie na ramionach i z kuszą w dłoni, niezbyt się spiesząc, dołączył do tych, co stali przy klapie do potencjalnej piwnicy. Wziął do ręki drewniany kubek, poniewierający się na podłodze, po czym wypowiedział magiczną formułę. Po chwili, gdy kubek zaczął świecić jak pochodnia, Darvan rzucił go w dół.
Światło rozświetliło małą, prostokątną piwnicę piwnicę wypełnioną będącymi w nieładzie skrzynkami oraz beczkami. Wąskie przejście prowadziło niczym średnica aż do przeciwległego kąta pomieszczenia, w którym leżała jakaś postać w wybrudzonym i miejscami podartym odzieniu składającym się z zielonej koszulki oraz fioletowej spódnicy. Poderwała swą głowę i szybko przeczesała palcami swoje znajdujące się w nieładzie włosy. Zielonymi oczami spojrzała w stronę klapy. Jej brudna twarz wyrażała pogardę.
- Możecie sobie mnie tu trzymać ile chcecie, ale nie mam zamiaru pójść z wami na układ, jakikolwiek by on nie był - krzyknęła wręcz wyzywająco, poderwała znajdującą się w pobliżu miskę z niedojedzoną zupą i rzuciła nią w stronę drabinki.
- O matko - powiedział Darvan, który ucieszył się, że naczynie doleciało tylko do połowy drabinki. - Lady Argentea? - spytał. - Jest pani wolna. Proszę wyjść.
- To jakaś nowa sztuczka? Teraz próbujecie mnie na ładne słówka wziąć, co? Kim na wszystkie diabły jesteście? - trzymała dalej ten sam ton.
Darvan nie wiedział, co by zrobił na jej miejscu. Może zachowałby się tak samo? Nie wiedział.
- Przysłano nas z Heldren - wyjaśnił.
- Przybyliśmy, by cię uwolnić, pani - zawtórowała mu Shalia. - Przysyła nas Ionnia Teppen, radna Heldren. Yuln Oerstag przekazał nam informacje o napadzie na karawanę - dodała z nadzieją, że te nazwiska - być może znajome - pomogą im zaskarbić choć iskierkę zaufania szlachcianki, co poskutkowało. Lady Argentea szybko wstała i podeszła pod drabinki, by zobaczyć z bliska swych wybawców.
- A więc ktoś przeżył z mojego oddziału? Jak dobrze! Dziękuję wam! - mieszanina ulgi i nadziei była widoczna w jej głosie - Gdzie jesteśmy i jak daleko jest do najbliższej cywilizowanej siedziby? Muszę się w coś przebrać.
- Jesteśmy w stróżówce Wysokiej Straży, w Granicznym Lesie - odparł Darvan, równocześnie odsuwając się od drabinki. - Jeśli zaś chodzi o jakieś nowe ubranie... Spróbujemy coś znaleźć.
- No dobrze. W takim razie pozwólcie mi wyjść.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-11-2015, 15:38   #23
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Tymczasem Sergis wszedł do pomieszczenia, w którym, na jego szczęście, już nie było żadnych szkieletów.

Ukazało mu się sporej wielkości pomieszczenie z widokiem na południowy las, wschodni wodospad z wiszącym nad nim mostem linowym oraz więcej lasu za zachodzie. Stół w kształcie litery L ze sporą ilością dosuniętych doń taboretów pokryty był zaschniętą krwią oraz papierami z jakimiś bazgrołami. Na ścięciu ściany, na południowym-wschodzie, wisiała mapa całej okolicy z zaznaczonymi ścieżkami, rzekami oraz punktami charakterystycznymi w Lesie Granicznym. Został nań zaznaczony czarny krzyż oraz linia do niego prowadząca namalowane węglem. Według tego, co przedstawia ten olbrzymi kawał pergaminu, większość drogi idzie się traktem przez Wysoki Grzbiet, po czym skręca się na bezdroża - do otoczonej od północnej strony górami Doliny Solmira.

Na lewo od wejścia, naprzeciwko mapy, alchemik zauważył kolejne drzwi - być może prowadzące na jakieś zaplecze lub coś w ten deseń.

Sergis z ciekawością zerknął na mapę, ale kompletnie zignorował czarny krzyż i całą trasę. Spojrzał bardziej za tym czy jest coś przydatnego do jego podróży do Heldren. Dostrzegł wioskę na mapie i postarał się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Przesunął wzrokiem po drzwiach, za którymi podejrzewał, że będą jego rzeczy, ale cofnął się najpierw do bazgrołów na stole by im się przyjrzeć, może nie wszystko nimi było. Niestety nic nie okazało się przydatne, wręcz był przerażony tym co widział, a dokładniej bezsensem tego wszystkiego. Gdyby miał pod ręką pióro to wystawiłby ocenę niedostateczną.

Kiedy skończył z papierami odwrócił się ponownie do drzwi, ale wyciągnąwszy nauczkę z doświadczeń Darvana w pierwszej kolejności postanowił wysondować magicznie co się tam znajduje przed szarpnięciem za klamkę. Wyczuł aury, ale nic groźnego, zabezpieczenia zamka także nie zauważył. Pamiętając jednak przypadek Darvana stanął nieco dalej, oparł łopatę o klamkę i nacisnął by drzwi się otworzyły. Tak na wszelki wypadek gdyby miał spaść na niego jakiś miecz.

Kolejne pomieszczenie, jakie przed nim się ukazało, było oświetlone jedynie światłem przechodzącym przez drzwi wejściowe.

Tuziny małych pudełeczek, butelek i kartek papieru wypełniają znajdujące się na biurku oraz na półkach nad nim miejsce. Kurz pokrył wolną przestrzeń tak grubą warstwą, że zdawało się, iż zaraz ożyje. Po prawej stronie od wejścia znajdowała się spora skrzynia - i to z jej wnętrza biła magia.

Nagle jakieś niewyraźne światło mignęło na najwyższej półce naprzeciwko drzwi. Była tam mała klatka przypominająca te dla ptaków, a w niej - coś świecącego niczym świeczka, jednak blask ten nie miał ciepłej barwy, tylko zimną.

Światło przykuło jego uwagę, podszedł bliżej by lepiej się przyjrzeć, ale stała za wysoko. Ciekawość zwyciężyła, w końcu miał w sobie duszę badacza. Sięgnął wysoko rękami i ściągnął klatkę na biurku patrząc z ciekawością co jest w środku.

Znajdował się w niej jakiś rodzaj malutkiego fey. Jego skóra jednak była jasnoniebieska i kojarzyła się z mrozem. Skrzydła jak u owada. Wyraźnie widać było, iż wyczerpanie zwaliło go z nóg. Leżało na boku na podłodze klatki i wyciągało rękę w stronę twarzy alchemika cienkim niczym nitka głosem mówiąc “Wypuść mnie, proszę”.

Sergis prawie w ogóle nie zareagował na widok fey, zapytał od niechcenia.

- Skąd się tu wziąłeś?

- Złapali mnie - jego cichy piskliwy głos był ledwo słyszalny, lecz blask jego ciała jakby się odrobinę ożywił.

Sergis spojrzał zdziwiony.
- Od kiedy to bandyci polują na fey i to w dodatku z sukcesem? Macie raczej lepsze rzeczy do roboty niż zadawanie się z takim chłamem społecznym. Jak tak na Ciebie patrzę to przypomina mi się, że przywódca bandytów, którego na dole przesłuchują… pewni ludzie, wspominał o jakimś lodowym meficie Izoze, oraz Tebie Knottenie, było też coś o jakiejś Lady Argentei, wiesz coś o tym? - skupił wzrok na fey badając jego reakcję na każde z imion starając się wykryć ewentualne kłamstwo.

- Ja nic nie wiem. Latałem tu i tam, a ci złapali mnie w jakąś pajęczynę i wrzucili do tej metalowej pułapki. Potrzebuję pomocy, pomóż mi wyjść, proszę - zaczął nalegać.

- Moim tymczasowi towarzysze pewnie będą chcieli Cię o coś zapytać, a łatwiej to zrobić kiedy będziesz na miejscu. Pewnie później Cię wypuszczą. No chyba, że wiesz coś o pewnej tajemniczej księdze to może wypuszczę Cię wcześniej.

- Nie wiem nic! Ja tu tylko siedzę o głodzie

Sergis zastanowił się przez chwilę.
- Jeśli Cię wypuszczę to będę miał dług wdzięczności u fey, co Ty na to? Kiedyś jak poproszę kogoś z Twojego rodzaju lub Ciebie o przysługę to będziesz musiał mi pomóc.

Drobny więzień przylgnął szybko do klatki uśmiechając się promiennie.

- Tak, oczywiście! Masz moje słowo! - mówił przekonywująco, przynajmniej na tyle, na ile pozwalały mu nadwątlone siły - Musisz znaleźć klucz! Gdzieś musi być!

- Dobra, zaczekaj chwilę, swoje rzeczy wezmę i poszukam klucza, pewnie ten na dole wie gdzie jest.

Alchemik uśmiechnął się pod nosem i dobrał do wielkiej skrzyni przy ścianie. Znalazł w niej wszystko prócz księgi… “Cholera”. Nie poruszał się przez chwilę jakby go zmroziło, intensywnie myślał co ma zrobić, wszystko wskazywało na to, że księgi tu nie ma. Skorpion jedynie buchał irytacją, czyli był bezużyteczny. Postanowił w końcu przeszukać tak dokładnie jak tylko mógł okolicę, a jeśli nic nie znajdzie to według planu uda się do Heldren i zastanowi co dalej. Nie odzywając się więcej do fey zszedł po schodach na dół spodziewając się znaleźć skrępowanego bandytę, ale jego oczom ukazała się pustka…

- Ja pierdolę, nie wierzę…

Co za imbecyle… jeszcze nam potrzeba takiego typka na ogonie. Następnym razem ich nie uratuję. Niech zdechną przez własną głupotę”.

Wkurzony nie na żarty wrócił na górę i zaczął poszukiwania klucza. Po dłuższej chwili zrezygnowany usiadł na krześle i doszedł do wniosku, że klucze zapewne wyszły razem z bandytą. Po raz kolejny pokręcił głową nie dowierzając temu co się stało. Ciężko wstał z krzesła i skierował swe kroki do mniejszego pokoju.

- Złe wiadomości, nie mam klucza i nie wiem czy będę miał. Spodziewałem się wyciągnąć klucz lub informacje od szefa tych, którzy Cię złapali. Obezwładniłem go wcześniej, ale moi tymczasowi towarzysze najwyraźniej go… uwolnili i teraz klucze poszły razem z nim nie wiadomo gdzie. Uwierz, też mi to nie pasuje bo pierwszym na jego liście będę ja. -westchnął głęboko- Nie uwolnię Cię teraz, ale mogę zabrać Cię ze sobą, może później natrafimy na klucz, a jeśli nie to może odstawię Cię do Twoich.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 27-11-2015, 07:32   #24
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Po przywdzianiu znajdujących się w jednej z szaf ciepłych zimowych ubrań przez Lady Argenteę, ta usiadła na jednej z zamkniętych beczek w głównym holu.
- Jeśli macie tu coś jeszcze do zrobienia, to róbcie to teraz - oświadczyła opierając głowę o ścianę i zamykając oczy.
- Mamy ciepłą zupę - zaproponował Darvan. - A w ogóle to musimy przeszukać do końca cały budynek.
- Albo raczej najpierw opatrzyć rany i… i pochować Aulę - odezwała się Shalia.
Zastanawiała się, czy ten temat jest celowo pomijany, czy po prostu śmierć wyroczni była tak mało ważna?
- Obawiam się, że przyjdzie nam tu spędzić noc. Nim wyruszymy, zacznie się ściemniać. Po tym, z czym walczyliśmy do tej pory, niespecjalną mam ochotę podróżować nocą.
- Mam nadzieję, że znajdzie się jakaś mikstura lecząca - powiedział Darvan, najbardziej ze wszystkich poharatany. - Inaczej nie zdołam ci pomóc w zorganizowaniu pochówku.


Przeszukanie domu poskutkowało odnalezieniem kilku ciekawych rzeczy.
W skrzyni znajdującej się w pokoju, który wcześniej odwiedził alchemik, drużyna znalazła złotą sztabkę z taldańską pieczęcią, misternie wykonaną złotą lunetę, całkiem ładny srebrny pierścień, trzy wielkości paznokcia kciuka pęknięte fragmenty jakiegoś rubinu, niezłe buty jeździeckie, srebrny sztylet oraz tubę z trzema zwojami, zawierającymi zaklęcia odporności na elementy, magicznej broni oraz niewidocznego sługi.
W innym pomieszczeniu znaleźli inną skrzynię, tym razem małą, z przedmiotami takimi jak sakiewka z dwudziestoma pięcioma srebrnymi monetami oraz miksturę leczniczą.
Wszystkie zamki rozbił Anmar swoim młotkiem bijący w nie z dziwnym namaszczeniem.
Po pogrzebaniu Auli cała drużyna ruszyła do Heldren, po drodze zahaczając o miejsce, gdzie spali wcześniej, by znów przenocować. Lady Argentea nie skarżyła się, ba, można rzec, że aż się cieszyła mogąc spać pod gołym niebem.


Tego dnia pogoda dopisywała, choć temperatura w niezaśnieżonych obszarach była niezmienna. Po mozolnej wędrówce z lodowego piekła do cywilizacji wreszcie drużyna przed sobą ujrzała cel swej podróży. Heldren!
Shalia postanowiła zdwoić ostrożność. To, że nic nie zaatakowało ich w drodze powrotnej, nie znaczyło, że dotrą do miasteczka bez przeszkód. Wydawało jej się dziwne, żeby nagle zimotknięci zrezygnowali z porwania. W każdej chwili coś mogło ich jeszcze zaskoczyć, wszak do celu był wciąż kawałek.
- Pani - zwróciła się do szlachcianki. - Proponuję najpierw odwiedzić radną i zameldować wykonanie zadania, a następnie poinformować Yulna o odnalezieniu ciebie.
Miała wielką ochotę zapytać kobiety, czy wiadomo jej, dlaczego zimowe istoty zapragnęły ją porwać, uznała jednak, że nie jest to najlepszy moment. Zapewne podobne pytania padną wkrótce, Lady nie musiała nikomu tłumaczyć się dwukrotnie.
Ta skinęła głową jednocześnie unosząc kąciki swych ust do góry. Na jej twarzy ewidentnie malowało się zmęczenie. Choć brała udział w turniejach, to jednak wciąż była szlachcianką - co widać było po jej stanie fizycznym.
- Dziękuję. Znam panią Ionnię. Chciałabym z nią porozmawiać na osobności.*
Jeśli było coś, czego Darvan nie lubił, to właśnie rozmawianie z kimś na osobności. Co ewidentnie świadczyło braku zaufania do osób wykluczonych z owej rozmowy. Ale w tym przypadku jego zdanie się nie liczyło.
- To wszak nie będzie problemem - powiedział.
Shalii również nie spodobała się ta potrzeba prywatności. Właśnie uratowali tej kobiecie życie. Cokolwiek miała ona teraz do powiedzenia radnej Ionnii, oni także mieli prawo to słyszeć. A nawet powinni to usłyszeć! Łowczyni zbyt dobrze znała jednak szlacheckie charakterki, żeby wdawać się tu i teraz w otwartą dyskusję. Doskonale pamiętała, jak kończyły się takie w … tym miejscu, w którym spędziła dzieciństwo, ale którego nie nazywała domem.
- Jak sobie życzysz - mruknęła w odpowiedzi, nieco nadąsana.


Jeszcze przed południem cała piątka dotarła do osady, w której praktycznie nic się nie zmieniło. No, poza kilkoma osobami, które nosiły na sobie zimowe ubrania. Prawdopodobnie efekt dostawy do sklepu branżowego.
Jedyny detal, który przede wszystkim rzucił się Shalii w oczy, to uzbrojone wojskowe konie w należącej do Sophii Imirras stajni, zaś prości mieszkańcy wspominali o małym oddziale zbrojnych jeźdźców z Oppary szukających jakiejś białowłosej kobiety.
Skorpion alchemika wydrapał się na ramię swego “właściciela” i zaczął rozglądać się z ciekawością dookoła doprowadzając do sytuacji, w których podejrzliwe spojrzenia lądowały na Sergisie.
Anmar odetchnął z ulgą widząc znajome sobie tereny.
- Podzielimy łup po odwiedzinach u radnej. Nie mam zamiaru brać udziału w dalszych wyprawach w tym dziadostwie - rzekł z przekąsem i zerknął w stronę karczmy - Proponuję wynająć pokój w karczmie i tam rozdać łup.
- Dobry pomysł - odparł Sergis - Zaczekam na was w karczmie, jestem zmęczony, od dni nie zaznałem porządnego odpoczynku. -Schowaj się, ludzie się gapią -szepnął do skorpiona-
Na pierwszą lepszą wzmiankę o poszukiwanej białowłosej Shalia nasunęła głębiej kaptur płaszcza. Zadbała też o to, by pojedyncze kosmyki włosów - jakby nie było białych - nie wysunęły się spod niego, zaczesując je za uszy. Prawdopodobieństwo, że szukają właśnie jej było tym większe, im dłużej nie odjeżdżali. Poza tym starała zachowywać się w miarę normalnie, żeby nie zwracać na siebie większej uwagi niż byle przechodzień.
- Odprowadzę lady do ratusza, zaczekam tam, po czym udamy się do Yulna. Potem dołączę do was w karczmie - zapowiedziała, nie zatrzymując się ani na chwilę.
- Pójdę z tobą - oznajmił Darvan. - Co prawda nie sądzę, by ktoś tutaj targnął się na osobę lady Argentei, ale lepiej być ostrożnym do samego końca.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 29-11-2015, 14:56   #25
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację

Lady, przybierając dumną postawę, ruszyła pierwsza w stronę ratusza skupiając na sobie wzrok przechadzadzających się w pobliżu mieszkańców. Ich szepty nie można było pomylić z niczym innym - ewidentnie ją rozpoznają. Argenteia nie zwracała jednak uwagi na wieśniaków i, dostrzegając wychodzącą na taras ratusza Ionnię, skierowała się w jej stronę.


Wnętrze ratusza było bardzo schludne. Krótki korytarz prowadzący do sali obrad, znajdujące się w nim schody pozwalające się wspiąć na wieżę zegarową, dwa pokoje wychodzące z głównego pomieszczenia na dwa mniejsze o nieznanym przeznaczeniu. Całość wykonana z wysokiej jakości drewna, o czym Shalia wiedziała już o bardzo dawna dzięki wychwalającemu nie tylko ten budynek, ale również inne znajdujące się w tym mieście budowle, niebieskiemu gnomowi, który był właścicielem tutejszej stolarni. Dzięki niemu każda para drzwi była ozdobiona różnymi motywami, lecz podwójne drzwi prowadzące do pokoju obrad ozdobione były Taldańskim herbem. Na środku tego sporego pomieszczenia stał okrągły, przy którym zasiąść mogło do dwunastu osób. Zasiadła przy nich piątka osób: Lady Argenteia we własnej osobie, Ionnia Teppen, Isker Euphram - właściciel tutejszej kuźni, chłop jak dąb w kowalskim fartuchu, Natharen Safander - kapłan Erastila, wyglądał na wątłego, ale ewidentnie miał wprawę w strzelaniu z łuku oraz Orillus Davigen - starszy łysy człowiek o długiej brodzie, którego można określić jako konserwatora wieży.

Poproszono również, by zaklinacz i łowczyni usiedli na prostych krzesłach przy stole. Lady Argenteia opowiadała o wszystkich wydarzeniach, z jakimi miała styczność w lesie, czyli nienaturalna zima, zawalone drzewo uniemożliwiające dalszą podróż, porwanie, uwięzienie w stróżówce oraz nie do końca ludzkie traktowanie, jak również o uwolnieniu przez cztery osoby, z którymi, jak to określiła, była zaszczycona wrócić do Heldren i za co im bardzo dziękuje. Wyróżniła dwa imiona istot, które mogą być zagrożeniem dla miasteczka - Teb Knotten oraz Izoze.

Słowa te spotkały się z pewnymi pomrukami zrozumienia wśród radnych. Wreszcie Ionnia podniosła się krzesła, jednocześnie zwracając się do swych gości.

- Obawiałam się, że coś wam się stało, ale na szczęście nic wam nie jest - przyjęła oficjalny ton, prawdpodobnie z powodu obecności szlachcianki - Oczywiście nie ominie was nagroda, jednak widzę, że jesteście tutaj tylko we dwoje. Po pozostałą dwójkę będziemy musieli posłać. A teraz wybaczcie, lecz muszę znowu was prosić o...

Urwała, ponieważ drzwi do sali gwałtownie się otworzyły. Do środka wszedł podpierający się o kuli Yuln, a za nim próbującą go powstrzymać Tessarea. Ta druga stanęła w progu i lekko się ukłoniła Argentei, lecz mężczyzna szedł powoli dalej, aż dotarł w miejsce, gdzie siedziała jego pani. Uklęknął na jedno kolano opuszczając głowę.

- Wybaczcie Lady Argenteio. Zawiedliśmy. Nie byliśmy w stanie cię ochronić. - z uniżeniem rzekł swym głębokim donośnym basem, jednocześnie odkładając kulę na bok.

Wspomniana w słowach ochroniarza kobieta wstała i popatrzyła z jakimś dziwnym współczuciem na najemnika. Nakazała mu powstać.

- Istoty, z którymi walczyliście, zasługują na uwagę całej Taldańskiej armii. Nic nie byliście w stanie zrobić, lecz zapewniam cię, iż twoi pobratymcy zostaną pomszczeni, a jednocześnie zadbamy o bezpieczeństwo naszego państwa. - przekonanie w jej głosie było wręcz pokrzepiające.

- Moja pani. Jednak tak się zaczynały dzieje Irrisen. Na początku plamy zimna na ziemiach królów Linnormów, a później Zimotknięci. Niech ich szlag! - chciał splunąć, ale się opamiętał - Nie wiem czemu tak daleko wysunęli się na południe, lecz wszystko wskazuje na to, iż chcą rozszerzyć swe tereny, których znakiem rozpoznawczym jest wieczna zima.

Zapadło milczenie przerwane jedynie głuchym tykaniem mechanizmu wielkiego zegara będącego elementem znanej już wszystkim wieży.

- Muszę was o coś prosić - zwróciła się do tropicielki oraz zakliczania Ionnia, przerywając tym samym ciszę - Musicie iść w las i zniszczyć to coś, co chce pokryć nasze tereny "wieczną zimą". Nie możemy bagatelizować tego zagrożenia. Oczywiście nie ominie was nagroda. Niestety muszę prosić o pomoc całą waszą czwórkę, czyli również dwóch nieobecnych tutaj osób. Znajdźcie ich i przekażcie wieści. - jej poważny ton ewidentnie wskazywał na to, że nigdy tutejsi mieszkańcy nie musieli sobie radzić z takim zagrożeniem - Jeśli macie jakieś pytania, to teraz macie okazję je zadać. Postaram się odpowiedzieć najpełniej, jak tylko potrafię.


Tymczasem Sergis oraz Anmar otworzyli drzwi do karczmy i... Okazało się, że jest ona pusta. No... Prawie.
Przy ławach i stolikach siedzieli żołnierze jedząc i pijąc w gwarze swych bezsensownych rozmów. Widząc gości szóstka z nich podniosła się dzwoniąc swymi czarno-czerwonymi pancerzami i podeszli do dwójki przy wejściu, jednocześnie oświadczając, iż są tutaj niemile widziani.
Siłą wyrzuceni z karczmy zostali na środku placu nie do końca wiedząc co ze sobą zrobić. Ujrzeli tym samym pewną zabawną scenkę rozgrywającą się niedaleko warsztatu kowalskiego. Córka kowala Xanthippe, na oko osiemnastoletnia, zaczepiona w dość rubaszny sposób przez żołnierza w czarno-czerwonej zbroi, odwróciła się i uderzyła prawym sierpowym mężczyznę w taki sposób, że stracił dwa zęby i upadł na ziemię ze złamanym nosem długo nie mogąc się z niej podnieść.
- Z córką kowala się nie zadziera, jucho jedna. Czego was mieszczuchy uczą, żeście takie łajna nie potrafiące się przed dziewczyną obronić? - fuknęła i wróciła do kuźni.

Awanturnik przez chwilę stał bez wyrazu na twarzy, aż to nagle otworzyły mu się szeroko oczy i ruszył w stronę ratusza.
- Idę po nagrodę. Prawie o niej zapomniałem! Pół tysiąca w złocie piechotą nie chodzi. Chodź, może też się załapiesz! - krzyknął do alchemika będąc już przy ratuszu.
 

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 29-11-2015 o 14:58.
Flamedancer jest offline  
Stary 12-12-2015, 11:33   #26
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Shalia przysłuchiwała się całej relacji, starając się zachować kamienną twarz, co jednak nie było zbyt łatwe. Najbardziej zaniepokoiły ją słowa Yulna, które sugerowały, że właśnie powtarza się jakaś historia. Do tego wciąż nieznany był powód porwania Argentei, najwyraźniej szlachcianka nie wywnioskowała nic z tego, co mówili i jak traktowali ją porywacze. W końcu gdy przyszło do rzekomej nagrody i kolejnego zadania, łowczyni nie mogła dłużej milczeć.
- Jak zapewne ci już wiadomo, pani - zwróciła się do radnej, która z pewnością miała swoje oczy i uszy w miasteczku - Aula, wyrocznia, nie wróciła z nami. Nie wiem, czy znała tu kogoś, kogo należałoby i wypadałoby poinformować o jej śmierci… Ale bez niej moglibyśmy nie przeżyć tej wyprawy. Myślę, że część nagrody, która miała przypaść jej w udziale, mogłaby zostać podzielona między datek na świątynię czy kaplicę najbliższą jej wierze, a tego dziwaka, który się za nami przyplątał do Heldren. Bądź co bądź pomógł nam bezpiecznie wrócić do miasteczka, co było i w jego interesie.
Dziewczyna uważała tak naprawdę, że temu całemu Sergisowi nie należy się zbyt wiele, ale jeśli Ionnia zaproponuje i jemu powtórną wyprawę w las, będą zmuszeni współpracować.
- Nie żyje również stary Dansby… Jego rodzinę wymordowano, farmę i dom spalono, a on sam został zabity, gdy ruszył w desperacji i rozpaczy za złoczyńcami - przekazała obecnym, uznawszy, że życie staruszka nie było przecież mniej warte od życia Auli czy Lady.
- Jeśli mamy wrócić tam w serce tej zimy, to musimy najpierw wypocząć; może nawet skorzystać z magii. Niektórzy z nas są ranni. Będziemy też musieli dużo lepiej się przygotować. W jakim zakresie możemy liczyć na pomoc miasta? - Shalia wygięła w zamyśleniu palce, aż strzeliły kostki. - Chciałabym też w miarę możliwości poznać opinię pana Yulna co do tego, czego powinniśmy w ogóle szukać i gdzie się kierować. Jego rady i użyczona mi broń też nie raz ocaliły nam życie.
Shalia, zdaniem przynajmniej Darvana, miała dużo racji, problemem jednak było to, na ile mieszkańcy Heldren zechcą wspomóc tych, którzy mieli ich chronić. Nieraz już tak bywało, że padało wiele słów, wiele obietnic, a gdy przyszło do konkretów, to ostały się same wykręty.
- Tak - wsparł Shalię. - Pomoc bardzo się przyda.
Zastanawiał się, czy Isker usiłował się zorientować, jak są uzbrojeni zleceniobiorcy po to, by móc ich doposażyć, czy też ocenia ich jak potencjalnych przeciwników. Całkiem jakby to on stał za porwaniem lady Argentei.
Ale nie wypadało spytać "co się tak gapisz?!".
Ionnia oparła łokcie o stół w zamyśleniu. Popatrzyła na kapłana Erastila, który w odpowiedzi na wzrok radnej skinął głową.
- W świątyni Erastila, w zamian za pomoc w odnalezieniu Lady Malassene, zostaniecie uzdrowieni przy użyciu magii. W różnych miejscach w osadzie miejscowi sprzedają zdobyte w jakiś sposób interesujące przedmioty - przeciągła “o” w ostatnim słowie w zamyśleniu. Milczała przez chwilę, co przerwane zostało pstryknięciem palcami - Wiem też, że pani Teodora ma na sprzedaż jeszcze dziwniejsze rzeczy. Rozejrzyjcie się dookoła. Ty Shalio dobrze znasz tą okolicę. - uśmiechnęła się do białowłosej ciepło.
- Zobaczymy ile jesteśmy w stanie zrobić w sprawie pomocy. Myślę, że nie będzie zbyt wiele problemu… Chociaż żołnierze, którzy tu przybyli, są strasznie natarczywi. Jeśli chcecie znaleźć kogoś do pomocy, to musicie zajrzeć do karczmy.
- Wiemy o śmierci Starego Dansby’ego - mocny ton Nathandera zdominował salę obrad - Odprawimy mu odpowiedni pochówek, jak tylko zostanie sprowadzone ciało jego oraz jego rodziny.
Ta informacja niezmiernie zaskoczyła Shalię. Stary Dansby został zabity kawał drogi w głąb lasu, tam znaleźli jego ciało. Jakim cudem Heldren już wiedziało o jego śmierci? Ledwo sami wrócili, a już takie informacje krążyły po miasteczku? Postanowiła nie kryć swego zdziwienia.
- Jestem pod wrażeniem szybkiego obiegu informacji. Czy za nami ruszyła jakaś inna grupa poszukiwawcza, która dostarczyła wiadomość o ich śmierci? - zapytała, unosząc lekko jedną brew. - Jakiekolwiek było źródło tej smutnej wieści, zapomniało najwyraźniej wspomnieć, że ciała jego rodziny - żony i córki - zostały spalone podczas krótkiej ceremonii, którą przeprowadziła właśnie Aula - wyjaśniła ciekawa reakcji zgromadzonych.
- Przynajmniej nie powstaną jako nieumarli - odparł ze smutkiem na podejrzenia łowczyni kapłan - Dobro zwykłych ludzi uprawiających ziemię oraz polujących jest dla Erastila bardzo ważne. Postanowiłem użyć potężnej magii Wielkiego Łowczego, by móc obserwować pole należące do Dansby’ego. Niestety dowiedzieliśmy się tylko tyle, że on sam jest martwy, a farma zrujnowana. Nie byłem w stanie odkryć szczegółów, jednak z dedukcji sądzę, że Dansby nie poszedłby w serce zimy będąc przygotowanym na najgorsze bez żadnego powodu.

Yuln wziął swoją kulę i wolno pokuśtykał do krzesła, by usiąść. Oparł swe umięśnione ramiona o stół i popatrzył się po zebranych ewidentnie wskazując, że chce coś powiedzieć. Z powodu tego spojrzenia zapadła cisza.
- Zimotknięci nigdy nie zapuszczali się tak daleko na południe. Pewnie pojawiły się znikąd tak, jak to w naszych legendach jest mówione. Musicie iść wgłąb lasu i sprawdzić jak daleko ten śnieg się rozciąga. Jeśli obleczony weń jest tylko Las Graniczny czy jak on się tam cholera zwie, to spróbujcie znaleźć epicentrum. A tak swoją drogą, to kim była ta Aula, o której tak prawisz dziewucho? - zapytał wiking tym samym skierowując pytające spojrzenia wszystkich znajdujących się na sali obrad na Shalię.
Coś dziwnego było w tym spojrzeniu. Tak, jakby o czymś zapomnieli. Każdemu się coś takiego zdarzało, jednak myśl często wracała, a tutaj… Bez efektu.
Łowczyni poczuła się nieswojo, kiedy nagle wszyscy patrzyli w jej kierunku. Dzielnie jednak znosiła spojrzenie Yulna, w końcu nie zrobiła nic, czego miałaby się wstydzić.
- A...Aula była wyrocznią życia, która postanowiła nam pomóc i wyruszyła z nami - odparła, zająknąwszy się lekko. - Nie znałam jej wcześniej, nie wiem nawet, czy była stąd, ale choć miała problem ze wzrokiem i była raczej delikatną kobietą, bez jej pomocy moglibyśmy nie wrócić.
Darvan skinął głową na potwierdzenie tych słów.
- Może była obca? Przyjechała, tak jak ja...? - dodał.
Shalia wzruszyła lekko ramionami.
- Być może. W każdym razie powinieneś ją kojarzyć, Yulnie. Kiedy spotkałam ją w drzwiach domostwa Tessarei, szła właśnie złagodzić ból twoich odmrożeń i zmienić ci opatrunki.
Była pewna, że nawet jeśli nie pamiętał imienia Auli, to musiał kojarzyć kulejącą dziewczynę, która zajęła się jego ranami na początku pobytu u elfki.
- Nosiła na szyi symbol skrzydlatej bogini słońca, Sarenrae - dodała.
- Wybaczcie, ale nikogo takiego nie pamiętam - oświadczył Yuln opierając się o krzesło - Może ją z kimś pomyliliście albo coś?
Czyżby Yuln miał zaniki pamięci? - pomyślał Darvan. Albo dzieje się coś bardzo dziwnego.
Shalia postanowiła tego nie komentować. Nie zamierzała spierać się z Yulnem o to, czy Aula go odwiedziła, czy nie. Może jednak przekazała opatrunki Tessarei?
Albo ktoś pogrywał sobie z umysłem Yulna, podszeptywało jej coś w głowie.
Białowłosa wzruszyła lekko ramionami.
- Chciałam jeszcze zapytać, czy mogę nadal używać twojego miecza, Yulnie? To chyba jedyna broń z zimnego żelaza w naszym zasięgu - poprosiła, zmieniając tym samym niewygodny temat.
- Jeśli wszystko idzie w tę stronę, w którą myślę, to jest to nawet wskazane. Powinienem nawet z wami iść, ale nie do końca jestem w stanie - zaklął głośno próbując wstać z krzesła bez kuli - Niech to szlag.
- Jakoś będziemy musieli sobie poradzić. W twym stanie taka wyprawa nie jest dobrym pomysłem. Chyba że i tobie świątynia użyczyłaby mocy Erastila - powiedziała, zerkając pytająca w kierunku Nathandera.

- Dziękujemy, pani - Shalia zwróciła się następnie do Ionnii, skinąwszy lekko głową. - Za pozostałych nie mogę decydować, ale na moją pomoc możecie liczyć. Heldren dało mi dom i szansę na godne życie, nie zawiodę was.
Shalia zdobyła się na blady uśmiech.
- Skąd i po co przybyli tu ci żołnierze? Widziałam po drodze opancerzone konie wojskowe - Shalia była niezmiernie ciekawa odpowiedzi radnej.
Czy ktoś już zdradził przybyszom miejsce pobytu białowłosej, której rzekomo szukali?
- Szukają jakiejś białowłosej kobiety. Z ich informacji wynika, iż nie mieszka w tym mieście, a jedynie zaszyła się gdzieś w okolicy. Nie masz się czego obawiać. - odparła po skinięciu jej głową w geście podziękowania - Cieszę się, że mogę liczyć na twoją pomoc w tej sprawie. Chociaż nie wiem jak to pasuje panu Darvanowi. Myślę, że…
W tym momencie przed drzwi wleciał Anmar. Jego twarz wskazywała, że słyszał, o czym Ionnia mówiła i ewidentnie nie miał zamiaru w tym uczestniczyć - czyli dokładnie tak, jak powiedział.
- Ja tu tylko po nagrodę. I dajcie mi święty spokój.
Odebrawszy swą nagrodę wyszedł czym prędzej z ratusza.
- Myślę, że tutaj Lady Argenteia będzie miała coś do powiedzenia, ponieważ jest to sprawa rangi państwowej. - dokończyła przerwaną myśl radna.
- Owszem, jednak muszę przemyśleć jak wielką nagrodę mogę wystawić. Cokolwiek to jest, to trzeba to zatrzymać za wszelką cenę - rzekła ta, której imię przed chwilą zostało wspomniane.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 12-12-2015, 11:46   #27
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Darvan wobec Heldren zobowiązań nie miał, lecz nie miał również żadnych planów, które wymagałyby natychmiastowego wykonania. Nagroda za wykonanie kolejnego zadania również kusiła.
- Na moją pomoc również można liczyć - powiedział.
Shalia nie czuła się uspokojona słowami radnej. Równie dobrze informacje żołnierzy były błędne, a ona jako jedyna białowłosa w okolicy - do tego uzbrojona - musiała prędzej czy później zwrócić na siebie ich uwagę. A tego bardzo nie chciała.
Zgoda Darvana była całkiem po jej myśli - nie, żeby się ucieszyła, ale w końcu przez ostatnie kilka dni nie wbił jej sztyletu w plecy. Może więc można było mu choć odrobinę ufać. Nie zamierzała mimo wszystko usypiać czujności.
- Myślę, że jutro moglibyśmy ruszyć. Pomoc świątyni, szybkie zakupy, porządny odpoczynek i w drogę? - na poły zapytała, na poły zaproponowała.
- Im wcześniej ruszymy, tym lepiej - zgodził się Darvan.

- Nim odejdziemy, jeszcze jedna sprawa... - nagle przypomniało się Shalii.
Chwilę grzebała w plecaku, aż w końcu wydobyła z niego niewielką skrzynkę na biżuterię. Położyła ją na stole i przesunęła w kierunku Lady Malassene.
- Znaleźliśmy to w miejscu napadu i porwania, pani, w jednym z wozów konkretniej. Nie wiem, czy to coś dla ciebie warte, ale pomyślałam, że zabierzemy ze sobą i oddamy ci, gdy będziesz już bezpieczna.
- Aż dziw, że się ostały. Dziękuję - uśmiechnęła się do łowczyni Argenteia.
Otworzyła skrzyneczkę i szybko przejrzała zawartość.
- Jak wrócicie, to coś będę dla was mieć, lecz wpierw muszę poinformować mój ród, że jestem cała. - rzekła zamykając wieko.

Po odebraniu nagrody i opuszczeniu ratusza Shalia skierowała swe kroki ku świątyni Erastila. Towarzyszył jej Darvan, który był jeszcze bardziej poturbowany niż ona. Łowczyni, mimo słów Ionnii, nie chciała ryzykować spotkania z żołnierzami poszukującymi tajemniczej białowłosej, więc ponownie nasunęła głęboko kaptur.
Kapłani udzielili im pomocy bez zadawania dodatkowych pytań. Najwyraźniej kler Wielkiego Łowczego był naprawdę dobrze poinformowany, ciężko było odmówić Nathanderowi dobrego wykonywania swojej roboty. Rany Shalii zasklepiły się, siniaki poznikały, odetchnęła głęboko i podziękowała ich dobrodziejom, uśmiechając się przy tym szczerze - chyba po raz pierwszy od powrotu do Heldren. Przy okazji okazało się, że świątynia dysponuje sporym zapasem mikstur leczniczych. Łowczyni, nauczona już poprzednią wyprawą, zakupiła sześć fiolek. W końcu magii leczącej nigdy za wiele.
Darvan, dzięki leczącym zaklęciom, poczuł się jak nowonarodzony. I również, podobnie jak jego towarzyszka, profilaktycznie zaopatrzył się w zapas leczących mikstur.
Następnie po krótkiej dyskusji wspólnie udali się do sklepu, by spieniężyć znaleziska ze strażnicy. Wszak w kolejną podróż nie było sensu brać złotej sztabki z taldańską pieczęcią, a otrzymane za nią pieniądze można było wydać na przygotowanie się do wyprawy. Po krótkim targowaniu się ze sprzedawcą byli bogatsi o ponad pięć setek złotych monet. Pieniądze podzielili między siebie z założeniem, że jeśli spotkają jeszcze Anmara, to część oddadzą i jemu.
Odwiedzili jeszcze zbrojownię, kuźnię i sklep Vivialli. Shalia uzupełniła zapas strzał i kupiła dwa nowe, świeże zestawy ubrań - nie było bowiem czasu na doprowadzanie posiadanych do ładu przed wyprawą. Chcąc przygotować się na różne możliwe scenariusze, wzięła też kompas, zapas świec i zapas jedzenia na kilka dni. Któż mógł wiedzieć, gdzie trafią w poszukiwaniu epicentrum tej zimy, a biorąc pod uwagę, jak szybko zapadał zmrok… Dobrze było widzieć w ciemności cokolwiek. Może się okazać, że nie zawsze na czas znajdą miejsce na odpoczynek. Zahaczyli także o domostwo Tessarei, gdzie łowczyni kupiła ostatnią dostępną fiolkę mikstury odporności na lód.
Po całym tym szaleństwie zakupowym Shalia wciąż miała tyle złota, że nie wiedziała, co z nim zrobić. Heldren nie oferowało jakiegoś wielkiego wyboru, jeśli chodzi o handel. Zaś wszystko, o czym pomyśleć i co udźwignąć mogła, już nabyła. Dźwiganie zaś ze sobą kilku setek złota w las nie wydawało się najlepszym pomysłem. Musiała się jeszcze nad tym zastanowić.

- Zatem spotykamy się jutro rano? - spytał Darvan, gdy za ich plecami zamknęły się drzwi ostatniego z odwiedzonych sklepów.
Łowczyni skinęła lekko głową. Jej spojrzenie przesunęło się po przechodzących nieopodal żołnierzach.
- Gdybyś miał problem ze znalezieniem miejsca do spania - zaczęła niechętnie - to wiesz, gdzie mieszkam. Nie jest to duży dom, ale na pewno ciepły i suchy kąt do spania się znajdzie. A przede wszystkim nikt nieproszony nie będzie się tam kręcił.
Nie była pewna, czy zapraszanie kogokolwiek na noc to dobry pomysł. Ale z drugiej strony… Spędzili razem w zimowy lesie kilka dni. Gdyby Darvan chciał jej krzywdy, to na pewno miał niejedną okazję. Chociaż może tylko próbował zdobyć jej zaufanie, by zadać cios w najmniej spodziewanym momencie?
- Żaden problem - dodała, jakby chcąc przekonać samą siebie, że faktycznie nie będzie to problem.
- Mam nadzieję, że nie będę musiał zawracać ci głowy. Z pewnością w gospodzie znajdzie się miejsce dla jednego wędrowca - uśmiechnął się Darvan. - Ale będę pamiętać i dziękuję za zaproszenie.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-12-2015, 12:33   #28
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Noc
6 Arodusa 4713AR
Heldren, Taldor

Nie mogąc znaleźć miejsca w gospodzie Darvan musiał skorzystać z propozycji Shalii. Ta niechętnie go przyjęła, jest utwierdzała się w myślach w przekonaniu, że skoro do tej pory jej nic nie zrobił, to nic nie zrobi później.
Ale miał spać na ziemi. W drugim kącie domu.
W sumie to i tak już było zbyt wiele jak na Shalię.


Tej bezchmurnej nocy Heldren było cichsze niz las, na którego obszerzu się znajdowało. Wszyscy spali, czy to w swych domach, czy to w gospodzie zajętej przez wojskowych. W oddali słychać było zawodzenie wilków nie dające Shalii spać.
Usłyszała w końcu dźwięk z trzaśnięciem otwieranych w dali drzwi, wskazujących na drzwi gospody gdyby określić kierunek dźwięku. Łowczyni wstała ze swego łóżka i ruszyła na palcach do okna.
Zbrojni. Wojskowi. Cała grupa. Szła w stronę północną - w stronę jej domu. Już miała brać swą broń i szukać jakiejś drogi ucieczki, kiedy to nagle zauważyła dziwną rzecz.
Zaczął padać śnieg. Z sekundy na sekundę mocniej, lecz niebo było bezchmurne. Nagle również rozpoczął swe rządy wiatr, dając początek śnieżycy. Widoczność została ograniczona w niecałe ćwierć minuty.
A z dali - tam, gdzie powinny wyć wilki, zawyło coś gorszego. Jego tubalny głos odbił się echem, choć nie powinien, lecz obudził Darvana, który odruchowo wstał. Shalia od razu go przycisnęła do ściany kładąc mu rękę na ustach.

- Słuchaj - rzekła cicho i się odsunęła, by powstrzymać tok niepotrzebnych pytań.

- O ja pier...! - krzyknął jakiś zbrojny i zaczął przeszywająco krzyczeć, a za nim poszedł cały oddział.

Krzyczeli tak, jakby ich żywcem ze skóry obdzierano, lecz nie widać było, by to kogokolwiek obudziło. Bestia ryknęła jeszcze raz i zaczęła głośno sapać. Głośniej. I głośniej. Znów ryknęła, lecz głos był wyraźniejszy.

Nagle coś uderzyło w zewnętrzną ścianę domu Shalii, gdzieś w okolicach miejsca, gdzie kończyła się ściana, a zaczynał się dach.

Dudnienie przy domu - podobne do tego, jakby gigant skakał z radości albo przez skakankę. To coś zawyło jeszcze raz... I zaczęło się oddalać. Shalia dopiero teraz zauważyła, że siedzi skulona w kącie, sparaliżowana ze strachu, a Darvanowi spływają z czoła strużki zimnego potu. Oboje nie mieli pojęcia, co się właśnie stało, jednak byli pewni, że już tej nocy nie zasną.

Ranek
6 Arodusa 4713AR
Heldren, Taldor

Zbiegowisko naokoło placu od razu zwróciło uwagę Darvana oraz Shalii. Podeszli oni, by zobaczyć, co się wydarzyło, choć ta druga wcześniej chciała zobaczyć co się stało w pobliżu jej domu.
Dostrzegła głowę... Sergisa. W śniegu. Bowiem śnieg zdominował krajobraz, a sięgał on na razie tylko do kostek, lecz wkrótce mogło być gorzej. A na placu była jedna wielka kałuża krwi, lecz nigdzie nie było widać ani kończyn, ani tuowia, ani nawet ekwipunku. Pozostały jedynie głowy.
 

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 26-12-2015 o 19:27.
Flamedancer jest offline  
Stary 30-12-2015, 14:03   #29
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nadzieje Darvana na znalezienie noclegu rozwiała się jak dym. Gospoda w Heldren okazała się wyjątkowo niegościnna, a to za sprawą garści wojaków z Oppary, którzy - mimo mundurów - zachowywali się niczym zgraja bandytów.
Z jednym, dwoma Darvan by się zdołał rozprawić, ale większa ich liczba była poza jego zasięgiem. Poza tym żołnierze, przynajmniej teoretycznie, powinni być sojusznikami w walce z nadciągającym niebezpieczeństwem, a w takiej sytuacji uszczuplanie ich liczby nie należało do najlepszych pomysłów.
Bieganie do radnej Ionnii na skargę może i było sensowne, ale Darvan nie był pewien, czy radna zechciałaby interweniować w tak błahej sprawie. No i, co też było problematyczne, czy jej interwencja przyniosłaby jakikolwiek skutek. Poza tym Darvan nie bardzo miał ochotę biegać po prośbie do przedstawicieli władz.
W takiej więc sytuacji lepiej było poszukać czegoś na własną rękę, albo też skorzystać z oferty, jaką (nieco niechętnie) złożyła Shalia.


Chociaż białowłosa nie przywitała Darvana chlebem i solą, ani też nie zaoferowała wygodnego łoża, to jednak noc spędzona pod dachem była lepsza, niż pod gołym niebem.

Słuszność tej tezy zdała się znaleźć potwierdzenie w nocy, gdy Darvana obudziła nie tylko Shalia. To, co się działo na zewnątrz, nie brzmiało optymistycznie. Przerażająco wprost. A już po chwili Darvan zaczął żałować, że siedzi na parterze, a nie w zacisznej piwnicy, kilka metrów niżej.
Na szczęście dom wytrzymał zderzenie z tymś, co zapewne na skróty opuszczało Heldren, podskakując przy tym z radości.
Darvanowi jednak ani przez myśl nie przeszło by sprawdzać, co to było takiego.
Wolał siedzieć i nie zwracać uwagi na siebie i na Shalię.


Ranek przyniósł zmęczenie, ale i bardzo ponurą niespodziankę.

Ostatnią rzeczą, na jaką Darvan mieł ochotę, było oglądanie takiego widoku... Trzeba jednak było sprawdzić, co się stało. W jaki sposób ofiary stracili głowy, oraz - jeśli zostały ślady - kto, jaki stwór, dokonał takiej masakry.
Wielki stwór powinien pozostawić wielkie ślady.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-01-2016, 10:21   #30
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Zbyt wiele rzeczy nie grało, aby Shalia mogła tak po prostu zasnąć. Obecność maga w jej chatce mogłaby być wystarczającym powodem niepokoju, który w niej narastał, ale było też coś jeszcze. Dużo więcej. Cisza, która zapadła nad Heldren, była niczym złowieszczy całun śmierci otulający miasteczko. Tylko wycie wilków w oddali dowodziło, że dookoła jest jeszcze życie i nie pochłonął go mroźny puch. A jednak nagłe trzaśnięcie drzwi nieopodal doszło uszu łowczyni. Gdy ujrzała niewielki zastęp zmierzający w stronę jej domu, zadrżała - i to nie z zimna. Wiedziała, że będą jej szukać. Musiała uciekać.
Już chciała się ubrać, już chciała łapać za broń, gdy spokojną monotonię nocy przerwało wycie czegoś innego niż wilk. Czegoś z pewnością większego i groźniejszego. Gorzej, że było to coś, czego Shalia nigdy nie słyszała, a przecież okolicę znała jak mało kto.
Darvan już się obudził i wyglądał na równie zdezorientowanego co ona. Nie mogła więc być to jego sprawka. Dopadła do maga, nakazując mu gestami ciszę. To co działo się później... Nigdy nie słyszała czegoś takiego. Była jednak pewna, że długo tego nie zapomni. Krzyki, wrzaski, ryk i dudnienie - wszystko miało jeszcze długo powracać do niej we snach.

Dopiero po dłuższym czasie ciszy i spokoju łowczyni odzyskała panowanie nad własnym ciałem i wstała ze swojego bezpiecznego kąta. Echo lęku wciąż widniało w złotych oczach. Dużo kosztowało ją, by w końcu zebrać się w sobie i, ubrawszy się ciepło, wyjść na zewnątrz.
Nim skierowała się w stronę zbiegowiska, które zdążyło zebrać się na placu, rozejrzała się po okolicy. Cokolwiek niemal rozniosło jej chatkę w drzazgi, pozostawiło ją nienaruszoną. Czego nie można było powiedzieć o niedawnym znajomym - Sergisie. Zobaczywszy jego głowę, Shalia nie poczuła nic poza lekkim obrzydzeniem. Za to co innego zaczęło kiełkować w jej myślach...
Skupiona na jakże irracjonalnym pomyśle, zmusiła się do pójścia ku niedalekiemu zbiegowisku. Musiała zobaczyć, co stało się z pozostałymi, nim zacznie wysuwać zbyt daleko idące wnioski. Bez problemu przepchnęła się między struchlałymi mieszkańcami i stanęła niemal pośrodku czerwonej, śniegowej brei, ozdobionej tu i ówdzie głowami. Na wszystkich twarzach zastygł - czy też raczej zamarzł - wyraz przerażenia.
- Czy ktokolwiek widział cokolwiek? - zapytała, podnosząc głos i spoglądając po zgromadzonych.

Sama widziała tylko, że ci zbrojni szli w stronę jej domu. I na pewno nie robili tego, by wyrazić swe uznanie za jej zasługi dla Heldren. Z pewnością nie w środku nocy. Nie zdziwiłaby się, gdyby to właśnie Sergis wskazał im, gdzie szukać tajemniczej białowłosej.
Tymczasem cokolwiek zakończyło ich żywoty - i Sergisa takoż - uratowało ją samą. Gdyby tajemnicza bestia nie nadeszła z odsieczą, Shalia z pewnością nie poradziłaby sobie z taką liczbą przeciwników. A kto wie, czy i Darvan nie stanąłby po ich stronie. Do tego nie dało się nie zauważyć, że w zasadzie nie ucierpiał nikt inny...
To wszystko narzucało Shalii tylko jeden wniosek; był on jednak tak irracjonalny, że w zasadzie mogłaby roześmiać się tutaj na środku placu i byłoby to zachowanie zupełnie normalne. Cokolwiek przyszło w nocy i rozbiło w puch mały zastęp zbrojnych z Sergisem włącznie, uratowało ją samą i pozostawiło nienaruszonym jej własne domostwo.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172