Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-11-2015, 23:03   #11
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Przez całą drogę Morgan miał ochotę zgrzytać zębami i dać komuś w pysk, albo pod sąd polowy zaciągnąć. Postanowił, że jeśli następnym razem dostanie rolę przywódcy od Srebrnych Kruków to będzie musiał się postarać by dostać ludzi którzy wiedzą, że dyscyplina to nie jest egoztyczna potrawa.

Gdy dotarł na miejsce zebrał swoich ludzi.
- Będzie krótko. To ostatnie w miarę bezpieczne miejsce na naszej drodze. Odkąd wejdziemy wgłąb lasu każdy błąd może oznaczać śmierć. Nie musicie mnie kochać, ani nawet szanować. Ale potrzebuję wiedzieć, że gdy przyjdzie co do czego, będziecie wykonywać rozkazy. Nie jesteście żołnierzami i staram się to zaakceptować, więc nie będę od was wymagał tak sztywnej dyscypliny, ale w ferworze walki nie ma miejsca na niesubordynację. Nauczyłem się tego lata temu w bardzo krwawy sposób. Dwóch moich przyjaciół wtedy zginęło bo uznaliśmy, że wiemy lepiej niż nasz dowódca.
Jeśli ktoś uważa, że nie jest gotów podporządkować się moim rozkazom. To niech wraca do Sembii. Przemyślcie to. Macie dzień wolny.
Mam przy sobie koło tysiąca sztuk złota. To jest nasz fundusz na przygotowania. Jeśli przyjdzie wam do głowy coś dobrego to jestem otwarty na propozycje. Jakieś pytanie, sugestie, prośby?
Cała trójka spojrzała na Morgana z wyraźną dezaprobatą. Nie podobało im się to co usłyszeli i nie podobał się im ton wypowiedzi Juurgena.
- Nie jesteśmy jakimiś… żółtodziobami, co to dopiero wyfrunęły z gniazda.- mruknął krasnolud.
- Mamy już za sobą kilka misji pod lepszym dowódcą. Wiemy jak działa się w grupie.- odparł urażony wojownik i pierwszy opuścił zgromadzenie. Pozostali… również z kwaśnymi minami podążyli za nim.
Morgan obserwował grupę jak wychodziła z uniesioną brwią, rozmyślając nad wspaniałą instancją sądów polowych.
- Nie, wcale nie jesteśmy małymi dziewczynkami z problemami z własną samooceną.
Zadrwił w gniewie z drużyny, uznając ich ego za zdecydowanie zbyt kruche.
- A w cholerę z nimi… - zaklął, ale już po chwili złość opadła. Najwyraźniej popełnił błąd. Żołnierza te słowa by zmotywowały, by się wykazać i pokazać zakapiorowatemu dowódcy, że źle go ocenił.
- Cóż… tak postąpił by ktoś z jajami. Ci najwyraźniej potrzebują przytulenia i poklepania po główce! - warknął i znów się uspokoił. Autentyczną siłą woli zmusił się aby zelżyć swój osąd. Rolgar był taki. Reszta, być może, po prostu za nim podążyła. Gdyby zostali byłby to jasny znak stawienia się za Morganem, a znają się nie od dziś, więc mogli nie chcieć urazić jego delikatnych uczuć.
Odczekał kilka chwil, po czym sięgnął po… kapelutek, który miał przy pasie. Jeszcze nim go założył jego ubrania zmieniły się. Straciły kolory na rzecz brunatnych odcieni błota. Jedwabna koszula wysadzana mosiężnymi guzikami zmieniła się w lnianą, drapiącą tunikę. Prosta, skórzana czapka wylądowała na głowie i sekundę później na środku ulicy nie stał już przystojny awanturnik, ale łysawy farmer o twarzy spalonej słońcem podczas lat uprawy swego pola, a jego skronie owinięte były prostą, brudną opaską by pot nie zalewał mu oczu.
Pod tą iluzją Morgan poszedł za swymi ludźmi. Czekała go ciężka decyzja. Czy na pewno chce ich ze sobą zabrać? Byli głośni. Nie wiedzieli jak przemykać wśród cieni, spowalniali by go i wiele innych. Poważnie rozważał, czy nie udać się tam samemu. Na siebie mógł liczyć. Na nich… nie wiedział.
Uczucia najwyraźniej były obopólne, bo i trójka towarzyszy podróży najwyraźniej nie ufała Morganowi. Najbardziej oczywiście wojownik, który nazywał Juurgena “pompatycznym cormyrskim bufonem, który pozjadał wszystkie rozumy”… Kapłanka próbowała co prawda ostudzić jego oburzenie, ale bez entuzjazmu. Krasnolud zaś wzruszeniami ramion jedynie popierał słowa Rolgara.
- To prawda…- rzekł w końcu Gursam.- Możemy to zrobić i bez niego. Nie jest wszak do niczego potrzebny, skoro potrafi jedynie komunały.-
- Dajcież spokój… nie możemy go zostawić, prawda?- rzekła bez przekonania dziewczyna.
- Spójrzmy w oczy faktom. Ten facet nie umie dowodzić… w wojsku, musieli go słuchać bo miał wyższą szarżę i pewnie pochodzenie szlacheckie tak wysokie, że mu zadek służba podcierała w domu.- rzekł stonowanym głosem krasnolud.- Ale to już nie armia, tu może i posłuch można kupić monetami, ale szacunek… szacunek trzeba zdobyć sobie samemu. I to nie pogaduszkami w stylu starego sierżanta, które trzeba słuchać, bo… wiadomo, sierżant da po pysku… jak mu powiesz wprost że plecie bzdury.
- A te opowieści o straconych kamratach?- zapytała Saevira, a krasnolud wzruszył ramionami jakoś niezbyt poruszony tym faktem. - Ot, zginęli przez jego głupotę… jeśli jedyną naukę jaką wyniósł z ich śmierci to, to że trzeba słuchać wyższych szarżą, to niewiele wyniósł. Robota jest robotą jednak. Załatwmy sprawę i rozstańmy się jak profesjonaliści, a potem… poproś Savrasa, by kolejny dowódca jakiego nam przydzielą miał więcej rozumu niż pychy w głowie.

W pewnym momencie do trójki awanturników podszedł jakiś dzieciak. Koło siedemnastu lat. Brudny, z przetłuszczonymi włosami i warstwą pyłu na sobie.
- D-dostałem srebrni-nika za danie - powiedział jąkając się, oczy miał szeroko otworzone.
Powiedział, podał kopertę kapłance i natychmiast odszedł szybkim krokiem.
Jedno spojrzenie starczyło by się dowiedzieć dlaczego. Koperta była otwarta.
Toteż ją przeczytali, po odgonieniu od siebie natrętnego chłopaka.

Saeviro, Gursamie, Rolgarze.
Krótko.
Dostrzegam pewne zgrzyty w naszej komunikacji. Są one dosyć poważne i nie mogę sobie na nie pozwolić podczas misji...
Z uwagi na to podejmę się zadania samemu, nie martwcie się, dam sobie radę.
W kopercie znajdziecie drugą, ona jest zaadresowana do najbliższego stałego przedstawicielstwa naszej organizacji. Wracajcie do Sembii, zdajcie raport i uznajcie się za zwolnionych spod mojego dowództwa.
Morgan Juurgen


Morgan z daleka obserwował jak poklęli cicho i zaczęli się kłócić między sobą. Rolgar był za tym by ruszyć na misję, bez dowódcy i uprzedzić go swym zadaniu. Ale pozostała dwójka ostudziła jego zapały. Gursam spalił list który był skierowany do nich, a ten drugi… schował za pazuchę.
- Rozkaz to rozkaz… Nie ma co z nim dyskutować tylko trzeba wykonać. Co tam sobie nasz szef umyślił, to za to będzie odpowiadał.- wzruszył ramionami.- My się z poleconych nam zadań wywiązujemy.

~ * ~

Morgan musiał przyznać, że nie docenił swoich ludzi.
Po tej strasznej urazie spodziewał się, że dyscyplinę to oni na obrazku widzieli i od razu przeczytają list, skoro tak ładnie i jawnie im go podał. Dobrze, że i taką możliwość przyjął.
No nic. I tak wolał pracować samemu.
Albo ruiny były nienznane i dodatkowi ludzie jedynie opóźniliby jego przybycie na miejsce, albo były obstawione choćby przez drowy i dodatkowe trzy osoby wcale by nie pomogły w szturmie, więc zostawało wykraść to niezauważonym.
Tymczasem musiał udać się do zajazdu. Musiał wypytać miejscowych o drogę.

~ * ~

- Co znaczy “nie ma drogi”? Patrz na mapę tutaj. Marsz prosto na południe. Mam kompas, więc nie będzie to problem. Docieram do Maszerujących Gór, na prawdę nie chcę wiedzieć jaką one mają historię, że się tak nazywają. Wtedy idę wzdłóż nich na zachód. Docieram do rzeki Arkhen i idę z nurtem aż docieram do Ashenbridge, oszczędzając jakieś 10 dni.
- Oh, czy na prawdę uważasz, że gdyby to było takie proste to ktoś już by tego nie zrobił - odpowiedział starszy traper Sheldorn
- Sądzę, że to JEST proste, jeśli ma się odrobinę jaj!
- Czy na prawdę sądzisz, że gdybym się mylił to bym o tym nie wiedział?
To było już za dużo dla Morgana.
Ostatecznie wyruszył wiedząc mniej niż by chciał, ale mówi się trudno. Nie sądził aby to mogło być tak ciężkie.
 
Arvelus jest offline  
Stary 20-11-2015, 20:17   #12
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kathil Wesalt

Przyjęcie, ślub z siostrzeńcem byłego męża, skompromitowanie pewnego kupca i zbieranie informacji. W krótkim czasie tak wiele spraw nawarstwiło się w życiu Kathil. Jakby widmo zmarłego przed rokiem męża chciało wywrzeć zemstę. Brrr… okropna myśl.
Miała dużo przemyślenia wpatrując się w palącą się świecę i czekając na Jaegere z Amm.


Ślub. Wpadła na niego spontanicznie i nieoczekiwanie. Ale jeśli miał jej pomóc, musiałby być zawarty jak najszybciej. Najlepiej tuż po przyjęciu. Nie musiała wszak robić dużej ceremonii i spraszać zawczasu dziesiątek gości. Ot pan młody, kleryk Oghmy który przyjmie i zapieczętuje ich małżeńskie kontrakty. Kilku świadków. Noc poślubna się bez nich obejdzie. Kathil trudno już posądzać o dziewictwo, a i nie było już starszyzny ze strony pana młodego czy panny młodej, by sprawdziła akt konsumpcji. Noooo… chyba że Condrad będzie chciał takie przedstawienie. Zaś sam Ortus niewątpliwie chciał posmakować przyjemności łóżkowych. Trudno mu się wszak dziwić, w tym wieku szaleją hormony, a on… będzie chciał wycisnąć z tego małżeństwa jak najwięcej. A i… jeszcze całą szopkę z oświadczynami trzeba będzie przygotować. No i efekty skandalu jakim będzie ten ślub. Największy kłopot będzie z koordynowaniem całej sytuacji. Wszak pierwotnie miała tylko dopilnować, by Merske się skompromitował na oczach swej ukochanej, a teraz… Przyjęcie zapowiada się bardzo skomplikowanie. A póki co… Kathil zamarła, bowiem usłyszała otwieranie się drzwi.
- Baronesso Vandyeck?- cichy szept. Poruszał się powoli, ostrożnie… kilka świec zapalonych w pokoju dawało nastrojowy półmrok. Jednak oczy półelfów były lepsze od ludzi, więc Kathil starała się nie rzucać w oczy. Jeszcze jeden krok, dwa… oddech wstrzymać, skupić się, wtulić w mebel.
- Pewnie przyjdzie spóźniona… jak typowa kokietka musi mieć odpowiednie wejście.- mruknął do siebie Jaegere.
Trzy… minął fotel. Teraz albo nigdy!

Poranek następnego dnia. Gołąb przy oknie. Odpowiedź Condrada Vandeyck. Proste i uprzejme potwierdzenie przybycia. Tylko tyle i aż tyle. Mężczyzna nadal był więc niewiadomą.
A Kathil miała wiele rzeczy na głowie. Załatwienie kleryka była jedną z nich. I nie zajęło jej to zbyt wiele czasy, treści umów miały być standardowe więc sam kapłan może je przygotować. Potem się je podpisze i opieczętuje.
Załatwienie innych spraw. Zakupy tak ważne teraz. Dobrze że przyjęcie było na głowie panny Percy, bo Wesalt objeżdżała miasto dopinając swój nagły ślub na ostatni guzik.

Grała skoczna muzyka.
Sala balowa była gotowa. Przekąski zostały przygotowane, jak i specjalne dodatki w palarni w której kto miały odbywać się nieformalne rozmowy. Wszystko zapięte na ostatni guzik, łącznie z kreacją samej gospodyni. Teraz należało czekać z Ortusem oraz Yorrdachem w wyjściowym stroju i ponurą miną cierpiętnika. Może się rozpogodzi, gdy zobaczy swój cel?

Na razie nie było to zmartwieniem Kathil. Z gości jedynie państwo Royvertino przysłali odpowiedź odmowną na zaproszenie tłumacząc swą nieobecność zaplanowanym wcześniej wyjazdem do dalszej rodziny. Pierwsza zjawiła się wdowa Achmina Timmra jak zwykle pełna współczucia i dobrych rad dla świeżo owdowiałej Kathil. Och sama ciągle żyła w bólu i żałobie i obnosiła ten stan niczym sztandar po całej okolicy. Przy okazji plotkując. Od razu też wypatrzyła “Emilię”, śliczną filigranową blondynkę kręcącą się wokół palarni.


W pięknej sukni w kolorze czerwieni wyglądała zjawiskowo i mimo iż barwa sukni raczej bywała wybierana przez kobiety epatujące seksualnością, to wybrana dla Wiligiana dziewczę wyglądało w niej niewinnie. Żeby odciągnąć uwagę wdowy i przerwać ciąg niewygodnych pytań Kathil mogła zrobić tylko jedno… rzucić Achminie Yorrgaha na pożarcie ku jego niememu oburzeniu. Baron Albarad Blikslin z synem Peddyrem juniorem pojawili wkrótce po niej. Baron jak zwykle był wobec Wesalt bardzo kurtuazyjny i uprzejmy. A jako sąsiad wielce zainteresowany jej ziemiami i łożem. Bądź co bądź byłoby to dla niego wielce opłacalne połączyć włości Blikslinów z resztą ziem Vandyecków. Co prawda większość z nich zdołał już wykupić lub przejąć za długi od świętej pamięci Cristobala i to jeszcze zanim Kathil zdołała go usidlić. Niemniej nadal miał ochotę na przejęcie reszty ziem. Na szczęście Albarad nie był za bardzo natrętny, za to chętny do pomocy.
Kurpuletny pan Karias Zortswern z żoną Ygerną, którzy zjawili się w następnej kolejności byli parą krasnoludzkich jubilerów o znanej w stolicy renomie i właścicielami popularnego w stolicy zakładu jubilerskiego prowadzonego przez klan Zortswernów. Karias cierpiał na powracające suchoty, których kapłani w stolicy jakoś nie potrafili doleczyć. Plotkowano także że owa choroba, to wynik jakiejś klątwy z Mulhorandu, bo ponoć aż tam się w młodości Karias zapuścił. Jaka była prawda? Nie wiadomo. Faktem jest że zamieszkali na prowincji na starość by podreperować zdrowie siwobrodego krasnoluda świeżym powietrzem.

No i Peddyr Blikslin… on również się zjawił. Zerkając niechętnym spojrzeniem w stronę Albarada skupił się na czarowaniu wdowy Timmry. A więc, plotki Achminy były prawdziwe. Ostatnio obaj pokłócili się tak poważnie, że Peddyr opuścił jego posiadłość w gniewie i pośpiechu.
Nie miała jednak czasu na rozważanie tego. Zadowolony z wyrwania się ze szponów Achminy Yorrgah zawiadomił iż znajomy powóz się pojawił na dziedzińcu. I po chwili jego słowa ziściły się w postaci Cioci Mei wchodzącej do sali balowej wraz z Wiligianem. Sprytne posunięcie z jej strony, a notariusz wydawał się nią oczarowany. Któż zresztą by nie był.
Póki co nie pojawił się jeszcze Merske, ani drugi ważny gość. Także i paru mniej ważnych brakowało. Ale przyjęcie dopiero się rozkręcało i na razie Kathil musiała dbać o to by goście dobrze się bawili. Aż…
Drzwi otwarły się z hukiem, muzyka nagle przestała grać. Do sali powoli weszła ubrana na czarno postać. Dwumetrowy niemal osobnik o posturze gladiatora. Mężczyzna którego Kathil nie znała, ale od razu rozpoznała… Condrad Vandyeck.


Trzymał się dobrze jak na swój wiek. Ba… aż za dobrze. Energiczny krok, proste postura, dumne ruchy jak u drapieżnika. Czarny dobrze przylegający strój podkreślał tylko jego sylwetkę. Drapieżnika. Bezlitosne spojrzenie niebieskich oczu mroziło serce. Wydawał się bardziej wysoki i bardziej niebezpieczny niż na rodowym portrecie. I bardziej dziki. Drobna siwizna wśród włosów i kilka zmarszczek znaczących jego twarz były jedynym śladami jego lat. A ozdobny kord przyczepiony do szarfy, podobnie jak kolczyk w uchu przypominał o latach spędzonych na morzu. Condrad w milczeniu rozglądał się po przyjęciu zapewne próbując odgadnąć która z kobiet jest obecną baronessą Vandyeck. Dla Kathil… rozpoczęła się więc pierwsza potyczka.

Morgan Juurgen


Nie było drogi. Nie było szlaku. Nie było nic.


Traper jednak miał rację i nie miał zarazem. Oczywiście, że nie było drogi, bo też nikt tędy nie podróżował. Żadne karawany, żadni kupcy. Nie było ubitego szlaku. Ale Morgan Juurgen go nie potrzebował. Miał swoją magię. Dzięki niej mógł iść dłużej niżby jechał konno. Wystarczyło iść przez wzgórza na południe. Co w tym było trudnego? Ano nic.
Pomijając fakt, że nie mając dokładnej mapy Morgan musiał kilka razy nadrabiać drogi i szło mu trochę wolniej niż sobie zaplanował. Nie na tyle, by zrezygnować z tego planu i dotrzeć do Archenbridge zwanym też Mostem Archen. Stolicy doliny Archen. Tam… Tam już była cywilizacja. Tam byli kupcy Sembijscy i ukryta placówka Srebrnych Kruków. Musiał tylko przejść całą drogę wykorzystując magię i licząc że to nie odbije się mu potem na zdrowiu. Magia magią, a forsowanie organizmu bywało niebezpieczne.
Niemniej Juurgen nie zamierzał się poddać i udał się przez bezdroża wprost do pierwszego swego celu. Małej mieściny o nazwie Biały Bród. Miała ona kilka zalet. Przede wszystkim była ośrodkiem cywilizacji, w której to Morgan mógł chwilę odsapnąć i nabrać sił. A po drugie leżała nad rzeką Arkhen… więc mogą mieć łodzie do wynajęcia. Przyspieszyło by to znacznie podróż na południe. Ale najpierw należało tam dotrzeć przemierzając przez bezdroża opanowane przez różne wrogie istoty. W tym liczne grupki goblinoidów i gnolli walczących między sobą o zasoby i niewolników.


Potworki te żyły tutaj w ruchomych osadach i dość demokratycznie mieszały się ze sobą. Oczywiście wykorzystywały typowo goblińską odmianę demokracji. Czyli rządzi najsilniejszy, doradza szaman, a reszta: morda w kubeł i słuchać wodza!
Ich liczebność była różna, ale dość często znacząca. A choć Morgan zdawał sobie sprawę ze swej potęgi, to najczęściej omijał takie zagrożenia szerokim łukiem. Owszem może i mógł sobie poradzić z pomniejszymi tymi bandami w pojedynkę, ale oznaczałoby to marnowanie czasu i być może zasobów. Groziło też ranami, które mogłyby go spowolnić, lub uniemożliwić dalszą podróż. Po prostu to się nie opłacało, bo goblinoidy nie posiadały zbyt wielu wartościowych rzeczy.
W końcu Juurgen zobaczył Wilczy Szaniec, wysoki mur który miał otaczać miasto. Co prawda dotarł półtora dnia później niż planował, ale liczył że to nadrobi tutaj.
Miasto Biały Bród było takie jakie się spodziewał, urocze i małe i gwarne. Było też dobrze ufortyfikowane i z czujnymi strażnikami na rogatkach. Po opłaceniu niewielkiego myta przy bramie Morgan mógł się udać w kierunku portu. Tam dostrzegł to co go interesowało, kilkanaście małych łodzi rybackich. Idealne do jego celów. Bowiem choć mógł wędrować wzdłuż klifów przez które płynęła rzeka Arkhen, to płynięcie łódką wraz z prądem rzeki, było szybsze i wygodniejsze.
Problem polegał na tym, że owe łódki leżały na brzegu koryta… Wyglądało bowiem na to, że rzeka nieco wyschła i zmniejszyła się znacznie uniemożliwiając pływanie po niej łodzią. Było to dziwne, bo Juurgen nie zauważył ostatnio jakichś wielkich upałów. Nad tym problemem debatowała grupka rybaków i kupców, którym przewodził wysoki i mocno zbudowany brodaty mężczyzna o bujnej brodzie. On był najwyraźniej opiekunem portu rybackiego i urzędnikiem miejskim. Ale cóż mógł poradzić na ten problem. Nie mógł wszak wpłynąć na naturę, choć… Juurgen podejrzewał, że opadnięcie wód w rzece nie ma naturalnej przyczyny.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 24-01-2016 o 12:30. Powód: poprawki że aż wstyd :(
abishai jest offline  
Stary 24-11-2015, 13:56   #13
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Kathil zrobiła szybki krok, stanęła za Jaegere i wysunęła ostrze sztyletu wbijając czubek jego ostrza między żebra półelfa. Zadźwięczało. Ostrze odbiło się od metalu, którego paski były wszyte w kamizelkę. Jednocześnie lewą dłoń wsunęła pod jego ramieniem na pierś mężczyzny.
- Chwileczkę, mój drogi - wyszeptała - Cierpliwości - lewa dłoń zaczęła przeszukiwać
ubiór Jaegere szukając ukrytych “zabawek”. Nie spieszyła się nadając tej sytuacji nieco pikanterii.
- Możesz mi powiedzieć, co ty właściwie robisz?- zapytał nieco rozbawiony i bardzo zaskoczony Jaegere, nie sięgał jednak po rapier przytroczony przy pasie.
Kathil zrobiła naburmuszoną minkę i za plecami mężczyzny pokazała mu czubek języka. Schowała sztylet ale nie odmówiła sobie jeszcze jednego nieco bardziej pieszczotliwego dotyku.
- Sprawdzam - odsunęła się nieco, robiąc mu miejsce na wypadek, gdyby chciał się
obrócić. Nadal pozostała w płaszczu, w narzuconym na głowę kapturze. - Albo próbuję sprawdzać. Wybierz odpowiednią odpowiedź.
-Sprawdzasz? W takim razie nie powinnaś pominąć obszaru, który ukrywa moją najgroźniejsza broń.- rzekł rozbawionym głosem półelf i nie odwracając się pochwycił obszukującą go dłoń i poprowadził niżej… do kroku swych spodni. A potem dodał poważniej.- Nie sądzę by istniała potrzeba mnie obszukiwać. Po pierwsze z pewnością skłoniłabyś mnie bym się rozebrał, po drugie… jeśli miałbym ci zrobić krzywdę, ktoś inny by się tutaj zjawił zamiast mnie. Po trzecie… odniosłem wrażenie, że ostatnim razem świetnie się dogadywaliśmy. Skąd ten nagły przypływ podejrzliwości?
Kathil nie oponowała ani nie cofnęła dłoni. Rozpoczęła delikatne... przeszukiwanie wskazanego obszaru:
- Och, nie podejrzewam Ciebie, no może troszkę. Ale przede wszystkim podejrzewam
innych negocjujących. - przysunęła się z powrotem obejmując prawą ręką półelfa w pasie. - Głodny? Spragniony? - wymruczała w jego plecy.
Oddech półelfa lekko przyspieszył. A obszar pod palcami Kathil powoli ożywał i unosił się.
- Cóż… o jakim to posiłku mówimy, bo pewnie już wyczuwasz mój rosnący apetyt?- mruknął Jaegere starając się zachować kontrolę nad swym głosem.- A więc wiesz o innych. Cóż… jak się szeroko rzuca przynętę, to po to by złowić jak najwięcej. Niemniej negocjacje z innymi nie są tak bardzo posunięte, byś musiała się…- odetchnął głęboko.-... martwić. Podoba mi się twoja inicjatywa. Nikt inny z mocodawców śledzących mnie oczu jakoś nie zdecydował się na pogaduszki.
Kathil zaśmiała się cicho i cofnęła dłoń odsuwając się od Jaegere. Podeszła do drzwi komnaty i zamknęła je na skobel. Odwróciła się do półelfa z nadal nasuniętym głęboko kapturem, zasłaniającym jej twarz. Oparła się o drzwi na chwilkę, po to by lekko się od nich odbić. Zaczęła zbliżać się do Jaegere wystudiowanym krokiem. Półelf nie usłyszał szelestu sukni.
- Cieszę się, nie lubię być jedną z wielu. - uniosła nieco głowę, w jej głosie słychać
było uśmiech. - A co do posiłku, proste, pożywne smakołyki. A może masz ochotę na… kąpiel i masaż? Nikt nie powiedział, że negocjacje… - podeszła całkiem blisko i przesunęła palcami po ustach Jaegere - ...muszą być czystym interesem. Prawda?
- Uważam, że powinienem ci się jakoś odwdzięczyć za przygodę w oranżerii.- rzekł z uśmiechem półelf i ująwszy dłoń kobiety swoją dłonią musnął czubkiem języka jej opuszki i wnętrze.- A skoro już zazdrosna, to jesteś zainteresowana potencjalnymi przysługami i współpracą, czyż nie?
- Zazdrosna? No dobrze, może ociupinkę - Kathil uśmiechając się pokazała kciukiem i palcem wskazującym jak niewiele. Zaczęła również powoli rozpinać guziki kamizelki na torsie mężczyzny. - Jestem - nieco spoważniała - ale mam parę tematów do omówienia.
- W takim razie kolacja i omawianie spraw…- ciekawość półelfa sprawiała, że wręcz skupił się na obszarze ukrytym w cieniu płaszcza i kaptura.-... chyba że wolisz omawiać sprawy w trakcie… kąpieli i masażu? Nie jestem aż tak głodny. Co najwyżej spragniony.
- Chwileczkę zatem. Zajmę się napitkiem i gorącą kąpielą. - wyszeptała wspinając się na palce by podrażnić ciekawość Jaegere jeszcze bardziej i dać mu wciągnąć zapach jej perfum - A potem możemy połączyć przyjemne z pożytecznym.
Kathil podeszła do drzwi i użyła dyskretnie ukrytej, niewielkiej rączki by powiadomić obsługę Żółtej Ciżemki aby podała wcześniej ustalony posiłek do komnaty. Zgodnie z umową, miała również zostać dostarczona gorąca woda. Przesunęła składany pawaran. Widząc pojawiające się uchwyty odwróciła się do półelfa:
- To - wskazała na uchwyty do wiązania - na specjalne zamówienie - roześmiała się.
Odwróciła się do Jaegere plecami i powoli opuściła kaptur, pozwalając swym długim blond włosom opaść na plecy: - A to… - rozpięła broszę spinającą płaszcz i powoli osunęła go tak aby opadł wokół jej nóg. - ...tylko na specjalne okazje. Uniosła zgięte w łokciach ramiona i wsunęła dłonie w swe włosy pozwalając Jaegere podziwiać niespodziankę.
Jaegere wpatrywał się w nią rozpalonym wzrokiem, oddychając ciężko. Już ją rozbierał… wzrokiem i czuła to. Spojrzenie wędrujące po jej krągłościach ukrytych pod figlarną bielizną.
- Może kiedyś sprawdzimy… jeśli będziesz miała ochotę. Mam wrażenie, że zdołałabyś mnie namówić do wszystkiego. - mruknął podchodząc do niej z wyraźnie lubieżnymi planami.
Odwróciła się do niego twarzą, kręcąc zalotnie biodrami:
- Mmmm musiałbyś być naprawdę... - wsunęła paluszek do ust i lekko zagryzła na nim
ząbki - ...naprawdę grzeczny. - przesunęła dłońmi po opiętym ciasno gorsetem ciele - A coś mi mówi, że nie lubisz być grzecznym chłopcem. - popatrzyła na niego unosząc brew.
- Nie lubię…- mruknął gdy jego dłonie przesunęły się po jej biodrach sięgając pupy i zacisnęły się na niej drapieżnie. Usta wpierw pieściły pocałunkami jej wargi, potem policzki, szyję, wreszcie muskały obojczyki, by piąć się w górę. Dłonie ugniatały jej pośladki, trzymając ją w tym milutkim splocie ich ciał. Tę chwilę przerwało jednak pukanie do drzwi.
- Zamówiony posiłek.- kobiecy ciepły głosik. Młodziutka służka czekała z jedzeniem i winem.
- Rozgość się - Kathil wskazała Jaegere wyścieloną ławę. Podeszła do drzwi aby odebrać zamówienie i zamówić gorącą wodę na kąpiel. Wróciła do półelfa, odstawiła zastawioną tacę na stolik i …. wsunęła mu się na kolana, siadając bokiem. Sięgnęła po kiść winogron i oderwała jedno. Jednak zamiast wsunąć je w usta mężczyzny, powoli oblizała owoc czubkiem języka i ujęła go w zęby. Nagryzła słodki owoc aż poczuła pierwsze krople soku. Zbliżyła twarz do twarzy półelfa w ten sposób podając mu poczęstunek. Ani przez chwilę nie spuszczała wzroku z jego twarzy.
Oczywiście widziała to czego była powodem. Pożądanie, narastające coraz większą falą. Gdyby był dzikim barbarzyńcą, rzuciłby ją na łóżko i dobierał się gwałtownie, co też byłoby na swój sposób zabawne. W końcu… takich ludzi łatwo wytresować do swoich kaprysów.
Jaegere się kontrolował, jego uśmiech był subtelny… i spokojny. Ale oczy mówiły Kathil co innego. Pocałowała go przekazując mu owoc i splatając swój język z jego… i jęknęła w duchu. Nie doceniła go. Skupiona na twarzy nie zwróciła uwagi na nic innego. A półelf niczym zawodowy złodziej dyskretnie rozpiął górne guziczki i jej gorsetu i wsunął dłoń pod niego. Nagle i szybko chwycił ją za pierś, masując i ugniatając powoli acz stanowczo. I budząc w jej ciele ten sam żar, który podsycała u niego. Bądź co bądź, też czerpała przyjemność z zabaw łóżkowych.
Wsunęła dłoń we włosy Jaegere, drugie ramię zarzuciła wokół jego szyi:
- W kwestii negocjacji - szeptała z ustami przy jego ustach w przerwach między
namiętnymi pocałunkami - zależy mi na jednym. I chciałabym abyś to miał… - ugryzła jego dolną wargę naciągając ją leciutko - ...na uwadze.
Palce masowały jego kark i szyję, usta powędrowały ku miejscu tuż za uchu, gdzie mogła wyczuć bijące szybko tętno. Pocałowała i polizała ten punkt. A następnie zagryzła mocniej zęby na skórze jakby znacząc go dla siebie.
- Nie chcę aby w zaułkach polała się krew… - mruczała, szeptała mu do ucha -... jest
tam zbyt wielu… pożytecznych ludzi.- myślała przede wszystkim o ludziach Ashki.
Palce delikatnie wplecione we włosy Kathil, ostrożnie nakłoniły ją do uniesienia głowy w górę i wystawienia szyi na cios… typowy dla tej chwili. Pieścił językiem jej skórę i muskał wargami. Nadal ugniatając pierś i kciukiem pocierając szczyt tej rozkosznej półkuli dostarczał jej przyjemnych doznań, ale jednocześnie odbierał inicjatywę. Czy więc tak to będzie wyglądać? Będą nawzajem konkurować ze sobą w pieszczotach?
- Ależ moja droga… rozlew krwi? Skąd takie pomysły? Rzeź jest taka nieestetyczna i nieopłacalna, to straty zasobów. A przecież my oboje uwielbiamy chyba… eleganckie rozwiązania, czyż nie?- ustami zszedł do obojczyków również delikatnie naznaczając jeden z nich delikatnym ukąszeniem. Po czym uśmiechnął się dodając i spoglądając jej w oczy.- A z czasem... kto wie. Może ty będziesz decydowała co się będzie działo w zaułkach.
Odsunęła się od niego z leciutkim westchnieniem czując przyjemne ciepło w całym ciele. Zaczęła ściągać z niego jego wierzchnie odzienie z niewinnym uśmiechem:
- Musimy przygotować Cię do kąpieli - zagryzła dolną wargę i popatrzyła mu w oczy -
Jak często będziesz bywał w Sembii? Planujesz podróżować czy pozostaniesz tutaj na …. - całowała każdy skrawek odkrywanej skóry - … dłużej?
- Raczej dłużej. Jestem że tak powiem… - mruknął rozpinając jej gorset by nie pozostać dłużnym. No i pragnął zobaczyć jej biust, zupełnie jak mały chłopiec rozpakowujący podarunek.-... ustami moich pracodawców, więc raczej będę tu stale.
- Wodę przyniosłam.- znów wesoły głosik młodego dziewczęcia, które widziało w swoim życiu dość golizny, by nie ulec speszeniu.
Kathil opuściła na przód włosy zasłaniając w ten sposób obnażone piersi. Przy okazji zakrywając je ponownie przed rozpalonym wzrokiem półelfa. Zsunęła się z jego kolan, i zaglądając przez lewe ramię na niego, zakręciła wesoło pupcią wciąż odzianą w figlarne, falbaniaste majteczki. Podeszła do drzwi i wpuściła dziewczę. Odczekała aż napełni wodą balię i zamknęła drzwi na skobel. Nie wróciła jednak do Jaegere. Zamiast tego stojąc za parawanem, podświetlona od tyłu przez światło świec przeciągnęła się w nieco wyuzdany sposób, pozwalając mężczyźnie podziwiać jej cień. Zanurzyła dłoń w wodzie, dodała olejku:
- Kąpiel gotowa… - jej głos nabrał nowej nuty, nuty podniecenia.
Słyszała jego kroki, potem skakanie, potem ciche przeklinanie i...jakby się skradał. Trochę to trwało, ale wszedł za parawan i Kathil mogła naocznie stwierdzić, że nie ma nic do ukrycia… i że jego entuzjazm osiągnął szczytową formę.
Przełknęła i zagryzła wargę taksując go spojrzeniem od góry do dołu, szczególnie dołu. Wyciągnęła dłoń i pomogła mu wejść do balii. Stanęła za nim, sama nie wchodząc do wody. Namoczyła szmatkę i zaczęła powoli myć jego ramiona, ręce, pierś, tors… nuciła naprędce wymyśloną melodię tuż przy jego uchu. Drugą dłoń zanurzyła w ciepłej wodzie zaciskając palce na dowodzie jego zainteresowania. Relaks i podniecenie - to zawsze dobry początek. Na chwilkę oderwała się od mężczyzny i podała mu kielich wina. Kontynuowała pieszczoty i drażnienie.
- Od czego zatem rozpoczniemy… naszą współpracę? Wyjawisz mi swój plan podbicia Sembii?- spytała całując go głęboko i namiętnie, gdy jej dłonie pracowały nad pozostałymi częściami jego ciała.
- Podbój… to za duże słowo… rozszerzenie działalności na nowy obszar geogr…- jęknął cicho pod jej pieszczotami półelf.- Popytałem o ciebie. I… widzę, że masz pewne ciekawe powiązania. Moi pracodawcy, mogą… rozszerzyć twoją ofertę, choćby o… mazticańskie niewolnice dla twojej… tajemniczej krewnej? Tak na początek, za dość przystępną cenę.
Nie zaprzestał walki, dłonią sięgał do tyłu muskając pończoszkę to na łydce, to na udzie.- Co ty na to?
- Jaka stawka i jak szybko może odbyć się dostawa? - Kathil stanęła po drugiej stronie balii, oparła o jej brzeg stopę i powolnym ruchem rozpięła i zsunęła najpierw jedną białą pończoszkę, a potem drugą. Nalała nieco olejku na dłonie i ponownie wróciła za plecy Jaegere by tym razem masować jego rozgrzaną skórę i przynosić ulgę napiętym mięśniom ramion.
- Dostawa pewnie kilka tygodni do dwóch miesięcy, w zależności od prędkości karawan i żaglowców. Stawki zaś dość… atrakcyjne. Bądź co bądź to byłby gest dobrej woli ze strony moich mocodawców, więc… moglibyśmy dość tanio je wycenić. A przynajmniej tą pierwszą partię.- mruczał półelf poddawany masażowi. Westchnął głośno.- Naprawdę… będę musiał bardzo ci się odpłacić, gdy przyjdzie moja kolej… na rozpieszczanie ciebie.
- Liczę na to - zaśmiała się cicho - okazyjnie pozwolę Ci się odpłacić w dwójnasób. Oferta specjalna - ugryzła go w ucho. - Dobrze, porozmawiam i prześlę umyślnego. A czego chciałbyś Ty i Twoi szefowie w zamian? - palce masowały teraz podstawę czaszki i okolice uszu wysyłając mieszane sygnały to pobudzenia to błogości.
- Ciebie… w całej okazałości.- mruknął półelf i wzdychając dodał.- Moi pracodawcy zainteresowani są Sembią i chcą tu rozwinąć swoją działalność. Nie posiadają jednak tu swoich ludzi, nie posiadając swoich oczu i uszu. Potrzebny jest ktoś miejscowy, ambitny i subtelny, ktoś kto potrafiłby sobie poradzić z wprowadzaniem całego interesu do Sembii i dostosowywaniem go do miejscowej specyfiki. Ktoś taki jak ty… to duża władza i przywileje jakie z tym płyną. Ale tylko dla wyjątkowej osoby… Powiedzmy, że na razie pozwolimy sprawom rozwijać się powoli. Na razie… pozwól sobie na spróbowanie naszej oferty, a potem pogadamy o reszcie. Ocenię jak ci idzie… a na razie idzie ci bardzo dobrze.
- Hmmm. To wszystko brzmi bardzo dobrze - pomogła mu wstać i wysuszyła jego ciało czystą płachtą płótna pochylając się ku jego podbrzuszu i całując je. - ale mało konkretów, mój drogi. Z innymi też prowadzisz ogólnikowe dyskusje? - wydęła usteczka.
Półelf ujął jej podbródek palcami i uniósł by zrównać jej oblicze ze swoją twarzą.- Nawet bardziej. Jak już wspomniałem ostatnim razem: Badam teren, oceniam sytuację i kandydatów. Tobie powiedziałem najwięcej.- choć biedak nie domyślał się jak wiele.- Pozwól mi być swoim dżinnem, wypowiedz życzenie, a ja zobaczę czy da się je spełnić. A w zamian… przygotuję dla ciebie test, acz nic groźnego. Może być?
- Test… - mina Kathil na chwilę wskazywała, że dziewczyna kalkuluje wiele rzeczy.
Faktycznie miała sporo rzeczy na głowie, a miała żonglować i większą ilością. - Dobrze, niech będzie. - doszła do wniosku, że Jaegere jednak może pomóc jej z Condradem. Za to, jeden test brzmiał jak niewielka cena. - Możesz mi pomóc. Na dwa sposoby.
Z niewinnym uśmieszkiem wsunęła paluszki za troczek przytrzymujący majteczki na jej biodrach:
- Strasznie ciasno zawiązany - poskarżyła się z niemalże płaczliwą minką.
Półelf kleknął przed nią i zaczął pieszczotliwie wodzić ustami po jej brzuchu. Wyznaczał czubkiem języka własne szlaki. Palcami zaś na oślep szybko i zwinnie rozwiązywał troczek.
Jak… wyszkolony złodziej niemalże.
- Mmmm i tam niżej coś strasznie dokucza - wsunęła dłonie we włosy półelfa i poddawała jego pieszczotom z przyjemnością. Jaegere niecierpliwym ruchem zdarł z niej majteczki. Te opadły na kostki, a język półelfa wpierw przylgnął od punkciku rozkoszy na ciele Kathil przyjemnie go drażniąc kolejnymi muśnięciami, by wreszcie zejść niżej i sięgnąć do źródła. Umiał władać językiem… to musiała przyznać pomiędzy kolejnymi westchnięciami.Wesalt czuła doskonale każdy ruch, każde muśnięcie… przynoszące rozkoszny dreszczyk.
Mruczała z przyjemności czując lekkie drżenie ud. Aby ułatwić mu nieco sprawę i pomóc, cóż, sobie również, zarzuciła jedną nogę na jego ramię i mocniej przytrzymała jego barków.
- Jest…- wciągnęła ostro powietrze, czując nasiloną pieszczotę - jeszcze jedna
spra...mmmmm….wa. - popatrzyła w dół na mężczyznę dostarczającego jej tyle przyjemnych wrażeń. Półelf był jednak zajęty smakowaniem jej rozkoszy co ona sama czuła rozpraszana kolejnymi ruchami jego języka. A oddech Kathil przyspieszał, tym bardziej że dłonie Jaegere przycisnęły się do jej pośladków drapieżnie, dociskając jego głowę do jej podbrzusza. Kolejne fale rozkoszy przetaczające się przez dziewczynę sprawiały, że ta nie mogła już utrzymać równowagi. Dobrze, że parawan był stabilny, bo jego się odruchowo chwyciła dłonią, gdy przyjemność przekroczyła jej wytrzymałość i uwolniła się w dość głośnym krzyku.
Jej ciało wstrząsane dreszczami przyjemności i rozkosznym pulsowaniem. Krzyk uwiązł jej w końcu w gardle i spojrzała na kochanka roziskrzonym wzrokiem.
-Jeszcze... - wyszeptała popychając go na podłogę na plecy. Jej włosy opadły na jego twarz i ciało. Kathil dosiadła go, aby rozpocząć dzikie, pełne namiętności ujeżdżanie. Przyjemność, którą jej dał tylko zaostrzyła jej apetyt. Wbijała paznokcie, znacząc głęboko jego ciało. Całowała go namiętnie, dyktując tempo i próbując zachować kontrolę. Oparła dłonie za sobą, na jego udach i wyginając się mocno w tył wystawiła całe ciało na podziw.
Każdy ruch...sprawiał że czuła kochanka w sobie, rozkoszne uczucie rozpalające jej ciało. Kolejne ruchy bioder doprowadzały i ją i jego na coraz gwałtowniejszy szczyt. Czuła jego dłonie pieszczące jej uda. Spoglądał na nią z pewnością z pożądaniem i zachwytem. Ale ona tego nie widziała. Przymknąwszy oczy, rozkoszowała się kolejnymi gwałtownymi ruchami bioder. Jeszcze, jeszcze, jeszcze… coraz mocniej i szybciej. Aż eksplozja doznań wstrząsnęła ich ciałami.
Kathil z jękiem opadła na Jaegere wtulając się w niego,wciąż rozedrgana echem spełnienia. Po omacku poszukała jego ust. Pocałowała go z uśmiechem.
-Mmmmm to … - skubała lekko jego nabrzmiałe wargi - ….gdzie skończyliśmy? - spytała ze śmiechem.
- Na kąpieli i olejkach…- wymruczał i pocałował delikatnie usta kochanki, leniwie wodząc czubkami palców po jej lekko wypiętych pośladkach.- Ale chyba teraz moja kolej. Powinienem wymasować ciebie.
- Myślisz - podniosła jego dłoń do ust i pocałowała wnętrze nadgarstka - że te twarde, męskie dłonie mogą równać się z moimi? - zapytała drażniąc się z nim niby to poważnym tonem - Chyba zdajesz sobie sprawę, że zasługuję wyłącznie na to co najlepsze. - dorzuciła skubiąc zębami jego kciuk.
- Cóż… obawiam się że kobiece dłonie, wymagały by całej kobiety. Może następnym razem załatwię nam pomocnicę do zabaw.- zażartował Jaegere i dodał łobuzerskim tonem.- Niemniej myślę, że będziesz z mego masażu zadowolona.
- Chcę brać udział przy wyborze pomocnicy - zaśmiała się Kathil - No dobrze… - podniosła się z niego i wstała - skoro Ty chcesz poddać mnie testowi, to ten masaż będzie testem dla Ciebie. - zaśmiała się i uciekła ze śmiechem na łóżko. Ułożyła się na nim na boku, przyjmując kuszącą pozę. Jedną z tych, których nauczyła ją ciocia i jej ...specjalistki.
Niewątpliwie takie widoki potrafiły ożywić “węża” półelfa, który podchodził do niej z rozpalonym spojrzeniem i z wtartymi w dłonie olejkami.
-To wolisz położyć się na brzuchu, czy na plecach?- zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
Kathil przetoczyła się na brzuszek, przyciskając górną połowę ciała do łóżka i wypinając pośladki nieco w górę, z jednocześnie ugiętą w kolanie nogą.
- Hmmmm myślę, że tutaj czuję mniej napięcia... - poruszyła biodrami na boki i
przewróciła na plecy. Ugięła nogi w kolanach i przesunęła dłońmi po piersiach - ...niż tutaj. Możesz coś poradzić na to? - popatrzyła z napięciem na kochanka.
- Postaram się …- mruknął łakomie wpatrując się w krągłości jej piersi. Był już całkiem pod wpływem pokus jakie przed nim roztoczyła. Dłonie mężczyzny spoczęły na jej piersiach ugniatając i masując. Miał twarde i męskie dłonie… więc nie starał się być delikatny, acz czuła jego dotyk bardzo intensywnie, a potem nachylił się by i wargami dopieścić krągłości jej biustu.
Jej ciało wiedzione instynktem odpowiadało na jego dotyk i pieszczoty. Kathil czerpała rozkosz z dotyku ust i języka doświadczonego kochanka. Poczuła w podbrzuszu narastające ciepło.
- Jaegere… - wymruczała jego imię, jej dłonie nie pozostawały leniwe i błądziły po tych fragmentach ciała mężczyzny, których mogła dosięgnąć. - Jest jeszcze...och…. jedna sprawa - oderwała jego głowę od swego ciała. Spojrzała zamglonym pożądaniem wzrokiem w jego oczy i przyciągnęła jego twarz do swojej. - Potrzebuję twej pomocy w dyskretnej sprawie - mówiła szybko, ciężko oddychając. - Czy możesz dowiedzieć się wszystkiego co możesz na temat ostatnich lat życia Condrada Vandeycka? - poprowadziła jego dłoń ku swemu podbrzuszu. Chciała znowu poczuć jego dotyk na swej kobiecości.
Pragnienie wygrywało z rozsądkiem u obojga. Półelf całując szczyty jej piersi mruknął.- To da się załatwić… nie za szybko… ale da.
Natomiast coś innego dało się załatwić szybko. Jaegere stanowczo sięgnął do jej bramy kobiecości i podbił jej ciało. Tu duże silne palce półelfa były zaletą, czuła je wyraźnie, tak jak stanowcze ruchy jego dłoni… rozpalające ogień w jej ciele. To były bardzo intensywne negocjacje.
Kathil spędziła z Jaegere sporo czasu dając i odbierając rozkosz. To było … uzależniające. Pragmatyzm Kathil przekonał ją jednak, że to jedynie zwykłe, posypialniane uczucie. Zaczekała aż wyczerpany i spełniony mężczyzna zapadł w półsen i cichutko ubrała się, by wyślizgnąć się z Błękitnej Komnaty.
Był już prawie poranek, łatwo było się zapomnieć przy dobrym kochanku. W ogóle nie poczuła upływu czasu. Ale teraz czuła głód. Nie było sensu opuszczać stolicy, wszak pełno było karczm w których mogła coś zjeść, no i miała interesy do załatwienia.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-12-2015 o 09:32.
corax jest offline  
Stary 24-11-2015, 14:01   #14
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Po upojnej i wyczerpującej nocy, Kathil miała przed sobą równie wyczerpujący dzień.
Pierwsza na liście była Ciocia Mea. Pożyczka pierścienia zaręczynowego - bez tego małego atrybutu “miłości”, prawdziwe zaręczyny się nie obędą. Poza tym chciała zapowiedzieć dobrą wiadomość o dodatkowych atrakcjach, które wynegocjowała - na samo słówko niewielki uśmiech wypełzł na jej buzię - z Jaegere.
Wpadła jak burza do siedziby Mei i w kilku zaledwie zdaniach wyjaśniła sytuację z niewolnicami. Przyjęła zamówienie na 6 niewolnic wedle ściśle określonych wymogów. Po czym jakgdyby nigdy nic spytała o możliwość pożyczki pierścienia, oczywiście tymczasową. Przy okazji rozmowy przekąsiła również szybkie śniadanko i popiła doskonały napar odnawiający energię. Na koniec, ucałowała cioteczkę i uciekła, by biec dalej. Suknia ślubna, szaty dla Ortusa, kleryk, przysięgi i w końcu powrót do posiadłości. Tutaj musiała się pilnie rozmówić z Ortusem. Ah i wysłać umyślnego do Jaegere z potwierdzeniem zamówienia.
Podjadając smakołyki przyszykowane na południowy posiłek przez panią Percy, Kathil usiadła obok Ortusa w jego komnacie.
- Tutaj pierścień. - podsunęła mu niewielkie puzderko. - Myślę, że ślub należałoby
załatwić jutro rano, tuż po przyjęciu. Będzie wyglądać naturalnie, gdy młodzi nie mogą się doczekać spędzenia ze sobą każdej chwili. - uśmiechnęła się ciepło do młodego mężczyzny. - Załatwiłam kleryka oraz przysięgi. Na świadków weźmiemy moją cioteczkę i Logana lub jednego z obecnych gości. - spojrzała na Ortusa i podsunąwszy mu mu kawałeczek ciepłej bułeczki, opowiedziała o oczekiwanych gościach. Postanowiła go troszkę porozpieszczać, w końcu mógł czuć się mocno zagubiony w tym wszystkim. - Radziłabym też abyś podjął szkolenie w zakresie obrony i władania bronią. Logan może Cię szkolić. Co Ty na to? - podając mu kielich z lekkim winem przysunęła się do niego niby to przez przypadek, ocierając stopą o jego łydkę.
-Zgoda. Muszę uprzedzić, że nie radziłem sobie jak dotąd dobrze, ani z magią ani z walką.- zastrzegł Ortus przyglądając się pierścieniowi. Trochę speszony dodał.- Nie traktuj mnie jak dziecko… nie musisz mnie karmić.
Upił jednak nieco trunku z podanego mu kielicha.- Powinnaś mnie traktować jak mężczyznę. No…- oblizał wargi nerwowo czując dotyk stopy Kathil i ostrożnie ułożył swoją dłoń na jej udzie gładząc je delikatnie przez suknię.- ...jak prawdziwego mężczyznę.
Kathil pokiwała głową:
- Wiesz, dorośli mężczyźni też lubią być rozpieszczani i lubią, gdy kobiety robią
wszystko, by sprawić im przyjemność. - puściła do niego oczko z uśmiechem - Ale jak sobie życzysz. - przestała podsuwać mu kąski. - A co do nauki - przykryła jego dłoń swoją i popatrzyła w oczy - nie musisz być mistrzem, ale chciałabym mieć pewność, że będziesz w stanie się obronić. Chodzi mi o Twoje bezpieczeństwo, Ortusie. - pogładziła go po policzku - Rozumiesz?
- Tak. Rozumiem. - mruknął Ortus zaczerwieniony na twarzy wpatrując się w oczy Kathil- A jak… mężczyźni rozpieszczają… kobiety?
Kathil roześmiała się lekko:
- Szybka zmiana tematu, mój miły, co? - rzuciła mu spojrzenie i spoważniała - To zależy. Od tego czy faktycznie im na kobiecie zależy, czy tylko chce ją posiąść dla kaprysu.
- Wypadałoby żeby mi zależało, prawda?- mruknął Ortus, po czym westchnął.- Pewnie pięknymi sukniami, klejnotami i innymi zakupami. A może jeszcze wiersze… i róże… czy może to działa tylko na młódki?
-To działa na wszystkie kobiety - uśmiechnęła się - kobiety lubią takie gesty. Ale to tylko piękna otoczka. Aby prawdziwie uwieść kobietę, musisz pokazać jej i sprawić, że tylko ona się liczy. Nie słowami ale gestami, zachowaniem, spojrzeniem. Że to ona jest najpiękniejsza, najważniejsza, najmądrzejsza. Wtedy nawet najbiedniejszy i najbrzydszy mężczyzna staje się upragnionym księciem dla kobiety i wtedy... może znaleźć klucz do jej serca. Wykorzystać to dla swoich celów. - Kathil nie była pewna czy Ortus jest przekonany jej słowami. - Obserwuj dzisiaj ciocię Meę, zobaczysz, o co mi chodzi.
- Nie boisz się że znajdę klucz do twojego? Wyraźnie mnie nie doceniasz.- odparł z ironicznym uśmiechem młodzian i zamyśliwszy się spytał.- Ale dlaczego mam obserwować kobietę, nie powinienem raczej jakiegoś mężczyznę i od niego uczyć się… sztuczek.
Kathil odstawiła swój kielich i ujęła twarz Ortusa pod brodę:
- To nie jest pewność siebie i brak doceniania Ciebie - wpiła się spojrzeniem w jego
oczy - Powiedziałam Ci, że chcę mieć pewność, że dasz radę się obronić. Próbuję dać Ci broń do ręki. - zbliżyła swoje usta do jego - Spróbuj mnie pocałować tak, aby mnie przekonać, że tylko ja jestem najważniejsza. - chwilowo odsunęła kwestię drugiego pytania.
Drżał... czuła to, oddychał szybko. Spoglądał w jej oczy przybliżają twarz. Pocałował, zrazu niepewnie. A potem desperacko wbił swe usta w jej wargi całując namiętnie i drapieżnie. Jego dłoń wbiła się palcami w jej włosy burząc fryzurę, gdy przyciskał jej twarz do swojej zachłannie smakując wargi w tym pocałunku. Brakowało mu techniki, brakowało doświadczenia. Ale zapału… miał w nadmiarze.
Pozwoliła mu na twarde i niemalże brutalne pocałunki, lecz po chwili odsunęła go delikatnie.
Przesunęła palcami po swych wargach i powiedziała nabierając powietrza:
- Teraz wiem, że bardzo chcesz poznać tajniki kobiecego ciała. Ale czy akurat mojego? Jeśli chciałbyś poznać sekrety mojego ciała przełożyłbyś moje potrzeby nad swoje. Spróbuj jeszcze raz. Powoli, zacznij delikatnie i stopniowo postępuj dalej, słuchając tego jak reaguję. - zbliżyła twarz ponownie do jego i delikatnie, czule pocałowała młodzika.
Ortus zachłannie pocałował, tym razem jednak starając się być delikatny i jednocześnie zsunął dłoń niżej, niemal z chłopięcą ciekawością masując i ugniatając pierś Kathil… oddawał się rozkoszom pocałunku ostrożnie… jakby była z porcelany.
- Będziesz moją żoną… nie wiem jak to będzie po nocy poślubnej między nami, ale… chcę by pierwszy raz był niesamowity. Dla ciebie też.- mruknął zawstydzony.- Chcę byś… no… była dumna z męża.
Kathil oparła czoło o czoło Ortusa i pogładziła go po szyi zostawiając delikatne pocałunki na jego policzku:
- Ortusie, może to moja naiwność przemawia przeze mnie, ale chciałabym mieć w
Tobie wspólnika. Nie chcę, żebyś traktował to małżeństwo jak kolejne więzienie. Chcę, żebyś zaznał szczęścia i spełnienia jako mężczyzna. - Kathil tkała cieniutką pajęczynę uwodzicielki. - Co myślisz?
- Nie uważam… tego za więzienie.- wymruczał cicho Ortus z dłonią nadal pieszczącą jej pierś i przyspieszonym oddechem.- Gdyby było inaczej… to bym się nie zgodził. Wspólniczko. Ale w końcu to tylko interes między… nami. Wiesz… dobrze.. czujesz, że uważam cię za bardzo atrakcyjną… kobietę.
- Jeśli wolisz postrzegać to jako interes - Kathil przesunęła dłonią po jego udzie w pieszczotliwym geście - i jeśli tak Ci wygodniej, nie mogę Cię zmusić do niczego innego. - dodała spuszczając skromnie powieki. - Co nie znaczy, że nie możemy się o siebie nawzajem troszczyć, prawda? - przesunęła dłoń na podbrzusze, omijając jednak okolicę krocza Ortusa. - Chyba, że tego nie chcesz. - odsunęła się całkiem od niego i wstała.
- Nie.. nie… nie… chcę.- zerwał się nagle i chwycił ją w pasie od tyłu dociskając zaborczo do swego ciała. - Przecież będziemy… małżeństwem… będziemy blisko… zwłaszcza w nocy.
Jego szept słyszała tuż przy uchu, potem zaczął całować policzek Kathil a następnie wiedziony instynktem szyję. Był bardzo podekscytowany, co Wesalt czuła ocierając się o niego pośladkami. Noc poślubna zapowiadała się na intensywną.
Kathil pozwoliła mu na odrobinę pieszczot - dość aby jego ciało i umysł zapałały ogniem pożądania i zauroczenia nią. Oderwała się od niego i położyła mu palce na ustach powstrzymując od dalszych pocałunków.
- Ortusie, zaczekajmy do nocy poślubnej, dobrze? - poprosiła cicho.
- Stawiasz twarde warunki, wspólniczko.- odparł z przekąsem młodzian, ale z kwaśnym uśmiechem na twarzy ustąpił.
- Odpocznij przed przyjęciem. Pomyśl też nad oświadczynami. - uśmiechnęła się do niego, nagradzając go przepięknym uśmiechem - Zobaczymy się nieco później, mój przyszły mężu. Ach i wybierz, czy wolisz tę komnatę czy jakąś inną na naszą wspólną sypialnię.
-Jakieś konkretne życzenia na oświadczyny?- spytał rozglądając się po komnacie.- Nie wiem… lepiej ty wybierz komnatę dla nas. Dla mnie wszystkie są takie same. Przywykłem do spania na ławie z siennikiem. Bo takie takie są łoża klasztorne dla skrybów.
- Jeśli chcesz zatrzymać tę komnatę dla siebie, to możemy wybrać pokój pośrodku - między Twoją komnatą, a moją. - uniosła kokieteryjne brew - w ten sposób, oboje będziemy mieć tak samo blisko. - uśmiechnęła się i furknęła do drzwi ze śmiechem. W końcu nie była starą matroną, lecz młodą kobietą i rozkoszowała się swą młodością. - To do zobaczenia - puściła mu wesoło całusa zamykając za sobą drzwi.


Kathil krążyła po sali witając kolejno przybywających gości. Sprawdzając, czy przekąski są dostępne i czy wszyscy mają dość napitków. Szczególnie ucieszyła ją wizyta pary starszych krasnoludów. Niezwykle lubiła tę parę. Przedstawiła również młodą “Emilię” Wiligianowi i pozwoliła jej się nim zająć. Przedstawiała zebranym Ortusa, wpadła w przyjacielskie zadłużenie u Yorrdaha za wdowę Achminę i powoli zaczynała się lekko rozluźniać i wpadać w wesoły nastrój. Właśnie nabierała oddechu by rozpocząć wesołe przekomarzanie się z Peddyrem i stojącym obok niej Ortusem, gdy muzyka raptownie zamilkła a gwałtownie otwarte drzwi odbiły się z echem od ścian. Odwróciła się i zmarła na ułamek sekundy… Condrad… Rzuciła szybkie spojrzenie na Ortusa i ciocię Meę i nabrała głębokiego oddechu.
Ciocia zreagowała natychmiast dając znak orkiestrze do podjęcia muzyki.
Zebrała suknię w dłonie i ruszyła ku wielkiemu mężczyźnie. Na twarzy pojawił się ciepły, gościnny uśmiech. Szumiąc suknią, wyciągała obie dłonie do mężczyzny:
- Condradzie… jakże miło w końcu poznać mężczyznę z obrazu. - podniosła głowę wysoko by móc patrzeć mu w twarz i dygnęła zgodnie z etykietą.
- Z pewnością byłem ci niespodzianką, tak jak twoje zaproszenie dla mnie. - odparł uprzejmym głosem i skłaniając się dwornie i wyciągając dłoń ku niej, by podała mu swoją do pocałowania.- Zdradzisz może, czyj to język był tak długi? Chciałbym mu osobiście podziękować za to.
Kathil wsunęła swą dłoń w jego i lekko przytrzymując się jej podniosła z dygu. Gdy złożył pocałunek przykryła jego dłoń, swą drugą dłonią i przytrzymała nieco dłużej.
- Och, nie martw się drobiazgami. Ważne, że jesteś cały i zdrowy. Długo zabawisz w
okolicy? - dodała unosząc lekko brwi i wsuwając dłoń pod jego ramię poprowadziła go przekąsek i napitków. - Czego się napijesz?
- Rozczaruję cię pewnie, ale zamierzam ostać się na stałe. Wrócić na łono… rodziny.- mruknął znacząco Condrad zerkając na atrybuty kobiecości Kathil, co dało jej podejrzenie że mógł mieć podobny plan co ona. Opleść sobą młodą wdówkę i wymusić małżeństwo.i dodał.- Taka młoda wdowa wymaga opieki, tym bardziej w obecnej chwili. Przyszłość Vandyecków musi być zabezpieczona.
Wesalt udała, że nie dostrzegła spojrzenia i zerkania Condrada na dekolt. Nie dla próżności założyła nisko wycięty gorset ciasno opinający i podkreślający jej biust i wąską talię. Z jego wzrostem zerkanie ukazywało znacznie więcej niż niższym mężczyznom.
- Opieki? Całkiem nieźle sobie radzę do tej pory. - stwierdziła ale udała, że się
namyśla - Ale może jest coś w tym, abyś pomógł mi swymi talentami rozwijać fortunę rodową. - podała mu kielich wina, które nalała sama. Nalała je oczywiście tak, aby parę kropel pociekło po zewnętrznej stronie. Otarła je palcem, który następnie lekko i dyskretnie oblizała - Mmm doskonały rocznik - mruknęła cicho i całkiem dwuznacznie.
Upił powoli wino wpatrując się w jej oczy. Był… twardy. W wielu znaczeniach tego słowach. Choć niewątpliwie budziła jego zainteresowanie w dolnych partiach ciała, zachował zimną głowę mówiąc.- Oczywiście… ale radzisz sobie ledwie od ilu… od roku? Nie tak dawno chroniła cię żałoba, ale musisz przyznać że jesteś łakomym kąskiem. Poza tym.. to mój ród i poniekąd moja fortuna, Kathil. Wychodząc za mąż za mojego bratanka sama oddałaś się pod moją opiekę.
- Condradzie - nachyliła się nieco ku mężczyźnie - jeżeli chcesz kontynuować naszą
rozmowę, przejdźmy do palarni? Tam są przyjemniejsze warunki do takich dyskusji. Co Ty na to?
- Zgoda…- rzekł mężczyzna, acz wtedy kolejna osoba weszła do sali balowej zakłócając na moment ich rozmowę. Nie był to na szczęście Sergow Merske. A jedynie baronessa Owena Goldswern, której kreacja rywalizowała ze strojem Kathil jeśli chodzi o głębię dekoltu. Cóż… pewnie Owenie znudziło się wdowieństwo.
Od razu zauważyła Condrada i uśmiechnęła się zalotnie. Była bardzo bogata i zdecydowanie nie musiała się kierować przy wyborze kandydatów ich bogactwem.
- Przepraszam na moment - Kathil ponownie uniosła głowę do mężczyzny.
Pożałowała, że nie założyła nieco wyższych obcasów. - Pójdę przywitać baronessę. Chyba, że masz ochotę mi towarzyszyć? - w duchu zaczął jej się jawić plan.
- Nie bardzo… Obecnie wolę nie rzucać się w oczy.- odparł Condrad.
Kathil zaśmiała się dziewczęco:
-To raczej niemożliwe - mierząc jego wielką postać od dołu ku górze. - Zaraz wracam. - ruszyła ku baronessie z kielichem musującego wina.

- Baronesso! Wspaniale wyglądasz! Co za doskonała przemiana! - wykrzyknęła z uznaniem.
- Ach… moja droga, co za niespodziewane przyjęcie. Co to za okazja? Nie miałam nawet czasu zakupić nowej sukni.- rzekła Owena nachylając się i dając czule całusa najpierw jeden potem w drugi policzek Kathil.- Powinnam się obrazić, że dałaś mi tak mało czasu na odpowiednie przyszykowanie się. I widzę same nowe twarz… w tym dwóch… przystojniaków.-wskazała palcem najpierw na Yorrdaha, a potem na Condrada.
- Wybacz mi, moja droga Oweno! - Kathil nadstawiła dzióbek do pocałunków, odwdzięczając się tym samym. Nachyliła się do baronessy:
- Polecam dojrzalsze okazy, moja droga. To Condrad, stryj mego męża nieboszczyka. Właśnie powrócił, przyjęcie powitalne. Sama nie miałam zbyt wiele czasu, widzisz, że również musiałam zadowolić się ledwie tą suknią. Znasz pozostałych gości, rozgość się. A ja przyprowadzę Ci Condrada niedługo. - mrugnęła do niej znacząco. Wróciła do Condrada rzucając cioci spojrzenie, aby zajęła się przyjęciem podczas jej nieobecności.


- Pamiętasz jeszcze drogę do palarni, Condradzie? - zapytała z niewinnym
uśmiechem prowadząc go za sobą. Wykorzystała ten moment by zakręcić kusząco biodrami i wprawić suknię w hipnotyczny ruch. Otworzyła podwoje pokoju i przepuściła mężczyznę.
- Życzysz sobie cygaro? - otworzyła pudełko tuż na wysokości krawędzi gorsetu i
wpatrzyła się w niego.
- Wolę fajki… ale skorzystam.- uśmiechnął Condrad biorąc cygaro w dłoń i przesunął jego czubkiem pomiędzy krągłymi piersiami dziewczyny.- Poznaję niektóre z twych sztuczek. W Turmish widziałem takie kusicielki. Acz przyznaję.. ty jesteś w tym znacznie lepsza.
Kathil zamknęła pudełko z głośnym kłapnięciem powieki o dno.
- Condradzie… - zbeształa mężczyznę i odwróciła się by odłożyć cygara. - Usiądź
proszę - przykucnęła przy fotelu i … obcięła czubek cygara gilotynką, wpatrując się mu bezczelnie w oczy. Usiadła na pobliskim fotelu.
- Cóż… nie mów mi że jestem pierwszym mężczyzną, który próbuje pogrywać na własnych zasadach. I nie mów mi, że lubisz takich potulnych i grzeczniutkich…- uśmiechnął się bezczelnie siadając z lekkim rozkrokiem.- Nie jesteś taka potulna na jaką pozujesz, prawda?
- Nasze preferencje nie mają tu chyba za wiele do rzeczy, czyż nie? - nagle zrobiła się chłodna, nie chciała aby poczuł się zbyt pewnie - Mówimy wszak o interesach. - podała mu zapaloną długą zapałkę, do odpalenia cygara. - Wspomniałeś o zabezpieczaniu rodu i jego świetności. Jak więc to widzisz dokładnie? Ożenek, dziedzic, Ty nieobecny, ja grzecznie czekająca na twój powrót? - patrząc niby na swe dłonie ułożone na udach, obserwowała spod rzęs jego mowę ciała.
- Och doprawdy, to takie proste. Odrzucić własne gusta i preferencje? Może za pierwszym razem, za drugim… ale nie wiecznie. Czasami interesy nie są tylko prostymi negocjacjami. Nie, gdy wchodzą w drogę kwestie… wychodzące poza pieniądze. Na przykład… to. - wskazał dłonią Condrad na salę w której się znajdowali.- To musi pozostać w rodzinie Vandyecków. A ja zamierzam pozostać tutaj, być twoim.... stróżem i opiekunem. I zająć się budową potęgi rodu. Bratanek.... cóż, liczyłem na więcej. Nie dość, że przetrwonił większość majątku, to nawet jednego dzieciaka nie potrafił spłodzić.- cały czas jego mowa ciała mówiła o zrelaksowanaiu. Palił powoli cygaro rozwodząc się nad przyszłością rodu.- A ty… nie jesteś osóbką grzecznie czekającą na powrót.
Zerknął na głęboki dekolt Kathil, czując przy tym narastające pragnienie którego nie dało się zgasić winem.- Ty jesteś częścią rodu, jego zasobem. Tak jak i ja… nie myśl sobie, że się wynoszę jak jakiś głupi tyran.
- Cele mamy takie same. Też chcę rozwinąć ród, zasoby i sławę i ciężko na to pracuję odkąd Cristobal… - zamrugała jakby walczyla ze łzami - okazał się nieco innym mężczyzną. Ale… - zawahała się patrząc niepewnie na Condrada. - Musisz przyznać, że w proponowanym układzie, Ty zyskujesz znacznie więcej niż ja. Pozwolisz mi prowadzić własne interesa?
- Jak właściwie skończył mój bratanek?- zapytał zaciekawiony Condrad wyraźnie się nad czymś zamyślając. I mimowolnie gapiąc się w dekolt kobiety.
- Zginął w całkiem bezsensowny sposób. Zaszarżował na dzika na polowaniu. Niestety przeliczył siły na zamiary. - Kathil pokręciła głową.
- I to nie wydało ci się nic a nic podejrzane?- zamyślił się Condrad. Wypuścił dymka i pogłaskał Kathil po głowie.- Zmieniłaś ochmistrzynię. Więc powiedz tej nowej, by przygotowała dla mnie pokoje pod starym obserwatorium. Kiedyś należały do mnie. Zajmę się twoim… rodowym majątkiem. Muszę przejrzeć księgi, komu i za ile odsprzedano ziemię. Nie zamierzam cię więzić i możesz snuć dalej swoje flirty i gierki, ale czas bym przejął stery nad naszą wspólną przyszłością. W końcu cele mamy te same.
- Oczywiście, że zmieniłam. Poprzednia służba po pierwsze kosztowała więcej a robiła mniej a po drugie plotkowała i roznosiła informacje. - wzruszyła ramionami Kathil pozwalając mu na lekką pieszczotę - Podejrzane? Przeprowadzono całe śledztwo i przesłuchano świadków. Po co ktoś miałby zabijać jedynie Cristobala? No chyba, że byłeś to Ty - pokręciła głową unosząc brew i przesuwając głowę tak, by jego dłoń ześlizgnęła się po jej delikatnym, gładkim policzku.
- Nie wiem. Wiem natomiast, że był milutkim delikatnym dzieciaczkiem. Ślicznym, ale niezbyt… wdał się za bardzo w matkę, która go z resztą rozpieszczała. Ktoś taki nie poluje zwykle na dziki.- pieszczotliwie muskał jej policzek, wracając do tematu obecnej ich sytuacji.- Nie wątpię, że musimy się wpierw dotrzeć, ale ostatecznie… przywykniesz do męskiej obecności w tym domu i wypracujemy… odpowiednie relacje między nami.
- A co ja z tego będę mieć? - uniosła twarz niby w dumnym geście, ułatwiając jego palcom dostęp do jej szyi.
- A co niby chcesz mieć?-delikatnie powiódł dłonią po szyi i mruknął.- Usiądź mi na kolanie.
Kathil wstała z krzesła, na którym siedziała i stanęła obok fotela zajmowanego przed Condrada.
- Jeszcze nie jesteśmy małżeństwem, a Ty już wydajesz mi rozkazy? - spojrzała z góry na mężczyznę.
- Ach… gdzie znikła twoja potulność?- zaśmiał się Condrad i zaciągnął dymem z cygara.- Nadal nie powiedziałaś, co właściwie chcesz mieć.
- Zapewne tam, gdzie Twoje dobre maniery - uśmiechnęła się do niego - Nie chcę stać z boku, chcę brać czynny udział - teraz ona pogłaskała Condrada po głowie i twarzy naśladując jego wcześniejsze gesty - chcę wiedzieć o planach i wynikach działań. Już jeden Vandeyck ukrywał przede mną swe prawdziwe życie. - wpatrzyła się w usta mężczyzny.
- Uważaj… bo możesz przekroczyć bramę, za którą nie ma odwrotu.- odłożył cygaro na stolik i położył palce na jej ustach. Przesunął powoli opuszkami po jej wargach.- Tam gdzie zaczynają się moje interesy… i moja rola, tam nie ma miejsca na dobre maniery.
- Impas zatem? - spojrzała na niego jakby z żalem i uchyliła lekko usta, oblizując je czubkiem języka.
- Gdybym powiedział wszystko od razu…-wsuwając delikatnie palce do jej ust obserwował ją z uśmiechem.- … to by nie zostało nic na kolejne noce, prawda?
Palce drugiej dłoni musnęły piersi tak kusząco bliskie.- Po kolei… krok po kroku, zanurzysz się w mój świat. Krok po kroku, posmakujesz… czegoś czego pewnie nigdy nie miałaś okazji poznać. Kogoś, kto potrafiłby cię zdobyć i uzależnić od siebie. Nie byłaś w takiej sytuacji jeszcze co?
Kathil posłusznie otoczyła ustami czubki jego palców, językiem pieszcząc opuszki i słuchając przemowy Condrada. Pod koniec jednak ugryzła go aż syknął z bólu. Ujęła jego dłoń w swoją i z leciutkim cmoknięciem wysunęła palce ze swoich ust.
- Jeśli szukasz kogoś do złamania i ujarzmienia, to nie jestem zainteresowana. - odsunęła się od niego. - Dzisiejszą noc możesz pozostać - dodała unosząc głowę - później poszukaj innej siedziby - wyzywała go, prowokowała go z premedytacją, nadal grając na jego uczuciach.
Condrad wstał powoli i spojrzał na nią z góry. Uśmiechnął się drapieżnie.- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Boisz się, że gdy będę blisko, twoja maska twardej, niezłomnej wdówki pękłaby?
Spojrzał w oczy Kathil dodając.- Błąd w strategii moja droga. Odsuwając mnie od posiadłości, stracisz mnie z oczu. I nie będziesz mogła pilnować moich kroków. Naprawdę będziesz spokojnie sypiała wiedząc, że ja jestem tam gdzieś?
Kathil podeszła do niego, wzięła jego ramiona i otoczyła nimi swą wąską talię, wtulając się lekko w wysokiego mężczyznę:
- A Ty? Nie będąc pewny co robię, z kim nawiązuję kontakty, z kim dochodzę do
porozumienia, komu oddaję resztki majątku? - mruczała, kładąc dłonie płasko na jego piersi.
Dłonie mężczyzny pochwyciły za pośladki kobiety, delikatnie masując i dociskając Kathil do swego ciała. Cmoknął delikatnie ucho Wesalt mrucząc.- Myślisz że przypłynąłem do Sembii na ślepo? To dość… naiwne podejście. Skąd wiesz, że… nie mam oczu, które obserwowały cię od kilku ostatnich miesięcy?
Kathil zaśmiała się wesoło unosząc roześmianą buzię ku jego twarzy:
- Tak zazwyczaj postępujesz z kobietami? Próbujesz zastraszyć, wprowadzić w stan podejrzliwości i wykorzystać ich nagłe, niezamierzone postępowania po Twoich awansach? Proszę, - pogładziła go po policzku, przesuwając palcami po jego dolnej wardze. - wyprawiam przyjecie na Twe powitanie, nie traktuj mnie jak głupiutkiej gąski. Oferowałam Ci współpracę… na wszystkich polach - zsunęła dłoń na jego twardniejącą męskość dociskaną do jej brzucha - i z chęcią będę się od Ciebie uczyć. Jeśli jesteś zainteresowany, to wystarczy to przyznać… Condradzie - wyszeptała wspinając się na paluszki, z dłonią wciąż błądzącą po jego kroczu.
- Igrasz z ogniem, Kathil.- wymruczał cicho Condrad poddając się pieszczocie jej palców. Drapieżnie masując pośladki kobiety, lekko podciągając jej suknię.- Współpraca brzmi obiecująco… zwłaszcza współpraca z uczennicą… prawda?
Po czym dodał poważnym tonem.- Twoja propozycja jest interesująca, acz nie sądzę, byś kiedykolwiek wcześniej spotkała takiego mężczyznę jak ja.
- A Ty spotkałeś wiele kobiet jak ja? - popatrzyła równie poważnie na niego, opadając
na Condrada niemal całym ciężarem ciała i tym samym popychając go nieco plecami na ścianę.
- Musiałabyś nieco więcej odkryć… przekonamy się z czasem jak bardzo jesteś wyjątkowa. I kto zwycięży w tej… rozgrywce… między prześcieradłami.- mruknął Condrad nachylając się i ustami wodząc po szyi Wesalt i podciągając nieprzyzwoicie jej suknię.
Kathil zacisnęła dłoń nieco mocniej i gwałtownie się odsunęła, lekko uderzając jego dłonie.
- Czas wracać do gości, Condradzie. Już i tak spędziliśmy zbyt długi czas na
osobności.- poprawiła suknię i fryzurę. Poprawiła nieco przekrzywione wiązanie krawatu mężczyzny. - Wrócimy do rozmowy nieco później? - dodała z uśmiechem. - Gotowy?
Condrad natomiast miał inne plany. Pochwycił ją drapieżnie w pasie przyciskając nagle, ujął władczo podbródek i pocałował namiętnie. Muskał przy tym jej wargi delikatnie i pieszczotliwie swym językiem. Całował dość długo, a potem wypuścił ze swych objęć.
- Pierwsza lekcja uczennico. Jeśli drażnisz tygrysa… przygotuj się na zadrapania.- rzekł na koniec i pierwszy ruszył do wyjścia.- Nie jestem pieskiem pokojowym, którego da się ugłaskać.
Kathil nie odezwała się na te słowa. Ruszyła spokojnie za Condradem z leciutkim uśmieszkiem błądzącym na jej ustach.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-12-2015 o 09:33.
corax jest offline  
Stary 24-11-2015, 14:06   #15
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Kathil z przyjemnością rozkoszowała się i wybornym jedzeniem i towarzystwem. Wiedziała nieco więcej jakim typem człowieka jest Condrad. Wymieniła kilka słów z Yorrdahem w celu ustalenia dalszych kroków. Chciała przekonać się czy magowi podoba się ofiara. Ułatwiłoby to jej życie chociaż w niewielkim stopniu. Zgodnie z ustaleniami narzeczoną Merske miała zajmować się pozostała część jej stałego zespołu. Kathil upewniała się, że sprawy idą w odpowiednim kierunku. Sergow choć skupiony na sobie, starał się być rycerski wobec swej towarzyszyki, a choć Yorrdah kręcił się wokół niego obsypując komplementami, to kupiec większe zainteresowanie okazywał wdowie Goldswern, co raniło miłość własną osobistego maga Kathil.
Kathil korzystając z okazji, poprosiła zatem wdowę na słówko.
- Oweno, mam wrażenie, że masz nowego wielbiciela. Myślę, że to doskonała partia. -
wyliczając zalety Merske - Zobacz jak się wpatruje w Ciebie. I całkiem słusznie, jesteś zdecydowanie bardziej apetyczna niż ta jego narzeczona. - zaśmiała się. Po czym z przyjemnością obserwowała jak Owena zarzuca swą sieć na lekko wstawionego kupca. Dała dyskretny znak Ashce aby powoli odciągała uwagę narzeczonej, dając wolne pole do popisu baronessie. Przy okazji rzuciła w okolicach Merske jakąś niedwuznaczną uwagę na temat majątku i bogactw Oweny tak aby wzbudzić i jego zainteresowanie wdową. Większe zainteresowanie niż jego własną narzeczoną.

Zgodnie z planem po drugim daniu, wniesiono desery. Kathil która szykowała się do występu, wpadła na Ortusa. W sali zapadła cisza. Umilkła nawet muzyka, wstrzymana gestem cioci Mei, która rzuciła Kathil podejrzliwe spojrzenie.
Ortus zbliżył się do niej na nieco sztywnych nogach do Kathil, poprawił kołnierzyk koszuli i klęknął przed “zaskoczoną” dziewczyną. Po czym drżąc zaczął recytować poemat.
- Ja, gdybym równie był panem wyboru,
I najcudniejsza postać dziewicza,
Jakiej Sune dotąd nie pokazała wzoru,
Piękniejsza niżli niebian oblicza,
Niżli sny moje, niżli poetów zmyślenia,
Niżli ty nawet... oddam ją za ciebie,
Za słodycz twego jedynego spojrzenia!
Ach, i gdyby w posagu
Płynęło za nią wszystkie złoto Sembii,
Gdyby całe królestwo Cormyru,
Oddałbym ją za ciebie!
Najmniejszych względów nie zyska ode mnie,
Gdyby za tyle piękności i złota
Prosiła tylko, ażebym jej luby
Poświęcił małą cząstkę żywota,
Którą dla ciebie całkiem poświęcam!-
sięgnął do kieszeni i wyjął z niej pierścionek zaręczynowy.- Baronesso Vandyeck… Kathil, czy zrobisz mi ten zaszczyt, czy… zrobisz… czy.. wyjdziesz za mnie?
Kathil wpatrzyła się w Ortusa z zaskoczonym wyrazem twarzy, przyłożyła dłoń do ust i … pokiwała twierdząco głową. Wyszeptała:
- Ta… - przełknęła i powtórzyła głośniej - tak! - podała lekko trzęsącą się dłoń młodzikowi, by
nasunął jej pierścionek na palec. Gdy się podniósł rzuciła mu się na szyję z radością śmiejąc się nieco histerycznie i ocierając łezkę spływająca po policzku. Dzięki bogom za szkołę cioci Mei! - pocałowała Ortusa tak, że zabrakło mu tchu i lekko zaczerwieniona i wtulona w niego, odwróciła się do zebranych gości, podnosząc dłoń z pierścieniem.
Rozległy się oklaski ze wszystkich stron, a potem pewnie sformuje się sznur kobiet by pogratulować jej narzeczeństwa. Lecz ten detal nie był tak ważny, jak reakcja Condrada. Ten uśmiechnął się kwaśno, ale uniósł kielich z winem w geście gratulacji.
Pełna emocji i zamieszania atmosfera, pozwoliła baronessie Owenie wyciągnąć nieco już podpitego Merske na bok. Zaś sama Kathil dała znak Ashce aby ta w odpowiednim momencie wypuściła narzeczoną na poszukiwania mężczyzny.
W między czasie zaś sama zajęła gości. Ucałowała narzeczonego i wyszła na środek sali balowej, dając znać muzykantom i rozpoczęła swój specjalny występ wodząc po zebranych, przechadzając się wśród gości a przy końcowych słowach
I am the voice of the future
I am the voice, I am the voice
I am the voice, I am the voice
podeszła do Ortusa, położyła mu dłonie na ramionach i zawiesiła wzrok na Condradzie.
Ten wpatrywał się w nią z kwaśnym uśmiechem. Gdzieś w jego oczach czaiło się pożądanie, ale pewnie na zimno kalkulował obecną sytuację. Nie wątpiła w to ani na chwilę. Nie wątpiła też, że zanim się rozstaną po przyjęciu czeka ją kolejna potyczka z Condradem.

Po zakończonym występie solowym zaprosiła Ashkę, cioteczkę, Emilię, wdowę Achminę na część taneczną i dała sygnał orkiestrze i rozpoczęły się tańce

Klasnęła w dłonie i zawołała do gości:
- A teraz tańce, aby uczcić odnalezienie się naszego drogiego Condrada! Aby uczcić mojego drogiego narzeczonego! Niech się leje wino! Niech muzyka gra do rana!
Zainicjowała zaśpiew tej piosenki, i poczekała aż Ashka i ciocia dołączą. Wraz z pozostałymi kobietami zaczęła tańczyć i klaskać. Prawdziwa w swej naturze barda, gestami przyzywała mężczyzn do dołączenia do kuszących ich kobiet i zabawy w tańcu i przy muzyce.
Tańce się rozpoczęły, Ortus oczywiście zagarnął do tańca Kathil, zaborczo trzymając ją w swych objęciach. Pasowało to do sytuacji… ale wyglądało zabawnie. Ortus starał się za wszelką cenę udowodnić, że jest dorosły i odpowiedzialny. Wiligian zaciągnięty na parkiet z trudem tańczył obejmując swą partnerkę, robiącą dobrą minę do złej gry. Notariusz był za sztywny, ale dziewczyna była profesjonalistką. I z fałszywym uśmiechem wesoło szczebiotała. W końcu nie była tu dla własnej przyjemności. Condrad trafił wpierw w ramiona cioteczki, a potem obłapił wdowę Achminę szepcząc jej coś do ucha. I pogrążając się z nią w cichej rozmowie. Hrabianka Morethain nie tańczyła najwyraźniej rozglądając się za narzeczonym i najwyraźniej martwiła się jego zniknięciem. Ashka pojawiła się koło dziewczyny kilka chwil po zakończeniu ostatniego tańca. Co przypomniało Kathil, by trzymać elfkę z dala na od Elise Morenthain, młodziutkiego niewinnego dziewczęcia. Akurat w guście Ashki. Wątpiła, by hrabia był zadowolony z uświadamiania jego jedynaczki.
Za sugestią elfki, hrabianka wyszła z sali balowej i po kilku minutach słychać był głośny dziewczęcy wrzask… pełen zgrozy.
Kathil ponownie pozostawiła przyjęcie w uzdolnionych rączkach cioteczki - co też by bez niej zrobiła? - oraz Ortusa, szepcząc mu do ucha, aby zajął się gośćmi i pobiegła unosząc wysoko suknię by ratować dziewczę przez niewątpliwym zagrożeniem… wraz z Loganem i Yorrdahem jako męskim ramieniem.
Elise! Elise? - nawoływała z nutką przestrachu w głosie. W końcu dopadła
dziewczęcia. W mgnieniu oka oceniła zaistniałą sytuację lecz udała, że nie zwraca uwagi na otoczenie. Wykrzyknęła z ulgą: - Elise, dzięki bogom jesteś cała. Co się sta….. - potoczyła spojrzeniem po scence biorąc dziewczę w ramiona i tuląc do siebie.
Owena.. właśnie ocierała usta chusteczką siedząc na kanapie wyraźnie speszona sytuacją i zniesmaczona pojawieniem się kolejnych widzów, dekolt jej sukni był obnażony, a duże pełne piersi naznaczone białymi plamkami. Sergow z trudem podciągając spodnie i nadal mając odsłonięty, nieco już oklapły oręż miłości tłumaczył się nerwowo.- Elise, kochanie… to nie tak.. spiła mnie i napadła…
-Sp… spiła…- obruszyła się baronessa wyraźnie obrażona.- i.. napadła… co to za kalumnie?! Sam wyraźnie nalegałeś!
Elise.. zaś nie słuchała nikogo próbując wyjść stąd jak najszybciej i uciec jak najdalej. Szlochała głośno i drżała.
Kathil zrobiła zszokowaną minkę i poprowadziła rozhisteryzowaną Elise z dala od zebranego, niewielkiego tłumku.
- Chodźmy, tutaj będzie spokojniej. - wprowadziła dziewczynę do oddalonego nieco pokoju i skinęła do Ashki aby wysłała umyślnego po ojca dziewczyny. - Zaraz przyjedzie Twój ojciec i zabierze Cię do domu. Sama bym Cię zawiozła, ale nie mogę zostawić przyjęcia - tłumaczyła gładząc dziewczynę po buzi i ocierając łzy. - Nie płacz, kochana, nie płacz. - zdawała sobie doskonale sprawę, że te słowa wywołają odwrotny skutek.
- Jak on mógł… a przecież mówił, że mnie kocha… że jestem ta… pierwsza, najważniejsza… jedyna…- rozbeczała się hrabianka głośno wtulając twarzyczkę w dekolt Kathil i mocząc skórę swymi łzami.- Mężczyźni to szuje.
- Ech kochanie - Kathil przemawiała ciepło - lepiej, że teraz poznałaś jego prawdziwe oblicze niźli po ślubie. - gładziła jej włosy i ocierała łzy - Jeszcze spotkasz takiego, co na Ciebie zasłuży. Już ciii, ciiichutko… - cmoknęła dziewczę matczynym gestem w czubek głowy. - Tak mi przykro, że dowiedziałaś się w taki sposób i przy tylu świadkach. - drążyła uczucie upokorzenia.
- Jak… on mógł. A tyle mówił o miłości… tak piękne.- Elise rozbeczała się bardziej.
- Ten… typek dopomaga się spotkania z narzeczoną.- rzekł Logan cicho wchodząc do pokoju.- Co z nim zrobić? Jest bardzo głośny.
- Wyproś go w przekonujący sposób. Już dość szkód narobił. Jeśli chce porozmawiać z Elisą będzie musiał pokazać się najpierw jej ojcu. - Kathil nadała swemu głosowi gniewny ton, ten z rodzaju słusznego gniewu za cały ród kobiecy. Przytuliła dziewczynę ochronnym gestem.
- Wątpię by to do niego dotarło.- mruknął cicho Logan i strzelając kostkami palców spytał.- Jak bardzo przekonujący ma być ten sposób? Bo słowami to chyba do niego nie dotrzemy. Yorrdah próbuje… bez skutku.
Kathil odsunęła nieco Elisę od siebie:
- Kochana, zostaniesz tutaj na chwilkę z panem Loganem? Ja zajmę się
awanturnikiem, abyś nie cierpiała jego wybuchów. Dobrze? Wracam za mgnienie oka.
- Loganie, zostań tu i przypilnuj by nikt niepożądany się wdarł i nie zakłócał spokoju biednej hrabianki.
- Ashkę też przepędzić?- zapytał Logan krótko.
Kathil wzniosła oczy ku niebu: - A jak sądzisz? - syknęła cicho by Elisa nie słyszała i ruszyła do Merske. Nie było trudno go znaleźć - wystarczyło podążać za wrzaskami. Podchodziła do niego od tyłu nucąc cicho melodię, którą grała jeszcze niedawno orkiestra, rozsypując powolutku ziarenka piasku zebranego z gabineciku, do którego wstąpiła po drodze. Podeszła w końcu do mężczyzny i ujęła go pod łokieć delikatnie acz stanowczo przytrzymując go wraz Yorrdahem, gdy osuwał się uśpiony. Pyskujący głośno z Yorrdachem Sergow nie zauważył nadchodzącej Kathil. A bardka nadchodziła w porę. Magowi zaczęły puszczać nerwy i był jedynie krok od poczęstowania jakimś zaklęciem prosto w twarz. Nie zauważył pieśni, ale jej efekt zwalił go na ziemię nieprzytomnego.
- Skąd ty bierzesz takich dupków, co?- burknął Yorrdach próbując podnieść nieprzytomnego Merske.
Kathil przywołała służących i zleciła wyniesienie mężczyzny do jego powozu i odesłanie do domu. Rozejrzała się szybko mając nadzieję, że Condrad nie stoi za rogiem z bezczelnym uśmiechem obserwując jej poczynania.
- Nie biorę, sami się pojawiają. Przepraszam i bardzo Ci dziękuję. Twoja pomoc jest nieoceniona, mój drogi. Nie wiem co bym bez Ciebie poczęła. - Kathil podziękowała “swojemu” magowi szczerze. - Porozmawiamy nieco później. Muszę wracać do hrabianki.
- Zawsze najgorsza robota… na moich barkach.- mag jęknął pod ciężarem Merske, którego podnosił.- Jak na takiego gadatliwego obiboka sporo waży. Zapewne przez to olbrzymie ego.
-Zaraz zajmie się nim służba, o zobacz już idą. Swoją drogą ćwiczyłeś coś ostatnio? Bo te barki i ramiona jakoś większe się wydają - połechtała jego ego i zamierzała furknąć z powrotem do Elisy, gdy zatrzymały ją słowa maga:
- Nie myśl sobie, że mnie tak łatwo udobruchasz. Jeden z twoich gości, jakiś podstarzały szlachetka szczypał mnie w zadek. - burknął czarodziej, a Kathil poszukała w pamięci osobę odpowiadającą temu opisowi. I pasował jej tylko jeden mężczyzna. Hrabia Dillion Pesidonswern… który przybył, gdy była zajęta zapoznawaniem się z Condradem.
- A co zrobisz z tym podstarzałym olbrzymem, z którym flirtowałaś w palarni?- zapytał Yorrdah mimochodem.
- To stryj Cristobala… przyjechał pomóc wzmacniać ród. Cóż innego miałabym robić jak tylko mu pomóc?
- Jak miło że się dogadujecie w rodzinie. - uśmiechnął się cyniczne mężczyzna, gdy służba zabierała uśpionego Merske.
- Rodzina przede wszystkim, nieprawdaż? - powiedziała Kathil z uśmiechem. - A co? Wpadł Ci w oko?
- Tylko mnie? Ubrać go bardziej odpowiednio… i… na ostrzejszą noc jest idealny. - mruknął Yorrdach uśmiechając się.- Czasami przyjemnie być po prostu branym w posiadanie przez dzikusa. Ten dreszczyk emocji.
- Myślę, że Owena i Achmina myślą podobnie. - zaśmiała się Kathil - Zarzucisz wędkę zatem? - uniosła brewki.
- Nie jest zainteresowany… niestety.- westchnął smętnie Yorrdach.- Już próbowałem.
- Przykro mi - pogłaskała maga po policzki i podkręciła mu wąsa - Ale niedługo masz urodziny, prawda? Przygotuję coś specjalnego. Na pociechę. - mrugnęła wesoło.
- Zgoda.- uśmiechnął się w końcu mag.
Kathil wróciła, aby oczekiwać na pojawienie się ojca Elisy i pilnować młódki. Nie musiała długo czekać, ojciec Elisy zjawił się wraz z matką zabierając swą pociechę do domu. A potem zostawił Kathil w dłoniach papier dłużny na załączoną sumę do zrealizowania w jednym z kantorów kupieckich stolicy. I dyskretnie podziękował za pomoc.
Po odłożeniu papieru do schowka i pożegnaniu hrabiego, Kathil mogła w końcu wrócić do gości. Sprawdziła przy okazji jak mają się sprawy z Oweną i czy przeżyła już niesłuszne oskarżenia o napastowanie Merske.
Pomyślała, że Owena i jej zasoby mogłaby stanowić niezły dodatek do rodzinnego majątku. Może sprzeda ten pomysł Condradowi? Owena była wszak nieco starsza od Kathil … i miała doświadczenia. Z tą myślą zajrzała do palarni sprawdzając jak bawią się panowie.
W palarni był tylko Condrad, Albarad Bikslin oraz hrabia Pesidonswern. Z czego Albarad jąkał się i dukał w obecności Condrada jak uczniak przed egzaminatorem. Condrad wspominał dawne relacje między ich rodami, co wyraźniej nie było w smak Bikslinowi, ale niczym królik pod wpływem wzroku węża… nie potrafił się ruszyć.
Kathil spytała jedynie:
- Czy wszystko macie, moi drodzy panowie? Przysłać służbę z napitkiem? - potoczyła
spojrzeniem po zebranych z czarującym uśmiechem.
- Tak… chętnie bym się napił czegoś… mocnego.- rzekł Albarad szybko z błagalnym spojrzeniem.
Kathil zrobiła tajemniczą minkę i ruszyła do stolika wcześniej już przygotowanego przez panią Percy.
- Jeśli coś mocnego, to służę uprzejmie - odsłoniła zastawioną tacę pochylając się nieco nad tacą, tyłem do mężczyzn. - Mam przygotowany przedni koniak z Aglarondu. - Kathil nalała 3 szklaneczki i podeszła do trójki serwując im napitek z uśmiechem.
Albarad wypił duszkiem, Dilion i Condrad aż tak się nie spieszyli.
- Długo cię nie było. Jakieś kłopoty?- zapytał Condrad, a Dilion wspomniał.- Owena przechodziła przez salę balową wściekła jak osa. Chyba już opuściła to przyjęcie.
Dziewczyna westchnęła:
- Złamane serce i pierwsze rozczarowania. - spojrzała szybko na Condrada tym razem bez zwyczajowej dla siebie kokieterii. - Będę musiała się z nią rozmówić - dolała Albaradowi kolejną porcję koniaku - Czy na coś jeszcze macie panowie ochotę? - powróciła do roli i minki dobrej gospodyni.
- Chyba nie sądzisz, że uwierzę iż ta egocentryczna primadonna ma serce.- wtrącił ironicznie Albarad.
A pozostali dwaj stwierdzili, że nic obecnie nie potrzebują.
- Albaradzie, to nie o nią chodziło, mój drogi. - popatrzyła na niego ze smutkiem i ruszyła do sali balowej - Wezwijcie służbę, jeśli czegoś będzie wam brakować, panowie.
Jakoś przez chwilkę czuła lekkie ukłucie współczucia dla biednej Elisy. Ale zdecydowanie lepiej dla niej, że dowiedziała się o naturze Merske. Cieszyła się, że pomogła i humor jej wkrótce wrócił.
Sprawdziła co dzieje się w sali balowej i ruszyła na ratunek Ortusowi.
- Jak się ma mój narzeczony? - szepnęła mu do ucha.
- Dobrze.. chyba.. myślałem, że nie zdołam nic wydukać… gdy klęczałem przed tobą.- odparł młodzian, poufale obejmując ją w pasie.- Co teraz?
- Przepiękny wiersz - uśmiechnęła się do niego zbliżając nieco swoja twarz do jego - jestem z Ciebie dumna. - powiedziała przykrywając jego dłoń swoją. - Teraz, pobawimy się jeszcze, a rano ślub. Chodź poprosimy moją ciocię na świadka. - pociągnęła Ortusa ku Mei.
- Tylko nie każ mi po tym tańczyć… Nogi mnie już bolą.- jękną cicho. Mea zaś dyskutowała z Wiligianem i Emilią. Choć bardziej z jego partnerką, a notariusz ograniczał się do uprzejmego potakiwania.
- Chodź, może załatwimy również męskiego świadka. A potem sobie usiądziesz, marudo. - dodała z lekkim, kpiącym uśmieszkiem. Widać po niej jednak, że droczyła się z narzeczonym.
- Ciociu Meo, Wiligianie, Emilio. Wybaczcie… Chcieliśmy prosić waszą dwójkę - wskazała lekko dłonią notariusza i krewną - na świadków. Ortus nalega na rychły ślub a ja nie jestem w stanie mu niczego odmówić - Kathil z uśmiechem spojrzała na Ortusa i położyła mu głowę na ramieniu.
-Oczywiście moja droga, byłabym zaszczycona … a ty Wiligianie?- rzekła z promiennym uśmiechem kobieta i zerknęła na notariusza.Ten zaś spytał.- Chyba bardziej by… Condrad pasował?
- O nie… lepiej nie.- zaprotestował Ortus.
- Condrad jest niezwykle zajęty i nie chcemy sprawiać mu zbyt dużo kłopotów. Zgodzisz się? Proszę? Możecie zostać na noc, ślub rano.
- A ja.. się boję sypiać sama. Może nasze pokoiki będą połączone, co?- zapytała cichutko “Emilia” wstydliwym tonem.
- No… tego… eee… no dobrze.- wydukał w końcu notariusz.
- Dziękujemy bardzo moi drodzy. Każę służbie przygotować pokoje zatem.

Gdy się nieco oddalili, Ortus mruknął cicho jej do ucha.
- Łatwo uwierzyć, że naprawdę chcesz tego ślubu ze mną. Jesteś bardzo wiarygodna. Nawet ja o tym czasem… zapominam. Że to przede wszystkim interes.
Popchnęła go w niewielki zaułek i pocałowała powoli i namiętnie:
- Bo chcę - przerwała na chwilę - i nie myśl o interesach. Ciesz się na myśl -
uśmiechnęła się diabelsko - na myśl co będzie po ślubie - pogładziła go po szyi. - Dobrze? - skradła mu kolejny pocałunek.
Ortus obrócił ją nagle, teraz ona znalazła się przyciśnięta do ściany i teraz ona poczuła namiętny pocałunek na ustach, potem szyi, dekolcie… znów na szyi. Całował ją szaleńczo… nie musiał mówić nic. Nie musiał niczego udowadniać słowami.
Kathil przytuliła się do niego i wsunęła dłoń w jego świeżo obcięte włosy, drugą przytuliła do jego pleców pozwalając mu działać. Nie za wiele jednak. Nie chciała zbyt wcześnie hm… spuszczać go ze smyczy.
Oderwała w końcu jego dłonie od siebie:
- Ortusie… - wyszeptała lekko zdyszana - … już niedługo. - ucałowała ponownie i odsunęła się.
- Łatwo ci to mówić…- mruknął młodzik ironicznym tonem głosu. A Kathil, czuła się rzeczywiście jak dziewica przed ślubem. Zabawna myśl.
- Nie... ale sam chciałeś by nasza pierwsza noc była specjalna. - podniosła jego twarz i zaglądnęła w oczy. - Prawda?
- Taaak… ale nasza pierwsza noc, może być dziś.- mruknął Ortus próbując się wykręcić.
- Chcesz być ze mną przed ślubem? - poszukała jego wzroku. - Już niedługo świta. Już niedługo będziemy małżeństwem. I wcale nie musimy czekać do zmroku. Proszę.
- Dobrze.- zgodził się potulnie Ortus i westchnął.- Zresztą pewnie oboje jesteśmy zmęczeni tym balem.
- Tak, był emocjonujący - zaśmiała się przytulając się do niego - chodź, jeszcze mamy sprawy do załatwienia z panią Bartolomeą.
Kathil pociągnęła Ortusa za sobą do ochmistrzyni. Niech się chłopak przyucza. Na wypadek, gdyby musiała wyjechać, będzie wiedział jak zając się posiadłością. Biedny Ortus nie zdawał sobie sprawy z planów Kathil. Kazała również przygotować wskazaną przez Condrada komnatę. Na jedną noc.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-12-2015 o 09:34.
corax jest offline  
Stary 24-11-2015, 14:12   #16
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Przyjęcie potoczyło się swoim torem i Kathil mogła się nieco odprężyć. Żegnała gości z ciepłym uśmiechem, chociaż sama leciała z nóg. W końcu nie spała równiez i poprzedniej nocy. Na koniec, gdy wszyscy goście zostali już ulokowani, odnalazła Condrada.
Ten szykował się już do snu, więc przyłapała go tylko w samych spodniach i z podłużnymi bliznami na plecach.
- Oh, wybacz - wycofała się, oceniając jednak blizny na jego plecach. - Wszystko jest
tak jak chciałeś? - spytała przez uchylone drzwi stojąc po drugiej ich stronie, w korytarzu.
- Jakoś przeżyję ewentualne niewygody.- odparł w Condrad zerkając przez ramię. Jak na swój wiek trzymał się mocno, a rozwinięte mięśnie, rzeczywiście dawały sens… fantazjom Yorrdacha o barbarzyńskich podbojach. Blizny na plecach były z pewnością dziełem jakiejś bestii.
- Mam nadzieję, że takowych będzie niewiele. Śpij dobrze zatem. - powoli zaczęła zamykać drzwi.
- To jedyny powód dla którego tu przyszłaś, czy może kryje się coś jeszcze?- spytał pozornie spokojnym głosem.
- Zostaniesz jutro na ślub i posiłek? - wciąż z dłonią na klamce.
- Powinienem chyba sprawdzić czy noc poślubna zostanie spełniona? - Condrad przywołał z dzikim uśmiechem stare i już zapomniane prawo.
- To Twoje prawo… - powiedziała spokojnie Kathil nie dając się sprowokować - Condradzie… - zawahała się i wróciła do pokoju. Zamknęła drzwi. - Możemy porozmawiać przez chwilę?


- Możemy…- podszedł do niej. Był duży i szeroki. W mroku nocy trudno było dostrzec oznaki starości. Pachniał piżmem. Yorrdach miał rację. Było w nim coś barbarzyńskiego w podniecającym znaczeniu tego słowa.
Kathil przesunęła dłonią po czole, odganiając zmęczenie. Wyciągnęła do niego delikatną dłoń do uścisku “kupieckiego”:
- To co mówiłam wcześniej, nie traci na ważności. Chcę współpracować nad
wzmocnieniem pozycji rodu. - spojrzała w górę, szukając jego spojrzenia.
Zdawała się zupełnie inna, mniej kokieterii, mniej kalkulacji, poważne spojrzenie. Gdzie nigdzie, parę loków wysunęło się z jej do tej pory doskonale upiętej misternej fryzury. Wyglądała na znacznie młodszą niż wcześniej.
Condrad podszedł bliżej, przypierając niemal do drzwi, spoglądał w dół na nią, na jej dłoń i mruknął.
- I dlatego chcesz mnie wypędzić z mojego domu. Kiepskie posunięcie… Jak mam wierzyć więc w twoją propozycję?
Schowała dłonie za sobą, patrząc mu w twarz, szukając śladów kpiny na jego twarzy.
- Naprawdę będziesz czuć się komfortowo mieszkając z małżeństwem? - przesunęła
spojrzeniem po nim - a z innej beczki, nie pomyślałbyś o poślubieniu Oweny? Ma spore aktywa i kilkanaście nieruchomości, nie wspominając o terenach. - popatrzyła w górę, zawieszając wzrok na jego ustach. - Ród mógłby od razu gwałtownie zyskać. A Owena nadal może mieć potomków.
- Dlaczego nie miałbym ? Kilka godzin temu oferowałaś współpracę na wszystkich polach.- jego ciężkie dłonie wylądowały na jej ramionach. Nachylił się i zaczął ustami wodzić po jej szyi, mrucząc przy tym.- Więc to małżeństwo… jest z pewnością ukartowanym ruchem przeciw mnie. A co do Oweny. Nie. Nie teraz i niekoniecznie z nią. Ożenię się, gdy rzeczywiście będzie z tego pożytek. Nie tylko złotem mierzy się siłę rodu.
- Małżeństwo to wciąż małżeństwo. - pogładziła mężczyznę po policzku - Zostań, na próbę, tydzień. Potem zobaczymy. - Kathil zdecydowała na pójście na kompromis - W zamian za to… w zamian za to, analizy przeprowadzisz razem ze mną i podzielisz się wnioskami. Wszystkimi. - popatrzyła mu w oczy poważnie.
- Więc… zobaczymy.- odparł Condrad, ześlizgując dłonie na piersi Kathil i pochwyciwszy za nie pieszczotliwie je ugniatał budząc przyjemne dreszcze w ciele Wesalt.- Ale o tym… mogłaś porozmawiać rano, nieprawdaż?
- Nie, bo rano odbywa się ślub - przesunęła pieszczotliwie paluszkami po jego brwiach. - Chodź. - pociągnęła po za rękę i poprowadziła do łoża. - Połóż się na brzuchu.
Condrad z ociąganiem położył się na łóżko. Nie ufał do końca Kathil. I z jękiem, bo czymś się otarł o materac wypchany gęsim pierzem.
Kathil usiadła obok, po czym przyklękła. I zaczęła delikatnie przesuwać dłońmi po plecach olbrzyma w delikatnym, relaksującym masażu.
- Nie zrobię Ci krzywdy - zaśmiała się cicho, by nie burzyć nagłego nastroju intymności. Ppocałowała linię jego kręgosłupa kilka razy. Dłonie pieściły ramiona, kark, plecy. Nacisnęła mocniej w okolicach krzyża. Z pewnością przy jego wzroście, napięcie zbierało się w tym miejscu. - Dobrze? - spytała cicho.
- Nie powinnaś mnie prowokować swymi kobiecymi sztuczkami. - mruknął cicho mężczyzna.- Nie myśl sobie, że zawsze będziesz panią sytuacji.
- Wszystko musi być walką o władzę? Nie widzisz innego sposobu na współpracę? - nacisnęła nieco mocniej na splot mięśni na ramionach, a potem przesunęła paznokciami po kręgosłupie.
- Nie wiem. A dlaczego ty stosujesz kobiece sztuczki, by rozpalić mnie pożądaniem i zasnuć mi myśli wizjami twego nagiego ciała wijącego się w rozkoszy?- odpowiedział pytaniem na jej pytanie.
- Ale moje sztuczki jak to nazywasz, nie są używane jako ostrza i groźby. - odsunęła dłonie - Chcesz zostać sam? - zrobiła ruch jakby schodziła z łóżka.
- Teraz… po tym jak mnie rozbudzasz cały wieczór… ty już dobrze wiesz na co mam ochotę.- zaśmiał się chrapliwie Condrad, zamilkł na moment. Rzekł po chwili.- Ale pytanie powinno brzmieć. Na co ty… naprawdę masz ochotę.
- Mmmmmmmmm….. - przesunęła palcem po jego uchu, pochyliła jakby do pocałunku, ukąsiła go lekko w łopatkę, a potem dodała - … na ciepłą czekoladę. - zaśmiała się radośnie, jak młoda dziewczyna, która właśnie wypłatała belfrowi psikusa.
- Jakoś ci nie wierzę… musisz być bardziej przekonująca.- wymruczał Condrad.
W odpowiedzi ukąsiła go mocniej w drugą łopatkę i zacisnęła mocno dłoń na pośladku.
- Mmmmrrr… zaczyna ci to coraz lepiej wychodzić. Lubisz zatapiać we mnie ząbki, czy tylko chcesz mnie zachęcić do aktywniejszej zabawy.- uśmiechnął się mężczyzna poddając nadal pieszczocie jej dotyku.
- Yorrdah miał rację, gdy roztaczał wizję brutalnej miłości z Tobą w roli głównej. - mocno wbiła paznokcie w jego bok i przesunęła dłonią w dół.
- Tak… potrafiłem się zabawić.- mruknął Condrad i wzruszył ramionami.- A ty… taka z ciebie wydelikacona panienka?
- Zdecydowanie bardziej niż Ty - przesunęła czubkiem języka po bliznach.
- Szkoda… nie poczułaś nigdy, co to znaczy ogień w trzewiach. Co to znaczy kochać się tak mocno, że aż huczy w głowie. Aż cały świat… znika.- mruknął mężczyzna i westchnął cicho.
- Brzmi jakbyś tęsknił za tą osobą…
- Za zmarłymi się nie tęskni. Zmarłych się wspomina.- odparł próbując tą butną wypowiedzią zamaskować chwilę nostalgii.
Kathil bez słowa pogładziła go po policzku wierzchem dłoni.
- W każdym razie… taka jest prawdziwa noc rozkoszy.- odparł wracając do tematu.
- Rozumiem. - położyła się obok, nie dotykając mężczyzny w żaden sposób.
- Nie rozumiesz…- zaśmiał się cicho i obrócił twarzą do niej.- To trzeba przeżyć, by zrozumieć.
Spojrzał jej prosto w twarz i uśmiechając się rzekł.- I co teraz? To chyba ostatnia okazja na to byś znalazła sobie wymówkę i uciekła z mojej komnaty. Kolejnej możesz nie mieć.
- Wiem, że wykorzystasz to przeciw mnie. Może nie jutro, pojutrze, ale kiedyś.
Więc nie widzę korzyści w dawaniu Ci tego, na co masz ochotę przy pierwszym spotkaniu. - podparła się na łokciu. - Liczyłam, że zjednoczymy nasze siły. A teraz… - zawiesiła głos i popatrzyła na niego z uśmiechem.
- Kusisz… jesteś w tym okropnie dobra.- uśmiechnął się Condrad i spojrzał w jej oczy mówiąc.- I masz dużo do zaoferowania. Cóż… ale mamy problem. Nie potrafię być pod kimś, ani obok kogoś… Byłem obok brata i jak to się skończyło?
Pogłaskał ją palcami po policzku.- Mamy wspólne cele, więc z pewnością się dogadamy Kathil, ale zasady tej współpracy… między nami muszą jeszcze się dotrzeć.
- Na razie nie powiedziałeś mi nic konkretnego, oprócz prób zastraszenia i obietnic
złamania mnie. - odwdzięczyła się taką samą pieszczotą, badając jego twarz palcami. - Jak mam według Ciebie zareagować na to? Chcesz rządzić majątkiem, aktywami, mną. Sam powinieneś rozumieć po tylu latach na morzu, że to mało atrakcyjna oferta. Na co mamy tracić energię i siły i zasoby na kontrolowanie drugiej strony? Jeśli chcesz, formalnie mogę uznać Twoją rolę jako Seniora, ale nieformalnie… chcę pełnej współpracy. I chcę się uczyć. Mówisz o zasobach rodowych - Twój wiek i Twe doświadczenie to zasoby. Czemu nie przekazać, podzielić się tym ze mną? Bo jestem kobietą? - zbliżała twarz bliżej twarzy mężczyzny szepcząc i patrząc mu w oczy.
- Jak mam odsłonić swe karty, gdy ty próbujesz mnie okręcić wokół swego małego paluszka.- wymruczał mężczyzna i cmoknął ją w czubek nosa.- Albarad ma trochę brudów na sumieniu. Przycisnąłem go… Co prawda się wykręca, ale odda nam rodowe ziemie, po przystępnej cenie. Zwróci to co wykradł memu bratankowi.
- Teraz nie próbuję. - zaśmiała się lekko - teraz próbuję z Tobą rozmawiać. Nie moja wina, że masz brudne myśli i zasłaniają Ci one wzrok. Zaszantażowałeś go?
- Przypomniałem mu co nieco.- mruknął z podstępnym uśmieszkiem Condrad.- Wspomniałem o pewnym zaaranżowanym morderstwie…- przesunął palcem po dekolcie Kathil, a następnie wsunął palec między jej piersi.- Oj kłamczuszko, a kto przez niemal całe przyjęcie pobudzał me myśli w tym właśnie kierunku?
- Morderstwie? - mruknęła z przyjemności Kathil, marszcząc brwi - Kogo?
- Wilbur Lonbreal… nie sądzę byś o nim słyszała. To stare dzieje. - mruczał spoglądając w jej oczy i muskając piersi palcem.. przypominając niedawny przyjemny dreszczyk dziewczynie.
Kathil usiadła na łóżku tyłem do Condrada:
- Rozwiąż - rozkazała władczo mając na myśli ciasno związany gorset.
Zabrał się za to z ochotą. Sznurki szybko puszczały pod jego gwałtownymi szarpnięciami.
Dziewczyna uklękła tyłem i usiadła na piętach. Odłożyła gorset, zostając w delikatnej białej koszulce na haftowanych ramiączkach wpuszczonej w spódnicę. Powoli uniosła dłonie i zaczęła rozplatać włosy, które pasmo po paśmie zaczęły opadać na jej ramiona i plecy. Wiedziała, że ta poza podkreśla jej kształty: linię ramion, wąską talię, biodra. Od czasu do czasu spoglądała przez ramię na Condrada.
On również usiadł za jej plecami. W jego oczach widziała drapieżne błyski. Niemal rozbierał ją wzrokiem. Szeroka klatka piersiowa, umięśniony brzuch… rzeczywiście, nestor rodu przypominał barbarzyńcę. A na samym dole… dowód żywotnego zainteresowania okryty materiałem spodni.
- Tylko nic mu nie mów. Argument straci wartość, jeśli wyjdzie że jestem gadatliwy. Nadal udawaj nieświadomą.- mówił cicho.
Pokiwała potakująco głową, po czym machnięciem rozrzuciła długie włosy. Wsunęła w nie dłonie i spuszyła nieco.
- Spódnica - powiedziała cicho, wskazując na troczki.
Palce mężczyzny szybko zabrały się do dzieła, acz nie były tak zwinne jak u półelfa. Condrad trochę się namęczył nim uwolnił ją od tego problemu.
Kathil podniosła się mrucząc melodię pod nosem, jakby do podkreślenia jej ruchów. Wyszła ze spódnicy i … kopnięciem zrzuciła ją z łóżka. Cały czas nucąc stanęła przodem do Condrada i powoli osunęła najpierw jedno a potem drugie ramiączko koszuli. Zarys jej kształtów widoczny w świetle świec. Nie spieszyła się, patrząc dumnie w dół na twarz Condrada, czekając aż zaklęcie snu zacznie wpływać na niego. Wbiła w niego spojrzenie centymetr po centymetrze osuwając koszulkę w dół swego ciała.
Jednak jej czar jakoś nie był w stanie go położyć do snu. Był za silny, za doświadczony. I domyślił się chyba co planowała. Położył na łóżku i rzekł cicho z uśmiechem.- Jesteś zjawiskową kobietą, baronesso.
Kathil nie odpowiedziała na komplement. Nie rozumiała czemu mężczyźni uważają, że słowa bardziej przemawiają do kobiet w takich momentach. Widziała uznanie w jego oczach, jego ciele, słyszała w przyspieszonym oddechu, lekkim drżeniu ciała. Sama też czuła przyjemne, narastające mrowienie w ciele. Pozwoliła w końcu, by koszulka powoli opadła. Stała przez chwilę pozwalając mu przyjrzeć się szczegółom jej ciała. Wyciągnęła dłoń do niego i poprowadziła jego dłoń po swym biodrze.

- Lubisz igrać z ogniem, prawda? A może, aż tak wierzysz w moją… samokontrolę?- mruknął drżąc wyraźnie. Rzeczywiście ledwo się powstrzymywał przed rzuceniem na nią wodząc twardą dłonią po jej delikatnej skórze.- To chyba twoja.. ostatnia szansa… na rejteradę.
Kathil na te słowa zeskoczyła z łóża:
- Skoro takie jest życzenie Seniora rodu. - drażniła tonem głosu. - To cóż ja, młódka,
mogę innego jak … ugiąć się - Kathil powoli przegięła się wypinając pupcię i podnosząc gorset, wciąż drażniąc Condrada.
Chwycił ją błyskawicznie w pasie i wciągnął szybko do łóżka.Jedna jego dłoń zacisnęła się na jej piersi masując pieszcząc i ugniatając drapieżnie i władczo. Miał silne, twarde dłonie i umiał nimi pieścić jej ciało. Siegnął zresztą między i uda Wesalt, palcami odważnie zdobywając intymny zakątek i silnymi ruchami rozpalając ciało. Całował jej szyję i bark przyciskając do siebie. Był jak ów barbarzyńca.. którego przewidział mag.
Pomimo odczuwanych fal przyjemności, Kathil nie chciała i nie mogła złożyć oręża. Za każdą gwałtowną pieszczotę, oddawała w dwójnasób, wbijając pazonkcie, kąsając ramię, przyciągając Condrada bliżej do siebie by całować go namiętnie. Pod intensywnym dotykiem wielkiego mężczyzny, szczyt rozkoszy przyszedł szybko, pozbawiając dziewczynę na chwilę tchu. Nie ociągała się jednak i przystąpiła do kontrataku, sięgając w dół jego ciała równie gwałtownie, równie brutalnie co on. W miłosnych zapasach zmusiła go do zmiany pozycji i teraz ona znalazła się na górze. Spoglądając roziskrzonym wzrokiem na Condrada odsunęła z twarzy dziko rozrzucone włosy. Wbijając paznokcie w jego szeroką klatkę piersiową, wyszeptała by rozpalić go do czerwoności, by obedrzeć go z resztek zahamowań, by zerwać z niego resztki jego cywilizacji:
- Naucz mnie jak… - położyła się na nim całym ciałem, poruszyła sugestywnie i mocno
biodrami drażniąc go. Wpiła się zębami w jego szyję, drapiąc skórę na żebrach. Ocierając się o niego, osunęła się między jego uda i szarpnięciem uwolniła z więzi materiału. Z cichym pomrukiem zamknęła go pomiędzy wargami i językiem. Wbiła się spojrzeniem w jego twarz. W świetle świec jej oczy lśnily namiętnością, wyzwaniem i przyjemnością. Mimo uległej pozy i wcześniejszych słów, bezczelnie prowokowała spojrzeniem i lubieżnymi pieszczotami. Zaczynała lubić ten moment, gdy dał się prowokować.
- Puszczaj… nie tak…- warknął dysząc z podniecenia, czując przyjemność, której efekt ona smakowała wargami, muskając swą twardą zdobycz.- Chodź tu…
Unosił się się powoli do pozycji siedzącej zerkając na leżącą pomiędzy jego udami dziewczynę. Głaszcząc ją po włosach, chwycił nagle za nie i lekko pociągnął w górę.- Ta.. pozycja… może… poczekać.
Odpuściła… by zacząć zębami, pocałunkami i liźnięciami torować sobie drogę w górę jego ciała. Ocierała swe ciało o mężczyznę: czując różnicę między jego ciałem - twardym i wyrzeźbionym doświadczeniem - a swoimi miękkimi krągłościami. Zagryzła wargę i klękając między jego udami, otoczyła szyję Condrada ramionami w pozie uległości. Jednak w jej ukączeniu męskiej dolnej wargi brakowało potulności. Podobnie w jej zapamiętałych pocałunkach jakie zaserwowała mu chwilę potem. Palce przeczesywały jego włosy od czasu do czasu ciągnąc je by odgiąć jego głowę do tyłu. Klęknęła wyprostowana i wtuliła się w starszego olbrzyma nie zostawiając między ich ciałami ani skrawka wolnej przestrzeni.
- A …. jak… - spytała liżąc i ssąc skórę na jego szyi tuż w okolicach grdyki. Zębami
wodziła po niej w namiętnym wyzwaniu.
- A tak…- mruknął niczym drapieżnik, delikatnie acz stanowczo szarpnął za jej ramię. Wylądowała plecami na łóżku.- ..tak, na przykład.
Założył sobie bezceremonialnie jej nogami na ramiona i z płonącym spojrzeniem wpatrywał się w jej piersi wyeksponowane doskonale i obramowane blaskiem Księżyca.
I ruszył na podbój… mocno i gwałtownie wdzierając się swym taranem przez jej bramę. Bez żadnego ostrzeżenia czy też delikatności. Ból i rozkosz zmieszały się ze sobą. A jej nogi, były przyciskane drapieżnie do jego ciała, gdy jej piersi falowały w rytm jego dzikich sztychów. Czuła go mocno, szybko… i czuła się dziko. To nie były wyrafinowane figle do jakich przywykła.
Kathil sięgnęła ku szyi Condrada, by przyciągnąć go do swego wygiętego w rozkoszy ciała.
Patrząc w jego rozpaloną pożądaniem twarz, wydyszała między jednym ruchem a drugim:
- Mocniej… - starając się wyjść na powitanie każdemu męskiemu uderzeniu - … nie … ...powstrzymuj… się. - szarpnęła go za włosy i przesunęła paznokciami w górę jego brzucha. Cieszyła ją jego powolna utrata kontroli. Cieszyła się również swoją nowo-odkrytą stroną. Na twarzy błądził jej niewielki uśmiech, ścierany przez rozkoszne odczucia jej ciała.
Przyciągając go ścisnęła się w dość niewygodnej pozycji, w dodatku czując jego ciężar na sobie z trudem łapała oddech. Ale w tej chwili… były to detale. Czuła Condrada mocniej i głębiej niż kogokolwiek przed nim, a jego mocne ruchy bioder wprawiały w protesty szprychy jego łoża. W dodatku dłonią ścisnął drapieżnie i nieco boleśnie jej pierś… ale całość doznań była tak oszałamiająca, że Kathil nie mogła się skupić tylko na bólu. Obudziła bestię i smakowała te doświadczenie całym drżącym i spoconym ciałem.
Oddychała ciężko, zaciskając powieki z rozkoszy, uniesione nogi splotła za jego szyją. Czuła się wyeksponowana, otwarta, mimo ciężaru Condrada, pomimo jego bliskości i raptownych oddechów na swej skórze. Zagryzła zęby na jednym palcu aby zdusić jęki wyrywające się z jej ust. Wyciągnęła ramiona za głową, eksponując nieco piersi, poruszające się w szaleńczym tempie. A on je pochwycił, ścisnął, miętosił boleśnie. Teraz jednak był to kolejny bodziec dla jej rozpalonego ciała. Niczym ostroga dla rumaka. Szeptała zachęcająco, częściowo bezwiednie, częściowo z resztką premedytacji. Drażniąc Condrada i potrącając ostatnie sznureczki jego kontroli. Gdy poczuła szybko zbliżająca się eksplozję na twarz wypłynął jej pełen zdumienia i niedowierzania uśmiech. Otworzyła szeroko oczy i wpiła spojrzenie w Condrada:
- Pro… proszę…. - wyjęczała nie dbając już kto wygrywa tym razem. Chciała przenieść siebie i jego za kraj ekstazy. Był ciężki, był twardy i silny… ściskana jego pchnięciami, z piersiami poddawanymi brutalnym pieszczotom w niewygodnej pozycji, docierała jednak gwałtownie na szczyt… podobnie jak on. Dzika bestia w tej chwili. W końcu czara rozkoszy przelała się i w niej i w nim. Condrad odsunął się od niej dysząc ciężko i uśmiechając się, patrząc jak rozwija się niczym kwiat kładąc na łóżku z bezwstydnie rozsuniętymi udami, jakby chciała pokazać mu co nabroił. Nie miała wyboru, klęczał między jej nogami.
- I teraz możesz zrobić to co planowałaś.- mruknął z uśmiechem wpatrując się w swe dzieło.
Posłuchała… lecz jej dotyk i pieszczoty były dla odmiany powolne, leniwe, rozciągnięte w czasie jak przypływ i odpływ fal. Nie spieszyła się lecz niosła mu wytchnienie delikatną pieszczotą, grając w z wprawą na jego instrumencie. Pobudzała go na skraj i porzucała, by znowu rozpocząć delikatne liźnięcia, pocałunki, dotknięcia. Mimo, że nie łączyła z nimi bólu, ani dzikości, serwowała mu coś w zamian. Czułość, skupienie tylko na nim, intymne połączenie. Rozpalała ogień powoli by przyglądać się jak Condrad spala się w nim z głębokim jękiem.
Głośny oddech i pomruki świadczyły o tym jak biegłą potrafiła być “flecistką”. Z każdym drżeniem ciała jednak w samej Kathil budziła się pokusa. Mogła co prawda rozpalić i doprowadzić swego kochanka do eksplozji, mogła rozpalać i ostudzać w nim fale przyjemności muśnięciami swego języka. Mogła… acz… mogła znów obudzić w nim drapieżnika. Rozpalić jego zmysły, by znów posiadł ją na swój dziki gwałtowny sposób.
W ostatniej chwili, gdy wyczuła niekontrolowane drżenie jego ciała, nacisk dłoni zaciśniętych kurczowo w jej włosach, odsunęła się gwałtownie i na czworaka wycofała poza zasięg jego dłoni. Zaśmiała się cicho i bezczelnie widząc jego grymas zdziwienia. Przykucnęła na łózku tyłem do niego, opierając dłonie o oparcie. Zaczęła powoli podnosić się w górę kręcąc pośladkami. Stanęła na wyprostowanych nogach, wciąż mocno przechylona i popatrzyła na kochanka z zadziornym uśmieszkiem. Ponownie wystawiła na podziw swą kobiecość drażniąc w nim jego barbarzyńcę.
- Wolisz bym dokończyła czy…. może? - spytała ciekawsko i z sadystyczną
kokieterią. Nie mógł narzekać na brak wyboru.
Condrad chwycił ją za uda. Ustami musnął ów kwiat kobiecości. Przesunął po nim językiem smakując jej rozkosz i własną przy okazji, i mruknął.- Klękaj przy łożu i wypnij pupę.
Zadrżała lekko, jego rozkaz wywołał dreszcz przyjemności ale nie chciała ulec:
- Nie powinieneś poprosić? - podrażniła ponownie tego dzikiego tygrysa, spoglądając
przez ramię.
- Oczywiście że nie…- znów język jego przesunął się po jej podbrzuszu. Drapieżnie i władczo. Otrzymała też delikatnego acz głośnego klapsa w pośladek. - Przecież wiesz, że nie proszę. Ja biorę.
- A co jeśli nie posłucham? - coś w niej nie pozwalało jej oprzeć się droczeniu wielkiego kochanka, zakręciła lekko pupcią - I nie dam?
- Zostaniesz ukarana… klapsami na przykład.- jego język wodził po jej podbrzuszu, jego dłonie zaciskały się na jej pośladkach. Po czym znów dał jej klapsa. Pośladek dziewczyny zadrżał od niego. Niezupełnie znała to uczucie, zdarzało się jej dawać klapsy kochankom. Żaden jednak nie był zainteresowany ich dawaniem. Ale to nie było jedyne co rozpraszało Kathil. Język kochanka zaczął zdobywać jej wnętrze.
- Mmmm - mruknęła zaciskając dłonie na oparciu i wspinając się na paluszki gdy przyjemność szarpnęła nią. - Obiecujesz? - dodała zagryzając wargę i napinając całe ciało.
- Tak…- na moment, przerwał pieszczoty jej kwiatu rozkoszy, by odpowiedzieć na jej prośbę. I dał kolejnego siarczystego klapsa. Miał mocną dłoń, ale ból przechodził szybko w dziwne przyjemne dreszcze. Wiedział jak uderzyć, by nie zostawić sińców na pośladkach. Wiedział jak uderzyć, by obudzisz przyjemność w ciele.
Kathil zadrżała i znieruchomiała na chwilę poddając się nowemu wrażeniu. Czuła rozkoszne pieczenie skóry. Chciała więcej, więc z uśmiechem przeskoczyła przez oparcie łóżka by zachęcić Condrada do pościgu. Skoro był myśliwym, schwytanie ofiary leżało w jego charakterze.
- Posłucham…. jeśli mnie złapiesz. - rzuciła mu wyzwanie z kpiącym uśmieszkiem. Rzucił się na nią niczym dzika bestia. I był wszak taką, nagi i podekscytowany. Nie był tak zwinny i nie znał już tego pokoju jak ona. Wymsknęła mu się raz… potem drugi, ale w końcu zagonił ją w róg. Zdyszaną i drżącą od emocji. Spojrzenie Kathil wędrowało po mężczyźnie, ciągle zahaczając o jego męskość. Była rozgrzana biegiem i emocjami i… czymś jeszcze. Czymś rozbudzonym przy tym mężczyźnie.
Szukała jeszcze chwilę sposobu na ucieczkę, na wysmyknięcie się popod jego ramieniem. Spróbowała zmylić go rzucając spojrzenie na prawą stronę lecz ciałem odskakując na lewo.
Udałoby się jej, gdy nie szeroki rozstaw ramion Condrada. Zmyliła go, ale nie zdążyła się wyślizgnąć. Pochwycił ją za dłoń, szarpnął mocno i przytulił do siebie.- Co teraz zrobisz?
Wtuliła się w jego duże, ciepłe ciało zdyszana i pobudzona ucieczką.
- Obiecałam posłuchać… - powiedziała całując trzymające ją ramię - ...więc co mam
zrobić, Seniorze rodu? - zajrzała mu w oczy, gładząc po policzku. Chciała przekonać go, że gra fair.
- Na kolanka przy łóżku, wypnij pupę.. czeka cię kara za to uciekanie.- mruknął mężczyzna ocierając się mimowolnie swym dowodem ciało o jej pośladek. Kathil uśmiechnęła się lubieżnie… czując ten dotyk wiedziała, że nie zdoła długo się jej opierać. Był tylko mężczyzną.
Wykonała polecenie, zmysłowo osuwając się na kolana i powoli wypinając pośladki. Nie wypięła ich jednak całkiem, lecz leciutko, ponownie drocząc się z próbującym zdominować ją mężczyzną.
- Tak…? - spytała niewinnie.
- Bardziej… -mruknął Condrad, a mimo to poczuła jak jego twarda chropowata dłoń głaszcze jej pośladek.
Drażniła się z nim wypinając pupcię ledwie milimetr po milimetrze, przeciągając jego cierpliwość w nieskończoność.
I poczuła mocnego klapsa w pośladek… przeszedł on drżeniem przez całe jej ciało. Condrad znów robił się bardziej drapieżny i wyraźnie niecierpliwy.
Dziewczyna wciągnęła powietrze i syknęła z bólu:
- Zostaną ślady? - spytała lekko drżącym głosem.
- Nie… nie zostaną.- kolejny klaps spadł na pupę drżącej Wesalt.
Zagryzła lekko pięść by nie krzyknąć i cofnęła biodra odsuwając się nieco od mężczyzny:
- Dość… - próbowała zarządzić.
Ale Condrad dał kolejnego klapsa w rozgrzaną już pupę, po czym się nachylił i musnął pośladek językiem. Kontrast był ekscytujący. Z ust dziewczyny wydarł się jęk przyjemności i mocniej wypchnęła biodra ku jego twarzy. Rozgrzana pupa była łagodzona pieszczotami jego ust, wędrując po jej skórze. Ale w końcu poczuła jak zaciska dłonie na jej pośladkach. Jak znów ją zdobywa gwałtownie spychając jej ciało na łoże.
Kathil w przebłyskach rozpalonej rozkoszą świadomości podziwiała jego wytrzymałość, siłę i apetyt. Wygięła ciało próbując złapać równowagę, a potem opadła na łoże, ciesząc się jego dłońmi zaciśniętymi na jej biodrach, jego mocnymi pchnięciami wydzierającymi jęki i szepty z jej ust. Sięgnęła za siebie jedną ręką szukając jego dłoni, uderzenia wcisnęły jej twarz mocniej w prześcieradła.
Pochwycił ją za dłoń, przyciągnął. Znów czuła go mocniej… głębiej… obezwładniające uczucie. Znów poruszali się tym dzikim gwałtownym rytmem, nie dającym jej chwili wytchnienia. Raz po raz...drżała słaniając się na nogach. Condrad wyciskał z niej ostanie siły, obezwładniając rozkoszą.
Krzyknęła, gdy przeniknęła ją fala rozkoszy… i kolejna… Spocona, dysząc ciężko nie pozwoliła odsunąć Condradowi:
- Nie… - zaprotestowała, gdy próbował - jeszcze chwilę… - jej ciało przyzwyczajało się
do jego ciężaru. Kolejne ruchy przenikały jej ciało niczym błyskawice roznosząc rozkosz, to nic że była obolała od gwałtownych ruchów i zmęczona. Jeszcze, jeszcze, jeszcze.. Condrad nie wytrzymał wypełniając ją dowodami swego pożądania. Ona sama zresztą też nie… ciało wygięło się lekko, gdy rozkosz spełnienia szarpała jej ciałem.
Wtulona blisko w jego duże ciało powoli powracała do rzeczywistości. Niezwykle powoli. Przenieśli się na łoże, gdzie splotła swe nogi z jego i otoczyła się jego ramionami. Pocałowała wnętrze jego dłoni. Nic nie mówiła, zbierając siły na powrót do własnej sypialni. Napawała się jeszcze jego zapachem otaczającym ją. Ich zapachem, zapachem ich potyczek. W końcu odsunęła się powoli oswobodzając się z jego ramion.
Condrad jej na to pozwolił, sam również zmęczony i rozleniwiony. Przyglądał się z zaciekawieniem swej kochance i jednocześnie przyszłej żonie swego krewniaka. Wiedział co prawda, że cały ślub był wybiegiem z jej strony. Ale obrót sytuacji niewątpliwie go zaskoczył.
Kathil podniosła zapomnianą koszulkę i odziała się w nią. Zebrała gorset i spódnicę.



Pochyliła się nad Condradem gładząc go po policzku.
- Śniadanie ślubne planowane na 9 rano - uśmiechnęła się i pocałowała jego
opuchnięte i pokąsane przez nią usta. - Do zobaczenia. - ruszyła do swojej komnaty na drżących nogach. Do swojego pokoju doszła z trudem. A jeszcze ślub, Ortus… może lepiej jednak młodzika zostawić na wieczór? Mijała ten sam obraz… teraz wiedziała, kim jest Condrad. Jaki jest… ale czy to ułatwiało sytuację?




Poranek był przyjemny. Ciało Kathil był nieco obolałe, dość zmęczone. I bardzo rozleniwione. Znak ekscytującej nocy. Wesalt powoli wracała z krainy marzeń sen, do jawy przypominając sobie co robiła, jak… i najważniejsze, z kim. To było dość kłopotliwe. Teraz wiedziała czym się kończy drażnienie libido nestora rodu Vandyeck. Owszem… mogła go dalej kusić i rozpalać, acz jeśli za bardzo by się w tym posunęła, to czy on nie straciłby znowu panowania nad sobą? Czy znów by się na nią rzucił jak dzikus?
Czas pokaże… póki co sama była nieco… skonfudowana tempem rozwoju wypadków. A czas naglił. Wezwała zatem służbę z posiłkiem, zażądała również kąpieli. To z kolei nasunęło skojarzenia z Jaegere. Bezwiednie zaczęła porównywać obu kochanków. Pluszcząc się w ciepłej wodzie przeciągała się leniwie i w myślach przebiegała przygotowania do ślubu. Nie była to długa lista, bo długą być nie miała. Skoncentrowała się też na młodym Ortusie. To w końcu też jego ślub. Jak on się odnajdzie w tym wszystkim?
Po posiłku i kąpieli, wezwała służki do pomocy przy układaniu fryzury, ubieraniu i dopinaniu pozostałych kwestii. Pani Percy też została poproszona aby upewnić się, że posiłek weselny jest gotów, wszystko przygotowane i gotowe.
Kathil westchnęła w duchu… chciała mieć to już z głowy.
Póki co pojawił się nowy problem. Wiligian chciał z nią szybko porozmawiać na osobności w dość pilnej sprawie.
Wpuściła go więc na swe pokoje, poprawiając ostatnimi muśnięciami swój lekki makijaż.
- Witaj, mój drogi. Jak spałeś?
- Krótko.- odparł enigmatycznie notariusz czerwieniąc się lekko na obliczu. Po czym szybko zmienił temat.- Powinienem ci pogratulować nowego wybranka. To wszystko było takie zaskakujące.
-Tak, dość zaskakujące. Dziękuję. Ale to chyba nie wszystko?
- Nie wiem ile wiesz o rodzinie Ortusa. Będziesz miała podwójny tytuł baronowski, acz… to ciekawa sytuacja.- zaczął niewyraźnie Krantz. “Ciekawa sytuacja” mogła oznaczać kłopoty.
- Nie trzymaj mnie w niewiedzy, mów proszę.
- Nie znam szczegółów, tylko… ogólne informacje. Baronet Ortus Vilgitz, syn Ingvara Vilgitza… jest dziedzicem małego majątku po ojcu. Ale na ten majątek ostrzą sobie zęby dwaj bracia jego ojca. No i.. o ile pamiętam w wyniku ich sporów Ortus stracił matkę. Z prawnego punktu widzenia, osoba wstępująca w stan zakonny bądź kapłan, nie ma praw do tego majątku. Ale Ortus nie jest kapłanem, nie złożył też ślubów zakonnych. Jednym słowem ma pełne prawo ubiegać się o majątek po ojcu, acz… jego wujowie to para drani.- zaczął tłumaczyć notariusz.- No i… mają dość bandyckie metody rozwiązywania problemów rodzinnych.-
- Tak, Ortus coś przebąkiwał. na temat siepaczy. - powiedziała Kathil w zamyśleniu - Wiesz kto teraz zarządza majątkiem?
- Teoretycznie nikt. Bracia nie przepadają też za sobą i nasyłają na majątek swoich “zarządców” z tyloma najemnikami na ilu ich stać w danej chwili. Zresztą matka Ortusa zginęła podczas sporu o to, z którym ma się ożenić. Tak słyszałem.- rzekł w odpowiedzi nieco speszony Wiligian.- Ale.. to już są plotki, więc nie warte wiary. W każdym razie… nabywasz nie tylko męża, ale i tytuł, majątek i kłopoty z nim związane.
Kathil wstała i uścisnęła Wiligiana:
- Dziękuję Ci za informacje. Czy byłbyś w stanie towarzyszyć mi i Ortusowi w wizycie w majątku? Zorganizuję wyjazd na dniach - możliwe, że nawet jutro, żeby nie dać wujom zbyt wiele czasu na ukrycie nieścisłości.
-Dojazd tam zajmie z trzy dni drogi. Wymagasz wiele ode mnie.Mam tyle interesów w stolicy.- westchnął Krantz.- Potrzebuję z dwa dni na uporządkowanie spraw.
- Wiligianie, przecież nie proszę o przysługę, lecz chcę dodać dodatkowy zarobek dla Ciebie, do naszego już istniejącego układu. - Kathil rozłożyła dłonie - Jako notariusz, jesteś nieodzowny podczas takiej wizyty, sam wiesz.
- Ale … jestem notariuszem pracującym dla wielu klientów w Ordulinie. Nie mogę tak znikać bez słowa. Rozumiesz to, prawda? A kilka dni nie zrobi różnicy. Jestem pewien, że te wieści o ślubie tak szybko nie dotrą na głuchą prowincję.- wyjaśnił mężczyzna uśmiechając się. I zmienił temat.- A co z Condradem? Długo rozmawiałaś z nim w palarni. Jakieś wyniki? Jaka jest sytuacja?
- Sytuacja… cóż… ustaliłam, że wprowadzi się tymczasowo na tydzień i przez ten czas zapozna się z aktami majątku, a następnie podzieli się wnioskami ze mną. Zależnie od tego, może uda nam się wypracować hmmmm…. współpracę. Zobaczymy. Na razie nie zmienia to nic w naszych ustaleniach - spojrzała na Wiligiana. - więc zleć postępowanie tak, jak ustaliliśmy.
- Dobrze. Niemniej na mnie zrobił wrażenie dość… stanowczego osobnika. Niełatwo będzie go nagiąć. Ale mogę się mylić. To ty masz talent do negocjacji i… wyglądasz uroczo w tej sukni. Aż zazdroszczę Ortusowi takiej panny młodej.- notariusz zakończył swą wypowiedź komplementem.
- To prawda… wyglądasz uroczo baronesso.- do pokoju wkroczył sam Condrad ubrany bardziej… w strój o jasnych barwach. Wyglądało na to że też szykował się na ślub.
- Możesz nas opuścić na moment panie…- zwrócił się do notariusza.
- Wiligian Krantz.- przedstawił się przyjaciel Kathil.
- Możesz?- uśmiechnął się drapieżnie i złowieszczo.
- Wiligianie, pojutrze ruszamy. Przyjadę po Ciebie. - młoda kobieta uścisnęła dłoń notariusza - i zobaczymy się za parę chwil. - odprowadziła mężczyznę do drzwi i odwróciła się do Condrada.
- Stało się coś? - popatrzyła na kochanka.
- Przyszedłem ci tylko powiedzieć, że poprowadzę cię do ołtarza.- stwierdził krótko mężczyzna.- Żebyś wiedziała, że umiem przegrywać z klasą.
Kathil zaśmiała się wesoło:
- Teraz wiem, że coś knujesz. - i dodała poważniejąc - Dobrze, jeśli tego chcesz. Ale, Condradzie. Usiądź proszę - wskazała mężczyźnie miękki fotel. Taki, jakich więcej w posiadłości nie było. Duży, głęboki, zapraszający. Używała go w tych rzadkich chwilach, gdy miała czas na wypoczynek. - Pojutrze muszę wyjechać. Nie wiem na ile, zapewne kilka dni - Kathil szybko obliczała w myślach - jakiś tydzień.
- I boisz się, że wrócisz zastając zamknięte bramy?- zdziwił się Condrad i zaśmiał cicho.- Och… Tym się nie musisz martwić. Chcę mieć dla siebie całe zasoby naszego rodu, wliczając to i ciebie. Uczennico. Poza tym… taka zagrywka byłaby błędem taktycznym z tej strony.
- Musimy popracować nad wypracowaniem zaufania - pochyliła się do lustra upewniając się, że makijaż nie wymaga więcej poprawek, przesunęła serdecznym palcem po wargach rozprowadzając nieco zmiękczającego balsamu - Nie. - zaprzeczyła - Załatwię dostęp do akt. Ale… pojawiła się nowa kwestia, którą pojadę sprawdzić. Mianowicie majątek Ortusa i dwóch kłócących się o niego wujów. Po ślubie dziedziczy go Ortus, ale ja też nabywam praw. - rzuciła Condradowi spojrzenie odbijające się w lustrze. Pochylona ku lustru przypomniała sobie ich wcześniejsze zbliżenie. Mimowolnie poczuła rumieńce na policzkach. Nie spuściła jednak z niego wzroku. - Pomyślałam, że Cię to może… zainteresować.
W spojrzeniu mężczyzny widziała ten błysk dzikości. Tę pierwotną brutalność którą posmakowała. Zobaczyła też zainteresowanie jej słowami.
- Bo to brzmi ciekawie. Może zyskamy coś oboje na tym ślubie. Rozeznaj się w sytuacji, może napuść ich nieco na siebie. A potem… w bitwach giną nawet szlachcice, prawda?-
- Spodziewam się znaleźć wiele nadużyć i grabieży, skoro obaj łakomią się na ten majątek.
Ale ...rozeznam się - przesunęła dłońmi po piersiach ukrytych w gorsecie, a potem przesunęła nimi w dół spoglądając w lustro, niby poprawiając ostatecznie ubiór ale jednocześnie drażniąc swojego dzikiego kocura.- Po powrocie powiesz mi co znalazłeś w aktach, zgodnie z umową. Tak?
- Tak. Tak.- mruknął przyglądając się Kathil z tym drapieżnym uśmieszkiem. Jego pomruk wydał się jej bardzo… zwierzęcy. I budził przyjemny dreszczyk wspomnień w sercu dziewczyny.
- Czyś gotowy? - z niewinnym uśmiechem przesunęła wzrokiem po całej jego sylwetce zatrzymując wzrok na chwilkę na jego podbrzuszu. Odwróciła się twarzą do mężczyzny - Seniorze?
- Tak. Tak.- skinął głową Condrad wstając i ruszając do wyjścia. -Kapłan czeka więc, idź podpisać kontrakt małżeński i zapieczętuj zwój. Jestem pewien, że Ortus już to zrobił.
Kathil skinęła i przepuściła go w wyjściu. Lecz zanim otworzyła drzwi, wymierzyła mu klapsa z cichym śmiechem psocącej dziewczyny.
- Doprawdy... Wczorajsza noc nie nauczyła cię tego, jak się kończy igranie z ogniem.- westchnął Condrad wychodząc.
Za nim popłynął krótki, radośny śmiech Kathil. Kobieta ruszyła by podpisać kontrakt i ruszyć by rozpocząć “nowy” rozdział w swoim życiu.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-12-2015 o 09:35.
corax jest offline  
Stary 25-11-2015, 22:38   #17
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Jednak to nie fizyczne zmęczenie było dla Morgana najgorsze.
Tylko nuda. Monotonia marszu która, po piątym dniu bez snu, zaczęła nabierać psychodelicznych odcieni. Magia magią. Umysł potrzebuje odpoczynku.
- Wyśpię się po śmierci - powtarzał sobie - Albo na łodzi, jeśli dobrze pójdzie. Tak, zdecydowanie na łodzi.
Ale twardo maszerował dalej, recytując znane wiersze, przypominając sobie opowiadania które zna, wymyślając plany na wymyślone sytuacje, wyobrażając sobie co zrobi z pierwszą kurtyzaną jaką zobaczy po dotarciu do cywilizacji, albo nowe teksty na podryw. Cokolwiek aby zająć umysł.

- Nie! - ryknął, jakby miał nadzieję, że rzeka, po usłyszeniu jego zdecydowanego sprzeciwu przemyśli swą decyzję i podniesie poziom swojej wody. Niestety… tym razem była nieugięta.
- Pieprzę to - syknął i pierwsze co zrobił to skierował się do gospody i wyszedł z niej dopiero dwanaście godzin później, przeciągając się, z wielkim kuflem piwa w ręku. Wtedy też ruszył w poszukiwaniu wiedzy. Co się, do stu diabłów, działo?
To akurat okazało się zaskakująco łatwe do ustalenia i trudne jednocześnie. Nie było suszy, więc każdy kupiec, każdy mieszczanin, każdy strażnik na rogatkach miał jedno wyjaśnienie… zator w górnym biegu rzeki. Zwykle takie problemy likwidowały się same. W końcu wody w rzece zbierało się tak dużo, że napór roznosił w pył każdą przeszkodę. Tak powinno być i tym razem. Woda powinna dużą falą popłynąć pół miesiąca temu. Najpierw czekano jeden dekadzień na ustąpienie, potem miasto wysłało swych Jeźdźców Archen, by rozwiązać problem. Nic to nie dało… Problem pozostał, jeźdźcy nie powrócili. Władze posłały umyślnych do Szpicy Miecza po kolejny oddział Jeźdźców i czekają na odpowiedź. Większość kupców korzysta z samego brodu, więc nie ma nacisku na szybkie rozwiązanie problemu. Miejscowi natomiast pomstują na samolubów z rady miejskiej i wymyślają co rusz to nowe teorie: od zawistnych sembijczyków, bo złowrogie kulty przez złe smoki, bo za każdą intrygą musi stać smok, prawda?
- Głupcy. Wszędzie głupcy - narzekał rozważając czy nie zająć się tym. Nie z dobrego serca. Na dobre serce mógłby sobie pozwolić gdyby nie opóźnił już zadania o dobre dwa-trzy tygodnie. Ale gdy tylko przysiadł przy mapie i policzył ile czasu by zaoszczędził… dzień drogi łodzią. Albo dwa dni marszu. Co prawda upierdliwe niesamowicie, ale po dwunastu godzinach snu mógł sobie na to pozwolić. A nie wiadomo ile zajęłoby naprawienie rzeki. Skoro już ktoś zaginął podczas tej pracy to należało przyjąć, że może być to problematyczna sprawa. Np. plemię niedźwieżuków. Po uzupełnieniu zapasów ruszył w dalszą drogę pieszo.
Dalsza podróż… była wzdłuż malowniczych klifów rzeki Arkhen. Malowniczych, bo stromych, ale też przez to niebezpiecznych. Jedna chwila nieuwagi i można było na zawsze spocząć w odmętach rzeki płynącej między nimi. Morgan miał tego świadomość, także i faktu że ciągła samotność i czujność nie jest dobrym wyborem. Jak długo umysł wytrzyma taki napór? Owszem ciało potrafiło dopiero po dziesiątkach lat rozsypać się pod niszczącym efektem nadużywania magii, umysł był znacznie bardziej wrażliwy. Toteż ulgą były dźwięki skocznej muzyki. Ulgą były odgłosy śmiechów i zabawy. Ulgą był widok obozu wędrownych niziołków.


Który został rozłożony kilkanaście metrów od klifów rzeki w pobliskim malowniczym lasku.

- Kilka godzin - powiedział sam do siebie gdy zdecydował zostać u nich przez jakiś czas. Rzeczywiście potrzebował odpoczynku. Przed dojściem sięgnął do swojej sakiewki i z pasa przewiesił ją na szyję, jak amulet. Niziołki były znane nie tylko z zamiłowania do uśmiechu, ale też kradzieży. Wmaszerował do obozu i zaczął od znalezienia miejsca gdzie mógł się napić piwa.
Zanim zdążył wejść pojawiły się pierwsi osobnicy małego ludu. Szczupli, w pikowanych skórzniach, uzbrojeni w krótkie miecze i proce… najsłynniejszą broń teg ludu.
- Hola… zapytał jeden, podczas gdy drugi miał już owiniętą wokół dłoni procę.- Wybacz, że zatrzymujemy w drodze, ale… to niebezpieczne miejsce, a widok samotnego wędrowca w tych stronach.
-Jest podejrzany.- rzekł jego kompan, a pierwszy rozmówca się z nim zgodził.- Zaiste, bardzo podejrzany.
Juurgen się uśmiechnął, jakby zmieszany.
- Jestem zwykłym poszukiwaczem przygód. Drogan Baerdock. Miło poznać. Podróżuję samemu bo tak jest znacznie szybciej. Idę teraz do Ashebridge. Jeśli nie jestem tu mile widziany po prostu pójdę dalej, ale jestem zmęczony drogą i na prawdę przydałoby mi się kilka godzin odpoczynku i towarzystwa.
- Myślę, że go można wpuścić, prawda Brangwein?- zapytał gadatliwy kompan swego towarzysza. - Można mu zaufać?
- Magią czuć od niego.- odparł Brangwein, i gadatliwy niziołek podrapał się za uchem.- Magią czuć, przychodzisz sam… drogą której nikt nie wybiera… hmm… a niech stracę, można ci zaufać Droganie, ale... - uniósł palec w górę dodając.- Wypada odpłacić zaufaniem na zaufanie. Pozostaw broń z dala od obozowiska. Skoro idziesz tym szlakiem sam, to i bez niej się pewnie obronisz, a i nam będzie spokojniej na sercu, prawda Brangwein?
- Prawda wujaszku Orgutallu.- potwierdził Brangwein.
- Chętnie wam zaufam, ale wolałbym wiedzieć komu. Ten rapier jest magiczny i drogi. Mogę oddać konkretnej osobie, najlepiej waszemu przywódcy, jeśli macie kogoś takiego, na przechowanie. Komuś kto poręczy swoim imieniem, że zostanie mi on zwrócony gdy będziemy się żegnać. Czy to was zadowala?
- To jest obraźliwe.. nieprawdaż Brangwein?- westchnął z oburzeniem Ogrutall. Nieco teatralnie, acz jego krewniak pokiwał głową. Następnie Orgutall wskazał dłonią na obozowisko.- To rodzinny interes klanu Starhapów. Wszyscy się znamy po imieniu. Jeździmy po wioskach i miasta sprzedając nasze wyroby ze skóry, konie i kuce.
- Zwłaszcza kuce.- potwierdził Brangwein.
- Jesteśmy jak palce u jednej ręki.- wyjaśnił Orgutall. - Dasz coś w zaufaniu jednemu z nas, dajesz całemu klanowi. Nie jesteś chyba jednym z tych no…-
- Kłamliwych rasistów, co uważają naszą rasę za bandę oszustów i złodziei.- mruknął Brangwein.
- No właśnie…- rzekł Orgutall i spytał.- Nie jesteś jednym z nich prawda?
- Nie. Zdecydowanie nie. Przepraszam jeśli was uraziłem - Morgan złapał pięść w dłoń i pochylił głowę w znanym geście - Ufam wam w takim samym stopniu w jakim zaufałbym ludziom czy elfom spotkanym na drodze. Z pewną dozą ostrożności. Oferuję, że oddam wam moją broń na przechowanie. Czy to nie jest oznaką zaufania? I zwróćcie uwagę, że ja tu nie przyszedłem żebrać. Mam srebro którym chcę opłacić piwo i jedzenie. Mam opowieści którymi opłacę wasze. Gdybym coś kombinował, chciał was okraść, albo gorzej… wtedy nie wchodziłbym tak otwarcie do waszego obozu. Ten rapier to mój przyjaciel. Wiele razy bym zginął bez niego. Nie chcę go pozostawić bez opieki. To chyba jest rozsądne, nie sądzicie? Gdybyś miał zostawić gdzieś mieszek złota wolałbyś go oddać komuś konkretnemu, czy zostawić na środku runku?
-Nooo, ale my się przedstawiliśmy…- rzekł Orgutall, a Brangwein dodał.- Nooo prawie...
-No dobrze… prawie.- westchnął Orgutall i skłonił się. -Ja jestem Orgutall ,a to mój bratanek Brangwein. Jesteśmy Starhapami, co już zresztą wiesz.
Po tych słowach dodał.- Więc oddaj nam rapier i idż znami do Starszej naszego taboru. Tam go jej wręczysz na przechowanie.
- Poprzez nas.- uściślił Brangwein.
-Właśnie… poprzez nas. Cały czas będziesz go widział. Bo w końcu gdzie mały niziołek może wepchnąć sobie taki duży rożen?- zapytał retorycznie Orgutall, a Brangwein chciał coś rzec, niemniej wuj go zbeształ.- Nie sugeruj tu głupot, których się nasłuchałeś w miastach!
- Taki układ mi odpowiada - odpowiedział Morgan i odpiął pochwę z rapierem od pasa, po czym podał niziołkom. A potem ruszył za nimi, gadającymi miedzy sobą na temat wyższości potrawki z królika nad potrawką z zająca. Właściwie to Orgutall gadał, a Brangwein się od czasu do czasu odzywał. Sam obóz… cóż… nie miał żadnych sklepików. W końcu komu mieliby sprzedawać cokolwiek na bezdrożach?
Przy niektórych jednak gotowały się gulasze różnego rodzaju w dużych kociołkach i przy każdym z nich czuwała jakaś kobieta.
W końcu cała dwójka dotarła do starej niziołczycy w nieco wyblakłych szatach i z symbolem Yondalla zawieszonym na szyi.


Siwe włosy związała razem i przerzuciła na lewy bark i ćmiąc fajkę o długim cybuchu rzekła.- Witaj podróżniku, co cię sprowadza na te tereny?
- Podróż, moja pani, podróż - ukłonił się lekko acz elegancko choć kto wprawny w awanturniczym rzemiośle łatwo dostrzegał, że pewną dozę czujności cały czas zachowywał - Zmierzam do Ashenbridge, a ta trasa jest najszybsza. Choć męcząca i samotna, dlatego, jeśli to nie jest problemem, chciałem spędzić kilka godzin wśród was. Po jakimś czasie sercu brakuje gęby do której można by się odezwać i pośmiać. To tyle. Nic więcej, nic mniej. - Dziwne… bo to nie ma szlaku.- odparła podejrzliwie kapłanka, a Orgutall podał jej rapier mężczyzny.- Złożył broń na czas pobytu.
- Więc… niech będzie. Może się pokrzepić.- zadecydowała kapłanka wrzucając oręże Morgana do środka swego wozu.
- Szlak, nie-szlak… wciąż dziesięć dni w kieszeni. Dziękuję, nie będę sprawiał problemów - zadeklarował i wyczekał, czy to koniec rozmowy, po czym poszedł się odprężyć choć… częściowo wbrew sobie pozostawał częściowo czujnym. Starsza miała rację. To nie szlak, a oni tutaj byli.
Sądząc po śladach taboru, które nawet ślepiec by odczytał...zboczyli ze szlaku w tym kierunku. Zapewne by założyć tymczasowe obozowisko. Bądź co bądź niziołki były mile widziane na ziemiach ludzkich tylko przez jakiś czas. Potem ich obozy były obkładane podatkami bądź przepędzane. Dłuższe stałe obozowiska zakładały na ziemiach, które nie miały właściciela. Tak jak to miejsce.
Wędrujący przez obóz Juurgen przyciągał ciekawskie spojrzenia, także (i przede wszystkim) dzieciarni. Niski ludek zajmował się w obecnej chwili przede wszystkim naprawami… zarówno wozów jak i uprzęży, oraz gotowaniem obiadu. Nic nie można było kupić, ale Morgana zaproszono do kilku kociołków, by zjeść coś dla pokrzepienia ciała.
Juurgen poczęstował się talerzem, obiecując, że go odda i pochodził po obozowisku nim nie uzbierał sobie pełnowartościowego, byczego obiadu, za każdy dodatek dając srebrnika i nie słuchając sprzeciwów. Potem rozejrzał się za jakimś towarzystwem. A rozglądając się sięgnął po moc i przesunął ręką nad swoim jedzeniem, prewencyjnie sprawdzając czy na pewno jest czyste, choć nie spodziewał się by czegokolwiek do niego dodali.
[right]Detect Poison[/spoiler]
Nie dodali, nic poza… ostrymi przyprawami. Jedzenie było zjadliwe i smaczne, gdy się lubiło taką kuchnię. Natomiast towarzystwo… było wszędzie. Przy każdym kociołku zawsze była grupka posilających się niziołków opowiadających sobie historie i rozmowy. Większość z tych pogaduszek była… nudna. Ot, kto i gdzie narozrabiał. Kto i co zrobił… a czasami nawet, z kim zrobił. Kto i jak się ubrał. Imiona nie mówiące nic Morganowi. Natomiast z paru rozmówek udało się wysnuć co niec interesujących spraw. Bowiem tabor przybył z Sembii, w której coś ważnego się wydarzyło… jakiś zgon czy coś w tym rodzaju. I ponoć w tym kraju zrobiło się nerwowo. Szczegóły jednak umykały Morganowi, bo najwyraźniej samych niziołków ludzka polityka nudziła. Ot, narzekali że przez to szybciej opuścili Sembię. Ale poza tym… raczej nie rozprawiali o tych sprawach.
- W mordę… na miesiąc opuszczam Sembię i już się wali? - zaśmiał się Morgan - Co tam się stało?
- No… ktoś kipnął. Ktoś ważny.- wzruszył jakiś niziołek.- I każda straż w każdym mieście nagle stoi na baczność. Każdy żołnierzyk na granicy też.
- Pewnie sztylet w serce… jak to zwykle bywa.- dodał inny.
- Wiecie kto może? - zapytał spoglądając po wszystkich obecnych po kolei.
Nie wiedziały… ich to nie obchodziło. Sprawy dużych ludzi i ich dużych państw, nie były sprawami niziołków.
I dziwicie się, że za wami nie przepadają - nie tyle mruknął, co pomyśladł Morgan. Trudno. Dowie się w przyszłości. Może nawet w Ashenbridge się dowie więcej. Potem sobie odpuścił. Pozwolił na wpółzapomnieć, że ma misję. Potrzebował odpoczynku i tyle. Więc zamierzał odpocząć. Kilka godzin jedynie, ale to dla niego nie pierwszyzna i takie kilka godzin potrafiło dać moc i podnieść morale dość by maszerować potem tydzień.
 
Arvelus jest offline  
Stary 26-11-2015, 15:23   #18
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kathil Wesalt


Nowe życie… Nie tak sobie wyobrażała ten dekadzień kilka dni temu. Miała na sobie suknię ślubną. Strój który nie planowała przynajmniej zakładać w ciągu następnych kilku lat. A jednak jedna decyzja podjęta spontanicznie sprawiła, że znów miała ją na sobie.
I wyglądała w niej prześlicznie. Haftowany złotogłów otulał jej ciało idealnie komponując się z cerą i naszyjnikiem. Ortus… będzie zachwycony. I tym co się zdarzy później też. Choć Wesalt musiała przyznać sama przed sobą, że noc upłynęła jej bardziej intensywnie niż się spodziewała. A nestor rodu… cóż, nadal nie wiedziała czy jej wróg, czy sprzymierzeniec. Ich relacje już na początku bardzo się skomplikowały.
Niemniej o tym pomyśli po ślubie i weselu. Wpierw udała się samotnie do komnaty podpisać i zapieczętować kontrakt ślubny. Zwykle zakochani pisali osobiste wyznania miesiące przed ceremonią. Na szczęście istniały też standardowe kontrakty, które wymagały jedynie podpisu i zapieczętowania.
Podpis, wosk, pieczęć… gotowe.
Teraz należało się udać na tyły pałacyku, gdzie miała się odbyć ceremonia.
Tam przy przenośnym ołtarzyku, czekał już kapłan Oghmy w ceremonialnych szatach.


Ostre rysy i bura szata i całkowity spokój i stoicyzm na obliczu. Kałan Cerhaus odprawiał takie ceremonie nie raz. Nic więc dziwnego, że nie był tak zdenerwowany jak stojący obok niego Ortus trzymający w swych drżących dłoniach swój zwój.
Kathil rozejrzała się po zebranych świadkach uroczystości. Jak na tak pośpiesznie braną ceremonię było ich sporo. Oczywiście byli i Ashka i Logan i Yorrdach. Była cioteczka Mea, Wiligian i Emilia. Oprócz nich, także część gości pozostała. Zortswernowie na przykład. Para statecznych krasnoludów siedziała w pierwszym rzędzie. Achmina Timmra również tego nie mogła przegapić. Miejscowa plotkara. W każdej społeczności bez względu na stan i rasę trafiają się takie jak ona. Nie trzeba im płacić by się wszystkiego wywiedzieć, wystarczy jedynie traktować uprzejmie i słuchać. Barona Bikslina tu nie było. Podobnie jak Oweny
Goldswern. Oboje wczoraj dość szybko opuścili przyjęcie.
Natomiast Peddyr Bikslin stał bardzo blisko Condrada i szeptali między sobą. A hrabia Dillion Pesidonswern trzymał się blisko Yorrdacha. Bardzo blisko, co irytowała maga bo podstarzały szlachcic z wyraźnymi tendecjami do tycia odbiegał od kanonów urody interesujących maga.
Muzycy rozpoczęli swą pieśń, idealny utwór na tą okazję. Co nie było dziwne, gdyż Oghma patronował bardom i trubadurom.

A skoro noc najgłębsza jest,
kiedyż się zobaczymy?
Śmiejąc się, śmiejąc się, śmiejąc się wciąż
Kiedyż się zobaczymy?

Condrad podszedł do Kathil i podał jej swe ramię, by doprowadzić ją do ołtarza. Po drodze mówił cicho.- Jeszcze możesz się z tego wycofać. A co prawda…
Rozejrzał się dookoła i mruknął.- Gdybym był młodszy najechałbym ten pałac z moimi ludźmi, właśnie w tym momencie. Ale za takie działania wygnano mnie z Sembii, więc…- uśmiechnął się ironicznie. -Poza tym… dobrze jest wysłać sygnał wrogom iż Vandeyckowie trzymają się razem i są monolitem, prawda?

Czeka już na nas łąka
Kolorowego kwiecia
Ja zerwę ci jeden polny kwiat
I ty zerwiesz mi jeden

A potem będziemy biegli
Wprost przez bramy skrzydła
Przez bramę wbiegniemy w wieczny dzień
W wieczny, wieczny dzień

Gdy byli już blisko ołtarza, do ogrodu wdarł się ktoś. Mężczyzna w zakurzonym płaszczu i stroju. Kurier z ważnymi wieściami dla Wiligiana. Rozmawiali przez chwilę cicho i nerwowo. Po czym notariusz przeprosiwszy wszystkich natychmiast opuścił uroczystość.


Ja podam ci moją dłoń a ty
Wtedy podasz mi swoją
Ta noc, ta noc, ona nie wróci już
Będzie tylko łąka

A potem będziemy biegli...

A Kathil została doprowadzona przed ołtarz i Cerhaus odebrał oba kontrakty i odczytał ich zawartość. Przysięgi wiecznej miłości, troski, wierności, uczciwości…
Po wygłoszeniu treści kontraktów, kapłan spytał się Ortusa czy potwierdza przy świadkach iż to jego podpis złożony z pełną świadomością i bez żadnego przymusu.
-Ttak… potwiedzam.- rzekł szybko Ortus.
Następnie zwrócił się do Wesalt z tym samym pytaniem. Czas na jej odpowiedź.


Pisanie listów bywa nużące. Ale po ekscytującym poranku i przed kolejnymi atrakcjami… było chwilą wytchnienia i czasem na poukładanie myśli. Należało wysłać jeden list do Jeagere, kolejny do Oweny. Trzeba było przygotować list polecający dla Logana by mógł załatwić uczciwych i lojalnych najemników. Typy spod ciemnej gwiazdy nie nadawały się wszak oficjalną obstawę dobrze urodzonej osóbki jaką Wesalt w tej chwili była. No i jeszcze wieści z Ordulinu… niepokojące wieści o śmierci Kendricka Wysokiego. Szczegółów nikt nie znał jeszcze, ale nagły zgon mężczyzny co prawda już posuniętego w latach, ale nadal pełnego wigoru była niczym grom z jasnego nieba. Namiestnik rady kupieckiej był bowiem okazem zdrowia i siły. Nie zdradzał też oznak choroby, więc… jego nieoczekiwany zgon spowodował pewien chaos w mieście. Kto niby miałby rządzić teraz Sembią? Rada kupiecka miała się dopiero zebrać i zadecydować.
Zapowiadały się ciekawe czasy. A dla Kathil wycieczka do stolicy wraz Ashką, którą musiała podrzucić do jej podwładnych.

Morgan Juurgen

Niezupełnie tego się Morgan spodziewał, gdy dotarł do miasta późną nocą.


Po olbrzymim terenie rozrzucone były małe gospodarstw i inne budynki. Różniło się to bardzo od zwartej budowy Białego Brodu. Dawało to poczucie… lekkomyślności mieszkańców, a wynikało z górującej nad miastem bryły zamku. Archenbridge czuło się bezpieczne. Cóż… te sprawy akurat nie dotyczyły Morgana. Musiał znaleźć w mieście przedstawicielstwo rodziny kupieckiej Selkirków, które tu istniało. Nie była to co prawda placówka Srebrnych Kruków, jednak nie miał wielkiego wyboru. Udanie się do prawdziwej placówki oznaczało praktycznie podróż do samej Sembii, a przedstawicielstwa kupieckie Selkirków wspierały Kruki (oczywiście pomijając te całkowicie podległe Mirabecie). Problem w tym, że nie były też dyskretne, nie były też poinformowane w działaniach poszczególnych agentów. No i… miały pomagać w “granicach rozsądku” co było dość mało precyzyjną, a bardzo arbitralną miarą.
U strażników przy bramie Juurgen dowiedział się gdzie szukać, tego co potrzebował. Kupcy podlegli Selkirkom zajmowali się handlem w Czarnym Koniu, tam też wynajmowali pokoje na spoczynek. Kilka wskazówek i kilka minut później Morgan załomotał do właściwych drzwi.
Otworzył mu starzecw szarej szacie i z czapką na głowie i powitał soczystym.- Czemu się do cholery dobijasz o tak późnej porze, co?!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 26-11-2015 o 15:26.
abishai jest offline  
Stary 01-12-2015, 09:28   #19
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Kathil powiodła spojrzeniem po zebranej gromadce, spojrzała na Ortusa, w tej chwili bardzo, bardzo zdenerwowanego. Uśmiechnęła się do niego ciepło.
Wsunęła dłoń pod ramię Condrada i wsparła się na nim. Dało jej to okazję na zbliżenie się nieco, gdy słuchała jego szeptu.
Uśmiechała się krocząc powoli w rytm muzyki, jakby Condrad szeptał jej same słodkie, przedślubne głupstewka.
Słysząc jego słowa jednak poczuła narastający …. gniew.
- Naprawdę sądzisz, że to podziała? - syknęła i uśmiechnęła się promiennie
zaciskając zęby ze złości. - Teraz próbujesz mnie przekonać? Miałeś czas zeszłej nocy i dziś rano. - znowu uśmiechnęła się z lekkim ukłonem do pary krasnoludów - Ja odstąpię od ślubu, ośmieszę Ortusa i na dodatek zostanę z kwitkiem na twojej łasce i niełasce.
- W nocy… akurat zbytnio zajęliśmy się… inną aktywnością.- przypomniał jej mężczyzna z równie promiennym fałszywym uśmiechem.- Poza tym… Jak twardy on jest Kathil? Młodzik może się okazać słabym ogniwem w twych planach.
- Teraz zyskujemy dodatkowe ziemie i możliwość dochodów. Oraz możliwość Twojego ślubu. Czyli podwójnie, szczególnie gdy będziesz mieć potomka. - szeptała niemalże kącikiem ust. - Chcesz, żebym się ugięła i oddała wszystko na co pracowałam Tobie. - rzuciła spojrzenie kątem oka. - Myślisz, że byłeś aż tak przekonywujący przez jedną noc?
- Myślę, że dość przekonujący do pokusy kolejnej…- odparł z ironicznym uśmieszkiem Condrad, po czym spochmurniał.- I nie będę miał potomka. Nigdy. Dlatego pozwoliłem memu bratu przejąć kontrolę nad naszym dziedzictwem. Hmmm… Może więc dobrze, że jednak zostaniesz żoną Ortusa. Może to właśnie planowałem…- zaśmiał się cicho i dodał na koniec. - Cóż… ważne żeby ród Vandyecków istniał, nawet jeśli… linia dziedziczenia będzie… taka jaka jest.-
Kathil pokręciła głową i nadstawiła policzek do ucałowania zanim podeszła ostatecznie do Ortusa:
- Nie spieszę się z tym.
- Zauważyłem… szkoda że mój bratanek nie potrafił się popisać nawet w tej prostej kwestii.- mruknął Condrad cmokając policzek dziewczyny.
-Możliwe, że się popisał tyle, że nie ze mną. - mruknęła, gdy ich twarze mijały się. -Porozmawiamy później. - puściła ramię Condrada i podeszła do kapłana i Ortusa. Spojrzała na swojego młodego prawie już męża sprawdzając jego mowę ciała.
Niewątpliwie był zestresowany całym wydarzeniem. Zżerała go trema, ale widok Kathil… przyciągnął jego uwagę. Ortus starał się zachować godnie i wykazać przed nią i gośćmi swą dorosłość.
Kathil uśmiechnęła się do młodziana i spytana przez kapłana o odpowiedź, również potwierdziła i uśmiechnęła się do Ortusa radośnie. W pewnym sensie… odczuwała radość mimo, że ślub był jednym wielkim matactwem. Miała jednak podobne obawy co Condrad. Bała się nieco, że niedoświadczony Ortus… nie dokończyła tej myśli. Wolała nie. Słuchała słów kapłana ogłaszających ich mężem i żoną z lekkim roztargnieniem, wpatrując się w detale twarzy Ortusa i dumając nad ich rozpoczynającym się wspólnym życiem.
Wstęga obwiązała ich dłonie splecione razem palcami i kapłan ogłosił ich małżeństwem w oczach bogów i ludzi. Na tym kończył się ślub i powinno zacząć wesele, które nocą powinno przejść w pierwsze miłosne igraszki nowożeńców. Jednakże zazwyczaj śluby odbywały się w południe nie rano… Sytuacja była więc wyjątkowa. Ortus mężnie nad sobą panował. Ich pierwszy pocałunek był delikatny i czuły.
Kathil trzymając Ortusa za rękę odwróciła się do gości:
- Zapraszamy na poczęstunek, moi drodzy! - przytuliła się do ramienia męża. - Jesteś głodny? - pocałowała młodzika w policzek z uśmiechem.
- Nie wiem czy w stanie… byłbym… coś teraz… przełknąć.- wydukał Ortus obejmując Wesalt zaborczo.- Wyglądasz… prześlicznie…
Goście ruszyli pogratulować młodej parze, a następnie do stołu przygotowanego przez pannę Percy i zastawionego już smakołykami. Oraz winem. Powinny być toasty… w tym przypadku dość krótkie i pewnie szybko by zleciały. Jeszcze na toastach młoda para powinna być, a potem… cóż… nikt się nie dziwił jeśli nowożeńcy znikali z wesela tuż po toastach. Wszak wtedy mistrzem ceremonii weselnych zostawali główni świadkowie. W tym przypadku Condrad i ciocia Mea.
- Napij się wina, mężu - Kathil podała Ortusowi kielich, sama również biorąc jeden. -
Tylko nie za dużo - dodała z uśmieszkiem mocząc usta. - Daj mi parę minut, porozmawiam ze świadkami. Jeśli chcesz możemy… - zawiesiła głos, patrząc na zdenerwowanego Ortusa.
-To… było… pytanie retoryczne?- rzekł Ortus z uśmiechem i rzeczywiście haustami opróżnił kielich. Zaczerwienił się mocno, ale alkohol pomógł mu się trochę odprężyć.
- Parę minut rozmowy, zaraz wracam.

Kathil podeszła do cioci przytulając się do starszej kobiety jak do matki i mruknęła:
- Bogowie, mam nadzieję, że to nie wypali mi w twarz. Poradzisz sobie z nestorem?
- Wygląda na lwa, ale radziłam już sobie nieraz z poskramianiem dzikich bestii.- odparła z figlarnym uśmieszkiem kobieta.- Acz nie odrzucę dobrych rad, bo chyba już trochę go poznałaś?
Kathil lekko zagryzła dolną wargę i popatrzyła cioci w oczy bez słowa z lekkim uśmiechem błądzącym na twarzy. Po czym poprosiła cicho:
- Możesz przypilnować, żeby się tu za bardzo nie rozgościł? Chodzi mi o sąsiadów. To
nie powinno zająć mi zbyt długo.
- To znaczy ? Nie mogę mu zabronić rozmów z nimi. - mruknęła cicho Mea.
- Nie, ale może … zajmij go… czymś przyjemniejszym niż rozmowy?
- Nie jestem pewna, czy zdołam go skusić tak szybko. Poza tym kto się wtedy zajmie przyjęciem, gdy oboje znikniemy?- zapytała retorycznie Mea. I uśmiechnęła się ciepło. - Nie bój się… Niewiele zdoła namieszać. Nie tu… i nie teraz.
Kathil popatrzyła na ciocię z niedowierzaniem:
-Ty nie zdołałabyś? Skąd ten napływ braku pewności? - uśmiechnęła się ciepło, drocząc się z opiekunką.
- Wydaje się być bardzo upartym.- mruknęła Mea i westchnęła.- Dobrze... zobaczę co da się zrobić. Ale liczę na przysługę z twej strony w przyszłości.
-Bo jest. Lubi rządzić. - Kathil skinęła głową - Oczywiście, ciociu. - Ucałowała Meę i podeszła do Condrada:
- Poradzisz sobie, Seniorze? - bawiąc się nawiązaniem do niedawnej rozmowy podczas igraszek.
- Z pewnością. To w końcu nic skomplikowanego. Pilnować by wszyscy się upili i najedli.- mruknął w odpowiedzi Condrad.
-Doskonale to ująłeś. - Kathil roześmiała się - A zatem zostawiam was na straży przyjęcia. Baw się dobrze. - uśmiechnęła się do olbrzyma.

Kathil ruszyła do Ortusa wyciągając do niego dłoń. Uśmiechnęła się i poczekała aż do niej dołączy. Przytuliła się do niego i objęła w pasie.
- Poszło nieźle póki co, prawda, mężu?
- Nie wiem… to mój pierwszy ślub.- objął również tuląc się do niej. Drżał. Trzymany w dłoni kielich musiał być wcześniej parę razy napełniany. Ale to dobrze. Bo drżał już tylko z ekscytacji i niecierpliwości.- Toooo co dalej?
-Dalej udamy się do naszej wspólnej sypialni i skonsumujemy nasze długo oczekiwane małżeństwo - powiedziała z lekkim śmiechem w głosie Kathil. - Rozchmurz się. Obiecuję, że Ci nie zrobię krzywdy. - podroczyła się z… no cóż…. mężem.
- Ja jestem bardzo rozchmurzony…- odparł wystawiając język i odważnie chwytając swą ślubną za pośladek. Po czym się speszył.- Tylko… no… nie bardzo wiem… jak z tą konsumpcją. Klasztor to nie miejsce na poznawanie takiej wiedzy.
- Pokażę Ci co i jak - powiedziała otwierając drzwi do komnaty i wciągając Ortusa ze śmiechem do środka. Zabrała mu kielich i odstawiła na stolik. - Wolisz w pełni dnia czy zasunąć kotary?
- Jesteśmy na piętrze.- ocenił Ortus i mruknął cicho.- Wolałbym cię podziwiać… w świetle słońca… chciałbym cię całą zobaczyć.
-Pomożesz mi z suknią? - spytała odwracając się do niego tyłem. Wiedziała, że pierwszy raz będzie najszybszy, a po jego minie widziała, że nie powinna przeciągać zbyt długo.
- Tak, tak oczywiście.- rzekł Ortus podchodząc do niej od tyłu i zabierając się za rozpinanie guzów na jej plecach.- Co będzie dalej? Wiesz… w nocy. Zasugerowałaś oddzielne sypialnie.
-Chcesz spędzać noce ze mną? - spytała lekko, powoli wysupłując się z sukni. Nim suknia zdążyła opaść przytrzymała ją na piersiach i odwróciła się do Ortusa. Pocałowała delikatnie. - Usiądź na łóżku.
- Dziwi cię, że chcę korzystać z przywilejów męża?- zaśmiał cicho Ortus siadając zgodnie z jej poleceniem. I westchnął dodając.- Chcę… ale umowa to umowa. Nie zamierzam okazywać braku wdzięczności i nagle wymuszać na tobie cokolwiek.
Gdy mówił, Kathil pozwoliła sukni w końcu opaść. Została w samej delikatnie udrapowanej koszulce i specjalnej dekoracji
Powoli zbliżając się do męża zsuwała ramiączka koszulki. W chwili gdy stanęła między jego nogami, odziana była jedynie w delikatne klejnoty.
- Nie dziwi - pochyliła się, całując go delikatnie i lekko - Tylko… to dość nietypowe by małżeństwo dzieliło komnatę. Ale … - odsunęła się ponownie od niego - … jeśli chcesz… możemy spróbować. Zdarzyć się może, że nie wrócę na noc jednak. Czy to Ci nie będzie - z każdym słowem powoli odwracała się wokół swej osi, wystawiając swe ciało na widok z każdej strony - przeszkadzać?
- Ja…- Ortus wpatrzony w jej ciało zapomniał języka w gębie. W tej chwili nie był się w stanie skoncentrować. Wyciągnął dłonie opuszkami palców muskając swoją żonę po pośladkach i łonie.-... jeśli tobie nie będzie.
Kathil ujęła jego dłoń, ucałowała jej wnętrze i delikatnie położyła na swojej piersi.
- Ułożymy tak, by obojgu nam odpowiadało. Dobrze? - spytała szeptem i pogładziła go po twarzy. - Nie bój się… - przesunęła jego dłoń na swój pośladek - to mnie nie boli. - sięgnęła do jego ubrania i zaczęła powoli rozpinać surdut i koszulę. Kolanem lekko rozsunęła jego nogi, by móc stanąć bliżej. Rozbierając Ortusa, pochyliła się i zostawiając liczne drobne pocałunki na jego policzku podrażniła językiem płatek ucha. Szarpnięciem pociągnęła rękawy wierzchniego ubrania.
Jego dłonie zaczęły odważniej wodzić po jej skórze.
- Dobrze…- jęknął pozwalając się rozbierać. A sama Kathil poczuła jedną dłoń zaciskającą się delikatnie na jej piersi, drugą sięgającą między jej uda i wodzącą drapieżnie po podbrzuszu. Ugniatając jej biust i pocierając intymny zakątek, Ortus zapoznawał się z najbardziej ukrytymi zazwyczaj obszarami kobiecego ciała.
Popchnęła męża na łóżko, by opadł na plecy. Sama zaś przesunęła dłońmi po swych piersiach pieszcząc je i pokazując mu jej ulubiony sposób na taki dotyk. Uśmiechnęła się widząc jego zafascynowaną minę.
Sięgnęła, by rozpiąć jego spodnie:
- Unieś biodra - rozkazała szeptem i ściągnęła pozostałe ubranie z Ortusa.Przesunęła opuszkami palców po jego udach, wiodąc dłonie po ich wnętrzu. Musnęła biodra i sięgnęła brzucha. Sama wspięła się na łoże obok niego i zaczęła delikatnie gładzić jego pierś. Pochyliła się i powiodła czubkiem języka wokół męskiego sutka, dłoń błądziła po szyi i ramieniu Ortusa. Drugą dłoń męża nakierowała na swoje ciało.
- Tak sobie to wyobrażałeś? - wyszeptała wiodąc usta przez jego szyję ku ustom.
- Jest… lepiej…- wyszeptał poddając się jej dotykowi. Był gotów, co zresztą widziała i był Vandyeckiem tam na dole, tak jak Cristobal i Condrad. Jego dłonie pochwyciły jej biust delikatnie i powoli pieściły jej piersi tak jak lubiła. Był pojętny… co w połączeniu z ambicją do wykazania się swą męskością przed nią, obiecywało całkiem intrygujące pożycie małżeńskie. Cristobal był dobrym kochankiem, a Condrad… był rozkoszną bestią, ale żaden z nich raczej nie sądził, by potrzebował się uczyć.
Kathil powoli rozpalała Ortusa coraz bardziej, z wręcz sadystyczną rozkoszą dążąc do tego, by nie mógł powstrzymać jęków rozkoszy. Jej dłonie błądziły po całym ciele Ortusa drażniąc i drocząc się, gdy specjalnie omijała tę jedyną część ciała, która błagała o dotyk. Namiętnymi pocałunkami dusiła mruczenia męża. Gdy poczuła niekontrolowane drżenie jego ciała, powoli uklękła nad nim i osunęła na jego oręż zagryzając lekko dolną wargę. Dekoracja na jej ciele pobrzękiwała cichutko, gdy zaczęła poruszać biodrami. Ujeżdżała go wpatrując się w jego napiętą pożądaniem twarz. Położyła jego dłonie na swych biodrach i pozwoliła dyktować tempo. Palcami przesunęła po jego uchylonych ustach.
Był w jej niewoli, gdy dosiadała go dumnie. Był w jej niewoli i pragnął tego. A ona pragnęła więcej i więcej. Choć miała za sobą dziką noc, to obecność Ortusa w jej ciele rozpalała ponownie jej zmysły. Szkoda że jej obecny mąż, nie bardzo wiedział na ile sobie może pozwolić. Dysząc i patrząc na nią z dziką żądzą narzucał dość spokojne tempo jej biodrom.
Ale i tak przyjemne…
Kathil pochyliła się opadając na dłonie, które wsparła po bokach jego twarzy. Zmiana pozycji sprawiła, że jej całe ciało ocierało się o ciało leżącego pod nią młodzika. Przyspieszyła nieco tempo i … ponownie się wyprostowała. Poczuła jak wypełnia ją głębiej i pełniej więc wzmocniła prędkość ruchów swych bioder wpijając palce w jego pierś.
Nie mógł tego wytrzymać zbyt długo… choć starał się. Widziała jak walczył, by wytrzymać tą słodką torturę. Ale był zbyt młody i niedoświadczony. Spełnienie dla niego przyszło szybko. Jęknął głośno wyraźnie zawstydzony tą sytuacją.
Kathil pochyliła się ponownie, wciąż więżąc go w swym ciele.
- Popatrz na mnie - całowała jego podbródek.
Jego dłonie pochwyciły jej piersi, gdy była pochylona masując je i ugniatając. Wędrowały znanymi jej szlakami, zaczepiając czasami kciukiem o szczyty. Wesalt instynktownie zaczęła wiercić biodrami, gdy poczuła że smok znów budzi się w jej jamie. Ach ten młodzieńczy wigor.
Rozkoszowała się nim. Jego brak wprawy szybko ustępował pod delikatnym kierownictwem i Kathil z uśmiechem stwierdziła, że Ortus ma talent. Spędziła z nim namiętne chwile, pokazując i ucząc go tajników kobiecego ciała. Jej ciała. Czerpiąc radość z intymności, jaka się między nimi zrodziła, przypominała sobie swe pierwsze kroki w sypialni. W końcu wtuliła się w ramiona męża. Sama zmęczona po namiętnych nocach i swej drugiej już “nocy” poślubnej. Gładziła tors Ortusa, przesuwając stopą po jego łydce. Od czasu do czasu zostawiała drażniące pocałunki na jego obojczyki i szyi. Przyglądała się jego profilowi, gdy leżał z zamkniętymi powiekami.
- Chcesz spać? - spytała cicho.
- Nie…- mruknął Ortus uśmiechając lekko. Sięgnął dłonią na oślep, palcami przesuwał po wewnętrznej stronie jej uda.- Następnym razem… sam do ciebie przyjdę i zdobędę. Nie będziesz musiała mnie prowadzić… wiesz?
- Wiem - w jej głosie słychać było uśmiech i dumę. Podobała jej się jego ambicja i chęć wykazania się w jej oczach. - Jak mąż, tak? - pocałowała wnętrze jego nadgarstka.
- Jak nocny kochanek… z kwiatem w zębach i niecnymi planami.- odparł Ortus sam rozbawiony tym konceptem.- Taaak… Nigdy nie miałem okazji się przekonać, jak to jest z tymi romansami. Jako mąż też przyjdę…
- Będę czekać - zachichotała cicho wtulając się wygodniej. Był słodki do bólu i taki… orzeźwiający, naturalny po tych wielu gierkach i kochankach lubujących się w meandrach kokieterii. Uniosła się na łokciu i popatrzyła na niego:
- Ortusie… Skoro mowa o przychodzeniu… ruszymy odzyskać Twój majątek?
- Chciałem to zrobić później… za dwa lata. Gdy zmężnieję… zrobić to sam.- mruknął jak cicho młodzian speszony jej słowami.- To moja sprawa. Nie powinienem cię w to wciągać. To by było nieuczciwe. Zresztą… nie chcę by ci się stała krzywda z powodu moich problemów.
Dziewczyna pocałowała go.
- Pomyślałam, że szkoda by było nie wykorzystać elementu zaskoczenia - przesunęła opuszkiem kciuka po jego wargach. - Możemy pojechać i sprawdzić w jakim stanie jest majątek. Jak wiele strat spowodowali Twoi wujowie i zapobiec kolejnym. Po Cristobalu i jego długach wolę takie sprawy załatwiać wcześniej niż później. Co myślisz? - ciekawa była jego osądu, chciała przekonać się jakim torem on sam zwykł rozumować.
- Oni… zabili mojego ojca… zabili moją matkę.- westchnął z gdzieś tam utajoną nutką gniewu. Widać już dawno się pogodził z ich śmiercią. Jego dłoń ześlizgnęła się z jej uda i palce muskać zaczęły delikatnie wrażliwy punkcik jej łona. Sam też nabierał “ochoty”... powoli.
- Wujowie Archibald i Bertold nie cierpią się wzajemnie, ale potrafią jednoczyć siły. Są… bezwzględni.- mruczał nie przestając prób rozpraszania uwagi Kathil swoimi palcami.- Jeśli pojedziemy tam, by odebrać… mój majątek. Nie wyjedziemy z tej okolicy żywi.
- Nie pojechalibyśmy sami … kochanie - skubnęła ustami jego ucho i zacisnęła palce na budzącym się dowodzie zainteresowania delikatnie prowokując.- Jeżeli się nie cierpią, to można to wykorzystać. Nie mam zamiaru jechać na pewną śmierć, ale Ty masz wszystkie informacje, które mogą pomóc w dopełnieniu … zemsty - zacisnęła dłoń mocniej, by podkreślić to słowo - i odzyskać co Twoje. - ukąsiła jego pierś namiętnie.
- Ostatni raz widziałem wujów, gdy miałem… dziesięć lat.- jęknął cicho Ortus otwierając oczy i zerkając wprost w oblicze Kathil.- Od tamtej pory… ich… nie widziałem.
Sięgnął palcami niżej, powoli zaczął zdobywać wrota rozkoszy muskając Kathil tak jak lubiła. Nie zamierzał tylko brać rozkoszy… Miał ambicję by uczynić swą żonę dumną ze swego męża i wprost uzależnioną od jego pieszczot.- Nie wiem co planujesz, ale nie możemy otwarcie domagać się tego co mi się należy.
- A ja mogę… - przymknęła lekko oczy czując jego pieszczotę - się domagać... - przycisnęła biodra do jego dłoni - ...mężu? - spytała dwuznacznie, patrząc mu w oczy.
- Wolałbym… żebyś wyszeptała do uszka… swe życzenie.- westchnął uśmiechając się łobuzersko.- Żebym wiedział… jak je spełnić.
- Jeśli taka jest wola mego męża - Kathil podjęła grę i spuściła wzrok jak wzorowa i cnotliwa żona. Po czym wyciągając się nieco by móc szeptać do jego ucha wyjawiła w niezwykle lubieżnych słowach co i jak chciałaby by uczynił. Jak chciałaby poczuć jego usta na swej kobiecości, pieszczotę palców i lekkie ukąszenia. Odsunęła się nagle ponownie ze skromna minką i roześmiana popatrzyła na Ortusa.
- Więc czy spełnisz mą prośbę, małżonku? - mrugnęła okiem zalotnie.
- Wiesz dobrze, że tak…- mruknął Ortus siadając wpierw na łożu, a potem klękając u jej stóp. Z nabożną niemal czcią rozchylił jej nogi na bok i zanurkował głową w dół. Wkrótce Kathil poczuła delikatne i leniwe muśnięcia języka na swym podbrzuszu, tak jak i wodzące po nim palce.
- Wolałabym, abyśmy się tam udali incognito wpierw… pamiętam, że matka się ich bała.- mruczał wodząc językiem po skórze dziewczyny, a od czasu do czasu zadziornie kąsając jej uda.
Kathil mruczała z przyjemności pod jego dotykiem, sama muskała swoje piersi. Od czasu do czasu prowadziła go wypychając lekko swe biodra, lub dociskając lekko dłońmi jego głowę.
- Incognito ...brzmi - mruczała i oddychała nieco szybciej - ...jak dobry pomysł. Możemy…- wciągnęła powietrze -... możemy zabrać niewielki oddział zbrojnych do ochrony. - wygięła się przy pieszczocie i spojrzała w dół na Ortusa między swymi nogami - Logana i Ashkę - poczuła jak uda jej lekko drżą.
- Ashka mnie przeraża… patrzy na mnie wygłodniałym spojrzeniem.- mruknął ironicznym tonem Ortus i dodał.- A teraz.. sięgnę dalej.
I głębiej… językiem wtargnął do niej delikatnie i badawczo, pomagając sobie przy tym palcami. Jakby chciał mieć pewność, ze każda jego zabawa ją usatysfakcjonuje, bo to powinność męża, prawda? Nie była. Ale z tego młodzian nie zdawał sobie sprawy. I chyba mało dbał o to.
Kathil chwilowo przestała chcieć planować wyjazd. Zamiast tego skoncentrowała się na jego dotyku i jęknęła głośniej, gdy nasilił i pogłębił pieszczotę. Poruszyła lekko biodrami, jakby prosząc o jeszcze. Kto by pomyślał, że to taki nieoszlifowany diament.
Ortus zaś pieścił powoli i z wyczuciem, tak jak go wyuczyła. Język i palce grały na strunach jej nerwów rozpalając rozkosz w całym jej ciele, mocną i gwałtowną. A przecież on sam drżał, coraz bardziej gotów do zdobycia jej ciała i zatonięcia w rozkoszy zbliżenia. Ale wpierw… wiedziała, że chce usłyszeć ten szczególny jęk, poczuć pod palcami to szczególne drżenie. Doprowadzić Kathil do spełnienia, zanim ją posiądzie nie dając jej chwili wytchnienia. Był wszak młody… i mimo swych ambicji, niecierpliwy.
Czując jego potrzebę sięgnęła dłonią, by pomóc mu i wzmocnić pieszczotę, nie odbierając mu jednak chwały zwycięzcy podboju. Jęknęła głośno i głęboko, dysząc z przyjemności i pociągnęła go na siebie, oplatając jego biodra nogami. Rozpalona, pocałowała go namiętnie smakując swą rozkosz na jego ustach:
- Szybko, mężu… szybko i mocno - uśmiechnęła się lubieżnie. Wiedziała, że to będzie
coś nowego dla niego - proszę… - wyszeptała do jego ucha.
Ortus pocałował ją namiętnie, a potem szyję jej i obojczyk.Po pierwszym pocałunku Kathil poczuła ten przyjemny gwałtowny napór w swym wnętrzu. I rozkoszną obecność swego młodego małżonka. Już się nie wahał, jego ruchy bioder były pewne i szybkie i gwałtowne. Podobnie jak pocałunki na szyi i dłonie zaciskające się na jej biuście.
Kathil poruszała się pod nim w tym samym rytmie, wychodząc na przeciw wzbierającej w jej ciele rozkoszy.
Otuliła jego plecy rękoma przytrzymując go blisko siebie i zagryzając lekko skórę na jego ramieniu.
Szeptała cicho jego imię w rytm jego uderzeń i wiła czując budujące się w niej napięcie. Przesunęła dłonie na jego pośladki i mocno zacisnęła, wbijając pięty tuż poniżej. Całowała go namiętnie, mrucząc i jęcząc wprost w jego usta.
Czuła jego ciepły oddech, jego wargi drżały z trudem mówiąc jej imię. Biodra przyspieszyły na gwałtowności, a dłonie zacisnęły się mocno na piersiach. Kolejne pchnięcia Kathil czuła całym ciałem, tak i jego drżenie… Zbliżali się, mocno, intensywnie… razem. Noce zapowiadały się więc ciekawie. Jeśli nabierze pewności siebie… ciało Wesalt wygięło się w łuk nie wytrzymując nadmiaru doznań. Podobnie jak on. Doszła krzycząc? Może… nie zauważyła. Ale poczuła jego eksplozję w sobie. Dyszał leżąc głową na jej piesiach. Zmęczony… ale zasłużył sobie na tą nagrodę.
Zmęczenie Kathil również brało górę nad jej ciałem. Po dłuższej chwili z pomrukiem odwróciła się do męża tyłem i wtuliła całym ciałem, splatając swe nogi z jego. Po omacku sięgnęła po okrycie. Ucałowała jego dłoń.
- Chwilka drzemki? - wymruczała cicho.
- Mała chwilka…- odparł butnie całując szczyt lewej piersi swej żony i dodał żartobliwie ziewając lekko.- Jakim cudem… ktoś może wyjść… z twojej sypialni. Ja bym jej nie opuszczał.
- Au, brutalu! - jęknęła i plasnęła dłonią jego udo - Poczekaj, rzucę Cię na pożarcie Ashce. - zagroziła ze śmiechem.
- Jeszcze cię stąd nie wypuściłem…- mruknął cicho tuląc do niej mocniej swą głowę i zasypiając.-... żonko.


Po krótkiej drzemce Kathil przebudziła się. Dziwne uczucie… budzić się z kimś śpiącym obok. Dawno tego nie doświadczała. Zazwyczaj po upojnych chwilach opuszczała kochanków lub też oni… opuszczali ten padół. Pogładziła ramię Ortusa i wybudziła go ze snu w najprzyjemniejszy sposób. A potem … dużo później … zaczekała aż znowu zapadnie w sen i wymsknęła się z komnaty, by przejść do swej sypialni, odświeżyć się i zaplanować dalsze kroki. Zapadał powoli wieczór więc nie ubierała się formalnie - nie widziała powodów na upinanie gorsetu i innych ozdób. Została jedynie w białej, prostej sukni i spiętymi lekko włosami.
Przeszła do swego gabinetu i przywołała służbę z posiłkiem i napitkiem i przy biureczku rozpoczęła pisanie listów. Poskubując jedzenie, zamoczyła końcówkę pióra i rozpoczęła.

List do Oweny:


Moja droga Oweno,

Spieszę z niniejszą wiadomością, zmartwiona i zaniepokojona Twym nagłym opuszczeniem przyjęcia. Przyjmij me najserdeczniejsze wyrazy współczucia za zaistniały na przyjęciu incydent. Nigdy nie dowiesz się więcej o męskim gatunku, niż w sytuacjach tak dyskretnych! Niezwykle mi przykro. Mam nadzieję, że nie wzięłaś sobie jednak tego zdarzenia zbytnio do serca i pozwolisz zaprosić się na niewielki poczęstunek w najbliższym czasie.
Byłoby mi oraz memu mężowi niezwykle miło powitać i ugościć Cię ponownie.


Z wyrazami szacunku - zaniepokojona sąsiadka i przyjaciółka,
Kathil Wesalt





List do Jaegere:

Mój drogi,

Sprawy rodzinne zmuszają mnie do wyjazdu, który może potrwać około jednego dekadnia. Powiadomię Cię o swym powrocie aby kontynuować nasze rozmowy.

Z wyrazami szacunku,
Kathil Wesalt




List polecający

Ja, Kathil Wesalt, baronessa Vandyeck, poświadczam, że przedstawiający niniejsze pismo, działa na moje zlecenie, aby zabezpieczyć oddział 6 zbrojnych i wyszkolonych ochroniarzy na okres minimum jednego dekadnia.



Wysłała również już nie przez posłańca zlecenie Loganowi śledzenia i zbierania informacji na temat Danirisa Riedeca.



Kathil skończyła redagowanie pism i w skupieniu przyjrzała się im ponownie. Następnie wysuszyła atrament i zawinęła i zalakowała dokumenty.
Kolejne na liście było przygotowanie rodowych akt dla Condrada. Zapowiadał się pracowity wieczór.
Drzwi do jej komnaty otworzyły się nagle i przeszła przez nie ciocia Mea. Półelfka zamknęła za sobą drzwi mówiąc.- Skaranie boskie z tym twoim Condradem. Kto by pomyślał, że potrafi być w łóżku taki… wyczerpujący. Czy to nie jest już wiek, w którym mężczyzna winien przystopować swój apetyt?
Kathil odwróciła się do Mei:
-Moim? On nie jest mój. Inaczej bym nie wpychała Ci go do łoża - zaśmiała się nieco, popijając z kielicha i przesuwając świecznik by zrobić miejsce na biurku na papiery. - Wina?
- Masażu!- krzyknęła cicho półelfka, usiadła na łożu i ostrożnie zsunęła swą suknię z ze swych ramion.- Kark proszę i barki. Wina… już dość się opiłam. Na przyjęciu, na którym ty mnie zostawiłaś z tym… satyrem. Myślałam, że młodzika szybko wykończysz, a potem wrócisz do nas.
Kathil roześmiała się:
- Miałam dużo zajęć przez ostatnie noce, musiałam odpocząć - wspięła się na łoże za
Meą, po drodze nabierając nieco zmiękczającego oleju na dłonie. Odsunęła lekko włosy cioci i rozpoczęła powolny lecz silny masaż. - Nie chcesz się położyć? Odpocząć? - wprawnymi ruchami rozluźniała napięte sploty mięśni na spiętym karku opiekunki. - Goście pojechali?
- Bo zasnę… - odparła zmęczonym głosem Mea i dodała.- Goście pojedli, popili i pojechali… a ten twój satyr w końcu dał się zaciągnąć do ogrodu… i za delikatna chyba jestem już na takich mężczyzn. Ostro mnie wyobracał. Było przyjemnie, to przyznać muszę.
- To zaśnij, należy Ci się, kochana. Tak, lubi ostro grać. To dobrze… z jednej strony. Z drugiej… nie wie z kim zadziera. - zachichotała pod nosem. - Ale cieszę się, że spędziłaś miło czas. -nacisnęła szczególnie mocno napięte pasmo mięśni i uśmiechnęła się na cichy jęk ulgi Mei.
- Wolę delikatniejszych kochanków i kochanki.- mruknęła półelfka uśmiechając się ironicznie.- Mam już swoje lata kochanie, choć elfia krew sprawia, że nie wyglądam tak staro.
- Zatem spodobałby Ci się mój małżonek - Kathil pochyliła się do ucha Mei, wymieniając pikantne szczegóły “nocy” poślubnej z cichym śmiechem zadowolenia.
- Podeślij mi go za pięć lub osiem lat, kochanie.- zaśmiała się w odpowiedzi Mea i pogłaskała pieszczotliwie dłoń swojej wychowanicy.- Na razie jest trochę za młody jak na mój gust. Ale cieszę się, że tobie się podoba. Zatem jesteś wielce zadowolona z tego całego ożenku?
- Sprytne… już będzie umiał wszystko co umieć powinien. - pociągnęła kobietę lekko za ucho ze śmiechem i westchnęła - Na razie …. jednak za chwilę zacznie się najtrudniejsza część. Odzyskanie majątku Ortusa.
- Ach… jesteś pewna, że chcesz się w to pakować?- zadrżała lekko i mruknęła dając prztyczka w nos swej podopiecznej.- Mówiłam ci że szpiczaste uszy u elfów i półelfów są szczególnie wrażliwe na pieszczoty?
- Nigdy! - Kathil wykrzyknęła cicho z udawaną powagą kryjąc psotliwy uśmieszek - Chcę chociaż zobaczyć na własne oczy co tam się dzieje. Pojechać, sprawdzić i być może nająć jakieś oczy i uszy. By móc dalej planować. Ortus chce sam odzyskać majątek, “gdy zmężnieje” - w głosie dziewczyny zabrzmiały lekkie nutki … dumy?
- Kochanie nie pozwól mu na to.- mruknęła w odpowiedzi Mea.- Mężczyźni nie mężnieją, tylko głupieją z czasem. Lepiej to załatwić wspólnie… a ty…- sięgnęła do tyłu i pieszczotliwie musnęła dłonią udo Wesalt.- Znajdziesz sposoby by go przekonać, lub udobruchać po fakcie.
- Nie ruszaj się - ofuknęła półelfkę - zepsujesz efekt rozluźnienia…
- Nie zamierzam, rzucanie się w pojedynkę to błąd. Ale może jest coś w tym, aby poczekać nieco. Niech się wujowie zestarzeją bardziej. W między czasie, można … wiele rzeczy załatwić bez przemocy. Przygotować grunt. Ponapuszczać ich bardziej na siebie. - przesunęła dłonie na ramiona Mei i powiodła je po łopatkach i wzdłuż kręgosłupa. - Połóż się, cioteczko.
- Skarbie… robisz mi masaż, a nie układasz włosy.- westchnęła wstając i zwinnymi ruchami, zsunęła całkiem suknię do pasa. Tam były dwie sprytne zapinki, których rozpięcie sprawiło, że tkanina opadła odsłaniając gorsecik, bieliznę, podwiązki i pończoszki. Bardzo… pikantny zestaw bielizny. Ale Mea nie nosiła nigdy innych rodzajów.
Zabrała się za rozwiązywanie gorsetu mrucząc.- Mam nadzieję, że ululałaś Ortusa równo. Biedaczek mógłby sobie pomyśleć nie wiadomo co, gdyby teraz wszedł.
- Gorzej jakby mu się spodobał pomysł - mrugnęła Kathil sięgając po więcej oleju.
- Jest młody i ambitny… z pewnością by mu się spodobało.- rzekła Mea z jękiem ulgi uwalniając swój biust od okowów gorsetu. Położyła się na brzuchu opierając podbródek na na dłoniach.- I Ashce pewnie też.
Kathil uklękła nad udami Mei i podwinęła rękawy swego domowego wdzianka. Ułożyła dłonie na biodrach Mei, kciukami skierowanymi w stronę kręgosłupa. I nacisnęła używając siły ramion i ciężaru swego ciała, mocno rozluźniając zbierające się w tej części ciała napięcie. Podstawami dłoni rozprowadzała olej na skórze Mei by masować stanowczo, niosąc ulgę i przyjemne rozleniwienie. Przez chwilę pracowała w ciszy i skupieniu, by stopniowo zamieniać mocniejszy nacisk na czułe muskanie, przynoszące błogostan.
Odpowiedzią były zmysłowe pomruki Mei i od czasu do czasu wiercenie się pupą. W końcu półelfka zapytała.- Masz już plan jak podejść krewnych twego męża?
- Jeszcze nie, to wszystko dzieje się bardzo szybko. Muszę zobaczyć sama co to za ludzie. Na razie odsunęłam od siebie widmo zostania własnością Condrada. A jeszcze pozostaje mi kwestia negocjacji z frakcją spoza Sembii. Wyszkoliłaś mnie bardzo dobrze, ale czasem potrzeba więcej czasu - zaśmiała się i dała lekkiego klapsa w wiercącą się pupę Mei i skoncentrowała się nad masażem wyższych części ciała półelfki. - Co do Ashki, cóż, pozostawię to bez komentarza. - zaśmiała się.
- Jaegere jest chyba dość ostrożny, więc masz czas by rozwinąć tą sprawę bez pospiechu. Jeszcze nie ma u mnie tych mazticańskich niewolnic.- westchnęła i pokręciła znów pupą.- Te klapsy… przypominają mi o chwilach z Condradem.
- Wygląda to na jego “markowy” ruch - zachichotała baronessa mając na myśli seniora rodu - Niewolnice będą za jakieś 3-4 dekadnie. Przecież wspominałam o tym ...przedwczoraj - musnęła dłońmi żebra i boki piersi Mei by powrócić do jej ramion i zjechać dłońmi wzdłuż kręgosłupa zataczając wielkie, powolne koła.
- No właśnie… jemu się nie spieszy. Więc Jaegere to sprawa… przyszłości.- stwierdziła Mea relaksując się i rozluźniając pod dotykiem wychowanicy.- Nam też nie musi.
-Mmmm - zamruczała Kathil - zobaczymy. Na razie pojadę do majątku Ortusa. Potem muszę popilnować Condrada. Zastanawiałam się… - zawahała się - … jeszcze nad jednym posunięciem, ale wolałabym to zostawić na sam koniec.- powiedziała mocno zamyślona - Przód?
- Jakim to posunięciem?- mruknęła Mea posłusznie odwracając się przodem i odsłaniając swe krągłe, acz dość małe piersi, poznaczone znakami namiętności Condrada. Zerknęła wprost w oczy Kathil.- Kochanie możesz mi mówić wszystko.
- Wiem, Meo, wiem. To nie brak zaufania, raczej brak… przekonania do samego pomysłu. - zaczęła wcierać olej w obojczyki i piersi półelfki delikatnymi ruchami - W związku z tym, chyba jeszcze nie czas o nim mówić. - uśmiechnęła się czule do leżącej pod nią kobiety.
Półelfka odruchowo naprężyła ciało, zmysłowo prezentując swój biust i mrucząc z zadowoleniem niczym kotka.- Masz cudowne dłonie kochanie.
Przymknęła oczy dodając.- I jesteś okropna… najpierw budzisz mą ciekawość, a potem wycofujesz się rakiem igrając z nią.
-Już zapomniałaś? - fuknęła oburzona Kathil - No wiesz? - szczypiąc Meę w szczyt lewej piersi - Jak mogłaś! - przesunęła zewnętrzną częścią dłoni po brzuchu opiekunki.
- To naprawdę nic ważnego. Zrelaksuj się i nie strosz się cioteczko. - dodała z uśmiechem.
- Łatwo… ci mówić, to nie ty jesteś… tak pieszczona.- mruknęła wystawiając czubek języka.- Nie pobudzaj moich zmysłów, by mnie strofować, że się nie relaksuję.
I westchnęła.- Ale ten pomysł… ten nic nie ważny pomysł cię jednak dręczy, prawda?
- Na razie to ledwo szkic pomysłu, nie ciągnij mnie za język. Powiem gdy będę gotowa.- Kathil osunęła się niżej i cmoknęła skórę koło pępka, przesunęła dłonie masując biodra i uda Mei. Następnie usiadła na łóżku i ujęła jedną ze stóp półelfki i rozpoczęła masaż podbicia i palców, cienkich, eleganckich kostek i z powrotem podbicia. To samo zrobiła z drugą stopą i odsunęła się. - Prześpij się - wstała i pogładziła Meę po głowie, całując ją czule w czoło. Okryła opiekunkę.
- Na łóżku się zmieszczą dwie osoby.- mruknęła półelfka zasypiając.
- Dołączę nieco później, kochana. Muszę przygotować… w zasadzie… - ułożyła się koło Mei, wtulając ciasno i moszcząc z cichym westchnieniem. Liznęła psotnie szyję półelfki i zamknęła oczy. Papiery mogły poczekać do rana.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-12-2015 o 09:37.
corax jest offline  
Stary 01-12-2015, 09:32   #20
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Rankiem niestety… do drzwi ktoś zapukał.
- Kathil, to ja twój mąż.- usłyszała tuląc półnagą Meę, pod pierzyną.
- Chwileczkę… - mruknęła zaspana i przeciągnęła się. Pogładziła Meę po policzku. - Wejdź… - usiadła na łóżku, przecierając lekko zaspane oczy.
- Posłaniec od pana Kraaa…- zatrzymał się w pół kroku i w pół słowa wpatrując w śpiącą półelfkę.- Eeeeemmm… Trochę nie bardzo… rozumiem co się dzieje.
- Wejdź kochany. - Kathil wyszła z łóżka i podeszła do Ortusa - Odebrałeś pismo? - spytała marszcząc brwi - czego nie rozumiesz? Posłańca czy tego? - machnęła w stronę łoża.
- No… tego bardziej. Bo posłaniec przybył z jakimiś dokumentami.-rzekł zaskoczony młodzian podając dziewczynie pisma.- Bo… cóż… wiem, że cenisz sobie wolność i nie mnie się w to wtrącać. Chciałbym jednak jakieś wyjaśnienie… czy może po prostu zbyt wiele sobie wyobrażam?
Kathil podeszła bliżej i przytuliła się do męża, cmokając go lekko w policzek i ucho.
- Zbyt wiele. Masowałam Meę i zasnęłyśmy. Jak spałeś? - wymruczała ugodowo.
- Jaaak… zabity.- zaczerwieniony na twarzy chłopak wpatrywał się w nagi bark półelfki mając wyraźne problemy z pochamowaniem swej wyobraźni.
- Tak? A teraz też czujesz się jak… zabity? - poprowadziła go lekko ku łożu.
- W tej chwili myślę… o zimnym prysznicu.- skłamał. W końcu łatwo było przewidzieć jego myśli.
- Posłaniec jeszcze czeka? Gdzie te dokumenty? - Kathil zmieniła na chwilkę temat.
- Tu tu tu. - Ortus dzielnie starał się nie zerkać na śpiącą półelfkę i na własną żoną w dość swobodnym stroju. Delikatnie szturchał ją trzymanymi dokumentami.
Dziewczyna odebrała dokumenty i odłożyła na biurko.
- Chcesz… odpocząć po poranku? - uśmiechnęła się.
- Odpocząć?- nie zrozumiał o czym mówiła walcząc z trudem z widocznymi pokusami dookoła niego. Mea zamruczała i przeciągnęła się pod pościelą, bynajmniej mu tego nie ułatwiając. Półelfka nadal jednak spała.
-No tak, musisz być nieco… zmęczony tym całym zamętem - powiedziała Kathil z uwodzicielskim uśmiechem prowadząc go do fotela dającego widok na łoże. - Więc jak? - przesunęła palcem po jego ustach.
- No… trudno się z tobą nie zgodzić…- stwierdził zerkając to na swoją żonę, to na wylegującą się w jej łóżku półelfkę. Usiadł potulnie i grzecznie całkowicie zagubiony w tej… sytuacji. Gdzieś znikła jego duma i stanowczość.
Dziewczyna pochyliła się i pocałowała go z razu delikatnie i czule, by zmienić pocałunek w pełen namiętności. Wycofała się następnie tyłem wciąż patrząc na męża i posyłając mu pocałunek. Wspięła się na łóżko i przyglądając się Ortusowi zaczęła wodzić delikatnie po uchu Mei. Dmuchając od czasu do czasu na nie ciepłym powietrzem. Leciutko trąciła szpiczastą końcówkę językiem.
-Heeej… co robisz.- ziewnęła leniwie półelfka rozbudzona tą pieszczotą. Podniosła się nagle i zdziwiona spojrzała przed siebie, przesunęła spojrzeniem po pokoju na koniec zatrzymując spojrzenie na Ortusie. Na zdębiałym Ortusie, bowiem widział teraz piersi półelfki w całym nagim splendorze i… nie spodziewał się takich widoków. Zwłaszcza tak szybko.
- Możesz mi powiedzieć co… się tu dzieje?- sama ciocia Mea była też zaskoczona zapominając przesłonić swą nagość przed młodzieńcem.
- Nic… Ortus przyszedł się przywitać. - powiedziała Kathil z uśmiechem.
- To widzę… mruknęła półelfka, bardziej dla zasady niż z przyzwoitości zakrywając swój biust kołdrą.- Co natomiast ty kombinujesz figlarko. Wiesz dobrze… że moje uszy są wrażliwe.
- Próbuję wprawić Cię w dobry nastrój na dzień dobry? - Kathil nie zrażona “protestami” przesunęła palcem pod uchem Mei, sunąc w dół.
- Acha… w nastrój do czego?- wymruczała poddając się pieszczocie i przymykając lekko oczy. - Ładnie to tak… kusić własną mentorkę?
- Nie… ale to wcale nie ma znaczenia… prawda? - Kathil przesunęła się nieco za Meę i wpatrując się w Ortusa rozpoczęła delikatną pieszczotę karku i ramion. Dłonie muskały jej delikatną skórę wywołując przyjemne dreszczyki, usta pieściły to jedno to drugie ucho półelfki. Kathil pozwoliła by Mea odchyliła głowę na jej ramię i powolutku wsunęła dłonie pod jej piersi masując i leciuteńko ugniatając. Wiedziała co cioteczka lubi. Z uśmiechem spojrzała na Ortusa:
- Kochana, czy masz coś przeciw jeśli nasz widz dołączy? - odwróciła palcem twarz Mei do siebie by ukąsić jej dolną wargę i pocałować ją czule.
Poddająca się pieszczocie półelfka szybko straciła opory… pozwoliła opaść kołderce i chwyciła dłońmi za pieszczące jej piersi dłonie Kathil. A oddawszy pocałunek mruknęła.- Ależ… tak… jeszcze nie dam mu dołączyć. Niech.. pocierpi trochę, zresztą… ma całkiem miły widok. I czemu tylko ja tu jestem goła?
Nie była goła. Miała wszak resztę bielizny na sobie. A Ortus wbity w fotel siedział podekscytowany widowiskiem, starając się nie spłoszyć dwóch nimf splecionych w miłosnym uścisku.
- Bo dzisiaj …. - Kathil uszczypnęła powoli szczyty piersi Mei - … zaspałaś -
przycisnęła ją mocniej do swojego ciała i powiodła jedną dłonią w dól jej płaskiego, gładkiego brzuszka. Tuż przed dotknięciem jej podbrzusza wycofała jednak dłoń i przesunęła kilka razy w dół i górę opuszkami palców. Druga dłoń wciąż delikatnie pieściła jej krągłą pierś. Usta Kathil coraz namiętniej pieściły ucho półelfki, drażniąc najwrażliwsze ich krańce. Dłonią ujęła prawe ramię Mei i zarzuciła sobie je na szyję, eksponując i unosząc jej prawą pierś. Spojrzała ponownie na Ortusa z uśmiechem:
- A może… widz powie mi… jak mam pieścić …. ciocię? - spytała namiętnym szeptem kontynuując pieszczoty biustu i uszu i szyi Mei pobudzając ją nieco mocniej.
Mea instynktownie się naprężyła bardziej eksponując piersi i drżąc mocniej. Wyginając szyję szepnęła do ucha swej wychowanicy. -Zemszczę się za to.
Figlarny ton dobitnie świadczył o tym jaki to będzie rodzaj zemsty. Póki co jednak była w niewoli palców Kathil z obecnej pozycji nie mogąc dosięgnąć do jej ciała dłońmi.
- Tam.. na dole? Jak ty sama lubisz?- wydukał cicho młodzian, sam będąc wyraźnie podekscytowany. Spojrzenie Kathil przesunęło się po jego biodrach. Dziewczyna uśmiechnęła się na widok owej wyraźnej ekscytacji.
Kathil popchnęła Meę do przodu, tak by ta opadła na bok. Pomogła jej ułożyć się na brzuchu i wsunęła dłonie pod jej ciało by podrażnić ponownie biust i wrażliwy brzuch. Gładziła jej plecy drażniąc skórę paznokciami. Powoli uniosła biodra Mei ku górze, potem zsunęła jej majteczki i umieściła się pomiędzy jej nogami. Pogładziła jej pośladki i rozsunęła szerzej jej uda. Pochyliła się, klęcząc za mentorką i wsunęła czubek języka pomiędzy wargi jej kobiecości. Z początku drażniła ich zewnętrzną część by pobudzić ciekawość i wprawić ją w dreszcz oczekiwania. Dłońmi gładziła jej uda.
Półelfka pomrukiwała kocio i pojękiwała cicho czując pieszczotę między swymi udami. Zaciskała dłonie na kołdrze dysząc coraz szybciej i coraz mocniej. A Ortus obserwował to zaciskając dłonie na fotelu, sztywny i twardy wszędzie. Niczym posąg, nie mogąc oderwać oczu od tego spektaklu.
Kathil oderwała swe usta od muszli Mei i z psotną minką zaczęła drażnić jej brzegi palcami dla odmiany. Dmuchnęła ciepłym powietrzem z radością obserwując dreszcz jaki przeszedł Meę. Ugryzła jej pośladek i pocałowała to miejsce czule, jednocześnie wsuwając jeden a potem drugi palec w ciepłą i gotową jamę. Kiwnęła lekko na Ortusa w zapraszającym geście.
Młodzian na nieco sztywnych nogach podszedł do łóżka, patrząc na drżącą półelfkę w pończoszkach i Kathil pieszczącą jej intymny zakątek. Sama Mea drżała od pieszczot dumnie jednakże wypinając pupcię.
Kathil wzrokiem wskazała Ortusowi by rozebrał się, przy okazji mocniej rozszerzając uda Mei i gładząc jej pośladki czułymi ruchami. Pokierowała następnie dłoń męża ku kobiecości Mei sama powoli przesuwając się do przodu i podciągając Meę do góry by ta mogła się oprzeć na jej ramionach. Pocałowała ją namiętnie zaciskając dłonie na jej piersiach i drażniąc ich szczyty. Spoglądała na poczynania męża.
Ortus z początku tylko pieścił dłonią kwiat rozkoszy półelfki, ale był bardzo rozpalony. Nie wytrzymał więc zbyt długo i ostrożnie posiadł Meę, przy wtórze jej cichego jęku. Obejmując dłońmi jej pośladki, powoli kołysał biodrami. A sama półelfka opierając się lewą ręką na ramieniu Kathil prawą sięgnęła niżej. I zaczęła sugestywnie wodzić dłonią po łonie protegowanej. Delikatna koszula okazała się kiepską zaporą dla tych doznań.
Kathil rozszerzyła nieznacznie swe nogi, nie do końca ułatwiając dostęp do swego miejsca rozkoszy, by jeszcze bardziej roznamiętnić Meę. Pocałowała entuzjastycznie mentorkę i wpiła roziskrzone spojrzenie w Ortusa. Mocno zacisnęła palce na szczytach piersi półelfki i nieco pociągnęła wzmacniając doznania, stymulując jej reakcję a co za tym idzie, tempo ruchów Ortusa. Prowokowała ich oboje.
Ortus spoglądał na nią równie rozpalonym spojrzeniem, jego ruchy bioder stały się silniejsze, podobnie jak reakcje uwięzionej między nimi półelfki, która dyszała głośno i oddychała intensywnie. Mea przymknęła oczy i drżąc skupiła się na intensywnym masowaniu na oślep podbrzusza Kathil. Była blisko wybuchu ekstazy, podobnie jak mąż Wesalt.
Kathil przysunęła się nieco ku Ortusowi, zmuszając Meę do mocniejszego wygięcia ciała. Mniejsza odległość sprawiła, że Ortus mógł wbijać się głębiej i mocniej. Dziewczyna skupiła się na pieszczocie biustu Mei, jej usta zaś rozgrzewały i pobudzały ponownie wrażliwe uszy. Pomiędzy namiętnymi liźnięciami, ukąszeniami i pocałunkami, szeptała jej komplementy na zmianę z… lubieżnymi i pikantnymi określeniami mentorki.
Spojrzała zachęcająco na Ortusa i pozwalając wygiętej i naprężonej w rozkoszy Mei przytrzymać się jej ramion, sięgnęła ku jej pośladkom. Wpiła w nie swoje dłonie napinając je nieco mocniej.
Mea niewiele mogła. Uwięziona pomiędzy dwojgiem kochanków poddawała się z jękiem ruchom bioder Ortusa. Ocierała się się biustem o piersi Kathil i drżała coraz bardziej. Całowana z dwóch stron mogła jedynie poddać się pieszczotom. Młodzian całował jej szyję z drugiej stron… sam bliski eksplozji. Tak jak i Mea. Wytrzymał dość długo… dochodząc do szczytu, tuż po tym jak drżąc i krzycząc głośno półelfka wyraziła swoją rozkosz.
Kathil pozwoliła splecionej ze sobą dwójce opaść na łoże. Sama zaś stojąc oparła się biodrami o jego oparcie i wsunęła dłoń pomiędzy swe uda. Obserwując dwójkę zaspokojonych chwilowo kochanków zaczęła pieścić się sama, mrucząc i pojękując cicho.
Ortus powoli wysunął się z dyszącej kochanki i na czworakach powoli podszedł do Kathil, przez chwilę przyglądał się jej działaniom. Po czym delikatnie zaczął całować łydkę swej żony. Był na wpół ogłuszony doznaniami i wyraźnie działał tylko instynktem… acz… wczoraj miał wszak tyle okazji do treningu.
Mea na razie oddychała rozleniwiona niedawną rozkoszą.
Kathil jęknęła przyzwalająco i zachęcająco na Ortusa. Wyciągnęła do niego dłoń, i powiodła jego palce ku swemu wnętrzu. Sama zaś poczęła ugniatać zmysłowo swe piersi. Spoglądała w dół na młodego mężczyznę i uniosła jedną nogę. Stopę oparła na jego ramieniu otwierając się dla niego.
Czuła jego język na udzie, pieszczący i liżący w dzikim oddaniu jej skórę. Czuła jak palce zagłębiają się w jej chętne wnętrze poruszając raz szybciej raz mocniej. Pieścił ją delikatnie i z wyczuciem, niemal pijany tą sytuacją.
A Mea… oparła podbródek na swych dłoniach i majtając wesoło nogami przyglądała się temu widowisku z lisim uśmieszkiem.
Kathil z drżeniem i jękiem poddawała się dotykowi Ortusa, cichym szeptem zachęcając go do działań. Zacisnęła dłonie na swych piersiach i masowała je w tempie nadawanym przez dotyk i język męża. Czuła narastającą, budującą się przyjemność.
Jej młody mąż jednak nie spieszył się, powoli poruszał palcami, powoli i z pietyzmem pieścił jej udo i punkcik rozkoszy… nie przejmował się opadającą na niego koszulą nocną Kathil.
Natomiast Mea tak. Wstała i pochwyciła jej rąbki unosząc tkaninę do góry i odsłaniając coraz więcej.
Kathil zagryzła dolną wargę i uniosła ramiona by Mea mogła ściągnąć jej koszulę. Jej uda drżały, dając Ortusowi znak, że jego działania zmierzają we właściwym kierunku. Przymknęła oczy i odchyliła nieco głowę do tyłu rozkoszując się pieszczotami młodego mężczyzny.
A Mea… zaczęła swoją zemstę, całowała obnażoną szyję Kathil, zaciskała dłonie na jej biuście masując go i ugniatając. Palce i język Ortusa zajmowały się już pieszczotą samego kwiatu kobiecości Wesalt doprowadzając ją powoli do szału rozkoszy.
Kathil jęknęła błagalnie czując równoczesne pieszczoty Mei i Ortusa. Poruszyła nieco biodrami i zacisnęła dłonie na oparciu łoża dla równowagi. Dyszała głośno przez uchylone lekko usta mrucząc na przemian imiona mentorki i męża. W końcu nie wytrzymała, gdy ekstaza rozbłysła pod jej zaciśniętymi kurczowo powiekami. Opadła na Meę i Ortusa wstrząsana spazmami rozkoszy.
-To… zaliczka … na poczet mojej zemsty.- mruknęła Mea całując usta zmęczonej Kathil, podczas gdy Ortus przytulił głowę do podbrzusza małżonki uśmiechając się delikatnie.
- Mmm nie mogę się doczekać reszty wypłaty zatem - uśmiechnęła się do Mei, gładząc jej policzek. Druga dłoń gładziła spocone czoło wtulonego w nią Ortusa.
- I jak? Teraz już więcej rozumiesz, Ortusie? - nawiązała do ich wcześniejszej rozmowy z powstrzymywanym śmiechem.
- Nie… ale za to bardziej mi się to podoba.- stwierdził młodzian. A Mea zaczęła się ubierać marudząc. - Ech… starzeję się. Dać się tak wciągnąć do łóżka młódce. Wstyd.
- Zdecydowanie… czy widzę siwe włoski? - droczyła się Kathil odskakując i unikając klapsa. Zeszła i pomogła się ubrać Mei nie przejmując się swoją nagością.
- Nie… jeszcze nie.- westchnęła Mea i zerknęła przez ramię dodając cicho.- Porozmawiajmy na korytarzu za chwilę.
Szybko zarzuciła na siebie suknię, acz… pozostawiła majtki leżące obok odpoczywającego Ortusa.
- Na pamiątkę.- mruknęła zadziornie wsuwając swe smukłe stopy w pantofelki na obcasie. I wyszła.
Kathil podeszła do łoża i pocałowała rozleniwionego męża.
- Zaraz wrócę - narzuciła na siebie swą zmiętą koszulę i ruszyła za Meą.
Znalazła ją niedaleko i podeszła do niej cicho na bosaka:
- O co chodzi, kochana?
- Wiesz…- westchnęła Mea drapiąc się po podbródku i zastanawiając się.- Po dzisiejszym poranku… nie muszę się chyba martwić, proponując ci spłatę długu. Jest klientka… wyjątkowo wymagająca, wyjątkowo energiczna i… dla wyjątkowych kurtyzan. To bardziej jednorazowa przygoda, bo tylko raz bierze daną kochankę do łóżka. A mnie… mnie się już skończyły odpowiednio wyszkolone damy do towarzystwa. To mogę uznać za spłatę długu jeśli chodzi o zabawianie Condrada.
- Chcesz pomocy z zabawieniem jej? - uśmiechnęła się Kathil - Wiesz jak dawno … eh nie ważne. Kto to?
- Nie mogę powiedzieć. Tajemnica.- mruknęła cicho Mea. -Płaci mi hojnie za anonimowość, ale ty też będziesz anonimowa, więc… powinno to wypaść dobrze. Oczywiście możesz się nie zgodzić. I masz czas do namysłu, aż do powrotu z wycieczki.
-Przecież wiesz, że Ci nie odmówię. - dziewczyna wydęła usteczka - no dobrze, zaaranżuj jak Ci pasuje.
- Nie jesteś już jedną z moich pracownic.- Mea pogłaskała po policzku Kathil, po czym zwinnie obróciła niczego nie spodziewającą się dziewczynę, przodem do ściany i dała nagle mocnego klapsa w pupę, śmiejąc się wesoło.- A to za wykorzystanie mojej chwili słabości. Ech… jesteś moją słabością, kochanie.
Po tych słowach wypuściła dziewczynę.
- Au! - wykrzyknęła zaskoczona Kathil - Za co? Nie słyszałam cienia protestu - Kathil wtuliła się w bok mentorki i objęła w pasie, całując policzek. - Zjedz śniadanie. Wiem, że nie lubisz jadać rano, ale choć coś lekkiego - trąciła czubek nosa półelfki. - A ja wracam do pracy i męża. - uśmiechnęła się.
- Zwłaszcza do męża co?- wymruczała Mea i westchnęła. - Ma swój urok ten twój młodzik, przyznaję… rzucisz go Ashce… i będziesz obserwować rezultaty, czy też zatrzymasz dla siebie?
-Na chwilę obecną zatrzymam. Lubię rozpakowywać cukierki - zachichotała wesoło - To do zobaczenia, kochanie.
- Pa.- Mea cmoknęła policzek Kathil i wymknęła się z jej objęć udając do kuchni.


Kathil weszła z powrotem do komnaty i szybko przebiegła krótki odcinek od drzwi do łóżka, z piskiem wskakując na gruby materac. Wtuliła się w Ortusa. Trąciła palcem czubek jego nosa. Spojrzała na niego z uśmiechem:
- Zostaniesz cały dzień w pościeli?
- Jeśli zdołam cię w niej zatrzymać.. to…bardzo intrygujący pomysł.- mruknął Ortus cmokając czubek nosa żony.- Mamy teraz miesiąc nowożeńców, tak?
-Tak jest - pokiwała głową z poważną miną gładząc jego ramię. Usiadła na nim i spojrzała w dół - jak się czujesz jako mąż?
- Dziwnie…- Ortus wsunął dłonie pod jej koszulę nocną i muskając palcami jej uda dodał.- Nie spodziewałem się… że zdradzę moją żonę na jej oczach i z jej pomocą. Nie żebym narzekał… Ani trochę… ale jestem nieco skołowany.
- Za szybko? - pogładziła go po twarzy czułym gestem - Wolisz być wiernym mężem? - dodała z uśmiechem.
- Nie wiem… wolę… być… kimś na kogo będziesz patrzyła z dumą i zachwytem. Taki powinien być mąż.- młodzian spojrzał w jej oczy i dodał z uśmiechem.- Nie odmówię jednak dwóm kobietom w łożu. Któż by potrafił.
Na jego słowa dziewczyna pochyliła się i opadła na męża całym swym ciężarem. Ułożyła się na nim, wtulając się:
- Wiesz… jak na prostego skrybę, dobrze walczysz słowem. Chociaż na inny Twój
oręż również nie mogę narzekać. - pocałowała podbródek młodzika. - Opowiesz mi o swoich rodzicach? - spytała ciszej poważniejąc.
- Dużo czytałem, przepisując księgi.- mruknął Ortus i spochmurniał dodając.- Cóż… ci rzec. Mój ojciec… nie był dobrym rodzicem, ale i tak wyróżniał się spośród braci honorem, odwagą i uczciwością. Zginął nagle… na granicy sembisjkiej z Dolinami. Zabiły go orki, albo drowy… nie wiem dokładnie. Ponoć zginął w szlachetnym boju, ale ja w to nie wierzę.
- A co uważasz, że się stało? Zamach?
- Drowów też da się wynająć.- odparł z kwaśnym uśmiechem Ortus. - Myślę że Bertolda to sprawka.
- A Twoja matka? - spytała całując jego policzek i wtulając twarz w zagłębienie jego szyi, by zostawiać dziesiątki krótkich pocałunków.
- Moja matka… była wspaniałą... kobietą.- dłonie Ortusa sięgały głębiej otulając pośladki Kathil i masując czule.- Mądrą, odważną, piękną i sprytną i… niestety uroda ją zgubiła. Wkrótce po śmierci ojca, posłała mnie do klasztoru by wujowie o mnie zapomnieli. A potem próbowała lawirować pomiędzy nimi za pomocą obietnicy ożenku. Bo obaj ją pragnęli. I… cóż, z tego co mi wiadomo zginęła podczas uczty. I to przypadkiem. Raniona śmiertelnie podczas kłótni obu braci.
Dziewczyna wtuliła się mocno w Ortusa zagłębiając twarz w zagłębienie jego szyi.
- Ile miałeś wtedy lat?- wymruczała mu koło ucha.
- Jedenaście… a może dziesięć?- odparł zamyślony Ortus, a jego myśli niewątpliwie obracały się wokół wtulonej w niego dziewczyny.
- Cristobal odwiedzał Cię w klasztorze w ogóle? - dopytywała Kathil.
- Nikt mnie nie odwiedzał w klasztorze.- zaśmiał się cicho młodzian.- Ty byłaś pierwsza.
Wesalt zaśmiała się:
-I zobacz jak się to skończyło - jej dłonie błądziły leniwie po jego ramionach i twarzy - Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, wiesz? - pokręciła głową sama niedowierzając biegowi wydarzeń. - Ale to nie koniec, mężu. To dopiero początek.
- A co ja mam powiedzieć, co?- delikatnie przesunął palcem pomiędzy pośladkami Kathil nieświadomie prowokując ją.- Sam nie dowierzałem swym uszom, gdy zaproponowałaś ślub.
- Najpierw próbowałeś mnie przegonić - jęknęła cichutko między słowami na jego dotyk - mój Ty gburku. - ukąsiła jego dolną wargę.
- Byłem skazańcem w więzieniu, wściekły na cały świat. - mruknął Ortus oddychając coraz mocniej i oblizując wargi. Jego palce błądziły po jej pupie i między pośladkami nie dając Kathil zapomnieć o ich dotyku.
- A teraz? Nadal jesteś… - wciągnęła powietrze pod jego pieszczotą - wściekły? - uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko.
- Oooo tak… bardzo… wściekły.- zażartował Ortus.- Będziesz musiała mnie ugłaskać?
Kathil zrobiła przerażoną minkę i poświęciła się z zapałem ugłaskiwaniu “wściekłości” męża… długo, namiętnie i tym razem gwałtownie.


Nadeszła jednak pora by wyrwać się spomiędzy prześcieradeł i z miłosnych uniesień. Twarda rzeczywistość nie czekała.
Kathil przyzwała służbę, by pomogła jej się ubrać i uczesać, oraz zleciła dostarczenie wypisanych wcześniej listów. Następnie udała się do gabineciku i zasiadła do odczytania dokumentów od Wiligiana.
Krantz przepraszał w liście, że znikł tak szybko z przyjęcia i informował że ważne sprawy zatrzymają go dłużej w stolicy. Nie wdawał się w szczegóły na ten temat, ale poinformował że przeniósł co mógł z bogactw Wesalt na fałszywą tożsamość i przygotował sygnet ową tożsamość potwierdzający, do odebrania od jego sługi w jego domu w każdej chwili.
Resztę pergaminów stanowiły dokładne wyliczenia, co i w jakiej formie gdzie trafiło. Notariusz był bardzo skrupulatny, a listy drobiazgowe.
Kathil westchnęła i zamyśliła się. Niewątpliwie “sprawy” jakie zatrzymają Wiligiana w stolicy związane były z nagłą śmiercią Kendricka Wysokiego. Schowała dokumenty przesłane przez notariusza do skrytki w biurku i dodała do listy odbiór sygnetu. Następnie zebrała wszystkie akta na temat posiadłości i stanu majątku rodziny jakie miała dostępne i ruszyła by znaleźć Condrada.
Przeszukiwanie posiadłości zajęło jej sporo czasu, zanim znalazła mężczyznę. Okazało się bowiem że Condrad… utknął na strychu, przetrząsając jego zawartość.
- Khmmm - chrząknęła dyskretnie - zgubiłeś się? - spytała nieco ironicznie.
Mężczyzna właśnie przerzucał zawartość jakiegoś kuferka w samej koszuli. Był spocony, więc materiał jej lepił się do jego ciała, przypominając o jego muskulaturze. Wstał i spojrzał na nią z góry… już zdążyła zapomnieć jaki jest duży.
- Można tak powiedzieć. Zagubiłem się we wspomnieniach.- rzekł wymijająco Condrad.- Twoja przyjaciółka jest jeszcze w posiadłości?
- Mea? Nie, wyjechała. Czyżbyś już tęsknił za jej … towarzystwem? - uniosła lekko brew z lekkim uśmieszkiem.
- Och.. doprawdy?- podszedł bliżej niej i uśmiechnął się ironicznie pytając.- To szkoda. Kogo teraz wyślesz, by mnie odciągał od moich własnych planów i zajmował mój czas?
Ujął podbródek Kathil i spoglądając jej w oczy dodał.- Czyżbym był aż tak niebezpieczny?
Zdając sobie sprawę jak lubił kontrolować, odsunęła się od niego nie poddając jego nieczystym zagrywkom.
- Będziesz musiał sam… zadbać o hmmm rozrywki - uśmiechnęła się prawie niewinnie, rzucając znaczące spojrzenie na jego krocze. - Wiem, że to może być wyzwanie… - droczyła bestię z jakimś samobójczym zaciekawieniem, jednocześnie sącząc swój uwodzicielski czar. - W między czasie przyniosłam Ci niespodziankę.
- Doprawdy… a to czemu?- zbliżał się do niej powoli, niczym drapieżnik. Odcinał jej drogę ucieczki… przewidując jej ruchy. Przyparł do szafy i wtedy jego ciężkie dłonie zsunęły się na biodra i zacisnęły na pośladkach. Tym razem… nie próbował ignorować jej subtelnych zaczepek, tylko się im poddał.- A to czemu… sam? I jaką masz niespodziankę dla mnie.
Zanim skończył mówić Kathil wspięła się na same czubki palców i ciągnąc za koszulę, zmusiła go by się pochylił. Gwałtownie i mocno pocałowała go licząc, że wywoła zaskoczenie i dzięki temu znajdzie okazję by zbić go z pantałyku by poluzował swój atak. Ugryzła go mocno w wargę.
Zaskoczyła go tym i zyskała dzięki temu okazję do wymknięcia się.
Odsunęła się na sporą odległość:
- Chyba nie liczysz na to, że będę ciągłym źródłem Twych rozrywek? - zapytała z
leciutkim uśmiechem błądzącym na jej twarzy. - Chcesz zobaczyć niespodziankę?
- A dlaczego by nie.- odparł z ironicznym uśmiechem Condrad splatając ramiona razem i przypominając jej dżina z księgi z bajkami. Duży, muskularny i przytłaczający swą obecnością. - W końcu cały czas mnie prowokujesz swoimi kobiecymi sztuczkami. Zdając sobie przy tym, że w końcu możesz się doigrać i… skończyć w miłosnych objęciach. Czasami mam wrażenie, że właśnie tego pragniesz. Bym się na ciebie rzucił i dał ci tę rozkosz, którą już raz posmakowałaś.
Pogroził jej palcem.- Więc… jeśli nie chcesz się doigrać. Nie próbuj się mną bawić. Co ci mówiłem o ogniu?
- Niewiele wiesz o kobietach, co? - spytała ciekawie wpatrując się w jego oczy - A przynajmniej o kobietach, które nie rzucają Ci się pod nogi. Przygotowałam Ci dokumenty posiadłości - dodała jakby znużona jego pokazem siły. - Zaniosłam je do Twej komnaty. Chcesz zobaczyć czy wolisz się przekomarzać? - uśmiechnęła się, tym razem uśmiechem bez powłoczki kokieterii. Swym naturalnym uśmiechem, a nie samym wykrzywieniem ust.
- A co ty wolisz?- zapytał mężczyzna zamykając skrzynię i siadając na niej.- Dziękuję za dokumenty, ale nie odczuwam potrzeby przejrzenia ich właśnie w tej chwili. Są ciekawsze sprawy do załatwienia.
- Na przykład jakie? - oparła się barkiem o framugę wejścia.
- Sekretne oczywiście.- odparł z uśmiechem Condrad i przytknął palec do swych ust.- Myślałaś że tylko ty potrafisz igrać z czyimś pragnieniami?
Westchnął na koniec i dodał.- Prywatne sprawy… nie wszystko się kręci wokół naszego majątku i twego tyłeczka.
- Dobrze, widzę, żeś zajęty. - wzruszyła lekko ramionami - Gdybyś miał jakieś pytania
co do dokumentów, to jest jeszcze trochę czasu zanim wyjadę albo załatwimy je po moim powrocie. Będziesz mieć dużo czasu by bawić się swoimi sekretnymi sekretami podczas mej nieobecności. - uśmiechnełą się - Och… i jeszcze jedno… postaraj się nie myśleć przy tym o moim wypiętym, nagim tyłeczku. - puściła do niego oko ze słodką minką, zdając sobie w pełni sprawę, że jej słowa wywołają zupełnie odwrotny efekt i odwróciła się do wyjścia.
- A ty… nie śnij o mym muskularnym ciele dociskającym cię do łoża, gdy wijesz się w spazmach rozkoszy.- odparł żartobliwym tonem Condrad używając tej samej broni.
W myślach pokazała mu język.

Gdy odeszła na bezpieczną odległość głęboko westchnęła. Utarczki z Condradem… zużywały nieco więcej energii niżby chciała. Zrobiła nieco gniewną minkę i … skoncentrowała się na przygotowaniach do wyjazdu.

Strój, broń, swoje wyposażenie - przygotowania zajęły jej nieco czasu.

Po namyśle wysłała również pierwszy krótki raport do Mirabety.

Wstępny raport:
Patriarchowie Rediec to wyjątkowo nieudane małżeństwo choć udają szczęśliwą parkę. Mąż to typowy rodowy tyranem, możliwa kochanka na boku. Żona lubi flirt, brak wskazań na romanse.
Plan działań: sprawdzić kochankę męża, możliwe przekupstwo, oraz odkryć powód na wierność żony

Wykryte spore zadłużenie rodziny
Plan działań: sprawdzić u kogo i na jakie kwoty, z jakiego tytułu dokładnie

Potomstwo:
Najciekawszy jest najstarszy syn, Daniris. Wyruszył do Waterdeep na nauki i wrócił niedawno z kilkoma poplecznikami. Tworzy coś w rodzaju małej jednostki wojska do wynajęcia.
Młodsze rodzeństwo brat Tulves i siostra Pertia, obecnie na prowincji w rodowym majątku rodziny.
Plan działań: śledzenie Danirisa i jego poczynań, obsadzenie oczu w służbie w rodowym majątku



Na koniec wydała polecenia pani Percy, która na czas jej nieobecności miała pałeczkę władzy nad majątkiem. Poprosiła panią Bartolomeę o przygotowanie racji żywnościowych bez żadnych większych zbytków. Służbie nakazała przygotowanie koni i powozu. Przestudiowała mapy z Ortusem planując trasę podróży. Wszystkie przygotowania do podróży zajęły jej sporo czasu. Jednak wieczorem stwierdziła z zadowoleniem, że jest gotowa do wymarszu zgodnie z planem.
Następnego dnia zostało już tylko sprawdzić wybrańców Logana, poczekać na resztę swych towarzyszy i ruszać w drogę.

Raport wysłany, sprawy załatwione. Jedynym cierniem okazał się wieczorny wyjazd Condrada do Ordulinu. Po co on jechał? Ciężko go było go spytać, nie wrócił bowiem do posiadłości przed jej wyjazdem. A po za tym… naiwnością byłoby oczekiwać, by udzielił wyczerpującej wypowiedzi. Wszak nie do końca jej ufał, ze wzajemnością zresztą.
Cóż… nie można oczekiwać, że plany zawsze pójdą tak jak sobie Wesalt zakładała.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-12-2015 o 09:38.
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172