Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-01-2016, 12:32   #61
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kathil Wesalt


Rozmowa z wysłanniczką Miklosa była więcej niż owocna. Kto by pomyślał, że dwie kochanki spotkają się tak szybko. Cóż… Ordulin nie było aż tak małe, a sama Wesalt miała nad czym rozmyślać wracając do zamtuzu cioci Mei.
Blikslinowie. Znała ich dobrze. Zwłaszcza Albarada. Przyjaciel jej rodziny, wdowiec… bardzo sprytny i bardzo majętny i mający chrapkę na jej ziemie. Choć chciał je przejąć poprzez małżeństwo Kathil z jego synem. Peddyr zwany juniorem. Dla odróżnienia od Peddyra Bikslina… bliskiego Albaradowi do niedawna, kuzyna. Peddyra seniora Kathil znała dobrze.
Obu mężczyzn można było polubić, byli uprzejmi, grzeczni, dość sprytni… nienachalni ze swymi umizgami.
Peddyr senior był kawalerem. A Peddyr junior… był nieco starszy od Ortusa i... tyle. Ładna buzia i czysta karta. Nic jej się z Peddyrem juniorem nie kojarzyło.
Byli jeszcze trzeci Blikslinowie. Małżeństwo z dwoma córkami. Jedna z tych córek była ponoć bardzo rozrywkowa... Agneta? Chyba tak miała na imię.
Kathil pamiętała że Condrad niemal zastraszył szlachcica, a ona sama pomieszała Albaradowi plany swoim ożenkiem. Niemniej nie oznaczało to, że Albarad stał się jej wrogi. Nie oznaczało też jednak, że wyjawi wszystko co wie na temat pożaru, lub pozwoli przeszukiwać sam zamek. Śmierć nestora rodu w tak tajemniczych okolicznościach mogła być bardzo drażliwym tematem dla Albarada.
I pożywką dla plotek.
A te najlepiej znała wdowa Achmina Timmra, osóbka ciekawska i gadatliwa i niewątpliwie chętna do podzielenia się nimi.
Ale to było do wykonania jutro… dziś… należał jej się spokojny sen. Bez odwiedzin o północy i bez strażniczki do okiełznania i uwiedzenia.


Noce w zamtuzie nie bywają spokojne, a i Ordulin cichy też nie bywa. Gdy śpią praworządni obywatele, ich mniej praworządni agenci działają, podobnie jak złodzieje i inni bandyci. Ale mimo wszystko nocne ciała nie wywołują głośnego gwaru. A Wesalt spędziła tą noc w zimnym samotnym łóżku zamtuzu. Z jednej strony przespała ją całą. Z drugiej strony… jej łoże… było takie puste. Miło było się budzić przy Ortusie, lub nawet z tymczasowym zastępstwem jakim było ciepłe ciało Saskii.
Za to pojawiła Ashka… z garścią ploteczek i łobuzerskim błyskiem w oku.
- Twój Jaegere wysłał dziś rano posłańca do twojej posiadłości. Na moje oko.. chyba z pomyślnymi dla ciebie wieściami. Może to list miłosny, co? Dołożył wiązankę kwiatów do listu.- mruknęła elfka z lisim uśmiechem. Postukała palcem w blat stoliku przy którym siedziała patrząc na leżącą jeszcze w pieleszach łoża Kathil.
- A i znalazłam dla ciebie kamienicę! - rzekła triumfalnie i z podstępnym uśmieszkiem, świadczącym o kilku haczykach.- Pamiętasz Danirisa Redieca, którego kazałaś mi śledzić? Jeden z jego przybocznych szuka zainteresowanych na nieco zaniedbaną posiadłość, ale w wyjątkowo dobrej okolicy. Już ją widziałam. Budynek jest w całkiem dobrym stanie i… rzut beretem od kamienicy Favetty.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 27-01-2016, 09:46   #62
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Kathil usiadła na łóżku rozespanym spojrzeniem mierząc przyjaciółkę:
- Koło kogo?! - spytała budząc się do końca na wspomnienie kapitan straży - Zwariowałaś? - z osłupieniem spoglądała na Ashkę.
-Nooo to może być powód dla którego sprzedaje tę posiadłość.- mruknęła elfka zamyślona.- Jeden z powodów.
- A wiesz coś na temat innych powodów?
- Całe to prywatne wojsko Danirisa… jest kosztowne. A Rediecowie to nie Selkirkowie… Potrzebują pieniędzy, zwłaszcza że jeszcze ta kompania najemników jeszcze nie wyrobiła sobie marki. Można się potargować.- wyjaśniła Ashka.
- Chcesz się targować w moim imieniu? - spytała Kathil z krzywym uśmiechem - Chyba ci “wojskowi” są młodziutcy… - udawała zamyślenie.
- Nie bądź niedorzeczna. Mi nie sprzedadzą. - machnęła Ashka.- Jestem plebs. I tak… masz rację... są młodziutcy i niektórzy ładni, ale też pyskaci i aroganccy jak… cała ta złota młodzież mająca tytuły szlacheckie w miejsce rozumu. Nie chce mi się udawać uległej gąski… To nie mój styl.
- Oh może nie wszyscy szukają uległych gąsek. Czasem to tylko presja rówieśników - mrugnęła Kathil wygrzebując się z łóżka. - Dobrze, napiszę do niego i wyślę posłańca. Może uda się zobaczyć to cudo jeszcze dzisiaj.
- Nazywa Malvoron Wilcate i… może masz rację. Zwiążę któregoś i zaciągnę do swego leża jako zabawkę.- mruknęła elfka złowieszczo.

Kathil wezwała służącą po przybory i szybko skreśliła treść liściku prosząc Malvorona Wilcate o spotkanie w sprawie kamienicy w dniu dzisiejszym. Po czym zleciła dostarczenie wiadomości przez umyślnego.
- Jadłaś śniadanie czy dołączysz do mnie?
- Z przyjemnością bym coś zjadła na twój koszt.- stwierdziła z rozległym uśmiechem Ashka, jakby czekając na to pytanie.
- Hmmm… próbuję sobie przypomnieć kiedy ostatnio ja jadłam na twój koszt. - mruknęła Kathil i zamówiła śniadanie do pokoju.
- Duży ten bukiet? - spytała jakby bez zainteresowania.
- Dość. I chyba drogi. I jeśli miałabym zgadywać podwędził kwiaty z oranżerii w ratuszu… ciekawe czemu.- mruknęła do siebie elfka.
- Może ma ograniczony budżet - zachichotała Kathil kręcąc głową, próbując jednocześnie pokryć niejakie zmieszanie. Ona wiedziała dokładnie dlaczego akurat stamtąd. Nie udało się… szeroki uśmiech wypłynął jak nieproszony gość na jej twarz.
- Doprawdy? Mam wrażenie, że ty wiesz o czym, o czym ja nie wiem.- mruknęła podejrzliwie Ashka sięgając po wino.- Czy mam cię zacząć łaskotać, żebyś wreszcie wydusiła to z siebie?
Kathil roześmiała się głośno na tę groźbę:
- Wiesz, że wyglądasz jak ciekawska myszka, gdy na horyzoncie pojawia się nowinka, której nie znasz jeszcze? Po prostu… - Kathil zrobiła zadumana minkę - po prostu to dobre wspomnienia. - uśmiechnęła się.
- Oczywiście, że wyglądam jak ciekawska myszka… bo jestem ciekawską myszką. I jeśli nie chcesz by palce tej ciekawskiej myszki zawędrowały ci pod koszulkę nocną, lepiej nie drażnij się z nią.- pogroziła palcem Ashka.- Jakie to wspomnienia?
- Prywatne - Kathil pokazała Ashce czubek języka - i przyjemne - mrugnęła kokieteryjnie na osłodę. - To będzie dziwne… wiesz? Mieć Jaegere w swej posiadłości.
- Uważaj… bo naprawdę mnie prowokujesz bym cię obmacała w poszukiwaniu łaskotek.- znów pogroziła palcem Ashka dodając po chwili.- Wymknął się więc z willi niezauważony przez wszystkich szpiegów, łącznie z moimi. Zabrał kwiaty z oranżerii.. będącej w dobrze strzeżonym ratuszu, gdy straż miejska jest w pełnej gotowości i wysłał je tobie… Tu się kryje coś więcej, niż przekaz: koffam cię… Jest jeszcze: Patrz co potrafię.
- Tu się przede wszystkim kryje to drugie. Bo o koffaniu to raczej pozwolę sobie wątpić. Bądźmy realistkami. - uśmiech nie schodził z ust Kathil - to pokaz umiejętności nie tylko jego, ale też próbka zdolności jego organizacji. Gdyby nie dostał pozwolenia, nie ryzykowałby w takim zupełnie nieważnym akcie.
- Mam jakoś wrażenie, że ta przyjemna część łączy się właśnie z koffaniem.- uniosła oskarżycielsko palec celując wprost w oblicze Kathil.- A ty jak zwykle odmawiasz mi soczystych kawałków.
- W naturze musi być równowaga. Bo ty nie odmawiasz mi ich nigdy - Kathil ze śmiechem rzuciła poduszeczką w półelfkę.
- Pfff… od dziś zacznę się cenić i będę żądała soczystości za moje usługi.- odparła Ashka ze śmiechem przechwytując poduszkę.- A co się zresztą przejmujesz tym Jaegere. To śliski piskorz i raczej nie sprawi ci kłopotów.
- Nie przejmuję. Lubię go. Nie jest nudny. Chodzi mi tylko o to, że dziwnie będzie go mieć w posiadłości i … najprawdopodobniej sypialni też. Ortus wyjechał… - Kathil zawiesiła głos - … po prostu dziwnie i już. Nie źle, dziwnie.
- I tak ci się dziwnie ocierają uda o siebie na myśl o tym fakcie.- mruknęła Ashka z ironicznym uśmiechem.- Po prostu masz na niego ochotę, jak na słodki torcik. I właśnie się dowiedziałaś, że ów torcik jest ci podsyłany do domu.
- Oj tam… - mruknęła Kathil nadal z szerokim uśmiechem na obliczu - … wiesz, że nie jadam słodyczy.
- Och… oczywiście, że wiem… zwłaszcza nie ty.- mruknęła z przeciągłym uśmieszkiem Ashka i znów pokiwała palcem.- Zobaczysz, kiedyś zacznę cię łaskotać, za to droczenie się ze mną.
Zaśmiała się cicho.- I co najgorsze… pewnie ci się to spodoba i zaczniesz droczyć się bardziej.
- Swoją drogą… może mi pomożesz - Kathil nie zważała na zaczepki Ashki - Założyłam się z podkomendną Condrada, półelfią mniszką, że do czasu powrotu tego ostatniego nie będzie mogła doznać rozkoszy. Ale chcę ją utrzymywać w stałym stanie kipiącej żądzy. Jakieś specjalne porady? Aaaaa i mam to robić bez dotykania jej. - Kathil mrugnęła do przyjaciółki.
- Mea nie byłaby w tym lepsza?… bo ja wiem… odpowiednie stroje, może... zabawy swym ciałem na jej oczach.- odparła skonfundowana elfka. -Wiesz że ja raczej nie uwodzę. Wolę zdobywać… nie machałbym gołym tyłkiem przed tobą, lecz… dobrałabym się do twojej gołej pupy.
- Ha, wiem co! - Kathil klasnęła w dłonie - każę jej zostać w komnacie, gdy Jaegere tam będzie. - bardka miała niewinną minkę, ale oczy jej błyszczały. - Jemu też się powinno to spodobać.
- A nie masz z Jaegere interesów, który agentka Condrada nie powinna słyszeć.- przypomniała jej elfka.
- Nie będę z nim przy niej rozmawiać o interesach. On tam będzie jako mój długoletni, wierny przyjaciel.
- Specyficzny przyjaciel… domyślam się.- mruknęła Ashka.
- Uhmmm…. - pokiwała głową Kathil i lekko zarumieniła na wspomnienie ostatniego spotkania z Jaegere. Westchnęła cichutko. - Ciężko mi się zdecydować…
- Jesteś okropna… teraz to i moja wyobraźnia jest pobudzona tymi niedopowiedzeniami.- mruknęła cicho Ashka.- Zachowujesz się jak była dziewica po pierwszej nocy… był aż tak dobry?
- Ostatnio mam szczęście do kochanków. - bardka pokiwała głową z zapałem - Cała stała trójka jest mmmmm - Kathil nieświadomie zrobiła rozmarzoną minkę. - I każdy inny… - westchnęła.
- Zejdźmy z tego tematu, zanim moja ciekawość… -upiła wina Ashka dodając, a jej policzki zaczerwienione świadczyły o lekkim upojeniu.- Cóż, wiadomo że wśród całej czeredy różnych rozkosznych spotkań w końcu wybierzesz paru ulubieńców.
- Mhm… - dziewczyna pokiwała głową - a jak tam impreza? Znalazłaś swojego ulubieńca?
- Nooooo… nie narzekam. Ale w proteście wobec twej małomówności zapomnij o szczegółach.- pogroziła palcem Ashka.
- Nie pytam o szczegóły, pytam czy znalazłaś sobie kogoś do urozmaicania nocy i dni. - zaśmiała się Kathil - Jeszcze wina?
- No… tak. Nowy wybraniec już będzie rozgrzewał moje łóżko, na zmianę z przypadkowymi przygodami.-zaśmiała się elfka.
- To się cieszę. Spanie samotnie jest dobre tylko od czasu do czasu. Ubiorę się i pojedziemy zobaczyć tę kamienicę. Co ty na to?
- Spanie samotne jest dobre dla mniszek.- mruknęła Ashka i skinęła głową dodając ze śmiechem.- No to… mam wyjść, że byś nie czuła na sobie mojego spojrzenia i nie słyszała jak się ślinię?
- Nie musisz - Kathil zaczęła się ubierać w swój strój podróżny i związywać włosy - Wiesz...zastanawiałam się ostatnio, czy nie warto by było … - urwała sama nie bardzo do końca będą przekonaną do pomysłu - żeby znaleźć Condradowi żonę. Taką wiesz… którą można by było liczyć albo jako jako pionka albo jako sprzymierzeńca. Co myślisz?
- Taką, którą ty uwiedziesz…- mruknęła Ashka i przyglądając przebierającej się bardce.- … Bo… hmm… jesteś pewna, że on jej nie przekabaci na swoją stronę?
- To zależy...od żony. Jeśli będzie głupiutka to będzie mi to obojętne. Jeśli nie będzie głupiutka to może się uda z nią dogadać. Chodzi mi o to by mieć rękę na pulsie jeśli miałabym się wyprowadzić na zaścianek.
- To nie potrzebujesz głupiutkiej, a sprytnej i bardziej tobie posłusznej. - zamyśliła się Ashka.
- Mhmm… głupiutką można łatwo sterować. Zastanawiam się tylko gdzie by odpowiednią kandydatkę znaleźć. Bo takich nieco brakuje…i żeby jeszcze spodobała się Condradowi, który cóż lubi...specyficzne osóbki. - Kathil dokończyła w końcu makijaż. - Jestem gotowa.
- A już owinęłaś go sobie wokół palców?- zapytała zaciekawiona Ashka.
- Dokańczam powoli. Po jego powrocie zabiera mnie na parę dni sam na sam. Mam nadzieję popełnić coup de grace wtedy.
- Jesteś pewna że ci się uda? Bo jeśli nie uda. To głupiutką łatwo się steruje. Ale także i on może nie mieć z tym problemu.- odparła ze złośliwym uśmieszkiem Ashka.- A będzie z nią dłużej niż ty.
- Nie jestem. Condrad jest wymagającym przeciwnikiem. Gorzej… - bardka machnęła dłonią - … gorzej… że lubię te jego wyzwania. On lubi moje też. W innym życiu… kto wie. - uśmiechnęła się krzywo. - Idziemy?
- To brzmi… smakowicie.- Ashka podeszła do Kathil od tyłu i objęła bardkę w pasie tuląc ją do siebie.- Czyżbyś… miała na niego również apetyt?
- Oboje na siebie mamy. I wiesz co… - Kathil wtuliła się w Ashkę i ułożyła ręce na obejmujących ją ramionach półelfki - … to wcale nie maleje. Apetyty na rosną. - dorzuciła ze smętną minką.
- To ja bym wybrała jakąś, która potrafiła by się nim podzielić z tobą. I jeśli byłabym tobą, to jeszcze taką która potrafiłaby dzielić się nim w tej samej chwili. Ale cóż… ja lubię łóżka, które mieszczą więcej niż dwie osoby na raz. Dużo miejsca i zawsze można urządzić małe golutkie przyjęcie od czasu do czasu.- mruknęła cmokając czule ucho Kathil.
- Ashka - mruknęła Kathil układając głowę na ramieniu przyjaciółki - nie rozumiesz… ja się wcale nim nie chcę dzielić. Ani kawałkiem. - mruknęła zazdrośnie. - Głupie to ... wiem... i irracjonalne… ale tak jest.
- To go nie żeń, bo znienawidzisz ten koncept dzień po jego nocy poślubnej. On sam chyba żadnej nie szuka?- mruknęła do ucha Kathil znów je lekko cmokając.
- Nie… nie szuka. Za to szuka dzieci Cristobala. Mam dla Ciebie propozycję. - odwróciła się do półelfki. - Chcesz posłuchać?
- Słucham.- mruknęła Ashka wpatrzona w twarz przyjaciółki.
- Dołączysz do mnie i mojej kochanki? - palnęła Kathil z grubej rury. - Na jednonocną zabawę?
- Jeśli jest ładna i w miarę młodziutka, to jednonocna zabawa brzmi ciekawie.- zgodziła się Ashka z uśmiechem. Ciężko było ją zszokować.
- Jest ładna i nie wiem ile ma lat. Może coś koło mojego wieku. Ale lubi ostre gierki i myślę, że byśmy się dobrze bawiły. Porozmawiam oczywiście jeszcze i z nią. - Kathil odwróciła się i cmoknęła Ashkę w czubek nosa.
- Czemu nie… zaryzykuję. Znam twój gust, więc może być ciekawie.-mruknęła Ashka.- A co z tym twoim mężem?
- A co z nim? - spytała Kathil - wyjechał.
- Już ci się znudził?- spytała niby obojętnie Ashka.
- Nieeee… czemu? Aaaaa chcesz się pobawić?
- Nooo… jest w moim guście.- przypomniała jej elfka.
- Nooo wiem, ale go przestraszyłaś ostatnio. On zdaje się nie bardzo przepada za bardzo agresywnymi kobietami. - mrugnęła bardka.
- Szkoda…- westchnęła Ashka.
- Noooooo…. może troszkę się postaraj. Jak w końcu uda się nam znaleźć nieco dłuższy czas spokoju. Póki co, wszystko pędzi z tempem dzikiego konia.
Kathil pociągnęła Ashkę ku wyjściu.
- Po drodze muszę zakupić jedną niewielką rzecz… w zasadzie dwie rzeczy. - mrugnęła do półelfki ponownie - skrzynkę szampana oraz uroczą, cieniutką koszulkę nocną.
- Widzę, że szykujesz imprezkę.- zaśmiała się cicho Ashka i obie zaczęły schodzić schodami na parter zamtuzu, na którym… czekał już posłaniec od Wilcate’a z listem. czekał na ustną odpowiedź.
- Chłopiec nie traci czasu.- mruknęła z odrobinką podziwu Ashka.
Kathil sprawdziła treść listu.
- Widać zależy mu na złocie. To dobrze. Można będzie się dobrze potargować - uśmiechnęła się lekko.
W liście podane było miejsce i czas. Dość prestiżowa knajpka dla bogatych lub dobrze urodzonych gości. Najlepiej łączących obie te zalety. I czas… drugi dzwon po południu. Trochę uprzejmości i nic więcej. Posłaniec zaś czekał na potwierdzenie przybycia.
- Będę - potwierdziła Kathil posłańcowi i dała niewielki napiwek za wysługę. - Zatem mam trochę czasu. Zakupy! - zakomenderowała Ashce i ruszyły na polowanie.




Po zakupie dwóch wprost niezbędnych rzeczy, Kathil wysłała umyślnego do Wiligiana z pytaniem, czy sam jest w stanie wycenić nieruchomość lub czy też może polecić kogoś, kto może to zrobić przed drugim biciem dzwonu w dniu dzisiejszym. Tym razem posłała umyślnego na koszt Ashki. Sama zaś ruszyła z przyjaciółką na oględziny kamienicy.
Budowla do której Kathil została zaprowadzona przez elfkę, była cóż… niezwykła. Kamienica była mieszanką stylów, golem pozszywanym z różnych kaprysów architektonicznych. Niewątpliwie nie aż tak reprezentacyjna jak okoliczne domy, ale też miała swój urok. Była jak wybujały krzew pozbawiony dłoni doświadczonego ogrodnika.
- I co sądzisz?- zapytała elfka.
Kathil stała przed budynkiem całkowicie zauroczona. Coś w tej połatanej budowli niezwykle silnie przemawiało do niej.
- Słodka chatynka - uśmiechnęła się ciepło. - Dobra robota, moja droga - uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Ciekawa jestem jej stanu w środku..
- Ma meble… ciężkie i solidne, ale niezbyt urokliwe. Ma dywany i arrasy… przeżarte przez mole i pajęczyny..- gdy tak mówiła, zza rogu uliczki obie dosłyszały tęten, a potem zobaczyły posępnego jeźdźca na karym koniu pędzącym przez uliczkę miasta na złamanie karku.
Była to znajoma postać. Kilka metrów za nią jechała kolejna osoba, ta jednak miała twarz okrytą zawojem czarnej tkaniny. Gibka i zwinna postać.
Kathil pociągnęła Ashkę by schować się w najbliższym zaułku. Dyskretnie. Nie chciała robić scen na ulicy ale też nie chciała by ta przedziwna parka od razu ją zauważyła. Liczyła dodatkowo, że Favetta nie zwróci uwagi na nią w stroju podróżnym. Przecież do tej pory widywała ją jako “wielką baronessę”.
Favetta… jeśli to była ona, zatrzymała się jednak, na chwilę. Potem jednak ruszyła dalej z kopyta, bo siwobrody wojak oddalał się szybko. Więc musiała go gonić.
Kathil zajęta udawaną rozmową z Ashką udawała, że nie dostrzegła jeźdźca i z ulgą odetchnęła, gdy koń ruszył.
- Ufff - czemu ta kobieta ma talent do pojawiania się tam, gdzie nie potrzeba tak często?
- Mówią że para się czarną magią, że jest wampirzycą…- mruknęła Ashka i uśmiechnęła się.- Chyba się jej nie boisz, co?
- Nieeee… po prostu nie lubię spotykać się z wymagającymi przeciwnikami bez przygotowania. - uśmiechnęła się Kathil. - No dobrze, czyli wyposażenie do wymiany. - wróciła do kamienicy - Ale mi chodzi raczej o stan ścian i dachu. No nic zobaczymy.
- Dach się nie załamał jak się po nim wspinałam. Mury się nie kruszyły… ale framugi okienne.. te drewniane to bym wymieniła.- stwierdziła Ashka i uśmiechnęła się.- Może Favetta jednak o tobie zapomniała, w końcu ma twojego wojownika na pocieszenie.
- A więc… to jest ten dom?- obie kobiety usłyszały za sobą Wiligiana.
- Wiligianie! - Kathil uradowała się na widok notariusza - Przybyłeś tak szybko! Dziękuję. - wysunęła dłoń na powitanie z uśmiechem. - Tak, to ten dom. Co sądzisz?
-Wygląda solidnie… stare krasnoludzkie budownictwo u podstawy, u góry… przebudowa dokonana przez… Marcus Vaendbricka… chyba. - ocenił mężczyzna wędrując spojrzeniem po budowli.- Wymagać będzie pewnie remontu, jeśli zaniedbany… ale niezbyt kosztownego zapewne. I niezbyt długiego.
- A na ile szacujesz samą budowlę? W tej okolicy?
- Nawet trzy i pół tysiąca szlachciców. To dość spokojne miejsce, pomijając… Favetta mieszka w okolicy?- przypomniał sobie Wiligian.
- Tak, ale to nie jest fakt, za który chcę płacić dodatkowo - zaśmiała się Kathil. - Dobrze więc mogę zacząć dyskusję od dwóch tysięcy. Zobaczymy jak pójdzie dyskusja dalej. Wiligianie, czy mogę liczyć na twe usługi w sprawie spisania umowy? - Kathil pogładziła lekko ramię notariusza.
- Ponoć potrafi być kłopotliwą sąsiadką.- mruknął Wiligian tłumacząc swe wtrącenie.- Ale jej obecność pewnie odstrasza przypadkowych złodziei.
Kathil pokiwała głową.
- Z pewnością. Okolica wydaje się być spokojna. I dobrze. - uśmiechnęła się do Wiligiana i Ashki. - Bardzo chcę zobaczyć ją w środku. - wskazała na kamieniczkę. - Czy coś wiesz na temat Malvorona Wilcate? - spojrzała na mężczyznę.
- Dość bogata kupiecka rodzina. Syn wydziedziczony przez ojca… ale zostało mu trochę majątku po matce.- odparł szybko Krantz i przyglądając się obu kobietom dodał.- To nielegalne.
-Ale fajne… poczekajcie tutaj.- rzekła Ashka i pognała na tyły budowli.
-Więęęęc… ładną mamy pogodę, prawda?- spytał po dłuższej chwili milczenia Wiligian.
Kathil pociągnęła notariusza na udawany spacerek by nie można im było zarzucić, szczególnie Wiligianowi, jakichś machlojek.
- O tak. Urocza aura. Sprzyja spacerom. A co u Ciebie słychać mój drogi? - spytała - Dbasz o siebie? - dodała z przyjacielskim zainteresowaniem.
- Oczywiście… byłem szkolony, by mieć zdrowe ciało i nawyki.- wyjaśnił enigmatycznie notariusz zaciemniając sytuację.
- Musisz mi o tym opowiedzieć. Już niedługo będę musiała zacząć konserwować się na przyszłość. - uśmiechnęła się ponownie do Wiligiana, oczekując na znak od Ashki.
- Nie sądzę… to bardzo nu…- drzwi się otworzyły i wyjrzała przez nie głowa elfki.- Na co czekacie, wchodźcie.
- Nudna historia.- dokończył Krantz.
- Na pewno nie jest nudna, mój drogi. - Kathil pociągnęła notariusza szybko do środka i zaczęła się rozglądać po wnętrzu.
Hol w którym się znaleźli, był duży ciemny… mroczny. Z kamiennymi ścianami i solidną dębową podłogą pokrytą nieco nadgniłym brudnym dywanem. Było tu ciemno, ale głównie z powodu brudnych okien i licznych świeczników w których to nie ostała się ani jedna świeczka.
- I jak?- spytała Ashka, a Krantz stwierdził.- Cztery tysiące? Jest w lepszym stanie niż się wydaje sądząc po fasadzie.
- Ja chcę jeszcze zobaczyć dalej - i pomknęła porozglądać się szybko po całej kamienicy oceniając ile mają pokoi, jak wygląda kuchnia, i co się dzieje w pomieszczeniach dla służby.
Budynek miał osiem pokoi przeznaczonych dla państwa, dwie duże sale na przyjęcia i sześć małych pokoików dla służby. Była oczywiście rozległa piwniczka i spora kuchnia. Była mała sauna i pokoik zabaw… kiedyś… przerobiony obecnie na graciarnię. Ale ukryte w starej biblioteczce wejście do niego i ślady na suficie po hakach świadczyły o tym, że któreś pokolenie Wilcate’ów… lubiło bardzo odważne i perwersyjne zabawy.
- Hmmm - Kathil ukryła uśmiech na myśl na reakcję męża na ten pokoik. - No dobrze. Chcę to miejsce. - stwierdziła Kathil cichym głosem schodząc po schodach przy okazji sprawdzając balustradę i stan schodów. - Ile jeszcze czasu? Muszę się jeszcze przebrać.
- Kilka godzin… dość czasu by przebrać siebie i pół zamtuzu za oddział rycerski.- stwierdziła Ashka, która niestety miała dość męskie podejście do strojenia. Uważała się bowiem za ideał urody… a ubrania za użyteczne przedmioty, ale jeśli chodzi o estetykę, to nagość była u niej lepszym wyborem niż jakikolwiek strój.
- Dobrze to wracam do cioteczki a potem spotkamy się z Wiligianem w proponowanym miejscu spotkania - Kathil podała adres - Czy tak może być, Wiligianie?
- Oczywiście.- stwierdził szarmancko notariusz.
Kathil wyszła z budynku i wraz z Ashką wróciła do Mei.



Po drodze dała znać również April, że szampan zostanie dostarczony do zamtuzu na jej nazwisko. A następnie wraz z Ashką przegrzebała połowę garderobę dostępną dla panien przybytku Mei.
Wybrała jasnobrązową suknię z niewielkim, czupurnym kapelusikiem i…. .
bardzo głębokim dekoltem.
- Myślę, że to dobry wybór jeśli sprzedający jest młody i głodny wrażeń. - Kathil rzuciła układając włosy i upinając kapelusik.
- Myślę że to dobry wybór bez względu na wiek czy stan cywilny czy nawet płeć ofiary. Subtelny, ale i niegrzeczny.- mruknęła Ashka bezceremonialnie chwytając dłońmi dekolt Wesalt i ugniatając skarby przyjaciółki z łobuzerskim uśmiechem.- Jeśli będzie w stanie oderwać od nich oczy na dłużej niż kilka minut to… albo eunuch, albo Yorrdacha mu podeślij.
- Hej… pomniesz mi suknię! - Kathil pacnęła Ashkę po łapkach z oburzoną minką.
- Akurat… nie łapię za suknię.- zaśmiała się elfka, ale odsunęła dłonie od krągłości przyjaciółki.- Więc jak ma ci ją pomiąć?
- Już ty wiesz jak - odcięła się bardka ze śmiechem - Coś chyba musisz dosztukować sobie w sypialni paru młodzieniaszków skoro aż taką ochotę masz na dotykanie i miętoszenie sukien.
- Ty się o moją alkowę nie martw… Ty się martw, czy nie trafisz do mojej alkowy.- Ashka zaśmiała się w swoim mniemaniu, złowieszczo.
Bardka przytuliła złowieszczą Ashkę i pociągnęła roześmiana na miejsce spotkania chichocząc przez całą drogę na samo wspomnienie.


Spotkanie odbyło się w jednej z lepszych karczm, do których wpuszczono tylko odpowiednie osoby. Nie można tu było natknąć się na rozpitych krasnoludzkich najemników, ani damy nachalnie proponujące swe towarzystwo “za szalchcica”, czy też kupców prosto z drogi.
Tu była szatnia w której można było zostawić swe okrycie w deszczowe dni. Były też... dywany.
I był czekający nerwowo młodzian o dość nienachalnej urodzie. Ani cherubinek, ani brzydal… za to pozujący na wojownika, choć drogi rapier jaki miał przy sobie, nie wydawał się odpowiednią dla niego bronią. Nie było za to Ashki...elfka lubiła śliczne i kuszące suknie, ale nie na sobie. A poza tym nie wpuszczono by jej do takiej karczmy… a ona mając swoją dumę nie wchodziła do karczm, do których ją nie wpuszczano. Wolała się wkradać. Za to z Krantzem nie było tego problemu, tyle że przyciągał spojrzenia wszystkich jak na ptasim sejmiku bocianów.
Kathil zostawiając nieco z tyłu Wiligiana podpłynęła do młodziana z cichym poszumem sukni.
- Pan Malvoron Wilcate? Baronessa Vandyeck i Vilgitz - wyciągnęła dłoń do uścisku i dygnęła lekko, ukazując całe dobrodziejstwo swego dekolciku.
- Miło poznać.- mruknął wstając i nachylając się by pocałować dłoń Kathil i zerkając w kierunku jej dekoltu… przykuty jego pokusą.
Pozwoliła mu podziwiać swe krągłości przez króciutką chwilkę i zapytała:
- Czy mamy miejsce na rozmowę? Czy udamy się na miejsce sprzedaży by tam porozmawiać? Jakże pan zadecyduje? - zaćwierkała uroczo.
- Tak szybko? Nie mam przy sobie odpowiednich dokumentów.- rzekł zaskoczony Malvoron i podrapał się po brodzie siadając.- Przypuszczam że baronessa obejrzała już sobie posiadłość?
- Jedynie z zewnątrz, mój drogi panie Wilcate. Chciałabym zobaczyć jakie cuda kryje ...w środku - bardka wcale, ale to wcale nie droczyła się z młodzikiem - A co do dokumentów, można je przesłać do mego notariusza, obecnego tu pana Krantza. - wskazała na Wiligiana - Jeśli dobijemy targu. - uśmiechnęła się uroczo.
- Myślę, że nie ma co zaglądać… dworek jest w bardzo dobrym stanie i na pewno nie będzie pani zawiedziona baronesso. Jest w dobrej dzielnicy, spokojnej zazwyczaj i…- zanim zdążył dokończyć, do przybytku weszła hałaśliwa grupka szlachciców i kupców pod przewodnictwem lorda Trevaila Czarnopiórego.-... i na pewno będziesz zadowolona z zakupu.
Kathil spuszczając skromnie oczy i pokiwała główką.
- Zachwalasz panie pięknie posiadłość. Ale czyś sam zwykł kupować w ciemno? - popatrzyła na młodzika z proszącą minką. - I ile sobie liczysz za kamieniczkę?
- Pięć tysięcy szlachciców wydaje się wystarczającą sumą za tak wspaniały budynek. A ty pani nie kupujesz w ciemno…- obruszył się Malvoron.- Mam swój honor pani… mogę zgodzić się na…. zwrot pieniędzy za akt własności w przeciągu dekadnia od daty sprzedaży, jeśli uznasz że posiadłość nie jest warta wydanej sumy. Czy taka możliwość cię satysfakcjonuje?
- Pięć tysięcy? Na moje oko jakieś trzy tysiące… ale jak wiadomo, nie wiem co jest środku.
Wiligian zaś z miną profesjonalisty… nie odzywał się siedząc sztywno jak manekin krawiecki. Tak drastyczne obcięcie ceny, wyrwało na moment Wilcate’a z hipnotycznego transu wywołanego przez krągłości Wesalt.- Trzy tysiące?! Na bogów… to zdecydowanie za mało za tak wspaniały budynek. - Cztery tysiące i dwieście szlachciców to...i tak ustępstwo z mej strony.
Trevail zaś zwrócił uwagę zaraz po okrzyku Malvorona. Niczym sęp szukający padliny skierował głowę w kierunku z którego usłyszał “trzy tysiące”.
- Cztery tysiące i dwieście ale pan, panie pokrywa koszty aktu notarialnego - Kathil szybko przeliczyła koszty Krantza.
- Ummm… Może...Trzy osiemset?- poddał się Malvoron szybko.
- Doskonale - kiwnęła główką Kathil z przepięknym uśmiechem. - Wiligianie, omówisz szczegóły z panem Wilcate’m?
Rozglądnęła się nieco znudzonym wzrokiem po salce.
- Dobrze.- stwierdził Krantz i zajął się rozmową z Wilcate’m. A Trevail uśmiechnął się do niej i unosząc kielich w toaście wskazując na drzwi prowadzące na loggię w niemym zaproszeniu do rozmowy.
Kathil przeprosiła towarzyszy na chwilkę i zebrawszy suknię w dłonie ruszyła szumiąc materiałem ubrania ku loggi.
 
corax jest offline  
Stary 27-01-2016, 10:01   #63
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

- Cóż za niespodzianka.- rzekł Trevail wchodząc tuż za nią z trunkiem.- Nie spodziewałem zobaczyć cie baronesso tak szybko. Słyszałem, że wyszłaś za mąż.
- Owszem - Kathil uśmiechnęła się lekko pokazując pierścień - Czemuż niespodzianka? Ostatnio widzieliśmy się….- bardka postukała paluszkiem po ustach - … na balu?
- Spodziewałem się że przez następne parę miesięcy będziesz się rozkoszować podróżą poślubną lub życiem na prowincji. A tu… jakieś poważne transakcje?- zapytał zaciekawiony szlachcic dyskretnie taksując jej dekolt.
- Och szukam czegoś bliżej centrum wydarzeń. Posiadłość rodowa jest piękna ale chciałabym nie musieć spędzać z mężem tyle czasu w drodze. - Kathil odgarnęła niewidzialne pasmo włosów z twarzy wzbudzając w ruch dekolcik. - A cóż u ciebie mój drogi lordzie?
- Całkiem nieźle… wręcz kwitnąco… acz…- mruknął podchodząc bliżej Kathil.- … jak pewnie zauważyłaś w stolicy zrobiło się bardzo gorąco, nieprawdaż?
Kathil pochyliła się lekko w jego kierunku jakby nastawiając ucha do ploteczek:
- Owszem, słyszałam co nieco. A ty co sądzisz o tym wszystkim? - zasłoniła usta lekko dłonią.
- To okazja dla tych, którzy potrafią myśleć bardziej perspektywicznie.- ciepły oddech owionął jej ucho delikatnie.- Wystarczy uprzedzić obie strony i zebrać atuty, zanim one to zrobią. Zainwestowałem nieco monet w pewne przedsięwzięcia i… może cię interesuje zebrać z czasem ich profity, baronesso?
- Cóż to przedsięwzięcie, lordzie? - nadstawiła ciekawie uszko.
- No nie wiem…- cmoknął jej ucho delikatnie.- … czy powinienem cię informować tak od razu. W końcu wieści które uzyskałem są bardzo cenne. Co proponujesz w zamian? Może małe odkrycie kart? Ile szlachciców gotowa byś była zainwestować w potencjalnie bardzo opłacalne przedsięwzięcie?
Kathil położyła dłoń na torsie Trevaila i pogroziła paluszkiem ale bez złości.
- Ciężko mówić o ilości szlachciców skoro nie wiem nic na temat rodzaju twego… projekciku. - uniosła znacząco brew.
- Ale możesz już powiedzieć ile gotówki masz wolnej na ewentualne wsparcie właściwej strony, prawda?- odparł cicho Trevail.
- Wiesz, że bez zgody męża nie mam nic - mruknęła Kathil.
- Ach tak… tajemniczy małżonek. Gdzie właściwie teraz się podziewa?- zapytał cicho Trevail.
- Obecnie w podróży, w interesach wyjechał.- zrobiła naburmuszoną minkę.
- To wielce niefortunne zostawiać tak uroczą młodą żonkę samą.- i znów jego wzrok utkwił w dekolcie sukni. Ashka miała rację. Przyciągał spojrzenia i dłonie też.- Ale może to i lepiej, gdy kota nie ma… myszka harcuje? Mąż nie musi o niczym wiedzieć, zwłaszcza o hipotetycznej rozmowie na hipotetyczne tematy.
Kathil westchnęła ciężko:
- Zawsze jednak zostaje stryj. Ale może z nim chciałbyś omówić ten temat?- spytała z wyrazem zachęty na buzi.
- Z przyjemnością … choć nie z tak wielką, jak rozmawiam z tobą moja droga baronesso.- rzekł Czarnopióry z naiwnością w głosie i lubieżnością w spojrzeniu.
- Zatem najlepiej będzie jak przyjedziesz do naszej posiadłości rodowej za kilka dni. - Kathil uśmiechnęła się szerzej w odpowiedzi na komplement. Nie chciała przegapić “rozmowy” Traveila z Condradem.
- Obawiam się, że mogą być z tym problemy… ważne sprawy zatrzymują mnie w Ordulinie, muszę mieć na wszystko oko. Niemniej… może kogoś wyślę.- odparł z uśmiechem Trevail.- A może ty pani dołączysz do mnie…
Kathil jakoś nie mogła zdziwić temu co widziała z loggi. Ulicą przejeżdżała Favetta siedząc po męsku w siodle swego wierzchowca i również zapewne planując zajrzeć do tego przybytku na kieliszek dobrego wina i parę kęsów tutejszych przysmaków.
- Teraz obawiam się, że to niemożliwe. Mam inne zobowiązania, które muszę zakończyć wciąż dzisiejszego dnia. - Kathil jakby posmutniała - Ale z pewnością jeszcze się spotkamy. No i będziemy czekać na Twego wysłańca.
Kathil wzrokiem szukała miejsca, gdzie by to umknąć.
- Szkoda… naprawdę szkoda… z chęcią porozmawiałbym na interesujące nas tematy w bardziej kameralnej atmosferze.- a Wesalt widziała tylko jedną szansę ucieczki dla siebie, poza daniem dyla przez kuchnię, natychmiastowe opuszczenie przybytku zanim Favetta zdąży się w nim rozgościć.
- Cierpliwość jest cnotą, mój drogi lordzie. - Kathil uśmiechnęła się na pożegnanie i wyszła...uciekła z loggi ruszając szybkim krokiem ku Krantzowi.


- I jak wszystko ustalone? - rozglądała się przy tym sprawdzając czy wciąż zdąży czmychnąć.
- Tak... jutro zostaną dopięte formalności.- wyjaśnił Wiligian zaskoczony jej nerwowym zachowaniem.- A pojutrze będziesz dumną właścicielką owej kamienicy.
- Doskonale, doskonale. - Kathil mówiła lekko nerwowo - Dziękuję za szybkie interesy mój panie -zwróciła się do młodzika - Resztę zostawiam panu Wiligianowi. Na mnie niestety już czas. Do widzenia.
I ruszyła szybko ku wyjściu.
Prawie się udało jej wyjść z Krantzem. Prawie, bowiem wchodząca niczym burza Favetta dotarła do obojga i chowając się przed jej spojrzeniem Wesalt wepchnęła notariusza w objęcia kapitan straży. A ta… porwała biedaka ze sobą stwierdzając, że tak rzadko mają okazję napić się razem, a ponoć Wiligian szczyci się mocną głową.
I na nic się zdały zarzekania biedaka, że nie w tym akurat znaczeniu. Że chodzi o znakomitą pamięć. Favetta była nieugięta, ale przy tym nie zauważyła kryjącej w cieniu wazy zdobiącej hol Kathil.
Kathil zrobiła przepraszającą minkę i …. zwiała.
Udało się jej, ale za jaką cenę. Ashka która obserwowała wybiegającą na ulicę Kathil zachichotała podchodząc.- Uciekasz jak ta księżniczka z bajań, co buty gubi na balu… czyżby tam jakiś książę już całował twój pantofelek?
- Favetta znowu się pojawiła. Porwała Wiligiana. - Kathil miała minę jak królik złapany w nagły krąg światła. - Co za kobieta… pojawia się wszędzie…. ehhh…. trzy osiemset - mrugnęła do Ashki.
- Jest kapitan straży Ordulinu… a my jesteśmy w najlepszej z dzielnic, oczywistym jest że często będziemy się tu na nią natykać.- ocenił elfka z uśmiechem. - Co teraz?
- Teraz zabieram się na spotkanie z Yorrdachem i wracam do posiadłości doglądnąć przygotowań do przyjazdu wujów, oraz rozkoszować się prezentem od Jaegere.
- Czyli ruszamy do cioci Mei?-oceniła sytuację Ashka podając dłoń Kathil.- A czy tym przystojniakiem przyssanym ci do ucha nie był słynny cormyrski szlachcic, wyrzucony za bycie oślizgłą żabą?
- We własnej osobie, owszem. Oferował mi wspólne interesiki. Odesłałam go do rozmów z Condradem. - Kathil zachichotała.
- Dużo obietnic i mało do zaoferowania. Czyżby cyc Mirabety usechł, czy może jest łasy na kolejne jędrne cycuszki z których possie złoto?- zapytała zaciekawiona Ashka.
- Chyba chce usmażyć dwie pieczenie na jednym ogniu. I dużo, dużo obietnic.Nic więcej. - bardka zmarszczyła nosek. - Chyba zabiorę tę suknię ze sobą dla wujów. - pokiwała z uznaniem dla kroju wdzianka. - Działa.
- Dla wujów? Marnotrastwo…- odparła z łakomym spojrzeniem Ashka i spytała.- A co właściwie Yorrdach teraz porabia?
- Nie wiem… szuka swojej drugiej połówki? Figluje? - czemu pytasz?
- Bo to duże miasto więc… ciężko go będzie znaleźć.- mruknęła Ashka drapiąc się po potylicy.
- Ma się pojawić u cioteczki. Sam znajdzie miejsce. Bywał tam czasem.
- Czyli może się pojawić wieczorem… lub jeśli figluje… to rano.- westchnęła Ashka.- Jutro rano.
- Co racja to racja. Wyślę gołębia do naszego Casanovy. - stwierdziła dziewczyna z krzywą minką. - Zastanawiam się, czy zabierać służbę z posiadłości tutaj. Pani Percy to prawdziwy skarb.
- Nie poradzę ci w tym… Nigdy nie miała służby.- westchnęła Ashka i podrapała się za uchem.- To będziesz siedziała u cioci Mei i szydełkowała?
- A masz coś na myśli konkretnego? - Kathil przyjrzała się mince przyjaciółki. - Jak się Yorrdach nie stawi dzisiaj to jadę sama.
- Hmmm….- zamyśliła się Ashka pocierając podbródek.- Planowałam popijawę w karczmie która… jest za paskudna na taką ładną kieckę. Mają tam kuchcika z tyłeczkiem, który wywołałby u Yorrdacha wytrzeszcz oczu.
- Ehh…. nie wytrzymam z Tobą. Musi Ci to ktoś powiedzieć. Masz problem. - zaśmiała się Kathil - Poważny. Naprawdę duży problem. Jak tam robota? Nudzi Ci się ostatnio, co?
- Starzeję się. Nie chce mi się wkradać do domów.- zaśmiała się Ashka i wzruszyła ramionami.- Gdy już zbierzesz duży gang, to… siedzisz na tyłku i wydajesz rozkazy. To wygodne, ale i nudne… a wracając do mego problemu, to jaki on jest?
- Za mało seksu. - Kathil cmoknęła Ashkę w czubek nosa. - Może warto byś spróbowała nieco dojrzalszych kochanków?
- W moim przypadku dojrzały kochanek ma sto osiemdziesiąt, a może nawet dwieście lat.- wystawiła język Ashka.- Mało jest takich elfów w Sembii, poza tym… ja mam dużo seksu. A gapienie się na ładnego kuchcika o niczym świadczy. Co ty będziesz robiła po powrocie do domu?
- Nadzorowała służbę, ubierała ludzi Condrada w szatki służących, przygotowywała komnaty dla wujów i ich doradców. Chcesz mi pomóc?
- To ja wolę moje bary.- wzdrygnęła się elfka i przytuliła Kathil.- ładnie tobie w tej sukience, ale mnie taki strój by nie pasował.
- A chciałabyś sukieneczkę? - Kathil przytuliła Ashkę gładząć ją leciutko po policzku.
- Wyglądałabym głupio w sukience.- zaśmiała się Ashka na samą myśl.
- Zdecydowanie inaczej - uśmiechnęła się Kathil. - Pomyśl o tym zaskoczeniu u swoich wszystkich kochanków..
- Nie. Nie lubię kiecek… nie na sobie w każdym razie.- stwierdziła w końcu Ashka.- I to oni mają zaskakiwać mnie, a nie ja ich.
- Och może dlatego wieje nudą? - Kathil pokazała czubek języka - Jak siedzisz jak wielki pająk z oczekiwaniami to nic dziwnego, że ciągle musisz mieć nowych kuchcików - drażniła przyjaciółkę z uśmiechem.
- Po prostu jestem łakoma.- odparła z szerokim uśmiechem Ashka cmokając w policzek Kathil.- Bardzo łakoma.
- Widzę - Kathil obcmokała Ashkę - Dobrze, ja uciekam do cioteczki, a ty idź szukać słodkości. I w końcu popracować nad moimi zleceniami! - zrobiła surową minkę.
- Tak mamo.- mruknęła potulnie elfka.


Już zapomniała, że jej posiadłość może być taka cicha, taka spokojna i taka pusta. Trzeba przyznać że Saskia dopilnować, by jej podwładni nie zwracali na siebie uwagi. Było prawie jak… było kilka dni temu. Gdy jeszcze nie była mężatką.
Na Kathil czekał już sługa, by przytrzymać jej konia i odprowadzić do stajni. Tylko jej konia, bo Yorrdach niestety zabalował w stolicy.
Kathil zeskoczyła z konia i zabrała paczkę z prezentem dla Saskii. Ruszyła bezpośrednio do pani Percy by z nią omówić przygotowania. W głowie miała całą listę. Kolejną jej wersję.
Poszukała ochmistrzyni oceniając przy okazji stan pałacyku i zauważając jeszcze dodatkowe kwestie, które musiała ująć w dyspozycjach dla służby.
- Pani Percy? - weszła do kuchni - Pani Percy!
Ta szybko się zjawiła wyraźnie zmierzając od strony kuchni. - Tak panienko? W czym problem, czy coś się stało?
- Nie jeszcze nic się nie stało ale mamy tylko dwa dni do przyjazdu gości. Jak przygotowania? Widziałam, że sala jadalna jeszcze nie czyszczona? Jak pokoje dla wujów i ich doradców? Pani Percy, ma być dostatnio wszystko, ma zrobić wrażenie. Nie może być brudu ani kurzu. Trzeba wystawić te złote świeczniki i odczyścić lampiony. Ramy obrazów na korytarzach też zakurzone widziałam. Tak nie może być. Niechże pani pogoni służki.
- Jak z przygotowaniami do uczty? Wszystko mamy? Jak wina? Dość? - dopytywała się ochmistrzyni.
-Tak jest panienko, choć goście to mężczyźni… a mężczyźni… nie są spostrzegawczy jeśli chodzi o kurz.- wyjaśniła Percy.
- Ja wiem, pani Percy ale dla mojego spokoju ducha ma być czysto.
- Pani Percy jeszcze jedno. To na później… ale kupiłam posiadłość w Ordulin. I myślę, czy by tam się na stałe nie przenieść. - spojrzała na ochmistrzynię - Ma pani kogoś na swoje miejsce tutaj? Chciałabym, by pani przeprowadziła się ze mną. - wiedziała, że to sprawi ochmistrzyni dużą przyjemność. O dobrą służbę szlachta się zabijała.
- Nikogo jeszcze nie wyszkoliłam…- mruknęła mile podłechtana Bartolomea.
- A ktoś przejawia talent? Potrzebuję i tu mieć kogoś zaufanego. Żeby pilnował służby co tu zostanie.
- W zasadzie to nie wiem… nigdy się nad tym nie zastanawiałam.- zafrapowała się pani Percy.
- No to niech ma pani to na uwadze. Nie będziemy się na gwałt przenosić. No i chcę by pani ze mną do Ordulin pojechała zobaczyć posiadłość i sprawdzić co w kuchni trzeba ponaprawiać. A w między czasie gdy remont będzie trwać, może pani zacznie szkolić kogoś?
- Zobaczę co da się zrobić.- rzekła Bartolomea, po zastanowieniu dodając.- Zawsze uważałam się za niezastąpioną.
- No bo jest pani, pani Percy. Nie wyobrażam sobie, by kto inny zarządzał u mnie. A może ktoś z rodziny? To nie musi być nikt z obecnej służby. Ale ktoś kto ma głowę na karku by pilnować posiadłości pod mą nieobecność. Wie pani, stryj Condrad to mężczyzna. I ma wojsko pod komendą. Bez dobrej ochmistrzyni posiadłość zejdzie na psy.
- No… zdecydowanie mogą zrobić z tego pałacyku koszary.- stwierdziła z kwaśną miną kobieta.
- Otóż to! Podobno jakaś przesyłka do mnie była?
- Kwiaty są już w wazonie na sekretarzyku w pokoju pani domu. List…- Bartolomea wyjęła z pomiędzy swych piersi nienaruszony choć nieco pognieciony zwój.-...tutaj. Tak na wszelki wypadek.
- I to podsumowuje dlaczego chcę mieć panią blisko. - uśmiechnęła się Kathil odbierając zwój.
Przeszła do swego pokoju zanim rozwinęła rulonik.
Zanurzyła twarz w bukiet kwiatów i dopiero wtedy zaczęła czytać treść listu.

Cytat:
Najdroższa baronesso, miła przyjaciółko.
Liczę, że kwiaty ci się spodobają. Wybrałem je specjalnie dla ciebie. Piszę ten list, by uśmierzyć twoje niepokoje. Miewam się dobrze i z radością zjawię się w twoim dworku z związku z imprezą jaką organizujesz. Napisz tylko kiedy, a przybędę się natychmiast z moją małą, bo liczącą cztery osoby, świtą. Z pewnością ucieszy cię wieść, że statek z prezentem dla twej przyjaciółki Mei przybędzie wkrótce do sembijskiego portu, a stamtąd to już kwestia kilku dni, by ta ciemnoskóra słodycz przybyła do Ordulinu. Liczę, że sama ją odbierzesz i wręczysz ów upominek, ale o tym porozmawiamy przy najbliższym spotkaniu.
Myślę o tobie często. J.
Kathil uśmiechnęła się ciepło myśląc o Jaegere. Świta… świta… czyżby jednak owi zabójcy? Cóż, trzeba doliczyć kolejnych gości i wyznaczyć im kwatery.
Wydała odpowiednie instrukcje pani Percy. Ani się obejrzała a minęła większość dnia.
W końcu znalazła czas na odpisanie Jaegere:

Cytat:
Mój drogi przyjacielu,
Cieszę się, że doskonałe zdrowie Ci dopisuje. Niezwyklem rada z Twego listu i spieszę wyrazić me podziękowania za przepiękny bukiet. W chwili, gdy kreślę te słowa zapach kwiatów uprzyjemnia mi rozpamiętywanie nie tak dawnych wspólnych przeżyć. Doprawdy, nie mogło by być wspanialszych ram dla przemiłych wspomnień! Przyjęcie zaczyna się już za dwa dni… Cieszę się niezmiernie, że będzie mi dane ponownie spotkać i ugościć Cię, mój drogi. Dołożę wszelkich starań byś Ty i twa świta spędzili przyjemnie czas w mej posiadłości. Liczę również że pomimo atrakcji jakie szykuję, znajdziesz czas na małe tête-a-tête ze mną. Ciekawam Twego zdania w pewnej niezwykle delikatnej materii, która dotyczy również i Ciebie…
Oczekująca Cię z niecierpliwością,
Twoja przyjaciółka, Kathil
Zwinęła pergamin i wysłała wiadomość gołębiem. A potem … zdecydowała się podroczyć nieco Saskię.


Mniszka przebywała w sali balowej ćwicząc walkę wręcz, skupiona na tych działaniach. Usłyszała jednak wchodzącą Wesalt.- Twój mag nie przyjechał wraz z tobą. Kiepski z niego powiernik twego bezpieczeństwa.
- Po prostu ma zaufanie do moich zdolności - uśmiechnęła się bardka - Mam coś dla Ciebie. - podsunęła paczuszkę Saskii.
- Och… nie trzeba było.- rzekła zdumiona półelfka i rozpakowawszy prezent przyjrzała mu się krytycznie. -Zdecydowanie nie trzeba było.
- Tak? Wydawało mi się, że Ci się podobała moja nocna garderoba. - bardka miała krzywy uśmieszek - Przymierzałaś przed lustrem, przykro mi, że nie znalazłaś nic co by ci pasowało. Ale to… zdecydowanie będzie dobrze wyglądać na Tobie. - omiotła spojrzeniem postać mniszki.
- Bo mnie zdziwiła… twoja garderoba. Tyle fikuśnych ciuszków.- zaśmiała się Saskia przyglądając się prezentowi.- To miłe z twej strony, ale nie jest mi potrzebne. Mogę spać w moich szatach, albo nago.
- Wiesz… to nie jest tak do końca dla Ciebie. - uśmiechnęła się szerzej Kathil - ale również dla twych kochanków lub kochanek.
- Nie mam w zasadzie ani jednych, ani drugich.- zamyśliła się Saskia, drapiąc palcami po czole.- Ale… doceniam gest. Naprawdę.
Skłoniła się dziękując.
- W takim razie, możesz ubierać to dla mnie. Wypróbujesz sobie - mrugnęła wesoło Kathil. - A ja będę miała co podziwiać.
- Nooo… dobrze.- stwierdził bez przekonania Saskia. I uśmiechnęła się lekko.- Ale tylko ze względu na ciebie.
- Doceniam gest. Naprawdę. - Kathil roześmiała się cicho cytując oficer. - Mój przyjaciel przybywa z niewielką świtą. Więc będzie nas nieco więcej. - dodała przypomniawszy sobie o Jaegere. Mam nadzieję, że to nie będzie zbyt wiele osób do ...pilnowania.
- Kiedy?- zapytała podejrzliwym tonem Saskia.
- W tym samy terminie co wujowie - Kathil odpowiedziała tonem świadczącym, że to oczywiste. - Przewidujesz problemy?
- Nie wiem. Trochę mnie tym zaskoczyłaś. Tym przyjacielem.- stwierdziła niepewnym tonem półelfka.
- Dlaczego? Przecież to normalne zapraszać na przyjęcia?
- No cóż… masz rację pani. Przepraszam.- mruknęła Saskia cicho.- Nie znam się na przyjęciach.
- Nie przejmuj się. On jest z tych niekłopotliwych. Nadal centrum zainteresowań to wujowie i ich świty.
- Skończ trening, ja idę już do sypialni. To był długi dzień. - mruknęła Kathil i ruszyła ku swym komnatom.
-Tak jest pani.- mruknęła Saskia.


Odświeżona po przespanej nocy, Kathil pchnęła umyślnego ku siedzibie swej sąsiadki Achminy celem uprzedzenia jej o swej krótkiej wizycie tegoż samego dnia. Bardka chciała zebrać nieco wiadomości na temat wydarzeń w siedzibie Bikslinów. Skoro wszystkie przygotowania szły pełną parą, a wujowie przybyć mieli dopiero następnego dnia, postanowiła wykorzystać dzień wolny w pełni i zabić nieco dłużący się czas oczekiwania.
Kazała służbie przygotować powóz i wraz z Loganem wyruszyła ku posiadłości wdowy Timmry. Po drodze postanowiła przejechać obok ruin posiadłości rodu Bikslin - tak by wiedzieć czego się spodziewać. Tak rozmyślając, dała znak do odjazdu.
 
corax jest offline  
Stary 30-01-2016, 22:26   #64
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kathil Wesalt


- Interesujące.-mruknęła Kathil. List który otrzymała o poranku, był ciekawy z wielu powodów. Po pierwsze, było to pismo od Condrada. Po drugie… informował w nim, że obaj wujowie już wyruszyli. Jeden w dwanaście osób, drugi z czternastoma. List od Condrada był prosty i suchy, skupiony na faktach. Brak tu było ckliwości czy uprzejmości jak u Jaegere.
No cóż… Condrad był twardą skałą. Niełatwo go było skruszyć. Wesalt musiała być cierpliwa.
Informacja o tym, że już wyjechali oznaczało, że dotrą do posiadłości Kathil jutro około wieczora.
Trzynaście i piętnaście osób… spora świta. Za duża jak na zwyczajną wizytę. Sytuacja może być kłopotliwa. Dobrze więc że miała swoich ludzi, dobrze że miała też ludzi Condrada. I dobrze że Jaegere będzie w pobliżu… bardzo dobrze.
Na razie jednak przybycie wujów było odległą przyszłością, a Kathil miała w planach wizytę do dobrej znajomej. Bo nazwanie Achminy przyjaciółką byłoby nadużyciem. Timmra miała zbyt wielu znajomych i za bardzo lubiła plotkować, by można było jej w czymkolwiek zaufać.
Ale też była przez to świetnym źródłem informacji… niekoniecznie prawdziwych, ale zawsze powszechnie znanych. I sąsiadowała z ziemiami Blisklinów.

Oczywiście do Timmry musiała jechać jako baronessa Kathil Vandyeck-Vilgitz. Nobliwa dama o nienagannych manierach i zainteresowaniach właściwych dla żony szlachcica. Timmra z pewnością nie zachowa dla siebie spotkania z Kathil i szczegółów z nim związanych.
A może… może warto dostarczyć jej materiałów do plotek, po to by skupiła się na smakołykach podrzuconych jej przez Wesalt, zamiast na tym co było ważne dla samej Kathil.
Ach te dylematy…

Podróżując w karocy do Timry, Kathil mijała ziemie Bliskinów. Dworek Abalarda był uroczy z daleka, lecz spojrzenie Wesalt szukało innej siedziby tego rodu. Starszej i opuszczonej obecnie. Gdzie ona się znajdowała?
Baronessa jakoś nie dostrzegała, aż do czasu gdy przejeżdżali przez las na granicy ziem Abalarda. Dopiero wtedy dostrzegła czerwoną dachówkę tuż nad koronami drzew.
Tam! Głęboko w leśnych ostępach, kryła się owa twierdza. Niczym wyrzut sumienia ukryty głęboko w sercu… ale czy Kathil nie była kobietą, która uwielbiała poznawać takie sekreciki?
Jakie jescze tajemnice oprócz liścików, kryła posiadłość Bliskinów.
I jakie sekrety krył zamek wdowy Timry?


Właśnie miała się przekonać. O ile dobrze sobie bardka przypominała, Achmina uwielbiała wszelkiego rodzaju przyjęcia, uwielbiała wpadać z wizytą. Nigdy natomiast nikogo nie zapraszała. Była wdową po… Melfestorze, starszym od niej o dziesięć lat mężczyźnie, z którym tworzyła udany i szczęśliwy związek.
Jej zdaniem przynajmniej.
Przyglądając się całkiem ładnemu zamkowi Kathil wspominała Melfestora, szpakowatego mężczyznę którego szpeciła kozia bródka. Osobnika uprzejmego i mrukliwego, ale niezbyt towarzyskiego. Ten zamek był taki sam jak on. Przystojny ale dziwaczny w swej urodzie.
Jak właściwie Melfestor umarł? Ponoć w łóżku.
Miał szczęśliwą śmierć. Tak twierdziła Achmina.
Ale co Kathil wiedziała o niej poza tym, że jest straszliwą plotkarą? I wdową? Nic. Melfestor był uprzejmy i milkliwy… i sarkastyczny. I nie lubił Cristobala.
Timmra lubiła zaś wszystkich i o wszystkich plotkować. Lubiła też modę. Z czego żyli?
Dwie mierne wsie to za mało by utrzymać tak sporą posiadłość w tak dobrym stanie. Owena na utrzymanie znacznie mniejszego pałacyku potrzebowała dochodu z czterech swoich wsi.
Czyżby Timmra była bardziej interesującą osóbką, niż te o których plotkowała.

Ochmistrzyni wydawała się ten fakt potwierdzać. Osoba która wyszła na powitanie Kathil mogła pełnić wiele roli, ale nie pasowała w wyobraźni Wesalt do roli Bartolomei Percy. Kobieta w ciemnogranatowych szatach z kapturem skrywającym twarz i szmaragdowe pukle włosów.
- Goście?- zdziwiła się na widok powozu i wysiadającej z niego Kathil.- Nikt mnie uprzedził.
I tak… po chwili Wesalt trafiła do komnaty gościnnej na pół godziny, co prawda z dzwoneczkiem do wezwania służki wyznaczonej do zaspokojenia wszelkich jej kaprysów.
Po upłynięciu tego czasu niebieskowłosa ochmistrzyni zjawiła się ponownie.
- Proszę o wybaczenie baronesso. Nie spodziewałyśmy się dziś żadnych gości.- rzekła kłaniając się.- Pani Timbra przyjmie panią, proszę za mną.
I ruszyła przodem prosto w kierunku schodów prowadzących na piętro i jak się okazało, także na balkon z którego Achmina obserwowała wewnętrzny ogród swej posiadłości przy okazji zajadając się ciasteczkami.


Achmina była starsza od Kathil, choć jeszcze dość młoda by zostać znowu żoną i wdową. Choć nie była urodziwa, to umiała dobierać stroje. Gustowne acz stonowane. Achmina lubiła skandale, ale w wykonaniu innych. Sama unikała sytuacji, które mogłyby postawić ją w niekorzystnym świetle.
Toteż uśmiech na jej twarzy starał się ukryć zmieszanie, gdy mówiła.- Och moja droga baronesso, co za miła niespodzianka. Szkoda że mnie nie uprzedziłaś, przygotowałabym odpowiednie przyjęcie dla ciebie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-02-2016 o 11:37.
abishai jest offline  
Stary 08-02-2016, 12:02   #65
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Kathil przeciągała się właśnie rozkoszując się porankiem, gdy Saskia dostarczyła jej pismo.
Siedząc wciąż w łóżku i oczekując na podanie jej posiłku w tym samym miejscu (tak, dokładnie tak jak rozpieszczonej księżniczce), rozwinęła list.
Od Condrada. Uśmiechnęła się i szybko przebiegła pismo oczami. Suche fakty. Zero miłych słówek. Skrzywiła się nieco i skryła rozczarowanie, szczególnie, że Saska była w sypialni. Jej nie chciała pokazywać swojego smuteczku. Zwróciła uwagę na podane przez Condrada liczby.
- Trzydzieści osób? - mruknęła zdziwiona. - Szykują się na podbój?
- Możliwe, ale zważywszy na to że przybywają tu razem… boją się zasadzki, zarówno przygotowanej przez ciebie, jak i przez rywala.- oceniła mniszka spokojnie.
- Dość nieuprzejme… - mruknęła Kathil moszcząc się w łóżku z naburmuszoną minką - … zakładają dość butnie, że gospodarz będzie utrzymywał ich wszystkich. Pfff - prychnęła.
- Na tym chyba polega bycie gospodarzem prawda?- zdziwiła się Saskia wyraźnie zamyślona.- To tylko kilka dni zresztą. Jakoś to przetrzymamy.
- No owszem, ale trudno się spodziewać, że gospodarz mile spojrzy na 15 osobowy oddział. W gościach. Świta to zazwyczaj kilka osób. Nie kilkanaście… Czym się martwisz?
- Możliwe, że obaj planują wykorzystać sytuację i zabić konkurencję do ziem, zrzucając na nas winę.- stwierdziła w końcu Saskia. - To może być ich w stylu, jeśli śmierć twego teścia nie była do końca… pechowym zrządzeniem losu.
- Chyba, że my pozbędziemy się ich pierwsi - wzruszyła ramionami Kathil.- I wcale nie mam na myśli zabójstwa. - nie dodała, że jest to jedna z opcji znajdujących się na szczycie jej listy.
- No to trzeba by to zrobić finezyjnie.- zamyśliła się Saskia drapiąc się za uchem.- Szkoda że… a zresztą nieważne, nie ma co marzyć o smoczym tronie.
- Smoczym tronie? - podchwyciła bardka. - Co to takiego?
- Powiedzenie z moich rodzinnych stron. W Chessencie kiedyś rządził wielki bohater i wojownik Tchazzar… jako jedyny zjednoczył wtedy miasta państwa Chessenty w jedno potężne państwo. Jak się pewnie domyślasz, po jego zniknięciu całość rozsypała się jak domek z kart, a smoczy tron z którego władał stoi w jednym z miast i zbiera kurz. - zaśmiała się cicho Saskia.- Nikt kto nie zjednoczył Chessenty pod sobą, nie ośmieli się zasiąść na tronie władcy. Nie ma zresztą co o tym marzyć, to… życzenie nie do spełnienia.
Kathil poczekała aż służba poda śniadanie i pogryzając powoli świeżą bułeczkę spytała:
- A zniknął jak? No i czemu?
- Nikt nie wiadomo. Znikł… niektórzy wierzą, że został wyniesiony do statusu bóstwa i wzięty ciałem na wyższe plany. Ma nawet swój kult w Chessencie.- zaśmiała się półelfka.
- Ou… - uniosła brewki bardka i łyknęła kawy - trochę bez sensu. A Ty jak uważasz? Faktycznie go wyniesiono?
- Było sporo wielkich władców różnych krańcach Faerunu, dlaczego to Tchazzara miano wynieść do statusu bóstwa?- odparła z przekornym uśmiechem półelfka.- Ale.. wielu tęskni do wielkiej zjednoczonej Chessenty i w tym kulcie wyrażają swoją nadzieję.
- Jeśli wiernym to pomaga… zapewne heroldzi i kapłani tegoż kultu nie narzekają na napływ wiernych i … ich gotówki.
- Nie wiem…- zamyśliła się Saskia dumając i próbując sobie przypomnieć szczegóły.- Chyba jednak nie wiedzie się im za dobrze. Przy tylu z pewnością istniejących bóstwach… niełatwo zdobyć wyznawców dla Tchazzara. W każdym razie ich świątynie nie były imponujące, a kler nieliczny… gdy je widziałam ostatnio.
- No dobrze - Kathil znużyła rozmowa o jakimś dalekim kulcie - Wracając do wujów. Mamy twą dziesiątkę, mamy szóstkę Logana, mego przyjaciela z czteroosobową świtą to daje nam dwudziestu ludzi plus my czyli kolejne pięć osób. Powinno być w miarę wyrównanie, gdyby faktycznie doszło do starcia. Choć podejrzewam, że potyczek bezpośrednich jednak nie będzie.
- Nie sądzę by przyjechali zjednoczeni przeciw nam… w końcu łatwiej byłoby po prostu zignorować twe zaproszenie. -spekulowała Saskia.
- Myślę, że obaj są zbyt ciekawi tej sytuacji i chcą się samodzielnie przekonać kim jestem i co dalej zamierza Ortus.I jakie ma szanse. Jest duża możliwość, że część tej “świty” będzie pozostawiona po drodze. Wiesz, na zasadzie “pułapki”... Prawda?
- To… jest możliwe…- zamyśliła się Saskia.- Zwłaszcza w drodze powrotnej.
Bardka pokiwała głową i odstawiła tacę z resztkami śniadania.
- Twoi ludzie są gotowi? Coś im trzeba?
- Nie… Poradzą sobie z czymkolwiek ci wujowie przyjeżdżają. Czy to zabójcy, czy wojacy czy… magowie pewnie by byli kłopotem.- zamyśliła się Saskia, a właściwie zasępiła.- Czy ten… no… sarkastyczny przystojniak jest jedynym magiem jakiego znasz?
- Jest jedynym magiem jakiemu ufam. - uśmiechnęła się Kathil, myśląc, że Yorrdach się ucieszy z określenia.
- To trochę mało. Ja z magami sobie poradzę, są twardzi tylko za linią przyzwanych sług…- oceniła Saskia.- ...ale z bliskiej odległości łatwo ich pobić. A mnie niełatwo zamieszać w głowie. Moi podwładni jednak nie są aż tak wytrzymali.
- Mmmmm… nie przypominam sobie, bym widziała magów w ich szeregach ale… to nie znaczy, że nie będą mieć żadnych ze sobą. Najęcie maga na dzień przed przyjazdem… myślę to zbyt ryzykowne. - zamyśliła się Kathil.
- Więc poradzimy sobie bez niego…- stwierdziła z uśmiechem Saskia, podczas gdy Wesalt rozważała czy dobrze zrobiła puszczając nieco szaloną, ale użyteczną gnomią czarodziejkę wraz z resztą trupy cyrkowej.
Teraz było na to za późno. Mogła co prawda wysłać gołębia do Ortusa ale na chwilę obecną nie sądziła by była taka konieczność.
Zebrała się z łóżka i ruszyła by przygotować do wyprawy.
- Saskio, pojedziesz dzisiaj ze mną - zakomenderowała - Oddeleguj kogoś od siebie do pełnienia twych obowiązków. - dorzuciła, grzebiąc w swej garderobie i zastanawiając się w co się ubrać.
- Tak jest.- rzekła po żołniersku półelfka i natychmiast ruszyła ku drzwiom, by wykonać polecenie Kathil.
Bardka zdecydowała się jednak na zaskoczenie. Wybrała gustowny strój do jazdy konnej, który pozwoliłby jej jednocześnie na ewentualną eksplorację posiadłości sąsiadów. Chciała zobaczyć miejsce nieco lepiej i na własne oczy przekonać się czego należy tam oczekiwać.
Korzystając z ładnej pogody ruszyła powoli z Saskią i Loganem u boku.


Podróż karocą zakończyła się na szlaku, gdy tylko Kathil dostrzegła zmurszałą czerwoną dachówkę nad drzewami. Od razu wraz z Saskią i Loganem zostawiła karocę pod opieką woźnicy i przesiadła się na luzaki dotąd przywiązane do tyłów powozu.
Konna wycieczka zmieniła się szybko w mozolne przedzieranie się przez wyjątkowo gęste krzewy jeżyn i malin… jakby mur mający nie dopuścić jej w głąb lasu. Sam las, mroczny i ponury… wydawał się być wrogi wszelkim intruzom. Choć oczywiście, mogło to być tylko takie wrażenie, wywołane nagłym półmrokiem. Sama posiadłość...

też robiła nieprzyjemne wrażenie i wydawała się być niezbyt zniszczona pożarem. Co dawało oczywiście nadzieję na znalezienie owych zapisków, acz stawiało jedno podstawowe pytanie. Czemu ją w pośpiechu opuszczono?
Może przez wynurzające się wszędzie z cieni olbrzymie psowate bestie o szarej skórze.
potężnych szczękach i łapach osaczających trójkę wędrowców, którzy zanadto się zbliżyli. Jeden, dwa, trzy… aż dwanaście bestii gotowych do rzucenia się na Kathil i jej towarzyszy. Ale coś je chyba powstrzymywało.
- Co wy tu na dziewięć piekieł robicie?- gniewny głos.

Mężczyzna szczupły i zwinny, uzbrojony we włócznię i drewnianą tarczę. Jego twarz zakrywała maska, całkowicie ukrywając tożsamość, a ciało pokrywały sine tatuaże. Towarzyszyły mu kolejne dwa psy… o wytatuowanych ciała i … czaszkach zamiast pysków.
- Lepiej mówcie od razu, albo spuszczę na was moje pieski.- warknął bardziej niż powiedział.
Przez myśl zaskoczonej Kathil przebiegło “zgubiliśmy się” oraz “jesteśmy tu tylko przejściowo” jako odpowiedź. Głupie myśli jakie czasem wpadają do głowy w chwilach podbramkowych… w chwilach takich jak ta.
- Witaj! - powiedziała ostrożnie sforując się przed dwójkę swych towarzyszy, zaledwie o pół kroku. Kątem oka obserwowała “pieseczki” - Nazywam się Kathil i chciałam zobaczyć tę budowlę, której dachy widać ponad drzewami. Jedziemy właśnie do mej znajomej, a ukryta posiadłość jest po drodze. - rozłożyła ręce - Ciekawość...cóż jest nieładną cechą. - uśmiechnęła się lekko.- A jak zwą Ciebie?
“Spokojnie, wyważenie… jak z dziką bestią.” - napominała siebie w duchu.
- I kończy się śmiercią.- osobnik zignorował pytanie Wesalt dodając.- Kathil…. ta słyszałem o tobie… żona Vandyecka. Cosik mu Malar poskąpił błogosławieństwa na polowaniu.- zaśmiał się chrapliwie. Włócznią wskazał na siedzibę.- No to jaśnie dziedziczko pogapiłaś się na dworek to teraz… zabieraj się stąd. Nakarmiłbym waszymi końmi moje pieski, ale… nie za to mi płacą.
Kathil została zaskoczona po raz kolejny:
“On o mnie słyszał? Muszę chyba zacząć słuchać pilniej co się o mnie mówi”.
- Cóż, nie każdemu dane jest być utalentowanym we wszystkich dziedzinach. Mój świętej pamięci małżonek odkrył tę prawdę, gdy bogowie odwrócili od niego swe oblicza. - powstrzymała swój ciekawski język tym razem, który już formułował pytanie za co mu płacą i zaczęła się powoli wycofywać z Loganem i Saskią - Już idziemy. - uśmiechnęła się lekko i grzecznie, gryząc się w język co i raz. Nie chciała prowokować “piesków”. Jednak na coś się ta wyprawa nadała. Ruszyli powoli wycofując się w kierunku pozostawionej karocy.
Władca psów wypuścił łaskawie całą trójeczkę i pozwolił im odejść. Dopiero gdy byli w oddaleniu i wychodzili z lasu Logan szepnął cicho.- Dobrze, że tu nie było twej ulubionej paladynki, bo ten typek z pewnością nie jest dobry z natury.
- Kto to u licha? I co się stało w tej posiadłości? - mruknęła Kathil. - I kto mu płaci i za co? Za pilnowanie? - metafora nasuwała się samoczynnie.
- Najwyraźniej. - stwierdził krótko Logan.- Czułem mordercze intencje. W moją stronę przynajmniej.
- A Ty? Odczułaś coś? - bardka spytała Saskii.
- Zażenowanie że tak łatwo daliśmy się przyłapać…- odparła z przekąsem Saskia.
- Pytam czy coś odczułaś od niego… - pokręciła głową Kathil. Jej ciekawość została pobudzona do granic.
- Ach… to… no poczułam. Urynę. A właściwie psie siki, musi sypiać w kojcu razem ze swymi pieskami i pewnie jego religia zabrania mu kąpieli.- odparła z cynicznym uśmieszkiem półelfka.
- Ech…- mruknęła Kathil - … dlatego nie często zadaję się z żołnierzami. Za mało wyobraźni, za dużo dosłowności. - pokazała półelfce język i wsiadła na konia z pomocą Logana, który podsadził ją na siodło. Kathil rozejrzała się jeszcze po linii drzew, sprawdzając czy “Piesek” nie kręci się w pobliżu.
- Mam wyobraźnię tam gdzie trzeba… wyobrażam sobie kryjące się w cieniach drzew jego pieski i te całe jeżyny, przez które się przedzieraliśmy jak żywopłot. On jest tu nie tylko dozorcą, ale i ogrodnikiem. To druid.- mruknęła niechętnym tonem półelfka.- Tylko jakiś pokręcony.
- Zaraz tam pokręcony. Po prostu co za dużo to niezdrowo. Życie samotnie w lesie to nie jest bajka. - mruknęła bardka cmokając cicho na konia.
- Nie był samotny… miał psy… i znając druidzkie możliwości, mógł robić bardzo chore rzeczy.- odparła z przekąsem półelfka.
Kathil zagapiła się przez chwilę na Saskię z niedowierzaniem.
- Czy wy przypadkiem nie powinniście lubić lasu, natury i druidów? - zapytał Logan.
- Jacy my?- zdziwiła się Saskia.
- No… wy… elfy.- wytłumaczył Logan.
- Jakoś mój elficki rodzic mi tego nie wpoił… porzucając mnie u bram klasztoru którejś nocy.- odgryzła się Saskia.
- Przestańcie się kłócić. To w niczym nie pomaga. - Kathil była wybijana z zadumy przez trajkoczących towarzyszy. - Zastanawia mnie… - zaczęła. - Na czyje zlecenie pracuje. Chyba… chyba tu jeszcze wrócę. - nie zważała na zaskoczone spojrzenia towarzyszy. Pocwałowała ku siedzibie Achminy.


Oświadczenie tajemniczej służącej niewątpliwie zaskoczyło Kathil. Czyż nie przysłała tu posłańca, który miał powiadomić o wizycie?
Wysłała, co więcej… on powrócił do dworku. Jednym słowem, całe to “zamieszanie” było aktorską grą… ze strony snobistycznej Achminy. Miało na celu przyłapanie gospodyni “nieprzygotowanej”, podczas gdy Timra pewnie już miała dokładny plan spotkania z Kathil. A “zwłoka” służyła pewnie dopięciu ostatnich szczegółów tuż przed ich przybyciem.
W końcu jednak tajemnicza niebieskowłosa istota ruszyła przodem prowadząc Kathil i jej towarzyszy korytarzami w milczeniu. A Wesalt pozostawało zgadywać, skąd wdowa ma taki klejnocik wśród swej służby.
- Mam nadzieję, że nie sprawiamy zbyt wielkiego kłopotu. - Kathil rzuciła przynętę, zwracając się do ochmistrzyni.
- Och żadnego, nie martwcie się… to ja powinnam przeprosić was, że musieliście tyle czekać.- odparła z uśmiechem kobieta.
- Nic się nie stało. Zdążyliśmy odpocząć po podróży. Czy Achmina zdrowa? Dawno się nie widziałyśmy. - ćwierkała Kathil.
- Zdrowa… nad wyraz zdrowa i bardzo energiczna.- wyjaśniła ochmistrzyni z uśmiechem.- I ona ciekawa wojaży panienki, o których słyszała.
- Co za szczęście. Cieszę się, że fortuna jej sprzyja. - uśmiechnęła się w odpowiedzi bardka rozglądając się wokół podczas przechodzenia przez korytarz. -Cieszę się, że teraz będziemy mieć okazję nadrobić nieco informacji.
- Och z pewnością będziecie miały o czym opowiadać.- mruknęła kobieta, podczas gdy Kathil podziwiała rząd obrazów. Niewiele było wśród nich portretów, za to dominowały scenki rodzajowe, w których… zawsze było coś nie tak. Zawsze jakiś stworek czy chochlik czaił się w mroku... z każdego promieniowała zmysłowość. Ukoronowaniem tych obrazów był portret samej Achminy… z młodych lat, zanim jej ciało się postarzało, a włosy pociemniały.
Bardzo odważny, konny portet.
- Kto malował ten portret? - spytała Kathil zatrzymując się przed nietypowym obrazem. Sama wpadła na śmiały pomysł po rozmowie z Ortusem.
- Och… nieboszczyk małżonek mej pani. Nie był zbyt biegły w pędzlu… obawiam się.- wyjaśniła speszonym nieco głosem ochmistrzyni.
- Nie był? - Kathil oceniała obraz stojąc niemalże z nosem w portrecie z zasępioną minką - Malowidło wygląda zacnie choć … nie jestem znawcą.
- Pani nie była zachwycona.- stwierdziła w odpowiedzi niebieskowłosa dama.
- A jednak portret wisi w widocznym miejscu - uśmiechnęła się bardka i podjęła na powrót kroki na spotkanie z wdową.
- Cóż… próżność i nostalgia mają w tym swój wkład.- odparła dyplomatycznie ochmistrzyni i doprowadziła Kathil do drzwi, po których przekroczeniu Wesalt zetknęła się z władczynią tego pałacyku “malowniczo zaskoczoną” przy posiłku… tyle, że zastawa była wyraźnie przeznaczona dla dwóch osób, a aromatyczny grzaniec był jeszcze ciepły w kielichach i parował delikatną mgiełką.
- Achmino! - wykrzyknęła Kathil układając usteczka w przepraszającej mince i zgliżając się do wdowy wyciągnęła do niej ręce - Tak mi przykro, że uchybiłam zjawiając się tak niespodziewanie. - ton głosu faktycznie odzwierciedlał jej rozczarowanie samą sobą. - Dziękuję za cierpliwość i szczodrość w przyjęciu mnie! - wycałowała powietrze w okolicach policzków Timmry.
- Och... drobiazg moja droga. - mruknęła Achmina oddając pocałunek z równą “czułością”.- Ponoć ostatnio jesteś w ciągłych rozjazdach, cieszę że w ogóle znalazłaś czas by odwiedzić mnie tu w mojej ponurej samotni.
- Och tak - pokiwała głową Kathil - tyle się nagle dzieje, od czasu gdy nagle w mym życiu pojawili się dwaj cudowni mężczyźni. - Kathil opadła na fotel - Ani dnia spokoju! - zaśmiała się cicho. - Dlatego teraz korzystam z odrobiny wolności… - zawiesiła głos.
- Dwaj?- zapytała z ciekawością wręcz wyciekającą z jej usteczek. Upiła nieco grzanego wina dodając. - Mężczyźni mają to do siebie, że zawsze wywołują chaos.
- No dwaj - Kathil udała zdziwienie zdziwieniem Achminy - mój mąż i mój szanowny stryj. - upiła grzańca - Prawda? Już prawie zapomniałam, jak to jest mieć kogoś nad sobą codziennie.
- Och… chyba coś źle zrozumiałam.- speszyła się Timra i sięgnęła po jedno z ciasteczek.- A jak się miewa ten czarujący młodzian… Yorrdach? Wydawał się taki speszony i zawstydzony w rozmowie ze mną.
I jego zagadała.
- Och ma się doskonale… - machnęła dłonią bardka - … a jak ty się miewasz, moja droga? - i nie pozwalając jej dojść do słowa kontynuowała - Zauważyłam Twój portret na koniu. Sama myślałam o nowym portrecie. Nie wiem, czy starczyłoby mi odwagi na aż tak niecodzienny, ale … czy masz kogoś do polecenia? Jakiegoś artystę?
- Ten staroć.- żachnęła się niezbyt szczerze Achmina.- Już zapomniałam, że on tam wisi. A co do artystów to z pewnością najlepszym w Ordulinie jest Marteolo Gnaelblum i najdroższym i najniższym.
- A czy masz z nim bliższe kontakty? Skoro najlepszy, zapewne ma długie terminy a wolałabym nie musieć czekać zbyt długo… - westchnęła rozpuszczonym tonem dziewczyna.
- Viralae z pewnością może przygotować list polecający.- mruknęła w zamyśleniu Achmina i uśmiechnęła się dodając.- Ja jak widzisz, siedzę to niczym w klasztorze, samotna i opuszczona… takiż to los wdów, którym przeznaczenie poskąpiło kolejnego męża. Ty jednak dość niespodziewanie wymknęłaś się tej pułapce. Nawet nie wiedziałam, że masz tajemny romans. Wszystkich nas zaskoczyłaś.
- Och to byłoby wspaniale. Będę wdzięczna za wszelką pomoc. - wymruczała Kathil z wdzięcznością. - Moja droga, mówisz jakbyś na łożu boleści już leżała. A przecie piękna z ciebie partia i wielu chętnych do twej ręki by się znalazło. Jeśli chcesz… mogę pomóc - uśmiechnęła się ciepło i opadła na oparcie fotela, sadowiąc się wygodniej.
- A co do romansu - nagle pochyliła się poufale - to tajemne romanse są najlepsze! Nic tak nie dodaje pikanterii. - mrugnęła figlarnie zasłaniając usta dłonią.
- Ależ to takie… niewłaściwe.- Achmina zarumieniła się tak fałszywie, że Kathil mogła tylko chichotać w duchu.- Poza tym… w moim wieku wypada być stateczną damą, a nie poddawać się miłostkom, choć…- zamyśliła się.- ...jesteś mi winna maleńką przysługę, więc jeśli podasz mi adres twego przyjaciela, Yorrdacha. Taki miły młody człowiek nie powinien zamykać się przed damami. Nawet jeśli płeć niewieścia wydaje się go onieśmielać.
Kathil zamyśliła się:
- Mmmm Yorrdach ceni swą prywatność… - zawahała się teatralnie po czym doznawszy “olśnienia” stwierdziła - … może napisz pismo do niego, a ja je mu doręczę do rąk własnych. I przekonam by się z Tobą …. umówił na wizytę.
- Och… nie wypada mi tak pisać. W moim wieku.- Achmina była wyraźnie niezdecydowana.- - Jeszcze by to źle zrozumiał.
Albo zbyt dobrze.
- Bzdura, moja droga! - bardka odrzuciła wątpliwości wdowy - Nie wyjadę bez twego listu - uparła się dziewczyna. - A co do romansów, słyszałam o jakimś nowym zainteresowaniu u Albarada. Wiesz coś o tym? - spojrzała na wdowę jakby to ja podejrzewała o bliższe relacje z baronem.
- Doprawdy? Nie… Nie słyszałam.- Timra była zaskoczona sięgając po kolejne ciasteczko.- Wiesz coś więcej. Z tego co pamiętam, jedyne matrymonialne plany jakie miał dotyczyły ciebie i Peddyra juniora.
- Och… miałam wrażenie, że spoglądał nieco częściej w twoją stronę na przyjęciu u mnie.
-Doprawdy… Pewnie w takim razie pragnął uszczknąć mojej ziemi i planował jak to zrobić. Po tym jak… cóż… krewny twojego męża dość ostro spierał się w kwestii ziemi, jaką twój mąż niestety sprzedał, pewnikiem chciał sobie odbić potencjalne straty.- stwierdziła z cynicznym uśmieszkiem Achmina.- Albarad pochował romantyczne porywy serca wraz z pierwszą żoną, zakładając oczywiście, że jakieś je miał kiedykolwiek.
- Myślisz, że jej śmierć aż tak na niego wpłynęła?Jak ona właściwie umarła? W pożarze?
- W połogu, Peddir junior był dużym dzieckiem. A kapłan nie zdołał przybyć na czas…- wspominała Timra.-.. Nie wiem. Może? Może nie? Albarad zawsze sprawiał na mnie wrażenie uprzejmego acz wyrachowanego. Kupiecka bardziej niż szlachecka mentalność.
- A miał tytuły sam czy nabył przez żonę? - Kathil uszczknęła ociupinkę ciasteczka i popiła wina.
- Oboje mieli tytuły… ona wywodziła się z Cormyrskiego rodu szlacheckiego. Już bez ziemi, ale jeszcze z własnym skarbem… o ile dobrze pamiętam.- Timra upiła nieco wina.- A ty tak ciągle zapominasz się pochwalić, gdzie byłaś w podróży poślubnej.
- Ostatnio coraz więcej przybyszy z Cormyru widać w Ordulinie, zauważyłaś? - Kathil zmarszczyła lekko nosek - Podróż poślubna … jeszcze czekam na nią. - wydęła usteczka - tę krótką przebieżkę trudno nazwać podróżą poślubną. - burknęła nieco gniewnie.
- Och… a gdzież on cię zabrał na tą przebieżkę, łobuz jeden ?- zachichotała Achmina i dodała.- Obawiam się że nie bywam w stolicy tak często jak ty. Wolę ten tu mój mały światek.
- Przejechaliśmy nieco w kierunku jego ziem i zawróciliśmy. Ortus raczył stwierdzić, że najpierw musi przygotować ziemie na moje przybycie. - bardka uniosła oczy - A teraz obaj wyjechali w interesach. - dorzuciła najpierw nadąsana a potem z lisią minką.
- A chociaż się sprawdził w nocy?- mruknęła Achmina uśmiechając się lubieżnie.
- Akurat na to narzekać nie mogę. Zupełnie przeciwnie niż przy Cristobalu. - zaćwierkała radośnie Kathil leciutko zagryzając dolną wargę i niby to zakrywając ten odruch kielichem wina i lekką zmianą postawy. - A on mnie zostawia… - zamarudziła ze smętną minką. - … jakieś porady moja droga? Pamiętam, że świetnie ci się układało z Twym nieboszczykiem mężem.
- Och… tak tttoo prawda.- nagle Timrze zabrało śmiałości. Zaczęła dukać i czerwienić się. I zachowywać się jakby ubyło jej połowy lat. Jej dłonie pochwyciły materiał sukni, gdy mamrotała.- Ale on miał takie… no… pomysły i robił magię w łóżku...i w ogóle.
- Magię w łóżku? - Kathil mocno zaciekawiona pochyliła się do rozmówczyni - podziel się kochana. Młody mąż i nie chcę by historie z Christobalem się powtórzyły. - popatrzyła na wdowę prosząco.
- No… magię, bo on był czarodziejem i robił sztuczki i… kazał… mówił. Patrzył jak się rozbieram… przywoływał muzykę i czasami różne inne istoty, przywoływał i w ogóle…- dukała coraz bardziej zaczerwieniona i speszona. Nagle się przestraszyła.- Ale nie mów tego nikomu. Zaprzeczę wszystkiemu!
- Nie zamierzam, spokojnie, Achmino. - bardka poklepała Timmrę uspokajająco po dłoniach - No cóż, widzę, że faktycznie było wesoło wam… - ponownie wykrzywiła usteczka - … będę musiała wymyślić co innego na zapewnienie, że Ortus będzie …. - nie dokończyła.

Przez chwilkę milczała mierząc wdowę spojrzeniem.

- Achmino… a czy nie orientujesz się, czy Bikslinowie nie chcą sprzedać tego starego zameczku? Widziałam go z oddali przejeżdżając do ciebie.
- Możesz zawsze przebrać się za pastereczkę, albo służkę czy karczmarkę. Na Melfestora bardzo to... działało.- poradziła zawstydzona Achmina, po czym odetchnęła głęboko.- Zamek? A tę ruderę? Nie. Melfestor próbował kupić, nie wiem po co, ale Albarad choć niechętnie… nie zgodził się. Reszta rodziny mu nie pozwala pozbyć się tego obszaru. Nie wiem też czemu Melfestor chciał kupić tę ruderę. Ponoć się spaliła, po co komu ruiny?
- Nie pozwoliła? Przecież Albarad jest nestorem. - zdziwiła się Kathil - Jak to nie pozwala?
Na Ortusa ostatnio podziałało przebieranie się w ozdobę, którą sprezentował mi w prezencie ślubnym. - zaczerwieniła się - Ozdoba była ze złota i … pereł. - wyznała cichutko.
-Och to takie urocze.- roztkliwiła się Achmina i zamyśliła się. - Nestor może być nestorem, ale tym razem cała rodzina się zbuntowała. Wiesz moja droga… rodzinne siedziby budzą wiele sentymentu. Też bym nie chciała zobaczyć mojego ślicznego dworku w obcych łapach.
- Rozumiem. Twój dworek jest prześliczny. Ale… - zawahała się - … co z dziedziczeniem? - dodała ciszej.
- Tu nie wiem… przypuszczam, że Peddyr junior odziedziczy, ale Peddyr starszy może się wtrącić jak i reszta rodziny. - zaśmiała się cicho Timmra.- Przypuszczam, że jak Albarad opuści ten padół u Blisklinów zrobi się wesoło.
- Tak sądzisz? Widziałam na przyjęciu, że między Peddyrem starszym i Albaradem coś się popsuło. Miałam wrażenie, że to przez te zakusy Albarada na nasze potencjalne małżeństwo. Biedny Peddyr chyba nie był zainteresowany. - zaśmiała się cicho Kathil - Ale rodzina u nich niewielka. Bo kto tam jeszcze? Z tego co pamiętam daleka kuzynka…
- Tak, daleka kuzynka i jeszcze paru krewnych z dalszej rodziny. Zbierają się chyba raz do roku… na zamkniętym dla osób z poza rodziny przyjęciu. A co do biednego juniora… to nie dałaś mu okazji się wykazać.- pogroziła żartobliwie palcem Achmina.- Więc skąd wiesz, czy po nocach nie marzył o tobie robiąc… bardzo nieprzyzwoite rzeczy. Jesteś bardzo urodziwa moja droga i będąc młodą wdówką byłaś bardzo gorącą partią.
- Och te tajne, rodzinne zjazdy. Zbierają się by pewnie wymieniać się ploteczkami i objadać ale nazywa się to tajne zebrania rodzinne. - zachichotała Kathil - Nie wiem jak miałabym się mu dać wykazać. Widzieliśmy się raptem może kilka razy. - bardka przyłożyła dłonie do policzków - Och, zawstydzasz mnie Achmino! - mruknęła.
- Za szybko wyszłaś za mąż, by miał się wykazać. Zresztą Albarad o ile dobrze pamiętam podsuwał ci go pod nos przy każdej okazji.- stwierdziła Timmra i ugryzła ciasteczko.- A fałszywa skromność nie przystoi tobie, nawet w tym… stroju… masz figurę która przyciąga spojrzenie.
- Powiem ci w sekrecie Achmino…- zawiesiła głos Kathil - … że dopiero teraz zaczynam odkrywać tego zalety. Z … Ortusem. - uśmiechnęła się z maślanym spojrzeniem - Christobal … cóż… - nie dokończyła.
- No cóż.. ważne że trafiłaś za drugim razem.- oceniła Achmina chichocząc dziewczęco.- A ponoć doświadczenie powinno być lepsze od młodości.
- Aż dziw, że tyle czasu marnowałam - zachichotała niegrzecznie dziewczyna. - No cóż… chyba czas na mnie. Już i tak zajęłam Ci sporo dnia.
- Aaaaa… musisz koniecznie odwiedzić mnie w Ordulinie. Właśnie zakupiliśmy nową posiadłość. Jak tylko odremontujemy, musisz ale wprost obowiązkowo musisz nas odwiedzić. - Kathil powoli podniosła się z fotela.
- Z przyjemnością, dawno nie była…- zanim dokończyła słowa otworzyły się drzwi i wkroczyła niebieskowłosa ochmistrzyni mijając milczących: Logana i Saskię.
- Czy mam podać obiad już? I czy będę potem potrzebna?- zapytała uprzejmie.
- Nie… chyba nie teraz. A co do potrzeby. Zdołasz nakreślić list polecający dla mej drogiej przyjaciółki do Marteolo?- zapytała uprzejmym tonem Achmina.
- Nie wiem czy to coś da. Nie chciałabym robić nikomu fałszywej nadziei.- stwierdziła dziewczyna wyraźnie zaskoczona słowami swej pani.
- To mistrz aż tak zajęty? - spytała zaskoczona dziewczyna.
- Jest dość popularny… w pewnych kręgach.- wyjaśniła enigmatycznie ochmistrzyni.
Kathil spojrzała na Achminę nierozumiejącym wzrokiem z pytaniem w oczach.
- Też nie wiem o co chodzi. Viralae lubi być niezrozumiała, zupełnie jak jej mistrz.- wzruszyła ramionami Achmina.
- Viralae to malarka? - spytała Kathil pozornie zupełnie się gubiąc.
- Och… wcale nie. Viralae jest magiem… czarodziejką. I stąd pewnie plątanie każdej kwestii tak, by brzmiała tajemniczo i mistycznie. Czarodzieje tak mają po prostu.- wyjaśniła Achmina. A Viralae nic nie powiedziała stojąc w milczeniu.
- Ahhh, rozumiem. A jakie to kręgi w jakich mistrz Marteolo jest tak popularny? Może znam kogoś kto dałby radę mnie polecić skoro Viralae nie chce?
- Nie powiedziałam, że nie zrobię… tylko, że nie jestem pewien że coś to da. On jest popularny w kręgach wyznawców Sune.- wyjaśniła czarodziejka.
- Ach… - mruknęła bardka jakby wogólnie nie rozumiejąc powiązań - … no ale może jednak znajdzie czas na kogoś poza kręgiem. W każdym bądź razie będę wdzięczna za pismo. - skinęła magiczce głową.
- Czy jeszcze w czymś mogę pomóc?- zapytała uprzejmie Viralae.- Czy już jestem tu niepotrzebna?
- Achmino, miło mi było znowu cię widzieć. - Kathil zignorowała pytanie magiczki. Jak na ochmistrzynię była dość impretynencka. Zaś Kathil udawała, że nie ma innej opinii na jej temat niż, że służy Achminie - Raz jeszcze dzięki za przyjęcie mnie i liczę na szybkie ponowne spotkanie. - uśmiechnęła się i powtórzyła manewr całowania powietrza. Powoli ruszyła ku wyjściu.

Drogę powrotną również odbywali w towarzystwie Viralae. Tylko, że zamiast iść w dół kierowali się w przeciwnym kierunku. Nie wiedzieć czemu Viralae prowadziła ich kręconymi schodami w górę.
- To inne wyjście? - spytała skonfudowana Kathil rzucając spojrzenia Loganowi i Saskii.
- Oczywiście… że nie. Ale chciałaś pani list polecający. Muszę go napisać wpierw.- wyjaśniła Viralae docierając do dużych solidnych drzwi.- Nie lubię wpuszczać osób do moich komnat, więc pozwolisz że twoi towarzysze zostaną za drzwiami.
- Och… Dziękuję. Myślałam, że prześlecie mi pismo posłańcem. Nie miałam zamiaru naciskać na natychmiastową realizację. Oczywiście. - zgodziła się Kathil dając znać swym kompanom by poczekali na nią.
Viralae otworzyła powoli drzwi pozwalając Wesalt pierwszej zajrzeć do pokoju czarodziejki, pełnego ksiąg na półkach, z kociołkiem z boku wiszącym nad paleniskiem ogniska, jakiś krąg przywoławczy pośrodku… biurko, łóżko, szafa, skrzynie. To wszystko było normalne. Posąg nagiej kobiety i mężczyzny splecionych ze sobą i uchwyconych w momencie ekstazy, pokryty magicznymi glifami… był dziwnym wtrąceniem w tą symfonię magowskiej konwencji. Czarodzieje nie mają takich posągów w swoich komnatach, a już na pewno nie takiej naturalnej wielkości.
- Och… - zadziwiła się Kathil obchodząc posąg dokoła - też jesteś wyznawczynią Sune? - spytała ciekawie nie odrywając spojrzenia od dzieła.
- Cóóż… tak jakby niezupełnie… nie. To pomoc naukowa mego mistrza, a teraz moja.- wymruczała speszonym głosem Viralae wyciągając kartkę z biurka i biorąc się za pisanie tekstu.
- Pomoc w czym? - Kathil spojrzała na ochmistrzynię.
- W teorii błękitnej magii. Mój mistrz się w tym specjalizował. Ja się uczę.- stwierdziła cicho Viralae. No to.. tłumaczyło przynajmniej barwę jej szat, choć samej Wesalt niewiele mówiło.
- A co to jest błękitna magia? - spytała, przesuwając delikatnie palcami po posągu.
- Magia miłosna… w skrócie.- odpowiedziała wymijająco Viralae i nie do końca szczerze.
- Miłosna?- bardka spojrzała uważnie.
- Nnno.. miłosna… właśnie… stąd ten posąg.- mruknęła cicho Viralae bardziej pochylając głowę.
- Aaaaa…. aktów miłosnych… niekoniecznie miłosnych jako uniesień serca… tak? - próbowała wyjaśnić kwestię Kathil.
- Tttteż… ale …- spojrzała zaczerwieniona na twarzy Viralae.- Ale to nie jest żadna magia dla niedopieszczonych czarowników, tylko poważna acz niedoceniania i pogardzana gałąź sztuki magicznej!
- Ale ja nie miałam nic złego na myśli, Viralae! - Kathil zadziwiła taka reakcja magiczki - Wybacz, jeśli Cię uraziłam w jakikolwiek sposób. Nie było to moim zamiarem.
- Dziękuję. Przepraszam. Jestem w tym temacie przewrażliwiona.- mruknęła cicho zawstydzona Viralae.
- Da się zauważyć - mruknęła żartobliwie Kathil z lekko kpiącym uśmiechem. Spoglądała życzliwie na ochmistrzynię. - To co dokładnie czarujesz? - dopytywała ciekawie - Znaczy… jak objawia się ta magia?
- To specyficzne rodzaje czarów… najczęściej zapewniam mej pani miłe towarzystwo w nocy. Trochę to iluzja, więc bierze je za sny. Poza tym manipulacja pragnieniami, ciałem, przyzywanie realnych kochanków. Do rytuałów brak mi… cóż… współuczestniczek i współuczestników. Ale też na pewne rzeczy… nie jestem dość silna, więc poznawanie teorii wystarczy. - wyjaśniła nieco mętnie Viralae.
Kathil postanowiła, że omówi tę kwestię z Yorrdachem. Ten nie powinien mieć problemów z dokładnym wyjaśnieniem.
- Manipulacja ciałem?
- Płcią… rozmiarem… takie tam zmiany…- mruknęła Viralae i zerknęła na Kathil.- Nic co by interesowało tak zgrabnie zbudowaną kobietę jak ty, pani.
- Płcią? Jesteś w stanie zamienić,dajmy na to mnie, na mężczyznę?
- Och...bez problemu.- zaśmiała się Viralae.
- Hmmm. - oczy Kathil błysnęły chochlikowato - A jak długo to trwa?
- Hmmm… kilka godzin?- mruknęła Viralae po chwili zastanowienia.
- Aaaaa… jakie konsekwencje po ...hmm.. powrocie do swojej postaci?
- Nie czułam żadnych.- odparła Viralae, po czym szybko “sprostowała”.- To znaczy… według tekstów żadnych nie ma.
- Próbowałaś tego na sobie? I jak doznania?
- No… inne tam na dole. Ale to tłumaczy, drapieżność mężczyzn. Ciężko wytrzymać z tym czymś dyndającym między nogami.- zaśmiała się Viralae, po czym speszyła się.- Ale wstydzę się tego razu, bo było to mało profesjonalne z mej strony.
- Profesjonalne? - spytała Kathil po czym zaskoczona westchnęła - Och… z Achm…. - nie dokończyła. - A… a ile kosztowałby taki … hm… “eksperyment”?
- Nie nie nie.. nie z Achminą.. ze służką… jest parę ładnych służek i sług w tym zamku.- mruknęła Viralae speszona takim pomysłem.- Mojej pani zapewniam tylko przyjemne noce z iluzorycznymi kochankami.
- Rozumiem… to … jaki koszt?
- Mała wysuszona żaba.- odparła machinalnie czarodziejka, po czym oderwała się od pisania.- A… znaczy… ile musiałabyś mi zapłacić za rzucenie czaru? Nic. Zwój to co innego. Tyle, że rzadko je robię.
- No a przygotowanie zwoju i ewentualna podróż do miejsca rzucenia czaru?
- Moment… zwój… nie wiem. Musiałabym wycenić.- zamyśliła się Viralae, drapiąc za uchem.- A co do reszty. Gdzie miałabym pojechać?
- Do Ordulin. Oczywiście karocę przysłałabym po Ciebie by Cię zabrała i odwiozła.
- Musiałaby Achmina dać pozwolenie.- zamyśliła się Viralae.
- Porozmawiam z nią o tym oczywiście. A czy … kontroluje się wygląd przy zmianie płci? - upewniała się jeszcze bardka.
- Nie bardzo… ale dzięki temu zobaczysz jak byś wyglądała, gdybyś urodziła się chłopcem.- zamyśliła się Viralae.- Takie szczegóły można poprawić kolejnym zaklęciem.
- Mhmm… dobrze… to jeszcze będę w kontakcie. Jak długo potrzebujesz na przygotowanie zwoju? Mam na myśli pewne wydarzenie za około miesiąc. Ile czasu wcześniej powinnam potwierdzić?
- Nie wiem jeszcze czy powinnam się zgodzić.- mruknęła niepewnie Viralae.- To była tylko teoretyczna dywagacja.
- No nie taka teoretyczna skoro już próbowałaś na sobie. Będziesz mieć dodatkowy materiał do badań.- rzuciła Kathil przynętę.
- No nie wiem… miesiąc?- zamyśliła się Viralae, potarła podbródek.- Muszę pomyśleć… a co w zamian? Już sprawdzałam to zaklęcie.
- W zamian zapłata - podasz cenę. - uśmiechnęła się Kathil. Wolała nie wchodzić w układy na bazie przysług. Chyba, że naprawdę musiała.
- Pomyślimy za… miesiąc?- mruknęła czarodziejka, drapiąc się po podbródku.- I pewnie… z jeden dwa dni wcześniej. Próbna inkantacja. Zobaczymy na ile zdołam cię przemienić.
Bardka kiwnęła głową i zamilkła pozwalając magiczce napisać pismo polecające w spokoju.
Po chwili Viralae skończyła zapisywanie zwoju i zapieczętowała go. Po czym wstała i podeszła do Wesalt.- Nie wiem na ile to pomoże, Marteolo jak wszyscy artyści… bywa kapryśny, humorzasty i nieprzewidywalny.
- Cóż… pozostaje mi jedynie się przekonać co uda mi się uzyskać od mistrza. - Kathil uśmiechnęła się, wyciągając dłoń po pismo.
- Proszę.- czarodziejka podała pismo do rąk bardki. A gdy ta wzięła zwój, dodała.- To chyba wszystko więc… mam cię pani odprowadzić do powozu?
- Tak, jeśli możesz. Dziękuję - Wesalt odebrała pismo i uśmiechnęła się do magiczki, czekając na wskazanie jej drogi do wyjścia.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 08-02-2016 o 12:13.
corax jest offline  
Stary 08-02-2016, 12:14   #66
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Ledwo wyraziła życzenie zatrzymania powozu, ledwo powiedziała swój zamiar, a już oboje zgodnym chórem powiedzieli NIE. Zarówno Logan jak i Saskia nie chcieli puścić jej samej, czy nawet w towarzystwie w pobliże dworku i jego strażnika. Dla obojga ten plan wydawał się niezwykle niebezpieczny i całkowicie niepotrzebny.
- Nawet nie spróbowałaś pogadać z tym Albasem…- zaczęła półelfka, a Logan ją poprawił.- Albaradem.
- No właśnie…- dodała.- Przecież Achmina twierdziła, że był skłonny sprzedać posiadłość.
-Tak.- wtrącił Logan w potwierdzeniu.
- Więc skoro to jego posiadłość i typek siedzi na jego ziemi, to bezpiecznie będzie u niego nieco wypytać zanim rzucisz prosto w paszczę wilków.- dodała półelfka, a Logan znacząco pokiwał głową.
- Rzecz w tym, że wolę uniknąć rozmów z Albaradem. A potrzebuję się dostać do środka. - tłumaczyła spokojnie bardka - A kto lepszy do uzyskania przejścia jak strażnik?
- Jestem pewien, że jest ważny powód dla którego Blisklinowie wybrali tak krwiożerczego strażnika.- stwierdził ponuro Logan.- I dla którego w pośpiechu opuścili posiadłość. I wybieranie się tam samotnie, mądrym nie jest.
Dużo słów. Musiał się bardzo martwić skoro wygłosił tak długą tyradę.
- A ten mąż Achminy? Szkoda, że nie wiemy, czemu chciał kupić tę posiadłość.- zamyśliła się półelfka.- Wyglądała przecież upiornie i niegościnnie.
- I wrogo. Jak jej strażnik.- mruknął Logan.
- Ale ja nie chcę iść sama do posiadłości. Chcę tylko pomówić ze strażnikiem. Jest w nim coś… coś…. - Kathil przesuwała palcami o kciuk próbując ubrać w słowa co wywoływało w niej ciekawość.
- Samczego i prymitywnego… tak… albo pod maską może być brzydalem.- mruknęła Saskia i westchnęła.- Rozumiem ten przyjemny dreszczyk niebezpieczeństwa… ale nie powinien on zacierać ci obrazu sytuacji.
- A ja nie rozumiem w ogóle.- stwierdził Logan.
- Ale to nie chodzi o urodę lub jej brak. Ani o ślepe podążanie za dreszczykami. Poza tym jakby nas miał zabić, to już byśmy nie żyli. Taka prawda. - Kathil spoglądała z przekąsem na oboje.
- Nie zabił tylko dlatego, że ciebie rozpoznał.- mruknął Logan stanowczo.- Gdyby nie to. Jego zwierzaki by nas rozszarpały.
- Tym bardziej chcę wiedzieć skąd mnie zna. Ja nie kojarzę druidów w okolicy w ogóle. I dlaczego rozpoznanie mnie miałoby coś zmieniać?
- Jesteś potomkinią szlacheckiego rodu… w pewnym sensie. W przeciwieństwie do nas prostaczków, ktoś będzie cię szukał jeśli zginiesz…- wyjaśniła Saskia. Logan zas dodał.- Nie chce ściągania uwagi, ale… jeśli przeciągniesz strunę, to uzna że lepiej warto usunąć przeszkodę.
- Ja? Przeciągnąć strunę? - obruszyła się Kathil - Ja chcę z nim jedynie pomówić. Może zaproponować mu … - zawiesiła głos ale w duchu myślała o zaproponowaniu …. współpracy. Po zakończonym zatrudnieniu u Bikslinów.
- To szaleństwo…- mruknął Logan zniechęcony. I spojrzał na Saskię.- Ty jedź po posiłki… może będą potrzebne by ją odbić… lub pomścić.
- Dajcie spokój - fuknęła Kathil przebierając się w karocy w spodnie i krótki kubraczek. Przymocowała też swoje ukochane sztylety chociaż nie sądziła by pomogłyby jej przeciwko kłom i pazurom wilków. Może chociaż trochę je jednak zadrapie.
Gotowa wyskoczyła z karocy i ruszyła powoli, nie skradając się specjalnie po lesie. Z resztą choćby i chciała ukryć swą obecność, to nie tu. To nie był jej żywioł.
W połowie drogi do posiadłości zatrzymała się i poczekała chwilę rozglądając się wokół.
- Jesteś tu? Chcę pomówić. - powiedziała niezbyt głośno, zakładając, że druid lub jego pieseczki już mają ją na oku.
- Jestem tu… - mężczyzna i jego psy pojawiły się tuż za nią. - A ty nie powinnaś tu wracać. Zabieraj swój tyłeczek, butki, pachnidełka i wracaj do świata przyjęć i bali. To nie jest twoje miejsce.
Kathil uniosła dłonie i powoli się odwróciła.
- Masz rację… to nie jest mój świat. Tylko twój, ja jestem na twe łasce i niełasce. Proszę Cię jedynie o kilka minut rozmowy. - spojrzała na maskę chroniącą twarz mężczyzny w miejsce gdzie powinny być jego oczy. - Potem odejdę i zostawię cię samego w spokoju. - zagrała nieco na emocjach. Leciutko, nie za mocno. Aby dzika bestia nie zerwała się.
- Myślisz, że burzysz mój spokój, dziewuszko?- zaśmiał się mężczyzna.- Jesteś małym króliczkiem, takim puszystym i mięciutkim. Ani mnie nie drażnisz, ani nie przerażasz. I opuść te ręce…- machnął włócznia zataczając ostrzem szeroki łuk. -... gdyby wasza trójeczka była dla mnie jakimkolwiek zagrożeniem, nie opuścilibyście tego lasu. Mów, co masz mówić i wynoś się. Mój czas jest cenny, a ty go marnujesz.
Kathil zauważyła lekki brak logiki w jego wypowiedzi. Bać się jej nie bał, ale z resztą kto się jej kiedykolwiek obawiał? Nie zaburzała jego spokoju ale jego czas był cenny…nudził się jak mops tylko nie chciał tego przyznać.
Opuściła dłonie.
- Chcę, byś pracował dla mnie. - walnęła z grubej rury prosto między…. no cóż, prosto w maskę. - Oczywiście po tym, jak skończysz swe zlecenie tutaj. - machnęła dłonią za siebie i założyła ręce na piersi nieco je unosząc pod obcisłym kaftanikiem.
- To ciekawa propozycja… żądam tak… jednego wojownika raz na rok. I jednego wieśniaka na miesiąc. Lubię ciekawe łowy.- zaśmiał się mężczyzna wspierając na włóczni.- A tak na poważnie… nie można wynająć druida Malara. Nie jesteśmy przekupnymi klechami i polujemy wolni od waszych zasad i moralności, miastowi. A praca tutaj…- wskazał włócznią kierunek posiadłości.-... się nie skończy nigdy. Ktoś musi pilnować tego bajzlu… który nawet memu bóstwu urąga.
- Hmm… mówiłeś, że ci płacą za strzeżenie tego miejsca. Stąd też ...mmm…. - wydęła usteczka - propozycja. Skoro nie można was wynająć … to jak można uzyskać wasze usługi? Nie jesteś bardzo otwarty na nowe znajomości… - uśmiechnęła się leciutko i zmarszczyła brwi spoglądając w kierunku dworku. - To jakaś magia nieumiejętnie użyta? - spytała w zamyśleniu dumając nad zainteresowaniem hrabiego Timmry.
- O taaak… płacą mi, a ja pozwalam im wierzyć, że dlatego tu jestem. Niestety w tym lesie jest za mało zwierzyny dla moich piesków, a to co wyłazi z dworku nie zawsze jest jadalne.- stwierdził rozluźniony mężczyzna.- ale jestem tu z nakazu Malara, nie z ich powodu. I tak… magowie coś zmalowali w tej posiadłości. Nie wnikam co dokładnie. Nie na moją głowę.
Spojrzał na Kathil kierując maskę wprost na twarz dziewczyny.- Usługi? Jestem drapieżnikiem Malara. Nie mam niczego co mogłoby zainteresować Sembijkę. Wy się w maskach, sztylecikach, truciznach lubujecie. Ja zjadam bijące serca mojej zdobyczy.
- Też chowając się za maską. - bardka wskazała na tę okrywającą jego twarz. - I używając nieco większego sztylecika - uśmiechnęła się słodko do mężczyzny. - Byłeś tam kiedyś w środku? Czy tylko dbasz by nic nie wychodziło? A co do zainteresowania… myślę, że miałabym parę propozycji, gdzie mógłbyś się spełnić jako myśliwy i jako… - mruknęła cicho - .. jako myśliwy. - dokończyła specjalnie.
- Słucham.- stwierdził krótko mężczyzna w masce nie odpowiadając na jej pytania.
- Jak wiele wiesz o mnie? - zrobiła kilka kroczków w lewo, kilka kroczków w prawo. - Pytam bo rozpoznałeś mnie. Z jakiegoś powodu.
- Mam swoich szpiegów… na niebie. Znam z widzenia wszystkich okolicznych właścicieli ziemskich, kupców, karczmarzy...- wyjaśnił mężczyzna.
Kathil skinęła głową - nie wyglądało aby interesował się jej niestandardowymi zajęciami.
- Wykonuję różnego rodzaju zadania dla różnych osób. Mniej lub bardziej niebezpieczne, czasem wymagające jedynie dotyku króliczka. Czasem użycia sztylecików.
Mam teraz kilka zleceń, na których ty też byś mógł skorzystać udzielając mi pomocy.
- Jesteś w stanie polować na więcej niż jedną zwierzynę? - spytała ponownie zakładając ręce i podkreślając “przez przypadek” swe piersi.
- Jak skorzystać niby? Bikslinowie dostarczają mi mięsa. Wątpię byś była na tyle przewrotna by regularnie dostarczać mi zwierzyny do łowów. Zwłaszcza wartościowej… nie interesuje mnie złoto, zaszczyty, wygody….- wzruszył ramionami mężczyzna.- A poza tym… nie mogę za bardzo oddalać się od tego lasu. I nie interesują mnie ludzkie intrygi… dziecinne przepychanie do władzy bądź majątku.
- Nie wplątywałabym Cię w intrygi. Wystawiałabym ci cel - mrugnęła - tak to się chyba nazywa w języku myśliwych? - rozłożyła ręce. - A co do zwierzyny. Niedługo gościć będzie tu całe duże stado z dwoma przywódcami. Pozbycie się przywódców, pozwoli zdobyć nowe tereny er… łowieckie. Skoro ty nie możesz oddalać się stąd zbyt daleko może inny druid chciałby skorzystać? - rzuciła lekko, odsuwając kosmyki włosów z twarzy i rzucając mężczyźnie spojrzenie spod rzęs.
- Nie wiem… może poszukasz jakiegoś i spytasz. Bo ja ci żadnego spod szaty nie wyciągnę.- zaśmiał się mężczyzna. - Sprowadź ich tutaj, to może uznam ich za godne obiekty mych łowów. Może… i zatroszcz się, by ich śmierć nie wywołała żadnych reperkusji, to miejsce musi być pozostawione samemu sobie.
- Mam ich też wykąpać i ogolić zanim przyjadą? - zaśmiała się Kathil, mierząc mężczyznę rozbawionym spojrzeniem.
- To już zostawiam w twojej gestii.- mruknął mężczyzna skupiając się na piersiach Kathil, kusząco kołyszących się podczas tego śmiechu.- Oczywiście… mogę uznać, że nie chce mi się polować na twoich przeciwników. Że nie mam powodu, lub za wiele ryzykuję.
- Nie daje mi to wielkiej pewności, że po wszystkich mych zabiegach i zabezpieczeniach… na coś się one zdadzą. - popukała paluszkiem po ustach w zamyśleniu a faktycznie by podkreślić ich pełne kształty i wykrój. - Wolałabym mieć nieco więcej…
- A ja wolałbym mieć powód, by w ogóle angażować się w twoje interesy. Każdy czegoś chce.- mruknął w odpowiedzi druid.
- A czego ty chcesz? - spytała spoglądając ciekawie na mężczyznę. - Skoro mówisz, że masz tu wszystko podawane pod nos. Czegoś ci brakuje?
- Rozbieraj się… do naga.- mruknął podniecony i poirytowany całą sytuacją mężczyzna.
- Tego… ci … brakuje? - Kathil zrobiła ostrożnie jeden, potem drugi krok w tył. Skoro myśliwy a ona królik… zrobiła jeszcze jeden krok w tył.
- Jeszcze godnych uwagi łowów … ale przecież chciałabyś stąd wyjść żywa, prawda?- mruknął mężczyzna przyglądając się Wesalt.
- Próbuję spełnić twe marzenia - mruknęła Kathil w odpowiedzi - i potrzeby, a ty marudzisz… - przesunęła dłonią po szczęce. - Zapoluj na tych, których sprowadzę, a spełnię i drugą potrzebę. - palce powoli zsuwały się pomiędzy piersi, gdy dziewczyna stawiała kolejne niewielkie kroki w tył.
Usłyszała za sobą warczenie, a druid zaśmiał się głośno i złośliwie.- To nie były negocjacje.. to był rozkaz. Chcesz wyjść z tego lasu nietknięta… to wyjdziesz bez ubrania. I lepiej nie drocz się bardziej, bo zapłata wzrośnie.
Kathil powoli sięgnęła do zapięcia kubraczka. Z każdym odpinanym guziczkiem zbliżała się coraz bliżej druida. Aż w końcu stanęła na przeciwko mężczyzny, by mógł czuć ciepło jej ciała. Powoli rozchyliła poły ubrania ukazując skórę i cień między piersiami. Powoli sięgnęła po dłoń druida.
Zaskoczony jej zachowaniem nic nie zrobił by ją powstrzymać.
Poprowadziła jego dłoń na swą pierś wciąż skrytą pod połą kubraczka. Nakryła męską dłoń swoją i leciutko ugniotła miękką półkulę ich złączonymi dłońmi, obserwując mowę ciała mężczyzny.
Reakcja była gwałtowna, odrzucił włócznię, chwycił za drugą pierś ugniatając obie w pożądaniu i podnieceniu… mocno, drapieżnie, bez wyczucia… samolubnie i nieco boleśnie.
Syknęła i odepchnęła jego ręce gniewnie, by sięgnąć na jego podbrzusze i odpłacić się równie brutalnym chwytem na jego męskości. Zacisnęła mocno palce.
- Ładnie to tak igrać? - syknął, jednocześnie chwytając ją za włosy i przyciągając jej głowę ku sobie. Czuła ów organ drapieżnika pod swymi palcami… jej uścisk wyraźnie rozpalał pożądanie zamiast je gasić.
Szarpnęła głową z ogniem w oczach i rozorała paznokciami skórę na torsie:
- Przecież jestem króliczkiem. Króliczki nie igrają - wzmagając uścisk na pobudzonej bestii.
- Zaraz sprawdzimy, kim jesteś.- szarpnięciem za włosy zmusił ją do odgięcia głowy i wypięcia piersi, które ugniatał dłonią przez chwilę delektując się ich widokiem. Potem palce zsunęły się w dół i zabrały za rozpinanie jej paska u spodni.
Kathil zmieniła taktykę, zamiast próbować się wyszarpać zaatakowała. Wtuliła się ciasno w ciało mężczyzny i wpiła zęby w jego szyję. Ugryzła mocno czując słonawy smak skóry. Possała ugryzione miejsce podczas gdy palce zacisnęły się boleśnie na szczycie piersi, naciągając go. Dłoń na podbrzuszu zaczęła się gwałtownie poruszać nie pozostawiając druidowi miejsca na myśli. Nie zostawiając też zbyt wiele miejsca między ich ciałami, napierała gwałtownie, popychając go w kierunku drzewa.
Nie dała mu czasu na rozpięcie spodni, ale też i szata druida czyniła jej zadanie trudnym. Grube sukno tłumiło doznania, palce ślizgały się po nim… ale i tak tajemniczy druid był pobudzony. A ciekawskimi, silnymi palcami błądził po jej podbrzuszu zahaczając od czasu do czasu o kluczowy dla doznań punkcik.
- Rozbieraj się… - warknęła mu do ucha - … już! - wgryzła się ponownie w jego tors, zamknęła usta na płaszczyźnie piersi i zaczęła lekko kąsać i trącać językiem. - Do naga… - dodała złośliwie.
- Nie.. ty się rozbieraj…- druid nie dawał za wygraną i ostatecznie, po jednym obrocie to Kathil przylgnęła plecami do drzewa, a mężczyzna kucnął zdzierając z niej spodnie wraz z bielizną.
Gdy kucał i był zajęty rozbieraniem jej popchnęła go na ziemię i sama opadła na niego całym ciałem. Sięgnęła by zdjąć maskę, by tym samym zmusić go do odchylenia głowy i odsłonięcia szyi.
- Jesteś strasznie… uparta…- warknął gniewnie. I słusznie bo jego oblicze nie było do końca ludzkie.Przetoczył się i znalazł nagle na górze. Bezczelnie podwinął górę szaty odsłaniając swój organ miłości i fakt, że bielizna się dla niego nie liczyła… ni kąpiel. Z bardzo bliska śmierdział, choć smród ten był ostry… zwierzęcy, dziki… dziwnie, zaskakująco pociągający. Był dziką bestią, w każdym calu… więc nic dziwnego że legł na niej dociskając jej ciało do ściółki i przeszywając jej bramę rozkoszy nagle i gwałtownie swym taranem. Jego usta kąsały jej piersi w zwierzęcej niemal pieszczocie. Bo wspólna rozkosz nie budziła w nim czułości. Była kolejnym polem rywalizacji.
Wierzgnęła pod nim całym ciałem próbując go z siebie zrzucić i drapiąc jego plecy paznokciami do krwi. Zaplątała nogi z jego nogami by wywalczyć sobie przy okazji miejsce na górze. Była jednak zbyt… drobniutka - jak mawiała Leonora - więc jej wierzgnięcia na nic się zdały. Złapała go zatem za szyję jedną dłonią, by zmusić go do podniesienia głowy.
- Złaź! - drapnęła go po karku drugą dłonią, zaplatając nogi mocno na jego biodrach, wbijając pięty jak ostrogi w jego pośladki by go unieruchomić w sobie.
- Nie…- mruknął druid czerpiąc przyjemność z jej nieudanych prób dominacji i łamania każdej z nich. Jej atak piętami, podziałał rzeczywiście jak ostrogi, przyspieszając ruchy bioder i sprawiając że jego obecność stawała się bardziej dojmująca i przynosiła mocne doznania.
Był prymitywny, dziki, brutalny i był… bestią pozbawioną finezji. Jego pieszczoty był drapieżne i było ich niewiele. Dążył do zaspokojenia swych pragnień… a Kathil była do tego środkiem.
Walnęła go pięścią w twarz… wpatrując się w jego oczy z wyzwaniem i pociągnęła mocno za włosy odginając jego głowę do tyłu, sycząc na jego brutalność.
- Puszczaj mnie… - wysyczała liżąc skórę na szyi, gdzie wyczuwała puls.
- Nie… - mruczał druid, jej opór i agresja tylko go rozpalały, co zresztą czuła wijąc się pod ciężkim rozpalonym ciałem mężczyzny. Przyjmując jego pchnięcia. Mocno, mocniej, mocniej… brakowało mu finezji i delikatności, za to energii miał sporo i sił też. Ale to nie zmieniało faktu, że jako kochanek… miał miało doświadczenia i… wytrzymałości. Z każdym ruchem bioder zbliżał się do ostatniego użądlenia.
Kathil czuła narastającą rozkosz i wiedziona złośliwością tuż przed punktem kulminacyjnym, odgięła ponownie mocno głowę druida i ….
- Złaź - ukryty sztylet wysunął się bezszelestnie z rękawa i zaciął skórę na szyi rozochoconego mężczyzny - teraz… - syknęła przytrzymując broń przy rozciętym miejscu.
- I co? Użyjesz go? Jestem ci potrzebny…- uśmiechnął się gwałtownie zatrzymując ruchy bioder...zawieszając też narastanie doznań.- Dobrze o tym wiesz.
- To nie są negocjacje - na twarzy Kathil pojawił się uśmieszek gdy naśladowała jego samego sprzed parunastu chwil - Złaź… - docisnęła sztylet mocniej. - …. i kładź się na plecach.
Druid warknął gniewnie…- Suka..
Ale posłusznie zsunął się z niej lądując na ściółce leśnej. Sama Kathil była nieco obolała, te figle były dość drastyczne… ale żar w jej podbrzuszu potwierdzał, że jednak coś w tym dzikim akcie namiętności było rozkoszne.
- To już nie króliczek? - spytała Kathil kpiącym tonem stając nad druidem. - Nie ruszaj się. - skierowała ostrze na jego brzuch stając okrakiem nad mężczyzną. Powoli zaczęła się obniżać. Rozcięła jego szatę i szarpnęła by odsłonić nabrzmiały oręż.
- Chcesz spełnienia? - spytała cicho, napiętym głosem.
- Biorę to co chcę… -warknął gniewnie mężczyzna wpatrując się w twarz Wesalt, acz nadal nadal był pobudzony i to na granicy eksplozji.
- Odpowiedz… - teraz ton głosu Kathil stał się pieszczotliwy, niemalże aksamitny, gdy osunęła się na kolana tuż tuż koło jego męskości - … tak… czy nie? - kusiła, drażniła wciąż ze sztyletem niebezpiecznie blisko wrażliwych części ciała druida.
- Wiesz…. że się zemszczę… tak…- wydyszał druid.- Chcę.
- Za co masz się mścić? - Kathil pochyliła się na czworakach nad druidem, opierając się na jednej ręce, koło jego szyi. Przesuwała ostrzem sztyletu pomiędzy obojczykami, po jego torsie, wzdłuż brzucha. Za sztyletem podążały usta i pieszczoty języka doprowadzając druida do szaleństwa.
- Patrz na mnie - rozkazała - nie odwracaj wzroku.
Kathil wyprostowała się na kolanach i gdy spełnił rozkaz powoli osunęła się na jego męskość. Ze sztyletem napierającym na skórę w okolicach pępka, zaczęła poruszać się na nim. Ujeżdżała go stanowczo ale … dodawała finezji… wpiła palce w jego tors, a następnie nacięła płytko skórę nad biodrem druida by wprawić go w szaleństwo, ekscytację i poprowadzić go na szczyt.
Ryknął... z bólu, wściekłości i… ekstazy… tą Kathil poczuła najmocniej między biodrami. Był jak dzika bestia, toteż rozkosz przetoczyła się dzikim drżeniem przez jej ciało.
- Nie będziesz.. mi rozkazywać…- wydyszał w lekkiej irytacji tuż po spełnieniu.- Nie jesteś moją władczynią.
Jego ciało powiększało się rozrastając. Podobnie jak włosy które zmieniało się w futro… Wesalt zsunęła się odruchowo, gdy “człowiek” z którym figlowała stawał się niedźwiedziem.
Nie czekała.
Złapała swoje rzeczy i zaczęła wspinać się na drzewo. Niedźwiedzie co prawda też potrafią się wspinać ale ona była zdecydowanie drobniejsza i zwinniejsza niż niedźwiedź. Prawdziwy czy nie. Mogła wejść wyżej.
Niedźwiedź przyglądał się wchodzącej na górę Kathil i… mogła przysiąc, że uśmiechał się z satysfakcją patrząc na to jak trzęsie gołą pupą ze strachu. Podszedł do drzewa i obwąchał je, ale jakoś nie miał ochoty się wspiąć.
Kathil usiadła na jednej z gałęzi i ubrała się.
Spojrzała na dół:
- Ale … to znaczy, że Ci się nie podobało? - zaskoczenie nieco ustępowało, adrenalina przestała płynąć - Czy co? - ciało odreagowywało przejście ostatnich chwil w najbardziej irracjonalny sposób.
“MOŻE CIĘ TU ZATRZYMAM” - wydrapał niedźwiedź pazurami w glebie.
- Łatwiej będzie się porozumieć jak będziesz w normalnej formie, wiesz? - uśmiechnęła się Wesalt - Po co masz mnie zatrzymywać?
“BO TAK ZABAWNIE”- czy to była odpowiedź na pierwsze, czy na drugie pytanie. A może na oba?
- Więc jednak się nudzisz. A oferty polowania odrzucasz. - cmoknęła Kathil i rozejrzała się jakby tu przeleźć na następne drzewo.
Nie bardzo się jednak dało, gałęzie mogłyby nie utrzymać ciężaru, a druid nie pozwoliłby jej uciec.
“NIE DAM SOBĄ RZĄDZIĆ NIKOMU” - kolejny napis.
- Nie chcę tobą rządzić. Nie lubię być ofiarą. A ty próbowałeś mnie do tego sprowadzić. - wzruszyła ramionami Kathil.
“WILK PRZEWODNIK SAMIEC ALFA JA. WADERA SAMICA POD NIM NIE NA ODWRÓT”- odpisał niedźwiedź.
- Będę pamiętać następnym razem. - rzuciła Wesalt z uśmiechem - No chyba, że mnie zeżresz jako niedźwiedź. To wtedy nici.
Bestia powoli się zmniejszał tracąc futro i wracając do postaci “ludzkiej”. Druid założył maskę i rzekł.- Złaź i wynoś się pókim w dobrym humorze… bo rzeczywiścię mogę cię puścić stąd całkowicie golutką. Byłby to zabawny i podniecający widok.
Wesalt zeszła w dół po drzewie, by w końcu zeskoczyć na ziemię.
- Po prostu przyznaj, że będziesz się beze mnie nudzić. - mruknęła cicho powoli ruszając w kierunku drogi.
- Nie. Ale przyznaję… masz ładne i przyjemne ciało i pokrywanie cię było ekscytujące.- na tyle mógł ustąpić druid.
- Do następnego razu zatem - zaczęła żartobliwym tonem, by dokończyć bez wesołości w głosie - Alfo.


Wyszła z lasu… z trudem. Druid Malara nie był delikatnym kochankiem, jeśli to co zrobili można było określić aktem miłosnym. Ciało miała poobijane, ubranie brudne i poszarpane, fryzurę rozsypaną i włosy pełne liści i igieł, a skórę zadrapaną. Czuła całym ciałem konsekwencje tej igraszki i widziała przerażenie w oczach Logana i Saskii, oraz zaskoczenie w oczach sześciu jej wojaków. Wyglądała jak.. ofiara gwałtu. Z drugiej strony, czy można się było czegokolwiek spodziewać? Strażnik posiadłości okazał się pozbawionym czułości egoistą, dla którego Wesalt była jedynie samicą do zdominowania i wykorzystania. Samicą która swym sztyletem ukuła coś więc niż skórę… jego ego. Czy więc warto było?
Pomachała wszystkim z uśmiechem, wyciągając z włosów parę listków i strzepnęła parę igiełek z ramion.
- Ruszamy? - wskoczyła do karocy by przez chwilę mieć szansę na złapanie oddechu. Ktoś inny mógłby odebrać jej wskok do karocy jak próbę czmychnięcia przed pytaniami, które już-już formowały się na ustach Logana i Saskii. Ktoś taki jak na przykład Logan. Kathil udała, że nie zauważa ściągniętych brwi mężczyzny.
Nie mówili nic przy ludziach, ale w karocy Saskia i Logan przestali być powściągliwi.
- Co się stało? Wyglądasz jak zmaltretowana.- westchnęła Saskia, a Logan skinął głową.- No… Co się wydarzyło?
Kathil zastanowiła się ile szczegółów chce by dotarło do Condrada. I jak Condrad zareaguje, gdy dowie się, że “zasób Vandyecków” został zgwałcony, zmaltretowany albo dowolna wariacja na temat stworzona przez Saskię w jej raporcie.
- Porozmawialiśmy. Posiłowaliśmy się. I wiem, że ten wilkołak nie lubi być dominowany przez kobiety. - stwierdziła wyciągając się na siedzeniu karocy z jękiem ulgi. Marzyła o gorącej kąpieli i masażu.
- To akurat było widać od razu…- mruknął Logan, a Saskia dodała.- Posiłowaliście? Wyglądasz jakby rzucał tobą o drzewa. Gdy wrócimy czeka cię kąpiel, masaże, okłady.
- Bo rzucał… potem się zmienił w niedźwiedzia i musiałam znowu korzystać z osłony drzew.
W kaaaaaaażdym bądź razie… na terenie dworku ktoś się bawił magia i to nieumiejętnie. On tam jest po to by pilnować, by cokolwiek wyłazi z dworku nie wyszło dalej. Bikslinowie dostarczają mu ...mięsa… i płacą. Ale nie dlatego tam siedzi. Był wstępnie zainteresowany ewentualną współpracą na przykład w kwestii polowania na naszych drogich gości ale … chyba po tym jak …. - Kathil ugryzła się w język -... w każdym bądź razie chyba nic z tego. Całe te matactwa z magią, to chyba nie na moje umiejętności. Tam trzeba kogoś, kto się na tym zna. Póki miejsce jest skażone, póty nie będę się ładować z odwiedzinami.
- I to jest mądre podejście… zleceniodawca nieźle cię wkręcił w tą posiadłość Bikslinów.- stwierdził Logan.- A typowi nie ufaj. Dziś się zgodził, jutro zmieni zdanie… słowo honoru nic nie znaczy… sam honor też jest mu obojętny.
- To z kim to załatwisz?- zapytała Saskia.
- Yorrdach nie będzie zachwycony. Ale może się zgodzić.- ocenił Logan.
- Może ten mąż Achminy… skoro chciał kupić dworek. Może on wiedział więcej.- zamyśliła się Saskia.
- On nie żyje.- przypomniał krótko Logan.
- Ale mógł zostawić notatki.-stwierdziła Saskia.
- Zaczekam kilka dnia na powrót cyrkowców. I omówię kwestię z Yorrdachem i Karriake.
A w między czasie napiszę do zleceniodawcy, aby spytać o zwiększony budżet. Być może dodatkowe, wysokie koszty nie zostaną zaaprobowane. A nie będę podejmować specjalnych kroków dopóki nie dobiję umowy. - Kathil skinęła głową na słowa Logana - Myślę, że wilkołak będzie szukać okazji by tym razem to mnie zdominować. Cokolwiek nie obieca, muszę mieć to na uwadze.
- Co do notatek… ta ochmistrzyni może coś wiedzieć. Zobaczymy co powie zleceniodawca.
- Nooo… wyglądała na taką co para się jakimś czarostwem.- stwierdziła Saskia po namyśle, a Logan dodał podejrzliwie.- Ty chyba nie zamierzasz się z nim spotkać ponownie, co?
- Z kim? Z Wilkołakiem? Nieeeeeee - stwierdziła Kathil ale jakoś bez przekonania. Kto wie, jak się potoczy to zlecenie?
- Nie brzmisz przekonująco.- ocenił Logan, a Saskia westchnęła.- Kto jest szefem tego wilkołaka… i czy przypadkiem cię nie pokąsał? Bo będziemy musieli belladonny użyć.
- Ech dajcie już spokój… - mruknęła Kathil - … marzę o kąpieli, masażu, winie i dobrym posiłku.
- Powinnaś dostać chleb i wodę…- odparła ze złośliwym uśmieszkiem Saskia.- To by cię nauczyło nie pakować się samej w oczywiste kłopoty.
- Wróciłam cała? Wróciłam. Z informacjami? tak. To gdzie tu kłopoty? - pokazała Saskii język i przymknęła oczy, łypnąwszy wcześniej na minę Logana.
- Rozbierz się to wyliczę je wszystkie… wilkołak wypisał te kłopoty na twoim ciele.- odparła ironicznie mniszka, a Logan najwyraźniej się z nią zgadzał. W kwestii kłopotów.
- Jak byście wy nigdy nie ponieśli pewnych wyrzeczeń w imię sprawy… - broniła się, ale coraz słabiej, kołysana ruchem karocy do lekkiej drzemki.
- Mogliśmy te informacje uzyskać gdzieś indziej… nie było jeszcze potrzeby do ryzykowania…- sen zmorzył Wesalt w połowie tej rozmowy…


...Pobudka była dziwna, budząc czuła powiew powietrza na swych nagich piesiach i zwinne palce w okolicy podbrzusza. Palce Saskii jak się okazało… mniszka rozbierała Wesalt w jej komnacie, a na lewo… Wesalt dostrzegła balię pełną gorącej wody.
- Oo - zdziwiła się Kathil otwierając oczy - Już dojechaliśmy? Byłam pewna, że to tylko krótka drzemka będzie. - bardka zaczęła się unosić do pozycji siedzącej. - Zaraz pomyślę, że chcesz niecnie wygrać zakład. - uśmiechnęła się lekko, zaspana.
- Nie martw się… o mnie…- sięgnęła do piersi Kathil i lekko je ścisnęła.- Powiedz jak zaboli cię mocniej. Dobrze by było sprawdzić, czy sińce nie są jedynymi obrażeniami na twym ciele.
Po tych słowach zsunęła dłonie pod piersi mocno naciskała dłońmi na żebra i brzuch.
Kathil krzywiła się gdzie nigdzie, gdy Saskia stanowczymi ruchami sprawdzała jej obrażenia.
- Oj nie takie rzeczy przeżyłam - próbowała bagatelizować, chcąc dostać się do kuszącej gorącem balii.
- Jak każdy. Nie należy jednak nadużywać łaski Tymory.- mruknęła wracając do rozbierania Wesalt.
- A możemy kontynuować w balii? Albo po kąpieli? - Kathil spojrzała na mniszkę z uśmiechem… proszącym i kuszącym.
- Możemy…- zgodziła się Saskia wzięła w ręce Kathil i zaniosła do balii zanurzając dziewczynę gorącej wodzie pachnącej przyjemnie.
Kathil jęknęła z przyjemności gdy gorąca woda pochłonęła jej obolałe ciało.
- Condrada też nosiłaś do balii? - zachichotała, gdy myśl wpadła jej do głowy. Ułożyła się wygodnie, zamknęła oczy i wdychała zapach olejków i ziół.
- Nie… on mnie nosił.- zaczerwieniła się dziewczęco Saskia. siadając na łóżku i patrząc się na moczącą się Wesalt.- Przyszedł list od twego męża.
Bardka ożywiła się:
- Daj, daj. - ponagliła półelfkę rozchlapując nieco wody, gdy machała dłonią. Zaczęła rozglądać się za ręcznikiem, w który mogła wytrzeć ręce. Nie chciała rozmazać atramentu.
- Niecierpliwa jesteś.- rzekła w odpowiedzi Saskia podając Kathil ręcznik, a potem dopiero list od Ortusa.
- No naprawdę… zaczynasz mi przypominać moją nianię - fuknęła Kathil osuszając dłonie. Otworzyła list od męża, głodna wieści od niego.
- Może takiej potrzebujesz… może powinnam cię zacząć karać klapsami.- odparła żartobliwie Saskia, podczas gdy Wesalt wędrowała po literach listu pełnego… tęsknoty. Ortus był przeciwieństwem Condrada. Jego list nie zawierał żadnych konkretów, żadnych tajemnic Redieców… pisał o tęsknocie. O tym jak nużąca jest podróż, jak trudny do wytrzymania przywódca artystów, wzdychający co chwila do innej panny. I kłopotliwych pytaniach Karriake. Uznał że wygodniej będzie mu w przyszłości znaleźć sobie zajęcie w dworku… Dalsza część listu robiła się intymna, gdy pisał o samej Wesalt, o całowaniu jej ust, stóp.. to było urocze… ale potem całowanie schodziło na intymne rejony i tekst robił bardziej pikantny i erotyczny… choć Ortus starał się być poetycki. Czasem mu się udawało.
Kathil to chichotała, to uśmiechała się, to w głos śmiała, gdy Ortusowe próby listu miłosnego ewidentnie go przerosły. Dobrze, że go tu nie było w tej chwili. Czułby się tak bardzo zraniony. A tak, gdy się spotkają, będzie mogła zachwycać się pismem młodzika. Rozczuliła ją jednak jego pisanina. Tak bardzo się starał dla niej. Z westchnieniem i uśmiechem złożyła pismo z powrotem.
- Nie, Saskio, wyrosłam z niań, już dość dawno temu - uśmiechnęła się z lekkim rozmarzeniem. Przesunęła palcami i wierzchem dłoni po ustach i sięgnęła po gąbkę by zacząć się myć. Po namyśle wyciągnęła gąbkę w kierunku półelfki z wyzwaniem w spojrzeniu.
Ta jednak pozostała niewzruszona siedząc w pozycji medytacyjnej i ignorując jej prowokacje. Twarda sztuka.
- Och… mam odmienne wrażenie. Że lubisz być rozpieszczana i pieszczona.- odparła ironicznie półelfka, skupiając się na własnym oddechu.
- Oczywiście, że lubię. Nianie zaś nie mają za zadanie rozpieszczać wychowanków czy wychowanek. - Kathil przyglądała się półelfce z uśmiechem. Zaczęła przesuwać gąbką po swej szyi. Z wyciskanej gąbki spływały strużki i kropelki wody, szybko torujące sobie drogę w dół jej szyi i spływające wolniej po jej piersiach by połączyć się z taflą wody nieco pod linią jej biustu.
- Fakt… przydałyby ci się klapsy na zadek za tę wycieczkę samotną do lasu. Mam jednak wrażenie, że nie spełniłyby wychowawczej roli.- mruknęła Saskia kręcąc na boki głową jakby niedowierzaniu temu co widzi, po czym odcięła się od pokus zamykając oczy.- Jakbyś taki numer wycięła przy małżonku… szalałby z niepokoju.
- Zapewne… dlatego go tu nie ma - uśmiechnęła się Kathil - a co do klapsów… chciałabyś je wymierzyć? - droczyła się z półelfką.
- Może… moim zdaniem trochę na nie zasłużyłaś… ale z drugiej strony, jakbyś grzecznie zniosła karę… może poczułabyś pocałunki na swym tyłeczku… delikatnie i namiętne.- wymruczała próbując pokonać Wesalt jej własną bronią.
- Po prostu nie możesz przestać sobie wyobrażać jakby to było… gdybym ułożona na twych kolanach nadstawiała me nagie pośladki na twój dotyk… - kusiła Kathil. - Jakby to było przesunąć po nich dłonią, zobaczyć jak lekko trzęsą się po uderzeniu, usłyszeć moje westchnienia…
Oddech głęboki i powolny… przymknięte oczy. Zaciśnięte zęby… mniszka okazywała się wyjątkowo twardą sztuką.- Jestem pewna że to raczej twoje marzenia.
Bardka roześmiała się i plusnęła stopami w wodzie:
- Tego nie jesteś pewna, wcale. A może chciałabyś zobaczyć jak ktoś inny wymierza klapsy mnie? Na przykład inna kobieta… albo mężczyzna? - drążyła Wesalt.
- Moooożeee… a co cię tak kusi w karaniu mnie przed Condradem?- zapytała mniszka zmieniając temat.
- Och … wiesz… karanie… to duże słowo… - mrugnęła wesoło bardka. - Mam parę pomysłów i ciekawam je wypróbować.
- I tyle zachodu z powodu paru pomysłów?- zaśmiała się mniszka.- I dlaczego akurat na mnie? Niełatwo ci się oprzeć… więc nie możesz narzekać na niedobór kochanek.
- A czemu nie? - wzruszyła ramionami Kathil - obie lubimy wyzwania. Byłaś, jesteś jego kochanką. Mogłoby być interesująco.
- Byłam.- odparła krótko półelfka.- Byłam jego kochanką.
- Nie tęsknisz za tym?
- Byłam jego kochanką, bo potrzebował kochanki. Moim celem jest służyć memu panu.- wyjaśniła mniszka.- Rozkosze ciała sama mogę sobie dostarczyć własnymi dłońmi i rozładować napięcie jeśli stanie się zbyt mocne. Owszem... razem jest przyjemniej, a on jest dobrym kochankiem, ale… nie… chyba nie tęsknię.
- A za czym tęsknisz?
- Hmmm… za niczym. Jestem szczęśliwa i zadowolona w tym miejscu w którym jestem i w tej roli którą… pełnię. Choć jesteś krnąbrną i kłopotliwą panią. Acz figlarną i uroczą.- odparła wystawiając język.
- Czyżby to znaczyło, że po powrocie Condrada nadal chcesz służyć mi? - Kathil wyprostowała nogę z wody i przesunęła po niej gąbką pieszczotliwym gestem.
- Nadal służę jemu… ale mam wrażenie, że to oznacza służenie wam oboje.- wyjaśniła Saskia.
- Nam obojgu? - zdziwiła się Kathil. - Czemu tak myślisz?
- Macie te same cele… zbieżne.- stwierdziła mniszka.
- Tak myślisz? - uśmiechnęła się. - Condrad tak nie uważa.
- Condrad jest… trudny…- zaśmiała się mniszka speszona plotkowania o swym panie.- Lubi być przed wszystkimi.
- Przed wszystkimi? Czy nad wszystkimi? - uśmiechnęła się bardka.
- Chyba i jedno i drugie… nieustraszony przywódca, kapitan statku… i tak dalej. -zaśmiała się Saskia.
- I myślisz, że ja też tego chcę?
- Czasami… z pewnością… dobrze wiesz, że gdy cię chwyta w ramiona, tego właśnie chcesz...by ci panował, zdobywał, brał w posiadanie niczym swój skarb.- uśmiechnęła się ironicznie Saskia.
- Nawet jeśli tak jest - a nie mówię, że to prawda - to nadal nie rozumiem, gdzie wspólnota celów - uśmiechnęła się Wesalt.
- Oboje chcecie wzmocnienia rodu do którego należycie.- przypomniała mniszka z przekornym uśmieszkiem.- I nie myśl, że zmylisz mnie unikami. Ja byłam tam, gdzie ty jesteś.
- Jakimi unikami? - uśmiechnęła się Kathil - Rzucasz przynętę próbując wywiedzieć się, czy plotki to prawda. A ja ani ich nie potwierdzam ani nie zaprzeczam. Co do wzmocnienia rodu… owszem… zapewne Condrad ci o tym wspomniał i swoich planach. I planach co do mnie...
- Widzisz… a co do planów… jakie plany przewidujesz na jutro. Kolejna niespodzianka jak powtórna wizyta u Wilka?- mruknęła żartobliwie Saskia.
- Jutro… przybywają goście. - Kathil podniosła się i stanęła w balii ociekając wodą - Podasz mi proszę ręcznik? - zebrała wilgotne włosy zwijając je na karku.
-Tak.- rzekła w odpowiedzi Saskia wstając i podała ręcznik Wesalt.
- Dziękuję - powoli zaczęła osuszać ciało delikatnymi poklepywaniami raczej niż tarciem. - Wymasujesz mnie? - spytała z poważną minką gdy osuszyła ciało.
- Tak… przygotowałam odpowiednie mieszanki ziołowe na twe otarcia i siniaki. Właściwie to pani Percy przygotowała, ja jej tylko wyjaśniłam sytuację.- stwierdziła Saskia.
Kathil skinęła głową i poddała się zabiegom Saskii pozwalając by jej dotyk i mikstura pani Percy przywracały jej ciało do pełni sił. Ani się spotrzegła a ponownie zasnęła.
 
corax jest offline  
Stary 10-02-2016, 20:48   #67
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kathil Wesalt


Nadszedł ten dzień. Kathil czuła to w kościach.
A może jeszcze czuła wczorajsze igraszki z szalonym druidem ? Czas pokaże. Na razie zbierali się figury na szachownicy.


Pierwszy tuż po śniadaniu przybył Jaegere. Półelf przyjechał w białej karocy zaprzężonej w kare konie. Niczym bogaty dandys. Jego drużyna też się wyróżniała.
Półelfowi krok w krok towarzyszyła zielonoskóra ochroniarka w pozłacanej płytowej zbroi i uzbrojona w szeroki ciężko miecz… między innymi. Bo lubowała nosić przy sobie cały arsenał.
- Garva… moja niania.- przedstawił ją półelf. Pozostałych dwóch, przedstawił krócej.- I moi podwładni.
- Rortus Vylgarsson z Północy.- jakoś to imię nie pasowało do noszącego czarno szmelcowaną zbroję płytową kapłana jakiegoś mrocznego bóstwa, którego przystojną wszak twarz szpeciła paskudna blizna.
- A to Eltanus Wspaniały z Waterdeep, a dokładniej tuż spod kajdan Czarowięzów. Wyciągnęliśmy go w ostatniej chwili z miasta.-
- Miło mi poznać. - stwierdził czarownik noszący niemal czarny chabit i wręcz iskrzący od wewnętrznej mocy.
- Jest dzikim magiem, więc trzeba przy nim uważać, ale najważniejsza osoba to mój dobry przyjaciel Durstam.- tu wskazał na podstarzałego krasnoluda o lekkiej nadwadze i wyglądającego jak wielmoża, bądź wojownik.
- Mój księgowy i skarbnik zarazem.- dodał cicho. Po czym uśmiechnął się. - A i mam dla ciebie niespodziankę, no i… szczerze mówiąc, dla mnie to też była niespodzianka.

I to jaka...

Ale nie jedyna w tym dniu niespodzianka.
Sir Archibald przybył zgodnie z oczekiwaniami na czele oddziału liczącego jedenaście osób. W większości ciężkozbrojnych żołnierzy w kolczugach, i rycerzy w zbrojach płytowych.

Najważniejsi byli Ekchard i Rosanna… dwójka rycerzy w czarnych zbrojach. Zaufani przyboczni Archibalda, nie byli niespodzianką. Natomiast stary ślepy mędrzec który prowadzony był przez jednego z najemników w kolczudze.
Ostatnim wyróżniającym się towarzyszem sir Archibalda był wyglądający na łotrzyka mężczyzna, być może jego zabójca szykowanym na brata.

Który zjawił się dopiero wieczorem z równie liczną trzynastoosobową drużyną. O wiele barwniejszą i dziwniejszą niż podwładni Archibalda. Ten bowiem przyjechał z wojskowym oddziałem niezdarnie udającym jego przyjaciół i towarzyszy.
Zaś ekipa Bertolda, lekko opancerzona i o wiele bardziej zróżnicowana, przypominała bandę miejskich łotrzyków i kuglarzy.

Sam Bertold


o aparycji lichwiarza, guście prowincjalnego modnisia i przesadnej uprzejmości pijawki, był przeciwieństwem swego brata. Jego prawa ręka wyglądała na szefa banitów polujących na kupców po lasach. Co oczywiście kojarzyło się Kathil ze śmiercią ojca Ortusa. Na zabójcę wyglądał za to krasnoludzki brodacz o rudych kudłach i ponurym spojrzeniu. A może białowłosy zabójca przybył tutaj z zamiarem usunięcia Archibalda?

Wyglądał na takiego… ale może to była zmyłka? Poza mająca odciągnąć uwagę od prawdziwego zabójcy?

Więc kim był prawdziwy zabójca szykowany na Archibalda? Może była nim ta dziwna druidka, wyraźnie wzbudzała respekt wśród ludzi Bertolda, wyglądających na zabijaków bez krzty honoru czy uczciwości. A może był nim ten dziwaczny bosonogi gnom, który wyglądał na takiego co zdążył zgubić nie tylko piątą, ale i pozostałe cztery klepki? A może któryś z wielu obdartusów ubranych w skórznie, którzy towarzyszyli Bertoldowi?

Trzeba było przyznać, że niewielu ludzi drugiego z braci, nadawało się na salony. Doprawdy wieczorna kolacja zapowiadała się zabójczo. Póki co Saskia z pomocą pani Percy zajęła się rozlokowywaniem ludzi drugiego Bertolda, tak jak zrobiła to wcześniej z archibaldowymi podwładnymi.

Posiadłość zapełniła się ludźmi, ale czy Kathil mogła być z tego powodu zadowolona?
Jaegere był.


Rozgrywając partię szachów ze swym magiem Eltanusem w gabinecie był wyraźnie uśmiechnięty. Jakby ta cała sytuacja w którą zaaranżowała Wesalt, była przedstawieniem rozgrywanym właśnie dla niego. Popisem Kathil udowadniającej mu swą wartość jako intrygantki i organizatorki zarazem. Szkoda, że biedaczek nie zauważył iż Eltanus wciągał go rycerzem i wieżą w pułapkę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-02-2016 o 20:51.
abishai jest offline  
Stary 23-02-2016, 09:25   #68
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Kathil użyła tricku Ahminy.
Była co prawda gotowa od wczesnego ranka. Nawet więcej niż gotowa. Ale słysząc poruszenie służby, wysłała Saskię na przyjęcie Jaegere i jego świty.
Uśmiechnęła się do półelfki porozumiewawczo:
- Przyjmij ich, niech służba się zajmie końmi, poproś do sali gościnnej, przeproś w mym imieniu i powiedz, że zjawię się niedługo.

Wiedziała, że Jaegere z pewnością przejrzy jej mały popis, ale cóż. Czyż sam kiedyś nie stwierdził, że jako rasowa kokietka lubi robić wielkie wejścia?
Po raz kolejny sprawdziła wygląd w lustrze:


Kreacja, buciki, fryzura, makijaż…

Wszystko leżało jak miało, pokazywało co miało pokazywać i zakrywało co miało zakrywać. Wyglądała świeżo, bardzo dziewczęco i niewinnie. Podszczypała lekko policzki by nadać im świeżego rumieńca i uznawszy, że przetrzymała gości wystarczająco, ruszyła ku sali gościnnej.
Odczekała aż służacy otworzy drzwi i ją zaanonsuje i wkroczyła zwiewnie do sali z niewinnym, delikatnym uśmiechem. Oczywiście w pierwszej kolejności odszukała wzrokiem Jaegere i wyciągnęła ku niemu obie dłonie z lekkim wykrzyknieniem:
- Jaegere! Mój drogi przyjacielu! Jakżem rada Cię widzieć. - zbliżyła się do kochanka z poszumem sukni, zupełnie jakby się go nie spodziewała.
- I ja ciebie moja droga… wyglądasz zachwycająco i bardzo szlachetnie.- rzekł półelf obejmując Kathil w pasie i wylewnie “cmokając” ją delikatnie w oba policzki, jakby rzeczywiście był jej drogim przyjacielem, a nie kochankiem. Potem nastąpiła prezentacja jego czwórki towarzyszy… a na końcu, Jaegere wspomniał o prezencie.
Kathil znalazła ciepłe i przyjazne słówko lub dwa dla każdego z towarzyszy “przyjaciela”, włączając w to jego nianię.
Na koniec dodała:
- Szanowni przyjaciele mego drogiego Jaegere, czujcie się jak u siebie w mych skromnych progach. Jeżeli będziecie mieć jakieś życzenia, ma służba spełni je z przyjemnością. - po przyjacielsku wsunęła dłoń pod ramię półelfa i spojrzała na niego konfidencjonalnie:
- A Ty, mój tajemniczy przyjacielu, zdradź co to za niespodzianka. Wiesz, że brak mi cierpliwości w takich sprawach - “uderzyła” go w dłoń opuszkami palców. Doskonale się bawiła zgrywając “bezbronne trofeum”.
- Znalazłem go… na drodze… właściwie spał w rowie pijany jak bela. Zdziwiło mnie to i zrobiło mi się go żal.- objął ramieniem ramię Wesalt idąc z nią do powozu. - Więc zabrałem go ze sobą. Bo trzeba przyznać, że to chyba nie jest zwykły pijaczek.
Kathil spojrzała na Jaegere lekko spłoszona, zaczynając się powoli domyślać co to za pijaczek.
- Siwowłosy? - spytała cichcem.
- Skąd wiesz? Bełkotał coś o jakiejś dzikiej czarnulce z którą się ścigał, albo która go ścigała. -zamyślił się półelf zaskoczony jej słowami.
- Bo miałam okazję “poznać” - szepnęła Kathil - To kochanek, hmm, możliwe, że były kochanek Favetty. - Kathil spojrzała na Jaegere z uniesioną brwią. - Nie wiem czy to najlepszy pomysł na teraz - szeptała ledwo słyszalnie. - Chociaż walczy jak… lew. - pstryknęła na służbę by ta wyciągnęła “niespodziankę” z powozu i ocuciła go zimną wodą.
- Żadnej wooody!- wrzasnął mężczyzna tuż o przebudzeniu i rozejrzał się dookoła. Był to jej pijaczek.. były kochanek Favetty… Z bliska przytłaczał swą posturą i budził dreszcze dzikością spojrzenia.
- Piwa ewentualnie.- mruknął przyglądając się Kathil i Jaegere.- Gdzie ja jestem?
- Zostałeś waść uratowany przez obecnego tu Jaegere, mego przyjaciela. Jesteś w mej posiadłości. Jestem baronessa Vandyeck i Vilgitz. Czyżby mości kapitan zgubiła cię podczas konnej przejażdżki? - spytała nieco kąśliwie. Jej niewinna, dziewczęca minka jednak zadawała kłam kąśliwości. - Rannyś panie…… ? - dała mu czas na przedstawienie się. Miała też głęboką nadzieję, że pamięć pijaczka zawiedzie go i nie rozpozna jej w damie fundującej mu wino i biorącej udział w potyczce.
- Garret z Mirabaru…- podrapał się po głowie zamyślony przyglądając się Kathil. W końcu wzruszył ramionami.- Rannym? Niełatwo mnie zranić panienko. Co tu robię?
- Znalazłem cię pijanego w rowie.- przypomniał Jaegere, czym wywołał gromki śmiech Garreta.- Cóż… miałem gwałtowną przeprawę z bardzo ognistą czarnulką. Musiałem się to uczcić. I mnie poniosło.
- Czy Favetta oczekuję cię z powrotem, Garrecie? - Kathil spojrzała na Jaegere i z powrotem na pijanicę.
- Z pewnością jak już ochłonie… to zatęskni.- zaśmiał się Garret i nagle zasępił.- Hej… skąd wiesz jak ma na imię?
Kathil roześmiała się zasłaniając jak dama usta dłonią:
- Miast huczy od plotek o waszym…. związku. Musiałabym być głucha, by ich nie usłyszeć nawet tutaj. Garrecie… moja służba przygotuje kąpiel, jeśli chcesz zostać w gościnie. Akurat szykuje się przyjęcie rodzinne… - zawiesiła głosik ponownie w subtelnej aluzji. Zamrugała rzęskami. Uśmiechnęła się dziewczęco. Zapatrzyła się w jego twarz. I zacisnęła palce na ramieniu Jaegere by ten się nie roześmiał.
- Lubię przyjęcia… rodziny niekoniecznie.- mruknął Garret drapiąc się po czuprynie.- Rodziny bywają kłopotliwe… zwłaszcza rodziny pana młodego, który przyłapuje cię z panną młodą w dzień ślubu. Wtedy bywają bardzo kłopotliwe. Ale przyjęcia lubię… mogę zostać.
- Co za radość - Kathil sama niemalże się roześmiała - Zatem zapraszam do sauny. To jest…. - jakby się zreflektowała i sczerwieniła - Znaczy, moja służba, zaprowadzi - udała, że się zakręciła sama i próbowała niezdarnie pokryć dwuznaczność..
- Służki też lubię.- odparł ze śmiechem Garret i nic dziwnego. Do sauny prowadziła go służka pożyczona od cioci Mei.
- No to… musisz przyznać że niezwykle… niezwykły osobnik.-skomentował to Jaegere, gdy już oboje się oddalili od Kathil i niego.- A jak tam przygotowania do spotkania z wujami?
Kathil zabrała Jaegere na spacer po ogrodach otaczających pałacyk:
- Chyba dobrze. Mówię “chyba” bo wujowie mają przybyć w sile trzydziestu ludzi. Po naradzie z mymi ludźmi doszliśmy do wniosku, że planują próbować się zabić i ten, co przeżyje zrzuci winę na nas… cóż, mnie. Ludzie mego stryja są poinstruowani, moi ludzie też. Jedynie Tobie muszę udzielić … instruktażu, mój przyjacielu - jej głos nabrał szczególnego, intymnego brzmienia, gdy przechadzała się pod rękę z półelfem.
- A jakiż to instruktaż przewidziałaś dla mnie?- nachylił się by szepnąć te słowa wprost do jej ucha i przy okazji musnąć jej wargami pieszczotliwie.
- I kto tu kogo kusi, niedobry? - poczuła przyjemny dreszczyk. - Uważaj, bo się odwdzięczę - pogroziła mu żartobliwie paluszkiem.
- Och po prostu powiedzieć jak zostaniesz ulokowany, jak zostanie ulokowana twa świta, i ze w tym samym skrzydle co ja, oraz, że będę czekać wieczorem na ciebie, i że w mej komnacie sypia Saskia ale ona chyba ci nie będzie przeszkadzać jako widz. - Kathil mówiła to wszystko lekkim tonem rzucając spojrzeniem na reakcję Jaegere na jej wieczorne plany dla nich.
- Och… czyżbyś zasmakowała w figlach na oczach widzów?- zaśmiał się cicho Jaegere obejmując lekko Kathil i tuląc do siebie. Jego usta przylgnęły do ucha dziewczyny, wodząc po nim i prowokująco pieszcząc je czubkiem języka.- Bardziej mnie martwi, czy twoi wujowie nie wpadną na pomysł nocnej wizyty. Będzie im ciężko uwierzyć w nasze przyjacielskie relacje jeśli zastaną nas w jednym łożu.
Kathil przymknęła powieki rozkoszując się atencją Jaegere - lubiła go, był doskonałym “przyjacielem”.
- O powinienieś znać mnie lepiej. To kwestia zakładu. - wymruczała tuląc się lekko, próbując zachować jeszcze pozory, że to wyłącznie przyjaźń - A z wujami nie zamierzam sypiać. Nawet jeśli postanowią przybyć z wizytą napotkają Saskię. Nooooo chyba, że wolisz się wyspać w swym własnym łóżku.
- Mówisz jakbym miał jakiś wybór… to dość lekkomyślne z twej strony, sądzić że mógłbym oprzeć się… takiej pokusie.- mruczał mocniej tuląc Kathil i sięgając ustami niżej. Jego pocałunki dziewczyna czuła na swej szyi i barku. Dość niewinne pieszczoty w porównaniu z tym co zwykli robić razem.
- Oczywiście, że masz wybór… - przytaknęła z uśmiechem wtulając się nieco mocniej i gładząc włosy i kark półelfa. - Przecież wiesz, że nie należę do kobiet pchających się natrętnie mężczyznom do łoża. - prychnęła lekko. - I nawet nie spytałeś co za zakład.
- Należysz do kobiet, które przyciągają mężczyzn do swego łoża… jedynie lekkim uśmiechem.- mruczał półelf wielbiąc pocałunkami szyję i dekolt Kathil.- Aż się boję spytać… co to za zakład?
- A ty należysz do mężczyzn nawykłych do uwodzenia kobiet i owijania ich sobie wokół malutkiego paluszka - leciutko pociągnęła półelfa za włosy by natychmiast pieścić opuszkami skórę jego głowy. Puknęła palcem wskazującym czubek nosa Jaegere - A zakład… Saskia to oficer Condrada, mego stryja. Ma za zadanie mnie chronić i szpiegować dla niego. Condrad był pewien, że z kobietą będzie mi trudniej… że jej nie uwiodę jak mężczyznę. Cóż … - ruszyła powoli ocierając się bokiem o bok Jaegere - … jakoś tak się stało, że pierwszej nocy wylądowałyśmy w łożnicy… I od czynu do czynu od słowa do słowa… doszło do zakładu. Że ona nie będzie mogła przeżyć ekstazy do czasu powrotu Condrada. Ja nie mogę jej dotknąć ale nie powiedziała, że nie mogę jej kusić.
Jaegere zaśmiał się głośno i dodał.- Jesteś niesamowita. Okręciłaś sobie biedaczkę wokół małego paluszka... więc... jak zamierzasz ją kusić?
- Pokazem - zachichotała Kathil - mnie i ciebie… tego jak za tobą tęsknię - wymruczała unosząc jego dłoń ku swym ustom i spoglądając Jaegere w oczy leciutko polizała jego kciuk. - To jest mniszka, ma silną wolę ale nie sądzę by taki widok nie przemówił do niej. Jesteś chętny?
- Na pewno zdołasz mnie przekonać…- mruknął cmokając nos Wesalt.- Choć teraz wyglądasz tak bardzo niewinnie.. wyglądasz, bo zachowujesz się prowokująco.
- Przecież to lubisz - uśmiechnęła się Kathil. - No i obiecałam Cię nie kusić za bardzo.
- Wiele rzeczy związanych z tobą lubię…- mruknął Jaegere otulając dłońmi jej pośladki i podciągając prowokacyjnie suknię.- Kiedy to nasi goście przybywają?
- Nie zapowiedzieli się co do godziny - strząsnęła jego dłonie - pomniesz mi suknię - wydęła usteczka i raptem gwałtownie go pocałowała, aż poczuła że brak mu tchu. - Musisz wytrzymać do wieczora. - mrugnęła wesoło.
- Wiesz to tortura… acz.. może przekupię cię informacjami w zamian za jej zdjęcie.- mruknął żartobliwie Jaegere.
- Jakież to informacje? - Kathil pogładziła czule ramię półelfa i odsunęła pasmo włosów za jego ucho. Przy okazji muskając tak wrażliwy na pieszczoty płatek.
- Na temat Condrada oczywiście.- mruknął półelf sięgając pod suknię i masując pośladki baronessy, acz… przez jej bieliznę. I nie posuwał się dalej w swych lubieżnych planach.
- Zamieniam się w słuch zatem - wsunęła wolną dłoń między ich wtulone w siebie ciała by palcami muskać lekko jego jakże czuły organ, również drażniąc jedynie przed tkaninę.
- Statek… Ma statek stojący w porcie, obecnie z rozpuszczoną po tawernach załogą i na inne nazwisko. Ale Czarna Mamba…- westchnął półelf czując jej działania i starając się panować nad sobą.- ...karawela piracko-handlowa, należy do niego.
- Hmmm… interesujące… a na jakie nazwisko? - Kathil z wolna to zwiększała to osłabiała nacisk i natężenie pieszczoty. Zostawiała przy okazji drobniutkie pocałunki na ustach i w kącikach warg Jaegere.
- Bortas.. Kapitan Bortas Dverk… Możliwe że pod takim imieniem pływał po morzach i przez to tak trudno było znaleźć informacje o Condradzie.- oddech półelfa przyspieszał leciutko, gdy jej palce pieścił jego dowód pożądania.
- Mmm na pewno wykorzystam tę informację. Dziękuję! Ale! - odsunęła się lekko i teatralnie naburmuszona - To nie wystarczy na zdjęcie okowów tortury. - oddalała się z niewinną minką, niby to porządkując swą kreację.
- Robisz się bardzo wymagająca… moja droga.- zaśmiał się Jaegere z odrobiną ulgi w głosie. Zdawał sobie sprawę, jak szybko do wrzenia mogła go doprowadzić jeśli ta zabawa by się przedłużała.- A jakie masz plany na wieczór ? Ucztę jeno?
- Ucztę oraz ryzykowną zabawę w ogrodach. Ale zabawę, która jest niewinna i która podkreśli mą naiwność i beztroskę. Liczę, że do tego czasu, jeden lub obaj wujowie będą zainteresowani mną. - uśmiechnęła się Kathil. - Chcesz znać szczegóły czy zaczekasz na wieczór?
- Wolałbym znać szczegóły. Jeśli mam być aktorem, muszę znać scenariusz.- rzekł z uśmiechem Jaegere przyglądając się Wesalt.
- Gra w posągi. Mówi ci to coś? - spytała - Służba rozpali pochodnie w ogrodach. Moi ludzie będą również na straży. W oddali.
- Nie bardzo… to jakaś lokalna zabawa?- zapytał zdziwiony półelf.
- Grałam w nią gdy byłam mała - odparła wymijająco. - Zebrani wybierają jedną osobę jako “specjalistę”. Specjalista zamyka oczy i odlicza do 10. Podczas tej odliczanki, pozostali ustawiają się w dowolnie wybranej pozie. Specjalista potem obchodzi wszystkich po kolei i próbuje zmusić “posągi” do roześmiania się lub innej reakcji. Kto pierwszy się roześmieje zostaje specjalistą i tak dalej. Chcę mieć możliwość sprawdzenia wujów. - wzruszyła ramionami. - Wiem, że to byłaby doskonała okazja dla nich do zamachu. Więc tym bardziej powinno być dla nich zaskoczeniem jeśli nic więcej się nie wydarzy. Budowanie napięcia, rozumiesz?
- Przybędą z ochroniarzami z pewnością… to raczej uniemożliwia zamach, gdy jedna osoba będzie miała oczy zamknięte. I może…- zasugerował Jaegere.- … dobrze ich spij wcześniej, żeby się nie oburzali na twe plany.
- Chcę ich przekonać, że jestem niegroźna. Takie głupiutkie zabawy jak ta powinny przeważyć szalę. W grze będą uczestniczyć oni i ich prawe ręce. Reszta może też brać udział, ale będzie ich za dużo na jednego Specjalistę. Poza tym… ja nie będę się bawić ze służbą - zmieniła ton na ton zblazowanej szlachcianki.
- No tak…- stwierdził z uśmiechem Jaegere.- A co odpowiesz, gdy zapytają o to gdzież jest twój małżonek?
- Że wyjechał z naszym stryjem w interesach. A mnie zostawili samą jak to kobietę, która się nie zna na interesach. I że tak bardzo mi przykro, ale nie wypadało już odwoływać zaproszenia.
- To brzmi wiarygodnie.- rzekł Jaegere i rozejrzał się po ogrodzie.- A skoro cię już odwiedziłem, to może mnie oprowadzisz po swej posiadłości?
- Z przyjemnością - Kathil ponownie wsunęła dłoń pod ramię “przyjaciela” - Sądząc po twej świcie, czy oznacza to, że twoi zwierzchnicy są zainteresowani współpracą? - poprowadziła Jaegere po ogrodach i wgłąb posiadłości, zwracając uwagę na te miejsca, gdzie mogła się obawiać pułapek.
- Jak wspomniałem… jesteś najbardziej obiecującą kandydatką.- stwierdził Jaegere podążając za Kathil.-Choć ta grupka, to bardziej moi podwładni… jedynie krasnolud jest równy mi.
- Och w to wątpię - znowu podrażniła półelfa z uroczym niewinnym uśmiechem - Czy wspomniałam Ci, że zakupiłam kamienicę w Ordulin?
- Słyszałem o tym…- uśmiechnął się Jaegere.- Ponoć w bardzo dobrej dzielnicy?
- Nic się przed tobą nie ukryje - zaśmiała się lekko - Owszem. Co prawda do lekkiego remontu ale poza tym urokliwa bardzo. - spojrzała na półelfa spod rzęs.
- Nie mam jeszcze własnej siatki szpiegów w Ordulinie, ale już zdołałem poznać wielu plotkarzy i plotkarki. I inne wielce ciekawe osoby.- uśmiechnął się Jaegere.- Zawiść pozwala nawiązywać doprawdy dziwne znajomości. Nawet się nie domyślasz ilu kupców, chętnie donosi na swych rywali każdemu komu się da.
Westchnęła:
- Nawet nie próbuję sobie wyobrażać. - pogładziła ramię półelfa czułym gestem - Jutro zaś pojedziemy dalej tam, ku terenom mej sąsiadki. Na polowanie.
- Dobrze znasz tą sąsiadkę? Bo ponoć krąży plotka że wy obie zastawiłyście perfidną pułapkę na znanego kupca. Ponoć… o zgrozo, tak naprawdę jedynie w kobietach gustujesz. A ta Owena jest twoją sekretną kochanką.- odparł Jaegere z szeroko otwartymi oczami w udawanym szoku.
Kathil roześmiała się serdecznie po czym zrobiła minkę plotkarki i pokiwała na Jaegere paluszkiem:
- To … wiesz…. wszyyyyyyyyyyystko prawda - i ponownie wybuchnęła śmiechem. - Niech zgadnę, kto to głosi. Niejaki Merske?
- Dokładnie… Wyraźnie lubuje się w przedstawianiu cię w jak najczarniejszych barwach.- zamyślił się Jaegere.- Niemniej nie ma takich wpływów, by.. rzeczywiście zyskać posłuch swymi plotkami u osób które mogą ci zaszkodzić.
- Nie wiem czemu. Przyjęłam go u siebie. Umożliwiłam mu kontakty ze swymi znajomymi. A on nie tylko zdecydował się figlować podczas mych zaręczyn to jeszcze pod nosem swej narzeczonej. - Kathil rozłożyła ręce - I to nie ze mną, lecz z moim gościem. Zdaje się, że będę musiała mu utrzeć nosa za takie niegodne zachowanie.
- Możliwe że jest na tyle sprytny, żeby nie wierzyć w zbiegi okoliczności? Albo arogancki.- odparł ze śmiechem półelf.
- Wyobrażasz sobie, że jakaś szlachcianka, wdowa, chciałaby dać się przekupić do popełnienia takiego aktu z jakimś kupcem, bez statusu? - Kathil prychnęła - Raczej śmierdzi mi to arogancją.
- Jeśli jednak owa szlachcianka jest w namiętnej relacji, to mogła by się zgodzić na taki żarcik kosztem biednego kupca… czysto teoretyzując.- odparł z uśmiechem półelf, wyraźnie traktując ten temat jako czysto filozoficzne rozważania.
- Ty naprawdę masz mnie za panienkę lekkich obyczajów? - Kathil zrobiła oburzoną i zezłoszczoną minkę.
- Ani trochę… za to za sprytną manipulatorkę jak najbardziej. Merske w czymś ci zawadzał więc go wdzięcznie skompromitowałaś. Jeszcze teraz śmieją się z jego wpadki na salonach Ordulinu.- odparł półelf z ramionami splecionymi za sobą.- Zresztą… mnie się zdarzyło bywać żigolakiem, w dawnych czasach, więc nie traktuję tego zawodu za obraźliwy.
- Wiem… - mruknęła Kathil zawracając w stronę pałacyku.
- Czyżbym cię czymś obraził moja droga?- zapytał Jaegere udając się krok za nią.
- Nie, nie. - uśmiechnęła się ponownie - nie martw się. Jeśli się to kiedyś zdarzy, w co wątpię, na pewno powiem to wprost. - ponownie przytuliła się do półelfa. - I dziękuję za kwiaty. Raz jeszcze.
- Och to był drobiazg.- skłamał półelf, bo nie była to wszak prawda.- Gdzie teraz?
- Oprowadzę cię po pałacu. Myślę, że warto byś poznał układ pomieszczeń. Pokażę Ci jak planuję ulokować wujów i ich świty.
Jak postanowiła tak i zrobiła.
Opisała plan rozlokowania poszczególnych osób i pokazała prawie całe skrzydło zajmowane przez nią i Jaegere. Prawie, bo opuściła swą sypialnię, gabinet oraz sypialnię Ortusa.
- Są jakieś tajne przejścia, czy inne tajemnice, które przede mną ujawnisz?- spytał cicho Jaegere.- I czym zostawiać przed twą sypialnią kogoś, kto dopilnuje twego bezpieczeństwa?
- Nie ma tajnych przejść. To wszystko jest jedynie pozostałością po złotym czasie rodu i traktowane było raczej jak pomniejsza posiadłość. Letnia. Co do bezpieczeństwa, myślisz, że Saskia śpiąca w sypialni nie wystarczy? Nie chcę ostentacji. Wszak jestem naiwną, niewinną kobietą. Pod władzą męża i stryja. Którzy wyjechali, zaś sama się nie znam na matactwach.
- Mówię o bardziej dyskretnym… niewidocznym nadzorze.- wyjaśnił z uśmiechem Jaegere.
- Mmm… co konkretnie masz na myśli? - dopytywała.
- Moi podwładni znają się na dyskrecji. Jeden może niezauważony pilnować ciebie w nocy… poza komnatą.- wyjaśnił uprzejmie półelf.
- Hmm jeśli tak to … czemu nie - uśmiechnęła się.
 
corax jest offline  
Stary 23-02-2016, 09:28   #69
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Kathil zostawiła w końcu Jaegere w gabinecie pozwalając się rozgościć i poczuć jak u siebie, w końcu był jej przyjacielem. Sama zaś ruszyła na spotkanie z siwowłosym pijaczyną.
Liczyła, że po kąpieli wojak będzie trzeźwy i łatwy do okiełznania. I że po kąpieli to będzie łatwa rozmowa. Dotarła do drzwi jego komnaty i… zatrzymała się. Z jednej strony to był jej zamek i jej komnata, mogła się tam po prostu wejść. Z drugiej strony… byłoby to nieuprzejme i nie wiadomo co by zastała w środku. Z trzeciej strony, była w tym nutka ekscytacji… w władczym wejściu i zaskoczeniu jego… i siebie.
Stuknęła leciutko raz, potem nieco głośniej drugi by dobrym manierom stało się zadość i otworzyła drzwi do komnaty.
- Garrecie, musimy pomówić! - powiedziała dziewczęcym głosem, który miał udawać władczy i pewny siebie. W rzeczywistości brzmiał jak piśnięcie panienki. Przynajmniej taki efekt chciała osiągnąć.
- Taaa? A kto chce… czy to ty słodziutka Dalio?- przez ów pisk wziął ją za jedną ze służek sprowadzonych od cioci Mei.- Opowiedzieć ci kolejną historyjkę, ty mała diabliczko?
- Garrecie… to ja… baronessa Vandyeck. Czy jesteś w przyzwoitym stanie na rozmowę? - Kathil weszła do komnaty dalej, nie czekając na odpowiedź.
Od pasa w dół… miał przyzwoity ręcznik. Od pasa w górę wcierał sobie jakieś olejki w umięśnione ciało. Uśmiechnął się na widok Kathil.- A tak… śliczniutka kaczuszka, która mnie powitała z tym szczupłym elfikiem. Pamiętam. Jestem nieprzyzwoicie trzeźwy i przyzwoicie umyty, a to…- rzekł sięgając po białą jedwabną koszulę.- Jest nieprzyzwoicie… paskudne. Chcecie mnie przerobić na jednego z tych fagasów skaczących w rajtuzach? Nie ma mowy. Wolę już ganiać nago.
- Kehem.. - Kathil odchrząknęła niby w zażenowaniu - Tak.. więc… Garrecie… - udawała, że stara się odwracać wzrok jako niewinna żoneczka - chciałam z tobą pomówić by przedstawić ci ...kehem… sytuację. I …. - w końcu udała, że zamiera wpatrzona w jego obnażone ciało. Rozchyliła usteczka i wbiła paznokcie w dłoń by wywołać rumieniec. Przesuwała wzrokiem od pasa w górę i z powrotem.
- I jeszcze to…- rzekł podnosząc rajtuzy.- Piją strasznie w kroku… mam latać z fajfusem na wierzchu, to wolę go na świeżym powietrzu… bo tego.- wskazał bufiaste spodnie.- … przeca nie założę, będę jak błazen wyglądał i... jaka to sytuacja? Miało być jakieś przyjęcie… o ile dobrze pamiętam.
- Raczej ciężko wyobrazić mi sobie takiego błazna - sapnęła cicho Kathil i przełknęła ślinkę - To znaczy - szybko starała się pokryć “faux pas” - to znaczy… na pewno będziesz wyglądać doskonale… niezależnie od stro… to znaczy… - jąkała się jak młoda naiwna dziewuszka.
Przerwała by odetchnąć i przymknąć oczy z lekkim kręceniem głową jakby odganiała myśli.
- Garrecie- zaczęła - ...proszę byś ubrał przygotowane ubrania. Dziś przyjeżdżają wujowie mego męża… i wprost umieram z przerażenia, że coś pójdzie nie tak. Proszę - spojrzała na mężczyznę oczami niewinnej łani. Prosząco.
- No… ale… mi będzie sterczał… - jęknął Garret i podrapał się po głowie.- Nie mogą oddać mi moich ubrań? Albo dać jakieś inne… mniej fircykowate?
- Co ci będzie sterczało? - zapowietrzyła się Kathil.
- No... to...- i wypchnął bezceremonialnie krocze w kierunku Wesalt, dając jej okazję do domyślania się co pociągało w nim Favettę. Trzeci miecz Garreta wyraźnie był zarysowany pod tkaniną.
Kathil schowała buzię w dłoniach.
- Garrecie! - wykrzyknęła - Zawstydzasz mnie! Ja… - urwała. - Po prostu załóż to co przygotowano. Dla mnie. Proszę Cię. Ten jeden, jedyny raz. - zamrugała rzęskami.
- Nooo dobrzee...jeden raz.- wymruczał smętnie Garret i podrapał się po głowie.- Zupełnie nie rozumiem tych szlachcianek.
- Co to znaczy?
- Poprzednia szlachcianka rzucała się na mnie jak dzika kotka i razem swawoliliśmy na każdym meblu jaki… akurat się znalazł pod ręką.- zaśmiał się głośno Garret.- Była nienasycona i bardzo pomysłowa… i zupełnie pozbawiona wstydu.
- To czego tu nie rozumieć? - zdziwiła się Kathil przykładając wierzch dłoni do policzka.
- Jedna jest taka… a druga… owaka… całkiem inna. Nie rozumiem was dziewoje.-mruknął mężczyzna siadając i smętnie przyglądając przygotowanym dla niego ciuchom. Jak skazaniec oglądający stryczek.- Coś jeszcze muszę wiedzieć jaśnie panienko?
- Wujowie … nie wiem o nich za wiele. Ale to podobno groźni ludzie. Dlatego chcę by byli zadowoleni z wizyty. Nie chciałabym, żeby mąż pomyślał, że w czymś im uchybiłam.
Dlatego - Kathil podeszła nieco bliżej mężczyzny - chciałam cię prosić o pomoc. - powoli podniosła ubiór i zaczęła pomagać się mu ubierać.
- Pomoc… jaką to pomoc?- zakładał kubrak powoli Garret.
Zupełnie przez “przypadek” palce Kathil muskały skórę Garreta gdzieniegdzie, tudzież jego tors, zapinając, wiążąc i wygładzając tkaninę. Całkiem przez przypadek pokazywała mu również słodkie zagłębienie dekoltu. Była taka malutka w porównaniu z nim i… drobniutka… - to określenie na zawsze będzie ją prześladować.
- Żebyś jeśli możesz miał na mnie oko? - spojrzała w górę zaciągając akurat sznureczki wiązania koszuli. - Jako człek niezwiązany z rodziną, będziesz widział czy komu się tu nie podoba. I dasz mi znać.
- No niełatwo spuścić z ciebie oka, kaczuszko.- drapieżnie objął w pasie Kathil i przytulił ją do siebie.- Ale w tym stroju… ciężko cokolwiek zrobić, gdy cię własne gacie trzymając za jaja.
Drobniutka Kathil miała zaś okazję otrzeć się pupą o ów dowód drapieżnego magnetyzmu Garreta i pobudzić go do aktywności.
- Garrecie… - szepnęła - … to nie uchodzi… - jakby dziwnie osłabionym głosem. - Jestem mężatką. - wyswobadzała się z uścisku mężczyzny, ale nie siłowała z nim. Łagodnymi gestami. - A w tym stroju wyglądasz niezwykle przystojnie. - dodała.
- No… nie uchodzi, ale jak to mówią… nie ma słodszych owoców nad zakazane.- zaśmiał się Garret, ale też i nie utrudniał Kathil ucieczki… ani też nie ułatwiał.
Zatem Kathil znienacka zaatakował przyciągając jego twarz do swojej i całując go. Delikatnie z razu. By potem ujawnić nieco dzikości. I znowu zakończyć delikatnymi muśnięciami warg. To wystarczyło… Garret przylgnął ustami do warg Kathil całując namiętnie i pieszczotliwie, przycisnął mocniej do siebie baronessę wodząc dłonie po jej stroju i próbując go sforsować. Kolejne namiętne pocałunki mężczyzny pieściły zachłannie szyję bardki z wyraźnym wigorem.
- Trzeba by coś zrobić z twoimi… ciuszkami.- mruknął delikatnie kąsając płatek uszny Wesalt. Pieścił i całował tak jak walczył. Gwałtownie i namiętnie i instynktownie. A że instynkt miał dobrze rozwinięty…
Te słowa jakby otrzeźwiły dziewczynę, która odsunęła się gwałtownie od siwowłosego.
- To się nie może powtórzyć. - postawiła stwierdzenie, wiedząc doskonale, że zadziała ono zupełnie odwrotnie. - Po prostu, jeśliś tak dobry, pomóż mi we wspomnianej kwestii. Dobrze? - zaczęła się powolutku cofać do drzwi..
Pochwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie… wylądowała plecami na łóżku. Usta Garreta pieściły jej szyję i dekolt, gdy dłoń podciągała suknię odsłaniając już jej łydki.
- Co się nie może powtórzyć… kaczuszko?- wymruczał siwobrody wojownik.
Kathil drżała leciutko ale wciąż nieśmiało powstrzymywała go, próbując osunąć suknię, a w rzeczywistości wijąc się pod mężczyzną i pobudzając go coraz bardziej.
- Ga…Garrecie… ja… muszę wracać do przyjęcia. - Kathil uznała, że próba generalna przed przyjazdem wujów się przyda - to ...jest… nieprzyzwoite - szepnęła. - złapała siwowłosego za rękę by odciągnąć ją i odsunąć. Uniosła się lekko i … wtuliła twarz w jego twardą dłoń. Niewinna, naiwna kaczuszka, którą Garret kusił do złego…
- Przyjęcie nie zając… nie ucieknie…- wymruczał Garret coraz bardziej rozbawiony sytuacją.
Znów pocałował ją drapieżnie, zachłannie rozkoszując się niewinnymi ustami dziewczęcia.
Dłoń władczo podwinęła suknię Wesalt i odsłoniła bieliznę. Twarda dłoń wodziła po udach dziewczęcia… nieco chropowata i stanowcza w pieszczocie.
- Garrecie - Kathil wzdychała przez przyspieszony oddech - Puść. Proszę. - chociaż jej prośby można było odczytać dwuznacznie. “Odruchowo” zacisnęła uda, próbując zwalczać dłonie mężczyzny i resztką sił odsunąć się od jego wielkiego ciała.
Jednakże sam mężczyzna jej nie pozwalał, zresztą zaciśnięte jej uda uwięziły jego dłoń między nimi.
Garret znów pocałował drapieżnie jej usta, zachłannie muskając jej wargi czubkiem języka.
- Jesteś pewna kaczuszko? Bo drżysz.. ale z niecierpliwości. -mruknął składając gorące pocałunki na dekolcie Wesalt.
- Ttt… - bardka zamruczała pod pieszczotą wyginając ciało w słodki łuk i kusząc “dzikusa” - aaakkk - jęknęła. Ponownie pozostawiając interpretację Garretowi. W końcu jednak stwierdziła, że dość zabawy i zdyszana zaczęła się unosić.
Przyglądając się temu Garret delikatnie chwycił bardkę za włosy i pocałował namiętnie, gdy już znalazła się w pozycji siedzącej. Jego dłoń uwięziona między jej udami próbowała się przybliżyć bardziej jej bieliźnie i dotknąć ją w intymnym obszarze ciała. Nawet jeśli okrytym bielizną.
Kathil mimo odczuwanego lekkiego dreszczyku nie zamierzała niszczyć kreacji i wizerunku figlami z siwowłosym. Odpowiedziała co prawda na jego pocałunek po kilku sekundach przypuszczanego przez niego szturmu, ale odsunęła jego dłoń i zerwała się z łóżka oddychając ciężko. To ostatnie było tylko na pół udawane. Pieszczoty “pijusa” były przyjemne. Postanowiła jednak dać mu satysfakcję z rozpalenia “kaczuszki”... i podrażnić jego ciekawość.
- Garrecie… - powiedziała poprawiając fryzurę - … nie zezwalam na kolejny raz… tego typu. - powiedziała “kaczuszkowym” tonem, który raczej miał rozbawić drapieżnika w nim.
- Och… a miałem wrażenie żeś dobrze się przy tym bawiła.- uśmiechnął się mężczyzna leżąc na łożu niczym rozleniwione lwisko.
- Będę się bawić dobrze, jeśli założysz ubiór… - odwróciła się do drzwi z zamiarem wyjścia.
Musiała się jednak pospieszyć, bo usłyszała skrzypienie łoża. Garret nie zamierzał jej chyba wypuścić tak łatwo ze swoich rąk, toteż była to ostatnia szansa by ocalić kreację… i może wizerunek.
Rzuciła okiem przez ramię i otworzyła drzwi by wymsknąć się z jego komnaty. W przyspieszonym tempie. I udało jej się ledwo… Garret był szybki, a co gorsza… miała wrażenie, że szybszy niż to udawał przed kaczuszką. Mógł ją złapać, gdyby naprawdę chciał.
Raczej chciał pogonić za …”kaczusią”, Kathil oparła się nieco zdyszana o drzwi i przytrzmywała klamkę za plecami. Odetchnęła, opanowała się i odeszła. Czas był najwyższy bo oto dał się słyszeć rumor służby witającej pierwszego gościa.


Kathil wiedziała, że Saskia i pani Percy poprowadzą wuja i jego prawą rękę ku sali gościnnej. Resztę zaś zaczną rozlokowywać po uprzednio ustalonych komnatach.
A zatem powtórzyła cały rytuał ze spóźnieniem, zapowiedzią i wielkim wejściem.
Tym razem jednak minkę przywdziała niepewną i nieco przestraszoną, gdy wkraczała za oznajmiającym ją sługą.
Wchodząc do komnaty rozejrzała się po sali, ponownie wywołując lekki rumieniec, mający nadać jej “przejęcia”.
Powoli i trwożnie zbliżała się do Archibalda, którego widziała już wcześniej. Wpatrzona w jego postać niczym niewinny króliczek złapany w sidła.
Wyciągnęła delikatną dłoń przed siebie niczym do pocałunku i dygnęła nisko, jak grzeczna żoneczka.
- Witaj, szanowny sir Archibaldzie. - zaczęła lekko niepewnie. - Niezwykle cieszę się na odwiedziny krewnego mego drogiego męża.
Uśmiech, spojrzenie... była w nich drwina. Było zdziwienie. Był triumf. Widział w niej to co chciałaby widział. Naiwną i głupiutką gąskę, którą mógł zastraszyć i zdominować.
- Witaj baronesso… spodziewałem się jednak zastać mego bratanka. Gdzież on jest?- zapytał nachylając się i dworsko całując dłoń Kathil.
Bródka Kathil lekko drgnęła na pytanie o męża i bardka poruszyła się jakby zawstydzona.
- Mąż mój wraz ze swym stryjem wyjechali w interesach. Nie.. nie znam szczegółów, mości Archibaldzie. Z woli męża zostałam w posiadłości by przywitać rodzinę. Nie wypadało już odwoływać zaproszenia - z każdym słowem mówiła nieco szybciej i nieco bardziej drżącym głosem jakby przepraszała w imieniu męża i swoim przede wszystkim - Postaram… postaram się by ta wyprawa jednak nie była uprzykrzeniem dla ciebie. - spojrzała na Archibalda szeroko otwartymi oczętami, lekko zagryzając wewnątrz ust dolną wargę, próbując pokryć zmieszanie, jakie prawie doprowadzało ją do płaczu. Chciała pokazać, że bardzo się starała nie wybuchnąć łzami z przykrości zadanej przez męża.
- Przygotowałam rozrywki, i ucztę i muzykantów… - wyliczała wciąż stojąc przed nim jak uczniak przed nauczycielem. - Jeśli masz jakieś inne, specjalne życzenia, postaram się z całych sił je spełnić - zapewniła składając nerwowo zaciśnięte dłonie na podołku sukni.
- Cóż…- mruknął Archibald z satysfakcją obserwując reakcję dziewczyny. - Chciałbym więcej dowiedzieć się o tym stryju i o tobie pani i o Ortusie. Nasz drogi chłopiec wszak szykował się do kariery kapłańskiej.
- Oczywiście! - wykrzyknęła Kathil z gotowością niemalże i buzia rozpogodziła jej się nieco z radości, że Archibald jej nie złajał za zmarnowany czas. - Zaprowadzę cię do komnaty, jaką dla ciebie wybrałam. Po drodze odpowiem na wszelkie pytania. - Kathil dodała żarliwie - A możeś głodny? Spragniony? Znużon po podróży. - wprost wychodziła z siebie, próbując nie dopuścić, by wuj był nie w humorze. - Powiedz jeno, a służba jest na twe rozkazy, jak i ja. - dodała naiwnie. Jej ostatnią wypowiedź można było interpretować …. dowolnie. Potoczyła również spojrzeniem po towarzyszącym mu ludziach.
- Doprawdy? A jakież są te… rozkazy, które spełnić jesteś gotowa?- zapytał z drapieżnym uśmieszkiem, zerkając w dekolt Wesalt. - Co do moich ludzi, niech się rozlokują w swych pokojach, a co do mnie… udajmy się do tej komnaty.
Kathil klasnęła w dłonie przywołując służbę i Saskię i wydała rozkazy by rozlokować świtę Archibalda. Sama zaś, jeśli Archibald nie ujął jej dłoni pod ramię, ujęła w paluszki suknię i popłynęła koło wuja, trzymając się pół kroku za nim, jak wypadało posłusznej kobietce. Po drodze ćwierkała zaś starając się zająć mężczyznę:
- Mój poprzedni mąż, pokój nad jego duszą, zmarł ponad półtora roku temu. Sytuacja ta stanowiła powód wyswatania mnie przez szacownego stryja za Ortusa, najbliższego krewnego. Stryj w mądrości swej uznał to za najlepsze rozwiązanie. - peplała “co jej ślinka przyniesie na język”. - A ja … - zawahała się nieco -... wdzięczność mu winnam, że o sierotę zadbał. I memu mężowi też. - zamilkła raptownie. - A oto i komnata - wykrzyknęła z ulgą jakby temat zmieniając. Otworzyła drzwi i wprowadziła gościa do środka.
- Ładna.- mruknął Archibald rozglądając się i biorąc od razu za rozbieranie. Nie było w tym nic dziwnego, wszak nie mógł łazić po całej posiadłości w zbroi.- Więc… od jak dawna jesteś żoną Ortusa?
Kathil odwróciła się tyłem stojąc tuż przy drzwiach komnaty.
- Czy… mam przysłać służbę? Zostawić cię samego… sir Archibaldzie? - głos jej lekko drżał - Od miesiąca… - postąpiła jeszcze jeden niepewny kroczek ku drzwiom.
- I to małżeństwo cię satysfakcjonuje?- mruknął rycerz uśmiechając się niczym wilk na widok dorodnej owieczki.- Jakiś młodzik, który może ma urodę ale nie ma postawy, charakteru, doświadczenia.
- Nie kobiecie oceniać decyzje mężczyzn - odpowiedziała wymijająco jakby cytowała kogoś, jednak główkę schyliła wciąż odwrócona do niego tyłem. - Nie do mnie należy ocenianie, co dobre dla rodu… - zamilkła jakby nie mogąc kontynuować i schowała głowę w ramionach. - Wybacz… - szepnęła po chwili -... może drobna przekąska w ogrodzie? - zmieniła temat, nakładając znowu uśmiech na buzię. Jak dobrze wytresowany piesek.
Archibald podszedł przypierając Kathil swym ciałem do drzwi i ujął dłońmi podbródek dziewczyny, by patrzyła mu w oczy.- A może przekąska teraz? Twój chłoptyś z pewnością jest uroczy, ale tobie trzeba mężczyzny z krwi i kości. Tobie przyda się wolność od stryja i rozkosz, której nie zdołałaś jeszcze zaznać w małżeństwie. Możesz… wiele zyskać moja droga jeśli masz odwagę po to sięgnąć.
Kathil wyglądała na przerażoną i zafascynowaną. Głęboki rumieniec wywołała ponownym wbiciem paznokci w dłoń. Patrzyła na Archibalda szeroko otwartymi oczami.
- Ja…. - zająknęła się i jakby lekko szarpnęła na tyle by mężczyzna poczuł kuszące krągłości ocierające się o niego - … Przekąska? - wpatrzyła się w usta wojownika - Ja nie wiem….- wydukała - … nigdy… mnie nikt ..nie pytał. - zamrugała szybko, jakby odganiając łzy.
Nachylił się i pocałował ją władczo, namiętnie, drapieżnie… i całkowicie bez polotu. To nie był pocałunek jaki budziłby motylki w jej brzuchu. Archibald nie był Condradem którego spojrzenie i ton głosu budziły w niej słodkie dreszcze, którego pocałunki obezwładniały. To nie był nawet Garret z tym kuszącym zwierzęcym magnetyzmem.
Archibald miał niezłą technikę całowania, to musiała przyznać. Ale pozbawiony był pasji, narcystyczny w swym samolubstwie i przekonany o swej doskonałości. To nie był nieprzyjemny pocałunek, tylko taki… cóż… bez wyrazu.
- Pomyśl… czy chcesz czegoś więcej od życia, piękniejszych sukien, większego pałacu, splendoru..- wymruczał po pocałunku naiwnie sądząc że swą stanowczością i urokiem podbił serce naiwnej gąski.
Kathil skręcała się w środku słysząc całą typową listę podawaną bez przekąski na surowo.
Przełknęła jednak rozczarowanie - cóż, nie zawsze trafić można na godnego przeciwnika - a Archibald wykładał wszystkie karty na ławę bezpardonowo.
- Chcę… - szepnęła Kathil z przymkniętymi powiekami słuchając kuszenia i oblizując lekko usta jakby smakowała pocałunek - ale… Ortus… stryj… oni… nie …- dukała.
- Ale ich tu nie ma… a ja jestem…- i znów ją pocałował władczo i namiętnie i budząc jedynie odrobinę przyjemności tą pieszczotą. Nie był kiepski, ale Wesalt mając do dyspozycji usta lepszych kochanków jakoś nie czerpała z tego dużej satysfakcji. Może po paru głębszych…byłoby lepiej ? No i jeszcze to wyraźne samozadowolenie w pieszczocie, które czuła smakując ustami jego wargi. On myślał że jest wspaniałym kochankiem, który przyciągał do siebie kobiety… i nawet nie próbował swych pieszczot uczynić przyjemnymi dla nich.- Ty pomożesz mnie, a ja… pomogę tobie.
- Ale… jak - drżała w jego ramionach - oni wszystko wie…. wiedzą…. służba im ...pow...tórzy - Kathil dodatkowo zarzuciła haczyk by trzymać Archibalda z dala od służby i próby plotkowania z nią - Ja … nie mam … głowy do … jestem tylko kobietą… - w duchu sama przewróciła oczami na siebie. Otworzyła oczy i spojrzała przerażona na wuja Ortusa. - Co miałabym zrobić? - jej drżące ciało ocierało się “przypadkiem” o jego.
- Nie martw się… o wszystko zadbam.- Archibald chwycił ją za pierś masując drapieżnie. Trochę za mocno i mało instynktownie, ale to była miła i nawet ekscytująca odmiana po mdłych i nudnych pocałunkach. No cóż… minęło od tego wiele lat, ale Kathil potrafiła sobie radzić z kiepskimi kochankami. A Archibald zapowiadał się przeciętnie. Znów ją pocałował, eeech żeby jeszcze próbował ją wyczuć zamiast pchać język na siłę.- Poczekamy aż mój brat przyjedzie i wspólnie zaplanujemy jego koniec.
“ Acha to jednak będziesz chciał zrobić ze mnie ofiarę“- Kathil pomyślała do siebie.
Na głos zaś rzekła:
- Koniec? - próbując się wyplątać z uścisku mężczyzny - Jak… jak to koniec? Czemu koniec? - wyglądała na przestraszoną - Jak ko-koniec ma pomóc w piękniejszych sukniach? - zgrywała idiotkę.
- Pomożesz mi go zabić.- mruknął ugniatając dłonią pierś Kathil i całując jej usta zachłannie, a Wesalt marzyła by jednak skupił się na tylko macaniu jej ciała. Wychodziło mu to lepiej niż te pocałunki, które miały ją oczarować. Przynajmniej pieszczota ta była szczera i wywoływała odrobinę ekscytacji w jej ciele.- Nie martw się… Nie będziesz na to patrzyła i nie będziesz w niebezpieczeństwie. Po prostu zarządzisz swej służbie parę poleceń, które ci podam.
- Ale… - chciała jakby zapytać ale w końcu poddała się. W końcu była tylko kobietą. - Jesteś mądrzejszy ode mnie, Archibaldzie. Tylko nie pojmuję jak te zlecenia mają ci pomóc. - wykrzywiła buźkę w podkówkę i niby to chcąc pogładzić mężczyznę po policzku trąciła jego podbrzusze. - Och tak mi przy...ykro… wy… bacz. - schowała twarz na jego piersi zawstydzona.
- Niech się o to twoja śliczna główka nie martwi.- mruknął coraz bardziej pobudzony Archibald obejmując ją w pasie i ciągnąc w kierunku łóżka.- Po prostu rób co powiem i wszystko będzie dobrze.
- Doo...obrze, Archibaldzie. Jak każesz. - powiedziała potulnie dając się ciągnąć i nagle hamując - Ale… ale.. Archibaldzie… to się nie godzi… ja nie… nie mogę… to grzech, nie przystoi… - próbując odsunąć jego obejmujące ją ramiona. Szamotała się by pokazać mu jak słaba jest. - Proszę - spojrzała błagalnie na niego zaś jej piersi unosiły się szybko i...kusząco.
- Co mówiłem o słuchaniu mnie…- pochwycił ją mocniej i znów zaczął całować drapieżnie i namiętnie próbując przełamać jej opór. I w pewnym sensie mu się to udawało. Czy Wesalt była dłużej w stanie wytrzymać te umizgi, czy może lepszym byłoby jak najszybciej załatwić sprawę. Ostatecznie jeszcze trochę tych pocałunków i uśnie tu z nudów.
Kathil zamrugała i na policzki wymsknęły się dwie łezki:
- Archibaldzie… jesteś taki… taki… wspaniały - powiedziała nabożnie i szeptem - ale… służba doniesie stryjowi. A stryj… ma ciężką rękę…. ja … - zadrżała - … się go boję… on ma oczy wszędzie… - wtuliła się w niego jak ostatniego obrońcę uciśnionych. - Zabierz mnie stąd, a będę twoją… - chwyciła jego dłoń i zaczęła prosząco całować jej wierzch.
- Dobrze… zabiorę cię, słodka Kathil.- mruknął Archibald i przewidywalnie wypuścił Wesalt ze swych objęć. Kto by pomyślał, że ten planujący bratobójstwo drań nadal widzi w sobie rycerza w lśniącej zbroi.- Ale masz się mnie słuchać. Gdy pozbędę się brata… wtedy stąd wyjedziemy.
- Tylko ciebie, Archibaldzie. Wiem, że mnie obronisz. A ja … ja postaram się być godną ciebie. - wymamrotała Kathil zawstydzona. - Zostawię cię teraz? Życzysz sobie czegoś, mój panie? - dorzuciła czeresienkę na czubek.
- Słodkiego widoku twych piersi.- a jednak… lubieżnik nie odpuścił sobie tej odrobiny zabawy kosztem gospodyni. A może chciał sprawdzić jak dużą miał nad nią władzę?
Stawiała na to ostatnie. Odsznurowała nieco gorset i rozsuneła pierwsze dwie dziurki wiązania. Drżącymi dłońmi odsunęła nieco dekolt z nieśmiałym lecz i kusząco dziewczęcym uśmiechem, dziewicy ukazującej swemu wielbicielowi skarby. Tylko troszkę i tylko przez chwilę. Szybko zasznurowała gorset i zasłaniając twarz dłońmi uciekła w kierunku drzwi.
Na szczęście… zadowolony ich widokiem i wyraźnie zachwycony Archibald jej nie powstrzymał i wyszła bezpiecznie z jego pokoju.
“Uffffff” - Kathil westchnęła ale nie opuszczała swej roli. Przecież świta Archibalda mogła się kręcić w pobliżu.
 
corax jest offline  
Stary 23-02-2016, 09:32   #70
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Ruszyła by odsapnąć i odnaleźć Jaegere. Znalazła go w gabinecie pochylonego nad partią szachów w towarzystwie maga. Zamknęła drzwi do gabinetu i otworzyła niewielki barek by sięgnąć po koniak.
- Czy panowie życzą sobie kieliszeczek? - czuła, że wraca do korzeni. We wczesnych latach jej “kariery” pora dnia nie dyktowała picia alkoholu. Kaliber klienta to robił. Nalała sobie odrobinę i zmoczyła usta.
- Z chęcią.- stwierdził Eltanus przyglądając się Jaegere z wyższością w spojrzeniu. Sam półelf zaś z uśmiechem przesuwał kapłana by zablokować królową maga… nieopatrznie narażając się na przegraną.- W końcu i tak wygram.
- Twoja pewność cię zgubi.- odparł półelf z uśmiechem i dodał.-Ponoć pierwszy z wujów już przybył. Jakie wywarł na tobie wrażenie?
Kathil podała kieliszek z trunkiem magowi.
- Już “ma mnie w garści” i planuje jak zwalić na mnie morderstwo brata. Mam czekać na jego wskazówki. Słuchać jedynie jego, on mi da suknie i większy zamek i rozkosz pod niebiosa. - mruknęła cichutko Kathil rzucając okiem na rozkład na szachownicy. Przysiadła na oparciu fotela Jaegere gładząc półefla po głowie i wsuwając dłoń pod jego włosy.
- Taki to z niego mistrz miłości, że po jednej rozmowie kobietom miękną przy nim nogi?- zapytał żartobliwie Jaegere.- Może powinienem poprosić o parę porad?
- Narcystyczny, arogancki, poniżej przeciętnej w kwesti męsko-damskiej. - Kathil wciąż mruczała cichutko by ewentualnie podsłuchujący nie mogli usłyszeć - Już ciągnął do łoża. Możliwe, że planuje mnie stąd “zabrać”. Lubi głupie gąski. - obserwowała kolejny ruch maga, po czym...uśmiechnęła się lekko i pochyliła ku szachownicy, ukazując dekolt magowi dla odmiany. Mag tkał pułapkę misternie. A Jaegere… dał się ponieść swej dumie. Kapłan nie był jeszcze szachowany ale … nie mógł już liczyć na pomoc innych figur. Wyglądało, że wieża i rycerz wkrótce dopadną go w kolejnym ruchu.
Kathil łyknęła koniaku i wzięła w dłoń osaczonego kapłana. Dała Jaegere kieliszek do potrzymania i wolną dłonią podniosła wieżę stojącą bezczynnie w rogu szachownicy. Nie uczestniczyła w walce o byt kapłana. Z uroczym uśmiechem, patrząc magowi w oczy dokonała roszady. I teraz ścigany kapłan, spoczął za plecami wieży, jednej z najsilniejszych figur na szachownicy.
Odebrała kieliszek od Jaegere, cmoknęła go czule w czoło i szepnęła:
- Nie martw się. Poza szachownicą też cię obronię.
Liczyła, że rozbawi obu mężczyzn tym stwierdzeniem.
- Może powinna cię zastąpić w grze… przynajmniej miałbym wyzwanie.- mruknął czarownik, co półelf od razu sparodiował.- Psynajmniej miałbym wysswanie…
I zwrócił się do Kathil.- Chodź tu, ładuj mi się pupą na kolana, skoro już grasz. I…-
- Nie ma żadnych ciekawskich oczu w około, jakby były to bym powiedział.- mruknął czarodziej.
Kathil zsunęła się z oparcia fotela na kolana Jaegere:
- Swoją drogą ten pijaczek… Garret, nie popuszcza nikomu…- mruknęła cmokając policzek półelfa.
- Z pewnością tyłeczek Jaegere jest bezpieczny… za dnia.- mruknął czarownik ironicznie, a sam półelf obejmując w pasie Kathil zajął się muskaniem językiem dekoltu jej sukni powodując owe przyjemne dreszcze za którymi już zaczynała tęsknić.- I też jest taki nieudany jeśli chodzi o sprawy…?
- A marudziłeś o mój wieczorny plan… - mruknęła Kathil poddając się pieszczotom Jaegere. - Nie… ciekawszy… ale ja nie lubię jak się mnie nazywa “kaczuszką”. - uśmiechnęła się drażniąc półelfie ucho językiem.
- Jestem pewien, że gdy pozna cię bliżej zmieni twój przydomek na bardziej drapieżny…- wymruczał półelf jednocześnie palcami rozwiązując nieco sznurowania grosetu na tyle, by móc wsunąć palce pod suknię i masować jej szczyt piersi. Jego usta pieściły szyję i.. czarownik niewątpliwie miał intrygujące widoki przed sobą… a Kathil trudność ze skupieniem.- A ja nie miałem nic przeciwko wieczornemu planowi… poza tym że muszę czekać tak długo.
Czarownik pewnie też nie mógł się skupić zerkając na powiększony dekolt sukni i kuszące krągłości z niego się wysuwające lekko. Ale radził sobie jakoś i… nie ułatwiał Wesalt wygrania tej partii.- Więc… co zrobisz z Garretem?
- Nie dość, że mam grać za… mmm… ciebie …. to jeszcze…. dać się pieścić na oczach Eltanusa i opowiadać o Garrecie? - Kathil pacnęła lekko dłonie Jaegere - Obiecany parawan zaczyna się oddalać, mój drogi. - fuknęła lekko. Usiadła plecami do Jaegere i zasznurowała gorsecik. Za to poruszyła sugestywnie biodrami, wpatrując się z psotna minką w Eltanusa i przesunęła wieżę szachując jego kapłana. Po czym wygięła się w łuk i cały czas udając ujeżdżanie Jaegere wpatrywała się w maga z kuszącym uśmieszkiem. - Na razie nic… prosiłam go by miał mnie na oku.
- Cóż poradzić…- jęknął cicho półelf, całując jej szyję i bezwstydnie a zarazem przyjemnie ugniatając krągłości jej piersi przez suknię. - Kusząca jesteś, że aż trudno się powstrzymać.-
Źródło jęku było dla Kathil zrozumiałe, bo wszak pośladkami wyczuła ów twardy obiekt, rozpalający jej fantazję i wspomnienia. Tym bardziej, że dla odmiany macające ją dłonie miały wprawę w rozpalaniu jej zmysłów. A czarownik którego prowokowała rozbierał ją wzrokiem jednocześnie starając się skupić na szachownicy.
- Z pewnością… będzie miał. A co ty… planujesz w związku z Archiballdoowym spiskiem.- szepnął podekscytowanym głosem Jaegere.
Kathil kiwnęła na maga paluszkiem by się zbliżył.
- Poczekam aż ustali plan działania ze świtą i przekaże mi instrukcje. Na pewno teraz rozmawia z podwładnymi by być gotowym z planem zanim dojedzie Bertold. A potem… przekażę swym ludziom i pomówię z drugim wujem, który zapewne wystąpi z podobną proooo…. - przycisnęła mocniej biodra by wywołać kolejny jęk półelfa - ...zycją - wpatrując się w dzikiego maga.
- Nie… wieeem… czy naaa dziś zdąży…- jęknął półelf, podczas gdy jej pupa ocierała się o twardy i żywotny dowód zainteresowania półelfa.- Nieee jest… aż tak.. głuuupi… chybbba.
Jego dłonie drapieżnie ściskały i masowały jej piersi...w sposób jaki naprawdę pobudzał apetyt Wesalt. Dziki mag wstał i usłużnie zbliżył się do pieszczonej arystokratki, podczas gdy Jaegere kąsał i lizał jej szyję w gwałtownych porywach namiętności.
Wesalt poczuła w końcu ukąszenia przyjemności. Jaegere wyczuł chyba, jej potrzebę bo robił wszystko by zatrzeć nieprzyjemne wspomnienia o Archibaldzie. Byłoby o wiele przyjemniej gdyby nie te wszystkie warstwy ubrań. Kathil postanowiła jednak podrażnić półelfa jeszcze bardziej i …. wstała z jego kolan by przytulić się do maga. Pocałowała go z razu delikatnie, by błyskawicznie zaatakować namiętnością… na oczach Jaegere.
Czarownik odruchowo objął w pasie Kathil oddając pocałunek z bardzo gorączkową pasją… i pragnieniem. Pieszczota była tym pikantniejsza… że była na oczach półelfa, dyszącego od pożądania i rozpalonego widokami… toteż nic dziwnego, że stanął tuż za nią i podwinąwszy jej suknię znalazł się pod nią, zsuwając bieliznę z jej pośladków i wodząc ustami po gołej pupie i językiem pomiędzy nimi. Jaegere nie był typem zazdrośnika… wyglądało też że nie mam nic przeciwko zabawom w liczniejszym gronie.
Kathil jęknęła wprost w usta Eltanusa.
Sama nie mogła się doczekać wieczoru z Jaegere więc nie protestowała, gdy chwila zbliżenia przyszła szybciej.
Dłońmi zaczęła szukać dostępu do ciała czarownika wpijając się namiętnie w jego usta i rozpoczynając na nowo dziki taniec języków.
Jej dłonie przebrnęły przez tkaniny otulające ciało maga, trzymające się na szarfie spinającej wszystko z boku. Jedno rozsupłanie i voila, dłonie Kathil zapoznawały się z ciałem mężczyzny… którego pocałunki były rozkosznie przyjemne i podgrzewane przez wielce nieobyczajne muśnięcia języka między pośladkami. A potem półelf macając na oślep uda kochanki dotarł palcami do jej łona. I Wesalt zadrżała czując jego pieszczoty na podbrzuszu… a przecież było ich dwóch… kochanków spragnionych pieszczot, jak i pieszczenia jej ciała.
Mag całując ją zachłannie, dość sprawnie i szybko rozwiązywał sznurowania jej sukni by uwolnić piersi kochanki i po chwili Kathil poczuła jego pocałunki na swym dekolcie. Idea która wujowi Ortusa w życiu by nie przyszła do głowy.
- Zdejmijcie to ze… mnie - wydyszała drżąc pod dotykiem obu kochanków - nie… nie pomiąć… - tylko na tyle miała trzeźwych myśli gdy namiętność, umiejętnie podgrzewana przez pieszczoty jej kobiecości i pełne pasji pocałunki na jej piersiach, zaczynała przejmować nad nią kontrolę.
Sięgnęła dłońmi bez ceregieli ku różdżce czarodzieja i zacisnęła na niej dłoń. Drugą sięgnęła niżej by drażnić również i tę wrażliwą część ciała kochanka. Wtuliła twarz w szyję mężczyzny, liżąc, ssąc i kąsając zaznaczając szlak żądzy na jego ciele. Magiczna różdżka różdżka i dwie magiczne kule. Satysfakcjonujące magiczne utensylia… wręcz kuszące do ich wypróbowania. Ale swymi zabiegami niewątpliwie utrudniała czarownikowi koncentrację na jej rozbieraniu. Na szczęście Jaegere mógł z pietyzmem pozbawić sukni Wesalt ( przy jej odrobinie współpracy w tej materii i odsłonić jej ciało… ku niewątpliwemu zachwytowi i pobudzeniu… bowiem uroczo się prezentowała tylko w pończoszkach zakończonych podwiązkami, pantofelkach na obcasie.. i niczym innym. Efekt tego był zadowalający w.. dłoni Kathil i obiecujący wiele po magu.
Kathil obróciła się dwa razy pozwalając każdemu z mężczyzn znaleźć wybraną część jej ciała. Sama przy okazji uwolniła Jaegere z okowów ubrania by móc przywitać się ponownie z jego najgroźniejszą bronią. Wypięła się przy tym, rozkosznie wystawiając wypiętą pupę na podziw i dotyk czarodzieja, gdy przez chwilę wielbiła oręż półelfa językiem i ustami.
Nie trzeba było… mu nic więcej. Tak jak się spodziewała poczuła palce maga na swej kształtnej pupie i jego oręż między swoimi udami. Pierwsze pchnięcie… i kolejne. Jej ciało poruszało się pomiędzy dwoma kochankami czując ich włócznie w tak różnych obszarach swego ciała i tak w nowy sposób kosztując męskość kochanka, poruszana po niej siłą pchnięć maga. Było to rozkosznie nieprzyzwoite.
Starała się być cicho i powstrzymywać jęki rozkoszy, tłumione do pewnego stopnia przez pieszczoną męskość Jaegere wypełniającą rozkosznie jej usta. Wolną dłonią sięgnęła za siebie wyciągając ją ku czarodziejowi by poczuć go mocniej, i bardziej dziko. Język i usta pracowały nad doprowadzaniem Jaegere to szaleństwa, a rozkosz jaką odczuwała i poczucie władzy i jednocześnie poddania sprawiło, że ciało jej wygięło się mocniej w łuk. Łuk ciasno zakleszczony pomiędzy ciałami kochanków, niosących jej pociechę.
Rozkosz pieszczonego kochanka czuła przez drżenie na swym języku, rozkosz drugiego przeszywało jej ciało przy każdym ruchu bioder. Ich dłonie pieszczące jej włosy i pośladki, ich jęki, ich gorące ciała które ocierały się o nią. Nieco niewygodna poza nie miała znaczenia, gdy zaciskała palce na pośladku czarownika w niemej prośbie. I otrzymywała to co o prosiła. Kolejne nieustępliwe szturmy budujące gwałtowny finał. Przez głowę Kathil przemknęła myśl, że Jaegere mógł dobrać swych podwładnych także pod kątem ich łóżkowych sprawności… choć, jakoś ciężko sobie było jej wyobrazić półorczycę w innym sytuacji… czy nawet sukni. Zbliżali się do eksplozji, tak jak i ona się ku temu zbliżała nieustępliwie. Po tym co przeszła od rana, zwłaszcza po Archibaldzie, potrzebowała takiego relaksu.
Pomrukami i stłumionymi piśnięciami sygnalizowała szybko zbliżającą się Nirvanę. Z trudem łapała oddech, ale nie przerywała pieszczot orężą półelfa. Jej łono pulsowało coraz szybciej, mocniej zaciskając się na kosturze czarodzieja i coraz to więżąc go w okowach jej kobiecości. W końcu po kolejnym jego dzikim uderzeniu nie wytrzymała. Jej rozkosz przetoczyła się lawiną po ciele, gdy ona sama uwalniając na chwilę Jaegere jęknęła. Nie przestała jednak pieszczot dłonią i po omacku odszukała go na nowo, otoczyła go ustami by dołączył do niej w ekstazie. Czuła drżenie czarodzieja wewnątrz i oczekiwała i jego jęku z niecierpliwością. I po chwili posłyszała ich jęki a potem poczuła dowody ich pożądania, trybut jaki mężczyzna składa kobiecie w intymnej chwili. Wręcz… smakowała to zwycięstwo, spocona i szczęśliwa i rozleniwiona nieco. Ów krótki figielek był intensywny i wyczerpujący, ale niewątpliwie poprawił humor baronessie.
Zdyszana i drżąca, trzymała się Jaegere i nie odsuwała od Eltanusa. Jeszcze przez chwilę rozkoszując się ich bliskością. Dopiero po chwili otworzyła oczy by powrócić do rzeczywistości.
Uśmiechnęła się rozleniwiona i zaspokojona.
- Szach, mat. - mruknęła. - Wieża wygrała - wskazała na planszę i odwracając się do czarodzieja puściła do niego oko.
- Domagam się rewanżu.- mruknął żartobliwie Eltanus wędrując spojrzeniem po ciele Kathil pieszczotliwie głaszcząc dłońmi jej pupę.
- Oj oj.. najpierw niech dama się wypowie czy byłeś satysfakcjonującym przeciwnikiem, a potem pomyślimy o rewanżu.- pogroził żartobliwie Jaegere czule głaszcząc Wesalt po włosach.
- Mmm ciężko wydać wyrok po tak krótkiej potyczce - Kathil żartobliwie drażniła ego czarodzieja. - To tak jakby oceniać ucztę po przekąskach. - powoli prostowała się i opadła w ramiona czarodzieja, przyciągając też Jaegere do swego wygiętego ciała i dumnie prężącym się piersiom. - Ale na teraz tylko tak krótka rozgrywka musi wystarczyć - zrobiła smętną minkę.
- Nie jestem pewien czy chcesz ją zakończyć tak szybko pani.- palce maga przesunęły się po jej udach i podbrzuszu subtelnie pieszcząc skórę w jej najwrażliwszym miejscu.
- Muszę się z nim zgodzić… mam wrażenie, że nie chcesz jeszcze zakończyć tej rozgrywki.- mruknął Jeagere nie pomagając jej… bowiem jego usta zabrały się za zaczepną pieszczotę szczytów jej piersi. Kathil mimowolnie przygryzła wargę… nie było wszak łatwo oprzeć się pokusie.
- Wcale nie chcccccę - jęknęła cicho, unosząc twarz do Eltanusa w poszukiwaniu pocałunków. Miał takie rozkoszne usta. - Ale lada… chwila … pojawi się kolejny wuj… nie mogę wyjść naga na powitanie… - wydyszała zarzucając ramiona na szyję maga i na nowo drażniąc go ocierając się pośladkami.
- Może poczekać… jak Archibald…- rzekł łobuzersko Jaegere schodząc pocałunkami z piersi na brzuch dziewczyny, podczas gdy Eltanus odpowiadał namiętnie i zachłannie na jej pocałunek. I dłonie… czuła palce masujące swe u uda i pośladki, czuła palce zanurzające się badawczo w jej rozkosznie cieplutkim i miękkim zakątku. Długie palce maga… to coś co budziła do życia kuszącymi ruchami pupy.. również było długie… i równie rozkoszne.
Oderwała się od czarodzieja i po popchnęła Jaegere z powrotem na fotel, tym razem wtulając się ciasno w jego ciało. Tak jak niedawno, usadowiła go siedzisku i drażniąc ocieraniem się pośladków budziła jego oręż do życia. Ponownie skinęła paluszkiem magowi, przyzywając go by stanął przed nią i z wyzwaniem w oczach pochyliła się by zamknąć usta na jego magicznych kulach. Dłonie zacisnęła na jego pośladkach unosząc się na kolanach Jaegere i drażniąc go żarem swej kobiecości.
- Nadal… nikogo? - spytała cichutko, trącając kostur Eltanusa czubkiem języka.
- Nadal…- jęknął Eltanus i szepnął cicho.- Twoi...goście dopiero zapoznają się z wydzielonym im fragmentem pałacu.
Sama Kathil czuła dłonie Jaegere na swej pupie i usta jego przesuwające się powoli wzdłuż jej kręgosłupa znacząc plecy żarem gorących pocałunków.
- Dobrzeeee - jęknęła Kathil i uniosła się nieco do góry wypinając pośladki i nakierowywując dłonią Jaegere w jamkę “wybrańców”. Pozwoliła mu działać, koncentrując się na nowym nabytku w jej repertuarze kochanków. Dłońmi pieściła tors, plecy i pośladki czarodzieja, by w końcu ująć w usta jego różdżkę starając się sprostać jej długości. Nie spuszczała z niego błyszczącego dziko spojrzenia.
Oczywiście nie umknęły jej tatuaże na ciele Eltanusa niebieskie i błyszczące lekko, nadające mu nieco mistyczno-dzikiego charakteru, ale teraz.. najważniejsza była laska maga tak rozkosznie układająca się między wargami i wywołująca dzikie pożądanie w oczach właściciela, gdy wodziła ustami i języczkiem po tym narzędzi kontroli nad kochankiem… choć Wesalt akurat z kontrolą w tej chwili miała pewne trudności. Owszem poruszając tyłeczkiem kontrolowała natężenie obecności kochanka w swej pupie. Ale ten dreszczyk przyjemności nie był jedynym… o nie… Jeagere miał wolne dłonie, i jedna z nich pieściła piersi Kathil namiętnie je ugniatając. Druga zaś zanurzyła się między uda, kciukiem trącając punkcik nad bramą rozkoszy. Uwięziona przez tyle przyjemnych doznań Kathil w ogóle zapomniała o sukni, wujach, obowiązkach… o wszystkim, liczył się tylko relaks i narastająca falą przyjemność zarówno w jej ciele jak i u kochanków, których lekkie ruchy bioder doprowadzały Wesalt do rozkosznego szaleństwa.
Jęcząc cichutko w chwilach gdy mogła wydać z siebie dźwięk, Kathil odchyliła się i opadła na Jaegere pociągając Eltanusa za sobą.
Gestem wskazała by ukląkł między jej nogami i przyciągnęła namiętnie do siebie. Dłonią poprowadziła go ku buchającemu żarem miejsca rozkoszy. Drugą dłonią zachęcająco poprowadziła jego dłoń ku swej piersi, wolnej od zabawy półelfa. Drżała z niecierpliwości ma takie rozpalające wszystkie zmysły połączenie.
Jęknęła cicho.. gdy poczuła w sobie drugiego kochanka, głośny krzyk wyrwał się z jej gardła gdy obaj kochankowie zaczęli poruszać się w mniej w miarę równomiernie. Gdy poczuła swoje wrażliwe obszary przyjemnie wypełnione ich obecnością. I ruchy które odczuwała wijąc się między nimi całowała po karku i piersiach, masowana po brzuchu, biuście biodrach. Wszędzie czuła rozkoszny dotyk ich rozgrzanej skóry, wszędzie czuła ich obecność, całując od czasu do czasu twarz maga i...tempo, ruchy bioder nasilały się zmuszając ja do większego wysiłku nagradzanego większą rozkoszą.
Wiła się żałując, że ma tak ograniczone możliwości. Dłonie błądziły między jednym mężczyzną a drugim. Urywane błagania i prośby gasły w ustach zanim zostały wypowiedziane. Drżała i jęczała wprost do ucha Jaegere by zaraz kąsać płatek ucha Eltanusa. Rozorała paznokciami plecy maga i wpiła paznokcie w udo Jaegere, gdy rozkosz przetoczyła się przez nią gwałtownie, pozostawiając ją zupełnie bezwolną, słabą i trzęsącą się. Uwięzioną miedzy dwójką kochanków. Opadła na Jaegere wciąż i wciąż unoszona ruchami bioder i uderzeniami mężczyzn.
Pozostała taką przez chwilę… listkiem niesionym falą żądzy kochanków, gdy poczuła znów satysfakcję rozlewającą się przyjemnie w jej ciele. Otulona przez dwa drzące ciepłe i przyjemne w dotyku męskie ciała Kathil uświadomiła sobie dwie rzeczy.
Że po pierwsze powinna się wykąpać, chyba że chce dodać do spotkania Bertolda dreszczyk emocji wynikający ze śladów po kochankach na swym ciele… których przecież i tak nie zobaczy. Oraz… że noce mogą być bardzo ekscytujące przez następne kilka dni i to nawet bez faktu, że Saskia będzie mimowolnym widzem.
Zdecydowała się na opcję numer 1. Ucałowała obydwu kochanków mrucząc ukontentowana i ubrała się szybko z ich pomocą. Poprawiła fryzurę i prędko udała się do swej sypialni, korzystając z zamieszania w drugim skrzydle.


Kazała przygotowac kąpiel i wezwała Saskię i Logana by podczas kąpieli streścić im zdarzenia z Archibaldem.
Obydwoje mieli wzmocnić straże i upewnić się, że służba, jeśli wypytywana, zdawała im raport. Kazała również przestrzec dziewczyny Mei o możliwości niecnych zagrań. A potem pani Percy miała przygotować obiad. I się zaczeło. Pani Percy przywołana do Kathil od razu rozpętała burzę streszczając wydarzenia dziejące się w tle… wśród służby. A królował w nich ów biały satyr co to ze służkami flirtuje i je bałamuci, chaos wprowadzając i ośmielając się nawet klepnąć Bartolomeę po tyłku mówiąc iż nie godzi się by taka gorąca kobitka sama w nocy bywała… i że jej gacha znajdzie! Pani Percy przyznała, że Garret przydał się do przywołania do porządku jednego z najemników Archibalda, który pozwolił sobie na zbytnie spoufalanie się z jedną ze służek wbrew jej woli, ale stanowczo wprowadza zbyt dużo chaosu… i trzeba mu dać jakieś zajęcie.!
Kathil potulnie wysłuchała awantury i kazała wezwać Garreta do siebie. Natychmiast. Obiecała Bartolomei, że załatwi sprawę z siwowłosym.
I dobrze się stało, że czas wezwania utrapieńca zbiegł się z końcem jej kąpieli. Na okoliczność obiadu Kathil przybrała się w delikatną i podobnież niewinną suknię
która kusić miała wszystkich ludzi Archibolda jak i męską część świty Jaegere.
Ciekawa była jaki tym razem przydomek wymyśli dla niej Garret, “łabądek”? Włosy upięła “niedbale” tworząc romantyczną koafiurę i upewniła się, że blado różowa barwiczka dodaje odpowiedniego akcentu jej ustom. I zaczekała aż wielkolud się stawi na wezwanie.
Garret zjawił się na jej wezwani i pierwsze co Kathil musiała uczynić to… nie wybuchnąć śmiechem. Białowłosy miał rację, w dworskich szatach wyglądał zabawnie. Niczym niedźwiedź z cyrku obwoźnego w fikuśnej czapeczce z piórkiem założonej na łeb.
- Witaj śliczna gąsko, jakże apetycznie wyglądasz.- rzekł na powitanie z uśmiechem.
Bardka zamknęła drzwi do komnaty, upewniając się, że ochrona “wcale tam nie stoi” i pociągnęła siwowłosego na fotel.
- Garrecie - stanęła na przeciwko, poza zasięgiem jego rąk. Podparła się dłońmi na biodrach - musimy pomówić. - stwierdziła stanowczo - Nudzisz się, dworski rytm nie jest dla ciebie, potrzebujesz …. czegoś do wykazania się. - obserwowała jego reakcję. - I ja to rozumiem, mój drogi. Ale… - podeszła do niego i twardo pociągnęła za włosy gwałtownie odginając jego głowę do tyłu. Pochyliła się do ucha i szepnęła - Jeśli będziesz mi służące bałamucił, to będzie to ostatnie bałamucenie twego życia. - ukąsiła mocno płatek ucha - NIE.PODCZAS.TEGO.ZJAZDU. - odsunęła się z niewinną minką “gąski” - Czy rozumiemy się?
- Nie bardzo gołąbeczko.- mruknął zaskoczony mężczyzna przyglądając się Kathil. Wstał nagle i przybliżył twarz swą ku licu dziewczyny.- Czy to nie ty przypadkiem chciałaś bym został podczas tego przyjęcia? Jaki ze mnie pożytek, jeśli mnie zamkniesz i ukryjesz, co?
Dziewki nie bałamucę… samo to jakoś wychodzi. Nie moja wina.
Przybliżył się nagle i objął Wesalt przyciskając do siebie.- No śmieją się ze mnie, ja się im odgryzam i tak od jednego słowa do drugiego… wychodzi. A cóże ty chciała ze mną zrobić, pokazywać mnie jak błazna i cieszyć się żeś mnie obłaskawiła gołąbeczko?
Kathil się poddała:
- Niee-ee Garrecie. - powiedziała poważnie i “Kathilowym” tonem. - Nie chcę cię zmieniać, jesteś jaki jesteś. Ale jaki jesteś zwracasz na siebie uwagę. - ujęła twarz mężczyzny w dłonie - A to nie pasuje mi do tego co mam zaplanowane. Służbę jak mi zaczepiasz, to rozkojarzasz. A tak nie może być. Nie teraz. Chcę byś został. Wiem… coś wart. I sojusznika w tobie chcę mieć nie wroga. Proszę byś nagiął się jeno ciut ciut. I ja się nagnę. Oddam twój strój. Śmiać się nie będą. Dobrze? - głos nie wracał do “kaczuszkowego”, spojrzenie nie było naiwne. Za to słowa szczere.
- Od razu... wroga…- prychnął Garret mocniej obejmując pośladki dziewczyny i napierając jej ciałem na swoje. Wodził dłońmi łakomie po jej pupie podgrzewając atmosferę między nimi. - Prosisz bym sojusznikiem twym był, ale w czym? Strażników tu pełno niczym pcheł na sparszywiałym psie. Ty coś planujesz, a ja… jako twój sojusznik nie wiem nawet jaką rolę mi przewidziałaś w swoim małym teatrzyku.
Wesalt przesunęła paluszkiem po ustach Garreta gdy ten wypowiadał swe zdanie:
- Ja? To nie ja… to goście planują i chcą mnie na ołtarzu ofiarnym swych niecnych czynów złożyć i winę na mnie i mego męża zrzucić. Twoim zadaniem jest mieć oczy i uszy otwarte. Bo mnie za głupią dziewkę biorą a po winie języki się rozwiązują. Rozumiesz? - wspięła się na czubki palców.
- Rozumiem to rozumiem… tylko swej roli nie. Jam nie szpieg, ja rzucam się w oczy…- westchnął Garret i pochwycił ustami uciekające paluszki dziewczyny, by muśnięciami języka popieścić opuszki palców Wesalt.- Ja tam ci pilnować kuperka mogę. Nie problem… ale nie ukryjesz mnie pod prześcieradłem, za duży jestem.
Kathil roześmiała się:
- To brzmi niemal jak wyzwanie, Garrecie. A poważnie mówiąc. Jeśli faktycznie przyjdzie pora, chcę byś powstrzymał zapędy rodziny lub pomógł je wykorzystać by odwrócić sytuację na mą korzyść. Dam ci znak. A teraz rób chaos, hałas ale nie wśród służby, wśród gości. To ich rozpraszaj i drażnij, opowiadaj historie o zabitych smokach i potworach, rozpijaj, ale sam się nie upijaj do cna. Dam rozkaz służbie by oddała ci czyste szaty i pójdziesz pomówić z mym przyjacielem Jaegere. A po wyjeździe rodziny, pomówimy o stałej służbie u mnie. Jeśli chcesz. Chcesz?
- Przyłożyć, ale nie zabić… rozumiem.- mocniej zacisnął dłonie na pośladkach Wesalt rozkoszującą się sprężystością jej krągłości.- Nie ma sprawy. Gorzej z gośćmi… same takie jakieś… nieważne. A co do służby… nie ty pierwsza mi coś takie proponujesz gołąbeczko, ale ja przyjmuję zlecenia… nie rozkazy. Służby nie szukam, ale… czasem mogę pomóc, jeśli zapłata będzie satysfakcjonująca. - westchnął ze śmiechem.- Co prowadzi do kwestii, że ty mi gołąbeczko nie płacisz, a wymagasz. Więc tak się nie traktuje gościa.
- Płacę… - pacnęła w dłonie na pośladkach - … pozwalam się rozkoszować tym, plus dostajesz wikt, wino i łóżko… w komnacie. Ale jeśli chcesz być traktowany jak najemnik to…. - odsunęła się z uśmieszkiem - … twój wybór. - założyła ręce na piersi podkreślając je.
- Och… No wie panienka… jakoś dotąd żadna nie narzekała na moje dotykanie. Jesteś li tą pierwszą?- zapytał rozbawionym głosem Garret.
- No proszę Cię... - Kathil machnęła dłonią - Każdy mąż uważa się za najlepszego kochanka na świecie. Jeszcze takiego nie spotkałam, co by skromnością w tej dziedzinie grzeszył. - bardka fuknęła rozbawiona.
- Ja nie twierdzę żem najlepszy… to owe sikoreczki twierdzą, żem dobry. Jakoś żadna się nie obruszała na obłapianie.- zerknął prosto w oczy Wesalt.- Może i twej dumie uchybiam, twej godności macając te krągłe bułeczki… ale nie wyglądasz na cierpiącą nieprzyjemności z tego powodu. Ach… nie chcę byś się poświęcała, jeśli mój dotyk ci nieprzyjemnym jest. To z kolei mej dumie uchybia.
- Dobrze, dość tego, Garrecie. Można tak gaworzyć do rana. A ja nie mam na to czasu. - Kathil spoważniała. Siwowłosy może miał i swój urok ale co za dużo to niezdrowo. - Więc jaka zatem decyzja? Chcę wiedzieć, czy mam cię wliczać do asów, czy traktować jak najemnika. Jeśli zaś jako tego ostatniego, to ustalamy stawkę i zasady. - sama usiadła przy toaletce i zaczęła poprawiać makijaż.
- Jeśli chcesz jako sojusznika… to ci mówię, że pomogę.- podrapał się Garret po karku.- Ale sojusznik działa wedle własnej oceny sytuacji gołąbeczko, więc racz mi zaufać, żem po twej stronie i krzywdy zrobić ci nie dam.
- Ech… - pokręciła głową dziewczyna i machnęła dłonią podirytowana nagle - nie siej zamętu wśród służby i nie właź w paradę pani Percy. To chyba nie za wiele? - rzuciła na wielkoluda okiem i ponownie nałożyła barwiczkę na usta. - A co do zaufania… cóż, już i tak zaufałam ci bardzo, Garrecie. Biorąc pod uwagę, że się nie znamy. I to ja ryzykuję tu bardziej niż ty. - wstała i puknęła go palcem w czubek nosa - więc lepiej, żebyś faktycznie był po mojej stronie. - uśmiechnęła się kocio. - Z resztą…wolałbyś być przeciwko mnie? - kokieteryjnie przesunęła dłońmi po szyi i ciasno opinającym ją gorsecie.
- Oj ty…- pogroził jej palcem żartobliwie białowłosy mężczyzna.- … już nie kuś mnie lisiczko. Jużeśmy ustalili że postaram się być grzeczny przez ów czas dla służby i wyganiać te wszystkie dziołchy co mi w nocy zechcą do łóżka wleźć. Więc nie machaj mi tu swą urodą przed nosem, skoro i tak nie masz ochoty posmakować takiej przygody.
Kathil wymierzyła mu siarczystego klapsa w pośladek.
- Zmykaj, ogierze - zachichotała na widok jego miny - bez pracy nie ma kołaczy.
 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172