Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-02-2016, 09:52   #71
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Przed tym jak wszyscy zasiedli do stołu przedstawiła Jaegere jako swego bliskiego przyjaciela z dzieciństwa, który pod nieobecność stryja i męża zastępuje męską opiekę i czuwa nad nią.
Podczas samego posiłku perorowała na temat męża chwaląc go pod niebiosa, a przy okazji ród Vilgitzów. Wiedziała, że jej ludzie będą obserwować reakcję zebranych i … podsłuchiwać rozmowy. Dziewczynki Mei i służba mieli za zadanie lać wina ile się da. Ciekawa też była, czy ktokolwiek ze świty Archibalda z nią porozmawia poważniej, czy wszyscy jeno będą się z niej naśmiewać traktując pobłażliwie i zagadując “o pogodzie”.

Po zakończonym posiłku zaproponowała Archibaldowi wyjście do ogrodu.
- Archibaldzie, piękna pogoda sprzyja przecież spacerom, a ja właśnie czytam cudną książkę o dzielnym rycerzu. Może chciałby posłuchać fragmentów rozkoszując się lekką drzemką pod starym dębem?

Opadła na narzutę z wdziękiem siadając.

Gdy Archibald ułożył się objedzony i pełen wina obok, ułożyła niewielka poduszeczkę pod jego głowę.
- Czy Ci wygodnie, Archibaldzie? - spytała nieśmiało.
- Bardzo wygodnie…- mruknął Archibald spoglądając łakomie na swą gospodynię.
Rozpoczęła czytanie na głos.
Cytat:
“Wtem spostrzegli na polu trzydzieści czy czterdzieści wiatraków. Skoro je Jeran Kichot zobaczył, rzekł do swego giermka:
– Tymora lepiej kieruje naszymi sprawami, niżbyśmy tego chcieć mogli. Oto, przyjacielu Sancho, ukazuje się nam srogi hufiec olbrzymów, z którymi myślę bitwę wszcząć i zgładzić ich wszystkich z tego świata. Piękny łup stanie się początkiem naszego bogactwa. Jest to sprawa słuszna, a i Tyrowi będzie miłe, jeśli to podłe plemię zniknie z oblicza ziemi.
– Gdzie są te olbrzymy ? – zapytał niziołek Sanczo.
– Widzisz ich przecie przed sobą – odparł jego pan. – Niektórzy mają tak okrutne ramiona, że im nawet na dwie mile sięgają !
– Zważcie wielmożny panie, że nie są to olbrzymy, lecz wiatraki. Skrzydła, które poruszane wiatrem obracają młyński kamień, wzięliście za ramiona.
– Oto widać zaraz, że w rycerskich przygodach żadnej nie masz eksperiencji. Są to olbrzymy, a jeśli strach cię obleciał, uciekaj stąd i odmawiaj modlitwę, ja zaś tymczasem wyzwę ich na nierówną i okrutną rozprawę.
I mówiąc tak, spiął swego rumaka ostrogami, puściwszy koło uszu krzyki Sancza, który starał się go jeszcze raz przekonać, że z wiatrakami ma do czynienia.
Tak sobie wbił do głowy, że są to olbrzymy, iż nawet stanąwszy przed wiatrakami nie poznał grubej swej omyłki, ale przeciwnie, gromkim głosem zawołał:
– Nie uciekajcie, podli tchórze, nie uciekajcie nikczemnicy, jeden tylko rycerz na was uderza !
Właśnie zerwał się lekki wiatr i skrzydła jęły się obracać. Ujrzawszy to Jeran krzyknął:
– Zapłacicie mi za to, że z większym impetem łapami machacie niż olbrzym Briareus.
Rzekłszy to i poleciwszy się z całego serca damie swojej, Dulcynei, prosząc ją, aby go w tym wielkim hazardzie na pieczy miała, zasłonił się dobrze tarczą, zniżył kopię, z całą furią na pierwszy wiatrak się rzucił i wymierzył srogi cios w skrzydło. Ale wiatr obrócił śmigę z taką gwałtownością, że połamała ona kopię na kawałeczki, rycerza zaś wraz z koniem w nader żałosnym stanie daleko na pole odrzuciła. Sanczo niziołek, co sił w ośle, pognał na ratunek, a stanąwszy przed panem ujrzał, że ruszać się nie może. Tak ciężkiej doznali obrazy on i Rosynant po społu.
– Niech mnie Brandobaris skarze – rzekł Sanczo – jeśli nie mówiłem, aby wasza miłość dobrze zważył, co uczynić zamyśla. Dosyć było mieć oczy, aby poznać, że są to wiatraki, chyba żeby komuś inne wiatraki po głowie się snuły.
– Zamilcz przyjacielu Sanczo – odparł Jeran Kichot. – Sprawy wojenne, bardziej niż każde inne, podległe są zmienności losu. Prawda to jest oczywista, że czarownik Freston, który mi księgi ukradł i pokój zniszczył, teraz tych olbrzymów w wiatraki przedzierzgnął, aby mi odjąć chwałę zwycięstwa nad nimi, tak wielką bowiem urazę do mnie żywi. Ale koniec końców te jego złośliwe sztuczki na niewiele się zdadzą wobec dzielności mego ramienia.”
- Archibaldzie… nic z tego nie rozumiem… - mruczała - Jak można pomylić wiatraki z bestiami? - mruknęła strapiona w zamyśleniu. - Dziwny ten fragment. A ty rozumiesz?
Sięgnęła, by w zamyśleniu zerwać rosnący niedaleko kwiat maku i wsunęła go niby to odruchowo we włosy. Ściągnięte brewki oznaczały niezwykłe skupienie na lekturze, którego nie przerywało nawet bezczelne zaglądanie Archibolda w jej dekolt ani muskanie jej ramienia.
Przerwało je za to coś innego. Przyjazd jego brata. Kathil podniosła się spiesznie i skinęła na ochroniarza Archibalda, by pilnował swego pana. Sama, zdenerwowanymi ruchami poprawiała suknię i włosy i pospiesznie ruszyła by powitać drugiego gościa.


Drugi z braci Bertold prezentował się o wiele barwniej i był o wiele mniej przystojny. Jego drużyna i przyjaciele też wydawali się bardziej barwni i mniej sztywny. Było coś jednak w spojrzeniu i gestach Bertolda co przypominało Kathil łasicę, bardzo śliską i bardzo chciwą łasicę.
Taką, co to na którą pułapki trzeba zastawiać.
Dygnęła z zaskoczeniem i zaciekawieniem spoglądając to na drugiego brata to na jego świtę. Nerwowo uśmiechnęła się do jego ludzi wodząc spojrzeniem od jednego do drugiego, szczególnie do obserwującego ją … łotrzyka.
- Witaj, sza...szanowny Bertoldzie. Wraz z twą barwną świtą. - wyciągnęła dłoń do ucałowania - Jestem Kathil. Cieszę się, żeś znalazł cza...czas na odwiedziny. - uśmiechnęła się i jąkała nieśmiało ze zdenerwowania. Spuściła oczy. - Zapraszam. - zrobiła gest prowadząc wuja do sali gościnnej. - Czyś głodny? Spragniony? Służba zajmie się zakwaterowaniem. Pozwól, że wskażę Ci twą komnatę. - ujęła sukienkę w dłonie i zaczekała na odpowiedź Bertolda.
- Miło to z twej strony… zapewne mój brat już przybył?- odparł z kwaśną miną Bertold.- Byłbym wcześniej, ale ktoś… jakiś sługa zaniedbał moje konie podtruwając mi je. Przez co podróż miałem dość… powolną. Oczywiście ów niedojda za swą nieporadność i lenistwo został należycie ukarany.
- Tak, tak.. przybył po śniadaniu. Jest w ogrodach, odpoczywa, ciesząc się drzemką na słońcu odpoczywając po obiedzie. Każę służbie posiłek przygotować, i wina i miody podać. Byś i ty po trudach podróży szanowny Bertoldzie odpocząć mógł. - wprost wychodziła ze skóry. Dłoń zawiesiła w powietrzu by mógł ją ująć i pod ramię wsunąć. - To wprost nie do wiary jak ciężko o dobrą służbę teraz. Stryj sam niedawno narzekał na brak odpowiedniej opieki i staranności, jakiej doświadczył podczas podróży. Ja sama niewiele podróżuję, więc wybacz mój brak znajomości w tym temacie. - spłoniła się z nieszczęśliwą minką. - Mam jednak nadzieję, że wizyta u nas, zatrze złe doświadczenia z drogi. - spojrzała na mężczyznę z miną łani i uśmiechem anioła. Tylko przez króciutką chwilkę, krócej niż stateczna żona by sobie pozwoliła. Prowadziła go do jego komnaty.
- Zobaczymy… wielce liczę na to, że będzie ona dla mnie szczęśliwa. A gdzież twój stryj… i mój bratanek?- zapytał Bertold wyraźnie zamyślony i skupiony na czymś innym niż Wesalt.
- W ostatniej chwili musieli wyjechać - wyjaśniła Kathil cichutko - w interesach. Przykazali… zostawili mnie bym godnie ich reprezentowała i nie uchybiła niczym w waszych życzeniach. Za późno było odwoływać wizytę, nie wypadało. - tłumaczyła się, jakby wstydząc takiej decyzji ale udając, że ją zaakceptowała - Jeśli zatem jest coś czego sobie życzysz, panie, proszę powiedz jeno.
- Z chęcią bym zwiedził tą posiadłość. Wygląda na dobrze utrzymaną, pewnikiem sporo warta, co?- zapytał Bertold rozglądając się po komnacie.
- Nie wiem, Bertoldzie - rozłożyła ręce Kathil z niespokojną minką - stryj i teraz Ortus trzymają rękę na pulsie - brzmiało jak cytat - Moją powinnością jeno jest upewnienie, że czysto i godnie. - dodała z dumą i godnością - Stryj zezwala mi na zarządzanie służbą - stwierdziła, jakby znowu kogoś cytowała.
- To urocze…- odparł pobłażliwym i nieco protekcjonalnym tonem Bertold.- To od czego zaczniemy?
- Może od ogrodów? Będziesz mieć okazję przywitać się z bratem, panie? - zaproponowała z uroczym uśmiechem pewna, że z pewnością nie może doczekać się spotkania. - Mogę kazać - znowu duma zabrzmiała w głosie - podać tam jedzenie i napitek.
Planowała znowu wyjść z Bertoldem pod ramię i wzbudzić nieco zdenerwowania w Archibaldzie, który z dala nie będzie wiedział o czym mówią
- Ach… nie… nie mam ochoty spotykać się z bratem.- zaprotestował flegmatycznie Bertold.- Widziałem dziś końską lewatywę, więc mam dość nieprzyjemnych widoków na cały dzień.
- Och… - zmartwiła się Kathil - … szkoda… bo chciałam pokazać Ci również przyległe do posiadłości tereny. Cudne i sięgające daleko… - zachwyciła się Kathil - ale… oczywiście, jak sobie życzysz. Zatem oprowadzę Cię po skrzydle prawym, które zajmujecie z mości Archibaldem. - bardka powolutku sączyła oliwę do ognia.
Gdy ruszyli spytała cichutko:
- Jeśli można … wybacz mą śmiałość… nie ma między tobą a Archibaldem miłości braterskiej? - wyglądała jakby się o coś martwiła.
- Och… jest sporo miłości, bardzo dużo. Ale braci najlepiej kochać z daleka. Z bliska ta miłość za bardzo iskrzy.- uprzejmie wyjaśnił Bertold.
- Och - nie wydawało się, by Kathil załapała ironię - to się cieszę. - głupiutka gąska odetchnęła z ulgą - Bo zaplanowałam wiele atrakcji i już bałam się, że będzie trudno je zrealizować, jeśli rodzinne …. trudności stoją na przeszkodzie.
Po dziewczęcemu z uroczym, niewinnym uśmiechem podskoczyła i wyciągnęła do Bertolda dłoń w zaproszeniu.
- A teraz… pierwsza z komnat - pociągnęła go jak młodziutka trzpiotka do lekko przyspieszonego kroku - tutaj zazwyczaj przyjmujemy gości. Sala gościnna mniejsza. - obróciła się wokół własnej osi - Czy lubisz tańce, Bertoldzie? - zatrzymała się z rumieńczykiem na licu.
- Nie jestem najlepszym z tancerzy, ale nie powiem bym ich nie cierpiał.- wyjaśnił Bertold przyglądając się Kathil, bardziej uważnie. W końcu… dopiero korzystając ze swych bardowskich i kobiecych sztuczek zdołała bardziej przykuć jego uwagę.
Powróciła do niego i dygnęła głęboko (przy okazji ukazując dekolcik acz bez ostentacji):
- Czy zatem wyświadczysz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną? Ile razy tu wchodzę, tyle razy chcę tańczyć unoszona w rytm melodii. - podniosła się z twarzyczką pełną nadziei i oczekiwania. - Ja zanucę melodię - dodała z uśmiechem chochlika.
-To dość…- zaskoczony jej prośbą i zachowaniem Bertold wyraźnie się pogubił nie bardzo wiedząc co robić. Ostatecznie z miną męczennika się zgodził.- Ale tylko jeden taniec.
Kathil zaczęła nucić melodię i pociągnęła go w tan. Jej szczęśliwy śmiech rozbrzmiał wkrótce echem po korytarzu prowadzącym do komnaty. Wiedziała, że na pewno zwróci uwagę tych licznych uszu polujących na jakiekolwiek plotki, szczególnie archibaldowych uszu.
Po kilkunastu obrotach uwolniła biednego Bertolda i spytała zdyszana:
- Czy życzysz sobie wina?
- Tak wina… z pewnością… życzę… sobie wina.- Bertold był kiepskim tancerzem i w nieco gorszej kondycji od młodszej i zwinnej Kathil, która zdołała biedaka zmęczyć.
Kathil, której o to dokładnie chodziło poprowadziła go zatem do sali jadalnej i kazała służbie podać jadło i wino i miody. Zasiadła koło Bertolda i podsuwała coraz to smaczniejsze kąski:
- A czy ty, Bertoldzie dużo podróżujesz? Czy zechciałbyś opowiedzieć o swoich wyprawach?
- Nie bardzo… w zasadzie to nie podróżuję.- mruknął Bertold posilając się i popijając wino.- A gdzie się udali: twój mąż i stryj?
- Nie wprowadzają mnie w takie szczegóły. Stryj twierdzi, że to nie jest rzecz kobieca i damom nie przystoi się interesować męskimi zajęciami. - urwała na chwilę - Ja nie mam głowy do interesów - przyznała z zakłopotaniem. Nie brzmiała jakby miała głowę do czegokolwiek tak naprawdę. Czekała zaś aż Archibald się wtoczy, by nadzorować przedłużające się sam na sam Kathil z Bertoldem.

Mężczyzna jakoś jednak się nie zjawiał osobiście uznając zapewne, że… Właściwie Wesalt nie wiedziała co planuje. Dopiero krzyki na korytarzu uświadomiły jej, że ludzie Archibalda i sam Archibald są… gdzieś w pobliżu. I zapewne nie dopuszczani do brata, przez bertoldowych ludzi.
- Ojej! Co się tam dzieje! - wykrzyknęła przestraszona i zerwawszy się wybiegła na korytarz.
Wypadła by ocenić sytuację i stanęła jak wryta - dokładnie tak jakby stanęła “gąska”.
- Co tu się dzieje? Co to ma … co to ma znaczyć? - tupnęła nóżką ze łzami w oczach i płaczem na końcu nosa.
- To nie jest jakaś karczma! Tu… tu się… nie bije… - mrugała często odganiając łezki. - Psujecie braciom wizytę. I mi. - zrobiła kilka kroków do Archibalda jakby ona, naiwna gąseczka chciała go bronić - Wyście tu na służbie, a on tu gość. - uniosła drżący podbródek, drżąc cała widocznie.
- Oni są bardziej przyjaciółmi, którzy ze mną przybyli.- wyjaśnił Archibald wrogo patrząc na Bertolda chowającego się za Kathil i murem swoich najmitów przed nią.- Poza tym obdartusy mego braciszka śmiały mi zastąpić drogę!
- Bertoldzie! Zrób coś. Mówiłeś, że… - Kathil odwróciła się do “łasicy” - Tak być nie może! - uniosła głosik jakby zaraz miała się rozpłakać. W końcu jakby sobie przypomniała, że stryj pozwala jej rządzić służbą. - Odsunąć się, ale już!- tupnęła obcasikiem, rzuciła okiem na Archibalda czy widzi jej próby i czy popiera jej zachowanie. - To rodzinna wizyta. - spojrzała na Bertolda - Bertoldzie, czyż to coś mi mówił nie było prawdą? - spytała zawiedziona, naiwnym głosem.
- Obawiam się że mój brat i jego gwałtowność nie sprzyja rozmowom w małym gronie.- odparł z przekąsem Bertold.
- A ja się obawiam braciszku, że już rozmyślałeś na pokazywaniem swej kolekcji pejczy… i bałamucić chciałeś naiwną dziewuszkę.- oj przygadał kocioł garczkowi, acz trafnie sądząc po zaperzonej minie Bertolda, który odwarknął.- Bzdura… to twoja kuśka nie potrafi się utrzymać w jednej dziurze dłużej niż przez jeden wieczór.
Sytuacji nie poprawiło pojawienie się Garreta z “przypadkowymi strażnikami” Saskii, którzy z pewnością nie pojawili się przypadkowo.
-Tak czy siak… zostawianie naszej gospodyni z tobą sam na sam… jest niewłaściwe i niebezpieczne.- rzekł Archibald podając ramię Kathil.
Kathil stała ze skołowaną miną:
- Pejcze? Gwałtowność? - patrzyła to na jednego to na drugiego brata z przestraszoną minką. - Stryj nic o tym nie wspominał… ja… - zamrugała szybko. - Może jednak siądziemy do stołu… wina przednie podane… muzykanci zaraz będą… - zrobiła dwa kroczki ku Archibaldowi prawie w zasięg jego ramienia. - A potem uczta… - spojrzała na Betolda i znowu ruszyła ku niemu - z samymi frykasami sprowadzanymi z Ordulinu.
- Dobry pomysł.- Archibald zagarnął Wesalt niczym zdobycz obejmując jej ramię.- Chodźmy moja droga porozmawiać, a potem uczta.
Bertold nie zareagował na to ni słowem… ale widać było w jego spojrzeniu gniew.
Kathil rzuciła spojrzeniem na Bertolda i wyciągnęła ku niemu ramię, ale cóż mogła ona sama porwana przez Archibalda?
W drodze zahaczyła spojrzeniem o Garreta.
- Archibaldzie… ja… nie rozumiem… co za pejcze… o co chodzi? - dopytywała się rozedrgana i prawie we łzach. - Bertold mówił… - urwała jakby dla złapania oddechu.
- Mój brat od dzieciństwa miał chore fascynacje… nie potrafił się zadowolić dziewką. Musiał wpierw ją skrępować, odsłonić jej goły zadek, zlać pejczami i dopiero wtedy gotów był się z taką zabawić.- rzekł z wyraźnym obrzydzeniem w głosie Archibald.- Lubi się powyżywać zanim pochędoży.
Kathil schowała zaczerwienioną twarz w dłoniach.
- Ale… my tylko … tańczyliśmy… rozmawialiśmy… on … nie sądzisz chyba… - spojrzała na Archibalda ze strachem.
- On by nie uwiódł ropuchy nawet w wiadrze z żabami.- stwierdził pogardliwie Archibald. - Za to bezpieczeństwo służek twych to inna bajka. Któraś może nawinąć się do jego sypialni na nocną sesję, jak mu się będzie nudzić.
- To co mam robić? - podeszła blisko szukając pocieszenia, porady, ochrony.
- Mogłabyś sypiać ze mną w komnacie, a w przyszłości… przecież pomożesz mi w moich planach, prawda?- przypomniał jej Archibald.- A wtedy mój brat, a potem twój stryj i mąż przestaną być zmartwieniem twojej ślicznej główki.
- Archibaldzie - zagryzła dolną wargę - nie wódź mnie na pokuszenie. Jeśli stryj się dowie, że naraziłam imię rodu na szwank, zabije mnie. - odwróciła się - A ja… ja nie wiem, czy… - wyszeptała ledwo słyszalnie resztę - zdołam się oprzeć… poza tym… nie śpię sama w komnacie… mąż i stryj będzie wiedzieć…
Oddalili się od Bertolda i jego ludzi, toteż Arichald drapieżnie objął i przytulił Kathil.- Nie bój się stryja… martwy będzie i twój mąż też. Nie masz potrzeby się opierać swym pragnieniom względem mnie.
“Urok” Archibalda przełamał opór Kathil. Odwróciła się w jego ramionach, wtuliła cała mocno przyciskając swe krągłości. Zarzuciła ramiona na szyję i zaczęła obsypywać jego twarz gorączkowymi pocałunkami:
- Zabierz mnie… pozwól mi być blisko… jesteś… taki… taki… jak rycerze z książek… - szepnęła z uwielbieniem. Zaczęła też mruczeć przy okazji zaklęcie odczytania myśli, upuszczając niewielką miedzianą monetkę. Jej ręce błądziły po twarzy i włosach Archibalda w delikatnej lecz namiętnej pieszczocie, by odwrócić uwagę mężczyzny od jej poczynań. Nakierowała jego myśli na niecne plany - Wiem, że … spełnisz swoje plany… i uzyskasz co chcesz...uwolnisz mnie…
Musiała przy tym dużo się poświęcić, bo usta Archibalda przylgnęły do jej warg w kolejnym namiętnym i gorącym, co prawda tylko w jego mniemaniu, pocałunku.
I o dziwo… myśli jego były dość przewidywalne. Zamierzał zabić brata, zagarnąć majątek, zabić swego bratanka, zagarnąć majątek, zabić stryja i zagarnąć Kathil. I ożenić się z nią, mieć rozkoszną głupiutką żonę w alkowie i masę kochanek na boku. Jego plany jednak nie sięgały jeszcze dalej… nie miał pojęcia jak zabije Bertolda i Ortusa, nie wspominając o strasznym stryju. Całując Wesalt coraz bardziej myślał o tym co zrobi z nią w alkowie.
Kathil odsunęła się by udać łapanie tchu i odepchnęła lekko Archibalda.
Mdlejącym tonem głosu rzekła:
- Uuu...uczta, Archibaldzie. Cze- czekają na nas. - drżącą dłonią poprawiała włosy.
- No tak… uczta.- mruknął Archibald nieco rozdrażniony faktem, że coś mu wchodzi w paradę.
- A na jutro… - Kathil podeszła znowu do mężczyzny ujmując go nieśmiało pod ramię - ...zaplanowałam polowanie. - spojrzała szeroko otwartymi oczętami na twarz Archibolda. Liczyła, że może ta wiadomość “natchnie” go do zaplanowania działań. - Lubisz polowania? I wiesz, że ja też poluję? Złapałam nawet raz fretkę! - pochwaliła się dumnie ciągnąc go powoli do sali jadalnej - Mufkę sprawił mi mój mąż z niej.
- Bardzo lubię… tyle że na jelenie, wilki, rysie…. niedźwiedzie nawet i dziki. Nie fretki. To polowanie nie będzie jednym z tych...fikuśnych polowań z sokołem?- zapytał uprzejmie Archibald, kalkulując możliwości i zamierzając poinformować o tej sytuacji swych podwładnych.
- Na grubego zwierza będą mężczyźni polować. Będą naganiacze. A ja z mą przyjaciółką, będziemy polować na drobne zdobycze. Ona sokoły ma i lubi. Ja… ja aż tak zdolną nie jestem. Ale na pewno, ubijesz jakiegoś groźnego zwierza, - zacisnęła dłoń na jego bicepsie - Mocarny Archibaldzie - uśmiechnęła się kokieteryjnie acz pochylając się nieco bliżej by przez przypadek otrzeć się piersią o jego ramię. Kokietowała jak głupiutka gąska. Więc można było tę próbę przejrzeć na lewą stronę. Kolejny znak dla niego, by myślał, że ma ją w garści.
- A jak… ugościsz mnie po uczcie?- wymruczał Archibald całkowicie ulegając jej kokietowaniu. Nie potrzebowała zaglądać mu do głowy, by wiedzieć że myśli jego są sprośne.
- Gorącym…. - zarumieniła się jakby myśli stały się bardzo niegrzeczne - … ogniskiem w ogrodach, i ucztą ze złapanych zwierząt? - uśmiechnęła się naiwnie, że taki fortel wywinęła. Ale od razu przepraszająco ucałowała wierzch dłoni. - Nie gniewaj się… proszę...- wyglądała nagle na przestraszoną.
- Ale.. uczta z upolowanych zwierząt będzie jutro, a tej nocy.- mruknął Archibald. - Przyjdziesz do mej komnaty i mego łoża.
Subtelność kowadła.
- Archibaldzie, nie zezwoli na to ma… opiekunka - Kathil zadrżała bródka.
- To ją do wora , a wór do jeziora.- rozwiązał ten problem Archibald, po czym dodał zaskoczony.- Jaka znowu opiekunka?!
- Czy nie wspominałam, że w mej komnacie śpi zawsze ktoś wyznaczony przez stryja? Mają mnie pilnować…
- Co za chory… kto to wymyślił!- burknął Archibald rozczarowany kolejną kłodą rzucaną mu pod nogi.
- Stryj wraz z Ortusem. Dbają o mą cnotę i dobre imię rodu. - rzuciła kolejnym “cytatem” - Ale… - zatrzymała się nagle - … w twym zamku będę sypiać sama? - spytała jakby niedowierzając lecz w głosie pobrzękiwała nadzieja.
- Z pewnością czasami, ale zawsze możesz odwiedzić moją komnatę przed snem.- kombinował Archibald.
- Może podczas zabaw w ogrodzie uda się jakąś schadzkę zaplanować. - zasłoniła usta Kathil wtulając się nieco w Archibalda i kusząc go widokiem dekoltu. - Tylko trzeba by zająć czymś twego brata by naszej nieobecności nie zauważył. - spojrzała na Archibalda niczym ufna łania.
- Braciszek będzie… zajęty i to bardzo.- uśmiechnął się złowieszczo Archibald.
- Czy… czy coś … mam mówić służbie, jak kazałeś? - spytała chowając twarz na jego piersi.
- Jutro ci powiem, na razie muszę się naradzić… -mówiąc to rozkoszował się miękkością tyłeczka Wesalt pod swoją dłonią.
- Dobrze, Archibaldzie. Jak każesz. - wtuliła się ciaśniej kładąc dłonie płasko na piersi - Bertoldowi ani słówka. - jakby powtarzała sama sobie.
 
corax jest offline  
Stary 23-02-2016, 09:58   #72
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Uczta miała być radosna i wesoła i… cóż.. Jaegere i jego ludzie, oraz Garret z pewnością się na niej dobrze bawili. Nawet Saskia też. Siedzący po przeciwnych stronach stołu ludzie Archibalda i Bertolda, jedli albo w milczeniu łypiąc na wrogą frakcję, albo porozumiewając się cicho między sobą. Jedynie kobiety mimowolnie i z ciekawością spoglądały na białowłosego samozwańczego pogromcę potworów. Bądź co bądź, zwierzęcy magnetyzm Garreta był bardzo nęcący… jeśli serwowany w odpowiednio małych dawkach.
Kathil na ucztę przyodziała się w bogatą suknię i biżuterię skrzącą i kuszącą. Chciała w ten sposób pokusić drugiego z braci i jego świtę:

Muzyka grała, służba dbała by wino się lało by rozluźnić atmosferę.
Kathil dała Jaegere znak… do tańca. Czuła się nieco jak zwierzątko w cyrku wystawione na pokaz ale liczyła, że wirując na parkiecie sprawi, że knucia obu wujów będą nieco rozproszone. A może i wywoła w którymś chęć “odbicia”.

Muzyka zaczęła grać i Kathil z uśmiechem przytuliła się lekko do półelfa:
- Ta uczta to porażka - z przyklejonym uśmiechem na twarzy ruszyła w tany, wpatrując się intensywnie w “przyjaciela” - Ale cieszę się, że chociaż wy się dobrze bawicie.
- Nie przejmuj się tym.- stwierdził z uśmiechem Jaegere trzymając w objęciach Wesalt.- Czego się po nich spodziewałaś? To prowincjusze. Nie docenią subtelnego piękna.
- Niczego - uśmiechnęła się w odpowiedzi - Żaden nie ma planu gotowego. Będą improwizować. Zakładam, że całą noc by móc wykorzystać jutrzejsze polowanie. A właśnie, czy twój śliczny rycerzy może zająć mą sąsiadkę jutro? By nie miała okazji na zbyt wielki kontakt z żadnym z nich? - Kathil wykonała ukłonik w tańcu błyskając ozdobami i rozkosznym zagłębieniem dekoltu.
- Może… a mogę i ja… jeśli takie jest twoje życzenie. - mruknął Jaegere i… uśmiechnął się zalotnie do Archibalda.- Rozpuściłem plotkę, że ponoć wolę czuć w sobie prawdziwych mężczyzn, a kobiety mnie odrzucają. To powinno trzymać z dala ich podejrzenia i nieco deprymować Archibalda… wszak z niego taki apetyczny kąsek.
- Zatem nie możesz zająć się sąsiadką - rzekła - ale… uważaj na Yorrdacha w takim razie. Bo ten może chcieć sprawdzić plotki. Swoją drogą, Garreta planujesz rekrutować dla siebie? Bo ja mam go ochotę pogłaskać i jednocześnie skopać zadek. - uśmiechnęła się przelotnie do Bertolda, akurat gdy w tańcu mogła ukazać całą swą biżuterię.
- Niespecjalnie… za bardzo rzuca się w oczy.- wyjaśnił Jaegere wirując w tańcu z Wesalt niczym ważka z białym motylkiem. - Nie wiem czy Archibald się przełamie i cię poprosi do tańca. Jesteśmy nadal umówieni na wieczór i noc? Jakieś sugestie co do tego spotkania?
- Za chwilę niech ktoś z Twoich ludzi poprosi bym coś zaśpiewała… mogą wiedzieć, że śpiewam… wszak to znajomi mego przyjaciela. - Przyjdź… - skinęła głową - chyba, żeś zmienił zdanie - nadąsała się leciutko. - Ale koło północy. Mogą coś próbować wcześniej. Archibald liczy na schadzkę w ogrodzie. - dygnęła pod koniec tańca i z uśmiechem przytuliła się do “przyjaciela” nadstawiając czółko do ucałowania.
Co też uczynił i ruszył do swych ludzi, a jego towarzysz- kapłan po kilku minutach poprosił jaśnie dobrodziejkę o występ, co zresztą pochwycili wszyscy ludzie Jaegere i Garret.
Przez chwilkę protestowała. Rzucając nieco zlęknione spojrzenia na Bertolda i Archibalda.
- Nie śmiem zanudzać naszych gości honorowych - zarumieniła się z nieśmiałości brnąc w ten deseń w protesty.
W końcu ugięła się i z leciutkim uśmiechem wyszła na środek sali i machnęła na muzykantów chusteczką by uciszyć ich i zebranych gości.

Zamknęła oczy.
Gdy je otworzyła spojrzała najpierw na Jaegere
Zanuciła pierwsze słowa prowokując wspomnienia, a potem przeniosła spojrzenie kolejno na dzikiego maga by również wprawić go w drżenie, potem Garreta by połechtać w nim strunę dzikości a potem skoncentrowała się nie na wujach lecz na wielkim czarnym rycerzu Archibalda oraz łotrzyku Bertolda.W tych dwóch ostatnich chcąc wywołać zazdrość, pierwsze jej ukłucia. Niestety nie mogła sama ustalić jakie odczucia wywoła u mężczyzn jej pieśń i mogła mieć jedynie nadzieję że jej uroda wystarczy by rozpalić ogień fascynacji w ich sercach. I to poniekąd się udało, oni wszyscy patrzyli tylko na nią... zasłuchani i pochłonięci jej występem.
Skończyła.
Pozwoliła by w sali zaległa cisza.
Potoczyła spojrzeniem nie przerywając chwilowego “czaru” jaki nałożyła na słuchaczy.
Wywołała burzę oklasków.
Oczywiście, chcieli kolejną pieśń w jej wykonaniu… Mimo wszystko Wesalt była profesjonalną bardką i jej występy mogły porywać tłumy.
Zaczerwieniona z powodu tylu pochwał dziewczyna kazała przygasić nieco światło by stworzyć atmosferę tajemniczości. Skinęła na służace by dolewały wina, więcej wina.
Po czym powoli zaczęła obchodzić gości za ich plecami. Podczas śpiewu każdemu położyła przelotnie dłoń na ramieniu by wzmocnić ich fascynację, by umocnić wypełnienie ich zmysłów są obecnością. Przy staruszku zatrzymała się nieco dłużej i położyła dwie dłonie na chwilę na jego ramionach, jak dziadziusiowi z uśmiechem pochyliwszy się nad nim. Skończyła pieśń i opadła na swe krzesło chowając twarz w ramieniu Jaegere jak spłoniona gąska.
Oklaski, okrzyki.
-Bis, bis, bis!
Kolejna pieśń, kolejne oklaski.
Biedną Kathil wypuszczono dopiero po piątej pieśni z rzędu.
Uczta więc była udana, acz… nie w ten sposób, jak Wesalt planowała.
Spłoniona wyszła do ogrodów by odetchnąć świeżym powietrzem. A w rzeczywistości dając wujom kolejną okazję do rozmowy. Lub też ich przyjaciołom. Wystawiła twarz na lekki wietrzyk i przymknęła oczy, w duchu odliczając.
Posłyszała za sobą kroki i zanim zdążyła się odwrócić, posłyszała też znajomy głos.
- Chodźmy się przejść po ogrodzie moja droga.- głos Archibalda… niech to szlag!
- Śliczna noc, prawda? - Kathil wyszeptała prawie rozkoszując się jakby nocną aurą. Podniosła oczy na Archibalda uśmiechając się i próbując oszacować jak bardzo jest pijany. - Jak się bawisz, Archibaldzie?
- Bardzo dobrze… ale tam w ogrodzie… bawilibyśmy się lepiej.- obłapił ją w pasie, rozpalony pragnieniami, całował jej szyję, wywołując ledwie dreszczyk emocji. Głównie zniechęcenia.
- A goście? - szepnęła Kathil - To wypada ich zostawić? - dając się miętosić kombinowała przy okazji.
- Pal licho z gośćmi! - warknął pobudzony.

Próbowała wyjrzeć zza ramienia mężczyzny by sprawdzić sytuację w sali. W końcu jednak postanowiła:
- Archibaldzie… - w głosie brzmiała płochość i lekkie wyzwanie - … złap mnie! - i pisnęła cichutko, biegnąc na paluszkach, trzymając suknię w dłoniach i uciekając. Nie za szybko i nie bardzo klucząc, ale chciała zmęczyć podpitego mężczyznę.
Niestety po chwili sytuacja uległa zmianie i Kathil musiała się po chwili sprężać, bo pijany Archibald okazywał się dość szybkim i wytrwałym biegaczem. A wizja jej krągłości dodawała mu sił i animuszu, pojawiła się szansa… niewielka, ale jednak szansa że ją dopadnie i wychędoży!
Biegła w stronę drzew. By wykorzystać je do kluczenia. Wciąż udawała, że jest to zabawa w kotka i myszkę. Drzewo ...dopaść... schować się… wstrzymać oddech.
Nie chciała korzystać z niewidoczności, by nie zdradzić się ze swymi możliwościami. Jeszcze nie….
Niestety Archibald był uparty w swym kluczeniu i kryjówka za drzewami dała jej jedynie kilka minut na oddech. A pantofelki które nosiła, stworzone do ładnego się prezentowania i do tańca… w biegu zaczęły uwierać.
Zdjęła pantofelki. I trzymając je w dłoni, powoli ruszyła dalej między drzewa. Dla zmyłki roześmiawszy się po drodze. Umknęła zaraz w prawo. I znowu zamarła schowana.
- Gdzie ty się głupia gęsio... chowasz….- Archibald szepnął cicho i gniewnie biegnąc powoli i rozglądając się . Jego żądza dość już miała gierek z Kathil, ale był z tego jakiś pozytyw. Chyba jeszcze nie odkrył gdzie się ukryła.
Zaczynał pokazywać swoje kolory.
Kathil jednak zdecydowała się skorzystać z niewidoczności i pozwolić Archibaldowi oddalić się i jeszcze trochę. Potem odczekała na podążających kilka metrów za nim dwóch ochroniarzy/zabójców… w zależności od tego dla którego z braci pracowali. Dopiero gdy mężczyzna i jego “przyzwoitki” byli w sporej odległości wyszła ze swej kryjówki.
Nie było co tracić czasu i efektu magicznej pieśni. Jeszcze trochę a jej efekt minie i bardka mogła znów się na niego natknąć, jego łapska i śmierdzący winem oddech.
Rzuciła się biegiem - tym razem starała się być jak najciszej - w kierunku pałacyku. Klucząc co nieco ale wracając ku posiadłości.


Dotarła do posiadłości z ulgą. Archibald obecnie krążył po ogrodach i jeśli Wesalt będzie miała jutro dużo szczęścia, to może okazać się martwy. Czuła pod stópkami zimną posadzkę nadal osłonięta efektem niewidzialności. I wtedy właśnie… Ciche pomruki i jęki… dosłyszała z sali, którą mijała.
Rozejrzała się by sprawdzić kto to figluje w sali. Nie była pewna, że chce wiedzieć z jednej strony, z drugiej… cóż… wrodzona ciekawość.
Przyciśnięta do ściany kobieta pomrukiwała z rozkoszą, gdy niewysoki chudy młodzik odsłoniwszy jej piersi całował je i pieścił. Było to kuszący widok, więc nic dziwnego że młodzian rozkoszował się i widokiem i samą ich miękkością. Był to członek świty Bertolda, podobnie jak kobieta… tyle że mniej znaczący. Sama dziewczyna też musiała tak sądzić, bo choć przyjmowała ten hołd z przyjemnością rysującą się na jej obliczu, to bez entuzjazmu. Nagle w jej dłoni pojawił się dziwny sztylet.


On tego nie zauważył, Kathil… jak najbardziej.
Kathil zaczęła się śmiać jakby właśnie dopiero co skończyła zabawę.
- Loganie? Saskio? - wparowała do sali i “zaskoczona” wrzasnęła na pełny głos i pełne płucka. Buciki spadły na podłogę. - Co?! Co tu się dzieje!! Saskio!!!!!!!
Robiła teatr na tysiąc fajerek. Wpatrzona to w kobietę to w mężczyznę.
Sztylet tak szybko znikł jak się pojawił. Wściekły przez chwilę grymas, zmienił się w zawstydzenie i próbę osłonięcia dłońmi krągłości swych piersi, tak jak młodzik niezdarnie próbował schować wyjętego już “pytona miniaturkę”.
Saskia pojawiła się po kilku sekundach z dwoma przybocznymi i Loganem.
- Co się stało pani? -zapytała nerwowo półelfka, gdy magiczka od sztyletu dodała.- To moja… wina.. chcieliśmy skorzystać z chwili rozluźnienia i pofiglować trochę.
- Przestraszyłam się… - wymamrotała Kathil odwracając się do Saskii i Logana - zaprowadźcie mnie do komnaty. Jestem zmęczona.
Udała jednak, że schyla się po buciki by wyszeptać zaklęcie sczytania mysli i upuszczenie monety.
Tym razem… się nie udało. Kobieta oparła się zaklęciu wylewnie przepraszając za sprawianie kłopotów i to dosłownie, bo krągłe piersi wylewały się z niedokładnie zasznurowanej szaty magiczki. A myśli młodzika krążyły wokół tych piersi.
Wesalt ruszyła ku swym komnatom.
Dopiero, gdy dotarli do jej sypialni zdała relację Saskii i Loganowi, którzy uznali że nie ma czymś się przejmować. Oboje spodziewali się co najmniej kilku trupów rano. Potem Kathil kazała wezwać Yorrdacha i Jaegere.
Yorrdach i półelf pojawili się równocześnie i zaskoczeni tym, że ich wezwała na raz.
- Yorrdachu, miałam okazję być prawie świadkiem ofiary z człowieka. Pomijając bałagan, to wolałabym nie musieć kojarzyć jednej z komnat z obcą babą zabijającą obcego chłystka w mojej posiadłości. Taki sztylet - opisała magowi - coś ci mówi? Jakieś bóstwo? Czy tylko “rozrywka”?
- Jaegere, Eltanus rozpoznałby to?
- Opis to trochę za mało. -stwierdził Yorrdach zamyślony.- Gdybym go miał w ręku, mógł zbadać… to co innego.
- Moja droga… przecież sprosiłaś ich tu po to by pozabijali się nawzajem. -przypomniał jej półelf ciepłym tonem głosu.
- Nazwajem. A na razie to próbują wyżynać się w swym własnym kręgu. - Kathil miała kwaśną minkę. - No dobrze, w takim razie zobaczymy co przyniesie ranek. Możliwe, że Archibald nie wróci.
- Yorrdachu, miej oczy otwarte. Loganie, gdzie Bertold?
- W swojej komnacie z większością swoich ludzi, na naradzie. Nie mogłem niczego podsłuchać… w obawie przed wykryciem.- wyjaśnił Logan, a Jaegere dodał.- Możliwe że ta kobieta pozbywała się szpiega Archibalda. Na pewno próbują zgłębić nawzajem swoje plany.
- No proszę Cię… ten biedak - Kathil pokręciła głową - Mogą za to za chwilę skorzystać z okazji. Widziała mnie w pałacu, bez Archibalda. Mogą za chwilę kogoś wypuścić.
- Ale chyba nie będziemy go ratować, co?- zapytał Jaegere i przypomniał.- A ten biedak jest jednym z ludzi Bertolda, a oni nie są aniołkami. Poza tym... gdyby chciał umrzeć w swoim łóżku, zostałby bednarzem tak jak mu tatuś kazał.
- Biedak skoro dał się omamić biustem - Kathil spojrzała na Jaegere - Nie, jego nie będziemy. Wystarczy, że zmusił mnie do biegania. - zachichotała bardka. - Pytanie co z łasicą. Bo zakładam, że ubicie brata mu nie starczy… - zamyśliła się- Będzie chciał się szybko wykręcić. Gdyby tylko chciał wyjechać, służba ma mnie powiadomić. - spojrzała na Logana i Saskię.
- Uważa cię za głupiutką laleczkę… być może będzie chciał cię omamić i wykorzystać. Pałac mu się bardzo spodobał.- ocenił Jaegere.- Ale twoja śmierć nie przybliży go do przejęcia tego miejsca, więc raczej nic ci nie grozi.
- Być może każe przeszukać prywatne komnaty w poszukiwaniu papierów. Chociaż to grubymi nićmi szyte. Takie rzeczy zazwyczaj mają notariusze.-
Kathil zaczynała odczuwać zmęczenie i z ulgą klapnęła na łóżku.
- Muszę odpocząć. Wracajcie do siebie. Oprócz waszej dwójki - wskazała na Jaegere i Saskię.


Gdy prawie wszyscy wyszli… Jaegere ulokował się tuż za Kathil, jego dłonie zaczęły masować jej ramiona, a usta muskać szyję delikatnymi pocałunkami.
-To ja popilnuję za drzwiami.- mruknęła półelfka.
- Nie, zostań. - mruknęła Kathil cicho, poddając się zabiegom Jaegere z westchnieniem.
- Po co… on ma najwyraźniej ochotę się migdalić. I ty chyba też.- stwierdziła Saskia wzruszając ramionami.
- Bo wujowie wiedzą, że sypiasz u mnie w komnacie. Jak będziesz przed komnatą to może wzbudzić podejrzenia.
- Ech… -zamarudziła Saskia i podeszła do okna, by je otworzyć i rozejrzeć się. Jaegere zaś zsunął suknię z ramion Wesalt, dając sobie przez to więcej miejsca na żarliwe pocałunki jej skóry.
- Strasznie marudna … wszystkie półelfki takie? - spytała cichutko Jaegere, podszczypując lekko zębami płatek jego wrażliwego ucha.
- O ile wiem, łączymy elfią grację z ludzką namiętnością.- wymruczał Jaegere zerkając na wypięte pośladki Saskii, gdy wyglądała przez okno.- Łakomy z niej kąsek… jeśli mogę sobie pozwolić na tę uwagę.
Po czym wrócił do całowania jej ramion i rozsznurowywania samej sukni Wesalt.
- Owszem - mruknęła Kathil - ale nie wiem czy zdołałbyś ją uwieść. - zachichotała lekko złośliwie. - Spróbuj, jeśli masz ochotę. - Kathil była zmęczona.
- Wiesz dobrze… na kogo mam ochotę… choć mam też wrażenie, że nie jesteś całkiem w nastroju, co?- pogłaskał ją czule po włosach.
- Na Ciebie jestem zawsze w nastroju. - pogładziła go czule po twarzy i pocałowała - To był po prostu wyczerpujący dzień. Nie zagwarantuję zwierzęcej pasji - uśmiechnęła się kocio. - Ale… pomysł zbudzenia się przy Tobie jest interesujący. Byłby to wszak pierwszy raz - zaśmiała się cicho i wstała by zdjąć suknię i pozbyć się ozdób. Przebrała się w cieniutką koszulkę i wróciła do półelfa. Wtuliła się w niego i popchnęła na łózko. Tym razem zastępując zwierzęce pragnienie delikatnością, czułością i leniwymi pieszczotami.
- Może więc… mruczał półelf rozbierając się przy niej i pozwalając jej palcom muskać odkryte obszary.- … odpuścimy sobie prowokowanie Saskii i… oddasz się w moje dłonie, co?
- Mmmmm kusząca myśl - pocałowała go długo i bez pośpiechu, rozkoszując się jego smakiem, zapachem i dotykiem. Westchnęła. - Jestem twoja. - pogładziła mężczyznę po policzku czułym gestem.
Półelf ułożył ją plecami na łóżku i zawołał Saskię.- Mogłabyś jej wymasować piersi? Podobno masz cudowne dłonie.
- Nie mieszajcie mnie w swoje gierki…- burknęła mniszka.
- Pomożesz jej się trochę zrelaksować.- rzekł Jaegere.- Twoja pani jest zmęczona…. żadnych gierek, żadnych ukrytych podstępów. Słowo.
- Echh..- mruknęła Saskia i usiadła na łóżku. Jej dłonie wylądowały na piersiach Kathil ugniatając je z wprawą i rozkoszą… przyjemnie relaksująco, ekscytująco nieco. Jej silne dłonie masowały biust Kathil, a sylwetka zasłaniała nieco działanie kochanka, który podwinął koszulkę bardki i językiem i oraz dłońmi leniwie muskał skórę ud i podbrzusze Wesalt.
Kathil poddała się zabiegom dwójki półelfów. Wyciąnęłą ramiona ponad głowę i lekko ugięła nogi. Z cichymi westchnieniami i pomrukami przyjmując muskania, pocałunki i drażniące pieszczoty, które powoli, powoli przynosiły i ulgę i budowały otulającą falę rozkoszy.
Było coś w spojrzeniu Saskii masującej piersi Kathil, co mówiło o żarze kryjącym się w opanowanej mniszce. Namiętności wzbierającej pod cienką, ale twardą warstewką dyscypliny, była ta energia przyjemnych doznaniach masowanych piersi, ale… i tak język Jaegere muskający rozkosznie punkcik nad bramą jej kobiecości, a potem zdobywający ją powoli i śmigający wewnątrz… odciągał uwagę Wesalt od Saskii.
Intrygujące przeżycie. Prężyć się pod falami przyjemności wywołanej przez kochanka i być obserwowaną przez siedzącą na niej półelfkę.
Kathil zacisnęła dłonie tuż tuż obok nóg półelfki wbijając je w pościel, gdy ekstaza zaczęła sięgać zenitu i … wpatrzyła się w twarz Saskii, pamiętna widoku jaki ukazała jej Sharess. Nie spuszczała wzroku z jej twarzy gdy wykrzykiwała są rozkosz zapewnianą przez Jaegere.
Opadła na poduszkę ciężko oddychając, rozleniwiona i zrelaksowana.
Saskia udawała obojętność, ale jej oczy mówiły coś innego. Nawet uśmiechnęła się na koniec… łamiąc ten stoicki grymas. A Jaegere klęknął między jej udami, by ją posiąść. Delikatnie ocierał się swą męskością o jej rozgrzane pierwszą ekstazą ciało w niemej prośbie o pozwolenie.
Wypchnęła lekko biodra na spotkanie jego nabrzmiałego ostrza i zagryzła dolną wargę w oczekiwaniu rozkosznego uczucia wypełnienia. Ponownie sięgnęła za siebie by chwycić zagłówek i wygięła się leciutko pod Saskią na tyle na ile mogła. Naprężone piersi z twardymi szczytami kusiły do pocałunków i dotyku.
Poczuła w sobie kochanka… trochę gwałtownie nawet, ale jego gorączkowość świadczyła o pożądaniu. Potem jednak uspokoił się powolnym rytmem bioder, które przy okazji objął ramionami i masował je dłońmi. Cztery dłonie są lepsze niż dwie, o czym się przekonywała Kathil czując masaż piersi z relaksem mający już coraz mniej wspólnego. Półelfka przygryzając wargę udawała że jest inaczej pieszcząc dłońmi naprężony biust bardki. A wijąca się w rozkoszy Kathil… czyż miała ochotę demaskować tę iluzję?
Nie…
Tuż przed kolejną falą rozkoszy pomyślała, że nie na darmo mówią, że taka śmierć jest najcudowniejsza. Uśmiechnęła się tuż przez osiągnięciem kolejnego, zapierającego dech szczytu. Drżąca, zdyszana i intensywnie odczuwająca przyjemność Jaegere.
Mruczała niczym kotka, gdy i on sięgnął po rozkosz i zaprotestowała gdy chciał ją uwolnić od swej obecności. Rozkoszowała się nią jeszcze chwilkę jak i widokiem Saskii nad sobą. A gdy ta się odsunęła niechętnie przyciągnęła ją i pocałowała. Wtuliła się potem w Jaegere, ciasno splatając swoje nogi z jego i dając się mocno otulić ramionami kochanka. Przytuliła twarz do jego piersi wsłuchując się w bicie serca i powoli osunęła się w sen.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 23-02-2016 o 15:52.
corax jest offline  
Stary 25-02-2016, 14:28   #73
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kathil Wesalt


Polubiła takie pobudki, wtulenie się w ciało kochanka… rozkosze płynące z muśnięć jego skóry, jak i dotyków jego palców. Zwykle to były palce Ortusa. Ale Jaegere też był miłym zastępstwem. W dodatku bardziej doświadczonym. Jego pocałunki i pieszczoty podgrzewały atmosferę i wprawiały ciało Wesalt w stan pobudzenia...


... pożądania, rozkoszy. Miły początek dnia. Miły i pozwalający zapomnieć o wujach. Jednym gorszym od drugiego. Gorące spojrzenie obserwującej te łóżkowe zapasy półelfki tylko dodawało pikanterii sytuacji.
Nic więc dziwnego, że śniadanie które przygotowała panna Percy zapowiadało się smakowicie.


Tym bardziej, że bez wujów. Pani Percy zapowiedziała im, że jej pani rano słabuje i musi jeść śniadania sama… pomijając oczywiście Jaegere i Logana i Yorrdacha, którzy jej towarzyszyli przy posiłku. Ta trójka wraz Saskią towarzyszyli jej podczas posiłku. Logan przy okazji złożył raport z nocy. Póki co wynik wynosił cztery do trzech na korzyść Bertolda.
- Starali się dobrze ukryć trupy.- stwierdził Logan. -Na razie zostawiłem je tam, gdzie znalazłem. Niemniej powinnyśmy zatrudnić grabarza do posprzątania po wujach jak już wyjadą.
-Dobrze że nie stworzyli przy okazji duchów, choć kto wie… ta wiedźma od Bertolda jest podejrzana.- ocenił nekromanta.
- A ten ślepy kret przy Archibaldzie?- spytał Jaegere.
- Niewątpliwie potężny czarodziej, ale też mocno… jakby to powiedzieć… zdziadziały.- uśmiechnął się kwaśno Yorrdach.- Nie wygląda na to, by babrał się w jakiejś mrocznej magii.
- Co nie znaczy, że jest niegroźny.- ocenił Jaegere, a dalsza rozmowa została przerwana wejściem sługi, który przyniósł list i wieści… że do Archibalda przybył ktoś.
Zwój który trafił w dłonie Kathil był od Ortusa oczywiście, stęsknionego jak zwykle. Natomiast gość do Archibalda nie dotarł. Pani Percy przezornie zamknęła go w komnacie położonej jak najdalej od pomieszczeń obu wujów. I jeszcze nie powiadomiła sir Archidupka, że gość do niego przybył. Okazja której Kathil nie mogła przegapić, a to wszystko dzięki nieocenionej Bartolomei.

W południe zaś przybyli do Kathil Teorven i Marthil, jej łowczy. Skłonili się w pas i zaczęli mówić jedno przez drugie. Widać wizja łowów wielce ich podekscytowała. Także i wieści od nich były ekscytujące do pewnego stopnia. Wytropili na włościach Oweny stado jeleni z dorodnym rogaczem na czele, gawrę niedźwiedzia… oraz dzika. Ale nie zwykłą bestyję tylko szablasto-kłego potwora… wielce niebezpieczną bestyję.
Przypadek? Pierwszy mąż Kathil zginął wszak od kłów dzika. Co prawda od zwykłej lochy broniącej swych młodych, acz…
Wesalt nie miała czasu na wspomnienia. To od niej zależało na co będą polować i kiedy. Od jej decyzji.

Lady Owena oczywiście zapewniła nie tylko teren łowiecki, jak i nagonkę.


Zapewniła też swoje olśniewające towarzystwo, bo wszak musiała wyglądać równie pięknie co Wesalt. A choć wolała łowy z sokołami, to cóż… mogła się tym razem poświęcić dla gości.
Nieświadoma gierek rozgrywających się na tych łowach, rozsiewała uśmiechy i słuchała mile łechcących ją komplementów. Łowy… czas zacząć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 25-02-2016 o 14:31.
abishai jest offline  
Stary 03-03-2016, 19:35   #74
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Kathil rozkosznie obudzona i wprowadzona w doskonały nastrój zasiadła do śniadania.
Widząc twarze swych sprzymierzeńców i troskliwego kochanka smakujących przysmaki pani Percy, koił jej nerwy napięte z powodu wizyty wujów.
- Jaka szkoda, że wśród tych trupów nie znalazł się któryś z wujów - wyraziła swe ubolewanie podczas raportu Logana. - Kiedy Archibald wrócił? Wiadomo jak wściekły był?
- Dosyć wściekły. Straciłaś ładny wazon.- uśmiechnął się kwaśno Logan.
- Ehhh…. Próbował się tu dostać? Nic nie słyszałam.
- Mój mag zadbał o to by mu się drogi pomyliły.- uśmiechnął Jaegere. Logan skinął głową zerkając Yorrdacha. Nekromanta splótł dłonie pytając Kathil.- Dużo wiesz na temat maga Jaegere?
- Mmmmm, odrobinę? - zerkając to na Yorrdacha to na półelfa.
- Wiem w czym problem, ale to też źródło jego potęgi i przewaga.- wyjaśnił obojętnym Jaegere, a Yorrdach oświecił Wesalt.- To dziki mag, jego magia jest mocą chaosu, jego czary są… niestabilne. Niebezpieczne dla obu stron.
- Przyznaję… to dzika karta, ale jest doświadczony. I potężny dzięki temu.- wyjaśnił Jaegere.
- Nie znam się na magii aż tak. No na pewno nie jestem ekspertem. - oparła się wygodnie o oparcie krzesła - Zakładam, że Jaegere nie wystawiłby mnie na zbyt wielkie niebezpieczeństwo. Nie teraz - dziewczyna uśmiechnęła się lekko wpatrując się w półelfa. Na myśli miała, “nie teraz gdy zaczyna się zabawa i gdy powoli zaczyna budować pozycję wieży chroniącej jego jako króla na szachownicy”. To byłaby strata zasobu.
- Zapewniam, że wielokrotnie mój magiczny pomocnik okazywał się użyteczny, mimo kłopotliwej natury jego magii. Ufam mu.- uśmiechnął się półelf.
Kathil skinęła tylko głową na te słowa.
- Jaegere pamiętasz by Twój rycerz adorował dzisiaj mą sąsiadkę? - przypomniała - Ona nie jest wtajemniczona i wolę by tak pozostało. Na pewno nie będzie sobie szkodował. Owena jest kąskiem miłym dla oka. - uśmiechnęła się Wesalt.
- Zajmie się tym.- uśmiechnął w odpowiedzi półelf.- Postara się w każdym razie wykazać swą sympatią.
Kathil sięgała po kolejną porcję owoców, gdy do sali wszedł sługa informując o posłańcu do Archibalda i przynieść wiadomość od Ortusa.

- Loganie, Jaegere chcecie mi towarzyszyć podczas rozmowy z nowo przybyłym gościem mego krewniaka? - spytała odkładając zwój do późniejszego przeczytania. - Im szybciej to załatwimy tym lepiej… Swoją drogą co za bezczelny typek. - pokręciła głową.
- Jeśli sobie tego życzysz.- uśmiechnął się Logan, a Jaegere skinął głową.
Kathil jeszcze nie ubierała się oficjalnie, nie upinała fryzury. Zdecydowała się jednak na wykorzystanie swego stanu sautee. Wszak jest poranek. Mogła wykorzystać tę wymówkę przez jeszcze jakiś czas.
Ruszyła wraz z dwójką mężczyzn pozostawiając Yorrdacha i Saskię przy stole kończących leniwie śniadanie.
Logan otworzył podwoje komnaty, by sprawdzić jako pierwszy kogóż to gość Kathil zaprosił w gości, czując się niemalże jak u siebie. I by upewnić się, że bardce nic nie grozi. Za nim wsunęła się Kathil, przybierając niewinną minkę, która pasowała do jej porannej wersji au naturel.
Ta minka zastygła na twarzy Wesalt, gdy ta otworzyła drzwi maskując jej zdziwienie i zaskoczenie.
Gość był bowiem.. kobietą.
Kobietą w czarnych pantofelkach na obcasie. W wąskiej czarnej sukni, z pasem obszytym czerwonymi sakiewkami i sztyletem oraz kilkoma różdżkami wystającymi z z niego. Dekoltem obszytym futerkiem i śliczną twarzyczką okoloną włosami, twarz tajemniczej kobiety poznanej w karczmie. Ona chyba też rozpoznała Kathil, choć… jej wzrok skupił się na ocenie garderoby gospodyni, wędrując po ciele bardki. Potarła policzek dłonią okrytą długą aksamitną rękawiczką koloru czystej czerwieni i uśmiechnęła się z satysfakcją.
- My się chyba… skądś… znamy?- zapytała.
- Chyba nie do końca. - stwierdziła niewinnie Wesalt - Imienia pani nie wspomnę choć wygląd … faktycznie… znajomy. - Wesalt nie pchała się z wyjaśnieniami. - Czy raczysz wypełnić tę lukę?
- Sharazad… tak mnie nazywają moi… klienci.- uśmiechnęła się kobieta.- A ty musisz być...dziedziczką tego ślicznego pałacyku? To gdzie jest Archibald Vilgitz. Nie zajmę mu wiele czasu, dokończymy tylko parę interesów i… już nie przeszkadzam?
- Dziedzicem jest mój mąż. - odruchowo sprostowała Wesalt - Drogi Archibald nie wspominał nic o gościu. - wyglądała na lekko zaniepokojoną o Archibalda oczywiście. - To … dość niespodziewane, szczególnie, że przygotowujemy się do polowania. Nie wiem, czy to … - przyglądała się zakłopotana kobiecie. - Czy to najlepsza pora.
- Zgaduję że te dwa ciasteczka po twoich bokach, żaden z nich nie jest twoim mężem?- rzekła figlarnym tonem Sharazad. I zaczęła wyjaśniać.- Nie spodziewa się mnie. Po prawdzie przybyłam tu, bo powiedziano mi w jego posiadłości, że tu się właśnie udaje z wizytą. Chciałam załatwić sprawę i… przejść do kolejnych interesów. Mój czas jest cenny.
Wesalt zignorowała kwestię ciasteczek - widziała co Sharazad robiła z ciasteczkiem Calgiostro.
- No nie wiem… sytuacja jest dość delikatna… wieczór był dość gwałtowny… jest tu szanowny Bertold - Kathil dukała - może, Sharazad, jeśli powiedziałabyś czego dotyczy ta sprawa, spytam Archibalda czy chciałby się spotkać?
- Obawiam się, że nie powinnam o takich sprawach rozpowiadać nawet w tak uroczym towarzystwie… osób, których imion nie poznałam. - zaśmiała się Sharazad przeciągając zmysłowo, tylko po to by oczy mężczyzn podążyły za jej biustem niczym ślepia myszy zahipnotyzowanych przez kaptur kobry.- Nie wypada mi paplać. To w końcu sekret.
- Sekret? - bardka zaciekawiła się - skoro to sekret, to czy nie powinnaś unikać mówienia, że to sekret? - zmarszczyła lekko nosek. - To tylko zwraca uwagę na fakt, że to sekret a przez to nie pomaga zachować sekretności zadania. - Kathil uśmiechnęła się. - Jestem baronessa Vandyeck i Vilgitz. A to moi strażnicy. - dodała kwaśno dając do zrozumienia wszystkim co sądzi o poczuciu służbistości owych strażników.
- Upss.. czyżbym się wygadała?- odparła z uśmiechem Sharazad nie wydając się tym faktem przejęta.- Cóż… za gapa ze mnie.
Splotła dłonie razem opierając je na kolanie nogi, założonej na nogę.- Pozostaje pytanie co z tym zrobimy. Jeśli podasz me imię, Archibald z pewnością będzie chciał się ze mną spotkać. Jednakże siedzę tu od jakiegoś już czasu, a jego nie ma… więc zakładam, że ty też masz jakiś w tym… interes?
- Na razie wykorzystujesz sztuczki trzpiotki - zaśmiała się niewinnie Kathil ze słodkim wyrazem twarzyczki jakby rozmawiała ze starszą siostrą - by zmienić temat. Widziałam takie kokietki, próbujące odwracać kota ogonem. - pogroziła paluszkiem kobiecie - Moim jedynym interesem jest ochrona biednego Archibalda i Bertolda przed nimi samymi. - rzuciła ze smutnym wyrazem oczu. - Ich bezpieczeństwo leży mi na sercu, szczególnie, że jestem tu sierotą niemalże. Zrozumiesz zatem skąd me pytania i dlaczego chciałabym wiedzieć, cóż to za nagły interes możesz mieć do wuja mego drogiego męża.
- Jak szlachetnie z twej strony. Ja sama też… nie mam ochoty się mieszać w te kłótnie w rodzinie. Archibald za mało mi płaci.- rzekła z uśmiechem Sharazad przyglądając się Wesalt spojrzeniem fioletowych oczu.- Moja sprawa nie dotyczy ich kłótni. Wykonałam zadanie dla niego, więc chcę złożyć raport i… mam wrażenie, że nie jestem tu mile widziana, więc z chęcią nie będę się narzucać.
- Hmm… - Kathil zmierzyła kobietę wzrokiem udając przekonaną - sprawdzę zatem czy Archibald zechce się z tobą spotkać. Tymczasem, zostań tu i rozgość się. Przyślę służbę z winem i śniadaniem by dodać ci sił przed dalszą podróżą. - uśmiechnęła się szczerze i słodko.
- Zgoda.- odparła w odpowiedzi Sharazad przyglądając się podejrzliwie pomieszczeniu.- Choć… posiłek i wino nie są potrzebne.


Kathil zabrała dwójkę “strażników” i wyszła z komnaty.
Gdy odeszła już spory kawałek spytała Jaegere:
- Czy Eltanus mógłby podsłuchać o czym będą rozmawiać?
- Eltanus nie mógłby.- rzekł Eltanus pojawiając się znienacka przy ścianie za plecami całej trójki.- Ślepy ekranuje prywatne rozmowy Archibalda swoimi zaklęciami odrzucań. Kret nie pozwala magicznie podejść swego pana.
Kathil najpierw się zatrzymała gwałtownie, by fuknąć gniewnie na maga.
- Teraz będę mieć się na baczności. Na każdym kroku spodziewając się, że gdzieś tam jesteś. - podeszła do maga i popatrzyła w górę na mężczyznę - Ale ty, nie powinieneś wyrabiać sobie nawyku pojawiania się znienacka za moimi plecami, wiesz?
- Mogę pojawiać się przed tobą... i nie wchodzę do twej sypialni.- wyjaśnił Eltanus, a Logan dodał ironicznie.- Ale możesz podglądać, prawda?
- Mogę, ale tego nie czynię.- mruknął Eltanus i zerknął na drzwi.- Zaciekawiła mnie. Ma w sobie moc.
- Ciekawe, bo ja nie wspomniałam ani słówka o mojej sypialni - prychnęła Kathil - Możesz się z nią posiłować na moc lub jej brak. Uważaj jednak to modliszka.
- Pilnowałem jej wejścia… to ja sprawiłem, że Archibaldowi ciągle myliły się pokoje. Poszedł do ciebie… tylko z przybocznym wojakiem. Bez ślepego starca. Popełnił błąd… Bertold miał okazję by… go ubić.- wyjaśnił mag.
- Wiem.. Jaegere wspomniał wcześniej. - uśmiechnęła się ... odwróciła do maga, by kusząca obietnica w jej uśmiechu była widziana tylko przez niego - Dziękuję - oczy błysnęły by powieki skryły prowokację - doceniam twą pomoc, Eltanusie.
- Jestem by służyć.- mruknął z zawadiackim uśmiechem mag.
- Zapamiętam. Zjawiaj się z przodu… proszę… - dodała ni to proszącym ni to ostrzegawczym tonem i mrugnęła.
- Dobrze, idę do Archibalda. Powiem, że spieszno mi było do niego więc i strój taki. Może on się wygada… Pilnujcie jej, by nie miała więcej gości.


Kathil ruszyła szybkim krokiem by faktycznie udawać jakby się spieszyła. Lekko przyspieszony oddech, leciutki rumieniec na twarzyczce. Luźna szata i rozpuszczone luźno włosy powinny stanowić kombinację udowadniającą jej troskę.
Zastukała do drzwi komnaty. Lekko, leciutko.
- Kto?! - krzyk gniewny… najwyraźniej Archibald nie spodziewał się miłych gości.
- Archi…. Archibaldzie - powiedziała strwożonym głosikiem Kathil - Czy mo...mogę?
- Ach… to… ty… wynocha stąd już, opuście moją komnatę.- posłyszała w odpowiedzi. I po chwili drzwi komnaty się otwarły i kilku znanych baronessie członków jego świty wyszło kłaniając się jej w pas.
Spłoniona ledwo co oddawała powitalne pokłony. Wsunęła jedynie głowę przez drzwi, jakby bojąc się jego gniewu, reakcji.
- Archibaldzie… ja… - zająknęła się, zamierając w miejscu.
-Tak.. co się stało.- już leżał nagi od pasa w górę na łożu, w “kuszącej”, w jego mniemaniu, pozie.- Chodź bliżej moja duszko.
- Martwiłam się… - wsunęła się do komnaty, wyglądając by “upewnić się”, że nikt jej nie widział i przekręcając klucz w zamku - … wczoraj zniknąłeś w lesie… a ja dzisiaj słabowałam rano… inaczej… wcześniej bym przybyła… wybacz mój wygląd - stanęła blisko okna by światło poranne przebijało przez jej luźną suknię i ujawniało kuszące kształty. Wciąż poza zasięgiem jego rąk, by musiał się ruszyć do niej. - ale chciałam, upewnić się, że spałeś dobrze i bezpiecznie. Mimo, że… - szepnęła - z dala ode mnie.
- Kto by pomyślał, że ten pałacyk jest takim labiryntem w nocy. Zagubiłem się w nim.- sarknął gniewnie Archibald wstając i ruszając w kierunku słodkiej przynęty.
- Może… to zbyt dużo wina, mój ...panie? - wyszeptała uległym tonem. Patrzyła na Archibalda wyobrażając sobie, że to zbliżający się Condrad by wykrzesać z siebie choć odrobinę entuzjazmu. Na samo wspomnienie skradającego się wielkoluda poczuła rozkoszne motylki w podbrzuszu.
Zamknięcie oczu.. pomogło. Duże dłonie, silne dłonie… zachłanne dłonie. Mogły być dłońmi Condrada. On też ją tak obejmował, on też ją tak pieścił… drapieżnie ugniatając biust i masując łono powolnym ruchem palców. Nie tak niewprawnie, ale z pewnością tak władczo. To było więc bardziej przyjemne dla jej ciała.
- Może… może masz rację. Ale teraz tu jesteś.- mruknął Archibald, a ona pomyślała:-” Może knebel by pomógł bardziej?”-
Przesunęła dłońmi nieśmiało, ledwo odważając się na badawczy dotyk, by dać mu się wykazać. I sprawić, że stopniowo kroczek po kroczku ośmielił ją i zapewnił niezapomniany poranek. W rzeczywistości w połowie całego marnego doświadczenia, to Kathil przejęła pałeczkę by wymęczyć Archibalda i dolewać oliwy do jego zafascynowania jej osobą.
Mężczyzna… jak to było do przewidzenia, nie był specjalnie cierpliwy. Ani się Kathil nie obejrzała, jak odsłonił jej pupę, podciągając szatki, oraz swoje narzędzie rozkoszy… opuszczając spodnie. Oręż przynajmniej miał zacny… szkoda że władać nim nie umiał.
Ale.. tak czy siak poczuła go.. oparta dłońmi o framugę okienną i poruszana szybkim i gwałtownym rytmem jego bioder.
Gdzieś po kilku nudnych ruchach odsunęła się nieco i popchnęła go na łoże zsuwając z siebie szatę. Stanęła naga przed nim i powiodła jego dłonie po swym ciele prowadząc na pośladki. Wspięła się na łoże i z uśmiechem nieśmiałej chochliczki dosiadła go bez ostrzeżenia. Rozpoczęła powolną jazdę. Teraz on był jej więźniem i mogła pokazać mu co znaczy prawdziwa rozkosz. Uzależniający dotyk, wyuczony u cioteczki, którego żadna z prowincjonalnych dziewek nie mogła mu zaserwować. Sięgnęła dłonią za siebie i zaoferowała kilka pikantnych pieszczot na okrasę, by rozpłynął się pod jej dotykiem jak lód. Powoli zwiększała tempo, stopniując Archibaldowi przyjemność. Doprowadziła go do ekstazy, którą pod władzą jej ciała musiał wykrzyczeć głośno. Opadła na niego pokrywając jego tors długimi blond włosami. Gładząc i pieszcząc i korzystając, że jest pod jej wpływem zaczęła zadawać pytania:
- Archibaldzie… było wspaniale… chyba nigdy tak nie… - rozpoczęła - aż wyleciało mi… że jest tu ktoś do ciebie. Jakaś Sharaza … kto to? - specjalnie przekręciła imię i dodatkowo wydęła usteczka jak zazdrosną koteczka.
- Sharazad…- mruknął Archibald w odpowiedzi i nagle dodał bardziej stanowczym i zaskoczonym tonem.- Sharazad jest tutaj?! Czemu mi od razu nie wspomniałaś?
- Martwiłam się o ciebie… chciałam pomówić… a poza tym… - zagryzła wargę i zacisnęła usta na jego piersi drażniąc ją - kto to jest? - spytała ponownie naburmuszona i zazdrosna.
- Nikt taki...ważny. Nająłem ją do czegoś.- wyjaśnił krótko Archibald.- Nie masz się co martwić.
- A do czego nająłeś? - podsunęła się by pocałować go w policzek i ukąsić płatek ucha.
- Nie powiem… bo się przestraszysz niepotrzebnie. Sprawa ta dotyczy innego zamku. No… i niech cię twoja śliczna główka tym nie martwi.- wyjaśnił ze śmiechem Archibald.
Sturlała się z niego z naburmuszoną lekko minką i usiadła na skraju łoża.
- Śmiejesz się ze mnie… - fuknęła, jej foszek podbity smuteczkiem - … całkiem jak stryj.
Schyliła się by podnieść szatę i zacząć się odziewać.
- Oj przestań.. - złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie ustami całując jej szyję.- ...duchy. Miała mi pomóc z duchem nawiedzającym zamek.
Kathil pisnęła cichutko gdy pociągnął ją do siebie i zamachała nogami w udawanym proteście ale wtuliła się w jego ramiona i przymknęła oczy.
- Duchami? - otworzyła je równie nagle - Masz nawiedzony zamek? - wpatrzyła się w niego z podziwem i strachem. - Ale… pozbędziesz się go, prawda? Ja… boję się duchów. - wtuliła się mocniej i sięgnęła w dół jego ciała.
- Ostrzegałem…- mruknął całując i kąsając jej szyję… coraz bardziej podekscytowany co czuła pod palcami.-... że się przestraszysz.
- To… prawda. Miałeś rację, Archibaldzie. - rzekła tym razem potulnie - Wiesz co jeszcze mnie przeraża? - spytała napiętym szeptem.
- Co?- mruczał bardziej zainteresowany miętoszeniem krągłości jej biustu, niż jej słowami.
- Że za niedługo odjedziesz. I że na trakcie będziesz z Bertoldem. - uniosła jego twarz by słodko pocałować jego usta. - Boję się, że coś… ci się stanie… - zaciskała palce i poruszała dłonią na jego orężu - I że zostanę tu sama…. bez ciebie….albo że Bertold tu zostanie i będzie chciał…. użyć pejczy na mnie … obiecaj, że tak się nie stanie… - dłoń rozpalała go ponownie.
- Bertold nie wyjedzie stąd żywy…- wydyszał już jej do ucha, coraz bardziej rozpalony. Ton głosu niewątpliwie świadczył o tym, że zaraz znów ją posiądzie.
- Masz już plan, mój panie? - połechtała ego Archibalda swą potulnością - A może pozwolisz mi bym cię zrelaksowała? - zaczęła osuwać się po jego ciele zostawiając ukąszenia na ciele by ostatecznie pochylić się nad jego bronią i rozpocząć pieszczotę ustami.
- Możesz…- jęknął poddając się jej pieszczocie i dodał cicho.- Pomożesz wieczorem… poprowadzisz… moich ludzi w pobliże jego komnaty i zabijemy go… w nocy.
- Ale on ma swych ludzi - Kathil przerwała słodką torturę ustami zastępując je swymi dłońmi - a polowanie? - usta i język powróciły do wygrywania nut ekstazy na jego orężu.
- Jeśli zdołasz Bert...oooolda.. oddzielić… to… go moi… przypadkiem ubbiiiiją.- jęknął rycerz czując zwinne palce i słodkie usteczka Wesalt na swym orężu.
- Od…- udała, że ciężko dyszy - dzielić? Jak? I jak daleko? - podjęła ponownie wysiłki by odebrać mu zdolność myślenia.
- Kilka minut… i z pola widzenia… jego ludzi… to to..to… wystarczy…- nie miał zbyt dużej wytrzymałości niestety, choć Wesalt przynajmniej odczuła pewną satysfakcję z sytuacji jaką zainicjowała.
- Dobrze… zobaczmy… dasz mi znak kiedy, tak? - siedziała na piętach obok rozciągniętego Archibalda. Uśmiechnęła się:
- Archibaldzie… - spytała z wahaniem - … a co myślisz… o mnie?
- A co mam myśleć.- usiadł z uśmiechem Archibald.- Jesteś moją słodką niespodzianką i skarbem który zabiorę ze sobą.
Uklękła między jego udami i wtuliła się cmokając go lekko.
- Co teraz…?-mruknął Archibald zaborczo tuląc pośladek dziewczyny. Kathil zdała sobie sprawę, że mogła pokazać za dużo i zachęcić do zbytniej... eksploracji nowej sytuacji. Wuj Archibald był wszak egocentrykiem… i skoro nabierał ochoty na młodziutką panienkę, mógł przy niej całkiem zapomnieć o Sharazad.
- Teraz … polowanie? - wyszeptała do ucha Archibalda - Chciałeś polować na wielką zwierzynę… - naparła ciałem na niego próbując go przewrócić na łoże - … ja już polowałam rankiem - zaśmiała się niewinnie, mocując się z wojownikiem. Pokazała tym tylko jak słabiutka jest. I jak mocny on przy niej.
- A na co polowałaś?- wymruczał nagle przewracając się na bok i przyciskając ją swym ciałem do łoża. Ocierający się dowód jego pragnień szykował się znów do podboju. W tej prymitywnej… egoistycznej wersji, był nawet znośny dla Wesalt. Potrafił być zadowalający, głównie dzięki gabarytom ciała.
Kathil zrobiła oburzoną minkę i wystawiła czubeczek języka. Jakby nagle zaczęła być przy nim bardzo niegrzeczna.
- Na ciebie… mój… panie - wiła się pod nim, “mocując” się. - Aż taki ze mnie kiepski łowca... - zasmuciła się spoglądając na Archibalda.
- Ależ skąd.- pocałował ją. Nie cierpiała tego. Całował fatalnie. Na szczęście w innych kwestia jego łapczywa zachłanność potrafiła być przyjemna. I dlatego jego pocałunki na piersiach wywołały cień uśmiechu na twarzy Wesalt. A potem poczuła go, mocno i gwałtownie… brutalnie niczym dzikusa. Łóżko zatrzeszczało. Czując jego szturmy w swym kobiecym zakątku, mogła poczuć odrobinę rozkoszy. Nie był najlepszym z kochanków, ale cóż...kochał się deczko lepiej niż całował.
Przez myśl jej przebiegło, że mogła zabrać któryś ze sztyletów i zaoszczędzić sobie reszty farsy. Ale też zwały mięśni i gruby kark, świadczyły że taki zamach mógłby nie do końca się udać. Pewnie nie byłaby pierwszą taką zabójczynią.
Spróbowała jednak uśpić tego wielkiego woła i możliwe, że umożliwić tym ruch Bertoldowi. Jeśli ten jest na tyle cwany by trzymać rękę na pulsie.
Zajęło jej to… dwie długie godziny. Nieco wymęczona i spocona… raz po raz przekonywała się że Archibald nie uczy się na błędach. W końcu jednak zasnął i ku jej rozczarowaniu, Wesalt po wyjściu z komnaty natknęła się na sługi Archibalda pilnujące jego bezpieczeństwa.
Stwierdziła tylko:
- Sir Archibald śpi. Nie przeszkadzać mu. - pisnęła by pokryć swe “zmieszanie”, że świadków mieli ich “rozkoszy”. - I snu nie przerywać - dorzuciła jakby dobro wuja leżało jej na sercu - zmęczon.
Skinęli głową w milczeniu.


Wróciła do komnaty by zmyć z siebie zapach i pot Archibalda ze wstrętem.
Pomyślała z uśmiechem, że Sharazad nieco poczeka. A jeśli ruszą za chwilę na polowanie, to oczekiwanie się tym bardziej przedłuży.
Po kąpieli zaś przywdziała suknię, która już wypróbowanym sprzymierzeńcem była.
a która na polowanie, również i zwierza, nadawała się wspaniale.
Służbie kazała poinformować gościa, że wuj akuratnie snu zażywa i kobieta poczekać jeszcze musi.
I w takiej właśnie chwili Saskia weszła przyglądając się Kathil z zachwytem i drapieżnością w spojrzeniu.- Wyglądasz… smakowicie, moja pani.
- Taki komplement od ciebie to najwyższa pochwała - uśmiechnęła się Wesalt dopinając ostatnie pasma włosów.
- Przyszłam przypomnieć ci moja pani, że wczorajszej nocy raczyłaś mnie pocałować, więc… wygrałam nasz mały zakład.- mruknęła Saskia stając tuż za Wesalt i nachylając się szepnęła.- Nieprawdaż?
- Wygrałaś - skinęła głową Kathil - gratulacje. - spojrzała w lustrzane odbicie ich postaci. Z uśmiechem oceniając reakcję półelfki.
Palce Saski zsunęły się po ramionach w dół, muskały delikatnie dekolt jej sukienki, wodząc opuszkami palów po skórze. Sama półelfka uśmiechała się z mieszaniną triumfu i pożądania.- Niech cię pocieszy fakt, że naprawdę ciężka była ta próba. Nagrodę odbiorę sobie, gdy… będzie ci to wygodnie moja pani.
Kathil odwróciła się do oficer przodem i zaglądając w jej oczy rzekła:
- Czy ja wyglądam na niepocieszoną? - uśmiech rozświetlał jej źrenice - Widzisz… w tym zakładzie… ciężko było przegrać. - cmoknęła półelfkę w usta.
- Ale ja zamierzam cie przywiązać do łoża i doprowadzać na skraj, nie dając ci przekroczyć go przez dłuższy czas. Budować napięcie w twym ciele… i trzymać je na wodzy jak rumaka wyrywającego się do galopu.- wyjaśniła łobuzersko Saskia.- Nie mówię tu zwykłym uwolnieniu namiętności… między nami.
- Wiem - Kathil nadal się uśmiechała ciepło - i chcę zobaczyć jak ci będzie szło. - rzucała wyzwanie Saskii … po raz kolejny.
- Kiedy tylko będziesz chciała. I… wyglądasz za ładnie w tej sukni. Nie zasługują na taki widok.- zamruczała zmysłowo półelfka, siadając okrakiem na siedzącej Wesalt. Była bardziej leciutka niż mogłoby się wydawać.- To jakie teraz plany moja pani? Nie wszyscy słudzy wujów są okiełznani, niektórzy mogą się zerwać ze smyczy i połakomić na gospodynię. Dać ci podczas polowania więcej ludzi do ochrony?
Kathil objęła jej pośladki dłońmi:
- Czyżbyś była zazdrosna? - cmoknęła czubek nosa Saskii - Nie, więcej nie, bo zacznie zwracać uwagę. - poklepała się łydce, masując przy okazji udo oficer - Mam to w ostateczności. Łowczy dotarli już? - wtuliła się niemalże jak dziecko w półelfkę. W porównaniu wieku, zapewne nim była - Chciałabym, żeby ktoś strzelił palcami i wujowie wyparowali. Ech… że to nigdy nie jest takie proste. - zamarudziła kapryśnie.
- Zazdro...sna? Bardziej… wygłodzona.- wymruczała zmysłowo ocierając się swym ciałem o Wesalt.- Te wszystkie emocje… które we mnie budziłaś, przez ostatnie dni. One tam nadal są… skumulowane.
Pogłaskała po głowie Wesalt.- Już przybyli, czekają na posłuchanie… podobnie jak ta czarnulka co do Archibalda przybyła.-
- Aaaa ona… - Wesalt skrzywiła się - dobrze, zacznijmy od łowczych, czas mija, zaraz dnia nie starczy na te łowy. Zajmij się przygotowaniem do wyjazdu, dobrze? Czas ruszać szybko.
- Wesalt pomyślała, że chociaż w ten sposób zemści się na Archibaldzie. Gwałtowna pobudka i raptowne zbieranie się na polowanie nie będzie przyjemne.
- I przyślij łowczych do gabinetu. A to… zadatek - pocałowała delikatnie Saskię bez gwałtownych namiętności, ledwo by podłożyć iskierkę pod drzemiący w niej ogień.
- Łobuz z ciebie.- zaczerwieniła się dziewczęco półelfka po pocałunku, który smakowała. Nieco za gwałtownie odsunęła… spadając i lądując tyłkiem na podłodze. Po czym zaśmiała radośnie.
 
corax jest offline  
Stary 03-03-2016, 19:40   #75
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

- Opowiedzcie mi więcej o tym dziku? Wiadomo czy stary, młody? Daleko od gawry niedźwiedzia ma swe terytorium? Jak najlepiej zrobić by łowy niebezpieczne były?
- Sam dzik jest niebezpieczny co niemiara… to stary odyniec o długich szablach, zapach jego świadczy o waleczności i wściekłości. A jego szable, mogą rozpruć brzuch konia o tak…- pstryknął palcami Teorven. A Marthil dodała.- Tereny niedźwiedzia i dzika się przecinają, więc jeśli Tymora się uśmiechnie, wlizim na oboje. Ino…-
Nie dokończyła, tylko spojrzała na swego partnera w łowach.
- Ino… sytuacja na łowach może się wszystkim wymknąć spod kontroli. Łowy na dzika to duże ryzyko, także dla nas. Nad takim zwierzem ciężko zapanować.- wyjaśnił Teorven.
- Wy macie trzymać się z dala jak się da. Przynajmniej, by to wyglądało, że coś pomagacie ale w rzeczywistości dać wujom i ludziom wujów się bawić. - popatrzyła po obojgu. - Rozumiecie? Ja wiem, że wam łowy też smacznie pachną, ale tym razem, odpuście.
- Nie o to chodzi… jak zobaczysz pani dzika spinaj konia i uciekaj… jak najdalej, jak najszybciej. Ta bestia jest nieobliczalna.- wyjaśnił Teorven.- Jak dobrze pójdzie.. zabije każdego kto spróbuje go upolować.
Kathil przypomniała sobie polowanie byłego męża.
- Będę pamiętać. - pokiwała głową - Życie mi miłe.
Decyzję podjęła, teraz jednak trzeba było się przygotować.
- Dajcie znać Loganowi i Saski jaki ekwipunek konieczny. Oni się tym zajmować będą. Dobrzeście się spisali. - pochwaliła. - I upewnijcie się, że cali wrócicie. Chcę was na stałe nająć. Jeśliście zainteresowani.
- Zgoda..- stwierdziła kobieta, a Teorven.- Byle tylko nie w pałacu mieszkać, czy mieście. Wioska w okolicy… odpowiednia.
- Dobrze. - pokiwała głową Kathil - Jak się uspokoi, dogadamy resztę. Wołajcie na rozpoczęcie polowania jak najszybciej.


Wesalt odprawiła dwójkę i gotowała się na wizytę…. kolejną…. Sharazad. Ruszyła więc tam gdzie zostawiła oczekującą na Archibalda kobietę. Sharazad nie siedziała sama… wprost przeciwnie. Rozmawiała flirtując z Jaegere. Ten na widok wchodzącej Kathil wstał i podszedł do niej, mówiąc cicho.- Rozmówiłem się z nią nieco. Ciekawa kobieta… i ma interesujące wieści.-
Wesalt pokręciła leciutko głową z uśmiechem. Kiwnęła głową:
- Później. Gotowyś? - spytała równie cicho.
- To zależy… na co?- zapytał półelf zerkając łobuzersko i prowokacyjnie w dekolt Wesalt.
- Polowanie, mój przyjacielu - zamruczała cicho bardka. - Za chwilę ruszamy. Czy może wolisz zostać? - przełknęła uśmieszek.
- No… nie… raczej wolałbym skorzystać z okazji i pochwycić cię … by sprawdzić uroki leśnej polanki. Wyglądasz zjawiskowo moja droga.- mruknął jej do ucha Jaegere.- A co z nią?
- Łaszenie się teraz nic ci nie pomoże - lekko obrażona minka mówiła o jej lekkiej zadrości. Kpiła sobie przy tym z półelfa, sprawdzając jak zareaguje. - Będę musiała zadowolić się polowaniem i tym co obecny by służyć.- przybrała kokietujący wyraz twarzy. - Ona niech zostanie. Aż Archibald wróci.
- O ile wróci.- zaśmiał się cicho Jaegere, dyskretnie muskając dłonią pośladek Kathil, jakby chciał pokazać Sharazad do kogo należy jego “serduszko”.- Przyjęła potencjalną śmierć Archibalda ze zrozumieniem, skłonna uchylić rąbka tajemnicy za odpowiednią cenę.
- Wysłał ją do wypędzenia ducha z zamku. - stwierdziła Kathil. - Ciekawe którego.
Kathil ruszyła ku Sharazad, przechwytując po drodze dłoń Jaegere:
- Niezwykle przykro mi z zaistniałej sytuacji. Archibald niestety… śpi. - minę miała na zasadzie “cóż ja mogę poradzić”. - A zaraz na polowanie ruszamy…. - zawiesiła głos dając pole do wypowiedzi kobiecie.
- To naprawdę męczące… ale można się było spodziewać tego po Archibaldzie, płaci za mało jak na swe wymagania.- odparła z nieskrywaną niechęcią do wieści jakie Kathil jej przekazała.- Co więc… zarządził mój pracodawca?
- Niestety niewiele. A jakżesz udało się mu przekonać cię do obniżenia stawki za swe usługi? I jakież to wynagrodzenie pozwoliłoby ci pozostawić raport i zwolnić z zadania? - spytała już wprost Wesalt.
- Obiecano mi dwa tysiące szlachciców za wykonanie roboty i zdanie raportu. Nie wydadzą mi tej sumy w jego zamku bez archibaldowego upoważnienia na piśmie. Acz… jestem skłonna a negocjację… zarówno co do wielkości zapłaty jak i formy. Twój przyjaciel przekonał mnie, że zaspokajanie twej ciekawości nosi w sobie różnorakie profity.- odparła z enigmatycznym uśmiechem Sharazad.
- Mój przyjaciel … działa w rzeczy samej w mym … interesie - rzuciła Jaegere spojrzenie -
Więc jakiego to ducha wypędzić miałaś? - usiadła w końcu na przeciw kobiety.
- Nie jestem… egzorcystką, więc w moim przypadku to nie było wypędzanie ducha.- Sharazad nie okazała ni odrobiny zdziwienia słysząc słowa Kathil.- Obeszłam sprawę trochę. Za tak małą sumkę niespecjalnie chciało mi się wysilać. Jako słodką zanętę, zarzucę jednak iż… jest to duch kobiety uporczywie nawiedzający zamek i wnoszący sporo zamętu w życie jego mieszkańców. Duch nieszczęśliwej kobiety szukający… Każdy duch czegoś szuka.- zakończyła z lisim uśmieszkiem.
- Zemsty… - dokończyła Kathil zaczynając się domyślać o jakiego to ducha chodzi - Co jeśli… za resztę informacji wypłacę połowę obiecanej kwoty, ale… będę mieć inne zlecenie dużo lepiej płatne? I kwotę wynagrodzenia podasz ty? - bardka wpadła na pomysł i pochyliła się ku kobiecie.
- Poczekam tu na Archibalda...a nuż zapłaci. Ale nic mi nie broni wyszeptać ci paru sekretów na uszko, prawda?- dłoń kobiety powędrowała do dekoltu własnych piersi, wyciągnęła z nich białą jak śnieg karteluszkę i wsunęła ją w dekolt Wesalt.- Dodatkowe tysiąc brzmi nieźle, a to mój adres w Ordulin. Z chęcią porozmawiam na temat ciekawych… zleceń.
- Podać ci zatem poczęstunek? - Kathil upewniła się, że “wizytówki” nie widać. - I oczywiście, dyskrecja …. - nie kończyła.
- Oczywiście… dyskrecja.. w końcu… obie lubimy nasze sekreciki blisko ciała. A duszek… nie szuka zemsty, tylko swego dziecka. Zabawna sprawa. Bo rzeczywiście zwykle zemsta lub… zobowiązanie są więzią ducha na tym świecie.- szeptała Sharazad wpatrując się fioletowym spojrzeniem oczy w oczy Kathil.
- I coś zatem zrobiła? - spytała dziewczyna.
- Cóż… ograniczyłam obszar nawiedzania jak bardzo się dało. Tylko do lochów. Po reszcie zamku włóczyć się już nie może. Mogłabym spróbować go złapać i uwięzić w czymś, ale… nie za tak niską cenę.- zamruczała Sharazad i zerknęła na Jaegere, po czym zachichotała.
- Rozumiem… cóż zobaczymy co dalej… - spojrzała również na Jaegere, by sprawdzić co spowodowała nagły wybuch radości. Półelf był speszony wyraźnie i z nogą założoną na nodze. A Wesalt zorientowała się że nachylone ku sobie twarze jej i Sharazad dzieli niewiele od pocałunku. Ech… męskie fantazje.
Kathil pokręciła głową:
- I prowadź tu interesy z mężczyznami. - rzuciła rozbawiona i i pokręciła bezsilnie głową.
- Hmm… cóż poradzić… czasami to pomaga, czasami bawi.- mruknęła zmysłowym tonem Sharazad.- Czasami ekscytuje… wodzić ich fantazje za nos i widzieć w ich głowach to czego nie krępuje przyzwoitość.-
I prowokacyjnie musnęła czubkiem języka czubek nosa Kathil, by spojrzeć na Jaegere i prawdopodobnie za pomocą znanej Kathil magii zajrzeć do jego głowy. - A wracając do interesów… to kiedy dostanę od ciebie swoją wypłatę. Czyżby wieczorem dopiero?
- Wypłatę możesz otrzymać i już jeśli chcesz rozkoszować się kolejnym trzosikiem przez całe popołudnie. - Kathil nachyliła się bliżej szyi kobiety, by podroczyć półelfa niemiłosiernie.
- Nie wyglądasz na nieśmiałą dziewuszkę… - mruknęła Sharazad przybliżając się i wydając z siebie zmysłowe westchnienie, zasłoniwszy Wesalt. Jakby Kathil rzeczywiście pieściła jej skórę swymi ustami.- Rozkoszowanie brzmi… przyjemnie, tylko trzosik nieciekawie. Owszem… z chęcią od razu przyjmę zapłatę, a co potem proponujesz? Wiem, że masz polowanie, ale wolałabym inną rozrywkę dla mnie, gdy będę czekała.
- Kąpiel? - wymruczała zmysłowo Wesalt bawiąc się Jaegere - Masaż? Służba zapewni i jedno i drugie.
- Mmmm… rrrozpieszczasz mmniee..- wymruczała zmysłowo Sherazad wędrując językiem po płatku usznym Kathil, delikatnie i z fachowością muskając wrażliwe punkciki. Jako że jej twarz zasłaniała oblicze Wesalt, nie mogła udawać pieszczot. I chyba nie chciała. Wyraźnie bawiła ją sytuacja i zabawa oczekiwaniami Jaegere.- Z chęcią skorzystam… lubię lukssusy.
- Doskonale zatem - Kathil ponownie zbliżyła twarz do twarzy Sharazad i czubkiem języka trąciła jej górną wargę, by zbliżyć swe usta na odległość zaledwie kilku milimetrów - Postanowione. - odsunęła się i wstała - Baw się dobrze. Służba zadba o ciało i ducha. Jaegere, idziemy? - uśmiechnęła się złośliwie.
-Ttttak…- rzekł za bardzo zaczerwieniony półelf.- Idziemy.
A Sherazad rozsiadła się wygodnie przyglądając się obojgu z lubieżnym uśmieszkiem. -To do następnej… okazji, baronesso.
Wesalt pomachała jej lekko, prowadząc rozkojarzonego Jaegere to wyjścia.


Bardka wydała służbie polecenia zajęcia się kobietą i ...ruszyła by w końcu ruszyć na polowanie.
Kto by pomyślał, że to taki skomplikowany rytuał.


Gdzieś grał róg, na który to Marthil odpowiadała grą na swym rogu. Psy Oweny szczekały, sama Owena chichotała będąc osaczoną przez adorującego ją rycerza Jaegere oraz.. Archibalda który uważając się za prawdziwego przywódcę sfory, uważał za swoje wszystkie dobrze urodzone ślicznotki. Ugh…
Samej Kathil towarzyszył Logan i Eltanus… oraz milcząca Garva trzymająca się z tyłu. Yorrdach postanowił bowiem dopilnować tych którzy zostali w posiadłości. Archibaldowi towarzyszył ślepy mag, rycerz w czarnej zbroi i ów łotrzyk. Kobieta w zbroi została w posiadłości.
Bertold z wyraźnym niesmakiem pojechał na polowanie w towarzystwie swej prawej ręki, białowłosego zabójcy z mieczami i gnoma… Na szczęście było trochę kucyków w posiadaniu Wesalt, bo byłyby kłopoty. Niemniej nieobecność owej kobiety, która wczoraj próbowała zabić kogoś rytualnym nożem, była niepokojąca… toteż Yorrdach zamierzał się jej przyjrzeć i przypilnować przechery.
Kathil miała przytroczone do siodła cztery dziryt, obciążone przy grocie. Nie używała takiej broni od lat… Był to wedle jej łowców jedyny skuteczny oręż na dziki, poza ciężką kuszą i ciężkim toporem… ale tylko najodważniejsi i najgłupsi walczyli wręcz z dzikami.
Rzut i ucieczka… a najlepiej ucieczka od razu. Tak jej radziła Marthil.
- Ach… me serce jest zranione. Archibald nie patrzy w mą stronę.- rzekł smutno Jaegere wpatrując się w jego twarz. - Jak ja to przeżyję?
- Nie wiem… doprawdy… - zasmuciła się Kathil - lepiej by zwracał uwagę na dzika niż na ciebie. - Kathil uśmiechnęła się do półelfa. - Ale wiesz… nie miałam pojęcia, że potrafisz się rumienić. - zachichotała.
- No cóż… może mam słabość do dwóch ślicznotek na raz. Przyznaję, że taka wizja… jest… kusząca.- znów się zaczerwienił.- Ta kobieta umie wkładać takie myśli do głowy.
- Do głowy? - zaśmiała się Wesalt. - Wyglądało jakbyś akurat głowę stracił. Czyli…. ty…. ja…. specjalny parawan....i ….jakaś ślicznotka to byłby odpowiedni podarunek?
- Sam nie wiem.. nigdy tak nie myślałem, ale po waszej rozmowie.- zaśmiał się Jaegere i zerknął tęsknie na Archibalda z tym rumieńcem na policzku i wywołał blade oblicze u wuja. Najwyraźniej doszły do niego plotki o obiekcie zadurzenia elfa.- Zresztą… musisz przyznać, że ona lubi takie prowokacyjne gierki. A co do podarków… moje niewolnice wkrótce odwiedzą ciebie, zgodnie z kaprysem. Jeszcze kilka dni.
- Mnie? Tu? Myślałam, że raczej udadzą się bezpośrednio do cioteczki. - Kathil zdziwiła się. - Oczywiście zaaranżuję przewóz.
- Oczywiście że udadzą się do cioteczki, ale wpierw ty sobie obejrzysz.- odparł z uśmiechem i rozglądając się dookoła rzekł.- Może to moja elfia krew, ale nie wiem co ludzie widzą w tych polowaniach.
- Elfy też polują.- wtrącił Eltanus, a półelf odparował.- Ale nie tak. To cyrk nie polowanie.
- Na dziki… to idealne polowanie. Z tego co ojciec mówił… “idziesz na niedźwiedzia, szykuj łoże. Idziesz na dzika, szykuj mary.”- dodał wyjątkowo wylewnie Logan.
- Może któraś się nada dla Logana… coś mam wrażenie, że brakuje mu rozrywki ostatnio. - uśmiechnęła się czule do swego zabójcy. - Markotny, marudny… czarno wszystko widzi… -”schowała się” za Eltanusem.
- A co do Jaegere i polowania… myślę, że jesteś doskonałym łowczym mój drogi ale nie w lesie. - chichotała wesoło.
- To co dalej? - zaczęła rozglądać się by sprawdzić. - Może podjadę porozmawiać z Bertoldem. Coś nie w sosie widać jest.
- Pewnie nie lubi polowań, jak i ja… może porwę ciebie i Owenę na piknik? Co dwie wesołe wdówki to nie jedna… a Sharazad z pewnością potrafi zaostrzać apetyt.- zaśmiał się żartobliwie Jaegere, a Logan zgromił Kathil wzrokiem niczym mistrz niesforną uczennicę.
- No nie złość się już tak… - przymiliła się do mężczyzny - zależy mi tylko byś był szczęśliwy. - zaczęła sobie zdawać sprawę, że on się odpłaci w posiadłości. - A co do Oweny …. to nie - Kathil zmarszczyła nosek. - Ale jeśli masz ochotę na sam na sam z nią, to nie będę zatrzymywać - mówiąc to rzuciła kolejne długie spojrzenie Eltanusowi.


Czekała na znak rozpoczęcia łowów, znudzona nieco. W duchu zaś zastanawiała się, czy zabójca Bertolda jest tak dobry by ryzykować zamach podczas łowów na dzika.
Marthil spuściła psy po kolejnym odgłosie rogu i słychać było ich wycie i szczekanie. Złapały trop. Myśliwy ruszyli więc kłusem podążając za odgłosami.
Kathil trzymała się z tyłu starając się obserwować obu braci i ich ludzi. Sama zaś udawała przestraszoną i przejętą. W duchu śmiała się niedowierzająco, że Archibald poczuł w sobie krew podrywacza i obecnie zajmuje się biedną Oweną. Żal jej się zrobiło również z jej powodu, gdyby jednak doszło do tego, że wuj ją “podbije”. Znowu będzie miała pretensje do Kathil?
Z rozmyślań tych wyrwało Wesalt wycie i popiskiwanie psów. Jakże od odmienne… zupełnie jakby ktoś je zarzynał. Dwa ogary z podkulonymi ogonami i koszmarny ranami na grzbietach popiskując przeraźliwie uciekały z krzewów w kierunku łowców. A w samych krzakach kotłowało się… łeb ogara ucięty gładko u podstawy szyi upadł przed myśliwymi obficie brocząc krwią.
Wesalt próbowała powstrzymać konia spłoszonego dźwiękami. Przyglądała się głowie zwierzęcia i spojrzała po swych towarzyszach:
- To… nie wygląda jak rana od dzika….- wyszeptała.
- W coś my….wdepnęli?- mruknął niewyraźnie Jaegere nieco blady na twarzy. Zresztą wszyscy wyglądali blado i wyraźnie zaskoczeni rozwojem sytuacji. Wesoły nastrój polowania prysł, a Owena była bliska omdlenia.
Rozległ się kwik… świni z piekła rodem i z krzewów wyskoczył olbrzymi czarny odyniec o olbrzymich kłach i przekrwionym spojrzeniu.

Potwór prawdziwy rozejrzał się i zaszarżował wprost na najbliższych jeźdźców... Archibalda, Rortusa Vylgarssona od Jaegere i bliską omdlenia Owenę!
Kathil wstrzymała oddech odliczając sekundy przed atakiem. Wstrzymywała konia pozwalając by Archibald i reszta nadal pozostawali głównym celem.
Wyszeptała jedno do Jaegere:
- Twój rycerz… jego ratować… - sama też była nie lada przerażona. A jeszcze gdzieś to niedźwiedź!!
W krótkiej chwili przytomności rozejrzała się za Bertoldem.
Bertold… znikł... .wraz ze swym szalonym gnomim magiem i wierzchowcami rozpłynął się w powietrzu. Dzik szarżował, a Archibald dał do tyłu wystawiając rycerza na atak. A ten cisnął włócznię. Trafił. Dzika to nie powstrzymało. Natarł na konia i rozpłatał zwierzakowi brzuch zwalając Rortusa na ziemię i przygniatając go własnym wierzchowcem. Owena zasłabła, na szczęście nadal z nogami w strzemionach, bowiem jej rumak poniósł w panicznej ucieczce od zwierzęcia.
Logan sięgnął po ręczną kuszę samopowtarzalną i zaczął strzelać bełtami, lecz te ugrzęzły w grubej skórze pyska… bo nie udało mu się trafić w oko.
Kathil widząc rycerza Jaegere w opałach sięgnęła po przytroczony do siodła dziryt i zamachnęła się do rzutu. I kolejny… by choć odwrócić uwagę zwierza i dać rycerzowi czas na wygrzebanie się spod konia.
To był fatalny rzut, włócznia zamiast trafić w dzika omal nie przyszpiliła rycerza do ziemi. Odyniec zaś racicą tylną złamał mu żebra szykując się na Archibalda który cisnął włócznię prosto w pysk… i trafił w grzbiet. Odyniec zaszarżował na niego, ale rycerz zajechał mu drogę, a ślepy mag przywoływał wokół siebie chmarę lewitujących sztyletów, które pojedynczo odrywały się od chmury i wbijały się w grzbiet. Eltanus zaś pofrunął w górę, by przyjrzeć sytuacji z odpowiedniej perspektywy.

Kathil rozpaczliwie myślała co by tu zrobić bo sytuacja była niewesoła. Czuła się też winna z powodu nieudanego, felernego rzutu. Biedny rycerz musiał cierpieć.
- Jaegere, Logan, spróbuję go odciągnąć a wy wyciągnijcie Rortusa. - mruknęła i spięła konia by podjechać nieco bliżej i ponownie rzucić w dzika. Tym razem chciała trafić i zwiać. Tak, by pozostali mogli ratować rannego.
Dzik szarżował i przebił się przez rycerza i jego wierzchowca. Biedak złamał kark przy upadku, po czym uderzył w wierzchowca powalając zwierzę i jego jeźdźca.
Trafiony dzirytem zwierz zawrócił i skierował się ku Kathil porzucając rannego w bok Archibalda podnoszącego się z ziemi. Ślepy mag może by i uratował swego pana, ale białowłosy zabójca Bertolda właśnie wbił mu włócznię między łopatki i zabił starca.
Kathil krzyknęła przerażona, tylko niewiele udając, i spięła konia rzucając się do ucieczki. Trzymając się blisko szyi konia, oglądała się przez ramię czy dzik nadal za nią podąża. Serce miała w gardle, ale miała nadzieję, że Rortusa ocalą pozostali towarzysze. Wbiła pięty w bok konia i pokrzykiwała na niego zagrzewając do galopu.
Logan postrzelił z kuszy kilkakrotnie w pysk bestii… ale dzik był uparty, a gruba skóra nie dopuszczała trucizny z zatrutych bełtów Logana. Kathil czuła za sobą chrapliwy odgłos podążającego za nią dzika. A pod sobą tętent spoconego i galopującego wierzchowca, który podobnie jak on biegł ratując swe życie. Nagle usłyszała za sobą świst kątem oka zauważyła zielony promień z góry. Głośny bolesny pisk i kwik… i odważyła się zajrzeć za siebie. Z dzika została tylko gicz, której przyglądał się zafrapowany Eltanus. Po reszcie zwierzęcia nie zostało ni śladu.
- Przykro mi...trofeum nie będzie.- rzekł zasępiony. A Wesalt zorientowała się że wraz z magiem oddalili się kawałek. Spory kawałek od reszty grupy i.. nie wiedzieli, gdzie są właściwie. I gdzie jest reszta myśliwych.
Kathil wyciągnęła ręce ku magowi by pomógł jej zsiąść.
- No w końcu! - ofuknęła go próbując pokryć swój strach - Gnałam i gnałam a tobie się nie spieszyło. - spojrzała na resztki dzika, lekko drżąc po szaleńczej gonitwie.
- Tam mogło to być niebezpieczne… magia której użyłem teoretycznie jest poza moim zasięgiem. Musiałem nagiąć reguły i mogliśmy… zostać ukarani, gdyby mi się nie udało.- wyjaśnił czarodziej zsuwając ją na trawę i tuląc delikatnie.
- I tak mogłeś się pospieszyć - fuknęła i pacnęła maga w pierś niezbyt mocno lecz na tyle mocno by poczuł cios. - Ukarani jak? - nagle dotarło do niej to co mówi.
- Magia mogła wyrwać się całkiem z mej kontroli i wywołać różne chaotyczne efekty… mogło spopielić mnie na przykład. Lub uderzyć kulami ognia dookoła, lub przywołać dziesiątki króliczków. Dzika magia nie trzyma się zasad.- wyjaśnił Eltanus spokojnie.- Dlatego zaklęć bezpośrednio sięgających po nią… używam tylko gdy jest ku temu powód.
Bardka powoli się uspokajała po przeżytym “polowaniu”:
- Wymówki - fuknęła ale już bez wielkiego przekonania - Gdzie my jesteśmy? - rozejrzała się wokół.
- Nie jestem pewien…. daleko, jak przypuszczam.- zamyślił się Eltanus rozglądając się bezradnie dookoła.- Nie znam tego lasu.
- Nie dość, że polowanie nieudane - wskazała na smętne resztki dzika - to jeszcze się zgubiliśmy - zaczęła się śmiać. - Przednie. - uśmiechnęła się do maga. - Noooo dobrze to chodźmy emmm…. tam - wskazała kierunek. - Co ty na to?
- Jest to dobry kierunek, jak każdy inny… a z tego co zauważyłem, Bertold wykonał swój ruch.- wyjaśnił czarodziej uprzejmym tonem. -Podczas ataku bestii posłałem Marthil za wierzchowcem Oweny. Szkoda by było, gdyby nasza gospodyni źle nas wspominała.
- Udanie wykonał ten ruch? - spytała lekko Kathil - I dobrze pomyślane, Eltanusie. - ruszyła obok niego prowadząc konia za uzdę.
- Cieszy mnie że zasłużyłem na twą pochwałę pani.- stwierdził z uśmiechem czarodziej.- Jak duży jest ten las?
- Mów mi Kathil. - zdecydowała - Dość rozległy ale łączy się z ziemią Vandyecków. Może uda się jednak dojść do posiadłości. Więc jaki skutek ruchu Bertolda?
- Przypuszczam, że Archibald jest już martwy.- ocenił mag, a Kathil zatrzymała się, wstrzymując także czarodzieja. Coś za cicho było.
- Hmm… zauważyłeś? - wyszeptała nagle oglądając się wokół - Nie ma żadnych odgłosów… a to las. - powoli sięgnęła po dziryt. Ponownie rozejrzała się wokół.
- Nie.- stwierdził czarodziej, a Kathil długo szukać nie musiała. Dostrzegła zamaskowanego wojaka na koniu z wielką kuszą. Wyglądał na jednego z archibaldowych ludzi.
Kathil przybrała swój rozkoszny wyglądzik wstrząśniętej do cna kobiety.
- Eltanusie, to chyba wujowy człowiek - syknęła kącikiem ust - znikaj bo nijak nie ma jak wytłumaczyć twej obecności. Bądź w pobliżu.
Sama zaczęła robić dużo rabanu jak to głupia kobietka w lesie. Udała przestraszoną widokiem wojownika:
- Och… - wykrzyknęła łapiąc się za dekolt - przeraziłeś mnie! Tyś z oddziału wuja, tak? Prowadź do posiadłości… ledwom z życiem uszła - przerażona i niewinna minka miały przekonać do cna assasyna.
- Ano… gdzie szefu… miałem siem trzymać z tyłu, ale potem ruszyliście z kopyta, a ja nie jeżdżę za dobrze. I gdzie Bertold Vilgitz?- dopytywał bandyta zaskoczony pojawieniem się jej.
- Oni tam wszyscy zostali - machnęła za siebie ręką - Mnie koń poniósł bom przed odyńcem uciekała. Bertold nie wiem gdzie. Chyba też tam zostali. Do posiadłości to którędy? - dopytywała się cieniutkim głosikiem głupiej gąski.
- Ttam?- wskazał kierunek bandyta. A potem jego głowa została przebita bełtem.
Padł martwy, a Wesalt zobaczyła wychodzących z pomiędzy krzewów rannego w rękę Logana, zakrwawionego Jaegere oraz skupioną i czujną Garvę.
- Pewnie cię ucieszy… że Archibald nie żyje. Niemniej Bertold postanowił i ciebie ukatrupić przy okazji… i nas też… bardzo krwawe to polowanie.- uśmiechnął się ironicznie Jaegere.- Gdzie Eltanus?
- Za tobą.- rzekł czarodziej pojawiając się za Jaegere.
Kathil podbiegła do obu: Logana i Jaegere by sprawdzić ich stan zmartwiona i wkurzona zarazem.
- A gdzie Bertold teraz? Trzeba jak najszybciej do posiadłości wracać. - chwyciła za uprząż obu koni.
- Jaegere, wsiadaj na konia, rannyś. Logan pojedziemy razem.
- Garva, pilnuj go by z konia nie spadł - spojrzała troskliwie na obu jej przyjaciół.
Zdecydowała, że Bertolda pozwoli dorwać Condradowi. Tylko wieść posłać musiała o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Zakładała, że drugi wuj nie wróci już do pałacyku po nieudanym zamachu. Jeśli jednak zdecyduje się wrócić… nie to głupota…. ludzie Archibaldowi i ludzie Kathil za duże ryzyko.
- To krew zabójców… nic mi się nie stało. Umiem sobie radzić, a Garva jest nadmiernie troskliwa. Niestety kapłana nam ubili, więc Loganowi nie mogliśmy pomóc z raną.- wyjaśnił Jaegere z łobuzerskim uśmiechem.- Blondasek od długich mieczyków. Cóż.. Garva pokaż.
Półorczyca wyjęła z torby jego miecze i głowę.- Może się jeszcze przydać.
- Szkoda Rortusa - Kathil stwierdziła smutno, ogladając “pamiątkę” i ruszając w wybranym wcześniej kierunku. - Nie miałam go okazji bliżej poznać, ale szkoda tracić sprzymierzeńców.
Naprawdę było jej żal i czuła się winna. Kazała Rortusowi zagadywać Owenę.
- Później trzeba ciało odzyskać. A teraz muszę wysłać wiadomość do Condrada, by Bertolda przechwycił. - mówiła cicho na wszelki wypadek. Sprawdzała co jakiś czas stan Logana. Jak troskliwa kokoszka. Sprawdziła też dwa razy czy krew na Jaegere to faktycznie krew wrogów. Na wszelki wypadek.
Wyjechali z lasu, tylko po to by zobaczyć kolejne złe wieści. Dymy unoszące się z pałacu. Co przypomniało Wesalt o drobiazgu jakim był brak na polowaniu owej kobietki z nożem ofiarnym, której to “zabawie” Wesalt przeszkodziła.


Pognali wszyscy ile sił w nogach i koniach, by dopaść posiadłości jak najszybciej.
Kathil wpadła na dziedziniec szukając Saskii i pani Percy i Garreta by dowiedzieć się aktualnego stanu.
A pierwsze co zauważyła do świeże trupy… chodzące świeże trupy pilnujące dziedzińca. Ożywieńcy pochodzili na szczęście z zaciągu wujów. Takoż i na powitanie Kathil i reszty wyszedł blady jak ściana Yorrdach podtrzymywany przez jednego z najemników Condrada. Oj… nekromanta nie wyglądał za dobrze… tors cały w bandażach i na głowie świeży opatrunek. Ale uśmiechał się triumfująco.
Kathil gdy tylko mogła rzuciła się ku niemu zasmucona, że przez ten cały ambaras rodzinny jej przyjaciele obrywają za nią. Z drugiej strony widziała dumę i zadowolenie maga, źle się zatem nie bawił.
- Yorrdach!!! - najchętniej by go przytuliła ale widząc rany poprzestała na uchwyceniu go pod pachę by wesprzeć się na niej mógł - Dałeś im do wiwatu? Dzielny mój ty… co tu się działo? - dopytywała próbując dostrzec pozostałych sprzymierzeńców. - Bertold zwiał z tą swoją dzikuską?
- Nie… ta jego dzikuska postanowiła ot tak… bez powodu, wezwać jakieś potworki z piekła rodem i zdobyć posiadłość, przy okazji mordując każdego kto się nawinie. Bertold tu się w ogóle, ale widząc wasz powrót mnieman, że wiele się działo na tym polowaniu?- zapytał nekromanta z bladym uśmiechem.
- Chodźmy do środka, ranniście i Ty i Logan. A gdzie pani Percy? Saskia? - zaczęła prowadzić go z powrotem do posiadłości, rozglądając się za służbą i zlecając opatrunek zabójcy i wina dla wszystkich. Po drodze opowiadała Yorrdachowi co się stało i jak wszyscy stanęli na wysokości zadania.
- Jeśli zatem Bertolda tu nie było to musiał od razu ruszyć do siebie. Chyba, żeby Mirthę posłać by go wytropiła. Ilu ludzi jego tu zostało? - pytała Logana.
- Krasnal i wiedźma uciekła… reszta wybita do nogi… ale za sporą cenę. Straciłaś trzech najemników, Saskia kuleje… ja żyję tylko dlatego że się fioletowooka wiedźma wtrąciła do walki po naszej stronie. No i ten Garret… jak się rzucił w bój, to tylko kończyny wrogów fruwały. Pognał za wiedźmą i krasnoludem, więc… jeśli ich dopadnie, to marny ich los. Z archibaldowych… tylko babeczka w czarnej zbroi przeżyła. Siedzi w naszym loszku... to jest w piwniczce na wino, bo jak się okazało ten pałacyk nie ma lochu.- odparł z przekąsem Yorrdach.- Co za przeoczenie. Gdzie ty będziesz kochanków tresować, skoro loszku nie masz?
- W nowej posiadłości w Ordulin… jest specjalny pokoik - wystawiła język. Nie było z nim tak źle skoro wciąż był zgryźliwy i ironiczny.
Dopilnowała by zajęto się Jaegere, Loganem, Eltanusem i Yorrdachem i pobiegła po pierwsze po pierzastego posłańca a po drugie by odszukać Saskię.
Ta oczywiście musiała opierając się na drągu rozkazywać swym ludziom i sługom… i zabezpieczać teren, zbierać rannych i zmarłych. I posyłać podwładnych do pobliskich wiosek po kapłanów i adeptów oraz druidów, każdego wyznania. Nie potrafiła po prostu się położyć do łóżka.
- Czy ty nie powinnaś odpocząć? Albo chociaż usiąść? - spytała Kathil - Jak poważna rana? - dopytywała się bardka.
- Nie zamierzam poddawać się słabościom. A do bólu przywykłam od małego.- rzekła Saskia bagatelizując swój stan.- Ufam że polowanie było udane. Obaj nie żyją?
- Potwierdzony jedynie Archibald. Bertold nie wiadomo. Moi zwiadowcy jeszcze nie wrócili, a ja zaraz do Condrada napiszę by miał oko otwarte i łasicę zgarnął gdyby jednak przeżyła.
- Mam wrażenie, że ta podstępna gnida nie tak się łatwo zgarnąć.- odparła sceptycznie Saskia.- Wiesz może czemu ta nagła napaść?
- Postanowił przejąć za jednym zamachem i posiadłość i mnie i wszystkich wybić razem z Archibaldem. Przejąć pałacyk z przyległościami. Condrad może zająć zamek Vilgitzów i obstawić tawernę, którą Bertold uznawał za swoją siedzibę. Ja wyślę Mirthę za nim jak tylko wróci.
- Nie wątpię że świta bertoldowa to ledwie ułamek jego wojska. Swoją drogą, ciekawe kto teraz będzie u Archibalda rządził.- zamyśliła się Saskia, po czym syknęła z bólu nieopatrznie opierając swój ciężar o zranioną nogę.
- Condrad - uśmiechnęła się Kathil. - Bertold nie spodziewa się go tam raczej i nie z taką siłą. A z naszej strony sama ruszę za Mirthą. Może po drodze się da go jeszcze dorwać. Szczególne, że zostało mu niewiele ludzi przy nim.


Usiadła by napisać wiadomość do Condrada zdając mu krótką relację z obecnego stanu rzeczy sugerując by zajął się częścią archibaldową. Może by i jego ludzi skoptował pod własne szranki. Dodała, że za Bertoldem rusza wraz ze zwiadowcami.

Kolejną wiadomość wysłała do Ortusa. Gdy siadła do pisania, przypomniała sobie, że i mąż wszak przysłał jej wiadomość. Ruszyła by odszukać liścik.

List okazał się być przewidywalny. Ortus niewiele pisał o tym co się u niego działo. A dużo o swej tęsknocie. Zastanawiał się nad tym czy chce być poszukiwaczem przygód, nad ich wspólnym życiem i planami i… ta tęsknota na końcu wzbierała falą fantazji młodzika na temat swej żony. Niewątpliwie młodzik zasmakował w rozkoszach jakie poznał z Kathil i nie zdołał się nimi nasycić na tyle, by nie wracały do niego fantazjach we śnie i na jawie. Cóż… nie mieli wszak dotąd czasu na porządny miesiąc miodowy.

Liścik wywołał uśmiech na twarzy bardki, ale na chwilę obecną musiała porzucić rozmyślania nad wspólna przyszłością. Wysłała wiadomość by wraz z Leonorą wracali do posiadłości. Cyrkowcy zaś mieli pozostać do czasu wykonania zadania.
 
corax jest offline  
Stary 03-03-2016, 19:44   #76
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Zeszła jeszcze wraz z Saskią do loszku by rozmówić się z więźniarką. Ciekawa była jej wiadomości na temat Bertolda.
Związana półelfka w czarnej zbroi spoglądała ponuro na schodzące dwie kobiety. Na jej pancerzu widać było ślady krwi, ale ona sama nie wydawała się ranna. Była niewątpliwie wściekła, ale też nie próbowała obsypać wyzwiskami Wesalt, ni Saskii.
- Archibald nie żyje.- stwierdziła Kathil bez pardonu - Bertold nie wiadomo, raczej zwiał. Wiesz, gdzie go można szukać?
- Wróci do swojej siedziby… jak to szczur.- uśmiechnęła się kwaśno więźniarka.- Chyba że ta jego suka… że ona ma gdzieś inne kryjówki. Bertold ponoć z jakimś kultem zakazanym nawiązał negocjacje. Bo ostatnio zaczął duże sumy wydawać, a wszak wśród lichwiarzy zadłużony. Każdy to wie.
- Kto z Archibalda ludzi co zostali, zamkiem ma zarządzać? Hasła jakieś umówione?
- Co z przybocznymi Archibalda? Tymi co byli na polowaniu?- zapytała w odpowiedzi półelfka.
- Mag i rycerz nie żyją. Broni Archibalda do końca. - odpowiedziała jej Wesalt. - Kto ma zarządzać? - powtórzyła.
Z więźniarki powietrze uszło. Wyraźnie się załamała słysząc te słowa. Przez długi czas milczała. W końcu rzekła.- Nie ma żadnych haseł, żadnych listów i innego klucza do obejścia. Namiestnikiem jest Wolgraf… przyjaciel Archibalda. On zarządza.
- Ilu ludzi na zamku pod Wolgrafem? Jaki to człek?
- Nie jestem w nastroju na pogaduszki. - mruknęła półelfka.- Zostawcie mnie w spokoju, albo zabijcie. Wszystko mi jedno.
- Śmierć nie jest rozwiązaniem, które chciałabyś wybrać, gdy w okolicy kręci się nekromanta. Odpowiedz na pytania. - powtórzyła bardka.- Nie mam czasu na twe nastroje. Opłakiwać będziesz później.
- Nie chce mi się gadać. A moja dusza i tak jest w rękach czartów. Niech ją twój nekromanta z ich rąk wyrywa, jeśli się odważy.- odparła zniechęconym tonem półelfka, wydając się coraz bardziej pogrążona w własnej żałobie.
- Skoro wolisz siedzieć w lochu z winem, skrępowana jak świniak i użalać się nad sobą, niech ci będzie. Myślałam, że pomścić byś chciała swych towarzyszy. Cóż… widać myliłam się… - odwróciła się ku wyjściu.
- Jakoś nie ufam… osobom, które mordują moich ludzi i zamykają mnie w lochu.- odgryzła się półelfka.- Może i chcę się zemścić na Bertoldzie… ale nie oznacza, że wszystko ci wyśpiewam.
- Tak jakbyście wy sami mieli inne plany - uśmiechnęła się Kathil - w stosunku do moich ludzi czy ludzi Bertolda. Pogłaskalibyście po główkach i puścili wolno? Z mojej perspektywy siedząc tutaj nic nie uzyskasz. A Bertold oddala się z chwili na chwilę. Ewidentnie jednak twe pragnienie zemsty nie jest tak duże jak próbujesz mnie przekonać.
- Nie jest dość duże, bym przyniosła ci Wolgrafa na tacy w zamian za mgliste obietnice zemsty.- odparła obojętnie półelfka.
- Wcale nie chcę go na tacy. Chcę go wcielić do swej armii. Dałabym i tobie taki wybór.
- To w takim razie mnie wypuść.- stwierdziła półelfka.
- Teraz próbujesz mnie traktować jak głupią gęś. Dwie sekundy temu rzucając mi w twarz, że współpracować nie będziesz. Rycerka z ciebie, jakiś honor chyba jeszcze ci pozostał?
- Ona nie jest rycerzem… ona jest taka jak Gaston… honoru w niej nie ma żadnego.- odparła Saskia, a półelfka stwierdziła.- To prawda… współpracować nie chcę. Chcę zabić Bertolda, a co zrobię… później… nie wiem.
- Ja tym bardziej. - otworzyła loszek i wyszła. Po drodze dopisała do liściku do Condrada informację o Wolgrafie. Z krótką informacją, że to wiadomości nie sprawdzone i hasło jednak być może. Puściła posłańca i sama ruszyła by przygotować się do drogi. Chciała ruszyć jak najszybciej, gdy tylko wrócą tropiciele.


Zdecydowała spytać Sharazad czy dołączy w pościgu za drugim bratem. To w końcu byłoby dla niej wyzwanie, w przeciwieństwie do zlecenia o duchu. Jak się okazało półnaga Sharazad delektowała się masażem robionym przez dwie podopieczne cioci Mei, które przypadkiem uratowała od zagrożenia. Wdzięczne dziewczęta przykładały się do masowania jej pleców, gdy Kathil zaszczyciła całą trójkę wizytą.
- Widzę, że jedni pracują by inni mogli się lenić - stwierdziła ze śmiechem. - A zatem przychodzę nie w porę - dodała ze smuteczkiem.
- To zależy…- odparła czarodziejka wspierając podbródek na dłoniach i przyglądając się Wesalt z łobuzerskim uśmieszkiem..-... od planów z jakimi przychodzisz… pupę mam jeszcze nie wymasowaną.
- A zatem doskonale zrobiłaby tutaj jazda na koniu. Bardzo mocny masaż na tę część moim zdaniem - bardka mrugnęła do magiczki - Nie chciałabyś ruszyć się ze mną na poszukiwanie zbiegłego wuja? Tak...mniej więcej teraz? - dodała z niewinną minką.
- To dobry pomysł według ciebie?- zapytała zaciekawiona Sharazad.-Nie wiem ilu wojowników zachowałaś.. ale tutaj twoje siły są mocno przetrzebione. Moje zresztą też… zużyłam sporo swej magii. Nie wiem czy bym mogła w czymś pomóc… Poza tym pozostaje jeszcze kwestia.. zapłaty.
- Och nie prosiłam o przyjacielską pomoc. Co do wyruszenia… chcę go wyśledzić, wytropić by uniemożlliwić mu się zaszycie się. Szczególnie, jeśli ma konszachty z jakimś kultem. Jeśli ma zachowane gdzieś posterunki po drodze to też chciałabym wiedzieć.
- Kultem Smoka… czy czymś w tym rodzaju. Słyszałam o nich. Tyko oni mogą wzywać abishai… Poza kapłanami smoczych bóstw.- mruknęła Sharazad zamyślona.- Z deszczu pod rynnę… jeśli zawiódł, to wybrał sobie kiepskich pracodawców do irytowania.-
- Smoka? Chciał zyskać posiadłość dla Kultu Smoka? - Kathil nie mogła w to uwierzyć - a Kult przyjął takiego… ehhh… - pokręciła głową - To się kupy nie trzyma. Na co kultowi potrzebna taka kreatura i ten kawałek ziemi na peryferiach.
- Nooo.. z tym przyjęciem to masz rację. Jeśli Bertold jest w połowie tak egocentrycznym dupkiem jak Archibald, to nie dołączyłby do żadnej organizacji w której nie pełniłby roli przywódcy.. a co do kawałka ziemi. Duży zamek z dużymi lochami… jak dla mnie urocze miejsce.- uśmiechnęła się niczym zadowolona kotka.- Kult Smoka z pewnością chętnie by ją wziął dla siebie. I to by tłumaczyło tych dziwaków, który napotkałam w drodze do Archibalda… Kult Smoka lubi nekromantów i często przyjmuje w swe szeregi. Kult Smoka mógłby pozbyć się pewnego namolnego ducha. A jak tam… polowanie?
-Och doskonale. Archibald nie żyje. Jakich dziwaków?
- Nooo… znasz pewnie ten typ. Obsesyjnych na punkcie swej mocy magów, dla których każdy rzucony czar jest doświadczeniem bliskim orgazmu… głównie z tego powodu że nie doświadczyli żadnego spełnienia… ani nie widzieli nagiej kobiety.- zaśmiała się ironicznie czarodziejka.
- Gdy byłaś na zamku ilu ludzi w nim widziałaś? Coś wiesz o tym zarządzającym przyjacielu Archibalda?
- Nic.- wzruszyła ramionami Sharazad.- Nie pracowałam dla Archibalda, tylko wykonywałam zlecenie dla niego, a co do ludzi… eeem… było ich… sporo? Nie zwróciłam specjalnie uwagi. Żaden nie był interesujący. Łącznie z ich dowódcą.- podrapała się po policzku.-A więc.. chcesz szukać tego Bertolda? Za ile… i na jakich warunkach miałabym w tym uczestniczyć?
- Hmmm nie chodziło mi o porównywanie ich atrakcyjności. - mruknęła rozbawiona Kathil - chcę ruszyć z kilkoma ludźmi i zwiadowcami by znaleźć jego trop, ślady. Mag, który zna Bertolda albo wie o jego gierkach by się przydał. Wynagrodzenie… tysiąc jeśli będzie to jedynie nudna przejażdżka. Trzy jeśli okaże się, że trzeba będzie rzucać bliskie orgazmu zaklęcia.
- Tysiąc wystarczy… możliwe, że będziesz sama musiała ochraniać moją pupcię. Dużo zaklęć zużyłam na kontrowanie poczynań bertoldowego babsztyla.- uniosła się na rękach mimowolnie prezentując sprężyste krągłe piersi. Albo… wprost przeciwnie… uczyniła to z wyraźnie nieczystymi intencjami.- Robisz sobie u mnie coraz większy dług baronesso… w końcu przyjdzie ci go zapłacić w jakiś sposób. Pewnie zauważyłaś że pupilki babsztyla nieco bałaganu narobiły.
- Dług? - zdziwiła się Kathil - wyprawa opłacona, zlecenie Archibaldowe… opłacone z mojej strony. Pozostaje jedynie opłacenie twej uprzejmej pomocy… choć … - Kathil przyjrzała się Sharazad z lekko przymrużonymi oczami - wydawać by się mogło, że bycie w gościach ci w smak - zachichotała. - Zbierz się, ruszamy za chwilę. W między czasie przygotuję trzos. Chyba, że wolisz papier do późniejszego zrealizowania.
- Osobiście wolę.. monety… i luksus. Ale w tej pierwszej sprawie bywam elastyczna, choć zanim nabiorę zaufania do papieru, najpierw muszę je nabrać do osoby.- wyjaśniła Sharazad siadając na stole do masażu.- I nie lubię jazdy konnej, to barbarzyństwo.-
- Czasem warto posmakować nieco i tego - Kathil z uśmiechem rozłożyła ręce. - Spotkamy się przy wyjściu. - zostawiła magiczkę by sięgnąć do kasy po zapłatę i przebrać się w swój ukochany strój. Uzbroić. I posłać jeszcze jedną wiadomość do Condrada z rewelacjami na temat Kultu Smoka, by był przygotowany lub przynajmniej niezaskoczony.
Z pewnym smutkiem przekonała się też że ostatnie wydatki mocno nadwyrężają jej “oficjalną” kieskę, co w raz z kupieniem kamienicy… Dobrze że Condrad obiecał się dołożyć.
Łowcy przybyli dość późno. Dwójka przyglądała się bacznie Kathil oceniając jej plan.
- Będzie ciężko… minęło dużo czasu. Tropy ostygły.- stwierdził Teorven.
- Ostygły po niecałej połowie dnia? - Kathil nie była szczęśliwa.
- Wkrótce zrobi się ciemno…- przypomniała jej Marthil.- A najpierw musimy wrócić na miejsce spotkania z dzikiem i stamtąd szukać.
- Szukanie po ciemku … dacie rady czy nie?
- Może… trudno powiedzieć. Tempo będzie powolne. Trzeba zaryzykować. Ale lepiej wziąć prowiant i koce. Noc może być chłodna. A odpoczywać trzeba będzie.- stwierdziła Marthil.
- Dobrze. Obawiam się, że czekanie do rana jeszcze więcej trudności nastręczy.
Szybko wydała polecenia do przygotowania prowiantu, kocy i gorzałki na rozgrzewkę.
Była zmartwiona ale skoncentrowana, chciała sprawę doprowadzić do końca. Z niecierpliwością czekała wyruszenia.
Dwóch ludzi od Saskii idealnie się nadawało do prowadzenia muła z prowiantem i resztą towarów przygotowanych przez panią Percy. Zjawił się też Eltanus jak zwykle enigmatyczny oraz… na Sharazad musieli czekać, ale w końcu czarodziejka zjawiła się w bardziej roboczym stroju, w którym i tak kradła męską uwagę.
- No to ruszamy?- zapytała beztrosko.
- Ruszamy - Kathil podała jej trzosik.
Ruszyli pod obstrzałem niezadowolonego Logana i Saskii. Obojga siłą trzymanych w łóżkach. Z Yorrdachem takiego problemu nie było. On wolał się wylegiwać, niż narzekać na to że Wesalt wyrusza na przygodę.
Polowanie na Bertolda zaś … póki co okazało się mało ekscytujące. Przez większą czasu galopowali ze znudzoną Sharazad i milczkiem Eltanusem. Tropiciele z przodu… ludzie Saskii z tyłu.
Kathil z towarzyszami pośrodku. W końcu dotarli na miejsce zbrodni. Trupy leżał tak jak zginęły… widać było że pobieżnie je ograbiono.
Martwy Archibald spoglądał w niebo z wyrazem zaskoczenia na twarzy. Póki co… padlinożercy jeszcze nie odważyli się tknąć zmarłych.
Kathil zeskoczyła z konia, by sprawdzić ciało Archibalda bardziej dokładnie niż zrobili do uciekający rabusie. Zamknęła mu oczy… w jakimś odruchowym geście litości. Sprawdziła też ciało czarnego rycerza i maga. Nie liczyła na wielkie znaleziska, raczej czyniła to dla spokoju ducha.
Zabrano im broń, zabrano sakiewki i pierścienie. Nie zabrano zbroi, butów płaszczy. Na twarzach zmarłych był wyraz zaskoczenia bądź gniewu. Żaden z nich wszak nie zginął łagodną śmiercią. Sharazad przyglądała się tej trupiarni z obojętnością, Eltanus ukryty w cieniu kaptura, który pogłębiał się wraz z zbliżającym się do zachodu słońcem był niemożliwy do odczytania.
-Powinniśmy zabrać przynajmniej Rortusa.- rzekł w końcu, podczas gdy dwójka tropicieli szukała śladów przy ziemi.
- Teraz? Ze sobą? - spytała cicho. Rozejrzała się za płaszczem i zabrała jeden. Ten czarnego rycerza. Rozłożyła go przy ciele kapłana i skinęła na dwójkę ludzi Saskii by pomogli z przeniesieniem jego ciała. Zawinęła go później płaszczem zmawiając w myślach krótką modlitwę. Żal jej go było. Zamknęła oczy i jemu. Zawinięte zwłoki, ludzie Saski wrzucili na muła.
- Tamtędy… -stwierdziła chórem para tropicieli i cała drużyna ruszyła przedzierając przez chaszcze. Las nie był naturalnym środowiskiem bardki, toteż Wesalt nie potrafiła stwierdzić dokąd idzie. I jak można by było sądzić po zawijasach… Bertold też tego nie wiedział.
- Ilu ludzi ma przy sobie nasz pupilek?- zagadnęła Sharazad chcąc chyba zabić monotonię tropienia, bo też nie miała za wiele do roboty.
- Dwójkę, jednego zabili Jaegere, Logan i Gavra. Został mu gnom i ten chłystek o wyglądzie banity.
- Ach… Nie znam żadnego z nich. Ale chyba mamy przewagę liczebną.- rzekła zadowolona czarodziejka podczas gdy przemierzali coraz mroczniejszy las, a Wesalt czuła coraz bardziej zziębnięta i zmęczona. I coraz bardziej tylko determinacja utrzymywała ją w siodle.
Nagle… Marthil i Teorven zatrzymali się i kazali reszcie milczeć gestem dłoni. Teorven zsiadł i ruszył na piechotę pozostawiając pozostałych w ciszy i mroku.
Kathil pogładziła konia po szyi i powoli zsunęła się z konia. Jeśli Bertold i reszta są w pobliżu mniejszy hałas uczyni na piechotę. Z drugiej strony chciała również rozprostować kości po monotonnej jeździe.
- Są….- rzekł cicho Teorven wracając z wycieczki.- Rozbili obóz. Odpoczywają. Mieliśmy szczęście… zgubili drogę po tym jak ich wspólniczka nie przejęła pałacyku i musieli zmienić swe plany.
- Ta wiedźma i krasnolud też z nimi?
- Nie. Ich tu nie ma. Szef, gnom i ochroniarz jeno.- wyjaśnił Teorven.
- Otoczymy ich zatem, najważniejszy jest wuj. Jego zgładzić jak najszybciej. Pozostała dwójka w drugiej kolejności.
-Nie.. nie jest. Należy wpierw wyeliminować maga.- stwierdziła Sharazad.- On może narobić kłopotu.
O dziwo, Eltanus z nią się zgodził.
- Dobrze, zajmijcie się gnomem. - zwróciła się do magów - Ja spróbuję się z wujem. Teorven, zajmijcie się wojem. - odwróciła się do ludzi Saskii - wy upewnijcie się, że nikt stąd nie ujdzie.
Kathil przywiązała konia i powoli ruszyła z resztą za tropicielami. Chciała skorzystać z niewidzialności by podejść do Bertolda jak najbliżej. Po drodze wypiła również napój dodający kociej zręczności. Chciała mieć pewność, że nie uda się mu tym razem uciec.
- Jeśli zniknę, nie panikujcie - mruknęła cicho - będę w pobliżu.
Sytuacja w “obozie wroga” była raczej kiepska… nastroje minorowie. Pomijając gnoma który to jadł jakieś ziółka i wydawał się na całkiem… nieobecnego duchem, choć to akurat mogły być pozory. Bertold narzekał to na niewygodne miejsce na odpoczynek, to na głupią dziwkę, która nie potrafiła zrobić jednej rzeczy dobrze, a miała się za tak potężną magiczkę.
Jego ochroniarz znosił te narzekanie z zaciśniętymi gniewnie zębami.
Kathil ze swoimi zaczęła ustawiać się krok po kroku na pozycjach. Odczekała jedno uderzenie serca i wyszeptała na bezdechu formułkę zaklęcia niewidoczności. Cicho, krok po kroku zbliżała się ku łasicy. W ostatniej chwili chciała wysunąć zatrute ostrze i wbić je pod żebra. Jeszcze tylko zaklęcie uderzenia i kolejny kroczek i drugi… Jest blisko.. uderza pod łopatkę.
Jeden cios… szybki mocny, krew… zdumienie na twarzy.. jęk. Bertold gulgocze. Jego ochroniarz rusza w kierunku Wesalt wyciągając błyskawicznie miecz. Gnom szykuje się do rzucenia czaru, nagle podrywa się w górę i jest ciskany o drzewno z dużą siłą. Jego głowa roztrzaskuje się o pień. Ochroniarz obrywa z łuku w pierś, jęk bólu… nadal żyje. W przeciwieństwie do Bertolda konającego w ramionach Wesalt, Teorven wypada z krzaków z mieczem rzuca się na rannego bandytę. Głośny jęk zawodu przyciąga spojrzenie ku Eltanusowi, którego tatuaże świecą jasnym niebieskim światłem, także przez ubranie.
- Rannyś? - spytała złośliwie bardka puszczając ciało Bertolda z obrzydzeniem. By po chwili przeszukać jego zwłoki.
- To się okaże…- rzekł Eltanus, podczas gdy Teorven i ochroniarz toczyli ze sobą bój. Miecze zderzały się ze sobą. Mężczyzna walczył gwałtownie mimo że rana go spowalniała, a długie ostrze dawało przewagę Teorvenowi. Marthil nie odważyła się strzelić, bojąc się że zrani swego towarzysza broni. Eltanus rzucił zaś kolejny czar i magiczne pociski uderzyły w ochroniarza raniąc jego ciało. I wytrącając go z równowagi, co Teorven wykorzystał rozpruwając mu poziomym cięciem brzuch.
Kathil zaś znalazła złoto… w kilku mieszkach pokrywane przy ciele Bertolda, trochę zapewne zrabowanych pierścieni naszyjników i...tyle.
Szybkie sprawdzenie ochroniarza i gnoma. Upewnienie się, że żaden nie żyje. Truchło Bertolda na koń choć zasługiwał na mniej niż pożarcie przez padlinożerców.
- Zdążymy wrócić do domu, czy lepiej obóz rozbić? - spytała zwiadowców - Choć wolałabym to pierwsze. Może odpocznijmy tu chwilę, zjedzmy i ruszajmy? Co wy na to?
- Trzeba będzie spędzić tu noc. Nie wrócimy przed świtem i możemy pobłądzić, po za tym… wygląda na to że dziś… pełnia.- stwierdziła Marthil zerkając w niebo.
- I co z tego?- spytała Sharazad zbliżając się wraz z Eltanusem świecącym na niebiesko i dwójką ochroniarzy od Saskii.
- Nie.. nic… tyle że… lepiej jak tu rozbijecie obóz.. tak… my rozejrzymy się czy w okolicy nie ma kłopotów.- stwierdził Teorven nieco zakłopotany sytuacją.
Kathil wydała rozkazy ludziom: podrzucić do ognia, rozdać prowiant, zebrać broń z trupów i zbroje. Wyznaczyła też warty by czuwać kolejno.
Nie chciała zbytnio wnikać w dziwne zachowania tropicieli.
- Nie bądźcie zbyt daleko…
- Dziwna parka… a ty powinnaś później obu pogrzebać w poświęconej ziemi, koniecznie blisko siebie, by gdy przypadkiem powstaną z grobu mieli blisko do siebie i nie kłopotali innych ludzi swą zemstą stwierdziła Sharazad z ironicznym uśmiechem, patrząc na oddalających się łowców.
- Dzięki ci za poradę. - Kathil faktycznie zgodziła się z magiczką - Lepiej dmuchać na zimne. - uśmiechnęła się pogryzając przygotowane przez panią Percy frykasy. Nawet na prowiant podróżny jej ukochana ochmistrzyni przygotowała smakowitości.


Po chwili Kathil odezwała się:
- Zastanawiam się… - urwała - … czy Garretowi udało się dorwać wiedźmę. I czy warto rozważyć możliwość kontaktu z Kultem. Nie znam ich, myślisz, że będą szukać zemsty?
- Tak w zasadzie to nie. To tajny kult i ponoć dość szalony. Słyszałam tylko plotki i niedopowiedzenia.- wyjaśniła Sharazad siadając tuż przy ogniu, otulona kocem. Noc robiła się zimna.
- Trudno stwierdzić… czy organizacja będzie szukała zemsty. Różnie to bywa.- stwierdził mag, którego tatuaże na ciele, nadal świeciły na niebiesko poprzez szaty. Jego płaszcz musiał być cieplutki, skoro opatulony nim Eltanus nie potrzebował koca ni siedzenia przy ognisku.
- No coż, zatem przekonamy się. Teraz … - Kathil westchnęła - … teraz czas na kolejny etap. Nie wiem czy nie równie męczący co sami wujowie - uśmiechnęła się z zadowoleniem jednak.
- To miło mieć własne ogrzewanie - skomentowała błyszczącego Eltanusa.
- Kwestia natury magii… i efektów ubocznych. -odparł czarodziej z uśmiechem.- Jak wspomniałem zdarzają mi się wpadki, czasami… takie kłopotliwe.
- Naprawdę ci się marzy kolejny zamek? Pałacyk który widziałam, zadowolił by mój apetycik na mieszkanie. Zwłaszcza z tak miłymi oku i ciału służkami.- rzekła ze śmiechem Sharazad wstając i podchodząc do czarownika… wykorzystując zaskoczenie bezczelnie przytuliła się do niego.- Rzeczywiście jest cieplutki.
- Zamek rodowy. - stwierdziła zziębnięta Kathil - Kiedyś będę mieć dzieci, jednym pałacykiem się mogą zakrztusić jak kością stającą w gardle. - Kathil nie brzmiała jak kobieta, która pała żądzą posiadania potomstwa. Raczej jak pragmatyczka planująca na przyszłość.
- Widziałam ten zamek… nic specjalnie interesującego. Kupa kamieni z historią.- mruknęła Sharazad, a Eltanus wtrącił.- Mogłabyś tak nie… robić?
- Och… doprawdy? Przecież masz odmienne zdanie… tak twierdzi twój mały przyjaciel.-mruknęła czarodziejka wciąż ocierając się o maga.
- Kupa kamieni z kawałem ziemi - mruknęła bardka opatulając się kocem - i opcją dochodu.
Postarajcie się być w miarę cicho. Nie chcę przyciągać do nas uwagi potencjalnymi hałasami - skomentowała awanse Sharazad. Podciągnęła kolana pod brodę i ułożyła na nich głowę otulając się ciasno kocem.
- Przy czym… tuleniu się?- zaśmiała czarodziejka zerkając to na dwójkę ochroniarzy to całkiem skonfundowanego Eltanusa.- Raczej głośno nie będzie.
- Nie wiem jakie są dalsze wasze plany - Kathil przymknęła oczy dumając nad dalszymi planami. Powiadomić Condrada o śmierci Bertolda, omówić sprawę ewentualnej bazy z Jaegere, spotkać się z Condradem i pomówić o Bramstone i dalszym zarządzaniu, rozpocząć remont kamieniczki, wysłać końcowy raport do Selkirk, skontaktować się z Sharess, odesłać niewolnice do ciotki…. Tych kwestii było dużo, bardzo dużo….
- Ja nie mam planów… ja mam kaprysy i działam z tym co mi podsunie sytuacja. A poza tym… nie mam nic przeciw sugestiom.- mruknęła z przekąsem Sharazad.
- Nie sądzisz, że Eltanus też ma jakieś zdanie w kwestii twoich kaprysów? - Kathil uniosła nieco głowę by spojrzeć na kobietę. - I trochę dziwne, że rozmawiamy o twoich kaprysach. Jesteś na zleceniu. Więc kaprysy najemniczki chyba powinny nieco poczekać? - uniosła lekko brew.
Sharazad spojrzała na Wesalt dodając.- Nie jestem najemniczką… wykonuję zlecenia, a to się właśnie… skończyło. Zresztą… możemy pomówić o twoich kaprysach. Masz jakieś ? Bo kaprys twego maga obecnie ociera się o moją pupę.
Wesalt westchnęła i machnęła dłonią:
- Bawcie się dobrze. I bądźcie cicho. To ostatnie szczególnie jest moim kaprysem. - nie zamierzała kontynuować tej dyskusji. Była zirytowana a irytacja nie sprzyja logicznemu myśleniu. Ani podejmowaniu właściwych decyzji. Ułożyła się bliżej ognia, i skuliła podkładając ramię pod głowę.
Niektórzy po prostu nie potrafili albo nie wiedzieli kiedy odpuścić.
Czekała ją ostatnia poranna warta… zimno jak na lodowcu, ciało zmęczone bezruchem. Wesalt miała za sobą ciężką noc, choć cichą. Zasnęła, ale warunki do spania odbiegały od ideału. Nic dziwnego że nie czuła się za dobrze. Sharazad usnęła wtulona w Eltanusa, ale jeśli coś między nimi zaszło, to jakoś umknęło jej uwadze. Zresztą sądząc po ubraniach nie zaszło nic.


Powoli podniosła się by rozprostować i rozruszać ciało. Otulona kocem wyszła poza krąg światła rzucanego przez tlące się ognisko. Podskakiwała przez chwilę by pobudzić krew do krążenia. Ruch był kluczem by nie zasnąć ponownie. Podrzuciła drewna do ogniska by nie zagasło.
Nad ranem zaczęła budzić swych towarzyszy i dyrygować ludźmi do odwrotu.
- Gdzie się podziali przewodnicy?- spytał Eltanus rozglądając się dookoła, a Sharazad zaklęła pod nosem. Teorven i Marthil jakoś jeszcze nie wrócili.
- Mam nadzieję, że nie spotkali na swej drodze… kłopotów. - Kathil rozejrzała się przyglądając się okolicy. - Spróbujmy ruszyć tędy. - wskazała drogę, która wydawała się jej właściwa, gdy już wszyscy się posilili i spakowali.
- Mam wrażenie że przyszliśmy stamtąd.- wskazał inny kierunek Eltanus, a Sharazad dodała.- A ja że stamtąd. Tak naprawdę to chyba się zgubiliśmy, jak ci których ukatrupiliśmy.
- Jak się zgubiliśmy to się znajdziemy. Trzeba ruszyć w którymś kierunku. Chyba, że wolicie spędzić tu cały dzień?
- No to chodźmy tam…- stwierdził Eltanus zgadzając się z Wesalt, a Sharazad wzruszyła ramionami poddając się. Cała ekipa wyruszyła więc po tym jak najemnicy Saskii załadowali trupy na wierzchowce zabitych kierując się tam gdzie Wesalt ich prowadziła. Minęło pół godziny człapania, a las się nie kończył. Czyżby się pomyliła?
- Hej gdzie się wybieracie!- krzyki za nimi potwierdziły, że przewodnicy w końcu ich dogonili.
- Do domu. Gdzieście byli? - ofuknęła ich Wesalt.
- Zajęci… sprawdzaliśmy… czy w okolicy nie ma podwładnych… Bertolda.- odparł mężczyzna speszony.- Trochę nam to zajęło.
- Stąd najbliżej do posiadłości Oweny. Tam się chcecie udać?- spytała Marthil.
- Nie. Prowadźcie już do mego pałacu. - Kathil nie była w sosie. Las zdecydowanie nie był jej środowiskiem.
 
corax jest offline  
Stary 06-03-2016, 15:42   #77
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Pałac wyglądał już lepiej i gorzej zarazem. Nie było już truposzy i służba roiła się jak pszczoły porządkując budynek. Ale ślady na ścianach i zniszczone meble, oraz krew na dywanach przypominały o toczących się tu walkach.
Kathil po raz kolejny przekonywała się jak wielkim skarbem jest Bartolomea, która nie tylko zarządzała służbą jakby takie ataki stanowiły chleb codzienny to jeszcze pomagała opatrywać i dbać o rannych.
Po szybkim sprawdzeniu stanu Saskii, Logana i Yorrdacha, Kathil usiadła do raportów i wiadomości.

Napisała liścik do Oweny by sprawdzić jak ta się miewa po wczorajszym niefortunnym polowaniu. Wyraziła ubolewanie, że wszystko wymknęło się spod kontroli i z nadzieją czekała na szybkie wieści na temat stanu zdrowia drogiej hrabiny.

Kolej na raport dla Mirabety:

Cytat:
Młodsze rodzeństwo: obecnie zbierane są informacje na ich temat
Ciąg dalszy wiadomości na temat Ismeny: pozostała w mieście i wynajmuje sobie w miarę ładne i tanie kurtyzany dla rozrywki, podczas gdy jej mąż załatwia sprawy w mieście. Ismena ma słabość do “męskich” kurtyzan, takich przyciętych na pazia najlepiej. I każe im zakładać uprząż z drewnianym poprawiaczem nastroju.

Averan: ziemianie szykują własną frakcją, by spośród popieranych przez nich kupców wybrać następnego namiestnika. Averanowi bardzo zależy na wybraniu kogoś, kto będzie faworyzował Miklosa. Averan ma stałą kochankę - Flawinę. Bardzo tajemnicza kobieta. Mieszka poza miastem i ma dość wąskie grono klientów, za to bardzo bogate i dość wpływowe. Więc trochę dziwi w tym gronie Averan. Flawina jest kapłanką jakiegoś bóstwa, nawraca na ścieżkę świadcząc usługi łóżkowe. Wygląda na to, że źródłem zadłużenia rodziny jest właśnie kult prowadzony przez nią.

Najstarszy syn, Daniris i jego ludzi wynajął Trevail wynajął do ochrony. Łączą ich wspólnie planują ale bez cormyrskiego rodowodu i szlacheckich manier nie da się przeniknąć ich szeregi.

Kolejny i ostatni raport zawierający informacje na temat najmłodszego potomstwa oraz wysokości zadłużenia rodziny będzie wysłany wkrótce.

Siwowłosy wielkolud nie powrócił do tej pory. Kathil zdecydowała się zatem wysłać dwójkę zwiadowców na jego poszukiwania: jeżeli siwowłosy nadal zipie mieli upewnić się czy zamierza wracać. Musiała się również pożegnać z Sharazad, która na dobre zaczynała grać jej na nerwach. Kobieta na szczęście sama nie miała w planach przeciągać swej “wizyty” i właśnie wyjeżdżała do Ordulinu. W zamian za kolejny trzosik brzęczący gotówką, przekazała Kathil klucz z doczepioną do niego wstążką na której napisano “NIE OTWIERAJ”. Typowy dla niej komentarz na temat klucza ograniczył się jedynie do suchego stwierdzenia, że w przypadku odnalezienia pasującej dziurki, Kathil nie powinna go w niej przekręcać.


Udała się pomówić z Jaegere by całkiem zamknąć rozdział przyjęcia dla wujów.
Odszukała półelfa:
- Czy masz chwilę by pomówić o interesach? - spytała z lekkim uśmieszkiem.
- Oczywiście… zawsze i chętnie.
- No to doskonale - uśmiechnęła się Kathil nalewając wina do dwóch kielichów i zasiadając w fotelu w palarni - Co dalej, Jaegere? Mówiłeś z tego co pamiętam o jakimś teście? - odgarnęła kosmyki włosów z twarzy. Wciąż w swym ukochanym, noszącym znaki używania stroju bardki. Zanurzyła usta w kielichu spoglądając na kochanka.
- Nie masz dość problemów na razie. Test może poczekać.- zamyślił się Jaegere upijając nieco wina.
- No mam - zaśmiała się cicho - Ale wolę wiedzieć co jeszcze muszę ująć w swym grafiku - pogładziła półelfa po kolanie - Wolę planować z wyprzedzeniem.
- Niech tak będzie. Hmmm… chcesz ukraść coś…niezwykłego? Albo zdobyć tajne listy?- zapytał półelf.- Co uważasz za swoją mocną stronę, w czym jest twoja siła?
Kathil zmierzyła Jaegere spojrzeniem.
- Ciekawe… - mruknęła - ostatnio zdobywanie tajnych listów staje się dość popularne. Mam kilka zleceń na to, któreś można uznać za test? - zachichotała chcąc upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.
- Niestety nie, bo ten test byłby nadzorowany przeze mnie.- odparł Jaegere i rzekł z uśmiechem.- Można też zamiast kraść, podrzucić coś w niedostępnym dla innych miejscu. Wszystko zależy od tego co uważasz za swą siłę.
- Może być zdobycie informacji, podrzucenie, zdobycie dowodów… co pasuje Tobie lub zwierzchnikom do aktualnego planu, mój drogi.
- Zgoda. Jest więc taki jeden egzotyczny przybysz w Ordulinie.- zamyślił się Jaegere splatając palce razem.- Nie wiadomo kto za nim stoi, trzeba to odkryć… zapewne w jego korespondencji kryją się odpowiedzi. Podaje się za przybysza z Kara-Tur, uciekiniera ze wschodu, ale może pochodzić z obszaru bliższego Sembii. Z Twierdzy Zenthil.
- Co o nim do tej pory wiadomo? Nazwisko? Miejsce zamieszkania obecnie? Kręgi, w których się otacza?
- Jadeitowy Smok, pod takim przezwiskiem się pojawia w karczmach i na spotkaniach. Działa w branży.. rozrywkowej i… nie tylko. Lubi się otaczać tajemnicami.- wyjaśnił Jaegere.- Na razie nie jest naszym problem, a raczej organizacji już wrośniętych w Sembię.
- To mężczyzna czy kobieta? Bo brzmi jak kobieta póki co - Kathil ponownie dolała wina do kielichów.
- To jest… kolejna z niespodzianek do odkrycia. Nie wiem.- zaśmiał się Jaegere.- Lubi lejące się szaty, maski… to mag… i to dość potężny, więc nie wiem jaka jest jego prawdziwa postać.
- Maski...szpetny mężczyzna albo szpetna kobieta?
Kathil pokiwała głową:
- Dobrze… rozumiem, że to nie jest szaleńczo pilne. Ale zajmę się tym. I będę cię informować gdy zacznę i jak postępuje działanie. Chyba, że chcesz jakoś inaczej to zorganizować?
- Na razie zostawmy to na poziomie informowania. Może będę chciał być świadkiem akcji, ale… wpierw musisz odkryć do Jadeitowego Smoka. A tajemnicy swego leża… smok dobrze pilnuje.-przypomniał Jaegere.
Bardka pokiwała głową:
- Będę pamiętać. A zmieniając temat, zostajesz na dzisiejszą noc również? I czy chcesz pojechać ze mną obejrzeć zamek?
- Jeśli masz ochotę bym został?- odparł z uśmiechem Jaegere spoglądając na Wesalt.- I nie boisz się, że odwiedzę cię w nocy w bardzo… niecnych celach.- nachylił się ku niej wodząc palcem po jej spodniach w kierunku pasa.- Zresztą, nawet teraz… niecne cele są rozważane.
Zaśmiał się wesoło i usiadł wygodniej.- Cóż… masz zgrabną sylwetkę i ten strój tylko to podkreśla.
- Odwiedzisz? Myślałam, że zaproszenie było dość wyraźne. Chyba… że dostanie się do mej komnaty będzie testem dla ciebie - zaśmiała się cicho bardka i wspięła się na kolana półelfa dosiadając go okrakiem, twarzą przodem do niego. Językiem zaczęła pieścić wrażliwe ucho mężczyzny by wzbudzić rozkoszne dreszcze w jego ciele.
- A jaka będzie nagroda?… Jakaś wyjątkowa koszulka nocna, który zagotuje mą krew na sam widok?- spytał żartobliwie półelf, gorączkowo wyciągając koszulę ze spodni dziewczyny i sięgając dłońmi pod nią… by wyczuć palcami co ukrywała i wodzić nimi po skórze.- Chociaż i bez tego radzisz sobie z rozpalaniem mych zmysłów do czerwoności.
- Jeśli tylko zmysły rozpalam, to muszę faktycznie się postarać bardziej. By zająć i myśli i serce, nie tylko same lędźwie. - mruczała Kathil kąsając leciutko szpiczastą końcówkę ucha i gładząc ramiona Jaegere - Inaczej… zadanie nie będzie zakończone. - przesuwała ustami po szyi i policzkach kochanka. Wprawiła biodra w leciutki ruch. - A co z zamkiem? Myślę, czy by nie ruszyć za parę dni.
- Jeśli zdobędziesz me serduszko, to okażę się mało… profesjonalny, prawda?- jęknął półelf sięgając dłońmi do piersi Kathil i chwytając drapieżnie za nie by je namiętnie ugniatać i masować. Ocierając się biodrami o mężczyznę Wesalt czuła jak jego pragnienie staje się coraz bardziej nieustępliwe.- Naprawdę chcesz moją słodką obsesją?
- Myślę…. - kusiła szeptem - … że jestem już …. na dobrej drodze - pocałowała go namiętnie rozpoczynając szaleńczy taniec języków by dalej prowokować i wciągać w słodką pułapkę uwodzenia. - Mam rację? - oderwała się gwałtownie z ciekawską minką pokrywając i własny przyspieszony oddech i ekscytację.
- Nie powinienem sobie na to pozwolić…- mruknął półelf wodząc ustami po szyi Kathil, gdy tylko miał ku temu okazję. Jego dłonie podwijając w górę koszulę niemo domagały się jej zdjęcia.- ...bo mogę zacząć być zazdrosny. Aż dziw, że twój mąż nie jest.-
Dziewczyna rozpięła kilka pierwszych guzów koszuli przesuwając palcami po krańcach materiału:
- Nie byłeś zazdrosny z Eltanusem… - uśmiechnęła się odchylając głowę - Ortus… wie o nietypowym układzie między nami. Sam korzysta z … takiego układu. Czemu się nim tak martwisz? - zakręciła znowu biodrami, dociskając je do podbrzusza Jaegere.
- Bo widzisz… gdy byłaś… z El… z nim… i teraz jeszcze… staram się trzymać rozsądne podejście do naszszych relacji. Nie wiem… jakby…- dyszał wodząc językiem po poszerzającym się dekolcie jej koszuli i drżał coraz bardziej.-... nad sobą panował, gdybyś całkowicie… oplotła me myśli… jaaak… terrraz ci się udaje…
Poczuła jak drży, poczuła jak miętosi jej biust ściskając go drżącymi dłońmi… twardy… tam gdzie kochanek być twardy w takich chwilach powinien.- Do… licha.. złaź pupą i ściągaj te spodnie.. i wszystko… póki… ich...nie rozrywaaaam.
- Już schodzę… nie rozrywaj… to mój ulubiony strój… - zaczęła prosić i w ramach prośby całowała policzki, powieki i usta Jaegere. Zsunęła się z kolan i odwróciła tyłem. Skopała buty i osunęła powoli skórzane spodnie powoli odkrywając rozpaloną skórę pośladków i smukłe uda. Stanęła na przeciwko jedynie w samej koszuli okrywającej jej biodra i łono. Odwróciła się przodem i zrobiła dwa kroki do tyłu, rozpinając kolejny guz z diabelskim uśmiechem na twarzy. Jawnie prowokując kochanka, by zmienić go w dziką bestyjkę.
To jej się udawało, Jaegere patrzył na nią rozpalonym spojrzeniem, sam szybko i nerwowo uwalniając własną bestię z okowów ubrań i szukając kątem oka mebla odpowiedniego by posiąść Wesalt szybko i gwałtownie.
Kathil wskoczyła na fotel, na którym do tej pory siedziała. Uklękła na siedzisku wypinając słodkie półkule pośladków i przytrzymując się oparcia jedną dłonią, drugą podciągała koszulę by ukazać cień piersi.
- Opleciesz … mnie ty? - znowu podrażniła półelfa. - Brakuje mi twego… węża i dotyku - zrobiła smętną minkę.
- Oplotę… ty podstępna uwodzicielko.- słyszała jego kroki. A potem poczuła jego obecność. Mocną gwałtowną. Fotel zaskrzypiał, gdy półelf dokonał silnego szturmu, jednym pchnięciem zagłębiając się w jego kwiat kobiecości oczekujący zapylenia. Jedna dłoń mężczyzny zanurzyła się pod koszulkę i sięgnęła piersi zaciskając się na niej i ugniatając ją drapieżnie, druga ścisnęła pośladek. I tak trzymając Kathil, Jaegere narzucił gwałtowne tempo, sprawiając że Kathil czuła intensywnie każdy ruch jego bioder… i odruchowo poruszała się w rytm jego energicznych sztychów. Nie był delikatny… ale przecież właśnie na to liczyła.*
Zachęcała go jękami i urywanymi szeptami, aż ich szybkie, ciężkie oddechy zmieszały się ze sobą. Wykrzyczała jego imię, gdy rozkosz odjęła jej świadomość na chwilę. Spocona i drżąca wtuliła się w kochanka plecami, ustami szukając jego ust.
- Jak to podstępna? Uwodzę Cię całkiem otwarcie - wydyszała wprost między pocałunkami, gładząc go po twarzy.
- Ale wiesz… że nie musisz, że jestem na twe kaprysy..- odpowiedział pomiędzy pocałunkami, pomiędzy rozkoszną przyjemnością jakimi były zetknięcia i ust. i nagle odsunął się by dać dość mocnego klapsa w jej pośladek. A potem klęknąć i ucałować jej pupę, a palcami sięgnąć między uda i pieszczotliwie muskać jej podbrzusze, z wyraźnymi planami rozpalenia bardziej jej ciała.
Pukanie do drzwi komnaty, bynajmniej nie przerwało tych planów, tym bardziej że…
- Lady Owena… przesłała liścik.- głos po drugiej stronie drzwi należał do Garvy.
- Nie chcę, żebyś był kaprysem - mruknęła, wygięła się mocno wypinając pośladki na widok i pastwę jego ust i dłoni. Czując dotyk na podbrzuszu pisnęła cichutko i mruknęła z przyjemności - gdy bierzesz kochanków za … pewnik.. zaczyna wkradać się… nuuuudaaaa - mruczała zagryzając usta.
- Li...liścik…. - jęknęła - martwię się o Owenę - ponowny jęk, tym razem proszący.
- Garva… możesz wejść.- rzekł Jaegere sięgając palcami do pulsującego żądzą intymnego obszaru kochanki i nie przerywając pocałunków na pośladkach Kathil.- Uwodzenie ma sens… przyznaję, ale muszę uważać, byś nie uwiodła mnie za bardzo… by nie wkradła się zazdrość… która może być… kłopotliwa.
Półorczyca wkroczyła i nie była zaskoczona widokiem Kathil, której naga pupa była całowana przez jej szefa, zerknęła niżej przyglądając się jego wyposażeniu. I dodała.- Widzę, że… idzie wam… energicznie.
- Garva… list.- mruczał Jaegere językiem wodząc pomiędzy pośladkami i sięgając palcami w głąb rozgrzanego ciała Wesalt.
Garva spojrzała na Kathil, czekając na zezwolenie na odczytanie go.
- Czy…. czytaj - Kathil wygięła się i schowała głowę między ramionami naprężając się i dysząc ciężko. Jej piersi z napiętymi szczytami wysunęły się spod rozchełstanej koszuli. Bardka muskała ich czubki palcami, rozpalając dodatkowo ogień w podbrzuszu.
- Jaegere…. - stęknęła zanim Garva zdążyła rozpocząć lekturę.
- Taaa…-mruknęła Garva zezując na kuszące widoki, jakim była para kochanków. Podczas gdy Jaegere wstał i trzymając Kathil za pupę, po raz kolejny raz zdobywał ostrożnie jej zakątek dla wybranych… nie przejmując się świadkiem ich figli.
-Pisze że… przybędzie… wieczorem dziś… w odwiedziny. Przeprasza za zniknięcie i ma nadzieję, że łowy przebiegły udanie. Pyta o Ror...uuu.. Rortusa. Będzie problem.- oceniła zielonoskóra przyglądając się Kathil i jej kochankowi. I lekko rumieniąc na takie widoki. A Wesalt znów czuła wyjątkowo intensywnie kochanka poruszającego sie w wyjątkowo perwersyjnym zakątku jej ciała i utrzymującego jej pośladki nieruchomo dłońmi.
- Co? … jaki? - wymruczała ledwo świadomie Kathil sięgając by dłonią muskać swe podbrzusze i wydając krótki, głośny krzyk przy kolejnym pchnięciu półelfa. Wesalt odwróciła twarz by spojrzeć za siebie na poruszającego się rytmicznie Jaegere. - Gaaa...rva? - jęknęła czując rozkosz kąsającą jej zmysły.
- Rortus jest nagi… martwy?- mruknęła speszona swą wpadką.- Trudno będzie jej podziękować mu.
Półelf nie ułatwiał jej skupienia, poruszając się w sposób coraz bardziej energiczny i wzmagając fale rozkoszy.- Potrze...bujesz.. jeszcze.. pomoccy od Gaaarvy? Czaseeem jak Saaaskia… piilnuuje.
- Nieeeeee sądzę, ale… ale …. - przestała mówić koncetrując się jedynie na odczuciach dostarczanych jej przez półelfa. - Jae…. Jaegereeeee - jęczała już nie kontrolując się szarpana przyjemnością i drżąc pod nim. Spocona, dysząca sięgnęła szczytu.
I poczuła jak jej kochanek również przeżywa eksplozję przyjemności. Objął po tym w pasie i przytulił. A Garva nieco zaczerwieniona spytała.- Tooo eee… coś… trzeba zrobić? Przynieść coś? Ubrania jakoweś? Powiadomić kogoś o czymś? Jestem jeszcze tu potrzebna?-
Wysypem tych absurdalnych pytań półorczyca pokryła swe speszenie sytuacją w której czuła się jak piąte koło u karocy.
- Taaaak, powiadom panią Percy - mruknęła Kathil nadal ocierając się rozkosznie o Jaegere wciąż pod wpływem przeżytej rozkoszy.
- Tak… Ochmistrzynię, tak? O lady Owenie? Oczywiście… powiadomię.-rzekła w końcu Garva i wyszła energicznym krokiem.
- Hmmm… zastanawiam się czy nie przyprzeć cię do drzwi… komnaty sypialnej Lady Oweny…ot, dla samego dreszczyku. Ale jesteśmy chyba za poważni, na takie wyzwania.- zaśmiał się cicho Jaegere nie wydając się jednak tak poważny w tej chwili, gdy tulił do siebie klęczącą Kathil.
- Można spróbować… jako test - zachichotała bardka - ale… myślę, że ona by chciała dołączyć gdyby się zorientowała. - Kathil sięgnęła za siebie by pogładzić ciało półelfa.
- A ty jesteś zazdrosna o swych kochanków? - mruknął Jaegere.- Jak pewnie zgadujesz potrafiłbym się podzielić tobą z mężczyzną, jak i z kobietą. Choć ...Garva akurat… choć lojalna i zaskakująco czuła w miłości… rzadko jest doceniania, zarówno przez ludzi jak … półorków.
- Może powinnam zapoznać ją z moją paladynką. A co do zazdrości… to zależy. Zależy od celu. Na przykład Sharazad piękna i zwracająca uwagę, nie. - wymruczała zdecydowanie Kathil - Owena… mmm nie wiem, Saskia tak… Nie wiem, czemu. - Kathil odwróciła się przodem do Jaegere by wtulić się w niego ciasno.
- Jeśli ta paladynka potrafi wyjść z inicjatywą…bo, cóż… Garva nie jest typem zdobywcy.- mruknął Jaegere wodząc palcami po włosach Kathil.- Jeśli chcesz… możemy dziś uwieść Owenę, zdaje się że po tym… jak potoczyły się łowy i omal nie zginęła. Chociaż, zobaczymy… czy to twoja dobra przyjaciółka?
- Nie… a w dodatku dość plotkująca osoba. Nie lubię ryzykować niepotrzebnie. A z innej beczki. Wiesz… planuję coś… na na urodziny Yorrdacha. Zmianę płci - zachichotała.
- Dość… kontrowersyjne podejście. I mam nadzieję czasowe. Jako kobieta jesteś kusząca.- cmoknął ucho Kathil szepcząc.- A co do Oweny. Plotkary takie jak ona potrafią być bardzo dyskretne w kwestii sekretów… których same są częścią.-
- Zobaczymy - stwierdziła niezobowiązująco Kathil - Uwodzenie planuję tylko w przypadku wyjątkowych osób. Cała reszta… to improwizacja - uśmiechnęła się wplatając palce we włosy kochanka po czym zsunęła dłoń na jego podbrzusze by jeszcze nieco go pomęczyć.
- Łapka przy sobie jeśli nie chcesz sprawdzić, czy inny mebel nadaje się na figle.- ostrzegł żartobliwie półelf i cmoknął Wesalt w usta delikatnie.- A skoro… nie mamy za bardzo podstępnych zamiarów względem Oweny to może… po prostu zrobimy przyjęcie na jej cześć, po to by dobrze się bawić? W końcu po tej całej szarpaninie z wujami należy nam się relaks.
- Nie ma z tym problemów - Kathil wcale nie cofnęła dłoni - tym bardziej, że i tak planowana była uczta na dzisiaj. I menu gotowe i zakupy przygotowane. I nawet suknię przygotowałam, w której nigdy nie wystąpiłam jeszcze. Wystąpię dla Ciebie zatem… - droczyła się nie tylko słowami lecz i dłońmi… już obydwoma.
- Możesz już puścić…- mruknął półelf zerkając prosto w oczy Wesalt. Wiedziała czemu to mówi, był już gotowy. Pogłaskał ją drżącą dłonią po po policzku, drugą rozpinając jej koszulę do końca.- Ufam że owa suknia… jest zjawiskowa jak ty i … otwiera pewne możliwości dotarcia do ciała bez konieczności… jej zdejmowania?
- Ze zdejmowanie może być … - Kathil zamyśliła się - … różnie… Zobaczysz sam - uśmiechnęła się nie puszczając. Wręcz przeciwnie kontynuując pobudzanie z krzywym, diableskim uśmieszkiem.
- hej…- jęknął cicho półelf odsłaniając jej kształtne półkule piersi i zaciskając gwałtownie dłonie na nich. Oddychał głośno coraz bardziej pobudzony i zaskoczony jej zachowaniem.- Wiesz.. dobrze… że… to co robisz…- wiedziała, czuła to kumulujące się w nim napięcie, które musi zakończyć się wystrzałem.
- Tooooo? - drażniła nieustępliwie z uśmiechem.
Pocałował jej usta, zachłannie, drapieżnie… desperacko. Całował ją czując jak zbliża się ten moment i chcąc zdusić ów jęk… całowała ją trzymając dłońmi jej rozkoszne piersi i ocierając owe półkule o siebie. Sam.. trzymany w rozkosznym uścisku jej palców.
- Tak? - wyszeptała gdy oderwała na chwilkę usta - czy mam złożyć pocałunki tam, w dole? - spytała z ustami tuż przy jego wargach.
- Tak.. zrób to szybko…- wyszeptał drżąc z podniecenia. W jego oczach były łobuzerskie błyski.
Zaśmiała się cicho i powoli, wbrew jego życzeniu, opadła na kolana by składać obiecane pocałunki. Obejmowała go ustami i pieściła językiem, dłonią, wargami by doprowadzić go do szaleństwa i być jedynym tematem jego myśli. Patrzyła na twarz Jaegere gdy rozkosz przejmowała nad nim władanie. Aż do rozkosznego końca.
Znała jego oręż, jego smak… zapach… znów prężył się pod jej pieszczotą. Dla niej. Rozkoszna świadomość doprowadzenia go do tego stanu dodawała przyjemności temu doświadczeniu. Kochanek był przystojny, był zdolny w sprawach miłości.. był jej. Eksplozja którą poczuła podekscytowała ją nieco. Uśmiechnęła się czując na języku ślad jego pożądania i wiedząc, że dzisiejszy wieczór będzie jego odpłatą za tą chwilę… cała noc zapowiadała się rozkosznie. W przeciwieństwie do poprzedniej, ta miała być relaksem. Należał się jej po męczeniu z Archibaldem i Bertoldem, prawda?
Kathil wyprostowała się z dumną i zadowoloną minką tuląc do siebie drżącego półelfa.
- Jeśli sama myśl o tej sukni ma takie skutki - wyszeptała mu do ucha - to ciekawa jestem jak zareagujesz na jej widok - zaśmiała się lekko, ocierając spocone czoło Jaegere i zaciskając drapieżnie dłoń na jego pośladku.
- Wiesz dobrze jak … będę wyczekiwał okazji by się do ciebie dobrać… albo i nie… i wciągnę biedną Owenę na wspólniczkę… by rozkoszować się z nią tobą.- zaśmiał się półelf wodząc dłonią po jej pupie.- Obawiam się że za bardzo mi sprawiają przyjemność noce z tobą i… jeśli masz życzenie powtórki z Eltanusem, to oczywiście gotów jestem spełnić z nim taki twój kaprys. Nie wątpię że on też. Jednym słowem… dziś… bawimy się korzystając z tego, że nie musimy się już męczyć, prawda? Trzeba wszak dziś świętować twój sukces.
- Mam nadzieje, że to będzie przyjemna noc. Po tych wszystkich przejściach zaczynam się lekko obawiać rozluźnienia i złożenia gardy - uśmiechnęła się zapinając koszulę.
- Garva zadba o wszystko z Eltanusem. A i… proponuję nie informować Oweny o śmierci wujów. Niech… wyjadą z pośpiechem w ważnych sprawach, a Rortus… ranion dzielnie w jej obronie odesłany został by się kurować w stolicy. Nie ma co psuć przyjęcia ponurą dla niej prawdą.- półelf też zaczął się ubierać wypowiadając przy okazji parę sugestii.
- Mhmmm.- mruknęła obserwując go kątem oka - Mam wrażenie, że ktoś będzie musiał zapewnić jej towarzystwo. Po to wszak przyjeżdża. Nie po to by mnie odwiedzić. - uśmiechnęła się. - Jeśli masz ochotę skorzystać z jej wdzięków, nie krępuj się. - przytuliła się do pleców Jaegere obejmując go w pasie.
- A ty będziesz robiła za męczenniczkę? - sięgnął za plecy i pochwycił pośladek Kathil uśmiechając się.- Przecież to tylko przyjęcie, nie zostanie na noc… chyba że ją zaprosimy. Zawsze wiesz… możemy we trójkę. Nie wydaje się aż tak pruderyjna.
- Czemu za męczenniczkę? - zdziwiła się Kathil - Jeszcze przed chwilą pytałeś, czy się podzielę kochankami. Teraz chcesz, żebym jednak okazała zazdrość? - uniosła brew i spojrzała pytająco.
- Dobrze dobrze… ale nie wpychaj mnie takimi propozycjami w jej ręce.- rzekł w odpowiedzi Jaegere dając jej klapsa w pośladek. -Jeszcze nie wiem czym mnie chcesz olśnić wieczorem. A wszak… ty potrafisz rozpalać męskie pragnienia.
- To jednak… mam cię też uwieść - Kathil odsunęła się ze śmiechem poza zasięg rąk półelfa. - Postaram się stopniować zatem me wdzięki, byś potrafił zachować choć część myśli. - droczyła się z kochankiem. - I nie będę wpychać. Zrobisz co uznasz za stosowne.
- A jeśli za stosowne uznam złapać dwie sroczki za ogonki?- zapytał żartobliwie półelf.
- To chyba prędzej ja będę łapać za jakiekolwiek ogonki - zaśmiała się Kathil - ale mówiąc poważnie, zobaczymy, dobrze? Zaczynasz smakować w coraz większej liczbie kochanek na raz, mój drogi. Trzeba traktować się z umiarem, inaczej można pozbawić się przyjemności biegnącej z intymności tete a tete z tym jednym wybranym.
- Och… dobrze o tym wiem.- półelf podszedł i objął dziewczynę cmokając ją w czubek nosa.- Dziś wieczorem bawimy się. Żadnym zmartwień, żadnych planów, żadnych knowań, tylko zabawa. No… może być?
- Oczywiście - dygnęła z pocieszną minką - Może pomów z Garvą? Z resztą … nie wiem… to twoja niania - uśmiechnęła się ruszając do drzwi.
- Pomówić o tym, by zastąpiła Saskię? Dobrze.- zgodził się półelf.
- No może, chociaż niekoniecznie do łóżka. Z Saskią to była kwestia zakładu. Który przegrałam. - udała smuteczek.
- Będę pamiętał… choć mam wrażenie że Garvie też się spodobałaś. Lubi mniejszych od siebie kochanków obu płci.- odparł żartobliwie półelf dodając czule po chwili.- Nie martw się. Da sobie radę równie dobrze co Condradowa półelfica jeśli chodzi o ochronę tej posiadłości.
- Ehhh… Moja paladynka też… nazwała mnie “drobniutką”. Wyobrażasz to sobie? - zachichotała Kathil prostując się dumnie na całą wysokość - Chociaż fakt przy niej czy Garvie nie mogę pochwalić się wzrostem.
- Nie ty jedna. Ja dla mojej Garvy też jestem chłopczykiem do zaopiekowania. Do przytulenia do jej twardej nieustępliwej w obronie piersi… która w zasadzie jest miękka i sprężysta. - zaśmiał się Jaegere znajdujący się więc w podobnej jak ona sytuacji.
Kathil skomentowała to jedynie śmiechem.
- Ciekawe co by było gdyby jednak obie się zeszły. Chociaż akurat paladynka jest bardzo, bardzo nieśmiała. - dodała ze smutkiem.
- Garva zaś… też. Może nie nieśmiała, ale z pewnością pasywna. Nie potrafi uwodzić, czy wykazać inicjatywy.- wzruszył ramionami Jaegere.
- To samo Leonora. Nie wiem zatem czy ich…. zeswatanie ma szanse powodzenia.
Może kiedyś się przekonamy - uśmiechnęła się Kathil.
Kathil wysłała służącą by powiadomili Saskię i Yorrdacha o przyjęciu, sama zaś ucieła sobie krótką drzemkę dla urody, która miała zrekompensować jej nocleg w lesie.
 
corax jest offline  
Stary 06-03-2016, 15:44   #78
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

I w końcu mogła zacząć przygotowania do uczty. By rozkoszować się … zwycięstwem.
Wraz z nią mogli się cieszyć i Eltanus i Logan oraz kulejąca Saskia ubrana...w suknię. Trochę luźną na w okolicy piersi, trochę źle układającą się na pupie. Trochę za krótką.
- Nie będę pokazywała swoich ran.- mruknęła półelfka.-Pożyczyłam twoją.
Jasnoniebieską i delikatną suknię z malutkim dekoltem, który na szczuplejszej półelfce robił się nieco większy. Yorrdach… wolał zostać na pokojach. Za to Jaegere w czerwonej kamizelce i złotym kubraku przypominał królewskiego szczygła. A spodnie opinające ciało podkreślały zgrabne nogi półelfa. I nie mogły ukryć wzrostu zainteresowania. Stół już był zastawiony specjałami, a pani Percy czekała na ostatnie sugestie przed przybyciem jedynego gościa.
Kathil, która tym razem nie dała na siebie czekać dryfowała lekko w swej nowej, nie używanej jeszcze sukni
obserwując reakcję to Jaegere to Eltanusa.
Upewniła się, że całe menu, które oryginalnie miało być dla wujów jest już gotowe, i kazała by służba zaczęła krążyć z winem i szampanem. Muzyka zaś miała grać wesołe utwory by wprawić wszystkich w dobry humor.
Reakcja obu mężczyzn była zadowalająca… i podnosząca, ją akurat na duchu. Nawet łobuzerskie ogniki w oczach Saski też ekscytujące były. Mniszka miała mieć nad nią pełną władzę całą jedną noc. To… było intrygujące.
- Wyglądasz zachwycająco moja droga.- mruknął jej do ucha Jaegere podchodząc i całując w policzki.-Delikatnie i niewinnie.
- Bo taka jestem w głębi duszy. - odmruczała z cichym śmiechem. - Lubię Cię w czerwieni. - pogładziła lekko brzuch i tors półelfa. - Nie mogę doczekać się rozpakowania tego złoto-czerwonego prezentu.
- Cieszy mnie to…- mruknął Jaegere obejmując Kathil w pasie.- Nie obawiasz się, że może mi coś upaść przy stole i… mogę… się całkiem przypadkiem… szukając tego wsunąć pod twą szeroką suknię?
Nie zdążyła odpowiedzieć od razu, bowiem wszedł sługa i oznajmił że powóz Lady Oweny zatrzymał się na dziedzińcu.
- Oho, chodźmy zobaczyć co takiego wymyśliła moja sąsiadka. - Kathil poczekała aż Owena zostanie wprowadzona do sali i ruszyła by ją przywitać.
- Oweno! Moja droga! Wyglądasz absolutnie re...we..la..cyjnie - ostatnie słowo przerywane było pocałunkami powietrza.
- Och.. ty też wyglądasz prześlicznie. Wręcz smakowicie, aż kusi by cię uszczknąć jak ciasteczko.- odparła Owena również całując powietrze wokół policzków Wesalt, a jej strój
opinający ciało w odpowiednich , podkreślał strategicznie krągłości i jeszcze to wycięcie odsłaniające nogi czasem. O ile Kathil była “niewinnością”, to Owena była z pewnością “łowczynią”. I to zaskoczoną tak nielicznym towarzystwem na przyjęciu.
- Mam nadzieję że ta okrutna bestia nie zrobiła zbyt wielkiej szkody?- zapytała rozglądając się.- Nadal mi się robi słabo, gdy przypominam sobie te przekrwione złośliwe oczka, zbliżające się do mnie.
- Niestety… trochę strat ponieśliśmy. Na przykład moi wujowie musieli nagle wracać do siebie - Kathil pochyliła się do Oweny - I nie wiem czy to bestia czy faktyczne interesa.
- Oraz niestety drogi Rortus, ranny został, odesłany na leczenie - Kathil wydęła smętnie usteczka. - Ale cieszę się, że ty bez szwanku wyszłaś. Nie darowałabym sobie, gdyby przez polowanie coś złego ci się stało.
- I ja się cieszę…- objęła nagle czule Wesalt mocno dociskając swe wyeksponowane piersi do jej biustu.- Widząc cię całą i zdrową. Ostatni raz… wyruszyłam na polowanie. I ty też… Nie dam ci się więcej narażać moja droga przyjaciółko na takie koszmary na moich ziemiach.
- Och… - Kathil zaskoczona wydała zduszony okrzyk - Jesteś taka kochana - objęła Owenę lekko w pasie prowadząc w głąb sali i kiwając na służącego z szampanem. - Zdecydowanie na długi czas polowanie będzie ostatnim na co miałabym ochotę. Obiecuję - zaśmiała się.
- A co się stało z tą krwawą bestyją, bo… ja zemdlałam i nawet nie wiem jak wróciłam do pałacu.- rzekła speszona Owena ciekawskim spojrzeniem wodząc po członkach świty Kathil i Jaegere zgromadzonych na sali.
- Przyjaciel Jaegere, Eltanus, pokonał ją swą magią. - pochyliła się kospiracyjnie do Oweny.
- To intrygujące… a ty na szczęście... nietknięta. I dobrze.- musnęła pieszczotliwie rękawiczką skórę barku Wesalt.- Jesteś jedną z niewielu sąsiadek, którą naprawdę lubię. Nie tak jak ta… Achmina.
Największa plotkara w okolicy, przewyższająca pod tym względem Goldswern.
- A co z Achminą nie tak? - Kathil poklepała lekko dłoń Oweny z niejaką czułością dziękując jej za słodkie słówka.
- Obgaduje wszystkich naokoło, stara żmijka. Udaje nietkniętą dziewicę od śmierci męża, a mnie… oskarża o puszczalstwo. Wyobrażasz to sobie? - Owena w oburzeniu musnęła dumnie wypięte piersi w wyjątkowo prowokującej do figli sukni. No skąd się mogły brać takie “nieprawdziwe” plotki, prawda?
- Może powinnyśmy wyprawić jakiś mały podwieczorek na jej cześć? Mam nadzieję, że będzie niedługo okazja. Uczczenie mej nowej kamieniczki w Ordulin. Wtedy mogłabyś to z nią wyjaśnić?
- Nie. Nie potrzebujesz psucia sobie takiej zabawy naszą kłótnią. Po prostu stare próchno zazdrości mi młodości i urody.- mruknęła pogardliwie lady Owena i nagle zainteresowała się.- Nowa kamieniczka? A kiedy ją kupiłaś? I kiedy będę mogła cię tam odwiedzić?
- Kilka dni temu. Muszę ją odremontować a potem …. przygotować przyjęcie. Mam nadzieję, że zarezerwujesz sobie co najmniej dwa dni z noclegiem dla mnie.
- Och… no… jak mogłabym ci odmówić. A jakie atrakcje przewidziałaś na ten wieczór? Mam wrażenie… pewnie mylne, że jestem gościem honorowym i… to wszystko jest moim pudełkiem z czekoladkami do wyboru, łącznie z gospodynią.- zażartowała Owena podchodząc wraz z Kathil do stołu z frykasami.
- Ależ oczywiście, że jesteś. A co do atrakcji: tańce, hulanki i swawole. Do białego rana. - kiwnęła dłonią na muzykantów i spojrzała po sali:
- Ile męskich serc dzisiaj złamiesz?
- Och … doprawdy… a ty nie złamiesz żadnego?- zachichotała Owena tuląc do siebie Wesalt.- W tej sukni, aż prosisz się o rycerza, który by cię wyrwał z moich objęć.
Skinęła palcem na Eltanusa.- Ale chyba pogromca dzika powinien mieć wybór. Dzielny rycerzu, którą z nas pierwszą zaprosisz do tańca?
Czarodziej zerknął na Kathil niezupełnie pewny co powinien uczynić w tej sytuacji.
Kathil zazezowała w kierunku Oweny jednocześnie mrucząc:
- Oweno, daj spokój… doprawdy - ponownie poklepując ją po ramieniu.
- Wyglądasz jak słodka obietnica niewinności. I nawet nie udawaj że jest inaczej.- rzekła z uśmieszkiem Owena, a Eltanus skłonił się przed Lady Goldswern i rzekł.- To będzie zaszczyt jeśli zatańczysz ze mną, pani.-
- A jednak.. tym razem ja.- westchnęła z uśmieszkiem Owena i cmoknęła powietrze przy policzku Kathil.- Acz… nie przejmuj się tym. Wyglądasz równie ślicznie jak ja.
I dała się porwać magowi do tańca.
Kathil na odchodnym pokazała jej lekko naburmuszoną minkę i rozejrzała się niby to z zawodem na buzi po sali. Wsunęła niewielką przekąseczkę do ust ze znudzoną minką.
- Chyba się nie nudzisz…- poczuła napierającą na nią od tyłu obecność Jaegere, gdy szepnął jej cicho te słowa do ucha.- Owena zdaje się dobrze bawić, a ty?
- No czekam na Ciebie, aż pójdziesz po rozum do głowy i w końcu porwiesz mnie do tańca - zamarudziła po szlachecku.
- Brałem pod uwagę inne porwanie… na przykład przemycenie przez Garvę parę dymnych patyczków i .. wykorzystanie okazji do zgarnięcia nagrody.- odsunął się i skłonił Wesalt.- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?
Kathil zaśmiała się wesoło i dygnęła:
- Z przyjemnością, mój drogi Jaegere. - wtuliła się w ramiona kochanka z poszumem sukni. Wpatrzyła się w niego z wyraźną ochotą na pocałunek. Lekko zwilżyła wargi, pozostawiając je uchylone. Paliła go spojrzeniem.
Jaegere zawirował z Wesalt, by po chwili ukryć się w cieniu kolumienek sali. Pamiętał że baronessa miała wszak męża i obecnie… plotkarską przyjaciółkę na karku. Przycisnął ją swym ciałem do ściany i korzystając z tych paru chwil jakie mieli całował zachłannie i drapieżnie jej usta, spragniony każdej sekundy tej pieszczoty.
Wesalt czuła się jak młoda uczennica uciekająca z zajęć by pieścić się w sekrecie z chłopcem. Oddawała pełne pasji pocałunki mrucząc cichutko i czując rozkoszne motyli w podbrzuszu. Było jej dobrze i nie chciała kończyć tej chwili.
Półelf napierał ciałem na Wesalt schodząc ustami po szyi i na ramię. Jego dłonie wędrowały po jej talii bezskutecznie próbując zedrzeć z niej suknię. Wyglądało na to, że i Jaegere dał się ponieść tej chwili, dociskając jej ciało plecami do ściany. Muzyka grała jeszcze, podobnie jak oboje słyszeli wesoły śmiech Oweny.
Ten śmiech nieco otrzeźwił Kathil:
- Jaegere… - wyszeptała tuląc głowę kochanka do siebie - Jaegere… goście. - wyszeptała mu wprost w szpiczaste ucho.
- Jeden gość… którego można spić i uwieść, żeby się nie wygadała. Przestępcy nie opowiadają o zbrodniach, które były ich udziałem.- rzekł żartobliwie Jaegere nadal wędrując ustami po nagiej skórze jej ramienia… i nie przejmując się fakt, że ostatnie takty utworu przebrzmią za chwilę.
- Ona chyba ma ochotę na bycie uwiedzioną. Bardzo. - ukąsiła dolną wargę kochanka.
- Z pewnością…- mruknął znów półelf zachłannie całując i delikatnymi ruchami bioder dociskając Kathil do kolumienki w znaczący… prowokujący sposób. Ostatnie nuty, ryzyko rosło, budząc mocniej krew w żyłach.
- Jaegere… - jęknęła cicho i prosząco coraz bardziej i bardziej pod jego wpływem. I wpływem jego dotyku.
- Co?- mruknął półelf gorącym jak pustynia oddechem wprost do jej ucha, które delikatnie ukąsił, trzymając jej ciało w okowach własnego.- Czego pragniesz?
Ostatnie nuty! Ostatni akord.
- Kathil moja droga?... - zawołała Owena jeszcze nie zauważając wszak dość prostej kryjówki kochanków. To była kwestia kilku chwil.
- Ciebie - jęknęła - teraz…
- Oweno! - mruknęła głośniej - pozwól….tu… - spojrzała roziskrzonym spojrzeniem na Jaegere. - Pragnę cię - wyszeptała mu w usta.
Półelf delikatnie uwolnił Kathil nadal dość blisko niej będąc, a uśmiechnięta Owena właśnie zbliżała się do obojga nie zdając sobie sprawy z sytuacji jak się zdarzyła za kolumienką.
Kathil wypchnęła Jaegere do czynienia honorów. Z wściekle złośliwą minką.
- Ach… Oweno nie miałem jeszcze okazji zachwycić się twoją suknią. Zaprawdę wyglądasz zachwycająco…- rzekł z uśmiechem półelf składając pocałunek na jej rękawiczce.
- A jednak przy tych zachwytach chowasz się po kątach z naszą miłą gospodynią. Nieładne. - zamruczała z satysfakcją Owena.- Choć… w pełni zrozumiałe zachowanie.
- Jaegere, może oprowadź Owenę po pałacyku a ja… ja… zdobędę szampana?
- Tak moja pani.- rzekł z uśmiechem półelf ujmując dłoń i Oweny i ruszając przodem.- Czy opowiadałem ci kiedyś jak ja z moimi braćmi…- przy okazji racząc lady Goldswern zmyśloną historyjką.
- Ale musisz.. dołączyć… nie mogę cię zostawić… samą…- dodała przez ramię Owena ciepło i zmartwionym głosem.- W końcu to by było nieuprzejme z mej… - opuścili salę, a Kathil mogła się przyjrzeć jak Saskia i Logan rozmawiają w typowy dla Logana sposób. On tylko mruczał pozwalając drugiej stronie się wygadać.
- Wszystko w porządku? - spytała Eltanusa obserwując połelfkę i zabójcę - Przeżyłeś? - przyjrzała mu się z uwagą.
- Jest całkiem sympatyczna. Trochę próżna, ale poznałem już gorsze arystokratki.- stwierdził Eltanus spoglądając na oblicze Wesalt.- A ty co o niej sądzisz?
- Mam wrażenie, że skrywa coś pod tą warstewką szlachetności, ale może się mylę. Najczęściej widuję ją na przyjęciach. - uśmiechnęła się do maga - Ach i dziękuję raz jeszcze za pomoc. Podczas i po polowaniu. - porwała butelkę szampana - Zostajesz czy idziesz? - spojrzała z przekrzywioną głową.
- Myślę… że… zostanę. - uśmiechnął się czarodziej spoglądając na Kathil.- Zjawię się jak… będę potrzebny, jak zwykle. I to przyjemność… służyć ci pomocą pani.- skłonił się lekko.
Wesalt skinęła głową z uśmiechem i podreptała za Jaegere.
Miała podstępny i wredny plan.
Pozostawić szampana pod drzwiami pokoju, w którym zaszył się półelf z Oweną i …. wrócić do gości.
Póki co jednak półelf nigdzie nie zaszył się z Oweną. Wędrowali po korytarzach i zaglądali do kolejnych komnat. Jaegere raczył ją zmyślonymi historyjkami, a ona opowiadała mu o swojej posiadłości, o samotności i byciu uwielbianą za urodę i jednocześnie obmawianą za swoimi plecami.
Czasami pozwalała mu dłużej obmacywać swoją pupę i całować szyję, ale do ust czy dekoltu go nie dopuszczała i martwiła się od czasu do czasu o swoją dobrą przyjaciółkę Kathil, którą zostawili wszak samą.
- A tak być nie powinno, zwłaszcza teraz gdy ci niewdzięcznicy wyjechali tak nagle, a ona biedaczka przecież tak się napracowała nad ich przyjęciem. I została z ledwie kilkoma gośćmi, zdradzona i porzucona przez własną rodzinę.- argumentowała.

- Hallo! Jaegere? Oweno? - Kathil zaczęła robić nieco więcej szumu wokół siebie i podzwaniać o butelkę szampana kieliszkami. - Gdzie jesteście?
- Tutaj! - rzekła radośnie Owena przytulona do Jaegere i ciągnąca go ku “nieświadomej jeszcze ich obecności”.- Przepraszam moja droga, ale twój przyjaciel bardzo przejął się swoją rolą i zapomnieliśmy podczas tej przechadzki.
- To cały Jaegere, Oweno. Jak raz zacznie coś robić, to zawsze, zawsze wkłada...całe serce i doprowadza do …. samego końca. Istny perfekcjonista - drażniła słowem i prowokowała półelfa - No proszę po kieliszku dla każdego. Jaegere, czyń honory, otwórz nam bąbelki! - uśmiechnęła się rozkosznie.
Jaegere uśmiechnął się łobuzersko i pochwycił za butelkę, sprawnie zabrał się za rozpieczętowanie tego drogiego rocznika. Niestety… nieszczęśliwie butelka wystrzeliła gwałtownie korkiem i strumień spienionego wina rozlał się… zaskakująco celnie po dekoltach zarówno Oweny jak i Kathil, za co oczywiście półelf zaczął wylewnie przepraszać.
-Jaegere! Hultaju! Moja nowa suknia! - Kathil zaczęła “ścierać” szampana ze swego dekoltu kuszącym gestem by przyciągnąć uwagę i jednego i drugiego. - Oweno wybacz… za szybko pochwaliłam mego przyjaciela!
- Och… nie przejmuj się tym…- samej Kathil też ciężko było nie zerkać na swą przyjaciółkę. Owena miała wszak czym szybko oddychać.- Tym bardziej że ty masz się w co przebrać… jego powinnyśmy oblać… ma teraz…- spojrzenie Oweny wędrujące po piersiach Kathil dobrze widocznych przez zmoczony materiał miało lubieżne zabarwienie. Najwyraźniej potrafiła docenić urok własnej płci.-.. widoki którym można pozazdrościć.
- Jaegere, zapłacisz za to! - wykrzyknęła ponownie Kathil i naparła na półelfa zachęcając Owenę do tego samego.
- Właśnie… łobuziaku… my też powinnyśmy cię oblać.- Owena najwyraźniej dobrze się bawiła, bo od razu połknęła haczyk dołączając do Wesalt w napieraniu na kochanka.- Albo jakoś ukarać.
- Ależ mi jest naprawdę bardzo bardzo… przykro.- przepraszał wylewnie półelf spychany do drzwi sypialni gościnnej.
- Oweno… czy on nie zasługuje na to by go związać i …. wychłostać? - uśmiechnęła się Kathil niewinnie - za zrujnowanie naszych kreacji?
- Och.. wychłostać?- zachichotała Owena zaskoczona i szepnęła.- Czy to trochę nie brutalne… choć…- przyjrzała się półelfowi.- No… może trochę... z pewnością uroczo wypina tyłek, więc…- przygryzła wargę w zamyśleniu.- odrobina chłosty… będzie w sam raz.
- Moje drogie panie… miejcie litość…- błagał dość przekonująco Jaegere.
- Nie ma litości gdy w grę wchodzi zniszczona suknia! - Kathil nachyliła się do ucha Oweny - Poślę służbę po pejczyk. - mrugnęła i tak też uczyniła.
- Oweno daj mi swą pończoszkę - poprosiła rozbierając Jaegere, który poddawał się jej działaniom “przerażony” rozwojem sytuacji - A ty hultaju, nie waż się ruszyć! Inaczej kara będzie sroższa!
- Moją pończoszkę?- takiego obrotu sprawy się Owena nie spodziewała. Rozejrzała za butelką szampana i pociągnęła z gwinta… dla kurażu. Po czym jej lewa stopa wylądowała na stoliku i oboje mogli podziwiać jej uniesioną lewą nogę w całej zgrabnej okazałości. Najpierw gdy zsuwała z niej skórzany but, a potem po rozwiązaniu podwiązki… jak zsuwała z pietyzmem i powoli pończoszkę mimowolnie prężąc się zmysłowo w niemym przedstawieniu.
Kathil zaś rozebrawszy Jaegere z górnej warstwy ubrania zawiązała mu ręce z plecami korzystając z tejże właśnie pończoszki.
W między czasie służba dostarczyła już pejczyk.
- Oweno, chcesz pierwsza wymierzyć karę temu nicponiowi - Kathil spojrzała w oczy Jaegere.
- Nie bardzo wiem jak tego użyć.- wyjaśniła cicho Owena wyraźnie zawstydzona tym faktem, szepcząc to wprost do ucha Wesalt. Ona zaś patrząc w oczy swego kochanka widziała przede wszystkim pożądanie, co by się zresztą zgadzała za deklaracją coraz bardziej widoczną poniżej pasa. Ale oprócz pożądania, była i ciekawość i wesołość. Jego też sytuacja bawiła. Tylko biedna Owena był tą naiwną duszyczką wplątaną w spisek. Acz duszyczką o ciele wartym grzechu.
- Pokażę ci. Obnażasz pośladki - zaczęła rozbierać również i dół przyodziewku półelfa - i każesz wypiąć pupę. Trzymasz pejczyk nieco inaczej niż do konia, o tak. I już - Kathil zamachnęła się i wycelowała raz na pośladek Jaegere zostawiając lekki czerwony ślad przy wtórze jego jęku który nie brzmiał jak okrzyk bólu. - Możesz dodać również, że nasz niedbalec, ma stać nieruchomo. Masz, spróbuj. - zachęciła Owenę.
- On… ma całkiem… zgrabny ten tyłeczek, prawda?- zachichotała Goldswern wpatrując się w wystawione na widok publiczny krągłości półelfa. Zamiast uderzyć niczym przerażone zwierzątko dotknęła palcami pośladka Jeagere.Po czym już odważniej powiodła palcami po jego skórze.- Nie posuwamy się zbyt… daleko, prawda?
- Spróbuj jeszcze raz i posłuchaj czy jęczy z bólu. - mrugnęła do Oweny - Ja zajmę się wymierzaniem kary z drugiej strony.
Kathil rozłożyła swą suknię by tworzyła piękny krąg i uklękła ponownie przed półelfem:
- Kto był niegrzecznym chłopcem? - spytała muskając męskość Jaegere i dając znak Owenie by uderzyła pejczykiem.
Co zrobiła wzmacniając jedynie napiętą sytuację między udami półelfa. Związany Jaegere mruknął.- Ja.. byłem bardzo.. niegrzeczny.
-Robi mi się… gorąco…- zachichotała nerwowo Owena uderzając ponownie. Niezbyt mocno, ale dość głośno.- A tobie Kathil?
- Też - uśmiechnęła się bardka - Za chwilkę się zamienimy?
Musnęła napiętą męskość Jaegere językiem i ustami gdy Owena wymierzała kolejne razy na jego pośladkach.
- I należy ci się kara. Jak bardzo chcesz być ukarany? - spojrzała w twarz półelfa.
- Bardzo…- jęknął “torturowany” Jaegere. I niewątpliwie dotyk Kathil rozpalał go równie mocno, jak uderzenia pejczyka Oweny, która zaczerwiona na policzkach obserwowała działania przyjaciółki od czasu do czasu używając pejcza.
- Oweno chcesz się zamienić? - spytała Kathil zaciskając mocno palce wokół nabrzmiałego oręża kochanka. - A ty, fajtłapo, poproś lady Owenę, by sprawiła ci tę łaskę i dotknęła twego oręża.
Kathil miała chochliki w oczach i wyzwanie. Kombinację, którą biedny Jaegere poznawał aż za dobrze.
- W zasadzie… to dobrze… że…- zachichotała nerwowo Owena, po czym rzekła cicho. -Tak.. chcę… trochę.
-Pani uczynisz mi tę łaskę… i ulgę przyniesiesz?- zapytał Jaegere z trudem. Owena kiwnęła głową zerkając to na Kathil to na pośladki Jeagere. Osunęła się na kolana przy Wesalt i… nachyliła się całując gospodynię prosto w usta. Posmakowawszy ich i szepnęła z chichotem..- To… szaleństwo.. co robimy. To się … wymknęło spod kontroli.
Kathil nabrała nieco szampana w usta i pocałowała Owenę powoli sącząc trunek w jej gardło.
- Ciiiiii … baw się dobrze - mrugneła i wstała by przejąc pejczyk. Zaczęła nim muskać skórę pleców Jaegere, i podrażnione pośladki i zjeżdżać niżej pomiędzy jego uda by i od tyłu musnąć jego męskość. Obserwując poczynania Oweny wyznaczała regularne razy Jaegere by na przemian muskać czerwoną skórę ustami i językiem. Wsunęła dłoń w jego włosy by nieco odgiąć mu głowę do tyłu. By poczuł, że jest całkowicie w jej i Oweny władzy.
Półelf drżał związany zarówno z ekscytacji jak i strachu. Całość rozpalała jego ciało gwałtownymi spazmami, połączonymi z rozkoszą wywoływaną dłonią Oweny w skórzanej rękawiczce. Lady bowiem ze znawstwem widocznym w każdym ruchu palców pieściła ową włócznię dłonią, ale usta wędrowały po udzie półelfa znacząc je ugryzieniami delikatnymi. Bowiem błyszczące ciekawością i strachem i ekscytacją oczy Goldswern podążały za Kathil bacznie obserwując jej działania.
Kathil zaś czując i słysząc zbierającą w ciele Jaegere ekstazę kazała mu opaść na kolana.
- Oweno odsuń się. Zostawimy go za karę niespełnionego. Za to on będzie musiał udowodnić czy zasługuje na rozkosz. A teraz ty moja droga, rozbieraj się. Do naga - przesunęła pejczykiem po dekolcie Oweny naśladując ton ...Condrada.
- Ja…?- zadrżała Owena zerkając zaskoczonym obrotem sytuacji. Wstała powoli.- Ale żadnych uderzeń pejczyków… jeśli się rozbiorę?
Podziałało… może także i dlatego, że Owena gdy masowała oręż Jaegere jedną dłonią, drugą pobudzała ukryty obszar między swymi udami. - Dobrze? Bo… boję się bólu.
- Dobrze.. bez uderzeń - zgodziła się Kathil. - A teraz bez dalszej dyskusji. Rozbieraj się. - w między czasie Kathil muskała pejczykiem drżącego Jaegere klęczącego u ich stóp.
- Rękawiczki… też?- zapytała z łobuzerską nutką Owena powoli i prowokacyjnie zdejmując drugiego buta i delektując się wyraźnie podnieconym spojrzeniem Jaegere wodzące za jej dłońmi. Drżącego pod pejczykiem i wyraźnie… gotowego do boju.
Kathil bawiła się faktem, że obydwoje są ewidentnie mocno podekscytowanie sytuacja, jaka nagle się wytworzyła oraz tym, że ona pozostaje w roli osoby kontrolującej.
- Wszystko, Oweno. I pospiesz się… nie wiem jak długo nasz łapserdak jeszcze da radę wytrzymać. - musnęła pejczykiem wnętrze ud Jaegere unosząc brewkę rzuciwszy półelfowi pełne wyzwania spojrzenie.
- Ale on chyba nie jest jednorazowego użytku…- wymruczała Owena zwisając na udzie pończoszkę. Po czym uwolniwszy się od tego detalu garderoby, nachyliła się na półelf kusząco i zgrabnym ruchem palców, przewiesiła ową pończoszkę na dowodzie jego pożądania.- Wygląda na wytrwałego… łobuziaka. A ty… się nie rozbierzesz?
- Na razie nie - uśmiechnęła się łobuzersko Kathil przechodząc za Owenę by Jaegere miał je obie przed oczami - tak będzie ciekawiej.
Kathil musnęła ustami szyję Oweny i przesunęła palcem po linii jej dekoltu:
- Strasznie opieszale ci idzie to rozbieranie… chyba też zasługujesz na karę… - wymruczała przy jej uchu świdrując spojrzeniem Jaegere.
- Mogłabyś też pomóc…- zamarudziła Owena żartobliwie chwytając Wesalt za dłonie, jedną prowadząc na sznurowanie gorsetu, drugą niżej… do ukrytych tuż pod gorsetem zapinek, dwóch tylko... i jedynych podtrzymujących suknię na ciele lady Goldswern, odruchowo przytuliła się do Wesalt, odginając szyję by ułatwić jej pieszczotę. Sama zaś zabrała się za zdejmowanie długich rękawic. Drżała. Ta groźba równie mocno ją przeraziła, co podekscytowała.
- Jeśli potrzebujesz pomocy, to pomogę. Ale… będziesz musiała za to zrobić coś dla mnie. - Kathil ostrymi szarpnięciami rozsznurowywała gorset by pozbyć się go szybko i uwolnić ciało Oweny na podziw. - I to nie jest prośba - ukąsiła płatek ucha kobiety.
- Tak…- pisnęła spolegliwie Owena, odrzucając pierwszą z rękawic i pozwalając Wesalt zsunąć z niej gorsecik, gdy opadła suknia… lady Owena była już tylko w koronkowej bieliźnie. Za której zsuwanie się od razu zabrała.
- Oweno, jeśli będziesz się guzdrać dłużej, zerwę z ciebie tę bieliznę. Jaegere, ty zabieraj się do pieszczot stóp - Kathil bardzo starała się być poważna i brzmieć stanowczo. Dusiła chichot w środku widząc, że obydwoje drżą z podniecenia.
Przesunęła pejczykiem pomiędzy piersiami Oweny i w górę jej szyi.
- Tak… - pisnęła Owena choć łobuzerski uśmieszek świadczył, że zamierzała się jednak guzdrać. A po chwili zamruczała cichutko i zachichotała czując pieszczotę półelfa na swych stopach. I prowokacyjnie otarła się pupą o podbrzusze Wesalt, co mogło mieć olbrzymi efekt, gdyby płeć bardki była inna. Ale i tak krągła miękka pupa Oweny była przyjemnym odkryciem tej nocy.
Kathil zgodnie z przyrzeczeniem szarpnęła za koszulkę a następnie za majteczki. Gdy koszulka osunęła się, zacisnęła mocno dłonie na pełnych piersiach Oweny i lekko uszczypnęła ich szczyty.
- Teraz też ci do śmiechu, niegrzeczna łobuzico? - Wesalt musiała się ugryźć lekko w język by nie wybuchnąć śmiechem. Niestety, sztuki “niegrzecznej mowy” w sypialni nigdy nie opanowała. Nawet u cioteczki Mei, nie potrafiła się przełamać i zawsze kończyła z ciężkim napadem wesołości. - Klękaj wypięta na czworaka.
Owena znów pisnęła, ale opadła kolana grzeczniutko i potem na czworaka… z uśmiechem i zaczerwienionymi policzkami. Wesalt przyglądając się swej sąsiadce musiała uznać że dobrze iż… jednak nie posunęła się w słownictwie, bo mimo wszystko Owena traktowała sytuację jak nieco… pijacką zabawę… zerkała co jakiś czas z uśmiechem na oboje najwyraźniej zaciekawiona co będzie dalej.
- Jaegere... niedobry chłystku… zacznij pieścić ją ustami ale upewnij się, że się do tego przyłożysz. Jeśli nie… jeśli nie usłyszę jęków zadowolenia… czeka cię kara.
- Oweno, masz się nie ruszać i nie wolno ci wydać ani jednego dźwięku. Inaczej zostaniesz ukarana. Srogo!
Kathil uklękła tak by móc sięgać pejczykiem to do jednego, to do drugiego. Muskała piersi i ich napięte szczyty by drażnić Owenę. A poźniej na zmianę muskała męskość Jaegere by zamiennie wymierzać mocniejsze razy na jego pośladkach.
Oboje drżeli pod jej dotykiem i oboje.. wykonali jej polecenie. Półelf nachylił się i zaczął językiem muskać rozpalone już obszary lady Goldswern, a ta przygryzła wargę próbując zdusić narastającą coraz bardziej ekstazę. Z coraz większym trudem… Nie miała bowiem łatwego zadania. Już pobudzona sytuacją i już oddana na pastwę zwinnego języka Jaegere, którego skuteczność Kathil znała aż za dobrze. Starała się… ale z każdą chwilą widać było, że pęknie.. że z jej ust wyrwie się pochwała starań półelfa.
- Jaegere stój… - rozkazała Kathil nie pozwalając Owenie osiągnąć ekstazy - zamieńcie miejscami. Jaegere wyprostuj się i nie śmiej drgnąć albo wydać dźwięku, Oweno zabieraj się do pracy.
Wesalt ponownie używała pejczyka w niecnych celach. Uśmiechnęła się czule do Jaegere obserwując jego “bitwę”.Wiedziała, że przyjdzie jej za to zapłacić później.
Owena uśmiechnęła się na widok oręża kochanka i musnęła je badawczo językiem. Po czym owinęła usteczka rozkoszując się sytuacją i odwdzięczając się rozpalonemu tą pieszczotą półelfowi, z równie dużą skutecznością co on jej. Była doświadczoną kochanką, jeśli chodzi o typowo damsko- męskie zabawy. I kręciła prowokująco pupą, gdy czuła że Wesalt jest za jej plecami.
Kathil wzięła butlkę z resztką szampana i powoli polała Jaegere trunkiem by strużki spływały po jego ciele.
- Oweno, zliż wszystko, nie zostaw ani kropelki.
Uniosła twarz Jaegere pejczykiem i pochyliła się by pieścić językiem jego ucho.
Przez chwilkę bawiła się wrażliwym płatkiem by w końcu ustawić się za Oweną i ugniatać jej piersi na oczach półelfa.
Pomrukując z przyjemnością i oddychając dość szybko, Owena powoli wodziła językiem po ciele kochanka smakując trunek z jego skóry. I czerpała przyjemność z pieszczot piersi jakie fundowała jej Kathil.
- Oweno… czy nie czas rozebrać naszą gospodynię…- zasugerował Jaegere, zaskakując samą Lady Goldswern, która na moment przerwała pieszczotę jego klatki piersiowej.
Wesalt pokręciła główką ze złośliwym uśmiechem:
- Nie. Nie czas. Owena jeszcze musi ponieść karę za opieszałość - Kathil wsunęła powoli jeden palec w kobiecość hrabiny by wymazać z jej głowy jakiekolwiek myśli… powoli wsunęła i drugi popychając kobietę z powrotem do prężącego się orężą Jaegere.
Lady Owena drżała, rozpalona i mięciutka pod palcami Wesalt, prężąca się zmysłowo nieświadomej prośbie o więcej. Posłusznie ujęła ustami dowód pragnień półelfa pieszcząc go finezyjnie i powoli doprowadzając do białej gorączki z nadmiaru doznań. Była posłuszna i całkowicie zatracona w przyjemności.
Kathil pozwoliła tym razem osiągnąć ekstazę tuż przed nią nakazując Jaegere posiąść Owenę szybko i gwałtownie. Podczas szczytu rozkoszy polała plecy hrabiny resztką szampana by wzmocnić jej różne wrażenia. Rozwiązała też więzy Jaegere by mógł uchwycić posłuszną kobietę mocniej. Co też uczynił. Wili się dziko na podłodze, całowali namiętnie na jej oczach. Dwójka rozpalonych i splecionych ze sobą ciał. Piękna i żywa rzeźba… przedstawiająca pożądanie… i jego osiągnięcie jego szczytu. I patrzyli na nią wtedy oboje… dzikie pełne namiętności spojrzenia.
Usiadła z zadowoleniem na łóżku obserwując jak dwójka kochanków powoli, powoli wraca do zmysłów.
- Nie uważasz może moja droga Oweno, że nasza gospodyni za wiele sobie pozwoliła względem nas.- mruknął półelf tuląc do siebie łapiącą hrabinę oddech po nagłej ekstazie.
- Może czas jej odpłacić tym samym?
Kathil roześmiała się wesoło:
- To po prostu nauczka dla was, byście ze mną nie zadzierali - rzekła niewinnie.
- Uporządkujcie się a ja wrócę sprawdzić co z resztą gości. - Kathil posłała obojgu buziaka od drzwi i … uciekłaby zostawiając samych. Gdyby nie to że półelf okazał się zwinny i złapał ją w pasie odciągając od drzwi.- Tak łatwo się nie wymigasz moja droga, prawda Oweno?
- No… troszkę przesadziłaś.- wymruczała niepewnie lady Goldswern siadając na łóżku nieco zawstydzona.- Czemu co każde przyjęcie urządzane przez ciebie Kathil ląduję w kłopotliwej sytuacji?
Bardka obróciła się w ramionach Jaegere z niejakim trudem. Obszerna suknia nie ułatwiała przytulania się. Oparła się plecami o jego tors i oplotła jego ramionami w pasie. Głowę złożyła w zagłębieniu jego ramienia i szyi z uśmiechem patrząc w górę na jego twarz.
Pocałowała policzek kochanka i spojrzała na Owenę:
- To nie jest kłopotliwa sytuacja, moja droga. Wiesz co jest? Ten wypłosz kupiecki, który śmie insynuować różne kalumnie na mój i twój temat. - wydęła usteczka. - Opowiada niestworzone historie o mnie i o chwilach spędzonych z tobą. Próbując przekonywać, że to wszystko twoja lub moja wina, podczas gdy sam, prostak, zachował się nikczemnie. - minka Wesalt ukazywała całkowite oburzenie.
- Doprawdy… co za cham… niech go ja dostanę w swoje ręce, to popamięta kije moich sług!- oburzyła się wyraźnie Owena, po czym pogroziła palcem bardce.- Niemniej nie odwracaj kota ogonem. Przyznaję to było miłe i intensywne i przyjemne, ale dość… nieoczekiwane i kłopotliwe.. nie jestem taką kob…- przerwała zawstydzona, bo gdy wygłaszała przemówienie, Jaegere powoli zsunął suknię z piersi Wesalt odsłaniając jej biust i muskając go jedną dłonią.- Czyż nie są śliczne? Nie tak duże jak twoje lady Oweno, ale z pewnością tak piękne i urocze… może chciałabyś je dotknąć?
- No… nie wiem… to nie… powinnam.- próbowała się wzbraniać Owena, ale Jaegere wiedział jak kusić.- To sprawiedliwość… nasza Kathil się nie wzbraniała.
I to przeważyło. Owena wstała podeszła, a Wesalt poczuła delikatne kobiece dłonie masujące jej obnażone piersi i pocałunki na swej szyi. Jaegere nie zamierzał jej stąd tak szybko wypuścić.
Kathil uniosła ramiona i zaplotła je na karku Jaegere, masując palcami jego uszy. Wygięła się by sięgnąć jego ust, pozwalając Owenie eksplorować jej ciało.
Spojrzała iskrzącym wzrokiem na półelfa z uśmiechem, który pokazywał, że przejrzała jego zamiary. Ponownie pocałowała go namiętnie i powoli wydając lekko zduszony jęk gdy palce Oweny wywołały szczególnie przyjemną nutkę rozkoszy.
Ocierała się ciałem o półelfa, którego dłonie powoli oswobadzały jej z tej sukni opuszczając tkaninę w dół. Ocierała się i całowała go sama czując zaskakująco zwinne palce przyjaciółki masujące jej piersi, a potem.. usta… Owena po wymasowaniu piersi zabrała się za ich całowanie i pieszczenie pomrukując z zadowoleniem.- Masz bardzo śliczne skarby moja droga.
I palcami schodziły w dół po odsłoniętym już brzuchu bardki.
- Cieszę się, że Ci się podobają - Kathil prężyła się pod dotykiem Oweny i muśnięciami Jaegere. Powoli wyszła z obszernego kręgu sukni, zrzucając pantofelki i zostając jedynie w pończoszkach. Nie miała na sobie dziś bielizny.
Rzuciła figlarne spojrzenie na Jaegere sprawdzając czy i on to zauważył.
Nie tylko zauważył, ale i docenił łobuzerskim uśmiechem. Czuła jego pobudzenie sugestywnie ocierające się o wąską linię pomiędzy pośladkami, a Owena zsunęła się niżej, wodząc dłońmi o jej uda i sięgając językiem do wrażliwych punktów jej łona. Kathil była teraz niewolnicą obojga kochanków oddając ciało ich kaprysom.
Kathil spojrzała na poczynania Oweny i wypięła pupę zachęcająco, specjalnie dla Jaegere. Zauważyła, że półelf gustuje w byciu jej wybrańcem. Wymierzyła sobie lekkiego klapsa by wprawić pośladki w ruch. Zakręciła leciutko biodrami pod dotykiem Oweny kładąc dłonie lekko na głowie kobiety.Byli na tyle doświadczeni (co w przypadku Oweny było niespodzianką), że odczytali jej pragnienia bez problemu. Kathil poczuła jak zwinny język przyjaciółki sięga w głąb rozkosznego kwiatu jej łona i smakuje ów nektar, a półelf zdobywa jej bramę dla wybrańców. Powoli i bardzo delikatnie i bez pośpiechu. Oplótł rękami jej tors, by mogła się na nim oprzeć, gdy nogi jej zmiękną. A potem chwycił drapieżnie za piersi ugniatając je gwałtownie dłońmi. Kathil czuła doznania płynące z całego ciała. A choć ruchy Jaegere nie były energiczne, a i pieszczota Oweny bardzo subtelna i delikatna, to wiła się między nimi rozpalona także niezwykłością sytuacji.
Nagle z kontrolującej, stała się kontrolowaną ale o dziwo, i ta rola była całkiem przyjemna. Przez zamglony rozkoszą umysł Kathil przemknęło jednak, że poddanie się tak jak teraz to zupełnie co innego niż poddanie jakiego oczekiwał Condrad. Tu ona sama udzielała zezwolenia, tam Condrad sam brał lub oczekiwał, że dostanie. Szarpana przyjemnością jęczała i oddychała szybko, coraz szybciej, gdy dotyk Oweny i drażniąca obecność Jaegere przenosiły ją coraz bliżej i bliżej szczytu. Wyjęczała swą przyjemność w usta półelfa wygięta w mocny łuk poruszając się w tempie jakie narzucał wciąż i wciąż jej kochanek.
Rozkosz ta zniewalała, zarówno obecność Jaegere w jej wstydliwym zakątku, jak coraz zachłanne muśnięcia języczka Oweny… aż do jej ekstazy, zakończonej kilka chwil później… rozkoszą do jakiej dotarł Jaegere.
Półelf trzymając mocno Kathil w jej objęciach mruknął do ucha jej.- Nie możemy wszak zapomnieć o naszym honorowym gościu. Myślę że Owenie, należy się więcej naszej wspólnej uwagi. A poza tym… to łóżko jest duże i wygodne. Proponuję je zająć..
Spojrzał na zarumienioną hrabinę.- To dobry pomysł Oweno, prawda? Udać sie na łóżko?
Na wpół oszołomiona widokiem pogrążonej w ekstazie Kathil Owena zgodziła się odruchowo.
Kathil zgodnie pokiwała głową. Miała w tym również i ukryty cel. Owena po tak spędzonej nocy z całą pewnością postara się “uciszyć” wszelkie plotkarskie zapędy Merske. Wtuliła się w przyjaciółkę i napierając ciałem na jej krągłości poprowadziła ją wraz Jaegere to łoża.
Dalsza noc upłynęła pod znakiem przyjemnych łóżkowych wygibasów, w których to Kathil miała okazję rozkoszować się całkiem intesywnymi figlami. O tak.. przyjemnie się było dzielić Jaegere z Oweną i Oweną z Jaegere. Przyjemnie być było też obiektem ich wspólnych figlów. Noc była więc bardzo rozkoszna… taka zresztą miała być
 
corax jest offline  
Stary 06-03-2016, 16:17   #79
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Poranek nadszedł bardzo późno i rozpoczął się czyimiś włosami łaskoczącymi jej twarz i szyję. Obliczem nachylonej i dość poważnej Oweny ten poranek się rozpoczął.
- Musimy porozmawiać.- mruknęła. Nadal leżeli w trójkę w łóżku, przytuleni do siebie. Kathil ostatecznie w środku, po jednej stronie mając śpiącego Jaegere, po drugiej nachyloną Owenę ,która czekając aż Wesalt się obudzi błądziła palcem po jej piersi.
- Mmm coś się stało? - spytała powoli rozbudzając się Wesalt.- Brzmisz bardzo poważnie. - pogładziła przyjaciółkę po biodrze.
- No… to się stało. Cała ta noc. - mruknęła Owena wydymając policzki. I dodała z uśmiechem.- Nie zrozum mnie źle. Było cudownie i nie żałuję niczego… choć noc mogłaby potrwać trochę dłużej, ale… rozumiesz.- westchnęła rozdzierająco.- Ty masz męża i obie mamy… no… życie towarzyskie i ta noc, to nie powinno wyjść na jaw, ani tym bardziej się powtórzyć.
“Nie powinna” zamiast “nie chcę”. Wyraźnie rozsmakowała się w tych figlach. Nic dziwnego, wszak Kathil wcześniej już dostrzegła jej temperamencik.
- Oweno moja droga, nie martw się. Możesz liczyć na mą dyskrecję. I wiem, że ja mogę liczyć na twoją, prawda? - Kathil musnęła opuszkami wargi Oweny - A co do powtórzenia się… - zrobiła smutną minkę grając na pasji i żądzy hrabiny - … jeśli jest taka twa wola… to uszanuję oczywiście twą decyzję. Sama wiesz najlepiej co powinno się zdarzyć a co nie… - kusiła oczywiście. Pomyślała, że na przyjęcie w kamieniczce zaprosi obie: Owenę i Sharess. Może przypadną sobie do gustu.
- Cóż… nie wiem…- Owena przygryzła wargę wyraźnie bijąc się z myślami. W końcu nachyliła się i zaczęła całować usta Kathil z wyraźną przyjemnością.- ...Po prostu nie powinnyśmy… ale, może się zdarzyć znów taka sytuacja. Masz bardzo przekonujących przyjaciół. I dyskretną służbę, prawda?
- Mam dyskretną służbę.. tym się nie martw. A co do przyjaciół mam ich sporo. - uniosła brewkę - Ty zapewne też? - dodała niewinnie. - Może kiedyś ja wpadnę w “pułapkę” twoją i twych przyjaciół zatem. Będzie sprawiedliwie.
- Och… ale przecież już wpadłaś. Za co przepraszam. Nie powinnam ubierać się tak prowokująco… nie sądziłam że twój przyjaciel będzie tak.. śmiały.- zasmuciła się Owena uważając błędnie, że to była jej wina. Dobroduszna z natury, choć nieco próżna, arystokratka uważała że całe te zajście nieświadomie sprowokowała… i w ostateczności uwiodła oboje.
- Wyglądałaś… wyglądasz przepięknie… niezależnie co na sobie masz, Oweno. - wymruczała Kathil. - Nic dziwnego, że i Jaegere i nawet mój mąż zareagowali na ciebie z pożądaniem.
- Och… wiem był uroczy. Ale był twoim mężem… nie mogłam mu pozwolić na zbyt wiele, a poza tym był bardzo grzeczny i szarmancki, więc sytuacja była pod kontrolą. A ty… też wyglądasz uroczo.. także teraz. - nachyliła się i językiem delikatnie przesunęła po szyi Kathil. - Nadal jesteś łakomym kąskiem baronesso.
Wesalt zamruczała z przyjemności.
- Wiesz… mam pewien pomysł - uśmiechnęła się kusząco - opowiem Ci o nim jak przyjedziesz w pierwszą wizytę do Ordulin. - trąciła lekko palcem czubek nosa hrabiny.
- A teraz powinnam cię opuścić… i jego. Zwłaszcza jego… bo jak się obudzi, to… obie nie wyjdziemy z tego pokoju.- zachichotała Owena i wysunęła się ostrożnie z łoża i zaczęła się ubierać, a Kathil spędziła kilka dłuższych chwil wciąż rozkoszując się porankiem z Jaegere. Nie pozwoliła półelfowi na zbyt długi sen chcąc odpłacić się za minioną noc.
Zjedli razem śniadanie, po którym Kathil zarządziła powrót do stanu poprzedniego.
Żołnierze Saskii mieli wrócić na swe stanowiska. Dziewczynki cioteczki Mei zostały odebrane przez służbę półelfki.
Jaegere ze swą nieco pomniejszoną świtą również planowali powoli wyjazd lecz Kathl poprosiła o jeszcze jeden dzień towarzystwa. Chciała ustalić szczegóły spotkania - niespodzianki z niewolnicami, na którą się cieszyła, wszak dawno nie rozpieszczała swojej mentorki. Dodatkowo, chciała poruszyć z nim kwestię Bragstone i ewentualnego finansowego udziału Złodziei Cienia w odrestaurowaniu rodzinnej własności.
Zdawała sobie sprawę, że jej własne źródła nie są w stanie unieść takich wydatków.
Ponadto, chciała omówić z Yorrdachem kwestię znalezionych przy wujach ksiąg magicznych i uzyskać jego szacunek ich wartości. Segregacja i sprzedaż łupów, które choć w pewien sposób mogłyby pomóc w rekompensacie poniesionych kosztów.
Następnie kontakt z “Sharess” i ustalenie dalszych planów w kwestii wydobycia dla niej dokumentów oraz budżetu. Rozmowa z Ashką na temat jej wywiadu z okolic świątyni ze zlecenia Mirabety.
Oczekiwała również niecierpliwie na wieści od Condrada.
W samym Ordulin miała też do załatwienia dwie kwestie: nająć robotników do odnowienia kamieniczki oraz uzyskanie spotkania z mistrzem Marteolo i zlecenie obrazu, a w zasadzie dwóch.

Bardka westchnęła… wyglądało na to, że pozbycie się wujów było zaledwie początkiem pracowitych czasów.
 
corax jest offline  
Stary 10-03-2016, 21:22   #80
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wszystko dobre, co się dobrze kończy?
No cóż… Nie wszystko dobrze się skończyło. Ukochana siedziba Kathil doznała uszczerbku na swej urodzie. A sama Wesalt potraciła ludzi.
Koszty uzyskania?
Mimo wszystko Wesalt o poranku wstawała zadowolona, co było poczęści dziełem dwojga kochanków zalegających razem z nią w łożu. Po części faktem, że rozprawiła się z oboma wujami. Ich śmierć przynosiła satysfakcję, nawet pomimo strat jakie poniosła. Oczywiście pewnym cierniem była ucieczka kobiety, której knowania doprowadziły do krwawych waśni w jej własnym domu. Ale może Garret ją dopadnie gdzieś na gościńcu i pośle do piekieł?
Słodka to była wizja.

Na razie jednak marzenia musiały ustąpić rzeczywistości i zadaniom jakie przed Wesalt stały. Najpilniejszym i jednym z przyjemniejszych była rozmowa z Jaegere. Kathil przekonała go swoimi metodami o poranku, by został na dłużej. I z satysfakcją stwierdziła iż nawet pod tak intensywnej nocy, negocjacje z półelfem były bardzo gorące. Nic więc dziwnego, że Jeagere był wysoko na jej liście zadań do zrobienia. Ale nie na pierwszym miejscu, tu królowała rozmowa Yorrdachem… w ogrodzie, bo tam oczywiście odpoczywał czarodziej, przy okazji “czarując” zgromadzone tam panny od cioci Mei. Bo choć Yorrdach preferował męskie towarzystwo w sypialni, to jego ego lubiło być łechtane faktem, że gdyby miał ochotę każda wpadłaby mu w ramiona. Więc ćwiczył flirt dla samego flirtu. A Kathil ten fakt wykorzystywała do własnych celów nie raz.


Yorrdach był czarującym mężczyzną, był też czarodziejem i… był… może nie zły, ale z pewnością egocentryczny. I był magiem, żądnym magicznej potęgi jak oni wszyscy. Czy mogła mu zaufać w sprawach magii i magicznych ksiąg? Owszem Kathil bez obawy mogła powierzyć mu swe bezpieczeństwo, ale magiczne tomy… to pokusa dla maga, a oszukanie Wesalt w tej kwestii… Mimo wszystko Yorrdach był samolubnym magiem.

A to nie była jedyna ważna rozmowa tego dnia. Kolejna rozmowa była wszak przed Wesalt i odbyć się miała w niedużym salonie, przy dźwiękach...


...klawesynu.


Ten w posiadaniu Kathil nie był najlepszej jakości, jako że Vandyeckowie talentem muzycznym nie grzeszyli, ale Jaegere potrafił wydobyć z niego melodię. Palce półelfa pieściły klawisze ze stanowczością i delikatnością zarazem, że sam widok… budził w ciele Wesalt przyjemne dreszcze i wspomnienia. Acz… nie przyszła tu przecież na podziwianie muzycznych talentów, tylko na rozmowę i to o poważnych sprawach. Na początku przynajmniej...

Potem był Ordulin, wyruszyła do niego przed południem, by mieć możliwość wrócenia do swej posiadłości późnym wieczorem. Ordulin był gwarny i pobudzony. Plotki krążyły po mieście przeskakując z ust do ust, a najważniejsza dotyczyła zaginionego dziecka Kendricka określonego w testamencie jako najważniejszy z dziedziców jego majątku. Nic dziwnego że rodzie Selkirków wrzało. Nagle i Miklos i Mirabeta zostali wysadzeni z wygodnych siodeł na których jechali w kierunku swej nieuniknionej bitwy przez nieznanego nikomu krewniaka.
W samym mieście Ashki nie znalazła, poprzez jej dzieciaków dowiedziała się jednak, że elfka jest zajęta zdobywaniem informacji i… że wskoczy jej do jej karocy w drodze powrotnej.
Wynajęcie ekipy do remontu świeżo zakupionej kamienicy nie stanowiło problemu, wynajęcie za rozsądną cenę to co innego.. oznaczało długie negocjacje, kłótnie o każdy detal. Coś co po półgodzinie doprowadzało do bólu głowy. Wesalt potrzebowała po tym odprężenia.
A negocjacje z “Sharess” mogły być takim odprężeniem.
Pani Lisandra Voltrie… bo tak przecież nazywała się “Sharess”, była żoną kupca handlującego meblami i antykami. Kathil więc miała idealny oficjalny powód, by się z nią spotkać.

Kamienica rodziny Voltrie znajdowała się ledwie dwie ulice od nowego domu Wesalt. Było to wygodne, a sama kamienica robiła spore wrażenie pięknie zdobionym portykiem.


I wyjątkowo nadętą służbą, która jednak musiała słuchać swej pani i zaprowadzić Kathil do komnaty w gościnnej w której Lisandra już siedziała delektując się winem i zajmując nacieraniem cięciwy bojowego łuku woskiem. Oręż ów wydawał się magiczny i zupełnie niepasujący do Lisandry.


Kobiety ubranej w ciemną i prostą suknię sięgającą dolnymi falbanami aż do stóp.
- Baronesso Vandyeck co za miła niespodzianka.- rzekła z uśmiechem Lisandra na powitanie. Z ciepłym i figlarnym uśmiechem. Te negocjacje z pewnością będą przyjemnością po poprzednich targach i to bez względu na wynik.

Po tym wszystkim gotowa była na spotkanie z mistrzem Marteolo Gnaelblum... żyjącym w dzielnicy skalnych gnomów. Rasy znanej z talentu do magii i rzemiosła i.. swojej ekscentryczności i ciekawości.
Ale jak na gnoma… Marteolo okazał się olbrzymim ekscentrykiem. Był bowiem nie tylko malarzem, ale i rzeźbiarzem, jubilerem, poetą, krawcem, szewcem, magiem i… architektem. I każdą z tych dziedzin próbował naznaczyć własnym piętnem. A szczególnie swój dom.


Dowód jego umiejętności w kwestii: architektury, malarstwa i rzeźby… i nietypowego gustu.
Sam zresztą mistrz Marteolo ubierał się barwnie i niezwykle i miał równie ognisty temperamencik co strój.
Przyjął uprzejmie Wesalt w swej olbrzymiej pracowni przypominającej jednocześnie graciarnię pełną różnorakich niedokończonych obrazów, w tym sporej ilości męskich i kobiecych aktów, zarówno w postaci malarskiej jak i rzeźb. Co mogło świadczyć że portret Achminy nie jest jedynym dziełem tego gnoma znajdującym się w posiadłości Timmry. Uprzejmie raczył przeczytać list od Viralae.
- Miło mi, że moje dzieła są doceniane, acz.. w tej chwili nie jestem zainteresowany szukaniem kogoś do kolejnego portretu. Jest pewnie wielu chałturzystów, którzy nasmarują ci ładny obrazek w kilka dni. A który z pewnością cię zachwyci.- wyjaśnił uprzejmie gnom.- Ja zaś nie maluję każdego, kto o to poprosi. Tylko wyjątkowe osoby.-
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172