Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-03-2016, 12:41   #81
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

- Yorrdah! - wykrzyknęła Kathil zbliżając się i za plecami maga dając znać pannom cioteczki, by pozostawiły ich same. - Jak się dzisiaj miewasz, moj drogi? - cmoknęła nekromantę w gładko ogolony policzek.
- Jak to co… kuruję się po bohaterskiej obronie twego domu, w której to przelałem krew.- rzekł dramatycznym tonem nekromanta.
- I byłeś taki dzielny! Ułożę o tym wydarzeniu pieśń - usiadła wygodnie i kiwnęła na służbę by wniosła tomiszcza nakryte suknem. - Mam do ciebie prośbę mój drogi. Otóż zamierzam sprzedać znaleźne na wujach i ich świtach i mam tutaj takie dwa tomy, które chciałabym abyś pomógł mi wycenić…. - zawiesiła głos i wpatrzyła się w maga czułym spojrzeniem - Twej ekspertyzie wszak mogę zawierzyć, by inni magowie mnie nie oszukali, prawda?-
- Oczywiście moja droga.- rzekł z pełnym przekonaniem czarodziej i nie brzmiało to Wesalt fałszywie.
- Oczywiście będziesz mieć pierwszeństwo zakupu, mój drogi ale liczę, że tomiszcza tego wieku, tak pełne zapisów… będą kosztować niemało. - ujęła pierwszy osłonięty tom w ręce. - Zobacz jaki przyjemnie ciężki. - obserwowała maga.
-Wiesz… różnie z tym bywa… jakość nie zawsze przechodzi w ilość. - stwierdził czarodziej pokrętnie i zabrał się za przeglądanie tomu, strona po stronie.
- Dobrze, dobrze. Zaraz wyczytasz wszystkie zaklęcia. - zamarudziła Kathil - i powiesz mi, że nic to nie warte. Już ja cię znam. - mruknęła.
Na jego twarzy pojawiło się święte oburzenie. Jak Wesalt mogła go posądzać o coś takiego!
Ale bardka jakoś nie wierzyła w tą maskę świętoszka. Więc nekromanta spotulniał i stwierdził ugodowo.- Myślę, że należy mi się jedna księga za krew, którą przelałem w obronie twego domu.-
- Dlatego proponuję Ci pierwszeństwo pierwokupu. Takie księgi będą kosztować koło 15 000 - 20 000 szlachciów. Jedną mogę opuścić nieco z ceny. Tyle ile płaciłam Sharazad za wyprawę przeciwko Bertoldowi.
Jakoś mina czarownika zrzedła i wzruszył ramionami.- Nie sypiam na workach pieniędzy. Zwłaszcza że cóż… ty mi akurat nie płacisz za pomoc.-
- No wyceń obie, Yorrdach. - rzuciła ugodowo Kathil.
- Dozorczyni niewolników.- wymruczał pod nosem Yorrdach i westchnął przerzucajac kartki.- Zajmie mi to co najmniej osiem godzin, ale już widać że są sporo warte, acz nie 20 000 szlachciców.
- Osiem godzin? Na wycenę? - zdziwiła się bardka.
- To są grube tomy zapisanego tekstu… to nie to samo co pierścień czy magiczna różdżka.- przypomniał Yorrdach.- I w dodatku są dwie.
- No dobrze. To mi przypomina, że mam też parę pierścieni i innych rzeczy. Chcesz je wszystkie oglądnąć? - spytała spolegliwie.
- Ktoś je musi zidentyfikować.- westchnął rozdzierającym tonem nekromanta, spoglądając na Wesalt. Jego oczy mówiły: “Wykorzystujesz mnie.”
- Może znajdziesz coś ciekawszego niż księga co cię zainteresuje. A na wieczór zrobię ci masaż. Dobrze?
- No dobrze.- zgodził się Yorrdach, acz po chwili dopiero rozmyślania nad jej propozycją.
- Jesteś cudowny - Kathil cmoknęła go ponownie w policzek. - Każę służbie przynieść resztę rzeczy. Czy coś ci podać?
I tu nastąpiła cała litania życzeń i kaprysów. Yorrdach uwielbiał być rozpieszczany.
Kathil spełniła prawie wszystkie. Na ostatnie życzenie niestety nie była właściwej płci. Dała mu wszystko inne, sporządzając notatkę w głowie, by mieć argument na następny raz. Że spełnia wszystkie jego zachcianki i życzenia.


Po tym jak zostawiła rozanielonego maga, poszła poszukać Jaegere. Miała wrażenie, że z nim rozmowa będzie nieco trudniejsza. Znalazła go przy …. klawesynie, będącym w szoku, że ktoś go używa. I to w dodatku z taką wprawą.
Przysiadła na fotelu na przeciwko półelfa i z uśmiechem przyglądała się mu, pogrążonego w wygrywaniu cudnej melodii.
- Nie wiedziałam, że grywasz - zaklaskała cicho, gdy skończył.
- Trochę… nie uważam się za jakiegoś mistrza.- odparł z uśmiechem Jaegere przyglądając Wesalt i jej kreacji z lubieżnymi błyskami w oczach.- Wyglądasz czarująco.
- Tak? - lekko wygięła się w fotelu - Na tyle czarująco, że dasz się namówić na krótką rozmowę o interesach?
- Oczywiście… w końcu zostałem w tym ślicznym dworku na twoją prośbę. Jestem cały twój.- odparł półelf zaczynając znów grać cichą i leniwą melodię.
- Myślałam o kwestii Bragstone, wiesz? - Kathil usiadła obok Jaegere na stołeczku - Trzeba będzie wyprowadzić je z obecnego stanu…. - przerwała.
-Niewątpliwie.- zgodził się z nią Jaegere i spojrzał z uśmiechem dodając.- Nie krąż wokół tematu moja droga.
Kathil roześmiała się i położyła głowę na ramieniu półelfa:
- Ehhh… zaczynam być przewidywalna! - fuknęła z udawaną złością. - Twoi przełożeni byliby skłonni wesprzeć prace naprawcze?
- To znaczy, przeznaczyć fundusze na remont miasta?- zapytał w zamyśleniu Jaegere nadal grając.- Jest aż tak źle? Jest zniszczone?-
- Jest źle, nie będę owijać w bawełnę. Było przejmowane między braćmi, ich najemników, tam trzeba silnej ręki, dobrej organizacji i pieniędzy. Ale …. to nie jest studnia bez dna. Można miasteczko rozwinąć: tam kiedyś kwitł handel, rękodzielnictwo. Widać to wszystko po samym miasteczku. Pieniądze się zwrócą, tylko będzie rozciągnięte to w czasie. Ale skoro ludzie organizacji mają tam mieć siedzibę, lepiej by miasteczko żyło, prawda? Łatwiej ukryć różny typ działalności jeśli miasteczko nie będzie ruiną.
- Cóóóóż… to dość…- zamyślił się Jaegere grając.- Nie mogę nic obiecać. Wyślę mojego skarbnika do Bragstone. Na miejscu oceni sytuację. Bierz też pod uwagę, że jeśli wujowie nie mieli innych krewnych tooo… prawnie twój mąż dziedziczy ich ziemie. To spory majątek, którego część można spieniężyć… zamiast męczyć z jego zarządzaniem.
- O to na pewno. Nie zamierzam użerać się z całością. Ale miasteczko przynależy do zamku, a tego raczej Ortus nie będzie chciał się pozbywać.
- Jak wspomniałem… poślę mojego skarbnika. Nie mogę sam decydować, ale pozytywnie zaopiniuję twój pomysł. Podoba mi się twoja inicjatywa.- mruknął półelf grając.- Może być?
- Może - Kathil pokiwała głową z uśmiechem - Przecież wiesz, że nie oczekuję odpowiedzi od Ciebie od razu. Wiem, że to spora decyzja. - puknęła w byle jaki klawisz palcem zaburzając rytm.
Jaegere położył swą dłoń na jej dłoni pieszczotliwie przytrzymując ją na klawiszach. Nachylił się i cmoknął jej policzek delikatnie.- I nie moja decyzja… ja ją jedynie mogę posłać dalej.
- Wiem, mój drogi, wiem - bardka nadstawiła buzię do pocałunku - A co z tymi niewolnicami?
- Płyną już na statku, a wkrótce przyjadą do ciebie i zrobisz z nimi co zechcesz.- stwierdził półelf wodząc palcami po złapanej dłoni i nachylił się by pocałować delikatnie i czule jej usta.
Oddała czuły pocałunek i uśmiechnęła gdy w końcu się oderwali od siebie.
- Zaczyna to przypominać - wskazała dłonią pokój i ich siedzących na stołeczku - czystą sielankę. Zupełnie dziwny obrazek dla nas - uśmiechnęła się do półelfa.
- Zawsze możesz usiąść na klawesynie i pozwolić moim dłoniom zagrać na tobie.- zaśmiał się cicho Jaegere, po czym znów pocałował jej usta.- Zakładam, że dzisiejszej nocy, też planujesz mnie przyjąć w sypialni… czy może… ta twoja półelfka planuje odebrać wygrany zakład?
- Nie, ją planuję zostawić. Niech poczeka na odbiór. - nie protestowała przed pocałunkami. - Wiesz… wiesz, że będziesz tęsknił jak szalony gdy wrócisz do siebie? - wsunęła dłoń we włosy mężczyzny pieszcząc delikatnie skórę głowy.
- Cóż… Uważam nieskromnie, że ty też będziesz za mną tęskniła.- odparł dumnie półelf, pieszczotliwe wodząc po jej skórze dłoni.
- Ja się wcale tego nie wypieram - roześmiała się Kathil - Nie musisz się obruszać. To chyba nic złego? - zaglądnęła mu czule w oczy.
- Nie. Dlaczego miałbym?- wymruczał nachylając się ku niej i muskając czubkiem języka jej wargi zaczepnie.
- Obruszać? Zupełnie nie wiem - złapała jego język zębami i lekko ukąsiła - Aaaaa z innej beczki… czemu Ty się nie ożenisz? - wyszeptała w ucho muskając je wargami.
- Ożenić? Z kim?- zaśmiał się Jaegere spoglądając.- Jaka żona pozwoliłaby mi na to co zrobiliśmy tej nocy? Jaka żona byłaby odpowiednia przy mojej… roli?
- Po prostu się spóźniłeś. - mruknęła chichocząc cicho - A na poważnie, nie może być aż tak źle. No i komuś trzeba zostawić dorobek życia.
- Jestem za młody, by się ustatkować.- zaśmiał się Jaegere.- I za przystojny by dać się przykuć obręczą.
Kathil roześmiała się tym razem w głos.
- Pomyśl o tych rozkosznych ślicznych dzieciątkach, wołających do ciebie: tatusiu
- Myślę o dwóch słodkich dzieciątkach, które błagają by uwolnić się z twej koszuli.- odparł ze śmiechem Jaegere i cmoknął policzek Wesalt.
- No one akurat nie wołają “tatusiu” do ciebie. - stwierdziła roześmiana wtulając się w Jaegere - A ty słyszysz takie wołanie?
- Nie jestem materiałem na ojca… ale słyszę.. wyraźnie, że chcą być odsłonięte.- mruknął ciepło półelf.- Skąd właściwie ten pomysł, żebym się ustatkował?
- Och po prostu kwestia chwili. Żaden przymus, Jaegere. Byłam ciekawa.
- Nie planuję się ustatkować… na razie moje plany dotyczą twojej sypialni wieczorem. Mam się wkraść sam, czy wolisz… bym przybył w towarzystwie?- zapytał z uśmiechem Idol.
- Towarzystwie? - spojrzała zdziwiona. - Kim znowu chcesz urozmaicać, hm?
- To zależy od twego kaprysu.- zaśmiał się Jaegere.- Na co masz ochotę?
- A na co ty masz ochotę? Ciągle mówimy o moich kaprysach. Ty nie masz żadnych? - Kathil uniosła jedną brew.
- Toooo.. głupie…- zaśmiał Jaegere i westchnął speszony.- Zabawnie byłoby zobaczyć cię… w akcji. I podniecająco. Jak kogoś uwodzisz i zaciągasz do sypialni. Wasze figle. Być ukrytym widzem takiego przedstawienia… gdzie jedna osoba nie wie że jest aktorem. Mówiłem, że to głupie.
- Fantazje nie są głupie. Ale z obecnych w pałacyku niewiele jest osób, które nie nabrałyby nagłych podejrzeń co do uwodzenia - Kathil zaśmiała się ciepło. - Może na przyjęciu w mej nowej kamieniczce?
-No to jesteśmy umówieni.- cmoknął ją w policzek delikatnie.
Kathil spędziła sporą część przedpołudnia z Jaegere w ogrodach, rozkoszując się piknikiem, owocami, rozmową i ogólnym relaksem.


Po którym jednak niestety przyszedł czas pracy. Wyprawa do Ordulinu by nająć ludzi do remontu kamieniczki, znalezienia dobre i zaufanego majstra i cały ten kram, który najchętniej oddałaby do zrobienia Bartolomei. Z resztą zabrała ze sobą też ochmistrzynię by ta wyznaczyła co i jak chciałaby mieć zrobione w ramach kuchni oraz części dla służby. Rozwieściła również, że poszukuje służby. Trzech osób. Mężczyzn i kobiet. To również zleciła pani Percy. Ona najlepiej wiedziała ile płacić i co wymagać od przyszłych pracowników. Kathil szepnęła jej do uszka, by nie brała najbrzydszych… lecz dyskrecja i pracowitość były cechami nadrzędnymi. Percy natomiast okazywała się bardzo zaradną i bardzo sprytną kobietą, więc z pewnością zadba o to by nowa służba spełniała wymagania jej i Kathil.
Zatem bardka zostawiła wszystko pod opieką pani Bartolomei i wybrała się w odwiedziny - co prawda niezapowiedziane - do Sharess.
Zaczekała aż nadęta i nieprzyjemna służba zaanonsuje ją swej pani. Gdy w końcu zostały same uśmiechnęła się:
- Kto wybierał Ci służbę?
- Mąż… a właściwie teściowa, a on zatwierdził. Uroczo z jej strony, prawda?- odparła z ironią gospodyni.
- Bardzo Cię lubi, hm?
- Zmarła jakieś dwa lata temu, ale mąż zachował służbę. Jest sentymentalny.- stwierdziła z uśmiechem “Sharess”.- A biedacy nie mają już komu donosić na mnie.
- Męża nie obchodzą twoje ciemne matactwa? - Kathil uśmiechnęła się ciepło.
- Och… Nie wie. Albo nie chce wiedzieć. Lubi żyć w swojej małej iluzji, że całkowicie porzuciłam awanturnicze życie.- wzruszyła ramionami Lisandra z uśmiechem.- I stanowczo ignoruje wszystko co mogłoby mu zburzyć idealny obraz jaki wykreował w swej wyobraźni.
- No to faktycznie… może to i lepiej. Lisandro, musimy omówić zlecenie. - Kathil w końcu usiadła w fotelu. - Zlecenie okazuje się nieco bardziej skomplikowane niż myślałaś.
- Och? Doprawdy?- Lisandra nie wykazała zdziwienia.- Cóż… To było do przewidzenia chyba. Sądząc po plotkach jakie krążyły co do posiadłości. I niewielu faktach.
- Fakty są takie, że rodzinka najęła dość potężnego szamana do strzeżenia nie tyle samej posiadłości ale okolicznych mieszkańców PRZED tym co może wyleźć z posiadłości. Ktoś z rodziny bawił się magią i to wypaliło w twarz. Problem w tym, że ja na magii się nie znam. Mogę poszukać kogoś kto się zna. Ale to oznacza wyższy koszt dla Ciebie. Dużo wyższy jeśli wliczyć moje pośrednictwo. - Kathil rozłożyła ręce. - A kwota standardowa ledwie pokryje moje koszty spotkania z szamanem.
- Nie dla mnie… ja tu jestem pośredniczką.- przypomniała Lisandra z uśmiechem.- Obawiam się, że gdybym to ja cię wynajęła to do bardziej kameralnych i egoistycznych celów. Niemniej, pewnie doszły do ciebie ostatnie plotki?
Kathil machnęła dłonią:
- Tak, tak, używam skrótów myślowych, wybacz. Zatem przekaż zleceniodawcy informacje jak również i to, że czekam na informację co dalej oraz… zapłatę - bardka uśmiechnęła się.
- Co do plotek to owszem. Wiesz coś więcej?-
- Wiem… o ich konsekwencjach. Wśród Selkirków rozpoczęły się boje o majątek. Miklos nie ma już takich możliwości wydawania majątku rodziny jak miał niedawno.- odparła gospodyni odkładając łuk na bok.- Co jednak nie znaczy, że nie wysupła na tą misję jakichś zasobów. Ludzkich raczej niż finansowych.
- Mhm… Ma jakichś dobrych magów na stanie w szafie? - uśmiechnęła się Wesalt - Swoją drogą. Kojarzysz Owenę Goldswern?
- Wdowa. Wesoła wdówka jak niektórzy powiadają.- przypomniała sobie Lisandra po namyśle.- Krążą plotki… ach… no tak, jak mogłam zapomnieć. Ponoć dwie harpie jakiegoś ambitnego kupca zmanipulowały i złamały mu romans i karierę. Goldswern miała być jedną z nich Vandyeck... drugą.
- No tak… też słyszałam te plotki. Na moich zaręczynach puścił w trąbę swą narzeczoną z Oweną - Kathil zrobiła oburzoną minkę - i po tym wszystkim robił awantury. Phi!
- Pewnie miewa miękką fujarkę, bo jajek to chyba nie ma.- zaśmiała Lisandra.- Robić tyle hałasu z własnej porażki. Trzeba mieć jakąś dumę w sobie.
- Pomyślałam, że chciałabyś ją bliżej poznać. - Kathil wróciła do tematu - Jeśli nie miałaś jeszcze okazji. - uśmiechnęła się przy tym niewinnie.
- Niby czemu? Przecież ona słynie raczej z romansów z mężczyznami. A ja z kolei… w ogóle nie romansuję.- zdziwiła się wyraźnie Lisandra.- Z pewnością jest przemiłą osobą, ale… nie szukam koleżanek do plotek. Żony interesantów mego męża wystarczają mi w nadmiarze.
- Mhm… no cóż...nie tylko mężczyzn i wydaje się być całkiem wprawiona w kwestii kobiet. Lubisz jednorazowe przygody, pomyślałam, że może by cię interesowało. Ale skoro nie, to wybacz. Wracając do Selkirków… czyżby połączyli siły?
- Nie jestem aż tak zaznajomiona w niuansach tej rodziny.- stwierdziła z przepraszającym uśmiechem Lisandra, po czym wzruszyła ramionami.- Poza tym nie jestem uwodzicielska. Ciebie nie uwiodłam, a opłaciłam. Nigdy… nie miałam romansu z kobietą. Owszem pozwalam sobie dla odprężenia wynająć kochankę od czasu do czasu, ale Oweny przecież nie opłacę.
- Lisandro, to twoja decyzja. Ja nie będę rajfurzyć na siłę - uśmiechnęła się bardka - A z innej beczki. Przybędziesz na me przyjęcie inaugurujące mą nową kamieniczkę? Dokładny termin podam oczywiście w zaproszeniu.
- Oczywiście… przybędę z przyjemnością.- rzekła z ciepłym uśmiechem “Sharess”.- I nie martw się o moje pożycie pozamałżeńskie. Mea o nie dba... za odpowiednią cenę.
- Och, nie martwię się o ciebie, tu nie mam powodów. Martwię o Meę - zaśmiała się Kathil - A zatem będę oczekiwać informacji od ciebie co dalej postanowi Kruk?
- Hmm… Gdzie cię będzie można złapać?- zapytała gospodyni z łobuzerskim wyrazem twarzy.- Może…. umówisz się ze mną na “randkę”, jutro? Wtedy powinnam mieć odpowiedź.
- Może… a gdzie i kiedy?
- Jest taka restauracja. “Złocisty kwiat Shaar”. Uwielbiam tam jadać podwieczorki, czuj się zaproszona z mej strony.- zaproponowała Lisandra.
- Mmmm brzmi rozkosznie… - Kathil pokiwała głową - … dobrze, stawię się - podnosiła się wolno z fotela i przy okazji dygnęła.
- Cieszy mnie to…- nagle zamarła spoglądając na stolik i zachichotała również wstając.- Ach… widzisz sama. Nie zaproponowałam nic do picia. Kiepska ze mnie uwodzicielka… No cóż i tak miło było pomówić.
- Będę pamiętać w Złocistym kwiecie… nadrobię tę zaległość. - bardka zawtórowała w śmiechu. - Do zobaczenia jutro zatem.
- Do jutra.- Lisandra nachyliła się ku twarzy Kathil i pocałowała ją… grzecznie dziubkiem w policzek.
Odcmokawszy Lisandrę, Kathil ruszyła do swego ulubionego notariusza. Kwestia Bragstone wciąż nie dawała jej spokoju. Zaanonsowała się sekretarce Krantza.
- Witam. Baronessa Vandyeck do pana Krantza. Czy jest możliwość szybkiej wizyty?
Ta z uśmiechem wstała i poprosiwszy o poczekanie udała się do Wiligiana. Po czym wróciła dodając.- Pan Krantz przyjmie panią już teraz.-
- Dziękuję - odrzekła dziewczyna krocząc do gabinetu.
- Wiligianie! Mój drogi! - uradowana spotkaniem nadstawiła dłonie do pocałunków. - Dziękuję za przyjęcie mnie tak znienacka.
- Drobiazg moja droga.- stwierdził notariusz i cmoknął szarmancko dłonie dziewczyny.- Akurat twoja wizyta jest miłą odmianą od tych wszystkich dokumentów, zwojów i pergaminów.-
- Cieszy mnie to zatem. Wiligianie mam kilka pytań i bardzo liczę na twą pomoc. - zaczęła siadając w fotelu - chodzi o majątek mego męża. Kwestia dziedziczenia. Czy jesteś w stanie sprawdzić jak to wygląda? Czy prócz Ortusa, ktoś jeszcze może się ubiegać o jakiś majątek?
- Chodzi o majątek po rodzicach? To on ma pierwszeństwo, ale to przecież jest oczywiste?- zapytał zdziwiony jej słowami Krantz.
- Chodzi mi o majątek po wujach…. - Kathil spojrzała poważnie na notariusza.
- A coś im się stało?- zdziwił się Wiligian wyraźnie się zamyślając.
- Zmarło im się… - Kathil nie sprecyzowała jak.
- Anemiczny ród.- skomentował Krantz i sięgnął po czysty pergamin, po czym zaczął coś pisać.
- Taak… muszę zadbać o męża. - skomentowała Wesalt.
- Z tego co wiem… Ortus powinien być jedynym spadkobiercą, słyszałem o dalszej rodzinie, ale… szczegółów nie znam. Więc pewnie nie mają prawa do majątku, aczkolwiek…- zakończył pisanie i dzwoneczkiem przywołał sekretarkę.- Nelly rusz z tym do miejskiego archiwum ewidencji ziem. Niech ci wydadzą odpowiednie dokumenty… kopie wystarczą.-
Sekretarka w milczeniu przejęła dokument i wyszła.
- Aczkolwiek jest jeszcze kwestia bękartów. Nie wiem czy jakichś nie usynowili.-stwierdził Wiligian.- No i testamentów.
- A jak wygląda kwestia części majątku przez Ortusa? Możesz się tym zająć?
- Z tym nie będzie problemu. Zgodnie z prawem dziedziczy po rodzicach.- stwierdził z uśmiechem Krantz.- Oczywiście… nie każdy szanuje literę prawa.
Kathil pokiwała głową z ubolewającą minką.
- Nawet nie wiesz jakie to dzikie zwierzęta były. - westchnęła - I ile strat poniosłam podczas ich wizyty- dodała ze smętną buźką. - Mało co ja i Owena nie zginęłyśmy, bo zachciało im się na dziki polować…-
- Więc nie prawo tu będzie problemem, a siła perswazji… z naciskiem na siłę.- zamyślił się notariusz.
- Siła perswazji gdzie? W sądzie?
- Och… nie nie… nie o to chodziło.- speszył się notariusz.- Obaj byli ponoć jakby... hersztami band, te bandy istnieją nadal. I po stracie swoich przywódców pewnie wybiorą nowych. A takie bandy mogą nie respektować prawa i wyroków sądu.
- A to… cóż… jestem dobrej myśli - stwierdziła optymistycznie Kathil. - Czego ci potrzeba w takim razie, by załatwić formalności? Szczególnie kwestie sprawdzenia testamentów.-
- Nelly to załatwi. Nie martw się tym…- odparł uprzejmie Krantz.- Wszelkie formalności załatwię sam. Jedyny problem może być w przypadku testamentów, tyle że nie jest w twoim interesie ujawniać ich ewentualną treść. Wątpię by wujowie pomyśleli w nich o bratanku.
- No raczej nie, skoro planowali go zabić. Raczej chodziłoby mi o upewnienie się, że nie ma w nich jakichś niespodzianek. A jak wygląda kwestia wyceny majątku? Też się tym zajmiesz?
- Nie osobiście. Od tego mam zaprzyjaźnionych kupców, którzy robią to odpłatnie dla mnie.- wyjaśnił Wiligian.
- Dobrze, kiedy można coś takiego zaaranżować?
- Hmm… jak tylko zapewnisz mu bezpieczeństwo na swoich… na męża ziemiach, to będę mógł go tam posłać.- wyjaśnił Wiligian.
- Jest tam obecnie Condrad. Czekam na wieści od niego. Jak tylko uzyskam informacje, dam Ci znać. Może tak być?
-Tak.- potwierdził Krantz.
- Doskonale. I na ostatek jedno pytanko: czy zaszczycisz mnie obecnością na celebracji nowej kamieniczki? Przyślę zaproszenie.
- Nie uważam się za duszę towarzystwa, ale z pewnością skorzystam z zaproszenia.- rzekł w odpowiedzi Wiligian uprzejmym tonem.
- Doskonale. A zatem do szybkiego zobaczenia, mój drogi. - Kathil podniosła się do wyjścia.
- Do rychłego.- Krantz również się ruszył by szarmancko otworzyć przed nią drzwi swego gabinetu, gdy wychodziła.
 
corax jest offline  
Stary 17-03-2016, 12:45   #82
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Kathil zaś… ruszyła by załatwić ostatni punkt na swej liście na dzień dzisiejszy.
Maestro Marteolo...
Wesalt wysłuchała przemowy artysty i pokiwała głową:
- Niezwykle słuszna taktyka… sprawdzanie klientów… poprzez listy rekomendacyjne, odmawianie wykonania obrazów, próba obrażania - uśmiechnęła się - przypomina mi to nieco sposób wyszukiwania właściwych ludzi do ….- puknęła się w wargę w zamyśleniu - … czy to był kult… czy …. jakaś religia… nie mogę teraz sobie przypomnieć. Również działali na zasadzie trzech odmów i obserwacji czy kandydat się nadaje. I cóż według ciebie, mistrzu, świadczy o wyjątkowości?
- Wyjątkowość… nie mierzy się jedną miarą. Cóż takiego jest wyjątkowość? To coś co odczytujesz nie tylko oczami, ale całym ciałem.. coś co przyspiesza puls serca, rozlewa umysł radością, coś co… pali żarem lędźwie. To pasja którą pochłania się spojrzeniem.- zaczął gadać jak najęty. Nagle przerwał.- Powiedz mi moja droga… czemu ja? Skąd ten pomysł?
- Mam dwóch kochanków, każdy różny od drugiego. Każdy z nich rozpala we mnie co innego. I budzi we mnie inną stronę mnie. - Kathil uśmiechnęła się leniwie na samą myśl. - Choć w sumie, gdyby pomyśleć… jeden jest młodszą wersją starszego.-
Bardka wstała i zaczęła się przechadzać po gabineciku.
- Młodszy chce portret by coś udowodnić i mnie i sobie. Dla starszego zaś mój porter to niespodzianka… ode mnie. Coś co jak mówiłeś maestro, po jednym spojrzeniu przypomni mu o żarze ciała, pasji dzielonej, o jego pożądaniu do mnie i mym do niego. I…. nie pozwoli mu zmrużyć oka. Widziałam obrazy u mej znajomej. Wydajesz się być, mistrzu, właściwą osobą do ujęcia tego co mam na myśli. Dostrzegasz coś więcej niż zewnętrzna powłoka. I właśnie to chcę uchwycić. I to podarować mym mężczyznom. Zaklęte uczucie jakie wzajemnie dzielimy.
- Pytanie tylko czy jest co dojrzeć…- mruknął gnom i wzruszył ramionami.- Która znajoma?
- Och maestro, jesteś doprawdy słodki … Achmina Timmra. - roześmiała się Kathil. Przypominał jej nieco Yorrdacha w swych gderaniu.
- A ten obraz… ale wiesz, że by go namalować, ona musiała się dotykać na mych oczach, aż do prawie finału, gdy uwięziłem ją w bezruchu. Dość… trudne do wytrzymania dla kobiety.- machnął ręką Mateolo.- Ale to prawda… potrafię wydobyć to co piękne, ale moje metody są … drastyczne. I nie maluję portercików ubranych kobiet… z małymi wyjątkami, prawda jest naga baronesso.
- Jeśli potrafisz sprostać wyzwaniu, a wiem, że jest na to spora szansa, to i mnie sprostać mu przyjdzie, maestro. - Kathil usiadła w fotelu ponownie - Jeden portret jest dla bestii dzikiej i nieokiełznanej, lwa co rządzić mną chce. - uśmiechnęła się. - Myślisz, że uda ci się to wydobyć?
- Nie wiem… najpierw musiałbym pewność, że jest co wydobywać. Z Achminy akurat było, mimo że nie była najbardziej atrakcyjną kobietą. Czy jest z ciebie… nie wiem.- odparł gnom i wskazał dłońmi swoje mniej lub bardziej niedokończone dzieła.- To są moje porażki, albo modele czmychnęły, albo okazało się że prawda jest goła acz mało ciekawa. Musisz mnie chwycić za serce, musisz rozpalić tą pasję. Musisz pokazać tą wyjątkowość. Chcesz aż dwóch portretów? Zwykle maluję jeden… skąd wiem, że pasji starczy na oba?
- Możemy zacząć od jednego - wzruszyła ramionami Kathil - jeśli niepewny jesteś. Porażki innych mnie nie interesują. - machnęła dłonią w stronę niedokończonych dzieł - Czemu miałyby? Ja wiem kim jestem. Może one nie wiedziały?
- Za serce chwytać cię nie chcę, maestro. - stwierdziła po prostu - Nie dlatego, żeś niegodzien… nie. Ale ja tak jak i ty, dziele się pewnymi kwestiami z wybrańcami. Fizyczna pasja, mistrzu to to z czego znamy się z mymi kochankami. I mimo, że napełniająca ciało spełnieniem, to ja chcę czegoś więcej. Chcę pokazać to co jest za śliczną buzią czy kształtną figurą. - spojrzała gnomowi głęboko w oczy - Chcę pokazać kawałek duszy. Mych pragnień, życzeń, ciemnej strony. Rozumiesz? - nie spuszczała wzroku z malarza.
- Nie bardzo… rozumiem… -westchnął gnom.- To nie ty masz mnie chwytać, za serce to… pasja ma mnie chwytać, pragnienie by przenieść na płótno to co niewidoczne i to co widać. Masz to pasję obudzić we mnie… czymś, co trudno zdefiniować.-
Potarł podstawę nosa.- Jesteś strasznie uparta co?-
Wstał i przeszedł się dodając.- No dobra… zobaczmy co tam masz. Rozbierz się do naga, także z biżuterii… pokaż co reprezentuje twe ciało, przejdź się przede mną… naturalnie.
- Włosy zostawić upięte czy rozpuścić? - spytała Kathil powoli zaczynając się rozbierać, zaczęła od bucików.
- Rozpuszczone… pełna naturalność. Ewentualnie potem się upnie do… sceny.- wyjaśnił gnom i uniósł.- I to jeszcze nie oznacza, że się podejmę… to tak dla wyjaśnienia.
Bardka pokiwała głową i rozebrała się zgodnie z życzeniem malarza. Rozpuściła włosy, które opadły kurtyną na jej ciało. Ruszyła lekkim krokiem by przejść się po komnacie nucąc pieśń, myśląc o Condradzie i jego palącym spojrzeniu na jej ciele, o jej reakcji na jego słowa i dotyk i to co w niej rozpalał: złości, przekory ale i poczucia wolności, siły i czegoś jeszcze. Czego jeszcze nie odważyła się nazwać mimo, że uczucie tliło się niewielkim płomyczkiem.
-Hmmmm…- zamyślił się gnom spoglądając na dziewczynę.- Co czujesz teraz? Co chce się przez ciebie uzewnętrznić? Obnażyłaś swe ciało bezwstydnie… nie ma przede mną tajemnic. Czas by to samo zrobić z duszą.
Wesalt pogroziła mu palcem ze śmiechem:
- Przekora, gniew, chęć walki, przeciwstawianie się zachłannemu kochankowi. Ale też i to co on we mnie wywołuje, jego dotyk, głos: siłę, spełnienie nie… nie spełnienie. Poczucie jedności.
- Widzę… co innego.- mruknął gnom mrużąc oczy.- Zachłanność… pragnienie bycia najważniejszą… niewolnicą, ale najważniejszą z niewolnic. Może się mylę?
- Tylko jeśli on będzie w równym stopniu niewolnikiem. - uśmiechnęła się dziewczyna.
- To niemożliwe… nie może być dwóch niewolników, nie może być dwóch panów. Mogą być albo równi, albo pan i niewolnica… albo na odwrót. Dobra… ubieraj się. Sytuacja robi się już… niepoprawna.- mruknął Marteolo siadając wygodnie z założonymi nogami.
Bardka skwitowała to cichym chichotem.
- Nie sądziłam, że zależy Ci na poprawności. - ubierała się równie powoli co rozbierała. Włosy spięła w luźny węzeł na karku.
- My gnomy… doceniamy piękno i nasze bóstwa pozwoliły nam być… wrażliwym także na urodę wysokich ras.- mruknął pod nosem speszony Marteolo.- Nie maluję ciebie, więc twe krągłości trochę… mija czas, gdy przestaję w nich widzieć tylko obiekty malarskie, a dostrzegam… to co każdy inny mężczyzna. Zresztą w tej chwili nawet cię nie maluję.
- Będę pamiętać zatem by cię nie kusić zbytnio - stwierdziła Kathil zapinając kolczyk - więc jak?
- No nie wiem… nie wiem… muszę to przemyśleć…- zadumał się Marteolo.- Mam dużo pracy… tyle projektów, tyle planów… malowanie kolejnych obrazów… eeech… i jeszcze koncepcja… Nie wiem czy mam ochotę się w to grzebać.
- Och nie drocz się, maestro…. bo rozpalę pasję innymi metodami… - zagroziła mu Kathil żartobliwie.
- Jakby to było takie proste.- rzekł z irytacją gnom.
- A co jeśli - wpadła mu w słowo - zobaczyłbyś nas razem?
- Hmmm… Pary rzadko maluję.- zamyślił się Marteolo splatając dłonie razem w zamyśleniu.- Hmmm… No to… No nie wiem...Przyjdź tu za kilka dni. Powinienem mieć kilka strojów i kilka pozycji do zaproponowania. Lub sugestie kto inny machnie portrecik.
- Kilka dni to ile? Trzy? Cztery?
- Dwa trzy… chyba ci się nie spieszy, co? Prawdziwe dzieło nie maluje się w kilka godzin, lecz w kilka dni… co najmniej.- wyjaśnił gnom.
- Chodzi mi jedynie o nie nachodzenie ciebie oraz zaplanowanie wizyty w Ordulin. Mieszkam poza stolicą. - wyjaśniła Wesalt. - Przyjdę zatem trzeciego dnia, maestro. - Kathil podniosła się i mrugnęła wesoło do gnoma.
- Zgoda…- mruknął Marteolo.- Pozwolisz że cię nie odprowadzę do drzwi. Trafiłaś tu bez problemu, więc nie potrzebujesz mojej asysty.
- Pozwolę - Kathil ruszyła ku wyjściu kręcąc lekko głową na marudnego gnoma.
Ruszyła by odebrać panią Percy i po drodze przejechać przez terytorium Ashki. Była głodna plotek i najświeższych informacji.


Bartolomea Percy oznajmiła że rozpuściła wieści i spodziewa się znaleźć wkrótce pierwszych potencjalnych kandydatów poleconych ich przez znajomych Bartolomei w stolicy.
- Nie będą to pudrowane peruczki znające etykietę…. ale rezolutni i godni zaufania. Niekoniecznie pruderyjni… i pruderyjne.- wyjaśniła ochmistrzyni pakując się do karocy.
- Doskonale, o takich mi chodzi, pani Percy - pokiwała głową Kathil - a co z pani zastępstwem w posiadłości? Coś już pani wie?
- Mam kogoś…- stwierdziła z uśmiechem Percy.- Tylko jest problem z tym że obecny pracodawca jej nie puści. Trzeba będzie jakoś ją wyrwać z jego szponów.
- Co to dokładnie znaczy? - spytała Kathil podejrzliwie.
- Kontrakt niewolniczy. Biedaczka nie może odejść z własnej woli. Musi zostać zwolniona.- prychnęła Percy.
- Hmm a kto jest pracodawcą?
- Lichwiarz imieniem Moldrick Lazarre. Ma w kieszeni sporo takich kontraktów… bogaty sknera.- wyjaśniła Bartolomea.
- Mhm… a jak nazywa się ta biedaczka?
- Elsera Percy, moja… bratanica i uczennica.-wyjaśniła Bartolomea.
Kathil uśmiechnęła się:
- Mhm….a imć Elsera wie co może doprowadzić do zwolnienia? Jakie konkretnie warunki zawiera ten nieszczęsny kontrakt?
- Śmierć lichwiarza? Jeśli będzie się mu stawiać, ma solidny loszek do karania nieposłusznych panienek i… impotencję która go frustruje.- odparła z ironicznym śmiechem Percy, po czym zmarkotniała.- I lubi jak ma za co karać.
- On tu w Ordulin rezyduje?
- Stary pająk… w środku swej pajęczyny.- potwierdziła Percy.
- Elsera pomoże?
- Z pewnością.- odparła Bartolomea.
- Zatem zrobimy rozeznanie. - stwierdziła Kathil rozglądając się przez okno karocy za przyjaciółką.


Ta siedziała w cieniu pod bramą i błysnęła uśmiechem na widok zbliżającej się karocy. I cyckami też coby znudzeni strażnicy uznali ją za ladacznicę szukającą okazji na miłą noc z zarobkiem.
Na stukanie w ściankę karocy, stangret zatrzymał się przed “ladacznicą”, drzwi karocy uchyliły się…
- Nowy gorsecik? - przywitała przyjaciółkę bardka gdy ta wskoczyła do środka. Zastukała ponownie i karoca ruszyła dalej. - Co to za okazja?
- Był ładny, ja go chciałam, a dziewczyna która go nosiła była akurat zajęta figlami.- odparła z uśmiechem Ashka.- Jak poszło goszczenie rodziny?
- Drogo - Kathil rzuciła spojrzeniem na panią Percy. - i krwawo. A co tutaj nowego?
- Pfff…- prychnęła Ashka. - Czuję uniki… Krwawo brzmi jak urocza opowieść. A ty oszczędzasz mi szczegółów.
- Bo nudne są… jeden wuj chciał ubić drugiego. Jeden głupek przekonany o swej potędze, drugi mała lisica. Pierwszy zabity podczas polowania na dzika, drugi podczas hasania po lesie - opowiadała Kathil w ekspresowym skrócie - Jedyny minus to magiczka co to w posiadłości mi pożar rozpętała sprowadzając jakieś demony. Dzięki Yorrdachowi i innej magini udało się powstrzymać większość zniszczeń. A pamiętasz siwowłosego Garreta? Był moim “gościem” i pognał za magiczką. Mam nadzieję, że ją dopadnie - dodała bardka mściwie.
- Popytałam tu i ówdzie i… ci od Shar mają fioła na punkcie tajemnic. Świątynia Shar która jest w mieście, nie jest tą… prawdziwą świątynią.- wyjaśniła Ashka wzruszając ramionami.- Ta… zwana wewnętrzną, jest ukryta gdzieś w mieście i jej lokalizacja jest znana tylko wtajemniczonym kapłanom i najważniejszym członkom kultu. I właśnie w tamtej są ukryte dokumenty, których szukasz.
Bardka westchnęła:
- Oczywiście… nigdy nie może być zbyt prosto - zmarszczyła nosek - czyli trzeba dorwać któregoś z kapłanów, by się dowiedzieć lokacji świątyni wewnętrznej. - Kathil zamyśliła się nieco. - Dasz rady spróbować wyśledzić albo dowiedzieć się czegoś więcej na temat tych kapłanów? Ja też roześlę wici.
- Zrobiłam… jest ich czwórka. W tym jedna ludzka i jedna elfia kobieta, jeden mężczyzna i jeden półork.-zaczęła wyliczać Ashka.- Elfka pełni rolę reprezentacyjną kultu w wyższych sferach, mężczyzna jest obecnym przywódcą kultu, kobieta mistyczką ponoć i jego zastępczynią, a półrok… pilnuje rozwoju kultu na ulicy.
- Mhm… zatem albo uwieść mężczyznę albo zająć się zastępczynią. - mruknęła cicho Kathil. - Wiadomo, gdzie można ich spotkać?
- Z pewnością elfka skusi się na spotkanie z bogatą baronessą. W końcu zajmuje się nawracaniem śmietanki Sembii.- uśmiechnęła się ironicznie Ashka.- Nazywa się Altheana Everiel. Półorka sama mogę w każdej chwili znaleźć, współpracuje z wieloma małymi gangami Ordulinu. Pozostała dwójka jest bardziej nieuchwytna.
- W takim razie, roześlij wici na ulicy o mej przeprowadzce. I nagłym ożenku i nagłym wzbogaceniu się. Tak by połechtać ich ciekawość, by sama Altheana się zgłosiła do mnie. Teraz będę często widywana w Ordulin. - uśmiechnęła się do Ashki - A za niedługo będzie przyjęcie u mnie w kamienicy, więc to powinno być doskonałą okazją dla elfki by próbować się dostać i wykorzystać możliwość rekrutacji.
- Mogłabym… ale nie ma ku temu powodu. Myślisz, że twoje ostatnie działania nie zostały zauważone w Ordulinie? Jesteś na usteczkach wszystkich dobrze urodzonych plotkarek.- zachichotała Ashka splatając dłonie razem.- Co możesz uznać za sukces, zważywszy kłopoty Selkirków… które są równie smakowitym kąskiem.
- Hmmmm…. wieści o wujach już się rozniosły? - spytała nieco zdziwiona Kathil - przecież to ledwo dwa dni temu zakończyła się ich wizyta. - zamyśliła się nieco, chyba nie doceniała prędkości plotek ostatnimi czasy. - A o Ortusie coś mówią?
- Nooo… o wujach jeszcze nic nie wiadomo. O Ortusie… też nic nie wiadomo, więc to niespodzianka.. że taka młoda wdówka tak szybko wychodzi za mąż i to za…-elfka dramatycznie wzruszyła ramionami.- Ortus? A kto to taki? Nikt nie słyszał o młodym Vilgitzu.
- Poszukiwacz skarbów i przygód - Kathil uśmiechnęła się z rozczuleniem na myśl o młodym mężu - A co wiesz na temat Moldricka Lazarre? - spytała zmieniając nagle temat. - Jakieś złe nawyki, które można wykorzystać?
- To ciekawe, że pytasz o niego.- stwierdziła zaskoczona Ashka.- Czyżby Jaegere coś o nim wspominał?
- Mmmm nie… A jakie ma powiązania z Jaegere?
- Och.. żadnych i w tym jest problem. W Odrulinie nie ma potężnej organizacji przestępczej. Tylko lokalne gangi, małe gildie złodziejskie i kupcy działający w szarej strefie. No i różnego rodzaju małe klany zabójców do wynajęcia. Lazarre jest lichwiarzem, ale też i bankierem wielu z nich. Nie jest przestępcą w prawnym pojęciu, ale sponsoruje i czerpie zyski z działalności innych przestępców. Gdybym ja była na miejscu Jaegere i jego pracodawców miałabym w planach podporządkowanie go sobie, albo ubicie.- mruknęła cicho elfka.
- Mhm….. - Kathil przyglądała się Ashce z zastanowieniem - masz informacje, kto jest jego najlepszym klientem?
- Czerwone modliszki. To mały ale potężny klan zabójców. Tak głoszą plotki. Tyle że o samych czerwonych modliszkach nie mogę powiedzieć nic, poza tym że są bardzo skuteczni, mimo że działają bardzo lokalnie.-wyjaśniła cicho elfka.
- Chyba trzeba będzie się z nimi spotkać - mruknęła równie cicho bardka. - Ale to jutro omówimy. Będę w Ordulin popołudniu. Spotkamy się jeszcze, może po podwieczorku? Na kolację?
- To będzie problem… Z modliszkami się nie spotyka. U modliszek zamawia się czyjąś śmierć płacąc zaliczkę, którą zwracają jeśli im się nie uda… i potem płaci po zgonie danej postaci. I tyle. Choć parę razy próbowałam odkryć ich tożsamość, to bez skutku. Nie wiem ilu ich jest jest, nie wiem kim są. Ani poza tym…-westchnęła wyraźnie sfrustrowana elfka.
- Już myślałam, że po raz pierwszy odmówisz darmowej kolacji! - Kathil podroczyła się z przyjaciółką. - Może po prostu nie jesteś właściwą osobą? - mrugnęła ciepło - Omówię to i jutro spotkamy się wieczorem?
- Może…- nadęła policzki obrażona tym, że Kathil podważała jej talenty do zdobywania informacji na ulicy.- Ale może modliszki nie są tym do kogo powinnaś uderzać. Nie lepiej może spróbować z bardziej znanymi twarzami, jak Guntzem Versputte… małym człowieczkiem niedużego przemytniczego imperium?
- To też jest opcja ale muszę omówić wpierw kwestię z Jaegere. Ja mam własny cel co do Lazarre, on może mieć inne. Wolę uzgodnić tę kwestię i działać po uzgodnieniu. A co do niewłaściwej osoby - może po prostu nie mają potrzeby na szpiega. Spytam Logana czy jest w stanie coś ugrać. Nie burmusz się.
- Dobrze dobrze… to co dalej robimy?- zapytała już bardziej ugodowym tonem Ashka.
- Podsycaj plotki na mój temat - pomyślała Kathil - jednak plotek nigdy dość. Chcę by to elfka do mnie przyszła, nie na odwrót. Gdyby półork chciał jakieś informacje, daj mu co chce.
W kwestii Lazarre dam znać jutro podczas spotkania. Będę miała jeszcze jedną sprawę dla ciebie ale to już jutro. Dobrze? Spotkajmy się w Żółtej ciżemce.
- W prywatnej komnacie… zapowiada się uroczo. Mam przynieść wino i pejczyk?- zażartowała zmysłowym tonem Ashka.- Czy tylko pejczyk wystarczy?
- Przynieś otwartą głowę i może notesik do zapisywania naszych planów. - Kathil ściągnęła usteczka w dzióbek. - Gdzie cię podrzucić?
- Wiesz… małżeństwo ci nie służy.- jęknęła rozdzierająco Ashka acz żartobliwie.- Zrobiłaś się taka poważna.
Nachyliła swój dekolt ku obliczu Wesalt.- A z tego dzióbeczka to tu się robi użytek. A co do mnie i podrzucenia… gdzie chcesz… Jeszcze nie mam planów na wieczór.
Kathil plasnęła lekko dłonią udo przyjaciółki:
- A pewnie, że poważna. Za dużo się dzieje, a Ty się chyba nudzisz. Muszę dołożyć ci roboty, żeby cię wyciągnąć za uszy z tego sypialnianego nastroju. - pogroziła przyjaciółce palcem z miną matrony. - Czas dorosnąć. - pokiwała głową i nie wytrzymała…. parsknęła śmiechem.
- Oj tam… dorośniesz i co potem? Będziesz z zazdrością patrzyła na te wszystkie młode panny wzdychając zza wachlarza:” jak to cudownie było być młodym”?- zachichotała Ashka przyglądając się przyjaciółce. - Czasami trzeba się zabawić, czasami trzeba zrobić coś szalone… i nigdy, nie dorosnąć… póki życie do tego nie zmusi.
- Dobrze, dobrze, cioteczko Ashko - pokiwała głową Kathil - brzmisz jak mądre babki - odsunęła się przez pacnięciem. - Zapamiętam radę. - dodała z uśmiechem - A teraz jadę do domu, robić same szalone rzeczy. - mrugnęła cichaczem.
- Uwierzę jak zobaczę.- wystawiła język elfka otwierając drzwi i wysiadając.- Albo sama cię do nich zmuszę.- zagroziła żartobliwie.
- Do jutra! - pożegnała się Kathil ze śmiechem i ruszyła w drogę powrotną do pałacyku.



Lekkim krokiem ruszyła odnaleźć Jaegere. Planowała zaskoczyć go, zajść od tyłu jak pierwszego wspólnego wieczoru w Żółtej ciżemce. By sprawdzić czy jest uzbrojony i jakie ma… plany. Oczywiście ciężko było zajść półelfa w dużej posiadłości, samej będąc w sukni i z pantofelkami na obcasie. Najpierw wszak musiała odkryć gdzie on jest.
Wypytała jednak swą służbę o miejsce pobytu Jaegere, przy okazji pytając również czy nie zjawił się może Garret ze zwiadowcami.
Niestety żadnych dobrych wieści nie było z tej strony. Ani łowcy, ani Garret nie pokazali się w posiadłości. A sama Kathil zastała dwa listy adresowane do niej . Jeden od Condrada, a drugi od… hrabiego Morethain.
Sprawdziła najpierw pismo od swego byłego klienta. List ów, bardzo uprzejmy i pełny gratulacji z okazji zawarcia małżeństwa, sprowadzał się jednak do sedna zawartego w ostatnim akapicie. Przyjaciel rodu miał kłopoty, które wymagały by subtelnej dłoni baronessy Wesalt. W zamian za oczywiście gratyfikację finansową.
Sprawdziła również wiadomość od Condrada oczekując większej ilości szczegółów teraz, gdy Bragstone pozbawione było wujów.
Nestor rodu nie był niestety romantyczny, więc sam list był pełen suchych faktów, ale doskonale obrazował całą sytuację w majątku Vilgitzów. Dotarła już do nich wieść o śmierci Archibalda, co… wzburzyło jego najemników i mocno uderzyło w morale. Zaczęły się pierwsze dezercje, acz… namiestnik Archibalda, Wolgraf ponoć zwiera szeregi i szykuje się na odparcie ataku Bertolda, booo… w jego śmierć nikt nie wierzy. Jego zaufana przybyła niedawno i zabrała się za organizowanie sił w oczekiwaniu na powrót Bertolda lada dzień.
Kathil schowała listy za gorsecik i ruszyła do gabinetu, w którym ostatnio widziano Jaegere.
 
corax jest offline  
Stary 17-03-2016, 12:47   #83
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Nie wchodziła jednak lecz zastukała do drzwi, chowając się za nimi.
Otworzyła orczyca… muskularne ciało i wielki biust, to pierwsze co rzuciło się w oczy Wesalt, tym bardziej, że owe wielkie piersi zakryły jej większość pola widzenia. Ochroniarka Jaegere najwyraźniej odpuściła sobie noszenie ciężkiej zbroi w pałacyku. Pod nią jednak miała skórzane spodnie i skórzaną kurtę, które… nie były obcisłe, na zwykłym ciele. Ale muskularna kobieta, najwyraźniej nie mogła kupić ubrania w swoim rozmiarze.
- Nikogo nie ma.- mruknęła rozglądając się i opierając dłoń na rękojeści miecza.- Chyba mi się wydawało. Starzeję się najwyraźniej.
Kathil jednak doszła do wniosku, że zapuka ponownie dając orczycy czas na oddalenie się nieco. Przed tym jednak zabrała ze świecznika jedną ze świec by narobić nią hałasu i wyciągnąć Gvairę z pokoju.
Plan wykonała idealnie, ukryta w cieniu obserwowała jak Gvaira wychodzi, rozgląda się w mroku, nasłuchuje. Zamyka drzwi mrucząc coś… o niezdarach hałasujących po nocy. Jakoś nie miała ochoty sprawdzać źródła hałasu.
Kathil pokręciła głową i zastukała do drzwi normalnie.
Drzwi otworzyła Gvaira… spojrzała na baronessę i w milczeniu przepuściła do Jaegere, który właśnie brał kąpiel w porcelanowej wannie. Na widok wchodzącej Wesalt mruknął smutnie.- No… nie powinnaś. To ja się miałem do ciebie wkradać. Właśnie się szykuję, jak widzisz.
- Mam wyjść? - spytała dziewczyna z lekkim uśmiechem.
- Ależ skąd…- stwierdził z uśmiechem Jaegere przyglądając się Kathil i westchnął żartobliwie.- … w końcu przyszłaś tu z konkretnym powodem, prawda? Inaczej czekałabyś w sypialni czekając na okazję zamknięcia mi okna przed nosem.
- Ja? Przed nosem? Tobie? Żartujesz sobie. - prychnęła bardka - Przyszłam omówić interesy. Mam parę pytań i potrzebuję nieco opinii. Nooooo…. chyba, że wolisz zaczekać do później?
- Ależ skąd…- uśmiechnął się elf i gestem wskazał półorczycy na krzesło. Ta skinęła głową i przyniosła je podstawiając w pobliżu wanny.- Zawsze chętnie spędzę z tobą czas.
Bardka usiadła na podanym krzesełku i założyła nogę na nogę.
- Słyszałeś już coś na temat Moldricka Lazarre? - spytała patrząc w oczy półelfowi i kiwając stópką leniwie.
-Hmm..- dłoń półelfa pochwyciła tą stopę, zsunęła pantofel i przytrzymała w uniesionej pozycji. Jaegere nachylił się i cmoknął ją.- Hmmm… Tak. Lichwiarz kilku gangów Ordulinu, dość bogaty i dość wpływowy w półświatku, pożycza pieniądze przemytnikom i złodziejaszkom, a potem zajmuje się upłynnieniem ich łupów poprzez paserów w Cormyrze.
- Mhmmm i co zamierzasz z nim zrobić? Zachować czy usunąć?
- To się dopiero okaże. Może być użyteczny w przyszłości, może być kłopotliwy, na razie jednak nie mam solidnego oparcia, by… dać mu taką propozycję nie do odrzucenia.- mruczał pomiędzy pocałunkami na stopie i łydce Kathil.- Zresztą, możliwe że to nie ja… a ty na przykład zadecydujesz o jego losie w przyszłości.
- Mhm…. potrzebuje coś co ma. Obawiam się, że może protestować przed oddaniem tego czegoś. I tak się waham, czy może po prostu …. znaleźć mu następcę? - popatrzyła na Jaegere przekrzywiając lekko głowę. - Który będzie właściwym zastępcą? Pierwszy krok do ustalania … nowego porządku.
- Nie wiem… Lazarre nie ma konkurencji w zasadzie, więc bardzo ważnym trybikiem w całej tej machinie półświadka. Ale… natura nie znosi próżni jak twierdził pewien kapłan Gonda, więc…- coraz bardziej skupiony na pieszczeniu łydki Kathil półelf nie zwracał na nic uwagi, a Kathil mogła się przyjrzeć jego rosnącej ekscytacji, nawet mimo faktu stygnącej wody.-... nawet jak go zabraknie pojawią się na jego miejscu nowi. Z tego co wiem Lazarre nie ma zastępców. Wszystkie interesy prowadzi sam nie ufając nikomu.
- Uhmm… dokładnie… a czy obecne trudności nie są dobrym momentem? Zazwyczaj podczas … trudności, to lichwiarze zarabiają najlepiej. Już pierwsze wpływy z Ordulinu by były dla ...organizacji… których część można przeznaczyć na Bragstone? - uśmiechnęła się Kathil. - A poprzez lichwiarza można powoli przejmować kontrolę nad gangami korzystającymi z usług, zacząć prowadzić rozmowy, negocjacje… Co o tym sądzisz?
- Po pierwsze… jeszcze nie ma mojej organizacji w Sembii, a po drugie… to nie… bankierzy i lichwiarze i kupcy… nie dają kontroli nad gangami. Wyobrażasz sobie, żeby groźny bandyta drżał przed jakimś liczykrupą?- zaśmiał się półelf podwijając suknię i odsłaniając kolano Kathil.
- Och, wiem, że nie ma. Ale od czegoś chcecie zacząć. A co do groźnego bandyty… jeśli musiałby jechać kawał drogi by spieniężyć łupy lub uzyskać coś w zamian za zastaw…. to wszystko zależy od liczykrupy i jego umiejętności negocjacji. Mówimy tutaj nie o lichwiarzu, który obsługuje pierwszych lepszych z ulicy ale takim, który siedzi ja lalkarz i steruje laleczkami. Dlaczego nie ma nikogo innego jak on? Trzyma gangi w szachu? Ale jak. Czemu pozwalają mu na nabieranie tak wyjątkowej pozycji? Hm? - plusnęła wodą w twarz Jaegere.
- Och… To niezupełnie tak moja droga. W Ordulinie jest jeszcze kilku innych paserów i lichwiarzy działających tak jak Lazarre, tyle że on ma najlepszych klientów w mieście i przez to zgarnia największe zyski.- zaśmiał się półelf.- I poza kilkoma najemnikami i ochroniarzami nikim nie steruje, ot pożycza pieniądze na działalność z której spodziewa się zysku, lub nie pożycza… ale nikomu poleceń wydać nie może. To tylko lichwiarz moja droga.-
- Rozumiem jaki ma zawód, Jaegere - chciała coś jeszcze dodać ale machnęła w końcu ręką - Więc jest ci obojętne co się z nim stanie? - zabrała nogę i wstała z krzesełka.
- W zasadzie tak… łatwiej go będzie zastąpić niż przejąć pewnie.- splótł dłonie razem opierając się na brzegu wanny i zerkając na dziewczynę.- Widzę, że jego kwestia jest dla ciebie ważna. Jeśli chciałaś mnie przekonać do pomocy, przy rozwiązaniu jego problemu, to cóż… nie musiałaś, wszak tak czy siak… prędzej czy później i tak byśmy się nim zajęli. Możemy ci pomóc.
- Źle mnie zrozumiałeś. Ja zamierzam się nim zająć. Myślałam, że będziesz zainteresowanym tym jako przedstawiciel swej organizacji. Jeśli nie, to cóż - Kathil rozłożyła ręce - to nie. - wzruszyła ramionami.
- Ależ jestem zainteresowany… i to bardzo.- uśmiechnął się Jaegere wstając i splatając ramiona razem.- Zarówno losem Lazarre jak i twoim. Co więcej… bardzo ciekawi mnie jak to rozegrasz. Moich pracodawców też. Zastanawiam się tylko czy przyglądać się z boku czy też skorzystać z tego co mam teraz i wesprzeć twoje działania.
- To już jak wolisz - Kathil podała ręcznik Jaegere oplatając nim biodra mężczyzny - w każdym bądź razie… mam pewien pomysł… ale to wszystko w swoim czasie. - zaplotła brzegi ręcznika i cmoknęła tors półelfa.
- Z chęcią subtelnie cię wspomogę w tym dziele… możesz to zresztą potraktować jako test. Myślę że nie trzeba będzie nic lepszego wymyślić.- mruknął Jaegere obejmując nagle Kathil w pasie i przyciągając do siebie.- A skoro to już jesteś, to nie wypuszczę cię w tej sukni…- i zaczął całować namiętnie jej usta. Kathil przez dłuższą chwilę rozkoszowała się pocałunkami Jaegere a gdy w końcu odsunęli się na chwilę by złapać oddech spytała:
- A co ze… eeee… smokiem? - w tej chwili rozkojarzona pieszczotami ust półelfa nie mogła do końca zebrać myśli.
- Może kiedyś ...przy okazji?- mruknął Jaegere zaczepnie muskając ustami raz górną raz dolną wargę Kathil i delikatnie masując jej pośladki, podczas podciągania sukni w górę. Półorczyca zaś milcząco realizowała swą rolę strażniczki oparta o drzwi i cichutka jak myszka.- Lazarre to możliwość ubicia dwóch ptaszków jednym kamieniem.-
- Dobrze więc - dłonie Kathil muskały ciało i ramiona półelfa. - Gotowy? - uśmiechnęła się nagle.
- Mam wrażenie, że już znasz odpowiedź, co?- poczuła wąskie palce Jaegere na swych pośladkach, ciepłe i smukłe… i dotykające czule. Delikatny chłodny powiew mieszał się ze świadomością robienia niegrzecznych rzeczy… i to przy świadku. Znała odpowiedź, widziała ją w wannie i tuliła się do niej.
- Nie wiesz czy służba zebrała rzeczy po naszym pikniku? - zajrzała w oczy kochankowi - Czy może zostały tam po naszym małym soiree?
- Chyba zebrali wszystko? Ale mogę posłać Gaivrę by przyniosła co tylko sobie zażyczysz, lub przyprowadziła.- cmoknął czubek jej nosa zaczepnie.
- Może na łonie natury opowiesz mi jeszcze swoje sekrety z dzieciństwa… pamiętam, że nasze ostatnie wspominki były niezwykle … ciekawe? Spotkajmy się za 10 minut?
- Zgoda… coś przynieść?- mruknął niechętnie wypuszczając Wesalt z objęć.
- Pled, wino lub szampana, siebie… dobry nastrój - musnęła dłonią brzuch półelfa zatrzymując palce na brzegu ręcznika. - A ja mam coś przynieść?
- Suknię ze strategicznymi brakami w kroju.- wymruczał żartobliwie Jaegere i nachylił się by szepnąć wprost do jej ucha.- Choć nie wiem jak długo skupię się na tej rozmowie… już mnie korci, by rzucić cię na łóżko i posiąść cię w szale dzikiej namiętności.
- To dobrze… przynieś tę chęć ze sobą - Kathil uciekła ze śmiechem by w swej garderobie wyszukać jedno zapomniane wdzianko, na które narzuciła leciutki płaszczyk i ruszyła na spotkanie w ogrodach.
Zbliżając się do miejsca schadzki powoli rozsuwała poły płaszczyka by poruszać kusząco biodrami i by wprawić wszystkie ozdoby w lekkie podzwanianie i ruch.
- Więc jak… opowiesz mi o swoim dzieciństwie? - mruknęła.
- W tej chwili ciężko mi myśleć… o dzieciństwie.- półelf przyniósł pled i wino w butelce. I nic więcej. Uśmiechnął się lubieżnie i rzekł.- Nie będzie ci przeszkadzać picie z gwinta?
Kathil zabrała butelkę z jego rąk i wypinając lekko pupę pochyliła się by się napić wina z butelki.
- A tobie? - zakręciła wypiętymi pośladkami.
- Co mi? -mruknął Jaegere zaborczo chwytając za pośladki dziewczyny i sprawdzając zachłannie ich sprężystość. Ubrany w obcisłe spodnie i białą koszulę wyglądał jak romantyczny kochanek, ale spodnie, nawet w mroku nocy nie mogły ukryć jego reakcji.- Samolubnie stwierdzę, że tęsknię za twoimi usteczkami, w strategicznych obszarach.-
- Czy nie będzie przeszkadzać jak będę pić z gwinta - ponownie obejmując ustami szyjkę butelki tym razem dużo bardziej sugestywnie. - A jakie to obszary? Pokażesz?
- Pokazać… czy poprowadzić twoje dłonie?-wymruczał do ucha Kathil, sam jednocześnie sięgając dłonią do przodu i sugestywnie muskając palcami bieliznę kochanki. Wiedział czego szuka i kciuk stanowczo zataczał kółeczka po wybranym przez nieco celu. Jaegere już bardzo dobrze znał jej ciało, co powodowało, że wiedział gdzie ją dotknąć by poczuła przyjemność i coraz bardziej wiedział… jak.
Sapnęła zdradzając się zbyt szybko:
- Jeśli tęsknisz za mymi ustami to pokaż… - odwróciła się by sięgnąć jego ust. - Tu? - spytała z psotliwą minką małej dziewczynki przeczącej ponętnemu strojowi.
- Nie jestem aż tak cnotliwy… by chodziło o ten… obszar.- ale i tak skusił się na jej usta. Wodził wargami po jej policzku, po czym językiem smakował kropelki alkoholu na jej wargach. Dłońmi pochwycił za zdobione klejnotami ramiączka i zsunął je delikatnie drżącymi dłońmi w dół, by całkiem oswobodzić jej piersi od ciężaru klejnotów.
- Nie? - wyszeptała drażniącym szeptem całując wargi kochanka i pozwalając mu rozebrać ją z ozdób. - To gdzie.. tu? - zsunęła pocałunki na jego szyję i tors, który obnażała powoli rozpinając koszulę.
-Cieplej…- westchnął półelf, sam delektując się odkrytymi krągłościami kochanki i masując je leniwymi acz stanowczymi ruchami dłoni. Przymknął oczy skupiając się na jej dotyku i sam… podobnie przyjemnymi muśnięciami budząc przyjemne doznania w ciele Wesalt. Był dobry… i podstępny w bardzo przyjemny sposób, gdy jego kciuki ocierały się o jej napięte szczyty piersi. I bezpruderyjny co pozwalało wszak im obu eksperymentować w zabawie.
- Mmmmmm - przesunęła się za jego plecy by ściągnąć koszulę i przycisnąć do jego ciała kąsając lekko skórę w okolicy łopatek. Dłońmi zaś wyciągała poły koszuli zza paska spodni by nagle leciutko przesunąć palcami po jego podbrzuszu.
- Tu? - spytała ocierając się piersiami o obnażoną, ciepłą skórę jego pleców.
- Muszę przyznać że jesteś coraz bliżej…- mruknął Jaegere, wodząc palcami po skórze przedramion kochanki i nie zamierzając jej przeszkadzać w badaniu swego ciała.
Całując i kąsając ramiona i plecy kontynuowała zatem rozpinanie spodni i eksplorację tego, co też one skrywały.
- Tak? - spytała drażniąc ukryty skarb półelfa - Czy jednak wolisz usta i … język?
- Stawiasz mnie przed trudnym dylematem… acz mile wspominam naszą rozmowę w ogrodzie… tą pierwszą.- szepnął cicho, gdy zwinne palce Kathil sprawdzały czy jej ogier jest gotów do hasania. Był, twardy nieustępliwy pogromca… kobiecych… “serduszek”. Ale czy miała teraz ochotę obejmować go ustami? Czy też może lepiej skłonić Jaegere do wykorzystania go w bardziej… przyjemny dla niej sposób?
- Aaaa słodkie wspomnienia - mruknęła Kathil - ale wtedy… musiałeś mnie złapać. - ponownie zagrała palcami lekko na podbrzuszu i męskości półelfa by pod nosem wypowiedzieć zaklęcie niewidoczności. Ostatni wers wypowiedziała odsunąwszy się wcześniej od Jaegere.
- Jesteś straszna…- mruknął zamykając oczy i wsłuchując się.- Ale tym razem mógłbym zawołać moją przewagę… Czarownika na mych usługach. Niestety pewnie musiałbym się po wszystkim podzielić złapaną nimfą?
Bardka powolutku niemalże bez oddychania odsuwała się od półelfa. Wiedziała, że głos naprowadzi go natychmiast na jej trop więc nie odpowiadała.
Lubiła się z nim droczyć. Bardzo.
Poruszył się w jej kierunku powoli i złowieszczym tonem… cóż, w jego mniemaniu, złowieszczym tonem pogroził.- Jak cię złapię to pochwycę cię mocno lisiczko i posiądę równie mocno za karę.
Odsunęła się ponownie na kilka kroków by oddalić się. Potem w bok i dalej by zmylić pościg.
- Najpierw…. musisz… mnie… złapać…. - wymruczała chowając się za krzakami róż.
- Też prawda….- wymruczał półelf podążając ostrożnie za jej głosem, delikatnie zbliżając się do kwiatków i kalecząc palce prawej dłoni o kolce. Otworzył oczy i rozejrzał się.- Może więc jakieś negocjacje, co?
Przeszła za krzak po przeciwnej stronie:
- Pozbądź się ubrania? - zaśmiała się cicho uciekając dalej.
-Tooo… zgoda…- Jaegere otworzył oczy, jego dłonie wylądowały na jego twardych pośladkach, którymi zaczął powoli i nęcąco kręcić na oczach dziewczyny. Jeszcze nie zabierał się za rozbieranie, ale już zaczął nucić.
- O la la! - mruknęła Kathil - to mi się podoba! - zatrzymała się w pół kroku.
Powoli biała koszula zsuwała się w dół odsłaniając jego plecy, nie wiadomo kiedy strącił ją z ramion, ale teraz opadała wzdłuż ramion w dół, gdy Jaegere nucił zmysłowo kręcąc pośladkami.
- Powinno… potrafię zjawiskowo tańczyć… sam.- mruknął na moment przerywając pieśń.
- Mmmmm co jeszcze potrafisz...sam? - spytała dusząc chichot.
- Może..- dłonie mężczyzny pieściły jego skórę brzucha i pleców, gdy zwinnie samym nogami pozbywał się butów ze swych stóp. Wypinając przy tym prowokacyjnie krągłości swego zadka… prosto w kierunku gdzie niedawno słyszał jej głos.- A co ty dasz w zamian?
- Usta zgodnie z życzeniem… tak jak pierwszej nocy… Mmmm lubię tę pupcię. - zachichotała.
- Powinnaś…- zaśmiał się cicho Jaegere, nadal kręcąc tyłkiem zachęcająco. Oswobodziwszy się z butów, zabrał za rozpinanie spodni czemu towarzyszyły ruchy bioder.. energicznie wychylenia w przód i w tył. Jednoznacznie kojarzący się ruch, któremu powoli towarzyszyło osuwanie się ciasnego materiału spodni i odsłanianie przepaski biodrowej, która unosiła się znacząco pod wpływem ukrytego sztyletu półelfa.
Kathil wyprysła ze swej kryjówki nagle popychając Jaegere na ziemię ze śmiechem i przeturlała się wtulona w ciało kochanka.
- To było za wiele! Za wiele kuszenia! - sięgnęła ustami jego ust i dłonią napiętej broni.
- Masz cudowne paluszki.- mruknął drapieżnie przyciągając jej głowę do siebie i całując namiętnie i zachłannie. Spragniony i gorący...jego skóra była bardzo ciepła, a ów obiekt czułości palców Kathil napięty niczym..struna. Nie. Złe określenie…. niczym taran gotowy do szturmy. Twardy obiekt pożądania. Wesalt znała go i wiedziała jak sprawnie Jaegere go używa.
- Zaraz zamienię je na coś innego - Kathil zaczęła osuwać się po ciele Jaegere zostawiając szlak pocałunków i liźnięć powoli kierując się ku mieczowi półelfa. W końcu spełniła swą obietnicę, otulając jego naprężony, gorący oręż ustami i rozpoczynając słodkie tortury.
Był w jej władzy...ciepły i delikatny pod muśnięciami jej języka, rozpalony i drżący… oplótł jej kark nogami, dłońmi głaskał po głowie.. gdy jego oręż wynurzał się i zanurzał w słodkiej otchłani jej ust. Był co raz bardziej gotów, coraz bardziej drżący… by złożyć jej hołd. Jej urodzie i pożądaniu, bo ta “opuchlizna”... była dziełem jej urody.
Kathil doprowadziła go do samego szczytu poruszając ustami i drażniąc, zmuszając go do głośnego wyrażenia swej rozkoszy, którą przyjęła z zadowoleniem.
Gdy leżał zniewolony i rozleniwiony pieściła ustami jego uda i podbrzusze:
- Tooooo czego nie wiem o tobie jeszcze mój miły Jaegere?
- Och wielu rzeczy… ale zauważyłem, że ja zdecydowanie wiem mniej o tobie niż ty o mnie.- półelf usiadł, a jego dłonie wplotły się w jej włosy.- A teraz moja kolej… rozkoszowanie się twym ciałem… na zagranie nim jak na rozkosznym instrumencie.
- No to pytaj… za jedno pytanie ja zadam dwa. Odpowiadamy szczerze - zaśmiała się i podsunęła do góry układając się całym ciałem na półelfie.
Chwycił ją za ramię i obrócił… znalazła się plecami na kochanku. I poczuła jego dłonie… jedna sprawdzała drapieżnie sprężystość jej biustu. Druga wślizgnęła się między jej uda, szukając znajomych punktów do masowania.
- Co wiesz o swojej rodzinie baronesso? Pamiętasz ją może? Kto wie czy nie masz sióstr, braci… nie myślałaś o odszukaniu ich?- zamruczał wprost do jej ucha, po czym i ten fragmencik jej ciała zaczął pieścić wargami i językiem.
- Nie pamiętam… - poddawała się pieszczotom i droczącym ruchom palców nie mając jak odwdzięczyć się. Wyprężyła się na ciele Jaegere wplatając dłonie w jego włosy i po omacku szukając ust. - I nie… nie myślałam…
- A czemu cię interesuje moja rodzina? Ty masz rodzeństwo?
- Tak. Mam brata… bliźniaka.- wyjaśnił cicho i cmoknął delikatnie jej usta, palcami mocniej poruszając między jej udami, muskając wrota jej rozkoszy, wszak już gotowe do podboju… i spragnione zdobywcy.- Byłem… ciekawy.- jego dłoń robiła się brutalniejsze, gdy ów masaż jej piersi przybierał bardzo na intensywności. Ściskał raz delikatnie, ale częściej mocno… co pomagało rozgrzać jej ciało podczas chłodów tej nocy.
- Hmmm bliźniaka… pracujecie ….razem? - jęknęła przeciągle w usta Jaegere - Jak ...cię… rozpoznam?
- Nie rozpoznasz…- zaśmiał się cicho Jaegere.- Mój brat nie przebywa w Sembii, nie pracuje ze mną. Nie chce mieć nic wspólnego. Zresztą… on jest delikatny i obecnie jest.. - zaśmiał się cicho sięgając odważnie głębiej w jej wrota rozkoszy i stanowczo poruszając palcami podobnie jak mocno ściskał jej piersi, jakby chciał wycisnąć z nich nektar. Drżąca i pieszczona przez kochanka Kathil czuła też, że jej półelf nabiera na nią ochoty, gdy mimowolnie ocierała się o niego pupą wijąc się pod jego pieszczotami.-... członkiem haremu pewnych kupców w… Calimshanie. Osobistą zabawką obojga małżonków. I jest szczęśliwy.
Sięgnęła między swe uda by podrażnić napierającą na jej pośladki męskość Jaegere.
- A Ty tęsknisz za… nim - ostatnie słowo wykrzyczała, gdy palce półelfa trącały nuty rozkoszy głęboko w jej ciele.
- Troochę…- mruknął Jaegere coraz bardziej pobudzony co czuła Kathil gwałtownie sama drżąc od ruchów palców półelfa między swymi udami.- Trochę… czasem pisze list.
Cmoknął usta dziewczyny dodając.- Jaka pozycja... teraz… cię kusi?
Bardka naprowadziła oręż Jaegere i powolnym ruchem bioder nasunęła się na nią. Po czym powoli usiadła i przechyliła. Kontynuując powolne ruchy zaczęła ujeżdżać Jaegere odwrócona do niego plecami. Z ciałem wygiętym w łuk i wypiętymi pośladkami, odwróciła twarz:
- Ty też byłeś w haremie?
- Tttak.. bbyłem… w Akhatli… jako seksualny niewolnik…- półelf uniósł się do pozycji siedzącej.. z trudem. Jego dłonie zacisnęły się drapieżnie na kusząco podskakujących piersiach Kathil, która poruszała się gwałtownie na kochanku próbując wydusić z niego doznania i pozwolić się przeszywać jego twardą obecnością. Raz za raz rozkoszując się tym faktem i płynącymi z niego doznaniami.
- I … jak… się… uwolniłeś? - Kathil ledwo co kontrolowała swoją rozkosz prowadząc zdecydowanie i bezlitośnie Jaegere wraz ze sobą ku szczytowi.
- Zosstaaałeeemm… uwooolniooony z offertąąąą praaacy… móóóój braaat… lubbbiił swą roobotę.- wydyszał z trudem półelf mocniej ściskając jej piersi i więziąc w swoich dłoniach, każdy ruch bioder Kathil czynił go wyraźniejszym w jej doznaniach. Każdy gwałtowny ruch jej bioder doprowadzał ich na szczyt… aż z jękiem głośnym i swobodnym Jaegere oddał trybut swej kochance… dowód jej kunsztu wypełniający ją.
Sama Kathil wykorzystała jeszcze chwilę namiętności by samej dobić do brzegu i opadła na półelfa z jękiem rozkoszy na ustach.
- Jak mu na imię? - wydyszała.
- Helvenir… acz teraz jest znany, jako “Kwiat dwóch nocy”... czy też “Miecz o dwóch ostrzach”...- zamyślił się Jaegere.- Czy jakoś tak… ich rodzimy język jest trudny.
- Romantycznie… - uśmiechnęła się Kathil przekręcając by wtulić się do boku półelfa - A czemu nie chce mieć z tobą nic wspólnego?
- Nie pochwala moich wyborów… Jest delikatny. Ubiera się w… jak to określił mój znajomy: jak kobieta gdyby była mężczyzną.- wyjaśnił Jaegere tuląc dziewczynę do siebie.- Brzydzi się przemocą, mdleje na widok krwi.
- To w takim razie dobrze, że trafiłam na Ciebie - pocałowała policzek kochanka - Wracamy do pałacu? Robi się chłodno… a tam ...wygodne łoże w mej komnacie.
-Chodźmy więc…- wymruczał głaszcząc ją po pośladku.- Wygodne łoże i inne wygodne meble.
- Zgadza się - podniosła się wyciągając dłonie do mężczyzny. Wtuliła się w niego, i oboje osłonięcu pledem ruszyli do posiadłości.
 
corax jest offline  
Stary 24-03-2016, 18:57   #84
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Poranek był przyjemną pobudką, ale też składał się z serii pożegnań. Najpierw musiała pożegnać Jaegere, który wraz ze swą drużyną wracał do Ordulinu na chwilę, a potem wyruszał na południe Sembii, dopilnować “przesyłek” które miały do niego dotrzeć drogą morską. Ale został na śniadaniu i dopiero po nim wyruszył. Podobnie jak Yorrdach, który wyceniwszy swą pomoc dość wysoko za pomocą kilku magicznych cacuszek również udał się do Ordulinu.
Niemniej przy księgach zostawił list z ich wyceną i przestrogą, że nie tak łatwo będzie je sprzedać. Zainteresowane nimi osoby, bowiem rzadko śmierdziały groszem. Niemniej jedna księga była warta aż dziesięć, a druga dwanaście tysięcy szlachciców.

Saskia czuła się już lepiej. Na tyle dobrze zresztą że przejęła władzę w dworku i praktycznie rządziła służbą i strażnikami posiadłości. Spowodowało to na początku kilka spięć pomiędzy ochmistrzynią i półelfką, ba… ich głośne kłótnie roznosiły się echem niemal po całym budynku. Na szczęście dość szybko doszły do zawieszenia broni, a potem do konsensusu i podziału wpływów. Kathil nie musiała więc robić za mediatorkę. Nie miała zresztą czasu na to… i ochoty. Zajęta bowiem była czym innym.


Dostrzeżono ich dość szybko. Dwie konne sylwetki. Jedna masywna w ciężkiej zbroi. Druga szczuplejsza, niższa. Okryty skórznią tors, kaptur okrywający twarz. Potężny rycerz z giermkiem. Nad nimi latający drapieżny ptak. Obaj uzbrojeni w miecze, choć ten dyndający przy pasie giermka wydawał się zabawką w porównaniu z wielkim mieczem czarnego rycerza.
Twarze obu wojaków okrywały kaptury, choć rycerza akurat duży kolczy i tylko on nie zsuwał go ze swej głowy. Bo giermek swój odsunął na widok zbliżającej się Wesalt.


Ortus! Inny niż go pamiętała. Zmężniał nieco, wydoroślał i… miał bliznę na prawej stronie oblicza.
Kathil miała całe popołudnie na swego wybranka. Wieczór musiała jednak podzielić pomiędzy dwie kobiety.

I w tym celu musiała wrócić do Ordulinu. Najpierw była restauracja “Złocisty kwiat Shaar”. Eksluzywny przybytek do którego baronessie uprzejmie acz stanowczo… odmówiono wstępu. Dopiero gdy wspomniała, że ma się tam spotkać z Lisandrą Voltrie została wpuszczona do przybytku i przyznano jej status gościa, co oznaczało… że tylko dziś może korzystać z uroków tego snobistycznego grajdołka.


Kathil musiała przyznać, że to miejsce miało swój urok. Całkiem ładny wystrój wnętrz, obsługa gustownie ubrana i zawsze miła oku. Muzykanci z najwyższej półki, potrawy smaczne… acz nie do końca w guście Wesalt. A inny goście karczmy, kulturalni i wysublimowani w swym słownictwie nadawali temu miejscu posmak elitarności. I snobizmu. Co prawda połowa z nich nie mogła się poszczycić żadnym tytułem, a druga połowa prawa do swoich zyskała w równie “ciekawych” okoliczności co Wesalt swój. To jednak wszyscy zachowywali się jakby byli co najmniej książętami od siedmiu pokoleń.
Wszyscy poza Lisandrą, która nadal była uprzejmą i sympatyczną osóbką, jaką Kathil poznała w sypialni i poza nią.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 11-04-2016, 20:40   #85
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Poranek bardki okazał się słodko-gorzki.
Przebudzenie w ramionach Jaegere było rozkoszne i stawało się nieco uzależniające. Kathil pomyślała, że w zasadzie to dobrze, że się rozstają. Inaczej groziłoby jej widmo zadurzenia lub popadnięcia w zależność od swojego kochanka. A na to nie miała ani ochoty pozwalać ani sobie ani też jemu. Niemniej jednak tuż po śniadaniu, gdy wychodzili z sali, przyznała cicho wprost w szpiczase ucho:
- Będę za tobą tęsknić - muskając jego płatek ustami. - Masz o siebie dbać - dorzuciła z uśmiechem by szybko pokryć moment słabości.
- Też będę za tobą tęsknił, ale wiesz… wrócę z prezentem.- mruknął czule tuląc dziewczynę do siebie.- ...Niespodzianką.
- Prezent nie dla mnie. - zrobiła nieco nadętą minkę kokietki - Ale wracaj prędko. Będę czekać z przyjęciem w mej kamienicy. I też będę mieć dla ciebie prezent. - dodała z krzywym, kuszącym uśmiechem muskając palcem czubek nosa Jaegere.
- Jeden nie dla ciebie… i jeden dla ciebie. Dwa.- mruknął tajemniczo Jaegere z łobuzerskim uśmiechem.
- Hmmmm - Kathil mruknęła nieco pocieszona obietnicą “prezentu” - No dobrze. W takim razie, pozwalam Ci jechać - dodała z miną królowej. Odwróciła się też do Eltanusa by i jego pożegnać nieco cieplej niż innych. Zmusiła go do pochylenia się nieco i nadstawienia policzka.
- Uważaj na niego. I na siebie. - uśmiechnęła się do maga.
- Możesz być tego pewna pani.- rzekł kurtuazyjnie Eltanus. Jaegere cmoknął jeszcze w czubek nosa Kathil i ruszył. A gdy opuścił wraz ze swą drużyną pałacyk, pani Percy ośmieliła się wspomnieć, że i ją odwiedzały takie słodziaki, w antycznych czasach gdy była piękna i młoda… po czym westchnęła.- … i głupia niestety. Trzeba było ich do loszku wtrącić i zatrzymać na starość.
Kathil zaśmiała się:
- Co też pani opowiada, pani Percy. Toż to w loszku oni by pomarszczeni i siwiuteńcy szybko byli. Daleko by im było do przystojniaków ze wspomnień. Ale… może w Ordulin kto się znajdzie?
- Z wiekiem obniżają się standardy moja droga.- zachichotała Percy.- Poza tym wtedy uderzał do mnie elf w konkury, a one są jak przetwory w słoikach, długo nie tracą świeżości.
Zgięta w pół ze śmiechu, Kathil poklepała dłoń ochmistrzyni:
- Musi mi pani o nim opowiedzieć. Musiał być nielichym szują, co?
W duchu przyrzekła sobie wspomnieć o tym porównaniu Jaegere.
- Nie. Były śliczny jak z obrazka, niezbyt rozgarnięty, miał cudne niebieskie ocza i wielkiego… noo.. hojnie go matula go obdarzyła.- zaśmiała się Percy.- Tylko musiałam biedaka nauczyć “szermierki”, ale warto było.
- I co się stało? Długo razem byliście?
- Dopóki się jego matka nie dowiedziała i nie odcięła go od rodzinnych funduszy.- rzekła rozdzierającym tonem Bartolomea z łobuzerskim uśmieszkiem na obliczu.- Wtedy bowiem była porządną dziewczyną i się ceniłam. Tak… z 250 do 300 szlachciców za noc.
- Oh to musiało być przykre. I dla niego i dla Pani. Chociaż stawiam, że on tęsknił nieco bardziej, niż pani. - zaśmiała się Kathil powoli drepcząc do swego gabinetu. - Będę potrzebowała posłańca. Za jakieś pół godziny. Do Ordulinu. - uprzedziła Bartolomeę.
- Zaraz się kogoś podeśle.- zapewniła ochmistrzyni i podreptała do swoich ulubionych zajęć: poganiania służby i gapienia się na spoconych pomocników ogrodnika.
Kathil zaś udała się do gabineciku by odpisać swemu byłem zleceniodawcy, że jest zainteresowana udzieleniem pomocy i jego przyjacielowi. W końcu przyjaciele jej przyjaciół są i jej przyjaciółmi. Wskazała na dzisiejszy wieczór po zmierzchu przy fontannie daru Istishii. A poza tym grosza nigdy dość. Zapieczętowała liścik i oddała posłańcowi z przykazaniem, by zaczekał na odpowiedź.



Gdy po raz kolejny czytała pismo od Condrada, służba powiadomiła ją o szykowanym odjeździe Yorrdacha. Pospieszyła więc by porozmawiać z magiem przed jego wyjazdem.
Gdy się do niego zbliżała, dostrzegła obręcz na jego głowie oraz drewniany kostur którym Yorrdach się podpierał. Nekromanta uśmiechnął się na jej widok i skinął głową na powitanie.
-Nie musiałaś mnie żegnać, wszak nie wyjeżdżam daleko.
- Oj tam, jesteś w statusie gościa. Nie mogłam się nie pożegnać … dzisiaj. - uśmiechnęła się przyglądając się mu - Wyglądasz niezwykle…. godnie i statecznie z tym kosturem. - mruknęła obchodząc go wokół.
- Cieszy mnie iż ci się taki podobam… czyżbyś nie ufała staremu przyjacielowi?- zapytał żartobliwie.
- Czemu tak sądzisz?
- Bo wyglądasz jakbyś czegoś szukała.- stwierdził w odpowiedzi nekromanta.
- Hmm.. jestem nieco zaskoczona… - przyznała Kathil. - … spodziewałam się, że zabierzesz w “cenie” znacznie więcej… - stanęła przed magiem i popukała się na policzek - Co jeszcze zabrałeś? - uśmiechnęła się słodko.
- No… jak możesz mnie tak oskarżać!- oburzył się bardzo nieszczerze czarodziej.- Narażałem dla ciebie moje życie i zdrowie i… w ogóle. Oczywiście że wziąłem tylko to co mi się należało i nic więcej.
- Czyli co dokładnie? - spytała Kathil wyciągając dłoń wnętrzem do góry i pukając w nie palcem drugiej dłoni.
- Och nie bądźmy drobiazgowi. To takie mało ważne detale.- westchnął polubownie mag.
- Yorrdach! - Kathil zmarszczyła brewki i tupnęła stópką - Właśnie dlatego prowadzimy tę rozmowę. Za każdym razem. - ponownie postukała w dłoń. - Co jeszcze?
- Ale ty jesteś… niemożliwa - westchnął czarodziej i wsadził sobie dłoń w spodnie poruszając nią.- Kurcze… chyba utknął.
Bardka nie skomentowała nadal stojąc bezczelnie wpatrując się w maga.
- Dobrze będzie jeśli tylko jeden.
- No… tylko jeden… jużżż… zszedł. - dłoń została wysunięta i Yorrdach z miną zbitego pieska wręczył dziewczynie pierścień.
Zanim ujęła pierścień sięgnęła po chusteczkę:
- Jeszcze jakieś? - próbowała przełknąć uśmieszek.
- Nie masz do mnie za grosz zaufania.- odpowiedział z wyrzutem czarodziej i znowu zabrał się za grzebanie w spodniach wydobywając z nich amulet w postaci broszy.
- Sam sobie grabisz na ten brak zaufania jeśli chodzi o zapłaty - fuknęła bardka - mogłeś przecież pomówić o tym prawda?
- Mogłem mogłem… a ty byś mnie przegadała i przekabaciła jak zawsze. Mam do ciebie słabość i gdybyś była chłopcem to… słałbym ci miłosne liściki. Taka jest smutna prawda.- westchnął Yorrdach dodając po chwili.- To już naprawdę wszystko.
- Och nie bądź taki… Liściki słać mi możesz niezależnie. - uśmiechnęła się ciepło - A powiedz… kiedy będzie to twoje przyjęcie urodzinowe? - zawinęła broszę i pierścień w chusteczkę i poprowadziła maga do wyjścia.
-Jak zwykle za… hmmm… przez ten cały cyrk z wujami straciłem poczucie czasu. Wychodzi na to że za cztery dni, a ja jeszcze nie poczyniłem przygotowań.- stwierdził z wyraźnym zaskoczeniem Yorrdach.
- Och! - Kathil lekko się zmartwiła - … no to koniecznie musisz zacząć. Będziesz wyprawiać je u siebie? Jak myślisz? - w myślach zaś kalkulowała na szybko, ile czasu potrzebowała magiczka Achminy.
- Małe przyjęcie dla wybranych osób. Nie mam zbyt wielu żywych przyjaciół. O dziwo nieżywych mam jeszcze mniej.- westchnął rozdzierająco Yorrdach.
Bardka stwierdziła, że musi zatem załatwić kilku miłych chłopców, gdyby Viralae jednak się nie udało.
- To czekam na informację gdzie i o której? - cmoknęła maga czule w oba policzki odstawiając go do karocy. - Na pewno przyjęcie będzie wspaniałe i będziesz się doskonale bawić. Przywiozę oczywiście twe ulubione wino.
- Będzie jak zawsze, trochę wina trochę gadania trochę narzekania… Logan się ulotni przy pierwszej nadarzającej się okazji.- zaśmiał się mag i pożegnał z dziewczyną.


Zaś ona sama wpadła jak burza do posiadłości by szybko napisać dwa listy. Jeden do Achminy, drugi do Viralae. Oba podobne w treści, z prośba o pomoc Viralae w przygotowaniu prezentu dla przyjaciela. Termin za 4 dni, miejsce Ordulin. Wyraziła swą wdzięczność dla Achminy za tymczasowe “użyczenie” umiejętności Viralae. Prosiła też o pilną odpowiedź, gdyż czas się liczy.
Chciała mieć pole manewru gdyby jednak Achmina się nie zgodziła.
Po kilku minutach od odpisania wpadł do pokoju sługa po jej listy, ale też z wieścią że do posiadłości zbliżają się konno: rycerz i panicz Ortus.


Kathil rzuciła się do wyjścia. Potem zatrzymała i dla odmiany rzuciła do lustra.
Sprawdzić włosy, makijaż, poprawić barwiczkę na ustach, osunąć nieco bardziej gorsecik, poprawić dekolt, spryskać lekko perfumą i ruszyć.
Truchtem.
Z bijącym sercem.
Ruszyła Leonorze i mężowi biegiem na przeciw, przytrzymując poły sukni na przedzie w górze, by nie przeszkadzały w biegu.
Stęskniła się z młodym mężem, mimo, że ich rozłąka nie trwała zbyt długo.
Ortus na jej widok się uśmiechnął i... odruchowo odsunął mówiąc. - Kathil… jestem prosto z drogi, brudny i śmierdzący koniem.
Zmężniał odrobinkę, wydawał się bardziej spokojny i stanowczy i ta blizna dodawała mu drapieżności.
Stojąca obok paladynka spojrzała na Ortusa i na Kathil mówiąc.- Przepraszam… no… ostrze mi się omsknęło podczas treningu.
- No to co z tego… - mruknęła nieco rozczarowana oglądając młodzieńca i sprawdzając czy cały i nic mu nie jest. Mimo, że doskonale wiedziała, że jest w jednym kawałku. - Zaraz do sauny służbę poślę… tak? - spytała gryząc się na koniec w język, by nie podkopywać nowonabytej pewności siebie chłopaka.
- A z tobą - zaczęła groźnie do Leonory, marszcząc brwi - też się mam nie witać? - uśmiechnęła się rozpogadzając.
- Nie jestem pewna czy zdołasz…- upiorny chichot wyrwał się spod kaptura, gdy Wesalt została zaborczo opleciona w pasie rękami swego męża, a jego usta muskały jej policzek, szyję, płatek uszny gorącymi pocałunkami. Gdzieś pomiędzy nimi dotarł do niej szept Ortusa.- Uroczo pachniesz.-
A on rzeczywiście cuchnął potem, skórą, koniem… tworząc tą samczą mieszankę woni, która jednak dodawała młodzikowi i dzikości i samczego uroku.
- Stęskniłam się za tobą - Kathil objęła Ortusa za szyję i wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi, napawając się jego bliskością i nietypową dla niego mieszanką zapachów. Nietypową lecz pasującą do niego jak ulał. Pocałowała go mocno obejmując twarz obiema dłońmi. Wspięła na palce i ucałowała też bliznę:
- Witaj w domu, kochany. - wymruczała mu cicho do ucha.
- Śniłaś mi się każdej nocy…- odparł Ortus i pocałował ją namiętnie tuląc jeszcze mocniej do siebie.- … stęskniłem się również, moja kochana żonko.
Po czym stropił się najwyraźniej i zaczął niezdarne próby uniesienia jej w ramionach.
- To dobrze - uśmiechnęła się dziewczyna - tak powinno być - ukąsiła lekko jego dolną wargę. - Mam ci wiele rzeczy do poopowiadania.- pozwoliła się unieść Ortusowi i ruszyć przez drzwi pałacyku, po drodze wydając rozkaz przygotowania sauny i wanny dla Leonory.
Ortus ruszył z nią w kierunku ich komnat zerkając to na dekolt jej sukni, to twarz ukochanej.- Ja też.. to był… koszmar. Chyba jednak bohaterskie działania nie są dla mnie i nie chcę cię opuszczać na tak długo. Jego spojrzenie już rozbierało ją wzrokiem, a sądząc po lekkim drżeniu z niecierpliwości bynajmniej na spoglądaniu się nie miało skończyć.
Wesalt wylądowała pupą na małżeńskim łożu, na które Ortus się wdrapał całując jej usta, szyję i dekolt.- To było naprawdę męczące.. ciągła jazda, spanie, treningi i te wiejskie dziewoje… chichoczące i chwalące się wielkimi… i niczym poza tym. I jeszcze te występy…
- Nie podobały ci się wielkie biusty? - Kathil zaczęła rozpinać skórzaną kurtę Ortusa - I co z występami nie tak?
- Musiałem w nich uczestniczyć… i robiłem za błazna. Ponoć dla własnego bezpieczeństwa.- odparł młodzian rozwiązując wiązania gorsetu sukni Wesalt i wodząc językiem po skórze jej dekolt… tworzył własne szlaki muśnięciami czubka języka mrucząc.- Ale myślę, że to ta gnomka robiła sobie ze mnie żarty.
- Byłeś na pewno doskonały w przedstawieniach - powiedziała Kathil próbując zachować powagę - chociaż podejrzewam, że masz nieco racji. Karriake …. jest specyficzna. - zachichotała wesoło zdzierając z męża wierzchnie odzienie i zabierając się za koszulę. - A czegoś udało się wam dowiedzieć?
- Karriake zaprzyjaźniła się z dziedziczką zamku. Młodzian zaś był bufonem.- mruknął Ortus półnago klęcząc nad dziewczyną.- Chciałem żeby dała mi list do ciebie, ale stwierdziła że woli przekazać ustnie tego co się dowiedziała. Ich majątek jest niezbyt imponujący, choć zadbany… Nie mają długów, ale za wiele ziemi też nie mają.
Ostrożnie wydobył półkule piersi Wesalt spod dekoltu i ocierając je o siebie zaczął ugniatać i całować je… bawiąc się nimi niczym mały chłopiec.
- A dużo osób pilnuje młodych? - mruczała Kathil poddając się pieszczotom-zabawom Ortusa i w końcu zdzierając z niego koszulę. Sięgnęła do pasa spodni.
- Noooo… nie aż tak wielu. Solidna załoga zamku, typowi… strażnicy.- nachylił się nieco utrudniając i ubarwiając zarazem zadanie Wesalt. Bawiąc się jej piersiami i całując je Ortus zasłonił jej pole widzenia i dziewczyna musiała oprzeć się na dotyku...i satysfakcją stwierdziła, że Ortus odczuwa wielką tęsknotę… i bardzo twardą zarazem.
- A tu… - wciągała powietrze za każdą pieszczotą młodziana - … było krwawo. Ale… wujowie nie żyją. Mam parę - majstrowała przy spodniach by ostatecznie po niejakich wysiłkach rozplątać ich zapięcie - rzeczy po nich - ujęła tęsknotę męża bezpardonowo w dłoń. - jeśli chcesz zobaczyć zanim je sprzeee dammm.. yyy - mruknęła.
- Kupiłam też …. - poruszyła dłonią pieszczotliwie - kamienicę w Ordulin. Chcesz zobaczyć?
- Nie… żyją?- zamarł na moment Ortus i drapieżnie zacisnął dłonie na jej krągłych piersiach, pod wpływem pieszczoty palców.- Nie wiem czy cię ucałować.. czy… dać klapsa. Karr… iaaake sugerowała, że mogłoby ci się to spodobać. Te klapsy… na pupę…
Spojrzał wprost w oczy Kathil nachylił się i cmoknął.- Nie wiem… w tej chwili… myślę tylko o tym… że chcę rozerwać.. twoją rozszarpać.
- Rób co chcesz kochanie… - podrażniła ponownie jego męskość z dzikim uśmiechem - … to twój powrót do domu. I to jeszcze z bliznami! - uśmiechnęła się i pocałowała go na zachętę.
Zaczął się więc szarpać z jej suknią i podwijać ją gdy zamiary… przegrały z możliwościami. Może i był teraz dzikim barbarzyńcą w głowie, ale nie w muskułach… Niemniej na oślep wymacał bieliznę swej żony i zaczął zdzierać ją. Ta jednak była droga i delikatna przez to i szybko zaczęła się rozrywać, co rozpalanemu przez zwinne palce Kathil młodzianowi było na rękę.
Kathil poddała się jego “dzikości” w między czasie rozpinając gorset pospiesznymi ruchami.
Dobrze było go mieć koło siebie, nawet jeśli… pachniał intensywnie.
- Ty dzikusie - mruknęła słysząc pękający materiał.
Ortus rozchylił władczo jej uda i opadł na nią, biorąc ją w swe posiadanie gwałtownym sztychem. Jęknęła odruchowo i uniosła lekko nogi, zauważając za zaskoczenie wiszące n udzie resztki garderoby. Młodzian zaczął całować jej usta, szyję piersi, kolejnymi ruchami przeszywając jej ciało przyjemnymi doznaniami i dociskając ją do łoża swym ciężarem. Było to i nieporadne nieco i bardzo prymitywne… zarazem. I zmysłowe. I łechtało jej próżność. Ortus bowiem niewątpliwie się stęsknił.
W chwili rozkoszy wykrzyczała jego imię tuląc się do niego i przyciskając ciało małżonka do siebie ciasno.
Rozleniwiona okryła jego twarz pocałunkami odsuwając dłuższe loki ze skroni.
- Kąpiel - zaśmiała się wcale nie ruszając się spod jego ciała.
- Przepraszam.-mruknął Ortus wtulając głowę w piersi dziewczyny.- To nie tak miało być… Tylko bardziej… no… żebyś poczuła się jak księżniczka. Wielbiona. A rzuciłem się na ciebie jak byle chłop z plebsu.
- A ja nie żałuję. - pogładziła jego głowę - Lubię jak rzucasz się na mnie jak chłop z plebsu. I jak mnie wielbisz i jak zatracasz się. Lubię się z tobą kochać, po prostu. - mruczała cicho pieszczotliwie przesuwając palcami po skórze na jego plecach.
- Naprawdę?- mruknął młodzian delikatnie muskając szczyt piersi dziewczyny.- I wykąpiesz się ze mną… i zrobimy to w wannie… nadal mam na ciebie dużą ochotę, wiesz?
Wiedziała, czuła jak ta ochota w niej rosła, bowiem byli nadal połączeni.- Nad skarbami to się pomyśli, potrzebujemy je sprzedać od razu? Kupcy wyczują okazję i nie dadzą dobrej ceny.
- Naprawdę - potwierdziła zdecydowanie - Wykąpię i zrobimy - pokiwała głową by pocałować go czule lecz z namiętnością. - Nie musimy sprzedawać wszystkiego na raz. Ale przydałyby się rezerwy gotówki. Po wizycie wujów i zakupie nieruchomości… no po prostu przydałby się. Jutro pokażę Ci księgi. - poruszyła się pod nim.
Ortus jęknął cicho… zadrżał i wysunął się z niej ostrożnie siadając między jej nogami.- A co z tą posiadłością? Kto będzie w niej mieszkał? Kto będzie mieszkał tu? A kto… w moim rodzinnym zamku? To sporo budowli do obsadzenia.
- Na teraz w zamku obsadziłabym Condrada - Kathil przeciągnęła się rozpustnie na jego oczach przesuwając dłońmi po swym brzuchu - Tutaj my, a w Ordulin będziemy bywać. A poza tym… kiedyś będziemy myśleć o potomstwie, tak?
- No… raczej działać ku temu…- mruknął Ortus opadając na czworaka i znów zaciskając dłonie na udach dziewczyny jakby chciał zapobiec absurdalnej sytuacji. Zaciśnięcia się ud Kathil. Teraz bowiem Wesalt leżała bezwstydnie odsłaniając swe intymne sekrety w sfatygowanej sukni. Trzymając ją tak, Ortus nachylił się i zaczepnie muskał językiem jej łono i ów guziczek rozkoszy, jakby prowokując ją by poprosiła o więcej.- Kiedyś… pomyślimy, a działać będziemy od razu. Bezskutecznie jeśli chcesz.
Bardka wygięła się lekko czując delikatne kuszenia Ortusa:
- Dobrze, mężu - nie zamierzała się z nim sprzeczać - Zrobisz tak jeszcze raz? - poprosiła cicho.
- Ile razy będzie trzeba.- mruknął młodzik zadowolony z jej słów i zabrał się z entuzjazmem do muskania jej podbrzusza, tak by rozpalić jej zmysły rozkoszą. Czerpał wielką przyjemność z dogadzania jej i udowadniania sobie jak dobrym jest dla niej kochankiem. Cóż... ciężko było nie popierać tego podejścia, zwłaszcza w takiej chwili.
Więc bez wahania poddała się mu. Bez wątpliwości o byciu kochaną i pożądaną. I bez wahania pokazywała mu jak bardzo lubi jego pieszczoty. Głośne westchnienia i jęki wypełniły sypialnię.
A Ortus postarał się by rozkosz ta została wykrzyczana przez nią. Po czym siedząc spoglądał na swą żonę gładząc po jej udzie palcami.- Postanowiłem, że jednak nie będę poszukiwaczem przygód… Za duży wysiłek, za mała nagroda, za długo zostawiałbym cię samą. Nie żebyś musiała kombinować, jeśli… będzie jakiś powód, by ktoś inny zagościł w twej sypialni, ale nie chcę cię opuszczać. Nie mam ochoty.
- A czym byś chciał się zajmować? - westchnęła przymykając oczy i przetaczając się na brzuch i nago zsuwając się z łoża by jednak zamówić kąpiel do komnaty zamiast do sauny. Wróciła do łózka i przytuliła się do pleców Ortusa wsuwając dłonie pod jego ramionami gładząc jego tors i brzuch. Cmokała jego kark i szyję.
- Nie wiem… tobą?- zapytał żartobliwie i pogłaskał na oślep Kathil po policzku.- Twoi akrobaci poradzili, żebym się księgami zajął. Ich księgi rachunkowe uporządkowałem.
Sięgając ku jego kroczu i pieszcząc podbrzusze, ukąsiła płatek ucha.
- Mam do załatwienia jedną sprawę. - szeptała całując, lekko liżąc ucho małżonka - Jest pewien lichwiarz obsługujący większość ważnych hmmm… grup zorganizowanych … - dłonie dziewczyny muskały i drażniły by to Ortus tym razem zaczął wić się z przyjemności - siedzi jak pająk w pajęczynie i zgarnia kokosy. Może chciałbyś zająć jego miejsce? - na koniec zacisnęła zęby na skórze szyi męża.
Zadrżał od pieszczot i zaśmiał się od jej sugestii, po czym odwrócił twarz ku jej obliczu i spytał.- Ty tak na poważnie? Przecież ja… byłem mnichem, w ogóle się na tym nie znam. Sam sobie nie poradzę, nawet do czego by się tu trzeba było zabrać, co zrobić.
Jego oddech przyspieszył, jego spojrzenie nabierało drapieżności.
- Mogę porozmawiać z naszym notariuszem, może znajdzie kogoś do pomocy. Albo ze znajomym, i jego… księgowym. - pomyślała o krasnoludzie Jaegere. - kontynuowała pieszczoty zaciskając i poruszając dłonie na nim. - To w zasadzie.. forma księgowości.
- No.. możesz… nie mówię nie. Ale to dla mnie zaskoczenie.- jęknął i pochwycił Kathil za włosy by drapieżnie przyciągnąć jej twarz do swej i całować jej usta zachłannie. I nieco nieporadnie, był zbyt rozpalony jej subtelnym dotykiem, by nad sobą panować.
- Mhmm… dobrze kochanie - wyszeptała w przerwach między pocałunkami, doprowadzając go do wybuchu tuląc się do jego pleców i szeptając do ucha jak bardzo tęskniła i że nie chce by wyjeżdżał nigdzie znowu wkrótce.
Biała fanfara była efektem jej talentu, białe plamy na podłodze… na które żadne z nich nie zwróciło u wagi. Ortus z pomocą Kathil pozbawił ją przyodziewku i znów tarzali się przez chwilę wśród rozrzuconych ubrań. Znów dziewczyna poczuła jak ją bierze w posiadanie i kolejny raz rozkoszowała się tą dziką i spontaniczną chwilą namiętności między nimi.
A potem z głową Ortusa przytuloną do swego brzucha słyszała jego pytanie.- Tooo kiedy znajdziesz czas na… randkę? Wiesz… kolacja albo tańce, noc tylko dla nas i zaplanowane figle i… Karriake pokazywała obrazki. I mówiła o pozycjach.
- Piknik w lesie? - spytała lekko zdyszana - możemy jutro lub pojutrze. Za cztery dni jest przyjęcie urodzinowe u Yorrdacha.
- No dobra… tylko że Karriake radziła coby ciebie na czworaka od tyłu brać. Ponoć wielce to lubiana… no… pozycja… jeno mnie wstyd ci coś takiego proponować.- wybąkał Ortus i rzekł szybko, by poprzedni wątek czymś ukryć.- Niech będzie piknik, kiedy ci będzie wygodnie.
- Hmmm… spałeś z Karriake? - Kathil była nieco zaskoczona i … rozbawiona.
- Chyba… może… upiła mnie..- jęknął zawstydzony Ortus.- Nic nie pamiętam. Poza miękkim dużym biustem.
Kathil, podniosła się i wymierzyła mu klapsa.
- Au… za co… to nie moja wina. Chyba mnie struła czymś…- zawstydził się Ortus wyraźnie przerażony tym, że mógł żonę rozgniewać.- Wykorzystała podstępnie.
- No właśnie za to. Nigdy nie dawaj się podejść, kochanie. - wymruczała cmokając go w policzek - Możesz sypiać z innymi, ale… nie daj się bałamucić. Dobrze?
- Łatwo powiedzieć… przynajmniej w przypadku tej gnomki. Ona jest…- Ortus szukał odpowiedniego słowa Chyba nie znalazł.-... to samo zło, przewrotne i podstępne i… ty się nie boisz, że zrobi z tobą to samo?
- Karriake lubi nowości i ciekawostki. Więc póki nie będziesz trącać jej ciekawości, nie jesteś zagrożony - Ale na przyszłość to ty masz być zdobywcą. Zdobyczą jedynie dla mnie. - ucałowała wnętrze nadgarstka młodzika.
- Hej… ja też ciebie mogę zdobyć… no.. pochwycić tak jak ostatnio podczas przyjęcia, przycisnąć do ściany w korytarzu i…- mruknął Ortus unosząc się dumą i spojrzał na Kathil z uśmiechem.- Jej towarzyszka wspominała, że i tak mi się upiekło, bo Karriake nie miała butów. Nie wiesz może o co w tym chodzi?
- Karriake była na służbie Loviatar- stwierdziła Kathil - Ma po tym czasie pamiątki, w tym specjalne buty. Podobno. Nie wiem jak wyglądają. - zaśmiała się dziewczyna - Możesz mnie zdobyć, w końcu jesteś mym mężem.- ucałowała go ponownie.
- Aaaaaa pójdziesz ze mną do malarza? - spytała - Jutro?
- Hmm… i tak byś mnie przekonała, prawda? Więc oczywiście, że pójdę w nadziei, że cię zniewolę po drodze.. raz czy dwa.- rzekł żartobliwie Ortus cmokając brzuch Kathil.- Nie wiem czemu półelfka robi tyle zamętu z powodu jakiejś pamiątki. Nawet jeśli po służbie u Loviatar… nie rozumiem.
- Bo Karriake robi zamęt, nie wiem, Ortusie, nie miałam przyjemności sprawdzenia - mrugnęła Kathil żartobliwie. - Przy okazji zobaczymy kamieniczkę i sprawdzimy postęp robót. Jeśli jakowyś będzie.

Gdy w końcu doczekali się kąpieli, Kathil zadbała o mężulka. Umyła go, opowiadając wydarzenia z przyjazdu wujów, nieco bagatelizując kwestię dzika, nałożyła pachnące olejki i wymasowała ramiona i kark Ortusa. Chciała aby wspomnienia z wyprawy stały w jaskrawym kontraście do wygód i przyjemności w domu, przy niej. Postępowała nieco pragmatycznie, ale chciała go w końcu dla siebie. Sama też namaściła się olejkami na jego oczach, by podrażnić jego apetyt i a przy okazji zadbać o siebie. Co skończyło się tym, że Ortus rzucił się na nią niczym dzika bestia i po chwili przy wtórze chichotów, westchnień i jęków dwa śliskie i błyszczące od pachnideł i olejków ciała wiły się na łóżku w kolejnej ekstatycznej zabawie. A Kathil rozkoszowała się świadomością zagarnięcia Ortusa dla siebie, na równi z dumą męża dostarczającej jej owej rozkoszy. To małżeństwo było bardziej udane niż się spodziewała.
W końcu zarumieniona, rozczochrana i roześmiana wygrzebała się spod prześcieradła, pod którym figlowali z Ortusem.
- Czas na nas - próbowała wyślizgnąć się z ramion męża ze śmiechem - puszczaj! - radosny pisk wyrwał się z jej ust.
- A gdzie się spieszymy?- zapytał Ortus zaskoczony, któremu Kathil wcale się nie znudziła. I miał ochotę na kolejne figle, pieszczoty… na wszystko. Jak wytrzymają razem w powozie?
- Ja muszę jechać do Ordulinu na spotkanie. W sumie dwa. Jedno z Ashką. Pytała ostatnio o ciebie. - uśmiechnęła się. - Chcesz mi towarzyszyć czy wolisz zaczekać na mój powrót?
- To chcę… z tobą…- wymruczał łobuzerskim tonem Ortus, knując już niecne i lubieżne plany wobec Kathil.
- Tooooo idź się ubrać w coś co się nada na wizytę w stolicy - pokusiła go do wylezienia z łożnicy kiwaniem paluszka. - Ja też się ubiorę w …. coś…. - wymruczała.
- Zgoda zgoda…- odparł Ortus wstając i wychodząc z łóżka. Skierował się do szafy z ubraniami w swojej komnacie, bezczelnie goły przemierzając dumnie korytarz.*
Sama bardka zaś udała się by się równie przystojnie ubrać, uczesać i umalować. Wezwała
też służbę by przygotowała powóz i koszyk przekąsek na drogę. Co prawda jechała na podwieczorek ale i tak po spędzeniu czasu w ramionach męża zaczynała być głodna.
 
corax jest offline  
Stary 11-04-2016, 20:46   #86
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Ruszyła też do komnaty Leonory by w końcu zamienić z nią kilka słów.
Zastukała do drzwi, oczekując odpowiedzi.
- Kto tam?- odparła Leonora zza zamkniętych drzwi.
- Kathil - odpowiedziała uprzejmie - mogę na chwilkę?
- Och… oczywiście.- diabliczka otworzyła i szybko wpuściła Wesalt do środka. Diabliczka w półprzeźroczystej… halce. Kathil jeszcze nie przywykła do faktu, że Leonora ma ładny biust poniżej szyi, krągłą pupcię i zgrabne nogi… i ogon. I w tej chwili rozgrzebane łóżko. Musiała spać niedawno.
- Zbudziłam Cię? - spytała mierząc spojrzeniem diabliczkę - Mogę cię ponagabywać jutro. - uśmiechnęła się.
- Och… no… w sumie tak. - zaśmiała się Leonora i poszukała płaszcza, którym otuliła swoją prawie nagość.- Ale nie przejmuj się tym. Możesz mnie ponagabywać.
- Wskakuj do łóżka z powrotem, Leonoro. - nakazała - Musisz być zmęczona. Chciałam się jedynie dowiedzieć jak było na tej niedługiej wyprawie. Ze słów Ortusa wynika, że było koszmarnie.
- Koszmarnie dla niego. Nudził się.- usiadła na łóżku z uśmiechem na twarzy.- I nie żartuj. Wskakuj na kolana i mów co ci leży na sercu. Gdybym była bardzo zmęczona, to nie obudziłabyś mnie tym cichym wołaniem.
- Nic mi nie leży na sercu - uśmiechnęła się Kathil siadając obok rycerki - Po prostu chciałam wiedzieć jak było i jak sobie dawał radę. Martwiłam się o was. Jak mu idą treningi?
- Nie będzie z niego wojak. Jako tako włada mieczem, ale raczej nie każ mu tego sprawdzać w prawdziwej walce.- stwierdziła po namyśle Leonoro wzdychając głęboko, co instynktownie przykuło spojrzenie Wesalt do prowizorycznego dekoltu owiniętej płaszczem diabliczki.
- Ehhhh - dziewczyna zmartwiła się - czyli jednak sam się nie da rady obronić w razie zagrożenia?
- Przez kilka minut na pewno się obroni, poza tym zawsze ktoś może pilnować mu pleców.- Leonora pozwoliła by płaszcz zsunął się z jej ramion, gdy objęła Wesalt ramieniem i przytuliła pocieszając.- Słyszałam, że wujowie nie żyją.
- Ano nie żyją - pokiwała głową Kathil - chociaż prawa ręka Bertolda uciekła. Narobiła szkód i zwiała. Może jednak Condradowi uda się ją dopaść.
Kathil pokrótce opowiedziała Leonorze co podziało się podczas jej nieobecności. - A jak akrobaci?
- No nie wiem.. ta mała zawsze tak na mnie gapiła jak kotka na widok myszy. Jeżdżą i robią swoje. Nie wtrącałam się bo… nie pasowała m do trupy. Zbroja to nie jest dobry kamuflaż dla artysty, a ja nie chciałam się zgodzić na jej zdjęcie.- wyjaśniła diabliczka.
- Dlatego tak patrzyła - zaśmiała się Kathil - Pobudziłaś jej ciekawość. Aż dziw, że nie próbowała cię omamić do jej zdjęcia.
- Pilnowałam się… i starałam trzymać z dala.- wyjaśniła Leonora.
- Słuszne posunięcie. - zaśmiała się bardka i poklepała paladynkę - Cieszę się, że jesteście z powrotem. Jadę do Ordulin i zabieram Ortusa. Możesz odpoczywać i lenić się ile wlezie. Pani Percy na pewno z chęcią przygotuje ci smakołyki. My będziemy późnym wieczorem. - podniosła się by się pożegnać.
- Ja… nie przykładam… wagi… Nie mam smakołyków chyba.- paladynka podrapała się po rogu z wyraźnym zażenowaniem.
- To powiedz, żeby cię zaskoczyła - mrugnęła okiem dziewczyna - Muszę pędzić, Leonoro! Do zobaczenia wkrótce.
Posłała rycerce buziaka od drzwi i ruszyła do powozu by wraz z mężem wyruszyć do stolicy.


Podróż upłynęła zaskakująco spokojnie z początku. Ortus był wręcz szarmancko grzeczny przez pierwsze godziny podróży i ubrany niczym bogaty mieszczanin.
- To jedziemy do Ordulinu i… spotykasz się z Ashką?- zapytał ją spoglądając przez okno.
- Z jedną znajomą najpierw na podwieczorku, ale muszę iść sama. A potem w Żółtej Ciżemce widzę się z Ashką. I z Tobą. - uśmiechnęła się - Przez czas mojego pierwszego spotkania możesz zabrać powóz i pojeździć po mieście. Stangret zna miasto więc zawiezie cię, gdzie będziesz chciał.
- Acha…- mruknął Ortus zamyślony.- A co będziemy robili w trójkę w tej Ciżemce? O czym gadali?
Gdyby wiedział jaki to lokal, to z pewnością jego fantazja uległaby pobudzeniu.
- O wszystkim i o niczym. To spotkanie wiesz… prywatne, dawno się z nią nie widziałam i nie miałam czasu aby z nią omówić sprawy nie związane z interesami. A masz ochotę na coś specjalnie? - Kathil nie była pewna jak interpretować jego zamyślenie.
Domyśliła się dopiero, gdy dojeżdżali do bram miejskich. Wtedy to Ortus padł na kolana przed nią i z łobuzerskim uśmiechem zaczął podwijać jej suknię, by ukryć się pod nią… i przy okazji zapewne czynić wielce nieprzyzwoite figle. To był jego plan.
- Ortus! - dziewczyna nie spodziewała się tego ataku. Wyjrzała szybko przez okno sprawdzając jak daleko do bram się znajdują i zastukała w powóz by stangret zwolnił. Wolną ręką odganiała męża … choć bez przekonania - Ty … zbereźniku! - zaśmiała się cicho. - Jak ja mam na oficjalne… spotkanie iść?
- Bez bielizny?- padła odpowiedź spod jej sukni. Jej mąż stanowczo rozchylił jej nogi, muskając uda i podbrzusze językiem i pieszcząc bezczelnie pocałunkami.
- Iiiii nie będzie ci prze….eszka….dzało, gdy będę parradować naaaago pod suknią przy wszystkich tych obcych ludziach? - spytała Kathil pobudzana przez dotyk i pocałunki Ortusa.
- To trochę… ekscytujące…- mruczał pod jej suknią Ortus odchylając bieliznę dziewczyny na bok i prowokująco muskając intymne obszary dziewczyny językiem.- I przecież… nikt nie będzie wiedział, poza mną, prawda?
- Mhmmm - zgodziła się koncentrując się na odczuciach wywoływanych przez jego język i zagryzając lekko wargę - wiesz… że się…. zemszczę?
- Dlaczego byś miała chcieć się zemścić?- zapytał Ortus dłońmi próbując pozbawić ją skrawka bielizny, jednocześnie wodząc językiem po jej łonie… aż w końcu przekroczył jej bramy kobiecości, co niestety wiązało się z faktem, że karoca też zamierzała bramę przekroczyć… tyle że miejską.
- Och - chciała by to zabrzmiało jak bagatelizowanie ale zamiast tego wyszedł jej okrzyk przyjemności - zupeeeeeeełnie nie eee wiem - jęknęła z przyjemności tuż przed bramą. Potem zagryzła zęby by nie wydawać z siebie zbyt głośnych westchnień pobudzana i pieszczona przez młodego męża. Wyprężyła się gdy Ortus z zapałem prowadził ją do spełnienia.
Przy bramie karoca Kathil musiała się zatrzymać, do sprawdzenia przez straże. Była to zwykle standardowa procedura, która nie przyciągała uwagi Wesalt, ale teraz musiała znosić rozkoszny dotyk wijącego się języka Ortusa pieszczącego jej rozpalony zakątek i fakt, że jej bielizna jest coraz niżej.
- Ortusie… - wyszeptała napiętym z podniecenia głosem - straże… mogą zaglądnąć - szarpnęła się gwałtownie zgięta rozkosznym paroksyzmem i wbiła kurczowo palce w siedzisko. Pisnęła cichutko, gdy poczuła zbliżającą się rozkosz.
Mogli ją przyłapać, niewątpliwie przyglądali się podejrzliwie jej twarzy, gdy Ortus bezlitośnie zwiększył tempo pieszczot. Czuła jego twarz wtuloną w swe podbrzusze i język głębiej.
Może nawet się domyślali, gdy pospiesznie sprawdzali karocę. Herb jednak był barierą, a rozkosz… z trudem udało się stłumić jej ukazanie światu. Łobuz jeden zrobił to specjalnie!
I nic dziwnego, że gdy przejechali wysunął głowę spod jej sukni z zadowoloną miną.- Musisz jeszcze unieść nieco stopy, bym mógł ją zdjąć z ciebie całkiem…
- Odwdzięczę się - mruknęła ostrzegawczo Kathil ale uniosła posłusznie stopy pozwalając młodzieńcowi zdjąć jej bieliznę. - Zobaczysz, odwdzięczę! - ze słowami ostrzeżenia pochyliła się by go pocałować.
- Na to liczę…- odparł całując ją czule i zachłannie zarazem. Garderoba Kathil spoczęła w kieszeni Ortusa.
- Gdybyś nie był tak uroczy, to…. - pogroziła mu ze straszną miną po czym przyciągnęła ponownie do pocałunku - Spotkamy się za półtorej godziny?
- Gdzie chcesz się spotkać?- odparł Ortus całując zachłannie usta dziewczyny.- Półtorej godziny będzie mi się dłużyło. Jeszcze się tobą nie nasyciłem, wiesz?
- Jak się kiedyś nasycisz, to będziemy mieć problem, mężulku - sama nie mogąc utrzymać rąk z dala - Przyjedziesz po mnie do “Złocistego kwiatu Shaar”?
- Tak, tak, tak… -mruczał pieszcząc już jej szyję ustami i podwijając suknię, w ogóle nie przeszkadzając dziewczynie w zanurkowaniem dłońmi pod swój surdut.
Zanim powóz zatrzymał się, Kathil zdążyła rozpalić Ortusa do białości. Ciężko oddychając oderwała się od niego:
- Zachowuj się przyzwoicie, podczas mej nieobecności, mężu - stwierdziła z uśmiechem obciągając suknię na swym ciele i poprawiając włosy. - I nie waż się - spojrzała w dół na dowód jego zauroczenia - ulżyć sobie. Beze mnie. - na twarz wypełzł kuszący półuśmieszek.
- Hej… to nieuczciwe… rzucę się na ciebie od razu…- pogroził jej palcem Ortus, gdy wysiadała i pochwycił jej dłoń prowadząc na swe krocze, by miała świadomość jak bardzo ją pragnie.
- Mówiłam, że się odwdzięczę? - musnęła go po raz ostatni palcami i ze śmiechem wysiadła, stając przez drzwiami przybytku.




Po pierwszych trudnościach z dostaniem się do środka, Kathil ostatecznie uzyskała dostęp. Rozejrzała się po wnętrzu oraz zebranych gościach.
Wesoła kompania - było pierwszym określeniem jakie wpadło jak na myśl. Przechadzała się pośród biesiadników by odszukać Lisandrę. Gdy w końcu ją spostrzegła, siedzącą w kącie przy pięknie rzeźbionym stole i podwieczorka dla dwojga.
Kathil podeszła do oczekującej jej kobiety:
- Witaj, moja droga - pochyliła się by cmoknąć dziewczynę w dzióbek ...w powietrzu… jak nakazywał zwyczaj. - Mam nadzieję, że nie czekałaś zbyt długo.
- Ależ nie.. oczywiście że nie.- odparła Lisandra podobnym dzióbkiem się odwdzięczając.- Mam nadzieję, że pieczony w truflach bażant przyjemnie połechta twe podniebienie.
- Smakowitości! - uśmiechnęła się Kathil i zasiadła na przeciwko gospodyni - strasznie trudno się tu dostać.- skomentowala. - Nie byłam świadoma, że to tak elitarny klub.
- Snobistyczny… bogaci ludzie odseparowują się od plebsu za pomocą co miesięcznego hojnego datku. Nie ma w tym nic elitarnego. Ale kuchnia znakomita i są pokoje na dyskretne schadzki.- mruknęła w odpowiedzi Lisandra żartując na koniec.- Mogłabym cię do niego wprowadzić, ale nie podpadłaś mi wystarczająco.
- Cieszę się, że wciąż pozostaję w grupie “tych, do akceptowania”. - zaśmiała się dziewczyna - Czyli wszystko sprowadza się do rozpusty z nudów. - skwitowała.
- Zabawne, ale nie… częściej niż do figli z ladacznicami, te pokoje służą do szwindli handlowych, zmów między głowami gildii i innych tego typu intryg.- uśmiechnęła się ironicznie Lisandra.- Jeśli zaś za rozpustę uznajesz więc zwykłe chędożenie bez fantazji, tooo… czy na pewno wtedy to twój kwiatuszek smakowałam?
Bardka lekko wzruszyła ramionami:
- A gdzie indziej załatwia się najcenniejsze ugody? - spytała retorycznie - Sama też widzisz, jak rozpoczęła się nasza znajomość. Seks to waluta, taka sama jak informacje. - rozglądała się dyskretnie - A kwestia wyobraźni… im wyżej się siedzi, tym większy apetyt na nietypowe, więc nie… o brak wyobraźni nie podejrzewam osoby, które płacą za członkostwo w snobistycznym klubie - mrugnęła do dziewczyny z uśmiechem. - Raczej o szukanie nowych doznań, by poczuć, że krew buzuje szybciej. W łóżku czy poza nim.
- Zaręczam cię, że większość z nich nie ma wyobraźni… ani fantazji, ani uroku… a wracając do waluty… czyżbym miała i siebie doliczyć do nagrody? Chciałabyś mnie w swoim łóżku?- zachichotała Lisandra, po czym szybko dodała.- Lepiej nie mów, wolę żyć w błogiej nieświadomości.
- Skąd wiesz, że nie ma? Sprawdzałaś z kimś? - spytała drocząc się z rozmówczynią.
-Tak… prowokowałam paru do wyznania swych najbardziej wyuzdanych fantazji… pozycja na czworaka była szczytem ich możliwości. No i.. biczowanie zadka pejczem u jednego bogobojnego kapłana Torma. To akurat sprawdziłam z ciekawości.- zachichotała Lisandra.- Było nawet zabawnie… dopóki ręka mi się nie zmęczyła.
- A potem przestało być zabawnie? - spytała nieco zdumiona Kathil.
- Potem ręka mnie rozbolała, a jego krzyki wołania i jęki zrobiły się monotonne. - westchnęła Lisandra wzruszając ramionami.- Zabawa stała się nudnym obowiązkiem.
- Och ty biedna. - Kathil rozejrzała się i wskazała kilku mężczyzn siedzących przy innym stoliku - a ci to kto? - spytała ciekawie.
- Ten tłusty po lewej to Sigmundus Blevik, kupiec bławatny… jego żona jest jeszcze grubsza. Szczęśliwe małżeństwo, biedaczysko jest impotentem a żona bardzo religijna. Siedzi z Johannesem Gwelfrem, złotnikiem… niezbyt dobry rzemieślnik, ale za to ma kontakty w kopalni i oko do jakości kruszcu, bardzo ładną żonę też ma. Ponoć chutliwą, gacha ma w każdym mieście. Sam Johannes też lubi sobie pochędożyć… raz z dziewczynką, raz z chłopaczkiem.- zaczęła wyjaśniać Lisandra.- Ten dalej mistrz cechu złotników… przyszły mistrz cechu w całej Sembii, o ile jego ambitne plany wypalą. Vergilius Bolgenback wraz z żoną. Bardzo cnotliwi. Mają tylko jednego syna i zastanawiam się, czy go nie usynowili. Bo Celia mdleje na widok mężczyzn bez koszuli, a Vergilius od lat próbuje wypędzić z Ordulin zamtuzy… tyle że kto go niby miał w tym poprzeć?- zaśmiała się ironicznie.
- Ciekawi….i nudni za razem. - Kathil pokręciła głową ze śmiechem - A czy wiesz coś na temat Moldricka Lazarre? - spytała nieco ciszej.
-Nieeee.. ale jeśli to nie jest ktoś znany i szanowany to… raczej wątpię.- wzruszyła ramionami Lisandra.- Tu zjawia się tylko śmietanka mieszczańska Ordulinu.
Wesalt pokiwała głową.
- Więc jakie wieści?
- Wracamy do interesów… jak widzę.- uśmiechnęła się łobuzersko Lisandra.- A więc…. twoja misja ma pewną wartość dla zleceniodawcy i jest on gotów wesprzec jej powodzenie, acz niekoniecznie finansowo. Wszystko zależy czego potrzebujesz i… cóż… skoro seks też jest walutą, to można mnie włączyć… jako część zapłaty.- zachichotała.- No dobrze… ta ostatnia propozycja to był akurat żart z mej strony. Niemniej czekam na twe kaprysy.
- Na pewno maga, który oceni co to za magia i co poszło nie tak… albo inaczej… jak bardzo źle poszedł rytuał. No i takiego co nie boi się szamana Malara. I jego pomocników. A co dalej to zależy od oceny maga. Ja się nie znam na magii tak dalece, ale też nie będę ryzykować życiem dla listów. Postawmy sprawę szczerze.- wzruszyła lekko ramionami - Nawet dla Kruka. - uśmiechnęła się czarująco.
- Oprócz listów to miejsce może zawierać wiele innych skarbów.- stwierdziła Lisandra wzdychając i muskając stopą kostkę Kathil.- Na pewno nie można cię jakoś przekonać?
- Lisandro, to nie chodzi o przekonywanie i granie na mej chciwości. Byłam tam, dwa razy. Bez eksperta nie będę się ładować do środka za cenę “możliwych skarbów”, które będą prawnie należeć do rodziny właścicieli. Więc nawet ze sprzedażą potencjalnych zdobyczy może być hmmm… różnie. Kruk chce listy, niech da maga, który będzie w stanie ocenić zagrożenie i zapewnić wsparcie. Ze swojej strony, mogę pomówić z szamanem czy by nie wspomógł ekspedycji.
- Więc maga dostaniesz… coś jeszcze chciałabyś dostać?- zapytała Lisandra nie przerywając subtelnej pieszczoty.
- Hmmm… chciałabym dwa kare konie, nowia tiarę, oraz papier na lasy przylegające do mej posiadłości. - stwierdziła ze śmiechem Kathil, grożąc Lisandrze palcem i podjadając podane im dania.
- Oj tam... taki drobiazg.- mruknęła Lisandra nie przerywając muskania i czasem przesuwając stopę na łydkę Kathil.- Kare konie są do załatwienia. Reszta raczej nie.
- Dobrze, więc parę karych koni, młodych i zdrowych - Kathil przez przypadek musnęła palcami dłoń Lisandry. No… może nie przez zupełny przypadek.
- Da się załatwić…- wymruczała Lisandra gładząc to stopę, to łydkę Kathil i nagle… zaczerwieniła się bardziej. A Wesalt poczuła bosą stopę Lisandry wodzącej po jej łydce.- Na kiedy te konie?
- Nie spieszy mi się - dekadzień, dwa? Widzę, że jesteś niezwykle hm.. stęskniona. - skomentowała z łobuzerskim uśmiechem - Niestety, mój mąż mnie odbiera spode drzwi tego szanownego przybytku. - wydęła usteczka.
- Troszkę.. a troszkę dlatego, że wiesz… nigdy nie uwodziłam publicznie… kobiety.- zaśmiała się cicho Lisandra.
- I tak cię to nakręca? Jak sprężynkę zegarka?
- Ekscytuje.. bardziej… budzi krew. Wiesz.. to coś nowego, jak…- szukała przez chwilę porównania.- Jak celowanie w głowę szarżującego na ciebie orka.
Wesalt roześmiała się:
- Nie… nie wiem… nie celowałam w głowę szarżującego orka dotąd w moim życiu. - wsunęła niewielki kawałek mięsa w usta Lisandry i oblizała palce sugestywnie. - Pyszne, prawda?
- Oj tak… smakowity kąsek.- zachichotała Lisandra muskając czubkiem języka swe lekko rozchylone wargi.- Bardzo smakowity, szkoda że poza moim… zasięgiem.
Ale nie jej stopy muskającej delikatnie łydkę dziewczyny.- Szkoda że cię mąż odbiera, wielka szkoda. Nie sądziłam, że masz tak surowego małżonka.
- Surowego? Nie - uśmiechnęła się nieco lubieżnie - tylko nieco … stęsknionego. Był poza domem przez jakiś czas i… cóż… wciąż nasz miesiąc miodowy. A ciągle w biegu… - roześmiała się - przepraszam. Wygląda na to, że i ja jestem stęskniona.
- Cóż.. rozumiem to. I zazdroszczę. Ja tam za swoim ślubnym nie tęsknię.- westchnęła Lisandra odsuwając stopę od łydki Kathil.
- Aż tak jesteś nieszcześliwa? Czy on aż tak nudny?
- Powiedzmy że odkąd dorobiłam się tej blizny zrobił się bardzo oziębły w łóżku.- wzruszyła ramionami Lisandra z kwaśnym uśmiechem.- A jeśli zdarzają nam się chwile namiętności to… mam wrażenie, że się do nich zmusza. Co mnie… nieważne.
- Może mu przypomina wiesz… o twoim awanturniczym życiu? Rozmawialiście o tym?
- Cóóóż… jeśli kilka kolejnych awantur można nazwać rozmowami. Najgorsze w tym wszystkim to poczucie… że jestem szpetna.- westchnęła Lisandra.- Nigdy między nami nie było miłości. Małżeństwo z rozsądku, ale… przedtem była chociaż namiętność, czułam się pożądana. Teraz… czuję się…- uśmiechnęła niemrawo.- ..dobra, zakończmy ten temat, zanim dobije mnie fakt, że używasz wymówki, by uniknąć mych zalotów. Choć pewnie jest prawdziwa.
- Hmmm… - Kathil spojrzała badawczo na Lisandrę - … bierzesz mnie pod włos? - uśmiechnęła się lekko ironicznie i ciepło jednocześnie - Wybacz jeśli tak to odbierasz. Po prostu… - pokręciła głową - … jak powiem ci prawdę, to i tak nie uwierzysz - zaśmiała się. - Dla mnie jesteś piękna, a twój mąż jest kretynem jeśli tego nie dostrzega. - pogładziła ciepło dłoń dziewczyny.
- Brzmii… ciekawie… więc powiedz prawdę.- mruknęła zaintrygowana Lisandra.- Jeśli oczywiście rzeczywiście uważasz mnie za piękną.
- Oczywiście, że tak - obruszyła się - i zasługujesz na pełną uwagę. A ja na chwilę tego nie mogę obiecać.- rozłożyła dłonie Kathil by za chwilę sięgnąć po serwetę do otarcia ust.
- Migasz się. Co to za prawda, w którą bym nie uwierzyła?- zapytała Lisandra.
- Nie migam - roześmiała się Wesalt - za dużo rzeczy się dzieje i za dużo … hmm … romansów. Ale na przyjaźń jestem zawsze otwarta.
- Migasz migasz… nie szukam zresztą romansów… o to się nie martw.- westchnęła Lisandra.- Gdybym szukała to Mea nie mogłaby na mnie zarobić.
- Ehh - westchnienie Kathil było przepełnione lekkim smutkiem, że Lisandra jej nie wierzy - Kiedy będzie wiadomo co z magiem? - zmieniła temat.
- Wkrótce… prawdopodobnie przyjedzie ci do posiadłości. Albo sama go przywiozę.- rzekła figlarnym tonem Lisandra.- Dostaniesz go z pewnością… i konie.
- Będę czekać z niecierpliwością zatem… was obojga. I koni. - uśmiechnęła się bardka. - A teraz poplotkujmy jeszcze - roześmiała się. - Co wiesz o maestro Marteolo?
- Dość… kapryśny artysta, nawet jak na gnoma. Ponoć bardzo dobry, acz wymagający wiele od swych modeli. Malarz aktów… głównie. I tych dziwnych fantazji…- machnęła ręką Lisandra.- Czemu pytasz?
- Bo chcę mu zlecić pracę. Faktycznie maruda ale wydaje mi się, że duża tego część to akt.
- Też… sensualista czy jakoś tak. Bardzo wybredny i niezbyt lubiany… nawet wśród swoich. Ale talent ma.- stwierdziła po namyśle Lisandra.
- No… zobaczymy co z tego wyjdzie. Bo ja wymagania też mam - zaśmiała się dziewczyna. - Jeśli się uda, pokażę ci efekt końcowy. Chcesz?
- To będzie ciężko, ponoć on nie uznaje narzucania mu warunków pracy. - odparła ze śmiechem Lisandra.-Chętnie zobaczę, a jeśli nie pójdzie ci współpraca z nim to znam paru, którzy nie są tak upierdliwi jak on, ponoć.
- Będę wiedzieć jutro. A jeśli nic nie wyjdzie to się zgłoszę do ciebie, moja droga, po rekomendację.
- Oczywiście z chęcią ci pomogę.- uśmiechnęła się Lisandra.
- Wiesz, kiedy zaszczycisz mnie przywiezieniem maga? - przypomniała sobie Kathil - I wybieram się z szybką wizytą do Mei. Mam coś przekazać?
- Hmmm… Może za dwa dni? Nie wiem czy wpadnę z magiem, ale konie to inna sprawa.- zamyśliła się Lisandra.
- Tak czy siak, będę czekać… na twą wizytę. A teraz niestety będę musiała się pożegnać.
- Do następnego razu moja droga.- odparła z uśmiechem Lisandra.
Kathil wstała i pochyliła się by unieść twarz dziewczyny palcami. Ucałowała lekko kącik jej ust z uśmiechem.
- Dziękuję za podwieczorek - pomachała Lisandrze na pożegnanie od drzwi.
Ta odpowiedziała również uśmiechem i pożegnała gestem dłoni. A karoca już na Wesalt czekała… od ponad kwadransu i to mimo że sama Wesalt wyszła przed czasem.


Wskoczyła zatem chyżo do środka.
Sama zdziwiona jak stęskniona była ze mężem i to mimo wspólnej większej części dnia.
- Jak podróż po Ordulin? - spytała próbując się powstrzymać przed ucałowaniem go.
- Taka sobie… miasto… jakoś nie mogłem się na nim… skupić, przez ciebie.- odparł pozornie obrażonym tonem głosu Ortus i chwycił dłoń dziewczyny, przyciskając ją do sporej wypukłości w swych spodniach, którą wyczuła pod placami. Był posłuszny jej kaprysowi. Usta przylgnęły do jej szyi całując ją pieszcząc.- Myślałem tylko o tobie.
- Cały czas? Tylko o mnie - spytała pieszcząc wypukłość - Gotowy na kolację z Ashką?
- Podwiń suknię, wypnij pupę…- jęknął pod dotykiem palców Kathil.- Na to jestem tylko gotów.
- Nie teraz… teraz musisz wytrzymać - odsunęła się od młodzika - Pomyśl za to, że będziemy mieć całą noc dla siebie. - uśmiechnęła się mrucząc mu po drodze do Żółtej Ciżemki.
- Ale…- jęknął głośno Ortus i zerkając na Wesalt dodał błagalnie.- A nie mogę chociaż sam ulgę… sobie sprawić? Nie wytrzymam tak długo.-
Powóz ruszył.
- Proszę, na pewno wytrzymasz. Wytrzymałeś tyle czasu na wyjeździe. - A to tylko krótka kolacja.
- Eeeech…- jęknął wyraźnie i zamarudził Ortus spuszczając nos na kwintę. Zaprawdę ciężka była dla niego ta próba. Powóz się toczył, młodzian drżał jak w febrze, ale końcu dotarli na miejsce… wysiedli i zostali poinformowani, że Ashka już czeka na nią na górze.
Pociągnęła chłopaka za sobą i podreptała do pokoju zajmowanego przez półelfkę.
Zastukała i spytała cicho:
- To my, można?
- Można można… wchodźcie… och…- przerwała wypowiedź, gdy weszli. Ubrana w skórzane spodnie spięte szerokim pasem, białą bluzę i brązowy kubraczek wyraźnie odstawała strojem od dwójki gości.- Nie wiedziałam, że to będzie takie oficjalna rozmowa. Ubrałabym się bardziej szlachecko.
- Byłam umówiona z kimś jeszcze. Piekę dwie pieczenie przy jednym ogniu - uśmiechnęła się Kathil - Ashko, pamiętasz Ortusa, prawda? - usunęła się mężowi z drogi, robiąc miejsce na powitanie.
- Ten słodziutki chłopaczek… którego sobie poślubiłaś. Oczywiście że pamiętam.- mruknęła łobuzersko elfka podchodząc do niego i uśmiechnęła się.- Och… wygląda na cierpiącego.
- Miło cię ttteż zobaczyć.- wydusił z siebie młodzian.
- Nie jest cierpiący. - Kathil przytuliła się do ramienia męża - Po prostu stęskniliśmy się za sobą. - bardka pociągnęła młodziana za sobą. - No dobrze…. to co zamawiamy? - zatarła dłonie zasiadając wygodnie.
- To też jest cierpienie… -odparła filozoficznie Askha.- Tęsknota miłosna.
A Ortus coś wydukał niezrozumiale przytulony do Westalt.
- Proponowałabym ostrygi, ale jeszcze biedakowi spodnie eksplodują.- zaśmiała się Ashka przyglądając obojgu, a szczególnie Ortusowi.
- Bądź miła - bardka ofuknęła przyjaciółkę i uśmiechnęła do meżą.
- Ja jestem miła moja droga… mam być “miła miła”?- zatrzepotała rzęsami elfka przyglądając się z łobuzerskim uśmiechem obojgu.- No, nie bądźcie tacy sztywni. Nie ma powodu. No… może jest… ale…- znów wybuchła śmiechem. - Przepraszam... nie mogłam się powstrzymać.
- Nie. Masz z nami porozmawiać, niekoniecznie o swym mmm apetycie - dziewczyna pokazała czubek języka - Co słychać u Ciebie? Dawno nie miałyśmy okazji na zwykłe rozmowy bez interesów. Więc mów - Kathil “nakazała” z buńczuczną minką. - A ty na co masz smak? - zwróciła się do Ortusa.
- Nie wiem… na coś krwistego?- zamyślił się Ortus speszony sytuacją i nieco rozkojarzony, a Ashka poradziła.- Jest taki napój sprowadzany z Maztiki, o nazwie chocoatl, ponoć równie dobry co… i daje zadowolenie. Ja tam wolę wino.
Po czym zwróciła się do Kathil.- Ja? To u ciebie tak wiele się rzeczy dzieje i jest tak rozrywkowo, że zastanawiam czy sobie jakiegoś szlachcica nie przygruchać. Ogólnie… mam trochę spokoju od straży, bo ta ma ważniejsze sprawy na głowie niż ścigać rzezimieszków i żebraków, więc zarobki mojej małej drużyny wzrosły nieco. Ot...korzystam z sytuacji jaka panuje w całej Sembii, mam nową bieliznę i inne akcesoria związane z garderobą, ale to nie jest rozmowa na męskie uszka.
- A co ze strażą obecnie? Szukają siwowłosego? Czy jakieś zamieszki ostatnio? Masz kogoś na oku ze szlachty?
- Oczywiście że nie… Nie mam nikogo. Żartowałam.- stwierdziła Ashka wystawiając język i wzruszyła ramionami.- Favetta nie szuka białowłosego gacha o ile mi wiadomo. A nawet gdyby szukała, to nie z pomocą strażników miejskich. Raczej musi zapanować, by stronnicy poszczególnych Selkirków nie pozabijali się nawzajem. Odkąd i Miklos i Mirabeta zostali odcięci od wpływów przez testament, reszta członków rodziny zbiera własne siły.
- A jak w ogóle nastroje w mieście? Oprócz Selkirków jest jeszcze trochę innych rodów. Co zebrały twoje ptaszki? - Kathil wezwała służbę by zamówić posiłek i napoje.
- One też są zainteresowane sytuacją i działają przez swych agentów. I wszystkie oni szukają zaginionego dziecka Kendricka… tego, którego starzec w testamencie uczynił najważniejszym dziedzicem.- zaśmiała się Ashka.- Sama Mirabeta z Miklosem próbują podważyć testament wraz ze swoimi poplecznikami… jednym słowem chaos zapanował wśród elit.
- I jak chodzą zakłady? Znajdzie się dziedzic czy nie? - spytała Kathil ciekawie, muskając dłoń Ortusa.
- Cóż… z tego co słyszałem, znaleziono już dwójkę i zdemaskowano jako oszustów.- zaśmiała się Ashka, a gdy przyniesiono jedzenie zabrała się za nie z dużym apetytem. Milczący i speszony w jej obecności Ortus jadł mniej zerkając to na dekolt Kathil, to na krągłości Ashki podkreślone przez ciasną kamizelkę. Sytuacja niewątpliwie była dla biedaka trudna.- Znajdzie się sporo dziedziców, ale który z nich będzie prawdziwy… kto wie?
- To nawet nie jest kwestia znalezienia. Tylko późniejszego utrzymania się przy życiu i przy wpływach. - pokręciła głową Kathil - Przecież taki dziedzic będzie mieć prze….. no bardzo ciężko jeśli nie ma wyrobionych kontaktów i zasięgu hmm władzy. Ktoś go będzie brać poważnie? - zamyśliła się - A skąd wiadomo kogo szukać? Skoro się znaleźli oszuści to jakoś musieli dowiedzieć się kogo szuka Sembia.
- Ci co mają odpowiednie kontakty i dostęp do testamentu wiedzą.- westchnęła Ashka.- Reszta opiera się na zwykłym szczęściu i zwykłej bezczelności. Jak się pewnie domyślasz, Selkirkowie pilnują by zawartość testamentu nie była powszechnie znana. Dopiero od niedawna wiadomo o zaginionym potomku Kendricka Wysokiego.
- A ci oszuści to kto to byli - zastanowiła się Kathil jedząc przysmaki z kuchni Żółtej Ciżemki - wiadomo?
- Jacyś… awanturnicy podobni do Kendricka z lat młodości. Cudownie odnalezieni synowie. Jeden się nazywał Wilbur z.. Eastheaven i ten był najbardziej rozgarnięty. Reszty nawet nie znam. Siedzą obecnie w lochach miejskich.- wzruszyła ramionami elfka.- Cały korytarz podobnych do siebie mężczyzn. To dopiero musi być widok.
- Wynająć ich do teatru - zaśmiała się bardka - To by dopiero było… stada Kendricków.
Spojrzała na Ortusa:
- Wszystko w porządku, kochanie?
- Tak… Tak.. wszystko… w porządeczku.- mruknął niewyraźnie Ortus i uśmiechnął się delikatnie do Kathil.
- Z pewnością byłoby ciekawie. A tak… jest w stolicy mały chaos z tego powodu. A ty może wiesz coś jeszcze na ten temat. Masz przecież dobre układy z Miklosem jak i Mirabetą.- stwierdziła elfka na moment przerywając pożywianie się.
- Nie wiem. Nie rozmawiam z nimi na te tematy. - uśmiechnęła się spokojnie bardka - Przecież ani jedno ani drugie nie dopuści mnie do takich informacji. Z resztą nawet nie miałam ostatnio do tego głowy. A teraz… jest coś innego do załatwienia. - spojrzała uważnie na półelfkę. - Sama wiesz. Jak tam z rozsiewaniem plotek? I czy znasz jakiegoś dobrego kupca do zakupu ksiąg magicznych? Yorrdach je wyceniał ale wolałabym je upchnąć po cichu.
- Nie bardzo… nie lubimy się z magami.- westchnęła Ashka ironicznie. - Są zwykle cięci na złodziejaszków. Mogę ci dać parę adresów, ale te równie dobrze mogłabyś zdobyć sama. A plotki… rozsiewam, nie martw się. Ziarno posiane, więc plony się pojawią z czasem.
Pokiwała głową.
- Słuchaj… czy twoje pacholęta mogą jeszcze jedno zrobić? - spytała po chwili słodkich przekomarzań z przyjaciółką i nieśmiałym mężem.
- Mogą poobserwować statek o nazwie Czarna Mamba?
- Statek… nie … nie mam znajomości na wybrzeżu Sembii, a nie poślę moich złodziejaszków do obcych miast. Tam rządzą inne gangi…- przypomniała Ashka upijając trunku.- A cóż to za okręt?
- No dobrze. A to… hm… Condradzik. - mrugnęła uroczo do obojga, przykładając palec do ust. - A wiesz coś jak mu idzie poszukiwanie bękartów Cristobala?
- Nie za dobrze… Cristobal chyba nie za bardzo był płodny.- zamyśliła się Ashka.- To może być szukanie wiatru w polu.
Wesat spojrzała na męża:
- Wina, Ortusie?
Po czym dodała:
- Tym akurat się nie martwię. - mruknęła. - Nie wiadomo, czy wujowie nie pozostawili po sobie jakichś. - westchnęła. - Mam nadzieję, że Wiligian jednak nie znajdzie zbyt wielu. Wujowie nie wyglądali na zbyt zainteresowanych takim obrotem spraw, ale kto wie.
- Archibald mógł.- stwierdził cicho Ortus, a elfka dodała.- Z tym również ci nie pomogę. Nie mam podopiecznych w każdej wiosce Sembii.
- Nie w tym sęk - Kathil pokiwała głową - nie zamierzam przeszukiwać Sembii w poszukiwaniu potencjalnych spadkobierców. Jeśli Wiligian znajdzie kogoś to będę się martwić, jeśli nie to tym lepiej. Archibald nie był stary, więc jeśli zostawił dzieci po sobie, to nie będą pełnoletnie. Nie wyglądał na takiego co ujmuje bękarty w testamencie. Czekam na znak od Wiligiana by Ortus mógł przejąć swoją spuściznę i spuściznę po wujach. Wiligian wspominał, że przygotowanie dokumentów i sprawdzenie zajmie nieco czasu.
- Wiesz dobrze, że o ile dokumenty nie zawierają materiałów na skandal towarzyski to mnie nie interesują. Nie znam się na liczbach i raczej… nie jestem w stanie ocenić czy Wiligian nie naciąga cię na kolejne spotkanie w jego nawiedzonej posiadłości.- odparła żartobliwym tonem Ashka.
- Oj notariusz nigdy nie był niegrzeczny ani nieuczynny. Przecież ma we mnie, nas kury znoszące złote jajka.
- Hmm pytałam Cię już o Lisandrę Voltrie? Wiesz coś o niej? I jak tam nasza dzielni pani kapitan straży? Wie już o swoich nowych sąsiadach?
- Och… nie wątpię że dotarły do niej te plotki. A co do Lisandry to była eks-kruk Milosa i żona zamożnego kupca. Świetna łuczniczka, która zakończyła swą karierę awanturniczki po niefortunnym wypadku na misji. Szczegółów nie znam. Czemu pytasz?- zastanowiła się elfka wyraźnie zaskoczona tym pytaniem.
- Oh z ciekawości. - uśmiechnęła się lisio Kathil - Co z jej mężem? Wiesz coś?
- Hmm… cóż… jej mąż jest… jakby to określić…- zamyśliła się Ashka.- Jej mąż… choć stara się to ukrywać, to ostatnio odkrył miłość do kiełbasek. Takie krążą plotki.-
- Miłość do kiełbasek? Co w tym dziwnego… każdy ma jakieś ulubione jedzenie.- wtrącił się Ortus. A elfka uśmiechnęła się by wytłumaczyć , że…
- Kochanie… to taka hmm inne wyrażenie na miłość dwóch mężczyzn? - wyjaśniła szybko i nagle. Uznała, że metoda na “zerwanie plasterka” będzie bardziej humanitarna niż tańczenie wokół tematu. - Po prostu odkrył, że lubi sypiać z innymi mężczyznami bardziej niż z własną żoną.
- A kogoś specjalnie odkrył, czy to takie nowe hobby w szerokim kontekście? - uśmiechnęła się do Ashki.
- A wiesz… nie orientuję się dokładnie z kim sypia regularnie. Krążą różne plotki w tej kwestii. - zamyśliła się Ashka, podczas gdy Ortus trochę zzieleniał na obliczu, pod wpływem tej wizji.- Musiałabym poszukać.
- Ciekawa jestem. Poznała ją ostatnio. Piękna kobieta i mądra. Dziwne, że mąż woli mężczyzn. I ciekawe, czemu się nie rozwiodą… - zamyśliła się bardka.
- Mnie też to dziwi… ta plotka o jego parówkowych interesach pojawiła się dopiero rok temu, przedtem uchodzili za przykładne choć dość nudne małżeństwo, a jeszcze wcześnie… o ile dobrze pamiętam, jej mężuś nie pochwalał awanturniczych zapędów Lisandry, a ty… skąd ją znasz?- zapytała zaciekawiona Ashka.
- Pomagam jej w pewnej sprawie - stwierdziła niewinnie Kathil - A to zainteresowanie ma jakoś wspólny moment, kiedy zmarła jego matka może?
- Może… tooo.. ma sens.- zamyśliła się Ashka wzruszając.- To ma dużo sensu, ale… nie tłumaczy twojego zainteresowania ich prywatnymi sprawami.
- Po prostu jestem ciekawa. Bo to się nie trzyma kupy. - Kathil ułożyła się wygodniej na sofie, klepiąc po pełnym brzuszku.
- Co się nie trzyma kupy?- zapytała Ashka drapiąc się za uchem, Ortus też spojrzał zaciekawiony rozważaniami żony.
- Czemu nagle zgodne małżeństwo, co prawda z rozsądku, ale zawsze, stwierdzało: “ot ja wolę kiełbaski” oraz “ot ja wolę…” - urwała.
- Hmmm…- zastanowiła się Ashka.- Nie wiem… Może bym się dowiedziała więcej, gdybym bardziej się zainteresowała. Plotki mogą być… Nie gwarantuję, że nie są kalumniami. Nie sprawdzałam ich za bardzo.
- To nic ważnego… po prostu moja ciekawość. I tyle. Lisandra jest dorosła, wie co robi. - uśmiechnęła się bardka i popiła wina.
- Wybierasz się na urodziny Yorrdacha?
- Tak jak zwykle.- potwierdziła elfka.- A ty?
- Też. Powiedzieć wam co planuję? Ale to jest tajemnica, nawet nie wiem czy wyjdzie do końca to moje planowanie. - spojrzała po obydwojgu - Troche nie ode mnie zależy.
- Zaintrygowałaś mnie… zdradzisz szczegóły?- zamruczała podejrzliwie zmysłowo Ashka nalewając wina do kielichów.
- Chciałam - Kathil zagryzła dolną wargę i uścisnęła dłoń Ortusa - zmienić płeć przy pomocy magii na jedną noc i zrobić mu niespodziankę…. - zawiesiła głos.
Nastąpiła cisza, którą przerwało zakrztuszenie i śmiech elfki.- Noooo…. to nie mogę się doczekać co wykombinujesz w prezencie na moje urodziny za pół roku. Zmiana płci… odważny krok. Nawet jeśli na chwilę… hmmm… kusisz.-
Ortus właściwie zbaraniał słysząc jej słowa i nie wiedząc co odpowiedzieć.
- To tymczasowe, trwa ledwie kilka godzin - pocieszyła męża, wciąż obserwując jego reakcję.
- Tak czy siak… to ciekawe. I będziesz czuła wszystko jak… no… mężczyzna? A jak będziesz wyglądać, czy aby przystojna będziesz? To już było sprawdzane na kimś?- Ashka zasypała pytaniami Kathil.
- Tak, podobno czuje się dużo hmm intensywniej żądze. Wygląd nie wiadomo, ale można poprawić innym zaklęciem. I tak sprawdzane. Magini, która by to miała robić, sprawdzała na sobie. - Kathil wciąż obserwowała Ortusa.
- A ty co o tym sądzisz? - spytała młodzika.
- Nie znam się na magii… jak dla mnie to niezbyt apetyczny pomysł.- mruknął Ortus, a Ashka machnęła dłonią. - A dla mnie genialny… ciekawe jak to jest być mężczyzną. Na twoim miejscu jednakże, sprawdziłabym wszystko zawczasu… taka próba generalna.-*
- Nie wiem czy starczy mi czasu. - skrzywiła się Kathil - I czy magini będzie mieć go na tyle, by urządzać próby.
- Lepiej go znajdź, bo ci twój plan może się posypać…- poradziła Ashka wesoło.
- Zobaczymy jaką odpowiedź dostanę. - pokiwała głową na znak, że zgadza się z opinia przyjaciółki.
- No to co jeszcze zostało do omówienia?- mruknęła elfka popijając wino i spoglądając na oboje małżonków przytulonych do siebie i trzymających się grzecznie za rączki.- Bo czuję się jak pies na kocim weselisku.
Kathil pocałowała Ortusa czule:
- No wybacz. To po prostu nasz miesiąc miodowy. A w zasadzie ze sobą spędzamy najmniej czasu. - spojrzała na męża. - Prawda?
- To prawda.- Ortus cmoknął delikatnie usta Wesalt, potem znowu, potem pocałunek robił się namiętny i młodzian zapominał, że jego całowanie obserwuje z lubieżnym uśmieszkiem i łakomym spojrzeniem Ashka.
- Khm khm - przypomniała mu Kathil - jest tu z nami ktoś - pogładziła czule policzek męża. I rzuciła spojrzenie na Ashkę pełne niewinności, z miną “co ja mogę poradzić”.
- Och… nie na zważajcie na mnie…- machnęła dłonią elfka z lisim uśmiechem.- Nie przeszkadza mi to.-
A Ortus speszony zerkał to na Kathil, to na Ashkę.
- Mhm wiem, że tobie nie… - zaśmiała się Kathil - … to co? Mężulku? Do domu?
- Do domu.- stwierdził z uśmiechem Ortus, a Ashka podrapała się za uchem.- Eeech… zaczynam się czuć wodzona za nos.
- Wodzona za nos? Czemu?
- Wypytałaś mnie o tyle spraw, a niczym nie nakarmiłaś. Następnym razem… chcę ploteczek, soczystych i brudnych i … z wyższych klas.- odparła elfka wstając i ruszając do wyjścia.


Kathil wtulona w Ortusa podreptała do karocy czekającej na nich przed Żółtą ciżemką.
Ucałowała na pożegnanie Ashkę:
- Jutro będę znowu w stolicy, jeśli masz czas i ochotę na spotkanie. - przypomniała. - W przeciwnym wypadku będę czekać na wieści od ciebie.

Pomachała półelfce wesoło przed odjazdem i z zadowoleniem opadła na siedzenie koło Ortusa. Ruszyli...
 

Ostatnio edytowane przez corax : 18-04-2016 o 20:00.
corax jest offline  
Stary 19-04-2016, 20:54   #87
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ruszyli… po mieście.
Bo przed powrotem do posiadłości Wesalt miała jeszcze jedno spotkanie. Miała też Ortusa, na skraju wytrzymałości i cierpliwości. Nic więc dziwnego, że w końcu jej kochany małżonek nagle wyszedł z inicjatywą, wyraźną i stanowczą.
Jedną dłonią rozpinając swe odzienie, druga pochwycił za dłoń Wesalt i poprowadził w dół by chociaż palcami przyniosła mu ulgę. Zbyt długo cierpiał, zbyt długo wystawiała go na próbę, by teraz jakieś jej słowa przekonały ją do dalszej cierpliwości. Widziała to w jego spojrzeniu i zaciętej minie. Tym razem Kathil wiedziała, że nie może dalej przeciągać struny. Ortus był twardy w swym postanowieniu… i w kluczowych obszarach też.
Z drugiej strony nie mogła jednak za bardzo ubrudzić sobie stroju, jeszcze nie.
Miała wszak spotkanie z przy fontannie.


Fontanna Daru Istishii, była miejscem schadzek dla kochanków z różnych sfer, choć na szczęście głównie mieszczan. Jednakże jej cel wyróżniał się nie tylko szlachetnym pochodzeniem i widocznym bogactwem. Miał minę ostatniej pierdoły co psuło nieco jego ostre, acz miłe dla oka rysy twarzy. Ów jej klient był ubrany bogato zdobione fioletowe szaty, miał sygnet na palcu, długie czarne włosy i niewątpliwie był owym przyjacielem hrabiego Morethain, bo na zakochanego to nie wyglądał.
I miał poważne problemy, lecz to była kwestia którą bardka miała się zająć w przyszłości, w tej chwili czekał ją spóźniony powrót do domu i dość gorąca noc.

Po którym nadszedł poranek, a wraz z nim list od kochanej Achminy. Przyniosła go Saskia do buduaru Kathil wraz nożem do otwierania listu. Widać półelfka już wydobrzała. Co widać było po jej postawie i wesołym uśmieszku.
Jeden ruch ostrza i pieczęć została rozcięta, a Kathil mogła się zapoznać z zawartością tekstu napisaną pięknym charakterem pisma. Ów list okazał się zresztą zaproszeniem na małe przyjęcie zorganizowane przez Achminę. Wspomniała w nim, że z chęcią przy tej okazji omówi sprawę wsparcia swej drogiej przyjaciółki swą wierną służką. Oczywiście dopiero wtedy, gdy dowie się po co i dlaczego. Oczywistym było że taka wścibska kobieta jak Timbra, będzie chciała wszystko wywiedzieć. A i w tekście była subtelna sugestia, by Wesalt zabrała ze sobą tego miłego młodzieńca Yorrdacha. Tylko czy on da się znów jej rzucić na pożarcie?
Od Viralae Kathil nie spodziewała się otrzymać listu. Czarodziejka była wierna swej pani, mimo że jedynym powodem tej wierności, był sentyment związany z jej zmarłym mentorem, a mężem Achminy.
Saskia przyglądając się czytającej Kathil usiadła poufale na toaletce i założyła nogę na nogę mówiąc, gdy bardka skończyła czytać.- Czuję się już lepiej więc… przypomnę ci pani, o nocy którą wygrałam. Z uwagi na powrót twego męża i rozliczne obowiązki… tobie zostawiam przywile wybrania, która to będzie noc. Liczę jednak na twój honor i spełnienie obietnicy do końca roku.
Uśmiechała się złowieszczo i triumfalnie, niczym dzika kotka co budziło dreszczyk na plecach Kathi. Dreszczyk przerażenia i podniecenia zarazem.
- A teraz, wybacz… ale muszę przygotować twój piknik z mężem pani. I obawiam się, że już nie będę stróżować w nocy obok twego łoża. Po pierwsze masz męża, a po drugie… wujowie już nie żyją.- zsunęła się z sekretarzyka i ruszyła w kierunku drzwi, dodając zadziornym tonem.- To czekam na twoją decyzję moja pani.


Piknik w lesie… Romantyczny pomysł krył w sobie jednak ukryte żądełko. Niewątpliwie Ortus pamiętał jej wypowiedzi dotyczących jej własnych fantazji. Nie mogła mu mieć tego za złe… w końcu dbał o nią. I ciągle się starał. Było to miłe. A odpoczynek od intryg, wrogów i ciekawskich sąsiadek był miłą odmianą. Tym bardziej, że Kathil przeżywała coś miłego i nowego dla niej. Romantyczną randkę.
Życie Kathil nie obfitowało wszak w romanse. W różne miłosne figle i zabawy z pewnością, ale rzadko było to podszyte romansem. Częściej było wyrafinowanie, perfidia, biznes… przyjemności czysto fizyczne. Była kochana… o tak… była wielbiona i kochana. Potrafiła sprawić, by się w niej zakochali. Z Ortusem jednak tak nie było. Ich mała umowa zmieniła się w zadurzenie z jego strony. A z jej z strony umowa przeszła w sympatię, sympatia w zauroczenie… a to w zadurzenie. Kochać i być kochaną… było przyjemnie.


Tak więc przejażdżka do urokliwego lasu wraz z ukochanym mężczyzną na piknik brzmiało przyjemnie w jej uszach. Naiwnie romantycznie, acz… budziło w sercu Kathil ckliwe uczucia. Bądź co bądź nie miała nigdy okazji przeżywać takiego prostego naiwnego romansu bez żadnych ukrytych intencji, poza erotycznymi. Pożądliwy wzrok Ortusa jednak także był przyjemny. Czuła się pożądana, upragniona… czuła się wyjątkowa w jego oczach. I to było bardzo przyjemne.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172