Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-03-2016, 22:53   #121
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację

Kiedyś, gdzieś

Stara, pomarszczona i naznaczona niezliczonymi kurzajkami, liszajami i gnidami wiedźma pochylała się nad parującym kotłem, mamrocząc coś niezrozumiale w plugawym języku. Wewnątrz naczynia niemrawo bulgotała śmierdząca maź, pełna najróżniejszego paskudztwa.


Czarownica co chwile mieszała w kotle, dodając co i rusz to nowe składniki. Oczy zaszły jej bielmem, kiedy przywołała swą moc a zgniłozielona poświata z kotła złowieszczo oświetlała jej twarz, kiedy wpatrywała się w powierzchnie mazi. Widziała...

...metaliczna dziecięca figurka, która do tej pory dzielnie trwała na powietrzni brei w końcu zanurzyła się w niej i utonęła. Przylatujący obok kotła owad, dostał się w magiczne oparach i spadł do kotła. Wylądował obok długiego, męskiego włosa i zaraz razem z nim zanurzył się pod powierzchnią. Należąca do czarownicy wielka ropucha, wykorzystała chwile nieuwagi właścicielki i długim jęzorem wyłowiła elfie ucho, które do tej pory pływało spokojnie przy brzegu kotła. Teraz znikło w przepastnym przełyku płaza. Przy drugim brzeg jakiś dowcipniś wrzucił do kotła łódeczkę, zdrobnią z liści. Teraz stateczek wywrócił się na bok i toną, przy okazji zabierając ze sobą paznokieć dwukrotnie ożywionych zwłok, bezcenny składnik do czarodziejskich eliksirów, którego czarownica szukała od tygodnia. Na sam koniec zaś spod powierzchni mazi wydobył się wielki bąbel powietrza a wraz nim na powierzanie wypłynęła macka rzecznej ośmiornicy...

Wściekała czarownica cisnęła trzymanym w dłoniach kijem w sam środek kotła, kląć w plugawym języku, znany tylko jej i jej przodkom.

- Na alaaniwe vijana, chimvi walitaka! Wangeweza kuja baada marashi juu ya vidonda kwenye punda wake, wala kutoa mimba, kama kila mtu mwingine! -

Wiedźmą wstała od kotła i zrobiła kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić, po czym wyszła przed swą chatę, gdzie czekała na nią para młodych, chłopak i dziewczyna.

- No i co zobaczyłaś? Co nas czeka? -
- Ekhem... Tego, no... Będziecie żyli długo i szczęśliwe... -


Bagna niedaleko Wodników.

Robert i Gaspard.


Dwójka mężczyzn uparcie kontynuowała pościg. Nie zważali na ciemność, na bulgocące tu i ówdzie bagna, na niepewny grunt i dziwne odgłosy, które coraz bardziej ich otaczały. Trzymana przez Gasparda pochodnia dawała im parę metrów świtała, ale daje nie widzieli już prawie nic. No poza odległym światłem, które ukazało im się gdzieś w oddali i za którym teraz podążali. Robert, napędzany chęcią zemsty za śmierć dziadka nie zważał na nic. Choć jego potężny pancerz, miał magiczne pochodzenie i tyko dzięki temu go jeszcze nie utopił w tym bagnie, to nie chromiało go to przez brudną, lodowatą wodą i błotem, które wlewało się do środka przez szpary w pancerzu. Czy coś takiego może zardzewieć? Chyba nie, ale...

Pościg był bardzo męczący. Choć światełko majaczyło im gdzieś w oddali, to Gaspard, który zachował bardziej trzeźwy umył od swego kompana, zdawał sobie sprawę, że w tych warunkach role myśliwego i zwierzyny mogą się szybko odwrócić. W końcu elka widziała w ciemności całkiem nieźle, a oni... W sumie to skoro widziała w cienkości, to po chuj jej światło?

Rober posadził solidnego susa przeskakując nad jakąś co większą kałużą. Wylądował z głośnym mlaśnięciem, zapadając się w błocie aż po kolana. Od razu spróbował się wydostać, ale jedyne co udało mu się osiągnąć, to zapadanie się coraz niżej. Błoto było z jednej strony kleiste i gęste, nie dawało szans na wyrwane a z drugiej nie dawało żadnego podparcia dla stóp i zakuty w zbroje młody Tumuliz zapadał się coraz głębiej. Nerwowo omiótł całą okolice jednym spojrzeniem, szukając czegoś, czego mógł się złapać i wyciągać, ale nic takiego nie było.

- Gaspard pomóż! Tylko uważaj, to pułapka! -

Jauffret widząc, co się dzieje chciał od razu ruszyć na ratunek kompanowi, ale jego słowa zatrzymały go w miejscu. Zamiast tego poszukał wzorkiem jakieś gałęzi, którą mógłby mu podać. Długi i akurat odpowiednio groby konar wystawał z jakieś góry błocka i zgniłych roślin nieopodal. Gaspard szybko złapał za niego i począł się szarpać, bo cholerna gałąź nie chciała uwolnić się z błota. W końcu po kilku próbach, włożył w ostatnie szarpnięcie całe swoje siły i konar puścił, a on aż wylądował na tyłku. Uśmiech zadowolenia szybko zszedł mu z twarzy, kiedy z kępy roślin, razem z gałęzią wyleciała chmara latających robali, w tym jeden wielkości małego ptaka.

W świetle pochodni nie dało się za bardzo określić kształtu czy gatunku stwora, ale bez trudu widać było, że jest wściekły. Od razu zaatakował Gasparda, który nieudolnie próbował oganiać się od natręta. W końcu jednak poczuł jak coś siada mu na karku a zaraz botem przesuwający ból. Krzykałą głośno, próbując zabić napastnika dłonią. Podniósł się wściekle, wyszarpał miecz z jaszczura i... Poczuł dziwną słabość. Zakręciło mu się w głowie a mięśnie zaczęły mu wiotczeć. Upuścił miecz i upadł na kolana, tuż obok gałęzi, którą miał podać Robertowi. Zanim rąbną twarzą prosto w bagno, dostrzegł jeszcze, że jego kompan jest już w po pierś w błocie. Tumuliz krzyczał coś do niego, ale Gaspard już tego nie słyszał...

Kaeasa

Elfka była całkiem zadowolona ze swego fortelu. Powinien kupić jej troch czasu. No akurat tyle, ile zajmie im domyślnie się, że widzącej w ciemnościach długouchej światło nie jest do niczego potrzebne... To wszystko było zdecydowanie nie tak. Najpierw brodacz dał się zabić jak byle chłystek. Przecież jego cholerna rasa słynie z tego, że potrafi w pojedynkę ustać podjazdowi pancernej jazdy! Potem uratowany przez nią paladyn olał ją ciepłym moczem. PALADYN! Psia jego mać! No a teraz na dokładkę musi włóczyć się po tych cholernych, śmierdzących bagnach i uciekać przed tą bandą półgłówków. Dzięki zapalonej przez nich pochopni, widziała ich jak na dłoni a oni jej za cholerę. Wystarczyło zatrzymać się gdzieś po drodze i wystrzelać ich jak kaczki z zasadzki. Taaa... Tyle, że ona nie miała łuku. Elfka bez łuku... Nosz kur...

Starała się zachować spokój. Marsz był bardzo uciążliwy. Co chwile zapadała się w czymś mokrym i zimnym a co gorsza wszystko wyglądało tak samo. Już dawno straciła z oczu wioskę i nie za bardzo potrafiła określić kierunek gdzie ona się znajduje. W dodatku czuła jak coś miękkiego, podłużnego i oślizgłego pełznie jej po nodze pod ubraniem. ~~ Cóż, coś jak amory z ser Grimboldem. ~~ pomyślała cierpko, ale tu zapowiadało się na dłuższą, niż trzy minutową "zabawę". Przynajmniej nie musiała udawać, że ją to podnieca.

Nagle usłyszała w pobliżu ruch. Cóż dużego przedzierało się przez bagno w jej kierunku. Uciekać nie było gdzie, mogła jedynie przełknąć ślinę i sięgnąć po miecz. Wysokie trawy zasłaniały jej widok, ale odgłos był coraz bliżej. Po chwili zobaczył żółte ślepia świecące w ciemnościach. Coś skoczyło na nią z zarośli i pouczała jak upada na plecy i przygniata ja coś ciężkiego. Próbowała złapać napastnika i zanim odeszła w ciemność, ale stwierdziła z odrazą, że w dotyku przypomina większą wersje tego, co pełzało jej po nodze...

Wodnik, nabrzeże.
Tyralyon


Paladyn obserwował przez chwile niknących na bagnach Roberta i Gasparda, po czym zabrał się za pilniejsze sprawy. Tam w końcu pieniądze się paliły! Paladyn, bo paladyn, ale ubogi, więc swoje priorytety miał. Ponownie spotkanie z Revladem, już przy większej publiczności, też nie przysłoniło mu wizji zarobku. W końcu musiał kupić nowego konia i wyprawkę dla Klary. No i może nową obroże dla Nutki. Taką wysadzą rubinami...

Kriskaven raźnie złapał za linę przywiązaną do statku i począł ciągnąć z całych sił. Początkowo łódeczka niemrawo reagowała na poczynania bandy domorosłych strażaków, ale po drugim i trzecim pociągnięciu zaczęła się już bardziej kolebać na wodzie. Jeszce raz i drugi i płonące skrzynie poczęły spadać z pokładu do wody. To działało! Tyralyon zaparł się mocniej i pociągnął za linę z całych sił po raz kolejny i następny. Jednocześnie rzucał okiem na lecące z Diuszesy skrzynie, czy czego nie dało się aby uratować. Zobaczył właśnie jak na wodzie unoszą się role drogocennego jedwabiu i nie usłyszał ostrzeżenia. Wszyscy inni puści liny na czas. On jeden trzymał je mocno, jak w uścisku kowalskich obcęgów.

Rozbujany do ostatnich granic stateczek przechylając się na drugi bok pociągnął za liny a razem z nimi za trzymającego jedną z nich w żelaznym uścisku rycerza. Klara zdążył tylko krzyknąć widząc jak paladyn znika pod wodą. Na jego szczęście tuż przy nadbrzeżu było płytko i po dłuższej szarpaninie zdołał złapać się jakieś belki i silnym szarpnięciem ramion wynurzył głowę nad powierzchnie. Zachłannie nabrał pierwszy haust powietrza i spojrzała w górę. Akurat na czas, aby zobaczyć zbliżającą się ku niemu burtę Diuszesy, która uznała, że po tylu staraniach dorodnych samców, może w końcu ulec i elegancko wywróciła się do góry dnem.

Po nadbrzeżu poniósł się dziecięcy płacz i zawodzenie psa.

Rzeka w okolicach Wodników

Na powierzchni wody pojawiły się bąble. Najpierw mniejsze i rzadsze, potem kilka większych, w krótszych odstępach. W końcu spod spienionej tafli wyłonił się czubek głowy i oczy. Przez chwilę zimno przyglądały się nadbrzeżu. Na moment tylko, ich uwagę odwróciło migoczące światełko, gdzieś na bagnach. Szybko jednak wróciły do pierwotnego obiektu swych obserwacji. Mieniała dłuższa chwila, zanim głowa zanurzyła się z powrotem pod powierzchnią i tylko kręgi na wodzie wskazywały, w która stronę porusza się jej właściciel.

Kawałek dalej na bagnach, wygłodniała ropucha właśnie zeżarła świecącą jak pochodnia ważkę.

Jeszcze gdzieś indziej i kiedy indziej

- Babciu, babciu, ale tak nie można! -
- Dokładnie, tak nie wolno! -
- Bajki nie mogą się tak kończyć, że wszyscy zginęli! Tak nie można! -
- Cisza! Jakbyście byli grzeczni i nie wyjadali mi miętusów z szafki, to kończyłyby nie lepiej! -
- Babciu, nie... -
- Cisza powiedziałam! A teraz spać! Wszyscy! Już, już! Jak jutro będziecie grzeczniejszy, to może skończą się inaczej... -


THE END


Więcej info w komentarzach. Temat niech powisi trochę, coby każdy mógł poczytać i do zamknięcia.
 
malahaj jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172