Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-01-2016, 13:29   #11
 
Molkar's Avatar
 
Reputacja: 1 Molkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputację
Kazrak siedział jeszcze chwilę i trawił informacje przekazane przez Gardina. Nie było to zbyt pocieszające, pamiętał ile to się nasłuchał na temat jakie to oczko w głowie tatusia ta córka Vincenta. Kiedy Gardin wyszedł barmanka akurat przyniosła zamówione przez niego piwo. Cóż, dobre piwo nie może się zmarnować. Miał nadzieje, że rozmowa będzie dłuższa jak zawsze i trochę posiedzą. Po dopiciu trunku udał się do Tańczącej Elfki.
Przy wejściu do lokalu minął wielkiego jak dąb człowieka który pewnie był tu zwykłym ochroniarzem, w środku jak przypuszczał zastał po prostu ludzki burdel. Nigdy nie mógł zrozumieć co ludzie widzą w tego typu przybytkach.
Wystarczyło tylko, że na chwilę stanął aby się rozejrzeć kogo mógłby wypytać o typa zwanego Shen a zaraz przyległa do niego jedna z kobiet rzucając mu zalotne
- Witaj krasnoludzie, przyszedłeś się dobrze zabawić?
Po czym zaczęła subtelnie kierować go do wolnego stolika. Kazrak popatrzył na nią po czym wyciągnął z sakiewki złotą monetę ganiąc się w myślach, że to i tak zbyt wiele dla tego typu kobiety ale cóż robota poważna i zarobek zapowiada się porządnie więc można troszkę zainwestować.
- Moja droga, największą przyjemność sprawisz mi jeśli dowiem się od Ciebie gdzie znajdę człowieka o imieniu Shen, podobno bardzo wiele czasu spędza w waszym przybytku – Kazrak mówiąc to wręczył dziewczynie złotą monetę.
Kobieta wzięła od krasnoluda monetę nie ukrywając zaskoczenia, całkiem zacny zarobek jak na tak krótki czas i tak mało pracy który musiała włożyć po czym rzekła wskazując na drzwi.
- Jeśli jego szukasz to minąłeś go w drzwiach, to ten wielki i przystojny mężczyzna stojący przed lokalem
Kazrak skinął tylko głową i rzucił krótkie
- Dzięki
Po czym udał się do baru, zamówił dwa kufle piwa i wyszedł na zewnątrz. Kazrak wyszedł przed Tańczącą Elfkę i stanął po drugiej stronie wejścia jak osoba która podobno jest tym kogo szuka. Miał ze sobe dwa kufle dobrego piwa. Popatrzał na człowieka mierząc go wzrokiem, kawał byka do tego gębą zakazana więc i pewnie dobrze go skierowano.
Shen zmierzył go obojętnym znudzonym spojrzeniem, po czym otworzył mu drzwi na oścież.
- Zapraszam. Żadnego bicia, gryzienia, plucia i tak dalej. Inaczej wylecisz na kopach. No chyba, że dogadasz się z Brittą. Dobrej zabawy. -

- Ty jesteś Shen ma się rozumieć ? W takim razie miałbym robotę dla Ciebie bo słyszałem, że się do tego idealnie nadasz - mówiąc to Kazrak podniósł kufel w stronę człowieka do którego ucha była przywiązana mała sakiewka którą otrzymał jako zachętę dla niego.

Tym razem dla odmiany Shen spojrzał na niego z mieszaniną rozbawienia i zaciekawienia.
- Ale jesteś peny, że dobrze trafiłeś? Bo wiesz, to jest ten, tego, burdel. tylko nie mów tak przy Lu, bo od razu wylecisz. Oficjalnie to “Dom uciech wszelakich
Pomimo kpiącego tonu Shen sięgnął po sakiewkę, ważąc ją w dłoni.
- No dobra, zakładam, że nie mówisz o tym, co wydaje mi się, że nie mówisz, więc wejdźmy do środka i mów o co chodzi.
Shen zaprowadził go do jednej z bocznych alków, akurat psutych, odprowadzany ciekawymi spojrzeniami dziewczynek.
- Wybacz, ze nie przyjmę Cie w gabinecie, ale… jest chwilo zajęty. Dobra, w czym rzecz? -

Kazrak usiadł wygodnie po czym wziął porządnego łyka piwa i rzekł
- Zakładam, że wiesz kim jest Courtez więc oszczędzę tłumaczeń, sakiewka to zaliczka a robota to odszukanie jego córki która zaginęła. Sam Vincent uznaje sakiewkę którą dostałeś za drobną zaliczkę jeśli się to uda.
- Pan od kamyczków, tak słyszałem o nim, choć, nie wiedzieć czemu, do nas nie zagląda. Wyższe sfery i takie tam. Zazwyczaj nie pracuje dla tego… segmentu klienteli, ale jak mawia mamuśka “klient nasz Pan”.

Shen też łyknął z przyniesionego mu kufla.
- Tak więc mamy jakieś informacje na początek, czy zaczynami od zera? Czy Ty znałeś małą i możesz mi coś o niej powiedzieć? Kiedy zaginęła? W jakich okolicznościach? To na początek, pytań mam dużo. Chce wiedzieć, czy zadaje je właściwej osobie. -

- Niestety zaczynamy od zera, na tą chwilę nikt nic nie wie bo i nic się nie dowiedziałem a co za tym idzie musiała zaginąć maksymalnie wczoraj bo Vincent jest bardzo na jej punkcie przewrażliwiony, szczegółowe pytania to niestety nie do mnie bo ja wiem tylko mniej więcej jak wygląda z tego co widziałem ją kilka razy. Po więcej pytań musimy skontaktować się z osobą pracującą bezpośrednio dla Courteza.

- Chujowo trochę… - osiłek zmarszczył brwi i wypił resztę piwa.
- No, ale bywało gorzej. Słuchaj, znam tu paru ludzi i zapuszczę wici, ale to sieć o bardzo dużych oczkach, więc na zbyt wiele bym nie liczył. Musze pogadać z kimś z domu, bo zakładam, że tam ją ostatni raz widzieli. Z kimś, kto ją dobrze zna. Powiedz mi jak ta lala wygląda i ogólnie co wiesz, ja pójdę na chwilę na miasto a potem do rezydencji Pana od kamyczków. Chyba mnie wpuszczą, co nie?
Shen uśmiechnął się krzywo.
- Idziesz ze mną czy spotkamy się na miejscu? Uprzedzam, tam gdzie się wybieram, nie pachnie za ładnie, łatwo się czym zarazić i pchły gwarantowane.

Kazrak uśmiechnął się i rzekł
- Nie straszne mi takie miejsca, ale nie ma za wiele czasu żeby tracić czas na szlajanie się we dwójkę, w czasie kiedy Ty załatwisz swoje sprawy ja umówię spotkanie z osobą która odpowie na wszystkie Twoje pytania dotyczące zaginionej osoby. Pytanie za ile czasu będziesz dostępny aby się spotkać. Tu obok jest całkiem dobre miejsce, karczma jak każda inna Mniejsze Zło się zwie. Tam możemy się spotkać.
- Znam. Dobra, spotkajmy się tam za godzinę.

Kazrak dopił piwo mówiąc mniej więcej jak wygląda córka Vincenta po czym wstał i wyszedł aby odszukać Gardina który niestety będzie potrzebny, bo on sam nie zna odpowiedzi na pytania zadane przez człowieka a i sam wygląd pamięta na ile pamięta w końcu nie za bardzo zwracał szczególną uwagę na ludzką kobietę.
 
Molkar jest offline  
Stary 13-01-2016, 01:42   #12
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Shen odprowadził krasnoluda wzrokiem i westchnął głośno. Praca, praca, cięgle praca. W sumie to ni chuja nie chciało mu się uganiać za jakimś rozwydrzonym bachorem. Co on niańka jest, czy co? Z drugiej strony jednak, "Pan od kamyczków" znany był ze swej uczciwości i jak mówi, że dobrze zapłaci, to zapłaci. Do tego jeszcze dochodziła dodatkowa korzyść, w postacie reputacji u nieco lepszej potencjalnej klienteli. Chcąc, nie chcąc, Shen wziął się do roboty.

Miał godzinę, więc mógł poświęcić chwile czasu, na przygotowanie. Na początek wyciągnął notes i ołówek, poślinił końcówkę i zaczął spisywać pytania, jakie chciał zadać na umówionym przez brodacza spotkaniu. Tak na wszelki wypadek, coby niczego nie zapomnieć, albo jak będzie potrzeba przykazania ich komuś w domu.

Cytat:
- dokładny wygląd dziewczyny, najlepiej obraz/rycina
- wiek
- kiedy i kto ją ostatnio widział
- czy zdarzało się to już w przeszłości
- jeśli tak, to gdzie się odnajdywała
- znajomi - nazwiska, adresy
- czy z domu coś zginęło - kosztowności, pieniądze, potencjalny ekwipunek podróżny
- czy z jej rzeczy coś zniknęło, szczególnie ubrania, buty, plecaki, inne rzeczy przydatne w dłuższej podróży
- czy ostatnio zdarzyło się coś dziwno lub nowego, względnie czy dziewczyna zachowywała się inaczej niż zazwyczaj albo była czymś szczególnie podekscytowana
- czy pojawił się wokół niej jacyś nowy znajomi
- miała chłopaka - nazwisko, adres
- czy ojciec/matka/ród/klan ma wrogów, którzy mogli wykorzystać dziecko przeciw niemu - nazwiska, adresy
- ulubione miejsca
Na początek chyba wystarczy. Shen znów łyknął piwa i z zamyślił się, bazgrząc bezmyślnie na drugiej kartce. Zastawiał się, do kogo się udać. Oczywiście wiedział do kogo, ale usilnie starał się znaleźć inną kandydaturę. Choć wiedział, że to bezcelowe. Starł się też sobie przypomnieć, gdzie on się szlajał i chadzał, jak był w wieku tej smarkuli. Choć w zasadzie, to gdzie chodziły wtedy bogate dzieciaki, które czasami z kumplami spotykali. Głupie gnoje, ale stanowili dobre źródło zarobku... Jak na tamte czasy.

Dedukcja, zakończyła się wraz z piwem w kufelku a Shen musiał przyznać, że przynajmniej doszedł do tego, gdzie teraz chciałby się udać. Wystarczyło spojrzeć, na jego dzieło, na pomiętej kartce papieru.

- Parszywy los. - westchnął pod nosem, spojrzał tęsknie na schody do jego gabinetu i jednak udał się do wyjścia.

*****

Fearsheld kroczył dobrze znanymi sobie zaułkami pewnie. Próbowali go zatrzymać tylko dwa razy, okraść tylko cztery a napaść raptem raz i to tylko dlatego, że stary Kruger go nie poznał. Tylko raz też musiał dać komuś w ryja a i to po przyjacielsku, bo nie poprawiał z buta. W końcu był jednak na miejscu i tu jego rezon się skończył. Raz jeszcze zaklął pod nosem i zaczął się skradać ostrożnie do drzwi niepozornego budynku, który miał przed sobą. Wyglądało to trochę komicznie, wszak był biały dzień a ulica nie dawała żadnej osłony, więc każdy mógł go zobaczyć. Tyle, że Shen nie chciał się ukrywać przed ciekawskie oczyma z ulicy. Bardziej martwili go lokatorzy budynku.

Ostrożnie zbliżył się do drzwi, odczekał dłuższą chwilę i złapał za brudną klamkę. Powoli uchyli drzwi, klnąc w duchu na czym świat stoi, gdy zawiasy zaskrzypiały i wsadził głowę do środka. W ciemny, zagraconym wnętrzu niewiele było widać a przede wszystkim wyglądało, że nikogo nie ma w środku. Shen odetchnął z ulgą i...

- Shen! A Ty tu czego? Życie Ci nie miłe? -
W pierwszej chwili zamarł, ale za moment odzyskał głos i zapytał cicho.
- Marv w domu? -
- Nie Shen, mojego MĘŻA, nie ma w domu. Wejdź, bo cie ktoś w zad wychędoży, jak tak będziesz stał z łbem w środku a tyłkiem na zewnątrz. -
Fearsheld odetchnął z ulgą, szybko wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Witaj Jasmin. Jak rozumiem twój MĄŻ, ciągłe trzyma urazę? -
Czarnoskóra kobieta uśmiechnęła się złośliwe, spoglądając na niego zza stołu, przy którym mieszała jakieś bliżej nieokreślone, ale bez wątpienia mało legalne specyfiki.
- Zadziwiające prawda. Przecież nic takiego się nie stało. Raptem przyłapał Cie na igraszkach z jego żoną. W jego domu. W jego łóżku... -
- Tak... trochę nieręcznie to wyszło... -
- Niezręcznie to było tłumaczyć mu, "że to nie tak jak myśli" z twoim kutasem w... -
- Dobrze! Już dobrze! Faktycznie, być może... nie były to najszczęśliwsze okoliczności na taką rozmowę, jednak przyznasz sama, że również dołożyłaś cegiełkę, do całej sytuacji? -
- Doprawdy? Nie wiem, co masz na myśli. -
- Wiesz, nie musiałaś mówić mu, że ma kuźkę jak świński ogon, małą i do tego pokręconą. Na dodatek trzymają w dłoni mojego... i prezentując go jako obiekt porównawczy. -
- Myślisz? Ja tam uważam, że w związku najważniejsza jest szczerość, uczuciowość i mówienie o swoich potrzebach. Skoro więc sam zapytał... -
- Eeee.... Tak... Cóż... -
- Dobra Shen, powspominaliśmy stare dobre czasy, ale dość wspominek. Gadaj więc, czy przyszyłeś towarzysko czy w interesach? -
- Tym razem w interesach. -
- Ehh, szkoda, bo Marv akurat za miastem... Czego chcesz? -
- No więc, dostałem nową robotę. Mam odnaleźć córkę jednego jubilera. Na razie wiem, że znikła wczoraj i przydałoby się dowiedzieć czy kto jej nie widział gdzieś. Przy bramach może, albo w porcie. A twoje chłopaki przy handlu mają teren obstawiony, bramy na oku, więc pomyślałem... -
- Wiem co pomyślałeś. To drugie też, stary zbereźniku! Po kolei jednak. Ile? -
- Czy kiedyś żałowałaś współpracy ze mną? -
- Fakt, nigdy. Nawet wtedy jak Mrav wrócił przedwcześnie, było wesoło. Widzieć jak goły uciekasz przez miasto z mieczem w jednej ręce a w drugiej z... -
- TAK! Rozumiem o Ci chodzi Jasmin. Więc jak będzie? -
- Dobra, popytam, choć coś czuje, że na razie mało wiesz. Towar już prawie gotowy do rozprowadzenia, więc niedługo powinnam się widzieć z wszystkimi moimi ptaszkami. W razie czego, któryś Cie znajdzie. -
- Dzięki Jasmin. -
- Gadaj, co wiesz. -
Shen streścił je informacje od krasnoluda.
- Mało tego. -
- Za godzinę powinien mieć więcej szczegółów. Pośle ci wiadomość normalną drogą. -
- Dobrze, będę czekać. Ale to będzie Cie kosztować więcej niż pieniądze. -
- Eeee... rozumiem Jasmin. -
- Wątpię. Ostatnio bywam bardziej pomysłowa a znajomy kapitan przywiózł mi specjalną przesyłkę z dalekich stron... spodoba Ci się. No a przynajmniej mi na pewno... -

Shen uśmiechnął się krzywo, pożegnał się i wyszedł. Miał jeszcze chwilę do spotkania z krasnoludem, ale czuł, że powinien zjawić się w karczmie wcześniej. Potrzebował się czegoś napić. Najlepiej czegoś zimnego i najlepiej w wiaderku.
 

Ostatnio edytowane przez malahaj : 13-01-2016 o 01:49.
malahaj jest offline  
Stary 13-01-2016, 19:09   #13
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Markus z Grigorem rozpoczęli poszukiwania dziewczyny od wizyty w stajni. Grigor nie czuł się obco na posesji Courtez. Przebywał tu nie raz i choć zamieszkiwał małą chatkę za miastem (wszak tam czuł się lepiej), to pusta izba w posiadłości Vincenta zawsze na niego czekała. Genasi nie był zbyt rozmowny, a człapiący za nim kapłan zdawał się go momentami irytować.

-Ahoj ty tępa kupo gruzu!- Grigor doskonale znał głos koniuszego. Saimon, bo tak zwał się mężczyzna od lat znał się z genasi. Mężczyźni uwielbiali się nabijać z siebie wzajemnie.
-Rodzinna tragedia musiała spowodować twoją wizytę tutaj?- spytał koniuszy ściskając koleżeńsko wojownika.
-Witaj, jestem Saimon.- przedstawił się Markusowi -Stary zagonił was do poszukiwań, co? Dziwne, że mnie nie posłał w miasto na spytki. Pewnie masz jakieś pytania, wal przyjacielu.-
- Markus - kapłan Oghmy odwzajemnił przywitanie, rozmowę póki co pozostawiając znającym się mężczyznom.
Genasi skinięciem łba przywitał się ze starym znajomym. Na jego pytanie odpowiedział z przekąsem, co było pierwszą emocją jaką wyraził w głosie od dłuższego czasu.

- Nie wysilaj się. Nigdy nie będziesz zabawny. - Po chwili przerwy dodał. - Masz rację. Muszę częściej was odwiedzać. Widok twojej paskudnej gęby sprawia, że czuje się piękniejszy. - Skamieniałe wargi podniosły się lekko w górę odsłaniając ostre zęby przypominające wyglądem kryształy, i tak samo załamujące światło.

- Przydaj się na coś. Powiedz czy coś widziałeś. - Zapytał bez emocji.
-Ty, jakbym coś widział marmurowy pacanie, to bym przecie dawno Vincowi powiedział, nie? pokręcił głową koniuszy -Ostatnio młoda zrobiła się bardziej pyskata i ciekawska. Spróbuj jej nie kryć to zara ci numer odwali i stary wyrzuci z posiadłości.-
- Hmm… - Burknął w zastanowieniu. - Zwolnij się. Żadnego z ciebie pożytku. -
Po chwili dodał. - Pewnie też nie wiesz kto ostatni ją widział? -
-Możliwe, że ja. Albo któryś ze goryli. Ale na nic ci ta wiedza. Ona była jak robak, wszędzie właziła, wszędzie potrafiła się wśliznąć i wcisnąć. Wystarczyło na sekunde spuścić ją z oczu i już jej nie ma.- wzruszył ramionami.
- Mhm. Pozostaje poszukać śladów. - Bez niepotrzebnego ciągnięcia dyskusji zajął się szukaniem tropu, który mogła pozostawić mała Marie. Brał pod uwagę jej nadpobudliwość, ciekawość zamiłowanie do włażenia, gdzie się da.

- - Spróbuj jej nie kryć? - Markus powtórzył za koniuszym z pytającym wyrazem twarzy - Czy było coś o czym jednak należałoby powiedzieć w obecnych okolicznościach? - dopytał Saimona, dodając - oczywiście między nami . zakończył uważnie wpatrując się w rozmówcę.
-Młoda kiedyś była grzecznym dzieckiem, ale zaczęła dorastać. Kiedyś spuściła konia matki z uwięzy i zadeptał połowę kwiatów w ogrodzie. Mogłem powiedzieć Vincowi prawdę albo wziąć winę na siebie.- odrzekł -Wolałem drugą opcję. Mieszkam i pracuję praktycznie na podwórku zabaw dziecka mojego pracodawcy. Wywinie jakiś numer, powie że to ja i już mam przechlapane.

Markus uśmiechnął się mówiąc - Rozumiem. Może jednak było jakieś miejsce lub osoba o która w ostatnim czasie młoda panna rozpytywała? Powiedziałeś że była ciekawska , może napomknęła coś mimochodem o jakimś miejscu lub osobie? Zastanów się proszę każdy szczegół może nam ułatwić poszukiwania i wydatnie skrócić ich czas - zapytał na koniec.
-Słuchaj…- zaczął człek -Pracuję tu od wielu lat. Zaczynałem jako mało chłopiec. Vinc zrobił dla mnie wiele dobrego i zależy mi na odnalezieniu młodej tak jak i wam, a może nawet i bardziej. Więc jeśli coś bym wiedział, to ktoś na pewno by z tej wiedzy skorzystał.- odburknął Saimon.
- Jasne, nie chciałem cię obrazić, po prostu robię co należy , czasami warto postawić jakieś pytanie choćby po to by usłyszeć odpowiedź odmowną, wówczas spokojnie można przejść do kolejnych rzeczy i chyba właśnie przyszedł na nie czas - zakończył pojednawczo Markus szykując się do wyjścia.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 13-01-2016 o 19:12.
Eliasz jest offline  
Stary 14-01-2016, 09:27   #14
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Janella w trakcie swojej pieszej wędrówki do Marsember nie raz rozmyślała o tym co jej się przyśniło. Sen był inny niż zwykle, jakby jakaś wyższa siła podpowiadała jej cóż dalej począć, jakich szukać znaków. Stwór z piasku i gleby, maszerował dziarskim krokiem nie dając się dogonić ciemnoskórej Janelli. Gdy wkroczyła do miasta północno-wschodnią bramą jej oczom ukazał się ogromny port, pełen pracujących w pocie czoła mężczyzn, dzieci i sług. Tętniące życiem doki cuchnęły straszliwie tonami ryb, rozładowywanych z licznych okrętów. Ogromne warsztaty i pracownie napędzały przemysł tego portowego miasta. Janella czuła się nieco zagubiona w tym oszalałym w pogoni za złotem świecie. Gdy przekraczała wschodnią bramę z doków do górnego miasta, strażnicy miejscy bacznie ją obserwowali. Na szczęście żaden nie szukał problemu i nikt nie zaczepiał kobiety. Z wschodniej bramy do posiadłości Courtezów było już tylko "parę kroków". Kobieta długo nie musiała pytać na ulicy, gdyż każdy znał lub przynajmniej kojarzył "pana kamyków" jak powszechnie mówiono o nim w Marsember.

Janella zbliżyła się do szerokiego na dobre dziesięć metrów podsypanego żwirem wjazdu, do posesji otoczonej z każdej strony grubym i wysokim żywopłotem. Wstęp do posiadłości miał najwyraźniej każdy, albowiem nikt nie zatrzymywał kobiety, nie pytał czego chce i kogo szuka, mimo iż kątem oka dostrzegła dwoje postawnych i dobrze uzbrojonych mężczyzn spacerujących w blasku porannych promieni słońca. Janella kierowała swe kroki w stronę drzwi do sporego domostwa, gdy nagle dostrzegła jak z tych samych drzwi wyłania się dwójka mężczyzn. Pierwszym z nich był młody i przystojny człek o jasnych włosach i pogodnym wyrazie twarzy, drugim zaś była istota powszechnie nazywana genasi. Ten tutaj, którego ujrzała Janella był potomkiem żywiołaków ziemi. Kobieta poczuła w brzuchu dziwne uderzenie ciepła, jakby zrozumiała że stwór może być jakoś powiązany z jej snem…


Młoda kobieta podeszła do trójki rozmawiających mężczyzn. Miała egzotyczną, rzadko spotykaną urodę. Na pierwszy rzut oka przypominała calishytkę, ale jednak ciemny odcień jej skóry przeczył temu pochodzeniu. Miał regularne, jeszcze dziewczęce rysy twarzy. Średniej długości włosy splotła w krótki warkoczyk, opadający na wysokość łopatek. Nosiła luźne szaty w kolorach pomarańczy i brązu, przewiązane owijkami w nadgarstkach i kostkach oraz złotą szarfą. Na szyi zawiesiła pomarańczową chustę, zdecydowanie zbyt obszerną jak na szalik i jednocześnie zbyt małą na opończę. Na plecach miała luźny sak, w którym prawdopodobnie trzymała swój niewielki dobytek. Jej odzienie - chociaż ewidentnie znoszone, było bardzo czyste, schludne i wciąż pachniało niedawnym praniem.

- Dzień dobry - skinęła głową na przywitanie. - Przepraszam, że przeszkadzam, ale potrzebuję pomocy. Poszukuję Vincenta Courteza, jak usłyszałam: “pana kamyków”. Słyszałam, że można się u niego zatrudnić - uśmiechnęła się nieco szerzej. Czekając na odpowiedź przeniosła wzrok na kamienne *stworzenie*, do którego odważyła się odezwać. Trochę się go bała, ale jednocześnie wzbudzał w niej absolutną fascynację.

Markus odwzajemnił przywitanie uśmiechem i skinieniem głowy - Dzień dobry - odrzekł kulturalnie. Widząc jednak zainteresowanie kobiety genasim oraz niespecjalnie będąc “u siebie” , pozostawił mu kwestie wprowadzenia przybyszki w sprawę zatrudnienia. Wzrok miał łagodny i żywy, wpatrujący się w kobietę choć w niezbyt natarczywy sposób i nie tylko tam gdzie większość mężczyzn skupiała swe spojrzenia.

Genasi odwrócił powoli głowę w stronę młodej kobiety lustrując ją od stóp do głów.
- Jest w gabinecie. - Wskazał pokrytym kamykami paluchem na jedno z okien znajdującym się na pierwszym piętrze sporego budynku nieopodal. - Ale może nie mieć czasu...zaginęła jego córka. Szukamy jej. - Odparł po chwili bez większych emocji.

- Rozumiem. W takim razie może wiecie z kim ewentualnie mogłabym porozmawiać w sprawie pracy? Przebyłam szmat drogi, idąc głównie za pogłoskami o szczodrości pana Courteza - skrzywiła się lekko na brzmienie swoich słów. Nie sądziła, że zabrzmią równie naiwnie i głupio. - Swoją drogą może w poszukiwaniach przydałaby się jeszcze jedna osoba? Co prawda nie znam się na prowadzeniu śledztwa, ale potrafię walczyć. Na imię mam Janella.
- Jeśli do poszukiwań zatrudniają nawet kartografa to pewnie i dla wojownika znajdzie się miejsce… - odpowiedział z pół uśmiechem Markus. - Powinnaś chyba poszukać szefa tutejszych ochroniarzy, krasnoluda o imieniu Gardin. Skoro najął mnie to pewnie może nająć i Ciebie , jeszcze niedawno kręcił się przed posesją, popytaj strażników zapewne go znajdziesz. Po chwili namysłu, dodał - W zasadzie mogę go poszukać wraz z tobą, na tropieniu się nie znam i obawiam się, że tylko bym zawadzał Grigorowi - spojrzenie skierował na genasiego dając tym samym znać o kim mówi. - Ach , jestem Markus - przedstawił się wyciągając w kierunku kobiety dłoń.
Kobieta uścisnęła wyciągniętą dłoń: - Byłoby świetnie. Dopiero co przybyłam do miasta i wciąż się do niego przyzwyczajam. Pewnie wielu ludzi… - przelotnie zerknęła na Grigora - poszukuje córki pana Courteza. Słyszałam, że jest cenionym pracodawcą.

- Właściciel cechu kamieniarzy i jubilerów… to wiele o nim mówi. Niestety ja sam przybyłem do miasta niedawno więc więcej o nim powiedzieć nie mogę. Słyszałem, że poszukiwał kartografa więc przybyłem, wygląda jednak na to, że sprawa odnalezienia córki jest w tej chwili najważniejsza… - Odruchowo sięgnął ku medalionowi Oghmy dodając - Nie ma się co dziwić. Markus skinieniem głowy w zasadzie pożegnał genasiego, który już wcześniej szykował się do szukania tropów - Będziemy w pobliżu , daj znać jeśli znajdziesz jakiś trop, jeśli nie to poszukamy w mieście. Może ktoś coś widział… - stwierdził na koniec udając się wraz z Jannel na poszukiwanie Gardina.
 
ObywatelGranit jest offline  
Stary 14-01-2016, 16:12   #15
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Tajga prowadziła Thazara po wąskich i cuchnących uliczkach. Mężczyzna rozglądał się z zainteresowaniem. Był kilka razy w tych rewirach, lecz nie spędzał tu wiele czasu. Zawsze też miał konkretny cel, to też skupiał się na jego załatwieniu niż na podziwianiu zdecydowanie specyficznych widoków.
Gdy w końcu dotarli na miejsce Tajga uśmiechnęła się szeroko. Młody Tim, był kilkunastoletnim chłopaczkiem, który czasem zbyt mocno, maślanym wzrokiem patrzył kobiecie w oczy. Tim nie był drogim informatorem, a popleczników miał wielu w postaci rówieśników biegających wariacko dookoła.
- Tajga!- krzyknął, gdy tylko ujrzał kobietę z oddali, po czym zeskoczył z drewnianej beczki i podbiegł do znajomej.
- Dawnom cię nie widział. A ten to co to za jaki? - spytał krzywiąc się na widok Thazara.
- Przydupas - beztrosko odparła Tajga, pochylając się kusząco w stronę wyrostka. - Szukam dwóch panieneczek, ciemnowłosych, dobrze ubranych, z miasta. Nie zaplątały się tutaj?
Chłopak zaśmiał się głupawo, gdy Tajga nazwała kompana przydupasem, lecz gdy zadała konkretne pytanie młodzik skupił się jak zawsze.
- Ni widziałżem. Mało tu dobrze ubranych panieneczek. W ogóle mało tu panieneczek. Ostatnio tu niebezpiecznie. Jakie parszywe ryje się kręcą. Mamuśka mówi, żeby unikać okolic burdeli i szynków bo to nie wiadomo nigdy.- wzruszył ramionami.
- Znaczy co - gwałcą, młodych porywają, na gulasz przerabiają, czy na zanętę dla ryb? - zainteresowała się bardka.
- Licho wie, ja to żem tylko od matuli słyszał. Ponoć jakąś panienkę w burdelu na wschodniej wyspie pobili i w kilku karczmach awanturowali. Mamuśka mówi, że to te same łobuzy. A miejscy jak kiedyś przychodzili rzadko tak teraz w ogóle ich ni widać.- machnął ręką.
- Ee… - jęknęła rozczarowana Tajga. Nie wyglądało to zachęcająco; młode w pysk raczej nie dostały - przynajmniej nie pięścią. - A nie wiesz gdzie takie siksy z miasta mogłyby się szwendać? Nie płaciły komu za co? Żeby je gdzieś zaprowadzić, coś pokazać? Nie zdarzało się?
- Ciężko powiedzieć, my to w górne miasto nie idziem, bo tam straże się czepiają, one pewnie też tu nie schodziły. - Posmutniał na myśl, że nie może pomóc znajomej. -Ale poślę chłopaków. Jak czegoś się dowiem to damy znać!- zameldował.
- Byle szybko - skinęła głową Tajga i wręczyła chłopakowi garść srebrników. Nie skąpiła; jeśli gówniarze coś wywęszą to zarobi na tym o wiele, wiele więcej.
- To jeszcze powiedz - wtrącił się milczący do tej pory Thazar - czy kto ostatnimi czasy nie zaginął bez wieści. Nie że na statek się smarkacz zamelinował chyłkiem, by przygód zaznać, czy od baby uciekł, by jazgotu nie słyszeć lub że dzieciaka pannie której zrobił, ale że zapadł się jak kamień w wodę. O takich rzeczach się mówi, a więc i się słyszy. A może która matka wypatruje syna czy córki, od ciebie młodszych nieco?
-Ponoć jedna kurtyzana zniknęła, a drugą ktoś sprał na kwaśne jabłko- odrzekł ściszonym głosem, wszak ochrona przybytków uciech cielesnych nie lubiła jak wokół ich interesu krążyły tego typu plotki, a pobicie takiego dzieciaka to dla takich ochroniarzy żaden, większy problem.
-Ale nie wiem dużo na ten temat. I strażnik miejski! Tak! Podsłuchałżem jak dwójka mundurowych gadała przy bazarze i mówili, że jaki z zachodniej bramy im zaginął. Ale ponoć lubił dać w palnik to też sami chyba myśleli, że zapił się na śmierć albo ciągle w cugu.- odrzekł z wdzięcznością za otrzymane od Tajgi srebrniki.

Bardka klepnęła go w plecy, co by przypomnieć o pilności sprawy i odwróciła się do maga.

- To co, idziemy do karczmy i czekamy na wieści, czy masz lepsze pomysły? Burczy mi w brzuchu…
- Chodźmy zatem coś zjeść. - Thazar skinął głową. - Jestem pewien, ze znasz jakieś miejsce, gdzie można zjeść coś dobrego.
- Kto co lubi -
wzruszyła ramionami Tajga i zawróciła do Psa.
 
Sayane jest offline  
Stary 14-01-2016, 22:26   #16
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Grigor, Janella, Markus

Kobieta zgodnie z poleceniem Markusa udała się do domostwa Courtez, by spytać o pracę. Młody kapłan zasugerował jej iż zmartwiony Vinc potrzebuje każdego kto może się przydać, zatem pewnie i kolejny mieszek złota nie zrobi mu różnicy a cenę poszukiwań dziecka odbije sobie na ilości klapsów w tyłek ów córki i długości szlabanu na opuszczenie jej izby.
-He?- drzwi otworzył krasnolud, barczysty i dość wysoki jak na standardy tej rasy. Miał zadbaną brodę i był dobrze ubrany.
-Co? Też żeś na mieście słyszała, że poszukiwania dziecka trwają?- brodacz pewnikiem uznał ją za jedną z wielu hien, chcących tylko zarobić na ludzkim nieszczęściu, lecz koniec końców machnął ręką i wskazał palcem genasiego.
-Widzisz tego bydlaka? To Grigor. Pogadaj z nim. Jeśli uzna, żeś mu potrzebna to bądź pod jego polecenia.- nie czekając na odpowiedź Janelli Gardin zamknął drzwi.

Genasi, oraz Markus doskonale słyszeli monolog brodacza, a kiedy Janella odwróciła się i spojrzała pytająco na potomka żywiołaków, ten tylko wzruszył ramionami. Jak zwykle było mu to chyba obojętne, byle nie przeszkadzała i nie zacierała śladów.
Tak więc Genasi zabrał się za poszukiwania. Zgodnie z planem jaki sobie w głowie ułożył zaczął od żywopłotów, lecz nie trafił na zbyt wiele, wszak miejsc przez które można się było przecisnąć było sporo. Grigor wiedział, że na poszukiwania dziewczynki ruszyli Thazar i Athea. Szybko się domyślił, że skoro mieli sprawdzić wszelkie poszlaki w mieście to pewnie będą węszyć przy zachodniej bramie, albowiem tam strażnicy byli bardziej sumienni i nawet jeśli przepuścili dziewczynkę za mury miasta, ktoś o tym by wiedział. Genasi zdecydował wyjść drugą, możliwą bramą, prowadzącą na wschodni gościniec. Młoda była bardzo ciekawska, ale nie była głupia, genasi szczerze powątpiewał by udała się daleko za miasto.

Grigor postanowił najwsamprzód rozejrzeć się wszędzie dookoła murów, po za miastem. Na tym znał się z resztą najlepiej. Bez większych wyjaśnień skierował swój niezbyt finezyjny krok w kierunku wschodniej bramy, przedostając się przez tętniące życiem doki. Genasi kojarzył kilka mord pilnujących porządku mundurowych. Miał ich za bandę moczymord i śmierdzących leni, lecz kiedy któregoś razu go zaczepili, on wyjaśnił dla kogo pracuje i od tamtej pory po za głupawymi uśmieszkami nie spotykały go żadne nieprzyjemności związane z tymi osobnikami. Trójka poszukiwaczy przeprawiła się przez bramę i ruszyła na północ a następnie wokół murów. Niegdyś, kiedy jeszcze Marsember było chronione drewnianą palisadą, wokół niej znajdowała się fosa, teraz po niej został tylko głęboki na dwa metry rów. Genasi nie potrafił odszukać żadnych śladów lecz niedługo później udało mu się w końcu znaleźć stare odciski męskich buciorów. Ślad gubił się w wysokiej trawie w zachodnim kierunku, lecz w drugą stronę dało się go śledzić. Grigor musiał zdecydować czy to może mieć coś wspólnego z sprawą zaginionego dziecka, czy to tylko przypadkowy trop, który zmarnuje mu czas.

Mniejsze zło

Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Shen ruszył tryby machiny wpływów i znajomości. Miał ich wiele i przy takich właśnie okazjach stawały się bardzo przydatne. Kierując się do gospody, gdzie wyczekiwać miał go Kazrak, Shen zastanawiał się w duchu ile potrwa zanim informacje zwrotne dotrą do niego. Krasnolud czekał na miejscu. Mężczyźni bez zwłoki od razu ruszyli do górnego miasta, wprost do siedziby Courtez. Wykidajło skrupulatnie spamiętywał w głowie drogę w te rewiry, czort jeden wie, kiedy przyjdzie mu się zjawić tu po raz kolejny. Choć wyglądał na typa z pod ciemnej gwiazdy nikt nie szukał problemów i nie zatrzymywał ich po drodze do willi Courtez. Na miejscu przywitał ich Gardin. Krasnolud, który doskonale znał dziewczynkę, oraz równie dobrze znał Kazraka. Brodacz zdawał się być zdziwiony faktem, że Kazrak sprowadził Shena do domu Courtez. Kazrak wszak miał być swego rodzaju posłańcem pomiędzy nim a Shenem, Gardinowi zależało na tym by nikt oficjalnie nie łączył szemranego ochroniarza z wpływowym kupcem z górnego miasta. Gardin wpuścił ich do środka, lecz piorunującym wzrokiem zmierzył rasowego kuzyna.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że moje polecenia były zbyt skomplikowane przyjacielu?- burknął do Kazraka -Dowiedzieliście się czegoś?-

Wyspy

Thazar czuł, że to za mało. Że czekanie w gospodzie na brudnego dzieciaka z biednej dzielnicy to strata czasu i Vinc by tego nie pochwalił, gdyby się dowiedział. Kierując się w stronę gospody ujrzał w oddali znajomą Athę w towarzystwie znacznie niższego gnoma. Szybko skojarzył, że jest to Nidrim, którego Athei zalecił odnaleźć sam Vincent. Thazar zastanawiał się czy jasnowłosa kobieta dorównująca urodą towarzyszącej mu aktualnie Tajdze czegoś się nie dowiedziała.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 15-01-2016, 19:15   #17
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Markus z wyraźnym zaciekawieniem przyglądał się miastu i drodze którą przez nie przechodzili. Starał się dokładnie zapamiętać zarówno okolice, budynki jak i drogę, większą uwagę zwracając na architekturę miejsca niż na ludzi - z towarzyszami włącznie. Mierzył i ważył swoim kartograficznym wzrokiem - ot zboczenie zawodowe , dzięki któremu zarabiał na życie. Przymierzał się do zrobienia mapy miasta , choć wiedział, że będzie to robota na potem i z pewnością będzie mu przy tym potrzebna ochrona... "Może Janell?" przebiegło mu przez myśl. Przedstawiała się wszak jako wojowniczka i najwyraźniej poszukiwała roboty. Markus był co prawda dość dobrze uzbrojony, jednak nawet nie próbował się oszukiwać że w pojedynkę dałby radę zorganizowanej grupce kryminalistów, a tych wszak w mieście nie brakowało - co nie umknęło uwadze czujnemu kapłanowi.

Dopiero po wyjściu z miasta mógł sobie bardziej pozwolić na kartograficzne prace. Liczył kroki, notował i nanosił co jakiś czas kartograficzne informacje i szkice. Kartę pergaminu od czasu do czasu wraz z przyborami wyciągał z podręcznej torby, jednak tylko wtedy gdy dokładniejsze badania tropu przez genasiego na to pozwalały. W żadnym wypadku nie zamierzał pozwolić by ta jego dodatkowa praca w jakikolwiek sposób miała spowalniać grupę. Byli jednak zupełnie zależni od postępów Grigora a sami w żaden sposób nie byli w stanie mu pomóc.

Pozostawała więc obserwacja terenu wokół, wyszukiwanie ewentualnych zagrożeń , a także owe liczenie i mierzenie, wszak obejście całych murów miasta stwarzało dogodną okazję do obrysowania granic miasta - na pergaminie rzecz jasna. Później pozostawało jeszcze przejść wszerz i wzdłuż, ponanosić ważniejsze budynki, pozaznaczać co ciekawsze miejsca. Czasochłonna ale i opłacalna praca, dająca przy tym kapłanowi Oghmy spora satysfakcję. Nie miał zbyt rozległej wiedzy jak na kapłana tegoż bóstwa - by wszak początkującym kapłanem, za to miał ewidentną smykałkę, specjalizację wręcz w tworzeniu map. Było to coś z czego mógł być dumy, w czym mógł mieć wkład w poszerzaniu wiedzy i z czego także dawało się wyżyć.

Oczywiście miasto takie jak Marsember musiało mieć już jakieś swoje mapy - wątpił jednak by były najświeższej daty, by miały naniesione choćby wszystkie karczmy, czy ważniejsze miejsca - jeśli miasto żyło, a Marsember do takich należał, wówczas wszystko ulegało przemianie a często i przebudowie. W zasadzie jedynie mury były swoistą przegrodą, niezmiennym pewnikiem, przynajmniej do czasu aż miasto rozrośnie się ponad obręb murów. Co prawda to akurat mógł ściągnąć z starszych map, nie mógł miec jednak pewności na ile owe mapy byłyby dokładne, czy poprzednik nie wykonał fuszerki, wreszcie zwyczajnie miał niechęć do plagiatowania czyichś dzieł a i sam dostep do owych map mógł być kosztowny. Jedynie własnej pracy mógł być pewien. Na szkicu zaznaczył wszystkie bramy, określił ich kierunki geograficzne z pomocą przyrządów, nad stworzeniem samej mapy miało mu jeszcze zejść sporo czasu i dodatkowych pomiarów, ale cieszył się że przynajmniej obejście murów i zmierzenie ich długości , miał już za sobą. "Przyjemne z pożytecznym" - pomyślał w zasadzie kończąc pracę gdy Grigor odnalazł jakiś trop.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 15-01-2016 o 19:21.
Eliasz jest offline  
Stary 15-01-2016, 19:46   #18
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Janella w milczeniu obserwowała tropiącego Grigora. Jej myśli w dalszym ciągu zaprzątał związek kamiennej istoty z jej snami. Co prawda pustynny piach i skały ewidentnie się różniły, to jednak miały wspólne pochodzenie; źródło. Nie wykluczała, że jej wyobraźnia dorabiała ewentualne powiązania, ale jednocześnie czuła, że jest bliżej odpowiedzi niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy Grigor podzielił się swoimi spostrzeżeniami, odparła:
- Proponuję najpierw sprawdzić tę wysoką trawę. Wydaje się to idealnym miejscem na ukrycie czegoś - zawiesiła głos i spojrzała poważnie na towarzyszy. Choć była to myśl upiorna, nie wykluczała, że mogą poszukiwać ciała dziewczyny. - Jeżeli nie znajdziemy tam niczego, wtedy ruszajmy w przeciwnym kierunku. Tak czy inaczej powinniśmy się spieszyć, póki trop jest gorący.
Genasi spojrzał w kierunku dziewczyny, po czym przeniósł wzrok na trawy. - Spróbować możemy. - Odparł bez większego entuzjazmu podnosząc się z klęczek i kładąc ponownie na ramieniu owinięty skórami miecz. Jeszcze raz rozejrzał się dookoła, po czym zaczął iść w stronę wysokich traw. Może akurat trafią na coś ciekawego. Jeśli nie, zawsze pozostaje im pójście po tropie w drugą stronę. W każdym razie było to lepsze niż bezczynność.
Markus skinął głową szykując w pogotowiu broń. Do tej pory w mieście byli względnie bezpieczni, także podróżując wkoło murów - tam mógł sobie pozwolić kartograficzne zajęcia, teraz wysoka trawa za bardzo ograniczała widoczność. W każdej chwili mogła z niej wypaść zwierzyna czy zbójcy i byłoby dobrze gdyby zastali kapłana z mieczem a nie piórem w ręku.
 
ObywatelGranit jest offline  
Stary 18-01-2016, 15:38   #19
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Być może siedzenie i czekanie w karczmie nie było dobrym sposobem na spędzanie czasu, skoro inni działają, pomyślał Thazar, widząc Atheę z jakimś niskim jegomościem - zapewne wspomnianym przez Vincenta gnomem.
- Poczekaj chwilę - powiedział do Tajgi. - Pójdę się wywiedzieć, czy inni złapali jakiś trop.
Tajga wzruszyła ramionami i oparła się plecami o jakąś chatę.
Thazar, nie przejmując się zbytnio dziewczyną, podszedł do tamtej dwójki.
- Dzień dobry? - Skinął gnomowi głową.. - Jakieś wieści? Pomyślne? - zwrócił się do Athei.
Gnom dostrzegł idącego w ich stronę człowieka. Miał przeczucie, że to chyba ktoś, kto również został wysłany na poszukiwania dziewczynki. Nie wyglądał bynajmniej na jakiegoś typa spod ciemnej gwiazdy, czy kogoś innego, kto szukał zaczepki. Prędzej spodziewałby się złodzieja, czy innego naciągacza. Ostatecznie postanowił poczekać na rozwój wypadków, który nastąpił dość, szybko, bowiem mężczyzna już był przy nich. Przywitał się, na co Nidrim odpowiedział mu skinieniem głowy. Rozwiewało to część podejrzeń, co do interesu tego jegomościa, lecz jego następne słowa powiedziały mu wszystko.
Athea była nieco zaskoczona niespokojną reakcją gnoma na wzmiankę o magu. Nagle okazało się, że niejako wywołała wilka z lasu i oto Thazar pojawił się przy nich. Z jednej strony poczuła ulgę i radość; nie dało się ukryć, że dobrze czuła się w jego towarzystwie. Z drugiej jednak pozostało lekkie ukłucie niepokoju na myśl o tym, jak gnom potraktuje jej kolegę.
- Wieści… Znalazłam Nidrima - wskazała gnoma delikatnym ruchem nadgarstka. - Jak prosił Vincent. Właśnie mieliśmy rozejrzeć się po okolicy… Poza tym żadnych nowości.
- To jest właśnie Thazar - zwróciła się wtem do gnoma, jakby przypomniawszy sobie, że nieznajomych wypadałoby przedstawić.
- Idziesz z nami? - uśmiechnęła się do Thazara, a był to uśmiech pełen nadziei na pozytywną odpowiedź.
- Thazar. - Mag raz jeszcze przedstawił się gnomowi. - To musi trochę poczekać - odparł z pewnym żalem w głosie. - To jest Tajga. - Wskazał głową dziewczynę, która podpierała ścianę. - Rozpuściła wici wśród swoich... młodych znajomych. Musimy poczekać na efekty i idziemy coś zjeść. Dołączycie się do nas? - spytał.
Kapłanka rzuciła krótkie spojrzenie w stronę stojącej nieopodal blondynki. Wolała nie wiedzieć, o jakich znajomych chodzi.
- A mamy na to czas? - zawahała się. - Powinniśmy od razu zacząć poszukiwania Marie i nie tracić czasu. Z drugiej strony szukanie w ciemno…
Westchnęła cicho.
- Nie jestem głodna. Do tego właśnie wyciągnęłam Nidrima ze śniadania… Powinniśmy działać. Nie każdy może sobie pozwolić na czekanie na powrót… hm… informatorów. Co sądzisz? - zwróciła się do gnoma ciekawa jego opinii.
- Niech mnie drzwi ścisną! - usłyszeli gdzieś zza pleców Thazara. Gdy spojrzeli w tamtą stronę ujrzeli starszego człowieka, prowadzącego osła za wodze, obładowanego różnymi pakunkami.
- Pobłogosław mnie pani, bo szczęścia będzie mi dużo trza w mojej wyprawie do Suzail! - staruszek pokornie pokłonił się przed Atheą i prędko złapał jej dłoń, po czym szarmancko ją (dłoń) ucałował.
Gdy Nidrim dowiedział się, że nieznajomy to wspominany przez Atheę mag, spojrzał na niego bacznie. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał na kogoś, kto ślęczy całymi dniami w księgach studiując runy, czy prowadząc eksperymenty nad magią. Ogólna prezencja maga prowokowała do stwierdzenia, że albo dopiero jest na początku znajomości ze sztuką, albo też nie traktuje jej tak poważnie jak to robili jego krewniacy mieszkający w Górach Orsraun. Tak, czy inaczej żadna z tych możliwości nie napawała go optymizmem. Ktoś niewprawiony w magii potrafi być większym zagrożeniem niż wsparciem. I tego właśnie w nich nie lubił. Tego, że gdy w grę wchodzi magia nie można być niczego pewnym. Nie jest się nigdy naprawdę przygotowanym, dlatego właśnie był za walką w polu, gdzie o wygranej i porażce decyduje przygotowanie, doświadczenie walczących oraz sprawność, tak ciała jak i umysłu, a nie nadnaturalne moce, które potrafią być chaotyczne i nieprzewidywalne. W obliczu magii nigdy nie można być pewnym jej efektów.
Na wzmiankę o Tajdze tylko zerknął w jej stronę, nie poświęcając większej uwagi. Miał już odpowiedzieć Athei, gdy pojawił się jakiś starszy człowiek z objuczonym osłem.
- Nie ma co tracić czas. Musimy zabrać się, czym prędzej za poszukiwania. - rzekł poważnie gnom, kątem oka patrząc na Thazara.
Kapłanka uśmiechnęła się do staruszka na poły zaskoczona nagłą prośbą, na poły lekko zmieszana okazanym jej szacunkiem.
- Przepraszam was na chwilę - powiedziała, odchodząc parę kroków na bok.
Nigdy nie należało odmawiać błogosławieństwa osobom w potrzebie. Ujęła dłoń starszego człowieka, drugą kładąc na drewnianym symbolu wyobrażającym oblicze jej bogini.
- Niech Pani Losu prowadzi cię co dnia, dobry człowieku, a jej uśmiech niech przynosi ci szczęście w twej podróży. Ci, którzy podejmują wyzwania, zawsze mogą liczyć na jej przychylność. Przyjmij me błogosławieństwo. Uśmiech Tymory poprowadzi cię do celu - powiedziała uroczystym tonem i przeniosła dłoń z medalionu na rękę podróżnika, zamykając ją w swojej.
Gdy Athea skończyła udzielać błogosławieństwa, Thazar się wtrącił. Nie dotyczyło to ani błogosławieństwa, które - nie da się ukryć - im też by się przydało, ani też podróży, jaką odbyć miał kupiec.
- My też mamy problem, z którym zmierzyć się musimy - powiedział. - Może i ty nam szczęście przyniesiesz. Czy nie widziałeś niedawno, wczoraj lub dzisiaj, dwóch młodych dziewcząt z dobrego domu, ubranych znacznie lepiej, niż większość tych, co się tu kręcą dokoła? Jedenastolatki, obie. Kasztanowe włosy, piwne oczy, biała koszula, brązowa kamizelka i czarne spodnie. Ta druga ubrana był w szare spodnie i czarną koszulę. Włosy miała do szyi, kruczoczarne.
Wiara Thazara w to, że ów człek coś widział, była bliska zeru, ale Tymora okazywała swą łaskę w najdziwniejszych sytuacjach.
- Oh młody człowieku, bardzo bym chciał wam pomóc, ale niestety nie będę w stanie. Módlcie się tylko co by na wschód nie poszły, bo dziwne typy się tam kręcą przy wybrzeżu. - machnął ręką.
- Dziękujemy. Niech szczęście nigdy cię nie zawodzi na twej drodze - odezwała się Athea i uśmiechnęła się, by ukryć niepokój, który wzbudziły w niej jego słowa.
Następnie zwróciła się do Nidrima i Thazara.
- Vincent wspominał, że sprawdzi jedno miejsce na zachodzie, o którym ponoć kiedyś wspomniała mu Marie, że chciałaby je zobaczyć. Może faktycznie powinniśmy sprawdzić ten wschód, zwłaszcza jeśli ktoś dziwny się tam kręci. Nawet jeśli będą niegroźni, być może kogoś widzieli… - zdaniem Athei lepszy był taki trop niż żaden.
- Idziecie z nami czy zostajecie na drugim śniadaniu? - to pytanie skierowała już tylko do Thazara, Nidrim wszak zapowiedział już, że woli działać.
- Wschód... - powtórzył Thazar. - Kto nie szuka, ten nie znajduje - powiedział. - Jeśli typy są podejrzane, to im nas więcej, tym i lepiej będzie. Dowiem się, co Tajga na to powie. Jeśli chce, to niech czeka na to, co w jej sieć wpadnie, a ja pójdę z wami.
Athea uśmiechnęła się do Thazara. Zgadzała się w pełni odnośnie do stwierdzenia o liczbie poszukujących.
- Czekamy.
Po reakcji Nidrima miała wrażenie, że niekoniecznie będzie zadowolony z towarzystwa maga. Nie dał jednak po sobie wiele poznać Thazarowi, może więc profesjonalizm brał tu górę.
Nidrim odprowadził wzrokiem podróżnika. W międzyczasie Thazar poszedł do swojej znajomej pod ścianą.
- Pokładanie tak wielkiego zaufania w szczęściu jest nierozsądne. Lepiej jest polegać na skrupulatnym przygotowaniu. - rzekł do kapłanki gnom. Wiedział, że może się jej tym narazić, lecz wolał mieć pewność, że sprawa zostanie w tej kwestii postawiona jasno, bowiem, by z kimś dobrze współpracować, trzeba wiedzieć, czego można się po nim spodziewać.
Athea uśmiechnęła się na jego słowa.
- Jedno nigdy nie wyklucza drugiego. Nawet będąc najlepiej przygotowanym warto mieć odrobinę szczęścia - odpowiedziała spokojnie, nie biorąc do siebie słów gnoma.
W końcu każdy miał prawo do własnego zdania, a Athea nikogo nie zamierzała do swych wierzeń przekonywać na siłę.
- Tego nie powiedziałem. - odparł jej zdecydowanie. - Nie przeczę, że czasem szczęście przesądza o czymś, lecz pokładanie na nim wszystkiego jest głupotą. Przestaje się myśleć co się robi, a to prowadzi do klęsk, niepowodzeń i porażek. Jest ono zbyt niestałe, niepewne, by się nań opierać. Szczęście winno wynikać z własnego przygotowania i rozsądnych decyzji.
Athea zmarszczyła lekko brwi. Dziwnie poważna i niemalże roszczeniowa postawa gnoma zaczynała jej ciążyć. Nie bardzo rozumiała, z czym miał w tej chwili teraz problem.
- Gdybyśmy wszystko zawierzyli li tylko szczęściu, to powinniśmy siedzieć u pana Courteza i popijać wino, czekając aż Marie szczęśliwie się odnajdzie - próbowała znaleźć jakiś złoty środek w tej dyskusji, która nagle wynikła jakby z niczego. - Szczęście nie może wynikać z własnego przygotowania i podejmowanych decyzji, bo wtedy nie byłoby szczęściem i wszyscy nagle zaczęliby wiecznie przygotowywać się do wszystkiego; wszelkie działania opóźniałyby się i wydłużały; pewnie i większość z nich kończyłaby się powodzeniem, a część nie rozpoczęłaby w ogóle. Są akcje, które należy podjąć, nawet jeśli nie ma się pewności, że zakończą się sukcesem - wzruszyła lekko ramionami. - Czasem trzeba w to po prostu uwierzyć. Jak na razie nikt się wyłącznie na nim nie opiera, więc nie rozumiem, o co chodzi. Tymora także nie jest boginią wyłącznie szczęścia - wzruszyła lekko ramionami.
Gnomy chyba faktycznie były dziwne.
- Idzie mi po prostu o to, że nie można bezmyślnie mówić “jakoś to będzie” nic przy tym nie czyniąc. W naszej sytuacji tak nie postępujemy, gdyż działamy, czyli pracujemy na swoje powodzenie w którym oczywiście może nam dopomóc szczęście. I takie podejście do tego jest rozsądne, właściwe i dobre - zareagował gnom, gdyż najwyraźniej nie został tak odebrany jak tego chciał - Nie przeczę temu, że czasem trzeba pójść na tak zwany żywioł, lecz nie oznacza to tego, że źle jest starać się o to, by być gotowym na takie ewentualności. A to, że nikt w całości nie opiera się na kaprysach losu to tylko dobrze o nich świadczy, bowiem rozumieją, że właśnie trzeba mieć wyważone podejście.
- Ehhh.. - westchnął, po czym zaklął pod nosem. - Tak to jest jak nachodzą cię niechciane wspomnienia. Zaczynasz tracić rezon i pleciesz głupoty, albo Arvoreen raczy wiedzieć co jeszcze. Zostawmy to i zabierajmy się do roboty.
Po chwili Thazar znalazł się przy wspomnianej dziewczynie.
- Idziemy - wskazał głową na tamtą dwójkę - sprawdzić pewien trop. Pójdziesz z nami, czy będziesz czekać w 'Psie' na informacje?
- Wasza trójka chyba do tego wystarczy.
- Albo zadepta ślady, dodała w myślach. Poza tym nie lubiła kapłanów. - Co za dużo to nie zdrowo. Poczekam w “Psie”. Gdzie wasz szukać gdy już się czegoś dowiem?
- Nie powinno nam to zająć wiele czasu
- odparł Thazar - i niedługo powinniśmy wrócić. Jeśli się dowiesz czegoś wcześniej, to zostaw nam wieści w "Psie", a sama zawiadom pana Vincenta.

Zakończywszy rozmowę Thazar wrócił do tamtej dwójki.
- Możemy iść. Tajga sobie posiedzi w "Psie".
- Czas najwyższy.

Mruknięcie gnoma mogło, zdaniem Thazara, świadczyć o wielu rzeczach, ale na razie mag nie chciał w to wnikać. Albo Nidrima coś ugryzło w zadek, albo się nie wyspał... To chwilowo nie było ważne, nic więc nie odpowiedział.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-01-2016, 18:59   #20
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Shen z ciekawość przypatrywał się rezydencji i jej okolicom prowadzony przez krasnoluda. Wyglądało na to, że dziewczyna raczej nie zwiała od biedy i głodu. Zakładając oczywiście, że zwiała. Po wprowadzeniu do gabinetu z rozbawianiem przysłuchiwał się rozmownie dwóch brodatych kurdupli. Jakby nie wiedział o co chodzi. W sumie mógłby uspokoić tego całego Gardina, że jak leje po ryjach, to zawsze w swoim imieniu, ale skoro tamten wolał te całe sceny, to nich będzie po ichniemu. Shen nie musiał ze swej roli wychodzić. Przynajmniej wobec tego tu brodacza. Pani Courtez, to już całkiem inna sprawa. Z nią miał zamiar być dżentelmenem w każdym calu, z wszystkim "proszę szanownej Pani", "czy była by Panie tak miłą", "będę wielce zobowiązany" i całą resztą ohów i ahów. Jak to mówią każdemu wedle potrzeb.

- Wóda potem, teraz robota. - zaczął bez powitania, bo i po co?
- Tak, mam sporo pytań. Chce pogadać z Tobą, boś zdaje się dobrze znał dziewczynę i z jej matką. Ale za chwilę. Teraz trza inne sprawy załatwić i twoja w tym głowa. -
- Moja? - Godrin spojrzał na niego z mieszaniną zaskoczenia i wrogości, spowodowanej bezczelnością szemranego w końcu typa.
- Głuchy jesteś, czy co? Mowie przecież, że twoja. -
Shen wyjął zza pazuchy notes, ołówek, swym zwyczajem poślinił główkę i zaczął pisać coś na kartce. Nie zajęło mu to długo, po czym wręczył ją Godrinowi.
- Masz. -
- A co to niby ma być? Co to za ludzie? -
- Tylko kurwa nie ludzie. Pierwszy to Terenzio da Urbino, gnom. Pod tym adresem ma swój zakład.-
- Zakład? Jaki zakład? -
- Graficzny, czy jakoś tak. Ty może wiesz jak pannica wygląda, ale Ja i reszta tego miasta nie. Potrzebny nam obraz albo rysunek dziewczyny. Tylko kurwa nie naturalniej wielkości i nie taki, gdzie wygląda jak młoda bogini, bez skazy i zmazy. Tak coby się dało ją poznać. Weźmiecie to i zaniesiecie do gnoma z instrukcją, że potrzebuje powiedzmy z dziesięć sztuk. Powołajcie się na mnie, wtedy będzie wiedział, o co chodzi. -
Godrin przez dłuższą chwilę trawił słowa Shena, nie za bardzo rozumując o czym ten gada, ale w kocu przyszło na niego olśnienie.
- To fałszerz! Wysyłasz mnie do fałszerza! -
- Emerytowany! Teraz ma całkiem legalny interes. Nawet rachunek wam wystawi prawidłowy, z podatkiem i wszystkim. -
- Rachunek? -
- No mówię przecież! Stary gnom dorwał jakieś magiczne ustrojstwo i sam coś w tej dziedzinie poduczył. Będzie wstanie skopiować ów portret szybko i sprawnie. Powiedzcie, że potrzebujecie na już, to wyrobi się w godzinę. Co prawda pewnie czarno biały, na pergaminie, nie na płótnie i pewnie sporo mniejszy, ale nam to nawet wszytko pasuje. Nie wiem ilu "poszukiwaczy" już nająłeś, ale z tego co widzę, niektórzy nawet nie wiedzą jak wygląd cel ich poszukiwań. - tu Shen wymownie spojrzał na Kazraka - Przyda im się taka pomoc a i rozpytując po ludziach, szybciej im pamięć uruchomisz, jak zobaczą jak dziewczyna wygląda. -
- Rozumiem... -
- No myślę. Niech przyślą to tutaj. Odbierzmy potem, albo przyśle kogoś po to. -
- Taaa... A ten drugi, to kto. Znajomy łowca niewolników? -
- Prawie. Adres, to miejsce gdzie mieszka nijaki John Hanning Speke. Jakowyś elfi mieszaniec. Typ określa się jako "Wielki Łowczy", ale to tylko były kłusownik. Musiał zaprzestać interesu jak razu pewnego złapany niedźwiedź, odgryzł mu nogę. Teraz ma drewnianą. W każdym razie ma świetnie wyszkolone psy tropiące. -
- CO?! Chcesz na małą nagonkę z psami urządzić?! -
- Nie bądź głupi! Jak masz trochę oleju w głowie, to sam już jakiegoś tropiciela, lub łowce nająłeś. Ja się na tym nie znam, ale wiem, że nic nie zastąpi dobrego psa. Hanning ma takiego jednego, małego, białego pchlarza. Skurwysyn żre każdego po kostkach, ale jak złapie ślad, to nie ma szans, aby zgubił. Żaden tropiciel tego tego nie potrafi. Mała znikła niedawno, pogoda nam sprzyja, więc pies może złapać trop i zaprowadzi nas prosto do niej. Może się udać, może nie, ale szkoda z szansy nie skorzystać. Hanning sam zdecyduje czy chce zacząć od domu, czy od któreś bramy, bo to też prawdopodobne. Potrzeba nam tylko czegoś co należało do dziecka, najlepiej ubranie w którym często chodziła, aby zapach był mocny. I tu przechodzimy do trzeciej rzeczy. -
- Taaa... - Godrin cedził każdą literę przez zaciśnięte zęby.
- Rozumiem, że sprawdziliście pokój dziewczynki, czy nie zostawała jakiegoś listu, albo czego takiego. Tym niemniej sam też chce go obejrzeć. -
- Samego cie nie puszcze, żebyś się szwendał po rezydencji. -
- Co myślisz, że chce was okraść? Skoro nie potraficie upilnować jednego dziecka, to nie może być takie trudne, ale nie tym razem. Zresztą jak tam sobie chcesz. Ja tam mam w chuj czasu. -

Krasnolud zrobił się czerwony na twarzy i wręcz kipiał ze złości. Shen był ciekawy, czy zrobił już dość tego przestawienia, żeby tamten wybuchł i doszło do mordobicia. W sumie nie powinienem tego robić, ale postawa tego pokurcza, który był "za dobry" aby się z nim spotkać, wkurwiała go bardziej, niż sam chciałby przyznać. Godrin jednak utrzymał nerwy na wodzy, choć odezwał się dopiero po dłuższej chwili.

- Miałeś jakieś pytania... -
- A owszem, więc tak... -
Shen znów wyjął swój notes, ołówek i spojrzał na wcześniej przygotowaną listę. Zaczął zadawać pytania i notował co ważniejsze fakty. W rozmowie z żoną jubilera, miał zamiar zadawać te same pytania. Ot tak, żeby zweryfikować wersji Godrina. Nie to żaby go o coś podejrzał czy coś. Ot zwyczajnie zboczenie zawodowe.

Cytat:
- dokładny wygląd dziewczyny, w co była ubrana
- wiek
- kiedy i kto ją ostatni widział
- czy zdarzało się to już w przeszłości
- jeśli tak, to gdzie się odnajdywała
- znajomi - nazwiska, adresy
- czy z domu coś zginęło - kosztowności, pieniądze, potencjalny ekwipunek podróżny
- czy z jej rzeczy coś zniknęło, szczególnie ubrania, buty, plecaki, inne rzeczy przydatne w dłuższej podróży
- czy ostatnio zdarzyło się coś dziwno lub nowego, względnie czy dziewczyna zachowywała się inaczej niż zazwyczaj albo była czymś szczególnie podekscytowana
- czy pojawił się wokół niej jacyś nowy znajomi
- miała chłopaka - nazwisko, adres
- czy ojciec/matka/ród/klan ma wrogów, którzy mogli wykorzystać dziecko przeciw niemu - nazwiska, adresy
- ulubione miejsca
 
malahaj jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172