Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-02-2016, 20:52   #1
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
[FR/Sarnaut] Nekropolis

Szkarłatna łuna zachodu powoli znikała ustępując bezchmurnej nocy. Chłodna bryza wdarła się do komnat pałacu. Cichy szum wiatru i milknące powoli cykady były jedynymi dźwiękami zakłócającymi spokój. Przez ogromne okna sączyło się srebrzyście światło gwiazd i księżyca.


Avaliye Nethiira

Przebudzenie było czymś niezwykłym dla rasy która nie zna snu. Lecz jakże miłym i odświeżającym. Oczy Avaliye przenikały cienie i rozbłysły tęskną iskra kiedy dostrzegła symbol swego rodu. Pierścień spoczywał nienaruszony na niewielkiej poduszeczce, zupełnie jakby ktoś pragnął aby dostrzegła go natychmiast po przebudzeniu. Prócz niego gospodarz przygotował dla swego gościa prostą suknie z ciężkiego złotego jedwabiu. To jednak były wszystkie ślady świadczące o tym, że ktokolwiek prócz niej był w pokoju.

Zamrugała i przymrużyła oczy, które powoli dostosowywały się do patrzenia. Rozejrzała się i wpierw zauważyła symbol swego rodu, po który wyciągnęła rękę, po czym pochwyciwszy go obejrzała ze wszystkich stron, jakby w obawie, że został uszkodzony i założyła go na palec. Tak, połowa sukcesu na dziś została osiągnięta. Następnie jej wzrok spoczął na sukni, co sprawiło iż zerknęła z pewną irytacją na siebie samą.
Ktoś zapłaci za sycenie swoich oczu obrazem nagiej elfki, oj zapłaci…
Wstała z łóżka na chwiejnych nogach, wciąż podpierając się o nie, a dopiero kiedy była pewna, że nie upadnie zerknęła jeszcze raz na pierścień na swoim palcu, jakby w obawie, że został on bardziej uszkodzony niż byłaby w stanie przeboleć. Z pewną nieufnością uniosła suknię, która, prócz koloru, niekoniecznie przypadała jej do gustu, ale cóż było począć? Nałożyła ją na siebie, z przyjemnością i jednocześnie wściekłością odkryła, że suknia pasuje na nią idealnie zupełnie jakby ktoś uszył ja specjalnie dla niej. Co oznaczało, że wcześniej ktoś musiał wziąć miarę! Kiedy już jedno poniżenie odeszło i myśli trochę się uspokoiły podeszła bliżej balkonu szepcząc do siebie i mając zamiar sprawdzić gdzie się znajduje zanim podejmie kolejne kroki. Chłód niczym tysiące lodowych igieł przeszył jej ciało a w skroniach poczuła ostry ból. Na chwilę wstrzymała oddech i mogła by przysiąc, że również jej serce się zatrzymało w tamtym momencie. Jednak po chwili gdy wszystko wróciło do normy poczuła znajomą obecność.

Nie zauważyła nawet kiedy dotarła aż do balustrady o którą teraz się opierała. Wcześniej skupiona na odnowieniu więzi dopiero teraz spostrzegła, że pałac w którego wieży się znajdowała zbudowany jest wokół szczytu samotnej góry, strzelistej niczym iglica. W dole zaś roztaczał się zapierający dech w piersiach widok. Spływające z góry potoki tworzyły jedno z architekturą pałacu a odbijające się w wodzie gwiazdy dodawały wszystkiemu majestatycznego uroku.
Poniżej pałacu rozciągało się miasto, a przynajmniej tyle mogła stwierdzić widząc liczne iskierki świateł w domach. Wiatr zaś przyniósł jej zapach drzew owocowych co niezbicie dowodziło, że las który widziała za miastem musiał być w istocie wielkim sadem.
Prychnęła poirytowana całokształtem sytuacji. Zastanowiła się przez chwilę, po czym prychnęła ponownie i postanowiła obrać inny plan działania. Rozejrzała się po pomieszczeniu zapamiętując ułożenie każdej możliwej "broni", po czym ostrożnie, z chorobliwą nieufnością podeszła do drzwi i otworzyła je lekko żeby móc wyjrzeć na zewnątrz… mając ustawiony nieopodal pogrzebacz.
Długi korytarz tonął w ciemnościach lecz kiedy wyjrzała ciemności nieznacznie ustąpiły, mimo tej jasności nie potrafiła zlokalizować źródła światła.
Skrzywiła się i pozostawiając swoją "broń" na razie na miejscu ruszyła powoli wzdłuż korytarza rozglądając się za czymkolwiek… co mogłoby jej dopomóc. Lub za kimkolwiek, chociaż tego na razie wolałaby uniknąć.
-Aldoer Avdwarathileya, wux vdri algbo?*


Ylvaan

Można było powiedzieć, że miał niejakie doświadczenie w kwestii tego co go właśnie spotkało a mimo to przebudzenie było niezwykłym doświadczeniem. Zwłaszcza, iż do tej pory nigdy nie śnił. Czarna niczym noc jedwabna pościel skrywała jego nagie ciało. Łóżko było miękkie, trochę zbyt miękkie jak dla wojownika przyzwyczajonego raczej do twardej ziemi niż wygodny pałaców. Za oknem widział pierwsze gwiazdy a wiatr przyniósł zapach drzew i szum wody. W pierwszym odruchu rozejrzał się i niemal natychmiast spostrzegł przedmiot znajomy ale jednocześnie coś się w nim nie zgadzało.
Jak dotąd jego przebudzenia nigdy nie były tak… Delikatne. Otoczenie tak idylliczne, ta wygoda zdawało się palić jego zmysły. W umyśle kołatała mu się tylko jedna myśl. Zagrożenie. Niczym oparzony zerwał się z łóżka, odrzucając przy tym pościel i sięgnął dłonią po swoją własność. Była to niezwykła adamantowa broń, niewątpliwie dzieło jakiegoś zdolnego zbrojmistrza. Dwa lekko zakrzywione ostrza wystawały po obydwu stronach rękojeści i choć na pierwszy rzut oka wydawały się identyczne, to wprawne oko zauważyłoby że runy je pokrywające są zupełnie inne. Jeden koniec podpisany był “Cisza” w gigancim alfabecie, a drugi “Krzyk” symbolami elfów. Chwycił broń i zamarł w konsternacji. Ktoś rozdzielił jego własność na dwa oddzielne ostrza! Gniew wypełnił jego umysł. - KTO ŚMIAŁ TO ZROBIĆ?! - ryknął.
Lecz odpowiedzią było jedynie echo jego własnych słów i… Poczuł jakby w dłoniach miast rękojeści sejmitarów trzymał dwa jadowite węże. Wyginały się i próbowały wyrwać. Szarpały się i mógłby przysiąc, że się wydłużają. Wszystko po to by w jednej chwili, jednym potężny szarpnięciem połączyć się ze sobą. Jak zahipnotyzowany patrzył na zlewające się rękojeści których oplot niczym szalone wije zwierał się w uścisku by po chwili stanowić jedność, zupełnie jakby nigdy nie zostały rozdzielone.
Za oknem przeleciał nietoperz polując na owada, zapewne komara skoro woda była tak blisko, że można było poczuć jej zapach. Chłodna bryza wleciała przez wielkie otwarte na oścież okno i rozwiała włosy elfa orzeźwiając go i wytracając z chwilowego zauroczenia niecodziennym zjawiskiem. Rzucił okiem na pomieszczenie i od razu zauważył złożone w nogach łoża tunikę i spodnie z zielonego, niemal szmaragdowego jedwabiu oraz diadem ze srebrzystego metalu. Wystarczyła chwila by stwierdzić, że obręcz stylizowana na splatane pnącza bluszczu wykonana jest z mitrilu. Znalazł również miękkie trzewiki ze skóry jakiegoś gada, lecz nie potrafił odgadnąć jakiego.

Samo pomieszczenie wykonano w dziwnym stylu, zupełnie jakby osoba je urządzająca widziała elfią sztukę i studiowała ją z uwagą lecz nigdy nie zrozumiała jej sensu. Wszystkie meble miały miły orzechowy kolor i zdobienia typowe dla elfich wyrobów lecz były zbyt toporne, zbyt ludzkie. Po chwili uświadomił sobie, że to mylne wrażenie, były masywne lecz brakowało im przyziemnej praktyczności jaką ludzie obdarzali podobne wyposażenie. W komnacie znalazło się również miejsce dla niewielkiego kominka teraz jednak wygaszonego.

Furia którą jeszcze chwilę temu czuł zmieniła się w zaciekawienie. Przywdział ubrania oraz obuwie, niemal nie zwracając na nie uwagi i podniósł mitrylową obręcz. Przez krótką chwilę się nią bawił, po czym ją odłożył. Nie potrzebował błyskotek, ani marnej podróbki marnej elfiej sztuki. Potrzebował odpowiedzi. Skupił się, wprowadzając się w stan idealnej równowagi i zajrzał do swego wnętrza, wiedząc że w ten sposób może dowiedzieć się nieco na temat tutejszej magii i jego związku z nią. Po czym ruszył na zewnątrz w poszukiwaniu kogoś kogo mógłby wypytać.

Czuł się pusty, wypalony magia którą normalnie dysponował była w tej chwili nieosiągalna. Szybko zrozumiał przyczynę takiego stanu rzeczy, jego umysł był roztrzęsiony i niespokojny. Analizował ten stan rzeczy jak przystało na zdyscyplinowanego wojownik i w końcu zrozumiał… Wskrzeszenie którego doświadczył było inne od poprzednich. Wcześniej wiedział kto go wskrzesza tym razem nie miał bladego pojęcia, wcześniej mógł się opierać, teraz nie dano mu takiej możliwości. Czuł się jak wyrwany z grobu siłą nie zaś przebudzony z finezją jaka cechowała elfy.
Opuścił pokój w pospiechu żądny informacji, wskazówek lub czegokolwiek co mogło by rozjaśnić obecna sytuację. Opuszczając komnatę nie spodziewał się wiele i dzięki temu nie zawiódł się, długi tonący w ciemnościach korytarz był wszystkim co tam znalazł. Jednak już po chwili zorientował się, że nie wszystko jest w porządku z tą drogą, choć ciemność niemal nieprzenikniona skrywała drogę to w miejscu gdzie stawiał stopy panowała jasność, jasność bez żadnego widocznego jej źródła. Bardziej przypominało to brak ciemności niż prawdziwe światło.

Idąc korytarzem usłyszał w pewnym momencie słowa wypowiedziane miłym kobiecym głosem.
-Aldoer Avdwarathileya, wux vdri algbo?* - Słowa zdecydowanie nie były kierowane do niego lecz nie to było najciekawsze lecz fakt, że słowa wypowiedziano w czystym smoczym bez śladu obcego akcentu.
Furia znowu go opanowała. Smoki! Jak on nienawidził smoków!
- Tenamalo?! Wux xoal'si ekess svadri sia pobon stoda ve huena!** - krzyknął w głąb korytarza, gotując swoją broń do boju.


Revalion Artemir

Ciepły wiatr smagał jego twarz. Choć leżał w łożu z baldachimem, podmuchom jakimś sposobem udało się go sięgnąć. Wysunął się do pasa spod czarnej jedwabnej pościeli. Od dawna nie doświadczył takiego luksusu. Woda w dzbanku była przyjemnie zimna, na granicy zamarznięcia, taka jaką najbardziej lubił. W świetle gwiazd i księżyca widział kiepsko, a może to skutek długiego snu? W tym momencie rzeczywistość spadła na niego niczym wiadro bardzo zimnej wody. To z czego się obudził nie było snem, a przynajmniej nie zwykłym. Pamięć podsunęła ostatnie obrazy, odruchowo pomacał szyję. Nie było śladów tego co z nim zrobiono. Chwilę zajęło nim doszedł do siebie po szoku jakim było wspomnienie własnej śmierci. Teraz jednak żył i miał się dobrze, zadziwiająco dobrze. W nogach łoża dostrzegł złożoną szatę, zaś na podłodze trzewiki z miękkiej skóry. Coś jednak nie dawało spokoju, coś dręczyło. Rozejrzał się gnany nagłym impulsem i dostrzegł to co jego umysł do tej pory starał się ignorować. Na szafce obok dzbanka z wodą stała lodowa figurka pięknie rzeźbiona w kształt lodowego mefita.

Instynktownie pstryknął palcami i wykonał prosty gest, wskazując na środek pokoju:
- X’sentyf. - Powiedział, chcąc powołać do życia swojego żywiołaka lodu. Pustka, pustka jakiej nie czuł już od dawna i nie spodziewał się poczuć zbyt szybko. Magia go otaczała lecz umysł miał pusty i zbyt rozproszony by móc ją splatać, nawet przy tak znajomych i prostych czynnościach jak wezwanie.
Siedział jeszcze przez dłuższą chwilę z wyciągniętą ręką.
- X’sentyf. - Powtórzył. - X’sentyf! Cholera jasna!
Wstał z łóżka i podszedł do dzbanka i lodowej figurki. Upił kilka łyków. Potem jeszcze kilka, gdyż suszyło go niemożebnie. Następnie wylał nieco wody na lodową figurkę i obserwował ewentualną reakcję. Woda niemal natychmiast zamarzła pokrywając figurkę dodatkową warstwą lodu. To jednak co zwróciło jego uwagę to wrażenie, że oczy figurki podążały w ślad za ręką wylewającą na nią wodę.
- Paskud, cholero jedna, koniec drzemki. - Uśmiechnął się rozbawiony mag, odkładając dzbanek na miejsce i trącając palcem mefita. Figurka natychmiast straciła równowagę spadając na ziemię a wierzchnia warstwa lodu rozpadła się uwalniając chowańca.
- Ups. - Mag pochylił się, by go chwycić, jednak tamten rozpostarł skrzydełka i wzbił się w powietrze, zanim Revalionowi udało się schylić.
- Ta, wielkie dzięki za uwolnienie! - Zaskrzeczał mefit. - Może teraz ja ci wyleję na łeb trochę zimnej wody, hę?!
- Dobra, dobra, przepraszam. - Odparł czarodziej rozbawiony. - A teraz serio, co się tu dzieje i co to za miejsce?
- A skąd ja mam wiedzieć? Nie wiem! Pierwsze co wiem, to że jakiś ciul mi wodę na łeb wylewa! - Stworek cały czas latał po pokoju, rozglądając się intensywnie po jego wnętrzu

Pokój był niemal pusty jeśli nie liczyć łoża i szafki. Niewielki za to z ogromnym oknem będącym jednocześnie drzwiami na balkon z którego roztaczał się przepiękny widok na całą okolicę. Znajdowali się bowiem w najwyższej wieży na szczycie góry na której zboczach zbudowano niezwykły ogromny pałac. Można stąd było dostrzec światełka w domach u podnóża góry, bez wątpienia znajdowało się tam jakieś miasto jednak z tej wysokości nie był w stanie dostrzec szczegółów. Zapach podpowiedział mu, że drzewa za miastem są w istocie wielkim sadem owocowym w dodatku w pełni sezonu. Nieoczekiwanym odkryciem zaś okazało się, że drzwi - jedyne wejście do pomieszczenia, jeśli nie miało się skrzydeł - zamykają się tylko od wewnątrz komnaty.
- Zjadłbym jabłko. - Mruczał pod nosem czarodziej, ubierając się w szatę. - Jestem pewien, że ktokolwiek tu to zrobił… znaczy sprowadził nas z powrotem będzie miał… można wiedzieć co ty wyprawiasz?
- Hę? - Paskud odwrócił się nagle, wyciągając głowę spod łóżka. - Szukam fantów.
- Pod łóżkiem? - Odparł mag z rezygnacją, po czym wyciągnął niesfornego chowańca za ogon i usadził sobie na ramieniu. - Chodź. Jestem pewien, że ktokolwiek nas sprowadził i był na tyle miły, że nie tylko odnowił mi szatę, ale też pozbył się śladów z szyi… - Revalion raz jeszcze przejechał palcami po gardle, upewniwszy się, że faktycznie nic tam nie ma. - ... będzie czegoś chciał. A przecież wszyscy wiedzą, że jestem człowiekiem rozsądnym i rozumnym, więc dojdziemy do pewnego konsensusu.
- Że jakim? - Mefit parsknął śmiechem, za co został pstryknięty w nos. Wyszli z pokoju.

Korytarz tonął w ciemności a jedynie w miejscach gdzie stali było jasno. Szybko zrozumiał, że jasno to niewłaściwe słowo, jego więź ze sztuką była zbyt głęboka by mogło to ujść jego uwadze, coś w tym miejscu dosłownie pochłaniało ciemność. W dodatku sam korytarz był dziwny, uczucia jakie towarzyszyły przejściu przezeń były zdumiewająco podobne po przechodzenia przez portal lecz bez tego mrowienia które odczuwało się w przestrzeni astralnej.
Idąc dalej usłyszał słowa w znanym mu bardzo dobrze smoczym języku.
-Aldoer Avdwarathileya, wux vdri algbo?* - Pozdrowienie wypowiedziała bez wątpienia kobieta o przyjemnym głosie. Zaś jedno uderzenie serca później rozległ się krzyk mężczyzny. - Tenamalo?! Wux xoal'si ekess svadri sia pobon stoda ve huena!** -
-Svanoa zahae batobot…*** - Zamruczał pod nosem Revalion, po czym złożył razem kciuk i palec środkowy i gwizdnął ile sił w płucach.


Jin Liang

Przebudzenie nie było miłe. Zimna, lepka i mętna ciecz otaczała go ze wszystkich stron. W panice instynktownie szukał zaczepienia dla rąk i nóg, wstrzymywał oddech i walczył by wydostać się na powierzchnię. W końcu poczuł chłód na twarzy i zaczerpnął powietrza. Organizm natychmiast się zbuntował, zwymiotował resztki cieczy zalegające w żołądku i płucach. Ohydna maź w nieprzyjemnym szarożółtym kolorze o smaku zgniłych jaj. Jedynie wewnętrzna dyscyplina pozwoliła mu pozbierać się do kupy po tak nieprzyjemnym przebudzeniu i pierwszym co spostrzegł była wysoka kobieta w czarnej, prostej, jedwabnej sukni patrząca na niego niesamowicie błękitnymi oczami.
- Oczyść się i ubierz. - Rzekła nie znoszącym sprzeciwu tonem, ale głos miała bardzo przyjemny dla ucha. Zauważył też, że na rękach trzyma czarny jedwabny, lecz bez charakterystycznego połysku, strój jakiego używał kiedy jeszcze wykonywał każde zadanie osobiście. Jednak to co przykuło jego uwagę najbardziej leżało na ubraniu, jego Twarz!
Ciało początkowo odmawiało współpracy, ciągłe spazmy jakie nim targały nie ułatwiały ruchów lecz kilka szybkich uderzeń jakie sobie zaaplikował pozwoliło mięśniom wrócić do stanu używalności. Balia z wodą okazała się wszystkim co miał do dyspozycji by usunąć z siebie plugastwo. Nie narzekał, bywały znacznie gorsze momenty w jego życiu i wiedział, że tylko go wzmocnią.
W miarę usuwania brudu z ciała oczyszczał się jego umysł i wracały wspomnienia. Kontrakt, zawarł kontrakt, tego był pewien. Lecz…
Mgliście przypominał sobie słowa i własną zgodę. Nie wiedział kiedy to było i coraz mocniej podejrzewał, że zawarł go już po śmierci. Smierć, tak pamiętał ją, pamiętał jak uchodziło z niego życie. Przywdział strój który kobieta mu przyniosła, założył swą Twarz i poczuł, że jest kompletny.
- Weź to. - Podała mu broń, nie taką jakiej zwykł używać lecz mimo to była to broń. - Chodź, będziesz potrzebny za chwilę. - Rzekła i ruszyła w mrok korytarza.

- Zostaniesz w cieniu czekając na właściwy moment. Będziesz wiedział co masz robić. - Poinstruowała go kiedy zbliżyli się do większego pomieszczenia. Posłuchał i skrył się w ciemności.
Nie musiał czekać długo, kobieta która go przyprowadziła odezwała się ponownie lecz tym razem nie do niego.
-Aldoer Avdwarathileya, wux vdri algbo? - Tym razem ton kobiety nie był tak zimny jak w momencie gdy zwracała się do niego. Nie rozumiał słów lecz bez problemu odgadł iż osoba do której zwracała się Błękotnooka jest tu gościem nie zaś narzędziem jakim on był.
Z ciemności korytarza za nim wyłonił się elf w zielonych jedwabiach i z dziwnym podwójnym sejmitarem w dłoni, a gdy tylko usłyszał słowa kobiety natychmiast przyjął postawę do ataku i odkrzyknął z wściekłością.
- Tenamalo?! Wux xoal'si ekess svadri sia pobon stoda ve huena! -
W tym momencie Jin miał pewność, że to właśnie z jego powodu kobieta w czerni kazała mu pozostać w cieniu. Przypomniał sobie warunki kontraktu. Szybko wrócił wspomnieniami do swych dawnych kontraktów, ten będzie musiał zadziałać podobnie. W jednym momencie pozwolił, aby ciemność owinęła jego ciało i uczyniła je niewidzialnym. Cichym krokiem zaszedł elfa od tyłu, jedną ręką chwycił dłoń elfa, zmuszając go żeby opuścił broń, drugą przyłożył ostrze do krtani długouchego gościa.
- Jesteś gościem, traktuj gospodarza z szacunkiem…

***
Czas wydawał się zwalniać swój bieg kiedy czworo zapomnianych bohaterów spotkało się po raz pierwszy. I jedynie tajemnicza kobieta w czarnej sukni stała nieporuszona z zagadkowym lekkim uśmiechem na ustach.
[MEDIA]http://oi64.tinypic.com/qobsex.jpg[/MEDIA]
Ona jedna wiedziała, że wszystkie karty w tej grze są znaczone...

_________________________________
*Witaj Avdwarathileya, dobrze spałaś?
**Znowu?! Już raz próbowaliście zerwać ze mnie znak!
***No coś takiego...
 
Googolplex jest offline  
Stary 06-02-2016, 15:42   #2
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Vobit.* Wspaniale, ale może powstrzymalibyście wzajemne mordowanie się? - Spytał Revalion, widząc najpierw elfiego szarżownika, a w następnej chwili inną postać, która go przez wspomnianym szarżowaniem powstrzymała. - Przynajmniej na tyle, żeby mi powiedzieć co to za miejsce i czemu zostałem sprowadzony z powrotem? Co… Paskud, wracaj tu natychmiast!
Ostatnie zdanie wydał niczym rozkaz do małego, skrzydlatego stworka stworzonego jakby całego z lodu. Stworek owy wystartował w tamtej chwili z ramienia Revaliona i umyślał wzlecieć w górę, nieco ponad metr nad głową elfa. Odwrócił się nagle i spojrzał na swojego mistrza z rozczarowaniem i żalem.
- Nie Paskud, nie będziemy nowych osób obrzucać śnieżkami! No, może innym razem. - Dodał, żeby uspokoić chowańca. Paskud posłusznie wrócił na ramię czarodzieja.
Elf rozluźnił się lekko, a obejmujący go mężczyzna poczuł unoszący się od niego zapach krwi.
- Puść. Mnie. - Wywarczał we wspólnym. Jego akcent był chropowaty i antyczny, tak jakby rzadko kiedy posługiwał się tym językiem. A nawet jeśli to musiało od tego czasu minąć parę tysięcy lat.
- Nikogo nie zaatakuję. Tak długo jak udzielicie mi właściwych odpowiedzi. - Dodał po krótkiej pauzie, jakby się zreflektował.
- No super, wspaniale, dzięki wielkie. - Revalion przewrócił oczami. - To już jest nas dwóch w kolejce po odpowiedzi, może ktoś z tu obecnych zechciałby ją obsłużyć, hę?
Ostrze odsunęło się od gardła elfa, a Jin z powrotem cofnął się do cieni.
- To będzie… ciekawe…
- Ciekawe jak dla kogo, bo na razie jestem trochę… rozdrażniona. - do pozostałej trójki, zachowując bezpieczną odległość, podeszła złota elfka w równie złotej, drogiej sukni wyglądająca tak, jak się opisała - na bardzo niepocieszoną, a jej pierwsze słowa były jak fuknięcie - I cokolwiek się tu dzieje… Musi zostać wytłumaczone.
- Ty, ty, tam! Czekaj no! - Revalion zamachnął się i wskazał na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą była dziwna postać powstrzymująca elfa przed atakiem, a która teraz cofnęła się do cienia. - Skąd wiesz, że jesteśmy gośćmi? Znasz gospodarza?

Kobieta w czerni przyglądała się uważnie zebranym z jak się zdawało rosnącym rozbawieniem.
- A ciebie co tak bawi? - Czarodziej skierował swój wzrok na nią. - Pewnie wiesz co się tu dzieje i masz ubaw po pachy z czwórki zdezorientowanyh osobników, hę?
- Istotnie, trafił pan w sedno panie Artemir. - Odparła bezczelna niewiasta.
Revalion zmarszczył brwi.
- Paskud, rzuć w nią śnieżką. - Powiedział.
- Eee… nie mam. - Odparł chowaniec, na co czarodziej zrobił zmieszany wyraz twarzy.
- No dobrze, tym razem ci się udało. To może teraz powiesz o co tu chodzi? - Spytał czarodziej.
- Stokrotne dzięki za okazaną litość. - Zakpiła. - Jeśli i pozostali nie mają zastrzeżeń możemy kontynuować nasze drobne spotkanie. Panie Liang proszę dołączyć do nas.
- Liang… Też mi miano. - mruknęła poirytowana wszystkim elfka.
- Mi wystarczy… - usłyszała szept mężczyzny, który wyłonił się za nią i dołączył do grupy. Jego odzienie nie wyróżniało się zbytnio. Jedyne co przykuwało uwagę, to czerwona maska zasłaniająca dolną cześć jego twarzy, oraz oczy pozbawione tęczówek.
Ylvaan wbił spojrzenie w elfkę zupełnie ignorując otoczenie. Spojrzenie przepełnione na poły głodem, a na poły nienawiścią. Nie był wstanie tego ukryć nawet gdyby próbował. Z jego gardła wydobył się warkot, jak od dzikiego zwierzęcia, ale powstrzymał swoje zapędy całą siłą woli, świadom stojącej za nim postaci. Nabrał powietrza w płuca, przytrzymał je i wypuścił powoli.
- Idźmy.
Avaliye zerknęła z niechęcią na mężczyznę, który obdarzył ją pełnym miłości do bliźniego spojrzeniem i uśmiechnęła się mało przyjemnie podejmując tę cichą walkę, po czym odparła:
- Taak. Możemy kontynuować.

- Więc proszę za mną. Panie Liang proszę od teraz uważać się za jednego z gości. - Kobieta ruszyła pewnym krokiem przez jeden z pogrążonych w ciemności korytarzy wychodzących z pomieszczenia. Nie odwracała się by sprawdzić czy goście podążają za nią lecz utrzymywała tempo pozwalające każdemu ją dogonić a nawet prowadzić rozmowy podczas drogi.

_______________
*Cholera.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 06-02-2016, 17:25   #3
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Poprowadziła gości do wielkiej sali biesiadnej. Stoły w niej uginały się wręcz pod ciężarem wymyślnych dań mogących zaspokoić nawet najwybredniejsze podniebienie. Widok ten spowodował, że chowaniec Revaliona natychmiast wystrzelił w ich kierunku i nic co czarodziej powiedział nie mogło go skłonić do powrotu. Samego mięsiwa było trzydzieści rodzajów a każde przygotowane na przynajmniej szesnaście sposobów. Dwadzieścia gatunków win czerwonych i zaledwie dziesięć białych, do tego miody i piwa, innych trunków nie spostrzegli.
W centralnej części sali stał wielki zdobny kamienny tron, aktualnie pusty. Na nim zaś dziwne nakrycie głowy z wielkimi rogami i płaszcz który można by wziąć za nietoperze skrzydła. Lecz najdziwniejsze w tym pomieszczeniu były ściany, pokryte freskami które zdawały się pełzać w niepokojący sposób kiedy się na nie patrzyło.

- Zapewne jesteście głodni… biorąc pod uwagę kiedy zjedliście ostatni posiłek. - Raczej stwierdziła niż zapytała kobieta w czerni. - Częstujcie się proszę.
- Jedno pytanie. - Powiedział Revalion. - Ilu innych gości się tu spodziewacie? Całą tą ucztą można by zapewne po trzykroć wyżywić wszystkich możnych z Waterdeep albo innego Luskan.
- Waterdeep? Co to za miasto? Na jakim kontynencie się znajduje? - wciął się elf.
- Ktoś tu nie odrobił swoich nauk z geografii. - sarknęła elfka.
- Hę? A co to w ogóle za pytanie? - Zdziwił się czarodziej i zwrócił się do niebieskookiej. - Jeden z twoich gości chyba wyjątkowo źle się czuje, sugeruję zawołać po jakiegoś medyka albo kapłana.
Jin spokojnie zasiadł do stołu i spojrzał na pozostałych.
- Zapewne wszyscy pamiętacie, że byliśmy martwi. Trupy mają jedno do siebie, czas jest dla nich naprawdę względny.
- Wszyscy, powiadasz… - Czarodziej pogładził się nerwowo po szyi.
- Byłem martwy od trzech tysięcy lat. Jeśli dobrze liczyłem ile razy Dolurrh manifestował się na materialnym. W tym czasie rzeczy się zmieniają. - odgryzł się elf.
Kobieta kaszlnęła chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Pan Ylvaan jak zdążyliście się zapewne domyślić jest… nietutejszy.
- Ehm, no dobrze. Chwilowo wstrzymam się z pytaniem o Dolurrha. Chociaż teraz to sam nabrałem wątpliwości, aż mnie głowa zaczyna od tego boleć. - Revalion potrząsnął głową. - Wciąż jesteśmy w Faerunie, prawda?
- W pewnym sensie. Lecz to pytanie do Władcy nie do mnie. - Odparła błękitnooka.
- To nie jest Eberron? Jestem… WOLNY! - ryknął elf i osunął się na ziemię. Przez moment w jego oczach panowała pustka, a potem zaczął się skręcać ze śmiechu.
- AHAHAHAHAHHA! Jestem poza Ich zasięgiem!
Kobieta przez moment przyglądała się elfowi po czym jednym zdaniem zniszczyła jego złudzenia.
- W pewnym sensie jest to również Eberron.
- Wiecie co. W zasadzie to ustalajcie sobie co chcecie. Jak nasza gospodyni zauważyła, dawno nic nie jedliśmy i jestem… PASKUD, NIE! - Ryknął Revalion, jednak było za późno. Pocisk, jakim była fioletowa śliwka, świsnął już w powietrzu i trafił leżącego wciąż na ziemi elfa. - Bardzo za niego przepraszam, niewychowane bydle. A teraz, jeśli pozwolicie, sprawdzę zawartość o tego stołu…
- Proszę się nie krępować, nie spodziewamy się więcej gości. Lecz muszę sprecyzować, nie jestem tu gospodynią jedynie służką Władcy.
- Wybaczam mu. - powiedział krótko elf, podniósł się i zasiadł do stołu. - Moje zwierzęta, o przepraszam, chowańce, też mają zwyczaj zabawy jedzeniem. - na jego twarzy zapanowała konsternacja. Może to ułuda? Sytuacja była zbyt dziwna by była prawdziwa.
Elfka obserwowała wybuch radości elfa, a gdy padło sprostowanie kobiety uśmiechnęła się jakby do siebie. Usiadła do stołu przyglądając się nieufnie to jedzeniu, to temu, który spoglądał na nią niedawno z dzikością drapieżnego kota.
Jin miał zabrać się za jedzenie, kiedy przypomniał sobie o masce. Z westchnięciem zdjął ją i wrócił do konsumpcji. Pozostali mogli zobaczyć rysy twarzy, które nie pasowały do większości ludzi Faerunu.
- Amin diola i' fea ten' sina mereth, ar' vesta gurtha a' ilya ya karne amin di'thang.* - wymamrotał Ylvaan nad jedzeniem, po czym nałożył sobie kawał mięsa. Nie przejmował się sztućcami. Za jego czasów nie istniały.

______________
* Dziękuję przodkom za tą ucztę i przysięgam śmierć tym którzy mnie zniewolili.
 
Gettor jest offline  
Stary 06-02-2016, 18:47   #4
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Czarodziej w międzyczasie znalazł sobie talerz i przechadzał się między stołami, wyszukując co ciekawsze kawałki zakąsek. Uznał, że na cięższe jedzenie przyjdzie czas za chwilę. Zgarnął po drodze Paskuda i usiadł obok elfa.
- Więc mówisz, że jesteś z Eberronu? I że byłeś więziony? - Próbował zagadać.
- Byłem martwy. A potem żywy. I znowu martwy. Zależy czy Oni mnie do czegoś potrzebowali. - odpowiedział elf. - A czym jest to całe Waterdeep? Jakieś miasto?
- To jest dwa do jednego, bo ja martwy byłem tylko raz. - Odparł ponuro czarodziej. - No tak, “jakieś” miasto. Niektórzy uznają je za najwspanialsze na kontynencie, nazywają je Miastem Splendoru zdaje się. A przynajmniej uznawali kiedy jeszcze żyłem. Ile w zasadzie czasu minęło od mojej śmierci? - Zapytał “nonszalancko” niebieskooką.
- Niewiele, jako nieboszczyk nie dorównuje pan stażem panu Ylvaanowi. - Odparła z miłym uśmiechem popijając mocne czerwone wino z jednego ze złotych kielichów.
- Nie wiem jak wyglądała sytuacja na "Eberronie" trzy tysiące lat temu, ale gdybyś był tutejszy… no cóż, fakt, ze ludzie mają cywilizacje na starożytnych elfich ziemiach, na ogół dobrze działa na elfy.
Avaliye spojrzała wilkiem na Lianga.
- Jak muszą się opierać na czymś wspanialszym żeby stworzyć coś własnego, to tak jest. - mruknęła.
Ylvaan prychnął i otarł podbródek z tłuszczu. - Wspaniałe? Pył i błoto. To jest nasza spuścizna.
Revalion rozluźnił się, nieco rozbawiony.
- A pani elfka to umie cokolwiek poza oburzaniem się? - Zapytał z uśmieszkiem, po czym spojrzał zdziwiony na elfa. - Pył i błoto? Biedny ten wasz Eberron, szkoda że nie wpadłeś tu do nas wcześniej.
- "Pani elfka" nie jest w dobrym nastroju i na pewno nie czuje w tej chwili potrzeby na uzewnętrznianie tego, co umie.[/i] - Avaliye wyglądała teraz jak wcielona irytacja.
- O-ho. Wygląda na to, że problem “tych dni” nie jest wyłącznie domeną naszych kobiet. - Mruknął czarodziej, sięgając po więcej wina. - Może się pani napije? To zawsze pomaga na brak nastroju.
- Zaiste… to będzie ciekawe… - ponowni mruknął Jin i spojrzał na błękitnooką - Więc, kiedy przyjdzie nam się spotkać z tym "Władcą"?
- Gdy uzna to za stosowne. Dziś jednak władca udał się już na spoczynek. Wieczór przeznaczony jest tylko dla was drodzy goście. - Odrzekła a Avaliye spostrzegła coś co do tej pory wszystkim umykało. Nikt ich nie obsługiwał, prócz ich piątki nie było w sali żywego ducha.
Elf zastanowił się przez moment po czym wstał od stołu i ściągnął tunikę. Oczom zebranych ukazał się fantazyjny tatuaż, rozciągający się od szyi, aż do piersi.


- Nikt nie wie co to jest? - spytał.
- Może nasz gospodarz będzie wiedział, jak już wypocznie? - Czarodziej zmarszczył czoło i spojrzał porozumiewawczo na niebieskooką. Ta jedynie zagadkowo się uśmiechała.
Avaliye uniosła brew na to przedstawienie i bazgroł, jaki ukazał elf. Nie odpowiedziała jednak żując w spokoju kawałek soczystego mięsiwa.
- Tatuaż. - skomentował Jin i pokręcił głową.
Mężczyzna wciągnął z powrotem tunikę i zwrócił się do Niebieskookiej
- To jest jak… Inny plan? Ale jest mi nieznany. Czy on leży równolegle do Eberronu? Można tam dotrzeć przez Cień?
- Ta wiedza na nic się panu nie przyda a i wątpię czy zrozumiałby pan sposoby działania Władcy. Proszę uznać, że moje wcześniejsze wyjaśnienia są wszystkim co pan w tej materii otrzyma. - Odparła tonem absolutnej wyższości.
- A jakie to ma w zasadzie znaczenie? - Zainteresował się Revalion. - Zostawiłeś tam coś pomiędzy jednym a drugim zgonem, że tak śpieszno ci wracać?
- Śpieszno? Nie. Ale chcę tam wrócić. Gdy będę gotowy.
- Wówczas będzie miał pan możliwość poprosić o to Władcę.
- Tak zrobię. - powiedział krótko elf. Był oszołomiony tym co się wokół niego działo. Magia która sprawiła że wszyscy znaleźli się tutaj, z tak różnych miejsc i czasów, umykała jego rozumowaniu.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 06-02-2016, 19:26   #5
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
- Ooch, jabłko! - Zauważył Revalion i pognał na drugi koniec sali. Kiedy znalazł już swoją zdobycz, która była nieco bliżej tronu, zawołał do niebieskookiej:
- A właśnie, co to za przedmioty tu leżą, na tronie?
- Precjoza Władcy - odparła po prostu.
- Bardzoś rozmowna, wiesz? - Parsknął mag, wracając z wspomnianym jabłkiem. - Co możesz nam powiedzieć o tym Władcy, zanim go spotkamy? Podejrzewam, że to on to wszystko zorganizował, więc pewnie oczekuje od nas pewnego zachowania w jego obecności? I w ogóle… będzie miał oczekiwania?
W oczach kobiety dostrzegł błysk podziwu kiedy nabierała powietrza by mówić o Władcy.
- Jest niepojęty, wszelkie próby opisania go są z góry skazane na porażkę. Powinniście zaś okazywać mu zawsze należyty szacunek prócz tego niewiele więcej wymaga.
Elfka właśnie piła spokojnie wino obserwując kobietę, a w jej oku dało się zobaczyć jakiś niebezpieczny błysk, gdy ta mówiła o należytym szacunku, jaki mieli mu okazywać.
- Sposób w jaki mnie wskrzesił to nowa magia. Zasłużył na mój szacunek choćby za zerwanie moich okowów. Ale niech więcej nie dotyka mojej broni. - mruknął elf, kontaktując nagle kto przemienił jego własność.
- To wskrzeszenie to nic, zobacz jak odnowił moją szatę! - Czarodziej bezczelnie pokazał mu prawy rękaw. - Przez pół życia miałem tu paskudną plamę z wina, a teraz jej nie ma! Niebywałe!
- Śmiej się. Ja byłem już kilka razy martwy, a to wskrzeszenie jest inne.
Czarodziej spochmurniał nieco i wzruszył ramionami.
- A co, rozpamiętywać mam własną śmierć? Zdecydowanie nie było to przyjemne uczucie, jeśli już chcesz wiedzieć. Jak już ktoś dał mi - i wam - drugą szansę, to równie dobrze można się z tego cieszyć, prawda?
Ylvaan sięgnął po dzbanek wina i niekulturalnie zaczął wprost z niego żłopać. Gdy ugasił swe pragnienie odstawił go na stół, a sam się podniósł. - Starczy mi zagadek na dziś. Muszę sprawdzić moje połączenie z magią tego nowego planu.
- A nie chcesz pierw spróbować kalmarów? - Zapytał go czarodziej., dokonując nowego odkrycia na stole biesiadnym.
- Kalmarów? Nie znam tej potrawy. I nie chcę poznawać w tej chwili. - odpowiedział na pytanie.
- Twój wybór! - Westchnął Revalion i sam zabrał się za wspomnianą potrawę, obserwując jednocześnie elfa.
Elf odszedł od stołu i zajął jeden z rogów sali. Powoli rozluźnił mięśnie i porozciągał stawy. Opadł na czworaki i z rozmysłem zaczął wykonywać pompki. Nie śpieszył się. Nie musiał. Gdy ramiona zaczęły płonąć usiadł w pozycji medytacyjnej i pozwolił by jego umysł znalazł ukojenie w bólu mięśni. Pomimo chaosu jaki panował w jego umyśle, z podświadomości i pamięci wypłynęły znajome ruchy. Przetestował się w wyobraźni, każdy jeden ruch każdego mięśnia i był niemal pewien, że będzie mógł to powtórzyć w praktyce. Wstał i wypuścił powietrze z płuc, a wraz z odpływającym oddechem wyobraził sobie że sam znika.

Kiedy Ylvaan kończył gimnastykę w sali rozbrzmiała cicha muzyka by umilić gościom posiłek a nie zagłuszyć ewentualnych rozmów. Nic jednak nie wskazywało co może być źródłem owego brzmienia.
- Korzystajcie ze wszelkich dobrodziejstw pałacu a gdybyście drodzy gości potrzebowali pomocy nie wahajcie się wezwać mego imienia. Nie ma tu miejsca w którym bym go nie usłyszała. - Poinformowała zebranych niebieskooka w sposób który niedwuznacznie sugerował, iż niezbyt jest chętna by spełniać ową obietnicę ale najwyraźniej kazano jej ją złożyć. Gdy tylko skończyła mówić bez pośpiechu udała się do jednego z wyjść z sali.
Elf podążył za kobietą. Chciał wrócić do swojego pokoju i zastanowić się nad sytuacją w której się znalazł.
- Mogę w czymś pomóc? - Zapytała niebieskooka.
- Chcę trafić do mojego pokoju. Zdaje się, że to tędy?
- Obawiam się, że wino zaburzyło pana zdolność oceny kierunków. To tam. - Wskazała mu drzwi po przeciwnej stronie sali. - Nie sposób zabłądzić.
- Hmph. Dziękuję. - mruknął elf i skierował się do wskazanego wyjścia. W dłoni trzymał swój podwójny sejmitar, a jego dotyk dodawał mu pewności siebie.
Jin spokojnie dokończył posiłek. Za życia nie miał zwyczaju jedzenia na umór, śmierć na pewno tego nie zmieniła. Kiedy ostatni kęs ruszył do swego miejsca wiecznego spoczynku Liang podniósł się z miejsca, pożegnał na dzień dzisiejszy z pozostałymi i ruszył do swego pokoju zabierając ze sobą maskę.
Avaliye obserwowała jak mężczyźni opuszczają pomieszczenie udając się na spoczynek. Sama dopiła swoje wino czując przyjemne ciepło w żołądku, po czym postanowiła po pożegnaniu ze "służką Władcy"… nie zapadać w trans. Ludzie mówią "Wyśpisz się po śmierci", więc przekładając to na elfi Avaliye miała tego transu aż nadto w ostatnim czasie. Inny pomysł, rozbudzany gorejącą ciekawością, wpadł jej do głowy. W końcu nikt nie powiedział, że nie wolno jej trochę pozwiedzać, prawda? A kto wie czy później będzie miała drugą taką możliwość.


**“ Dziękuję przodkom za tą ucztę i przysięgam śmierć tym którzy mnie zniewolili”.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 06-02-2016, 20:25   #6
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Pierwszy który opuścił ucztę był też jedynym który trafił do swej komnaty. Niewiele się w niej zmieniło podczas jego obecności, jedynie diadem którym wzgardził zniknął a łoże było nienagannie pościelone.
Wyglądało to niemal tak jakby Władca, czy też jego słudzy, uważnie obserwowali każdy jego krok i starali się mu dogodzić. Paradoksalnie nie było to przyjemne uczucie. Ylvaan usiadł na łóżku i położył swój podwójny sejmitar obok. Beknął głośno, co zupełnie nie przystawało elfom, po czym zaczął szukać szklanki z wodą którą wcześniej gdzieś widział. Kilkoma łykami oprożnił jej zawartość i przyjrzał jej się pod światło. Szkło było nienaganne, tak przezroczyste że niemal nie było go widać. Skontrastował to z tym do czego był przyzwyczajony, drewnianych kufli i z rzadka kieliszków topornie wyżynanych z kryształu. Dużo się zmieniło od jego ostatniej śmierci.
- Mmmm. Jak jej było na imię… Niebieskooka! - krzyknął elf w eter. - Służko Władcy! - spróbował kolejnego miana. Odpowiedziała mu nocna bryza wlatująca przez otwarte okno.
- Pięknie. Po prostu wspaniale. - mruknął mężczyzna i podniósł się z łóżka. Było za miękkie. Zgarnął z niego pościel, rozłożył ją na gołej ziemi i powoli zaczął wprowadzać się w trans. Ciekawe czy następnym razem jak wróci nie zastanie już posłania?

Zbyt późno poczuł, że coś jest nie w porządku. Trans był zbyt głęboki i całkowicie nie kontrolowany. Pod powiekami przewijały się Ylvaanowi obrazy okrutnych smoków czychających na jego ciało. Olbrzymów żądnych zemsty i jego krwi. A przede wszystkim martwe twarze elfów. Wiele z nich rozpoznał. Zdrajcy, wszystko zdrajcy którzy go niewolili dla własnych korzyści. Widział ich strach zastygły na wieczność na bladych, pozbawionych życia obliczach.
Poczuł w dłoniach żywy płomień, swoją broń. Niczym widz, obserwował samego siebie dokonującego rzezi swych braci. Swych zdradzieckich braci! I było to zadziwiająco przyjemne uczucie, jednocześnie spokój i podniecenie ale przede wszystkim ogromna satysfakcja. W końcu poznali czym jest jego gniew, w końcu poznali jak się czuł gdy odsyłali go w objęcia śmierci. W końcu wyzwolił się spod ich jarzma!
Widział przed sobą miasto nieśmiertelnych przodków. Za sobą zaś prowadził armię umarłych. Niepowstrzymany, przepełniony mocą uderzył ścierając w proch dziedzictwo mileniów… nie pozostawił przy życiu nikogo. Cały znany mu świat pogrążył się w ciemnościach nieśmierci.

Z transu wyrwał go jego własny krzyk. Był mokry od potu a serce waliło mu jak oszalałe. Poderwał się z ziemi, a sejmitar błysnął w jego dłoniach. On nie śnił! Elfy w zasadzie nie śniły! Nawet jeśli wizja była przyjemna, nie zmieniało to faktu że ktoś grzebał w jego myślach. A na to nie mógł wyrazić zgody. Zaczął więc tańczyć. Świt oświetlał jego ruchy w których naśladował naturę. Z jego gardła wydobywały się zwierzęce pomruki, skakał na wyimaginowaną zwierzynę jak tygrys, przypadał do ziemi i węszył jak wilk, pełzał jak wąż. Poczuł jak prymitywna energia wypełnia jego członki. Był gotowy. Z impetem otworzył drzwi i postanowił znaleźć Niebieskooką. Albo kogoś kto będzie mógł mu odpowiedzieć na parę pytań.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 06-02-2016, 22:16   #7
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Szła mrocznymi korytarzami, nie kierując się żadna konkretna wskazówką, póki do jej uszu nie doleciały dźwięki lutni. Ktoś, niezbyt wprawnie, grał znaną jej balladę. Podążyła w stronę z której dochodziły dźwięki. Po kilku chwilach dotarł też do niej słodki zapach kwiatów a jeszcze po kilku krokach wyszła do pięknego, wypełnionego rzeźbami z białego marmuru, ogrodu. Szybko też zidentyfikowała źródło dźwięków, młodego chłopca siedzącego na kamiennym murku przy ogrodowej fontannie.
Elfka rozejrzała się po ogrodzie czując jak, na całe szczęście, irytacja ustępuje zastępowana czystą ciekawością i nawet jeżeli dana muzyka nie była wprawna, to jednak była muzyką, a przecież nie można mieć wszystkiego na raz; albo życie, albo wprawny muzyk… tylko przydałoby się lepsze towarzystwo od tego, które zostawiła za sobą. Powoli zaczęła podchodzić do chłopca nie przerywając mu jego gry. Przyglądała się ogrodowi, przyglądała się muzykowi o niebieskich włosach. Wdychała woń kwiatową, która ją otaczała zadowolona z wreszcie spokojnej atmosfery, a kiedy znalazła się blisko młodzika zatrzymała się wsłuchując w muzykę.

Młodzieniec zdawał się nie zwracać uwagi na nic prócz swej muzyki jednak kiedy skończył gę zwrócił się wprost do złotej elfki.
- Chciałabyś usłyszeć jakaś konkretną melodię?
Avaliye zastanowiła się próbując sobie przypomnieć coś, co zawsze sprawiało jej radość, kiedy tego słuchała. Szybko zrozumiała co to było, ale wątpiła, aby chłopak zdołał wyciągnąć takie dźwięki z instrumentu, więc odparła:
- Zagraj mi coś, co jest twoją najlepszą nutą.
Chłopak namyślił się chwile, kiwnął głową i zaczął grać…
Elfią kołysankę którą śpiewała matka Avliye kiedy ta była jeszcze dzieckiem i dopiero uczyła się prawidłowego transu. Elfka od dawna nie słyszała tych słów i dźwięków lecz kiedyś towarzyszyły jej zawsze gdy pragnęła odpocząć.
Avaliye nawet nie zauważyła, że zaczęła się uśmiechać na te dźwięki, nieważne czy były one wygrywane lepiej, czy gorzej - niosły za sobą ulotne wspomnienia, ukryte za zasłoną pamięci tak, że nawet elfka zapomniała o tych nieprzyjemnych jegomościach, z których jeden wyglądał, jakby chciał jej gardło wygryźć. Na tę chwilę liczyła się tylko ta melodia, jednak kiedy dobiegła ona końca pozostawiła po sobie jakiś pusty wydźwięk, niemy jak i nieme było jej serce jeszcze niedawno.
- Dziękuję. - skinęła głową chłopcu, gdy zamilkły ostatnie nuty.
Chłopiec zaczął majstrować przy instrumencie.
- Jesteś jedną z gości. - Było to raczej stwierdzenie niż pytanie. - Podoba Ci się pałac?
- Nie widziałam jeszcze wiele, ale to, co zobaczyłam, chociażby ten ogród - ogarnęła ruchem ręki część przestrzeni -jest piękny. Szkoda tylko, że tak naprawdę nie wiem gdzie jestem.
- Tutaj, jest odpowiednim terminem, jak sadzę. - Odparł chłopiec. - Może jeszcze jedną balladę?
Skinęła głową, ale zapytała jeszcze:
- Zakładam, że pałac jest duży i można się w nim łatwo zgubić, mam rację?
- Myślę, że to prawda za dnia. Nocami wystarczy znać cel i się na nim skupić. - Po tych słowach chłopiec zaczął grać dziwną balladę, takiej jeszcze nie szłyszała.

https://www.youtube.com/watch?v=SN3fz89_EpU

- Co to za ballada? - zapytała, kiedy chłopiec zakończył.
- Wydaje mi się, że pochodzi z Rashemenu, choć słowa są w języku Sembii. Może w ogóle nie ma nic wspólnego z tymi krajami bowiem poznałem ją za sprawą barda z Halruii. - Oświadczył chłopiec. - Grać dalej czy może porozmawiamy? Taki piękny księżyc dzisiejszej nocy.
Elfka uśmiechnęła się czując jak jej podrażnione nerwy się wyciszyły.
- Chętnie porozmawiam, rozruszam trochę głos… - Powiedz mi jednak, jako że ty wyraźnie znasz się na pałacu - Czy pokazałbyś mi więcej jego piękna, a w trakcie moglibyśmy rozmawiać?
- Oczywiście! - Chłopak zeskoczył z murku i skłonił się szarmancko. - Gdzie moje maniery, pozwól proszę bym został twym przewodnikiem. Może zaczniemy od źródeł?
- Dobrze, zdam się na twoją trasę. - odparła zadowolona, że nie dość, iż rozprostuje nogi, zaspokoi przynajmniej trochę ciekawości, to jeszcze nie będzie sama błądziła po korytarzach - Nazywam się Avaliye.
- W nocy to naprawdę proste, dla każdego. Tędy. - Poprowadził ją przez jeden z mrocznych korytarzy do miejsca gdzie światło księżyca mieniło się tysiącami barw odbijając się od ogromnej ilości naturalnych kryształów wyrastających na podobieństwo drzew wprost ze skały. Pomiędzy tym lasem światła płynął wartko szeroki strumień krystalicznie czystej wody.
Avaliye przechadzała się obserwują z lubością ten obraz, ciesząc oczy pięknem, które zostało jej prawie na powitanie w świecie żywych sprezentowane.
- I to wszystko należy do tego Władcy?
- Tak jak stworzenie przynależy do stwórcy. - Odparł chłopiec tajemniczo. - Podoba Ci się widok?
- Tak, nawet bardzo. - odparła elfka - Jaki jest ten Władca? Prócz tego, że najwyraźniej miłuje piękno. Słyszałam o nim tylko od tej jego… służki. - przypomniała sobie Avaliye.
- Jaki jest? - Chłopak powtórzył pytanie by móc chwilę dłużej się nad tym zastanowić. - Trudne pytanie. Chyba… ambitny, zazdrosny… lubi piękno jak zauważyłaś i lubi ludzi.
- Zazdrosny? Co masz na myśli przez to?
- O swoje prawa, swoje ziemie…
- Ta kobieta o bardziej niebieskich niż niebieskich oczach okazywała wręcz podziw dla niego. Wiesz o kim mówię i kim ona jest?
- Tifareth? Tak, ona… cóż żyje dzięki Władcy więc to chyba naturalne.
- Uratował ją czy może… przywrócił?
- Była na granicy życia i śmierci… myślę, że najlepiej było by powiedzieć, że ją zawrócił.
- Gdzie się jeszcze udamy?
- Jest wiele miejsc. Biblioteka, zbrojownia, galeria, sady, miasto… - Chłopak zaczął wyliczać na palcach.
- Zacznijmy od galerii. - zawyrokowała po namyśle - Jestem niezmiernie ciekawa tego wszystkiego, więc mam nadzieję, że masz siły… - urwała - ...jak w sumie mam cię nazywać?
- W tej chwili możesz mnie nazywać jak Ci wygodnie. - Odparł chłopak śmiejąc się. - Od dawna każdy nazywał mnie według tego co robię nie moim imieniem. - Złapał ją za rękę o pociągnął za sobą przez labirynt mrocznych korytarzy.

Galeria była ogromna i tu również jak w ogrodzie było mnóstwo rzeźb. Obrazy zajmowały znacznie mniejszą cześć kolekcji Władcy i były niecodzienne.

[media]http://www.free-wall-paper.com/wp-content/uploads/2014/06/optical-illusion-wallpapers-28.jpg[/media]

[media]http://mrpopat.in/admin/upload/wallpaper/201212031354518522434759968.jpg[/media]

Wydawały się żyć własnym życiem i przyprawiały oglądającego je o leki ból głowy. Za to rzeźby były idealne. Choć każda przedstawiała inne żyjące stworzenie, wykonane były z pietyzmem który sprawiał, że wydawały się raczej skamieniałymi od spojrzenia meduzy istotami niż dziełem artysty.
Avaliye przechadzała się po galerii, jednak więcej uwagi poświęcała rzeźbom niżeli poruszającym się obrazom, które przyprawiały je o ból głowy. W danym momencie, oglądając te dzieła sztuki poczuła pewne uczucie tęsknoty, jednak odrzuciła je jako niepotrzebne w tej chwili.
- I pewnie Władca ma całe zastępy artystów na swoje skinienie, hmm?
- Po prostu kolekcja powstawała bardzo długo. - Odparł chłopak opierając się o rzeźbę przedstawiającą dwugłowego stwora o pyskach pawianów z mackami miast przednich łap.
- Cierpliwość to piękna cnota, a przynajmniej tak mówią. - elfka zerknęła na chłopaka - Powiedz mi, bo zakładam że nie każdy ma dostęp do pałacu. Jak to się stało, że ty masz takowy?
- To nie tak. Do pałacu może wejść każdy kto służy władcy, po prostu ostatnio niewielu korzysta z tego przywileju.
- A dlaczegóż to? Bo chyba nagle nie spadło zapotrzebowanie na sztukę i piękno, mam nadzieję?
W odpowiedzi wzruszył ramionami. - Chyba zaczęli uważać pałac za miejsce święte. Tak mi się przynajmniej wydaje. Nie chcą go profanować przychodząc bez większej potrzeby.
- Nie ciekawiło cię dlaczego tak jest? - zapytała podejrzliwie elfka - To nie jest raczej codzienne zachowanie i aż krzyczy, że to nie wszystko.
- Czas zmienia wiele rzeczy a mnóstwo czasu upłynęło od wzniesienia pałacu.
- Ale od podziwiania go jako miejsca sztuki i piękna do uznania go za miejsce święte, którego nie należy profanować jest trochę drogi, i zastanawiam się co prócz czasu mogło wpłynąć na taką naturę rzeczy.
- To pytanie do uczonych filozofów, ja mogę jedynie mówić o tym co znam. - Przejechał pacami po strunach, wydobywając z instrumentu smutne dźwięki.
Avaliye zastanowiła się chwilę.
- Pytałeś mnie czy chciałabym usłyszeć jakąś konkretną melodię. Czy mógłbyś mi zagrać melodię, która oddałaby atmosferę tego pałacu?
Przez chwilę chłopak zamyślił się, uśmiechnął i zagrał...

Avaliye słuchała do końca nie przerywając w żadnym momencie i odezwała się cicho dopiero, gdy uszła ostatnia nuta.
- Nie jestem bardem, ale to bynajmniej nie jest radosna melodia. - przyjrzała się chłopakowi - Powiedz mi szczerze, o tym, co znasz - co sprawiło, że taka jest atmosfera pałacu, jak ją oddałeś?
- Takim został stworzony. - Chłopak uśmiechał się patrząc jej prosto w oczy. - Więc zapewne to przez naturę jego twórcy.
Elfka odwzajemniła spojrzenie.
- Jeżeli podobna do atmosfery pałacu jest natura jego twórcy, to musi on być zaiste… smutny i być może samotny. - teraz to Avaliye chwyciła chłopaka za rękę i dodała - Chodźmy jednak do miasta, dobrze?
- A nie powinnaś udać się na spotkanie? - Zapytał chłopak z przekąsem. - Już po świcie. - Avaliye nie za bardzo mogła zorientować się, czy to żart czy też prawda. Bo jak mógł odgadnąć jaka jest pora w tym pomieszczeniu pozbawionym okien?
- Skąd możesz mieć pewność, skoro znajdujemy się w pomieszczeniu? - zapytała z ciekawością w głosie.
- Zawsze wiem jaka jest pora dnia. - Wyszczerzył się zadowolony. - Odprowadzić Cię?
-Tak, dziękuję. Zastanawiam się jeszcze tylko skąd wiesz, że mam się udać na spotkanie?
- No jak to? Przecież wszyscy w pałacu wiedzą. Tędy. - Poprowadził ją korytarzem teraz już zwyczajnym, nie mrocznym jak wcześniej.
- Wszyscy wiedzą? - mruknęła do siebie - A ile ci wszyscy wiedzą jeszcze o… mnie… nas? Naszym - ciężko jej to słowo przez gardło przeszło - pobycie w pałacu?
- Prócz tego kim jesteście i, że zostaliście “zaproszeni” by wypełnić specjalne zadanie? Prócz tego, nic więcej. - Skręcili na schody.
- Ach, tak. Tego można było się spodziewać. - mruknęła niepocieszona Avaliye - W końcu nikt nie zadaje sobie trudu wskrzeszania przypadkowych osób, aby nic z tego nie mieć.
- Ale wskrzeszony chyba i tak nie powinien narzekać. - Chłopak odwrócił się i mrugnął do niej konspiracyjnie.
- Nawet nie podejrzewasz na co ja potrafię narzekać. - wyszczerzyła się elfka cytując częściowo słowa kogoś innego.
Nie zdążył odpowiedzieć bowiem przed nimi znajdowała się już duża sala audiencyjna w której czekała pozostała trójka gości i Niebieskooka którą chłopak nazwał imieniem Tifareth.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 06-02-2016, 22:25   #8
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Nie był pewien gdzie właściwie powinien wrócić. Pomieszczenie w którym się obudził ciężko było nazwać pokojem dla gości a basen z mętną cieczą łożem. Nie mniej podążał korytarzami pałacu z nadzieją, że Władca czy też Niebieskooka pomyśleli o wszystkim. Był niemal pewien, że droga którą wracał nie jest dokładnie tą którą przyszedł. Absolutnej pewności nabrał otwierając drzwi do jak mu się wydawało komnaty.

Widok który ujrzał za drzwiami był mu dziwnie znajomym. Rozświetlone latarniami i lampionami miasto, pomimo później pory pełne życia. Najbardziej jednak zdumiała go architektura, było w niej wiele elementów które znał z czasów dzieciństwa lecz których nie widział nigdy już później.
Zamrugał kilka razy, aby upewnić się, że to nie sen. A możeby tak… chyba nie zaszkodzi… prawda? Zdjął ostrożnie swoją "twarz", po czym przeszedł przez drzwi. Upewnił się, że zostaną otwarte i zapamiętał gdzie się znajdują. Postanowił odrobinę się rozejrzeć i ustalić czy to naprawdę Kara-Tur… i która jego część.
Minęła go para przechodniów zmierzająca do herbaciarni. Pozdrowili go uprzejmie a wówczas Jhin zdał sobie sprawę, że musi być to jedno z miast zachodniej części imperium. Ludzie bowiem mieli rysy podobne lecz nie dokładnie takie jak jego klan, widać płynęła w nich też krew przybyszy z Faerunu. Podobnie pierwsze wrażenie co do architektury szybko minęło i teraz dostrzegał równie wiele elementów zachodnich.
Przy stolikach siedzieli ludzie, rozmawiali i śmiali się z własnych opowieści. Niektórzy grali w jakiś rodzaj gry planszowej, tej jednak Jhin nie rozpoznał.
- Wyśmienita herbata dla szanownego gościa. - zaprosił go do zajęcia miejsca właściciel jednego z owych przybytków.
Jhin uniósł brew. Dobrze, że Twarz Demona jest bezpiecznie schowana inaczej pewnie reakcje wszystkich na przybysza byłaby inna. Dla pewności sprawdził swoje kieszenie, po czym pokręcił głową.
- Wybacz gospodarzu, ale nie mam funduszy, aby wynagrodzić twoją gościnność.
Właściciel herbaciarni zrobił dziwną minę jakby nie był pewien co gość ma na myśli. Z pomocą w rozwiązaniu trudnej sytuacji przyszedł młody człowiek popijający aromatyczny napój czytając książkę.
- Stokrotne przeprosiny za wtrącanie się w wasze sprawy lecz wydaje mi się, że nowy gość mówi o zwyczaju płacenia za gościnę.
W tym momencie gospodarz rozpromienił się tłumacząc bardziej gestami niż słowami, że nie ma nawet o czym mówić i bardzo przyjemnie będzie mu powitać nowego gościa.
- Proszę spocząć, przygotuję zaraz jedną z moich nowych mieszanek.
Wzruszając odrobinę ramionami Jhin spoczął i spojrzał na młodzieńca.
- Dziękuję za pomoc, zbyt długo najwyraźniej spędziłem z dala od rodzinnych stron. Obce zwyczaje stały się dla mnie normą.
- Być może zatem opowieść dla zgromadzonych? Lubimy opowieści z dalekich stron.
Jhin się zastanowił chwilę, bardem nie był, ale pamiętał, że opowiadał młodym akolitom opowieści o Kara-tur, tak żeby zainspirować.
- Podajcie więc temat, zachód to miejsce osobliwe, a ludzie tam jeszcze dziwniejsi.
Zrobił się niewielki szum kiedy inni goście herbaciarni zwracali ciekawie spojrzenia w stronę Jhina. Odważniejsi przysunęli się nawet bliżej zaś młodzieniec zastanowił się chwilę i rzekł:
- Ciekawi jesteśmy wielu rzeczy, czy nauka tam rozkwita, jaką sztukę tworzą tamtejsi ludzie, jaką wyznają filozofię.
- To pytania dla mądrzejszych ode mnie. Mogę powiedzieć tyle, każda z tych rzeczy, o które zapytałeś jest zależna od miejsca, gdzie się znajdujesz. Istnieją tam krainy, gdzie ludność żyje pod gwiazdami, a pismo służy im tylko do zaznaczania gdzie znajdują się zagrożenia. Inne natomiast, prosperują w sztuce, nauce i filozofii… tak naprawdę kraina jest tym bardziej prosperująca im większy ma kontakt z elfami… - nie zdążył się ugryźć w język. Kara-tur miało kilka, nie ludzkich ras, ale nie kojarzył żadnej odmiany spiczastousznych.
- Sildëyuirianie? - Upewnił się młodzieniec, nie chcąc najwyraźniej pozostać ignorantem.
- Oni używają innego słowa… Tel'Quesal? Trochę niżsi od ludzi, wątlejszej budowy, ostre podbródki, długie spiczaste uszy.
- Opis się zgadza a i nazwa brzmi podobnie do innej określającej ten lud, Ruar-tel-quessir. Może to pokrewne ludy? - Młodzieniec zamyślił się. - Diskonały temat na moja następną pracę badawczą. Przyjmij me tysiąckrotne podziękowania gosciu. - W między czasie gospodarz przyniósł Jhinowi gorący aromatyczny napar w pięknie zdobionym kubku.
Jhin kiwnął głową młodzieńcowi, ujął delikatnie naczynie i spokojnie napawał się zapachem wywaru zanim zaczął go pić.
- Religia na zachodzie jest natomiast… niezwykle skomplikowana. Bogów i panteonów więcej niż faktycznych wyznawców. I wszyscy zwaśnieni.
- Religia… - Zastanowił się przez chwile. - To wówczas kiedy pokłada się zaufanie w dziwnych abstrakcyjnych bytach, prawda? Czytałem, że wyznawcy ufają tym bytom prawie tak bardzo jak ufa się Władcy, lecz owe istoty często odwracają się od wiernych.
Zaś napar był niesamowicie pociągający w zapachu a gdy Jhin go skosztował okazał się równie bogaty w smaku do tego był wspaniale harmoniczny, wręcz idealny. Spokojnie zamknął oczy, aby zebrać myśli. To najwyraźniej nie były jego ziemie, przynajmniej nie tak jak je zapamiętał. Teraz najwyraźniej rządził tu "Władca", cóż może uda mu się zaciągnąć trochę wiedzy o swych "dobroczyńcy".
- Czy abstrakcyjne? Określiłbym bogów bardziej jako… kwintesencje idei. Bóg łowów to straszliwy drapieżnik, bogini miłości to piękna, obfita kobieta. - Jhin ponownie upił trochę herbaty - Wyznawcy ufają im w zależny od siebie sposób. Niektórzy, oddają im tylko należyty szacunek i wolą polegać na własnych umiejętnościach, inni nie potrafią opuścić domostwa nie wznosząc prośby do swego opiekuna, jeszcze inni poświęcają swoje życie służbie bogom i szerzeniu ich idei. Na tych, kapłanów, zsyłają moce normalnie zarezerwowane dla mędrców studiujących mistycyzm.
- Wydaje się to dziwne i niezorganizowane, jednak w sobie romantyczny urok. - Zamyślił się młodzieniec.
- Och, jak wszystko co romantyczne ma to też swoje brzydkie strony.- Jhin nie pamiętał dużo z "tamtej" strony. Pamiętał jednak jedno, jedna rzecz, która wypaliła mu się w duszy - Bogowie, są bardzo, BARDZO zazdrośni o śmiertelnych. I chcą mieć ich jak najwięcej, dlatego też obiecują miejsce, u siebie w swojej własnej małej niebiańskiej domenie, jeżeli dobrze służyłeś za życia. Jeżeli jednak twoje życie nie było oddane żadnemu z nich, czeka cię wieczna katorga, jako jeden z miliona bloczków ogromnego muru, aż w końcu przestajesz istnieć.
Młodzian wzdrygnął się na tę myśl.
- Cóż za odrażające istoty. Władca nigdy nie pozwolił by na coś takiego, on nas chroni bezwarunkowo.
Jhin szczerze wątpił w te słowa. Jedyna definicja rzeczy "bezwarunkowych" jaką znał to: Warunki są, ale nie musisz ich znać.
- Naprawdę? Wybacz, przez ostatni czas byłem w miejscu, z którego normalnie się nie wraca i jestem trochę… zacofany w swojej wiedzy. Możesz powiedzieć mi więcej?
- Ależ śmiało pytaj o co chcesz, jestem twoim dłużnikiem za opowiedzenie mi o bogach i tel’quesal. - niepewnie powtórzył nazwę elfów jaką podał mu Jhin.
- Więc… kim on jest? Skąd się wziął? Co zrobił na tych ziemiach? Czy chociażby jak wygląda.- odłożył puste naczynie po herbacie.
- Władca? Był tu… od kiedy sięga nasza historia, nikt nie wie skąd się wziął. Może był tu od zawsze. - Młodzieniec unikał odpowiedzi na pytanie o wygląd władcy lub po prostu nie potrafił jej udzielić.
- Rozumiem, ale powiedziałeś, że nas broni. Przed czym?
- Przed wszystkim. Na włościach władcy nie będziesz niepokojony, twoja wolność nie zostanie zagrożona ani nie zaznasz ubóstwa. Niestety nawet Władca nie jest wszechmocny więc ciągle śmierć ma nad nami władzę w ostatnich chwilach życia.
-I jak na razie to wszystko się sprawdziło? - Jhin się zamyślił. Nie był żadnym światłym mędrcem, który spędził całe życie rozważając istotę śmiertelnych. W swoim życiu nauczył się jedno. Osoba, która narzuca ci standardy życia, oraz ma zamiar załatwić swoje sprawy za pomocą wskrzeszonych istot pokroju Twarzy Demona, na pewno nie jest kimś, kogo normalnie chciałoby się widzieć na tronie. Na szczęście to nie problem Jhina, ale zanotował sobie to wszystko. Nie wie w jakim stanie jest obecnie Faerun i jak długo potrwa zanim Władca się połasi i o te ziemie.
- Naturalnie tylko dzięki ogromnej mądrości Władcy. Nie wyobrażam sobie nawet by ktokolwiek inny mógł tego dokonać.
- Wielu próbowało jak sądzę. Głównie poprzez zniewolenie wszystkich wokół. Jemu się jednak najwyraźniej udało. Czy… widujecie go? Pojawia się czasem, aby zobaczyć ziemie, które cieszą się pokojem, którym je obdarował?
- Kiedyś podobno przebywał wśród zwykłych ludzi bardzo często. Jednak za mojego życia widziałem Władcę tylko raz, miałem wtedy cztery lata… - Rozmówca Jhina na chwile oddał się wspomnieniom. - Nigdy nie zapomnę tego momentu kiedy spojrzał mi w oczy i rzekł “wyrośnie na wielkiego mędrca”.
Ciekawe jak ci idzie… pomyślał Jhin. Więc, przynajmniej dwie dekady odkąd ktokolwiek widział Władcę w tych stronach, a nadal jest tu najwyraźniej spokój. Wiec albo naprawdę wybił wszystko wokół, albo sam fakt, że określił te ziemie jako swoje zapewniają im bezpieczeństwo. Mimowszystko…
- A inne rasy? Orki, smoki, Oni… na prawdę nic nie nęka tych ziem, od czasu jak Władce objął je swoją ochroną?
- Nikt nigdy nie słyszał o przypadku naruszenia prawa władcy. Na te ziemie może wejść każdy kto go przestrzega lecz nie zdarzyło się jeszcze by ktoś je złamał. - Młodzian dobrą chwilę zastanawiał się po czym dodał. - Nie, nigdy.
Jhin walczył z odruchem, aby się wzdrygnąć. Naprawdę moc jaką posiadał ten "Władca" musiała być niebywała.
- I nikt też mu się nie przeciwstawiał? Skoro nie zawsze tu był, to znaczy, że jego wpływ się rozszerza… i wszyscy go przyjmują? Nie ma opozycji?
- Władca jest tutaj dłużej niż ktokolwiek pamięta, nie wiem czy jego wpływ się rozszerza. Tak samo nie wiem dlaczego ktokolwiek miałby się przeciwstawiać władcy, to niedorzeczne.
- Ludzie czasem lubią egzekwować swoją wolną wolę. Czasem po prostu sądzę, że wiedzą lepiej. Nie ważne czy to prawda czy nie. Wolą wsadzić rękę w mrowisko tylko dlatego, że ktoś im zakazał.
- Niedorzeczne, Władca daje nam pełną wolność. Czego jeszcze można by chcieć?
- Mówię tylko jak jest z mojego doświadczenia. Ludzie żyją krótko, więc aby poczuć, że mają jakiś wpływ na świat, złamią zasady chociażby po to, żeby wszyscy wskazali na jego grób i powiedzieli "To ten głupiec, co złamał zasady".
- Nie znam nikogo kto myślałby w ten sposób. W dodatku łamanie praw Władcy… niemożliwe.
- Uwierz mi, znam się na ludziach. Zawsze znajdzie się jeden taki. Nawet na tysiąc innych, którzy będą posłuszni. Zawsze zjawi się ten, który nie chce aby dobrze wspominano go.
- Może… może masz rację. Zapewne dlatego Władca pozwala by każdy kto nie chce żyć według jego prawa mógł odejść i znaleźć miejsce dla siebie. Dziękuję po raz kolejny, wcześniej nie rozumiałem tego prawa.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 07-02-2016, 00:49   #9
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Szybko zrozumiał, że popełnił mały błąd nie pytając o drogę. Choć był niemal pewien, że idzie w dobrym kierunku - w górę, bo przecież pamiętał, że komnata znajdowała się na samym szczycie - to jednak mógłby przysiąc, że wcześniej nie było tu schodów.
Mimo to niezrażony kontynuował wędrówkę. Nawet wówczas gdy schody zmieniły się w górską ścieżkę. Dopiero kiedy wszedł do wielkiej pieczary nabrał pewności, że zabłądził.
Wszak w swoim pokoju nie miał gigantycznego smoczego szkieletu.
Paskud, który dotąd latał po pomieszczeniu i rozglądał się za kolejnym źródłem "fantów", wylądował na ramieniu swojego mistrza i skulił nieco ogon. Revalion, zmarszczywszy czoło, podszedł i pogładził skamieniałą żuchwę, przyglądając się całemu szkieletowi z mieszanką ciekawości i smutku.
- Niech cię szlag jasny trafi, żeś mnie tu tak zostawił... - Wymamrotał pod nosem spuściwszy głowę. Stał tak przez dłuższą chwilę, aż ogon jego chowańca nie przypomniał mu o reszcie świata.
- Dobra Paskud, starczy tego. - Odarł rękawem oczy i jakby się uśmiechnął. - Wracamy, czy zwiedzamy dalej? Tia, też tak myślałem. Panie przodem, zrób mały zwiad z góry.
Paskud zasalutował ironicznie i poleciał do góry, a potem wgłąb pieczary. Czarodziej zaś w tym czasie puścił żuchwę i rozejrzał się po swojej najbliższej okolicy.

Po chwili wyczuł od chowańca przekaz złośliwej radości, który mógł oznaczać tylko sytuację kiedy Paskud znalazł jakieś nowe miejsce lub rzecz, przy pomocy której może komuś podokuczać. Po chwili jednak nadeszło do maga uczucie rozczarowania i lekkiego smutku. Nie mogąc rozgryźć, co takiego znalazł Paskud, Revalion sam poszedł w głąb pieczary.
Faktycznie znalazł pewne “miejsce” - sądząc po najbliższym otoczeniu, było to gniazdo smoka, a w nim trzy rozbite jaja, z których wystawały małe, smocze szkielety. Mag domyślił się, że smoczątka umarły zanim zdołały się wykluć. W pełni rozumiał uczucie swojego chowańca i jemu również zrobiło się smutno.
- Vobit. - Wymamrotał, zwracając się do Paskuda. - Jak myślisz, to były metaliczne, chromatyczne, czy chuj wie jakie?
Chowaniec naturalnie nie mógł czegoś takiego wiedzieć i odleciał szybko, kontynuując zwiedzanie pieczary.
- No dobra, sprawdźmy jaką diagnozę możemy tu postawić. - Powiedział raz jeszcze do siebie czarodziej. Wrócił do ogromnego truchła smoka i metodą trochę “na oko” a trochę “na kciuk” stwierdził, że smoczysko było samcem - wąska miednica i ogromny grzbiet świadczyły na korzyść takiego stwierdzenia. Znaki szczególne, które znalazł przy szponach, kłach i kości będącej częścią skrzydła smoka, podpowiedziały magowi że żmij był typu ziemnego. Nic więcej nie był w stanie stwierdzić.
- Samiec bronił gniazda i zdecydowanie mu się nie udało. Gdzie była samica, dlaczego to miejsce tu jest i jak dawno temu to się stało… - Zamyślony Revalion rozejrzał się raz jeszcze po okolicy.
- Nie powinno Cię tu być. - Usłyszał cichy szept tuż przy swoim uchu.
- Lepiej odejdź nim Ona tu przyjdzie. - Kolejny głos z drugiej strony, równie cichy jak poprzedni.
- Jeśli się dowie, że ktoś tu był wpadnie we wściekłość. - Dodał trzeci z widmowych głosów.
Revalion zmarszczył brwi i minimalnie odwrócił głowę raz w lewo, raz w prawo. Miał umiarkowaną pewność, że dramatyczne odwrócenie się i rozglądanie po okolicy nie pomoże mu spostrzec rozmówców.
- I co, zabije mnie?/ - Powiedział z rozbawieniem.
- Tak. - Odpowiedział mu jeden z głosów.
- Dobra, pójdę sobie, jak odpowiecie mi na dwa pytania. - Revalion znów pogładził się po szyi. - Pierwsze. W pałacu mieszka niebieskooka kobieta będąca służką niejakiego Władcy. Jak ma na imię?
- Tylko Władca zna jej prawdziwe imię.
- Tak, tak, tak. Prawdziwe imiona to piękna sprawa, ale mnie chodzi o jej zwyczajne, codzienne imię. Takie, że jak je wypowiem w tłumie to odwróci się ona i nie będzie to oznaczało nic poza tym, że będzie wiedziała, że chcę akurat z nią rozmawiać.
- Tifareth. - Odparły głosy niemal jednocześnie.
- Wspaniale. Jeszcze jedna malutka sprawa i idę sobie. Ten co tu leży. Wydedukowałem, że był smokiem ziemnym, ale nic ponad to. Jakiego rodzaju smokiem był?
- Nie wiemy, był tu przed nami.
- Wiele wieków przed nami.
- Wie tylko Władca i Ona.
Ciekawość zżerała Revaliona, żeby zadać jeszcze co najmniej tuzin pytań, jednak wyobraźnia również nie próżnowała i prezentowała mu coraz to nowe scenariusze kiedy to “Ona” tu wpadnie i przerobi go na szaszłyk, kaszankę, albo inny bigos. Albo kluskę, jeśli będzie wyjątkowo kreatywna.
- Czy “Ona” o której mówicie i niebieskooka to ta sama osoba? - Zapytał jeszcze, kierując już się ku wyjściu.
Cisza zdawała się trwać wiecznie. Revalion poczuł jak powietrze się ochładza i po raz pierwszy od bardzo dawna przeszedł go dreszcz spowodowany zimnem.
-Tak. - Odpowiedziały głosy po dłuższej zadumie.
- Wspaniali z was rozmówcy, doprawdy. - Czarodziej już wychodził, kiedy to mówił. Sprowadził do siebie Paskuda gestem ręki. - Bardzo to odświerzające, kiedy dostaje się rzeczową odpowiedź na zadane pytanie, zamiast “aua, zostaw mój palec” albo “nie wiem, zapytaj mojego męża”. Musimy to koniecznie jeszcze kiedyś powtórzyć, a teraz bywajcie.
Wraz ze swoim chowańcem wyszedł z pieczary i udał się w drogę powrotną.
- Dreszcz zimna. Coś nowego. Fascynujące, jak człowieka może znienacka najść takie dawne uczucie, co, Paskud? - Mamrotał bez sensu po drodze, chcąc ukryć narastające uczucie zdenerwowania.
Tuż przed schodami zobaczył jak blisko był niebezpieczeństwa. Wprost w jego stronę tą samą droga co on wcześniej szła Niebieskooka kobieta.
- Zabłądził pan Revalionie?
- Och, to nic takiego. - Czarodziej założył na twarz maskę pewności siebie. - Wszak sama pani mówiła, żeby się nie krępować, prawda? Przecież gdyby były tu miejsca, w które nie powinniśmy zaglądać, to przynajmniej by nam o tym pani powiedziała, prawda? Chciałem po prostu nieco pozwiedzać, może dowiedzieć się nieco więcej o Władcy, bo pani opis był niejako skromny i z pewnością nie oddawał jego wspaniałości.
Kobieta przez chwilę patrzyła podejrzliwie na lodowego maga, w pewnym momencie Revalionowi wydawało się nawet, iż cienie wokół niej zagęściły się tworząc niemal nieprzenikalną kurtynę jednak już w następnej chwili wszystko wróciło do normy a NIebieskooka z miłym uśmiechem odparła:
- Jutro Władca osobiście rozwieje wątpliwości co do jego osoby. Jeśli zaś chciał pan zwiedzać wystarczyło poprosić, z przyjemnością oprowadzę gościa władcy po pałacu.
- Chętnie skorzystam z propozycji. - Mag również odpowiedział uśmiechem. - Od czego proponuje pani rozpocząć, pani… przepraszam, chyba nie wychwyciłem pani imienia za pierwszym razem?
- Naturalnie dlatego, że go nie podałam. - Stwierdziła bezczelnie. - Proszę się do mnie zwracać imieniem Tifareth, tak jak robi to Władca. Może zainteresuje pana biblioteka władcy?
Mag uśmiechnął się ledwo zauważalnie i skinął głową.
- Och, to jest całkiem dobry pomysł. Zwłaszcza jeśli zawiera książki związane z historią współczesną. Chętnie dowiem się, co się działo na świecie od mojej śmierci.
- Obawiam się, że dzieł tego typu posiadamy niewiele. Mimo to zapraszam. - Wyciągnęła do niego dłoń zachęcając by podał jej swoją.
- Teleportacja? - Zapytał, zmarszczywszy brwi i patrząc to na dłoń, to na kobietę. Przytaknęła sinieniem głowy, zaś czarodziej po kolejnej chwili analizowania sytuacji podał jej swoją dłoń.


Piękno i rozmiary biblioteki uderzyły Revaliona. Nigdy wcześniej ze zetknął się z takim bogactwem ksiąg, w dodatu samo pomieszczenie urządzone było z wielkim przepychem. Sufity zdobione przepieknymi freskami, pomiedzy półkami artefakty z których najwyzej kilka potrafił rozpoznać. Jednym z nich był glob przedstawiający Toril prócz niego wiele innych globów których nie potrafił rozpoznać. Dziwne mechaniczne urządzenie wygladało na robotę gnomów lecz zdobienia miało zdecydowanie elfickie.
- Ta część biblioteki Władcy poświęcona jest Kryształowej Sferze Torilu, tuszę, że znajdzie tu pan interesujące go księgi. - Na dźwięk słów kobiety zza jednej z półek wynurzył się zasuszony staruszek, najpewniej bibliotekarz sadząc po surowej minie.
- Dziękuję, Tifareth. Jeśli mogę zasugerować, to sądzę, że ktoś z pozostałej trójki twoich niezwykłych gości również mógł zabłądzić w pałacu. Myślę, że warto by było ich poszukać, zanim zgubią się tu bez reszty. - Revalion uśmiechnął się i ukłonił niebieskookiej, po czym zwrócił się do staruszka:
- Witaj dobry człowieku. Tuszę, iż jesteś osobą odpowiedzialną za tę wspaniałą kolekcję? Czy mógłby mi pan wskazać gdzie znajdę tomy o tematyce historii współczesnej Faerunu?
- Szzz! - Staruszek przyłożył palec do ust uciszając Revaliona. Ponaglił go ruchem dłoni i poszedł w kierunku jednej z oddalonych półek. Mag dwoma palcami zatkał Paskudowi pyszczek. Nauczył się wyczuwać, kiedy stworek chce wtrącić jakąś kąśliwą uwagę, ale sam uznał, że to by był wyjątkowo zły pomysł. Udał się za staruszkiem.

Bibliotearz zaprowadził maga do niewielkiego pomieszczenia, wskazał mu krzesło zaś sam zniknął za drzwiami. Po chwili wrócił niosąc niewielki stosik papierów które położył przed Revalionem. Nie były to księgi czego się spodziewał lecz listy, dokumenty i sprawozdania… szpiegów?
Początek jednego z listów szczególnie przykuł jego uwagę. Słowa bowiem glosiły:
“W związku z upadkiem Thay…” Dalej niestety nie było już tak ciekawie, jedynie analiza obecnej sytuacji na szlakach handlowych Morza Spadających Gwiazd.
- Co do kur… - Mag jeszcze raz przeczytał pierwsze słowa listu, po czym zawołał staruszka:
- Dobry człowieku, czy to prawda, że Thay upadło? Kiedy to się stało? Dlaczego? Kto tego dokonał?
Bibliotekarz jedynie wskazał palcem dokumenty.
- Wszystko jest w pismach. - rzekł lakonicznie. I rzeczywiście pismo które wskazał było sprawozdaniem spisanym przez Czerwonego Czarnoksięznika Tothmamona. Oczywistym stało się, ze jest to kopia w dodatku przetłumaczona na wspólny.
- Dobry człowieku. - Powiedział raz jeszcze Revalion, zanim zabrał się do czytania sprawozdania. - Czy mógłbyś z tych wszystkich dokumentów wybrać mi te, które najlepiej opiszą ostatnie znaczące zmiany w świecie? Widziałem tu listy opisujące stany szlaków handlowych, co jak pewnie sobie wyobrażasz, nie jest aż tak interesujące, ani ważne.
- Wszystkie przyniosłem. - Odparł staruszek po czym dodał jeszcze. - Dla kupców ważne. - Co zapewne miało być odpowiedzią na ostatnie stwierdzenie maga.

List czerwonego maga zawierał bogate i stylizowane opisy potęgi Thay jaka przeciwstawiła się najeźdźcy. Szczególnie dobrze opisane były golemy bojowe co dawało pojecie o specjalizacji owego maga. Niewiele zaś wspomniał o samym najeźdźcy. Jedynie lakoniczne stwierdzenie iż byli to nieumarli wielu rodzajów.
Cytat:
[...]nie było dla maga problemem by zaklęciem stworzyć wyrwę w szeregach nieprzyjaciela. Toteż z początku sądziliśmy, iż zwycięstwo kwestją jest dni jeno. Jakież zaskoczenie było nasze kiedy północ dnia pierwszego wybiła a martwi ponownie wstali okropnie poturbowani lecz nic ze swej sprawności nie tracący. Wielu wówczas zrozumiało jak straszliwa potęga jest nieprzyjaciela którego sił uszczuplić nie sposób. Dnia dziesiątego inwazji słabość ogarnęła obrońców, a była to słabość ciała i umysłu jak gdyby siłę całą z nas jakaś klątwa wyssała. Dnia tego zrozumiałem, iż kląska jest nieuchronna i w pośpiechu z twierdzy umknąłem. Jak mniemam w ostatniej chwili gdyż wrota z których korzystałem zapadły się w sobie a wszelka magia transportu zdawała się omijać Thay od tej pory[...]
Czarodziej musiał przeczytać dokument kilka razy, żeby w pełni zrozumieć jego przekaz, po czym zadumał się głęboko nad dopiero co otrzymaną wiedzą.
~ Thay upadło od naporu umarlaków. Z pewnością stała za tym potężna organizacja nekromantów. Całe Thay… Nie żebym się z tego nie cieszył, ale te skurwiele były jedną z największych potęg tego świata…
Przejrzał dokument raz jeszcze, po czym zwrócił się do bibliotekarza.
- Dobry człowieku, kiedy to sprawozdanie zostało sporządzone? I jaką mamy teraz datę?
- Obecnie mamy dwudziest… nie, dwudziestego pierwszego nightala tysiąc trzysta siedemdziesiątego drugiego. Dokument ma sześć lat.
Mag pomyślał chwilę nad liczbami, które właśnie usłyszał, po czym spojrzał na bibliotekarza.
- Nie. Sześć lat? Nie. Przecież wiedziałbym. Chociaż… nigdy Thay się nie interesowałem. Ale że ot tak upadło? Może trochę za dużo czasu spędzałem na północy… Za dużo informacji.
Revalion uśmiechnął się do staruszka i stwierdził, że głowa go rozbolała.
-Tifareth. - Powiedział w eter, wskając z krzesła.
- Czy coś się stało? - Zapytała kobieta wchodząc przez drzwi do pomieszczenia. Miała ze sobą jakąś księgę, prawdopodobnie czekając na niego wzięła się za czytanie.
- Ty mi powiedz. Czy poza tym, że Thay upadło, przez ostatnie pięć lat wydarzyło się jeszcze coś interesującego? - Zapytał Rev, odkładając dokument na miejsce.
- Nie szczególnie interesują mnie sprawy Faerunu lecz owszem dotarło do mych uszy kilka… plotek. Niestety nie mogę potwierdzić ich autentyczności.
Czarodziej przewrócił demonstracyjnie oczami, po czym je potarł.
- No dobrze, lepiej nie zaśmiecać sobie głowy niepotwierdzonymi plotkami. Możesz mi wskazać drogę do mojego pokoju? Chciałbym odpocząć przed audiencją.
- Oczywiście - znów podała mu dłoń. - Tak będzie szybciej.
- Oczywiście. - Również teraz ujął podaną mu dłoń.

Zjawiwszy się w swoim pokoju gościnnym, przetarł oczy raz jeszcze. Zdjął szatę i poszedł spać, co udało mu się znacznie szybciej niż się spodziewał, biorąc pod uwagę dopiero co poznane fakty. Był wykończony.



W zasadzie nie spodziewał się obudzić. Fakt ten przywitał z mieszanką radości, zdziwienia i rozczarowania. Paskud wciąż leżał skulony w kłębek na szafce. Mag podniósł drżącą dłoń i skierował ją na środek pokoju.
- X’sentyf. - Wyszeptał słabo. Magia zawirowała w powietrzu, przyjmując kształt wielkiej bryły lodu. Szybko dołączyła do niej druga i kolejna, aż stwór nie był w stanie stać na dwóch kończynach, mając dwie kolejne służące mu za coś w rodzaju łap albo szponów, a także namiastkę głowy.

Revalion przywitał monstrum z ulgą, ale też złością. Zły był, że nadal potrafił to robić. Uderzyło go wtedy jak grom wszystko to, co się dotąd wydarzyło: przebudzenie, biesiada, pieczara, biblioteka. Ale także wszystko to co się zdażyło znacznie, znacznie wcześniej. Jakby w poprzednim życiu, ale dla niego to było przecież przedwczoraj...
- De gul vur xarzith si lasau wux!!* - Powiedział z mocą, pierw zbierając energię z otoczenia, a następnie centralizując ją na stworze.
Żywiołak jakby zasyczał, kiedy jego integralność została zniszczona. Lód, z którego był stworzony, rozpadł się na miliony cząstek, by po chwili powstać z powrotem jako konstrukt o kształcie dumnego elfa. Miał on ostre rysy twarzy, zagadkowy uśmieszek i bystre oczy, które skrywały tajemnice i obiecywały sławę i bogactwo w zamian za... coś. Nigdy nie było wiadomo, czego tak naprawdę będzie chciał.

Stał tam. Z dłońmy dotykającymi się jedynie czubkami palców, tak jak Revalion go zapamiętał.
- A więc jesteś, skurwysynu... - Wysyczał mag do wciąż uśmiechniętej rzeźby. Rzucił się na własny twór z wściekłością, waląc w niego pięściami raz za razem, aż struktura konstrukta nie rozpadła się - została z niego tylko kupka skruszonego lodu. W tym czasie Paskud zdołał się już obudzić i podleciał do swojego mistrza, wyrażając głęboki żal i ubolewanie.
- Mistrzu... - Powiedziało zwierzątko, ale nie znalazło słów, żeby dokończyć.
Zignorował swojego chowańca i padł na kolana, ujmując w dłonie kawałek lodu, który jeszcze chwilę temu był elfią głową.
- Nienawidzę cię. - Wyszepdał, przykładając sobie lód do twarzy. - Nienawidzę cię za to, żeś mnie zostawił.
Zapłakał gorzko, chowając twarz w dłoniach.

Mijały sekundy, minuty. Gdzieś tam z tyłu głowy formowała mu się świadomość, że nie ma dużo czasu i trzeba pozbierać się do kupy.
- Dobra, starczy tego. - Wstał, przetarł twarz roztapiającym się lodem i ubrał swoją szatę, przygotowując się na trudy drugiego dnia jego nowego życia.

_______________
* Przyzywam cię z lodu i mrozu!
 
Gettor jest offline  
Stary 07-02-2016, 12:04   #10
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Niebieskooka przyszła po Jhina niedługo po tym gdy zakończył konwersację z młodym człowiekiem. Odprowadziła go do pokoju który specjalnie dl niego przygotowano i nie był to -jak mógł się obawiać - pokój z basenem śmierdzącej cieczy lecz wygodna komnata w jednej z pałacowych wież. A widok z niej roztaczał się wspaniały, mężczyzna miał wrażenie, że gdyby tylko zechciał mógłby zeskoczyć z balonu i po kilku chwilach znaleźć się znów na ulicach miasta otaczającego pałac. Lecz zamiast tego wybrał łoże. Jego ciało dopominało się snu i należnego wypoczynku.

Obudziła go rano. Znów ta sama niebieskooka niewiasta która od wczorajszego wieczora zdawała mu się być jedyną prócz gości mieszkanką pałacu. Po krótkiej wymianie uprzejmości podążyli razem do niedalekiej komnaty.

***

Pukanie do drzwi otrzeźwiło Raveliona znacznie lepiej niż resztki lodowego tworu. Wyraźnie sugerowało, że osoba pukająca za chwilę wejdzie do komnaty niezależnie od tego czy usłyszy zaproszenie.
Po otwarciu drzwi ujrzał przed sobą niebieskooką Tifareth i czerwoną maskę Jhina. Nie był to szczególnie przyjemny widok, maska choć sama w sobie niezbyt straszna w jakiś nieuchwytny sposób deprymowała maga. Może to przez te martwe oczy jej właściciela albo sam fakt, że zasłaniała większość twarzy. Już zamierzał się przywitać gdy…

***

Wściekły jak rój rozjuszonych szerszeni Ylvaan szybkim marszem przemierzał korytarz. Jego irytacja rosła z każdym krokiem od kiedy odkrył, że wygodne mroczne przejścia nie działają za dnia i musi pokonać spory dystans. Minął już jedne schody i skrzyżowanie. Był jednak pewien, że nie zależnie którą drogę obierze to w końcu na kogoś trafi.
Przyśpieszył kroku, cierpliwość mu się kończyła a dłonie coraz mocniej zaciskał na rękojeści podwójnego ostrza. Prawie nie zwracał uwagi na mijane zbroje służące w tej części pałacu za ozdobę. W przeciwieństwie do głosów które słyszał zbroje go nie interesowały, przyspieszył jeszcze bardziej tak, iż teraz prawie biegł.

- Pan Ylvaan, doskonale się składa, właśnie mieliśmy po pana iść. - Przywitała elfa Niebieskooka. - A teraz jeśli panowie pozwolą… - Nie zdążyli, nie pozwolić.

***

Sala audiencyjna, w której nagle się znaleźli przeniesieni zaklęciem Tifareth, była niemal wierną kopia sali bankietowej. W tej jednak nie było stołów a jedynie wypolerowany do połysku czarny marmur posadzki. Ścian nie zdobiły niepokojące freski lecz kolekcja najróżniejszej broni białe. Podobnie jak w bankietowej tak i w tej sali stał tron i podobnie jak przy ich kolacji był pusty. Brakowało Władcy który mógł by na nim zasiadać i, o czym przekonali się szybko, brakowało również humorzastej złotej elfki.

Przynajmniej na Avaliye nie musieli długo czekać, zjawiła się po kilku chwilach w towarzystwie młodego chłopca. Wymienili ostatnie zdania i chłopiec odprowadził ją do jej towarzyszy.
Po czym sam zajął miejsce na tronie.
Niebieskooka Tifareth jak na komendę skłoniła się wytwornie i rzekła:

- Niechaj chwała będzie Władcy po wsze czasy!

Tymczasem w Waterdeep
- Możni Lordowie, Wasza Wysokość! - Naradę przerwała - wpadajac z trzaskiem otwieranych butem drzwi - młoda kobieta w stroju maga Gildii Przewodników. - Wspaniałe wieści. Armia się zatrzymała!
W sali rozległy się szepty by po chwili przerodzić się w głośne okrzyki jeden przez drugiego...
 
Googolplex jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172