Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-03-2016, 10:34   #11
 
Yuan's Avatar
 
Reputacja: 1 Yuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie coś
- Drogi? - wojownik uniósł brwi w geście zdziwienia - Zwracasz się do mnie jak panienka Dolit. Wiem tyle co i ty, ale zaraz zlezie niziołek z drzewa i ten cały Roley co na zwiad poszedł, też powinien za chwilę się pojawić. Co do symboli to ten tu dziwak - wskazał na Xaazza - twierdzi że to symbole naszej zagłady i chce złota za dokładne informacje o tym. Mnie się jednak widzi że ściemnia, skoro chce złota wiedząc że wkrótce zginie.
Osbern mówił to jawnie bez ogródek, tak że i wspomniany czarownik zapewne słyszał wszystko.

Pół-elfka zastrzygła tylko nieco uchem, starając się nie dać po sobie poznać jak rozbawił ją zarzut jaki wysnuł Dolitowi Osbern. Nie skrępowana wyjęła drobne lusterko z sakwy upiętej do pasa, a podobnej kieszonce. Przejrzała się krótko, przez chwilę zastygła gdy ujrzała symbol na swym czole. Potarła, ale nie zszedł. Było to oczywiste, ale niesmak zmusił do próby i ukazania w irytacji zaciśniętych zębów. Zaraz potem zaczęła pośpiesznie czyścić twarz i włosy ze wszystkiego co nie było tam pożądane.
- Niestety nie wiem co to za symbol, a wierzcie mi że znam się na tym.
Gestem dłoni zachęciła lewitującą i mieniącą się blado kulę by zbliżyła się nieco, a wtedy schowała lusterko i zaczęła grzebać za materiałem peleryny. Już po chwili miała w dłoni mały kawałek pergaminu i pióro.
- Czy.. -
zaczęła troszkę skrępowana. - ..moglibyście się nie ruszać? Chciałabym uwiecznić ten znak i dowiedzieć się o nim więcej w późniejszym czasie.
Zawiesiła pytające spojrzenie na obu mężczyzn, choć patrząc na nich z tymi runami na czołach o mało nie parsknęła śmiechem.

W tym samym czasie Roley powoli oddalał się od towarzyszy. Sprawy się ewidentnie komplikowały. Gonitwa po lesie za jakimś zbójem zamieniła się w coś znacznie bardziej zagadkowego, ale w sumie na co liczył, na łatwą kasę? Wyglądało na to, że obietnica pieniędzy jednak zbudziła nieco jego uśpioną żądze przygody, chociaż nie chciał tego przed sobą otwarcie przyznać.

Nagle poczuł agresywny smród co skłoniło go do przerwania rozmyślań. W ciemności niewiele widział, ale intensywny zapach pozwolił mu z łatwością obrać właściwą drogę. W końcu z półmroku wyłoniło się ciało czarnoskórej kobiety. Odziana w skórzaną tunikę i z włócznią w ręku wyglądała jakby zmarła na polowaniu. Rozpoczął pobieżne oględziny w celu ustalenia co ją zabiło, ale o dziwo nie znalazł żadnych śladów. Dziwne miejsce na naturalną śmierć, szczególnie, że kobieta była raczej młoda, ale może ktoś ją otruł? Po chwili Roley zostawił ciało kobiety za sobą i udał się na dalszą część zwiadu. Znalazł jeszcze dwa jelenie w podobnym stanie. Wyglądało na to, że, podobnie jak kobieta, nie żyją od tygodnia i tak jak ona nie mają żadnych widocznym obrażeń zewnętrznych. Otrucie brzmiało logicznie w przypadku kobiety, ale chyba nikt nie truł jeleni, a gnicie wskazywało, że zmarli mniej więcej w tym samym czasie.

Skonsternowany wrócił do jeziorka zastając tam żywo dyskutujących towarzyszy.
- Coś tu mocno nie gra. - rzucił, próbując zwrócić ich uwagę - W lesie znalazłem gnijące ciała kobiety i dwóch jeleni, co samo w sobie jest dziwne, a staje się jeszcze bardziej tajemnicze, gdy weźmiemy pod uwagę, że nie miały żadnych obrażeń na ciele. Żyję z polowania od 10 lat i w życiu nie widziałem czegoś takiego. Jak na mój gust to powinniśmy stąd jak najszybciej spieprzać.
 

Ostatnio edytowane przez Yuan : 20-03-2016 o 10:39.
Yuan jest offline  
Stary 21-03-2016, 23:24   #12
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację


Puszcza Lethyru, noc

Południowy las ciemniał z każdą chwilą, a wraz z nim i tak już ponury nastrój grupy łowców. Odczuwając coraz bardziej wieczorny chłod, rozpalili pochodnie i ruszyli przed siebie. Trzymali się blisko siebie, starając się zachować czujność. Jedynie Dolit się na chwilę odłączył, twierdząc, że to 'za potrzebą'. Chwilę później wrócił z małpą o ludzkiej twarzy u boku. Ta przyjrzała się wszystkim i każdemu z osobna, obtańcowując wokół nich sobie tylko znany rytuał. Davy co jakiś czas wspinał się zwinnie na drzewa, wypatrując zdobyczy. Wyrnona nie było ani śladu.

Zehirla szła przez chwilę z wyrazem intensywnej koncentracji na twarzy, rozglądając się po lesie. Widząc skupienie w spojrzeniu elfki, Xaazz zachichotał nerwowo.
- "Już widzisz, jak bardzo mamy przesrane?"
Zdanie, choć wypowiedziane półgębkiem, od razu wyłapał Roley.
- "Słyszałem! Wy coś wiecie?! Mówcie, o co chodzi!"
Czarodziejka zdawała się nie oponować, wyglądała wręcz na zirytowaną, że wmówiono jej posiadanie sekretu. Poszukała tylko wzrokiem Xaazza, ale ten już wycofał się poza zasięg jej złości. Westchnęła.
- "Wszystko wokół spowijają pozostałości magii." - rzekła poważnie - "Albo był to bardzo potężny czar rzucony w przeciągu ostatniej godziny, albo coś, o czym wolę nawet nie myśleć..."
- "Cokolwiek to było, jesteśmy cali i mamy się nieźle" - skwitował Osbern - "Skupmy się na tu i teraz."

Na dalsze rozważania nikt nie miał ochoty. Kilka minut marszu nieistniejącym szlakiem zaprowadziło ich na miejsce, gdzie Roley znalazł czarnoskórą kobietę. Gdyby nie ciężki odór od niej bijący, można byłoby ją przeoczyć - ciemnobrązowy kształt wśród paproci. Odziana w skórznię typową dla myśliwych, pod nią półtorametrowa prosta włócznia. Łucznik wskazał zwłoki pozostałym dla pewności. Napuchnięte, podbiegające fioletem ciało kobiety nie zdradzało przyczyny zgonu. Towarzysze mogli jedynie gdybać.

Kilkaset metrów dalej, tym razem na otwartej przestrzeni, leżało truchło potężnego jelenia. Za życia majestatyczny cel polowania, teraz – leżąca beczka nieczystości. Tym razem Davy'emu coś przyszło do głowy.
- “Ej, czy po takim czasie nie powinno go zeżreć jakieś robactwo?”

Pozostali pokiwali głowami w zamyśleniu. Jedynie Xaazz nie wydawał się zbyt przejęty. Poszli dalej, próbując rozeznać niepokojącą sytuację. Wkrótce okazało się, że las nie tylko wydawał się dziwnie cichy – on był pozbawiony wszelkich odgłosów życia. Poczynając od świergotu nocnych ptaków, a kończąc na owadach, których irytującego pobrzękiwania nie sposób było normalnie przeoczyć. Las był całkowicie pozbawiony życia.

Po kilkudziesięciu minutach marszu sprawdziły się zapowiedzi niziołka. Najpierw zaczęło lekko grzmić, potem mżyć, aż wreszcie wszystkim przyszło kroczyć w monotonnym zimnym deszczu. Przyśpieszyli kroku.

* * *


W ciągu kolejnych kilku godzin znaleźli jeszcze trzy ciała. Jednego niziołka pod wielkim drzewem ze złamanym karkiem, a w odległości kilku metrów rosłego ciężkozbrojnego brodatego mężczyznę, oraz elfiego łowcę o długich przedtem-białych włosach. Była to mała polanka, a miejscem znaleziska musiało być obozowisko tej trójki, na co wskazywały dwa pnie ułożone równolegle po obu stronach resztek, które mogły kilka dni temu być ogniskiem. Odpoczęli tam chwilę, chroniąc się pod rozłożystą olchą przed deszczem i posilając racjami, które mieli. Wspólnie zdecydowali się kontynuować, wszak wszyscy byli w pełni sił.

* * *


Roley poprowadził drużynę wgłąb lasu. Gąszcz jałowców, dzikich jeżyn i chaotycznie rosnących drzew stał się nie lada wyzwaniem dla szóstki śmiałków, lecz pchani niektórzy determinacją, inni obawą, ale większość wszystkim po trochu zanurzyli się w mniej przyjazną część puszczy.

Drzewa zdawały się być coraz bardziej wykrzywione, a ich gałęzie miast stanowić zwykłe przeszkody, mogły teraz być postrzegane jako rozczapirzone ręce drzewnych strażników sięgające ku nadciągającym intruzom. A może była to tylko ich wyobraźnia? Cisza, o ile to możliwe, zapadała coraz głębiej w ich głowy. Każdy krok odbijał się głucho, każdy oddech brzmiał obco. Choć atmosfera była chorobliwie napięta, nikt nie starał się nawiązywać rozmowy.

Nie wiedzieli, jak długo szli, napięcie i monotonię przerwał widok kolejnego ciała. Był to jeden z “tutejszych”, których grupę można było dostrzec przy rozpoczeciu Łowów. Człowiek miał złamaną otwarcie prawą rękę, przy nim znajdował się złamany łuk, a wokół leżały rozsypane strzały. Zanim jeszcze przystąpili do większych oględzin, Osbern wskazał w dal.
- “Nie był sam, patrzcie tam.”

Wojownik skierował uwagę wszystkich na krąg wielkich dębów, których gałęzie splatały się ze sobą, jakby wszystkie należały do jednego drzewa. Wokół tego kręgu leżały dwie kolejne postacie, również druidzi-łowcy z Bezentil. Jeden z nich miał głęboką ranę na piersi; na tyle głęboką, że dziw, że go nie rozpłatała. Druga osoba, kobieta, bez wyraźnej przyczyny śmierci, jak większość znalezionych do tej pory ciał. Obok nich leżały jeszcze rosły wilk i jastrząb. Fetor bijący od mieszających się zapachów śmierci był nie do opisania.

Ziemia wewnątrz kręgu wydawała się ciemniejsza od tej poza kręgiem. Na środku znajdował się poczerniały pieniek, do którego od razu podbiegł Dolit. Pochylił się głęboko nad nim, jakby próbując coś wyczytać, w końcu wszyscy się tam znaleźli. Ciemną mazią na ponad metrowym pniaku wypisano setki kresek w różnych orientacjach.


Mrok, do którego się zdążyli przyzwyczaić, zaczął lekko blednąć. Nadchodził świt.
 

Ostatnio edytowane przez Ryder : 21-03-2016 o 23:30.
Ryder jest offline  
Stary 25-03-2016, 13:34   #13
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=34s9qsEdZoU[/MEDIA]

Krocząc pośród śmierci i pustki poczuła lęk. Jego dotyk, który rozchodził się chłodno po kościach, spinał mięśnie i wbrew logice, dziwnie podniecał. Serce uderzyło w piersi którą zaczął już dusić oplatający talię gorset, a z zewnątrz po skórze przeszły zimne ciarki. Nie zdążyły sparaliżować i onieśmielić, bo niczym z krasnoludzkiej kuźni buchnęło gorąco tłoczonej pospiesznie krwi. Drobna, elfia dłoń zacisnęła się w pięść.

Mijali kolejne zwłoki, a większość z nich nie nosiła żadnych śladów walki. Magia po prostu sobie ich przywłaszczyła, zaciągając w swą bezdenną toń. Tych opierających się, szarpnęła za kości i rozdarła wnętrzności, nie wypuszczając z zębów. Tak przynajmniej przypuszczała Zehirla.
Gdzieś w głębi czuła że powinni pochować zmarłych, że nie godzi się by człowiek czy elf zgnił pozostawiony na ziemi niczym jabłko które spadło z drzewa. Rozkładając się bez udziału fauny która proces ten by przyspieszyła. Czy była więc to śmierć bezsensowna? Bliska naturze czystego zła.. zła które chciało tylko znów ujrzeć ją w zarazem pięknym i makabrycznym tańcu?

Deszcz wciąż uderzał o jej kaptur, a na twarzy zaprzątanej przemyśleniami pojawiła się drobna irytacja. Dziewczyna zastanawiała się, jak może tak obojętnie podchodzić do śmierci ludzi których ciała mijali. Zaważyła to dopiero teraz, gdy zrobiło jej się szkoda lasu. Braku kolorów i zwierząt który zdawał się ujmować mu piękna. Dopiero to sprawiło że posmutniała.
Wychowana pośród elfów miała szanować wszelkie życie, czemu więc nie potrafiła? Zaglądanie wgłąb swojej duszy poruszyło coś czego wolała nie dotykać. Uciekła od tego dotykając zamkniętych powiek i rozmasowując oczy.

- Dziwne to, iż ciała są w tak wysokim stopniu rozkładu, jeśli wyruszaliśmy w drogę o tej samej porze. A może tak nie było..? - rzuciła w ludzkiej mowie, wyraźnym elfim akcentem, po czym przełknęła ślinę. Pół-elfka straciła nieco ze swojej hardości i pocierała ramię. Szła za resztą ich tymczasowej kompanii, lecz już w myślach nie filozofowała.

Mimo podziwu dla śmierci, jej wola życia i przetrwania była niesamowicie silna. Las w którym się znaleźli sprawiał wrażenie że o śmierć właśnie nie ciężko będzie się tu otrzeć. Rozglądała się za zagrożeniem, ale i nie mogła po prostu odpuścić ciekawości. Miała ledwie dwadzieścia cztery lata, wciąż była młoda, a poznawanie świata fascynowało. Ucichła, poświęcając dużo uwagi trupom, a i nie mniej otoczeniu. Ciekawe było to, że ciała nie posiadały żadnej runy magicznie umieszczonej na czołach, jak w ich przypadku. Pół-elfka nie mogła powstrzymać się od podrapania swojej.

***

Dotarli do kręgu dębów, a Dolit pognał naprzód. Yazumrae wyciągnęła rękę, jakby chciała coś powiedzieć. Za późno, on już tam był. Odgarnęła włosy z twarzy z lekką irytacją, ostrożnie zbliżyła się i inkantowała zaklęcie.

- Geyss Faer! - Słowa te zabrzmiały dziwnie ciężko, mokro i chłodno, tak samo jak pogoda ich otaczająca. Zapewne brzmiałyby jeszcze gorzej gdyby nie melodyjna staranność w głosie Zehirli. Dziewczyna skupiła się na kręgu i pieńku na którym to Dolit już położył łapska. Od początku gdy ją poznali, gesty i ruchy dziewczyny miały w sobie wiele gracji. Teraz mogli mieć pewność czemu, nie dość że w jej żyłach płynęła elfia krew, to była też czarownicą. Nie inkantowała zaklęć podobnie czarodziejom, z opasłej księgi. W zasadzie to w ogóle takowej nie miała.

Zaklęcie które rzuciła upewniło ją w swoich przekonaniach, co objawiło się ostro ściągniętymi brwiami.

- Nie podoba mi się to… - szepnęła.

- To coś znaczy? - zapytał Osbern wskazując mieczem na pień ze znakami.

W tym czasie Davy podszedł do pniaka i wyciągnął nad niego rękę. Wymruczał melodyjną, półszeptaną inkantację. Yazumrae nie usłyszała jakie to było zaklęcie, ale obdarzyła niziołka ciekawym spojrzeniem.

- Tych którzy tu zginęli zabiła magia śmierci.. a źródłem jej, był ten krąg w który zdążył wleźć Dolit. - Elfka rzuciła wystarczająco wymownie, by dać do zrozumienia że mężczyzna zachował się wyjątkowo pochopnie. - Wciąż da się wyczuć silną magię, choć sam pień, pokryty znakami nie jest magiczny. Powinniśmy zostawić to w spokoju, czymkolwiek to jest z Wyrnonem nam nie pomoże.

W spojrzeniu Zehirli nie było już tak dużo lęku, czuła za to coraz większą fascynację. W końcu podeszła bliżej i rzuciła spojrzenie Daviemu.
- Zgadzasz się ze mną?

- Sam krąg chyba ich nie zabił, co? - zapytał Osbern - Mnie się widzi że Wyrnon miał potężnych kumpli, albo kapłani władowali nas w jakieś szambo. Wszystko to wygląda tak, jakby od rozpoczęcia łowów minęło dobrych parę dni.

- Ona ma rację - przytaknął Davy - Nie podoba mi się to. Coś jest BARDZO nie tak. Mam wrażenie, że teraz to nie polowanie na Wyrnona powinno być naszym największym zmartwieniem. Te polowania odbywają się w miarę regularnie i nigdy o czymś takim nie słyszałem.

Zehirla podeszła do jednego z ciał i kucnęła. Zielono-złote oczy zatrzymały się na martwej twarzy elfa o białych włosach. Delikatnie powiodła dłonią w dół zamykając powieki zmarłego. Coś ukuło ją w dłoń elektrycznie mrowiąc od opuszków palców, aż do nadgarstka który wygiął się ku górze.
Zdawało jej się że słyszy szept któremu nie może się oprzeć, który chce usłyszeć, lecz którego nie powinna. Zamarła i nastroszyła ucho, choć zdawało się nie mieć to żadnego znaczenia. Głos zdawał się rozbrzmiewać w jej głowie. Mówił spokojnie, łechtał, kusił i obiecywał. Był odległy i bliski zarazem. Musiał być tylko jej wyobrażeniem...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=HyWoUwFiYpk[/MEDIA]


.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 25-03-2016 o 13:49.
Kata jest offline  
Stary 25-03-2016, 22:53   #14
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Osbern pytał, ale odpowiedzi były równie mętne jak żur.
" Cholerni magicy " - pomyślał - "Czy oni choć w połowie znają się na swojej robocie?"
Wojownik zaczął więc "węszyć" wokół kręgu. Myśliwym nie był, ale coś nie coś znał się na tropicielskim fachu. Szukał śladów sprawcy tej całej rzezi, a raczej sprawców sądząc po ranach jakie miały napotkane po drodze trupy. Po dłuższym zastanowieniu stwierdził, że jest możliwość że sprawca był jeden. Zmiennokształtny czarownik mógł narobić takiego bigosu. Skręcone karki, ciała przecięte na pół, magia i ten cholerny krąg, aż kusiło by użyć słowa druid. Tylko jaki druid posługuje się magią śmierci?
 
Komtur jest offline  
Stary 28-03-2016, 20:45   #15
 
Perrin's Avatar
 
Reputacja: 1 Perrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumny
Dolit ruszył wraz z pozostałymi na dłuższy spacer. Spacer... taaa... To było prawdziwe piekło! Obecność Bery początkowo nieco poprawiła pewność siebie Dolita. Nie trwało to jednak długo. Pełno chaszczy. Zielsko zdawało się celowo owijać wokół kończyn, a nawet głowy. W dodatku panujący wszędzie półmrok, nie wspominając o towarzystwie Xaaza. I jeszcze ta nienaturalna cisza. Dolit nie znał się za bardzo na lasach, ale powinno przynajmniej coś bzyczeć, świergotać, stukać chyba, cokolwiek. Dolit nie znosił robali, ale w tych okolicznościach niemal za nimi tęsknił. Ta cisza była niemal jak hałas. Była tak wszechogarniająca, że młodzieniec na próbę potupał parę razy i złamał ze dwie gałązki chcąc się upewnić czy sam wydaje stosowne dźwięki. Upewnił się, że z nim wszystko w porządku gdy usłyszał wywołane przez siebie odgłosy. Nie wiedział jednak czy to dobrze, czy źle. Gdyby to była jakaś strefa ciszy to przynajmniej trochę rozumiałby co się dzieje.

Bardzo szybko znaleźli pierwsze trupy. Dolit widział wiele w świecie- wędrował tak w końcu już od miesięcy, ale dotąd nie widział wielu trupów, a już na pewno nie tyle w jednym miejscu i to w dodatku w takim stanie! Nawet wspomniane wyżej robale nie były skłonne się zainteresować tymi truchłami.

Podsumujmy: oto obudził się w środku jakiegoś bagna, czy lasu, czy czego tam jeszcze, w towarzystwie kilku osób, z czego tylko jedna była przyjemna dla zmysłów, z jakimś bazgrołem na czole i w otoczeniu zmasakrowanych, przez jakieś tajemnicze bydlę zwłok. Nie widział gdzie jest, po co tu jest, ani jak się stąd wydostać, a jego jedyną szansa byli ci kolesie wokół. Gorzej być nie może!

A jednak mogło, bo oczywiście (dlaczego by nie!) za chwilę zaczął padać deszcz. A może padał już wcześniej. Teraz w każdym razie padał na tyle mocno, że wszystkim dał się we znaki.

Dolit posuwał się więc krok za krokiem, ze swymi przymusowymi towarzyszami, zgarbiony, z pochyloną głową, kłapiąc butami i chlupocząc niczym ociężała kaczka. Dobrze, że miał swój kapelusz. Bera oczywiście nie miała tyle szczęścia i po chwili wyglądała mniej jak małpa, a bardziej jak zmokła kura. Tylko, że żadna kura nie patrzy w taki sposób i nie podszczypuje Cię zirytowana, że musi wędrować w takich warunkach.
Jakby to była moja wina!- pomyślał Dolit, po czym rozważał dalej- Co ja tu u licha robię? Dlaczego nie zostałem w domu?
Oczywiście odpowiedź nasunęła mu się niemal natychmiast- w domu czekało go nudne życie. Chciał by było ciekawiej, chciał przygód.
No i teraz kurka jest ciekawiej…- pomyślał z irytacją. W tym właśnie momencie Bera spojrzała na niego i parsknęła śmiechem. Dolitowi nieraz zdawało się, że ona jakoś czyta w jego myślach. Z drugiej strony ludzkie kobiety czasem potrafią to samo. A może miast pomyśleć powiedział to na głos? Rozejrzał się, ale nikt nie zdawał się zwracać na niego szczególnej uwagi. Świetnie! Nawet nie może sobie pomyśleć w spokoju!

Po jakimś czasie zmuszeni byli zatrzymać się. Posilili się, ale nawet jedzenie smakowało jak leśne gluty, które porastały wokół pnie drzew, a które z pewnością jako jedyne w otoczeniu mogły być zadowolone z panującej atmosfery. Zrobili sobie prowizoryczne schronienie. To nasunęło Dolitowi myśl, że może owady i inne stwory też się gdzieś pochowały. W pseudo- szałasie było im ciasno. Od razu było wiadomo kto jak często się kąpie. Tym razem Dolitowi nie trafiło się towarzystwo pięknej elfki tylko Osberna i... Xaaza. Tak! Właśnie jego! Oczywiście każdy chciał też przed deszczem skryć swoje zwierzęta. Jakżeż by inaczej! Bera rzecz jasna nawet nie pytała Dolita o zdanie- po prostu władowała się do środka, niemal włażąc mu na głowę. Co chwilę się wierciła, żeby nie mieć styczności z jednym z Dolitowych sąsiadów (zgadnijcie którym). Nie przestała też podszczypywać swego towarzysza, najwidoczniej wciąż uważając, że zawinił zmuszając ją do wędrówki w takich warunkach. I jeszcze te psy! Czy pies nie powinien mieszkać na zewnątrz? Czy to bydle musi się ciągle o niego ocierać albo ślinić mu nogi? „Sierściuchy” nie nadają się do wnętrz, powinny żyć w swoim naturalnym środowisku, nawet jeśli pada deszcz!
Znów Bera spojrzała na niego złowrogo. Na pewno czyta w jego myślach! Towarzyszyła Dolitowi od paru lat, ale to wcale nie oznacza, że zaczął ją rozumieć. Pełen irytacji krzyknął w myślach: „Wyłaź z mojej głowy!”. Odwróciła się, ale nie wiedział czy naprawdę dlatego, że pomyślał to co pomyślał, czy tak po prostu. „Chyba zaczyna mi odbijać”- rozważał dalej.
Tak oto przez całą wędrówkę Dolit zarzucał sobie, swoim towarzyszom i światu w ogólności… Hm. Dokładnie nie wiedział co chciał im wszystkim zarzucić, ale do licha czyjaś to musi być wina! Na pewno ten brzydal Xaaz maczał w tym swoje brudne paluchy! Wydawał się wiedzieć o co tu chodzi. Aż dziw, że nikt go jeszcze siłą nie skłonił do gadania.

To wszystko, ta cała sytuacja, otaczający go ludzie (i nie tylko ludzie jeśli już o tym mowa), robale, pogoda, trupy i cholera wie co jeszcze sprawiło, że Dolit stał się nerwowy. Wędrówka trwała i trwała. Każde drzewo wyglądało podobnie do poprzedniego. Gdyby nie to, że trupy różniły się od siebie, to byłby przekonany, że błądząc krążą wokół tego samego miejsca. Czy naprawdę nikt nie może zakopać tych trucheł? Dolit obawiał się to zaproponować, gdyż znając jego szczęście to właśnie jemu w udziale przypadłaby ta praca. Tak więc dalej włóczył się z innymi i desperacko szukał jakiegoś nowego punktu odniesienia, czegoś co zakłóciłoby to znienawidzone otoczenie. To pragnienie było tak silne, że gdy tylko ujrzał poczerniały pień natychmiast bezmyślnie pobiegł w tamtym kierunku. Na pniu znajdował się dziwny rysunek, ale oboje z Berą widząc go byli kompletnie skonsternowani.

W chwilę później u jego boku znalazła się Zehirla i powiedziała znowu jakieś zaklęcie. Jej głos wydawał się jakiś mroczny, niemal grobowy.
To wszystko przez atmosferę tego miejsca- pomyślał Dolit- Naprawdę dostaję bzika.
Po chwili już normalnym głosem powiedziała- Nie podoba mi się to. W tym akurat stwierdzeniu nie było nic nowego, ale fakt, że powiedziała to takim tonem i po pobieżnych oględzinach sprawił, że po ciele Dolita przeszły ciarki.
Tych którzy tu zginęli zabiła magia śmierci.. a źródłem jej, był ten krąg w który zdążył wleźć Dolit – kontynuowała. Cała krew zdawała się odpłynąć z ciała Dolita, gdy usłyszał te słowa.
Towarzyszka spojrzała na niego ze współczuciem, co sprawiło, że niemal automatycznie wziął się w garść. Przywykł do imponowania kobietom, więc nawet w tej trudnej sytuacji nasz dzielny bohater postanowił zachować zimną krew, pokazując jaki jest twardy. Nie było to łatwe, zachował więc milczenie, aby głos go zanadto nie zdradził.
Powinniśmy zostawić to w spokoju, czymkolwiek to jest z Wyrnonem nam nie pomoże. - dywagowała dalej efka (czy tam półelfka- ważne, że ładna). Jej słowa całkowicie oddawały odczucia Dolita, choć myślał tutaj bardziej globalnie. Jedyne (no prawie jedyne) czego teraz pragnął to zostawić to wszystko samemu sobie, ale niestety to akurat nie było w tej chwili możliwe.
Zaraz! Co powiedział Osbern? „Minęło parę dni”? Ale kiedy? Dolit na pewno by wiedział, że spał tak długo!

W chwilę potem Zehirla nie wiedzieć czemu postanowiła zamknąć oczy jakiemuś trupowi. Był to elf, przynajmniej sądząc na podstawie tego co z niego zostało. Widok tych delikatnych paluszków macających to ścierwo stanowił dziwny kontrast. Nagle jej ręka zatrzymała się, jakby z wahaniem. Wspaniała kobieta! Jej miłosierne serce na pewno walczy teraz z obrzydzeniem. Przechyliła lekko głowę jakby nasłuchiwała co podpowiada jej sumienie, po czym dokończyła swój obowiązek, wyraźnie zadowolona.
Myśli o tej niewieście tak pochłonęły umysł Dolita, że mimo całej trudnej sytuacji lekko się uśmiechnął. Może nie będzie tak źle. Niech się tylko stąd wydostaną.
 

Ostatnio edytowane przez Perrin : 28-03-2016 o 23:07. Powód: zniknęły owady, a w zamian dodano inne elementy
Perrin jest offline  
Stary 29-03-2016, 00:59   #16
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Ciarki przechodziły mu po plecach, a serce biło mu jak dzwon, kiedy podążał w samym ogonie za resztą kompanii. W lekkim świetle lewitującej kuli gałęzie kniei wydawały się mu być prastarymi twarzami szepczącymi do niego by podążał głębiej. Zatrzymując się nad pierwszym ciałem, Xaazz pociągnął nosem, jak gdyby rozkoszując się śmierdzącą padliną, a na jego licu skrywał się szeroki, meandrujący uśmiech. Zaś, gdy to napotkali kolejne trzy ofiary, on stanął się nad wielkim gryzącym glebę wojownikiem i kopnął go porządnie w żebra, a potem splunął mu w twarz.

- Z tego bydlaka byłby niezły pół-martwy sługa – szepnął tak, by nikt nie słyszał, a w jego rozszerzających się źrenicach uważni mogli dostrzec blask nieodpartej pokusy.

Idąc dalej, łypał spode łba, węsząc silnie nosem mieszające się odory gnijących trupów razem z jego sekretnym przepisem na trunek z ludzkich wnętrzności, który wlewał do gardzieli, mlaskając przy tym z przeogromnym zadowoleniem. Z każdym krokiem czuł się coraz bardziej swojsko, a wszechobecny klimat grozy sprawił, iż w czasie wędrówki zachichotał kilkakrotnie.

Kuszące odgłosy w jego głowie nabierały na sile, a on sam stał się uczestnikiem głębokiego transu, sprawiającego, iż otaczająca go magia pochłania go coraz silniej. Spięte mięśnie stały się luźne, bolący ból głowy ustąpił, a w jego miejsce zawitała nowa, nieznana mu dotąd energia. Czuł, że moc rośnie, jak zwiększa się do momentu, w którym Xaazz przestanie panować nad swym ciałem i wykrzyczy to, co leżało na samym dnie jego strapionej życiem duszy.

Gdy dotarli do kręgu, stanął jak wryty, zakręciło mu się w głowie, a kiedy paplanina reszty ucichła w końcu jego wewnętrzny ogień wezbrał tak silnie, że wskoczył na pobliski konar i obdarzył drużynę ponurym wzrokiem, długo wpatrując się w dal przed nim. Dreszcze przechodzące po jego kręgosłupie spowodowały, że wygiął się dziwnie i otworzył na oścież usta. Tak długo czekał na jakikolwiek znak w swym życiu, na zew energii, która eskalowała teraz w jego obliczu.

- Mój rytuał się rozpoczął – zainicjował swój monolog jakby nie własnym głosem. - Ciemność w końcu zatriumfuję nad światłem. To znak nowych czasów, czas by stać się nieśmiertelnym, czas by zakończyć bezowocny żywot… Otwórzcie się na wieczną chwałę, na bezkresny splendor i bogactwa, które dzięki mnie otrzymacie, jednocześnie stając się moją nieumarłą świtą.

Po czym zsunął się bezsilnie z gałęzi i począł krztusić się na zmianę z rechotem.

- Tak naprawdę to mapa – spoważniał i wskazał palcem na pieniek – A my znajdujemy się w samym środku tego bagna.
 
Libertine jest offline  
Stary 29-03-2016, 18:05   #17
 
Yuan's Avatar
 
Reputacja: 1 Yuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie coś
Roley żachnął się na słowa Zehirli. "Coś o czym wolę nawet nie myśleć", no świetnie. Cała sytuacja zaczęła go nieco irytować, siedzieli w tym gównie wszyscy razem, ale widać nikt nie kwapił się żeby chociaż pobieżnie wytłumaczyć nieobeznanym z magią co w zasadzie odkryli.

Łowca szybko zorientował się, że las wręcz emanuje nienaturalną ciszą. Z czasem wszyscy zdali się to dostrzegać co w połączeniu z dłużącą się drogą bez konkretnego celu oraz nasilającym się deszczem odebrało im jakąkolwiek chęć rozmowy. W głębi duszy cieszył się z chwili ciszy, potrzebował czasu żeby to sobie wszystko poukładać. Wyjął z kurtki dobrze ukrytą przed wilgocią małą drewnianą figurkę przedstawiającą sowę. Spojrzał na nią z tęsknotą przed życiem, które niedawno stracił. Nie... stracił to złe słowo. Stracić to można pieniądze w zakładach, jego życie zostało mu brutalnie odebrane. "Na twoje własne życzenie..." dopowiedział głos w głowie, ale starał się go zignorować. Przynajmniej na razie, miał zadanie do wykonania. Z rozmyślań wyrwał go smród kolejnych ciał. Stare ognisko, stare ciała... teoria o tym, że minęło trochę czasu od początku polowania zdawała się stopniowo potwierdzać. Ta informacja była póki co niestety bezużyteczna, ale rodziła nadzieje, że wkrótce natkną się na kolejne elementy układanki.

Roley szedł na przedzie wiedziony w zasadzie tylko intuicją, gdyż martwy las nie dostarczał mu absolutnie żadnych wskazówek. Przeczucie jednak widać się sprawdzało, gdyż krąg na który się natknęli wyglądał na kolejny element układanki. Podczas gdy inni zajmowali się kręgiem i pieńkiem łowca zajął się badaniem ciał druidów.

- Widzicie tę ranę? -
rzucił do drużyny wskazując na rozpłataną pierś jednej z ofiar. - To ewidentnie ślady pazurów. Magia, magią, ale tego tutaj zabiła zwykła fizyczna siła czegoś bardzo dużego.

Ledwie skończył mówić, gdy zza pleców usłyszał grzmiący głos Xaazza. Z całą swoją tolerancją do dziwnych typków, musiał przyznać, że jego widok i zachowanie, a teraz także poczucie humoru napawało go mieszaniną odrazy i grozy. Z drugiej strony ewidentnie wiedział najwięcej z nich wszystkich, więc zapewne póki co będą skazania na jego towarzystwo.

- Mapa, no jasne! Widać albo ktoś dopiero uczy się rysować mapy, albo jego rozległe doświadczenie i nieograniczona fantazja prowadzą go do eksperymentów takich jak to coś... - pokręcił głową - Jak mniemam chodzi o tę drugą opcję?
 
Yuan jest offline  
Stary 30-03-2016, 13:42   #18
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Śmierć, śmierć i jeszcze trochę śmierci.
Davy już kilka razy zdążył powtórzyć, że nigdy nie słyszał by coś takiego działo się podczas Wielkich Łowów, ale klął pod nosem powtarzając to samemu sobie co jakiś czas. Nie podobała mu się ta sytuacja. Ale to chyba nic oryginalnego, że ludzie nie lubili być w sytuacjach gdzie nie znali zasad gry.

Maszerował w centrum drużyny. Należał do rasy która miała spore niedobory fizyczne w stosunku do ludzi. Nie czuł się z tego powodu gorszy, bo wiedział, że w wielu aspektach ich przewyższał. Bah… Każdy ma swoje silne i słąbe strony. Słabą stronę Davyego zawsze wyrównywały jego wierne ogary. Celefas i Agamemnon. Ale teraz ich nie miał przy sobie, więc wolał by kto inny wystawiał się na bezpośrednie niebezpieczeństwo.

~ * ~

- Łooo… wstrzymaj wodze, koniu... - zaprotestował Davy (nawet nie zauważając, że przekręcił sentencję), choć w jego tonie głosu czuć było bardziej rozbawienie niż naganę, gdy Xaazz odwalił swój ‘rytuał’ - Ty jakiś nekromanta, czy co? Jeśli mapa to wybitnie niezrozumiała - skomentował niziołek - I w jaki sposób określiłeś naszą lokalizację? Zrozumiałeś cokolwiek z niej, czy po prostu walnąłeś?

Walnąć to ty przykurczu możesz co najwyżej kupę. - uniósł podbródek ku górze wpatrzony w prześwitujące przez gęste konary Słońce – Wespnij się tam na szczyt i zerknij, z której strony świeci, a bazując na wschodzie obierzemy kierunek na północ, bowiem z tej strony puszczy znajduję się szlak kupiecki i nie sposób go przeoczyć, zakładając oczywiście, że nie znajdujemy się pod wpływem iluzji. Tym sposobem dotrzemy do Bezentil, a Wam polecam byście z całego serca podziękowali panu śmierci, bo gdyby nie JA i moja wiara skończylibyście jak leżące po drodze trupy.- odchrząknął z trudem i zamlaskał popijając swój wywar.

-Możesz w końcu mówić jaśniej- rzekł Dolit i po chwili wahania dodał z nutką ironii w głosie-.. ekhm szanowny Panie? Czy wiesz czemu mamy te dziwne symbole na głowach?

- To dość banalne, ci co ich nie mają już nie żyją. –– oparł z przekorą w głosie, liżąc jednocześnie wyciągnięta zza pasa buławę. - W ten sposób jesteśmy chronieni przed tą bestią, w którą przerodził się Wyrnon Ścierwojad.

- A więc powinniśmy zapewne umierać z wdzięczności, że mamy te znaki. - odezwał się Roley - Bestia wyjaśnia co stało się temu tutaj - wskazał na rozszarpane zwłoki druida - A co z pozostałymi zwłokami bez żadnych śladów walki, to też jego sprawka?

- Już podkulacie ogony? Gonić bezbronnego, wygłodzonego człowieka potrafiliście, a teraz uciekacie? A może to tylko sztuczka by nie dzielić nagrody? - Zehirla umilkła zadzierając brew, opierając się o drzewo i uważnie patrząc towarzyszom w oczy, po chwili zaś kontynuując - Trupom życia nie wrócicie, ale i tak nie wiemy w jakiej części lasu się znajdujemy. Jeden zażygany facet mówi wam co macie robić, być może plecie zmyślone bzdury i wygląda na to że wam to “w smak”...
Pół-elfka fuknęła kpiąco, spoglądając znów na dębowy krąg i zadzierając dumnie nos.
-NO WŁAŚNIE- nagle odezwała się Bera głosem tak niemal głębokim jak jej oczy. Efekt pogłębiał fakt, że mówiła bardzo wolno, jakby wahając się przy każdym słowie- NIE... SUCHAJCIE... TEGO... BRZYDALA…
- Bera!!! Co robisz?!! Milcz!- krzyknął Dolit, ale wygląda na to, że w ten sposób jeszcze bardziej zwrócił uwagę wszystkich na słowa Bery.
- SORKI DOLEK- odrzekła, owo “sorki” to jej zwyczajowe powiedzonko, coś w rodzaju “przepraszam”- NIE… WY..WYCZYMAŁAM Z NERW
Zehirla wyprężyła się nieco, z zaniepokojonym wyrazem twarzy obserwując stworzonko Dolita i czujnie wodząc okiem za wciąż zażyganym Xaazzem. Sytuacja robiła się nerwowa.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 01-04-2016 o 01:29.
Arvelus jest offline  
Stary 03-04-2016, 15:52   #19
 
Yuan's Avatar
 
Reputacja: 1 Yuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie coś
- Cóż… -zaczął Davy - niektórym pasuje podążać za czyimś przywództwem i nie wysilać swoje głowy - skomentował krytycznie niziołek, ukrywając, że chwilę wcześniej sam rozważał posłuchanie planu tego pijaczyny - ja chcę głowy Ścierwojada. Chyba każdy tutaj potrafi zatroszczyć się o to by coś na ruszt wrzucić. Znajdźmy śniadanie, wróćmy tu za godzinę i kontynuujmy poszukiwania.

Dolit z entuzjazmem wykorzystał wypowiedź Davy’ego, by ukryć swoją wcześniejszą wpadkę. Zwrócił się doń: - skąd zamierzasz wziąć zwierzynę? Nie wiem czy zauważyłeś, ale tu wszystko jest martwe. No chyba, że sugerujesz jeść te martwe jelenie- mówiąc te słowa Dolit nie potrafił ukryć obrzydzenia.

- Korzenie, owoce leśne, kilka gatunków żołędzi też nadaje się do jedzenia. Da się też znaleźć tu trufle i jadalne grzyby. Na polance którą mijaliśmy kilka godzin temu rosło co najmniej kilkanaście korzeni dzikiego chrzanu, więc najpewniej da się znaleźć ich więcej. Niektóre gatunki paproci są grube, mięsiste i strawne. Z tamtego drzewa - wskazał gdzieś w bok - można zdrapać porosty które je porastają i też będzie posiłek. Las jest pełen jedzenia jeśli wie się gdzie patrzeć i nie wybrzydza. Nie tylko mięsożercy w nim żyją. Rozumiem, że jednak się pomyliłem i TY nie potrafisz sobie poradzić ze znalezieniem jedzenia, skoro zadajesz takie pytania. Ktoś jeszcze jest w takiej sytuacji? - zapytał spoglądając po reszcie.

Podczas wykładu Davy’ego Bera postanowiła sprawdzić ile w tym prawdy. Podeszła do najbliższego drzewa i zdrapała jakieś porosty swym długim pazurem, po czym wsadziła do ust ów żałosny pokarm, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Cały eksperyment zakończyła wywaleniem jęzora na wierzch i nader głośnym określeniem swoich preferencji gastronomicznych poprzez długie, przeciągłe “BLEEEEE…”.

- Las jest pełen jedzenia jeśli się NIE WYBRZYDZA - powtórzył swoje słowa Davy - mnie nie zależy. Chcecie to głodujcie.

Bera uśmiechnęła się złośliwie słysząc słowa niziołka. Znów zdrapała porosty z drzewa, tylko znacznie więcej, podeszła do Devy’ego i podetknęła mu pod nos pazur z porostami komentując jeszcze głośno - TO.. JEDZ.. I NIE… WYBSZYDZAJ. Dolit załamał ręce.

Davy prychnął na tę propozycję
- Jak się uprę to zjem dziś trufle z sosem chrzanowo-kurkowym. Porosty to danie dla głodujących, bądź takich jak ty, durna małpo. Dolin, czy ja ci tam… opanuj swoją kobietę!

Bera juz miała gwałtownie zareagować na tę zaczepkę, ale naprawdę miała małpie cechy, a wśród nich ciekawość, ujawniającą się szczególnie gdy inni się kłócą i może dojść do starcia. A w tym właśnie momencie tuż obok można było zaobserwować zarzewie takiego właśnie sporu. Iście małpia ciekawość zwyciężyła więc nad gwałtownością. Odwróciła się zatem w kierunku Zehirli i Xaaza.

- Co prawda mam ze sobą spore zapasy, ale nie pogardziłbym elfim udźcem – Xaaz odwzajemnił ciekawski wzrok zaklinaczki sprośnie gapiąc się na jej pośladki.

Zehirla zamarła i zesztywniała, a jej twarz wymalował uparty i groźny grymas zmieszany z zaskoczeniem.
- SPRÓBUJ SZCZĘŚCIA, A SPALĘ CIĘ NA POPIÓŁ! - Wrzasnęła na Xaazza z taką furią w oczach że las pełen śmierci zdał się spaść na drugi plan ich obecnych problemów. Głos jej się jednak załamał w połowie zdania tak, że nikt nie mógł jej potraktować poważnie.

- Whoah! - zakrzyknął Davy wchodząc między elfkę i chciałbym-być-nekromantę - Spokojnie. Spokojnie… Myśl o tym palancie jak pijanym, niedoruchanym dziadzie, a ty ogranicz się do lubieżnych spojrzeń… możecie? Pozabijajcie się gdy ukatrupimy Wernona i zainkasujemy nagrodę, co wy na to?
- Dobra dość tych zalotów - wtrącił się brutalnie Osbern - Panowie zaprzągnijcie zwierzaki, może wyniuchają jakiś trop, a co do żarcia to nie mam zamiaru nic jeść z tego przeklętego lasu, dopóki nie będzie to konieczne. Ruszmy się bo szanse na nagrodę spadają.

Pół-elfka pobladła nieco i wczepiła pazurkami w drzewo, pilnując wzrokiem Xaazza.

Uwaga Xaaza była świetną okazją, by usunąć Berę z tego grona. Dolit doskonale wiedział, że łatwo ją sprowokować, a w sytuacji, w której się znaleźli wszelki konflikt był nader nieporządany. Jak widać Xaaz nie tylko na nim robił mocne wrażenie. Nawet Zehirla, która przecież wydawała się zdecydowaną, choć wrażliwą kobietą, uległa charakterowi “brzydala”. Dolit wysłał więc Berę na poszukiwanie jakiegokolwiek interesującego tropu. Może faktycznie uda się ugrać to złoto, choć to mało prawdopodobne, gdyż nagroda jest jedna, a ich jest szóstka i wcale nie ma gwarancji, że podział byłby sprawiedliwy. Nie ma jednak wyjścia- jeśli chce się stąd wydostać żywy musi się ich trzymać, a być może przede wszystkim (o zgrozo!) tego psychopaty Xaaza.
 

Ostatnio edytowane przez Yuan : 03-04-2016 o 20:02.
Yuan jest offline  
Stary 04-04-2016, 22:29   #20
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=z_evkY46fzI[/media]
Puszcza Lethyru, poranek

Las rozjaśniał się z każdą chwilą, nastroje w grupie pozostawały jednak smętne. Z jednej strony dotarli do czegoś ważnego, z drugiej strony nadal niewiele rozumieli. Trzeba było podjąć jakąś decyzję.
Światło dnia dodało śmiałkom animuszu i śmiałkowie przystąpili do dalszych poszukiwań zwierzyny, lecz poszukiwania nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Wyrnona Ścierwojada nie było w tym martwym lesie. Cokolwiek się tu rozegrało, wyraźnie zakończyło się jakiś czas temu. Rozkładające się ciała były rozsiane po całym lesie, naliczyli ich czterdzieści jeden. Wojownicy, łowcy, psy tropiące – wśród których nie znaleźli ogarów Davy'ego – wreszcie dwójka czarodziejów. Jeden z nich, ten, którego śmierć była bardziej interesująca, zdołał napisać palcem po ziemi słowo P U Ł A…

- “Pułapka, jakbyśmy już tego nie wiedzieli” – rzucił ironicznie Dolit.
- “Ciekawe tylko kto ją zastawił...” - dopowiedziała Zehirla.
- “I tak wszyscy umrzemy” - skwitował z chochotem Xaazz.

Tego wieczoru rozbili obozowisko na skraju kniei i podsumowali zebrane informacje. W dniu Łowów wyruszyli do lasu, w którym miał znajdować się Wyrnon Ścierwojad. Wszystkim pamięć o wydarzeniach mających miejsce w lesie niedomaga. Obudzili się razem, z dziwnymi znakami na czołach, sądząc po wielu znakach co najmniej kilka dni od rozpoczęcia Łowów. Prawdopodobnie wszyscy poza nimi ulegli zaklęciu, które ich pozbawiło życia. Znaleźli miejsce, które prawdopodobnie było źródłem zabójczej magii, oraz ślady wskazujące na fizyczną walkę w tym miejscu. Dziwny szyfr na poczerniałym pniaku pozostał niezrozumiały, gdyż Xaazz nie kwapił się dzielić swoją wiedzą z innymi. Stało się jasne, że muszą zasięgnąć informacji w Bezentil…


* * *
Bezentil, kolejny dzień

Niewiele czasu upłynęło, zanim brak wilgotnego poszycia dał im się we znaki. Mimo słońca, zimny wiatr smagał twarz oraz wysuszał oczy i skórę. Już przy bramie zaczęły się problemy. Dwóch strażników uzbrojonych w lekkie skórznie i włócznie zagrodziło im wejście, czyli przerwę w niedbale zbudowanej palisadzie. Chwilę wcześniej wymieniali cicho zdania, teraz ten po prawej, mniejszy, odezwał się do powracających z lasu drwiąco:
- “Proszę, proszę, czy to nie byli uczestnicy Łowów? Macie wiele do wyjaśnienia, zostajecie za...
W mgnieniu oka sztych ostrza Osberna znalazł się przy jego gardle, co skutecznie uciszyło gwardzistę. Wojownik zwrócił się do drugiego, jednocześnie unosząc palec wskazujący lewej ręki ku towarzyszom w geście powstrzymującym.
- “Twojemu koledze odebrało mowę. Czy mógłbyś pan dokończyć? Chcieliście powiedzieć: 'Jesteście zaproszeni', czy tak?”
Większy strażnik wybałuszył oczy, po czym najpierw pokręcił głową na “nie”, potem na “tak”, bełkocąc coś, co mogło znaczyć 'tak, pewnie'. Osbern, trzymając nadal miecz na szyi pierwszego, zaprosił kompanię do środka, na końcu wytrącił jeszcze broń z ręki tamtemu i dołączył do reszty z ledwo widocznym półuśmieszkiem na twarzy.
Obejrzeli się jeszcze chwilę później na tamtych, ale oni stali sztywno, odwróceni do nich plecami.

Davy pierwszy podjął rozmowę.
- “Kiepsko to wygląda, może dobrym pomysłem byłoby rozdzielenie się żeby nie wzbudzać większych podejrzeń? Spotkajmy się w tej gospodzie wieczorem, co?”
Dolit był oburzony.
- Bez przesady! Nie wiadomo, o co im do końca chodzi, w pojedynkę nas łatwiej wyłapać!
- “W dodatku jakoś nie podoba mi się spuszczać Xaazza z oka” - dodał Roley.
- “Pomysł nie jest zły” - powiedziała spokojnie Zehirla - “Ale może dwójki byłyby lepszym rozwiązaniem?”
Jeszcze nie skończyła mówić, a Dolit od razu się ożywił.
- “Świetny pomysł, moja droga, pozwól że dotrzymam ci towarzystwa.”
- “Pójdę z Roley'em” - oznajmił Osbern, a łucznik przytaknął.
- “Noooo dooobra” - jęknął Xaazz - “skoro muszę się włóczyć z tym dziwolągiem Dupim, czy jak ci tam, poświęcę się dla was...”
Pozostała czwórka ze współczuciem popatrzyła na pomysłodawcę.


Zehirla & Dolit

Czarodziejka od razu stwierdziła, że najwygodniej będzie zapytać u źródła, czyli w świątyni Malara.
Po dłuższym spacerze umilanym rozmową o niczym dotarli na znany im plac świątynny, na którym znaleźli starszego mężczyznę w szarych szatach, malującego nowy run na kamiennej płycie.
- Gdzie znajdziemy arcykapłana, panie? - zagaiła Yazumrae.
Człowiek powoli, z wyraźnym wysiłkiem uniósł głowę znad posadzki.
- “Pojechali, pani.”
- “Wszyscy?” - spytał jej towarzysz.
- “Ja jestem na to za stary...”
- “A można wiedzieć gdzie pojechali?”
- “Można...”

Wyciąganie informacji ze starca było bardzo powolne, męczące, i nie dało konkretnych odpowiedzi, mimo starań obojga. Kapłani wyjechali w jakiejś pilnej sprawie, o której starszy jegomość praktycznie zapomniał, ale powiedział, że lada dzień wrócą i wtedy arcykapłan zapewne ich przyjmie. Zachęcił do pozostania w zajeździe “Pod Gronostajem”, wreszcie spojrzał w niebo i stwierdził, że już późno i ma dużo pracy. Przedstawił się jako Callehon, świątynny posługasz i pożegnał się…


Roley & Osbern

Skierowali się ku Gronostajowi, by zasięgnąć języka miejscowych. Znaleźli gospodę, jednak była ona kilkukrotnie mniejsza, niż ją zapamiętali podczas ostatniego pobytu. W środku zastali kilku myśliwych zajadających gulasz z warzywami oraz, za szynkwasem, czytającego obszerne zwoje właściciela Jinthosa, który skinął im głową na wejściu, jednak nie zdawał się ich rozpoznać. Były za to dwa rosłe psy, które wydawały się dziwnie znajome...

Przysiedli się do pozostałych gości, zamówili jedzenie po wyjątkowo niskiej cenie, co właściciel tłumaczył ostatnimi Wielkimi Łowami, które już zdążyły uzyskać miano “krwawych łowów”. Ponoć nikt z kilkudziesięciu przybyłych obcych nie wrócił, ale miejscowi bardzo nad nimi nie płakali, nikt tu nie przepadał za nimi. Tylko Jinthos zdawał się okazywać jakieś współczucie, chociaż kto go wie, czy naprawdę go to ruszało, czy obchodziła go jedynie własna kiesa. A ta ostatnio zapewne przybrała nieźle na wadze. W każdym razie z wielkich zapasów elfa przygotowanych z myślą o zakończeniu Łowów nie ubyło prawie nic, a lepiej jedzenie oddać półdarmo, niż zostawić, żeby zgniło.
Z tego powodu klienteli w Gronostaju nie brakowało, jak dzień upływał ludzi przybywało, a pierwsze pijackie śpiewy zaczęły się długo przed zapadnięciem zmroku.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=hjAHUkIfK24[/media]

Pierwszą atrakcją wieczoru, a właściwie późnego popołudnia, była drobna piegowata dziewczyna, która zagrała na harfie piękną balladę, podczas której nawet najbardziej gadatliwe mordy ucichły w niemym zachwycie. Nawet gdy skończyła grać, cisza trwała jeszcze kilka sekund, a wtedy ryczące owacje i stukot kufli zagłuszyły wszystko. Artystka kierując się do wyjścia nachyliła się obok siedzącego Roleya, podnosząc coś z podłogi, i wręczyła łowcy zgubę.
- “Chyba pan to upuścił, proszę!” - powiedziała i zniknęła w tłumie zanim Roley zdążył odpowiedzieć.




Karteczka była zmięta, po rozwinięciu przeczytał wiadomość napisaną ozdobnym pismem.
Mój pokój po ostatnim występie. Weż przyjaciół. I przyjaciółkę.”

Podał kartkę Osbernowi marszcząc czoło, on po kilku sekundach skinął głową.



Xaazz & Davy

Wszyscy się rozeszli, a niziołek z czarną owcą ich grupy nadal stali na środku piaszczystej drogi.
- "I co teraz, panie Wszystkowiedzący?"
- "Idziemy na cmentarz, mój głupiutki przyjacielu."
Xaazz nie żartował, naprawdę zaczął rozpytywać o miejsce grzebania zmarłych w Bezentil. Twierdził, "Po czym lepiej poznać, co się dzieje, niż po ostatnich przegranych?" Cmentarz był zlokalizowany około milę za miastem, była to zbiorowa mogiła - kurhan porośnięty gęstą żółtawą trawą, jakby ciała zmarłych jednocześnie użyźniały i zatruwały okoliczną glebę. Xaazz zarządził postój i rozsiadł się na zboczu pagórka, zachęcając towarzysza do tego samego.
- "Teraz czekamy. Ktoś przyjdzie pod wieczór, ludzie lubią cmentarze późną porą" - rzekł czarownik takim tonem, jakby komentował piękną pogodę - "Odpoczywaj, mały, mamy kilka godzin wolnego."


I rzeczywiście, upłynęło kilka godzin zanim coś się stało, gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, przyszły dwie kobiety w prostych lnianych szatach. Starsza, wysoka i żylasta, mogła mieć koło pięćdziesiątki, młodszą, delikatniejszą i ładniejszą, od niedawna można było uważać za dorosłą. Szły nie rozmawiając, niosąc wieńce kolorowych kwiatów. Dopiero widok Xaazza wyciągniętego na mogile sprowokował tęższą kobietę. Po krótkiej i emocjonalnej wymianie zdań dwójka towarzyszy dostała cenną informację.

Niedawno pochowano tu kilku strażników, próbujących zatrzymać jakiegoś niebezpiecznego człowieka w brązowym płaszczu, który przeszedł przez Bezentil drugiego dnia ostatnich Łowów i wyruszył na zachód, kradnąc najlepszego ogiera w stajni.



* * *
Wszyscy, Pod Gronostajem

Spotkali się niedługo po zapadnięciu zmroku, dzieląc się zdobytymi informacjami. Davy z radością powitał swoje psy, a raczej one jego, na co niektórzy zareagowali dziwnymi pomrukami. Jinthos z uśmiechem poklepał niziołkowi po plecach, nie bacząc na nich, zazdroszcząc mu jego wrodzonego szczęścia. Wszyskie wiadomości wzbudziły zainteresowanie, jednak najbardziej zagadkowa pozostała wiadomość od harfistki. Wieczór minął głośno. Towarzysze odpoczęli w miłym towarzystwie tak odmiennym od przesiąkniętego śmiercią lasu. Przygoda dni poprzednich prawie poszła w niepamięć. Prawie. Po połnocy występ zakończył rubaszny żartowniś, który bardzo upodobał sobie dowcipy o krasnoludach. Szczęśliwie dla niego żadnego w zajeździe nie było.

Nadszedł czas proponowanego spotkania. Część nerwowo, część niecierpliwie, wstali od swojego stołu, zapytali karczmarza o pokój harfistki i udali się do niego. Na pukanie Roleya odpowiedziało piskliwe “Chwileczka!”, a następnie “Proszę!”. Weszli. Był to prosty, ale spory pokój z dwoma pustymi łóżkami i trzema drewnianymi twardymi krzesłami. W kącie stała harfa, na małym stoliku postawiono lampę oliwną, a okna szczelnie zasunięto belą bordowego materiału. Dziewczyna siedziała na jednym z krzeseł zapraszając nerwowo do środka.

Drzwi się zamknęły, a gospodyni nie traciła czasu.
- “Poznaję was, byliście na Łowach” - mówiła szybko, ledwo wymawiając zrozumiale słowa - “Ja jestem Lily i chcę wam pomóc. Widziałam, jak wchodziliście rano do miasta… Tu są jakieś kłopoty… wielkie kłopoty. Wszyscy zginęli, a Wyrnon zniknął. To jawna obraza Malara, a przynajmniej tak twierdzili kapłani. Chwilowo ich nie ma, wszyscy pojechali na jakieś zgromadzenie, ale wrócą lada dzień, a jeśli wtedy dowiedzą się, że żyjecie, marny wasz los. Oni nie zadają pytań, oni…” - głos jej się załamał i ukryła twarz w dłoniach.
Po chwili niezręcznej ciszy kontynuowała.
- Oni chcą go dostać i nie dbają o obcych, którzy mogą coś wiedzieć. Zabiją was próbując zdobyć informacje, których nie macie, a na tym nie poprzestaną! Musimy uciekać!

 

Ostatnio edytowane przez Ryder : 05-04-2016 o 00:39.
Ryder jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172