Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-04-2016, 16:30   #21
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Pół-elfka wyglądała na zirytowaną całym tym bajzlem, miastem i łowami. Idąc za resztą która nie siliła się by pozostać anonimowa marudziła w elfim języku pod nosem. Gdy w końcu Lily wprowadziła ich w sytuację, zaklinaczka śmiało wyszła zza reszty kompanii i zadzierając nos odezwała się stanowczym głosem.
- Mówiłaś że chcesz nam pomóc. Na czym konkretnie ma Twoja pomoc polegać? I czemu mamy Ci ufać? - zapytała gestykulując - Poza tym mówisz że musimy uciekać, że nie mamy informacji których pragną kapłani.. zdaje się że Ty wiesz znacznie więcej niż my, więc radzę podzielić się tą wiedzą. Niektórym zaczęły już nerwy grać, a melodia ta jest znacznie mniej delikatna niż Twoje szarpanie strun.
Yazumrae zerknęła z ukosa po reszcie drużyny.

Roley pokręcił głową i odezwał się spokojnym głosem - Spokojnie Zehirlo, sytuacja jest już wystarczająco napięta, nie stresujmy dodatkowo naszej nowej koleżanki, wszak jeśli to co mówi jest prawdą to bardzo się dla nas naraża… i raczej nie wygląda, żeby mogłaby aktualnie być jakimkolwiek zagrożeniem dla nas. Powiedz coś o sobie. - zwrócił się bezpośrednio do Lily - Jesteś tutejsza? Z tego co wiemy łowy nie zawsze kończą się złapaniem ofiary, widziałaś już kiedyś skutki gniewu kapłanów, czy też dzisiejsza sytuacja jest w jakiś sposób wyjątkowa?

Dziewczyna skuliła się pod spojrzeniem półelfki, dopiero po słowach Roleya przemówiła.
- “Jja wiem więcej? Ja znam tylko opowieści...” - wymruczała cicho - “Tak, jestem stąd, to znaczy… z okolic, ale bywam na wszystkich Łowach, choć sama nie biorę w nich udziału, nie przetrwałabym sama w dziczy, a tam to nigdy nie wiadomo… Co do pomocy… to nie wystarczy, że wam to mówię?”

- Przed chwilą powiedziałaś że musiMY uciekać. Co niby grozi Tobie i czemu nie uciekłaś wcześniej? - Syknęła Zehirla nie odpuszczając i mrużąc oczy, po czym rzuciła do reszty - Nie ufam jej ani trochę, cała ta historia wydaje się dziurawa jak portki Xaazza.

- Tak czy siak uciekać raczej nie zamierzamy - odezwał się ponownie Roley - no chyba, że ktoś z was jest chętny - dodał po chwili i zerknął na towarzyszy - Przyjechaliśmy tu po kasę za Wyrnona, a jak są na niego tak napaleni to dla nas tym łatwiejsza okazja do zarobku. Swoją drogą to trochę bez sensu, żeby się wielce na nas mścili, skoro wydajemy się ich jedyną nadzieją, żeby dokończyć łowy. Z drugiej strony kto tam wie co panoszy się w głowach świty Malara…

- Pamiętajmy o jakim bogu mówimy - zasugerował Davy, teraz z opaską na czole, kryjącą dziwny znak, po którego prawicy siedział Agamemnon, a po lewicy Celefas - Malar nie słynie z rozsądku, ani pobłażliwości. Jednak wciąż nie rozumiem czemu mieli by się do takiego posunąć. I nie rozumiem czemu zarzucasz im aż tak ekstremalnie dziką agresję, by nas od razu pozabijać, bo im się łowy nie udały - potem zwrócił się do reszty - Na daną chwilę lepiej zorganizujmy jakoś konfrontacje z kapłanami, ale tak by nie mogli sie przygotować na to i abyśmy my mieli plan ewakuacji. Na wypadek gdyby jednak nasza przyjaciółka miała rację…

- Ile dni minęło od rozpoczęcia łowów? - zapytał Osbern pieguskę.

- “Jesteście zarażeniiii” – wyjęczała wreszcie rozmówczyni – “a ja miałam z wami kontakt! Spójrzcie na te znaki na czole! To się zdarzało kilka razy wcześniej, ale nigdy aż sześć osób! Wszyscy znikali w niewyjaśnionych okolicznościach, a prawie wszyscy udawali się z tym… znamieniem... do kapłanów. Idioci! Oni mają za święty obowiązek tępić wszelkie oznaki zespucia. I tak chciałam wyjechać, ale teraz już muszę!” - spojrzała na Osberna – “Minęło sześć dni. Nadal uważacie, że wszystko jest z wami w porządku?!”.

- Spokojnie dziewczyno, o jakim zepsuciu mówisz? - najemnik starał się dowiedzieć jak najwięcej. - O co w ogóle chodzi w tych cholernych łowach, bo kurwa nie mogę pojąć dlaczego z łowcy nagle stałem się zwierzyną?

- Jak to zarażeni..?! - rzuciła ostro Zehirla, lecz nogi zmusiły ją by opadła miękko na łóżko. Dłonią ujęła kolano, siadając nieco skulona.

Od samego początku jedyne na co miał ochotę Dolit to pójście do swojego łóżka. Nie pogardziłby wprawdzie przy tym towarzystwem Zehirli, czy owej ślicznej harfistki, niemniej cała reszta wymagała jak najszybszego zapomnienia. Niestety co chwilę coś stało na przeszkodzie. Najpierw problem ze strażą (czego oni u licha od niego chcieli?!). Potem propozycja, żeby się rozdzielić. Dolitowi ledwie udało się wyperswadować pozostałym samotny zwiad. Nie chciał zostać sam. W dodatku udało mu się ugrać najbardziej pożądane przezeń towarzystwo. Niczego się nie dowiedzieli, ale miał nadzieję, że na tym cała sprawa się skończy. Niestety tak nie było. A teraz z narastającym przerażeniem słuchał relacji tej muzykantki. Nie musiał nic mówić, nie musiał o nic pytać. Jego przymusowi towarzysze pytali dokładnie o to co sam chciał wiedzieć, a kluczowym okazało się pytanie wykrzyknięte na końcu przez Zehirlę. Kiedy ona usiadła na łóżko, Dolit już tam od pewnego czasu był. Położył swoją rękę na jej dłoni, jakby chcą jej udzielić wsparcia, choć wiedział doskonale, że sam w równej mierze go potrzebuje.
Bera natomiast jak to Bera postanowiła zrobić wszystko po swojemu, prawdopodobnie wyczuwając niepokój “Dolka” i wiedząc, że jej nie powstrzyma. Podeszła do tej biednej, najwyraźniej przerażonej dziewczyny, wysunęła pazur, podstawiła go pod jej podbródek, dla efektu spojrzała swoimi niesamowitymi oczami prosto w jej oczy i rzekła:
- GADAJ CO WIEEESZ!

Przenikliwy wrzask Lily poniósł się po całym budynku, gdy ta skuliła się, chroniąc przed grożącym jej stworzeniem. W kilka sekund rozległy się kroki na schodach i natarczywe pukanie do drzwi.
- “Panienko Wittingen!? Czy wszystko w porządku?” - gruby męski głos nie był nikomu znany.
- Dolit powstrzymaj zwierzaka albo urżnę mu łeb! - Powiedział dobitnie Osbern, a potem wyciągnął miecz i otworzył drzwi.
- Właź! - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu do stojącego na korytarzu mężczyzny. Dobyta broń dobitnie świadczyła o tym co zrobi najemnik, gdy łachudra nie posłucha.

Zarośnięty gruby facet, wszedł bez słowa, rozglądając się po pokoju.

Dolit zwrócił się do Bery. Jego głos był zupełnie inny niż dotychczas- zimny, twardy, jakby groźny.
- Jeszcze o tym porozmawiamy.
Bera próbowała jeszcze coś powiedzieć. W wyrazie jej twarzy było widać zaniepokojenie i prośbę
-DOLEK JA- Dolit jednak już zdjął kapelusz. Na jego czole znajdował się kolejny świecący symbol- trzy okręgi połączone wewnętrznie w jednym punkcie, przy czym każdy był dwukrotnie mniejszy od poprzedniego. Symbol ten uważny obserwator mógłby także dostrzec na… tyłku Bery. Dolit narysował prawą ręką na lewej dłoni ten symbol nie odrywając palca, po czym ową lewą dłoń przyłożył do czoła mówiąc “Mist”. Bera zaczęła stopniowo znikać, jakby rozpływała się w powietrzu. Do ostatniej chwili było widać na jej twarzy wyraz rezygnacji, charakterystyczny dla dziecka, które wie, że tym razem przesadziło i zasłużyło na karę.
Dolit jednak najwyraźniej jeszcze nie doszedł do siebie. Rzekł do dziewczyny tym samym zimnym głosem:
- Jak widzisz Bery już z nami nie ma, ale nic nie stoi na przeszkodzie, bym ją znowu tu przywołał. Lepiej więc uspokój się i wytłumacz nam o co w tym wszystkim chodzi.

Twarz Lily wykrzywiła się, na pół ze strachu, na pół ze szlochu.
- “Ale ja sama nie wiem o co chodzi! To nie moja wina, ja chciałam pomóc! Nic więcej nie wiem!”
Wyciągnęła spod spodu kawałek pergaminu i pióro, po czym nabazgrała coś i wręczyła Roleyowi. Widać było, jak wiele ją kosztuje trzymanie się w ryzach.
- “Idźcie już stąd, i tak, proszę pana, wszystko ze mną w porządku. Muszę odpocząć.”
- No panie starszy, widzisz pan że panience nic nie dolega - powiedział już spokojnie Osbern - Zresztą i tak już wychodzimy.

Po wyjściu z pokoju gdy wszyscy byli już poza zasięgiem ciekawskich uszu, najemnik zwrócił się do wszystkich - Nie wiem jak wy ale ja wypieprzam z tej dziury. I tak nie ma już szans na nagrodę, a o pozbycie się tych znaków wolę nie pytać tutejszych kapłanów. Proponuję udać się do Uthmere, to spory port i można popytać o fachowców od klątw i magii. Co prawda chyba nikt z nas nie ma za dużo złota, ale po drodze zajęcie zawsze się jakieś znajdzie.
 
Ryder jest offline  
Stary 12-04-2016, 12:40   #22
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Dotyk obcej dłoni na jej własnej sprawił że poczuła się nieco zakłopotana, w końcu nie wiedziała co o tym myśleć. Dolit wydawał się miły choć nierozgarnięty i chociaż ona potrafiła być stanowcza, to czasem chciała porzucić tą siłę. Spojrzała przez moment w jego oczy szukając intencji tego gestu, gdy nagle Bera postanowiła być bardziej harda od nich wszystkich. Harfiarka przerażona krzyknęła i zaczął się robić harmider, a Zehirla wstała, gubiąc dłoń Dolita za sobą.

- Spokojnie, nie chcemy robić kłopotów. - Rzuciła w stronę Bery, zaniepokojona sytuacją. Część jej jednak sama chętnie przesłuchałaby tą kobietę. Ktoś przybiegł po schodach, a pół-elfka przesunęła grzywkę tak by zasłonić znak na czole.

Rozdygotana harfiarka ich wyprosiła i zdało się że konflikt przeminął, a jednak wciąż trzeba było podjąć jakąś decyzję. Nie było to łatwe. Osbern rzucił propozycję, a zadumana Yazumrae przygryzła wargę.

- Siedzimy razem w tym gównie i razem z niego wyjdziemy. Nikt nie lubi być rżnięty nie wiedząc do kogo należy fajfus. - Rzuciła cierpko, umiarkowanym głosem - Nie ma też sensu ganianie za tą dziewczyną. Jak sama stwierdziła - nic więcej nie wie, a więc nie będzie nam potrzebna.. i za bardzo histeryzuje jak dla mnie. Zgadzam się z Osbernem.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 12-04-2016 o 16:15.
Kata jest offline  
Stary 12-04-2016, 23:04   #23
 
Perrin's Avatar
 
Reputacja: 1 Perrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumny
Dolit powoli się uspokoił i uświadomił sobie, że zanadto stracił nad sobą panowanie. Wszystko przez tą Berę! Jeszcze jej pokaże. Tymczasem znowu musiał wybrnąć z głupiej sytuacji. Jeszcze wezmą go za jakiegoś nieobliczalnego świra. to ważne by nie zrażać do siebie ludzi... i elfów i yyy niziołków i... hmm... Xaaza (a właściwie jego czemu nie?). W takiej sytuacji najlepiej wykazać się zgodnością z pozostałymi. Jak zwykle też skrył się za kwiecistą wymową, choć tym razem mógł odrobinę z nią przesadzić:
- Słusznie prawicie. Odwrót byłby wielce wskazany. Toż w miejscu tym nic dobrego nas nie czeka.
 
Perrin jest offline  
Stary 13-04-2016, 00:33   #24
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zRKayoxAFJs&list=PLD80CC3FEBE323161&index= 8&nohtml5=False[/MEDIA]


Leżąc na mogile w jego głowie roiło się od głosów najróżniejszej maści. Pierw kłóciły się dwa duchy z pobliskiego grobowca, chodziło o jakieś waśnie rodów z przed lat. Może dlatego Davy wpatrywał się w niego dziwnym wzrokiem, kiedy chichrał się z ich odwiecznej sprzeczki. Niedługo później szeroką alejką rozciągającą się przy miejscu spoczynku kroczył wielki upiór, który uciszył niemrawą atmosferę na cmentarzu tak, by panowała tam grobowa cisza. Łypał długo na Xaazza zastanawiając się czy go widzi skrytym w ciemnym kapturze obliczem, po czym pofrunął bezwiednie dalej niewzruszony. Gdy ściemniało jego czuły słuch wychwycił, w co niektórych trumnach dobijanie się szkieletów, których nie zdające sobie sprawy duszę pragnęły gdzieś jeszcze zawędrować. Tam gdzie większość widzi martwy świat Xaazz dostrzegał bujne i egzotyczne życie.

Jego dywagacje na tenże temat przerwały kroki dwóch niewiast, a ciepłe jeszcze ciało tej młodej tak żarliwe pobudziło jego zmysły, że musiał iść do burdelu i to prędko Czuł pulsującą krew, a obrazy zmywały mu się w oczach, bowiem kilka godzin temu spożył parę niebieskich muchomorów, a ich roztwór począł słodko płynąć w obiegu podchmielonej krwi. Biegiem pożegnał towarzysza i na ile pozwalały mu na to sandały popędził w kierunku odpowiedniego przybytku.

Zamtuz "Czerwona Firanka" ugościł go łykiem krzepkiego piwa i postawił przed nim trudny wybór wyselekcjonowanych, wyuzdanych kobiet obdarzających go zmysłowym wzrokiem. Gryząc paznokcie długo wpatrywał się w ich oczy, aż w końcu zdecydował się na tą najmłodszą, mającą co prawda małe piersi, lecz ciężko byłoby orzec, iż osiągnęła wiek pełnoletności. Oczywiście pierw po zapłaceniu odpowiedniej sumy otrzymał zaproszenie do bali z wodą, gdzie mógł zmyć z siebie trudy przeprawy przez Puszczę Lethyru. Niedługo później pojawiła się w progu całkowicie obnażona. Jej długie, wyczesane migoczące w świetle świec włosy zakrywały drobne, niemalże filigranowe kształty.

"Ostrzegam, iż poniższy tekst zawiera nieodpowiednie treści dla osób niepełnoletnich oraz urażające zarówno moje poglądy jak i prawdopodobnie Wasze. Niestety zło już takie bywa"

Wpatrując się w jego nagi, nieumięśniony tors ogromnymi ślepiami rozpoczęła piskliwie wyuczoną kwestie.


- Tatko, czym mogę służyć?-


Xaazz uniósł podbródek i skierował chłodny wzrok na łoże. Trzeba było rzec, że wyglądał zupełnie inaczej, a w półmroku pomieszczenia wydawał się potwornie przystojny. Czarnoksiężnik dochodził właśnie do momentu transu, w którym inkubus scalał się z jego ciałem nadając mu demonicznej formy. Taka była cena jego duszy, a zmuszony był płacić swoją cielesną powłoką za moc, jaką posiadł. Zbliżył się do owocu rozkoszy czując przechodzące po nim eskalujące ciarki, a dłonie zamarły na jej drżących od zimna udach. Jego język rozpoczął lubieżnie wędrować, aż ku ustom, gdzie ofiarował lodowaty pocałunek. Z przyciśniętą na jej gardle kosą, by widzieć jej młodociany strach napawał swoją żądzę aż je zaspokoił. Z tego stosunku miał się spłodzić potwór, kolejna bestia mającą przemierzać Faeurn w celu siania zła. Kiedy skończył szybko zbiegł po schodach i pędem ruszył ku karczmie spóźniając się na spotkanie. Wyglądał jakby młodziej, był uczesany, dobrze ubrany, z zmienionym dumnym wzrokiem, jak gdyby posłusznie wypełnił jakąś misje.



- Uciekajmy do Uthmere. Jeśli Wy nie chcecie to zrobię to sam. -
 
Libertine jest offline  
Stary 14-04-2016, 17:51   #25
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Davy siedząc na cmentarzu i grzejąc się w słońcu minę wciąż miał zaciętą. Jego oczy spoglądały nie w przyszłość, ale w przeszłość…


To był paskudny dzień. Davy wracał złapał dziś kłusownika. Roberta. Syna Emilii, ptrzyjaciółki jego żony. Chłopaka nie czeka świetlana przyszłość. Ale wiedział co robi i wiedział czym to grozi. Polowanie na zwierzynę kapłanów Malara nigdy nie było niczym bezpiecznym. Chciał nakarmić swoją żonę i dziecko… tak się tłumaczył. Ale Davy też chciał nakarmić swoją żonę. W tym paskundym okresie jedynie praca pozostała jednyną stałością w jego życiu.
Wracał do swego domu z oboma ogarami. Celefasem po prawicy, Agamemnonem po lewicy.
- No tak. Jeszcze wy jesteście - pogłaskał je po głowach przed drzwiami swego niewielkiego domu. Stał przed nim tak długo aż psy przysiadły. Nie chciał wchodzić do środka. Chciał być sam. Oddać się swojej żałości z dala od tej chlipającej od trzech dni suki. Gdyby tak tylko mogła się zamknąć w sobie i przeżywać ten okres w ciszy...
Westchnął głośno i wszedł do środka.
- Sarah… jestem… - powiedział cicho. Smutno. Nagle jego oczy się rozszerzyły. Kał… cały dom śmierdział gównem. Psy były zdenerwowane.
- Sarah! - zawołał głośniej wchodząc do środka.

Gdyby mieszkali głębiej w mieście sąsiedzi zbiegliby się na dźwięk ryku rozpaczy, który rozległ się gdy tylko do Davyego dotarł co zobaczył w sypialni. Jego kolejnym krzykom akompaniowały wierne ogary. Nawet głupie zwierzęta rozpoznały rozmiar tragedii swego pana.
Jednak nikt ich nie słyszał...

Davy opuścił sypialnię dopiero dwa dni później. Nie dlatego, że jego małżonka śmierdziała już tak, że nie dało się wytrzymać.
Musiał nakarmić psy.

- Możemy jeszcze spróbować konfrontacji z kapłanami. Tylko na naszych warunkach. Mogę to być ja. Wdam się w rozmowę z którymś z nich, ale wy będziecie mnie ubezpieczać. Szybka rozmowa na środku ulicy, albo jakiejś alejce. Byleby nie dać się otoczyć, czy zapędzić w róg. Wysłuchamy co oni mają do powiedzenia. Co wy na to?
Alternatywnie wynosimy się stąd. Dajcie mi tylko dwie godziny i możemy ruszać. Zawsze mogę was też dogonić. Agamemnon i Celefas mają już wasze zapachy więc łatwo podążę za wami.
 
Arvelus jest offline  
Stary 15-04-2016, 20:36   #26
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Osbern pokiwał głową z zadowoleniem, większość była za odwrotem nawet ten szalony czarownik.
- Wynośmy się od razu - zaproponował wojownik - Davy poczekamy na ciebie za murami. A tak swoją drogą skoro Wyrnon wygrał łowy, to ciekawe gdzie teraz jest i co kombinuje, bo chyba nie pała miłością do tego miasta, ale w sumie to już nie nasza sprawa. Chodźmy, trzeba obejrzeć mury, przydałoby się wydostać stąd niepostrzeżenie, a jeśli to nie będzie proste to chociaż wyjdźmy wschodnim wyjściem.

I Osbern ruszył przed siebie, czasu nie było za wiele, kapłani mogli wrócić w każdej chwili, a on nie zamierzał sprawdzać czy dziewczyna kłamała, czy może mówiła prawdę. W tym mieście robiło się dziwnie zbyt duszno.
 
Komtur jest offline  
Stary 17-04-2016, 00:28   #27
 
Yuan's Avatar
 
Reputacja: 1 Yuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie coś
Za każdym razem gdy zdawało się, że zbliżają się chociaż trochę do rozwiązania sprawy komplikowały się jeszcze bardziej. Roley westchnął i przytaknął.

- Trzeba stąd uciekać, nie ma co ryzykować konfrontacji z kapłanami, ale może ta dziewczyna się jeszcze nam do czegoś przyda. Ruszajcie do Uthmere, ja spotkam się jutro z dziewczyną i mam nadzieję wymknę zanim przybędą kapłani, potrafię być niezauważalny gdy jest taka potrzeba.

Łowca pożegnał się z towarzyszami i ruszył z powrotem do Gronostaja. Wynajął pokój, ale nie miał jeszcze zamiaru iść spać. Zamiast tego postanowił zainwestować trochę złota w zdobywanie informacji i zostać gospodarzem wieczoru. Chętnie fundował alkohol miejscowym i nie szczędził napiwków jednocześnie nie pijąc za dużo, żeby zachować trzeźwy umysł i wśród niezobowiązującej rozmowy wplatać pytania o kapłanów, łowy i nastroje w mieście. Uboższy w złoto, ale bogatszy w kontakty i informacje udał się na spoczynek. Zastanawiał się jeszcze nad pójściem od razu do Lily, ale po przemyśleniu uznał, że da jej trochę odpocząć, do jutra chyba nigdzie nie ucieknie...

Rano nie czekał do południa. Wstał wcześnie i udał się na niezobowiązujący spacer szukając miejsca w murach, na które mógłby się łatwo wspiąć, gdyby nie wszystko poszło po jego myśli. Zrezygnował też z krępującej ruchy zbroi, w razie konfliktu pewnie i tak będzie ratował się ucieczką. Nie później jak o 8 zapukał do pokoju harfistki...
 
Yuan jest offline  
Stary 20-04-2016, 00:38   #28
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację


Bezentil, noc



Zajazd Pod Gronostajem tętnił życiem, jeśli nie 'w najlepsze', to na pewno 'w dobre'. W powietrzu unosił się zapach pieczonego mięsa, a gwarne rozmowy przy stołach sprawiały, że ciężko było cokolwiek usłyszeć i zrozumieć. Blodnwłosa służka przed chwilą wyniosła z kuchni wielką drewnianą tacę pokrytą mięsistymi wieprzowymi stekami w sosie z suszonych owoców. Rzucano się na nie łapczywie, niektórzy nawet brudnymi paluchami próbowali sięgnąć smakołyku, ale wtedy dziewczyna zwinnie obracała się z całą deską a dwójka delikwentów jeszcze dostała po łbie od sąsiadów, z czego cała reszta miała wielką uciechę. Jinthos z zadowoleniem kiwał głową i uważnie przyglądał się zajadającym, tak jakby myślał, komu ile policzyć za jedzenie.


Grupa łowców miała chwilowo poważniejsze sprawy na głowie, choć większość z nich również skorzystała z poczęstunku. Teraz siedzieli jednak na uboczu, zafrasowani rozmową odbytą z harfistką. Dziewczyna, zdawało się, wiedziała więcej, niż inni. Chciała pomóc? Oni mieli inne zdanie, i chyba tylko Roley zamierzał mieć z nią jeszcze cokolwiek do czynienia. Czy można było zlekceważyć jej ostrzeżenie? To była jedyna rzecz, co do której wszyscy byli zgodni. Towarzyszom zajęło trochę czasu umówienie się, kto co jeszcze zrobi przed opuszczeniem miasta, ale najważniejszym problemem okazał się brak koni. Było ich sześcioro, a nie licząc psów Davy'ego, mieli jedynie dwa konie. Szczęśliwie właściciel gospody przyszedł z pomocą. Dzięki 'niefortunnie' zakończonym ostatnim Łowom, Jinthos miał na wydanie kilkadziesiąt koni, którym 'nie ma co do pyska wcisnąć', i za sześćdziesiąt, w sumie, złociszy zgodził się odstąpić cztery wybrane klacze, z naciskiem na KLACZE.


- “W takiej ciasnocie jak szopa Brooza na pewno większość z nich już zaszła, a jak mi źrebaki jeszcze dojdą, to nie wiem co ja zrobię, nie jestem cholernym koniarzem! Ogiery zostają, a tedostaniecie pół-darmo, i mówcie wszystkim napotkanym, że stary Jinthos ma dobre konie na sprzedaż!


Zapłacili z góry. Tylko Roley został wedle umowy. Rzeczona szopa stała kilkanaście metrów od Gronostaja, i choć była naprawdę sporych rozmiarów, nikt nie był przygotowany na to, co zastali we wnętrzu. Jeszcze zanim chłopak-posłaniec, który ich prowadził, otworzył bramę, ich uszu dobiegło rżenie i kwiki, a nozdrzy ciężki zapach łajna. Skrzydło, przed chwilą zaryglowane, odskoczyło niemal natychmiast, a chłopak ułamek sekundy później otrzymał potężny cios kopytem od uwolnonego czarnego rumaka. Stracił przytomność. Pierwszy zareagował Dolit.
- Łapcie tego bydlaka, jeszcze trzy!” - krzyknął wychylając się zza uzbrojonego Osberna.
- “A to nie miały być klacze?” - spytała Zehirla
- Jak młody dostał to nikt tego teraz nie sprawdzi, bierzmy co trzeba i zmywajmy się stąd!


Wewnątrz szopy panował ścisk i rozgardiasz. Konie, wszystkie osiodłane 'na odwal', dreptały niespokojnie. Kilka z nich gryzło się, kilka wierzgało, jeden ogier dosiadał karej klaczy. Na podłodze z kału wystawały resztki siana, które wcześniej mogło ścielić ją miękkim dywanem. Nawet Xaazz lekko się skrzywił. Wzięli jeszcze trzy konie, te najbliżej wejścia. Osbern zatrzasnął drzwi.
- “No co? To jego konie.”


Umówili się jeszcze na punkt zborny, bo Davy jeszcze miał cos do załatwienia w mieście. Postanowili, że Osbern, Zehirla, Dolit i Xaazz wyruszą natychmiast i do rana zaobozują pół godziny drogi za miastem, na granicy lasu. Davy zabierze się z Roley'em i być może Lily. Większe podziały nie miały sensu.


* * *
Uciekający


Z opuszczeniem miasta nie było problemów. Strażnicy zachodniej bramy podpierali się na swych włóczniach, usilnie próbując nie zasnąć. Za palisadą mieli przed sobą tylko szeroki piaszczysty trakt. Chłód nocnego wiatru działał ożywczo, ale też kojąco. Światło gwiazd dodawało otuchy, a otaczająca gęstwina drzew już nie straszyła, a dawała poczucie bezpieczeństwa.


Jechali, mając ośnieżone szczyty Wielkich Iglic po prawej stronie. Przyjezdni patrzyli na Północny Las rozciągający się przez malownicze tereny faliste, wznoszące się wciąż ku górom położonym dalej na północ. Nowo pozyskane rumaki nie były dobrze utrzymane, ale wyraźnie cieszyły się jazdą. Smród trochę wywietrzeje, a potem się wyszoruje wierzchowce, teraz liczyło się, że konie są sprawne i nie sprawiają problemów w prowadzeniu.


Rozbili się w małej niecce, tuż poza zasięgiem wzroku z traktu, za to ze świetnym widokiem na drogę. Zrezygnowali z komfortu ogniska na rzecz bezpieczeństwa i rozlosowali warty. Xaazz dostał pierwszą, Dolit drugą, Osbern trzecią, i Zehirla ostatnią, ranną. Postanowili, że jeśli do pół słońca się nie zjawią, ruszą dalej.


* * *


Bezentil, ranek


Zaspałem, kurwa, zaspałem – takie myśli zapewne kołatały się po głowie wlokącego się po schodach Roley'a obarczonego wielkim plecakiem. Było trochę później, niż planował wstać, może około pół słońca. Davy, który po załatwieniu swoich interesów wrócił jeszcze do karczmy poprzedniej nocy, teraz podążał za nim do pokoju harfistki. Nie zdążyli nawet zapukać trzy razy, a drzwi dynamicznie uchyliły się do środka. Pokój był gotowy do oddania. Codziennego brudu ani śladu, łóżka w nienagannym porządku. Lily, ubrana w dobrej jakości skórznię i płaszcz, z rapierem przy boku, wycofała się prędko na środek pokoju i spoglądając na niewielki pakunek wyliczała coś na palcach, ale szybko skończyła. Odwróciwszy się do gości przekrzywiła głowę na bok i pozwoliła sobie na niewielki uśmiech.


- “To trochę szybciej, niż południe, nieprawdaż? Gdzie reszta?... Powiecie mi po drodze, jestem gotowa, nie mamy czasu do stracenia.”


Ruszyła przez drzwi, a człowiek z niziołkiem tylko pokiwali głowami porozumiewawczo. W drodze do stajni wytłumaczyli rudej obecną sytuację, po czym osiodłali konie. Harfistka przygotowała wszystko zawczasu, nawet swój instrument bardzo zmyślnie przytroczyła do boku rosłego gniadosza, tak, że nie zawadzała niczemu. Sprawnie wyjechali w kierunku bramy zachodniej, z psami Davy'ego drepczącymi obok.


Jadąc do bramy ujrzeli dwie postacie na białych koniach, jadące im naprzeciw. W krwistoczerwonych szatach. Lily zasłoniła usta dłonią i szepnęła przejęcie.
- “To oni! Tylko zachowajcie spokój… Na pewno tylko nas pozdrowią...”


Z początku rzeczywiście tak było, kapłani skinęli głowami, jednak jeden z nich dłuzej zawiesił wzrok na niziołku, a właściwie na jego czole. Ozwał się do trójki niskim, ale ciepłym głosem.


- “Zatrzymajcie się na chwilę, podróżni. Chciałbym zadać wam kilka pytań. To nie potrwa długo.
Nerwowe spojrzenia, jakim się nawzajem obdarzyli, nie niosły ze sobą jednomyślnego planu. Davy wstrzymał konia pierwszy, a za nim postąpiła reszta. Kapłani zbliżyli się, odsłaniając twarze. Ten, który mówił, czarnobrody mężczyzna o gęstych ciemnych włosach, kontynuował, gdy drugi, mniejszy i łysy, przyglądał się nieprzeniknionym wzrokiem złocistych oczu.


- “Zadam każdemu z osobna jedno pytanie. Odpowiedzcie tak albo nie. Brak odpowiedzi jest równoznaczny z oporem. Zaczynajmy.”
W tym momencie Davy i Roley poczuli dziwne uczucie w głowie, tak jakby jakaś siła próbowała zablokować ich myśli, co objawiało się lekkim uciskiem w skroniach.
Kapłan zwrócił się do Davy'ego jako pierwszego.
- “Czy uczestniczyłeś w ostatnim obrzędzie Wielkich Łowów?” - zapytał beznamiętnie
Niziołek otrząsnął się z dziwnego uczucia w samą porę, by odpowiedzieć bez zająknięcia.
- “Nie, panie”
O to samo zapytał Lily, a ta odpowiedziała podobnie. Gdy jednak przyszła kolej Roleya, ten nie mógł z siebie nic wydobyć. Czarnobrody powtórzył pytanie, na co łucznik spojrzał tylko rozpaczliwie na pozostałą dwójkę i spiął konia, rzucając się ku bramie zachodniej. Niziołek i harfistka odruchowo popędzili za nim.


Do bramy było zaledwie kilkadziesiąt metrów, ale spod ziemi nagle zaczęły wyrastać zdrewniałe pnącza, próbujące pochwycić jeźdźców… i psy. Jakby tego było mało, przed bramą kupa wielkich kamieni złączyła się w sięgającą trzy metry wzrostu postać, która ruszyła na nich od przeciwnej strony.


Konie przebiły się przez cierniste łodygi, Calefas również, jednak Agamemnon został schwytany. Nie oglądali się za siebie, nie było na to czasu. Rozjechali się na dwie strony, próbując wyminąć kammiennego stwora, Roley na przedzie skupił jego uwagę i umknął, Davy przejechał bez uszczerbku, ale rumak, na którym jechała harfistka otrzymał potężny cios w bok, który bardzo nim zachwiał. Koń spienił się krwiście, lecz z nachyloną nisko Lily przemknął dalej, utrzymując się na nogach.


Dwoje strażników w przerwie palisady usiłowało jeszcze ich zatrzymać. Zastawili bramę, krzyżując włócznie, w ogóle nie spodziewając się, że Roley bezceremonialnie ich stratuje. Pokiereszowani i rozrzuceni nie stanowili już zagrożenia dla pozostałych.


Przebiwszy się poza miasto i odjechawszy zdrowy dystans, obejrzeli się za siebie, i zaraz tego pożałowali. Od bram miasta goniła ich wielka ognista bestia i towarzyszący jej równie duży, smoliście czarny rogaty rumak z kapłanem na grzbiecie. Spięli konie po raz kolejny, licząc na to, że na otwartej drodze uda im się zbiec...



* * *


Obozowisko przy Wielkim Trakcie, pół słońca


Noc minęła w miarę spokojnie, nic konkretnego się nie działo, a przynajmniej nic, co by zaniepokoiło Osberna, Xaaza, czy nawet Dolita. Elfka, jako trzymająca ostatnią wartę, z niecierpliwością wypatrywała tych, którzy mieli już dawno dojechać. Nadszedł czas odjazdu, więc obudziła resztę, po czym doprowadzili się do porządku po wypoczynku. Zgodnie z ustaleniami planowali już wyruszać, kiedy Osbern coś wychwycił. Tętent kopyt. Wychylił się zza zarośli i wytężył wzrok.


- “Jadą, nosz kurwa, w końcu, lenie cholerne…” - przerwał na chwilę - “Zaraz, czekajcie… Ooo nie, o ja cię w rzyć… chodźcie tu szybko!”


Wojownik nie przesadzał. Trzy spienione konie niosące ich towarzyszy pędziły na złamanie karku, a kilkadziesiąt metrów za nimi biegł wielki potwór spowity krwistym ogniem oraz potężny koń rodem z koszmaru z czerwonym jeźdźcem. W takich chwilach czas naprawdę potrafi stanąć.
 
Ryder jest offline  
Stary 24-04-2016, 22:28   #29
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Osbern nie miał doświadczenia z magią, nie miał też doświadczenia z kapłanami, ale to co ujrzał na drodze przypominało jednak kapłana który przyzwał jakieś mroczne bestie.

- W krzaki i siedzieć cicho! - powiedział towarzyszom niedoli. Davy i Roley musieli sobie radzić na razie sami, zresztą taka jest cena za niefrasobliwość. Osbern nie zamierzał jej płacić wspólnie z nimi. Na razie trzeba było siedzieć jak mysz pod miotłą i czekać aż ich wyminą. Potem będzie można ruszyć za kapłanem i dorwać go gdy najmniej się spodziewa. Być może gdy już dopadnie dwóch spóźnialskich, odwoła bestię i będzie można walczyć na korzystniejszych warunkach.
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 25-04-2016 o 22:43.
Komtur jest offline  
Stary 26-04-2016, 00:50   #30
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Samozwańczy kapitan był pewien swego. Szybki plan, bezpieczne działanie. Nie przewidzial tylko dywersji we własnych szeregach. Podczas, gdy wszyscy patrzyli na drogę, niedowierzając temu, co widzą, Xaazz zdecydował się zadziałać po swojemu.

Przez krótką chwilę powietrze jakby się przerzedziło, stało się czystsze. Czarownik wyciągnął rękę, gromadząc w niej energię mogącą równać się siłą potężnej błyskawicy. Ruszył do przodu sztywno, z determinacją w oczach.

Towarzysze usłyszeli stęknięcie i gwałtowne stąpnięcie. Potem był tylko huk. Potężny buk, którego rozłożysta, opadająca korona stanowiła sporą część ich osłony, momentalnie zaczął się walić, teraz spowity w płomieniach...
O mało nie miażdżąc Zehirli, która umknęła w ostatniej chwili, potężny konar padł się na drogę zanosząc się ogniem i dymem.
 
Ryder jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172