Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-05-2016, 11:52   #41
 
Yuan's Avatar
 
Reputacja: 1 Yuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie coś
Płonące bestie, ożywione drzewa, panika wokół i kołatające jak oszalałe serce, wszystko to było bardzo nietypowe, ale to w co Roley najbardziej nie mógł uwierzyć to... że znowu uciekał! Wyglądało na to, że jego losy są nieustannie związane z ucieczką przed czymś i nawet gdy próbuje w końcu wziąć życie w swoje ręce i załatwić coś jak dorosły człowiek, wszystko kończy się tak samo. Nie mógł też uwierzyć, że był tak głupi i dał się nabrać na obietnicę łatwego zarobku. Przecież właśnie takie kombinowanie przez niemal całe życie zaprowadziło go pośrednio do sytuacji, w której się znalazł, a on co zrobił? Wpakował się znowu w jakieś gówno, a jakże! A teraz ma zginąć tu od jakiś głupich wilków, które spotyka praktycznie każdego dnia?

Nagły przypływ wściekłości dodał mu sił, silnym pchnięciem oderwał się od wilczycy i bez zastanowienia oddał strzał rozszarpując jej bok. Niestety, chwilę później wielkie, rozwścieczone ciało matki broniącej swoich młodych runęło na niego ponownie, przypominając, że jako łowca powinien mieć trochę więcej pokory do sił natury. W ostatniej chwili zdołał dobyć włóczni i włożyć jej drzewce między nieuchronnie zbliżające się do niego zęby. Krople śliny prysnęły mu na twarz, a w jego nozdrza uderzył niezbyt przyjemny zapach. Było blisko... za blisko... Walczył dzielnie dalej, ale widać jego przeciwniczka była bardziej zdeterminowana od niego, gdyż zręcznie unikała jego ataków i skutecznie zadawała kolejne rany. Z pomocą ostatecznie przyszedł mu Osbern pozwalając wykończyć przeciwnika, ale było mu zwyczajnie wstyd... wybierał się na wielkie polowanie, chciał pokazać jaki to jest samodzielny i zaradny i bezproblemowo spłacić dług, a nie może sobie poradzić ze zwykłym wilczkiem. Wkurzony mruknął "dzięki" do Osberna i rzucił włócznie na ziemie.

Cała uwaga drużyny skupiła się na krwawiącej elfce, więc i Roley podszedł tam wolnym krokiem żeby zobaczyć jak tajemnicza harfistka zasklepia jej rany.

- Dobra Lily... - zwrócił się do niej - ściema z bezbronną śpiewaczką sprawdziła się wczoraj, ale po dzisiejszych sztuczkach z mgłą i leczeniem jesteś nam chyba winna wyjaśnienia.
 
Yuan jest offline  
Stary 16-05-2016, 22:42   #42
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Gdy dostrzegł pędzącą nań bestie uśmiechnął się do siebie i samą siłą woli uniósł się w powietrzu na lasem szydząc z błahego przeciwnika jakiemu miał stawić czoła. Tu, w krainie jego własnej wyobraźni posiadał boską moc, o której inni mogli jedynie marzyć. Wykonując zaledwie kilka ruchów zrzucił z nieba na swego wroga grad piorunów i triumfując zmusił przerażonego potwora do posłuszeństwa. Pamiętał jeszcze jak legiony demonów truchlały przed jego obliczem, inne czciły jego nadludzką moc, a niektóre służyły mu spełniając jego najbardziej grzeszne potrzeby. W ten poczuł dziwne, znane mu klepnięcie po plecach, a w jego umyśle pojawił się śmiejący ifryt. Xaaz'a za każdym razem ściskały kiszki, gdy widział kpiącego go z jego własnej głupoty. Podpisał z nim pakt, iż władać będzie całym piekielnym królestwem, lecz niestety dla czarnoksiężnika ta umowa uwzględniała jedynie jego sen.

Obudził się zlany potem czując, iż niemalże znów pomoczył się ze strachu. Po mimo panującego zgiełku wśród towarzyszy w jego głowie wciąż panował harmider spowodowany sporą ilością wina jakie wy-dudnił na swej warcie. Ze zgrzytem na ustach zaklął trzykrotnie imię posiadacza jego duszy i przetarłszy oczy z niedowierzaniem wpatrywał się w linie horyzontu, z której nadbiegał ognisty wierzchowiec z siedzącym na nim kapłanem. Będąc przekonany, że to tylko kolejny koszmar począł koncentrować całą energie w palcach, przygotowując się do ostatecznej zagłady wszystkiego, co było dookoła i czego nie lubiał, z jego kompanami włącznie.

Kiedy już wstał i zachwiał się kilkakrotnie nie będąc w stanie ani polecieć ku niebu ani wezwać piorunów na jego twarzy namalowało się niemałe zdziwienie. Musiał prędko wyrzucić zgromadzoną manę na zewnątrz i zanim ktokolwiek się zorientował drzewo huknęło z hukiem.

- Waaaahhhh! -
zawył dziko podskakując na jednej nodze, po czym odskoczył i syknął z bólu wpatrując się w popalone wierzchnie strony dłoni.

Następnie instynktownie rzucił się do ucieczki za resztą grupy, modląc się w duszy o zbawienie. Biegnąc z całych sił, w czym nigdy nie był za dobry powtarzał sobie w myślach, że już nigdy nikomu lub też niczemu nie zrobi krzywdy, lecz gdy w ostatnim momencie dostrzegł lecący ku niemu konar zdał sobie sprawę, że poza sobą samym nie ma już na prawdę na kogo liczyć. W przeciągu paru sekund coś w nim przeskoczyło i z panicznego strachu narodził się pełen furii Xaaz, którego teraz oblicze zalśniło niczym w jakiej heroicznej balladzie. Odgryzłszy sobie kawałek skóry z nadgarstka rzucił zaklęcie ochronne i obronił tym samym Zehirle.

- Szybko! Uciekajmy! - odparł wciąż nieco łamiącym się głosem i popchnął elfkę do przodu.

Później jeszcze kilka potknięć, błysków i zanim złapał oddech leżał z dudniącym sercem w jakiejś jamie. Otarł schowaną chusteczką pot i burd, a potem objął swych towarzyszy wzrokiem aprobaty, iż do czegoś wreszcie się przydali oraz, że jakoś wyszedł z tego cały.
 
Libertine jest offline  
Stary 19-05-2016, 11:54   #43
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
- Wybaczcie. Nie. Możemy uznać, że mam klaustrofobię zagrożeniową. Nie mam zamiaru chować się w miejscu z którego nie ma ucieczki gdy goni nas ktoś taki… Wieje na południe. Obyśmy się jeszcze spotkali…
To było pożegnanie, przynajmniej tymczasowe, Davy’ego… Co prawda nie czuł żadnej potrzeby widzenia się z tymi osobnikami, ale spotkanie w przyszłośći najpewniej by oznaczało, że wszystkim udało się uciec…
Ruszył na południe, ale chwilę po tym jak zgubili kontakt wzrokowy zaraz zawrócił i skierował się na wschód. Jeśli dadzą się złapać niech przynajmniej wprowadzą kapłana w błąd.
Davy schował się za drzewem. Złożył ręcę w serię gestów mrucząc inkantację. Jego skóra zzieleniała. Ubrania się zeszmatławiły a z tyłka wyrósł chwytny ogon. Głowa (a uszy jeszcze bardziej) urosła i wypełniła się ostrymi zębami. Po chwili Davy wyglądał już nie jak gnom, ale jak małpi goblin…
Skoczył w górę… i chwycił się drzewa rękami i nogami.
Drugi skok i znów się chwycił. Kilka szybkich skoków i zaczął się normalnie wspinać. Choć przypominał w tym bardzie jakiegoś dużego kota. Starczy powiedzieć, że Davy we wspinaczce był bardzo dobry. Po chwili był już w koronie drzewa. Rozejrzał się wokół i nie dostrzegł nigdzie kapłana ale to wcale nic nie znaczyło…
Jego myśli prawie, że same powędrowały do jego psów… a potem do martwych synów i żony… ale szybko je stłumił. Nie miał teraz czasu się rozckliwiać nad przeszłością. Musiał zadbać o swoją przyszłość. Rozpędził się po grubszej gałęzi i skoczył, wpadając na kolejne drzewo i chwytając się go. W tak gęstym lesie to był szybszy sposób poruszania. I bardziej goblini. Więc wierzył, że jeśli nawet zostanie dostrzeżony przez kapłana to jest duża szansa, że nie dostrzeże w nim nic więcej jak głupiego zielonoskórego.

Teraz pozostawało uciec kapłanowi, a potem dać się odnaleźć psom...
 
Arvelus jest offline  
Stary 21-05-2016, 17:45   #44
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Las Rawliński, około południa

Pieczara

Towarzysze opadli na ziemię po wyczerpującej potyczce. Siedzieli przez chwilę przy nikłym blasku pochodni Osberna, wpatrując się w brunatne ziemne ściany otaczające ich ze wszystkich stron. Ciężkie wilgotnie powietrze wypełniało im płuca, a nozdrza drażnił lekki swąd spalenizny dochodzący z głębi pieczary. Xaazz naprawdę spalił tamtego wilka. Trzy młode siedziały cicho pod ścianą, choć czasem wyrwał się któremuś słaby pisk, nikt nie zwracał na nie większej uwagi. Ciszę przerwał Roley.
- Dobra Lily... Ściema z bezbronną śpiewaczką sprawdziła się wczoraj, ale po dzisiejszych sztuczkach z mgłą i leczeniem jesteś nam chyba winna wyjaśnienia.

Harfistka spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem.
- Tak, tak… wyjaśnienia - westchnęła – Wasz kolega w sekundę przyrządza potrawkę z wilka, ale to ja mam się tłumaczyć? W mieście kapłan zwrócił uwagę na tego, co uciekł, to on ściągnął ich na nas, i to niby MOJA wina? To WY jesteście problemem! - wytknęła palcem Roleya

Podkuliła nogi pod siebie i objęła je, po czym podjęła mniej tonem dziecka żalącego się matce.
- Przynosicie z Łowów jakieś świństwo, ja próbuję wam pomóc, a kończę w jakiejś dziurze w ziemi. Moja harfa stracona… i Bucek… biedny Bucek…

Detektywistyczny zapał łucznika szybko zgasł. Ona chyba naprawdę nic nie wie.

Po chwili Osbern wstał, zostawiając swój potężny ładunek składający się z żelaznej tarczy, ciężkiej kuszy oraz pękatego plecaka podróżnego. Odpalił drugą pochodnię i ruszył wgłąb pieczary.

- Jeżeli mamy tu siedzieć, to może niech ktoś załata tę dziurę w dachu? - rzucił Xaazz
- Ten ktoś to ty? - odparł Dolit
Czarownik cmoknął kilka razy.
- Gdyby nie ja, to byście marnie skończyli. A ty to szczególnie, milutka.

Zehirla udała, że tego nie słyszała. To była prawda, a nie miała ani siły, ani nastroju na przekomarzanie się. Niezręczną ciszę przerwał głos powracającego Osberna. Mówił krótko i rzeczowo.

- Kilkanaście metrów, ma ta jama, dalej jest ciasny łącznik, druga “izba” i wyjście, na szczęście nieźle ukryte. Mamy też jedne ludzkie szczątki, ale nic przydatnego przy nim nie było. Co z Davim?
- Pobiegł do przodu – powiedział Dolit – Mówił, że wróci.
- Dobra, idę po niego, prędzej go tamci dopadną niż on tu trafi. Wy zostańcie. W drugiej części jest trochę mchu no i wpada też minimum światła, tak jakby siedzenie na gołej ziemi się znudziło.

Najemnik znów wyszedł, a wkrótce za nim podążyła reszta. On zniknął w wyjściu, oni zostali w środku. Teraz był czas na ułożenie nowego planu. Beztroski śpiew ptaków zdawał się zupełnie nie pasować do tego wszystkiego.




* * *
Davy

Paniczna ucieczka powoli zamieniła się w nieśpiesze poskakiwanie wśród leśnych koron. Davy zmierzał przed siebie, korzystając ze wszystkich atutów tymczasowo przyjętej formy, mając oko na wszystko, co działo się pod nim. Podążał tak przez ponad godzinę, zastanawiając się, jak dobrze psy wyłapią zapach pozostawiony daleko w górze. Ostatecznie zdecydował, że jego własne bezpieczeństwo jest najważniejsze. Opłaciło się.

W pewnej chwili zauważył przed sobą, w dole, jak z grubego jesionowego pnia wyłania się postać w szkarłacie. Instynktownie zamarł, dyndając na gałęzi tuż nad nim. Kapłan rozglądał się wokół. Wreszcie jego wzrok padł na Davy'ego w goblińskiej postaci.
 
Ryder jest offline  
Stary 24-05-2016, 14:45   #45
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Drzewo za drzewem, gałąź za poprzednią.
Ucieczka stała się truchtem, a potem szybkim marszem. Parł przed siebie, oddalając się od kapłana. Z każdym kolejnym metrem spadała szansa, że zostanie znaleziony.
Zastanawiał się co z jego psami. Czy uda im się odnaleźć trop. Jeśli nic im nie przeszkodzi to na pewno. Ale nie miał pewności.

W pewnym momencie dostrzegł, że drzewo przed nim się wybrzuszyło
- Nie... - zaprzeczył w myślach jakby jego sprzeciw miał zmusić rzeczywistość by zabroniła kapłanowi przeniesienia się akurat tutaj.
Nim odzyskał zimną krew wzrok kapłana padł na nim...
Davy patrzał przez chwilę na niego... po czym krzyknął po gobliniemu. Ofensywnie. Odłamał jakąś suchą gałązkę którą miał pod ręką i cisnął nią w niego, a sam rzucił się do ucieczki w przeciwnym kierunku. Miał tylko nadzieję, że dobrze odegrał goblina, bo za zwykłym zielonoskórym raczej nie rzuci się w pościg... bo i po co?
 
Arvelus jest offline  
Stary 01-06-2016, 22:16   #46
 
Perrin's Avatar
 
Reputacja: 1 Perrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumny
Zehirla

Krew wciąż zdawała się narkotykiem, buzującym w głowie i odurzającym zmysły. Nim Dolit przycisnął ją do ziemi, mocno przytulając, Zehirla dostrzegła że rana której wyziew zapamiętała przepadła. W tej chwili nie liczyło się dużo więcej, a w połączeniu z czułością którą obdarzył ją Dolit poczuła dziwną euforię.
- Dziękuję wam… - Rzuciła wciąż troszkę drżącym głosem we wspólnej mowie. Pól-elfka miękko objęła Dolita i uśmiechnęła się delikatnie, widząc że odzyskała czucie w dłoni. Wbrew pozorom nie zapomniała tego co było wcześniej i czuła że nadszedł moment by o tym zapewnić. Dotyk jej delikatnych dłoni zrobił się bardziej stanowczy, przyciągał i trzymał mężczyznę blisko, podczas gdy pazurki miękko drapały materiał jego ubrania próbując oddać trochę czułości. Już chwilę temu jej powieki zmrużyły się, a twarz zalała delikatnym rumieńcem. Odnalazła jego ucho i szepnęła ciepło, już w elfiej mowie. Szepnęła swobodnie i szczerze.
- Dziękuję Ci.
Prawie w tej samej chwili, jakby aby potwierdzić te słowa, miękko ucałowała to słuchające uszko. Oczy elfki otworzyły się błądząc w zamyśleniu po jego włosach, a serce uderzało jak szalone. Pragnęła go w zupełnie niezrozumiały sposób. Pragnęła jego dotyków, pocałunków i pożądania mimo że przecież prawie w ogóle go nie znała. Co prawda był przystojny i miły, a ona o włos otarła się właśnie o śmierć lecz wciąż było to niezrozumiałe szaleństwo którego nie potrafiła sobie odmówić.

Dolit

Elfka wyraźnie się uspokoiła w ramionach Dolita. Wczepiła się w niego jak tonący w deskę unoszącą się na wodzie. Wyglądało na to, że dla nich obojga nagle powstała odrębna rzeczywistość, jakby inny wymiar, należący tylko do nich i tylko przez nich odczuwalny jakimś dziwnym dodatkowym zmysłem. Zehirla jednak najwidoczniej nie zapomniała o pozostałych, bo już po chwili im podziękowała. W momencie gdy Dolit już myślał, że wrócą do tamtego smutnego, mrocznego świata, w którym najwyraźniej wszyscy sprzymierzyli się przeciwko ich dziwnej grupce, piękna niewiasta chwyciła go jeszcze mocniej niż dotychczas, jakby chcąc się upewnić, że nigdzie nie zniknie. Nadto uśmiechnęła się do młodzieńca i słodko zarumieniła, jak mała dziewczynka. Dolit również się uśmiechnął nie tylko dzięki jej uśmiechowi, ale zwyczajnie dlatego, że było mu dobrze. Był to niesamowity paradoks, że szczęście i ukojenie znalazł w najniebezpieczniejszej sytuacji w swoim życiu i to w dodatku takim miejscu jak to. Ale w tym momencie o tym nie myślał. W ogóle aktualnie niewiele myślał. Nie chciał wracać do tego co na zewnątrz. Chciał po prostu tak siedzieć z nią i niech wszystko inne się wali. Powiedziała jeszcze do niego coś w jakimś innym języku, pewnie po elfiemu, ale nie zrozumiał. Z resztą to nie było ważne. Zakomunikowała znacznie więcej w zupełnie inny sposób.
Pozostali zaczęli coś tam mówić, ale Dolita to niewiele obchodziło

Zehirla

Zehirla speszyła się nieco. Nie z powodu tego, że on wciąż trzymał ją w ciepłym uścisku. Sama pozwoliła mu na to, sama tego pragnęła. Być może nie miało to nawet większego znaczenia, ale w ich bliskiej śmierci sytuacji było oparciem. Speszyła ją własna niedoskonałość, wizja tego że leży w rozprutym ubraniu, że jest brudna od krwi, ziemi, a zamiast perfum czuć bijące od niej zmęczenie. Kapryśna myśl że “może, gdyby była w pełni elfką byłoby inaczej” przeszła jej przez głowę, ale szybko ją odrzuciła przez moment przymykając powieki groźnie. Nie lubiła swojego ludzkiego dziedzictwa.

W międzyczasie obok odezwał się Xaazz..

Xaaz

- Następnym razem jak się nie pośpieszymy ześlę na Was wichurę... - znużył łyk w oberwanej torbieli bukłaku, smakując wylewającego ze z dna jej krwistego płynu. Mlask, mlask, lecz z jamy wydobył się głośny, wilczy jęk, jednego z maleństw, które przeżyły tenże atak. Przerażony polał się krwią i począł szybko się pocić wsłuchując w szmery nad nimi. Nim oblizał się z myślą by szybko poświęci tego zwierzaka dla Talosa dla kolejnej dawki mocy jego umysł zaćmiła pokusa.

- Czy Osbern zostaję przy warcie? A może już sobie poszedł? - czarne ślepia zamarły wpatrując się w dziki, rozbujany dekolt Lily. -A może tak czerony kapturku się zabawimy? - zwrócił ku niej źrenice jakby po prostu chciał ją spalić. – W razie czego uciekniemy przez tamto przejście! - rozproszył uwagę dobierając się już do jej talii.

Lily i Roley

- Zostaw, co za prostak! - prawie krzyknęła harfistka wyszarpując się niezgrabnie - Wiem, że ciężko siedzieć w jednym miejscu bez ciekawych rzeczy do roboty, ale nie zamierzam nikogo tu zabawiać, w żaden sposób!
Odeszła w przeciwległy kąt i oparła się o ścianę z założonymi rękami, obserwując Xaazza spode łba.
Roley spojrzał z pogardą na Xaaza. – Wiem, że ciężko przestać zgrywać cwaniaka jak się już zacznie, ale to chyba nie jest odpowiedni moment. – warknął w jego stronę.
- Przepraszam Lily – westchnął i zerknął w jej stronę – wiem, że chcesz pomóc, wszyscy jesteśmy „troszkę” zdenerwowani, bo wszystkie akcje, które podejmujemy okazują się krokiem w tył. Chyba się tu nie zadomowimy, co? – rzucił do reszty – Znalezienie nas tutaj to pewnie tylko kwestia czasu, pora liczyć na szczęście i ruszać dalej w kierunku Uthemere. Jak macki kapłanów sięgają i tam to chyba tak czy siak mamy przesrane…

Zehirla

Nastroszyła szpiczaste ucho słysząc kłótnię Xaazza z Lily, lecz wydała się ona niegroźna i mało ważna. Wtuliła policzek mocniej, o policzek Dolita i powoli przeciągnęła pazurkami przez jego kręgosłup w górę aż do karku. Podrapała tam kojąco i ujęła twarz mężczyzny delikatnie dłońmi, głaszcząc po całej głowie niespiesznie i fantazyjnie. Poczuł jej usta na swojej szyi, ich miękki, wilgotny i z pozoru nieśmiały dotyk. Wtedy ujęła go mocniej, i niczym wampirzyca przytrzymała, sprawiając to dziwne uczucie gdy na skórze właśnie została mu urocza “malinka”. Elfka cofnęła głowę by spojrzeć Dolitowi w oczy i obnażyć w tym spojrzeniu swoje pragnienia, pokazać jak bardzo docenia jego bliskość. Plan poległ gdy uderzyła głową o ziemię i pisnęła przytłumionym głosem.
- Au..!
W tej chwili doszło do niej nieco że może rzeczywiście zachowuje się niepoważnie i podczas gdy ona marzyła by poczuć jego dłoń na swojej talii, piersi i udzie.. być może on tylko chciał ją przytulić. Wciąż był blisko, ale Yazumrae nabrała dystansu.
Nie drapała, nie całowała i zwróciła mu pełną wolność jedynie szukając spojrzeniem swoich złoto-zielonych oczu jego własnych. Wycofała się na tyle by móc je zobaczyć i wyczytać z nich emocje. Jej własne pozostawały tajemnicze niczym morska toń.

Dolit

Dolit spojrzał jeszcze przeciągle w jej oczy, po czym przymknął na chwilę swoje, chcąc tym krótkim przecież i niezbyt komunikatywnym gestem wyjaśnić, że “chyba czas wracać do rzeczywistości”. Z jej spojrzenia zrozumiał, że myśli podobnie. Westchnął jeszcze przeciągle by dać upust nagromadzonym emocjom i irytacji, że oto znowu trzeba się zmierzyć z nienawistnym światem, po czym wciąż obejmując Zehirlę jedną ręką odwrócił się do reszty towarzystwa, nie odzywając się wprawdzie, ale nawiązując kontakt ze światem zewnętrznym.

Zehirla

Zwrócił jej trzeźwość, zwrócił ją brutalnie i niestety słusznie. Wiedziała że to nie powinno się dziać, wiedziała że nie jest na to ani miejsce, ani czas. Mimo wszystko pragnęła czegoś co musiało być przecież tylko jej własną urojoną bajką. Chciała się w niej zatopić i uciec od otaczających ich problemów. W tym momencie jednak poczuła się jak kretynka, zawstydziła swoimi myślami które najwyraźniej były znacznie bardziej kosmate niż jego. Nie mogła tak trwać w tym wstydzie. Wykorzystując moment gdy Dolit się odwrócił, Zehirla wysunęła się zgrabnie spod niego i wstała. Nieco nie obeznana w sytuacji rozejrzała się, odgarniając włosy z twarzy w sposób dość nieśmiały, jakby zawstydzona tym co dopiero zaszło. Jakby chciała sprawiać wrażenie że nic się nie stało. Nie odwracała się w jego stronę, mimo że domyślała się że być może właśnie na nią patrzy i coś rwie mu się na język. Nie wiedziała co dokładnie mogłoby to być, więc postanowiła dalej trzymać się bezpiecznego założenia że bajka się skończyła. Widziała dziwnie kapryśne spojrzenie Lily, typową dla Xaazza dziwną minę i skupioną, rzeczową twarz Roleya. Myśli kołatały się w głowie, były szalone i zupełnie zwariowane. Pragnienia, lęki, pytania wirowały niczym duchy nad cmentarzem.
Elfka w odpowiedzi podrapała się po włosach jak zwierzątko, nerwowo. Zrobiła trzy kroki w stronę Roleya i wtedy dostrzegła małe wilczki które ocalały z walki. Zamarła. W myślach zastanawiając się czy spopielić je, zadać ten sam ból który musiała wycierpieć ona, czy ich śmierć ulży złości którą poczuła. Wiedziała jednak że tak nie będzie. Zignorowała je i było to wszystko co mogła dla nich uczynić.
- Chodźmy stąd już.. - rzuciła cicho, lecz nagląco. - Nie widzę Daviego, i co z Osbernem?
Zawahała się, bojąc odwrócić i napotkać wzrok Dolita, a jeszcze bardziej w ogóle go nie napotkać. Wciąż myślała o nim, o niczym innym.

Dolit

Dolit tymczasem poirytowany tym, że znowu stracił nad sobą kontrolę, a jeszcze bardziej faktem, że został brutalnie przywrócony do rzeczywistości zapytał:
też chętnie bym opuścił to miejsce, ale dokąd się udamy? Nie wiemy nawet czy możemy wyjść bezpiecznie na zewnątrz, nie mówiąc o dotarciu do Uthemere czy innego miasta. Nawet nie wiemy czego oni od nas chcą!- w tym momencie znów napomniał się, że nie zachowuje się odpowiednio, wiec złagodził swój ton i niemal przyjaźnie kontynuował- Jesteśmy w impasie drodzy towarzysze. Z jednej strony musimy udać się do kogoś, kto rozumie te dziwne symbole, z drugiej zaś nie możemy tego zrobić, bo narazilibyśmy się na śmierć. Może lepiej po prostu udać się gdzieś daleko i zapomnieć o tej całej sytuacji. Wierzcie mi, że da się żyć z podobnym znamieniem, jeśli nikt wokół tego nie rozumie.

Zehirla

Zehirla zamarła nasłuchując go z nastroszonym uchem, a gdy skończył już się nie wahała. Odwróciła wartko posyłając mu spojrzenie którego się nie spodziewał, którego może i sama nie chciałaby pokazać. Było ostre, nieprzyjemne i pogardliwe. “Poddać się? Jak facet może uciekać od problemów?!” - pomyślała. Wśród elfów walka trwała od pokoleń, walczyły na równi kobiety i mężczyźni. Kim byłaby ona gdyby poddała się, nie akceptowana w elfim społeczeństwie za zmieszaną z ludzką krew? Pewnie zrozpaczona utopiłaby się w rzece, lub powiesiła na konarze. Walka o swoje była wszystkim. Oddzielała wielkich od małych na tle historii, ludzi pełnych ambicji i tych którzy pragną jedynie przetrwać.
Dostrzegł jej emocje, a przecież wciąż jej na nim zależało. Nie chciała go zranić więc odwróciła wzrok lekko i skupiła się w milczeniu na poprawianiu rozszarpanego materiału swojego ubrania. Minę dalej miała kwaśną, a jej powieki zamrugały trzykroć nerwowo.
- Póki co nie wiesz czy zaklęcie które na nas ciąży to jedynie świecący symbol, czy może ma jakieś inne efekty. Nie sądzę aby ta opinia była więc bardzo rzeczowa…
Chciała dać mu do zrozumienia swój punkt widzenia, miała nadzieję że go zrozumie. Pół-elfka zapatrzyła się smolistym wzrokiem w ścianę przed siebie, a wzrok ten był zrezygnowany. Myślała o tym że może wcale do siebie nie pasują i bała się że mogłaby być to prawda.

Dolit

Dolit był lekko skonfundowany nagłym wybuchem Zehirli. Jako znawca kobiet wiedział wprawdzie, że raz na jakiś czas zdarzają im się podobne nieoczekiwane reakcje, ale do tej pory nigdy nie zaobserwował by zmiana nastąpiła aż tak nagle. Niemniej jeśli czegoś się nauczył o tych dziwnych stworzeniach, to tego, że nigdy nie da się przewidzieć co zrobią. Postanowił sobie solennie, że tym razem nie utraci nad sobą panowania. Odpowiedział elfce zachowując pełną godności postawę:
Co więc proponujesz Zehirlo? Uważasz moją wypowiedź za, jak to określiłaś “mało rzeczową”. Wiesz może zatem coś więcej na temat naszej obecnej sytuacji? A może masz jakiś inny pomysł? Negujesz moją propozycję, lecz nie podałaś żadnej alternatywy- po czym chcąc uniknąć wrażenia, że skupia się wyłącznie na niej zapytał też pozostałych- A Ty Xaazie? Od dawna sugerujesz, że rozumiesz więcej. Lily? To Ty zaproponowałaś ucieczkę. Wiemy mniej więcej przed kim uciekamy, ale czas ustalić dokąd. Masz jakiś pomysł Roley? Może powinniśmy poczekać, aż wróci Dave? Osbernie?! jesteś tam?!

Zehirla

Mimo że łagodne tonem jego słowa wydały jej się szorstkie, pozbawione jakiegokolwiek ciepła. Zdawało jej się że może nawet próbuje podważyć jej zdanie tylko dlatego że się obraził. Zaraz potem zapytał reszty ich skąpej drużyny, i tym sprawił wrażenie że chce by jej opinia została zdruzgotana przez kogoś innego. Czy chciał sprawić jej przykrość? Ona w każdym razie tego nie planowała, a nie wiedząc już co o tym myśleć postanowiła obwinić o to siebie. Schowała więc swoją dumę i spróbowała przedstawić swój punkt widzenia. Liczyła na to że ją zrozumie.
- Ja.. - zawahała się patrząc przez chwilę w oczy Dolita ale wyraz jej twarzy nie zdradzał jednoznacznych emocji. Ujęła za to ramiona jakby było jej zimno i kontynuowała. - Myślę że sytuacja jest niesamowicie prosta, mimo że nie wiem z kim mamy do czynienia. Musimy ocalić życie, a to pogoń póki co nam zagraża, nie symbole. Musimy zgubić pogoń, a gdy już to zrobimy poszukać odpowiedzi na to czym są i jak pozbyć się tych symboli. Wiem, mówię jakby to było bardzo łatwe, ale dopiero co prawie zginęłam. I wydaje mi się że po tym co pokazali ci ludzie którzy nas ścigają, możemy być pewni że na rozmowie i negocjacjach im nie zależy…
Rozchyliła usta jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnowała patrząc tajemniczo w jego oczy. To coś, czymkolwiek było musiało poczekać na lepszy moment.

Dolit

Te oczy… Dolit znów się w nie zapatrzył. Poczuł, że zaczyna tonąć, ale szybko się zreflektował i chcąc zrzucić z siebie to dziwne uczucie, wstał oświadczając
Wybaczcie na moment. Sprawdzę co się dzieje z Osbernem- i udał się w kierunku, w którym wcześniej podążył tamten.

Zehirla

- Ja też! - Rzuciła półelfka patrząc przelotnie na Lily, Roleya i Xaazza po czym podbiegła zrównując się z Dolitem. Nie chciała go stracić, bo choć to co było między nimi nie miało żadnych fundamentów, posiadało to coś. Iskierkę. Iskierkę która potrafiła rozpalić w niej płomień, rozkuć lód na sercu i obudzić w jej duszy coś co wydawało się tak naturalne, a mimo to pochowała już jakiś czas temu i trzymała w uśpieniu.
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 02-06-2016 o 19:50.
Perrin jest offline  
Stary 02-06-2016, 11:05   #47
 
Yuan's Avatar
 
Reputacja: 1 Yuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie coś
Roley zerknął na wychodzące parkę i westchnął ciężko. - Pewnie, kurwa, idźcie się przewietrzyć, to na pewno pomoże - syknął wkurzony pod nosem. Z pewnego rodzaju zrezygnowaniem rozejrzał się po pieczarze. Napalony i niezrównoważony Xaaz, naburmuszona Lily i skulone w kącie małe wilczki nieśmiało spoglądające i skradające się w stronę swej zmarłej matki. Chociaż to towarzystwo wilków chyba najbardziej by mu teraz odpowiadało nie wydawało się, żeby miały jakiś pomysł na rozwiązanie ich sytuacji, więc powoli podszedł do Lily.

Lily… - zaczął powoli siląc się na łagodny ton i obserwując jej reakcję - wiem, że wiele poświęciłaś żeby nam pomóc, mimo, że nie miałaś jakiś szczególnych powodów, żeby to robić, to wszystko jest po prostu… trochę dziwne. - zrobił krótką pauzę - Planujemy… planowaliśmy uciekać do Uthemere w nadziei zdjęcia klątwy i uzyskania pomocy, ty też chciałaś uciekać, pytanie brzmi czy to w ogóle ma sens? Jesteś miejscowa, wiesz jak tu sprawy wyglądają, czy w Uthemere ktoś nam pomoże, czy raczej wyśle nas do diabła, albo co gorsza sprzeda kapłanom? Mówiłaś też, że takie znamiona już wcześniej przynosili uczestnicy łowów, czy wtedy też były to łowy nieudane? Wiem, że możesz nie znać odpowiedzi na te pytania, ale może chociaż wiesz, gdzie ich szukać? - spojrzał na nią wyczekująco.

Dziewczyna powoli przekręciła głowę w jego kierunku, odrywając się od skrobania palcem po ścianie, co było jej główny zajęciem przez ostatnie kilkanaście minut.
- Uthmere, nie Uthemere, widać, żeś nietutejszy… Ja co prawda myślałam, że wypłynę gdzieś daleko, żeby zacząć nowe życie. Ale wy… nie wiem. Powinniście spróbować szczęścia w Domu Cieni. Wyznawcy Maska lubują się w tajemnicach.
- Zdecydowanie nie tutejszy… - odpowiedział łowca - wiele bym dał, żeby móc znaleźć się tam, gdzie byłem jeszcze parę tygodni temu - dodał zamyślony

Lily wróciła do pisania na ścianie. Roley zauważył, że ziemia pokryła się wieloma liniami nieznanych mu znaków. Nachylił się, by się im przyjrzeć, ale jedyne, co zrozumiał, to lekki uśmiech Lily.
- To melodia mojej nowej ballady. - zaczęła- Będzie opowiadać historię Wielkich Łowów, o bohaterach, zabitych i tych ściganych przez złych fanatyków. Nie mam papieru, a tak może choć trochę mi się utrwali w głowie zanim na dobre uciekniemy.
- Widzę, że nie tracisz czasu nawet w obliczu śmierci - Roley uśmiechnął się lekko - Niech będzie i Dom Cieni, chociaż niestety, to, że ktoś lubuje się w tajemnicach zwykle nie oznacza, że chce się nimi dzielić… Ale jest to jakiś punkt zaczepienia. Pora się zbierać, minęło już chyba wystarczająco czasu - dodał po chwili - Zabierasz się póki co z nami?
- Do portu pewnikiem... - odpowiedziała nieco nieobecna -Potem zależy od humoru Tymory. Teraz poczekajmy na tamtą dwójkę niecierpliwców. Jeśli wrócą z Osbornem czy jak mu tam i tym pierwszym co zniknął, razem ruszymy dalej. Jeśli nie… wolę na razie o tym nie myśleć...

Łowca skinął głową i usiadł pod ścianą zostawiając harfistkę z jej muzyką. Dom Cieni... Ucieczka z objęć jednego nieprzewidywalnego boga w ręce drugiego nie napawała go optymizmem, ale dawała jakąś nikłą nadzieję. Czuł, że traci na to wszystko siły, ale drewniana figurka sowy uwierała go w pierś i przypominała, że musi dać radę. Szkoda tylko, że pieniądze, które go tu przygnały wydawały się teraz raczej słabo osiągalne. Cóż... musi wymyślić jakiś inny sposób na ich zdobycie, bez pełnej sakiewki nie ma dokąd wracać...
 

Ostatnio edytowane przez Yuan : 02-06-2016 o 11:07.
Yuan jest offline  
Stary 02-06-2016, 22:07   #48
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Xaazz siedział oparty o sklepienie jaskini ciskając kamykami w przeciwległy kąt. Czuł się potwornie zmęczony, jednak niebezpieczeństwo czychające na jego żywot sprawiło, że nie kwapił się do drzemki. Fragmenty świadomości mężczyzny bujały wewnętrznymi emocjami w pewien psychotyczny sposób, raz chęcią poderznięcia i zgwałcenia najlepiej całej tej kompanii, by potem zamienić się w skurcze, dygotanie i roztrzęsienie sprawiające, iż był bezbronny niczym niemowlak. Wspominając to, co zaszło przed chwilą nie był w stanie zrozumieć w jaki sposób posiadł aż tyle mocy by niemal dwukrotnie przewyższyć swój limit i skorzystać z tak szerokiej gamy czarów. Być może sprawiła to adrenalina lub rozwijała się nim nowa moc, jakiej dotychczas nie znał. Patrząc na tulącą się elfkę do tego niedorajdy kipiał z zazdrości, bowiem cholernie chciało mu się chędożyć. Patrzył lubieżnie to na nią, to na Lily, a gniew w jego sercu kwitł w najlepsze. Był jednak zbyt słaby, aby zmusić całą tą zgraję do posłuszeństwa. Przeklinał fakt, że wśród otaczających go osób nie znalazła się pokrewna mu dusza, z którą dzięki swej perswazji spełniłby swe zachcianki i napchał kabzę jak uważał martwym już ścierwem. Rozejrzał się znów chciwym wzrokiem, by chwile potem doświadczyć piekielnego bólu poparzonych dłoni i zagryźć jęzor.

Przysłuchawszy się rozmowie Roley’a z Lily zazgrzytał zębami. Miał już kiedyś do czynienia z łotrzykami i dobrze wiedział, że nie można im ufać. Prędzej uciąłby sobie rękę niźli znów miał pracować na ich usługach. Na szczęście szalony bóg Cyric obdarzył go jeszcze większym sprytem, więc może uda mu się ich wychędożyć. Rżnąć się… ta potrzeba wciąż powracała, lecz niestety sakwa po ostatniej wizycie w przybytku zrobiła się stanowczo za lekka. Szkoda, że nie miał z kim tu robić interesów, za spełnienie marzeń tej harfiarki, sprzedając ją w niewole jakiemuś kapitanowi dostałby niemałą sumkę.

Oblizał się długim językiem po spierzchłych ustach wpatrując się penetrującym wzrokiem w słodką buźkę Lily. Żałował teraz, że od początku nie oszukiwał tej gromady udając podobnego do Roleya mięczaka, być może wtedy mógłby ją zwieść. W lesie był jednak zbyt słaby i zbyt pijany, żeby obmyślić tak daleko idący plan, a właściwie w ogóle nie spodziewał się, iż będzie zmuszony przebywać w tym towarzystwie nazbyt długo. Dobrze, że nie zorientowali się, kiedy chciał przypalić Osberna, lecz przez rozległy konar potknął się i trafił w drzewo. Zehirl’y także nie miał zamiaru ratować.

- Pieprzona elfia kurwa – szepnął w myślach, gdy ta opuszczała jaskinie.
 
Libertine jest offline  
Stary 05-06-2016, 23:14   #49
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Las Rawliński, południe


Zehirla, Dolit

Przez ostatnią godzinę mogli kompletnie zapomnieć o rzeczywistości. Teraz wyszli na zewnątrz swej kryjówki, rozglądając się wokoło. Wilcza nora była dobrze zamaskowana, lekko wydeptana przez wilki trawa była zupełnie niewidoczna dzięki zakrywającym prawie całe runo rozłożystym paprociom. Drzew było tu mniej, warstwa koron przepuszczała o wiele więcej światła niz to miało miejsce w pozostałej części lasu. Para była tu widoczna jak na dłoni, jak zaznaczył Dolit, i od razu zachęcił do wymarszu.

Osbern nie zostawił zbyt wiele śladów, jak dla oczu nienawykłych do ich szukania, ale po wstępnych oględzinach okolicy znaleźli miejsce, gdzie wcześniej czarodziejka wpadła do jamy, dalej postanowili kierować się drogą, którą obrał Davy.

Kilkanaście minut marszu upłynęło im w mieszanych nastrojach. Z jednej strony piękno dnia i świeże uczucia, z drugiej strony świadomość powagi sytuacji. Śpiew ptaków i brzęczenie owadów sprawiały, że to poprzednie doświadczenia mogły się wydawać złym snem. I wtedy to zobaczyli.

Ciało Osberna leżącego na ścieżce na wznak. Miał przegryzione gardło, zakrwawiony sztylet leżał obok poszarpanej prawej ręki.

Krew na krtani jeszcze dobrze nie zaschła. To musiało się wydarzyć najdalej kilkanaście minut temu.

* * *

Davy

Udawanie goblina nie było jego chlebem powszednim, jednak rzucenie kamieniem w głowę kapłana było dość udanym zachowaniem. Mężczyzna w czerwieni oberwał w głowę. Czyniąc to, Davy wywołał w kapłanie typową reakcję, jaką wywołują irytujące gobliny. Przez chwilę mógł poczuć się dumny, skacząc dziko z gałęzi na gałąź. Potem usłyszał słowa mocy płynące z dołu…

Kolejna gałąź, do której chciał doskoczyć dosłownie usunęła mu się spod nóg. Sztukmistrz mógł tylko wrzasnąć, gdy zdał sobie sprawę, że upadek z wysokości kilkunastu metrów bardzo zaboli. Przeleciał jednak tylko kilka metrów, zanim dwie inne gałęzie ruszyły, by go złapać. Z lewej i z prawej strony, owinęły się wokół niego w powietrzu i zastygły na chwilę. Goblin-Davy mógł odetchnąć z ulgą.

W kilka sekund gałęzie ponownie zostały wprawione w ruch, tym razem okrutnie zacieśniając chwyt. Owinęły Davy'ego od stóp po szyję, mimo usilnych jego prób wywinięcia się. Tak obezwładniony wisiał teraz na wysokości kilku metrów nad ziemią, przyciśnięty do wielkiego jesionowego pnia.

Kapłana nie było widać ani słychać. Kot-niziołek widocznie odniósł sukces w udawaniu goblina, tak, że wróg się nim szczególnie nie zainteresował. Zwyczajnie uwięził irytujące stworzenie, skazując je na śmierć z wyczerpania… Na domiar złego, jego zaklęcie maskujące właśnie się rozproszyło.
 

Ostatnio edytowane przez Ryder : 05-06-2016 o 23:17.
Ryder jest offline  
Stary 07-06-2016, 23:32   #50
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=sHy9FOblt7Y[/MEDIA]


Xaazz nie mógł wysiedzieć w spokoju, coś targało nim na lewo i prawo, aż w końcu zdecydował się wygramolić z jamy. Klnąc i sapiąc z trudem wspiął się po stromym wejściu brudząc całe swe odzienie w smugach o kolorze ziemi. Następnie bez pośpiechu powędrował po śladach Zehirly oraz Dolita. A kiedy dotarł do leżącego na ściółce rozprutego ciała jego gęba wykrzywiała się w triumfalnym uśmiechu.

-No, mój malutki… nie zostawimy Cię tu samego. Zasługujesz na dużo więcej, twa przygoda będzie trwać wiecznie!

Chwyciwszy przypięty do pasa zdobiony czekan począł profanować ciało Osberna. Kilkanaście uderzeń wystarczyło by oddzielić dolną część nogi od reszty ciała. Kolejno począł zdzierać z niej mięśnie, ścięgna, więzadła i chrząstki aż otrzymał niemalże czystą i nieskalaną obrażeniami kość piszczelową swego byłego towarzysza.

Tym oto sposobem otrzymał pierwszą z pięciu pamiątek jakie postanowił zatrzymać po obecnej drużynie. Biegiem wrócił do kryjówki, by następnie z dziecięcą radością i zapałem dokończyć dzieło swego szaleństwa. Pierw naostrzył znalezisko, by kolejno zabranym sztyletem nawiercić małe otwory i z niewielką pomocą magii wykończyć ostateczny produkt jak sam twierdził majstersztyku jego umysłu. Wpatrzony w przerażoną, piegowatą dziewczynę zaczął grać na kościstym instrumencie.


 
Libertine jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172