Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-06-2016, 21:25   #51
 
Perrin's Avatar
 
Reputacja: 1 Perrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumny
Wychodząc z jaskini Dolit zorientował się, że Zehirla idzie za Nim. Musiał podjąć decyzję: albo utrzymać swoją tajemnicę jak dotychczas, ale ryzykować, że znów coś Go zaatakuje i może nie zdążyć się obronić, albo też przywołać Berę w obecności półelfki, a tym samym uczynić ją pierwszym powiernikiem jego tajemnicy. Nikomu bowiem dotychczas nie pokazywał rytuału. Nawet Jego najbliższa rodzina nie miała pojęcia o tym skąd pochodzi ten "dziwny stwór" jak nazywali Berę gdy byli dla niej szczególnie mili. Dolit czuł, że może powierzyć sekret tej dziwnej kobiecie, z którą jeszcze przed chwilą przeżył wielkie uniesienie. To przeczucie tłumaczył sobie koniecznością: to nie czas na ryzyko, skoro wszystko sprzymierzyło się przeciwko im. Ona na pewno nie chowa przed nim takiego sekretu i z pewnością nie naraziłaby życia swoich towarzyszy dla jakiejś tam tajemnicy. Młodzieniec wiedział, że Bera nie będzie zadowolona. Zawsze była zazdrosna, choć z drugiej strony nie miała nic przeciwko temu, by Dolit sobie pohulał z tą czy inną dzieweczką. Teraz jednak chodziło o coś więcej niż chwila zabawy. A może nie? Było inaczej niż w tamtych chwilach, ale z drugiej strony z każdą było pod jakimś względem inaczej. Choć teraz bardziej niż wówczas. Cisza się przedłużała. Dolit podjął decyzję. Nie odwracając się rzekł do Zehirli spokojnym, choć nieco niepewnym i jakby nieobecnym:

nigdy jeszcze nie robiłem tego przy kimś, nie mogę jednak ryzykować, że moje pragnienie zachowania tajemnicy doprowadzi mnie samego lub kogoś do krzywdy. Poczekaj proszę aż skończę. Bądź też ostrożna. Ona może nie być zadowolona, że robię to przy Tobie, a z resztą gdy ją widziałem poprzednio też nie była w najlepszym humorze.

"W nie najlepszym humorze" to rzecz jasna co najmniej niedopowiedzenie. Bera była wówczas tak zdenerwowana, że mogło dojść do bijatyki. Dolit wiedział z doświadczenia, że nawet po długim czasie, stan "małpy" (także psychiczny) był po przyzwaniu identyczny jak w chwili odesłania. Nie było jednak wyjścia. To nie czas na humory. Musi bronić siebie i Zehirli, a Bera była jego największym atutem w każdym starciu.

Młodzieniec oddalił się nieco od wylotu jaskini, żeby ktokolwiek niepowołany, a szczególnie ten przebrzydły Xaaz, nie dojrzał co robi. Dla pewności rozejrzał się uważnie czy nikogo nie ma i zaczął gwizdać znaną sobie, tę samą co zawsze melodię. Dźwięki początkowo normalne, niemal chłopskie w swojej prostocie, zaczęły po pewnym czasie przechodzić jakby w echo. Miało się wrażenie, jakby się oddalały, a jednocześnie wypełniały całą przestrzeń wokół. Po krótkim czasie przed Dolitem pokazała się Bera, rzecz jasna z gniewną miną i trzymająca się pod boki pięściami. Patrzyła na Dolita i wyglądało na to, że jeszcze nie dostrzegła obserwującej wszystko półelfki. Zehirla jak przystało na kobietę z klasą przywitała się kulturalnie z ewidentnie nadąsanym "stworem".

Witaj Bera, miło Cię znowu widzieć.

Przez jakże ludzką twarz Bery przebiegła cała gama uczuć. Sprawiało to wrażenie, jakby każde z nich chciało się ujawnić w tym samym momencie i zaczęły się przepychać wydostając się kolejno na zewnątrz. Można więc było zaobserwować kolejno szeroko otwarte oczy i usta zwinięte w wielkie “O”, wyrażające najwyraźniej zdziwienie, zaraz potem brwi ściągnięte by wyrazić gniew. Dosłownie w chwilę później zmierzyła zarówno Zehirlę jak i Dolita od góry do dołu i na jej twarzy pojawił się namysł i wreszcie grymas zrozumienia. Dolit nie miał czasu przejrzeć się w jakiejś wodnej tafli, ale domyślał się, że musi wyglądać okropnie po stoczonej walce. Jak więc z początku Bera zaczęła swoją wypowiedź od “CO ONA….!”, tak skończyła mówiąc “CO JEST DOLEK?”.
Ów “Dolek” zaś odpowiedział:

kłopoty jakich jeszcze nie było, ale nie ma teraz czasu na wyjaśnienia. Pamiętasz Osberna? Możesz go odnaleźć?.
Dolit nie był bowiem pewny jak Bera zachowałaby się, gdyby usłyszała całą historię. Poza tym naprawdę nie mieli czasu na opowieści.
Zamiast odpowiedzieć, “małpa” od razu wzięła się do roboty i zaczęła węszyć.

Ruszyli więc zgodnie z podjętym przez Berę tropem. Dolit już miał znów pogrążyć się w rozmyśleniach, ale zaskoczyła go Zehirla mówiąc:

Dolit, czemu nie zadbasz o jej włosy?

Bera zatrzymała się gwałtownie na te słowa, po czym powoli się zaczęła odwracać. Dolit zaś rzekł tonem niewiniątka:
Chciałem, ale mi nie pozwala.
Bera zaś odrzekła:
NIGDY WIĘCEJ”, niemal zgrzytając przy tym zębami po czym ostentacyjnie odwróciła się i węszyła dalej, uznając najwyraźniej temat za ostatecznie zakończony.

Rzecz jasna Dolit wcale takim "niewiniątkiem" nie był. Pamiętał jak kiedyś na początku ich podróży postanowił "ozdobić" owłosienie Bery. Stwierdził, że każda dama, choćby i o małpiej posturze, powinna mieć godną fryzurę. Widział w życiu trochę takich "dam" i zapamiętał, że robiły one sobie coś na kształt "wieży" na głowie. Nie miał rzecz jasna pojęcia jak to się robi, ale uznał, że to nie może być tak skomplikowane. Wyglądało to jak jeden wielki supeł, więc pewnie w istocie stanowiło gruby węzeł. Wziął więc blond włosy Bery i zaczął wiązać. Najpierw w jeden supeł, potem drugi. Po którymś z kolei stwierdził, że jest trochę krzywo, ale nie mógł go rozplątać bo Bera się wierciła. Ojciec nauczył go kiedyś o jakimś tam generale, który też musiał rozwiązać potężny supeł i okazał się mądry bo ów supeł przeciął. Dolit zastosował więc wówczas tę samą strategię i przeciął "supeł" na głowie Bery, a przy okazji dwa sąsiednie, po czym kontynuował uzewnętrznianie swych talentów fryzjerskich. Efekt był na tyle "ciekawy", że potem każdy chciał zobaczyć "skaczące czupiradło" jak wołali na towarzyszkę młodzieńca. Z jednej strony była to wesoła historia, bo w końcu ktoś utarł nosa "małpie", nie ważne, że niechcący. Z drugiej jednak (i ta strona przeważyła) Dolit nie lubił gdy mu wypominano porażki. Jego wstyd jeszcze bardziej się wzmógł gdy Zehirla spojrzała na Niego jakby chcąc zapytać "Czy to prawda? Jak to możliwe?". Młodzieniec się spłonił mamrocząc

Bo widzisz… wbrew pozorom… nie we wszystkim jestem utalentowany...

Po chwili jednak znalazł wyjście z tej krępującej sytuacji i powiedział:

Przynajmniej zarobiliśmy w tamtym tygodniu niezłą sumkę.

Bera, jakby w odpowiedzi (a może to naprawdę była odpowiedź) puściła głośno bąka.
Takie zachowanie godne największego wiejskiego jełopa wyraźnie zgorszyło Zehirlę, lecz po raz kolejny pokazała klasę kontynuując rozmowę, tak jakby nic się nie wydarzyło i to jeszcze łaskawym tonem. Rzekła:

Nie we wszystkim? Jak to możli… -

Nie dokończyła jednak tej wypowiedzi, gdyż nagle potknęła się na tych nieprzystosowanych dla dam ścieżynach. Młodzieniec zareagował jednak błyskawicznie ratując damę z opresji. Zrobił dwie rzeczy jednocześnie: wypowiedział jakieś słowa, po czym uklęknął na jedno kolano prostopadle do toru jej upadku by ją pochwycić.
Najwidoczniej Dolit wciąż był czujny. Pamiętał przecież o niebezpieczeństwu czającym się dokoła, choć starał się nie okazywać lęku. Obrona Zehirli jakoś weszła mu w nawyk. Niewiasta wylądowała w jego gotowych, bohaterskich, silnych ramionach. Zareagowała jednak dziwnie. Była jakaś spięta

Ah!..- pisnęła - Mm, dziękuję Ci...

Teraz dopiero Dolit spostrzegł, że trzyma się za brzuch. Czyżby miała bóle miesięczne? A może ma tam jakąś niewyleczoną ranę? Gdy w końcu oderwała dłonie Dolit ujrzał jakieś fiolki. Nie miał pojęcia co to. Pewnie jakieś rzadkie mikstury uzdrawiające.

Rzekła jeszcze: Czuję się jak jakaś sierota.. To byłaby najgłupsza śmierć w historii.

Ta kobieta nie przestawała Go zadziwiać. Ileż samokrytyki! Dolit nie znał nikogo zdolnego do tak krytycznego osądu swojej osoby, poza sobą samym rzecz jasna. Ale w przypadku Zehirli nie było to obiektywne. Zakrawało raczej na krytykanctwo. Przecież to zwykły upadek, a poza tym przed chwilą stoczyła ciężką walkę. Zaprawdę dzielna niewiasta, ale Dolit czuł się w obowiązku pouczyć ją, by bardziej o siebie dbała.

-nie oceniaj się tak surowo droga Zehirlo- rzekł- Niedawno o mało nie zginęłaś, jesteś wyczerpana. Sądzę, że powinnaś usiąść i odpocząć.

Zehirla jednak zaskoczyła go raz jeszcze mówiąc:

Niedoczekanie! Jestem silniejsza niż Ci się zdaje.

i poderwała się nagle. Dolit wciąż klęczał wobec niej na jednym kolanie, ona zaś stała i wysoko uniosła głowę. Gdyby ktoś spojrzał z boku w tym momencie, na pewno założyłby, że właśnie się jej oświadcza. Dolit więc też zaczął wstawać. Już miał coś powiedzieć, lecz Zehirla nie dała mu chwili i (który to już raz dzisiaj?) powiedziała coś nieoczekiwanego:

- Nie musisz być tak oficjalny…

Dolit był zmieszany. Nie miał pojęcia o co jej chodzi. Przecież zachowywał się z klasą, tak jak Go uczono. Zwracał się do niej z szacunkiem, na który przecież zasługuje. A może Zehirla była kimś więcej? Już kiedyś wydawało mu się, że może być z wielkiego rodu, a może nawet mieć jakiś tytuł. To by wiele wyjaśniało. Zapytał więc na wszelki wypadek:

Ależ nie chciałem Cię urazić. Prawdę mówiąc naprawdę jesteś silniejsza niż wszystkie znane mi do tej pory kobiety. Co masz na myśli mówiąc “oficjalny”?

To “droga Zehirlo” zabrzmiało prawie jak ze dworu, myślę że możesz mówić bardziej przyjacielsko. Bo.. Właściwie co między nami jest.. znaczy było.. stało się? -
Po spojrzeniu Zehirli i jej odpowiedzi Dolit był niemal pewny. Sama powiedziała "ze dworu", a to oznacza, że zna dworskie zwyczaje i to na tyle dobrze, że może pozwolić sobie na okazjonalne ich łamanie. Teraz chciała sprawdzić czy nie będzie się z nią zanadto spoufalać. Matka też tak kiedyś testowała Dolita, podczas nauki etykiety. Odgrywała jakąś młódkę i rozpoczynała z nim flirt towarzyski. Chodziło o to, by nie przekroczyć pewnych granic. Dolit wprawiony był w takich sytuacjach. To jednak była Zehirla. Już w zasadzie doszło do spoufalenia, tam w jaskini i nie tylko. Bezpieczniej jednak było postąpić zgodnie z zaleceniami matki. Odrzekł:

Jak więc sobie życzysz by mówić do Ciebie o Pani?

Bera zaś stanęła, początkowo poirytowana, ale po chwili bardzo ubawiona całą sytuacją. Na słowa Dolita parsknęła dwukrotnie prawie jakby kichała. W końcu nie wytrzymała i zaczęła się serdecznie śmiać. Złapała się przy tym za brzuch, podobnie jak wcześniej upadająca Zehirla, ale bynajmniej z innych powodów. Dolit zaś wyraźnie się spłonił. Domyślał się, że popełnił gafę. Bera może była dziwna, gwałtowna i miała swoje zwyczaje, jednak dysponowała jakąś tajemniczą intuicją jeśli chodzi o rozumienie kobiet. Jeśli zaczęła się śmiać w tej sytuacji, to znaczy, że dyskusja poszła w nieodpowiednim kierunku. Tę dedukcję Dolita potwierdziło zmarszczenie brwi na obliczu Zehirli. Bera poszła mu więc w sukurs i z ogromnym wysiłkiem się opanowując rzekła:

- ONA CHCE… BYĆ TWOJĄ DZIEWCZYNĄ

W oczach Dolita można było dostrzec błysk olśnienia. Oczywiście! Powinien zwracać się do niej tak jak w każdej tego typu sytuacji, tak jak do dziewczyn, z którymi spędzał noce w karczmie, czy gdzie tam! One lubiły gdy zwracając się do nich używał przyjemnych skojarzeń. Co prawda z Zehirlą nie zaszli tak daleko, ale widać oczekiwała od Niego podobnych zachowań. Zwrócił się więc do Zehirli jak przedtem i z lekkim tylko wahaniem powiedział:

to może “kotku”?

Bera już nie śmiała się. Ona tarzała się po ziemi. Chyba jednak chodziło o co innego. Ale przecież miał ją traktować jak swoja dziewczynę. Zehirla jednak ślicznie się zaczerwieniła, a potem uśmiechnęła. No to ustalili. Już wie jak ma do niej mówić. Widocznie Bera nie ubawiła się jego słowami, tylko zmieszaniem z jakim je wypowiedział. Trochę więcej pewności siebie i będzie świetnie.

Zehirla szła nieco wolniej. Naprawdę musiała być wyczerpana. Najwidoczniej też zachowanie Bery także uznała za niestosowne. Młodzieniec również tracił cierpliwość.

Nie miałaś czegoś do zrobienia Bero?- rzekł Dolit z irytacją- Proponuję też zachowywać się nieco ciszej bo zaraz kapłani nas znajdą.

Bera znów zabrała się do węszenia, przerywając tylko na chwilę pytaniem:

JACY… KAPŁANI?

później. teraz nie ma czasu- odrzekł Dolit. Najwidoczniej z tym "stworem" trzeba krótko i stanowczo.

PÓŹNIEJ PÓŹNIEJ- przedrzeźniała Bera z irytacją. Dolit ją zignorował i rzekł do Zehirli:

Idziemy kotku?- na to odpowiedziało mu pojedyncze parsknięcie Bery, która jednak nagle chwilę potem zatrzymała się jak wryta. Zamiast przy ziemi zaczęła węszyć w powietrzu starając się stanąć jak najwyżej.

Znalazłaś coś?- spytał Dolit- Wyczułaś Osberna?

MOŻNA ...TAK... POWIEDZIEĆ- odpowiedziała Bera

Dolit spojrzał na Zehirlę z wyrazem konsternacji, a Bera kontynuowała:

CHODŹCIE. POKAŻĘ- i ruszyła szybciej niż dotychczas.
 

Ostatnio edytowane przez Perrin : 14-06-2016 o 22:19.
Perrin jest offline  
Stary 22-06-2016, 23:12   #52
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=tWfTLafvmXM[/media]

Las Rawliński, popołudnie


Czarnoksiężnik wbił leżący sztylet w pierś Osbern’a wgryzając się nim aż do serca. Krew trysnęła zdobiąc szmaragdową-złotą szatę Xaazz’a, a ów dopełnił inkantacje ofiary kradnąc duszę.

Jego demoniczny, czarny wzrok wbił się w niezauważonych dotąd przez nań, Dolita i Zehirle. Chwilę tak śledził ich ślepia, niczym zwierzę pogrążonę w amoku, a był umorusany czarnoziemem oraz krwią. Wyglądał niczym diabeł, w podobie do goniącej ich bestii.
- Nie poczęstujecie się? – zagarnął do gołąbków, a w powietrzu uniósł się smród spaleniziny, który powędrował za nim z jamy. – Wasze szanse na ucieczkę po potyczce ze mną są równie nikłe jak też, iż bez mych rytuałów zostaniemy pożarci przez tego potwora.
- Zwariowałeś?! Co ty wyczyniasz Xaazz?! Odsuń się! - Krzyknęła Zehirla podbiegając i stając naprzeciw napięta w bojowym rozkroku. Zdawało się że już by się na niego rzuciła, gdyby nie trzymał tego sztyletu. Oczy miała dzikie, wściekłe, i przerażone zarazem.
- Odejdź kurwo albo spalę Cię na popiół. Mniejsza raczysz rzec jesteś niż wilki, które padły przed Mą mocą martwe na ziemie. Odejdź, a będziesz pozostawiona w spokoju. - odparł ostro z ogromnym gniewem wyrysowanym w rysach na jego twarzy.

To co Dolit ujrzał przekraczało jego najgorsze przewidywania. Stanowiło coś tak skrajnie sprzecznego, ze wszystkim czym żył do tej pory, było gorsze od wszelkich koszmarów. Widział przecież wcześniej trupy, choćby ostatnio w lesie. Ten widok oczywiścnie nie przeszedł bez echa w Jego duszy, ale ujrzenie jak ktoś, a może coś, bo przecież Xaaz nie mógł być normalną istotą rozumną, robi coś takiego było… szokujące. Ten zapach, ten widok, unoszące się wokół muchy i inne owady pełzające po ziemi, krew wokół. To wszystko było nie do zniesienia dla biednego młodzieńca. Nie był w stanie zrobić kroku dalej, nie był w stanie się odezwać, ani nawet sprzeciwić się wobec naruszenia godności Zehirli. Po prostu… padł na czworaki i zaczął wymiotować.

Półelfka zerknęła pospiesznie na Dolita, lecz widząc że ten klęczy wymiotując skupiła swoją uwagę z powrotem na czarodzieju. Stanęła przed Dolitem, ale zachowując dystans. Jeśli coś miało się zacząć, nie mógł przez nią ucierpieć. Tymczasem delikatne dłonie zaklinaczki sięgnęły po dwie fiolki uczepione pasa, a które tak kurczowo osłaniała wcześniej przed upadkiem.
- Darthien neitar val'kyroc!
- Krzyknęła na czarodzieja przez zęby równie ostro, po czym syknęła dalej. - Ta kurwa zabierze cię ze sobą do grobu!


Nie odrywając wzroku od Xaazza okręcała fiolki delikatnie w palcach dłoni, skupiona na każdym jego ruchu i drgnięciu brwi. Elfka wyraźnie nie zamierzała się poddawać i rzuciła tylko wyzywające spojrzenie czarodziejowi, a w spojrzeniu tym był gniew i obłęd podobny jemu własnemu.

Bera zbliżyła się marszcząc nos. Stanęła przy klęczącym Dolicie. Poklepywała go po plecach jakby chcąc pocieszyć, czy dodać sił. Jak na człekokształtną małpę czyniła to bardzo delikatnie. Jednak jej twarz bynajmniej nie wyrażała współczucia, a z pewnością nie troski. Grymas na jej obliczu wskazywał na gniew, który stopniowo przeradzał się w furię. Oczy błyszczały jej dziko. Ukazały się zęby. Gdy emocje osiągnęły apogeum przestała poklepywać Dolita, a ten przestał kaszleć. Nadal pochylony powoli, niemal nonszalancko wyrwał kępkę trawy i oczyścił nią usta, po czym podniósł głowę. W Jego oczach widniała podobna dzikość jak u Bery.


Spór przerwał słaby krzyk niosący się z oddali. Czarownik prędko wykorzystał zamieszanie i zbiegł ze swoim krwawym trofeum, zostawiając przy zakrwawionym truchle Osberna parę jeszcze bardziej skofundowanych towarzyszy.
Chwilowo jednak zbeszczeszczony poległy wojownik nie zajmował ich myśli. Ruszyli w stronę dochodzącego jęku. Źródło znaleźli kilkaset mertów dalej, idąc w tę stronę, skąd prawdopodobnie uciekał osbern, sądząc po ułożeniu ciała. Kilkanaście metrów wyżej ujrzeli Davy'ego, na powrót w normalnej formie, którego miażdżyły niemiłosiernie gałęzie wielkiego drzewa.
- Pomóżcie... - wykrztusił ostatkiem sił i zemdlał.
Nie przebierając w środkach rzucili się do pomocy. Dolit zawezwał kolejnego świecącego żuka, który poleciał w górę i zaczął drapać pazurami jedną z gałęzi ściskających Davy'ego. Bera prędko poszła w jego ślady. Elfka zaczęła ciskać iskrami, które choć wypalały drzewo, nie dawały zbyt wiele przy rozproszonych trafieniach. Widząc starania kobiety, sam Dolit również spróbował się wspiąć po drzewie. Po minucie ciężkich starań i rąk otartych do krwi był bardzo blisko Daviego, jednak sromotnie się ześliznął i upadł twardo.
Po kilku minutach żuk rozpłynął się, a Bera zeszła na dół. Grube konary nie ustąpiły. 'Małpa' o ludzkiej twarzy szturnęła swego pana.
- DOLEK, PRZEPRASZAM, ALE... ON CHYBA UMAR.

* * *

Wilcza nora, popoludnie

Wracający z ponurymi wieściami Zehirla i Dolit zastali spojrzenia pełne wdzięczności ze strony Lily i Roleya. Xaazz zaszył się w głębszej części jamy, a inni nie chcieli mieć z tym nic wspólnego. Na pewno mieli sobie jeszcze sporo do wyjaśnienia, jednak strach i wyczerpanie emocjonalne zdecydowało za nich: Później.
Przeprowadzili naradę, co do dalszego planu. Zdecydowali się wyruszyć wczesną nocą, by zminimaliować szansę wykrycia. Przeczekali jeszcze kilka godzin w ukryciu, potem niektórym udało sie zasnąć.


* * *

[media]http://www.youtube.com/watch?v=3mX_B9WTt4s[/media]

Północ

Roley obudził śpiących. Wokół panowała głęboka ciemność. Nie rozpalił żadnej pochodni, by ich oczy pozostały przynajmniej częściowo zaadaptowane do koloru nocy. Na wszelkie ustalenia był już czas, wszyscy czekali na tę chwilę mniej lub bardziej. To była najlepsza pora, by umknąć ścigającym ich nie wiadomo za co kapłanom Malara. Po kolei wyszli w mrok.

Przewodził oczywiście łowca. Nawet jeżeli Zehirla widziała więcej, gdy jedynie gwiazdy były im źródłem światła, Roley zwyczajnie znał się na rzeczy. Za nim szła właśnie elfka z Dolitem. Pochód zamykał sztywno kroczący Xaazz.

Las wydawał się spokojny i zachęcający. Powietrze było chłodne i rześkie, u większości prędko odpędziło resztki senności, które im pozostały. Wyjątkiem był ledwo trzymający się na nogach Dolit, który widocznie nie był zbyt odporny na brak

pełnowartościowego snu. Wędrowali nieistniejącym szlakiem na północny-zachód, w górę. Kurs ten zasugerowała Lily, twierdząc, że droga będzie najmniej bezpieczna, a im dalej od lasu, tym mniej możliwości będą mieli malaryci. Widzieli już że korzystali z drzew jako szybkiego środka transportu. Jeynie logicznym wydało się im, że należy się od nich oddalić.

Na sprawnym marszu zeszło im może pół nocy. Na początku było lekko, z czasem jednak wszystkie odgłosy leśne stały się podejrzane. Nikt nie był pewien, czy pohukująca sowa w pobliżu nie jest jednym ze zwierzęcych szpiegów kapłanów. Ba, ten spory jeż, którego Dolit prawie nie nadepnął mógł być kapłanem w zwierzecej formie!

Wreszcie wyszli na otwarte wzgórza porośnięte wysoką trawą. Co rzuciło im się w oczy, to miriada świateł porozsiewanych po zboczach. Pochodnie? Małe ogniska? Ciężko było stwierdzić. Wodząc wzrokiem po okolicy dostrzegli zarys domów.



Wśród nich Zehirla wypatrzyła małe biegające kształty. Dzieci? Niziołki?


Zbliżyli się kawałek, ale Roley pełniący teraz tylną straż nakazał zatrzymać się i paść na ziemię. Łucznik wychylił się lekko, po czym zaklął pod nosem.

- Gobliny! - rzucił szetem - Tylko jakieś spore... Idą dwa!
 

Ostatnio edytowane przez Ryder : 22-06-2016 o 23:21.
Ryder jest offline  
Stary 27-06-2016, 13:07   #53
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
*Wcześniej...*

Mimowolny, ale ciepły uśmiech oblał jej policzki, choć nie do końca jeszcze rozumiała co Dolit właściwie robi gwiżdżąc jakąś wesołą melodię. Jej urok i prostota zupełnie nie pasowała do całej konsternacji jakiej jej nadawał i sprawiała że cała ta sytuacja nabierała komicznego wyrazu. Półelfka czuła jednak że to nie koniec, a delikatnie elektryzujący zapach magii w powietrzu utwierdził ją w tym przekonaniu. Przez moment wyobraziła sobie Dolita z nią w tańcu, tańcu wesołym i swobodnym, tak prostym jak melodia którą gwizdał. Na tą myśl zawinęła odruchowo włosy za długie elfie ucho, lecz te były zlepione krwią i brudem. Były paskudną rzeczywistością która rozbiła jej czarujący sen i ściągnęła gwałtownie na ziemię. Wiedziała że wygląda paskudnie, a z jej niedawnego uroku nie pozostało wiele. Myśl ta przywołała na jej twarz kwaśną minę i szybko rosnącą panikę. Chciała ratować resztki swojej godności, poprawić rozerwane szaty. Ocalić swoją kobiecość, jednak nie dało się. Nie dało i już. Była brzydkim naburmuszonym kaczątkiem, na które on patrzył.

Uniosła wzrok i dostrzegła Berę której pojawieniu się towarzyszyła uciekająca magiczna energia. Miała dziecinnie obrażoną minę co wyglądało uroczo, sprawiając że elfka zapomniała o własnych problemach. Powitała ją więc ciepło, by rozbić ten lód obrażalstwa odrobiną miłości. Bera zaczęła robić dziwne miny, na które elfka tylko rzuciła ciekawe, ale ciepłe spojrzenie.

“CO ONA….!” - rzuciła małpka.

Ona westchnęła, wiedząc że nie chce wyciągać swojego lusterka. Wyruszyli szukać Osberna, a Bera węszyła niczym ogar. Cisza była jednak ostatnią rzeczą jakiej chciała Zehirla, więc zaraz musiała zapytać o włosy Bery. Temat wywołał małą burzę między nią, a Dolitem. Yazumrae natomiast zaciekawiła się i szczególnie ochoczo przyglądała zawstydzonemu wyrazowi jego twarzy. Przyglądała się aż za bardzo, odpadła zupełnie. Coś złapało za jej nogę, a elfka czuła jak leci na ziemię. Serce prawie wyskoczyło jej z piersi gdy uświadomiła sobie że może zbić przypięte do talii flakony z ogniem alchemicznym.
Wtedy poczuła jego dłonie, łapiące ją w locie. Znalazła w nich troskę, pewność której pragnęła i potrzebowała. Było jej tak dobrze, że ani myślała o stawaniu na własnych nogach i zostałaby jeszcze w tej bajce dłużej gdyby nie czuła się nachalna. Zakpiła sama z siebie, pokazując Dolitowi jak o mało nie doprowadziłaby do własnej zguby. Spojrzała mu w oczy z czymś czego nie mogła sama nazwać. Z uczuciem tak ciepłym i miłym którego nie sposób było trzymać tylko dla siebie. Czy się zakochała? To nie mogła być prawda. Mówiła tak sobie w myślach już któryś raz, bo przecież tak słabo go znała. Był między nimi niezidentyfikowany ogień i pragnienie, lecz wciąż nieukierunkowane. Wciąż tak płoche i delikatne. Podczas gdy ona chciała zupełnie zatracić się w tym ogniu, on trzymał grzeczny i chłodny dystans. Elfka nie wiedziała jak ma to rozumieć, nie po tym co zdarzyło się wcześniej w jaskini. Była zmieszana, a on nie wydawał się swobodny w rozmowie z nią.
Myśli gorzkie i płoche przeszły jej po głowie, aż drgnęły i jej uszka. Może to wcale nie jest to, może nie ma sensu? Musiała wiedzieć, musiała postawić na swoim. Delikatnie więc zaczęła naciskać na niego słowem, poznać jego myśli by w końcu okazało się czym była dla niego ta chwila ich wzajemnego uścisku. Kim ona jest dla niego? Język zaczął się plątać, choć oczy były niesamowicie uparte. On zdawał się nic nie rozumieć, a przecież...

- ONA CHCE… BYĆ TWOJĄ DZIEWCZYNĄ - znów wtrąciła małpka, sprawiając że Zehirla zaumieniła się aż po uszy i nawet oczy się wreszcie spłoszyły. Słowa te tak proste, a tak ciężkie do wypowiedzenia sprawiły że elfce zabrało dech, a wszelka śmiałość uleciała. Powtarzała sobie że było to zauroczenie, nie miłość jeszcze. W przypadku takich emocji wiedziała jednak, że nic z nimi nie jest pewne. Wiedziała że chce go lepiej poznać, chce spróbować. I zadawała wciąż pytanie "Czy on też tego chce"?

- to może “kotku”? - zapytał nieśmiało Dolit.

Zehirla poczuła się zrezygnowana i nawet nie musiała udawać że tak nie jest. Czerwone od rumieńców policzki i zawstydzona mina maskowały wszystkie te emocje. Wypowiedziane "Kotku" choć brzmiało słodko, powiedział do niej bez przekonania. Powiedział tylko dlatego że Bera postawiła go "pod ścianą", osaczyła. Puste słowo nie poparte żadną emocją, brzmiało sztucznie i kaleczyło uczucie które czuła do niego. Raniło. Słowo które powinno być zupełnym tego przeciwieństwem, użyte za wcześnie, użyte niewłaściwie. Nie potrafił powiedzieć jej że chce by między nimi coś się rozwinęło, zapewnić że tego chce, ale zwrócił się tak, jakby już sobie ją przywłaszczył. Zehirla zaczęła zastanawiać się czy aby za bardzo sama nie pchała mu się w ramiona, że może powinna się wycofać. Powinna trzymać emocje na uwięzi.
Myśl ta była tak logiczna, ale tak daleka od jej natury która ceniła swobodę i naturalność.


- Idziemy kotku?


***

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Z3WhujUWSM8[/MEDIA]

Śmierć podążała za nimi krok w krok, a za Zehirlą wydawałoby się całe życie. Oto przed nimi leżał Osbern, a na nim ze sztyletem w dłoni zastygł ich niedoszły kompan Xaazz. Krwi było za wiele by wierzyć w to że Osbern mógłby jeszcze żyć. Nie, jego ciało leżało nieruchomo. Puste i bezwiedne niczym lalka upuszczona po przedstawieniu. Zehirla nie lubiła Xaazza już wcześniej, lecz teraz poczuła czystą nienawiść. Zagrażał jej, zagrażał im wszystkim, a Osberna ceniła. Czarodziej musiał zginąć dla dobra ich wszystkich. Płonące złością i przerażeniem oczy elfki mogły wybrzmiewać desperacją, lecz widać w nich było fanatyzm który sprawiał że strach nie odbierał sił, a ich dodawał. Czuła że tą sprawę trzeba będzie rozwiązać tu i teraz.
Wyrwała do przodu, a delikatne dłonie zaklinaczki zastygły w gotowości by rzucać zaklęcia.

-Odejdź kurwo albo spalę Cię na popiół. Mniejsza raczysz rzec jesteś niż wilki, które padły przed Mą mocą martwe na ziemie. Odejdź, a będziesz pozostawiona w spokoju. - odparł Xaazz ostro z ogromnym gniewem wyrysowanym w rysach na jego twarzy.

Elfka nie miała zamiaru odchodzić. Wiedziała że czarodziej zużył już część swoich zaklęć i widziała w tym swoją szansę. Jego przekleństwa tylko rozpaliły w niej rządzę walki, tym bardziej iż nie wiedział i nie mógł wiedzieć że jest ona z racji krwi częściowo odporna na ogień. Szybkim rzutem oka zerknęła na Dolita szukając w nim oparcia w walce, lecz on klęczał wymiotując porażony tym co zobaczył. Nie miała mu tego za złe, nie mogła mieć. Elfie wychowanie sprawiło że była twarda, że umiała walczyć równie zajadle co mężczyzna, bo wśród elfów na wojny kobiety szły równie często co mężczyźni.

Zehirla żałowała bardzo, żałowała tego że mimo tak dużej wiedzy jej umiejętności do walki były bardzo ograniczone. Znała swoje możliwości i choć potyczka z czarodziejem była raczej błędem, nie zamierzała uciekać. Wciąż miała w zanadrzu kilka sztuczek. Jej błyskawice mogłyby nie wystarczyć na Xaazza, jednak przy pasie miała jeszcze kilka flakonów z płynnym ogniem...
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 27-06-2016, 14:28   #54
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
* Jaskinia wieczorem *

W grocie panowała cisza, a jedynymi dźwięki które było słychać okazało się chrupanie. Zehirla gryzła suchy suchar podróżny usiłując się nim najeść. Na twarzy malował się jej jednak wyraz konsternacji. Xaazza nie widziała na oczy od czasu gdy uciekł i dobrze bo ktoś musiałby ją trzymać. Teraz jednak czuła się zmęczona, słaba i przede wszystkim smutna. Davy i Osbern odeszli, a nastroje reszty nie wydawały się bardziej pozytywne od jej własnego. Bo i z czego mieliby się cieszyć? Elfka dostrzegła spojrzenia swoich towarzyszy i poczęstowała ich swoimi sucharami. Było w nich trochę słodyczy zamkniętej w suszonych owocach. Być może ich ostatnia słodycz nim skończą rozszarpani gdzieś w trawie.

Z Dolitem nie rozmawiała. Nie że nie chciała, lecz czuła że musi zrobić krok w tył, a jeśli on sam nie chciał przyciągnąć jej do siebie z powrotem to dalsze starania nie miały sensu.

Myśli Zehirli oddaliły się od Dolita i wróciły do elfiego domu. Domu który kiedyś wydawał jej się sztuczny, nie kochający na prawdę. Nie jej - mieszańca. W kąciku oka zebrała jej się łza tęsknoty, wiedziała jednak że swój prawdziwy dom musi zbudować sobie sama, a drogę do niego sama też odnaleźć.

Zaklinaczka wciąż siedząc oparta o ramię Dolita, z nogami wyciągniętymi do przodu uniosła dłonie i wypowiedziała magiczną formułę. Powietrze delikatnie zawirowało magiczną bryzą, a po ich grocie rozległy się delikatne brzdąkania instrumentu. Elfka postukała zamyślona palcami po kolanie i rzuciła zaklęcie ponownie uzupełniając dźwięk o kolejny i kolejny. Uchwyciła zaciekawione spojrzenie Lily i przelotnie, tylko na moment uśmiechnęła się.

- Zaśpiewam teraz coś dla Osberna i Daviego, których niestety nie ma już z nami, ale o których pamiętamy... Mam nadzieję że ich dusze porzuciły wszelkie troski..

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=suvIMvn4eYU[/MEDIA]

Po jaskini rozległ się delikatny głos półelfki, głos łagodny i naturalny który w swojej postaci sprawiał że wewnątrz zrobiło się nieco cieplej. Sprawiał że ziemia pod tyłkiem nie była tak twarda, a suchary tak mdłe. Głos który przypominał o domu, miłości i dodawał otuchy. Głos tak nie pasujący do ich sytuacji, ale zupełnie ją ignorujący. Lily nie wytrzymała i w pewnym momencie włączyła się do śpiewu, robiąc za akompaniujący chórek. Zehirla uśmiechnęła się na to w jej stronę wdzięcznie i odpłynęła w melodii, przymykając oczy. Zatracona we wspomnieniach Zaklinaczka głaskała delikatnie Berę po grzbiecie...


* Noc, Osada w lesie *

Cały nastrój zepsuł się jej gdy znów ujrzała Xaazza. Nie rozumiała czemu ktoś taki ma z nimi iść. Nie czuła się pewnie mając go na plecach. To tak jakby pewnie miała czuć się siadając na rozżarzonych węglach! Wciąż oczekiwała na odpowiedź czemu pozwalają mu ze sobą iść. Naburmuszona, niepewna i zła starała trzymać się od niego jak najdalej. Czuła na sobie jego wzrok i zaczęła się bać. Gdy Roley doprowadził ich do wioski elfka postanowiła postawić wszystko na jedną kartę, byle tylko nie mieć Xaazza za plecami. Rzuciła zaklęcie które wylało się w mowie nieumarłych typowo beznamiętnie i władczo.

- Ssinss Iwaotc.

Ukierunkowała dłoń w stronę jednego z goblinów, wykonując dziwny gest z obrotem nadgarstka. Cały zabieg powtórzyła w kierunku drugiego goblina, po czym ku zdziwieniu wszystkich uniosła się i poszła w ich kierunku. Sama udawała tylko że wcale się nie lęka. Wszystko było lepsze niż siedzenie z Xaazzem za plecami. Opanowała drżące dłonie i potarła ramię.

- Witajcie... - Przystanęła w pół drogi i powiedziała nieśmiało wspólną mową. Potem powiedziała jeszcze raz, tym razem w języku orczym, który z elfim akcentem i rozbrzmiały z kobiecych strun głosowych brzmiał fatalnie. Przez chwilę zastanawiała się czy jeszcze zdąży rzucić się w ucieczce w przeciwną stronę, ale zebrała się w sobie. Zadarła wysoko nosek i ruszyła na spotkanie przeznaczenia.

.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 27-06-2016 o 14:43.
Kata jest offline  
Stary 28-06-2016, 00:06   #55
 
Perrin's Avatar
 
Reputacja: 1 Perrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumny
Xaaz. Ten obrzydliwy typ. Ten wstrętny, odrażający, śmierdzący, niewiarygodnie brzydki, obmierzły...wrrrr. Nawet On. Jak się ośmielił! Jak... dlaczego... jak można...ależ to śmierdzi... przecież to Osbern! ależ śmierdzi... nie to smród Xaaza na pewno.

Dolit nie mógł zebrać chaosu myśli w jeden sensowny ciąg. Nadto przeszkadzało mu to co widział, to co czuł. Och ten zapach! To nie do wytrzymania! Jak ktoś kto był Ci towarzyszem, komu niedawno ratowałeś życie, kto walczył u Twojego boku może nagle stać się czymś takim!
Dolit widział przecież trupy tam w lesie. Nawet te zjedzone przez dzikie zwierzęta.
No właśnie! ZWIERZĘTA! ale to był Xaaz! nie zwierzę! on jest... no... trudno powiedzieć czym. Czymś gorszym od zwierzęcia. To.. To... To jakiś potwór!
To wszystko było ponad wytrzymałość Dolita. Klęczał i wymiotował. Poczuł dotyk Bery, która przecież tak rzadko poklepywała go pocieszająco po plecach. Tak rzadko w ogóle okazywała cokolwiek na kształt współczucia. Dolit nie chciał współczucia!
Zaczynał uświadamiać sobie głębię swego poniżenia. Usłyszał nad sobą głos Zehirli i odpowiedź Xaaza. Jak mógł doprowadzić do tego by to ona stanęła w obronie czci Osberna, a być może także jego czci? Młodzieniec jeszcze nigdy nie czuł się tak poniżony. Bywało mu wcześniej wstyd, ale to... To wszystko przez Xaaza! Ten obmierzły typ! To on go do tego doprowadził!

Dolit czuł narastający gniew. Nie był do końca pewien czy to jego gniew, czy gniew Bery. Czasami ich uczucia mieszały się do tego stopnia, że niezwykle trudno było je rozdzielić. Wściekłość jego i jej podsycały się wzajemnie, narastały w furię, wymagały uwolnienia się. Ale Dolit ową furię utrzymywał w ryzach. Chciał by narastała. Chciał w jednej chwili zniszczyć źródło swej hańby. Chciał doprowadzić siebie, a przy okazji także Berę do ostateczności. Gdy gniew osiągnął apogeum tak w nim, jak i jego towarzyszce, Dolit dopuścił do swych emocji, niby ostatnią przyprawę, zimny osąd. Na ten moment stał się bezlitosną, ale jednocześnie w pełni kalkulującą maszyną do zabijania.

Powoli zaczął wstawać, otarł usta jakąś kępką trawy. Nie mógł powstrzymać się od skojarzenia, że być może śmierdzi teraz podobnie do tamtego gdy ów chodził we własnych wymiocinach wzbudzając we wszystkich, a zwłaszcza w Dolicie odrazę. To jeszcze tylko wzmagało jego już i tak ogromny gniew i zdecydowanie. Miał w zanadrzu parę naprawdę wrednych sztuczek. Nie musiał patrzeć na Berę by wiedzieć, że i ona jest gotowa.
To był ten moment, ta chwila.
Zaraz problem Xaaza zniknie raz na zawsze, czymkolwiek ten bydlak jest!

I wtedy usłyszał dźwięk. Nie chciał go dopuścić do świadomości. Nie teraz! Nie gdy miał w końcu rozwiązać tę sprawę raz na zawsze! Dźwięk jednak nie chciał zamilknąć. Zabrzmiał w uszach Dolita, trafił do mózgu, rozszedł się po całym ciele, aż dotarł do duszy i zdruzgotał cały gniew.
To było jak wołanie o pomoc. To był głos Davy'ego.
Nie! Nie Davy! Nie mogą stracić i jego!

Ta nagła różnica w odczuciach chęć niszczenia, a za chwilę strach i chęć ratowania towarzysza, totalnie oszołomiła Dolita.
Ten tchórz Xaaz gdzieś uciekł. Nie mieli czasu go gonić.

Całą zebraną energię młodzieniec przeniósł na chęć niesienia ratunku i pognał szukając towarzysza. Mimo chaosu uczuć obejrzał się czy Zehirla podąża z nim. Nie mógł i jej stracić. Nie mógł stracić nikogo z nich! Za dużo śmierci! Za dużo bólu! Ona jednak na szczęście też pędziła na pomoc. Młodzieniec postanowił sobie solennie, że nie okaże przy niej więcej słabości. Już nie zawiedzie!

I znaleźli go.
Wyraźnie tracił siły. To było jedno z tych dziwnych drzew. Pewno podobne do tego, które wcześniej ich goniło, tyle że to poruszało jedynie gałęziami i najwyraźniej postanowiło udusić niziłoka w swoich konarach.
Dolit nie wahał się. Natychmiast przywołał żuka by tamten poleciał i uwolnił niziołka. Bera też pomknęła robić swoje. Zehirla nie czekając ciskała czymś w gałęzie. Dolit zaś zaczął się wspinać do przyjaciela.
"Przyjaciela"? W zasadzie przypadkowego towarzysza. Jednak życie owego "towarzysza" było dlań zbyt cenne. Trzeba było je ratować.
Młodzieniec nie szczędził wysiłku. Wspinaczka nie była jego mocną stroną, ale uparcie dążył do celu. Już, już miał sięgnąć do Davego i go chwycić, albo odciągnąć konary gdy stracił równowagę (a może to wredne drzewo specjalnie go zrzuciło!) i upadł.
Chwilę później Bera wróciła.
Dolit spojrzał na nią z mieszanką zdziwienia i oburzenia.
Jak to?! Czemu nie ratuje niziołka?!
Lecz zanim zdążył coś powiedzieć ona rzekła:
-DOLEK, PRZEPRASZAM, ALE... ON CHYBA UMAR.

Nie

niE

NIEEEE

TO NIEMOŻLIWE! NIE KOLEJNY!

Dolit podbiegł do drzewa, chciał się znowu wspinać. Zehirla już nic nie robiła, Bera też stała jak osioł.
Młodzieniec musiał coś zrobić. MUSIAŁ!
Bera jednak złapała go za kostkę, a gdy on spojrzał nań wściekle tylko pokręciła głową.

Raz jeszcze spojrzał w górę i zobaczył, że tamten już nie oddycha i zwisa całkowicie bezwładnie, a gałęzie jakby chcąc się upewnić, że nie przeżyje nadal go miażdżyły.
Dolit zsunął się z pnia niemal bezwładnie. Uleciała cała determinacja, cała energia. Czuł się pusty w środku bez tych wypełniających go emocji. Nie czuł smutku, czy żalu. Po prostu pustkę.
Nie pozostało im nic innego jak wrócić do jaskini.

Po powrocie do "domu" Dolit nie potrafił zaangażować się w ich wspólne sprawy. Zdawkowo coś odpowiadał, a gdy się naradzali zgodził się z decyzją większości.
Nie miał już sił walczyć. Był całkowicie zrezygnowany i wypalony emocjonalnie.
Może Xaazowi się udało? Może naprawdę zmienił go w chodzącego trupa jak wcześniej groził? A może nie groził? Dolit nie był pewien czy słyszał takie słowa, czy też to było zwykłe skojarzenie. Nawet jeśli jednak podpowiadała mu to wyobraźnia, było to bardzo realne, bardzo pasujące do stanu rzeczy. Tamten gdzieś się zaszył. Dolit nie chciał go szukać, nie chciał go oglądać. Nigdy już nie chciał widzieć tej ochydnej gęby!

Nie. To nie gniew. To postanowienie. Po prostu.

Dolit pragnął by to wszystko się wreszcie skończyło, by mógł wrócić do dawnego życia.
Nie. Nie takiego jak przedtem.
Wiedział, że nie będzie potrafił zostawić ich, a szczególnie pięknej elfki. Martwiłby się o nich.
Nikt z nich nie powinien już umierać. NIKT.
Oczywiście w tej grupie nie mieścił się tamten. Oby sczezł, o ile już się tak nie stało. A nawet jeśli to nie sczeźnie powtórnie!

Nie. To nie gniew. To poczucie sprawiedliwości.

Przy boku Dolita siedziała Zehirla. W zasadzie stanowił dla niej oparcie. Wyglądało na to, że to jedyna forma oparcia jaką mógł jej zaoferować...
Od tamtych wydarzeń nie odezwała się doń ani słowem.
Dolit domyślał się, że nim wzgardziła. Nie dość, że nie zniszczył wtedy Xaaza choć ten na to zasługiwał (i nadal zasługuje) to jeszcze nie uratował Davy'ego.
Mimo to jednak ona opierała się o jego ramię. To dziwna niekonsekwencja, ale oczywiście młodzieniec nie miał nic przeciwko temu. Ta przygoda musiała ich silnie związać.
Dolit przypomniał sobie co się działo jeszcze parę godzin temu, gdy siedzieli w tej samej jaskini przytuleni. To było jednak pobieżne skojarzenie. Teraz był wśród nich jakiś chłód. Być może chłód śmierci.

I nagle, jakby po to by rozproszyć ów "chłód" Zehirla wyczarowała przecudowną muzykę. Dolit jako artysta potrafił docenić powstający w jaskini przepiękny akompaniament. Ale było to zaledwie preludium.
Zehirla uśmiechnęła się... Ten piękny widok stworzył kolejną rysę w pustce siedzącej we wnętrzu Dolita. Zapyta ktoś pewnie: "Jak można zarysować pustkę". Dolit też nie miał pojęcia. Czuł jednak, że próżnia, którą odczuwał w duszy wycieka, a w zamian zaczyna przepełniać go coś ciepłego.

Wtedy Zehirla powiedziała:
-Zaśpiewam teraz coś dla Osberna i Daviego, których niestety nie ma już z nami, ale o których pamiętamy... Mam nadzieję że ich dusze porzuciły wszelkie troski..

Wspomnienie tamtych dwóch zabolało, tym bardziej, że Dolit nie mógł już schować się w tamtej pustce. Ból jednak szybko przeminął, albowiem elfka faktycznie zaśpiewała. I to jak!

Młodzieniec wstrzymał oddech na zbyt długo. Stanęło mu nie tylko serce. Przypomniał sobie, że potrzebuje tlenu ale wdech uczynił bardzo powoli. Oddychał wolno i głęboko.
Jakby mało było wrażeń chwile później ze swą muzyką dołączyła Lily. Ale dla Dolita harfistka stanowiła zaledwie tło dla tej cudnej piękności jaką jest niewątpliwie Zehirla.
Skąd taka istota mogła się tu wziąć? Piękna zewnętrznie, obyta w towarzystwie, kulturalna, o niewinnej, czystej duszy i jeszcze w dodatku prawdziwa artystka!
Dolit zmusił się by oderwać wzrok od jej twarzy. Spojrzał na jej dłoń, która jak się okazało gładziła Bęrę.
Jak? Przecież ten złośliwy "małpiszon" bez przerwy odstraszał wszelkie kobiety, które chciały jej dotykać.
Widać Zehirla zapanowała nie tylko nad jego sercem.
Zaraz! Czy naprawdę jego serce należy do niej? Skąd taka myśl?
Młodzieniec jednak wiedział, że to prawda. Nawet on nie mógł się tak bardzo oszukiwać.
Przypomniał sobie swoje wcześniejsze postanowienie- nigdy więcej jej nie zawieść. Musi jej pokazać ile jest wart.

Może gdyby zabił Xaaza? Ale ta pieśń emanowała jakąś... dobrocią. Czy osoba tak czysta pod każdym względem jak Zehirla podziwiałaby zwykłego mordercę?
Xaaz to nie człowiek wprawdzie, ale... napatrzyli się na zbyt wiele krwi. Młodzieniec nie miał też pewności czy aby na pewno to ten brzydal zabił Osberna. Dolit słyszał o wyczynach tamtego na cmentarzu. Być może to jego obrzydliwe upodobanie do trupów...
Niech sczeźnie!
Może gdyby Xaaz sprowokował kogoś z nich? Tak. To brzmi rozsądnie.
Xaaz ich atakuje, a Dolit ponownie staje w obronie tej elfiej piękności ratując ją z opresji.
Pocieszając się tą myślą i układając plany jak by tu odzyskać szacunek ślicznej śpiewaczki Dolit zasnął jak dziecko.

Obudzono go przedwcześnie. Wprawdzie dla niego nigdy sen nie trwał za długo, jednak tym razem naprawdę odpoczynek był wyjątkowo krótki.
Dolit wlókł się za pozostałymi.
Na szczęście to nie on był ostatni. Z tyłu posuwał się Xaaz.
Młodzieniec starał się iść tak by być zawsze między tamtym, a Zehirlą. Tak na wszelki wypadek.
Tak nawet było dobrze. Niech Xaaz idzie za nimi jak jakiś pies. Na nic innego nie zasługuje.

Dolit myślał czy nie odezwać się do Zehirli, ale nie wiedział co miałby jej rzec. Wszystko co przychodziło mu do głowy było jakieś takie proste, niewyszukane, banalne. Z resztą atmosfera nie sprzyjała rozmowom.
Noc jakby ożyła. Wszędzie było pełno małych i większych zwierzątek. Oczywiście nie zabrakło znienawidzonych przez młodzika owadów. Przez chwilę Dolit zatęsknił za cichym lasem, w którym to wszystko się zaczęło. Szybko jednak przypomniał sobie skąd brała się tamta cisza. Na tę myśl o mało instynktownie nie przyspieszył, jednak pamiętał dlaczego musi iść z tyłu. Oczywiście nie dlatego, że był zmęczony.
Co to to nie. Przecież nie był słabszy od pozostałych!
Musiał po prostu chronić Zehirlę przed Xaazem. Ot co!

Szli więc w milczeniu, każdy najwyraźniej pogrążony we własnych myślach. Nagle Dolit ujrzał gwiazdy. Miały one dwie dziwne cechy. Po pierwsze były czerwone, a po drugie nie na swoim miejscu, to znaczy zamiast na być na niebie jak przystało, one rozłożyły się w oddali na ziemi.
Dolit dopiero po chwili uświadomił sobie, że to mogą być ogniska.

Przyszedł Roley i kazał im paść na ziemię, mówiąc, że zbliżają się jakieś dziwne gobliny. Ta noc i dotychczasowe wydarzenia wyzwoliły we wszystkich czujność. Dolit więc jak na komendę padł na ziemię.
Zehirla jednak zamiast leżeć z nimi wstała i ruszyła naprzód.

O nie! Tym razem Dolit nie zawiedzie.
Nie myśląc za wiele też wstał i poszedł za nią. Nie wiedział co ona robi i mówi, wiedział jednak, że musi być przy niej. Wyciągnął swój kij, a Bera, równie czujna, szła u jego boku.

Zehirla odezwała się do nadciągających stworzeń niemal przyjacielsko.
Dolit nic nie rozumiał.
Może to biedne dziewczę jest zbyt ufne?
Tym bardziej musiał ją chronić.
Był gotowy.
Chyba...
 

Ostatnio edytowane przez Perrin : 28-06-2016 o 09:18.
Perrin jest offline  
Stary 28-06-2016, 11:06   #56
 
Yuan's Avatar
 
Reputacja: 1 Yuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie coś
*Wcześniej w jaskini*


Roley rozsiadł się wygodnie pod ścianą, zamknął oczy i spróbował zebrać myśli. Przywołał w głowie obraz swojego ojca. Człowieka, który zawsze wiedział co robić i starał się robić to jak najlepiej. Jego wzór i autorytet, mimo, że ich relacje były zwykle dosyć szorstkie. Ostoja spokoju i wsparcia, czego Roleyowi nigdy nie udało się osiągnąć. Ciekawe gdzie teraz jest? Cóż to chyba bez znaczenia, bo nie odzywał się do niego odkąd... Nagła fala ciepła przeszyła Roleya gdy przed oczami stanęło mu ponownie głęboko ukryte wspomnienie. Rozbita butelka, krew i zaskoczony, pełen bólu i utraty nadziei wzrok nawiedzały go w koszmarach setki razy, przez wiele lat nie pozwalając się mu pozbierać.

Otworzył gwałtownie oczy próbując wyrzucić to szybko z pamięci, ale niewiele to pomogło. W końcu wstał i zaczął miotać się po jaskini. Lily przyglądała mu się z mieszaniną strachu i zdziwienia, ale na szczęście nie spytała o nic. Może się go bała, może wciąż była trochę obrażona, ale to teraz bez znaczenia, chciał mieć spokój. Po paru minutach, cały spocony, ciężko dysząc upadł w rogu, a po jego policzku spłynęły łzy. Nie tamował ich, wiedział, że to bezcelowe.

W końcu wrócili. - Długo was nie było... - rzucił łowca, ale złapany przez chwilę pełen wściekłości wzrok elfki powiedział mu jasno, że mieli powód i zniechęcił do drążenia tematu. Coś wyraźnie poszło nie tak pośród poszukującymi, ale wyglądało na to, że Zehirla i Dolit wciąż są zbyt wstrząśnięci żeby o tym gadać, a Xaaz, cóż, jak to Xaaz, po prostu schował się za zaporą milczenia, której Roley nie miał ani ochoty ani zamiaru forsować. Po próbie pobieżnego dowiedzenia się o co chodzi w końcu machnął ręką, pewnie dowie się tak czy siak w swoim czasie, a czuł w środku, że podkręcanie atmosfery może im tylko zaszkodzić. To co było teraz istotne to, że stracili Davy'ego i Osberna. Łowca nie nazwałby żadnego z nim przyjacielem, wszak ledwo się znali, ale jednak ostatnimi czasy, mimo sprzeczek i początkowej wzajemnej niechęci ta nietypowa, zcalona strasznymi wydarzeniami drużyna tworzyła pewną grupę coraz bliższych sobie ludzi i strata dwójki z nich bolała ich wszystkich (no... może prawie wszystkich), szczególnie, że utrudniała im już i tak niełatwe zadanie. Wszyscy jednak wydawali się zgodni, że zbyt wiele złego się tu już stało i pora ruszać dalej, na co Roley przystał z wielką chęcią.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=06H_6oI4EK4[/media]

*Nieco później w środku lasu*


Łowca pewnie prowadził grupkę przez las kierując się swoimi nabytymi przez lata umiejętnościami. Mocne światło księżyca rozświetlało nieco ciemności i znacznie ułatwiało zadanie. Początkowo wszyscy szli bardzo spięci, nerwowo reagując na wszystkie trzaski w obawie przed ścigającymi ich kapłanami, ale po pewnym czasie strach ustąpił miejsca znużeniu, uwaga zaczęła się rozpraszać ustępując miejsca wspomnieniom ciepłego łóżka i dobrego jedzenia.

Nagły widok obozowiska przed nimi, dodatkowo najwidoczniej aktywnego nawet w środku nocy zaskoczył ich wszystkich. Roley zachował przytomność i kazał wszystkim paść na ziemię. Wyglądało na to, że to jakieś gobliny... ale jakieś takie przerośnięte, dodatkowo wokół widać były domy, więc to raczej nie było ich naturalne środowisko.

Roley spojrzał na elfkę i nieśmiało dreptającego z nią Dolita. Widać było, że chce wyjść na bohatera i obrońce bezbronnych niewiast, ale w połączeniu z pewnym ociąganiem i niepewnością wyglądało to dosyć komicznie. Zehirla najwidoczniej chciała się dogadać z przybyszami. Roley schował się i naciągnął strzałę na cięciwę w razie gdyby negocjaje nie poszły po ich myśli...
 

Ostatnio edytowane przez Yuan : 28-06-2016 o 11:12.
Yuan jest offline  
Stary 03-07-2016, 22:59   #57
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Obudziwszy się w ciemności jaskini syknął z bólu i począł się trząść w drgawkach. Gorączka, skurcze, przeszywające kłucie w klatce piersiowej, chęci wymiotów oraz spalone dłonie sprawiły, że Xaazz czuł się koszmarnie, lecz najbardziej przerażały go myśli o piekle w jakim się znajdzie, gdy umrze. Zdawał sobie sprawę, iż u wyjścia z tej jaskini znajdywała się grupa ludzi czyhających na jego życie, a jednocześnie tylko z nimi miał jakąkolwiek szanse na uniknięcie śmierci. W jego umyślę rozbrzmiewał ponury, mroczny głos, od którego bolała go głowa. Nie był pewien czy otaczająca go ciemność to już nie ów przestrzeń otchłani. Będąc na granicy jaźni poruszył dłonią by zasięgnąć do przypiętego do pasa bukłaka, którego wywar stłumił cierpienie i dał mu siły by oparł się o sklepienie. Obrazy rzezi jeden za drugim przelewały się przed jego oczyma, a mowa, którą słyszał przemieniła się w jęki i piski ofiar. Truchlejąc ze strachu oblał się potem, a jego wzrok błędnie krążył po zalanej cieniem przestrzeni. Nagle z ziemi przed nim wyrosła ogromna bestia, Baatezu, otoczona ognistą aurą i obdarzona śmiercionośnym spojrzeniem. Xaazz w wielkim strachu klęknął składając pokłony i rozpoczął błagać o litość.

- Wielki panie przecież dałem ci czego pragnąłeś i zawsze wypełniam twą wolę.

- Milcz. Więzy nie były wystarczająco silne! Pragnę więcej krwi! Pragnę więcej dusz!


Rozszerzające się źrenice czarownika chciały zabić demona, lecz paraliżującego go przerażenie nie pozwoliło wykonać mu, choćby jednego skinienia. Potwór zniknął w ogniu rechocząc przy tym w rozpuku, pozostawiając go w bezsilności oraz łkaniu. Spływające po jego licu łzy, w końcu przerodziły się w gorycz, a ta w wewnętrzną siłę, by dalej walczyć o lepszy los niźli wieczne cierpienie w ogniu i był gotów zrobić dosłownie wszystko, aby uniknąć tego fatum.

Cały oblepiony krwią wyczołgał się z trudem z jamy, a odór mu towarzyszący, kąsał nozdrza na tyle silnie, iż miał wrażenie, że reszta grupy właściwie ucieka przed nim w popłochu zostawiając go na zgubę. Xaazz pomimo okropnego bólu ciągnął się za nimi niczym cień. Zmęczony i pół-martwy cień. Latające w okół jego głowy owady jakby czaiły się na jedno potknięcie, by obejść go do kości. On jednakże parł do przodu motywowany chęcią silniejszą niż sama bojaźń przed śmiercią.
 
Libertine jest offline  
Stary 03-07-2016, 23:33   #58
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Wielkie Doliny, północne wzgórza, noc

Dwa stworzenia znieruchomiały. Jeden z napotkanych osobników podniósł rękę w kierunku Zehirli i Dolita, chyba w geście pozdrowienia. Drugi zaraz szarpnął go za ramię, po czym zaczęli się kłócić w nieznanym nikomu z drużyny języku. Przez tę chwilę mogli im się dokładniej przyjrzeć.

Owe stworzenia kolorem skóry i rysami twarzy przypominały gobliny, ale były wzrostu i tężyzny normalnego człowieka. Były ubrane po żołniersku – skórznie i broń. Jeden z nich dzierżył połyskujący sejmitar, drugi miał trzymał… jakąś broń... palną. Muszkiet?

W koncu miecznik fuknął i splunął, a muszkieter odwrócił się po raz kolejny i zamachał. Zawołał w gardłowym wspólnym.
- Witaj… ty! I ty! Podróżnicy mile widziani! Zaprowadzę was do wodza, to przejdziemy do interesów!

Cała reszta ostrożnie zaczęła wyglądać z trawy, nieco zmieszani tym, co się dzieje. Czarodziejka z podniesionym czołem zaczęła iść w stronę, gdzie kierował się nowy 'znajomy', dając innym znak, by szli za nią. Kilkanaście metrów za nimi wlókł się towarzysz przewodnika.

Zbliżyli się do osady. Wokół biegały małe swtory podobne do nich. Półelfka prześledziła w myślach mapę regionu. Mogły to być hobgobliny z pobliskich Gór Giganglickich. Tak blisko Bezentil? Być może dotarli dalej, niż im się zdawało.

Teraz, gdy mieli chwilę na zastanowienie, rzeczywiście: Temperatura spadła. Podmuchy wiatru na tej otwartej przestrzeni smagały niczym lodowate bicze. Wiosna w tych rejonach nie zawitała i możliwe, że nigdy tego nie robiła. Płomienie z ognisk tańczyły dziko, nieustannie podsycane przez dorzucane kawałki drewna. Właśnie dlatego panował tu taki ruch. Ognie musiały płonąć silnie, by nie zgasnąć na porywistym wietrze.

Hobgoblin maszerujący dumnie na przedzie zatrzymał się przed największą chatą, przed którą stasconowało dwóch jemu podobnych. Wymienili kilka zdań w swoim bełkotliwym języku, a następnie cała grupa została wpuszczona do środka.

Wnętrze jednoizbowego domu było pokryte różnymi niepasującymi do siebie skórami. Podłoga, ściany, nawet sufit. Wszystko w skórach. Wiatr tu właściwie nie mał dostępu, było prawie jak w “Gronostaju” jeśli porównać różnicę w komforie po wejściu. Na kilku ciężkich żelaznych stojakach stały lampy olejne, dające ciepłe rozmyte światło. Po jednej stronie pokoju stały skrzynie i półki zapełnione różnościami, na które nikt nie zwrócił większej uwagi. Po drugiej znajdował się wielki kanciaty nieregularny stół, przy którym siedziały trzy hobgobliny na prostych krzesłach, które najwyraźniej właśnie przerwały rozmowę przy posiłku. Na drewnianych talerzach widać było kości i resztki mięsa oraz pieczywa.

Jeden z gospodarzy miał siwiejącą brodę i duże oczy, jego szata wyglądała na ludzką. Jasna koszula i ciemnozielone bryczesy na szelkach. Bardzo dziwne zestawienie. Pozostała dwójka przypominała innych spotkanych na zewnątrz: Proste ubranie, bardziej praktyczne, niż szykowne.

Starszy jegomość powiedział coś cicho do przewodnika, który odpowiedział entuzjastycznie w kilku zdaniach. Dalej 'wódz' przemówił już we wspólnym:
- Vernon mówi, że chcecie handlować, dobrze, handlujmy.
 
Ryder jest offline  
Stary 04-07-2016, 05:18   #59
 
Demogorgon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znany
https://www.youtube.com/watch?v=0t9TlXAnDDM

Vernon o mało nie gwizdnął na widok kobiety, która wystąpiła na czele grupy obcych. Nie przepadał za ludźmi, ani za innymi rasami, skoro już o tym mowa. Ich kobiety też z reguły go nie pociągały, podobnie ich mężczyźni. Ale w tej tutaj było coś, co trudno mu było sprecyzować, ale fascynowało go to. Niemal nie myśląc co robi, opowiedział jej tym samym gestem. Szarpnięcie przywołało go do rzeczywistości.

-Pojebało cię?! To obcy! – Warknął Watek, groźnie wymachując swoim sejmitarem.

Watek. Pierdolony Watek, zawsze włażący mu na głowę. Od kiedy byli dziećmi, nigdy nie przepuścił okazji, by podkreślić, kto jest lepszy, kto ma pierwszeństwo, kto lepiej włada mieczem. Zawsze, na każdym kroku lubił się wywyższać.

Watek był jego młodszym bratem. I pupilkiem rodziców. Zawsze był szybszy, lepszy, silniejszy. To on odziedziczył największy skarb ojca, sejmitar przywieziony z podróży z młodości. Zresztą, nie byli jedyni, całe plemię zawsze faworyzowało Wateka, był ulubieńcem wszystkich. Bo bardziej się wykazał w bitwie. Bo lepiej władał mieczem. Bo był lepszym myśliwym. Bo był lepszy i silniejszy pod każdym względem. Watek dostał dobry dom, Watek poślubił córkę wodza. Vernonowi zaaranżowali małżeństwo i musiał mieszkać w domu rodziców Elii, w ciasnej chałupie, za małej dla dwójki. Ale od kiedy zmarła zeszłej zimy, został sam. I chałupa była teraz za duża. Był sam, wszystko wokół mu ją przypominało. Nie mógł tego znieść. A czy Watek przyjął go do siebie, gdy go poprosił? Gdzie tam!

Kiedyś mu to nie przeszkadzało. Vernon robił swoje. Watek miał się lepiej, bo był silniejszy. Watek pomiatał nim, bo był lepszy. Taka była kolej rzeczy, tak głosiło słowo Malara, i nie miał wyboru, jak to zaakceptować. Ale potem przybył wędrowiec. Człowiek z dziwną bronią, jakiej nigdy nie widzieli. Ojciec Kane. Wszyscy obawiali się tego człowieka o ciemnej skórze i żarze wiary w oczach. Jedynie Vernon zgodził się przyjąć go w nocleg. Potrzebował pieniędzy tak bardzo. Ale dostał coś więcej, niż tylko zapłatę. Człowiek nauczył go jak wyrabiać broń, taką jak jego własna. Nauczył go jak produkować kule i proch. Nauczył go jak używać jej i zabijać. Kiedy odszedł, Vernon zrobił ze swojego pierwszego muszkietu dobry użytek. Zabijał więcej na polowaniach. Gdy zwierz podchodził pod domy albo bandyci napadali wioskę, kładł swój cel zanim Watek zdołał do niego dobiec. Z tą bronią to on stał się silniejszy. Ale nikt nie chciał tego zaakceptować. Nikt nie odnosił się do niego z należnym mu szacunkiem, nikt nie roztaczał przed nim takich zaszczytów, jak przed Watekiem. Nawet Watek nie potrafił okazać mu szacunku, jako lepszemu. Co gorsza, zrobił się straszliwie przeciwny wszelkim obcym, jakby bał się, że przyniosą nową wiedzę, którą mógłby wykorzystać przeciwko niemu. Vernon dobrze wiedział, o co tu chodzi. Ale nie powiedziałby mu tego w twarz. Jeszcze nie.

- Handlarze. – Odparł spokojnie bratu. –Zaprowadzę ich do wodza.

-Masz łeb jak handlarz! Wszyscy obcy to oszuści i obdartusy, a już i szczególnie. Popatrz na to coś, co to w ogóle ma być?! – Rozeźlił się Watek, pokazując palcem na największego obdartusa w grupie, który, jak Vernon dowiedzieć miał się później, miał na imię Xaazz. Vernon był prawię gotów się zgodzić, ale widok (a nawet zapach) tego włóczęgi równoważyła, w jego oczach, dama z przodu, najwidoczniej przywódczyni tej dziwnej kompanii. Po za tym, jego brat stanowczo działał mu dzisiaj na nerwy.

-To, że twoja żona jest głupia i kupiła to bezużyteczne gówno, które zalega ci w izbie, nie znaczy, że każdy przybysz chce cię naciągnąć! – Odszczeknął się. – jak chcesz, możesz iść ze mną i poderżnąć im gardła, jeśli któryś choćby wypowie słowo „dywan”.

-Może tak zrobię. – Watek splunął. –Gdyby to ode mnie zależało, wszystkich bym powybijał. Szelkowcy jebani.
Mając sprzeczkę z bratem za sobą, Vernon zwrócił się do pięknej nieznajomej.

-Witaj… ty! I ty! Podróżnicy mile widziani! Zaprowadzę was do wodza, to przejdziemy do interesów!

Chyba zrobił dobre wrażenie, nawet pomimo irytacji. W sumie, jak o tym myślał, to zdał sobie sprawę, jaką możliwość przedstawiają mu podróżnicy. Gdyby się z nimi zabrał, mógłby znaleźć miejsce, gzie ktoś doceni jego siłę i umiejętności. W wiosce nic go nie trzymało. I zaczynało mu brakować pieniędzy. Może powinien wyruszyć i trochę zarobić? Podrasować swoje umiejętności? Czy taka była wola Malara? Nie zesłał mu Ojca Kane jeśli chciałby, aby polował tylko na zabłąkane niedźwiedzie.

-Osada zwie się Karnkleks. – Odezwał się do nieznajomej. Jak na ludzką paskudę, to naprawdę była całkiem niezła. – Vernon Szczur jestem. Jak czegoś potrzebować, służę. – Przedstawił się, wykorzystując chwilę, aby zlustrować jeszcze raz nieznajomą od stóp do głów. –Interesy muszą iść źle, że takie niezłe panny muszą się zapuszczać tak daleko, aż do nas. – Stwierdził. –Bo panienka jest całkiem całkiem. Nie to co moja żona, bogowie miejsce ją w swej opiece, ale nikt nie zdoła doścignąć perfekcji. – Vernon nie rozumiał, czemu wszyscy zawsze mówili, że flirtowanie to sztuka. To było łatwe jak kaszka z mleczkiem.

-Wódz jest Yekil, mądry i poważany. Nie próbujcie żadnych sztuczek, dobra rada. – Powiedział, wprowadzając ich do izby wodza. Którego zastał akurat w jego odświętnym stroju.

Nie wszystko co przywozili handlarze było dobre.

-Vernon, co to za jedni? – Zapytał Yekil.

-Przybysze. Może mają coś na handel. Można spróbować, nie? – Odpowiedział.
 
Demogorgon jest offline  
Stary 09-07-2016, 14:20   #60
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Spięty wyraz twarzy i nerwowo błądzące po osadzie oczy towarzyszyły jej przez całą drogę. Kto by się spodziewał takiego pomysłu od elfki. Przyjaźń z goblinami! To ci dopiero desperacja. Yazumrae miała dość ciągłej walki, gonitwy. Była wymęczona, chciała zwinąć się w kłębek i zasnąć jak niewinne kocię. Marzyła o czułości i bezpieczeństwie. Hobgoblin który z wyglądu nie był zbyt zachęcającym towarzystwem, zdawał się miły i sympatyczny. Czy mogła być to sprawka tylko jej zaklęcia? Zauroczenia którym go oczarowała? Jeśli tak, wszystkie gobliny na świecie powinno się zauroczyć! Może skończyłyby się wtedy wojny? - dumała. Vernon zaskoczył jeszcze bardziej gdy zaczął ją bez skrępowania podrywać.

Półelfka lekko zastrzygła uchem i zamarła z rozchylonymi ustami, nie dowierzając co się właśnie dzieje, i nie wiedząc co odpowiedzieć. Oczywiście nie pierwszy raz ktoś ją podrywał i nie pierwszy raz słyszała miłe komplementy, lecz nigdy z ust hobgoblina, goblina czy innego orka.
Dolit się obruszył i zdawało się że chce jakoś się w to wszytko wmieszać. Czyżby był zazdrosny? Zehirla była tym faktem wielce zadowolona, gdyż znaczyło to tyle, że zależy mu na niej. Wiele czasu czekała na jakieś starania z jego strony, lecz ich zabrakło. Może był po prostu nieśmiały? Może po śmierci Osberna wpadł w traumę? Nie chciała go źle osądzić jednak najważniejsze było to co będzie teraz. Musiała go powstrzymać przed zrobieniem jakiegoś głupstwa, w końcu on pewnie nawet nie spodziewał się że hobgoblin jest pod wpływem zaklęcia. Zdecydowanie nie mogła pozwolić mu by pozbawił ich jedynego sojusznika w tej obcej wiosce. Chwyciła go za dłoń i ścisnęła ją mocno. Spojrzała w te jego oczy wyraźnie, głęboko i władczo, ale jednocześnie bardzo ciepło. Musiał tego spojrzenia usłuchać, i usłuchał.

Wciąż zarumieniona po słowach Vernona, jak i obruszeniu Dolita musiała odzyskać takt, bo przecież to ona ich w to wpakowała i teraz ona musiała ich z tego wyciągnąć.

- Am.. dziękuję. - odpowiedziała wdzięcznie, zawstydzona odgarniając grzywkę, bo przecież wbrew komplementom Vernona zdawała sobie sprawę jak teraz wygląda. - Ja nazywam się Zehirla Yazumrae He.. - urwała na moment po czym dokończyła ciszej, chyba bardziej po to tylko by nie urywać tak nagle zdania. - ..Heite.

***

Oto stanęli przed wodzem wioski, w wielkiej sali obwieszonej skórami. Prostej, takiej jakiej można by się spodziewać po barbarzyńskiej izbie. Teraz, nawet te warunki wydawały się dość kuszące. Mało tego, teraz nawet koc rzucony przy kominku byłby luksusem! Wódz Yakil nosił jeździeckie spodnie które półelfka zlustrowała zaciekawiona. Podobały jej się tylko spodnie, lubiła mężczyzn na koniach, to było coś bardzo dla niej męskiego i podniecającego. Mężczyzn eleganckich i dostojnych. Naprzeciw niej siedział potwór.

Powiodła wzrokiem po drużynie i zatrzymała go na Dolicie. Nie zauważył tego, skupiony był na czymś z Yakilowego stołu. Trzeba było zacząć to co rozpoczęła. Miała tremę. Zehirla wpierw wydała się trochę skonfundowana, spojrzała przelotnie w stronę towarzyszy szukając w nich wyraźnie oparcia, a przynajmniej dając do zrozumienia że może być ono potrzebne. Jej mina wyrażała sobą mniej więcej tyle co “masz babo placek” i “wiecie przecież że chciałam dobrze”. By nie urazić wodza zwróciła się znów w jego kierunku i wyszła lekko na przód. Skłoniła się nisko, elegancko z wyczuciem, mimo to nie opuszczając ulegle wzroku ku ziemi. Odgarnęła delikatnie włosy i zarzuciła ich taflę na stronę z której jej ubranie było trochę rozdarte starając się zamaskować tą nieco kompromitującą wadę.

- Witaj wielki Yekilu, dostojny władco tych ziem. Choć chcielibyśmy by to wspaniałe opowieści o tej osadzie, harcie ducha, odwadze i mądrości jej władcy, a także niezwykłym jej bogactwie przywiodły nas tutaj prawdą jest że zaszczyt ten spłynął na nas wolą bogów i przeznaczenia. Nazywam się Zehirla Yazumrae, a to - tutaj elfka wskazała resztę drużyny - są moi towarzysze. Nie jesteśmy wprawdzie handlarzami, a i dobytku ze sobą wielkiego nie mamy. Los choć przewrotny, pozwolił nam zawitać u twoich progów. Dlatego z pewnością jakiś podarek uda nam się wykrzesać, by okazać wdzięczność za godne przyjęcie. Prosimy o wielki Yekilu byś przyjął nas na dzień, pozwolił odpocząć i zmyć z siebie trud podróży, potem wyruszymy dalej. Wiele nas różni, ale tym cenniejsza może być wymiana, nawet jeśli tylko doświadczeń. Z pewnością bądź co bądź, władca twojego pokroju na równi ceni sobie skarb jakim jest wiedza, córa mądrości.

Elfka na łasce hobgoblina. Jej godność i duma którą wpoiła jej matka krzyczała, lecz umysł kazał milczeć i zdławić to w sobie, jeśli chciała żyć. Niczym człowiek, niczym połowa jej krwi. Krwi której nienawidziła. Czuła na plecach wzrok reszty grupy, ale przełknęła w sobie tą gorycz...
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 09-07-2016 o 14:26.
Kata jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172