|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
03-05-2016, 02:20 | #1 |
Edgelord Reputacja: 1 | [DnD 3.5 FR] Popiół mojej duszy [18+]
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |
07-05-2016, 00:57 | #2 |
Edgelord Reputacja: 1 | PROLOG: Dies desperationis
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. Ostatnio edytowane przez Zell : 19-05-2016 o 19:51. |
19-05-2016, 17:58 | #3 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Nastrój w jakim był Aumixel skłaniał raczej do dania pierwszemu natrętowi, który się nawinie w twarz, jednak widząc sponiewieraną przez życie dziewczynę, lód w jego sercu momentalnie stopniał i bard uśmiechnął się na ile był w stanie. Była w końcu młodą dziewczyną, która po prostu nie trafiła na swego mistrza, tak jak on. Odrzucił poły płaszcza, zadarł zawadiacko brodę, po czym skłonił się wykonując niezwykle wyszukany, zdecydowanie zbyt głęboki, dworski ukłon. -Witaj cna księżniczko. Czyżbyś została porzucona przez swą służbę? A może sama ich oddaliłaś, by incognito zwiedzać Miasto Wspaniałości i obdarzać swymi bezcennymi przemyśleniami takich prostaczków jak ja? Ach… wybacz, gdzie moje maniery. Nie przedstawiłem się. Tu zgiął się w jeszcze bardziej groteskowym ukłonie wyrzucając z siebie jednocześnie formułę prezentacji. -Aumixel Hegemax niezrównany poeta, wirtuoz harfy, podróżnik, badacz, uczony, dżentelmen. Czy zechce księżniczka mi towarzyszyć do najbliższego kramu z naleśnikami? Zaprosiłbym Waszą wysokość do najwykwintniejszej karczmy w Dzielnicy Morskiej ale nie chcę Waszej Wysokości zdemaskować- tu mrugnął porozumiewawczo uśmiechając się przy tym szelmowsko. -Chodźmy więc, naleśniki czekają. Po drodze będzie czas na omówienie filozoficznego zagadnienia, które księżniczka raczyła poruszyć. Skończył swój słowotok i podał dziewczynie ramię, obdarzając ją jednocześnie promiennym uśmiechem. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, chociaż ten uśmiech trwał tylko chwilę i przyjęła rękę Aumixela. Przez moment szła w milczeniu, aby odezwać się ponownie tym samym tonem głosu: - Czego ty szukasz, błądzący? -Czego szukam? Ach drobiazg. Gdybyś miała pod ręką zbędną Kulę Czerwonego Smoka byłbym bardzo zobowiązany. Aumixel zaśmiał się rozbawiony własnym żartem. -A na poważnie księżniczko to tego samego co ty, szczęścia i miłości. Ale dość głupot. Dochodzimy do kramu. Jakiego rodzaju naleśniki preferuje książęca mość? Polecam z serem. Chyba najtrudniej się struć. Po serze od razu widać, że nieświeży. Mrugnął jeszcze do dziewczyny po czym złożył zamówienie u kramarza. -Dwa naleśniki z serem. Dziewczyna odezwała się ponownie dopiero po dłuższej chwili, już po tym jak kramarz dał obydwu naleśniki, a ona zdążyła zjeść połowę swojego. - Za szczęście czy jego brak odpowiadają boginie, a miłość… Jest mało warta. - zwróciła spojrzenie na Aumixela - Szkoda mi ciebie. Aumixel wybuchnął szczerym, gromkim śmiechem o mało nie dławiąc się naleśnikiem. Z trudem się opanował po kilku sekundach, by ponownie skłonić się przed dziewczyną. - Zaiste trafiła mi się księżniczka. Mądra i miłosierna. Poradź mi więc coś czcigodna pani, bo na razie tylko rzucasz sentencjami i jesteś zagadkowa niczym sfinks. Dziewczyna wpatrywała się głęboko w oczy Aumixelowi zanim odpowiedziała na jego słowa. - Jak wytrzymujesz myśl, że twoja dusza do ciebie należeć nie będzie? Aumixel znieruchomiał i całkiem spoważniał. Gdyby nie fakt, że miał na palcu pierścień tarczy umysłu wziąłby ją za szaloną zaklinaczkę lub czarodziejkę, ale użycie magii nie wchodziło w grę, chyba że wyjątkowo potężnej. Raczej nie miał przed sobą śmiertelniczki. Quazinube gardziła śmiertelnikami. Jako posłańca użyłaby jakiegoś czarta. Tyle, że czart raczej nie przybrałby takiej powłoki. Jakieś bóstwo? Nie miał zbyt dobrego zdania o bogach i wątpił, by okazał się na tyle interesujący. Jedno nie ulegało dla niego wątpliwości, należało podjąć tę grę. -No cóż moja pani. Wytrzymywanie, gdy się jest na wolności i je naleśniki z serem na ulicy w Waterdeep, jest bez porównania prostsze od wytrzymywania niewoli czartów. Jak to mówią póki życia póty nadziei. Dużo gorzej wytrzymuję fakt, że mój przyjaciel Wolmit dalej jest w piekle. Pytasz pani z ciekawości, czy może chcesz mi coś doradzić? - Nadzieja jest kapryśną kochanką, a pytam, bo badam stopień desperacji, która w tobie drąży tunel prowadzący w nieznane. -Nadziei nie tracę nigdy, natomiast nieobliczalny jestem zawsze moja pani- bard uśmiechnął się szelmowsko- tak więc na pytanie o desperację odpowiem tak i nie. Podróż w nieznane? Zawsze, nawet tunelem, wskaż tylko kierunek pani. - Kierunek… - mruknęła dziewczyna nie odwracając wzroku od oczu barda - Kierunek może być jak i zbawieniem, jak i zgubą, jednak jedno będą obie możliwości miały wspólne - popiół. - urwała na chwilę i wyciągnęła do niego dłoń w zapraszającym geście - Podaj mi rękę, a poprowadzę cię. Aumixel bez chwili wahania podał dziewczynie dłoń.
__________________ Zawsze zgadzać się z Clutterbane! |
19-05-2016, 20:17 | #4 |
Reputacja: 1 | Sylvain w odpowiedzi jedynie zaklął cicho pod nosem, jednak nawet wypowiedzenie kilku słów poniosło za sobą ogromny ból w boku. Wyglądał jak jedno wielkie nieszczęście - już dawno nie był tak bliski śmierci jak teraz, jednak nie przejmował się tym za bardzo - być może osoba, którą był kiedyś odczuwała by jakiś strach, jednak on aktualnie czuł tylko rozczarowanie tym, że być może nigdy nie uda się mu się ukończyć swojej misji. Gwałtownie skrzywił się i chwycił się za ranę w boku. Jak mogło do tego dojść? Powinien wcześniej zdać sobie sprawę z tego, iż Nefrytie nie zleciłaby mu tego, gdyby to miało być takie proste. Być może zignorował swojego przeciwnika i teraz musiał ponieść tego konsekwencje. Wziął jeszcze kilka wolnych oddechów i powoli wyprostował się w miarę możliwości, zwracąjac przy tym spojrzenie w stronę półelfki. Jego płytowy pancerz nosił wyraźne ślady niedawnego starcia, jednak pomimo tego wciąć wyglądał imponująco - wyraźnie było widać mistrzowską pracę płatnerza. Od razu można było dostrzec, iż został on wytworzony ze znacznie lżejszego materiału, a wszystkie elementy były dopasowane bezpośrednio pod obecnego użytkownika. To co zwracało uwagę to miejsce na piersi, gdzie kiedyś musiał znajdować się herb rodzinny, a obecnie widniała jedynie masa zarysowań wykonanych celowo, które całkowicie uniemożliwiały identyfikację rodu, do którego kiedyś należał. Jednak to co najbardziej wyróżniało wysokiego mężczyznę to wyraz twarzy pozbawiony jakichkolwiek emocji i nietypowe, fioletowe oczy, które wręcz przeszywały chłodem osobę na którą patrzyły. Sylvain przeanalizował swoje obecne położenie - gdyby półelfka chciała go zabić, nie miałby żadnych szans w swoim obecnym stanie - ciężko było mu się poruszać, a co dopiero z kimkolwiek walczyć. Z drugiej strony jednak, gdyby chciała to zrobić pewnie już by nie żył. No chyba, ze bardzo lubiła się bawić ze swoją ofiarą. - Noc jak każda inna… - Powiedział beznamiętnie - Pomimo tego, że dopiero co się zaczęła, kilka osób już odeszło na drugą stronę - W napięciu obserwował reakcję tajemniczej kobiety. Pół elfka wyszczerzyła się w uśmiechu. - Noc podobna innym, ale jednak dla ciebie może być ostatnią. - wzruszyła ramionami - Straż miejska zaroiła się w tych okolicach, więc jeżeli chcesz, mogę ruszyć po jakiegoś strażnika, żeby ci pomóc. Nie sądzisz, że to dobra oferta? Mężczyzna prychnął tylko. - A masz jakieś inne propozycje? Bo ta jest raczej nieciekawa… - Propozycje, propozycje… Być może. Wszystko zależy od ciebie i od tego, co jesteś gotów ofiarować w podzięce za pomoc. Sylvain skrzywił się z bólu - kończył mu się czas i czuł się sfrustrowany swoim położeniem, nie był przyzwyczajony, że to nie on rozdaje karty. - A może to ty podasz swoją cenę, a ja powiem, czy będę w stanie ją zapłacić? - Powiedział oschle - W końcu jeśli w tej sytuacji w ogóle się mną zainteresowałaś to musisz mieć jakiś interes, albo jesteś po prostu głupią altruistką… Ale wybacz - nie wyglądasz mi na bezinteresowną osobę. - Mógłbyś, tak na początek wyjaśnić mi cóż to zrobiłeś, że szalejąca po ulicach straż bardzo chce cię w swoich lochach zobaczyć? - uśmiechnęła się nieprzyjemnie - Ale zrób to szybko, bo i oni się śpieszą. Doskonale zdawał sobie sprawę, że kobieta musi się świetnie bawić i zaczynał szczerze jej nienawidzić. Jednak nie miał wyjścia i musiał podjąć tą grę. - Powiedzmy, że jeszcze niedawno żył tutaj pewien mężczyzna o dość szerokich wpływach i tej nocy… Zaniemógł. Sądzę, że strażnicy musieli zostać wysłani przez jego zaniepokojonych przyjaciół. - Bardzo niefortunnie. - stwierdziła kobieta i rozejrzała się po okolicy - Znam to miasto jak własną kieszeń i mogę cię poprowadzić takimi drogami, w jakie nie zapuszcza się straż. Oczywiście, o ile będziesz w stanie za mną iść, bo nieść cię nie mam zamiaru. - spojrzała na Sylvaina - A o cenie porozmawiamy na miejscu. Nic nie stracę, bo przecież w razie nieodpowiedniej nagrody dla mnie… zawsze mogę cię dobić. Usta mężczyzny wygięły się lekko w uśmiechu. - Nie powiem, uczciwa oferta… - Rzucił - O ile nie będziesz zbytnio forsować tempa to powinienem nadążyć. Co najwyżej padnę gdzieś po drodze i będziesz mogła mnie zostawić - Wzruszył lekko ramionami - Prowadź więc dopóki jestem jeszcze w miarę przytomny… - Ruszamy. Najwyżej będziesz się czołgał. - zaśmiała się do siebie samej i skinęła na Sylvaina, po czym ruszyła przed siebie. Mężczyzna zrobił głęboki wdech. - Nienawidzę jej… - Powiedział cicho do siebie i podążył za kobietą.
__________________ "Przybywamy tu na rzeź, Tu grabieży wiedzie droga. I nim Dzień dopełni się, W oczach będziem mieli Boga." |
19-05-2016, 21:04 | #5 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|
31-05-2016, 00:22 | #6 |
Edgelord Reputacja: 1 | PROLOG: Dies desperationis
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. Ostatnio edytowane przez Zell : 01-06-2016 o 02:40. |
07-06-2016, 02:02 | #7 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Aumixel westchnął ciężko i popatrzył na zadrapanie. -Ręki nie urwała a pewnie mogła. Statek hmm… Ostatecznie mogę sobie popływać. “Podążać za popiołem”. Trele morele. Rozczarowany i zdezorientowany ruszył na okręt. Czegoś się w końcu powinien tam dowiedzieć. Aumixel szedł niepewny czy w ogóle dostanie się do środka, jednak wchodząc po rampie statku zrozumiał, że najwyraźniej faktycznie nikt się nie zajmował ochroną tego miejsca. Dostał się do środka bez problemu. Na pokładzie nie widział nikogo, kto doglądałby statku. Nie było żadnych marynarzy w polu widzenia i może tak powinno zostać? Powoli przechadzał się czując delikatne bujanie i słysząc ciche trzeszczenie podłogi. Wtem do jego uszu dotarł stłumiony głos gdzieś z dolnego pokładu, zapewne ładowni. Kiedy wsłuchał się w niego mógł przysiąc na wszystko, że słyszał znajomy głos przyjaciela wypowiadający jedno imię. Aumixel... Aumixel... Aumixel... -Wolmit? Wolmit! - krzyknął i zapominając całkowicie o ostrożności puścił się biegiem w kierunku skąd jak sądził dochodził głos. Głos wyraźnie dochodził z dołu, więc Aumixel szybko odnalazł zejście pod pokład statku. Już na schodach zaatakowała go ciemność tam panująca nieśmiało rozganiana jedynie sączącym się światem płomienia świecy ustawionej na jednym z wielu drewnianych pudeł magazynu. Wokół znajdowało się wiele mniejszych czy większych pudeł i worków wypełnionych nieznaną mu zawartością, ale to, co nie uszło jego uwadze - to zapach. W pierwszej chwili zaczął się zastanawiać czy aby statek nie trawi ogień, ale po szybkim rozejrzeniu się zrozumiał, że pomimo tego dziwnego zapachy, całkowicie nie pasującego do miejsca, nic nie stoi w ogniu, a jednak... Pachniało popiołem. Cienie tańczące wraz z ruchem ognia świecy zagięły się, gdy w jego obecności zza załomu ustawionych na sobie pudeł wyszedł na widok Aumixela łysy, barczysty mężczyzna o nieobecnym spojrzeniu mlecznych oczu, które nie patrzyły na nic. Aumixel zaskoczony niespodziewanym pojawieniem się mężczyzny w pierwszej chwili odruchowo sięgnął do rękojeści rapiera, jego ręka zastygła jednak w pół drogi. Nie był wojownikiem a osobnik nie rzucił się na niego. Coś jednak trzeba było zrobić, zapach nie pozostawiał wątpliwości, że jest na właściwym tropie, no i ten głos. Odchrząknął nerwowo odzyskując rezon. -Witaj dobry człecze. Pewnie się zastanawiasz cóż to robię na waszym znamienitym okręcie? Wygódki szukam, sam rozumiesz za dużo piwa- tu Aumixel mrugnął zawadiacko, nie zobaczywszy jednak żadnej reakcji nieco zbity z tropu kontynuował- ten jegomość na pokładzie, ten śniady brunet, który z kolegami znosił skrzynki na brzeg powiedział, że ty mnie pokierujesz. Wiesz co? W podzięce zagram ci na mej harfie. Że też od razu nie zauważyłem, że mam do czynienia z melomanem! Natchniony niechybnie przez jakąś dobrą boginię lub boga sięgnął błyskawicznie po harfę Jathry i uderzył w struny palcami. Czuł jak magia wraz z muzyką wypełnia przestrzeń wokół i spowija jego osobę płaszczem niewidzialności. Co więcej czyniła go niewykrywalnym! Czyż może być lepszy sposób na zbadanie okrętu? Mężczyzna początkowo milczał wpatrując się swymi mlecznymi oczyma w przestrzeń nie zaś w coś konkretnego. W końcu odezwał się cicho. - Mogę być ślepcem, ale nie jestem głupcem. Mogę nie widzieć świata, ale widzę dusze, a twoja jest niespokojna. Ponieważ osobnik przemówił, Aumixel przerwał na chwilę koncert. Harfę trzymał jednak w pogotowiu. -Oooo… ty mówisz. Ślepiec, który widzi dusze. Rozejrzyj się więc za duszą mojego przyjaciela Wolmita, którego głos słyszałem. Jestem bardem, zbieram historie i legendy. Wiem więc o boskim zamiłowaniu do zagadek i wprawianiu śmiertelników w zakłopotanie. Ja jednak nie mam nastroju i czasu na taką grę. Sugeruję byś stał się bardziej konkretny albo zbadam ten statek na własna rękę. Która potęga się mną bawi i czemu ma służyć to przedstawienie? - tu zatoczył ręką wokół. - Niecierpliwy. Dobrze więc. Szukasz przyjaciela, ale jedyne co słyszałeś to echo jego głosu, ale źródła nie ma w tym miejscu… a przecież ty tak bardzo chciałbyś, aby było to tak łatwe. Znaleźć go całego w zdrowiu na jednym ze statków w Waterdeep. - umilkł na chwilę - A wiesz przecież jakie były warunki. Bard zamrugał nerwowo zbity z tropu. -Warunki, warunki… były jakieś warunki? A tak podróż. I właściwie skąd o tym wiesz? Ach no tak. Dusze widzi to czemu by nie miał znać przeszłości i przyszłości. Rozumiem, że mam gdzieś płynąć. Nie lubię milczków. Jest tu ktoś normalny, czy tylko ty i koledzy z wywróconymi oczami? Aumixel nigdy nie przepadał zbytnio za bóstwami i ich sposobami działania dlatego odbierał całą sytuację jako wybitnie niekomfortową. Miał nadzieję, że nikt nie każe mu się modlić. Mężczyzna uśmiechnął się, ale ten uśmiech nie miał nic w sobie ze słodkiej radości. - Ja ci tylko chcę przedstawić ofertę, jaką mi przekazano, a która jest przeznaczona specjalnie dla ciebie... a do tego wymagająca ustosunkowania się do niej tu i teraz. - zamilkł na moment - Możesz wygrać duszę swoją i swego przyjaciela, a na tym ci zależy chyba najbardziej? - z jakiegoś powodu Aumixelowi wydawało się, że ślepy wzrok mężczyzny spoczął właśnie na nim - Ta oferta wychodzi wprost od mojej pani, czy raczej, naszej pani, która trzyma w garści duszę twoją i twego przyjaciela. Ofertę, która nie zostanie powtórzona. O ile oczywiście zechcesz ją poznać. Uratować życie swoje i Wolmita? Brzmiało jak wybawienie. Pytanie co “Nasza Pani” zażąda za tak ogromną przysługę. Jasnym było dla barda, że nie możne odrzucić tej oferty. Wzruszył ramionami z rezygnacją, wybór był przecież czysto iluzoryczny. -Dobrze panie notariusz. Mówże więc… zanim się zgodzę- dodał ciszej.
__________________ Zawsze zgadzać się z Clutterbane! |
07-06-2016, 22:19 | #8 |
Reputacja: 1 | Mężczyzna z trudem zignorował uwagę i powstrzymał się od riposty. Wolał już nie pogarszać swojej i tak beznadziejnej sytuacji. - Musisz mi wybaczyć, ale pierwszy raz klęczę przed kobietą prosząc o coś i wzruszyłem się… Sądzę, że zapamiętam ten moment do końca życia - Powiedział i teatralnie otarł łzę. - Ale skończmy z tymi ckliwymi momentami. Czego ode mnie chcecie? - Ależ ja się kieruję swoim dobrym sercem. Zobaczyłam potrzebującego - postanowiłam pomóc... - odparła kobieta z uśmiechem, a mężczyzna nachylił się ku Sylvainowi chcąc pomóc mu wstać, jednak pół elfka zatrzymała go gestem dłoni - Ale, ale... Dobre wychowanie wymaga, aby jakoś wynagrodzić damie jej dobroduszność, a my nie ustaliliśmy w jaki sposób zamierzasz to zrobić. - dodała niewinnie kobieta - Pieniądzem? Sylvain kiwnął głową zaprzeczając. - Źle trafiliście… A nie wystarczy wam dobre słowo? Podobno też ma swoją wartość… Niektórzy głupcy wierzą, że dobre uczynki do nich wracają i takie tam… Czy to nie wystarczająca nagroda? Wiedział, że stąpa po cienkim lodzie i w obecnym stanie był niemal całkowicie bez żadnych szans, jednak czuł, że ta dwójka czegoś od niego chciała i nie pozbędą się go tak od razu. - Nie. Kategorycznie niewystarczająca. - mruknęła pół elfka - A wydawało mi się, że książęta tacy jak ty mają na podorędziu pieniądze… Mężczyzna nie dał po sobie poznać zdziwienia i starał się zachować kamienną twarz. - Czy ja ci wyglądam na księcia? - Prychnął - Gdybym był kimś wyżej urodzonym to na pewno zajmowałbym się czymś innym niż nocna ucieczka przed strażą miejską… - Na zrujnowanego księcia owszem. - wyszczerzyła się kobieta - A kto wie co tam szlachetnym po głowach chodzi. Może to twoje zamiłowanie, mój panie. Zacznijmy więc od początku. Powiesz mi jak cię zwą? - Możesz mi mówić Sylvain, nazwiska… Dawno już nie używam - Zamyślił się - Jeśli chcesz mogę być twoim zrujnowanym księciem - nie przeszkadza mi to. Jednak wciąż nie mam pieniędzy, aby odpłacić ci za twoją pomoc. - To powinieneś się ucieszyć, bo zostałam już opłacona... chociaż zawsze dodatkowy zastrzyk monet nie byłby zły. - Skrzywiła się krzyżując ręce na piersi - A to wszystko tylko dla tego papierka. Kobieta wskazała na stojącą w pobliżu niską skrzynkę, na której leżał zwinięty w rulon pergamin. Mężczyzna zmarszczył brwi zdziwiony, z trudem podźwignął się na nogi i powoli podszedł we wskazane miejsce. Czuł się wyjątkowo słabo i wiedział, że jeśli szybko nie uzyska pomocy to na pewno straci przytomność, jednak ciekawość wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Powoli drżącymi rękoma rozwinął pergamin, brudząc go przy tym swoją krwią, i zaczął czytać.
__________________ "Przybywamy tu na rzeź, Tu grabieży wiedzie droga. I nim Dzień dopełni się, W oczach będziem mieli Boga." |
07-06-2016, 22:41 | #9 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Corfilas czuł się tak, jakby obudził się z paskudnego snu. Bardzo realistycznego koszmaru. To było dziwne. Wiele razy doświadczał takich chaotycznych wizji, jednak siła tej aż go przytłoczyła. |