lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   Niesforny Bard (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/1625-niesforny-bard.html)

Kutak 20-07-2006 20:23

Arvanes
- Gdy ostatni raz ktoś powiedział jutro i nie zrobił tego wtedy, odrąbałem mu rękę...- powiedział zamyślonym tonem elf- A nie, to nie wtedy... Ręka była jak ten paź dał mojego konia miast do stajni, to do obory... Wtedy chyba nabiłem go na flagę Cormyru, tak, na flagę...- kontynuował elf. Lubił wspominać, cokolwiek- nawet najgorsze rzeczy. Nie odróżniał tego, co złe od tego, co tak dobre. Miał wpojonych kilka różnic, ale potrafił uciąć komuś zranioną rękę i liczyć na podziękowania. I to ma niby być elf!?
- W każdym razie dziękuje, panie, jutro napewno stawię się i poczekam na ciebie, panów i panią w szczególności- to mówiąc, mrugnął dość nienaturalnie do Tishalulle, poczym powstał i udał się do karczmarza. Mruknął coś o pokoju, rzucił kilka złotych monet, poczym szybko wskoczył do swojego pokoju. Był zmęczony...
Starannie zamknął drzwi. Zasłonił zasłony, przesłonił je jeszcze prześcieradłem z łóżka, poczym zaczął niszczyć. Niszczyć elfa, który powoli z niego spływał. W swojej zwyczajnej postaci stanął pod ścianą, zamknął oczy i przełączył się w tryb odpoczynku. Chciał już tylko tego...

Lhianann 20-07-2006 21:46

Tishalulle

-Twe słową są interesujące, panie. Lekko skłoniła głową bardowi.

-Jestem Lull i z miłą chęcią posłucham rano twej prpozycji. A teraz, czy mógłbyś może nas uraczyć jakąś swą pieśnią, czy opowieścią? Miło by było usłyszeć jakąś historię pochodzącą z tych stron.

Chwile po wypowiedzeniu przez elfkę tych słów na stół znowu wdrapała się łasica, węsząc za czymś intensywnie.

Iskra, mały łakomczuchu, znowu zamierzasz terroryzować obcych ludzi?

Elfka z udana naganą w głosie zwróciła się do zwierzątka, jakie zaczeło ostrożnie zbliżać się do naczynia stojącego przed Elistanem

Redone 20-07-2006 22:44

- Ależ będę tu rano i opowiem wam o co chodzi - Zapewnił bard Arvanesa, zanim ten udał się do pokoju. Następnie zwrócił się do kobiety.
- Bardzo mi miło, jak już mówiłem jestem Elistan, to przyjemność siedzieć z tobą przy jednym stoliku, Z tobą i z tym uroczym zwierzątkiem, jest naprawdę cudowne. Jeśli ma ochotę to nie mam nic przeciwko temu, aby uszczknął conieco z mojego talerza. Obawiam się, że nie pochodzę z tych stron i nie znam zbyt wielu ciekawych opowieści. Ale przypomniała mi się pewna, hmm, piosnka, lub poemat, zależy jak kto woli. Jeśli chcecie posłuchać, chętnie ją zanucę, nie jest długa.

Wrota Baldura tonące w mroku
są miastem pełnym skrytości.
Wybrać się do nich po zmroku
znaczy napotkać niemiłych gości.

Tutaj znajdziesz tajemnice
błądzące wśród cieni uliczek.
Tutaj wszystkie okiennice
zamkniętę są już od piwniczek.

Ale w mieście tym wspaniałym
znajdziesz radość i pociechę.
W karczmie każdej z winem białym
spotkasz nawet starego klechę.

Nie martw się więc podróżniku
że przyjdzie ci tu zostać na noc.
Gdyż rano w twoim nocniku
nie będzie śladu ni miecza ni proc.


Bard zanucił swoją pieśń pięknym, melodyjnym głosem, o który nie podejrzewaliście go. Ciekawe ile razy jeszcze was zaskoczy. Po jego wyrazie twarzy widać było, że jest to dla niego ogromna przyjemność. Gdy skończył nastała na chwilę dziwna cisza, ale zaraz Elistan zaczął mówić dalej.
- Cóż, nie jest to najwspanialsza pieśń jaką słyszeliście zapewne, ale akurat tylko to przyszło mi do głowy. Jak już mówiłem, nie jestem stąd a z Silverymoon. Do Wrót zawitałem ledwie wczoraj. A wy skąd jesteście? Pewnie nie z Silverymoon, bo znam tam prawie każdego, a szczególną sympatią dażę drogą Alustriel, jest bardzo dobrą i wierną przyjaciółką. Ah, pozwólcie, że zacytuję wam mój ulubiony kawałek książki wspaniałego Sala Vatore, opisujący po krótce to cudne miasto, w którym się urodziłem.
Bard odchrząknął i kontynuował.
- "Silverymoon jest miejscem dla filozofów, dla artystów, miejscem znanym z tolerancji. Tutaj architekt mógł pozwolić, by jego wyobraźnia wzlatywała w górę wraz z trzydziestometrowymi iglicami. Tutaj poeta może stanąć na rogu ulicy, dzieląc się swą sztuką i zarabiając na godziwe życie dzięki datkom rzucanym przez przechodniów."
Elistan skończył swoją wypowiedź i zamyślił się patrząc w dal.

mataichi 21-07-2006 14:29

Xavier

Podczas rozmowy barda z elfką, mężczyzna po cichu wstał, wziął butelkę z alkoholem i podszedł do karczmarza. Ten początkowo niechętnie odniósł się do prośby człowieka wyglądającego jak żebrak jednak jego mina szybko zmieniła wyraz na widok kilku złotych monet. Po co ma wynajmować pokój gdy może przeczekać w głównej sali, oczywiście za drobną opłatą. Mężczyzna na powrót ubrał kaptur i ponownie zajął miejsce w gospodzie tym razem z dala od jakichkolwiek ludzi.

Najwyraźniej mylił się co do barda a i elfka wydawała się miła, ale on do nich nie pasował. Psuł cały ład, jaki ich otaczał, ich wszystkie piękne miny i gesty nie były mu obce jednak to była jego przeszłość, do której nie chciał wracać. Usiadł wygodnie na ławie i pogrążył się w stan swoistej medytacji walcząc z sennością.

LMGray 23-07-2006 22:16

Tharin od kiedy tylko zasiadł ostrożnie przy domniemanych towarzyszach nie podniósł głowy ani razu. Wpatrywał się usilnie w nieregularne kształty dębowego stołu i słuchał. Nie obchodził go sam bard, nie obchodziła go nagroda, ani pomieszczenie w jakim się znajdowali. Siedział nakryty kapturem, przysłaniającym zarówno jego blizny, jak i mocno przylegające ubranie. Czekał. Może nie potrafił wytrwać, tak jak jego bracia całego dnia pracy w kopalniach, ale z pewnością nauczył się czekać.
Nagle poczuł niepokojące uczucie. Jego wymaglowany umysł zorientował się, iż coś jest nie tak. Nie było to typowe uczucie kojarzone z małymi grzechami wędrującymi po każdej karczmie. Ktoś coś ukrywał, a kruchy krasnolud wyczuł to instynktownie, w końcu wystarczająco długo przebywał z podobnymi istotami, znał ich zapach i zachowanie. Ale może tylko mu się wydaje. Może jest w zwykłej gospodzie, a nikt nie ukrywa niczego nienaturalnego. Może to tylko bolesne wspomnienie. instynktownie przycisnął symbol Moradina do miejsca gdzie jeszcze niedawno... Jaki był już zmeczony, ale czekał. Żył by czekać.

Lhianann 05-08-2006 15:40

Tishalulle

Elfka z usmiechem słuchała pieśni barda.

Kilka chwil po tym, jak ostatnie słowa barda przebrzmiały rzekła.

niestety musze was przeprosić, jestem po długiej podróży, i znużenie zaczyna przejmować nade mną swą władzę.
Więc, do zobaczenia jutro.


Zabrawszy cały swój ekwipunke, i nieco oporną Iskrę udała się w stronę szynkwasu, gdzie po zamówieniu sobie pokoju, udała się do niego na spoczynek

Redone 06-08-2006 12:38

- Dobranoc więc, moja droga. Życzę Ci dobrej nocy. Ja również jestem zmęczony i udam się na odpoczynek. Do jutra.
Bard skłonił się elfce i uśmiechnął do pozostałych, po czym udał się do swojego pokoju. Zmęczenie dawało się wam coraz bardziej we znaki, więc postanowiliście również się położyć.
Wynajęte pokoje są schludne i zadbane. Zwykłe łóżko, stolik z krzesłami i mała szafka. Nic nadzwyczajnego a jednak wszystko wygląda przytulnie. Ułożyliście się do snu, i powoli zsaypialiście. A kiedy już zupełnie pogrążyliście się w otchłaniach mroku, jakie zapewnia sen, w waszym umyśle zaczęły pojawiać się obrazy...

--------------------------------------

Z sennego niebytu docierają do ciebie powoli jakieś wrażenia. Czujesz, jakbyś się unosił w powietrzu. Nie masz ciała, nie docierają do ciebie żadne bodźce czuciowe – zupełnie jakby twoja dusza unosiła się w nieskończonej pustce. Powoli płyniesz w niebycie, niczym jesienny liść unoszony podmuchem wiatru. Z pustki wyłania się przed tobą szara plama. Jest to jedyna rzecz, którą dostrzegasz wokół siebie. Zbliżasz się do tej szarości, która szybko rozrasta się, przybierając kształt kłębiastych chmur. Przebijasz je… i nagle znajdujesz się na ulicy, tuż obok karczmy, w której obecnie się zatrzymujesz. Jest szare, pochmurne popołudnie. Przechodzący ludzie wydają się w ogóle ciebie nie zauważać. Wszystkie dźwięki dochodzą mocno stłumione, jakby przez gęstą mgłę. Codzienne odgłosy oplatają cię pajęczyną hipnotycznych szmerów. Dochodzący z oddali odgłos uderzeń młota o kowadło, zdaje się wołać wibrującym głosem: INTRUZ! INTRUZ!
Powoli płyniesz przed siebie. Wszystko wydaje się takie nierealne. Przez chwilę przyglądasz się kilkuletniemu chłopcu, który z obojętną miną męczy małą, zieloną żabkę. Mieszkańcy w milczeniu przemierzają leniwym krokiem ulice miasta, zupełnie jakby nikt nigdzie się nie spieszył. Po drugiej stronie ulicy ktoś zapamiętał okłada kundla kijem. Próbujesz skupić się na twarzach mijanych osób, jednakże w jakiś niewytłumaczalny sposób wszystkie rysy rozmywają się tym szybciej, im usilniej starasz się je zapamiętać. Przypomina to trochę szybką jazdę. Kiedy patrzysz przed siebie na drogę, widzisz wszystkie szczegóły. Wystarczy jednak spojrzeć w bok i skupić się na jakimś detalu, a obraz zaraz się rozmywa i zaciera. Podświadomie odnosisz wrażenie, jakbyś był widzem jakiegoś teatralnego przedstawienia – bardzo starego i zapomnianego.
Jedyna rzecz wyraźnie tkwiąca w twojej pamięci to droga, którą podążasz. Masz pewność, że gdybyś zechciał, mógłbyś bez problemu wrócić pod swoją karczmę. Nie robisz jednak tego, tylko pozwalasz unosić się dalej. Nadpływasz przed zaniedbaną posiadłość, odgrodzoną od reszty miasta niezbyt wysokim murkiem. Żelazna brama otwiera się przed tobą z głośnym jękiem ukazując zaniedbany ogród, za którym majaczy niewyraźny kształt domu. Mijając zardzewiałe skrzydła wpływasz do ogrodu. Zdziczałe drzewka chciwie wyciągają w twoim kierunku nadmiernie rozrosłe gałęzie, niczym jakieś olbrzymie, szkieletowate dłonie. Tu i ówdzie, spomiędzy chwastów i kretowisk, wyzierają w niebo jaskrawe oczy dzikich kwiatów. Bardziej przypomina to podmiejskie łąki niż zadbane, cieszące oko działki. Tak jak ulice miasta wydawały się nienaturalnie wyciszone, tak ogród sprawia wrażenie wręcz martwego. Nie słychać żadnych typowych dla takich miejsc odgłosów – śpiewu ptaków, bzyczenia owadów, szelestu liści na wietrze, skrzypienia gałązek… nic! Nie widać też żadnego ruchu w dziko rosnących krzewach i drzewach.
Nie zważając na otaczający cię krajobraz, suniesz wzdłuż ścieżki, która doprowadza cię przed drzwi niedużego domku. To dziwne, ale kształt chatki wydaje się bardzo nieostry. Wyraźnie widzisz tylko drewniane drzwi wejściowe, wzmocnione metalowymi okuciami. Reszta domu jest dla ciebie tylko mrocznym cieniem, majaczącym na skraju widoczności. To tak, jakbyś został nagle przyciągnięty tuż przed drzwi i nie był w stanie skierować wzroku gdzieś w bok. Całe pole widzenia przesłania ci ta solidna, dębowa zapora oddzielająca świat zewnętrzny od mrocznych czeluści domostwa, które cię tu sprowadziło. Wpatrujesz się w mosiężną kołatkę, przedstawiającą rozwartą paszczę lwa. Metalowy kocur sennie unosi ciężkie powieki i spogląda na ciebie spokojnymi, mądrymi oczyma. Wydaje ci się, że w lwim spojrzeniu dostrzegasz szyderstwo i kpinę. Po chwili powieki wolno opadają. Słyszysz kliknięcie jakiegoś mechanizmu. Drzwi powoli, zapraszająco, uchylają się przed tobą, odsłaniając wejście do wnętrza domu. W twoje eteryczne nozdrza uderza zapach śmierci i zgnilizny. Przed tobą majaczy czarna gardziel, w którą zostajesz wciągnięty niczym niesiony strumieniem patyk, przed którym nagle powstaje wodny wir. Otacza cię ciemność przedsionka. Drzwi zatrzaskują się ze złowieszczym hukiem. Przed tobą otwierają się kolejne, za którymi znajduje się słabo oświetlony hol. Mdłe światło lampy tworzy długie cienie na ścianach pomieszczenia, falujące lekko w rytm płomienia. Po prawej stronie widzisz uchylone drzwi, a za nimi prowadzące na górę stopnie. Przyciągany jakąś magnetyczną siłą, wpływasz do pomieszczenia znajdującego się naprzeciwko schodów. Pokój wygląda tak, jakby został urządzony zupełnie przypadkowo, bez pomysłu i idei. Meble nie pasują do siebie ani kolorem, ani stylem. Wystrój wnętrza kłóci się z wszelkimi kanonami dobrego smaku. Podłogę przykrywają zwierzęce skóry (każda innego rodzaju). Obok prostego, wręcz topornego łóżka ustawiono przecudnie rzeźbiony stolik nocny. Na jednej ze ścian wisi obraz przedstawiający kompozycję z owoców. Tuż obok znajduje się praca jakiegoś innego autora, przedstawiająca scenkę z zimowego polowania. Przy ścianie na wprost wejścia stoi szafka. Tuż obok, na podłodze, postawiono duży, stary i zniszczony kufer, który w jakiś magiczny sposób przyciąga twoją uwagę. Nie możesz oderwać od niego wzroku. Wszystko wokół przestaje mieć dla ciebie jakiekolwiek znaczenie. Czujesz, jak jakaś siła popycha cię w jego kierunku. Zbliżasz się powoli. Rozróżniasz już drobne rysy na jego wieku. Chciałbyś sięgnąć w jego kierunku ręką i go otworzyć. Nie posiadasz jednak rąk, którymi mógłbyś to zrobić. Natężasz siłę woli pragnąc ujrzeć zawartość kufra. Niestety, bezduszna skrzynia zdaje się być całkowicie odporna na twoje wysiłki. Sytuacja zaczyna cię coraz bardziej męczyć. Czujesz, że jeśli zaraz czegoś nie zrobisz, twoja jaźń rozleci się na drobne kawałki. Bezgłośnie krzyczysz… i w tym momencie budzisz się zlany potem. Doskonale pamiętasz cały sen, zupełnie jak gdyby to wszystko przydarzyło ci się naprawdę.


--------------------------------------

Słońce już zagościło w waszych pokojach. Zlepione potem kosmyki włosów przypominają wam o śnie, z którego właśnie się obudziliście. Wesołe promyki słońca zdają się być zaprzeczeniem mrocznych obrazów z waszej głowy. Ale sen wydawał się tak realny. Czujecie się zmęczeni jakbyście nie spali całą noc, boli was głowa i czujecie niepokój... strach?

mataichi 06-08-2006 19:42

Xavier

Obudził się cały obolały. Przespał na siedząco całą noc w głównym pomieszczeniu gospody. Pewnie dlatego czuł się tak fatalnie. Był na siebie zły, nie wytrzymał i usnął. Znów śnił mu się koszmar, ale tym razem nie dotyczył jego przeszłości i z tego powodu odczuwał wielką satysfakcję. Zaczął się głośno śmiać, ale ucichł opamiętawszy się. Wypił sporą ilość wczoraj zakupionego alkoholu. - Tak ten dzień zapowiada się nieźle wręcz dobrze.

Był przyzwyczajony do powtarzających się koszmarów, i choć ten przeraził go jak mało, który, starał się o nim jak najszybciej zapomnieć.

LMGray 08-08-2006 00:13

Tharin obudził się na podłodze wynajetego pomieszczenia i od razu przyciągnał rękę do płonacej bólem rany na piersiach. Powoli otarł rękawem czoło z gęstego potu i kilkakrotnie głeboko odetchnął. Podciągając się na poręczy łóżka poczuł dziwny brak siły. Był zmeczony, jak nigdy dotąd. Opadł ponownie na podłogę, wiedząc iż jego życiowa podróż dobiega końca. Podziękował w duchu Moradinowi za kolejny poranek przybliżający go do Niego, po czym powoli wstał opierając się na rapierze. Zdażył jeszcze pomysleć, iż należe do końca wysłuchać barda i ruszyć w swoim kierunku. Gdyby tylko ten przeklety kufer tak bardzo nie zajmował jego mysli...

Kutak 08-08-2006 16:25

Arvanes obudził się i pewnie byłby zlany potem, gdyby nie to, iż ostatni raz zdażyło mu się to dobre kilka lat temu. Miał dość snu, tego snu... Sprawdził stan swojego ciała, trochę ubytków- przymknął oczy, skupił się na kilka minut- znów był przystojnym elfem. Z rąk posypało się troche naskórku, zerwał z lewej dłoni odlatujący płat skóry. "Źle zmorfowany"- pomyślał, poczym szybko naprawił ubytek. Wyjął z torby małe lusterko- wyglądał już dobrze. W końcu...
Dzień dopiero wstawał, lecz Arvanes musiał przygotować się do spędzenia w ruchu nadchodzącej doby. Ćwiczenia- ruchy rękoma, nogami, skłony- wszystko robione dziwnie mechanicznie. Później 15 minut koncentracji- ruchy elfa jakby upłynniły się. Szybko założył szaty, które spadły z niego wczorajszego dnia, poczym stanął w drzwiach. Szykował się do wyjścia...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:35.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172