Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-04-2016, 22:14   #1
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Arrow [D&D] Opowieści z Królestwa Pięciu Miast. Visena - nowi bohaterowie [WL]

Visena
1 Tarsakh, Śródzimie, Roku Orczej Wiosny




Miniony rok w Wilczym Lesie obfitował w wydarzenia. Ataki potworów, profanacja grobów, powódź i zaginięcie karawany, która przywoziła zapasy na zimę. Wielka wyprawa samozwańczych nastoletnich bohaterów, którzy odnaleźli resztki karawany i szczątki jej ochroniarzy. Ponowna ucieczka młodziaków, którzy wrócili w okrojonym składzie, przynosząc do wioski “skradziony medalion ochronny”, o którym nikt wcześniej nie słyszał. Spisek likantropów. Współpraca z goblinami. Zasiedlenie Przeklętej Polany. Nadmorskie wsie huczały od plotek i nikt nie wiedział co jest prawdą, a co wymysłem przedziwnej zbieraniny pod dowództwem tropiciela Yarkissa. Wiedźmy? Olbrzymi? Wilkołacy? Dobre sobie!

Nie sposób było jednak dyskutować z faktami. Drużyna odnalazła złoto i towary na sprzedaż, i to dzięki niej wsie nie głodowały w zimie. Drużyna przyniosła starodawny medalion i przedziwne skarby. Drużyna odnalazła ciała ochroniarzy, które rodziny mogły pochować na wiejskim cmentarzu.

Połowa drużyny Yarkissa spoczęła w bezimiennych grobach w głębi Wilczego Lasu...

Minęła jesień, zima i nastał kolejny rok, zwany potem w Królestwie “Rokiem Orczej Wiosny”. Mieszkańcy, zajęci codzienną walką o przetrwanie, puścili już w niepamięć wydarzenia poprzedniego roku. Co prawda nagła śmierć sołtysa, który zapił się na śmierć nalewką Zeda, wzbudziła lawinę plotek i podejrzeń, lecz wybór Yarkissa na nowego sołtysa szybko przywrócił we wsi porządek. Viseńczycy łowili ryby, polowali, uprawiali rolę i myślami sięgali co najwyżej do przyszłego wieczoru.

Aż jeden wybuch zniszczył wszystko.

No, może nie wszystko. Zaledwie wieżę czarodzieja Arvelusa i kilka okolicznych chat, na które spadły kawałki roztrzaskanego muru czy płonącego drewna. Zginęło kilku mężczyzn, kobiet, dzieci oraz jedna koza. Kilka kur zeszło na zawał; no i nikt nie wiedział co stało się z krową Knuta. Niektórzy mówili, że porwał ją demon, który wyłonił się z ruin wieży i z wizgiem poleciał na północ, niszcząc przy tym część ostrokołu. Wielki, rogaty, płonący demon. Tym większy im dłużej o nim rozprawiano.
Ale nie rozmiar demona był najważniejszy. Wieś straciła czarodzieja. Na cmentarzu przybyło grobów, a w domach chorych i chromych, którzy albo zostali ranni w czasie wybuchu, albo próbując ratować dobytek z zawalonych domów. Brakowało leków, a wielu rodzinom także jedzenia i dachu nad głową.
Wiadomo, wsie zjednoczyły się w kryzysie, solidarnie pomagając poszkodowanym, lecz prawda była taka, że każdy miał własne sprawy i własne życie.

A inni mieszkańcy Wilczego Lasu tylko czekali, by napełnić sobie brzuchy ludźmi z Viseny.


Karczma “
Pod Gnijącą Macką”, leżąca nieopodal bramy prowadzącej na przystań, nie odbiegała standardem od innych przybytków tego typu. Kilkanaście stołów i ław zbitych z bali i niedbale oheblowanych desek, nieco zadymiona, cuchnąca skwaśniałym piwem, niemytymi ciałami i wczorajszą potrawką. Za wystrój wnętrza służyło kilka podartych sieci oraz wypchane cielska ryb i innych morskich stworzeń. Siedzącej przy jednym ze stołów grupie nie przeszkadzało to zbytnio - w końcu nie mieli porównania. No, może Schnapel miał - przecież napodróżował się ze swoim panem rycerzem, że hej! Jednak jego opowieści o bohaterskich przewagach i widzianych cudach wszyscy dzielili na pół. Chłopak był kochany, ale wiadomo - nie teges… Z drugiej strony fakt, że najbardziej światowa osoba z całej siódemki była równocześnie najmniej rozumna był nieco zabawny.

Dla Uruka, który wprost marzył by wyrwać się z Viseny, wcale nie było to zabawne. Irytowało go, że byle wiejski przygłup widział i przeżył więcej niż on. Nie okazywał jednak tego; ze stoickim spokojem popijał piwo i metodycznie lustrował wzrokiem pergamin, na którym Adrik wypisał listę potencjalnych zleceń i zleceniodawców. Nie okazywał też, że zezowate spojrzenie Schnapela nieco go deprymuje; ciągle wydawało mu się, że chłopak podejrzliwie na niego spogląda. Zdziwiłby się wiedząc jak bliski jest prawdy; wojskowe manieryzmy, porządny ekwipunek i surowa twarz Uruka przypominały Schnapelowi jego dawnego pana, toteż istotnie często zerkał na topornika; tyle że z nostalgią.

Jacia i Yola chichotały i szeptały coś, niemal stykając się głowami. Wesołe trzpiotki były równolatkami i choć pochodziły z różnych wsi to podobieństwo charakterów sprawiło, że zawiązała się między nimi nić przyjaźni. Adrik był niemal pewien, że plotkują o Panrilu - w towarzystwie tego przystojnego młodziana dziewczęta po prostu musiały chichotać. Panril zawsze miał powodzenie, a wężowe oczy, które w jakiś dziwny sposób pojawiły się u niego zeszłego roku sprawiły, że stał się podwójnie atrakcyjny. Przynajmniej dla dziewcząt, bo ich rodzice woleliby na zięcia zapewne kogoś bardziej normalnego. Z drugiej strony pracowitość Panrila i jego dobry charakter z pewnością zrekompensowałyby niecodzienną aparycję.

Sam Adrik nie miał żony, choć dawno już przekroczył wiek stosowny do żeniaczki. Mało kobiet z Viseny miało ochotę na przenosiny do Osady, a te w Osadzie, cóż - w znakomitej większości były takie jak Jacia, dumne i niezależne. Druid przyjaźnił się z Ovilem, starszym bratem tropicielki i nawet swojego czasu spoglądał na nią z zainteresowaniem - dopóki Ovil nie uświadomił mu, że Bonia ani myśli siedzieć w domu i rodzić dzieci. Na-kurodomowiła się po śmierci matki i starczy! Nie żeby Adrik akurat tego od żony oczekiwał, ale i tak odpuścił. Nie było sensu psuć dobrych relacji z rodziną Bavdavów, zwłaszcza że dziewczyna nie była świadoma jego matrymonialnych zapędów.

Yolanda zauważyła Fernasa, jednego z synów karczmarza Rurika i pomachała mu wesoło. Bard był nieco szczylowaty, jednak imponował młodzieży tym, że zeszłego roku wyruszył z Yarkissową ekipą na poszukiwanie zaginionej karawany. Co prawda w wyniku złośliwego czaru nadrzecznych skrzatów stracił pamięć, nie stracił przez to jednak nimbu bohatera. Nawet jeśli w sumie nie nabohaterował się zbytnio to przynajmniej próbował zrobić coś dobrego i zostać kimś! Niestety od tego czasu rodzice trzymali go krótko; ot, tak jak teraz - już matka dała mu ścierką przez łeb i zagoniła do roboty.
Yola spochmurniała. Zeszłego roku nie załapała się na bohaterską wyprawę - gdy dzieciarnia zbierała się w zrujnowanym młynie ona akurat była w trakcie obrządku wprowadzającego ją w tajniki wiary i nie opuszczała wiejskiej kapliczki przez kilka dni. A gdy wreszcie wyszła i dowiedziała się co i jak… nie wypadało żałować, skoro przez tej czas zdobyła łaski samej Sune! Podobnie wyprawę przegapiła
Jacia - ta polowała z bratem głęboko w lesie i gdy wróciła było już po ptokach. Zresztą wszyscy mieli wtedy pecha. Panril siedział zamknięty w domu, przerażony faktem nagłego zesmoczenia swojego organizmu. Schnapel żeglował po jeziorze pomagając rodzinie Warsa przy wyciąganiu sieci. Uruk zaś… któż wiedział, czemu pobliźniony młodzieniec nie ruszył na poszukiwanie wozów? Małomówny topornik był dla wszystkich zagadką. Solidny i odważny, był oparciem gdziekolwiek się pojawił, sumiennie wykonując powierzone mu obowiązki. Nie można było z nim jednak pośpiewać przy piwie, ni popodglądać dziewcząt w kąpieli, a poważne, skupione spojrzenie Uruka sprawiało, że nawet Jaci głupie pomysły momentalnie wietrzały z głowy. Mimo to zebrane przy stole osoby dziwnie lubiły zamkniętego w sobie chłopaka; może dlatego, że stanowił solidną przeciwwagę dla rozbrykanej, idealistycznej części drużyny? Tak samo jak Adril zresztą. Zapowiadała się dobra współpraca.

A przynajmniej tak się zdawało; grupa w tym składzie miała okazję pracować dopiero raz. Sołtys Yarkiss szukał chętnych do odnalezienia zaginionego w lesie dzieciaka (była to pierwsza taka wyprawa za jego kadencji) i poprosił starszego brata o zebranie odpowiednich osób. W ogóle wiele się we wsi zmieniło od czasu gdy młody bartnik został sołtysem. Powiększył liczebność viseńskiej straży; ponad to w okresie zimowym każdy zdrowy i pełnoletni mieszkaniec Viseny miał obowiązek uczestniczyć w treningu bojowym pod czujnym okiem Yarkissa i Knuta. Znacznie poprawiło to obronność wsi; było to widać już po kilku tygodniach treningów, gdy pierwsze gobliny podeszły pod palisadę. Ponad to Yarkiss nie był tak zachowawczy jak poprzedni sołtys i potrafił przekonać do swoich pomysłów starszyznę. Ot, choćby dawniej, gdy w lesie przepadał jakiś dzieciak czy myśliwy, to baby płakały dekadzień czy dwa, a potem życie toczyło się dalej. Teraz od razu organizowano akcję poszukiwawczą - zwykle uwieńczoną sukcesem. Na początku ludzie mruczeli, że marnują czas na szukanie trupów, ale koniec końców wszyscy czuli się dzięki temu bezpieczniej. Dążył do zacieśnienia współpracy miedzy Viseną a Osadą wierząc, że przyniesie to wymierne korzyści obu wsiom. Póki co “grupy poszukiwawcze” wystawiała najczęściej Osada, odnosząc niemałe sukcesy i zaskarbiając sobie wdzięczność zarówno ocalonych jak i ich rodzin.
Ponoć młody sołtys marzył też, by rozbudować nadmorskie saliny i wzbogacić Visenę na eksporcie soli wgłąb Królestwa. To była jednak praca na lata; poza tym trzeba by było zawrzeć najpierw rozejm z morskim ludem. Nie udało mu się też namówić Arvelusa do wyszukiwania i nauki magicznie utalentowanych brzdąców. Ewentualne młode talenty kierowano pod opiekę Korenna - przynajmniej te przejawiające wrodzone zdolności, bo na brak ksiąg z zaklęciami Yarkiss nic nie mógł poradzić. Teraz tym bardziej; księgi spłonęły wraz z magiem i jego wieżą.

Adril czuł się nieco dziwnie z tym, że jego młodszy brat jest sołtysem, ale podszedł do sprawy spokojnie i metodycznie, jak zawsze. Uruk i Schnapel byli jego pierwszym, oczywistym wyborem na wypadek napotkania po drodze jakichś potworów. Młodzi byli, lecz bitny i można było na nich polegać. Chciał nająć też Ovila, lecz mężczyzna odmówił. Ich rozmowę usłyszała jednak Jacia i nie szło jej wybić z głowy pomysłu dołączenia do ekipy. Zresztą była równie dobrą tropicielką co brat. A gdzie Jacia tam i Yolanda… Co prawda druid umiał trochę leczyć, ale strzeżonego bogowie strzegą. Wilczy Las do bezpiecznych nie należał, toteż bez dyskusji zgodził się na obecność nieopierzonej kapłanki Sune.
Do drużyny przyłączył się też Panril mamrocząc coś o tym, że chce wypróbować nową kuszę. Okazało się, że wężowooki młodzian chciał wypróbować coś więcej niż kuszę, a jego niekontrolowane wybuchy magii omal nie spaliły lasu. Cóż, lepszy las niż wioska, stwierdziła Yolanda, choć Adril był odmiennego zdania. Zresztą nie było to dla niego pierwszyzną; żona Damiela cierpiała na podobną magiczną “przypadłość”, która nasiliła się po śmierci męża. Druid zaoferował początkującemu zaklinaczowi pomoc w opanowaniu nowych zdolności; co prawda nie mógł nauczyć go magii, ale kontroli nad ciałem i duchem już tak. Spędzone na medytacji w lesie miesiące nie przyniosły może idealnych efektów, lecz częstotliwość niekontrolowanych przebłysków mocy znacznie się zmniejszyła, obaj mężczyźni byli więc zadowoleni. Przy okazji Panril zaprzyjaźnił się z małą żmiją i zdołał wytworzyć z nią przedziwną więź, która nieodmiennie frapowała Adrila. Była zupełnie innego rodzaju niż jego i Tyszka, lecz równie głęboka; do tego magiczna na jakimś nieznanym druidowi poziomie.

Drzwi ‘Gnijącej Macki’ otworzyły się i do sali weszła Tiva wraz ze swoim wielkim, kudłatym psem. Rurik skrzywił się widząc kolejnego pchlarza w gospodzie ale powstrzymał się od komentarza. Pomijając fakt, że czasami korzystał z pomocy Tivi, to wszyscy we wsi wiedzieli, że z druidami lepiej jest utrzymywać dobre stosunki. W końcu każdy pamiętał historię o tym jak Lamariee zamieniła krnąbrnych drwali w drzewa. Może i druidzi z Zewnętrznej Osady nie mieli takiej mocy jak sędziwa elfka, lecz obie wsie żyły głównie z darów lasu i wsparcie druidzkiej braci było tutaj nie do przecenienia.

Tiva przeprosiła za spóźnienie i dosiadła się do stołu. Była starsza od pozostałych dziewcząt; bliżej jej było do Panrilla czy nawet Adrika. Jeśli nie włóczyła się po lesie, zajmowała się dziećmi swych licznych kuzynów, kuzynek i sąsiadów. Spokojna i łagodna miała jednak w sobie coś, co intrygowało - zwłaszcza Jacię, która słyszała opowieści, że w młodości półelfka była niezłym ziółkiem. Ponoć walczyła nawet gdy gobliny napadły na wieś, a ledwie weszła wtedy w dorosłość! Co prawda za takie ‘demoralizujące’ opowieści dorośli ‘nagradzali’ szmatą przez łeb (w najlepszym razie), ale Bonia i tak wiedziała swoje. Dlatego też namówiła “ciocię Tivę” na dołączenie do bohaterskiej drużyny poszukiwaczy przygód. Po prawdzie długo namawiać jej nie musiała; widać było, że druidka ma swoje powody. Ale Jacia i tak po prostu czuła, że wyprawa obudzi w bladolicej półelfce pokrewną duszę!

Teraz trzeba było tylko wybrać odpowiednie zlecenie.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 04-04-2016 o 12:24.
Sayane jest offline  
Stary 03-04-2016, 22:11   #2
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post “Pod Gnijącą Macką”

Gdy Tiva przysiadła się do stołu a wszyscy zjedli i wypili wszystko co do zjedzenia i wypicia mieli, siedem głów zgodnie pochyliło się nad zapisanym koślawym pismem pergaminem. Adrik zapełniał go przez kilka dni, lecz i tak zleceń było żałośnie mało. Przynajmniej tych “bohaterskich”, o których marzyli Yolanda czy Schnapel, lub dobrze płatnych, na które liczył Uruk; bo ogólnie roboty we wsi było co niemiara.

1. Odnaleźć zaginioną krowę Knuta. Płatne w żywiźnie lub treningu. Mućkę pewnie dawno wilcy zjedli lecz strażnik nadal miał nadzieję na odzyskanie bydlątka. Co prawda obecność wilkołaka-Kevina na Przeklętej Polanie nie odstraszała już tutejszych sfor bo chłopak wyjechał gdy tylko mróz puścił, ale i tak wilków było w tym roku znacznie mniej. Knut liczył też, że lecący nad lasem ognisty demon skutecznie przepłoszył mniejsze potwory. Na zwierzynę płową i bydło niestety zadziałało.

No właśnie. Kolejnym punktem było polowanie. Mieszkające w Osadzie mabari miały apetyt jak, nie przymierzając, smoki, a nikt nie oczekiwał, że Anna będzie im przynosić swoje kurczaki. Pomijając fakt, że praktycznie nikt prócz młodej ilmarytki nie mógł do nich podejść, mabari traktowano jako wspólne dobro obu wsi. Potężne, barczyste bestie bez trudu przegryzały koboldzie i goblińskie karki, przeganiały mniejsze sfory kręcące się po okolicy, a ze złowieszczymi wilkami stawały jak równy z równym. Opłacało się je utrzymywać. Tyle tylko, że do polowań nadawały się jak ryba do dyszla. Gdy żył Uhreg to jakoś sobie z ich wyżywieniem radził, czasem sprzedał szczenię w Królestwie za wór złota i rzeczy na wymianę nakupił, ale teraz obowiązek wyżywienia bestii spadł na wiejskich myśliwych. Nieodpłatnie, rzecz jasna. Sarenka, albo dwie… albo trzy najlepiej załatwiłyby sprawę na jakiś - niestety dość krótki - czas. Samo polowanie zajęłoby pewnie kilka dni.

Trzecim zleceniem było przyniesienie Aldonie kilku rzadkich ziół. Im więcej tym lepiej. Adrik i Wila wiedzieli jak wyglądają rzeczone rośliny. Problemem był fakt, że rosły na samych bagnach, daleko poza bezpieczną granicą Viseny. Wyprawa była ryzykowna nie tylko ze względu na podstępne bagienne ścieżki, ale i mieszkające tam potwory. Pomijając demona. Wędrówka zajęłaby pewnie większość dnia. Jednak wyświadczyć Aldonie przysługę - to było nie byle co! Yolanda podejrzewała, że za rzadkie, cenne zioła mogliby dostać nawet wspaniałą maść leczniczą, która wspomagała regenerację niemal tak dobrze jak magia. Po wybuchu wieży Alvenusa w Visenie nagle wzrosła liczba potrzebujących, więc zapasy leków zarówno Aldony jak i kapłanów były znacznie uszczuplone. Nie wspominając o przednówku, podczas którego wszyscy chorowali na potęgę; zwłaszcza starcy i dzieci.

Prócz tego ludzie szukali oczywiście pomocy przy odbudowie, na roli czy w warsztacie i tak dalej, i tak dalej. Z tablicy przed gospodą zwisały smętnie skrawki zapisane ogłoszeniami w rodzaju “Dzień orki za dziesięć jajek”, czy “Do kopania grobów, miedziak i 1 posiłek”. Tutaj jednak ogłaszali się desperaci, którym nikt z sąsiadów pomóc nie chciał. Cóż, w każdej wsi były zarówno takie osoby, jak i całe rodziny.

Przyszli bohaterowie w znaczącej większości zwiesili nosy na kwintę. Zlecenia nie były bohaterskie, choć potrzebne. Jednak czy włóczenie się po lesie za starą krową odmieni ich życie? Było to wątpliwe.

- Może… pójdziemy do jaskini z kryształami? - nieoczekiwanie zaproponował Schnapel. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni, choć w większości wiedzieli o co chodzi. Jaskinia z magicznymi kryształami była jednym z pierwszych miejsc, jakie odwiedziła drużyna Yarkissa poszukując porwanych przez wilkołaki członków karawany. Według plotek rosnące tam minerały miały moc gromadzenia magii. Niestety mieszkały w niej również gigantyczne pająki, zdolne bez problemu pożreć człowieka. Nawet zeżarły jednego - Justusa, młodego kapłana, który jechał w ochronie zeszłorocznej karawany. Ale taki pomysł - od Rybiego Oczka?
- Ja cie… - westchnęła Jacia na myśl o TAKIEJ wyprawie.

Adrik zmarszczył brwi. Mimo iż większość Viseńczyków uważała opowieści o pajęczej jamie za mocno przesadzone druid wiedział od brata, że plotki nie rozmijały się z prawdą. Niestety wieść o jamie rozeszła się po wsi zanim Yarkiss zorientował się, że jego drużyna powinna trzymać język za zębami, gdyż historie o napotkanych przez nich miejscach i stworach tylko rozbudzają młodzieńczą wyobraźnię i prowadzą do kolejnych nieszczęść. I proszę, nie mylił się. Choć druid wiedział, że pomysł zarabiania na sprzedaży magicznych kamieni chodził po głowie również i młodemu sołtysowi. Niemniej jednak Adrik wiedział, że brat nie rozpowiadał o tym na prawo i lewo, a na pewno nie powierzyłby wyprawy do jaskini nieopierzonym młodzikom.
- Skąd ten pomysł? - zapytał ostrożnie chłopaka.
- Ten… Te kryształy na pewno są cenne, moglibyśmy za nie kupić porządne, rycerskie zbroje i konie, i pomóc innym - ochraniać karawanę jesienią, kupić magiczne mikstury… Może Panril przestałby wybuchać, bo by kryształ wsysał magię… i w ogóle… - Schnapel zacukał się, a Uruk spojrzał na niego podejrzliwie. Nie żeby chłopak nie mówił rozsądnie, ale właśnie - coś zbyt rozsądnie.
- A kto by to tutaj kupił skoro Arvelus wykitował, hę? - burknął.
- Vahren powiedział, że weźmie je do Królestwa i dla nas sprzeda! - ufnie oznajmił Oczko, szczęśliwy że ma odpowiedź na podchwytliwe pytanie.

No tak, to wiele wyjaśniało. Vahren był jednym z najbardziej podejrzanych indywiduów w Visenie. Niczym wędrowny ptak, znikał gdy tylko lżały mrozy i pojawiał się dopiero jesienią. Opowieści o jego wyczynach były znane w obydwóch wsiach - potrafił cały wieczór przechwalać się obrabowaniem jakiegoś dworu czy magicznej pracowni. Czy było to prawdą to insza inszość; “u siebie” w każdym razie nie kradł nigdy. Ale zrobić w konia garstkę młodzików… Nikt prócz Schnapela nie miał wątpliwości, że grupa zobaczyłaby najwyżej marny procent rzeczywistej ceny kamieni.

- Wars prosił, byśmy zajrzeli na przystań - odezwała się Tiva, gdy niezręczna cisza przedłużała się. Adrik miał dość kwaśną minę, za to Schnapelowi oczy aż świeciły się na myśl o wyprawie po magiczne kryształy. - W magazynie i piwnicach zalęgły mu się szczury, niszczą sieci i zapasy, omijają pułapki, koty mu pozagryzały; nijak sobie z nimi poradzić nie może. Mówił, że by mu się psy przydały, raz dwa wytępiły szkodniki. - Tiva wiedziała, że nagły rozrost populacji szczurów szkodził równowadze. Gryzonie zjadały nie tylko zapasy ludzi, ale i wybierały młode z gniazd i nór, a rozbestwione potrafiły nawet dziecko w kołysce zadusić. Na szczęście w rodzinie Warsa na razie nie było niemowląt.

Yolanda zauważyła kątem oka, że w drzwiach znów pojawił się Fernas, ale póki co miała ważniejsze sprawy na głowie niż przypatrujący się jej młodzian. Prawdziwe życie czekało!

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 04-04-2016 o 11:23.
Sayane jest offline  
Stary 04-04-2016, 03:15   #3
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Adrik zbliżał się już nieubłagalnie do tego momentu, w którym stwierdzenie stary kawaler ma swoje uzasadnienie. Jakby się zastanowić, był blisko dwa razy starszy, niż niektórzy młodzikowie, którzy brali ślub. Ciężko powiedzieć, czy było to przez fakt, że więcej czasu spędzał w lesie między barciami, niż w domu, jego podejściu do ludzi, zachowaniu, czy Tyszku siedzącym wiernie przy nodze pana. Czasem nawet cicho warczącym, kiedy ktoś podchodził za blisko, zwykle jednak wtedy druid poklepywał uspokajająco czworonogiego towarzysza po łbie.


Brązowe oczy przebiegały po zapisanych nielicznych zadaniach, które potrzebowały faktycznie czegoś więcej niż zwykłej siły. Opcje były różne, niekoniecznie wszystkie dobrze płatne, ale większość balansowała się albo dobrem osady, lub długofalowymi korzyściami. W niektórych przypadkach ograniczeniem strat. Na propozycję Schnapnela zareagował nie tylko podejrzliwością, ale i uniesieniem brwi. Od Yarkissa wiedział nieco więcej na temat jaskini i wybieranie się tam na chwilę obecną uznawał za idiotyzm. - Do jaskini? Idź się utop w jeziorze, masz bliżej, efekt ten sam, skoro chcesz skończyć jak Justus. - Stwierdził krótko Adrik. - Kiedy wyszedłeś dobrze na interesach z Vahrenem? - Następnie wrócił do przebiegania wzrokiem listy. W porównaniu, musiał przyznać że to co było do wyboru, nie było nazbyt heroiczne, ale na pewno bardziej by się przysłużyło obu osadom niż uganianie się za kryształami i pająkami. - Szczury powiadasz? Hmm, to może nie być takie głupie jak się zdaje, skoro są na tyle duże, że pozagryzały koty, to można się nimi zająć, odłowić, podrzucić mabari, żeby miały co jeść w międzyczasie. Nie jest to sarenka, ale kilka, czy kilkanaście tłustych szczurów, jest lepsze niż nic na dobry początek. - Zamyślił się chwilę. - Zanim pomyślicie drugi raz o jaskini, to przypomnę, że Aldona potrzebuje ziół, rosnących na bagnie. Tak tym bagnie. - Powiedział dobitnie. - Po drodze na bagna można poszukać Mućkę Knuta. No a ten płaci w żywiźnie lub treningu, a zdaje się paru narwańcom tutaj by się taki przydał. - Rozejrzał się po zgromadzonych przy stole, wzrok zatrzymując głównie na Schnapnelu. - Na nic ci śliczny miecz czy pancerz, jak nie wiesz jak nim machać czy biegać w żelastwie. Chociaż, nie mam pojęcia jak w ogóle można biegać w takiej kupie żelastwa, brrrr. Toż to zwariować można. Ciężkie to to, wiatru na skórze nie czuć, no, chyba że swoje własne. - Druid pokręcił z dezaprobatą głową.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 04-04-2016, 09:55   #4
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Panril Serpenthelm przysłuchiwał się dotychczasowym rozmowom zebranych. Cóż, wszystkie opcje, które przedstawiali towarzysze istotnie nie przedstawiały się iście "bohatersko". Z jednej strony chłopakowi to przeszkadzało, czuł się "stworzony", a raczej "odmieniony" to rzeczy bardziej ambitnych niż poszukiwanie zaginionej krowy Knuta czy zbieranie ziół. Jednakże patrząc obiektywnie jakieś miał doświadczenie w "bohaterowaniu"?
Otóż żadnego, a w takich sprawach jak te znajdujące się na ich liście miał go całkiem sporo. Nigdy nie stronił od różnych prac w wiosce, trudnił się wszystkim i niczym, aż do przemiany. Od tego czasu nie chciał zajmować się przyziemnymi rzeczami, czuł moc płynącą w jego żyłach, która podszeptywała mu, aby ruszył na szlak, ku sławie i chwale.

Panril mimo głowy nabitej podszeptami mocy, wiedział, że zanim cokolwiek osiągnie to musi odrobić swoje, zaczyna w końcu od zera, ale teraz już nie jako mieszkaniec wioski, a poszukiwacz przygód! O tak, to brzmi dumnie! Jednakże póki co, chłopak chciał skupić na czymś co przysłuży się wiosce i pozwoli nabrać mu doświadczenia z jego zdolnościami. Cóż, jeśli miałby być przed sobą szczery to jego przemiana przyniosła póki co więcej zniszczeń i chaosu niż pożytku, ale najwyższy czas to zmienić.


Chłopak spojrzał swoimi złotymi, gadzimi oczami na Adrika i pokiwał głową.
- Masz rację, przyjacielu. Zgadzam się z tobą. Myślę, że jeśli chodzi o kontakt ze zwierzętami wielkości krowy to na pierwszy rzut zajmijmy się tą Knuta, a dopiero później ruszajmy na samobójczą misję walki z pająkami, dorównującymi jej wielkością. Szczury wydają się dobrym pomysłem, choć jak pomyślę, że były w stanie zagryźć koty to mam pewne obawy. No, ale słuchajcie! Od czegoś trzeba zacząć, co? - zaśmiał się chłopak, odginając głowę do tyłu. W tym momencie zza jego wysokiego kołnierza wysunęła się głowa małej żmii, która od jakiegoś czasu cały czas spędzała z Panrilem. Mimo strachu jaki wzbudzają węże ten osobnik z racji swojej aparycji przypominającej tęczowego smoka i pełzania pod szatami chłopaka sprawiał wrażenie niegroźnego, a nawet sympatycznego. Jednak wyraźnie nie lubił dotyku obcych, gdyż w razie takiej sytuacji syczał groźnie i chował się, wpełzając pod kołnierz lub do rękawa szaty Panrila.

-No, to co myślicie? Szczury na pierwszy ogień, a później się zobaczy. Może się okaże, że po tym jednym zadaniu będziemy mieli na dziś dość? - znów zaśmiał się przyjaźnie, klepiąc w ramię najbliższą osobę.

-Nie ma co zwlekać, im szybciej zajmiemy się tymi zleceniami tym szybciej coś zarobimy i może niedługo wyruszymy na szlak! - powiedział trochę się rozmarzając. W tym momencie stalowy kufel, który stał przed nim zaczął samoczynnie się poruszać. Najpierw powoli, zataczał kręci po blacie, aż zaczął mocno wibrować, przykuwając uwagę wszystkich, w tym Panrila, który na ten widok aż podskoczył ze strachu, co tylko pogorszyło sytuację. Kubek wystrzelił w powietrze, rozbijając się o drewnianą belkę stropową gospody, obryzgując zgromadzonych resztą napoju, który się w nim znajdował.

- Cóż... - powiedział zawstydzony - Może już chodźmy, co? - dodał, uśmiechając się krzywo.

 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)

Ostatnio edytowane przez Lomir : 04-04-2016 o 11:41.
Lomir jest offline  
Stary 04-04-2016, 11:54   #5
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
No… nie da się powiedzieć, że zadania czekające grupę poszukiwaczy przygód były w jakiś sposób porywające czy heroiczne. Nie od razu jednak zbudowano palisadę, także Yola zbytnio się nie przejmowała mizernością propozycji, głęboko wierząc, że czas na walkę ze smokami i ratowaniem księżniczek wkrótce nadejdzie. Skąd się niby miały wziąć owe smoki i księżniczki? Kapłanka nie umiała sprecyzować, ale w końcu krążyła niezliczona ilość takowych opowieści, że nie czuła potrzeby przejmowania się tak trywialnymi problemami.

Propozycja Schnapla może i była w tajemniczy sposób kusząca, ale dziewczyna wolała, przysłużyć się komuś wartemu przysługi, a Vahren zdecydowanie nie zaliczał się do tego grona. Przynajmniej w mniemaniu Yolandy.

- Nic to! - zakrzyknęła radośnie, gdy jej uwagę przyciągnęła kolorowa żmijka Panrila. Nie, że była jakąś wielką miłośniczką zwierząt ale… barwy wężyka podziałały na nią, jak świecące złoto na srokę. Zapragnęła jej dotknąć. Niestety gad, syknął gniewnie i dał nura przed paluchami ciekawskiej kapłaneczki. Która rozczarowana, wygięła ustka w smutną podkówkę. Nie zauważając jak kufel w dziwny sposób zaczął tańczyć po stole by w końcu wystrzelić ku niebiosom, ku spotkaniu z sufitem. Piwny deszcz rozbawił dziewczę, która wybuchła głośnym i perlistym śmiechem.
- Już chcesz się zwijać? A kto zapłaci za szkody? - odparła łobuzersko, mierząc nieboraka złośliwym spojrzeniem.

- Proponuję iść nad bagna pozbierać trochę ziół dla Aldony. - wizja zarobienia leczniczej maści była dla Yoli zbyt kusząca, plus chcąc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu… miała zamiar wykorzystać trochę drużynowych druidów i poprosić ich o udzielenie lekcji na temat roślinności nadającej się do pierwszej pomocy jak i… gotowania.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 05-04-2016, 16:05   #6
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Uruk przyglądał się swoim dłoniom. Obserwował swoje mocne, twarde, toporne paluchy i myślał. Wbrew pozorom potrafił myśleć całkiem sprawnie i efektywnie, tak więc gdy dyskusja przy stole rozgorzała na dobre topornik był przygotowany.
Pozostali wdali się w gorący dyskurs, nikt nie zwracał na niego uwagi. I dobrze. Drużyna przywykła do milkliwości Uruka. Co nie znaczyło, że mężczyzna nie potrafił mówić. I planować.
Głęboki głos topornika wprawił w drżenie wszystkie przedmioty w okolicy.
-Krowa Knuta...to akurat zlecenie nie jest nic warte. Skoro mućka zwiała do lasu to już z nią pewnie złowieszcze wilki tańcują. No i nagroda w żarciu. Polowanie...to już brzmi lepiej. Moglibyśmy zarobić uczciwy grosz, nakarmić mabari i dzieciaki z wioski. No i zrobić zwiad czy przypadkiem goblinom i koboldom coś głupiego do łbów nie strzeliło. A ziółka...nie znam się, na ziołach znaczy się, ale to zlecenie wygląda chyba najlepiej. Przednówek się zbliża - Uruk umoczył wąsy w piwie - Znowu baby i dzieci będą chorować, a na bagnach można zaznać chwały - to ostatnie było wyraźnie skierowane do co bardziej bohaterskiej części drużyny - Możemy zarobić uczciwy pieniądz i przysłużyć się wiosce. Tak, z tych zleceń ja osobiście poszedłbym na bagna po zioła dla Aldony.
-A jeśli chodzi o szczurki, to mabari nie nażrą się kilkoma szczurami. To już lepiej urządzić w lesie polowanie z nagonką i przywlec do domu kilka jeleni.
-O kryształach nie ma co mówić. Nie mamy nikogo komu mogłyby się przydać, a ten alfonsik Vahren oszwabi nas za pierwszym podejściem.
Słowa i myśli płynęły swobodnie. Pod koniec Uruk niemal się uśmiechnął ocierając piwną pianę z krzaczastej brody.
-Jeśli mnie pytacie, to chodźmy po zioła i niech to pójdzie całej osadzie na zdrowie.
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 05-04-2016 o 16:11.
Jaśmin jest offline  
Stary 06-04-2016, 11:11   #7
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Ciężko było ukryć entuzjazm i zapał, kiedy myśli i nogi chciały już biec po przygody. Jacia wierciła się niespokojnie na krześle, zupełnie jakby ktoś właśnie mówił “gotowi? do startu…” i tworząc napięcie nie mówił “start”.
Pasowało jej właściwie każde z zadań. Mogła nawet szukać zaginionej krowy, byleby dłużej nie siedzieć w miejscu.

Latający kufel i u niej wywołał atak wesołości. Mimo, że kropelki napoju skąpały nieco jej twarz, wtapiając się w większości gdzieś między jej liczne piegi. Przysłuchując się zdaniom innym towarzyszy, próbowała dosięgnąć językiem te bliżej ust. Skutkowało to oczywiście nieco głupkowatymi, śmiesznymi minami.

W końcu przestała, wycierając twarz po prostu dłonią. Przypomniała sobie, co Ovil zawsze jej powtarzał. Powinna ładnie zachowywać się w towarzystwie osób od niej starszych. Towarzysze zgromadzeni przy stole, w większości byli przecież od niej starsi. Pakując niespożytą energię w bujanie się na krześle, skorzystała w końcu z okazji by wypowiedzieć własne zdanie.

- O ja Cie! - zaczęła z entuzjazmem - Tak mi żal biednej krówki Knuta, ale pewnie już na zawsze przepadła i szukanie jej to jak szukanie igły w stogu siana. Chociaż wyobrażam sobie jakbyśmy ją znaleźli i by powiedziała do nas muuu a my jej na to muuu i odprowadzilibyśmy ją do Knuta a on by nas poszkolił co by każdemu się przydało. Leków brakuje i wszyscy o tym dobrze wiedzą. Każdy będzie wdzięczny jeśli Aldona będzie miała zioła i będzie mogła zrobić ich więcej. I każdy będzie mógł powiedzieć “o ja Cie!” mamy leki bo tamci poszli po zioła na taaaaką niebezpieczną wyprawę. Tylko, że te szczury… skoro Wars prosił, skoro KTOŚ prosił to nie powinno się odmówić pomocy, zwłaszcza jak na dobro innych którzy będą się cieszyć bo szczury nie zrobią szkód będzie to działało, co nie? Polowanie na szczury może być dobrą zabawą, a nimi można nakarmić mabari. Inaczej tego z mabari nie widzę, bo chyba z mieczem i toporem nie chcecie iść polować na sarny… - Jacia mówiła jak nakręcona katarynka. Gdy padły słowa o mieczu i toporze, spojrzała na Uruka. Krzesło na którym bujała się do tej pory zachwiało się niebezpiecznie. Dziewczyna przytrzymała się mocno stołu by nie polecieć do tyłu. Chwilowo przestając się wiercić, kontynuowała.
- Tak czy inaczej. Zioła i przy okazji krowa, albo szczury i przy okazji nakarmić mabari. Tak myślę. Ale jak mam wybrać jedno, to zioła wydają się najważniejsze. O jacie! Ale będzie!
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 08-04-2016, 22:19   #8
 
Umrzyk's Avatar
 
Reputacja: 1 Umrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skał
Nie roztrząsała tego, czy Vahren mógłby ich oszukać, gdyby faktycznie wybrali się po kryształy. Przez myśl dziewczynie nie przeszło, żeby tak szybko gdybać o ewentualnych zyskach - skóra cała, niedźwiedź nadal żywy. Siedziała nad pustym już kuflem, popatrywała na towarzyszy i w rozmowie udział brała cokolwiek marginalny, nie zdążyła się rozgadać. Na razie pozostawała świadoma czynionych ustaleń i od czasu do czasu głaskała łeb psiny, która trochę natarczywiej upomniała się o uwagę. Lila nie była zachwycona karczmą (być może w tym samym stopniu, w którym Rurik ucieszył się z obecności kolejnego futrzaka) i dawała do zrozumienia druidce, że właściwie mogłyby już wyjść na zewnątrz, bo rozmawiać można i na świeżym powietrzu. Demonstracyjne ziewnięcie, takie z kompletem zębów, nie doczekało się upragnionego efektu - Tiva była dziś po prostu wyjątkowo niedomyślna. Albo nawet tego nie zauważyła - myśli półelfki odfruwały bowiem w kierunku nie do końca zgodnym z właściwym tematem spotkania.

- A nie wiesz może, czy Vahren podzielił się tym pomysłem z kimś jeszcze? - wtrąciła, kierując pytanie przede wszystkim do Schanpela. Zapędów do bohaterowania nie wydobyłyby z Tivy niechby i zastępy inspirujących historyjek. Lubiła ich słuchać, wykosztowałaby się na kufel piwa, by poznać kolejną... ale niektórym zwykłej opowiastki było dość. A pająki nie wadziły dziewczynie w najmniejszym stopniu, dopóki nikt tam nie lazł, wszystko było w normie. Pomysł zarabiania na kryształach wzbudzał ostrożną niechęć, poniesienie ich w świat wydawało się lekkomyślne - jeśli to takie cenne, to pewnie przyciągnie do Viseny obcych - i o ile wyprawa w celu eksploracji jaskini została przez nią zaklasyfikowana jako odległa i mało prawdopodobna (wszystkie zdolne do pracy ręce przydawały się na miejscu), to już inicjatywa kilku narwańców, prawdopodobnie tragiczna w swoich przyszłych skutkach... To już było czymś, czemu chciała przyjrzeć się bliżej. Vahren coś długo trzymał się wioski, przecież zwykle znikał po stopnieniu pierwszych śniegów. Pokręciła głową, na usta wypłynął wesoły uśmiech - możliwe, że związany z piwnym deszczem, przy którym dziękowała Tymorze za to, że zatraciła nawyk bujania się na tylnych nogach krzesła - i najwyraźniej uznała, że wróci do kwestii kryształów później.

- Co do zbierania ziół, proponuję wybrać się tam jutro. Wyprawa na bagna to kilka godzin w jedną stronę, kilka kolejnych na poszukiwania, do tego droga powrotna. Przygotujmy się do tego, przemyślmy, co zabieramy ze sobą i spotkajmy się w umówionym miejscu. Może nie o samym świcie, ale znacznie wcześniej, niż dziś - oparła łokcie na stole, podparła głowę rękami i beztrosko kontynuowała - a do przystani mamy dwa kroki, polowanie na szczury wymaga zachodu najmniej. Nie mówię, że pójdzie z górki - uśmiech blondynki wyraźnie się poszerzył, czyżby na myśl o godnych bohaterów komplikacjach? - ale powinniśmy dać sobie radę, nie?

- Karmienie mabari - zawiesiła na chwilę głos - czyli wypadałoby spytać Warsa, czy przypadkiem nie próbował podtruwania szczurów. Skoro zdążyły pozagryzać koty, mógł już sięgnąć po metody inne od pułapek - tak na wszelki wypadek. Marnowanie drogiej substancji na szkodniki mogło być przerostem formy nad treścią (najęcie do tego drużyny z pewnością było znacznie mniej kosztowne), ale nie przemilczała tego. Nawet, jeżeli znalezienie w Visenie trucizny z prawdziwego zdarzenia graniczyło z cudem. - Pułapki. Możemy jeszcze spróbować rozstawić jakieś sidła i liczyć, że coś w nie wpadnie, kiedy będziemy szukać ziół, przy pewnej dozie szczęścia będzie czym nakarmić psiaki - powiedziała, co miała do powiedzenia.

To, że wyzwania stojące przed drużyną nie były specjalnie "bohaterskie", z perspektywy półelfki wcale nie było ich wadą. Może nie rwała się gorliwie do sławy, chwały i bogactwa, ale na odciągnięcie uwagi od domu i zmian spowodowanych nagłą śmiercią wioskowego maga nadawały z naddatkiem. Jeżeli znajdzie się dzisiaj trochę czasu, miała zamiar bliżej zainteresować się kwestią pomysłu Vahrena. Sprawdzić, czy ktoś tego nie podchwycił. Nie od razu zabraniać, na pewno nie iść z tym wyżej - jeszcze kilka lat temu w takiej sytuacji na pewno zrobiłaby na przekór, zakazy nigdy nie wydawały się Tivie skuteczną metodą - ale zwyczajnie wybadać grunt. Mieć oczy i uszy otwarte.
 
Umrzyk jest offline  
Stary 09-04-2016, 23:39   #9
 
goorn's Avatar
 
Reputacja: 1 goorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znany
Schnapel nadąsał się słysząc ostre słowa Adrika.
- Po pierwsze, zawsze wychodzę dobrze na interesach z przyjaciółmi. Po drugie, wcale nie chcę się kąpać. A wreszcie po trzecie - z moją bronią i zbroją radzę sobie wy-śmie-ni-cie, a do tego wiem jak się nimi posługiwać, dziękuję bardzo.
Swoją wypowiedz akcentował stukaniem w stół i groznie - przynajmniej w zamiarze - zmarszczonymi brwiami.
Słuchając reszty towarzyszy błyskawicznie się rozchmurzył. Co prawda, wciąż uważał, że wyprawa do jaskini z klejnotami to wy-śmie-ni-ty pomysł, ale pozostałe opcje również wydawały się fascynujące.
Poszukiwanie zagubionej duszyczki w mrocznym lesie, krucjata przeciw obrzydliwym potworom, czy zbiory potężnych magicznych składników - nad czym się tu zastanawiać, powinni się zająć wszystkim.
Oczy rozjaśniły mu się na wzmiankę Panrila o ruszeniu na szlak. Nie dosyć, że przed nimi wspaniałe przygody, to mogą być - i z pewnością będą - tylko wstępem do dalszej podróży. To już tylko krok do ballad wesołej drużynie Schnapla Rybiego Oka.
Na kufel rozbijający się o sufit zareagował głośnym śmiechem.
- Wspaniała sztuczka, przyjacielu - uśmiechnął się do zaklinacza.

Na pytanie Tivy mógł tylko wzruszyć ramionami, w końcu skąd mógł wiedzieć czy Vahren rozmawiał o sprawie z innymi mieszkańcami. Nie przypominał sobie nic takiego, ale to jeszcze nic nie znaczyło, prawda? Vahren mógł o tym rozmawiać, gdy Schnapel spał. Albo rąbał drewno, czy łowił ryby. Albo gdy Rybiego Oka po prostu nie było w pobliżu. Pokiwał głową, zadowolony ze swojego precyzyjnego rozważanie problemu.
Słuchając przemyśleń swoich przyjaciół, zauważył, że każde kończyło jakimś przemyślanym podsumowaniem, mądrą propozycją. Schnapel odczuł wyraznie, że warto zabłysnąć także własnym rozsądkiem.
- W takim razie uważam, że powinniśmy ruszyć na te bestie z przystani, następnie znalezć zioła dla kapłanki i w końcu znalezć zagubioną krowę. A POTEM iść po kryształy.
 

Ostatnio edytowane przez goorn : 10-04-2016 o 01:00.
goorn jest offline  
Stary 10-04-2016, 12:09   #10
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Jacia zmarszczyła krótko usteczka na słowa Schnapela o kryształach. Nie komentowała ich jednak. Rozpoczęła za to zawzięte przyglądanie się swoim palcom u rąk, zerkając krótko na każdego z siedzących przy stole prostowała palec u prawej lub lewej ręki, a czasami i u prawej i u lewej, by w końcu wykrzyknąć:
- O ja cie! Zabrakło mi palcy! Pięć głosów na szczury, sześć głosów na zioła, ale dwa, że zioła jutro a szczury dziś. Więc tadam tadam tadam … szczury!
Dziewczyna podniosła się gwałtownie z krzesła.
- To co, idziemy?
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172