Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-09-2016, 20:03   #21
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
- Odłożę chwilowo na bok kwestię pytań o Twe rzekome zaangażowanie w morderstwo rodziny burmistrza… - istotnie, skoro Sarian znajdował się tutaj cały, zdrowy i nie pod przymusem straży, musiało to oznaczać, że choć niepokojący, nie był to problem wymagający natychmiastowej interwencji. Na przykład w postaci zebrania całego dobytku i rychłej ucieczki z miasta. Najemnik mógł więc wypytać wpierw o inne sprawy, które dłużej zaprzątały jego umysł. - Chciałbym póki co spytać was o kwestię tego pożaru… Czy któreś z was poznało tę sprawę lepiej? - skierował swe słowa do całej trójki, głaszcząc uspokajająco wtulonego w jego podołek Theressima. Zwierzę zdawało się być dziwnie niespokojne przy Clove, lecz Sven ani myślał zwracać jej na to uwagę. Co miałby powiedzieć, aby odsunęła się, bo straszy mu kotka? Nie mógłby. Dziewczyna sama często sprawiała wrażenie zagubionego zwierzęcia, które strach maskuje instynktownym działaniem, czynienie jej uwag o wpływie na elementy przyrody ożywionej na pewno nie poprawiłoby jej komfortu, ani nie wzmogłoby więzi w drużynie. Najemnik postanowił więc milczeć, jak często miał w zwyczaju.

- To był wybuch i to niezbyt naturalny. Podejrzewam raczej, że jakaś nieznana siła spowodowała to wszystko - zaczęła Clove z trudem przełamując barierę nieśmiałości. Nie patrzyła na żadnego z rozmówców, po prostu opowiadała tym, czego się dowiedziała

- W budynku zginęła trójka osób z czteroosobowej rodziny. Pożaru w nocy nikt nie widział, wybuchu nikt nie słyszał. Mieszkańcy nie kwapią się nawet by pochować ciała, bo uważają, że to jakaś zła siła, porachunki gangu z Arabel. Na miejscu w zgliszczach znalazłam również włócznię z wyrytym nań imieniem. Podejrzewam, że to imię jej właściciela, jednak nie mam pojęcia, czemu tam została. Zbiegał w pośpiechu? Kiedy wkroczyłyśmy do okolicznego lasu, napotkałyśmy dwóch orków. Wydaje mi się, że mogą komuś służyć i zagrażać miastu bardziej, niż tylko poprzez spalenie jednego budynku… Tzn, nie oni go raczej spalili, nie sami, a ktoś władający większą, magiczną mocą - zakończyła tym samym, jakby sama zastanawiała się nad własnymi słowami. Opowiedziała również o znalezisku w piwnicy, dziwnej rozmowie z kapłanem i wszystkich szczegółach śledztwa, jakie mogły pomóc w rozwiązaniu zagadki.

Sarian kiwnął głową.
- Miejscowa zielarka wspominała coś o jakichś poszukiwaczach przygód i pobliskich ruinach… Znając te zielonoskóre bestie, takie miejsce może być idealnym miejscem na ich legowisko. Bardziej martwi mnie ten mag… - Zwiadowca podrapał się po brodzie w zamyśleniu - Jestem ciekaw czy może mieć on coś wspólnego z nekromantą, który zaatakował nas wcześniej w drodze. Nienawidzę, kiedy mag bezkarnie nadużywa swoich zdolności… - Powiedział cicho - W każdym razie sądzę, ze powinniśmy rozpocząć od zbadania ruin, musimy znaleźć tylko przewodnika. - Oczekiwał na reakcję towarzyszy.

- Na początek to ma sens, a potem udamy się do Arabel. A jeśli nie będziecie chcieli, to sama tam pójdę - oznajmiła stanowczo, wydychając powietrze głośno i z trudem
- A przewodnik nam nie jest potrzebny, sami sobie poradzimy.

Tropiciel pytająco uniósł brew.
- Arabel? Wydaje mi się, za wcześnie, żeby powiadomić o wszystkim Landera… Za dużo niewiadomych wkoło.Chociaż może ruiny dostarczą nam jakichkolwiek odpowiedzi… Umówmy się, że wrócimy do tematu po powrocie i wtedy podejmiemy decyzję - Spojrzał po twarzach zebranych towarzyszy - Każdy agent paktu musi być w stanie operować samemu i między innymi dlatego wysłano tu nas. Musimy dowiedzieć się jak najwięcej… Pożar, orkowie i atak na sołtysa - Westchnął głośno i spojrzał Clove w oczy - Jeśli sytuacja będzie tego wymagała udamy się do Arabel albo wyślemy kogoś z wiadomością, natomiast na chwilę obecną postarajmy się zrobić tak wiele jak tylko się da, dobrze? - Spokojnie oczekiwał na odpowiedź kobiety.

Kobieta poprawiła chustę, która zasłaniała jej połowę twarzy, od nosa aż po brodę. Spięte gęsto głosy zakrywały lekko sterczące ku górze uszy, zaś jej prawa ręka zasłonięta była długim rękawem, którego koniec kurczowo ścskała w dłoni. Patrzyła na Sariana lekko poddenerwowana
-i Przecież nie biegnę już teraz - oznajmiła jakby to było oczywistą oczywistością po czym kontynuowała - Uważam jednak, że gdy ślad się urwie, powinniśmy tam się udać jak najszybciej i nie po to, by powiadomić Landera. Według mnie po prostu, główny problem dzieje się w Arabel i sądzę, że tam jest największe zagrożenie i niebezpieczeństwo, a siedząc tutaj jedynie marnujemy czas. Udajmy się więc do tych ruin tu i teraz, nie czekając dłużej. Niech ten Książe Ciemności sobie spaceruje, może załatwi coś bardziej dyplomatycznego, bo w walkach to on jest raczej kiepski - zakończyła Clove i miała już zamiar podnieść się z siedzenia.

Sarian kiwnął niechętnie głową.
- Wrócimy do tematu później. Mam nadzieję, ze książę nas znajdzie później… Nie chce dostać bury już po pierwszej misji, że zgubiłem podkomendnego… - Westchnął i podniósł się z krzesła. - Ruszamy.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline  
Stary 08-09-2016, 22:29   #22
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację

W ten oto sposób Arteria ustaliła swój plan działania. Zakryta chustą Clove, będący dowódcą Sarian, mający za towarzysza kotka Sven i milcząca Malindil, która na koniec oznajmiła tylko tyle, że pójdzie za likantropką gdziekolwiek by sama nie poszła, udali się, by zebrać swój ekwipunek. Nie mieli go dużo - zaledwie tyle, ile wymagała podróż przez dzicz. Tropiciel jako jedyny posiadał nieco więcej, niż pozostali, bo był w posiadaniu olbrzymiej fortuny, choć nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Bańki dusz, których przeznaczenia i nazwy nie znał, warte były olbrzymie pieniądze na czarnym rynku, ale również miały w zwyczaju tłuc się zawsze w nieodpowiednim momencie. Niemniej był to potężny magiczny przedmiot.
Zebrali się po jakimś czasie pod karczmą zwarci i gotowi. Wcześniej musieli przeczekać krótką burzę z piorunami i ulewnym deszczem, która pozostawiła po sobie zasłonę w postaci chmur i mnóstwo kałuż.. Zapytali pewnego wyglądającego na bardziej zapoznanego z okolicą mieszkańca o odpowiedni kierunek i udali się w tamtą stronę.


20 Eleint 1479RD
Królewski Las
Wieczór


Wieczory lubiły zaskakiwać wędrowców - zwłaszcza takie niosące ze sobą dziwny chłód wywołujący ciarki na plecach oraz złe przeczucia w myślach. To był właśnie jeden z nich.
Jakiś czas podążali mającą głębokie koleiny błotnistą ścieżką uniemożliwiającą jakąkolwiek komfortową podróż. Prowadził ich Sarian. Jako wyszkolony tropiciel był w stanie obrać najlepszą drogę, jak i również dopatrywać się szczegółów terenu umykających pozostałym członkom wyprawy. W ten oto sposób znalazł całkiem świeże ślady przebiegające bezpośrednio przez ścieżkę.
Duże łapy.
Tyle zdołał ocenić. Na pewno nie był to niedźwiedź. Być może coś innego. Natura w elfich lasach mogła być nieprzewidywalna. Łowca zboczył z traktu i zaczął podążać tropem w samo serce lasu. Nie mieli nawet pojęcia na co się natkną.

Minęło prawdopodobnie kilka godzin łażenia w kółko. Frustracja powoli poczęła wręcz kipieć z Sariana po uznaniu całego tego wzoru za jakiś bezsens. Nawet dywinacje ciągle recytującej pod nosem jakieś mantry Malindil nie były w stanie tutaj pomóc. Clove i Sven byli właściwie bezradni, ale ich intuicja powoli zaczynała krzyczeć. Czyżby ktoś ich obserwował?
Wyszli wreszcie na jakąś polanę…
… a tam znaleźli kilka trupów.
Tropiciel pamiętał słowa alchemiczki o pewnych poszukiwaczach przygód. Wyglądało na to, że kimkolwiek był napastnik, postanowił zedrzeć z nich cały dobytek, zostawiając ich nagie ciała niepogrzebane i w stanie zaawansowanego rozkładu. Obie kobiety musiały zatkać nosy, by móc w ogóle znieść ten odór. Ich wyczulone na zapachy nosy aż zbyt szybko wychwyciły woń gnijącego ciała.
Ale tędy przebiegały ślady.
Sarian pognał gdzieś w chaszcze naprzód zauważając, że dość radośnie wyglądający las nawet pomimo wieczoru oraz ciemnych chmur wyraźnie stawał się coraz mroczniejszy. Gdzieś ciągle coś brzęczało, szeleściło, stukało… Dłuższe przebywanie w tym miejscu mogłoby doprowadzić człowieka do szaleństwa. Wsłuchiwał się w te dźwięki, póki się nie wzdrygnął, gdy dostrzegł ruch za sobą. Odkrył na szczęście, że byli to jego towarzysze.
Gdziekolwiek się znaleźli, to z chwili na chwilę wyglądało to tak, jakby znaleźli się w krainie koszmarów. Gdzieś w oddali dostrzegli małe światełka… po chwili było ich więcej i więcej. Zaczęły ich otaczać. Być może pojawiały się wraz z zapadnięciem zmierzchu. Podążali dalej za śladami, aż w końcu stanęli jak wryci.
Wyglądało to niemal jak świecąca miejsca aleja, tyle że byli w lesie, a świeciły… drzewa. A raczej coś żywicopodobnego znajdującego się w ich wnętrzach. Widzieli zamknięte w nich różne istoty lasu, nie tylko zwierzęta, ale również twory baśni i legend prostego ludu. Idealnie zakonserwowane jak insekty w bursztynie. Był tam nawet jakiś rosły w barach mężczyzna, prawdopodobnie z Rashmenu. Svenowi zdarzało się pracować z ludźmi podobnej budowy i karnacji, chociaż otaczająca go powłoka mogła sprawić, iż dokonał błędnej analizy pochodzenia. Dookoła tych “rzeźb” lśniły eteryczne świeczki. Cała ta sceneria przedstawiała się równie pięknie, co strasznie.
Z szoku uwolnił ich kolejny szelest gdzieś przed nimi. Skądś spomiędzy krzaków wypełzła jakaś dziewczyna o złotych potarganych włosach w postrzępionej szacie. Rozglądała się dookoła tak, jakby kogoś szukała, aż wreszcie jej szare oczy spoczęły na Arterii Paktu. Wytrzeszczyła oczy w przerażeniu i zaczęła z niosącym się przez cały las krzykiem uciekać przed siebie.
Clove dostrzegła kątem oka jakiś ruch w zaroślach, co podkreślił szelest liści pomimo braku wiatru. Coś się czaiło... Na pewno nie byli sami.


 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 09-09-2016 o 06:41.
Flamedancer jest offline  
Stary 19-09-2016, 16:55   #23
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Wspólny doc

Na drodze do kłopotów

-Marika… - pomyślał Sven w pierwszej chwili na widok szarych oczu dziewczyny. Były tak podobne… Lecz nie było najmniejszych szans, aby to była ona, minęło zbyt wiele długich lat. Mimo to w pierwszym odruchu chciał ruszyć w pościg za tą dziewczyną, żałując że ich widok tak ją spłoszył. Mogła dużo wiedzieć, wyróżniała się zresztą w tej scenerii rozświetlonych figur - była żywa, o czym zresztą dała wyraźnie znać swym przerażonym krzykiem. Wstrzymał się jednak po kilku krokach, słysząc pobliski szelest liści. Był tu jeszcze ktoś jeszcze. Pozornie spokojnym ruchem zdjął tressima z ramienia i powoli odłożył na ziemię.
- Zostań - zwrócił się do niego cicho, samemu rzucając krótkie spojrzenia w stronę towarzyszy, a następnie kierunku z którego dochodziły ich niepokojące dźwięki. Ujął pochudłą dłonią rękojeść miecza i wysunął go z pochwy na szerokość trzech palców.
- Pokażesz nam się? - spytał niezidentyfikowaną jeszcze istotę.
Tropiciel powoli dobył obu swoich ostrzy, nakazując swoim towarzyszom czujność. Swoim wzrokiem badał okolicę, szukając śladów wskazujących na obecność innych stworzeń w okolicy.
- Chyba mu się nie spodobałeś i nie zamierza z tobą rozmawiać… - Rzucił tylko w stronę wojownika, gdy ten nie otrzymał żadnej odpowiedzi, wciąć bacznie lustrując otoczenie.
Clove nie patyczkując się, zdjęła włócznię i cisnęła nią w stronę szeleszczących zarośli z zamiarem zranienia ukrywającego się nieznajomego. Stwierdziła, że gdyby był dobry, to by się odezwał lub wyszedł z ukrycia. Po rzucie od razu pobiegła w stronę zarośli, rzucając się na cokolwiek, co mogłaby tam spotkać. Nie znalazła jednak nic, a cokolwiek tam było - już zdołało uciec. Jedynie jej włócznia wbiła się dość głęboka w wilgotną glebę. Wyjęła ją warcząc pod nosem i na szybko badając ślady na ziemi, szukając czyjejś obecności.
- Wygląda jak bezczelna pułapka - skwitowała chowając z powrotem włócznie i przywiązując ją mocno, aby nikt nie mógł jej zabrać.
- I mara - wzruszyła ramionami spoglądając w miejsce, gdzie uciekła dziewczynka. Nie pasowało jej to, aby za nią iść. To naprawdę było bardzo… Rzucające się w oczy. Clove wolała jednak zbadać jeszcze inne rzeczy w tym miejscu oraz uważać na ewentualne zasadzki.
Tropiciel również nie kwapił się, aby ruszyć za dziewczynką. Zamiast tego ostrożnie zbliżył się do jednego z bursztynów i przyjrzał się jego zawartości. Na widok uwięzionego wewnątrz ciała prawie cały zbladł. Widać było, że mężczyzna zginął od precyzyjnego ciosu, więc prawdopodobnie miał do czynienia z wytrawnym łowcą. Jednak po co umieszczać to wszystko w bursztynach? Czy to czysty pokaz pychy ze stron zwierzęcia, który lubi prezentować swoje trofea? Czy może coś zupełnie innego? Trudno było mu to dokładnie powiedzieć… Bardziej zastanawiał się w jaki sposób wszystkie zwłoki znalazły się w środku - sam proces powstawania bursztynu znacznie przewyższał żywot jakiegokolwiek stworzenia, więc jedynym wyjaśnieniem było działanie magii.

Ostrożnie dobył sztyletu i zapukał ostrzem o krawędź bursztynu, badając zachowanie bryły. Napotkało ono solidny opór. Któż był w stanie tworzyć bursztyn w kilka chwil?

- Szlag by to… - Powiedział cicho, chowając sztylet. - Obawiam się, że cokolwiek to zrobiło może wciąż tutaj być. Musimy być czujni i działać razem, chyba, że chcecie całą wieczność spędzić idealnie zakonserwowani w tym miejscu - Rzucił do reszty, a sam podświadomie przygotował jedną z kulek, którą uzyskał od Landera, chwytając ją w lewą dłoń. To mogłabyć ich jedyna szansa w razie ataku bestii.
-Nie wiem, czy powinniśmy tutaj dłużej zostawać - wymruczał Sven, wyciągnąwszy z pochwy miecz i ostrożnie przetrząsając nim najbliższe krzaki - Cokolwiek wykończyło tych ludzi, najwyraźniej nie miało z tym żadnego problemu. Czemu więc my mielibyśmy okazać się lepsi od nich?
Pomruczał chwilę z namysłem, zbierając myśli do kolejnej wypowiedzi. Nie lubił wiele gadać, na pewno nie na trzeźwo.
- Tu potrzeba większej drużyny, i to takiej która dysponuje doświadczonymi magami. naszym zadaniem powinno być przeżycie, abyśmy donieśli dowództwu o tym co tutaj zastaliśmy. Bo jak sądzę, póki co nikomu się to nie udało. Wracajmy.
“Tak, wracajmy. O mały włos nie pognałem w las za jakąś zmarą, tylko dlatego że… Nie wiemy co jeszcze pojawi się w tym lesie, i czy tym razem unikniemy pułapki. To jest najlepsze wyjście”
- Jasne, wracajmy, kiedy na obrzeżach Eveningstar grasuje jakiś potwór - odezwała się Malindil z ironią w głosie, gdy oparła swe dłonie na biodrach - Przeciwko jednej bestii nie jest potrzebna armia. Radziłam sobie z różnymi problemami mając tylko jedną osobę u boku, to w czwórkę sobie poradzimy i z tym.
- Tak właśnie z pewnością myśleli nasi poprzednicy - odpowiedział Sven, próbując brzmieć spokojnie, lecz kapłanka swoją hardością go zirytowała - Gdyby to było tak proste, aby jedna osoba mogła sobie z tym poradzić, już dawno byłoby po sprawie. A nie jesteśmy pierwszą drużyną, która badała tę sprawę, ani pierwszymi uzbrojonymi ludźmi. Wystarczy się rozejrzeć. Wycofanie się w celu zapewnienia lepszego wsparcia, to najrozsądniejsza opcja.
Z jakiegoś powodu przypomniał mu się Kamyk. Ten młody najemnik też sądził, że gwałtowny, silny atak zawsze może załatwić sprawę. Był zbyt gorącogłowy, przez co narażał na fiasko najlepiej przygotowane plany.Obawiał się, że ta kapłanka może sprowadzić im na głowy problemy. Kim właściwie była? Skąd się wzięła? Dopiero co ją poznali, a już próbowała wpłynąć na ich misję, przekonywała że mogą sami podołać jednej… Sven drgnął nagle.
- Skąd wiesz, że bestia jest tylko jedna…? - spytał powoli, patrząc kobiecie prosto w oczy.
- Przypuszczenie. Gdyby było ich więcej, to by już nas zaatakowały - odpowiedziała zadziornie, po czym się krzywiła i odwróciła głowę w geście poirytowania. Jej piersi uniosły się, gdy brała oddech w celu uspokojenia się.
- Nie wiem ile ich jest, jednak jest tam dziewczyna, którą w tym momencie coś goni, a my stoimy w miejscu. Powinniśmy coś z tym zrobić - oznajmiła już spokojnie i melodyjnie.
“Coś goni? O ile się nie mylę, to uciekła ona przed nami” - pomyślał Sven, lecz odpuścił sobie głośne wyrażenie tego komentarza. Liczył na Sariana, że on, jako dowódca faktycznie związany z ich misją, okaże więcej rozsądku i nie zgodzi się na takie nieodpowiedzialne ruchy w obcym im terenie.
Tropiciel słuchał w milczeniu rozmowy towarzyszy.
- Nie możemy tu pozostać, to pewne… Ale nie możemy też zawrócić. Naszym celem jest eliminacja bestii, która zagraża pobliskim mieszkańcom… Ile minie zanim przybędzie pomoc? Ile jeszcze ludzi ma zginąć? - Spojrzał na Svena - Jeśli ktoś ma chociaż iluzoryczne szanse, to jesteśmy to właśnie my. Musimy ruszać dalej - Powiedział niechętnie, wiedząc, że znajduje się aktualnie terytorium wroga, który ma znaczną przewagę.
- I głupotą byłoby ścigać tamtą dziewczynę… Gdyby tamten potwór chciał, już dawno byłaby martwa. Poszukajmy lepiej innych śladów i czegoś przydatnego. Poza tym… - Podjął po chwili - Jeśli zaistnieje taka potrzeba zawsze mamy to - Pokazał im jedną z kul otrzymanych od Landera, którą ściskał w lewej dłoni.
- Chociaż byłoby łatwiej, gdybym wiedział dokładnie, jak to działa… - Powiedział cicho.
-Jeśli tak uważasz. - Sven skinął głową. Mógł spierać się z przygodnie napotkaną kapłanką o której nic nie wiedział, lecz jeśli wyznaczony przez Pakt dowódca nie miał zamiaru się wycofywać, najemnikowi nie pozostało nic innego jak spełnić rozkazy. Przynajmniej ogólnie. - Nie wiem co każe ci myśleć, że właśnie my jesteśmy tymi wybrańcami, którzy mają okazać się lepsi od wszystkich innych, ale pewnie musimy spróbować. Wysłuchaj jednak starego człowieka i pod żadnym pozorem nie pozwól nam się rozdzielić. Cokolwiek to jest, chyba właśnie tego od nas oczekuje.
“I jeszcze jedno - nigdy więcej pozwól, aby kluczowe decyzje podszeptywała ci osoba spoza formacji, napotkana przypadkowo, o niewiadomym pochodzeniu” - tej rady Sven jednak nie wypowiedział głośno, jako iż podmiot wypowiedzi znajdował się zbyt blisko, a ich aktualna sytuacja była najgorszą możliwą na konflikty wewnątrz drużyny. Wiedział jednak, że będzie chciał o tym porozmawiać z tropicielem, gdy znajdą się sami.
To jakie są rozkazy? - spytał, dobywając miecza.
Sarian westchnął głośno - dlatego właśnie nienawidził dowodzić, podejmowanie decyzji, od których zależało życie towarzyszy było dla niego bardzo ciężkie.
- Ruszamy za nią, to na razie nasz jedyny trop - Powiedział po chwili, nie widział sensu w koncentrowaniu się na bursztynach - zajęłoby to im zbyt dużo czasu. a poza tym bestia czymkolwiek była, dalej krążyła po okolicy. Zdecydowanie wolał podjąć jakąkolwiek akcję, niż tylko i wyłącznie biernie czekać. - Ale masz rację Sven, trzymamy się razem! Jeśli zauważycie nawet najmniejszy ruch dajcie znać reszcie. Musimy wykonać misję, ale nie za cenę życia.
- Ruszamy - Powiedział tropiciel wychodząc na przód grupy.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 20-09-2016, 21:12   #24
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Stąpali ostrożnie wśród nieznanego pochodzenia bursztynów, przechodząc nisko pod wiszącymi na pajęczych niciach ognikami, unosząc wysoko nogi nad dziko wysuniętymi w górę korzeniami i będąc czujnymi, ponieważ oczekiwali w każdym momencie ataku bestii, która mogła wypaść na nich znikąd… o ile była jedna… i o ile to była bestia. Podążali śladem uciekającej przed nimi, a może przed czymś innym, szarookiej dziewczyny będącej w tym momencie prawdopodobnie ich jedynym tropem na drodze rozwiązania zagadki spowijającej gęstą mgłą tą okolicę oraz samo Eveningstar. Noc już dawno zastąpiła dzień wynosząc charakterystyczny srebrny dysk nad ich głowy. Do pełni jeszcze brakowało kilka dni.
Powinno być rześko z powodu panującego w jesiennych nocach chłodu, a było ciepło i duszno. W powietrzu unosił się zapach kojarzący się z różanymi perfumami tak chętnie wykorzystywanymi przez nadworne damy Cormyru, Tethyru czy też innych królestw centralnych oraz zachodnich. W nadmiarze zdarzało się, iż kojarzył się ze zgnilizną - a choć zapach w tym momencie nie był aż tak intensywny, to zdawało się, że niewiele mu brakuje.
Leśne bezdroże przeszło wreszcie w dziwnie wydeptany trakt rozszerzający się z każdym kolejnym krokiem i ciągnący się wśród drzew naprzód. Krzaki tu i ówdzie szeleściły na wskutek powiewów wiatru, jednakże wydawało się, jakby czasami poruszały się samoistnie, bez żadnego czynnika zewnętrznego. A może to tylko omamy spowodowane nerwami? Każde z nich co jakiś czas mocniej zaciskał swe dłonie na orężu chcąc poczuć się choć odrobinę pewniej. Pomiędzy pniami przemykały co moment jakieś cienie, które być może również były wytworem ich wyobraźni. Pewnym było jedynie to, iż prawdopodobnie zbliżali się już do wspomnianych elfich ruin.
- To leśne duchy - odezwała się szeptem nieco przestraszona Malindil - Nie obraźcie ich, a wszystko będzie w porządku. Tak w moim ludzie mówią. Każdy las ma swoje duchy.

Po tym krótkim ostrzeżeniu szli dalej w milczeniu, lecz cali spięci. Krople potu spływały po ich czołach, a ziarna zwątpienia zaczynały znajdować podatny grunt w ich umysłach. Czy kiedykolwiek gdziekolwiek znajdą na końcu tej drogi?
Odpowiedź przyszła szybko.


Drzewa nagle przemieniły się w olbrzymie drewniano-skalne kolumny sięgające niebios. Dzika flora rosła bujnie dookoła bez jakiegokolwiek wpływu człowieka na nią. Jedynie ścieżka pozostawała wciąż widoczna, a trawa w jej pobliżu wyglądała na świeżo i równo przyciętą. Na bezchmurnym niebie lśniły gwiazdy akompaniując bezdźwięcznej, niosącej się wśród srebrzystego światła pieśni Selune. Naprzeciw nich w odległości maksymalnego zasięgu łuku kompozytowego w jednym z ów skamieniałych drzew znajdowało się wejście do jakiejś jaskini, z której wydobywało się ciepłe światło. Nad nim osadzone na metalowych łukach runy silnie świeciły błękitem ukazując kształtne elfickie pismo. Całość wywierała zapierające dech w piersiach wrażenie. Wyglądało to tak, jakby czas się tutaj zatrzymał.
- Iluzja - odezwała się znów elfka, tym razem już nie szepcząc - Nie dziwota, że nikt tego miejsca dotychczas nie odnalazł. To miejsce ma całe tysiąclecia! - oznajmiła z niemałą satysfakcją.
Mimo to mieli teraz inny problem. W wejściu do groty stała ta sama dziewczyna, która przed nimi uciekała. Teraz wyglądała na pewną siebie dzięki wyprostowanej postawie i opartych o biodra rękach.
- Ścigaliście mnie aż tutaj, by i mnie zabić? Wiedzcie, że nie poddamy się bez walki - krzyknęła w ich stronę nie dając ani chwili na wyjaśnienia - Pożałujecie tego!
I właśnie w tym momencie z gałęzi jednego ze skamieniałych drzew spadła bestia, której tak się obawiali - olbrzymi wilkołak o wielkich zębach nawykłych do rozszarpywania swych ofiar i zielonych oczach ukazujących nienawiść. Jego mięśnie były wyraźnie zarysowane pod grubą sierścią, a pazury wystarczająco długie, by rozszarpać niedźwiedzia jednym ciosem.

Nie pozostało im nic innego, jak walczyć.


 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 20-09-2016 o 21:16.
Flamedancer jest offline  
Stary 24-09-2016, 14:46   #25
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Skąd temu dziecku przyszło do głowy, że będziemy próbować je zabić? pomyślała Clove, gdy dziewczynka wypowiedziała pierwsze słowa stając przed wielką grotą. Likantropka akurat miała w zamiarze raczej rozmowę, dowiedzenie się pewnych rzeczy, spytanie "małej", czy wszystko w porządku, co robi sama w tak strasznym miejscu, czy potrzebuje pomocy? A być może to ta zaginiona dziewczynka ze spalonego domu za mostem miasta? Pytania piętrzyły się jak stos niepotrzebnych nikomu myśli, zaś Clove czuła się zbyt osamotniona, aby móc z kimś się nimi podzielić. Rozmowy z Landerem zawsze przynosiły jej spokój duszy. Malindil była miła, troskliwa, po prostu kochana osóbka... Jednak nie była bliska sercu Shifterki. Podobnie Sarian, który nigdy nawet krzywo na nią nie spojrzał bądź Sven, który prędzej stanąłby w jej obronie, gdyby sytuacja tego wymagała niż szczycił się faktem, że jest lepszy bo udało mu się sparować więcej ataków. Nikt z nich nie puszył się, nie wywyższył, nie patrzył na kobietę jak na wynaturzenie i coś pozbawionego jakiejkolwiek kobiecości, zwykły dzikus, podobny do tego, który w pewnym momencie pojawił się przed grupą.
Ogromny wilkołak, z pyskiem otoczonym własną śliną i pianą, szczerzył wielkie kły w chwili, gdy dziewczyna zwyczajnie uciekła wgłąb jaskini.


Clove wystartowała jak wypuszczona przez myśliwego strzała. Skutecznie, celnie i z ogromną siłą, jaką posiadała, skoczyła na Wilka z ogromną mocą. Skorzystała z najsilniejszej umiejętności, a jej miecz nie tylko przebił stwora, ale i wbił się w podmokłą glebę, rozrywając otaczający ją teren na kawałki. Wielkie płaty kruszącej się ziemi, spękały i oderwały się od podłoża, tworząc wokół nierówny i niestabilny teren, a pogoda w tym miejscu nabrała mroźnego klimatu. Szron widoczny był na włosach Clove, ale i jej tarczy jak i pancerzu. Nawet oręż mienił się od cienkiej, lodowej pokrywy. Wilkołak starał się wykonać ruch, aby wbić zaślinione zębiska w ramię kobiety, jednak zachwiał się i chybił, kłapiąc szczęką w pustą przestrzeń tuż obok jej ramienia. Dziewczyna podjęła szybką analizę w myślach, przyglądając się przeciwnikowi i przenosząc obserwację, na posiadaną przez siebie wiedzę. "Jeśli to jest typowy wilkołak ze swego gatunku, to jego ugryzienie przenosi likantropię objawiającą się wpierw szałem bojowym w trakcie walki. Taka osoba wtedy traci całkowicie zmysłu i atakuje wszystko co jej wejdzie pod szpony i kły", zamyśliła się wykonując kolejny celny atak, jednak tym razem nie zdążyła ani się uchylić, ani osłonić tarczą. Kły, o których przed chwilą pomyślała, wbiły się boleśnie w jej naznaczone czaroplagą przedramię. Clove jęknęła z bólu i zamachnęła się tarczą, uderzając Wilkołaka we włochaty pysk i odpychając go tym samym od siebie. Po tym ugryzieniu kolejne ataki likantropki jedynie przecinały powietrze, a zwierz w odpowiedzi na nie uderzał pazurami w twarz, tors i ręce. Nieporadne próby "odgryzienia się" przerwał gniew, jaki zaczął narastać w ciele kobiety. Jej zwierzęca natura buzowała w tym uroczym ciele i w końcu zaczęła dawać o sobie znać. Szalone ataki, nie znające żadnej powszechnej techniki, pozbawione całkowicie finezji, rozrywały ciało Wilkołaka, kalecząc je dogłębnie. Pięć pchnięć, uderzeń i cięć rozpruło tkanki jak i mięśnie, a z ran strzelała krew. Clove miała sobie za nic, gdy spływała po jej twarzy, ubiorze i brudziła włosy, sprawiając że zostawał z nich zlepek kosmków. Dziki szał osiągnął zenit w chwili, kiedy Bestia zaczęła uciekać. Rozwścieczona likantropka warknęła ukazując zębiska i długie kły, wystające poza linię szczęki. Niektórzy mogli mieć wrażenie, że rzuci się biegiem jak prawdziwe zwierzę, pokonując teren na czterech kończynach, ta jednak dobyła włóczni i rzuciła nią celnie, przebijając Wilkołakowi plecy. Kiedy ten padł na ziemię w kałuży własnej juchy, Clovie wciąż sapała ciężko. Nie było pewności, czy sama nie stanie się dzika, jak pokonany przed chwilą przeciwnik.


 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 27-09-2016, 21:27   #26
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Coś zdecydowanie mu tu nie pasowało - Jacy 'my'? Tropiciel nie rozumiał słów powiedzianych przez dziewczynkę, nic tu nie miało najmniejszego sensu. Kim byli mieszkańcy i czego tak zawzięci bronili? I czemu tak bardzo chcieli ukryć się przed światem? Mógł tylko przypuszczać, że zwłoki zaklęte w bursztynach jak oraz wszystkie iluzje miały tylko zmylić i odstraszyć przybyszów takich jak oni. Nie było jednak zbyt dużo czasu, aby wyjaśnić całą sytuację, gdyż za chwilę pojawiło się kolejne zagrożenie.

- Szlag by to trafił - Powiedział Sarian do siebie, kiedy na przeciwko nich stanął wielki wilkołak i w pośpiechu dobył obu swoich ostrzy.

- Spróbujmy go otoczyć! - Krzyknął głośno do swoich towarzyszy, aby przekrzyczeć ryk bestii, a sam zaszarżował na bestię celując jednym ostrzem w stronę pyska, a gdy usłyszał pełen bólu ryk stworzenia, efektownie przeturlał się pod łapą przeciwnika i wbił drugie ze swoich ostrzy w plecy likantropa. Ku zdziwieniu tropiciela wilkołak nie padł pomimo zadanych obrażeń, jednak wciąż boleśnie odczuwał obie rany zadane przez jego ostrza. Ich drużyna błyskawicznie otoczyła przeciwnika, zadając ciosy ze wszystkich stron, próbując przy tym uniknąć rozpaczliwych ataków zamkniętej w pułapce bestii. Walka była długa, a wilkołak pomimo swoich obrażeń wciąż walczył zarówno o swoje życie jak i zachowanie sekretów tajemniczej społeczności.

Kiedy Clove w końcu przecięła gardło potwora, a ten osunął się w kałużę własnej krwi, Sarian poczuł jak uchodzi z niego adrenalina i przyjrzał się ranie po ugryzieniu. Pomimo tego, iż jego ramię mocno krwawiło nie wydawało się to zbyt poważne i mógł kontynuować wyprawę - bardziej martwił go jednak fakt kto mu ją zadał. Musiał zająć się tym jak najszybciej.

-No, kapłanko… - dyszący Sven wbił miecz w ziemię i podtrzymując się na nim, usiadł ciężko na ziemi.- Obyś miała rację…. że bestia... była tylko jedna… Ale... niestety, ten lykantrop... nie wyjaśnia jeszcze wszystkiego… Tu musi… Chodzić o coś więcej… - krzywiąc się nieznacznie, zaprzestał dalszych prób komunikacji, postanawiając jednak najpierw uspokoić oddech. Był wyraźnie rozdrażniony. Czym? Może własną słabością i nieporadnością.

Clove nie była w stanie wiele powiedzieć, jej wysunięte, długie kły były bardziej wyraźne niż zazwyczaj, a zmarszczony nos dodatkowo ciągnął skórę i je obnażał. Likantropka jedynie dyszała, podchodząc do martwego ciała, wyciągnęła z jego pleców włócznię. Siła, z jaką to zrobiła, rozerwała ludzką skórę jeszcze bardziej, a sącząca się z rany krew zalała bok, po którym spływały strugi juchy. Jej oddech był ciężki, niespokojny i zdecydowanie zbytnio przyspieszony. Spięte ramiona wciąż były gotowe do ewentualnego ataku, być może na kogokolwiek, kto tylko spróbuje ją zaczepić.

Sarian łapał powoli oddech, adrenalina wciąż pulsowała mu w żyłach, chociaż powoli udawało mu się uspokoić. Ten wilkołak był twardy, zdecydowanie twardszy niż wyglądał, jednak koniec końców udało się im wspólnymi siłami zabić likantropa.
- Pod każdą bestią kryje się zagubiony człowiek… - Powiedział cicho patrząc na zwłoki mężczyzny. Przypuszczał, iż ze wszystkim powiązana jest tajemnicza dziewczyna - kimkolwiek była.

- Chodźcie - Powiedział do wszystkich - Nie ma czasu do stracenia. Musimy uzyskać parę odpowiedzi i odnaleźć naszą małą przyjaciółkę.

- Nie pozwólcie tylko by was drapnął bądź użarł. Nie chcielibyście podzielić jego losu - skomentowała krótko Clove i ruszyła przyspieszonym krokiem w kierunku groty.

- Naprawdę chcecie tam wchodzić, tak po prostu? - zdumiał się głośno starzec, podciągając się na mieczu do pozycji mniej-więcej wyprostowanej - Właśnie wpadliśmy w jedną pułapkę tego…- dziecka? Nie, z pewnością nie było to dziecko -...czegoś. Lykantropów zaś może być więcej, o ile się nie mylę to to zaraźliwy stan, ładować się więc na teren wroga bez dobrego rozeznania jest cokolwiek mało rozsądne.

Przez chwilę patrzył w mrok otworu groty, pocierając zmarszczone czoło.
- Uznam rozkaz, jeśli jednak zdecydujecie się tam wmaszerować jak świeżaki, ale to wydaje mi się strasznie… nieprzemyślane. Nie lepiej by było jakoś to przechytrzyć, zamiast iść dokładnie tam gdzie nas prowadzi?

Widoczna w czasie walki dzikość w oczach elfki szybko znikała, a na jej miejsce wracał stoicki spokój oraz troska o drugiego człowieka, gdy przyglądała się zabitemu likantropowi i rannym towarzyszom.
- Gdy wrócimy do miasta, to musimy kupić antidotum… przynajmniej kilka dawek - oznajmiła cicho - I myślę, że powinniśmy iść dalej. Ruiny tel-quessir są… niebezpieczne. Ona się tam zgubi.

Sarian wzruszył jedynie ramionami.
- Ruszajmy... Zaszliśmy już i tak za daleko, więc doskonale wiedzą gdzie jesteśmy. Poza tym z Clove nie da się dyskutować, kiedy na coś się uprze...
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline  
Stary 07-10-2016, 23:25   #27
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Sarian wydał rozkaz i wszyscy zgodnie, jak i również nie do końca jeśli spojrzeć na Svena, ruszyli w stronę wejścia do ruin, wymijając przebite włócznią ciało oraz wielką plamę krwi rozlewającą się po brukowanej ścieżce na pokrytą mrokiem trawę. Runy na metalowych łukach błyszczały niczym gwiazdy na nocnym niebie. Małe monolity ustawione symetrycznie wzdłuż zaczęły podobnie świecić, oświetlając delikatnie ich drogę naprzód.
W końcu znaleźli się w środku… i rozpoczęli długą, mozolną wędrówkę przez elfie korytarze.
Nie zdawali sobie nawet sprawy jak daleko sprawy teraz zajdą.


Zaczęło się od prostego obozowiska w małej okrągłej pieczarze. Mieszkały w tym miejscu dwie osoby z uwagi na dwa nieźle urządzone posłania oraz ilość zapasów drewna, ziół i przypraw wystarczających takiej parze na pół dnia, no chyba że ktoś jadł zdecydowanie więcej niż powinien. W pobliżu płonącego wciąż ogniska leżał długi miecz, kilka strzał, krótki łuk myśliwski i pochwa po wyszarpanym na szybko sztylecie. Nic więcej interesującego nie znaleźli, więc ruszyli dalej. Wyjście stąd było jedno, więc ich zguba prawdopodobnie ruszyła wgłąb ruin.

Wąski korytarz opadał coraz bardziej w dół, zakręcał pod dziwnymi kątami, czasami ciągnął się różnymi dziwnymi spiralami. Z chwili na chwilę atmosfera stawała się niepokojąca. Na ścianach zaczęły widzieć dziwne inskrypcje leżące poza zrozumieniem nawet magów z aktualnych czasów. Minęło już parędziesiąt minut. Było duszno i wilgotno, w powietrzu unosił się okropny smród rozkładających się ciał dobiegający gdzieś z przodu. Nie zapowiadało się to dobrze.

Pokonali jeszcze paręset metrów, aż wreszcie stanęli na małej półce, z której rozciągał się jednocześnie zapierający dech w piersiach, ale również przerażający widok.

Przez olbrzymią salę mającą przynajmniej dobry kilometr ciągnęły się wąskie korytarze wypełnione w pełni wyekwipowanymi stalowymi golemami. Z wysokiego stropu wisiały długie kryształy rzucające światło na to, co było pod nimi. Samych żołnierzy były tysiące, wystarczająco by wypowiedzieć wojnę Cormyrowi. Nie była to zbyt optymistyczna wizja.
Naprzeciw nich, na samym końcu sali, stała jakaś wielka metalowa maszyna z wyrytymi na niej runami podobnymi do tych widzianych na zewnątrz. Pierścienie na stożkowej konstrukcji zakończonej kopułą obracały się z wolna w wyczekiwaniu na właściwy moment, by zacząć działać.
Wśród stalowej armii Arteria dostrzegła jakiś ruch. Ktoś się przechadzał wśród kolejnych żołnierzy sprawdzając ich stan. Kimkolwiek była ta osoba - prawdopodobnie jeszcze ich nie dostrzegła.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]
Flamedancer jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172