Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-10-2016, 17:52   #101
 
Demogorgon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znany
Anna westchnęła i przewróciła oczyma na kolejny postój, wywołany przez Torikhę. Nie pamiętała w ogóle kiedy niby kapłanka została oficjalnie zaproszona do ich grupy. Jakkolwiek miała przeczucie, że kwestionowanie jej członkostwa teraz nie spotkałoby się z pozytywnym odzewem.
- Wciąz nie podoba mi się, że idziemy na nieznanego wroga, bez sprawdzenia jakichkolwiek informacji. Ani nawet nie wiedząc gdzie on właściwie jest. Może przynajmniej moglibyśmy opracować kilka planów jak zgrabnie kooperować, by nie skończyłosię tak, jak na trakcie? -Zasugerowałą nieśmiało, patrząc głównie po krasnoludzicach.
 
Demogorgon jest offline  
Stary 09-10-2016, 18:21   #102
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Dziura w ziemi, zielonoskórzy i porwanie. Nie chcę nic mówić, ale ta kombinacja nie wychodzi nam ostatnio najlepiej. Jeżeli tendencja się utrzyma, to złe wieści dla Ciebie klejnociku - Turmalina szturchnęła łokciem kapłankę - Bo wygląda na to, że ostatnio zgubiliśmy kapłana... durny chłop, ubzdurał sobie że sam przez las z zieloną zarazą przejedzie, echh.
Turmalina była nieco poirytowana, ale raczej na pokaz - uszła z życiem i zdrowiem, powoli formował się plan i jakieś perspektywy... nawet przez chwilę zapomniała o dokuczającym jej chorobliwym braku weny. Jak wyjdzie cało z tej całej epopei, jak nic wyrzeźbi coś epickiego! W końcu właśnie tego trzeba było artyście - przeżyć!
W każdym tego słowa znaczeniu.

Na farmie niziołków

Turmalina wyglądała na zdrowo wzburzoną słowami o porwaniu dzieci. Nigdy co prawda nie dała się poznać od strony macierzyńskich instynktów, ale cóż - zawsze musiał być pierwszy raz.
- O nie! Tak nie będziemy się bawić! Co za draniem być trzeba, by brać się za dzieciaki! Rozumiem wiele, ale krzywdzić dzieci to niekrasnoludzkie. I nieludzkie też. Podejrzewam, że i nie elfie i nieniziołkowe. Dzieci... to dzieci!
Naczynia zaczęły delikatnie dzwonić i nieco kurzu posypało się ze stropu. Po chwili ziemia przestała dygotać, a po złości geomantki zostały tylko jej zbielałe nozdrza. I kosmyk włosów, który opadł ma twarz. Zdmuchnęła go stanowczo i oznajmiła
- Nie wiem jak wy, ale w mojej obecności dzieciaków się nie krzywdzi i nie porywa. Sprawdzimy ich dom, może rzeczywiście jest tam jakaś kryjówka, ale jak ich tam nie znajdziemy, ruszamy do bandyckiego leża. Po dzieci i odpowiedzi. Jestem z tobą Yarla, kto jeszcze z nami?
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 09-10-2016, 22:09   #103
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Przemaszerowując przez Phandalin, Joris pogwizdywał wesoło. W zasadzie czuł, że powinien nieco mocniej się zainteresować tym gdzie krasnoludzice zmierzają. Nie żeby nie ufał, że rzeczywiście idą po goblina, ale jak już się przekonał, że Turmalina i Yarla widzą świat trochę inaczej niż on i pewne stwierdzenia w ich ustach mogą mieć zupełne inne znaczenie. Z drugiej strony z krasnoludzicami szły elfy i Anna więc nie chciało mu się doprecyzowywać faktów. Cieszył się więc z ładnej pogody, zgrabnych nóżek Aneczki i zapewne równie zgrabnych choć ukrytych w jakichś worowatych portkach nóżek Torikhi. Nóżki Turmaliny z całą sympatią do niej, darował sobie.

Farma niziołków budziła u myśliwego dobre i swojskie skojarzenia. Zachodził tylko w głowę jak można było mimo wielu codziennych obowiązków, utrzymać taki porządek. Co najmniej jak w świątyni jakiej. Do tego trzeba było po prostu być niziołkiem.
Ciastkami owszem poczęstował się.
- Pyszne - szczerze przyznał gospodyni pod koniec wizyty - Mama też takie robiła. Najważniejsze jest dobre masło, mówiła.

Samej rozmowie z Carpem i gospodynią przysłuchiwał się uważnie, dokładnie zapamiętując wskazówki, których udzielił im niziołek. Do tej pory miał mieszane uczucie co do tych całych Czerwonych. Strasznie tu na nich psioczono, a jako winę wymieniano kradzieże i pobicia. Przecież to nie czyniło z nich niczego innego jak zwyczajną straż miejską! Nie żeby Joris był wzorowym obywatelem skorym do płacenia podatków. Ale po pobycie w ciemnicy zrozumiał już, że tak to działa na świecie. Wieści jednak o porywaniu dzieci i zabójstwie i jego wzburzyły.
- Ano trzeba wam świtezianki rację przyznać. Nie da się przejść koło tego tak po prostu, nie Piącha? Ale trzeba jakieś wieści dla braci Gundrena zostawić. Także jak chcecie iść do tego opuszczonego domu to idźcie. Ja z Piąchą się przejdziemy do Barthena. A potem się umówimy gdzieś… w gospodzie? I pójdziemy do tego tunelu. Zgoda?

U Barthena Joris planował po prostu zostawić wiadomość dla braci Gundrena, żeby jakby się mieli z nimi rozminąć, to czy by ci mogli im jakieś poszlaki, lub wskazówki zostawić. Skoro i tak podjęli się ratować jego tyłek. I może by pokryli rachunek u Garaele...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 10-10-2016, 07:50   #104
 
Demogorgon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znany
-Wasza pomoc moze być bardziej użyteczna, gdyby doszło do walki. - Anna powstrzymałą Jorisa gestem. -Jeśli mamy uszczuplać naszą grupę, to lepiej byłoby mnie posłać z wiadomością, podaj tylko gdzie i jaką. - Anna uśśmiechnęła się nerwowo, gładząc niepewnie własne przedramię i łokiec. Sprawiała wrażenie, jakby chciała ukryć fakt, że los porwanych kobiet i dzieci zdenerwował ją też, ale zamaist gniewu, jak u innych, wywołał głównie lęk.
 
Demogorgon jest offline  
Stary 11-10-2016, 15:38   #105
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Rozdział II. Phandalin

Phandalin
11 Eleasias, popołudnie

Drużyna niemal biegiem ruszyła na poszukiwanie domniemanych ofiar porwania, niepomna faktu, że wszędobylskie niziołki mogą wiedzieć znacznie więcej. Na szczęście niektórzy mieli na tyle rozsądku, by wybrać się wcześniej po zaopatrzenie i zostawić wieści osobom, które mogą ich szukać. Podczas gdy Torikha poszła do swojego tymczasowego domu, Joris (który odmówił Annie zamiany miejsc), Piącha i Marduk ruszyli do sklepy Barthena. Tropiciel nie mógł nie zauważyć, że wnętrze jest bardziej zabałaganione niż wcześniej, a pod okiem kupca barwnie wykwitło spore limo. Joris nie musiał nawet specjalnie wypytywać - gdy drużyna popijała w gospodzie Czerwoni, zwabieni wypełnionym po brzegi wozem, który zajechał pod sklep, przyszli zabrać “co im się należy”, jak to dowcipnie określali. Odmowy nie przyjmowali, co było widać po obitej szczęce Barthena. Niestety awanturnicy nie dowiedzieli się tu niczego przydatnego. Bandyci byli ludźmi, a i owszem. Może kilku niespełnionych górników się do nich przyłączyło, ale i tak w mieście nie nocowali, to się ich tu nie ucapi. Najwyżej w Śpiącym Gigancie, jeśli akurat tam piją; choć nawet chlać chodzą w kupie.
Las w okolicach dworu Tresendar? A pewnie, Czerwoni mogą tam siedzieć, miejsce dobre jak każde inne. Wokół Phandalin było sporo zrujnowanych budowli - i całych osad - choć żadna tak blisko jak opuszczone dworzyszcze. W samych ruinach kupiec nigdy nie był, bo i po co. Z tego co słyszał nie nadawały się do zamieszkania, choć czy piwnice ostały się w całości… kto wie? Jeśli było tam wino, to na pewno już go nie ma.
- Jak powywieszacie tych drani to macie u mnie dożywotnią zniżkę na wszystko - burczał Barthen, pakując rzeczy dla Marduka. Póki co jednak po raz kolejny był stratny i nie kwapił się do dawania upustów ani kredytów. Od pożyczek był burmistrz.

Poszukiwacze przygód pożegnali się i wyszli na plac, gdzie czekała już Torikha, wyglądająca niemal jak bogini wojny. Marduk miał nadzieję, że uda mu się zwerbować do pomocy Slidara, ale rycerza nie było ani w gospodzie, ani u kapłanki Tymory. Chcąc nie chcąc krótkim zaklęciem podleczył więc Piąchę i wszyscy udali się na farmę Alderleafów, a potem do lasu.

Młody niziołek dokładnie opisał okolice dworu Tresendar, więc Joris nie miał większych problemów z trafieniem we właściwe miejsce. A że wiedział czego szukać to niedługo potem odnalazł tropy nie tylko Carpa, ale i znacznie większych od niego istot, prowadzące w gęsty, leszczynowy zagajnik. Wejście pod ziemię było dobre ukryte, a miejsce idealne by poruszać się po okolicy niezauważonym przez mieszkańców Phandalin.

Drużyna ustawiła się w szyku, Torikha zapaliła pochodnię i wszyscy ruszyli wgłąb tunelu. Po przejściu jakichś trzydziestu metrów dotarli do dużej, naturalnej jaskini. Temperatura była tu dużo niższa niż na zewnątrz. Sufit znajdował się jakieś dwadzieścia metrów nad nimi, a trzymetrowa, dość głęboka szczelina dzieliła tę (długą na jakieś 18 metrów) jaskinię na pół. Turmalina zauważyła dwa mosty spinające szczelinę i kilka bocznych odnóg, wyglądających już na robotę jakiegoś kamieniarza z dawnych czasów. Dwa stalagnaty wspierające strop nieco ograniczały widoczność, ale wydawało się, że grota jest pusta.



Niepokojący był tylko nienaturalny chłod i ulotny smród rozkładającego się mięsa.

 
Sayane jest offline  
Stary 13-10-2016, 13:42   #106
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Piącha, która dzięki mardukowej i tymorskiej magii czuła się znacznie lepiej, szła na czele w towarzystwie ciemnoskórej Torikhi. Nie odzywała się za wiele, właściwie w ogóle nic nie mówiła - nawet nie warczała nic pod nosem, co przecież często jej się zdarzało wcześniej.
Szła skupiona, co jakiś czas tylko rozglądając się za Valko. Jeśli był w jej pobliżu wracała wzrokiem przed siebie, badając jaskiniowy korytarz.
W końcu kiedy dotarli do jaskini, Piącha mruknęła coś pod nosem. Z pewnością była to reakcja na nagłą zmianę temperatury. Coś jej nie pasowało. Pociągnęła kilka razy nosem.
- Mięso gnić - oznajmiła, rozglądając się jakby za źródłem zapachu. - Zbyt spokojnie. Coś być nie tak - dodała po chwili, a ton jej głosy skrywał jakby zaniepokojenie.
- My ruszać dalej, nie stać w miejsce - powiedziała, po czym skierowała się w stronę prawego mostu. Przy bliższych oględzinach okazał się on niedbale zrobiony z drewnianych desek, podobnie jak i drugi.
- To część jaskini krasowej, typowej dla tych okolic - Turmalina zignorowała słowa Piąchy i rozejrzała się wokół oglądając zarówno strop, jak i ściany, po czym szeptała dalej. - Najwyraźniej ktoś tu dodał też coś od siebie, widzę wykute odnogi. Stara kamieniarska robota, widać już postępującą erozję.
Po czym wyobraziła sobie Ziemną Falę trafiającą w plecy orczycę i wpychającą ją do jamy, od razu poprawił jej się humor. Ale - jak zadeklarowała wcześniej - nie będzie Jorisowi zwierzyńca wybijać więc zostawiła Piąchę w spokoju.

Słysząc monolog krasnoludki Marduk uśmiechnął się skrycie po czym zaraz spoważniał. Czuł - wręcz słyszał - jak mocno łomocze mu serce. Podziemia nie były ulubionym terenem dla żadnego elfa… oczywiście za wyjątkiem Ssri'Tel'Quessir - drowów, jak nazywali ich ludzie - przez których były bardzo preferowane. I choć upewnił się wcześniej że niziołek nie rozpoznał wśród ”strrrraaasznych oprychów” ciemnoskórych, przeklętych pobratymców, to nie musiało jeszcze o niczym świadczyć.
Upewnił się że Anna jest w miarę bezpieczna z tyłu… grupy? drużyny? Jeszcze nie wiedział jak nazwać idących obok towarzyszy. Byliby awanturnikami, sławnymi (lub niesławnymi, zależy jak na to spojrzeć) tak zwanymi poszukiwaczami przygód? Jego nader plebejska ćwiekowana skórznia miała ten jeden plus że nie ograniczała wzroku czy słuchu i wytężył i tak nadzwyczajnie wyczulone zmysły, usiłując przebić wzrokiem ciemność i wyłowić podejrzane dźwięki. Oczywiście to, z jakim brakiem gracji poruszali się inni, w niczym mu nie pomagało. Kusiło go by wyciągnąć miecz ale zwalczył to, zostawiając dłoń wolną do zrzucenia przewieszonego przez jedno ramię plecaka czy sięgnięcia po potrzebny przedmiot. Drugie ramię obciążała mu solidna tarcza. Oczy błyszczały mu od napięcia z jakim nie do końca mogło sobie poradzić całe jego ćwiczenie i opanowanie.
Anna wyczuła na sobie spojrzenie Marduka i posłała mu uspokajający uśmiech.
-Proponuję, byśmy przeszukiwali każdą odnogę po kolei, a potem mosty. - Zasugerowała szeptem, gdy Turmalina opisała teren. -Może zajmie to dłużej, ale rozdzielanie się w środku zimnej ciemnej jaskini pachnącej jak gnijące mięso jest równoznaczne z proszeniem się o śmierć. - Zastanawiało ją, czemu tu w ogóle gnije mięso. Czerwoni byli ludźmi. Podobno. Nie powinni mieć po co zostawiać mięsa bez zakonserwowania go odpowiednio. Może nie mieli jak?
Melune westchnęła w duchu, odmawiając szybką modlitwę. Miejsce nie zachęcało do pozostawania w nim dłużej, a już tym bardziej do zwiedzania go z… jedną pochodnią i drużyną, która wzajemnie powpychałaby siebie nawzajem w przepaść.
- To szybki obchód i przejście na drugą stronę? - zaproponowała, podchodząc ostrożnie na skraj szczeliny i uważniej przyglądając się jej wnętrzu. - Kto potrzebuje światła?

- Trzymajmy się śladów - odparł na to Marduk i spojrzał na Annę. - Nie wiadomo dokąd i jak daleko prowadzą te wszystkie odnogi. Po prostu idźmy po śladach ludzi, jeśli Joris da radę podążać za nimi - sam zrównał się z Piąchą i Torikhą i przyjrzał się podłożu.
Joris zamykał pochód. Nie przepadał za jaskiniami. Zwykle roiło się w nich od robactwa, które tolerował wyłącznie w świetle słońca, lub ewentualnie gwiazd. W takich miejscach jednak czuł, że włazi do domu jakichś ośmionożnych szkarad i już tak pewnie się nie czuł. Oznaczało to, że światło torikhowej pochodni już w niewielkim stopniu docierało do niego i Anny, ale w myśl praktyki człowieka, który z dziczą żyje za pan brat, nie bał się tego co bezpiecznie minął, a tego do czego się zbliżał. A że to do czego się zbliżał, najpierw natknie się na Piąchę i jej piąchy, udało mu się prawie całkowicie zwalczyć obawę. Nawet gdy pojawili się w tej lodowatej, cuchnącej jaskini.
- Mogą tu trzymać jakiegoś drapieżnika. Dla ochrony. Rzucać mu ochłapy… To by wyjaśniało smród… - odpowiedział Annie, po czym podszedł do Piąchy - Czujesz może skąd to dochodzi?

Dno rozpadliny ginęło swoimi niewyraźnymi konturami w mroku, ale ponownie od czego ma się Piąchę? Zdając się wpierw na węch półorczycy, a teraz na jej wzrok zapytał, czy coś tam widzi. Jej mruknięcia można by podsumować: Smród, dupa i kamieni kupa. Coś, co śmierdziało gdzieś leżało na dnie tej - głębokiej na dwóch chłopa - wyrwy w ziemi.
- Ślady owszem widziałem- odparł Mardukowi - Ale na zewnątrz. Ciężko było coś konkretnego wyczytać, bo wszyscy którzy się kierowali do tunelu, szli gęsiego. To mogło oznaczać pułapki dookoła. Więc dobrze, że po śladach Carpa poszliśmy. Ale… zdaje mi się, że tu właziło też coś trochę większego od ludzi… Choć mogę się mylić.
Wzruszył ramionami.
- Poza tym Piącha i Torikha mają rację z tym pośpiechem. Choć nie zapominajmy o pułapkach. Mogły być na zewnątrz. Mogą i tutaj. Jak kto bystre oko do takich mechanizmów ma to zapraszam na przód. I głosuje za najbliższym korytarzem najsampierw.

- Torikha, jeśli nie masz nic przeciwko, pochodnię weźmiemy z Anną
- poprosił półelfkę. Swojej pochodni nie zrobił skoro już jedną dysponowali. Nie żeby nie umiał. Żadna to tajemna praktyka jak n i e k t ó r z y uważają. I jakoś nawet do głowy mu nie przyszło, że kapłanka mogłaby odmówić. Choć w sumie… mogłaby... - Bo sama wiesz…
Wskazał na usprawiedliwienie swoje oczy. Półelfka zrozumiała aluzję i oddała pochodnię, bez zbędnego komentowania, skupiwszy się bardziej na rozpadlinie i elfie weń wchodzącemu.

Tymczasem Marduk zapalił jedną z własnych pochodni i nachylił się nad rozpadliną, oddychając przez usta. Wyciągnął miecz, ostrożnie odłożył go obok siebie po czym wrzucił żagiew do dziury. W jej migoczącym blasku dostrzegł niewyraźny kształt… jakby nogę? Nawet nie był w stanie stwierdzić czym jest kontur widniejący dalej - może kamień, może reszta ciała? Chłopak zastanawiał się przez chwilę, błądząc spojrzeniem po rozpadlinie.
Jeśli tam na dnie leżały zwłoki, to sądząc po zapaszku były w tragicznym stanie. Ale w perwersyjną dumę wprawiało go ignorowanie niewygód i zagrożenia, toteż nie zastanawiał się długo.
- Coś tam jest - powiedział i odłożył tarczę i plecak zostawiając je koło miecza. - Sprawdzę to - dodał obojętnie.
Zbrojny jedynie w kukri jął schodzić, czepiając się występów. Klął pod nosem, dotkliwie zdając sobie sprawę z tego jak nisko upadł - niemal dosłownie. Gdy tylko znalazł się na dnie ujął kukri w brudną dłoń i przygięty do ziemi podkradł się do zwłok, gotowy do zadania ciosu. Trup nie wyglądał na chętnego do walki - na wpół zjedzone szczątki mężczyzny spokojnie leżały upchane między kamieniami i dawno już obgryzionymi kośćmi innych stworzeń. Nieco dalej, już pod mostem, Marduk dostrzegł drewnianą skrzynię zamkniętą na skobel.
- Zwłoki!- chłopak zawołał niegłośno. - To człowiek… nadgryziony przez jakiegoś zwierza - dodał nieco słabszym głosem, walcząc z własnym żołądkiem na widok zmasakrowanego ciała. Skupił się na chłodnej obserwacji byle tylko nie zwrócić posiłku, dzięki czemu zorientował się że nie był to raczej woj czy inny zbrojny - nie dostrzegł pancerza czy broni, przynajmniej przy pierwszych, pospiesznych oględzinach - Wokół są inne kości, jakby coś polowało i miało tu swą spiżarnię. Spróbuję… spróbuję przeszukać ciało, albo może rzućcie linę by je wyciągnąć… - wymamrotał, przełykając konwulsyjnie ślinę na myśl o przeszukiwaniu trupa i sekretnie przynaglając towarzyszy by jednak woleli sami się tym zająć. Na wszelki wypadek jednak, nim zajął się zwłokami, podniósł drobny kamień by rzucić w ujrzaną dalej skrzynię i upewnić się czy coś się nie wydarzy w związku z tym - jak na przykład sprowokowanie “gospodarza” do działania.
- To świetnie… - odpowiedziała kapłanka opierając się rękoma o kolana i pochylając się nad dziurą. - Ale i bez zejścia mogłeś na to wpaść, nie sądzisz? A teraz nie dość, że naraziłeś siebie na bezpośredni atak to jeszcze obwieściłeś wszystkim wszem i wobec, że oto właśnie przybyliśmy… - Torikha szczerze się zaśmiała, kręcąc w zrezygnowaniu głową. Kogo jak kogo ale elfa nie podejrzewała o tak bezmyślne zapędy. - Przybyliśmy z misją ratunku, nie grabieży umarłych… wracaj na górę.
Chłopaka zamurowało. Wyprostował się i z nienawiścią spojrzał na kapłankę. Z najwyższym trudem powstrzymał się od tego co cisnęło mu się na język. Do bólu zacisnął rękę na rękojeści kukri.
Ból pomógł mu się opanować. Odwrócił się z powrotem w stronę skrzyni by cisnąć w nią kamieniem.
- Ja jak bym co cennego miał, to bym nie chciał, żeby to po mojej śmierci w jakim rowie rdzewiało - odparł z przekąsem Joris - Trzymaj to jednak, Torikha.
Co rzekłszy wręczył jej otrzymaną chwilę wcześniej pochodnią i zdjął plecak.
- Czekaj chwilę Marduk. Linę ci rzucę. Tak na w razie co.
I zaczął ostrożnie, przechodzić wzdłuż krawędzi w stronę drugiego mostu...
- Nie chcę nic mówić, ale coś mi tu śmierdzi. I nie mówię o tym trupim odorku. Zamknięta skrzynia przy wejściu do zbójeckiej kryjówki? Poważnie? Halo? Czy tylko ja tu myślę? - Turmalina wyprostowała palce i wysondowała pobliskie emanację skalnych żył. Czuła w krasnoludzkich kościach, że za chwilę będzie musiała zaczerpnąć geomantycznej mocy pełną garścią, by ratować ostrouchego z opałów.
Torikha przyjęła pochodnię śmiejąc się pod nosem i wybuchając całkiem gromkim na słowa Turmaliny.
- Oj proszę cie… co się może złego stać? - spytała podążając niczym wierna, magiczna pochodnia za Jorisem. - Najwyżej będzie kolejny trup albo dwa… albo sześć.
- Gratuluję, słoneczko, właśnie oświadczyłaś wszem i wobec, że przybyliśmy - powiedziała krasnoludka dla odmiany całkiem głośno - Co zwiększa szanse na sześć trupów. Zadowolona?
- Boże, boże, bożenko... - westchnął pod nosem myśliwy gdy dziwnym trafem złożyło się, że jedyny kompan był przed nim, a cały babiniec za nim. Bez przeszkód dotarł na wysokość Marduka i zaczął rozwijać linę.
- Już dawno o nas wiedzieli, nie denerwuj się tak… - kapłanka nie brała do siebie żadnych przytyków. Maskowanie niedociągnięć w drużynie w postaci naskakiwania na innych w dodatku grubo po czasie, ani nie stawiało drużyny w lepszym położeniu, ani samej osoby naskakującej. Pozostało więc jedynie się śmiać i przyglądać się damsko-męskiej farsie.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 13-10-2016 o 13:50.
sunellica jest offline  
Stary 16-10-2016, 17:04   #107
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Awanturnicy pogrążyli się w radosnych pogawędkach o grożącym im niebezpieczeństwie, wgapiając się w dno rozpadliny i ignorując resztę otoczenia. Niemniej jednak najpierw jeden, a potem drugi kamień uderzyły o wieko skrzynki nie wywołując reakcji ani przedmiotu, ani też okolicznych cieni. Trup jak leżał tak leżał wśród otaczających go kamieni i kości. W jaskini panowała cisza przerywana tylko działaniami i słowami drużyny. Wyglądało na to, że poszukiwacze przygód są tutaj sami.

Czekając na linę słoneczny elf podniósł pochodnię i machnął nią raz i drugi, rozpalając nieco bardziej. Później zaś, zaciskając zęby, obwiązał trupa pod pachami i spojrzał do góry.
- Ciągnijcie - rzucił, szykując się do pomocy towarzyszom przy wyciąganiu zwłok z rozpadliny. Starał się nie patrzeć na okropne ślady pożywiania się. Niespokojnie rozejrzał się w jedną i drugą stronę, zastanawiając się skąd, na demony, skrzynia w takim miejscu? I co za zwierzę - czy może bestia - uczyniło sobie w takim miejscu spiżarnię? Gdzie jest?
Myśliwy zaparł się i zaczął ciągnąć. Pomoc nie była jakoś bardzo potrzebna. Choć i pół chłopa swoje ważyło.
- Też już wyłaź - stęknął do elfa - Skrzynia nie zając. A to co jej pilnuje… pewnie… się wkurzy… jak zobaczy… że ktoś mu kolację zwinął… offff… Znasz go Torikha?
Chłopak wahał się przez chwilę. Na ile się dało popychał zwłoki z dołu, potem poczekał aż Joris wyciągnie je z rozpadliny. Popatrzył raz jeszcze na skrzynię, po czym uznając roztropność słów tropiciela sięgnął po pochodnię, rozejrzał się raz jeszcze wokół w jej świetle i wyrzucił ją z dziury. Sam zaś niczym jaszczurka jął się wspinać na górę, niespiesznie wybierając uchwyty.

Wygramolił się na powierzchnię i z prawdziwą ulgą podszedł do pozostawionego na brzegu dziury wyposażenia. Bez zaufanego kawałka żelaza na podorędziu nieprzyjemna atmosfera tego miejsca działała na niego w dwójnasób. Wytarł dłonie w spodnie - brud go mierził, ale za punkt honoru postawił sobie ignorowanie niewygód. Czym prędzej założył plecak, przypasał miecz i chwycił tarczę. Ruszył po żagiew.
Półelfka pochyliła się z pochodnią nad nieboszczykiem przyglądając się nadgryzionym kościom. Widok nie był dla niej wcale taki straszny, gdyż na jej ziemiach bywały gorsze mordy i truchła.
- Trochę tu już gnije… no i został porządnie objedzony… - odparła w zamyśleniu, kucając i zamierając na chwilę w głębokim zastanowieniu. -Może… może to był cieśla?
Anna bez słowa zaczęła przeszukiwać zwłoki. Wydawała się dziwnie nieporuszona widokiem martwego ciała. Z drugiej strony, jako czarodziejka mogła przecież widzieć już i gorsze rzeczy. Szukała w pierwszej kolejności jakiś wskazówek co do tożsamości zmarłego. Niestety biedak nie miał przy sobie nic co mogło wskazać kim był lub czym się parał przed śmiercią, ani jak zginął - ciało było zbyt porozrywane.

- Drewno obu mostów wygląda na świeżo obrobione - Marduk zwrócił się do Jorisa, choć i zezował na Annę, zaskoczony jej poczynaniami. - Pewnie zostały zbite przez tych ludzi których niziołek widział na powierzchni. Zgaduję że powinniśmy sprawdzić tamto przejście - machnął ręką w stronę północnego korytarza, naprzeciw wejścia do komnaty.
- Nadal jestem za tym bliższym zachodnim przejściem - myśliwy wskazał ciemny korytarz równie zaskoczony i nawet jakby zahipnotyzownay widokiem pięknej kobiety babrającej się w trupie - W razie gdyby trzeba było wiać, nie będziemy mijać tych wszystkich niesprawdzonych wcześniej odnóg.
-Zgadzam się. Jorisie, pani Piącho, wy się może znacie lepiej. - Anna zwróciła się do towarzyszy. - Potraficie stwierdzić co mogło tak urządzić tego biedaka? - Jesli była w stanie to zrobić bez uszkodzenia zwłok, ułożyła trupa prosto, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Koniec końców, nie było powodu aby nie okazywać mu szacunku.
Myśliwy wzruszył bezradnie ramionami.
- Pojęcia nie mam. Ale było pewnie duże skoro sobie z chłopiną poradziło i drapieżne. Nic tu po nas, a na obrządki nie ma czasu. Chodźmy.
Po czym ponownie przejął pochodnię od Torikhi i wracając po swoich śladach wycofał się do zachodniego przejścia celem zbadania go. Pomny jednak na przygodę z goblinami kroki stawiał powoli i ostrożnie. Dopiero po chwili przypomniał sobie o tym, że nie jest jedynym tu człowiekiem i odwrócił się. Piącha kiwnięciem głową potwierdziła słowa tropiciela. I jej nic więcej nie przychodziło do głowy w temacie tożsamości trupa.
- Aniu?
-Zaraz za tobą. - Anna dołączyła do niego w kręgu światła.
- To ja sprawdzę drugi z mostów. - kapłanka Selune, uklękła przed nieboszczykiem chwytając prawą dłonią za medalion u szyi. Przez chwilę trwała w skupieniu nad zmarłym, po czym odeszła bez słowa w kierunku dalszego z przejść, zapalając drugą pochodnię.

Yarla obserwowała całe zajście stojąc z boku, w pełnym milczeniu. Schodzenie do szczeliny by przeszukać trupa, było według niej najbardziej idiotycznym pomysłem, z jakim kiedykolwiek w trakcie przygody poszukiwaczki przygód się spotkała. Jeśli ktoś wrzucił tam chłopinę, to pewnie wcześniej odebrał mu wszystko co cenne. Jeśli wpadł tam sam przez nieuwagę, bądź głupotę to i tak ktoś go wypatrzył skoro przechodziło tymi korytarzami co najmniej kilka osób. Yarla widząc jak Marduk dokładnie przygląda się nadgryzionym, gnijącym zwłokom pokręciła głową z politowaniem. Jej towarzyszka i rasowa kuzynka kątem oka wpatrywała się w Piąchę. Cóż była to kolejna rzecz, która je łączyła, bo Yarla była pewna, że Turmi w tej właśnie chwili wyobraża sobie zadawanie bólu zielonoskórej. To nieco poprawiło nastrój krasnoludzkiej wojowniczki.
-Przyszliśmy stamtąd- wskazała ruchem głowy kierunek, nie zważając nawet na to czy którykolwiek z kompanów jej w ogóle słucha -Pójdziemy zatem tam- wskazała palcem korytarz na przeciwko tego, którym tu dotarli, tyle że po drugiej stronie skalnej wyrwy, który zasugerował i elf. Trzeba było przeprawić się przez most, albo jeden albo drugi. Być może to była jakaś pułapka. Krasnoludy ponoć znały się na mostach, lecz Yarla zawsze miała gdzieś drzemiące w niej zadatki na architekta, kamieniarza, czy zbrojmistrza. Po prawdzie to nie znała się kompletnie na tym i nie miała zamiaru się mądrzyć, to też postanowiła zrobić użytek z ich drużynowej dzikuski. Wszyscy doskonale wiedzieli, że barbarzyńcy jak Piącha, wychowani z dala od cywilizacji mieli wrodzone zmysły do wyłapywania dźwięków trzaskających mechanizmów, i temu podobnych. Yarla wierzyła, że Piącha uniknie pułapki, a jeśli nawet nie, to jej pech.
-Przejdź jeśli łaska na drugą stronę i zabezpiecz prawą flankę. Turmi, uważaj na te dwie odnogi po lewej nakazała. W takich chwilach grupa potrzebowała przywódcy, kogoś kogo po prostu posłucha. Yarla nie miała nic przeciwko podejmowaniu decyzji. Krasnoludzica skupiła się na moście i orczycy, zastanawiając się czy ta usłucha polecenia.
Piącha jednak nie posłuchała. I raczej nie dlatego, że dalej ignorowała istnienie Yarli i Turmaliny. Było tak, bo po prostu stała przy drugim moście, czekając na Jorisa. Z tego na ile zrozumiała jego słowa, to wolał właśnie przejść tym mostem. A że był jedyną osobą z tej gromadki, której Piącha ufała… Był co prawda jeszcze Valko, ale ciężko go było uznać za pełnoprawnego członka drużyny - był taki futrzasty i milusi!
Marduk spojrzał w jedną i drugą stronę, po czym wzruszył ramionami i mimo wszystko podszedł do Jorisa.
 
Sayane jest offline  
Stary 17-10-2016, 15:45   #108
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Awanturnicy rozeszli się po jaskini. Joris, Anna, Piącha i Marduk ruszyli do południowo-zachodniego wejścia; Torikha zaś do północnego. Yarla i Turmalina “zabezpieczały” północno-zachodnie przejście, rozglądając się na wszystkie strony.
Joris ostrożnie stąpał wybraną przez siebie drogą. Nie wdepnął na żadną pułapkę; może miał szczęście, może żadnej nie było. Uczyniwszy kilka kroków wgłąb murowanego korytarza zobaczył schody prowadzące w dół. Nie było ich wiele; z dołu nie docierało do nich żadne światło.
Piącha stanęła tuż za Jorisem.
- Ty widzieć coś ciekawe? - spytała, po czym nie czekając na jego odpowiedź odsunęła go całkiem delikatnie jak na siebie i sama spojrzała w dół.
- Ja wejść pierwsza - oznajmiła po krótkiej chwili wpatrywania się, po czym postawiła stopę na pierwszym stopniu. - Widzieć lepiej - dodała, jakby chcąc jeszcze uzasadnić swoją decyzję, zanim całkowicie zanurzyła się w ciemnym zejściu.
-Naprawdę nie podoba mi się, że się rozdzieliliśmy. - Szepnęła Anna do Marduka. -Rozumiem, że krasnoludzice są raczej zbyt niesubordynowane, a kapłanki nawet nie znamy, ale jednak narażanie ich na ryzyko ataku w ten sposób wydaje mi się nieco...okrutne.
- Spokojnie…
- myśliwy uśmiechnął się uspokajająco do stojącej z tyłu czarodziejki przepuszczając Piąchę - Jesteśmy raptem kilka kroków od nich. I tylko zaglądamy czy jest po co się głębiej w ten tunel zagłębiać. Trzymaj się może bliżej ściany Piącha.
Póki co pułapek nie włączyli żadnych. Póki co…
Piącha posłuchała rady Jorisa i niemalże przytuliła się do ściany, schodząc dalej w dół. Elf dotknął ramienia Anny i uśmiechnął się do niej; spodobały mu się jej słowa.

Po ośmiu, może dziesięciu stopniach czwórka śmiałków stłoczyła się w wąskim korytarzu. Zarówno po prawej jak i po lewej stronie ograniczały go zamknięte drzwi. Krótkie nasłuchiwanie wystarczyło by zza grubych drzwi dosłyszeć stłumione męskie głosy. Te zza drzwi po lewej posługiwały się jakimś chrapliwym, szczekającym językiem. Po prawej było słychać wspólny; dodatkowo Marduk dosłyszał grzechot kości do gry.
Dla myśliwego tyle wystarczyło. Zbójcy byli tutaj. Należało więc przeszukać dalsze części tego podziemia gdzie ich nie ma. Pokazał trójce towarzyszy, że jak na jego gust to nic tu więcej po nich i pora wracać do świtezianek… No i Torikhi.
Piącha przytaknęła skinięciem głowy i bez słowa ruszyła schodami w górę. Normalnie wparowałaby przez drzwi i nie baczyła liczebność wrogów, ale instynkt jej mówił, że należało posłuchać Jorisa - znowu.

Marduk stał jednak nadal w miejscu, zdziwiony zachowaniem tropiciela.
- Nie mieliśmy szukać porwanych? - szepnął, wskazując korytarzyk i drzwi. - Zbieramy wszystkich i robimy tutaj porządek?
- Pewno, że robimy
- odszepnął mu tropiciel drapiąc się po czuprynie - Ale najsampierw sprawdźmy, czy tych dzieciaków nie przetrzymują gdzie indziej… Zanim jakąś jatkę zaczniemy. No i… - wskazał plecak Piąchy - Mamy tam po naszym kapłanie trochę oleju. A tu są schody. Chodzi mi po głowie, żeby je oblać na szczycie i wywabić naszych zbójów z pokoików co by wybiegli na górę… jak już będziemy gotowi.
- Sprawdzić można, ale przede wszystkim jeśli już walczyć, to uderzyć z zaskoczenia, szybko i twardo, a nie bawić się w podpalanki, zwłaszcza w podziemiach. Jeszcze sami się podusimy - sprzeciwił się Marduk, ciągle szeptem.
Myśliwy pokręcił głową.
- To, żeby się pierwszy co będzie biec poślizgnął na śliskim i zwalił do tyłu na resztę - zatoczył ramieniem łuk pokazując szczyt schodów i ich dół - Leżących i połamanych łatwiej wykosić. Ale to taki tylko luźny pomysł na razie.
Ostatecznie jednak też się jeszcze nie ruszył by wracać. Oddał Ani pochodnię i podszedł do drzwi po prawej stronie, by zajrzeć przez jeden z wypadniętych sęków do środka. Z kolei Marduk widząc jego poczynania podkradł się do drzwi po lewo, bliższych zejścia, zważając by nie uderzyć ekwipunkiem o kamień czy drewno.

Sala po prawej była dość duża. Naprzeciw wejścia były drugie drzwi, w rogi stały beczki; poza tym było tam dość pusto. Z boku po lewej stał chyba stół, albo jego namiastka, wokół którego zebrało się kilku mężczyzn, grając w kości. Z tej pozycji Joris nie mógł dokładnie policzyć ilu, lecz na pewno co najmniej trzech. Piącha w tym czasie dotarła na szczyt schodów i wyczekująco spojrzała w dół. Nie wiedziała, czego jeszcze Joris i Marduk tam szukali, ale w wąskim przejściu nie było miejsca na całą trójkę.
Przycupnęła i wyciągnęła z aidymowego plecaka przysmak dla Valko. Jakoś musiała zagospodarować sobie czas, a do ignorowanych przez nią krasnoludzic jej się nie spieszyło. Wyciągnęła więc rękę do zwierza, by go nakarmić i pogłaskać trochę po mięciutkiej sierści. Pies przez cały czas był czujny, niespokojnie wąchając i rozglądając się, ale przysmaku nie odmówił.

Po swojej stronie Marduk zobaczył niewiele, gdyż widok zasłaniały czyjeś plecy - szerokie, okryte byle jaką skórzaną zbroją. Nad krótką szyją górowała wielka, kudłata głowa z odstającymi włochatymi uszami. Kapłan na pewno nie miał przed sobą człowieka. Istota pochylała się nad czymś albo kimś, kto znajdował się na podłodze, chrapliwym głosek wydając jakieś rozkazy i rechocząc głośno. Ze środka dochodził jeszcze jeden podobny głos, więc barczystych stworzeń było więcej. Widać było również fragment łóżka. Chłopak strawił chwilę na oględziny po czym cofnął się do Jorisa.
- W środku są przynajmniej trzy osoby, możliwe że jedna-dwie z nich to niedźwieżuki - i opisał szeptem ujrzaną istotę. - Mam wrażenie że przemawiały do jeńca albo kogoś innego nachylonego do posadzki, choć głosu tego kogoś nie słyszałem - popatrzył niespokojnie na tropiciela. - Może to któryś z porwanych dzieciaków…
- Po tej stronie trzech zbójców - odparł Joris. Głos mu sposępniał na wieść o tym, że dzieciaki będą tu gdzie rozbójnicy. I jeszcze bardziej gdy okazało się, że te duże ślady przed wejściem to niedźwieżuki zostawiły - Średnio się mnie to widzi, nawet jeśli wszyscy tam hurmem wpadniemy. A to przecież dopiero początek. Jeśli to dzieciak, trzeba żuka jakoś stamtąd wywabić. Może zapukać po prostu? I się schować? Pomyśli, że to ci ludzie… Ech…
Wyraźnie nie był przekonany.
- Wracajmy na razie i zwiedźmy co się da bez ujawniania się.
- Ale spojrzyj jeszcze - może ty rozpoznasz czy to faktycznie niedźwieżuk czy co innego - Marduk niechętnie przyznawał się do niewiedzy, ale tym razem przełknął dumę.
Myśliwy kiwnął głową i zerknął. Po czym kiwnął raz jeszcze.
- To one.
- Niech to demony. Dobra, sprawdźmy inne miejsca. Będę pilnował tyłów, żeby nie spadli nam na karki - słoneczny elf warknął i sięgnął po miecz.
 

Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 17-10-2016 o 15:48.
Pan Elf jest offline  
Stary 17-10-2016, 16:04   #109
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Torikha bez problemu przemierzyła skrzypiący most. Pochodnia oświetliła niewiele pomieszczenie, będące częścią jaskini, ale wykończone ludzką ręką. W półmroku można było dostrzec kilka beczek, skrzyń, słomy i innych akcesoriów przydatnych w pakowaniu rzeczy do transportu. W pewnym momencie półelfkę ogarnęło dziwne uczucie; jakby ktoś przeszedł po jej grobie. Wzdrygnęła się z przerażenia. Uczucie minęło bez śladu, ale niepokój pozostał.
Dziewczyna zatrzymała się momentalnie, rozglądając uważniej po otoczeniu, wytężając wszystkie swoje zmysły. Przesuwając powoli pochodnię za swoim wzrokiem, przyjrzała się podłożu na którym stała, oraz stropowi jaskini nad sobą. Coś było nie tak, tylko nie wiedziała jeszcze co. Czy w ciemnościach czaił się jakiś stwór, czy może gdzieś była jakowaś, magiczna pułapka? A może to Selune daje jej znak od nadciągającym wrogu? Kapłanka nic nie usłyszała, ale instynkt nakazał się jej obejrzeć za siebie. Przy stalagnacie nieopodal mostu, przez który jeszcze przed chwilą przeszła zobaczyła wpatrujące się w nią wielkie oko… I resztę stwora przytulonego do chropowatej skały; z drugiej strony wyrwy nie sposób było go dostrzec. A może po prostu nie próbowali, skupieni na tym, co było w rozpadlinie?
„Tylko spokojnie, tylko spokojnie, tylko spokojnie… „
Kapłanka, odwróciła się powoli, tak by stać na przeciw wielkiego oka, łypiącego na nią z ciemności, mięśnie mimowolnie napięły się niczym struny, gotowe w każdej chwili zerwać się do szaleńczego biegu o życie.
„Nie krzycz, nie piszcz, nie uciekaj… nie panikuj… AAA NA BOGÓW POMOCYYY, co to jest do choooleryyy??!!…”
Torikha nie znała się na zwierzętach… tym bardziej na potworach. Nie wiedziała czy stwór się na nią czaił, czy może bał się ujawnić. Mogła mieć do czynienia z piekielnie inteligentną bestią, wyczekującą odpowiedniego momentu do ataku, lub spłoszoną istotą, w przerażeniu chcącą wtopić się w skalne otoczenie.
„NIE panikuj! nie panikuj…”
Czas… działał na niekorzyść ich obojga. Wprawdzie Melune nie była pewna, czy potwór był również tego świadomy… ale za bardzo nie chciała się o tym przekonywać. Ułożyła usta w dzióbek, próbując cicho zagwizdać, tylko po to by na chwilę zwrócić czyjąś uwagę na siebie. Może… może jeśli ktoś zobaczy jak stoi tu sama, rozkraczona niczym święta, dygocząca ze strachu krowa… zorientuje się, że jest COŚ nie tak? Gwizd oczywiście, mógł spłoszyć lub rozjuszyć przeciwnika… w zasadzie, to wszystko mogło sprowokować do walki, ucieczka, stanie w miejscu, krzyk, gwizd… wszytko. Trzeba było jednak COŚ zrobić.
Nim kapłanka podjęła decyzję usłyszała świszczący głos. Nie, nie usłyszała - POCZUŁA! Jej umysł wypełniła plątanina słów, chichotów i mamrotań. Język, którym posługiwała się istota był jakąś wariacją wspólnego, a stworzenie pyta, czy Torikha przyniosła posiłek, czy jest posiłkiem.
Półelfka poczuła zimny dreszcz na plecach, gdy dotarł do niej sens słów istoty. Nagle… miała wrażenie, że zaczęła rozumieć całą zaistniała sytuację. Nagłe zniknięcia, kryjówka nie tylko nie do namierzenia ale i nie do zdobycia… A może tylko jej się wydawało, że zaczęła cokolwiek rozumieć?
- Ja… ja… - szepnęła, panicznie mrugając. Właściwie to co miała odpowiedzieć? Albo da się pożreć… albo zwali pożarcie na kogoś innego. Ani jedno, ani drugie rozwiązanie jakoś nie przypadło Thorice do gustu. A gdyby tak… skłamać? Że ma, ale nie tu… a gdzieś tam, daleko… byle jak najdalej od niej? Może wtedy będzie mieć szansę na ucieczkę.
”Tak nie można...“ zaraz szybko zganiła samą siebie, ALE co miała robić? Krzyczeć?
Kapłanka szczerze wątpiła by “towarzysze” ruszyli jej z pomocą, a nawet jeśli to i tak by nie zdążyli do niej dotrzeć.
- Mam ci je przynieść? - słowa niespodziewanie same wyrwały jej się z ust. Lała w czambuł i to ostro, nie wierzyła sama sobie, ale panika połączona z dziwnym odrętwieniem organizmu… niczym porażenie piorunem zalało jej ciało.
- ... świeże? - wyłowiła Torikha z bełkotu i chichotów wypełniających jej umysł. -... Tam … dużo świeże… lubi tych co dają dają jeść.

Paranoiczny śmiech na chwilę zdławił gardło półelfki, zanim nie wzięła się ponownie w garść. Musiała myśleć i działać SZYBKO. Szybciej niż dotychczas. No to… ile dni miały znalezione zwłoki? Dwa… trzy? Kilka na pewno, choć cholera jedna wie ile biedak tam przeleżał, w jaskini było dość chłodnawo. A co jeśli… Czerwonych tu nie było od ostatniej “ofiary”? To sprawiało pewien problem a mianowicie… nie ma Czerwonych = nie ma kim nakarmić stwora. Ale jeśli ich nie było to gdzie teraz byli, skoro to miała być ich kryjówka?
Przez umysł kobiety przetaczał się huragan myśli i nie ważne jak kołowała nad tematem, to zawsze wracała do jednej i tej samej konkluzji.
Co jeśli faktycznie ta istota siedzi tu opuszczona i głodna?
”Żal ci go??!! Porąbało cie?” Miała działać szybko a rozckliwiała się nad istotą, która prawdopodobnie ma ochotę ją zeżreć na podwieczorek? Ale co jeśli to prawda?
- Świeże… tak. Smaczne… - znowu jej się wyrwało, ale tym razem nawet sobie uwierzyła. Nuta niepewności co do stanu bestii, zmieniła nastawienie w jej głosie. Nie tylko sama chciała przeżyć… ale również jakoś “pomóc” temu czemuś… - Przyniosę ci… dobrze?
- Dobrze
- ucieszyło się Oko. - … uważać na duże misie, tak?
Jasne, oczywiście, nie ma problemu… uważać na duże misie. Kapłanka potakiwała skwapliwie głową, starając się zrobić krok do przodu, gdy nagle ją ponownie zamurowało… BOGOWIE TEGO BYŁO TU WIĘCEJ?! - Bo oczywiście nie wpadła na to, iż to On ma uważać, a ona.
Musiała więc koniecznie powiadomić resztę o niebezpieczeństwie-stwach… i skombinować coś świeżego do żarcia.
Tym razem nie miała problemu z rozbujaniem nogi. Ruszyła w drogę powrotną, choć wizja mijania Oka była iście przerażająca, co konwersacja z nim.
- Poczekaj tu… dobrze?
- … tutaj. Nie złapać… magodziej… dużo, dużo przejść… Uważać na ogon… mniam, świeże…
- Oko wtłoczyło w głowę kapłanki kolejną porcję bełkotu.
A ona czym prędzej przedrałowała przez most szybkim krokiem, jakby tylko cudem powstrzymując się od biegu. Musi znaleźć swoich i … spieprzać stąd, spieeeprzać jak najdalej.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 17-10-2016 o 16:09.
sunellica jest offline  
Stary 17-10-2016, 17:09   #110
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Gdy wszyscy się rozeszli Yarla i Turmi zostały same, stojąc mniej więcej pośrodku jaskini.
- Nikogo tu nie ma, chyba że zakamuflowany lub niewidzialny - mruknęła do Yarli Turmalina - Mało to takiego tałatajstwa w Podmrokach? Mamy dzieciaki do uratowania, więc nie stójmy jak idiotki. Chodźmy dokądś! - oczywiście Turmi nie określiła dokąd konkretnie, czekając aż ktoś inny podejmie decyzję. By było na kogo zwalić ewentualnie winę, oczywiście!
Nim Yarla zdołała odpowiedzieć chybotliwy płomień pochodni Torikhi, począł systematycznie przybliżać się do obu krasnoludzić i w końcu ich oczom ukazała się… blada jak kreda półelfka. Usta miała otwarte, a broda jej drżała. Wzrok był błędny i niemal szalony.
- Panienko Turmalino… Panienko Yarlo… - wymieniła grzeczności z przyzwyczajenia. Po czym jak zaczęła swój słowotok, bez pauz, ni przecinków, bez nawet dodatkowych wdechów, tak skończyła dopiero gdy język uwiązł jej w gardle suchym kołkiem. Jednego krasnoludki mogły być pewne… armia niedźwiedzi na czele z krwiożerczym okiem na łapkach czai się w ciemnościach, gotowa pożreć każdego, kto nie złoży im krwawej ofiary z żywego mięsa.

- No i mówiłam, że coś tu siedzi, tylko się chowa. A co do ofiary... Yarla... myślisz o tym samym co ja? - uroczo uśmiechnęła się geomantka, której właśnie urodził się w głowie plan, który załatwi dwa problemy na raz. W tym jeden zielony.
- Dobrze się składa, Torikho, że jest tu jakiś wyłupiastooki potwór, bo widzisz, mamy ze sobą orka, który ma do odkupienia napaść na towarzyszy broni.
- Czy ty bogów się nie boisz? Musimy stąd uciekać bo nas wszystkich pożrą. Oni nie są razem… nie są!
- Melune odłożyła na bok komentowanie podstępnych zamysłów krasnoludzicy, skupiona bardziej na przeżyciu swoim… a niekoniecznie innych. Choć to co planowała Turmalina było wręcz… było złe. Po prostu złe.


Yarla przyglądała się jak wszyscy poza Turmaliną rozchodzą się gdzieś, na własną rękę próbując splądrować jaskinię. Krasnoludzica wiedziała, że pewnikiem to nie skończy się za dobrze. Wtem z półmroku wyłoniła się kapłanka. Yarla widząc jej dziwaczne oblicze, jakiego nigdy dotąd nie ukazywała towarzyszom, złapała mocniej za drzewiec topora. Coś jej się nie podobało i nie chodziło o elfiego przodka w drzewie genealogicznym panny Melune. W końcu przemówiła, a Yarla wsłuchując się w słowa kobiety uśmiechała się z lekkim politowaniem nie wiedząc co powiedzieć. Kiedy Turmalina zaproponowała złożenie Piąchy w ofierze, Ognistowłosa rozpromieniała. Był to zacny pomysł, ale fakt faktem nie miał wiele wspólnego z honorem. Choć z drugiej strony, Yarla miała sobie za nic honor. Była bękartem ulicy ludzkiego miasta, a nie jednym z tych nienormalnych na punkcie swojego honoru krasnoludów. Wojowniczka kiwnęła tylko głową z uznaniem na pomysł towarzyszki, lecz w tej chwili Torikha znów przemówiła.
-A któż to nas pożre?- spytała z zainteresowaniem. Najwyraźniej wizja armii niedźwiedzi i krwiożerczego mięsożernego oka nie dotarła do umysłu krasnoludki i potrzebowała ona powtórki.
Kapłanka westchnęła, zaczesując kosmyk włosów za szpiczaste ucho. Postarała się skupić i zebrać rozbiegane myśli.
- Oko chce jeść… spytało się czy mam dla niego jedzenie, czy sama nim jestem… powiedziałam, że mam bo co innego miałam powiedzieć. Bierz mnie i pożeraj? No więc Oko się ucieszyło… zwłaszcza wtedy jak się spytało, czy jedzenie jest ‘świeże’ czyli same wiecie jakie. Potwierdziłam… i powiedziałam by poczekało to przyniosę. A ono wtedy o MISIACH! - Półelfka zmieniła głos na taki bardziej chropowaty, al’a chochliczo-goblińsko… jakiś. - Uważać. Misie. Tak? - na powrót wróciła do normalnego tonu. - Czyli są tu niedźwiedzie! No bo jak inaczej rozumieć to co powiedział? Oko się chowało, więc boi się niedźwiedzi. Nie są więc razem! NIE SĄ! Dasz mu Piąchę a od tylca najadą na ciebie wielkie, krwiożercze… MISIE! - Torikha bardzo starała się zachować spójność wypowiedzi, choć jej wzburzenie po spotkaniu dziwacznego stwora nie zdążyło jeszcze opaść.
- Jak na mój gust, ten Oko-potwór jest dokarmiany przez ludzi ofiarami, ale nie jest na tyle groźny aby zagrozić niedźwiedziowi, więc kazali mu ich unikać. To jaskinia, więc takowe mogą tu się przypałętać. Bo zgaduję, że to co zobaczyłaś nie było Strzeżnikiem?* - geomantka wydawała się dość lekceważąco traktować torikowe rewelacje - Jeżeli nie, to skrzyknijmy naszą dzielną ekipę, zabijmy to i chodźmy dalej. Orka puścimy przodem. Muszę przypominać, że mamy dzieciaki do ratowania?
Nie dodała, że dzieciaki zostały zapewne zjedzone w całości. Jaskiniowe potwory drobne dziecięce kości zazwyczaj chrupały jak faworki.

*Pozwoliłem sobie użyć własnego tłumaczenia dla Beholdera, Obserwator nieszczególnie mi pasuje.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 17-10-2016 o 17:16.
TomaszJ jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172