|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
08-09-2016, 00:37 | #21 |
Reputacja: 1 | Aeriel wparował do swoich komnat i skinął na służbę, by przygotowali mu kąpiel. W międzyczasie zażądał, by przyprowadzono do niego jedną z półdrowich niewolnic, gdyż miał ochotę trochę sobie poużywać. Bez zbędnych ceregieli odpiął od pasa Śpiew i położył go na biurku, następnie odpiął paski napierśnika i odłożył go na manekina. Rozpiął koszulę, którą rzucił na krzesło i pozbył się butów. Gdy weszła niewolnica, on stał na środku pokoju w samych spodniach.
__________________ Port Balifor - przygoda osadzona w świecie Smoczej Lancy - zapraszam do śledzenia! Przez czas bliżej nieokreślony bez dostępu do sieci. Znowu... Ostatnio edytowane przez Corrick : 08-09-2016 o 00:40. |
11-09-2016, 20:48 | #22 |
Reputacja: 1 | U Servira K’ylor bez problemu trafił do klubu. Lokal zajmował cały partej i piwnicę budynku. Było kilka sal, w niektórych można było mieć prywatne przyjęcia. Była też scena na której kapela grała szybką, hałaśliwą muzykę. O tej porze, w klubie było kilkadziesiąt osób, ale spokojnie zmieściło by się parę setek. Sto procent drowich klientów stanowili mężczyźni, nieliczne kobiety, były wolnymi półdrowkami lub duergarkami, po ich ubiorze można było łatwo stwierdzić, że przyszły się tu napić i posłuchać muzyki i raczej nic więcej. Drow wyraźnie odstawał. W swoim chitynowym napierśniku, z egzotyczną pałką u pasa i ubraniach które widziały lepsze dni musiał przyciągać nieco uwagi. Do tego dochodził jeszcze jeden problem. Nigdy wcześniej nie był w żadnym klubie i nie bardzo wiedział jak się zachować. Ruszył w kierunku baru i oparł się o niego plecami. Otaksował wzrokiem zebranych, wypatrując insygniów domu Shobalar. Swoje trzymał pod napierśnikiem, nie chciał żeby od razu rozpoznano w nim Olathkyuvra. Klienci lokalu zdawali się dobrze bawić. Wielu drowów tańczyło na parkiecie, inni siedzieli w grupkach za stolikami, grali w karty lub sava. K’ylor wypatrzył insygnia ponad kilkunastu różnych domów, ale większość bywalców albo nie należała do szlachty, albo ukrywała to podobnie jak Olathkyuvr. Po jakiejś godzinie, K’ylor wypatrzył trzech mężczyzn kierujących się ku loży w której toczyła się zacięta gra w karty. Jeden z nich miał insygnia Piątego domu. Drow dokończył swój drink, grzybową wódkę z dodatkiem jadu bliżej nie określonego gatunku węża i poprosił o jeszcze jedną kolejkę, pił oszczędnie, raczej po to by nie przyciągać nadmiernej uwagi. Już po chwili szedł z szklanką w kierunku graczy. - W co gracie? - spytał gdy to nich dotarł. Dwóch z trzech mężczyzn, których wcześniej obserwował popatrzyło na niego pytająco, z pewną nutą podejrzliwości. Ten z insygniami Piątego domu uśmiechnął się zaś szelmowsko i rozsiadł wygodniej na kanapie. - Chodź i sam zobacz mężczyzno jeśli się nie boisz, tutaj - wskazał na sporą wazę - znajdują się złote monety, ale nie znajdują się tam same, jest kilkanaście jadowitych pająków, jedne tylko gryzą, inne mają jad który sprawi iż zdrętwieje ci ręka. Jad jednego jest śmiertelny. Spróbuj swojego szczęścia i wyciągnij jedną z monet, ten kto wyciągnie ich najwięcej, wygrywa! - Szykujcie sakiewki. - rzekł i odstawił szklankę ze swoim trunkiem na stół. Wytarł dłonie o spodnie po czym sięgnął powoli do wazy. Nie bał się pajęczej trucizny, gdyż starczyło kilka sekund modlitwy by ją zneutralizować. Jedno z wielu błogosławieństw jakimi Lolth obdarzała swój kler. Ręka K’ylora wsunęła się do wazy, mężczyzna czuł jak pajęczaki przemieszczają się między jego palcami. Wymacał kilka monet i wyciągnął tyle ile mieściło się w dłoni. Przy stoliku rozległy się wrzaski euforii zmieszane z przekleństwami. Ktoś wygrał ktoś przegrał. Shobalarczyk popatrzył z uznaniem na K’ylora - Ha! masz jaja mężczyzno! jak cię zwą? nie widziałem cię tu wcześniej. - Nazywają mnie Łowcą. Nie dziwię się że mnie nie znasz, ostatni raz byłem w mieście… Dwadzieścia lat temu? A kim jesteś ty? - spytał układając z monet małą wieżę. - I gdzie jeszcze można się tutaj dobrze zabawić? Mężczyzna wydawał się być w świetnym humorze. - Jestem Tekroh Shobalar, w mieście jest pełno miejsc gdzie można się zabawić, ale dobrą zabawę trzeba by znaleźć sobie samemu, ale - Tekroh uniósł szkło do toastu - napijmy się z naszym nowym przyjacielem i posłuchajmy o łowach Podmroku. Mijał czas, kolejne naczynia zostały opróźniane z mniel lub bardziej toksycznej zawartości. W międzyczasie stół przy którym siedzieli mężczyźni zdążył zapełnić się wielokolorową pajęczyną usypaną z proszków, które wciągali biesiadnicy. Towarzystwo rozluźniało się coraz bardziej. - K’ylorze druhu… - Jeden z mężczyzn wisiał na ramieniu K’ylora zagadując - Opowiadasz nam o potworach dziczy, ale czy wiesz co jest największym drapieżnikiem w mieście? hę? - Raczej nie Pierwszy Dom, bo on już nie walczy o pozycję… Dziesiąty? Naćpany drow machnął ręką strącając przy tym pare szklanek, co spowodowało nieco śmiechu i gróźb. - Nieeee - zaprzeczył - Kobiety! to jest najgroźniejszy przeciwnik prawda Tekroh? - spojrzał na Shobalara szukając aprobaty, ten kiwnął tylko głową popijając drinka. - Nie inaczej nie inaczej - rozsiadł się wygodniej. - Pfff, myślałem że to podchwytliwe pytanie. - prychnął K’ylor - To tak jakbym ja spytał “co jest najgroźniejszym drapieżnikiem w jaskini smoka”. Tekroh obracał lufkę w ustach - Nooo i będąc w tej jaskini… co jest najbardziej wartościowe do upolowania? łowco? - zaśmiał się lekko, wyczekując odpowiedzi. - Podoba mi się ta analogia. Smok oczywiście! - rzucił i opróżnił swoją szklankę. Nachylił się w kierunku Tekroha - A jak myślisz, dlaczego czasem wracam do miasta? Bo ręka to nie to samo. - rzucił i wykonał obelżywy gest. Tekroh zaśmiał się na całe gardło a jego “wyznawcy” zawtórowali mu, mężczyzna poklepał K’ylora i spojrzał na resztę: - Lubię tego gościa. - po czym zerknął na przyćpanego towarzysza - Mogoth, idź po następną kolejkę, weź nóż, jak barman nie będzie chciał ci dać na kreskę, zabij go! - ryknął śmiechem tak jak i pozostali. Sam Mogoth biorąc sztylet też się zaśmiał. - Zara wracaaaam - wybełkotał zataczając się w stronę baru. - Tekroh pochylił się konspiracyjnie nad stolikiem: - Stawiam trzydzieści sztuk złota, że kelner zaraz się pojawi. - Przyjmuje! - odpowiedziało kilka głosów naraz. Faktycznie, po jakiś pięciu minutach pojawił się kelner - Macię ochotę na następną koejeczkę mężczyźni? pieniążki proszę. - Tekroh, szturchnął towarzysza - Daj mu z wygranej Mogotha, ten już nie wróci - drowy jak na komendę roześmiały się dziko. Wypito kolejną kolejkę, i jeszcze jedną za duszę Mogotha. Tekroh stuknął się szkłem z K’ylorem - Jeśli zostaniesz w mieście dłużej, łowco, może zapolujemy razem hm? - Chętnie. Gdzie cię szukać? - spytał. - Spotykamy się zazwyczaj tutaj… w sumie wiesz co, nawet jak mnie nie bęzie zagadaj kogoś od nas, to znaczy innego Shobalara, jeśli powołasz się na mnie, może nawet wyjdziesz ze spodkania żywy! - roześmiał się. - Odwdzięczyłbym się tym samym, ale mam wrażenie że bestie podmroku mogą mnie nie usłuchać! - zawtórował śmiechem. - Do następnego. - drow podniósł się ciężko, chyba za dużo wypił. Ale jakby nie patrzeć sukces osiągnął. Był niemal absolutnie pewien że to Tekroh odpowiadał za stan w jakim znaleziono Dohilis, jego "przyjaciele" byli zbyt słabi psychicznie by zaplanować coś takiego. Nie żeby go to specjalnie ruszało. Prawem silnych jest brać, a obowiązkiem słabych dawać. Ale to było zadanie jakie wyznaczyła mu Opiekunka. Już na zewnątrz klubu drow wcisnął palce w gardło i obficie zwymiotował, przyozdabiając ścianę budynku o piękny okaz sztuki awangardowej. Teraz musiał doprowadzić się do ładu, po czym znaleźć sposób na wyciągnięcie Tekroha w odosobnione miejsce. Miał wrażenie że proste zaklęcia przyjaźni nie będą w tym wypadku efektywne. Potrzebował czegoś o sporej wartości... Potrzebował przynęty. K'ylor uśmiechnął się paskudnie pod nosem. Ciekawe jak zareaguje Richera gdy dowie się że ma nią zostać? Z tą myślą ruszył w kierunku odwrotnym od swojego domu. Po przejściu kilkuset metrów wszedł w jeden z zaułków i zainkantował jedno z przygotowanych tego dnia zaklęć. Już po chwili rozwiał się i w postaci oparu skierował się do Dziewiątego Domu. |
18-09-2016, 14:02 | #23 |
Reputacja: 1 | Gdy Pierwszy Syn dotarł do sali treningowej, Phandel już na niego czekał. Aeriel, nawet na niego nie spojrzawszy, zrzucił płaszcz i koszulę, odpiął miecz od pasa i zdjął ze ściany atrapę. Zważył ją w dłoni, lekko podrzucił i zaszczycił siostrzeńca spojrzeniem. |
20-09-2016, 11:45 | #24 |
Reputacja: 1 |
|
22-09-2016, 20:46 | #25 |
Reputacja: 1 | K’ylor wrócił do domowego kompleksu, po tym całym imprezowaniu musiał się wyspać. Tym bardziej, że zanosiło się na to, iż będzie musiał pojawiać się u “U Servira” regularnie. Przez kolejne cztery cykle drow pojawiał się w lokalu i spędzał tam czas, zdrowie i rodzinne pieniądze. W końcu, pewnego wieczoru, wypatrzył Tekroha i jeszcze jednego Shobalara. Tekroh miał podbite oko i wyglądał na wyjątkowo wściekłego. - Tekroh! Wypadek przy polowaniu? - spytał przysiadając się do mężczyzn. Tekroh zmierzył K’yora nieprzyjemnym spojrzeniem. - Pierdolona siostrzyczka, kiedyś potnę jej tą twarzyczkę w plasterki. - mężczyzna schował twarz w szklance z drinkiem, następnie objął ramieniem K’yora i obrócił się z nim w stronę swojego towarzysza: - Lotkarze, to jest ten łowca o którym ci mówiłem, facet ma jaja, wsadził rękę w słoik! No i wypić potrafi. Łowco, to jest mój starszy brat Lotkar, pierwszy zabijaka Shobalar. Po prezentacji, mężczyźni przeszli do jednej z bocznych salek i przysiedli się do stolika przy którym siedziało już dwóch innych mężczyzn, również nieco poobijanych. Po paru drinkach i kreskach, szybko stało się jasne, że każdy niedawno oberwał od siostry, czy matki. Rany na ego były dość świeże, bo mężczyźni nie szczędzili epitetów pod adresem płci pięknej. W końcu Loktar, który do tej pory pozostawał dość cicho powiedział: - Mam pomysł na polowanie, kto jest za? - wszyscy mężczyźni entuzjastycznie przyjęli propozycje, uwaga Shobalara skupiła się więc na K’ylorze - Polujemy na najgroźniejszą zwierzynę w mieście, czy mam was oprowadzić po co ciekawszych miejscach w Podmroku? - spytał K’ylor i dokończył swój drink. Z impetem odstawił szklankę na blat. - Tak czy inaczej, będzie to wymagało nieco przygotowań. Lotkar i Tekroh wymienili porozumiewawcze spojrzenia. po czym ten pierwszy zwrócił się bezpośrednio do K’ylora. - Tekroh wspominał mi o twoich ociągnięciach w łowach, a przynajmniej o tym co twierdzisz że osiągnąłeś. Tak, będziemy polować w mieście i choć wiemy co robimy, z przyjemnością posłucham twoich propozycji na temat przygotowań, tylko głupiec nie słucha darmowej porady. - To wy jesteście specjalistami w mieście. Taki dzikus jak ja sugerowałby zwyczajnie wybrać się na imprezę, wybrać sobie odosobniony cel, najlepiej stosunkowo młody, bo takie osobniki są… najsoczystsze i po odpowiednim przygotowaniu zabrać w jakieś ustronne miejsce. Najlepsze plany to proste plany. Lotkar spojrzał na swojego brata. - Brzmi to jak coś w twoim stylu Tekroh, gdzie to ostatni było? Potańcówka? - Taaa… - Tekroh schował twarz w drinku. Lotkar kontynuował. - Tym razem zrobimy tak: załatwimy jeden z tych “przyjaznych serwisów dowozowych” co mają ochronę. Przebierzemy się w ich szaty i po prostu poczekamy na klientkę, co wy na to? - jeden z drowów popatrzył na Tekroha: - Tekroh taryfiarz, to będzie dobre. - wszyscy ryknęli śmiechem ale Lotkar pokręcił głową. - Nie… potrzeba kogoś z bardziej plebejskim wyglądem. - spojrzał na K’ylora - Lepiej by się nadawał nasz łowca, co ty na to łowco? Drow przekrzywił głowę. Czy właśnie próbowali go urazić? Żałośnie im to szło. - Skoro biorę na siebie najgorszą robotę to ja zaczynam. Jak skończę to wy będziecie mogli się zabawić. - odparł spokojnie. Loktar ryknął śmiechem. - Jasne, przyjacielu… cie ma sensu żebyś pościł ani chwili dłużej, nasze zainteresowania są i tak zbyt… wyrafinowane i czasochłonne, nie ma potrzeby cię przynudzać. *** Grupa czterech drowów opuściła lokal i ruszyła ulicami. Loktar zamówił powóz z ochroną w dość odludnej uliczce. Było czerech ochroniarzy zbrojnych w długie miecze i woźnica. Wszyscy mieli też ręczne kusze. Tekroh i Loktar jednocześnie zaczęli kreślić zaklęcie, chwilę później cała załoga wozu pogrążyła się we śnie. - Dokończcie ich, tylko uważajcie na ubrania. - Polecił Loktar. K’ylor spojrzał na leżących drowów. Zza pasa wyjął nóż, który wbił ostrożnie w gardło jednego z ochroniarzy. Odciągnął jego głowę w tył, a krew popłynęła szerokim strumieniem po szyi i twarzy nieszczęśnika, zabarwiając ulicę na piękny, karminowy kolor. Mężczyzna oblizał ostrze, ta krew smakowała… Słabością. Brakiem potencjału. Przyjrzał się pozostałym mężczyznom. Z jego gardła wydobył się cichy warkot. Tracił czas, a raczej nie będzie miał lepszej okazji. Koniec z grami. Wzniósł cichy zaśpiew, a przez jaskinię, czy też raczej najbliższą, niewyciszoną, okolicę przebiegł grzmot. Nad głowami drowów uformowała się ciemno szara chmura z której wystrzeliła błyskawica, prosto w kierunku Loktara. Elektryczność dosłownie usmażyła zarówno Loktara jak i stojącego obok Tekroha. Trzeciemu drowowi, który razem z K’ylorem ruszył by zająć się załogą powozu, nie brakowało zaś refleksu - natychmiast rzucił się do ucieczki. Kapłan zaśmiał się gardłowo i wskazał palcem uciekającego drowa. Żałosne. Z “niebios” spłynęła kolejna błyskawica i kolejna, i jeszcze jedna. Gdy uciekinier przestał się ruszać K’ylor ponownie skupił swoją uwagę na Shobalarach. Krótkim gestem, jakby odpędzał muchę, rozproszył zaklęcie i podszedł do trupów. Nożem wykroił z Loktara serce, natomiast Tekrohowi odpiłował przyrodzenie. Obydwa organy owinął ubraniami zabitego woźnicy i spojrzał na jego śpiących towarzyszy. Niech żyją. Przydadzą się jako kozły ofiarne. Usatysfakcjonowany obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku kompleksu Dziewiątego Domu, po drodze rzucając kolejne zaklęcie, tym razem zacierające ślady. Wątpił by ktokolwiek go śledził, ale ostrożności nigdy za wiele. Kompleks Olathkyuvrów K’ylor powrócił do Domu, a dokładnie części w jakiej zamieszkiwał od kilku cykli. Zadanie zostało wykonane więc wypadało jedynie zdać sprawozdanie Richerze, z którą to notabene mężczyzna dzielił nawet komnatę. K’ylor odnalazł kobietę zajętą okładaniem linijką dziewczyny która najwyraźniej zrobiła coś złego. - Jesteś zajęta siostro? Mam coś co powinno cię zainteresować. - powiedział potrząsając przy tym zakrwawionym zawiniątkiem. Richera obdarzyła mężczyznę przepięknym uśmiechem. - Oh, to nic bracie. - drowka zaprzestała wymierzania kary ku uciesze ofiary - Proszę, chodźmy do mojego gabinetu. K’ylor skinął głową i ruszył za kobietą. Gdy tylko drzwi gabinetu się za nimi zamknęły rozsupłał zawiniątko i rzucił odcięte prącie Tekroha na biurko. Serce natomiast wziął w dłoń i zaczął się nim bawić. W końcu wbił w nie swoje zęby i oderwał spory fragment. Drobna strużka krwi popłynęła po jego brodzie i dalej na posadzkę. - Należało do osoby odpowiedzialnej za stan twojej protegowanej. Właściciel jest martwy. Jego starszy brat też i inny towarzysz ich “zabaw”. Byli żałośnie słabi. Reszta to małe rybki, nigdy więcej nie podniosą ręki na lepszego od siebie. - zdał “raport” z zadania. Powoli przeżuł spory kęs Loktarowego serca. Było nawet niezłe. Smakowało magią i nieograniczonym potencjałem. - Mam nadzieję że odrobina krwi ci nie przeszkadza? - spytał głosem z którego wyraźnie przebijało zadowolenie. - Och… - kobieta zasłoniła usta bynajmniej nie z obrzydzenia czy strachu co raczej z podekscytowania - bracie - podeszła bliżej i położyła swoje smukłe dłonie na jego żelaznych ramionach - jesteście tacy brutalni, jak zwierzęta - objęła go z całych sił - wspaniale! Młoda kobieta ogarnęła się nieco i puściła mężczyznę. - Wyśmienicie, naprawdę wyśmienicie, wspaniale. Osobiście zadbam o to by Wielebna z bożej łaski Opiekunka dowiedziała się o twoim sukcesie. Jeśli obowiązki kiedyś znów nas połączą, będę wielce rada. Przydzielono ci już komnatę? Czy może chcesz jeszcze korzystać z mojej? - Mam już swoją siostro. - odparł drow ogryzając kolejny kawał mięsa. Poświęcił chwilę na przeżucie pokarmu po czym podniósł się i skierował do drzwi - Do następnego. |
22-09-2016, 23:22 | #26 |
Reputacja: 1 |
|
23-09-2016, 23:05 | #27 |
Reputacja: 1 | Kompleks Olathkyuvrów, kwatery Pierwszego Syna Aeriel siedział za swoim biurkiem, przyglądając się jakimś mapom, gdy pojawił się K’ylor. - Witaj, K’ylorze. Ufam, iż się nie nudziłeś? - zapytał, nie odrywając wzroku od leżących na biurku kart papieru. - Prawdę mówiąc trochę. Trzeba było rozwiązać mały “rodzinny” problem i byłem nieco zawiedziony… jakością oponentów. - odparł zbliżając się do Pierwszego Syna. Rzucił okiem na mapy, ale nie był wstanie niczego z nich wywnioskować. - A jak poszła rekrutacja? Szczury uciekły z tonącego statku? - Wyśmienicie wręcz… Zyskaliśmy nową kapłankę, kilku czarodziei, których należy przeszkolić w bitwie i całą grupę nowych żołnierzy, w tym również kobiety. - westchnął. - Studiuję rezydencję obecnego Dziesiątego Domu, ale nie wyglądają na żadne zagrożenie. - Są liczni, ale po utracie sporej części szlachty faktycznie nie powinni stanowić zagrożenia. Minie wiele lat nim zaliżą rany które zadał im były Ósmy Dom. - mruknął i przyciągnął sobie krzesło. - W czym mogę ci pomóc? Wezwałeś mnie z czymś specyficznym na myśli, czy tylko chcesz pooglądać moją śliczną twarz? Aeriel nawet nie krył się ze śmiechem. - Poprawiłeś mi humor. - westchnął. - Mam sprawę. Zyskaliśmy czterech nowych czarodziei. Phandel twierdzi, że dwóch z nich jest nawet niezłych, zaś dwóch to akolici. Potrzebuję kogoś, kto pomoże mi nauczyć walczyć tych żółtodziobów. Kogoś, kto wie, na czym polega połączenie magii i walki, a… - drow nerwowo rozejrzał się po pomieszczeniu. Ściany lubiły mieć uszy. - Wiem, że potrafisz to całkiem nieźle. - Mogę pomóc przy podstawach. Raczej nic zaawansowanego. I nie ręczę za stan “uczniów”, ale postaram się powstrzymywać. - odpowiedział spokojnie K’ylor - Ale liczę na rewanż gdybym kiedyś potrzebował twojej pomocy. Aeriel wyszczerzył zęby. - Już dawno nauczyłem się, że czasami bardziej opłaca się współpracować, niż sobie szkodzić. - mrugnął do K’ylora. Złożył ręce na biurku i nachylił się do młodszego mężczyzny. - Chodzi o to, by nauczyć ich wykorzystywać prostych czarów do odwracania uwagi przeciwnika, by zmusić ich do myślenia podczas walki. Nic skomplikowanego. - machnął ręką. - Nie uczę tego wszystkich, a jedynie tych, którzy nic nie zyskują na mojej śmierci. - mrugnął porozumiewawczo do towarzysza. K’ylor uśmiechnął się na słowa starszego drowa. - To da się zrobić. Kiedy zaczynamy? - Zaraz, jeśli Phandel czeka tam, gdzie powinien. - wstał od biurka. - Jeśli nie… Cóż, będzie ciekawie zobaczyć jak karcisz brata. - wyszczerzył się do K’ylora. - Mam mu w ogóle pozwolić rzucić jakiekolwiek zaklęcie? - spytał młodszy drow z uśmiechem - Albo nieważne, nie chce odkrywać wszystkich swoich kart przed innymi domownikami. Swoją drogą, słyszałem że dwóch magów Shobalar miało wypadek. Usmażeni żywcem, czy coś takiego. - dodał ruszając za Aerielem. - Mówisz? - zapytał jakby od niechcenia Pierwszy Syn. - Ktoś musiał być strasznie zuchwały, że porwał się na synów Piątego Domu… - Masz rację, ale myślę że ta osoba zwyczajnie wykonywała swoją pracę. Pewnie nic osobistego. - Bardzo możliwe. Ale obstawiałbym, że narazili się jakiemuś mistrzowi z Akademii i po prostu ich jebnął. - mrugnął do K’ylora. - Swoją drogą, jak bardzo poważny był ów problem rodzinny? Drow upewnił się że nikogo w pobliżu nie ma, po czym mignął szybko ~ Młodsza siostra została zgwałcona, trzeba było wytropić osoby odpowiedzialne. Na głos natomiast odpowiedział. - Nic poważnego, ostatnie cztery dni spędziłem załatwiając drobne sprawy w łaźniach i klubach. Wiesz miejsca gdzie mężczyźnie wypada się pokazać, a kobiecie nie. Aeriel uniósł lekko brew w geście zaskoczenia i mignął ~ Piąty? ~ zaś na głos dodał: - Zrozumiałe. Sprawy… handlowe? - zapytał, kierując rozmowę na inne tematy. - Dokładnie. Powiem szczerze że całość była… nudząca, ale cóż poradzisz. Szanowna Matka Opiekunka każe, my robimy. - Dokładnie… - westchnął przeciągle. - Mam nadzieję, że przynajmniej teraz zapewnimy sobie odrobinę… rozrywki. - uśmiechnął się drapieżnie, otwierając drzwi do sali treningowej. - Mam taką nadzieję. - zawtórował K’ylor odpinając od pasa swoją pałkę - Kto pierwszy? Aeriel powstrzymał go ruchem dłoni. - Używamy jedynie replik, by się nie pozabijać. - skinął głową w stronę stojaka z drewnianymi odpowiednikami broni. - Wybierz sobie coś, bo czuję, że zanim przyjdzie Phandel, zdążymy zaliczyć jedną rundę. - odpiął od pasa miecz i wybrał długi, zakrzywiony patyk ze stojaka. Machnął nim kilka razy, jakby przyzwyczajając się do jego ciężaru i wyważenia, tak odmiennego i jednocześnie podobnego do Śpiewu. K’ylor wzruszył tylko ramionami i spowrotem przypiął broń na swoje miejsce. Podszedł do stojaka i zaczął przetrząsać zebrane tam repliki. W końcu wybrał mocno zakrzywione ostrze, prostą replikę sejmitara. - Preferuję pałki, ale tym też w ostateczności mogę się posłużyć. - rzekł i przybrał defensywną postawę, równocześnie jego lewa dłoń zajęła się ogniem. - Gotowy? Aeriel wysunął lewą stopę do przodu, jakby przygotowując swoją pozycję do pchnięcia. Ostrze miał zawadiacko opuszczone, jakby chciał sprowokować K’ylora. W prawej dłoni zmanifestowała się niewielka ognista kula. - Bardziej nie będę. - odparł z uśmiechem, wyrzucając pocisk w stronę młodszego drowa i atakując podstępnym cięciem z dołu. K’ylor przyjął ognistą kulę bezpośrednio na klatkę piersiową, zupełnie ignorując jej efekt. Sejmitar opadł w dół, by przechwycić ostrze Aeriela, a lewa, wolna, ręka pomknęła w kierunku trzymającego broń nadgarstka Pierwszego Syna. Starszy drow widział ten manewr jeszcze nim K’ylor go zaczął. Zgiął rękę w łokciu, nabrał pędu i wywinął się w półobrocie, chcąc uderzyć przeciwnika prawą dłonią. Dłoń jednak była jedynie zasłoną dla śmiertelnego pchnięcia, które szło na wysokości krtani. K’ylor nie był tak szybki jak Pierwszy Syn. Prawdopodobnie nie był też tak silny. Ale był wytrzymały jak duergar i równie ciężki. Zignorował wolną dłoń fechmistrza, skupiając się w pełni na broni. W ostatniej chwili rzucił się w przód, przemykając przy tym tuż przed ostrzem, starając się przygwoździć starszego drowa swoją masą, w walce w zwarciu nie było miejsca na sprytne zagrywki, czy zręczność. Liczyła się czysta siła i zdolność do przyjmowania na siebie ciosów. Aeriel stał bokiem, gdy wpadł na niego K’ylor. Jednak i na takie sytuacje znał rozwiązanie. Gdy spadali, łokieć wbił się w brzuch młodszego drowa, a czaszka Pierwszego Syna uderzyła w czaszkę oponenta z siłą godną krasnoludzkiego młota. Aż pojawiły mu się mroczki przed oczami. Kapłan aż zassał powietrze pod wpływem tej wymiany ciosów, ale nie pozwolił sobie na zatrzymanie się. Zmusił się całą siłą woli do oddania Pierwszemu Synowi pięknym za nadobne, odciągnął swoją głowę w tył i powtórzył manewr Aeriela. Zadzwoniło mu w uszach, zakręciło się w głowie, ale kojarzył fakty. Był przytomny. W miarę. K’ylor miał czaszkę twardą niczym kamień, ale to Aeriel miał lata doświadczeń w takich starciach. Wywinął biodra w lewo, chwytając prawą dłonią lewy nadgarstek oponenta, zaś lewą pięść umieścił na szczęce przeciwnika z takim impetem, jakby chciał ją urwać. K’ylor zacisnął mocno lewą dłoń na nadgarstku oponenta. Pozwolił, czy też raczej poddał się manewrowi Aeriela i padł ciężko na ziemię. Równocześnie w powietrzu rozniosła się woń mocno przypalonego mięsa. Fechmistrz popełnił błąd atakując lewy nadgarstek K’ylor, cały ten czas płonął. Z tej rundy wyszli po równo. Odtoczył się w tył i podniósł z trudem. - Yba wywiłeś mi żchwe. - wyseplenił i złapał się za twarz. Z donośnym chrupnięciem nastawił kość. - Cud że nie złamana. Aeriel roztarł przypalony nadgarstek. - Będę chyba musiał uśmiechnąć się do Richery… - westchnął, wstając. - Dobra walka. - podał mu dłoń, pomagając wstać. - Gdzie ten Phandel? - zastanowił się. - Pewnie chowa się po kątach by uniknąć treningu? - odparł K’ylor - Phandel to syn Aurory? - Dokładnie. Twój młodszy braciszek. - mrugnął mu porozumiewawczo. - Ostatnio zebrał takie baty, że nie dziwię się, że się nie pojawia… Cóż, trzeba będzie go przećwiczyć jeszcze mocniej, by wpoić mu nieco dyscypliny. - Niektórym osobom nic nie pomoże. - westchnął kapłan unosząc dłoń do żuchwy. Wzniósł cichy zaśpiew i od razu poczuł się lepiej gdy boska magia przelała się przez jego ciało. Następnie powtórzył manewr, tym razem sięgając ku Pierwszemu Synowi. - Już nie musisz iść do Richery. - Dzięki. - odparł Aeriel, rozmasowując nadgarstek. - Richera to jedna z nielicznych w tym domu kobiet, która nie patrzy na nas z góry. Przynajmniej na razie. - westchnął. ~ Jest jeszcze młoda, nie myli płci z siłą. ~ mignął Aerielowi - Wszystko odbywa się zgodnie z wolą Lolth. - A jakże mogłoby być inaczej. - uśmiechnął się słabo Pierwszy Syn. - Twoja, ekhm… matka, Aurora znaczy się, również ma inny stosunek do… - chciał powiedzieć mężczyzn, ale wiedział, jak Łowczyni traktuje żołnierzy. - do nas. Choć to może wynikać z faktu, iż wkurwia ją Filfria… - Nie mi to oceniać. Ale przyznaję, Druga Córka potrafi zaleźć za skórę. - K’ylor skrzywił się przy tym wyraźnie. - Nie tylko ona. - mrugnął porozumiewawczo do niego, mając w pamięci spięcie pomiędzy nim, a Lorashem. - Cóż, wygodnym byłoby… - pozostawił tę kwestię niedokończoną, pamiętając, że ściany mogą mieć uszy. - Zaiste. - skwitował to krótko K’ylor - Gdzie jest Phandel, jeszcze trochę i umrę tutaj z głodu. |
24-09-2016, 00:37 | #28 |
Reputacja: 1 | Do sali treningowej wszedł Phandel, sam. Skłonił się nisko Pierwszemu synowi ale również i K’ylorowi. |
08-10-2016, 00:16 | #29 |
Reputacja: 1 | Koszary |
02-11-2016, 23:09 | #30 | |
Reputacja: 1 | Uh Natha | |