Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-11-2016, 22:37   #31
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Jaskinie Podmroku
Aurora kontynuowała śledzenie pochodu w drodze powrotnej do targowiska, przez kolejne cykle. Drowka zrozumiała, iż niedaleko miejsca, gdzie kapłanki miały zamiar zatrzymać się na odpoczynek, znajduje się grupa troglodytów, sześć osobników.
W normalnych okolicznościach jednak, stworzenia raczej nie zdecydowałyby się zaatakować dwójki mrocznych elfek. Należało ten fakt nieco poprawić za pomocą paru strzał. Nie mogły oczywiście trafić swoich celów, a jedynie ściągnąć uwagę i sprowokować do pościgu, który dopiero miał doprowadzić ich do swoich celów.
Troglodyci byli brutalnymi istotami, dość łatwymi do sprowokowania. Bez większych problemów Aurorze udało się pociągnąć za sobą ogon barbarzyńskich stworów. Krótko po tym, zmierzając w kierunku kapłanek, dwie grupy się spotkały. Drowki nie żałowały troglodytom magii, ale za sprawą jakiegoś łutu szczęścia jedna z kobiet skończyła spodkanie ze stopą przebitą włócznią.
"To byłoby na tyle..." - podsumowała w myślach łowczyni. - "Dokończę was po targowisku."
Uśmiechnęła się krzywo po czym pociągając niewolnicę obrała kierunek targowiska. Wyprawa musiałabyć znacznie przyśpieszona, aby wrócić nawet i cykle przed kapłankami. Na miejscu trzeba było przygotować grunt pod dalsze pertraktacje, możliwości i punkty zaczepienia.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 07-11-2016, 22:46   #32
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Uh Natha

Aurorze udało się zgodnie z planem powrócić Uh Natha przed kapłankami. Jej oddział czekał na rozkazy. Na miejscu ostało się czterech drowów i drowka. Nieszczęśnika, którego brakowało znaleziono w bocznym tunelu z dziurą w plecach. Nie podejmowano próby rozwiązania zagadki. Etap irytacji przeszedł Aurorze jakiś czas temu, wtedy gdy doszła do niej śmiesznie mizerna skuteczność zabranych ze sobą ludzi. Prawdę powiedziawszy samotnie, i za pomocą magii, zrobiła więcej ile nawet mogła wymagać od najemników. W Uh Natha można było odpocząć po forsownej drodze powrotnej, ułożyć następny plan, a przede wszystkim... Zlokalizować czwartą kapłankę, której nie udało się spotkać.
Sorianna przebywała na bazarze i właśnie targowała się o jakiś flakon z gnomim handlarzem. Towarzyszyło jej dwóch drowów ochroniarzy. Aurora przypilnowała momentu w którym utarg dobiegł końca. W odpowiedniej chwili pojawiła się przechodząc "przy okazji".
- Oo... Dobrze was widzieć... - zaczepiła zwalniając nieco, jakby odrywając się od własnego wyimaginowanego celu podróży. - Choć nadal bez towarzystwa sióstr... - dodała dość zawiedziona. - Długo każecie czekać, zaczynam poważnie rozważać powrót do Sel Natha.
Sorianna uśmiechnęła się.
- Nie widziałam cię wiele cykli, myślałam, że już wyruszyłaś w powrotną drogę? - spytała.
- Wierz mi, nie wytrzymałabym długo siedząc wciąż w tym smutnym jak pizda targowisku - zaznaczyła. - Gorta przez długi czas nie przynosiła mi dobrych wieści, co do towaru twoich sióstr. Potwierdzić to osobiście... jest bardziej niepocieszające...
Kapłanka Beanth wydęła usta.
- Tylko dlatego, moja droga, że taki rodzaj dóbr jest rzadki w naszych stronach i trudny do zdobycia. Możesz oczywiście starać się nabyć to gdzie indziej, ale cena oczywiście pójdzie znacznie w górę.
- Największe perełki zgarnia się z towaru, który jeszcze nie został wystawiony... Taki właśnie mam zakus co do was - odpowiedziała Aurora mierząc kapłankę wzrokiem żądnym realizacji własnych pragnień. - Zajmowanie się nawet rekreacyjnym polowaniem skończyło się stratami. Nie chciałabym, by po takim czasie okazało się, że moje oczekiwania zeżarto w podmroku.
- Bardzo słusznie kobieto - pokiwała głową Sorianna - spodziewam się powrotu moich sióstr za jakieś cztery cykle, może cykl wcześniej, może później, wiem, że poza kupczeniem można tu umrzeć z nudów, no ale czego tu wymagać od gnomów i krasnoludów.
- W rzeczy samej... Też dość mam gnomów i krasnoludów, a po polowaniu to i swoich drowów. Co do rozrywek... miałam udać się do karczmy - dygnęła leniwie ręką w odpowiednim kierunku. - Może dołączysz? Wino i grzyby lepiej smakują w ciekawym towarzystwie.
Kapłanka zmierzyła Aurorę głębokim acz dość miłym spojrzeniem.
- Cóż, brak towarzystwa na poziomie był dla mnie ostatnio dość dużym problemem, więc czemu nie. Karczma? Czy może łaźnia?
- Mając cztery dni...? To i to.

Karczma

Stary, obwieszony złotem Duegar, będący właścicielem jedynej małej gastronomii w Uh Natha wyszykował kapłankom najlepszy stolik w niewielkiej gospodzie, kobiety nie musiały czekać długo na zastawienie stołu jadłem i napitkiem. Aurora udawała dość znudzoną, toteż by zaspokoić swoją ciekawość przyglądała się szczegółom, które napotkały jej oczy. To umeblowanie, to zastawa jaką podano. Pierwszym, co wzięła do ręki był pucharek z winem. Upiła łyk i skinęła głową.
- Jak krasnale będą dalej robić takie wino, to nawet ich nudziarstwo będzie dało się przeżyć. Nie wiem, jak trzymasz się kisząc się tyle czasu w jednym miejscu. Oszalałabym.
Sorianna uniosła lampkę do góry oglądając rubinową ciecz.
- Nigdy nie będą robić takiego wina, ale świetnie nim handlują - uśmiechnęła się - wszyscy robimy co każe Opiekunka, nieprawdaż?
- Gdyby robić tylko to, czego oczekuje Opiekunka, życie byłoby dość... Mało zadowalające. - przyznała mniej oficjalnie kierując pucharek w stronę pucharka towarzyszki, by po dźwięcznym zderzeniu zabrać jeszcze jeden łyk przed rozpoczęciem posiłku.
Drowka zaśmiała się
- Widzę, że ktoś cieszy się z odrobiny wolności poza miastem hm? - powiedziała po czym przechyliła łyk wina.
- I popija wino, czekając aż ktoś inny odwali brudną robotę? - nawiązała do sytuacji Sorianny po czym pokiwała głową z uśmiechem. - Dokładnie. Trzeba wiedzieć jak zrobić... i się nie narobić. A czas wolny poświęcić na poszukiwaniu czegoś, co bawi bardziej.
- O to to to… - tym razem drowka stuknęła swoim szkłem o kieliszek Aurory.
- Dalej nie wiem, jak znajdujesz takie rzeczy w tej miniaturowej klitce. Chyba, że deugary mają pod ladami poukrywane jakieś atrakcje?
Sorianna rozłożyła ręce.
- Uh Natha to może małe targowisko, ale zagląda tu każdy, kto ma do zaoferowania coś naprawdę ekskluzywnego. Przebywanie tutaj może i jest nudne, ale przebywanie tutaj sprawia iż trzyma się rękę na pulsie tego konkretnego handlu.
- No tak... Zmysł handlarza... - stwierdziła. Była to również odpowiedź dla Aurory na fatalne przygotowanie jej sióstr do podmroku. Nic dziwnego, że nie były w stanie sobie poradzić jak były nauczone walki o monety a nie o życie i przetrwanie. - Szkoda tylko, że mi nie przyszło otrzymywać zadań od Opiekunki, które na prawdę mnie bawią... Siostry muszą być wściekłe na taką fuchę.
Drowka była w dobrym nastroju, żuła powoli długą nóżkę czerwonego grzyba.
- Mhm… - popiła winem głośno przełykając - jestem pewna że wszelkie niedogodności podróży wynagrodziła im zabawa na Powierzchni.
- Wyżywać się na kimś innym, by odbić sobie własne krzywdy - aurora pokiwała głową i uniosła pucharek. - Za suki, które dają się ustawiać i za niesprawiedliwość tego świata - wyrecytowała z uśmiechem satysfakcji, po czym jej wyraz twarzy na chwilę przybrał sztucznie zmartwiony. - Szkoda, że nawet nie wiedzą jak bardzo są ważne i potrzebne... Dla nas.
- Mhm… - przytaknęła Sorianna upijając łyk po kolejnym już dzisiaj toaście.
- Choć byłoby szkoda, gdyby z tego całego czekania nic nie wyszło... - Aurora zmieniła ton na nieco zmieszany. - Co do planów, to jeszcze do czterech dni mogę poczekać, by wszystko się... - przeciągnęła szukając odpowiedniego słowa - dodało. Choć pewnie ten ostatni będzie już siedzeniem na tobołkach. Ale muszę przyznać, że nie mam przed sobą kogoś, kogo zadowala niepewność. Wydajesz się być dość pewna, co do terminów. Trzymasz pod sobą siostry, rękę na pulsie rynku. Rozwiewasz moje obawy.
Kobieta wykonała przytakujący gest samymi tylko powiekami.
- To co zamierzasz robić przez następne… parę godzin?
Aurora natomiast nie była specjalistką w relacjach międzydrowich. Własne gadanie spotykało się z marginalnymi odpowiedziami. Należało więc zmienić strategię do wroga o umyśle handlarza.
- Nie mam planów. Chyba, że masz coś do zaoferowania na następne parę godzin?
Drowka pochyliła się do przodu i przybliżyła twarz do swojej rozmówczyni.
- Mam sporo fajnych prochów, może chciałabyś razem ze mną trochę poszaleć?
- Więc taki jest twój sekret... - skomentowała do siebie z uśmiechem przypatrując się Soriannie. Pochwyciła pucharek i odchyliła się do oparcia oceniając walory drowki. mniej gadania odbijało się pozytywniej w rozmowach. Jak zatem byłyby odebrane gierki? - Powiedzmy, że byłabym... zainteresowana ofertą... - odpowiedziała z krzywym uśmieszkiem.
Kobieta odsunęła się z powrotem na oparcie i wyciągnęła na siedzeniu. Była dojrzałą, atrakcyjną drowką, nieco niższą niż Aurora (nawet w tej postaci).


- Oczywiście jeśli chcesz, możemy zabrać jakiegoś samca, chociaż przyznam szczerze, że moi mi się znudzili po pierwszych trzydziestu cyklach.
- Gorta jest jak kłoda rzucona w sadzawkę - oceniła beznamiętnie nie zastanawiając się nawet. - A Foira... trochę strata... - Należało więc ustalić kolejne szczegóły pertraktacji. - Gdzie?
- Sauna?
- Doskonale - podsumowała skinąwszy głową.
 
Proxy jest offline  
Stary 12-11-2016, 00:05   #33
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Sauna

Kobiety skończyły jeść, wypiły napoczętą butelkę, a potem jeszcze dwie inne zanim wreszcie przeniosły się do sauny. Znów tej samej, w której Aurora pierwszy raz spotkała Soriannę - jedyną w Uh Natha. Kapłanka Beanth wyprosiła cały zbędny personel (trzy gnomki) i kobiety rozpoczęły swoją prywatną imprezę. W pomieszczeniu był jeszcze jeden drowi mężczyzna, jakiś kupiec, ale widząc co się święci, szybko się zmył. Waga obecnego ciała Aurory znacznie zmieniała odbiór alkoholu. Pomimo, że jego wpływ był jeszcze mało wyczuwalny, różnica była dostrzegalna. Normalnie mogłaby wypić wielokrotnie więcej i wciąż wyczuwać go słabiej. Jednak nie to było ważnym w danej chwili, a zadanie Opiekunki... sprowadzone na dalsze plany. Obecny plan zakładał zajęciem się przyjemnością i rozrywkami. Mazidło Lorasha było bardzo interesujące, natomiast... Ciało z korzeniami inkubusa... Mogło przebijać wszelakie wcześniejsze doświadczenia. Łowczyni miała w planach oddać się całkowicie możliwością.
Sorianna podpłynęła do Aurory z butelką wina i małym pudełeczkiem. Kapłanka Beanth objęła ramieniem swoją towarzyszkę, wolną ręką zaś położyła pudełeczko na brzegu sadzawki i otworzyła je. W środku było pełno pigułek w różnych kształtach i kolorach oraz woreczki z proszkami. Sorianna wzięła do ust jedną czerwoną pigułkę i popiła ją winem, bezpośrednio z butelki. Następnie wzięła kolejny, identyczny proszek i znów wsadziła go sobie w usta. Tym razem jednak złączyła swoje wargi z wargami Aurory i przekazała jej pastylkę w pocałunku. Ten natomiast nie trwał chwilę a był kontynuowany. Odległość między dwójką zmniejszyła się jeszcze bardziej a łowczyni zamieniła się miejscami z kapłanką, pozwalając jej oprzeć się na skraju. Sama zajęła pozycje nieco wyżej. Wtedy zrobiła krótką przerwę w pocałunku, by odebrać drowce butelkę wina, wziąć łyk dla siebie i powrócić do interesów.
Kobiety drowów były statystycznie lepiej zbudowane od mężczyzn a wysokie kapłanki w szczególności. Nie chodziło tu tyle o masę mięśni (bo niby po co zajmującej wysoką pozycję społeczną kobiecie ogromne bicepsy?) ale o ogólną dobrą sylwetkę. Drobna, niska Sorianna wciąż nie miała problemu by unieść Aurorę za biodra do góry i trzymać w objęciu, a do tego zrobiła to z gracją. Jej obejmująca ręka wsunęła się dodatkowo między pośladki łowczyni. Gdy tył był oblegany to przód przyległ do brzucha drowki. Miękkie piersi naparły na siebie nawzajem, a pocałunek przeniósł się na na szyję, gdzie wplecenie palców we włosy i osłonięcie jej miało w tym pomóc. Aurora próbowała. Łasiła się, ocierała, robiła to, co przychodziło jej do głowy, lub to, co podświadomie dyktowała jej krew innego ciała. Jednak wciąż były to zalotne pieszczoty.
Powoli też kobieta zaczynała odczuwać działanie substancji którą połknęła. Jej czucie stało się hiperaktywne, wzrok rozmazywał się, gdy starała skupić się na czymś oddalonym dalej niż na wyciągnięcie ręki, dźwięki stały się bardzo wyraziste lecz znów, tylko te najbliższe, oddech Sorianny, plusk wody. Kapłanka Beanth trzymała w rękach Aurorę bez cienia dyskomfortu, pozwoliła by stopa łowczyni zagłębiła się między jej własnymi nogami, Kobiety były splecione jak dwa nieustannie poruszające się węże. Łowczyni nie śpieszyło się z rozwijaniem tempa. Czerpała doznania i miała dużo czasu. Zmiana ciała na szczęście nie zmieniła jej kondycji, a sama była ciekawa ile będzie w stanie uciągnąć znacznie mniejsza i teoretycznie nieprzystosowana do wysiłku fizycznego drowka. Zainteresowanie również padło na to jak odbierana jest przez nią pigułka.
Z rozważań wyrwał Aurorę język Sorianny, brutalnie wchodzący do jej ust, moment później mniejsza kapłanka pozwoliła by ciężar Aurory powalił ją na plecy. Obie kobiety znalazły się pod wodą. Soriana przytrzymała Łowczynię pod wodą, z figlarną miną pokazała jej kolejne dwie pigułki w swojej dłoni, tym razem niebieskie. Ta spokojnie wynurzyła twarz z wody nie przejmując się poważnie w żaden sposób. Z głębokim powolnym oddechem i wzrokiem w transie wpatrywała się w kapłankę. Na własnej twarzy malowało się promyk zadowolenia.
- A jakie są... niebieskie...? - odezwała się delikatnie, bardziej dla podsycenia swojej ciekawości, niż zaspokojenia jej.
Sorianna wynurzając się za plecami łowczyni, położyła teraz swoją brodę na ramieniu Aurory.
- Zobacz skarbie… - wymruczała samemu pociągając łyk wina.
Ciało kambiotki oparło się o ciało kapłanki. Sięgnęła ręką za siebie, by wpleść dłoń w jej włosy. Odchyliwszy swoją głowę oparła się o towarzyszkę.
- Pokaż więc... - delikatnie odpowiedziała wpadając w objęcia. Jej ramię przesunęła tak, by pokonując kształt swoich piersi, Aurora mogła złożyć jedną pigułkę na jej języku. Następnie kolejnym ruchem złożyła drugą pigułkę w swoich ustach. Nie odrywając jej palców od swojego ciała zaczęła powoli prowadzić jej dłoń w dół.
Sorianna przełknęła pastylkę i oddała się wzajemnym pieszczotom. Po pewnym czasie Aurora odczuła przytłaczające poczucie samotności i zagubienia, jeśli tylko nie tuliła się do drugiego ciała. Jej partnerka musiała mieć podobne odczucia, ocierała się twarzą o piersi łowczyni. Ta ani myślała wypuszczać ją nawet na chwilę. Ciągnęło ją do wszystkiego, co wiązało się z drugim ciałem. Głęboki oddech był dość szybki a emocje nie mogły się zdecydować, czy głowę kapłanki objąć i mocno wtulić, czy podtrzymując ją wygiąć się w tył. Nie mogła zdecydować się na nic. Czy całkować, czy ściskać, czy pieścić. Nie mogła się zdecydować a chciała więcej... I więcej... I więcej... I...
- Więcej - wytchnęła ledwie, choć jednocześnie rozkazująco, co było już podyktowane prawie odgórnie.
Sorianna nie odklejając się od Aurory odciągnęła ją na płytszą wodę, za to bardziej nawet obfitą w parę. Ułożyła łowczynię na plecach w miejscu gdzie woda nie zakrywała nawet brzucha i usiadła jej na twarzy. Sama zaś, Sorianna schowała głowę między nogami Aurory. Taniec nabrał pędu i wirował wokół intensywności. Pozycja wykluczała element niezdecydowania i skupiała się dawaniu i odbieraniu zataczając krąg transakcji. Nie było widać nic, nie było słychać nic, było tylko czuć. Gorąc wody, która była rozgrzana prawie tak jak ciała, parność powietrza która obciążała już i tak intensywny oddech, miękkość ciała, do której trzeba było mocno przylgnąć, by nie uciekła, i przyjemność, która przechodziła płynnie między wszystkim jak i czymś osobnym.
Kobiety przeturlały się kilkukrotnie, przez co każda miała okazję być to na górze to na dole więcej niż raz. Po jakimś czasie, Drowki siedząc naprzeciw siebie, splotły się nogami tak, że mogły się wzajemnie stymulować samym ruchem bioder, pozostawiając dłonie i usta wolne do dalszych pieszczot i zabaw.
- Mam nadzieję... ... że... twoje... siostry... ... się spóźnią... - wydyszała w urywanych skrawkach czasu, nie mając zamiarów w żadnym stopniu ograniczyć czynności.
Drowka uśmiechnęła się tylko, nie mogła się śmiać, zbyt zajęta była pojękiwaniem.
- Z...ni...mi...te...ż...je...st...fa… A! A! - tyle zdołała “powiedzieć”.
Niemożność otrzymania odpowiedzi przez pojękiwania uruchomiły w Aurorze niesamowitą potrzebę utrzymania takiego stanu rzeczy i konieczności jej intensyfikacji. Po osiągnięciu własnego poziomu przyjemności ta czynność wydawała się być jej kolejnym, wyższym etapem spełnienia. Jak zaklęta wbiła wzrok w twarz kapłanki i spijała nim każde drgnięcie na jej twarzy ze spełnieniem niemal wyższego rzędu.
- Chcę... je... ... wszystkie... I... twoje pigułki... ... na... raz... - wydusiła, po czym by pozbawić możliwości odpowiedzi gwałtownie wzmocniła pieszczoty.
Oczy Sorianny odpłynęły w ekstazie, ciało wiło się i drżało, serce waliło jak szalone, trudno było ocenić jak szybko może tak bić. Aurora mogła jedynie bazować na spostrzeżeniach związanych z własnym pulsem, który uderzał z siłą w jej skronie, zupełnie jakby ktoś beształ ją czymś po twarzy. Łowczyni nie obchodziło nic poza tym, by kapłanka przestała się ruszać od zadawanej przyjemności. Jej doznania miały być tak duże, by już nie było zdolna na nie reagować.
Kapłanka objęła Aurorę zaborczo to starała się ją odepchnąć, jej ramiona nie mogły się zdecydować, jej usta były wysuszone, z coraz większym trudem łapała powietrze. W pewnym momencie jej ciało wygięło się w spazmie, po czym opadła na ramiona łowczyni, jedynym jej ruchem było unoszenie się i opadanie klatki piersiowej. Był to też moment, w którym do Aurory dotarło otoczenie. Unosząca się para, plusk wody, mieniące się w świecach mokre kamienie. Na całym ciele miała gęsią skórkę. Czuła mrowienie i pewną cechę innego ciała, która pokrywła się ze słowami Paskudy. Normalnie Aurora była bardzo egoistycznym biorcą jeśli chodziło o sprawy łóżkowe. W innym ciele... Otrzymywała więcej dając, doświadczając w ten sposób niesłychanych doznań. Po pierwszym razie musiała nieco ochłonąć, by móc zrozumieć sytuację. Miała wciąż w ramionach Soriannę, której nie chciała wypuszczać. Objąwszy ją bardziej wsunęła się w głębszą wodę, gdzie ciężar jej ciała nie ograniczał swobodności. Tak dobrnęła bliżej butelki wina i pudełeczka z pigułkami. Ugasiła swoje pragnienie a mokrymi delikatnymi pocałunkami zajęła się wysuszonymi ustami kapłanki. Łowczyni była spełniona, choć nie było jej dość. Gdyby Sorianna była gotowa, mogła bez wahania powtarzać całość i kółko. Gdyby tylko były jej siostry...
Kapłanka otrząsnęła się po kilkunastu minutach przytulania, gładzenia i lekkiego ugniatania jej krągłości, którego nie mogła odpuścić Łowczyni.
- Mmmm… - wymruczała trzymając głowę na nagim ciele łowczyni. - Tak mi słodko skarbie, choć na brzeg…
- Jeśli tak chcesz... - usłyszała w cichej odpowiedzi. Nie opuszczając swojej partnerki Aurora skierowała się powoli ku brzegowi.
Sorianna wyciągnęła ze swojego pudełeczka saszetkę z purpurowym proszkiem, który rozsypała na małym szkiełku i uformowała zeń dwie kreski. Wciągnęła pierwszą po czym podała szkło Aurorze. Choć poprzednie specyfiki wciąż działały, to albo osłabły, albo organizm przyzwyczaił się do nich. Każdy następny ich rodzaj był ciekawszy. Czego można było spodziewać się po wciąganiu a nie połykaniu? Łowczyni obejrzała dokładnie drowkę, jakby miała zapoznać się z nią zanim zmysły nie zostaną poprzestawiane ponownie. W końcu i ona zrobiła to samo, acz z dalszymi czynnościami wstrzymała się, ciekawa reakcji kapłanki.
Aurora poczuła się jakoś tak dziwnie wyobcowana, w niebezpieczeństwie i strasznie, strasznie kręciło jej się w głowie. Sorianna popchnęła ją i położyła na brzuch, rozszerzyła nogi kapłanki i zaczęła pieścić ją ręką, drugą dłoń wsunęła pod piersi kobiety i zamknęła palce na szyi Aurory. To było nieco brutalne, łowczyni czuła się potraktowana źle ale… było to cholernie stymulujące. Sprzeczne doznania były ciężkostrawne a kolejne chwile powodowały coraz gorsze samopoczucie. Twarz nie była zachwycona, a ręce powoli wiły się do prób uniesienia i zrzucenia z siebie nieprzyjemności.
Sorianna ocierała się o łowczynię własnym ciałem, stękała wkładając dużo wysiłku utrzymanie Aurory w “poddańczej” pozycji, jednak nie była naprawdę agresywna, to była zabawa. Aurora czuła na swoich plecach twarde brodawki kapłanki Beanth.
- Skarbie, krzycz jeśli chcesz, jesteś świetna, pomyśl co ze mną zrobisz, kochanie.
Nawet w zabawie Aurora nie była w stanie zająć pozycji w jakiej kapłanka chciała ją postawić. Oddech, co prawda drżał i załamywał się, jednak z łowczyni nie wyszło nic głośniejszego niż pomruk zaciętości i sprzeciwu.
Kapłanka szarpnęła ramię łowczyni przekręcając ją na plecy, przygniotła ją na brzuchu ciężarem ciała i z filuternym wyrazem twarzy spoliczkowała, nie jakoś mocno, w zasadzie lekko, nie chciała urazić jej ciała a jedynie podrażnić jej dumę.
- Dziwko… jesteś świetna - powiedziała po czym opadła na nią i pocałowała namiętnie w usta.
Niezależnie od ciała duma Aurory była żelazna, a reakcja na ręko czyny niezmienna... Przy pocałunku oczy łowczyni przymknęły się, zbierając przy okazji skupienie w strasznie kręcącej się głowie. Po omacku znalazła jej ręce a ich śladem doszła do dłoni, które złapała pewnie.
- Nazwij mnie dziwką raz jeszcze... - rzuciła pod nosem agresywnie a następnie pociągnięciem zrzuciła ją w bok. - To zarżnę cię na śmierć... - wymamrotała wdrapując się na kapłankę i walcząc z błędnikiem. W jej ruchach nie było agresji a siła. Aurora nie godziła się na to, by jej pozycja była niższa niż towarzyszki. Uniosła się z trudem na kolana i podciągnęła jej nogi wysoko do góry. Przycisnęła wygiętą drowkę swoim ciężarem, jedną ręką przytrzymując cokolwiek, co chciało się wyrywać, drugą natomiast mocno i intensywnie dopadła pieszczot.


- Aua… - wyrwało się Soriannie ale nie skarżyła się jakoś specjalnie, zrobiła za to minę urażonej dziewicy, wierzgała się rozpaczliwie i pojękiwała. To ostatnie znowu przestawiło coś w głowie Aurory. Znowu ciągnęło ją do robienia tylko tego, by pojękiwania jak najbardziej nasilały się. Będąc w pozycji dominującej uczucie niebezpieczeństwa zmalało, choć ciągle było ciężko o stabilność skupienia. Wzrok wbił się w usta kapłanki wyciągając każde drgnięcie przyjemności.
Sorianna nie starała się walczyć z wpływem prochów, przeciwnie, otwierała się na każde doznanie i na wszystko co trzymająca ją teraz w swojej mocy Aura, mogła z nią zrobić. Kapłanka tuliła łowczynię do siebie swoimi udami.
- Nieee mogę wytrzymaaać! - jęczała, co było dokładnie tym, czego potrzebowała od niej Aurora.
Każdy ruch w takiej bliskość ciał przelewał dodatkowe doznania, które łącznie komponowały się i zbliżały do tego, co czuła Sorianna. Nic nie mogło się zatrzymać, a musiało brnąć, by po raz drugi kapłanka zaprzestała swoich ruchów. I po jakimś czasie Sorianna głośno doszła, przypłacając to niemal palpitacją serca. Efekt końcowy dla łowczyni powtórzył się. Otoczenie wróciło do świadomości, mrowienie, gęsia skórka i drżące ciało i oddech. Sama potrzebowała chwili, by nabrać tchu i zebrać myśli. Nie trzymała już w mocnym uścisku Sorianny. Puściła, by mogła rozluźniona rozłożyć się na kamieniach sauny. Sama nie odkleiła się od jej ciała a usiadła na nim okrakiem. Nie potrafiła całkowicie odpuścić pieszczot, przez co poczęła się ocierać. Nachyliła się głęboko, by ich twarze mogły się delikatnie muskać. Palce jednej ręki wplotły się w jej włosy, a palce drugiej gładziły krawędzie jej ucha.
- To, co robię tobie... Chcę zrobić twoim siostrom... - wytchnęła przymilając się do policzka utrzymując wciąż leniwy ruch w dolnych partiach. - Wszystkim... Na raz...
Kapłanka odwzajemniała pocałunki i pieszczoty, teraz z wielką czułością.
- No nie wiem… wolałabym mieć cię chyba tylko dla siebie - zaśmiała się.
- Przez najbliższe cztery cykle nigdzie się nie wybieram... - odpowiedziała łowczyni. - Korzystaj póki możesz... Później zrobi się kolejka...
Sorianna zwęziła oczy i przybliżyła twarz do Aurory.
- Ty zdzirko… - wysyczała zanim wpiła się wargami w usta łowczyni.
- Chyba, że będziesz walczyć... o swoje miejsce... Ustawisz je wszystkie... naraz...? - ciągnęła między pocałunkami.
- Jasne… - kapłanka również wcinała między pieszczotami. - Mają robić co im każę.
- Sama... zareklamowałaś, że z... nimi fajniej... Opowiedz o nich... Jestem... zainteresowana...
- Jesteśmy jednymi z najważniejszych kapłanek w naszej rodzinie, ale z tych tutaj to ja jestem najstarsza. Świetnie się dogadujemy.
- [i]Mmm... Wszystkie wysokie kapłanki Beanth umieją się tak pieprzyć, czy któraś z sióstr cię prześciga...? [/ i] - zaciągnęła pieszczotliwie.
Sorianna klepnęła łowczynię w pośladek.
- A w twoim domu? Nigdy nie pieprzyłam jeszcze Aleanvirrki - odbiła piłeczkę równie pieszczotliwie.
- Bo pieprzą się same ze sobą... - otrzymała w odpowiedzi wraz z głębszym ruchem u dołu. - Wypada tam się do nich ograniczać... póki jest się w Sel Natha... Tu... gdy Opiekunka nie patrzy... można sobie dogadzać... - odparła ze słodkich uśmiechem zadowolenia.
- Ha! - Sorianna zaczęła ocierać się swoim kroczem o krocze partnerki.
- Niezłe z was hipokrytki a jak córeczka wypuści się za miasto to pruje się jak ladacznica Olathkyuvrów - to powiedziawszy zarzuciła dłonie na ramiona Aurory i pocałowała ją mokro.
- Pół miasta je gwałci i dalej nie nauczyły się nie zaciążać... Pozory... Są dość ważne... - dodała z naciąganym uśmieszkiem. - A gdy przychodzi, co do czego... Mmm... Nie lubię rozczarowań... Powiedz mi, że nie zawiodę się na twoich siostrach
Sorianna już zaczęła się zabawiać ciałem partnerki.
- Jak nie chcesz to nie zawódź… ja tam lubię twoje jęki skarbie, masz fajny głos…
- To ty podsycasz moje oczekiwania... A będę miała tylko jeden raz z wami... Chyba, że wracacie po tym do Sel Natha. - odpowiedziała unosząc biodra ułatwiając w ten sposób dostęp kapłance. Zawisła nad nią na czworaka i zadarła delikatnie głowę do góry, by własny głos mógł wydobywać bez problemów.
- Wracamy, może zabierzesz się z nami?
- Z rozkoszą... - wytchnęła oddając się przyjemności.
Kobiety pozostawały splecione przez kolejne już kilkanaście minut. W końcu odczuwanie specyfików opadło, wraz z ciałami leżącymi na sobie.
- W takim tempie zapasy wyczerpią się po dwóch dniach - przyznała Aurora. - Prochy to nie moja bajka, a widzę, że trzeba będzie się przejść się na zakupy.
Zmordowana Sorianna leżała nieruchomo z głową opartą o ramię Aurory i dłonią leżącą na jej łonie.
- Mmmm… - mruknęła nie otwierając oczu. - Tu jest zajebisty diler, nie ma problemu… - przysunęła się bliżej i położyła nogę na nodze łowczyni.
- Więc możesz uznać to jako zamówienie... - odpowiedziała drowce kładąc swoją dłoń na jej nodze. - Powiedz mi ile potrzebujesz na... nas wszystkie?
Kapłanka pogłaskała podbrzusze łowczyni i wtuliła mocniej głowę w jej ramię.
- Ciii… mamy wystarczająco na te parę dni jakie spędzimy w Uh Natha, przecież nie będziemy ćpać w jaskiniach wariatko… - powiedziała nie otworzywszy nawet oczu.
- Jak się do was dobiorę i nie wypuszczę póki nic nie zostanie... nie będzie już nawet co ćpać w jaskiniach... - odpowiedziała ni to kusząc, nito grożąc, nie to obiecując. - Ktoś będzie im musiał wynagrodzić niesprawiedliwość świata - dodała nieco rozbawiona. - Tyle dni w drodze, tyle uganiania się za białasami... Pewnie będą wyposzczone.
Sorianna poruszyła się.
- Znalazła się wielkoduszna… po prostu chcesz być dobrze wyjebana skarbie - ospale wsunęła jej dłoń między nogi.
- Muszę. Na zapas... Póki Opiekunka nie patrzy... - skomentowała.
Kapłanka zamruczała
- Mmmm… nie musisz mnie brać na litość, zdzirko… we cztery tak cię wypieprzymy że będziesz błagała o litość, jeszcze możesz uciec póki... jestem na zejściu.
- We cztery... - powtórzyła nieco rozmarzając się. - Będę miała wasze towary i wasze cipki. Odbiorę od was to, co najlepsze... I to ja mam uciekać...? Oh... - uśmiechnęła się. - Wy cenicie złoto... Ja cenię to, co mogę za nie dostać - przyznała rozchylając nogi i wpatrując się w Soriannę.
Sorianna otworzyła oczy tylko po to by natychmiast je przymrużyć.
- Skaebie… podaj mi jakieś prochy to się tobą zajmę.
Aurora spojrzała w kierunku pudełeczka a jej wyraz twarzy pokwaśniał.
- W takim stanie... To będę musiała się przeczołgać...
Spojrzała na kapłankę, zaznaczając, że ta musiałaby wpierw ją wypuścić.
- Mmmm… to przestań ględzić i daj się wyspać chwilkę…
- Mhm... - odmruczała rezygnując z wycieczki i zrzucania z siebie ciała drowki. Nie był to jeszcze ten moment, w którym była na siłach, a na zbieranie siebie do kupy nie było ochoty. Ochota na kopulację natomiast cały czas była i gdyby były jej siostry z pewnością nie robiłaby sobie tej przerwy. Zastygła tak czując na sobie ciężar Sorianny, z głową skierowaną do pudełka pigułek i proszków, jak i z końcówką butelki wina, do której miała plan dobrać się po odpoczynku.
 
Proxy jest offline  
Stary 16-11-2016, 19:27   #34
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Uh Natha
Trzy kolejne cykle upłynęły na radosnym narkotyzowaniu się, pijaństwie i hulaszkach z Sorianną. Siostry Beanthki powróciły zgodnie z przewidywaniami kapłanki w pierwszych godzinach czwartego cyklu. Zalediwe dwie i to z uszczuploną eskortą. druga pod względem wieku i pozycji siostra Sorianny zginęła ponoć w czasie łowów na powierzchni. Beanthki zorganizowały bowiem wyprawę łupierzczą na osiedle leśnych elfów. Napadły na tamtejszą świątynię którą przed zniszczeniem ograbiły i splugawiły. Udało im się też wziąć w niewolę kilkoro kapłanów. Znów tylko dwoje z nich dotrwało do Uh Natha. Jako kochanka Sorianny, Aurora umocniła jeszcze swoją pozycję wśród potencjalnych nabywców dóbr z powierzchni.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 16-11-2016 o 19:38.
Amon jest offline  
Stary 27-11-2016, 22:04   #35
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Uh Natha

Kolejny już cykl frywolnego spędzania czasu rozpoczął się w podobny sposób. W końcu czekanie zakończyło się, gdyż siostry Sorianny powróciły, lecz Aurora nie dała po sobie tego poznać. Między targowiskami uderzyła do swojej kochanki zalotnie obejmując ją w talii. W ręce miała butelkę wina, którą to każdego cyklu wypijały podczas wspólnej zabawy.
Dwie siostry spojrzały na odpowiadającą na pieszczoty Soriannę z irytacją.
- Kurwa, my tu zapierdalamy całe cykle w jebanych tunelach a ty się widzę świetnie bawisz “najdroższa Siostro”... Na pewno nie przeszkadzamy?
Sama Sorianna przewróciła oczami.
- Oj już nie pierdol, wiek ma swoje prawa, to jest ta Aleanviirka o której wam mówiłam.
Nie minęła chwila, a Aurora w końcu zainteresowała się towarzyszącymi drowkami. Wzrok mocno zlustrował je, jakby musiał przekonać myśli iż są osobami, na które czekała. W końcu krytyka dostała olśnienia i na twarzy pojawiła się wyczekiwana ulga. Dłoń, trzymająca butelkę przy piersi, wyciągnęła palec wskazujący w kierunku drowek.
- Nawet nie wiecie jak się cieszę, że was widzę. Nie mogłam się doczekać - dodała z zadowoleniem i przejęciem. - Nie stresujcie się tak, wynagrodzę wam to...
Kobiety zmierzyły Aurorę wzrokiem, ta która do tej pory była cicho zgadła “wyszczekaną” siostrę.
- Weź już się nie wkurwiaj to w końcu Ósmy dom nie,? Wypada się zaprzyjaźnić… - mrugnęła do Aurory. Siostra która przed chwilą wściekła się na Soriannę zmieniła minę na bardziej przyjazną gdy spojrzała na Łowczynię.
- Witaj kobieto, cóż jasne, czemu nie przydałoby się trochę rozrywki w miłym dostojnym towarzystwie. W tych jaskiniach zaczynałyśmy już ciągnąć losy która z nas pierwsza siądzie na głowie któregoś z tych facetów, którzy byli tak wydygani jaskiniami, że nawet im się nie chciało…
- Mówiłam, że wiem, czego będą potrzebować... - wtrąciła do Sorianny przykładając jej dłoń z winem do ramienia.
- Powiedzcie mi tylko... Bo umieram z ciekawości... - obniżyła nieco ton - zdobyłyście jakieś perełki z góry?
Bardziej gadatliwa siostra przeczesała loki.
- Jasne, wota ich bogów, serca kapłanów, uszy, mamy nawet dwóch żywych.
- Chcę. Się. Do. Nich. Dobrać - wycedziła pojedynczymi słowami z uśmiechem na twarzy. - Jako pierwsza.
- Łoł, spokojnie kobieto - zaczęła jedna z sióstr - to jest drogi towar.
- Mówiłam o was - poprawiła Aurora z uśmiechem przyglądając się siostrom. - Wiem, że stawiacie obowiązki przed przyjemnościami... Ale ja robię odwrotnie. Po takiej drodze też tego potrzebujecie, mówię wam. Wezmę tylko jeszcze dwie butelki wina.
Sorianna popatrzyła na swoje siostry triumfalnie.
- Mówiłam że jest fajna - objęła w talii Aurorę i pocałowała ją w kark. - Leś skarbie, gdzie się spotkamy?
- Tam gdzie zawsze. Niech się tylko trochę odmoczą - zaproponowała wręczając butelkę kochance. - Chyba, że jeszcze nic nie jadłyście? - zwróciła się do sióstr.
- Przynajmniej nic normalnego - pożaliła się jedna z sióstr.
- Więc jeszcze przed wszystkim tawerna - oświadczyła niedbale wskazując dłonią kierunek, nie chcąc odsuwać z objęć. - Chyba, że wolicie w wodzie?
- Kurwa… - powiedziała jedna z sióstr. - Jak szaleć to szaleć, niech przyniosą do łaźni!
- Więc wyje*cie stamtąd wszystkich i czekajcie. I tak muszę iść po wina to zorganizuje resztę - podsumowała zaciskając nieco bardziej talię Sorianny.

Aurora ciepło pożegnała się z Kapłankami Beanth w ogóle, a z Sorianną nawet cieplej. Łowczyni poleciła swoim ludziom rozeznać się w tym, co kobiety i ich orszak sobą reprezentują. Prócz samych Beanthek, było jeszcze czterech mężczyzn. O ile kobiety jako wysokie służki stanowiły wyzwanie, trudno było ocenić jakim zagrożeniem może być ich orszak. Drowi żołnierze używali długich mieczy oraz sztyletów, a także ręcznych kusz.

Sauna

Kiedy Aurora zjawiła się w łaźni, kobiety zdążyły się już “rozgościć”. Na złotych i srebrnych tacach leżały pieczone grzyby, z dzbanów lało się wino, a unoszący się wielokolorowy dym świadczył o tym, iż i palonych ziółek nie brakowało. Jedna z sióstr siedziała na brzegu basenu i odurzała się winem w czasie gdy jej siostra tańczyła kołysząc biodrami i racząc się dymem z fajki wodnej. Obie były oczywiście już zupełnie nagie, pomijając biżuterię. Sorianna siedziała zanurzona do pasa w wodzie, rozparta o kraniec oczka wodnego. Kiedy Aurora pojawiła się w zasięgu jej wzroku, puściła jej oko.
Łowczyni, trzymając w dłoniach obiecane dodatkowe dwie butelki, spowolniła kroku obserwując obecne drowki. Z zainteresowaniem przyjrzała się siostrom, uśmiechnęła z satysfakcją do Sorianny i obleciała wzrokiem resztę sauny. Nie nalawszy nikogo więcej jej mina nieco zrzedła, a pytający wzrok zatrzymał się na najstarszej kobiecie.
Sorianna przyłożyła palec do ust, chwilę później z wody w koło niej wynurzyło się czterech drowich mężczyzn w rozrywkowym nastroju.
Aurora wypuściła powietrze z płuc. Niezbyt o to jej chodziło... Dłoń trzymająca jedną z butelek wyciągnęła palec w kierunku sióstr, następnie dłoń wskazała trzy palce, by na końcu zadać nieme pytanie.
Rozbawiona Sorianna machnęła ręką po czym pokazała na migi.
~ Wygłodniałe są, skusiły się na samczyków, chyba nie gardzisz kutasem od czasu do czasu?
Łowczyni mruknęła w niezadowoleniu pamiętając o tym, co mówiła Paskuda. Tak się składało, że po powrocie do Sel Natha nie miała zamiaru pozostawać w tym ciele.
~ Mogę ich co najwyżej wykastrować. A jak zajmę się tamtymi, to nie będą potrzebowały... ~ zamigała z chwilowym mściwym uśmieszkiem. ~ Gdzie jest trzecia...?
~ Pewnie wije jakąś pajęczynę, w raju… - odpowiedziały palce Sorianny po czym kapłanka wykonała gest kciukiem do dołu i uśmiechnęła się podle.
~ Niestety to nasze domowe samczyki i będziemy ich jeszcze potrzebować w drodze powrotnej - zrobiła przepraszającą minę.
Aurora była dość rozczarowana, co było też widać na jej twarzy. Zawiedziona spojrzała na dwie ostałe siostry przez jakiś czas układając w głowie brak jednej zawodniczki. Wprawdzie mogła przypuszczać to już wcześniej, bo w podmrokach widziała tylko dwójkę, jednak obecne co do nich, zamiary zakładały i oczekiwały pełnej obecności. Westchnęła ciężko godząc się z niespełnieniem takiej zachcianki. Otworzyła jedną butelkę wina i wzięła parę głębokich łyków. Będąc również w samej biżuterii, udała się do tańczącej siostry, jakby zwabiona jej ruchami, pozostawiając jedną butelkę po drodze.
Tańcząca siostra przechwyciła butelkę upiła rozlewając więcej na siebie niż do siebie, po czym zapytała Aurorę.
- Napijesz się... ze mnie? - to powiedziawszy nabrała wina w usta ale nie przełknęła. W odpowiedzi nie otrzymała słów a uśmiech, objęcie w talii i długi pocałunek. Wino zostało spite z ust, a pocałunek przeniósł się na szyję, gdy język utracił smak trunku. Wplotwszy palce we włosy drowki, Aurora odchyliła jej głowę zlizując w pocałunkach osiadłe kropelki trunku.
Kobieta wsunęła udo między nogi łowczyni i zaczęła stymulować zarówno ją jak i siebie. Aurora poczuła dodatkowo wino rozlewające się na jej karku i spływające między jej pośladkami, moment później wsunął się tam język drugiej z sióstr. Mimo innych planów co do kolejności, Łowczyni przystała na inicjatywę drowki. Zamykając oczy odchyliła własną głowę, jedną ręką palce wplotła we włosy Beanthki a drugą w jej palce. Przytrzymywała ją delikatnie, by odczucie nie traciło na sile. Każda drowka była inna. Sorianne bardziej cieszyło odbieranie. Ta siostra mogła mieć inaczej.
W czasie gdy jedna siostra pieściła usta Aurory pocałunkami a druga pieściła jej krocze, Sorianna obsługiwała właśnie czterech mężczyzn jednocześnie, każdy z nich znalazł jakiś zakamarek drobnego ciała kapłanki, który można by było zapełnić.
Gra wstępna nie trwała długo. Łowczyni postarała się, by każda z sióstr otrzymała podobną ilość pieszczot. W następnej kolejności miała w planach użycie substancji, które tak dobrze zaprezentowała jej Sorianna przez ostatnie cykle. Samą najstarszą kapłanką nie przejmowała się zbytnio. Ją faktycznie mogło najść na inny rodzaj zabaw, choć zastanawiające dla Aurory było to, czy znalazłaby tyle samo doznań, co z nią. Czy krew, która płynęła w innym ciele faktycznie wpływała na te kwestie.
Zaczęło się więc prochowanie, Aurora i dwie Beanthki wsypywały w siebie proszki, łykały pigułki, to wszystko zapijały winem. Czas przestał płynąć w zrozumiały sposób, Kobiety wiły się splecione w miłosnej ekstazie, a kiedy poczucie wyobcowania i niepokoju spadło na Aurorę, kiedy w głowie jej wirowało i straciła całkowicie możliwość zachowania równowagi, wtedy jej nogi i ręce zostały szeroko rozkrzyżowane, a między jej udami położył się pierwszy z samców. Łowczyni mruknęła w niezadowoleniu, myśląc jakby tylko to wystarczyło, by drow zniknął z obecnego miejsca. Kolejna myśl, nieco podburzona przez mieszankę trochę negatywnych emocji, szarpnęła jedną z dłoni, by przyłożyć ją do głowy drowa zaciśniętą w pięść.
Niestety odurzenie robiło swoje i Aurora nie była w stanie przezwyciężyć trzymających jej dłoni. Mogła jedynie biernie czekać aż samiec zaspokoi swoje żądze, a potem aż zrobi to kolejny i kolejny, te wszystkie razy…

* * *

Jakiś czas później, kiedy Aurora w zasadzie nie czuła już swojego ciała, trzy miękkie kobiece języki zaczęły zlizywać z niej to, czym tak hojnie obdarowali ją mężczyźni. Jej dłonie były teraz wolne, choć w głowie wciąż się kręciło a wzrok miała rozmazany. Myśli plątały się a wściekłość była daleko poza zasięgiem. Ręce mało przytomnie powędrowały w dół ciała, by sprawdzić coś, co tak na prawdę podsuwała jej podświadomość, niż jawnie postawione cele. Wciąż wszystko się tam lepiło, ale kobiece usta raczej szybko temu by zaradziły. Ręka zsunęła się prawie na sam dół, by i tam sprawdzić stan... który nie był aż tak zły jak powyżej. Nie pozostało za wiele do zrobienia jak dać sobie czasu, by dojść do poziomu świadomości pozwalającego na logiczne układanie myśli.
Mijał czas, odrętwienie mijało a dominującym zapachem oraz smakiem w ustach znów stawało się wino. Kiedy Aurora była w stanie przejrzeć na oczy, obok niej leżała jedna z sióstr a na niej równie nieprzytomny mężczyzna, w oddali widać było kogoś jeszcze ale wciąż wszystko oddalone bardziej niż cztery metry było zbyt rozmazane. Do uszu łowczyni dochodziły jednak męskie i damskie pojękiwania.
Kambiotka podniosła się do pozycji półleżącej. Na wyprostowanych łokciach spojrzała na jedną z sióstr, po chwili w rozmazaną dal. Płaską rękę wsunęła między uda, nie wiedząc nawet czego można było w ten sposób szukać. Spojrzała ponownie w dal podążywszy za odgłosami szukała jęków Sorianny. Wstała chwiejnie na nogi i wolnym krokiem udała się do jedynej osoby, która widniała w jej umyśle.
Tym sposobem Aurora wpadła do basenu. Nie był on jednak w tym miejscu głęboki, choć i tak na jej biodrach, zacisnęły się “pomocne dłonie”
- Wróciła ci ochota kobieto? - zapytał mężczyzna stojący nad nią.
Łowczyni odwróciła się do samca, nie mając wcale miłych zamiarów. Cielesny kontakt w bojowym nastawieniu otrzymał odpowiedź taką typową dla jej czarciego ciała. Ręce rzuciły się do szyi drowa, by ten odpadł z drogi do najwyższej kapłanki. Wbrew pozorom był jednym z przyczyn zaistniałej sytuacji.
Aurora zaczęła szamotać się z drowem, który chyba źle ocenił jej siłę, po szamotaninie w czasie której przez pewien czas to raczej mężczyzna utrzymywał się na górze i biorąc to za zaloty starał się wcisnąć część siebie w łowczynię, ostatecznie znalazł się nie tylko na plecach, nie tylko z Aurorą na sobie, ale i z głową pod powierzchnią wody. Łowczyni słyszała nerwowe komentarze innego samca które zbywały wrzaski Sorianny w stylu. “skup się na mnie mała kurwo”. Plan nie opiewał na utopienie czarnucha, a skuteczne wybicie mu z głowy dalszych kontaktów. Zaciskające ręce wyciągnęły duszonego z wody, poczęstowały paroma pięściami, i porzuciły półzanużonego w wodzie. Głęboki oddech nadrabiał wysiłek podczas sukcesywnej drogi ku Soriannie. Teraz wreszcie łowczyni dostrzegła Soriannę wciśniętą między dwóch pracujących nad nią samców. Chwiejny krok zbliżył się wolno do trójki.
- Wykur*ać - zakomunikowała niewyraźnie będąc parę kroków przed nimi.
Facet stojący za plecami Sorianny momentalnie przyśpieszył swoje ruchy i po głośnym jęknięciu czmychnął w bok jak najdalej Aurory, w gorszej sytuacji był ten który z jednej strony opierał się o brzeg basenu, z drugiej przykrywała go sama Sorianna. Jakby nie patrząc był w potrzasku.
- Skup się kurwa! - wrzasnęła na niego kobieta policzkując go. - Jeszcze moment!
Moment ten nie nastąpił, przynajmniej nie taki, o którym myślała Sorianna, a ten, o którym myślała Aurora. Złapała kapłankę za byle co się dało i siłą wyrwała z siodła drowa wrzucając na pastwę wody. Sama łowczyni miała uproszczone zadanie trzymania pionu w wodzie. Była tak samo nabuzowana złością jak naprutą proszkami.
Łowczyni chwyciła Beanthkę za włosy i posłała do tyłu, odsłaniając niejako stojącego za nią mężczyznę… tak, stojącego to było trafne określenie, Aurora nie miała okazji dokładnie przyjrzeć się mężczyźnie bo coś siknęło jej po oczach, a zanim miała czas się nad tym zastanowić, wściekła Sorianna rzuciła się na nią i zaczęła targać za włosy. Rozpoczęła się babska walka w basenie. Kolejność znowu musiała być przemieszana, a Sorianna musiała poczekać na swoją kolej, gdyż czwarty samiec bardzo potrzebował odwetowego pokazu siły. W gruncie rzeczy wszystko sprowadziło się do siły, gdyż mając ją zawsze Aurora pokonywała dotąd wszystkie przeszkody. Dłonie łowczyni zacisnęły się na rękach kapłanki, by jej uścisk puścił na tyle, by można było ją z siebie zrzucić. Fakt, Aurora wciąż była zwyczajnie silniejsza i zrzuciła z siebie kapłankę, tym sposobem dopadła drowa który właśnie starał się wykaraskać z basenu. Nie mając szczęścia został pochwycony i wciągnięty do wody. Tam na jego łeb spadały kolejne uderzenia aż ten zamienił próby ucieczki na próby osłaniania własnej głowy.
To mogło się udać. Gdyby nie dźwięk modlitwy który doleciał do uszu Aurory… za późno. Ciało łowczyni zastygło w bezruchu.
- Weź się kurwa ogarnij i zwiąż ją czymś kretynie - Sorianna poleciła mężczyźnie. Ten wstał i odwrócił głowę w stronę brzegu. Były tam złote bransoletki które Aurora widziała wcześniej na ramieniu Sorianny, kapłanka trzymała je na jednej ręce, ale teraz widać było dokładnie, że można było ich używać, właśnie jak kajdanów. Bardzo eleganckich, ale jednak. Kiedy mężczyzna skuł łowczynię Sorianna zawołała do niego.
- Nie masz jej nic do powiedzenia…? - na te słowa mężczyzna z całej siły uderzył Aurorę w brzuch tak że ta zgięła się wpół.
Stęknięcie od uderzenia przyszło z opóźnieniem, wraz z powrotem władności ciała. Zgięta pozycja nie utrzymała się na prostych nogach i wpadła w całości do głębszej wody. Chwila szamotaniny była potrzebna by stanąć i odbić się ku płyciźnie.
- Mówiłam... - wymamrotała niewyraźnie walcząc z grawitacją, proszkami i złością. Chwiejny krok zawijał łuk w kierunku kapłanki. - Mówiłam "nie", kur*a...
- Widzę że wam się wszystkim kutasy zwichnęły to i z myśleniem ciężko - zwróciła się Sorianna do mężczyzn. - Łapać mi gamatkę i podtopić.
Wszyscy mężczyźni, w tym ci niedawno poturbowani przez łowczynię ruszyli teraz w jej kierunku. Złapana za wszystkie kończyny oraz głowę Aurora, coraz to nurkowała w wodzie. Kiedy na moment unoszono ją do góry, Sorianna uderzała ją pięścią w twarz. Aurora nie wiedziała ile to trwało, gdyż po kilkunastu razach straciła przytomność.

Uh Natha - Sadzawka Topielców

Kiedy Aurora odzyskała przytomność zorientowała się, że wisi głową w dół. Dodatkowo, jej włosy i oczy zakrywała lodowata woda i kobieta musiała napinać obolałe mięśnie by unieść się ponad taflę wody. Na ile rozumiała sytuację, wisiała skrępowana chyba kilometrem liny, na haku, zawieszona nad Sadzawką Topielców, miejscem gdzie dokonywali żywota ci, którzy złamali prawa Uh Natha. Pomijając krępujące ją liny, była naga, okropnie poobijana a najbardziej bolała ją szyja.
- No dobra cipo, ostatnia szansa - dobiegł ją gardłowy głos duergara stojącego na czele czteroosobowej grupy współziomków.


- Zdejmiesz ten wisiorek sama, to umrzesz szybko, będziesz głupia, umrzesz długo.
Aurora zrozumiała, że magiczna obroża wciąż znajduje się na jej szyi i musiała przykuć uwagę krasnoludów. Jasne - stąd ten ból, karły musiały próbować ją odczepić. Mogły oczywiście uciąć kobiecie głowę ale… to przecież nie rozwiązałoby problemu jak ją rozpiąć - widocznie tą opcję trzymali na koniec.
- Szkur*azaszjpier*olętępądziwkęęęe... - syczała wijąc się jak zawieszony baleron. - Kur*a! - szarpnęła się poruszając włosami taflę wody. - Je*ane brodacze! Co wam ta suka za gówno wcisnęła? Popier*oliło do reszty? Wytłumacz mi to kur*a! Wytłumacz w jaki sposób do h*a jasnego się tu znalazłam, siwusie?!!
Krasnolud kiwnął swoim towarzyszom i moment później, Aurora osunęła się kilka centymetrów głębiej w wodę - najwyraźniej, karły trzymały koniec liny.
- Zła odpowiedź cipo - skwitował duergar. - Za zabójstwo trzech drowek oraz próbę kradzieży zostałaś słusznie skazana na śmierć przez utopienie. To jak? Zdejmiesz wisior czy mam go zdjąć z twojego tępego łba?
- KUR*AAAAAAAAAA!!! - wrzasnęła w odpowiedzi na obniżenie. Kolejne słowa wyrzucała z siebie ze sporą szybkością, jakby starając się, by zostały wypowiedziane przed całkowitym opuszczeniem do wody. - Dobrze znam wasze je*ane prawa! A te liny wcale nie wyglądają jak łańcuchy! Właśnie mnie oszukałeś, kur*iu! Wrzucą cię do sadzawki, czy sam wskoczysz?! W prawach nie ma nic o mordowaniu czarnuchów! Każdego cyklu ktoś ginie w tunelach! żółtowłosa z haczykowatym nosem, krótko ścięta z ludzkimi biodrami i ciemna siwa dwusteka?! Wierz mi, żyją i mają się świetnie! I oświeć mnie, do h*ja, co mogłam od nich ukraść będąc w JE*ANEJ SAUNIE?! Je*ane tandetne błyskotki, które ma każda drowka?! Nie obrażaj mnie, kur*a! Od tygodnia pieprzę się tam z najstarszą ćpiąc do nieprzytomności! Gdy z powierzchni wróciły jej siostry, je też miałam wyje*ać! W karczmie zamówiłam żarcie do sauny dla czterech osób, na miejscu się okazało, że jest jeszcze czterech samców, ich też zaje*ałam?! Sprawdzaliście przemoczone od wody opuszki?! Szerokie źrenice od prochów?! Wiecie co to jest dostępność macicy, h*jki?! Zero pier*olenia się z samcami, póki Opiekunka nie wskaże konkretnego! Ta cipa złamała mój zakaz jak byłam ledwie przytomna. Mam ich, kur*a, w sobie, czy nawet jeszcze na je*anej twarzy! Sprawdzaliście to?! Sprawdziliście siniaki na nadgarstkach od przytrzymywania mnie?! Ślady na knykciach od wpier*olenia samcom?! Siniaki od bransoletek, którymi mnie skuli?! Siniaki na twarzy od napier*alania mnie do utraty przytomności?! SPRAWDZILIŚCIE COKOLWIEK?! Czy sprzedaliście się jak tanie dziwki biorąc z połykiem wszystko, co wam wcisnęli?!
Potok słów sprawił, że usta i gardło Aurory wyschły na wiór a głos nieco ochrypł. Po nabraniu paru szybkich płytkich wdechów wierzgnęła i wrzasnęła ponownie.
- TO NAZYWASZ SŁUSZNOŚCIĄ???!!! PIER*OLĘ WAS Z TAKĄ SŁUSZNOŚCIĄ!!!
Krasnal prychnął.
- To nawet może być prawda, tyle że nikogo już to nie obchodzi. Widzisz, twoje trzy rodaczki są martwe, ich siostra, osądziła ciebie, jesteś złapana na miejscu zbrodni i w tym momencie to czy naprawdę je załatwiłaś, czy ktoś, choćby ta siostra, cię wkopał, nie ma już znaczenia. Jest zbrodnia, jest kara - karzeł machnął do towarzyszy by jeszcze trochę opuścili Aurorę do wody.
- Tu pływają też takie fajne rybki, może zaraz zeżrą ci mordkę, hehe.
- KUR*AAAA!!! - wrzasnęła. - Ogniem! Je*any, kur*a ogień! Tak ściągniesz mi to homonto Opiekunki!
Krasnolud zarechotał.
- Heh wiedźmo, to może być całkiem zabawne… - Duergar zaczął szeptać coś ze swoimi kompanami przez dłuższą chwilę.
- No dobra, cipo - odezwał się wreszcie. - Chociaż, to jak mówiłem o szybkiej śmierci zamiast wolnej, to może trochę przedobrzyłem… - machnął ręką na ziomków by wyciągnęli Aurorę do góry. Następnie ktoś ściągnął kobietę z haka i bezceremonialnie spuścił na kamienistą płyciznę, wciąż, łowczyni musiała trochę się wygimnastykować by się nie utopić.
- Na twoim miejscu cieszyłbym się wodą póki możesz, ha! - zarechotał krasnal pochylając się ku kobiecie i… spuszczając okutą żelazem pięść na jej policzek. Aurora osunęła się w ciemność.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 14-12-2016 o 18:58.
Proxy jest offline  
Stary 29-11-2016, 14:05   #36
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Kiedy Aurora odzyskała przytomność zrozumiała że po pierwsze nie bardzo może oddychać, po drugie wciąż jest skrępowana, po trzecie ma na głowie worek. stopy okrutnie ją bolały. ktoś ciągnął ją po kamieniach, Prawdopodobnie była przywiązana do poruszającego się wozu lub jaszczura. Walcząc z bólem, zmusiła się by powstać i iść o własnych siłach.
Podróż trwała wiele godzin, co jakiś czas kiedy stawała z bólu i zmęczenia, ktoś okładał ją pałką. Raz kiedy pozwolono jej się zatrzymać, natychmiast zapadła w sen. Obudziło ją szarpnięcie liny zwiastujące powrót do podróży.
Ostatecznie w miejscu gdzie powietrze, które z trudem przecież łapała łowczyni, było gorące i suche, ściągnięto jej z głowy worek. Znajdowała się w krasnoludziej kuźni, otoczona przez pięciu brodaczy,
- No dobra cipo - znajomy już duergar przemówił biorąc się pod boki.
- Szybko zwięźle i na temat, jak z tym zdejmowaniem?

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 05-12-2016, 23:43   #37
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Zmaltretowana i udręczona łowczyni nie śpieszyła się z odpowiedzią. Nie to, że z jawnej decyzji a ze zmęczenia i wolno przetwarzających się myśli. Pytania zaś, zwiastowały przestój, który mogła wykorzystać na chwilę odpoczynku padając na ziemię. Między otaczającymi ją krasnoludami przebijał się warsztat. Nieco w oddali, trochę za wszystkim, i pod buchającym ogniem, wisiały kadzie z rozżarzonym metalem.
- Wrzućcie mnie do kadzi... Mam już dość... - wytchnęła z siebie starając nie zamykać całkiem powiek. - Po cyklu sam wypłynie na wierzch...
Krasnal uśmiechnął się perfidnie.
- Heh, ale jesteś pierdolnięta, ale w sumie… trochę się nie dziwie, to jest mimo wszystko zajebiście szybka śmierć… Przynajmniej tak słyszałem.
Dość rozbawione krasnale zawiesiły skrępowaną Aurorę na żeliwny hak.
- Ktoś chce wydupczyć elfkę? Ostatnia szansa! - drwił duergar “przywódca”.
- Etam… - odpowiedziało kilka głosów.
- Ja poczekam na pieczoną elfkę! - dodał ktoś inny na co wszyscy zarechotali.
- Też racja, też racja…
Aurora zawisła nad kadzią, sam gorąc bijący od płynnej surówki sprawiał, że liny ją krępujące stanęły w płomieniach. Krasnoludy nie zamierzały wydłużać niepotrzebnie sceny, spuszczono hak na dół i Aurora chlupnęła do środka.
Żar wypełnił jej uszy, nos, gardło, płuca. I to by było na tyle. W zasadzie jedynym bodźcem na którym Aurora mogła się skupić był ból na szyi. Obroża ściskała się tak mocno, że Łowczyni czuła trzeszczenie własnego karku. Taplała się tak w kadzi z płynnym metalem, a kiedy już odpływała, kiedy życie stawało jej przed oczami. Ucisk znikł.
Wtedy eksplozja rozerwała wszystko dookoła. Aurora runęła na palenisko. Wszystko trwało zaledwie chwilę. Kiedy Łowczyni uniosła się sponad płomieni, znów była potężnym pół demonem z ogromnymi skrzydłami, cały warsztat, był pokryty bruzdami rozlanej stali, kilku wciąż żywych nadpalonych duergarów konało właśnie w okropnych mękach.
No i nie miała już obroży.
Końcowo była tak samo zdezorientowana i zaskoczona jak krasnale. Kaszlem nabierała chełstami powietrze, trzymając się za szyję. Zmęczenie wciąż muliło jej osobę, acz widok swoich własnych prawdziwych ramion i końcówek skrzydeł, tchnął w nią zupełnie inne postrzeganie świata. Ponownie poczuła wielkość, potęgę i dominację. Kaszel ustał, gdy podniosła się na czworaka. Po nabraniu paru wdechów uniosła się na kolana czując na nowo ciężar i rozmiar swojego ciała. Sylwetkę ciągnęło nieco do tyłu, a plecy reagowały ruchem skrzydeł. Obejrzała się dokładniej. Jej ręce były tymi samymi czarcimi łapskami, jakimi powinny być zawsze. Łusek na reszcie ciała nie było za wiele więc poza końcówkami kończyn była wciąż naga. Nie licząc ciekłej stali.
W końcu powstała na nogi, stąpając parę razy wy wyczuć własny ciężar przy przytłaczającym zmęczeniu. Intensywnymi ruchami skrzydeł, ciała i głowy, zrzuciła z siebie większość osadzonej stali. Jej wzrok padł na okolicę i dogorywających. Nie musiała im już nic robić. Nie mogła bardziej im uprzykrzyć ostatnich chwil życia jak pozostawić ich na pastwę płynnej stali.
- Chciałeś ściągnąć, to ściągnąłeś. Nie udawaj rozczarowanego, kur*iu - rzuciła niskim i głębokim głosem. - Ja jestem zadowolona - zaznaczyła całkowicie beznamiętnie.
Mimo, że w głowie chciała tylko położyć się w ogniu i odpocząć, wiedziała że musi sprawdzić całą kuźnie w poszukiwaniu niedobitków.
O ile samo pomieszczenie wydawało się “zneutralizowane”, Łowczyni słyszała już okute buciory krasnoludów, zbliżających się bocznym korytarzem, których musiały zaalarmować wrzaski konających. W takiej okolicy ciekła stal była bardziej skuteczna niż klasyczne ostrze. Aurora musiała jeszcze przez chwilę wysilić swój organizm, by pozbyć się świadków. Do tego potrzebowała czegokolwiek, by móc nabrać ilość zagrażającą nadchodzącym krasnoludom. Dodatkową koncepcją było przewrócenie wiszącej kadzi na delikwentów. W pomieszczeniu walało się pełno mniej i bardziej gotowej broni: topory, miecze, łańcuchy. Kadź z surówką znajdowała się w pozycji pozwalającej Aurorze stosunkowo łatwo ją wylać. Problemem była jednak możliwość pokierowania jakoś sensownie cieczą. Kadź była jednak zbyt ciężka i zwyczajnie niezręcznie duża, by móc nią na przykład rzucić, czy nawet unieść. Kambiotka mruknęła z niezadowoleniem. Nie tracąc czasu pochwyciła łańcuchy, których zwykle używała i kubeł, nabierając do niego płynnej stali z jednej z kadzi. Nie planowała startować do nadciągających krasnoludów od razu. Wolała zaszyć się za jednym z pieców i zdobyć przewagę zaskoczenia, gdy tamci zajmą się dogorywającymi. Duergarzy wpadli do pomieszczenia w sile sześciu.
- Kurwa ale jatka! - podsumował jeden z nich.
Krasnoludy zaczęły rozglądać się po warsztacie i oglądać ciała. Kilka uderzeń młotem zakończyło agonię konających. Przysypiająca łowczyni wyczekiwała dalej. Grupa kafarów była ilością, którą można było zmniejszyć. Szczególnie nie mając na sobie łusek, nie mając własnej broni i ledwie stojąc na nogach. Kubeł trzymała w gotowości, choć wiedziała, że sięgnie nim maksymalnie jednego deugara. Drugi mógłby oberwać, przy kolejnym uzupełnieniu zawartości. Z resztą z nich Aurorze nie uśmiechało się przepychać jednocześnie. Wolała powykańczać ich z osobna, jeśli w ogóle spodziewali się sprawcy.
- Trzeba ogarnąć ten bajzel - dyrygował jeden z krasnali. - Knut, Karl, powyciągajcie ciała tych głupców, Sil, ty i twoja siostra niech tu posprzątają, za pół cyklu chce mieć wznowioną produkcję! - zarządził. - Zachciało się Torhowi drowich kurwa świecidełek… - marudził pod nosem Duergar. Kranslody były na razie zbyt zajęte by zauważyć ukrywającą się Aurorę.
Nie wiedziała, czy uznali ją za martwą, czy za zbiegłą. Zainteresowanie jej osobą było nikłe, co znacznie przyczyniło się do odpuszczenia i odnalezienia pieca do odpoczynku. Rzucając Ciszę, wyczekała chwili, by ulotnić się z okolicy wchodząc tam, gdzie zwykła osoba nie byłaby w stanie.
Skryta w płomieniach ogromnego pieca Aurora mogła spokojnie przeczekać a nawet odpocząć. Pod warunkiem jednak, iż znajdowała się w kominowym cugu - demoniczne pochodzenie dawało jej niewrażliwość na płomienie, wciąż jednak musiała oddychać. Zapach popiołu był jednym z ulubionych jej zapachów. Przypominał jej o własnej wyższości nad prostszymi istotami. Po kilkunastu godzinach rany Aurory zdążyły się porządnie zasklepić. Podczas medytacji twarde i szorstkie łuski narosły na całe ciało oszczędzając jedynie głowę. Między każdą z nich przebiegały nitki rozgrzanego do czerwoności ciała. Była w pełni sprawna i gotowa by wydostać się na zewnątrz. Była też w sercu duergarskiej wytwórni metalu i broni, gdzie pracowało przynajmniej kilkunastu brodaczy. Swoje wyjście wsparła magią i powoli wyłoniła się z komina, by policzyć obecnych. W uprzątniętej już sali pracowało teraz czterech krasnoludów. Obserwując chwilę ich tryb pracy postanowiła przebrnąć bez zakłócania ich porządku, zabierając po drodze łańcuchy.
Kuźnia nie była aż tak strasznie duża i ukrytej magią kambionce udało się ją opuścić niepostrzeżoną. Na zewnątrz Aurora znalazła się w niewielkiej jaskini, która służyła duergarom za niewielkie osiedle. Było tu kilka jaszczurzych taborów zestawionych razem, kilkanaście namiotów. Paręnaście godzin bez jedzenia odbiło się trochę na kondycji żołądka. Po drodze musiała porwać jakiś prowiant, jak również jaszczurkę, gdyż nie planowała odpoczywać po dotarciu do celu. Nie planowała odpoczywać póki nie dorwie Sorianny.
Duergary trzymały się przezornie blisko swoich taborów i jaszczurów. Ten najsłabiej “pilnowany” leżał w sąsiedztwie trzech krasnali grających w karty, Trzy inne grupy już spały, zostawiając po dwóch przytomnych na czujce. To by oznaczało, że ta mała grupa, kiedy zdecyduje się na sen, prawdopodobnie pozostawi tylko jednego wartownika. Było to warte spróbowania. Zaszywając się w wygodnym punkcie obserwacyjnym Aurora przysiadła, oczekując okazji.
Po jakiejś godzinie, gra w karty dobiegła końca a dwójka karłów ułożyła się do snu, głowy trzymając na… cielsku jaszczura.
- Nosz do h*ja.... - przebąknęła do samej siebie.
Obozowisko krasnali zawężało pole manewru, a brak sprzętu wykluczał szanse na odebranie środka transportu w sposób gładki i niezauważony. Racje żywnościowe jednak wciąż były aktualne do przechwycenia. Drogę do Uh Natha Aurora musiała przebyć na własnych nogach i skrzydłach. Jaszczury były dobrze pilnowane, czy nawet “oblegane” a towar zabezpieczony w skrzyniach. Jednak koło każdego z taborów paliło się malutkie ognisko, nad którym krasnale piekli jakieś gryzonie, olbrzymie owady oraz grzyby. Akceptowalne było tylko to ostatnie. To wydawało się już nieco prostsze do zorganizowania. Wartownik był przewidywalny jak drowia zdrada, gdyż nudził się jednym punktem co parę minut. Wybranie okienka czasowego, w którym patrzył się w zupełnie inną stronę i tym sposobem Aurorze udało się zdobyć nieco pieczonego pokarmu. Bezpardonowo opuściła miejsce kuźni i przykuźniowego osiedla. Jedna trzecia życia spędzonego w podmroku dawała wystarczającą pewność siebie, by bez wyznaczonych szlaków trafiać tam, gdzie planowała.
 
Proxy jest offline  
Stary 10-01-2017, 11:50   #38
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Jaskinie Podmroku
Wiele cykli minęło od czasu kiedy to Aurora przemierzała dzikie ostępy Podmroku w swojej naturalnej postaci. Była naga i głodna (skradzione jedzenie nie wystarczyło na długo) jak dzikie zwierze, jeszcze jeden drapieżnik w świecie drapieżników. Kiedy cierpiała pragnienie, kambionka zlizywała wilgoć ze ścian jaskiń, lub wyciskała krew z owadów i małych gryzoni. Kiedy była głodna, karmiła się porostami, Grzybami i surowym mięsem. Łowczyni znała drogę, ale nie była to ścieżka łatwa, by zaoszczędzić czas i zminimalizować niebezpieczeństwo, Aurora przeciskała się niejednokrotnie tunelami tak wąskimi iż gubiła łuski na plecach i brzuchu. Mogły minąć cztery cykle, mogło minąć sześć, kiedy przed sobą Aurora wypatrzyła pochód mrocznych elfów. Była tam Gorta, zniewolona drowka Duaglotha, oraz dwóch mężczyzn którzy zostali jakiś czas temu wysłani do Uh Natha z pewną kapłanką Aleanviir… Ich widok przyniósł ulgę, której potrzebowała od czasu wylegiwania się w piecu hutniczym deugarów. Odetchnęła na ilość rozwiązanych problemów przez to przypadkowe spotkanie, by w następnej chwili ułożyć sobie w głowie łańcuch przyczynowo skutkowy.
Ich obecność oznaczała, że otrzymali informację o losach kapłanki Aleanviir... A nieobecność kolejnych dwóch samców oznaczała komplikacje na jakie napotkali. Nie mniej, musieli zaciągnąć języka, by obrać szlak, który Aurora wybrała sama dla własnego bezpieczeństwa. Nie była już w tamtej skórze, a spotkanie musiało wyglądać na wiarygodne. W końcu potrzebowała magii niewolnicy, a mała pomoc dodatkowej trójki nigdy nie zaszkodziłaby w posłaniu Sorianny do Lolth.
Machnęła parę razy skrzydłami podlatując do wyższej półki skalnej będącej na drodze przechozdących. Przyglądała się im, by w odpowiednim momencie rzucić słowa ostrzegające o jej obecności.
- Kim wy, do jasnej kur*y, jesteście i gdzie jest właściciel tej drowki? - obiło się niskim echem po grocie.
Gorta i dwóch towarzyszących jej samców przyczailo się i przybralo obronne postawy. Rozglądali sie za źródłem głosu. Aurora odbiła się przelatując nad nimi, co wprawiło w ruch powietrze. Lądując po drugiej stronie, ponownie się odezwała.
- Nie powinna być bez właściciela, ani nie powinna być w podmroku.
Mężczyźni opuscili broń, podobnie jak Gorta.
- Eee… Wasza miłość - skłoniła się.
- Co tu się odpier*ala? - warknęła zlatując na pozycję, która zagrodziła im drogę powrotną. Będąc na skalnym podłożu rozłożyła łańcuch, by ten wylądował z metalicznym stuknięciem. Powoli stawiała następne kroki zbliżając się, a broń ciągnęła z dźwiękiem za sobą. Skrzydła miała rozpostarte na szerokość wychodzącą poza ścieżkę. Jej twarz nie wyglądała na zadowoloną.
Mężczyźni powoli ustawiali się tak, by znajdować się za plecami dowodzącej kapłanki. Gorta przygarbiła się trochę.
- Wasza miłość, Szanowny Patron wysłał nas z kapłanką Aleanviirów, wynajął nas tej kobiecie w celu wykonania jakiegoś zadania - Gorta rozłożyła ręce. - Złapali ją na kradzieży w Uh Natha no i… tyle.
- Takie gówno to każdemu możesz wcisnąć. Skąd i kim ty, kur*a, jesteś?
- G… Gorta, proszę Jaśnie Pani, kapłanka w służbie domu Olathkyuvr.
- Doprawdy...? - rzuciła szarpiąc nieco mocniej ciągnięty za sobą łańcuch. - Jak nazywa się Opiekun i jak wygląda?
- Duagloth, z łaski Opiekunki, Patron Olathkyuvr. No… jak diabeł, Wasza miłość.
- Duagloth nie zajmuje się wypożyczaniem najemników, do kur*y nędzy, i na pewno nie robiłby sobie zachodu po trzech drowów.
- Noo… ja… znaczy my - natychmiast przeniosła część odpowiedzialności na samców. - Tylko wykonujemy rozkazy Patrona, Wasza miłość.
- Więc mi kur*a to wytłumacz, bo ja tu nie widzę wykonywania rozkazów. W szczególności Olathkyuvr... - warknęła.
- Noo… ta Aleanviirka zginęła, no to nie chcieliśmy by… ktoś pociągnął Dom do odpowiedzialności za kontakty ze złodziejkami. I z nami - dodała.
Aurora skinęła głową na bok sztucznie wyrażając wyrazy uznania dla myślącej głową.
- Przecież wy, kur*a, ślepi jesteście w tunelach. Duagloth nie wypuściłby was w taki sposób. Było was więcej. Kogo wzięliście za przewodnika? Nie każ mi wyciągać z ciebie wszystkiego.
- Był… ale nie przeżył długo, ta Aleanviirka strasznie bitna była, ciągle chciała z czymś walczyć no i sporo ludzi straciliśmy, w tym jedną kapłankę… oczywiście z winy obcej.
- Więc mi, kur*a, wymieńcie ich imiona. W kolejności. Wszyscy. Chórkiem - rzuciła po raz ostatni przed zbliżeniem się do grupki na zasięg swojej broni.
- Foira… a z samców to Dinolil, Kilafin, Lymezyr i Barzyr. Ten ostatni miał początkowo robić za zwiadowcę…
Aurora mruknęła w zastanowieniu lustrując drowkę. Już parę kroków brakowało do osiągnięcia dystansu broni najemników.
- Gdzie byliście jak Duagloth was przedstawiał Aleanviirce i jak stamtąd dostać się do domowej świątyni?
- W koszarach Pani, w koszarach - pośpiesznie odpowiadała kobieta.
- Jaka stamtąd jest droga do domowej świątyni? - powtórzyła mocniejszym akcentem nieco rozdrażniona.
Kobieta przełknęła ślinę.
- Pani, no… prosto, w lewo, i dwa razy w prawo.
Kambiotka mruknęła i pociągnęła łańcuch, a jego końcówka wybiła się w powietrze i wylądowała w czarciej dłoni. Biorąc pod uwagę to, że aby zaatakować łańcuchem, należałoby go rozciągnąć, można było uznać, że łańcuch został rozbrojony. Masywna sylwetka Aurory stanęła tuż przed drowką. Spoglądała na nią musząc opuścić nieco głowę. Szponiasta dłoń sięgnęła do brody drowki podnosząc jej twarz przed obliczę łowczyni.
- A teraz, kapłanko domu Olathkyuvr, opowiedz mi, co się odje*ało z tą Aleanviirką? Duagloth nie fatygowałby się z żadnymi najemnikami, nie wypożyczałby swojej zabawki - spojrzała na niewolnicę, po czym wróciła do Gorty - by jakaś pinda dała się utopić krasnoludkom w sadzawce... Bo tak się składa, że dosypała do majątku Olathkyuvr tyle... że nie interesowałyby jej jakieś gówna z Uh Natha...
Nieźle już wystraszona Gorta (choć mężczyźni byli jeszcze bardziej przejęci) wzruszyła trzęsącymi się ramionami.
- Pani, my nic nie wiemy, nam nikt nic nie mówił, tylko wykonujemy polecenia, naprawdę, Wielmożna Pani.
Aurora westchnęła patrząc na jej nieporadność jak i jej towarzyszy. Złagodziła ton głosu i spojrzała na drowkę nieformalnie.
- Uspokój się. Wiem, że nic nie wiecie. Nie będę was karać - puściła jej brodę spoglądając za jej plecy, w tunel z którego sama wyszła. - Aeriel może tresuje was strachem, ale u mnie liczą się inne rzeczy. - Aurora odstąpiła od Gorty kierując parę swoich kroków w stronę skał. - Na pewno coś widzieliście. Opowiedzcie systematycznie, co się stało, gdy dotarliście z tą pindą do Un Natha - zakończyła rozsiadając się na skałach jak w fotelu. Bez łusek taka operacja byłaby niezmiernie niewygodna, jednakże z nimi... nie było to jakoś zaspecjalnie wyczuwalne.
- No… najpierw to Aleanviirka zniknęła na kilkadziesiąt cykli, kiedy wróciła, szybko poderwała pewną Beanthkę. Kiedy siostry tej drugiej wróciły bogate łupem z wyprawy do Krain Powierzchni, ta urządziła na nie zamach w saunie, najgorsze, jest to, że mógłby się udać, gdyby miała więcej wsparcia, a tak… łupy przeszły koło nosa - Gotra wyglądała na niepocieszoną.
- Truła dupę Duaglothowi i wyciągnęła obstawę za górę złota, by sama dokonać zamachu, gdy ma się na sobie jedynie biżuterię? Nie brzmi jak plan warty takiego zachodu... - zaznaczyła pogrążając się w zastanowieniu. Tak właściwie analizowała wiedzę, która do nich dotarła z tą, którą drowka przedstawiała.
- Duagloth i Beanthka... Duagloth i Beanthka... - powtarzała pod nosem spoglądając na skiepienie. - Jakaś... konkretna ta Beanthka?
- Sorianna Beanth, Pani, druga córka Beanth.
Aurora ściągnęła brwi i wzrokiem zmierzyła srogo drowkę.
- Podstarzała czarnulka? - rzuciła zwięźle.
Gorta wzruszyła ramionami.
- Nie no, normalna taka.
- Ciemna siła dwusetka? To jest kur*a ważne. Jesteś pewna?
Gorta pokiwała głową.
- No w sumie, może być że tak, Jaśnie Pani.
- Nie wkur*aj mnie! - ryknęła podnosząc się ze skałek na równe nogi od razu zbliżając się do drowki. - Widziałaś ją, czy nie widziałaś? Była to Sorianna, czy jakaś inna dziwka podobna do niej?
- Nie nie nie, Pani! Na pewno Sorianna Beanth o tak tak, na pewno tak - przyparta do ściany przez kambionkę kobieta dygotała a mężczyźni postąpili kilka kroków do tyłu.
- Ja pier*olę, przez te dygotanie gubisz odpowiedzi na proste pytania - wysyczała nieco agresywnie pochylając nad nią głowę. - Ja się nie pytam, byś mnie przekonała, tylko się pytam, czy sama jesteś tego pewna. Nie da się, do h*ja, pracować z ludźmi Aeriela - podsumowała odstępując od drowki. Zwróciła się do wycofanych drowów. - Co było się działo po tym nieudanym zamachu?
Mężczyźni przełknęli ślinę.
- Nic nadzwyczajnego, Łaskawa Pani. Nikt nie pociągał nas do odpowiedzialności bo na miejscu zbrodni nas nie było, no i jest z nami kobieta.
- Kiedy zdecydowaliście się opuścić Un Natha?
- Natychmiast - Gotra odezwała się przed mężczyznami.
Odpowiedź wypłynęłą nie od tej osoby, od której Aurora oczekiwała, co spotkało się z widocznym niezadowoleniem.
- Tragedia... Jeszcze drowy za to płacą - skomentowała do siebie. Wróciła do odpytek na forum publicznym, podchodząc tym razem do niewolnicy. - Beanth pozostała w Un Natha, czy go opuściła?
- Oczywiście ciągle handluje - odpowiedziała Gorta.
- Pohandluje, ale najlepsze kąski przyniesie ze sobą do Sel Natha. Sami w trójkę nic jej nie zrobicie, skoro jest ze swoimi siostrami i obstawą. *
Niewolnica patrzyła tępym wzrokiem w podłoże. Była ubrana cały czas w tę samą tunikę. W zasadzie nie wykonywała samodzielnie żadnych czynności poza jedzeniem tego, co jej się podało do jedzenia, chodzenia i załatwiania się tam, gdzie jej się kazało, czy schodzeniem z drogi.
- A ta, to po co wam była?
- Aleanviirka miała ją ze sobą Pani - pospieszyła z wyjaśnieniami Gorta. - Ale ja tą niewolnicę poznaje, to osobista własność Duaglotha, wolę nie wracać do domu bez niej. To jakaś wiedźma jest, choć z jej rozumu chyba nic już nie zostało.
Aurora pokiwała głową zastanawiając się. Odwróciła na chwilę głowę w stronę drowki.
- Skoro nic nie zostało, to jak mogła być w jakikolwiek sposób przydatna? - zapytała drowki wpatrując się w uniesioną dłonią twarz niewolnicy.
Niewolnica nie spoglądała na nikogo jeśli jej się tego nie rozkazano, bądź nie przechyliło się siłą jej głowy. Kiedy Gorta sięgnęła po stalową rózgę, niewolnica aż się zatrzęsła.
- Dzięki temu, Pani, te runy symbolizują zaklęcia jakie niewolnica może rzucić dla posiadacza rózgi. Tak powinni być zaprzężeni wszyscy mężczyźni jeśli wolno mi zauważyć Łaskawa Pani.
Aurora uniosła brwi na zasłyszane informacje.
- Gdy przestajesz się trząść w końcu stajesz się przydatna... Cóż za kontrast... - przyznała wciąż patrząc się na unoszoną twarz niewolnicy. - Pokaż - oznajmiła wyciągając rękę po rózgę.
Gorta przytaknęła i podała Aurorze przedmiot, któremu ta się przyjrzała.
- Ma gest ten diabeł... - przyznała zostawiając twarz niewolnicy w spokoju.
Runy, o których obecność Aurora sama zadbała musiały doczekać się swojego momentu. Były głownym środkiem dywersji podczas uporządkowania spraw z kapłanką Beanth.
- Aleanviirka coś po sobie jeszcze zostawiła?
Gorta prychnęła.
- Ponoć długi w karczmie którymi stary gnom próbował mnie obarczyć ale wybiłam mu takie głupstwa z głowy… oraz kilka zębów.
- To pokażcie co wy macie - zakomunikowała kambiotka.
Gotra zamrugała oczami.
- Pani? W sensie… No… Po Aleanviirce? Aaa takie tam, drobiazgi, wzięłam w poczet “naszej krzywdy”.
Torba przywiązana do jucznego jaszczura zawierała w zasadzie cały ekwipunek Aurory, z którym wyruszyła w drogę. Grzebiąc w jej zawartości wyciągnęła jeden z flakoników, oceniła pozostała ilość i zapoznała się z zapachem, odgrywając scenę dla widowni.
- Szlag by to... Chcieliście taką ilością otruć całe Un Natha...? - rzuciła nieco zdziwiona. - Aleanviirka bardzo mocno czegoś chciała od tej Sorianny... - uśmiechnęła się nieco złośliwie. - W sumie to macie problem... Albo was coś wje*ie na następnym skalnym załomie, gdy będziecie leźli na ślepo jak dotychczas, albo dostaniecie rekoszetem jak Duagloth zrobi się bardziej czerwony niż jest.
- Pani… - Gorta skłoniła się. - Jesteśmy na twoje rozkazy…
- Pojęcia nie mam, o co się rozchodzi, ale z chęcią się przyjrzę, co ten krętacz knuje... - głośno myślała chowając flakonik na swoje miejsce. - Macie mały arsenał, z którym można mbyłoby oskubać ją w podmroku do samej bielizny, jeśli takową w ogóle nosi. Po tym mogę was przeprowadzić przez cięższy kawałek drogi. Byłoby szkoda zachodu, jak nie dacie rady tego "czegoś" donieść do Sel Natha.
- Oczywiście, oczywiście Pani, co tylko rozkażesz, wierne sługi Olathkyuvr uczynią.

* * *
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 24-01-2017, 19:13   #39
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Minęło kilka cykli, w czasie których Aurora oraz przechwyceni przez nią najemnicy Olathkyuvrów czekali na córkę Beanthów. Łowczyni miała pewność, że Sorianna będzie musiała przechodzić przez pobliskie tunele, wystarczyło tylko czekać.
I w końcu się doczekała. Sorianna wraz z trzema mężczyznami wyruszyła w drogę powrotną ku Sel Natha. Kapłanka siedziała na jaszczurze, za nią mężczyźni prowadzili drugie zwierzę oraz parę jeńców z powierzchni, którą Aurora widziała wcześniej z siostrami Beanthki w podmroku.

- Gdzie reszta? - Aurora skierowała pytanie do Gorty. - Sorianna i jej dwa parobki. Dość niewielka obstawa jak na wysoką kapłankę.

- Może nie chce rzucać się w oczy, strój też ma skromny.

Faktycznie, Sorianna była ubrana w strój podróżny i poza insygniami domu nic nie wyróżniało ją sponad innych mrocznych elfów.

Aurora mruknęła pod nosem mściwie wpatrując się w swe przyszłe ofiary. Była łowczynią, więc atak musiał być poprzedzony odpowiednią obserwacją. Odległość od Uh Natha również była niewielka a połowa drogi wydawała się bezpieczną dla możliwych ewentualności. Czas mijał i nic nie wskazywało, by za wysoką kapłanką podróżował ktoś jeszcze. Może Aurora i jej ludzie zwyczajnie mieli szczęście? W końcu łowczyni zdecydowała się na podejście, które planowała od tak dawna. Liczba biorących udział drowów co prawda była znacznie inna niż pierwotnie zakładała, lecz mniej uczestników upraszczało wiele spraw. Wprawdzie marną trójkę mogła zgładzić sukcesywnymi sabotażami, które sprawdziły się na siostrach Sorianny, lecz jej ego potrzebowało czegoś diametralnie innego. Szansa była tylko jedna, więc ówcześniej Aurora sprawdziła wszystkie elementy planu. Zakładał on pozbycie się dwóch drowów pod Niewidzialnością oraz Ciszą, przez trójkę najemników. Zgodnie z oświadczeniem Sorianną miała zająć się sama Aurora. W prawdzie nie miała zamiaru kiwnąć palcem do momentu, w którym wysoka kapłanka nie zabije napastników. Z Rozproszeniem Magii sprawa była prawie gotowa. Na czas właściwego ataku został wybrany odpoczynek podróżnych.

Wszystko potoczyło się zgodnie z planem. Aurora za pomocą stalowej rózgi, nakazała bezimiennej niewolnicy Duaglotha okryć najemników niewidzialnością. Tym sposobem obstawa Sorianny zginęła gwałtowną cichą śmiercią. Sama kapłanka Beanth jednak natychmiast się zreflektowała jej magia zabiła jednego z najemników niemal natychmiast, boska energia popłynęła z jej szczupłych palców i pochłonęła drowa płomieniami. Wtedy jednak wyskoczyła na nią, kryjąca się do tej pory pod czarem niewidzialności Gorta. Kobiety wymieniły kilkanaście ciosów i bloków. Trzeba było przyznać, że najemniczka miała umiejętności i kiedy jej męski wspólnik do niej dołączył, dużo wskazywało na możliwe rozstrzygnięcie potyczki już wtedy. Sorianna nie dała się do tej pory poznać Aurorze jako wytrawna wojowniczka. Szczerze mówiąc, dała się raczej poznać jedynie jako nimfomanka i intrygantka. Jednak drobna kobieta była czymś więcej, była drowią szlachcianką i wysoką kapłanką pajęczej królowej. Jej ciało spowiły seledynowe języki plugawej magii, jej głos stał się metaliczny i zimny kiedy deklamowała swoje klątwy. Ciało mężczyzny poczerniało i upadło na skały niczym pusta skorupa. Gorta kontrczarowała i wciąż walczyła. Sorianna miała jednak więcej w swoim arsenale, kolejne zaklęcie oślepiło najemniczkę, Gorta wpadła w panikę i wtedy to Sorianna nakarmiła nią swój wężowy bicz. Spektakl łowczyni oglądała z lekkiego dystansu, chodząc raz w jedną, raz w drugą stronę, przyglądając się i zaczajając jak drapieżnik. W jednej ręce trzymała ukradziony z deugarów łańcuch, w drugiej wciąż miała rózgę. Jej zastosowanie mogło się przydać po raz ostatni. Aurora wybrała więc runę rozproszenia magii, niewolnica zaplotła zaklęcie. Nie było widać żadnego efektu. Jeśli czar działał, Sorianna o tym chyba nie wiedziała. Łowczyni skróciła dystans przygotowując łańcuchy do zaciśnięcia się na szyi kapłanki. Przed samym ich zarzuceniem za pomocą rózgi posłała w jej kierunku Kulę Ognia.

Trudno było w pierwszej chwili po ognistym rozbłysku stwierdzić, czy Sorianna miała jakąś ochronę przed ogniem. Jej ubranie nie miało. Zajęło się jak wysuszone grzyby. Aurora widziała, jak kapłanka macha rozpaczliwie rękami.

"No, dalej maleńka. Powalcz jeszcze trochę" - mruknęła do siebie Aurora nie mając najmniejszego zamiaru skracać jej życia w tym momencie, ani pozwolić, by zrobił to ogień. Stojąc parę kroków obok obserwowała jeszcze przez krótką chwilę, czy Beanthrytka wyciągnie jeszcze jakiś as z rękawa.

Po pięknych lokach Sorianny pozostał jedynie smród spalenizny, jednak kapłanka ogarnęła się na tyle szybko by zacząć się leczyć. Kobieta nie mogła widzieć swojej nemezis, zbyt zajęta była ratowaniem swojego życia, jednak odpełzła do pobliskiej ściany i przykucnęła. Drapieżny uśmiech pojawił się na twarzy Aurory. Niewidzialność była cholernie interesującym atutem, który przypadł jej do gustu. Chociaż pełne ukrycie nie było w jej stylu, a kiedyś musiał nadejść moment, w którym drapieżnik wyskakiwał z kryjówki, by raz a dobrze dosięgnąć swej ofiary. Rzuciła rózgę pod siebie i spuściła łańcuch, by ciągnąć go po skałach. Niewidzialność rozproszyła się dopiero wtedy, gdy Aurora zarzuciła pętlę łańcucha na szyi kapłanki. Skrzyżowanie ogniw łowczyni zamknęła gadzią stopą, którą poprowadziła głowę Sorianny na parter. Poparzona drowka, w ogóle nie podobna do kuszącej kobiety jaką Aurora ją zapamiętała, szarpała za łańcuchy panicznie starając się złapać oddech. Jednak ku swemu przerażeniu, zwiędła bardzo szybko i zawisła na pętającym ją żelazie. Kambiotka potrząsła jeszcze trochę kapłanką, puściła pętle i łapiąc ją za szyję uniosła jej twarz przed swoją. Nie była zadowolona. Przegrana z Kulą Ognia zmieniła oblicze Sorianny, a tego Aurora nie chciała. Mimo wszystko kontynuowała zaplanowane atrakcje. Szmacianą lalkę ciągnęła ze sobą, wciąż pewnie trzymając ją za szyję.

- Bierz swoją rózgę - zakomunikowała niewolnicy rozpraszając Ciszę.

Łowczyni pomaszerowała spokojnie od trupa do trupa doplatając ich nogi do ciągniętego za sobą łańcucha.

- Bierz linę i chodź za mną - rozkazała niewolnicy udając się w konkretnym kierunku.

Nieco po ponad 50 metrach ciągnięcia za sobą trupów na łańcuchu, i nieprzytomnej, przypalonej Sorianny, wszyscy trafili do skupiska nacieków skalnych. Kambiotka nie chciała niczego robić podczas nieświadomości swojej ofiary. Kapłanka musiała ją odzyskać, choć w stopniu minimalnym i bez dostępu do gardła. Po raczej długim czasie Sorianna zaczęła odzyskiwać przytomność, można było to poznać po jej jęczeniu. Jej policzki były oklepywane szorstką wielką łapą kambiotki, która domagała się uwagi.

- W….w….w…. ...ody…. wody… - jęczała otwierając jedno oko. Głos drowki był ochrypły, ledwo słyszalny.

- Wody - powtórzyła Aurora do niewolnicy wpatrując się w swoją ofiarę. Milczała dłuższą chwilę, po czym w końcu się odezwała. - Wyglądasz obrzydliwie, ledwie można cię rozpoznać.

Zamilkła ponownie, smakując kontrolę nad drowką, którą potrzebowała sobie odbić. Była całkiem spokojna jak na to, co miała jej zrobić. Jej wygląd raził dość znacznie w odczucia estetyczne, co sprawiało, że nie mogła nacieszyć się wszystkim tak jak zakładała.

- Jak będziesz niegrzeczna to tamta znowu cię podpiecze.

Aurora poczekała na bukłak wody przyniesiony przez niewolnicę. Otwierając korek oblała głowę kapłanki i wlała nieco do jej ust.

- Osobiście się nie znamy, ale i tak wiesz kim jestem, a ja wiem kim ty. Odpuśćmy sobie uprzejmości. Za to znasz... znałaś... tamtych... - wskazała ciała Gorty i dwóch samców spętanych łańcuchem za nogi. - Opowiedzieli mi co nieco o tym, co działo się w Uh Natha.

Drowka rozpaczliwie starała się złapać płyn w usta, daleka była od prób prowadzenia dyskusji. Bukłak raz jeszcze przechylił się do ust kapłanki, by ta mogła nadrobić pragnienie.

- Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię - rzuciła stanowczo oczekując świadomej reakcji.
Skatowana Sorianna wlepiła pełne wściekłości i strachu opalone oczy w swoją nemezis.

- Sprzątnęłaś nie tę drowkę, którą powinnaś i zaje*ałaś coś, co miało należeć do mnie. - Aurora przyciągnęła nieco bliżej jej twarz do swojej. - Powiesz mi gdzie jest jej naszyjnik.

Sorianna otworzyła szeroko zdziwione usta, samo w sobie musiało być bolesne.

- J.. ni… co..? kt… - jedyne co było pewne to to, że kobieta nie wie o co chodzi, co cieszyło Aurorę i wcale nie przeszkadzało.

- Utopiona pinda miała na sobie cały czas naszyjnik. Ten, którego nigdy nie ściągała. Musiałaś go widzieć pieprząc się z nią godzinami. Gdzie on jest?

Do Sorianny dopiero doszły zmysły.

- Został na niej, kiedy zabierała ją straż. Pewnie leży teraz gdzieś na dnie jeziora.

- Został? Przecież znasz się na towarach. Nie zostawiłabyś go. Bez pier*olenia, twoje siostry go mają?

- …siostry? ... Tak! Siostry go mają, oczywiście - zaczęła nawijać. - Wiem jak je podejść, o tak, mogę ci pomóc, jestem ci potrzebna… żywa!

- Czemu nie są z tobą?

- …polecenie Opiekunki, musiały ruszyć oddzielnie.

- Jakiej, kur*a, Opiekunki, jak ty od dekadni nie ruszyłaś dupy z Uh Natha? Masz też cały wasz towar.

- No... ale to prawda, prawda prawda - zapierała się.

- Pier*olisz - skwitowała Aurora. Obróciła się lekko w bok, ciągnąc za sobą Soriannę, i wskazała trupy swoich najemników. - Oni twierdzą, że ta utopiona pinda poszła na dno za kradzież i zabójstwo dwóch drowek. Ty akurat jesteś bez swoich sióstr. Przypadek? Nie sądzę.

- Kłamią, wszyscy kłamią - zapierała się dalej.

- Też pomyślałam o tym samym - przyznała kiwając lekko głową. - Dlatego chciałam usłyszeć to od tych samych deugarów, którzy ją topili - zapowiedziała, uśmiechając się podle, choć nie precyzując rezultatu domniemanej rozmowy.

Kapłanka zawahała się.

- Oni też kłamią! ... Taki był plan, tak! Siostry upozorowały wszystko by niepostrzeżenie opuścić Uh Natha. Polecenie Opiekunki!

Łowczyni uniosła lekko brwi nie będąc zbytnio przekonana.

- Łysy deugar z siwą brodą i gardłowym głosem wydawał się dość przekonany, co do swoich słów. Gdy dopytywałam o naszyjnik stwierdził, że nie było żadnego naszyjnika a jedynie siniaki na szyi. Więc... Skoro już ustaliłyśmy, że sióstr pozbyłaś się sama... To powiedz mi lepiej, gdzie schowałaś ten naszyjnik?

- Oni wszyscy są łysi! I kłamliwi! Siostra zabrała go ze sobą, naprawdę!
Aurora kręciła powoli głową nie będąc usatysfakcjonowana taką odpowiedzią. Jej szponiasta łapa zaciskała się mocniej na szyi kapłanki. Obolała kapłanka zabulgotała starając się złapać powietrze.

- Lepiej na tym wyjdziesz, jak będziesz ze wszystkim szczera - zakomunikowała po chwili odpuszczając niego uścisk.

Sorianna odkaszlnęła.

- Siostry nie żyją… - wydukała wreszcie - i nie wiem nic o naszyjniku.

Kambiotka uśmiechnęła się jednocześnie mściwie i z satysfakcją.

- Nie możesz nic wiedzieć o naszyjniku, bo nie zwracałaś na niego uwagi... Poza tym już go nie ma. Łysych też nie ma. Pazerność ich zgubiła. A ci... Cóż... Pachołki zawsze idą na straty.

W chwili przerwy Aurora przypatrywała się się swojej ofierze. W końcu spojrzała gdzieś za nią i zdecydowała ruszyć w wybranym przez siebie kierunku niosąc kapłankę za szyję.

- Nie interesuje mnie ani naszyjnik, ani złoto, ani cokolwiek, co przytargały twoje siostry z powierzchni. Jestem tu, by cię zabić i nie możesz zrobisz nic, by to zmienić. Umrzesz, a ja postaram się by byś zdychała w największych męczarniach, jakie mogę tu zorganizować. Wiedz, że nigdy tego nie robię. Wolę szybką i brutalną śmierć. Acz... Ty zasługujesz na specjalne traktowanie.

- Przestań, przestań! Kiedy moja rodzina się o tym dowie zmiażdżą Olathkyuvrów, rozumiesz?! Rozumiesz?! - odgrażała się ale w jej głosie słychać było już tylko panikę.

- Dowie...? Niby jak? Oficjalnie zabójczyni twoich sióstr została złapana i skazana. Bezimienne pionki były pod znakiem Aleanviirów. Mnie nie widziano w Uh Natha. Ty wyruszyłaś w podmrok tylko z dwójką ludzi, bez przewodników. Wypadki chodzą po drowach - skwitowała stając przy wysokim i ostrym stalagmicie. - Zgubiła cię pazerność. Ja przyszłam na gotowe. Nie musiałam się nawet wysilać ani używać rękoczynów. Ciągle jestem spokojna jak baranek. Wysoka kapłanka Baenth została pokonana przez... to - spojrzała na niewolnice. - Zakatowane ciało nieposiadające własnej woli. Na prawdę chcesz, by dowiedzieli się jak jesteś warta mniej niż animowane zwłoki i zmarnowałaś wszystko, co tobie dali? Lepiej zachowaj twarz i zemrzyj w ich niewiedzy.

- Ale, ale, ale… nie musisz mnie zabijać! Mogę dać ci dowód, jakiś, przecież nikt się nie dowie! - błagała Sorianna.

- Bardzo dobrze wiesz, czym to się skończy. Obojętnie, co zaoferujesz, nie zmienisz swojego losu. Co do zachowywania twarzy... Wyglądasz jak gówno... Wybacz, nie spodziewałam się, że pójdziesz z dymem jak suszony mech. Nie wyprowadziłaś mnie jeszcze z dobrego humoru, więc pozwolę tobie odejść z klasą. Doprowadź swój wygląd do stanu używalności. A ty - zwróciła się do niewolnicy - wyciągnij z gratów jej czerwoną suknię. Może nie poszła z dymem.

Pozostawiona na jakiś czas we względnym spokoju Sorianna podniosła modlitwy to Pajęczej Królowej i jej ciało zaczęło się regenerować. Jednak kolejny czar sprawił iż w jej dłoni znalazł się widmowy bicz, którym natychmiast chlusnęła w twarz kambionkę. Ta z zaciśniętymi zębami przyjęła cios wpatrując się tam, gdzie uderzenie zaprowadziło jej wzrok. Zagotowało się w niej a wewnętrzny spokój gwałtownie zniknął.

- Wróć - warknęła do niewolnicy zaciskając przy tym łapę na szyi kapłanki. Spojrzała na swoją ofiarę wściekle wyrywając jej wyczarowaną broń z dłoni. - Nigdy... Mnie... Nie wkur*aj! - wycedziła między zębiskami unosząc na końcówce dwugłos demonicznej krwi. Odrzuciła bicz na bok i złapała kapłankę za dłoń, w której go trzymała. Zrobiła parę kroków i z impetem uderzyła jej ramieniem o chudy naciek.

Sorianna zawyła z bólu, zaś dzięki wcześniejszemu podleczeniu miała masę wigoru by wierzgać się jak oszalała. Pogarszało to tylko jej sytuację, bowiem łowczyni była skora kontynuować. Chwytała za kolejne części kończyn, by łamać je naciekach do momentu, w którym łamały się one, lub jej kości. Mimo agresji, pilnowała, by nie były to złamania otwarte. Kapłanka nie mogła się wykrwawić. Miała zostać pozbawiona użyteczności rąk i nóg.

Kobieta wyła jakby ją ze skóry ktoś obdzierał… już. Po przetrąceniu obu nóg, zemdlała. Nabuzowana kambiotka oddychała głęboko a nieprzytomna zwisała w jej łapsku jak sflaczała lalka. Uniosła ją do góry, by spojrzeć na jej twarz bez opuszczania głowy. Zabawa dopiero się zaczynała, a kapłanka musiała był podczas niej przytomna. Inaczej nie miało to sensu. Inaczej Aurora nie była w stanie odbudować poczucia własnej wyższości. Pozostawiła na chwilę pokruszone nacieki i podeszłą do upuszczonego bukłada i zaczęła ją cucić. Kiedy Sorianna tylko odzyskała przytomność, natychmiast zaczęła biadolić z powodu ran.

- Miałaś swoją szansę - łowczyni rzuciła zabierając się za wybrany na początku wąski i wysoki stalagmit. - Teraz dokończę to, co przerwał twój cynizm. Dwóch nie będzie... Ale jeden powinien wystarczyć

Sorianna wrzeszczała ile sił w płucach. Problemem przy nabijaniu na pal, jak doskonale zdawała sobie z tego sprawę Aurora, było zawsze precyzyjne ułożenie ofiary. nie chciało się przecież, by ostrze wyszło brzuchem czy plecami, to skróciłoby znacznie agonie i zepsuło cały efekt. Kambionka musiała więc najpierw dokładnie i głęboko osadzić czubek skały w ciele drącej się z całych sił drowki. Jednak opłacało się… nawet kiedy Sorianna musiała być wybudzana jeszcze cztery razy… Pijana od dominacji przyglądała się swojemu dziełu smakując wypełniające ją uczucie. Jego źródło musiało cały czas być przytomne. Gdy nie było - należało je ocucić. Gdy było - rozsiadała się na skałach i obserwowała, jak zaklęta.
 
Proxy jest offline  
Stary 03-02-2017, 20:56   #40
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Jęki Sorianny niosły się długo po okolicznych jaskiniach, podobnie jak świąd krwi i śmierci. Padlinożerne robactwo oraz złowieszcze szczury prędko spełzły się na wieczerzę. Kły i szczękoczułki rozszarpały wpierw umarłych, ale i nabita na stalagmit jęcząca kapłanka zaczęła być trawiona na długo przed tym, zanim jej serce przestało bić… Wszystkiemu przyglądała się łowczyni, a widok jak i absolutna dominacja nad swoimi ofiarami, namieszała w głowie i wypełniła myśli pierwotnymi i dzikimi instynktami. Aurora zagalapowała się a jej drapieżne zachowanie nie hamowane niczym i nikim wypełniło ją w całości. Jej zadanie pozbycia się czterech wysokich kapłanek Beanth zostało wykonane, choć w tym momencie wcale ją to nie obchodziło. Łowy zostały zakończone. Po łowach wracało się do domu.
Podróż przez Podmrok trwała kilkadziesiąt cykli, ale Aurora w swoim własnym ciele nic nie krępowało, miała co prawda ogon w postaci “przedmiotu” Duaglotha, ale zawsze mogła kazać niewolnicy latać. Doprawdy umysł drowki musiał być wspaniale przeżarty, kobieta potrafiła rzucać zaawansowaną magię mimo iż nie posiadała żadnej woli.

Mimo iż Łowczyni straciła cały swój ekwipunek i oczywiście nie posiadała swoich insygniów, olbrzymia kambionka była dość dobrze znana przez straże u bram Sel Natha. Na tyle dobrze, że męscy strażnicy wiedzieli lepiej, by w ogóle nie wdawać się w żadne dyskusje, a najlepiej obserwować czubki swoich butów. Strażniczki zaś uprzejmie przepuściły Pierwszą córkę dziewiątego domu a ewentualne komentarze, zachowały dla siebie i to na czas, gdy uszy Aurory znajdowały się już bardzo, bardzo daleko.

Przefrunięcie do rodzinnego kompleksu odbywało się już bez jakichkolwiek zakłóceń, kilku unoszących się w powietrzu czarodzieji skomplementowało jedynie urodę nagiej Olathkyuvrki.

Kiedy stopy Aurory dotknęły rodzinnej ziemi, kobieta ruszyła poprzez dziedziniec, spojrzała ku wieży gdzie zapewne siedział teraz Duagloth, stanęła i zmierzyła wzrokiem budynek, jeśli tam był i teraz patrzył niech wie, że i ona patrzy na niego.

- Spier*alaj do swojego kojca - mruknęła pod nosem mając na myśli niewolnice, choć patrzyła w kierunku wieży. Zwolniła ją ze służby, lecz wciąż była w posiadaniu magicznej rózgi, z którą jeszcze nie miała planów się rozstawać.
Niewolnica bez słowa ruszyła w kierunku wieży czarodzieja.

Długa chwila minęła zanim odpuściła myśli skierowane do Paskudy, i obrała inne. Ruszyła pewnym krokiem w stronę wejścia, a im bliżej jego była, bym jej humor i wyraz twarzy poprawiał.

- Gdzie jest moja ulubiona siostrzyczka?! - odezwała się dość znacząco, gdy minęła futrynę. Z szalonym uśmiechem skierowała się do komnat Fyrfrii.
Siostry tam jednak nie zastała, komnata była opustoszała a jedna z młodszych drowek poganiała właśnie dwóch goblińskich sprzątaczy.
- Filfriia zaginęła, Pani - odpowiedziała dziewczyna pochylając głowę gdy tylko nadeszła Aurora. “Zaginęła” znaczyło tyle co “nie ma jej i już nie będzie”.
Uśmiech kambiotki szybko zamienił się w niezadowolenie, a następnie w złość.
- Jak to... Kur*a... "Zaginęła"...? - warknęła zbliżając się do niej i przekierowując swoje emocje jakby to młoda drowka była wszystkiemu winna.
Dziewczyna skuliła się, przed olbrzymią kambionką.
- Pani Straszliwa, długo cię nie było… - zaczęła drowka. - Wielu domowników “zaginęło” po rytuale w kaplicy, w tym Lorash i Filfriia, nikt ich od tamtego czasu nie wydział. Aeriel i Ky’rol zaś wyruszyli poza miasto wiele cykli temu.
Zaciśnięte zęby i pięści musiały przetrawić wieści, które zmieniały dość znacznie sytuację na szachownicy domowej hierarchii. Lubiana przez Aurorę niezmienność prysła i nic nie było tak, jak było kiedyś.
Aurora dała upust swojej frustracji poniewierając kilkoma meblami po pomieszczeniu. W drodze do swoich komnat zaczepiła ją jakaś młodziutka drowka, chyba jedna z córek Filfrii, albo jej wnuczek.

- Wybacz księżniczko - dziecko dygnęło przed kambionką której ledwo sięgało do pasa. - Wielebna oczekuje cię w komnacie audiencyjnej.

- Niech czeka - zbywalczo rzuciła kambiotka, nie zatrzymując się ani nawet nie zwracając uwagi na dziecko.

Szybkie tempo kroków z ciężkim stompaniem doprowadziło ją do własnego legowiska. Środek wyglądał tak samo, jak każdego jej powrotu. Zbierający się kurz był zbierany przez Sabala, szorstkie poduszki były ułożone na swoim miejscu, a wieczny ogień ciągle płonął. Łowczyni musiała zmyć z siebie podmrok czerwonymi językami i emanować zapachem popiołu...

***

Komnata audiencyjna

Aurora zauważyła, że straż niemal całkowicie składa się z nowych osób, Pierwsza córka rozpoznawała zaledwie garstkę twarzy. Prawdziwym zaskoczeniem było jednak oblicze samej Opiekunki.
Oloare w przeciągu kilkudziesięciu cykli jakie minęły, od czasu kiedy córka widziała ją po raz ostatni, zdążyła chyba postarzeć się o całe stulecia. Kambionka miała poważne problemy, by w zasuszonej staruszce o skrzypiącym głosie dostrzec swoją matkę.
- Jakie przynosisz wieści córko? Czy moja prośba została dopełniona? - zapytała Opiekunka stojącą u podnóża jej tronu Aurorę. Duagloth stał w cieniu za plecami Oroale.

Szok wymalowany na obliczu kambiotki był największym jaki dotąd widziano. Zaniemówiła na stan matki i wielkimi oczyma wpatrywała się w nią bez żadnej odpowiedzi.
- To miała być prowokacja... - rzuciła cicho do siebie pod nosem, mając na myśli ostatnie jej słowa na audiencji, w których mówiła o obawach powrotu z łowów do domu, który przestał istnieć.

- Wypier*alać... Wszyscy... - rzuciła w eter wciąż wpatrując się w skorupę matki.
Strażniczki nie drgnęły, Duagloth ścisnął usta, natomiast opiekunka pozostała niewzruszona.

- WYPIER*ALAĆ POWIEDZIAŁAM! - wrzasnęła dwugłosem obracając się do obstawy rozpościerając skrzydła, by podkreślić swoje żądanie. Strażniczki mimo wielkiego niepokoju pozostały na pozycji, zerkając jedynie na swoją Opiekunkę. Kambiotka nie dała za wygraną i w pomruku złości ruszyła w ich kierunku.
- Wyjść… - Opiekunka westchnęła machając niedbale suchą dłonią na swoje strażniczki. Kobiety skłoniły jeszcze głowy i opuściły dość pośpiesznie pomieszczenie, a dopiero zamknięte drzwi zmieniły plany łowczyni. Ta obróciła się i skierowała z powrotem do tronu.
- Spier*alaj do swojej budy - warknęła rozkazująco do maga, nabuzowana całą sytuacją, która nie powinna się w ogóle zdarzyć. Opiekunka prychnęła.
- Mam nadzieję, że zamierzasz mnie oświecić, córko, czemu rozkazujesz w moim domu?
- Wypier*olę cię przez okno, jak sam nie opuścisz sali - przecisnęła agresywnie przez zębiska do maga.
Duagloth spojrzał pytająco na Opiekunkę, starucha machnęła ręką.
- Jakkolwiek wiem, że chciałbyś to zobaczyć, możesz wyjść - powiedziała do maga.
Minęła dłuższa chwila, podczas której mag opuścił pomieszczenie, a kolejne myśli przepłynęły przez głowę łowczyni. Jej wścieklizna została dodatkowo zmieszana obrzydzeniem na widok matki. W końcu zbliżyła się do zajętego tronu, nabrała pełne płuca powietrza i wrzasnęła na rodzicielkę z agresją, wyrzutem o demonicznym dwugłosem.
- CO TO SIĘ, DO KUR*Y NĘDZY, ODPIER*ALA???!!!
Starucha wysyczała kąśliwe zaklęcie i wycelowała wysuszoną rękę w swoją córkę. Z koniuszków palców Opiekunki popłynęły w stronę Aurory czarne jak smoła strumienie dymu, który momentalnie wdarł się przez usta, nos i uszy do wnętrza kambiotki. Łowczyni poczuła trującą słabość, bezsilnie opadła na kolana.
- Jeśli coś do mnie mówisz dziewczyno, dobieraj słowa ostrożnie - poradziła Opiekunka beznamiętnym tonem.
Tułów łowczyni przechylił się od własnego ciężaru do przodu. Wyprostowane ramię z zaciśniętą pięścią na szczęście powstrzymało dalszy upadek. Z resztą ciała opadły też skrzydła, zasłaniając ją w podobny sposób jak mogłaby zasłonić się ramionami. Tak zwinięta pod nogami matki trwała przez chwilę w fizycznej słabości. W środku zaś kipiało od wściekłości, w której najbardziej doprowadzała Aurorę do szału obojętność matki. Nie widziała problemu w niczym. Dalej zachowywała się ambiwalentnie i władczo, bez żadnej świadomości, co tak na prawdę ma miejsce. Wcześniej przez jej zachowanie emanowała siła. Teraz zaś... Nie reprezentowała sobą nic.
Aurora, mimo wszystko, dalej nie mogła się liczyć z magiczną mocą swojej matki. Rzucona klątwa choroby była wystarczająco silna, by następne nawet niezbyt wyrafinowane uderzenie przypieczętowało jej los. Wciąż jednak była to choroba, a Aurora wciąż była łowczynią. Znaczny fragment życia spędziła w warunkach i miejscach, w których choroby, robactwo i pasożyty, szerzyły się na potęgę. Bez umiejętności ich opanowania, umarłaby nie dożywając połowy swojego dotychczasowego życia. Nie mogła poruszać się w atutach matki, mogła jedynie grać na własnych zasadach. Tak się składało, że była zasłonięta tuż pod jej nogami... Nie dała za wygraną i korzystając z sumy małych okazji poruszyła się wpierw powoli, by nagle wyskoczyć z wielkimi łapami ku szyi rodzicielki, które było skutecznym najsłabszym punktem magów. Skrzydła objęły splątane osoby wraz z tronem i przysłoniły oświetlenie zabierając kolory z ciasnego zwarcia. Twarz Aurory nie mogła się zdecydować jaką emocję wyrażać najbardziej. Na zmianę pojawiała się wściekłość, obrzydzenie, rozczarowanie i zawód.
- Filfriia i Lorash nie wrócili. Aeariela i Ky'rola wysłałaś w podmrok - syczała z jadowitą agresją a na głos wydobywał się jej czarci głos. - Ściągnęłaś z szachownicy wszystkie figury. Za drzwiami jest pier*olony żłobek! Jesteśmy słabi jak nigdy. Do czego ja tu, kur*a, wróciłam?! Kpisz sobie ze mnie?! Kpisz sobie z nas?! Popatrz na siebie! POPATRZ NA SIEBIE! - darła się, siłą uścisku jak i potrząśnięciami, zmuszając matkę, by ta w końcu poddała zachowanie, które rozjuszało kambiotkę do czerwoności.
Aurora czuła w swoich łapskach jak kości w karku matki gruchają. Rodzicielka jednak nawet się nie zasłoniła. Wtedy dopiero łowczyni zrozumiała: matka nawet nie oddychała. Trupi wzrok Opiekunki skupił się na Pierwszej córce, pod wpływem naprężenia, jakie zafundowała kambionka skórze matki, prawa gałka oczna powoli zaczęła wypływać do przodu, za nią wiała ciemność. Opiekunka położyła swoje suche dłonie na ramionach Aurory i wtedy słabość uderzyła półdemonicę z nową siłą.
- Patrzę… skończyłaś? - odpowiedział jej suchy głos Opiekunki.
Zwiędnięty zapał po chwili został ponownie nadrobiony oczyszczeniem choroby. Ręce Aurory zmieniły uchwyt w paru ruchach po odzyskaniu sił. Jedna ręka chwyciła przedramiona rodzicielki, by nie dać się dotknąć, druga zaś z braku lepszych pomysłów sięgnęła ponownie do szyi. To, co łowczyni widziała dezorientowało ją, lecz rozpędzona emocjami, a w szczególności wciąż niezmiennym zachowaniem matki, nie miała w planach nic kończyć.
- Coś ty ze sobą zrobiła?! Wyglądasz jak suszony mech. Zrzucę cię na podłogę to rozsypiesz się jak piach. Zwieje cię pierwszy przeciąg w tunelu. Czyj to był pomysł?! Duaglotha? Je*aniec oblazł cię ze wszystkich stron a ty nawet tego nie widzisz. Jesteś żałosnym, je*anym, pruchnem i masz jeszcze czelność siedzieć na tym tronie?! Kpisz sobie ze mnie?! Pomyślałaś, co się stanie, jak ktoś zobaczy cię w takim stanie?! - Aurora we wściekłości na zmianę syczała jadem i wykrzykiwała. Po tych słowach zamilkła na chwilę, jakby w zawahaniu, by jednak z rozpędu podjąć decyzję. - Niedoczekanie... - syknęła gniewnie i pociągnęła matkę w swoim kierunku ściągając ją z tronu.
Ręce miała co prawda zajęte, lecz jej masywne nogi z gadzimi zakończeniami były wolne i miały w sobie sporo energii. Tok rozumowania Aurory, podyktowany przez emocje, nie mógł dopuścić do siebie, by być uległą wobec osoby tak słabej. W jej mniemaniu rządziła siła, która była widoczna. Uświadomienie innych domów, co wyprawia się z Opiekunką Olathkyuvr sprowadziłoby tylko zagładę na cały dom, gdyż najważniejsze ogniwo okazałoby się najsłabsze, co przyciągęłoby wiele pokus. Łowczyni wciąż jednak była zachowawcza. Nie mogła jeszcze przejąć domu, potrzebowała silnej matrony, podczas panowania której mogłaby rozwiązać własne problemy. Nie mając silnej matrony... Trzeba było po prostu nie okazywać tego, póki sprawy nie wrócą na właściwe tory. A tą kwestię... można było rozwiązać prostolinijnie pozbywając się tronu, którego nie przystoi nie mieć przy audiencjach.

Przez chwilę Matka wisiała w dłoniachi swojej córki jak pacynka.
Łuski posypały się na podłogę i Aurora mogła zobaczyć, jak mięśnie rąk w których trzyma swoją matkę więdną. Po chwili całe ciało pierwszej córki zaczęło się trząść w konwulsjach, najpierw mięśnie skurczyły się, później zaczęły pękać kości. Aurora nawet nie zorientowała się gdy ból stał się tak straszny, że nie miała już nawet siły krzyczeć.
- Mogłabym obserwować jak twoje mięso rozpada się na mojej podłodze, mięso które wykarmiłam własnym mlekiem, jesteś moją własnością. - powiedziała Opiekunka kładąc swoją martwą stopę na twarzy konającej córki.

- Nie zrobię tego chwilowo tylko dlatego, że potrzebuję macicy którą trzymam w twoim ciele. Będziesz rodzić dla mnie dzieci, tylko ode mnie zależy kto będzie cię pokrywał. Jednak nie śpieszy mi się, najpierw poznasz co to ból…


***

Gdzieś…
Aurora nie miała pojęcia jak długo przebywa w totalnych ciemnościach, jej kości były łamane, zaleczane i znowu łamane. Była bita, podtapiana, znów bita, trochę podleczana i znów bita. Kambionka nie była w stanie stwierdzić ile czasu to trwa. Pewnego razu pozwolono jakiejś bestii pożreć jej skrzydła, innym razem cała gromada niewolników pieprzyła ją do utraty przytomności. Łowczyni nie pamętała już kiedy pozwolono ostatni raz odrosnąć jej wybitym zębom, lub oczom… Pozwolono jej jednak słyszeć, słyszeć jak zbliża się kolejny kat, kolejny gwałt, kolejna bestia.
Znów usłyszała otwierające się drzwi, Łowczyni rozróżniała już kroki wszelkiej maści niewolników czy drowich strażników. Te były inne.
- Bądź pozdrowiona Pierwsza Córko… - głos Duaglotha ociekał słodyczą.




Koniec
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 03-02-2017 o 21:12.
Amon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172