Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-09-2016, 00:05   #11
 
Demogorgon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znany
W pewnym momencie, nawet nie bardzo wiedząc kiedy, palce Tili zawędrowały po ramieniu Mirnarka do jego szyi, ewidentnie chcąc zwędzić sakiewkę. Na nieszczęście Sroczki, minotaur wyczuł ruchy jej drobnych paluszków i w porę odsunął głowę i delikatnie, chwycił ją za rączkę.
Kenderka chwyciła paluch mężczyzny i też go trzymała, ciesząc się, że oboje trzymają się za ręce. Wesoła, uśmiechała się niewinnie i wyczekująco. Chyba chciała jeszcze porozmawiać, ale grzecznie czekała, aż mężczyzna skończy jeść.
- Czy coś cię trapi? - Zapytał minotaur zrezygnowany. Taka już natura tej rasy, powtórzył sobie w myślach. Może przynajmniej dalsza rozmowa powstrzyma lepkie palce Kenderki?
Tak, najwyraźniej na to właśnie czekała, bo uśmiechnęła się jeszcze szerzej nie puszczając jego ręki. - Czy chcesz zobaczyć moją mapę? Mogę ci opowiedzieć gdzie byłam i co robiłam, albo może chcesz poznać Dzikiego Mlaska? Na pewno nie chcesz dołączyć do konkursu? Nocujesz w tej ciekawej karczmie? Jak tak, to w którym pokoju? Może cię odwiedzę i pokaże ci moją mapę! - Sroczka bardzo dobrze czuła się w towarzystwie minotaura, co doskonale było widać. W zasadzie... to młoda kenderka miała wrażenie, jakby znała go od zawsze, a nie od kilku chwil, a jako, że od baaaardzo dawna nie miała okazji z kimś posiedzieć i porozmawiać, za wszelką cenę starała się utrzymać Mirnarka przy sobie. Kto wie? Może nawet za nim pójdzie, dokądkolwiek miał zamiar się wybierać? -A tak w ogóle to skąd jesteś i gdzie się wybierasz? A może, jesteś tutejszy? Och! Są tu gdzieś jeszcze inne krowie pyski tobie podobne??!! - podekscytowana, obejrzała się za siebie strzelając spojrzeniami na boki. - Miałam tak nie mówić… przepraszam. - albinoska skarciła się pod nosem po czym wlepiła kolejne wyczekujące spojrzenie w wojownika.
-Pozwól mi zjeść, a potem możesz pokazać tę mapę. A może wolisz po konkursie? Chyba zaraz się zacznie. - Mirnark Wskazał na tłum zbierający się do konkursu. -Potem możemy porozmawiać o czym tylko zechcesz. - Zaproponował. Był szczery. Można było przywyknąć do rozmowy z Kenderką, zwłaszcza tek niewinną i sympatyczną jak Tili. Grzecznie zdjął ją z kolan i postawił na ziemi. -Biegnij już. Będę ci kibicował. - To też była prawda. W końcu nie chciał aby taka miła osóbka cierpiała jutro z powodu nieprzyjemnych konsekwencji picia, znanych pod mianem kaca.
Kobietę najwyraźniej uspokoiło, że będzie jakieś “później”, gdyż wesoła pobiegła w tłum, machając na pożegnanie, a może na zwrócenie uwagi, minotaurowi. Podskakując wśród mężczyzn, zawzięcie kogoś lub czegoś szukała. Zaniepokojona przedrałowała nawet na czworaka między nogami gawiedzi, głośno wołając Silvanę Dzikiego Mlaska. Niestety… albinoska dość szybko przekonała się, że wilczura nie ma już w karczmie. Czy ktoś wyrzucił poczciwą sukę? A może znalazła swojego właściciela? Kenderce nie było dane się dowiedzieć, gdyż większość nie kojarzyła lub nie chciała kojarzyć w obecności przedstawiciela jej rasy.
Zawiedziona Tili, wygięła ustka w podkówkę i zasmucona zajęła swoje miejsce przy stole konkursantów. Teraz picie nie wydawało się takie fajne i ekscytujące…*
 
Demogorgon jest offline  
Stary 04-09-2016, 11:53   #12
 
Corrick's Avatar
 
Reputacja: 1 Corrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwu

Gdy tylko Tili zajęła miejsce przy stole, Edelmann zarządził start konkursu z głośnym śmiechem. Na początku, przed sześciu uczestników konkursu, przyniesiono kufle wypełnione czerwonym piwem z lekko różową pianą. Było mocno gorzkie w smaku, lecz nie można było nie docenić głębi smaku Czerwonego Karła. Odwrócono odpowiednio klepsydrę, kolejka się rozpoczęła. Nie minęło jednak dziesięć minut, a przed wszystkimi uczestnikami, nawet przed kenderką (!) kufle stały puste. Tę rundę przetrwali wszyscy.
- Bardzo dobrze, mała Tili! Oby tak dalej! - mruknął krasnolud, klepiąc kenderkę po plecach.

Postawiono przed uczestnikami następne kufle, z piwem o tak ciemnej bardziej, iż Sroczka zaczęła się zastanawiać, czy nie jest to czasem warzona smoła. W smaku jednak Gwałtowny Wąskodupiec był słodkawy, więc zasmakował albinosce. Ponownie odwrócono klepsydrę, a po następnych dziesięciu minutach cztery puste kufle ustawiono na stole. Natomiast dwóch pijanych uczestników odciągnięto od stołu.

Edelmann wstał i rzekł głośno: - Ha! To ci dopiero! Nasza Sroczka wyrasta na nowego pretendenta! - mówiąc te słowa trzymał się lekko stołu. Czyżby to nie było jego dzień? Jednak to miało okazać się za chwilę, gdyż postawiono przed nimi kufle z ciemnozłotym napojem, Pijanym Trzmielem. To piwo było... zwyczajne. Ale na tyle mocne, by położyć ponownie dwóch zawodników. Pozostała jedynie Tili i Edelmann.
Krasnolud spojrzał podejrzliwie na Sroczkę. - Czyżbyś, droga Tili, używała jakichś wspomagaczy? Cóż, zobaczymy jakie z ciebie ziółko, gdy wypijesz Toczącego się Kendera! - powiedział głośno, a następnie kazał się nachylić siedzącym wokół śmiałkom. Tak więc zarówno Talving, jak i Mirnark przychylili ucha: - Słyszeliście kiedyś o piracie znanym jako Arckham Treq? Nie? - spojrzał na nich zdziwiony. - Więc opowiem wam o nim trochę. Był to paskudny rębajło, który nie szczędził nikogo, a siał postrach nawet wśród minotaurów, co jest pewnym osiągnięciem. Powiadano nawet, że był ulubieńcem Zeboim. To imię chyba już kojarzycie, nie? - zapytał z przekąsem. - Widać, żeście nietutejsi... - pokręcił lekko głową. - Kapitan Arckham zginął kilkanaście lat temu, a plotka głosi, że pogrzebano z nim jego skarby. Ta się składa, że wiem gdzie go pochowano. - krasnolud błysnął oczami.

Tymczasem, przed Edelmannem i Tili postawiono kolejne kufle. Toczący się Kender był dziwny w smaku, lecz całkiem odpowiadał on Sroczce! Z dużą radością wypiła kufel, nawet szybciej niż krasnolud. Odstawiła kufel z donośnym hukiem, niemal krzycząc z radości, że udało jej się wypić szybciej niż Edelmann. Krasnolud spojrzał na nią z ukosa i rzekł:
- Ciekawym bardzo, jak pójdzie ci, droga Sroczko, z Postrachem Mórz... - jego oczy już lekko zaczynały się rozbiegać, jednak potrząsnął głową i skinął na barmana. - Co do kapitana Arckhama, wiem natomiast, że jego zwłoki spoczywają w miejscu zwanym Cmentarzem Zeboim. Owo miejsce odsłaniane jest jedynie przy całkowitym odpływie, a takowego nie było tutaj od czasów, gdy Malystryx pierwszy raz spaliła miasto... - westchnął i uniósł kufel w niemym toaście do Sroczki - Czekałem tyle lat, że chyba już potrzebuję pomocy. Pijmy, droga Tili! - i wychylił szklanicę piwa.

Postrach Mórz był piwem wymieszanym z rumem, parszywym i paskudnym w smaku. Każdy jego łyk wykrzywiał usteczka Tili w grymasie, lecz kenderka podołała i temu! Widać, bardzo była zmotywowana by wygrać z krasnoludem i zdobyć tytuł Mistrza! Tak, to była perspektywa, która dostarczała Sroczce dużą dozę radości.

Gdy dwa puste kufle znów uderzyły o stół, Edelmann spojrzał zamglonym wzrokiem na Białoboczkę, zamrugał kilka razy i podjął opowieść. - Według moich wyliczeń, taki odpływ ma nastąpić jutrzejszej nocy. Jest pewnie jeszcze kilka kwestii, które was interesują. Musielibyśmy wyruszyć najdalej w południe, gdyż do tego miejsca wiedzie tylko jedna droga – a są to ciemne tunele i skały, przez które trzeba się wspinać. Ale obiecuję wam, że nagroda będzie tego warta. Zyski podzielimy po równo, jak prawdziwi towarzysze broni! - niemalże krzyknął, zwracając tym uwagę Harana, który po incydencie z psem wrócił na swoje miejsce. - Gdybyście mieli więcej pytań, spotkacie mnie rano w dokach, gdzie pełnię służbę. A teraz, droga Sroczko, czas na Madame Butterfly! - krasnolud skinął na barmankę.


Kobieta postawiła przed krasnoludem i kenderką dwa kufle pełne lekko różowego piwa, o słodkim smaku i jednoczesnej wyraźnej goryczce. Zawodnicy stuknęli się w głośnym toaście, kufle powędrowały do ust, a po kilku łykach krasnolud zwalił się pod stół. Zaaferowana Tili dopiła piwo i z głośnym piskiem wskoczyła na stół.
- To jest nowy Mistrz Madame Butterfly! - krzyknął stojący za kontuarem barman. - Brawo dla Tili Sroczki! Sroczka! Sroczka! - tłum zaczął wiwatować i skandować jej imię. Konkurs zakończył się równie niespodziewanie, jak się zaczął.
 
__________________
Port Balifor - przygoda osadzona w świecie Smoczej Lancy - zapraszam do śledzenia!
Przez czas bliżej nieokreślony bez dostępu do sieci. Znowu...
Corrick jest offline  
Stary 06-09-2016, 13:55   #13
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Talving obserwował pijackie wyczyny kenderki z rosnącym zdziwieniem, ale to w końcu kender. Po nich można wszystkiego się spodziewać. Z nie mniejszym zdziwieniem przyjmował rewelacje krasnoluda. Co prawda sprawa jakiegoś pirata nie interesowała go w najmniejszym stopniu, ale nie dało się ukryć, że w jego sakiewce widać było już dno. Mimo, że nie chciał brać udziału w proponowanej przez krasnoluda awanturze ważąc raz za razem sakiewkę coraz bardziej się do tego pomysłu przekonywał. Zauważył tez to Rekus, który bezbłędnie wyczuł skrajne emocje trawiące przyjaciela. Zapiszczał cicho pocieszająco siedząc na ramieniu zaklinacza.

-Tak, tak przyjacielu. Potrzebujemy stali, przynajmniej ja. Tak, wiem, że w rynsztoku można znaleźć wiele smakowitych kasków, a ja nie potrzebuję jeść ani pić, ale mam też inne potrzeby. Jak to jakie? Badania szkodniku! I nie łaskocz mnie już tymi wąsami, wiesz, że tego nie lubię. Nie martw się, wystarczy, że ja się martwię. Obronię nas. Poza tym to ma coś wspólnego z przypływami, które wstrzymała magia Drapieżnicy. Może dowiemy się czegoś przydatnego. Że co? Kenderka? Tak, niesamowita jak wszyscy kenderzy. Powinieneś ich znać. Jest ich sporo w Balifor. Jeśli ci się spodobała bądź dobrej myśli. Coś czuję, że Edelmann ją również zwerbuje.

Kiedy krasnolud zwalił się pod stół Talving wstał i ruszył do barmana. Ustalił warunki noclegu i udał się do swojego pokoju.


***

Następnego dnia raźnym krokiem szedł ulicą w dokach. Dzięki swojemu wzrostowi i bystremu wzrokowi stepowego nomada z daleka wypatrzył ruda czuprynę krasnoluda.

-Edelmann! Panie Edelmann! - krasnolud widać nie doszedł jeszcze do siebie. Słysząc nawoływania wykonał niezgrabny zwrot niczym kupiecka krypa na kotwicy i ustawił się nieco bardziej frontem do "napastnika".

- Witam Panie Edelmann!- rozpoczął z przesadnie promiennym uśmiechem Talving-wygląda pan niezwykle rześko, nie do wiary, że brał pan wczoraj udział w konkursie- słowa te były tak bezczelnym kłamstwem, że Talvingowi spąsowiały czubki uszu a twarz krasnoluda stała się zacięta i nieprzyjazna.

-Ja w związku z pana propozycją. Wiem, że jeszcze trochę za wcześnie, ale wolę być za wcześnie niż się spóźnić. Chciałem po prostu dać znać że jestem gotów.

Zakończył swoja przemowę parodią marynarskiego salutu i popatrzył na krasnoluda w oczekiwaniu dalszych dyspozycji.
 
__________________
Zawsze zgadzać się z Clutterbane!
Ulli jest offline  
Stary 07-09-2016, 21:07   #14
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
I choć Tili po stracie czworonożnej znajomej, nie była pewna, czy konkurs aby na pewno będzie fajny… tak po drugim piwie stwierdziła, że mogłaby wyzwać Mirnarka na walkę na rogi (i na pewno by wygrała). Niestety kwestia kenderzego poroża nie została przez nią rozwiązania, gdyż po kolejnym kuflu, albinoska zapomniała o genialnym pomyśle na rzecz nowego…
A gdyby tak… ujeździć smoka.
Tak.
Zacny pomysł i godny takiej łotrzycy jak ona! Przez następne dwie tury Sroczka wyobrażała się na grzbiecie wielgachnej jaszczurki plującej ogniem, albo kwasem, albo piorunami, albo… piratami?
Nie, zaraz… smoki chyba nie mogą ziać piratami… a może mogą? Skąd u licha wzięli się jej ci piraci? Skołowana rozejrzała się pytająco po zgromadzonych, ale w głowie za mocno jej szumiało, by wyłapać i zrozumieć pojedyncze słowa.
- Błueee - starała się z tym kryć, ale miała już serdecznie dość gorzkich pianek i bąbelków, które kotłowały się w jej brzuchu, jakby chciały się czym prędzej z niego wydostać. Piła jednak dalej, nie wiadomo czy dla wygranej, dla sławy, zabawy… czy może zapomniała co tu właściwie robiła. Piła, bekała i dalej piła… aż wszystko wypiła, a zebrani wokoło dostali czystej euforii. To... jak oni dostali… to i Tili dostała. Zadowolona wskoczyła na stół piszcząc i skacząc niczym zając, by w końcu wystrzelić jak długa w kierunku minotaura, rozpościerając szeroko łapki. Biegła tak i biegła… by na ostatnim odcinku odbić się stopami od podłogi i rzucić się wprost w objęcia beczki przed ogromnym wojownikiem.
Mirnark szybko zabrał talerz z jedzeniem, nim mała Kenderka na niego wpadnie. A potem pośpiesznie dopił resztę zupy prosto z naczynia.
-Gratuluję wygranej. - Powiedział ciepło. -Dobrze się czujesz, młoda damo?
Zainteresowały go słowa Krasnoluda. Jutro zapewne sporo osób wybierze sie po ten cały “skarb”. Równie dobrze mogą natknąć się na jakiś mieszkańców jaskiń albo rabusiów. Powinien pójść z nimi.
Kobieta beknęła niczym zawodowy krasnolud, podnosząc głowę znad zrujnowanej beczki.
- Wygranej?Jakiejwygranej….atejwygrajejanowygrała mdziękuję… - Tili przeniosła się na czworaka, pełznąć niczym rozochocony bóbr wprost na kolana minotaura. Jej blada twarzyczka była cała czerwona, a czoło w miejscu spotkania z beczką, jawiło się niepokojącym fioletem i opuchlizną. - Czyjasiędobrzeczuję?Szyjaaaasyyyę… - najwyraźniej wraz z procentami, kenderzycy opadły wszystkie hamulce związane z szybkością jak i treścią pytlowania. Nawijała bez przerwy, bez wdechów i wydechów, nawijała co raz szybciej, choć bogowie wiedzą, czy tak się w ogóle jeszcze dało. -Syłyszyałeśopyratyach?Czyszmokiziejąpyratyami? - niczym pajączek, wspinała się po wojowniku, co raz wyżej i wyżej, po kolanach, na brzuch, z brzucha na rękę. Wisiała my na ramieniu nie dając się strącić, najwyraźniej chciała dostać się na sam szczyt. Na barzyste ramiona, uwieńczone rogatą głową. -Bogdyjatakpiłamtonagleniewiemczemupomyślałamopy ratyach,powiedźczysmokizionąpyraytami? - wijąc się jak piskorz, bujała mu się na wielkiej łapie, roześmiana i wesoła jak za dziesięciu.
Malutka rączka wystrzeliła ponownie w kierunku szyi minotaura, chcąc zerwać jego osobliwy naszyjnik, jednak pijana kenderzyca w ostatnim momencie straciła równowagę i musiała się przytulić do Mirnarka, by nie upaść na ziemię.
Minotaur westchnął i zdjął Kenderkę z siebie, a potem zaniósł ją w stronę karczmarza.
-Pan mi wskaże gdzie jest dla niej pokój. Młoda dama powinna chyba pójść już spać.
-Nieeeeeuuu! - albinoska choć wcześniej zadowolona z tulania się w Mirnarkiem, teraz poczęła wierzgać nogami, chcąc się wydostać.
Dlaczego minotaur chciał tak potwornie ukarać biedną Tili? Tego akurat nie wiedziała i… nie miała zamiaru się dowiadywać, chcąc czym prędzej czmychnąć w tłum biesiadników. -Rrrratunku! Sroczka nic nie zrobiła, Sroczka jest niewinna! POMOCY! - ręce łotrzycy, dołączyły do panicznie pedałujących nóżek, obijając się o wszystko i wszystkich.
Kenderka wyrwała się z delikatnych rąk minotaura i uciekła w stronę tłumu ludzi. Niestety, krążący w jej krwiobiegu alkohol po raz kolejny dał o sobie znać i Sroczka, chcąc wskoczyć na stół, zdemolowała go, tracąc przytomność.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 07-09-2016, 22:40   #15
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Niektórzy lubowali się w dziwnych rozrywkach, takich jak na przykład pijatyka aż do wpadnięcia pod stół. Co dziwniejsze - zawody w piciu stanowiły rozrywkę dla różnych ras. Najwyraźniej głupota nie stanowiła domeny jednej tylko rasy.
Miał tylko nadzieję, że to nie jest zaraźliwe, bo wtedy najlepiej by było opuścić karczmę i uciec na drugi koniec miasta.

Na szczęście nie założył się o wynik konkursu, bowiem - ku wielkiemu zaskoczeniu Harana to nie krasnolud został zwycięzcą wielkiej pijatyki. A kenderka miała jeszcze tyle siły, żeby sobie pobiegać po całej sali i pobaraszkować z minotaurem.

Haran, nie da się ukryć, cieszył się, że Sroczka obdarzyła swym zainteresowaniem właśnie siedzącego kawałek dalej rogacza. Haranowi w zupełności wystarczyło przedstawienie z głupawym kundlem w roli głównej. Na szczęście ten ostatni się wyniósł... Kenderka jako dodatek do psa, to już by był nadmiar przyjemności.

Gdy w końcu nadmiar piwa spacyfikował kenderkę, Haran udał się do swego pokoju. Wolał się wyspać, skoro jutro musiał wcześnie wstać i odszukać Złocisza.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-09-2016, 11:54   #16
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Powiedzieć, że imć Edelmann Termeyen wyglądał tego ranka jak siedem nieszczęść, to jak stwierdzić, że kednerzy są specyficznym ludem. Po prostu za mało. Broda, którą tak szczycił się krasnolud, była teraz w dużym nieładzie. Ubranie było wymiętolone, a sam strażnik pachniał tak, jakby pracował na nocną zmianę w gorzelni. Widząc Talvinga spróbował się nieco zaktywizować, jednak w dalszym ciągu przybysz mógłby mu zwinąć koszulę, a Edelmann by się nie zorientował.
- Ja… Pro… propo… co? - potrząsnął głową. - Pro...pozy...cja… - wycharczał z trudem. - A, tak! Kojarzę, choć mocno mgliście. - roztarł bolącą go głowę. - Pan Talving, prawda? - zapytał. - W każdym razie, spotkamy się w Madame godzinę po południu. A teraz, mości Talvingu, byłby łaskaw załatwić mi trochę zdatnej do picia wody? Strasznie dziś grzeje… - było to wierutne kłamstwo, gdyż dzień był chmurzasty, a temperatura była znośna. - Jeśli miałby pan jeszcze jakieś pytania, odp… Ale najpierw woda… - krasnolud słaniał się na nogach i gdyby nie duży topór na którym się wspierał, byłby się wywrócił.
Talvingowi było szczerze żal Edelmanna mimo, że rzadko mu było żal czegokolwiek co chodziło na dwóch nogach.

-Oczywiście panie Edelmann. Zaraz się rozejrzę za wodą. Ten dzisiejszy upał może wykończyć każdego.
Czym prędzej ruszył jedną z portowych uliczek w poszukiwaniu beczki z deszczówką. Musiał pokonać wiele przeciwności jeśli chciał dostarczyć skacowanemu krasnoludowi wodę. Sam nie miał bukłaka bo zwyczajnie go nie potrzebował a i nie wiedział skąd woda w tym zniszczonym mieście. Dlatego tez co chwila podpytywał Rekusa o to gdzie ma się udać.
Nie minęło pięć minut, a wiedziony przez szczura Talving odnalazł beczkę z deszczówką. Problem mógł stanowić fakt, że nie miał bukłaka, jednak w zaułku dojrzał stare wiaderko.
Zaklinacz zaklął i sięgnął po ten mało wykwintny pojemnik. Dokładnie opłukał go w beczce starając się jak najmniej zanieczyścić wodę i nabrał dość dużo. Sam co prawda unikał alkoholu, ale miał sporą wiedzę czym kończy się nadmierne spożycie. Czym prędzej z pełnym wiaderkiem pomknął uliczkami, kierowany przez Rekusa ku Edelmannowi.

- Proszę, udało mi się coś znaleźć. Niestety nie jest to zbyt wykwintny napitek, ale sam pan rozumie. Proszę może spocząć.
Talving podał wiaderko i przyglądał się jak krasnolud pije. Gdy wydawało mu się, że już częściowo się nasycił odważył się zadać pytanie.

- Panie Edelmann, może pan zdradzić więcej szczegółów dotyczących tej misji? Szczególnie interesuje mnie kwestia tych przypływów wstrzymanych przez Malystryx. Dlaczego akurat teraz ma być przypływ?
Krasnolud wypił wiadro niemal duszkiem, po czym beknął potężnie.
- O, zaraz mi lepiej… Dzięki, panie Talving! - krzyknął. - Ostrożnie z tym imieniem. Lepiej nie wymawiać imienia Czerwonej zbyt głośno, to nie przysparza przyjaciół… - ściszył głos. - Co do pływów, Czerwona wstrzymała je jak wszystko - przy pomocy magii. Magią podgrzała nam morze, obudziła gejzery, rozjebała poprzedni port… i zmieniła Kenderówek w ruinę, zwalając nam na głowy ten biegający kataklizm. - złapał się za głowę na wspomnienie wczorajszego konkursu. - Malystryx nie żyje od kilku miesięcy, jej magia zaczyna gasnąć, wróciły Księżyce. To wszystko składa się na to, że poziom wody już zaczyna opadać. Spójrz pan na statki. - skinął głową w kierunku łajb. Faktycznie, fale obmywały je jakby niżej, dobre dwa cale poniżej poprzedniego śladu… Kątem oka Talving spostrzegł nadchodzącego minotaura, którego widział wczoraj w Madame Butterfly w towarzystwie Mistrzyni, Tili Sroczki Białoboczki.
-Panie Edelmann. - Minotaur chrząknął. -Słyszałem o czym wczoraj panowie rozmawiali i byłbym zainteresowany towarzyszeniem wam w wyprawie. O ile jest miejsce, rzecz jasna. - Powiedział. -Nazywam się Mirnark Lionscar, tak w ogóle, zapomniałem się przedstawić. Gdzie te moje maniery… - Zreflektował się na popełnioną gafę i szybko próbował ją naprawić, widocznie zmieszany.
Krasnolud spojrzał na niego ospałymi oczyma. - Miło mi, panie Mirnark. - wyciągnął spoconą dłoń do minotaura. - Przyda się ktoś, kto może przetaszczyć skrzynię i pijanego krasnoluda, he, he, he… - zaśmiał się gardłowo. - Manierami się chłopie nie przejmuj! Jesteś w Baliforze! - Edelmann próbował się zaśmiać, ale kac-morderca, co nie ma serca widocznie mu to utrudniał.
-Myślałem raczej o ochronie przed rabusiami ale...no...w sumie mogę nieść skrzynie, też...korona mi z głowy nie spadnie. - Próbował uśmiechnąć się na znak, że to był żart, ale wyszło mu to wyjątkowo niezdarnie. -Znaczy się, tego, cieszę się z zawiązania współpracy. To...kiedy zaczynamy?
Edelmann podrapał się po tyłku, potem wykonał dziwny taniec, jakby odklejał gacie od spoconego siedzenia. - Cóż, by tam dotrzeć w jednym, w miarę spójnym kawałku, będziemy musieli wyruszyć w okolicach… dwóch godzin po południu. Kończę w południe, wrócę do karczmy, zjemy obiad i ruszymy. - spojrzał po obydwu mężczyznach.
-[i]A więc jesteśmy umówieni. Do południa.-/i] - Powiedział minotaur i ruszył pozwiedzać trochę miasto. I może znaleźć kogoś kto będzie potrzebował w tym czasie jego pomocy. Wszak nigdy nie zaszkodzi pomóc.
- Do południa więc, panie Mirnark. - pomachał mu ręką. Tak, tą, którą drapał się po tyłku… Zwrócił się do Talvinga - A pan, panie czarodzieju? Ma pan jeszcze jakieś pytania?
Talving westchnął przytłoczony tempem w jakim rozwinęła się rozmowa z minotaurem i wywód Edelmanna na temat smoczych spraw. Ponieważ starał się uchodzić za człowieka dobrze wychowanego wyciągnął do Mirnara dłoń z zamiarem przedstawienia się, ale nowy nabytek krasnoluda zmył się tak szybko jak się pojawił zostawiając Talvinga z wyciągniętą dłonią i głupim wyrazem twarzy. Zaklinacz nie byłby jednak sobą, gdyby błyskawicznie nie pozbierał się po tym ciosie. Odchrząknął i jakby nigdy nic powiedział do Edelmanna.

-Widzę, że ekipa się rozrasta. To dobrze. Ten osobnik wygląda na tęgiego wojownika. Dobrze go będzie mieć po swojej stronie. To co mówił pan o smoczycy i jej wpływie jest tak logiczne, że aż mi głupio, że sam na to nie wpadłem. Czy ma pan do mnie jeszcze jakieś sprawy związane z organizacją wyprawy?
Edelmann podrapał się po brodzie tą samą ręką, którą drapał się po tyłku. - Z tego, co pamiętam, musimy przecisnąć się przez kilka tuneli w skałach, a nie jestem pewny czy ten olbrzym da radę. - wskazał na odchodzącego Mirnarka. - Zresztą, ja też mogę mieć ciężko. - poklepał się radośnie po brzuchu. - A! I jeszcze jedna rzecz. Na pewno będziemy się wspinać, co prawda niewiele, ale zawsze. Przydałaby się lina, poruczniku Talving. - przyłożył dłoń do czoła w parodii salutu. - No i pochodnie. Bo pewnie nie widzi pan za dobrze w mroku, co? - zapytał, mierząc maga wzrokiem.
Głupi wyraz ponownie pojawił się na twarzy Talvinga, gdy krasnolud zatytułował go porucznikiem i zasalutował. Co prawda słyszał o wojsku i nieco o panujących tam zwyczajach, ale średnio się widział jako żołnierz. Widać krasnolud zamierzał przenieść organizację z jaką miał do czynienia w straży na grunt wyprawy. Ponieważ nic mądrego nie przyszło mu do głowy uznał, że najlepiej będzie jeśli zaprezentuje wybiórczą głuchotę
-Na pochodnie i linę może starczy mi pieniędzy, ale to wszystko. No cóż to jesteśmy umówieni...khem...khem dowódco.

Po tych słowach machnął dość pociesznie ręką i ulotnił się w kierunku centrum osady.

-Pipipi…- rozległo się z kaptura szaty zaklinacza.

-Milcz sierściuchu. Ja ci się pośmieję. Następnym razem ty będziesz gadał.

-Pippip…
Tym razem Talving postanowił z godnością zignorować odpowiedź bądź co bądź zwierzęcia czemu dał wyraz unosząc nieco brodę i przyspieszając kroku. Rekus na szczęście wyczuł nie najlepszy nastrój towarzysza i nie drążył tematu.
- To ja rozumiem! - krzyknął za nim Edelmann.


***


Ze znalezieniem sklepu oferującego sprzęt eksploracyjny nie miał żadnego problemu. Kupił linę i trzy pochodnie bez zbytniego targowania. Wszak nigdy nie przywiązywał wielkiej wagi do pieniędzy. Nazbyt gadatliwemu Rekusowi udało się zatkać paszczę sporym kawałkiem suszonego mięsa, dzięki czemu humor Talvinga się poprawił i pełen optymizmy ruszył na miejsce spotkania.
 
__________________
Zawsze zgadzać się z Clutterbane!
Ulli jest offline  
Stary 11-09-2016, 18:40   #17
 
Demogorgon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znany
-Pewnych walk nie wygramy. - Westchnął Mirnark. -Proszę ją odnieść do jej łóżka, jak już się wyżyje.
Rankiem z kolei wstał i wypytał o Edelmana.

* * *

Spacerując po mieście, minotaur zauważył młodego chłopca, który wykłócał się z właścicielem kramu spożywczego o jakiś przedmiot. Uszu Mirnarka doszły głośne krzyki, zawierające słowa “złodziej”, “skąpiec” i “zdzierca”.
Mirnark oczywiście skierował się w ich stronę.
-Przepraszam, czy mogę może w czymś pomóc? - Zapytał grzecznie.
Zarówno handlarz, jak i chłopczyk spojrzeli na olbrzymiego minotaura zaskoczeni.
- Nie… - wybąkał chłopiec.
- A i owszem! Proszę odprowadzić go straży! Ten chłopak ukradł mi chleb i dwa jabłka! Nie miał czym zapłacić! - warknął głośno handlarz. Chłopak tylko opuścił głowę, słysząc te słowa i godząc się ze swym losem.
-Czy to prawda? Czemu wziąłeś te rzeczy? - Minotaur przyklęknął tak, aby być mniej-wiecej na wysokości chłopca i spojrzał mu w oczy. -Nie bój się, mi możesz powiedzieć. - Położył mu rękę na ramieniu.
Mało brakowało a chłopak zaniósłby się płaczem, spoglądając w oczy Mirnarka. Pociągnął nosem. - Tak, psze pana. Wziąłem te rzeczy… Ale tylko dlatego, że mama jest chora! - opuścił głowę, skruszony.
-Rozumiem. - Minotaur wstał i sięgnął do sakiewki. -Zapłacę za chłopca. Ile się należy? - Powiedział do handlarza.
- Co?! Ale jak to?! TO JEST ZŁODZIEJ! Należy go ukarać, a nie wspierać! - oburzył się handlarz. Chłopak schował się za nogą minotaura.
-Jeśli dziecko kradnie z głodu,alby by wspierać swoją biedną rodzinę, jakie mamy prawo je osądzać, tak naprawdę?- Wzruszył ramionami minotaur. - Przypuśćmy, że zostanie ukarany. Straż może go nawet wychłoszcze. Nie będzie mógł pomagać swej matce, która pewnie umrze. Czy weźmie pan jej życie na siebie? Czy mieni się pan bogiem, który może decydować o życiu i śmierci? - Z tymi ostatnimi słowami spojrzał na mężczyznę groźnie, dając do zrozumienia, że potwierdzenie tego byłoby błędem.
Kramarz chyba lekko się skurczył, widząc spojrzenie minotaura. Wybąkał coś niezrozumiałego pod nosem i wręczył chłopcu chleb, dwa jabłka i flaszkę wina.
- To… to będą dwie sztuki stali. I przychodź tak długo, aż matka nie wyzdrowieje, chłopcze. Zaopatrzę was. - wyciągnął wyczekująco łapę do Mirnarka.
Minotaur zapłacił a nawet dodał drugie tyle “za pana nerwy”. I po namyśle jeszcze sztukę srebra “za dobre serce”. Nie czułby się dobrze gdyby nie dał handlarzowi nic w zamian za tę ofertę. Potem zwrócił się do chłopca.
-Leć do mamy. I postaraj się w przyszłości nie kraść. Inni mogą nie być tak wyrozumiali jak ja.Jeśli będziesz potrzebować pilnie pieniędzy, przyjdź jutro do Madame Butterfly, wyruszam dzisiaj po skarb i może będę miał coś dla ciebie. Jeśli mi się uda. - Powiedział.
- Opowiem o Panu wszystkim kolegom! Jest Pan świetny! - wykrzyknął chłopczyk, przytulając się do nogi Mirnarka. - Do zobaczenia, panie minotaurze! - krzyknął i pobiegł w stronę domu.
 
Demogorgon jest offline  
Stary 12-09-2016, 10:15   #18
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Haran obudził się rano zdrów jak ryba. Cóż, tak powinni się czuć ludzie (i nieludzie), którzy znają umiar w swej zabawie. Bądź po prostu nie szukają zabawy. Szybko się oporządził i ruszył w miasto, poszukując Złocisza.
Z tego, co wiedział, wspomniany Złocisz był nadzorcą magazynów w dokach. Taka osoba powinna być znana, przynajmniej w niektórych kręgach. Portowych, znaczy. Wystarczyło przespacerować się kawałek i zacząć wypytywać. Z pewnością Złocisz miał jakieś biuro, miejsce, gdzie trzymał wszystkie papiery. Z pewnością było to blisko portu, a skoro Haran z portu trafił do karczmy, to w drugą stronę powinno być mu łatwiej.
Skracając nieco pamiętaną z dnia wczorajszego drogę tuszył w stronę portu.
Spacerując po dokach, przemknął obok minotaura i krasnoluda, których widział wczoraj w karczmie rozmawiających z pewnym gościem, który również mógł być wczorajszego wieczora w Madame Butterfly. I pewnie był, sądząc po stopniu ożywienia rozmowy, którą prowadziła ta trójka.
Wypytywanie o Złocisza nie dało takich skutków, jakich spodziewał się Haran. Ludzie patrzeli na niego dziwnie, nie potrafiąc skojarzyć tego imienia. Gdy jednak zapytał o nadzorcę doków, jeden z przechodniów skierował go do lekko walącego się budynku.

W okolicy śmierdziało rybami, solą, szczynami i… Wprawny nos mógłby wyczuć tam krew, ale możliwym było, że lekko się Haranowi pomieszało. Okna biura nadzorcy były otwarte, dało się tam usłyszeć lekką kłótnię. Ktoś sprzeczał się z nadzorcą o ceny magazynu, ale w związku z czym? Tego Haran nie mógł dosłyszeć.
Drzwi strzegł wysoki dryblas, dość potężnie zbudowany, przez którego plecy przewieszony był dwuręczny, zakrzywiony miecz.

- Pan w jakiej sprawie? - zapytał ogrzy potomek, niemal warcząc.
- Mam przesyłkę dla nadzorcy doków - odparł Haran. - Ale poczekam, aż skończy rozmowę.
Półogr niepewnym wzrokiem zmierzył mężczyznę, ale odsunął się od drzwi.
- Proszę powiedzieć tej pani na dole, że pan z przesyłką. - i wpuścił Harana do środka. Jego oczom ukazała się wąska klatka schodowa z malutką klitką, w której siedziała rudowłosa kobieta.
- Tak, słucham? - zapytała, widząc Harana. Nie siliła się nawet na uśmiech, widać było wyraźnie, jak bardzo znudzona była…
- Szukam nadzorcy doków. Mam przesyłkę - powiedział.
Nie wdawał się w szczegóły - kobieta nie wyglądała ani na Złocisza, ani na nadzorcę doków.
- Proszę schodami do góry, tam pan poczeka, aż ten żeglarz wyjdzie od pana Thazara. - poinstruowała młodego poszukiwacza przygód. Mężczyzna ruszył koślawymi schodami w górę, dotarł do wąskiego przedpokoju, gdzie usiadł na ławie i odczekał swoje. Po jakichś piętnastu minutach wyszedł z pokoju wkurzony marynarz w brudnej koszuli, trzaskając wściekle drzwiami i mrucząc coś o zdziercach.
- Proszę, następny! - dobiegł go głos zza drzwi. Gdy wszedł, jego oczom ukazał się elegancko ubrany mężczyzna, o blado-ziemistej cerze, długich, czarnych włosach i złotych oczach.

- Słucham pana? - zapytał lekko zirytowanym głosem.
- Dzień dobry. Szukam kogoś, kogo zwą Złociszem - powiedział Haran. - Mam nadzieję, że dobrze trafiłem?
Oczy półelfa stały się niebezpiecznie agresywne, zmieniły się w wąskie szparki.
- Skąd pan zna to imię? - zapytał, sycząc niczym wąż.
- Podał mi mój znajomy, Stephen. Jeśli dobrze trafiłem, to wie pan, o kogo chodzi.
- Taaaa… Wiem. Przypuszczam, że ma pan coś dla mnie, panie…?
- Haran.
- Więc, panie Haran, ma pan dla mnie tę przesyłkę? - zapytał.
- Owszem, proszę bardzo. - Haran sięgnął za pazuchę i wyciągnął niewielki pakuneczek. - Zapewne o to panu chodziło, prawda? - Podał przesyłkę Złociszowi.
Półelf odebrał pakunek od Harana i obejrzał go dokładnie. Mistyk nie był w stanie określić, co było w środku, lecz Złocisz szybko zaspokoił jego zainteresowanie, otwierając go. Jego oczom ukazała się śmieszna czapeczka. Thazar założył ją na głowę i zmienił się w kobietę, by po chwili ją zdjąć.
- Dziękuję panu, panie Haran. Wielce to będzie przydatne w naszych… hm, interesach. - uśmiechnął się do mężczyzny. - Czy jest pan może zainteresowany jakimś zleceniem? Albo chce pan po prostu odpocząć w naszym cudownym kururcie? - zapytał, a z jego słów bił sarkazm.
- Podróż nie była na tyle męcząca, bym musiał teraz miesiącami wypoczywać. Jakieś przyjemne zajęcie pewnie by się przydało.
Półelf zmierzył wzrokiem Harana. - Jak bardzo związany jest pan z prawem? I jak bardzo skłonny do jego łamania?
- Wolę się ograniczać do jego naginania - odparł szczerze Haran. - To, jak sam pan wie, w pewnym stopniu ogranicza moją przydatność do różnych celów.
- Ech… Trudno teraz o porządnego złodzieja. - westchnął Thazar. - Ale i tak będę miał do pana pewne zastosowanie. Otóż. - splótł palce na piersi. - Straż miejska. Ostatnio coraz bardziej depcze mi po piętach, imię Złocisza nie jest już dla nich anonimowe. Niektórzy mnie tropią. Najbardziej zagorzałym przeciwnikiem jest mój brat, sierżant Damien. - westchnął. - Chciałbym, aby przeniknął pan jakoś do straży i trochę pokrzyżował ich szyki.
- Ponoć z rodziną czasami trudno się dogadać. - Haran pokiwał głową. - Najlepszym chyba sposobem byłoby zwrócenie ich uwagi na kogoś innego...
- Sposób, w jaki pan to zrobi, niech pozostanie pana tajemnicą. Im mniej wiem, tym mniej podejrzany jestem. - Półelf uśmiechnął się szelmowsko.
- Rozejrzę się i zorientuję
- Dobrze więc. Tutaj ma pan trochę gotówki na zachętę. - Wręczył mu sakiewkę. - Ufam, że następnym razem nie spotkamy się oficjalnie. - Uśmiechnął się do mistyka.
- Mam taką nadzieję. - Haran skinął głową i schował sakiewkę, postanawiając pozostawić sprawdzenie jej zawartości na później. - Jeśli dowiem się czegoś ciekawego... Nie, czegoś bardzo ciekawego?
- Czy dysponuje pan jakimiś informacjami? - Thazar spojrzał na niego zaciekawionym wzrokiem.
- Dopiero co przyjechałem. Nie sądzę, by wieści o skarbie Arckhama, o którym wywrzaskiwał jakiś pijany krasnolud, były coś warte. W każdym razie jeśli się dowiem czegoś naprawdę wartego uwagi, to jakoś dam znać.
- Skarb Arckhama… - Oczy półelf zaczęły się świecić. - Cóż, pewnie to bujdy, ale i tak może być warte sprawdzenia. Jeśli pan chce, oczywiście. W każdym razie, muszę wracać do pracy. Gdyby miał pan do mnie sprawę, proszę odnaleźć Byrta wieczorem na ulicy i zapytać się, gdzie można mnie znaleźć. To ten osiłek pod drzwiami. - Thazar zagłębił się w papierach.
- Zgoda. Szybkiego uporania się z papierzyskami.
Haran wstał i ruszył w stronę wyjścia.

Pożegnawszy i rudowłosą niewiastę, i Byrta, opuścił budynek, po czym skierował się do opuszczonej rankiem karczmy.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-09-2016, 10:49   #19
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Poranek okazał się dla kenderki “ciekawym” przeżyciem. Słyszała ćwierkające ptaki wiele mil dalej, słyszała rosnącą na wzgórzach trawę i chlupoczące cicho w morzu ryby. Wydawało się jej, że usłyszała również wycie wilka, choć to mogły być zwidy. Ale najgorsze były odgłosy ulicy. Mnóstwo głośnych ludzi, ryczących do siebie niby smoki. Obładowane towarami wozy brzmiały niczym skomplikowana, gnomia maszyna parowa, mająca wystrzelić chyba cały Balifor na orbitę Lunitari.
Nie pamiętała, jak znalazła się w łóżku. Nie pamiętała, która dobra dusza postawiła koło niej dzban z wodą, który właśnie tak łapczywie osuszała. Jedyne co miała w pamięci, to jej obraz na stole tańczącej z radości po pokonaniu Edelmanna i ziejące piratami (?!) smoki…
“Czy smoki potrafią ziać piratami?”
To była pierwsza myśl jaka nawiedziła jej biedną, skacowaną główkę, gdy obaliła na raz dzban, odstawiając go na miejsce. Wydawało się, że był ranek… a może południe? Tili nie była pewna i w zasadzie to nie chciało jej się teraz dowiadywać. Łóżko było całkiem wygodne, a świat dookoła na tyle głośny, że nie musiała wyściubiać nosa z pomieszczenia by wiedzieć co dzieje się za ścianą. FASCYNUJĄCE! Czyżby odkryła w sobie jakiś magiczny talent?
Zalegając na wytartej poduszce, chłonęła miejskie dźwięki, które mogły by nie łupać jej pod czaszką jak rozwścieczony olbrzym, ale talentów się nie wybiera, przy okazji kontemplując smocze moce. I tak, nie wiedząc nawet kiedy, kenderka zapadła w drzemkę, by wybudzić się kilka godzin później z pragnieniem osuszenia kolejnego dzbana wody. Niestety… tym razem nie czekał on na nią przy łóżku i łotrzyca, chcąc nie chcąc musiała zejść na dół.
Schody okazały się dla Tili niemałą łamigłówką. Były wyższe i bardziej strome niż zazwyczaj, w dodatku były podwójne!
Albinoska chwyciła się balustrady, siadając na ziemi i wpatrując się z bujające się stopnie, niczym fale na morzu. Nie pamiętała by weszła na statek, a tym bardziej, nie znała żadnego, który potrafiłby samoistnie się rozdwajać i scalać.
Konkluzja więc była jednoznaczna… została przeniesiona do tajemnej wieży czarnoksiężnika i teraz musi przejść szereg prób i rozbroić tysiące pułapek by dostać się do wyjścia!
Ruszając ku nowej przygodzie, kenderka zjeżdżała tyłkiem stopień po stopniu, jedną łapką ciągle trzymając się poręczy.
Po kilku minutach tej karkołomnej jazdy, Sroczka dotarła do kolejnej przeszkody - drzwi z taką śmieszną, okrągłą klamką na wysokości jej oczu. Tili widziała już nieco lepiej - klamka była pojedyncza, ale pojawił się kolejny problem. Straszliwa susza, która nawiedziła jej usta…
Potężna magia nawiedziła nawet klamki, naginając je i zmieniając ich formę! Zadziwiona, nie wiedziała z początku co ma z tym fantem zrobić. Jak ma otworzyć drzwi? Skoro nie ma czego nacisnąć i popchnąć?
Drapiąc się paluszkiem po brodzie, wpatrywała się w wypolerowaną gałkę, kombinując do czego może ona służyć. Na przykład w kufrach… czasem były takie wypustki, które się naciskało by móc odbezpieczyć wieko, więc może metoda ta, zadziała i w tym wypadku?
Zaciekawiona naparła ręką na “guzik” ale ten ani drgnął. Skonsternowana pociągnęła go do siebie, chcąc go wyrwać, ale i to nie pomogło. Naciskanie góra/dół również nie dawało żadnego efektu.
Już kenderka miała się poddać, już chciała kłaść się na ziemi i umierać z pragnienia, niczym kwiat na pustyni, gdy naszła ją genialna myśl. Może by tak… zapukać? W końcu, drzwi to drzwi, prawda?
Stukając knykciami, stała grzecznie u progu z nadzieją na wpuszczenie jej do środka.
Jeśli Tili liczyła, że drzwi otworzy jej jakiś mag, wiele się nie pomyliła. Jej oczom ukazała się blond włosa piękność w białych szatach o niebieskich, wręcz błękitnych oczach. Spojrzała ze zdziwieniem na Sroczkę i rzekła: - Uch… Dzień dobry? - o tym, że była czarodziejką świadczyły niewątpliwie sakwy u pasa! Była w wieży tej czarodziejki!
Zamglony wzrok kenderzycy szybko się roziskrzył na widok pięknej pani czarodziej.
- Dzień dobry! - wykrzyczała radośnie wyciągając do niej rękę lecz niestety dość szybko żałując swojego postępowania i chwytając się za bolącą głowę i odstające uszy, kendrka przebrała nogami stękając cicho. - Ojojojooo… - zamruczała, mrużąc oczy w bezsilnym geście potępionej istoty. - Naz-nazywam się Tili Sroczka Białoboczka, ale to już pewnie wiesz, bo jesteś potężną czarodziejką, która uwięziła mnie w swej magicznej wieży. Nie wiem co się wczoraj stało, że tutaj trafiłam, ale jestem niewinna. Nic nie zrobiłam… i… i bardzo chce mi się pić. - jako szablonowy przedstawiciel swej rasy, nawet podczas kaca giganta, nie potrafiła zapanować nad słowotokiem, a jasne ślepka albinoski, zatrzymały się na chwilę na licznych sakiewkach, które zabujały się u pasa w zachęcającym geście, jakby chciały zaprosić łotrzycę, to wsadzenia weń rączki… i choć ciekawość była równie paląca co pragnienie, Tili postanowiła walczyć z okropnymi sakwowymi bestiami, które zaczęły chichotać złowrogo, naigrywając się ze Sroczki.
Czarodziejka spojrzała z politowaniem na kenderkę. - Ależ, moja droga Tili, nie jesteś w mej wieży. Jesteś w Porcie Balifor, w karczmie Madame Butterfly. - sięgnęła do jednej z sakwowych bestii. - Masz, to ci pomoże na twą przypadłość. - podała jej kawałek czegoś, co wyglądało jak suszone mięso. Następnie poczochrała ją po głowie i, wyminąwszy Sroczkę, udała się po schodach na górę.
Kenderka przyjęła prezent oglądając go z konsternacją wymalowaną na zaróżowionej twarzy. Chwila ta nie trwała jednak długo, gdyż jej uwagę przykuła jedna z sakiewek, która wesoło podrygiwała podczas kroków darczyńcy. Wsadzając do ust mięso, zatarła psotliwie łapki.
Woda, może jeszcze chwilę poczekać.
Łapka kenderzycy wystrzeliła i uchwyciła sakiewkę, która spoglądała na nią najbardziej złośliwym wzrokiem. Szczęśliwy traf chciał, że gdy tylko rączka Tili zamknęła się na materiale, sznurki trzymające sakwę przy pasie poluzowały się i została ona w dłoni Sroczki.
Trzymając sakiewkę wysoko nad głową w obu łapkach, niczym wojenne trofeum, wbiegła do pomieszczenia, chcąc czym prędzej ulotnić się z pola widzenia potężnej czarodziejki, w której wieży się nie znajdowała.
Tili wbiegła do głównego pomieszczenia karczmy. Barman spojrzał na piszczącą kenderkę zdziwiony, lecz odwrócił się do niej tyłem. Podeszła do niej kelnerka i zapytała:
- Czy życzy sobie pani czegoś, Mistrzyni? - na twarzy kobiety gościł szeroki, radosny uśmiech.
- Poproszę beczkę wody! Oj… jojojo... - oznajmiła zachrypniętym głosem, po raz kolejny, zapominając by mówić ciszej, po czym usadawiając się wygodniej przy jednej z beczek, wysypała zawartość sakiewki na prowizoryczny stolik.
Jeśli kelnerka się zdziwiła, nie dała tego po sobie poznać. Po chwili przykulała kenderce beczułkę wody i oznajmiła: - Dwie sztuki stali, poproszę. - wyciągnęła rękę, czekając na pieniądze. Przeglądając zawartość zdobycznej sakiewki, Tili znalazła trzy sztuki stali, kilka błyszczących kamyczków i jakieś śmieszne piórka…
Zafascynowana kamyczkami i piórkami rozsypanymi na blacie, albinoska z pierwszej chwili nie zareagowała na kelnerkę. Przed nosem miała prawdziwe artefakty. Błyszczące, czasem zbyt bardzo, grzechocące, może trochę za głośno, i puchate... Z namaszczeniem, brała każdy przedmiocik w drobne paluszki, oglądając go z każdej strony, po czym chowając ostrożnie do sakieweki, aż na stole nie zostało nic prócz pieniędzy. Wtedy też, Tili przypomniała sobie o kobiecie.
- Przepraszam co mówiłaś? Trawa strasznie głośno rośnie… - wytłumaczyła swój nietakt, chwytając trzy sztuki stali w dłoń.
Kelnerka, widząc trzy sztuki stali w dłoni Tili uśmiechnęła się i odbiła wieko beczki. - Mówiłam, że woda kosztuje dwie sztuki stali, Mistrzyni.
- Jestem Sroczka… - przypomniała grzecznie, mrugając zawzięcie oczami, jakby miała problemy ze złapaniem ostrości wzroku. -Dlaczego tak drogo? To jak dwie noce w waszym pokoju… - odparła, wyciągając rękę z należną zapłatą. - Dziwnie się czuję… - kontynuowała marszcząc nosek, mając wyraźne kłopoty ze sprecyzowaniem, co jej się właściwie nie podoba w swoim samopoczuciu. - Źle widzę… za głośno słyszę… schody wam urosły i boli mnie tu… tutaj. - dotknęła się w skronie i zatoki. - Czy wiesz, co mi dolega?
Kelnerka zaśmiała się serdecznie. - Jest drogo, bo to miasto portowe. Mało tu źródeł wody pitnej, a wygotowanie morskiej kosztuje, niestety… - westchnęła. - Źle znosisz upojenie, droga Sroczko. - uśmiechnęła się do niej uprzejmie. - A to, co teraz przeżywasz, nazywa się kacem. To stan, jaki mają ludzie po ostrej popijawie. A wczoraj pokonałaś Edelmanna, co jest nie lada wyczynem. - gdyby mogła, pewnie by uścisnęła dłoń Sroczki i pogratulowała jej szczerze.
Łotrzyca skinęła nieznacznie głową, patrząc w zakłopotaniu na spokojną taflę wody w beczułce. Ne wiadomo, czy skinienie to było odpowiedzią na temat ceny, czy jej stanu, gdyż Tili postanowiła do tego nie wracać, szybko zmieniając temat. - Czy mogę kubek… albo chochlę? - zgarniając rozsypane warkoczyki, zwinęła je w kucyk, której kitkę schowała za kołnierzem na karku, tak by włosy nie przeszkadzały jej podczas chłeptania wody.
- Już podaję! - powiedziała radośnie kobieta, która nie mogła mieć więcej niż 20 lat. Za chwilę przybiegła, trzymając w dłoni cynowy kubek. - Proszę! - uśmiechnęła się do Tili. - Pani podróżuje, pani Sroczko? - zapytała.
Kenderka skorzystała z okazji i zanurzyła usta w chłodnej wodzie, delektując się niewyobrażalnie smacznym i orzeźwiającym smakiem bezbarwnego płynu.
Dziwny był ten cały kac… Białoboczka nie wiedziała czy bardziej lubi, czy nie lubi skutków tego stanu. Z jednej strony nadnaturalny słuch… z drugiej kłopoty ze wzrokiem. Wady i zalety mogłaby wymieniać tak bez liku, ale nie wydawało jej się to nader atrakcyjne, właśnie w tym momencie.
- Ano… podróżuję… - odpowiedziała skwapliwie, biorąc pokaźny wdech by beknąć na całe gardło. Oooo, o wiele lepiej. Przyjmując kubek w obie ręce, napełniła go po brzegi.
- Zwiedziłam Solamnie, Qualinost i Silvanost i… mam mapę, mogę ci pokazać gdzie byłam i co widziałam. - tematy podróżnicze, nieco ożywiły skołowaną dziewczynę, która w przerwach w mówieniu, opróżniała kubki raz za razem. - Postanowiłam zrobić kenderzą mapę… gdzie zaznaczam najciekawsze miejsca w miastach, wsiach, lasach czy na traktach… dosłownie wszędzie. No i oczywiście uzupełniam ją w Kenderówki… te pomniejsze oczywiście, bo prawdziwego Kenderówka już nie ma… a ja w sumie, to nigdy w nim nie byłam… Może gdy skończę z Baliforem to udam się do ruin? Jeszcze nie wiem, bo wczoraj poznałam prawdziwego minotaura, co ma krowi pysk, ale nie wolno nam tak mówić do przedstawicieli jego rasy, bo mogą się obrazić. - wytłumaczyła dzielnie, masując się po zaokrąglonym brzuchu. -[i] Nazywa się Mirnark i jest oooogromny i wygląda na groźnego ale jest bardzo miły. Zaprzyjaźniliśmy się i pomyślałam, że może mogłabym się do niego przyłączyć na jakiś czas? Mało kto lubi rozmawiać z kenderem a co dopiero z nim podróżować… jeśli się nie zgodzi to będę go śledzić. Na pewno się nie dowie. Już raz tak robiłam…[i] - wyciągając z tubusiku mapę, rozłożyła pokaźne kartki papieru ukazując całkiem ładnie wykończoną, dość drogą mapę wielkiego kontynentu i kilku wysp wokoło, potwornie pokreśloną strzałkami, szkicami, kleksami i pochyłym, drobnym pismem, przez co w żaden sposób nie dało się odczytać pierwotnego zapisu ukrytego gdzieś pod spodem. O dziwo, Tili perfekcyjnie odnajdywała co ważniejsze punkty, które pokazywała kelnerce przy okazji skrupulatnie opowiadając o porze dnia, pogodzie, miejscu i istotach tam spotkanych.
-... i ja wtedy się spytałam. Dokąd tak pędzisz, przecież nikt nie wyrzuca cię z twojego domu?! A on mi na to, że przypomniał sobie, dlaczego nie ożenił się z kobietą, która miała być jego trzecią żoną i właśnie do niego dotarło jak potwornie zbłądził i leci ją przeprosić i błagać o wybaczenie, bo zachował się jak głupiec. Nic a nic nie zrozumiałam o co mu chodzi. Bo przecież, brak trzeciej żony nie wyrzuca go na bruk, prawda? Ale on się upierał, że do domu tego nie wróci, jeśli ona mu nie wybaczy i nie przyjmie go do siebie. Tak więc, ja u niego zostałam i trochę pomieszkiwałam, bo szczerze wątpiłam, by ta trzecia żona, która nie była żoną, przyjęła takiego patałacha co to najpierw składa obietnice, później się wycofuje, by następnie wracać i błagać o wybaczenie... ale minęło kilka dni, a on nie wracał i nie wracał, a dom jej był niedaleko bo się wywiedziałam, więc prawdopodobnie go przyjęła z powrotem i mieszkali jako szczęśliwa rodzina w jej dworze. Uspokoiłam się, że nic mu nie grozi i jest teraz szczęśliwy i wyruszyłam w podróż… później jak byłam w drodze powrotnej zawitałam do jego domu, ale dalej go nie było i dowiedziałam się od jego sąsiadów, że powiesił się na drzewie, gdy żona, która nie była-żoną kazała mu wracać do domu… Biedaczek.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 12-09-2016, 19:27   #20
 
Corrick's Avatar
 
Reputacja: 1 Corrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwu
Równo godzinę po południu, do karczmy wszedł Edelmann. Wyglądał już nieco żywiej niż rankiem, lecz dalej nie przedstawiał sobą tego samego obrazka, co wczorajszego wieczora. Skinął na Talvinga, Tili i Mirnarka, by przysiedli się do stolika. Obserwujący to wszystko Haran postanowił również zaryzykować i dosiąść się do pozostałych. Krasnolud tylko zmierzył go spojrzeniem i zapytał:
- A pan kto jesteś?
- Zwą mnie Haran. Dosłyszałem o czym wczoraj pan mówił, panie Edelmann. Mam pewne... talenta, które mogą się przydać. - odparł człowiek nieco tajemniczo. Przez chwilę badali się spojrzeniami, po czym krasnolud zarządził:
- Dobra, siadaj pan, panie Haran. I słuchajcie. - ściszył głos. Na stole pojawiła się pieczona baranina w śmietanowym sosie, gotowane ziemniaki z koprem, pięć pieczonych ryb i trochę suszonego mięsa w cienkich plasterkach. Przyniesiono również po dzbanie piwa, wina i wody oraz pięć kufli. Krasnolud nalał sobie piwa, zasalutował kenderce i rzekł: - Czeka nas dzisiaj długa droga. Mamy do przejścia niecałe trzy mile, większość jaskiniami. Panie Talving, kupił pan liny? - zapytał czarodzieja, a gdy ten skinął głową, kontynuował: - Dobrze. Doliczysz pan sobie z łupu. - pociągnął łyk piwa i rozciągnął mapę miasta na stole.


Wskazał paluchem punkt oznaczony jako czerwony krzyżyk: - Jesteśmy tutaj. - powiódł palcem do czerwonego okręgu: - A tutaj będziemy wchodzić do jaskiń. Zaraz za murami jest dość wąskie przejście, więc niektórzy z nas będą musieli się nieco wysilić. - spojrzał znacząco na swój brzuch i minotaura. - Ale będzie warto. - uśmiechnął się. - Jaskinia prowadzi nas krętą drogą do plaży w czymś, co można by nazwać wnęką w klifie. Trzeba się będzie trochę pogimnastykować, ale szczerze wierzę, że będzie to warte zachodu. - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - A teraz posilcie się, musimy mieć siłę!- huknął kuflem o stół, zarządzając obiad.

* * * * *

Choć przejście miało być wąskie, było szersze, niż dało się wywnioskować z opowieści krasnoluda. Problem miał jedynie Mirnark, a to jedynie dlatego, iż w kilku miejscach musiał się garbić z prozaicznej przyczyny – haczył rogami o sufit. Później robiło się dużo szerzej i wygodniej. Kamienie poukładane były niczym schody, dawało się zejść bez większych kłopotów. Kilka z nich było co prawda za wysokich dla Tili, jednak zawsze chętny do pomocy minotaur zdejmował ją niczym dziecko, przy czym kenderka piszczała z radości.

Po niecałej godzinie takiej wędrówki dotarliście wreszcie do właściwej jaskini. Spojrzenie w tył pozwoliło określić, że nie znajdujecie się wcale daleko od miasta – uszliście może z niecałą milę... Zmęczenie dawało się we znaki, szczególnie nienawykłemu do wspinaczki zaklinaczowi. Jednak to nie była pierwsza jaskinia, do której zapuścił się Talving...


Następnie ruszyliście płaskim dnem jaskini. Korytarz wił się i zakręcał, rozgałęział się i zawracał kilka razy. Prowadzeni jednak przez Edelmanna dotarliście po kolejnej do półki skalnej, która wznosiła się około czterdziestu stóp nad kolejnym korytarzem.
- No, jesteśmy przy Balkoniku. Ha! Teraz powinno już być prosto. Trzeba tylko zejść w dół... To ten, może ja pierwszy? - zapytał i przywiązał linę do skały. Nie słysząc sprzeciwów, zaczął schodzić po ściance. Była ona lekko nachylona, co ułatwiało trochę drogę w dół. Po pięciu minutach dało się słyszeć z dołu głos krasnoluda:
- Dobre jest! Dawać następny! - następna była Tili, którą Mirnark opuścił na dół niczym rybak przynętę. Kolejny był Talving, później Haran i na końcu minotaur. Obserwującym go z dołu pozostałym członkom drużyny wydawało się, że lina kilka razy została nadszarpnięta, lecz spokojny Lionscar zszedł bez najmniejszego kłopotu do towarzyszy.
Krasnolud znów wysunął się na prowadzenie, kierując się znanymi tylko sobie wskazówkami. Nie minęło jednak piętnaście minut, a do waszych nosów dotarł zapach morza. Kolejne pół godziny później wyszliście na mokry piasek, którym pokryta była kolejna półka.


- Uch... - westchnął krasnolud. - Jesteśmy szybciej, niż myślałem. Cóż, trzeba będzie się potaplać trochę w wodzie. - powiedział i wskoczył do wody, która sięgała mu ledwo pół łydki. - Tutaj, z lewej strony - wskazał im ręką. - Jest półka skalna, coś jakby chodnik. Uważajcie na pływy, zwłaszcza odpływy. Są zdradliwe. I silne. - złapał się kamieni i ruszył ową ścieżką do Cmentarza Zeboim...
Raz prawie porwało Harana, który zlekceważył wskazówkę krasnoluda. Dobrze, że pochód zamykał Mirnark z Tili na barana, gdyż chwycił mężczyznę za kołnierz i przytrzymał, gdy zdradliwe morze zabierało mistyka w swoje objęcia. Najgorszy był kawałek na czole klifu. Ogrom morza aż zapierał dech w piersi... porywając każdego, kto byłby na tyle nierozważny, by się zatrzymać.
Jednak po przejściu ostatniej prostej, czekała towarzyszy broni kolejna wspinaczka. Tym razem było to kilka schodków wykutych w skale, tak gładkich, jakby były wykonane ze szkła. Był to efekt ciągłego omywania przez morską wodę, niosącą drobinki piasku, małe stworzenia i resztki wraków.
Gdy wspięli się na górę, ich oczom ukazała się wnęka, w której, zgodnie z przypuszczeniami krasnoluda, znajdował się cmentarz. Piasek wciąż był zmoczony, a leżące gdzieniegdzie glony były wystarczającym dowodem na to, iż znajdował się on długo pod wodą. Trzeba było jednak przyznać, iż w blasku zachodzącego powoli słońca prezentował się wręcz malowniczo...


- Ten tam. - krasnolud wskazał ręką na znajdujący się z lewej strony cmentarza grób z muszli. - To grób Arckhama! - oczy Edelmanna błyszczały wręcz z podniecenia...
 
__________________
Port Balifor - przygoda osadzona w świecie Smoczej Lancy - zapraszam do śledzenia!
Przez czas bliżej nieokreślony bez dostępu do sieci. Znowu...
Corrick jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172