|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
04-09-2016, 00:05 | #11 |
Reputacja: 1 | W pewnym momencie, nawet nie bardzo wiedząc kiedy, palce Tili zawędrowały po ramieniu Mirnarka do jego szyi, ewidentnie chcąc zwędzić sakiewkę. Na nieszczęście Sroczki, minotaur wyczuł ruchy jej drobnych paluszków i w porę odsunął głowę i delikatnie, chwycił ją za rączkę. Kenderka chwyciła paluch mężczyzny i też go trzymała, ciesząc się, że oboje trzymają się za ręce. Wesoła, uśmiechała się niewinnie i wyczekująco. Chyba chciała jeszcze porozmawiać, ale grzecznie czekała, aż mężczyzna skończy jeść. - Czy coś cię trapi? - Zapytał minotaur zrezygnowany. Taka już natura tej rasy, powtórzył sobie w myślach. Może przynajmniej dalsza rozmowa powstrzyma lepkie palce Kenderki? Tak, najwyraźniej na to właśnie czekała, bo uśmiechnęła się jeszcze szerzej nie puszczając jego ręki. - Czy chcesz zobaczyć moją mapę? Mogę ci opowiedzieć gdzie byłam i co robiłam, albo może chcesz poznać Dzikiego Mlaska? Na pewno nie chcesz dołączyć do konkursu? Nocujesz w tej ciekawej karczmie? Jak tak, to w którym pokoju? Może cię odwiedzę i pokaże ci moją mapę! - Sroczka bardzo dobrze czuła się w towarzystwie minotaura, co doskonale było widać. W zasadzie... to młoda kenderka miała wrażenie, jakby znała go od zawsze, a nie od kilku chwil, a jako, że od baaaardzo dawna nie miała okazji z kimś posiedzieć i porozmawiać, za wszelką cenę starała się utrzymać Mirnarka przy sobie. Kto wie? Może nawet za nim pójdzie, dokądkolwiek miał zamiar się wybierać? -A tak w ogóle to skąd jesteś i gdzie się wybierasz? A może, jesteś tutejszy? Och! Są tu gdzieś jeszcze inne krowie pyski tobie podobne??!! - podekscytowana, obejrzała się za siebie strzelając spojrzeniami na boki. - Miałam tak nie mówić… przepraszam. - albinoska skarciła się pod nosem po czym wlepiła kolejne wyczekujące spojrzenie w wojownika. -Pozwól mi zjeść, a potem możesz pokazać tę mapę. A może wolisz po konkursie? Chyba zaraz się zacznie. - Mirnark Wskazał na tłum zbierający się do konkursu. -Potem możemy porozmawiać o czym tylko zechcesz. - Zaproponował. Był szczery. Można było przywyknąć do rozmowy z Kenderką, zwłaszcza tek niewinną i sympatyczną jak Tili. Grzecznie zdjął ją z kolan i postawił na ziemi. -Biegnij już. Będę ci kibicował. - To też była prawda. W końcu nie chciał aby taka miła osóbka cierpiała jutro z powodu nieprzyjemnych konsekwencji picia, znanych pod mianem kaca. Kobietę najwyraźniej uspokoiło, że będzie jakieś “później”, gdyż wesoła pobiegła w tłum, machając na pożegnanie, a może na zwrócenie uwagi, minotaurowi. Podskakując wśród mężczyzn, zawzięcie kogoś lub czegoś szukała. Zaniepokojona przedrałowała nawet na czworaka między nogami gawiedzi, głośno wołając Silvanę Dzikiego Mlaska. Niestety… albinoska dość szybko przekonała się, że wilczura nie ma już w karczmie. Czy ktoś wyrzucił poczciwą sukę? A może znalazła swojego właściciela? Kenderce nie było dane się dowiedzieć, gdyż większość nie kojarzyła lub nie chciała kojarzyć w obecności przedstawiciela jej rasy. Zawiedziona Tili, wygięła ustka w podkówkę i zasmucona zajęła swoje miejsce przy stole konkursantów. Teraz picie nie wydawało się takie fajne i ekscytujące…* |
04-09-2016, 11:53 | #12 |
Reputacja: 1 |
__________________ Port Balifor - przygoda osadzona w świecie Smoczej Lancy - zapraszam do śledzenia! Przez czas bliżej nieokreślony bez dostępu do sieci. Znowu... |
06-09-2016, 13:55 | #13 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Talving obserwował pijackie wyczyny kenderki z rosnącym zdziwieniem, ale to w końcu kender. Po nich można wszystkiego się spodziewać. Z nie mniejszym zdziwieniem przyjmował rewelacje krasnoluda. Co prawda sprawa jakiegoś pirata nie interesowała go w najmniejszym stopniu, ale nie dało się ukryć, że w jego sakiewce widać było już dno. Mimo, że nie chciał brać udziału w proponowanej przez krasnoluda awanturze ważąc raz za razem sakiewkę coraz bardziej się do tego pomysłu przekonywał. Zauważył tez to Rekus, który bezbłędnie wyczuł skrajne emocje trawiące przyjaciela. Zapiszczał cicho pocieszająco siedząc na ramieniu zaklinacza. -Tak, tak przyjacielu. Potrzebujemy stali, przynajmniej ja. Tak, wiem, że w rynsztoku można znaleźć wiele smakowitych kasków, a ja nie potrzebuję jeść ani pić, ale mam też inne potrzeby. Jak to jakie? Badania szkodniku! I nie łaskocz mnie już tymi wąsami, wiesz, że tego nie lubię. Nie martw się, wystarczy, że ja się martwię. Obronię nas. Poza tym to ma coś wspólnego z przypływami, które wstrzymała magia Drapieżnicy. Może dowiemy się czegoś przydatnego. Że co? Kenderka? Tak, niesamowita jak wszyscy kenderzy. Powinieneś ich znać. Jest ich sporo w Balifor. Jeśli ci się spodobała bądź dobrej myśli. Coś czuję, że Edelmann ją również zwerbuje. Kiedy krasnolud zwalił się pod stół Talving wstał i ruszył do barmana. Ustalił warunki noclegu i udał się do swojego pokoju. *** Następnego dnia raźnym krokiem szedł ulicą w dokach. Dzięki swojemu wzrostowi i bystremu wzrokowi stepowego nomada z daleka wypatrzył ruda czuprynę krasnoluda. -Edelmann! Panie Edelmann! - krasnolud widać nie doszedł jeszcze do siebie. Słysząc nawoływania wykonał niezgrabny zwrot niczym kupiecka krypa na kotwicy i ustawił się nieco bardziej frontem do "napastnika". - Witam Panie Edelmann!- rozpoczął z przesadnie promiennym uśmiechem Talving-wygląda pan niezwykle rześko, nie do wiary, że brał pan wczoraj udział w konkursie- słowa te były tak bezczelnym kłamstwem, że Talvingowi spąsowiały czubki uszu a twarz krasnoluda stała się zacięta i nieprzyjazna. -Ja w związku z pana propozycją. Wiem, że jeszcze trochę za wcześnie, ale wolę być za wcześnie niż się spóźnić. Chciałem po prostu dać znać że jestem gotów. Zakończył swoja przemowę parodią marynarskiego salutu i popatrzył na krasnoluda w oczekiwaniu dalszych dyspozycji.
__________________ Zawsze zgadzać się z Clutterbane! |
07-09-2016, 21:07 | #14 |
tajniacki blep Reputacja: 1 |
__________________ "Sacre bleu, what is this? How on earth, could I miss Such a sweet, little succulent crab" |
07-09-2016, 22:40 | #15 |
Administrator Reputacja: 1 | Niektórzy lubowali się w dziwnych rozrywkach, takich jak na przykład pijatyka aż do wpadnięcia pod stół. Co dziwniejsze - zawody w piciu stanowiły rozrywkę dla różnych ras. Najwyraźniej głupota nie stanowiła domeny jednej tylko rasy. Miał tylko nadzieję, że to nie jest zaraźliwe, bo wtedy najlepiej by było opuścić karczmę i uciec na drugi koniec miasta. Na szczęście nie założył się o wynik konkursu, bowiem - ku wielkiemu zaskoczeniu Harana to nie krasnolud został zwycięzcą wielkiej pijatyki. A kenderka miała jeszcze tyle siły, żeby sobie pobiegać po całej sali i pobaraszkować z minotaurem. Haran, nie da się ukryć, cieszył się, że Sroczka obdarzyła swym zainteresowaniem właśnie siedzącego kawałek dalej rogacza. Haranowi w zupełności wystarczyło przedstawienie z głupawym kundlem w roli głównej. Na szczęście ten ostatni się wyniósł... Kenderka jako dodatek do psa, to już by był nadmiar przyjemności. Gdy w końcu nadmiar piwa spacyfikował kenderkę, Haran udał się do swego pokoju. Wolał się wyspać, skoro jutro musiał wcześnie wstać i odszukać Złocisza. |
11-09-2016, 11:54 | #16 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Powiedzieć, że imć Edelmann Termeyen wyglądał tego ranka jak siedem nieszczęść, to jak stwierdzić, że kednerzy są specyficznym ludem. Po prostu za mało. Broda, którą tak szczycił się krasnolud, była teraz w dużym nieładzie. Ubranie było wymiętolone, a sam strażnik pachniał tak, jakby pracował na nocną zmianę w gorzelni. Widząc Talvinga spróbował się nieco zaktywizować, jednak w dalszym ciągu przybysz mógłby mu zwinąć koszulę, a Edelmann by się nie zorientował. - Ja… Pro… propo… co? - potrząsnął głową. - Pro...pozy...cja… - wycharczał z trudem. - A, tak! Kojarzę, choć mocno mgliście. - roztarł bolącą go głowę. - Pan Talving, prawda? - zapytał. - W każdym razie, spotkamy się w Madame godzinę po południu. A teraz, mości Talvingu, byłby łaskaw załatwić mi trochę zdatnej do picia wody? Strasznie dziś grzeje… - było to wierutne kłamstwo, gdyż dzień był chmurzasty, a temperatura była znośna. - Jeśli miałby pan jeszcze jakieś pytania, odp… Ale najpierw woda… - krasnolud słaniał się na nogach i gdyby nie duży topór na którym się wspierał, byłby się wywrócił. Talvingowi było szczerze żal Edelmanna mimo, że rzadko mu było żal czegokolwiek co chodziło na dwóch nogach. -Oczywiście panie Edelmann. Zaraz się rozejrzę za wodą. Ten dzisiejszy upał może wykończyć każdego. Czym prędzej ruszył jedną z portowych uliczek w poszukiwaniu beczki z deszczówką. Musiał pokonać wiele przeciwności jeśli chciał dostarczyć skacowanemu krasnoludowi wodę. Sam nie miał bukłaka bo zwyczajnie go nie potrzebował a i nie wiedział skąd woda w tym zniszczonym mieście. Dlatego tez co chwila podpytywał Rekusa o to gdzie ma się udać. Nie minęło pięć minut, a wiedziony przez szczura Talving odnalazł beczkę z deszczówką. Problem mógł stanowić fakt, że nie miał bukłaka, jednak w zaułku dojrzał stare wiaderko. Zaklinacz zaklął i sięgnął po ten mało wykwintny pojemnik. Dokładnie opłukał go w beczce starając się jak najmniej zanieczyścić wodę i nabrał dość dużo. Sam co prawda unikał alkoholu, ale miał sporą wiedzę czym kończy się nadmierne spożycie. Czym prędzej z pełnym wiaderkiem pomknął uliczkami, kierowany przez Rekusa ku Edelmannowi. - Proszę, udało mi się coś znaleźć. Niestety nie jest to zbyt wykwintny napitek, ale sam pan rozumie. Proszę może spocząć. Talving podał wiaderko i przyglądał się jak krasnolud pije. Gdy wydawało mu się, że już częściowo się nasycił odważył się zadać pytanie. - Panie Edelmann, może pan zdradzić więcej szczegółów dotyczących tej misji? Szczególnie interesuje mnie kwestia tych przypływów wstrzymanych przez Malystryx. Dlaczego akurat teraz ma być przypływ? Krasnolud wypił wiadro niemal duszkiem, po czym beknął potężnie. - O, zaraz mi lepiej… Dzięki, panie Talving! - krzyknął. - Ostrożnie z tym imieniem. Lepiej nie wymawiać imienia Czerwonej zbyt głośno, to nie przysparza przyjaciół… - ściszył głos. - Co do pływów, Czerwona wstrzymała je jak wszystko - przy pomocy magii. Magią podgrzała nam morze, obudziła gejzery, rozjebała poprzedni port… i zmieniła Kenderówek w ruinę, zwalając nam na głowy ten biegający kataklizm. - złapał się za głowę na wspomnienie wczorajszego konkursu. - Malystryx nie żyje od kilku miesięcy, jej magia zaczyna gasnąć, wróciły Księżyce. To wszystko składa się na to, że poziom wody już zaczyna opadać. Spójrz pan na statki. - skinął głową w kierunku łajb. Faktycznie, fale obmywały je jakby niżej, dobre dwa cale poniżej poprzedniego śladu… Kątem oka Talving spostrzegł nadchodzącego minotaura, którego widział wczoraj w Madame Butterfly w towarzystwie Mistrzyni, Tili Sroczki Białoboczki. -Panie Edelmann. - Minotaur chrząknął. -Słyszałem o czym wczoraj panowie rozmawiali i byłbym zainteresowany towarzyszeniem wam w wyprawie. O ile jest miejsce, rzecz jasna. - Powiedział. -Nazywam się Mirnark Lionscar, tak w ogóle, zapomniałem się przedstawić. Gdzie te moje maniery… - Zreflektował się na popełnioną gafę i szybko próbował ją naprawić, widocznie zmieszany. Krasnolud spojrzał na niego ospałymi oczyma. - Miło mi, panie Mirnark. - wyciągnął spoconą dłoń do minotaura. - Przyda się ktoś, kto może przetaszczyć skrzynię i pijanego krasnoluda, he, he, he… - zaśmiał się gardłowo. - Manierami się chłopie nie przejmuj! Jesteś w Baliforze! - Edelmann próbował się zaśmiać, ale kac-morderca, co nie ma serca widocznie mu to utrudniał. -Myślałem raczej o ochronie przed rabusiami ale...no...w sumie mogę nieść skrzynie, też...korona mi z głowy nie spadnie. - Próbował uśmiechnąć się na znak, że to był żart, ale wyszło mu to wyjątkowo niezdarnie. -Znaczy się, tego, cieszę się z zawiązania współpracy. To...kiedy zaczynamy? Edelmann podrapał się po tyłku, potem wykonał dziwny taniec, jakby odklejał gacie od spoconego siedzenia. - Cóż, by tam dotrzeć w jednym, w miarę spójnym kawałku, będziemy musieli wyruszyć w okolicach… dwóch godzin po południu. Kończę w południe, wrócę do karczmy, zjemy obiad i ruszymy. - spojrzał po obydwu mężczyznach. -[i]A więc jesteśmy umówieni. Do południa.-/i] - Powiedział minotaur i ruszył pozwiedzać trochę miasto. I może znaleźć kogoś kto będzie potrzebował w tym czasie jego pomocy. Wszak nigdy nie zaszkodzi pomóc. - Do południa więc, panie Mirnark. - pomachał mu ręką. Tak, tą, którą drapał się po tyłku… Zwrócił się do Talvinga - A pan, panie czarodzieju? Ma pan jeszcze jakieś pytania? Talving westchnął przytłoczony tempem w jakim rozwinęła się rozmowa z minotaurem i wywód Edelmanna na temat smoczych spraw. Ponieważ starał się uchodzić za człowieka dobrze wychowanego wyciągnął do Mirnara dłoń z zamiarem przedstawienia się, ale nowy nabytek krasnoluda zmył się tak szybko jak się pojawił zostawiając Talvinga z wyciągniętą dłonią i głupim wyrazem twarzy. Zaklinacz nie byłby jednak sobą, gdyby błyskawicznie nie pozbierał się po tym ciosie. Odchrząknął i jakby nigdy nic powiedział do Edelmanna. -Widzę, że ekipa się rozrasta. To dobrze. Ten osobnik wygląda na tęgiego wojownika. Dobrze go będzie mieć po swojej stronie. To co mówił pan o smoczycy i jej wpływie jest tak logiczne, że aż mi głupio, że sam na to nie wpadłem. Czy ma pan do mnie jeszcze jakieś sprawy związane z organizacją wyprawy? Edelmann podrapał się po brodzie tą samą ręką, którą drapał się po tyłku. - Z tego, co pamiętam, musimy przecisnąć się przez kilka tuneli w skałach, a nie jestem pewny czy ten olbrzym da radę. - wskazał na odchodzącego Mirnarka. - Zresztą, ja też mogę mieć ciężko. - poklepał się radośnie po brzuchu. - A! I jeszcze jedna rzecz. Na pewno będziemy się wspinać, co prawda niewiele, ale zawsze. Przydałaby się lina, poruczniku Talving. - przyłożył dłoń do czoła w parodii salutu. - No i pochodnie. Bo pewnie nie widzi pan za dobrze w mroku, co? - zapytał, mierząc maga wzrokiem. Głupi wyraz ponownie pojawił się na twarzy Talvinga, gdy krasnolud zatytułował go porucznikiem i zasalutował. Co prawda słyszał o wojsku i nieco o panujących tam zwyczajach, ale średnio się widział jako żołnierz. Widać krasnolud zamierzał przenieść organizację z jaką miał do czynienia w straży na grunt wyprawy. Ponieważ nic mądrego nie przyszło mu do głowy uznał, że najlepiej będzie jeśli zaprezentuje wybiórczą głuchotę -Na pochodnie i linę może starczy mi pieniędzy, ale to wszystko. No cóż to jesteśmy umówieni...khem...khem dowódco. Po tych słowach machnął dość pociesznie ręką i ulotnił się w kierunku centrum osady. -Pipipi…- rozległo się z kaptura szaty zaklinacza. -Milcz sierściuchu. Ja ci się pośmieję. Następnym razem ty będziesz gadał. -Pippip… Tym razem Talving postanowił z godnością zignorować odpowiedź bądź co bądź zwierzęcia czemu dał wyraz unosząc nieco brodę i przyspieszając kroku. Rekus na szczęście wyczuł nie najlepszy nastrój towarzysza i nie drążył tematu. - To ja rozumiem! - krzyknął za nim Edelmann. *** Ze znalezieniem sklepu oferującego sprzęt eksploracyjny nie miał żadnego problemu. Kupił linę i trzy pochodnie bez zbytniego targowania. Wszak nigdy nie przywiązywał wielkiej wagi do pieniędzy. Nazbyt gadatliwemu Rekusowi udało się zatkać paszczę sporym kawałkiem suszonego mięsa, dzięki czemu humor Talvinga się poprawił i pełen optymizmy ruszył na miejsce spotkania.
__________________ Zawsze zgadzać się z Clutterbane! |
11-09-2016, 18:40 | #17 |
Reputacja: 1 | -Pewnych walk nie wygramy. - Westchnął Mirnark. -Proszę ją odnieść do jej łóżka, jak już się wyżyje. Rankiem z kolei wstał i wypytał o Edelmana. * * * Spacerując po mieście, minotaur zauważył młodego chłopca, który wykłócał się z właścicielem kramu spożywczego o jakiś przedmiot. Uszu Mirnarka doszły głośne krzyki, zawierające słowa “złodziej”, “skąpiec” i “zdzierca”. Mirnark oczywiście skierował się w ich stronę. -Przepraszam, czy mogę może w czymś pomóc? - Zapytał grzecznie. Zarówno handlarz, jak i chłopczyk spojrzeli na olbrzymiego minotaura zaskoczeni. - Nie… - wybąkał chłopiec. - A i owszem! Proszę odprowadzić go straży! Ten chłopak ukradł mi chleb i dwa jabłka! Nie miał czym zapłacić! - warknął głośno handlarz. Chłopak tylko opuścił głowę, słysząc te słowa i godząc się ze swym losem. -Czy to prawda? Czemu wziąłeś te rzeczy? - Minotaur przyklęknął tak, aby być mniej-wiecej na wysokości chłopca i spojrzał mu w oczy. -Nie bój się, mi możesz powiedzieć. - Położył mu rękę na ramieniu. Mało brakowało a chłopak zaniósłby się płaczem, spoglądając w oczy Mirnarka. Pociągnął nosem. - Tak, psze pana. Wziąłem te rzeczy… Ale tylko dlatego, że mama jest chora! - opuścił głowę, skruszony. -Rozumiem. - Minotaur wstał i sięgnął do sakiewki. -Zapłacę za chłopca. Ile się należy? - Powiedział do handlarza. - Co?! Ale jak to?! TO JEST ZŁODZIEJ! Należy go ukarać, a nie wspierać! - oburzył się handlarz. Chłopak schował się za nogą minotaura. -Jeśli dziecko kradnie z głodu,alby by wspierać swoją biedną rodzinę, jakie mamy prawo je osądzać, tak naprawdę?- Wzruszył ramionami minotaur. - Przypuśćmy, że zostanie ukarany. Straż może go nawet wychłoszcze. Nie będzie mógł pomagać swej matce, która pewnie umrze. Czy weźmie pan jej życie na siebie? Czy mieni się pan bogiem, który może decydować o życiu i śmierci? - Z tymi ostatnimi słowami spojrzał na mężczyznę groźnie, dając do zrozumienia, że potwierdzenie tego byłoby błędem. Kramarz chyba lekko się skurczył, widząc spojrzenie minotaura. Wybąkał coś niezrozumiałego pod nosem i wręczył chłopcu chleb, dwa jabłka i flaszkę wina. - To… to będą dwie sztuki stali. I przychodź tak długo, aż matka nie wyzdrowieje, chłopcze. Zaopatrzę was. - wyciągnął wyczekująco łapę do Mirnarka. Minotaur zapłacił a nawet dodał drugie tyle “za pana nerwy”. I po namyśle jeszcze sztukę srebra “za dobre serce”. Nie czułby się dobrze gdyby nie dał handlarzowi nic w zamian za tę ofertę. Potem zwrócił się do chłopca. -Leć do mamy. I postaraj się w przyszłości nie kraść. Inni mogą nie być tak wyrozumiali jak ja.Jeśli będziesz potrzebować pilnie pieniędzy, przyjdź jutro do Madame Butterfly, wyruszam dzisiaj po skarb i może będę miał coś dla ciebie. Jeśli mi się uda. - Powiedział. - Opowiem o Panu wszystkim kolegom! Jest Pan świetny! - wykrzyknął chłopczyk, przytulając się do nogi Mirnarka. - Do zobaczenia, panie minotaurze! - krzyknął i pobiegł w stronę domu. |
12-09-2016, 10:15 | #18 |
Administrator Reputacja: 1 | Haran obudził się rano zdrów jak ryba. Cóż, tak powinni się czuć ludzie (i nieludzie), którzy znają umiar w swej zabawie. Bądź po prostu nie szukają zabawy. Szybko się oporządził i ruszył w miasto, poszukując Złocisza. Z tego, co wiedział, wspomniany Złocisz był nadzorcą magazynów w dokach. Taka osoba powinna być znana, przynajmniej w niektórych kręgach. Portowych, znaczy. Wystarczyło przespacerować się kawałek i zacząć wypytywać. Z pewnością Złocisz miał jakieś biuro, miejsce, gdzie trzymał wszystkie papiery. Z pewnością było to blisko portu, a skoro Haran z portu trafił do karczmy, to w drugą stronę powinno być mu łatwiej. Skracając nieco pamiętaną z dnia wczorajszego drogę tuszył w stronę portu. Spacerując po dokach, przemknął obok minotaura i krasnoluda, których widział wczoraj w karczmie rozmawiających z pewnym gościem, który również mógł być wczorajszego wieczora w Madame Butterfly. I pewnie był, sądząc po stopniu ożywienia rozmowy, którą prowadziła ta trójka. Wypytywanie o Złocisza nie dało takich skutków, jakich spodziewał się Haran. Ludzie patrzeli na niego dziwnie, nie potrafiąc skojarzyć tego imienia. Gdy jednak zapytał o nadzorcę doków, jeden z przechodniów skierował go do lekko walącego się budynku. W okolicy śmierdziało rybami, solą, szczynami i… Wprawny nos mógłby wyczuć tam krew, ale możliwym było, że lekko się Haranowi pomieszało. Okna biura nadzorcy były otwarte, dało się tam usłyszeć lekką kłótnię. Ktoś sprzeczał się z nadzorcą o ceny magazynu, ale w związku z czym? Tego Haran nie mógł dosłyszeć. Drzwi strzegł wysoki dryblas, dość potężnie zbudowany, przez którego plecy przewieszony był dwuręczny, zakrzywiony miecz. - Pan w jakiej sprawie? - zapytał ogrzy potomek, niemal warcząc. - Mam przesyłkę dla nadzorcy doków - odparł Haran. - Ale poczekam, aż skończy rozmowę. Półogr niepewnym wzrokiem zmierzył mężczyznę, ale odsunął się od drzwi. - Proszę powiedzieć tej pani na dole, że pan z przesyłką. - i wpuścił Harana do środka. Jego oczom ukazała się wąska klatka schodowa z malutką klitką, w której siedziała rudowłosa kobieta. - Tak, słucham? - zapytała, widząc Harana. Nie siliła się nawet na uśmiech, widać było wyraźnie, jak bardzo znudzona była… - Szukam nadzorcy doków. Mam przesyłkę - powiedział. Nie wdawał się w szczegóły - kobieta nie wyglądała ani na Złocisza, ani na nadzorcę doków. - Proszę schodami do góry, tam pan poczeka, aż ten żeglarz wyjdzie od pana Thazara. - poinstruowała młodego poszukiwacza przygód. Mężczyzna ruszył koślawymi schodami w górę, dotarł do wąskiego przedpokoju, gdzie usiadł na ławie i odczekał swoje. Po jakichś piętnastu minutach wyszedł z pokoju wkurzony marynarz w brudnej koszuli, trzaskając wściekle drzwiami i mrucząc coś o zdziercach. - Proszę, następny! - dobiegł go głos zza drzwi. Gdy wszedł, jego oczom ukazał się elegancko ubrany mężczyzna, o blado-ziemistej cerze, długich, czarnych włosach i złotych oczach. - Słucham pana? - zapytał lekko zirytowanym głosem. - Dzień dobry. Szukam kogoś, kogo zwą Złociszem - powiedział Haran. - Mam nadzieję, że dobrze trafiłem? Oczy półelfa stały się niebezpiecznie agresywne, zmieniły się w wąskie szparki. - Skąd pan zna to imię? - zapytał, sycząc niczym wąż. - Podał mi mój znajomy, Stephen. Jeśli dobrze trafiłem, to wie pan, o kogo chodzi. - Taaaa… Wiem. Przypuszczam, że ma pan coś dla mnie, panie…? - Haran. - Więc, panie Haran, ma pan dla mnie tę przesyłkę? - zapytał. - Owszem, proszę bardzo. - Haran sięgnął za pazuchę i wyciągnął niewielki pakuneczek. - Zapewne o to panu chodziło, prawda? - Podał przesyłkę Złociszowi. Półelf odebrał pakunek od Harana i obejrzał go dokładnie. Mistyk nie był w stanie określić, co było w środku, lecz Złocisz szybko zaspokoił jego zainteresowanie, otwierając go. Jego oczom ukazała się śmieszna czapeczka. Thazar założył ją na głowę i zmienił się w kobietę, by po chwili ją zdjąć. - Dziękuję panu, panie Haran. Wielce to będzie przydatne w naszych… hm, interesach. - uśmiechnął się do mężczyzny. - Czy jest pan może zainteresowany jakimś zleceniem? Albo chce pan po prostu odpocząć w naszym cudownym kururcie? - zapytał, a z jego słów bił sarkazm. - Podróż nie była na tyle męcząca, bym musiał teraz miesiącami wypoczywać. Jakieś przyjemne zajęcie pewnie by się przydało. Półelf zmierzył wzrokiem Harana. - Jak bardzo związany jest pan z prawem? I jak bardzo skłonny do jego łamania? - Wolę się ograniczać do jego naginania - odparł szczerze Haran. - To, jak sam pan wie, w pewnym stopniu ogranicza moją przydatność do różnych celów. - Ech… Trudno teraz o porządnego złodzieja. - westchnął Thazar. - Ale i tak będę miał do pana pewne zastosowanie. Otóż. - splótł palce na piersi. - Straż miejska. Ostatnio coraz bardziej depcze mi po piętach, imię Złocisza nie jest już dla nich anonimowe. Niektórzy mnie tropią. Najbardziej zagorzałym przeciwnikiem jest mój brat, sierżant Damien. - westchnął. - Chciałbym, aby przeniknął pan jakoś do straży i trochę pokrzyżował ich szyki. - Ponoć z rodziną czasami trudno się dogadać. - Haran pokiwał głową. - Najlepszym chyba sposobem byłoby zwrócenie ich uwagi na kogoś innego... - Sposób, w jaki pan to zrobi, niech pozostanie pana tajemnicą. Im mniej wiem, tym mniej podejrzany jestem. - Półelf uśmiechnął się szelmowsko. - Rozejrzę się i zorientuję - Dobrze więc. Tutaj ma pan trochę gotówki na zachętę. - Wręczył mu sakiewkę. - Ufam, że następnym razem nie spotkamy się oficjalnie. - Uśmiechnął się do mistyka. - Mam taką nadzieję. - Haran skinął głową i schował sakiewkę, postanawiając pozostawić sprawdzenie jej zawartości na później. - Jeśli dowiem się czegoś ciekawego... Nie, czegoś bardzo ciekawego? - Czy dysponuje pan jakimiś informacjami? - Thazar spojrzał na niego zaciekawionym wzrokiem. - Dopiero co przyjechałem. Nie sądzę, by wieści o skarbie Arckhama, o którym wywrzaskiwał jakiś pijany krasnolud, były coś warte. W każdym razie jeśli się dowiem czegoś naprawdę wartego uwagi, to jakoś dam znać. - Skarb Arckhama… - Oczy półelf zaczęły się świecić. - Cóż, pewnie to bujdy, ale i tak może być warte sprawdzenia. Jeśli pan chce, oczywiście. W każdym razie, muszę wracać do pracy. Gdyby miał pan do mnie sprawę, proszę odnaleźć Byrta wieczorem na ulicy i zapytać się, gdzie można mnie znaleźć. To ten osiłek pod drzwiami. - Thazar zagłębił się w papierach. - Zgoda. Szybkiego uporania się z papierzyskami. Haran wstał i ruszył w stronę wyjścia. Pożegnawszy i rudowłosą niewiastę, i Byrta, opuścił budynek, po czym skierował się do opuszczonej rankiem karczmy. |
12-09-2016, 10:49 | #19 |
tajniacki blep Reputacja: 1 |
__________________ "Sacre bleu, what is this? How on earth, could I miss Such a sweet, little succulent crab" |
12-09-2016, 19:27 | #20 |
Reputacja: 1 | Równo godzinę po południu, do karczmy wszedł Edelmann. Wyglądał już nieco żywiej niż rankiem, lecz dalej nie przedstawiał sobą tego samego obrazka, co wczorajszego wieczora. Skinął na Talvinga, Tili i Mirnarka, by przysiedli się do stolika. Obserwujący to wszystko Haran postanowił również zaryzykować i dosiąść się do pozostałych. Krasnolud tylko zmierzył go spojrzeniem i zapytał:
__________________ Port Balifor - przygoda osadzona w świecie Smoczej Lancy - zapraszam do śledzenia! Przez czas bliżej nieokreślony bez dostępu do sieci. Znowu... |