|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
29-08-2016, 14:03 | #1 | |
Reputacja: 1 | [D&D 3.5 DL] Port Balifor
Anzelm, wilk morski i obieżyświat Opis portów Krynnu 24 Corij 422 AC, Wiek Śmiertelników Może i kiedyś Port Balifor był pięknym miastem, cudem architektury czy jakkolwiek chcielibyście to nazwać. Może, ale to było dawno. Teraz drewniana brama miejska odstraszała, podobnie jak opuszczone budynki i na wpoły zniszczony posterunek Rycerzy Takhisis, który wyzierał zza murów. Kilku strażników, którzy je patrolowali, wyglądało na mocno znudzonych i znużonych pełnioną wartą. Miasto nie wywierało dobrego wrażenie również od drugiej strony – kilka drewnianych molo, które wybiegały w stronę morza nie pozwalało na cumowanie zbyt dużej liczbie statków, dlatego pejzaż spalonego Gloom Town na południu był widoczny z dostatecznej odległości, by nikt nie chciał tam dokować. Kręcące się gdzieniegdzie w tej okolicy istoty różnych ras nie sprawiały wrażenie ani przyjaźnie nastawionych, ani zbytnio zadowolonych z życia, gdy na nich spoglądano. Wyjątkiem byli celnicy i kenderzy. O ile tym drugim trudno się dziwić, gdyż oni zawsze wyglądają pogodnie i przyjaźnie, o tyle tych pierwszych wręcz rozpierała duma, gdy mogli pracować w pobliżu Gloom Town. - Łatwy zarobek - jak mówili niektórzy. Nieliczni dodawali jeszcze - O ile przeżyje się dniówkę... Główne arterie miasta tętniły życiem, o ile można użyć takiego stwierdzenia w tak małej mieścinie. Ludzie i przedstawiciele innych ras przechadzali się wzdłuż straganów, wybierając towary codziennego użytku, doprowadzając sprzedawców różnej maści niemal do szału, gdyż godzina była już późna. Do doków zawijał właśnie ostatni statek, a słońce chyliło się już ku zachodowi. Tawerny przy porcie pękały w szwach, jednak większość marynarzy wracała nocą na statek. Liczni podróżni wykupili już znaczną część miejsc noclegowych, toteż w wielu karczmach albo bezradnie rozkładano ręce, bądź też proponowano nocleg w stajni. Za opłatą, oczywiście. Gdy przybysze kręcili nosem na tak szczodrą ofertę, odsyłano ich do „Madame Butterfly”, mającej szemraną opinię karczmy w slumsach. Ponoć można było tam stracić nie tylko sakiewkę, lecz również zdrowie, rozsądek, a jeśli miało się pecha, pewnie i organ czy dwa. Oberża ta, wzniesiona ze spróchniałych i zniszczonych przez pogodę belek, co było łatwo widoczne za dnia, w złotawym świetle zachodzącego słońca jawiła się niczym wielkomiejska rezydencja księcia. Spękane szyby skrzyły się ostatnimi błyskami dziennego światła, a skryty w cieniu dach uniemożliwiał zlokalizowanie dziur i łat, które go zdobiły. Może właśnie to sprawiło, że gospoda była dzisiejszego wieczora nabita niczym pańska sakwa, a może to cotygodniowy konkurs pijacki, organizowany tutaj od dobrego roku. Wewnątrz, gospoda nie prezentowała się dużo lepiej. Na podłodze leżały drzazgi i resztki szklanych kufli, pamiątka po ostatniej bijatyce. Teraz środek sali zastawiony był skrzynkami, które służyły jako stołki oraz beczkami, na których ustawiano cynowe kufle. Właściciel tego przybytku widać stwierdził, że lepiej jest wykorzystać materiały odpadowe, niż inwestować kilka razy w tygodniu w nowe meble, które i tak zostaną zniszczone. Na środku ustawiono trzy beczki, na których położono koło z wozu, tworząc w ten sposób improwizowany stół do konkursu. Kilka wolnych „stolików” w rogach dużego pomieszczenia stało pustych. Stojący naprzeciw wejścia olbrzymi szynkwas oblegany był przez stałych bywalców. Nikt tu nie zwracał uwagi na obcych, do czasu aż wybuchła burda. Wtedy walka toczyła się drużynowo: miejscowi kontra obcy. Na szczęście, dzisiejszego wieczora było względnie spokojnie. Karczemne bijatyki raczej nie wybuchały w dniu konkursu, gdyż przed rozpoczęciem wszyscy zbierali siły, natomiast po rozpoczęciu, ochroniarze wynosili ochlapusów na ulicę czy do pokoi. Jedynie Edelmann Termyen, miejscowy mistrz picia, wychodził stąd o własnych siłach. Krasnolud ten, będący również członkiem straży miejskiej, właśnie zbierał zapisy na dzisiejszy konkurs. - Ej, szczury lądowe! Zbierać się! Psie syny, zaczynamy zaraz konkurs! Wchodzimy do puli za jedną stalową monetę, podbijamy o jedną po każdej kolejce i zwycięzca zgarnia wszystko! - przypomniał zebranym zasady stare, niczym ta „oberża”. - Po dziesięć minut na kufelek! Zaczynamy od Czerwonego Karła, potem Gwałtowny Wąskodupiec, Pijany Trzmiel, Toczący się Kender, Postrach Mórz, Madame Butterfly i na koniec, Ostatni Sprawiedliwy! - krasnolud ustalił kolejność trunków na dzisiejszy wieczór. Szybkie spojrzenie na barmana, który potwierdził dostępność tych rodzajów piwa, tylko rozochociło brodacza. - To jak, znajdą się chętni?! Trzech miejscowych poderwało się z siedzeń i ruszyło do dużego stołu na środku. Gdy zasiedli, poza krasnoludem, pozostało jeszcze kilka wolnych miejsc. Tradycja mówiła, że konkurs nie może się zacząć bez dziesięciu uczestników – wynikało to z faktu, że po drugiej kolejce odpadała prawie zawsze połowa zawodników i Edelmann nie miał z kim pić. Tak się złożyło, iż przepełnione miasto pchnęło was właśnie w objęcia Madame Butterfly. Ostatnio edytowane przez Corrick : 29-08-2016 o 14:30. | |
29-08-2016, 21:14 | #2 |
tajniacki blep Reputacja: 1 |
__________________ "Sacre bleu, what is this? How on earth, could I miss Such a sweet, little succulent crab" Ostatnio edytowane przez sunellica : 30-08-2016 o 17:49. |
30-08-2016, 00:10 | #3 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Googolplex : 30-08-2016 o 00:20. |
30-08-2016, 17:42 | #4 |
Reputacja: 1 | muzyczka Gdzieś w kącie, przy jednej z beczek potężny minotaur spokojnie raczył się posiłkiem. Siedział na ziemi, bo żadna ława nie utrzymałaby kolosa w pełnej zbroi. Był zbyt głodny, aby tracić czas na zdjęcie jej. Przez cały dzień odbijał się od jednego miejsca w porcie do drugiego, szukając wolnych miejsc. Bezskutecznie. Po drodze kupił sobię trochę owoców,ale zaraz oddał jakiejś grupce bezdomnych.Oni potrzebowali ich bardziej. Dał też odrobinę suszonego mięsa chłopcu przyłapanemu na kradzieży ze straganu. Wcześniej porozmawiałz dzieckiem i właścicielem. Wyjaśnił temu drugiemu, że chłopczyk jest jedynie głodny, a nawet skłoniłdo dania mu jakiejś pracy w zamianza jedzenie. Drugiego z kolei przestrzegł przed kradzierzami. Rozgonił też grupkę bandytów, którzy napadli na jakiegoś Błotnego Krasnoluda. Innymi słowy, miał pracowity dzień i bardzo burczało mu w brzuchu. Pamiętał czasy na arenie. Tam jadł co mu rzucili, mięso, stary chleb, co było. Z czasem zaczął zarabiać na siebie i na lepsze jedzenie. Potem wyszedł na wolnośc i jadł całkiem dobrze w społeczności wyznawców Kir-Jolitha. Nigdy nie wymagałwiele. Ale potrafił docenić dobre jedzenie. Kto raz zaznał głodu, juz go nie zapomni. Zupa i chleb które jadł teraz moze nie były najlepsze, ale był za nie wdzięczny. Nie interesowała go pijacka gra. Zbyt wiele alkoholu źle na niego działało.Wzbudzało stare wspomnienia i stary gniew.A on nie był już tamtą osobą. Nie był wściekłym lwem rzucajacym się na każdego. Teraz był innym lwem. Lwem broniącym stada przed wilkami. Jakkolwiek nie potrafił wyaśnić tego nikomu. Zapewne Kir-Jolith nie chciał,aby jego droga była za łatwa. Nie może pokazać ludziom nowej ścieżkii pozyskać ich słowami. Nie, tupotrzeba czynów. Co zrobił dzisiaj było kolejną, małą cegiełką w jego micji. Szedł do przodu bardzo powoli. Ale nie cofał się nigdy. |
30-08-2016, 17:48 | #5 |
tajniacki blep Reputacja: 1 |
__________________ "Sacre bleu, what is this? How on earth, could I miss Such a sweet, little succulent crab" Ostatnio edytowane przez sunellica : 02-09-2016 o 15:18. |
30-08-2016, 18:59 | #6 |
Administrator Reputacja: 1 | Łajbą kiwało, jakby targały nią nie wiadomo jakie fale, co było rzeczą dość dziwną, jako że Khurman było dość spokojne, a wiatr miał dość siły, by pchać 'Mewę' do przodu, z każdym podmuchem przybliżając statek do celu. Haran po raz kolejny zwątpił, czy pomysł, by właśnie 'Mewą' wyruszyć do Balifor, był najlepszym z najlepszych. Może powinien był poczekać parę dni, i wyruszyć czymś solidniejszym. Ale wydawało mu się, że Stephenowi zależało na tym, by przesyłka dla Złocisza dotarła do adresata jak najszybciej. Najwyraźniej nie powinien był się aż tak spieszyć. * * * Wysoki, ubrany w ciemny płaszcz z kapturem mężczyzna rozejrzał się dokoła, ledwo zszedł z położonego na brzeg trapu. Balifor rozczarował. Albo i nie - wszystko zależało od tego, czego się człowiek spodziewał. Haran o mieście nie miał najlepszego zdania, przynajmniej od chwili gdy się dowiedział, co smoczyca zrobiła z miastem. A tu proszę - nawet się okazało, że budynki sobie stoją (co prawda w mniejszej ilości, niż się spodziewał, ale stały), a na ulicach ruch był całkiem niezły. W gospodach, niestety, również. Odsyłany z miejsca na miejsce Haran trafił w końcu do gospody, której sława do najlepszych nie należała. Może z tego powodu plotki głosiły, iż nawet pokoje można tu dostać? Haran ściagnął kaptur i podszedł do lady, za którą królował właściciel przybytku - bardziej zajęty obserwowaniem konkursu piwnego, niż dbaniem o gości. - Pokój na noc - poprosił Haran. - Sztuka stali - odparł karczmarz. - I kolacja - dodał Haran. Karczmarz skinął głową. Haran rozsiadł się przy jednym z pustych stołów, w samym rogu izby, by ze spokojem móc obserwować wszystkich. Gdy przez nim pojawił się talerz, zabrał się za jedzenie. Wolał to zrobić szybko. Nigdy nie było wiadomo, kto w takiej nie najwyższej klasy spelunce zacznie awanturę, a wtedy o spokojnym dokończeniu kolacji nie byłoby mowy. |
30-08-2016, 20:10 | #7 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Konsekwentnie używał swojego imienia i przydomku. Co prawda wśród plemienia Mikku znajomość narzecza Mayakhur nie była powszechna, ale języki były na tyle podobne, że wielu patrzyło na dziwnego młodzieńca podejrzliwie i pogardliwie. "Zhańbiony" wśród ludu mającego obsesję na punkcie honoru i dobrego imienia nie było najbardziej pożądanym określeniem a właśnie to znaczyło Talving. Przyjmował te reakcje szerokim uśmiechem. Jeśli na twarzy Khurczyka pojawiał się gniew kładł dłoń wymownie na rękojeści sztyletu, który wzorem ludu z którego wywodziła się jego matka miał zatknięty za pasem. Dalej posunął się tylko raz, za pierwszym razem, gdy postawił nogę w Ak-Khurman. Białowłosy, błękitnooki, smukły młodzieniec odziany w łachmany ledwo zakrywające wstydliwe miejsca za to z jaśniejącą kuszą w dłoni i masywnym złotym pierścieniem na palcu. To musiało zwrócić uwagę. Gdy podchodził do głównej bramy otoczyli go poganiacze jednej z karawan oczekujących na wpuszczenie do miasta. Po kolorystyce strojów bezbłędnie rozpoznał Hakurów- pomniejszy Mayakuhrski klan. Nienawidził wszystkich Khurczyków, ale plemię Mayakhur zajmowało "specjalne" miejsce w jego sercu. Na rzucone "Komu to ukradłeś przybłędo?!" Talving wykonał swój gest. Pytającym był przewodnik karawany. Krępy i śniady Mayakhurczyk z końskim ogonem na szczycie szyszaka oznaczającym przywództwo był szpetny jak ork za sprawą dziesiątek blizn. Jego pas błyszczał mnóstwem cekinów. Wychowany wśród tego plemienia Talving wiedział, że każdy oznacza zabitego przeciwnika. Wszyscy obserwujący zajście byli pewni, że zaraz dokona się rzeź. Dlatego gdy głowa nomada wyparowała w błysku ognia wywołało to szok i panikę. Bezgłowy trup upuszczając dopiero co dobyte jatagany padł na wznak a ludzie pierzchli jak stado przepiórek kryjąc się za wielbłądami i w namiotach. Ak-Khurman mogłoby być rajem dla kogoś takiego jak on. Kupieckie miasto nie za duże, nie za małe. Za "pożyczone"-jakby powiedział Kender, podczas wyprawy kamienie szlachetne kupił w miejscowym cechu rymarskim tytuł mistrza, znalazł się także opuszczony budynek w przystępnej cenie. Jego warsztat od momentu otwarcia cieszył się popularnością. Ludzie przychodzili z ciekawości składać drobne zamówienia. Kiedy okazało się, że produkty są najwyższej jakości manufaktura stała się największym i najbardziej uznanym producentem siodeł i uprzęży na półwyspie. *** - No więc mędrcze? Białowłosy młodzian spoglądał wyczekująco na Al-Malikiego z dłońmi schowanymi w szerokich rękawach drogiej, ciemnoniebieskiej szaty. -A tak, tak, pierścień. Zbadałem go jak prosiłeś- długobrody starzec wziął leżący wśród szpargałów na stole przedmiot. Pierścień błyszczał w jego palcach zaś w czerwonym kamieniu zdawał się uwięziony ogień. Błyszczał trochę za bardzo jak na zwykłą sztukę biżuterii. - Ładna rzecz muszę przyznać. Talving westchnął. Zdawał się zniecierpliwiony. -Napis starcze. Al- Malik chrząknął nieco zbity z pantałyku. Normalnie zrugałby wyrostka i kazał mu iść do diabła, ale jak większość mieszkańców miasta obawiał się nieobliczalnego dziwaka. Poza tym pożądał jego stali a wiedział, że jest majętny. -Tak napis. Oczywiście rozszyfrowałem go, ale kosztowało mnie to więcej pracy niż sądziłem. Ta wersja smoczego została zapisana nietypowymi runami. Musiałem się konsultować a wszystko kosztuje, więc... Nim skończył o blat stołu uderzyła pękata sakiewka powodując, że wystraszony mędrzec wypuścił pierścień, który odtoczył się w kierunku brzegu stołu. - To imię Serfigenkryon. Należało do mosiężnego smoka. Niestety nie mogę wiele więcej powiedzieć. Nie zapisał się niczym znaczącym w historii Krynnu. Młodzieniec rzucił przed starca kawałek pergaminu. -Zapisz mi to w tradycyjnym smoczym i wspólnym. *** Miesiąc później białowłosy przemierzał uliczki Portu Balifor. Po odkryciu imienia jego poszukiwania gwałtownie przyśpieszyły. Walnie przyczyniły się do tego opłacone przez niego czary wieszczące rzucane przez napływających do Ak-Khurman z uchodźcami kapłanów. "Swój cel znajdziesz za morzem!" Powtarzało się jak mantra. To oraz opłacenie rejsu pochłonęły resztki jego majątku. Nie dbał o to. Ważne, że jest bliżej wyrównania rachunków z tym, który jest sprawcą nieszczęścia jego oraz matki. Pytanie o smoki w mieście zniszczonym przez smoka nie było najlepszym sposobem zjednania sobie przyjaciół. Po tym jak wyrzucono go z jednej z karczm stał się ostrożniejszy. Ostrożnie dobierał rozmówców. Podawał się za wędrownego rzemieślnika, ale jego strój nie pasował do rymarza. Poza tym co do licha rymarz robi w mieście bez koni? Próby badania granic Gloom Town nie przyniosły niczego ciekawego. No prawie. W jednym z zaułków trafił na szczura zagonionego przez kota w kozi róg. Chwilę obserwował zmagania a widząc zajadłość z jaką mały szkodnik walczy o przeżycie uśmiechnął się. Kopnięciem odgonił kota i pochylił nad zdziwionym szczurem, który obserwował go ciekawie. -Witaj. Mam coś co może ci smakować. No dalej na pewno nie jadłeś niczego tak dobrego. Szczur z początku niepewnie chwycił odrobinę rzuconego mu suszonego mięsa. Spróbowawszy zaczął łapczywie pożerać smakołyk mrużąc przy tym z rozkoszą oczy. -Mam tego więcej, patrz. Uśmiechając się przebiegle położył następny kasek na swojej dłoni, którą podstawił tak by zwierzątko mogło na nią wejść. Nie mógł się powstrzymać by drugą delikatnie nie wysondować aury zwierzaka. Mimo, że nie było to żadne konkretne zaklęcie pozwoliło mu poczuć nastawienie obiektu. O dziwo jedyne co wyczuł to ciekawość. Gdy piętnaście minut później szczur siedział na jego dłoni kończąc konsumować kolejny kawałek suszonego mięsa Talving czuł jego radość i uśmiechał się. To wszak pierwszy przyjaciel w jego życiu. -Dobra sierściuchu. Wygląda na to, że przez jakiś czas będziesz się trzymał moich zapasów. Nie mogę pokazywać się z jakimś tam bezimiennym szczurem. Wszystko co ważne i cenne musi się nazywać. Ty będziesz Rekus czyli żarłok. Szczur przestał na chwilę jeść i przekręcił łebek wpatrując się w swego dobroczyńcę. -Nie marudź. Mogło być gorzej zważywszy jak pachniesz. Trzeba coś z tym zrobić. Chodź! Szczur chwycił w zęby kawałek mięsa i zwinnie po ręce przebiegł na ramię a stamtąd do kaptura w którym się usadowił. Gdy trzy dni później siedzieli w „Madame Butterfly” Rekus już był dobrym przyjacielem. Siedział na ramieniu Talvinga chrupiąc suchara i popiskując w międzyczasie uwagi o towarzystwie w karczmie. Talving udawał, że pije i również obserwował. Przed nim na stole leżał nóż. Młodzian od czasu do czasu popatrywał na sztylet jak na towarzysza nie na broń. Widząc napełniającą się karczmę pogładził rękojeść i powiedział. -Zaraz znowu popytamy matko. Ten tłumek wygląda obiecująco. Młodzian zręcznym ruchem zwinął sztylet i wstał kierując się w stronę baru.
__________________ Zawsze zgadzać się z Clutterbane! |
01-09-2016, 23:38 | #8 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Googolplex : 04-09-2016 o 00:56. |
02-09-2016, 15:12 | #9 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Gdy tylko Talving wstał i ruszył w kierunku baru, krasnolud dojrzał go, omiatając wzrokiem salę. Wstał więc również od stołu i skierował swe kroki w stronę mężczyzny, by finalnie przeciąć mu drogę. Gdy udało mu się już zyskać uwagę jasnowłosego, przestąpił z nogi na nogę i, zadzierając mocno głowę, rzekł: - Witaj, przyjacielu! Widzę, iż chętnyś do zabawy, a? Co powiesz na przyjacielski konkurs? - po czym odwrócił się do zebranych i głośniej dodał: - Panowie, pomóżcie go namówić! - słowa zachęty popłynęły więc z całej sali. Wśród nich znalazły się także niewybredne uwagi o tym, że startuje pies, a taki rosły chłop nie ma odwagi, czy określenie, że powinien się wstydzić, bo startuje kenderka. Jednak dokładne zlokalizowanie autorów tych konkretnych treści pozostawało jedynie pobożnym życzeniem… Tymczasem, krasnolud wyciągnął łapę do Talvinga i rzekł: - Jestem Edelmann. Nie daj się prosić, przyjacielu. Przegrani nic nie tracą! - dodał z radosnym uśmiechem. Talving uniósł brwi w geście zdumienia. Na pewno nie życzył sobie tego rodzaju popularności nie mówiąc już o tym, że poza winem nie tykał alkoholu. Rekus siedzący na ramieniu zaklinacza wydał kilka szybkich pisków na co Talving pokręcił przecząco głową i powiedział do gryzonia. - Nie Rekus to zwykła pomyłka. Dopiero potem odpowiedział na zaproszenie krasnoluda. - Ja zwę się Talving panie Edelmann. Niestety ze względów zdrowotnych unikam alkoholu. Proszę mi wybaczyć. Miał nadzieję, że obejdzie się bez awantury. Miał zamiar popytać a upojenie alkoholowe skutecznie by to utrudniło. Krasnolud zmierzył mężczyznę wzrokiem. - Hm… - jego grube paluchy zginęły w bujnej brodzie. - Ze względów zdrowotnych, powiadasz pan? No cóż, jak kazała tak wiedźma czy małżonka, trzeba słuchać. Wyglądasz mi jednak na przyjezdnego. Cóż sprowadza w te strony? Interesy? Przygody? Widzisz, przyjacielu, mam tu pewne koneksje, więc gdyby coś - śmiało pytaj. - mówiąc to, Edelmann klepnął potężnie Talvinga w plecy. - Oczywiście, po konkursie. - dodał z olbrzymim uśmiechem. Talving również się uśmiechnął chociaż z pewnością nie tak szczerze. - Ależ oczywiście panie Edelmann. Poczekam. To będzie z pewnością niezwykłe widowisko. Następnie zabrał swój kubek i przysiadł na małej beczułce w pobliżu “głównej areny”. Zaczynało się robić ciekawie. Krasnolud zmierzył Talvinga spojrzeniem. - Na pewno się nie przyłączysz, panie obieżyświacie? - zapytał. - Nie zrozumcie mnie źle panie krasnoludzie, ale tylko głupiec staje do walki, którą wie, że przegra. Oczywiście jeśli ma wybór a ja chyba mam wybór. Takie mam zasady- tu Talving wzruszył ramionami i uśmiechnął się krzyżując ręce na piersi. - Ha! - krasnolud wykrzyknął. - Zaiste, prawdziwe mądrości tu prawicie, panie Talving. Cóż, wasza wola - i uszanujemy ją! - Edelmann uderzył pięścią w stół. - Macie w sobie coś z mędrca, mości Talvingu. - dodał, spoglądając z ukosa. Zaklinacz mimowolnie wybuchnął gromkim śmiechem. - Nawet sobie pan nie wyobraża Panie Edelmann jaki komplement mi pan powiedział. Może kiedyś rzeczywiście będę mędrcem. Na pewno się nim nie stanę wydając ostatni grosz na alkohol zamiast księgi i zwoje. Kończą mi się pieniądze ot co. W przeciwnym razie może bym wziął udział w zabawie. Tak jak już mówiłem proszę mi wybaczyć a jeśli potrzebowałby pan niepijącego pracownika biegłego w wiedzy tajemnej to się polecam. Krasnolud spojrzał z ukosa na zaklinacza. - Być może będę miał dla ciebie pewne zadanie… Ale to później, po konkursie. - dodał. -Będę czekał Panie Edelmann, poza tym szykuje się ciekawe widowisko. Talving uśmiechnął się tajemniczo i wzniósł kubek z winem jakby w toaście. Potem już zmienił się w obserwatora. "Ciekawe, czy kenderka dotrwa drugiej kolejki?" powiedział po nosem.
__________________ Zawsze zgadzać się z Clutterbane! |
02-09-2016, 15:18 | #10 |
tajniacki blep Reputacja: 1 |
__________________ "Sacre bleu, what is this? How on earth, could I miss Such a sweet, little succulent crab" |