|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
29-08-2016, 14:03 | #1 | |
Reputacja: 1 | [D&D 3.5 DL] Port Balifor
Anzelm, wilk morski i obieżyświat Opis portów Krynnu 24 Corij 422 AC, Wiek Śmiertelników Może i kiedyś Port Balifor był pięknym miastem, cudem architektury czy jakkolwiek chcielibyście to nazwać. Może, ale to było dawno. Teraz drewniana brama miejska odstraszała, podobnie jak opuszczone budynki i na wpoły zniszczony posterunek Rycerzy Takhisis, który wyzierał zza murów. Kilku strażników, którzy je patrolowali, wyglądało na mocno znudzonych i znużonych pełnioną wartą. Miasto nie wywierało dobrego wrażenie również od drugiej strony – kilka drewnianych molo, które wybiegały w stronę morza nie pozwalało na cumowanie zbyt dużej liczbie statków, dlatego pejzaż spalonego Gloom Town na południu był widoczny z dostatecznej odległości, by nikt nie chciał tam dokować. Kręcące się gdzieniegdzie w tej okolicy istoty różnych ras nie sprawiały wrażenie ani przyjaźnie nastawionych, ani zbytnio zadowolonych z życia, gdy na nich spoglądano. Wyjątkiem byli celnicy i kenderzy. O ile tym drugim trudno się dziwić, gdyż oni zawsze wyglądają pogodnie i przyjaźnie, o tyle tych pierwszych wręcz rozpierała duma, gdy mogli pracować w pobliżu Gloom Town. - Łatwy zarobek - jak mówili niektórzy. Nieliczni dodawali jeszcze - O ile przeżyje się dniówkę... Główne arterie miasta tętniły życiem, o ile można użyć takiego stwierdzenia w tak małej mieścinie. Ludzie i przedstawiciele innych ras przechadzali się wzdłuż straganów, wybierając towary codziennego użytku, doprowadzając sprzedawców różnej maści niemal do szału, gdyż godzina była już późna. Do doków zawijał właśnie ostatni statek, a słońce chyliło się już ku zachodowi. Tawerny przy porcie pękały w szwach, jednak większość marynarzy wracała nocą na statek. Liczni podróżni wykupili już znaczną część miejsc noclegowych, toteż w wielu karczmach albo bezradnie rozkładano ręce, bądź też proponowano nocleg w stajni. Za opłatą, oczywiście. Gdy przybysze kręcili nosem na tak szczodrą ofertę, odsyłano ich do „Madame Butterfly”, mającej szemraną opinię karczmy w slumsach. Ponoć można było tam stracić nie tylko sakiewkę, lecz również zdrowie, rozsądek, a jeśli miało się pecha, pewnie i organ czy dwa. Oberża ta, wzniesiona ze spróchniałych i zniszczonych przez pogodę belek, co było łatwo widoczne za dnia, w złotawym świetle zachodzącego słońca jawiła się niczym wielkomiejska rezydencja księcia. Spękane szyby skrzyły się ostatnimi błyskami dziennego światła, a skryty w cieniu dach uniemożliwiał zlokalizowanie dziur i łat, które go zdobiły. Może właśnie to sprawiło, że gospoda była dzisiejszego wieczora nabita niczym pańska sakwa, a może to cotygodniowy konkurs pijacki, organizowany tutaj od dobrego roku. Wewnątrz, gospoda nie prezentowała się dużo lepiej. Na podłodze leżały drzazgi i resztki szklanych kufli, pamiątka po ostatniej bijatyce. Teraz środek sali zastawiony był skrzynkami, które służyły jako stołki oraz beczkami, na których ustawiano cynowe kufle. Właściciel tego przybytku widać stwierdził, że lepiej jest wykorzystać materiały odpadowe, niż inwestować kilka razy w tygodniu w nowe meble, które i tak zostaną zniszczone. Na środku ustawiono trzy beczki, na których położono koło z wozu, tworząc w ten sposób improwizowany stół do konkursu. Kilka wolnych „stolików” w rogach dużego pomieszczenia stało pustych. Stojący naprzeciw wejścia olbrzymi szynkwas oblegany był przez stałych bywalców. Nikt tu nie zwracał uwagi na obcych, do czasu aż wybuchła burda. Wtedy walka toczyła się drużynowo: miejscowi kontra obcy. Na szczęście, dzisiejszego wieczora było względnie spokojnie. Karczemne bijatyki raczej nie wybuchały w dniu konkursu, gdyż przed rozpoczęciem wszyscy zbierali siły, natomiast po rozpoczęciu, ochroniarze wynosili ochlapusów na ulicę czy do pokoi. Jedynie Edelmann Termyen, miejscowy mistrz picia, wychodził stąd o własnych siłach. Krasnolud ten, będący również członkiem straży miejskiej, właśnie zbierał zapisy na dzisiejszy konkurs. - Ej, szczury lądowe! Zbierać się! Psie syny, zaczynamy zaraz konkurs! Wchodzimy do puli za jedną stalową monetę, podbijamy o jedną po każdej kolejce i zwycięzca zgarnia wszystko! - przypomniał zebranym zasady stare, niczym ta „oberża”. - Po dziesięć minut na kufelek! Zaczynamy od Czerwonego Karła, potem Gwałtowny Wąskodupiec, Pijany Trzmiel, Toczący się Kender, Postrach Mórz, Madame Butterfly i na koniec, Ostatni Sprawiedliwy! - krasnolud ustalił kolejność trunków na dzisiejszy wieczór. Szybkie spojrzenie na barmana, który potwierdził dostępność tych rodzajów piwa, tylko rozochociło brodacza. - To jak, znajdą się chętni?! Trzech miejscowych poderwało się z siedzeń i ruszyło do dużego stołu na środku. Gdy zasiedli, poza krasnoludem, pozostało jeszcze kilka wolnych miejsc. Tradycja mówiła, że konkurs nie może się zacząć bez dziesięciu uczestników – wynikało to z faktu, że po drugiej kolejce odpadała prawie zawsze połowa zawodników i Edelmann nie miał z kim pić. Tak się złożyło, iż przepełnione miasto pchnęło was właśnie w objęcia Madame Butterfly. Ostatnio edytowane przez Corrick : 29-08-2016 o 14:30. | |