Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-09-2016, 17:45   #21
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Łowy i podchody

Elf sprawdził kierunek wiatru i poprowadził grupę skuloną w wysokiej trawie tak, aby wiatr wiał od strony pasących się zwierząt. Podejście było ryzykowne ale niestety konieczne. Pora polowania była w dzień, a na rykowisko było stanowczo za wcześnie. Jednakże deszcz i wiatr powodowały nieco hałasu, i dawały pewną nadzieję na podejście zwierząt.
Xandros położył palec na ustach i gestem pokazał na Erwina, że mógłby zostać w miejscu i podejść, a wskazując na siebie i Plaufena, że mogliby otoczyć stado z dwóch stron.
Erwinowi nie trzeba było powtarzać, właściwie to nawet mówić bo żadne słowa nie padły, byli w dziczy w świecie ciszy gestów i oby skutecznego okrucieństwa.
Prowadził elf, mały i cichy, ktoś kto się też zna. Erwin nie zamierzał się w żaden sposób wykłócać. Polowanie było wysiłkiem zespołowym.
Rozumiał gesty, dwóch elfów obejdzie stado, dzięki temu gdziekolwiek jeleń nie ucieknie tam wpadnie na jednego z nich.
Erwin gestem ręki dał do zrozumienia, że się zgadza.
Założył bełt na łożysko, polizał palec i wyczuł nim kierunek i siłę wiatru. Powoli przeszedł kilka stóp, przyklęknął, przyłożył kuszę do ramienia i czekał aż pozostali znajdą się na pozycjach.
Pleufan zatrzymał ich gestem i zaczął mówić ledwo dosłyszalnym szeptem.
- Możemy stracić dystans do naszego celu.
- Pada. Wieje. Daleko - lakonicznie wyjaśnił Xandros szeptem jeszcze raz kładąc palec na ustach. Wyciągnął swoją strzałę z kołczanu, pokazując bojowy, a nie myśliwski grot i jednocześnie wskazując na kołczan Pleufana. Ten skinął głową w odpowiedzi i bezszelestnie wyciągnął pięć strzał, które zaraz wręczył towarzyszowi.
Xandros wskazał obu łowcom wyglądającego na najstarszego jelenia, przekazując na migi, aby skupić na nim ostrzał po czym ruszył zająć swoją pozycję. Kiedy już wszyscy byli na swoich miejscach,założył strzałę na cięciwę
Nawet zwierzęta miały swój umysł i cele. Ten największy był królem tej okolicy jak lew jest królem dżungli i z pewnością nie chciał by to się zmieniło.
Erwin złożył ręce w muszlę i zaczął nawoływać udając młodego i agresywnego jelenia, który przyszedł rzucić wyzwanie królowi. Jak odpowiednio zaintonuje to rogacz pewnie ruszy na spotkanie pretendentowi a wtedy Erwin będzie miał dogodne miejsce do strzału.
Zwierzęta w jednej chwili uniosły głowę w górę, zaalarmowane dziwnym dźwiękiem. Serce łowców na kilka chwil zabębniło, zagłuszając dźwięki spadających kropel deszczu. Wielki jeleń, z całym swoim dostojeństwem, spoglądał w stronę skąd dobył się odgłos. Stał w miejscu, a reszta małego stada wraz z nim. Wszystkim do głowy przyszła tylko jedna myśl. Fortel się nie udał...
Nagle zwierz również zaryczał… i zaczął zbliżać się w stronę Erwina.
Pleufan i Xandros spokojnie niczym leśne duchy zaczęli zmniejszać dystans. Zaabsorbowane nieznanym zwierze nie dostrzegło błyszczących w trawie grotów jego bliskiej śmierci. *
Xandros podsunął się ostatnie dwadzieścia stóp do przodu i widząc zwierzęta idące powoli w stronę przyczajonego Erwina, naciągnął łuk i wstrzymując na chwilę oddech, zwolnił cięciwę.
Piękny rogacz zbliżał się do niego. Erwin klęcząc na jednej nodze celował i brał poprawkę na wiatr. W końcu jeleń był dość blisko. Erwin wziął głęboki wdech, przycisnął kuszę mocniej do ramienia, zrobił wydech i na wydechu nacisnął spust.
Łowcy w jednej chwili powstali i posłali serię śmiertelnych strzał w stronę niewinnego jelenia. Krew zbrudziła jego piękne futro, jednak leśne zwierze nie chciało dać za wygraną. Ryknął, dając sygnał odwrotu swoim współbratymcom, którzy szaleńczym galopem ruszyli na północ. Sam przywódca natomiast po raz ostatni spojrzał na stojącego przed nim człowieka, kiedy strzała Xandrosa przebiła jego serce. Nabity strzałami padł na ziemię. Łowcy nie mogli dostrzec w nim już ani dumy, ani szlachetności. *
- No to żeśmy jelenia upolowali - powiedział dumny Erwin wstając i podszedł do zwierzęca.
Xandros widząc efekt swojego ostatniego strzału trafiającego wielkiego byka prosto w komorę zerwał się do biegu, dopadając w kilka chwil padającego jelenia. Szybkim i wprawnym ruchem wyszarpnął długi i ostry sztylet po czym chwilę czekając aż zwierze spokojnie wyzionie ducha, począł oprawiać łup, zamierzając wykroić tyle mięsa, ile zdołają unieść. Potrzeby były ogromne.
Widząc nadbiegającego Erwina i Plaufena, zagadnął tego pierwszego
- Nieźle z tym udawaniem byka. - Xandros zagryzł na moment zęby przecinając sztyletem grubszą fałdę skóry jelenia.
- Pomożecie?
- Piękny i piękny strzał - pochwalił elfa. - I dziękuje za komplement, nie mam wprawy w udawaniu jelenia bo to zwierzyna możnych ale się udało.
- Z tym cięciem to może zaczekaj. Zobaczmy czy damy radę go całego przenieść w dwójkę. Jeden łapie za przód drugi za tył a trzeci będzie zmiennikiem.*
- Nawet we trzech może być ciężko udźwignąć takie bydle - stwierdził Pleufan, zbierając wystrzelone strzały. - Ale myślę, że powinniśmy dać radę donieść go do reszty grupy. Jego skóra jest cenna, więc nie warto marnować jej przez pośpiech. Tamci zapewne już skończyli odprawiać mszę za zmarłych.
- Nigdzie się nam nie spieszy - Xander uśmiechnął się do elfa i Erwina. - Nie chciałbym, by jakiś niewprawny nóż dotykał skóry czy mięsa, więc i tak czeka nas oprawianie go. Tylko będziemy wtedy zmęczeni taszczeniem go do reszty. Jeśli skończyli już bawić się w pochówek, zapewne niedługo ich zobaczymy. Poza tym, już zacząłem. Farbę puści i jeszcze jakieś drapieżniki się zlecą do obozu na wieczór
- A masz jakiś worek lub pojemnik, do którego moglibyśmy to wszystko potem upchać? - zapytał Pleufan. - W plecakach tego wszystkiego z pewnością nie zmieścimy.
- Zdejmiemy skórę, wykroimy co lepsze mięso, zawiniemy w nią i zwiążemy liną
- Dobrze więc, plan wydaje się porządny - zgodził się elf. - Miejmy nadzieje, że ich pogrzeb nieco się przedłuży, byśmy nie musieli później wysłuchiwać ich narzekań…
- Jesteśmy zakładnikami własnego sukcesu. Żal marnować cokolwiek nawet kości. Nie wiemy czy następnym razem też nam się tak poszczęści - zatroszczył się Erwin. - Cóż najwyżej wrócimy, oby nic resztek do tego czasu nie zjadło. Wy zacznijcie a ja poszukam bełtów co bogom w okno wysłałem.
- Natura daje dokładnie tyle, ile można wziąć. Trzeba to szanować i brać dopóki daje. Drapieżniki też muszą coś jeść - Xander zadowolony uwolnił duży płat skóry. Dobrze, że nie było upału. Nie będzie much.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 07-09-2016, 19:21   #22
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Rogi obfitości okupione potem i krwią

Xandros nie miał zamiaru czekać, aż ludziska i inne przytulone do grupy nieludzie zechcą złożyć ciała zabitych w ziemi. Nie miał zamiaru ich również taszczyć. Potrzebował powietrza i swobody, bo przebywanie z tak dużą i głośną grupą było drażniące i powodowało, że Xandros miał ochotę po prostu wyjąć miecz i dać upust swojej wściekłości. Po chwili maszerował jednak w stronę lekkiego podwyższenia terenu na tym morzu traw.Erwin, człowiek który próbował brać odpowiedzialność za grupę okazał się również łowcą. Elf nie miał więc nic przeciwko jego towarzystwu, choć uwagi na temat odpowiedzialności wolałby zostawić dla siebie. Pewnie nie spodobałyby się człowiekowi. Oni byli tak...przywiązani do swojego stada, że najpewniej proste prawa natury mogły by się okazać zbyt brutalne i....właśnie nieludzkie. Trzecim chętnym na zwiad był elfem, chyba jedynym poza Xandrosem wśród grupy....no właśnie. Kim właściwie byli? Uchodźcami? Ciężko stwierdzić czy nimi byli bo nie wiadomo dokąd uciekli i czy miejsce w którym są zapewni bezpieczeństwo. Na pewno ocalałymi z kataklizmu i rzuceni w obce miejsce. Elf nie wyczuwał znajomego zapachu traw na tej ogromnej łące. Ziemia po której stąpał nie wydawała się przyzwyczajona do noszenia jego ciężaru, a powietrze.....smakowało inaczej. Elf nie czuł się częścią tego świata a to powodowało w nim narastające uczucie rozdrażnienia i niepokoju.
Trójka łowców podążała więc przez rozległą łąkę, wypatrując śladów pitnej wody, zwierzyny albo dobrego miejsca na schronienie przed nocą, z którą po raz pierwszy przyjdzie im się zmierzyć.
Po pewnym czasie bystre oczy Xandros złowiły kilka burych kształtów, które pochylały swoje szerokie szyje, spokojnie się pasąc.
Luźna chmara byków, okrytych przepiękną letnią szatą spokojnie żerowała jak gdyby nigdy nic. Xandros poczuł w tym rękę losu. Jego bytność w starym świecie zakończyła się w czasie polowania, i zanosiło się, że w taki sposób się również rozpocznie...
Trzem łowcom nie zajęło wiele czasu aby powalić najstarszego rogacza w stadzie. Przepiękny strzał na komorę w wykonaniu Xandrosa wieńczył wysiłki podchodu, składając hołd umiejętnościom łowieckim Erwina, Pleufana i Xandrosa.

Elf poczekał, aż jeleń spokojnie zakończy agonię po czym poprzecznie ciął ostrzem po gardle zwierzęcia, aby odsłonić krtań i przełyk rogacza, które szybko przeciął przy samej głowie a przełyk związał w supełek. Spokojnie czekał, aż zwierze puści większość farby po czym przystąpił do dzieła.
Następne w kolejności było pozbawienie byka jego męskiego atrybutu. Szybkie cięcie i sporawy organ wylądował na kępie trawy, którą elf upatrzył jako miejsce na patrochy. Następnie, ostrożnie aby nie przeciąć jelit przecinał kolejne warstwy mięśni i skóry od pachwiny aż pod mostek, aby otworzyć jelenia i pozbyć się wnętrzności mogących ubrudzić mięso. Z ciekawości obejrzał rozwalone swoją strzałą serce zwierzęcia,wkładając w sporą dziurę palec i pokazując je Erwinowi. W tym czasie drugi elf za pomocą noża przykrywał już pod darnią wyjęte wnętrzności. Potem szło już całkiem sprawnie. Xandros nie mógł sobie odmówić zdjęcia przepięknego poroża. Nie, aby miał ochotę przyozdabiać nim swój platan który nota bene zniknął wraz z całą ziemią w katakliźmie. Jednak była pewna szansa, że w grupie ocalałych znajdzie się jakiś wprawny rzeźbiarz, który potrafi obrabiać kości i rogi. Poroże dobrze nadawało się jako elementy narzędzi, szczególnie noży. Po przecięciu mięśni oddzielenie głowy było bardzo proste. Jedno czyste cięcie i okręcenie łba dokoła własnej osi później łowcy skórowali jelenia, a łeb wraz z koroną króla tracił resztki farby na kolejnej kępie trawy.
- Workowo - zaordynował Xandros i w czasie, gdy Erwin i Pleufan cięli ostrymi nożami przy samej tuszce, elf powoli ciągnął skórę jelenia, zawiązując jej końce i tworząc improwizowany, skórzany worek, wzmocniony dodatkowo liną Xandrosa.
Na samym końcu rozebrali tuszę, z której został rozkawałkowany szkielet, smutnie sterczący resztką mięsa i kośćmi. Ofiara dla padlinożerców i drapieżników. Danina dla natury.
Xandros wycierając skrwawione ręce o wysoką trawę spojrzał na słońce, oceniając upływ czasu i widząc w dużym oddaleniu ciągnącą kolumnę ocaleńców, kiwnął głową oznajmiając koniec polowania.
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 08-09-2016 o 11:08.
Asmodian jest offline  
Stary 07-09-2016, 19:33   #23
 
Gerappa92's Avatar
 
Reputacja: 1 Gerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwu
Gdy strumyk płynie z wolna...

To nie była łatwa decyzja. Sam nie wiedział co go podkusiło by wybierać się tu samemu. Być może zielona równina skąpana w słonecznym blasku obudziły w nim włóczykija. Teraz ciemne chmury zasłoniły entuzjazm Rupperta a deszcz spłukał resztkę odwagi. Aby ją uzupełnić łotrzyk usiadł pod świerkiem i wyciągnął z plecaka kilka sztuk dorodnych fig. Zaczął rozpoławiać je i delektować się ich słodkim smakiem. Być może już nigdy więcej nie będzie miał okazji ich kosztować? Postanowił zostawić jedną Sztukę aby później spróbować ją posadzić.
Z nowym zapasem energii Ruppert podniósł swój leniwy tyłek. Zajrzał jeszcze raz w głąb zagajnika. Zmarszczył brwi i pokiwał głową z niezadowoleniem. Ta strona nie wyglądała zbyt ciekawie. Łotrzyk ruszył niespiesznie w lewą stronę wzdłuż linii lasu patrząc wnikliwie co może chować ta gęstwina.
Tak więc oto samotny łotr, po dłuższej chwili zmagań z samym sobą, ruszył wzdłuż krawędzi ponurego zagajnika. A być może to jedynie samotność i melancholijny deszcz sprawiały, że Ruppert miał takie wrażenie? W końcu co złego mogło kryć się w tej małej, zalesionej wyspie pośrodku morza traw? Jednak ostrożności nigdy za wiele. W końcu to dzięki niej nie zabiła go jeszcze żadna pułapka czy cokolwiek innego.
Szedł powoli i ostrożnie, uważnie obserwując rzędy gęstych drzew i krzaków. Wyobraźnia szybko zaczęła działać i zaczęła tworzyć dziwne, wyimaginowane obrazy i odgłosy. Ruppert wytężał zmysły, by niczego nie przegapić…
I nagle grunt usunął mu się spod nóg. Zaskoczony łotrzyk krzyknął, kiedy zaczął toczyć się z niewidocznego w dół niewielkiego parowu. Szybko jednak świat przestał wirować. Przeszkoda terenowa nie była wysoka i właśnie dlatego łotrzyk jej nie dostrzegł. Otrzepując się z ziemi i ciesząc się z faktu, że nikt go nie dostrzegł, zaczął rozglądać się wokoło. Zaraz lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy.
Samym środkiem parowu płynął wartki strumyk. Problem z wodą rozwiązany. Strumyk początek miał zapewne gdzieś we wnętrzu zagajnika lub za nim. Parów zdawał się przecinać niewielki lasek w połowie.
Woda w strumyku aż prosiła się aby napełnić nią usta. Ruppert miał jednak jeszcze przy sobie bukłak z zawartością ze starego świata. Teraz już mógł spokojnie wypić z niego potężnego łyka gasząc pragnienie. Na pewno jest to dobra nowina, z którą mógłby wrócić do maszerującej grupy gdzieś w oddali. Chłopak rozsiadł się na jednym z kamieni. Biorąc pod uwagę fakt, że kapłani jeszcze grzebią zmarłych to byli nadal kawał drogi od zagajnika. Dlatego chłopak postanowił poczekać.
Strumyk szumiał przyjemnie niosąc ze sobą piach i kamienie. Nieustający deszcz jednak dawał się we znaki a czas dłużył się niemiłosiernie. Ruppert w końcu ruszył aby zapomnieć o wlewającej mu się deszczówce za kołnierz. Wygramolił się z wąwozu. Odszedł od strumyka na kilka stóp. Postanowił znaleźć źródło rzeczki ale nie chciał kroczyć dołem bo wydawało mu się, że będzie zbyt widoczny. Dlatego zaczął powolutku przemykać pomiędzy drzewami rosnącymi wzdłuż parowu.
Ruppert wziął głęboki wdech i zebrał w sobie odwagę by ruszyć w nieznane czeluści lasu. Stąpał powoli i ostrożnie, kierując się wzdłuż niewielkiego parowu. Wiszące na zboczu drzewa rosły pod lekkim kątem, tworząc naturalny dach dla wartkiego strumyka. Przyroda zdawała się być w tym miejscu nietknięta od dawien dawna. Jedynie połamane gałązki i sarnie odchody świadczyły o tym, że cokolwiek bywało niegdyś w tym miejscu.
Drzewa iglaste nie chroniły przed deszczem tak świetnie jak te liściaste, jednak schronienie się pod nimi było i tak o wiele lepsze niż sterczenie na pustym polu.
Przez kilka minut łotrzyk kroczył tak w zupełnej ciszy, obserwując zalegającą dookoła przyrodę. Nagle dźwięk wody jakby się nasilił, natomiast parów zaczął opadać, aż nie zniknął kompletnie. I wtedy dostrzegł samo serce zagajnika. Tuż przed nim wyłonił się niewielki skrawek wolnej od drzew przestrzeni, na środku której znajdowało się otoczone płaskimi kamieniami jeziorko. Woda spływała do niego kaskadowymi wodospadami.
Trzynastemu synowi nadal sprzyjało szczęście. Chociaż na pozór spokojny zagajnik budził jego niepokój. Wystarczająco długo narażał się samotnie na niebezpieczeństwa nieznanego lądu. Trzeba pamiętać, że darów losu nie ma co nadwyrężać. W sumie Ruppert zawsze pamiętał, że nie należy się nadwyrężać. Dlatego ruszył wydeptaną przez siebie ścieżką w drogę powrotną. Orszak pogrzebowy i tak powinien się rozchmurzyć kiedy opowie im o swoich zwiadach. Łotrzyk tylko miał nadzieję że nie będzie musiał daleko maszerować.
 
__________________
"Rzeczą ważniejszą od wiedzy jest wyobraźnia."
Albert Einstein
Gerappa92 jest offline  
Stary 08-09-2016, 15:15   #24
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Problemy ściętej głowy


Kiedy walka ustała, a zwłoki straciły wigor, Pech wypowiedziała jedno słowo po którym cały śluz rozmył się w błocie i ostatecznie zniknął. Wciąż trzymała w ręku przedmioty, których przed chwilą desperacko próbowała użyć.

- Nie spalimy ich przez tę pogodę. Odrąbcie głowy zanim wstaną. Zanim on wstanie. - Wskazała na świeże zwłoki pół-elfa.

W głosie dziewczyny dało wyczuć się drganie spowodowane smutkiem. Pierwszy raz widziała tak brutalną śmierć, napotkała tak złowieszcze istoty jak z najgorszych koszmarów. Krople łez szybko zmywane były z twarzy przez deszcz, dzięki czemu nie dało się poznać, że zapłakała nad losem Hendrika.

- I tak trzeba będzie ich spalić - stwierdził Raul. - Odcięcie głowy wydaje mi się jedynie półśrodkiem. - Spojrzał na tych, którzy na widok ożywających zwłok uciekli. - Czy ktoś z was ma coś przeciwko takiemu rozwiązaniu? - spytał. - Ktoś uważa, że potrzebne są nam dodatkowe kłopoty? A może ktoś chce tu zostać i poczekać, aż znowu powstaną z martwych i zaczną szukać kolejnej ofiary?
Na żal i rozpatrywanie błędów będzie później. Teraz trzeba było się upewnić, że sytuacja się nie powtórzy, i to już za chwilę.

- Zaprawdę, straszliwa to tragedia - odezwał się w końcu stary kapłan, przyklękając nad ciałem Hendrika. - Pożegnać mieliśmy dwie osoby, a przyjdzie nam rozstawać się z trzema. Dzielnym sługą bożym i wojownikiem byłeś, mój chłopcze, któż wie co mogło by się wydarzyć gdyby nie twoja siła i męstwo. Będę się modlić, by twa dusz trafiła bezpiecznie do Boga, któremu to oddałeś się w usługi.

Geoffry wypowiedział jeszcze kilka modlitewnych sentencji, po czym powstał i oglądając ciała dwójki winowajców, odezwał się ponurym tonem.

- Macie racje. Nie możemy ich od tak pochować, albowiem złe moce pewnego dnia znowu mogą zwrócić ich przeciwko nam. Nie mam pojęcie co mogło być powodem tej niespodziewanej zmiany, jednak wiem na pewno, że mieliśmy do czynienia z głodnymi ludzkiego mięsa Ghoulami. Kreatury te są sprytne i nie czują strachu. Od ran zadanych przez ich pazury i zęby można stracić władzę nad ciałem. Natomiast zabity przez Ghoula, o ile nie zostanie pożarty w całości, sam po pewnym czasie się nim staje.

Wszyscy na chwilę umilkli, zasępiając się nad tymi wiadomościami, kiedy to nagle z oddali, powolnym krokiem zbliżyli się łowcy. Nieśli sporych rozmiarów zawiniątko, które świadczyło o tym, że polowanie się udało. Żaden z nich nie mógł spodziewać się widoku, który zastali.

- Nie ma z czym zwlekać - Pech kucnęła przy ciele Hendrika, wyciągając przy tym sztylet - Jeżeli wy tego nie zrobicie, ja zrobię.

Przeciągnęła palce przez włosy denata, by za chwilę mocno za nie przytrzymać. Jeżeli to, co mówił klecha było prawdą, musieli działać szybko i nie pozwolić na powstanie kolejnego ożywieńca. Przycisnęła sztylet do gardła i na chwilę zamarła. Miała szczerą nadzieję, że ktoś ją odciągnie i zrobi to porządnie, a nie pozwoli jej babrać się przy zwłokach.
Skórzany wór był pełen mięsa, krwi, deszczówki i nadziei na przetrwanie oraz pełny brzuch. Erwin był niezwykle szczęśliwy, że się im udało. Mimo niesionego ciężaru i deszczu optymistycznie wymachiwał zdobycznym porożem.
- Udało nam się, z głodu nie umrzemy a ten deszcz zapewni nam wodę. - Żołnierz oświadczył radośnie nim dostrzegł nieszczęśliwe miny zebranych i dziewczynę stojącą przy kapłanie.
- Co się stało? - zapytał krótko, nie chcąc tracić czasu na zbyt długie wyjaśnienia.
- Umarli odżyli, teraz chcą im… - Crilia powstrzymała wymioty - ...obciąć głowy, żeby znów tego nie zrobili - zakończyła odwracając się od zwłok, żeby nie widzieć powolnej dekapitacji zwłok sztyletem.
- I zrzuciliście ten obowiązek na dziecko? - Niemal wykrzyczał odkładając worek i rzucając odciętym porożem. - Dobrzy bogowie, jeżeli tak trzeba to trzeba, ja to zrobię.
Erwin sięgnął do miecza i podszedł do martwego.
- Odejdź dziewczyno, jesteś dzielna ale nie musisz tego robić. - Żołdak zwrócił się do reszty. - Niech Alin i mała na to nie patrzą. Jeżeli ja zginę, liczę, że z moim ciałem zrobicie to samo.
Spokojnie ułożył sobie ciało tak by głowa Hendrika znajdowała się nad dołem, tak by miecz mógł odciąć ją nie trafiając w ziemię. Chwycił broń oburącz i szepcząc modlitwę za zmarłych uderzył. Głowa wpadła do dołu.
- Musimy zabrać jego ekwipunek. Martwym broń nie jest potrzebna nam jest konieczna. Zmarłych pochowamy z głowami między nogami by ciężej im było ich dosięgnąć, w tej pogodzie ich nie spalimy, niech bogowie zmiłują się nad żywymi i martwymi.
Xandros podszedł do pozostałych dwóch zmasakrowanych ciał chwilę na nie patrząc
- Ghule? Przemienili się tak szybko? Może to moc z tego portalu którym tu przybyliśmy…. - mruczał na głos elf, po czym na wszelki wypadek wyjął miecz i zrobił to samo co Erwin ,pozbawiając Ghuli głów szybkimi ciosami miecza. Wycierając miecz o ubrania zabitych chwilę patrzył na pół-drowkę i nie mówiąc ani słowa poszedł rozdzielać sprzęt po kapłanie.
- Tak, tak szybko się przemienili - potwierdził Raul, który usiłował wyplątać truposza z sieci. Robił to ostrożnie, bo nie chciał się nadziać na jakiś pazur. Ale sieć była im potrzebna. A przynajmniej mogła się przydać w przyszłości.
Psy martwego półelfa zawyły smętnie przyglądając się poczynaniom Erwina. Jednak nie ruszyły się ze swoich miejsc, z głowami położonymi na trawie i oklapniętymi uszami. Od nieszczęsnej walki trzęsły się jedynie i popiskiwały. Było one stworzone do walki ze zwierzyną, nie zaś z nieumarłymi.
Minęło jeszcze kilkanaście minut, nim wszystkie, pozbawione głów ciała zalęgły w grobach, przysypane cienką warstwą ziemi. Wszyscy wciąż zastanawiali się, czy zmarli przypadkiem ponownie nie wrócą, by wyrwać z ich rąk kolejnego towarzysza. Bezczynność niektórych ocalonych sprawiła, że zaczęli głęboko rozmyślać nad przyczyną owego nagłego zmartwychwstania. Crilia udawała, że nie widzi nieprzychylnych spojrzeń skierowanych w jej stronę przez niektórych. Była pewna nawet, że słyszała swoje imię wypowiadane z ust Pleufana.
- Ah, chyba przydało by się coś zrobić z tymi twoimi ranami - rzekł stary kapłan, kiedy skończył zajmować się modlitwą nad zmarłymi. Z wysiłkiem przyklęknął przy półdrowce i pomarszczonymi dłoń dotknął jej nogi. Lekki blask otoczył jej skaleczenia, które zaczęły szybko się goić. Po kilku chwilach jedynym śladem świadczącym o ich istnieniu były roztargania w jej stroju.
- Dziękuję! - powiedziała wdzięczna Crilia.
- Czy nie powinniśmy już ruszać? - zapytał ktoś.
-Powinniśmy - Xandros próbował dostrzec kto zadał to pytanie, ale w sumie nie miało to znaczenia.
- Będziemy musieli tu jak najszybciej wrócić - powiedział Raul - zakończyć definitywnie sprawę tych ghuli. Jak tylko deszcze przestanie przeszkadzać. Poza tym warto by zabrać i naprawić łódkę. Łatwiej będzie ją naprawić, niż zbudować nową. Zna się ktoś na łowieniu ryb? - Spojrzał w stronę ocalonych wieśniaków.
- Pamiętaj, że spora część z nas pochodzi z wioski łowieckiej - odparł Frewyn. - Urodziliśmy się z wiosłem w ręce.
- To dobrze, że nie boicie się morza. To może być cenniejsze, niż umiejętność łażenia z łukiem za zwierzyną - odparł Raul. *
-Łódź się przyda, ale nie teraz. W tej chwili najważniejsze to znaleźć suchy kąt aby się rozgrzać i przenocować- Xander wskazał trzęsące się z zimna, moknące na deszczu postaci - rybacy nie boją się morza, ale marzną tak samo jak reszta. Bierzcie co zdołacie i idziemy. Gdzie Ruppert? - Elf próbował wypatrzyć człowieka, który ewidentnie poszedł w inną stronę niż łowcy.
- Mówił coś, że idzie zbadać teren - odpowiedział mu krasnolud Gottri. - Ale pewnie gnojek schował się gdzieś w tej trawie i się opierdala, kiedy my musimy to wszystko taskać.*
- Trzeba iść do lasu - Xander wskazał jakiś ciemniejszy punkt na horyzoncie - tam jest chyba jakiś zagajnik. Ruszajmy! - Xander przekazał swoją częśc worka dla Pleufana po czym spakował część rzeczy po zabitym Hendriku zamierzając nieco ulżyć krasnoludom i reszcie w ciężkiej robocie tragaża.
- Jeżeli tak to jeszcze go do roboty zapędzimy. - Odrzekł Erwin do krasnoluda – Xander ma rację, dość opierdalania się i gadania po próżnicy. Bierzemy co możemy i idziemy, trzeba schronienie znaleźć. Tamte drzewa to nasz dach nad głową i ogień. Idziemy. - Zarządził głośno, podniósł swój wór z mięsem i mając dość gadaniny ruszył przed siebie.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 08-09-2016, 15:45   #25
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację

Pozostawiając za sobą trzy ciała oraz przykre wspomnienia, grupa ocalonych ruszyła w końcu w stronę obranego celu, jakim był niewielki zagajnik. Zdradziecki deszcz ustał nagle, tylko po to, by kilka chwil później uderzyć ze zdwojoną siłą. Pierwszy dzień pierwszego roku nowego świata nie pozostawiał po sobie miłych wspomnień. A daleko było jeszcze do zmierzchu.

Po drodze, tuż opodal zagajnika, dostrzegli idącego w ich kierunku Rupperta. Łotrzyk w kilku zdaniach streścił im co ujrzał podczas swojego rekonesansu i odważnie pokierował grupę w stronę zagajnika. Ten jednak nie stracił nic na swojej posępności. Deszcz wciąż siąpił przez drzewa iglaste, a wszystkim od razu udzieliła się ponura atmosfera dzikiego skrawka lasu. W napięciu omijali zarośla i powalone drzewa, by w końcu dotrzeć do samego serca.

Centrum zagajnika stanowiła malutka polana, na środku której znajdowało się niewielkie, otoczone płaskimi skałami jeziorko, do którego z głośnym pluskiem wpadała woda spływająca kaskadowymi wodospadami. Wartki strumień uciekał środkiem polanki w stronę morza. Ocaleni zapewne mogliby zachwycić się tym widokiem, gdyby nie ich ponure nastroje i wcale nie lepsza pogoda.

W jednej chwili wszystkie bagaże znalazły się na ziemi. Kilka osób usiadło ze zmęczenia na mokrej trawie opierając się plecami o drzewa. Wielu trzęsło się z zimna i głodu, przeklinając podły los. Zapewne pokładali większe nadzieję w tym zagajniku.

Nim jeszcze wszyscy na dobre się rozgościli, uwagę wszystkich przykuło leśne oczko wodne. Mimo pozornego wyglądu, okazało się ono dosyć głębokie. Bohaterowie szybko dostrzegli, że w głębi znajduje się podwodny tunel, który odchodził gdzieś na północny-zachód. Nie sposób było określić jak daleko się ciągnie i czy na jego końcu znajduje się coś konkretnego.

Nim uwaga związana z odkryciem opadła, gdzieś za nimi rozległ się cichy głos Crili.

- Co tu masz piesku? - Półdrowka przyklękła przy Keksie, który zaczął coś z uwagą obwąchiwać. Szybko dostrzegła, że w mokrej trawie znajdują się jakieś dziwne, małe ślady. Nieopodal znajdowały się kolejne, które prowadziły w głąb lasu na zachód. - Ciekawe do kogo należą…

- Ja ci powiem - rozległ się nagle za nią głos krasnoluda. - Wszędzie rozpoznam te kurze nóżki. Gobliny. Te zielonoskóre, małe pokurcze gdzieś tu są...
 
Hazard jest offline  
Stary 09-09-2016, 18:48   #26
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Jak to nie od razu Rzym budowano


- Gobliny z kurzymi nóżkami? Może to koboldy? - Xandros zainteresował się śladami, szukając na ziemi śladów ogona. W międzyczasie elf obejrzał również uważnie jeziorko, zwracając uwagę na ewentualne ślady bytności zwierząt. Popróbował też wody, badając jej smak. Oglądał również korony drzew, szukając większych skupisk owadów czy ewentualnych gniazd. Xandros pomyślał, że byłoby to dobre miejsce na obóz - świeża woda, zacisznie, blisko morza i zwierzyny… tylko te ślady. Położył niesiony sprzęt obok złożonego na ziemi ekwipunku, usiadł w pobliżu jeziorka i zamyślił się przez chwilę, pozwalając nogom wypocząć po marszu i polowaniu.
- Poważnie? Pokaż mi gdzie te ślady? - Ruppert bardzo przejął się tą informacją. Przecież jeszcze przed godziną był tutaj i to sam, samiutki jak palec. - Rzeczywiście. Taki ze mnie tropiciel jak widzicie. Jak znam te bydlaki, to mogą nocą nas zaatakować a jak mniemam zostaniemy tu na noc? Pokażcie mi co przynieśliście. Warto by pozakładać pułapki przed zmierzchem.
- Warto byłoby także się okopać i postawić ostrokół. Zbudowanie porządnego obozu to kilka godzin pracy, narzędzia mamy, zdążylibyśmy przed nocą - ocenił ich możliwości Erwin, choć wątpił czy ludzie niedoświadczeni byliby w stanie zrobić to tak sprawnie jak wojsko, gdy pilnowano dyscypliny. - Stare są te ślady? Nie wiemy też czy gdzie indziej będzie lepiej. I czy damy radę się przenieść. - Po tym ostatnim stwierdzeniu postanowił rozejrzeć się wśród ocalałych i ocenić pozostałe im siły.
- Xandrosie, ile ich było? - Raul zwrócił się do elfa. - Tak mniej więcej?
Ruszył w stronę elfa, chcąc na własne oczy zobaczyć wspomniane tropy.
- Były tu po Ruppercie, czy też nasz zwiadowca po prostu nie zauważył ich śladów?
- Raczej niewielu. Nie jestem aż tak dobrym tropicielem by dokładnie powiedzieć. - Elf wzruszył ramionami.
- Kiedy tu byłem to o mały włos nie wlazłem w kupę jakiegoś zwierza ale żadnych śladów goblinów tu nie widziałem. Przyznaję się że mogłem ich nie zauważyć. - Przyznał się Ruppert.
- Które są na wierzchu, jeśli jeden na drugi zachodzi? - usiłował się dowiedzieć Raul.
- Wygląda na to - rozległ się nagle głos Pleufana, który ni z tego, ni z owego wyszedł z lasu - że te poczwary podążały wzdłuż strumienia w tę stronę, a stąd ruszyły dalej. Nie jestem tropicielem, dosyć szybko zgubiłem ich ślady, ale z pewnością nie było ich zbyt wiele.
- A gdyby tak… - wtrącił się znów Ruppert - Jeśli te poczwary były tu niedawno. To może wykorzystać to i ruszyć ich tropem by je zaskoczyć?
Erwin wrócił i rozmasował sobie skronie.
- Nie mamy sił by przenieść wszystko gdzie indziej. Reszta nie da rady. Nie możemy panikować z powodu kilku goblinów. Gdyby miały w tym zagajniku obóz to byśmy go znaleźli. Jak porzucimy rzeczy to nas wytropią i dopadną zmęczonych jeszcze bardziej. Trzeba rozbić obóz w rozsądny sposób i ogarnąć ten bałagan.
- Co masz na myśli mówiąc, żeby rozbić go w rozsądny sposób? Być może masz w tym jakieś doświadczenie - dopytywał Ruppert.
- Zapewne w miejscu, którego nie można zaatakować z kilku stron - odparł Raul. - No i słyszałeś - palisada, ostrokół. Poza tym potrzebne będą szałasy.
- Widziałem, że chłopaki już zbierają drewno. Nasz buntowniczy Esur stara się ujarzmić ogień. Pokażcie mi gdzie najlepiej ustawić pułapki to zabiorę się też za robotę chociaż wolałbym sobie usiąść jak ten arystokrata tam. - Ruppert wskazał z wyrzutem na młodzieńca z mieczem na kolanach siedzącego bezczynnie.
- Wojsko w marszu co dzień powinno obwarować obóz, by wróg nie mógł nocą podejść. - Żołnierz zacytował maksymę. - Trochę się rowów nakopałem i palisad nastawiałem. Tutaj żyją gobliny nie musi być to równie solidne. Może nam się udać. Jak rozbijemy się przy stawie to staw nam osłoni jedną stronę, ta półka może też. Najpierw powinniśmy postawić jakiś baldachim nad paleniskiem w deszczu to nigdy tego nie rozpali.
- Skoro mowa o ognisku, to i na dym musimy szczególnie uważać - dorzucił Raul. Wolał się nie wypowiadać na temat budowania palisady i kopania okopów. To 'wojsko' wyglądało tak, jakby potrzebowało tygodnia odpoczynku.
- A pułapki... Może tam, gdzie te gobliny przyszły z wizytą i na ścieżce, którą odeszły? - zaproponował.
- Jak dla mnie brzmi dobrze. - Erwin ku swojemu zdziwieniu stwierdził, że pan de Foix miał więcej rozumu niż przeciętny z możnych. - To czas brać się do roboty. Zagonienie giermka do pracy powinno być twoim przywilejem - zwrócił się do Raula.
Xandros spojrzał na wycieńczonego dzieciaka, oraz ciężarną kobietę. Wiedział, że nie dadzą rady isć dalej. Należało zaryzykować.
- Dobra, rozbijemy się tutaj. Ryzyko jest, ale warte. W końcu i tak możemy się uważać za martwych. Ognisko rozpalimy z dala od wody. Damy namiot od strony łąki, aby nieco osłaniał przed wiatrem. A gobliny….może przyjdą, a może nie. W każdym razie trzeba odpocząć i pomyśleć na spokojnie - elf wstał i zaczął organizować obozowisko. Po pierwsze należało rozpalić ogień i zacząć suszyć przemoczone łachy ocaleńców. Xandros pochylił się nad Esurem wyciągając swoją hubkę i krzesiwo. Dłuższą chwilę mu pomagał, osłaniając lekkie zagłębienie które Esur wybrał jako miejsce na ognisko.
Rockhell podszedł do przyszłych władców ognia.
- W tym deszczu to prędzej kastrat wyjdzie szczęśliwy z burdelu niż rozpalimy ogień. Trzeba to zasłonić. Rozwiesimy płachtę z namiotu na czterech tyczkach to osłoni palenisko przed deszczem i zredukuje ilość dymu. Nas jest czterech to tyczka na każdego, jak rozpalimy to resztę zostawimy kobietom. Trzeba jeszcze umocnić obóz i zbudować jakiś dach bo nas w nocy gobliny zarżną. - Przydzielił zadanie i ruszył bohatersko walczyć z odpowiednim drzewem.
Po dłuższej chwili Xandros zauważył smużki dymu spod hubki kryminalisty a nos wyłapał ostry i drażniący zapach dymu. Szybko pobiegł po ścinane przez drwala drewno, wziął kilka mniejszych gałązek i za pomocą ostrza sztyletu pokroił je na małe i wąskie szczapki. Podrzucił nieco swojej hubki, aby dodatkowo podsycić ogień z pod iskier tak mozolnie krzesanych przez Esura, po czym powolutku podłożył szczapkę aż do pojawienia się języków ognia.
-Dobra robota - pochwalił człowieka - Podkładaj kolejne aż ogień będzie większy, wtedy kładź coraz większe szczapy - poradził Esurowi i zaczął zajmować się inną robotą. Chwycił worek z mięsem i ruszył w stronę pół-drowki i smutnie wyglądającej dziewczyny. Morale niektórych spadło tak drastycznie, że mogło być groźne dla ich życia. Apatia powodowała odrętwienie, a te w tych warunkach oznaczały zgon z wyziębienia lub poważną chorobę. Elf nie był skłonny patrzeć dobrowolnie na ich śmierć.

 
Matyjasz jest offline  
Stary 09-09-2016, 18:48   #27
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Nie tylko mnie było niezręcznie.

Dzień był tak pełen wrażeń, że Pech nie zorientowała się jak bardzo jest spragniona. Wzięła kilka łyków z bukłaka, ale przerwała picie, gdy tylko usłyszała kolejną niepokojąca nowinę. Podeszła do śladów, by bliżej się im przyjrzeć w celach edukacyjnych; warto było zapamiętać jak wyglądają „kurze nóżki” goblina.

Chcesz się napić? — Wyciągnęła wodę do Triny, którą interesowały się prawie wyłącznie psy Hendrika. Chociaż byli obok strumienia, a na głowy padał im nieustannie deszcz, woda którą miała przy sobie Pech była czysta jak łza. Na tym etapie była to praktycznie pamiątka po starym świecie.

Dziewczynka bez słowa odebrała bukłak i skinęła głową w stronę Pech, okazując wdzięczność. Już kiedy Hendrik zabrał ją do tego świata, Trina nie była w najlepszym stanie, jednak teraz wyglądała wręcz tragicznie. Była całkiem blada, a sińce pod oczami świadczyły o skrajnym wyczerpaniu. Pech dostrzegła jak dziewczynka trzęsła się z zimna. Jej cienki, poszarpany strój z pewnością nie nadawał się na taką pogodę.

Dziękuję — powiedziała ledwo dosłyszalnym głosem, oddając bukłak.


Pogoda wciąż nieprzyjemnie chłostała, a sam deszcz, którego Pech była zwolenniczką, zaczął być problematyczny. Widząc jak podlotek dygocze, zdjęła płaszcz i czując się przy tym bardzo niezręcznie, podała go zziębniętej dziewczynce.

Straszny dzionek. Nie wie gdzie jest, dookoła grasują gobliny, marznie na deszczu, a jeszcze tego samego dnia widziała, jak ktoś jest rozszarpywany przez nieumarłego, który również nie należał do codziennych widoków. Zaczęła zastanawiać się, czy opad niedługo przeminie i chociaż w nocy będą mieli spokój. Deszcz był sojusznikiem wszystkiego, co mogłoby chcieć się zbliżyć do obozowiska.

Powinna coś zjeść — powiedziała Crilia, która nagle pojawiła się za plecami Pech.
Pół-drowka podeszła do Triny i wyciągnęła trochę ze swoich zapasów. Nie zdziwiłaby się, gdyby mała się wystraszyła, ale nie chciała jej zostawić w takim stanie.
To niewiele, ale powinno starczyć, aż uszykujemy coś ciepłego. — Kapłanka zwróciła się już do dziewczynki.


Czarodziejce zaburczało w brzuchu na widok jedzenia. Miała zamiar odkładać spożycie posiłku jak najdłużej i wyglądało na to, że już nie będzie w stanie więcej ignorować ssania żołądka. Sięgnęła do worka po niewielkie zawiniątko, które po rozwinięciu ukazało niewielką ilość jedzenia składającego się z kilku płatków zasuszonego mięsa, sucharków oraz garści orzechów laskowych i borówek. Nie było to wiele, ale nie szykowała racji na długą podróż gdy opuszczała dom.

Częstujcie się. — Podrzuciła kawałki mięsa posmutniałym psom. Te również nie miały lekko i tak samo jak większość, straciły kogoś bliskiego.

Sama zaczęła chrupać orzechy, rozciągając chustę na kolanach w geście który wskazywał, żeby chętni się częstowali. Może nie była zbyt altruistyczną osobą, tak nie wyobrażała sobie, by nie podzielić się w takich okolicznościach jedzeniem.

Pół-drowka odwróciła się w kierunku dziewczyny, która proponowała im poczęstunek, aby zobaczyć tę samą twarz, którą ujrzała wtedy nad grobem, gdy została uratowana. Uśmiechnęła się mimowolnie.

Nazywam się Crilia, Crilia Shadowsong. Chciałam ci podziękować. Gdyby nie twoja pomoc, teraz pewnie leżałabym rozszarpana w grobie. Jeśli kiedyś będziesz czegoś potrzebować, zwróć się do mnie — powiedziała, kłaniając się lekko. Nie była w stanie wyrazić słowami jak mocno była wdzięczna, więc musiało starczyć zwykłe „dziękuję”, chociaż nawet to było ciężkie do strawienia dla Pech, która nie przywykła do takiego traktowania.

Do tej pory wszystkie te grzecznościowe zwroty spływały po niej, ale teraz miała przed sobą kogoś, kto wyrażał wdzięczność za uratowanie życia i prawdopodobnie miał rację. Speszyło to czarodziejkę, która miała już zdecydowanie za dużo emocji jak na jeden dzień. Zawstydzona spuściła głowę i nawet nie pomyślała, żeby w odpowiedzi się przedstawić.


Kiedy dziewuchy delektowały się posiłkiem, Xandros przytaszczył do nich worek z upolowanym mięsem. Rozłożył go na ziemi, po czym uśmiechnął się do najmłodszej. Nie miał doświadczenia z dziećmi, więc pozostawała mu jedynie nadzieja, że jego uśmiech nie wypadł sztucznie. Szczerze chciał poprawić im nastój, ale było jeszcze tyle do zrobienia...

Czy drogie panie mogłyby pomóc? Trzeba pokroić mięso. Najlepiej je uwędzić, ale to dopiero, jak ognisko będzie większe. Mogłybyście też zatroszczyć się o kobiety, i dzieciaka, aby się dobrze wysuszyły. Ogień zaraz się rozpali.
Mogę to zrobić sam, ale trzeba zobaczyć, czy... — chciał powiedzieć „czy nie ma tu goblinów”, jednak uznał, że gadanie o potworach przy Trinie nie będzie najlepszą metodą na uspokojenie jej. — Jest tu bezpiecznie. Odnośnie kobiet — popatrzył na ciężarną i pasterkę — Dajcie im jakieś zajęcie. Cokolwiek. Praca pozwala zapomnieć. I rozgrzewa.

Umm… — zaskoczona pojawieniem się elfa, kapłanka nie wiedziała od czego zacząć. — Mogą pomóc przy krojeniu, bo mięsa jest dużo. Gdzie… gdzie jest łopata? Przygotuję wszystko do wędzenia. Znam prosty sposób — dodała po chwili — I… niech ktoś inny im powie, żeby pomogły, ja się… nie nadaję. — Ostatnie słowa powiedziała z wyraźnym zawstydzeniem.

Znajdę kogoś. Łopatę znajdziesz tam, na polanie. — Elf kiwnął pół-drowce głową. Stare uprzedzenia musiały na razie zostać odłożone.
Pomożesz jej? — Xandros popatrzył na cichą, ciemno ubraną dziewczynę wyglądającą jak zabiedzony uczony.

Spróbuję — odpowiedziała Crilia, chociaż pytanie chyba nie było kierowane do niej — Jeśli będzie chciała... — dodała cicho.

Elf musiał zapytać dwa razy, zanim Pech zareagowała. Nie była pewna, jak długo już tutaj stał, ale zrozumiała o co prosił. Skinęła twierdząco głową, chociaż nie miała dużego doświadczenia z dziczyzną, zadanie nie wydawało się należeć do trudnych. Wyjęła sztylet, przemyła go w deszczu i zabrała się za porcjowanie mięsa.


Xandros pochylił się nad przemokniętą dziewczynką.
Słuchaj... to ładne pieski, ale strasznie zmokły. — wskazał na rozbijany namiot i rozpalające się ognisko. — Mogłabyś je wziąć i usiąść z nimi tam pod namiotem? No i musisz je mocno przytulić, im też jest pewnie smutno.

Elf uśmiechał się i szczelnie opatulił dziewczynkę płaszczem podarowanym jej przez jedną z dziewczyn. Trina w odpowiedzi jedynie skinęła głową i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę ogniska. Piękna i Szybki jak na komendę podążyły za nią.
 
kinkubus jest offline  
Stary 09-09-2016, 20:26   #28
 
Gerappa92's Avatar
 
Reputacja: 1 Gerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwu
Co dwie głowy to nie jedna
Ruppert zaczął przeglądać zebrane rzeczy. Wziął w rękę sieć rybacką. Można by z niej zrobić niezłe sidła. Odłożył ją jednak na bok bo pomyślał że lepiej w nią łapać ryby. Swoją drogą zastanawiał się jak będą smakowały ryby w tych obcych wodach. Wśród wszystkich rzeczy nie wiele nadawało się na stworzenie jakiejś nadzwyczajnej pułapki. Ale w jednej beczce leżał porządny łuk. Łotrzyk zastanawiał się przez chwilę skąd się tam wziął. Po chwili dotarło do niego, że musiał należeć do rozszarpanego półelfa. Jaką ironią losu był fakt, że on zginął wśród tylu przyjaciół a Ruppert o włos minął się z bandą goblinów i nic mu się nie stało. Jak widać szczęście nadal mu sprzyjało. Łotrzyk wziął łuk i przełożył cięciwę przez ramię. Nie był co prawda to oręż, z którym był obeznany ale na pewno będzie z niego strzelał niż beczka. Pozostawała jeszcze tylko kwestia strzał…

Nieopodal krzątał się krasnolud Gottri, z którym Ruppert rozmawiał przy portalu. Zmierzch zbliżał się wielkimi krokami dlatego Ruppert chwycił leżącą odłogiem łopatę i ruszył w kierunku brodatego krasnala.

- Doszliśmy do wniosku, że zostaniemy tutaj na noc. - Zagadnął go Ruppert.- A z tego co widać za chwilę będzie zmierzchać. Sam widziałeś ślady goblinów. Chcę przygotować wilczę doły w okolicy ścieżki, którą szły. Jak myślisz, czy to dobry pomysł? Tylko sam nie dam rady przed nocą. Pomożesz?

- Uważam, że zamiast bawić się w jakiś śmierdzące sztuczki, to powinniśmy natychmiast ruszyć ich śladem i zarżnąć te małe kanalie ku chwale naszych przodków! - odparł napalony krasnolud. Jednak po krótkiej chwili westchnął, oglądając się wokoło na zmordowanych podróżą ludzi. - A tak przynajmniej powinniśmy zrobić, gdyby ktoś zamienił mi tych ludzi na wytrwałe krasnoludy. W takim wypadku chyba nie mamy innego wyjścia, jak kombinować. Ehh… Że znowu trafiła mi się robota kopacza…

- Miejmy nadzieję, że tym razem nie wykopiemy żywego trupa. - Ucieszył się Ruppert, że robota podzieli się na dwoje. - Tak swoją drogą też mówiłem by ruszyć ich śladem. Jednak widzę, że elfy nie lubią nieelfiego towarzystwa i poszły same. Rasiści… W tamtym świecie gobliny często napadały naszą wioskę - przypomniał sobie łotrzyk. - Najczęściej dochodziło do potyczki ale czasem udawało się przegonić je bez przelewu krwi. Jak uważasz Gottri, da się z nimi dogadać?

- Prędzej elfie uszy mi na głowie wyrosną, niż dogadasz się z tymi przeklętymi stworzeniami - warknął Gottri. - Były zarazą tamtego świata… I tego najwyraźniej też! Nawet jakby komuś udało się z nimi dogadać, w co szczerze wątpię, to i tak wziąłbym to za jakiś ich podstęp. Jeżeli chodzi o przebiegłość, to one są jeszcze gorsze od orków. Ciągle jedynie szukają okazji, by zabić kogoś, tym samym nie narażając przy tym swojej skóry…

- Z tego co mówisz rozumiem, że nieźle musiały zaleźć Ci za skórę. - Przytaknął Ruppert. - W sumie pewnie nie Tobie jednemu. A skoro już wspomniałeś stary świat, co tam zostawiłeś Gottri?

Krasnolud westchnął i rzekł po chwili z sentymentem:
- Kamienie. - Mimo, że Ruppert kompletnie nie rozumiał o co mu chodzi, ujrzał na jego twarzy wyraz głębokiej nostalgii. Gottri po chwili takiego zamarzenia ocknął się i spojrzał na Rupperta marszcząc brwi. - Co się gapisz jak na wariata?! Poważnie mówię. Przez całe życie zajmowałem się kuciem w skałach. Projektowałem i rzeźbiłem wiele pomników, gzymsów i innych zdobień, których ludzka ręka nigdy nie będzie w stanie zrobić. Wraz z bratem zaprojektowaliśmy praktycznie całą dzielnice w krasnoludzkiej twierdzy z której pochodzę. A potem ten wredny sukinsyn wygryzł mnie z interesu i musiałem iść szukać roboty gdzie indzie. Dobra młody, to idziemy kopać czy urządzamy tu sobie pogaduszki?! Nie mamy całego dnia.
 
__________________
"Rzeczą ważniejszą od wiedzy jest wyobraźnia."
Albert Einstein
Gerappa92 jest offline  
Stary 09-09-2016, 20:33   #29
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Goblińska zaraza...jest wszędzie

Xandros zadowolony, że sprawy o obozie zaczęły przybierać właściwy obrót, postanowił w końcu zrealizować swoje plany zwiadu. Niepokoiły go ślady goblinów czy koboldów w zagajniki i warto było dowiedzieć się, co to za grupa szwendała się po okolicy. Kiiwnął głową w stronę Pleufana.
- Chodź, zobaczmy czy te tajemnicze gobliny są gdzieś w pobliżu -
- Kazałeś mi długo z tym czekać - odpowiedział z uśmiechem elf. Siedzący mu na ramieniu sokół spojrzał na Xandrosa na krótką chwilę, po czym, na komendę, wzbił się w powietrze. Trzepot jego skrzydeł przyciągnął uwagę wszystkich, aż do chwili kiedy ptak zniknął nad koronami drzew. - Chodźmy więc.

Po kilku chwilach elfy zniknęły w zaroślach, podążając goblińskim śladem. Żaden z nich nie znał się na tropieniu, dlatego wkrótce oboje zgubili drogę obraną przez domniemanych zielonoskórych. Jednak to wcale nie odwiodło ich od poszukiwań. Wciąż ostrożnie kluczyli wśród wąskich drzew i zarośli, lustrując wzrokiem otoczenie.
Napięte cięciwy oraz groty strzał lśniły lekko od spływających po nich kropel deszczu. Paranoiczna atmosfera zagajnika dawała się obojgu we znaki. Każdy najdrobniejszy odgłos nie uszedł uwadze czujnym elfim uszom, a strzały nie raz bliskie były poszybowania w stronę jakiejś wiewiórki, czy nawet niematerialnego tworu wyobraźni. Jednak zdawać by się mogło, że zagajnik, poza nowo co przybyłymi lokatorami, nie ma w sobie żadnych niebezpiecznych mieszkańców. Prawie.
W chwili gdy przekradali się skrajem leśnej gęstwiny, oboje zatrzymali się zaalarmowani dźwiękami, które dochodziły do nich gdzieś nieopodal. Jednocześnie rzucili się do najbliższych zarośli, zza których jedynie sprawne oko mogło by ich dojrzeć. Oboje spoglądali w stronę ostatniej linii drzew, stanowiącej naturalną barierę między zagajnikiem, a morzem traw. Głosy z każą chwilą stawały się wyraźniejsze, a serce elfów zabiło szybciej.
I wtedy ich dostrzegli. Sześć niewielkich, człapiących ostrożnie goblinów. Wszystkie w rękach trzymały gotowe do wystrzału łuki i z wielką uwagą rozglądały się wokoło. Serce Xandrosa zabiło jeszcze mocniej, kiedy spojrzenie jednego z nich padło na zarośla, za którymi byli schowani. Elf był już gotowy na najgorsze, kiedy jednak uwagę całej szóstki odciągnął niespodziewanie szybujący na niebie i skrzeczący donośnie sokół. Kiedy tamci spoglądali na majestatyczne zwierze, Pleufan posłał Xandrosowi pytające spojrzenie.*
Xandros przejechał palcem po gardle wskazując zamiar, po czym wskazał dwa gobliny po prawej stronie jako cele dla strzał Pleufana, a sam wycelował w najbardziej wysuniętego na lewo, zamierzając zmienić cel na kolejny bliżej środka jeśli pierwsza ze strzał okaże się dla goblina śmiertelna. Chwilę poświęcił na uspokojenie oddechu i łomoczącego od adrenaliny serca. Potem wypuścił strzały mając nadzieję, że gwałtowny i zaskakujący atak przepłoszy tchórzliwe kreatury. Sycząca śmierć uzbrojona w bojowy grot pomknęła w kierunku zielonych potworów.
W powietrze wzniósł się okrzyk boleści. Oniemiałe gobliny ze zdziwieniem spojrzały za siebie na, jeszcze chwilę temu żywego, towarzysza, który leżał w trawie ze strzałą w piersi. Stojący na przedzie zielonoskóry nie zdążył nawet zrozumieć co się stało, kiedy jego ciało przeszył grot. Jego, niemal zwierzęcy, ryk bólu został jednak szybko przerwany przez drugą strzałę, która na dobre odesłała go na tamten świat.
Xandros przeklął pod nosem, kiedy druga wystrzelona przez niego strzała minęła głowę następnego goblina ledwo o cal.
Elf uśmiechnął się smutno, przeczuwając nadchodzące problemy. Nie wszystko szło tak gładko jak zakładał. Dobrze, że przynajmniej Plaufen nie uciekł, choć z drugiej strony doskonale wiedział, że żaden elf nie zdzierży goblinów dokoła swojego obozu. Lekko skorygował pozycję, by ustawić jakakolwiek zasłonę pomiędzy sobą i goblinami i wypuścił kolejne strzały, prosto w najwredniej wyglądającego goblina, mając nadzieję, że był to ich przywódca. Naprawdę liczył, że gobliny zaczną uciekać albo się nie połapią, że napastników jest tylko dwóch…
Zielonoskóre poczwary szybko rozeznały się w sytuacji i postąpiły w jedyny dla siebie rozsądny sposób. Upuściły łuki i rzuciły się do panicznej ucieczki wzdłuż granicy zagajnika. Elfy wyskoczyły za nimi z zarośli posyłając za nimi grad strzał, jednak albo niezwykła zwinność goblinów, albo zły los sprawiły, że ani jedna strzała nie trafiła celu. Pleufan wykrzyknął w stronę sokoła komendę w elfim języku, która najprościej mogła być przetłumaczona jako “śledź ich”. Zwierze dosłyszało i ruszyło za zielonoskórymi.
- Biegnij po wojowników! Spróbuję ich nie zgubić! - wykrzyczał w elfim do Plaufena i rzucił się nie bezpośrednio za goblinami, ale wprost przez łąkę, aby szybciej otworzyć sobie pole widzenia za załom zagajnika, za którym prysnęły gobliny. Xandros miał w głowie pewien plan na rozegranie tego. Należało jednak wykorzystać chwilową przewagę zaskoczenia i fakt, że gobliny uciekały i nie miały broni strzeleckiej. Postanowił kupić Plaufenowi nieco czasu i jednocześnie postarać się, by żaden z nich nie uciekł na otwartą przestrzeń…..
Sokolnik bez słowa skinął głową i rzucił się w stronę obozowiska. Pędził przez las jak szalony, jednak Xandros tego nie mógł już zobaczyć. Sam bowiem pędził za przeciwnikami, którzy już zniknęli mu z oczu za załomem zagajnika. Gobliny miały przewagę dystansu, jednak ze swoimi krótkimi nogami nie miały szans uciec pędzącemu za nimi elfowi.
Xandros był już prawie za załomem. Mimowolnie wyciągnął strzałę, by bez chwili zwłoki wyeliminować swoich wrogów. “Jeszcze tylko dwa kroki” - pomyślał napinając cięciwę łuku i… zatrzymał się zaskoczony. Po goblinach nie było śladu.
Elf spojrzał w górę próbując dostrzec, czy sokół Plaufena wciąż krąży nad pozycją goblinów i pochylony ruszył szerokim łukiem okrążając zagajnik w taki sposób, aby widzieć łąkę po tej stronie lasu. Xandrosowi dosyć długo zajęło odnalezienie wzrokiem sokoła. Kiedy go dostrzegł, zdziwił się jeszcze bardziej. Ptak kołował nad miejscem, obok którego jeszcze chwilę temu przebiegał.
Wojownik uspokoił oddech i postanowił chwilę nasłuchiwać. Wydawało mu się,że spanikowane gobliny przystanęły na skraju lasu i pewnie próbowały się ogarnąć. Przyczaił się za nieco wyższą trawą i uważnie obserwował skraj lasu, czekając na Plaufena i resztę. Wytężał oczy, jednak po goblinach nie było śladu. Nie dostrzegał żadnego ruchu między drzewami ani krzewami. A mimo to sokół bez ustanku krążył nad tym samym miejscem. Elf starał się ogarnąć jakoś tą sytuację, gdy nagle, zaczął słyszeć dobywający się stamtąd dźwięk. Z początku nie mógł zrozumieć co było jego źródłem, lecz z każdą minutą stawał się on donośniejszy i zaczynał nabierać przerażającego sensu.
To były okrzyki goblinów i ich bębnów wojennych, które dochodziły wprost zza zarośli.
Xandros nie czekał, aż gobliny pojawią się na skraju lasu tylko od razu ruszył szerokim łukiem omijając skraj zagajnika przez wysoką trawę po czym kiedy sokół prawie zniknął mu z oczu skręcił w las, zamierzając ostrzec obozowiczów. Wydaje się, że od początku przeczucie go nie myliło. W tym samym lesie obozowała banda goblinów, a to, co elfy wzięły za zwiadowców było niczym innym jak patrolem. Gdzieś tu mogła również być ich jaskinia.
Nie omylił się ani trochę. Nim zarośla kompletnie zniknęły za załomem, po raz ostatni obejrzał się za siebie. Serce zabiło mu mocniej. Zza zarośli zaczęły wyłaniać się uzbrojone po zęby gobliny. Gdy przedzierały się przez krzaki, dostrzegł na moment wejście do ich groty.
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 09-09-2016 o 20:36.
Asmodian jest offline  
Stary 10-09-2016, 23:13   #30
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przed walką

- Przywilej, taaak... - Raul ruszył w stronę młodzieńca z mieczem, Dorne'a, który najwyraźniej nie miał pojęcia, co z sobą teraz zrobić.
- Dorne, giermek, jeśli się nie mylę? - spytał.
Chłopak podskoczył na dźwięk głosu Raula. Najwyraźniej przez te kilka chwil, kiedy siedział tak sam, całkowicie się nad czymś zamyślił, odcinając od reszty świata. Zewnętrzy impuls zaskoczył go tak bardzo, że trzymany przez niego na kolanach miecz odskoczył i upadł na trawę obok. Ostrze wysunęło się delikatnie z pochwy, a Raul mógł przysiąc, że zaczął bić od niego lekki blask.
Dorne natychmiast oprzytomniał i niemalże rzucił się na broń. Jego kłykcie aż zbielały, kiedy chwycił oręż w mocnym uścisku. Kiedy nieco się uspokoił, spojrzał przepraszająco na Raula.
- T-tak - rzekł niepewnie. - A ty nazywasz się Raul, o ile dobrze pamiętam.
- Dobrze pamiętasz. Raul de Foix. - Udał, że nie zauważa nic szczególnego w reakcji Dorne'a. - Czy istnieje jakiś powód, dla którego siedzisz i nic nie robisz?
Giermek z początku wyglądał, jakby nie za bardzo wiedział o co Raulowi chodzi. Dopiero po chwili rozejrzał się wokoło, dostrzegając wszędzie krzątających się ocalonych i wstał. Jego policzki oblały się czerwienią.
- Ja… Przepraszam. Już się biorę do roboty - powiedział, nie spoglądając wojownikowi w oczy. Zdawać by się mogło, że już miał odejść, gdy nagle z jego ust wypłynęły kolejne słowa. - Wybacz… Po prostu ciągle myślę o tym co zaszło w trakcie pogrzebu… Bo wiesz… Kiedy wy rzuciliście się na te potwory, ja po prostu nie mogłem nic zrobić. Miałem pod ręką broń, którą potrafię się posługiwać, jednak uciekłem. Gdyby nie to, gdybym coś zrobił, to może tamten półelf by żył…
- Tamten półelf by żył, gdyby okazał trochę rozsądku - odparł Raul. Być może Dorne miał rację, ale on nie zamierzał chłopaka dobijać. - Gdyby cofnął się o krok, zamiast bezmyślnie atakować, z pewnością by żył. A ghul właśnie jego obrał sobie na cel i nikt nie mógł mu w niczym przeszkodzić. A ty nie bądź głupcem, biorąc na siebie ciężar jego śmierci.
Chłopak wydawał się nieco zaskoczony słowami Raula, jednak po chwili na jego ustach pojawił się lekki, smutny a zarazem zakłopotany uśmiech. Drapiąc się po głowie, chłopak nieśmiało wybąkał.
- Dziękuje za twoje słowa… Mój Pan zawsze powtarzał, że spędzam za dużo czasu na zamartwianiu się, a za mało na pracy. Już się biorę do roboty.
Ostatnie słowa wypowiedział nieco bardziej pewnie. Zrobił kilka kroków, po czym ponownie się zatrzymał. Drapiąc się po głowie, wyglądał, jakby nie do końca wiedział za co ma się zabrać.*
- Najpierw pomóż tym, co zabezpieczają obóz przed atakiem goblinów - zaproponował Raul. - A potem trzeba się będzie zająć budową szałasów. Roboty dla każdego starczy.
Sam miał zamiar się przekonać, jak wygląda sprawa z namiotami - dla ilu osób starczy miejsca pod płóciennymi dachami, a dla ilu osób trzeba będzie zbudować szałasy. Namiotów nie było zbyt wiele. Zaprawdę, nikt poza nim i martwym półelfem nie przygotował się najlepiej na koniec świata, dlatego mieli jedynie dwa. W dodatku niezbyt wielkie. Raul doszedł do wniosku, że na siłę mogłoby się zmieścić do trzech osób.
A z tego wynikało, że nadal trzynaście osób pozostało bez dachu nad głową. Natomiast Erwin wraz z drwalem już zaczęli konstruować z jednego namiotu i kilku długich kijów osłonę przed deszczem na ognisko. Wszyscy, nawet nieco roztrzepany giermek, zaczęli wspólnymi siłami pracować nad stworzeniem swojego miejsca w nowym świecie. Mogło by się wydawać, że już wkrótce będą mogli odpocząć w spokoju.
- Ludzie! - niespodziewanie doszedł wszystkich okrzyk elfa. Zdyszany Pleufan wybiegł na środek polany, a wokół niego w natychmiast zebrali się niemal wszyscy. - Znaleźliśmy je. Gobliny. Xandros je teraz ściga. Przydała by się pomoc. Zostały tylko cztery…
Nikt poza Krasnoludami nie wydawał się zadowolony z tych wieści. Wszyscy zdolni do walki chwycili po broń i ruszyli w stronę wskazaną przez elfa. Nie uszli jednak nawet kilku metrów, kiedy Gottri zatrzymał wszystkich ręką i zapytał:
- Wy też to słyszycie?
Z początku nikt nie rozumiał o co mu chodzi. Dopiero po chwili zaczęły dochodzić do nich co raz głośniejsze odgłosy bębnów. Zimny dreszcz oblał wszystkich.
I wtedy nadbiegł Xandros. Dyszał ciężko, a twarz miał bladą. Po samym wyrazie twarzy elfa można było stwierdzić, że mieli kłopoty.
Siłą złego na jednego, pomyślał Raul, zastanawiając się, czy jest tak źle, jak sądził, czy może jeszcze gorzej.
- Ilu? - rzucił krótkie pytanie w stronę Xandrosa.
- Najpierw było sześciu, tych co tu łaziło i robiło ślady.To nie byli zwiadowcy. To był patrol. Potem wdepnąłem na więcej. Półtora tuzina, może więcej. Może zbyt wielu.. Rozbijamy obóz obok jaskini goblinów….. - Xandros mówił cicho szukając w sprzęcie po zabitym Hendriku owych strzał do jego łuku.
- Zabiliśmy dwóch. Wkrótce się ogarną i przyjdą tu - elf szykował się do walki.
- Wielkie dzięki Panie Elfie! - wkurzył się Ruppert - bardzo się cieszymy, że znalazłeś ich jaskinie ale do cholery dlaczego je tu sprowadziłeś?!
Łotrzyk cały dygotał. Gdyby mieli więcej czasu to byliby przygotowani. A teraz stał w rowie po kolana i nie miał nawet dokąd uciec. Chociaż? Przypomniał sobie o jeziorze i podwodnym tunelu. Przeszedł nad brzeg jeziora by oszacować czy to aby nie szaleństwo. Uznał że to będzie ostateczność. Potem rozejrzał się po drzewach. Zrzucił z siebie plecak. Wyjął z niego porządne skórzane rękawice i starannie je założył. Upewnił się czy jego miecz jest na swoim miejscu. Odpiął lasso od plecaka i przełożył je przez głowę. Potem odnalazł sieć rybacką.
- Spróbuję ich zaskoczyć z góry - pokazał palcem jedno z drzew na które miał zamiar wleźć. - W zwarciu i tak mnie rozszarpią. Przydałoby mi się tylko jeszcze kilka strzał - dodał chwytając za nowy oręż łotrzyk.
Crilia wyciągnęła trochę swoich strzał, na oko oceniła, że około 10 sztuk, i podała bez słowa Ruppertowi.
- Trzymaj rycerzyku. Mnie i tak się nie przyda. - Powiedział Ruppert i oddał łuk i strzały giermkowi Dorne, po czym ruszył by wspiąć się na drzewo, z którego mógłby zaskoczyć gobliny od tyłu.
Xandros przekrzywił głowę, ignorując głupawą uwagę Rupperta. Gdyby rozbili obóz do końca, w nocy mieliby wizytę właścicieli owego lasu. Słuchał za to uważnie z jakiego kierunku dobiega zbliżający się odgłos bębnów.
- Bierzcie broń i ukryjcie się za drzewami - elf wskazał drzewa po przeciwnej od hałasu stronie polanki
- Ja i Plaufen spróbujemy się przekraść na ich prawą flankę. Dwóch potrzeba na lewą. Jak pojawią się na polance, weźmiemy ich ze wszystkich stron. Trzeba ich zatrzymać i wybić. Jeśli się nie uda, wszyscy wieją samodzielnie na łąkę i kryją się w wysokiej trawie. Gobliny mają słaby wzrok w jasnym świetle, a do nocy zostało parę godzin. Kto idzie z lewej? - elf skończył wiązać pas, mocując do niego kołczan i poprawiając pochwę miecza.
- Kto idzie z lewej? -
- Ja pójdę. - zgłosiła się półdrowka.
- Pójdę - odrzekł Erwin zdejmując kuszę z ramienia i udając się na lewą flankę.
Elf skiną głową Erwinowi i półdrowce po czym śmignął wraz z Plaufenem między drzewa.
- Dorne, gdy dojdzie do walki wręcz, trzymaj się blisko mnie - polecił Raul. Giermek zacisnął dłoń na rękojeści miecza i skinął nerwowo głową. - Czarodziejko, znasz jakieś zaklęcia, które mogłyby spowolnić lub przestraszyć gobliny? - zwrócił się do magiczki.
„Nie nie nie nie nie”, Pech zaczęła panikować. Powoli stawało się jasne, że daleko ta grupa nie zajdzie. Najpierw nieumarli, teraz gobliny. To był błąd; myślała, że czułą się bezpieczniej, ale to był błąd. „Błąd błąd błąd!”.
Nie myśląc wiele, zerwała się z tym, co miała w rękach - zgarniając po drodze jeszcze swój worek - zaczęła uciekać. Oby daleko, jak najdalej.
„Wcale nie miałaś szczęścia, przeżywając koniec świata! To jest koszmar!
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172