lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [AD&D 2ed, +18] Liber Chronicarum (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/16460-ad-and-d-2ed-18-liber-chronicarum.html)

Hazard 01-09-2016 21:15

[AD&D 2ed, +18] Liber Chronicarum
 

“Łatwiej jest zburzyć niż zbudować.”
Albert Camus, “Dżuma”



I wtem, wszyscy dostrzegli koniec. Był to jedynie krótki moment, zaraz po tym, jak przekroczyli wrota portalu. Stopniowo oddalając się w przestrzeni, przyglądali się pogrążonej w ogniu i dymie planecie. Mimo, że ten niecodzienny widok mógł wydawać się majestatyczny, wszystkich ogarnął żal i smutek. Cywilizacje budowane przez tysiące lat w jednej chwili zrównane zostały z ziemią. Setki milionów istnień obróciło się w pył. Widzieli ostatni rozdział kroniki starego świata. Ostatni akapit. Ostatnie zdanie. Ostatnie słowo - koniec…

Jednak nigdy nic tak naprawdę się nie kończy. Niezliczone kule świetlne, pędziły wraz z nimi przez bezkresną przestrzeń kosmosu. Inni szczęśliwy, którzy w porę wskoczyli do tajemniczych portalów, również podążali w tym samym kierunku. Byli uchodźcami. Ostatnimi istotami, które w pamięci swej miały zachować stary świat.

Czas przestał mieć znaczenie. Mogło by się wydawać, że płyną w tej przestrzeni tak przez całą wieczność, jak również ledwie przez ułamek sekundy. Jednak koniec końców, wszyscy ujrzeli powoli rosnący w ich oczach cel podróży. Piękna, zapierająca dech w piersiach planeta przytłaczała całą swą kreacją. Była co raz bliżej i bliżej. Wyraźniejsze stawały się zarysy wszystkich gór i linii brzegowych. Później zaś wszelkie lasy, równicy i wzgórza… A potem był już tylko oślepiający blask.

A wraz z nim pierwszy rozdział kroniki nowego świata.


* * *


Szum fal rozbijających się brzeg, był pierwszą rzeczą, która przywitała bohaterów tej opowieści w nowym świecie. Dopiero później reszta zmysłów zaczęła budzić się do życia. Dotyk bujnej trawy na której leżeli. Nieprzyjemny posmak w ustach. Rażące światło wdzierające się do rozchylających się z wysiłkiem oczu. Uciążliwy ból, kiedy zaczynali podnosić się z ziemi, na której przeleżeli nieprzytomni nie wiadomo jak długo. Wszystkim zaczęła wracać świadomość.

Zostali wyrzuceni na niskim wzgórzu, w centrum którego znajdował się wielki, kamienny portal, podobny do tego ze starego świata. Ten jednak nie świecił już czerwonym blaskiem. Teraz stanowił jednie stertę bezużytecznych kamieni. A za nim rozciągało się morze. Wzgórze, na którym stali, kończyło się wysokim klifem, o które z regularną wytrwałością uderzały fale. Po przeciwnej stronie rozciągały się aż po horyzont zielone bezkresy równin. Nie licząc posępnego monolitu, który przeniósł ich do tego świata, otoczenie sprawiało wrażenie niedotkniętego od dawien dawna ręką istoty rozumnej.

Wokół nich zaczęli wracać do życia inni, którzy wraz z nimi przekroczyli portal. Wszyscy zdawali się w pewnym stopniu przestraszeni i zdezorientowani. Po ziemi walały się porozrzucane sterty różnych sprzętów i szczątków, które najwyraźniej zostały wrzucone do portalu przez gigantyczną falę. Tę samą, która zmusiła ich do ucieczki w ten nieznany ląd. Miejsce to, choć wydawało się pozornie bezpieczne, emanowało dziwną, ciężką do zidentyfikowania aurą. Z jakiegoś powodu, portal który uratował ich przed śmiercią, wywoływał w nich teraz nieprzyjemne, niewytłumaczalne uczucie.

Matyjasz 02-09-2016 20:31

Jaki piękny dzień na koniec świata.
 
Tak bez ostrzeżenia i znieczulenia stary świat postanowił się skończyć. Erwin nie winił go nadto, też za nim nie przepadał i myśl samobójcza mogła nie być aż tak głupia. Nie wykluczając działań potężnych istot, które świata nie lubiły jeszcze bardziej niż on, bogów czy czarowników.
Mimo tego wszystkiego wojownik miał rzeczywistości za złe, że nie wystosowała im wcześniej jakiegoś oficjalnego ostrzeżenia tak by można się było przygotować, załatwić sprawy takie jak wbicie noża w brzuch swego lorda, zaciągniecie wysokiego kredytu, upicie się i ogólnie odejść szczęśliwym.
Przede wszystkim gdyby wiedział o zaplanowanym końcu świata ubrałby się lepiej i nie poszedł na patrol. Ogoliłby sobie swoją brązową brodę i może nawet ściął włosy by się prezentować bardziej ucywilizowanie. Z pewnością nie przyszedłby na koniec świata w paskowej zbroi z tarczą i kuszą na plecach i mieczem przy pasie. Mógł sobie wyobrazić wygodniejszy i ładniejszy strój, choć nie był herosem z legend to z pewnością coś mogłoby podkreślić jego sylwetkę, w końcu posturą i tężyzną fizyczną odbiegał od przeciętnych ludzi..
Gdy wszystko miało się skończyć los postanowił otworzyć w jego okolicy magiczny portal. W normalnych okolicznościach nawet by na niego nie spojrzał. Portale z zasady powinny być niebezpieczne. Jednak perspektywa pewnej śmierci była gorsza od perspektywy niepewnej śmierci po drugiej stronie.
Nie myśląc Erwin Rockhell podjął może najważniejszą decyzję życia i rzucił się sprintem do portalu, pod drodze odpychając jakąś osobę.
- Z drogi do jasnej cholery. - Zaklął po czym wiedziony wyrzutem sumienia odwrócił się i zaczął popchniętą ciągnąć. - Za mną!
Chwilę później był pod drugiej stronie i oddalał się w kierunku nieznanego mu świata.


Kerm 02-09-2016 22:16

Raul opuszcza stary świat.
 
Koniec świata?
Nie da się ukryć, że czegoś takiego Raul się nie spodziewał. Było paru oszołomów, którzy głosili, że już, że za chwilę, a Raul nigdy w te głupoty nie wierzył. I nie uwierzyłby, gdyby dokoła wszystko nie zaczęło się walić.
Nawet przez moment nie pomyślał o tym, by wrócić do gospody po resztę swoich rzeczy. Gdyby w ogóle zaczął myśleć, to pewnie zgarnąłby jakąś ładną panienkę i zabrał ze sobą. Zapewne byłaby mu wdzięczna, bo widok tego, co pozostało za ich plecami, nie pozostawiał złudzeń co do losu tych, na drodze których los lub któryś z bogów nie postawił portalu.

Co miało być po drugiej stronie, tam gdzie kończyła się magiczna droga? Tego nie wiedział, ale z pewnością nie mogło to być coś gorszego, niż ogień, który niszczył starą planetę.

Asmodian 02-09-2016 22:50

Exodus
 
-Niech to.....- mruknął Xandros opuszczając łuk. Nagłe drżenie ziemi przepłoszyło mu właśnie przepięknego siedmiolatka, którego tropił od jakiegoś czasu. Poroże rogacza, śliczne o tej porze roku mogło dziś upiększyć jego talan. Mógł je również podarować Sinue....ach, ucieszyłaby się z podarku.

Drżenie ziemi jednak nie ustało, co przykuło na dłużej uwagę elfa. Wpierw poczuł uderzenie wiatru, niosącego drobinki lodowatej wody. Potem usłyszał jakby ryk lwa, tylko stokroć głośniejszy. To był las, zrywany potężnym wichrem za którym gnała ogień i woda. Bogowie najwyraźniej postanowili skończyć egzystencję całego świata - być może uważając, że grzeszne cywilizacje nie zasługują na to, by przetrwać. Jeśli tak miało być, Xander pokornie mógłby przyjąć swój los. Jednak jakaś pierwotna iskierka buntu, rozpalona w każdej żywej istocie nakazywała walczyć do końća. Elf kucnął, próbując zachować równowagę ale powiew wiatru cisnął nim o gruby pień drzewa. Rozpaczliwie chwytając się gałęzi drzew, chroniąc twarz przed smagnięciami pędzonych wiatrem gałęzi i liści, leciał bezwładnie niesiony mocą wichru. Walczył, ale żywioły okazały się zbyt silne. Leciał nie wiadomo gdzie, i nie wiadomo dokąd.

Ziemia pod nim umierała. Ogromne, pamiętające czasy smoków drzewa waliły się do otwierających się w ziemi szczelin, z których tryskał czerwony ogień. Przelatywał nad miastem pochłanianym przez ogromne morskie fale, i ogień. Strzeliste wieże sypały się w gruzy, a potężne mury obracały w nicość. Widział świętą górę, rozłupaną piorunami, plującą ogniem. Pękła w końcu niczym prze dojrzały owoc, wylewając morze ognia które pochłaniało wszystko na swej drodze. Bezsilnie patrzył na rozgrywający się poniżej dramat, niesiony pędem powietrza w nieznanym kierunku. Kątem oka złowił czerwoną gardziel portalu, który zbliżał się z zatrważającą szybkością. Xander skulił się i zamknął oczy, nie mogąc patrzeć na koniec swój własny i znanego mu świata...


Kiedy ponownie otworzył oczy, wiedział, że to nie jest raj. Szamani inaczej go opisywali. Nie pachniało świeżą trawą, i nie słychać było szumu fal, rozbijających się o brzeg. I w żadnym raju nie słychać płaczliwych wrzasków i desperackich krzyków. Walka o przetrwanie jeszcze się nie skończyła, a można by nawet rzec, że dopiero się zaczynała.

Cedryk 03-09-2016 09:45

Śmierć Świata.
 
Polowanie szło po myśli czekającego w zasadzce Hendrika. Słyszał już nadbiegającego zwierza. Wiedział, iż osaczającego go Szybki i Piękna wyprowadzą zdobycz wprost na niego. Na polne kilkoma susami wbiegła młoda łania. Na chwilę się zatrzymała czując za sobą podążające psy, czarnowłosego, brodatego półefa, siedzącego pod wiatr nie była w stanie wyczuć. Strzał był czysty. Trafił prosto w komorę. Łania ugodzona w serce zdołała wykonać jeden skok nim padła martwa na ziemię. Na polane wbiegł Szybki z wywalonym jęzorem.
[MEDIA]http://cdn.psy-pies.com/artykuly/wychowanie-psa/duze/stojka-wykonywana-przez-psa-mysliwskiego-wyzla-wegierskiego-krotkowlosego633.jpg[/MEDIA]
Podbiegł do zdobyczy i zadowolony czekał na swego pan by się nią pochwalić. Hendrik podniósł z ziemi plecak. Był zadowolony z tych kilku dni łowów, które pozwoliły mu się oderwał od rutyny świątyni. Ruszył niespiesznie ku zdobyczy. W tym czasie na polany z boku do kierunku, z którego wpadł Szybki na polanę wbiegła Piękna.
[MEDIA]http://1.bp.blogspot.com/-Q3A_0oK_-_I/VjDKeH1XpXI/AAAAAAAAAYE/9lTFEJTe6UE/s1600/seter_sylwetka.jpg[/MEDIA]
Suka była nieco starsza od swojego partnera, nie spieszyła się z dwóch powodów. Wiedziała, iż jej człowiek upoluje zdobycz oraz była szczenna. Jej wypełniony, olbrzymi brzuch nie pozwalał na bieganie z taką prędkością jak Szybki.

Wtedy też rozpętało się piekło, pod świeżo upolowaną łania rozwarła się ziemia. Łup ,z sykiem pary, wpadł w szczelinę, w której widać było magmę. Wokół słuchać było podobne dźwięki.
Hednrik gwizdem wezwał psy i ruszył biegiem do miasta, które było oddalone już nie dalej niż dwie modlitwy biegu.

To był koniec świat. Hendrik tyle lat szkolił się w walce i posłudze kapłańskiej a teraz nie mógł niczego zrobić. Wokół niego otwierały się ogniste szczeliny, z nieba leciały ogniste bomby z powstałego opodal miasta wulkanu, wszędzie opadał gęsty pył oblepiający wszystko. Świątynia, w której pobierał nauki i szkolił się do walki ze złem, legła w gruzach grzebiąc pod gruzami zebranych tam kapłanów i wiernych. Hendrik widział to na własne oczy i nie mógł nic zrobić. Wokół ginęli ludzie, pod gruzami, w szczelinach, trafieni ognistymi pociskami z nieba. Na to też nie mógł nic poradzić. Przed sobą widział dziwny blask, kierował kierował się więc w jego kierunku wiedziony nadzieją, gdy w hałasie usłyszał rozpaczliwy dziecięcy płacz. Jedna komenda i psy poprowadziły go w boczną uliczkę. Przed zawalonym, płonącym domem ujrzał ryczącą, umorusaną kilkulatkę, rozpaczliwie wołającą rodziców, którzy niechybnie zginęli w płonących ruinach domu.
Hendrik porwał dziecko na ramiona. Niewiele mógł zrobić, lecz musiał uratować chociaż to jedno życie. Pognał w kierunku rynku, tam ujrzał bramę czy też portal. Wiele o nich słyszał. Wiedział, iż podróż nieznaną bramą to hazard, lecz nie miał żadnego wyboru. Tuląc szlochające dziecko wpadł wraz z psami w bramę.

kinkubus 03-09-2016 10:17

Na imię mi Pech i to właśnie ja przeżyłam koniec świata.
 
Szlak o tej porze roku był przyjazny. Nie męczyły upały, a przypływy chłodu można było łatwo zwalczyć narzucając na plecy lekki płaszcz. Pech z wyjątkowym spokojem przyglądała się mijanej przyrodzie, spinając jedynie kiedy napotykała innych podróżnych, którzy chociaż nieliczny, prawie zawsze chcieli się przywitać i wymienić wrażeniami z nadchodzącej drogi. Być może to właśnie mała ilość wędrowców ze stron z których przybywała powodowała, że tak często chcieli zaczerpnąć informacji.

W dziczy czuła się swobodnie pomimo czyhających tam niebezpieczeństw. Zawsze miała przygotowane kilka zaklęć, które pomagały w ulotnieniu się z nieprzyjemnych sytuacji, czy to przy ataku dzikiego zwierzęcia czy też jakiegoś łupieżcy.

Jedni czuli się jak w domu blisko innych ludzi, ona przeciwnie, dlatego zawsze nachodził ją nieprzyjemny dreszcz, gdy tylko docierała do miasteczka. Dla niej było zbyt gwarne i ruchliwie, nie dało się łatwo przewidzieć zachowania innych oraz tego, co za chwilę może się nadarzyć, jak na przykład dwójka rozbrykanych dzieci, które przez przypadek przewróciły ją prost w brudną kałużę kiedy była tutaj ostatnim razem.

Wtapiała się w tłum, przynajmniej tak długo, jak nikt jej nie zaczepił. Prosta tunika, narzucona na równie prostą koszulę i spodnie, częściowo przykrywała zawieszoną przy pasku torbę obok której dodatkowo dyndały siermiężne tuby na zwoje. Czerń ubioru kontrastowała z zagubionymi, szarymi oczami, które w blasku światła wyglądały bardziej na białe i nadawały wyrazowi młodziutkiej twarzy odrobiny szaleństwa.

Gdyby nie dziewczęce lico, łatwo byłoby Pech pomylić z długoletnim włóczykijem, brudne i znoszone buty, ubłocone nogawki, szorstkie dłonie, blizny i siniaki, wszystko zwieńczone tobołkiem przerzuconym przez ramię.

***

Chciała jak najszybciej zakończyć swoją wizytę. Skierowała się pośpiesznie do umówionego miejsca, żeby pozbyć się pakunku, jednak nawet nie w połowie drogi, zaczęło dziać się coś niepokojącego. Ziemia zaczęła trzeszczeć i trząść, a później dosłownie rozchodzić prosto pod jej nogami. Przerażona spojrzała przed siebie, by ujrzeć zagładę znanego jej świata. W pierwszym odruchu pomyślała o tym, by jak najszybciej wrócić do domu, chociaż droga nie była krótka.

Zerwała się z miejsca, jednak szybko zderzyła się z kimś pośród panującej paniki i upadła na ziemię. Zanim zdążyła zorientować się w sytuacji, ta sama osoba siłą zaciągnęła ją w stronę gorejącej czerwieni do której kierowało się więcej postaci. Na początku próbowała się wyrwać, co jedynie nadwyrężyło jej nadgarstek. Zatrzymali się dopiero w środku obcej sfery, która zaczęła oddalać się od ziemi, odlatując w nieznaną przestrzeń.

Miała trudność z uwierzeniem w to, co widziała. Nie miała pojęcia, że świat jest tak rozległy, samej znając jedynie mały, niewidoczny z takiej odległości punkt. Do tego całość stała w płomieniach i rozpadała się z każdą sekundą, pochłaniając pobliskie gwiazdy i ostatecznie pozostawiając po sobie jedynie kosmiczny pył. Nieważne jak bardzo chciała, nie była w stanie wykrzesać z siebie ani jednego słowa; szoku nie przerwała nawet rysująca się w oddali druga, podobna planeta. Przez łzy, łkając pod nosem, patrzyła na rysujące się przed nią widoki nowej, nieznanej krainy.

Potem uderzył w nią oślepiający blask, a zaraz po nim nastała ciemność, gdy dziewczyna straciła przytomność...

Gerappa92 03-09-2016 22:56

Pstrąg na plaży


W drewnianej budce zwisały ryby powieszone za ogony. Za nimi skrywała się znudzona gruba kobieta. Wszechobecny smród ryb. Czego można było się spodziewać w wiosce nad wodą. Większość tutejszych wieśniaków utrzymywało się z rybactwa. Z drugiej strony oznaczało to, że ryba była zawsze świeża. Tym razem był to pstrąg, na którego właśnie trysnął deszcz kwaśnego soku z cytryny. Po chwili rozpuszczały się w nim grube kryształki soli. Na drewnianej desce obok ryby leżało świeże pieczywo. Wszystko za chwilę miało znaleźć się w żołądku chuderlawego chłopaka przepite gorzkim browarem.

Ruppert od jakiegoś czasu szlajał się z wioski do wioski eksplorując kulinarne wynalazki. Nie do końca wiedział co ma ze sobą zrobić od kiedy banda rębajłów, z którą się tułał, pozabijała się nawzajem po pijaku. Chłopak jako jedyny uszedł z życiem. Podczas bijatyk on nigdy się nie liczył, bo kto by zwracał sobie głowę tym chuchrem. Zresztą Ruppert też się nie kwapił do żadnej potyczki, szczególnie gdy w ruch szły noże. Ale to już przeszłość. Teraz siedział nad brzegiem morza, wpatrywał się w horyzont i delektował się posiłkiem.

Ubrany był w porządną skórną zbroję a na plecach nosił plecak finezyjnie obwiązany linami. Przywiązane do niego były koc, bukłak, rękawice i sam Ruppert. Bystre oko dostrzegłoby też, że pod plecakiem, jest przypięta do pasa od spodni pochwa a w niej ukryte jest ostrze krótkiego miecza. Znoszone skórzane buty deptały właśnie wilgotny piasek. Nagle obok nich spadła deska a z niej niedokończona ryba.

Jedzenie wypadło chłopakowi z rąk gdy jego oczom na horyzoncie pojawiła się ogromna ściana wody sunącą wprost na niego. Potem wszystko jakby działo się w ułamkach sekundy. Serce zaczęło bić w szaleńczym rytmie a Ruppert biegł i biegł w szaleńczym tempie. Instynkt kazał mu biec gdzie pieprz rośnie. Adrenalina nadała mu nadludzkiego tępa. Jednak to nie pomogło. Ściana wody spadła na niego porywając go w szaleńczy wir...

Nortrom 04-09-2016 04:12

Dla tej, którą kocham

Ognisko powoli dogasało w środku lasu. Dwa kształty leżały spokojnie, wyraźnie zadowolone z niedawnego posiłku. Zupa z niedawno upolowanego przez nie lisa i resztki warzyw jaka im została. Jeśli niedługo nie znajdą jakiś w trakcie podróży, będę musiały kupić trochę w najbliższej osadzie. Większy z kształtów wydał z siebie dźwięk westchnienia.
Była to pół-elfka, choć jeśli mamy być dokładni, była ona pół-drowką. Mierzyła ledwie 62 cale. Jej skóra miała kolor nocnego nieba odbitego w tafli jeziora, oświetlonego przez księżyc w pełni. Całkowicie białe włosy przypominały refleksy światła na powierzchni tego jeziora, oczy zaś były jak dwa małe księżyce, srebrne i jasne.
Nie lubiła wchodzić w kontakt z obcymi, jeśli nie musiała. Miała dość przykrych wspomnień o obcowaniu z innymi dorosłymi i wolała nie dodawać kolejnych do swojej obszernej kolekcji. Gdyby wszyscy inni byli dziećmi, byłoby jej dużo prościej. Dzieci nie są tak… uprzedzone jak dorośli i łatwiej się z nimi dogadać. Jej życie, a zwłaszcza posługa kapłańska, byłyby dużo prostsze…
Ponownie westchnęła na tę myśl i podrapała za uchem swoją suczkę, którą nazwała Keks. Nie kryło się za tym imieniem żadne ukryte znaczenie, po prostu uważała, że jej towarzyszka jest słodka. Dla kapłanki bogini łowów pies łowczy był najlepszym możliwym przyjacielem, zwłaszcza, gdy ma się tak podobne charaktery jak one.

- Niedługo znów będziemy musiały ruszać. Posprzątam po nas, a ty odpocznij jeszcze chwilę. Zasłużyłaś. - Stwierdziła, głaszcząc przyjaciółkę z uchem.
Zdążyła jedynie wstać, przeciągnąć się i poprawić włosy, gdy jej uwagę przykuło dziwne zachowanie Keks. Zerwał się na równe łapy i trzęsąc się ze strachu zaczęła skomleć. Było to niepodobne do psa, który był gotowy polować na wszystko na co chciała zapolować Crilia. Kiedy chciała uspokoić swoją małą towarzyszkę, ta ruszyła pędem przed siebie. Kapłanka bez namysłu chwyciła tylko to, czego nie musiała pakować i pobiegła za swoim psem. Nie chciała, by ta jedyna istota, która ją kochała, zrobiła sobie coś złego. Albo, żeby ktoś nie zrobił jej krzywdy.

Zaraz po przekroczeniu granicy jakiejś osady ziemia zatrzęsła się, a niedaleko wioski pojawiło się pęknięcie, z którego strzelały płomienie. W tym momencie Crilia zdała sobie sprawę co przeraziło tak odważnego psa. Zapewne wiele innych zwierząt zachowało się podobnie, ostrzeżone przez instynkt. Teraz jednak musiała dogonić Keks, która kierowała się… do portalu?

Tak, właśnie tak!, rozbrzmiał tuzin głosów w jej głowie, Dobrze! Biegnij, szybciej! Właśnie tak! Biegnij!

Wstrząsy zaczęły przybierać na sile, kiedy pół-drowka przekroczyła portal w ślad za ostatnim członkiem swojej rodziny. Nie wiedziała gdzie prowadzi portal, co ją czeka po drugiej stronie, ani czy jest on bezpieczny, ale nie mogła zostawić tej, którą kochała.


Matyjasz 04-09-2016 13:59

Nowy świat, stare sprawy.
 


Nowy świat, nowe rzeczy. Erwin zaczął swoją przygodę prosto od sprawdzenia swojego ekwipunku, zbroja, kusza, miecz tarcza są. Reszta mniej bardziej wartościowego śmiecia też jest, tak samo jak inne rupiecie wyrzucone przez portal, rupiecie, które mogą być przydatne i których Erwinowi nie chciało się katalogować.
- Ej ty, - potrząsnął jakimś losowym człowiekiem. - Musimy skatalogować co jest w tych śmieciach, weź kogoś do roboty i posegreguj to. - Powiedział tonem sugerującym możliwość umiarkowanego przymusu fizycznego.
Następnie wspiął się na jakąś skrzynię.
- Słuchajcie wszyscy! - Wydarł się na cały głos. - Nie wiem kim jesteście i jak się tu znaleźliście ale wiem, że samotnie wszyscy zdechniemy z głodu. Trzeba skatalogować rzeczy i opatrzyć rannych.
Spróbował wypatrzyć w tłumie ludzi wyglądających na takich co nie będą zbytnio narzekać.
- Ty i ty. Przerzucić graty, narzędzia do narzędzi, drewno na stertę jak coś jadalne to osobno. Jest tu jakiś kapłan czy ktoś kto zna się na wojaczce lub czarach, naradzić się trzeba.
Mimo rozszalałego wokół chaosu, spojrzenia większości zebranych padły na Erwina, dokładnie wysłuchując się w jego słowa. Dostrzegł na twarzach wielu z nich strach i dezorientację.
Jeden ze wskazanych przez Erwina mężczyzn, jedynie skinął głową i wziął się do roboty, natomiast drugi, zdecydowanym krokiem zbliżył się do niego. Z początku nic nie mówił, a jedynie spoglądał na wojownika zmartwionym wzrokiem. Mimo silnej postury, siwiejące włosy świadczyły o tym, że z pewnością miał już swoje najlepsze lata za sobą.
- Zajmę się tymi gratami - powiedział w końcu. - Ale ty znajdź kogoś, kto zajmie się Alin. - Mężczyzna wskazał na siedzącą przy portalu dziewczynę, która od chwili przebudzenia nie przestawała histerycznie szlochać. - Jest w ciąży i przyda się jej teraz ktoś, kto się zna na tych sprawach.



Erwin spojrzał jeszcze po zebranych.
- A niech mnie. Kogo ja widzę.
Położył dłonie na barkach mężczyzny.
- Znajdę kogoś, do tego czasu wróć do żony zaraz do was podejdę.
- Ale ona nie jest moją...
Reszty słów mężczyzny Erwin nie dosłyszał, gdyż szybkim krokiem ruszył w kierunku młodzieńca z poparzeniem na prawym policzku.
- Zgadnij o kim opowiadał stary kapitan? Esur, dobrze spotkać.- Erwin ostentacyjnie sprawdził jak leży kusza. - Mam dla ciebie propozycję, nowy świat nowe życie zapomnę o liście gończym a ty mi pomożesz ogarnąć burdel, albo cię wydam. To jak będzie?
Młodzieniec z początku z wielkim zdziwieniem na twarzy przyglądał się wojownikowi, jednak z każdą chwilą wyraz ten zmieniał się w gniew. Jego dłoń znalazła się niebezpiecznie blisko rękojeści sztyletu.
- Pierdol się. Nie boję się ciebie, rozumiesz? - rzekł, ponuro, nieudolnie starając się stłumić swoją złość. Posyłając mężczyźnie na pożegnanie nieprzyjemny uśmiech, Esur odwrócił się i ruszył w stronę mężczyzn segregujących wyrzucone przez portal przedmioty. Erwin przeczuwał, że w przyszłości mogą być z nim jeszcze problemy.*
Ryzyko było spore, jednak konieczne do podjęcia. Erwin nie miał wyboru, postanowił najzwyczajniej w świecie użyć siły.
- Esurze z Drystar, za gwałt i kradzież jesteś zatrzymany! - Powiedział głośno i stanowczo rzucając się na chłopaka celem obezwładnienia go.
Spojrzenia wszystkich skierowały się w jedno miejsce. Kilkoro z zebranych krzyknęło głośno z zaskoczenia, przyglądając się bójce. Erwin rzucił się na przestępce niczym pantera, jednak tamten okazał się szybszy. Mimo grubej zbroi mężczyzna wyraźnie poczuł pięść wbijającą się w jego nerkę. Zaskoczony cofnął się o krok, kiedy role nagle się odwróciły i to Esur rzucił się na niego.
- Mówiłem, że się ciebie nie boję! - wrzasnął, z poczerwieniałą ze wściekłości twarzą, próbując przebić się przez gardę wojownika.
Ten jednak nie na długo pozwolił by inicjatywa przeszła na stronę przestępcy. Wyczuł odpowiedni moment, po czum uchylił się przed nadlatującym ciosem. Zaraz potem zaskoczony Esur zaraz wrzasnął, kiedy wojownik niespodziewanie przedostał się przez jego obronę i silnym chwytem zablokował jego ramię. Chłopak przeklinał, próbując za wszelką cenę wydostać się z chwytu.
- Nie każ mi zrobić ci krzywdy i poddaj się.- Erwin powiedział przez zaciśnięte zęby, próbując wzmocnić uchwyt.
- Pierdol się! - wrzasnął jedynie w odpowiedzi, ciągle próbując wyrwać się mężczyźnie. Mimo niewyobrażalnego bólu, jakie sprawiały mu zapewne silne ręce wojownika, na twarzy chłopaka można było zaobserwować jedynie nieokiełznaną, dziką wściekłość. Szarpał się, kopał, przeklinał, jednak w rezultacie otrzymał jedynie silny cios w twarz od Erwina, którego cała ta sytuacja zaczynała już nużyć.

Kerm 04-09-2016 14:01

Pierwsze kłopoty
 
Raul potrząsnął głową, usiłując pozbyć się ostatnich niemiłych wrażeń, jakie pozostawiło po sobie przejście przez portal, po czym rozejrzał się dokoła.
Ranni, nieżywi, kobieta w ciąży... współczuł im, ale nie potrafił pomóc żadnemu z nich. Najwyżej dobić, a na tym, zdaje się, nikomu ni zależało.
Zlekceważywszy nawoływania jakiegoś wojaka (który albo usiłował wprowadzić nieco porządku - co Raul nawet by pochwalał - albo pragnął zostać przywódcą grupki ocalonych, co z kolei Raulowi za grosz nie odpowiadało) młodzieniec przeszedł przez 'pobojowisko' i, stanąwszy tyłem do morza, usiłował wypatrzyć cokolwiek różniącego się od morza traw.
Nie zamierzał zbyt długo zostać na tym wzgórzu - portal wywoływał w nim dość dziwne, niezbyt mu się podobające odczucia.
Rozciągający się aż po horyzont widok mógłby urzec nie jednego podróżnika, jednak Raul nie miał czasu na podziwianie pięknych widoków. Usilnie przyglądał się połacią zielonej trawy, których monotonnie przerywały jedynie malutkie leśne zagajniki i niewielkie pagórki. Tu i ówdzie mógł dostrzec również niewielkie grupki jakichś zwierząt beztrosko pasących się wśród zieleni. Poza tym nie dostrzegał nic godnego uwagi. Nic nie wskazywało na to, by czyjekolwiek ręce starały się zburzyć ten naturalny krajobraz.
Brak złych wieści to dobra wiadomość, pomyślał Raul. Złą wieścią byłaby pustynia, a nie trawy, drzewa i zwierzęta. Te ostatnie musiały coś pić, była więc szansa na zdobycie i wody, i jedzenia. Na dodatek zagajniki oznaczały drewno, a zatem i ogień. Z pewnością parę dni da się tu przeżyć. Jeśli, oczywiście, komuś w głowie nie poprzestawiają się jakieś klepki.
Raul westchnął z rezygnacją, kiedy nagle za jego plecami rozległ się jakich rumor. Wyglądało na to, że próba zaprowadzenia porządku przez wojaka nie szła najlepiej, gdyż ten stał teraz nad jakimś chłopakiem, zaciskając chwyt na jego ramieniu.
Jednak najwyraźniej nie wszystkim podobała się wizja spokojnego życia pod wodzą samozwańczego przywódcy. Zapewne jakiegoś łowcy nagród, bo któż inny rozpoznałby wśród ocalonych poszukiwanego przestępcę.
Co prawda Raul uważał, że tego typu szkodniki należało usuwać od ręki, no ale teraz znaleźli się w nietypowej sytuacji i każda para zdrowych rąk była na wagę złota.

- Ty, młody, nie szarp się tak - powiedział, ruszając w stronę tamtej pary. Sam co prawda był pewnie nawet młodszy od tego gwałciciela i złodzieja, Esura, jeśli dobrze słyszał, ale tego nie brał pod uwagę. - Skorzystaj w odpowiedni sposób z szansy, jaką daje ci nowe życie. No chyba że chcesz poddać się karze, a ta, jeśli dobrze pamiętam, jest dość wysoka.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:40.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172