Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-01-2017, 20:01   #171
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Obolały i skrwawiony Thalgor nie miał czasu na rozpamiętywanie, co mógł zrobić lepiej. Dziwne stworzenie rodem z koszmaru skutecznie przykuło jego uwagę. Bardka, chyba nie w pełni świadoma, co pojawiło sie przed nią, zaczęła przemawiać niczym na audiencji w sali tronowej. Zdusił parsknięcie, gdy małomówny do tej pory łowca podążył w jej ślady.
W tym czasie pół-ork poszukał wzrokiem włóczni i schylił się po nią mocno ściskając w garści. Nie wierzył, że ten przerośnięty nietoperz ma wobec nich przyjazne zamiary. Poczekał jednak cierpliwie na rozwój wydarzeń, wybierając miejsce w które ciśnie grot, kiedy skończą się wzajemne umizgi i grzeczności...
 
Deszatie jest offline  
Stary 25-01-2017, 21:37   #172
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Anbar rozejrzał się czujnie dookoła, upewniając się, że Eoghan jest sam. Jedną z dłoni trzymał na zdobycznym krótki mieczu (najlepiej czułby się mając znowu w ręku swój ulubiony młot).
- Jam jest Anbar a to mój brat Oskar, dobrze nas poznałeś, pochodzimy z dalekiego Hardlening, a szukamy tutaj starożytnej twierdzy naszego ludu, o której pamięć przetrwała w legendach. A teraz powiedz, czemu mamy ci zaufać…- zamilkł, wbiwszy ponure spojrzenie w Eoghana.
Oskar tylko przewrócił oczami na słowa swojego brata, któremu widać Moradin poskąpił czujności i nieufności do ludzi. Cóż jednak mógł zrobić? W pokoju nie było nikogo poza nimi, a przynajmniej krasnolud nikogo nie dostrzegł. Rozluźnił się więc minimalnie czując nagle skrajne zmęczenie ucieczką. Przez ten cały czas żył w strachu przed strażą, wiecznie spięty i gotowy do działania. Nawet po wydostaniu się obawy i straże nie odpuszczały go nawet na krok. Oskar czuł teraz w pełni upadek z wieży i ostatkiem sił walczył by nie usiąść w pokoju. Wiedział, że jeśli to zrobi zmęczenie organizmu wygra i nie będzie mógł już wstać. Skupił się więc na sobie wbijając do głowy frazesy, że wcale nie jest zmęczony, że niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło, że wcale nie jest śmiertelnie poturbowany. Działało, ale pytanie jak długo będzie w stanie oszukiwać własne ciało.
- Może mu bracie zdradzisz jeszcze lokalizację tej twierdzy? - zakpił po krasnoludzku. Zgryźliwy humor z lochów zdawał się podążać cały za nimi cały ten czas.
- A co mamy do stracenia bracie? - Anbar spojrzał na swojego umęczonego brata, on sam poczuł się lepiej po solidnym kuflu piwa, ale im obu przydaby się solidny sen- Albo on może nam pomóc, albo wciąga nas w pułapkę, a jeżeli to drugie sam rozwalę mu czerep…- Odpowiedział po krasnoludzku.

- No to muszę wam powiedzieć że całkiem nieźle rozumiem - powiedział Eoghan w języku khazadów - i rozwalanie czerepu nie będzie konieczne. Jedna z oficerów D’himis zabiła całą moją rodzinę, więc mam rachunki do wyrównania.
Oczy łowcy zrobiły się w tym momencie zimne jak lód.
- Poza tym nie sądzę żeby D’himis była dobrą władczynią tej krainy, dlatego szukam każdego kto jest w stanie postawić się władzy i pomóc w obaleniu jej tyranii. Pomyślicie może że to dziecinny pomysł ale ludzie żyjący w tej niegościnnej krainie naprawdę mają już dość wyzysku. Wiem że to nie wasza walka jest, ale wy też macie rachunki do wyrównania. Może zawrzyjmy układ, ja pomogę odnaleźć wam waszą twierdzę, a wy w zamian dopuścicie mnie do udziałów skarbach. Wszak każda rewolucja wymaga złota, czyż nie?
Anbar obrzucił Eoghana spojrzeniem, próbując ocenić co tamten sobą reprezentuje. Wyglądał na kogoś obytego w walce.
- Ja bym chętnie dopiekł tym sukom, ale chyba w trójkę nie będziemy z całą armią walczyć, ty już zabijales w tej walce? Masz jakieś plany, towarzyszy? Jak mamy trop tego czego szukamy to jeżeli pomożesz należycie, łupami podzielimy się uczciwie.
- Zabijać, zabijałem - odpowiedział łowca - Problem właśnie w tym, że jestem sam. Ciężko jest kogoś zorganizować, gdy wokół pełno szpicli, a zima i gnolle dają się we znaki. Przyznam że te ostatnie zrobiły się bardzo zuchwałe tego roku. Powracając do D’himis, grupa z zewnątrz ma większe możliwości walki, bo brak jej miejscowych powiązań, dlatego was szukałem. Poza tym to co mówiliście o starej twierdzy i złocie, daje nadzieję nowe możliwości, złoto to miecze, zbroje i żywność, która pozwala przetrwać srogą zimę. Mnie ludzie z okolic Velders znają i ufają ale żeby zachęcić ich do otwartej walki trzeba czegoś więcej. Kilka spektakularnych sukcesów na pewno przekonało by ich że można dowalić tym sukom.

Oskar momentalnie pożałował takiej wylewności w swoim ojczystym języku. Wyglądało na to, że tu na północy język krasnoludzki jest zdecydowanie bardziej popularny wśród ludzi niż na południu. Albo to, albo mieli pecha i trafili na jedynego człowieka w okolicy mówiącego po krasnoludzku. Zrezygnowany milczał. Nie miało sensu przekonywać Anbara, że to zły pomysł. Oni mieliby dzielić się ich złotem? Ten koleś najwyraźniej za mocno oberwał w głowę. Oparł się o ścianę, a chwilę potem osunął na krzesło. Nie miał siły tłumaczyć. Poza tym, ten człowiek był ich okazją do wydostania się stąd. Póki co trzeba odpuścić z okazywaniem podejrzliwości. Oskar poprawił okulary przysłuchując się rozmowie towarzyszy czując jak ciężkie powieki zamykają się z każdą chwilą coraz mocniej.

- No to w mowie jesteś całkiem odważny- odparł Anbar - A jaki teraz masz plan? Rozumiem że to miejsce jest bezpieczne od D’himis? My z bratem potrzebujemy snu a potem… możemy chcieć coś pohandlować i pewnie uciec z tego miasta. Ty się pytałeś o tych co byli z nami uwięzieni… oni podziemiami chyba chcieli uciec, rozdzielismy się.
- Bezpieczne? - zdziwił się Eoghan - O tyle o ile. Jestem tu dopiero dzień i właśnie miałem zamiar iść do knajpy gdzie piją strażnicy i wywiedzieć się co nieco, gdy zjawiliście się wy. Zastanawiam się czy jednak dalej tego nie zrobić, być może jest jakiś sposób na dostanie się na niższe poziomy twierdzy, bez wścibskich oczu. Co o tym sądzicie?
 
Komtur jest offline  
Stary 01-02-2017, 12:17   #173
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Bestia zawirowała w powietrzu, zadziwiająco zwinna jak na jego duże rozmiary. Donośny śmiech huczał w uszach awanturników, boleśnie raniąc szyderczą nutą

-Hahaha, nie macie złych zamiarów? To dlatego zabiliście dwóch moich niewolników, oraz okradliście święte szczątki mojego kuzyna z jego przepięknego ogona? Jak złodzieje......taak, złodzieje prowadzeni przez mroczną, czarną kobietę, która już jest w mojej mocy, a którą już wkrótce się pożywię....... - stwór zawinął jeszcze jedną pętlę w powietrzu, wrzeszcząc i skrzecząc, aby błyskawicznie zaatakować rosłego orka, który czekając na to cisnął w stwora włócznią.

Ta jednak przeszła przez ciało stwora nie robiąc mu szkody...okazując się iluzją która przeszła przez wieżę niknąc gdzieś po drugiej stronie, w ciemnościach. Łopot skórzastych skrzydeł, wysoko w ciemnościach, dochodzący z okolic wieży nie wróżył nic dobrego. Rathan podniósł pochodnię, i zamarł, widząc aż cztery sylwetki latającej maszkary, krążące w pewnym oddaleniu dokoła zrujnowanej budowli. Potwory, czując na sobie wzrok człowieka i blask bijący od jego pochodni momentalnie rozproszyły się, znikając w ciemnościach....po za jednym który lekko spłynął w dół wydając z siebie przenikliwy wrzask.......

Lucilda Fear check WIS 5+1 vs 13DC frightened
Cromthalgor Fear check WIS 7+1 vs 13 frightened
Rathan Fear check WIS 8+2 vs 13 frightened
Tupik (deafended) – immune.



Nogi niemalże ugięły się pod rosłym pół-orkiem , a broń omal nie wypadła mu z rąk kiedy naiwnie sposobił się do walki. Pochodnia w ręku Rathana zadrżała ze strachu, a żołądek podjechał do gardła, kiedy widział spadającą wolno poczwarę. Lucilda piszczała ze strachu, potęgując zamieszanie i strach który lodowatą łapą zmroził serca, strach mdlący niczym smród kloaki, i duszący niczym stryczek na targu w Skullporcie. Stwór zawinął w powietrzu zgrabną pętlę po czym zniknął w rozpadlinie na szczycie wieży.

-Wstańcie!.......Wstańcie!... Niewolnicy!....pożywcie się świeżym mięsem i ciepłą krwią!....... - zawył stwór przelatujący tuż pod wiszącym mostem, wyłaniając się z ciemności i przelatując nieopodal skupionych na skalnej półce awanturników. Kolejny wyłonił się z za wieży, wolno szybując na granicy widoczności. Jego ciemna skóra, na której widać było fosforyzujące lekką zielenią punkciki ledwie odznaczała się w ciemnościach, ledwie oświetlanych pochodnią Rathana. Łowca cofnął się o krok w tył, strącając kilka kamieni prosto w otchłań. Podążył wzrokiem za kamieniami tylko po to, by z przerażeniem obserwować zbliżające się, gorejące czerwienią ślepia, wspinające się po kamiennej podstawie wieży, prosto z ciemnego dna jaskini. Ofiary przedziwnych stworzeń mroku odpowiadały na wezwanie swojego pana, spragnione swojej części łupu.

Trupy i szkielety wspinały się szybko. Część, z powodu trzymanych w rękach pordzewiałych broni, część z braku niektórych kończyn, jednak było jasne, że już za niespełna minutę pierwsze trupy dotrą na skalną półkę, otaczając wieżę.


Tupik poczuł coś wilgotnego, wpływającego mu za kołnierz koszuli. Przez moment myślał, że jest to po prostu woda skapująca z sufitu, jednak kiedy sięgnął ręką, próbując wytrzeć kark, obrócił się, widząc w ciemnościach gorejące czerwienią oczy i dwie fosforyzujące linie zielonkawych punkcików, poruszających się nad kamiennym rumowiskiem. Plecami wyczuł chłodny dotyk zasuwy, zamykającej drewniane drzwi prowadzące pod zrujnowaną bronę w przejściu pod wieżą.

Stwór nie uwierzył w argumenty ani Rathana, ani Lucildy. Tupik wciąż głuchy, a więc odporny na skrzek potworów. Wykrzyczane z bliska słowa będzie w stanie usłyszeć jak normalną mowę.
Ślepy jest dlatego, że nie ma źródła światła, a wieża tonie w całkowitej ciemności. Stwór nie wydaje się go widzieć, bo Tupik jest ukryty.
Rathan/Lucilda/Thalgor - można walczyć(nie ma zaskoczenia), lub uciekać schodami w dół(i niewątpliwie zetrzeć się z kilkoma szkieletami) lub uciekać przez most. Jeśli walczycie, poproszę o rozstawienie się na Mapka


 
Asmodian jest offline  
Stary 01-02-2017, 22:38   #174
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Cromthalgor miał dobre przeczucie, nie mógł jednak przewidzieć sprytu istoty, która otoczyła się iluzją. Wojownik zaklął perfidnie i dziarsko ruszył w stronę przeprawy. Planował unikać ataków potwornych bestii, balansując ciałem i polegając na wyostrzonych zmysłach. W ostateczności miecz miał służyć mu za gwarant przeprawy na drugą stronę mostu. Pół-ork miał już dosyć dróg prowadzących w dół. Uciec lub umrzeć... - pomyślał, nie po raz pierwszy stawiając na szali swoje życie. Nie odejdzie z tego świata w okowach krępujących go kajdan ani w podziemiach miasta. Pragnienie odzyskania wolności napędzało jego mięśnie ożywczym porywem...
 
Deszatie jest offline  
Stary 02-02-2017, 14:18   #175
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Lu chodź świadomie wybrałaby inną drogę w pierwszym odruchu podążyła za Cromthalgorem, ufając że w jego towarzystwie jej szanse na przeżycie wzrosną. Gdyby zaś poszła w swoją stronę niewątpliwie skończyłaby w charakterze przekąski, a to nie leżało w jej charakterze. Biegła więc tak szybko jak tylko mogła...
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline  
Stary 02-02-2017, 15:29   #176
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Walka? To była ostatnia rzecz, jaką w tym momencie chciałby się zajmować Rathan. I to nawet nie dlatego, że siły wroga były - śmiało można by rzec - przeważające. W innym, lepszym do obrony miejscu, może by i nawet spróbował, ale tu, w ruinach? Raczej nie wiedział zbyt wielkich szans na sukces.
No i nie zamierzał również poświęcać się i ginąć po to, by kompani zdołali wziąć nogi za pas i uciec. Dlatego też ruszył w ślad za pozostałymi, w ucieczce widząc ratunek przed niechybną śmiercią.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-02-2017, 16:38   #177
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik sprawnym ruchem włamywacz zdjął zasuwę i dołączył do reszty biegnących co sił towarzyszy. Sam co prawda miał krótkie nóżki i co nieco musiał doganiać pozostała ekipę, jednak na jego korzyść przemawiał fakt że potrafił zebrać dodatkowe siły i biec szybciej niż zazwyczaj. Nie wiedział czy to wielki stwór wiszący nad głowa dodawał mu skrzydeł, czy też zielone ślepia kościstych przeciwników, gnał co sił z nisko pochyloną głową starając się skryć na ile się dało sylwetkami towarzyszy. W tym celu musiał nie tylko dogonić ale i przegonić kumpli aby ich sylwetki osłaniały go przed tym co frunęło za nimi.

Po prawdzie to chyba jednak bardziej liczył na solidniejsza osłonę która mogła ich czekać w kolejnej wieży niż na sukces w walce. Zresztą cóż zrobić, na wszystko przychodził kiedyś kres a jeżeli przyszedł także na ich żywoty to grunt by zawalczyli o nie do końca...
 
Eliasz jest offline  
Stary 10-02-2017, 00:20   #178
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Tajemnicze istoty z otchłani okazały się przeciwnikiem ponad siły awanturników, którzy ścigani ich przejmującym wyciem i krzykiem, rzucili się do ucieczki przez niebezpieczny, linowy most.

Stary i przegniły w kilku miejscach, kołysał się niebezpiecznie pod rejterującymi awanturnikami i szybko stało się jasne, że nie była to najlepsza droga ucieczki. Droga ucieczki, która wydawała się najszybsza i najlepsza okazała się zdradliwą, ruchomą pułapką gotową zabrać nieostrożnych. Masywne buciory pół-orka ślizgały się po zmurszałych, i oklejonych plugastwem deskach wiszącego mostu, a liny wyrywały się z pod palców, z każdym ruchem grożąc upadkiem w dół. Głośno trzaskając, kolejne deski ustąpiły w końcu pod ciężarem, posyłając masywnego wojownika w dół. Jedynie dzięki szczęściu złapał się on jednej z lin, desperacko próbując wrócić na zdradliwą kładkę.

Rathan z przerażeniem obserwował zmagania rosłego wojownika, któremu próbował nawet pomóc pomóc, jednak kątem oka zobaczył kolejny rząd fosforyzujących punkcików, oznajmiających przybycie krążącej blisko poczwary. Uderzyła ona swoim grzbietem w deski wiszącej kładki, porywając ją w górę i roztrząsając awanturników na boki niczym kręgle uderzone kulą.
437156 Test siły z przewagą 13 vs 15



Lina, którą trzymał Thalgor wyrwała się z żelaznego uchwytu pół-orka. Przez chwilę leciał bezwładnie w powietrzu, obserwując oddalające się, tańczące na moście światło pochodni, a nawet przez chwilę mógł podziwiać trupioblade podbrzusze potwora, który uderzył w most i posłał go w powietrze. Po chwili jednak, młócąc bezradnie rękami i nogami runął w dół, prosto w ciemność.

Thalgor - upadek 150 stóp - 437164 65dmg(instant death)
Rathan – obalony(prone)
Lucilda - obalona(prone)


Tupik otworzył zasuwę, której cichy dla Niziołka zgrzyt odbił się echem w niemal całej wieży i najpewniej słyszalny był nawet dla uciekinierów na wiszącym moście, z czego niewielki wojownik, przygłuszony wcześniejszym łoskotem mógł nie zdawać sobie sprawy. Dzielnie jednak ruszył w ślad za swoimi towarzyszami, których sylwetki rozświetlała w oddali pojedyncza pochodnia.
Jego krótkie nogi nie były może tak szybkie, ale nadrabiał łotrowskim sprytem, dzięki któremu instynktownie wybierał dogodną drogę pomiędzy zwałami kamieni, belek i innym rumowisku, które pozostało po zawalonej z tej strony wieży. Skrzeku, który normalnie ostrzegłby przed niebezpieczeństwem nie usłyszał, za to przez chwilę mógł poczuć lądującego na nim potwora…

Nieznany potwór uderza Tupika zębami za 14dmg, przyczepiając się do jego głowy (Tupik Blinded/bez możliwości oddychania)
Nieznany potwór uderza Tupika ogonem za 10dmg – Tupik nieprzytomny


Okrutne szczęki zacisnęły się na niewielkim wojowniku z ogromną mocą, więżąc i dusząc go w przepastnej gardzieli potwora, a wężowy ogon, zakończony kościanym ostrzem smagnął po nogach, ścinając Tupika z nóg. Towarzysze wojownika nawet nie mogli nawet widzieć, jak potwór unosi się w powietrze, porywając swój łup aby pożywić się w ciemności.
Nie widzieli też krążących bez celu szkieletów, których dobry tuzin zdołał wdrapać się na kamienną półkę okalającą zrujnowaną wieżę. Pierwszy z nich, kierowany niesłyszalnym rozkazem swojego mrocznego pana podszedł do jednej z lin trzymających rozbujany uderzeniem potwora linowy most i uniósł uzbrojoną w pordzewiały miecz rękę....

Rathan i Lucilda leżeli na deskach katastrofalnie rozbujanego mostu, starając się zachować równowagę, jednocześnie wyrwać się z wiszącej nad przepaścią pułapki. Daremnie – szkielety szybko uporały się z osłabioną wilgocią liną, która po kilku ciosach pękła. Most, utrzymujący się już tylko dzięki nienaturalnemu skręceniu lin przechylił się na jedną stronę, podczas gdy bardka i łowca ześlizgnęli się z kładki i tak jak przed momentem pół-ork machali już bezsilnie nogami nad ciemną czeluścią pod nimi. Pochodnia trzymana przez Rathana poleciała w dół, i kiedy jeden ze szkieletów opuścił zardzewiałą broń, ludzie podążyli za nią. Triumfalny skrzek obu potworów, dzwonienie przerdzewiałej broni przez chwilę dochodziło z ciemności, a kiedy zgasła pochodnia, leżąca na dnie otchłani skwiercząc w kałuży rozlanej krwi, zaległa cisza, przerywana jedynie trzaskiem łamanych kości i dartego ciała.....

***

Blackmoor – miasto ukryte w ogromnej dolinie północy sprawiało wrażenie budzącego się do życia. Niczym śpiący olbrzym skuty zimnymi kajdanami, powoli strząsał z siebie resztki snu, zrywając lodowate okowy mrozu i mgieł. Wiosna, która miała w tych rejonach bardzo gwałtowny przebieg nadchodziła klasycznie....wielkimi krokami. Strugi wody kapały z dachów, zamieniając ulice w rzeki błota, w których niczym krokodyle z dusznych, tropikalnych lasów dalekiego południa wystawały rzucone w poprzek ulic kłody drewna, mające służyć za improwizowane chodniki. Zima, która mroziła nieprzyjemne zapachy ustąpiła, uwalniając kakofonię zapachów, głównie zwierzęcego nawozu i wciskającej się wszędzie wilgoci, a kotłujące się zapachy buchały niczym z kotła czarownicy.

Legenda:
1 - Rynek
2 - Dzielnica Nieludzi i karczma Smocza Jama
3 - Zamek Dhimis
4 - Dzielnica Celna i Dom Khizduna Czarnorękiego
5 - Dzielnica Rzemieślników
6 - Arena
7 - Slumsy
8 - Dzielnica Bogaczy
9 - Dzielnica kupiecka
10 - Doki



Miasto składało się głównie z siedmiu kwartałów, od biedy można byłoby je nawet nazwać dzielnicami, gdyby nie fakt, że nie oddzielał ich od siebie żaden mur. Jak w każdym miejscu na świecie, istniał tu podział na biednych i bogatych. Na ludzi i nieludzi i każda grupa próbowała osiedlać się w pobliżu podobnym sobie.

W samym środku tętniącego życiem miasta znajdował się warowny kompleks zamkowy, w którego przebudowywanej wielokrotnie bryle jedynie wprawne oko architekta znalazłoby krasnoludzki rodowód. Kurtynowy mur twierdzy, będącej siedzibą okrutnej władczyni dzień i noc patrolowały wierne do szaleństwa straże, złożone z najbardziej fanatycznych stronników królowej, rekrutowanej głównie z arystokratycznych dziedziców okolicznych rodów.
Gdyby jednak stanąć na szczycie wieży bramnej zamczyska Dhimis, i spojrzeć wzdłuż głównej ulicy na południe, można byłoby dostrzec ludny o tej porze rynek, na który przybywali okoliczni kupcy i rzemieślnicy, i które przyjmowały płynące niczym strumienie karawany, docierające głównie z mroźnej północy, i cieplejszego południa. Za rynkiem, w pobliżu Lodowej Rzeki nad pokrytymi gontem dachami górował najbardziej przerażający budynek, którego zła sława docierała aż na przełęcz, z której przybywali liczni awanturnicy. Arena, miejsce gdzie wielu z nich niestety kończyło wchłaniało wciąż nowe ofiary, niczym wygłodniały potwór.
Za rzeką znajdowała się najmniejsza z dzielnic, będąca skupiskiem celnych składów i siedzibą jednego z najbardziej zaufanych doradców królowej – Khizduna Czarnorękiego. „Jednooki diabeł” jak nazywają go miejscowi odznacza się wyjątkową chciwością i okrucieństwem, zbierając podatki z zapałem graniczącym z absurdem. Z jego warownej rezydencji widać każdą łódź i każdego podróżnego, przybywającego do miasta od południa.
Obracając się na zachód, można byłoby dostrzec jedyne skupisko piękna w tym mieście – równe ulice i wysokie, dobrze utrzymane domy lokalnej szlachty i bogatszych kupców i rzemieślników cieszą oko każdego wyczulonego na elegancję, irytując krasnoludzkiego poborcę podatków, który rad by dobrać się do gromadzonego tam bogactwa. Północna część miasta, w której upchnięto aż trzy dzielnice są najbardziej ludne, ale i najbardziej zapracowane. Od północnego zachodu hałas licznych warsztatów rzemieślniczych zagłusza nawet hurkot wozów i gwarne nawoływania mistrzów, na północy dzielnica nieludzi przyjmuje karawany z dalekiej północy – mroźne krasnoludy i prymitywni łowcy północy handlujący skórami i ciosami morsów, wielorybim tłuszczem i kościanymi wyrobami – wszyscy muszą przejść przez północną bramę i skupioną dokoła niej dzielnicę. Jako najbardziej kosmopolityczna dzielnica, spotkać tam można również wszelkiej maści dziwaków – awanturników z licznych krain południa, wędrownych magów i mędrców. Dzielnica biedoty i doki, znajdujące się już w cieniu wieży krasnoluda dostarczały szarej masy, która niczym makabrycznie czarna krew krążyła w zatęchłych żyłach miasta – błotnistych ulicach. Biedak, próbujący utrzymać swoją rodzinę tyrać musiał w domach bogaczy lub rzemieślniczych zakładach na zachodzie, wydawał wszystko na rynku lub obdzierany był z dorobku przez siepaczy Khizduna, po czym szedł zdychać do swojego nędznego domu.
Zaiste marny był los mieszkańców tego przeklętego przez bogów miasta.


Było dla krasnoludów jasne, że pościg za nimi wciąż trwa. Znajomość z przypadkowym wywrotowcem i najpewniej buntownikiem nie poprawiało sytuacji, ale jechali na tym samym wózku. Wszystkich czekała arena, dlatego po namowach karczmarza, który ryzykował życiem swojej rodziny, awanturnicy zadomowili się w dzielnicy nieludzi, w karczmie zwanej Smoczą Jamą – oryginalna nazwa knajpy „Hala Bohaterów” nie przyjęła się w środowisku jako zbyt snobistyczna, i kojarząca się zbytnio z zaświatami większości tubylcom. Zlokalizowana w starym arsenale, lokal był na tyle przestronny, by codziennie gościć różnej maści awanturników – od starych wariatów władających magią, po twardych wojowników, gotowych za garść miedziaków wynająć stal każdemu, kogo było na to stać. Po kilku dniach stało się jasne, że władze postanowiły zakończyć kwestię ucieczki, której szczegóły znane jedynie nielicznym, dziwnym trafem zaczęły zataczać coraz większe kręgi. Z dzielnicy biedoty i z dzielnicy nieludzi wybrano odpowiadającą uciekinierom liczbę nieszczęśników, których krew wsiąknęła w piaski areny. Tłum bawił się ich śmiercią przez całą noc.


Dla niektórych swoich podoficerów, którzy przyczynili się do owego widowiska królowa przygotowała specjalną rozrywkę, w podziemiach swojej warowni....


Wolność krasnoludów, okupiona hekatombą krwi stała się faktem.

Galvin Płowy przybył do Blackmoor aby zająć się jedyną kaplicą Bane`a po tej stronie gór. Niestety okazało się, że kleryka pilnującego kaplicy stracono na arenie za herezję, a budynek, opuszczony i skonfiskowany przez władczynię rozgrabiono. Galvin mógł jedynie bezsilnie patrzeć na ruiny budynku, którego zdobiona fasada miała wzbudzać lęk i przerażenie. Z informacji wynikało, że wszystkiemu winien był Arthos Njallhelm – kapłan lokalnego kultu Talosa, który do spółki z krasnoludzkim poborcą podatków rozgrabili nieźle prosperującą placówkę.
Młody kleryk, planując zemstę na sługusach Dhimis pił właśnie w Smoczej Jamie, obserwując w blasku świecy kolor wina, kojarzący się z krwią w której zamierzał utopić kapłana, krasnoluda i tą „dziwkę Dhimis”. Obecność jego została jednak dostrzeżona. Strażnicy Dhimis rzadko pokazywali się w tym lokalu. Być może powodem tego była osoba karczmarza, który wiszącego u pułapu smoka podobno pokonał samodzielnie – choć złośliwi twierdzili, że szkielet po prostu zmontował przez lata ze szlifowanych kości wielorybich. Być może powodem była wieczna obecność rozmaitych band awanturników, którym nie w smak była władza Dhimis – jednak dla kapłana, heretyka straż zrobiła wyjątek. Czerwone kity dotarły aż do stolika, przy którym odpoczywał, ręce powędrowały do pasów z bronią, oczy zwęziły się w szparki i zaległa głucha cisza.....

 
Asmodian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172