Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-12-2016, 20:36   #1
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
[WoHF 5E] Wyspa Grozy: Zabójczy kaprys ginosfinksa



Część druga:
Zabójczy kaprys ginosfinksa



Rashad był oszołomiony otaczającymi go majestatycznymi widokami. Kiedy dostrzegli złowrogą świątynię pośród ruin, przez chwilę kontemplował widok w milczeniu, zastanawiając się, czy znajdzie tam legendarny miecz, a może i możliwość opuszczenia wyspy. Wtem usłyszał głośny płacz dziecka i pokręcił głową, jakby strząsając wodę.

- Pewnie jakaś diabelska pułapka… Czy ten twój głos przed czymś cię ostrzegł druidzie? Przed chwilą jakbyś z kimś rozmawiał w myślach?

- Kto robiłby pułapki na odludziu? - powiedziała Amira. - Tu nie mają one kogo przyciągnąć, a jeśli prawdziwe to dziecko, to po pierwsze znajdując je zapunktujemy u jego rodziców. To jest właściwa rzecz do zrobienia.

Świadomość druida zawędrowała z dala od rzeczywistości. "Jak cię znaleźć?" zdążył zapytać w myślach. Jednak stan ten minął równie gwałtownie jak się zaczął. Pytanie Rashada wyrwało go z dziwnego transu.

- Ostrzegł - odpowiedział Anlaf. - Nie jesteśmy tu sami. W środku ktoś jest. Nie wiem kto, ale na pewno jest ich więcej niż jeden. Będą... - zawahał się, wciąż przetrawiając to, co usłyszał w letargu - będą chcieli nas powstrzymać, ale nie wiem przed czym. Musimy być gotowi na atak. W środku... gdzieś na dole... tam aż roi się od pułapek. - Anlaf spojrzał znów na świątynię, analizując ją. - Jesteście w stanie ocenić jak stare są te budowle? Obawiam się, że ta istota rzeczywiście nie jest śmiertelnikiem. - słysząc dziecięcy płacz zmarszczył jednak brwi i spojrzał ze zdziwieniem na towarzyszy, jakby pytając wzrokiem czy również go słyszą.

- Jeżeli o mnie chodzi to uważam, że nie powinniśmy iść za tym płaczem - stwierdziła Shillen z pewnym niepokojem w głosie i zlustrowała wzrokiem swych towarzyszy. - Tutaj nawet zwykły kamyk leżący na ścieżce może być jakąś magiczną pułapką. Czy nie uważacie, że samotne dziecko w takim miejscu jest trochę podejrzane? Skąd by się tu wzięło? Nie wiem jak wam, ale mnie się to nie podoba... - pokręciła głową i spoglądała na resztę, oczekując od nich jakiejś odpowiedzi.

Mawashi westchnął pod nosem. “Każdy nich myśli tylko o własnym tyłku…”. Nawet Amira nie kierowała się bezinteresowną chęcią pomocy bezbronnej istocie. Ale w jednym Shillen miała rację. To dziecko nie wzięło się znikąd. Jeśli nie była to magia ani żadne widma, a dziecko było prawdziwe, to równie prawdziwi musieli być ci, którzy te dziecko zgubili lub… zostawili?

- Jeśli owi rodzice - odpowiedział Mawashii do Amiry - są w pobliżu, to wcale nie muszą być koniecznie ludźmi. Nie wiadomo czy nie czekają na nas jak na obiad. Skąd wiesz, że nie zinterpretują błędnie naszej chęci pomocy? A może to dziecko przechodzi teraz jakiś rytuał, może w ten sposób tutejsi mieszkańcy udowadniają dojrzałość... - znów wydawał się całkowicie pochłonięty w swoich rozmyślaniach, lecz po chwili ciągnął dalej - że nie wspomnę o wszelkich możliwych powiązaniach z magią lub duchami. Hm… i tak należy to zbadać. Trzymajcie się za mną i nie wychylajcie za bardzo. Będziecie mnie osłaniać - zmarszczył brwi i ruszył stąpając cicho przed siebie. Spojrzał zza skał i ściskając w ręce rękojeść schowanego miecza, rozejrzał się po wąwozie.

- Taak... Naturalnie. Trzeba to zbadać… - Katon wydawał się nieco nieobecny i niespecjalnie zainteresowany szukaniem jakiegokolwiek dziecka. Wpatrywał się za to w starożytną budowlę, starannie zapamiętując wszystkie szczegóły konstrukcji, które mogłyby mu cokolwiek powiedzieć o tajemniczych budowniczych z odległych czasów.

- Może dywagacje o tym, czy jest słuszne komukolwiek pomagać i czy w ogóle potrzebna jest nasza pomoc zostawimy sobie jak już sprawdzimy, kto płacze i dlaczego? - zaproponował Katon.

Shillen przewróciła oczami. - Czyli wygląda na to, że idziemy sprawdzić, co tam tak ryczy. Tylko żebym nie musiała mówić “a nie mówiłam” - z szyderstwem w głosie zacytowała, wypowiedź Amiry, którą ta skierowała do drowki podczas rozmowy o mantykorach, po czym ruszyła za mnichem.

Katon uśmiechnął się ironicznie do elfki. - Och, jesteśmy doprawdy... zaszczyceni, że zechciałaś... zgodzić się z naszą decyzją - czarodziej mówił powoli i wyraźnie podkreślając każdą sylabę i patrząc beznamiętnie na łowczynię. - Widzę, że jesteś tak bardzo zadowolona, że zechcesz również pójść przodem. Jak to się kolokwialnie mówi... na wszelki wypadek? W ten sposób... zaoszczędzisz nam swoich... błyskotliwych... refleksji. Ruszajmy.

Elfka wykrzywiła usta w szyderczym uśmiechu i ukłoniła się z gracją w stronę czarodzieja, odpowiadając z wyraźną ironią w głosie:

- Jak sobie życzysz… Czuję się zaszczycona tą propozycją... “Przynajmniej nie będę musiała na ciebie patrzeć” pomyślała, po czym zagwizdała przywołując Rahnulfa do siebie i razem z wilkiem u jej boku ruszyła na przód, przed resztę rozbitków.

Gdy Shillen zrównała się na wysokości z mnichem, Mawashii wyciągnął rękę i zatrzymał ją, zanim wyszła przed niego.

- Mówiłem. Trzymajcie się za mną - rzucił po cichu nie patrząc nawet na drowkę i znów ruszył po cichu do przodu.

Rashad uśmiechnął się kącikiem ust widząc wymianę zdań pomiędzy czarodziejem a mroczną elfką. Kiedy Shillen poszła do przodu za Mawashiim (co mu odpowiadało, niech się pierwsi wystawią na zagrożenie jeżeli chcą) odezwał się do elfa szeptem, upewniwszy się nikt poza Amirą i Katonem go nie usłyszy:

- Dobrze, że pokazałeś tej zbiegłej niewolnicy jej miejsce, chociaż nie wiem czy bez bicza w ręku zostałeś odpowiednio zrozumiany. Nie miej wątpliwości, że w przypadku konfliktu jestem po twojej stronie, ale na razie ona wydaje się nam potrzebna, dobrze sobie radzi z podróżowaniem przez tę dżunglę… a przy okazji, myślisz, że możemy do końca ufać Anlafowi? - ten głos musi coś od niego chcieć przecież, a tego się nie dowiedzieliśmy.. no ale skoro uratował nas zeszłej nocy to chyba nie mamy wyboru, musimy mu zaufać….

Gdy Rashad skończył mówić, zobaczył, że Amira przygląda mu się z mieszanką dumy i oburzenia w oczach.

W momencie, gdy Mawashii zatrzymał drowkę, Shillen zacisnęła pięści i zaklęła pod nosem w swoim ojczystym języku. Miała dość tego, że traktuje się ją jak zwykłą zbiegłą niewolnicę, miała ochotę wykrzyczeć na głos, że jest córką wodza enklawy drowów i nie pozwoli sobą pomiatać, a arystokratycznemu kuzynostwu, że zabiła jednego z ich krewnych i chętnie upuściła by więcej krwi z tego rodu. Wiedziała jednak, że może jej to zaszkodzić. Posłuchała mnicha i cofnęła się, podchodząc do Anlafa. Nie ufała mu, tak samo jak reszcie, ale miała wrażenie, że jako jedyny z grupy rozbitków jest jej przychylny.

- Em… Mam wrażenie, że Rahnulf chciałby iść blisko ciebie, chyba cię polubił… - zwróciła się do druida.

Druid wyszczerzył zęby do drowki i pochylił się żeby podrapać Rahnulfa. - Ano pewnie! Rahnulf zawsze dostanie coś smacznego od Anlafa - po przejściu niewielkiego dystansu dodał - a może zrobimy jakiś zwiad zanim dotrzemy do tego źródła płaczu? Znam parę zaklęć na takie okazje. Wiecie, zasadzki i te sprawy. Jakbyście zwabili kogoś z inteligentnej rasy nie znając jego kultury? Równie dobrze to może być jakiś szaman od tych jaszczuroludzi używający iluzji albo czegoś podobnego...


Mawashii rzucił się do biegu, skacząc zwinnie na muskularnych nogach i zostawiając gadułów daleko w tyle. Kierując się słuchem dotarłeś do źródła przeraźliwego płaczu. Wychyliłeś się zza kamienia, by je dostrzec: po drugiej stronie wąskiej, ale bezmiernie głębokiej rozpadliny młody niedźwieżuk miał stać się obiadem trzech mantykor. Kierowany instynktem schowałeś się w tym momencie, gdy w skałę cal od twojej twarzy wbiły się z impetem trzy czarne kolce, ociekające przezroczystą trucizną.

- Wyjdźcie, klęknijcie i oddajcie nam należyty hołd, głupcze! - powiedziała bardziej niż ryknęła jedna z bestii dostojnym głosem. - Jesteśmy nieśmiertelnymi braćmi spłodzonymi przez samego Pazuzu, Księcia Niższych Podniebnych Królestw na najwyższej kolumnie Torremoru, kolumnie Niebieskich Czaszek. Według przepowiedni, którą wymalował ślepy vrock na bębnie dobosza Vruthalidroma, zabić nas można tylko w ścisłej kolejności - od najcięższej do najlżejszej, a zaspokajamy nasze mordercze apetyty w taki sposób, by to zadanie okazało się... Jak najtrudniejsze.

- Strasznie groźnie to zabrzmiało Saarideku, aż mnie ciarki przeszły! - skwitowała druga piskliwym głosem. - A może to na widok mięsa młodziutkiego człeka... - Oj, tak... To będzie lepsze od niedźwieżuka... Popadłeś w sieci, karasiu. Zaraz my ciebie z łuski oskrobiemy! Tylko powiedz Blikrrizzchowi skąd pochodzi tak egzotyczny ludek i którego jest rocznika, żebym mógł w pełni docenić twój smak! A niech tylko jeszcze znajdę przy twych stygnących zwłokach jakiś gąsiorek czy bukłaczek, będę wnie-bo-wzięty!

Kiedy pozostali rozbitkowie zbliżyli się do Mawashiego, płacz już ustał. Jeden z was zauważył, że niedoszła ofiara potworów leżała ogłuszona, najprawdopodobniej uderzeniem muskularnego ogona. Wciąż jednak żyła. Blikrrizzch przycisnął niedźwieżuka do kamienistego podłoża łapą, Saaridek kroczył wzdłuż rozpadliny, lustrując nadciągających awanturników, a trzecia mantykora załopotała smoczymi skrzydłami i wzniosła się, gotowa atakować.

- Durnie i łby kapuściane, niech was cholera! - ryknęła ta w powietrzu. - Przecież Nythlaug na pierwszy rzut oka widzi i wie, że to nietutejsi. A takich kazano nam wtrącać do lochu, na spytki. Sam fakt, że mówię o czymś tak dalece sprzecznym z naszą naturą, świadczy o tym, że... Że tak trzeba.

Mapa wyspy | Dialogi | Rozstrzygnięcia (brak)


Dla przypomnienia mamy około godziny 11:30. Tak długo, jak przebywacie pośród skał, efekty silnego wiatru nie mają zastosowania, chyba że zdarzy wam się wspiąć na szczyt albo wędrować półką skalną.

Odnośnie słów mantykor, jeśli nie znajdziecie innego sposobu na ocenę wagi potworów, prawidłową kolejność od najcięższej mantykory do najlżejszej z tej odległości wyjawi zdany ukryty test Inteligencji (Investigation) o Stopniu Trudności 25. Amira ma przewagę w tym teście z racji kupieckiego pochodzenia - łatwo jej przychodzi wycena towarów czy ocena parametrów takich jak długość, grubość, waga, itp.

Te postacie, które są w stanie zdać pasywny test Inteligencji (Arcana) o Stopniu Trudności 15 mogą korzystać z wiedzy podręcznikowej o mantykorach. Katon wie o potworach od swego mentora. Rashad był naocznym świadkiem ataku mantykor na jedną z wiosek jego viridistańskich włości (było o tym już w poprzedniej części). Amira podobnie, ale nie brała udziału w tym zdarzeniu, słyszała więc piąte przez dziesiąte od Rashada (bo sukces z kosztem). Pozostali widzą te stworzenia pierwszy raz na oczy. Tak czy siak, nikt nie spotkał się jeszcze z nieśmiertelnymi i śmiertelnie jadowitymi mantykorami zarazem.

W odpisie wrzuciłem też (i będę wrzucał) na wszelki wypadek linki do artykułów ze Sferopedii, kiedy zajdzie taka potrzeba - podejrzewam, że nie wszyscy przy stole kojarzą bezlik postaci i potworów z kanonu D&D. Nie oznacza to jednak, że Wasze postacie automatycznie znają te informacje. Przed metagrą lepiej się dopytać w komentarzach.

Co robicie? Albo... Co mówicie? Mantykory są wrogo nastawione, jednak jak widać niezbyt bystre, wyjątkowo gadatliwe, kłótliwe i przekonane o swej potędze - mieszanka wybuchowa. Mapkę spotkania załączę dopiero jak dojdzie do walki. Możecie też próbować uciec. Jest wiele możliwości.

Deadline: 22.12.2016.
 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: psionik, Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Lord Melkor

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 12-02-2017 o 12:31.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 17-12-2016, 23:44   #2
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Minerva po raz setny zaczesała do tyłu włosy opadające jej na twarz. Twarz mokrą od potu jak całe jej ciało. Kobieta czuła jak ciasno przylegają do niej teraz skórzane buty, spodnie i kurtka. Minevra błądziła po okolicy już od jakiegoś czasu, jak do tej pory wyspie nie powiodło się przemówić do pozytywnych uczuć kobiety. Charakterystyczny dźwięk zwiastował kolejnego ślimaka zmiażdżonego pod buciorem Minervy, dźwięk do którego zdążyła już nawyknąć…

Wtem, z oddali dobiegł ją głos w mowie którą rozumiała:
...Pewnie jakaś diabelska pułapka… Czy ten twój głos przed czymś cię ostrzegł druidzie? Przed chwilą jakbyś z kimś rozmawiał w myślach?...”

Minerva przygryzła wargę ale podeszła kilka kroków bliżej, wciąż nasłuchując, ściągnęła z ramienia lutnię
i cichutko brzęknęła akord uwalniając mistyczną moc przedmiotu okryła się niewidzialnością. Tak przygotowana, poczęła intensywnie zbliżać się w kierunku rozmów.

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 18-12-2016 o 01:59. Powód: zmiana wielkości obrazka
Amon jest offline  
Stary 20-12-2016, 09:07   #3
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Okryta niewidzialnością Minerva przyglądała się całej scenie stojąc za plecami obcych. "Co jak co, to musiało być ciekawe" - pomyślała, choć przynajmniej czasowo, wolała wstrzymać się przed interakcją.

-”A nie mówiłam”... - Shillen szeptem odezwała się do swoich towarzyszy, tak aby mantykory nic nie usłyszały - Trzeba było zwyczajnie zignorować ten płacz i iść dalej. Mamy dwie opcje walczyć z nimi, albo uciekać. Ja bym była za walką, bo gdy będziemy uciekać one pewnie i tak nas dogonią, ale przecież mnie nikt nigdy nie słucha... - mówiła wciąż ściszonym głosem, wpatrując się w trzy bestie.

- Cóż Nythlaugu, masz rację, nie nam, chudopachołkom, kwestionować królewskie decyzje - przyznał rację nienażarty Blikrrizzch - ale... Czego król nie widział, to nasze. - Kiedy następnym razem w tak dzikiej i odludnej okolicy trafi ci się drowka? Zobacz tylko, jak na ciebie patrzy! Zdaje się aż prosić o zdarcie tej hebanowej skórki... - ciągnęła nienażarta mantykora.

Po usłyszeniu słów bestii z głowy elfki od razu zniknęły złośliwe uwagi wobec jej towarzyszy, a w oczach pojawił się widoczny strach. Nieświadomie złapała ramię stojącego obok niej druida i z całej siły wbiła w nie paznokcie.

Na całym ciele Amiry pod wpływem bliskości potworów pojawiły się łuski, ona jednak nie zwróciła na to uwagi i nie oglądając się na resztę drużyny wychyliła głowę, zza skały.

- To nie wygląda na zjadliwe... - syknął na Amirę Blikrrizzch.

- Witajcie szanowni kuzyni - powiedziała - przypadkiem usłyszałam, że pochodzicie od szlachetnego Pazzuzu, a tak się złożyło że brat trzeciej żony mojego stryjecznego dziadka był jednym z jego potomków. Jakaż to radość ujrzeć krewniaków, nie spodziewałam się was tutaj… Me imię to Aaamirrra, a wy o ile dobrze pamiętam nazywacie się Blikrrizzch, Saaridek i Nythlaug - powiedziała, przy każdym imieniu wskazując na chybił trafił na którąś z mantikor, mając nadzieję, że to je skonfunduje jeszcze bardziej.

- Niech to szlag - Anlaf zwrócił się do Shillen - Piekielne zombi-pnącza, przerośnięte komary, zmory poległych, a teraz nieśmiertelne mantykory - zaśmiał się w duchu. - Nie zdziwię się jak jutro skoczy na nas z drzewa awatar Malara. Co ona… - urwał patrząc jak Amira zwraca się do bestii. - Sprytnie - powiedział szeptem.

- Ha! - burknął przemądrzale Saaridek. - Bracia, przed nami stoi nie nasz obiad ani złodzieje, szumowiny i hultajswo godne jedynie lochu fałszywego króla, któremu chwilowo służymy, a nasi... Poplecznicy. Pierwsi, za którymi pójdą następni, aż nie będą nas legiony, legiony, które przelewając krew z naszymi imionami na ustach zwrócą Torremor jedynym prawowitym władcom Otchłani. Prawda nieznajomi, że nigdy nie spotkaliście wspanialszych stworzeń? Klęknijcie przed nami Amiro i wypowiedzcie modlitwę na naszą cześć!

- Saarideku... - szepnął Nythlaug. - Ale ona nazwała Pazuzu SZLA-CHET-NYM... - Nythlaug i Blikrrizzch wyszczerzyły trzy rządy kłów, kręcąc lwimi grzywami z niedowierzaniem.

- Nie planuje aczkolwiek jesteście wspaniałymi stworzeniami padać przed wami na kolana. Nie przybyłam tu bowiem jako bezmózga masa, czcząca starszych kuzynów krwi - gdy Amira skończyła wypowiadać ostatnie zdanie jej ciało zaczęło się zmieniać, z twarzy wyrósł dziób, pleców skrzydła i już po chwili wyglądała jak dorodna harpia. - Przyszłam tu jednak z własną misją, która muszę wykonać zanim będę mogła wesprzeć waszą sprawę. Rozumiem, że jako pierwszy z popleczników zostanę w stosownym czasie wynagrodzona wraz z moją świtą …

Rashad na chwilę wychylił głowę, następnie zajmując pozycję za kamieniem poza zasięgiem wzroku stworów. Walka z potworami nie była im potrzebna, natomiast dowiedzieli się już całkiem ciekawych informacji - kimże był ten Król o którym wspominały makintory? Amira podeszła do sprawy sprytnie, może jeżeli ich nowi kompani nie przeszkodzą, uda im się odejść z cennymi informacjami. Gdyby coś poszło nie tak, był gotów do przywołania swojego łuku i oddania strzałów do makintor.
To tylko jakiś goblinoid, nic wartego ryzykowania naszego życia - Wyszeptał do Mawashiego, który wcześniej był najbardziej zainteresowany ratowaniem dziecka.

Słysząc to, mnich zmarszczył brwi. Jedną z zasad wyznawanych przez jego klan był Beakjul-bool - niezłomny duch, tłumaczone też jako odwaga. Sprzeciwiłby się własnym tradycjom, gdyby teraz stąd uciekli. Czymże jest pomoc słabszemu, jak nie aktem odwagi?
- Podziwiam spryt twojej krewnej - zdobył się w tej chwili tylko na krótką odpowiedź - Ale nawet jeśli teraz obędzie się bez walki, to one po nas wrócą - podniósł drobny kamień z ziemi i mocno ścisnął go w ręce, aby rzucić na niego zaklęcie przywołujące magiczną ciemność i cisnąć w stronę mantykor, jeśli sprawy przybiorą zły obrót.
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 22-12-2016, 01:32   #4
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
2

Saaridek miał wypowiedzieć swoje szlachetnie akcentowane "tak", gdy rozległ się niski, złowrogi pomruk jego potwornych braci.

- Mamy przykazane pod gardłem, każdego do lochu wtrącać... - wycedził Nythlaug.

- A jak nie do lochu, to do własnych gardeł... - podchwycił Blikrrizzch.

- Ojej, jej, jej - zafrasował się Saaridek. - No dobra! Możemy przecież wpierw wziąć ich na spytki, następnie odbić z ich pomocą nasz dom, a na koniec zjeść? I wilk syty, i owca cała, i Torremor w prawowitych rękach.

- Każda harpia to zła, paskudna i pyskata baba, a co dopiero harpia czarownica? Nawet nie powiedziała modlitwy na twoją cześć Saarideku - argumentował spokojnie Nythlaug. - Wbiłaby ci nóż w plecy przy pierwszej okazji.

Łopoczący skrzydłami Nythlaug zwrócił się w stronę awanturników:

- Rzućcie broń. To ostatnie ostrzeżenie.

- Och, słusznie mówisz Saarideku, od razu widać, który z was jest obdarzony najbystrzejszym umysłem spośród rodzeństwa, jeśli zaś chodzi o mnie to jak sami widzicie nie jestem całkiem paskudna, ot po prostu od czasu do czasu ujawnia się we mnie krew mego przodka, za którą nie jestem wdzięczna, a jeśli chodzi o czarownicę to w czasie próby przyda się wam taka po swojej stronie, jeśli zaś chodzi o konsumpcję rozumiem, że macie już przekąskę.

Połechtawszy boskie ambicje Saarideka, Amira miała wrażenie, że przez bicie serca bestialski pysk uśmiechnął się w jej stronę. "Niech mnie poskręca, ale cię lubię", zdawał się mówić.

- Nie zamierzamy żreć Blikrrizzchu, tylko... Obyczajnie spędzać czas na rozmowach - rzekł Saaridek. - Pojmujesz?

- Ale...

- POJ-MU-JESZ?!

- No, no... Bez ochyby! Ale... Coś na ząb mogliby dać. Jeden niedźwieżuk to mało... W dodatku taki młody...

- A ja chcę jakiś przedmiot - wyskoczył Nythlaug, uśmiechając się złowieszczo. - Osobisty. Któregokolwiek z nich.

- No niech będzie - podsumował Saaridek. - Oddacie swoje jedzenie Blikrrizzchowi, przygotujecie jakiś bibelocik dla Nythlauga, a ty... - mantykora wskazała na Amirę - na znak naszej przyjaźni i poparcia dla sprawy Torremoru napijesz się ze mną... Krwi. Krwi niedźwieżuka.

- A więc na znak naszej przyjaźni wznieśmy puchary jak to mawiają w moich stronach - powiedziała Amira z uśmiechem w głosie, a następnie rada, że tym razem udało jej się wyjść z kabały w jednym kawałku podeszła do niedźwieżuka z nożem w dłoni. “W końcu zawsze lepiej żeby to był on niż ja” - pomyśłała.

Amira kucnęła i złapała ręką za szczecinowate włosy nieprzytomnego młodego człekozwierza. Kiedy zaklinaczka zobaczyła twarz niedźwieżuka, nieomal cofnęła się o krok. Bestialski pysk był starannie wydepilowany i w całości pokryty tatuażem złowieszczej czaszki.

"Wybraniec Hruggeka!", zrozumiała stojąca nieopodal Shillen, dla której kultura jakiegokolwiek humanoida nie stanowiła tajemnicy. Hruggek był jedną z dwóch boskich istot czczonych przez niedźwieżuków, ucieleśnieniem przemocy i walki, które przemawiało do poddanych ustami zdekapitowanych wrogów. "Młody musi być wiele warty dla swego bestialskiego ludu", pomyślała. Elfka nie była pewna, czy na miejscu Amiry posunęłaby się do poderżnięcia gardła bezbronnego niedźwieżuka.

- Mniemam, że wolisz świeże mięso - powiedziała Amira z szacunkiem w głosie, po czym wyjęła sztylet zza pasa, zbliżyła się do stworzenia i jednym śmiałym ruchem przecięła żyły jego prawej górnej kończyny. Zwierz był obrzydliwy, włochaty a co gorsza w jakiś sposób podobny do człowieka. Przymknęła oczy w udawanej rozkoszy, aby nie pokazać targającego nią obrzydzenia. Przyłożyła usta do jego rany i pociągnęła solidny łyk krwi - była trochę zbyt ciepła i słona jak łzy. Następnie uśmiechnęła się do Saarideka, wytarła wargi rękawem - “za sukces i owocną współpracę” - powiedziała

Amira ledwo powstrzymała odruch wymiotny, tymczasem Blikrrizzch oblizał pysk wielkim jęzorem. Zapach spuszczanej juchy wypełnił go niepohamowaną żądzą krwi. Masywny łeb mantykory pochylił się nad ogłuszonym niedźwieżukiem. Zbrojne w trzy rzędy długich, ostrych zębów szczęki i potężne pazury w trymiga poszarpały nieszczęśnika na pasy żywego mięsa.

- Dla mnie, otwarcie mówiąc, człek jest smaczniejszy - dodał Blikrrizzch, obgryzając kość. - Wasz zapach staje się powoli nie do wytrzymania... - wyszczerzył się złośliwie.

Rashad przygotował racje żywnościowe dla mantykor, które niemal od razu posłużyły za uzupełnienie ich skromnej zdobyczy. Miał mieszane uczucia: z jednej strony jego duma źle przyjmowała płaszczenie się przed stworami, z drugiej zaś walka z latającymi potworami na takim terenie mogła ich znów kosztować życie jednego z członków grupy. Picie krwi było nieco obrzydliwe, ale przecież niedźwieżuki to były prawie zwierzęta... co innego niż gdyby chodziło o człowieka.

Katon uśmiechnął się ironicznie, widząc naiwność mantykor i postanowił sprawdzić pewną rzecz.

- Saarideku…..jeśli łaska. Wspomnieliście, że chcielibyście dostać jakiś przedmiot. Wspomnieliście również o problemach z jakimś królem?.....ktoś również wygnał was z waszej siedziby…...może moglibyśmy obdarować was przedmiotem, który byłby użyteczny? Jeśli moglibyście wskazać, któż to taki jest dla was…..taką zawadą?

- Zawadzał, zawadza, ale kiedyś przestanie zawadzać nam tylko ten, który aktualnie włada Torremorem... - posilający się Saaridek zaczynał kolejny nudny wywód o swych niespełnionych ambicjach.

Blikrrizzch spojrzał na zniecierpliwionego Nythlauga i burknął pod nosem:

- Jako obiad to elfie mięso nie zadawałoby tylu pytań.

A trzecia mantykora ucięła natłok znaków zapytania krótkim i formalnym:

- Naszym królem jest Slaykegg, władca Huvat Vex... Ale co my będziemy z wami gadać, guzik się znacie na tej wyspie i nie przeżyjecie zbyt długo.

Rashad słysząc te słowa zamyślił się, próbując wydobyć ze swojej pamięci jakiejkolwiek skojarzenie co do tych nazw. Ale nic nie przychodziło mu do głowy.

- To nam już chyba czas ruszać w dalszą drogę wraz z naszą panią - Rashad wskazał na Amirę, która właśnie miała usta skąpane we krwi (jego kuzynka potrafiła wciąż go zaskakiwać, to było niepokojące) - i skinął na towarzyszy, że chyba czas zakończyć rozmowę z mantykorami. - Jeżeli chcielibyśmy złożyć hołd waszemu Królowi, to zakładam że podążamy w dobrym kierunku, w stronę ruin starożytnego Tlan?

Rozdrażniony Nythlaug tylko kiwnął głową potakująco. W międzyczasie Minerva przemieszczała się dyskretnie, by żaden detal sytuacji nie umknął jej uwadze.

Shillen wyciągnęła ze swych rzeczy starą strzałę zdobioną elfickimi wzorami i zwróciła się ku Nythlaugowi. - Mam nadzieję, że to będzie wystarczająco dobre - powiedziała drżącym głosem - ta strzała była w mojej rodzinie od wielu pokoleń… - wyciągnęła rękę ze strzałą w kierunku bestii mając nadzieję, że podarunek przypadnie jej do gustu.

- Powiedz mu, że to potężna strzała, zabije wszelkiego wroga niechybnie, o ile umoczy jej ostrze w kropli krwii bratniej - mruknął Katon nachylając się nad elfką.

Wysłuchawszy podpowiedzi Katona, elfka dodała: - W tej strzale tkwi magiczna moc, dzięki której zabije wszelkiego wroga niechybnie, o ile umoczy się jej grot w kropli krwii bratniej - powtórzyła słowo w słowo po elfie.

Nythlaug owinął muskularny ogon wokół strzały zaoferowanej przez Shillen, nieomal ją łamiąc. Kłamstewko zmyślone przez Katona nie wzbudziło jego podejrzliwości. Nie był zresztą zainteresowany właściwościami przedmiotu, co nie omieszkał wyrazić głośnym ziewnięciem.

- Powtórzymy to królowi - wyszczerzył złośliwie pysk. - Czas na nas, prawda bracia? - jedna za drugą mantykorą wzbiły się w powietrze i odleciały...


Ruszyliście w dalszą drogę, dumni z faktu, że poradziliście sobie zupełnie nieźle. Byliście już porządnie zmordowani, gdyż zdradliwe skały pełne były trudnych przejść, wymagających nieustannej czujności. Nad kolejną przepaścią przerzucono most linowy mający już swe lata. Przeczesywaliście roztaczający się przed wami krajobraz w poszukiwaniu pułapek - dla wygłodniałych, potwornych myśliwych takie "wąskie gardła" były wymarzonymi miejscami na polowanie. Niespodziewane ujadanie Rahnulfa postawiło was nagle w stan pełnej gotowości na chwilę przed postawieniem pierwszego kroku na deskach mostu. Nie widzieliście jednak nikogo - być może przeciążone nerwy wilka płatały mu głupiego psikusa? Może obawiał się przepaści? Nie mogło tak być - zwierzęcy towarzysz Shillen wpatrzony był nie w otchłań pod wami, a w skały, które przed chwilą mijaliście. Doświadczenie elfki podpowiadało, że być może byliście obserwowani przez jakąś niewidzialną istotę...


Zużyłem Inspirację Amiry na rzut obronny Kondycji.

Za sprytnie rozegrane spotkanie z mantykorami wszyscy otrzymujecie po 105 XP (aktualnie macie 6683 / 14000).

Czasu w świecie gry minęło mniej niż godzina, więc nie aktualizowałem mapy (mimo że pokonaliście jakieś 1,5 mili).

Tą kolejkę przeznaczymy na wprowadzenie do gry Minervy, nowej postaci Amona.

Co robicie? Deadline: 29.12.2016.
 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: psionik, Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Lord Melkor

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 22-12-2016 o 01:56.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 22-12-2016, 02:07   #5
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Minerva przygryzła wargę, cała lepiła się od potu, nic dziwnego że ten pieprzony pies ją zwęszył, jeszcze godzina, i wyniuchał by ją samiec każdego gatunku. No nic, Kobieta nie zamierzała czmychać w las, teraz albo nigdy.
Złożyła akord na instrumencie i wyciągnęła wysoki riff, zupełnie wtedy kiedy wciąż stała przy sterze Czarnej Wdowy. Magia rozwiała się w momencie gdy Minerva odrywała palce od strun.
- Hola, wędrowcy! Zatrzymajcie się, gdy was prosi... niewiasta…
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 26-12-2016, 00:03   #6
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
- Hola wędrowcy! zatrzymajcie się, gdy was prosi… niewiasta…

Na widok dziewczyny, która pojawiła się przed nimi niczym zjawa, Rashad wyszczerzył zęby w grymasie i przywołał rapier do swojej dłoni, gotowy do walki. - Kim jesteś, samotna niewiasta w tym miejscu to potwór najpewniej albo przynajmniej pułapkę musi oznaczać!

Minerva zarzuciła mokry lok. - Doprawdy… czyż wyglądam tak potwornie mój panie, że zamiarujesz przebić mnie tym to żelazem? - uniosła brew. - Błądzę godzinami, po tym zapomnianym przez bogów piekielnym lesie, wasza trupa zbrojna, silna magią i stalą, straszną mi się zdała, jednakoż rozpoznałam waszą mowę i ufam, że nie z dzikiego pomiotu się wywodzicie, lecz ludu cywilizowanego, hen daleko zza morza.

- Nie z jednego ludu... a cywilizacja tu nie dociera - Katon stał wyciągając przed siebie swoją broń. Intuicja podpowiadała, że dziewczyna nie jest ich wrogiem. Inaczej nie ujawniałaby się sama całej ich grupie. Z drugiej zaś strony… - Kim jesteś i jak dostałaś się tutaj?

Rashad był nieco skonfundowany słowami dziewczyny, miała niezwykle melodyjny głos i była piękna, zbyt długo nie był z godną go kobietą, tęsknił do masaży w łaźniach Viridistanu robionych przez niewolnice o doskonale wyćwiczonych palcach… jednak użycie magii iluzyjnej i instrumentu wskazywało na jednego z bardów, magów pieśni i słowa, nie mógł dać się zauroczyć...

- Proszę wybaczyć mój brak manier, ta wyspa źle wpływa na nerwy - powiedział dworskim sarkastycznym tonem - jestem Rashad z potężnego rodu Al-Maalthir, wraz z moimi towarzyszami podążamy zbadać ruiny pradawnego Tlan, natomiast waćpannę co sprowadza w te dzikie rejony... ktoś kto przeżył samotną wędrówkę po dżunglach tej wyspy musi mieć doprawdy niewiarygodne szczęście lub umiejętności… Shillen, czy twój wilk wyczuwa jeszcze jakąś istotę w pobliżu?

Minerva pochyliła się do przodu opierając dłonie o złączone kolana i wydęła całuśne usta spoglądając na psa.
- O… piesek… - powiedziała słodko, a gdy zwierzę odpowiedziało warknięciem, czy innym tam pienieniem, kobieta przestała poświęcać mu uwagę i ponownie skupiła ją na Rashadzie.

- Och… potężny konkwistador więc… Każdy cywilizowany mąż pojmuje przecież, że skarby dzikusó… och… - Minerva zatrzepotała rzęsami - cóż ja powiedziałam “skarby”? Miałam oczywiście na myśli “ruiny”, tak ruiny dzikusów wymagają “zbadania” - to powiedziawszy chwyciła instrument i podjęła pieśń:

“Stał tam zamek pełen złota,
pełen złota i klejnotów,
była ponoć w nim królewna,
choć to rzecz nie całkiem pewna.
I nie bardzo wiemy, czemu
w jakąś chmurną, straszną noc
zamek zapadł się pod ziemię,
a z nim razem skarbów moc.”

Minerva zakończyła na wysoką nutę i zakołysała włosami po czym powiedziała spoglądając też na Katona:

- Miałam ja ci statek, ludzi wielce zainteresowanych sztuką… i bogactwem. W pewnym sensie “przedsiębiorców - wolnych strzelców” - los chciał, że po burzliwej rozmowie w interesach z inną grupą wielbicieli sztuki, wylądowałam na tej zapomnianej przez bogów wyspie - puściła oko do Anlafa. - Ale zaraz… czy ja kilku z was nie widziałam kiedyś w jakimś porcie hm?

-Wydaje mi się, że wiem gdzie mogliśmy się spotkać. Jesteś piratem…..tylko nie z naszej załogi - Katon uśmiechnął się ironicznie.
- Cóż, widzę, że to, co przyzwała nasza pani kapitan okazało się nad wyraz… łaskawe - zachichotał elf. - Czy zamierzasz kontynuować to, co zaczęło się na morzu, czy zakopiemy dawny….konflikt interesów…...w tej błotnistej mazi pod naszymi stopami?

Minerva fuknęła teatralnie i zaplotła dłonie na piersi.
- Jestem Kapitan Minerva Czarna, skoro zaś wy tutaj z tym to czarującym mężczyzną… - zerknęła uprzejmie w stronę Rashada - “badacie” ruiny, oznacza to, że wasza… Kapitan albo was zostawiła na śmierć, albo sama leży w błotnistej mazi. Z wami, załogą bez przywódcy zwady nie mam.

Elfka przyglądała się kobiecie z nieufnością: “Kapitan Czarnej Wdowy… Już na pierwszy rzut oka wydawało się, że coś z nią nie tak” pomyślała. Nachyliła się w stronę Anlafa i szepnęła mu do ucha - Jakoś jej nie wierzę… Pośniemy w nocy, a ona poderżnie nam gardła... - po czym przykucnęła przy szczerzącym kły, warczącym wilku i objąwszy jego kudłaty łeb, zaczęła go uspokajać.

Anlaf zmarszczył brwi patrząc na zalotne wręcz zachowanie bardki. - Ja też - odpowiedział Shillen przypominając sobie jak nieraz wpadał w kłopoty przez podobne dziewki klejące się w tawernach do podpitych awanturników szczodrze wydających świeże łupy. - Jest sama i nie pogardzi pomocą, ale kiedy nie będzie już nas potrzebować pewnie zechce pomścić swój okręt i załogę.

- Fakt nie mamy zwady, twe zdolności mogą okazać się przydatne, a ty znajdziesz w naszym towarzystwie pomoc i obronę - powiedziała Amira spoglądając nowej w oczy wyzywająco - pamiętaj jednak, że nie nie potrzebujemy tu kapitana, bo my tu stanowimy prawo jeśli chcesz się poddać naszym decyzjom możesz do nas dołączyć, jeśli nie idź swoją drogą.

Rashad wymienił spojrzenie z Amirą, spoglądając też na wyraźnie niechętną bardcę reakcję Shillen, która wcale go nie obeszła. Dołączenie do grupy Minervy mogło poprawić ich sytuację względem piratów Bellit, skoro oni byli jej wrodzy… Na tyle na ile można było ufać tej bardce, jej towarzystwo mogło się okazać użyteczne i znacznie zwiększyć komfort tej wyprawy (szczególnie jeżeli będzie nadal taka słodziutka)… ale czy piratom Bellit też mogli ufać?

- Moja droga Mivervo, to prawda, że według naszej wiedzy kapitan Bellit zwana też Lwicą albo nie żyje albo też jest właśnie przyuczana przez łowców zwanych Poławiaczami Pereł do pełnienia roli niewolnicy, która za niemałą fortunę zostanie sprzedana jakiemuś możnowładcy lub zamęczona na rynku ku uciesze gawiedzi, jeżeli nie okaże pokory. Myślę więc, że nie musisz się przejmować dawnymi z nią zatargami… może skłonna byś była ustąpić z funkcji kapitana bez załogi i zgodzić się przyjąć stanowisko nadwornego barda rodu Al-Maathir? Jestem pewien, że nasi sojusznicy nie będą mieli nic przeciwko…. Kiedy wrócimy z tej wyprawy ze skarbami i artefaktami starożytnych, nagroda na pewno przekroczy twoje oczekiwania - powiedział Rashad z chytrym uśmiechem.

Minerva przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się niewinnie.

- W tych ciężkich ekonomicznie czasach… Pańska oferta, lordzie Al-Maathir wydaje się całkiem rozsądna. A może to jedynie wpływ pańskiego osobistego czaru na moje słabe niewieście serce…? - uniosła zalotnie brew. - Alito rzecz oczywista i niepodobna, coby białogłowa drobna jako ja takiemu mężowi jak waćpan za buławę chwytała… Toteż nawet bym nie śmiała autorytet wasz podkopywać.

- I prawidłowo - odpowiedziała Amira uśmiechem łagodząc ostrość tonu - bo tu i komenda i buława do kogo innego należy. Swoją drogą musimy spocząć niedługo no i kąpiel przydałaby się nam wszystkim, może po drodze rozejrzymy się za jakimś dogodnym miejscem.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 26-12-2016 o 00:06.
Lord Melkor jest offline  
Stary 26-12-2016, 03:29   #7
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
Samo układanie się z mantykorami było jeszcze do przyjęcia. Służyło przecież ich przeżyciu, które było w tej chwili najważniejsze, jednak Mawashii nie potrafił zapomnieć o płaczu niedźwieżuka. Odgrywał całą akcję w pamięci przez całą resztę marszu, zastanawiając się, czy mógł jakoś temu zapobiec. Chciał w pewnym momencie nawet zrobić dywersję, oślepiając mantykory i porywając dziecko, ale najprawdopodobniej te latające stwory i tak dopadłyby rozbitków. Sama walka z mantykorami była nawet ryzykiem wartym podjęcia, zważając na liczebność grupy, gdyby nie pewien szkopuł - ich trucizna. Nie mieli czym jej zwalczyć, więc dogadanie się z potworami było najlepszą opcją. Ale czy była warta życia bezbronnej istoty? Mnich domyślał się, że gdyby mogli, to Rashad z Amirą sprzedaliby równie szybko pewnie całą resztę towarzyszy, dlatego należało na nich uważać.

Mawashiego obrzydzało to jak chętnie arystokraci przystali na zamordowanie dziecka, a on nie mógł nic na to poradzić. Zacisnął jedynie pięści i poszedł za resztą kompanów - jego misja była wszak najważniejsza. Ważyły się losy całego klanu Kwon, choć cena jego istnienia już po raz kolejny okazała się niezwykle wysoka. Był na to przygotowany, jednak nigdy nie przychodziło to łatwo.

Niedługo potem dotarli nad podniszczony most, a z jego rozmyślań wyrwał go nieznajomy damski głos. Gdy Mawashii ujrzał bardkę, był przekonany, że wpadli w czyjąś zasadzkę. Chwycił rękojeść miecza i począł bacznie rozglądać się dookoła, próbując wypatrzeć jakiekolwiek oznaki obecności większej liczby osób, jednak wszystko wskazywało na to, że była ona sama. "Ciekawe...".

***

- To całkiem ironiczne, że ci, którzy najmniej wiedzą o kapitan Bellit najwięcej domniemują o jej losie. Jesteście pewni, że osoba, która sama zmiażdżyła Czarną Wdowę wraz z załogą ugięła się przed Poławiaczami Pereł? Phe! - prychnął druid - nie znacie naszej kapitan. A komendę to możecie sobie sprawować, ale nad własnymi tyłkami.

Amira wyciągnęła dłoń w stronę druida i skierowała do niego czytelny komunikat: - Jeśli koniecznie chcesz prać brudy publicznie i pokazywać tej wywłoce naszą niezgodę droga wolna. Ja tam uważam, że lepiej od razu ją ustawić - po chwili dodała już na głos przesyconym ironią głosem: - Jak twa wola szlachetny panie, pozwól jednak, że przyjmiemy roboczą hipotezę, że waszej kapitan tu nie ma i raczej szybko się tu nie pojawi...

Rashad ze wzdrygnięciem ramion zignorował utarczkę Anlafa i Amiry i odpowiedział Minevrze rozbawionym uśmiechem, wiedział oczywiście, że grała z nim w grę, ale mimo to zachowanie tej pirackiej bardki sprawiało mu przyjemność……
- W takim razie witamy wraz z moją czcigodną kuzynką Amirą w służbie naszego domu, jak widać brakuje nam tu trochę kultury, więc liczę na twój wpływ… - przybliżył się, by gestem pełnym gracji pocałować ją we wnętrze jej dłoni. - Oczywiście wystrzegałbym się prób używania na nas uroków, Amira jest potężną zaklinaczką, a tych których ją do tej pory oszukiwali spotkał niemiły koniec.

Minerva dygnęła jak dworzanka.

- Och lordzie Al-Maathir… gdyby nie fakt, że emanuje lord tak magnetyczną męskością, mogłabym pomyśleć, iż właśnie zostałam pomówiona o bycie wiedźmą. To chyba ja raczej powinnam prosić, by nie zauroczył mnie lord swoją władczą osobą… Rozumiem, że pana i pańskiej szanownej kuzynki opinia na temat takich jak ja “przedsiębiorców” została w dużym stopniu ukształtowana przez doświadczenia z byłą już załogą Bellit… cóż… nie mogę waćpana dziwić za podejrzliwość…

- Zgadzam się z Anlafem, nie stanowicie żadnego prawa. Ta wyspa rządzi się własnymi - syknęła drowka. - Na tej wyspie wasze arystokrackie pochodzenie jest nic nie warte i możecie sobie nim co najwyżej dupę podetrzeć, tu jesteśmy równi - elfka spojrzała na Katona i Mawashiego oczekując ich reakcji na zbyt śmiałe postępowanie kuzynostwa.

Mawashi zdzielił Shillen ramieniem i syknął cicho:

- Zamknij się! - sam miał własne powody, dla których z chęcią co najmniej zostawiłby towarzyszy-arystokratów na pastwę losu, ale nie mogli pokazać przybyszowi o nieznanych zamiarach, jak wielka niezgoda między nimi panuje. Choć jeśli bardka miała choć trochę oleju w głowie, to już pewnie wiedziała wszystko, co było jej potrzebne. - Wszyscy wiemy, że jeśli istnieje tu jakiekolwiek prawo, to jest to prawo, które ta wyspa ustala i egzekwuje sama. A z Al-Maathirami rozmówimy się później, jeśli będzie taka potrzeba…

Minerva nie wtrącała się, bo i po co, nikt tu nie spierał się o nią, lecz między sobą, co oczywiście wcale jej nie przeszkadzało, bo i czemu. Zamiast tego zwróciła się do Amiry:

- Widzę, że mądrość magistrów magii nie jest i w twoim przypadku przereklamowana. Szlachetna Amiro, kąpiel zaiste wielce jest na rzeczy.

- D O S Y Ć ! - Katon wzmocnił swoją wypowiedź małą sztuczką, którą początkowo chciał potraktować mantykory a która powodowała, że jego głos jeszcze przez chwilę odbijał się echem.

- Arystokraci… bez dworu i ziemi. I bez armii sług, którzy przygięliby karki niepokornych… “Pani kapitan”... bez statku i załogi. Ludzi dobranych i godnych zaufania, jak i niewolników bojących się bata… I odwołujecie się do... ”Autorytetu”, nie mając nic co by go poparło... Żałosne….. Wyspa zabije każdego głupca, który będzie zbyt przywiązany do swojej… przeszłości. Jesteśmy wszyscy rozbitkami, czy tego chcemy czy nie, a tacy muszą próbować przetrwać, chowając przeszłość do kieszeni. Rashad, małpy byłyby pewnie wierniejsze od przygodnie spotkanych osób, które kupują twoją… wdzięczność garścią pochlebstw, a ty byłbyś głupcem wierząc w nie, zaślepiony żądzą ich ciał - Katon spojrzał znacząco na bardkę.

- Mamy obecnie konkretny cel przed nami. Może pomóc albo iść swoją drogą. To duża wyspa i miejsca nie zabraknie, z drugiej zaś strony, w grupie i raźniej, i bezpieczniej. A i łupu do podziału nie zabraknie. Równego podziału… - czarodziej rozejrzał się po ocalałych - Przed atakiem widm, szliście za mną bo szukaliśmy towarzysza. W tej chwili idziemy, aby badać starożytne ruiny. Nasi arystokraci, którzy szli za czarodziejem, najpewniej naukowcem o którym coś tam obiło mi się o uszy muszą iść ze mną, inaczej nie znajdą owych magicznych zabawek, których tak pragną. Reszta idzie, pchana żądzą łupów… albo z innych powodów, których wolę nie znać. Ja mam swoje powody, i interesuje mnie w tej chwili tylko świątynia. Chcecie łupy, magiczne zabawki… odpowiedzi na pytania... nasz cel jest tam - elf wskazał kierunek, w którym znajdowały się ruiny świątyni. - Badaniami zarządzam ja, i jeśli się to komuś nie podoba, niech odejdzie od razu. I jeśli ktoś zignoruje moje porady, dotyczące ruin… zginie. Nie z mojej ręki, zapewniam, ale wolałbym oszczędzić sobie ponurego obowiązku wyciągania jego szczątków spod jakiejś pułapki. Czy już wspomniałem, że wyspa zabija? Tak, a nienawidzę się powtarzać. Brać więc sprzęt i idziemy dalej - cicho dokończył elf głosem zdradzającym już irytację.

Minerva zrobiła minę słodkiej idiotki i złożyła palce na strunach swojej lutni.

“Spójrz, bracie, choć raz, trzeźwo na świat,
Ceń nauki wszystkie, jeśli masz ambicje,
Gdy nadejdzie czas, zawoła nas,
Znajdzie nas nad rzeką szumem drzew z daleka.
Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda,
Świat jest piękny, czy to znasz?
Otwórz oczy, patrz, otwórz oczy, patrz!
La, la, la... otwórz oczy, patrz. “ - gdy skończyła, wbiła wzrok w most.

- Most niejako lichy, jeśli waćpanny i waćpanowie pozwolą mi oczywiście zauważyć. - Rozumiem iż zamiarujemy się nim jednak przeforsować, prawda li to?

Anlaf spojrzał na arystokratów i bardkę przykładając dwa palce do ust jakby chciał zaraz spowodować odruch wymiotny, a potem zwrócił się do Shillen. - Bleh! Tyle tam miodu że aż się niedobrze robi. Środek dżungli, a oni bawią się w jakieś dworskie gierki - po czym ściszył głos do szeptu: - powinniśmy mieć na nich oko. Zwłaszcza kiedy znajdziemy coś wartościowego w tych ruinach. Być może będziemy musieli skończyć to, co zaczęła nasza kapitan - dodał z ponurą miną. - Ale póki co chyba zdają sobie sprawę, że ich szanse drastycznie spadną bez kogoś, kto zna się na przetrwaniu w dziczy.

Rashad z zimnym spojrzeniem wysłuchał słów Katona. Potem skinął mu głową, starając się ukryć strach przed tysiącem paskudnych końców, jaki ich mógł ich tutaj spotkać, do których zdrada ze strony tymczasowych i niepewnych sojuszników też mogła się zaliczać.

- Racja Katonie, jak zwykle przemawia przez ciebie niepodważalna logika, chociaż forma też ma znaczenie - jego wzrok powędrował na chwilę ku Minevrze i jej przyjemnym dla oka kształtom - ale oczywiście masz całkowitą rację że musimy rozsądnie współpracować, żeby przetrwać na tej wyspie... akceptujemy też twoje przewodnictwo przy badaniu ruin, w końcu któź ma taką wiedzę jak ty? Jeżeli chodzi o most proponuję, żeby upewnić się, że ma tu jakiejś pułapki, bo to dogodne miejsce na nią. Katonie, wyślij może swojego chowańca na zwiad na drugą stronę, a ty droga Shillen możesz użyć swoich unikalnych talentów by poszukać potencjalnego wroga.

Kiedy szykowali się do wyruszenia w dalszą drogę, Rashad zbliżył się do Minevry i udając, że zamierza ją pocałować wyszeptał do ucha:

- Ci z załogi Bellit nie zamierzali cię przyjąć, pewnie poderżnęliby ci gardło gdyby nie ja... Pamiętaj, jeżeli odnajdę czego szukam w tych ruinach i wrócę do cywilizowanego świata, stanę się wielką potęgą, pomóż mi a nigdy już nie będziesz musiała walczyć o przetrwanie na nieznanych wodach… będziesz możną panią w Viridistanie czy Mieście Suwerena.

- Na Lolth… - Shillen przewróciła oczami i szepnęła do stojącego obok niej Anlafa. - Te ich umizgi są obrzydliwe, zaraz się chyba porzygam, a nasz arystokrata może się mocno po niej przejechać, może bez załogi, ale wciąż jest piratem… tylko udaje słodką idiotkę... - z grymasem patrzała na Rashada i bardkę, po czym dodała dalej szepcząc - ale cieszę się, że Katon dał naszym wysoko urodzonym towarzyszom małą lekcję pokory - skierowała wzrok na czarodzieja i obdarowała go uśmiechem, w którym można było rozpoznać coś na kształt uznania. Potem zwróciła się do Rashada. - Zgoda, sprawdzę czy nikogo tu nie ma i tak miałam w planach to zrobić... - oddaliła się parę metrów od grupy, by w spokoju sprawdzić czy żadni inni wrogowie im nie zagrażają.

Czarodziej przewrócił oczami z obrzydzenia, widząc tą dawkę ociekających miodem i fałszem pochlebstw z obu stron. - Arystokracja uwielbia te swoje… przemówienia… - mruknął do siebie kręcąc głową. Tymczasem jednak należało skupić się na zadaniu i co najważniejsze bezpiecznym przejściu przez wiszący most. Elf miał już pewien plan działania, rozpoczynając rytuał przywołania swojego niewidzialnego sługi, który jako istota niematerialna, a więc lekka niczym dotknięcie powietrza mogła sprawnie pomóc wszystkim jako swego rodzaju pewny łącznik. Mamrotał swoje tajemne formuły przez dobre kilka minut, wzmacniając mistycznymi gestami sprawdzone formuły swojego mistrza. Chwilę później z satysfakcją obserwował pojawienie się malutkiego wiru powietrza, oznaczającego miejsce, gdzie znajdował się jego przywołaniec.

- Będzie mi potrzebna lina - rzucił krótko, po czym z trzaśnięciem mistycznej mocy pojawił się jego latający wąż, który przysiadł na jego ramieniu, oczekując rozkazów. Elf wyciągnął rękę - leć na drugą stronę wąwozu… wypatruj niebezpieczeństwa - mruknął ciche polecenie po czym posłał chowańca w powietrze.

Minerva uśmiechnęła się i sięgnęła do sakwy wyciągając z niej zwitek liny

- Mistrzu? czy ta tutaj się nada?

Katon kiwnął głową patrząc na linę.

- Przechodzimy pojedynczo. Każdy przywiązuje się do liny którą za pomocą pętli okręca za jedną z lin mostu, po czym przechodzi tak... - Katon pokazał jak założyć pętlę i przywiązać się do niej aby jednocześnie być zdolnym poruszać się na moście - następnie czeka aż niewidzialny posłaniec przejmie od niego linę i przyniesie następnemu. Jeśli będzie można ją przywiązać po drugiej stronie, sługa będzie przynosić jedynie jej koniec. Ja zostanę chwilowo, aby asekurować za pomocą zaklęcia lewitacji. Jeśli poczujecie, że spadacie, nie szarpcie się. Lewitacja was złapie, a zbędne ruchy jedynie mi przeszkodzą. Kto mi nie zaufa… cóż… - elf uśmiechnął się patrząc na dno wąwozu.

- Shillen idzie pierwsza. Ostrzeże o niebezpieczeństwie i jest lekka. Potem powinna iść Amira, potem Anlaf i Mawashi. W dowolnej kolejności. Potem idę ja, a na końcu Rashad i Minerva. Pytania?

Minerva podniosła niewinnie paluszek do góry.

- Ufam, iż każdy z was zna prostszy sposób na pozbycie się mnie niż próba zrzucenia mnie w przepaść?

- Znalazłoby się parę - powiedziała Shillen pół żartem, pół serio szczerząc zęby, po czym zwróciła się do Katona - dobrze, idę pierwsza, ale proszę o zadbanie o to by mój zwierzęcy towarzysz też dotarł bezpiecznie na drugą stronę - wskazała na Rahnulfa. - Może niech Anlaf spróbuje przywiązać mu linę, kiedy będę już po drugiej stronie mostu, jemu zwierzak ufa najbardziej z was wszystkich - spojrzała na druida, po czym zajęła się zakładaniem pętli.

Minerva odwzajemniła nieszczery uśmiech drowki.

- To było pytanie retoryczne… ciekawam była czy ktoś na nie odpowie.

- Wybacz - powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem pod nosem, jednocześnie dalej skupiając się na linie - po prostu gdy słyszę takie głupie pytania, to aż się prosi o odpowiedź do nich adekwatną. Shillen, nie patrząc nawet na bardkę, zwróciła się do elfa. - Tak jest dobrze? - pokazała Katonowi zawiązaną pętlę.

Katon przytaknął, obserwując elfkę oraz najbliższe otoczenie.
 
MatrixTheGreat jest offline  
Stary 27-12-2016, 18:37   #8
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
3

Niespodziewany trzask ściął krew w waszych żyłach. Stary most linowy runął chwilę po przedostaniu się rozbitków na drugą krawędź otchłani - zachowanie elementarnych środków ostrożności przez Katona było więc jak najbardziej słuszne. Z zachwianą pewnością siebie posuwaliście się uparcie, aż nie dotarliście do “płaczącej bogini”, jak nazwaliście twarz jakiegoś tlanitlańskiego bóstwa wyrzeźbioną w miejscu, gdzie jedna z bezimiennych nóg Zarkheby wypływała ze skały wprost do przepaści majaczącej pod waszymi stopami. Przechodziliście gęsiego przez jedną z wielu zatrważająco wąskich półek. Niektóre z tych uformowanych przez naturę pomostów prowadziły do brudnych jaskiń, w których mógł gnieździć się niejeden żerujący nocą drapieżnik...



"Płacząca Bogini"

“No, co jest chłopie?”, chcieliście się spytać Anlafa, gdy niepomiernie zdziwiony zastygł w miejscu niczym bazaltowy posąg. Z nieba zaczął siąpić drobny deszczyk. Mżawka, której zdolny druid ku swemu zaskoczeniu nie przewidział, o kroplach... Tak czerwonych jak mgła otaczająca wyspę. Sprawa ta musiała być czynem jakiejś złej mocy. Ciemne siły obłożyły tę krainę klątwą, a wy zbliżaliście się do jądra ciemności...

Ogromna krwistoczerwona tarcza słońca zanurzała się za posępny horyzont, gdy wreszcie ujrzeliście miasto Tlan. Krew popłynęła wam szybciej. Przygoda! Urok ryzykowania życia i bitwy! Dreszcz zapierającego dech dramatu o niepewnym zakończeniu!


Musiało być to złe miejsce. Uciążliwa wilgotność nadchodzącej tropikalnej nocy unosiła się wokół prastarego, martwego miasta, przybierając postać... Szkarłatnej mgły, nadającej kruszejącym kawałkom kamieni mroczny, złowróżbny wygląd. Opary gnijącej roślinności napłynęły ku wam równie namacalnie jak gęsta mgła. Mroczne odmęty bagien pochłaniały wielkie place i obszerne podwórca. Dżungla wdzierała się do widma Tlan z każdej strony. Co jednak najgorsze, w porośniętych mchami pozostałościach po wielkiej cywilizacji dostrzegliście ruch. Sylwetki dwunożnych jaszczurów migały pośród czarnych bagien. Gnolle żerowały ukradkiem między chatami. Wte i we wte przechodziło rojowisko ludzi dla obserwatora powyżej wyglądających jak czarne mrówki. Byli to Tlanitlańczycy, którym bliżej było do dzikich zwierząt niż dumnych spadkobierców starożytnej cywilizacji...



Tlanitlański wojownik

Słyszeliście dudnienie bębnów. Mówiły do was. Czyżbyście śnili? Zastanawialiście się nad tym, stojąc na klifie. Czy to wszystko, co słyszeliście, stanowiło część jakiejś wstrętnej magii? W mrokach tkwi mądrość (dumały bębny), mądrość i magia. Pójdź w ciemność po wiedzę, pradawna magia stroni od światła. Pamiętamy zapomniane wieki (szeptały bębny), nim człowiek stał się mądry i głupi; pamiętamy bestialskich bogów – bogów–węży, bogów–małpoludów i bezimiennych bogów, Czarnych Bogów, którzy pili krew i których głosy ryczały nad zaciemnionymi wzgórzami, którzy ucztowali i gzili się. Ich są tajemnice życia i śmierci, pamiętamy, pamiętamy (śpiewały bębny)...

Obserwowaliście Tlan, chłodno i z rozmysłem ważąc swe szanse. Aby dostać się do miasta, musielibyście pokonać długą, mozolną wspinaczkę. Nawet mężczyzna o długich ramionach i stalowych mięśniach musiałby raz po raz przerywać drogę i odpoczywać przez chwilę, przywierając niczym mrówka do stromego lica urwistej skały. Noc zapadała prędko, a postrzępione załomy stanowiły zacienioną plamę, w której zmuszeni będziecie wyczuwać palcami na oślep otwory służące za niepewną drabinę prowadzącą w dół. Nie było pośród was osoby, której podjęcie takiego wyzwania nie przyprawiłoby o śmierć, chyba że włada magią, która pozwoliłaby sfrunąć na samo dno.

Mapa wyspy | Dialogi | Rozstrzygnięcia (brak)

W świecie gry jest godzina 16:00. Dwie godziny do zmroku. Forsowny marsz pochłonął Inspirację Katona, Amiry, Minervy, Shillen i Anlafa. Z racji dużej liczby rzutów pominąłem ich przepisywanie na stronę kampanii.

Otrzymujecie 750 XP za dotarcie do miasta Tlan (7433 / 14000). Z miejsca, w którym się znajdujecie, mieliście dogodny punkt do obserwacji miasta. Przeanalizujcie proszę załączoną wyżej mapę serca Tlan z komentarzami.

Jeśli pojedynczy awanturnik chciałby zejść bezpiecznie z klifu, musiałby wykonać test Siły (Atletyki) o Stopniu Trudności 25. Jest to raczej ponad Wasze możliwości, chyba że zaskoczycie mnie jakimś sprytnym planem albo użyjecie magii. W innym wypadku będziecie musieli pokonać tę drogę w inny sposób, cofnąć się lub pójść naokoło.

Co robicie?

Deadline: 05.01.2017.
 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: psionik, Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Lord Melkor

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 27-12-2016 o 21:33.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 01-01-2017, 16:03   #9
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Minerva jęknęła na wysoką nutę po czym klepnęła się otwartą dłonią w szyję… rozmasowując tłustego owada.
- Przynajmniej nasze współtowarzyszki komarzyce nie narzekają na brak jedzenia czy napitku…

Minerva stanęła nad przepaścią i teatralnie wyjrzała w dół, po czym ujęła lutnie i podjęła pieśń:

“Prosisz mnie znowu, który to już twój list?
By ci odpisać, jeśli tylko bym mógł
Jakie postępy poczyniłem na dziś
W sztuce latania, najtrudniejszej ze sztuk”

Na koniec westchnęła i wzięła się pod boki.
- Chyba będzie trzeba zlecieć na dół miłe panie i panowie.

Czarodziej przekrzywił głowę raz w jedną, raz w drugą stronę oceniając odległość.
- To... będzie… kosztowne - Katon skrzywił się szacując, ile razy będzie zmuszony do wyczerpującego zaklęcia.

- Po czym wnosicie, mistrzu? - zagadała czarodzieja Minerva.

- Może nie będzie, aż tak źle jak się wydaje - Amira przymknęła oczy, przygotowując się do przyjęcia postaci przerośniętej skalnej wiewiórki.

Rashad zadumał się, widząc zapomniane przez tysiąclecia wspomnienia dawnej chwały i potęgi cywilizacji Tlan. Przypomniał mu się los imperium orichalańskich władców, których on i Amira byli dalekimi potomkami. Zacytował z melancholijnym westchnieniem fragment poematu o ostatnim wielkim orichalańskim władcy:

“Ja jestem Rallan, król królów. Mocarze!
Patrzcie na moje dzieła i przed moją chwałą
Gińcie z rozpaczy! Więcej nic już nie zostało
Gdzie stąpić, gruz bezkształtny oczom się ukaże
I piaski bielejące w pustyni obszarze.”

- Wybaczcie moją chwilę zadumy, nasza droga Minerva wzbudziła we mnie poetyckiego ducha. Być może ten król, o którym wspominały mantikory chce przywrócić chwałę sprzed dalekich stuleci… Pytanie jakaż to straszliwa cena musi zostać zapłacona i czy to nią właśnie ucieleśnia ten złowrogi szkarłat spływający z góry - powiedział, uśmiechając się ciepło do uroczej bardki. - To wspaniale, że twoje pieśni mogą nas unieść jak na skrzydłach, Amira może skorzystać ze swojej mocy przemiany, natomiast pozostali muszą chyba liczyć na moc Katona, jak rozumiem będzie to dla naszego mędrca wyczerpujące… może moglibyśmy odpocząć w jakiejś niewielkiej jaskini na dole, żeby zregenerować siły. W tym mieście wydają się działać różne siły, które niekoniecznie muszą działać w jedności, moglibyśmy to wykorzystać, ale zbyt mało wiemy. Najlepiej byłoby, aby ci spośród nas, którzy dysponują zdolnościami i magią ułatwiającymi przekradanie się spróbowali pojmać jednego z “mieszkańców” ruin, żebyśmy mogli zdobyć więcej informacji. Podejrzewam, że serce tajemnicy tkwi w którejś z dwóch świątyń… Wiedzcie jeżeli nie wspominałem, że poszukuje starożytnego miecza królów Tlan zwanego “Spragnionym” i z racji tego zgłaszam do niego pierwszeństwo, oczywiście co do pozostałych znalezisk popieram sprawiedliwy podział.

Amirę na słowa kuzyna ogarnął dziwny smutek, zaś słowa ballady przypomniały jej dzień w którym wśród rzezi krewniaków, jedynym ratunkiem była jej ucieczka, w tym dniu upadku upadłych. Ponieważ jednak była całkiem praktyczną osobą, szybko otrząsnęła się z melancholii mając nadzieję, że nikt nie zauważył tej chwili słabości.

- Nie żebym nie ufała zdolnościom naszego czarodzieja, bo przy przejściu przez most były bardzo pomocne… - wtrąciła się drowka - ale czy nie bezpieczniej byłoby iść dookoła? Może zajmie to więcej czasu, ale zmniejszy się ryzyko roztrzaskania o ziemię. Użycie lewitacji na tylu osobach nie będzie dla ciebie zbyt wyczerpujące? - zadała pytanie elfowi.

- Ceną każdej magii jest zmęczenie. To nieuniknione. Ale warto zapłacić… jeśli zyski przeważą straty… - prychnął czarodziej zdegustowany brakiem wiary kobiety w jego mistyczną moc.

Elfka wzruszyła ramionami i wysiliła się na uśmiech. - Cóż… W sumie, ty sam chyba najlepiej znasz swoje możliwości… - odpowiedziała Katonowi, po czym przysiadła przy wilku i czekała na decyzję reszty.

Mawashii skrzywił się na samo wspomnienie o zaklętym mieczu. Zwrócił się do Rashada:
- Najpierw skupmy się na tym, by dostać się na dół i nie rozdzielić przy tym. Później zajmiemy się porywaniem… co nie powinno być trudne - spojrzał na młodego wojownika niemal z troską. - Jeśli znajdziemy ten twój miecz… bądź ostrożny. Nie używaj go, nie wiedząc jak działa - dopowiedział cicho ostatnią część zdania. Nie miał ochoty znów mieć do czynienia z przeklętym orężem.

Rashad przeszył Mawashiego spojrzeniem bez wyrazu.
- Dziękuje za troskę, chciałem postawić sprawę jasno żebyście nie mogli zarzucić mi ukrywania intencji… jestem świadom zagrożenia, które otacza nas ze wszystkich stron… lecz ci, którzy lękają się ceny nie osiągną tego, co może być im dane i nie zbliżą się nawet do ulotnej szansy by być więcej niż kruchym pyłem na wietrze - jego oczy znów powędrowały ku majestatycznym budowlom… potrząsnął głową, żeby nie ogarnął go ponowny przypływ zadumy i marzeń o utraconej chwale. - Ale racja, wpierw skupmy się na przejściu na dół.

- “Przeminął czas, kiedy imperium rządziły trzy głowy, dziś wystarcza jedna, moja…..” - Katon w zadumie pogładził podbródek obserwując ruch “tubylców” ze szczytu urwiska. - Ach, wybaczcie… analizowałem potencjalną…”politykę” w tych ruinach na dole - zachichotał elf. - Powiesz coś więcej o tym… mieczu, którego szukasz?

- Na pewno należał do Tecutli-Lelem-Mayela, pierwszego króla Tlanitlan, o czym świadczą płaskorzeźby z odległych czasów, przedstawiające władcę triumfującego na polu walki. Powiadają, że to moc tego oręża i groza jaką budził pozwoliła mu pokonać wszelkich wrogów, w tym potężnych jaszczurzych królów i inne plemiona zamieszkujące te ziemie. Pieśni i podania zgodne są co do tego, że Spragniony - Napizmiqui, był w stanie ranić dusze, a nie tylko ciała wrogów… król miał zostać pochowany wraz z mieczem w krypcie pod ruinami stolicy Tlan. Czarodziej Balthasard, jeżeli jeszcze żyje, może wiedzieć więcej - odpowiedział Rashad.

- Hmm… Tecutli… to chyba znaczy władca, albo król. Tyle zdążyłem odkryć w piramidzie we wiosce. Imiona Tlanitlańczyków chyba oznaczają zwierzęta lub przymioty owych. Nie zdziwiłbym się, gdyby ten… król nazywał się “król prędki jaguar” czy “król szpotawa kaczka”. Albo coś równie bezsensownego… - mruknął czarodziej próbując przypomnieć sobie nieco więcej informacji, szczególnie zestawiając je z obserwowanymi i przedstawianymi we wiosce tubylcami. - I naprawdę zależy ci na orężu, który sieje tylko grozę i rani duszę? Zaiste, wielki musi być twój gniew, jeśli chcesz ostudzić go za pomocą takiego okrutnego narzędzia… - Katon pokręcił głową, po raz kolejny uświadamiając sobie przepaść dzielącą rozumowanie ludzi i elfów.
- Dziwna broń… jak na Tlanitlańczyka… nie widziałem wśród nich zbyt wielu ostrz. Po prawdzie nie widziałem niczego poza krzemiennymi nożami, pałkami i włóczniami. Ciekawe...

Minerva spojrzała z sympatią i ciekawością na Rashada.
- Oh czcigodny panie… macie taki wspaniały władczy głos.. ile to białogłów już wam uległo na sam jego dźwięk, powinnam chyba zasłonić sobie uszy, ale taka słaba kobieta jak ja, nie potrafi odebrać sobie tej muzyki - zatrzepotała rzęsami.
- Co się zaś tyczy latania nie chciałabym naszego szanownego mistrza nadwyrężać swoim ciężarem.

Rashad odpowiedział Minevrze szerokim uśmiechem i dworsko ujął, a następnie pogładził jej dłoń.
- Och Minervo, pośród koszmarów i przepełnionych grozą tajemnic, które nas zewsząd otaczają, twoje słowa są niczym samotna gwiazda rozświetlająca mrok nocy podróżnikom - ta gra sprawiała mu przyjemność, zastanawiał się, kiedy będzie miał okazję znaleźć się z tą kobietą sam na sam i poznać jej urok dogłębniej… niestety pewnie nieprędko i nie było pewne czy oboje dożyją tej chwili.

Shillen przewróciła oczami z wyraźnym obrzydzeniem, - To może zanim udzieli mi się ten wasz poetycki nastrój - uśmiechnęła się szyderczo - sprawdzę czego możemy się jeszcze spodziewać na dole… - podniosła się z ziemi i skupiła się w ciszy.

Amira spojrzała na mroczną elfkę z czymś na kształt ni to uznania ni to porozumienia i również przewróciła oczami. Oj ci mężczyźni, nawet najszlachetniejsza krew nie uchroni ich od myślenia kutasem. No jedno jest pewne, pocupcia sobie w krzakach i pewnie mu rozsądek powróci. W sumie może to i lepiej, że ta wywłoka się pojawiła, panowie zyskają rozrywkę, ich ciała nabiorą higieny, zaś ona sama nie będzie musiała nikogo spośród nowych towarzyszy kastrować. Tak definitywnie dobrze się stało - pomyślała wysyłając w stronę Minervy najserdeczniejszy z pośród profesjonalnych uśmiechów.


- Dobra. Nie ma co chyba czekać. Kto pierwszy zechce zlecieć na dół? - czarodziej uniósł ręce, przygotowując się do rzucenia zaklęcia.

-Stój! - krzyknęła Shillen wyrywając się ze swego skupienia. - Nie możemy tamtędy iść… obawiam się, że nie jesteśmy jedynymi, którzy mają ochotę rozejrzeć się po świątyni. - Wskazała palcem w kierunku południowego-wschodu, w stronę z której sami by przybyli, gdyby nie zdecydowali się na podróż przez góry. - Z tamtej strony w stronę miasta zmierza bardzo duża grupa ludzi. Zdecydowanie większa grupa od naszej, nawet o kilkadziesiąt osób. Nie mówiąc już o tym jak wielkie szczęście mieliśmy, przypadkowo omijając kilkaset grimloków i troglodytów.

- Kiedy dotrą do miasta? Może warto jeszcze chwilę tu zostać? - czarodziej niespecjalnie wyznawał się na tropieniu, wykrywaniu oddziałów i ich ruszaniu, jednak wdzięczny był za doradców, których zesłał mu los.
- Co radzi wojownik w takiej sytuacji? - Katon spojrzał na Rashada zajętego wciąż konwersacją ze śpiewającą poetką.

- Dajmy im tam wkroczyć - Mawashii wskazał na ruiny miasta - będziemy mieli jakieś pojęcie o tym czy oni lub istoty w mieście mają wrogie zamiary. A jeśli tak... tym lepiej dla nas - spojrzał po reszcie, jakby pytając czy ich myśli idą w tę samą stronę - Pozabijają się nawzajem, a my wejdziemy zaraz po wszystkim i zajmiemy się resztą.

- Rozsądne. Poza tym, lewitując po tym urwisku w świetle dnia, będziemy widoczni dla wszystkich. Gdyby był wieczór, światło byłoby nieco gorsze. Wolałbym nie zwracać uwagi tak dużej grupy zaklęciami i nadmiernym ruchem w miejscu, gdzie nie powinno być go w ogóle - Katon obserwował położony niżej teren w miejscu wskazanym z grubsza przez łowczynię.

Rashad oderwał się od rozmowy z Minervą, ostrzeżenie Shillen przywróciło go do ponurej rzeczywistości…
- Hm, mówisz, że grupa, którą wyczułaś, to kilkudziesięciu ludzi takich jak my, potrafisz odróżnić ich od miejscowych? Podejrzewam, że mogą to być Poławiacze Pereł, zwabieni opowieściami o skarbach miasta, a miejscowi zdegenerowani potomkowie Tlanitlanczyków służą temu tajemniczemu królowi, o którym mówiły mantykory. Nie trzeba być strategiem, Katonie, żeby uznać, że w naszej sytuacji wdawanie się w otwarte bitwy byłoby szaleństwem. Zgadzam się, że prawdopodobne jest, że przybysze wdadzą się w walkę z siłami, które znajdują się już w ruinach, wtedy moglibyśmy przekraść się i je zbadać… czas niezupełnie działa na naszą korzyść, co jeżeli skarby zostaną złupione zanim my do nich dotrzemy? Wydaje mi się, że na dole skarpy znajduje się jakaś jaskinia, tam moglibyśmy poczekać, spróbować pojmać jeńca pod osłoną nocy i zdobyć więcej informacji.

- Za pozwoleniem mistrzu… - Minerva zwróciła się do Katona unosząc dłoń w geście skromnego zapytania uczennicy. - Chciałabym zostać i obserwować jak pracujesz swoje potężne gusła, kto wie? może powstanie kiedyś o tym wszystkim wspaniała ballada…?

- W takim razie, niech Minerva zleci używając swojej mocy, jak Katon skończy. Proponuje kolejność Mawashii, ja, Shillen, Rahnulf, Katon. Anlaf rozumiem, że może zmienić się w jaszczura i zabrać Amirę - wyruszcie może na dół jak druga osoba zacznie zlatywać - Rashad zaproponował plan, który został przyjęty bez sprzeciwu.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 01-01-2017 o 16:06.
Lord Melkor jest offline  
Stary 01-01-2017, 16:28   #10
Hungmung
 
Dust Mephit's Avatar
 
Reputacja: 1 Dust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputację
Anlaf wciąż czuł się nieswojo patrząc na czerwoną mżawkę. Wspomniał słowa tajemniczego głosu o wynaturzeniu wyspy zastanawiając się jak potężna i plugawa magia mogłaby stać za czymś takim.

Oderwał wzrok od złowieszczego deszczu spoglądając na Rashada. - Zatem postanowione - rzucił z niepewnym uśmiechem - Kiedy już zejdziemy na dół mogę zmienić znów postać w jakiegoś nierzucającego się w oczy stworzenia i zrobić mały zwiad. Może poznamy więcej szczegółów. - Po czym skoncentrował się, a jego ciało zaczęło przyjmować gadzi kształt.
 
Dust Mephit jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172