Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-01-2017, 23:30   #11
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Chaaya ochoczo zeskoczyła z siodła Godivy, prostując ścierpnięte łydki i obolałe uda. Co by nie mówić… nie ważne jak smoczyca się starała, bardka nie przywykła do jej narwanego lotu. Nveryioth był o wiele delikatniejszy i bardziej finezyjny w tej sztuce i zdecydowanie trafiał w leniwe gusta tawaif.
A propo zielonego. Szczurek wyskoczył z torby z racjami czarownika, wprost na ramię swojej partnerki. Ta wzięła gryzonia w dłonie i uniosła wysoko nad głowę. Tłuste ciałko spływało po bokach, a drobne, przednie łapki oparły się o usta brązowowłosej, która z ckliwością cmokała w kierunku swojego pupila, dając chwilę prywatności niebieskoskrzydłej, która zmieniła się w człowieka.

Marsz do przystani odbyli w ciszy. Tancerka wolała telepatycznie rozmawiać ze swoim towarzyszem, który czuwał nad jej komfortem. Nie był, ani nachalny, ani upierdliwy, a tematy rozmów dobierał ostrożnie i na wysokim poziomie.

Aaa sama mieścina nie wywarła jakiegoś większego wrażenia na parze „poszukiwaczy przygód”. No może trochę detaliczne zdobienia na statkach handlowych, ale tylko trochę.
Za to Godiva biła rekordy w upierdliwości i Chaaya zaczynała powoli tracić cierpliwość do smoczycy, ku ogólnej uciesze Nveryego, który w postaci szczura, nie za bardzo mógł posprzeczać się z samicą.

~ Ciii, ciii Chandarmukhiii… nie denerwuj się, złość piękności szkodzi ~ zażartował gad, zjeżdżając z ramienia bardki i lądując łapkami na miękkich krągłościach.
~ Nie cichaj na mnie… ~ burknęła kobieta, poprawiając krnąbrnego gryzonia. ~ Trzeba cię umyć… cały jesteś we krwi i mnie jeszcze ubrudziłeś… NOWE UBRANIE! ~ Chaaya przelała odrobinę złości na swojego kompana.
~ No i co jeszcze? To nie moja wina, że byłem ranny… ~ Zielony napuszył się, liżąc partnerkę po brodzie. ~ Ooo inaczej smakujesz… inaczej pachniesz… inaczej wyglądasz i inaczej brzmisz… wszystko inaczej, to ciałko jest niesamowite.
~ Ciałko srałko… ~ Tancerka wydęła usteczka w grymasie niezadowolenia, obserwując hasającą Godivę. ~ Że tej się nie nudzi…
~ Ja tam się jej nie dziwię… też bym tak chciał, ale nie żebym narzeeekał…
- Mhm… taaa…. Godivo… Godivo skup się na chwilkę. - Dziewczyna, klasnęła w dłonie by zwrócić na siebie uwagę. - Musimy ci… płaszcz kupić. Będzie ci zimno… w tym. Stroju. Amazońskim.
- Och… fakt. Ale wtedy się przytulimy i będzie cieplej - rzekła z niesłabnącym entuzjazmem smoczyca. Acz po chwili dodała. - A jaki płaszcz by mi pasował?
~ Kto by się chciał do tej pticy przytulać? Na pewno nie ja… ~ Szczur ponownie zjechał łapkami na piersi bardki.
- Nie wiem… zobaczymy, pomyślimy. - Chaaya poprawiła Nverego, sadowiąc go znowu na ramieniu, przez co dostała parę razy łapką w twarz. Jednakże… zdecydowanie bardziej wolałaby sie przytuliać do tłustego gryzonia, niż do kobiety na przeciwko siebie. - Jaki jest twój ulubiony kolor?
- Niebieski… oczywiście - wyjaśniła wesoło Godiva.
- Chodź, może mają tu jakiś kantynek i trafi się jakaś ładna sztuka - poleciła spolegliwie, rozglądając się po okolicy.
- Taaak… z ciekawości. A czemu to pytałaś Jarvisa czy mu się kiedyś jakiś mężczyzna spodobał? - zapytała smoczyca, podążając kroczek za bardką.
To pytanie zbiło bardkę lekko z tropu, bo właściwie była zajęta lokalizowaniem jakiegoś sklepu.
~ Może na statkach można co kupić? ~ wtrącił smok, po raz trzeci zjeżdżając na jej pierś.
- A musiałam mieć jakiś powód? - Chaaya zmarszczyła lekko brwi, jakby w geście niezrozumienia.
- Nooo… jakiś na pewno - zdziwiła się Godiva, podczas gdy tancerka dostrzegła rozmawiających kupców, którzy dogadywali się z miejscowymi przewoźnikami. Wyglądało na to, że nie było tu właściwie dobrych sklepów. Ale wszak dwie ślicznotki mogłyby przekonać kupca do sprzedaży na miejscu części towarów.
~ Znowu będziesz udawać idiotkę? ~ zainteresował się szczurek, poprawiając się na ramieniu. Zwisanie pyszczkiem do dołu, nie ważne w jak miłych rejonach miał łapki, na dłuższą metę nie było przyjemnym rozwiązaniem.
~ Przy was to nie problem… ~ skwitowała kąśliwie bardka, a gryzoń prychnął obruszony i popatrzył czarnymi ślepkami na Godivę, która i tak nie zwracała na niego uwagi.
Chaaya również zawiesiła wzrok na młodej, niedoszłej amazonce, powstrzymując uśmieszek rozbawienia.
~ Ten strrrój… ~ odezwali się równocześnie, jakby czytali sobie w myślach, co właściwie… było prawdą.
~ Raz, dwa, trzy stawiasz naukę tańca, ha! ~ Nvery zaklepał sobie nagrodę, przygotowując się do zeskoczenia z ramienia, gdy tymczasem tancerka kucnęła by zmniejszyć mu dystans do ziemi.
~ Uważaj na siebie i nie odchodź za daleko…
~ Tak, taaak… ~ Gadzi szczur zeskoczył z plaskiem łapek o klepisko, po czym potruchtał do pobliskich, wypakowaywanych beczek by je obwąchać.


- Może ciekawość… - Chaaya w końcu odezwała się, przypominając sobie, że prowadziła rozmowę ze smoczycą. Westchnąwszy przeciągle, podrapała się po brodzie i ramieniu, zbierając myśli. Zawsze jej się wydawało, że z łatwością potrafiła zaadoptować się do zaistniałych warunków, bez względu na to jak nieprzychylne one były dla jej osoby. Jednakże wydarzenia z ostatnich dwudziestu czterech godzin, poważnie nadszarpnęły jej światopogląd i wiarę we własne umiejętności.
Wprawdzie wspomnienia z ostatniego zdarzenia nie powróciły, to wszechogarniający smutek, wysysający z niej energię i chęć, nie tylko do życia, ale i zwykłej egzystencji, pozostał.
Kobieta czuła, że nie ma siły by nie mieć siły… samo oddychanie i patrzenie sprawiało jej ogromny wysiłek i nasuwały mroczne i posępne myśli, że nawet śmierć nie byłaby w stanie jej zregenerować.
Tymczasem… nie było czasu by choć przez chwilę odsapnąć. Czas, lokacje i twarze otoczenia zmieniały się jak w kalejdoskopie, a ona czuła, że dostaje coraz większej zadyszki.
- Niebieski to bardzo ładny kolor… - mruknęła cicho, jakby do siebie czując w sercu pustkę.
Biorąc Godivę pod rękę, porprowadziła ją na spotkanie kupcom. - Uśmiechnij się ładnie - poleciła, sama przybierając słodki uśmieszek, nawet z oczu przeganiając smutne refleksy.


- Namaśkaaar! - zakrzykneła wesoło, machając mężczyznom na powitanie. - Witamy, witamy…
- Witamy panny…? - Oczywiście spojrzenia trójki brodatych kupców skupiły się na Godivie. Może i jej strój był... śmieszny, ale niewątpliwie przyciągał wzrok jak miód pszczoły.
- Jestem Fitzryk, a to Awarim i Hamed - przedstawił kupiec swoich… kontrachentów, przyjaciół, towarzyszy? Łączyły ich gęste brody. Wszyscy trzej je mieli. Fitzryk rudą, Awarim czarną, a Hamed szarą. Ten ostatni wywodził się z ludu Chaai… z ludu Haswari. Małego emiratu pod zerrikańską kontrolą. I nie zachowywał się właściwie. Ale będąc kupcem zapewne dostosował swe zachowanie do miejscowych zwyczajów. Fitzryk wywodził się z ludów Zachodu, a Awarim… jego strój mieszał wątki zachodnie i wschodnie z ciemną skórą i niebieskimi oczami. Całkowity chaos, który nie pozwalał bardce odczytać jego pochodzenia.
- Basmali i Aria - przedstawiła obie kobiety Chaaya, dygając nieśmiało, ale ze słodkim, dziewczęcym uśmieszkiem, przy okazji, klepiąc w pośladek Godivę, by ładnie dygnęła. - Przepraszamy, że przeszkadzamy szacownym panom w naradzie - zaciągała lekko akcentem. - Ale przybywamy w potrzebie. - Tancerka wydęła ustka i zawstydzona, przykryła dłonią jedną pierś na której widniała zaschnięta plama krwi.
- Ależ nie przeszkadzacie - kontynuował Fitzryk, a Awarim dodał z przekąsem. - Aż tak bardzo.
- To jaka jest ta potrzeba? - zapytał Fitzryk po zmrożeniu Awarima wzrokiem, a Godiva szczerzyła zęby w uroczym uśmiechu, po tym jak niezdarnie dygnęła.
- A widzą panowie… to dość kłopotliwa sytuacja… drogi nasze z Arią skrzyżowały się nagle, przy akompaniamencie walki… - Bardka spuściła wzrok, speszona odsłaniając plamkę zdobiącą jej sukienkę. - Zmierzamy w kierunku dużego miasta… a wyglądamy jak obdartusy i dzikuski… a wy panowie wydajecie się zacnymi kupcami o wspaniałych i szlachetnych sercach… Nie macie może na sprzedaż… choćby peleryny, co by okryć ramiona? - Chaaya spojrzała z nadzieją na Fitzryka, po czym przeniosła smutne spojrzenie na Awarima a na końcu Hameda.
Fitzryk i Hamed spojrzeli na Awarima. Kupiec pogłaskał czarną brodę w zamyśleniu. - Hmm… tak, miałbym, ale… może się odwdzięczycie co? Widzicie… szukam statku, który przewiózłby moje towary. A nie znam tego miasta. Wy wydajecie się tutejsze. Może… wiecie o jakimś wolnym parostatku?
Tutejsze? Chaaya przełknęła uśmiech, spoglądając na Godivę. - Kto wie, kto wie… - odparła tajemniczo, odzywając się do Jarvisa. ~ Powiedz jej, że ma ich zagadać, a ty się zastanów się, gdzie można by znaleźć przewoźnika… do prawdopodobnie mało legalnego przewozu towaru?
Nie bawiła się w szczegóły, ani słodkie słówka. Czas naglił, a potrzebne były konkrety.
~ Przekaż im, że znasz może kogoś kto to załatwi. Bo akurat znalazłem przewoźnika, który czeka na towar. Może zrobić miejsce na swym statku na kolejny.
- A więc… skąd jesteście możni panowie. Pewnie zwiedziliście wiele miejsc. I walczyliście z potworami i bestiami. Wyglądacie na dzielnych podróżników… - rozmarzyła się Godiva, trzepocząc rzęsami i szczerząc się w uśmiechu. Na szczęście jej urok, uroda i biust, prawie na wierzchu, sprawiły, że kupcy rzeczywiście zaczęli się przechwalać gdzie to nie byli i czego nie widzieli.
~ Imię i miejsce… ~ dodała rzeczowo, kryjąc uśmieszek za dłonią.
Nveryioth siedział zacierając łapki i śmiejąc się podczas obserwowania i słuchania podrywów smoczycy, jednakże Chaaya nie mogła zlokalizować gdzie szczur dokładnie się ukrył.
~ Kapitan Pasqual… miejsca nie znam, bo pijemy żabi skrzek w jakiejś mordowni, a on zapewnia, że jego klejnocik jest najszybszym okrętem w okolicy. Wątpię by jego łajba zwała się Klejnocik… i nie wiem gdzie jest jeszcze. ~ Padła odpowiedź czarownika, podczas gdy Chaaya mogła obserwować naiwnie uroczą Godivę, która wydawała się być po prostu głodna nowych wrażeń. I słuchała przechwałek trójki kupców z prawdziwym entuzjazmem.
Tancerka nie przerywała teatrzyku, pozwalając się wyszaleć i mężczyznom i świeżo upieczonej panience. W końcu gdy dyskusje zaczynały przycichać, wtrąciła się nieśmiało, zwracając do Awarima.
- To jak drodzy panowie, pomożecie niewiastom w potrzebie za polecenie pewnego wolnego kapitana?
- Hmm… oczywiście - rzekł z uśmiechem Awarim.
Chaaya uraczyła czarnobrodego dłuższym i wnikliwym spojrzeniem, choć uśmiech i wesołe iskierki w oczach nie znikały z jej lica.
- To wspaniała wiadomość prawda Ario? - Kobieta uśmiechnęła się do amazonki, przytulając ją na chwile, niczym ukochaną siostrę. - Prawdziwe wybawienie, prosto z nieba… albo i wody. - Chaaya wychyliła się lekko w bok, oglądając wielki statek oraz rzekę.
- Prawda… prawda - odparła Godiva tuląc się do bardki radośnie.
- Wspaniale… to… za godzinkę? Tutaj? - zaproponował Awarim.
- Hmmm… - Bardka udała, że się zastanawia, by po chwili pokiwać ochoczo głową. - Dobrze, dobrze… przyprowadzimy naszą kartę przetargową ze sobą - odparła radośnie, klaszcząc w ręce. - Bardzo, ale to braaardzo dziękujemy za pomoc! - Chaaya dygnęła pełna werwy i motywacji do działania, po czym trąciła nieznacznie bioderkiem kobietę obok.
- Nooo... chodźmy, chodźmy… - zgodziła się z nią Godiva, kopiując dygnięcie bardki i poganiając ją do opuszczenia rozmownych kupców.
~ Chodź maluchu ~ Tancerka mruknęła do swojego kompana, odchodząc ze smoczycą na bezpieczną odległość, czyli po prostu schodząc im z widoku.
Tłusty szczur, pojawił się nie wiadomo skąd na bucie swojej partnerki, popiskując i domagając się wzięcia na ręce.
- Ustal z Jarvisem gdzie i kiedy możemy przechwycić tego całego kapitana, dobrze? - Chaaya wzięła posłusznie gryzonia na ręce, który wytarł łapki w jej spódnicę.
- Dobrze… a co ty w tym czasie planujesz? - zapytała Godiva rozglądając się dookoła. - Mogłybyśmy się po prostu już z Jarvisem spotkać.
- Jak tak, to ruszajmy - mruknęła bardka, gładząc mokre futerko Nveryiotha. - Myślałam po prostu, że mu będziemy przeszkadzać… a tobie prędzej wybaczy nagabywanie, niż mnie - odparła szczerze, wzruszając ramionami, a szczur głośno kichnął trzepiąc łebkiem.
- Jakoś to przeżyje. - Zaśmiała się Godiva i wzruszyła ramionami dodając żartobliwym tonem. - A jeśli mu przeszkadzamy, to jakoś... mu wynagrodzisz. Pogłaszczesz po główce, albo owiniesz kocykiem na dobranoc, albo… sama coś wymyślisz.
- Ty też możesz… - odparła kwaśno, ale bez cienia złości. - Ja już mam jednego, którego muszę głaskać. - Posadziła zwierzaka na ramieniu, cmokając do niego jak do dziecka, a Nvery popatrzył tylko ślepkiem na Godivę i odwrócił się do niej długaśnym ogonem.
- Wiesz która to chata?
- Nie… ale wiem, gdzie Jarvis jest. Wyczuwam go, a co do… głaskania. To o ile smocze samce mnie intrygują, o tyle ludzcy mężczyźni jakoś nie przykuwają mego oka. - Wzruszyła ramionami smoczyca, biorąc Chaayę pod ramię i bez wahania prowadząc w odpowiednim kierunku.
- Ale też i nie odrzucają… a buźkę masz ładną, więc mogłabyś mnie wyręczyć, tu nie Pawi Taras… nie otruje cie za podbieranie mi klientów. - Kobieta dała się prowadzić, a Nvery przeskoczył na ramię Godivy obwąchując jej szyję i ucho.
- Niby masz rację… ale… nie chcę… - Godiva chwyciła za ogon Nveryiotha i uniosła go sobie przed twarz. - A ty taki odważny nie bądź. Bo teraz to ty jesteś przekąską dla wielu stworzeń na tym bagnie.
Chaaya wyszarpnęła rękę spod ramienia smoczycy i chwyciła szczurka przyciągając do siebie. - To go boli - syknęła gniewnie i tym razem zdecydowanie nieprzychylnie, całkowicie zmieniając swoją postawę na bardziej bojową.
- Naprawdę? - zdziwiła się Godiva i zasępiła się. - Przecież oposy się na ogonach wieszają. A i mnie ciągnięcie za ogon nie boli.
- Idź do niego sama… - bardka przytuliła mocniej zmienionego smoka, a ten tylko na chwile odwrócił się do smoczycy, jakby chcąc przyjrzeć się minie przegranego, po czym wtulił pyszczek między piersi Chaai. Tancerka zaś cofnęła się o krok i odwróciła w bok, wyraźnie czymś rozgniewana i zaniepokojona równocześnie.
Godiva nie wyglądała na szczególnie załamaną tym co się stało. Zdziwioną, zaskoczoną, zaciekawioną… ale nie załamaną, czy przegraną. Była wszak smokiem w ludzkiej skórze, istotą która przeleżała spokojnie z harpunem wbitym w ciało. Nie martwiła się więc za bardzo bólem u siebie, jak i u kogoś, kogo… tylko tolerowała. A tym kimś był Nveryioth.
- No dobrze… - mruknęła Godiva i dodała. - Tooo poczekaj tu na mnie, wrócę wkrótce. Albo powiedz jakie masz plany, żebym wiedziała gdzie cię potem szukać.
- Jasne, poczekam tu… - odparła spolegliwie, wskazując na ściankę chatki w której cieniu stały, przy okazji podsadzając tłusty zadek szczura, który próbował wdrapać jej się na ramię, ale grawitacja go pokonywała.
~ Poszła sobie? ~ Padło dość retoryczne pytanie ze strony zielonego smoka, który odpychając się łapką od wypukłości tancerki, obejrzał się za siebie. ~ Nie pozwól mnie zamknąć w klatce…
~ Nie pozwolę… ~ Chaaya przytuliła mocniej gryzonia w obronnym geście. Nie podobała jej się zuchwałość w zachowaniu i głosie smoczycy. ~ Jak ogon? ~ spytała czule, biorąc Nverego na ręce jak małe dziecko.
Szczurek leżał łapkami do góry, rozkoszując się łaskotkami po brzuszku.
~ Coś mi pyknęło… ~ mruknął kwaśno, zapadając się w miękkości partnerki. ~ Weź tak troszkę w prawo… o, tu, tu, tu… dobrze mmmmm ~ zamruczał w rozkoszy, przymykając paciorkowate ślepka i otwierając pyszczek w ziewnięciu. Nowa strategia, jaka wyklarowała się podczas spontanicznego ataku na miasto, okazała się strzałem w dziesiątkę. Płynąc na wysokiej fali, przeszedł z ofensywy w defensywę, przyglądając się jak durny Jarvis z Godivą strzelają do własnej bramki, zupełnie jak Ślepiec. Smok przestał zabiegać o względy Chaai, która nierozumiana przez Jarvisa, męczona przez Godivę i pognębiona przez czerwonego, umęczona psychicznie i fizycznie, zaczęła szukać pociechy u niego.
U wzgardzonego przez wszystkich, niedocenianego i zapomnianego zielonego smoka, który naraził własne zdrowie w obronie pierwszeństwa do gnębienia swojej zdobyczy jaką była pustynna róża, tawaif. Został ranny, poniżony (wedle mniemań większości w grupie) i przemieniony w szczura i teraz wyżywała się na nim krnąbrna ptica. Jednakże, ani Ślepiec… ani reszta, nie przemyśleli, jednego… uderzając w niego, uderzają bezpośrednio w Chaayę. Odcięta od swoich rzeczy oraz bezpieczeństwa jakie dawały jej skrzydła smoka, rzucona w wir wydarzeń, których nie do końca rozumiała, w obcej i nieznanej krainie, gnębiona przez przeszłość i bez zapatrywań na lepszą przyszłość, wycofa się i zamknie w sobie.
Zamknie na wszystkich, ale nie na niego… on ją rozumie, on nie ocenia, on… przy niej będzie zawsze i wszędzie i nigdy nią nie wzgardzi.
W końcu stał się panem sytuacji i zaczął pociągać za sznureczki, bardka stała się jego kukiełką.
Chaaya nie była głupia, na pewno zdawała sobie sprawę z jego występków, ale przymykała na to oko. Nie miała siły walczyć, ani się tłumaczyć. Pozwalała więc by zielony kierował jej losem. Było to dość bezpieczne i… całkowicie jej znane z przeszłego życia jako kurtyzana. Wtedy, oddała swoje życie matce, babce i starszyźnie w zamtuzie.
~ Gdzieś ty te łapki tak ubrudził… ~ Dziewczyna przetarła, różowe paluszki zakończone szarymi pazurkami.
~ Aaaa to długa historia… stała sobie taka beczka… i ładnie z niej pachniało i… ~ Nveryioth zabawił ją opowiastką, na czas nieobecności Godivy.


Godiva wróciła uśmiechnięta po kilkunastu minutach mówiąc. - A więęęc… Możemy załatwić spotkanie kapitana statku z owym kupcem. Ale po… - uniosła palec w górę. - … jak ów kupiec zrobi to do czego się zobowiązał. Nie wcześniej. Potem może bowiem zrobić nas na szaro. Rozpakowanie pakunków jest bowiem bardziej kłopotliwe i mniej zyskowne od sprzedaży paru ciuszków.
Chaaya wyglądała już na mniej nadąsaną i nawet się uśmiechnęła widząc powracającą, ale… zaraz szybko zrzedła jej mina.
- Niby jak nam uwierzą, że to my nie zrobimy ich na szaro? - zadała dość retoryczne pytanie do szczura na ramieniu, który tylko kichnął łopocząc uszkami.
~ Przyklęknij i przyrzeknij ~ sarknął rozbawiony gad, wykorzystując dwuznaczność tego stwierdzenia.
- No dobrze… to wracamy do tamtych. - Chaaya wzruszyła ramionami i zawinęła się w drogę powrotną.
- Może zachować wybrane przez nas towary dla siebie, dopóki ich nie zapoznamy. Nie będzie mu się opłacało ich z powrotem zapakować do skrzyń - rzekła radośnie Godiva i potarła podbródek. - Po za tym, Jarvis uważa cię za doskonałą negocjatorkę, więc… pewnie sama coś wykombinujesz.
- Taaa… - ni to przytaknęła, ni to jęknęła bardka. Na jej ziemiach zarzucanie komuś nie honorowości i nie prawdomówności zazwyczaj kończyło się rozlewem krwi i przeklęciem połowy rodu u jednej i drugiej strony.
- Coś się wymyśli na poczekaniu… - pocieszyła samą siebie, uzbrajając się w uśmieszek i wesoły chód Basmali, szczur zaś zapiszczał głośno, gdy kobiety zaczęły się zbliżać do zaportowanych statków i Chaaya kucnęła by Nvery mógł zeskoczyć.
Kupcy byli tam gdzie ostatnio ich widziały. Tyle, że przy rozłożonym stoliku konsumowali miejscowe specjały i rozmawiali o prawdzie, kosmosie i dupie maryni. Trochę alkoholu już w siebie wlali. Nie dość by się upić, ale wystarczająco by być w takim filozoficznym nastroju.
Tancerka nie chciała przerywać mężczyznom w posiłku i jakże elokwentnej dyspucie. Przystanęła w widocznym, ale odległym i dającym komfort prywatności miejscu, cierpliwie czekając, aż ci sami zaproszą obie panie do zbliżenia się. W tym czasie pilnowała by wesoły uśmiech nie znikał z twarzy, a postawa jej ciała była swobodna, zapraszająca, ale przedstawiająca sobą pewien status.
- Jak tam idzie Jarvisowi negocjonowanie? - zapytała dość neutralnym tonem. - Uśmiechnij się - poleciła, dodając już nieco cieplej.
- Noo… został przewodnikiem. A my jego pomocnicami - wyjaśniła smoczyca z uśmiechem. - Do rodzinnego miasta Jarvisa ciężko dopłynąć bez znajomości tutejszych szlaków wodnych. Bez tej wiedzy można trafić do bardzo niebezpiecznych miejsc.
~ Dosyć kiepskie se towarzystwo dobrał… ~ mruknął rozbawiony zielony, a Chaaya musiała przyznać mu rację. Bo choć Godiva na pewno się czarownikowi przyda, tak ona już nie bardzo.
- Mówił coś ile będzie nas to kosztować? - zaciekawiła się, krzyżując ręce pod piersiami i obserwując jak Nveryioth truchta między beczkami i daje nura pod schodki pobliskiej chatki, niczym prawdziwy tajny agent.
- Rozsądną cenę. Stać nas po tym jak nie wydaliśmy nic na pierścienie - przypomniała wesoło smoczyca.
- A więc jest jakiś pozytyw w całej tej sytuacji - odparła z lekką ulgą w głosie bardka. - Teraz załatwimy szybko co mamy do załatwienia i jeśli to możliwe, możemy dołączyć do Jarvisa.
- Tak… to ty ich zagadujesz, a ja ich łup ogonem od tyłu? - zaproponowała pół żartem, pół serio zapominając, że ogona już nie ma.
- Mmmniej więcej… a raczej mniej, niż więcej - mruknęła rozbawiona, kryjąc uśmiech za dłonią. - Ale wypnij pierś i czaruj krągłościami, niech nie mogą się skupić na targowaniu. - Mrugnęła do niej okiem z psotliwymi iskierkami w kącikach.
- Znaczy... jak..? Pokaż - zapytała zaciekawiona Gdiva z łobuzerskim uśmieszkiem. I zerkała chciwie na krągłości Chaai.
Ona jednak nie pokazała, ale stanęła przed smoczycą, zasłaniając ją przed mężczyznami. - Ramiona do tyłu, nie garb się, broda trochę wyżej i lekko w przód, by napięła się skóra na szyi i obojczykach. Nie za wysoko. Delikatnie i niezacznie. Głębokie wdechy, ale nie używaj przepony tylko płuc. Napnij brzuch i pośladki. Nogi stawiaj jedna za drugą, wtedy kołyszą się biodra przy chodzie. Gdy będziesz stała przed nimi, staraj się trzymać płuca rozwarte… tak jakbyś wstrzymywała lekko oddech, brzuch jest wtedy wygładzony a piersi uniesione. Gdy będziesz się kłaniać lub dygać, pamiętaj by zrobić to odrobinę głębiej, niech sobie popatrzą na nie. - Tancerka instruowała półszeptem, nieznacznie pomagając sobie mową ciała, co by nie wzbudzić niczyjego zainteresowania. W końcu były na widoku i taka “musztra” mogłaby co ciekawszych zastanowić, po co ona. - Źle założyłaś górę… nie ułożyłaś piersi, rozlewają ci się trochę pod pachami… ale nie martw się. Nauczę cię.
~ Ta nauka i tak pójdzie w las… ~ burknął rozbawiony Nveryioth.
~ Może i pójdzie… a może i nie. ~ Choć Chaya podzielała po trosze zdanie zielonego i nie do końca wierzyła w możliwości poznawcze niebieskoskrzydłej, nie zamierzała jej skreślać jak robił to jej partner…
Zamiast domyślać się efektu, wolała się sama o nim przekonać.
- Strasznie dużo reguł… - zamarudziła Godiva, posłusznie wykonując polecenia Chaai. - Jak ty je wszystkie spamiętujesz? Mnie by połowa wyleciała po godzinie. Tyle jest fascynujących rzeczy dookoła.
- Lata praktyki… - skwitowała z uśmiechem, przyglądając się próbom powtórzenia przez Godive, tego co jej powiedziała. Po czym odwróciła się do mężczyzn i stanęła bokiem, co by mieć ogląd i na jednych i na drugich… drugą.
Ta radziła sobie całkiem nieźle, gibkość i grację mając wrodzoną. Nie powinno to zresztą Chaai dziwić, wszak widziała powietrzne popisy smoczycy.
- Nooo… jestem gotowa - stwierdziła w końcu Godiva i miała rację. Tyle ile mogła zrobić w tej chwili, zrobiła.
- Tylko czy oni są… - mruknęła bardka, wpatrując się w stół kupców, który był nad wyraz pusty. To skłoniło ją do ruszenia do mężczyzn z uśmiechem na twarzy. - To my! - zaszczebiotała słodko, dygając grzecznie.
- Ach tak… drogie klientki - rzekł z uśmiechem Awarim. Po czym spytał. - Jak tam nasze sprawy?
A Godiva posłusznie starała się oddychać zgodnie z sugestiami bardki. Choć i tak przyciągała spojrzenia odważnym doborem stroju.
- Sprawy… sprawy mają się świetnie! - zaintonowała wesoło i z entuzjazmem tancerka, składając dłonie jak do modlitwy i trzymając je pod brodą, nawijała niczym katarynka. - Znalazłyśmy przewoźnika… ma wolny pokład i z chęcią przyjmie zlecenie, niestety jak usłyszał, że planujemy robić zakupy, stwierdził, że z babami to zleci pół dnia i woli poczekać u siebie, aż skończymy inaczej… “zdechnie” z nudy. - Chaaya wydęła ustka lekko zmieszana i spuściła posmutniały wzrok na ziemię. - Dlatego przybyłyśmy bez niego… wybierzemy co chcemy wybrać… i zabierzemy panów do niego… oczywiście, by zaznaczyć i podkreślić, że jesteśmy prawdomównymi i porządnymi kobietami, nasze zakupy, odbierzemy dopiero, gdy panów zabierzemy do kapitana. - Pokiwała ohoczo głową i popatrzyła wyczekująco na Godivę.
- No właśnie… zgódźcie się. Chcemy obejrzeć te piękne kreacje, które macie na zbyciu - poprosiła ładnie Godiva trzepocząc rzęsami. A Awarim milczał przez chwilę rozważając opcje. W końcu rzekł. - No dobra... niech wam będzie chokario...
Uradowana Chaaya podskoczyła w miejscu, po czym złapała Godivę za ręce, udając, że cieszy się, iż los w końcu się do niej uśmiechnął i trafiła na dobrych i miłych ludzi.
- To wspaniale! Obiecujemy nie zamarudzić długo, bo na pewno panowie się śpieszą - zaszczebiotała słodko, niczym plasterek miodu.
Awarim zawołał do siebie młodego smagłego młodzieńca imieniem Isman i rzekł. - Pokaż paniom towary ze skrzyń, które kazałem odłożyć na bok. Policz im uczciwie za to co sobie wybiorą.
“Uczciwie”... czyli przekładając to z kupieckiego na ludzki język: tak 120% faktycznej ceny.
Tawaif nie dała po sobie poznać, że wie więcej niźli się wydaje. Ukłoniła się zebranym, po czym pociągnęła za sobą towarzyszkę.
- Zakupy, zakupy! - wyszeptała teatralnie do Arii, uśmiechając się promiennie do sprzedawczyka.
~ Może Godiva uklęknie… do berła… haha… chciałbym to zobaczyć. ~ Rozmarzył się gad, który siedział pod stopniem i udawał, że go nie ma.
~ Żebyś ty zaraz nie klęknął przede mną… ~ zripostowała trzpiotnie bardka, idąc za mężczyzną.
Nieświadoma ich mentalnych rozmówek Godiva rozglądała się ciekawie dookoła. A może i sama gwarzyła o wszystkim z Jarvisem? Mimo, że całkiem odmienni, Godiva i czarownik byli wszak równie zżyci jak bardka i Nveryioth, choć na innych zasadach.
Isman doprowadził dwójkę dziewcząt do skrzyń i rzekł zachwalając oraz pokazując palcem. - W tej mamy suknie, w tej koszule, w tej płaszcza, w tej paski i inne dodatki. Wybierzcie sobie co wam się spodoba. To najnowsze fasony, najmodniejsze kolory i najlepsza jakość po tej stronie tych bagien.
- Oooo… - Chaaya podeszła do skrzyni z koszulami i otworzyła wieko, po czym bez ceregieli zaczęła przeglądać zawartość, starannie rozkładając i składając materiały.
- No dalej Aria… nie stój tak! - zakrzyknęła, mierząc na sobie fikuśną, fioletową bluzkę w haftowane wzory. - Sukienka i płaszcz i koszula no i pasek… czy może nie chcesz? - zapytała wesoło. - Paskiem, możesz zlać…. ups. - Zarumieniona, obejrzała się na Ismana. - Weeeeź pasek, przyda ci się. - Mrugnęła do niej okiem, szepcząc konspiracyjnie.
Godiva ciekawie przyglądała się bluzce i paskowi. Uśmiechnęła się uroczo, ni to do Ismana, ni to do Chaai. Wzięła bluzkę, wzięła pasek przewieszając sobie go przez ramię… a samą bluzkę przymierzyła pytając. - I jak wyglądam?
- Uroczo! - wtrącił Isman stojący z boku i… obserwujący obie ślicznotki przy przebieraniu zawartości skrzyń.
- Za pstrokataaa… weź mniej nasycony kolor - poleciła kompance. - Może z motywem roślinnym? Albo z wiatrem… ooo albo granat z gwiazdami! - podniecona, zaczęła przekopywać się przez bluzeczki, prawie cała znikając w kufrze. - A jak z sukienkami? Weź sobie poszukaj! Dwie, na co dzień i na kolacje - odezwała się spod wieka, kręcąc pupą w powietrzu.
- Co? A tak... już - odezwała się rozkojarzona smoczyca. Nie tylko Ismana hipnotyzował kuperek Chaai. Do uszu bardki doszedł szelest i pomrukiwanie Godivy. Widać smoczyca poszła wykonać polecenie kobiety.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 02-01-2017, 23:31   #12
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Obu kobietom, zajęło trochę czasu, zanim przewaliły zawartości wszystkich skrzyń, wymieniły się zdobyczami, poprzymierzały, ponownie poszperały, znowu poprzymierzały i ostatecznie naradziły co wybierają.
Chaaya wzięła wszystkie rzeczy, jakie postanowiły zakupić i spojrzała spod ich sterty, na sprzedawcę.
- Zdecydowałyśmy, chcemy… TO! - odparła dumnie, wręczając górę ciuchów w ramiona mężczyzny.
- Dobrze… zaraz policzę wszystko - odparł Isman z usłużnym uśmieszkiem przylepionym do oblicza. I rzeczywiście zabrał się za rachowanie. Po uprzednim ułożeniu towarów… wyjął zza paska woskową tabliczkę i rysik by spisywać zdobycze Chaai i Godivy. - To będzie… razem jakieś 500 srebrnych monet lokalnej waluty.
~ Jaaakiej? ~ Chaaya zaskrzeczała niczym papuga, tracąc na chwile rezon.
~ Jest jakaś lokalna waluta w tej dziurze? ~ Nveryioth, również wydawał się zdziwiony. Bo nigdy nie spotkał się z zagranicznym kupcem, sprzedającym w obcej sobie walucie, której nie będzie mógł wykorzystać. ~ Pytaj sie tego chłystka… ~ polecił szybko, co by nie przedłużać milczenia, a Chaaya machnęła na Godivę, porozumiewawczo.
~ Powiedz jej, że ma go zagadać! ~ wypaliła nagle Jarvisowi, po czym przeszła do relacjonowania sytacji.
- Aż tak duuuuuużo? My biedne dziewczęta z prowincji jesteśmy. - Zasmuciła się Godiva robiąc słodkie oczka do Ismana i nieco konfudując młodzieńca.
~ Lokalna waluta jest taka jaką masz w sakiewce. W okolicy nie ma złóż złota, czy srebra… tylko bagna, więc wszelkie monety krążą po okolicy. Wagowo trzeba brać ilość monet pod uwagę ~ wyjaśnił czarownik. ~ Pewnie przejdzie każda jaką mamy. ~
~ Aaaa… ~ odparła zgodnie ze smokiem, bowiem oboje nie mieli doświadczenia w kupowaniu… Nvery z wiadomego powodu, a Chaaya… cóż. Ona wszystko miała. A jak czegoś nie miała, a chciała, to mówiła i następnego dnia dostawała.
- Zdaje mi się, że twój przełożony mówił coś o rozsądnej i uczciwej cenie… a tym czasem wydaje mi się, że chcesz nas oskubać wbrew jego woli - odparła bardka skwapliwie, wygładzając fałdki na swojej spódniczce. - Nie godzi się tak niecnie postępować. - W jej głosie była nutka gniewu i zniesmaczenia, wobec zachowania chłopaka.
- Nooo... to uczciwa cena… no tak… no mogę… trochę upuścić. Ale niech to zostanie między nami. - Zamyślił się Isman. - Tak ze sto... monet?
Chaaya ściągnęła usta w dzióbek, gniewnie spoglądając gdzieś w ścianę. Jej stópka nerwowo stukała o drewniany pokład, a rączki skrzyżowała pod piersiami. - Widzisz Ario? Myśli, że jak jest zza wielkiego morza to może nas w biały dzień okradać. Ci kupcy byli tacy mili… prawie nas ugościli jak rodzinę, a ten tu traktuje nas jak ostatnie łachmaniary. Poczekaj ty, zaraz im powiem, że nie zaprowadzimy ich do przewoźnika. - Tancerka uniosła gniewnie palec w górę. - Jeszcze i jego będzie chciał oskubać i później pójdzie fama, że to my i nasza wina… - Chaaya ruszyła gniewnym krokiem po nadbrzeżu.
- Nie, nie, nie… ależ… nie… ja chyba pomyliłem się w rachunkach… eeemm… 300 monet? - Pognał za nią spanikowany Isman.
Kobieta zatrzymała się i spojrzała urażona na sprzedawcę. Nigdy nie była dobra z matematyki… cyferki ją po prostu nudziły, ale miała wystarczająco doświadczenia… bo babka się upierała by jej wnuczka potrafiła zrobić WSZYSTKO i przeprowadziła kilka rachunków w głowie.
~ No raczej na was nie zarobią… ~ Nvery ziewnął przeciągle. ~ A się wściekną jak się zorientują…
~ Będziemy się musieli postarać, by szybko stąd nawiać… ~ odparła łobuzersko Chaaya.
- No… w końcu traktujesz nas rozsądnie i po ludzku… Niech tak będzie - odparła nonszalancko. - Proszę nam to zapakować.
Kupiec odetchnął z ulgą i gorliwie przytakując, zabrał się za pakowanie zakupów. A Godiva wypłaciła mu pieniądze z uroczo złośliwym uśmieszkiem. Pozostało więc tylko udać się do czarownika, by domknąć transakcję.


Chaaya odszukała kupców i z uśmiechem na ustach oznajmiła, że zakupy skończone i jeśli im odpowiada, to razem z Arią mogą zaprowadzić ich do kapitana. Przy okazji poleciła Nveremu pilnowanie się, a Jarvisa zapytała ~ To gdzie mamy szukać właściciela klejnociku?
~ To tamten wytatuowany brodacz. Wspomniałem, że moje wspólniczki przyprowadzą mu potencjalnych klientów ~ odparł telepatycznie Jarvis.
- Zapraszamy panów, zapraszamy! - Chaaya złapała ociągającą się smoczycę za rękę i gdy tylko wszystkie zakupy były spakowane i gotowe, ruszyła w kierunku wskazanego przez czarownika mężczyznę.
Brodacz był zajęty rozmową z miejscowymi, dotyczącą uzupełniania zapasów. Ale od razu zauważył dwie zbliżające się dziewczęta… i kupców tuż za nimi. Nie był zaskoczony, gdyż Jarvis wspomniał, że poinformował go o takiej wizycie.
- Ahoj kapitanieee! - zaszczebiotała słodko bardka, wczepiając się w ramie Godivy, dyskretnie ją podszczypując, by ta nie zapominała o uśmiechu i wszechobecnej słodyczy. - Przybyłyśmy ze szlachetnymi kupcami, których zgodziłeś się podjąć. - Kobieta dygnęła, puszczając mężczyźnie oczko.
- Aaaa tak… dziękuję wielce.- uśmiechnął się kapitan, skłonił dziewczętom i rzekł do kupców.- Panowie.. chodźmy pogadać do karczmy. Zawsze lepiej się negocjuje przy piwie.
A miejscowy mężczyzna z którym kapitan negocjował, rzekł głośno.- Ej… a co z nami?
- No… jedna z tych dam jest kucharką. Ona dobierze przyprawy i składniki. Wydajcie jej w ramach wynegocjowanej ceny.
- Tak więc… która z was gotuje? - zapytał miejscowy handlarz drapiąc się po brodzie i spoglądając to na Godivę to na Chaayę. Smoczyca od razu wskazała na bardkę. A kapitan zdążył się już ulotnić z kupcami. Jeden problem z głowy, pojawił się za to następny.
~ Lece…. lece pędzeee! ~ Nvery wyskoczył spod schodka i pognał truchcikiem w kierunku Chaai.
- Ario zajmij się naszymi ubraniami - tancerka zwróciła się do niebieskiej, puszczając jej ramie i drapiąc się nerwowo po szyi. W tym czasie do jej buta dobiegł szczurek, piszcząc zawzięcie.
- Em… dobrze, chwileczkę - odezwała się do chłopa, kucając i biorąc gryzonia na ręce. - To… o co dokładnie chodzi?
- O jedzenie… ja dostarczę. Ale trzeba wskazać co… ryby, pieczywo, mięsiwo, trunki… ile trzeba i jakie. Nie wiem co panna… jakie potrawy panna pichci. - Podrapał się po głowie handlarz przyglądając się Chaai. Ta też się więc mu odruchowo przyjrzała. Parciane spodnie przepasane barwionym na kilka pstrokatych kolorów pasem. Rzeźnicki fartuch poplamiony nie tylko zaschniętą juchą. Skórzana kamizelka… i włosy wełniste na klatce piersiowej. Handlarz ubierał się skromnie zarówno jakościowo jak i pod względem ilości materiałów. Ale wyglądał na takiego co zna się na jedzeniu.
- Ach… dobrze, chwileczkę zastanowię się. - Uśmiechnęła się bardka, głaszcząc zdyszanego Nverego, który węszył w powietrzu ruszając wąsikami.
~ Ile osób i przez ile dni będzie do wykarmienia? Ten skład to dla nas? ~ Chaaya usadowiła zmienionego gada na ramieniu, kontaktując się telepatycznie z czarownikiem.
~ Dla załogi. Z tego co mi wspomniano... sześć osób włącznie z nami, na niecały tydzień w zależności jak szybko dopłyniemy ~ wyjaśnił Jarvis.
Chaaya podumała trochę obliczając wartości kilogramowe.
- No dobrze… możecie mi powiedzieć jak szerokim wachlarzem gatunkowym dysponujecie? Czy macie może suszone chilli, liście curry, imbir, czosnek, jeer… jer.. - Kobieta zacięła sie, nie wiedząc jak przetłumaczyć jedną z przypraw. Widać było, że się bije z myślami, aż w końcu zaskoczyła. - Kumin? Pieprz, sól, cynamon, kardamon, goździki, gałk…
~ Weź przestań bo się chłop zaraz zapadanie pod ziemię od natłoku informacji ~ sarknął gad na jej ramieniu, a tancerka szybko się zreflektowała i spłoszona, uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nooo…. ja oferuję raczej miejscowe przyprawy, ale za to te najlepsze. Spokojnie zastępują zamorskie przepłacone… dziwactwa. Chilli mamy, curry… imbir i błękitny imbir i szary imbir lepszy od kuminu. Pieprz czarny, biały, czerwony i wężowy też. Sól także mamy. Cynamon też. Goździki nie… ale suszony bagienny hiacynt jest od nich wyraźniejszy - zaczął wymieniać handlarz.
Bardka kiwała głową, jednym uchem słuchając sprzedawcę, drugim Nveryiotha. Po kilku chwilach zamówiła z pomocą mężczyzny odpowiedniego mięsiwa, warzyw i przypraw, pozwalających wykarmić załogę przez tydzień, a przy okazji za bardzo nie odbiegających od tego co Chaaya rozpoznawała lub potrafiła zrobić.


Chaaya westchnęła cicho przyglądając się łajbie z trudną do odgadnięcia miną. Po chwili bez słowa po prostu kiwnęła głową na znak zgody, bo w sumie… czy miała cokolwiek do gadania w tej kwestii?
~ Mnie się tam podoooba… ~ zaczął szczurek na jej ramieniu, skrupulatnie wyjadając jakąś mięsistą łodyżkę kwiatka, którego mu tancerka zerwała. ~ Bardziej mnie ciekawi… co my będziemy do jutra robić…
~ Nie obraziłabym się, gdybym mogła po prostu przeleżeć cały ten czas i nic nie musieć robić… ~ Kobieta nie pokazywała jak bardzo jest zmęczona, całą tą sytacją.
- Rozbijamy obóz, czy śpimy w karczmie? - zmieniła temat, zwracając się z uśmiechem do Jarvisa.
- Mamy klucze do dwóch kabin - rzekł w odpowiedzi czarownik wyciągając je. - Możemy się więc rozgościć na statku. Ja z pewnością muszę, bo się zobowiązałem. Ale mamy jeszcze dość pieniędzy by opłacić ostatnią noc na stałym lądzie.
- Tooo… ja i Chaaya w jednej, a ty w drugiej? - zapytała Godiva z dużym entuzjazmem podchodząc do tego pomysłu.
- To już zależy od Chaai, jak ona zdecyduje - odparł dyplomatycznie czarownik.
Bardka chciała być sama. Nie potrafiła jednak skazać zmęczonego Jarvisa na pastwę upierdliwej smoczycy. - Tą jedną noc możemy spać razem… - odparła spolegliwie, siląc się na uśmieszek. - Nveremu wystarczy but do spania, nie będzie nam przeszkadzał. - Odebrawszy jeden klucz do kajuty, weszła na pokład, rozejrzeć się i zaznajomić ze stateczkiem.
Tek okazał się dość mały i ciasny i drewniany i ubogi. Nie były to najlepsze warunki do podróżowania. Ale też nie dało się na nim zgubić. Kajuta była mała… ciasna… jednoosobowa. Niewygodna z małym łóżkiem i cóż… raczej poniżej wszystkich standardów. Na szczęście sam statek nie był przeznaczony do długich podróży i tydzień dałoby się przecierpieć. A Chaaya na razie została sama. Uradowana Godiva pognała gdzieś jeszcze pozwiedzać miasto i chłonąć widoki. Jarvis pojawił się na moment z pakunkami, po czym wspomniał bardce, że będzie w sterówce i również znikł jej z oczu.
Gryzon zeskoczył na łóżko niuchając zawzięcie i od czasu do czasu głośno kichając gdy jakiś pyłek lub kurz podrażnił jego różowe nozdrza.
Chaaya zabrała się za zagospodarowanie przestrzeni, choć… nie zajęło jej to wiele czasu, gdyż nie miała przy sobie nic… co mogłaby odłożyć. Wszystko miał na sobie Nveryioth. Odstawiwszy więc pakunki z ubraniami na bok, rozebrała się do naga i weszła na łóżko zwijając się w kłębek, nakrywając derką. Szczurek pobuszował trochę między jej nogami węsząc zawzięcie, gdyż ciało tancerki zupełnie inaczej pachniało w tejże formie, po czym ukontentowany ułożył się między piersiami i… oboje poszli drzemać.
Głośny śmiech i głośno kroki zwiastowały przybycie końca świata… marzeń sennych. Godiva wróciła. Nieco pijana. Jak się bowiem okazało, odkryła że mężczyźni stawiają kolejki ładnym kobietom. Usiadła obok śpiącej Chaai i z wesołym uśmieszkiem głaskała bardkę po głowie. Czule.
Pierwszy obudził się szczur, który po pewnym czasie wysunął nochal, a później pyszczek spod koca, dość blisko policzka Chaai. Orientując się, że to TYLKO Godiva, wlazł tancerce na policzek, a z policzka na ramię i siedziąc na tylnich łapkach, przecierał uszy i pozwalając wybudzić się dziewczynie z drzemki. Z pozoru wyglądało na to, że nie zwracał uwagi na dłoń niebieskiej, która była w dość małej odległości od niego.
~ Ugryze ją… ~ mruknął gniewnie i w tym samym przypuścił atak, ale… Chaaya słysząc oznajmienie, poruszyła się niespokojniej i gryzoń zamiast przepuścić lot na swą ofiarę, spierniczył na materac, łapkami do góry.
~ Ugryzłem. Prawie.
~ Taa… ~ Brązowowłosa popatrzyła na drugą kobietę, ziewając przeciągle.
- Późno jest? - spytała siadając i prostując nogi.
- Nooo… nie, aż tak byśmy nie poszły porozrabiać na mieście i potem uciec na mych skrzydłach. - Zaśmiała się pijacko Godiva, oczkami wędrując po krągłościach Chaai. - Ale dość późno… bo słońce już zaszło parę klepsydr temu.
- Nie tym razem Godivo… - odezwała się przepraszającym tonem bardka. - Może gdy dopłyniemy do miasta Jarvisa… - Chaaya zazwyczaj lubiła zwiedzać i poznawać nowych ludzi. Teraz jednak marzyła tylko i wyłącznie o śnie. Wprawdzie to była ważna noc dla smoczycy, która pierwszy raz mogła przechadzać się po mieście, a nie tylko obserwować je z poziomu zmysłów swego partnera, jednakże pech chciał… że ani ona, ani czarownik, ani nawet zielony smok nie byli aktualnie w “formie” by jej towarzyszyć i wspólnie się bawić.
- Jak się bawiłaś? Gdzie byłaś? - Tawaif postanowiła porozmawiać chwilę z niebieską, zanim nie spacyfikuje jej do snu.
- Noo… byłam na przykład… - I zaczęło się. Godiva się rozgadała opowiadając ze szczegółami swoje przygody, przypominając sobie każdy detal i każde wydarzenie. Ten entuzjazm pasował do Godivy, którą Chaaya znała… ta gadatliwość już mniej. Smoczyca nie była wszak taką paplą i dlatego zwróciło to uwagę Chaai. Bardka w końcu domyśliła się czemu Godiva gada o wszystkim co jej ślina na język przyniesie. Próbowała zająć myśli bardki czymś innym niż jej problemami ze Starcem i Nveryiothem. Próbowała poprawić humor Chaai.
Ten drobny gest sprawił, że dziewczyna uśmiechnęła się cieplej, chichocząc przy co zabawniejszych opisach. Nveryioth ułożył się w nogach, zwijając w kłębek i chyba znowu przesypiając, bo historie te zupełnie go nie interesowały, a udawanie groźnemu mu nie wychodziło i psuło ogólny image, jaki na siebie nałożył.
Chaaya dała ponieść się plotkom i rozmowie ze smoczycą, snując dalekosiężne plany na temat tego gdzie pójdą i czego nie zrobią gdy już dopłynął do miasta we mgle. W końcu jednak każda rozmowa musi się kiedyś skończyć, a zwłaszcza taka, która ciągnie się przez pół nocy i skończyć się nie może…
- Dobra… rozbieraj się i czas spać. Jutro wyruszamy - zaordynowała władczo tancerka.
Godivie nie trzeba było dwa razy mówić. Na jej obliczu pojawił się od razu lubieżny uśmieszek, a po chwili jej ubrania były rozrzucone po całej kajucie. Bo i Smoczyca nie przyswoiła sobie konceptu składania ubrań na kupkę. Goła od razu wskoczyła pod pled i przytuliła się zaborczo do bardki.
- Razem będzie nam cieplej. - Zachichotała i cmoknęła czule Chaayę w policzek, szyję… i na tym jej pomysłowość się skończyła, bo dała bardce spokój, nie zaczepiając jej bardziej.
~ Cholerna ptica… ~ rozległ się w głowie tancerki, złowieszczy pomruk, gdy Nvery zebrał się z ziemi po wcześniejszym wywaleniu w tak zwany komos, przez wskakującą pod pled niebieską. ~ Naszczam jej na gacie… ~ zawyrokował wrednie, oddalając się z cichym plaskiem bosych łapek o pokład.
- Dobrej nocy… - mruknęła Chaaya, kryjąc uśmiech w ramieniu smoczycy.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 05-01-2017, 21:03   #13
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wyruszyli o świcie. Parostatek żwawo przebijał się przez moczary, które o świcie były urocze.


Światło przebijające się przez liście o poranku nadawały scenerii nieco tajemniczości i baśniowości. Gdyby jeszcze nie było tych komarów i innych insektów. Poza tym jednak Chaaya nie miała większych uwag co do podróży. Owszem wygodnie nie było, choć spało się bardce miło z głową wtuloną w sprężyste piersi Godivy. Statek był ciasny, głośny… nieco brudny i hałaśliwy. Ale poza tym nie mogła narzekać. Budziła się wszak w znacznie gorszych miejscach. Załoga nie była zbyt liczna, poza kapitanem był jeszcze Joeffre… drugi obok kapitana sternik, zwany tutaj pilotem. Pełnił jeszcze dodatkowo rolę mechanika, podobnie jak kapitan. Joeffre był chudy i wysoki i podzielał miłość Jarvisa i Pasquala do broni palnej. Joeffre znał statek od każdej strony i położenie każdego gwoździa w kadłubie. I potrafił o nim gadać godzinami… czego doświadczył Jarvis który przebywał głównie w sterówce jako przewodnik wskazujący drogę. Pasqual z Joeffre się zmieniali, ale on… tkwił tam cały dzień. Pozostawiając Godivę samą, a smoczyca… straciła zainteresowanie bardką. Bowiem znalazła sobie inny obiekt do westchnień… diablicę Yasavi. Czerwonooką, czerwonoskórą rogatą wojowniczkę w błękitnym półpancerzu która pełniła rolę ochroniarza i walczyła za pomocą. Yasavi była równie energiczna i równie wesoła co Godiva. I tak samo jak ona, znudzona przebiegiem podróży. Godiva więc została jej uczennicą i ćwiczyła walkę używając w tym celu kostura Jarvisa. Chaaya...też mogła oddać się lenistwu, pomijając przygotowanie posiłków. Po jednej próbie gotowania przez Yasavi, przekonała się że najlepiej jeśli ktoś inny będzie kucharzył. Posiłki Yasavi były zjadliwe… i to była ich jedyna zaleta.


Minęły dwa dni podróży. Dwa dni meandrowania między drzewami i mieliznami. Wpływania w kolejne odnogi i coraz bardziej zanurzania się w bagnistą dżunglę.


Podróż upływała spokojnie i leniwie. Kojąco wręcz. Niektórzy się z tego cieszyli… Godiva nie bardzo. Smoczyca wyraźnie zaczęła się nudzić. Co akurat dziwne nie było. Smoczyca lubiła akcję, lubiła jak coś się działo. Tu… poza jej nauką walki nie działo się nic.
O dziwo w narzekaniach zaczęła wtórować jej przyjaciółka Yasavi. I obie zaczęły męczyć Jarvisa i Pasquala o wpłynięcie w jakiś ciekawy zakątek. Szczególnie Jarvisa, bo jak twierdziła Godiva, czarownik znał wiele miejsc na bagnach w których można było znaleźć skarby. Oraz zagrożenie, co jednak dla obu gorących głów było dodatkowym atutem. Wręcz pożądały akcji.
O dziwo, Jarvis zapewnił je że wkrótce zrobi się ciekawiej.
- Dopływamy do granicy… wkrótce będziemy musieli być czujniejsi.- wyjaśnił czarownik.


Granica… Pojawiła się nad ranem. O ile przedtem płynęli przez bagna: zieloną ścianę lasu i nieco zielonkawą wodę. To tym razem pojawiło się coś nowego.


Ruiny… stare opuszczone ruiny. Pozostałości po jakiejś wielkiej budowli. Tak stare, że doskonale się komponowały z otaczającą je przyrodą. Jakby były częścią bagien.
- Takie ruiny ciągną się milami i większość z nich nigdy nie została zbadana. Otaczają La Rasquelle, które znajdują się w ich centrum. Ale im dalej są od miasta, tym bardziej są niebezpieczne. Powinniśmy zachować czujność i na noc wystawiać warty.- wyjaśnił Jarvis przyglądając się budowli.
- Wreszcie będzie ciekawie.- stwierdziła z łobuzerskim uśmiechem Godiva.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 16-01-2017, 10:33   #14
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Dwa dni podróży minęły dla Chaai w spokojnym zaciszu mesy, gdzie przez wiele godzin przyrządzała posiłki dla załogi. To była jej jedyna umiejętność, która w jakikolwiek sposób mogłaby się przydać na pokładzie parostatku, dlatego też bez narzekania i z niejaką dozą “ekscytacji” zabrała się do dogadzania pracującym mężczyznom. Schemat potraw był podobny, bo kobieta, które je przyrządzała nie była wykwalifikowaną kucharką, a kurtyzaną lubiącą od czasu do czasu zaparzyć kawy dla swego kochanka… Na śniadanie były omlety z olbrzymią ilością dodatków i przypraw, na obiad dwa rodzaje curry z mięsem i warzywami, do tego kasza i placuszki z czosnkiem. Kolacji nie było, gdyż po obiedzie zazwyczaj wszyscy byli tak pełni, że trawili potrawy, aż do następnego dnia. Tancerka jednak gotowała wieczorami cały gar aromatycznej, mocnej herbaty z mlekiem, ogromną ilością miodu i garścią korzennych dodatków.
Chaj najbardziej przypadł do gustu, ponownie wzgardzonemu, smokowi… który do kuchni nie miał dostępu z racji tego… iż był szczurem. Znudzony zwierz, przesiadywał więc ze znienawidzonym Jarvisem, z którym prawie, że zawarł pewną komitywę. Która wyglądała mniej więcej tak, że gad nie zeżre czarownikowi niczego co do niego należy… jak od czasu do czasu będzie mógł posiedzieć mu na ramieniu lub wychłeptać trochę herbatki z dna kubka.

Tak więc… dwa dni minęły w spokoju, ciszy i osamotnieniu każdego z członków drużyny. Jarvis czuwał przy sterze, Godiva udawała amazonkę z nową przyjaciółką, Chaaya oddawała się oczyszczającej umysł pracy, a Nveryioth jak nie wkurwiał reszty, to po prostu drzemał, zwinięty w kłębek w stercie bielizny bardki, aż w końcu nastała noc trzecia… noc, która mogła przynieść niebezpieczeństwo i przełamać zły czar wszędobylskiej nudy i rutyny, która zaczynała mocno doskwierać niebieskoskrzydłej…


Nastał czas siesty… powoli zaczynało się ściemniać, choć w miejscu w którym aktualnie byli nawet za dnia ciężko było co dostrzec. Większość załogi spała lub trawiła lub… miała po prostu wolne. Na pierwsze dwie warty zgłosiła się bardka ze smokiem.
Tłusty szczur buszował po pokładzie, od czasu do czasu wyciągając łebek ku zielonym koronom drzew, po którym skakały zwierzęta. Musiał być czujny by żaden ptak nie stwierdził, że ma chętkę na niego zapolować. Krył się więc w różnych szparach, zaplątywał w olinowania, wywracał beczki, wpadał do wiader lub przepuszczał dzikie i zygzakowate sprinty przez sam środek pokładu.
Chaaya zapukała do pilotówki Jarvisa przynosząc mu kubek z parującym chajem oraz uśmiech na swojej śniadej twarzy.

- Nie drzemiesz? - zapytała półszeptem, obserwując uważnie mężczyznę gdy pił. Jej wzrok był łagodny… lecz czujny i czarownik czuł się jak na teście… bardzo, bardzo ważnym teście od którego zależą losy całego świata. Czuł się tak od pierwszego śniadania, jakie zaserwowała mu tancerka… i uczucie to nie opuszczało go w żadnej posiłku.
Cóż… można rzec, że tylko w połowie rozminął się z prawdą. Tancerka faktycznie go testowała, chciała dowiedzieć się czy potrawy mu smakują, czy woli mocniej doprawione czy mniej… które warzywa bardziej przypadają mu do gustu oraz ile miodu musi wlać do jego herbaty by była dla niego w sam raz.
- Aż tak nie ufasz umiejętnościom zwiadowczym mojego gryzonia? - zażartowała, opierając się plecami o ścianę.
- Nie bez powodu statki płynące do miasta chmur mają na swych pokładach mieszkańców owego miasta. Tu nie trzeba zwiadowcy… tylko przewodnika - wyjaśnił Jarvis popijając przygotowaną herbatę. - W głowie spokój? Wydaje się, że czujesz się lepiej.
Kobieta przewróciła oczami, dmuchając zrezygnowana w kosmyk włosów opadający jej na czoło. Jarvis był czasami biurokratyczny, aż do bólu. - Zajęcie poprawia mi humor - odrzekła spolegliwie, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Nadal nie potrafiła się przyzwyczaić do rozmowy z czarownikiem, bez jego charakterystycznego akcentu. Było w tym coś, coś nietypowego i trudnego do sprecyzowania i napawało tancerkę smutkiem. Ale z jakiegoś jednak powodu, nie zdejmowała magicznej broszki, dzięki której rozmowa między nimi odbywała się płynniej. - Który jesteś w kolejce? - odniosła się nagle do wyznaczonych wart na pokładzie.
- Trzeci… i piąty… i siódmy - stwierdził ironicznie Jarvis i zerknął na bardkę. - Ale to zrozumiałe. Jestem w domu.
- Cieszysz się? - zapytała na chwilę na niego spoglądając.
- Nie wiem… - zamyślił Jarvis i spojrzał na bardkę. - Ty… masz rodzinę?
- Kiedyś miałam - odpowiedziała zgodnie z prawdą, bojąc się dokończyć myśli. Bo teraz… nie wiadomo czy kogokolwiek w Dholstanie miała przychylnego jej osobie.
- To i tak lepiej niż u mnie. Ja w La Rasquelle zostawiłem tylko groby. Nie znam w mieście nikogo, znam za to samo miasto i jego budynki. Nadal chcesz się przekradać ciasnymi szczelinami w murach? - zapytał żartobliwie czarownik i zerknął na bardkę. - Nawet kosztem rozbierania się ze spódnicy? Kiedy się przekradałem na przedstawienia byłem podrostkiem. Trudniej będzie nam się przeciskać przy naszych gabarytach.
Chaaya posłała Jarvisowi uśmieszek, a za drzwiami rozległ się całkiem głośny stupot gołych łapek oraz odgłos szurania. Bardka machinalnie obejrzała się w tamtym kierunku, z cieplejszym uśmiechem. - A bo ja to raz się rozbierałam w życiu? - Wzruszyła ramionami. - Jeśli bym teraz zrezygnowała, na pewno nie mógłbyś zasnąć ze zgryzoty. - Machnęła na niego ręką, odbijając się od ściany.
- To prawda... ale osoby rozbierające się publicznie budzą zgorszenie. Chyba, że to część aktu… lub zamknięte przyjęcie bogatych rodów - odparł żartobliwie czarownik. - Dlatego pewnie niektórych ekscytuje łamanie takich zasad i nie dawanie się na tym łamaniu przyłapać.
- Obiecuję być dyskretną, byś nie popadł w kłopoty - mruknęła spolegliwie, puszczając do niego oczko oraz pociągając za sznureczki w półgorseciku jej spódnicy. - Połóż się i odpocznij, a ja idę połamać prawo z Nveryiothem… - Poluzowana tkanina opadła na podłogę, wzbudzając u Chaai chochliczy chichot, po czym jak gdyby nigdy nic, wyszła za zewnątrz, słysząc za sobą sarkastyczny i żartobliwy komentarz czarownika. - Jak mam się położyć, skoro stoję dzięki tobie?
Smok, rozwlekł jakieś olinowanie po całej długości statku i aktualnie wyglądał na pobliskie drzewa przez wypadnięty sęk w beczce.
Statek powoli przemierzał rzekę wesoło pyrkocząc parą i dymem. Okolica była głośna od krzyków ptaków i odgłosów innych zwierząt. Życie pleniło się dookoła nich i kipiało różnorodnością, ale z perspektywy statku życie płynęło leniwie. Gdzieś tylko z dzioba słychać było świst ostrza włóczni oraz ciche krzyki. To ich rogata ochroniarz ćwiczyła w samotności.
~ Nie masz na sobie spódnicy ~ odezwał się gad w jej głowie.
~ Nie mam ~ potwierdziła tancerka, podnosząc beczkę, spod której wypełzło tłuste ciałko szczura.
~ Zrobiłem pułapkę na Godivę… nie ruszaj tej liny ~ polecił jej towarzysz, pozwalając się wziąć na ręce.
Chaaya nie zamierzała komentować jego wypowiedzi, tak samo jak on nie zamierzał wnikać w jej wybrakowany ubiór. Nietypowa parka kucharki i jej wiernego gryzonia, przemierzała po pokładzie raz po prawej stronie burty, by na końcu stateczku zawrócić i iść po lewej.
I oczywiście w końcu musiała się natknąć na zdumioną Yasavi, która skończyła trening i wracała do swej kwatery. Na widok niekompletnej garderoby bardki spytała zdziwiona. - Eeeem… wydarzyło się coś o czym powinnam wiedzieć?
Szczur w ramionach tancerki przeciągnął się leniwie, otwierając pyszczek w głębokim ziewnięciu, po czym powrócił do drzemania w pozycji a’la ludzkie niemowlę.
- Trenuję. - Bardka mrugnęła do diabolicy, mijając ją bez większego zainteresowania.
- Co właściwie trenu… a zresztą, nie moja sprawa. Ja tu tylko spokoju pilnuję. - Wzruszyła ramionami Yasavi i ruszyła swoją drogą.
Obie warty przebiegły Chaai i Nveryiothowi w “ciszy” i spokoju. Para narobiła kilka nadprogramowych kółeczek, zanim w końcu nie postanowili obudzić Jarvisa.
~ Możesz być tak miły i jeszcze chwilę poczuwać? ~ Chaaya przystanęła pod drzwiami, a smok zeskoczył na deski pokładu oglądając się z wyrzutem na partnerkę.
~ Tylko nie parzcie się za długo… ~ mruknął odbiegając by sprawdzić, czy lina która zostawił dla smoczycy, nigdzie się nie poplątała.
Bardka weszła cichutko do kajutki, ściągając bluzkę po czym podeszła do legowiska czarownika, przez chwilę przyglądając się jak mężczyzna śpi.
Wyglądało na to, że Jarvis aktualnie śnił, snem niespokojnego, co złagodziło jej zapędy do brutalnej pobudki. Siadając na brzegu łóżka, pogładziła mężczyznę po policzku, zahaczając opuszkami o linię szczęki i podbródek.
Otworzył oczy szeroko i nagle, spoglądając na Chaayę z początku jakby jej nie poznając. Potem się uspokoił i uśmiechnął delikatnie.
- Zamiana… - Chaaya klepnęła go w ramię, przechodząc nad nim i na chwilę stając na czworaka, tak, że ich twarze znalazły się na podobnej wysokości, po czym cmoknęła go w nos i położyła się na łóżku, szybko zakopując pod koce oraz wtulając się niczym czepliwe zwierzątko w jego rozgrzane ciało.
- Powinnaś już wiedzieć… że nie jestem z kamienia - mruknął cicho Jarvis, drżąc i dłońmi żarliwie wodząc po pośladku i plecach wtulonej niego bardki. Która jednak musiała stwierdzić, że czarownik mija się z prawdą, bo przytulona do niego czuła, że przynajmniej w jednym miejscu jest twardy.
Odpowiedział mu jednak cichy pomruk, gdyż tancerka zajęta była podgryzaniem go w szyję i obojczyki.
~ Mamy kilka minut, zanim Nvery stwierdzi, że zabawnie będzie pojawić się między nami ~ Po chwili czarownik dostał dość jasny i jednoznaczny komunikat z jej strony.
~ W takim razie wybacz mi, że będę drapieżny. ~ Jarvis obrócił się, przygniatając delikatnie bardkę do łóżka, jego usta zaborczo przylgnęły do jej warg w namiętnym i samolubnym pocałunku. Jego biodra poruszały się lekko, acz nie przeszył jeszcze Chaai swą włócznią, sprawdzając jedynie czubkiem, czy aby jest gotowa na jego podbój. Może i był dziki w swej namiętności, ale… jak zawsze chciał, by żar ogarnął ich oboje, ale na to mieli za mało czasu, a poza tym Chaai najwyraźniej nie przeszkadzało bycie aktualnie w lekkim “tyle”. Z równą pasją co mężczyzna odwzajemniała pocałunki, a ostre pazurki, kreśliły miłosne szlaki na jego łopatkach i lędźwiach. Rozchylone uda, oraz biodra poruszające się lekko na boki co raz trudniejsze były do zignorowania. Zwłaszcza, że czas naglił.
A Jarvis nie zwykł ignorować jej sugestii, toteż bardka poczuła żar jego żądzy w sobie, mocno gwałtownie i przyszpilająco do łóżka za każdym razem. Jarvis nie oszczędzał ani jej, ani siebie, ani łóżka które zajmowali. Było więc głośno… jeśli chodzi o skrzypienie, bo usta co raz to były zajęte namiętnymi pocałunkami.
Nie ważnie jak absurdalnie to brzmiało, Chaaya czuła się nad wyraz nostalgicznie w tejże sytuacji. Czerpała przyjemność z samego faktu dawania komuś przyjemności… nie wróć, cieszyło ją… że dawała ją Jarvisowi. Który najwyraźniej się troszkę “stęsknił”.
Zarzuciwszy mu jedną nogę na biodro, ostatecznie zrzuciła z ich ciał koce, wystawiając ich rozgrzaną skórę na kontakt z chłodnawym powietrzem.
~ Nie chce nic mówić, ale to wyro się zaraz rozpadnie… ~ Głos smoka pojawił się znikąd, wprawiając bardkę w lekki stan paniki, przez co na chwilę zwarła wszystkie mięśnie, doprowadzając w ten sposób czarownika do kulminacji.
~ Jesteś tu? ~ pisnęła przerażona, odrywając się od ust kochanka i spoglądając na niego szeroko otwartymi oczami.
~ No… na ziemi. ~ Faktycznie… był tam, siedział i się gapił.
Czarownik nie zdawał sobie sprawy z tego nieprzewidzianego świadka, ale też i sytuacja nie sprzyjała rozkojarzeniu. Tulił więc do siebie bardkę oddychając szybko i pieszczotliwie wodząc palcami po jej nagiej skórze lśniącej kropelkami potu.
Smok miał ochotę puścić pawia na widok tych ckliwych ceregieli, ale postanowił nie puszczać pary z pyszczka. Wdrapawszy się po kocu, na pryczę, przedreptał wzdłuż nogi Chaai, która zajęta była gładzeniem Jarvisa po plecach i pośladu oraz czułym muskaniem jego ust własnymi.
~ Koniec tego dobrego! ~ zapiał wściekły szczur, wciskając się między obejmującą parę.
- Mały, puchaty zazdrośnik z niego - mruknął Jarvis przyglądając się gryzoniowi. - Czy może zmarzł?
Czarownika nowa postać Nverego niespecjalnie odrzucała. Ale bardka wiedziała o nim wystarczająco dużo by się temu nie dziwić. - W La Rasquelle będzie się musiał bardziej pilnować. Dużo tam szczurów, dużo i szczurzyc i ich feromonów.
Gryzoń ułożył się na szyi kobiety, popiskując przy tym gniewnie.
- Musimy go odmienić… jak najszybciej - W jej głosie pobrzmiewał rozkaz, determinacja… ale i dziwna nuta błagalności. Najwyraźniej, to właśnie ona ze wszystkich, najmocniej przeżywała zmianę swojego partnera, a może po prostu się martwiła.
Czarownik zmarkotniał wyraźnie i pogłaskał dziewczynę mówiąc cicho. - Starzec może w każdej chwili uwolnić go od klątwy. Bez jego pomocy… cóż… musimy znaleźć maga lub kapłana potężniejszego od Starca. Ewentualnie jakąś potężną istotę.
Usta Chaai zwarły się w ciasnym, kwaśnym uśmieszku, a spojrzenie momentalnie pociemniało. Nie miała zamiaru rozmawiać ze Ślepcem. Sama znajdzie sposób by odczarować smoka, który był dla niej większym priorytetem niż przestarzały duch czyiś wspomnień. Bardka odwróciła twarz od rozmówcy, a Nveryioth podniósł tylko łebek by by obejrzeć się to na nią, to na Jarvisa i ponownie się ułożył.
- Na szczęście w La Rasquelle można znaleźć takie istoty, jednak zawieranie z nimi umów bywa ryzykowne. Z drugiej strony… i tak jeśli chcemy wypchnąć Starca do nowego ciała, czeka nas dużo ryzykownych działań i planów - mruknął czarownik delikatnie odgarniając kosmyki włosów znad jej twarzy. - Jak choćby znaleźć potężnie ciało… naczynie.
Dziewczyna spojrzała na niego koso z miną naburmuszonego dziecka zmuszonego do jedzenia warzyw. Przez chwilę ważyła słowa na języku, ale ostatecznie mruknęła tylko, biorąc w palce ogon gada i zwalając jego zadek ze swojej szyi.
~ Suka. ~ Szczur przekręcił się na łapki i usiadł czyszcząc łebek, od czasu do czasu wyciągając się by dziabnąć kosmyk włosów mężczyzny. Tak dla równowagi… by nie było, że go tolerował.
- Myślę, że ryzykowne działania to najmniejszy problem… - Chaaya w końcu przełamała milczenie, udając, że skupia się na strzepywaniu niewidzialnego pyłku z piersi. Widać było, że nie czuła się komfortowo w tej rozmowie.
- To co byś chciała zobaczyć w samym mieście? - zapytał Jarvis próbując zmienić temat na przyjemniejszy.
Przez chwilę mógł zaobserwować iskierki podniecenia w jej orzechowych oczach. Uniosła lekko głowę, gładząc dłonią jego ramię.
- Burdele - odpowiedziała z pasją w głosie. - I biblioteki, jeśli takowe macie… a jak nie macie to może czyjąś prywatną… No i ogrody, może pola uprawne… Chciałabym poznać trochę roślinności. I… i… - Przy ostatnim, wyraźnie rozpromieniała. Uśmiech stał się łobuzerski, a oczy zaszły dziwną mgiełką. Gryzoń po jej prawej zapiszczał nagle, zwracając na siebie uwagę i momentalnie gasząc w niej zapał.
Tancerka rozluźniła się nieco pod ciałem mężczyzny. - W sumie to nic szczególnego. Co byś mi polecił?
- Burdele? Męskie dla znudzonych bogatych wdów? Czy… bardziej publiczne? - zapytał zaciekawiony czarownik, po czym dodał z łobuzerskim uśmieszkiem. - …I dokończ co miałaś na myśli. Nie krępuj się.
- Dla mężczyzn… i nie jakieś podrzędne, a najdroższe z najlepszymi kobietami. Może czegoś bym się nauczyła? Może zasięgnęła języka… albo skontaktowała z… - ciągnęła zamyślonym tonem, a szczur piszczał i piszczał, jakby wypowiadał teraz jakąś bardzo ważną tyradę. - Skończyłam, nic więcej nie chcę oglądać. - Poderwała się nagle by ucałować go w usta, przy okazji trącając gryzonia łokciem, aż biedak mało nie zleciał z łóżka, gdyby nie przytrzymał się łapkami materaca.
- To nie szkółki… - zaśmiał się Jarvis i mruknął łobuzersko. - Musiałabyś którąś wynająć, ale są takie zamtuzy. W żadnych nie byłem w środku, więc wiele powiedzieć nie mogę. Bibliotek nie ma, ale w antykwariatach można wynająć czas do spędzenie z woluminem. To tańsze niż jego kupienie.
Zamyślił się dodając. - Mówiłem ci już o operach? O przedstawieniach prawda? Są jeszcze wyścigi gondoli na przykład.
- Dobry wzrok i jedna noc u boku takiej panny potrafi zdziałać cuda, inaczej nie mogłabym samodzielnie pracować. - Obruszyła się dumnie, zadzierając nosek. - Ty się nią zajmiesz, a ja popatrzę - odparła skwapliwie, jakby już podjęła decyzję i zaplanowała całe przedsięwzięcie.
- Opery… coś o nich wspominałeś… ale dalej nie potrafię sobie wyobrazić tych całych gond… gondol. To takie łódeczki prawda? - Chaaya poprawiła się na poduszce, dając pstryczka w nos nadchodzącemu gryzoniowi, który znowu o mały włos nie zleciał na ziemię.
- Długie i wąskie łódeczki do pokonywania długich wąskich kanałów, bo tam nie ma dróg. A za gapienie się na moje figle będę się domagał rekompensaty. - Pogroził delikatnie palcem Chaai.
- A czego ty jeszcze chcesz… przecież dziwka będzie twoja. - Udo tancerki niebezpiecznie wspięło się po biodrze czarownika, po czym oparła nogę o jego pośladki.
- Ale wstydliwy jestem... kiepsko mi staje, gdy ktoś się gapi - łgał jak z nut Jarvis nawet z tym faktem się nie kryjąc. Uśmiechał się bowiem bezczelnie. - Nie okażę się dość męski będąc obserwowanym z boku. Zbłaźnię się przy kurtyzanie.
- Zaparzę ci ziółek - odparła ze zblazowaniem, zamiatając ręką tłuste ciałko Nveryiotha, który z plaskiem uderzył o pokład.
- Nie lubię ziółek - poskarżył się niczym małe dziecko Jarvis, wodząc palcami po nagim pośladku Chaai i kreśląc na nim jakieś tajemne znaki, które tylko sam rozumiał. Niemniej muśnięcia tych palców były pieszczotliwie i w planach niewątpliwie służyły rozbudzaniu “apetytu” bardki. O własny apetyt czarownik martwić się nie musiał, co zresztą tawaif czuła.
- W takim razie nie zbłaźnisz się przed jedną, a dwiema dziwkami - zawyrokowała oscentacyjnie, całkowicie ignorując poczynania jego niecierpliwych dłoni.
Cichy chrobot i drapanie pazurkami o materiał świadczyło o heroicznej wspinaczce gryzonia gdzieś boku łóżka.
- Dlatego winniśmy pomyśleć nad jakąś nagrodą dla mnie, która zmotywuje mnie do większego… wysiłku - odparł poważnym tonem czarownik z całkiem niepoważnym uśmiechem, nadal pieszczotliwie muskając pośladek Chaai i najwyraźniej nie przejmując się nikłymi jak dotąd efektami swych działań. Może był cierpliwy… a może lubił pieścić jej ciało i doprowadzać ją do wrzenia… czasem.
- No dobrze… wygrałeś, zrozumiałam twą aluzję, pójdę tam z Nveryiothem. - Na te słowa gad spadł na ziemię z cichym skrzekiem, po czym przetruchtał przez pomieszczenie, najwyraźniej chcąc się szybko z niego ewakuować.
- Nooo… to chyba chcesz się ze mnie pośmiać, a nie nowych sztuczek się nauczyć. - Zaśmiał się głośno Jarvis po tych słowach i delikatnie dał klapsa Chaai. - Nieładnie psuć taką doskonałą fantazję takim wtrąceniem, zła Chaaya… zasłużyłaś na klapsa.
- Zła… wyrodna… i bezduszna. - Przytaknęła skwapliwie, podnosząc biodra by otrzeć się łonem o męskość mężczyzny. - I mówiłam śmiertelnie poważnie. Nvery zda się nawet lepiej - zamruczała w zadowoleniu, gryząc go w podbródek i czarownik wiedział… że mówiła poważnie.
- Oj… bo przełożę cię przez kolano i dam razy… - szepnął cicho i już mniej żartobliwie Jarvis, wpierw masując pupę Chaai, a potem rzeczywiście dając nieco mocniejszego klapsa. Jego spojrzenie też było bardziej drapieżne.
- Może i Kassim potrafił poskromić kochaną Charitę, ale gwarantuje ci, że takie głaskanie nie robi na mnie wrażenia - cichy syk koło jego ucha był zmysłowy i gorący, jednakże paznokcie wbite w skórę działały niczym wiadro lodowatej wody. Zdecydowanie nie była to pieszczota, a czysta chęć sprawienia komuś bólu. - A ty przypadkiem masz teraz wartę, nie myle się?
- Warta nie ucieknie… - wymruczał czarownik i siarczyście uderzając w pośladek Chaai, choć poczuł ból od jej paznokci. - Niemniej masz trochę racji Chaayu, nie poskromię cię w tym pomieszczeniu, teraz… nie w tej pozycji. Ale… kto wie, może później znajdziemy czas i miejsce, jeśli w tobie znajdzie się ochota do bycia poskramianą.
Kobieta sapnęła, tłumiąc chichot. - Kto wie, kto wie… - Nacisk paznokci zelżał, by w końcu zniknąć całkowicie, gdy tancerka przeniosła dłoń na poduszki, wcześniej odgarniając mężczyźnie włosy za ucho.
Nie wyganiała go, ale też za bardzo nie kwapiła się do kontynuowania rozmowy, obserwując z półuśmieszkiem jego gesty i mimikę.
- Właśnie… - mruczał czarownik, patrząc wprost w jej oczy i delikatnie wodząc palcami po pupie, by dać znienacka kolejnego siarczystego klapsa. Po czym wsunął drugą dłoń między pukle jej włosów, by dotrzeć opuszkami palców do jej karku i nakłonić bardkę do nachylenia swych warg ku jego ustom.
Miejsce po ostatnim uderzeniu, przyjemnie szczypało, rozchodząc się gorącą falą po udzie tancerki, która jednak nie chciała iść na współpracę, zapierając się przed nachyleniem. - To powiedz mi… którą to część pocałunku lubisz najbardziej… i dlaczego. - Śniada twarz przybliżyła się o kilka centymetrów, lecz nie na tyle by ich usta mogły połączyć się.
- Samo zetknięcie warg… powolne i delikatne. Początek zapoznawania się poprzez dotyk. A ty? - zapytał w odpowiedzi Jarvis, delikatnie muskając zarówno pośladek jak i udo. Sam będąc rozpalonym do czerwoności, co również Chaaya odczuwała tuląc się do niego.
- Chwila przed… - wymruczała zmysłowo, otulając jego usta swoim gorącym oddechem. - Chwila kiedy zamykasz oczy i czekasz na wspaniałe uniesienie, które pod wpływem wyobraźni i oczekiwań potrafi rozpalić do białości… - Był oczywiście jeszcze jeden powód i to dość oczywisty. Przedłużanie napięcia, było w pewien sposób sadystyczne i perwersyjne i wpasowywało się w dzikie gusta tawaif.
- Chwila kiedy ty zamierzasz całować jego… czy on ciebie? Kto ma wtedy władzę nad tą chwilą? - zapytał zaciekawiony wyraźnie jej zdaniem czarownik.
- Hmmm… - Chaaya zamknęła oczy zamyślając się na chwilę. - Myślę, że w tym wypadku działa to w obie strony… - jej głos był cichy i lekko napięty, gdyż najwyraźniej zapragnęła zaczerpnąć trochę ekscytacji w zaistniałej sytuacji.
- Jest możliwość… że nie wytrzymam i w końcu przycisnę swe usta do twoich - stwierdził po chwili namysłu czarownik szepcząc cicho. - Czy ten fakt… ta możliwość podsyca twe pożądanie?
- Nawet… nie wiesz… - zaczęła cicho, przełykając ostrożnie ślinę, zmniejszając odległość między nimi. Jarvis niemal czuł dotyk jej ust na swoich, ale gdy tylko próbował je pochwycić okazywało się, że nadal jest za daleko. - ... jak bardzo… - Miał niemal wrażenie, że usłyszał własną wyobraźnię, gdy Chaaya trąciła go pieszczotliwie nosem o nos. Niczym mały dusiciel zaczynała oplatać jego ciało. Zagarniać do siebie udami i rękoma. Wdrapywać się na niego, przyciskać do siebie kawałeczek po kawałeczku, aż w końcu była na nim, rozkosznie ocierając się o niego łonem. Wyraźnie drażniąc i prowokując.
Gdy już myślał, że kobieta pozwoli mu wejść w nią i zakończyć powolną torturę, czuł jak bardzo jest gotowa, chętna i gorąca, niestety upragnione bramy pozostawały zamknięte, a on mógł jedynie łomotać w nie w nadziei, że ktoś w końcu mu otworzy.
Raz po raz… już prawie, praaawie rozchylał ją swym grotem i wtedy poruszała mocniej biodrami i lądował między jej pośladkami, lub między ich łonami.
- Złośliwa… zła kobieta… sadystyczna kusicielka… należy cię ukarać. - Jarvis mruczał te inwektywy wyjątkowo zmysłowym tonem głosu. I nagle dał mocnego i głośnego klapsa… bolesnego niczym ukłucie ostrogi.
Chaaya stłumiła swój krzyk zaskoczenia pomieszanego z rozkoszą, wpijając się w usta mężczyzny, pełna pasji i żądzy, niczym mała pirania. Wypięła pupę, wysoko nad jego biodra, machając pośladkami na boki, jakby zapraszała do aktywniejszej zabawy.
Palce mężczyzny pochwyciły jej pośladki, gdy tak go całowała. Zacisnęły wbijając paznokcie w skórę, po czym Jarvis nie przestając zachłannego pocałunku, dawał mocne i głośne klapsy w wypięty tyłeczek, przeszywając całe ciało bardki impulsem bólu i rozkoszy. Wiedział jak uderzać… na pewno się na kimś szkolił. Co było atutem w tej chwili.
Z każdym uderzeniem, stawała się co raz głośniejsza, choć jej jęki i tak ginęły w jego ustach. Pocałunek zaczynał bardziej przypominać batalię, zwłaszcza dla Jarvisa przygniecionego jej ciałem, gdyż im bardziej ona się wypinała, tym bardziej on czuł nacisk na swoją klatkę piersiową. Zaczynała odcinać go od powietrza. W zamierzeniu czy przez przypadek?
Głośne warknięcie, ból oraz krew wypływająca z nadgryzionej wargi zakończyła figla. Bardka usiadła mu na brzuchu, spoglądając z góry. Nie wyglądała na zadowoloną, chyba nie doceniała kunsztu czarownika.
Chaaya pokręciła głową, rozsypując falujące włosy na nagich ramionach.
- Jesteś bardzo dziką istotką… i trudną do rozszyfrowania - mruknął Jarvis leżąc spokojnie i wędrując spojrzeniem po nagim ciele bardki. Delektował się jej urodą w milczeniu, od czasu do czasu muskając uda i pośladki dziewczyny opuszkami palców.
Tancerka wyraźnie ważyła słowa. Była wręcz zamyślona. Przekręciła głowę w bok, wpatrując się w klatkę piersiową czarownika, kreśląc pazurkami leniwe wzorki. Brwi miała ściągnięte i uparcie milczała.
W końcu wzruszyła ramionami i pochyliła się by ucałować Jarvisa. Czule i pieszczotliwie, delikatnie.
- I jak tu nie ulec twemu urokowi? - Pogłaskał ją po włosach czarownik tuż po pocałunku.
- Chodźmy na zewnątrz… - poprosiła go, całując go w brodę, szyję, jabłko adama i zatrzymała się na złączeniu obojczyków.
- Trudno odmówić takiej pokusie - mruknął Jarvis próbując się podnieść… i dając jej tym znak, by zsunęła się z niego.
Chaaya podniosła sie na kolana i zeszła z mężczyzny, siadając obok. Gdy ten wstawał, widział jak przypatruje się z zadowoleniem jego męskości. W końcu i ona się podniosła, stając za jego plecami i wtulając sie w niego, oplotła rękoma w pasie, czule gładząc go w okolicach łona. - Prowadź.
Ruszyli powolutku do przodu. Jarvis rozejrzał się dookoła po otwarciu drzwi i rzekł cichutko. - Musimy być bardzo ostrożni. Albo przynajmniej cisi.
Ton czarownika był żartobliwy, więc nie przykładał aż tak dużej wagi do swych słów. - Dziób? Mostek? Rufa?
Kobieta szła tuż za nim, bawiąc się jego przyrodzeniem i od czasu do czasu dzióbiąc go nosem między łopatkami. Dała sie prowadzić niemal bezwiednie. - Uważaj na linę… jest ważna - ostrzegła go, gdy za bardzo zaczęli skopywać ją ze ścieżki, przyrządzonej przez gryzonia.
Na pytanie gdzie iść dalej nie odpowiedziała, a jedynie skręciła jego naprężonym członkiem w bok pokazując by szli w prawo… na przód statku.
Statek kołysał się na wodzie powoli i miarowo przesuwając się do przodu. Dwójkę kochanków owionął chłodny wietrzyk nocy tylko, odrobinę studząc ich rozgrzane ciała.
- Kochałaś się już tak na statku? - zapytał żartobliwie czarownik.
- Nie… - Zachichotała, podgryzając go pieszczotliwie.
- Ja tak… przykuty z kochanką kajdanami. Statek ów był bowiem szybszy od tego tutaj i gdybyśmy nie zachowali pewnych reguł bezpieczeństwa, to by nas zwiało z okrętu w dół. A to był latający okręt - wyjaśnił czarownik z uśmiechem stając na dziobie z rozłożonymi szeroko dłońmi i delektując się chwilą, oraz drobnymi pieszczotami bardki.
- Musiało być wam strasznie zimno… - stwierdziła po chwili namysłu, jakby nie do końca przekonywała ją wizja zdmuchnięcia przez pęd powietrza. Przez chwilę milczała poświęcając się ulubionej części mężczyzny. - Tooo… w jakiej pozycji to zrobimy?
- Byliśmy nieco nafaszerowani narkotycznym ziołem... więc chłodu nie czuliśmy. Choć pewnie było zimno - wyjaśnił czarownik i zerknął na dziób dodając. - Możesz się na nim wygodnie usadowić wciskając pupę i szeroko rozłożywszy nogi położyć je na obu burtach. Dość wygodna pozycja. Lub oprzeć się dłońmi wypiąć krągłą pupę na zachętę. Zależy jak ci by było wygodniej… lub co tam fantazja ci podpowie jeszcze.
- Pfff chyba śnisz - obruszyła się bardka odsuwając się od mężczyzny. - Odwracaj się.
Jarvis odwrócił się powoli w jej kierunku zgodnie z jej poleceniem. - To były całkiem rozsądne pozycje… takie podyktowane… - zamilkł wodząc spojrzeniem po bardce. Zdecydowanie wolał zastosować usta w bardziej kreatywne sposoby, niż gadanie po próżnicy.
Tancerka uśmiechnęła się lisio, wyciągając do niego ręce by zgrabnie wskoczyć mu w ramiona, oplatając udami w pasie. Pomruk żądzy został zamknięty w ciasnym pocałunku. - Zawsze tak dużo gadasz kiedy nie potrzeba? - zapytała gdy odessała się z głośnym cmoknięciem od jego warg. - Bierz mnie. - Nie czekała na odpowiedź, przytulając się do niego ciaśniej ponownie go całując.
Czarownik pochwycił ją odruchowo za pośladki i tracąc równowagę… usiadł na dziobie. Nakierował jednakże po chwili podbrzusze bardki na jej cel. I Chaaya poczuła jak zdobywa kochanka nabijając się na niego siłą ciężkości. Znów była nad nim, ale też i Jarvis posłuchaj jej rady, zajmując swe usta całowaniem jej piersi i ściskaniem pośladków dziewczyny nadając tempo ruchom jej bioder.
Kobieta dyszała na przemian śmiejąc się i jęcząc z zadowolenia. Czarownik był pewien, że tym razem równie mocno jak on doznaje uniesienia i satysfakcji. Zatapiając dłonie we włosach partnera, wdychała jego zapach, ujeżdżała go nie za szybko i nie za wolno, w sam raz by mogli porozkoszować chwili obcowania ze sobą.
Pieszczoty te połączone z sytuacją nadawały całej zabawie nutki dzikości. Dwa splecione ze sobą ciała, pocałunki i pieszczoty. Jarvis całkowicie się zapomniał w tej chwili, wielbiąc ustami krągłości piersi Chaai i dłońmi jej pośladków. Niemalże zapomniał o całym otaczającym ich świecie. Ten zaś dopominał się o uwagę jakimiś odległymi wrzaskami.
Gdy Chaaya zaczynała się zbliżać do upragnionej i długo wyczekiwanej chwili, ponownie przełączyła się w tryb, im głośniej tym lepiej. Co raz zuchwalej dopingując kochanka, powtarzającym niczym mantrę, słowem. - Mocniej, mocniej, mocniej, mocniej!
Owocowało to… oprócz oczywistych gwałtownych ruchów bioder kochanka i drapieżności jego pieszczot, także chybotliwym kołysaniem się całego statku i ciągłym skręcaniem na boki. Ktoś tu się chyba przestał przykładać do sterowania parowcem.
Gesty stawały się co raz bardziej zachłanne. Dotyk drapieżniejszy. A sama bardka wydawała się być teraz niemal wygiętym od wiatru żaglem, na maszcie Jarvisa. Przestała się liczyć zmysłowość a jedyne szybkie dotarcie do kulminacji, która przywitała z głośnym westchnieniem i czerwonymi szramami na jego plecach.
I poczuła, że jej kochanek miał równie intensywną kulminację. Co miało swój urok…
A gdy tak gładził jej pośladki z głową wtuloną w piersi dodał. - Pamiętasz ową ważną linę? Godiva się w nią zaplątała. Przed chwilą.
- A… czy majtki… znalazła? - wysapała zmęczona, opierając się brodą o czubek jego głowy.
- Majtki? - skupił się lekko i zamknął oczy. - To jej zginęły majtki? Hmm… aaa tak… ona chyba ich nie nosi zazwyczaj. Zapomina.
Chaaya odchrząknęła, śmiejąc się cicho, rozluźniając uścisk nóg i powoli zjeżdżając stopami na pokład. - Czyżby koniec warty?
- Zdecydowanie… a i Godivę trzeba uwolnić. Może nie od razu. Chciała nas podejrzeć w akcji - wyjaśnił czarownik z uśmiechem.
Bardka stała we względnej ciszy, muskając ustami klatki piersiowej mężczyzny. Nie za bardzo chciała wracać do “obowiązków”, a może ciężko było jej dojść do siebie po małej przejażdżce w siodle czarownika.
W końcu jednak odsunęła się nieznacznie, odwracając się do niego plecami. - W takim razie… ty wyplatujesz Godivę, a ja chowam Nverego… - odezwała się pogodnym tonem, skupiając wzrok na “tajemniczej” beczce z mysim ryjkiem w dziurze po sęku.
~ Od kiedy mnie podglądasz… ~ zapytała wyraźnie rozbawiona, gdy smok skrył się we wnętrzu beczki.
~ Od kiedy jestem szczurem ~ odburknął w odpowiedzi gad.
~ Ach… to wszystko wyjaśnia…

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 16-01-2017, 12:46   #15
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Minął dzień i nastąpiło skręcenie parostatku w kolejną odnogę. Tym razem powietrze wydawało się gęstnieć od oparów, robić się cieplejsze i wilgotniejsze.
- Gorące źródła… - tak tłumaczył to Jarvis. Przepływali powoli przez leniwie płynącą rzekę, aż dotarli do miejsca, które przyciągało wzrok… zwłaszcza spojrzenia Godivy, Yasavi i ciekawskiego Nveryiotha.
Kolejne ruiny.


Potężne wieże broniły wejścia do ruin miejsca niewątpliwie starożytnego. Niczym dwaj cisi obserwatorzy osób przepływających w statku.
- Ja tam chcę, ja tam chcę… - powtarzała Godiva wskazując na budowle.
- Mogłybyśmy się tam rozejrzeć. Miasto nam nie ucieknie - proponowała Yasavi.

***

Krojenie pomidorów było nader zajmującym zajęciem. Nie był to szczyt jej marzeń, rzecz jasna, ale też nie powodowało w niej sprzeciwu do zaistniałego stanu rzeczy. Przygotowywała jedzenie. Dla siebie i dla osób, którym dobrze życzyła. Nic więcej nie mogła zrobić. Nic więcej nie potrafiła… a teraz gdy w jej wnętrzu czaił się potwór, a przeszłość ponownie ją dopadła. Potrzeba robienia czegoś, była nader paląca.
Musiała kroić pomidory, więcej i więcej, by nie myśleć. By czuć grunt pod stopami.

Historia zatoczyła koło.
Pozwoliła by ponownie odebrano jej wspomnienia i tożsamość, którą tak pieczołowicie odbudowywała po wyjściu z lochów.
Czuła w całym ciele odrętwienie i ospałość, czuła, że zaczyna się poddawać. Bogowie nie byli jej łaskawi w tym wcieleniu. Stawali na jej drodze wyzwania, które choć łatwe były do pokonania fizycznie, psychicznie jawiły się wielometrowym murem, pnącym się wysoko w powietrze.

„Na co czekasz?!” głos jej babki rozbrzmiał władczo w jej głowie. „Jesteś tawaif. Możesz robić wszystko czego zapragniesz! Wespnij się, walcz do cholery, wydrap łajdakowi oczy, zajedź go na śmierć i nakarm nim skorpiony. Niech poczuje twój jad…”
”Wojna!” zakrzyknęła jedna z tancerek.
”Wojna!” zawtórowały jej inne.

Tak… powinna iść ze Ślepcem na wojnę… powinna pokazać mu, że zadarł nie z tą kobietą co powinien. Nie raz i nie dwa wywoływała konflikty, toczące się na pustyni. Była dholianką… była jadowita niczym skorpion, niczym kobra królewska.
Koniec z szukaniem naczynia dla Czerwonego. Koniec ze strachem, iż ten zawładnie jej ciałem i zepchnie ją w odmęty. Koniec z byciem słabą… zdobędzie wiedzę i siłę, zdobędzie władzę i potęgę, która pozwoli jej na zemstę...

~ Czymże sobie zasłużył na takie wyjątkowe traktowanie? ~ Nveryioth przerwał swobodny przepływ myśli w głowie Chaai. Nie spodziewała się go. To znaczy… pojawił się tak nagle, po cichu zakradając… może nawet obserwując ją z bezpiecznego miejsca.
Analizując… oceniając?
Rumieńce wstydu wypłynęły na policzki, a usta ściągnęły się blednąc. Milczała, zwieszając głowę, niczym dziecko przyłapane na łamaniu zasad. Negatywne emocje poruszyły się niespokojnie w jej wnętrzu, budząc się do życia.
~ Bo cię wykorzystał? ~ ciągnął niewzruszony gad.
Bardka czuła jego obecność przy sobie… był blisko, tuż za jej plecami. Dyszał jej w kark, dusił w uścisku, topił w spojrzeniu złotych ślepi. ~ Nie on pierwszy wziął cie siłą… nie on pierwszy cię szantażował… nie on pierwszy szydził z twojej słabości… ~
~ Proszę cię przestań… ~ zakwiliła, czując, że traci władze w nogach i lada chwila upadnie.
~ Czyż nie jesteś tawaif? Czyż twoje ciało nie należy do ciebie? Czyż nie jesteś zakłamaną i robaczywą w środku dziwką tańczącą tak jak jej zagrają? Czy nie musiałaś poniżać się przed innymi… większymi od niego?
~ Mam swój…
~ Honor? Dumę? Od kiedy? ~ zakpił smok, raniąc ją na wskroś tym lodowatym i wywyższonym stwierdzeniem. ~ Ojjj Chandarmukhi… ~ Tancerka czuła podskórnie jak smok się wykrzywia w karykaturalnym, hienim uśmiechu. ~ Nie był on pierwszym… więc nie czyń go ostatnim. Nie czyń go specjalnym… bo nie jest tego wart. ~ Znikł równie niespodziewanie jak się pojawił, pozostawiając ją samą sobie. Serce łomotało boleśnie w piersi, a łzy niebezpiecznie napłynęły do oczu.
Jeszcze długo po tej rozmowie, stała w bezruchu, z zamkniętymi oczami i zaciśniętymi pięściami. Emocje kotłowały się w jej brzuchu huraganem. Złość, osamotnienie, krzywda, żądza zemsty, duma, uprzedzenie i… zmęczenie, pragnienie zrozumienia… odnalezienia namiastki szczęścia.

Najgorszym było jednak to, że Zielony miał racje…

Głupia… głupiutka i naiwna.
Głosy mówiły to co chciała usłyszeć… nie były arbitralne… były odzwierciedleniem jej pragnień, emocji i wspomnień… pozwalały przetrwać trudne chwile. Lały miód na pęknięte serce…
Tawaif nie jest i nigdy nie będzie samolubna. Jest służką. Robaczywą… ale wierną.

Musi porozmawiać ze Starcem. Musi się ukorzyć i błagać o wybaczenie. Tylko tak, będzie mogła przetrwać tę bitwę.

***

Statek zatrzymał się w miejscu… a przynajmniej zwolnił do bardzo małej prędkości. Musieli się na coś natknąć. Czyżby kolejne ruiny?
Bardka wstała od pustej, wąskiej ławy w mesie.
~ Też tam chcę… ~ Nveryioth odezwał się błagalnym, niemal dziecięcym głosikiem. Szczurze ciałko siedziało na beczce, opierając się przednimi łapkami o balustradę, na której spoczywał smutny pyszczek.
Chaaya wyrwana z zamyśleń, wyszła z kuchni w której się skryła na czas dnia i spojrzała na pozostałości po czymś wielkim i w młodych czasach swej świetności, zapewne niesamowicie pięknym.
- Robi wrażenie… - Kobieta dołączyła do pozostałych panien na statku, opierając się o reling. - Jeśli nie popsuje to planów naszego kapitana, moglibyśmy zatrzymać się na chwilę?
- Zapytam się go. Możemy się rozejrzeć, byle nie wchodzić głęboko… bo tam dalej nie znam. Skarbów wielkich raczej się nie da znaleźć… ale mogą jakieś błyskotki - wyjaśnił czarownik.
~ TAK! ~ zawołał triumfalnie gad, podrywając się i piszcząc w zadowoleniu. Tancerka wzięła kompana na ramię, uśmiechając wesoło, choć spojrzenie miała zamyślone i utkwione gdzieś w oddali. Wypad do ruin mógł być dobrym momentem… do ugięcia karku.
Westchnęła ciężko.
Jarvis udał się do kapitana wraz z Yasavi, by go przekonać. A tymczasem Godiva podeszła z uśmiechem do bardki dodając wesoło. - Straszna jesteś… przez ciebie zazdroszczę Jarvisowi.
Kobieta drgnęła na tę inwektywę, ale uśmiech nie schodził z jej ust ani na chwilę, jakby był wykuty z kamienia. - Ojej… a co takiego zrobiłam? - spytała słodko, jak to miała w zwyczaju. - Nie chciałam ci zrobić przykrości - zapewniła zgodnie z prawdą.
Godiva pogłaskała bardkę burząc jej nieco czuprynę. - Nie bierz tego tak poważnie. Żartowałam… No… to, że mu zazdroszczę, to nie był żart.
Oparła się o burtę dodając. - Z twego punktu widzenia. Co jest lepsze… mężczyzna czy kobieta?
Chaaya poczuła gorzki smak w ustach. Nie była ślepa, zresztą… nawet ślepy by zauważył zakusy smoczycy. Jeszcze kilka lat temu… zachowanie niebieskoskrzydłej schlebiałoby tancerce. Teraz jednak… czuła żal, bo miała wrażenie, że każdy spogląda na nią poprzez pryzmat jej seksualności.
Cholerny Janus…
Westchnąwszy, ugładziła rozczochrane włosy. - Jestem tawaif… żyję po to by służyć mężczyznom i zawsze postawię ich na pierwszym miejscu… - uśmiechnęła się cieplej i ponownie utkwiła spojrzenie w walących się murach. - Jednakże to w ramionach kobiety znalazłam ukojenie i słodycz w trudnych chwilach.
- Widać w ładniejszej ode mnie - zamarudziła Godiva wzdychając ciężko. - No cóż… dobrze, że teraz jesteś z Jarvisem i jemu służysz. On cię obroni, a z nim i ja. Bo teraz jesteś jego tawaif, prawda?
- Jeśli on tego zechce… - odparła skwapliwie. - Tawaif nie wybiera… godzi się z podjętą decyzją.
~ Mówiłem, że traktują cię i będą traktować jak dziwkę? ~ Nvery od pewnego czasu zajął się wylizywaniem płatka usznego partnerki.
~ Jeszcze słowo a wylądujesz za burtą.
- Zechce… już ja mu to wyperswaduję. Potrzebujesz filarów… i on będzie jednym z nich. Ja drugim. Nie będziesz osamotniona. - Uśmiechnęła się wesoło Godiva. - Wesprzemy cię oboje.
~ To nie jest wsparcie a wynajęcie. ~ Smok wtrącił swoje trzy miedziaki, kichając i łaskocząc bardkę w ucho.
~ Czy ona właśnie porównała mnie do walącej się ruiny? ~ Chaaya zatrzymała się na “filarach” i “wsparciach”, nie wiedząc, czy się śmiać, czy obrazić.
~ Pamiętaj, że chce cię przelecieć. ~ Powtórzył się tonem jakby znowu zbierało mu się na kichnięcie.
- To… miłe - odparła, łapiąc szczura, który tak się skupił na oczyszczaniu dróg oddechowych, że stracił równowagę. - Jak dobrze mieć takiego przyjaciela u boku…
- Zabrzmiało to… strasznie… neutralnie - zamyślona smoczyca oceniła słowa Chaai, przyglądając się ruinom. - Nie musisz być ze mną szczera jeśli nie chcesz. Ale nie musisz być dyplomatyczna. Nie jestem jakąś damulką co to obraża się o każde słowo.
- Niektóre słowa rozumiemy czasami inaczej… - odparła bardzo cicho bardka, skruszonym tonem. Znała obraz smoczycy, rozumiała jej intencje, dlaczego więc dawała się zaskakiwać przez kulturalne niuanse? - Naprawdę, jestem ci wdzięczna…
- Jarvis mówi mi, że mam niewyparzony pysk. Ale ja jestem szczera… i tego oczekuję od ciebie. - Pogroziła palcem Chaai… co przypomniało jej gest Babki. Tak jak wtedy na plaży. - Nie zbywaj mnie grzecznościami. Kto nam pomoże jeśli sami sobie nie będziemy pomagać w kłopotach?
- Dziękuję. - Dziewczyna pochyliła się i cmoknęła Godivę w policzek. Szczurek w jej rękach, począł głośno manifestować swój sprzeciw, ale przewiesiła go przez ramię, niczym nieposłuszne dziecko przez kolano.
- Jeśli uda nam się wyjść na ląd… chciałabym na chwilę się oddalić. Sama. Czy… mogłabyś mnie wtedy poprzeć, gdyby ktoś się sprzeciwiał?
- Chcę jego… w razie czego będzie mógł mnie do ciebie przyprowadzić. - Wskazała na Nveryiotha i dodała. - Odciągnę Yasavi na bok. Nie jest tak ładna jak ty… ale ujdzie. Jarvisa mogę nawet za uszy wytargać, by nie szedł za tobą.
~ Nie, nie, nie, nie. ~ Szczur począł wspinać się po ramieniu w celu zeskoczenia z pleców na pokład.
~ Nie tak prędko… ~ Chaaya złapała go za ogon, udaremniając ucieczkę. ~ Chcesz być człowiekiem czy nie?
~ Chcę… jasne, że chcę… ~ poddał się bardzo szybko.
- To nie muszą być aż tak drastyczne środki… wystarczy twoje słowo - rozbawiona tancerka, puściła rozmówczyni oczko.
- Psujesz całą zabawę. - Nadęła policzki niczym naburmuszona dziewczyna dodając żartobliwie. - Potem mu pomiziasz po uszku w ramach nagrody… jeśli będziesz chciała.
Odpowiedział jej tylko zadowolony chichot.
- Więęęęc… jakie są kanony urody, tam skąd pochodzisz? Za młodości Jarvisa w modzie były… jasnowłose loczki, niebieskie oczka i drobna talia - wyjaśniła smoczyca zmieniając temat.
- Hmmm… obie jesteśmy trochę za chude. Na pustyni lubimy pełne kształty. - Zamyśliła się tancerka. - Długie czarne włosy, najlepiej mokre i splecione w warkocz… jasna cera, świadcząca o wysokim pochodzeniu i błękitne oczy, kojarzące się z niebem i wiatrem. No i mhendi… tatuaże z henny, każda kobieta je nosi na stopach i rękach.
- Czyli jesteśmy dwie brzydule… - Wystawiła język Godiva ze śmiechem. - Straszne. Nikt na nas zwracać uwagi nie będzie.
- Wystarczy więcej jeść. - Roześmiała się Chaaya. - I włosy zapuścić.
- Już jem jak smok - przypomniała Chaai Godiva.
Dziewczyna wybuchła dźwięcznym śmiechem. - To jeszcze tylko włosy i każdy będzie twój, bo niestety nie wiem czy na kobiety to też działa.
- Ale mężczyźni mnie nie rozpalają, tylko kobiety… co jest dziwne, bo smoczyce mnie nie interesują, a samce tak. Jarvis ma na ten temat swoją teorię - zadumała się Godiva.
Bardka wymieniła dwuznaczne spojrzenie ze szczurem na ramieniu.
- Zdziwiłabym się gdyby nie miał… - mruknęła do gada, który przymknął ślepka i obnażył ząbki, jakby się uśmiechał.
- Rozumiem… - dodała już nieco głośniej i spolegliwej. - Ale nie skreślaj ich za wcześnie… niektóre ich części ciała są czasem bardzo pożyteczne… i przyjemne - dodała filuternym głosikiem Chaaya.
- Nie wiem… mężczyźni ludzcy mnie jakoś nie pociągają… aaa… jak ci się podoba Yasavi? - spytała Godiva zmieniając znów temat rozmowy.
- Nie rozmawiałam z nią za wiele… wydaje się być miła. - Tancerka wzruszyła ramionami, najwyraźniej nie przykładała większej uwagi do tego z kim przyszło im podróżować przez moczary.
- Mi chodziło… bardziej czy jest ładna. Rogi mogą być szpetne z twojego punktu widzenia, ale smoki uważają rogi za… bardzo seksowne - wyjaśniła ze śmiechem Godiva. - Ale jestem smokiem, więc jestem dziwna.
Chaaya nie nawykła do tego typu wynurzeń. Miała mówić to, czego chciał klient, przez co kobieta nie wiedziała nawet jaki jest jej ulubiony kolor, potrawa czy instrument muzyczny…
Z wyglądem było podobnie… choć może nie do końca. Nauczona, by nie oceniać książki po okładce, tak jak robili to jej kochankowie, nie przykładała zbytniej wagi czy ktoś był “ładny”, “seksowny”, “pociągający”... zaglądała głębiej, do wnętrza i to właśnie je starała się analizować. Yasavi znała tylko z widzenia… była dla niej nijaka, bo nie dostrzegała jakie jest jej prawdziwe oblicze.
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, szukała odpowiedzi w rozmówczyni, spoglądając na nią jakby przypadkiem, badała jej gesty, mimikę i ton głosu podczas wypowiadania imienia rogatej wojowniczki.
Smoczyna nieznacznie się uśmiechała i pogodniała, gdy mówiła o diabolicznej kompance, bardka poznała, że smoczyca się czai przed samą sobą i czeka być może na pretekst… albo czyjeś błogosławieństwo?
- Wiesz… mi te rogi też nie przeszkadzają… nadają jej drapieżności - odparła w końcu nieco lubieżniejszym tonem, trącając Godivę łokciem. - Nie zastanawiaj się zbyt długo, bo może wpadnę na pomysł zapoznania się z nią?
- Uważaj bo uznam, że robisz się o mnie zazdrosna… - Zaśmiała w odpowiedzi smoczyca. I zamyśliła się. - Nooo… może wykonam jakiś ruch w tym kierunku. Jest miła, przyjacielska i twarda w przyjemny sposób...
Dalszą rozmowę przerwało pojawienie się Jarvisa, który stwierdził, że pozwolono chętnym osobom oddalić się, ale tylko na dwie godziny.
- Zdaje się, że oprócz nas tylko Yasavi chce rozprostować nogi. Pozostała dwójka woli pozostać na statku - dodał na koniec czarownik.
- No to co? W drogę? - zapytała entuzjastycznie Chaaya, wraz z głośnym popiskiwaniem Nverego.
- W drogę - powiedzieli zgodnym chórem Godiva z Jarvisem.


Weszli jedynie w czwórkę, a w zasadzie piątkę, jeśli liczyć Nveryiotha.
Yasavi, Jarvis, Godiva i Chaaya. Czarownik rozglądał się uważnie… pozostała czwórka z ciekawością. Szli po kamiennych, rzeźbionych płytach, którymi wybrukowano drogę. Spękanych kamiennych blokach, przez które przeciskała się roślinność. Na ich widok uciekały małe gryzonie i ptaki. Doszli pod światłym kierownictwem czarownika do placu świątynnego, mijając po drodze niskie, kamienne domki pokryte rzeźbami, które czas nieco zatarł, więc jedynie abstrakcyjne geometryczne wzory dało się jednoznacznie rozpoznać.
- A więc.. są tu jakieś skarby? - zapytała zaciekawiona Yasavi.
- Były… większość tego obszaru oczyszczono ze skarbów już dawno. Chociaż istnieje szansa, że jakieś skrytki przegapiono. Gdyby pójść dalej i głębiej, można by się natknąć na niespenetrowane dotąd obszary, bogate w skarby, ale i zagrożenia - wyjaśnił Jarvis. - My się tak daleko nie mamy potrzeby wybierać.
- Taaa... tu bym się spierała - odparła rogata wojowniczka uśmiechając się z przekąsem. - Nie każda z nas ma okazję do przygód na dziobie parowca. Reszta po prostu się nudzi.
Bardka roześmiała się życzliwie na te słowa, puszczając gryzonia na chodnik, by mógł sobie powąchać co ciekawsze kamyczki. Szczur trzymał się blisko, niemal wchodził im pod nogi, ale wyraźnie był rozemocjonowany.
- Zamiast narzekać znalazłabyś sobie kompana do przygód - mruknęła, zgarniając włosy na kark, gdyż w lesie było dość wilgotno i duszno.
Tak jak Nveryioth była żywo zainteresowana tym co widziała, jednakże spojrzenie miała trochę mętne i zamyślone. W dodatku, zaczęła się nieco denerwować tym co ją czekało.
- Może i znajdę… - spojrzenie rogatej wojowniczki tylko chwilę zatrzymało się na Chaai, a potem szybko i dłużej skupiło się na Godivie wywołując wtedy delikatny grymas uśmiechu na obliczu Yasavi.
- Proponuję zacząć zwiedzanie od świątyni… skarbów tam nie ma, ale nadal są statuy Boga-Węża - zaproponował czarownik.
Tancerka przytaknęła zapatrując się przed siebie, po czym ruszyła za czarownikiem.
Weszli w mrok świątyni, który rozpraszany był przez smugi światła wpadające przez dziury w suficie. Na ścianach były mozaiki i płaskorzeźby… sporo z nich obtłuczonych. W wielu miejscach były ślady po wydłubywaniu z nich klejnotów. Minęli długą szczelinę, prawie przecinającą szeroki korytarz którym szli. Wypełniona na dnie długimi, ostrymi szpikulcami, była pewnie pułapką na nieostrożnych rabusiów. Pod ścianami, były jednak wąskie dróżki, które można było łatwo pokonać.
W końcu doszli do kilku sporych posągów, węży z których wyróżniał się jeden...


Sześciometrowy posąg węża o pierzastych łuskach, pożerający jakiegoś nieszczęśnika. Zaprawdę przerażające bóstwo… zapewne równie przerażające co lud, który go czcił.
~ Zamknij usta… ~ Smok odezwał się nagle, aż bardka drgnęła zaskoczona. ~ Mówię byś zamknęła usta… wyglądasz jakbyś miała zaraz dostać zawału.
Tancerka faktycznie była posągiem wstrząśnięta i bynajmniej nie dlatego, że widok gigantycznego węża zjadającego człowieka mógł być przerażający. Po prostu, obraz ten idealnie wpasowywał się metaforycznie do zaistniałej sytuacji.
Nie tej, gdzie stali i podziwiali ruiny… a tej do której się mentalnie przygotowywała. Do rozmowy z pradawnym.
Chaaya mogła mieć tylko nadzieję, że rzeźba ta nie jest zwiastunem jej rychłej porażki.
Szary szczur przysiadł na bucie czarownika, wyciągając do niego ryjek i łapki.
- Wciskałeś oczy? - zapytała nagle Yasavi spoglądając na czarownika.
- Co? - zdziwił się Jarvis.
- Nooo… oczy… wciskałeś posągowi oczy? Słyszałam, że tak ukrywało się wejście do tajnych komnat ze skarbami - wyjaśniła rogata.
- Nie… bo tak się nie robi. Wyobrażasz sobie, żeby wizerunek istoty, którą czcisz, traktować w ten sposób? - spytał Jarvis, a Godiva dodała. - No… ale kapłani mogliby... chyba.
- Więc nie wciskałeś, prawda? I nikt przed nami? - upierała się Yasavi.
- To ma sześć metrów wysokości - przypomniał Jarvis.
- No i? Co mamy do stracenia. Możemy sprawdzić - dodała Yasavi wesoło. - To będzie świetna przygoda.
Zignorowany gryzoń począł rozładowywać swoją frustrację na sznurówce buta. Bardka patrzyła z kamienną miną jak jej smok, demoluje obuwie Jarvisa.
- To mam propozycję… - odezwała się nagle, spoglądając w bok ku wyjściu z budynku. - Wy spróbujecie wcisnąć oczy bogowi… a ja… - Zawahała się na chwilę. - Przejdę się. Obok. Dobrze?
- Tylko nie oddalaj się za bardzo i… - Jarvis ostrożnie chwycił Nveryiotha i uniósł w górę. - Zapomniałaś o szczurku.
- Ja się nim zajmę… może przemalujemy go na jakiś kolor… co by się nie gubił. Myślę, że uroczo wyglądałby w różowym futerku. - Godiva zwinnie capnęła Nveryiotha wyrywając go zdziwionemu czarownikowi.
Gad popatrzył w zrezygnowaniu na mężczyznę, jakby właśnie poddał się z życiem i zaczął żegnać, poczynając właśnie od niego. Zwisał smętnie w dłoniach kobiety i najwyraźniej w końcu zaczął żałować przemiany w tak małe ciałko.
Chaaya uśmiechnęła się, po czym ruszyła w tylko sobie znanym kierunku, dłonie lekko jej drżały, ale ukryła to zwinnie, chowając je we falbanach spódnicy.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 17-01-2017, 14:18   #16
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Chaaya

Chaaya wyszła ze świątyni, nawet ani razu nie odwracając się za siebie. Napięcie w niej rosło, budząc się niejakim gniewem, co było naturalną reakcją organizmu. Musiała oczyścić umysł. Musiała się przejść, dać sobie czas na dojrzenie.
Maszerowała więc w spokoju. Trzymała się wybrukowanego deptaka. Mijała ruiny chatek, domków, pałacyków czy cokolwiek to było, kiedy było jeszcze w całości.
Czas i dzika natura nie oszczędzały niczego. Im dalej szła, tym było ciemniej, dziczej i zieleniej. Gdzieś w oddali usłyszała szemranie wody.
Zaciekawiona przystanęła. Była chyba przy jakimś skraju miasta. Daleko odeszła? Była tak skupiona na chłonięciu atmosfery, że trochę się zapomniała. Niemniej, niewiele myśląc, oraz w ogóle nie przejmując się swoim bezpieczeństwem zboczyła ze ścieżki w kierunku cichego szeptu płynącej wody.
Po niedługim czasie, znalazła strumyczek. Płyciutki i wąziutki, niczym wstążka porzucona przez giganta. Potoczek zakręcał, niczym cielsko węża i wpadał do jakiegoś dołu tworząc mini wodospadzik. Gdy zafascynowana bardka zajrzała do wyrwy, okazało się, że w środku była zawalona budowla, całkowicie przeżarta przez las.


“ To tu.” Pomyślała nagle, pełna pozytywnych emocji, gotowa stawić czoło problemowi. Ześliznąwszy się ostrożnie do środka, rozejrzała się po wnętrzu, czując dreszcze na karku.
Była to ekscytacja i niejaki szacunek do pierwotnego żywiołu. Usiadła na omszonym głazie i zamknęła oczy, wsłuchując się w szum wodospadu oraz własnej krwi w żyłach.
Jej umysł otaczała ciemność.
- Starcze. Jesteś tam? - odezwała się do próżni, zaciskając mocniej zęby.
Usłyszała trzepot skrzydeł i szum wichru, poczuła się naga… Starzec objawił się przed nią w całej swej okazałości. Większy niż wszystkie smoki jakie widziała… mimo, że ciemność okrywała szczegóły jego ciała, poza olbrzymim pyskiem.
- Oczywiście, że jestem… zawsze - rzekł dudniącym głosem, zdolnym wywoływać lawiny.
Tawaif poczuła pewien respekt przed czerwonołuskim. Respekt wywołany bojaźnią, przed olbrzymim i wszechwładnym tyranem. Jak miała się przed nim bronić? Jak miała mu służyć, skoro znał jej każde myśli oraz panował nad jej ciałem?
Spuściła potulnie wzrok na ziemię, nie wiedząc jak ubrać w słowa to co musiała powiedzieć.
- Czy… możemy porozmawiać? - wyszeptała w tym samym momencie gdy lodowaty sztylet nieokreślonego lęku przebił jej serce.
- Skoro zdecydowałaś się do mnie sięgnąć… to tak… możemy porozmawiać. Tylko o czym chcesz mówić? - zapytał dudniącym głosem najwyraźniej słysząc każde jej słowo…

Nveryioth

Z całej trójki to Yasavi zaczęła powoli wspinać się na rzeźbę. Zaś Godiva skupiła się na trzymaniu szczurka… delikatnie, ale też tak, żeby nie mógł jej zrobić krzywdy.
- I kto jest słodką przekąską dla kotów? Ty jesteś tłuściutka kuleczko. Sama bym cię zjadła jako smok… ale Chaaya by mi nie wybaczyła, a ty przyprawiłbyś mnie o zgagę - szeptała wesoło.
- Może powinienem pójść jej szukać? - zamyślił się czarownik zerkając za siebie.
- Daj jej trochę swobody… nie jest twoją niewolnicą. Umie o siebie zadbać, a jak nie to Nveruś nas powiadomi - odparła Godiva i zerknęła na wspinającą się wojowniczką. - Dzięki za pierścień…
- To tylko pożyczka. Musi go zwrócić - wyjaśnił czarownik.
- A teraz zrób to - rzekła z wrednym uśmiechem, a Jarvis dodał ponuro wyciągając zwój. - Nie spodoba się to jej.
- Oj tam… spodoba, spodoba… a jak nie to go wykąpie. - Uśmiechnęła się łobuzersko smoczyca trzymając mocniej gryzonia, gdy czarownik zaintonował zaklęcie ze zwoju… barwiąc futro Nveryiotha na wściekłą żółć.
“Kurwa, ty wredna zołzo…”
Smok wisiał niewzruszony, no dobra… był podłamany. Troszkę. Nawet bardzo.
Niemniej nagroda za jego tymczasowe męki była niczym plaster miodu na ranę.
“Kurwa…”
Co nie zmieniało faktu, że gad nie mógł przeboleć zaistniałej sytuacji. Podnosząc łebek do góry, popatrzył z wyrzutem na oprawczyniem, po czym kwiknął głośno i wygiął ciałko by dziabnąć smoczyce w palec.
- Drań… - mruknęła zirytowana, gdy mu się udało, ale i tak w jej spojrzeniu była mroczna satysfakcja. - A ja przygotowałam dla ciebie prezent.
Wstażkę… długą, różową i mocną… którą zawiązała wokół szyi Nveryiotha z sadystycznym uśmiechem. - Wyglądasz uroczo, wszystkie samce będą się chciały z tobą parzyć.
Szczur popatrzył niemal wymownie na Jarvisa. W jego czarnych ślepkach nie odbijała się nawet iskra światła. Gdyby czarownik widział te spojrzenie u człowieka, mógłby przyrzec, że właśnie spotkał psychopatycznego mordercę.
“Poczekaj suko, aż będziesz chciała się bzyknąć z Yasavi… oj tylko poczekaj.”
- Chyba wystarczy tych zabaw - stwierdził Jarvis przyglądając się szczurkowi. A smoczyca dodała. - Doprawdy? Dobrze wiem, że to ta mała złośliwa gnidka ukradła mi bieliznę i zastawiła pułapki. Jeśli myśli, że może się chować za spódnicą Chaai, to się grubo myli. Też potrafię wymyślać złośliwe żarciki.
Gad wierzgnął łapkami w powietrzu, wyginając ciałko niczym złapana na haczyk ryba. Chyba skończyła mu się cierpliwość i miał ochotę zmienić towarzystwo.
- Coś się stało?- Smoczyca przysunęła go bliżej swego oblicza. - Coś zagraża Chaai?
Nie na tyle by mógł ją ugryźć. Taka naiwna nie była.
“Poczekaj ty… poczekaj! Już ja ci dam… jaaa… zaraz.”
Smok znieruchomiał i zastrzygł uszami, popatrzył na Godivę węsząc niepewnie. Miał szansę zwiać, albo przynajmniej się odegrać.
Przytaknął łebkiem.
- Dobra… prowadź… - mruknęła niechętnie Godiva i zwróciła się do Jarvisa. - Chaaya ma kłopoty. Sprowadź Yasavi na dół. Ja pójdę przodem.
I trzymając gryzonia ruszyła zwinnie używając jego pyszczka jako kompasu.
Ale ten nie chciał współpracować. Ani pyszczek, ani Nveryioth. Zwisał smętnie i się nie ruszał. Jakby zdechł.
- Czyli to był głupi żart co? - mruknęła Godiva i wzruszyła ramionami. - No cóż… równie dobrze mogę sama jej poszukać. Ja w przeciwieństwie do ciebie nadal jestem smokiem i nie ma w okolicy potężniejszej ode mnie istoty.

Chaaya

Chaaya pochyliła pokornie głowę, czując jak jej ciało nawiedza raz fala gorąca, raz zimna. Czuła, że się rumieni, choć drżała na całym ciele.
- O tym co się wydarzyło w mieście… o statku. - Nadal nie pamiętała wszystkiego. Obrazy wracały do niej, choć nie zawsze je rozumiała. Na parostatku miała jednak dość prywatności by móc analizować i dojść do niejakiej prawdy na temat tego felernego dnia.
- O czym niby chcesz mówić? O tym, że uciekłaś… tak po prostu? Że schowałaś się mimo, że nie było zagrożenia. Mimo, że był tam twój gach i że byłem tam w tobie ja… że mogłabyś spalić wszystkich tych żółtków na popiół, gdybym uznał, że zagrażają memu naczyniu? - stwierdził chłodno smok przyglądając się bardce.
Kobieta zacisnęła dłonie w pięści, tłumiąc gniew. Nie przyszła się kłócić… Nie był tego wart, tak samo jak ona nie była warta jego. Znaleźli się w potrzasku, razem.
- Wybacz mi mą niewiarę w ciebie… jestem tylko człowiekiem. Moje życie nie jest nawet minutą twego… - Robiła to od zawsze. To był jej chleb powszedni. Korzyła się, przymilała, dawała pognębić i zmieszać z błotem. Była tawaif, jej życie nie miało wartości bez mężczyzny. Żyła dla nich.
Dlaczego więc teraz czuła wstyd? Przymknęła oczy czując jak szczypią ją oczy.
- Dlatego, że oddaliłaś się od ideału tawaif, że zmieniłaś się Chaayu. Pamiętaj też, że jesteśmy w twej głowie. Nie ukryjesz przede mną myśli, tylko dlatego, że nie wypowiesz słowami. Przyszłaś z powodu tego Nveryiotha, więc powiedz co chcesz mi powiedzieć - odparł smok przyglądając się jej obojętnie.
Bardka zapadła się w sobie. Opuściła dłonie wzdłuż tułowia, delikatnie muskając opuszkami palców swoje nagie uda.
- Przyszłam prosić cię byś go odmienił… - odparła zrezygnowanym tonem. - Przyszłam bo… cierpię bardziej od niego. Nie chodzi tu o strach, że może mu się coś stać… bo jestem przy nim i nie spuszczę z niego oka. - Głos uwiązł jej w gardle, co było nawet dosyć zabawne, zważywszy, że byli w jej głowie… Nie musiała mówić, mogła nie wiem… myśleć? Ale w zasadzie to nie mogła… myśli czy słowa, jedno i drugie było przerażającą wizją. Nveryioth nosi na sobie rzeczy. Trywialne prawda? Tęskni za swoimi rzeczami. Już raz jej odebrano wszystko. Odebrano ukochanego, odebrano dziecko, odebrano wolność i wspomnienia… Janus ją uratował. Zwrócił władzę i panowanie nad ciałem. Nad sobą.
Zaczęła kolekcjonować wspomnienia, które ściśle wiązały się z nową ją. Wspomnienia-rzeczy, które ponownie utraciła.
Cofnęła się do punktu wyjścia.
- Nie nauczyło go to nic. Ta nowa postać… po powrocie do starej, może stać się znowu kłopotliwy. Nie chciałbym musieć go zniszczyć. To by skomplikowało sprawy… - zadumał się smok. - Więc… tak, twoje rzeczy mogą być dla nas przydatne. Ale Nveryioth w smoczej postaci niekoniecznie. Jest obciążeniem dla naszej misji. Będziesz go trzymała na krótkiej smyczy, jeśli… zdecyduję się uwolnić go od tej mizernej formy?
- To dobre stworzenie… zagubione ale dobre. Moje cierpienie go oślepiło… można rzec, że to ja go do tego zmusiłam… To moja wina - odparła zgodnie z prawdą, bo przynajmniej za taką ją brała. - On pragnie być człowiekiem… nie zrezygnuje z tego, będzie się pilnować, wie, że musi się z tobą liczyć…
Smok wybuchł śmiechem dodając. - Och… nie oszukuj się. W tym samolubnym gadzie nie ma niczego dobrego. Wiem o tym dobrze, bo przypomina mi moich potomków, tyle że oni nie byli tak prostaccy. I wlewa w ciebie swój jad… jak podrzędny manipulator.
Po czym przysunął pysk bliżej Chaai. - Lepiej jednak żeby się pilnował. Bo następnym razem… formę szczura będzie mógł uważać za swój szczęśliwy okres.
Kobieta uniosła spojrzenie. W kakaowych oczach widniał dziwny blask. Jakby dostrzegła pewną okazję. - Nie jest taki - odpowiedziała pewnie, ale nie brzmiała, ani zuchwale, ani buńczucznie. - Może… chciałbyś się założyć? - Po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy, zdobyła się na uśmiech. Delikatny, ale charakterny.
- Założyć? O co? - odparł smok przyglądając się bardce.
Chaaya wzruszyła ramionami. Starzec był panem sytuacji… mógł mieć wszystko czego by zapragnął.
- Może o przekonanie się czy się mylę? Taki drobny zakład może jedynie umilić ci choć trochę czas pobytu w tak marnym naczyniu. - Pokłoniła się lekko przed gadem.
- Niech ci będzie. Jeśli ten twój Nveryioth kryje w sobie jakieś pokłady dobra, to z pewnością poradzi sobie z wykazaniem się szarmanckością. I będzie miły i uczynny dla tej zadufanej w sobie smoczycy twojego samca do czasu naszego rozdzielenia - odparł z gadzim uśmiechem Starzec. - To chyba drobnostka dla niego, prawda?
Takiego obrotu sprawy się nie spodziewała, toteż prychnęła i zaskoczona własną reakcją, zakryła dłonią usta, lecz po chwili zaczęła się śmiać. Z pozoru cicho… ale z każdym wdechem co raz głośniej i głośniej.
Podejmie to wyzwanie. Nie tylko by udowodnić swoją rację… zapowiadała się niezła zabawa.
- Zgoda.
- Oczekuję, że mnie odwiedzisz, gdy już spaprze to zadanie. Omówimy karę dla niego… dotkliwą z pewnością, ale nie taką by twoje miękkie serduszko znów popadło w stupor - stwierdził władczo smok. - A z klątwy oswobodzę go… w samym mieście. Tutaj wzbudziło to by zbyt wiele pytań. A już dość rzucaliśmy się w oczy okolicznych mieszkańców. Nie potrzebujemy dodatkowej atencji.
- Dziękuję ci Starcze za twą łaskawość… - odpowiedziała z wyraźną ulgą, czując, iż może odetchnąć. Poczuła grunt pod nogami… nie była już zawieszona niczym w próżni.
- I jeszcze jedno… Chaayu. Nie jesteś już tawaif. Nie jesteś słabiutką kulącą się w kącie niewolnicą. Jesteś moim naczyniem i nikt nie jest w stanie zrobić ci krzywdy. Oczekuję, że następnym razem stawisz czoła swoim lękom. Wstyd mi, gdy mając moją pomoc pod ręką drżysz ze strachu - rzekł na koniec smok.
Przez ułamek sekundy przeszło tancerce przez myśl pytanie: Kim będzie, gdy Starzeć ją opuści?
- Jak sobie życzysz… - odpowiedziała, zanim dotarło do niej co powiedziała. Po rozstaniu z pradawnym, prawdopodobnie powróci do bycia tawaif.

Nveryioth

Gad ponownie naprężył ciałko, chcąc wydostać się z uścisku. Tak blisko ziemi a jednak tak daleko.
- Oj… nie uciekniesz mi szczurku. I nie powinieneś próbować - przypomniała mu Godiva nie luzując zaciśniętej na nim dłoni. - Jak twoja pani wpadnie w kłopoty, to nie zdołasz jej uratować. A ja tak.
Pipi pipi.
Usłyszała w odpowiedzi. Czy właśnie ją obrażał, czy przedrzeźniał… tego nie była pewna.
- Ja ci popipczę, jeśli jej się stanie coś złego przez ciebie - dodała groźnie Godiva. - Choć jeśli zginie to okrutniej będzie pozwolić ci żyć i patrzeć jak twoje wspomnienia i intelekt znikają wraz z jej duszą. Bez kontaktu z Chaayą naprawdę staniesz zwykłym, głupim gryzoniem.
Pip.
Szczur pisnął cicho i zamykając ślepka przeszedł w stan wegetacji. Jego koszmar trwał i trwał… i zaczynał się zastanawiać, czy zmiana w człowieka jest tego w ogóle warta…
Czas mijał, a niebieskoskrzydła w końcu znudziła się dogadywaniem, widząc, że jej “rozmówca” przysłowiowo… zdechł.
Sam zielony nie mógł się skontaktować z partnerką… oddzielała go od niej dziwna bariera… mrok. Próżnia. Im bardziej starał się w nią wpatrzeć tym większe miał wrażenie, że ona odpowiada mu tym samym…
Niepokoił go ten stan rzeczy. Ta niepewność, co kryje się pod zasłoną cienia… wiedział, że coś tam czyhało, ale tego nie dostrzegał.
Powrócił na chwilę do rzeczywistości spoglądając na oprawczynię. I wtedy coś poczuł. Dreszcz przeszedł po tłustym ciałku…
Strach.
Strach przed czym?
Dopiero po chwili zorientował się, że to nie jego uczucia… Chaaya powróciła i go potrzebowała.
Zapiszczał wściekle, pedałując łapkami i wyginając się w kierunku skąd wyczuwał jej obecność… była daleko.
- W końcu współpracujesz - warknęła Godiva i niczym strzała ruszyła w kierunku wskazywanym przez jej żywy kompas.
A ten ją prowadził. Wyginał się raz w lewo, raz w prawo. Tu schodami na góre, teraz skręcamy za drzewo. Prosto, prosto.
Pisnął wścieklej by popędzić smoczycę. Jeszcze trochę. Woda. Tu gdzieś jest woda. Przy wodzie jest ona.

Chaaya

I obudziła się na miejscu w którym medytowała. Acz nie sama. Najwyraźniej nie wszystkie węże opuściły to miejsce, bo jeden właśnie się do niej skradał.


Uznając nieruchomą dotąd postać Chaai, za łatwy posiłek.
Bardka przytrzymała się kamienia, drgając spazmatycznie. Powrót był niespodziewany… a teraz jeszcze okazało się, że miała gościa. A może to ona nim była?
Przestraszona zeszła z głazu, będąc twarzą do gada. Ugięła lekko nogi w kolanach, starając się śledzić i odgadywać ruchy bestii. Poczuła coś jeszcze oprócz strachu, coś co napłynęło z dna jej duszy, gdy gad zbliżał się ku niej, czuła, że jej usta są w stanie sformować słowa magii… pochodzącej od kogoś innego.
Nie do końca wiedząc co się dzieje i dlaczego, poczęła tkać zaklęcie, które rozpaliło się wokoło niej wysokiem okręgiem płomienia.
Zwierzęta bały się ognia… liczyła więc, że i ten się wystraszy na tyle, by dać szansę przybycia posiłków.
Wybuch ognia zaskoczył gada. Ściana płomieni wyraźnie nieco go zniechęciła. Ale nie na tyle, by sobie odpuścić łatwy posiłek. Próbował powoli sięgnąć od góry i... wtedy bardka zobaczyła pędzącą jak burza Godivę z żółtym czymś trzymanym w dłoni. Na widok węża smoczyca upuściła Nveryego i z głośnym rykiem przechodzącym z ludzkiego w smoczy, rzuciła się na gada przechodząc przemianę w powietrzu. Z impetem pochwyciła pyskiem zaskoczonego stwora rozpoczynając gwałtowną walkę pośród ruin. Było od razu widać, że wąż desperacko walczy o życie.
Chaaya chciała pomóc smoczycy w walce, nie mogła po prostu tak stać i się przyglądać. To było nie w porządku.
~ Zostaw… ~ Nveryioth odezwał się kapryśnym tonem tyranicznego dziecka. ~ Cały pobyt w tej jebanej runie się nade mną znęcała i puszyła tym, że tylko ona jest w stanie ci pomóc w razie potrzeby… ~ Smok zdjął z pyska maskę, ukazując swoje prawdziwe oblicze… to, które poznała na samym początku ich znajomości. Kiedy na nią polował, a ona na niego.
Zimny, tyraniczny, dwulicowy, sadystyczny, podły i nienawistny gad… opuszczony przez wszystkich. Nienawidzący wszystkich...
~ Jebana szmata… ~ burknął wściekle. ~ Mam nadzieje, że ukąsi ją w ten chudy zad i kurwa uschnie…
~ PRZESTAŃ! ~ Krzyknęła wściekle, nie będąc pewną czy jest wściekła na Zielonego, czy na Pradawnego, który mógł mieć rację co do jej smoka.
Dwa gadzie cielska, splecione w ciasnym uścisku, kotłowały się pod ścianą, bijąc ogonami w chybotliwe ruiny.
~ No i jak chcesz jej pomóc? Ja jestem kurwa szczurem, a ty nie masz nawet broni… ~
Znowu miał racje…
Nie miała broni, zresztą… nawet jakby ją miała, nie zbliżyłaby się do dwóch wielgaśnych bestii, ryzykując stratowaniem. W dodatku ten okrąg płomienia… czy mogła z niego wyjść, czy podążały za nią?
Nie miała zamiaru stać z założonymi rękami… musiała pomóc smoczycy i… wiedziała już jak.
Zaczęła śpiewać.
Nie jakąś tam pijacką przyśpiewkę, a pieśń, którą nauczyła ją matka, a matkę jej matka. Pieśń przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Znaną tylko dholianom.
Budzącą pradawną moc, która dodawała odwagi i siły słuchaczom, zamieniając ich w Niepokonanych. Śpiewała dla Godivy by stała się Ranveerem.
Pieśń wydawała się pomagać, smoczyca walczyła z większą zaciekłością niczym dziki kot, trzymając węża tuż za pyskiem, co utrudniało mu ukąszenie jej. W końcu… wydobyła z siebie ryk, a wraz z nim błyskawice, które łukami elektryczności przebiegły po całym ciele węża zabijając go na miejscu… ku rozczarowaniu żółtego szczurka z różową wstążeczką wokół szyi.
Pieśń urwała się nagle. Tancerka ruszyła automatycznie w kierunku smoczycy, uradowana jej zwycięstwem. Ognisty pierścień poruszył się za nią. Kobieta zatrzymała się, marszcząc czoło… po czym spróbowała rozproszyć zaklęcie. Płomienie zaczęły się zmniejszać, aż w końcu wygasły z cichym sykiem.
- Nic ci nie jest? - zawołała podchodząc bliżej granatowego cielska.
- Nie… zdążyłam capnąć za pyskiem… trochę mnie poddusił tu i tam… ale twoja pomoc dodała mi sił - rzekła Godiva wypuszczając z pyska łeb węża. - To ja powinnam się spytać czy nic ci nie jest… ten wąż był duży, a ty byłaś tu samiuteńka.
- Nic mi nie jest… i nie byłam sama - odparła ciepło, czule gładząc smoczycę po boku. Po chwili Chaaya poczuła znajomy ciężar na stopie, spojrzała na gryzonia i… zdębiała.
~ Mam nadzieję, że twa śmierć będzie długa i bolesna… ~ sarknął wściekle smok, a kobieta wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- Czyż nie wygląda uroczo i niewinnie? Na parostatku jest stary aparat do robienia malowanych obrazków. Mogłybyśmy go uwiecznić dla potomności - odparła bardzo przymilnie smoczyca, wesoło machając ogonem na boki. Po czym spojrzała na pokonanego wroga. - Jarvis może stwierdzić, czy mięso jest jadowite, czy nie… jeśli nie, to mamy mięso węża na kolację. Jeśli zdołasz je przyrządzić.
Duuużo mięsa w sumie, bo bestia była spora.
Dziewczyna otarła łezki z kącików oczu, pochylając się, by wziąć towarzysza na ręce. Wyglądał jak siedem nieszczęść, pomimo, że był puchaty i kolorowy.
- Już mój kochany… wykąpię cie… - pogłaskała go uspokajająco, a zwierz wcisnął pyszczek między piersi. - Nie ma potrzeby go tak torturować… - zwróciła się do Godivy. - Ja dzieci nie będe mieć i… wątpię by on miał. - Spojrzała na cielsko węża. - Niby jak chcesz je przenieść na statek… nie możesz pokazać się obcym w smoczej formie.
- Może i masz rację. Przynajmniej jeśli chodzi o węża… bo co do kwestii potomka - zamyśliła się smoczyca. Wstała na dwie tylne łapy i zaczęła się zmniejszać. - Pozwoliłabym ci zaopiekować się moim, no i jeśli ten staruch dostanie nowe ciało, to będzie miał dług wdzięczności, a jeśli jest tak potężny jak twierdzi… może uczynić cię płodną. Pewnie łatwiej będzie jeśli byłaś płodna wcześniej.
Chaaya uśmiechnęła się niemrawo i gdyby ktoś jej nie znał, mógłby uznać, że jest zmieszana tematem rozmowy. - Wydaje mi się, że z moją płodnością wszystko w porządku… - Wzruszyła ramionami, skubiąc różową wstążkę szczura. - Po prostu nie chce urodzić.
- Acha… - stwierdziła nieco zaskoczona Godiva już będąc w postaci ludzkiej. Uśmiechnęła się dodając. - Znalazłaś coś ciekawego tutaj?
I zerknęła tęsknie na martwego gada. - Bo Yasavi chyba nie… w każdym razie nie znalazła, gdy byłam z nimi.
- Może i coś znalazłam… a może i nie? - odparła zamyślona, biorąc kobietę za rękę. - Chodźmy, wracajmy… bo mogą się pojawić kolejne bestie… - Ruszyła powoli do zejścia, którym weszła do ruin.
- No i niech się pojawiają. Poradzimy sobie z każdą z nich - rzekła butnie Godiva… po chwili jednak dodając. - A jak pojawią się problemy wezwę ku nam Jarvisa.
- Wiem, że byś chciała, ale może nie będzie potrzeby. - Chaaya wspięła się ostrożnie po skarpie, prowadząc za sobą Godivę. - Daleko odeszłam? Trochę mnie myśli poniosły i w sumie… to się zgubiłam - przyznała z rozbawieniem, jej chód był lekki. Wyglądała lepiej niż przed rozdzieleniem, była nieco promienniejsza i energiczniejsza.
- Odeszłaś kawałek… a ten pomocnik… okazał się niezbyt skłonny do współpracy. Próbował mnie nabierać i… nie chciał pokazywać gdzie jesteś - mruknęła Godiva posyłając kose spojrzenie szczurkowi.
~ Torturowała mnie… ~ usprawiedliwił się Zielony. ~ ...i nie chciała puścić wolno, wiesz jak jej się dłonie pocą? ~ Szczur poruszył się niemrawo, trącając nosem prawą pierś nosicielki.
- Ale w końcu pokazał… - przypomniała smoczycy z wesołym uśmiechem. - Przynajmniej jakiś pozytyw… i nie patrz tak na niego… zalotnie i dziko - mruknęła czupurnie, uśmiechając się lisio.
- Zalotnie i dziko… to patrzę, ale nie na niego… - wystawiła żartobliwie język Godiva i spytała. - Idziemy do naszej parki, czy od razu na statek?
Chaaya domyślała się, żę Yaasavi nie wybaczyłaby jej, gdyby ta ukradła jej Godivę, oraz możliwość przeżycia przygody w mieście. - Mamy chyba jeszcze czas… wracajmy do nich, może wcisnęli oczy węża…
- Może… - zgodziła się smoczyca i ruszyli w kierunku czarownika z którym była w stałym kontakcie. Jarvis i Yasavi dobiegli do nich, gdy ich zobaczyli, zbliżających się z przeciwnego kierunku.
- Co się stało? - zapytał czarownik, a Godiva rzekła. - Natknęliśmy się na wielkiego węża, ale Chaaya nas uratowała zabijając go… magiczną pieśnią.
- Musisz być potężną… trubadurką Chaayu. Nie spodziewałam się tego po tobie. Wydajesz się taka krucha - powiedziała z uznaniem Yasavi, wyraźnie zaskoczona takim obrotem sprawy.
- Wąż też tak myślał - odparła wesoło bardka, nie dając po sobie poznać, iż było to kłamstwo. - Jak tam oczy? - zmieniła szybko temat, chowając żółtego “kurczaczka” pod ręką, co by nie był tak na widoku, bo wyraźnie się wstydził.
- Nie ruszyły ni cala. Nasza wyprawa dla mnie nie była, aż tak ekscytująca jak dla was - stwierdziła z kwaśną miną Yasavi.
Chaaya trąciła Godivę biodrem, rozplątując ich dłonie z uścisku. - Mamy jeszcze trochę czasu… po drodze jest wiele ciekawych budowli, możemy się podzielić w pary i trochę pomyszkować, prawda? - Tawaif podeszła do czarownika, kładąc mu dłoń na ramieniu, słodko się przy tym uśmiechając. - Mogłybyście we dwójkę przejść się wzdłuż tego muru co go mijałyśmy… - na chwile odwróciła się do smoczycy, puszczając jej oczko.
- No… możemy - zgodziła się Yasavi zerkając na Jarvisa, ich przewodnika. A ten zgodził się dodając. - Bylebyście się trzymały razem. Żadnych samotnych wycieczek.
- Tak… my się będziemy trzymać blisko… wy pewnie równie blisko co na łodzi… w plenerach jest wygodniej niż na twardym pokładzie - stwierdziła figlarnie Yasavi, wywołując łobuzerski uśmiech Godivy.
- Widzimy się na łodziii - zaintonowała śłodko, kryjąc uśmieszek za ramieniem mężczyzny i obserwując jak dwie kobiety się oddalają.
- Co teraz? Choć ich pomysł jest kuszący, to jednak nie wiem czy po takim spotkaniu z wężem byłabyś w nastroju. Godiva owszem… - odparł ironicznie czarownik patrząc za odchodzącymi kobietami.
- Twoja smoczyca była naprawdę dzielna - odparła wpatrując się w miejsce w którym zniknęły obie wojowniczki. - Możemy się przejść, albo wrócić na statek lub… na co masz ochotę? - spytała, spoglądając na niego badawczo, a gryzoń poruszył się żwawiej, po czym z plaskiem spadł na ziemię i począł czyścić łapki. W tej różowej wstążeczce, wyglądał prawieże jak figurka cukrowa z sułtańskiego drzewka marakubelek.
Wieszano takie na święto zwiastowania ziemi, która kryła pod sobą złoża źródlanej i słodkiej wody. Jedynej takiej na całej Głębokiej Pustyni.
- Od razu stwierdzam, że pomysł z figlami… choćby w ukrytej sadzawce ma olbrzymi urok - rzekł czarownik zastrzegając. - Ale może nie ryzykujmy uciekania na golasa przed kolejnym wężem. Pójdziemy… pomoczymy nogi, rozmasuję ci ramiona i popieszczę szyję. A ty będziesz odpoczywała i nuciła nam jakieś pieśni. Co ty na takie zakończenie tej wycieczki?
- Widziałeś ty go jaki dżentelmen? - odezwała się do szczurka, który tylko zapiszczął by dała mu święty spokój. - Uważaj bo się jeszcze w tobie zakocham - zażartowała, biorąc Jarvisa pod rękę.
Nvery obrócił się na parę z wyrazem pyska świadczącym o tym, że gdyby mógł przywołałby deszcze meteorów by ich tu pogrzebać. Kichnął wstając na łapki. - Prowadź - mruknęła bardka opierając się policzkiem o ramie Jarvisa.
Czarownik ruszył z tancerką w tylko sobie znanym kierunku. Przez chwilę przedzierali się przez duże chaszcze… by dotrzeć do wąskiej szczeliny w murze, przez którą oboje się przecisnęli. A gdy pokonali i tą przeszkodę, doszli do sali rozświetlanej tęczowymi barwami światła wpadającego przez kolorową, szklaną mozaikę w suficie. Oczywiście przedstawiała ona kolorowe węże. Tak jak mówił czarownik, była tutaj sadzawka w której woda docierała z ukrytego źródełka. Przez co była świeża.
- Przypuszczam, że to była jakaś rytualna sadzawka do obmywania się… - wyjaśnił czarownik i wskazał na kupę gruzów. - Z drugiej ich stroną są drzwi i korytarz prowadzący do kolejnej świątyni.
- Jak tu ładnie… - Chaaya przyglądała się kolorowym snopom światła z fascynacją i pewną melancholią. Nvery kicał w wysokiej trawie tuż za nimi. Nie wyglądał by widoki robiły na nim jakieś wrażenie. Gdy zwęszył wodę, puścił się slalomem wprost do małego, naturalnego baseniku, na chwilę znikając pod powierzchnią tafli.
Bardka uśmiechnęła się pod nosem, obserwując jak jej smok opływa kółeczka. Pociągnęła za sobą towarzysza, by usiedli nad brzegiem.
- O czym mam ci zaśpiewać? - zapytała beztrosko, ściagając obuwie i mocząc stopy w wodzie. - Wiesz może kiedy… Godiva wejdzie w stan rui? - wystrzeliła najmniej spodziewanym pytaniem, jakie można było sobie wymyślić do ich aktualnej sytuacji.
- Jako człowiek.. to już weszła. Jako smok… nie wiem… powinna chyba na wiosnę. - Czarownik usiadł za nią i położył dłonie na jej ramionach i szyi. Powoli masował i ugniatał mięśnie, czasami się schylając, by musnąć skórę jej szyi delikatnym pocałunkiem. I przywołując ten przyjemny dreszczyk w jej ciele. Wiedział jak jej dogodzić… łajdak jeden. Niemniej ciężko jej było się gniewać na to w chwili, gdy była przez niego rozpieszczana.
- Mmm… czym sobie na to zasłużyłam? - wymruczała, bujając na stopie mokrego i nagle strasznie chudziutkiego gryzonia. Kolor z jego futerka prawie cały spłynął. Wyglądał teraz jak pijany eksperyment, mało uzdolnionego akwarelysty..
- Nie wiem… miło widzieć cię radosną. Wiesz… twój nastrój od czasu tego wypadku na bazarze. To ciążyło i mnie i Godivie również - wyjaśnił czarownik i delikatnie przesunął palcami po piersiach bardki ukrytych pod materiałem. - Poza tym… jest jakiś urok w samym pieszczeniu cię. I ryzyko… że obudzę w tobie tą drapieżną stronę - dodał na końcu z łobuzerskim uśmiechem.
Kobieta spuściła głowę. Stopa, na której siedział Nvery, znieruchomiała, by po chwili opaść pod wodę. Szczurek ponownie dryfował na powierzchni, od czasu do czasu machając łapkami, gdy za bardzo go znosiło ku brzegowi.
Jej spojrzenie skrzyżowało się na chwilę ze spojrzeniem gryzonia. Nie musiała nic mówić, a on nie musiał uciekać się do jej wspomnień by rozumieć co czuła. Byli do siebie tacy podobni…
„Od dziś moje wspomnienia są twoimi…” tak brzmiała ich przysięga. „Od dziś stajemy się jednią, przez przeszłości, z intensywną teraźniejszością i wspólną przyszłością... Póki śmierć nas nie rozłączy.”
Jarvisowi i Godivie należały się słowa wyjaśnienia. Dość było udawania, że nic się nie wydarzyło. Musieli dowiedzieć się z kim mają do czynienia, gdyż kto ze śmiercią przystawał, sam się nią stawał…
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 17-01-2017, 23:08   #17
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
- Odciął linę. - Odezwała się niespodziewanie i bardzo cicho. Jej głos był pozbawiony wszelkich emocji, choć, aż kipiała od ich nadmiaru. Dłonie wbiły się w kępki trawy, orając paznokciami wilgotną glebę. - Przechodziliśmy przez góry… pustynię zostawiliśmy daleko za sobą, przeszliśmy przez dzikie sawanny i zbliżaliśmy się do krain płaczących wierzb oraz kwitnących wiśni… stamtąd mieliśmy wyruszyć na wyspy magmowe… - Chaaya wyciągnęła nogi z wody, podciągając kolana pod brodę i oplatając je rękoma. Dotyk czarownika na jej piersiach, był przyjemnie uspokajający.
- Towarzyszył nam mały oddział, sami zaufani wojownicy, przyjaciele, nasza nowa rodzina. Podzieleni byliśmy na trzy grupy, każda połączona oddzielnymi linami, każda z własnym zabezpieczeniem. Żeby udaremnić pościg i zmylić potencjalnych tropicieli, musieliśmy wybrać drogę… której nie wybraliby nawet sami bogowie… Moja babka jest… była bardzo wpływowa. Trzymała w garści sułtana i połowę nawabów z państw ościennych, nie mówiąc już o dzikiej zagranicy… Jestem pewna, że cała pustynia wiedziała o naszym zniknięciu… Zresztą co się dziwić. - Tancerka westchnęła cicho, pocierając policzkiem o kolano. - Ranveer był generałem z plemienia Malhari… To malutki ród talibniczy… Mieli jednak konszachty z żywiołakami ognia oraz demonami i dysponowali skompletowanym artefaktem… jedynym na całą naszą krainę, jeżeli nie nawet na całą część tego świata. Hełm, zbroja, peleryna, karwasze, nagolenniki, buty i… „broń”. Wspaniały relikt z prastarych czasów, kiedy to nasi ojcowie zdobywali te ziemie. W skrócie, komplet pozwalał nosicielowi być nieśmiertelnym i niepokonanym w walce… oczywiście za srogą cenę. - Kolejne westchnienie przerwało cichy wywód. - Także możesz sobie wyobrazić jakie rozpętaliśmy piekło gdy nagle się okazało, że znikliśmy… a wraz z nami złoto, ludzie i artefakty… Wyparowaliśmy i nikt i nic nie wiedział w którą stronę się udaliśmy… Góry… ludzie pustyni nazywali je „Wyjącymi”, przez wiatr hulający między skałami… oraz przez krzyk krwiożerczych harpii, które od wieków staczały bój ze skalistymi lamiami, podobno były też duchy tych którym nie udało się przez nie przejść… No więc szliśmy… iii trafiliśmy właśnie na jedną z takich bitew. Na górze harpie, na dole lamie, my po środku targani wiatrem, przytuleni do lodowatych skał, unikający zdmuchnięcia, oraz rykoszetów strzał, bełtów, dzid… czarów… Gdy to mówię, nie brzmi to tak strasznie… - mruknęła ze wstydem. - Ale to było piekło… a już zwłaszcza, gdy do konfliktu przyłączyły się żywioły natury. Przed nimi nawet cały zamek artefaktów nas nie uchroni… Doszedł więc zamarzający śnieg z deszczem i lawina. Tak jak mówiłam byliśmy podzieleni na trzy grupy. W pierwszej był Ran, w drugiej byłam ja, w trzeciej Birendra, przyjaciel z dzieciństwa Ranveera, oficer, wspaniały łucznik… - Kolejna przerwa, tym razem dłuższa. Nveryioth wyszedł z wody. Siedział obok tancerki, wylizując futerko. Wyglądał na beztroskiego, a może wyglądał tak tylko przez tą zwierzęcą formę.
- Skały zabrały ze sobą cały trzeci oddział. Potężne głazy przetaczały się po ścianach, wystrzeliwały w powietrze kaskadą milionów ostrych odłamków. Zabijały wszystkich po równo i po kolei… Ludzi, zwierzęta… bestie… Staliśmy na wąskiej półce, po której ruszyliśmy biegiem… Nie wiem skąd, ale pojawiły się pioruny. Ślizgaliśmy się po lodzie, oślepieni i ogłuszeni przez gromy i huk pękających skał… Jeden z piorunów trafił między nas… tuż nad półką, po której przechodziliśmy… Pamiętam, jak czułam powolne szarpnięcie do tyłu, które ściągało mnie w przepaść wraz z odłamaną ścianą. Nie spadłam daleko. Zawał zatrzymał się na ścianie drugiej góry a ja utknęłam z kilkoma niedobitkami nad przepaścią, wisząc na powoli pękającej linie. Nie muszę mówić, że przybył mi z pomocą. Podczepił nas pod swoją uprząż… zaczęto nas wyciągać. Byłam pierwsza w kolejce… nie tylko dlatego, że byłam ukochaną generała… Spodziewałam się dziecka. A w naszej kulturze, kobieta brzemienna pełni bardzo ważną rolę w społeczeństwie. - Chaaya opuściła nogi, powoli odwracając się do czarownika. Uśmiechała się ciepło, co nie pasowało do takiej sytuacji. - Po kolejnym piorunie, wszystko zaczęło się sypać. Kolejni ludzie jak nie spadali w przepaść to zostawali zmiażdżeni pomiędzy kamieniami. Nasza nowa lina została nadcięta. Wisieliśmy w szóstkę. Ja, Ran, trzech połamanych i konających i jeden martwy. Ci na górze, próbowali nas wciągnąć pomimo własnych strat i obrażeń, ale lina zaczynała co raz bardziej się przepoławiać. Kazał mi się odpiąć z większości uprzęży i wciągać na górę, powiedział, że będzie tuż za mną… Nie wiem dlaczego mu wtedy uwierzyłam. To było jasne, że nie mógł tego zrobić, nawet jeśli by bardzo chciał. Był potężnej budowy… niemal podobnej do tych pokroju ochroniarzy Suli… - Głos tylko trochę jej się załamał, ale nie popłynęła ani jedna łza, choć oczy były szkliste.
- Dlatego kazałam ci iść pierwszemu. Bałam się, że jeśli pójdzie coś nie tak… po prostu odetniesz linę. I nie pomyliłam się za bardzo… - Chaaya uśmiechnęła się szerzej, ale w końcu spuściła wzrok i wzruszyła ramionami.
- Noo... tak… odciąłbym… ale jest pewna różnica. Ja mam pierścień piórkospadania. Nie zginąłbym od upadku. Nie tak łatwo mnie zabić… Godiva żartuje, że musiałem pakt z jakimś diabłem, albo zewnętrznym bogiem zawrzeć - wyjaśnił cicho Jarvis z uśmiechem. Po czym spytał. - Odbyłaś jakiś rytuał żałobny po nich?
- Trochę nam zajęło zanim zeszliśmy w dół… nic nie znaleźliśmy. Większość pewnie leżała zasypana gruzem, a Ranveer… musiał użyć broni. Ślad po nim zaginął tak samo jak za całą zbroją. - Dziewczyna podrapała się po skroni w zakłopotaniu. - Nie do końca się orientowałam w tym całym… czymś co nosił. Ale był to podobny pakt jak ten który mam ze Starcem. Tylko… bardziej przypominał miecz obosieczny. Musiałeś poświęcić wiele by zyskać wiele. Nie zdziwiłabym się, gdyby błąkał się gdzieś po otchłaniach. - Wykrzywiła ustka w krzywym uśmieszku i potrząsnęła głową, wyrzucając mroczne myśli, które zaczynały ją dopadać.
- Ja przeżyłem lot w dół płonącym latającym okręcie wojennym - mruknął cicho czarownik, niby przypadkiem, od niechcenia. Niemniej zachowywał się jak wędkarz rzucający zanętę.
Chaaya uśmiechnęła się cierpko i nieco sarkastycznie. - Jestem pewna, że gdyby mógł, to by wrócił. Tak czy siak… wkrótce po tym trafiłam w niewolę. Mymi oprawcami byli żółtoskórzy i skośnoocy ludzie… Nie wiem ile tam byłam… może z rok? Może więcej. Janus próbował się dowiedzieć, ale słabo mu to wychodziło. Po torturach i gwałtach jakie mi zaserwowali… mam pewien uraz do tej nacji. - Kolejny uśmiech, już bardziej zdystansowany. - Koniec historii.
- Rozumiem to… - westchnął czarownik powoli i ostrożnie obejmując dziewczynę i tuląc. - ... masz ciężkie przeżycia za sobą. Takie, które by złamały niejednego.
- Ty też takie masz - odpowiedziała odwzajemniając uścisk. - Nie wykpisz się… jeśli nie dziś to jutro. - Cmoknęła go w policzek, ponownie się uśmiechając.
- Tyle, że przywykłem do ciężkiego życia od dzieciństwa i… moje przeżycia nie przygniotły mnie… tylko sprawiły, że potem zrobiłem bardzo głupie i złe rzeczy. - Spochmurnia. - Za które nie zdołam nigdy odpokutować.
- Nie bądź swym oskarżycielem, sędzią i katem… nie odbieraj bogom ich jedynej przyjemności. - Bardka pogładziła go delikatnie po policzku, zjeżdżając opuszkami na jego wargi.
- Mego ludu nie sądzą bogowie… tak po prawdzie to nasz los jest poplątanym węzłem - zaśmiał się cicho czarownik. - Zresztą póki co… tym się nie martwię. Póki żyję… mam ważniejsze sprawy. A i ty nie powinnaś pozwalać, by przeszłość była twym więzieniem. Choć… pewnie nie mam prawa dawać ci takich rad, skoro dopiero twoje problemy zmusiły mnie do powrotu do domu.
- Jeśli nie chcesz… nie musisz. Wracać. Nie musisz, mi pomagać. - Zmieszana popatrzyła na szczurka, który żuł w pyszczku końcówkę wstążki, która zafarbowała mu wąsiki na różowo.
- Godiva by mnie wytarzała w pokrzywie, gdybym nie chciał ci pomóc. Poza tym… chcę ci pomóc. Z wielu powodów - odparł żartobliwie Jarvis, tuląc tawaif do siebie.
~ Ta? ~ Nvery odezwał sarkastycznym tonem. ~ Widać jak chce… “Godiva by mnie wytarzała w pokrzywie” ~ przedrzeźniał głos czarownika. ~ Ciekawe czy gdyby nie ta durna ptica, to byłby tutaj z nami.
Chaaya nie odezwała się do smoka. Patrzyła gdzieś za plecy czarownika, głaszcząc go uspokajająco między łopatkami. Zignorowany gad, poszedł gdzieś w krzaki, nie wypuszczając z ryjka kokardki.
- Tak? A jakie to powody, jeśli mogę spytać? - mruknęła wesoło, zadowolona, że Zielony dał za wygraną i sobie poszedł.
- Po pierwsze… uratowałaś nas wtedy, gdy zgodziłaś się przyjąć Starca do siebie. Nie zrobiłaś tego, dlatego, że on cię o to prosił. Ceną za to były nasze życia i… Poza tym… kto nie chciałby uratować tak ślicznej księżniczki? Rzadko mam okazję występować w roli wybawiciela dam - rzekł pół żartem, pół serio czarownik.
- Pfff… księżniczki. - Chaaya przewróciła oczami, choć było jej bardzo miło, że brał ją za takową. Sama by się raczej tak nie nazwała. Nigdy.
- A u was to kto ratuje… “księżniczki”? Książęta? Rycerze? - zapytała zaciekawiona.
- W opowieściach matek i babć… tak. W rzeczywistości albo łowcy wampirów, albo najemnicy. Książęta mego rodzinnego miasta to przywódcy rodów kupieckich i lepiej rachują niż walczą, a rycerzy… w zasadzie to za mych czasów nie było. Wcześniej były zakony rycerskie i… powinnaś coś wiedzieć - zamyślił się Jarvis. - Otóż… w moim rodzinnym mieście żyje trochę skośnookich, uciekinierów, emigrantów… Pełno tam różnych ludzi z różnych zakątków świata. Także z tamtego.
Dziewczyna pokiwała skwapliwie głową.
- Poradzę sobie… chyba. Muszę. Będzie dobrze. - Posłała mu pokrzepiający uśmiech. - Wolałbyś być rycerzem czy łowcą?
- Łowcą… rycerz musiałby być cnotliwy - zaśmiał się Jarvis i spojrzał na Chaayę. - A kto chciałby być cnotliwy w twoim towarzystwie?
Bardka roześmiała się wesoło. Nie tylko ze słów czarownika, ale także na wspomnienie, gdy nie mogła spać we własnej komnacie, zaraz po przybyciu do Kryształowej Jaskini z Janusem. Władowała mu się pod pierzynę. Narobił rabanu na pół korytarza, aż się ludzie zbiegli. - Ciesze się. - Podniosła jego dłoń do swoich ust i delikatnie pocałowała w opuszki palców. - To teraz masuj! - zaordynowała żeśko.
- Cieszysz się? Powinnaś się bać, że twój masażysta ma całkiem brudne myśli na twój temat i niezbyt czyste zamiary - odrzekł w udawanym oburzeniu czarownik, powoli wracając do masowania. - A ty… będziesz księżniczką. To będzie idealna maska w La Rasquelle.
- Nie rękoma… - Zrzuciła jego dłoń, marszcząc czoło. - Ustami! - Wystawiła dumnie szyję, uśmiechając się władczo jak na księżniczkę przystało.
- I kto tu ma nieczyste zamiary - wymruczał Jarvis posłusznie liżąc skórę szyi i całując ją. Powoli delikatnie i leniwie… z typowym dla siebie pietyzmem, oraz pieszcząc piersi bardki powolnymi ruchami swych dłoni obejmujących je… ugniatające je lekko.
- Zbyt długo byłam więziona w wieży przez okrutnego smoka. - Zacmokała niby to udręczona na samo wspomnienie. - Sama… opuszczona… pośród zimnego muru - kontynuowała smutno, powoli kładąc się na trawie, splatając ręce za karkiem czarownika.
- Straszny… los… - szeptał Jarvis… pomiędzy muśnięciem jej skóry językiem i wargami. Jego cylinder odtoczył się nieco, ale on nie zwrócił na to uwagi. Natomiast bardka tak… gdy poczuła jak jego włosy łaskoczą jej skórę.
Odpowiadały mu tylko ciche mruknięcia. Dziewczyna zatopiła lewą dłoń w jego włosach, przyjemnie masując i drapiąc skórę głowy. Prawa ręka zjechała niżej na jego plecy, wyraźnie mając w tym jakiś cel, lecz… upragniony pas od spodni czarownika był ciągle za daleko, nie ważne jak bardzo wyciągała palce.
Nvery wyszedł z kępki trawy. W różowym, niczym szminkowanym pyszczku, trzymał wielkiego i długiego robala, który wił się po obu jego stronach długimi “wąsami”. Szczur przeszedł koło głów kochanków. Odwrócił się tylko na chwilę, by popatrzeć na Chaayę, po czym wlazł do cylindra Jarvisa i odturlał się razem z nim nieco dalej.
Jarvis podkulił się, by ułatwić bardce wymacanie tego czego szukała, sam zajęty rozpinaniem koszuli dziewczyny i powiększaniem dekoltu, co by mieć więcej miejsca do masowania językiem.
Chaaya wykorzystała ten moment by rozpiąć pasek i spodnie mężczyzny, które zsunęła odrobinę by dostać się do jego przyrodzenia. Usta czarownika skutecznie ją rozpraszały i spowalniały i dość pośpieszne i nieco spragnione ruchy dłoni.
W połowie naga klatka piersiowa bardki unosiła się w szybkim, urywanym oddechu.
A szczur… dalej się turlał w cylindrze, powoli i systematycznie oddalając się od baraszkującej nad brzegiem wody parki.
Oboje byli zbyt zajęci by zwracać na to uwagę. Jarvis koncentrował się na nieco bardziej odsłoniętych piersiach Chaai, choć dotyk jej palców osłabiał jego koncentrację. Ona swymi muśnięciami budziła wigor czarownika, czując, iż rośnie on pod jej opieką. Pozostało go tylko właściwie… wykorzystać.
- Skup się… - wyszeptała w przerwach między drobnymi pocałunkami na jego czole i czubku głowy. Podniosła nieco biodra podwijając spódnicę. - Skup się i mnie mocniej przytul - zaśmiała się psotnie, podnosząc jego twarz do swojej, by na chwile mogli spojrzec sobie w oczy.
- Wiele… wiele… wymagasz - poskarżył się Jarvis cicho, ale też i nie przestał całować wpierw ust, a potem tych obszarów piersi do których miał dostęp obecnie, znacząc swe szlaki językiem na jej skórze. Więcej odsłonić nie mógł, skupiony na tuleniu się coraz bardziej i wpatrując ponownie w oczy psotnej bardki.
Tancerka zaśmiała się dźwięcznie. - Miałeś się skupić głuptasie… - Kobieta odgarnęła mu włosy z twarzy. Chciała coś powiedzieć, ale ponownie się roześmiała, opadając głową na trawę.
- Nie w takim sensie miałeś mnie przytulić…
- A w jakim? - rzekł cicho czarownik spoglądając na bardkę, nakierował ostrożnie swe biodra na cel, który odsłoniła podwijając spódnicę. I pozwalając by sama naprowadziła żądło, tam gdzie chciała.
- Wcale mi nie pomagasz… - zachichotała, odsuwając swe kuse majteczki. Uniosła lekko biodra, po czym klepnęła mężczyzne, kręcąc głową z trzpiotnym uśmieszkiem. - Daję ci ostatnią szansę… i jeśli ją spaprzesz, to sobie pójdę.
- Nie zamierzam… - szepnął i gwałtownie przyszpilił bardkę do ziemi. Co ona jednak przyjęła z mimowolnym cichym jękiem aprobaty. Niewątpliwie znajome uczucie wypełnienia przez kochanka, połączone z energicznymi ruchami bioder nie dawały Chaai ni możliwości ucieczki, ni ochoty na nią. Znów bowiem czarownik były dziki w swej namiętności… a wszak tę stronę jego natury lubiła w takich chwilach.
Kobieta pozwoliła sobie na chwilę porywczości, ciesząc się z bliskości z kochankiem. Jej ramiona i nogi, oplotły ciało czarownika w znajomy dla niego sposób. W końcu jednak zaprzestała płomiennych pocałunków, mrucząc Jarvisowi w roschylone usta. - Nie tak szybko… porozkoszuj się chwilą, nie mamy się dokąd śpieszyć. - Bardka opadła barkami na trawę, jedną ręką obejmowała kark mężczyzny, a drugą gładziła go po policzku i szczęce. Ich biodra złączone były w mocnym uścisku jej ud.
- Jesteśmy szaleni… - zaśmiał się cicho czarownik całując dziewczynę i rzeczywiście zwalniając nieco tempo. Poruszał wolniej biodrami, rozkoszując się doznaniami jakie łączyły ich w tym tańcu namiętności. - Ulegamy przyciąganiu do siebie jak dwa magnesy. Nadal chcesz mnie zobaczyć w ramionach kurtyzany? Zepsułabyś nam reputację, gdyby takie kaprysy nie były uznawane ze ekscentryzm wśród śmietanki miasta.
Chaaya nie odpowiadała, skupiona na pozostawianiu na szyi Jarvisa czerwonej pamiątki po jej ustach.
- Przecież ci powiedziałam, że lepiej zajmie sie nią Nveryioth… - odpowiedziała, gdy już mogła sobie na to pozwolić. - A co do reputacji… to nie sądziłam, że w ogóle jakąś mamy.
- Ale będziemy mieli. Tajemniczy przybysze, bogacze… suli była hojna, gdy nas żegnała. Ekscentrycy - mruczał co kilka pocałunków i ruchów bioder. - Po to by zainteresować osoby, które… mogłyby być użyteczne w rozwiązaniu naszego problemu.
- Hmmm jeśli próbujesz mnie teraz przekupić, musisz się bardziej postarać… - Ze śmiechem przyssała się po drugiej stronie jego szyi, tym razem by zostawić podpis: “Tu byłam i zdobyłam.”
- Może kolejną nocą… taką pełną pościelowych figli… ale taką pośród ukrytych gorących źródeł… w oparach pary… gdzie będziesz… pieszczona tak jak ci podpowiedzą... twoje kaprysy - szeptał pomiędzy pocałunkami, mężczyzna drżał od narastających w nim pragnień, a i Chaaya czuła zbliżającą się powoli kulminację.
- Może… powinnam wziąć ze sobą Godivę… - W jej głosie było słychać już tylko tęskne pragnienie. Przestała być delikatna. Skończyło się ckliwe głaskanie. Chaaya zaczęła walczyć o każdy jego kawalątek. Nie mogła się zdecydować, czy sie przytulać, czy może zmysłowo ocierać, czy drapać, czy gryźć. Najchętniej robiła by wszystko na raz. Ich usta złączyły się w drapieżnym pocałunku i oderwały się od siebie dopiero wtedy, gdy oboje dostali to czego pragnęli.
Nie puścił jej po wszystkim, nadal dociskał do ziemi swym ciałem… nadal muskał wargami jej szyję i dekolt. Dodał też żartobliwie. - Godivę? Żeby… podglądała? I tak spróbuje, jak ją znam.
- A gdzie tam… zrobimy sobie babski wieczór w burdelu… mogę się nawet przyłączyć by się nie wstydziła - powoli wracała do normalnego oddechu, trzymając go w podwójnych objęciach. Najwyraźniej przypadła jej taka pozycja do gustu.
- Wiesz… że jak zajrzy mi do wspomnień, a lubi tam zaglądać. Jak zajrzy to zacznie cię trzymać za słowo? I wiesz, że ma na ciebie chętkę… choć… - Jarvis uśmiechnął się do niej dodając. - ...ma też swoją dumę… nie chce litości. Liczy, że jak już razem wylądujecie pod kocykiem, to ty też będziesz miała ochotę na nią.
- Czy dwie kobiety… szukające sobie trzeciej, to dość interesujące jak na standardy śmietanki politycznej z twojego miasta? - spytała go bardka, nawijając sobie kosmyk jego włosów na palec.
- Na pewno skandaliczny… ale też przyciągający uwagę. Ekscentryczność jest w cenie - wyjaśnił czarownik od czasu, do czasu muskając czubkiem warg nos Chaai. - A Godiva jest ciekawska… i dziewicą. To wybuchowa mieszanka i bez jej gwałtownego charakteru oraz braku zdolności dyplomatycznych.
- W takim razie niech mnie trzyma za słowo - odparła z przekąsem, ale i uśmiechnęła się przepraszająco. - Mam nadzieję, że wybaczysz mi tę małą zdradę.
- Cóż… mam wrażenie, że wynagrodzisz mi ją stukrotnie. - Znów cmoknął bardkę w czubek nosa, a potem delikatnie w usta. - A poza tym… pewnie smoczyca postanowi się tym incydentem pochwalić i sam przeżyję waszą noc… patrząc oczyma Godivy.
- No to nie jesteś taki stratny… - muskała jego usta własnymi. - Jak myślisz… ile mamy jeszcze czasu?
- Godiva jest fatalna jeśli chodzi o romanse… a Yasavi nie lepsza. Przerzucają się żarcikami i insynuacjami, ale nie potrafią przejść od słów do czynów - rzekł Jarvis sięgając do swej partnerki. - A my mamy… jakieś pół godziny jeszcze.
- Biedne… - zawyrokowała z uśmiechem, po czym opuściła się na ziemię. - Opłucze się i powinniśmy wracać. - Widać było, że bardzo tego nie chciała.
- Nie musimy się spieszyć - odparł i uśmiechnął się dodając. - I zawsze mogę powiadomić tych na statku, że się deczko spóźnimy.
- Nie powinniśmy… - odparła z cieniem smutku, ale i wdzięczności, zaczesując mu włosy do tyłu. - Muszę przygotować obiad i… porozmawiać z Nveryiothem. - Jej spojrzenie lekko pociemniało, a zmarszczka zamyślenia przecięła czoło. W końcu ucałowała mężczyznę, rozpogadzając się. - A na razie słodkie lenistwo.
Kilkanaście metrów dalej, szczur przykryty cylindrem, podbijał świat ruin.
- Chaayu… Godiva wspominała, że jako tawaif… powinnaś mieć Pana. Kogoś do kogo należysz i kto będzie podejmował ważne decyzje za was - mówił cicho i ostrożnie. - Że potrzebujesz takiej klatki… układu stałych, niezmiennych faktów, porządkujących twoje miejsce w świecie. Wybacz mi jeśli, coś pokręciłem przy tej okazji. Niemniej Godiva uważa, że potrzebujesz takiego symbolicznego opiekuna.. i że ja nim powinienem być. A co o tym sądzisz?
Pogłaskał delikatnie bardkę po policzku. - Jeśli Godiva źle zrozumiała twoje intencje, albo ja źle zrozumiałem myśli smoczycy to nie było tej wypowiedzi.
- Nie możesz powiedzieć czegoś, a później się tego wyprzeć - odpowiedziała dopiero po chwili z namysłem, choć nie patrzyła mu w oczy. - To prawda, że jako tawaif… choć jestem w pełni niezależna, jako kobieta w męskim świecie… tak naprawdę nie mogę o sobie samej decydować, o sobie w sensie… wewnętrznym, uczuciowym… myślowym - mówiła cicho i spokojnie, delikatnie skubiąc końcówki jego włosów. - Nie wynika to jednak z tego, iż mi zakazano… ja… nie umiem, nie zostałam tego nauczona… zawsze podążałam za czymś lub kimś… Próbowałam oczywiście swoich sił w samodzielności… ale słabo na tym wyszłam. - Uśmiechnęła się kwaśno. - Janus próbował mnie później nauczyć, ale nie potrafiłam pozbyć się nawyków. Odpowiadałam tak jak jak chciał, robiłam to czego pragnął… był na mnie zły, a ja nie rozumiałam dlaczego taki jest. - Chaaya nie wiedziała jak wytłumaczyć swój problem. Potrafiła wytknąć najwstydliwsze błędy nawabowi przy całej jego służbie, ale gdy dochodziło do decyzji, czy woli kolor swej chusty zielony czy niebieski… wybierała zawsze ten, który odpowiadałby „reszcie”; jej kochankowi, jej babce, starszyźnie. Wybierała zgodnie z opinią innych, ale nigdy nie ze sobą. Chęć służenia komuś jest tak silnie w niej zakorzeniona, że gdy Czerwony smok zwrócił się do niej… nawet się nie zastanowiła czy chce mu pomóc, czy chce pomóc sobie, czy Jarvisowi. Nie umiała odmówić… powiedzieć: nie chcę, nie lubię, nie teraz.
~ Godiva wspominała… ~ zakwiczał sarkastycznie zielonołuski. ~ Godiva-srodiva tyle mi truła nad uchem, że w końcu się spytam na odczepnego czy chesz być mą prywatną dziwką i obyś się zgodziła bo dostanę od Godivy-srivy wpiernicz i o la boga jaki ja biedny bo muszę tego wszystkiego słuchać i się taaaak poświęcać.
~ Myślałam, że już ci przeszło dogryzanie… ~ odparła chłodno bardka.
~ Mnieee? O nieee moja kochana, póki tobie nie przejdą te słabe uczucia do niego. Nawet nie wiesz jaka żałość mnie ściska, gdy widzę jak bardzo się starasz, w zasadzie nie wiadomo co chcąc zrobić… a on i tak jak ten baran żyje w swoim świecie. Nawet teraz… ty do niego z uczuciem i o uczuciu, a on o klatce. ~ Prychnął rozbawiony, choć w jego głosie przebijała się żółć i zawód. Chaaya nie potrzebowała nikogo oprócz niego i fakt, że była bardziej skłonna ku znienawidzonemu Jarvisowi, mocno go uwierała i bolała. Bo o ile w rywalizacji z martwym Ranveerem miał szansę… póki ten cholerny czarownik żył i był obok niej, wiedział, iż jest na straconej pozycji. Choć może… jeśli odmieniłby się w człowieka… wtedy. Wtedy zagrał by na poważnie.
- Faktycznie zaszło małe nieporozumienie. - W końcu odezwała się po nieznacznej ciszy. - Nie chciałam, by Godiva cię do czegoś zmuszała i wywierała na tobie nacisk jakiegoś obowiązku wobec mnie. Poruszałam się w dziedzinie metaforycznej, którą nieopatrznie mogła zrozumieć i ci przekazać. Nie było to w mojej intencji. - Uśmiechnęła się pogodnie. - Nie potrzebuję właściciela… a osoby, na którą mogłabym spojrzeć i się uśmiechnąć, przypominając sobie po co tu jestem…
- Nie nazwałbym tego zmuszaniem. Ona i ja chcemy byś czuła się bezpieczna. Tylko nie bardzo wiem jak… ci to duchowe bezpieczeństwo zapewnić. - Uśmiechnął Jarvis głaszcząc bardkę po policzku. - Sama wiesz jak bardzo martwiła się o ciebie, gdy... popadłaś w stupor. Ja zresztą też.
Takiej odpowiedzi gad się nie spodziewał, choć Chaaya zaczynała się do niej przygotowywać już od pewnego czasu, niemniej i tak słowa Jarvisa ją troszkę zabolały… a śmiech Nveryioth tylko dolewał oliwy do ognia.
Smok śmiał się do rozpuku, śmiechem tak szyderczym, a zarazu rozbrajającym, że bardka zaczynała czuć pewien dyskomfort… a nawet coś na kształt nienawiści. Owe uczucia oczywiście wymierzyła w siebie.
Była nie dość perfekcyjna, nie dość dobra. Została w jawny sposób odrzucona, a fakt, iż przy jej porażce towarzyszyły jej dwa smoki, w tym jeden właśnie mało się nie posikał po szczurzych łapkach, skutecznie obrzydł jej całą sytuację. I całą ją.
- Nie ważne. Nie przejmuj się - wysiliła się na uśmiech, ale twarz odwróciła w bok. - Wstanę i się opłuczę - to brzmiało raczej jak prośba, a nie oświadczenie.
Czarownik wydawał się tym razem przejrzeć jej grę i spochmurniał. Skinął w milczeniu głową zgadzając się z nią. Wydawał się rozumieć, że czymś ją obraził… ale jak zwykle nie miał pojęcia czym.
Kobieta wstała z ziemi, zdejmując bieliznę i wchodząc do sadzawki. Zielony dalej się zapowietrzał. Stojąc odwrócona plecami do Jarvisa, prała majteczki, zaciskając usta by nie zacząć krzyczeć na samą siebie.
- Tak w ogóle… to Starzec cię uprzedził - mogło to brzmieć jak słabe kłamstwo, ale… nim nie było. Wprawdzie nie była jego tawaif, a spoglądanie na pysk czerwonołuskiego nie napawał jej ciała tęsknotą, ale rola Naczynia… dumnego i nieustraszonego, mogła sie jawić niejakim pocieszeniem w tejże sytacji.
~ Na prawdę? ~ Śmiejący się gad, zaciekawił się nagle… Nie miał wszak dostępu do tej części umysłu, w której ulokowała wspomnienia z rozmowy z Pradawnym, a może nawet sam “Ślepiec” postarał się by zielonołuskie nie myszkował nie tam gdzie powinien.
- Uprzedził… w jakim znaczeniu? - zapytał czarownik przyglądając się bardce.
- Jest moja ostoją… klatką, układem stałych, niezmiennych faktów… - powtórzyła beznamiętnie jego słowa. - Przy nim mogę się czuć bezpieczna… - wzruszyła ramionami, wychodząc z wody. Spódnica była cała mokra i wilgoć powoli przechodziła na jej rozchełstaną koszulę. Przewiesiła majteczki przez ramię, po czym zaczęła zapinać guziki i wyżynać materiał z nadmiaru wody.
~ Nie odpowiedziałaś mi… ~ przypomniał się zielony. ~ Rozmawiałaś z nim? ~ Chaaya jednak zignorowała skrzydlatego.
- Jeśli uważasz że tak jest… dobrze… - mina czarownika potwierdzała, że ona tak nie uważał. - Zresztą… jakoś sobie poradzimy we czwórkę. Na pewno.
- Na pewno - odparła pokrzepiająco kobieta, zakładając wilgotną bieliznę. Trochę jej to zajęło. - Wracajmy na statek… - rozejrzała się marszcząc czoło.
~ Nie będę cie szukać… miałeś się pilnować. ~ Nie była dla Nverego miła… bo i on nie był dla niej. Smok nie odpowiadał jej myślom, ale zaraz w krzakach pojawiła się szczurza mordka. Przeskoczył nad kamieniem po czym podbiegł do bardki, siadając koło jej buta. Wiedział, że nie weźmie go na ręce…
- Gdzie mój kapelusz... - zamyślił się czarownik po ostatecznym poprawieniu garderoby. Kilka gestów pozwoliło Jarvisowi rozejrzeć się po okolicy w poszukiwaniu magicznych aur. Tych wiele nie było, wszystko co magiczne rozkradli wszak poszukiwacze skarbów.
~ Nie idź za szybko… ~ skruszył się przemieniony gad, dotykając łapką buta tancerki. Słodkie oczka oraz pokorny głosik jednak nie podziałały i szczur szybko musiał uniknąć kopniaka. Nie wiedząc czemu poirytowało go to strasznie i przysięgając zemścić się za wszystkie krzywdy na, bogom ducha winnego, Jarvisie, wszak to wszystko było przez niego, ustawił się dwa metry za bardką, co by na pewno go nie trafiła.

Niedługo później para, spotkała sie przy statku z wracającymi kobietami. Wszyscy byli o czasie, co ucieszyło kapitana. Gdy statek odbił, każdy powrócił do swoich obowiązków.
Tylko szczur nie miał co robić…
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 22-01-2017, 16:03   #18
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Po intensywnym, choć bezowocnym zwiedzaniu ruin (wszak skarbów nie znaleźli), wrócili na statek z niewyraźnymi minami. Była to słodko-gorzka wycieczka, która przyniosła chwile radości, ale i rozczarowania. Po czym wszystko wróciło do swojego rytmu.


Statek płynął, kapitan przewodził, mechanik pilnował. Jarvis pilotował a Chaaya gotowała. A Godiva z Yasavi nudziły się. Zaś Nveryioth nadal tkwił w postaci szczura. Zaś Starzec swoim zwyczajem przyczaił się ukrytym zakamarku duszy bardki i “drzemał”.
Wróciła monotonia bagien, może i ładnych i nostalgicznych dla czarownika.


Ale ileż się można gapić na “zielone piekło”.. które zbyt piekielne póki co nie było. Więc trzeba było zorganizować sobie jakieś rozgrywki… tradycyjnymi możliwościami było picie i filozofowanie, granie w karty na fanty i pieniądze. Pływanie nago w wodach bagna … w czym celowały Yasavi z Godivą ścigając się na to jak daleko odpłyną od statku zanim ktoś je zauważy. Obie miały się ku sobie, ale widać było że płomiennego uczucia z tego nie będzie. Obie zabijały nudę, przy czym Yasavi tak prawie wszyscy na statku uważali, że Jarvis i Chaaya są parą, co bardce w sumie odpowiadało, bo nie musiała się martwić na awanse od strony mężczyzn i znudzonej diablicy… I jedynie Godiva czasem coś.. sugerowała dla żartu.
Tylko czarownik wydawał się coraz bardziej zmartwiony… z każdą przebytą milą rzeczną. W końcu któregoś wieczora wyjaśnił czemu.
- Powinniśmy już minąć z jakimiś parowcami. To mało znany szlak, niemniej płynęły tędy statki. Ich brak oznacza kłopoty…-
Nie potrafił jednak powiedzieć jakie to mogą być kłopoty.


Ślad owych kłopotów znaleźli następnego dnia. Parowiec.. duży, stary, zdewastowany. Leżący na brzegu wrak, którego losy z pewnością były ponure. Jako że bagna szybko ukrywają szczątki, tych którzy zginęli na nich, parowiec musiał się rozbić niedawno, a że był znacznie większy niż krypa na której płynęli to oczywiście budził zainteresowanie kapitana Pasquala. Statek mógł zawierać wiele cennych skarbów, towary które wiózł, paliwo i kto wie co jeszcze. Za jego przeszukaniem byli i Joeffry i Yasave i Godiva. Choć te dwie ostanie mniej były zainteresowane łupami, a bardziej przygodą.
Dla Jarvisa również statek był ciekawy, ale bardziej dla odpowiedzi jakie mógł w sobie zabierać.
Pozostało jednak określić, kto miał iść, a kto zostać na statku. Tym razem kapitan nie zamierzał pozostać na statku… nie zamierzał też zostawić statku bez osłony jednej z wojowniczek. Tak więc zaczęły się targi w grupie… kto ma iść, kto ma zostać. A bardka przyglądała się wrakowi statku w promieniach zachodzącego słońca. Mieli coraz mniej czasu na jego zbadanie przed zmrokiem, a czarownik odradzał marnowanie całego dnia na grabież.
- W tej okolicy powinniśmy być cały czas w ruchu. Trudno określić, jakie stworzenie obrało tą okolicę za swe królestwo.- stwierdzał stanowczym tonem głosu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 01-02-2017, 20:00   #19
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Od ich ostatniej rozmowy minęły dwa dni.
Między Nveryiothem, a Chaayą trwała zaciekła cisza.
Urażona i zraniona do żywego zachowaniem Zielonego tancerka, odgrodziła się wysokim murem oziębłej obojętności wobec swojego partnera. A ten po sprezentowaniu przez bardkę rewelacji na temat jego ewentualnej przemiany w człowieka, która była przez nią, na potrzeby sytuacji, dodatkowo podkoloryzowana, po prostu zerwał kontakt ze światem.
To znaczy… zanim to zrobił, ówcześnie uskutecznił iście diabelską i szczurzą wojnę z karczemną kłótnią na czele.
Zrobił to… bo wiedział, że jego statek i tak pójdzie na dno i miał nadzieję… właściwie, to chyba sam nie wiedział na co ją miał, ale nie mógł się tak po prostu poddać.
Wydarzyło się to równo dwa dni temu.
Od tamtej pory nikt nie wiedział i nikt nie słyszał naczelnego gryzonia parostatku. Nikt się też zbytnio nie pytał o niego, bo sama tawaif nie wyglądała owym faktem zniknięcia jakoś zanadto przejęta. Gotowała, zmywała, uśmiechała się i uprzejmie rozmawiała gdy ktoś ją zaczepił. Zachowywała się tak jak zawsze… z tymże, że nie miała na ramieniu szczura.
Fakt pojawienia się na horyzoncie statku… a raczej jego wraku, też jakoś nie wpłynął na zachowanie kobiety. Zdezelowana łajba nie wyglądała dla niej ani na kuszącą, ani na ciekawą, to też nie dołączyła swej osoby do targowania się o wejściówkę na nią.
Oparta o reling, przysłuchiwała się jak smoczyca walczy z Yasavi o miejsce w ekipie zwiedzających, zastanawiając się co przyrządzić na obiad, wszak zapasy powoli zaczynały im się kończyć.
~ Chcesz dołączyć? Czy może zostać tutaj z Godivą do towarzystwa? ~ zapytał telepatycznie czarownik.
~ Czy wyglądam na taką co by chciała? ~ odparła uszczypliwie Chaaya, krzyżując ręce na piersi. ~ Weź Godivę… Yasavi niech zostanie tutaj… za to jej płacą.
~ Problem tkwi w tym, że to, iż zostanie z tobą mogłoby skłonić Godivę do odpuszczenia sobie rywalizacji z ewentualną kochanką. I zakończenia tego sporu ~ stwierdził z pewnym ironicznym tonem Jarvis. ~ W pozostałych przypadkach albo się pobiją, albo się pobiją i potem wyżyją w łóżku.
~ Rób jak chcesz. I tak będę siedzieć w kuchni. ~ I tak jak zakomunikowała, odepchnęła się plecami od balustrady i ruszyła w kierunku każdemu dobrze znanym, czyli do mesy.
~ Zgoda. ~ Telepatyczne przesłanie czarownika doszło do Chaai dopiero po kilku minutach. Gdy już dotarła do mesy… w przypadku tego statku na świeżym powietrzu. Stamtąd mogła obserwować wybierających się na ów statek badaczy. Kapitana, Jarvisa i Yasavi.
Została więc na tym okręcie wraz Joeffrem, obecnie przesiadującym w sterówce, Godivą, której jeszcze nie było widać w pobliżu i Nveryiothem gdzieś... pod pokładem.
Nie tracąc czasu zajęła się za obieranie cebuli, ziemniaków i dużych rzodkwi. Im więcej przygotuje teraz, ty mniej będzie miała do roboty w porze obiadowej.
Godiva zjawiła się po kilku minutach od rozpoczęcia przez nią tej pracy. Zjawiła się jarvisowym kosturem i bacznie przyglądała jej robocie. Po czym spytała z uśmiechem. - Nie nudzi cię to? Mnie by nudziło. Wiem czemu ludzie wkładają tyle roboty w przygotowanie jedzenia, ale… mimo smaków jakie dzięki temu uzyskują… mnie by się nie chciało.
- Wbrew pozorom jestem osobą cierpliwą - odparła pół żartem, pół serio Chaaya.
- Przy robocie… nawet takiej, czas szybciej płynie, a co za tym idzie, niedługo dzień mi się skończy, pójdę spać… i wstanę jutro, a kto wie co przyniesie jutro.
- Jutro… albo pojutrze… albo popojutrze… dopłyniemy do miasta. I tam będziemy mogły zabłysnąć podczas poszukiwań rozwiązania naszego problemu z tym smokiem w głowie - rzekła z entuzjazmem Godiva i spytała. - Bywałaś na balach?
“Nie, siedziałam w domu i haftowałam…” pomyślała zgryźliwie tancerka, ale odezwała się dopiero, kiedy przestało ją ssać od zaczątków gniewu.
- Starzec nie jest taki zły gdy się nudzi… - mruknęła, krojąc cebulę w dużą kostkę. - ...w mieście może się ożywić - mówiła jakby do siebie. Na chwilę jej dłoń z tasakiem zatrzymała się na śliskiej skórce warzywa, a sama bardka zapatrzyła się przed siebie, ogarniając to co sama sobie powiedziała.
W mieście starzec może się podniecić… ożyć, powinna powoli dojrzewać do tej myśli i zacząć się przygotowywać. Po chwili kontynuowała siekanie.
- Bywałam na balach… - odparła z cieniem żartobliwości. - Niemal codziennie, taka praca. - Wzruszyła ramionami, mrugając załzawionymi, od cebulowych wyziewów, oczami.
- Takich z muzykami na podeście, bufiastymi koronkowymi sukniami i flirtami za wachlarzami? - wyraźnie zaciekawiła się Godiva. - Bo Jarvis nie bywał.
Po czym szybko zmieniła temat. - Uważasz, że to dobrze, żeby on się w tobie obudził? Chyba jest dość wybuchowy.
Wprawdzie tancerka pochodziła z innej kultury, przodowała w innej modzie i obchodziła zupełnie inne zwyczaje niż te praktykowane w mieście czarownika. Ale Bal… to Bal. Nie ważne gdzie, zawsze przodowała zabawa, seks, alkohol. Skoro jednak smoczyca nie drążyła tematu, to i Chaaya nie miała zamiaru dalej go ciągnąć.
- To przeczyłoby mojej wcześniejszej tezie… nie słuchasz mnie Godivo - odmrukneła z przekąsem, wycierając oczy w rękaw. - Wolałabym, by się dalej nudził, ale przecież nie ucieknę samotnie na szczyt góry w nadziei przeżycia spokojnej starości…
- No… nie. Nie uciekniesz - zgodziła się z nią Godiva. - Ale dotąd był spokojny, więc póki będziemy szukać sposobu, na to by cię opuścił i wszedł do jakiegoś innego ciała… to chyba nie będzie sprawiał nam problemów… - rozejrzała się dookoła.
- A propo problemów… jakoś Nveryiotha ostatnio nie widziałam. Jak planuje kolejne ukradnięcie mi bielizny to… obiecuję, że wytnę mu podobny złośliwy numer.
Chaaya pozwoliła swoim oczom trochę popłakać, zanim rozgromi ostatnią z cebul.
- Dalej nie nosisz majtek? - spytała pociągając głośno nosem i ponownie ocierając policzki z łez o ramię.
- Eee… no… nie noszę. Lubię chodzić bez… - odparła zaskoczona jej pytaniem Godiva. Przesunęła dłonią po swych piersiach napinając materiał ubrania. - Nadal jestem smokiem pod tym uroczym, miękkim ciałkiem. Lubię się stroić w materiały… i piękne suknie, ale nagość uważam za swój stan naturalny. Bielizna wydaje mi się bez sensu. Po co nosić coś, co i tak nie będzie widoczne?
- A powinnaś nosić. Jako smok twoje ciało okrywa łuska, chroni cię przed brudem. W ciele człowieka jesteś wystawiona w całości na działania czynników zewnętrznych. Mężczyźni są inaczej skonstruowani. Ich penis jest cały okryty skórą… my mamy problem. Jesteśmy “otwarte”… jakkolwiek to brzmi… a dodatkowo - tu tancerka obróciła się do smoczycy, uśmiechając się. - Jak już zapewne wiesz… nie jesteś tam sucha, moja droga. Troszeczkę się podniecisz widokiem rogatej Yasavi i od razu płyniesz… to niehigieniczne. Majtki osłaniają cię przed piachem, kurzem, roślinnością… i chronią twój ubiór jak i uda. Dbaj o nie i pierz codziennie, nie chcesz chyba złapać jakiegoś świństwa… wiesz później jak ciężko jest się z niego wyleczyć? A jak boli, albo swędzi? - Chaaya pokręciła głową, uśmiechając się od ucha do ucha. Nie sądziła, że taką pogadankę wyprawi dorosłej smoczycy. Swojej małej córeczce owszem… ale nie komuś takiemu jak Godiva. - Ciekawe czy będziesz krwawić… co miesiąc. Trzeba by się spytać Jarvisa… może wie.
- Akurat Yasavi nie… pobudza mnie tak często jak… - uśmiechnęła się łobuzersko Godiva. - ... ktoś inny. Choć ma piękne ciało… takie bardziej… twarde i sprężyste. Mniej delikatne niż twoje.
I dodała smętnie. - Jarvis zaś twierdzi, że powinnam się teraz częściej moczyć w wodzie i myć. A ja nie jestem Nilamem. Nie cierpię wody.
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. - Roześmiała się tancerka wracając do krojenia reszty warzyw.
- Oj nie jest... nie jest - zamruczała Godiva, wpatrując się w bardkę i mając z pewnością inną kwestię na myśli. - Nie wiem jak to jemu wychodzi, albo tobie… że się z Jarvisem rzucacie w namiętność. Nie wiem gdzie tkwi tajemnica. - Po czym westchnęła głośno. - Ach… nie powinnam o tym wspominać. Głupia jestem…
- Nie ma żadnej tajemnicy głuptasie… po prostu ja już nie mam nic do stracenia - odpowiedziała łagodnie Chaaya, skupiona na wrzucaniu kostek ziemniaka do wielkiego gara. - Pierwszy raz jest zawsze najtrudniejszy… niby człowiek go oczekuje i pragnie, ale coś nie pozwala mu tak łatwo przekroczyć tej “niewidzialnej” granicy. Później już jest z górki, a gdy robisz to zbyt często, staje się rutyną - odparła kwaśno, płucząc ręce w wodzie i wycierając je w spódnicę. - Nie sugeruj się tak wspomnieniami swojego partnera, a już zwłaszcza tymi w których ja występuję… jestem tawaif, zostałam wyszkolona do tego by dawać przyjemność klientowi o każdej porze dnia. Takie zachowanie nie jest ani powszechne, ani jak sądzę normalne i to cię może mylić. - Tancerka popatrzyła w zatroskaniu na rozmówczynię. W życiu nie było nic gorszego od gorzkiego rozczarowania swoimi wyobrażeniami, czy marzeniami. Godiva ewidentnie myliła siebie z Jarvisem, być może sama nawet nie wiedziała czego chce i pragnie, zbyt mocno wpatrzona we wspomnienia czarownika. Powinna rozgraniczać te dwa światy jakim było życie jej i jej partnera.
Godiva zamilkła i zmrużyła oczy podejrzliwie przyglądając się bardce. - Nooo… tak wspominałaś, że jesteś tawaif. - Po czym zaśmiała się głośno.
- Więęęc… może powinnam cię porwać do kajuty i poprosić ładnie byś mnie wszystkiego nauczyła? - przechyliła głowę na bok.
- Ale… nie… Nie chcę. Nie zamierzam być… no… Nie chcę byś ze mną była profesjonalna, jeśli wylądujemy pod kocem. Byś sama tego chciała.
Machnęła dłonią wyraźnie zaczerwieniona. - Ale zejdźmy z tego tematu. Gdzie jest Nveryioth? Lepiej żeby się znalazł przed dopłynięciem do portu, bo… Jarvis mówił, że sprawdzą ładunek w porcie i odszczurzą. I wybiją karaluchy, pająki, węże… i wszystko co się mogło zalęgnąć w ładowni.
- Służyłam mężczyznom, nie znam się na kobietach, mogłabym cie tylko rozczarować. - Chaaya wróciła do krojenia kolejnych warzyw. - Nie wiem gdzie jest Nveryioth, pewnie gdzieś się szlaja. - Wzruszywszy ramionami, umilkła bo nie miała ochoty rozmawiać na temat jej smoka. - Jak skończę, możemy wziąć kąpiel, zaparzę wody i pomoczymy nogi w miednicy, co ty na to?
- Kąpiel… to akurat bierze się nago… - odparła z łobuzerskim uśmiechem Godiva i pokiwała głową. - Ale nogi pomoczyć możemy. I… - przybliżyła twarz ku bardce, cmokając ją w czubek nosa. - ...ty mnie nie rozczarujesz nigdy. Nawet jeśli… co najwyżej będziemy się trzymać za rączkę. Nie przejmuj się tym. - Po czym rozejrzała się po stanowisku pracy Chaai, dodając. - No to jak ci mogę pomóc?
Poziom kojarzenia faktów u smoczycy, czy podstawowego przewidywania, o erudycji nie wspominając, pozostawał wiele do życzenia.
Te szczeniackie i natrętne umizgi przyprawiały tancerkę o nie lada mdłości. Chaai nie mieściło się w głowie jak taka kobieta, mogła posługiwać się najbardziej wyświechtanymi gadkami, kojarzącymi się tylko ze szczurowatymi odszczepieńcami, co to ani w młodości, ani w życiu dorosłym, nie mogli się pochwalić żadnym wyczynem, choćby najbardziej miałkim jak na przykład ugotowanie potrawki czy ubicie karalucha.
W swoich czasach kobieta miała w zwyczaju tępić takich nieboraczych amantów i rozgniatać ich pod swymi złotymi sandałkami. Szczerze gardziła nie tylko ich mizernowatej postawy i aparycji, ale także ich pieniędzmi i podarkami. Na szczęście... rzodkiew była chrupka i soczysta i kroiło się ją z przyjemnością. Zapatrzona w ostrze tasaka, pozwoliła stać Godivii w chwili ciszy, by w końcu odezwać się pogodnym głosem.
- Nie kłopocz się, już prawie kończę… ale jak bardzo chcesz możesz wstawić wodę do grzania się.
- Zgoda - odparła wesoło smoczyca i zabrała się do tej roboty z całym entuzjazmem jaki w sobie miała. A miała go dużo.
Chaaya przyglądała się kompance z cieniem uśmiechu na ustach. Gdy Godiva miała sposobność bycia Godivą, która więcej robi niż mówi, bardka odczuwała do niej całkiem wysokie pokłady empatii. Dość wysokie, by czuć zażenowanie własnymi myślami, kiedy to miała ochotę ponabijać się i poznęcać psychicznie nad smoczycą, kiedy tak jej truła nad uchem.
Korzystając z okazji, gdy niebieskoskrzydła nie widziała, tancerka ukryła na chwilę oczy w zagięciu łokcia, pozwalając odpocząć wzrokowi.
Po chwili wrzuciła ostatnią rzodkiew do garnka. Zostały już tylko pomidory oraz przyprawy. Wyłuskując główkę czosnku oraz obskrobując trzy kawałki różnokolorowych korzeni, wrzuciła je do czegoś, co od biedy można było nazwać moździerzem, po czym zabrała się do ucierania pasty.
Godiva zajęta pilnowaniem wody i przyglądaniem się jej… nie zwracała za bardzo uwagi na Chaayę, pozwalając bardce zerknąć na nią od czasu, do czasu, nie będąc zauważoną. I porównać to, co już widziała. Smoczyca ubierała się tak jak na początku… czyli w te śmieszne stroje amazonek. Yasavi tak jej poradziła. Były to jej stroje na walki i na treningi. I choć nadal wydawały się bardce absurdalne, to pozwalały stwierdzić, że treningi sprawiały, że ludzka postać Godivy nabierała cech wojowniczki. Mięśnie były wyraźniejsze, sama smoczyca była bardziej gibka i chyba silniejsza niż na początku.
Brązowowłosa nie przerywała ciszy, ponownie skupiając całą uwagę na tym co robiła. Przyprawy były gotowe. Zostały więc tylko pomidory, które z łatwością obcinała w ćwiartki wprost nad garem. Zanim się obie kobiety obejrzały. Robota była skończona, przynajmniej ta od strony posiłkowej.
- I jak tam woda? - spytała nagle dołączając się do hipnotyzowania wesoło bulgoczącej tafli cieczy.
- Jest już chyba dość ciepła - oceniła smoczyca przyglądając się bacznie wodzie. - Gdybym była smokiem… uderzyłabym oddechem błyskawic. Taka mała sadzawka by się zagrzała. Życie w miękkim ciele jest… skomplikowane.
- Nawet nie wiesz… jak bardzo - odparła z lekkim namysłem bardka. Było w tej wypowiedzi coś mrocznego i niepokojącego, ale znikło równie szybko jak się pojawiło. - W pokoju Jarvisa jest miednica, możemy się tam umyć, no i Joff nie będzie nas podglądać - dodała żartobliwie, sprawdzając, czy pokrywki są dobrze zabezpieczone przed robactwem.
- Chodźmy więc - rzekła smoczyca sięgając po garniec z wodą. - Choć pewnie i tak się naoglądał jak z Yasavi pływamy w wodzie nago.
Uśmiechnęła się dodając. - Jeszcze kilka dni i będziemy mogły wypróbować luksusy rodzinnego miasta Jarvisa. Pokaże nam je wszystkie.
Chaaya pokiwała głową, choć wyraz twarzy miała smutny. Na szczęście Godiva nie mogła tego zobaczyć, gdyż bardka prowadziła ją do małej kajutki. Gdy przepuszczała koleżankę w drzwiach, ponownie była uśmiechnięta i wesoła. - Nie powinnaś pozwalać by cię podglądano, niech się chłopiny trochę namęczą i nakombinują by móc ujrzeć skrawek twego ciała - dodała kąśliwie, klepiąc przechodzącą obok w pupę.
- Acha… - rzekła zdziwiona Godiva i pokiwała głową. - Będę pamiętać, choć nie wiem czemu mieliby kombinować, by zobaczyć… kawałek mojego ciała. Ale zapamiętam.
Postawiła naczynie na środku izby i usiadła na łóżku czarownika. - Nie daje się chyba we znaki za bardzo w nocy? W każdym razie… w negatywny sposób?
Bardka zamknęła drzwi, po czym kucnęła przed Godivą by wyciagnąć miednicę.
- Co? Łóżko? - spytała, opierając brodę o jej kolana i wyciągając stare jak świat cynowe naczynie. Wyraźnie się droczyła, gdyż na pewno wiedziała, o co chodziło smoczycy. - Skąd taki głupi pomysł wpadł ci do głowy? - Odsunąwszy się kawałek, zajęła się przelewaniem wody. - Rozbieraj się, jak się umyjemy to… - Na chwilę się zwiesiła.
Na koniec kąpieli, mogłyby natrzeć swe włosy olejkiem… niestety olejek nosił Nveryioth, który był szczurem.
- ...to się umyjemy. - Wzruszyła bezradnie ramionami. - Niestety nie mam przy sobie swoich rzeczy, więc będzie nam to musiało wystarczyć…
- Możemy użyć… pachnideł Yasavi. Parę od niej pożyczyłam - odparła łobuzersko smoczyca, wyciągając małe fiolki ukryte przy pasie. - Tak... z ciekawości… A co do Jarvisa. Nie mogę wejść do jego snów, ale czuję gdy śnią mu się koszmary. Tylko nie wiem, czy się wtedy rzuca w nocy.
Chaaya nie należała do fanów pachnideł, ale podczas suszy i szarańcza jest owocem.
- Czemu nie, wypróbujemy ichniejszych specyfików - mruknęła odpinając zapięcia spódnicy.
- Nie rzuca się, ani nie skarży… - “Właściwie to nic nie robi” pomyślała z goryczą, mocząc dłoń w ciepłej wodzie. - Ile bym dała za kafelkowy basen z ciepłą wodą… - Na chwilę się rozmarzyła, ściągając bluzeczkę i ochlapując twarz wodą.
- Wierz mi, ma twardą skorupkę… - zaśmiała się Godiva, szybko rozbierając się ze swego stroju.
- Ciężko mi wchodzić do jego wspomnień, instynktownie je blokuje nie ułatwiając mi zadania. Ale w końcu… poddaje się mojej sile.
I spojrzała na bardkę dodając. - Pływanie w rzece też jest przyjemne. Mogłabyś spróbować.
- Nie ma się czym chwalić… - odparła nieco karcąco bardka, zajmując się myciem w miednicy. - Choć ja przed Nveryiothem nie mam tajemnic i ma wgląd do wszystkich moich wspomnień, to jednak szanuje on fakt, że niektóre są dla mnie zbyt bolesne by je wynajdywać i ponownie rozdrapywać… - Kobieta ochlapała rozmówczynię, uśmiechając się przyjacielsko. - Zdecydowanie więcej możesz uzyskać po dobroci, niż na siłę… - dodała cieplej.
- Uważaj, żebym nie zaczęła praktykować… twych nauk na tobie. Poza tym… wiesz, że nie lubię wody. - Zaśmiała się Godiva w udawanym oburzeniu, już całkiem golutka i trochę mokra. - Małe to naczynie. Nie zmieścimy się naraz razem.
- Jeśli chcesz mnie kiedykolwiek mieć… musisz być czyściutka i pachnąca. - Zawyrokowała dumnie brązowowłosa. - Nie musimy wchodzić do miednicy by się umyć… robimy to nad nią. Ręce, szyja, dekolt, później głowa… o! kubeczek nam potrzebny i na końcu dopiero nogi i reszta ciała… - Tancerka pokazywała na swoim przykładzie obmywając sie pierwsza, nie myjąc jednak włosów, a czekając by Godiva nadrobiła swoje.
- Nauki naukami… wratoby było byś poćwiczyła… w mieście Nvery będzie człowiekiem. Zdziwiłabyś się ile jesteś w stanie uzyskać od tego jaszczura, gdy jesteś odrobinę miła… Może nawet by ci coś o mnie opowiedział… znając jego byłoby to coś wstydliwego. - Zamyśliła się na chwilę Chaaya, po raz pierwszy od dwóch dni, zastanawiając się gdzie mógł podziać się wredny gryzoń.
Godiva wykorzystała to, by odsłonić pukle włosów znad jej ucha i przytuliwszy się szepnąć jej tam. - Jak mi opowie, to ja w rewanżu zdradzę ci jak wyglądał Jarvisa pierwszy raz. Boki można zrywać.
Uśmiechnęła się i dodała. - Ja znam żywot mego partnera, też jest tam wiele złych i wstydliwych zdarzeń. Nie przejmuj się jak twe porażki będą wyglądały w moich oczach.
- W takim razie postaraj się być pojętna uczennicą, gdyż jestem tego bardzo ciekawa. - Zachichotała psotliwie Chaaya. - Mój pierwszy raz nie był zabawny… - dodała nieco rozrzewnieniem tonem. - Ciekawe jaki będzie twój. Jak myślisz?
- Lepiej żeby się ona postarała by był wyjątkowy, bo Jarvis twierdzi, że nie potrafię utrzymać swego języka na wodzy. - Zaśmiała się Smoczyca, myjąc całe ciało tak jak jej Chaaya pokazała. I po chwili dodała. - Będę dla Nverusia… uprzejma. Może i miła, ale… tylko tyle. I jak mnie wkurzy to mu przyłożę. No bo… nie jestem taka jak ty, czy Jarvis. Nie panuję nad sobą… - Po czym uśmiechnęła się lubieżnie. - W każdym razie… wolałabym by wyście też nad sobą częściej tracili panowanie. Wspomnienie te są potem słodkim kąskiem dla mnie.
Tancerka pogładziła Godivę po policzku uśmiechając się, ale w oczach miała smutek. - Może to i lepiej… że nie jesteś taka jak “my”. Wykrzyczysz się, wysłościsz zawczasu… i zaczynasz od nowa, wolna od negatywnych emocji. Ja swój gniew, złość czy frustracje tłumie w sobie… nie uwalniam jej. Gromadzę… a ona krąży we mnie psując mnie od środka. To samo robi Nveryioth… dlatego jest jaki jest… - Pokręciła głową, wzruszając ramionami.
- Ty gniew on ból, może ja was powinnam uczyć jak się z tych oków wyzwalać? - zapytała retorycznie Godiva, poddając się zabiegom pielęgnacyjnym. - On myśli, że ból go wzmacnia… że rozpamiętywanie porażek i błędów, pozwoli nie popełnić ich w przyszłości. Że jesteś delikatna… i jesteś… ale myślę, że i stal masz w sobie. Nie można wyjść z piekła i nie stwardnieć choć trochę.
- Miałam kiedyś klienta, był bardzo dziwny… to znaczy. - Zafrapowała się na chwilę Chaaya, rozsiadając wygodniej na deskach pokładu. - Nie był filozofem, ale dużo myślał… ale myślał o uczuciach w człowieku. Analizował charaktery. Typował różne wzorce zachowań… Oczwiście mnie też wziął na swój pulpit i rozkładął na czynniki pierwsze. Zadziwiające, jak bardzo był w tym dobry. To on mi powiedział, że gromadzenie w sobie jest złe… że jest jak trucizna i że przedemną są dwie drogi… jedna to taka, kiedy w końcu czara goryczy się przeleje i wybuchnę, ale nie wiadomo, czy to mnie wzmocni czy zabije… a druga, że nigdy tego nie zrobię, że się od tego ciężaru nie uwolnię… ale nie dlatego, że jestem tak pojemna, tylko dlatego, że to polubię… Że… nie będę znała innego życia, że będę pielęgnować ten jad w sobie, bo to jest jedyne co znam… i w końcu się stoczę. - Bardka zamyśliła się na chwilę, zastanawiając się, czy doszła już w swym życiu do tego kulminacyjnego skrzyżowania, czy jeszcze go ma przed sobą.
- No to nie dopuścimy do tego… i tego zabicia i tego stoczenia - odpowiedziała z pewnością siebie Godiva. Dla niej sprawa była prosta. Nie dopuści do krzywdy Chaai… i już.
Natychmiast zmieniła temat mówiąc. - Jako smoczyca oczekuję od mego partnera odrobiny drapieżności i dominacji. By mnie przyparł… przycisnął lekko. Ale w końcu jestem smokiem, nie będę sie parzyła z niedojdą, a ty?
Uśmiechnęła się łobuzersko Godiva.
- Wolisz bym lekko zasugerowała Jarvisowi by był bardziej odważny i przycisnął cię czasem do ściany obsypując pocałunkami. Mnie by się to spodobało. Ale… ja jestem smokiem. I ta postać tego faktu nie zmienia.
Zmiana tematu lekko zbiła Chaayę z tropu. Patrzyła na niebieskoskrzydłą, marszcząc lekko czoło i nie potrafiąc przez kilka sekund zogniskować na niej spojrzenia.
- Ja… hmmm… nie wiem. To znaczy… - Kobieta spojrzała w sufit zasępiając się. - Nie chciałabym się czuć samotna. Tak… tak duchowo. Chciałabym umieć rozmawiać z nim o wszystkim lub o niczym, albo wspólnie coś robić, a nie koniecznie parzyć sie jak króliki po kątach. - Westchnęła przeciągle na wspomnienie swojego ukochanego. O tym jak Ranveer pomógł jej odkryć jaki jej jej ulubiony owoc i kolor, o tym jak dodała mu odwagi by robił to co chciał robić od dziecka, czyli malować, a nie walczyć. To były piękne chwile, równie piękne co ich długie noce.
- Acha… - zamyśliła się Godiva zamierając na moment i dodała. - No to będziemy musieli waszą dwójkę zostawić… sam na sam w mieście. Jest tam duuużo do pokazywania. Jarvis żył tam przez pół życia, a i tak całego nie poznał. A i pewnie wiele się zmieniło. Może zdołasz go przy okazji otworzyć. Albo on ciebie?
- Stąpasz po bardzo cienkim lodzie Godivo… - ostrzegła ją bardka, pochmurniejąc. - Bawisz się ludzkimi uczuciami… wiem, że nie chcesz zrobić nieczego złego, ale… lepiej, lepiej by było jakbyś przestała. - Chaaya nie chciała zrobić przykrości smoczycy, ale co by nie mówić, Niebieska nie znała się na ludziach, ani ich uczuciach, nie była też delikatna, nie była finezyjna, bawiła się w swatkę z nie do końca wiadomych dla tawaif przyczyn.
Na razie jej zachowanie łapało się w granicach akceptowalnej i mało szkodliwej normy, ale jeszcze chwila, a potężne cielsko gada zacznie naginać dwa żywoty podłóg własnej woli. Raniąc i siebie i ich.
- Czasem warto odpuścić, mniej przy tym cierpienia.
Godiva uśmiechnęła się ciepło przyglądając się bardce. I dodała wesoło. - Oj… po prostu chcę byś się częściej uśmiechała.
- Nie zmuszaj mnie, a zacznę to częściej robić. - Wiedziała, że smoczyca nie zrozumiała, lub nie chciała zrozumieć, ukrytego przesłania. Ostrzeżenie jednak padło. Chaaya nie miała zamiaru tańczyć tak jak jej zagra Godiva. Miała też cichą nadzieję, że Jarvis potrafi być choć trochę asertywny wobec swojej smoczej partnerki i również się nie da jej naciskom.
- Słowo… - Uśmiechnęła się wesoło smoczyca. I dodała potulniej. - Ale przecież nie zmuszam, tylko próbuję poprawić ci humor. To źle?
- Nawet kobrę można zagłaskać na śmierć, a sfinksa zagadać - mruknęła pod nosem i lekko pochmurnie, opierając głowę na ramieniu. - U was pewnie inaczej brzmi to powiedzenie, u Janusa zagłaskać można kota i zaszczekać psa…
- Hmmm…. gdzie to… było… u Jarvisa ponoć brzmi coś jak… nadmiar dobroci zabija, ale nie wiem czy to samo. La Rasquelle jest dziwne na wiele sposobów. Trochę ci przez to zazdroszczę, przez wspomnienia Jarvisa ja już nie będę mieć niespodzianki. Ty tak. - Zachichotała cicho Godiva i spytała. - Wracamy do mycia?
Chaaya nie była pewna, czy spodoba jej się to całe, owiane mgłą i wspomnieniami czarownika, miasto. Gdy Janus zabrał ją do swojego domu by pokazać jej niezapominajki, po tygodniu miała dość zielonych łąk i złotych pół z pszenicą. Nie była typem wiejskiej kobiety, ale za miastami również nie przepadała… lubiła umiar i równowagę. Harmonię.
- Wracamy, wracamy. - Dodała skwapliwie. - Nachyl się, umyję ci włosy - dodała weselej, przysuwając się do naczynia z wodą.
Godiva posłusznie się nachyliła, poddając dłoniom bardki i lekko się uśmiechając. Kobieta delikatnie myła jej głowę, cicho nucąc pod nosem.
- Masz takie ładne włosy… i długie, moje po ścięciu te kilka lat temu w niewoli nie chcą urosnąć do starej długości - dodała z żalem, masując opuszkami jej skórę. - Miałam je do ud… uwielbiałam zaplatać warkocza i okadzać go dymem z ulubionej mirry.
- Naprawdę? Moje też dłuższe nie urosną. Bo to moje kolce grzbietowe… a one też dłuższe nie będą. Musiałaś ślicznie wyglądać z długimi - mruczała pod nosem. I nagle spięła się mocno. - Coś się dzieje…
Potwierdził to huk broni palnej.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 01-02-2017, 20:02   #20
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
- Ubieraj się - poleciła szybko bardka, przerywając małe spa. Zadziwiająco szybko przechodząc ze stanu rozleniwienia w stan gotowości.
- Może potrzebują pomocy… masz broń?
- Nie... nie potrzebuję. Muszę się tylko niepostrzeżenie wymknąć. Najlepiej się przydam jako smok - wyjaśniła Godiva szybko się ubierając. - Ucieknę w szuwary, a potem przylecę.
- Jeeesteś tego pewna? - Tancerka mocno powątpiewała w plan smoczycy, ale w końcu nie wiedziała jak wyglądała sytuacja eskapady.
- Mam kij Jarvisa, ale daleko mi to umiejętności Yasavi - zawahała się. Po chwili obie usłyszały trzask łamanych desek i poszycia w oddali oraz... ryki. I kolejny huk broni palnej.
Chaaya chwyciła za tunikę, która leżała złożona i zapomniana przez wszystkich w kącie pomieszczenia wraz z nowymi zakupionymi ubraniami. Narzuciła ją szybko na siebie, po czym odnalazła jedyny przedmiot i zarazem broń, jaką miała przy sobie w mieście przemytników. Wachlarz.
- Zapomnij o przemianie… bierz kij i idziemy obie. Jeszcze tylko brakuje by po całej walce wpadli na pomysł zabicia smoka…
Wybiegły na pokład i póki co nie dojrzały nikogo z członków wyprawy. Za to dostrzegły coś innego.
Macki…

Te wynurzały się ze statku niczym z kokonu jakiegoś owada, atakując rój latających… kłów? Nie był to łatwy… ani też zwyczajny cel. Nic dziwnego więc, że owe macki na oślep walczyły z wirem ostrych jak sztylety lewitujących zębów. Tylko gdzie się podziała reszta?
- Żyją… - pocieszyła bardkę Godiva. - Jarvis jest ranny. Ale żyją.
Bardka stała oniemiała i przyglądała się wielkim mackom zawzięcie machającym w powietrzu i dopiero po chwili zareagowała na komunikat.
- Eeee… gdzie są? - odwróciła się za siebie, szukając wzrokiem ostatniego załoganta pilnującego steru. - Musimy stąd odpłynąć bo i nas zatopi jak stwierdzi, że we wraku nie jest już tak bezpiecznie jak kiedyś…
- Jeszcze w środku.. duża z niej bestia i głodna chyba. Walczą z drugą z jej macek. Pierwszą odrąbali. Powiem Jeoffremu żeby odpłynęli - odparła Godiva i pognała na mostek. - Tylko nie ryzykuj, zaraz wrócę.
Chaaya popatrzyła na mackę, obejrzała się za smoczycą, spojrzała ponownie na mackę i… ruszyła abordażować wrak. Nie mogła stać i się gapić, musiała jakoś pomóc, choćby dając się złapać wielkiej ośmiornicy. Od tego była w skrzydle, od poświęcania się sprawie.
A teraz nie była sama… był z nią Starzec... podobno.
Jak twierdził, był potężny i nie dałby jego naczyniu zrobić krzywdy, więc czas było sprawdzić drakońską prawdomówność.
- “Ty też już nie jesteś słabą kobietą, jaką byłaś gdy Janus cię znalazł.” - Myśl Starca odezwała się w jej głowie, gdy zeskakiwała z ruszającego statku wprost na ląd. Widziała jak stary okręt, dosłownie pęka w szwach. Jak się sypie, jak macki machając walczą z rojem kłów.
Tancerka jednak nie odpowiedziała, zbyt mocno skupiona na obserwowaniu toczącej się walki. Ponownie poczuła, jak w jej umyśle pojawiają się słowa, których nigdy nie znała i poznać nie powinna. Magia daleko wybiegająca za jej talenty i zdolności.
Skupiła się na nich, nawiązując więź z czarownikiem. ~ Opisz mi dokładnie gdzie jesteś… ~ Przymknęła oczy, powoli kreśląc znaki w powietrzu i wypowiadając magiczną inkantację teleportacji. Nie wiedziała, czy Pradawny pozwoli jej użyć dwa razy swojej mocy, ale musiała zaryzykować.
Jarvis zrobił coś czego bardka się spodziewała. Otworzył się na nią. Zamiast opisu… zobaczyła to co on. Niewątpliwie było to coś… niezwykłego. Wszak wiedziała, że nie radził sobie z tym tak dobrze jak Gniewomir. Ale zobaczyła… ciemną salę, uciętą mackę… potwory i Yasavi szarpiące się z mackami i kapitana strzelającego do kolejnej macki z rewolweru. Wiedziała gdzie jest!
Chaaya zatrzymała ten obraz, utrwalając go w swej pamięci, ostatecznie skupiając się na samym zaklęciu, którego słowa z rozwagą i uczniowską starannością dopowiedziała właśnie do końca.
Nie zdążyła nawet murgnąć, gdy obraz z jej głowy pokrył się z tym przed własnymi oczami. Przez chwilę nie wiedziała, czy sobie tego nie wyobraziła, ale podmuch powietrza i grad drzazg szybko sprowadził ją do rzeczywistości.
- Wszyscy do mnie! - krzyknęła z całych sił, rozglądając się za Jarvisem, gdyż tak naprawdę to tylko po niego tutaj przybyła.
Kapitan podciągnął rannego czarownika do Chaai, także i Yasavi do niej podbiegła. Teraz wystarczyło powtórzyć formułkę i… po kilkusekundowej recytacji, która jawiła się wszystkim niczym tysiąc godzin, nagle wszyscy znaleźli się nie gdzie indziej… a w mesie, na własnym statku, daleko od brzegu z ośmiornicą.
Chaaya ścisnęła mocniej wachlarz w dłoni, po czym odwróciła się na pięcie i zdzieliła nim kapitana w twarz.
- Co do! - wrzasnął Pasqual, ale potem jego wzrok skupił się na brzegu. Wściekły drapieżnik oswobodził się ze swej zbroi

jakim był wrak statku i ruszył za uciekającym parowcem, który pędził pełną parą, lekki, o małym zanurzeniu…
Szybkość okazywała się przewagą zwiększającą odległość między nimi. A kapitan po wpadnieciu do kotłowni, był zajęty dorzucaniem węgla do kotłów.
- Oberwał macką… chyba żebra mu obito - wyjaśniła Yasavi pomagając bardce i smoczycy zanieść Jarvisa do jego kajuty. Do ich kajuty. - Twardy jest… wyżyje.
Gdyby nie to, że czarownik potrzebował opieki, pewnie jeszcze raz zdzieliłaby Pasquala w ten głupi pysk, co by mu te durne pomysły powybijać ze łba raz na zawsze.
Na szczęście dla nich obu, skończyło się tylko na nienawistnym spojrzeniu zwężonych oczu, które zwiastować mogły prawdziwe piekło… w przyszłości.
- Co was nagrało, żeby z tym kurwa walczyć? - ofukała wojowniczkę, klepiąc się wachlarzem w dłoń jakby przymierzała się do i Yasavi przywalenia.
- Nie planowaliśmy walczyć. Ośmiornica przyczaiła się i gdy byliśmy już w środku okrętu, zaatakowała mackami i próbowała odciąć drogę odwrotu. Mogliśmy walczyć, albo dać się złapać. Musieliśmy sobie wyrąbać sobie drogę. Twój mężczyzna… nas uratował. Możesz być z niego dumna. - stwierdziła Yasavi nie przejmując się wybuchem gniewu Chaai. A raczej rozumiejąc go.
“Ja ci kurwa dam mojego mężczyznę…” Bardka aż zadrżała ze złości, gryząc się w język by nie zwymyślać wszystkich jak leci po równo.
Poczuła dziwne łaskotanie we wnętrzu, jakby coś lub ktoś ją podglądał z zaciekawieniem i niejakim rozbawieniem.
Nveryioth… to na pewno ta mała pijawka emocjonalna. Tylko on lubował się w spijaniu pianki z kielicha jej negatywnych emocji.
Rozłożyła zamaszystym ruchem wachlarz, tylko po to by go złożyć i tak przez kilka chwil powtarzała tę czynność, powoli sie uspokajając. Ostatecznie odwróciła się plecami do rogatej kobiety, spoglądając na Jarvisa w łóżku. Uśmiechnęła się nieznacznie i podeszła kucając u brzegu pryczy.
~ Bardzo cię boli? ~ zapytała z troską, głaszcząc go delikatnie po czole.
~ Prawie w ogóle. To tylko draśnięcie ~ odparł telepatycznie, siląc się na zawadiacki uśmiech. Po czym już poważniej dodał. ~ Żebra bolą, ale oddycham bez problemu. Dwa chyba złamane, ale żadne nie przebiło płuc.
Na czarownika patrzyła szóstka zmartwionych, kobiecych oczu.
~ Kłamca i to mizerny… ~ odparła cierpko, wstając by móc rozpiąć mu ubranie na klatce piersiowej. ~ Uleczę cię… może złagodzi to trochę twój ból… ~ odwróciła się na chwilę.
- A ty i kapitan jesteście ranni? - spytała, ponownie skupiając uwagę na czarowniku, delikatnie kładąc mu dłonie w miejscu uderzenia, gdzie skóra zaczynała zmieniać kolor na wściekły czerwony pomieszany z fioletowym.
Zanuciła cicho, by w końcu zaśpiewać łagodna pieśń, niczym kołysankę. Znał ją, bo nie raz miał okazję jej słuchać, niestety za każdym razem w podobnie nieprzyjemnych okolicznościach. Jedynie słowa dalej pozostawały dla niego zagadką, bo wciąż były w obcym języku.
- Taaa… oberwało się mi - rzekła Yasavi oglądając swe okrwawione udo. - Kapitan strzelał z broni palnej, więc trzymał się z tyłu. Nic mu się nie stało, ale ja na pierwszej linii walczę.
Czarownik zaś tylko się uśmiechnął i skinął głową.
Z kolejnymi wersami pieśni, wybroczyny na ciele mężczyzny zaczęły blednąć, by w końcu całkowicie zniknąć. Chaaya miała nadzieję, że ten drobny zabieg złagodził ból jej towarzysza.
Odwróciła się do wojowniczki, przyglądając się jej nodze.
- Jeśli chcesz mogę zasklepić twoje rany lub opatrzeć… - zaproponowała spolegliwym tonem, choć jej spojrzenie było dość chłodne.
- Byłoby miło - odparła z uśmiechem Yasavi nadstawiając nogę na leczenie.
Bardka przyklękła na jedno kolano by mieć lepszy ogląd na ranę, po czym nałożyła na nią swoje dłonie, jednakże nie dotykając skóry. Ponownie przywołała leczniczą moc, swą łagodną pieśnią, zabliźniając rozcięte tkanki.
Po chwili nie było prawie śladu po obrażeniach.
- Powinnam przygotować posiłek. - Odezwała się po wszystkim, wstając z podłogi.
- Przyniosę ci posiłek do łóżka… - Nie brzmiało to jak oferta pomocy, zważywszy, że kobieta zaraz wyszła trzaskając za sobą drzwiczkami.
Yasavi wyszła chwilę później, zostawiając Godivę z Jarvisem. Smoczyca wpierw dopilnowała, by czarownikowi było wygodnie i spacyfikowała wszelkie jego pomysły wstawania z łóżka… posuwając się, aż do gróźb. Po czym ruszyła za Chaayą, by pomóc jej w gotowaniu.
Ale nie było w czym za bardzo pomagać, gdyż potrawy były proste jak budowa cepa… wrzucało się po kolei składniki, dusiło, przyprawiało i serwowało.
Tancerka zdążyła już podsmażyć cebulę, uprażyć przyprawy i przygotować sos… zostało tylko ugotowanie twardych warzyw i mięsa, ale to robiło się samo.
Dziewczyna stała i przyglądała się mijanej zieleni, od czasu do czasu uchylając pokrywę gara, mieszając chochlą zawartość.
- Nie boli go już tak. Trochę zmęczony, ale twoja pieśń pomogła mu z obrażeniami. Dojdzie wkrótce do siebie - rzekła tak niby mimochodem Godiva.
- Nie dawaj Pasqualowi jedzenia… niech z głodu zdechnie, przygłup jeden - burknęła pod nosem Chaaya, odgarniając włosy za ucho. - Wilk morski od siedmiu boleści… - Bardka nie chciała już mówić, że cała trójka była, według niej, siebie warta.
- Zniszczyli nam popołudnie… nie użyłyśmy w końcu pachnideł, które zwinęłaś Yasavi… - jej głos złagodniał i nabrał wesołości pomieszanej z cieniem smutku.
- Nooo.. szkoda by było, gdyby się zmarnowało. A Pasqualowi zawsze możemy za bardzo przyprawić. Wypadki chodzą po posiłkach, prawda? - rzekła niewinnym tonem Godiva, z mało niewinnym uśmieszkiem.
Dziewczyna nie odpowiedziała, mieszając zawzięcie w garze. “Wypadki” w posiłkach, i to śmiertelne, bywały tylko ze skorpionim jadem, a tego nie miała, więc kapitan zaśnie dziś o suchym pysku.
- Za jakiś kwadrans będzie gotowe - mruknęła cicho, zdejmując parujący ryż, by odstał i dogotował się pod pokrywką.
- Ja zaniosę reszcie… a ty Jarvisowi. Może być? - zaproponowała smoczyca, czekając przy garach na gotowy posiłek.
- Nie chcesz iść do niego? - zdziwiła się lekko propozycją Godivy, ale nie oponowała za bardzo, jakby jej nie zależało.
- Mam go cały czas w głowie… - przypomniała smoczyca i wzruszyła ramionami. - Poza tym… mam wrażenie, że wolałbyś teraz nie widzieć twarzy reszty załogi, prawda?
- To co bym wolała, a czego nie, nie jest istotne w tejże sytuacji… mam obowiązki z których muszę się wywiązać - przypomniała jej tancerka, spoglądając koso na Niebieską. - Ale niech tak będzie, zaniosę mu jedzenie. - Chaai nie chciało się licytować, wolała po prostu machnąć ręką. - Zjem razem z nim.
- Obowiązkiem twoim na tym statku jest gotowanie posiłków. Roznoszenie już niekoniecznie. Ostatecznie sami mogą przyjść po jedzenie - odparła z uśmiechem smoczyca i dodała wesoło. - Poza tym... też chcę być pomocna.
Bardka nie chciała mówić, że kapitan ma w obowiązku bezpiecznie dostarczyć ich do miasta, a tymczasem naraził ich wszystkich na niebezpieczeństwo. Oczekiwanie na posiłek odbyły więc w posępnym milczeniu i kiedy jedzenie było gotowe, kobiety wspólnie rozporządziły porcje.
W tym jedna przypilnowała drugiej, by nie nałożyła kapitanowi jedzenia, za to innym nie poskąpiła w dokładkach.
- Smacznego. - Tancerka pożegnała się z Godivą, zabierając talerz z podwójną porcją curry, udając się do kajuty w którym rezydowała z Jarvisem.
Czarownik już odpoczywał, przykryty kocem, po części z powodu ran, po części zapewne z powodu gróźb. Bądź co bądź Godiva była smokiem, a smoki mają wrodzony pęd do dominowania nad otoczeniem. No i dochodził instynkt macierzyński niebieskoskrzydłej.
- Co takiego smakowitego dziś przygotowałaś? - spytał tawaif, gdy zamknęła za sobą drzwi.
- To co zawsze - odparła rozbawiona widokiem posłusznie leżącego pod kocykiem czarownika. Przysiadła na krawędzi łóżka podając mu talerz, ale szybko się zreflektowała. - Nakarmić cię, czy sam dasz radę?
- Dam radę, ale wolałbym być nakarmiony - zażartował Jarvis przyglądając się jej obliczu.
- Nie za dobrze ci? - spytała unosząc jedną brew do góry, ale zatrzymała talerz przy sobie, ostrożnie mieszając łyżką sos z ryżem. Jej wzrok rzadko podnosił się znad parującej strawy. Przysunąwszy się bliżej, położyła talerz na kolanach, po czym trzymając dłoń pod łyżeczką podmuchała na porcję, po czym przysunęła mu ją do ust. - A teraz bądź grzecznym chłopczykiem i zrób aaa…
- Aaaa… - Jarvis był posłuszny i nieco rozbawiony sytuacją. ~ Za dobrze… ale trzeba łapać dobre chwile, kiedy trwają.
- Łap, łap… zwłaszcza, że mogłeś zginąć - odparła chłodno z zimnym spojrzeniem, ale w karmieniu była delikatna i uważna.
~ Nie możemy zawsze uciekać od zagrożenia. Zresztą tym razem próbowaliśmy, ale było trudno.. ten statek był pułapką. Znaleźliśmy kości… ośmiornica ukryta w jego trzewiach, używała go jako wabika. ~ wyjaśnił telepatycznie Jarvis grzecznie dając się karmić.
- Wabika na idiotów… przechytrzyło was durne zwierze - fuknęła wściekle, dzwoniąc sztućcem o talerz. - Martwiłam się o ciebie, nie chce się martwić - odparła z frustracją w głosie, dzióbiąc go łyżką w usta, by szybciej je otworzył.
- Przepraszam… że musiałaś się martwić - odparł czarownik smutno, po czym powrócił do bycia karmionym.
Chaaya pokiwała tylko głową nic nie odpowiadając. Przez chwilę “jedli” w ciszy, gdy w końcu bardka zapytała - Daleko do miasta?
- Na moje oko, jutro lub pojutrze dopłyniemy do granic miasta. A potem jego serca. - Uśmiechnął się lekko. - I tam skończy się nasza podróż na tym parostatku.
- Mhm… ciesze się - odparła z ulgą, również uśmiechając, choć nieco blado. - Załatwiłam Nveremu przemianę… - pochwaliła się swoim małym osiągnięciem.
- Ugłaskałaś Starca… Nie będzie już ci sprawiał kłopotu? - Uśmiechnął się lekko Jarvis na te słowa. - Nvery już wie? Jak zareagował?
- Pewnie leży gdzieś skacowany w ładowni - wysiliła się na dowcip. - Nie wiem kto komu sprawia większe kłopoty… ale postaram się być lepszym naczyniem.
- Cóż. W końcu i jemu i nam zależy na tym samym - stwierdził czarownik. - Jak to jest? Bo chyba to coś innego niż więź między tobą, a Nverym.
- Trochę… dziwnie - zmarszczyła brwi zastanawiając się chwilę. - Nveryioth jest gościem, niczym powiew wiatru w moich myślach, ale Starzec. Jest we mnie ciągle… zupełnie jakby stał mi za plecami, a może ja jemu? - Wzruszyła ramionami. - Kiedy śpi nie jest tak źle, ale kiedy się objawia jego myśli są moimi zupełnie jakbym to ja je pomyślała.
- To inaczej niż w przypadku opętania, wtedy jesteś więźniem we własnym ciele. - Zamyślił się Jarvis najwyraźniej coś rozważając w głowie.
- Wtedy w mieście… gdy przejął nade mną kontrolę, poczułam się jak w klatce, która powoli napierała na mnie ścianami… - Chaaya przywołała posępne wspomnienia. - To jest jak rywalizacja, walka o panowanie nad zmysłami.
- Chęć dominowania jest naturą zarówno chromatycznych smoków jak i demonów. Ale uważaj na diabły… te nie chcą dominacji. Te będą kusić, sugerować, manipulować tobą. - Jarvisa myśli nieco odpłynęły. Co sam czarownik zauważył i speszony dodał. - Niemniej Starzec uczynił to tylko tam i jak dotąd… pomaga ci w kłopotach. Więc o ile nie będziemy działać wbrew jego planom… nie powinien się tak budzić.
Bardka wzruszyła ramionami, mieszając powoli w talerzu. - Najadłeś się?
- Tak… najadłem. Dziękuję. - Uśmiechnął się w odpowiedzi czarownik.
Kobieta kiwnęła głową, po czym zabrała się za dojadanie tego czego nie zjadł Jarvis.
- Bardzo smaczne - pochwalił jej posiłek czarownik, przyglądając się jak je. Ostrożnie wysunął dłoń i musnął pieszczotliwie jej włosy. Delikatnie jakby nie chciał jej spłoszyć.
- Nie musisz kłamać, kucharka ze mnie żadna… - zażartowała uśmiechając się pod nosem. - Ale dziękuję.
- Nie kłamię. Wychodzi ci to gotowanie. Lepiej niż mnie na pewno. - Zaśmiał się pod nosem czarownik i zacisnął zęby. Żebra… choć podleczone magią bardki nadal bolały. Powinno to jednak przejść wkrótce całkiem.
Chaaya przyjrzała się w zatroskaniu mężczyźnie.
- Leżysz wygodnie? Może poprawię ci poduszki… - wstała z łóżka odkładając talerz na ziemię. - Będę spać na ziemi, byś miał więcej miejsca…
- Wolę byś spała przy mnie… - stwierdził stanowczo Jarvis, gdy ona poprawiała mu poduszki. - Szybciej wyczujesz jakby coś było nie tak, a ja i tak nie rzucam się podczas snu.
Tancerka nie wiedziała co miałaby niby wyczuć. Nadchodzące niebezpieczeństwo? Spanie na podłodze nie przytępi jej zmysłów, może je nawet wyostrzyć. Dopiero wzmianka o “rzucaniu” się naprowadziła ją na trop koszmarów sennych, o których wspominała Godiva. Czy tego od niej właśnie oczekiwał?
- Jak sobie życzysz… - uśmiechnęła się pogodnie, asekurując go w ponownym oparciu się. - Lepiej?
- Lepiej… - odparł z uśmiechem przyglądając się bardce. - Jeszcze trochę, a uwierzę, że płynie w tobie krew aasimarów. Choć wiem, że równie dobrze mogłaby i odrobina krwi diabląt płynąć. Wszak masz swoją bardziej drapieżną stronę.
Chaaya stała przy łóżku również przyglądając się swemu rozmówcy.
- Muszę cię rozczarować, ale moja krew jest w stu procentach nudna i ludzka… My dholianie nie lubimy odmieńców. Szanujemy… ale nie lubimy. - Postąpiła krok w tył i schyliła się po puste naczynie, które odłożyła do gara z zimną już wodą. - Pójdę pozmywać i zrobię chai, odpocznij proszę.
Skinął głową dodając. - Zrobię jak sobie życzysz moja droga.
Dziewczyna zaśmiała się pod nosem, kręcąc w zrezygnowaniu głową, po czym wyszła z kajuty, zająć się oporządzaniem mesy do stanu używalności do następnego gotowania.
Na miejscu czekały na nią garnki i sterty talerzy z zaschniętymi resztkami jedzenia, na których rozgościły się już wszelkiego koloru owady.
Zaczesując włosy do tyłu oraz podwijając rękawy, bardka zabrała się za sprzątanie przy okazji podgrzewając wody na herbatę.
Po trzech kwadransach kuchnia była czysta i poukładana, a chai przestygł. Rozlała więc napoju do kubków i zabrała dwa ze sobą z zamiarem dostarczenia jednego Godivie, a jednego Yasavi.
Pierwsza na liście była smoczyca. Pytanie tylko gdzie ją posiało. Trenowała? Nudziła się, czy może romansowała?
Jak się okazało po przechodzeniu przez statek... romansowała z Yasavi, dość niezdarnie, ale wesoło. Słuchała z przejęciem opisów jej przygód i walk, oraz relacji z niedawnej wyprawy. Na widok wchodzącej z chajem bardki, smoczyca uśmiechnęła się łobuzersko dodając. - Widzisz? Mówiłam, że twój Jarvis nie jest łatwy do ubicia. Nie musisz się martwić, wyjdzie z tego jeszcze silniejszy. Zobaczysz.
- Bądź tak miła i się udław - zaszczebiotała słodko, posyłając buziaczka Godivie, gdy podawała jej kubek z herbatą. - Proszę… ty też możesz. - Mrugnęła łobuzersko do rogatej, gdy przyszła na nią kolej. - Nie przeszkadzam wam, idę truć truć kapitana.
- Baw się dobrze - zaszczebiotała Godiva i dodała do zaskoczonej Yasavi. - Nie przejmuj się tym. Jej kochanek mógł dziś zginąć. Musi jakoś odreagować.
- Tobie też to polecam… - mruknęła pod nosem Chaaya, prychając podczas zamykania za sobą drzwi. Po powrocie do kuchni nalała trzy porcje herbaty dla siebie, dla Jarvisa i dla Joeffre’a, którego miała nadzieję złapać gdzieś po drodze do czarownika. Ten jednak był w samej sterówce parostatku, więc należało nadłożyć nieco drogi.
Nie miała wyboru, skoro i tak już mu nalała, dlatego przyśpieszyła kroku i zapukała stopą do sterówki, bo otworzyć nie miała jak.
- O co chodzi? - Mężczyzna podszedł i otworzył drzwi zaskoczony jej widokiem. - Coś się stało?
Po czym równie zdziwiony spojrzał na niesione przez nią kubki… nie wiedząc co powiedzieć i czego się spodziewać.
- Przyniosłam ci herbaty - oznajmiła wyciągając rękę z jednym kubkiem. - Jak obiad, nie za ostry?
- Nie bardzo miałem czas… coś tam podgryzałem, ale jeszcze nie zjadłem. - Wskazał ręką na niedokończoną potrawę. - Muszę pilnować rzeki, żebyśmy nie wpłynęli na mieliznę.
Gdy tak mówił podchodził do steru i znów go ujął w dłonie. - Ale smakowało mi to co już zjadłem. Dziękuję.
- W takim razie nie przeszkadzam ci już… - wolną ręką przymknęła drzwiczki i udała się do Jarvisa. Na dziś w teorii miała wolne.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172