Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-11-2016, 14:34   #1
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Światełko wśród wrzosów [Pathfinder, 18+]

Wieczne wrzosowiska…




Błąkali się pośród tych mglistych wzgórz od kilku dni.




Wrzosy, darń… tworzyły urokliwy kobierzec, ale nie poprawiały nastroju. Byli w końcu niedobitkami rozbitej armii. Wojownikami przegranej sprawy. I uciekinierami.
Orki były bardzo uparte w łapanie niedobitków i o wiele bardziej metodyczne niż zazwyczaj. W ogóle horda orcza pod rozkazami Oboulda okazała się bardziej zdyscyplinowana i bardziej skuteczna. A jeszcze dochodziły do tego dziwne demony, które były przyzywane na pole walki. To była bardziej rzeź niż bitwa, toteż byli wdzięczni bogom, że wyszli z niej o własnych siłach.
Naturalnym kierunkiem ucieczki większości niedobitków armii było południe i zachód. Oni jednak udali się na północ, dzięki temu unikając większości patroli. Powód wyboru takiej drogi nazywał Gram Kraghammer i był krasnoludzkim dziesiętnikiem. Mającym jednak posłuch między członkami swej rasy, bo też wywodził się z Mithrilowej Hali i był dość luźno spokrewniony z klanem Battlehammer. Był też twardym jak stara podeszwa uparciuchem. Łysy jak kolano rudy brodacz uzbrojony w muszkiet zamierzał wraz zwerbowanymi po drodze tarczownikowami ze swej rasy Urechtem i Bregnanem. Dwoma niemal bliźniaczo podobnymi do siebie młodymi wojownikami z Sundabaru którzy wpatrzeni w niego jak w obrazek. Cała trójka zmierzała do Mithrilowej Hali ignorując wieści o jej upadku i śmierci samego Bruenora. A reszta ruszyła wraz nim. Wszak trzech wojowników zaciekłych w boju to dobre wsparcie we wszelkich kłopotach jakie można spotkać na Wiecznych Wrzosowiskach. A kłopotów wszak można tu znaleźć sporo. Kiedyś te miejsce miało wszak inną nazwę… trollowe wrzosowiska. Obecnie już tych trolli jest tu mniej. Jednak nie dlatego, że udało się okiełznać to miejsce. Po prostu trolle zostały przepędzone przez groźniejsze stworzenia. Nie wspominając już o tym, że orki rozesłały patrole poszukujące takich jak oni… uciekinierów. To sprawiała że grupka niedobitków trzymała się blisko trójki krasnoludów. Tym bardziej że Gram miał plan. Niezbyt co prawda skomplikowany, ale miał cel do którego z typowo krasnoludzkim, czyli oślim, uporem dążył. Po prostu zamierzał dotrzeć do Mithrilowej Hali i… znaleźć swego króla. To dążenie pchało go przez wrzosowiska i ciągnęło za nim dwójkę krasnoludów. To dążenie odseparowało jednak tę trójkę od reszty towarzyszy podróży. Już przy pierwszym ognisku, gdy rozmawiali o swej przyszłości Gram powiedział gdzie się udaje i po co. Powiedział też jeszcze coś.
- Mithrilowa Hala to dziedzictwo mej rasy, Bruenor Battlehammer to mój król. Nie wasze to przeznaczenie i dlatego przyjdzie nam się rozdzielić. Dotrzemy razem do Nesme, ale potem nasze drogi muszą się rozstać. Mithrilowa Hala to sprawa mej rasy i tylko mej rasy… to kwestia… co prawda, my unikamy takich słów.. ale nie da się tego powiedzieć inaczej. Hala to intymna sprawa krasnoludów którym na sercu leży los naszej rasy. Wy… musicie odnaleźć własną drogę i życzę wam by się to udało. Bowiem nie da się spoglądać w swe odbicie, jeśli za nim nie widać celu do który się dąży.-
W tych “dyplomatycznych” słowach Gram określił ich przyszłość. Dotarcie do Nesme i przemyślenie po drodze co chcą robić dalej. Tyle że nie wiadomo co zastaną w Nesme… w osadzie z pewnością już kontrolowaną przez orków.


To jednak wydawało się daleką przeszłością, bowiem najpierw trzeba było przejść bezdroża Wiecznych Wrzosowisk bez przewodnika, unikając orków i lokalnych zagrożeń. Następny poranek był tego dowodem. Przebudzenie, toaleta, wygaszenie ogniska i próby zamaskowania swoich śladów. Unosząca się poranna mgła odsłoniła urokliwy krajobraz skrywający wedle jednych wiele zagrożeń, wedle innych skarby starożytności. Póki co jednak zagrożeń należało unikać, a i skarbów nie wiadomo było gdzie szukać. Ważniejsze były siedziby ludzkie… nawet jeśli opuszczone. Te dawały schronienie. A czasem i pożywienie jeśli przy nich kręciły się stada półdzikich owiec lub kóz.
Jednak zapach który przyniósł wiatr do ich tymczasowego obozowiska… nie był zapachem kóz czy owiec, a worgów i krwi. Zagrożenie przybywało z powiewami wiatru z północy, z kierunku do którego zdążali. I oczywiście mieli w swych szeregach trójkę upartych krasnoludów, których przywódca nie rozumiał słowa ustąpić ze ścieżki. Gram więc postulował iść naprzód bez względu na przeszkody jakie napotka na swej drodze. A jeśli ta droga niestety krzyżowała się z zagrożeniem śmierdzącym worgami i juchą, to cóż… tym gorzej dla zagrożenia.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-11-2016 o 14:38.
abishai jest offline  
Stary 04-12-2016, 16:52   #2
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Ktoś inny przeklinałby pewnie dzień, w którym wybrał akurat tę trasę podróży w celach handlowych i wpakował się w wojnę między Marchiami a orkami. Ale nie Moira. Mimo że znalazła się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie to po prostu wzruszyła ramionami i zabrała się do ratowania tego, co mogła uratować, czyli własnej skóry. Nie mogła zaprzeczyć, lubiła walkę, ale tyczyło się to raczej szermierczych pojedynków, ewentualnie dania łupnia bandytom niż starć z zielonoskórymi, ale cóż - niektórych rzeczy się nie wybiera. Więc młoda szlachcianka jak zwykle przyjęła to, co niosło jej życie i miała zamiar wycisnąć z tego jak najwięcej. Bolała ją tylko strata Ganimedesa. Głupie bydle zlękło się jakiegoś sczególnie widowiskowego zaklęcia i zwiało gdzie pieprz rośnie. Do tego czasu z pewnością ogier stał się już kabanosem lub pieczenią. Zważywszy na fakt, że "Guzik" był pamiątką po zmarłym mężu myśl o nim była szczególnie dotkliwa.

Póki co jednak Moira nie miała wiele czasu na myślenie. Wędrówka i walka o przeżycie każdego kolejnego dnia zajmowała jej większość czasu. Pozostały przesypiała lub spędzała na pogawędkach z towarzyszami niedoli. Podobnie jak Hubert miała dar zjednywania sobie ludzi, choć nie zawsze miała ochotę z niego korzystać. Ale zawsze wiedziała co dla niej dobre, toteż teraz bez szemrania podporządkowywała się rozkazom krasnoluda i uważnie obserwując towarzyszy by wiedzieć na których będzie mogła najbardziej liczyć w chwili próby.

Ta nadeszła całkiem szybko. Nie tyle próby może, co podjęcia decyzji. Krasnolud dał jasno do zrozumienia jakie ma plany, a Moira cóż... Planów żadnych nie miała. Pewnie powinna podkulić ogon i wracać do domu jak zrobiłaby to każda przyjezdna osoba na jej miejscu, lecz Moira nie była kimkolwiek i nie zwykła chować się za murami Akacjowego Dworu, sącząc wino własnej roboty i dumając o przyszłorocznych zyskach. Zanudziłaby się na śmierć! Już wolała śmierć w walce.

Nim jednak przyszło im się rozstać z brodaczami na ich drodze stanęły wordi. A przynajmniej tak się wydawało.Gdy wszyscy się zatrzymali pociągając nosami, Eryk zwrócił się do krasnoludów:- Nie będziecie mogli walczyć o Mithrilową Halę, gdy wszyscy damy się bez sensu zjeść tym bestiom! Co jest ważniejsze: Mithrilowa Hala, czy jakieś worgi? Jeżeli chcecie tam dotrzeć, rozsądnie będzie na razie zboczyć na wschód.
Młodsze krasnoludy wyglądały na przekonane, ale to nie one się tu liczyły, a Gram. Ten potarł łysą czaszkę łypnał podejrzliwie na zaklinacza i dodał.-Taaa… czas też się liczy, a poza tym tylko tchórze ustępują przed wrogiem. A jeśli nie poradzimy sobie z paroma worgami i tym co je dosiada to…- wzruszył ramionami.-... na miejscu też nie będzie z nas pożytku. Jesteśmy mężczy...eee… jak to się mówi… takie określenie na wszelkie dwunogi?
-A czy organizowanie zasadzki tez jest tchórzliwe? - Zapytała Lyre, bladoskóra Elfka która raczej trzymała się na uboczu grupy. -Czy musimy stać tu jak kołki aż nas startuje?
-Zasadzka...hmmm… zasadzka dobra rzecz. Powiedz coś więcej.- uśmiechnął się wręcz sadystycznie Gram.
-To nierówny teren. Możemy się schować za z wzniesieniem i zaatakować ich z flanki. Moze nawet z dwóch stron. - Zasugerowała Elfka. -Albo możemy się schować niedaleko i zostawić kogoś kto przeprowadzi udawany atak, a potem szybko się wycofać. Gdy Orkowie poślą pościg, reszta będzie czekać w zasadzce.
- Pomysły wydają się dobre, tylko… w przypadku udawanego ataku, czy worgi wcześniej nie dogonią wycofującego się? A przy schowaniu się za wniesieniem, czy worgi nas nie wyczują?
- To dobre argumenty.- stwierdził po chwili namysłu Gram zgadzając się z Sammelionem, głównie dlatego, że… nie wiedział czy jego wypowiedź jest sensowna. Brzmiała tak w każdym razie, a rudobrody krasnolud na worgach się nie znał. Jak i na innych zwierzętach.
- Zinbi, jesteś druidką, wiesz o zwierzętach chyba najwięcej z nas, może ty wiesz, jak to z tymi worgami będzie?

Gnomka przestała iskać niedźwiadka za uchem, który zaczynał dawać jej znaki, że ktoś czegoś od niej chce. Bo ona sama to w zasadzie nie słuchała o czym tak gderała reszta towarzystwa, biorąc ich słowotoki nie tylko za nudne ale i zbędne.
Krasnale miały PLAN, ciekawy i prosty… idą, idą, idą a później się rodzielają bo tamci muszą iść dalej, a oni nie mogą iść z nimi.
- Yeee… a psa ty kiedyś durna kwoko widział? Na polowaniu byłeś jałopie jeden? Co ty kurwa… nie wiesz, że pies, wilk czy taki worg, który pewnie przerasta cie inteligencją, potrafi wyczuć jak się zesrasz w gacie ze strachu? - Zinbi podrapała się po przedziałku zielonych warkoczyków, które począł obrabiać Puchaty w swoim małym pysku. -Jak wiatr zawieje to perfumami smrodu nie zatuszujesz… nawet jak nie zostawisz gówna na ziemi… to i tak może cie wyniuchać… nadążasz o czym mówię? - ukontentowana, że oto właśnie odbyła rozmowę z humanoidalnym przedstawicielem, pacnęła misia w głowę i wyrwała mu warkocza, po czym zabrała się do iskania go z powrotem.
- Przecież dokładnie to, babo, zasugerowałem... - mruknął Eryk. - Nieważne. Słuchajcie, mam inny pomysł. Pewnie nie wyjdzie, ale jeżeli nie ma jak zasadzki przygotować, to i tak nie szkodzi… Jeżeli z tymi worgami są orkowie, to gdyby tak spróbować im wmówić, że jesteśmy awanturnikami szukającymi zbiegów dla nagrody? Pewnie nas tak łatwo nie puszczą, ale może chociaż chwila rozmowy pomoże nam zacząć walkę w sytuacji lepszej taktycznie, gdy podejdziemy… Ale tu niech się wypowiedzą ci, co lepiej na taktyce się znają. W sumie nie wiemy, czy oni mają jakieś łuki, kusze… A rozpoznania przy worgach z czułym węchem raczej nie zrobimy...
-Czekajcie, coś przeoczyłam. - Zauważyła Elfka. -Skąd my w ogóle wiemy, że Orkowie mają ze sobą worgi?
- Ktoś powiedział, że zajechało krwią i worgami przy powiewie wiatru… - odrzekł Eryk.

Niedźwiadek cierpliwie znosił iskanie, cicho pochrumkując, gdy Zinbi za mocno go uszczypnęła. Gdy zapadła na chwilę krępująca cisza, miś zamemłał pyskiem wydając bliżej nieokreślony dźwięk. Druidka od razu zareagowała
- Puchaty - wypaliła nagle i gdyby nie wcześniej zadane pytanie, nikt by nie wiedział o co dokładnie chodzi zielonowłosej. - Ahahaaa mam cię ty mała kurewko! - zapiała zwycięsko, wydłubując pokaźnego kleszcza zza ucha misia, który zaaferowany capnął całą rękę swojej małej pani i począł ją ciamkać.
- Jeżeli orki polują na niedobitków, to zwykle biorą worgi. Więc jeżeli są orki, to worgi też są. W drugą stronę...niekoniecznie - gnom może i regularnie odpływał w czasie marszu, bez słowa dreptając obok innych, ale chwilę odsłużył i co nieco zobaczył.
-Dobra, inny plan może. - Powiedziała w takim razie Lyre. - Chowamy sie za wzgórza, ale ktoś z nas tu zostaje. Ktoś wygadany. I udaje przed orkami jakiegoś ich sojusznika. Zdrajcę czy coś. W każdym razie, żeby ich zaprowadził za to wzgórze. Nie wiem, wmówił, że tam znalazł jakiś skarb albo, że leży tam ranny kolaborant czy inny posłaniec z ważnymi wieściami. Cokolwiek. Byle było jasne, że KTOŚ tam jest, by Orki źle zrozumiały warczenie psów i tam poleźli, a wtedy ich przyszpilimy. - Nie lubiła tyle gadać. To zdecydowanie nie była jej mocna strona.
-Nie wiem czy to dobry plan… wolę proste walenie po pyskach.- podrapał się za uchem Gram, po czym wzruszył ramionami.-Ale… jak reszta siem zgodzi… to cóż… mnie tam zajedno.Ostatecznie i tak wszystko skończy się łomotem.
- Mogę ja zagadać… tylko może ktoś jeszcze ma jakiś pomysł?
- Orki najpierw walą po pyskach a potem zadają pytania, czyż nie? Na prawdę myślicie, że ktokolwiek zdąży rzec choć słowo zanim wrogowie podziurawią go strzałami
- roześmiała się serdecznie Moira, która do tej pory milczała. Było jasne, że w obliczu przeważających sił wroga każdy plan będzie równie żałosny - Im dłużej tu siedzimy, tym oni są bliżej! - podkreśliła dobitnie. Cokolwiek jedzie na worgach nie będzie czekać aż oni skończą planowanie.
- Tak. Zdobądźmy trochę faktów- Louie od zawsze cierpiał na upodobanie do faktów i wzorów. Z czym ostatnio miał tyci problem - Z tamtego wzgórza? - wskazał na bardziej zarośnięty z otaczających ich pagórków.
 
Sayane jest offline  
Stary 05-12-2016, 11:24   #3
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Druidka dostała łapą po nodze. Najwyraźniej gdyby nie nieździedź nie wiedziałaby kiedy i czy w ogóle ma się odzywać podczas całej dyskusji.
- Yyyeee… kurwa. - Rozejrzała się po otoczeniu, drapiąc po głowie, jak ktoś kto właśnie zastanawia się gdzie się znalazł.
- Nooo tak… tam? Taaa… tam prosto jak w mordę strzelił - potwierdziła kierunek machnięciem ręki.
Silke do tej pory trzymała się z boku, jakby chciała uniknąć zabierania głosu. W tym momencie podeszła jednak do dyskutujących i wyciągnęła rękę jak sokolnik, a po chwili nadleciał z łoskotem i usiadł na niej czarny kruk, który jej towarzyszył.
- Wasze fakty; tylko nie przestraszcie się, on mówi… No, co zobaczyłeś dziubeczku?
W tym momencie kruk otworzył dziób i… zakrakał głośno, a Silke posłyszała w umyśle empatyczne wizje śmierci i rozkładu, martwe stworzenia i przeczucie pojawienia się ścierwojadów. Jej pupil rozejrzawszy się wprzódy odkrył, że owe worgi są martwe, tak jak ich jeźdźcy. Zapach krwi niesiony wiatrem, był zapachem krwi worgów właśnie i stworzeń które je dosiadały. A Pogwizd najwyraźniej nie chciał przemówić przy nowo poznanych osobach. Jeszcze widać nie ufał im na tyle, by zdradzić swoje talenty.
- To znaczy… Mowi do mnie. Cokolwiek planujecie, wstrzymajmy się… Za wzgórzami śmierć opuściła swój czarny welon - tak mówi mój przyjaciel Pogwizd. Obawiam się że spotka nas tam większe zwyrodnienie jeszcze niż zwykle orki….
- Albo sojuszników - gnom docisnął muła zdjętym dla swobody ruchu plecakiem - Nie jesteście stąd, mówiliście. Ale może wiecie coś o okolicy? - rozejrzał się po zebranych - I kto wchodzi ze mną na górę?
- Ja chętnie pójdę
- rzekła Moira. Miała dość siedzenia w miejscu. Gdy przestawali maszerować mocniej czuła bolące nogi.
-Ja też. Jeśli będę tak dłużej stać bez ruchu, zapuszcze tu chyba korzenie. - Powiedziała Elfka.
-No to mamy jakiś plan. My nie biegamy za szybko, to raczej będziemy czekać w zasadzce.-stwierdził Gram po namyśle.
- Rozumiesz coś ty z tego? - Zinbi zapytała niedźwiadka, ale ten aktualnie zajęty był staniem na dwóch łapkach i obserwowaniem czarnopiórego przybysza. W takiej pozycji, mały niedźwiedź był wyższy od swojej opiekunki… choć patrząc po jej metrażach, nie trudno było ją przewyższyć.
Druidka przez chwilę gapiła się na kruka, w końcu jednak machnęła na niego ręką… w zasadzie to machnęła na nich wszystkich. - Zróbmy coś bo zaraz zapuszczę tu korzenie… kurwa jego w dupę… - jeszcze przez chwilę zielonowłosa popisywała się słownictwem najwyższych lotów rynsztoków miejskich, zanim nie załadowała na siebie swojego dobytku i nie popędziła Puchatego do ogarnięcia swoich spraw, czyli własnego plecaka.
- Chodźmy… Mam tylko nadzieję że nie boicie się brodzić w trupach.
- Ja się tylko zastanawiam, czemu się martwiłem, że nikt nie może wysłać ptaka na rozpoznanie… - mruknął Eryk. - Nieważne, chodźmy.
- Albo kota? - Louie kolejny raz zrzucił drugie ze swoich zwierząt z plecaka. Wychudzony dachowiec w końcu załapał sugestię i został z resztą grupy.
Ruszyli, poza krasnoludami które obiecały przygotować pułapkę. Dziwnie się więc złożyło, że ci co najbardziej rwali się do bitki zostali z tyłu. Niemniej dość liczna drużyna ruszyła przodem na zwiad, z bronią pod ręką. Mimo że Silke wspomniała tylko o zwłokach, to jednak mogły tam czekać nieprzyjemne niespodzianki. Choćby bullette, zwane też lądowymi rekinami. Bestie potrafiące ryć pod ziemią z dużą prędkościę. Tych Pogwizd dostrzec nie mógł.
A gdy przeszli na drugą stronę wzgórza, zobaczyli to co kruk Silke dostrzegł. Trupy… około tuzin. Gobliny i orki, oraz worgi. Rozwleczone i zmasakrowane. To była ciężka walka z trudnym przeciwnikiem. Trupy leżały od wczoraj, albo przedwczoraj. Część z nich już posłużyła za posiłek dla padlinożerców, ale i tak można było rozpoznać jak zginęli… od mocnych miażdżących ciosów. Nie trzeba też było być tropicielem by dostrzec ślady pozostawione przez ich antagonistę lub antagonistów. Głębokie ślady stóp, należące do olbrzymów, odcinały się wyraźnie od podłoża. Odór krwi i smród mokrego futra był tu tak mocny, że trzeba było zakryć twarze chustami lub rękawami, by podejść bliżej. Ale była w tym nagroda. Porzucony oręż orków dla mniej wymagających, oraz sakwy przytroczone do pasów oficerów i niektórych worgów… dla ciekawskich.
Zielonowłosa gnomka zaśmiała się chrumkając przy tym jak tłusty prosiak. Mały niedźwiadek ruszył pędem w dół zbocza wprost do pierwszego ciała. Tyle czasu jechał na jagodach, że nie mógł przegapić tak wspaniałej i tłustej wyżerki, jakim była padlina worga.
Druidka gdy skończyła rżeć, zeszła do swojego podopiecznego. Kilka razy mocno kaszląc, gdy zaciągnęła się odorem zgnilizny. Trupiarnia była równie smrodliwa co smocze gówno… ale dawało się przyzwyczaić, na przykład wtedy, gdy oddychało się przez usta.
Mała istotka bez ceregieli przeszła do sprawdzania śladów na ciałach oraz odcisków na ziemi.
Wytropienie olbrzymów z pewnością nie byłoby trudne, więc Zinbi ustaliła szybko że olbrzymy oddaliły się na wschód… w głąb Wrzosowisk, czyli na szczęście nie tam gdzie oni zmierzali. Było ich.. dwóch? Trzech? Tu jakoś druidce nie poszło ustalanie ile ich było. Może później, gdy dłużej się przyjrzy? Póki co ustaliła że orki, gobliny i worgi zginęły od silnych ciosów, dużych maczug, albo pni drzew. Olbrzymy wszak są leniwe i nie potrzebują wymyślnych broni. Lecz… ciężej było stwierdzić jakiej natury są to olbrzymy. Na pewno nie ogniste giganty, bo tych w Srebrnych Marchiach ze świecą szukać.
- Wszyscy w kupie. Nikt nie uciekł za daleko, nawet na wargach. Nie zauważyli olbrzymów? - gnom nie schodził między trupy. Nie dlatego że pogardziłby zawartością sakw. Po prostu wyraźnie dźwigało mu się na wymioty kiedy tylko próbował.
-Co za bajzel. -Lyre zaczęła schodzić w dół, zasłaniając sobie usta rękawem. Odwróciła się w stronę towarzyszy. -Niech no któryś leci po resztę. Ci tutaj mogą mieć coś przydatnego. - Co powiedziawszy zaczęła przeszukiwać zwłoki. Było to paskudne zajęcie i zapewne większość Elfów uznałaby je za poniżające. Ale Lyre nie była jak większość Elfów, przynajmniej nie w tej kwestii. Nie chodziło nawet o szacunek dla zmarłych - akurat tutaj miała go wobec Orków więcej niż jej pobratymcy. Wierzyła w pragmatyzm. Jeśli było tu coś, co mogło się przydać grupie w ich sytuacji, należało to zabrać. Proste.
Eryk z obrzydzeniem spojrzał na pobojowisko, również zasłaniając nos i usta rękawem. Do takich widoków zdążył już się nawet nieco przyzwyczaić na tej wojnie, ale do przeszukiwania trupów jeszcze nie do końca. “Ech, jak kobiety babrają się w rozwalonych trupach, to mnie migać się nie wypada” - pomyślał. Choć właściwie chyba powiedział to półgłosem, tak rozkojarzony przez to, co zaraz będzie musiał robić. Westchnął z rezygnacją i dołączył do przeszukiwania.
- Silke, Moiro, mogłaby któraś z was pójść po krasnoludy? - zawołał, podnosząc głowę znad zwłok orka. - Albo i obie, w końcu dość nas już babrze się w tym świństwie.
- Zgoda
- odparła Moira i ruszyła w kierunki z którego przyszli, uważając by nie wdepnąć w jakąś pułapkę. A Silke podążyła za nią.


Zinbi dumała nad zwłokami jednego z orków. Poznała już ogólniki całej sprawy, ale wolała niektóre kwestie uszczegółowić. Po pierwsze… jak długo zezwłoki leżały tu gdzie leżały? Druidka zaglądała trupom w oczy, o ile te nie zostały już wyjedzone, przyglądała się plamom opadowym na ciele oraz rozwojowi ogólnej kolonii bakterii i zgnilizny. Po drugie, nie dawała jej spokoju sprawa olbrzymów. Nie tylko ich liczebności ale i pochodzenia, które traktowała jak ciekawostkę przyrodniczą. No i po trzecie… kto już dołączył do wszechobecnej uczty. O ile bebechy worgów były całkiem zdrowe i podobno smaczne… tak o goblinich i orczych nie mogła powiedzieć tyle dobrego… Oby w lesie nie wybuchła przez to epidemia…
- Ej Puchaty! - wrzasnęła nagle, spoglądając na zaskoczonego niedźwiadka, który przymierzał się do tarzania w trupach. Kobieta pogroziła mu palcem. Miś chrumknął niezadowolony i najwyraźniej dalej chciał zanurzyć się w galaretowatym cielsku wielkiego wilka.
Gnomka momentalnie zmaterializowała się obok krnąbrnego towarzysza, w ręku trzymając krótką włócznię. Spanikowany zwierzak, począł uciekać w górę wzniesienia, a mała druidka tylko uśmiechnęła się zwycięsko.
Wkrótce ich działania przyniosły efekty. Gnomka odkryła drobnych padlinożerców. Lisy, borsuki, wilki… te posmakowały dość świeżych jeszcze ciał. Podobnie jak padlinożerne ptaki. Odkryła też, że tych olbrzymów było trzech i szli w sposób zorganizowany. Wojskowy wręcz. To nie pasowało do tego co wiedziała o wzgórzowych gigantach, które były pierwszym jej podejrzeniem. Nie… te ślady należały do gigantów, których jeszcze nie spotkała w życiu.
Lyre zabrała się za przeszukiwanie pierwszego z brzegu trupa goblina i sakwy jego wierzchowca, kolejnego.. rosłego orka przeszukiwał Eryk. Elfa znalazła broń jeszcze użyteczną, choć małego rozmiaru: włócznię i kompozytowy łuk, do tego strzały… część z nich była magiczna. Jakiś eliksir z pewnością łatwy do zidentyfikowania, do tego… sporo łupów: brosze, kolczyki, pefrumy, tabakę oraz elfi kompas opisany w jej rodzimym języku i wykonany przez słoneczne. Nie chciała za wiele rozmyślać, komu został odebrany i w jakich okolicznościach. No i ser… śmierdzący strasznie i lekko pokryty zielonkawą pleśń. Posiłek dla desperatów. Zbroja goblina i reszta jego oręża nie nadawała się do użycia.
Eryk zaś przy swym orku znalazł wielki topór bojowy… niewątpliwie magiczny, trzymany przez trupa mocno w ręce okrytej kolczastą rękawicą. Do tego w sakwach były dwie butelki whisky zwanej Oldlaw… właściwie trzy. Ale jedna się rozbiła zalewając przy okazji owinięte w sukna haggis. Miał też ork nieco przydatniejszych przedmiotów, alchemiczny ogień, zioła jakieś, kilka magicznych eliksirów i maści na oręż. Oraz nie wiedzieć czemu, dużą perukę o platynowo białych włosach. I woreczek oregano. Do tego Eryk odnalazł kajdany krasnoludzkiej roboty i wspaniale wyglądający złoty naszyjnik z diamentami. Niewątpliwie łup z wyprawy. Kolejnym skarbem okazał się niepozorny pergamin z cielęcej skóry zapisany krzywymi glifami i bazgrołami orczej mowy.
Gnom-inżynier nie został zmuszony do zejścia między trupy. Było znacznie gorzej. Inni bez słowa wyrzutu wzięli się do roboty, a on został jak tyczka. Jako ostatni na pobojowisku przegrzebywał to co inni opuścili - zniszczoną kolczugę, rozharataną skórznię, strzaskane włócznie, pęknięte sakwy. I oceniał - to da się naprawić, to nie. Aż w końcu zabrzmiało zaklęcie...
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 05-12-2016 o 22:28.
sunellica jest offline  
Stary 09-12-2016, 08:03   #4
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Na sygnał od Eryka Silke ruszyła bez słowa za Moirą. Dochodziły już prawie do miejsca gdzie przyczaiły się krasnoludy, gdy Silke zaczęła zagadywać towarzyszkę.
- No i? Co o tym sądzisz? Nie żebym była obeznana w partyzantce, ale jak myślisz, ile pociągniemy? Nie licząc brodatych zdaje się tylko elfka ma jako takie pojęcie o walce… Działamy w odkrytym terenie, a sama widziałaś te olbrzymie ślady… Ech, mój papa zwykł mawiać w takich momentach że kosa już się ostrzy…
- A mój mąż “mierz siły na zamiary”. Nie mam zamiaru rzucać się z widłami na olbrzymy. Ani to bohaterskie, ani komu potrzebne, tylko głupie. Przydałoby się obejść je szerokim łukiem, ale krasnoludy… Oni przypadkiem nie mają w mózgach takiej klapki, co im się otwiera jak widzą coś dwa razy większego od nich i każe szarżować z wrzaskiem i toporem? Może nie powinnyśmy im wszystkiego mówić…
- zastanowiła się Moira, zwalniając.
[i] - Powiedzmy brodatym że worgi rozdeptał wędrowny balet niziołków - wydarł się kruk siedzący do tej pory na ramieniu Silke. I to wydarł się nie byle jak, bo skrzekliwym głosem staruchy i wykończył swoją wypowiedź głośnym gwizdnięciem. Silke wciąż nie mogła przyzwyczaić się do faktu, że towarzysz, który przylgnął do niej po klęsce pod Yartar miewa - nieczęste, ale jednak - epizody gdy zabiera znienacka głos. Usztywniła się nieco i nie skomentowała sytuacji. Moira najpierw wytrzeszczyła oczy, a potem roześmiała się serdecznie.
- No proszę, nie dość że gada, to jeszcze z sensem. Byleby cię ci przesądni brodacze nie wsadzili do kotła za gadanie nie w porę!


Krasnoludy zaskakująco dobrze potrafiły się kryć w tym terenie. Być może to była sprawdza ich pancerzy… bardziej matowych niż te używane przez elfy i ludzi. Być może przyzwyczajenie do walk w ciemnych wąskich korytarzach, gdzie zasadzki były codziennością. Tak czy siak obie pannice zostały zauważone przez brodaczy, wcześniej niż one wypatrzyły ich.
- Hej!-ryknął Gram.- Czemu tylko wy dwie? Co się stało z resztą?!
- Reszta grzebie się w trupach. Okazało się że worgów nie ma, to znaczy są - ale dawno nieżywe. Stos padliny leży po drugiej stronie wzgórza. Poza tym widzieliśmy też olbrzymie ślady… Wyglądało to na olbrzymów, a może nawet stado olbrzymów. Myślę że pora na poważnie zweryfikować nasze dalsze plany? - Silke zwróciła się do krasnoludów przekreśliwszy propozycję Moiry by zataić część faktów. Jak sądziła, dezinformacja nie pomoże w ich i tak nieciekawej już sytuacji. Tuż po tym zwróciła się do kruka - Pogwizd, polećże dalej i spróbuj zebrać tym razem więcej informacji. Szukaj tych, którzy mogli napaść orków - lub ich śladów. Dobrze byłoby też gdybyś zdołał wypatrzyć jakieś miejsce, w którym możemy zatrzymać się bezpiecznie na noc. No, dalej - mam też nadzieję że będziesz bardziej wylewny niż po ostatnim zwiadzie…
- Dołączamy do nich?
- spytała Moira, która co prawda nie miała ochoty grzebać się w padlinie, ale po cichu liczyła trochę na udział w łupach.
Giganty… to słowo wywołało poruszenie w skąpych szeregach brodaczy. Na szczęście nie wpadli w jakiś szał bojowy. Wprost przeciwnie, wyraźnie się stropili.
-A te giganty… to… stoją na naszej drodze? - spytał Gram spoglądając na lufę swej pukawki i oceniając jakie zniszczenia w ich ciele mógłby nią wywołać. Niezbyt wyraźna mina świadczyła o tym, że kiepsko ocenia swe szanse.
-To zależy od drogi - wzruszyła ramionami Moira, ciesząc się w duchu, że krasnolud nie przygotowuje się do szarży. - Zbierajmy manatki i chodźmy do reszty; nie żeby giganci mieli wrócić na pobojowisko, ale im szybciej ruszymy tym lepiej. Zresztą orki wyglądały na nieźle obłowione, może zdążymy na podział łupów. -dodała zachęcająco.
- To ruszamy.- machnął Gram ręką wzywając swoich towarzyszy do podążania za nim. Po czym spytał.- Ale lepiej się długo nie zatrzymywać przy trupach. Ścierwojady w grupach bywają groźne. A my przy ich stole się zatrzymaliśmy.
-Chyba się nie boicie, co Gram?- zapytał jeden z młodszych krasnoludów.
- Nie boję!- warknął gniewnie Gram w odpowiedzi i potarł łysą glacę dłonią dodając.-Ale nie ma chwały w niepotrzebnych potyczkach. Tylko głupota.

Brzmiało to nieco odmiennie od wcześniejszych słów starego krasnoluda, ale Moira nie skomentowała. Widać sama wizja giganciej maczugi starczyła by wbić do krasnoludzkiego łba trochę rozsądku.
 
Sayane jest offline  
Stary 09-12-2016, 08:28   #5
 
Demogorgon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znany
- Z dnia na dzień...dajemy radę - dawny oficer spojrzał na kierunek z którego powinny nadejść krasnoludy i Moira - Ale myśleliście co dalej? - zapytał obecnych.
- Chciałem później udać się na wschód, do Everlund - odpowiedział Eryk. - Ale wolę na razie się nie nastawiać. Powinniśmy najpierw zobaczyć, co będzie w Nesme. Bardzo możliwe, że trzeba będzie ten list jakoś orkom dostarczyć - żeby ten cały Długozęby nie rozszalał się z prześladowaniami. Ale z ustaleniami poczekajmy na Morię i Silke.
- I krasnoludy. Może nie będą takie zatwardziałe jak ich krewniacy. - przerwał na chwilę, bo faktycznie wypadało poczekać - W Nesme chcą budować fortecę - a to nie brzmi jak tuzin orków. Nie z tego co widziałem. Jak u was w Everlund wyglądały fortyfikacje miejskie pod koniec?
- Pionowe mury, wieżyczki i fosa są… a właściwie były. Nie widziałem ich, gdy orkowie zajęli miasto, nie wiem, w jakim stanie są teraz. Stąd nie wiem, czy orków trzeba tam tuzin, kopę, czy jeszcze więcej. Ech, szkoda by było tych murów, dobrze się prezentowały… A orkowie mogą zrobić z miasta paskudną szpetotę. A jak w Silverymoon?
- Dwa bastiony, dwadzieścia cztery wieże chronione warstwami zaklęć, trzy kręgi murów, ufortyfikowane świątynie Helma i Tymory, Zakaz nad Księżycowym Mostem...ale to wszystko na nic, kiedy obrońcy wyginęli w polu. Co gorsza, nawet mogły wpaść im w łapy. Louie przez chwilę szukał wzrokiem kota ale bezimienny sierściuch został z mułem. Imiennym.
Gnomka oglądała truchło worga, którym posilał się jej niedźwiedź. Nie wiadomo czy słuchała, a odzywać się… jak zwykle nie odzywała. Miś zaś usiadł na wzgórzu i obserwował swą towarzyszkę zaciekawionym spojrzeniem na umorusanym zgniłą krwią pyszczku.


Eryk stał i wyraźnie nad czymś rozmyślał.
- Słuchajcie - odezwał się głośno. - Mamy tu list do dowódcy orków w Nesme… zastanawiam się, czy pokazywać go krasnoludom? W końcu i tak już wiemy, że przy Nesme się rozdzielamy… A mam obawy, że ten ich dowódca może być zbyt mało rozsądny, by odpowiednio ocenić tę sytuację… Oczywiście wy wszyscy, w tym Moira i Silke, jak najbardziej dowiecie się, co i jak.
- Rozdzielamy się przy Nesme? - gnom spojrzał z ukosa na Eryka i wsadził dłonie w kieszenie schowane pod ciemnozielonym tabardem
- Nie pamiętasz, co mówili? - zdziwił się zaklinacz. - Że Mithrilowa Hala to intymna sprawa krasnoludów i dlatego rozdzielamy się przy Nesme?
- Pamiętam. I pamiętam że ty wspomniałeś o Everlund.


Zinbi wzięła z ziemi złamaną rękojeść jakiejś broni i poszturchała rozwleczone flaki wielkiego wilka. Przez chwilę memłała tak kawałek jelita, mrucząc pod nosem dziwne słowa, po czym elokwentnie wzruszyła ramionami i zabrała się do przeszukiwania pobojowiska. Nie wyglądało na to, by liczyła na jakieś wspaniałości… bo w zasadzie to nie zdawała się zaliczać do osobników co przywiązują wagę do jakiejkolwiek formy “zbierania” dobytku.
- Ale to na razie nie są moje plany, tylko jakieś tam chęci - sprostował Eryk, zwracając się do inżyniera. - Za to krasnoludy oddzielają się w Nesme na pewno. To jak sądzicie? Chyba nie ma potrzeby zawracać im głowy tym listem, przynajmniej na razie. Proponuję, żebyśmy wcześniej naradzili się z Morią i z Silke.
- Na pewno, nie na pewno, nie ma takich których nie da się przegadać. Tylko czasem nie warto. -
-A ze mną to co, nie łaska? - Lyre wyrosłą jak spod ziemi, obładowana zdobyczami.
Eryk powolnym ruchem z irytacją zasłonił swoją twarz dłonią.
- Przecież do ciebie między innymi cały czas mówię - odparł.
-Ale nie poczekałeś nawet na odpowiedź. - Skarciła go Elfka. -Wy tu sobie dwaj dyskutujecie i gapicie na mój tyłek ale podejmujecie decyzje zanim się w ogóle wypowiem. Za karę nie dostaniecie prezentów. - Przeszła obok nich ostentacyjne z uniesioną głową.
- Widzisz, Louie, tak to z kobietami jest… - zwrócił się cicho z rezygnacją do gnoma.
- Naszymi nie. Polecam. - gnom puścił oko do obojga...choć z zupełnie różnych powodów.
- Lyre, no jakie podejmujecie, skoro właśnie was wszystkich zapytałem o zdanie i czekałem również na twoją odpowiedź? No chyba że właśnie tę reakcję mam traktować jako, cytuję: “akceptuję każdą waszą decyzję”, hm? - zakończył, kręcąc głową z dezaprobatą.
-Dobra już dobra. - Lyre zawróciła. - Jesli o mnie chodzi, to wyzwalanie miasta brzmi jak lepsza perspektywa niż kręcenie się jak te kołki bez celu. Wiecie, to co teraz robimy. - PodałaErykowi włócznię. -To dla ciebie. A to dla ciebie. - Wręczyłą Luiemu zwój do magicznego skakania. Jakoś idea skaczącego gnoma wydała się jej zabawna. - Chodźmy do tamtych dwóch, dla nich też coś mam. Myślicie, że Silke lubi palić? - Potrząsnęła znalezionym tytoniem.
Eryk spojrzał ze zmieszaniem na broń, do której nie dość, że nie nawykł, to jeszcze rozmiaru jak dla goblina. Nagle lekko się uśmiechnął.
- Dziękuję. Z paleniem się okaże, jak wrócą. Poczekaj chwilę.
Eryk odszedł kawałek, wziął topór wojenny, po czym wrócił i podał go Lyrze.
- A to dla ciebie - powiedział z rozbawieniem. - To sprawę orkowego listu możemy omówić najpierw w mniejszym gronie, czyli my - tutaj obecni, oraz Moria i Silke? Skoro krasnoludy i tak się odłączają w Nesme…
-Co ja zrobię z toporem? Zachowaj to dla krasnoludów może. One lubią taki ciężki złom - Dziewczyna oddała topór wojownikowi, zupełnie nie złapawszy aluzji.
-Apropo, chodźmy już po te dwie, zanim tamci trzej bliźniacy się doczepią.
- A ja bym zrobił zupełnie przeciwnie. Zagrał z nimi w otwarte karty. Zechcą nam pomóc, to ruszą na Halę później...ale przygotowani. Z sojusznikami za plecami. Albo przynajmniej osłabionym wrogiem. A my, wraz z tą bitna trójką, będziemy mieć szansę zdziałać więcej--stwierdził Louie.
- A nie możemy im pokazać listu po wcześniejszym omówieniu sprawy z Silke i Moirą? - odrzekł Eryk. - Jeżeli byśmy podjęli wspólną decyzję, to cóż… może wtedy łatwiej pójdzie z tym uparciuchem Gramem.
- Lyre, co myślisz o takim podejmowaniu decyzji? - zapytał gnom.
-Brzmi dobrze.- oceniła sprawę elfka.
- Tylko tyle? Nic o patrzeniu na tyłeczki? Nic o pomijaniu kogoś? - gnom nie krył się z tym że uważnie obserwował reakcję.
-Jesli nalegasz. - Lyre wróciła się, ominęła Loiego i stanęła za nim. -Idź, a ja sobie popatrzę na twój tyłeczek.
-Nalegam. Na coś więcej - gnom ruszył po krótkim łuku defiladowym krokiem
 
Demogorgon jest offline  
Stary 11-12-2016, 17:47   #6
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Trójka krasnoludów była zaintrygowana i nieco przerażona rozrzuconymi trupami, a zwłasza ranami im zadanymi, ale Gram jak zwykle przeszedł od razu do rzeczy.
-Nie ma co tu stać i gdakać po próżnicy. - zaczął swoje pogaduszki.-Trupy przyciągną trupożerców, a my nie chcemy tu czekać, aż oni przyjdą, albo giganty. Zabieramy i ruszamy dalej. Im szybciej dojdziemy do Nesme, tym lepiej.
Moira przytaknęła, po czym spojrzała na grupę przetrząsającą pobojowisko ciekawa, czy zostawili dla niej i dla Silke jakieś łupy, czy też każdy sobie rzepkę skrobie. Dobrze byłoby to wiedzieć także na przyszłość.
Niesforny niedźwiadek przywitał ich znudzonym wyrazem pyska. Siedział na szczycie wzniesienia i wyglądał jakby był na wygnaniu. Odwrócił umorusany krwią łebek za siebie gdy tylko usłyszał kroki zbliżających się. Na głos Grama ożywił sie nieznacznie i oblizał czujnie niuchający nos. Może liczył na coś do jedzenia?
Zinbi buszowała w zwłokach na dole. Dosłownie.
Druidka nie patyczkowała się z ogołacaniem trucheł, zdejmowała wszystko co na nich znalazła, choć niekoniecznie przedmioty te miały jakąkolwiek wartość i odkładała na stos obok. Co ciekawsze… mała gnomka dorwała się już do butelki jakiegoś alkoholu. Wesoło pociągając z gwinta, obmacywała bezgłowemu orkowi okolice klejnotów by po chwili wyciągnąć jakąś sakiewkę.


- Skończyliście? Ruszamy dalej? - krzyknęła Moira do towarzyszy, która w większości stali w grupie i najwyraźniej o czymś rozprawiali, nie zwracając uwagi na przybycie krasnoludów. Była także ciekawa w czym rzecz.
- Ta… Moira ma sporo racji, warto ruszać by znaleźć bardziej osłonięte miejsce na noc… Wysłałam Pogwizda na dalsze zwiady, dobrze by było gdyby zobaczył gdzie jest w miarę bezpiecznie, a gdzie nie. Tylko jeszcze nie wrócił… - westchnęła Silke omiatając wzrokiem horyzont - Znaleźliście coś ciekawego?
-Chwileczkę. - Obładowana zdobyczami Lyre podeszła do pozostałych towarzyszek i zaczęła obdarowywać je fantami. -To dla ciebie. I to. I to. - Wręczyła Moirze świecidełka i mikstury. Potem obdarowała i Silke. -No i to chyba wszystko. A tak, jeszcze to - Oddała ciężki topór w ręce krasnoludów.
- O, dziękuję! -Ucieszyła się Moira, pakując łupy do plecaka. Nie wiedziała czy dostała “po równo”, reszta pomyslała o niej i Silke, a to wiecej niż nie raz można się po przygodnych kompanach spodziewać.
- Tutaj też - gnom przyłączył się do obdarowywania. Obok stosu broni wylądowała także kolczuga. Na tyle ile się dało naprawiona - a już na pewno lepsza niż jej brak. Zamyślony gnom poprawiał tobołki na mule, pomagał krasnoludom w przymierzaniu pancerza, dzielił pozostawione zapasy na paczki dla wszystkich i przerzucał drobiazgi między nimi. Z jakiegoś powodu dobry humor jeszcze sprzed chwili ulotnił się jak poranna mgła.




Gdy krasnoludy interesowały się stertą znalezisk, zwłaszcza bronią, Eryk Sammelion zwrócił się do pozostałych długą przemową:
- Oni niech tam jeszcze badają znaleziska, a was proszę o uwagę. Wiemy wszyscy, że od Nesme nasi przewodnicy idą do Mithrilowej Hali. My sami musimy ustalić, co dalej. I tu pojawia się jedna sprawa - tutaj były szlachcic dyskretnie pokazał przybyłym z krasnoludami towarzyszkom orkowy list, po czym kontynuował przyciszonym głosem - Przy zwłokach znalazłem orkowy list. Z kilku przyczyn chciałem go pokazać najpierw wam, może dopiero potem krasnoludom, ale o tym później. Na szczęście w moim rodzie uznawało się, że język wroga trzeba znać, stąd bez problemu odczytałem treść tego listu. Są to rozkazy Oboulda dla Gragha Długozęba - najwyraźniej dowódcy orków w Nesme. Ma trzymać twardą ręką miasto, a jeszcze twardszą… swoich ludzi. Ma nie przesadzać z gnębieniem mieszkańców, bo są potrzebni do budowy twierdzy. Wynika z tego, że i nam może grozić pojmanie i praca w niewoli. Aha, i do tego Obould obiecał posiłki za kilka dekadni. Póki co, wszystko jasne? - zapytał Eryk, po czym przez nieuwagę nie poczekał zbyt długo na odpowiedź i kontynuował wywód. - Wszyscy się chyba zgodzą, że jeżeli chcemy cokolwiek zdziałać, trzeba będzie przede wszystkim zorientować się w sytuacji. Silke, tu znów liczyłbym również na Pogwizda, gdyby się dało - może zaobserwuje dyskretnie, czy wszyscy nie-orkowie są uwięzieni, czy tylko część, i tak dalej. Padł pomysł wyzwalania Nesme… Cóż, ja strategiem nie jestem, ale nie wiem, czy będzie to miało sens tak krótko po opanowaniu praktycznie całych Marchii przez orków. Choć jeżeli już mielibyśmy to robić, to sądzę, że przed przybyciem posiłków. Oczywiście, wszystko będzie zależało od sytuacji. O tym jednak też później. Najpierw chcę powiedzieć o czymś innym. JEŻELI - tu Eryk wyraźnie zaakcentował to słowo - okaże się, że ten cały Gragh Długozęb, jak to ujął Obould, w tej chwili “przesadza” z gnębieniem ludności… - tu Eryk wziął głęboki oddech - nie wiem jeszcze, jak, ale list musi trafić do Gragha. Żeby prześladowania zmniejszyć. Może rozkazy Oboulda poskutkują - Eryk z uwagą obserwował słuchaczy, chcąc poznać reakcję na jego ostatnią propozycję.
- Może Pogwizd go podrzuci -zaproponowała rozbawiona Moira, po czym spoważniała. - Wyzwalanie Nesme w chwili, gdy nie ma widoków na przybycie wojska zdolnego utrzymać miasto uważam za bezsens. Skoro miasto padło, to z pewnością nie ma tam wielu osób gotowych - lub będących w stanie - chwycić za broń, a sami nie obronimy miasta; nawet ogrodzonego dobrym murem, jak to. Inna sprawa w jakim stanie są obecnie umocnienia…
Jeśli nawet jakimś cudem pokonamy orki - bo do terroryzowania mieszczan zapewne nie trzeba ich wielu - to los mieszkańców stanie się naszą odpowiedzialnością. Nie będziemy mogli zostawić ich na lodzie, gdyż kolejne oddziały z pewnością wywrą odpowiednią pomstę za wszczęty przez nas bunt. Chcemy zostać uwięzieni w oblężonym mieście?
- kobieta zakończyła swój wywód nieco retorycznym pytaniem.
- Więc tu się zgadzamy - przytaknął Eryk.
-Zawsze można też zorganizować w mieście ruch oporu albo dołaczyć do takiego, który tam już mają. - Zauważyła Lyre. -Nie myślcie, że miasto wyzwolimy od tak, od razu, to raczej będzie walka kawałek po kawałku. Jesli się uda, może akurat się uwiniemy na czas przybycia odsieczy. Jeśli jakaś nadejdzie.
- Co masz na myśli, mówiąc o walce kawałek po kawałku? - zapytał Eryk. - Jeżeli zwykłą walkę o kolejne kawałki miasta - to choćby w końcu się udało, posiłki orków sprawią, że nasza akcja będzie tylko szkodliwa. Jeżeli już robić jakiś opór, to w ukryciu.
- Wybaczcie że się wtrące, ale najpierw moglibyśmy ustalić, jakie warunki panują w Nesme. - Louie na chwilę podniósł głowę, od początku rozmowy ukrytą w wielkich dłoniach i zaczął otwarcie słuchać - Nawet jeśli chcemy organizować miasto przeciw tym sukinsynom, to może to oznaczać że będziemy musieli dać dobrowolnie zamknąć się w murach miasta na długi czas, nawet miesiące! - Silke po raz pierwszy chyba zabrała bardziej zdecydowanie głos, ale przerażała ją wizja możliwego zamknięcia w murach miasta pod okupacja orków. Już bardziej wolała - niebezpieczne, bo niebezpieczne - ale otwarte wrzosowiska. Moira aprobująco pokiwała głową. - Może być tak, że gdy raz wejdziemy do miasta, to już z niego tak łatwo nie wyjdziemy.
- Możliwe - przytaknął Eryk. - Dlatego, jak już wspomniałem, jednym ze środków zorientowania się w sytuacji mógłby być twój Pogwizd. W końcu kto zwraca uwagę na kruki, wrony i tak dalej? W każdym razie, kwestia odbijania miasta to nie tylko kwestia sytuacji w mieście, ale też w okolicach - a dokładniej, w całych Marchiach. A o niej wiemy jedno - mają tu przybyć posiłki orków, które zniweczą ewentualne powstanie.
-Nie jesteśmy zainteresowani… wyzwalaniem Nesme. Obaczym sytuację, ale jedynie dobrym słowem możemy was wspomóc. Na nas czeka Mithrilowa Hala.- stwierdził Gram głaszcząc się po brodzie.-Dla nas miasto to przystanek na drodze… ale zapewne szlachetnym byłoby je wyzwolić z łap orków. Więc powodzenia wam życzę w tym szlachetnym dziele.


***


- Człowiek… tam na północy. Walczy sam z kilkoma orkami. Ranny… ale jeszcze żywy i uparty.- Pogwizd powrócił z nowiną.-Orki mają przewagę, ale jeszcze go nie zdołali ubić. Choć pewnie to kwestia czasu.
Wykrakawszy to kołując nad głowami całej drużyny, wylądował w końcu na ramieniu Silke.
-”Tam na północy” to znaczy za najbliższym wzgórzem czy kwadrans marszu dalej? - Moira najwyraźniej oczekiwała od magicznego ptaka konkretów, choć jej zainteresowanie było umiarkowane. Walka to walka, liczą się sekundy. Człowiek mógł paść martwy nim kruk doleciał by zdać im raport.
-Dobre pytanie. - Poparła ją Elfka. -Jesli ruszymy teraz to mamy szansę ocalić kolesiowi życie, czy raczej mamy szansę zaatakować Orków kiedy będą przeszukiwać zwłoki i lizać rany?


Puchaty zaryczał “groźnie” czyli jak zwykle zamiauczał z chrumknięciem na końcu. Uradowany, że humanoidalne stado ponownie w komplecie, zbiegł do druidki, która kończyła przeszukiwać ostatnie z ciał i dopijać pierwszą z dwóch butelek alkoholu.
Zinbi beknęła głośno ukontentowana procentami trunku i poklepała misia po głowie. Ten chwycił w zęby drobną dłoń gnomki i poprowadził ją do zgromadzenia drużyny.
- To idziemy, ta? - Sol czknęła głośno, zamykając butlę. Jak zwykle żyła trochę na uboczu w odrealnieniu i nie wyglądało, by rejestrowała sygnały z zewnątrz.
- Ta - starszy z gnomów otrzepał się jakby ktoś właśnie wylał na niego kubeł wody. Przez chwilę wyglądał nie lepiej niż Zinbi - ale jemu przeszło. Z procą w dłoni wyrwał w wskazanym kierunku.
Eryk w reakcji na wieści o walce szybko wyciągnął kuszę, mamrocząc coś o powtarzającej się historii, i z niecierpliwością wyczekiwał odpowiedzi kruka oraz rozwoju sytuacji.
-Krótki lot… dwa wzgórza dalej.- próbował wytłumaczyć kruk nerwowo drobiąc łapkami na ramieniu Silke.
-Głupio by było odwrócić gębę, od kogoś kto może zginąć od orczego miecza. Zwłaszcza, gdy dałoby się go uratować. W tej walce jednakże nie możecie liczyć na moją lufę. Jeno na topór. Moja Lufcia… jest za głośna. Nie chcemy zwracać dodatkowej uwagi… kogoś… lub czegoś.- stwierdził Gram najwyraźniej mając na myśli giganty.
- Jak tak to ruszajmy; my tu gadu gadu a on zczeźnie w tym czasie. Orków nie może być dużo skoro sam się broni. - rzekła Moira i wyciągnęła broń, robiąc kilka kroków w kierunku wskazanym przez kruka.
Lyre tymczasem bez słowa ruszyła we wskazanym kierunku, biegnąc z wyciągniętym rapierem i gotowa zaatakować każdego przeciwnika, jaki się nawinie. W tej sytuacji niezbyt dbała o ostrożność, liczył się wszak czas.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 13-12-2016, 22:46   #7
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dotarcie na kolejne pole bitwy nie zajęło drużynie zbyt wiele czasu. Lyre i Moira pierwsze miały okazję przekonać się o sytuacji. Pozostali tak szybcy nie byli, nie wspominając o trójce sapiących krasnoludów którzy nie nawykli do sprintów w ciężkich zbrojach.
Zaś sama sytuacja nie była na szczęście aż tak dramatyczna jak to przedstawił Pogwizd. Choć z pewnością za wesoło też nie było.
Oczom podróżników ukazały się bowiem ruiny starej pasterskiej farmy.


Głównie kamienne mury budynku mieszkalnego i niski murek owczej zagrody. Te były okrążane przez ośmiu obecnie orków na złowieszczych wilkach, ryczących głośno i ciskających czasem włóczniami w owe zabudowania. Przewodził im wyrośnięty mięśniak siedzący na sporym basiorze.


Wrzeszczał on w orczym języku wydając ze swych ust na przemian rozkazy i przekleństwa. Sam jednak nie zbliżał się za bardzo do zabudowań, a i jego pokrzykiwania nie robiły takiego wrażenia na podwładnych. Przyczyną tego były cztery trupy orków leżące wokół ruin z szyjami i sercami przeszytymi strzałami. Do tego dochodziły jeszcze dwa trupy złowieszczych wilków. Łucznik póki co trzymał swych prześladowców na dystans zabijając każdego który był na tyle głupi by zbliżyć się do niego. Nie mógł jednak uciec z tej pułapki.
Sytuacja więc z pozoru była patowa… z pozoru. Pogwizd zauważył, że łucznik krwawi, a nie mając możliwości i czasu na opatrzenie swych ran… był na straconej pozycji.
Czas nie był po jego stronie i orki o tym wiedziały.
Nie wiedziały natomiast o grupce zbierających się za ich tyłami mścicieli. Także i wilki nie wiedziały otumanione zapachem krwi hojnie wszak tu rozlanej i z potencjalnymi przeciwnikami znajdującymi się obecnie na zawietrznej.
Niedobitki rozgromionej armii mogli więc sobie spokojnie wszystko rozplanować zanim się rzucą do ataku. Oprócz przewagi zaskoczenia, mogli użyć kilku pobliskich głazów by bliżej podkraść się przywódcy. Moirze szczególnie to odpowiadała, bowiem rozpoznała owego orka wydającego rozkazy za pomocą machania magiczną ognistą maczugą.
To przez niego musiała porzucić swojego wiernego rumaka w celu odciągnięcia pościgu od siebie. On musiał wiedzieć, gdzie jest koń należący do Huberta . Jej wierny druch, którego zmuszona była wykorzystać do uratowania swego życia. Problem polegał jednak na tym, że w tym celu… musiała złapać tego typka żywcem. A to nie było łatwe zadanie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 16-12-2016 o 12:54.
abishai jest offline  
Stary 19-12-2016, 20:51   #8
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Widok, jaki ukazał się oczom drużyny-zbieraniny odbiegał nieco od tego co wyobraziła sobie Moira. Strzelec w ruinach zaiste musiał być wyborowy skoro oparł się takiej ilości wrogów. Zresztą gdyby orki grzeszyły intelektem to spróbowały by zajść go od tyłu. Na szczęście nie grzeszyły.

- Tego wielkiego, dowódcę już widziałam. Uważajcie na jego broń - to znaczy bardziej niż normalnie. Jest umagiczniona ogniem -
szepnęła kobieta do swoich towarzyszy.
- Może jeśli go złapiemy to powie nam coś więcej na temat sytuacji w Nesme i posiłków, które mają tam dotrzeć? - Moira zagrała na szlachetnych pobudkach niektórych awanturników. - A przynajmniej dowiedzielibyśmy się ile patroli czy obozowisk znajduje się w okolicy, by bezpiecznie przejść.

Nie dodała, że sama miała w tym ukryty motyw. Mała, malutka nadzieja na odzyskanie Ganimedesa nadal się w niej tliła, choć rozsądek mówił, że koń już dawno został zjedzony, przetrawiony i wydalony przez zielone, ryczące bestie. Cóż, człowiek musiał się czegoś trzymać by nie zwariować...
 
Sayane jest offline  
Stary 19-12-2016, 21:04   #9
 
Kawalorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwu
Eryk, pospiesznie zmierzając na odsiecz, był bardzo zamyślony, co jest raczej nietypowe, gdy człowiek spieszy się do walki. W byłym szlachcicu z Everlund ta sytuacja zbudziła wspomnienia. Wspomnienia jednego zdarzenia, które miało na niego znaczący wpływ...
Szept Moiry przywrócił Eryka do przytomności. Teraz z kolei zamyślił się nad jej słowami, obserwując orkowego dowódcę.
- Nawet by się przydało - odszepnął Eryk. - Jeżeli jednak będzie okazja do śmiertelnego ciosu, nie możemy ryzykować, czekając na lepszą okazję, bo w międzyczasie to on może zadać śmiertelny cios któremuś z nas. Patrząc na niego, to ryzyko byłoby spore. Jeżeli jednak będzie okazja go pojmać, jestem za. Tylko... jeżeli będzie trzeba z nim negocjować, niech nikt nieopatrznie nie obieca mu za dużo - przestrzegł zaklinacz. - "Życie" wystarczy, bez zbędnych środków retorycznych, bo jeszcze komuś się wymsknie na przykład coś o zdrowiu... - tu zaklinacz urwał. - Co z nim zrobimy, omówimy później. Przed przesłuchaniem orka i tak trzeba będzie najpierw pogadać z tym człowiekiem.
 
Kawalorn jest offline  
Stary 26-12-2016, 22:33   #10
 
fujiyamama's Avatar
 
Reputacja: 1 fujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputację
Zinbi dreptała daleko w tyle, obok swojego małego-dużego towarzysza, zależy z jakiego punktu patrzeć. Niedźwiadek szedł cicho, a jego czujny nosek latał na boki, wyłapując rozpraszające zapachy. W końcu oczom ich obu, ukazało się to… co widzieli ci szybsi w stadzie.
Orki.
Duuużo, żywych orków.

- No to co… lejemy? - Gnomka czknęła, zamykając butelkę z ognistym płynem. Puchaty skoczył do przodu, gotowy rozpędzić się do szaleńczego ataku. Szkoda, że tylko on… - Co jest kurwa… - W przebłysku intelektu, czającego się na dnie pijanego umysłu, druidka chwyciła za szelkę niedźwiedziej torby, co w efekcie skończyło się wyrwaniem do przodu i zaryciem zębami w glebę. Uziemiony misio, najpierw charchnął cicho podduszony i przysiadł na zadku. Skołowany popatrzył na swoją starszą siostrę, niczego nie rozumiejąc. Wstał i okrążył drobne ciało zielonowłosej, po czym pociągnął ją za sobą, uparcie idąc w kierunku przeciwników.
- Puchaty… Puchaty kurwa! - syknęła cicho Poziomka, przełykając kłaczek trawy. - Czekaj… czekaj do chuja, sami im nie damy rady!
Ten odwrócił się w kierunku reszty. Faktycznie, nie szli… Dlaczego? Przecież już tyle razy walczyli razem przeciwko tym niedobrym orkom. Miś zamiauczał rozdrażniony i szarpnął za szelkę.
- Nie! - Solpadeine dalej leżała, mocno trzymając towarzysza na uwięzi. - Co z wami do cholery? Kija połknęliście czy jak? - syknęła gniewnie, odwracając się do zgromadzonych, a w tym czasie miś ponownie ją pociągnął o kilka centymetrów.
- Siedźże, ty rozwydrzony patałachu - Louie rzucił robotę na ziemię i uwiesił się z drugiej strony niedźwiedzia. Przez chwilę mignęła mu zakrwawiona szczecina zwierzęcia, wnętrzności wypadające z pyska..tylko czyje? Otrząsnął się i zaczął z całej siły drapać ssaka po wielgachnej łopatce - Jak nie my ich teraz, to nas zwęszą i znajdą jutro. Lejemy - ostatnie słowo rzucił z przekąsem - Tylko z głową.
Puchaty wyszczerzył zęby do gnoma - nie lubił gdy dotykali go obcy, nawet jeśli było to dość przyjemne.
- Czyś ty zgłupiał? - Zinbi fuknęła na towarzysza w rasie, przechodząc w kucki, a miś kłapnął paszczą jakby chciał ugryźć mężczyznę w rękę, po czym czmychnął za plecy druidki. Wiele gnomów miało rękę do zwierząt, a Louie nie był wyjątkiem. Puchaty nie był największym zwierzęciem z jakim się zetknął... ani nawet najbardziej agresywny. To drugie... miało się zmienić?

- Racja… dość gadania i planowania. Jak ktoś chce siem podkraść to niech rusza. Dajemy jakieś… cztery litanie bóstw, zanim ja i moi kamraci ruszymy do boju.- stwierdził stanowczo Gram i spojrzał po dwóch pobratymcach.- A wtedy... ławą panowie… rozbiją się o nasz mur. Och bogowie… - spojrzał z niedowierzaniem na wymoczoną w oliwie kupę szmat przygotowanych przez właśnie skarconego przez niedźwiadka gnoma. Jeżeli to był jego najlepszy plan, a to jego najlepsza broń...
- Ławą, ale do środka, za mury. Bo na otwartym polu nas otoczą i zeżrą. Czyli, dywersja ma nam to ułatwić. Odciągnąć kilku na przeciwną stronę, choćby na chwilę. - jedynie pomysł wejścia do środka był nowy, ale pewność z jaką Louie podsumował plan zupełnie zmieniała jego barwy - Krasnoludy i niedźwiedź biegną pierwsi. Kto biegnie ze mną, tuż za nimi, a kto chce się podkraść?
- Ja się podkradnę, bo mój czar hałasu nie sięga zbyt daleko. Gdy będziecie się zbliżali, odwrócę ich uwagę hałasem zza innego głazu. Potem w biegu spróbuję jeszcze choć na chwilę rozproszyć wilki hałasami przy ich uszach, gdy będą dla kogoś zagrożeniem. Nie bądźcie zaskoczeni tą kakofonią - przestrzegł Eryk. - Silke, możesz ostrzec atakowanego? Niech się trzyma i nas biegnących nie ustrzeli…
- Muszę się podkraść, czar może zadziałać dopiero z wysokości tych kamieni - to mówiąc Silke zaczęła poruszać się ostrożnie w kierunku pierwszych kamieni. - Idziemy razem?
- Chodźmy - odrzekł Eryk, zakładając bełt na cięciwę kuszy. Moira również przygotowała swoją i zaczęła robić szeroki łuk, chcąc ustawić się nieco z boku i możliwie znaleźć jakąś ochronę za głazem. Miała zamiar przerzucić się na broń wręcz gdy tylko orkowie znajdą się wystarczająco blisko i z flanki wspomóc sojuszników.
-No i na te słowa czekałam!


Lyre wyprzedziła wszystkich i jako pierwsza pojawiła się na tym, co miało stać się ich pierwszym polem wspólnej walki. Oczywiście przyciągnęła uwagę... wywołując drwiący uśmieszek samego szefa. Uznał ją zapewne za godną swej maczugi, bo bezczelnie machnął nią w jej kierunku rzucając nieme wyzwanie. W końcu po co fatygować swych podwładnych do jednej elfki, prawda?

Dopiero później zmienił zdanie, bowiem zobaczył resztę.

Przodem gonił niedźwiadek, mały, radosny... z zieloną pianą na pysku. Ani chybi wścieklizna. Za nim... ławą biegło równo trzech krasnoludów, dwóch w ciężkich zbrojach. A pośrodku nich jeden wkurzony, łysy, brodacz wymachujący garłaczem jak maczugą i wrzeszczący. - Tempo ! Tempo ! Tempo ! - Ani chybi też wściekli, i szaleni. Za nimi kręciło się coś małego i zielonego u czubka.

Louie zaś wzorem wszystkich wielkich przywódców trzymał się całkiem z tyłu i obserwował sytuację, by w odpowiedniej chwili zareagować i wydać rozkazy swym podwładnym... w nadziei, że je wykonają. W wojsku byłoby prościej, ale wszak wojskiem już nie byli.

Nic więc dziwnego, że tak.. absurdalny widok skupił na sobie uwagę wodza, a także innych orków, którzy wstrzymali swe złowieszcze wilki i gapili się na to z rozdziawionymi gębami. Dzięki temu reszta mogła się swobodnie podkradać niezauważona.

W końcu jednak przywódca zielonych wykrzyknął kilka rozkazów i posłał sześciu swych jeźdźców wprost na elfkę... misia, krasnoludy i to małe coś co kręciło się za nimi. Orki zaszarżowały.

Dwóch na Lyre... reszta dalej.

Elfka widząc, że zbliżają się we dwóch i tylko tylu mogła ogłuszyć na raz nie traciła czasu. Gdy się zbliżyli, krzyknęła głośno Żryjcie tęczę, barany!i i uderzyła w nich ferią barw wywołując głupawkę u obu, zwalając ich z równie ogłuszonych zwierząt. Początek walki był więc obiecujący, a szef ruszył wprost na Lyre.

Pozostali zaś szarżowali dalej, wprost na misia, krasnoludy i gnomy.
Jeden tak „skutecznie” szarżował, że potknąwszy się swym wilkiem o kamień wyleciał jak kamień z siodła prosto pod misia. I skręcił sobie kark. Co wywołało tylko zdziwienie wśród samych orków i krasnoludów. Sam złowieszczy wilk na którym jechał stracił na razie zapał do walki. Drugi z jeźdźców trącił misia mieczem zadając mu jeno draśnięcie. Widać bóstwa natury żywiły słabość do tego niedźwiadka. A i jego opiekunka też, bo posłała mu wsparcie w postaci...



...jadowitej żmii która znienacka ugryzła w zad wilka na którym to siedział ork powodując, że ten wierzgnął nerwowo i pisnął z bólu czując rozchodzącą się truciznę. Orkowi nie udało się utrzymać w siodle i spadł z niego.

Pozostałe dwa orki starły się krasnoludami próbując ich oskrzydlić. I choć zdołały zranić jednego, to same też nie wyszły bez szwanku z tej potyczki.

Eryk mógł być z siebie zadowolony... jego magiczne hałasy sprawiły, iż jeden jeźdźców miał pecha i wykopyrtnął się na łono jakiegokolwiek plugawego bożka wyznawał. Dzięki temu razem z Silke dotarli do głazu bezpiecznie i niezauważeni. A dziewczyna skorzystała ze swej magii i wyszeptała słowa dodające każdemu otuchy. Przybywamy z pomocą. Wytrzymaj jeszcze trochę.. Odpowiedź przyszła szybko radosnym, męskim głosem. Będzie ciężko. Brakuje strzał i sił. Ale dam radę.

Moira podkradła się z drugiej strony i zaatakowała najłatwiejszy cel - orka podnoszącego się z ziemi po tym jak spadł on z wilka ukąszonego przez żmijkę Zinbi. Tego samego, którego atakował niedźwiadek. Był to łatwy cel, tym bardziej, że nie groził postrzeleniem sojuszników, tak jak to mogło grozić w przypadku tych z którymi walczyły krasnoludy. Wystrzeliła raniąc poważnie orka, którego potem dobił nagłym atakiem sam Puchaty przegryzając mu gardło i zalewając ranę kwasem ociekającym z kłów. Zabił go na miejscu.

- Iiiihaaa! - zakrzyknęła druidka, gdy Puchaty w wyborowy sposób zagryzł jednego z przeciwników. - Moja krew! Moja! - Dumna i blada, rozejrzała się po polu walki, po czym przywołała do siebie niedźwiadka, który w szale z chęcią by jeszcze kogoś podziabał, by rzucić okiem na jego ranę, która okazała się niemal zwykłym zadrapaniem.
Następnie, klepiąc misia w łebek, dała susa do zabudowań, w celu odnalezienia sprawcy całego zamieszania.
Puchaty zaś ruszył biegiem wspomagać towarzyszy ze stada.

Lyrie szykowała się do odparcia szarży szykującego się na nią przywódcy, który był pewny swego zwycięstwa. Szarżę tę przerwał jednak szept Silke. Orkowi zakręciło się w głowie i szarżując zleciał z wilka, który zaskoczony brakiem ciężaru zwolnił i zerknął. Za siebie... A Lyre dobiła jednego z nieprzytomnych orków, nie czekając aż się ockną. Może i niehonorowe, ale pies to lizał.

Louie zaś wdrapał się najbliższy kamień i zamachnął się swoją zrobioną na poczekaniu bronią, chybiając haniebnie. Ot, sklecony na poczekaniu łańcuch z płonącą kulą, choć przypominał Loiuemu widziany kiedyś oręż, był jednak... prowizorką, która trzymała się na słowo honoru. I była przewidywalna jak pijany półork wracający z karczemnej popijawy. Ognista kula, która z hukiem uderzyła o podstawę głazu na który wspiął się Louie niewątpliwie przyciągnęła uwagę orków. Co dla jednego z nich skończyło się zdradzieckim krasnoludzkim toporem między łopatkami i krwawym charkotem.

Moira i Eryk skupili swą uwagę na łucznikach krążących na wilkach w pobliżu zabudowań. Eryk odciągnął uwagę jednego prostą iluzją, a Moira... cóż... wolała bezpośrednie podejście do strzały, posyłając mu strzałę bezpośrednio w bok i raniąc poważnie. Tajemniczy łucznik dokończył dzieła celnym strzałem.
Podobnie jak dwa krasnoludy rzuciły na drugiego jeźdźca mordując go toporami.

Zinbi zaś pognała w kierunku zabudowań nie dbając o niebezpieczeństwo, którego w zasadzie już nie było. Większość orków spała, lub była martwa.. wilki pozbawione jeźdźców nie kwapiły się do pomszczenia swych panów. A i ostatni żywy ork.. też szykował się do rejterady.

Za gnomką wesoło pognał niedźwiadek rycząc groźnie w kierunku każdego wilka jakiego zoczył, by pokazać kto tu jest na czele łańcucha pokarmowego.

Zobaczywszy że udało się uśpić największego z orków Silke rzuciła się ku niemu z kajdankami jednocześnie wołając Moirę i Lyre na pomoc - głównie dlatego, że tylko ich imiona ze wszystkich towarzyszy zapamiętała. - Ktokolwiek?! Chcieliście go żywcem!!!

Moira zareagowała biegnąc w kierunku Silke i z jej pomocą zakuwając w kajdany szefa orczej bandy. Lyre natomiast litościwie dobiła drugiego nieprzytomnego orka. Ostatni uciekający ork skupił na sobie uwagę Eryka i tajemniczego łucznika. I ich pociski. Snajper z maga był mierny toteż czarodziej nie trafił go dokładnie tam gdzie chciał, czyli w środek odległości między czubkiem głowy orka a spodem zadu wilka. Ale grunt że w ogóle trafił orka dobijając go do po celnym strzale tajemniczego łucznika z ruin chatki,
do której Zinbi dobiegła wraz z niedźwiadkiem. By zobaczyć okutanego płaszczem barwionym krwią mężczyznę rasy ludzkiej.


Kliknij w miniaturkę


Walka sie zakończyła. Po całej okolicy biegały nieco zagubione złowieszcze wilki, część z nich oddalała się już szybko. Drużyna przetrwała nie odnosząc poważniejszych obrażeń, oraz zyskała więźnia. I być może… nowego towarzysza podróży.

- Oż ty kurwa… - Gnomka otarła pot z czoła i niemal zaryła drugi raz tego dnia w ziemię, gdy Puchaty nie zauważył, iż ta wyhamowała i rąbnął w jej zadek pyskiem. Dostał za to pstryczka w ucho. - Umierasz? Jak umierasz to już nie umierasz… bo oto przybyłam ci na ratunek. Trzymaj! - Druidka podała mężczyźnie napoczętą butelkę whisky, magicznie tamując krwawienia na jego ciele.
- Zinbi jestem… a ten mały skurwysynek to Puchaty, nie dotykaj bo ugryzie. - Wyciągając drugą z butelek z ognistym płynem, kiwnęła do nowego towarzysza i pociągnęła soczystego łyka.


Gdy ostatni przeciwnik padł trupem, Eryk rozejrzał się szybko i ujrzał skutego dowódcę orków i martwych pozostałych. Westchnął z ulgą, po czym zaraz z niepokojem popatrzył kolejno na każdego wilka, mając ochotę je dla bezpieczeństwa powystrzelać… Jednak nie odważył się na to z obawy przed wilczą solidarnością watahy po pierwszym oddanym strzale. Ruszył więc w stronę pozostałych, wołając:

- Lepiej przed przesłuchaniem wiedzieć więcej niż mniej, poza tym musimy się przedtem na spokojnie naradzić. Proponuję więc teraz porozmawiać z ocalonym - zasugerował, po czym zwrócił się do Grama - Mam prośbę. Czy moglibyście we trzej na razie przypilnować orka? Wy już znacie swój cel, a informacje tak od jeńca, jak i od ocalonego mogą mieć wpływ na dalsze plany nas pozostałych.
-No, to było fajne. - Lyre podeszła do krasnoludów i Eryka, wycierając miecz z krwi. -Powinniśmy przeszukać też te ciała, może znajdziemy tam jakiś kolejny list albo coś w tym stylu. I lepiej to zrobić zanim zlecą się tu kruki albo coś gorszego. - Schowała rapier do pochwy. - Mogę tu kogoś zastąpić przy jeńcu. Inni już wzięli na spytki nieznajomego łucznika. - Zaoferowała, ale odwróciłą się -Hej! Zinbi! - Zawołała. -Dasz radę coś zrobić by wilki się nie porozłaziły we wszystkie strony? Jeszcze by tego brakowało by je znalazł jakiś Orkowy patrol!
- Wal się na ryj! - okrzyknęła gnokma, bekając głośno. - Idę kurwa… bo przecie te lebiegi z miasta nie potrafią się w lesie odnaleźć… - Kobietka wyszła z zabudowań, przyglądając się rozlazłym we wszystkie strony zwierzętom, od czasu do czasu sącząc swojego zdobycznego drinka.
-Też cię kocham! -Odpowiedziała Lyre na wulgarne słowa druidki, z wyraźnym sarkazmem. -Idzie się do niej przyzwyczaić, naprawdę. - Zwróciła się do krasnoludów.
- Jak się jej nie słyszy… - mruknął Sammelion.

Zanim jeszcze Eryk zdążył przekazać orczego przywódcę pod opiekę krasnoludów, Silke biegła już w stronę chatki. Pamiętała słowa łucznika o braku sił - być może właśnie umiera z wykrwawienia? Wspomnienie służby w namiocie dla rannych pod Yartar wciąż było w niej żywe. Dobiegłszy do budynku zauważyła wychodzącą Zinbi, zatrzymała się na progu i utkwiła wzrok w strzelcu na kilka sekund - był ranny, ale nie umierający. - Tymora uśmiechnęła się dzisiaj do ciebie - rzuciła wesoło na przywitanie i zaczęła iść w kierunku mężczyzny z wyciągniętą dłonią. Gdy była już blisko chwyciła go za nadgarstek, a łucznik musiał poczuć rozlewające się leczące ciepło płynące z jej dłoni - Jacy diabli rzucili cię samego na te wrzosowiska? - spytała uśmiechając się porozumiewawczo.
 

Ostatnio edytowane przez fujiyamama : 27-12-2016 o 23:51.
fujiyamama jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172