lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [WoHF 5E] Wyspa Grozy: Zabójczy kaprys ginosfinksa (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/16723-wohf-5e-wyspa-grozy-zabojczy-kaprys-ginosfinksa.html)

Lord Cluttermonkey 01-01-2017 17:55

4
 
Z amuletem w dłoni kreślącej koła w powietrzu Katon powtarzał sylaby zaklęcia. Wy, lżejsi niż piórka, jeden po drugim żmudnie opadaliście ku podstawie urwiska z oczami wpatrzonymi jeśli nie w zgniłozieloną otchłań pod waszymi stopami, to w skałę upstrzoną plamami brązu, granatu i zieleni, to jest: obumarłymi mchami, porostami, miedzianą śniedzią oraz - gdzie nie spojrzeć - rdzawą ochrą markasytów. Amira przywarła ciałem do łuskowatego cielska jaszczura mierzącego co najmniej dziesięć stóp długości, w jakiego zmienił się Anlaf i obojga rozpoczęli pionową drogę w dół. Minervie zaś wystarczyło zagrać kilka taktów na cytrze Mac-Fuirmidh, by mogła wzbić się czarodziejsko w powietrze.

Kiedy wylądowaliście w czarnym bagnie dżungli, spróbowaliście przebić spojrzeniem ponury, zielony pułap splątanych gałęzi i dojrzeć niebo, które powinno się nad nim znajdować, lecz niebawem zrezygnowaliście, mrucząc ciche przekleństwo. Gęsta chmura listowia ustępowała jedynie w okolicach ciemnej wielkiej jamy - tej samej, którą wypatrzyliście ze szczytu urwiska. Panująca wokół cisza, przerywana jedynie przez świszczący wiatr, wprawiała w przygnębienie. Żaden ptak nie śpiewał wysoko w konarach, żaden szelest w krzakach nie wskazywał na obecność drobnej zwierzyny.

Cieniste sylwetki pobudziły waszą czujność, okazały się jednak porośniętymi mchem zapomnienia pomnikami Tlanitlańczyków. Co dziwne, nie takimi, jakie do tej pory widywaliście, przedstawiającymi dzieje z zamierzchłych, starożytnych czasów. Rzeźbom bliżej było do barbarzyńskich degeneratów szwendających się po ruinach zapomnianego miasta. Nie potrafiliście sobie wyobrazić, w jakim celu postawiono te posągi. Jednak byliście pełni podziwu dla umiejętności rzemieślnika, który potrafił z taką dbałością o szczegóły oddać w pełni naturalistycznie wszystkie niuanse dzikusów, zastygłych w pozach osłupionych z przerażenia, grozy i niepewności, jakby nie wiedzieli, co mają robić i czy w ogóle coś robić.

I dopiero po chwili Katon, Minerva i Rashad poczuli lęk, przełamując złowieszczą groźną ciszę jednym słowem: “bazyliszek”! Ale było już za późno. Rozległ się wstrząsający dźwięk. Drgnęliście gwałtownie. Co to było? Gigantycznie pnie drzew wyglądały upiornie i groźnie. Nagle podmuch wiatru poniósł wasz zapach w kierunku miejsca, gdzie gąszcz ukrywał niewidocznego zabójcę. Zarośla zatrzęsły się gwałtownie. Nawet ci z was, którzy niewiele wiedzieli o dżungli, zdawali sobie sprawę, że żaden zwierz, jakiego kiedykolwiek wiedzieliście, nie mógłby tak wstrząsać wysokimi krzewami.

Z gęstwiny wyłoniła się głowa jak z sennego koszmaru szaleńca. Pierwsza, druga, trzecia... Czwarta... Piąta! Wyszczerzone paszcze pięciogłowej kreatury obnażały rzędy ociekających śliną, żółtych kłów. W pomarszczonych, jaszczurzych pyskach jarzyły się olbrzymie ślepia, jak tysiąckrotnie powiększone oczy pytona, które miały plugawą moc zamiany ludzi w kamień. Krokodyle, lecz znacznie większe łby osadzone były na krótkich i masywnych, okrytych łuskami szyjach. Miażdzący krzewy i młode drzewka beczkowaty korpus poruszał się kołyszącym chodem na ośmiu absurdalnie krótkich nogach. Białawy brzuch ciągnął się niemal po ziemi, podczas gdy zębaty grzebień wznosił się wyżej niż moglibyście dosięgnąć stojąc na palcach. Z tyłu ciągnął się długi, kolczasty ogon, jak u skorpiona, ociekający trucizną, której potwor miał dość, by zabić słonia.

Do tej pory tysiące razy dowiedliście swej zuchwałej odwagi w zaciekłych walkach na morzu i lądzie, na śliskich od krwi pokładach płonących okrętów wojennych, na murach obleganych miast-państw i na zdeptanych plażach, jednakże groza obecnej sytuacji mroziła krew w waszych żyłach. Śmierć od miecza w ogniu walki była niczym w obliczu zamiany w kamień przez potworny relikt dawnych wieków - na tę myśl ogarniała was panika.



Za kolejną dawkę odgrywania wszyscy otrzymujecie Inspirację.

Nazwijmy potwora roboczo pięciogłowym skorpioliszkiem. ;)

Minerva, Rashad i Katon mogą korzystać z podręcznikowych informacji o bazyliszkach, bo zdają pasywny test Inteligencji (Arcana) przeciw Stopniowi Trudności 15. Amira coś tam wie, ale jednak nie do końca, bo łapie się tylko na sukces z kosztem. Nie macie bladego pojęcia o działaniu trucizny - potrzebny byłby tutaj pasywny test Inteligencji (Nature) również przeciw ST 15. Katon słusznie lub nie podejrzewa, że jad z ogona niesie szybką śmierć.

Między Wami a potworem jest 75 stóp odległości.

Potwór ma pięć głów i skorpioni ogon - części te powinniście traktować jak osobne cele, nie jak jedną całość.

Bestia zmieści się w jaskini za waszymi plecami (to jej legowisko), choć gdzieś rzecz jasna może znajdować się jakiś wąski tunel, którym moglibyście mu czmychnąć. Z drugiej strony podziemia mogą okazać się ślepym zaułkiem.

Szybkość w przypadku ucieczki bagnem jest zmniejszona o połowę ze względu na trudny teren. Ograniczenie to nie dotyczy Shillen (ze względu na zdolności klasowe) i potwora - zna teren wokół jaskini-legowiska jak własną kieszeń.

Jeśli Katon tak chce, może wciąż być skoncentrowany na rzuconym na siebie zaklęciu lewitacji (bo schodził jako ostatni) - masz jeszcze 200 stóp “zapasu”, który możesz użyć, by wzlecieć do góry i zawisnąć na skale.

Minerva wciąż jest skoncentrowana na zaklęciu latania - zostało jeszcze 40 rund lotu. Określ proszę wysokość, na której chcesz się znajdować.

Anlaf wciąż jest zmieniony w wielkiego jaszczura.

Jak Hakon chce, może dołączyć swą postacią w tej chwili, choć to nie jest konieczne.

Z racji tego, że zapowiada się na walkę lub ucieczkę proszę o deklaracje w komentarzach, bo będziemy tą scenę rozstrzygać runda po rundzie. Co sześć rund (jedną minutę w świecie gry) będę umieszczał odpis podsumowujący te kilka kolejek.

Deadline: 48 godzin od mojego odpisu. W każdej kolejnej rundzie będzie o połowę krócej. W przypadku braku deklaracji na czas postać nie wykonuje żadnych akcji w grze.

Co robicie?


Asmodian 03-01-2017 12:59

Przeczucie nie myliło czarodzieja. Wyczerpujący wyczyn magiczny zostawił go niemalże na łasce potwora, który początkowo wyglądał bardziej na hydrę niż bazyliszka. Gdyby nie obecność zamienionych w kamień ofiar potwora, elf miałby wątpliwości jak sklasyfikować owe stworzenie.
Najpewniej broniło swojej jaskini, lewitacje spuściły mu całą drużynę niemalże prosto w jego leże, ukryte pod skarpą.
-Nie patrzcie mu w oczy! To chyba bazyliszek! Strzelajcie! Nie dajcie mu podejść!- wykrzyczał ostrzeżenie, choć i tak większość wiedziała czym groziło dłuższe wpatrywanie się w potwora. Elfa niepokoił ogon zmienionego bazyliszka, wręcz ociekający jakąś substancją i najpewniej mającej wredne działanie. Szybki rzut oka na skamieniałe ofiary po czym elf widząc Amirę i Anlafa przygotowujących się do rzucenia zaklęć - obu identycznych a jednak tak różnych formułą i stylem czarowania, ruszył do tyłu, jednocześnie przywołując widmową rękę, która ruszyła w kierunku bestii z zamiarem wyssania jej siły życiowej.
ruch jak w komentarzach, chill touch w bazyliszka


Amon 03-01-2017 14:41


- Na kły strzygi! - Minerva zaklęła widząc bestię. Nie patrząc na nią przezornie unosiła się nad Rashadem, trochę za nim. Złożyła palce na strunach isntrumentu i podjęła pieśń zagrzewając mężczyznę do boju:
“Duch wojny przybył na pole walki
Jego groźny głos rozbrzmiewa w polu już...
Dziś deszcz krwi zrosi ziemie
Dziś spotkamy tu swą śmierć
Tam gdzie bogowie ciągną na swoje boje
Podążamy jak zawsze wierni walce i wojnie
Pośród ognia i ścierającej się stali
Oddamy swe życie w ciężkim boju i krwawej walce…”


Patrzy z góry na Rashada, inspiracja k8 Rashad



Hakon 04-01-2017 13:40

Hargar wszedł do komnaty z mieczem w dłoniach. Jego masywna postać ledwo zmieściła się bez dotykania framugi. Znalazł się w laboratorium a ten plugawiec Xardir stał na końcu komnaty patrząc na niego z przerażeniem.
Jakaś kropla krwi kapnęła z ostrza dwuręczniaka barbarzyńskiego potomka wodza ludów północy ruwnocześnie kropla potu z czoła czarnoksiężnika.
- To twoje ostatnie chwile. Pomódl się do swoich bogów.- Przemówił wielkolud i wyskoczył prawie pod sufit robiąc zamach swoim mieczem z prawej do lewej. Wyprowadzał właśnie cięcie, które miało odciąć głowę z ramion ciała odzianego czerwono-złotymi szatami.
Xardir wyciągnął tylko rękę ku skaczącemu i zdążył coś krzyknąć. Hargara otoczyły ciemności poprzedzone oślepiającym błyskiem.

Barbarzyńca spadł łapiąc równowagę na zieloną i soczystą trawę. Przekoziołkował kilka razy i gdy odruchowo poderwał się na nogi by stawić czoła przeciwnikowi okazało się, że jest na środku łąki otoczonej dziwną roślinnością. Hargar rozglądał się w pozycji bojowej i dotarło do niego jak tu jest gorąco i wilgotno.
~Gdzie ja jestem?~ Pomyślał z lekką obawą sam siebie. Od dawna nie był tak zaskoczony jak w tej chwili.
W końcu ruszył niepewnie z przygotowaną bronią i wszedł w gęstwinę dziwnej roślinności. Mrok był przytłaczający. Promienie słońca nie docierały prawie w ogóle w te rejony.

Nagle stanął przed posągiem jakiegoś człowieka. Twarz rzeźby była przerażona. Oczy szeroko otwarte a usta otwarte w niemym krzyku. Wtem po prawicy usłyszał jak coś się przedziera przez gąszcz. Hargar odsunął się od posągu i przyjął dogodną postawę do walki. Jednak nie spodziewał się tego co za chwile zobaczył. Z krzaków wyłoniła się głowa jakiegoś jaszczura a pod nią następna i jeszcze kilka wraz wielkim cielskiem. Barbarzyńca sapnął tylko i zaczął biec w przeciwnym kierunku.

~ Czemu ja uciekam?~ ocknął się po chwili biegu przez chaszcze, które biły go po całym ciele i twarzy.
~ Dość!~ Warknął i zatrzymał się na jakimś wzgórku. Wdrapał się zwinnie na jedno z tych dziwnych drzew i gotował się do skoku na bestie.

Ta jednak go ominęła pobliskimi krzakami i rycząc wyłoniła się kilkanaście metrów dalej na wprost grupy awanturników, których dopiero teraz wojownik zobaczył. Rozpoczęła się walka. Po chwili bestia zaczęła wracać z jednym z ludzi na plecach.
Hargar ocenił tor, którym bestia podążała i uśmiechnął się pod nosem. Biegła wprost na niego.

Dust Mephit 04-01-2017 20:27

Anlaf spojrzał ze smutkiem na Shillen. Zawsze bolało go cierpienie zwierząt, a wiedział jak wiele wilk znaczy dla drowki. Nie było jednak czasu na pocieszenia. Walka wciąż trwała. Wyrecytował więc zaklęcie celując w potwora mogąc mieć jedynie nadzieję, że nie zrani Mawashiego.
Frostbite w ogon skorpioliszka na fast turn. Jeżeli nie sięga to podejście bliżej i Frostbite na slow turn



MatrixTheGreat 04-01-2017 22:28

Mnich poczuł nagły przypływ energii, gdy Anlaf rzucił zaklęcie. Mawashii wyciągnął miecz i przyjął bojową pozycję, czekając na atak potwora. Skorpioliszek mało nie stratował awanturników, lecz gotowi na to Rashad i Mawashii sprawnie to wykorzystali i dostali się na grzbiet potwora.
- Ikuzo! - krzyknął w ojczystym języku i wręcz z nieludzką szybkością dostał się na grzbiet skorpioliszka. Razem z Rashadem poczęli kłuć, tłuc i ciąć ciało potwora, a ten zaczął uciekać w stronę bagien. Mawashi wbił miecz w wielkie cielsko i zdołał się utrzymać, natomiast Rashad wylądował w lepkim błocie. Jednak wyglądało na to, że to wojownik miał więcej szczęścia…

Mawashii sam na sam z potworem ponownie skoczył do jednej z głów. Starał się ją odciąć od reszty łuskowatego ciała. Dwa głębokie cięcia prawie załatwiły sprawę, jednak miecz zatrzymał się na kręgu szyjnym i wypadł z rąk mnicha. Mógł tylko patrzeć, jak zakrzywione ostrze, wykonane na wschodnią modłę, tonie w błotnistej brei. Mawashii zacisnął zęby z wściekłości. Stracił miecz, który należał do jego brata, jedną z dwóch pozostałych po nim pamiątek - ten sam miecz, którym Mawashii go zabił. Mnich zebrał całą energię w swoim ciele i z okrzykiem uderzył w dogorywającą głowę potwora, ostatecznie kończąc jej “żywot”.

Rozzłoszczony potwór począł się wić i uderzać na ślepo ze wszystkich stron. Mawashii zbyt skupiony na tym, by unikać paraliżującego spojrzenia, zorientował się, że bestia za chwilę go zrzuci dopiero, gdy było za późno by się ratować. Mnich runął z impetem prosto na kolce magicznej rośliny...

Amon 06-01-2017 15:06

Minerva obserwowała wszystko bacznym wzrokiem unosząc się niemal dwa i pół metra nad ziemią. Bacznym... unikającym potwora wzrokiem. Pojawienie się z przysłowiowego "znikąd" wojownika rodziło nadzieję na a) rozprawę z problemem obecnym b) lepszą kartę przetargową w problemach przyszłych... Minerva doskonale rozumiała Rashada - Im więcej frontów tym łatwiej dzielić i rządzić. Do tego, barczysty samiec w roli dłużnika to było coś, czego otoczona niepewnymi sojusznikami kobieta potrzebowała. Minerva popłyneła poprzez eter ku grzęznącemu w bagnie osiłkowi.
"Smycz - odpowiedź jest prosta
Smycz - pułapka radosna
Smycz - raz lepiej raz gorzej
Smycz - do nogi przy nodze"

Zanuciła i w jej dłoni pojawiła się para, prostych, kanciastych, lecz jednak żeliwnych kajdanek. Nie było oczywiście mechanizmu na kluczyk i po ich zatrzaśnięciu nie było za bardzo jak ich rozpiać. Ale gusło nie trwało na tyle długo by obchodziło to teraz Minervę. Kobieta zatrzasnęła jedną klamrę na nadgarstku mężczyzny a drugą na kostce swojej stopy. Wzmocniła skupienie na guśle lotu i z całych sił uniosła się ku górze.

Dust Mephit 06-01-2017 21:45

- Co ona do cholery robi? - Anlaf powiódł wzrokiem za lecącą Minerwą i zobaczył w oddali tonącego w bagnach wojownika o jasnych włosach. - Oscar!? - Krzyknął zdumiony rzucając się do biegu przez grzęzawisko. Przez chwilę słyszał nad głową syczenie potężnego potwora. Kiedy jednak dobiegł zrozumiał, że człowiek, którego zobaczył nie mógł być jego poległym przyjacielem. Choć z drugiej strony na tej przeklętej wyspie niczego nie można być pewnym. Wiedział, że reszta towarzyszy wciąż walczy jednak pytanie "A co jeżeli?" uderzyło go wraz z pełnią możliwych konsekwencji. Bez wahania zaczął recytować czar, który w tej sytuacji wydawał mu się najbardziej pomocny.

Amon 12-01-2017 20:43

Kiedy potwór zniknął z pola widzenia, drowka przyklęknęła przy swym martwym wilku, a z jej oczu popłynęły łzy. Pierwsze od czasu, kiedy zabito jej ojca.
- Rahnulf… - wtuliła twarz w sierść zwierzaka i pogładziła dłonią jego łeb. - Jeszcze do mnie wrócisz… A teraz śpij... - podniosła się i otarła łzy mając nadzieję, że nikt z jej towarzyszy nie widział jej chwili słabości.

Kiedy się już uspokoiła ruszyła w kierunku rannego mnicha w celu jego uleczenia, co chwilę odwracając głowę w kierunku martwego Rahnulfa. Kiedy znalazła się przy Mawashiim, przykucnęła i powiedziała:
- No dobra… To spróbujmy cię poskładać…

Rashad otrząsnął się z krwi bazyliszka, odprowadzając wzrokiem uciekającego niewiarygodnie szybko potwora, który zniknął za zasłoną czerwonej mgły. W pierwszym odruchu chciał go ścigać, ale jakie szanse miałby podążając za takim szybkim stworem na jego terenie? Z głębokim oddechem pozwolił by adrenalina wypłynęła z niego, wraz z przyspieszającą jego ruchy magią Amiry. Podszedł do Shillen i leżącego mnicha. Znał ich dopiero od dnia i nie miał powodów by żywić do nich sympatię, szczególnie do ciemnej elfki o zbyt długim języku, ale byli użytecznymi sprzymierzeńcami póki co.

- Cieszę się, że żyjesz Mawashii, ta blizna będzie godną pamiątką dla wojownika, prawie dostaliśmy tę bestię, kiedy wskoczyliśmy jej na grzbiet, żałuję, że nie odcięliśmy więcej tych parszywych łbów... Przykro mi z powodu twojego towarzysza Shillen, mam nadzieję, że znajdziesz sobie innego. Z tego co słyszałem bazyliszek nie poluje w nocy, możemy schronić się w jego leżu, inne drapieżniki powinny się bać tam zapuszczać... - powiedział rozglądając się dookoła.. - A skąd się wziął tamten wojownik?

- Dziękuję Rashadzie, jednak mam nadzieję, że nowy towarzysz nie będzie potrzebny - powiedziała bez emocji elfka, zwracając twarz w stronę arystokraty. - Jeśli znajdę odpowiednie zioła i inne składniki, to Rahnulf jeszcze wróci… - wróciła wzrokiem do Mawashiego. - Jesteś pieprzonym farciarzem, wiesz? Jak wylądowałeś w pysku tego czegoś to myślałam, że już nie żyjesz - wyszczerzyła zęby do mnicha.

Mawashii otworzył oczy, a świat zaczął z powrotem nabierać kolorów. Co prawda bardzo jednolitych i w większości nudnych, zielono-szarych, ale jednak kolorów. Stali już nad nim drowka z szlachcicem, ale ich słowa dopiero powoli zaczynały docierać do mnicha. Otarł ręką twarz, a widok świeżej krwi na rękawie potwierdził słowa Rashada. “Blizna? Wojownik? W pysku!?”. Pytania kłębiły się w głowie Mawashiego. Teraz, gdy walka dobiegła końca, zaczęła go zastanawiać natura potwora. Żałował, że tak słabo się przyjrzał poczwarze, co może nieco zniekształcić jej obraz, gdy będzie ją przerysowywał w swoich notaktach.

- Dziękuję Shillen… - spróbował się podnieść, co zakończyłoby się kolejnym upadkiem, gdyby drowka nie przytrzymała mnicha. Skłonił głowę jeszcze raz w geście podziękowania i wskazał na zbieraninę przy nieznajomym - pomóż mi jeszcze dołączyć do reszty grupy.

Shillen skinęła głową i poprowadziła mnicha w kierunku reszty.
- Droga Shillen, zauważyłem, że udało ci się zebrać strzały, które straciłaś w walce, mi niestety zostały tylko dwie... jak pewnie zauważyłaś, strzelam nie tylko celnie, lecz również niezwykle szybko. Może byłabyś łaskawa pożyczyć mi kilka strzał - Rashad zwrócił się do elfki.

- Hmmm… Faktycznie nawet dobrze strzelasz - odpowiedziała szlachcicowi. - Myślę, że mogę Ci kilka POŻYCZYĆ - zaakcentowała ostatnie słowo i wyciągnęła kilka strzał, po czym podała je Rashadowi.

- Dziękuję, nie pożałujesz tego - odpowiedział Rashad, ukrywając niezadowolenie, że musi się prosić o takie rzeczy.

Barbarzyńca stanął na nogach i popatrzył po okolicy szukając zagrożenia. Nie zauważył już bestii więc jego wzrok spoczął na kobiecie, która go uratowała.

- Dzięki - powiedział głębokim głosem i słychać było, że raczej ten wojownik nie nawykł do podziękowań. - Zowią mnie Hargar - skłonił się lekko wybawicielce i zaczął otrzepywać się z resztek bagna.

Minerva właśnie kończyła pieśń, którą przegnała stwora:

“Za chwilę skończy się mój czas
Mam trzy sekundy, sekundy na odpowiedź
Ręce mi więdną, czuję strach
A moje nogi kołyszą się miarowo
W ustach czuję gorzki smak
Wstydu smak, tak dobrze go znam
Nie myślę już, bo karuzeli wir
Zawładnął teraz moją głową
Dławi mnie strach, strach”

Kiedy złożyła ostatni akord, sfrunęła na solidną ziemię (nie miała zamiaru sama grzęznąć w jakimś bagnie) i kiwnęła głową nieznajomemu.

- Szkoda by było, żeby i silny mężczyzna zginął taką bezsensowną śmiercią nieprawdaż? - zamrugała. - Jestem Minerva, kobieta w potrzebie… odważnego i... wdzięcznego towarzysza.

- W potrzebie? - Zdziwił się Hargar. - Wydaje mi się, że raczej ja byłem. - Sposępniał z lekka. Barbarzyńca delikatnie szedł by znaleźć się na twardym gruncie w morzu bagna. - Gdzie jesteśmy tak właściwie pani? - Zapytał będąc już przy kobiecie.

- Gdzie? Cóż, inni podróżni może mają jakieś detale, ja osobiście nazywam to miejsce Wyspą Grozy.

Wisienki 14-01-2017 22:46

Hargar poczekał aż wszyscy zbiorą się w jednym miejscu.
- Nazywam się Hargar i przykro mi, że nie zdołałem wam pomóc a sam muszę podziękować za ratunek. - Skłonił się do każdego. - Co to za Wyspa Grozy? - Zadał pytanie, które go nurtowało od chwili.

- Mi ta wyspa wygląda na ponury żart złych bóstw - odpowiedział Anlaf - a ten potwór świetnie ją odzwierciedla - odwrócił na chwilę wzrok w stronę, w którą bestia uciekła. - Jestem Anlaf, druid z Tarsh - wyciągnął rękę w stronę wojownika - a na nią to uważaj - rzucił półżartem kiwając głową w stronę Minervy - lubi sobie owijać chłopów wokół palca. Hehehe! Właściwie to lepiej uważać tu na wszystko. Powiedz przyjacielu, skąd się tu wziąłeś?

Hargar odwzajemnił uścisk dłoni starając się nie zmiażdżyć jej. Kiedy mowa była o Minervie, uśmiechnął się ciepło do niej.

Rashad, po tym jak doprowadził swój wygląd do porządku i dołączył do reszty spojrzał badawczym spojrzeniem na obcego wojownika, zastanawiając się co jego pojawienie się może oznaczać. Skrzywił się lekko, kiedy Minerva zaczęła kleić się do Hargara, najwyraźniej szukała już sobie kolejnego “obrońcy”, jakby on nie był tutaj najlepszym kandydatem. Tamten wydawał się za to honorowy… chociaż oczywiście to wszystko mogły to być pozory, trzeba go było obserwować.

- Witaj Hargarze, widzę, że mam przed sobą skandyckiego dzielnego wojownika, ja jestem Rashad z potężnego rodu Al-Maalthirów, a ta piękna dama to moja kuzynka Amira. Zostaliśmy nikczemnie wygnani z naszych włości w dalekim Viridistanie, przybyliśmy do tego miejsca dziwów, aby odnaleźć starożytne artefakty, które pomogłoby nam pokonać uzurpatorów i odzyskać nasze dziedzictwo. Ta wyspa, niegdyś centrum wspaniałej cywilizacji Tlan, okazała się pełna szaleństwa, tajemniczej magii i potworów, a co ciebie tutaj sprowadziło?

Barbarzyńca górujący nad resztą rozmiarami tylko kiwał na przywitanie głową lub podawał do uścisku dłoń. - Właściwie to nie wiem skąd się tu wziąłem. - Smutno przemówił wielkolud głosem głębokim i widać, że niezbyt szczęśliwym. - Ostatnie co pamiętam to błysk i ciemność i upadek tam gdzieś na trawę. - Wskazał mniej więcej kierunek gdzie pojawił się całkiem niedawno.

- Jeżeli zapomnisz szczegółów z życiorysu pana Al-Maalthir, to się nie martw, masz pewność, że za pięć minut powtórzy od nowa - wtrąciła szyderczo drowka. - Tak w ogóle, jestem Shillen - przyglądała się badawczo nowemu przybyszowi. Obecność tak wielkiego wojownika w ich grupie wydawała jej się przydatna, jednak nie podobało jej się, że Minerva próbuje owinąć go sobie wokół palca. “Chociaż może dzięki temu skoczą sobie z Rashadem do gardeł.” pomyślała.

Amira była tak bardzo wyczerpana, że nie miała siły wchodzić w kolejne nawet słowne potyczki. Niestety nie zostało jej to dziś oszczędzone, uśmiechnęła się więc do olbrzyma:

- Tak więc panie Hargarze dobrze wymawiam wasze miano? Jesteśmy tu uwięzieni, nie przepadamy za sobą łagodnie mówiąc, w innych warunkach, gdybyśmy się spotkali w tym gronie niechybnie polałaby się rzeka krwi. Jesteśmy jednak tu, na przeklętej wyspie gdzie naszą najlepszą szansą na przeżycie jest współpraca, jesteśmy więc na siebie skazani . - wyciągnęła rękę do barbarzyńcy - witajcie więc w naszej uroczej, pokręconej patologicznej rodzinie…. - to mówiąc spojrzała na Katona, który już przy ostatnim przywitaniu jasno postawił sprawę i dodała patrząc na niego - nie ma w tej rodzinie jedności.

Katon popatrzył beznamiętnie na Amirę po czym wzruszył ramionami. - Katon - przedstawił się krótko po czym zaczął uważnie badać zamienionych w kamień nieszczęśników.

Hargar i z Amirą wymienił uścisk dłoni i popatrzył na zebranych.

- W sumie to istna z nas zbieranina z całego świata jak widzę. - Smutno uśmiechnął się do zebranych. - Rashadzie. Musimy kiedyś porozmawiać o waszych uzurpatorach. Coś mi mówi, że mamy więcej wspólnego niż się wszystkim zdaje. - Barbarzyńca patrzył w oczy Viridistańczyka szukając w nich przebłysków prawdy.

- Nie wiem czy to jest dobry czas i miejsce by o tym rozmawiać, ale moja krew upomina się o słuszną zemstę - Amira zawiesiła na chwilę głos i po chwili zapytała: - To śpimy w leżu potwora? Brzmi rozsądnie, on będzie się bał tam wrócić jakiś czas, póki nie dojdzie do siebie, zaś inne stwory będą się bały zbliżyć wiedząc, że może się tu czaić - to mówiąc uśmiechnęła się się barbarzyńcy.

Rashad skinął głową Amirze na znak, że się z nią zgadza. - Czy dobrze rozumiem Hargarze, że nie darzysz wielką sympatią tych, którzy służą Zielonemu Cesarzowi, ostatniemu ze swego ludu, tego który zwie się Imperatorem Świata? - zapytał ostrożnie.

Trochę zaskoczony pytaniem odwrócił się do kobiety.

- U mnie na północy bestie szybko zastępują się w legowiskach, ale chyba nie mamy wyjścia. - Kiwnął na zgodę Hargar. W końcu odwrócił się wymownie do Rashada. - Nie przepadam za tymi co gnębią mój lud i tymi co maczali palce w śmierć mych rodaków. - Mówił wolno patrząc na reakcję rozmówcy.
- Nasi zaś krewni zostali zabici z jego rozkazu, my zaś musieliśmy zostawić nasze domy uciekając przed zgubą - wtrąciła Amra - oj nie darzymy go sympatią … oj nie i głęboko wierzę, że nadejdzie ten dzień w którym wrócimy do domu na własnych warunkach - to mówiąc uśmiechnęła się drapieżnie, pierwszy raz ukazując chyba wszystkie zęby.

- Moje zaś imię - odezwał się mnich, który dokuśtykał przed chwilą do reszty, podtrzymywany przez Shillen - Mawashii Goon z klanu Kwon. - Wygląda na to, że nie tylko ty dałeś się dziś zaskoczyć. Dziękuję Shillen, już mogę stać - znów musiał otrzeć krew z twarzy. - Przepraszam was, ale straciłem coś cennego podczas ataku tego stwora - mnich odwrócił się i zaczął się szukać utraconego przez siebie miecza.

- Niestety nie spodziewałem się tak zdradzieckiego terenu. - Hargar kiwnął głową do nadchodzącego mnicha. Odprowadził go wzrokiem kiedy odchodził cały we krwi w kierunku bagien.

-Mam pewien pomysł... Anlafie, mogę prosić? - czarodziej ruszył za mnichem kiwając głową na druida - czy twoja moc zamiany w zwierzęta obejmuje także stworzenia hydrolubne?

Druid kiwnął głową z uśmiechem - wszystkie na ziemi i w wodzie, z którymi kiedykolwiek miałem jakiś kontakt.
-Mawashi wskaże miejsce, gdzie mniej więcej upadł mu ten miecz. Ja rozjaśnię dno bagna kilkoma kamykami, na które nałożę proste zaklęcie światła, a Ty, Anlafie zamieniony w coś dużego i pływającego mógłbyś go wtedy łatwiej znaleźć.

- może nie stójmy tu po próżnicy - odezwała się Amira - tylko sprawdźmy czy wewnątrz jej jamy nie ma innych niespodzianek - to mówiąc podeszła do jaskini i stanąwszy u jej boku delikatnie spróbowała zajrzeć do środka - zajmijcie pozycję jeśli jeśli coś tam jest zaraz to wypłoszymy - gdy skończyła mówić obróciła się ponownie w stronę czarnej czeluści a następnie zaczęła poruszać ustami a z jej warg wydobył się cichy chropowaty szept gdy zaś do słów dołączył gest z jej dłoni popłynęły świetlne ogniki tańczące w jaskini i jednocześnie ją rozświetlając gdy jednak po dłuższej chwili nic poza kilkoma zdegustowanymi nietoperzami nic nie przerwało panującej ciszy uznała, że można wejść bezpiecznie jednakże rozwaga nakazywała jej aby przepuściła przed sobą jakiegoś silnego woja, najlepiej takiego który jest wobec niej źle nastawiony ….
Gdy tylko ujrzała posąg zbliżyła się do niego, starając się nie nadepnąć na walające się resztki. Był Niesamowity, brutalny, dziki a jego spojrzenie momentami wydawało się być wręcz żywe. Trzeba było przyznać, że wykonany był z niezwykłym kunsztem i znajomością rzemiosła. Uwagę Amiry bardziej jednak niż rzeźba sama w sobie przyciągnęła zawieszona na łbie zwierzęcia złota obręcz - obroża? z dużym lazurytem pośrodku oraz kilka ciekawych, błyszczących przedmiotów znajdujących się u stóp posągu.

-Ostrożnie….nie podchodźcie jeszcze do tego - Katon miał kilka wątpliwości, na których rozwianie potrzebował kilku chwil. Rytuał poznania, który przeprowadził ukierunkował tak, aby wykryć wszelkie emanacje eteru mogące zlokalizować magiczne przedmioty lub zaklęcia, oraz odczytać z nich ich magiczną aurę.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:14.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172