Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-01-2017, 21:45   #21
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Wątpliwości Katona rozwiał sam małpi pomnik. Gardło elfa ścisnęło się z przerażenia, gdy bożek wyprostował się i z kamiennym szczękiem podniósł w górę długie, niekształtne ramiona w geście... Zaproszenia.

- Śmiertelnicy... Winszuję umiejętności albo sprytu, bowiem przeżyliście spotkanie z Rhiadiraskiem Pięciogłowym... - przemówiła rzeźba zupełnie niemałpim głosem. - Siłą zdobyliście więc prawo do skorzystania z jego legowiska. -

- Jednak nie powinniście nadużywać tego przywileju. Możecie stąd wynieść tylko tyle przedmiotów, ile głów stracił Rhiadirask. W innym wypadku... - zaakcentował z nienaganną dykcją pomnik - ryzykujecie klątwę mego patrona, Gullaha zwanego Włochatym Bóstwem albo Bogiem-Gorylem z księżyca. A kiedy święte nietoperze wykreślą skrzydłami wasze imiona na skórach ofiarnych zwierząt, będzie już za późno - zakończył groźnie.

Po chwili dodał:

- Za odpowiednią ofiarą ja, Gorklu, jego posłaniec i łącznik ze światem śmiertelników, mogę wstawić się za wami, aby blask jasnej strony księżyca uchronił was przed koszmarami i szaleństwami ciemnej nocy.-

- A czy twój patron zna nasze imiona? Przybywamy wszak z wielu miejsc, a wydaje się, że znikąd. Czy byłby skłonny na malutkie ustępstwa, za odpowiednią opłatą oczywiście? - czarodziej zdumiał się, choć spodziewał się, że pomnik będzie w jakiś sposób zaklęty. Zdumiał się, albowiem gadał właśnie z małpą….w dodatku wykonaną z kamienia, co przeczyło wszelkim zasadom logiki, choć mogło być niewątpliwie uzasadnione odpowiednią teorią dotyczącą magii.

-Być może moi nieco lepiej predestynowani do tej roli kamraci powinni uzgodnić z tobą szczegóły naszego układu? Zapewniam, że są wytrawnymi kupcami i dyplomatami, i powinni spełnić twoje oczekiwania - Katon liczył, że Amira i Rashad, arystokraci w których zachowaniu znać było jednak kupiecka manierę wesprą go w czasie negocjowania warunków wykupu magicznych przedmiotów.

- Co dla Gullaha będzie małym ustępstwem, dla was może okazać się zbyt wielkim. Co proponujecie?-

- Jesteśmy obcymi na tej ziemi, nie znamy tutejszych zwyczajów możemy więc przez przypadek obrazić cię nieodpowiednią propozycją a myśl o tym przepełnia nasze serca bólem - Amira westchnęła z udawanym smutkiem, miała bowiem świadomość pierwszej zasady handlu zgodnie z którą ten który pierwszy wskaże cenę przegrywa. - Bądź więc łaskaw jako gospodarz i osoba zorientowania w tutejszych warunkach wskazać jaki rodzaj ofiary byłby godny i odpowiedni dla tak znamienitej persony - to mówiąc wykonała dworny ukłon.

- Gullah nie pogardzi żadną szczerą ofiarą, szczególnie od wielkiego wojownika, jednak my mówimy o handlowaniu z Gorklu magią zaklętą w przedmiotach. Znaleźliście coś godnego mej uwagi w ruinach wielkiego Tlan?-

Minerva uśmiechnęła się, to zapowiadało się całkiem ciekawie.

- Otóż to mości Gorklu, otóż to! Zważ jednak, iż ruiny Tlan pełne są wielu artefaktów… - co wywnioskowała z wcześniejszych słów istoty. - I to, co dla ciebie może okazać się wielce godne uwagi, dla nas… może być zbyt małą błyskotką. Oczywistym jest przecież, że istoty śmiertelne jak my, inaczej rzeczy postrzegamy. Na naszej drodze, znaleźliśmy wiele cudownych artefaktów a jeszcze więcej znaleźć zamiarujemy, toteż wydaje się chyba zasadne, byś zwyczajnie zażyczył sobie jakiegoś znanego sobie przedmiotu oraz wyjawił gdzie go znaleźć możemy, a grupa nasza go ci załatwi. Toć my profesjonaliści - rozejrzała się po zgromadzonych.

- Tacyście odważni...? Tacyście śmiali...? - Gorklu zaczął wyzywająco. - W jaskiniach, które ciągną się pod świątynią boga zwanego Camazotzem i które przecina podziemna rzeka, Tlanitlańczycy wznieśli wiele... "Podświątyń". Pośród nich zapomniana leży krypta złego króla, Tecutli-Lelem-Mayela, który przez trzy lata z rzędu poświęcał wszystkie córki swego ludu nieznanemu bogowi. Kiedy go obalono, śmierć uznano za niewystarczającą karę dla takiego krwiopijcy. Kapłani Quetzalcoatla skazali go na życie wieczne. Do dziś przebywa uwięziony w grobowcu, a wraz z nim jego miecz zwany Spragnionym. Przynieście mi ten oręż, a dobijemy targu.

Minerva rozejrzała się po towarzyszach - chcieli konkretów, to mają.

- A to przy tej rzece coś było? Sugerowałam by to sprawdzić, Jaśnie Panienko - uniosła brew w stronę Amiry. - Która dokładnie podświątynia? Bo tam naprawdę jest zamieszanie...

- Właściwie to masz rację - Amira bezradnie zatrzepotała rzęsami - tych ruin jest tak wiele, a ja doprawdy nigdy nie miałam dobrej orientacji w przestrzeni, na morzu miałam jeszcze swój kompas i jakoś sobie radziłam, ale teraz, ojojoj, zaprawdę ciężkim wyzwaniem będzie dotarcie do tych konkretnych ruin, czy byłbyś szlachetny panie tak dobry i udzielił nam kilku wskazówek jak tam się dostać, doprawdy byłoby to praktyczniejsze gdyby udało się nam odnaleźć nasz cel szybciej, no bo jeżeli mamy się bez celu pałętać pomiędzy ruinami to tymi, to tamtymi to jeszcze innymi, o wielki, będziemy marnotrawić czas i może nie uda nam się odnaleźć tego oręża. Ja wiem, że czas dla ciebie, boski posłańcze, jest niczym, my jednakże zważ, że my choć silni w boju jesteśmy jednakże tylko śmiertelnikami - to mówiąc ponownie skłoniła się przed małpolem.

- Skoro już tam byliście... - zaczął drwiąco Gorklu. - Niech wystarczy wam następująca wskazówka: po przekroczeniu mostu łączącego brzegi podziemnej rzeki idźcie cały czas prosto.-

Rashad rozszerzył oczy, słysząc o mieczu który był celem ich poszukiwań, ale starał się nie okazać tego przed Gorklu. Zrobil krok do przodu i skłonił się przed posągiem.. - Muszę przyznać, że niewiele wiem o potężnym Gullahu, czego żałuje, czy wciaż ma tutaj swoich wyznawców? Mam nadzieję, że Gorklu ma gości od czasu do czasu. -

- Ma, ale pośród waszego gatunku - niewielu. Gullaha czczą tylko ci z was, którzy szczerze rozumieją swój los. Którzy nie boją się przyznać, że są bytem tymczasowym, w dużej mierze przypadkowym, przed którym były setki ras i po którym będą kolejne. Który kurczliwie trzyma się ufortyfikowanych miast i zgniłej cywilizacji.-

- Odcięliśmy dwie głowy Pięciogłowej bestii i ogon, czyli rozumiem, że mamy prawo do dwóch spośród twoich skarbów, chociaż Rhadirask straciłby wszystkie gdyby nie czmychnął... natomiast czym nagrodził byś mnie za ten oto amulet, naznaczony według mojej wiedzy przez potężnego demona i potrafiący przywracać dusze zmarłych do życia? - Wyjął amulet Awe i pokazał go Gorklu -

- Macie takie prawo. Zaś twojemu amuletowi musiałbym się przyjrzeć.-

Druid stojąc za resztą towarzyszy przysłuchiwał się całej rozmowie w milczeniu. Nie miał zamiaru wtrącać się w kupiecki teatrzyk. Spuścił jednak wzrok słysząc wzmiankę o złym królu którego skazano na wieczne życie. Czuł, że za sprawą czegoś takiego mogła stać jedynie jakaś bardzo potężna magia - niedostępna nawet dla doświadczonych magów i kapłanów. Magia drwiąca sobie z fundamentalnych praw natury. Usilnie próbował odgonić od siebie myśl, że to właśnie Tecutli może nawiedzać go w snach. "Nie... Ah-Nohol też słyszał ten głos. Na pewno rozpoznałby w nim legendarnego władcę. Chyba, że był to jedynie pretekst by nakłonić rozbitków do znalezienia upragnionego artefaktu." Każda informacja rodziła tylko kolejne wątpliwości. "O ile łatwiej byłoby odróżnić prawdę od kłamstw mając taką wagę?" - Czy ten król wciąż jest niebezpieczny? - Zapytał głośno ku własnemu zaskoczeniu. Widząc jednak, że posąg zwrócił już na niego swoją uwagę dokończył myśl - Czy możesz nam o nim powiedzieć coś więcej?-

- Kapłani dokładnie przemyśleli starożytny rytuał, który miał być karą dla żądnego krwi innowiercy. To, czym stał się król, nie zrobi wam krzywdy, jeśli wepniecie w swe ubrania kwiat lotosu, jego symbol za dni panowania. Co jeszcze chcielibyście o nim wiedzieć?-

- Tak. - Odparł Anlaf. - Czy to miasto wzniesiono za jego życia?-

- Tak, był pierwszym królem Tlan.-

- A co w tym mieczu jest takiego, że nie chciałbyś czegoś innego, wspaniały Gorklu? - zapytała niby to kokieteryjnie Minerva.

- Wykucie magicznego miecza to jak narodziny dziecka. To nie tylko kawałek metalu, w którym ktoś zapisał jakieś zaklęcie. To żyjąca istota. Rozejrzyjcie się proszę po tej jaskini - Gorkul wykonał zamaszysty ruch ręką. - Miałbym wreszcie z kim... Rozmawiać.-

Posąg wyprostował się.

- Zaspokoiłem chyba waszą pierwszą ciekawość. Nie złożyliście żadnej ofiary, nawet się nie przedstawiliście, tylko od razu przystąpiliście do... Targów i przesłuchań. Skąd przybywacie, którym bogom służycie?-

- Przybywamy z wielu miejsc. I wielu z nas czci innych bogów. Nie lubimy rozmawiać o naszym pochodzeniu, ani o religii. Jesteśmy najemnikami, prostymi awanturnikami szukającymi szczęścia - czarodziej wyczuł w głosie istoty fałsz, który zabrzmiał w uszach elfa niczym ostrzegawczy dzwonek. Nie było bezpiecznie mówić o sobie zbyt wiele. Istota coś ukrywała i czarodziej mógłby podać co najmniej dwa powody, dla których mogłaby to robić. Pierwszym były intencje, kolejnym ukrycie swojego położenia. Jeśli chodziło o intencje, tu można się było jedynie domyślać chęci wykorzystania naiwności awanturników. Również motywy, dla których istota chciała wejść w posiadanie miecza, tak poszukiwanego przez Rashada i jego siostrę wydawał się mało przekonujący. Jeśli zaś istota kłamała w sprawie swojego pochodzenia, i była tu raczej więźniem, niż panem, fakt można byłoby wykorzystać - Jeśli zaś chodzi o nasza nagrodę, czy mógłbyś łaskawie opowiedzieć coś o tych czterech rzeczach… - czarodziej wskazał kolejno na niewątpliwie emanujące magią przedmioty leżące na ziemi... abyśmy mogli dobrze wybrać nasz zasłużony łup? - Katon uśmiechnął się grzecznie i wskazał na koniec na obręcz na głowie stwora - jeśli twoja ozdoba również jest nagrodą, z której możemy wybrać, chcielibyśmy wiedzieć nieco więcej o jej właściwościach - czarodziej zmienił taktykę.

- Wspomniałeś, że masz potężnego patrona. Czemu sam nie weźmiesz miecza? Czyżby coś przeszkadzało ci w zdobyciu tego, czego pragniesz?-elf drążył dalej.

- Jestem tylko duchem zaklętym w posągu - odparł spokojnie Gorklu. - Nie potrafię się przemieszczać. Jeśli zaś mówimy o leżących tu przedmiotach... - pomnik opisał po kolei właściwości każdej z “nagród”. - Moja obręcz zaś służy wyłącznie do komunikacji z Gullahem.-

- Dzięki ci. Daj nam chwilę byśmy mogli w spokoju naradzić się odnośnie tego, które przedmioty wybrać - Katon ukłonił się z wdzięcznością i zebrał resztę razem przedstawiając sytuację.

- Amulet zaklęć byłby dla mnie jako maga wyjątkowo użyteczny. Laska również, jeśli nie wybierzemy nic innego, choć tarcza w rękach wprawnego wojownika, barbarzyńcy lub łowcy, lub chroniąca Anlafa też nie byłaby zła. Laskę mógłby też wziąć Anlaf. Najmniej użyteczny byłby hełm. Posiadam zaklęcie rozumienia języków więc nie uważam za konieczne posiadanie tego przedmiotu. Jeśli chodzi o amulet Awe, Rashadzie, przypominam, że został on ci jedynie powierzony aby zbadać go w wolnej chwili. Nie było zgody na handel nim. Prawdopodobnie w nim schowane są dusze naszych towarzyszy. Oddając go temu stworzeniu, bezpowrotnie skazujesz ich na potępienie, a na to nie dam zgody, póki istnieje choć cień szansy by ich ocalić - Katon znacząco spojrzał na Rashada.
 
Asmodian jest offline  
Stary 15-01-2017, 22:00   #22
Hungmung
 
Dust Mephit's Avatar
 
Reputacja: 1 Dust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputację
Rashad przeszył Katona lodowatym spojrzeniem, ale jego twarz błyskawicznie przybrała bardziej przyjazny wyraz.

- Naturalnie Katonie - powiedział, elegancko skinąwszy głową - moją intencją było aby nasz przyjaciel Gorklu zbadał włąściwości amuletu, nie podejmę decyzji o jego oddaniu bez waszej zgody. Zgadzam, się, że amulet wspomagający zapamiętywanie zaklęć dobrze by się przysłużył w twoich rękach.

Minerva rozłożyła ręce.

- Każda białogłowa wie, że nie ma w krainach lepszej dla niej ochrony, niźli waleczny mężczyzna… to jest oczywiście taki który straszliwą broń dzierży.

- Jestem za oddaniem tarczy naszemu nowemu towarzyszowi czy komukolwiek innemu, nie będą się o nią sprzeczać. - Powiedziała drowka patrząc na Hargara. - Wolę łuk od walki wręcz, zresztą… - zamachnęła się ręką - W tej chwili nie zależy mi na żadnym żelastwie, na razie chcę odzyskać Rahnulfa. Nie wiem też dokładnie o co chodzi z tym amuletem, ale popieram Katona, duszy swych towarzyszy się nie sprzedaje. - “nawet choćby nie wiadomo jacy byli” pomyślała elfka, zwracając się do Rashada.

- No, to ustalone? Myślę, że tarcza i amulet zaklęć do dobry pomysł.

- Laska i amulet. Mawashii mógłby zrobić z tej broni odpowiedni użytek. Rashad walczy łukiem, a Hargar jest odpowiednio wyekwipowany.

Gorklu chrząknął, zniecierpliwiony.

- Weźmiemy laskę i amulet - czarodziej rzucił nieco głośniej do siedzącego na postumencie pomnika.

- Są więc wasze - stwierdził lakonicznie Gorklu.

Rashad zwrócił się go do Gorklu kiedy pozostali się naradzali.

- Wybacz proszę brak manier u moich towarzyszy, jestem Rashad ze starożytnego rodu Al-Maalthirów, ja i moja kuzynka Amira przybywamy z dalekiego Viridistanu, największego i najwspanialszego miasta na świecie. Zostaliśmy wychowany we wierze w Armadad-Boga. Jeżeli chodzi o amulet który mam ze sobą, to może chciałbyś go zbadać? Nie znamy wszystkich jego właściwości.

Drowka przewróciła oczami, po czym zaczepiła Hargara, trącając go łokciem. - A nie mówiłam, nawet nie dziesięć minut - wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

Amira trąciła Hargara z drugiej strony.

- Jam jest szlachetny Al-Maalthir, a moim przodkiem jest wielki Smok - powiedziała półszeptem parodiując głos krewniaka.

- Smok? oh… to musi być fascynująca opowieść! - Minerva zatrzepotała rzęsami.

- To historia jedyna w swoim rodzaju pełna zwrotów akcji, pomiędzy upokorzeniem a wzniesieniem - kontynuowała Amira - jestem pewna zarówno tego, że ci się spodoba jak i tego, że Rashad chętnie ci ją opowie w jakiś bardziej sprzyjających okolicznościach.

Hargar tylko stał i rozglądał się z początku. Teraz słuchał co inni mają do powiedzenia i nie podobało mu się to wszystko.

Kiedy został szturchnięty odwrócił się to do jednej to do drugiej patrząc chwilę im w oczy ze stoickim spokojem.

- Niech i będzie z jaszczurki skalnej i myszy polnej. - Popatrzył na Rashada. - Na razie te przechwałki nic mu nie dają a wręcz przeciwnie.- Podsumował.

- Al-Maalthir... - powiedział Gorklu z zadumą. - Ten ród jest mi znany.

Następnie mówiący posąg zwrócił kamienne oczy na czarny jak noc amulet Rashada.

- Mam większą wiedzę o magicznych przedmiotach niż niejeden śmiertelnik, ale drobiazgowe badanie może mi zająć nawet całą noc. Co jesteś w stanie zaoferować w zamian? Czy pokłonisz się przed Gullahem? Czy rozpalisz ogień przed jego ołtarzem i Moje doń czaszkę ofiary godnej Boga-Goryla?

- Jeżeli Gullah jest potężnym Bogiem na tych ziemiach, to czemuż bym miał nie złożyć mu hołdu - Odparł chytrze Rashad, który cenił bogów jedynie za ich moc. - Czyż czaszka z jednej z głów Rhadiraska które odcieliśmy nie byłaby godną ofiarą?

- Głowa Rhiadiraska nie będzie godną ofiarą dla tego, kto wie, że ta bestia potrafi regenerować ucięte głowy prawie jak hydra - Rashada przeszły ciarki na myśl o ponownej konfrontacji ze skorpioliszkiem. - Gullah lubuje się w czaszkach ludzi, goryli i zwierzoludzi.

- Mogę obiecać Gullahowi czaszkę najgodniejszego wroga który w ruinach zginie z mojej ręki- odparł Rashad.

- Gullah chce widzieć ogień i płonące w nim czaszki, nie słowa - Gorklu skwitował obietnicę Rashada.

Katon zabrał oba wynegocjowane przedmioty, przekazując magiczną laskę obrony Mawashiemu. Następnie podszedł do szepczącej elfki, barbarzyńcy i Amiry. - Proponuję wziąć co nasze i szykować się do spania. O ile Rashad nie zmieni swojej wiary, kamienne bóstwo raczej nie będzie współpracować. Doradzam ostrożność w kontaktach z nim, zresztą to wystarczająco uwłaczające by paktować z kawałkiem skały. Nałożę zaklęcia ostrzegawcze w tej jaskini i chodźmy odpocząć. To był męczący dzień. Jutro zwiedzimy ruiny. Najpewniej przyda się tam twoja siła wojowniku - czarodziej kiwnął głową do Hargara i ruszył przygotowywać rytuały, mające zaalarmować wszystkich na wypadek niebezpieczeństwa.

- Możecie na mnie liczyć. - Odpowiedział Katonowi i kobietom po jego bokach.
Barbarzyńca przyszykował sobie posłanie i zaczął obserwować współtowarzyszy niedoli. Szczególnie zwracał uwagę na kształtne ciała kobiet, które wokół się krzątały.
Po pewnej chwili ruszył za przykładem i obmył się z błota po bagnie w sadzawce prezentując się przed kobietami a zarazem dając do zrozumienia męskiemu gronu, że na ewentualne słowa zapewne będzie mógł przywołać siłę swoich mięśni. Cała ta sprawa z jaskinią i gadającym posągiem wydała mu się dziwna i nie zamierzał w nią się mieszać. Z resztą inni wykazywali większe zainteresowanie i pewnie umiejętności w kontaktach z tym czymś.

Elfka zatrzymała na chwilę wzrok na umięśnionym ciele barbarzyńcy. W istocie musiała przyznać, że jego postura prezentowała się niesamowicie, jednak biorąc uwagę jakie zrobił pierwsze wrażenie podczas walki ze skorpioliszkiem, nie skupiła się na nim zbyt długo. “Jeszcze zobaczymy ile warte są te mięśnie” pomyślała, po czym sama weszła do sadzawki, aby się obmyć, zostawiając swe ubrania nad jej brzegiem. Jak najszybciej zanurzyła się aż po szyję, ponieważ nie miała ochoty na pokazywanie komukolwiek swoich pleców pełnych blizn po batach, które dostawała w pobycie w kopalni. Kiedy się już obmyła, zaczęła pływać czekając, aż pozostali kąpiący się, wyjdą i oddalą się na tyle by sama mogła wyjść niezauważona.

Minerva trzepotała długimi rzęsami oglądając olbrzymiego, dzikiego samca. Sama zaś, uśmiechając się, położyła na skałach instrument, torbę i broń, zdjęła buty, poluzowała pas, po czym weszła do sadzawki… w ubraniu. Zerknęła z rozbawieniem na mężczyzn.

- Och… chyba nikt nie brał mnie za dzikuskę… - mimochodem spojrzała w kierunku elfki.

Bardka wsuwała dłonie pod ubranie pieszcząc swoje ciało i pomagając mu się odprężyć.

Zanim zaś cała skryła się w cieczy, zanuciła melodię i jej obraz zniknął. Tak skryta swobodnie opadła ku głębinom. Minerva wkróce zniknęła z oczu awanturników. Głęboko pod sadzawką zaczynał się klaustrofobiczny tunel w całości wypełniony lodowato zimną wodą. Zakręcał nieraz gwałtownie pod kątem prostym i zdawało się, że zdradzieckich zakrętów nie ma końca. Piratka płynęła po omacku w skrajnie deprymujących i gęstych ciemnościach. Gdyby nie magiczny przedmiot, już dawno zabrakłoby jej powietrza. Kiedy wreszcie nadarzyła się okazja do wynurzenia się, dzielna grotołazka usłyszała... Szum podziemnej rzeki. Czyżby była to ta sama woda, która przepływała przez podświątynie Tlan? Jeśli tak, starożytne skarby były w zasięgu ręki. Murem nie do przebycia dla pomysłowości Minervy byli jednak jej kompani, którzy w większości nie mogli liczyć na moc oddychania pod wodą.

Kiedy Minerva wróciła i wyszła z sadzawki zaczęła nucić:

- Nie ma wody na pustyni… - najpierw jej włosy, a potem i ubranie zostało całkiem osuszone.

Amira obmyła twarz, ręce i stopy, po czym usiadła na pieńku i przyglądała się kąpieli towarzyszek. Nie warto się bowiem pchać do nieznanego akwenu zanim się go nie przetestuje, albo jeszcze lepiej nie przetestuje go ktoś inny. Cieszyła się więc chwilą spokoju i w milczeniu czekała na konsekwencję tej prostej przyjemności - wysypki, pijawki, potwory. Jeśli wszystko będzie w porządku wykąpie się jutro. Jej dobry nastrój mąciła tylko jedna myśl, co Rashad jeszcze robi z tym małpolem.

- Mój ród zawsze dotrzymuje obietnic, zresztą czyż nie mówiłeś żeś samotny w tej jaskini? Ten amulet jest niezwykle interesującym artefaktem, myślałem że może zbadanie go zaspokoi twoją ciekawość. Złożę też hołd Gullahowi, jestem pewien że dawno nikt z mojej krainy tego nie czynił.

Gorklu długo się zastanawiał, lecz w końcu przystał na propozycję Viridistańczyka.

Kiedy wszyscy zaczęli przygotowywać się do spędzenia nocy, dziwne gatunki grzybów porastające tu i ówdzie ściany jaskini przyciągnęły uwagę druida. "hmm, może da się zrobić z nich jakiś użytek" pomyślał. Nie chciał zrywać ich niepotrzebnie. Przyklęknął więc w pobliżu największego skupiska recytując cicho zaklęcie, którego często używał w gaju a nawet tawernach by wykryć znajdujące się w pobliżu trucizny. Zbadał tak kilka grzybich zbiorowisk i najciekawszym okazem, jaki się mu trafił, był grzyb pachnący jak... Chleb prosto od piekarza. Były jadalne, więc problem żywności mieli z głowy, przynajmniej na jakiś czas.

Mawashii najpierw zadbał o ognisko. Gdy był już pewien, że będzie miał się przy czym wysuszyć, ruszył w stronę sadzawki. Woda była niemiłosiernie zimna, choć ostatnimi czasy nawet to było luksusem. Oczyścił dokładnie swoje blizny i przejrzał się w lustrze wody. Faktycznie, po spotkaniu ze skorpioliszkiem została mu niemiła pamiątka. Odwrócił obojętnie wzrok i zabrał się za pranie ubrań. Gdy był już gotowy, wrócił do rozpalonego wcześniej ogniska i rozpoczął medytację. Ubranie wysuszyło się dość szybko, więc mógł wreszcie wyciągnąć swoje notatki i oddać się pracy. Starał się jak najwierniej narysować spotkanego wcześniej potwora oraz opisać zaobserwowane szczegóły. Zastanawiał się jeszcze przez chwilę, po czym narysował także posąg małpy, który go bardzo intrygował, ale wiedząc jak może być niebezpieczny, wolał nie wchodzić z nim w żadne targi, ani nawet rozmowy. Zamiast tego wybrał bycie biernym obserwatorem.

Kiedy drowka była pewna, że nikt raczej nie zwraca na nią uwagi, wyszła z wody i szybko przywdziała swoje ubrania. Usiadła przy rozpalonym przez mnicha ognisku, by ogrzać się po zimnej kąpieli. Kątem oka obserwowała jak Mawashii szkicuje - Nieźle uchwyciłeś podobieństwo tego potwora. - zwróciła się do mnicha - Jeśli mogę spytać, po co ci te wszystkie notatki? - zapytała, patrząc na dokładne rysunki szkicowane przez jej towarzysza.
 
Dust Mephit jest offline  
Stary 19-01-2017, 20:12   #23
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
8

Minerva odnalazła Amirę, kiedy zarówno ona jak i wiedźma doprowadziły się już do porządku.

- Za pozwoleniem, mistrzyni… - bardka może nie szeptała, ale i nie podnosiła głosu. - Odniosłam wrażenie, że nasza “wanienka” łączy się z podziemną rzeką, pytanie… ile podziemnych rzek jest w okolicy, hm? Może udałoby się dostać do “ważnych przedmiotów” nieco łatwiej, szybciej i mniej zabójczo? Tak wiem, ciężko będzie stworzyć z tego epicką balladę, ale czasem warto pomóc rzeczywistości wyobraźnią…

- Jak to mawiał Eintainus, stary mędrzec z Tuli, “wyobraźnia jest ważniejsza niż wiedza” a w naszym przypadku wyobraźnia zaprowadzić nas może wprost do wiedzy, a wiedza do profitu - uśmiech oświetlił całą twarz Amiry tak mocno, że przez chwilę wydawała się błyszczeć wewnętrznym światłem. - Warto spróbować, tylko jak to zrobić - w jej głosie słychać było załamanie, a potem pauzę, tak jakby koniecznie chciała sobie coś przypomnieć. - Wiesz, że całe życie mieszkałam nad morzem… i żyłam z morza... wiesz jak to jest... handel rzadkimi towarami wymaga częstokroć nieszablonowego podejścia. Poznałam wtedy Vatirisa, całkiem przyjemny był z niego starzec, że tak powiem, i całkiem szalony, schodził pod wodę i całymi dniami śledził delfiny i inne rybonie, poszukiwał syren i zapewne robił tam jeszcze jakieś inne dziwactwa. Czasami jednak znajdował na dnie oceanu coś wartego uwagi, zgłaszał się wtedy do mojego małżonka, płynęliśmy wtedy w miejsce, w którym to coś było zatopione. Vatiris wtedy szeptał coś pod nosem i razem z naszymi ludźmi schodził pod wodę i wszyscy oddychali normalnie mimo, że byli pod wodą. Wiem bo schodziłam tam razem z nimi i widziałam to na własne oczy. Nie topili się, chociaż nie mieli w sobie krwi syreny ani smoka jak ja, nie byli też magami, a zwykłymi robolami portowymi. Wszyscy byli zadowoleni: Barakis, bo miał niezły zysk, robole bo mieli coś, co urozmaicało ich codzienny znój i stary druid, bo za te ochłapy, które płacił mu mój małżonek, kupował owcze mięso dla rekinów. Szalony był z niego człek nie powiem. I tak sobie myślę, może i nasz druid potrafi to zrobić? Jeśli nie, udamy się tam we trójkę - ja, ty i Anlaf. - spojrzała jeszcze raz ma bardkę i dodała - zawsze, gdy tylko się da trzeba iść krótszą drogą.

Bardka teatralnie uniosła dłonie do góry.

- W rzeczy samej mistrzyni, w rzeczy samej, doprawdy nie sposób kłócić się z twoją mądrością.

Amira spojrzała na Minervę z uznaniem, pasowała jej ta badka - wesoła uśmiechnięta i logicznie myśląca. Postanowiła więc skaptować ją do swego stronnictwa.

.Rashad w międyczasie skończył rozmowę z Gorklu, któremu oddał amulet do zbadania, może dowie się w końcu jaka jest cena wykorzystania jego mocy, musiał być czujny i mądrze wykorzystać każde dostępne mu narzędzie…

- Jeżeli ktoś tu faktycznie dysponuje magią mogącą umożliwić nam wszystkim oddychanie pod wodą, skorzystajmy z tego, moglibyśmy uniknąć przeprawy przez bagna... powiedział po usłyszeniu części rozmowy Minervy i Amiry. Z nutą rozczarowania zauważył, że Minerva zakończyła już kąpiel.
- Trudno nie wspomnieć o pożytku dla tutejszej fauny i flory z takiego obrotu spraw, toż wiadomym jest jak cichutko przepłyniemy, to nie naruszymy tych wszystkich delikatnych cudów przyrody, które w ruinach rosną lub pełzają…

- W sumie myśląc logicznie mniej cudów przyrody pływa niż pełza, biega, skacze lub rośnie … więc na pewno warto spróbować - powiedziała Amira, po czym spojrzała na Rashada. - Dowiedziałeś się czegoś wartościowego od tego tam? - to mówiąc wskazała ramieniem na małpola.

- Po prawdzie już dawno dowiedziałbym się, jakie są wady owego amuletu naszego zmarłego przyjaciela, gdybym miał perłę. Jestem specjalistą w tej dziedzinie magii i uczą nas niezbędnych rytuałów już na pierwszym roku studiów. Jeśli macie pod ręką perłę, lub takową znajdziecie, bez przeszkód będzie można określać właściwości wszelkich artefaktów. Wspomnieliście coś na początku naszej znajomości, że posiadacie jakieś wartościowe kamienie czy kosztowności… nie trzeba byłoby korzystać z usług… być może wątpliwych owej istoty w kamieniu - Katon wtrącił się do rozmowy, słysząc dylematy Rashada.

Hargar dopinał właśnie swój gruby pas. Spojrzał na rozmawiające dziewczyny, zatykając czekany za pas i łapiąc miecz w prawicę podszedł do zbierającej się grupki rozmówców.

- Mogę się dowiedzieć czego szukacie w tych ruinach? - zagaił wielkolud wieszając dwuręczny miecz na plecach. - Jeśli pozwolicie, udam się z wami, ale czy damy radę się tam przedostać? - Barbarzyńca nie stronił od wody. Nie raz za młodu pod kilem nawzajem się przeciągali dla nabrania kondycji i umiejętności radzenia sobie pod wodą. Zastanawiał się, jak długa będzie wędrówka, a raczej pływanie pod wodą. No, ale jeśli się znajdzie ktoś parający się magią, która umożliwi takie pływanie to niech Odyn go łaskami obdarzy.

Anlaf prychnął z rozbawieniem słysząc nawiązania do delikatnych cudów przyrody.

- Powiedziałbym raczej, że zmniejszy to szanse by te cuda naruszyły nas. Zwykły, delikatny pajączek może mieć w sobie dość jadu by kilkakrotnie zabić całą naszą bandę. Shillen coś pewnie o tym wie. Z tego co kiedyś wspominała, Lolth lubuje się w pająkach. No, ale mniejsza z tym. Mogę jakoś rozwiązać ten problem nurkowania. Jeżeli coś nas tam jednak rozdzieli to pamiętajcie, że macie jeden dzień zanim czar przestanie działać.

Shillen usłyszała jak ktoś wymawia jej imię i nie czekając dalej na odpowiedź mnicha dotyczącą jego notatek, wstała i podeszła do rozmawiających towarzyszy. - A o czym tu tak rozprawiacie? - spytała, starając się ukryć nadmierną ciekawość w swym głosie.

Na wzmiankę o Lolth, Katon splunął siarczyście i odszedł na bok, mrucząc coś pod nosem. Patrzył czasami na Shillen kręcąc głową.

Drowkę zastanawiało dziwne zachowanie czarodzieja, wiedziała, że dotyczy ono jej osoby, ale nie miała zamiaru o to pytać. Czekała aż ktoś jej objaśni jaki był temat rozmowy, dla której wszyscy zebrali się w tym “kółeczku wzajemnej adoracji”.

- Skoro potrafisz takie czary czynić to bierzmy się do roboty. Szybciej tam dotrzemy to szybciej opuścimy to przeklęte miejsce.- Barbarzyńca klepnął delikatnie, po przyjacielsku Anlafa. - O dostaniu się pod wodą do podziemi Tlan. - Odpowiedział Shillen i mrugnął okiem do niej.

Widząc, że lakoniczna odpowiedź nie była dla drowki wystarczająca Anlaf rozwinął myśl Hargara. - Rzucę czar dzięki któremu będziemy mogli oddychać pod wodą - po czym dodał z uśmiechem: - chyba próbowali mnie namówić argumentując, że płynąc mniej naruszymy tutejszą przyrodę. Jak znam tą wyspę to pewnie sami skończylibyśmy “naruszeni” przez tutejszą florę i faunę.

- Dziękuje za tą trochę bardziej wyczerpującą odpowiedź, Anlafie. O ile nasz wielogłowy znajomy nie będzie miał ochoty popływać, to chyba faktycznie będzie to bezpieczniejsze. - drowka uśmiechnęła się do druida w dość przyjacielski jak na nią sposób, po czym zwróciła wzrok w kierunku barbarzyńcy i zażartowała. - Co tak mrugasz? Coś ci do oka wleciało?

- Nieważne.- Odpowiedział wielkolud Drowce. - Kiedy możemy ruszać?- Zapytał odwracając się do Analfa.

- Nawet teraz - odparł druid. - To tylko kwestia odprawienia niedługiego rytuału. Chociaż myślę, że solidny odpoczynek dobrze nam zrobi. Powinniśmy się dobrze przygotować zanim tam wyruszymy.

Amira ledwie stumiła ziewanie, po czym bez słowa udała się na spoczynek. Znała swoich nowych towarzyszy na tyle dobrze, że wątpiła, iż zaniedbają warty.


W końcu zmogło was zmęczenie i zapadliście w sen, który przywrócił wam cząstkę utraconych sił. Zaledwie cząstkę, gdyż w cieniu kolejnej nocy spędzonej na Wyspie Grozy czyhało kolejne niebezpieczeństwo. Niebezpieczeństwo, którego zapowiedzią było ujadanie psów. Pary myśliwskich psów, prowadzonych na smyczach przez...


...zwalistego wojownika. Orka. Niskiego, grubego jak beczka brutala o łbie przypominającym dynię. Stał chwilę bezmyślny i zagubiony, jakby widok elfki w tym miejscu był przezeń najmniej oczekiwanym, a bicie serca później był gotów rozerwać was na strzępy poszczerbionym oszczepem, na którego drzewcu zaciskał do bladości kłykcie.

- Ejże, tutaj! - krzyknął. - Brudne bydlęta do niewoli, do porąbania na kawałki!

Katon obudził się, mamrocząc coś, zaskoczony. Był bardziej zaciekawiony niż gniewny. Potwory ominęły jego magiczny alarm. Ciekawe, w jaki sposób...

Zmierzając w stronę ruin Tlan wiedzieliście, że zbliżycie się niebezpiecznie do śmierci, że czeka was mnóstwo walki - wystarczająco, żeby was zabić, ale nie zamierzaliście przecież zginąć w bezimiennej jaskini. W tamtej chwili od wzbierającej się ściany pełnej kłapiących kłów, masywnych pięści i toporów z czarnego żelaza dzieliło was kilka cennych sekund.

Najwidoczniej banda orków zainteresowała się odciętymi głowami skorpioliszka i śladami walki zostawionymi przez was na zewnątrz jaskini.

Godzina w świecie gry: po 22, co oznacza, że: 1) Katon i Anlaf są już zestrojeni z nowymi magicznymi przedmiotami, 2) otrzymujecie korzyści płynące z dwóch krótkich odpoczynków, których nie wykorzystaliście w ciągu dnia, 3) Katon nie odzyskuje żadnych zaklęć (z niewiadomego powodu), 4) tylko Shillen stała na warcie.

Mapa spotkania.

Możecie działać w tej rundzie (nie ma zaskoczenia), jednak poza Shillen wszyscy odpoczywaliście (domyślnie leżąc lub siedząc, więc macie na starcie prone condition).

Sądząc po krzykach orkowie mają przewagę liczebną.

Nie macie żadnego innego “czynnego” źródła światła niż ognisko oświetlające ten tunel, w którym odpoczywaliście. Na mapie znajdują się tylko żetony przeciwników widzianych przez Shillen. Żetony będą na planszy tak długo, jak przynajmniej jeden awanturnik będzie widział wroga (dzięki darkvision lub oświetleniu), ale to nie oznacza od razu, że przeciwnik jest widziany przez wszystkie postacie - pilnujcie więc proszę swoich zasięgów widzenia (inaczej będą np. kary do testów trafienia).

Przypominam o pierwszym stopniu zmęczenia u Minervy, Rashada i Shillen. Nie deklarowaliście chęci przerzutu za Inspirację, a teraz jest już za późno.

Walka w takim stanie może być wielce ryzykowna, choć w przypadku orków prawdopodobniejszym jest, że w razie przegranej wezmą was w niewolę niż poćwiartują na kawałki. Innymi możliwościami, które widzę, są podwodna ucieczka, płaszczenie się przed orkami, próba zastraszenia przeciwników lub sprytne wykorzystanie gadającego pomnika. A pewnie wymyślicie coś jeszcze... :)

Co robicie?

Deadline: 48h. Deklaracje mogą być w komentarzach.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 19-01-2017 o 20:28.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 21-01-2017, 00:01   #24
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
9

Hargar ocknął się na dźwięk ujadających psów. Z początku myślał, że jest w górskiej chacie i psy szczekają witając przybysza. Niestety. Był w jaskini na tej przeklętej wyspie.

Podniósł się i podszedł do Shillen.

- Daj. Ja spróbuję. Nie ma co stawać do walki w waszym zmęczeniem. - Powiedział cicho i wyszedł w pole widzenia orka. - Ty! Obsrańcu! Może byś sam na sam wyszedł a nie swoją bandą się zasłaniał?! - Warknął głośno, aż się echo po jaskini rozniosło. Oczywiście wiedział, że Ork może go nie rozumieć więc walnął się w klatę i wskazał na orka i na siebie po czym uderzył pięścią w otwarta dłoń drugiej ręki.

Rashad zaklął pod nosem, miał nadzieję, że leżę skorpioliszka będzie bezpiecznym miejscem z powodu lęku, który taki potwór musiał budzić w okolicy. Zerwał się na równe nogi, chwytając rapier i tarczę i próbując zorientować się w sytuacji.

Elfka posłuchała ogromnego wojownika, sama doskonale wiedziała, że w jej stanie nie ma szans w starciu z orkami. Stała więc i przyglądała się przebiegowi sytuacji nie ingerując w plan Hargara, jednak odruchowo położyła dłonie na rękojeściach swych krótkich mieczy dopiętych do pasa, w razie gdyby ork nie przyjął wyzwania rzuconego przez barbarzyńcę.

Katon wstał, zdziwiony pojawieniem się nocnego intruza i słysząc butne wyzwanie barbarzyńcy zmarszczył brew, przywołując swojego chowańca. Zamierzał zabezpieczyć barbarzyńcę magiczną zbroją, choć póki co wolał czekać na rozwój wydarzeń. Przypadł jednak do skały i schodząc z widoku zwiadowcy.

Minerva nerwowo zacisnęła ręce na lutni, zerknęła na Amirę po czym przeniosła spojrzenie na druida wołając.

- Myślę, że to jest właśnie najodpowiedniejszy moment na podwodne podróże...!

Ujadanie przybrało na sile, lecz po słowach Hargara brzmiało już inaczej. Poszczekiwania psów myśliwskich zagłuszyło frenetyczne ujadanie dobrych trzech tuzinów małpich, orczych głosów, które niespodziewanie, jak nożem uciął, przerwał ostry rozkaz.

- Przyjmuję wyzwanie, choć nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo głupio postąpiłeś, mój przyjacielu - wysyczał głos nadciągającego z obstawą wojownika, który jakby wiedział, że nadeszła ostatnia godzina jego oponenta. Mimo ciemności jego oczy błyszczały, a od samego patrzenia w nie można było poczuć, jak dusza wysysana jest z ciała.


Awanturnicy dopiero teraz dostrzegli nieubłagany proces rozkładu, który drążył ciała stworów, podobnie jak obracał w puch innych śmiertelników. Napotkani orkowie byli zaledwie niewielkim fragmentem znacznie większego zepsucia, którego owe potwory czciły pod imieniem Yurtrusa. Niektóre z nich były już jedynie materialnymi powłokami dla zgnilizny orczego boga śmierci i zarazy, u innych zaczątki plagi czekały jakby na odpowiedni moment w orczych trzewiach.

Choroba była bronią, która nie miała sobie równych, potrafiła nawet ciała jej wrogów obrócić przeciwko nim samym. Niewidzialna siła, która potrafiła powalić na kolana. Oczyma wyobraźni rozbitkowie dostrzegli siebie umierających na dziesiątki chorób, czujących symptomy niezliczonych plag i konających powolną śmiercią. To byłoby jak straszliwa tortura zadawana przez istotę, która nienawidziła ich za samo istnienie...

Zabłysło żółto-zielonkawe światło. Rozświetlony zaklęciem kostur szamana ukazał twarz czarnoksiężnika, która prawie pozbawiona była ciała: policzki się zapadły, wargi ściągnęły się, odsłaniając blade dziąsła i białe kły. Głowa bardziej przypominała zmumifikowaną czaszkę, ale żywe jeszcze ciało, które ją otaczało sprawiało, że ork wyglądał niepomiernie bardziej przerażająco od trupa.

Kiedy w nienaturalnym świetle stanął największy z orków, powietrze wypełniło się zapachem zgnilizny i gangreny. Czymkolwiek był, chorował. Gębę pokrywały błyszczące pryszcze, które okazały się być jakąś dziwną grzybnią. Jego ciało było lepkie i wilgotne od potu, pokryte nabrzmiałymi od ropy czyrakami. Mimo to przez monstrualne rozmiary sprawiał wrażenie wielkiej siły - jego ramiona były tak grube niczym udo zwykłego człowieka. Wokół niego bzyczał i kłębił się rój czarnych, błyszczących much. Latały i pełzały po jego ciele, chroniąc go niczym ruchomy, żywy pancerz. Pomiędzy ich falującymi chmarami widać było niekiedy blade ciało, które zdawało się być bardziej obrzydliwe i obsceniczne niż otaczające je owady.


- Rotskar wzniesie na twych gnijących resztkach ołtarz ku chwale Yurtrusa - głos wydobył się z płuc wypełnionych ropnymi wydzielinami i szumiącym morzem flegmy. Odpowiedział mu nasilający się chór rozentuzjazmowanych orków, niczym gorączkowy szept człowieka targanego przez sen straszliwą febrą.

Otoczyło was dwudziestu jeden orków plus szaman, z czego zaledwie sześciu można było nazwać “zdrowymi”, a czterech z tych zdrowych opiekuje się ośmioma psami. Na znak poszanowania reguł pojedynku orczy czempion rozkazał chorążemu przekazać awanturnikom sztandar bandy. W międzyczasie treserzy rozejrzeli się za miejscem godnym takiej walki - wybrano przypominające scenę podwyższenie niedaleko od pomnika Gorklu (widoczne na mapie). Surowo zakazano korzystania z magii innej niż ta zaklęta w magicznych przedmiotach. Tylko dwie sztuki broni - Rotskar wybrał wielki topór i włócznię. Orczy przywódca jest gotowy do pojedynku.

A - obyło się bez testu Charyzmy (Zastraszania) dla Hargara. Katon celnie zgadł, że szef zgodzi się na takie wyzwanie (od strony naszych zasad interakcji społecznych mówimy w takim przypadku o odnalezieniu właściwego “klucza” do osobowości NPC). Za sam ten pomysł, a raczej przypadkowe odkrycie otrzymujecie 250 XP (aktualnie 8143 / 14000). Mam nadzieję, że to nie ostatnie punkty doświadczenia... ;)

Co robicie, co mówicie?

Deadline:
48h. Deklaracje mogą być w komentarzach lub na Dokumencie.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 21-01-2017 o 00:06.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 23-01-2017, 19:44   #25
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
11

Dla mnicha wszystko działo się za szybko. Nie wiedzieli czego orkowie tutaj szukali, ani skąd się wzięli. Była duża szansa na to, by każdy rozszedł się w swoją stronę lub może nawet by połączyć siły, gdyby awanturnicy wykazali się wystarczającym sprytem i siłą. Ale teraz już było za późno, Mawashii mógł tylko pokładać nadzieję w nowo poznanym kompanie z niewyparzoną gębą. Nie dobył broni, miał za to przy sobie cały czas zdobytą parę godzin wcześniej laskę. Gdy chorąży orków podszedł z sztandarem, Mawashii odebrał go ze wszystkimi honorami. Miał go należycie przechować na czas pojedynku. Szanował tę starożytną tradycję, która pojawiała się w wielu kulturach na przestrzeni wieków, choć już obmyślał plan awaryjny na wypadek porażki Hargara.

Rashad ze zgrozą przyjrzał się toczonym upiorną zgnilizną orkom, mając nadzieję, że ich choroby nie są w łatwy sposób zaraźliwe. Zastanawiał sie, jakie szanse ma skandycki barbarzyńca z przypominającym żywego trupa orczym przywódcą. Przysunął się w stronę ożywionego małpiego posągu, lecz tylko po to, żeby zauważyć, iż statua zniknęła, a wraz z nią magiczne przedmioty, w tym amulet Rashada. Po pomniku została tylko kamienna podstawa, na której był umieszczony. Nie była to z pewnością sprawka orków, tylko jakiś demoniczny podstęp Gorklu...

Arystokrata poczuł na plecach nieprzyjemny wzrok i jeszcze gorszy zapach. Gnijący, trupi szaman kiwnął dłonią w rękawiczce z białej, pewnie ludzkiej skóry. Jego dotknięci plagą sługusy zmusiły Rashada do powrotu pod wzniesienie, na którym miała rozegrać się śmiertelna walka.

Amira czujnie obserwowała nadchodzące zdarzenia, przygotowując się na jak najgorsze wyciągnęła magię pod skórę i gotowała się do ich użycia bądź ucieczki. Przezornie ustawiła się więc tak blisko sadzawki jak to możliwe.

Hargar patrzył na gnijących z obrazą. To co jego umysł robił nie było przyjemne. Perspektywa śmierci od jakiś chorób była nie do przyjęcia. Wiedział, że musi szybko poradzić sobie z wodzem orków by uniknąć zarażenia.

- Umiecie leczyć jak będzie trzeba? - Zapytał najbliższego towarzysza na tyle cicho by orkowie nie dosłyszeli.

Barbarzyńca splunął siarczyście w dłonie i po rozsmarowaniu śliny chwycił za miecz. Był gotowy na walkę. Oby Odyn mu sprzyjał.

- Ha! - krzyknął Rotskar, stając naprzeciw z wielkim toporem w dłoniach i żądzą mordu w oczach.

Obyło się bez ponurych podchodów. Płonąc żądzą walki barbarzyńca z pomrukiem skoczył naprzód, gdy wokół niego zajaśniała złocista poświata - niezaprzeczalne błogosławieństwo Odyna. Straszliwe ramiona opadły błyskawicznie i popłynęła pierwsza krew. Krew, która żądała krwi - Rotskar walczył równie zaciekle, jednak zdawało się, że orczy przywódca zmaga się nie z człowiekiem, a z jakimś potężnym, prymitywnym żywiołem. Hargar sprawiał wrażenie odpornego na wszelki ból, jaki wybraniec Yurtrusa mógł mu zadać, a bijąca od niego aura powodowała, że potwór chwiał się i zataczał do tyłu. Jego ryki były nie do zniesienia.


W drugim starciu Hargar zaatakował tak morderczo, że z głębokiej rany chlusnęła ciemna posoka i olbrzym ryknął głosem przypominającym pogrzebowy dźwięk dzwonu. To jednak nie był koniec. Barbarzyńca w wyrównanej wymianie ciosów stracił magiczny miecz i prócz wypróbowanego czekana nie zostało Hargarowi nic, co mogłoby ugodzić napastnika.

Posępne orcze oczy jarzyły się złowrogim blaskiem, a ich wyraz doprowadzał Skandyka do wściekłości, zwielokrotnionej przez sardoniczny uśmiech na gnijących wargach Rotskara. Te oczy i uśmiech zawierały cały cynizm i okrucieństwo kryjące się w umysłach tej zdegenerowanej rasy. Jak pantera atakująca łosia Skandyk skoczył pod opadające ramiona orka i wbił toporek w miejsce, gdzie u człowieka znajduje się serce. Rotskar zatoczył się, ale nie upadł.

- A niech cię diabli porwą! - warknął zirytowany. Pod wpływem przerażającego strachu, z flegmą, krwią i pianą na ustach rzucił się do ucieczki, zbiegając ze wzniesienia. Nie uciekł za daleko - jego skomleniu kres położył oszczep jednego z treserów psów. Rotskar padł jak trafiony gromem i krew puściła mu się z nosa i ust.

Zapadła nerwowa cisza, którą przez kilka bić serca mąciły tylko przyspieszone oddechy. Szaman trząsł się cały z furii i wstydu. Zaś orkowie mruczeli z niedowierzania... Łowczy stanął na pokonanym, tchórzliwym przywódcy jednym buciorem i wydobył pokryty śluzowatą krwią oszczep z truchła Rotskara. Tak zakończył żywot wybraniec Yurtrusa - w hańbie, z rąk własnego brata.

Przytłoczony porażką czarnoksiężnik przez bicie serca wyglądał jak rozzłoszczona żmija, ogniskując wokół siebie zielone płomienie - takie same, jakimi spalił chowańca Katona, gdy czarodziej próbował po kryjomu przywołać swego pupila, aby dopomóc Hargarowi. Szaman opamiętał się w ostatniej chwili, godząc się ze stratą. Ruchem białej dłoni nakazał jednemu z orków zwrócić miecz Hargara i opuścił wzrok.

- To był jego syn - warknął potwór, oddając magiczny oręż.

Czarodziej obrócił wzrok na szamana, który stał wśród swoich gorzko przełykając porażkę. Widząc rezygnację szamana, szybko rzucił zaklęcie poznania, koncentrując je na jego sylwetce.

- Pokonaliśmy stwora zamieszkującego tę… jaskinię. Uspokoiliśmy bożka, który nad nią czuwa. Pokonaliśmy waszego wodza. Jeśli chcesz, możemy was pozabijać... albo możecie odejść, o ile zapłacicie trybut. Od dawna istnieje ten wojenny obyczaj, że pokonany oddaje w ten sposób szacunek zwycięzcy. Mawashi odda wam waszą chorągiew... za ową niewielką opłatą - Katon uśmiechnął się do szamana, zaciskając ręce na swojej lasce.

Amira słysząc te słowa poczuła dreszcze na plecach, nie miała dobrych przeczuć… ale cóż mogła wiedzieć w końcu czarodziej nie raz mówił, że jest tu tym najmądrzejszym głosem rozsądku, który wyprowadzi nas z tej wyspy koszmaru… Siedziała więc cicho ciekawa, co będzie sie działo dalej. Jeśli mu się uda złożę mu pokłon - zdecydowała w duchu.

Shillen uśmiechnęła się pod nosem. “Teraz wiemy do czego ta kupa mięśni jest zdolna”, pomyślała. Zwycięstwo Hargara trochę ją rozluźniło, jednak jej dłonie dalej spoczywały na rękojeściach jej krótkich mieczy, w razie gdyby orkowie nie chcieli pogodzić się z przegraną swego wodza i odejść w pokoju.

Rashad raczej z ulgą przyjął triumf wielkiego barbarzyńcy. Hargar okazał się być straszliwym wojownikiem. Rashad miał wątpliwości czy on, z całym swoim kunsztem szermierczym i osłanianiem sią magią, dałby radę przeciwnikowi. Był zaniepokojony zniknięciem Gorklu, zastanawiał się czy ofiarowanie czaszki pokonanego wodza spowoduje jego powrót. Na razie stanął u boku Katona, gdy ten zbliżył się do szamana.

Trupie oblicze szamana było nieprzeniknione jak oblicze posągu. Ze stoickim spokojem duchowy przywódca klanu słuchał słów wysokiego elfa, jak świat długi i szeroki przedstawiciela rasy nienawidzonej przez orków i... Milczał. Nie ze strachu. Nie ze wstydu. Ani z upokorzenia.

Czy Katon otrzyma pożądany trybut? Otrzyma. Tak sugerowało oblicze czarnoksiężnika. Otrzyma wtedy, kiedy... Biała Dłoń Yurtrusa przemówi.

Szaman jednak wciąż milczał. Milczał, gdyż, tak jak każdy kapłan Pana Śmierci i Zarazy, miał wyrwany język. W duszy czarnoksiężnik i ojciec syna zabitego na jego oczach szalał w gniewie i upokorzeniu, lecz okazał to tylko jednym gestem. Zaciśnięciem białej pięści.

Jaskinia powoli wypełniła się szalonym jazgotem nierównej walki, w której zemsta konkurowała z sadystycznym okrucieństwem.

e. Aktualizacja: Katon zażądał trybutu, jednak test CHA (Zastraszania) mimo przewagi za pokonanie przywódcy poszedł tak słabo (dwie szóstki), że niepotrzebnie sprowokowaliście orków do krwawej zemsty.

Obsidian Portal jest chwilowo offline.

Co robicie, co mówicie?

Deadline:
48h. Bijemy się dalej w komentarzach.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 23-01-2017 o 22:14.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 27-01-2017, 14:39   #26
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
14

Masa stłoczonych wybrańców Yurtrusa z odrażającymi pazurami i spienionymi pyskami były jak widok z jakiegoś wyjątkowo paskudnego koszmaru. Ich posępne oczy nabiegły krwią jak ślepia wściekłych psów. Jednak nie było odwrotu, a poddanie się oznaczało trafienie do orczego kotła na gulasz.


Nie minęło jedno bicie serca. Niedaleko za wami nastąpiła potężna eksplozja. Po niej - straszliwe wycie psów i ich potwornych panów. To podmuch kuli ognia Amiry zwalił orków z nóg albo złamał ich wolę walki.

Shillen próbowała powstrzymać falę przeciwników przywołaniem zaklętych cierni, jednak nadaremno. Napastnicy ostrożnie stawiając kroki zdołali ominąć niebezpieczeństwo. No może z wyjątkiem jednego zielonego osiłka, który stał w miejscu, osłupiały z wrażenia.

Kryjąca się gdzieś na drugim końcu jaskini Minerva, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, rozpaczliwie posyłała strzały w ciemność. Zawsze ostrożny Katon wykrzyczał ochronne zaklęcie. Anlaf już miał sprawić, że Rashad będzie szybszy niż wiatr i w trymiga dopadnie czarnoksiężnika, jednak przez plugawą orczą magię szermierz zamarł jak bazaltowy posąg. Ostatnim, co zdołał zrobić, zanim został zmasakrowany wielkimi toporami, było nerwowe przełknięcie śliny.

Magiczny miecz barbarzyńcy wbił się na sześć cali w brzuch tego orka, który chwilę po pojedynku z Rotskarem zwrócił barbarzyńcy oręż. Potwór upadł na kolana z jękiem agonii. Zielonkawa skóra topiła się jak świeca od gniewnego błogosławieństwa skandyckich bogów. Oczy Hargara groźnie zabłyszczały, a na ustach zawitał bezlitosny uśmiech. Znowu był w swoim żywiole i świst powietrza przecinanego stalą brzmiał w jego uszach jak weselna pieśń. Nie spodziewał się jednak, że wybraniec Yurtrusa eksploduje toksyczną breją, od której brakowało tchu i krew płynęła z nosa. Hargar zatoczył się do tyłu, otrząsł się i ruszył w dół zbocza z mieczem w dłoni i żądzą mordu w oczach, gdy magiczne światło przyzwane przez druida rozświetliło ciemności, ułatwiając awanturniczym powierzchniowcom ponurą potyczkę.

Nadciągało więcej orków, gdy... Ryk smoka rozerwał powietrze. Niestety była to tylko czarodziejska iluzja Katona, która przeszła niemal niezauważona w szaleńczym tańcu śmierci. Amira zaczęła słabnąć pod naporem orczych ciał. Okrutne wyrazy powykrzywianych plagą pysków wyssały z niej całą odwagę. Szarpała się i wyrywała na darmo. Smocze oczy zaszły mgłą. Drapana pazurami padła, a krew wokół jej ciała płynęła strumieniami. Ten sam los miał czekać Shillen i Mawashiego, jednak elfka zwinnymi ruchami wymykała się od potwornych łap, a mnich odwlekał nieuniknione tak długo, jak tylko mógł. W końcu jednak runął z łomotem na kamieniste podłoże.

Przez głowę powalającego kolejnego orka Hargara przeszła nowa myśl. Zrozumiał, że nie będzie mógł zbyt długo utrzymać tego huraganu ciosów. Jego ramię osłabnie, zabraknie mu tchu, zmęczy się i osłabną jego ciosy. Kątem oka ujrzał szamana orków, przywołującego płomienie i podstępne zaklęcia na zgubę jego towarzyszy. Oczy Hargara zapłonęły jak węgle. Oczy cywilizowanego człowieka, choćby najbardziej nieokiełznanego i gwałtownego, nie płonęłyby tak intensywnym blaskiem. Zrozpaczony skoczył ku czarnoksiężnikowi, a jedynym, który zauważył odważny manewr Skandyka, był Anlaf, Anlaf wciąż pamiętający Oskara. Otoczony przez wrogów druid zwężył powieki i wymówił sylaby zaklęcia.

Hargar pomknął jak wiatr. Szaman otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, cofając się gwałtownie. Barbarzyńca uderzył na niego jak burza. Nie jak zwyczajne ludzkie ciało, a jak ożywiony, myślący metal, jak senny koszmar. Uścisk jego żelaznych palców i okrutny wyraz twarzy sprawił, że czarownika opuściła cała odwaga. Dopiero po chwili barbarzyńca zauważył, że białe dłonie czarnoksiężnika zostawiły na nim palący skórę czarny ślad. Orkowie, którzy dzisiaj stracili już jednego przywódcę, zamarli w bezruchu. Zapadła nerwowa cisza.

-Dosyć! - Katon uniósł swoją laskę wskazując Rashada i Amirę. - Nie potrzeba więcej krwii. Pozwól ich opatrzyć, a ten ogromny wojownik puści cię wolno. Rozejdziemy się w pokoju, jak było ustalone! Shillen, ulecz ich! - elf czekał na reakcję szamana, kątem oka obserwując zbliżającą się powoli ścianę ognia i dymu….

- Jak tak ładnie prosisz - drowka fuknęła w stronę w stronę czarodzieja, jednak biorąc pod uwagę ich sytuację na tym skończyła swoje przedrzeźnianie się z elfem. “Jakbyś trzymał język za zębami nie trzeba byłoby nikogo leczyć”, pomyślała.

- Wwwrrrry. Drgniecie a rozerwę! - Warknął i napiął mięśnie rąk, karku dając znać, że ma dostatecznie siły na taki przejaw siły. Hargar nie dawał znać, że rany mu doskwierają i wystarczy go raz a porządnie walnąć a będą mieli problem z głowy.

Barbarzyńca nie raz był w takim stanie podczas wielu walk i starć. Wiedział jak utrzymywać formę i jak dozować siły by nie paść.

Z jednej strony cieszył się, że elf pierwszy zaczął mówić chociaż miał obawy co do ich skutku po ostatnim jego aroganckim popisie. Hargar miał nadzieję, że znowu go nie poniesie.

Para leżących Viridistańczyków była cennymi sprzymierzeńcami w planach północnego wojownika. Ci którzy najechali jego kraj byli zarazem uzurpatorami i mieli wspólny cel pozbycia się ich. Warto więc by negocjacje się udały i dało się ich uratować.

- Zgadzacie się! - wyrwał się jeden z orków, podciągając za duże spodnie.

- Zgadzamy się, głupcze - odwarknął drugi. - Zgadzamy się! - powtórzył głośno. “No tak”, pomyślał Katon, “przecież szaman ma wyrwany język”.

Hargar obserwował orków czy aby nie chcą zdradzić. Zerkał i starał się wyczuć szamana czy on nie wykombinuje jakiejś niespodzianki. Barbarzyńca gotów jest zmiażdżyć szamana jak coś pójdzie nie tak. Zerknął w kierunku sadzawki. Ocenił szybkim spojrzeniem drogę, którą będą musieli przebyć do wolności.

Shillen podeszła do ciężko rannych Rashada i Amiry, gdy orkowie odstąpili. - No, mało co, a nie byłoby czego z was zbierać - odezwała się do rannych i zajęła się ich leczeniem. Niepewnie zbliżyła się do Rashada i… Wyczuła puls. Nikły puls. Iskierkę powolnego życia, którą roznieciła magią. Para Viridistanu tym razem wyszła nietknięta z, wydawałoby się, śmiertelnych opresji. Hargar puścił szamana wolno. Orkowie zabrali swój podeptany sztandar i zwiali jak psy z podkulonymi ogonami. Płonąca chmura petryfikujących oparów powoli dogasała. Awanturnicy stali pośród martwych orków - ponurych dowodów nic nie znaczącego zwycięstwa na krańcu świata, gdzie zmuszeni byli wieść niesamowity, koszmarny żywot, schwytani jak króliki w jedną pułapkę.

Wszystkie ważne informacje zostały przekazane w komentarzach.

Zapraszam do Dokumentu.

Co robicie?

Deadline:
02.02.2017.
 
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 28-01-2017, 11:06   #27
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Anlaf odetchnął z ulgą po czym zwrócił się z uśmiechem do Hargara. - Niezły pokaz wielkoludzie. Nie raz widziałem co potrafi w walce skandycki wojownik, ale to było naprawdę rewelacyjne. - Po czym odwrócił się w stronę miejsca w którym stał posąg Gorklu dodając: - coś mi się widzi, że na tej wyspie nawet kamienne posągi chętnie wystrychną nas na dudka.

Gdy orkowie wyszli wojownik z północy usiadł ciężko na ziemi.
- Uczono mnie latami do walki. Gdybym był kiepskim wojownikiem nie mógłbym odzyskać wolności mojej krainy i odzyskać korony moich przodków. - Popatrzył po wszystkich i oparł się o ścianę.

Rashad powoli wstał, zbierając siły. W duchu był wściekły - na Katona, na to jak jedno zaklęcie szamana wyeliminowało go z walki, na zniknięcie Gorklu, był jednak zbyt zmęczony i przytłoczony bliskim kontaktem ze śmiercią z rąk potwornych przeciwników - który to już raz w tak krótkim czasie - by dać upust wściekłości... Niepewnym spojrzeniem obrzucił znikające w wyjściu z jaskini orki.
- Drugi raz radzę zostawić dyplomację tym, którzy się na tym znają, jak Amira albo Minerva - syknął do Katona. - A tobie dziękuje Shillen. - W stronę elfki posłał słaby uśmiech.

Katon popatrzył bez słowa na Rashada po czym wzruszył tylko ramionami. - Orki... kto zrozumie te bydlęta… - po czym kiwnął głową do skandyckiego wojownika z szacunkiem i poszedł wypoczywać do obozu. Zboczył jednakże na podwyższenie, by zwyczajowo, odprawić rytuał wykrywający magię nad ciałem zabitego orkowego wodza. Tak potężny wojownik mógł mieć przy sobie trofea o wiele cenniejsze niż głowa. Nic jednak nie wykrył.
Zebrał jednak po drodze kilka ciekawie wyglądających kawałków kości, najpewniej ofiar bazyliszka. Jako wróżbita wiedział, że szczątki takie czasem przechowywały mistyczne wspomnienia owych osób, co mogło być przydatne we wróżeniu.”Możnaby ich pomścić i upolować tego skorpioliszka…..” pomyślał i poszedł do obozu odpoczywać i uspokoić myśli struganiem małych i wielkich arkan na kawałkach kości.

Rashad powoli podszedł do zwłok zabitego wodza orków. - Gorklu zniknął, a zadeklarował mi się, że zbada amulet Awe… może wróci do rana. Chciał abym ofiarował czaszkę godnego przeciwnika jego Bogowi-Gorylowi, czy macie coś przeciwko aby była to głowa tego plugawego orczego pomiotu?

- Czemu nie, sądzę, że pierwotnemu właścicielowi już się nie przyda - Shillen rzuciła żartem do Rashada, wyciągając przy tym dłoń do wracającej do siebie Amiry. - Chodź, pomogę Ci wstać... - elfka nie darzyła szlachcianki sympatią, ale spotkanie z orkami uświadomiło ją, że mimo niechęci jaką do siebie czują, na tej wyspie muszą sobie pomagać.

Amira wyciągnęła rękę do elfki i po raz pierwszy szczerze się uśmiechnęła
- Dziękuję - odpowiedziała zduszonym głosem - tak cichym, że chyba tylko Shillen mogła go usłyszeć.

- Nie ma za co... - elfka pociągnęła za dłoń zaklinaczki podnosząc ją z ziemi - Nie spodziewałam się, że to powiem, ale nawet cieszę się, że żyjesz. - powiedziała trochę żartobliwie, po czym przeciągnęła się i ziewnęła - Cóż… dopóki na razie mamy spokój i nic nie próbuje nas zabić powinniśmy odpocząć. - upewniwszy się, że Amira potrafi sama ustać na nogach oddaliła się do miejsca gdzie przed starciem z orkami Mawashii rozpalił ogień, aby odpocząć.

- Bierz ją jeśli chcesz. Nie zbieram plugawych trofeów. - Odparł Hargar i splunął krwią na kamienie pod stopami. - Oby bogowie dali nam wypocząć bo widzę, że ta kraina tylko walką cuchnie. - Kto zerknął na barbarzyńcę zobaczył błysk w jego oku.

- Zaiste, ta wyspa jest niczym koszmar szalonych bogów, dobrze, że przynajmniej zesłali nam takiego potężnego sprzymierzeńca jak ty Hargarze… My przybyliśmy tutaj szukać właśnie tego miecza, Spragnionego, o którego znalezienie prosił Gorklu. - Rashad nadludzkim wysiłkiem starał się nie słaniać na nogach, zawsze musiał pamiętać kim jest... - odciął rapierem głowę Rotskara i ułożył przy miejscu gdzie znajdował się posąg Gorklu.

- Potężny Gullahu, Boże-Gorylu, przyjmij od nas tę ofiarę z czaszki wielkiego orczego wojownika, dziękujemy ci i twemu słudze Gorklu za gościnę w twoim świętym miejscu. - Powiedział z szacunkiem szlachcic, klękając.

Zdeformowana chorobą głowa Rotskara patrzyła martwymi oczami na Rashada. Jedyną odpowiedzią na jego modlitwę była wszechobecna martwa cisza. Lejąca się na kamieniste podłoże ciemna krew spływała pod buty arystokraty i pod fundament, na którym jeszcze do niedawna stał pomnik.

Hargar patrzył z kwaśną miną jak Rashad klęka i dziękuje bożkowi. Nie było mu w smak jego zachowanie, ale cóż. Ta kompania jest tak zróżnicowana. - Opowiedz mi o tym mieczu.- Zapytał Rashada gdy ten skończył. Wskazał kamień obok siebie dając do zrozumienia by siadŁ obok.

Zaniepokojony Rashad po chwili oczekiwania odszedł od miejsca gdzie stał pomnik i udał się do sadzawki w celu obmycia po dotykaniu obrzydliwego truchła orka. Po drodze odpowiedział Hargarowi
- myślę że okazanie szacunku bóstwu tego miejsca nie zaszkodzi tym bardziej, że poprosiłem Gorklu o zbadanie dla mnie amuletu mrocznego czarnoksiężnika, może sprawa rano się wyjaśni…. - Jeżeli chodzi o miecz to legendy mówią że dał on wielką moc władcy starożytnego Tlan w którego ruinach jesteśmy, spijał moc i życie pokonanych wrogów, Gorklu też nam o nim opowiadał, zgodnie z jego słowami przeklęty król czeka z mieczem w swoim grobowcu pokutując za swoje zbrodnie… - wracajmy do odpoczynku, nie mam już sił na rozmowy nawet, może kolejny dzień okaże się mniej szalony.

Patrząc na puste miejsce w którym stał Gorklu Anlaf miał ochotę puścić kilka kąśliwych dowcipów na temat decyzji o wręczeniu amuletu posągowi, czy żądania trybutu od orków. Kiedy jednak odwrócił się do Rashada szybko zmienił zdanie. Widząc w jak opłakanym stanie znajduje się się kuzynostwo i Hargar przypomniał sobie jakie więzi potrafią stworzyć wspólnie stoczone bitwy. Wyrecytował zaklęcie przywołując sporą garść magicznych jagód po czym wręczył je rannym towarzyszom zwracając się do szlachcica - Obaj z Katonem chcieliście zwiększyć nasze szanse na tej wyspie. Nie wiń elfa. Kiepski z niego dyplomata, ale nie raz jego pomysły uratowały nam tyłki i tak pewnie jeszcze będzie.

Rashad skinął głową z lekkim uśmiechem, przyjmując jagody od Anlafa - Dziękuje, bez ciebie byśmy tu chyba z głodu pomarli albo musieli na bazyliszki albo makintory dla mięsa polować. I masz rację, nie mamy czasu na przerzucanie się winą i wzajemne urazy.

Kiedy zagrożenie jakby troszkę się oddaliło, Minerva cichutko i ostrożnie zbliżyła się do ocalałych. Ujęła w dłonie instrument i podjęła kojącą pieśń snując lecznicze gusło.
“Jest bezpiecznie
jest spokojnie
serce tak czyste
oczy powolne
jest bezpiecznie
jest spokojnie
usta tak krwawe
słowa bezdomne
i tylko ten wiatr…”

Głos Minervy był słodki i dźwięczny a ciało Amiry tak obolałe, że nie przeszkadzały jej rozmowy, kamienie wpijające się w plecy, leżące wokół trupy czy nawet bałwochwalstwo krewniaka. Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła wdzięczna, że przynajmniej we śnie nie ścigały ją potwory.
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 02-02-2017, 22:03   #28
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
17

"A skarb?", pomyślała Shillen. Orkowie żyli przecież z łupiestwa. Gdzieś w okolicy najbliższych kilku, kilkunastu mil musiała znajdować się ich kryjówka, w której podczas wypraw wojownicy zostawiali łup, orczyce, ich młode i zdobytych niewolników. Choć z drugiej strony, napotkana banda mogła być równie dobrze zaledwie jedną dziesiątą większej grupy.

Kiedy Rashad obudził się rano, przez chwilę zastanawiał się, czy ostatnie wydarzenia były koszmarnym snem, jednak widok pobitego i związanego orka przypomniał mu, że nie.

- Przesłuchajmy go może, jaką siłą dysponuje jego plemię, gdzie mają siedzibę i co wie o tym miejscu, ja sprawdzę co z tym posągiem… Podszedł do miejsca, w którym znajdował się Gorklu, wciąż go tam nie było, leżał tylko cuchnący łeb wodza orków.

- Gorklu, oddałem ci amulet na przechowanie i złożyłem ofiarę twemu bogowi Gullahowi jak sobie życzyłeś! Pokaż mi się, bo uznam żeś oszust i fałszywe świadectwo swemu panu dajesz!

Mimo wezwania Rashada nic się nie stało. Nic nie zakłóciło przygnębiającej, martwej ciszy. Arystokratyczna twarz Viridstańczyka pociemniała z gniewu.

Rashad po dłuższej chwili bezowocnego oczekiwania warknął z frustracji, został upokorzony przez tę małpią wywłokę, która zrobiła z niego głupca.

- Pożałujesz tej zdrady, przyniosłeś hańbę swemu panu, jeżeli faktycznie mu służysz….

Minerva przytomnie krępowała swoją liną humanoida, po czym zadbała by nie stała mu się krzywda od poniesionych ran. Cóż… żeby przynajmniej nie stała mu się krzywda większa, szczególnie jego ustom.

- Wybacz mi te środki ostrożności, potężny orczy synu… - zaczęła wskazując więzy - ale wśród nas tyle jest przecież niewiast i taka samcza bestyja zwyczajnie nas przeraża, obiecuję z ręką na piersi… - wykonała gest - że ładnie cię rozwiążemy i wypuścimy jak tylko utniemy sobie malutką rozmóweczkę. Otóż widzisz… bardzo chcielibyśmy się bać waszego straszliwego klanu, proponuję, żebyś każdą informację podawał dziesięciokrotnie, co myślisz? Żeby było bardziej strasznie? - uniosła brew. - No to tak ilu mężnych, przerażających budzących strach w sercu orczych synów jest w waszym plemieniu? Jak daleko się znajduje? Czy żyją tam może też jakieś urodziwe orcze niewiasty a jeśli tak to ile ich jest, czy wielu młodych wojowników rośnie? Pewnie taka twierdza jak wasza wiele przewspaniałych łupów mieści? Jakie to niemożliwe fortyfikacje macie, proszę powiedz, bardzom ciekawa - bardka podsunęła się bliżej wpatrzona jak lalka w orka - pamiętaj, wszystko dziesięć razy bardziej, żebym się bała.

Shillen obserwowała jak bardka próbuje przesłuchiwać orka. Jej sposób przesłuchania wydawał się drowce co najmniej dziwny. Przypomniała sobie czasy kiedy jeszcze jako dziecko zakradała się na przesłuchania złapanych szpiegów innych drowich enklaw. Ludzie jej ojca torturowali więźniów tak długo, aż pod wpływem okropnego bólu wyśpiewywali wszystko. Nawet kiedy już powiedzieli to co jej ojciec chciał wiedzieć, biedak torturowany był dalej aż skonał. Może to dziwne hobby dla dziecka, ale Shillen jako mała dziewczynka uwielbiała oglądać te “przedstawienia”. Gdy otrząsnęła się ze wspomnień, wyciągnęła sztylet ze swego buta i podeszła do bardki. - A może ja się tym zajmę… - powiedziała obracając sztylet w dłoniach.

Minerva cmoknęła ustami wodząc wzrokiem to po sztylecie drowki to po twarzy orka.

- A mi się wydaje, że nasz silny orczy wojownik woli rozmawiać ze mną a nie sztyletem prawda? - zamrugała do orka. - No chyba że nie, to wtedy ja się ładnie usunę i pozwolę tej szanownej ciemnoskórej pannie z tobą porozmawiać przy pomocy tego to stalowego języka - wymownie wskazała ruchem oczu na sztylet Shillen - to jak będzie? Opowiadasz mi wszystko ładnie tak jak wyjaśniłam?

Struga flegmy pociekła z nosa zmutowanego przez chorobę orka. Patrzył z otwartą gębą na Minervę i Shillen, a w jego umyśle powoli kiełkowało zrozumienie. Kiełkowało jednak zdecydowanie za wolno. Za to sposób, w jaki wysławiała się bardka, sprawił, że wyprężył się dumnie, jakby zadowolony z klanu i jego osiągnięć.

- Tak! Rotgrub potężny orczy syn! Tylko pechowy jak psia mać!

- Ilu... w waszym plemieniu? - powtórzył pytanie po swojemu. - Jest nas... Eeee... Wielu! - potwór sprawiał wrażenie nie zaznajomionego z arytmetyką bardziej skomplikowaną niż liczenie do dziesięciu. Minerva musiałaby przeformować swoje pytania. - Do tego pięciorga spaślaków, ogrów. I troll, Eeef-Jerkee.

- Jak daleko? - powtórzył kolejne pytanie. - Daleko! My wyprawilim się na polowanie, święte polowanie na potwora Rhiadiraskiem zwanym. Rotgruba bolą nogi od marszu. Ale mogło być gorzej! Urger i Oghot zapadli się w bagnie, ciamajdy jedne.

- Niewiast dużo, dzieciaków też. Na Rotgruba czeka Gobgratha i mały Bruzmolk. - odpowiadał, jak umiał.

- U nas wioska. Na wzniesieniu, z palisadą dookoła. Jedna brama, dwie wieże po bokach. Mój dom…

Minerva kiwała w zrozumieniu głową dodając ochy i achy w odpowiednich momentach wypowiedzi humanoida.

- Och proszę… opowiedz mi więcej potężny Rotgrubie, jakie są największe zagrożenia tych kniei? Ta… choroba… skąd się bierze? czy jest tu gdzieś jakieś miejsce na bezpieczne schronienie dla… powiedzmy kobiet i dzieci?

- Największe zagrożenie? Przecież to mój klan jest najgroźniejszy! - rzucił bez namysłu ork.

- Nie pijcie wody z bagien. Coś z nią jest nie tak... - odpowiedział na drugie pytanie.

- Jak zostaniesz moją niewolnicą, przyrzekam ci, że będziesz bezpieczna! - zaproponował naiwnie.

Hargar siedział i czyścił broń patrząc na przesłuchanie więźnia. Nie wtrącał się póki co, ale dawał z odległości znać orkowi, że może barbarzyńca skończyć zajęcie i dołączyć do przesłuchania.

Amira czuła pustkę, coś był z nią nie tak więc siedząc w milczeniu zastanawiała się jakie mogą być jej powody. Ponuro obserwowała Katona, zastanawiając się czy nie dąży on czasem do śmierci ich wszystkich. Nie widziała w nim jednak objawów szaleństwa, z drugiej strony przez jego słowa prawie zginęła, zaś teraz po zestrojeniu się z magicznym drobiazgiem który od niego otrzymała czuła się pusta, a to nie wyglądało już na przypadek, a na działanie z premedytacją… Wiedziała, że nie może okazać swej słabości a więc na razie musi milczeć. On nie może się dowiedzieć, że tym razem udało mu się dopiąć celu i wprowadzić na ścieżkę zguby. Postanowiła więc uśmiechać się i robić dobrą minę do złej gry, a po drodze w miarę sposobności podzielić się swymi podejrzeniami z resztą drużyny.


Katon nie lubił pastwienia się nad przebrzydłymi stworzeniami jakimi były orkowie, jednak wiedział, że omal nie zginęli przez jego prędkie słowa. Tak, nie należał nigdy do mistrzów konwersacji. Wielokrotnie wpadał z tego powodu w kompleksy. Postanowił więc zrelaksować się nieco inaczej. Rozsiadł się wygodnie w okolicy wejścia do jaskini, podziwiając dziką przyrodę na zewnątrz, i przy okazji czuwając nad resztą grupy. Wiedział, a przynajmniej mógł przewidzieć, że będą zachowywać się głośno i ork w końcu skończy marnie. Elf wolałby zakończyć sprawę za pomocą sztyletu, i oszczędzić stworzeniu niepotrzebnego cierpienia, ale bronienie tłuszczy rozrywek nie zawsze było mądre.

Anlaf również nie widząc sensu w torturowaniu orka przysiadł się do czarodzieja. - Szkoda, że nie ma z nami Bellit. Być może wszystko potoczyłoby się inaczej, a i w tej dziczy pewnie radzi sobie lepiej od nas. Jak ją znam to już zyskała sobie co najmniej kilku popleczników. Myślisz, że jeszcze ją znajdziemy? - zapytał Katona.

- Całkiem możliwe. Choć tego, że zginęła też wykluczyć nie można. Być może spotkamy ją w Tlan, a być może już wcześniej powinniśmy sprawdzić trop, o którym mówił Ah-Nohol. Nie ufałem kapłanowi, zgodnie z dziennikiem Rapisa. Być może to był błąd. W tej chwili jesteśmy daleko od wybrzeża, i powinniśmy szukać jakichś śladów bytności czegokolwiek innego niż potwory i grasujące bandy orków i innego plugastwa. - Katon popatrzył, jak grupa torturuje orka. - Myślisz, że można im zaufać? Niepokoi mnie ich chciwość, ale cóż… my też nie jesteśmy bez winy. Bellit nie była aniołkiem - elf uśmiechnął się ironicznie.

- Wydaliśmy szamana w zamian za ich życia. - odpowiedział Anlaf. - Rashad mimo, że arogancki wydaje się być honorowy, a Amira też go pewnie nie zostawi. No i mamy jeszcze... hm, wspólne interesy. Jeśli jednak natrafimy na Bellit to obecność Minervy na pewno będzie kłopotliwa - druid zamyślał się przez chwilę. - Nurtuje mnie ten głos w snach. Jest gdzieś na tej wyspie, ale nie mam żadnego tropu by go znaleźć i nic tak naprawdę o nim nie wiem. Poza tym, że już raz nas uratował. Może dowiem się o nim czegoś w Tlan.

Też mam wizje. Ale moje dotyczą raczej historii tego miejsca. Widziałem Tlanitlanczyków, wyganianych z ich miasta. Stworzenia, które spotykamy przypominają mi niepokojąco potwory, które widziałem kiedyś w księgach demonologów i przywoływaczy. Skrzydlate małpy, Gorklu, mantykory czczące Pazuzu… Anlafie… orkowie czy inne śmiertelne potwory nie są największym zagrożeniem. Myślę, że zmierzymy się z demonami.

Obolały mnich zbliżył się do obradujących nad związanym orkiem towarzyszek i chwycił Shillen za ramię.

- Wyjdź lepiej przed jaskinię i upewnij się, że nie nikt nas więcej nie zaskoczy. Nie potrzeba nam kolejnych trupów. Nawet jeśli miałby to być ork.

Mawashii odszedł na bok i usiadł w cieniu, obserwując po cichu jak Minerva wypytuje jeńca.

Shillen warknęła pod nosem, schowała sztylet z powrotem do buta i wyszła przed jaskinię. Skupiła się na sprawdzeniu czy nikt nieproszony nie zbliża się do miejsca ich wypoczynku. Wydawało jej się, że sytuacja była bez zmian. Prawie. Ludzie, których ostatnio wykryła, musieli zboczyć z drogi. Lub paść ofiarą wyspy.

Przysiadła się nic nie mówiąc koło Anlafa. Nie wiedziała czemu, ale w obecności druida czuła się najpewniej wśród całej tej grupy. Była zła, że mnich odebrał jej możliwość “przesłuchania” orka, czuła się trochę jak dziecko, któremu zabrano cukierka.

Anlaf wpatrywał się w dzicz po czym spojrzał na drowkę. Wydawała się koncentrować na otoczeniu. Wiedział, że szuka czyjejś obecności. - Może znajdziemy gdzieś niedaleko zioła, których potrzebujesz. - Zaproponował. - Shillen? Wyczuwasz kogoś w pobliżu?

- Też poszedłbym z wami. Potrzebuję kilku ziół do przywołania mojego chowańca. Ten szaman wysłał wcześniejszego do otchłani... niech go zaraza - elf zacisnął zęby na wspomnienie dziwnego zaklęcia, którym orkowy kapłan potraktował jego latającego węża.

- Czyli idziemy na spacer zbierać kwiatki. - drowka lekko się uśmiechnęła, po czym zwróciła się do druida - Dziękuję, że chcesz mi pomóc przywrócić Rahnulfa, Anlafie - Shillen była przekonana, że zioła nadające się do tropicielskiego rytuału będą znajdować się gdzieś w pobliżu wodospadu spadającego z płaskowyżu do serca miasta Tlan.

- Czytałem gdzieś, że śluz z gardła bazyliszka przywraca ofiarom normalny stan. W ten sposób bazyliszki się żywią. Nie jedzą kamieni. Koprolity w jaskini pod wpływem ognia i tych dziwnych zarodników zaczęły się zmieniać, i wydzielać na powrót coś, co również zamieniało w kamień… wydaje mi się, że gdyby znaleźć odcięty łeb… można by spróbować odwrócić proces petryfikacji - czarodziej patrzył na miejsce ich przedostatniej walki.

- Bagno konserwuje. Łeb wciąż może tam leżeć… w stanie takim, jak wczoraj… - elf z przyzwyczajenia podparł się pod brodę, marszcząc brew.

- A kogo chciałbyś odczarować? - spytała ze zdziwieniem drowka - Nikt z nas przecież nie został zamieniony w kamień.

- On wciąż tam gdzieś jest. Następny może być ktoś inny. Warto byłoby mieć coś na zapas. No i zdaje się… kilka z tych rzeźb można by odczarować. Pewnie powiedzieliby nieco wiecej, niż ta zielona paskuda nad którą się tam w środku pastwią… ale co ja tam wiem - elf zachichotał.

W ciszy ciemnego bagna nie drgał ani jeden liść, nie odzywał się żaden ptak. Dżungla stała taka cicha, jaka musiała być przed stworzeniem człowieka. Jednak było to tylko złudzenie, śmiertelnie niebezpieczne złudzenie... Niespodziewanie potworny ryk w gęstej czerwonej mgle - bliżej niż by się tego spodziewali, za blisko! - oznajmił przerażająca gadzią cierpliwość skorpioliszka, przepełnionego nienawiścią i chęcią zemsty na tych, którzy przywłaszczyli sobie jego legowisko. Z oczyma gorejącymi niczym u wilków zagnanych w pułapkę, Katon, Anlaf i Shillen stali sparaliżowani strachem, gdy znajoma bestia, z odrodzonymi głowami i skorpionim ogonem, ruszyła jak huragan prosto w ich kierunku.


“Nie bójcie się. Macie piękne oczy. No już, już. Popatrzcie...”, mówił głos małej dziewczynki świdrujący w ich głowach. Nie zdążyli odwrócić wzroku. Katon i Shillen zapatrzyli się w oczy bazyliszka, w lepkie, zielone spojrzenie, które ich przeszywało wściekle. Ich stopy stawały się coraz cięższe. Wpierw pomyśleli, że grzęzną w bagnie, jednak prawda była straszliwsza - zamieniali się powoli w kamień.

Anlaf nie został usidlony w ten ponury sposób - pieśni i opowieści z jego ojczyzny, Doliny Starożytnych przygotowały jego umysł na gorsze widoki. Ślepym trafem, raczej dzięki szczęściu niż zręczności, uniknął również pchnięcia żądłem ociekającym trucizną.

- Uciekaj! - krzyknął rozpaczliwie Katon do Anlafa. - Odwrócę jego uwagę zaklęciem!

Gdy kamieniejąca Shillen wykonywała ostatnie rozpaczliwe cięcia dwoma mieczami, wprawny w iluzji Katon przywołał złudzenie wielkiego lustra, wprost naprzeciw pokracznego cielska skorpioliszka. Potężne łby potwora spojrzały na swe odbicia z inteligentną wściekłością. Urok sprawił, że zaskoczona bestia zastygła w miejscu z przerażenia, jednak nie zamieniła się w kamień - złudzenie lustra nie było częścią materialnego świata i dawało tylko złudzenie lustrzanego odbicia. Mimo to sprytne zaklęcie - ostatnie, jakie miał rzucić Katon przed petryfikacją - kupiło Anlafowi i pozostałym awanturnikom czas niezbędny do ucieczki.


Kiedy nurkowaliście jeden po drugim w lodowatej wodzie podziemnej sadzawki, za wami rozlegały się straszliwe głosy, głosy wydobywające się z łuskowatych gardzieli, nie przypominające niczego, co mogłoby wydać z siebie jakiekolwiek ziemskie stworzenie. Co czujniejsze uszy wychwyciły także przeraźliwe łkanie orka zostawionego przez was na pastwę pięciogłowej bestii...

Nawet najlepszy pływak nie wytrzymałby tak długo pod wodą. Sukces zawdzięczaliście jedynie magicznemu przedmiotowi Minervy. Cali mokrzy po przepłynięciu klaustrofobicznie wąskiego podwodnego tunelu zapuściliście się po omacku przez podziemny tunel, którego każdy zakręt był dla was obcy, każdy zakamarek mógł skrywać niebezpieczeństwo. Nie wiedzieliście, czy drżycie od zimna, czy od świadomości ryzyka, jakiego się podjęliście. Nie uważaliście się za przesadnie strachliwych, musieliście jednak przyznać, że w sytuacji, w której się znaleźliście, nerwy zaczęły wam jakby puszczać. Wypatrywaliście w atramentowych ciemnościach bliźniaczych ogników płomiennej nienawiści, jakie mogłyby należeć do orka, jaszczuroludzia, gnolla, mantykory czy czegoś znacznie gorszego...


- Kuzynku, patrz, powierzchniowcy! - przez szum rzeki przebił się wysoki i piskliwy, ale ciepły, przyjazny głos dochodzący z nad waszych głów. Sygnet Rashada oświetlił dwie sylwetki stojące na kamiennym moście nad wami, zbudowanym nie wiadomo ile wieków temu. W pierwszym odruchu napotkani próbowali umknąć przed światłem, ale wkrótce wyszli wam naprzeciw. - Może mają do jedzenia coś lepszego niż żądlaka czy raka, tam na górze dobrze ponoć karmią - powiedział większy, gotów wam pomóc wdrapać się na skalisty brzeg podziemnej rzeki.

Musieliście przyznać, że dziwna to była para. Większy - entuzjastyczny rudzielec ze zjeżonymi włosami - wyglądał jak niekształtny, garbaty olbrzym, cały w łachmanach, z czworobocznym nosem, lewym okiem malutkim, skulonym pod krzaczastą brwią, zaś prawym przykrytym ogromną brodawką. Przyjacielski uśmiech tworzyły dwie popękane wargi, między którymi wystawał jeden kieł. Mniejszy z dwójki z całą pewnością był gnomem. W odróżnieniu od kompana wyglądał nie jak jaskiniowiec, a jak podróżnik gotowy do ciężkiej wyprawy. Mimo tych wszystkich przeciwieństw oboje mieli w sobie coś niewytłumaczalnego, co od razu nasuwało na myśl myśl nieprawdopodobną - że stanowią jedną rodzinę.


Co robicie, co mówicie?

Deadline: 09.02.2017


 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 05-02-2017 o 11:13.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 05-02-2017, 15:27   #29
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Rashad z niepokojem rozglądał się po podziemnym tunelu rzeki i nasłuchiwał odgłosów mogących oznaczać kolejne śmiertelne zagrożenie, po ostatnich wydarzeniach jego nerwy były napięte do granic wytrzymałości. Czy jego przeznaczeniem, zamiast posiąść skarby starożytnych i odbudować potęgę rodu, było sczeznąć zapomnianym w żołądku któregoś z potworów, których pełna była ta wyspa? Zastanawiał się, jak Barakisowi udało się przeżyć tyle podróży w dzikie rejony, w opowieściach wszystko było prostsze. Żałował, że mąż Amiry nie wybrał się z nimi, niestety obowiązki zatrzymały go w Mieście-Państwie.

Podskoczył aż kiedy usłyszał słowa w ciemności, gotów do przywołania ochronnej magii i swojej broni. Przyjrzał się przybyszom rozświetlonym przez jego światło, którzy deklarowali przyjazne zamiary… dziwaczna para, gnom wydawał się potencjalnym sprzymierzeńcem w walce o przetrwanie, natomiast ten dzikus… Rashad nie zdziwiłby się, gdyby lubił ludzkie mięso.

- Witajcie, jestem Rashad Al-Maalthir, wraz z towarzyszami badamy te podziemia. A z kim mamy przyjemność i co panów sprowadziło w to mroczne miejsce? - powiedział maskując nerwy i nieufność za swoimi manierami.

- Doprawdy? Co ty mówisz kuzynku? Są tu powierzchniowcy? - gnom przerwał swoją robotę polegającą na odczytywaniu inskrypcji na jednej ze ścian i podszedł bliżej, zakładając na oczy swoje gogle. Jednym ruchem palca przekręcił on okrągły przedmiot, będący szkłem powiększającym w mosiężnej oprawie. Ogromne, powiększone przez szkło oko, i perkaty nos zbliżyły się do twarzy fircykowatego wojownika.

- Niewątpliwie, jest to człowiek Grastiku. Pachnie jak zmoczona kura, wygląda jak zmoczona kura, ale gada jak elf! - zaśmiał się gnom - pomóż im wyjść, może dowiemy się czegoś ciekawego.

Kiedy awanturnicy stanęli na moście, zobaczyli, że po jego jednej stronie są kamienne schody prowadzące ku górze, a po drugiej długi, prosty tunel jakby podziemnej świątyni. Z obu stron rzeki ciągnęła się skalista półka, którą można było kontynuować podróż. Na moście i pod nim walało się wiele najrozmaitszych rzeczy codziennego użytku, zupełnie jakby służył nie jako przejście z jednego brzegu rzeki na drugą, a jak dom. Najbardziej charakterystycznymi przedmiotami były wędki, dużo wędek, sieci i innych przyborów pasjonata wędkarstwa, jakim niewątpliwie musiał być któryś z napotkanych. Skomplikowane mechanizmy odróżniały te narzędzia od tych, którymi posługiwałby się przeciętny wioskowy rybak.

- Kura? - zapiszczał Grastik. - Kurkę to bym wciągnął z miłą chęcią, i to niejedną... - oblizał się. - Witajcie na moście Grastika! To jak, macie coś do jedzenia?


Rashad wzdrygnął się lekko na słowa gnoma i jego nos ocierający mu się o twarz. Prawdą było że po kąpieli zazwyczaj dbający o swój wygląd szlachcic wyglądał i śmierdział okropnie, musiał doprowadzić się do porządku, niestety łaźni raczej w tych ruinach nie znajdzie...

- Jesteście więc krewniakami, ciekawe, choć chyba dostrzegam pewne rodzinne podobieństwo - mam jednak wrażenie, że nie podróżujecie razem po tych podziemiach?- pozwolił sobie pomóc w wejściu, cały czas będąc jednak gotowy do działania, gdyby była to pułapka.

- Nie. Ja w ogóle nie podróżuję. Uwierzcie lub nie, ale Orryn przybył tu z odległych Dzikich Krajów, aby odwiedzić kuzyna!

-Witaj Grastiku, czy to twój dom? Zapytał Rashad widząc, że olbrzym nie jest nastawiony wrogo. - Jeżeli chodzi o jedzenie, nie ma mamy w tej chwili nic przy sobie, zabrały je nam trzy mantykory... trzeba przyznać, że ta kraina roi się od potworów.

- Mój, mój. Biedulki jedne, jedzonka nie mają - zapiszczał Grastik zawiedziony. - Pewnie jeszcze na moje się czaicie, ale dzisiaj słabe branie, a żądlaki przepłoszyliście tym światłem pewnie aż do zakrętu rzeki.

Hargar unosił się na wodzie. Odetchnął głęboko i złapał za jeden ze swoich czekanów by wspiąć się na górę. Gdy zobaczył i usłyszał znieruchomiał, czekając co się stanie. Gdy Rashad został bezpiecznie wyciągnięty barbarzyńca dalej zabrał się za wspinaczkę.

- Kim jesteście? - Burknął Hargar. Niby wspomniał czyj jest ten most ale jednak. Schował swój czekan i był gotowy na walkę swoim mieczem. Czujnie przyglądał się zachowaniom i ruchom dwójki dziwnych nieznajomych.

-Jak to? Nie wiecie kim jesteśmy? To jest Grastik Hammerclay, genialny alchemik, i mój daleki kuzyn. Macie zaszczyt gościć właśnie w jego domu… - Orryn spojrzał na ociekających wodą awanturników - choć na waszym miejscu wpierw wytarłbym dobrze buty… - zachichotał i kontynuował dalej - mnie zaś chyba nie trzeba przedstawiać, choć przy tej ciemności uznam, że nie widzicie mnie po prostu dokładnie. Jestem Orryn Hemanostramus, słynny wynalazca z Thunderholmu. Jako ludzie cywilizowani, musieliście na pewno słyszeć o moich dziełach? “O obrotach sfer i wielościanów”...? Albo dysertację o wpływie pochyłości na popęd seksualny drobiu? - gnom zaczynał się rozkręcać - albo może widzieliście na własne oczy moje chemiczne soczewki teleskopu w Thunderholdzie?
https://www.google.com/url?q=https://dd5wohfwyspagrozy.obsidianportal.com/wiki_pages/thunderhold&sa=D&ust=1486307119828000&usg=AFQjCNHm R7lP0OCGjtU03sgSK4Xxfb7A3w



- W moich stronach nie słyszałem o was panie Orryn i Panie Grastik. Jam Hargar. - Barbarzyńca zauważył, że ta dwójka bardziej niż niebezpieczna to chyba jest pokręcona. No ale przyjaciół nie znajduje się takich jak w marzeniach. Często w niepozornych ciałach może ukryta być moc.

Hargar po przedstawieniu się dźwignął Minerwę a następnie Amirę na suchy teren.
- W co mamy niby buty wytrzeć?- Zapytał zdziwiony i rozglądający się barbarzyńca.

- W cokolwiek, proszę - Grastik podał jakiś gałgan.

Minerva uśmiechnęła się do Hargara.

- Och siłaczu… dziękuję. - Bardka przeciągnęła się, wylała wodę z instrumentu i zaczęła grać.
“Nie ma, nie ma wody na pustyni, a wielbłądy nie chcą dalej iść
Czołgać się już dłużej nie mam siły, o, jak bardzo, bardzo chce się pić
Nasza karawana w piach się wciska, tonie w niej jak stutonowa łódź
Nasz kapelmistrz patrzy na nas z bliska, brudne włosy stoją mu jak drut
Nasz kapelmistrz pije stare wino, w oczach jego widzę dziki blask
Spił się już dokładnie tak jak świnia i po tyłkach batem bije nas”

Im dłużej pieśń trwała tym mniej wody pozostawało na rzeczach i ubraniu kobiety. Amira widząc co się dzieję zbliżyła się do bardki, mając nadzieję, że i ona zostanie osuszona...

Mnich stał i ociekając wodą, przyglądał się niknącym w ciemnościach falom. Dręczył go los straconych towarzyszy, ale nie mógł w tej chwili pozwolić sobie na oglądanie się za siebie. Zbliżył się do reszty i ukłonem powitał przyjacielskich nieznajomych. Ożywił się, gdy usłyszał przechwałki Orryna:

- Co prawda nie zdarzyło mi się natrafić na twe dzieła, lecz chętnie przedyskutuję tematy przez nie poruszane, jeśli okoliczności na to pozwolą.

- Wspaniale Minervo, czy twoja piękna pieśń może osuszyć nas wszystkich? Rashad chętnie skorzystał z możliwości wysuszenia. Widząc, że obcy im nie zagrażają (jeżeli już, to raczej odwrotnie) poczuł się bardziej pewny siebie. Wysłuchał z uwagę słów Orryna.

Bardka uśmiechnęła się i skłoniła głowę nie przestając grać, za sprawą czego, ubranie Rashada powoli stawało się suche.

- Mistrz Orryn….. słyszałem nieco o twoich badaniach, zaś Thunderhold jest mi znane, w Mieście-Pańśtwie trudno znaleźć lepsze wyroby kowalskie niż tamtejszych mistrzów…- kontynuował szlachcic.

- Czyżby twoje badania zaprowadziły ciebie na tą wyspę? Doprawdy jest to miejsce pełne osobliwości lecz i śmiertelnie niebezpieczne, straciliśmy większość towarzyszy naszej pierwotnej wyprawy w poszukiwaniu pozostałości pradawnej cywilizacji Tlan. Ty też zakładam sam tu nie przybyłeś... - Rashad zastanawiał się nad tym, co potrafi ten ekscentryczny gnomi uczony, bez szczególnych talentów raczej nie dotarłby aż tutaj. Strata Shillen z jej zdolnościami łowczyni i Katona z jego wiedzą i magią, były dla nich poważnym osłabieniem. - Wiecie może wraz ze swoim kuzynem coś o topografii tego miejsca i istotach je zamieszkujących?

- Cieszy mnie niezmiernie, że trafiłem na ludzi cywilizowanych, i obeznanych z nauką - gnom uśmiechnął się od ucha do ucha i sprawiał takie wrażenie, że gdyby był psem i miał ogon, merdałby nim radośnie, szczególnie po usłyszeniu słów o znajomości jego badań. - Co do tego miejsca…Tropikalna wyspa, charakterystyczna dla ziem położonych w pobliżu równika. Najpewniej zamieszkała przez prymitywne istoty, z technologią na poziomie paleolitu… typowa flora, małpy, kolorowe ptaki, ziemnowodne gady, jak to w dżungli - gnom wyrecytował formułkę, jakby czytał z podręcznika do archeologii.

- Nie interesują mnie prymitywne kultury zamieszkujące tą wyspę, tylko te, które ją zamieszkiwały wcześniej. A przy okazji odwiedziłem kuzynka, co nam się jakoś tak… zapodział - gnom zerknął na Grastika - a wracając do gubienia towarzyszy, świetnie was rozumiem. Odkąd tu jestem, zgubiłem w tym buszu kilkunastu, choć nie nazwałbym ich w sumie… towarzyszami.

Rashad skinął głową gnomowi, sprawiając wrażenie zainteresowanego jego słowami.
- Mamy więc podobne doświadczenie, czy twoja wyprawa nie była z Miasta Suwerena, podobnie jak nasza? Nas właśnie interesują starożytne kultury niegdyś tu zamieszkujące, aktualnie jak pewnie zauważyłeś te ruiny wcale nie są niezamieszkane. Znaleźliśmy punkt widokowy z którego dostrzegliśmy grupy miejscowych dzikusów, gnolli i jaszczuroludzi w ruinach… czyż twój kuzyn, który jak rozumiem tutaj zamieszkuje, nie ma wiedzy na temat tych ruin, np dokąd prowadzą te schody na górę, a dokąd dojdziemy idąc prosto tunelem, który podobno prowadzi do grobowca pierwszego króla Tlan Tecutli-Lelem-Mayela? Tak nam przynajmniej powiedział ożywiony posąg Gorklu, sługa Boga-Goryla Gullaha. - Rashad rozejrzał się czujnie dookoła jakby bezskutecznie próbując przeniknąć otaczające ich ciemności.
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 07-02-2017, 19:32   #30
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
- Czy to ludzie, czy pso-ludzie, czy ludzie-jaszczurki - zaczął Grastik - wszystkie się mnie boją, ha! Biorą mnie za demona z najgłębszych warstw Otchłani. Nie postawią stopy na moim moście choćbyście im grozili śmiercią - brzydal wypiął dumnie pierś i zapiszczał ze śmiechu. - Kto by ich zrozumiał... - rzucił w powietrze, jak gdyby nie do końca zdawał sobie sprawy ze swojej... Odmienności.

Paskudny olbrzym spojrzał ku schodom.

- Nad nami znajduje się wielka świątynia jakiegoś złego boga. Tyle wiem. Nigdy nie wybierałem się schodami w górę, to ponure miejsce, święte dla Tlanitlańczyków...

- Nie widziałem nigdy gadających posągów, ale ten, który spotkaliście, chyba dobrze mówił. Tam - wskazał na tunel - znajdziecie niejeden grobowiec ze starożytnych czasów.

- Gadający posąg, ciekawe... Nie jestem tak biegły w wysokich kunsztach jak mój malutki kuzynek, jednak swoje o magii złudzeń wiem, jak na gnoma przystało - kiedy Grastik określił się gnomem, Orryn w duchu zaczął błagać wszystkich bogów, żeby żaden z awanturników nie zwrócił uwagi na niecodzienny wzrost Grastika. Jego kuzyn dostawał wtedy prawdziwej furii, gorętszej niż skandycki szał bojowy.

- Nie był to czasem mimik, wyjątkowo przebiegły i inteligentny mimik? - zasugerował Grastik, szukając potwierdzenia swych słów u Orryna. - Niejeden taki kręcił się po tych podziemiach, przybrawszy najrozmaitsze kształty. Ich organy są wyjątkowo smakowite, swoją drogą... - oblizał się wygłodniały paskud.

- Tak w ogóle to nie lubię opuszczać mojego mostu. To moje miejsce na tym świecie. Moje i tylko moje. Życzę wam, żebyście też takie sobie znaleźli i dali spokój z całym tym awanturnictwem. Prawdziwy mężczyzna powinien pasjonować się wędkarstwem, nie poszukiwaniem przygód. Już kiedy miałem kilkanaście lat, nie potrafiłem się obyć bez wędki. Zawsze, kiedy spotykałem kogoś nie zainteresowanego łowieniem ryb, zadawałem sobie w duchu pytanie, jak taka osoba może w ogóle żyć?

Grastikowi głośno zaburczało w brzuchu. Jego oblicze nagle pociemniało od podejrzliwości. Jedno musiało być przyczyną drugiego.

- A może jesteście tu po to, by mi zabrać mój most? Zazdrościcie mi spokoju, jaki osiągnąłem, co?!

Minerva teatralnie założyła ręce i wypięła dekolt do przodu.

- Prawda! sama zwykłam łowić rekiny! Grunt to dobra zanęta…

Grastik przez chwilę stał jeszcze z naburmuszoną miną, ale w końcu pokazał kieł w uśmiechu. Słowa Minervy przypadły mu do gustu.

- Tak... Orryn przedstawił mnie jako genialnego alchemika, ale prawdą jest, że od dobrego wieku zajmuje się jedynie udoskonalaniem narzędzi służących do realizacji mojej pasji - gigantyczny gnom wskazał kolekcję wędek ze skomplikowanymi kołowrotkami. - Nieskromnie mogę rzec, że o wędkach wiem wszystko, a przynajmniej więcej, niż o otoczeniu, w którym się znajdujemy, co pewnie was rozczaruje. Nie przyszliście tu przecież ryb łowić... Mogę wam za to powiedzieć coś o samej wyspie, hi hi! Jak myślicie, jak daleko od kontynentu Rhadamantii się znajdujecie, jak daleko od Dzikich Krajów, od Miasta-Państwa?

- Ciężko powiedzieć - odpowiedziała Amira. - Płynęliśmy wiele tygodni, miesięcy nawet, straciłam już w tym rachubę, nie płynęliśmy również najprostszą możliwą trasą, gdyż w miarę możności mijaliśmy różne problematyczne - tu zawiesiła głos myśląc o słuchających jej wypowiedzi piratach - fragmenty oceanów. Bądź więc tak dobry, szlachetny gospodarzu i odpowiedz nam na to pytanie, bom się zrobiła okrutnie ciekawa. - to mówiąc spojrzała na rozmówcę z płomiennym uśmiechem numer dwa idealnym na przedłużające się negocjacje ze starszymi mężczyznami.

- Hi, hi! Podobno w zamierzchłych czasach - zaczął Grastik, podeskcytowany faktem, że ktoś go słucha - podwaliny tej wyspy podgryzał wielki wąż morski, także w końcu popłynęła z prądem jak łódź, której przecięto cumę, w stronę krawędzi świata, przez żeglarzy nazywanej Bezmiarem lub Bezdennymi Głębiami, obmywającymi kontynent Rhadamantii, a przez czarodziejów...

- Planem Wewnętrznym Żywiołu Wody - dokończył Orryn.

- Hi, hi! Tak, tak! Choć ja wolę nazwę: Raj Wędkarza. Rzadko komu udaje się tu przybyć bez rozbicia okrętu, jeśli nie posługuje się magią godną obieżysfera. A uciec stąd bez takiej rzecz nieprawdopodobna, chyba że przekonacie maridów do waszej sprawy. Cytadela Dziesięciu Tysięcy Pereł powinna być gdzieś głęboko, głęboko pod nami, hi, hi!

Rashad wbił spojrzenie w Grastika, słuchając jego słów z fascynacją przemieszaną z niepokojem.

- Czyli jezeli dobrze rozumiem, ta wyspa położona jest na granicy Planu Materialnego i Planu Wewnętrznego Wody? Niektóre statki pojawiły się tutaj bez pomocy potężnej magii wedle mojej wiedzy, piraci i łowcy niewolników. A wiesz co oznaczają te czerwone mgły, czy one są elementem Planu Wody?

- Ta wyspa JEST na Planie Żywiołu Wody. Każdy uparty żeglarz płynący dostatecznie długo w stronę wodnego pustkowia otaczającego Rhadamantię dopłynąłby tutaj. Lecz bez znajomości tajemnych prądów morskich tej sfery, skazuje się na rozbicie o skały.

- Nie opuszczam mojego mostu od wielu lat, więc żadnych czerwonych mgieł nigdy nie widziałem, hi hi!

Kiedy Grastik odpowiedział na jego pytanie Rashad zadał kolejne.

- Mówiłeś Grastiku, że istoty zamieszkujące te ruiny obawiają się ciebie. Rozumiem więc, że miałeś z nimi kontakt, które z miejscowych plemion jest najłatwiejsze do porozumienia i najmniej wrogo nastawione wobec obcych? Podobno w tym miejscu panuje Slaykegg, król miasta Huvat Vex, słyszałeś może o nim?

Grastikowi zaburczało w brzuchu.

- Słyszałem, słyszałem... Minotaur, ogromny minotaur, hi hi! Nie wchodziłbym mu w drogę. Słuchają się go pso-ludzie i im podobni, którym wydaje rozkazy z pałacu głęboko pod ziemią. To pewnie to Huvat Vex, o którym mówicie, chodź dla mnie brzmi bardziej jak słowo z języka jaszczuroludzi. W dokładnym przekładzie znaczyłoby dokładnie tyle co... “Wielki dom”.

- Jaszczurki, pso-ludzie i Tlanitlańczycy walczą nieustannie między sobą, roszcząc sobie prawo do tych podziemi. Czy na sprzymierzeńca obierzecie sobie tych z łuskami, czy tych z futrem, czy z gładką skórą, nie ma to chyba większego znaczenia, bo i tak prędzej czy później możecie spodziewać się sztyletu w plecach. Ale jak to mówią, wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, hi hi! Kuzynku mój drogi, naprawdę chcesz tak ryzykować życiem? Nie lepiej ci tutaj zostać z Grastikiem? Obiecuję, że jedzonka będzie więcej niż dzisiaj. Jeszcze urośniesz na tutejszych rybkach, gwarantuję ci to.

Anlaf stał z tyłu w milczeniu patrząc beznamiętnie w ziemię. Oderwał na chwilę wzrok spoglądając na Mawashiego - być może ostatniego członka jego załogi, po czym znów zawiesił spojrzenie gdzieś w ziemi. Wydarzenia sprzed ucieczki podwodnym tunelem nie dawały mu spokoju. W myślach przewijały mu się ostatnie momenty życia jego towarzyszy. Czuł jak kotłują się w nim emocje. Od poczucia winy, przez rezygnację aż po gniew. Z ponurej kontemplacji wyrwało go dopiero wspomnienie gnoma o położeniu wyspy w innej sferze. Pomyślał, że tajemniczym głosem może być jakaś potężna planarna istota uwięziona przez obecnych władców wyspy. Kimkolwiek była, coraz częściej zaprzątała jego myśli. Po cichu liczył, że pomoże mu odwrócić wszystkie straty, a nawet jeśli nie to przynajmniej odesłać z powrotem do domu. Ponure myśli znów zastąpiła determinacja.

- Kuzynku, to, że tu trafili, to dla mnie nadspodziewany uśmiech losu. Wiesz przecież, że jesteśmy jedynie drobinkami w ogromnym kosmicznym planie, jaki zgotowali dla nas bogowie. Dzicy, prymitywni, potężni… maluczcy muszą sami radzić sobie z przeciwnościami losu. Muszę znaleźć tą maszynę, o której ci wspominałem. Fajnie byłoby złowić nieco rybek, i popykać fajeczkę, ale jeśli nie masz nic przeciwko temu, skorzystam z tej niespodziewanej wizyty i jeśli nie mają nic przeciwko temu, będę im towarzyszył. Zdaje się, że wypada nam ta sama droga. Ich miecze i doświadczenie, i moja pomysłowość i wiedza i kto wie….może każdy znajdzie to, co ma znaleźć? - zachichotał Orryn i zaczął nabijać swoją fajkę, kciukiem dopychając zioła wyciągnięte z kapciucha. Chwilę później puszczał już długie smugi dymu, które czasem dla zabawy formował w zawiłe wzory za pomocą prostych czarodziejskich sztuczek.

- Dobrze wam się z oczu patrzy, więc bez obaw oddaję mojego malutkiego kuzynka pod waszą opiekę, hi hi! Pst, Orryn, jeśli moglibyśmy jeszcze na słówko...

Rashad widząc że Grastik zaczyna się niecierpliwić rozmową, zwrócił uwagę na mniejszego gnoma i jego sztuczki, zastanawiając się jakimi mocami dysponuje.

- Czyli rozumiem, że straciłeś towarzyszy, a jest coś czego szukasz w tych ruinach? Myślę, że moglibyśmy połączyć siły w celu zbadania starożytnych grobowców. Twoja wiedza o sztukach tajemnych na pewno będzie dla nas przydatna, w jakiej jej gałęzi się specjalizujesz? Czy potrafisz może na przykład stawać się niewidzialnym albo przywoływać kule ognia? Ja jestem przede wszystkim adeptem sztuki szermierczej, lecz studiowałem również arkana.

- Niewidzialność jest mi znana. Wybacz, ale mój kuzyn ma do mnie słówko, więc pozwolisz, że na moment… zniknę? Porozmawiamy jeszcze o wynalazkach i wiedzy… o ile los pozwoli- zarechotał gnom po czym oddalił się by wysłuchać swojego kuzyna na osobności.

Broda Grastika dotknęła ucha Orryna. Po kilku zdaniach wyszeptanych na ucho gnomy wróciły z powrotem. Grastik zajął się wędkami, Orryn podszedł do awanturników.

Hargar nie wtrącał się do rozmowy. Chodził tylko po okolicy mostu i przyglądał się schodom i korytarzowi na zmianę.

- Proponowałbym już wyruszyć. - Barbarzyńca chciał już działać. Sporo mówiono o grobowcach władcy tej wyspy. Hargar wiedział, że często się chowa takich z ich dobytkiem. Zbrojami, bronią i innymi. Hargar chciał to sprawdzić i może coś znaleźć co pomoże mu w przyszłości w wyswobodzeniu swojego ludu.

-W takim razie zbierajmy się, podążymy dalej tym korytarzem. - odparł Rashad.

Mawashii drgnął z przerażenia, co zwykle mu się nie zdarzało. Szybko zaczął grzebać w swoim plecaku, po czym wyciągnął z niego pojemnik, w którym trzymał wszystkie swoje notatki. Otworzył go szybko i odetchnął z ulgą. Pojemnik był na tyle szczelny, że zwoje przetrwały podróż bez szwanku. Gotowy do drogi zarzucił wszystko z powrotem na plecy.

- Powoli panowie… i panie - gnom ukłonił się Amirze i Minerwie.

Orryn rozpoczął zaśpiewy koło swojej skrzyni, czasem pociesznie przeskakując z nogi na nogę i od czasu do czasu pomrukując i chrząkając groźnie. Skrzynia, ważąca dobre ponad sto funtów, uniosła się na ledwie widocznym dysku, który zaczął podążać za niewielkim gnomem.

Następnie usiadł na ziemi, rozstawiając mosiężne kadzidło. Długo odprawiał odpowiednie rytuały, paląc wonne zioła, i deklamując dziwnie brzmiące sylaby, jak gdyby usta miał pełne miodu. Po dłuższej chwili, z sufitu jaskini sfrunęła duża, szara sowa. Czarodziej podniósł ją ostrożnie, pogłaskał, wyszeptał coś do niej po czym puścił ją wzdłuż korytarza.

- Jesteśmy tylko ludźmi, jedną z nielicznych ras której bogowie nie dali daru widzenia w ciemnościach… oczywiście niech ci którzy widzą w mroku idą w przodzie, twój pierzasty przyjaciel będzie na pewno bardzo przydatny - odparł Rashad.

Korytarz zaczął pulsować słabym, zielonym światłem. Dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt, siedemdziesiąt stóp... Podłoga i ściany korytarza, którym leciała sowa Orryna, wyłożony był panelami z perłowo-szarego kamienia przypominającego marmur. Każda płyta była szeroka na pięć stóp, a wysoka tak, żeby dotykała sufitu - piętnaście stóp. W centrum każdej płyty ściennej, na wysokości pięciu stóp, w kamieniu umocowana była ludzka czaszka. Zielonkawe światło zaczęło dochodzić właśnie z ich oczodołów.

W odległości osiemdziesięciu so9tóp od początku korytarza na podłodze rozlana była wielka kałuża mazi koloru ochrowego, która na widok sowy zabulgotała i zaczęła wpływać na ścianę, aby spróbować dosięgnąć chowańca, kiedy ten będzie próbował przelecieć. Orryn powstrzymał sowę. Zanim ją wycofał, zauważył, że po stu stopach korytarz kończy się ciemnym, pustym pokojem z prostym kamiennym piedestałem, na którym nic się nie znajdowało.

Dziwaczna galareta trwała w miejscu. Nie ruszyła w pościg za sową.

Hargar przystanął i popatrzył na towarzyszy.

- Możecie jakoś ją unicestwić? Czy mam się pofatygować?- Wojownik z północy patrzył w stronę miejsca gdzie powinna być maź.

- Macie jakieś pomysły?- Dodał po chwili.

- Na wielki cyrkiel! Dobrze, że w to coś nie wpadliśmy… - gnom podrapał się w brodę. - Najszybciej będzie spalić. Tylko niepokoją mnie te dziwne… świeczniki - mruknął po czym spojrzał na dużego barbarzyńcę i szturchnął go kosturem w udo. - Mógłbyś mnie… podsadzić młodzieńcze?

Hargar drgnął i złapał się za ucho gdy dostał kuksańca. Popatrzył na gnowa ze złością, ale szybko złagodniał. Spojrzał na czaszkę pod sufitem i schował miecz na plecy.

- Mogę. - Chwycił dość delikatnie i posadził.

Gnom przyjrzał się czaszkom i zrozumiał, że światło z oczodołów pochodziło od zaklęcia, rzuconego nie wiadomo jak dawno temu.

Gnom zeskoczył na posadzkę, zadowolony z badania czaszek. - Ktokolwiek stworzył tą budowlę, miał rozmach. Tyle zaklęć tylko po to, by oświetlić korytarz… przecudnie - mruknął czarodziej.

- Ostrożnie uważajmy na pułapki magiczne lub nie, te płyty mi się nie podobają, rzućmy jakiś przedmiot zanim na nie wejdziemy… to plugastwo najlepiej spalić czarami z daleka, Amiro? - Rashad przybliżał się ostrożnie pozwalając barbarzyńcy iść przodem.

Kiedy barbarzyńca począł zbliżać się z wielkim mieczem do kałuży musztardowego śluzu, dziwne stworzenie wsiąkło w ścianę po lewej stronie, wyraźnie odznaczając pozostawionymi drobinkami mazi dwa panele z czaszkami, za którymi musiało znajdować się ukryte przejście.

Rashad rzucił swoim rapierem o jedną z dziwnych płyt mając zamiar przywołać go do ręki jeśli nie zostanie uruchomiona żadna pułapka. Kiedy ostrze uderzyło o czaszkę, cały korytarz na chwilę wypełnił się mrożącym krew w żyłach, wisielczym śmiechem, po którym na powrót zapanowała martwa cisza. Grastik wyszedł spod mostu i zbliżył się do awanturników.

- Hi hi! Robię to samo, gdy w okolicy nie ma nikogo, kto pośmiałby się z moich żartów...

- Eh kuzynku… mogłem się domyślić, że to twoja robota - zachichotał. - Tam też coś przygotowałeś? - wskazał na dalsze pomieszczenie z pustym cokołem, które dostrzegł oczami sowy - Czy tylko obejrzymy twoją pustą spiżarnię?

Grastik podniósł nieforemne ręce w geście niewinności.

- Hi hi! - uśmiechnął się brzydko, acz niewinnie. - Kuzynku, musisz uwierzyć, to nie moja robota, ale przyznasz, że efekt zacny i w naszym stylu. Do tej ciemnej komnaty nigdy nie zaglądałem. Już z daleka wygląda na pusty, ślepy zaułek. Może kiedyś stał tam jakiś ołtarz, kto go wie...

Rashad po chwili zmieszania wybuchem demonicznego śmiechu ostrożnie przyjrzał się szczelinom gdzie zniknęła galaretowata maź, szukając jakiegoś ukrytego wejścia. Musiało tu być... Tylko arystokrata nie wiedział, jak aktywować mechanizm je otwierający.

Orryn otworzył swoją przepastną skrzynię i wyjął z niej latarnię do której wlał kapkę oleju. Podpalił ją i wyregulował okienko z przodu, które rzuciło snopem światła po całym korytarzu. Gnom podszedł do miejsca, w którym zniknęła galaretowata maź i cal po calu, posługując się swoją lupą, badał przejście w poszukiwaniu zamka lub mechanizmu otwierającego drzwi.

Dwie płyty ścienne były gładkie, pozbawione jakichkolwiek zawiasów. Mechanizm, jeśli jakikolwiek był, znajdował się po drugiej stronie ściany. Orryn drapał się w głowę, a dwie pary oczodołów świdrowały go szyderczym wzrokiem. Zamyślony wdepnął przez przypadek w ochrową maź i ubrudził sobie czubek buta. Równie dobrze te przejście mogło aktywować wypowiedzenie jakiegoś hasła. Albo rzucenie odpowiedniego zaklęcia.

- Być może jakiś mechanizm jest tam - gnom podał Rashadowi lampę i wskazał puste pomieszczenie, jednocześnie dając impuls siedzącej obok skrzyni sowie, by wleciała do pomieszczenia z pustym cokołem.

- Mógłbyś… ee, Rashadzie? Ptak sam nie otworzy przejścia. Hargarze i ty, nieznany wojowniku? Miłe panie? Może się zbliżycie, w razie, gdyby ta… maź próbowała wyleźć z powrotem? Coś chyba słyszałem, że panienka używa zaklęć? Jakiej specjalności jeśli można wiedzieć? - gnom zerknął ciekawie na Amirę.

Rashad spojrzał na gnoma z irytacją, tamten potraktował go prawie jak chłopca na posyłki.

- Tak, jestem Rashad Al-Maalthir, powinieneś słyszeć o moim rodzie… Zaufamy twojej wiedzy, skoroś tak chętny do badania tego mechanizmu… Mawashi, Anlafie, chodźcie ze mną zbadać ten “ślepy zaułek”, powiedział (tonem i mimiką wskazującymi wyraźnie, że nie wykonuje polecenia gnoma tylko łaskawie zgodził się zrealizować jego prośbę) kierując się ostrożnie do sąsiedniego pomieszczenia. - Te czaszki musiały wszystkich w okolicy zaalarmować, bądźmy gotowi do walki…

Amira uśmiechnęła się uroczo, zalotnie zamrugała oczami a następnie pochyliła się w stronę Orryna.

- Jesteś pewien - zapytała patrząc na gnoma - gdy jednak ujrzała szczere zaciekawienie w jego oczach zaczęła się powoli zmieniać, delikatne rysy twarzy zaczęły się wyostrzać, gładkość zrobiła się chropowata i już po chwili całe jej ciało pokrywały gadzie łuski. - Pokazać ci coś więcej - spojrzała figlarnie i już po chwili płomienie tańczyły wokół jej dłoni by przystanąć, na pierwszy obiaw strachu małego człowieczka - ja nie jestem uczona, nie mam żadnej specjalności, jedyne co mam to krew płynąca w mych żyłach, ale i ona jest tu nie na swym miejscu - to mówiąc wzruszyła rękami - a jaka jest wasza specjalność mój szlachetny panie gnomie?

- Astronomia. To taka nauka... o gwiazdach. Projektuję też soczewki. Czy już wspomniałem o mojej pracy i alchemicznych soczewkach z Thunderholdu? No więc umożliwiają one tysiąckrotne powiększenie obserwowalnego obiektu… to jest ciała niebieskiego, które porusza się gdzieś tam, wysoko nad nami… - gnom obserwował z rosnącym zainteresowaniem zmieniającą się skórę dziewczyny - zadziwiające… mimikra? Masz to od urodzenia, czy może tak jak mój kuzyn, to kwestia eliksiru? - Orryn zasępił się nagle, i chyba wyraźnie pokraśniał. - W sumie... nie znamy się tak długo jak należy… ale byłbym zainteresowany… nieco dokładniejszymi… badaniami... oczywiście w celach naukowych.

- Nie ma problemu - odpowiedziała Amira z uśmiechem w głosie, wyczuła bowiem w zachowaniu gnoma szacunek, którego tak łaknęła dusza al-Maalithirów - gdy tylko znajdziemy jakieś spokojniejsze miejsce… jeśli chodzi o to wskazała dłonią na łuski, jest to przyrodzone w naszym rodzie, jednak nie każdy ma to szczęście byt to właśnie on został dotknięty szponem przodka… to jeszcze nic nasza babka Yesner al-Maalthir potrafiła jak nasz wielki przodek latać na własnych skrzydłach, całymi dniami opowiadała nam o pięknie nocnego nieba...

Hargar przyglądał się poczynaniom towarzyszy. Coś niezdecydowani byli i wcale się nie dziwił. Zajmowali się towarzyskim pogadankami i czuł się tu bardzo nieswojo.

- Stanę przy tym. Wyczuję zagrożenie, jeśli takie czai się na nas a wy spróbujcie otworzyć. - Zwrócił się do kompanów i stanął z obnażonym mieczem gotowy od odskoku i do walki.
 
Asmodian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172