Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-02-2017, 11:57   #21
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Waleczna niziołka

W słowach Dwalina była mądrość, jednak i Albin miał swoją rację. Im szybciej zareaguje, tym większa szansa, że komuś pomoże. Wiązało się z tym również ryzyko, mógł wpaść niespodziewanie na przeciwnika, nie zauważając jego obecności przez pośpiech. Tym razem szczęście uśmiechnęło się do wojownika i nic po drodze go nie zaatakował.
Dotarł do małej zbitki chat, spośród których wybiegła walcząca para niziołki i hobgoblina. Wielkie bydlę ryczało jak opętane i zdawało sobie niewiele robić z cieknącej z niego juchy. Unosząc broń wysoko nad głową, uderzył nią o ziemię z takim impetem, że gdyby niziołka nie uskoczyła w porę, zostałaby zmiażdżona. Natychmiast wykorzystała okazję i dźgnęła wielkoluda sztyletem. Potem kolejny raz i jeszcze raz, kiedy ten zastygł na chwilę, ściskając już pośmiertnie rękojeść maczugi. Wreszcie padł, a niziołka od razu zauważyła Albina i łapiąc oddech, pomachała mu.
- Jestem… pod wrażeniem - przyznał Albin, podbiegając do niej. - Jesteś cała?
- Cała jak placek mojej babci, co nikt go nie chciał ruszyć - odpowiedziała, podchodząc.
Nagle ruszyła ramieniem, zdawało się, żeby po prostu rozruszać stawy, ale coś strzeliło tak głośno, jakby przestawiały się w niziołce kości. Albin aż cofnął się na ten dźwięk i uważnie spojrzał na kobietę. Szybko rzucił okiem czy nie jest ranna, po czym rzekł:
- Dobra, chodź ze mną i tym razem nie oddalaj się samopas. Może teraz ci się udało, ale mogłaś zginąć...
- Co ty, jestem nieznisz... - jęknęła, stawiając krok - niezniszczalna.
- Trzymaj się za mną. Zaraz kończymy z nimi i w końcu odpoczniemy - powiedział Albin i ruszył z powrotem tak gdzie zostawił krasnoludy i gwardzistę. Miał szczerą nadzieję, że wciąż żyli...
 
Hazard jest offline  
Stary 05-02-2017, 11:44   #22
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Szafranową ścieżką dookoła wioski...
Były dwa kierunki, które mógł obrać Szafran. Przez głowę przeszło mu, że skoro ma tylko obejść wioskę, lepiej będzie skierować się na zachód, gdyż mniej więcej w tamtym kierunku uciekały goblinoidy. Jeżeli miał trafić na któregoś z nich, pewnie tak będzie najskuteczniej, szczególnie, że na południu znajdowało się morze.

Szedł z nabitą kuszą, bacznie się rozglądając. Nie mógł jednak przewidzieć tak niespodziewanego ataku, zakładając, że w ogóle chciał spotkać jakiegoś goblina. Zielony stworek zeskoczył na niego prosto z dachu, powalając na ziemię. Zaczął dusić barda, zaciskając szponiaste łapy wokół jego szyi.
Szafran na początku był zbyt zdezorientowany, żeby cokolwiek zrobić. Skąd wzięło się to goblinie ścierwo? Zaczęły spadać z nieba? Kiedy jednak zaczął tracić możliwość oddychania, przestał rozmyślać i zaczął szarpać się z goblinem.

- Złaź… Ze… Mnie! - wykrztusił, po czym sięgnął ręką po nóż, który miał przypięty do pasa. Przecież taka osobistość, taki przystojny mężczyzna o pięknym głosie i talencie muzycznym nie mógł zginąć z rąk tak przebrzydłej bestii!

Chwilę szamotali się, zanim bard był w stanie dosięgnąć broni. Czuł już, że brakuje mu powietrza. Machnął ostrzem i wbił je centralnie w szyję goblina. Rana trysnęła obficie krwią, a samego potwora spotkał los, który próbował zgotować człowiekowi, gdy charcząc, dusił się w konwulsjach. Uścisk osłabł, aż wreszcie poczwara wyzionęła ducha. Szafran cały we krwi, leżał pod zwłokami zielonoskórego, łapczywie łapiąc powietrze.

Kiedy już się ogarnął z zasobami powietrza w swoich płucach, zrzucił szybko z siebie obrzydliwe truchło goblina i wzdrygnął się. Wstał i zamierzał otrzepać się, ale wtedy dopiero zauważył, że jego piękna szkarłatna kamizela, jak i spodnie, płaszcz i w ogóle wszystko, cały on, zostały obryzgane goblinią posoką. Zaczął ciężko oddychać, a potem wrzasnął jak opętany, nie dbając o to czy zwróci na siebie uwagę innych goblinów, czy swoich współtowarzyszy. Jego piękne szaty były całe we krwi szkaradnego goblina! Jak on miał się pozbyć tych plam?! A tego odoru martwego goblina?! Kopnął ze złością truchło i krzyknął znowu z frustracji, bo ubrudził sobie całego buta. Kiedy Szafran już opanował swoje rozchwiane emocje, rzucił okiem na łuk i nóż leżące przy ciele goblina. “Co jeszcze?! Nie potrzebuję takich śmieci!” pomyślał, brzydząc się kradzieżą od tak paskudnej istoty. Co innego, gdyby to była piękna, bogata szlachcianka lub jakiś młody i urodziwy dziedzic, ale nie - to był goblin i jego goblini łuk oraz nóż. Fuj.

Szafran zebrał się więc w sobie i ruszył dalej, tym razem utrzymując większą czujność. Zaczął się zastanawiać, co robią pozostali. A potem jego myśli powędrowały w kierunku bezpiecznego Bastionu, a później jeszcze dalej, do jakiegoś odległego miasta-stolicy, pełnego wytwornych ludzi, pięknej architektury i sztuki. Tyle byłoby z jego czujności.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 05-02-2017, 12:44   #23
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Szkodniki w domu

Dwalin zajrzał do budynku i szybko oddał strzał, po czym schował się, unikając ewentualnego ataku. Niestety, usłyszał jedynie głuchy odgłos strzały wbijającej się w drewno. W tym samym czasie Gwardzista próbował otworzyć tylne wejście, ale było zaryglowane. Ucieszył się nawet na tę okoliczność, bo drzwi zamknięte były na klucz, nie zaś zaryglowane, a można było domyślać się, że przeciwnik takiego nie posiadał. Rond obszedł resztę swoje połowy domu, wywalając okna. Na końcu warknął do gwardzisty, żeby ten zrobił to samo po swojej stronie, kiedy Rond zawrócił, rozglądając się za jakimkolwiek goblinoidem.
- Wyłaźcie bo inaczej puścimy dom z dymem, jeśli nie jesteście z gobliniej hordy nic wam nie grozi. - zawołała kapłan,
- Jestem Dwalin Wręczmocny Kapłan Chantueai, Kilka razy odwiedziłem waszą wioskę z posługą kapłańską. - Dwalin blefował z podpalaniem, lecz liczył, że może ten blef wywabi ukrywających się. W końcu ślady krwi o niczym nie świadczą mogły należeć do jakiegoś rannego mieszkańca.
Krasnoludowi odpowiedziała cisza, nikt nie odezwał się na zawołanie.
Dwalin podszedł do drzwi głównych. Załomotał olbrzymimi dłońmi wyrobionymi w kuźni. Kilka razy kopnął też w drzwi okutymi butami.
- Wyłazić psie syn. - zawołał. Kapłan czekał na Kuzyna. Widział, z wieloletniego doświadczenia i szkolenia, że zapuszczanie się pojedynczego wojownika do budynków, korytarz, jaskiń, bez osłony byłoby głupotą, jaką mógłby wymyślić tylko głupiec lub osobnik pokroju ich dowódcy, który nie liczy się ze stratami i urządza zasadzki w otwartym terenie. W końcu dwóch ciężko rannych było winą tylko i wyłącznie ich “dowódcy”, gdyby posłuchał dobrych rad, wybrany byłby lepszy teren, nie byłoby wtedy żadnych rannych.
Rond pojawił się prawie jak na życzenie. Skończył obijać okna, acz dało się usłyszeć podobne odgłosy z drugiej strony.
- To gwardzista. Mało strzelców, żeby to miało sens, ale niech młody ma zajęcie. Puśćmy tę chatę z dymem i miejmy ich z głowy. To niedźwieżuk, one lubią czaić się z zasadzkami. Na pewno coś przygotował.
Dwalin pokręcił głową.
- Zakładasz, że tam siedzi niedźwieżuk, Ja nie jestem pewien tego. Rozbite drzwi i krew mogą być efektem ataku na osadę a nie działaniem niedźwieżuka. W tak bogatym domu mogą być tajne skrytki, w których kryją się ocaleni mieszkańcy. Musimy przejrzeć ten dom a nie palić go. - Dwalin zakręcił brodę. - Jeśli nie pojawi się nasz pożal się.. Dowódca, wchodzimy. - zastanowił się dosłownie chwilę - Pieprzyć go, wchodzimy. Tak jak na szkoleniach w jaskiniach w wąskich przejściach, pamiętasz Rond. Jeden przodem drugi, trzy kroki za nim. - Dwalin odwiesił łuk na plecy, ujął tarczę, chwycił miecz. - Wchodzę, pilnuj moich pleców braciak.
Dwalin rozglądała się uważnie, tak uważnie, że dzięki zdolnościom jakie posiadają krasnoludy, dojrzał by nawet ukryte drzwi, o ile byłyby w części budynku zbudowanej z kamienia. Nie mówiąc już o wrogach. Nie śpieszył się, w końcu był krasnoludem, wiedział też, że i tak przepatrzy się cały dom.
Ostrożnie wkroczyli do środka. Minęli przedsionek i trafili do głównej sali. Powitały ich trzy przejścia, po jednym z każdej strony oraz schody prowadzące na górę w lewym rogu holu, przechodzące nad środkowym przejściem. Oprócz dużego dywanu na środku, wnętrze nie wyróżniało się specjalnie od przeciętnego, miejskiego domu i całość jedynie kontrastowała wyraźnie na tle niebogatej wsi rozciągającej się dookoła.
Zarówno lewe jak i prawe przejścia prowadziły do korytarzy, zaś naprzeciwko znajdowała się większa sala, którą Dwalin już widział podczas okrążania domu; gdzieś tam powinna tkwić jego strzała. Na środku pokoju widać było szeroki stół i kilka krzeseł. Niestety, widok na górne piętro zasłonięty był przez sufit, który rozciągał się na niemal całej szerokości hali. Ślady krwi kończyły się na krawędzi dywanu przy przedsionku; leżała tam nasiąknięta czerwienią szmata.
- Wpierw te po prawej. Powoli tak jak na szkoleniu. Wchodzę, sprawdzam co jest w środku, asekurujesz.. - Dwalin przeszedł na krasnoludzki. - To może być pułapka lub, jak mówiłem ukryli się tu ocaleni z pogromu. - Jeśli nie jesteście goblinami lepiej wyjdźcie by nie doszło do pomyłki! - zakrzyknął ponownie w wspólnym - możecie mnie znać bywałem tu z posługą kapłańską.
Podobnie jak poprzednio, nikt nie odpowiedział kapłanowi. Zrobiło się wręcz ponuro, kiedy wszystkie dźwięki ucichły, oprócz skrzypienia desek pod ciężkimi butami krasnoludów. Korytarz kończył się wybitym oknem, z prawej widniały dwie pary drzwi zaś z lewej nieosłonione przejście.
- Rond zatrzymaj się wejsciu do tego korytarza, Miej oko na salę. Ja zajrzę do tego przejścia bez drzwi. - oznajmił w krasnoludzkim kapłan.
Dwalin trafił do spiżarni w której unosił się zapach warzyw, owoców i suszonego mięsa. Część jedzenia leżała porozrzucana po podłodze, kilka półek było częściowo urwanych, jednak z beczek z kiszoną kapustą miała otwarte wieko, a jej zawartość również zdobiła podłoże. Ktoś zainteresował się zapasami, być może grupa goblinów przetrzebiła półki w poszukiwaniu lepszych kąsków. Znajdowały się tutaj również inne przedmioty, głównie pod północną ścianą; podstawowe narzędzia gospodarcze, przyrządy do gotowania i obrabiania żywności oraz stojak z trzema starannie obrobionymi kijami, można powiedzieć, maczugami.
Za spiżarnią znajdowała się kuchnia, która odchodziła do głównej sali: jadalni oraz pokoju spotkań. Krasnolud wrócił do korytarza w którym wciąż czekał Rond. Sprawdził pierwsze drzwi, które okazały się być zamknięte. Jeżeli dobrze pamiętał, nie prowadziło do niego żadne z okien, co potwierdził po wejściu do drugiej sali, która była miejscem sypialnianym służby. Pokoik obok stał się jeszcze bardziej zagadkowy, gdy Dwalin uświadomił sobie, że część zewnętrznej ściany z tamtej strony była kamienna, a na dachu znajdował się komin.

W tym samym czasie, Albin powrócił do domostwa, prowadząc niziołkę. Przywitał go jedynie gwardzista, który pilnował głównego wejścia.
- Krasnoludy zniknęły w środku - poinformował żołnierz.
- Eh, mogły zaczekać aż będziemy w pełnym składzie - mruknął kat, a następnie spojrzał na niziołkę. - Zostań tu z nim. A ty miej ją na oku, by znowu gdzieś nie wybrała się samopas - ostatnie słowa skierował do gwardzisty.
Chwilę później Albin wkroczył do środka domostwa, trzymając w jednej dłoni miecz, a w drugiej swoją tarczę oraz zapaloną pochodnię. Zaczął rozglądać się w którym kierunku prowadzą ślady krwi. Kiedy je dostrzegł na skraju dywanu, na wszelki wypadek nogą odwinął go, sprawdzając czy nie kryje klapy do piwnicy.
Dwalin szybko wrócił do kuzyna.
- Służbówka, magazyn, kuchnia brak wrogów. Zamknięty pokój z kamiennymi ścianami, z kominem, widziałem gdy byłem na zewnątrz, bez okien. Później wyłamie się drzwi. Pewnie jakiś warsztat, w którym potrzebny jest ogień. Teraz drzwi po prawej.
Ruszył przez salę główną w ich kierunku. Pokręcił głową widząc Albina usuwającego nogą dywan
- Tam nie będzie niedźwieżuka. Nawet jeśli jakieś wejście jest pod dywanem. Nie przykryły by klapy ponownie dywanem.
Pod dywanem znajdowała się jedynie czystsza część podłogi. Długo nie czekali, zanim na zewnątrz rozległ się cichy trzask, a za chwilę do hali wszedł gwardzista.
- Niziołka... - z trudem przeszło mu to przez gardło. - Kiedy się odwróciłem, na chwilę, niziołka zaczęła wchodzić po ścianie... Wolałem nie robić hałasu i ją zatrzymywać.
Kat zacisnął zęby, by zza nich nie wyleciało przekleństwo. Zachowując czujność ruszył po schodach na górę. Miał na uwadzę, że może kryć się tam niedźwiedziożuk, jednak właśnie z tego powodu musiał działać szybko. Może i niziołce sprzyjało szczęście, jednak i jego zapas potrafi się skończyć.
- Idź na zewnątrz i obserwuj stamtąd co ta niziołka robi - zwrócił się do gwardzisty, wiedząc, że nie może liczyć na posłuszeństwo krasnoludów. - I w razie czego asekuruj ją…
Gwardzista zasalutował i wyszedł, poirytowany tym, że przez jakąś głupią niziołkę ma problemy ze spełnianiem swoich obowiązków. Wtedy też rozległ się kolejny dźwięk, o które ostatnio łatwo w opustoszałej okolicy. Ktoś wrzeszczał na północ od domostwa, była to strona, którą obrał Szafran, robiąc swój zwiad.
Albin stanął w pół schodów, zastanawiając się, czy sytuacja może stać się jeszcze gorsza. Spojrzał na krasnoludy.
- To Szafran. Idźcie to sprawdzić, ja dokończę robotę tutaj - wydał rozkaz, po czym ruszył na górę, kontynuując swój poprzedni zamiar.
- Zaczęliśmy robotę tutaj więc ją skończymy. Nie jesteśmy twoimi chłopcami na posyłki. Rond, tak jak mówiłem sprawdzamy drzwi po prawej stronie sali głównej, potem górę. A ty nie spal domu tą pochodnią, ranni potrzebują porządnego dachu nad głową. - obcy zapominał się całkowicie. Nie był wyższym rangą kapłanem w kulcie Chantuei od Dwalina, ani starszym, z któregoś zacnych kupieckich rodów ludzkich czy też krasnoludzkich ważnych w “Złotym Kłosie”, była dla nikim. W dodatku udowodnił, że jego rozkazy powodują tylko chaos i przyczyniają się do ran podwładnych.
- Nie, nie jesteście, ale ja zostałem wybrany na dowódcę tej misji, a wy sami się do niej zgłosiliście - odparł nad wyraz spokojnie Albin. - Nie czas na dziecinne obrażanie się krasnoludzie. Tam ktoś potrzebuję pomocy. Macie wykonywać rozkazy.
- Dwalin, tam kogoś zarzynają, a tak nie krzyczą gobliny - spostrzegł Rond. - To znaczy, że będzie co zabijać, chodź...
Krasnolud nie zdążył dokończyć, gdy nagle wszyscy usłyszeli świst. Albin ledwo uniknął ciosu niedźwieżuka, który nagle pojawił się na górze schodów. Potężna maczuga rozbiła w drzazgi fragment poręczy, mijając wojownika o centymetry. Gdyby nie cofnął się w porę, a wróg miał więcej miejsca do wyprowadzenia ataku, prawdopodobnie to jego głowa teraz leciałaby na ziemię w kawałkach. Wywiązało się zwarcie, podczas którego niedźwieżuk cofał się, znikając coraz bardziej na piętrze, chowając się przed krasnoludami. Doskonale zdawał sobie sprawę, że schody były zbyt wąskie, żeby ktoś minął na nich Albina i postanowił to wykorzystać. Katowi nie udało się dosięgnąć przeciwnika żadnym ciosem i tak samo samemu nie oberwał.
“Było blisko”, pomyślał Albin. Może i on miał dzisiaj nieco szczęścia. Kat jednak wolał na rozmyślać nad tym zbyt wcześnie. Był na straconej pozycji, jednak nie mógł się teraz cofnąć. Podążył za niedźwiedziożukiem, szykując się do kolejnego ataku.
Taktyka goblinoida podziałała, krasnoludy musiały zostać na dole, a człowieka udało się wciągnąć na piętro. Kolejny, groźny cios świsnął obok Albina. Przeciwnik szczędził razów, chcąc się wycofać w głąb budynku, przechodząc obok jednego z przejść, za którym nie było nic widać. Niedźwieżukowi udało się sparować ataki wojownika, lecz gdy już znalazł się obok przejścia, nagle zawył z bólu. W jego ramię głęboko wbił się sztylet, który wyleciał z cienia. Kat wykorzystał moment nieuwagi i czynił swoją powinność, pozbawiając przeciwnika głowy. Z pokoju wyszła niziołka, która szybko wyrwała swój sztylet z ciała i wytarła o jego ubranie, a następnie schowała w dyskretnym miejscu.
Kat dyszał ciężko, nie wiedząc do końca czy to z powodu zmęczenia czy przez nagły napływ adrenaliny. Wciąż jednak było sporo do zrobienia. Nic nie powiedział niziołce, tylko spojrzał do wnętrza pomieszczenia gdzie leżały dwa trupy goblinów. Chciał powtórzyć to co powiedział jej po starciu z hobgoblinem, jednak nie miał na to czasu. Zbiegł po schodach i ruszył w stronę wyjścia. Zignorował krasnoludy i zwrócił się do gwardzisty.
- Zabezpieczcie do końca dom, ja idę sprawdzić co z tym bardem.
- Rond kończymy to co mieliśmy zrobić, Trzeba dokładnie przeszukać dom, może są w nim jeszcze wrogowie, lub są w nim żywi ukrywający się mieszkańcy osady. Mogą też potrzebować pomocy. Tak jak mówiłem wejście po prawej stronie zaglądam ty asekurujesz.. - Dwalin ruszył dalej przeszukiwać. W końcu dom musiał być bezpiecznym miejscem na sen. - Potem piętro, na koniec sprawdzimy co kryje się za zamkniętymi drzwiami.
 
Hazard jest offline  
Stary 07-02-2017, 02:05   #24
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Wioska - widmo

Pegate znów ucichło, zamieniając się w ponure, acz spokojne miejsce. Zwiadowcy wytłukli wszystkie goblinoidy, jakie zdołali znaleźć i nie ponieśli żadnych strat, przynajmniej do czasu, gdyż elf był w opłakanym stanie i żył jedynie dzięki interwencji krasnoluda, który nigdy przedtem nie opatrywał tak poważnych ran.

Ku zaskoczeniu Albina, wrzaski Szafrana okazały się być nad wymiar tego, co tak naprawdę się wydarzyło. Goblin leżał martwy, a barda zalewała jedynie krew przeciwnika i miał się nad wyraz dobrze.

Dwalin wraz z Rondem, niziołką i gwardzistą przeszukali domostwo w którym nie znaleźli żywej duszy. Na piętrze znajdowały się sypialnie oraz gabinety, strych zawalony był różnej maści gratami, a tajemniczy pokój bez okien okazał się być wędzarnią z której po otwarciu wydobył się apetyczny zapach; gdyby do tego miejsca dostały się gobliny, zapewne spałaszowałyby wszystko, nie zostawiając nawet skrawka mięsa.
Na strychu zalegało wiele dzieł sztuki, które Heve oceniła jako mało wartościowe, nie tylko z powodu panującego na wybrzeżu konfliktu. Główna sypialnia zaś, zapewne właścicieli, skrywała komodę w której jednak z szafek miała podwójne dno. Mocna konstrukcja byłaby ciężka do rozbicia, a niziołka, która próbowała się do niej dobrać, nie podołała zadaniu, odgrażając się, że jeszcze wróci jak coś zje.

Ciężko rannego elfa odłożono do jednego z pokoi, gdzie został porządnie opatrzony przez kapłana. Domostwo zawierało wystarczająco przedmiotów, by zrobić mniej prowizoryczne opatrunki; rzecz można było, iż domostwo zawierało wystarczająco zasobów, by przeżyć kolejne dni tak liczną grupą. Cała wioska musiała być pełna nietkniętego jedzenia, narzędzi i innych przedmiotów, których tak bardzo brakowało im w Basionie.
 
kinkubus jest offline  
Stary 11-02-2017, 23:09   #25
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Wreszcie za parawan dotarł człowiek-ptak, prowadzony przez gwardzistę. Z jego wyjściowej tuniki nie zostało właściwie nic, wiec z niej zrezygnował na rzecz wygodnej koszuli i prostych spodni. Bujna broda wiła się, niczym czupryna meduzy, nie skrępowana spinkami, tak bardzo kontrastowała z rysami nastolatka. Szpiczaste uszy pozwalały jednak przypuszczać, że rysy nie dokładnie oddają prawdziwy wiek przybysza.
Gwardzista usadowił go, nie zważając, czy ten chce, czy też nie, a następnie zasalutował i odszedł.
- Więc panie... - konstabl zrobił pauzę. - Podobno spadliście z nieba. Skąd przybywacie?
- Utnapisztim, akcent na drugiej sylabie - zaczął odruchowo jak to robił od pewnego czasu na tych dzikich terenach. - Nie, no co ja mówię, nie czas na grzeczności, badałem ruiny na wschód od Kłosu, pewien kupiec sprzedał mi amulet, no i za długo trochę zostałem na stanowisku, wychodzę a tam banda orków jak okiem sięgnąć, normalnie wszędzie - próbował powiedzieć wszystko na raz.

Rodrik stuknął okutą w rękawicę pięścią w stół. Był zmęczony i nie miał czasu na jakiegoś kolejnego dziwaka, chociaż nie był to raczej szpieg Hordy - zbyt niewiarygodnie się zachowywał.
- Mówisz od rzeczy Panie, powoli proszę! Pytanie Lorda Konstabla brzmiało skąd przybywacie. Wnioskuje, że raczej z dalekich stron?
Przybysz chciał coś odpowiedzieć, ale zakręciło mu się w głowie i zaczął osuwać się na krześle. Zrobił się bardzo blady i wyglądał tak, jakby miał zaraz stracić przytomność. Najwyraźniej jednak jeszcze nie pozbierał się po upadku. Konstabl wstał i chwycił go, zanim upadł na ziemię. Zawołał jednego gwardzistę i westchnął donośnie.
- Trzeba będzie odłożyć przesłuchanie na następny dzień... Spętajcie mu ręce i przywiążcie do czegoś ciężkiego, na wypadek, gdyby miał zamiar... odlecieć.

-Słusznie Panie, że środki ostrożności podjęliście, w takim razie przesłuchanie na jutro odłóżmy, dobranoc- zmęczony Rodrik ruszył do wyjścia, po drodze miał jeszcze zamiar sprawdzić czy wszystko w porządku u Długopalcego.

Perkufal siedział jak na ostrzu noża, ale zdawało się, że zwyczajnie dramatyzował, zważywszy na spokój w okolicy. Wciąż ochraniało go dwóch ludzi, którzy podejrzliwie łypali na każdego, kto zbliżył się na zbyt bliską odległość. Niziołek rozpromienił się dopiero, gdy zobaczył rycerza, którego przywitał w powszechnym sobie sposobem; rozpościerając ramiona, jakby cieszył się na zobaczenie samej Waukeen, by ostatecznie ścisnąć serdecznie dłoń. Z krótkiej wymiany zdań wynikało, że faktycznie, wszystko u niego w porządku i z rozkazu konstabla, nikt nie naprzykrzał się ani nawet nie zbliżał za bardzo do jego karawany.
Rodrik, zadowolony, że przynajmniej w tej kwestii sprawy wydawały się układać po jego myśli, udał się na zasłużony wypoczynek.
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 27-02-2017, 21:04   #26
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Gdzieś pod Bastionem

Błotnista ziemia rozchlapywała się na boki, gdy kopyta uderzały o nią w pędzie. Narastająca ulewa doskwierała coraz bardziej, ale dla Konstantyna być może stanowiła sojusznika. Goniący go patrol jeźdźców mógł łatwiej zgubić chłopaka, niestety to samo tyczyło się jego; nie był do końca pewien, dokąd jedzie. Była noc, ledwo w porę zebrał się na konia, gdy pojawiły się goblinoidy, do tego deszcz...

Nagle na horyzoncie zarysowała się łuna światła. Gdzieś na wzgórzu. Konstantyn pomyślał, że może to być obóz Hordy i należało ominąć go szerokim łukiem, jednak po chwili rozległy się krzyki we wspólnej mowie. Jakiś mężczyzna wydawał rozkazy, na górze toczył się walka. Wyostrzając zmysły niczym sarna, którą gonią wilki, chłopak zorientował się, że nie słyszy już za sobą powarkiwań pędzących worgów.

Ogłoszenie duszpasterskie:
Nastąpiło trochę zmian. Pan Elf nie gra już Szafranem, który został postacią niezależną. Zmieniliśmy również system. Zamiast Advanced Dungeons & Dragons 2ed, gramy na Warhammerze 2ed. Świat, uniwersum, pozostają te same. Plan poprowadzenia drugiej części również pozostaje ten sam.

Męczyłam się prowadząc D&D, więc postanowiłam przejść na coś, co dobrze znam i w czym się nie pogubię oraz nie potrzebuję co chwila sprawdzać zasad. Głupio mi, że nie posłuchałam wcześniej sondy :<

Dziękuję za uwagę

 
kinkubus jest offline  
Stary 28-02-2017, 17:40   #27
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Sadrax ocucił goblina, oblewając go wodą z bukłaka i próbował go przesłuchać. Goblin, jak tylko zorientował się, że jest spętany, zaczął się potwornie śmiać i krzyczy po goblińsku: - Wszyscy zginiecie! On nadchodzi, zginiecie! Zabierze was wszystkich! - a następnie się czymś przeraził i zrzedła mu kompletnie mina.
- Owszem. - pokiwał głową mag - Ale niektórzy z nas szybciej i mało przyjemnie, jeśli nie będą odpowiadać na pytania. Szczerze, to ja się brzydzę krwi i przemocy. Sam możesz pamiętać, że was uśpiłem tylko zamiast zabijać. A mogłem kulą ognistą rzucić i Piorunem Alzura poprawić… Ale ci tutaj… Zresztą, sam zobaczysz... - mag wskazał na zbliżającego się właśnie kata.
Odziana w czarne szaty, zabarwione teraz zaschłą krwią, Kat zbliżył się niespiesznie do goblina i maga. Ciemne włosy w nieładzie przykleiły się do, pokrytej ranami twarzy. Jednak teraz jego twarz ponownie przybrała niewzruszony wyraz. Walka minęła i Albin w końcu mógł liczyć na mniej odpowiedzialne zadanie.
- Znasz ich język? - zapytał iluzjonistę, jednak jego wzrok wciąż lustrował zielonoskórego. Lekko wzdrygnął się na myśl, co za chwilę będzie musiał zrobić. Nie chciał, ale mimo wszystko wciąż był jednym z członków zakonu Poszukiwaczy Skruchy i Odkupienia. Miał już do czynienia z wieloma przesłuchaniami i sposobami ich przeprowadzania. Raz nawet sam doświadczył go na własnej skórze. Nie było to przyjemne doświadczenie. Dlatego tym bardziej Albinowi nie podobało się to co miał za chwilę zrobić. - Będę potrzebował jednej osoby do pomocy… Ma ktoś pilnik?
- Znam -
odparł Sadrax Albinowi, a później dokładnie przetłumaczył jego słowa goblinowi, choć podejrzewał, że ten zna wspólną mowę. I dał mu wybór:
- Możesz porozmawiać ze mną. Albo z nim. Jeśli będzie współpracował ochronię Cię przed nim i jego metodami. Kto wie, może nawet przekonam ich, że jesteś nam przydatny i zachowasz życie. Pomóż mi pomóc Tobie. Ha, może nawet kiedyś popełnimy błąd i uciekniesz… - dał jeńcowi nadzieję - A teraz przepraszam na chwilę, muszę pomóc koledze. - przeszedł z goblińskiego na wspólny - Albin, przypilnuj proszę naszego gościa, żeby nie zrobił sobie krzywdy. Zaraz wracam - zakończył i poszedł do miejsca gdzie znajdował się ranny elf i starający mu się pomóc krasnolud.
- Ty! - wskazał na Albina, kiedy iluzjonista odszedł. - Ty morderca! Ty zlituj się nad Zork! Zabij go, zanim człowiek wróci!
Albin nieszczególnie zwracał uwagę na słowa goblina. Zamiast tego przetrząsał szuflady pomieszczenia, w poszukiwaniu przedmiotów tortur. Ktoś nieobeznany z tym fachem, mógłby mocno się zdziwić, ile pozornie nieszkodliwych rzeczy może posłużyć do brutalnego wyciągania informacji z więźniów.
- Siedź cicho - powiedział po goblińsku do Zorka. Wyciągnął z jednej z szuflad komody niewielki pilnik i przyjrzał mu się fachowym okiem. Powinien się nadać.
Oprawca podszedł do zielonoskórego. Stał nad nim przez chwilę, uświadamiając sobie, że tak właściwie nie wie o co chce go zapytać. “Ilu zielonoskórych liczy hodra?”, bez sensu, nawet biorąc pod uwagę możliwość, że goblin potrafił liczyć. “Gdzie jest Tazok?”, pytanie, którego lepiej nie zadawać, bo jeszcze jacyś narwańcy z Bastionu mogą zrobić głupie rzeczy posiadając tą informacje. Zaczął od słów, ale odpowiedzi goblina wciąż były te same: “- zabij Zorka!” czy “- litości, zabij!”. Zmusiło to kata do bardziej drastycznych metod. Zaczął od prostych, acz bolesnych tortur, które z czasem eskalowały, zadając coraz większą mękę ofierze, jednak ta nie dawała za wygraną. Goblin pragnął pożegnać się z tym padołem, można było wręcz odnieść wrażenie, że dopingował oprawcę. Ten jednak pozostawał niewzruszony i ze spokojem, nie zważając na krzyki goblinoida, kontynuował, mając nadzieję, że pokraka wreszcie się złamie.

W międzyczasie zawołany przez krasnoluda mag podszedł do miejsca gdzie ten opatrywał elfa. Dwalin dojrzał na jego ciele dziwne znaki. To było chyba pismo elfów.
- Sandraxie znasz może ten język? Wiesz co w nim napisano? Miałem zamiar podleczyć mocą Chantueai go, lecz teraz waham się.
Dawlin widział, że bez leczenia mocą bogini, elf nie odzyska przytomności do rana, jednak nie znając znaczenia symboli, wolał nie ryzykować.
- Sadraxie - poprawił mag - owszem, co nieco znam. Te dziwne znaki to elementy skomplikowanego glifu - magicznego symbolu ochronnego. Potrzebuję dokładnie przestudiować całość, żeby powiedzieć coś więcej. Myślałem o rozebraniu mrocznego i dokładnym obejrzeniu wszystkich znaków, bałem się go jednak ruszać bez Twojej pomocy, bałem się, że otworzą mu się rany. Mogę też przygotować zaklęcie, które w tym pomoże, ale to dopiero na jutro.
- Zatem z leczeniem mocą Chantueai elfa poczekam do jutra, gdy dowiemy się cóż ten glif oznacza.


- Hej, a co to ma być?! Nawet na chwilę nie można zostawić was samych - Sadrax splótł magię i rzucił czar “uśpienie” na goblina, a później odciągnął kata - Słuchaj, ten goblin bardzo się boi przeżyć, a dużo mniej boi się bólu i samej śmierci. Może damy radę to wykorzystać? Zostawmy go tu związanego, zostawiając z nim opis jego walki - jak to poddał się nie będąc nawet draśnięty.
Kat był nastawiony sceptycznie do planu czarodzieja, ale przystanął na to, sugerując, że samemu ma ważniejsze sprawy na głowie. Chciał przeszukać okolicę razem z resztą ochotników, więźnia zostawił w rękach iluzjonisty. Zresztą, to był jego więzień, więc kat przychylniej podchodził do jego prośby.

Skoro uzyskał akceptację kata, to po obudzeniu się goblina wprowadził plan w życie: - Słuchaj, powiesz nam to co chcemy wiedzieć, a pozwolę mu zrobić to czego Ty pragniesz. Nie, to zrobimy inaczej... - opisał goblinowi alternatywę.
- Czowiek gupi! On przydzie i was zniszczy! Zrobi coś strasznego Zorkowi! Zork woli umrzeć - goblin trząsł się ze strachu już na samo wspomnienie tego tajemniczego kogoś.
- Dobrze, Zork umrze jak tylko nam powie co tu robił, i gdzie są Tazok oraz ten co się go tak Zork boi, kim on jest? I gdzie ludzie z wioski?- kiedy goblin zdecydował się mówić Sadrax zapisał jego odpowiedzi i zawołał jeszcze Albina gdyby ten coś miał do dodania.
- Czowiek nie rozumie! On znajdzie Zorka nawet po druga strona! - zielonoskóry wciąż protestował.
Zanim jednak Albin był w stanie przyjść, goblin zaczął drzeć się na całe gardło. Zwierzęcy niemal wrzask, po prostu wrzeszczał bez opamiętania, aż do pokoju zbiegły się krasnoludy i ochotnicy. Sadrax po raz kolejny splótł magię i rzucił czar “uśpienie” na goblina. Dwalin chciał już wtrącić się do sytuacji, ale zatrzymał go Albin, który oznajmił, że czarodziej ma jego pozwolenie. Wszyscy rozeszli się, zostawiając ponownie oprawcę sam na sam z więźniem. Tym razem po obudzeniu zaczął od razu od tego, że:
- Ja też jestem magiem, i zrobię tak by nie znalazł Zorka.
Goblin zamrugał niepewnie ślepiami.
- Co ty robić Zorkowi? - zapytał, jakby zignorował zadane mu pytanie.
Sadrax cierpliwie powtórzył: - Ja też jestem magiem. I to robię Zorkowi. I potrafię zrobić też tak, by ten drugi nie znalazł nigdy Zorka. Tylko odpowie na pytania Zork i wszystko się skończy.
Zielonoskóry był już zmęczony. Krótkie drzemki dezorientowały, bolało go gardło, głowa i do tego wciąż czuł część prezentów, jakie zostawił mu kat.
- Zork chce po prostu umrzeć... - spojrzał błagalnym wzrokiem na czarodzieja. - Zapytajcie człowieka pod podłogą, Zork nie będzie mówił...
- Nie to nie
- odparł mag - Ty nie dotrzymać umowy, ja też nie dotrzymać. Gdzie ten człowiek pod podłogą? I co robiliście w wiosce? - Sadrax był cierpliwy jak każdy mag (no, może poza magami ognia, to raptusy w gorącej wodzie kąpani).
Następnie zawołał pierwszą osobę jaka mu się nawinęła i powtórzył to czego się dowiedział. Było tego niewiele, ale “człowiek pod podłogą” mógł wiedzieć coś więcej.
Goblin przełknął ślinę wiedząc, że jednak coś powiedział. Niewiele, ale dla NIEGO mogło to nie mieć znaczenia.
- W stronę wody dom z niebieskimi drzwiami! Już nic więcej Zork nie powie! Czarci język miesza mu w głowie!

Nagle przez okno, prawie zacinając się o zbitą szybę, wskoczyła niziołka z wymalowanym na twarzy przerażeniem.
- Ci dwaj się pozabijają!
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 08-03-2017, 23:47   #28
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Niewygodnie, och jak było mu niewygodnie i nie bardzo mógł sobie przypomnieć dlaczego. Ścierpły mu ręce a w gardle wyschło. Próbował zmienić pozycję i wówczas odkrył cóże się stało.
- Na włochaty zadek Kingu - zaklął cicho - cóż to ma znaczyć?!
Poruszył nieznacznie skrępowanym ciałem i rozejrzał się w miarę swych skromnych możliwości poszukując bezczelnego oprawcy, sprawcy jego nieszczęścia.
Pierwszy zareagował leżący nieopodal, zabandażowany mężczyzna w mundurze. Wyglądał na kogoś należącego do tej samej grupy, która spętała Utnapisztima. Ten człowiek jednak był w opłakanym stanie, nie miał jednego oka, a ręka zwisała bezwiednie na temblaku.
- Spokojnie, zajmą się tobą... - powiedział ledwie słyszalnie, męcząc gardło. - Miałeś dużo szczęścia trafić tutaj... konstabl Sparray się tobą zajmie, jak nami wszystkimi...
Kostabl? Brzmi zupełnie jak ten gość, który niedawno próbował przesłuchiwać badacza.
- No tak, spokojnie - Utnapisztim kontynuował swoją tyradę - łatwo mówić spokojnie ale ja tu się nawet poruszyć nie mogę, a tam niedaleko cała armia zielonych dzikusów czekających tylko by z nas zrobić pieczeń, albo coś… i jak ja mam się uspokoić w takich warunkach kiedy nawet kropli wody na wyschniete gardło nie dadzą i uciec nie ma jak przed niebezpieczeństwem, że już o cywilizowanych warunkach przyjmowania gości nie wspomnę… - zakończył kiedy zabrakło mu tchu i zaniósł się lekkim kaszlem. Mimo tego co mówił, rozumiał doskonale, że na nic więcej niż dobre słowo, o ile w ogóle to było dobre słowo, nie mógł w tych okolicznościach liczyć. Trudno posłucha rady i jakoś się spróbuje zdrzemnąć, przynajmniej nie będzie musiał gapić się w przestrzeń bez żadnych korzyści.
Tej samej nocy, ktoś obudził Uta, szturchając go lekko.
- Psst... - konspiracyjny szept zaczął rozmowę. - Szanowny panie, słyszałem, że przylecieliście tutaj na skrzydłach, niesieni niczym ptak...
Kiedy badacz przywyknął do ciemności, mógł zobaczyć lico rozmówcy. Był to młody chłopak, naście lat. Po uszach widać było, że ludzki.
- Czy zabrałby mnie pan stąd? To miejsce mnie przeraża... nie chcę umierać...
- Mnm, no, co, a tak - wierny sługa Enkiego z trudem rozumiał o co chodzi, głównie dlatego, że dopiero co się obudził, a resztki snu ciągle przesłaniały mu umysł mgłą niezrozumienia. - A, ja bardzo chętnie, tylko tak jakoś się poruszyć nie mogę. - Odparł szeptem, sam nie wiedząc za bardzo dlaczego. - Tylko nie wiem czy dobrze było by bardziej złościć gospodarzy, teraz tylko liny a kto wie co będzie jak nie uda się uciec.
Chłopakowi zabłyszczały oczy w przypływie nadziei.
- Więc pomożecie? Proszę poczekać, zaraz rozpętam więzy...
Zaczął kroić sznur malutkim nożykiem. Przy jego mikrej posturze i wielkości ostrza, mogło zająć mu to sporo czasu. Skoro więc i tak musiał czekać, badacz postanowił umilić sobie czas rozmową. Oprócz niej było słychać jedynie pojękiwania rannych, szum morza i cichy śpiew świerszczy.
- Cóże Cię tak przeraża? Ja rozumiem jakby i ciebie tak związali jak to ze mną zrobili ale tak to nie bardzo rozumiem, chyba nic nie przeskrobałeś co?
- Nie panie - odpowiedział, zajęty krojeniem. - Ale moja rodzina zaginęła w chaosie inwazji i...

Kolejne słowa młodzieńca zagłuszył donośny krzyk gwardzisty, gdzieś w oddali. Powstało poruszenie w całym obozie, a razem z nich dało usłyszeć się świt strzał nadlatujących z ciemności. Jedna upadła zaraz obok Utnapisztima, rozcinając jego więzy, kiedy obracał się na bok, dostrzec co dokładnie się dzieje.
- O żesz - niemal całe powietrze uszło z płuc badacza, lecz szybko się ogarnął i nie zapomniała nawet krótkiej modlitwy - Dzięki ci Anu za tę łaskę! - nim podniósł się na kolana, rozejrzał a potem łapiąc chłopaka za ubranie pociągnął go ze sobą za wozy, najszybciej jak mógł.
- No to już jasne co Cię tak przeraża… mnie też - skulił się kiedy niedaleko przeleciały kolejne strzały - to już zieloni?!
Pośród krzyków paniki i dosłownie kilku - do tego rannych - gwardzistów próbujących opanować tłum, kiedy reszta trwała przy barykadzie, kolejna salwa naszpikowała strzałami ziemię naprzeciw badacza. Tym razem jednak kilka strzał płonęło, a jedna trafiła w wóz pod którym się ukrywał, podpalając znajdujące się na nim zboże. Niemal w tej samej chwili Ut poczuł jak coś mokrego mlasnęło go po czubku nosa. Wyciągnął dłoń przed siebie, by poczuć początki nadchodzącej ulewy. Niebo rozjaśniało od błyskawicy.
- No to polatane - stwierdził badacz kwaśno po czym zwrócił się do chłopaka który go uwalniał - ja cię okłamywał nie będę, za chwile możemy umrzeć i jest tylko jedna droga więc… - w tym momencie złożył palce w dziwne, nienaturalne symbole, zupełnie jakby próbował tkać niewidzialną przędzę, szeptał też coś w tajemnym języku - módl się do Enkiego by miał cię w opiece.
Ut obdarzył zwierzęcymi zdolnościami zarówno siebie, jak i chłopca, zwiększając zwinność do niemal porównywalnej z małpią. Wokół zrobiło się nienaturalnie zimno, jakby chłód pulsował od samego czarodzieja. Młodzik popatrzył ze strachem na mężczyznę, jednak ciężko było jednoznacznie stwierdzić, czy w tej chwili bardziej bał się ataku, czy samego maga.
- Panie... co zrobiłeś...?
- Dałem nam szansę przeżyć, a teraz za mną, obyś lubił się wspinać bo długa droga przed nami - odparł badacz, a choć ręce miał dalej nieco zdrętwiałe i drżące z zimna, to natura tchórza dodawała mu sił. To był dokładnie ten moment kiedy nie myśli się o zagrożeniu przed tobą, tylko o pewnej śmierci za tobą. Tak też Utnapisztim poganiając swego nowego przyjaciela podbiegł do klifu, i wyszukując najlepszą możliwą drogę zaczął powolutku i ostrożnie z niego schodzić. Bał się przy tym strasznie, schodzenie po niemal pionowej ścianie w czasie burzy i najazdu orków było całkowitym przeciwieństwem wszystkiego czego by sobie życzył.
- No dalej złaź jeśli ci życie miłe! - Ponaglał chłopaka szeptem.
Chłopak popatrzył w dół. Przeżegnał się do swoich bogów i niepewnie, zrobił pierwszy krok...

Pomimo zaklęcia, zejście było niemałym wyczynem. Kamienna ściana była śliska od wilgoci, a wizja upadku przeszyłaby serca nawet najmężniejszych. Puszczenie klifu równało się z niemal pewną śmiercią przez rozbicie o skały w które tłukła morska fala.
Pierwszy zaczął schodzić Utnapisztim. Trzymał się kurczowo kamieni, a gdy jeden puścił, błyskawicznie chwycił się ściany. Zdawał sobie sprawę, że samemu nie zareagowałby w taki krótkim czasie i runąłby w dół. Ten odcinek dedykował magicznym mocom.
Gorzej radził sobie towarzysz niedoli. Zszedł ledwie metr i przytulił się do klifu, nie mogąc ruszyć nawet kawałka dalej. Bał się jak diabli, a badacz był za nisko, by mu pomóc; musiałby zawrócić.
- N... nie mo... Nie mogę, panie! Nie dam rady!
- Możesz, oczywiście, że możesz - zachęcał chłopaka Utnapisztim. - Popatrz tam po prawej masz skałę której możesz się złapać, teraz pomyśl gdzie postawić stopę, myśl tylko o następnym kroku a wszystko będzie proste, zobaczysz, możesz mi zaufać!
Choć po prawdzie nie ufał sam sobie, szczególnie w takich okolicznościach, ale cóż było robić, chłopak jeśli miał przeżyć dzisiejszą noc będzie musiał się postarać. W obozie przecież spotkałaby ich śmierć pewna i bez szansy na ratunek. Utnapisztima co prawda dręczyły nieco wyrzuty sumienia, że nie został i nie pomógł obrońcom, ale z drugiej strony ostrzegał, mówił jak jest, a w zamian go związali. No to niech sobie radzą jak nie słuchają głosu rozsądku, trudno, każdy kuje swój własny los.
Nie mając większego wyboru, chłopak poszedł za radą badacza. Ku swojemu zaskoczeniu, czarodziej miał rację, jego porady dawały plon obfity, gdyż po niedługim czasie, znalazł się przy nim. Wymusił na sobie lekki uśmiech, gdyż sytuacja nie należała do takich, które budzą powód do radości. Po chwili nie było mu do śmiechu jeszcze bardziej, gdyż z krzykiem przerażenia, niecały metr za nimi, przeleciała jakaś osoba. Za nią poleciała kolejna, kłuta grotem włóczni. Sycząca, jaszczuropodobna kreatura wzleciałą nad klif, ale na szczęście - przynajmniej dla Utnapisztima - szybko zawróciła, zapewne szukać kolejnych ofiar.
- Ki demon?! - zdziwił się Ut przywierając mocniej do skalnej ściany. - Dalej chłopcze, czas nagli, musimy znaleźć schronienie jak najszybciej. - To rzekłszy badacz starannie wybrał następne miejsce którego się chwycić i powoli, z rozwagą kontynuował swą mozolną wędrówke w dół klifu.
Pomimo silnie bijącej ulewy oraz coraz gładszych kamieniach z każdym metrem bliżej morza, obojgu ryzykantom udało się zejść na bezpieczną odległość z której jedynie najbardziej nieszczęśliwy upadek mógł pozbawić życia. Zeszli obok skał z których fale zmywały resztę krwi pozostawionej przez jedną z wcześniej zrzuconych osób.
Utnapisztim będąc w miarę bezpiecznym postanowił, że czas zadbać o swój komfort i zdrowie. Wziął głębszy oddech i starannie splótł dłonie w symbol Zu, demona wiatrów i pana wszystkich demonów. Zmówił krótka modlitwę po czym pozwolił magii działać.
Chłopak był w nie mniejszym szoku, jak przy poprzednim popisie czarostwa. Nie umknęło jego uwadze, jak czarodzieja przestały dosięgać krople deszczu, zwyczajnie omijając.
- To niesamowite panie, ale... co teraz? - zastanowił się młodzik.
- Teraz - Ut rozejrzał się, lecz z powodu deszczu niewiele był w stanie dojrzeć - teraz musimy znaleźć schronienie. Jeśli mamy szczęście to znajdziemy jaskinię. Wtedy, wtedy zdecydujemy co dalej, na razie ruszajmy nim te fruwające jaszczury zainteresują się co jest poniżej klifu.
Może nie znaleźli jaskini, tak trafili na wnękę w skale, do której zmieściłoby się może do czterech osób. Miejsce nie należało do najwygodniejszych, ale przynajmniej było względnie suche. Jedynie co jakiś czas fala chlustała niewielką ilością wody, podmywając brzeg wnęki.
- Dobrze, zostajemy tu do rana - zawyrokował badacz - potem zobaczę co dalej. Jesteś głodny?
Chłopak skinął głową.
- No to nie mamy wyboru - Utnapisztim zatarł ręce - wolałbym raczej coś zjeść, ale nawet jeśli coś nam się uda tu złowić to i tak nie będzie na czym tego przyrządzić.
- Mummu, matko wszystkiego, okaż nam swą łaskę, zaspokój głód swych dzieci. W imię Enkiego i Marduka, niech tak się stanie! - Słowa zaklęcia przychodzily łatwo jak zawsze, Utnapisztim czuł magię w swych dłoniach i kształtował ją zodnie ze swą wolą i naukami Najmędrszego. Po chwili nieco się odprężył, a choć jego żołądek pozostał pusty to uczucie głodu powoli ustępowało. Zanikło burczenie i pozostały jedynie dźwięki fal oraz przytłumione odgłosy toczącej się walki lub być może masakry; Utnapisztim nie mógł być pewien, niewiele widział na własne oczy.
- Postaraj się teraz odpocząć, rano zobaczę jak się sprawy układają i co możemy zrobić. - To rzekłszy badacz podciągnął nogi pod brodę i starał ułożyć się jak najwygodniej i w miarę możliwości odpocząć nieco przed nastaniem dnia.
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 08-03-2017 o 23:50.
Googolplex jest offline  
Stary 10-03-2017, 12:37   #29
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Czyżby pościg się skończył? Twierdząca odpowiedź na to pytanie na pewno uspokoiłaby skołatane nerwy Konstantyna, który nasłuchiwał, ciężko oddychając. Z nieukrywaną ulgą stwierdził, że faktycznie nikt go już nie gonił. Musieli sobie odpuścić. Tylko… dlaczego?
Wtedy Konstantyn spojrzał na wzgórze. Nieprzyjemny dreszcz przeszył jego ciało. Pomyślał, że może tam na wzgórzu działy się rzeczy o wiele straszniejsze, których nawet goblinoidy, które go ścigały, obawiały się tak bardzo, że zrezygnowały z tak łatwej zdobyczy jaką niezaprzeczalnie był. Z trudnością przełknął ślinę.
- Jak myślisz, powinniśmy sprawdzić, co się tam dzieje? - spytał, głaskając swojego wierzchowca po miękkiej grzywie.
Z mieszaniną uczuć Konstantyn postanowił powoli okrążyć wzgórze. W swoim pancerzu na pewno nie nadawał się do zakradania, ale w razie czego mógł szybko zawrócić konia i puścić się w kolejną ucieczkę. Obawiał się tego, co mógł tam zobaczyć. Z drugiej jednak strony ze wzgórza dobiegały go ludzkie głosy, więc być może ktoś potrzebował pomocy? A jakim byłby rycerzem, gdyby odwrócił się plecami od potrzebujących? No i jeszcze tliła się w nim nadzieja, że właśnie tam, na wzgórzu, spotka Fabiena.
Młodzieniec spiął konia i podjechał na wzgórek, by mieć lepszy widok na całe zajście. Z każdym pokonanym metrem, rozciągał się przed nim coraz wyraźniejszy zarys obozowiska pośród którego panowało zamieszanie. W oddali płonęły wozy pełne siana, a nad panikującymi ludźmi latały jakieś skrzydlate, humanoidalne istoty do których ledwie garstka gwardzistów próbowała szyć kuszami. Nieco bliżej, za barykadą, oddział zbrojnych odpierał frontalny atak goblinów. Najbliżej zaś, skryta nieco za zaroślami i wysoką trawą, znajdowała się grupa goblinów z łukami oraz jeden, paskudnie wyglądający hobgoblin, odziany w kolczugę, ciężki hełm i podpierający się jeszcze cięższą, kolczastą wekierą.
Nikt nie zdawał się dostrzec obecności Konstantyna.
Konstantyn zdusił w sobie okrzyk przerażenia. Zrobił to na tyle nieudolnie, że cichy, stłumiony pisk przypominający skomlenie psa wydobył się z jego ust. Przełknął głośno ślinę, wpatrując się w dziwne, skrzydlate istoty fruwające nad ludźmi z obozowiska.
Wtem jego wzrok przeniósł się na skryty w zaroślach oddział goblinów. Czyżby planowały zasadzkę? Konstantyn nie mógł pozwolić, by rzuciły się z zaskoczenia na oddział zbrojnych, odpierających frontalny atak. Wtedy na pewno byliby na przegranej pozycji! Tylko co robić, co robić?!
Był sam. Rozum podpowiadał mu, by się nie mieszał i ruszył dalej. Serce jednak mówiło coś zupełnie innego, a Konstantyn częściej słuchał właśnie serca.
Ponaglił swojego rumaka i chwycił pewnie za lancę, szarżując prosto w hobgoblina. Pośród odgłosów walki, nikt nie zorientował się w porę, by zareagować na jeźdźca. Konstantyn przebił odwracającego się hobgoblina i kiedy wyjął lancę, przeciwnik padł bez życia. Gobliny chciały zwrócić się przeciwko jeźdźcowi, ale nie mogły dosięgnąć go strzałami. Gdy Konstantyn zawrócił, za plecami goblinów wyrosła inna osoba na koniu... zaraz... albo było bardzo ciemno, albo ta osoba ujeżdżała wielką świnię. Z okrzykiem na ustach, niska postać na dziku wbiła się w gobliny, rozrzucając trójkę z nich dookoła. Brak dowódcy i zakleszczający atak wprawił zielonoskórych w panikę; zaczęli uciekać. Jeździec podjechał do Konstantyna i zdjął hełm. Okazało się, że był to niziołek z pokaźnymi bakami.
- Co tam słychać? Nudziło się na dworku? - niziołek wskazał na herb Konstantyna. - Skąd przyjeżdżasz? Widziałeś może po drodze grupę krasnoludów na dzikach?
Konstantyn siedział na swoim wiernym rumaku i wpatrywał się dłuższą chwilę w niziołka w milczeniu. Gdyby hełm nie zakrywał jego twarzy, to z pewnością dałoby się zauważyć rozdziawioną ze zdziwienia szczękę chłopaka. Po chwili jednak Konstantyn zorientował się, że raczej najmądrzejszym nie jest tak rozdziawiać gęby, bo ślina powoli zaczęła mu ściekać po brodzie.
Potrząsnął więc energicznie głową, a hełm zatrzeszczał przy tym ruchu. Potem postanowił odpowiedzieć na pytanie, które wydało mu się najmniej niedorzeczne.
- Pochodz… EKHEM! - odchrząknął, bo zaczął mówić dziwnie piskliwym głosem, jakby wciąż był w szoku, że widzi niziołka na prosiaku. - Przybywam z Królestwa Pięciu Okręgów. Było nas więcej, ale… - Spuścił wzrok, choć z zewnątrz zauważyć można było tylko delikatny ruch hełmu. - Może… Może powinniśmy pomóc tam, w obozowisku? - spytał nagle, wskazując końcem lancy w kierunku obozu, nad którym fruwały dziwne stwory.
- Ha! Powodzenia młody! Ja mam dosyć tego burdelu! - odparł niziołek. - Póki nikt nie widzi, zmywam się poszukać mojej kompanii. Macie tu paskudną inwazję, może wyciśniemy z tego trochę grosza, bo na razie to nawet kromki chleba szczędzą...
Konstantyn zmarszczył brwi. Nie do końca rozumiał, o co chodziło dziwnemu niziołkowi ujeżdżającemu wieprza, a tym bardziej nie rozumiał, jak w takiej chwili mógł myśleć o opuszczeniu tamtych ludzi w potrzebie.
- Ja widzę… - mruknął Konstantyn, przyglądając się niziołkowi. - Naprawdę chcesz opuścić tych ludzi, kiedy istnieje szansa, że razem moglibyśmy im pomóc?
- Jestem najemnikiem, więc wybacz, ale samym pomaganiem się nie najem. Wracam na północ, tobie też radzę wrócić, skąd przyjechałeś. Byle nie zostać tutaj.
Niziołek machnął dłonią na pożegnanie i zaczął jechać w przeciwną stronę od obozu.
- Najemnik czy nie, to sumienie na pewno posiadasz! Będziesz miał na rękach krew tych ludzi! Ale to chyba typowe dla tak małych wzrostem, że okazują się tchórzami - Konstantyn rzucił jakby od niechcenia, ale tak naprawdę trochę liczył, że sprowokuje tym niziołka do zmiany zdania.
Najemnik tylko machnął ponownie ręką i rozpędził się na schowanego w krzaku goblina. Nie zawrócił jednak, tylko pojechał dalej.
No trudno, pomyślał Konstantyn, patrząc na odjeżdżającego niziołka. Przynajmniej próbowałem, a teraz czas ruszyć na pomoc tym ludziom. Z tą myślą młody rycerz ponaglił swojego konia w kierunku obozu. Nie czuł się wcale na siłach, a z każdym przebytym metrem jego odwaga malała. Nie zawrócił jednak, bo wciąż tliła się w nim nadzieja, że wśród walczących odnajdzie swojego zaginionego brata.
Podjechał pod barykadę, gdzie wciąż trwała walka. Kilkoro żołnierzy odpierało zaciekły atak goblinoidów, a na samym środku tej chaotycznej formacji znajdował się odznaczony oficer, który krzyczał, wydając na prawo i lewo rozkazy, jednak z małą skutecznością ogarniając zamieszanie. Co prawda żaden goblin nie przedarł się po jego stronie barykady, tak nie można było powiedzieć, że na drugim końcu mieli równie dużo szczęścia. Za barykadą, wojownik na koniu zaledwie z dwoma ludźmi i niziołkiem odganiał goblinoidy od wozów z zaopatrzeniem, a jeszcze głębiej kilkoro żołnierzy i ochotników próbowało zapanować nad latającymi jaszczurami.
Konstantyn ruszył więc w kierunku tych, którzy najmniej dawali sobie radę. Nie można było dopuścić, by więcej goblinoidów zostało przepuszczonych przez barykadę na drugim końcu obozu. Znowu więc zaszarżował z wyciągniętą lancą, nadziewając jednego zielonoskórego. Żołnierze byli zaskoczeni, ale szybko zrozumieli, że nadjechałą pomoc i być może uda im się odwrócić los tej potyczki na ich korzyść. Razem zaczęli rozganiać przeciwnika i odzyskali kontrolę na tym kawałku pola walki, ponosząc straty jedynie w postaci jednego, zranionego towarzysza.
Walka przy barykadzie ustała i posiłki mogły wreszcie ruszyć do wewnątrz obozu. Wreszcie udało się opanować sytuację, siły Hordy rozpierzchły się w cztery wiatry, łącznie z jaszczurami, które zostały ostrzelane rosnącą ilością pocisków. Niestety, żadnego nie udało się strącić.
Po wszystkim do Konstantyna podszedł mężczyzna, którego wcześniej rozpoznał jako oficera. Niósł zakrwawiony hełm pod pachą, a obok szło dwóch jego ludzi trzymających pochodnie.
- Jestem konstabl Rancis Sparray - zaczął dowódca. - Dziękujemy za pomoc... Komu zawdzięczamy ten zaszczyt?
Konstantyn zsunął się zgrabnie ze swojego rumaka i stanął naprzeciwko konstabla. Czuł, że nogi ma jak z galarety, ale ostatkiem sił utrzymał się w równej pozycji. Wciąż był podekscytowany wygraną walką i tym, że faktycznie udało się pomóc. Dobrze podpowiadała mu intuicja, żeby nie iść w ślady tchórzliwego niziołka. Był z siebie dumny, ale też czuł, jak powoli spływa z niego adrenalina. Marzył też o tym, by ściągnąć z głowy ten przeklęty hełm, pod którym się zdążył sowicie zapocić.
- Kstntn… - mruknął niezrozumiale, ale szybko odchrząknął i ukłonił się przed konstablem Sparrayem, po czym wyprostował się dumnie. - Rycerz Konstantyn z Królestwa Pięciu Okręgów, sir. Przybyłem w te okolice wraz z całą grupą zwiadowczą, jednak zostaliśmy zaskoczeni przez oddział Hordy. Jako jedyny przeżyłem zasadzkę - opowiedział, uprzedzając pytania konstabla. - Cieszę się, że mogłem pomóc.
Po tych słowach rozejrzał się gorączkowo po kręcących się dookoła ludziach, jakby poszukiwał kogoś konkretnego.
Pole po walce nie wyglądało przyjemnie. Ktoś lamentował, inni wili się, próbując pomóc rannym, a żołnierze troili i czworzyli się, żeby ogarnąć cały ten bajzel. Przed oczami Konstantyna przewinęło się kilkadziesiąt osób, a wydawało się, że może być ich grubo ponad setkę. Znalezienie tej jednej osoby zupełnym przypadkiem graniczyłoby z cudem. Z zadumy chłopaka wyrwał konstabl.
- Odpocznij młodzieńcze, zasłużyłeś na to. Przez resztę nocy chyba już oczu nie zmrużymy, ale może... napijesz się piwa i opowiesz jak wygląda sytuacja w Królestwach na wschodzie... Jeżeli mam być szczery to myślałem, że nikt nie przetrwał, ale dajesz nadzieję, że jednak się jakoś trzymacie.
Konstantynowi nie wypadało odmówić, to też zgodził się na propozycję konstabla. Ściągnął też z głowy hełm, by w końcu poczuć na twarzy orzeźwiające podmuchy wiatru. Kiedy to zrobił, oczom wszystkich ukazała się bardzo młoda buzia o delikatnych, lekko zaokrąglonych rysach. Do czoła, skroni i karku kleiły się zlepione od potu nierówno ścięte czarne włosy. Badawcze spojrzenie dużych, błękitnych oczu przykuwało uwagę. Policzki umorusane miał mieszaniną zaschniętej krwi i kurzu. Młodzieniec uśmiechnął się, kiedy w końcu odetchnął z ulgą po ściągnięciu hełmu.
- Niestety, dawno nie miałem wieści z mojego Królestwa - stwierdził Konstantyn, kiedy rozsiadł się wygodnie przy ognisku. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że faktycznie nie wiedział, jak wyglądała sytuacja w jego domu. Przełknął głośno ślinę, bo przyszły mu do głowy najczarniejsze scenariusze.
 

Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 10-03-2017 o 12:44.
Pan Elf jest offline  
Stary 13-03-2017, 17:19   #30
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Egzekucja(e)

Sadrax wybiegł na dwór za niziołką gdy tylko usłyszał co się dzieje, ogłuszając rękojeścią sztyletu goblina. Było mu trochę głupio, ale nie miał czasu, a wciąż zostało pytanie, za co właściwie ten zły czarownik miałby tak ukarać Zorka. Po tej ostatniej odpowiedzi był gotów spełnić jego życzenie. Jeden cios w oko a ciało wrzuciłby do morza. Bez ciała nekromanta za wiele nie zrobi. Tymczasem jednak miał inne problemy. Gdy tylko wybiegł, usłyszał nieprzyjemny, metaliczny zgrzyt. Skierował się za dźwiękiem, by zobaczyć Albina, który stał ze spuszczoną głową. Czarodziej powędrował za jego wzrokiem, mijając ostrze z którego ściekała świeża krew. Pod nogami kata leżał krasnoludzki kapłan z którego klatki piersiowej ciekła czerwień. Krasnolud miał w dłoni swój miecz.
Ariska westchnęła donośnie, gdy również to wszystko zobaczyła.
Sadrax splótł magię i zapytał:
- Co tu się stało? Miałeś dobry powód, mam nadzieję.
Kat wyjął ciemną chustę i wytarł ostrze, nie spoglądając na czarodzieja. Niziołka podskoczyła, spodziewając się jakiegoś fałszywego, wrogiego ruchu; wyciągnęła sztylet, ale dla pewności, ruszyłą się nieco w bok, żeby znaleźć się za Sadraxem.
- Tak - wreszcie padła odpowiedź. - Uczyniłem jego bogini przysługę. Zagrożone jest całe wybrzeże, ale nie chciał przejrzeć na oczy, z własnej pychy wolał wdawać się w agresywne dysputy ze swoim przełożonym. Werdykt: śmierć. W wojnie i walce o przetrwanie nie ma miejsca na niesubordynację.
Albin przykucnął przy zwłokach. Najpierw zasłonił oczy denata, a następnie wziął jego miecz, zanim dłoń zamarznie w pośmiertnym uścisku. Wstał i odwrócił się do iluzjonisty. Obojętność rysowała się na jego licu, jakby w ogóle nic nie zrobił sobie z tego, co przed chwilą uczynił.
- Chodźmy do reszty. Jest jeszcze jedna osoba, którą trzeba ustawić na należytym miejscu. Domyślam się, że jego kuzyn nie będzie zadowolony, kiedy dowie się, jak skończył.
Sadrax spojrzał pytająco na niziołkę. - Zwariował? - zapytała jego dłoń w uniwersalnym języku znaków (kółeczko przy głowie gdy Kat był odwrócony tyłem i nie patrzył). - Jeśli o zabijaniu mówimy to jest jeden goblin, który tego pragnie… Nie żebym miał coś przeciwko Twoim wyrokom, ale… eee… żeby mi to było przedostatni raz? - zaryzykował ogranym dowcipem, czuł się cokolwiek nieswojo. I bał się, że zaraz Kat zewrze się w kolejnej walce i skończy się na tym, że zostanie tu sam z gromadą rannych. Postanowił w razie czego chronić niezaangażowanych w konflikt. Sam szedł z tyłu i nieco z boku od Kata, pozwalając niziołce kryć się w swoim cieniu (metaforycznie, czaru nie rzucał). Cały czas utrzymywał koncentrację by móc spleść wiatry magii i rzucić czar gdy tylko okaże się to potrzebne.
- Przedostatni dzisiaj - odparł kat.

Trójka wróciła do posiadłości. Pierwszym, co zrobił Albin, było stanięcie naprzeciw głównego wejścia i wbicie miecza Dwalina w ziemię. Następnie krzyknął donośnie.
- W imieniu prawa nadanego mi przez Bractwa Poszukiwaczy Skruchy i Odkupienia, Rondzie, wyjdź i stań oko w oko ze sprawiedliwością!
Pierwszym co zrobił mag było stanięcie poza zasięgiem ataku Albina i splecenie magii oraz rzucenie Drugiego Proroctwa Amul - w czasie gdy mówił Kat. Następnie sam się odezwał, kiedy ochotnicy wraz z gwardzistą wyglądali z okien.
- Pierwszy który wyjmie broń dostanie zaklęciem. Jesteśmy na terenie wroga. Chcecie się pozabijać? Droga wolna. Ale w Obozie.
- Nie wtrącaj się, czarodzieju -
Albin nie chciał dać za wygraną. - Nie unikniemy tego, zabiłem jego brata. Czy tego chcesz, czy nie, dojdzie do jeszcze jednego rozlewu krwi. Daję mu uczciwą szansę na odnalezienie sprawiedliwości.
Rond wyszedł na zewnątrz, wciąż przetwarzając to, co się właśnie działo. Trzymał w ręku zepsutą kuszę, którą przez cały ten czas próbował naprawić, siedząc sobie na kuchennym stoliku w odosobnieniu, ciszy i spokoju.
- Nie unikniecie? Dobrze. Przełóżcie to po prostu. - mag apelował do poczucia obowiązku - bez was nie mamy szans na powrót.
- Czy to prawda? -
zapytał Rond. - Czy ten człowiek bredzi, czy to prawda? - zmarszczył brwi gniewnie, gdy zobaczył miecz.
- Prawda - padła bezpośrednia odpowiedź ze strony kata. - A ty masz prawo zaakceptować ten osąd lub walczyć, jeśli nie uznajesz go za sprawiedliwy. Nie ośmieliłbym się odebrać ci zemsty, jeśli taka jest twoja wola...
Nie skończył całej przemowy, która podziałała jak płachta na byka. Rond wyciągnął buzdygan, zaś Albin chwycił swój miecz w obie dłonie i przyjął postawę obronną. Krasnolud zaszarżował z okrzykiem.
- Krwi, krwi, krwi!
Sadrax rzucił przeciwieństwo zaklęcia “Gniew” na Ronda.
Krasnolud nagle zatrzymał się, zdezorientowany. Albina ogarnęło równe zdziwienie, gdyż odwrócony tyłem do iluzjonisty, nie widział, jak ten rzuca zaklęcie. Usłyszał jedynie inkantację, ale nie był pewien, co mogła oznaczać.
- Od tego jest sąd. Sprawiedliwość zostanie wymierzona decyzją Sądu w Bastionie. I ja się poddam temu osądowi. Zgadzasz się? - zapytał Ronda, a później Albina.
- Ty? Brałeś w tym udział, czarodzieju!? - Rond ponownie się rozzłościł.
- Mówiłem, żebyś się nie wtrącał. Zaczarowałeś go? - zapytał Albin, nie będąc pewnym, czy może bezpiecznie odwrócić się od krasnoluda.
- Nie, Rondzie. Rzuciłem czar aby Cię uspokoić. Ostrzegałem, że na pierwszego, który zaatakuje rzucę. Albin, ktoś musi pomyśleć o wykonaniu zadania. Obydwaj obiecaliście w Bastionie, że zrobicie wszystko by zwiad zakończył się sukcesem. Tak dotrzymujecie słowa? A, mam was dość. Obu. Nie chcecie słuchać głosu rozsądku - róbcie jak uważacie. Tylko jedna sprawa - ja pomogę zaatakowanemu. Więc szanse na sukces większe macie w Bastionie. - mówił Sadrax jednocześnie rzucając Pierwsze proroctwo Amul.
- Niech przodkowie mi będą świadkiem, że tego tak nie zostawię! Na brodę Moradina, oboję bądźcie przeklęci! - krasnolud ruszył z miejsca, zamachując się bronią. - Choćbym miał tutaj zginąć!
Albin zaparł się nogą, szykując do przyjęcia szarży.
Sadrax rzucił czar Niezdarność na krasnoluda, który już dobiegał do oprawcy. Ku jego nieszczęściu, zaklęcie zadziałało i kiedy próbował uderzyć, jego broń poleciała do tyłu, znikając z oczu wszystkich w domostwie. Tymczasem mag zaczął splatać magię i ponownie zaapelował do tych bezmózgich, gotowych się pozabijać idiotów - w Bastionie Wam nie będę przeszkadzał. Albin, bezbronnego nie zabijesz chyba. Rond, ja tak mogę długo, a Tobie bronie się skończą.
Krasnolud, pomimo rozbrojenie, rzucił się na przeciwnika z gołymi pięściami. Nie był jednak w stanie pochwycić Albina, który jedynie przepuścił krasnoluda jak pędzącego byka i oznajmił, że ten ma ostatnią szansę na wycofanie się.
Sadrax był już naprawdę zmęczony tymi durniami - powinienem was obu uśpić, związać i odwieźć do Bastionu. - powiedział, po czym rzucił drugie proroctwo Amul i poszedł zakończyć umowę z goblinem i poszukać ukrytego pod podłogą człowieka. Zaproponował to też tym niezaangażowanym w bezsensowną walkę, opowiadając im wszystko po drodze.
Sadrax planował humanitarnie uśmiercić goblina kiedy tylko ten mu powie po co przybył do wioski - a właściwie komuś kto lepiej potrafi przekonywać, później poprosić o wrzucenie jego ciała, obciążonego kamieniami (goblina, nie swojego) do morza, a potem poszukał ukrytego człowieka i dziury, o której poinformował go Pan Mazgiller, spodziewając się najgorszego. Natomiast zostawieni sobie samym agresorzy kontynuowali walkę, gdyż nikt inny nie miał ochoty się w to mieszać z powodu zwykłego braku zainteresowania lub obawy przed konsekwencjami.

Nikt nie był w stanie wyciągnąć więcej informacji z goblina. Ten uparł się i chociaż już nie wierzgał i nie krzyczał, niczego również przydatnego nie powiedział. Jakby stracił nadzieję, zamilkł zupełnie.
Ku zaskoczenia większość, do izby wszedł Rond, trzymając w ręku kuszę i miecz Dwalina. Był markotny i nikt nawet nie odważył się zadać mu jakiegokolwiek pytania, ale kiedy tylko zniknął na zapleczu, część osób wybiegła na zewnątrz sprawdzić, co się stało. Na ziemi leżał cały siny na twarzy Albin. Po bliższych oględzinach wszystko było jasne: Rond udusił go, pozostawiając wyraźne ślady zaciśniętych dłoni na szyi. Sprawiedliwość jednak odnalazła się w brutalnej zemście.
Zanim Sadrax wyszedł w poszukiwaniu wspomnianego przez goblinoida domu, Rond wraz z Abalem wyszli na zewnątrz, niosąc łopaty.
Iluzjonista westchnął ciężko i poszedł załatwić sprawę z goblinem. Ciało z pomocą wrzucił na znaleziony wózek i obciążone kamieniami wrzucił do wody w porcie.
- I tak trzeba by było. Za dużo nekromanta mógłby wywnioskować z naszych pytań - powiedział na widok pierwszego pytającego spojrzenia. A później zabrał się do szukania ukrytego mieszkańca wioski… chyba że jego też ktoś chciał zabić.
Obawy iluzjonisty okazały się być bez pokrycia. Nikt nie czyhał na jego życie, krasnoludy po prostu pochowały swojego ziomka, zostawiając jednak ciało Albina nieruszone. Dopiero po dłuższym czasie zajęli się nim inni.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172