|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
26-01-2017, 12:07 | #21 |
Reputacja: 1 | Dragomir wstał o świcie. Dla niego to nie nowość, chociaż tym razem wyjątkowo mu się nie chciało. Miał sporą ochotę na pieczone mięso - świadom jednak, że niedługo będzie jadł prawdopodobnie wyłącznie to, poszukał w spiżarce czegoś innego. Nie żałował też jedzenia Aferowi - obaj powinni teraz porządnie się najeść, nie wiadomo, co będzie później. * * * Obudzony całkowicie Dragomir przyszedł na miejsce zbiórki najwcześniej. Nie palił się do rozpoczęcia jakiejkolwiek rozmowy, aż wreszcie zebrali się już wszyscy. - Dobra, w końcu wszyscy są. Muszę was uprzedzić, że jest duże prawdopodobieństwo, że ewentualny przeciwnik i tak usłyszy nas pierwszy, jednak my też musimy postarać się nie hałasować... w miarę możliwości... - dodał, patrząc z lekkim skrzywieniem na zbroję Kobuza. - Żebyśmy sami nie usłyszeli przeciwnika zbyt późno... Początkowo będziemy iść po prostu szlakiem handlowym, ale nie przyzwyczajajcie się. Zanim się obejrzycie, będziemy musieli skręcić w las. A teraz ruszajmy. Po około godzinie drogi Dragomir zatrzymał się. - To tutaj - rzekł. - Pamiętajcie, co mówiłem o hałasach. Niekoniecznie mówię o skradaniu... - tu znów spojrzał na zbroję Kobuza - ale z okrzykami należy się wstrzymać. W drogę! * * * Dragomir w lesie czuł się nieswojo. Był tu wiele razy, ale dotąd tak się nie działo... owszem, mgła się zdarzała, jednak tym razem wydawała się ona nienaturalna. Uważnie obserwował i nasłuchiwał. Nie zauważył zwierząt, jednak dostrzegł ślady stóp zwierzyny łownej i kopyt. Początkowo nie słyszał nic szczególnego. Później zaczęło mu się wydawać, że nie dziwna nienaturalna siła działa na słuch... albo raczej to przez tę atmosferę i własny niepokój miała złudzenia słuchowe? Wreszcie nazbyt wyraźnie usłyszał ciche warknięcie i zaraz zobaczył we mgle gnolle. Bozaf ubiegł go w ostrzeżeniu drużyny. Dragomir natychmiast naciągnął wyciągnięty od momentu wejścia do lasu łuk i strzelił. Spudłował. - Nie rusz! - wydał komendę Aferowi. Jeszcze by tego brakowało, żeby mu psa zabili. Wtem dostrzegł szkielety wilków. - SZKIELETY! WILCZE, TU ZA DRZEWEM! - krzyknął, chcąc strzelić do kolejnego gnolla, zanim jednak to zrobił, szkielety już go dopadły. Ugryzienia jednego z nich uniknął, drugiego już nie zdołał. Odskoczył, strzelając w najbliższego wilka - trafił, choć niezbyt wielki efekt. Afer zaczął tymczasem szczekać. Myśliwy natychmiast odrzucił łuk i wyciągnął miecz i uderzył - nie trafił. Na szczęście po chwili szkielety zostały zniszczone przez pozostałych. Dragomir kucnął przy Aferze, który pierwszy raz zetknął się z nieumarłymi, aby go uspokoić. Ze strony Bozafa padło pytanie o rany. - Ja oberwałem. Kiedy miałem dogodną okazję do ustrzelenia paru gnolli, te cholerne szkielety mnie zaskoczyły. - Słuchajcie - rzekł Dragomir. - [i]W tej mgle mogą zaskakiwać nas cały czas. Polecę mojemu psu ostrzegać przed czymś takim... jednak pamiętajcie, że tak samo będzie informował o zagrożeniu, jak i o nieszkodliwej zwierzynie. Jednak można założyć, że to drugie będzie występowało tu rzadziej - po pierwsze, ci, którzy tu tak namieszali i ich sługi. Po drugie - większość zwierząt jest przecież teraz agresywna. Po trzecie - nie wiadomo, czego można się spodziewać po innych mieszkańcach lasu. Więc chociaż fałszywe alarmy pewnie się zdarzą, to częściej będą te prawdziwe. Grupa zaczęła przeszukiwać okolice. Interesująca była informacja Kobuza o onyksach. Wtedy też znaleźli stos ciał. Trzy szare elfy, całkiem nagie, zabite na oko parę dni temu, może tydzień. Jeden czarny niedźwiedź, zupełnie świeży. Dwa wilki... ciężko ocenić, kiedy zginęły. - Jasna cholera! - zawołał myśliwy, po czym ostrożnie podszedł i przyjrzał się bliżej. - Zginęli od jakiejś broni... rany kłute i cięte - ocenił. - Najwyraźniej ktoś chciał ożywić to wszystko tak jak tamte wilki. Musimy coś z tym zrobić, bo możemy później mieć za plecami niespodziankę większą niż by nam przyszło do głowy. Nazbierajmy trochę suchego drewna - o ile znajdziemy, bo cholernie tu wilgotno - i to podpalmy. Jak nie znajdziemy... będziemy musieli zabawić się w rzeźników... Trupów bez kończyn nikt bez sensu nie będzie ożywiał. Zanim zaczął szukać drewna, myśliwy zainteresował się łukiem dowódcy gnolli. - Całkiem dobry! - ocenił myśliwy. - Niewiele gorszy od mojego. Nie może się zmarnować. W sumie nie wiadomo, co może nas spotkać, każdemu w którymś momencie może się przydać cokolwiek do strzelania, również te śmieci u pozostałych gnolli. Ale co do tego ostatniego, to jak uważacie. Myśliwy rozejrzał się jeszcze za strzałami, również tymi wystrzelonymi przez niego samego i przez dowódcę gnolli. Ostatnio edytowane przez Kawalorn : 26-01-2017 o 15:38. |
27-01-2017, 11:15 | #22 |
Reputacja: 1 | Wędrówka lasem nie była niczym atrakcyjnym dla takiego mieszczucha jak Aldona, a to co wyskoczyło z mgły pomiędzy drzewami było jeszcze mniej ciekawe. Nim strażniczka się obejrzała towarzysze ruszyli do walki, więc i ona zaszarżowała na najbliższego przeciwnika. Długa halabarda mogła się wydawać nieporęczną bronią wśród drzew, lecz Aldona władała nią z niezwykłą finezją i zabójczą skutecznością. Podobnie zresztą jak reszta tej zbieraniny swoimi mocami. Raz-dwa i było po wszystkim. Kobieta pomogła przeszukać śmieszące gnolle - nie cuchnęły bardziej niż pijacy, których nie raz wyciągali z knajpy czy rynsztoka, więc nie przejęła się zbytnio. Umiała pracować na wdechu. Znajdki wrzuciła do mieszka po zaliczce komendanta - podzielą się tym w dogodniejszym momencie. - Nie ma sensu wlec ze sobą w las tego, czego nie będziemy używać - wskazała na uzbrojenie przeciwników. - Zwińmy to w tobół i zawieśmy wysoko na drzewie; może nikt nie dobierze się do tego do naszego powrotu. Co do kupy trupów i nekromancji nie miała zdania, zostawiła więc rozwiazanie tego problemu innym i zajęła się głaskaniem Pieseła, który nieufnie obwąchiwał zwłoki gnolli. |
27-01-2017, 12:18 | #23 |
Reputacja: 1 | Po walce Dijan ogarnął wzrokiem to, co nie zakrywała mgła upewniając się, że nikt nie został za bardzo uszkodzony tą nagłą potyczką, następnie zajął się przepatrywaniem okolicy. Tym razem zwracał większą uwagę na dźwięki jakie dochodzą, w szczególności, czy uciekający gnolle nie planują nagłego kontrataku wykorzystując chwilowe rozprężenie drużyny. Trzeba było przyznać, że nie było tu amatorów. Każdy wiedział co ma robić i co potrafi zrobić. To dobrze świadczyło o umiejętności kompletowania załogi przez komendanta. Nie umknęło uwadze mężczyzny, że zakuty w zbroje kowal, który całkiem łacny sposób radził sobie z mieczem wie cokolwiek o naturze nieumarłych. O tym jak się je przyzywa, kontroluje, a także jak bardzo "bezmyślne" są. ~ Ciekawe ~pomyślał. - Łup, jeśli tak to można nazwać, lepiej ukryć i wrócić po niego w drodze powrotnej tak jak mówi Aldona - zwrócił się do szabrowników - Lepiej nie obciążać się zanadto. Dijan hołdował starej zasadzie mówiącej: "Bierz nogi za pas, jeśli ci życie miłe", a to skutkowało nie przeciążaniem się zbytnim bagażem. Mężczyzna bez większego obrzydzenia przyjrzał się trupom, pomagając jak mógł ustalić przyczyny, jak i możliwy czas śmierci, jednak nie brał udziału w bezczeszczeniu zwłok. Jeśli Kelemvor spoglądał, na pewno nie był zadowolony, a Bozaf był ostatnim człowiekiem, który chciałby poczuć klątwę boga śmierci. Spędził ten czas na sprawdzeniu, czy gnolle nie próbują ich zaatakować z ukrycia. W pierwszej kolejności sprawdził drogę na wschód ostrożnie stawiając kroki. Miał w ręku ręczną kuszę. Mgła zapewniała doskonałe schronienie, jednak łotr nadal korzystał z naturalnej osłony jaką dają drzewa i krzaki. Nie odchodził zbyt daleko od drużyny. Nie odchodził dalej niż zasięg dźwięku łamanych kości i innych hałasów czynionych przez drużynę. Ostatnio edytowane przez psionik : 27-01-2017 o 12:24. |
27-01-2017, 17:27 | #24 |
Reputacja: 1 | Spotkanie u kapitana przyniosło tyle samo odpowiedzi co nowych pytań. Suma sumarum nic nie było pewne. No może poza niebezpieczeństwem jakie czyhało na nich w lesie. Z drugiej strony, brak reakcji mógł oznaczać duże problemy dla całego miasteczka. Bardzo duże. Erdor wiedział jedno. O ile w walce nie będzie zbyt przydatny w porównaniu do niektórych ze swoich towarzyszy, o tyle w kwestii wiedzy na pewne tematy mógł okazać się niezastąpiony. Po wyjściu ze spotkania skierował się tam, gdzie miał nadzieję zdobyć choć trochę cennych informacji na temat lasu, druidów i wszystkiego, co mogło pomóc im w wykonaniu powierzonego zadania, o przeżyciu i powrocie w jednym kawałku już nie wspominając. Toteż ruszył ku świątyni Chauntei, mając nadzieję na znalezienie choćby szczątków informacji lub jakichkolwiek wspominek o druidach i lesie. Pomieszczenie, w którym się znalazł po krótkiej rozmowie z przyjaźnie nastawionym kapłanem było nad wyraz zwyczajne, jeśli chodzi o bibliotekę. Półki i regały sięgały sufitu, a każdy ich centymetr zawierał liczne zwoje i księgi o najróżniejszej tematyce. po środku stał nieduży stół, na którym można było rozłożyć interesujące kogoś materiały i zagłębić się w pachnące tuszem wymieszanym z kurzem stronice. Stojak na świece pozwalał pracować nawet po zapadnięciu zmierzchu. Mimo niedużej ilości zwojów i ksiąg, zakres tematyczny oferowany przez niedużą bibliotekę był imponujący. Począwszy od zwykłych legend i baśni, przez karty zapisane wymyślnymi miksturami i przepisami, księgi z opisem najróżniejszych stworzeń, roślin oraz krain po opisy wielkich herosów oraz ich upadków. Erdor stracił nieco czasu poszukując czegokolwiek na interesujący go temat. Co gorsza, w czasie poszukiwań w jego ręce wpadło kilka tytułów, które zainteresowały go nadzwyczaj mocno, mając jednak na uwadze bardzo małą ilość czasu, jaki mógł przeznaczyć na swoje poszukiwania, musiał odłożyć je na bok, zapamiętując gdzie odłożył interesujące go zwoje czy księgi. Kiedy na stoliku znalazł się nieduży stos materiałów dających nadzieję, na powiększenie wiedzy o zleconym zadaniu, bard zasiadł wygodnie przy stole zapalając świecę i zagłębiając się w słowie pisanym. Szło mu dość sprawnie i szybko, oczy szybko i wprawnie przeskakiwały z jednego słowa na drugie, wyszukując konkretnych fraz. Wizyta w pierwszej bibliotece okazała się średnio udana, co zaniepokoiło nieco młodego człowieka. Miał jednak jeszcze jedno miejsce w którym mógł znaleźć to, co go interesowało. Po zakończeniu czytania i szukania informacji Erdor uporządkował po sobie miejsce pracy, odkładając każdy zwój czy tekst na swoje miejsce. Zgasił świecę, a wychodząc z kaplicy podziękował kapłanowi, poświęcając mu kilka minut na niezobowiązującą rozmowę. Tak już miał, starał się utrzymywać pozytywne relacje z każdym, kogo znał. Wychodził bowiem z założenia, że poświęcenie kilku minut na rozmowę i wysłuchanie człowieka pozwoli na powstanie znajomości, która kiedyś mogła acz nie musiała się przydać. Po wyjściu ze świątyni rozprostował zastałe kości, przeciągając się na schodach. Popatrzył po okolicy, wdychając świeże powietrze do płuc. Ilość kurzu, jaką wchłonął w czasie wertowania kolejnych stronic spowodowała krótki napad kaszlu. Odetchnął głęboko, po czym ruszył do świątyni Torma. Kilkuminutowy spacer na świeżym powietrzu obudził lekko śpiącego Erdora. Z charakterystycznym i nierozłącznym uśmiechem na twarzy bard otworzył masywne, drewniane drzwi ozdobione metalowymi okuciami. Standardowo ruszył w stronę krzątającego się kapłana, prosząc o dostęp do biblioteki. Wiedział, że mógłby bez problemu udać się do odpowiedniego pokoju bez pytania. Bywał tu niejednokrotnie, sam uzupełnił bibliotekę o kilka cennych ksiąg i zwojów. Wolał jednak hołdować podstawom dobrego wychowania i nie wchodzić do kogoś bez pytania o taką możliwość gospodarza owego przybytku. Krótka rozmowa przerodziła się nieco dłuższą, Erdor nie żałował jednak ani minuty spędzonej na konwersacji. Pomieszczenie, do którego udał się następnie nie różniło się zbytnio od poprzedniego. Półki i regały zastawione księgami, stolik ze świecami i krzesłem oraz kałamarz z piórami do prowadzenia ewentualnych zapisków. Pobyt w drugiej kaplicy i wertowanie jej materiałów przebiegał podobnie jak poprzednio. Przegląd posiadanych materiałów, odłożenie na stół interesujących barda pozycji i zapamiętywanie tego, co będzie chciał przeczytać następnym razem. Następnie mozolne przeglądanie każdego zapisku, protokołu i ksiąg. Te poszukiwania okazały się jednak bardziej zadowalające dla młodego człowieka, niż poprzednie. To, co wydało się bardowi najważniejsze zanotował na kartach pergaminu, które po wyschnięciu zwinął i schował do tuby przeznaczonej na zwoje i mapy. Następnie, wzorem poprzedniej wizyty, pochował wszytko z czego korzystał na swoje miejsce, i ruszył dalej, mając na uwadze niezbędne przygotowania. Zastanawiał się, co udało się ustalić jego towarzyszom w trakcie rozmów z różnymi osobami w wiosce i jej najbliższych okolicach, i czy choć część informacji będzie się pokrywać. Nie mówiąc już o tym, co z tego wszystkiego co wszyscy ustalą będzie prawdą i co im pomoże w wykonaniu swojego zadania. Noc minęła szybko, tym razem Erdor spał jednak sam. Mimo wszystko nie wiedział, co go czeka następnego dnia i wyszedł z założenia, że przemęczanie się w nocy może odbić się mu czkawką następnego dnia. Toteż posiedział w gospodzie przy kuflu zacnego piwa, zagłębiony we własnych myślach i wspomnieniach. Patrzył tępo w strzelający radośnie ogień nie przypuszczając, że tak bardzo będzie mu brakowało już z samego rana tego widoku.Ranek przywitał go bardzo nieprzyjemnie. Deszcz padający przez całą noc sprawił, że bardowi ciężko było rozstać się z ciepłym i miękkim łóżkiem. Przemógł się jednak i ubrał szybko, sprawdzając jeszcze raz przygotowany poprzedniego wieczora ekwipunek. Nie był przygotowany na kilkutygodniową wyprawę, wolał jednak zabezpieczyć się na różne wydarzenia. Po upewnieniu się, że wszystko jest na swoim miejscu i nie zostało nic, co mogłoby okazać się w czasie wypełniania zadania niezbędne, zamknął drzwi na klucz i ruszył na dół. Jego nos już na półpiętrze wypełnił zapach jajecznicy na boczku i świeżego pieczywa. Na samą myśl o ciepłym śniadaniu uśmiechnął się pod nosem. Wszedł do głównej sali i zobaczył nakrycie przy jednym ze stolików. Wiedział, że przygotowano je dla niego. Żona właściciela traktowała Erdora niczym syna, i nie pozwoliła mu wyjść z gospody bez zjedzenia czegoś pożywnego. Jako że nie było w sali nikogo, poza nim, młodzieniec schował klucz za szynkwasem i usiadł do śniadania. Po zjedzeniu wszystkiego stwierdził, że nieco przesadził z ilością. Smak był jednak tak pyszny, że nie mógł zostawić nawet kawałka. Świeże jaja z własnej hodowli, boczek od znajomego rzeźnika i zerwany z samego rana szczypior - połączenie, które bard niemal uwielbiał. Wypił kufel piwa i ruszył do drzwi, modląc się w duchu o poprawę pogody. Bogowie nie byli jednak przychylni młodziakowi, pogoda nadal nie dopisywała i nie sprzyjała do drogi. Nie było jednak wyjścia. Erdor zarzucił kaptur na głowę, skulił się w sobie i ruszył na miejsce spotkania z pozostałymi. Kiedy wszyscy zebrali się już na miejscu, ustalili wszystkie szczegóły i ruszyli w drogę. Początkowo nawet Erdor, zwykle dusza towarzystwa, nie odzywał się zbytnio do nikogo. Próbował rozruszać nieco towarzystwo i rozpoczął rubieżną i zabawną historię zasłyszaną w zapomnianej karczmie na południowym wschodzie od Wrót Baldura, jednak brak zainteresowania ze strony słuchaczy nie pozwoliły mu na jej dokończenie. Zejście z głównego traktu w las jeszcze bardziej przybiła wszystkich. Mrok i nieprzychylność można było niemal namacalnie wyczuć. Coś wisiało w powietrzu i każdy z towarzyszy to czuł. Z każdym krokiem wykonanym w głąb lasu powodował jeszcze większe przygnębienie u wszystkich. Bard rozglądał się w około, szukając sam nie wiedział czego. Dziwiła go cisza. Wszechobecna, przytłaczająca niemal cisza. Zdziwiło to młodego człowieka, jednak nie zwrócił na to uwagi nikomu z towarzyszących mu osób. Napotkana na drodze polanka, a raczej jej nędzna imitacja, pozwoliła im na chwilę odpoczynku. Wszyscy z ulgą zrzucili z pleców niesiony ekwipunek, dając odpocząć napiętym mięśniom. Przerwa nie trwała jednak długo, bowiem jak to bywa w czasie wypraw, ich odpoczynek został zakłócony przez gnolle. Erdor, mimo zagrożenia, uśmiechnął się pod nosem. Ile to historii o bohaterach i zdobywcach przeczytał. I w każdej, ale to w każdej pojawiały się w najmniej odpowiedniej chwili kreatury, chcące pozbawić herosów dobytku, wolności bądź po prostu życia. Wiedział, niemal to czuł, że coś takiego i ich spotka. Zerwał się na równe nogi, przyglądając się sytuacji. Na całe szczęście, w drużynie byli wojownicy z prawdziwego zdarzenia. Dzięki temu czuł się nieco pewniej w czasie walki, która nadciągnęła. Pierwsze, co bard chciał zrobić, okazało się totalnym niewypałem. Próba otumanienia przywódcy psowatych stworzeń skończyła się fiaskiem. Bard aż zaczerwienił się, zdając sobie sprawę ze swojej nieprzydatności. Nie miał czasu na rozpaczanie z tego powodu, bowiem Dragomir znalazł się w kłopotach. Erdor rzucił się w stronę towarzysza, w jego dłoni błyskawicznie znalazł się rapier. Czarna rękojeść idealnie pasowała do ręki barda. Palce pewnie trzymały pięknie zdobioną broń. Towarzyszom udało się szybko i bez większych problemów rozprawić z przeciwnikami. Sam Erdor nie przyłożył się w prawie żadnym stopniu do wygranej, nie od tego jednak był. Wiedział, że jego osoba przyda się przy rozwiązywaniu powierzonego im zadania. O ile przeżyje. Dragomir po odnalezieniu kolejnych zwłok zaproponował spalenie zabitych stworzeń. - Słusznie, lepiej nie ryzykować ataku z którejkolwiek strony, jeśli możemy temu zapobiec. Pytanie tylko, czy rozpalenie ogniska nie sprowadzi innych stworzeń.- zastanawiał się na głos Erdor. - Schowajmy w takim razie to, co może mieć jakąkolwiek wartość i ruszajmy dalej. Odgłosy walki mogą sprowadzić tutaj coś gorszego niż gnolle. - dodał po chwili bard, rozglądając się uważnie po okolicy. |
29-01-2017, 18:53 | #25 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 29-01-2017 o 18:59. |
30-01-2017, 17:40 | #26 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Podróż w stronę Wężowego Lasu z całą pewnością nie należała do najprzyjemniejszych przeżyć w życiu Kendricka. Nie dość, że tego dnia zmuszony był wcześnie wstać, co zupełnie nie leżało w jego naturze, to od chwili opuszczenia progu domu, nieustannie odczuwał dziwny niepokój związany z czekającym go wyzwaniem. Miał pełnić rolę mediatora między pałającymi żądzą zemsty druidami, a lordem Haremby, którego sąsiadujące z lasem ziemie zostały zaatakowane przez watahy agresywnych zwierząt.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 |
30-01-2017, 20:10 | #27 |
Reputacja: 1 | Dragomir podziękował Furii skinięciem głowy za leczenie, po czym ostrożnie zbliżył się do wskazanego przez nią dołu. - Może tu jest ten elf, który mi zniknął w lesie - rzekł Dragomir, po czym odgarnął wszystko, czym przykryto dziurę. Ujrzał wilczy dół, a w nim zwłoki w stanie zaawansowanego rozkładu. Myśliwy skrzywił się niemiłosiernie na smród, który poczuł. - Nie, to raczej nie on - powiedział, zasłaniając sobie nos rękawem. - Te zwłoki mogą mieć z kilka tygodni. Zastanawia mnie jednak, co wyczuła Furia. Dobrze by się tam dostać. Po tych słowach Łowczy zdjął plecak, wyciągnął z niej magiczną torbę i zaczął w niej szperać, wyciągając z niej linę, po czym przyjrzał się jeszcze raz wilczemu dołowi, aby postanowić, jak tam się dostać. - Może ktoś znający te wszystkie magiczne sprawki na ochotnika? - zapytał. |
31-01-2017, 08:06 | #28 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu |
31-01-2017, 08:34 | #29 |
Reputacja: 1 | Aldona nie dołączyła się do ogólnych pofukiwań i przekomarzań. W kwestii odpoczynku było jej wszystko jedno, byle nie tutaj. Komendant, o ile pamiętała, nie nakazywał pośpiechu, więc nie miała zamiaru się przemęczać. W straży nadgorliwość była dobra co najwyżej przy łapaniu pcheł, a pcheł nie miał nawet Pieseł - Leda solidnie o to zadbała i zmuszała córkę by kąpała i wyczesywała kudłate bydle co najmniej raz w tygodniu. Nie był to najmilszy czas ich wspólnego pożycia, oj nie... Widząc ospałe zapędy Dragomira względem grzebania w rozkładających się zwłokach Aldona rzuciła mu hak i kotwiczkę. - Przywiąż do liny czy jakiegoś badyla i pogmeraj; łatwiej będzie wyciągnąć hakiem za żebra niż rękami się babrać. Tylko mi potem to wyczyść, nie chcę złapać gnilnej gorączki czy czegoś podobnego. |
31-01-2017, 09:29 | #30 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | - Następnym razem pozwól mi zamienić choć jedno zdanie z potencjalnym przeciwnikiem, kochanie - Kendrick zwrócił się do Furii, ciężko dysząc po walce.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 |