[Pathfinder] S&S Tom Pierwszy Część Pierwsza: Na pokładzie Goryczy Dzień Pierwszy Obudzili się wszyscy z okropnym bólem głowy. Otaczająca ich ciemność pozwoliła im ujrzeć jedynie zarysy licznych stłoczonych pod drewnianymi ścianami skrzyń. Pamiętali niewiele, karczemne śmiechy, brudny smak grogu i zapachy tanich perfum. Rzeczywistość wokół nich huśtała się niczym statek na falach, powodując, iż na języki wracał im kwaśnawy posmak przetrawionych trunków i mocno doprawionego jedzenia. Wzrok skupiał im się i rozjeżdżał z trudem wyłapując z mroku sylwetki równie obolałych i oszołomionych towarzyszy. Niektórym z nich zapewne wydawało się, że nadal śnią, gdy rozpoznawali u nich... to rybi ogon, to skrzela, czy zieloną skórę i kły godne jakiegoś rosłego goblinoidalnego dzikusa. Najbardziej chyba jednak głowa bolała młodą wodnicę, na jej czole widać było wielkiego siniaka, jakby komuś nie starczyło tylko podanie jej tego świństwa, które najwyraźniej dostali inni, ale jakby musiał jej dodatkowo porządnie przyłożyć. Dziewczyna Ryba Trait Iron Liver Po chwili usłyszeli tez miarowy dźwięk skrzypiącego drewna. Niewątpliwie byli w ładowni jakiegoś statku. Nim zdążyli się na dobre podnieść rozbrzmiały miarowe kroki wielu par ciężkich butów. Chwilę później jasne światło latarni uderzyło w ich wrażliwe oczy porażając ponownie ich zmysły. Podszedł do nich wysoki, chudy mężczyzna z pejczem. Za jego plecami ujrzeli sześć następnych, wrednych gęb. Zdawali się uzbrojeni w pałki, które trzymali uniesione na widoku, gotowe do uderzeń. Przewodzący im mężczyzna uśmiechnął się złośliwie, ukazując dwa rzędy dorobionych krzywo, złotych zębów. Trzymany w jego dłoni bicz trzasnął parę razy przy samych ich twarzach. Huk natychmiast spotęgował ogłuszający ból głowy powodując, iż o mało co nie omdleli na nowo. - No już! Zbierać się, wy pieprzone lądowe nieroby! Słonce od dawna stoi już nad masztem! Ruszać żałosne rzycie na pokład, nim Kapitan Harrigan przemieli wasze mięso na parówki i każe podać je załodze! Dopiero teraz, po tym otrzeźwiającym przemówieniu zdali sobie sprawę, iż przy sobie nie mają nic poza ubraniem. Nim zdążyli jednak zastanowić się nad tym faktem, znów przy ich głowach trzasnął bicz. Reszta drabów otoczyła ich, popychając niedelikatnie w stronę wyższego pokładu. Jedna z porwanych, ni to kobieta, ni ryba, wyposażona w smukłą, silną płetwę, wyraźnie nieprzystosowaną do poruszania się na lądzie, ledwo trzymała się w pionie. Jednak w tych warunkach akurat tym się specjalnie nie wyróżniała. Wszyscy oni bardziej potykali się niż szli. Złotozęby dokładnie przyjrzał się ich twarzom, szczerząc przy tym brzydko. Poczuli mdlący odór wydobywający się z jego ust. - No już, dajcie mi tylko powód... - zasyczał przenosząc drugą dłoń na rękojeść pokaźnego topora trzymanego za pasem. Pałki uniosły się wokół nich. Nawet gdyby jednak chcieli robić na tym etapie kłopoty jasnym było, iż ledwo trzymali się na nogach, zrobiliby więc tylko z siebie durniów i dali oprawcom satysfakcje. - Jestem Bosman Scourge, i na tym pokładzie wasze żałosne dupy nalezą do mnie! - wrzasnął im na odchodnym. Wyprowadzono ich na główny pokład, gdzie czekał już tłum gapiów z z załogi. Parunastu uzbrojonych piratów ustawiło się pod burtami i zwisało z takielunku. Wśród nich ujrzeli zaledwie parę gęb, które wyglądały, jakby nie życzyły im źle. Większość jednak, nawet jeśli kiedyś może zaczynała w ich sytuacji, obecnie cieszyła się z maltretowania "nowych" na pokładzie. Widać było, że pokazują sobie niecodzienne elementy anatomii nowych nabytków, rechocząc to złowrogo, to ze szczerym rozbawieniem. Było tam też kilka kobiet i częściej widywanych ras nie-ludzi, w większości wcale nie wyglądali jednak sympatyczniej. Nagle coś nad nimi zaskrzeczało. - Arr! Lądowe szczury! Maszt wam w rzyć, maszt wam w rzyć! - chorobliwie wyglądająca, pozbawiona połowy piór papuga przeleciała nad nimi zrzucając zaskakująco obfity ładunek guana. Losowy cel d4=3 Sand dan Dirn Reflex save d20+2 vs 10= 9 porażka Prowadzony z nimi łysy człowiek nie miał szczęścia i najwyraźniej był zbyt oszołomiony, by w porę uniknąć. Odchody trafiły go z głośnym plaskiem, brudząc odzież i kawałek twarzy. Wywołało to ryk powszechnego rozbawienia. Minęli główny maszt dostrzegając pokrywające go rozpryski krwi. Wiele z nich wydawało się świeżych, były tam też liczne żłobienia od potężnych uderzeń bicza. Odwrócono ich w stronę rufowego kasztelu. Na nim, przy samym zdobionym misternie kole sterowym stały dwie potężne postacie. Wysoko nad tą dwójką z masztu zwisała klatka z wysuszonymi zwłokami jakiegoś człowieka. Brzydka, oskubana papuga usiadła na niej zagadując coś po papużemu do martwego lokatora klatki. Ubrudzony guanem człowiek poczuł nienaturalne ukłucie w głowie, zatoczył się, w takim stanie nie był gotowy na magiczne bodźce. To był jego chowaniec, a przynajmniej echo emocji, przetworzone przez szwankujący nadal umysł na chaotyczne, bolesne doznanie. Wredna papuga czarodzieja najwyraźniej nadal żyła, choć nigdzie jej nie było widać. W nieprzyjemnym ukłuciu człowiek wyczuwał poirytowanie i złość. Cóż, ten ptak prawie zawsze był poirytowany. Potężniejsza z postaci stojących przy kole sterowym, ogromny ciemnoskóry człowiek wyglądający na kapitana, ruszyła do przodu. Była w tym kolosie jakaś uśpiona siła i zatrważający potencjał gniewu, który trafiał do pierwotnych lęków w większości członków załogi. Gdy tylko podszedł bliżej do tłumu, ten natychmiast zamilkł, z ledwością opanowując się przed cofnięciem o parę kroków. Kapitan niewątpliwie budził grozę wśród załogi. I wszystko wskazywało na to, że były to uczucia słusznie. - Rad jestem iż zechcieliście się do nas przyłączyć - orzekł basowym głosem olbrzyma do nowych członków załogi. - Witamy na Goryczy! Jestem Barnabas Harrigan. Dla was, żałosnych majtków, kapitan Barnabas Harrigan. Nie żebyście jednak kiedykolwiek mieli czelność mnie zagadywać. Mam tylko jedną zasadę - nie zwracajcie się do mnie. Lubię strzępić język, nienawidzę jednak, gdy tacy jak wy przy mnie gadają. Trzymajcie się tego, a nie będę musiał przeciągać waszych żałosnych rzyci pod kilem! Kapitan zarechotał brudnym, ciężkim głosem, a załoga się przyłączyła. - A! I jeszcze coś! - dodał olbrzym, wskazując ich wielkim palcem. - Nawet mimo waszego zamustrowania ciągle brakuje nam ludzi. Gdy tylko przyłapię więc kogoś na zabiciu innego członka załogi zapozna się z chropowatym kadłubem Goryczy od dołu! Panie Plugg! Zwróci się do stojącego koło niego oficera. Niemal łysy, choć zadziwiająco zadbany jak na te warunki mężczyzna, wystąpił do przodu. W jego dłoni spoczywał egzotyczny bicz o dziewięciu końcach, zwany przez marynarzy "kotem". Na sobie miał modną drogocenną kamizelkę wysadzaną perłowymi guzikami. Kapitan kontynuował: - Będzie pan na tyle łaskawy, by zrobić z tych śmieci przyzwoitych piratów. Oszczędzi mi to konieczności wrzucenia ich do potnego pudła na parę miesięcy! To mówiąc, odszedł zostawiając ich z nowym przełożonym. Ten zszedł na niższy pokład i zmierzył ich z kwaśną miną, pokazując wyraźnie jak bardzo męczy go użeranie się z tak żałosnymi stworzeniami. - Na tym pokładzie jestem pierwszym matem i moim zadaniem jest zadbanie o to, by wszystko działało tu równie sprawnie, jak w cheliańskim burdelu! Potrzebuje nowego takielarza! Spojrzał na nich z niesmakiem, wskazując im biczem główny masz jednostki. - Nie marnujcie mojego czasu! - wrzasnął - Kto pierwszy wespnie się po takielunku do bocianiego gniazda będzie pracował bezpośrednio dla mnie przy ożaglowaniu! Ruszcie swoje żałosne, zaspane rzycie, nim zrobię z nich kotem mięsny gulasz! - co bardziej spostrzegawczy zauważyli, że pierwszy mat wyraźnie krzywił się, gdy musiał używać wulgarnego słownictwa, najwyraźniej jednak chciał trzymać się konwencji. Uzbrojeni piraci przysunęli się bliżej, niemal wciskając im szpice szabli w plecy. Spojrzeli w górę. Statek bujał się na falach, a gniazdo było naprawdę wysoko... Kobieta o rybim ogonie spojrzała na oficera. Z jego miny wyraźnie wynikało, że polecenie dotyczyło również jej, choć w oczywisty sposób anatomia syreny nie była przystosowana do takich zadań. Za sobą spostrzegli, jak część piratów chwyta w dłonie różne poręczne przedmioty. Wyglądali, jakby mieli nimi zaraz zamiar rzucać. Pan Plugg skrzywił się z niesmakiem. Szykował się już, by zabronić im tego rodzaju wygłupów, w końcu najwyraźniej stwierdził jednak, że to dobry pomysł, bo tylko skinął głową. - Już! - warknął. |
Perła rzuca czar Grease pod nogi (albo na drodze) swoich kompanów. |
Taloman był zaskoczony obrotem sprawy. Jadł już jednak z niejednej miski, życie zawsze potrafi zaskoczyć. W pierwszej chwili ironia losu go rozbawiła. Czyżby został niewolnikiem? Po chwili okazało się, że nie.... Znalazł się wśród piratów. Wiedział jednak jak będzie traktowane nieposłuszeństwo. On zresztą ani nie brzydził się ich zagrywką, ani jej nie potępiał. Każdy działa jak chce, byle był skuteczny i zapewne silniejszy. Gdy padła komenda Taloman po prostu pobiegł ją wykonać. Słyszał jak ryboludź coś tam czaruje... chyba jednak nie była na tyle głupia by czarować na niego? Zabić jej co prawda nie może ale pozbawić kilku zębów? Nie żaden ludź nie jest taki głupi. Nawet taki bez nóg. |
Sand miał naprawdę okropny sen. Wydawało mu się, że znajduje się w jakiejś rozkołysanej ciemni, cuchnącej potem i zgniłą rybą. Paskudne, wykrzywione jak teatralne maski zakazane ryje tańczyły i tłoczyły się przed jego oczami, szczerząc się złośliwie i zionąc śledziem. Tu i ówdzie mignął mu błysk niebieskiej łuski, a nawet rybiego ogona. Sand - akcja Run + Shift do masztu. |
Pobudka pachniała i smakowało koszmarem. Dziewczyna o śliskiej, turkusowej skórze chciała wybudzić się z niego jak najszybciej, ale mętlik w głowie skutecznie ten proces spowalniał. Wciąż widziała dziwne, zamglone kształty, które nieprzyjemniej wpatrywały się w nią z każdej strony i nie dawały po sobie poznać, czy są przyjazne, wrogie czy też tak naprawdę jedynie przewidzeniem. W głowie szumiało, ale w niczym nie przypominało to przyjemnego dźwięku nadmorskich fal, które tuliły ją do snu każdego wieczora oraz tak samo przyjaźnie witały kolejnego ranka. |
Błękitna Grease 1-20 jedna osoba w zasięgu 21-80 dwie 81-100 trzy d100= 94 wszyscy w zasięgu czaru Błękitna Perła czekała na idealny moment. Gdy tylko pozostała trójka wyrwała do przodu, by dopaść do olinowania, ona zaczęła czarować, kończąc szczęśliwie akurat wtedy, gdy biegnący znajdowali się blisko siebie. Na deskach pokładu pod ich nogami zmaterializował się niewyraźny, migoczący śluz. Dziewczyna Ryba Reflex Save d20+6 vs 16= 17 sukces Climb check d20+4 vs 13= 9 porażka Brak podstępu w górę Wodnica ruszyła zwinnie do przodu, malując już w myślach planowaną trasę, miała dobre tempo i realne szanse na wykonanie zadania. I wtedy wszystko zaczęło się komplikować, najpierw pokład pod jej stopami stał się pierońsko śliski, tak że chyba tylko cudem nie wywinęła pokazowego orła. Utrzymała pion jedynie dzięki balansowaniu ramionami, a potem, gdy pokonała już tę przeszkodę i dopadła do lin... poleciała w jej stronę cała chmura śmieci. Jakiś nadgniły ziemniak trafił ją z impetem w głowę wybijając z rytmu wspinania, przez sekundę zawisła na linach lekko oszołomiona. Sand Reflex Save d20+2 vs 16= 1 porażka Shift Brak postępu w górę To zdecydowanie nie był najlepszy dzień dla cheliańskiego maga. Wpierw niespodzianka z guanem, a teraz... Usłyszał i rozpoznał słowa czaru rzucanego przez syrenę, ale mimo wszystko liczył na szczęście, wszak celów było sporo, a pole działania czaru było stosunkowo niewielkie. Przeliczył się. Jego umysł był przygotowany na to, co mogło się stać, ale ciało nie było przywykłe do radzenia sobie z tak nagłymi wydarzeniami. Momentalnie stracił przyczepność i runął do przodu jak długi. Nie wylądował jednak w wyczarowanym śluzie, zamiast tego zniknął na ułamek sekundy i pojawił się metr dalej, poza polem czaru, jednak nadal w akrobatycznym, niekontrolowanym locie koszącym. Uderzył ciężko w ziemię wzbudzając zarówno wyrazy zdziwienia jak i rozbawienia. Był już niemal przy samym olinowaniu... Taloman reflex save d20+6 vs 16= 19 sukces Taloman climb d20+6 vs 13= 19 sukces Najlepiej poszło hobgoblinowi, dał radę śliskiej powierzchni i skoczył ku linom, wdrapując się na nie ze sporą determinacją, mimo gradu uderzających w niego pokładowych śmieci. Czas, który oni poświęcili na rozpęd i imponujące chaotyczne akrobacje, Błękitna Perła spożytkowała na wyczekiwanie odpowiedniego momentu i rzucanie czaru. Ruszyła więc ze sporym opóźnieniem, sunąć z niemałą gracją po fali wyczarowanego śluzu. Runda druga Dziewczyna Ryba climb d20+4 vs 13= 7 porażka Wodnica starała się jak mogła, ale po prostu nie była w stanie utrzymać się pod gradem lecących w jej stronę pocisków, dodatkowo morze jak na złość robiło się niespokojne i statkiem bujało nie na żarty. Odpadła od lin. Przynajmniej upadek ze skromnej wysokości, na którą zdołała się wdrapać niczym nie groził. Sand climb d20-1 vs 13= 12 porażka Czarodziejowi prawie się udało. Ale wtedy statkiem zatrzęsło. Puścił się jedną ręką i stracił oparcie nogą. Wisząc tak przez parę chwil był lepszym celem dla bawiących się świetnie w ciskanie śmieciami piratów. Na jego ramieniu rozplasnęło się coś, co chyba było bananem, potem w bok uderzyło go jednak coś znacznie mniej przyjemnego. Nie zdążył zobaczyć co to było, ale było twarde i mocno rzucone, uderzenie pozbawiło go na chwile tchu. Taloman climb d20+6 vs 13= 24 sukces Tymczasem zielony brnął jakby nigdy nic do góry, znikając już niemal między żaglami, w takim tempie już za parę chwil dosięgnąłby bocianiego gniazda. A Błękitna Perła? Właśnie z godnością dojeżdżała na śliskiej powierzchni do olinowania. |
-Do kroćset!- Zaklął czarodziej, gdy tylko odzyskał na tyle tchu w płucach. Balzacc, gdyby tu był, z pewnością pofrunąłby na sam szczyt bocianiego gniazda i ogłosił się takielarzem, pierwszym majtkiem, kapitanem okrętu i papieżem na raz. Niestety, bogowie pokarali Sanda niezdatną do lotu fizys, z tymi jego pełnymi kośćmi i brakiem skrzydeł. Czarodziej puścił się omasztowania i opadł niezdarnie na dół, odbijając się od pokładu z głuchym tąpnięciem. -Do chrzanu z tym! Tam macie swojego tekliniarza, dowcipnisie!- Wskazał kciukiem na hobgoblina. -A ty, suko, jeszcze mnie popamiętasz.- Warknął do 'podbiegającej' do masztu syreny. |
Wodnica kuliła się pod naporem pocisków, zatrzymały ją na tak długo, że straciła szansę na wygraną, przynajmniej uczciwej rywalizacji. |
Perła wyszczerzyła kły, patrząc na zamieszanie, jakie spowodowała swoim zaklęciem. Złość na siebie trochę jej przeszła, skoro innym też się oberwało... a ona sama zrobiła mocne "wejście" przed resztą załogi, niewatpliwie dostarczając im rozrywki. |
-Ooooh, przepraszam, tak mi przykro! Proszę, pozwól że okażę ci dowód swojej dozgonnej wdzięczności...- Czarodziej odwrócił się od syreny i spuścił spodnie, pokazując jej dupę. Błysnęły wściekle blade, chude pośladki. -Trzymaj się ode mnie z dala, przerośnięty leszczu.- |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:06. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0