Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-05-2017, 18:20   #21
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Polowanie na myśliwych

Strażnica lorda Hetalana w Byrny
Region Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena


13 grudnia 4433 roku BCCC, wtorek, poranek

Umiarkowana temperatura, lekki wiatr, brak opadów



Porucznik Grondmoss i kapitan Zultair



Kapitan Tallman i grododzierżca Hetalan

Z niepokojem zauważyliście, że na sali znajduje się więcej osób, zbrojnych, niż się tego spodziewaliście. Przy Hetalanie siedziało trzech żołnierzy. Pierwszy, długowłosy i wąsaty, wyglądał na takiego, co lepiej czuł się w lesie niż za murami warowni. Jedno oko miał czarne, drugie zaś zielone, lecz oba taksowały Shillen z taką samą przenikliwością. Drugi był zakutym w zbroję, krótko ściętym olbrzymem. Z jego kwadratowej, poznaczonej bliznami szczęki trudno było cokolwiek odczytać. Nie kwapił się do rozmowy. Trzeci mimo podeszłego wieku wydawał się twardy jak stary korzeń. Przy misce położył modlitewnik.

- Witam was na naradzie, usiądźcie - odezwał się Hetalan oficjalnym tonem. - Kapitanie Zultair - zaczął od najstarszego - kapitanie Tallman, poruczniku Grondmoss - oto ludzie, którzy zamierzają wspomóc naszą sprawę. Poczęstujcie się strawą i miodem na dobry początek - dygnitarz wskazał na gęsta zupę z dziczyzny z kaszą.

- “Sroga Pięść” - burknął ten z bliznami, Tallman. - Już mieliśmy o nich okazję usłyszeć. Ledwo otrzymali pańskie srebrniki, już zaczęli się awanturować po burdelach - kiedy niektórym z was otworzyły się usta z oburzenia, kapitan powstrzymał was ręką.

- Nie obchodzi mnie, co robiliście ani kto zaczął. Postawmy sobie sprawę jasno. Nie zostaliście najęci do patrolu pogranicza, warowania w garnizonie czy karnej ekspedycji przeciw niesfornym chłopom, jak to zwykle z najemnikami bywa. To nie będzie to samo, co paru obwiesiów pochlastać lub poobijać. Spodziewamy się tu prawdziwej walki, prawdziwej wojny. A tego najmici nie lubią, bo martwy żołdu nie zgarnie, prawda? - Tallman przepłukał gardło miodem i zlustrował was spojrzeniem.

- Wyskoczyłeś z tą “Srogą Pięścią” jak z konopii - odkaszlnął Zultair - a kiedy spotkałem wczoraj naszego rektora, Aeloraxa, to powiedział rzecz nieprawdopodobną, którą chciałbym z nam panującym potwierdzić. Czy to prawda, lordzie, że oni... Jakby to ująć... Zmaterializowali się znikąd, w dodatku nago, i to w grobowcu Byrnego?

Tallman uniósł głowę znad miski zupy, z miną “to się robi coraz lepsze”, ale nie skomentował. Hetalan spojrzał z wyrazem zakłopotania na twarzy. Napił się miodu.

- To chyba wyjaśniałoby, dlaczego cały rynsztunek zakupili u nas. Czerwoniutkie żelazo, prosto z naszych kopalni - rzucił Grondmoss, taksując zbroję Algrada.

- Jesteśmy w gorszym położeniu, niż zdajecie sobie z tego sprawę - przemówił wreszcie Hetalan. - To nie pora na żarty.

- Ten oto przedstawiciel Krzepkiego Ludu to nasz sojusznik z Thunderhold, Algrad z klanu Brokdag, mistrz płatnerski klanu, który przecież uczył nasz lud rzemiosła. Wysłano już posłańca, aby powiadomił króla Warowni Grzmotów o twoim zjawieniu się - zwrócił się bezpośrednio do krasnoluda. Tallman i Zultair wreszcie zamilkli - chociaż jeden z was budził w nich szacunek.


Algrad po wejściu usiadł za stołem, wcześniej kiwając głową na powitanie. Podczas opowiadania i przedstawiania tylko kiwał głową i posilał się racząc przy tym się miodem.

- A co do pozostałych... przyda nam się każda pomoc, szczególnie ta zesłana przez gwiazdy.

- Gwiazdy? - zapytał retorycznie Grondmoss. - Gdyby były po naszej stronie, nie zsyłałyby akurat tych, których mamy zamiar... No, przegonić - miał na myśli Shillen.

- Poruczniku Grondmoss, czy odmawiasz służby? - warknął Hetalan, za stary i zbyt zmęczony na potyczki z ludźmi, którzy mają oczy, a mimo to są ślepi i nie potrafią ocenić sytuacji należycie.

- Nie, lordzie - wąsacz wyprostował się na krześle. Zapadła cisza. To, co miało być naradą wojenną, wyglądało póki co jak zbieranina ponurych chłopaków i zmęczonych starców, którzy potrzebują nowej nadziei. Co mówicie, co robicie?


- Więcej wiary w bogów, poruczniku Grondmoss. Widocznie mieli co do nas wszystkich pewne plany. A jako wieszcz kształcony w Tuli, mogę zapewnić, że gwiazdy są dla nas pomyślne. Cierpliwości - czarodziej odetchnął z ulgą widząc, że wątek burdelu nie był długo eksploatowany.

- Tula, no proszę... - zaciekawił się kapitan Zultair.

- Przede wszystkim, co wiadomo o przeciwniku? Ile było ataków? Gdzie? Jak silne były grupy i czy są ocalali lub świadkowie owych zdarzeń? Jak rozumiem, szukano miejsca, w których mogłyby się ukryć… najpewniej bezowocnie? - Katon spojrzał pytająco na porucznika Grondmossa.

- Porucznik Grondmoss i jego weterani to jedyne osoby, które widziały wroga - powiedział Hetalan. - Kapitanowie i poruczniku, oto Katon, elfi czarodziej z Tuli - przedstawił grododzierżca. Zultair skinął głową. Tallman był zbyt zajęty konsumpcją, a Grondmoss pogrążył się w myślach, próbując sobie przypomnieć nieszczęsne wydarzenia.

- Tak... - odezwał się po chwili. - Wiemy, gdzie się kryją. Ruszyliśmy tam z mieczami pobłogosławionymi przez samego patriarchę Thunderhold. Mieczami na gobliny...

Grondmoss zwilżył usta miodem.

- W granicach naszej krainy jest takie miejsce, które w mowie handlowej nazywamy Trollslore. Albo prościej, Troll-Wie. Lub Tylko-Troll-Wie. Stare ruiny, o których pamięć przepadła setki, jeśli nie tysiące lat temu. Tylko trolle, które zgładziły tamtą cywilizację, wiedzą, co znaczyły, kto je wybudował, i tak dalej. Unikamy tego miejsca, a raczej unikaliśmy, z obawy przed plagą czy klątwą. Gobliny - nie. A z tak dogodnego punktu mogły napadać na nasze wioski ile wlezie. Dopóki jeden taki czy dwóch kradło jedzenie, wystarczyło kijem przez łeb strzelić i po sprawie. A z czasem wstąpiła w nie jakaś złośliwa inteligencja i zaczęły być równie okrutne i przebiegłe jak gnolle.

- Wziąłem więc osiem dziesiątek weteranów i te błogosławione miecze. Żadna plaga mnie nie dopadła, może to dlatego, że akurat mamy zimę, a czy klątwa... To się jeszcze okaże - wziął łyk z kubka. - Na miejscu natrafiliśmy na wiele prymitywnych chatek - pewnie goblińskich. Jednak były puste.


- Puste, poruczniku? Rozumiem, że wyprawialiście się do tych zapomnianych przez bogów ruin by odpowiedzieć na najazdy goblinów? - Wtrącił Rashad, siedzący wyprostowany i od czasu do czasu z gracją posilający się zupą. Po upojnie spędzonej nocy czuł się zrelaksowany. Mieniąca się złotem pięknie zdobiona rękojeść jego azerskiego miecza wystawała mu zza pasa.

Grondmoss przewrócił oczyma zniecierpliwiony, zastanawiając się, po co powtarzasz jego słowa.

- Zaszczyt to dla mnie poznać panów oficerów, jestem Rashad Al-Maalthir, a pozostali moi nieprzedstawieni jeszcze towarzysze to Oscar, moja krewniaczka Amira, druid Anlaf i łowczyni Shillen…. tak jak rzekł szlachetny lord Hetalan, Sroga Pięść jest tutaj by wam pomóc. - Skinął głową oficerom.

- I tak nie zapamiętamy - skomentował impertynencki Tallman, przeżuwając kawałek dziczyzny wyłowiony z miski. - Mchu, kontynuujcie.

Nazwisko Al-Maalthirów nie uszło jednak uwadzę Zultaira. Nic jednak nie powiedział.


Shillen czuła na sobie nieprzychylne spojrzenie jednego z mężczyzn. Podniosła rękę, jakby na znak prośby o udzielenie głosu. Biorąc pod uwagę w jakiej sytuacji mogła się znaleźć przez wzgląd na to kim jest, nie miała zamiaru odzywać się nieproszona, chciała jednak zabrać głos.

Amira, która siedziała koło niej dotknęła delikatnie jej ramienia w dodającym otuchy geście i szepnęła dyskretnie do ucha:

- Głupi buc, nie warto się nim przejmować.

Hetalan pewnie nie usłyszał, co mówisz, ale i tak posłał ci karcące spojrzenie. Sekrety mają przecież kształt ucha, ale mniejsza o nie. Sojusznik Suwerena nie podejrzewałby Viridiańczyków o szczerość czy chociaż jakiś kodeks etyki, ale dobre maniery zobowiązywały do mówienia przy stole otwarcie.

Amira uśmiechnęła się przepraszająco do gospodarza po czym sięgnęła po owoc chcąc przykryć zakłopotanie. Zrozumiała przytyk Hetalana, jednak mimo to uważała, że przy tym stole to nie ona narusza dobre obyczaje. Zwyczaj nakazuje bowiem, aby chociażby udawać, że interesują cię imiona przypadkowo napotkanych na gościńcu osób, nie mówiąc już o potencjalnych sojusznikach, a przecież dowódca odpowiada za zachowanie swych podkomendnych

- Spokojnie - Shillen szepnęła Amirze z trochę pochmurnych uśmiechem - Może i jestem pyskata, ale nie głupia. Ten jeden raz nie miałam zamiaru nikogo zbesztać ani rzucać się mu do gardła - po czym zwróciła wzrok w kierunku gospodarzy z wciąż uniesioną ręką, czekając aż pozwolą jej mówić. W duchu nie podobało jej się, że zachowuje wobec tych ludzi taką służalczą uległość, ale czuła, że jeden zły gest i może mieć poważne problemy. “Służba” w Czarnym Lotosie nauczyła jej, że są sytuacje gdy trzeba udać że jest się uległym i posłusznym, przynajmniej po to by uśpić czujność tych, którzy mogą jej zagrozić.

Grondmoss otworzył już usta, ale kiwnął ci głową, zniecierpliwiony. Stracił wielu ludzi podczas tej wyprawy i swoją opowieść chciał mieć już jak najszybciej za sobą.

Shillen opuściła rękę - Nie umknęły mi nieprzychylne spojrzenia, które powędrowały w moją stronę i wcale mnie one nie dziwią. Chcę jednak abyście wiedzieli, że nie mam nic wspólnego z drowami które ostatnimi czasy was nawiedzają, wręcz przeciwnie. Mam pewne osobiste powody by przynajmniej teraz stanąć po waszej stronie i upuścić mym “braciom” trochę krwi. - obserwowała Grondmossa, czekając na jakąś reakcję.

- Po marszu takiej zgrai goblinów musiały zostać jakieś ślady. - Zamyślił się Anlaf. - Czy tropy na coś wskazywały? Opuściły to miejsce w pośpiechu? W którym kierunku mogły się udać?

- Właśnie - zaczął Grondmoss. - Znaleźliśmy ślady świeżej walki i kilka trupów, co uznałem za sprzyjające okoliczności. Bardziej zdziwiła mnie posiadłość stojąca w środku tej opustoszałej wioski. Dom, jakiego nie powstydziłby się kupiec. Parterowy, ze studnią, stajnią i, co więcej, z osobnym zajazdem, a oba budynki otoczone niskim, kamiennym murem. Na pierwszy rzut oka wyglądało to imponująco, ale z bliska... Okazało się fuszerką. W tym wypadku pewnie goblińską fuszerką.

- Coraz bardziej zaintrygowany postanowiłem otoczyć ludźmi ten tajemniczy dom. I kiedy się zbliżaliśmy, usłyszałem kobiecy krzyk - ciarki przeszły przez ciało porucznika. - Jakby niewiaście odrywano paznokcie albo wyczyniano gorsze tortury. W Byrny słyszano już o goblińskich porywaczach, więc poczułem się zobligowany do prędkiego działania. Wpadliśmy do środka i wtedy... - Grondmoss zamilkł.

- Wtedy co? - pospieszył go Tallman.

- Zobaczyłem... Ją - spojrzał na Shillen, a wszystkie oczy na sali podążyły za tym spojrzeniem. - To znaczy, jedną z nich. Leżała w przestronnej sali, na stole i... Rodziła. To coś, co... Z niej wychodziło... Chciałbym o tym zapomnieć, ale ten widok wciąż mnie nawiedza po nocach - porucznik opróżnił cały kubek miodu jednym haustem. Nie chciał mówić dalej, ale po spojrzeniach pozostałych wywnioskował, że musi kontynuować.

- To musiała być przemyślana pułapka. Nie wierzę, że przez przypadek znalazłem się w tej sali, akurat wtedy. Oni PRAGNĘLI żebym to zobaczył i żebym wam o tym opowiedział - Grondmoss trząsł się przy każdym słowie. - Minęła chwila, a urządzili moim ludziom kaźnię. Na jednego ich wojownika padało moich dwóch, jeśli nie trzech - zacisnął dłoń na kubku, kłykcie zbielały. - Wielkie pająki pojawiały się dosłownie znikąd i porywały żołnierzy do ciemnych pomieszczeń. Eberhard i Eastman nagle zasnęli. A Dashwood tarzał się po podłodze, nie mógąc przestać się śmiać. Cały czas mam ten śmiech w pamięci...

Zapadła cisza.

Tallman zakończył posiłek i wyprostował się zadowolony na krześle, jakby opowieść Grondmossa zupełnie na nim nie zrobiła wrażenia. Rzucił na was okiem, uśmiechnął się i zapytał:

- Jesteście podobno SROGIMI najemnikami... Gdybym kazał wam zabić niemowlę... Powiedzmy dziewczynkę u matczynej piersi, to czy zrobicie to, nie zadając pytań?

- Nasz lord powinien sobie zatrzymać ciebie jako błazna, nie żołnierza, kapitanie Tallman - stary Zultair docinkiem powstrzymał eskalację niepotrzebnej dyskusji, za co Hetalan mógł być mu wdzięczny.


Anlaf przerwał jedzenie i zastygł w bezruchu szeroko otwierając oczy. Wyobraźnia podpowiadała mu obrazy narodzin czarta z najgłębszych czeluści Otchłani. Dopiero pytanie Tallmana wyrwało go z osłupienia. - Co ona urodziła? - Zapytał nie będąc w stanie odpowiedzieć od razu kapitanowi. - To… to jakieś wynaturzenie?

- To... Było czarne, tak jak ona - Grondmoss wskazał na Shillen. - Ale miało żołto-białą czuprynę... Cztery ręce, opazurzone jak u żbika... I psi pysk pełen zębów jak sztylety...

- Draegloth - stwierdziła cicho Shillen, ponownie przykuwając spojrzenia wszystkich osób na sali.

- Drae-co? - spytał się Tallman, nieco poważniej, zainteresowany tematem jak myśliwy udający się na polowanie. - Zresztą, dla mnie najważniejsze, że to coś jeszcze nie urosło. A i matka jest osłabiona. Widzę tutaj szansę.

- Ja wpierw wolałbym - odezwał się Zultair - zrozumieć, co kieruje twoim ludem? Co kierowałoby tobą w takiej sytuacji? Co byś zrobiła dalej? - zwrócił się bezpośrednio do Shillen. - Mamy okazję tu i teraz zrozumieć wroga, jeśli w ogóle jest naszym wrogiem.

Porucznik Grondmoss kiwał głową przecząco.

- Musimy ich co najmniej przegonić... Jak zwierzynę... Zima jest długa, nie możemy pozwolić im na nas żerować... A nie dajcie bogowie, że skumają się z goblińskimi niedobitkami... Gobliny znają teren, znają nasze wioski.

Hetalan milczał. Słuchał. Nie chciał przedwcześnie sugerować żadnego toku działania.


Algrad był zdumiony tym co słyszał.

- Powiadasz panie poruczniku, że osiemdziesiąt najlepszych ludzi z Byrne poszło do piachu? - Skrzywił się krasnolud.

- Trzydziestu dziewięciu udało mi się wyprowadzić z tego piekła. Tylu weteranów zginęło... Dashwood, Eastman, Eberhard, Griswold, Hodgdon...

- A ich padło niespełna trzydzieści? - Zastanowił się chwilę.

- Nie mieliśmy czasu prowadzić szczegółowej statystyki - porucznik uśmiechnął się zimno.

- Czy coś mówili podczas rzezi? Coś co można określić jako imiona przywódców czy coś? - Popatrzył na drowkę z pytaniem w oczach czy dałaby radę wywnioskować coś więcej.

- Nie mam pojęcia. Nie używali mowy handlowej, tylko swojego języka.

- Daleko to leże goblinów od Byrny? - Zapytał w końcu oceniając jak szybko będzie można działać i sprawdzić teren.

- Jak przekroczycie rzekę Stillring promem, to zaledwie dziesięć mil na południe w linii prostej stąd. Można też dookoła traktem Rorystone, aż nie przekroczycie Stillring i wtedy zejść ze szlaku i kierować się na wschód. Turnia, przy której leży Troll-Wie, jest widoczna z daleka.

- Dreaglothy to istoty spłodzone przez demony i świeżo wyświęcone drowie kapłanki wysokiej rangi. Nigdy przez całe moje 110-letnie życie nie widziałam żadnego na oczy. Zasadniczo znam je tylko z opowieści ojca, który opowiadał mi gdy jeszcze byłam dzieckiem - elfka wzruszyła ramionami. - Dzieci z mojej rasy od małego uczone są oglądania okrucieństw, tortur i mordu, ale muszę przyznać się bez bicia, że gdy słuchałam opowieści o tych stworach, trzęsłam się jak osika - przez chwilę milczała, spoglądając na obecnych w sali po czym mówiła dalej - z opowieści ojca wiem do czego są zdolne, ale niestety nie wiem, jak skutecznie je zniszczyć. Myślę, że Daghtir, mój ojciec też tego nie wiedział. - Shillen zaczęła myśleć o tym, że być może będzie musiała stanąć oko w oko z koszmarem sennym, który nawiedzał ją wiele razy po opowieściach. Z jednej strony napawało ją to pewnego rodzaju, przerażeniem, a z drugiej strony czuła pewnego rodzaju ekscytację na myśl tego co jej rasa potrafi stworzyć. Na jej twarzy mignął prawie niezauważalny uśmiech, jednak po chwili odzyskała powagę i spojrzała w oczy Hetalana. - Chciałabym powiedzieć coś więcej na ten temat, ale niestety nie wiem nic co mogłoby się przydać do walki z tym… tworem. Szczerze mówiąc nie wiem nawet jak wiedza, że rodzone są przez drowie kapłanki może się przydać, no chyba, że chcecie wbiegać do wszystkich świątyń w Podmroku i je mordować. Co mogłoby być ciekawe. - Ostatnie zdanie dalej spoglądając w twarz Hetalana wypowiedziała w sposób, przez który można było wyczytać, że mordowanie jej gatunku wcale jej nie przeszkadza.

Okrucieństwa, tortury i mord - powtórzył Tallman, spoglądając na Zultaira. - Masz swoje "wartości" - powiedział szyderczo. Stary kapitan nie skomentował. Myślał.

Rashad westchnął zaniepokojony, po jego “przygodzie” z kultem Mechuitiego nie miał ochoty na kontakt z kolejnym pomiotem demonów….ale starał się skupić na analizie informacji…

- Eberhard i Eastman którzy jak mówisz zasnęli mogli być ofiarą zaklęcia snu, a ten twój podwładny który nagle zaczął się śmiać zaklęcia śmiechu Tashy - to podstawowe zaklęcia bojowe, więc wiemy, że drowy mają ze sobą przynajmniej jednego czarodzieja… - odpowiedział porucznikowi.

- Możliwe. Powietrze było tam nabrzmiałe od magii - powiedział Grondmoss.

- Shillen, czy miasto z którego pochodzisz znajduje się gdzieś w tym rejonie? - Zwrócił się do elfki, której słów słuchał z ponurą fascynacją.

- Szczerze? - zapytała elfka - To nie mam pojęcia. Kiedy byłam zmuszona opuścić swoje miasto, bardzo długo uciekałam podziemiami. Kiedy musiałam wyjść z Podmroku, znalazłam się w Mieście Niezwyciężonego Suwerena. Wtedy pierwszy raz wyszłam “na górę”. - wzruszyła ramionami. Nie umiała czytać, więc nawet gdyby podano jej mapę mogłaby mieć problem z pokazaniem gdzie znajduje się jej miasto. Jednak przypomniała jej się jedna rzecz. - Wiem tylko, że znajduje się ono niedaleko Ylesh Nahei, dawnego Angrimm, miasta krasnoludów, które zostało podbite przez mój gatunek. Jednak jak mówiłam wcześniej zanim znalazłam się “na górze”, musiałam przejść długą drogę - powiedziała i wbiła wzrok w stół. Nagle przed oczami miała te dni, kiedy przedzierała się samotnie przez podziemia, ubolewając nad stratą ojca, jedynej osoby, którą kiedykolwiek kochała.

- Hm…- Rashada zdziwiła nieco otwartość drowki, zastanawiał się czy mógł w pełni ufać słowom Shillen, którą znał słabo, nie miał chyba wyboru, przed Hetalanem i jego ludźmi musieli sprawiać wrażenie jedności….w sumie Shillen była wygnańcem ze swojego ludu, trochę jak Amira i on.

- Może jakbyśmy mieli jakieś insygnia tych drowów albo znali nazwy ich domów, mogłabyś je rozpoznać…

Elfka zastanawiała się chwilę, po czym wtrąciła zapominając, że powinna poczekać na odpowiedź Hetalana. - Myślę, że byłabym w stanie rozpoznać. Symbolem mojej enklawy był pająk z kobiecą twarzą - zaśmiała się lekko pod nosem - wiem, mało to oryginalne biorąc pod uwagę, że to symbol większości mrocznych elfów. Jednak różnią się one tym w jaki sposób są przedstawiane. Minęło już trochę czasu odkąd ostatni raz widziałam znak “moich”, ale myślę, że rozpoznałabym go… - zamilkła na chwilę zastanawiając się czy dodać coś jeszcze, po czym westchnęła i ciągnęła dalej bardziej pochmurnym głosem. - Nie wiem czy to w czymś pomoże, ale mój ojciec, Daghtir przewodził mojej enklawie, jednak wątpię by ktoś z was słyszał kiedyś jego imię. Zazwyczaj przewodzą nami kobiety, kapłanki Lolth i taką była moja matka, ale zmarła wydając mnie na świat. Ojciec został jednak zdradzony, przez jednego ze swoich najbliższych ludzi, który podburzył drowy przeciwko niemu. Mój ojciec został pojmany i zabity, jednak mnie udało się uciec. Nie pamiętam imienia tego elfa, ale jego twarz prześladuje moje wspomnienia do dzisiaj...

Po długim milczeniu kapitan Zultair zapytał się:

- W jakim celu płodzone są te demony?


Shillen zamyśliła się chwilę - Nie jestem pewna, ale z tego co pamiętam z opowieści, to chyba służyły domom swych matek. Ich głód zniszczenia pomagał odnosić zwycięstwa nad wrogami drowów, którym służyły. Ale jak już wspominałam, dużo o nich nie wiem, bo nigdy ich nie spotkałam.

- Musimy to zabić zanim dorośnie i się rozmnoży czy złoży jaja - zaproponował Tallman.

- Zabijanie czegoś, co nie rozumiemy, to typowo ludzki odruch - mówił Zultair, trzymając jedną dłoń na modlitewniku - ale... Po takich wyjaśnieniach nie mogę się nie zgodzić z kapitanem Tallmanem, choćbym bardzo chciał, by było inaczej.

Dyskusja się rozwlekała, co nie służyło decyzyjności. Hetalan zabrał głos:

- To jak szukanie igły w stogu siana, ale powinniśmy znaleźć jakiegoś goblina i zmusić go do współpracy. Taki uchodźca mógłby nam wiele powiedzieć o Troll-Wie i tej przeklętej posiadłości. Mam dziwne przeczucie, że do tej pory krył się tam ktoś odpowiedzialny za koordynowanie ataków goblinów na nasze wioski i transporty.

- Mam nadzieję, że wkrótce dowiecie się, co wygoniło cały Podmrok na powierzchnię - grododzierżca zwrócił wam uwagę. - Ani gnomy głębinowe, ani te drowy nie wyglądają na skorych do rozmowy, ale tylko w ten sposób będziemy w stanie wyleczyć przyczynę tej zarazy.

- A co do ataku... Nie możemy pozwolić sobie na drugie podobne ryzyko. Musimy wiedzieć, jak liczny jest wróg, poznać teren i szybko działać. Jeśli to coś urośnie, a rzeka zamarznie, będą mieli nas jak na tacy.

- No to macie co robić. Lepiej zaczynajcie, bo dzień krótki - zwrócił się do was Tallman, preferujący szybkie działanie.


Rashad, wyrwany z zamyślenia, skinął głową Hetalanowi, ignorując irytującego Tallmana.

- Mądrze rzeczesz panie, dobrze byłoby schwytać jeńca, goblina albo nawet lepiej jednego z tych drowów... reszty zamówionego przez nas ekwipunku spodziewamy się za około trzy dni, więc myślę, że w pierwszej kolejności spróbujemy wydobyć informacje od gnomów, a następnie ewentualnie wyprawimy się w dzicz…

- Trzy dni na ekwipunek, czyli kolejne trzy noce w burdelu... - parsknął Tallman.

- Te trzy sprawy mają być załatwione w ciągu trzech dni - zadecydował Hetalan. - Wróg nie śpi.


- W takim razie lordzie, oczywiście przyspieszymy nasz harmonogram by sprostać twoim oczekiwaniom… - Rashad spojrzał czy jego towarzysze nie będą protestować.

- Z tego co rozumiem przeprowadzenie zwiadu do Trollslore nie powinno nam zająć więcej niż dwa dni skoro to dziesięć mil drogi stąd... Ponieważ mówisz lordzie, że problem dotyczy całego regionu, a nie tylko Byrny, rozumiem, że były inne “incydenty” niż przybycie gnomów głębinowych i obecność mrocznych elfów w Trollslore… czy drowy albo gobliny były gdzieś jeszcze w okolicy widziane?

- W większej liczbie ma się rozumieć - czarodziej również zainteresował się odpowiedzią na to pytanie.

Algrad siedział i popijał zjedzony przed chwilą posiłek. Zaczynało być ciekawie. Sporo roboty i pośpiech im za towarzyszy robiły.

- No to z gnomami trzeba porozmawiać i czym prędzej wyruszyć do Trollslore - reasumował krasnolud.

- Skoro porucznik widział, że doszło do walki między goblinami i drowami, to pewnie część została wybita, część uciekła, a część uległa drowom i im pomaga. Mnie interesują te niedobitki, które teraz mogą kryć się wszędzie próbując przezimować, czy to w tunelu kopalni, czy w kącie stodoły, czy na strychu któregoś domu. Znajdźcie mi takiego i zmuście go do współpracy - Hetalan gładził się po brodzie.

- Najpoważniejsze incydenty, jak to określiliście, nas ominęły albo o nich nie wiemy, bo szlak Rorystone nie jest patrolowany na całej długości. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, ilu kupców padło ofiarą tutejszych zawirowań. Thunderhold straciło kontakt ze swoim fortem granicznym, Elixer, wzniesionym na płaskowyżu Bendigroth. Klasztor Kuźni na północ stąd oblegany był przez... Krasnoludów, ale nie takich, jakich znamy. Podobno wędrujący tutaj z Thunderhold widzieli sześciogłową bestię czającą się na podróżujących szlakiem, ale nie zdarzyły się żadne ofiary.

- Póki co - burknął pod nosem Tallman.


- Bardziej zależy ci panie na jeńcu goblinie niż drowie? Chociaż taki pewnie będzie łatwiejszy do pojmania… - Zapytał się Rashad.

- Macie takie coś na szyjach, co powinno pomóc wam podejmować podobne decyzje, najemniku - Tallman postukał w swoją głowę.

- Chciałem tylko doprecyzować wydane przez lorda polecenie, ale skoro jest miejsce na pewną elastyczność to dobrze, zresztą cóż mnie marnemu najemnikowi równać się z pana oficerskim intelektem - odgryzł się Rashad.

Shillen ocknęła się z zadumy, po czym na wspomnienie o jeńcu uśmiechnęła się, zacisnęła dłoń w pięść i strzeliła kośćmi. - Kimkolwiek będzie, będzie cienko śpiewać.

- Jeszcze kilka pytań na koniec i zdaje się mam kilka rozwiązań, a przynajmniej jakiś szczątkowy plan działania na początek - czarodziej analizował wszystkie informacje. Celowo nie wtrącał się wcześniej ani nie przerywał pozwalając zarówno towarzyszom, jak i kapitanom i grododzierżcy odpowiadać na pytania.

- Interesuje mnie zniknięcie owej broni. Jak rozumiem wytworzenie takiej partii broni jest wysiłkiem całej społeczności, pozyskanie materiału, dni pracy…..transport, kosztowna inwestycja. Może powiecie coś więcej? - czarodziej chciał sprawdzić jeszcze jeden wątek.

- Nie możemy zdradzać za wiele na temat kontraktów z Miastem-Państwem. Zresztą tą sprawą za porozumieniem zajmuje się już wyłącznie Czarny Lotos, tajna policja Suwerena.

- Na koniec zostawiłem informację… pozyskaną wczoraj w … zamtuzie… spotkaliśmy trójkę nieznajomych. Prawdopodobnie byli w przebraniu, jeden był czarodziejem. Jeden krępy i niski, walczący rapierem. Jeden czarnobrody… czarodziej. Trzeciemu się dokładnie nie przyjrzałem. Czy ci ludzie pracują dla was, czy może to kolejny dopust bogów?

- O nikim takim nam nie wiadomo.

- Skoro dyskusja zmierza już do końca - zaczął kapitan Zultair - pozwolicie, że was przeproszę. - Jestem przed porannymi lekarstwami i modlitwą, a inne obowiązki służbowe również wzywają - starzec spojrzał na Hetalana. Ten pozwolił mu odejść. Oficer jeszcze zanim wstał otworzył modlitewnik na zaznaczonej stronie i pogrążył się w swoich rytuałach.

Kiedy Zultair wstał do wyjścia Rashad podszedł i wyciągnął do niego rękę:

- Bardzo miło mi było pana poznać, panie kapitanie, mądrość z pana słów przemawia… jest pan może kapłanem?

Poklepał Rashada po ramieniu, śmiejąc się.

- Bywam dobrym człowiekiem, a to trudniejsze niż kapłaństwo - i odszedł nie oglądając się za siebie.


Skandyk przez długi czas nie wtrącał się w rozmowę, zajęty pałaszowaniem swojej porcji gęstej zupy, jednak przez cały czas patrzył po zebranych spode łba. Dopiero gdy skończył, wziął soczysty łyk miodu, odstawił głośno kufel i powiedział:

- Niepokoi mnie jedna kwestia. Poruczniku, według tego, co niedawno prawiliście, drowy spodziewały się was. Idę o zakład, że mają swoich szpiegów w Byrny, warto sprawdzić także ten trop.

Porucznik popatrzył na Hetalana, a ten stwierdził:

- Na pewno pomagały im gobliny, które znają teren, a czy ktoś jeszcze... Brzmi to raczej niewiarygodnie. Myślę, że to robota dla was.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 13-05-2017 o 22:41.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 13-05-2017, 22:43   #22
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Katon przecząco pokiwał głową. - Niewiarygodnie, ale wiele waszych informacji o tym świadczy. Po pierwsze, na naszej naradzie nie padła nigdzie dosyć istotna informacja o naszym przeciwniku. Zarówno drowy, jak i gobliny unikają światła słonecznego. Gobliny lubią raczej atakować nocą, choć czasem i im zdarza się działać w dzień, choć tego nie lubią. Zaś drowy wprost nienawidzą słońca i idę o zakład, że większość ataków była albo w nocy, albo chociażby wieczorem lub rano, kiedy słońce jest jeszcze słabe. Jak wspomniała Shilen, Podmrok jest dosyć głęboko. Ciężarna kapłanka nie mogłaby szybko podróżować na powierzchnię aż z Podmroku, więc muszą mieć gdzieś swoją bazę, lub obozy chociażby. Jaskinia, stare ruiny, jakaś nekropolia… nawet ocieniona dolina górska wydaje się być dobrym miejscem dla takiego obozu. Dlatego kapitanie, jeśli pamiętacie miejsca ataków i mniej więcej orientacyjne daty ataków, to mogłoby pomóc w określeniu ich kryjówki. Chyba, że wciąż siedzą w Trollslore...

Hetalan podrapał się po brodzie.

- Kiedy ostatni raz rozmawiałem z Nebellorem, upierał się przy swojej teorii, że Podmrok łączy wszystkie podziemia na świecie, razem z piwniczkami domostw. Nawet powiedział, że ktoś, kto wpadnie przypadkiem do studni, może po krótkiej wędrówce znaleźć się na drugim końcu świata.

- A to nie mogli nieść tej kapłanki na lektyce, skoro jest dla nich taka ważna? - Tallman z założonymi rękoma odchylił się na krześle. - Zresztą idę o złotą monetę, że kapłanka zdolna rodzić demony nie musi w ogóle stąpać po gruncie jak jakiś chłop.

Grondmoss kiwał przecząco głową w milczeniu.

- Nie mogę odmówić im sprytu i przewagi w walce z zaskoczenia, ale wyglądali raczej na zaszczute zwierzęta niż zdeterminowanych, konsekwentnie działających napastników.


- Po drugie, jeśli łączycie zniknięcie broni z atakiem drowów, lub ich o to obwiniacie to weźmy pod uwagę, że wysłanie dużej partii broni to pewne logistyczne przedsięwzięcie. Trzeba wiedzieć kiedy ów transport jest ładowany, gdzie płynie i gdzie będzie o określonym czasie. Wiedzą o tym co najmniej rzemieślnicy którzy ową broń przygotowywali, przewoźnicy… najpewniej jest to coś o czym się mówi. Nie odrzucałbym sugestii Oscara o szpiegu w osadzie, który musiałby powiadomić drowy. Przecież nie czekają rozbite z biwakiem na granicach władztwa i jakoś o owym transporcie musiały się dowiedzieć. Taka osoba pewnie wie, gdzie ich szukać, lub jak można się z nimi skontaktować. Pojawienie się owych trzech nieznajomych… to mogą być agenci waszego odbiorcy do którego przesyłka nie dotarła. Może wysłał ich by sprawdzili, co tu się w ogóle dzieje? A może to są właśnie ci szpiedzy których szukamy? Sztylet który przy nich znaleźliśmy i ich nędzny wygląd zupełnie nie przystający do nich… wyszkolenia może sugerować przebierańców.

- Czyli spotkaliście kogoś o podobnym stosunku wyglądu do umiejętności... - podsumował Tallman.

- Wasze przypuszczenie może być słuszne, ale z drugiej strony, wielu wybiera awanturniczą ścieżkę - dodał Hetalan.

- Zawsze ciągnie ich do kłopotów jak dziwki do sakiewek. A że sami też przyciągają kłopoty jak magnes, to ich obecność przynosi tylko skutek odwrotny do zamierzonego - czuliście, że oficer mówi nie o bezosobowych poszukiwaczach przygód, tylko ma na myśli was. Był już nieźle podpity, co zaczynało też irytować Hetalana. - Prawdziwy mężczyzna nie podróżuje na drugi koniec świata, nie odcina się od swoich korzeni i lojalnie służy swemu krajowi i swej rodzinie. Parszywi, wszędobylscy najemnicy...

- Kapitanie Tallman - podszedłszy do okna, Hetalan zwrócił się do niego oficjalnym tonem. - Udajcie się przygotować patrole wzdłuż rzeki Stillring, na odcinku między szlakiem Rorystone a Ironload.

- Dobr... Tak, panie - po chwili milczenia kapitan, zrozumiawszy aluzję, udał się wypełniać powierzone obowiązki.


Algrad słysząc słowa kapitana zacisnął pięść. Nie reagował bo nie wypadało a i sam Hetalan interweniował co nieco ostudziło zamiar odburknięcia krasnoluda.

- Jeśli tu nie uzyskaliśmy wszystkich odpowiedzi, trzeba szukać dalej. Miałbym propozycję, aby nasz druid popytał lokalne zwierzęta, szczególnie takie co znają zapach goblinów. Może uda się znaleźć ową igłę w stogu siana nieco szybciej. Gobliny to szkodniki i postrach większości zwierząt. Te powinny wiedzieć których miejsc unikać, więc gdyby potrzebny byłby jakiś goblin, moglibyśmy takiego szybciej znaleźć.

- Brzmi to rozsądnie. W mniejszych osadach mamy kilku druidów, którzy jak to druidzi czczą Gaję, ale także naszych przodków, w tym Byrnego. Gromadzą się w gaju niedaleko Wyższej Misji, gdzie są zachowane szczątki portalu, z którego przyszedł Byrny.

Porucznik Grondmoss zauważył wasze zdziwienie nazwą "Wyższa Misja", co było mu na rękę - pragnął już odpocząć od całej tej narady wojennej. Wyjaśnił:

- Chyba wszystkie nasze wioski nawiązują w jakiś sposób nazwą do czynów Byrnego. W "Wyższej Misji" podobno wygłosił płomienną przemowę, która zmobilizowała naszych przodków do walki z orkami o kopalnie. Raz na miesiąc urządzamy procesję. Zatrzymujemy się w każdej osadzie i upamiętniamy jego czyny.


- Jeśli ktokolwiek z nas może skontaktować się z lokalnym półświatkiem... - kontynuował Katon - złoczyńcy i szumowiny najczęściej pierwsi wiedzą komu ubyło a komu przybyło a wartość broni szacuję na kilka do kilkunastu tysięcy, zależnie od lokalnych cen.

- Stratę w samych mieczach szacujemy na jakieś sześć tysięcy... - Hetalan zmarszczył czoło.

- Skoro ładunek był przewożony drogą wodną, poszukałbym szmuglera albo przemytnika, który najpewniej zna każdy zakręt na tej rzeczce i wie gdzie ów ładunek mógł zniknąć. Dodam, że sześćset kompletów rynsztunku nieco waży. To gdzieś trzeba wyładować, ukryć, przewieźć. Mogły zostać ślady. Ślady prowadzące do złodzieja.

- Upierałbym się dlatego przy teorii - zaczął Hetalan - że to ta posiadłość, której tak zaciekle bronią drowy, należała do złodzieja. Ktoś lub coś zapędziło gobliny do roboty i uwiło sobie przytulne gniazdko tuż pod naszym nosem.

- Albo cały ładunek poszedł na dno za sprawą skragów i nic tu nawet po Czarnym Lotosie - ziewnął Tallman. - Były przecież i takie przypadki.


- Nasi wojownicy mogliby przepytać twoich ludzi, przynajmniej tych, co ocaleli. Wy macie pewien pogląd na sprawę, ale może coś wam umknęło? Mogliby też zacząć rekrutować ludzi. Kompania najemników z trzema zbrojnymi nie wygląda wiarygodnie. Nie jesteśmy najemnikami, ale trzeba na takich wyglądać. Nie ukrywam, że zależy mi też na opinii moich towarzyszy na temat potencjału obronnego Byrny. Może tu również mogliby pomóc?

- Wasz wizerunek byłby wtedy naprawdę kosztowną fasadą... - zauważył lord.

- Możecie ich przepytać. Jeśli nie będą chcieli mówić, powołajcie się na mnie - powiedział porucznik Grondmoss.

- Za pięć lat ta warownia będzie miała czterysta lat. Przetrwała Czas Gnollów, broniona przez regularny garnizon i wojsko ochotnicze, tak mówią księgi z tamtych lat. - Póki co nie widzę potrzeby rekrutowania najemników - Hetalan wyraził swoje zdanie - ale w razie kłopotów potrafiłbym zrekrutować dwustu ludzi na miesiąc.


- A tak dla pełnego obrazu sytuacji, lordzie, ilu ludzi liczy garnizon warowni i w razie trudnej sytuacji, jakie wsparcie mógłby przysłać król Thunderhold? - Zapytał się Rashad.

- Wystarczające - skwitował Hetalan, nie zamierzając zdradzać zbyt wiele na temat obronności Byrny.

- W takim razie zacznijcie rekrutować wojowników, albo chociaż wzmocnijcie się jakąś ochotniczą milicją. Nie wiadomo ile drowów jest. Być może szykują się do ataku na Byrny a wy ponieśliście straty. To ich może ośmielić. Algrad, Amira… dla was mam specjalne zadanie. Podobno jest tu kompania handlowa, czy górnicza. Może zechcecie zasięgnąć tam języka? Nie znam się na kupiectwie, ale może lokalni rzemieślnicy i kupcy będą mieli bardziej szczegółowe informacje jak stracili urobek kilkutygodniowej pracy. Jeśli sprawa ładunku powiązana jest z tarciami na linii gnomy-ludzie… - to zawsze jeden krok bliżej do rozwiązania kolejnego problemu Byrny.

- Zarządcą kopalni jest Bart, ludzie mówią na niego... Śmieszek - uśmiechnął się Hetalan. - Wolałbym jednak żebyście nie wchodzili w paradę Czarnemu Lotosowi. Wiecie, gdzie są drowy, pytanie ilu ich jest i jak ich przepędzić z Troll-Wie. Znajdźcie jakiegoś skorego do gadki gnoma głębinowego. I do tego złapcie goblina.

- Bardzo chętnie porozmawiam z kupcami bo myślę, że tam przydam się najbardziej jednak nie widzi mi się pchać palców między drzwi i narażać się Czarnemu Lotosowi. Popytać nigdy nie zawadzi ale mimo wszystko zaczęłabym od spotkania z gnomami myślę żę wraz z Algradem i Rashadem uda się nam uzyskać jakieś informacje. - Odpowiedziała Amira.

-Jeśli Byrny wpadnie w ręce goblinów lub drowów, żaden kupiec nie zarobi a straci. Wątpię, by zabrakło Ci argumentów, ale w ostateczności przypomnij im co będzie, jak wróg spustoszy władztwo. Ja poszperam w świątyniach. Przecież muszą tu być jakieś źródła pisane. Skoro macie tu bohatera, na pewno są jakieś legendy, podania ludowe czy chociażby wzmianki o owym Trollslore. Mogę też towarzyszyć Ci w spotkaniu z gnomami. Starsze rasy lepiej się rozumieją…..to chyba przez perspektywę. Nieco inaczej postrzegamy świat, choć gnomy są….mało poważne. Choć pewnie głębinowe się od nich różnią...zobaczymy - czarodziej spojrzał na towarzyszy. - Chyba wizytę w zamtuzie trzeba będzie odłożyć….nie wiem, czy wygrzebiemy się z robotą przed końcem zimy - uśmiechnął się ironicznie.

Amira spojrzała na niego z ukosa po jego ostatnim zachowaniu pełnym nadinterpretacji i obwiniania w karczmie wątpiła czy jest on odpowiednią osobą do prowadzenia negocjacji, zresztą jakie porozumienie może zaistnieć pomiędzy elfem, bujającym w obłokach czarodziejem, a pracowitymi rzemieślnikami i kupcami svirfneblin, którzy całe swe życie spędzają pod ziemią.

- Myślę, że wizyta tak wielu mogłaby spłoszyć gnomy albo nawet je zirytować i usposobić niechętnie do dalszej rozmowy myślę, że nawet troje to dużo, ale nie kłopoczmy lorda takimi szczegółami.

- Przecież już wiecie, gdzie są drowy? - odparł porucznik Grondmoss. - I wie to czterdziestu innych ludzi.

- Co prawda drowów może już tam nie być, ale macie racje poruczniku. W pierwszej kolejności powinniśmy raczej obejrzeć Trollslore - czarodziej kiwnął głową. Być może rozwiązanie istotnie znajdowało się na wyciągnięcie ręki.

- Interesujące konkluzje, Katonie, sprawa ma wiele aspektów, oczywiście w pierwszej kolejności zrobimy to, o co bezpośrednio poprosił nas lord, czyli zwiad połączony ze znalezieniem jeńca i kontakt z gnomami… - odparł Rashad, z jednej strony będący pod wrażeniem niektórych spostrzeżeń elfa, z drugiej wiedzący, że lord oczekuje działania i nie chce spędzić całego dnia na spekulacjach.

- Ufam, że nasi wojownicy zaproponują jakiś sensowny plan owego zwiadu, jeśli jest to priorytet. Moje moce są do ich dyspozycji - czarodziej zmarszczył brew machinalnie próbując odpalić fajkę. “Przecież nie palę” pomyślał wstrząsając głową.

- Myślę Katonie, że wiemy jaka jest sytuacja i co robić, nie marnujmy więcej czasu grododzierżcy, musimy odebrać teraz kolejną część ekwipunku, więc po drodze ustalimy szczegóły naszych planów. - Podsumował Rashad, chcąc uniknąć wewnętrznych sporów grupy przy Hetalanie.

Algrad skrzywioną miał minę słuchając. Jednak porucznik dał po raz kolejny znak co mają robić.

- Katonie. Najpierw ruszamy sprawdzić Trollslore. Jeśli pochwycimy języka i ubijemy trochę drowów inaczej też będziemy postrzegani przez miejscowych. Będą widzieć, że nie jesteśmy cwaniaczkami i potrafimy wykonywać swoją robotę. - Podsumował krasnolud.

Shillen prychnęła cicho pod nosem. - Phi… Na kogo będą patrzeć inaczej, na tego będą…

Oscar wstał, odsuwając masywne krzesło, które trąc o podłogę wydało przeraźliwy pisk. Lord nie skomentował, ale na jego twarzy dało się przez jedno bicie serca zauważyć nieprzyjemny grymas.

- Dziękujemy wam gospodarzu i twoim oficerom za zaufanie oraz gościnę. Od razu zabierzemy się do roboty - Skandyk spojrzał po elfce i krasnoludzie. - Szczegóły ustalimy po drodze, jak proponował Rashad - dodał sucho. Domyślił się, co próbował osiągnąć arystokrata, ukazywanie wewnętrznych konfliktów w grupie było co najmniej nieprofesjonalne. Próbował więc zdławić niepotrzebną dyskusję, zanim się rozwinie na dobre.

- To ja dziękuję - Hetalan bezgłośnie odsunął krzesło i wstał. - Strach przed nieznanym z podziemi rani moich ludzi mocniej niż orcze topory, a każda mijająca chwila to szansa, by to zmienić - mówiąc to Hetalan patrzył w stronę drzwi. Stała w nich Margery, żona lorda, dama o łagodnym spojrzeniu. Chciała porozmawiać z dygnitarzem w cztery oczy.
 
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 02-06-2017, 17:59   #23
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Skarby z kurzu i pajęczyn

Biblioteka w strażnicy lorda Hetalana, Byrny
Region Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena


14 grudnia 4433 roku BCCC, środa, wieczór


- Pamiętajcie, żeby odłożyć książki na półki. Uważajcie na te kilka manuskryptów z Thunderhold, pergamin jest bardzo kruchy. “Wiek Gnollów” Teodoryka Przenikliwego to rzadkie dzieło, a ta kopia jest jedyną kompletną, jaką znam - powiedział kapitan Zultair, który poprowadził Katona i Rashada do niewielkiej biblioteczki, jeśli tak można było nazwać zespół kilku ciasnych pokoi warowni służących za składowisko wszelakich dokumentów. Poza papierzyskami znajdowało się tu tylko biurko i jeden stołek. Drugi doniósł oficer.

Położyliście przed sobą pierwszy niewielki stos starych ksiąg. Zapowiadał się długi dzień i bezsenna noc, nawet jeśli zrezygnowalibyście z posiłków. Wiele ze zgromadzonych informacji było przydatne jedynie dla historyków - ilu ludzi służyło w wojsku Byrny, jak żyli, co jedli... Prawie same spisy.

W tym bałaganie znaleźliście mapę ziem Byrny z zaznaczoną lokalizacją Troll-Wie, którą postanowiliście zachować, a przynajmniej przepisać. Koło niej leżała księga, zakurzony wolumin, oprawny w skórę. Była to relacja z wypraw po okolicznych ziemiach, w tym Trollslore, spisana przez obieżyświata imieniem Langston w roku 4410 BCCC, zaledwie dwadzieścia trzy lata temu.

O samym Troll-Wie wyczytaliście niewiele, ale musieliście przyznać, że była to ciekawa lektura. Kilka tysięcy lat temu (nikt nie wiedział dokładnie ile) żyła tam cywilizacja, która podczas wyniszczających walk z trollami posługiwała się “kończynami zabitego boga Emiga”. Langston jako przykład tej niszczycielskiej broni podaje Czarną Cytadelę Niezwyciężonego Suwerena, gdzie zachował się jedyny znany egzemplarz, będący w stanie ochronić twierdzę władcy przed jakimkolwiek atakiem z powietrza.

Niestety osłabiona ciągłymi bojami z łupieżczymi trollami społeczność uległa w końcu niezbadanej do dziś pladze. Langston ze zgrozą, ale pewnie też w sposób przekoloryzowany opowiada o tym, jak cała jego ekspedycja poza nim samym uległa krwiożerczym goblinom, żyjącym w grotach, ziemiankach i prymitywnych chatach, odzianym w futra i posługujących się bronią z ciosanego kamienia. Ponoć było to tak prymitywne plemię, że żyło wyłącznie z myślistwa, nie potrafiąc nawet uprawiać grzybów, tak charakterystycznego pożywienia dla tej rasy.

Dziennik nie był dokończony, a dalszy los Langstona pozostał nieznany. Przed tylną okładką wetknięto jednak luźny arkusz papieru, różniący się od pozostałych. Biały jak kreda, zapisany równym, drobnym, czarnym pismem, był sztywny i idealnie czysty dzięki przezroczystej powłoce z nieznanej substancji. Wykreślone czarnym atramentem znaki były w nieznanej mowie, jednak jego ścisły, logiczny układ wskazywał na języki Logii czy Physik. Obok naszkicowano kanciastego golema, o jakim marzył niejeden czarodziej z Valonu. Obrazek podpisany był “KOPALNIE W TROLLSLORE”.

Ściemniło się już dawno temu. Pora było wracać do swoich. Może też odkryli coś, czym będą mogli się pochwalić?


- Całkiem interesujące, prawda Katonie? Umiesz odczytać to pismo? - Zapytał się zmęczony całodziennym ślęczeniem, ale zaintrygowany Rashad, który interesował się zarówno historią (nie tylko swoich przodków) jak i mistyczną wiedzą.

- Gdybym miał pod ręką moją księgę zaklęć, nie stanowiłoby to problemu. Niestety… choć wiem, jakie rytuały należałoby nad tym pismem odprawić - czarodziej przyglądał się rysunkowi golema. Wyglądał, jakby był stworzony do pracy w kopalni. Katonowi podobne konstrukty nasuwały na myśl Karlina i Mortegona z valońskich wysp, bodajże Przejścia i Zielonego Kryształu. Byli to dwaj czarodzieje od lat konkurujący ze sobą w stworzeniu wielkiej armii golemów. Ich ciągłe niepowodzenia stały się już anegdotą pośród mędrców Dzikich Krajów.

- Podczas pobytu na Planie Ognia smok Herazibrax którego byłem więźniem wspomniał o wojnie Bogobojnych z Filozofami, która miała miejsce w pradawnych czasach, Filozofowie podobno używali machin… może ten “golem” na obrazku to właśnie pozostałość aż z tamtych czasów? Jeżeli tak może być niezwykle cenna rzecz, nie możemy pozwolić by wpadła w ręce drowów…

- Istotnie… nie możemy. Gdyby zaś istniał sposób, aby zapanować nad ową machiną, byłoby to z korzyścią dla okolicznych mieszkańców… a być może nie tylko dla nich. Nie sądzisz? - czarodziej wertował “Wiek Gnollów” próbując znaleźć chociażby rysunek czy bardziej szczegółowy opis Troll-Wie. Książka jednak wspominała tylko pobieżnie o dwóch oblężeniach warowni Byrny przez gnolle, które były punktami kulminacyjnymi niezliczonych rajdów łupieżczych tych potworów. Miały miejsce w latach 4171 i 4192 BCCC i w obu przypadkach zostały odparte przez połączone siły Thunderhold i Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena.

- Tak, myślę, że nie tylko dla okolicznych mieszkańców, w końcu można by to uznać za łup zdobyty na drowach - odpowiedział szlachcic z porozumiewawczym uśmiechem i błyskiem w oku. - Chcesz tutaj spędzić całą noc? W zależności od informacji, które zdobyli pozostali jutro też może być sporo do zrobienia… - dodał po chwili.

- Gdyby było więcej ksiąg… mógłbym. Trzeba jednak porozmawiać ze zbrojnymi, którzy uszli z zasadzki koło Troll-Wie. Miałem nadzieję znaleźć tu informację o samych ruinach… jak wyglądają, jak mniej więcej wygląda teren dokoła… takie tam… szczegóły. Miejmy nadzieję, że innym uda się znaleźć tego goblina… w końcu skoro pełno ich w okolicy. Jeśli nie, przepytamy zbrojnych i chyba trzeba będzie zwiedzić ruiny - czarodziej zamknął księgę i przetarł oczy zmęczone czytaniem.


Rozległo się pukanie w otwarte drzwi. Zajrzał do was kapitan Zultair. W ręku trzymał rozpięty napierśnik. Rozejrzał się po pokoiku.

- Nawet jeśli nie znaleźliście nic ciekawego, to chociaż przetarliście kurze - zażartował.


- Znaleźliśmy trochę interesujących informacji o historii Troll-Wie i dziennik Langstona, ale ktoś tak jak pan, kapitanie, ceniący mądrość, pewnie miał okazję się już z tą wiedzą zapoznać? - odparł Rashad z lekką nonszalancją.

- Książki są dobre, ale w tym wieku sen jest lepszy - uśmiechnął się.

- Elfowie śpią krótko. Kapitanie… miałbym kilka pytań które może pozwoliłyby zaoszczędzić nam nieco pracy. Rozumiem, że braliście udział w wyprawie do Troll-Wie? Jak wygląda ta rudera złodziei o której wspomniał grododzierżca? Duże to? - Katon spojrzał znad księgi na kapitana.

- Nie brałem udziału, ale porucznik Grondmoss mówił, że to pokaźny dworek połączony z zajazdem. A dlaczego pytacie?

- Chciałem mieć pełniejszy obraz Troll-Wie. Każdy szczegół może mieć znaczenie. Ciekawe, czy reszta wróciła już z polowania? Może się tego dowiemy? - elf zerknął na Rashada.

- Tak, Katonie, będziemy się już zbierać i to sprawdzimy, dziękujemy kapitanie za udostępnienie ksiąg. Jeżeli naszym towarzyszom udało się dowiedzieć czegoś od gnomów i goblinów możemy mieć pełniejszy obraz sytuacji przed zaplanowaniem ewentualnego ataku na drowy w Troll-Wie… chociaż może znajdzie się jakieś inne rozwiązanie niż zabicie tych elfów, Kapitanie, na naradzie miałem wrażenie że zastanawiałeś nad właśnie jakimś mniej krwawym rozwiązaniem? - Rashad spojrzał na kapitana.

- Mniej krwawym? Rozumiem, że zamierzasz ich podusić? Mroczne elfy nie oczekują łaski i same też niej nie okazują. Jeśli masz jakiekolwiek dylematy moralne… porzuć je. To zaraza którą trzeba wyplenić. Nie dyskutuje się z zarazą… tylko aplikuje lekarstwo - czarodziej zacisnął szczękę wiedząc, do czego zdolne są ciemne elfy.

- Nie chodzi o dylematy “moralne” tylko o znalezienie najbardziej korzystnego dla Byrny rozwiązania… wiem że mroczne elfy nienawidzą się ze swymi “kuzynami” z powierzchni, jak to czasami bywa między rodziną- odparł Rashad, lekko rozbawiony tak emocjonalną jak na standardy elfiego mędrca reakcją. - Oczywiście wszelkie układy z takimi istotami lepiej prowadzić z pozycji siły… - dodał.

- Której nie mamy. Co czyni całą dyskusję… jałową. Ale może istotnie kapitan ma swoje zdanie na ten temat? - czarodziej nie spodziewał się rewelacji, ale warto było poznać zdanie tutejszego wojownika.

- Może jestem naiwny - zaczął Zultair - ale jesteśmy tylko jednymi z wielu stworzeń zamieszkujących ten świat, i to w dodatku słabymi, choć nieraz zdolnymi do wielkich czynów - spojrzał na Rashada. - Moim zdaniem powinniśmy brać przykład z samego Suwerena, który za doradcę i przyjaciela obrał sobie... Illithida, jednego z owianych czarnymi legendami łupieżców umysłu. Wiecie, że ponoć istota ta postanowiła podążać za Suwerenem, gdyż był jedynym, który był w stanie przeciwstawić się jej mocy? Choć złośliwi powiadają, że Suweren i wezyr już dawno stali się marionetkami w rękach tego obcego stworzenia, a całe to zamieszanie z Podmrokiem to tylko efekt jego knowań. Nie mnie to oceniać. Poza tym - odchrząknął - wiara, może głupia, w rycerskie ideały, nie pozwoliłaby mi tak po prostu zabić młodą matkę, nawet jeśli jest złą wróżką z głębokich podziemi.

- Nawet, jeśli młoda matka płodzi potwory które z radością rozerwą na strzępy wasze dzieci? - Katon uśmiechnął się ironicznie - Nie mnie to oceniać. Mamy wyeliminować zagrożenie. Jest takie powiedzenie… aby zrobić omlet, trzeba rozbić parę jajek.

- Na ulicach Miasta-Państwa nieraz widziałem gnolle, z którymi nasi przodkowie walczyli podczas pamiętnego stulecia, koboldy, które psuły nasze żelazo, trolle, które mogły być przecież potomkami tych stojących za zagładą Troll-Wie, orków, mimo że Suweren wciąż toczy z nimi bój o Głodny Las, a nawet, raz czy dwa... Giganta!

- Historia lubi płatać figle - podsumował Zultair. - Dlatego ciężko mi uwierzyć, że... To... Coś zostało spłodzone tylko w jednym, potwornym celu. Ale mogę się mylić.

Spostrzegłszy ziewającego Rashada kapitan otworzył modlitewnik na jednej z zakładek i pożegnał się:

- Powinniście odpocząć. Praca lubi odpoczynek. Dobranoc.




Bogowie, zachowajcie króla

Czaszkowa Skórka, wioska nieopodal Byrny
Region Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena


14 grudnia 4433 roku BCCC, środa, wieczór

Hebanowoskóry gnom z czerwoną chustą zawiązaną na bezwłosej główce zamilkł na chwilę pogrążony w myślach. Miał niepewną, nieufną minę, i to nie bynajmniej od zbyt wysokiego stołu czy kufla piwa większego od jego głowy. Wbił wzrok w blat, postukał palcami. Wreszcie wypuścił powietrze z miniaturowych płuc, spojrzał na was i rzekł:

- W takim razie - podsumował rozmowę, w której ujawniliście, kim jesteście, skąd przybywacie i jakie są wasze zamierzenia - chodźcie za mną - gnom wstał od stołu i skierował się w stronę wyjścia. Naparł całym ciałem na ciężkie drzwi “Pełnego Kałduna”, a Oscar wsparł jego wysiłek ręką.

“Pełny Kałdun” był niewielką knajpą w Czaszkowej Skórce, małej wiosce zawdzięczającej swą nazwę okrutnemu oskalpowaniu pokonanych przez Byrnego orków. Skalp - pytanie, czy koniecznie wyłącznie orczy - przetrwał w tej osadzie po dziś dzień jako element zdobniczy, a wielu napotkanych przez was mężów żyjących z miecza goliło głowę, zostawiając na niej jeden lok, jakby zachęcając orków do zemsty.

Svirfneblin zwany Kriegerem - imię to wydało wam się dziwnym zbiegiem okoliczności - zaprowadził was do chaty krytej strzechą. Nie różniła się niczym od innych, może tylko wyglądała na niedawno postawioną. Kazał wam poczekać przed wejściem, co uczyniliście niechętnie, czując na sobie spojrzenia gnomów rzucane zza okiennic. Szepty dochodzące z środka były wypełnione wątpliwościami, gniewem i strachem. W końcu ustały, a wy zostaliście wprowadzeni do środka ciemnej chaty, przeludnionej podejrzliwymi gnomami, stojącymi i siedzącymi w okręgu wokół... Chorego.

- Oto król Glimmerfell i wódz naszego klanu - przedstawił Krieger - Ardin Złotobrody. Został śmiertelnie zraniony przez...

- Ghula... Ghula z... Białego Królestwa - dopowiedział jeden z ciężkozbrojnych strzegących króla.

Popatrzyliście na nieprzytomnego rannego. Komnatę wypełniał zapach choroby, dławiący odór, na który w równej mierze składała się woń zastarzałego potu i lekarstw. Nigdy nie widzieliście tak mizernej istoty. Cały królewski majestat, jaki mógł emanować ze zdrowego Ardina Złotobrodego musiał zniknąć pod trupiożółtym zabarwieniem jego skóry.

- Jeśli jesteście w stanie uleczyć naszego króla... - podjął Krieger. - Nasz klan obdaruje was wieloma cennymi rękodziełami, broniami. Jeśli zaś nie... To poszukamy pomocy gdzie indziej, jednak zachowajcie proszę naszą tajemnicę. Niejednego z nas spotkała krzywda z rąk tutejszych, mogliby próbować wykorzystać tą okazję do przepędzenia nas. A nie mamy gdzie odejść, nie podróżowaliśmy po powierzchni tyle co wy i nawet nie wiemy, dokąd się udać...


Gdy Amira weszła do komnaty w której przebywał władca odezwały się w niej stare, wydawałoby się, że już zapomniane odruchy z czasów Virydystańskiej młodości i nagle przyłapała się na tym, że dotyka skroni w pełnym szacunku geście jaki winno się wykonywać w obecności noszącego koronę. Gdy spojrzała na króla przez jej twarz przemknął jakby cień współczucia, po czym spojrzała w oczy Kriegera.

- Podróżuje z nami druid, swoją drogą to nadwyraz upierdliwy typ, który obdarzony jest jednak wybitnymi umiejętnościami z zakresu leczenia wszelkich chorób zarówno tych naturalnych - tu zawiesiła głos - jak i innych powstałych na skutek złych wypadków powiązanych z magią czy też klątwami. Jeśli pozwolicie by spojrzał swym fachowym okiem na króla przyprowadzę go do was i wierzę że albo będzie w stanie pomóc waszemu władcy albo przynajmniej wskaże jak ulżyć jego cierpieniu i gdzie szukać pomocy. Co się stało? - im więcej wiem, tym łatwiej będzie nam pomóc.

W ciemnej izbie rozległy się szepty. Mimo że wciąż brzmiał w nich niepokój, były o wiele przychylniejsze. Można było je uznać za aprobatę dla waszego pomysłu.

- Tajemnicy dochowamy - zapewnił Oscar - ale faktycznie, przydałoby się nam jak najwięcej informacji. Powiedzcie proszę, co uniemożliwia wam powrót do waszych domów? Ma to jakiś związek z tym… Białym Królestwem? Amiro, słyszałaś kiedyś o tym?

- Plaga ghuli... To tylko kwestia czasu, kiedy was powierzchniowców czeka to samo - ostrzegł Krieger. Dla Amiry, obeznanej w magicznych arkanach, Białe Królestwo było nazwą jednej z niższych warstw Otchłani, domeną ghuli. Jeśli taka wypaczona bliskość sfer była prawdziwa, zdumiewała niczym potwór z najkoszmarniejszych snów.

Amira w milczeniu skinęła głową

- Jeśli warstwy Otchłani przybliżyły się do naszego świata to niech bogowie mają nas w swej opiece - szepnęła mając nadzieję, że tylko Oscar ją usłyszy. Następnie kontynuowała już normalnym głosem - musimy porozmawiać z naszym magiem rozważyć jakie kroki można podjąć aby zepchnąć plugastwo z powrotem do Otchłani.

- Żadnych czarodziejów! - krzyknął któryś z gnomów piskliwym głosem. - To oni sprowadzili zło do naszej krainy - szmery przybrały na sile.

- Ten kto potrafi sprowadzić zło zazwyczaj potrafi też je przepędzić - odpowiedziała Amira - nie każdy czarodziej jest taki sam, ale jeśli chcecie zachowam dyskrecję. Powiedzcie mi jednak co się dokładniej wydarzyło.

- Dokładniej? A jak dokładniej opisać hordę łyskających czerwonymi ślepiami bluźnierstw, które ogryzają głowy twoich pobratymców jak dzieci oblizujące lizaki? - odezwał się jakiś nosowy, fatalistyczny głos. Któraś gnomica się rozpłakała.

- Wiem, że spotkało was wielkie nieszczęście i nie chcę pogłębiać waszego cierpienia. jednak jeśli chcemy pomóc królowi musimy wiedzieć co mu się stało żeby wiedzieć jest przyczyna choroby Króla bo i leczenie jest inne w zależości od tego czy został godzon magią, ugryzion przez stwora czy ranion sztyletem. Jeśli chodzi o te potwory to gdybyśmy wiedzieli skąd przyszły, dlaczego się pojawiły, jak dawno temu to się wydarzyło może udałoby się nam wymyślić jak je odeprzeć albo chociaż spowolnić ich marsz.

- Ich pazury niosą zarazę - stwierdził Krieger. - Z ghulami walczyliśmy od dawien dawna, ale te potwory z piekła rodem to nie to samo. One... Ewoluowały. Służą swemu upiornemu królowi i podległym im "markizom", wznoszą miasto, które nazwali Kilenor, a ich sojusznikami, choć jedynymi, są wynaturzenia zwane płaszczowcami.

- rozumiem, że zmieniły się tylko ich relacje społeczne i taktyka walki ale ich ilość jest dalej stabilna? Rozumiem też że wyszły z Otchłani i budują miasto już na naszym planie?

- Niestety nie zdążyliśmy policzyć i oszacować zmiany rok do roku... - ciężkozbrojny svirfneblin popatrzył na Amirę jak na rekordzistkę w zadawaniu głupich pytań. - Może idźcie już po tego swojego znachora? Powierzchniowcy... - dodał ciszej. - Widać, że nigdy nie przeżyli żadnej wojny czy kataklizmu.

- Wybaczcie - wtrącił się Oscar Amirze, widząc, że rozmowa zaczyna obierać zły tor - Jeszcze tylko dwie ostatnie kwestie, zanim udamy się po naszego przyjaciela. Twierdzicie, że to czarodzieje spowodowali tę tragedię. Czy to ktoś konkretny? Jakaś większa grupa? I ghule, prawicie… ewoluowały? Macie na myśli ich cechy fizyczne? Są większe? Szybsze? Zmienił się ich wygląd?

- Takie tragedie to zawsze sprawka czarodziejów - dodał jakiś piskliwy głosik.

- Może żyjemy w dwóch zupełnie różnych światach, ale mogę się założyć o rudę mithrilu, że nigdy nie spotkaliście ghula zakutego w zbroję, wywijającego mieczem i tytułującego się markizem - odpowiedział najbardziej opanowany i przychylny z tej gromady Krieger.


Krieger postanowił was odprowadzić. Oscar, zastanawiając się, czego w tej sytuacji chciałby dowiedzieć się Rashad i inni awanturnicy, zadał kilka pytań.

- Ghule zbudowały swoje miasto nad wielką rozpadliną, w której gnieżdżą się płaszczowce, ich sojusznicy. Wiemy jak tam dojść, to długa i niebezpieczna wędrówka.

- Połączenie z Otchłanią? Cóż, nikt nie wie, jak głębokie są te tunele.

- Możliwe, że tymi drowami, o których mówicie, są elfy z Ylesh Nahei, dawnego Angrimm, miasta krasnoludów.

Na pożegnanie dodał:

- Proszę, wróćcie do nas z waszym uzdrowicielem jak najszybciej to możliwe. Ardinowi Złotobrodemu nie zostało już zbyt wiele czasu...


Niezdobywalna forteca Diba

Las po drugiej stronie rzeki Stillring
Region Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena


14 grudnia 4433 roku BCCC, środa, południe

Ciepły zimowy dzień

Kierowani przez nadnaturalne zmysły Shillen, udaliście się z rana na wschód od Byrny, ku rzece Stillring. Wydawało się, że w położonym nad rzeką Ironload, niewielkim siole liczącym nie więcej niż siedemdziesiąt głów, wszyscy mieszkańcy żyli z transportu żelaza ku Thunderhold i odległym portom. I tak było w rzeczywistości - nie mieszkał tu nikt, kto nie przynależał do Bractwa Flisackiego. A mężczyźni z tego cechu byli w pewien sposób uprzywilejowani względem pozostałych zawodów. Ich jedynym obowiązkiem względem grododzierżcy było tak naprawdę... Pozostawanie żywymi. Nie byli powoływani do służby wojskowej, gdyż byli zbyt cenni dla handlu, ale musieli mieć oko na południową grań i jak najszybciej powiadamiać warownię o wszelkich podejrzanych ruchach po drugiej stronie rzeki. Dlatego też oprócz bycia świetnymi pływakami potrafili wyścigowo jeździć konno. Przynajmniej na trasie między Byrny a Ironload.

Przeprawiając się przez rzekę promem, jedną z łodzi bractwa zagospodarowaną do tego celu przez Bullarga, modliliście się do bogów, aby ten byczy, kałduniasty przewoźnik o wystających zębach nie zwrócił uwagi na Shillen. Jednak sprawiał wrażenie odludka, mruka. Albo wczorajsza noc należała do udanych, wnosząc po smrodzie tytoniu i alkoholu. Nie zamienił z wami nawet słowa. Stał tak i liczył wasze monety, gapiąc się na osiem wołów ciągnących prom ku brzegowi i dwóch chłopców doglądających bydła.

Łagodne, lekko zalesione wzgórza przykrywała gruba warstwa śniegu. Zaskrzypiał pod waszymi butami. Z początku przyjemnie, jednak im bliżej Trollslore, tym bardziej ten dźwięk przypominał wam odgłos łamania kości. Anlaf spróbował wytropić goblinów duchami natury zaklętymi w sylwetki wielkich orłów. Czekaliście, aż powrócą - bezskutecznie, kiedy wiatr zaszeleścił liśćmi, jakby zimna dłoń przejechała po waszych grzbietach. Gdzieś za waszymi plecami znajdowało się Byrny, natomiast przed wami... gobliny. Tak, gobliny. O drowach z Trollslore woleliście nawet nie myśleć.

Natknęliście się na... Koło wozowe, które sądząc po śladzie w śniegu zjechało z niewielkiego, płaskiego wzgórza na bezdrzewnej polanie nieopodal. Na szczycie górki znajdował się wywrócony do góry nogami wóz, niegdyś czterokołowy, teraz z jednym kołem u tylnej osi, na którą wetknięto czerwoną szmatę, mającą najwidoczniej imitować flagę. Na boku wozu wymalowano talerz pełen pasztecików. Na malunku wisiała przybita skórka skunksa, a nieopodal stała beczka, wypełniona nie wiadomo czym.

- Są... W środku? - Shillen wskazała palcem na wóz. Rahnulf zaczął warczeć. Co robicie?


Elfka położyła dłoń na wielkim łbie rozdrażnionego wilka, kiedy opanowała swoje zdziwienie spojrzała na druida i krasnoluda - To co? Otwieramy go?- drowka wyszczerzyła zęby w uśmiechu, odsłaniając zęby, które na tle jej hebanowej skóry wydawały się białe jak otaczający ich śnieg.

Anlaf odwzajemnił uśmiech. Sam był rad, że po początkowych trudnościach jednak udało się coś znaleźć. -A pewnie, nic innego nie przychodzi mi do głowy. - odpowiedział szukając wzrokiem za jakimś prowizorycznym wejściem.

Algrad tylko skinął potwierdzająco głową na pytanie Shillen.

Shillen zabrała dłoń z kudłatego łba Rahnulfa i chwyciła za rękojeść jednego ze swych krótkich mieczy. - Podejdźmy bliżej. - rzuciła i nie zwracając uwagi na towarzyszy zaczęła ostrożnie zbliżać się do wozu. Wilk niczym cień podążył za swoją panią.

Algrad w pośpiechu uniósł tarczę, o którą głucho zabębnił kamienny grot goblińskiej strzały. Shillen, Anlaf i Rahnulf, zaskoczeni, nie zdążyli się uchylić, kiedy z niewielkich dziur w wozie spadł na was grad strzał. Krew trysnęła na śnieg. Na zaśnieżonej, bezdrzewnej polanie mieli was jak na tacy. Jakiś ochrypły, skrzeczący głos wykrzyczał w goblińskim: "wynocha, forteca Diba jest nie do zdobycia!".

Algrad nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Na szczęście miał tarczę, którą zaw
nosił przy sobie a w takich sytuacjach dzierżył w ręce. Opłaciło się bo jedna ze strzał odbiła się od tarczy i wbiła się w śnieg niecały metr od drużyny.

~ Psie syny! ~ Był zaskoczony, ale szybko zmieniła się w złość. Jak te szkarady mogą ich tak atakować.

Krasnolud rozejrzał się za za jakąś przenośną osłoną. Może pieniek, decha jakaś? Miał zamiar zasłonić siebie i towarzyszy i przeć pod miejsce gdzie znajdowały się gobliny. Nie znosił ścierwa.

- Podpalmy to. Wyjdą szybko i ich dopadniemy.- Zaproponował kompanii. Szukał także wzrokiem odpowiedniego miejsca by podejść pod wóz i by nie mogli tak licznie strzelać do nich.

- Argh… Cholerne kurduple! - Shillen syknęła z bólu kiedy strzała uderzyła w jej ciało, odwróciła na chwilę głowę w kierunku wilka słysząc jego warknięcie, po czym obejrzała się w stronę druida, którego strzała także nie ominęła. - Jak dorwę, któregoś to nogi z dupy powyrywam i wsadzę mu do gęby… - wycedziła wściekle przez zęby do swoich kompanów, łapiąc się ręką w miejsce gdzie strzała przecięła jej skórę.

Anlaf zaklął cicho pod nosem. Widok krwi na śniegu i jego pozbawił cierpliwości, a nadlatujące strzały przypomniały niedawną ciężką walkę ze skrzydlatymi gorylami, którą w końcu przegrali. - Jak nie po dobroci… - zaczął rozcierając ręce i gotując się do pierwszego zaklęcia, które przyszło mu w tej sytuacji do głowy.

Druid wypowiedział inkantację i zakręcił w powietrzu koło gałązką jemioły. Zza wzgórza wyłoniła się fala wody, która z hukiem rozbiła się o “niezdobywalną fortecę Diba”, zmywając wóz piekarza w waszą stronę. Pogwałcenie praw natury sprawiło, że prymitywne umysły goblinów ogarnął strach. Zamiast strzelać z łuków, zaczęły... Rzucać w was kamieniami. A przynajmniej tak wam się wydawało - wszystkie lądowały o krok, dwa od was. Anlaf podniósł jeden z nich - była to ruda złota. Taka sama jaką Wolomok pokazał im po upojnej nocy z “wybrankami Mokmalli”, kiedy próbował namówić ich na poszukiwanie kilku przyjaciół, zaginionych w całym tym zamieszaniu związanym z Podmrokiem. Gdyby byli zainteresowani, mieli zjawić się dzisiaj “Pod Pędzącym Rydwanem”.

Shillen z szyderczym uśmiechem na twarzy przyglądała się jak przerażone magią druida gobliny chcą wręczyć mu prezent w zamian za oszczędzenie ich. Lęk w ich oczach sprawiał drowce ogromną satysfakcję. - Nie wiem co one tam bełkotają. - zwróciła się do druida - a za ten kamyczek pewnie dużo można by kupić… - zlustrowała łapczywym wzrokiem rudę złota - jednak oprócz niego powinniśmy wziąć ze sobą coś jeszcze. - zwróciła wzrok w kierunku goblinów, po ich twarzach było widać, że nie rozumieją tego co mówi. - Hetalan chciał abyśmy sprowadzili jednego do niego, chyba nie chcemy zawieść naszego gospodarza? - posłała chytry uśmiech w kierunku druida i krasnoluda.

Kiedy Shillen namawiała was do działania, trzy z goblinów, z pianą na ustach, rzuciły się do ucieczki, zostawiając swoich dwóch mniej bojaźliwych towarzyszy na pastwę awanturników.

Na widok uciekających goblinów Shillen, która już ledwo opanowywała swą wściekłość wydała z siebie dźwięk podobny do warknięcia, po czym skierowała wzrok na dwójkę, która jak widać nie zamierzała uciec, bądź do której jeszcze nie do końca dotarło co się dzieje. Przykucnęła przy wilku, dalej wpatrując się w gobliny - Rahnulf… - powiedziała do zwierzaka - Aport! - Wilk zerwał się z miejsca i ruszył biegiem w stronę goblinów z wyszczerzonymi, ostrymi kłami. Elfka wstała i popatrzyła na druida - Czy gdybyś przywołał te swoje orły, to byłyby w stanie złapać bądź zabić chociaż jednego, bądź dwa z tej uciekającej trójki? Wątpię żeby nas rozumieli, ale nie potrzebujemy tego, żeby o nas komuś doniosły.

Anlaf kiwnął twierdząco głową patrząc jak gobliny przedzierają się przez śnieg. - Nie możemy sobie na to pozwolić. Cholera, te małe szkodniki rozbiegną się na wszystkie strony. Zaraz… chyba znajdzie się coś lepszego. - powiedział, by natychmiast zacząć znajome już reszcie zaklęcie. Zamiast orłów pojawiło się jednak osiem małych smużek, które szybko urosły przybierając formę niewielkich elfo-podobnych stworzeń ze skrzydłami. Chochliki zachowywały się raczej jak zgraja niesfornych dzieci niż jakby miały zaraz na kogoś polować czy nawet słuchać. Jeden robił piruety inny zaś bawił się podrzucając małym mieczykiem przypominającym bardziej igłę.

Shillen ze zdziwieniem spojrzała na druida. - Coś małe te twoje orły się zrobiły. Jesteś pewien, że te… cosie powstrzymają te gobliny przed ucieczką? - spytała niedowierzając.

- Potrafią być naprawdę upierdliwe - zażartował druid, po czym gwizdnął by przyciągnąć uwagę chochlików i nakazał im zatrzymanie goblinów. Stworzenia odleciały w różne strony, a kilkoro z nich pokazało przed tym Anlafowi język. Druid wzruszył jedynie ramionami patrząc na Shillen i Algarda - one chyba nie lubią zimna.

Drowka zaśmiała się siarczyście, położyła dłoń na ramieniu druida i rzuciła - albo Ciebie - mrugnęła do niego z uśmiechem na twarzy, po czym zwróciła wzrok w kierunku Rahnulfa biegnącego w stronę dwóch pozostałych goblinów. Miała nadzieję, że wilk schwyta chociaż jednego.

Algrad tylko obserwował co się działo. Dzięki tym umiejętnościom kompanów jego bojowe zdolności były prawie, że niepotrzebne. No ale co zrobić. Przecież nie będzie się uczył czarowania.

- No niby ja znam ten plugawy język. W okolicach mego miasta trochę goblinów było i trzeba było czasem dowiedzieć się co planują. - Oznajmił w spokoju patrząc jak wilk i duszki powstrzymują gobliny. Sam zaś zaczął zbierać grudki złota, którymi gobliny rzucały w nich.

Trzęsące się z zimna skrzaty rozsypały magiczny pył zdrętwiałymi rączkami. Gobliny padły bez zmysłów, niknąc pod grubą warstwą śniegu. A goblin śpiący to... Goblin zniewolony. Rahnulf przyniósł jednego z nich w paszczy. Ku waszemu zdziwieniu stwór - ten sam, który tytułował się Dibem - miał... Trzy ręce. W międzyczasie Algrad ocenił, że gobliny miały przy sobie równowartość około stu wezyrów, to jest złotych monet, w rudzie złota, którą was obrzucali.

Widząc przyniesionego przez wilka goblina, drowka rozwarła usta ze zdziwienia i wpatrywała się w trzyrękiego stwora. - Wiele rzeczy już w życiu widziałam, ale żeby goblin miał trzy ręce? - rzuciła wzrokiem po druidzie i badającym rudę złota krasnoludzie. Kiedy pierwsze wrażenie spowodowane nietypowym goblinem minęło, na ustach elfki błysnął drapieżny uśmiech - Hm… a może pomożemy mu z jego odmiennością? - powiedziała bawiąc się jednym z krótkich mieczy, którego nie zdążyła jeszcze schować.

- Najpierw musimy ich spętać i zabrać do Byrny - odparł Anlaf. - Dib może wiedzieć najwięcej z tej bandy. Powinniśmy też przeszukać ich kryjówkę. Może znajdziemy tam jeszcze coś ciekawego. - Druid spojrzał na krasnoluda obracającego w palcach małą grudkę złota, po czym na swój kawałek rudy, który wciąż trzymał w dłoni.

- Wolomok miał podobną. Wspomniał mi, że kilkoro z jego przyjaciół zaginęło i prosił o pomoc w ich odnalezieniu. Mam wrażenie, że wiedział znacznie więcej niż nam zdradził. Ech. - Westchnął cicho patrząc na złoto - wygląda na to, że prędzej czy później będziemy musieli zejść pod ziemię. Algradzie, jak już się obudzą to przekaż tym małym łajdakom, że wszelkie próby ucieczki będziemy karać śmiercią.

- W sumie masz rację - westchnęła drowka - Trzeba oddać ich Hetalanowi i przesłuchać… W czym chętnie wezmę udział. - zerknęła na wilka który cały czas trzymał śpiącego goblina w paszczy - Rahnulf odłóż go już, nie wiadomo gdzie to trzyrękie się szlajało.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 06-06-2017 o 00:54.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 16-06-2017, 08:16   #24
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Wyprawa do wnętrza ziemi

Strażnica lorda Hetalana w Byrny
Region Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena


15 grudnia 4433 roku BCCC, środa, wieczór

Lodowato i pochmurnie



Ardin - król svirfnebli z Glimmerfell, Hetalan - lord Byrny, Margery - jego żona

Svirfnebli z zapartym tchem obserwowali każdy gest i chłonęły każde słowo Anlafa, kiedy ten starał się uchronić ciało Ardina Złotobrodego, wodza ich klanu, od grobowej zgnilizny, jak druid nazwał tę dotąd nieznaną chorobę. Żmudna praca wsparta magią Gai przyniosła pożądany skutek - z każdą kolejną chwilą ciało gnoma odzyskiwało swą naturalną, hebanową barwę. Cała chatka, a zdawało się że i cała osada Czaszkowej Skórki, rozbrzmiała gromkimi wiwatami na cześć niesionego na drobniutkich, czarnych rękach znachora, który zjawił się znikąd i w najmniej spodziewanym momencie. Na samych podziękowaniach się nie skończyło - klan Glimmerfell miał gest, i to jaki. Ofiarował wam kilka cennych wytworów gnomiej kultury, uchronionych przed plagą ghuli: złoty, wysadzany jadeitami kielich, wykutą z ciemnego metalu magiczną zbroję o przyłbicy w kształcie twarzy svirfneblińskiego wojownika, księgę zaklęć po iluzjoniście Schnickticku, któremu nie udało się uciec z Podmroku, dwie mikstury mogące w błyskawicznym tempie zagoić rany i przedmiot o niezliczonych zastosowaniach, zwany “berłem trwania w bezruchu”.

Jednak nie wszędzie było tak radośnie. Zeszłej nocy jedna z chłopskich rodzin mieszkających w gospodarstwie na odludziu została wymordowana przez nieznanych sprawców. Nastroje w Byrny stawały się coraz bardziej nerwowe, niespokojne.

Ardin, mimo że jeszcze słabowity, nalegał, abyście jak najszybciej się z nim spotkali i przedstawili mu grododzierżcę Hetalana. Zanim do tego doszło, odebraliście kolejną partię ekwipunku, wymieniliście złupioną na goblinach cenną rudę na złote riliki - oficjalną walutę Thunderhold. Anlaf w międzyczasie dokupił potrzebny mu ekwipunek.

Podpierający się laską gnomi król zawitał do warowni w Byrny. Towarzyszyli mu Krieger i jeszcze jeden wojownik z królewskiej świty, Firble. Po wymianie oficjalnych formułek zasiedliście wspólnie z uchodźcami z Glimmerfell oraz Hetalanem i jego żoną Margery do stołu - tego samego, przy którym wczoraj siedzieliście z kapitanami i porucznikiem Grondmossem.

Hetalan poruszał się niespokojnie na swoim siedzeniu, słuchając niepokojących słów Ardina. Pewnie myślami był cały czas przy sprawie mordu dokonanego ubiegłej nocy na Byrnejczykach. Przywódca gnomów opowiadał, jak to wszystko się stało, a opowieść ta brzmiała jak rodem z krainy najdziwniejszych snów - nie potrafiliście sobie wyobrazić wszystkich tych niespotykanych stworzeń i miejsc, jakie przewijały się w relacji Ardina Złotobrodego.

Nikt nie wie, skąd się wzięły darakhule. Wiadomo, że wszystko zaczęło się od ataku na jedną z drowich enklaw. Mroczne elfy zostały pożarte przez ghule, a ich niewolnicy zasilili upiorne szeregi tej hordy, a w zasadzie armii, armii Białego Królestwa - bo istnienie Białego Króla, Króla Ghuli Doresaina, i jego obecność w Podmroku były już dobrze znanymi faktami, choć nikt nie był w stanie zrozumieć przyczyn stojących za jego manifestacją tutaj, w świecie śmiertelników.

Ponoć jeszcze do niedawna zagrożenie ze strony ghuli wydawało się zaledwie mrzonką. Było to wtedy gdy zamieszkujący Podmrok przybysze z odległych gwiazd, illithidzi, połączyli swe siły z podziemnymi ryboludźmi zwanymi kuo-toa. Magiczne zdolności tych pierwszych i zastępy ich potworów, zwanych umbrowymi olbrzymami w połączeniu z niewrażliwością tych drugich na dotyk ghuli zagroziło darakhulom ostatecznym unicestwieniem, kiedy przebiegłe sługusy Białego Króla weszły w porozumienie z płaszczowcami. Te zamieszkujące najciemniejsze zakamarki wynaturzenia przepędziły ryboludzi, a wtedy ghule, odporne na psioniczne sztuczki łupieżców umysłu, przypuściły brutalny kontratak na podziemne miasta illithidów.

Odnawiająca swe siły armia zatrzymała się w Podmroku, aby wznieść trupie miasto, zwane przez ghule Kilenorem. Tam też znajduje się mózg Białego Królestwa, Doresain. A wraz z nim serce i jednocześnie powód tej zarazy - przeklęty artefakt zwany Kulą Cienia, przed którym pozostałych przy życiu mieszkańców Podmroku zdążyli przestrzec najodważniejsi i najsprytniejsi z illithidów, zanim podjęta przez nich infiltracja nie została brutalnie przerwana pazurami ghuli.

- Czy pomożecie nam wykorzenić te plugastwa z ich ciemnych kryjówek? - zapytał Ardin Złotobrody. - Jeśli jesteście prawdziwymi bohaterami, poprowadźcie moich i waszych wojowników tam, gdzie żaden ludzki kapitan nie odważyłby się zapuścić - dostojny svirfneblin zacisnął drobne dłonie na sękatej lasce.


Rashad słuchał słów króla gnomów z niepokojem przemieszanym z ciekawością. Gdy ten zadał pytanie skłonił się z wpojoną mu od młodości dworskością:

- Czcigodny Ardinie, zaszczytem jest zaufanie którym nas obdarzasz. Wydaje się, że w tych potwornych ghulach i ich obmierzłym władcy mamy wspólnego wroga... jednak operacja przeciwko takiemu przeciwnikowi musi być dobrze przygotowana i oczywiście aktualnie nasza drużyna jest na służbie Lorda Hetalana, więc w pierwszej kolejności musimy zająć się bezpieczeństwem mieszkańców Byrny, których niepokoi grupa mrocznych elfów przybyła w te strony. Musimy rozwiązać ten problem, pytanie tylko czy jeżeli powodem obecności drowów jest również inwazja ghuli, to czy nie istnieje droga do szukania porozumienia... rozumiem, że drowy te są z enklawy, z której pochodzi nasza towarzyszka Shillen co jest interesującym zrządzeniem losu... przeniósł spojrzenie na drowkę.

Shillen z niedowierzaniem słuchała słów Ardina. Nie mogła uwierzyć, że cokolwiek było w stanie przepędzić z Podmroku jej rasę. Rasę, która powszechnie była uznawana za najsilniejszą z podziemnych ras. - To niemożliwe, nie było mnie tam tylko kilka lat, a tyle się tam wydarzyło… - mruknęła do siebie pod nosem. Pogrążona w myślach prawie nie słyszała tego co mówił Rashad. Dopiero na wspomnienie o jej enklawie ocknęła się. - Hm... Jeśli to faktycznie enklawa z której pochodzę, to może być problem z dogadaniem się z nimi. Jak wspominałam jakiś czas temu, byłam zmuszona z niej uciekać. Oczywiście było kilka elfów, którzy zostali mi przyjaźni i pomogli w ucieczce, ale nie wiem czy wciąż żyją. Jeśli oprawca mego ojca odkrył, że mi pomogli… To raczej więcej ich nie spotkam. Istnieje też nadzieja, że moi bracia przerażeni tym co się dzieje w Podmroku zechcą współpracować - wzruszyła ramionami, nie potrafiła wyobrazić sobie swego gatunku uciekającego przed kimś niczym psy z podkulonymi ogonami.

Lord Byrny długo myślał, głaszcząc rękę swej żony. W końcu wyprostował się i przemówił:

- Skoro jesteście na mojej służbie... - zaczął Hetalan, nawiązując do słów Rashada - to tak, w pierwszej kolejności Ardinie Złotobrody chciałbym, jeśli pozwolisz, aby moi... Nasi wspólni znajomi rozmówili się z elfami. Myślę, że dobrym posunięciem byłoby zapewnienie im towarzystwa kilku twoich żołnierzy dla uwiarygodnienia naszej sprawy - grymasy niechęci na twarzach Kriegera i Firbla, do tej pory zarezerwowany wyłącznie dla Shillen, powiększyły się. Paktować z odwiecznym, śmiertelnym wrogiem wydawało się dla szeregowych gnomów rzeczą niemożliwą. Ich król lepiej skrywał swoje myśli, przebierając palcami po lasce, którą położył na stole.

- Niech tak będzie. Jestem w stanie zapewnić wam dwudziestu moich najlepszych wojowników podziemnych - potwierdził szarooki Ardin, patrząc wam w oczy. Kaszlnął.

- Jednak - zaznaczył grododzierżca - jeśli miałaby wywiązać się z tego walka lub elfy byłyby... Niechętne do negocjacji, wycofacie się. To zadanie dla moich żołnierzy, nie dla was. Strzegą tych ziem od wielu lat i znają teren.

- Wy natomiast - wziął oddech - powinniście pomóc Ardinowi Złotobrodemu. - Myślę, że... To jest powód, dla którego gwiazdy was do nas zesłały - zapadła cisza. Margery spojrzała w wasze oczy zatroskanym spojrzeniem.


- Czemu gwiazdy czy też bogowie nas tu przysłali… zanim się tu zjawiliśmy walczyliśmy ze sługami demonów, więc może kontynuowanie tej walki jest naszym przeznaczeniem… - odparł Rashad odpowiadając Margery melancholijnym spojrzeniem. Nie powiedział, że dla niego mogła to być możliwość odkupienia za konszachty z pewnym władcą demonów…

- Tak królu, myślę że możemy ciebie wspomóc, tylko nie wydaje mi się, żebyśmy na razie byli gotowi na przypuszczenie szturmu na Kilenor, potrzebujemy zebrać siły, informacje, może jeszcze innych sprzymierzeńców, zaczynając może nawet od drowów… czy jest jakieś inne zadanie które byś miał dla nas?

Srogie spojrzenie Margery zdawało się mówić: "to są ci twoi... Bohaterowie? Już robią w portki." Hetalan postanowił ratować sytuację. Zwrócił się do króla:

- Ardinie... Nie mówimy chyba o wielotysięcznych armiach, jakie ścierały się niegdyś na chociażby równinie Gwalion? - zapytał retorycznie, nie mając choćby najmniejszej nadziei na to, że król z głębokich podziemi będzie znał historię Powierzchni. - Tylko o ciasnych, klaustrofobicznych tunelach, w których wojny wygrywają małe oddziały?

- Tak, lordzie. Muszę przyznać, że tak trafna ocena sytuacji jak na powierzchniowca mnie... Zaskoczyła.

Margery uśmiechnęła się.

- Mój mąż dawniej częściej bywał poza warownią - dodała tajemniczo.

- W takim razie - Hetalan pochylił się do przodu - mogę wesprzeć naszą sprawę oddziałem Grondmossa, czterdziestoma żołnierzami - dodał wyjaśnienie dla gnomiego króla.

Król Ardin pokłonił się przed grododzierżcą.

- Dziękuję, panie, choć nie wiem, jak żołnierze z powierzchni odnajdą się w czerni Podmroku. My svirfnebli od stuleci poruszamy się po tunelach Glimmerfell, ćwiczymy się w sztuce kamuflażu i walki w niewygodnych warunkach.

- Uważam - kontynuował - że powinniśmy działać jak najszybciej, kiedy darakhule nie wznowiły jeszcze swego upiornego marszu. Kto wie, może ich następnym celem będzie właśnie to miejsce - zapatrzył się w stół. - Powinniśmy ich ubiec, jednak nie koncentrować się na wyżynaniu w pień każdego z tych stworów ani próbie mocowania się z demonem, a na zdobyciu tego, co według illithidów było przyczyną ich powstania, Kuli Cieni.


-W takim razie zgadzam się, że powinniśmy skupić siły na zdobyciu tej Kuli zamiast na frontalnym ataku, czy iilthidzi mieli również informacje gdzie ta Kula jest trzymana i jak strzeżona? Pytanie też, jaką trasą najlepiej udać się do miasta ghuli, jeżeli jest możliwa więcej niż jedna. W takich sprawach przygotowanie i informacje mogą się okazać równie użyteczne, jeżeli nie bardziej, jak zapał i męstwo… - Rashad spojrzał na Margery “Ale co damy które bohaterskie czyny znają tylko z książek mogą o tym wiedzieć” - pomyślał.

- Każdy z moich wojowników zna te tunele. A Kula Cieni? Gdzie indziej może być, jeśli nie w Kilenorze?

- Illithidzi? Ich już... Nie ma. Ci, którzy przeżyli kontratak ghuli, odcięli się od Podmroku w swym mieście, stworzonym ze stali i... Wznieśli je w powietrze, ku waszemu niebu, ku gwiazdom, z których przybyli. A przynajmniej próbowali... Nawet głęboko pod ziemią słyszeliśmy donośny huk.

Margery otworzyła usta zdziwiona.

- Pamiętasz? - zwróciła się do męża. - Ten grzmot... Jakby gwiazda spadła z nieba.

- Tak - rzekł Hetalan - ale było to daleko na północy, gdzieś w Górach Majestatycznych.


- Czy ktoś ma może więcej informacji o owej Kuli Cieni? - czarodziej zainteresował się artefaktem, którego zdobycie mogło mieć istotne znaczenie dla powodzenia ich misji.

- Najbliżej Kuli Cienia byli illithidowie, których już nie ma w znanej nam części Podmroku, a darakhule zazdrośnie strzegą artefaktu - odpowiedział Ardin. - Ponoć to właśnie dzięki Kuli Biały Król pojawił się w naszym świecie, w naszych tunelach - powiedział Ardin.

- O tym, co skrywa Podmrok, nie dowiecie się z Powierzchni - pozwolił sobie dodać Krieger. Trudno było nie przyznać mu racji.


- Jako czarodziej uważam, że paktowanie z mrocznymi elfami nie jest najlepszym pomysłem, zresztą nie wiadomo, czy zechcą pomóc, a nie zbliżamy się w ten sposób do rozwiązania problemu. Tracimy czas, który jest cenny, i kosztuje życie mieszkańców Byrny. Wybrałbym rozwiązanie prostsze… wkraść się do owego miasta ghuli, zniszczyć lub przejąć artefakt i ewentualnie zabić ich przywódcę, jeśli będzie trzeba. Svirfnebli wiedzą, jak walczy się pod ziemią, i korzystając z ich pomocy i wiedzy może udać się coś, czego nie dokaże armia wojowników. Na przykład wejść tam nie zwracając na siebie zbyt wiele uwagi - elf przytaknął królowi gnomów, którego pomysł brzmiał po prostu najsensowniej.

- Twoich słów nie powstydziłby się sam Calieh - rzekł z aprobatą Ardin. Anlaf zrozumiał, że miał na myśli przebiegłego, ale łasego na pochlebstwa bożka złodziei, który za zabiegi i kubany wskazywał swoim wyznawcom łatwy łup.

- Jestem tego zdania, że moi bracia pomogliby nam o ile obiecamy, że pomożemy odzyskać im dom. Ja nie miałam wyboru i musiałam wyjść na górę, ale uwierz mi Katonie, że zdecydowanie wolimy siedzieć w Podmroku, jak najdalej od naszych jasnych kuzynów do których należysz. - rzuciła drowka. - Zresztą z kim lepiej będzie udać się do Podmroku jak nie z jego rdzennymi mieszkańcami? - wyszczerzyła białe kontrastujące z hebanową skórą zęby w stronę czarodzieja.

- Byrny dodać Glimmerfell dodać... - zabrała głos Margery, jednak nazwa drowiej enklawy wypadła jej z głowy.

- Ylesh Nahei - uzupełnił jej wypowiedź Firble.

- Tak, to już trzy domy do uratowania. Nawet jeśli jesteście tymi, za których uważa was mój mąż, a chciałabym, żeby tak było - spojrzała szczerze w oczy Hetalanowi - dalej jesteście stworzeniami ze skóry i kości. Całego świata nie zbawicie.


- Z gnomami głębinowymi, którzy podziemia znają również - wrócił Katon do pytania Shillen. - Zakładam, że mroczne elfy w podzięce za odzyskanie domu wbiją nam sztylet w plecy, lub wezmą w niewolę, aby świętować zwycięstwo przed swoją mroczną boginią. Gnomi król jest tu z nami i zakłada swoim słowem, a nie kryje się w jaskiniach i nie morduje ludzi Byrny w zasadzkach. I nie przywołuje demonów z otchłani, takich co rozerwą zbrojnego na strzępy pazurami wielkości sztyletów - elf spojrzał bez emocji na drowkę.

Gnomi król pochylił głowę na znak dobrych intencji.

- Wciąż nazywasz ich braćmi? Wiedząc, co najpewniej ci zrobią jak wpadniesz w ich ręce? Ciekawe…

- Jak to mówią, rodziny się nie wybiera, kuzynie - wycedziła elfka akcentując ostatnie słowo. - Poza tym nie wszyscy z nich są moimi wrogami, część pomogła mi uciec. Zresztą wbrew tego co się o nas mówi, nie zawsze zabijamy wszystko co się rusza. Spędziłam w twoim towarzystwie dość dużo czasu, a jednak wciąż żyjesz - mrugnęła do czarodzieja z szyderczym uśmiechem na twarzy.

Margery ledwo powstrzymała się od parsknięcia, widocznie rozbawiona, ale też zakłopotana waszymi przekomarzankami.

- Katonie, Shillen, nie marnujmy czasu na niepotrzebne spory - wtrącił z pewną irytacją Rashad - wiadomym jest, że drowom, zresztą nie tylko im, nie można naiwnie ufać, będą szukać w potencjalnych układach swojej korzyści. Jednak rozumiem że ich problem musi być tak czy inaczej rozwiązany a możliwości są dwie, albo porozumienie, albo zmuszanie siłą do opuszczenia Troll-Wie, co może oznaczać narażenie życia dla żołnierzy grododzierżcy.

Zwrócił się do Hetalana:

- Czy mamy pewność że za ostatnimi atakami na mieszkańców stoją mroczne elfy? Nie wiem Lordzie, czy ktoś już badał to gospodarstwo gdzie doszło do ataku, może moglibyśmy pomóc… jeżeli chodzi o negocjacje z drowami to moglibyśmy zaaranżować spotkanie w jakimś odpowiednim miejscu, na przykład wzgórzu pomiędzy Byrny a Troll-Wie, tak by uniknąć obawy przed zasadzką po obu stronach, nasz druid mógłby np wysłać zwierzę z listem z propozycją spotkania i warunkiem żeby żadna ze stron nie miała ze sobą więcej niż dziesięciu osób.

- Śledztwem zajmie się jeden z moich kapitanów. Tak będzie prościej. Ludzie ich znają, będą skłonniejsi z nimi rozmawiać.

- A kto inny jak nie drowy...? - dodał z przekąsem Krieger. Ardin uspokoił go jednym gestem.


- Z trudem to przyznaję Rashadzie, ale twój plan wydaje się dobry. Jeśli to faktycznie moja była enklawa to w liście można powołać się na moje imię. Nie sądze by wierzyli, że żyję, bo dla nich samotny drow na powierzchni to martwy drow, ale myślę że ciekawość sprawdzenia czy przeżyłam ściągnie ich na wzgórze - powiedziała Shillen bez entuzjazmu. - Heh… Nie sądziłam, że przyjdzie mi znowu widzieć ich twarze i pewnie z wzajemnością.

- Wciąż nie dostrzegam przeszkody, która powstrzymałaby nas przed ich zniszczeniem, tym bardziej, że jest to w interesie większości tu zgromadzonych... z pewnymi malutkimi wyjątkami - elf spojrzał na Hetalana i na króla gnomów. - Drowy atakują zarówno władztwo, jak i svirfnebli, to czyni was tymczasowymi sojusznikami. Drowy kontrolują, lub chociażby wysługują się goblinami z okolicy, więc pozostaną zagrożeniem niezależnie od tego,czy uda się z nimi dogadać czy nie. I kiedy zejdziemy do podziemi aby szukać Kuli Cienia, zaatakują - czarodziej pozostał sceptyczny do pomysłów wojownika.

- Ta warownia przetrwała rzeczy gorsze niż cztery tuziny elfów - skomentowała Margery.

Shillen uderzyła pięścią w stół - A może dlatego, że z tego co wynika z opowieści to nie mroczne elfy są tu największym problemem? - elfka wbiła złowrogie spojrzenie w elfiego czarodzieja. - Moja rasa została przepędzona ze swoich domów tak samo jak gobliny. Problemem w tej chwili są te krwiożercze ghule, które mordują wszystko na swojej drodze - pod wpływem emocji drowka wstała z krzesła opierając ręce o blat stołu. Margery uniosła brwi, zdziwiona. - W takiej sytuacji mógłbyś na chwilę schować swoją niechęć do mojej rasy do kieszeni, Katon! - syknęła przez zaciśnięte zęby. - Spróbujmy dogadać się z tymi drowami i przepędźmy te plugastwo jakim są ghule, a potem będziesz znowu mógł nienawidzić mnie i mojej rasy. Z wzajemnością zresztą. - Elfka wzięła głęboki oddech i usiadła z powrotem na krześle. - Przepraszam za mój wybuch… - zwróciła się do gospodarza.

- Niechęć do rasy? - czarodziej parsknął - ja po prostu ważę fakty - czarodziej zaczął wymieniać, zginając palce. - Byrny ma problem z drowami, ale samo ich nie pokona. Z naszą pomocą i gnomów jest na to duża szansa. To raz - czarodziej wymieniał dalej - Zarówno Byrny, jak i gnomy nie powstrzymają same owych ghuli, o których coś tam wiem a z którymi będą mieli problem wszyscy. To dwa - czarodziej zgiął drugi palec. - Skoro zarówno gnomy, jak i Byrny samo nie przeciwstawi się całej armii ghuli, również my tego nie zrobimy. Nie potrzeba więc kolejnych popleczników, i kolejnych wojowników, zwłaszcza takich, którzy są niepewni i znani są ze zdrady. Będziemy zmuszeni sami wejść do podziemi, i przekraść się do tego miasta i zdobyć ów artefakt, o którym niewiele wiemy. To trzy. Z uwagi na powyższe, opuszczenie Byrny bez zlikwidowania jedynego zagrożenia na powierzchni jest… nielogiczne. I moja… niechęć nie ma tu nic do rzeczy i jeśli jest to jedyne, co dostrzegasz w moich słowach… cóż, przynajmniej wiem jak myślisz i nie podoba mi się to. Jeśli ktokolwiek kieruje się tu uczuciami, to mogą być to mieszkańcy Byrny, którzy stracili synów w Troll-wie, albo sfirvnebli, którzy walczą z drowami od stuleci, i dla których paktowanie z wrogiem jest równie uwłaczające jak dla mnie - czarodziej zaplótł ręce, czekając na opinię innych.

- Większe problemy z drowami mój drogi, to pojawiły się kiedy owe drowy zostały wygonione ze swego domu, tak jak gobliny. Owszem, nie mogę zaprzeczyć, że napadali i rabowali znacznie wcześniej, ale to tak samo jak lud z którego wywodzi się nasz Skandi - wskazała palcem na Oscara - ich metody mordowania i torturowania są równie wymyślne i okrutne jak mojej rasy, ale blondaska jakoś nikt za to nie linczuje! Wiem, że nie należę do łagodnej i lubianej rasy, ale w tym przypadku… choć trudno mi to przyznać… Mroczne elfy są takimi samymi ofiarami jak gobliny i reszta mieszkańców Podmroku - mówiła przeszywając wzrokiem czarodzieja jakgdyby mogła go nim uderzyć - sam słyszałeś, że część drowów została pożarta przez ghule tak samo jak gobliny. Jako ponad stuletni mędrzec powinieneś też znać przysłowie, że “wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem”. A w tej chwili drowy, gobliny i powierzchniowcy mają wspólnego wroga, który może zniszczyć nie tylko moją rasę, której tak wszyscy nienawidzą, ale i wiele innych…

Oscar uśmiechnął się ponuro pod nosem na wspomnienie o wymyślnym nawijaniu jelit skazańców wokół pali. W słowach Shillen było dużo prawdy, jednak chłodne kalkulacje Katona nie zachęcały do współpracy z drowami, może i słusznie. Ale jeżeli ghule zdołały przegnać nawet łupieżców umysłu, o których to Oscar jeszcze jako pirat słyszał wiele opowieści - choć zdawał sobie sprawę, że większość to wyssane z palca brednie pijanych marynarzy - i którzy dysponowali nawet stalowym, latającym miastem, to potrzebowali sojuszników.

- Zgadzam się z pomysłem Katona - odezwał się wreszcie Skandyk - bezpośredni szturm jest ryzykowny i niepewny, dopóki nie znamy dokładnie naszego wroga. Dlatego skłaniam się ku pomysłowi, by mała grupa, czyli my, wkradła się do Kilenor i zwędziła Kulę. Zadanie śmiertelnie niebezpieczne, ale wiem jak możemy je sobie ułatwić. Tutaj do gry wchodzicie wy, mości królu, panie grododzierżco. A dokładniej wasi żołnierze. Możemy sprawić, by ghule myślały, że faktycznie postawiliśmy na frontalny szturm i skoordynować nasze działania z atakiem dywersyjnym. Kiedy oddziały odwrócą uwagę wroga, my gwizdniemy Kulę, zabijemy kogo się da i zrobimy zamieszanie za liniami wroga. Powstałe zamieszanie powinno pozwolić także na bezpieczne wycofanie waszych żołnierzy. No i oczywiście również dla nas - dodał z uśmiechem - A w działaniu dywersyjnym mógłby nam też pomóc, przy odrobinie perswazji, nie kto inny, a drowy. Wszakże nie musimy grać z nimi w otwarte karty, ani tym bardziej wyjawiać informacji o Kuli Cienia - chyba, że łupieżcy umysłu im także o tym powiedzieli.

- Tego nie wiemy - wyjaśnił Ardin.

- Martwi mnie jeszcze jedna rzecz... - kontynuował Oscar - Skąd pewność, że ta cała Kula w ogóle istnieje? Że to wszystko prawda?

- Nie wiem, ile w tym prawdy, ale illithidzi - zaczął Ardin, uważnie lustrując reakcję Katona - pojmali i zniewolili czarodzieja, który błąkał się, oszalały i zagubiony w Podmroku. Był... - wskazał laską na elfa - z twojego ludu. Ponoć z sześcioma innymi magami wspólnie zamierzali zgłębić tajniki tego przeklętego artefaktu dla własnych, mglistych celów poprzez plugawe rytuały, których zrozumienie pozostanie poza naszym zasięgiem - popatrzył po svirfneblinach. - A zeszli do Podmroku dlatego, aby w razie porażki uchronić Powierzchnię przed mocą Kuli... Naszym kosztem - popatrzył na Shillen. Ardin Złotobrody uważnie dobierał słowa, aby nie urazić Katona, którego już zdążył docenić za poparcie dla swojej sprawy, ale prawda bywała bolesna i jako przywódca musiał stawić jej czoła.

Katon początkowo zdziwił się, słysząc wzmiankę o swoim ludzie, jednak kiwnął tylko głową, zastanawiając się przez chwilę.

- Jeśli dobrze rozumiem… - Shillen wpatrywała się w Ardina przenikliwym wzrokiem próbując pojąć to co przed chwilą powiedział - To te elfy konsekwencje i szkody poniesione podczas swojej porażki chciały zrzucić na rasy, żyjące w Podmroku? - Mroczna elfka spojrzała w kierunku Katona - Heh, wygląda na to, że wcale dużo lepsi on nas nie jesteście, kuzynie - rzuciła szyderczo w stronę elfiego czarodzieja.

Katon wzruszył ramionami. Nie zamierzał ciągnąć tego wątku, nie znając ani intencji elfich czarodziejów, ani nie mając informacji o mocach i przeznaczeniu artefaktu. Zakładał, że mogli mieć rację, próbując okiełznać jego moce, jednakże zakładał również, że coś mogło zakłócić rytuał, który niekontrolowany, mógł zrobić więcej szkody niż pożytku. Całą sprawę należało dokładnie zbadać.

Amira wstała odrobinę zbyt gwałtownie:

- Myślę, że nie jest to dobry moment na rodzinne kłótnie, bo nie czas i miejsce ku temu - spojrzała surowo na gorączkujących się towarzyszy. - Katonie warto w tym momencie pomyśleć logicznie odsuwając na bok uprzedzenia. Jeśli chcesz zaatakować swych mrocznych braci, zdążysz to zrobić później, jednakże jeśli ich zaatakujemy teraz na zawsze stracimy szansę na ich wsparcie w Podmroku, oraz na bezkrwawą kooegzestęcie na powierzchni. Musimy cenić krew ludzi, którzy nas wspierają, jeśli wykrwawimy się teraz w być może niepotrzebnej walce, kto obroni kobiety i dzieci jeśli plugastwo zacznie wychodzić z podziemi? Jak osłabieni damy radę skarać ten artefakt? Moim zdaniem Shillen - celowo zaakcentowała to imię chcąc jeszcze bardziej go upokorzyć - mimo że skrzywdzona przez swych braci mówi obiektywnie i rozsądnie. Dlatego po przeanalizowaniu potencjalnych zysków i zagrożeń uważam, że krótkoterminowa i ostrożna współpraca z drowami jest najrozsądniejszą z możliwych opcji. Niezależnie od tego jak potoczą się dalsze tory tej wojny. - Gdy skończyła mówić, skłoniła się w stronę grododzierżcy, po czym w spokoju zajęła swoje miejsce. Przywoła elfiego dupka do porządku i czuła się z tym bardzo dobrze, nawet więcej na jej rany po wypowiedzianych przez niego w karczmie słowach spłynął miód satysfakcji.

- Wolałbym, abyś nie nazywała mnie “kuzynem” Shillen, a i rodzinną kłótnią tego bym nie nazwał, bo ja nie podnoszę głosu, a podaję argumenty a elfka nie jest z mojego rodu. Nie ufam jakiejkolwiek umowie, zawartej z mrocznymi elfami, i mówię to głośno jako członek tej… rady, aby inni mogli wysłuchać ostrzeżenia. Jeśli grododzierżca, ty królu czy moi towarzysze zechcą z tych uwag skorzystać, to zupełnie inna sprawa. Nie wiem o jakich elfach mówi król, ale nie wszystkie działania mojego ludu są zrozumiałe dla innych, szczególnie te dotyczące starożytnych artefaktów. Być może wiedzieli dużo więcej niż my obecnie na temat tego artefaktu i najpewniej byli do tego przygotowani. Być może coś poszło nie po ich myśli, a magiczna moc, niekontrolowana może przynieść wiele zła. Być może trzeba artefakt zniszczyć, bez względu na koszty - bo czym jest życie kilku, czy kilkuset wobec milionów innych, które mogą być zagrożone? Mam nadzieję, że istotnie mieli jakieś nieczyste zamiary, a nam uda się wybrać inne rozwiązanie, bez szkody dla mieszkańców powierzchni i podmroku. Sojusz z wrogiem zarówno Byrny, jak i gnomów jest etyczną łamigłówką której nie chce mi się rozwiązywać, bo nie jestem kapłanem, ani mnichem. Rzekłbym, zwalczamy ogień ogniem nie przewidując tego konsekwencji. Być może sprowadzamy się do poziomu owych… czarodziejów którzy wybrali tak drastyczne rozwiązanie?

- Jako elf wyedukowany wiesz, że jeśli masz do kogoś pełne zaufanie nie zawierasz z nim sojuszy bo po prostu mu ufasz i wierzysz. Sojusze zawiera się dla wspólnej sprawy, gdy nie ma pełnego zaufania, a potencjalne dobro przewyższa zagrożenie i z taką sytuacją mamy do czynienia. Mówisz też “mam nadzieję, że istotnie mieli jakieś nieczyste zamiary” cóż lepiej od tego świadczy o twym uprzedzeniu a tym samym brak zimnej, kupieckiej wręcz analizy sprawy? Dlaczego też przyjmujesz, że zniszczenie podmroku jest jedyną opcją a nie bierzesz pod rozwagę tego, że ktoś z twego ludu może się po prostu mylić? W podmroku też mogą żyć miliony czy chcesz je tak łatwo poświęcać?

- Tylko to, że znając ich intencje i działania, które byłyby katastrofalne dla wszystkich dokoła, możemy wypracować inne rozwiązanie - Katon nie dawał się sprowokować - Widzę, że zdecydowaliście w sprawie… sojuszu, więc nie będę więcej doradzał w tej kwestii. Obym jednak się mylił. Jeśli jednak nie, mam nadzieję, że macie plan na wypadek zdrady naszego… sojusznika.

Elfka spojrzała na orichalankę ze spojrzeniem wyrażającym coś na kształt wdzięczności. Nie wiedziała dlaczego kobieta wsparła jej zdanie, ale cieszyła się z tego.

Amira z lekkim uśmiechem satysfakcji skinęła głową w stronę elfa:

- Jestem przekonana, że każda z obecnych na tej sali osób bierze pod rozwagę opcję, iż tymczasowy sojusznik może nas zdradzić. Taki jest urok sojuszy, jednak myślę że kontynuowanie tego tematu jest bezcelowe i prowadzi wyłącznie do niepotrzebnego zamieszania. Poczekajmy więc na decyzje Hetalana w tej sprawie. Jeśli zaś chodzi o ten artefakt, nie wiemy czy istnieje ale znowu ma kupiecka rozwaga mówi mi że jeśli tak zdobędziemy przewagę, jeśli nie przeprowadzimy rekonesans a uzyskane z niego informacje niewątpliwie pozwolą na podejmowanie dalszych racjonalnych decyzji. Zatem w każdym wypadku uważam, że nasza misja jest warta poniesienia ryzyka.

- Zgadzam się z Amirą a ciekawość i pragnienie mocy jest cechą właściwą czarodziejom a nie czymś co wyróżnia akurat elfy... - wtrącił Rashad zwracając się do króla gnomów:

- Wasza wysokość a czy mieliście może jakiekolwiek pokojowe relacje, dyplomatyczne lub handlowe, z enklawą Ylesh Nahei, zastanawiam się czy wiemy coś o ich przywódcach?

Dopiero kiedy zobaczyłeś minę Ardina, dotarło do ciebie, że popełniłeś swoise faux pas. Svirfnebli nienawidzili się z drowami. Król zażegnał kłopotliwą sytuację przeczącym ruchem głowy.

Anlaf słuchał z powagą próbując w myślach rozwiązać problematyczną relację z drowami. Wspomniał czasy na pirackim statku kiedy to od czasu do czasu Shillen zdradzała jakiś strzęp informacji o swoim ludzie. - Skłócimy je między sobą - wypalił znienacka. Widząc, że nagle skupił wzrok wszystkich na sobie rozwinął myśl: - Drowy znaczy. To przecież ich najsłabszy punkt. Z tego co opowiadała mi kiedyś Shillen ciągle walczą między sobą o dominację. Kiedy poprowadzimy kampanię przeciwko ghulom będziemy musieli znaleźć jakąś silną pretendentkę na przywódczynię i zawrzeć z nią cichy sojusz wewnątrz sojuszu. Zaoferujemy jej wsparcie po zwycięstwie. Najpierw wspólnie pokonamy nieumarłych, a potem wywołamy chaos w szeregach drowów.

- Właściwie jedna silna pretendentka siedzi z nami przy stole - Amira uśmiechnęła się pod nosem.

- Może kiedyś nią byłam Amiro, ale po zabiciu mego ojca jestem zbiegiem, którego nawet jeśli przyjęliby z powrotem to i tak zbyt wiele bym tam nie znaczyła - uśmiechnęła się ponuro do towarzyszki. - Moja enklawa raczej nie czeka na powrót “zaginionej królewny”. Ale zawsze istnieje możliwość negocjacji współpracy. Może jesteśmy rasą dość krwiożerczą, ale nie głupią. Wydaje mi się, że wiedzą że bez pomocy nie odzyskają domu - przeniosła wzrok na Anlafa - chociaż jeśli chaos który chcesz wywołać Anlafie, oprócz wykonania naszej misji pomógłby mi odzyskać enklawę którą rządzili moi rodzice, cóż byłabym dłużniczką i waszą i szanownego Hetalana oraz króla gnomów.

- Zamiast więc się oburzać, zadaj sobie pytanie, czy jesteś w stanie ich… okiełznać? Mnie interesuje jedynie… rozwiązanie problemu, i poprę te decyzje, które zagwarantują bezpieczeństwo ze strony drowów. A jeśli uda się oszczędzić walki obu stronom… moi bogowie również się ucieszą - czarodziej pokiwał głową. Barabanił palcami po okładce księgi z czarami iluzyjnymi. Lektura którą zaczął była obiecująca, i dawała pewne nadzieje na wypełnienie misji.

- Wyślijmy może najpierw list z wiadomością o spotkaniu, jak proponował Rashad - westchnęła elfka - spróbujmy się z nimi dogadać, a jeśli nie będą chcieli współpracować… to cóż jeśli innego wyjścia nie ma… Będziemy z nimi walczyć…

- Nie będziecie - rzekł stanowczo Hetalan. Jego oblicze było nachmurzone od mnogości możliwości, które rozważał, nie pozwalając sobie zakosztować krótkotrwale słodkiego smaku umysłowego lenistwa.

- Ludzi żyjących z miecza zawsze dzieliłem na takich, którzy są prawdziwie odważni i na takich, którzy pozostają tchórzami w głębi serca. Owszem, będą przydatni w bitwie, kiedy będzie ich tysiąc, ale w samotnej walce męstwo szybko ich opuści. Wy jesteście najpewniej jedynymi, którzy są w stanie zmierzyć się z tym koszmarem, a sądzę, że to zbyt łagodne określenie na to, co was czeka...

- Zbierzecie svirfnebli i wyprawicie się do Glimmerfell. Ruszajcie o świcie. Trzeba się z tym szybko rozprawić.

- Zaś ja, my... - popatrzył na króla Ardina. - Zabitym mieszkańcom nie oddam już domów ani nie przywrócę do życia ich zmarłych, ale może będę w stanie dać niewielką przyjemność zasmakowania sprawiedliwości. Będę bronił każdej piędzi swojej ziemi, każdego poddanego, każdej kobiety i dziecka, wszystkich, którzy nazwali mnie lordem.

- Daliście wyraz temu, że układy z drowami nie są pewne. Ja nie mogę pozwolić sobie na okazanie słabości. Ani na wykrwawienie was w tej walce, bo mamy ważniejsze bitwy do wygrania, te czekające w podziemiach Glimmerfell. Tą zostawcie porucznikowi Grondmossowi. Mroczne elfy mają krew jego ludzi na dłoniach. Będzie bardziej skory do odpowiedzenia oko za oko mrocznym elfom i bardziej przydatny tutaj niż głęboko pod ziemią.

Grododzierżca przesuwał wzrokiem po waszych twarzach. Był wyraźnie zmęczony. To nie była kolejna audiencja o wieśniaczych sporach dotyczących ustalania granic.

- Lordzie Hetalanie, zgadzam się, że powinieneś odpłacić twoim oprawcom tą samą monetą. Swoją radą mogę pomóc w walce z wrogiem, którego dobrze znam - rzekł Ardin.

- Królu Ardinie, szczerze dziękuję. Kiedy uporamy się z mrocznymi elfami, dopilnuję, aby każdy svirfnebli czuł się w Byrny jak w domu. Prześladowania będą surowo karane.


Shillen zacisnęła ręce w pięści i wbiła wzrok w stół. Nie chciała oglądać w tej chwili twarzy siedzących przy stole, a w szczególności elfa, na którego obliczu z pewnością w tej chwili panowała satysfakcja z takiego obrotu sytuacji. Elfka gotowała się ze złości, jednak nie chciała tego zbytnio okazywać i sprzeciwiać się decyzji Hetalana, gdyż wiedziała, że się jej to nie opłaci.

Rashad po słowach lorda zwęził oczy, przesuwając spojrzenie pomiędzy Shillen, Katonem, a dwoma władcami. Zastanawiał się, czy opłaca mu się spierać z decyzją władcy, z jednej strony drowy mogły być potężnymi sojusznikami przeciwko ghulom (a przecież obecność Shiilen pośród nich prosiła się o wykorzystanie), z drugiej jednak były one podobno powiązane z Chaosem, była duża szansa że zdradziliby go, tak jak paskudnie został zdradzony przez kultystów Mechuitiego. Czy bogini ciemnych elfów Lolth nie była przypadkiem mieszkającym w otchłani demonem? Może w nieprzejednanym nastawieniu gnomów, które przecież znały drowów lepiej niż oni, był jednak sens….

- Sytuacja nie jest prosta, ale zadecydowałeś panie, więc tak uczynimy. Wedle mojej wiedzy Lolth, którą drowy uznają za swoją boginię, jest potężnym demonem. Zanim przybyliśmy do Byrny, podczas naszej wyprawy mieliśmy do czynienia z agentami demonicznych władców, jakiś czas towarzyszyłem kapłance Mitry, która strzegła kawałka potężnego podobno artefaktu Prawa, zwanego Siedmiocześciowym Berłem. Niestety, misja kapłanki zakończyła się porażką i fragment Berła wpadł prawdopodobnie w ręce władczyni demonów zwanej Królową Chaosu. Władca Białego Królestwa Doresain jest też demonem, więc może to być dodatkowy argument by na drowy mieć szczególne baczenie.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 16-06-2017 o 15:27.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 16-06-2017, 21:53   #25
Hungmung
 
Dust Mephit's Avatar
 
Reputacja: 1 Dust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputację
Margery zerknęła niespokojnie.

- Wybaczcie, przypomnieliście mi straszne historie, jakie opowiadała moja niania... Skoro mamy zgodę, możemy kończyć?

Hetalan miał już unieść rękę na znak końca, gdy przemówił Katon:


- Grododzierżco, drowy najpewniej dysponują magią. Nasze umiejętności i wiedza mogą się przydać w walce przeciwko nim. Poza tym martwi mnie jeszcze jedna rzecz. Szperając wczoraj w księgach natrafiliśmy z Rashadem na ślad magicznego urządzenia, podobnego do dużego golema jakie usługują czasem potężnym czarodziejom w cięższych pracach lub jako strażnicy. Jednak wygląd, jak i symbole na jego skorupie, pozwoliły nam na wysunięcie wniosku, że ten artefakt pochodzi z czasów wojny Filozofów z Bogobojnymi. Może być użyty przeciwko wam, jeśli drowy zabezpieczą artefakt. To był jeden z powodów, dla których uznałem drowy za najistotniejsze zagrożenie, stąd być może Shillen nie zrozumiała do końca moich intencji. Zakładałem, że zechcesz skorzystać panie z naszych umiejętności… bo nie wiadomo czy drowy mają już do niego dostęp, czy też może w ogóle o nim nie wiedzą. Jeśli uderzymy szybko, nie stracimy za wiele czasu, a zapewniam, że nasze umiejętności nie zedrą się za szybko - Katon spojrzał wpierw na Rashada, który również był z nim w świątyni i widział tajemniczy rysunek, a potem na Shillen potem na Hetalana. Plan namówienia go do ataku na drowy poszedł nie całkiem po myśli czarodzieja, jakby jakaś tajemnicza klątwa psuła wszelkie wysiłki wróżbity. Bez ich obecności w Troll-wie nie było żadnej gwarancji na to, że ludzie i gnomy samodzielnie wygrają walkę z przebiegłym przeciwnikiem używającym magii.

Na czole przygnębionego lorda pojawiły się głębokie zmarszczki.

- Słyszałem o tych artefaktach... Suweren dysponuje jednym z nich. Podobno to odcięta ręka martwego boga Emiga, zdolna do zsyłania morderczego ognia na oblężających jego cytadelę wrogow. Nasz tutejszy czarodziej Nebellor widział ją na własne oczy, choć mówił na nią inaczej... Jak to było... "GSz-23", podobno to coś oznacza w języku Filozofów.


- Może też nie straszmy reszty zbrojnych opowieściami o demonach, Rashadzie. Sytuacja którą nakreśliłeś powoduje, że moje stare kości mrożą się z obawy, czy bogowie nie zesłali nas o dekadę za późno… ha, gdyby można było zagiąć czas… - elf nie mógł odmówić sobie ironicznego uśmieszku, którym próbował zamaskować swoje obawy.

Rozległo się donośne stuknięcie drewnianej laski o kamienną posadzkę. Ardin schylił się pod stół i wrócił spod niego ze zmiażdżonym pająkiem między dwoma palcami.

- Mają rację. Nawet ten niewinny pajączek mógł być ich szpiegiem. Z czarodziejami trzeba walczyć ich własną bronią.

Margery patrzyła szeroko otwartymi oczami, przerażona, ze ściśniętym gardłem.


- Nie jest naszą intencją kwestionowanie lordzie twoich decyzji, jednak słowa Katona jak wcześniej są logiczne - wtrącił ostrożnie Rashad:

- Po pierwsze, atak zmasowanymi siłami naszej siódemki, oddziału gnomich żołnierzy i oddziału Grondmossa powinien umożliwić ograniczenie ewentualnych strat do minimum, nie wątpię że porucznik poradzi sobie z paroma tuzinami drowów jednak bez wsparcia magicznego, a wróg je ma, czeka go ciężki bój i ryzyko dużych strat. Jedna czy dwie dobrze rzucone kule ogniste mogą zmasakrować przeciwnika, a my taką magią dysponujemy - spojrzał na Amirę i Katona.

- Po drugie, drowy, gdyby wziąć jeńców mogą dysponować informacjami o ghulach albo cennymi artefaktami które nam mogą pomóc w wyprawie przeciw ghulom.

- Po trzecie, gdybyśmy zaatakowali Troll-Wie niezwłocznie opóźnienie naszej wyprawy byłoby niewielkie.

- Oczywiście lordzie, jeśli nie zgadzasz się, zrobimy tak jak wcześniej powiedziałeś.

Hetalan przesuwał palcami po pasie zamyślony. Margery nie odważyła mu się przerywać.

Shillen siedziała w milczeniu, targana przez sprzeczne ze sobą emocje. Z jednej strony odczuwała rządzę pomszczenia ojca i zadania długiej i bolesnej śmierci jego oprawcy. Z drugiej czuła pewnego rodzaju politowanie i współczucie dla swoich braci, zupełnie sprzeczne z jej naturą. W myślach krążyły jej słowa że “w każdym jest odrobina dobra“. Nie wiedziała skąd u niej te myśli, bo miała wrażenie że nie należą do niej. Potrząsneła głową i zwróciła się do Hetalana. - Rozumiem, że chcesz pomścić swoich ludzi. Przez ostatnie parę lat przeżyłam wiele trudów i wydaje mi się, że moje dążenie do pomszczenia ojca pomogła mi je jakoś przeżyć. Jego oprawca prawdopodobnie dowodzi drowami z którymi chcesz walczyć - elfka spojrzała mężczyźnie prosto w oczy - jeśli owy drow wpadnie w waszą niewolę, proszę o prawo do przelania jego krwi, prawo do pomszczenia ojca - drowka spuściła wzrok w blat stołu, a z jej oczu pierwszy raz od bardzo długiego czasu spłynęły łzy. - Nie muszę brać udziału w tej bitwie, będę działać według twego planu, ale jeśli go pojmiecie pozwólcie mi go zabić.

- Jeśli poprowadzi nas Rashad i Grondmoss, szanse na pokonanie drowów bez większych strat znacznie wzrosną - Katon kiwnął głową w stronę wojownika. Być może plan czarodzieja jednak był do odratowania. Musiał jak najszybciej rozmówić się z Rashadem na osobności, żałując, że nie wtajemniczył go chociaż w część planu. Kto mógł przewidzieć, że Hetalan okaże się tak ciężkim orzechem do zgryzienia. Ludzie i ich emocje… dlaczego są tak nieprzewidywalne? - myślał czarodziej marszcząc brew.

- Nie zapominaj o mnie Katonie - wtrącił się Oscar. - Masz rację, walka na dwóch frontach może się okazać zbyt niebezpieczna. Jeżeli decydujemy się na walkę z drowami, musimy uderzyć raz, a porządnie. Wyeliminować zagrożenie całkowicie. I jak najszybciej. W tym wypadku dobrze będzie wprawić się tam za dnia, ze względu światłowstręt mrocznych elfów - Skandykowi wydało się zabawne, jak pokrętne może być zrządzenie losu. Jeszcze niedawno byłby wielce rad, gdyby piraci powiesili Katona na rei - a chętnych do tego nie brakowało. Teraz już ponownie zawierza swoje życie planom elfa i aktywnie go wspiera. Już nie żywił do niego niechęci, choć znając życie, akurat na osobiste odczucia Oscara względem Katona, elf nie mógł być bardziej obojętny.

- Jeśli atakować to szybko, za dnia w dużej liczbie wtedy przy odrobinie szczęścia rozniesiemy drowy jednym atakiem. Ponadto widzę jeszcze jedną zaletę tej sytuacji, może uda się nam pozyskać jakieś inne informacje znane drowom informacje które mogą nam ułatwić nasze zadanie w Podmroku - dodała Amira.

Anlaf korzystając z tego iż dyskusja ponownie rozgorzała zwrócił się cicho do Skandyka - Chce wysłać do podstępnych drowów człowieka, który pała chęcią zemsty? To chyba nie wróży nic dobrego. Znów wywiodą go w pole.

Lord uniósł rękę do góry.

- Macie rację, może od siedzenia na tym cholernym tronie zdrętwiał mi już nie tylko tyłek, a i rozum także. Mamy tu wrogów, którzy źle nam życzą i albo ich stąd wykurzymy, albo możemy już dzisiaj zacząć malować tarcze dla ich strzał na piersi każdego Byrnejczyka. Audiencja na dzisiaj skończona - podsumował zmęczonym głosem Hetalan. - Niech bogowie mają mnie w opiece, jeśli zaraz nie pójdę spać.

- Kto ma wioski, ma troski - uśmiechnęła się Margery. - Królu Ardinie i... “Sroga Pięścio”, jesteśmy z lordem niezmiernie wdzięczni za wasze dotychczasowe zaangażowanie. Przybyliście w niebezpieczne i bardzo mroczne miejsce, i mimo utraty domu i wielu ciężkich przygód wciąż macie siłę i odwage, by wspierać nas w tych najtrudniejszych chwilach.
 
Dust Mephit jest offline  
Stary 24-06-2017, 20:49   #26
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Co goblina nie zabije, to go wzmocni

Lochy
Strażnica lorda Hetalana w Byrny
Region Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena


15 grudnia 4433 roku BCCC, środa, późny wieczór

Lodowato i pochmurnie



strażnik więzienny Tolbert

Ciężki pęk kluczy brzęczał przy każdym kroku Tolberta, strażnika więzi
ennego, grubego prostaka o ciemnych, zepsutych zębach i małych, czarnych oczkach. Lewą stronę jego twarzy pokrywała blizna po toporze, który odciął mu ucho i część policzka.

- Wszystkie kurduple siedzą w jednej ciemnej, się cudem zmieściły, dopchnięte kolanem - stan umysłu dorównywał jego urodzie. - Czegoś potrzeba do pieszczot czy idziecie tylko na wykopki? Później z nimi od razu na wieszak?


- To się zobaczy - Amira uśmiechnęła się szeroko - jak nas zbytnio nie zdenerwują pozwolimy im żyć, zbyt częste mordowanie niewolników nie służy interesom… dajcie nam przywódcę na pierwszy ogień...

- Się robi, pani - spojrzał przez kukiel, zaczął szukać odpowiedniego klucza. - Wiecie, lepiej zamordować stu takich niewinnych jak puścić płazem jednemu winnemu. Zresztą to goblin, nie człowiek.

Tolbert uchylił ciężkie drzwi. Z ciemności dobył się niski, nienawistny warkot, który przeszedł w wysoki pisk bólu po solidnym kopniaku w żebra butem z metalowym czubkiem. Strażnik wyciągnął za ucho trójrękiego stwora, który wyrzucał przez zaciśnięte zęby przekleństwa. Zakluczył celę.

Shillen uśmiechnęła złowrogo na widok trzyrękiego stwora, po czym zwróciła się do Tolberta - Jeśli chodzi o coś do “pieszczot”, to myślę że odpowiednie pytania i to... - zaczęła przerzucać sztyletem z dłoni do dłoni - spokojnie nam wystarczy. - Spojrzała na Amirę i szturchnęła lekko łokciem w ramię. - To co towarzyszko, zabawimy się?



goblin Dib

- Przejebane, na tego żaden różaniec nie pasował, to dostał aż dwa - trzy nadgarstki Diba skute były dwiema parami kajdan. - Tam na końcu prostej taka sala jest, w której zwykle maglujemy łorów. Zostawię wam szperacze, późno już. Ten i ten to do biżuterii tego pierdzielca - pokazywał poszczególne klucze - ten do ciemnej, ten do tamtej komnaty - położył cały pęk na dłoni Amiry i odszedł.


Amira chwyciła goblina pod jedno z zakłutych ramion i w parodii dworskiego spaceru poprowadziła w stronę katowni nie oglądając się na pozostałych. Odkluczyłaś drzwi do surowej, ponurej sali, wepchnęła goblina do środka i przyświeciłaś pochodnią. Znajdował się
tutaj tylko stół, do którego można było przytwierdzić kajdany więźnia, oraz para krzeseł. Ściany i podłoga cuchnęły od zaschniętej krwi.

Z którejś z cel w korytarzu odezwał się ludzki jęk. Ciekawiło was, kogo jeszcze trzymał tu Hetalan. Pewnie był to jakiś bydłokrad, chawiracz czy doliniarz, który zasłużył dzisiaj na tęgi wycisk od Tolberta. A może ktoś, o kim nikt przypadkowy nie powinien się dowiedzieć?

Dib zgarbił się. Oczy rozbłysły mu złowrogim blaskiem, czego nie widziała Amira. Przyłożył palec do nosa i z bliskiej odległości nasmarkał damie na czubek buta. Cierpliwość szlachcianki mogła sięgnąć granic możliwości.


Amira jednak nie przejęła się tym zanadto ot po prostu postanowiła wyczyścić buta o sprawcę kopiąc go z całej siły. Ot nic innego jak proste przy uczenie niewolnika do domowych manier. Upadł wprost na granitowy stół do tortur. Nie patrząc na pozostałych zajęła miejsce na krześle po czym dumnym niemal królewskim gestem wskazała na goblina.

- Ej ty zachowuj się jak bogi przykazują, a wtedy nasza rozmowa odbędzie się w miłej atmosferze a twym ludziom nic się nie stanie. W przeciwnym razie nakażę pociąć twych ludzi na plasterki (oszustwo przecież Amira nie uszkodzi dobrych niewolnikow). My chcemy się pozbyć drowow z tej okolicy a wy macie nam pomóc, to będzie w interesie nie tylko ludzi, ale i twojego ludu - Algrad przekładał jej słowa zdanie po zdaniu. .

- Łajno z tego wam będzie - rzucił Dib. - Tamto złoto truje, Dibowi wyrosła od niego ręka - pomachał dodatkową kończyną. - Dib nie wraca do kopalni.

Drowka przekrzywiła głowę niczym kot wpatrujący się w ofiarę. - Jak Dib nie będzie grzeczniej odpowiadał, to możemy przywrócić ilość kończyn do prawidłowej, oczywiście… - zaśmiała się pokazując goblinowi drobny sztylet - czymś takim nie pójdzie to zbyt szybko.

Goblin przełknął ślinę.

- Dib wolał ludzi od elfiaków. Custalcon to był dobry pan.


- Kto to jest Custalcon? - zapytała Amira z grzecznym zainteresowaniem. - Opowiesz mi coś więcej na temat tego pana? Byłabym wdzięczna.

- Custalcon to był dobry pan! - powtórzył Dib z zachwytem i nostalgią. - Widział w nas więcej niż tanią siłę roboczą. Ile rajdów na ludzi wspólnie odbyliśmy, na ich wioski, wozy, łodzie... - Dibowi zakręciła się łezka w oku. - A dla elfiaków? Jesteśmy tylko nędznymi robolami do kopania. Kopania trującego złota - wycedził. - Elfiaki zawsze zadzierają te swoje gładkie... czyste... wysmarkane... nakremowane... noski - powiedział z odrazą, przez zaciśnięte zęby. - Dlatego Dib uciekł.

Shillen zacisnęła zęby i siarczyście uderzyła otwartą dłonią w twarz goblina. - Panuj nad słowami kurduplu bo ci elfiak zaraz przemebluje tą niewyparzoną gębę! Zresztą w ludzkiej kopalni wcale nie potraktowano by cię lepiej - gdy drowka przypomniała sobie swój pobyt w kopalni miała wrażenie, że dawno zasklepione już blizny na plecach znów są palącymi niczym ogniem ranami. - A teraz wyjaśnij jak spod pieczy Custalona dostałeś się do elfów i czy może wiesz w jakim celu chcą one wydobywać te złoto skoro jest trujące? Chcą może wykorzystać jego właściwości do jakiś konkretnych celów?

- Shillien droga moja, celem tego pana z pewnością nie było aby cię urazić on po prostu opowiadał o swoich doświadczeniach życiowych. Po prostu nie podobało się panu w kopalni panie Dib - spojrzała na elfkę porozumiewawczo. - Nie rań pana bez potrzeby. Dib niech pan kontynuuje i odpowie na pytanie mojej koleżanki a potem się napijemy. - Amira wyciągnęła butelkę z za pazuchy.

- Jak zamkniecie ją w elfim rezerwacie, to może pogadamy - wyszczerzył się Dib.

- Ty myślisz, że my tu na rozmowę przy herbatce przyszłyśmy, bezczelny kurduplu?! - wycedziła elfka przez zęby. - Wyśpiewasz wszystko co chcemy wiedzieć i to falsetem jeśli tylko będę mieć na to ochotę! - pogroziła goblinowi kierując ostrze sztyletu w jego stronę.

- Panie Dib nie nadużywajcie naszej cierpliwości, tak miło się nam gawędziło a wy obrażacie moją towarzyszkę - cmoknęła i pogroziła mu palcem - chcecie abym pozwoliła mistrzowi mało dobremu zająć się wami? Albo może chcecie zabawić się inaczej - to mówiąc wyszeptała inkantację zamieniając go w ropuchę. Następnie pozwoliła mu delektować się tym doświadczeniem, a gdy uznała że ma już go dosyć przywróciła go do poprzedniego ciała - i jak będzie panie Dib będziemy rozmawiać w sposób cywilizowany czy inaczej - pomimo uśmiechu na jej twarzy sposób w jaki zostało zaakcentowane ostatnie słowo był bardzo nieprzyjemny.

Dib powrócił do swej postaci niedaleko od drzwi prowadzących do komnaty i bez kajdan - nawet zamiana w ropuchę nie pozbawiła go tchórzostwa typowego dla goblinów.

- No dobrze już, dobrze - krzyknął skulony. - Co tam wiem, to powiem...


- Nieźle, moja droga, nieźle. Ta zamiana w żabę była genialna - elfka zwróciła się do Amiry z aprobatą - a wspominałam kiedyś, że Rahnulf, mój wilk, uwielbia żaby? Gdybyś widziała jak rzuca nimi i szarpie zanim je zje, wygląda wtedy jak przerośnięte szczenię bawiące się piłką. Uroczy zwierzak... - drowka śmiała się pod nosem - Ale wróćmy do pytań - spojrzała na goblina. - To co wiesz coś o tym, po co drowom te trujące złoto?

Goblin wzruszył drżącymi ramionami.

- Złoto nie śmierdzi, nawet trujące.


- Ilu jest tam elfów, w tym ilu wojowników, jak mają podzielone warty - Amira zadawała kolejne pytania.

- Nie wiem, w kopalni siedziałem.

- A ilu było strażników w kopalni i co się stało że tam trafiłeś?

- Strażników? Kilka takich pająków - rozwarł drobne ręce wszerz, trzecią uniósł ponad głowę. Były białe jak kurze jaja. Macie może jedno? - oblizał się.

- Jak skończymy rozmawiać i będziemy zadowoleni dostaniesz tuzin jaj. Powiedz mi jak udało ci się uciec jeśli strzegły was takie pająki - zapytała. - Umiałbyś narysować mapę podziemi? I jeśli potrafisz narysuj mi proszę mapę kopalni.

- Elfiaki były zajęte bójką z ludkami, wtedy uciekłem - odpowiedział, zajęty rysowaniem. Po skończeniu podsunął Shillen pergamin z wymalowanym wielkim kutasem. Wyszczerzył się zjadliwie.

Gdy elfka spojrzała na kartkę podsuniętą przez goblina, cała aż zawrzała ze złości. - Ty bezczelny psie! - krzyknęła na Diba, po czym zgniotła kartkę i rzuciła mu nią w twarz. - Zaraz utnę ci twoją kuśkę, o ile w ogóle takową posiadasz!

Oscar lekko zdziwiony nachylił się nad zgnieciony pergaminem, wyprostował go i wybuchnął śmiechem - Postawię na tym czyjąś pieczęć i zapłacę, by dostarczono to Drudnakowi. Dobra Algrad, zapytaj go o tego całego Custalcona.

- A może zapytajmy innego? Mamy jeszcze cztery o ile dobrze pamiętam. A tego… - Shillen spojrzała na goblina. - A na tego chyba już pora - uśmiechnęła się złowrogo i dobyła krótkiego miecza, czekając jednak na reakcję towarzyszy.

- Poczekaj chwileczkę- szlachcianka spojrzała na Shillen- Dib podobasz mi się, nie chcesz zostać moim przybocznym?

Dib głośno przełknął ślinę, czując nóż na gardle.

- Pewnie, że chcę! Custalcon był dobrym panem, ale ty pani... coś czuję, że będziesz jeszcze lepsza! - powiedział szczerze.


- Mam nadzieję, że będzie się nam razem dobrze współpracować - pociągnęła łyk piwa z butelki i podała ją Dibowi - na dobry początek powiedz mi o Custalconie i jak to się stało że nie jesteście już razem.

- Custalcon to był dobry pan! - powtórzył po raz trzeci Dib, pijąc łapczywie piwo z butelki jak dziecko przez smoczek. - Mama i papa mówili mi, że kiedyś pojmali go i trzymali za niewolnika, ale uciekł przez tunele kopalni złota. Wrócił po latach, zbudował prawdziwą twierdzę i rozkręcił naszą bandę! Prawdziwy bohater! Tylko co z tego, jak wszystko zniweczyły drowy... Ale Dib ma plan! Dib zna tajne wejście! - kryczał rozgorączkowany goblin, szczerząc się jak głupiec. Jego entuzjazm momentalnie opadł, gdy spotkał się z nieufnym spojrzeniem Shillen.

Amira spojrzała na niego ciepłym, nieomal matczynym spojrzeniem:

- Ale cudnie, powiesz nam gdzie jest to wejście i czy ktoś go pilnuje, bo tak się zabawnie składa, że my właśnie chcemy tam iść i zarżnąć trochę mrocznych elfów, więc ta informacja by nam bardzo ułatwiła sprawę - to mówiąc uśmiechnęła się drapieżnie.

- Wejście jest w skale. Kiedyś spały tam trolle, ale... to było dawno temu i nieprawda! Mogę was zaprowadzić! - Dib kiwnął ochoczo głową, ale jego pomysł nie zabrzmiał najrozsądniej.

Shillen zmrużyła gniewnie oczy, słysząc jak Amira próbuje uczynić trzyrękiego goblina swym przybocznym. - Słuchaj kurduplu - warknęła w stronę Diba. - Może nasza skłonna do obrastania łuską towarzyszka postanowiła obdarzyć cię zaufaniem, ale ja ci nie ufam. I jeśli spróbujesz w jakikolwiek sposób nas zdradzić to obiecuję ci, że oskóruję cię żywcem, a ze skóry zrobię torebkę. Zrozumiano?!

- Moja pani mnie obroni - syknął wrogo Dib. - Elfiaki do rezerwatu!

- Twoja pani cię nie obroni, jeśli będziesz nadużywał jej cierpliwości - powiedziała Amira z matczynym napomnieniem - powiedz mi lepiej coś więcej o trollach i Custalconie, po tym jak nie chcesz powiedzieć co się z nim stało wnoszę, że zjadły go trolle albo zabiły elfy?

- Nie... Drowy trzymają mego pana przy życiu - powiedział zmartwiony Dib, choć dla większości z was brzmiało to raczej jak pobożne życzenie niż fakt. - Dib będzie grzeczny i obiecuje, że pozostali też będą, jeśli uda ci się go uratować, pani.

- Pozostali? Rozumiem, że chodzi ci o inne gobliny w kopalni? Dużo was tam jest?

- O moich kumpli - wyszczerzył się złośliwie. - Tam w celi jest ich... - policzył na palcach. - Czterech! - Macie coś do żarcia? Dib robi się głodny. Oni pewnie też - wskazał palcem na celę.

- Tyle to już wiemy kurduplu! - wrzasnęła na goblina Shillen, której nerwy już dawno puściły - Ta mała gnida jest kompletnie bezużyteczna Amiro, zresztą jak chcesz z nim rozmawiać? Algrad raczej nie będzie cały czas za tobą łaził i tłumaczył co to plugastwo ma do powiedzenia. Z tego co wiem to podobnie jak ja, nasz krasnolud nie darzy sympatią tych kurdupli - spojrzała na towarzyszkę. - Przecież od razu widać, że te małe gówno coś knuje. Wyraźnie robi sobie z nas jaja i raczej nic konkretnego nam więcej nie powie. Uważam, że powinniśmy się go pozbyć i spróbować wypytać pozostałe. Jak zobaczą co spotkało ich wodza czy kim tam dla nich był od razu zaczną śpiewać.

- Jak mogę wybierać - goblin uniósł do góry trzecią, środkową rękę - to od śmierci wolę być ropuchą - dodał Dib drżącym głosem. - Nikt nie będzie musiał tłumaczyć mojego rechotu. Jeść też będę jadł mniej, obiecuję!

Amira spojrzała na niego z uśmiechem tego rodzaju, który wielu śni się po nocach… w koszmarnych snach.

- Panie Dib, mimo że mnie bawisz to przeceniasz pan swoją aktualną pozycję negocjacyjną, ale jak tak bardzo chcecie nic nie stoi na przeszkodzie aby połączyć śmierć i ropuchę bo i spełnię ostatnie życzenie skazańca i piesek się naje i sprzątania nie będzie, a teraz liczę do trzech i albo powiesz mi coś wartościowego albo Rahnulf będzie miał wyżerkę - to mówiąc położyła rękę na medalionie.

Dib pokrył się zimnym, tłustym potem.

- Coś wartościowego, a najlepiej kto dowodzi drowami, które zamknęły was w kopalni - dodała drowka. - Swoją drogą, dzięki Amiro, że pamiętasz o moim wilku - uśmiechnęła się dziko w stronę Orichalanki.

- Aj! - Dib przeraził się komiczie. - Proszę nie! Tylko nie to! - skamlał rozedgrany goblin. - Rządzi... Rządzi nimi...

Shillen nie spodziewała się słów, które wyszły z parszywej zagrody zębnej stwora.

- Staloworęka! N... Nazywają ją... M... M... Maharet! Matką demonów!




drowy zastępują utracone kończyny odpowiednikami z adamantium

Amira spojrzała na Shillen:

- Możesz coś o niej powiedzieć?

Shillen na wypowiedziane przez goblina imię zesztywniała. - Maharet… Maharet to… Moja kuzynka - wyjąkała cicho. - Siostrzenica mej matki. To ona pomogła mi uciec, kiedy zabito mojego ojca. Jednak z czasów gdy ją ostatnio widziałam, nie pamiętam, żeby miała stalową rękę… Coś musiało się wydarzyć - nagle w Shillen obudziła się pewna myśl. - W takim razie nie możemy ich atakować! Jeśli to faktycznie Maharet przewodzi tej enklawie to możemy się z nimi dogadać. Przed moją ucieczką byłyśmy bardzo blisko. Myślę, że mnie wysłucha.

Rashad wściekły z powodu kradzieży sakiewki, dołączył do przesłuchujących, zastanawiając się co zajmuje im aż tyle czasu. Akurat usłyszał ostatnią wymianę zdań:

- Czyli przywódczyni drowów jest twoją znajomą Shillen, uważasz że jest to wystarczający powód by zmieniać nasz plan? - powiedział zmęczonym głosem.

Zza pleców wojownika wychynął czarodziej, wyglądający na zmęczonego. W ręku trzymał zamkniętą księgę zaklęć gnomów, zza której kartek wystawały niczym frędzle fiszki z pergaminu. Najpewniej elf pozaznaczał sobie interesujące zaklęcia, chcąc je co rychło przygotować.

- Coś długo wam schodzi z tymi paskudztwami - mruknął znudzony. - Udało się wam dowiedzieć czegoś interesującego? Poza najnowszą rewelacją?

Shillen wzruszyła ramionami - Oprócz tego, że złoto, które gobliny dały Anlafowi jest trujące i rosną od niego dodatkowe kończyny, oraz że to małe gówno - splunęła w stronę goblina - jest pyskate i wredne, to chyba nic ciekawego - elfka zamyśliła się na chwilę. - A no tak, bełkotał coś jeszcze że jego poprzedni pan Custalcon został pojmany przez drowy - przeniosła wzrok na Rashada - Nie jestem tego pewna w stu procentach czy to się uda, ale gdy jeszcze żyłam pomiędzy członkami enklawy byłyśmy z Maharet niczym siostry. Myślę, że będzie skłonna nas wysłuchać. Jednak w razie gdybyśmy się nie dogadali, będziemy mieć żołnierzy. Jak negocjacje nie podziałają, zawsze zostaje atak. Ale skoro wiemy, że enklawą dowodzi ktoś z kim może się dogadamy, to czemu nie spróbować?

- Spróbować zawsze można, byle się tylko nie okazało, że w razie fiaska negocjacji drowy nie tylko zostaną uprzedzone o planowanym ataku ale i wezmą ciebie jako zakładnika… - odpowiedziała Amira.

- Shillen, twoja… znajoma, Maharet może być opętana przez demona. Aby je płodzić, a taki został zrodzony słuchając opowieści zbrojnych, kapłanka musiałaby zostać wpierw opętana przez demona. Jeśli wbrew swojej woli, w co wątpię, być może egzorcyzm jest możliwy. Jedynie potężny kapłan mógłby tego spróbować i tu szanse są największe. Nie wiem, czy taki w Byrny jest. Możliwości czarodzieja są różne, ale sprowadzą się raczej do zniszczenia demona wraz z… nosicielem. Można próbować kilku zaklęć ochronnych niższego kręgu aby przerwać komunikację opętanego z demonem… o ile są rozdzieleni. Jeśli opętanie jest pełne… zniszczenie lub odesłanie. Bo ryzyka przywołania go i walki czy też odesłania wolałbym nie ponosić. Nie moja specjalność... choć gdyby jakieś odpowiednie księgi z zaklęciami i rytuałami były pod ręką... być może w siedzibie drowów takie księgi są. Demona będącego ojcem potwora wpierw trzeba było przywołać - Katon rozważał kilka opcji, ale nie wyglądało to zbyt zachęcająco.

- Jeżeli nie będzie możliwości wypędzenia demona… - Shillen wydawała się nieobecna - ja nie mogę jej zabić. Ona ocaliła mi życie, poza tym, może i moje ręce przelały wiele krwi, czego nie żałuję i nie obchodzi mnie co, kto o mnie sądzi. Ale nie chcę mieć na rękach krwi swej rodziny. - spojrzała na Amirę i Rashada. - Jakbyście się czuli, gdyby jedno z was musiało odebrać życie drugiemu? Albo innej bliskiej wam osobie? W każdym bądź razie… Jeśli będzie trzeba ją zabić, niech ktoś z was to zrobi.



Maharet wg wizji naszej graczki, BloodyMarry

Amira w milczeniu skinęła głową. Nie rozumiała Shilien - sama wolałaby zginąć od ręki krewniaka niż obcej przybłędy, ale widać drowy miały w tej kwestii inne zwyczaje które lepiej było szanować przynajmniej tak długo jak jedna z nich jest w twoje drużynie i może w nocnym śnie poderżnąć ci gardło.

Rashad spojrzał Shillen głęboko w oczy, zastanawiając się na ile mogą liczyć na nią w konfrontacji z drowami, kiedy przestała się kierować chęcią zemsty… sytuacja się komplikowała…

- Rozumiem co czujesz Shillen….Musimy podjąć szybką decyzję czy odwołujemy wymarsz do Troll-Wie przed świtem, zawsze możemy zastanowić się po drodze czy nie ma możliwości negocjacji przed atakiem, chociaż jeżeli faktycznie twoja “przyjaciółka” nie jest sobą to może uniemożliwić porozumienie…

- Nalegam, aby nie było zbyt wiele negocjacji. Może moim błędem było nie wtajemniczanie was w mój plan... być może dlatego kobiety tak nerwowo zareagowały w czasie narady z grododzierżcą. Być może powinienem zrobić to teraz, aby uświadomić niektórym z was, dlaczego opłaca się nam wszystkim zlikwidować ten drowi obóz - czarodziej wzruszył ramionami.

- Ale najpierw... gobliny raczej powinny wrócić do lochu a my powinniśmy udać się w jakieś dyskretniejsze miejsce.
 
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 29-06-2017, 18:54   #27
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
Plan: coś, co potem wygląda absolutnie inaczej

Któraś z komnat
Strażnica lorda Hetalana w Byrny
Region Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena


15 grudnia 4433 roku BCCC, środa, późny wieczór

Lodowato i pochmurnie

Katon poczekał, aż ostatni członek drużyny zamknie drzwi i upewniając się, że nie ma innych świadków, i czując na sobie spojrzenia drużyny, niektóre mniej lub bardziej ufne, a nie mając już wiele czasu do stracenia, rozpoczął wdrażanie towarzyszy do swojego planu.

- Byrny jest w stanie wojny. A na wojnie, jak na każdej wojnie da się zarobić. Nie nędzne miedziaki otrzymane od Hetalana, ale konkretny pieniądz, który pozwoliłby choć nieznacznie zrekompensować nasze niepowodzenie na wyspie. Jakkolwiek nasza ekspedycja została brutalnie przerwana, niewiadomym zrządzeniem losu znaleźliśmy się w tym miejscu. Zdaje się, że mamy w ręku potężne narzędzia, z których sprawę zdaje sobie chyba jedynie Hetalan. Dysponujemy zarówno magią, jak i umiejętnościami wyróżniającymi nas spośród mas innych pospolitych istot. I dopóki nie zmienimy, albo nie zmienicie swojego myślenia, nasze cele nie będą mogły być spełnione - czarodziej ciągnął dalej.

- Pierwsze, o czym pomyślałem po… przebudzeniu było, że problem Hetalana z gnomami można rozwiązać w bardzo prosty sposób, szczególnie, że obaj wodzowie dali nam niezbędne środki. Dziękować za to należałoby Anlafowi, który uleczył gnomiego króla. Nie przedłużając… zbrojni Byrny i gnomy w czasie ataku na Troll-wie najpewniej poniosą straty, nawet z naszą pomocą. Mniemam, że ludzie Hetalana, którzy już wcześniej ponieśli straty we wcześniejszych walkach będą jeszcze bardziej zależni od nas, przynajmniej w kwestii... na przykład ochrony transportów z wyrobami tutejszych kowali i zbrojmistrzów?

- Kompania najemnicza, którą obecnie legalnie mamy mogłaby się tym zająć, szczególnie, jeśli rekrutacją odpowiednich wojowników zajęliby się Oskar i Rashad. Hetalan, zamiast posyłać nas na misje, musiałby liczyć się z naszym zdaniem - czarodziej beznamiętnie spojrzał na obu wojowników. Dodatkowo, rozwiązałoby to problem Hetalana z gnomami. Jeśli obie strony byłyby osłabione, byłyby też zmuszone do współpracy. Problem, który poruszył grododzierżca rozwiązałby się sam, choć może niekoniecznie tak, jakby sobie tego życzył - zachichotał czarodziej.

- Liczyłem, że Amira I Rashad jako wprawni kupcy, szczególnie ze szlachetnego rodu znajdą również sposób na zapewnienie nam swego rodzaju… monopolu, albo chociażby sposobu na zdominowanie lokalnego... rynku? Nie znam się na kupieckich pojęciach, ale wciąż liczę na pomysłowość, szczególnie, że zdaje się poważnie myślicie o swoich politycznych planach. A na te plany potrzeba albo pieniędzy, albo mnóstwa ludzi. A najpewniej i jednego i drugiego czarodziej uśmiechnął się i ciągnął dalej.

- Stronników nie zdobywa się, pokazując, że jest się sługą. Stronników zdobywa się pokazując, że jest się silnym. Zacząłbym od publicznego stracenia pojmanych goblinów, o ile wycisnęliście z nich już wszystko co się dało. Najlepiej magią, aby mieszkańcy Byrny przekonali się o potędze zaklęć jakimi dysponujemy. Poprawiłoby to morale wśród zbrojnych, których poprowadzimy na drowy, jak i przekonałoby mieszkańców, że jesteśmy ich wybawicielami. No i prawdopodobnie zabezpieczyłoby nas nieco na wypadek… powiedzmy nietuzinkowego zachowania grododzierżcy - Katon zabębnił palcami po obwolucie książki i ciągnął dalej.

- Dodatkowo, możemy zapewnić Hetalanowi kolejną grupę interesów. Myślę, że krasnoludy z Thunderholdu byłyby zainteresowane swoją częścią zysku w rynku - elf spojrzał na Algrada.

- Negocjacje z drowami, jak widzicie nie przyniosą strat ani gnomom, ani ludziom Hetalana, który zamiast polegać na nas i traktować nas jak swoich wybawicieli, będzie miał wciąż siły zdolne zapewnić ochronę transportom. Kompania najemnicza którą jesteśmy, będzie mu więc potrzebna jedynie tak długo, jak tylko jest to konieczne i w dodatku wciąż będziemy traktowani jak słudzy. Jestem przekonany, że wolałby nas widzieć głęboko w podziemiach, szukających owej Kuli Cienia, z dala od swoich włości. Nie uśmiecha mi się jednak iść na śmierć za garść srebra i ubranie, które mamy na grzbiecie. Dlatego też nalegałem na walkę z drowami. Ludzie i gnomy powinny się osłabić, a nasze usługi powinny stać się nieco poważniej… cenione. Nie było moim zamiarem wybić bez litości twoich krewniaków Shillen. Mam zasadniczo głęboko w poważaniu rasowe uprzedzenia, choć przyznaję, nie płakałbym gdyby padło w walce zbyt wielu drowów. Wystarczy, jeśli ich stąd przepędzimy. Jeśli masz sposób, by ograniczyć straty wśród tych, których uważasz za… cennych… zacznij konstruktywnie planować jak ich ewentualnie ocalić. Jeśli jest twoją znajomą, mimo ryzyka, że jest opętana, wciąż może pamięta dawne życie. Może dałoby się wykorzystać jej dawne nawyki, lub jej charakter z pożytkiem dla nas, lub dla niej, jeśli ci na niej zależy - czarodziej skończył ogólnikowe wyjaśnianie swojego zamierzenia.

- W Troll-wie jest przedmiot, który pragnę mieć. Rashad wie co to jest. Poza tym pragnę mieć wystarczająco dużo spokoju na dokończenie moich magicznych studiów. A drowy czające się w ciemności, czy ghule głęboko w podziemiach to tylko tymczasowe problemy, które jednak usunąć należy. Po swojemu i w swoim tempie... - czarodziej spojrzał pytająco na towarzyszy, czekając na komentarze.

Amira siedziała cicho czekając, aż inni się wypowiedzą nie mniej jednak na jej twarz już w trakcie przemówienia Katona wpełzł uśmiech.

Rashad usiadł wciąż poddenerwowany, próbując ukoić nerwy łykiem piwa. W trakcie przemowy Katona słuchał z coraz większym zainteresowaniem. Kiedy skończył wymienił z Amirą porozumiewawcze spojrzenie a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu gdy odpowiedział Katonowi.

- Interesująca analiza, bardzo… zimna... muszę przyznać, że zasadniczo się z nią zgadzam. Sprawa inwazji ghuli i Kuli Cienia jest też oczywiście bardzo istotna, jeśli moje domysły co do powodu naszego powrotu do życia w Byrny są słuszne to stoją za tym potęgi powiązane z Prawem, które oczekują zapewne że będziemy kontynuować walkę z demonami Chaosu, jak ten Doresain, władca ghuli - pogładził w zamyśleniu rękojeść swojego wspaniałego rapiera.

- Ale oczywiście masz rację że potrzebujemy środków, ludzi i odpowiedniej pozycji, zarówno żeby walczyć z siłami Chaosu jak i realizować nasze bardziej osobiste zamierzenia… zdobywając Troll-Wie moglibyśmy potencjalnie przejąć je jako naszą bazę, wraz z kopalnią złota jak i przejąć dobra, które drowy uratowały ze swojego podziemnego miasta, wnioskując po prezentach od gnomów pewnie mogą mieć jakieś artefakty magicznej natury, dla nas bardzo użyteczne… a przy okazji zwiększyć bezpieczeństwo Byrny. Przy czym akurat w odniesieniu do Lorda Hetalana działałbym w dobrej wierze ograniczając cynizm, uważam, że los związał nas z nim z określonego powodu… Czyli rozumiem Katonie, że nie widzisz powodu by odwoływać naszą jutrzejszą wyprawę na drowy?

- Żadnego - czarodziej potwierdził skinieniem głowy - czekam jedynie na sensowny plan ataku - Katon spojrzał znacząco na Rashada, Oskara i Algrada - oraz wyraźną deklarację od Shillen, czy jest z nami. I jeśli chce ratować swoją znajomą, jaki ma na to pomysł, bo to jedyna niewiadoma po jej….wybuchu. Odnośnie ghuli…..zasadniczo dla elfów to legendy. Doresain był elfem, który zapragnął służby u mrocznych bogów, zdaje się jakiegoś zapomnianego boga śmierci czy ciemności.Podobno stał się wtedy pierwszym ghulem, dając początek tym ohydnym stworzeniom. Widząc skutki swojej służby, i chcąc naprawić zło, poprosił o pomoc elfich bogów, by pozwolili mu naprawić winy. Z tego powodu stara rasa jest odporna na dotyk ghuli. Dla mnie to bajki, opowiadane dla młodych elfów. Jeśli to jednak prawda… nie powstrzymamy ghuli mając za plecami enklawę drowów, i wewnętrzny konflikt Hetalana z gnomami. Tak czy inaczej, musimy rozegrać ich tak, aby na powierzchni zapanował względny balans sił. Fakt, że ów balans będzie przez nas sterowany to moim zdaniem wystarczająca nagroda za nasze wysiłki.

Shillen wpatrywała się nieobecnym wzrokiem przed siebie, myśląc o swojej kuzynce. Zastanawiało ją czemu ta nie dała jej żadnego znaku, że ten który zabił jej ojca nie kontroluje już enklawy i że może wrócić do domu. Może faktycznie Katon miał rację? Może Maharet faktycznie nie jest już sobą i została opętana? W głowie elfki kołatało się wiele męczących myśli, które w moment rozwiało spojrzenie elfiego czarodzieja, który jakby czekał na jakąś odpowiedź.

- O to, że was zdradzę nie musisz się martwić Katonie. Gdybym to zrobiła, to po porażce moich braci byłabym pewnie pierwsza która zadyndałaby na sznurku bądź została ścięta. Chciałabym uratować moją kuzynkę, ale jeśli jest opętana tak jak mówisz… - zacisnęła dłonie w pięści - To nie wiem czy śmierć nie będzie dla niej najlepszym wybawieniem - wydusiła cichym głosem.

Strach rani głębiej niż miecz

Dziedziniec
Strażnica lorda Hetalana w Byrny
Region Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena


16 grudnia 4433 roku BCCC, czwartek, przed świtem

Zimny wiatr, nadchodzi śnieżyca

Coś się stało. Na dziedzińcu wartowni pochodnie migotały jak rozpędzone machnięciem ręki świetliki, płynęły fale nerwowych szeptów. Przesuwaliście wzrokiem po przestraszonych twarzach Byrnejczyków. Niektórzy popatrzyli na was, jakby oczekując... Sprawiedliwości? Przecisnęliście się przez tłum żołnierzy i sług. Na surowych deskach wystawionego na zewnątrz stołu leżało zawinięte w płótno ciało, nad którym Aelorax odprawiał pożegnalne sakramenty.



Grododzierżca Hetalan i Aelorax, rektor świątyni Hefajstosa

- Almroth, jeden z żołnierzy Grondmossa - napotkaliście nachmurzone oblicze Hetalana.

- Ten czteroręki demon, o którym mówiliście - lord miał na myśli draeglotha - zabił go przez sen, samymi słowami! Rozumiecie? - poszukał zdumionym spojrzeniem waszych oczu.

- Wybuchł... Wszystko co Almroth miał... no... w środku głowy... wypłynęło... Uszami, oczami, nosem... - Hetalan długo szukał słów. - Żołnierze to widzieli. Są śmiertelnie przerażeni.

- To nie jest śmierć godna wojownika - Aelorax skończył obrzędy i rozprostował się. Trudno było odmówić racji potomkowi barbarzyńskich Altańczyków.

- Grondmossowi przyśniło się to samo - kontynuował zniżonym głosem dygnitarz - ale przeżył. Choć chyba tylko po to, żeby przekazać wiadomość od naszego... Wroga.

Spojrzeliście pytająco.

- “Wiemy wszystko o waszym planie. Zostawcie nas, a nie zginiecie.” Oboje wykrzyczeli to przez sen... Na naszą niekorzyść.

- Spójrzcie - Hetalan zwrócił was ku dziedzińcowi. Cały rozbrzmiewał podnieconymi i ściszonymi głosami. - Nikt nie chce walczyć. Widzę to w ich oczach. A nie zetnę przecież głów całemu oddziałowi. Strach rani głębiej niż miecz... i egzekucja kilku marnych goblinów magicznymi fajerwerkami na niewiele tu się zda - lord nawiązał do pomysłu Rashada.

- A jeśli w słowach demona jest choć cień prawdy... Nie mogę posłać ludzi na śmierć, mając tę świadomość. Musimy zmienić plan, bo już nim nie jest. Co najwyżej nadzieją. I to marną.


Rashad nie spodziewał się tak ponurych wieści, jego plany były oparte na zaskoczeniu nie przygotowanego przeciwnika. Najpierw oprychy kradną mu sakiewkę a teraz to… próbując odeprzeć ogarniającą go frustrację zacisnął rękę na swoim wspaniałym rapierze, jak zwykle subtelna aura broni uspokajała go…

- Tak lordzie, musimy zmienić na razie plan, dzisiaj nie zaatakujemy pełną siłą… jest bardzo niepokojące że drowy w jakiś sposób dowiedziały się o planowanym atakiem i odpowiedziały w ten sposób, chociaż z drugiej strony może to oznaczać że nas się obawiają - gdyby były pewne zwycięstwa to nie przesyłały by ostrzeżenia moim zdaniem tylko przygotowywały się na odparcie ataku… - w miarę jak mówił starał się by jego głos nabierał opanowania i pewności:

- Musimy zachować spokój wobec strachu żołnierzy, po pierwsze wraz z naszymi magami - skinął na Katona i Amirę - powinniśmy zbadać okoliczności ataku i zastanowić się jaką magią posłużyły się drowy, wtedy możliwe że będziemy mogli się przed nią obronić. Słyszałem o zaklęciu pozwalającym wpływać na sny, ale chyba po pierwsze ono może wpływać tylko na jedną osobę na raz, po drugie cel musi być znany rzucającemu zaklęcie, więc osoby które nie brały udziału w ataku na Troll-wie powinny być bezpieczne, Katon może to potwierdzić...

- Po drugie musimy poprawić morale żołnierzy, może moglibyśmy wyprawić się bez oddziału mniejszą grupą i na przykład zaatakować patrol drowów, może wziąć jeńców. Od goblinów dowiedzieliśmy się też więcej o przywódczyni drowów, nasza towarzyszka zna ją osobiście, może będziemy w stanie to wykorzystać.

Hetalan popatrzył jeszcze raz na dziedziniec.

- Aeloraxie, dziękuję za twą posługę. Możesz odejść - pożegnał się z kapłanem.

- Ściany w moim zamku mogą mieć uszy, a ja nie chciałbym, żeby ktoś dowiedział się o naszych planach... - przenieśliście się do dobrze znanej wam sali.

- Jestem lordem, nie bohaterem - zaczął - a moje życie to nie rycerska ballada, tylko żmudna praca: liczenie miedziaków, wydawanie praw i wysłuchiwanie narzekań ludzi. Dlatego póki mam wybór, nie poślę moich ludzi do żadnego ataku. Sam król Ardin zwątpił w to przedsięwzięcie, a zna mrocznych elfów lepiej niż my wszyscy powierzchniowcy razem wzięci.


- Jeszcze jedna istotna informacja lordzie, przesłuchując wczoraj wieczorem gobliny dowiedzieliśmy się, że służyły one bandycie imieniem Custalcon, który przed przybyciem drowów kontrolował Troll-Wie wraz ze znajdującą się tam kopalnią złota. Został on pojmany przez drowy i według uzyskanych informacji to on stał za atakiem na transport broni do Miasta Suwerena, transport powinien być w Troll-wie.

Hetalan popatrzył na was z powątpiewaniem.

- Agenci Czarnego Lotosu twierdzą co innego, jednak to słowa przeznaczone już tylko dla moich uszu... Rozkażę zabić goblina, bo robi wam wodę z mózgów. A potrzeba mi trzeźwych umysłów, nie bandy głupców.

- Jednak cały ten Custalcon... Będę potrzebował czasu, żeby to przetrawić.

I widząc obrażoną minę Rashada dodał:

- Wam też trochę czasu się przyda. Nerwowa atmosfera i pospieszne decyzje nikomu nie służą. Zejdźcie na śniadanie, porozmawiamy później - westchnął ciężko. Wyglądał na naprawdę zmieszanego. Nie chcieliście nadwyrężać jego cierpliwości, szczególnie Katon, któremu Hetalan rzucił chłodne, nieprzyjemne spojrzenie...


- Phe! - prychnął Anlaf chwilę po tym jak Hatalan opuścił pokój. - Gobliny robią nam wodę z mózgu, ale pan gradodzierżca i tak nic nam nie powie. Będzie czekać aż mroczne elfy zapukają mu do drzwi? Katonie, kilka dziesiątek drowów wystarczyło, żeby sparaliżować ich strachem. Co będzie jak przyjdzie im się mierzyć z armią nieumarłych? -Pamiętacie rudę, którą obrzuciły nas gobliny? Wolomok miał podobną. Odwiedzę go dzisiaj. Może kiedy mu wspomnę o tym Custalconie to będzie bardziej skory do rozmów.

- Tak jak mówiłem grododzieżercy, jakby te drowy uważały, że mają nad nami przewagę, to przygotowałyby kolejną zasadzkę by pokonać nasze siły w bitwie, a nie próbowały nas zastraszać... - odparł Rashad zaciskając pięści. - Faktycznie, tego Wolomoka może warto wybadać, on coś chciał od nas, może coś interesującego wiedzieć o Troll-Wie, banda Custalcona jest chyba wrogiem mrocznych elfów...

- Jeżeli chodzi o drowy, to może jednak warto by spróbować rozmowy w tej sytuacji, jeżeli nie atakujemy ich w tej chwili to przynajmniej zawieszenie broni należałoby potwierdzić… tylko jak mówiłem wcześniej bezpieczniej spróbować spotkać się na neutralnym gruncie niż iść do Troll-Wie, gdzie będą miały przewagę gdyby chciały nas zaatakować - Shillen, masz jakiś pomysł w tej kwestii?

- Co do tego, że nie mają nad nami przewagi i dlatego próbują nas nastraszyć możesz mieć Rashadzie rację, ale równie dobrze możesz się mylić. Moja rasa jest dość przebiegła, istnieje więc prawdopodobieństwo, że domyślili się iż pomyślimy, że mają za mało sił by nas zaatakować. Równie dobrze to może być pewnego rodzaju intryga, ale oczywiście mogę się mylić - elfka wzruszyła ramionami - Natomiast co do spotkania, to jestem jak najbardziej za, tylko trzeba byłoby przekazać wiadomość do enklawy o chęci zawieszenia broni. Pytanie też, czy powinniśmy o tym spotkaniu mówić naszemu gospodarzowi czy lepiej załatwić to na własną rękę? No i czy drowy przyjdą określoną przez nas liczbą czy zrobią nam niespodziankę i będzie ich więcej. Może gdy będziemy zmierzać na spotkanie z nimi to Anlaf zmieniłby się w jakieś latające stworzenie i wypatrzył ich liczbę z góry? - drowka spojrzała na druida.

- Dziwne zachowanie grododzierżcy… jak na władcę twierdzy od wieków odpierającej hordy gnolli, goblinów i innego plugastwa strasznie bojaźliwi ci ludzie. Trudno. Skoro ludzie nie chcą umierać za swoje domy i swobody, nie ma powodu, dla których my mamy to robić. Najlepiej byłoby, gdyby Hetalan jeśli chce wysyłać jakieś wiadomości do drowów, zrobi to sam. Może nie wszyscy mają gówno w portkach i jakiś odważny tam się znajdzie, który pojedzie z listem i jakąś białą płachtą. Nie sądzę, byśmy byli do tego potrzebni, chyba, że bardzo mocno nalegacie na uczestnictwo w tej bzdurze, którą wy nazywacie negocjacjami, a którą ja nazwałbym płaszczeniem się przed wrogiem z błaganiem o litość. Mogę mieć jedynie nadzieję, że nie oddacie Byrny w łapy drowów. Za to z miłą chęcią odwiedziłbym Wolomoka, jak mówi Anlaf. Przypuszczałem, że wątki bandytów i ich napadów są w jakiś sposób połączone z drowami. Teraz to już niemal pewność. Wydaje się, że łączy je co najmniej miejsce… Troll-wie. Szkoda byłoby nie łapać tropu, póki świeży. W międzyczasie może popracuję nad inną koncepcją. Gdzieś w górach jest podobno miejsce, w którym mieszkają wieszcze. Popytam o przewodnika, bo nie wydaje mi się, że zabieranie się za starożytne demony bogów śmierci w podmroku bez informacji czym jest Kula Cienia jest mądre. Jeśli w górach są potężni magowie lub kapłani, mogą pomóc i chociażby dostarczyć informacji, których potrzebujemy. Jest to jednak daleko, i mamy już dwa dni zwłoki. Mój plan póki co muszę odłożyć, i szukać czegoś doraźniejszego - czarodziej próbował nerwowym ruchem złapać się za brodę... której nie miał, co momentalnie go otrzeźwiło - wy też tak macie? Odkąd się obudziliśmy w tej krypcie, mam dziwne wrażenie, że czegoś mi brakuje, jakbym nie był… kompletny.

- Nie wiem czy jest sens abyśmy wszyscy razem odwiedzali Wolomoka, ktoś pewnie mógłby dowiedzieć się o postęp śledztwa w sprawie ataku na farmę przy Troll-Wie, chciałbym zrozumieć dlaczego została zaatakowana jeżeli drowy chcą uniknąć walki. Może moglibyśmy też poszukać w jaki sposób drowy dowiedziały się od żołnierzy o planowanym ataku - może moglibyśmy się tym zająć Katonie… w kwestii drowów jeżeli mają być rozmowy, wolałbym byśmy brali w nich udział, jak rozumiem Shillen chce zobaczyć stan swojej krewniaczki przewodzącej mrocznym elfom, może moglibyśmy ją nawet porwać gdyby negocjacje szły źle…

- Rashad potem na moment spojrzał na Katona, analizując jego ostatnie słowa… - Nie do końca wiem o czym mówisz, pewnie jakiś efekt uboczny tego co nas spotkało, może jakbyśmy znali powód sprawa byłaby bardziej zrozumiała.

- W jaki sposób drowy dowiedziały się o ataku? Narada była wczoraj, a zaklęcie snu ma długie działanie. Z tego wychodzi, że szpieg może być magiem lub kapłanem, bo tylko magia dotrze w ciągu kilku chwil z Byrny do Troll-wie. Jest zaklęcie pozwalające wysłać magiczną wiadomość do dowolnego odbiorcy. Kapłan czy mag nie musi być potężny. Podejrzewam alumna, albo ucznia nawet - Katon usmiechnął się ironicznie - a prostytutki mogą być dobrymi szpiegami. Szczególnie te obsługujące zbrojnych, podróżnych czy awanturników… - elf mrugnął okiem do Rashada. - Nie, Rashad. Jeśli w mieście jest wrogi mag, nie odmówię sobie konfrontacji z nim.

- Jeżeli ten Wolomok faktycznie miał cokolwiek wspólnego z drowami, to jeśli planujecie się z nim spotkać to chcę iść z wami - odezwała się Shillen. - Możliwe, że miał jakiś kontakt z Maharet i wie coś na jej temat. Byrny jak możecie się domyślać mało mnie interesuje, szczególnie teraz kiedy już wiemy, że to zwykła banda tchórzy, ale chcę wiedzieć co z moją kuzynką. To jest ten koleś co z taką niezwykłą w uprzejmością traktuje kobiety, tak? Może Amira też by z nim sobie pogadała? - uśmiechnęła się w stronę Orichalanki.

- To chcecie rozmawiać z Wolomokiem po dobroci czy go mocniej przycisnąć, bo tylko wtedy jest sens by Amira czy Shillen w tym uczestniczyły, on jest jak rozumiem mieszkańcem Byrny lub przynajmniej tu legalnie przebywa - jak zacznie krzyczeć że go drowka napastuje to mogą się nawet jakieś rozruchy zrobić z motłochem. Ja bym wspomniał Hetalanowi że podejrzewany Wolomoka o udział w tej bandzie i że się tym zajmiemy - odparł Rashad, rzucając skłonnej do przemocy drowce pobłażliwy uśmiech. - O tym że chcemy porozmawiać z drowami też bym wspomniał.

Następnie zwrócił się do Katona:

- Czyli twoim zdaniem drowy komunikowały się z kimś z oddziału Grondmossa za pomocą magii. Myślisz że jakbyśmy we dwójkę zbadali sprawę i przepytali żołnierzy moglibyśmy znaleźć szpiega?

- Niekoniecznie z kimś z oddziału. Sądzę, że to Wolomok może być szpiegiem który za pomocą kurew zbiera informacje, następnie je przekazuje swojemu panu w Troll-wie. Pewnie niejeden zbrojny korzystał z ich usług, a te potrafią wyciągać informacje. Zresztą ludzie przed ciężką walką zwykle spółkują ze sobą, niczym małpy… prymitywne zachowanie. Lubią też przy tym gadać, więc dla obrotnej kobiety nie byłoby to nic trudnego - czarodziej zmarszczył brwi. - Wolomok zaś, ma te same złoto co gobliny, te zaś twierdziły, że była tam siedziba pewnej bandy rzezimieszków czy rabusiów. Goblin mógł kłamać i sądząc z przytyku Hetalana najpewniej to robił, i banda zamiast być przepłoszona czy rozbita przez drowy, może być na ich usługach. Cele mają jakby zbieżne. Był by to logiczny ruch ze strony drowów, których obecność w Byrny byłaby podejrzana i najpewniej dostrzeżona. Kapłan i garść dziwek nie budzą podejrzeń. Ze względu na fakt, że Wolomok mienił się być kapłanem, a tacy władają magią, wolałbym być przynajmniej w momencie… powiedzmy aresztowania. Nic nie zaszkodzi, aby go przesłuchać i sprawdzić kapłana i nasze podejrzenia. Przepytać wszystkich zbrojnych zawsze możemy, ale to zajmie nam sporo czasu - Katon wzruszył ramionami.

- Ten pomysł, że kurwy Wolomoka mogą dla niego szpiegować jest dość możliwy, jednak podejście jakie ten facet ma do kobiet trochę ten pomysł wyklucza… Nie sądzę, żeby brał to co mówią na poważnie ponieważ uważa je za towar - wtrąciła Shillen. - Podobno jak byliście u niego pierwszy raz to dosłownie zlał Amirę ciepłym moczem, dlaczego miałby słuchać innych kobiet?

- Bo jego bezpośrednim szefem może być ów Custalcon, a nie drowka. Ale uwaga słuszna… być może to tylko zwykły kapłan, niezwykle traktujący kobiety - Katon zamyślił się analizując niektóre kwestie i to, co sam wiedział o drowach. - Zlał ją… czym? Daruj nam kryminalny język - skrzywił się czarodziej.

- Jakby to prościej? - zamyśliła się elfka - chodziło mi o to, że ją zignorował i potraktował jak powietrze - wyjaśniła elfowi.

Druid drapał się w zamyśleniu po czuprynie. - Cholera, ile ja bym dał, żeby znów wrócić na morze. Z Bellit to było prościej, sterburta na lewo, na prawo, abordaż, kotwica, a tutaj dziesiątki teorii i godziny planowania - zażartował. - Wspominałeś o wieszczach Katonie. Znałem kiedyś mędrców, którzy dzięki duchom przyrody i bóstwom doznawali niezwykłych objawień, a nawet spoglądali w przyszłość. Gdybym miał wystarczającą ofiarę może i nam by coś wyjawiły. A co do Wolomoka to z pewnością rozsądnie będzie dogadać się z nim pokojowo. Kolejna awantura w zamtuzie tylko nam zaszkodzi.

- Tak. Wieszcze. W górach. Znalazłem w księdze gnomów zaklęcie, które teoretycznie dawałoby szansę dotarcia tam w jeden dzień, o ile poszłoby się tam samemu, ewentualnie z przewodnikiem. Im dłużej tu siedzimy i dyskutujemy nad możliwościami, tym pomysł wydaje mi się sensowniejszy… - mruknął czarodziej.

- Tylko jak znam świat to ci wieszcze sobie za swoje wróżby dużo policzą, a my w bogactwo nie opływamy, jakieś miejscowe męty mi wczoraj sakiewkę ukradły... chyba, że damy za wróżby część skarbów od gnomów, ale pomysł nie jest zły, a żaden z was nie umie wróżyć? - Rashad spojrzał na Katona i Anlafa.

- Ci bandyci Custalcona mogą być zarówno po stronie drowów jak i ich wrogami, trzeba się dowiedzieć, nie możemy tracić całego dnia na dyskusję…

- Myślę, że Anlaf, ja i Oscar możemy porozmawiać z Wolomokiem, na razie pokojowo. Amira i Katon mogliby dowiedzieć się o śledztwo w sprawie wydarzeń na farmie gdzie podobno drowy rodzinę wymordowały. Shillen wspominała chyba, że ma jakieś kontakty, mogłaby się też coś dowiedzieć.

- Może wieczorem, jak sytuacja pozwoli, wyprawimy się wszyscy do Troll-Wie do tej farmy która była zaatakowana. To jest chyba na tyle blisko, że ptak mógłby zanieść list od Shillen do drowów i moglibyśmy wyznaczyć spotkanie gdzieś blisko Troll-Wie. Zawsze możemy przenocować poza Byrny. Poinformujemy też Hetalana o naszych planach, musimy być wobec niego uczciwi, w końcu wróciliśmy do życia przy posągu jego przodka.

- Gdybym miał moją starą księgę zaklęć, to bym mógł wróżyć do woli - czarodziej zerknął na druida - dopóki nie znajdę odpowiednich zaklęć, trzeba liczyć na bóstwa natury-


- Ano, wróżby to… kosztowny interes - zamyślił się Anlaf, po czym drgnął jakby nadepnął na igłę. - Właśnie! Hetalan. Może on da się przekonać. Zapytam... - zdanie przerwało mu ciche burczenie. - Zapytam go jak tylko coś zjemy. Po takiej nocy przyda się nam porządna strawa.

- I piwo - wtrącił Oscar - mimo tego ziąbu okropnie suszy. Udam się w takim razie z tobą Rashadzie do tego pokręconego kapłana. Ale jeżeli Shillen ma się kręcić po Byrny, to przyda jej się… obstawa.

- Jestem dużą dziewczynką Skandi, umiem o siebie zadbać - rzuciła elfka. - Jednak w mieście gdzie wybuchło dość spore zamieszanie z powodu mojej rasy może faktycznie nie powinnam iść sama. Hetalan wspominał coś o Czarnym Lotosie, jeśli węszą coś w okolicach Byrny to nie chciałabym się na któregoś z nich natknąć w pojedynkę…

- To może Amira mogłaby ci towarzyszyć, albo Algrad chociaż on wspominał coś o wyjeździe do Thunderhold… - odparł Rashad w przerwie pomiędzy kęsami.

- Co ty na to Amiro? - drowka spojrzała pytającym wzrokiem w stronę szlachcianki.

- To może skoro plan wbijania Wolomokowi szpilek pod paznokcie jest chwilowo odłożony, i zamierzamy z nim wieczorem kulturalnie porozmawiać, wybrałybyście się ze mną obie do tej wymordowanej wioski? - czarodziej zaproponował kobietom - w ten sposób Shillen będzie poza Byrny, więc nic jej nie zaczepi. W dodatku przyda mi się spojrzenie drowa, w razie gdyby morderstwo było przez nich dokonane.Chyba, że Amiro masz inne plany, w takim razie możemy chyba zrobić to sami - Katon zerknął na Shillen.

Amira skinęła głową, definitywnie wolała podróżować z Shillen niż rozmawiać z Wolomokiem czy podróżować z Katonem.

- Myślę, że warto wyjechać z tej dziury i zobaczyć co tam się dalej dzieje.

-To zbierajmy się co rychlej. Zdaje się, że zaczęło śnieżyć. Kilka godzin tak popada i na miejscu zbrodni będzie jedynie wielka kupa śniegu… idę przywołać nasze wierzchowce - Katon otworzył księgę na jednej z zakładek i wyszedł na dziedziniec.

Shillen wstała z krzesła i przeciągnęła się - Idę po Rahnulfa, myślę że jego węch może się nam przydać. Widzimy się za chwilę - spojrzała na Amirę, po czym wyszła z sali. Amira podążyła zaś za nią.

-Wydaje mi się że te farmę już wczoraj badali ludzie Hetalana, może wpierw z nimi porozmawiacie? - Rzucił Rashad do odchodzących, po czym zwrócił się do Oskara.

- My też się zbierajmy się jak skończymy jeść. Musimy jeszcze nasze zbroje odebrać. Jak Anlaf będzie rozmawiać z Hetalanem to niech mu może o naszych planach wspomni. Szkoda że ci złodzieje mej sakiewki zniknęli bez śladu, pokazałbym im jak mój ród się z takimi szumowinami rozprawia...
 
MatrixTheGreat jest offline  
Stary 05-07-2017, 18:12   #28
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Śmierć bywa ślepa
Grota niedaleko wsi Szafranowego Ujścia
Region Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena


16 grudnia 4433 roku BCCC, czwartek, popołudnie

Zimny wiatr, śnieżyca

- Deodand - powiedzieli Amira i Katon jednym głosem, spoglądając na zamarznięte truchło, przypominające wysokiego, muskularnego mężczyznę o czarnej jak atrament skórze, skośnych, zupełnie białych oczach i ostrych zębach. Niektórzy czarodzieje spekulowali, że to doppelgangerzy pozbawieni zdolności zmiany kształtu. Inni upatrywali w nich mieszanki człowieka, bazyliszka i rosomaka. Wszyscy zaś zgadzali się co do ich siły, krwiożerczości i drapieżności. Ten, którego widzieliście, nie przeżył zimy na powierzchni. Zamarzł. Znaleźliście go w ciemnej grocie, której wejście znajdowało się pod lodowatymi wodami Stillring, niedaleko od miejsca zbrodni, w którym po raz pierwszy natknęliście się na charakterystyczne dla deodandów trójpalczaste ślady, odciśnięte w krwi zamordowanych. Klaustrofobicznie wąski tunel musiał prowadzić głęboko pod ziemię - tylko bogowie wiedzieli dokąd. Suszyliście swoje ubrania wyczarowanym ogniem, zastanawiając się nad kolejnym ruchem.

Amira spojrzała na towarzyszy:

- W takim razie nie pozostaje nam nic innego jak tylko zawieźć truchło do Hetalana i wrócić tutaj ze wsparciem.

- Hmm, nie wiemy jeszcze wszystkiego… - Katon wyciągnął sztylet, zamierzając przeprowadzić małe badanie.

- Amiro, mogłabyć tak mniej więcej zerknąć po wiosce i sprawdzić, ile takich poczwar jeszcze tu leży? Shillen, mogłabyś zerknąć po obrzeżach wioski, w jakiej liczbie zaatakowali. Mniej więcej. Ja zaś sprawdzę, jak są zbudowane, i co powaliło na przykład tego tutaj - elf pochylił się nad ciałem, studiując elementy anatomiczne. Sprawdził dłonie potwora, oszacował wielkość szczęk, sprawdził kolor podniebienia i budowę zębów aby określić rodzaj pokarmu, którym bestia się żywiła.

Deodandy były ludojadami walczącymi za pomocą pazurów. Kły były za małe, by stanowić broń, ale wystarczające, by rozrywać ludzkie mięso. Ten, który tu padł zamarznięty, ubrany był ledwie w uprząż wykonaną ze skóry podziemnego jaszczura i przepaskę z jedwabiu tkanego przez największe z pająków - ubranie niewystarczające do przeżycia zimy na powierzchni. Pod fantastyczną tkaniną Katon nie znalazł genitaliów, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że deodandy były wynikiem magicznego eksperymentu.

- Tak... interesujące… stworzenia. Najpierw jednak, odrobina bezpieczeństwa - czarodziej wpierw inwokował magiczną zbroję, która przez chwilę otuliła ciało czarodzieja niebieskawą mgiełką aby po chwili stać się zwyczajowo niewidoczna. Przez chwilę przyglądał się ciemnej czeluści tunelu, który najpewniej prowadził wprost do legowiska owych potworów. Mag zamknął oczy i rozpoczął rytuał, mający na celu przywołanie mistycznego wzroku, mogącego podróżować przez wielkie przestrzenie. Oko, które dla każdego, niebędącego czarodziejem było niewidoczne, wkrótce otworzyło się, po czym ruszyło w głąb tunelu.

Mroczny i ponury korytarz wił się, rozgałęział, to podnosił, to opadał, a Katon wypatrywał w jego atramentowych ciemnościach oczu deodanda - bliźniaczych ogników płomiennej nienawiści i głodu. Elf musiał jednak zbłądzić w pogmatwanych labiryntach groty, bo nie znalazł niczego, co przypominałoby legowisko potworów. Jednak uświadomił sobie, że walka z hebanowoskórymi monstrami na ich własnym terenie byłoby proszeniem losu o wyrok śmierci.

- Zimno je zabija… a jednak coś było w stanie zmusić ich do wyjścia na powierzchnię. Tam jest dosyć głęboko a korytarze wiją się tak, że nie jestem w stanie połapać się za pomocą jasnowidzenia. Pomysły? - czarodziej spojrzał na obie kobiety., jednocześnie ściągając niezwykłe ubranie ze stwora.

Przypomniało wam się, że kapitan Tallman rozmawiał na dziedzińcu z kwatermistrzem o krasnoludzkich saperach. Teraz chyba wiecie, dlaczego.

- Dobra, zrobimy jak radzisz Amiro. Tylko nie bardzo chce mi się taszczyć całego ciała. Wydaje mi się, że jego najważniejszy kawałek w zupełności wystarczy - Katon odciął głowę za pomocą krótkiego miecza. Zamierzał przywołać wierzchowce z mgły i dymu jak tylko skończą w tym przeklętym przez bogów miejscu. Grota i tajemnicze tunele kusiły, a on miał już pewien wstępny pomysł, jak mogliby je zwiedzić.


 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 05-07-2017 o 18:29.
Asmodian jest offline  
Stary 05-07-2017, 21:58   #29
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Kobiety, wino i... Złoto

Przed klubem “Pod pędzącym rydwanem”
Byrny
Region Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena


16 grudnia 4433 roku BCCC, czwartek, ranek

Zimny wiatr, zaczyna śnieżyć

Kiedy skręciliście w prawo przy warsztacie lampiarza Tulloma, wpadliście na pędzącego bezpańskiego psa i o mały włos nie straciliście równowagi na śliskiej od śniegu ulicy. Za psem podążyło kilka kamieni i nerwowych przekleństw. Głos brzmiał znajomo. Przepychając się przez kilku czujnych (albo rozbawionych) gapiów ujrzeliście Wolomoka, który klnąc pod nosem, otrzepywał szatę ze śniegu. Na widok Rashada jednak uśmiechnął się od ucha do ucha i zbliżył się, rozpościerając ramiona do przyjacielskiego uścisku.

- Kogo ja tu widzę! Już stęskniony za Toksyczną Nunilką? - powiedział. Któryś z przechodniów parsknął ze śmiechu na myśl o szlachetce - amatorze wątpliwych uroków miejscowych “wybranek Mokmalli”. - I kolegę przyprowadziłeś?! - spojrzał na Oscara. - Dobrze, bardzo dobrze... Bez miłości bogini Mokmalli oddech to tylko tykanie zegara.


Rashad zgromił spojrzeniem kpiącego gapia otrzepując się że śniegu. Nieco zażenowany odwzajemnił jednak uścisk Wolomoka.

- Witaj, twoje kobiety są całkiem… interesujące - odparł Rashad tonem osoby której nie jest tak łatwo zaimponować (bywał przecież w ogrodach rozkoszy Viridistanu, zresztą ta kobieta którą podsunął mu kapłan Mokmalli wcale nie umywała się do Minervy... czemu jeszcze o niej myślał?). - Właściwie to mamy do ciebie pewną sprawę, jeżeli masz chwilę może usiądziemy przy stoliku i porozmawiamy?

- Miałem nadzieję, że przyszliście się pomodlić - powiedział Wolomok, fałszywie zawiedziony. - Czas jest jak pieniądze, a pieniądze są jak czas, zawsze ich brakuje... Co z tego będę mieć? - jego oczy zwężyły się przebiegle.

- Powiedzmy, że dowiedzieliśmy się kilku ciekawych rzeczy w ciągu ostatnich dwóch dni, możemy wymienić się informacjami, może trochę złota by też z tego było…, ale może nie stójmy tak na śniegu, usiądźmy i porozmawiajmy - odparł Rashad.

- Na dobry początek możecie postawić mi śniadanie i kufel piwa - Wolomok przytrzymał wam drzwi.

- Dużo teraz dzieje się w okolicy Byrny, powiedział Rashad kiedy podano jedzenie i piwo. - Te wszystkie stwory z Podmroku, drowy, gnomy… chciałeś o ile pamiętam by poszukać twoich zaginionych znajomych?

- Tak, wielu dobrych ludzi zniknęło ostatnimi czasy... - przytaknął, pijąc piwo i czekając na wystawne śniadanie, które zamówił na wasz koszt. - Dobra - odstawił kufel - czego ciekawego tak właściwie się dowiedzieliście?

- Schwytaliśmy grupę goblinów wałęsających się po okolicy, mieli przy sobie sporą ilość złota podobno pochodzącą z Troll-Wie, wydaje mi się że miałeś podobne… wspominali też że zanim pojawiły się tam mroczne elfy pracowali dla bandy niejakiego Custalcona... interesujące, prawda? - Rashad przyglądał się uważnie reakcji Wolomoka.

- Custalcon i jego ludzie bardziej od złota potrzebowali miłości. Miłość Mokmalli to siła nabywcza szczęścia, a ja jestem pokornym sługą mej pani - odpowiedział w swoim kaznodziejskim stylu Wolomok. - Co w tym dziwnego? Szukałem kogoś, kto byłby w stanie znaleźć mojego mentora Moka, myślałem, że może ty i ten drugi co tu wtedy był dalibyście radę. Wiódł pustelniczy tryb życia w okolicach Troll-Wie i coś mogło mu się stać.

- W kwestii twojego mentora, nie obiecuję ale może będziemy w stanie pomóc, wskazałbyś dokładniej gdzie znajdowała się jego siedziba? Rozumiem że ty i Mok odwdzięczylibyście się za pomoc…

- Zaś w kwestii Custalcona, zabawne słyszeć o bandycie, który ceni miłość bardziej niż złoto - dodał Rashad z nutą rozbawienia. - Może opowiedziałbyś nam coś więcej o tym najwyraźniej interesującym człowieku? Według informacji uzyskanych od goblinów jest on więźniem drowów w Troll-Wie...

- Wiem tyle, ile mógłby wiedzieć piekarz, od którego Custalcon raz kupił chleb lub szewc, który raz mu sprzedał buty, czyli nic. Każdy zasługuje na miłość Mokmalli tak samo jak na chleb czy obuwie, i rycerz, i bandyta. Szukam tylko mego nauczyciela - powiedział między jednym kęsem a drugim. - Jego chata stała na jednym ze wzgórz na południe stąd, niedaleko od tego całego Troll-Wie. Dałbym wam kilka groszy jakbyście chociaż sprawdzili, czy dalej stoi, skoro przynosicie tak czarne wieści - jadł dalej. Ciężko było go wam rozszyfrować, a brak jakichkolwiek dowodów nie polepszał sytuacji.

Rashad westchnął i spojrzał Wolomokowi w oczy:

- Jak mogłeś pewnie słyszeć planowana jest wyprawa z naszym udziałem i sił Byrny w celu odbicia Troll-Wie z rąk drowów. Jeżeli faktycznie odnajdziemy tam Custalcona możemy mieć wpływ na jego los... Lord pewnie wolałby by zawisnął, szkoda byłoby wiernego wyznawcy Mokmalli, prawda? Może gdybyśmy wiedzieli więcej o tym człowieku bylibyśmy w stanie mu pomóc?

- Wyprawa do Troll-Wie? - Wolomok głośno przełknął kolejny kęs.

- Tak… - ciągnął Oscar, gdy Rashad skończył mówić. Na początku wolał zostawić rozmowę szlachcicowi, gdyż nie był pewien, czy Wolomok przypadkiem nie zauważył niechęci Skandyka do kapłana podczas pierwszego spotkania. Lecz teraz wypadało go przycisnąć, skoro Rashad postanowił grać w ten sposób - pewnie znalazłaby się jakaś nagroda za jego głowę.
- Szkoda by było, gdyby dostał się w ręce żołnierzy, bo jestem pewien, że nasza wspólna znajomość, przyniosłaby nam wszystkim… wymierne korzyści. Także te finansowe.

Wolomok podniósł się oburzony, nie kończąc posiłku.

- Wasze teorie spiskowe potrafią zepsuć nawet najlepsze śniadanie. Wybaczcie, ale nie zamierzam tracić na was więcej mojego czasu. Mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia zanim śnieg przykryje całe Byrny.

Kapłan wychodząc trzasnął drzwiami. Zostaliście przy stole sami. Jedna z kelnerek patrzyła na was zdziwionym wzrokiem.


Rashad odprowadził Wolomoka wściekłym spojrzeniem, jego duma nie znosiła takiego traktowania, ta cała sytuacja w Byrny zaczynała być coraz bardziej frustrująca…. Spojrzał na swój wiecznie splamiony krwią rapier, wyobrażając sobie jak zagłębia się w ciele kapłana, po czym wziął uspokajający łyk piwa.

- Cwany drań Oscarze… zjedzmy śniadanie i chodźmy odebrać nasze zbroje.

Oscar wstał z krzesła, zły iż tylko zmarnowali jego złoto. Spojrzał w stronę drzwi:

- Następnym razem temu dupkowi nie płacę.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 05-07-2017 o 22:02.
Lord Melkor jest offline  
Stary 08-07-2017, 23:34   #30
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
CZERWONE MGŁY


Karczma “Cztery Wiatry”
Byrny
Region Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena


17 grudnia 4433 roku BCCC, piątek, ranek

Prószy śnieg

Mieliście coraz większe wrażenie, że odgrywacie coraz to mniejszą rolę w bieżących wydarzeniach. Drowy, kult Mokmalli, banda Custalcona, “trujące złoto”, zaginiony transport broni, deodandy, darakhule - tyle dni minęło, a nie mogliście połączyć wszystkich elementów układanki, która prześladowała was nawet teraz, gdy budziliście się na skrzypiących deskach karczmy “Cztery Wiatry”.

Hetalan zamknął się w warowni. Nie wpuszczał do niej nikogo obcego pod pozorem zachowania szczególnej ostrożności w związku z wczorajszymi wydarzeniami. Mroczni elfowie, którzy okupowali Troll-Wie, zabili jednego z żołnierzy. Na odległość, w snach, dręcząc go koszmarnymi wizjami. Drugi przeżył, ale nieomal postradał zmysły. Przez sen wykrzyczał: “Wiemy wszystko o waszym planie. Zostawcie nas, a nie zginiecie.” Dziesięć słów wystarczyło, by pokrzyżować planowany atak.

Jako że zostaliście odsunięci od wszelkich działań, nie wierzyliście, że był to prawdziwy powód. Obawialiście się, że Hetalan rozpoznał prawdę skrywaną za waszymi spojrzeniami albo podsłuchał waszą naradę. A może podsłuchał ją ktoś inny - może jeden ze strażników, może Margery - i zniekształcił na waszą niekorzyść. I mimo że wyglądało na to, iż stary grododzierżca celowo namawiał pijących po karczmach żołnierzy do rozpowiadania plotek o “jakichś awanturniczych gamoniach, którzy teleportowali się na golasa do jego twierdzy”, musiało w nim zostać ziarnko wiary w wasze mityczne pochodzenie, skoro nie wyciągnął poważniejszych konsekwencji, a przecież mógłby. Mógłby chociaż zdradzić, że towarzyszy wam mroczna elfka.

Nie spodziewaliście się, że we wspólnej sali z samego rana zastaniecie gnoma Kriegera, jednego z żołnierzy króla Ardina Złotobrodego. Jeden z górników przedrzeźniał go, gdy ten, z nutą zniecierpliwienia w głosie, dopytywał się karczmarza Tarbo o was. Oberżysta - gruby dziwak z łysą połową głowy i nieregularnym, rzadkim zarostem - w kółko powtarzał: “Kochasiu, spokojnie, kiedyś przecież wstaną z łóżek” i “Zjedz coś, może urośniesz”. Kiedy się pojawiliście, w sali zapadła cisza.[/i]

- Błagam, pomóżcie! - Krieger złapał Anlafa za szaty - Król... Król... No, oszalał! Ledwo chodzi o lasce, a dzisiaj nakazał wymarsz na Glimmerfell! - tłumaczył przejęty cienkim, nosowym głosem - Mówi, że dłużej nie będzie czekać na łaskę powierzchni i że sam odbije utracone hale! A przecież on nawet nie dojdzie do Glimmerfell, padnie z wysiłku! Musicie mu przemówić do rozsądku!


Czaszkowa Skórka, wioska nieopodal Byrny
Region Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena


17 grudnia 4433 roku BCCC, piątek, ranek

Prószy śnieg

Nad widniejącymi w oddali Majestatycznymi Górami rodziła się złowroga, czerwona mgła, na widok której wstrząsnęły wami dreszcze. Podkradały się do was wspomnienia z Wyspy Grozy, wracały jak żywe. Czy Ardin usłyszał Głos w Snach? Mogliście tylko snuć domysły... Byrnejczycy, gnomy, drowy, bandyci Custalcona - wszyscy żyli w cieniu demonicznych władców. Wszyscy słabi i rozbici, bez nadziei na zjednoczenie się, do którego przecież mogliście się przyczynić.





Ardin Złotobrody i Eoldriereit Czarna Łuska
Spotkaliście Ardina na zewnątrz chaty - tej samej, w której niedawno leżał złożony chorobą. Mimo że opierał się o drewnianą laskę, stał dumnie zakuty w ornamentowaną zbroję, kiedy wojownicy svirfnebli czynili przygotowania do podróży. Król nadzorował gnomów, ale najwięcej uwagi poświęcał stworzeniu, którego nigdy wcześniej nie widzieliście - czarnołuskiemu orichalańskiemu smoczemu lordowi. Jego milcząca obecność dodawała Ardinowi otuchy. Nietrudno było zgadnąć, że musieli być ze sobą w przyjacielskich stosunkach, a to spotkanie nie było ledwie obowiązkiem służbowym. Potwierdzała to zbroja wykuta z czarnej stali, podobna do tej, którą od Ardina otrzymał Algrad.

- Patrzcie kapitanie Eol, nadchodzi znachor, dzięki któremu odzyskałem siły i humor - powiedział Ardin pokazując w stronę Anlafa - Gdyby nie on, może już więcej byśmy się nie spotkali... Czy przyszliście się pożegnać, pobłogosławić naszą wyprawę? - zwrócił się do awanturników.

Krieger popatrzył na was spojrzeniem pełnym zakłopotania i lęku.


Smokowiec był wielki i masywny; gnom wyglądał przy nim nawet nie jak dziecko, ale jak laleczka którą bawią się małe dziewczynki. Mimo wszystko olbrzym wyraźnie starał się zachowywać się tak, by poświęcać mniejszemu stworzeniu całą swoją uwagę. Na słowa Ardina gad wyszczerzył szeroko paszczę, ukazując rząd ostrych kłów.

- Oby tylko ta poprawa zdrowia się utrzymała, bo inaczej musiałbym dopilnować pana medykusa, żeby już nigdy więcej w życiu nie popełnił żadnej fuszerki! - Eol zaśmiał się tubalnie, uderzając pięścią w otwartą dłoń. Zaraz jednak kiwnął przyjacielsko głową i przyłożył łapę do piersi w geście uznania.

- Podziękowania i szacunek, znachorze. Spieszyłem się jak mogłem, ale gdyby nie twoja pomoc, nie mógłbym teraz cieszyć się widokiem wielce szanownego Ardina. Uratowałeś więc nie tylko jego życie, ale i moje smocze serce. Mam więc u ciebie dług... który chętnie spłacę. Rzeknij tylko słowo.

- Ten dług już wynagrodziłem po dziesięciokroć w kosztownościach i magicznych przedmiotach - uśmiechnął się przyjacielsko Ardin.

Rashad nie był w dobrym nastroju, kiedy szli do wioski, wpatrywał się ponuro w złowrogie mgły. Ich plany dotyczące Troll-Wie zakończyły się na razie fiaskiem, dodatkowo śniły mu się w nocy upiorne koszmary o ludożerczych małpoludach, Minervie i Mechuitim. Widok smokowca zdziwił go, ale może to był dobry znak. Wyciągnął do niego rękę z kurtuazją.

- Witaj, jestem Rashad Al-Maalthir, we mnie i mojej krewniaczce...- wskazał na Amirę - ...płynie smocza krew. Jak rozumiem jesteś przyjacielem króla Ardina? Obawiam się, że nasz druid musi zbadać czy stan zdrowia władcy pozwala na na tak ciężką i niebezpieczną wyprawę…

Na wspomnienie o złym stanie zdrowia okrągły nos Ardina stał się czerwieńszy od malin, jednak król zachował spokój i przedstawił swego przyjaciela:

- A to Eoldriereit Czarna Łuska, dawniej jeden z kapitanów zaciężnej piechoty Thunderhold. Musicie mi wybaczyć, ale poza Anlafem nie pamiętam waszych imion. Pamięć na starość szwankuje...


Gad spojrzał przenikliwie na Rashada, demonstracyjnie zignorował wyciągniętą rękę, po czym złożył ręce na piersi i podniosłym głosem wyrecytował:

- Najważniejsze w życiu jest stanąć twarzą w twarz ze swym największym wrogiem, ujrzeć jego krew wsiąkającą w ziemię i usłyszeć lament jego kobiety! - zrobił dramatyczną pauzę, a potem dodał już mniej natchnionym głosem, w którym pobrzmiewała nuta wyższości - A wy chcecie pozbawić króla tej - może ostatniej! - sposobności, by mógł dokonać wielkiego czynu, który zostanie zapamiętany wśród jego ludu na wieki? Zaiste, jeśli tak myślisz, obawiam się, że krew naszych szlachetnych przodków jest wśród niektórych już zbytnio rozwodniona... Smok nigdy nie odmawia ani chwały, ani łupów!

Po słowach Eola, wypowiedzianych z charakterystycznym szorstkim akcentem, nastała cisza, niektórzy z gnomów zatrzymali się z pracą. Orichalańczyk wyczuwał spojrzenia, słyszał przyciszone szepty, z których wyławiał przytaknięcia, pytania o to, co zrobi król, ale też bezradne, ciche lamenty żon wojowników.

- Podobno smoki to stworzenia obdarzone wielką inteligencją - mruknęła pod nosem drowka - A stworzenie inteligentne zdawałoby sobie chyba sprawę z tego, że w takim stanie Ardin może nawet nie dotrzeć na miejsce bitwy żywy. Inteligentne stworzenie pozwoliłoby naszemu druidowi obejrzeć króla i jeżeli jego stan zdrowia nie pozwala na podróż to należałoby ją przełożyć... - ciągnęła dalej ze wzrokiem wbitym w gadzi pysk - Także szanowny gadzie, jeśli faktycznie jesteś przyjacielem Ardina to powinieneś przekonać go do tego aby Anlaf go obejrzał.

- K r ó l Ardin - władca poprawił mroczną elfkę - Całkowicie się z tym nie zgadza... - dodał cicho pod nosem, ściskając coraz mocniej kij, na którym się podpierał.

- Jestem hojnie obdarzony innymi wielkimi rzeczami i to mi w zupełności wystarcza. Możesz się o tym przekonać, samico, jeśli tylko chcesz i masz odwagę! - Eol wyszczerzył kły - Niech więc znachor przemówi. Ale ta wyprawa musi się odbyć; im szybciej, tym lepiej. Marazm i czekanie na odmianę losu tylko niszczą ducha i sprawiają, że rzeczy zmieniają się ze złych na gorsze. A skoro zależy wam tak na zdrowiu mojego przyjaciela... to udajcie się z nami. Będziecie mieli okazję udowodnić, że mimo tchórzliwego gadania potraficie przelać krew w ważnej sprawie.

- To nie pora na utarczki słowne - wtrącił się Ardin, stukając kijem. - Niech więc przemówi Anlaf... - powiedział król z rosnącą irytacją.

Brzmiało to bardziej jak rozkaz z tylko jedną słuszną odpowiedzią niż udzielenie głosu. Mimo że rozsądek mógł nakazywać coś innego, gnomi król był gotów zjeść własną zbroję, by udowodnić, że jest w pełni sił. Na czole Kriegera, przysłuchującego się dyskusji, wystąpiły wielkie krople potu.


Katon bez słowa stanął obok zbierających się wojowników svirfnebli, dołączając do wyprawy i wyglądając na znudzonego. W ręku trzymał zawinięty w płótno pakunek.

- Elfie, hej, wysoki! - przy nodze Katona pałętał się nadpobudliwy, gnom, którego uwagę przykuł koszyk Katona. - Nie musicie martwić się o zapasy na drogę. Dajcie ten koszyk, upcham w niego kilka smakołyków! - pociągnął za wiklinowy uchwyt.

- To nie zapasy tylko paczka. Wróć do swojej roboty… - mruknął czarodziej, stanowczo podnosząc paczkę do góry w taki sposób, aby maksymalnie utrudnić gnomowi uchwycenie paczki. Ten po kilku podskokach odpuścił. - Elfowie- mruknął do siebie.

Rozmawiasz z drowem gadzi móżdżku, przelewanie krwi to dla mnie chleb powszedni.” - pomyślała drowka obdarzając smokorodnego złośliwym uśmiechem.

- Pytanie czy ty masz na tyle odwagi, gadzino - parsknęła śmiechem. - Jednak myślę, że to nie czas na takie rozważania... - spojrzała na druida - Pacjent czeka, doktorze !- wskazała na Ardina, śmiejąc się cicho pod nosem.

- Chrońcie ją bogowie... - rzucił Ardin - Eol to najgorszy ze znanych mi zabijaków! Najlepszy żołnierz, jaki kiedykolwiek nosił zbroję płytową. Przysięgam na moje stare kości, że widziałem królów, którzy nosili swoje zbroje z mniejszą godnością. To hańba, że tyle lat służyłeś pod rozkazami krasnoludów, ale kaprysy losu, nawet najdziwniejsze, przestały mnie już zaskakiwać - gnomi król spojrzał w górę, na swego towarzysza.

Katon obserwował sposób bycia smokowca. Coś w jego postawie, a może i zachowaniu przypominało mu… Kilgora. Wspomnienia, niewątpliwie przywołane podobnym imieniem gnoma wróciły niczym uderzenie wiatru. Minotaur Kilgore był bezkompromisowym wojownikiem, który wiedział czego chce i w dodatku miał z elfem umowę, której czarodziej nie miał okazji dokończyć. Cenił sobie współpracę z wielkim wojownikiem, a odwaga i pewność bijąca od smokowca zapowiadała przynajmniej przednią rozrywkę i dawała jakieś widoki na owocną współpracę. Zwłaszcza, że smokowiec w porównaniu z Kilgorem miał znacznie lepsze maniery i wydawał się być… cywilizowany. Poza tym, elf obiecał królowi gnomów zejście do Podmroku już przy pierwszej naradzie. Wydawało mu się, że pora na zrealizowanie obietnic jest najwyższa.

Widok Eola nie tylko Katonowi przypomniał minotaura - Oscarowi aż oczy się zaświeciły. Nachylił się delikatnie w stronę Anlafa i wyszeptał:

- Pamiętasz kwiat opuncji na rogu Kilgora? A myślisz to samo co ja?

Rashad, gdy smokorodny nie odpowiedział we właściwy sposób na jego przywitanie, obrzucił go gniewnym spojrzeniem a jego palce zabębniły na rękojeści trzymanego przy pasie pięknie wykonanego i zdobnego rapiera.

- Sugerujesz nam tchórzostwo i nawet nie raczysz się przedstawić?! - syknął - Nam, którzy walczyliśmy z monstrami i demonami w zapomnianych przez bogów i ludzi ruinach pradawnego Tlan na Wyspie Grozy i na Planie Roztopionych Niebios...

Zajęci przygotowaniami svirfnebli spojrzeli na Rashada jak na kogoś, komu złość odebrała rozum. W jego wyglądzie nie było nic, co mogłoby potwierdzić jego doświadczenia, poza mieczem wykutym w azerskiej kuźni. Tę komiczną, a zarazem groźną scenę, przerwał Oscar:

- Tak, tak, tak - wojownik położył Rashadowi dłoń na ramieniu i występując do przodu rzekł: - Oto Rashad Al’Malthir, szlachetny rycerz Viridistańskiego rodu i potomek smoków! Wiemy. Ale to nas do niczego nie prowadzi, prawda? - spojrzał w oczy towarzysza, jakby chciał zapytać “potrzeba nam więcej kłopotów?”, po czym zwrócił się w stronę Eola:

-Chcieliśmy po prostu… wymienić uprzejmości, jak mają w zwyczaju cywilizowane stworzenia, aby nie zwracać się do was “ej, ty z łusek!” - Oscar wzruszył ramionami. - A na tę przemiłą panią uważaj. Z własnego doświadczenia wiem, by klepać ją po tyłku tylko, gdy nie ma nic ostrego pod ręką!

- Chyba nie masz mi za złe tych paru zadrapań, co Skandi? - Drowka uśmiechnęła się drapieżnie.

Rashad odsunął się z irytacją od interweniującego Oscara; wziął głęboki oddech i powiedział:

- To kwestia szacunku Oscarze; mam już dość pogardy i kpiących uśmieszków tej miejscowej hołoty… - zwrócił się następnie, już spokojniej, do smokowca, choć nieco protekcjonalnym tonem.

Król Ardin uniósł brwi w geście zdziwienia. "I kto tu jest hołotą?"

- Jak może wiesz (albo i nie), zgodnie z ustaleniem poczynionym z grododzierżcą Byrny Hetalanem i królem Ardinem to m y mieliśmy poprowadzić wyprawę gnomów do Glimmerfell i przeciwko ghulom. Ustaliliśmy jednak, że najpierw postaramy się zaradzić zagrożeniu ze strony znajdujących się w okolicy drowów, niestety sprawa nieco się skomplikowała. Porozmawiajmy może spokojniej, a nie jak dzika hałastra - jeśli nasz druid Anlaf uzna, że stan króla nie pozwala na udział w wyprawie to proponujemy że my ją poprowadzimy, życie monarchy jest przecież bezcenne, czyż nie jest on nadzieją i ostoją dla jego cierpiącego ludu? - zapytał Rashad.

- Mieć poprowadzić mieliście, jednak nic z tego nie wynikło! - wymamrotał Ardin. - Nie ma już żadnych ustaleń. Cały ten lord Hetalan mówił... Bredził, że coś pojawiło się nocą w warowni i doprowadziło dwóch z jego żołnierzy jeśli nie do śmierci, to do szaleństwa - objaśniał sytuację kapitanowi Eolowi.
- Zapewne były to jakieś demoniczne sztuczki drowów z Ylesh Nahei. Zresztą nikt już nie może być pewien, czy również przy łożu Hetalana nie pojawia się jakiś koszmarny potwór i co noc sączy mu do ucha okropne rzeczy, gdyż grododzierżca wstrzymał atak i zamknął się w swej warowni! I co teraz? Paktować z czcicielami, sługusami demonów? Nigdy! - powiedział tak, aby wszyscy svirfnebli go słyszeli.
- Wolę wyjść na spotkanie prawdziwemu wrogowi, który zabrał nam dom, niż czekać, czołgając się na brzuchu po powierzchni jak nędzny robak, który nie potrafi wydrążyć schronienia. Mam teraz u boku Eola, a ten łobuz walczył w podziemiach i dowodził tam nieraz większymi oddziałami.

Ardin wyraźnie nie zamierzał współpracować z drowami, jednak za jego niechęcią musiał kryć się głębszy powód niż pomówienie elfów o konszachty z demonami. Mógł być królem gnomów, jednak daleko mu było do króla łgarzy. Przez mgnienie oka zauważyliście, że coś ukrywa.


Po słowach Oscara druid uśmiechnął się, przypominając sobie poległego towarzysza.

-Kilgore też byłby już pewnie jedną stopą w Podmroku - powiedział, po czym zwrócił swój wzrok w kierunku gnomiego króla i jego ogromnego towarzysza, oceniając stan Ardina. Po chwili namysłu zwrócił się do obydwu:
- Z pewnością wiecie lepiej ode mnie, jak wielkie niebezpieczeństwa czyhają w Podmroku. Ja z kolei wiem, jak wielki ból potrafi sprawić utrata domu. Podziwiam waszego ducha, królu Ardinie, dlatego gotów jestem zejść do jaskiń i wesprzeć was na ile starczy mi sił. Nie mam też prawa zabraniać komukolwiek walczyć o swoją ojczyznę, o wszystko co kocha i jest mu bliskie. Proszę cię jednak królu byś spojrzał na swój lud i przemyślał czy bardziej pomożesz im mieczem czy swoją mądrością i sercem.

- Anlafie, w całej tragedii Glimmerfell widzę tylko jeden jasny punkt: spotkanie kogoś, kto potrafił zapanować nad nieokiełznanym królem i nauczyć go rozsądku. Chylę czoła przed twą mądrością. Zostanę na powierzchni, dowództwo nad magicznymi fechtmistrzami mego klanu powierzając Eolowi, choć muszę przyznać, że bezpieczniej czułbym się pośród krasnoludów w Thunderhold niż tutaj, między ludźmi. - odparł na te słowa Ardin.

Słowa druida widocznie były miodem na serce Eola; jaszczur aż uderzył ogonem po nogach, słysząc deklarcję króla svirfnebli. Zrobił krok do przodu i uderzył znachora lekko pięścią w ramię, co miało być chyba gestem solidarności i poparcia.

- Widać, że prawdziwy z ciebie mędrzec, miękkoskóry! - powiedział smokowiec z uznaniem - Chwałę władcy przynoszą tak samo jego czyny, jak czyny jego poddanych. Królu... - zwrócił się do gnoma - ...masz mądrość lat, której nie ma nikt tu z nas. Sam uznałeś, co jest najlepsze dla tej wyprawy, a ja będę za tobą stał w każdej decyzji. A was... - wyszczerzył się do awanturników - ...zachęcam byście poszli z nami. Demonów może w tych podziemiach nie ma, ale monstra owszem; znajdziemy na pewno jakieś niewielkie legowisko pająków do oczyszczenia z przędzy, żeby BOHATEROWIE PLANÓW mogli pokazać swoje męstwo... - w jego antracytowych oczach zaświeciły złe iskierki, kiedy kierował swoje słowa do Rashada.

- Nie myl męstwa z głupotą, szlachetny krewniaku. Nie warto uderzać bezmyślnie i na oślep, jeśli kilka dni zwłoki znacznie poprawi nasze szanse. - wtrąciła Amira, delikatnie skłaniając głowę w stronę smokowca - Wybacz ale moim celem nie jest szlachetna śmierć, ale powrót w chwale na powierzchnię. Zdobycie sojuszników ułatwiłoby nam sprawę, zaś jeśli się to nie uda przynajmniej możemy, zadbać o odpowiedni ekwipunek, przeanalizować mapy, może też warto byłoby wysłać przodem zwiadowców aby dowiedzieć się jak aktualnie wygląda sytuacja w Podmroku. Poza tym, szlachetny królu, pozostaje jeszcze kwestia opieki nad twym ludem pod twoją nieobecność, bo rozumiem, że gdyby stało się najgorsze sukcesja korony jest zapewniona i twoi poddani nie zostaną sierotami? - zapytała Ardina z pewną obawą w głosie.

- Mojego syna porwały wody rzeki Laetan i wtedy go ostatni raz widziałem. Jednak wierzę, że żyje. To bystry chłopak... - odpowiedział Ardin ze smutkiem w głosie.

- Mieszkaniec powierzchni, jak większość z nas, zapytałby wpierw specjalistę od Podmroku, króla Ardina, czy ma jakiś plan? - Katon spojrzał na Amirę - Najpewniej nasze pierwsze kroki skierujemy do samego Glimmerfell, do którego zgromadzone gnomy najpewniej potrafiłyby nas zaprowadzić z zamkniętymi oczami. - czarodziej uśmiechnął się do Kriegera - Potem najpewniej trzeba będzie znaleźć ową Kulę Cienia, sprawdzić czym jest i zadecydować co robić dalej. - elf wzruszył ramionami, pilnując jednocześnie, aby jego paczka nie wpadła w ręce czyhającego w pobliżu nadgorliwca.

- Do Glimmerfell? - powiedział zdziwiony Ardin. Król wskazał na grupkę svirfnebli przygotowujących dwuręczne młoty i długie żelazne kolce.

- Plan jest następujący... - odchrząknął - Udamy... Udacie się w Góry Majestatyczne traktem handlowym między Glimmerfell a Byrny, jednak zamiast kierować się prosto do naszego miasta, zboczycie ze szlaku w kierunku miejsca, w którym leżą zapieczętowane grobowce moich przodków. Tam moi wojownicy przekują się przez skałę. Zejdziecie pod ziemię jakieś sześć mil od Glimmerfell. Z tego punktu łatwo będzie wam dojść do Glimmerfell albo od strony podziemnej rzeki Laetan, którą ghule umyślnie przekierowały, by zatopić nasze miasto, albo przez solne tunele i następnie przez nasze kopalnie jadeitu. Dalszych posunięć nie warto planować na tym etapie - moi fechtmistrzowie was poprowadzą najlepiej jak potrafią![/i]


- Otóż to! - Eol rozpromienił się, jeśli stroszenie kolców na głowie i prezentowanie garnituru zębów liczyło się tak, jak ludzki uśmiech - Każdy, kto choć trochę liznął sztuki wojennej... - potoczył ciężkim wzrokiem po drużynie, dając do zrozumienia, że nie posądza nikogo z nich o takie doświadczenie - ...wie, że najstaranniej nakreślone plany nadają się w realiach prawdziwej operacji tylko do jednego - podtarcia sobie zadu, jak mchu przestaje wystarczać. Problemy rozwiązuje się w miarę ich napotkania, a nie gdyba o nich jak kumoszki na targu. Śnieg nas tu zasypie, jak będziemy stać dalej i pytlować o czymś, co może się nawet nie wydarzyć. Czas ruszać, skoro król obwieścił swoją decyzję! - wysunął rozdwojony jęzor i oblizał się po nosie, najwidoczniej podekscytowany zbliżającą się wyprawą.

- A co do sukcesji... - spojrzał z troską na króla i powiedział powoli - Idziemy tam, gdzie możemy odnaleźć kogoś, kto jest tą “nadzieją”, krewniaczko. Co jest jeszcze jednym argumentem za tym, by ruszać jak najszybciej, bo czas w Podmroku nie jest łaskawy dla zaginionych…

- Więc tym rychlej musimy wyruszyć. - stwierdziła Amira.

Rashad, który słuchał z ramionami skrzyżowanymi na piersi, przeszywając Eola wzrokiem w odpowiedzi na jego wyzywające spojrzenie, skinął głową Amirze.

- W takim razie faktycznie nie ma co czasu marnować, w najbliższym czasie Hetalan będzie skupiony na zdobyciu kopalni w Troll-Wie, więc raczej na jego pomoc nie mamy co liczyć.

- Nic nie słyszałem o żadnej kopalni... - zdziwił się Ardin.

- Dowiedzieliśmy się, że w Troll-Wie jest kopalnia złota chociaż możliwe że trującego... Hetalan zmienił plany gdy się o niej dowiedział. - odparł Rashad.

- Jeden z goblinów które mieliśmy okazję przesłuchiwać twierdził, że od tego złota wyrosła mu trzecia ręka. - wtrąciła Shillen - No i że on i reszta goblinów zostały zmuszone do pracy w niej przez drowy. Chociaż takie rzeczy zdarzają się również w ludzkich kopalniach więc to nic specjalnego. - wzruszyła ramionami, przypominając sobie jednocześnie czas, który sama spędziła w kopalni.

- A więc stawimy czoło największemu zagrożeniu, gdy ludzie będą sobie dłubali łomami, kilofami i łopatami. Wcale mnie to nie dziwi. - westchnął król - Za garść cennych kruszców sprzedaliby swoich bliskich ghulom na obiad. Krasnoludowie chociaż znają swoje słabości i potrafią unikać pokusy. No, przynajmniej czasami.

Radość smokowca z tego, że gadanina się skończyła i to jemu przypadły obowiązki dowódcy wyprawy, była trudna do ukrycia; dalsza rozmowa o kopalni i innych sprawach widocznie nie interesowała go bardziej niż sprawy wymarszu. Odszedł kawałek od dyskutującej grupki i zrobił kilka kroków wzdłuż grupki przygotowujących się żołnierzy.

- Słyszeliście króla, wojownicy. Wyruszamy odzyskać nasz dom z parszywych łap tych, którzy ośmielili się zaatakować dzielne plemię svirfnebli, a teraz poczują na swojej skórze ich słuszny gniew! - zacisnął szpony w pięść - Idziemy po zwycięstwo i sławę, walczyć o lepszy los dla naszych braci, rodzin i starszych! Za króla! Za Glimmerfell! - wyszarpnął z pochwy krzywy miecz i wzniósł go w górę w geście salutu. Nagie ostrze rozbłysnęło ciemnym płomieniem, jakby przez chwilę spowił je gęsty dym.

Rashad przyglądał się z zainteresowaniem przygotowaniom gnomów, w ich małych ciałach wydawał się tkwić potężny duch, zachowywali się przy tym jak wyszkoleni wojownicy, ten cały Eol, chociaż bezczelny, sprawiał wrażenie potężnego wojownika. Widząc jego pokaz, wyciągnął swój zakrwawiony miecz, którego wzniesione do góry ostrze pokryło się z odgłosem gromu wyładowaniami błyskawicy.

Na widok wzniesionych ostrzy Rozległ się bojowy okrzyk, który mógłby targnąć Górami Majestatycznymi, gdyby nie był wykrzyczany nosowymi głosikami, z drobniutkich gardełek. W oddali dwóch konnych - jakiś chłop i pewnie jego syn zmierzający do Byrny - zatrzymali się na chwilę, przyglądając się z zaciekawieniem gnomim przygotowaniom.

Dopełniwszy tych fajerwerków dla poprawy morale, Eol zajął się bardziej przyziemnymi sprawami, jak ustalaniem kolejności przemarszu i odpowiedzialności poszczególnych dowódców za odpowiednie zadania czy innym nudnym, aczkolwiek potrzebnym żołnierskim rzemiosłem. Zresztą nie było tego wiele; król oddał do dyspozycji awanturników swoich najlepszych żołnierzy, więc “komandosi” sami wiedzieli, co należy robić. Część rzeczy zostało też przygotowanych już wcześniej...

Na koniec tego przeglądu Czarna Łuska podszedł do Katona i druida, mierząc ich wzrokiem.

- Radziliście najmądrzej ze wszystkich... Nie mogę tego wam odmówić, choć po ludziach, którzy podobno spadli gołymi tyłkami na twardą glebę Byrny prosto z nieba, nie spodziewałem się wiele! - wyszczerzył kły - Z chęcią ujrzę was u swego boku. Jeśli umiecie przemówić do rozsądku reszcie... - spojrzał przeciągle na Rashada - ...to też mogą iść. Wyruszamy czym prędzej; spakujcie manatki, przepijcie ostatnie złoto, pożegnajcie szczodrze wszystkie stęsknione panny i zmówcie modlitwy, jak jakieś znacie. Czeka nas pełna chwały walka... - tu pochylił się, mrugnął okiem i dodał cicho, tak żeby tylko dwóch mężczyzn go usłyszało - I łupy. Dużo łupów. Wiem co mówię... i po co tam idę.

Katon, zajęty redagowaniem listu, siedzący nieopodal swojej paczki podniósł głowę i wstał, widząc podchodzącego do nich smokowca. Spokojnie i bez zbędnych emocji wysłuchał całej wypowiedzi zbrojnego.

- Nie jesteśmy panami Rashada, ani on naszym i niestety nie do nas należy strofowanie go. Do ciebie, kapitanie Eol, również nie, bo jak wyraźnie powiedział król Ardin, masz poprowadzić do Podmroku... gnomy, te zaś mają zaprowadzić nas do Kuli Cienia. Ta zaś jest rzeczywistym celem naszej wyprawy, choć jest oczywiste, że jeśli każdy wykona dobrze swoją robotę, najpewniej będziemy mieli problemy z wyjściem z Podmroku ze wszystkimi łupami, które tam znajdziemy. Jednakże do poradzenia sobie z Kulą Cienia potrzebujesz osób… wprawnych… w sztukach magicznych, a takimi dysponujemy my. Nawet Rashad jest kompetentny w magii, choć jego moc jest nieporównywalna z mocą jego kuzynki Amiry, smoczej zaklinaczki, czy Anlafa, druida kręgu ziemii, czy moimi, alumna astromancji ze Srebrnej Wieży. Zwą mnie Katon, bo zdaje się, nie przedstawiłem ci się jeszcze. Anlafa już znasz. Rashada i Amirę też. Ten jasnowłosy skandyk to pierwszorzędny wojownik, Oskar. Widziałem jak nawija flaki swojego wroga na maszt okrętu. Uwielbiam jego kreatywność i jeszcze się nie zawiodłem. Shillen to łowczyni. Udowodniła swoją wartość na Wyspie Grozy, widziałem ją jak walczyła ze skorpioliszkiem. Rashada i Amirę również, więc wiem do czego są zdolni. Cenię swoich towarzyszy, i raczej nie zamierzam ich... sortować, nawet jeśli chwilowo się z nimi nie zgadzam - Katon przemawiał wolno, i z rozmysłem, jakby wyjaśniał studentowi na wykładzie.

- Jako, że zbudowałeś kapitanie pewien autorytet wśród naszej... "armii", byłoby bezsensem go łamać wymuszając na tobie proszenie nas o pomoc, której i tak chcemy udzielić, bo trzy dni temu obiecaliśmy to bezpośrednio Ardinowi. Zdaje się, że i tak jesteśmy od siebie zależni, więc darujmy sobie ten cyrk i przejdźmy do konkretów. Nie zamierzam wnikać w hierarchię, nie interesuje mnie to, chcesz dowodzić, nie widzę problemu. Łupy... - czarodziej ściszył głos na tyle, aby nie być słyszany przez gnomy, ale na tyle wyraźnie, by słyszeli podchodzący towarzysze - Równy podział monety, zaklęte zabawki według użyteczności chwilowej?

W czasie gdy Eol dopatrywał przygotowań do wyprawy elfka siedziała w kącie i ostrząc jeden ze swoich krótkich mieczy obserwowała krzątających się dookoła żołnierzy. Gdy zauważyła, że jaszczur rozmawia z Anlafem i Katonem zaczęła zastanawiać się co owy gad może od nich chcieć. W momencie gdy jej ciekawość sięgnęła granic, wstała z miejsca w którym dotychczas siedziała, schowała miecz do pochwy i po cichu podeszła do jaszczura.

- A o czym panowie tak rozprawiają? - powiedziała, wysuwając się zza pleców smokorodnego.

- Zgaduję.- wtrącił się Oscar, który przyniósł właśnie plecaki Anlafa, Shillen i swój, po czym rzucił jeden elfce - Że rozmawiali właśnie o tym, jak zimno jest w podziemiach, do których się udajemy. Zdecydowanie gorzej niż tu, na powierzchni. A z czego tam sobie złożysz ognisko? Będzie ci potrzebne silne ramię, które cię ogrzeje! - dodał szczerząc się drwiąco - Więc Eol, tak? Mi pasuje. Tak długo, jak przewodzi ktoś taki jak ty, mogę walczyć. Daruj proszę sobie tylko zarzuty o tchórzostwie. Już raz zdarzyło mi się zginąć w walce... - wzruszył niedbale ramionami ze swoim typowym uśmiechem na twarzy.

- Nie wiem, skąd masz wiedzę o Podziemiach, Skandi, ale ja żyłam tam w czasie, gdy ty jeszcze ssałeś cycki swojej matki i jest tam zdecydowanie cieplej niż na powierzchni zimą. A… dzięki za przyniesienie plecaka - powiedziała elfka do Oscara, przeglądając wnętrze swojego plecaka w celu sprawdzenia czy Skandyk czegoś jej po drodze nie zwędził - A swoje ramiona trzymaj przy sobie! - mrugnęła do niego - Co do naszego gada… Niech sobie dowodzi, jesteśmy może mało zgraną, ale jednak drużyną, więc jak gadzina chce coś od Anlafa i Katona to chce od nas. - spojrzała na Eola znacząco. - Chcemy grać w otwarte karty kapitanie łuskowaty, ok?

Skandyk wzruszył ramionami i przewracając oczyma, odparł:

- Twoja strata. Chętnie zaproponuję swoje ramię Amirze.

- Z największą przyjemnością skorzystałabym z twojego ramienia w Podmroku, jednak obawiam się, że będzie ono zajęte przez inne niewiasty! - powiedziała Amira ze śmiechem, jednocześnie mrugając dyskretnie do Shilien.

Eol przymrużył oko i przekrzywił głowę, spoglądając na elfa. Pysk mu się nieco zmarszczył, ale w oczach widać było, że czarodziej twardymi warunkami zaskarbił sobie jego szacunek.

- Nie będę rozmawiał na raz ze wszystkimi, bo macie przewagę liczebną! - zaśmiał się głośno, po czym dodał,także na użytek gnomów:

- I tak muszę zabrać kilka rzeczy z domu. Omówię więc przy okazji z... naszymi nowymi sojusznikami szczegóły ich udziału w wyprawie. Niestety, choćbym chciał bardzo, moje mieszkanie jest nadzwyczaj niewielkie i mogę ugościć tylko jednego z was, bo we czwórkę się tam nie pomieścimy... Wydajesz się przewodzić grupie i dobrze dbać o jej dobrobyt... Więc chyba nie pogardzisz czymś ciepłym i rozgrzewającym w taki chłodny dzień, Katonie? Zadbam, by reszta też dostała coś... na wynos. - zrobił szeroki, zapraszający gest łapą, złośliwie szczerząc do reszty drużyny kły.

- Nie odmówię - elf kiwnął głową - Nie przewodzę. Raczej staram się… powiedzmy, popychać sprawy we właściwym kierunku - czarodziej zamyślił się przez chwilę.

- Nasz przyjaciel Algrad udaje się do Thunderhold. Zdaje się, że niebawem przybędą tu też jego bracia, aby zapewnić mu bezpieczeństwo. Król Ardin wspomniał, że nie ufa miejscowym. Może gdyby ktoś zaproponował mu wspólną podróż z naszym towarzyszem?

- Mieszkańcom Thunderhold nie ufam bardziej, niż temu, co spotkamy w podziemiach. - Eol wysunął język - Wiem, bo urodziłem się tam i mam z tym miastem długą historię. Wykorzystają Ardina, by położyć łapy na czymkolwiek, co gnomy mają jeszcze cennego. - wzruszył ramionami - Ale to znany wróg. O Byrny zaś nie wiem nic. Zasugeruję to królowi... ale on sam podejmie decyzję. A póki co... witam w moich skromnych progach! - pchnął drzwi jednej z małych chatynek, które koślawie wznosiły się wokół placu.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172