Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-11-2017, 19:26   #101
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Stonehill Inn

Melune na początku struchlała, a później wysłuchała go z grzecznym zainteresowanie na twarzy im dłużej jednak nieznajomy się wypowiadał, tym kobieta miała większy mętlik w głowie, który obrazował się nieznacznym ściągnięciem brwi. Po zadanym pytaniu, obejrzała się na Turmalinę, która jako z nich wszystkich miała największy staż w „drużynie”.

Marv zmarszczył mocno brwi, jak zawsze kiedy przyglądał się komuś nieznajomemu, nie budzącemu w nim zbyt wielkiego zaufania. Czyli zawsze w przypadku sobie nieznanych osób. Nie zauważył gestów i zachowania kapłanki, zresztą nawet jeśli, to przecież ten tutaj zwracał się do panów.
- Za wszystkich wypowiadać się nie mogę, ale wydaje mi się, że nie mamy przywódcy jako takiego - wypalił, nie mogąc powstrzymać języka. I w sumie pragnąc zrobić to zanim odezwie się taka krasnoludzica lub nizioł. Odkąd skończyli misję ze smokiem, rudowłosy nie uważał już Jorisa za swojego dowódcę. - Jestem pewien, że każde z nas chciałoby poznać nieco szczegółów.

Sługa wyglądał na nieco zdezorientowanego, ale szybko się opanował.
- Szlachetny wojowniku, mogę powiedzieć tylko, że chodzi o poszukiwanie zaginionej osoby. Mój pan, dostojny Omar yn Druzir yn Abdul el Erispal życzył sobie rozmawiać z dowódcą i to on usłyszy szczegóły. Otrzymal on informację, że stanowicie drużynę najemników. Jeśli tak nie jest, pokornie proszę o wiadomość czy w tej osadzie istnieje jakaś zorganizowana grupa do wynajęcia.
- Kto by tam chciał… - zaczął Lucjan, ale Lena uciszyła go machnięciem ręki.
Turmalinie szczęka nieco opadła - z jednej strony w końcu ktoś przemawiał do niej z właściwym szacunkiem, ale z drugiej strony ci ludzie pomiatali Phandalin jak swoim. A to...
- Z drogi - Turmi z gracją targowej przekupki odepchnęła sługę na bok i uderzyła prosto do właściwego adresata ignorując krzepkich ochroniarzy jakby ich nie było. Ci jednak byli i szybko zagrodzili krępej krasnoludce drogę.
- Słuchaj Durnostojko. Panoszycie się po Phandalin jak po swoim, wywaliliście ludzi wywijając jakimś papierem! Z papierami to do sądów w Neverwinter, nie tutaj. Póki co jesteście zbójami i najeźdźcami i jeszcze chwila sami będziecie zagubieni. Wara od Phandalin, bo nie będziecie mi tu pomiatać Moimi ludźmi, jasne?
W końcu od pomiatania Phandalińczykami była Ona.

Ale tym razem Turmalina trafiła na równego sobie. Mężczyzna ledwie zaszczycił ją spojrzeniem, a ochroniarze trzymali mocno.
- Łapy precz od damy, kilofowe łby - wrzasnęła na sługusów Turmi i wycofała się.
Zmierzyła obcych wzrokiem, uśmiechnęła się do nich ślicznie, po czym odwróciła się do towarzyszy i spojrzeniem wskazała na drzwi.
Uśmiechała się.
Znali ten uśmiech.

- Dawd… - Tressendarczyk zawiesił głos.

- Tak panie - sługa najszybciej jak potrafił znalazł się przy stole chlebodawcy. - Wybacz, panie. Mówią, że nie mają dowódcy. - Cóż… nie ma czego oczekiwać w tej dziurze. Powiedz im, że wynajmę czterech, a dowodzić będzie… Może Ursus? - mężczyzna zawiesił głos, ale widać było, że nie kieruje pytania do sługi; raczej głośno myśli.

Kapłanka Selune pokręciła powoli głową, jakby się z czymś poddała, choć kąciki jej ust lekko drgały do góry. Nie zamierzała się mieszać ani do dyskusji, ani podejmować się zadania u… kogoś tego pokroju.
Upiła swój ostygły napar z kolek świerku i jak to miała w zwyczaju udawała, że jej nie ma.

- Spokojnie - powiedział powoli Shavri w napiętej ciszy, która zapadła. Rozłożył na boki ręce w pojednawczym geście. Widział wcześniejszy ruch Leny i postanowił być ostrożny. A nuż uda się nie tylko czegoś dowiedzieć, ale może i zyskać.
- Bez nerw - dodał wciąż tym samym, spokojnym tonem. - Zamieszanie wynikło z tego, że jesteśmy wolnymi ludźmi i choć stanowimy grupę, sami decydujemy, pod czyim dowództwem działamy… i czy w ogóle. Możesz nas panie nająć, jak mówisz, ale tutaj i tak każdy z osobna zadecyduje, czy dołączy do twojej sprawy, czy nie. A żeby tak się stało, musimy poznać szczegóły, zagrożenie i zapłatę. Jeśli zależy ci na dys… krecji, nie musimy omawiać ich tutaj. Jeśli koniecznie chcesz porozmawiać z kimś… godnym - tak, to słowo ostatnio przypadło Shavriemu do gustu - możesz porozmawiać z obecnym tu Marvem - pełnił funkcję zastępcy kapitana w kampaniach, w których brałem udział, i wie, jak to się robi.- A mnie to śmierdzi - powiedział Stimy znad miski zupy ruchliwie nadymając nozdrza - Jak szukają to im więcej osób wie tym lepiej, co nie? Ja na przykład szukam białowłosego gnoma. Widzieliście go? ...a panienkę Turmalinę należy przeprosić. - Trzewiczek siorbnął zupy uśmiechając się pod nosem trochę złośliwie.
- Tak, uwaga o poszukiwaniu jest istotnie logiczna, ale nasi przybysze na pewno mają jakiś ważny powód, dla którego działają tak, a nie inaczej - powiedział Shavri, wciąż spoglądając na Tressendarczyka. - Może się dowiemy jaki, a może nie…

Sługa nerwowo przestąpił z nogi na nogę patrząc to na swojego pana, to na resztę biesiadników, w tym handlarzy, którzy z zainteresowaniem obserwowali rozwój wypadków.
- Chę… chętnych szlachetnych panów i e…. i panie proszę o ustawienie się w kolejce. Mój pan, dostojny Omar yn Druzir yn Abdul el Erispal oceni zdolności szlachetnych pa… państwa i podejmie decyzję komu powierzy szczegóły misji.
Starzec przełknął ślinę i dodał rozpaczliwym, niemal niesłyszalnym szeptem.
- To nadobna pani krasnoludzica powinna przeprosić, i to czym prędzej! W naszych stronach za taką obrazę płaci się głową…
Nagle łyżka z rąk Trzewiczka upadła na posadzkę. Gdyby nie była drewniana wywołałaby brzdęk głośny na całą karczmę i Phandalin, a tak to było tylko “puk”. Stimy nie przejmował się jednak tym. Nie w obliczu takich słów!
- Wychoooodzę. I innym radzę to saaamoo - zapowiedziała Turmi, po czym wyszła na zewnątrz trzaskając drzwiami.
- Na mnie też już czas… - Tori odstawiła pusty kubek, zostawiła pod nim zapłatę i skinęła nieznacznie głową do przestrzeni. Joris nie przyszedł… najwyraźniej miał jej dość, a rozmowa przy stole zupełnie jej nie interesowała, nie wspominając o tym, że czuła ogromną niechęć do Tressendarczyka.
- Stimi jeśli będziesz chciał ze mną lub z Garaele porozmawiać to jesteśmy w domu za kapliczką. Miłej nocy wszystkim.

Kapłanka wstała i następnie wyszła z karczmy, zaś Stimy w podskokach pośpieszył za nią. Nie dostąpił zaszczytu poznania za dobrze Turmaliny, ale nasłuchał się dość o sposobie w jaki zginął smok. Stimy nigdy nie chciał być smokiem.
 
Sayane jest offline  
Stary 25-11-2017, 20:24   #102
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Marv z każdym słowem, które tu padało, miał ochotę znaleźć się jak najdalej. No i coraz mniejszą ochotą pałał do pracy dla obcych. Z drugiej strony "tutejsi" okazywali jeszcze mniej uprzejmości, jak zwykle z krasnoludzką babą na czele.
- Chyba lepiej byście wyszli - szepnął w stronę Leny i reszty jej grupy, wykorzystując jak zwykle strasznie długą przemowę Shavriego. - Ta baba zawaliła mi już na łeb dwa budynki. Jej magia wydaje się tylko do tego służyć.
- I mamy przegapić całe przedstawienie?!
- obruszył się Lucjan, ale Lena opróżniła swój kubek i wstała.
- Shavri ci opowie. Idziemy - rzekła, rzucając zapłatę dla karczmarza na stół. Handlarka ruszyłą do wyjścia a za nią reszta ekipy. Bibi zgarnęła niedopity garniec z cydrem, bochenek i miskę z ogórkami, po czym marudząc potruchtała za resztą.

Marv uniósł głowę i spojrzał na obcych raz jeszcze, wstając i prostując się na swoją całkiem dużą wysokość. Przemówił głośniej, aby obcy go dobrze słyszeli.
- Nie stanowimy jednolitej grupy, ale potrafimy wykonać zadanie. Ostatnio zabiliśmy smoka. Ale Shavri ma rację, to ziemia wolnych ludzi. Możecie mieć współpracowników, ale nie sługi. I nie pójdziemy pod dowództwem kogoś obcego - wzruszył ramionami. - Macie zadanie, to gadajcie. Mogę na tę chwilę być waszym dowódcą. Ale chyba próba przeniesienia waszych zwyczajów tutaj to nie jest dobry pomysł - raz jeszcze wzruszył ramionami. Nie był dyplomatą czy kim tam, jednak wszczynanie bijatyki wydawało się paskudnie złym pomysłem. Dlatego powstrzymał się przed położeniem dłoni na rękojeści miecza, który miał u boku zamiast włóczni.
- A ja wezmę tą robotę. I taki czy owaki naczelnik mi nie przeszkadza. - Przeborka odstawiła kufel, który dotychczas sączyła w milczeniu. Wyszczerzyła zęby do reszty wzburzonej grupy. Partacze... dzieciaki, które sporo umiały, ale najwidoczniej fachem najemnego ostrza nie zajmowały się wystarczająco długo, by wiedzieć, jak dziwaczne żądania mają klienci i jak często z pogardą patrzą na tych, których przyszło im opłacać. Cudzoziemcy po sposobie zachowania się co prawda wysoko lokowali się na Przeborkowej liście “dziwnych ludzi, dla których pracuję”, ale nie aż tak bardzo, by wzgardziła uczciwym zarobkiem.
- Jeszcze jednego brakuje. Takiego chudego, ryżego. Wyprawą na smoka dowodził, i dobry jest, zaręczam. Jego skaptujcie, to nie pożałujecie. - dopiła piwo i wstała od stołu, opierając się dłońmi na pobrużdżonym blacie - To co chcecie zobaczyć, by nas uznać za godnych? - spytała bez ogródek. I do takich prób była przyzwyczajona.

Dawd wytrzeszczył oczy i przestąpił z nogi na nogę, niepewny co ma zrobić w chwili gdy najmici zwracają się - o zgrozo! - bezpośrednio do jego pana, do tego wrzeszcząc na pół gospody. W końcu podjął decyzję; wziął głeboki wdech i ruszył do stołu południowca, dając Marvowi i Przeborce znak, by poszli za nim. Tym razem niemi ochroniarze nie robili problemów.
- Dostojny Omarze yn Druzir yn Abdul el Erispalu, oto dowódca najemników… e… Maff i jego e… prawa ręka. Będą zaszczyceni, o szlachetny, misją, którą im powierzysz i będą dozgonnie wdzięczni gdy raczysz zdradzić im szczegóły zadania.
Sługa wycofał się, stając ze swoim panem. Ten dokończył przeżuwanie ugryzionego właśnie kęsa pieczonej kaczki, otarł usta serwetką i dopiero zaszczycił Marva i Przeborkę uważnym spojrzeniem.
- Macie znaleźć dla mnie czarodzieja znanego pod mianem Hamun Kost - rzekł zaskakująco czystym wspólnym, bez żadnego akcentu. - Tutaj macie jego podobiznę - machnął od niechcenia ręką, a Dawd szybko siegnął po tubus i podał Marvowi zwój przedstawiający podobiznę chudego mężczyzny. Nawet jesli portret nie był wierny oryginałowi to tatuaż na czaszce oddano bardzo dokładnie.


- Przyjechał w te okolice, badać starożytne ruiny. Zapłacę 50 sztuk złota na głowę za każdy dekadzień pracy i 500 do podziału jeśli go znajdziecie. Jeśli będzie martwy przynieście wszystko co znajdziecie przy trupie. Za ujęcie ewentualnego mordercy zapłacę dodatkowe 500 sztuk złota, ale wtedy chcę dowodów, że wybraliście właściwy cel.
-Ja się zgadzam- Zenobia właściwie ustawiła się w kolejce pierwsza, ale zagapiła się na Turmalinę opuszczającą lokal, czy aby nie postanowiła rozwalić gospody natychmiast. Właśnie w tym czasie Marv z Przeborką wyprzedzili ją w kolejce do tego łysego.
-Szlachetny Omarze, twą mądrość, przyćmiewa tylko twój męski wygląd- Zenobia zatrzepotała rzęsami. Założyła, że jego łysa głowa to skutek myślenia, albo zabaw w alkowie -Nie pogardzisz zatem pomocą doświadczonej najemniczki?
Mężczyzna omiótł Zen obojętnym wzrokiem, ale drugie spojrzenie wyrażało nieco większe zainteresowanie, choć nie wiadomo czy zaważył odświeżony wygląd kurtyzany czy jej kwiecista mowa.
- A wy? - Spojrzał na Marva i Przeborkę. Wojowniczka wzruszyła lekko ramionami.
- Brzmi uczciwie. Jestem gotowa, choćby od zaraz. - przemilczała fakt, że o okolicy wiedziała tyle, co zobaczyła podczas podróży z miasteczka do smoczego leża i z powrotem. Cóż, kwota oferowana przez cudzoziemca była na tyle duża, że barbarzynka mogą wynająć za nią przewodnika i jeszcze sporo zarobić. Pierwszym krokiem w odnalezieniu zaginionego człowieka będzie więc znalezienie kogoś, kto znał okolicę jak własną kieszeń. I nawet miała już takiego na myśli…

Marv zdążył już zauważyć, że Przeborka przybyła tu z małą wiedzą o pewnych tematach. Zgadzała się od razu i na wszystko. I co więcej, nie zadawała dalszych pytań. Rudowłosy jednakże zagapił się głównie na Zenobię. To już był cyrk. Wziął głębszy oddech i udzielił swojej odpowiedzi.
- To zależy od szczegółów tego zadania. Ile mamy czasu, co wiecie panie o tym poszukiwanym oraz co z dodatkową pomocą. Na pewno będziemy potrzebowali lokalnego przewodnika - przerwał na moment i podejrzliwie zmarszczył brwi. - I czy możemy odstąpić od zadania, kiedy okaże się, że nigdzie w okolicy nie można go znaleźć?
-Okolicę znamy jak nikt. Nie znaleźlibyście nikogo bardziej odpowiedniego do tego zadania, panie. - Tu Zenobia wlepiła ciężkie spojrzenie w Marva. Pomyślała, że jeśli ten, zaraz się nie uciszy, to sama da mu po głowie. Co w niego wstąpiło?
- Wybaczcie, panie wątpliwości naszego druha. Miodu i wina się ożłopał. Droczy się z waszmością. Gdzieżby pomocy przewodnika szukał, kiedy sam, jednym z najlepszych się mieni.- jeśli spojrzenie mogłoby zabijać, Marv, już by nie żył.
-Tylko mistrz pozwoliłby sobie na takie zabawy panie. Pewni być możecie, że nikt lepiej waszych poleceń nie wykona.
Zenobia solennie sobie postanowiła, że jeśli Marv się odezwie, to sama go uciszy...
Mag przeniósł wzrok na Zen gdy ta zaczęła mówić i… uwierzył jej. Zdumiewające!
- Podejmujecie się zadania to go wykonujecie - burknął do Marva. - Co do czasu… Najpierw sprawdzicie we wskazanych miejscach; dostaniecie mapę - chyba mężczyzna założył, że stojąca przed nim trójka została już najęta. - Dam wam też przedmiot, który umożliwi identyfikację szczątków. Kost ma się znaleźć.
-On już się znalazł, jeszcze tylko o tym nie wie.- usta Zenobii rozciągnęły się w szczerym, szerokim uśmiechu. Całą sobą okazywała ogromny szacunek dla zleceniodawcy.
~Co za głupi, łysy grzdyl! I jeszcze ta pomalowana glaca~ pomyślała zniesmaczona. Nie mogła mu darować braku zainteresowania swoją osobą.
To, że nie znali okolicy nie miało żadnego znaczenia. Skoro nikt nie wie, gdzie ten cały Hamun jest, to znaczy, że może być wszędzie. A to z kolei oznaczało, że właściwie szukać mogli go gdziekolwiek. Na co tu znajomość okolicy?

-Tymczasem wybacz panie, oddalimy się, żeby się przyszykować- Zgięta w ukłonie próbowła dawać Marvowi i Przeborce znaki, że na nich również pora.
- W porządku, skoro są jakieś tropy to wiemy od czego zacząć - Marv skinął głową, kompletnie ignorując Zenobię. Jak zwykle zresztą. Nie miał w sumie nic przeciwko temu zadaniu, ale to co chciał ugrać, to pieniądze dla kogoś jeszcze. - Ciągle potrzebujemy jednak jeszcze przynajmniej jednej osoby. Czy jak przyjmę kogoś jeszcze, to on również dostanie wypłatę? Poinformuję o tym na pewno przed wyruszeniem.
- Dniówkę owszem; główna kwota się nie zmieni. Kontrakt i przedmioty otrzymacie rano
- odparł mag i wielkopańskim gestem pokazał najemnikom, że mają się oddalić. Tak przynajmniej zrozumiała to Zenobia.
Marv nie przedłużał tej wymiany zdań. Skoro rano to rano. Odwrócił się i bez pożegnań wyszedł.
I postanowił poszukać Leny i reszty, w tym Shavriego, omijając Zenobię raczej szerokim łukiem.

 
Sekal jest offline  
Stary 27-11-2017, 11:04   #103
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
27/28 Eleint, Śródlecie


W czasie gdy w gospodzie trwały negocjacje Turmalina stanęła kilkanaście kroków od budynku i zmierzyła go wzrokiem. Dla niej budynek i tak już istniał na kredyt, i nadszedł właśnie dzień spłaty.
Geomantka odetchnęła głęboko, kucnęła, dotknęła ziemi i poczuła gdzieś głęboko, jak skały odpowiadają. Była gotowa. Teraz to była już tylko jej wola, jej łaska.
Słodziutkie uczucie.
Gdzieś tam na krawędzi pola widzenia coś mignęło. Wszędobylskie dzieciaki były oczywiście i tutaj; obcy plus najemnicy to zbyt ciekawa okazja by to przepuścić. Turmalino, powiedziała sobie krasnoludka, może być z tego dużo więcej radości.
I ruszyła do namiotowa, w którym rezydowali osadnicy wygonieni z dworku na wzgórzu, z zamiarem złapania burmistrza i zgromadzenia tam wszystkich Phandalińczyków. Wszystkich! Harbin Wester nie był skory do współpracy - mimo wydarzeń ostatnich miesięcy nadal był tchórzem, który niechętnie sprzeciwiał się sile i władzy, zwłaszcza gdy występowały łącznie. Ale dzieciaki były bardziej skore do współpracy, mimo że o tej porze powinny być w zasadzie w łóżkach.

Turmalina usiadła i czekała aż zgromadzi wystarczająco dużo tłuszczy. Niestety efekt był marniejszy niż zakładała. Do namiotowiska przyszły głównie osoby znające krasnoludzicę osobiście: burmistrz Harbin Wester, Qelline Alderleaf(niziołka zapewne głównie po to by zagonić niesfornego syna Carpa do łóżka) i nocujący u niej ludzie, kupiec Elmar Barthen wraz z pomocnikami Andrenem i Thistlem, Linene Graywind, przedstawicielka kompanii Lionshield,Halia Thornton ze składu górniczego, Nilsa Dendrar z matką Mirną, elfia kapłanka Garaele oraz pijani w sztok Sildar Hallwinter, Daran Edermath, Duran (który jak zwykle wyczuł gdzie można się napić za darmo) i… Joris. W sumie może ze 40 osób; dużo mniej niż liczyła osada… ale geomantce taka widownia wystarczała.

- Phandalińczycy! - ryknęła Turmalina i zaczęła perorę o jawnej niesprawiedliwości, jaka spotkała tutejszych ze strony Tressendarów. Ludzie słuchali chętnie, lecz gdy krasnoludzica zaczęła nawoływać do zbrojnego wykurzenia przyjezdnych bogaczy, linczu wręcz, entuzjazm opadł. Nic zresztą dziwnego; w końcu w większości przemawiała do zwykłych chłopów, drwali i rzemieślników. Większość z nich nigdy nie miała miecza w dłoni, o walce innej niż na pięści nie wspominając. No i południowcy przybyli z całkiem sporą grupą ochroniarzy, o czym Turmi nie wiedziała, bo i wcale jej to nie interesowało. Nawet pijani nie byli skorzy do wybitki; jedynie Slidar rwał się do walki, ale na szczęście miecz zostawił u Darana w domu.

Turmalina nabzdyczyła się i nadęła. Nie chcą jej pomocy?! To się jeszcze okaże!


Noc każdy spędził w innym miejscu, a i rankiem mało komu śpieszyło się do nowych zadań. Jedynie Marv, Przeborka oraz Zenobia wstali o przyzwoitej porze, by stawić się przed wytatuowanym obliczem nowego chlebodawcy. Dołączył do nich również Shavri, co specjalnie nie zaskoczyło Hunda. Traffo po prostu MUSIAŁ wszędzie wsadzać swój ciekawski nos. Z drugiej strony jednak tropiciel im się przyda, a Jorisa nigdzie nie było widać.

Najwyraźniej pora była zbyt wczesna by szlachetni jaśnie państwo zwlekli swoje godne zadki z łóżek, gdyż w gospodzie spotkali jedynie Dawda. Dwójka ochroniarzy ponownie pilnowała wejścia na schody.

- Witajcie, czcigodni wojownicy i wojowniczki - starzec pokłonił im się nisko. Gdy zasiedli na ławie z tubusu leżącego na stole wyjął kilka zwojów, przysunął też atrament i pióro.
- Tutaj jest kontrakt z moim panem, dostojnym Omarem yn Druzir yn Abdul el Erispal. Z tego co wiem, jest to standardowa umowa honorowana w tych stronach. Tuszę, że któreś ze szlachetnych państwa umie czytać i pisać?
Kontrakt faktycznie wydawał się w porządku, a podane sumy były zgodne z wczorajszymi słowami maga. Wystarczyło wpisać nazwiska najemników i podpisać. Dawd podał Marvowi skórzany mieszek.
- Zawiera on 200 sztuk złota za pierwszy dekadzień pracy. Tutaj - wręczył mu welurową sakiewkę - jest medalion, który umożliwi ewentualną identyfikację ciała Hamuna Kosta.
Hund wysunął rzeczony przedmiot. Był tam też skrawek papieru z hasłem aktywującym.
Tymczasem Dawd wyjął z tubusa mapę okolicy. Wyglądała na bardzo dokładną i dość nową.
- Mój pan, dostojny Omar yn Druzir yn Abdul el Erispal zaznaczył najbardziej prawdopodobne miejsca, gdzie mógł przebywac poszukiwany przez niego człowiek. Jeśli zmarł mój pan, dostojny Omar yn Druzir yn Abdul el Erispal życzy sobie odzyskać jego rzeczy, w szczególności magiczny pierścień w kształcie tarczy.

Najemnicy pochylili się nad mapą. Zaznaczony był na niej zamek, w którym byli, Studnia Starej Sowy (na oko oddaloną o niecały dzień drogi od Phandalin), Góra Hotenow, Thundertree, trzy miejsca w Górach Miecza od strony Phandalin oraz Wzgórze Beruna, które pobieżnie spenetrowała kiedyś drużyna Marva i Shavriego. Sporo miejsc… ale i sporo pieniędzy do zarobienia - tym więcej im dalej pojadą.



Tymczasem skacowany Joris wytoczył się z domu Edermatha, w którym nocował wraz ze Slidarem i Duranem. Słońce nieprzyjemnie raziło go w oczy. Myśliwy wiedział, że jeszcze długo będzie odchorowywał męskie spotkanie; tym dłużej, że nie miał zamiaru prosić Torikhi o lecznicy napar, który ulżyłby jego żołądkowi. Wyciągnął ze studni pół wiadra wody i wylał sobie na głowę. Niewiele pomogło, jedynie zrobiło mu się zimno. Kichnął, parsknął i zmrużył oczy. Na dukcie prowadzącym w stronę Kopalni dojrzał znajomą postać. Na rockseekerowym mule siedziała Turmalina, kolebiąc się wte i wewte z całą godnością, na jaką było stać jej nieznoszące koni jestestwo. Ilość pakunków, którymi objuczyła biedne zwierze świadczyła o tym, że wybiera się gdzieś na dłużej.

 
Sayane jest offline  
Stary 29-11-2017, 21:38   #104
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Loszek u burmistrza

Shavri źle spał tej nocy, ale prawdopodobnie dlatego, że od czytania przy marnym świetle, duchocie lochu i gęstego dymu łuczywa rozbolała go głowa. Bez końca więc i trochę z nudów odtwarzał w pamięci to, co zaszło u burmistrza już po wyjściu Trzewiczka.

Tropiciel odprowadził niziołka wzrokiem, a potem w wolną rękę wziął lampę i usiadł z nią przed celą więźnia. Drugą ręką przyciskał tłumoczek z jedzeniem, który teraz położył przed sobą, rozwinął, wyciągnął z niego poczęstunek i podsunął go w kierunku wzięźnia.
- Nie wiem, czy ktoś tu był u ciebie, na górze mają całkiem wesołe zamieszanie teraz. Dlatego nie krępuj się - powiedział spokojnie. - Jedz spokojnie. A jak zjesz, to chciałbym, żebyś mi opowiedział o tym smoku… - zaczął, miarkując ciekawość. - Pal tam licho kto i po co. Chciałby się czegoś dowiedzieć o samym smoku. Co lubił, czego nie? Czy mówił? Słuchaliście go z lęku, z ochoty czy z musu? Co wam kazał robić, jak wyrażał swoje zadowolenie, a jak surowo karał. W końcu jak się poznaliście i czy komuś… czy kogoś zaszczycił i wziął na swój grzbiet?
Strzelał trochę na ślepo i wiedział o tym, ale może któreś z tych pytań da jakąś konkretną odpowiedź. Konkretniejszą niż “jest nas milion i nic nam nie zrobicie! Hahaha!”
- Nie jesteś godny takiej wiedzy! - dumnie oświadczył kultysta, choć widać było, że przez chwilę ze sobą walczył. Równocześnie sięgnął szybko po jedzenie, nim tropiciel się rozmyśli i zaczął pochłaniać z apetytem.
- Wygodna wymówka - przyznał tamten bez cienia urazy i spróbował z drugiej strony. - Ale wiesz. Jeśli mi teraz powiesz, ja poniosę jego sławę w świat. Możesz być pewny, bo jak żyję nie widziałem takiego stworzenia. Wtedy okaże się, że nawet taka ludzka szuja jak ja może się przydać sprawie. A jeśli zaś chodzi o tę hm… “godność” - jak powiedziałeś - to zważ, że smok sam uznał nas za “godnych” walki z nim. Stanęliśmy wobec niego, chociaż przecież nie mieliśmy najmniejszych szans w walce z nim. A wiem, co mówię, żyję z miecza - dodał z przekonaniem doświadczonego myśliwego, ciesząc się w duchu, że po pierwsze jest tu tak ciemno, po drugie, że nie ma tu Marva. Nie wiedział, czy bardziej bardziej chce mu się śmiać, czy mu wstyd… Miał w zapasie jeszcze jeden sposób, ale liczył szczerze, że ta podpucha zaskoczy. I tak się stało.
[blef zdany]
- Nawet smok zniszczy szczury, które wchodzą do jego skarbca - dumnie rzekł kultysta niepomny faktu jak marnie skończył zielony gad. Inną sprawą, że Shavri nic a nic nie zrozumiał z tego zdania. Więzień przełknął ostatni kawałek kolacji i uważnie przyjrzał się Shavriemu w świetle lampy. - Widzę, że smoki są ci bliskie, nie jesteś takim… profanem jak tamci. Ale to nie jest wiedza dla każdego! Tylko wybrani mogą jej dostąpić!
- Jak to wybranie następuje?

Patrząc na chłystka Shavri nie wątpił, że trzeba być albo głupim, albo w czepku urodzonym - spełniał więc oba warunki, problem mógł okazać się czas. Nie da złapać za ogon wszystkich srok, jakie by się chciało i do tropiciela doszło, że będzie musiał na ślepo oszacować, jak cenne są informację, jakie może uzyskać, wdając się w tę szopkę.
Mógłby być złośliwy i powiedzieć mu, że ciocia Zenobia zatruła to jedzenie i że kupi te wiadomości za odtrutkę. Mógłby też spróbować szantażu, a nawet bardziej grubego kłamstwa. Ale nic z tego nie leżało w jego naturze - to raz. A dwa, że na pewno i tak szybko by się z tym zdradził. Poza tym kultysta miał zostać w Phandalin, stać się człowiekiem stąd. Nie godzi się zatem brnąć w kłamstwo bardziej niż w czcze komplementy i niegroźne kolorowanie rzeczywistości.
- Musisz przysiąc wierność naszej sprawie i Nocnej Śpiewaczce oraz przejść rytuał… no, rytuał chwilowo możemy sobie darować, nie ma tu warunków. Przystąp do naszego bractwa, a smoki będą w zasięgu twoich rąk! - młody więzień wyraźnie upajał się swoimi słowami.
- Ale ja nie wiem, jaka jest wasza sprawa. W tym sęk - jęknął Shavri. Nocna śpiewaczka, cokolwiek śpiewała - pachniała mu trochę wampirem. Pchaniała mu trochę… PANIĄ.
“Sune światłolica - westchnął do swojej bogini w duchu. - Jakże przewrotne jest twoje poczucie humoru, żeś sobie na sługę obrała taką życiową niedojdę jak ja. Mam bałwanowi przysięgać… Do czego to doszło. Sprytniejszy wykręciłby się propozycji szczyla, ale ja nie widzę innej rady. Ale jeśli to pomoże ukrócić to jakoś ten kult… Jeśli zaprowadzi gdzieś dalej...”. Odrobinę pocieszony tą myślą, podjął decyzję.
- Wielbisz smoki i nie wiesz? Jest to w twoim sercu - pragnienie bycia tym, kim chcesz! A smocza magia i magia Pani są… nieograniczone!
W ciemności nie dało się tego zobaczyć, ale w Shavrim zaszło pewne poruszenie.
Niejednemu psu Burek i milion czarodzejek mogło przez swoje sługi być nazywanymi Panią.
- Zdaje się, że mówmy o tej samej istocie… - zaczął ostrożnie i z namysłem ważąc kolejne słowa. - Jeśli tak jest w istocie, to już od wielu księżycy szukam jej nadaremnie. Jeśli dasz mi szansę, będę służył jej sprawie tak żarliwie, jak tylko będę potrafił - aż do szczęśliwego finału - rzekł cicho i uroczyście.
Nie uznał za stosowne dodawać, że w jego mniemaniu “szczęśliwy finał sprawy Pani” to taki, w którym własnoręcznie podpala jej truchło.
- Ha! Wiedziałem, że dobrze cię oceniam! Mam oko do ludzi - zapewnił kultysta. Zatarł ręce, pomacał się po kieszeniach, westchnął i rzekł.
- Nie mam medalionu, ale to chyba nie ma znaczenia, słowa wystarczą. Powtarzaj za mną:
- Uroczyście przysiegam…
- Uroczyście przysięgam
- zgodził się Shavri. Jego głos był cichy.
- ciałem i duchem….
- ciałem i duchem
- powtórzył jak echo
- mową i czynem…
- mową i czynem a nawet myślą
- przytaknął tropiciel
- służyć Nocnej Śpiewaczce
- służyć mojej Pani
- stwierdził w uniesieniu Shavri, widząc w myślach nie uprzykrzonego demona, a jasnolicy emblemat Sune ze świątyni w Silvermoon.
- Mrocznej Pani Nocy…
- Pani wszystkiego!
- uzupełnił usłużnie, jakby licytując się z chłystkiem, i skłonił głowę.
- oddaję ci umysł i duszę - deklamował w uniesieniu więzień.
- Tak, oddaję. A jakże. Ale na smoki prędzej - szepnął tropiciel, stukając lekko w pręty, żeby ściągnąć na siebie uwagę więźnia. Był pewny, że kultystę już nawet trochę poniosło w jego młodzieńczej chuci i następne wersety mógłby zacząć zmyślać. Zachował jednak te myśl dla siebie. Zamiast tego pośpiesznie i konspiracyjnym tonem dodał: - A my absolutnie nie mamy tyle czasu. Dość długo już tu bawię. W każdej chwili może ktoś tu wejść...!
A żeby dodać sobie wiarygodności, gwąłtownie obrócił się w kierunku wyjścia, jakby spłoszony jakimś dzwiękiem.
- Oddaję ci umysł i duszę - sarknął więzień przeszywając Shavriego potępiającym spojrzeniem. - oddaję ci umysł i duszę o wielka Shar!
Shavri odpowiedział zdumionym spojrzeniem.
- Chwila - zmarszczył czoło. - Kto to jest Shar?
- No przecież mówię - więzień spojrzał na Traffo jak na idiotę.
- Mówiłeś o Nocnej Śpiewaczce - przypomniał niezrażony tropiciel, jakby to z kolei wszystko tłumaczyło. Ale że w ten sposób mogli w nieskończoność - z racji tępoty, którą najwyraźniej dzielili - to aby zażegnać nieporozumienie, chrząknął i zapytał: - Nie jest to czasem wampirzyca?
- Zgłupiałeś?! Jak śmiesz obrażać tak najwyższą boginię!
- więźniowi aż dech odebrało z oburzenia. Gdyby nie dzieliły ich kraty to by chyba się na Shavriego rzucił z pięściami, zupełnie niepomny tego, w jakiej znajduje się sytuacji.
- Wybacz - powiedział Shavri. - Ale zaszło pewne nieporozumienie. Nie mogę przysięgać komuś, o kim nie mam pojęcia, kto acz. Miałem nadzieję na opowieść o smoku. Możesz mi ją podarować i zdać się na mnie, że zaniosę smoczą chwałę dalej i wstawię się za Tobą u człowieka, który cię pojmał, albo dalej tu tkwić karmiony wtedy, gdy ktoś sobie o tobie przypomni. Nie wiem, do jakiego życia nawykłeś, ale zdaje mi się, że chwile tu posiedzisz. Nie wiem też, jakie masz o sobie mniemanie, ale żyjesz tylko dlatego, że życie twoje zostało ci darowane. Twoja buta ci nie pomoże. Pokora? Pokora nie zawiodła jeszcze nikogo.
Tropiciel potarł kark, zastanawiając się, jakim rodzajem bóstwa może być Shar. Jeśli w jej imię kultyści podlizywali się krwiożerczym bestiom plującym kwasem to chyba nie była to jakaś przyjaciółka Sune. Spojrzał na brańca jeszcze raz i mlasnął z niezadowolania. Podniósł się i zaczął ostetacyjnie sprzątać podłogę po ksiażkowych poszukiwaniach, jakie tutaj odbyli z Trzewiczkiem.
- Przecież sam się zgodziłeś i już zacząłeś przysiegać… - kultyście z wrażenia opadła szczęka. Cofnął się wgłąb celi i z niedowierzaniem patrzył na sprzątającego Traffo, mamrocząc coś pod nosem. Z pewnością nie były to życzenia dobrej nocy…

Równie rozczarowany tropiciel zebrał się do wyjścia, wynosząc z pomieszczenia lampę Trzewiczka i zostawiając kultystę Shar z dogasającą pochodnią. Ta zaś zbiegiem okoliczności zalała loch ciemnością zaraz po tym, jak wyznawca światłolicej Sune wyszedł stamtąd na świeże, wieczorne powietrze.
 
Drahini jest offline  
Stary 01-12-2017, 15:18   #105
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Piliście.
W głosie dziewczynki nie było pytania, a raczej stwierdzenie. Pozbawione żalu, czy pretensji. Po części przez zakłopotanie jakie po takiej uwadze z ust dziecka zwykle czuje dorosły mężczyzna, a po części by dać znać, że słyszy, Joris czuł się w obowiązku powolnego potrząśnięcia głową. Co i tak przypłacił bolesnym syknięciem gdy pod sklepieniem czaszki nastąpił kolejny wybuch źle przedestylowanego jabłecznika.
- Bez zakąski.
Tym razem w ponownie trafnym stwierdzeniu dało się dosłyszeć politowanie i chyba coś na kształt troski. Nie był pewien jak się mała nazywa. Juna chyba. I z tego co się orientował była jakby córką Durana. Albo w jakiś sposób jego protegowaną. Choć ciężko było dojść kto z tej dwójki się bardziej o kogo troszczył. Dziś wszystko wskazywało na korzyść Juny, bo dziewczynka stała teraz w obejściu pana Edermatha z glinianym dzbankiem i kubkiem i ze zrezygnowaniem patrzyła na malujący się tu obraz nędzy i rozpaczy. Stary wojownik Sildar Hallwinter leżał plackiem w błocie i można by pomyśleć, że padł martwy w walce jakiejś bohaterskiej gdyby nie fakt, że chrapał w niebogłosy. Daran Edermath, półelfi awanturnik minionych czasów wykazał się większą godnością i leżał pod zadaszeniem. Nie przeszkadzał mu jednak fakt, że był to chlewik, a jedyny mieszkający tam prosiak, metodycznie trącał ryjkiem swojego pana w nos. Na co śpiący półelf nie zwracał jednak uwagi. Największym doświadczeniem w kwestii pijaństwa wykazał się Duran, który nie próbował nigdzie spocząć do snu i spał głową oparty o wystawiony wczoraj wieczorem na zewnątrz stół. Ilość opróżnionych garnców i dzbanków jaka się na nim walała mogła przyprawić o podziw. W największe zdumienie jednak wprawiał bezzębny i psujący się już smoczy łeb zajmujący jeden z końców stołu. Najwyraźniej pili jednak w piątkę.
Joris wygramolił się powoli z warzywnika i bardzo ostrożnie stanął na równych nogach ustalając etap swojego nachmielenia. Skrzywił się stwierdzając, że był to ten najgorszy z możliwych. Gdy jeszcze się jest pijanym w sztok, a już niemożebnie skacowanym. Juna podeszła do niego wręczając mu kubek, po czym ruszyła do stołu i spojrzała pytająco na smoka. Joris wzruszył ramionami i machnął ręką na znak, że słowa tego nie wytłumaczą. Dziewczynka najwyraźniej zrozumiała i skierowała się do swojego opiekuna.
Joris zaś z wielkim trudem zmusił się by wlać w siebie coś co na jego nos było zimnym żurkiem, a na wymęczony żołądek, świetlistym promykiem nadziei na przyszłość.


Gdy z Juną i dobudzonym Duranem zdołali ostatecznie doprowadzić obejście pana Edermatha do względnego ładu, a jego samego i Sildara Hallwintera do wspólnego łóżka, Joris powlókł się nadal się lekko zataczając za miasto gdzie między drzewami płynął strumień. Nim jednak kilka kroków zrobił, drogę zastąpiła mu… Ruda. Popiskując i podskakując gniewnie ewidentnie mu wymyślając.
- Taaak… wiem… pamiętam... - machnął ręką i ruszył dalej, co jednak wiewiórki wcale nie zniechęciło przed dalszym opieprzaniem myśliwego.
Migiem skoczyła na Jorisa, wbiegając po jego nogach, boku i na głowę, tak że zaskoczony aż się zachybotał osłaniając twarz. W końcu jednak zrzucił ją z siebie co skwitowała fuknięciem.
- Cholera znowu!? - warknął na gryzonia patrząc na kolejne zadrapania, które jej zawdzięcza. Teraz to wyglądał jakby jaka dziewka go po twarzy podrapała - Co wam baby się na rozum rzuciło?!
Po czym ruszył dalej już w jej gniewnym towarzystwie.
Wodę mieszkańcy czerpali ze studni, toteż tutaj przychodziły tylko kobiety gdy trzeba było co wyprać. Mając nadzieję, że żadna nadgorliwa się tu o tej porze nie znajdzie, zrzucił z siebie ubranie i zanurzył w lodowatym potoku…


Chwilę później wracał do miasta. Zziębnięty i przemoczony do suchej nitki, ale przynajmniej trzymający się już zupełnie prosto na nogach. Niestety lodowe otrzeźwianie okazało się mieć działanie czasowe, a żołądek znów protestował przeciw wciąż zalegającemu w żołądku chyba galonie jabłecznika. Postanowił więc pofatygować się do studni i raz jeszcze uciszyć protesty organizmu lodowatym prysznicem. Tym razem chyba nie pomogło w ogóle. Ale widok jaki mu się ukazał odwrócił chwilowo uwagę od doczesnych bolączek. Turmalina. Bogowie… Czy ona mu się śniła? Skrzywił się niejakim zaskoczeniem dla swojej niewybredności. Ale chyba taaak… Śniła mu się. Stała w tej swojej pstrokatej kiecce i wzywała naród Phandalin do odbicia kopalni Rockseekera z rąk smoków. A może orków? Nieee. Smoków. Więc z Sildarem, Daranem i Duranem… Czy to możliwe, żeby byli braćmi z różnych ojców? Albo matek? Nie ważne… Tak czy siak, dorwali szefa smoków i pili z nim o tę kopalnię. Kto pierwszy padnie, ten przegrał… I walka… Do licha. Coraz bardziej wątpiąc, czy to aby na pewno był tylko sen, westchnął ciężko.
- Turmalina! Hej, Turmalina! - zawołała za zbierającą się do odjazdu i podbiegł. Wiewiórka tak jak wczoraj mu odpuściła swoje towarzystwo zaciekawiona zresztą ludzkim siedliszczem, tak tym razem nie zamierzała się oddalać. Przebiegła toteż po kilku strzechach i zatrzymała się nieopodal - Gdzie Ty się wybierasz? Przecież się jeszcze nie rozliczyliśmy...
- To dawaj złoto, na co jeszcze czekasz? Tylko z daleka, to co piłeś z pewnością nie pochodziło z przyzwoitej krasnoludzkiej gorzelni

Stanął jak wryty słysząc jej słowa.
- Kolejna się szaleju nażarła... Co ty myślisz, że ja tak z tym złotem po kieszeniach chodzę? - co prawda tak właśnie było, ale na takie powitanie ani myślał się dogadywać - Co tu się u licha działo wczoraj wieczorem?
- Tu? - Turmalina spojrzała na domostwo półelfa - To akurat wiesz lepiej.
- Tam cwaniaro -
wskazał plac, gdzie chyba miał miejsce jakiś wieczorny spęd, w którym chyba uczestniczył - I gdzie się wybierasz?
- Do wuja. Ta zapchlona dziura nie zasługuje na moją pomoc -
nadęła się Turmalina i cmoknęła na muła, po czym kopnęła go dla zachęty. Zwierzak wierzgnął, a krasnoludka mało nie spadła. - Do kopalni, zakało kopytnego rodu!
Normalnie pewnie by pobiegł za nią. Dopytał wredne babsko. Ale bogowie… no nie chciało mu się. I tak się zresztą dowie…
- … oooris!!!
Obejrzał się w kierunku domostw spomiędzy, których dochodziło wołanie. Nie do końca pewnym, czy chciał się przekonać kto tym razem będzie chciał mu głowę suszyć.
I odetchnął głęboko na widok Shavriego.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 01-12-2017, 17:25   #106
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Marv nie odzywał się przez jakiś czas, studiując uważnie kontrakt. Shavri zaś w tym czasie chłonął wzrokiem mapę w skupieniu. Po tym co się dowiedział, Hund spodziewał się nie wiadomo czego. Ale ostatecznego pożerania po nie wypełnieniu umowy nie znalazł, więc podpisał. Dopiero wtedy przyjrzał się mapie, odkrywając, że ci południowcy rzeczywiście niewiele wiedzieli o tym gdzie jest szukany. Pewnie ostatnią plotkę usłyszeli, że kierował się w te strony. Marv pokazał palcem na zamek.
- Tu byliśmy jeszcze wczoraj, nie ma tam tego, którego szuka twój pan. Na tym wzgórzu też byłem, ale dość dawno temu. Czy któreś z tych miejsc jest bardziej prawdopodobne i tam powinniśmy zacząć?
- Zapewne miejsca związane z magią lub magicznymi przedmiotami, szlachetny panie.
- Coś o Starej Sowie czytał mi wczoraj Trzewiczek
- szepnął Shavri do Marva. - Opowiem ci, jak wyjdziemy.
- Czyli żadnych wskazówek? - rudowłosy jeszcze raz dopytał, przewiercając mężczyznę wzrokiem, jak gdyby za jego pomocą chciał go zmusić do powiedzenia czegoś jeszcze. Shavriemu na razie tylko nieznacznie skinął głową. - Czy te miejsca w górach wyróżniają się czymś szczególnym?
Zastanawiał się, czy sługa wie cokolwiek przydatnego, lecz kto pytał nie błądził. Najwyżej nie dowie się niczego konkretnego.
- Poszukiwany przez mego pana męzczyzna badał starożytne ruiny, poszukiwał informacji i magicznych przedmiotów z zamierzchłych czasów. Musiał szukać zaopatrzenia w okolicznych osadach, ale to szlachetni państwo z pewnością wiedzą. Dostojna pani - skłonił się Zenobii - mówiła, że znacie okolicę jak nikt, toteż nie śmiałbym niczego sugerować; jestem przekonany, że wasza wiedza o tych lokacjach jest większa niż obecnego tu pokornego sługi.
-Oczywiście. Twój pan nie mógł lepiej wybrać.- stanowczo odparła Zenobia, składając zamaszysty, pełen ozdobników podpis.
-Jeśli chodzi zaznaczone miejsca, to sprawdzimy je wszystkie. Nawet jak gdzieś byliśmy, nie oznacza to, że teraz go tam nie ma. Poza tym szukaliśmy żywych. Sprawę potraktujemy poważnie i jeśli pan Omar tak wskazał, nie nam kwestionować jego słowa.- zatrzepotała rzęsami przed oczami sługi, który skłonił się nisko i rzuciła groźne spojrzenie Marvowi. Co on wyprawia? Stracić chce tą robotę? Może zabrać mu to złoto i dalej niech sobie gada, co mu ślina na język przyniesie? Ale przecie złota może być znacznie więcej. Zupełnie ogłupiała kiwnęła głową Dawdowi i wyszła z gospody. Modliła się tylko, żeby Marv nie powiedział już nic więcej. Ten sługa wyglądał na niegłupiego i było oczywiste, że wszystkiego dowie się jego pan.

Dawd spojrzał pytająco na resztę najemników.
- Czy mogę służyć czymś jeszcze?
Marv pokręcił tylko głową, wstając. Wyglądał na zamyślonego. Uścisnął dłoń sługi i wyszedł na zewnątrz. Shavri ukłonił się uprzejmie i również wyszedł, a po nim Przeborka.



Na zewnątrz czekała na nich Zenobia, wylegując się na swojej dwukółce.
-Stanowczo powinniśmy zacząć od zamczyska- Oznajmiła Zenobia wychylając przy tym tak z pół kubka wina.
Targała ze sobą na wózku niezły zapas a jakoś jeszcze nie było okazji, żeby z kimś się napić. Oczywiście, nie dla samego picia, tylko w celu zmiękczenia i rozochocenia co oporniejszych i niezdecydowanych klientów. Czasami też zaprawiała trunek ziółkami. Jednak póki co zamiast pracować biegała tylko po lasach, walczyła ze smokami i kultystami, znów biegała a teraz wyglądało na to, że będzie szukać zaginionych. Czy ona wygląda na... właśnie, na co?
Cóż, okazji do zarobienia odrobiny złota nie można przepuścić. Jeśli nie w typowy sposób, to jako poszukiwacz. A wino nie powino się marnować, no i lżej będzie na wózku. Przechyliła kubek do końca.
-Wiem, że dopiero co tam byliśmy, ale co z tego? Nie muszą o tym wiedzieć. Posiedzimy kilka dni na jakiej polanie i zarobimy trochę złota a dalej się zobaczy. Chyba nie macie nic przeciw ?- zapytała dla zasady.
- Dość tu jest zajęcia, żeby czasu nie marnować - Shavri pokręcił głową. Myślał o pośpiechu głównie przez wzgląd na Marva i Panią Lenę. Nawet jeśli on zamierzał zabawić tu trochę dłużej, Marv na pewno nie zamierzał kazać jej czekać. Poza tym oszukiwanie w ten sposób chlebodawcy - nawet tak podejrzanego - było tropicielowi nie w smak. - Z zamku niewiele zostało, spędziliśmy tam noc, nic nas nie atakowało… Poza smrodem i pyłem. Mniejsza z tym... Zacząłbym od tej Studni Sowy, jest w miarę niedaleko, a u burmistrza znaleźliśmy wzmiankę o tym miejscu.
Shavri w miarę swoich możliwości streścił im fragment studiowanej przez Trzewiczka księgi, a potem zaproponował:
- Poszukam może Jorisa, co? Zenobia słusznie go wkręciła. Tropiciel, na dodatek tutejszy. Tylko jak kamień w wodę. Któreś z was go widziało w ogóle?
-Ja nie widziałam- odparła Zenobia urażona do żywego. -Jak to marnować? Złoto zarabiać.. - co w nich wszystkich wstąpiło? Przysięgali wierność i posłuszeństwo południowcom? Może niech od razu zostaną ich niewolnikami? -Szukaliśmy wroga, chętnego poderżnąć nam gardła, nie ukrywającego się magika. Może i martwego.- Pomyślała, że może tak przekona ich do swojego pomysłu. Zarobienie paru sztuk złota siedząc na polanie było tak kuszące… Rozumiała, że można być wiernym i oddanym, ale komu? Tym podejrzanym dziwolągom? Kto wie czy następnym zleceniem nie będzie przegonienie ich stąd?
Shavri spojrzał na nią i westchnął. Chciał się zapytać, czy słyszała o czymś takim, jak przyzwoitość, ale dał sobie spokój.
- Idę popatrzeć za Jorisem. I tak muszę go zapytać o wypłatę za wyprawę na smoka i dokupić racji na podróż bez względu na to, od czego zaczniemy. Jeśli Marv uzna za stosowne sprawdzić ruinę po Turmalinie na okoliczność naszego poszukiwanego, pójdę tam za nim - wzruszył ramionami i ruszył przed siebie.
Zenobia odprowadziła wzrokiem jego rytmicznie napinający się tyłek.
- ZACZEKAJ! - Przeborka nieco zbyt gorliwie pobiegała za łucznikiem, nie chcąc za długo przebywać w towarzystwie obrotnej Zenobii - Wioska jest...eee... duża i trochę nam zajmie szukanie Jorisa. Lepiej się podzielmy pracą. - nachyliła się do ucha tropiciela, żeby Zenobia nie usłyszała tego planu. Strach pomyśleć, czym groziłoby znalezienie Jorisa najpierw przez starą ladacznicę - Cokolwiek z nim się dzieje, idę o zakład, że ma w tym udział ta jego straszna kobieta, Torika. Powinniśmy... powinieneś porozmawiać z nią najpierw. Ja obejdę wszystkie karczmy tutaj, ale coś mi mówi, że po prostu zakazała mu z chałupy wychodzić za karę...
- Joris nie wydaje mi się być mężczyzną, któremu jakakolwiek kobieta może mówić, co ma robić
- zauważył spokojnie Shavri - Ale nie ma problemu, Przebijko, podzielmy się poszukiwaniami. I spotkajmy się potem tutaj.
- W takim razie ja zajmę się zapasami i resztą przygotowań do wyruszenia. Mam nadzieję, że karczmarzowi zostało coś na sprzedaż
- odezwał się głośno dotąd milczący Marv. Nagle skierował swoje spojrzenie na Zenobię i uśmiechnął się szeroko. - Ten zamek to bezpieczne miejsce. Co wy na to, żeby się podzielić? Zenobia może go jeszcze raz sprawdzić, kiedy my udamy się do Studni Sowy.
- Dobrze, że wszyscy mamy zwierza pod siodło
- powiedział na to Shavri, któremu słowa Marva uświadomiły, że nawet Zenobia ma stwora, którego od biedy będzie w stanie skłonić do jakiegoś żwawszego poruszania się. - Będzie dużo sprawniej. A pomysł z podziałem grupy? Cóż, to zależy od Zenobi. Ale dałbym sobie spokój z tym zamkiem. Chyba, że nigdzie indziej nic nie znajdziemy, to wtedy możemy się i tam wrócić. A właśnie. Zenobio. Czy Wampir jest psem tropiącym? Nie mam pojęcia, gdzie może być Joris. Phandalin nie jest nie wiadomo jak duże, ale i tak… No tak, ale nie mamy nic, co należałoby do niego na zapach. Szlag by to… - mruknął i zaczął się ponownie zbierać do odejścia.
-Podzielić? No już myślałam, że tego nie zaproponujesz. Poproszę moją część złota, ty rudy misiu ty...- W pierwszej chwili Zenobia odebrała trochę opacznie propozycję Marva.
-[i]Aaaa, ty nie o tym... -Zamyśliła się- Już wiem! chcesz poprzebywać ze mną sam na sam przez jakiś czas, słodziaku? Bo chyba nie zostawilibyście damy samej?
Słysząc jej słowa Shavri odszedł jakby nieco żwawiej.


 
Drahini jest offline  
Stary 03-12-2017, 14:18   #107
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Niziołek Stimy już po kilku susach zrównał się z kapłanką zmierzającą do domu za kapliczką. Szedł tak na równi z nią jakiś czas nie odzywając się. W końcu nie wytrzymał.
- Garaele to twoja protektorka?
Byli już przy chatce, bo i nie było daleko.
- Będę mógł zostawić u was na jakiś czas Małgąskę?

Półelfka była chyba daleko myślami, bo drgnęła zaskoczona gdy usłyszała Trzewiczka. Spojrzała na niego szeroko otwartymi i łagodnymi oczami, po czym uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie, Garaele jest kapłanką Tymory, gdy wyruszyłam na misję jeno z listem od swych zwierzchników ona ugościła mnie u siebie i pozwoliła zostać nie stwarzając mi problemów - odpowiedziała spokojnym głosem kogoś, kto jest wdzięczny, że ktoś pierwszy się odezwał.
- Kim jest Małgąska? - spytała po chwili.

Niziołek przystanął, zmuszając swą rozmówczynię do tego samego i przykucnął na boku, ostrożnie zdejmując kapelusz. Spod nakrycia głowy wyjrzała przestraszona kura. Już po chwili próbowała przypomnieć sobie jak się lata i sfrunęła z głowy Trzewiczka na trawkę. Stimy na nowo przykrył dwa białe kleksy na włosach kapeluszem i wstając, dumny z siebie powiedział:
- Jak byłem w Neverwinter, to zabronili mi z nią wchodzić do takiej karczmy, wolałem nie ryzykować!

Selunitka przyglądała się ptaszynie z nieodgadnionym wyrazem na twarzy.
- Jeśli Kurmalina ją zaakceptuje to może u nas zostać. To…

- Twoja protektorka? - wciął się niziołek

- ...kura z poprzedniej wyprawy - dokończyła kobieta. - Bojowa tak samo jak jej imienniczka Turmalina… Na tej ziemi nie mam protektorów.

- Mmhh… - Stimy głośno mruknął w zastanowieniu, by po chwili odezwać się z całym przekonaniem - Na pewno się polubią! Małgąska widziała smoka. Będzie miała o czym opowiadać. Chodźmy do Garabele i opowiesz mi o tym duchu!

- Banshee - sprostowała kapłanka, wskazując dłonią na sękate drzwi domostwa. Podeszła do nich i zapukała, ale nie czekała na odpowiedź i nacisnąwszy klamkę zaprosiła towarzysza do środka.
Stimy wartko wmaszerował.


Dom stał pusty, nie licząc wściekłego piania i chrobotania za drzwiami na korytarzu do jednego z pokojów. Tori jednak wskazała przejście do kuchni, gdzie zapaliła świece.
- Dziwne… powinna być już u siebie, ale wygląda jakby gdzieś wyszła. Może ktoś się pochorował i potrzebował leczenia. Możemy tu na nią zaczekać. Chcesz się czegoś napić?

Stimy podskoczył w odpowiedzi. Słychać było ciche chlubotanie w jego brzuchu po wielu miskach zupy.
- Może później. Znasz się na duchach?

Melune usiadła na ławie przy stole. - Jestem kapłanką znam się trochę na nich… tyle ile wyczytałam w księgach i miałam do czynienia podczas nielicznych walk z nimi. Co cie interesuje?
-Mówiłaś, że szukaliście jednego, ale się nie pokazał. Próbowaliście jakiś specjalnych sposobów?

- Za pierwszym razem się pojawiła, ale zadałam jej złe pytanie... - zamyśliła się szpiczastoucha. - Turmalina zrobiła jej figurkę w prezencie, którą złożyłam jej jako dar w miejscu gdzie się ją widuje. Garaele też ją widziała… niestety Agatha bo tak ma na imię, jest bardzo kapryśna. Nie lubi mężczyzn. Odpowie tylko na jedno pytanie i pojawia się kiedy chce.

- Za drugim razem mieliście jakiś prezent? Kim właściwie jest... był ten duch?

- Eeem… nie. - Dziewczyna spłonęła rumieńcem zawstydzenia. - Bo co bym jej mogła dać?

- Mówiłaś, że duch wie coś o księdze, może wystarczy, że pójdziemy tam z okładką? Masz ją przy sobie? Jest magiczna, ale w zasadzie nie wiem co robi. Dziwne, że ostała się sama okładka, może ona wciąż tam jest tylko uniewidoczniona?

- Gdzieś tu powinna być, pokazywałam ją siostrze w dowód, że jestem coraz bliżej jej… znalezienia - mruknęła pod nosem, wstając od stołu.

- Nieopodal Triboaru również jest jakiś duch - Trzewiczek zamyślił się - to byłby drugi duch mający coś wspólnego z księgą. Mógłbym stworzyć przedmiot pozwalający zobaczyć niewidzialne. - myślał głośno. - … albo wykorzystać coś co przyciąga duchy, by je zwabić w pułapkę. Jest coś takiego?

- Jeśli tą księgą zainteresowali się zwierzchnicy mojej gospodyni, to mogli też i inni… okładka może świadczyć o tym, że ktoś ukradł gadowi resztę… albo on zdołał tylko wyrwać okładkę. O tym drugim duchu nie słyszałam. Mógł pojawić się niedawno… albo mówimy o tym samym? Tak czy siak, przejść się do Agathy można… ale wątpie by się pojawiła. Jak mówiłam jest wredna i kapryśna… gorsza od krasnoludki. - Selunitka krzątała się po pomieszczeniu po czym nie znalwaszy tego czego szukała ruszyła do drzwi, w które ktoś głośno drapał i pukał.

- To nie ten sam. Tamten był magiem. Bowgentle mieszkał u niego czas jakiś. Wierzba Starej Sowy? Jakoś tak…

- Wierzba? Tam mieszkał pewien mag, chyba tam… jakoś ciężko mi operować nazwami Studnia Starej Sowy, Thundertree, Phandalin nic tylko język sobie połamać. - mruczała dodając głośniej - Jestem bardziej wzrokowcem… Nekromantą był, pomógł nam w pewnej misji jeszcze przed odbiciem kopalni. - ciągnęła stojąc w progu kuchni z okładką w ręce i… rudą kurą między nogami.
Ptak napuszył się groźnie i stanął w rozkroku gotowy ganiać Stimiego dookoła stołu.

- Jak zginął? - zapytał Trzewiczek wysnuwając dla niego oczywisty wniosek i spoglądając nerwowo na Kurmalinę.

- Z-zginął?! - zdziwiła się Tori, gdy nioska ruszyła pędem na swoją ofiarę piejąc głośno jak kogut. Stimy wskoczył na krzesło. -[i] Ależ nie… on żyje! Miał się dobrze miesiąc temu… wątpie by nagle umarł[i] - Melune spróbowała przekrzyczeć swoją kurę, która wskoczyła na stół by przepuścić atak na twarz Trzewiczka.

Niziołek wrzasnął, kiedy mordercze szpony i dziób wzbiły się w powietrze przecząc prawom fizyki, by zatopić się w jego kruchym ciele. Zasłonił się rękoma i spadając z krzesła na którym stał złapał kurę w dłonie skryte w rękawiczkach. Stimy przeturlał się po podłodze wzbijając kłębek piór z kury i kapelusza. Walka była zażarta i nierozstrzygalna, aż tu nagle... bzzyt! Dziwny i gwałtowny dźwięk poraził powietrze, a towarzyszył mu jasny błysk światła z dłoni niziołka! Kura przeleciała dalej niż kiedykolwiek by tego chciała. Nawet w najskrytszych, kurzych marzeniach. Lekko krwawiący Trzewiczek i Kurmalina z osmolonym kuprem rąbnęli o przeciwne ściany domostwa. A przynajmniej tak później Trzewiczek opowiadał o tym starciu.
- Nawet nie próbuj tego ponownie! Mam jeszcze dwa ładunki ptaszynko! - ostrzegł kurę, wskazując ją palcem rękawicy, po której wciąż przeskakiwały ładunki elektryczne.

Półelfka stała w oniemienu, przyglądając się walce niemal na śmierć i życie, aż jej okładka z dłoni wypadła na podłogę. Ona sama zdzieliła by ptaka w łeb, zamiast się z nim kotłować jako tako… ale patent niziołka, również okazał się skuteczny.
Kurmi brzmiała już bardziej jak na nioskę przystało, cicho gdacząc i lekko chwiejnym krokiem kierując się do jedynego wyjścia z kuchni. Czyli między nogi kapłanki.
-O-opatrzyć cię? - spytała po chwili, wyglądając przez ramię, by odprowadzić swoją czarcią kurę, która obijając się od ścian, dreptała w głąb domostwa jakby zapomniała o całym zdarzeniu.
Stimy zetknął dłonie. Nastąpiło kilka niewielkich wyładowań, po czym wstał i otrzepał się.

- Nooo… może troszkę. - Niziołek wrócił do wcześniejszej rozmowy - Jak dla mnie to może być ten sam mag. To samo miejsce, a nie ma ich aż tak wielu. Jak dawno temu widziałaś ostatnio go żywego?

- Jakiś miesiąc… może parę dni więcej… - odpowiedziała dziewczyna, zbierając z podłogi sprawcę całego zamieszania. Drewniana okładka spoczęła na stole a Rika, przemyła zadrapania na buzi małego człowieczka ziołowym naparem. Najwyraźniej absurdalność zdarzenia nie wywarła na niej, aż takiego efektu… lub selunitka była profesjonalistką w swym fachu.

Stimy natomiast krzywiąc się z zaciekawieniem spoglądał na okładkę.
- Tak czy inaczej, chyba warto z nim porozmawiać? To daleko?

- Marszem… trochę tak.

- Masz trochę talku?

- W mojej torbie z medykamentami, ale nie potrzebujesz go na zadrapania - wytłumaczyła mieszanka dwóch ras.

- A do czego go używasz?

- Na otarcia, lub wysuszenie zabliźnień… czasem odparzenia lub wysypki rodzaju potówkowego…

Stimy kiwnął twierdząco głową.
- Dokładnie! Coś mnie swędzi, tak potówkowo, skoro mam wyruszyć na poszukiwania ducha muszę dostać trochę talku.

- Ach tak? A gdzie? - spytała z troską, ale i uśmiechem na ustach.

- Do Świerzby Dzikich Sów!

- Studni jak już - poprawiła go z wesołością. - Dam ci tego talku, ale ducha nim nie wykryjesz, jeno rozbawisz… czy mogłabym wyruszyć z tobą?

- Oczywiście! Nie lubię wędrować sam! Potrzebuję dnia do namysłu i dnia na przygotowanie…

Tori uśmiechnęła się z wdzięcznością, dopiero teraz zdradzając swoją niepewność. Wyprawa na smoka choć wygrana okazała się dla niej zgubna i to pod wieloma względami. Niziołek jednak o tym nie wiedział i… nie musiał wiedzieć, choć pewnie i tak się dowie.
- W takim razie wiesz gdzie mnie szukać - odparła z ulgą i ciepłością w głosie. - Kurmalina już ci pewnie więcej nie zagrozi więc nie musisz się obawiać zaglądania tutaj.

Po około pół-godzinie wrociła Garaele. Trzewiczek dowiedział się od niej, że duchy ukażą mu się jeśli tego zechcą, lecz nie każdy duch jest niewidzialny, a istnieją również magiczne sposoby na ich przywołanie. Stimy wypytał dokładniej o te sposoby, lecz tak na prawdę miał już w głowie odpowiednie zaklęcie.

Garaele nie chciała wyruszyć razem z Trzewiczkiem i Thoriką na wyprawę do Studni Starej Sowy, a potem do Banshee. Przestrzegła ich jednak przed niebezpieczeństwem z jakim związana jest ta wyprawa. Każdy bowiem nieumarły to zły byt, który za wszelką cenę pragnie uniknąć ostatecznej kary za swe przewiny na tym planie. Rozwiązaniem miała być tu magia i woda święcona. Stimy powiedział kapłance by zapewniła to drugie. Niziołek zaś mógł umagicznić broń, choć nadal potrzebowali kogoś, kto by nią władał. To jednak miało się szczęśliwie rozwiązać samo, bo ta sama drużyna, która wcześniej ubiła smoka wyruszała w to samo miejsce!

Stimy wiedziony błędnym przekonaniem, tak bowiem usłyszał że Banshee ukazuje się tylko kobietom, postanowił że zaproponuje wspólną podróż jeszcze jednej osobie. Jakkolwiek Zenobia była dość osobliwa i niefrasobliwa to z całą pewnością była kobietą w pełnej krasie. Komu jak komu, ale jej Banshee będzie musiała się ukazać!

Melune nie za bardzo skorzystała z okazji do nocnego naradzania się na temat zaginionych przedmiotów, ludzi i magii jako takiej. Od urodzenia uczona by nie pytać, a robić… gdy przyszło do inicjatywy i wydobywania informacji tylko się zbłaźniła, choć… chyba prędzej we własnym mniemaniu. Reszta była zbyt senna, by się przejmować takimi błahostkami.

Gdy półelfka zmawiała modlitwę przed snem, myślami ciągle była przy ukochanym Jorisie.
Sprawy między nimi się pokomplikowały i dziewczyna zakładała najgorsze, postanowiła jednak, że nie ważne jak i kiedy ich związek się skończy, nie pozwoli, by myśliwemu stała się krzywda, czy spotkał się z jakąkolwiek przykrością z jej strony. Wiedziała, że uczucie którym go darzy nie wygaśnie do końca życia i choć z owego kwiatu nie zerwie nigdy owocu, nie pozwoli też, by zmarniał w jej duszy.

Następnego dnia, skoro świt, kapłanka ruszyła z łopatą do lasu. Niecałą godzinę marszu od miasteczka wyczaiła bagienko z dziką miętą oraz poletko rumianku oraz liści bobkowych. Postanowiła wykopać kilka roślinek i wsadzić je do swojego “ogrodu” przy “domu”. Coś trzeba było robić, by myśli nie zjadały od środka.
Sprawa z zaginioną księgą utknęła w martwym, i to dosłownie, punkcie. Do tego dochodził problem sharańczyków i tych nowch, przez których powoła wioski śpi pod gołym niebem.
Gdy Tori uporze się w przekopkami, uda się do namiotowiczów, by sprawdzić czy aby nie potrzebują jej fachowej pomocy, a później… później coś się wymyśli.

 
Rewik jest offline  
Stary 04-12-2017, 12:11   #108
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- … oooris!!!
Obejrzał się w kierunku domostw, spomiędzy których dochodziło wołanie. Nie do końca pewnym, czy chciał się przekonać, kto tym razem będzie chciał mu głowę suszyć.
I odetchnął głęboko na widok Shavriego. On raczej nie wytknie mu tego, że jest cały przemoczony, srogo wania pijaństwem, podrapany po twarzy jakby się z jaką babą szarpał i generalnie sprawia wrażenie raczej lokalnego pijaczyny niż samozwańczego opiekuna Phandalin. Za to siedząca nieopodal na strzesze wiewiórka zdawała się patrzeć na nadchodzącego jak na długo oczekiwane wybawienie.

Shavri wyszedł zza rogu i rozglądnął się na wszystkie strony, w nadziei, że może w którejś z błotnistych uliczek…
- Joris! - zawołał, od razu uśmiechając się szeroko. Podszedł do starszego tropiciela raźno i poklepał przyjaźnie po mokrym ramieniu bez nawet najmniejszej chwilki zawahania. - O Pani, jak się cieszę, że cię widzę! Wszystko w porządku? Nie jesteś głodny? Wszędzie cię szukam, bo zniknąłeś, jak kamień w wodę, a mam ci ciekawostkę do sprzedania… - i zaczął tak zwięźle, jak potrafił referować, co zaszło i na co się zdecydowali, i że jeśli chce, to jest liczony w eskapadę prowadzoną przez Marva. - To łebski facet. Zresztą sam wiesz. - zakończył.

Skupienia nie można było Jorisowi odmówić. Słuchał bowiem uważnie i poświęcał tej uwadze bodaj wszystkie dostępne tego ranka siły swojego rozumu. Przez co i nie odpowiadał Shavrimu nawet gdy ten już skończył i chyba czekał na odpowiedź Jorisa.
- Hamund Kost to nekromanta - ozwał się w końcu ochryple - Obozuje półtora dnia drogi stąd przy ruinach nieopodal Conyberry, a chronią go nieumarli. A wyście się najęli tym południowcom by go znaleźć…
Zachwiał się jakby przypomnienie sobie tego kosztowało go bogowie raczą wiedzieć ile, po czym nieoczekiwanie skrzywił usta w geście, że dlaczego by nie i pokiwał głową.

- Takim razie dobrze, że mam wodę święconą - zauważył Shavri, któremu z nieumarłymi już zdarzyło się walczyć. - Trzeba to będzie powiedzieć Marvowi.

- Dołącze do was. Też mam w dziczy sprawę
- dodał Joris, co rzekłszy zerknął wymownie na gryzonia.

Tropiciel nie od razu dostrzegł wspaniałą, rudą kitę drgającą nerwowo, ale gdy tylko ją dostrzegł, lekko stracił wątek.
- Ale mam szczęście - westchnął. - Nie dość, że cię znalazłem, to jeszcze patrz, jaka śliczna - powiedział spokojnie, żeby nie spłoszyć wiewiórki, jednocześnie szukając za pazuchą jakichś resztek chleba, którymi mógłby ją poczęstować. Trochę zastanowiło go, co robi tak daleko od lasu, ale może tutaj domowią wiewiórki? Póki co cieszył oczy rudym zwierzakiem. Po długim poszukiwaniu znalazł kawałeczek mocno czerstwego suchara i powoli podchodząc pod zadaszenie, wyciągnął rękę z przysmakiem pachnącym może i chlebem, ale też z całą pewnością Shavrim. - Witaj, Śliczna.

- Widzisz? -
Joris również spojrzał na wiewiórkę - Pomyliłaś ludzi.

Wiewiórka nie od razu i raczej z ostrożnością zbiegła na wyciągniętą rękę tropiciela, skąd porwała poczęstunek i przebiegła na prawę ramie tropiciela, by go zjeść.
- To ta twoja? Z nią masz sprawę w dziczy? - zapytał i wolno pogłaskała ją palcem po łebku. Nie uciekła.

- Taaaa... - Joris skwapliwie przytaknął czując nagle jakiś wstyd. Widywał już tropicieli i myśliwych starszych od siebie. Wielu miało wśród zwierząt przyjaciół. Sam też nie raz o tym myślał i w jego wyobrażeniu jego przyjacielem będzie jakiś niedźwiedź, wilk, czy rosomak. No ostatecznie sokół, lub jastrząb. A tu proszę. Tancerka spiknęła go z małą słodką, wiewiórką.

- O rany. Strasznie ci zazdroszczę. Chyba za mało jeszcze w lesie przebywam, bo nie potrafię rozmawiać ze zwierzętami. Albo jestem na to za głupi. Nawet nie wiem, czy da się tego nauczyć, czy to przychodzi samo z czasem - Shavri pokręcił głową z uśmiechem. - Nie wiem, jaką masz sprawę w dziczy, ale jeśli powiedziała cię o niej wiewiórka, to chętnie pomogę. Tylko że ja mam jastrzębia i tam, gdzie jest mniej ludzi Kira trzyma się bliżej mnie. To może być problem...
Coś mu jednak przyszło do głowy i podetknął pod wiewiórczy nosek lewy nadgarstek, gdzie na skórzanym mankiecie czasami siadywała Kira i była szansa, że został tam jej zapach. Miauknął też, starając się dość nieudolnie imitować kwilenie jastrzębia. Wszystko to miało ją poinformować o tym, że człowiek ten zadaje się też z jastrzębiem. Ruda niuchnęła, prychnęła i uciekła do Jorisa. Zdecydowanie zrozumiała przekaz. Shavri chciał zachować wszelkie możliwe środki ostrożności.
- No dobrze - powiedział w końcu Shavri do Jorisa. - Znalazłem cię, ale wciąż muszę uzupełnić jedzenie i pochodnie. A tobie przydałby się koń, bo wszyscy mamy coś pod wierzch. Nawet Zenobia te kobyłę, której od biedy możemy do rozumu przemówić… Albo tego czegoś, co ma w głowie… Kobyła, nie Zenobia. Ach i jeszcze jedno. Nie rozliczyliśmy się za wyprawę na smoka - przypomniał uprzejmie. - A jeśli chciałbyś, żeby Torika do nas dołączyła, to niestety łączy się to z podziałem tak dniówki jak i nagody za sukces, więc reszta musiałaby sie na to zgodzić. Choć nie powiem - fakt, że to kapłanka mógłby się okazać w tej sytuacji atutem.
Tak jak wszyscy pozostali - również i Shavri nie zmartwił się zbytnio wczorajszym zniknięciem zleceniodawcy przed wypłatą. Widać również im udzieliło się zaufanie do Jorisa, jakie budził on w Phandalinczykach.

Wzmiankę o koniu Joris skwitował tylko machnięciem ręki. Rozczulanie się nad wiewiórką, wywróceniem oczami mrucząc coś o tym, że “złe złego nie weźmie”. Na wspomnienie Torikhi spochmurniał i dopiero gdy Shavri napomknął o złocie myśliwy ożywił się.
- O rany… Fakt. Pewno pozostali zdążyli sobie pomyśleć… Głupia sprawa…
Westchnął drapiąc się po przemoczonej czuprynie.
- Gdzie obozujecie? Smoczą część mógłbym ci od ręki przekazać, aleć jeszcze mi te krzywe miecze po tych smoczych oszołomach do opchnięcia zostały. Chciałem je Linene opchnąć i dopiero całość podzielić.
Złapał się za głowę i skrzywił niemożebnie jakby wysiłek umysłowy nie przychodził mu łatwo.
- Dzięki Shavri, że z tym gamoniem w karcerze pogadałeś. I że się księgami zainteresowałeś. Ii… i w ogóle. Dobry druh z ciebie. I kiep ten kto twierdzi inaczej.
Uśmiechnął się krzywo do młodszego kolegi i ponownie machnął ręką.
- Aj dość tego kadzenia. Ogarnę się i rozliczę z Wami. Ale przed podróżą też chcę doposażyć trochę…

- Heeeh -
westchnął Shavri. Zrobiło mu się bardzo miło, ale ze smutkiem musiał wyznać swoją porażkę. - Marne efekty tej mojej rozmowy, wiesz? Twój gamoń jest wielce krnąbrny. Bucowaty nawet. Raczej nawykły do wymuszania posłuszeństwa siłą, nie zaś do roboty. Czci jakąś Shar, jeszcze nie ustaliłem, kto acz, ale jeśli w jej imię służył bestii siejącej śmierć dookoła siebie, to nie wiem, czy będziesz miał z niego pożytek. Będziesz go musiał ostro wziąć w obroty i uważać, bo wydaje mi się niebezpieczny.
Przebijka zjawiła się akurat, gdy Shavri tłumaczył Jorisowi, gdzie ich znajdzie, jak już ogarnie swoje sprawy.
Sam Shavri liczył na to, że w czasie swoich własnych sprawunków natknie się gdzieś na Trzewiczka - miałby okazję pożegnać się przed drogą z przyjaznym niziołkiem i opowiedziałby mu, co się wydarzyło. Bo na ile zdążył go poznać, Trzewiczek jak on sam był bardzo ciekaw wszystkiego.
Rozstali się więc, a Joris zapewniwszy raz jeszcze, że niebawem się zjawi w obozie ich pryncypały Leny, ruszył z Przeborką do Linene.


Punkt handlowy kompanii Lwiej Tarczy świecił dziś pustkami. Co i dziwne nie było, bo choć ranek już minął, to dzień był młody, a dozbrojenie nie było pierwszą najważniejszą potrzebą Phandalińczyków, nawet po tym jak zorganizowali lokalną straż. Choć nie da się zaprzeczyć, że handlarce ostatnimi czasy wszystkie siekiery i topory schodziły na pniu z okazji wyrębu.
- Linene jest w porządku - ozwał się ni z tego ni z owego do Przeborki gdy wchodzili do kramu - Sprowadza broń z Triboaru. Bardzo porządną, a i naprawdę perełki się zdarzają... Jakbyś się dozbroić potrzebowała, to możesz w ciemno tu wpadać.
Linene w rzeczy samej była w porządku. Szczupła, długowłosa blondynka co prawda młodością już nie grzeszyła, ale od wieku Zenobii dzieliła ją przepaść. Można było nawet dziwować się, że taka kobieta marnuje się w jakiejś mieścinie zarówno bez męża jak i bez perspektywy kariery. Ale najwyraźniej phandaliński spokój Linene odpowiadał, bo nigdzie się stąd nie wybierała.
Tak czy siak patrząc na nią, nie było się co dziwować, że Joris tak ją zachwala.
Myśliwy nabył cztery dziesiątki bełtów do kusz, z których uczyli się szyć młodzi phandalińscy strzelcy pod wodzą Nilsy Dendrar i poprosił o wycenienie zdobycznych na kultystach sejmitarów, które wyglądały dość egzotycznie. Ostatecznie jednak ważąc w dłoni jeden z nich nie sprzedał ani jednego. Choć sprawiały wrażenie dziwnych, w dłoni leżały zupełnie nieźle i można je było spokojnie przeznaczyć do zbrojowni Phandalin. Co nie oznaczało, że Joris zamierzał pozbawić ich wartości swoich najemników. Dowiedziawszy się na ile wycenia je Linene, dorzucił tę wartość ze swojej kieszeni, a sejmitary zaniósł do Barthena, w którego składziku nadal znajdowała się zbrojownia.
- Naprawdę lubię to miasteczko - ozwał się ponownie do Przeborki gdy ponownie szli przez miasteczko. Mimo iż barbarzynka poza powitaniem i wyrażeniem niejakiej ulgi, że nic mu nie jest nie zdawała się w nastroju do gawędy. Słuchać jednak chyba słuchała - Sam nie wiem czemu. Dwie karczmy, dwa sklepiki, parę gospodarstw... kilku niespełnionych górników... Nic takiego. Ale wiesz... w okolicy to się żyć raczej nie da. Ruiny z jednej strony. Ruiny z drugiej. Do tego mieli orczą bandę, gobliński klan, nawiedzoną kopalnię i prawdziwego w mordę kopanego smoka! No u nas w kniei gdzie moja rodzinna wieś jest lekko nie było, ale tych tutaj to bogowie chyba naprawdę nie lubili. Ale wyżyli. I jakoś tak... radość bierze jak się patrzy, że tu coraz lepiej mimo wszystko.
Gadał i gadał i jakoś mu się gęba nijak zamknąć nie chciała. Wiewiórka skakała za nimi od strzechy do strzechy, czasem przeskakując nad jakimś burkiem, czy przed nosem innego mruczka. Wiejskie zagrożenia miała wyraźnie za nic, mimo udzielonej przez Shavriego lekcji.
Tyle dobrego, że coraz mniej go od tego głowa bolała, a coraz bardziej doskwierał głód. Co objawem było zdrowym. Zaszli do Mirny Dendrar, którą Joris poprosił o oczyszczenie do gołej czaszki smoczego czerepu. Kobieta, która choć zapewne głowę świniaka nie raz sprawiała, a i smrodów jako córka aptekarza się nawąchać musiała, na taki widok nieco zdębiała. Myśliwy przeprosił, że sam tego nie robi, ale czas go goni, a w zamian jej napewno coś upoluje. I ruszyli dalej.
- Barthen mówił, co wczoraj Turmalina wygadywała na placu - ciągnął po czym parsknął - Śmieszna sprawa z tą zołzą jest. Się czasem człowiek zastanawia jak to się stało, że nikt jej jeszcze nie ukatrupił, ale... Gdyśmy się pierwszy raz najęli do roboty to nas szóstka była. Sześć osób co się w ogóle nie znało. No i z tej szóstki ja i Turmalina wyżyliśmy. Jakkolwiek baba ta mierzi mnie czasem niebotycznie, tak fakt ten... cóż... zmienia punkt widzenia. Zresztą gdyby nie Torikha, która dołączyła do nas później, to by z tej szóstki nie wyżył nikt.
Tak. Wspomnienie Torikhi samo się nasunęło, bo zbliżali się właśnie do kapliczki Tymory. Jeśli jednak Przeborka obawiała się, że ma być świadkiem jakichś miłosnych niesnasek to mogła odetchnąć z ulgą. Joris skierował się do siostry Garaele, która właśnie siedziała w grządkach. Elfka nie przywitała Jorisa równie poufale co Linene. Właściwie to wzrok miała surowy by nie rzec nieprzyjazny. A prośbę myśliwego by zajrzała do karceru i zobaczyła, czy przesiadująca tam zbłąkana owieczka (i nie o Harbina chodziło) to tylko głupia jest, czy pod wpływem jakiego uroku i czy da się to odczynić, odparła, że nie wie czy znajdzie czas na głupoty. Jak ją jednak Joris znał, to znajdzie. Nabył jeszcze dwa eliksiry ochrony przed złem po czym odeszli.
- Głupstwo - kontynuował monolog - Jak zawsze jak idzie na noże to o głupstwo. U was na północy też tak jest? Poprztykaliśmy się o jakiegoś durnia, co w gady wierzy - westchnął - Chyba z nią pogadam.
I to było ostatnie co powiedział. Jakby wszystko wcześniej miało go do tego przygotować.
- Dzięki Przeborka.
Zaszli jeszcze do prowadzącej górniczy kantorek Halii Thorthon gdzie myśliwy nabył kamień księżycowy na podarek dla banshee Agathy, po czym na sam koniec dotarli do obozowiska najemników Leny Marple gdzie znalazł Marva i Shavriego. Skinął głową poznanym już wcześniej mężczyznom na powitanie, po czym wyciągnął rękę do ich pryncypały.
- Joris jestem. Tutejszy myśliwy - Na myśliwego raczej nie wyglądał teraz. Prędzej na zbira. Widząc jednak poważny wyraz twarzy zarówno jej jak i rudzielca, poczuł nagłą wesołość i uśmiechnął się - Rad jestem poznać. Marv bardzo dużo o pani opowiadał. Dziękuję za zwolnienie jego i Shavriego z obowiązków na ten czas. Bez nich byśmy gada nie usiekli. A skoro trójkę już pod ręką mam to i należne złoto oddaję.
Co rzekłszy usiadł obok i ze zdającej się nie mieć dna sakwy, wyciągnął woreczek i odliczył Marvowi, Shavriemu i Przeborce zarobione monety.
- Tyle wyszło z podziału skarbu i za broń kultystów. Są jeszcze dwa zwoje, ale trzeba by je zidentyfikować... Jak się z tym uporam to z nich też się rozliczymy. Aaaa... Shavri mi rzekł, że się tym Tressendarom najęliście. I idziecie szukać dla nich nekromanty.
Słowo "Tressendarom" wypowiedział z niejakim niesmakiem. "Najęliście" chyba też, choć to akurat mogło się wydawać. Joris i tak mówił nieco ochryple po ewidentnym pijaństwie na jakim spędził poprzedni wieczór.
- Jeśli wam to różnicy nie robi, to chętnie pójdę z wami. I proponuję, by tej wyprawie dowodził Marv. Robiłem już kilka razy w grupach gdzie każdy miał coś do powiedzenia i dobrze to raczej nie wychodziło. A tak... jak co źle pójdzie to będzie wiadomo kogo obwiniać.
Co rzekłszy uśmiechnął się zupełnie po przyjacielsku.

Chwilę później pożegnał się i poszedł szukać Zenobii. Miał dla niej jej część do wypłacenia, a i coś mu mówiło, że w jej wieku i z jej doświadczeniem jest szansa by wyznawała się nieco na czarach. Tych magicznych rzecz jasna. Szukanie jej nie przysporzyło mu większych trudności.
- Witaj mateczko - zaczął po czym nim zdążyła odpowiedzieć, szybko kontynuował jakby z obawą jaką, że jego powitanie może być opacznie zrozumiane - Ze złotem za smoka przyszedłem. I chciałem cię prosić byś na te dwa zwoje okiem rzuciła. Też są zdobyczne na smoku, ale za nic w świecie się na tym nie wyznaję.

W końcu, koło południa uznał, że jest w sam raz pora na to by w końcu zjeść śniadanie i przemyśleć jak porozmawiać z Torikhą. Jeśli Marv zamierza wyruszyć dziś, to czasu wiele na to nie będzie. Jeśli nie... No i jeszcze kwestia spania w stajni była... Hmmmm..... A może by tak...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 04-12-2017 o 13:39.
Marrrt jest offline  
Stary 04-12-2017, 12:37   #109
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Jako że Phandalin nie było dużym miasteczkiem, Shavri prędko odnalazł Trzewiczka przeglądającego skóry upolowanych zwierząt gdzieś tam na jakimś straganie.
- Jak tylko wrócę z wyprawy, którą planuję będę mógł wykonać za drobną opłatą kilka pułapek na króliki. Rozszerzy szanowny pan swój asortyment, sam bym też upolował kilka, teraz jednak nie mam na to czasu. Z przyjemnością odwiedzę Pana później!

Stimy odwrócił się i natknął się na Shavriego.
- O! Shavri! Masz może futerko z królika? Będzie mi potrzebne do umagicznienia jednego przedmiotu.
- Ha. Cieszę się, że cię widzę. Futerka z królika nie mam, ale jeśli to nie piekarnia i będziesz tu po naszym powrocie, to nawet jeśli takowego nie złapie po drodzę, to wyprawie sie w okolice Phandalin specjalnie dla ciebie. - Tu tropiciel plasnął się otwartą głową w czoło. - No tak, bo nie wiem, czy wiesz, ale dogadaliśmy z przyjezdnymi rano szczegóły tej wyprawy i ruszamy zdaje się, że nawet już dzisiaj. Znalazłem już nawet Jorisa, który idzie z nami, ale twierdzi, że ów poszukiwany mag to nekromanta… Więc będzie ciekawie. Właśnie kończe zakuypy, ale miałem nadzieję, że uda mi się jeszcze Cię spotkać, żeby się pożegnać przed drogą.
- Torikę mówiła coś o jakimś nekromancie. Podobno nie lubią wody… Czekaj! To znaczy że wy gdzie? Dokąd idziecie?
- Może to ten sam. Zdaje się, że idziemy najpierw do Studni Sowy - wydaje mi się, że to samo miejsce, o którym czytałeś. A dlaczego pytasz?
Stimy uśmiechnął się szeroko i klasnął w dłonie.
- Nie zgadniesz!
Shavri spojrzał na niego wyczekująco.
- Prawdopodobnie masz rację - dodał dla zachęty i uśmiechnął się.
- Volo idąc tropem Bowgentle w książce pisał o Wieży Starej Sowy, lecz nigdy jej nie odnalazł, a tak się składa, że Thorika wie gdzie to! Też tam idziemy. Będziemy szukać pewnego ducha maga. Ja tak myślę, że to może być nawet ten sam mag, którego wy szukacie! Moglibyście poczekać jeszcze trochę, aż znajdę futro królika? Bez niego trudniej będzie nam znaleźć ducha.
- Byłoby wspaniale. Tym bardziej że Torika jest kapłanką. A kapłanka by się nam przydała. Trzewiku, musisz znaleźć Marva i z nim porozmawiać, bo ja po pierwsze naprawdę muszę skończyć te sprawunki - to raz. Dwa - żuczkiem jestem w tej wyprawie - on dowodzi. Może mu zależeć na czasie, ale jeśli wszyscy mielibyśmy coś pod wierzch… - zaczął gdybać sam ze sobą. - Oczywiście ty możesz jechać ze mną w siodle - dodał szybko. - Powiedz mu o Torice! To może być ważny argument. Jeśli Marv się zgodzi poczekać do jutra rana, a nikt z kupców nie będzie miał twojej skórki, wyprawię się dziś pod Phandalin z Kirą i postaramy sie złowić ci tego królika.

Stimy posmutniał nagle i pokręcił nosem.
- To się nie udaa…
- Dlaczego? - Shavri kucnął obok niziołka.
- Jestem niziołkiem i Marv mi nie ufa. Podobnie jak Joris, Przeborka i cała reszta.
Shavri oklapł również:
- Myślę, że nie masz racji. Nie widzą cię, ale to wcale nie znaczy, że ci nie ufają. Jeśli się jednak boisz, że Marv cię zbędzie - choć szczerze w to wątpię - leć do Toriki, niech ona z nim porozmawia. Mamy jeszcze trochę czasu.
- Pójdę - Stimy energicznie przytaknął, a z jakiegoś powodu jego kapelusz zagdakał. - To ty turlaj dalej, a ja pójdę! - Stimy, przytrzymując nakrycie głowy odbiegł w stronę domku Toriki.


Rozpędzony niziołek śmignął zakrętem w lewo, przed siebie dwadzieścia osiem kroków i bęc! Klapł na tyłeczek, a z kapelusza wysypała mu się Małgąska.
- Ojej! Właściwie to biegłem do Torikę, ale na Ciebie też chciałem wpaść szanowna Pani Zenobio! - Stimy skoczył z powrotem na nogi i zaczął łapać gdakającą kurę.
-Na Tori i na mnie? Razem? To będzie kosztowało ekstra-zastanowiła się Zenobia masując obolały, przez niziołka obity tyłek.
-O! To ty?-Rozpoznała w agresorze Trzewiczka. -Tak myślałam, niski jesteś wzrostem, ale duszę masz lwa...-Wymamrotała. Stłuczony zadek naprawdę bolał. Kto by przypuszczał, że z niego taka bestia? Nawet się nie gniewała. -Tylko wiesz, z nią musisz się dogadać osobno... Z rozbawieniem obserwowała, pogoń za kurą.
Jaki on zwinny i z jaką gracją się porusza.
Z wielkim trudem powstrzymała się, przed klepnięciem w wypięty w pewnej chwili w jej kierunku niziołkowy zadek.

Może to i lepiej, że Trzewiczek, zajęty łapaniem ptaszyska nie zwracał uwagi na to, co mówiła Zenobia. Gdyby słyszał, nie byłby taki spokojny a gdyby wiedział o czym ona myśli, zapewne uciekłby z krzykiem. Kiedy już Małgąska wróciła na swoje miejsce, Stimy wszystko wyjaśnił.
- Wyruszamy, być może jeszcze dzisiaj. Najpierw do Studni Starej Sowy, a potem do Banshee. Ta druga podobno nie lubi mężczyzn. Tak sobie myślę, że Ciebie może polubić i powiedzieć nam gdzie znajduje się księga, której szukam! Chyba że wcześniej powie nam to duch maga. Chodź z nami!

Trochę urażona Zenobia, lecząc zranioną dumę porcją wina prosto z dzbanka jakoś przyjęła do wiadomości, że ten atak od tyłu był zwykłym przypadkiem i nie grożą jej wspólne figle. Może to i lepiej - Tori była chyba zbyt agresywna, nawet dla Zenobii.
-Właściwie, to i my się tam wybieramy. Marv i Shavri okazali się nadzwyczaj uczciwi i nie chcą spędzić paru dni w pobliżu zamku a potem zainkasować za to kilku sztuk złota. Studnia jest tym miejscem, które mamy odwiedzić najpierw. Jeśli chcesz, możesz jechać ze mną, bo każdy ma jakiegoś wierzchowca a nie będziesz przecież jechał na kurze. Załatwiłbyś tylko jaki kociołek, albo dwa, bo mi ciągle giną.
 

Ostatnio edytowane przez Paszczakor : 04-12-2017 o 13:40.
Paszczakor jest offline  
Stary 04-12-2017, 12:41   #110
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
28 Eleint, Śródlecie, przedpołudnie

Poranek upłynął najemnikom na bieganiu po osadzie, rozmowach i załatwianiu sprawunków. Najwięcej do obgadania mieli oczywiście Trzewiczek z Shavrim, ale i reszta nie próżnowała.

Marv już wcześniej upewnił się, że Lena nie ma nic przeciwko jego wyprawie, a teraz głównie uzupełniał zapasy w towarzystwie Bibi, która przez ostatnie dni zapoznała wszystkich handlarzy w Phandalin (zwłaszcza, że nie było ich wielu) i nawet wytargowała mu malutką zniżkę. Obrotna kuszniczka nie obawiała się samotnego pozostania w osadzie, a i Hund był pewien, że da sobie radę. Byleby tylko nie przepiła całego złota… Obstawa była jej potrzebna głównie w czasie podróży do Triboaru, która miała nastąpić wiele dni później. Na zakupach przydybał ich Shavri i zaczął namawiać na opóźnienie wyprawy o dobę, by Tori i Stimy mogli do nich dołączyć.

Potem Shavri ruszył polować na króliki tak, jak obiecał Stimiemu. Nie znał okolicy, ale zdając się na fart ruszył w kierunku wzgórza Tressendarów i po jakimś czasie udało mu się wytropić kilka króliczych nor. Pozostało tylko założyć pułapki i poczekać do wieczora… albo i rana na efekty. Ale tropiciel był dobrej myśli. Zawołał Kirę i ruszył z powrotem do wsi. Kusiło go by zajrzeć do ruin dworu, ale kto wie co by tam zastał… i czy nie odroczyłoby to wyprawy z Marvem i resztą?



Zajęty rozmową z Shavrim i humorami wiewiórki Joris machnął ręką na nieoczekiwany wyjazd Turmaliny, zwłaszcza że nie miał pojęcia co wyrabiało się poprzedniego wieczora w gospodzie oraz w namiotowisku. Nabzdyczona krasnoludka z kolei zignorowała wypłatę za zabicie smoka (przecież wcześniej czy później Joris jej zapłaci, nie śmiałby nie!). Z trudem utrzymując się w siodle jechała przez las w stronę gór, pomstując w myślach i na głos na Phandalińczyków, Tressendarczyków, muła, nierówny dukt i wszystko co akurat przyszło jej do głowy. Pewnie dlatego nawet nie zauważyła bełtu, który świsnął niedaleko niej i poleciał w krzaki. Jednak drugiego nie sposób było nie zauważyć - pocisk wbił się w plecy krasnoludki, która zachwiała się i zsunęła z siodła. Oszołomiona geomantka zarejestrowała tylko, że ktoś chce ją zabić, ale nie zdążyła rzucić żadnego zaklęcia nim kolejny bełt ugodził ją w nogę. Drugi pocisk - chyba przypadkiem - trafił w muła, który kwiknął i kulejąc pognał przed siebie, zostawiając ciężko ranną Turmalinę na dukcie, otoczoną wrogami.



Nieświadoma dramatu geomantki Torikha wybrała się z samego rana na północny kraniec osady po zioła. Mimo wysiłku fizycznego kapłanka nadal była zatopiona w myślach. W końcu po raz pierwszy poważnie pokłóciła się z Jorisem… choć tak na prawdę nie można było tego nazwać prawdziwą kłótnią; ciche dni, które nastąpiły po tym były o wiele gorsze. Ile to już minęło? Trzy… cztery? Ciągnęło się w nieskończoność, a czarne myśli jeszcze pogarszały sprawę. Godzinę później, upaprana w błocie i trawie taszczyła w koszu sadzonki ziół, ale gdy doszła do ogrodu znów zrobiło jej się smutno; w końcu budowali dom razem z Jorisem… na wspólną przyszłość… Ech… Potrząsnęła głową i zabrała się za sadzenie. Taką, całą w ziemi i roślinach (i troszkę we łzach) zastał ją Trzewiczek. Ale wyprawa z Marvem, na którą namawiał ją niziołek oznaczała również - jak się okazało - wyprawę z Jorisem. A jak przyszło co do czego… czy Tori była na to gotowa?

 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172