lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [D&D 3.5 FR] Jaskółki latają nisko (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/17207-d-and-d-3-5-fr-jaskolki-lataja-nisko.html)

Gerappa92 18-07-2017 12:29

[D&D 3.5 FR] Jaskółki latają nisko
 
Przed Oakroad
Członkowie gildii mają różne benefity. W Nocnych Jaskółkach ciężko jednoznacznie stwierdzić co utrzymuje ich lojalność . Dostęp do tańszego sprzętu? Sprzedaż nielegalnego towaru? Wizja kariery? Szansę zemsty? John Silver obiecywał różne rzeczy rekrutom. W pewnym sensie jego gęba trzyma to wszystko w kupie. Jednak to co zapewniała gildia przede wszystkim to pieniądze.

Szanse na zarobek w Waterdeep była dosyć łatwa. Znaczy nigdy tam nie brakowało pracy. Kwestią sporną była tu forma zarobienia. W Jaskółkach rzadko kiedy było to legalne. Jednak członkom rzadko kiedy to przeszkadzało. W końcu byli oni specjalnie wyselekcjonowaną ekipą…

Właśnie jedna taka grupa Nocnych Jaskółek kierowała się do Oakroad. Daniel Leks wybrał was do tego zadania ponieważ, jak to stwierdził: “jest to szansa żeby się wykazać”. Do gildii należycie już od jakiegoś czasu i drobne zadanka macie już za sobą. Mimo wszystko jesteście nadal świeżakami. Zadanie, które dostaliście jest, co tu ukrywać, czasochłonne, niebezpieczne i trudne. Dlatego od dawna nikt nie chciał ruszyć w tamtym kierunku. Teraz jednak zadanie to nabrało na znaczeniu.

Piżmowe Smoki pewnie były już na miejscu. Hilton Grimset interesował się poczynaniami tej gildii, ponieważ jej członkowie, przeczesywali okoliczne ruiny i lochy w poszukiwaniu artefaktów i magicznych przedmiotów. Celem przewodnim tej grupy było czerpać wiedzę z tych przedmiotów i chronić je przed niepowołanymi rękami. Często jednak te niepowołane ręce, proponują najwyższą stawkę. Przez swoje cele, Piżmowe Smoki psuły biznes Jaskółkom.

W podróży można dyskutować o konkurencji, o sensie misji i o innych sprawach zawodowych. Można również rozmawiać o prywatnych interesach i doświadczeniu w biznesie. Gdy podróż trwa długo rozmowy często zbaczają na sprawy osobiste. Kiedy jednak wędrówka dłuży się niemiłosiernie, to nie ma się ochoty na żadne słowa. Kiedy nadszedł właśnie ten moment, słońce zbliżało się ku horyzontowi. Droga, którą idziecie niknie gdzieś za kolejnym pagórkiem w oddali. Na północ od was rozciąga się morze traw. Na południe z każdym krokiem granica lasu zbliża się coraz bardziej. Jest pewne, że dzisiaj nie uda wam się jeszcze dotrzeć do celu. Można by zacząć myśleć o rozbiciu obozu na kolejną noc w plenerze, kolacji przy ognisku i spaniu pod gołym niebem.

Niestety ten wieczór miał dla was inne plany. Nagle z lasu, jakieś 60 metrów przed wami wyłoniły się jakieś sylwetki. Słońce świeciło wam prosto w oczy więc trudno było od razu dojrzeć kto to. Po chwili doszło do was, że to hobgobliny. Dokładnie cztery paskudne, uzbrojone i patrzące w waszym kierunku. Każdy z nich trzymał w ręku oszczep. Jeden z nich coś krzyknął, machnął ręką i cała czwórka zebrała się do biegu w waszym kierunku.

Brilchan 18-07-2017 16:53

Aurelio był dziwacznym i roztrzepanym krasnoludem. Chodził w tych swoich brązowych ogrodniczkach, słomkowym kapeluszu i pasku na narzędzia z którego zwisał jeno młot oraz szpadel o krótkim trzonku stanowiło to wszystko strój kapłana Gonda.

Białą brodę splatał w prosty pojedyńczy warkocz zapinany drewnianą klamrą aby oszczędzić czas. Palce najmłodszego członka rodu Whiteshieldów zawsze plamił incaust gdyż zawsze notował jakieś pomysły na kartkach papieru a w napadzie inspiracji nie było czasu aby martwić się o dekorum!

Przygotowując się do drogi wziął ze sobą krasnoludzki topór po dziadku oraz młot bojowy obawiając się napotkania w ruinach potężnych nieumarłych istot które oprą się kapłańskiej mocy ale gdyby nie podpowiedź życzliwego weterana Jaskółek zapomniałby zupełnie o zbroi! Wrzucił wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka ale nie opuszczało go przeczucie że o czymś zapomniał...

Gdy doszło do ataku akurat rozważał koncepcje wykucia kostura składającego się z wielu nachodzących na siebie cienkich rurek dzięki czemu można by zmieniać jego długość wedle zapotrzebowania pewnie dlatego to Henk pierwszy zauważył hobgobliny.

"Szkoda, że nie ma czasu zgadać się z Dahlią. Jakby miała jakiś zaklęcie zamrażające to mógłbym stworzyć wodę na ścieżce i zielono gębę pokraki miałby ślizgawkę! Heheh, pomysł dobry ale trzeba będzie obgadać z resztą " - Pomyślał Gondyjczyk chwytając wyryty w drewnie symbol zębatki i zmówił krótkie błogosławieństwo:

- Patronie Rzemieślników oczyść nasze umysły aby czyny nasze były twórcze oraz kreatywne i pokonały wrogów którzy w swej ociężałości umysłowej postanowili nas zaatakować




Kerm 18-07-2017 17:15

Morn nie tęsknił zbytnio za Waterdeep, ale musiał przyznać, że w mieście było nieco ciekawiej niż na pustym trakcie. Poza tym, nie da się ukryć, że chociaż nie po raz pierwszy wędrował drogami i bezdrożami, to nie był 'leśnym' człowiekiem i wolał mieć w nocy dach nad głową, a na talerzu coś, czego nie musiał sam upolować i przyrządzić. No ale skoro nie było tego, co się lubi...

Jak się okazało, nie należało chwalić (ani też granic) dnia przed zachodem słońca. Monotonia wędrówki została zakłócona przez osobniki, których Morn nie chciałby spotkać na swej drodze podczas samotnej wędrówki. Teraz na szczęście nie był sam, ale powodów do zachwytu i tak nie było. Zachwycony za to były hobgobliny, które (miast rzucić się do ucieczki) żwawym kłusem ruszyły do ataku, chociaż były w mniejszości.
Morn nie pchał się do pierwszej linii - wprost przeciwnie - uważał, że inni bardziej zasługują na ten zaszczyt. Poza tym uważał, że najpierw należy przeciwnika 'zmiękczyć' strzałami z dystansu, a dopiero później brać się za broń białą.
Problem na tym polegał, że hobgobliny miały w łapskach oszczepy, którymi można było rzucać. Może i zasięg był mniejszy niż łuku, ale taki hobgoblin miał więcej siły, niż na przykład Morn, więc z pewnością rzucały dalej, niż człowiek.
Drugi problem w tym się krył, że ciężkozbrojni (i czasami równie ciężko myślący) kompani z pewnością rzucą się do przodu, przesłaniając cel i utrudniając życie strzelcom.

Plan Modna był prosty - strzelić do jakiegoś widocznego hobgoblina, a potem obejść całą grupę i spróbować wpakować stopę lub dwie stali w plecy któregoś z przeciwników.

Santorine 18-07-2017 17:29

Mistvane była ubrana w łuskową zbroję i płaszcz podróżny. Z plecaka podróżnego zwisała ciężka, drewniana tarcza, a przy pasie zawieszony był topór bojowy z wyrytymi na nim sigilami jej boga. Ten raczej prosty i żołnierski wygląd przełamywały rdzawe niczym zakrzepła krew włosy, które kołysały się na wietrze letniego wieczora.

- Towarzysze zwą na mnie Tarja - rzekła, przedstawiając się. - Znaczy, zwali, kiedy ta banda nieokrzesanych suczych chwostów z Rashemenu urwała się ze smyczy swojej wiedźmy i postanowiła wrejterować do naszego obozu i zmasakrować wszystko, co się rusza. Oprócz mnie, oczywiście. Ponoć te ziemie pełne są nieodkrytych jeszcze cudów, jednak jak dla mnie, prawdziwym cudem był, ile krwi przelały ostrza Rashemitów w mojej drużynie. Mojej, mojego byłego mistrza, moich dawnych przyjaciół. Wiecie, całkiem jej było sporo. Kurwa.

Przez twarz kapłanki przeszedł mimowolny grymas złości. Kiedy mówiła, jej głos był niski. Zapewne był to nawyk, który wyrobiła, podróżując z najemnikami.

- Więc, to jest moja historia. Niedługa i w zasadzie nawet nieoryginalna. W końcu byle kto na szlaku może powiedzieć, że był gdzieś tam w jakiejś szajce najemników, która została rozbita przez bestie na szlaku grasujące i cudem uszedł z życiem. Zdaje się, że nie przyszedł jeszcze mój czas.

- Zapewne dla was to nie ma żadnego znaczenia. I w sumie, cholera, słusznie. Ja też bym miała gdzieś historie byle wagabundy, który przyszedł z lasu. Powiem wam coś: idźmy do tego Oakroad i załatwmy sprawę raz-dwa. Na pohybel sukinsynom od Piżmowych Smoków.


Po czym poprawiła swój plecak i ruszyła w marsz.

* * *

Marsz nie był dla niej problemem. W gruncie rzeczy, większość życia spędziła na maszerowaniu. Podczas podróży do Oakroad dzieliła się z towarzyszami swoimi historiami ze swojego poprzedniego życia jako akolity boga wojny. Jak można było się spodziewać, historie były wypełnione zdarzeniami z małej organizacji najemnej, która czasem włączała się pod skrzydła większych wojsk. Wspomnienia Tarji przeplatały się mieczami, toporami, a także drzewami, na których wisieli dezerterzy.

- Więc podchodzę do niego i mówię: daj mi garść miedziaków na wino, albo… Co jest, kurwa?

Tarja zatrzymała się. Usłyszała krzyk, ktoś biegł w ich stronę. Chwilę później zrozumiała, z kim ma doczynienia.

Nie zawahała się. Wykrzyknęła zaklęcie Tarczy wiary. Rzuciwszy je na siebie, sięgnęła po broń i tarczę, zamierzając się wysunąć na przód. Nie spieszyło jej się. Poczekała, aż uderzą.

- Już myślałam, że zdechnę z nudów - splunęła.

Nefarius 19-07-2017 15:43

Henk był dość gadatliwym krasnoludem. Jeśli nie rozprawiał z siostrą akurat, to zazwyczaj szukał innego rozmówcy, byle tylko kłapać dziobem. Nie był jednak głupcem i głupot nie opowiadał. Nie stronił również od ciętego żartu i częstego ironizowania. Z zasady nie kojarzył się nowo napotkanym osobom z typem dowcipnisia i pierwsze wrażenie, jakie sprawiał było raczej niezbyt pochlebne. Może było to powodowane jego typowym dla krasnoluda – awanturnika wyglądem. Był wysoki jak na brodacza z Północy. Miał szerokie bary i silne ramiona, a brodę dzielił na trzy części. Dwa warkoczy na szerokości policzków, oraz wolno opadające, spięte włosy na podbródku.
Łuskowa zbroja była stara i zniszczona, lecz mimo wszystko Henk o nią dbał i codziennie pielęgnował. Ci, którzy już go widzieli w boju wiedzą, że walczy rzadkim jak na krasnoludy stylem dwóch broni.
Chyba nie ma konkretnego powodu jego decyzji. Zwyczajnie lubi walczyć agresywnie i do przodu, nie marnując ręki na tarczę, ani długie styliko topora czy młota.

W potyczce zawsze walczy uwzględniając swoją równie waleczną siostrę bliźniaczkę. W dzieciństwie przeszli solidne szkolenie z rąk ojca i efekty tego widać za każdym razem kiedy nadarza się okazja do pomachania orężem.
Tak było i tym razem. Henk akurat wyjątkowo milczał, zamyślony o końcu wyprawy, gdy na ich drodze pojawiły się hobgobliny. Brodacz nienawidził zielonoskórych. Tak bardzo ich nienawidził, że czuł satysfakcję i przyjemność z rąbania takowych toporami. Nie był jednak idiotą i wiedział, jak wiele w walce może zdziałać wprawiony strzelec. Zawsze pozwalał takowym oddać strzał, nim rzuci się do walki. Tak było i tym razem, kiedy ujrzeli przeciwników, Henk dobył prawicą krasnoludzkiego topora bojowego, a do lewej ręki złapał mały toporek.
-Co?! Gotowa się trochę rozgrzać?- zażartował ukazując braki w uzębieniu. Henk wyczekał aż Morn odda strzał, po czym ruszył w kierunku nadbiegających hobgoblinów, kręcąc lekkiego młyńca mniejszym toporem.

Mag 20-07-2017 00:21

Krasnoludka była jedną z tych co to nie marudzą na przydzielone zadanie. Najważniejsze było to, że nie siedziało się bezczynnie na stołku i nie wgapiało w ścianę czy sufit. Hlin zawsze nosiło jeśli długo nie miała zajęcia i zwykle źle się to kończyło dla otoczenia.

Krasnoludkę można było zawsze spotkać w towarzystwie jej brata. A podobieństwo było wyraźne, jak to u bliźniąt. Ci który mieli już okazję z nimi współpracować mogli zauważyć, że ta para potrafiła porozumiewać się bez słów, jakby czytali sobie w myślach. Z charakteru jednak nie byli identyczni. Hlin mimo wszystko, jak to kobieta, więcej czasu traciła na myślenie, częściej też przejmowała inicjatywę w podejmowaniu decyzji.

Krasnoludka sama się wyrwała do przewodzenia grupie na trakcie. Miała przy sobie miecz i ubrana była w dobrze zadbaną kolczugę, która wyglądała jakby niedawno została odebrana od płatnerza. Na plecy miała narzucony wypakowany plecak.
Rozmowność Tarji przyjęła w pierwszej chwili z zaskoczeniem, może nawet przez chwilę myśląc o co jej tak naprawdę chodzi. Ale nie minęło wiele czasu gdy uśmiechnęła się lekko.

- My z Henkiem to po prostu lubimy się napierdalać - odparła puszczając oczko do kapłanki i dalszą drogę, czy tego sobie pozostali towarzysze życzyli czy nie, ta trójka gadała jak najęta.

***

Jako ostatnia dostrzegła zagrożenie, a to dlatego, że akurat patrzyła w tył, bo chciała skomentować opowieść jaką zaczęła snuć Tarya.
- A to syny bezimiennej kozy! - warknęła Hlin widząc paskudne mordy hobgoblinów. Krasnoludka podzielała nastawienie brata co do tych parszywców i bez zwłoki sięgnęła po swą broń. Duży, dwuręczny miecz trzymała pewnie, obejmując jego rękojeść dłońmi.

Tak jak się spodziewała, Henk wyrwał do przodu, a ona nie mogła pozwolić by cała zabawa mi przypadła.
- Jestem tuż za tobą bracie! - krzyknęła, nie mogąc doczekać się rozwałki.

LuniLan 20-07-2017 15:56

Dahlia podczas podróży raczej rzadko udzielała się w dyskusji. Wolała wysłuchiwać wspaniałych i tragicznych historii kompanów. Ich życie jest takie barwne i przepełnione różnorodnymi emocjami. Widzieli już tyle rzeczy! Marzyła żeby też nabyć takiego doświadczenia i móc dzielić się z przyjaciółmi opowieściami. Jej serce momentalnie wypełnił ogromny ból na samo wspomnienie Jamesa. Strata była jeszcze za świeża... Ta misja nie miała być przyjemnością, a sposobem na oczyszczenie duszy Dahlii. Czuła się jakby winna temu, co spotkało Jamesa.
Mimo tego nie mogła oderwać oczu od zapierających dech w piersiach widokach. Ach, te urokliwe łączki i szum strumyczka...
Od czasu do czasu Dahlia pogwizdywała wysoko, rozglądając się nerwowo dookoła.

W momencie gdy dostrzegła biegnące hobgobliny przeszył ją silny dreszcz. Nie miała zbyt dobrego doświadczenia w walce, a ostatnie spotkanie jakie z takowymi kreaturami miała skończyło się najgorzej jak tylko mogło... Ale teraz na pewno była bezpieczna. Dobyła buzdygan i sztylet, przygotowując się na natarcie hobgoblinów.

Gerappa92 20-07-2017 21:50


Rozwścieczone hobgobliny biegły w waszą stronę krzycząc “Kohma tra!”. Henk nie próżnował. Natchniony modlitwą Aurelia, ruszył równie wściekle w ich kierunku dobywając swoje topory. Tuż za nim biegła Hlin sięgając po swój przerażający dwuręczny miecz.

Bóg Tempus rzucił swym surowym okiem na tą potyczkę. Wezwany przez Tarje obdarzył ją protekcją. Jej zbroję pokrył migoczący blask. Morn przygotował kuszę, naciągnął cięciwę i nałożył bełt. Następnie obrał cel i nacisnął spust. Łotrzyk nie lubił kiedy wróg, zbyt długo stał na nogach. Bełt trafił, niestety tylko w bark, raniąc dotkliwie przeciwnika. Kusza poszła w odstawkę, wzbijając kurz na trakcie. Morn dobył swoich ostrzy i ruszył w kierunku wroga.

Bełt tkwiący w ramieniu hobgoblina musiał boleć okropnie. Być może dlatego ten postanowił zemścić się na jego właścicielu i cisnąć swoim oszczepem właśnie w niego. Jednak Hlin była już przy nim. Nim Hobgoblin zdążył się zamachnąć krasnoludka przepołowiła go swoim dwuręcznym mieczem. Flaki rozlały się na drodze. Widząc to, drugi hobgoblin zamierzył się na nią swym oszczepem. Jednak przy nim był już Henk. Krasnoludzki topór odrąbał mu rękę a drugi wbił się głęboko w klatkę piersiową uwalniając ducha hobgoblina i zatrzymując bicie jago serca. Obok Hlin niespodziewanie przeleciał oszczep. Odetchnęła z ulgą, że jego ostrze nawet jej nie drasnęło. Ostatni oszczep jednak dosięgnął celu i wbił się głęboko w udo wojowniczki. Hobgoblin, który go rzucił uśmiechnął się szyderczo i dobył swojego miecza. Nie był to jednak zwykły miecz lecz sejmitar.

Henk widząc cierpienie siostry rzucił się na wroga nie zważając na hobgoblina, który wcześniej chybił. Ten wykorzystał swoją szansę i trzymając w ręce swój długi miecz ciął nim karsnoluda w podbrzusze. To nie mogło go zatrzymać. Natchniony błogosławieństwem Gonda i opętany cierpieniem siostry rzucił się na wroga. Wystarczyło jedno uderzenie by pozbawić życia wroga. Topór w drugiej ręce był bezużyteczny. Mimo to jego ostrze zatopiło się w martwym już ciele, kojąc rozwścieczenie.

Ostatniemu hobgoblinowi zszedł uśmiech z twarzy widząc śmierć towarzyszy. W dodatku przed nim stała już wściekła, rudowłosa i uzbrojona po zęby Tarja. Z żołnierską precyzją wyprowadziła atak. Hobgoblin był na tyle sprytny, że wykonał unik. Aurelio jednak tak natchnął swą modlitwą wojowników, że ten unik nie wystarczył. Atak dosięgnął celu przeszywając klatkę piersiową hobgoblina i zostawiając za sobą długą skośną szramę.

Krzyk rozniósł się po równinie. W oczach hobgoblina widać było panikę. Wtedy do akcji wkroczyli Aurelio i Dhalia.

- Urządźmy mu ślizgawkę. - rzucił krasnolud do dziewczyny a następnie zaczął modlitwę do boga. - Gondzie pozwól mi pokazać, że przy odrobinie pomysłowości w zastosowaniu nawet najprostsza magia może osiągnąć niesamowite rezultaty.

Pod stopami hobgoblina zaczęła kondensować się woda. Wielka kałuża rozlała się z pluskiem. W tym samym momencie Dhalia wyszeptała zaklęcie a z jej dłoni wyleciał promień mrozu. Kałuża natychmiast zamarzła zamieniając się w taflę lodu. Zdumiony hobgoblin zachwiał się niebezpiecznie. Jednak sprytny humanoid rozstawił ręce i złapał równowagę. Obrócił się na pięcie i ruszył biegiem w kierunku lasu zostawiając za sobą ścieżkę krwi.


Kerm 21-07-2017 07:20

Morn nie sądził, by zdołał dogonić uciekającego hobgoblina, któremu strach dodawał szybkości. A nawet gdyby go dogonił, to pewnie nie miałby większych szans w walce wręcz. Wiedział jednak, że nie może pozwolić na to, by tamten uciekł i sprowadził ze sobą dwudziestu kompanów.
Schował rapiery, po czym ponownie sięgnął po kuszę.

Santorine 21-07-2017 17:10

Stojąc nad zwłokami hobgoblina, Mistvane uderzyła parę razy toporem w tarczę i zawyła.

- Dokąd to, kurwa!? - krzyknęła. - Dopiero zaczynam się rozgrzewać, a wy już umieracie i uciekacie?

Pobiegła parę metrów, ale kiedy okazało się, że zbroja spowalnia ją, żeby dać pościg, zaniechała go. Machnęła ręką i odwróciła się na pięcie.

- Skoro zaatakowali nas we czterech, to myślałam, że chcą nam coś pokazać - powiedziała w stronę swoich towarzyszy. - Szkoda, że się pomyliłam. - tknęła czubkiem topora zwłoki.

Podeszła w stronę krasnoludów, którzy jako jedyni ucierpieli podczas tej walki. Przyjrzała się okiem znachora Hlin i Henkowi, i zacmokała, widząc ranę w udzie Hlin.

- Dostało się w zęby, co nie? - rzekła, podchodząc w stronę Hlin. - Podejdź no tu, no. Szkoda dnia, żeby krwawić. Chciałabym wam przypomnieć, że przed nami długa droga. Śmierć w mojej grupie jest niedopuszczalna. Będę was potrzebować po to, żeby wytoczyć z moich wrogów rzeki krwi.

Zbliżywszy się do siostry Henka, rozpostarła dłonie i zawołała:

- Panie bitew, twój sługa wzywa!

Po czym zbliżyła swoją pokancerowaną od ran dłoń w stronę zranienia, a jej ramię rozbłysło krwawoczerwoną energią, która wpełzała w arterie, leczyła rozcięcia i scalała połamane kości. Bóg wojny nie zawsze był przewidywalny, jednak można było na niego zazwyczaj liczyć, jeśli szło o ulubionych przez niego wojowników. Kobieta wyrzekła jeszcze parę słów, tym razem brzmiących bardziej jak zwierzęce warczenie niż wspólny, po czym zakończyła modlitwę leczącą do swojego boga. Odstąpiwszy od krasnoludki, rzekła:

- Co do ciebie, Henk, będziesz musiał dostać jeszcze parę razy po czerepie, żeby Pan Bitew zwrócił na ciebie swoje oblicze. Twoja siostra przelała dziś więcej krwi od ciebie.

Tarja kopnęła trupa hobgoblina.

- Przeszukajmy te ścierwa, zanim wydamy je na żer krukom. A później ruszajmy czym prędzej. Ściemnia się, trzeba będzie rozbić obóz w jakimś bezpiecznym miejscu.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:48.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172