Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-08-2018, 19:19   #51
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Kiedy wszyscy wrócili do Rdzawego Smoka, po Lonjiku nie było już dawno śladu. Podobnie jak po reszcie klientów, bowiem pora była późna i nawet kolejne smutne wieści z goblinami w roli głównej tego nie zmieniły. Choć całe to wydarzenie oczywiście rozchodziło się już w formie plotki, przybierając przeróżne odmiany. Nie pozostało nic innego jak udać się spać, co od razu zainicjował połatany, ale zmęczony i zniechęcony Izambard, szybko znikając w swoim pokoju. Pozostali podążyli w końcu za jego przykładem.

Poranek wstał mglisty i chłodniejszy niż dnia poprzedniego. Żadne z nich nie spało wyjątkowo dobrze i zebrali się na śniadaniu wcześniej niż poprzednio, przy prawie pustej wspólnej izbie. I tylko we trójkę, brakowało czarodzieja, który zniknął gdzieś razem ze swoim krukiem. Jego pokój okazał się pusty. I nie tylko jego, jak się okazało może pięć minut później, kiedy podająca im ciepłą jajecznicę starsza niziołcza kobieta rozejrzała się po sali i ściszyła głos, upewniając się, że tylko oni ją usłyszą.
- Czy... czy mogłabym z państwem porozmawiać na osobności? Panna Ameiko zniknęła. Pierwszy raz odkąd pamiętam nie pojawiła się kiedy zaczęłam przygotowywać śniadanie. Jej pokój jest pusty. W łóżku tej nocy na pewno nie spała - powiedziała szybko, z wyraźną troską wymalowaną na twarzy.
- Może poszła gdzieś z ojcem? - zasugerował Chasequah, nie mówiąc głośno, ale i nie siląc się na konspiracyjne szepty. Nieco trudno go było zrozumieć przez to, że jednocześnie zaczął jeść.
Kilyne obdarzyła barbarzyńcę karcącym spojrzeniem. Ona w przeciwieństwie do niego rozumiała potrzebę nie rozgłaszania się ze wszystkim całej okolicy.
- Możemy porozmawiać na osobności, ale czy ta konieczność wynika tylko z tego, aby nie prowokować plotek? - cicho zapytała kobietę.
- ...A może uciekła przed ojcem z Izambardem? - podjął wciąż z pełnymi ustami Shoanti, nie przejmując się lub, co bardziej prawdopodobne, nie dostrzegając niemej reprymendy. - On chyba smalił do niej cholewki a ranny mężczyzna wzbudza troskę i czułość kobiety, tym sposobem mogło mu się udać. Wiem coś o tym.
- Nie spała w łóżku, ale czy zabrała płaszcz? Konia? Broń? - druid przerwał jedzenie, ale nie podnosił głosu. Ameiko poznał jakiś czas temu i wcale nie zdziwiłby się gdyby pociągało ją znów do przygód. Wręcz dziwił się że w ogóle osiadła na miejscu.
Tyle że jak wczoraj zobaczyli, czas był na to kiepski, a i wspomniane przez Kasa odwiedziny Lonjiku nie kierowały myśli w stronę tych dobrych przygód.
Niziołcza kobieta rozejrzała się raz jeszcze, po spojrzeniu jakim obdarzyła Kasa dało się zauważyć, że weryfikuje jego status bohatera Sandpoint. Podeszła jeszcze trochę bliżej.
- Znalazłam list w jej pokoju. Od brata - wysyczała cicho, jakby przekazywała coś wyjątkowo tajemniczego i źle przyjmowanego przez opinię publiczną. Niestety nie było wśród nich Izambarda, który mógłby rzucić więcej światła na tę wzmiankę. - Jest napisany w ich języku, ale Ameiko trochę mnie go uczyła. Przeczytam go na zapleczu, jeśli zgodzicie się jej poszukać.
Kilyne wstała od stołu zanim Kas zdążył wkroczyć do akcji. Złapała pajdę chleba i wskazała niziołce zaplecze.
- Prowadź. Po drodze możesz opowiedzieć, dlaczego taki list to coś dziwnego.
- Tylko skończę - rzucił Shoanti, pałaszując jajecznicę. Wchłonął kolejne dwie łyżki i tym samym skończył, nim inni nawet zaczęli. - Już. - Otarł dłonią usta i wstając od stołu również zabrał chleb na wynos.
- Brat to równie radosny typ co ojciec? - Lugir spojrzał spode łba na niziołkę. Nie spodobał mu się sposób postawienia sprawy, ale przecież i tak by to zrobił. Ociężale, jak to nie on, podniósł się z krzesła i ruszył na zaplecze.
- Bo Tsuto jest pół-elfem - wyszeptała w odpowiedzi na słowa Kilyne niziołka. - A przecież rodzice Ameiko oboje są ludźmi.
Kiedy weszli na zaplecze, a później dalej, do komnat mieszkalnych, kobieta kontynuowała już pewniej.
- Był wielki skandal, ale pozostali małżeństwem, a rok później urodziła się Ameiko. Tsuto był wysyłany byle dalej z Sandpoint, ale kiedy przyjeżdżał, Ameiko często go odwiedzała. Aż do jakiejś wielkiej kłótni, kiedy pokłóciła się z bratem tak bardzo, że wyjechała na swoje roczne poszukiwanie przygód. Wróciła na pogrzeb matki, na którym Tsuto oskarżał Lonjiku o zrzucenie jej z klifu, za co ten złamał mu szczękę i wygnał. Albo i on sam wyjechał, przeklinając swojego nie-ojca. To burzliwa historia rodziny, to niesamowite, że Ameiko jest tak dobrą i pogodną osobą. A teraz zniknęła.
Wprowadziła ich do pomieszczenia, które musiało być pokojem właścicielki. Wszystko leżało tu na swoim miejscu i wydawało się zwyczajne, kobieta nie żyła w przepychu. Niziołka wzięła ze stołu kartkę papieru, która wyraźnie wcześniej została pogięta i dopiero pracownica Rdzawego Smoka ją musiała rozprostować. Tekst napisany był dziwnym alfabetem. Zaczęła czytać.
- "Witaj, siostro! Mam nadzieję, że ten list zastanie cię w dobrym zdrowiu i odrobiną wolnego czasu, bowiem mamy coś w rodzaju problemu. Jest to związane z ojcem. Wygląda na to, że mógł mieć on coś wspólnego z aktualnymi problemami z goblinami, a ja nie chcę wywlekać tego przed audytorium, bo oboje wiemy, że ta łasica i tak się z tego wywinie. Ty masz jednak coś do powiedzenia w tym mieście. Jeśli mogłabyś się spotkać ze mną w hucie szkła tej nocy, wspólnie moglibyśmy zastanowić się, jak upewnić się, że nie uniknie kary. Zapukaj dwa razy, a potem jeszcze trzy i na koniec raz, przy wejściu dla dostawców i cię wpuszczę. Nie muszę ci chyba mówić, jak delikatnej natury jest ta prośba. Jeśli wieści się rozniosą, lokalni na pewno uznają, że ty i ja siedzimy w tym razem, prawda? Nie mają nic honoru w tych sprawach, ciągle nie rozumiem jak możesz tu wytrzymać. W każdym razie, nie mów nic nikomu. Są też inne komplikacje, o których chcę porozmawiać z tobą w cztery oczy. Nie spóźnij się. Tsuto."
Niziołka zamilkła, złożyła list i odłożyła go na stół. Kilyne w tym czasie rozglądała się bardzo dokładnie po pokoju Ameiko, starając się nic nie dotykać. Nie kiedy była w zasięgu wzroku niziołki w każdym razie. Słuchała przy tym uważnie, układając sobie w głowie cały obraz sytuacji.
- Rzeczywiście Ameiko niezbyt pasuje do tej rodziny. Żona zdradzająca męża, który jest nieprzyjemnym, agresywnym człowiekiem. Przy tym najwyraźniej niewiele lepszy syn z nieprawego łoża, hańba dla wszystkich. Myślicie, że naprawdę ich ojciec mógł mieć coś wspólnego z atakiem goblinów? Bo to wygląda na mnie na tani chwyt w celu zwabienia Ameiko. No i wiemy gdzie zacząć poszukiwania.
- Ale śmieszne literki - Kas przypatrywał się listowi, krusząc chlebem na stół. - Zobaczcie, ta wygląda jak pies!
- Popatrzcie, jakie duże dziecko! - oczy Kilyne zrobiły się wielkie jak spodki, a kiedy Kas spojrzał na nią, pokazała w jego stronę palcem. - W dzisiejszych czasach tak szybko rosną!
- Jedno drugiego nie wyklucza - druid enigmatycznie skomentował podejrzenie Kyline, a coby być bardziej konkretny podał jej znaleziony przy koniokradach liścik. Kas już go widział, więc wiedział o co chodzi
- Ale źle zrobiła że poszła tam sama, dobrze że chociaż zabezpieczyła się zostawiając ten list. Huta szkła … to na zachodnim nabrzeżu. I pójdziemy tam, i co dalej?
- I może jeszcze zdążymy - odpowiedziała mu czarnowłosa, nie tak pewnie, jakby chciała. - A przynajmniej się rozejrzymy. Może poszła z Izambardem?
- Ludzie z nizin są dziwni - burknął Kas, chyba urażony komentarzem Kilyne. - Powierzają swoje tajemnice papierowi i jeszcze co jedni to używają różnych liter. No dobra, to daleko ta huta? I co to jest huta?
- Huta stoi na szczycie klifu tu w mieście, jest własnością rodziny Kajitsu, wyroby pana Lonjiku i jego pracowników są znane w całej Varisii - wyjaśniła niziołka. - Jeśli stało się coś złego, to tylko państwo mają jeszcze szansę pomóc… - dodała.
- Obgadajmy to w drodze, pytanie czy w drodze do huty czy do Belora? Bo on mógłby pomóc, bardzo pomóc, ale jeżeli straż zastuka do huty to dyskrecję szlag trafi.
- Przecie on pojechał do Magnimaru po posiłki przeciw goblinom - zauważył Kas. - Chociaż po mojemu lepiej by nająć setkę wojowników Shoanti, ale mniejsza o to. Nie traćmy czasu, to nie wygląda na nic z czym byśmy sobie nie poradzili sami, nawet bez Izambarda.
Kilyne skinęła głową.
- Zgoda, biegnę się przygotować. I nie, nie lepiej by było. Kamień na kamieniu i dziewica na dziewicy by nie pozostało - odniosła się z kwaśnym uśmiechem do słów Kasa. Wyszła z pomieszczenia i skierowała się na górę, zamierzając zabrać wszystko, co mogło się przydać. Zarówno w cichym wejściu do środka, jak także ewentualnej walce.
- Może na uda się zostawić co nieco więcej, chyba że Lonjiku będzie robił problemy - druid powiedział to całkiem poważnym tonem - Idę do chatki po rzeczy, spotkajmy uliczkę wcześniej, jeżeli nie zdążę was dogonić.
 
Lady jest offline  
Stary 28-08-2018, 21:04   #52
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Huta znajdowała się w zachodniej części miasta, tuż przy klifie, na który wychodziły okna dłuższej ze ścian. Kamienny budynek był zaledwie parterowy, ale i tak należał do największych w mieście. Miał także mnóstwo okien, szczególnie od strony morza i tam, gdzie znajdowała się galeria wystawowa. Wszystkie niestety zostały od środka zasłonięte, panowała też cisza, niezbyt pasująca do wyobrażeń o pracującej na pełnych obrotach hucie. Znaleźli trzy pary drzwi - dwie od strony miasta, w tym te do galerii oraz jedne od morza, tuż przed wijącymi się w dół klifu schodami. Wszystkie zamknięte tak samo szczelnie jak zasłonięte zostały okna. Przez szpary w tych od strony miasta dało się zobaczyć jedynie panujący w środku bezruch.

Kilyne chodziła w ciszy, zaglądając w każdą szparę i próbując wejrzeć w okno. Budynek wyglądał na szczelnie zamknięty. Przyjrzała się jeszcze zamkom.
- Pewnie mogłabym je po cichu otworzyć, nawet jak to niegodne straży - poinformowała pozostałą dwójkę, szczerząc się i wskazała na domy nieopodal. - Pójdę spytać, czy nikt nic nie widział lub nie słyszał.
Ruszyła w kierunku najbliższych drzwi, z prostym zamiarem zapukania do nich.

- Niezła myśl, pewnie sporo ludzi tu pracuje - rzekł Kas. - To ja popytam obok - dodał, ruszając ku innemu z sąsiednich domów. Gdy stanął pod drzwiami, zapukał w nie mocno, wołając:
- Otwierać, straż! - a w międzyczasie poprawiając przypiętą do piersi odznakę.
Drzwi załomotały, nierówno trzymając się na zawiasach, otwierając się dosłownie chwilę później. Można rzec, że ktoś czekał tuż za nimi! Ktoś, a dokładniej przysadzista, szeroka i niemłoda kobieta, biorąca się pod boki.
- No co tak łomocze! - warknęła.
- Łomocze, bo ze straży… a straż łomocze - odparł Shoanti, któremu wydawało się, że walenie w drzwi jest nierozerwalnie związane z działalnością straży, przynajmniej w tej części świata, w której funkcjonowało coś takiego jak straż i która w ogóle używała drzwi.
- Wiecie czemu huta zamknięta? - zapytał. - Widzieliśta coś dziwnego, słyszeli?
- A bo to stary nie raz się zamykał? - kobieta zaplotła szerokie ramiona pod bardzo wydatnym biustem, który tym samym został wypchnięty do góry. - Jak te swoje projekta robi, to i hutę od środka zamykał, siedzieli tam z pracownikami po kilka dni. Biedne chłopaki. Nie wiedziałam, że w naszej straży teraz takie wyrośnięte byczki! - zmieniła nagle temat, wyciągając rękę, aby pomacać biceps Kasa.
- Nie wolno dotykać straży! - cofając się ostrzegł babę początkujący stróż prawa, w niczym poza tą pasującą jak pięść do nosa odznaką, stróża prawa nie przypominający. - Straż jest niedotykalna! - Nie sprecyzował rzecz jasna, że nie dotyczy to przypadków dziewcząt takich jak Shayliss Vinder.
A skoro mowa o dziewczętach, to Shoanti zauważył, że do Kyline podeszła właśnie jakaś przedstawicielka tego umilającego życie na ziemi gatunku. Szybkim krokiem ruszył więc w tamtym kierunku.
 
Bounty jest offline  
Stary 28-08-2018, 22:40   #53
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Druid deptał dookoła budynku szukając możliwości wejścia do środka; niesiony magią białowłosy zdążył już nieco ocenić zaradność swoich towarzyszy i zamiast liczyć na otwarte drzwi, patrzył za miejscem gdzie mogliby się wspiąć do komina lub jakiejś klapy na dach.
Bezruch w środku był niepokojący - ale byłoby jeszcze dziwniejsze gdyby dookoła huty nie było zwierząt. Ptactwa, zwłaszcza mew. Kotów. Nasłuchiwał więc, szukając krzyku mew i innych dźwięków natury.
No i jak zawsze kiedy w grę wchodziły ludzkie zawiści, szukał śladów magii.
Niewiele odnalazł, a z drugiej strony całkiem sporo, bowiem świat wokół huty żył pełnią życia. Choć ze zwierzyny to były tu głównie gryzonie i ptaki, jak to zwykle w mieście, od którego budynek się przecież nie oddalał. Za to na dach wspiąć dałoby radę zapewne każde z nich.

Druid, zupełnie nieświadomy rozwoju sytuacji po drugiej stronie huty, próbował zachęcić kilka mew by dały znać, gdyby ktoś nadchodził. Przekonanie do tej sztuczki psów nie było trudne - ale mewy…
... nawet w mieście mewy były dość mało lotne.
- Daj! - odparła mu jedna.
- Daj! Daj!
- Daj!

Na dobrą sprawę można było zacząć i od tego. Druid na szybko przetrzepał kieszenie pod kątem śniadaniowych - tudzież zielarskich - resztek. Dał. A kolejna drobinka czekała w jego ręku aż któraś co sprytniejsza mewa załapie, że żeby go dostać musi cierpliwie poczekać we wskazanym miejscu. Wzięła. I druga też wzięła. Trzecia skakała w miejscu, czekając na swoją kolej.
- Daj! Daj!
Wyglądało na to, że ciężko z nich będzie wycisnąć inne słowo. Z drugiej strony to było na tyle głośne, że będzie to słychać nawet w środku budynku.
To było w sam raz. Głośne (skrzeczenie?) spłoszonych mew byłoby wystarczającą informacją o tym że ktoś za nimi szedł. Lugir ruszył z powrotem do miejsca gdzie się rozstali, ciągnąc zwierzęcych wartowników za sobą.
Rozglądając się jeszcze za jakąś oficjalną przyczyną dzisiejszego porzucenia pracy w hucie podreptał na tył budynku.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 02-10-2018, 23:30   #54
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Kilyne do upatrzonego przez siebie domu dojść nie zdążyła, albowiem zza rogu wyszła ku niej ognistowłosa, szczupła dziewczyna średniego wzrostu. W dłoni trzymała Mesmira, bez wątpienia. Gadatliwy wcześniej kruk teraz był zupełnie sztywny.
- Wydaje mi się, że ten nieszczęśnik należał do waszego towarzysza – powiedziała niosąc kruka na zgiętym, zbliżonym do brzucha przedramieniu.
Czarnowłosa zatrzymała się gwałtownie, a dłoń samoistnie powędrowała do zawieszonego u pasa krótkiego miecza. Nieznajomej poświęciła jedno uderzenie serca, lecz trzymanemu przez nią ptakowi znacznie więcej, przyglądając się nieufnie spod zmrużonych powiek.
- Kim jesteś? - spytała, choć można by rzec, że wręcz syknęła. - Skąd… gdzie go znalazłaś?
- Jejj - skrzywiła się - jak dużo pytań na dzień dobry. - Nuka ze smutną miną spojrzała na martwe zwierzę, po czym znów zwróciła wzrok ku kobiecie. - Leżał pod hutą, chyba dostał czymś ostrym - powiedziała i ruszyła ostrożnie do czarnowłosej.
- To były tylko dwa pytania - Kilyne odparła machinalnie, zbita z tropu, kiedy sięgała po martwego chowańca. Przyjrzała się ranie. - Skąd wiesz do kogo należał? - zapytała ciągle podejrzliwie. - Widziałaś coś jeszcze? - nie mogła tego opanować, kiedy pytania same cisnęły się na usta.
- Serio? Skąd wiem? - rudowłosa odziana w obcisłe brązowe spodnie, wysokie, znoszone buty, jasną tunikę i szmurowaną zieloną kamizelkę uniosła pytająco brew. - Chyba nie ma tu nikogo, kto by nie kojarzył bohaterów Sandpoint - dodała zaraz. - Czy coś widziałam, hmmm… właściwie zaraz po przybyciu pod hutę natknęłam się na to biedne zwierzę - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Czy kruk i jego ludzki towarzysz byli mocno związani? - tym razem to Nuka zadała pytanie. Przypomniała sobie jak emocjonalnie Orneta przez te wszystkie lata reagowała, gdy coś złego przytrafiło się jej psom.
- Chyba trzeba by go poinformować.

Zanim czarnowłosa zdążyła odpowiedzieć, szybkim krokiem zbliżył się ku nim barbarzyńca, jakby mimowolnie jeszcze głaszcząc swoją tymczasową odznakę straży miejskiej. Za jego plecami głośno trzasnęły drzwi.
- Daj! - powracającemu zza dalszego rogu budynku Lugirowi towarzyszyło kilka głośnych mew - Daj!
- Izambard opowiadał trochę o chowańcach. Ich więż jest bardzo silna, to nie są zwykłe zwierzęta. Sądzę, że już wie - westchnęła, zerkając w stronę zbliżających się towarzyszy. - O ile jeszcze żyje.
Jak tylko obaj podeszli, podała kruka druidowi i w kilku słowach przekazała to czego dowiedziała się od rudowłosej, ciągle bezimiennej dziewczyny.
- Wygląda na to, że musimy spróbować dostać się do środka. Po cichu - zasugerowała, zezując na nieznajomą. - Dziękujemy, że go nam przyniosłaś, ale dalej może być niebezpiecznie. Ledwo wczoraj wieczorem zabiliśmy chowającego się w mieście goblina.
- Mewy ostrzegą nas gdyby ktoś wszedł za nami - Lugir delikatnie wziął do rąk martwego ptaka. Wspomniał tylko, że dobrze będzie znaleźć Izambarda, nawet jeżeli nie spotkała go krzywda.
Inna niż śmierć Mesmira, w każdym razie.
Twarz Kasa stężała, gdy jego wzrok spoczął na zabitym chowańcu.
- To lepiej się pośpieszmy - rzekł, dobywając długiego miecza i okrągłej tarczy. - Kto wie co tam się w środku dzieje.
Ruszył już ku hucie, lecz zatrzymał się w pół kroku i spojrzał podejrzliwie na Nukę.
- A ty? - zapytał. - Czego właściwie tu szukałaś?
- Spróbuję otworzyć drzwi od strony galerii - zagproponowała Kilyne i nie czekając już na odpowiedź rudowłosej nieznajomej, pospieszyła w tamtą stronę, sięgając po ukryte w wewnętrznej części garderoby wytrychy. Wolała wykorzystać tę chwilę, zanim Kas zdąży narobić hałasu i zaalarmować wszystkich, którzy mogą tam… nie wiadomo co w zasadzie robić.
- Idź, będę patrzył czy ktoś się nie przyczepi - druid po raz pierwszy jawnie zadeklarował się jako osobnik … no, mniej przywiązany do prawa - No? - z nieoddali poparł pytanie Kasa, zerkając w uliczkę tak jak obiecał.
- Szukam Ameiko, właścicielki karczmy - odpowiedziała szybko, bez chwili namysłu po czym podrapała się po wypukłej bliźnie znajdującej się u nasady delikatnie zadartego, lekko piegowatego nosa. - Dlaczego sądzicie, że towarzysz kruka nie żyje? - spytała cicho i zmarszczyła brwi.
- Tego nie wiemy - odpowiedział Shoanti. - Ale czarownik i jego ptaszysko rzadko się rozstawali. Byli związani jakimś czarem. Jakby mógł go ocalić to by to zrobił, tak myślę. Umiesz z tego strzelać? - płynnie zmienił temat, wskazując palcem dzierżącej miecz dłoni na kuszę zawieszoną na plecach Nuki. - Jak tak to chodź, skoro szukasz Ameiko to może tam ją znajdziesz.
Odwrócił się i podążył śladem ciemnowłosej dziewczyny ku drzwiom huty.
Kilyne już kucała przy drzwiach, kiedy pozostali ruszyli za nią. Zwinne dłonie pracowały, choć za pierwszym razem wytrych osunął się i zamek oparł się staraniom. Czuła jednakże, że jest blisko i druga próba skończyła się powodzeniem. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypieniem, wpuszczając ich do galerii wystawowej, pełnej przeróżnych kolorowych kształtów ze szkła. Jeśli znalezione w chacie Rębacza drewniane ptaki były niesamowitym kunsztem pracy w drewnie, tak tutejsze szkła wydawały się wznosić na podobny poziom. Od kryształowych pater po kolorowe ptaki, było tu wszystko.
Tylko nie po to tu przyszli.
Od głównej części huty odgradzały ich już tylko dwie pary drzwi, jak się okazało tylko jedne - te bardziej na północ - zamknięte były na klucz. Drugie ustępowały, ujawniając krótki, zakręcający zaraz korytarz i jedne drzwi po drodze. Lugir i Nuka, pomimo wrzeszczących wcale nie tak daleko mew, usłyszeli dźwięki burzące zupełną ciszę huty. Dochodziły od drugiej strony budynku i żadne z nich nie umiało określić co je może wydawać.
Kilka co mniejszych i ładniejszych rzeczy jakby nagle zniknęło z półek. Dosłownie kilka, nikt nie zauważył przecież. Kilyne wykorzystała przy tym zainteresowanie pozostałych dalszą częścią budynku, wsuwając ostrożnie małe ptaszki do przewieszonej przez plecy torby. Potem zwinnie przecisnęła się obok większych mężczyzn, zsuwając z pleców łuk i dotykając palcami koniuszka strzały. Jak dla niej było cicho, przyłożyła palec do ust prosząc grupę o zachowanie ciszy i ruszyła ostrożnie przodem.
Korytarz prowadził kilka kroków do przodu, po czym skręcał dwa razy, prowadząc coraz głębiej do wnętrza huty. Minęła drzwi po prawej, szybkie zerknięcie ujawniło pomieszczenie magazynowe w połowie zapełnione skrzyneczkami. Po minięciu zakrętu oczom ukazały się cztery kolejne pary drzwi. Te na wprost zostały zamknięte, ale reszta znajdowała się w różnym stopniu uchylenia. Po lewej odkryli dwa kolejne magazynki - jeden niewątpliwie z rzeczami służącymi do sprzątania, drugi z resztą wyposażenia - od narzędzi, przez ubrania robocze, na rozrzuconym po podłodze drewnie kończąc. Dopiero po prawej odkryli coś o wiele bardziej niepokojącego - kwatery pracowników zastali puste, z łóżkami w różnym stanie bałaganu i przede wszystkim z krwią znaczącą tu i ówdzie pościel, podłogę, a nawet ściany. Nasłuchując, teraz już wszyscy słyszeli odgłosy z głębi huty. Coś jak pisk, wrzask i brzęk tłuczonego szkła zmieszane w jedną całość.
Jeśli nawet Kyline chciałaby się dalej skradać to Shoanti uczynił to daremnym, wołając:
- Tam! - i rzucając się od razu biegiem przez długi korytarz, ku budzącym ciarki odgłosom.
- Czy on jest normalny? - spytała ciut za głośno niż zamierzała i pokręciła głową trochę ze zdziwienia, trochę z niedowierzania. Zachowanie mężczyzny przypominało trochę postępowanie Ola, ułomnego brata Ornety.
- Pochodzi z miejsca, gdzie wszystkie problemy rozwiązuje się mieczem lub pokazaniem gołej klaty - westchnęła Kilyne w odpowiedzi, ale mimo wszystko podążyła za barbarzyńcą.
Po krótkiej chwili wahania i Nuka ruszyła za barbarzyńcą i czarnowłosą kobietą. Szła ostrożnie rozglądając się czujnie i nasłuchując.
- Normalniejszy niż byśmy chcieli - prychnął druid i sam ruszył truchtem, wyprzedzając kobiety. Nie zdecydował się na dołączenie do szaleńczego biegu Kasa z dwóch powodów: sporej, nieporęcznej tarczy i tamtych odgłosów które wcale nie musiały pochodzić z tego samego miejsca co to co teraz słyszeli.
Truchtał więc nieco wolniej, licząc że uda mu się zdzielić pałką przez plecy kogoś kto wybiegnie za Shoanti.
 
Sekal jest offline  
Stary 03-10-2018, 18:46   #55
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Chasequah staranował drzwi, wpadając do następnego pomieszczenia. Pustego, jak się okazało, co wcale nie powstrzymało barbarzyńcy przed podążaniem naprzód. Jego oczy z trudem wychwyciły kilka innych par drzwi, kiedy przedzierał się pomiędzy przeszkodami wypełniającymi przestrzeń zdemolowanej jadalni, do której wkroczyli. Szczątki krzeseł, stołów i jedzenia walały się po podłodze i wojownik narobił dodatkowego hałasu, potykając się raz czy dwa w swojej bardzo bezpośredniej szarży. Szybko był w stanie zajrzeć również do następnego pomieszczenia na wprost, gdzie uchylone drzwi wskazywały na kolejny pusty pokój pełen poprzewracanych krzeseł.

- Zaczekaj, do wszystkich diabłów! - Kilyne syknęła za Kasem, z trudem wstrzymując rękę przed wpakowaniem strzały w plecy porywczego barbarzyńcy. Jeśli coś wyprowadzało ją z równowagi to pustogłowie połączone z brawurą. Rozglądała się uważnie, próbując określić skąd dokładnie docierają do nich odgłosy. Bałagan i piski jednoznacznie kojarzyły się jej z goblinami.

Shoanti bynajmniej się nie zatrzymał, ale zwolnił i zaczął otwierać drzwi do kolejnych pomieszczeń. Tym razem dłonią, tak dla odmiany. Jego również słuch zwodził, nigdy wcześniej nie był w budynku z tak wieloma izbami! Katedra w Sandpoint, która zrobiła na nim niezwykłe wrażenie, była może większa, ale składała się z przestronnych, oświetlonych witrażami pomieszczeń, przypominających nieco wielkie jaskinie. Mimo ogromu była bardziej naturalna niż ten przeklęty labirynt, w którym w dodatku część komnat nie miała nawet okien.

- Gdzie są okna?! - zawołał Kas. Wydawał się być w lekkim amoku.
Okien było nawet całkiem sporo - przynajmniej tak wydawało się z zewnątrz, chociaż obecnie wszystkie zasłonięte ciężkimi zasłonami nie przepuszczały zbyt wiele światła. Pomieszczenie na wprost było zamknięte, każdy obeznany z budynkami bardziej niż barbarzyńca szybko się też orientował, że tylko jeszcze jedne drzwi prowadzą nie do kuchni lub składzików, tylko w głąb budynku. Nie były uchylone, więc na pierwszy rzut oka nie dało się stwierdzić, czy któreś przejście jest dostępne.
Zresztą to i tak nie miało już chyba większego znaczenia. Krzyk i harmider czyniony przez Kasa sprawił, że odgłosy w głębi huty zamilkły, niczym zastygłe w oczekiwaniu.

- Ta cisza jest dość niepokojąca - odezwała się, gdy znalazła tuż przy trójce strażników. I faktycznie zaczynała czuć coś w rodzaju pełnego napięcia oczekiwania. Nie bała się jednak. Istniało niewiele rzeczy, które wzbudzały w niej prawdziwy strach. Znacznie częściej, w sytuacjach, gdy ludzie odczuwają lęk Nuce, towarzyszyła ciekawość.

- Ameiko miała wejść od strony dla dostawców, nie? - przypomniał szeptem Lugir, pałką uchylając niedomknięte drzwi i zaglądając do kolejnego składziku.
- I, Kilyne, niedobrze byłoby jakby wyszli nam za plecami - spojrzał pytająco na kobietę - Możesz coś z tym zrobić?

We wszystkich pomniejszych pomieszczeniach wokół nich widzieli to samo: zniszczenie. Wyglądało to jakby przez kuchnię, jadalnię i składzik przetoczyło się tornado. Resztki jedzenia były wszędzie, zasychając na ścianach czy zwisając z sufitu. Śmierdziało, bo toalety także nie oszczędzono. W magazynie przewrócono każdą beczkę i rozpruto każdą skrzynkę. Ziarno leżało na ziemi, większość zjadywalnych od razu rzeczy zniknęła - zabrana lub wessana do bezdennych brzuchów. W kącie leżał tu złamany kundlociachacz. W dalszym pomieszczeniu, wyglądającym na miejsce do spotkań, było już trochę lepiej. Nikt nie zainteresował się doszczętnym niszczeniem krzeseł.

Zanim zdecydowali którędy i jak udają się dalej, z dalszej części budynku, gdzieś od strony bliższej klifu, rozległ się krótki, wysoki, nieco maniakalny śmiech. Szybko zamilkł.

- Zamykanie bez klucza jest o wiele trudniejsze niż otwieranie - szepnęła do Lugira, zamykając drzwi i przystawiając do nich krzesło. Tyle mogła zrobić. - Na zewnątrz chyba nic się już nie kryje - zauważyła. Był dzień, a to mimo wszystko środek miasta. Złamany nóż i piskliwe odgłosy. Skrzywiła się. Gobliny ukrywały się tu, czy ktoś je wpuścił pod osłoną nocy?

- Skoro nas słyszały, to mogą planować zasadzkę. Nie wbiegnij prosto w nią! - syknęła do Kasa i przeszła dalej, do następnego pomieszczenia, zbliżając się do drzwi i uchylając je delikatnie. Nie miała pojęcia czy gobliny słyną z cierpliwości, ale też nie chciała im dać zbyt wiele czasu na ucieczkę lub przygotowanie czegoś wyjątkowo paskudnego.

- Nie chcę żeby wbiegł między ludzi - poważne spojrzenie łypnęło spod białej czupryny. Druid dotknął rozpaćkanego na ścianie jedzenia. Wiedział że huta wczoraj pracowała, ale próbując ocenić czy gobliny były tu wieczorem, czy dopiero rano. I wciąż nasłuchiwał, bo o ile śmiech pochodził ze znanego kierunku, to pułapka o której wspomniała Kyline była całkiem prawdopodobna.
- I jak gobliny tu się w ogóle dostały? - szepnął zbliżając się do kolejnych nieotwartych drzwi.

- Pewnie wpuścił je tu ten przeklęty czarownik. - sapnął Kas. - To znaczy nie Izambard tylko ojciec Ameiko. Nie spodobał mi się, o nie.
Shoanti rozsunął zasłony i do izby wpadło dziennie światło. To uspokoiło barbarzyńcę, który teraz ustawił się za Kilyne i Lugirem, czekając aż otworzą drzwi.

Nuka dreptała nieco z tyłu rozglądając się i nasłuchując. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z goblinami.
– Jeśli ten bajzel to sprawka goblinów, to jak dużo może ich tu być – zadała, dla niektórych może głupie pytanie, gdy znalazła się w końcu w tym pomieszczeniu co pozostali. Kusza, która jeszcze przed chwilą była za jej plecami znalazła się w dłoniach.

Zanim ktoś jej odpowiedział, drzwi skrzypnęły pchnięte delikatnie przez Kilyne i oczom bohaterów Sandpoint ukazał się korytarz. Kolejne zakręty i drzwi ponownie przywołały nowo odkrytą niechęć do zamkniętych pomieszczeń u Chasequaha. Przed nimi nie było żadnych okien, ale światło z tego odsłoniętego przez barbarzyńcę wystarczyło, aby widzieli dobrze pojedyncze drzwi z dziesięć metrów na wprost, podwójne tuż obok po lewej, jak również dwie kolejne pary po prawej stronie. Te ostatnie najpewniej kierowały ich ku wyjściom, jedno zresztą było widoczne kiedy wyjrzało się na zewnątrz. Kiedy zrobili kilka kroków do przodu, poczuli bijące od kamiennej północnej ściany ciepło.
Słychać było szum od tamtej strony.

Pękło kolejne szkło. Zaraz za nim rozległ się głośny chichot, a za nim dwa krzyki. Bez wątpienia goblińskie, co do tego tylko Nuka miała odrobinę wątpliwości, nie miała aż tak bardzo do czynienia z tymi małymi stworami. Odgłosy były stłumione, lecz nie mieli wątpliwości, że dochodzą z tej samej strony co szum.

Kilyne podążyła wzdłuż rozgrzanej ściany, ostrożnie przekradając się pod następne drzwi i sprawdzając, czy są zamknięte na klucz. Nie były, mogła je otworzyć. NIe wyglądało też na to, że to za tymi drzwiami kryją się gobliny.
- Możemy ich jeszcze zaskoczyć! - szepnęła do towarzyszy, szukając wejścia do pomieszczenia, z którego dobiegał harmider.

- Kogo i gdzie? - warknął rozdrażniony tą zabawą w kotka i myszkę Kas, w miarę cicho, lecz nie szeptem, bowiem szum raczej uniemożliwiał komukolwiek usłyszenie zza ścian zwykłej rozmowy.
Wskazał skinieniem głowy podwójne drzwi po lewej i to było na tyle, jeśli chodzi o konsultacje, bowiem po chwili pchnął je mocno, wkraczając w nieznane z impetem oraz naszykowanymi do boju tarczą i mieczem. Wkroczył w bardzo długi, pusty i raczej wąski korytarz, skręcający na koniec w prawą stronę. Oprócz kamiennych ścian w zasięgu jego wzroku były tylko dwie pary drzwi. Nie w pełni orientował się, czy prowadzą tam gdzie już byli, ale oba przejścia prowadziły na lewo, a odgłosy dochodziły z prawej.
Zatrzymał się zdezorientowany, lecz po chwili ruszył i otworzył pierwsze drzwi. Pusto. Jakby znajomo. Dzięki odrobinie światła docierającemu z sąsiednich pomieszczeń ujrzał poprzewracane stoły i krzesła. Już tu byli.
Shoanti znów warknął i podążył dalej korytarzem. Pozostali widzieli tylko jego oddalające się szerokie plecy i bujający się w rytm szybkiego kroku czarny warkocz.

- Nosz na zgnite korzenie, Kas… - cicho westchnął Lugir. Chciał nawet popędzić za nim, ale poddał się, gdy Shoanti skręcił do sali gdzie już byli.
- Nie powinno tu gdzieś być wejścia dla dostawców? Tego którym miała wejść Ameiko? - druid zapytał kobiety, wskazując ręką południową ścianę - I jak chcesz ich zaskoczyć? - to pytanie było już bezpośrednio do Kyline.

- Odwróci ich uwagę - stwierdziła czarnowłosa, rzucając szybkie spojrzenie odchodzącemu barbarzyńcy. - My wejdziemy z tej strony. Jeśli się da. Wyjścia powinny być niedaleko, zamknięte. Z prącym przed siebie barbarzyńcą nie mam czasu na otwieranie ich. Jeśli umiesz walczyć, trzymaj się blisko - skierowała spojrzenie na rudowłosą. - Jak nie, schowaj się.
Z tymi słowami pchnęła ostrożnie drzwi i cicho wkradła się do następnego pomieszczenia, gotowa w każdej chwili wypuścić strzałę.

Na słowa kobiety Nuka skinęła głową i uśmiechnęła się lekko. Ruszyła za kobietą trzymając przed sobą kuszę, w której tkwił już bełt gotowy do lotu.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 03-10-2018 o 18:49.
TomBurgle jest offline  
Stary 03-10-2018, 22:35   #56
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Dziewczyny wkradły się do następnego pustego pomieszczenia, w połowie zastawionego beczkami i skrzyniami. Stały pod ścianami, a część nawet na środku, jak ładunek dostarczony, ale jeszcze nie przestawiony w docelowe miejsce. Jedno zasłonięte okno wyglądało gdzieś na miasto, tuż obok niego znajdowało się wyjście - teraz już Kilyne była tego pewna. Ale to z przeciwnej do niego strony dobiegały goblińskie krzyki, prosto zza podwójnych drzwi od północnej strony pomieszczenia. Czarnowłosa zbliżyła się i spojrzała przez szparę, dostrzegając małe poruszające się sylwetki i otwarty piec w którym huczał podsycany ciągle ogień. Poza tym z pomieszczenia, w którym się znajdowały, prowadziły jeszcze dwa przejścia w nieznane ciągle części budynku.
Kilyne ustawiła się tuż pod drzwiami prowadzącymi do goblinów, gestem nakazując ciszę. Ostrożnie sprawdziła, czy drzwi są otwarte i uchyliła je zaledwie odrobinę, aby później móc je tylko pchnąć. Uniosła łuk i ze strzałą nałożoną na cięciwę gotowa była do wkroczenia jak tylko - o ile, poprawiła się - Kas narobi hałasu po drugiej stronie, zwracając na siebie uwagę.
Lugir, spodziewając się że Kas nie da im zbyt wiele czasu, delikatnie nacisnął klamkę bliższych z nieużytych drzwi. Byłoby bardzo niedobrze gdyby coś wyskoczyło zza nich kiedy walczyliby z goblinami, odcinając im drogę odwrotu. Otworzyły się i druid ujrzał schody prowadzące w dół, zaczynające się zaledwie kilka kroków dalej.
Otwarte schody w dół wcale nie wydawały się bezpieczne.
- Zejście na dół - syknął ostrzegawczo do kobiet, zamykając drzwi. Nie było czasu teraz tam zaglądać. Zamiast tego dobył wczoraj kupione ostrze i upewnił się że tarcza dobrze leżała.
I gobliny goblinami, ale jeżeli wpadłby mu w ręce kolaborant…

Chasequah maszerował przed siebie, docierając do zakrętu. Drzwi po lewej okazały się zamknięte, a korytarz kończył się dalej - aż do podwójnego przejścia jakieś dziesięć metrów dalej. Tuż obok po prawej znajdowały się jednak drzwi, przez które teraz już bardzo wyraźnie barbarzyńca słyszał piskliwe odgłosy, bez wątpienia goblińskie, pomieszane z dźwiękami tłuczonego szkła i szumem. Kas odsłonił okno w korytarzu. Wraz ze światłem dnia powróciła orientacja w świecie i barbarzyńca się uspokoił. Pomyślał. Był sam, lecz to mu nie przeszkadzało. Nie wiedział jednak ile goblinów czai się za drzwiami i czy coś nie zatrzyma jego towarzyszy. Schował zatem miecz i dobył łuku. Może uda się jakiegoś potwora ustrzelić nim dojdzie do walki wręcz.
Z tym zamiarem nacisnął lekko klamkę drzwi. Istniała szansa, że zajęte dewastacją zielone paskudy nie zauważą go od razu, co pozwoli mu spokojnie wymierzyć. Potem pozostanie tylko cofnąć się zostawiając otwarte drzwi, dobyć miecza i ściąć głupi łeb pierwszemu wrogowi, który wyskoczy na korytarz. Hałas wydawał się zagłuszać otwierające się do środka drzwi. Oczom Kasa ukazał się fragment dużego pomieszczenia, z zasłoniętymi oknami naprzeciwko i przytulonymi do ściany piecami. Ze swojej pozycji zobaczył głowę tylko jednego goblina, stojącego za zbyt wysokim dla niego stołem, zdejmującego z niego kolorowe szkiełka i po krótkim przyglądaniu się im, rzucającego nimi w ścianę z głośnym, piskliwym chichotem. Nie wyglądało na to, aby barbarzyńca został zauważony.
Z miejsca, w którym stały nie mogły dostrzec Chasequaha, który właśnie uśmiechnął się szeroko, obliczając, że zdąży strzelić dwa razy zanim paskudy zorientują się co się święci.
Napiął cięciwę, wymierzył w gobliński łeb i wypuścił pierwszą strzałę.
Trafiła, ale nie tak celnie jak chciałby tego barbarzyńca. Grot przeciął ciało zostawiając krwawiącą ranę. Mężczyzna od razu sięgnął po następny pocisk, ale przeliczył swoją szybkość, bo goblin zareagował znacznie szybciej. W stronę Kasa poleciała butelka, rozbijając się o ścianę tuż obok, a mały pokurcz z wrzaskiem bólu, zaskoczenia i cholera wie jeszcze czego, zanurkował pod stół, kryjąc się za jego nogami.

- Są tam te gobliny, widzisz coś? - Nuka spytała Kyline szeptem, w którym słychać było pełne napięcia oczekiwanie. Jednocześnie spróbowała zerknąć w szparę uchylonych lekko drzwi. Kilyne widziała niewiele, lecz nie czekali długo. Wkrótce po pytaniu Nuki, które na moment zawisło w powietrzu, z głębi pomieszczenia rozległ się inny, zdecydowanie bolesny wrzask. A zaraz potem brzęk tłuczonego szkła i bojowy okrzyk barbarzyńcy:
- Kalla! Kalla! - który osłaniając się tarczą przed kolejnymi improwizowanymi pociskami wpadł z mieczem do hali.
Kilyne nie czekała dłużej. Pchnęła drzwi i odsunęła się odrobinę robiąc przejście, jednocześnie napinając cięciwę i wypuszczając strzałę w najbliższego wroga. Jak tylko czarnowłosa pchnęła drzwi, a Kas wbiegł do środka, pierwsze co ukazało się im oczom to osiem zaskoczonych goblinów w różnych chwilach przerwanych nagle czynności. Piece huty z tej perspektywy już nie szumiały - tu biało-niebieski ogień dosłownie huczał z otwartych pieców. Wszędzie wokół leżało szkło i ciała, w różnym stanie dekompletyzacji. Rozbite butelki i tafle przeplatały się z na wpół stopionymi kończynami, tu i ówdzie przyozdobionymi kolorem. Dwa gobliny zostały przyłapane w momencie wkładania do ognia nogi jakiegoś nieszczęśnika wciśniętej w szklaną tubę. Inny wypalał dziurę w jednym z ciał za pomocą rozgrzanego do białości pogrzebacza. Wszystkie zwracały się właśnie w kierunku szarżującego barbarzyńcy. Oprócz tych na podłodze, w pomieszczeniu znajdowało się jeszcze jedno ciało, siedzące na krześle w centralnej alkowie, owinięte dokładnie stopionym, kolorowym szkłem.
Kilyne naciągnęła cięciwę i pocisk ze świstem poleciał w najbliższego goblina. Ten jednak akurat poruszył się gwałtownie i strzała niegroźnie odbiła się od ściany.
Nuka minęła czarnowłosą lewą stroną. Stanęła pewnie na lekko ugiętych nogach i szybko zlokalizowała w paskudnym chaosie cel. Bełt wyleciał z kuszy w stronę jednego z małych sadystów. Druid, lekko opóźniony przez to że do ostatniej chwili zaglądał jeszcze do innych pomieszczeń, przemknał przez drzwi i sprytnie ustawił się obok plecami do ściany. Dzięki temu z jednej strony mógł siec najbliższego goblina, a z drugiej każdy mały potwór który spróbowałby podbiec do Kyline i Nuki musiał się liczyć z jego ostrzem.
Bełt z kuszy rudowłosej podążył tym samym torem, co strzała drugiej z kobiet, pudłując w gwałtownie ruszającego się goblina. Mimo wszystko właśnie dopiero teraz te małe poczwary zaczynały dostrzegać nowe zagrożenie.
- Głupie małe pokraki! - wysyczała przez zęby czarnowłosa, wypuszczając kolejną strzałę w tego samego wroga, po czym odrzuciła łuk i wyciągnęła swój krótki miecz, pozostając po zewnętrznej stronie drzwi, na ugiętych nogach czekając na ewentualny atak.
Kas zawahał się na moment. Nie miał teraz czasu i wolnych rąk, żeby liczyć na palcach, ale zielonych wandali było naprawdę dużo. Zaraz jednak ujrzał kompanów wysypujących się z drzwi po drugiej stronie odlewni.
- Kalla! - powtórzył radośnie Shoanti.
Zanim zdążył wykonać swój skomplikowany plan szarży, to gobliny szybkie i gibkie osaczyły go z równie radosnym i pozbawionym głębszego zastanowienia szale. Ten, którego zranił strzałą rzucił kolejnym odłamkiem szkła, trochę mniej niecelnie niż wcześniej. Kiedy barbarzyńca się przed nim uchylał, dwa inne ruszyły do ataku. Pierwszy przemknął pod stołem i pchnął rozgrzanym do czerwoności pogrzebaczem w krocze. Kas uchylił się, ale broń okazała się odrobinę zbyt długa, albo ten unik za krótki. Poczuł jak ogień przypala mu… na szczęście tylko udo. Drugi z szarżujących szybkim skokiem wdrapał się na stół i rozgniatając oraz rozrzucając na boki kawałki szkła rzucił się barbarzyńcy na szyję, szczerząc przy tym ostre zęby.
- Łiiiii! - krzyknął i chwycił człowieka, owijając się ramionami wokół jego głowy.

Po drugiej stronie pomieszczenia sprawy wcale nie wyglądały lepiej. Lugir łupnął w stojącego obok niego goblina, który jednak odskoczył i broń chybiła o milimetry, tłukąc zamiast tego o ścianę. Co gorsza, spudłował też w goblina pędzącego z wrzaskiem na Kilyne. Mały pokurcz ciął czarnowłosą, lecz ta z gracją cofnęła się przed ostrzem. Ten przy druidzie także sięgnął po broń i jego atak bliższy był upuszczenia krwi - ostrze przesunęło się po twardej skórze zbroi, nie docierając do ciała. Z trzech pozostałych na środku hali potworów, dwa zaczęły czynić jakieś sobie tylko wiadome przygotowania - jeden grzejąc długi pręt w piecu, a drugi próbując podnieść wielką, ostrą taflę czerwonego szkła. Sztuka ta mu się nie udała i upuścił to sobie na nogę, rozbijając przy okazji na sto kawałków i skakał w kółko, piszcząc z bólu. Trzeci z nich podbiegł do stołu bliższego białowłosemu i cisnął celnie potłuczoną butelką, zostawiając na twarzy Lugira kilka głębszych nacięć.
Nuka zaklęła pod nosem, gdy wystrzelony przez nią bełt minął odskakującego w ostatnim momencie małego brzydala. Jej złość trwała jednak ułamek sekundy a na twarzy zamiast brzydkiego grymasu pojawił się zadziorny uśmieszek. Przełożyła kuszę do lewej ręki. Prawą, ze zgiętymi palcami małym i serdecznym wyciągnęła lekko przed siebie. Wyprostowane palce skierowała ku znajdującemu się kilka kroków od niej sporemu, wyglądającemu na naprawdę ostry kawałkowi stłuczonego, kolorowego szkła. Chciała go unieść, przenieść w powietrzu a następnie spuścić z impetem na łeb goblina, który zajęty był właśnie robieniem hałasu po przegraniu nierównej walki z dużą, czerwoną taflą szkła. Kilyne w tym czasie zatańczyła zwinnie przed goblinem i zrobiła krok w bok, na flankę goblina mając Nukę po przeciwnej stronie małej paskudy. Uśmiechnęła się złowieszczo i pchnęła mieczem z zamiarem przebicia tej kreatury na wylot.
Uniesienie kawałka szkła nie było problemem, nawet pomimo ograniczeń magicznej dłoni. Sekundę później już upuszczała go na głowę nieświadomego, skaczącego w kółko goblina i jednocześnie okrążając drugiego, zajętego tańcem z Kilyne. Odłamek szedł idealnie w miejsce między postrzępionymi uszami pokurcza, kiedy ten nagle odchylił głowę i szkło przeorało mu tylko policzek i bark. Krzyknął z bólu, lecz wciąż wyglądał na całkiem sprawnego. Tuż obok Nuki stwór zaczął się histerycznie śmiać, gdy miecz czarnowłosej minął go o milimetry.
- Aaaargh! - z przeciwległego końca odlewni dobiegło wycie barbarzyńcy, po chwili uzupełnione bardziej artykułowanymi okrzykami:
- Puszczaj! Ugh! Złaź ze mnie, bo pożałujesz!
Chasequah z twarzą wykrzywioną z wściekłości i bólu oraz z uwieszonym na nim goblinem cofał się chwiejnie ku drzwiom, którymi wszedł do hali. Stwór był ruchliwy, a długi miecz zbyt nieporęczny, aby siec nim coś wiszącego na sobie. Mieczem Kas odganiał się więc przed drugim goblinem, zaś tego, który starał się go zagryźć bądź udusić (oba rodzaje śmierci uchodziły wśród Shoanti za nie przynoszące chwały, chyba że zagryzającym była co najmniej wyverna a duszącym troll) rąbnął w kark kantem przypiętej do przedramienia tarczy i spróbował poprawić z główki. Nie było to takie proste. Goblin był mały i zwinny, próba zrzucenia go spełzła na niczym. Może gdyby Kas poświęcił tarczę na rzecz złapania tej małej paskudy… która chciała go ugryźć chwilę później, dokładnie jak szarpnął głową. Stwór pisnął, puścił się i zaraz złapał ponownie - tym razem długiego warkocza, dyndając na nim, krzycząc i śmiejąc się. Okropna kakofonia, w której reszta mu akompaniowała. Kolejny odłamek szkła zostawił ranę na piersi barbarzyńcy, na szczęście ten z pogrzebaczem pośliznął się i nie skorzystał z faktu, że Kas próbował się od niego oddalić. Za to podążył zaraz po odzyskaniu równowagi.

Lugirowi szło tak samo źle jak Kilyne. Jego sejmitar tylko skrzesał kilka iskier na kamiennym stole, za którym chował się wróg, nieskutecznie próbujący odcinać się swoim nożem. Druid unikając go oberwał za to celnie rzuconym odłamkiem szkła, który utkwił mu w ciele, przebijając zbroję. Czarnowłosa za to oberwała mocno w udo, na którym kundlociachacz zostawił głębokie cięcie, ciągle się śmiejąc. Zraniony przez Nukę goblin także już przebolał swoją stopę i ruszył ku nim. Ostatni ciągle podgrzewał pręt, popatrując ciągle za siebie i szczerząc ostre zębiska.
Zęby Kilyne zgrzytnęły w niemej frustracji. Przez kilka ostatnich dni zaniedbywała swoje treningi i efekty widać było od razu. Wystarczyły zbyt ruchliwe gobliny. Zawzięła się na tego małego, przeklętego pokurcza. Jeszcze raz pchnęła mieczem, tym razem musiała trafić!*
Coraz bardziej żałując że nie zabrał ze sobą swojej wiernej pałki, druid dalej próbował rozpłatać goblina pod oknem. Nie mógł odwrócić się do pokurcza plecami, bo ten niechybnie wbiłby mu swój nóż w plecy .
Nuka rozejrzała się, pospiesznie oceniając, co dzieje się wokół. Wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się do siebie. Zaczęła mruczeć coś pod nosem. Słowa mimo, że ciche i właściwie niezrozumiałe skupiały na niej uwagę. Sylwetka rudowłosej nabrała wyrazu spokoju i godności a dłonie poruszające się delikatnie na wysokości jej klatki piersiowej wydawały się tańczyć w powietrzu.
 
Lady jest offline  
Stary 04-10-2018, 15:08   #57
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
- Aaaaa! - z drugiej strony hali dobiegło wycie barbarzyńcy, który wytrzeszczył szeroko oczy. - Nie za włosy, ty mały kurwiu!
Shoanti czuł jak pod ciężarem wiszącego na warkoczu goblina dosłownie napina mu się skóra twarzy. Wiedząc, że za sobą ma mur, rzucił się do tyłu, by rąbnąć potworkiem o ścianę, zgniatając go między nią a swoimi plecami. Drugi goblin, ten co wcześniej próbował go wykastrować, był tuż tuż, więc nie było innego wyjścia jak walczyć z dodatkowym balastem. Wściekły Kas zamachnął się nań mieczem, szczęśliwie dużo dłuższym niż pogrzebacz. Tym razem Chasequah naprawdę się wściekł. Grzmotnął goblinem o ścianę, ale uparta paskuda ciągle trzymała się jego warkocza! Ten fakt przeważył szalę i miecz nie miał litości, niemalże przecinając goblina w pół. Trysnęła krew, martwy zdołał tylko zagulgotać, wypuszczając pogrzebacz i osuwając się na ziemię. To nie przeszkodziło dwóm pozostałym wciąż atakować. Szkło rozbiło się o utwardzone skóry, tym razem nie przebijając ich. Ten z tyłu próbował się wspinać, jednak uderzenie wytrąciło go z równowagi i cokolwiek tam robił, Kas nie poczuł efektów.

Po przeciwnej stronie sylwetka Nuki zafalowała i zatańczyła, lecz podniecone gobliny praktycznie tego nie zauważyły. Tylko jeden z nich, ten co oberwał wcześniej szkłem, zwolnił, a następnie zatrzymał się kilka kroków od rudowłosej, patrząc na nią zafascynowany. Efekt ten, albo wrodzona zawziętość, pozwoliła za to Kilyne wreszcie wykonać celne pchnięcie, przeszywając swojego przeciwnika na wylot. Lugir nie miał tyle szczęścia, nieobyty ciągle ze swoją nową bronią znów uderzył ponad głową goblina. Przynajmniej po miksturze poczuł się lepiej, kiedy ból z ran zaczął zanikać. Jego przeciwnik okazał się równie nieskuteczny, za to drugi wskoczył pod stół i chwilę później drugi poczuł, jak mały stwór łapie go za nogę i próbuje ciągnąć. Niezbyt skutecznie.
Ich morale jeszcze nie słabło. Ostatni uznał, że pogrzebacz jest wystarczająco nagrzany i ruszył do szarży, w połowie zwalniając, aby wdrapać się na stół.
- Źmierć dla długonogie! - zakrzyknął radośnie piskliwym głosem.
Czarnowłosa oparła się nogą o przebite mieczem stworzenie i wyszarpnęła broń, starając się rozeznać w systuacji. W kakofonii dźwięków i ruchu, gdzie gobliny robiły rzeczy trudne do wyjaśnienia normalnym, racjonalnym myśleniem nie widziała szansy na podkradnięcie się. Zamiast tego ponownie podniosła więc łuk i szybko wystrzeliła w tego na stole. *
Druid dwoił się i troił żeby nie dać się oskrzydlić goblinom. Już i tak nie szło im za dobrze, a jeszcze jakby dopadły go od zadka…
Wypuścił z ręki bezużyteczną broń i w niebiańskim gardle zabulgotał dużo niższy, paskudniejszy głos. Towarzysze ponownie zobaczyli na miejscu aasimara długoręką, oślizgłą istotę zbrojną w kły i pazury. I tak jak przedtem, gotową mordować gobliny.
Nuka zdziwiona nieco, że wypowiadane przez nią inkantacje i swoisty taniec nie wywołały zamierzonego efektu nie ustawała w swoich czarach. Była pewna, że jeśli zaklęcie zadziała na gobliny, tak, jakby tego chciała, pokonanie małych paskud pójdzie jak z płatka.

Kas tymczasem ryknął wściekle, zrobił krok do przodu i rzucił się do tyłu, by z całej siły plecami oraz wiszącym na nich goblinem o ścianę. Jednocześnie rzucił tarczą w stronę goblina na stole, by uwolnić dłoń, złapać tego na plecach i zatłuc na śmierć po wielokroć.
Shoanti zaryczał wściekle, kiedy obudziła się w nim pierwotna furia i grzmotnął plecami o ścianę tylko po to, aby zderzyć się bezpośrednio z nią. Goblin został jednakże zrzucony na ziemię i przemknął między nogami barbarzyńcy, który w próbie pochwycenia go machnął ręką, zrzucając z niej tarczę i chwytając jedynie powietrze. Mały pokurcz był wyjątkowo szybki i zwinny i nawet zdołał mocno ciachnąć nożem po udzie. Drugi przez chwilę szukał czegoś na stole, chwycił jakiś flakonik i cisnął w Chasequaha, chybiając. Szkło rozbiło się o kamień i w powietrzu rozpylił się duszący i szczypiący w oczy pył. Na szczęście zbyt daleko od mężczyzny, aby go spowolnić.
Magia Nuki działała. Nie na wszystkich, ale ten już zahipnotyzowany nie uwolnił się spod uroku zaklęcia i dołączył do niego drugi, ten na stole, bezmyślnie gapiąc się na ognistowłosą piękność, robiącą takie cuda z dłońmi. Rozdziawił usta i wtedy przeszyła je strzała Kilyne, która wykorzystała w pełni jego skupienie na drugiej kobiecie. Stwór spadł ze stołu, a zaraz za nim pogrzebacz. Te przy Lugirze pozostały niewzruszone, zbyt skupione na ataku, aby zauważyć starania zaklinaczki. Zwinnie nadal unikały ataków, z których jeden aż odłupał kawałek stołu i kąśliwie odpowiadały. Ten przy ziemi złapal tym razem udanie nogę aasimara i zaskakująco silnie pociągnął. Złapany na wykroku białowłosy przewrócił się, szczęśliwie tylko unikając nadchodzącego ataku od drugiego przeciwnika.
Nagle wyostrzone zmysły Kilyne wychwyciły skrzypienie zawiasów. Odwróciła się błyskawicznie i ujrzała niezbyt urodziwego, półelfiego mężczyznę, który dostrzegł ją w tym samym momencie, od razu sięgając za plecy po przewieszony przez nie łuk.
- Zabić ich! - wrzasnął w stronę goblinów, nie pozostawiając wątpliwości co do tego, po której stronie jest.
- Tak, zabić! - podchwycił Chasequah, w szale nie wiedząc komu wtóruje. Pozbywszy się wreszcie ze swoich pleców pasażera na gapę, zamierzał teraz wyegzekwować od niego zapłatę za to upokorzenie. Chwycił miecz oburącz i warcząc ciął ukosem.
Oczy Kilyne otworzyły się szeroko, zauważając nowe zagrożenie. Powinni się go spodziewać, a mimo to zostali zaskoczeni.
- Uwaga, od tyłu! - krzyknęła, a ciało zareagowało szybciej niż umysł. Skoczyła za drzwi, którymi tu przyszli i trzaskając nimi wydobyła miksturę leczącą, wypijając jednym haustem zawartość flakonu.
- No jebłee tlajcy nam tu błakofało - zabulgotał Lugir, sięgając szponami do goblina. Jego nowa fizjonomia, nie dość że brzydka, najwyraźniej miała też problemy z wymową - Kto tło?
Lugir nie doczekał się odpowiedzi, może nikt go nie zrozumiał? Wymowa to jedno, jednoczesne machanie łapami w tym samym momencie, w kakofonii goblinich wrzasków, to jeszcze coś innego. Większość jego chaotycznych ciosów ciągle przecinała jedynie powietrze, lecz jeden wreszcie trafił trzymającego go za nogę osobnika. I od razu oddzielił głowę pokurcza od tułowia, opryskując krwią nawet stojącą w bezruchu Nukę. Rudowłosa obejrzała się co prawda, ale nowy przeciwnik już zajął pozycję i wypuścił strzałę prosto w jej plecy, pudłując jednak haniebnie do nieruchomego celu.
- Do mnie! Do mnie! - zmienił swoją śpiewkę widząc śmierć kolejnego goblina. Dwa posłuchały go od razu. Pierwszy porzucił rzucanie w Kasa, zresztą mogło to być też związane z faktem, że barbarzyńca właśnie rozpołowił jego pobratymca, rycząc przy tym wściekle. Drugi wyminął Lugira w jego paskudnej formie i zamiast niego zaatakował stojącą mu na drodze zaklinaczkę przecinając boleśnie jej udo. Tylko jeden z nich ciągle stał w bezruchu, uwięziony pomiędzy fascynacją, strachem i posłuszeństwem.

Schowana za drzwiami Kilyne niewiele mogła wywnioskować ze słyszanych odgłosów, umiejscawiając nowe zagrożenie - wnioskując po jego okrzykach - ciągle blisko drzwi, z których tamten wyszedł. Poczuła też przyjemne ciepło, kiedy leczący płyn zasklepiał jej ranę.
To dodało dziewczynie odwagi. Zebrała się w sobie, uspokoiła oddech i odrobinę uchyliła drzwi, spoglądając przez szparę w kierunku, z którego nadchodziły okrzyki. Szparę poszerzała do momentu, aż przeciwnik stał się dobrze widoczny, po czym napięła łuk i cicho wypuściła strzałę, od razu chowając się przed wzrokiem mężczyzny.

- Jabami w młowicsu cakopie teko goplinolupa nekłomante zas…- zapieklił się zrywający się z ziemi druid. Długim łapskiem sięgnął do łba goblina który go wyminął, a do tego jeszcze zbliżył się do rudowłosej, aby kolejnemu skubańcowi taki numer się nie udał.

- Waaaagh! - niosło się korytarzami. Ryk szarżującego barbarzyńcy, który tylko podniósł w biegu swą tarczę i pędził za uciekającym goblinem odbijał się echem od ścian odlewni.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 04-10-2018 o 15:10.
Bounty jest offline  
Stary 04-10-2018, 22:11   #58
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Nuka jęknęła z bólu, gdy ostrze jednego z pokurczów niespodziewanie dosięgnęło jej nogi. Nie zdecydowała się jednak na rewanżowy cios. Wycelowała z kuszy w dotkniętego jej czarem goblina. Ból i zdenerwowanie musiało zadziałać, bowiem bełt minął wybałuszającego oczy goblina, który też natychmiast się ocknął z działania zaklęcia. Rozejrzał się w panice, dostrzegając biegnącego z tyłu pobratymca, który uciekał przed doganiającym go długimi susami barbarzyńcą. Goblin w pędzie wskoczył na stół… no przynajmniej spróbował. Skoczył, uderzył się w kant i aż sapnął, wypuszczając powietrze, sporo czasu tracąc na wdrapywanie się. Kas był już tuż tuż!

Wszystko działo się niemalże w jednej chwili. Kilyne wychyliła się, wypuściła strzałę i niemal od razu schowała, widząc jeszcze, że pocisk celnie ugodził przeciwnika, który jęknął głośno. Sam jednak także wystrzelił, ciągle celując w widoczną dobrze przez drzwi Nukę, ale ból od tkwiącej w barku strzały to było za dużo i strzała prawie spadła mu z cięciwy. Zaklął. Lugir wbijając pazury głęboko w brzuch goblina widział jak mężczyzna wpada za drzwi i znika mu z pola widzenia. Ten goblin, który wyrwał się właśnie z okowów zaklęcia, nie wytrzymał. Pisnął i runął do ucieczki, próbując przebiec obok druida, ale łapa machnęła za szybko, podcięła go i niemal urwała mu nogę. Wrzeszcząc stwór upadł na posadzkę, jeszcze nie wiedząc, że jest martwy.
Kilyne wychyliła się znowu z nałożoną na cięciwę strzałą… i nie ujrzała przeciwnika. Wślizgnęła się do pomieszczenia z napiętym do strzału łukiem, a kiedy okazało się, że ani nie chowa się za beczkami, ani nie zaszarżował do ataku, popędziła w to samo miejsce, z którego on wcześniej wyszedł.
Rudowłosa zaklęła siarczyście widząc, że kolejny raz spudłowała. Do trzech razy sztuka- pomyślała, ładując kolejny bełt. Nie oddała jednak strzału. Pomyślała, że wystrzeli dopiero, gdy goblin jakimś cudem ucieknie pędzącemu na niego długowłosemu i jego towarzyszowi, który przybrał paskudą formę.
Wściekły ryk obryzganego krwią barbarzyńcy, który był w jakimś bojowym szale, oznajmiał, że ostatniego goblina lepiej zostawić jemu, jeśli się nie chce oberwać rykoszetem. Shoanti uniósł miecz i biegnąc wzdłuż stołu ciął zamaszyście bokiem, zamierzając najwyraźniej przeciąć stwora na pół na wysokości pasa.
- Gcie on błest, nło gcie? - wołał druid rzucając się w pościg za zdrajcą. A dzięki kształtowi jego obecnej facjaty, ryki barbarzyńcy mieszały się z wyciem bagiennego trolla i napełniały hutę szkła niezwykłą kakofonią.

Wydawałoby się, że ostatni goblin pozostały w pomieszczeniu nie ma najmniejszych szans. Nuka nawet zawahała się chcąc oszczędzić bełt, kiedy małe stworzenie wystrzeliło w jej stronę pędząc po stole. Zaślepiony furią Kas machnął uderzył mieczem, krzesając iskry na kamiennym stole i niemal łamiąc ostrze, ale wroga nie trafił. Co więcej, ten zdążył ze stołu zeskoczyć, źle stanąć na swoim kompanie, przeturlać się, wstać i pognać dalej. Bełt z kuszy wystrzelony z tej odległości nie trafił, odbijając się od podłogi, a broń coraz bardziej wkurzonego Chasequaha śmignęła tuż nad głową piszczącego uciekiniera.
Shoanti chyba nawet się nie zorientował, że Kyline i Lugir gdzieś zniknęli. Przekrwione, nieprzytomne oczy Chasequaga zdawały się dostrzegać tylko ostatniego goblina, którego ścigał, starając się dosięgnąć go wreszcie ostrzem miecza, którym rąbał również wszystko co stało na drodze do celu: stół, podłogę i ściany. I wreszcie go dorwał! Miecz ciął uciekiniera przez plecy, rzucając go dobry metr do przodu, gdzie zdychał w drgawkach. Barbarzyńcę niemal natychmiast opuścił szał, po którym przyszło zmęczenie.

- Aaaaagh! - Nuka zawyła z wściekłością i ścisnęła dłoń w pięść. Z tej pozycji prędzej trafiłaby w biegnącego za goblinem barbarzyńcę niż w małego uciekiniera. - No dorwij go w końcu! - krzyknęła ładując kolejny bełt. Zamierzała zaniechać na moment pościgu za sprytnym stworzeniem, wierząc, że rosły mężczyzna poradzi sobie w końcu z tym małym pokurczem. Sama zamierzała jeszcze z miejsca rzucić okiem po pomieszczeniu czy aby na pewno niczego albo nikogo nie przegapili. Goblinów żywych na pewno tu już nie było. Wszędzie leżały trupy - ludzkie i goblinie. I była ta osoba oblana szkłem na środku. Starszy mężczyzna, tyle udało się dziewczynie wydedukować. Jeśli żył, kiedy mu to robiono, musiał bardzo cierpieć. Pozostałych chyba zamordowano szybko. Wszędzie wokół walało się też szkło, narzędzia i drewno, a piece ciągle huczały od ognia.
Kas skrócił sztychem męki goblina, przydeptał świeżego trupa butem i wytarł ostrze miecza o jego ubranie. Miał kilka powierzchownych ran, ale zdawał się niby zbytnio nie przejmować. Rozejrzał się wokoło aż jego wzrok spoczął na Nuce.
- Gdzie oni pobiegli? - zapytał dziewczyny.
- Tam - odpowiedziała wskazując na schody jednocześnie dłonią i skinieniem głowy. Ruszyła we wskazanym kierunku i już po kilku krokach skrzywiła się lekko czując ranę, którą zostawił na jej udzie jeden z goblinów. Nacięcie nie było dość płytkie, ale i tak powodowało lekki ból przy każdym ruchu.
- I jeszcze spodnie mi zniszczył mały jebaniec - rzuciła z żalem trochę do siebie, trochę do mężczyzny gdy doszła do schodów prowadzących w dół.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 20-10-2018, 15:10   #59
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Tymczasem Kilyne, a chwilę za nią Lugir, wpadli do piwnicy. Pierwsze co rzucało się w oczy to zupełna ciemność, rozjaśniana wyłącznie przez światło padające od schodów. Na razie to wystarczało czarnowłosej dzięki jej elfiemu dziedzictwu. Prowadzący prosto korytarz poszerzał się nieco pod koniec, oczy obojga dostrzegły dwie stojące pod ścianą beczki i bez wątpienia dalszą część piwnicy. Było jednak jeszcze jedno przejście, gdzie ciaśniejszy korytarz po kilku krokach wgłąb zasypany był gruzem na wysokość pasa. Za tą przeszkodą musiało istnieć przejście, widoczne jednak tylko jako ciemna plama w miejscu, gdzie korytarz skręcał w bok.
- Biegnij na wprost! - krzyknęła Kilyne widząc sylwetkę zmienionego Lugira na schodach. Sama skręciła w korytarz po lewej i skoczyła, pragnąc pokonać przeszkodę jak najszybciej. Nie myślała teraz o źródle światła, uciekający także był półelfem, nie mógł widzieć lepiej niż ona.
Druid bez zbędnego spowalniania popędził na wprost. Ciemność nic a nic mu nie przeszkadzała, a zaklęcie rzucone jeszcze na zewnątrz sprawiało że nawet w pancerzu nie był wolniejszy niż przeciętnie. Ostrożnie zwolnił przed zakrętem, ale kiedy okazało się że za rogiem nikogo nie ma, pognał dalej ciemnym korytarzem. Lugir jedyne co znalazł to piwniczne pomieszczenie bez wątpienia służące jako kolejny magazyn i następny korytarz. Kilkoma susami podbiegł do niego i zajrzał, ponownie napotykając tylko puste kamienne ściany bez śladu życia. Dwie pary drzwi sugerowały pomieszczenia.
Kilyne nie zobaczyła wiele więcej, już tutaj jej wzrok nie radził sobie zbyt dobrze. Zarys korytarza jeszcze była w stanie wychwycić wyostrzonymi zmysłami, lecz ani innych przejść, ani uciekiniera nie ujrzała. Za to uszy wychwyciły cichy chrobot, niczym kamień trący o kamień, zakończony równie cichym stuknięciem. Nie potrafiła go zlokalizować dokładnie, przekonana tylko o tym, że dochodził gdzieś z przodu.
Nie do końca widząc dokąd biegnie Kilyne mimo wszystko nie zwolniła. Wyciągnęła dłonie na boki i dotykała nimi ścian po obu stronach wąskiego korytarza. Kalkulacja była prosta - pułapki raczej nie bywały takie głośne, a jeśli to zamykające się jakieś przejście, to miała jeszcze szansę w prosty sposób dowiedzieć się gdzie się otwierało. To “stuk” na koniec podcinało skrzydła, lecz nic innego w tej chwili zrobić nie mogła. Niestety jej palce znajdowały tylko kamienne ściany. Jeśli było tu gdzieś przejście, obecnie stało się niedostępne. Potknęła się nagle, wchodząc na kolejne gruzowisko, ale łapiąc równowagę dłonią dotknęła chropowatej powierzchni drewnianych drzwi po lewej stronie. Z przodu nagle pojawiła się poruszająca się szybko sylwetka, nie do rozpoznania w ciemności.
Lugir przezornie wbiegł pomiędzy drzwi i długimi łapskami szarpnął kolejno za obie klamki. Klamek nie było, ale już pierwsze pchnięte drzwi uchyliły się. Nie chciał dać uciekinierowi czasu by wpadł na jakiś tragiczny w skutkach pomysł, a wciąż nie znaleźli Ameiko. Nie zatrzymując się przy pierwszych podbiegł do drugich i te już stawiły opór. Z drugiej strony widział częściowo zagruzowany korytarz, po którym po omacku poruszała się Kilyne.
- Kyline! - głośno szepnął Lugir - Tu są dwa pomieszczenia, pierwsze otwarte - druid uznał że dobrze jest jednak oznajmić swoją obecność towarzyszce zanim na ślepo wparuje do pomieszczenia. Bo właśnie to chwilę później zrobił.
- Hej, gdzie jesteście!? - od strony schodów dobiegło wołanie Kasa. - Są tam gobliny? - Barbarzyńca zbiegł do piwnicy zaraz za Nuką i zaraz zwolił, bowiem przed sobą widział tylko ciemność. Zatrzymał się na granicy słabego światła sączącego się z góry.
- Tutaj! - odkrzyknęła Kilyne. - Nie ma goblinów, ale przynieście jakiegoś światła! - zatrzymała się na wysokości drzwi i przed kolejną przeszkodą. Wszystko wskazywało na to, że półelf uciekł i zachowanie ciszy nie było konieczne. Czy to możliwe, żeby siedział tu w ciemności? Zaczęła rozglądać się za pochodnią albo lampą.
- Idę po pochodnię! - odkrzyknął Kas. Pobiegł na górę, żeby znaleźć ze dwie pochodnie, odpalić obie od pieców hutniczych i wrócić jak najszybciej na dół.
Odrobina światła padająca od schodów wystarczyła Nuce w całkiem sprawnym poruszaniu. Ruszyła ostrożnie przed siebie w kierunku, z którego dobiegał głos Kilyne. Po drodze badała dłońmi ściany to kucając lekko, to wznosząc się na palce.

Kilyne znalazła świeżo wypaloną pochodnię, ale zanim się zabrała za jej rozpalanie, Kas już zbiegł na dół z dwoma płonącymi żagwiami, dając nieco światła na te podziemne korytarze. Lugir zdążył w tym czasie powrócić do swojej postaci i sprawdzić, że nie zamknięte pomieszczenie służyło jako kolejny magazyn, tym razem ukończonych rzeczy. Stało tu trochę szyb i innych, bardziej zwyczajnych niż kolorowych figurek, wyrobów huty. Czarnowłosa wreszcie coś widząc mogła pchnąć drzwi przy których stała, odkrywając pełne kurzu i pajęczyn pomieszczenie. Zawiasy skrzypnęły, dawno nie oliwione, a oczom dziewczyny ukazało się rozgrzebane łóżko, biurko z którego ktoś zrzucił rozsypujące się, stare szpargały oraz pusty regał naprzeciwko wejścia.
- Tu mieszkał! - Kilyne krzyknęła, wchodząc do pomieszczenia i uważnie przyglądając się śladom. Skoro uciekał w pośpiechu, być może zostawił coś za sobą. - Uciec musiał jakimś niewidocznym przejściem!
Poczekała na Kasa i wzięła od niego jedną z pochodni, oświetlając sobie wnętrze.
- Poszukam. Słyszałam chrobotanie i stuk, niczym zamykające się przejście. Widzieliście Ameiko? Nie mógłby uciec z nią, nie miał na to czasu.
- Nie, a przeszukaliśmy chyba całą górę - odparł Kas, klękając, żeby zajrzeć pod łóżko. - Kto tutaj mieszkał? Jej ojciec?
- Tu nikogo nie ma - zawołał Lugir, ale na wspomnienie o tajnych przejściach zatrzymał się jeszcze na chwilę i obrzucił pomieszczenie spojrzeniem jeszcze raz. Szukał tropów na klepisku, wyraźnych ścieżek między szpargałami tudzież opadającego jeszcze kurzu - Ameiko też nie. A co w tym po środku?

Jedne drzwi pozostawały wciąż zamknięte na zamek i ani drgnęły po pchnięciu ich.
Jedyne wyglądające na przydatne rzeczy leżały na blacie biurka, widoczne kiedy zbliżyli się do niego z pochodniami. Trochę narzędzi, Kilyne od razu zidentyfikowała je jako złodziejskie. Trzy malutkie woreczki zawierające jakiś proszek, zdaje się, że złotego koloru. Oraz rysunek, namalowany niedawno.
- Myślisz, że to jego kochanka? - Kilyne spytała Kasa, przyglądając się przez chwilę demonicznej postaci. - Ciekawe czego tu szukali…
Rozejrzała się jeszcze, zbliżając do ścian, lecz przerwała słysząc o jeszcze jednych, zamkniętych drzwiach. Zgarnęła narzędzia pozostawione przez uciekiniera i podeszła do nich.
- Spróbuję je otworzyć - uklękła, wkładając wytrychy w dziurkę od klucza.
- Niezła - Kas ocenił obrazek. - Tylko te skrzydła… to ta, no... Cheliaxanka? O, i złoto w proszku - schował jeden z woreczków. Następnie, podczas gdy Kyline dłubała przy zamku, odsunął pusty regał, by sprawdzić czy i za nim coś się nie kryje.
Obmacywanie i opukiwanie ścian na niewiele się zdało. Nuka stanęła przed zamkniętymi drzwiami i mimo, że wiedziała, że nic to nie da, odruchowo nacisneła klamkę. - A gdyby tak spróbować je wyważyć?! - krzyknęła - Ja sama raczej nie dam rady.
- Jak Kyline nic nie poradzi to tak zrobimy - rozległo się z pomieszczenia gdzie był druid. Lugir sięgnął do małej sakiewki i wyciągnął garść opalizująco białego proszku. Sypnął zdrowo, i obserwował spadający pył, licząc że zobaczy ruch powietrza w kierunku poszukiwanego przejścia.
Zamek nie był szczególnie skomplikowany, nie miał przecież bronić skarbca, a jedynie materiały potrzebne do produkcji szkła. Ewentualnie wyroby tutejszej huty. Mimo tego chwilę jej zajęło, zanim sforsowała tę przeszkodę i pchnęła drzwi. Pochodnie oświetliły wnętrze, migotliwe światło zatańczyło po pustych ścianach magazynku. Leżało w środku kilka worków. I zwinięte w kłębek, nieprzytomne ciało Ameiko.
W międzyczasie Kas pchnął regał, który prawie się przy tym rozleciał. Ale opłacało się. Pociągnął dźwignię, a tuż za wschodnią ścianą pomieszczenia usłyszał chrobotanie. Tajny korytarz odsłaniał się powoli, prowadząc się daleko w dal.
Kilyne natychmiast do niej podbiegła, sprawdzając czy jeszcze żyje. Sama nie miała już mikstur, ani nie znała się na pomaganiu rannym, dlatego od razu krzyknęła:
- Lugir, tutaj!
Druid w pośpiechu dobiegł do pomieszczenia, ale kiedy zobaczył leżącą Ameiko opuścił dobytą w biegu broń i ostrożnie przy niej przyklęknął. Delikatnie zaczął sprawdzać stan poszkodowanej. Niby jako druid przez te wszystkie lata zdążył zobaczyć sporą ilość ran i skaleczeń...ale zawsze szedł na skróty, lecząc to magicznymi medykamentami. I być może tym razem także była taka potrzeba.
- Co tam macie?! - zawołał Shoanti. - Tu jest tajne przejście! Wchodzę!
Jak oznajmił tak uczynił, z pochodnią w jednej dłoni a mieczem w drugiej wkraczając w wąski, wiodący nie wiadomo dokąd korytarz.
- Ranną zgubę! - odkrzyknęła przyglądając się białowłosemu, który zajmowła się leżącą na podłodze kobietą. - Ej, czekaj - powiedziała wychylając się zza drzwi - może będzie trzeba ją stąd wynieść, czy coś.
Ameiko była nieźle pokiereszowana. Lugir odnalazł sporo ran pod pociętym ubraniem. Twarz została posiniaczona i pocięta, jak gdyby ktoś dał ją do zabawy stadu naćpanych goblinów. A mimo tego co poważniejsze rany właścicielki Rdzawego Smoka zostały zabandażowane. Kobieta pozostawała nieprzytomna, oddychając z trudem, zadbano jednak o to, aby nie wyzionęła tu ducha. Na razie.
Kas w tym czasie wchodził coraz głębiej i głębiej w podziemny korytarz. Szybko przestał słyszeć towarzyszy, a przed sobą ciągle miał tylko wykopane przejście. Cały czas kierował się w dół, a sam korytarz ciągle skręcał, to w prawo, to w lewo. Poczuł się nagle bardzo pod ziemią, w bardzo ciasnym przejściu i bardzo osamotniony. Nikt z jego kompanów nie poszedł za nim. Przystanął, patrząc wgłąb korytarza oświetlonego migotliwym światłem pochodni, sięgającym tylko na parę kroków wprzód. Poczuł jak oblewa go zimny pot a rany nagle zaczęły doskwierać. Po chwili wahania zawrócił i szedł coraz szybciej. Zatrzymał się i odetchnął dopiero gdy znalazł się z powrotem w piwnicznym pomieszczeniu. Zaraz też dołączył do kompanów, zajmujących się Ameiko.
- Tamten korytarz jest strasznie długi i bogowie podziemi wiedzą dokąd prowadzi - powiedział, po czym wskazał na odnalezioną karczmarkę:
- Co z nią? Wyżyje?
Kilyne rozejrzała się jeszcze po pomieszczeniu będącym więzieniem Ameiko, ją samą pozostawiając pod opieką Lugira.
- Jeśli nie jesteś w stanie jej pomóc, pobiegnę po ojca Zantusa - westchnęła. - Mamy inny problem. Gdzie jest Izambard? - rzuciła do powracającego ze zwiadu barbarzyńcy. Czarodziej wziął i się całkiem zapodział. - To… to ciało tam na krześle? - rzuciła sugestię, bo nie zdążyła mu się przyjrzeć. Adrenalina opadała i teraz do głowy wkradały się inne emocje. Odetchnęła kilka razy, starając się wyciszyć.
Druid już po krótkich oględzinach doszedł do wniosku że sprawa jest zbyt poważna na jego mikre zdolności uzdrowicielskie i posłużył się jednym ze swoich bagnistych odwarów. Rany Ameiko zaczęły się w magiczny sposób zasklepiać.
- Po tym odwarze, to na pewno wyżyje, aż do następnej przygody. - odpowiedział Kasowi. A pomagając wstać Ameiko zastanowił się chwilę nad sugestią Kilyne
- A pobiec warto i tak, i szykować konie na łowy na tego zdrajcę zanim ucieknie za daleko.
- Tylko kto ma go gonić, skoro to nas zostawili do ochrony miasta? - zapytała Kilyne, którą wyraźnie świeżbiło, aby pobiec odkrytym tajnym tunelem, zamiast do miasta po pomoc, stąd ciągle zwlekała.
Minęło kilkanaście uderzeń serca po wlaniu wywaru w usta Ameiko i kobieta nagle usiadła, kaszląc i krztusząc się. Magia wykonała swoją robotę jak zawsze skutecznie, przywołując Kajitsu z powrotem do przytomności. Zaraz jednak znów opadła na ziemię, tym razem bardziej świadomie.
- Tsuto… - pierwszy ochrypły szept wyszedł przez zaciśnięte gardło. - Co… co się stało? Zaatakowały mnie gobliny...! - mówiła, jeszcze nie do końca przytomna.
- Jest bezpiecznie, leż spokojnie - druid mruknął swoim zbyt miłym jak na dość gburowate usposobienie głosem upewniając się że rekonwalescentce nie przyjdzie do głowy się zrywać
- Wygląda że my, tylko dobrze byłoby wiedzieć gdzie wyszedł tym tunelem - odpowiedział Kilyne.
- Gdzie mój brat? - Ameiko nie ustępowała, raz jeszcze podnosząc się do pozycji siedzącej. - Mój ojciec? - dopytywała.
- Twój brat, półelf? - dopytała Kilyne. - Ten, który przewodził goblinom? Uciekł, niestety. Jego pupilki zabiliśmy na górze. Twojego ojca nie widziałam. Ani Izambarda. Był z tobą, kiedy tu przyszłaś? Znaleźliśmy jego martwego chowańca.
Pokręciła głową, wyraźnie próbując dojść do siebie i przetrawić wszystko, co się wydarzyło.
- Uciekł - westchnęła. - Nie widziałam Izambarda. Wybaczcie, ale muszę poszukać ojca - z tymi słowami zaczęła się podnosić z trudem.
- Ty to musisz odpocząć, a nie kogokolwiek szukać - Lugir rzucił nerwowe spojrzenie towarzyszom - Opowiedz szybko co się stało - podał kobiecie rękę, podciągając ją na swoje ramię
- Dostałam list od brata, Tsuto - skorzystała z pomocy, spoglądając w oczy druida. Musiała z nich wyczytać, że już ten fragment historii znają. - Przyszłam, otworzył mi. Chciał… chciał mnie przekonać, do słuszności swoich racji, swojej zemsty. Kiedy odmówiłam dołączenia do niego i zaczęłam krzyczeć, napuścił na mnie gobliny. Nie miałam szans nawet uciec. Nic więcej nie pamiętam, budziłam się kilka razy w ciemnościach tej piwnicy. Zdążyłam uchwycić jeszcze kilka ciał, zapewne pracowników Lonjiku. Mój ojciec - wróciła do tego tematu. - On tam jest? - nie ustępowała, kierując swoje pierwsze kroki do wyjścia.
- Nie znaleźliśmy go - pokręcił głową Chasequah, dotychczas zajęty opatrywaniem swoich ran. Teraz wstał i ruszył ku schodom na gorę. - Powinniśmy najpierw przeszukać resztę huty a potem pójść tym tajnym przejściem. Twój brat, za co chciał się mścić na Sandpoint? - zapytał karczmarkę.
- Zbiegliśmy tu zaraz za twoim bratem, ale zanim otworzyliśmy tajne przejście, on już odbiegł daleko. Będziemy go śledzić. Co… co ty sugerowałabyś z nim zrobić? - Kilyne musiała spytać Ameiko, uważnie studiując twarz kobiety. - Trzeba też powiadomić panią burmistrz o tym co tu zaszło. Chyba nie powinniśmy zwlekać zbyt długo z tym pościgiem, jeśli ma konia gdzieś na zewnątrz tego tunelu to jest już bardzo daleko.
- Jak najpierw będziemy przeszukiwać hutę, to Tsuto będzie miał czas choćby i zatrzeć trop - druid ciągnał dalej, ale w jego głosie dało się usłyszeć zwiątpienie po sugesti przeszukania huty. Wszak mogły w niej wciąż być gobliny...a widzieli już co może zrobić jeden przeoczony goblin.
Nuka była mocno nie w temacie. Starała się jednak wydedukować z rozmowy, o co mniej więcej chodzi. Z jej rozumowania wyniknął jeden, podstawowy wniosek. Jeśli brat robi coś takiego własnej siostrze i jeszcze napuszcza na miasto gobliny, to trzeba gnoja dorwać i wymierzyć sprawiedliwość.
- Jeśli mamy tego padalca złapać to nie ma co gadać - odezwała się w końcu podchodząc bliżej pozostałych i zmierzyła Ameiko wzrokiem pełnym współczucia ale i zrozumienia. - Biegiem do tamtego korytarza, to może jeszcze go dopadniemy – wskazała kierunek skinieniem głowy. – Chyba, że jest jeszcze jakieś inne, ukryte wyjście – zastanowiła się. - Ale jak będziemy tracić czas na szukanie go, to z pościgu i tak już raczej nic nie będzie – skończyła wzruszając ramionami.
- Ja… - Ameiko zawahała się. - Nie wiem, chyba postawić Tsuto przed sądem - odparła na pytanie Kilyne. - Na traktowanie. Na bycie czarną owcą. Na to, jak traktował go ojciec - westchnęła. - Było wiele powodów, które mogły być iskrą, ale nigdy bym nie przypuszczała… - jej głos ponownie zamarł, po policzku spłynęła pojedyncza łza. - Jeśli nie ma tu już goblinów to dam radę sama. Zawołam ludzi. Pomogą - dodała głosem nie głośniejszym od szeptu, kiedy docierali już do schodów.
Kilyne przez chwilę walczyła ze sobą. Huta bez nadzoru stała otworem piętro wyżej. Z drugiej stronie tajemnica tajemnego przejścia i ten cały Tsuto, który zalazł wielu osobom za skórę.
- Biegnijmy za nim, może chociaż odkryjemy gdzie mniej więcej stara się uciec - zasugerowała.
- Lećcie, ja zajmę się Ameiko i przeszukam hutę - zaproponował Kas, przejmując ranną od Lugira. Nie mógł przecież przyznać, że boi się wracać do tunelu.
Nuka spojrzała na mężczyznę wzrokiem pełnym niezrozumienia i dezaprobaty nie komentując jednak jego wyboru, po czym zwróciła się do Kilyne. - Ja idę z tobą.
- Kas, jak zaprowadzisz Ameiko łap konie i szukaj gdzie wyjdziemy na powierzchnię - Lugir podniósł odrzuconą tarczę i tylko wychylił się jeszcze na chwilę z tunelu - Ameiko, dokąd może to prowadzić?
- Możemy wyjść gdziekolwiek, on nie mógł być konno, przybył z goblinami! - Kilyne pociągnęła Kasa. - Rusz się, Ameiko sobie poradzi. Rozpalimy ogień jak znajdziemy wyjście, dym wskaże drogę tym co mogą przyprowadzić wierzchowce. - Dziewczyna wcale nie zamierzała się przyznać, że nie ma zupełnie ochoty jechać na koniu. - Ameiko przekaże wieści, prawda? - rzuciła szybkie spojrzenie karczmarce, chwyciła jedną z pochodni i nie zwlekając dalej skierowała się żwawym krokiem do tajnego przejścia.
Kiedy dwójka bohaterów Sandpoint wraz z Nuką wchodzili do tunelu, Ameiko zgadzając się wcześniej na przekazanie wieści, skorzystała jeszcze z pomocy Kasa, aby wejść na piętro. Od razu swoje kroki skierowała w stronę głównego pomieszczenia huty, podchodząc do martwych ciał i sprawdzając każde. Kręciła głową, aż wreszcie dotarła do krzesła z siedzącym na nim ciałem owiniętym szkłem. Nie musiała się dokładnie przyglądać.
Osunęła się na kolana i zapłakała.
- Och - Kas wcześniej, w ferworze walki, nie zwrócił większej uwagi na ciało, przecież jedno z wielu. - To ja… rozejrzę się czy nie ma jeszcze jakichś goblinów - rzekł cicho po dłuższej chwili. Mężczyźni Shoanti nie byli od pocieszania kobiet w żałobie, sami starali się jej nie okazywać inaczej niż zachowaniem powagi. Chasequah spróbował sobie przypomnieć, które pomieszczenia huty już zwiedził i przeszukać pozostałe. Po drodze odsłaniał okna i otwierał wszystkie drzwi na oścież. Rozglądał się też za czymś co mogłoby go naprowadzić na ślad Izambarda. Albo na trop zdrajcy, chociaż nie miał pojęcia co mogłoby to być.
Nie znalazł nic poza tym, co już widzieli. Napad musiał odbyć się w nocy, śpiący w swoich kwaterach pracownicy zostali zupełnie zaskoczeni, nie wyglądało na to, aby ktoś się bronił. Czy coś zrabowano, tego nie wiedział - chociaż ciała goblinów były ciągle dostępne do przeszukania. Odkrył tylko sejf zamontowany w podłodze, który został otworzony i opróżniony. Ameiko w tym czasie doszła nieco do siebie. Widząc, że Kas nie znalazł już żadnych wrogów, skinęła mu głową, wstając z kolan i wychodząc na korytarz.
- Rób co musisz. Przekaż tylko wieści, będę potrzebowała tu pomocy. Tak będzie lepiej, jak się czymś zajmę. Jakbyś zahaczył o Smoka, przekaż, że jestem cała, ale pojawię się dopiero wieczorem.
- Dobrze - zgodził się. - Ale poczekaj chwilę… Wiem, że Tsuto to twój brat, ale musimy go schwytać zanim zdąży wyrządzić więcej szkód. Jest winny śmierci nie tylko waszego ojca, ale i wielu innych ludzi. Wątpię, by moi kompani teraz go dogonili, miał sporą przewagę. Wiesz o nim coś co mogłoby nam pomóc go odnaleźć? Może to ci coś mówi? - pokazał jej zabraną z piwnicy kartkę z rysunkiem skrzydlatej kobiety oraz złoty proszek.
Pokręciła smutno głową kiedy Kas zadawał pytania.
- Nie wiem nic, zniknął na długi czas i pojawił się tak nagle. Okazałam się zbyt ufna, lub on zdegenerował za bardzo. Ta… demoniczna istota, może to powód tego co tu się dzieje - westchnęła. - Proszek służy natomiast do wytwarzania specjalnego szkła, ojciec zawsze zamykał go w sejfie - obdarzyła barbarzyńcę spojrzeniem, które w innych okolicznościach byłoby podejrzliwe, teraz jednakże nie wykraczało poza obojętność.
- Leżało obok rysunku - wyjaśnił Shoanti. - Myślałem, że to jakieś czarnoksięski proszek. Twój brat nie jest czarownikiem?
- Nic mi o tym nie wiadomo - spuściła wzrok i przez chwilę zbierała się w sobie, zmęczona, obolała, przygnębiona. - To sproszkowane złoto musiał ukraść z sejfu, wiedział gdzie szukać.
- Aha. - mruknął niezbyt elokwentnie Chasequah, odkładając sakiewkę na najbliższy stół. - Obszukaj trupy goblinów, jak możesz. Pisma chyba nie używają, ale może znajdziesz jakieś wskazówki. Ja pójdę do Smoka po konie, przyślę tu ludzi.
Jak zapowiedział tak uczynił, do napotkanych po drodze mieszkańców Sandpoint wołając już z daleka:
- Gobliny napadły na hutę! Już pokonane, ale zabiły wielu ludzi! Jest tam Ameiko, biegnijcie i jej pomóżcie!
Co jakiś czas oglądał się za siebie, wypatrując na niebie dymu.
- Gobliny?
- Ale co?!
- Zwariował?
- Gobliny! Ratunku!
- Już biegnę!
Kilkoro ludzi rzeczywiście ruszyło w tamtą stronę, część dzierżyła improwizowaną broń. Inni zamykali się w domach, patrzyli na przebiegającego barbarzyńcę wielkimi oczami albo gadali do znajomych z wielkim podekscytowaniem, zostawiając tę całą pomoc innym. W każdym razie ten bieg wywołał duże poruszenie w mieście, ktoś krzyknął też, że biegnie po kapłana. Niestety odnośnie dymu, to pozycja Kasa była zła. Huta co prawda znajdowała się na klifie, lecz każdy krok w stronę Rdzawego Smoka sprowadzał go niżej i niżej, a otaczające go zewsząd kamienice nie ułatwiały sprawy. Miałby szansę ujrzeć jakiś dym z zachodu, ale z południa czy północy ujrzenie go ze środka Sandpoint wydawało się niemożliwością.
Kas przyspieszył, chociaż poparzona i dźgnięta nożem noga bolała przy każdym kroku. Perspektywa posadzenia dupy w siodle była mile widziana. Poszedł prosto do stajni i zaczął siodłać swoją Shadi, by zaraz potem zająć się wierzchowcem Lugira, którego zamierzał uwiązać do kasztanki.
- Deviren! Jesteś!? - zawołał. Z pomocą stajennego poszłoby dużo szybciej. Zawieszona nad wejściem skóra goblina jasno świadczyła o stosunku Devirena do tych stworzeń. Może zechciałby użyczyć więcej koni albo i sam pomóc w obławie?
- Co, czego? - głowa właściciela stajni wynurzyła się zza kopców siana, które przerzucał na poddaszu. - Co to za krzyki w mieście?! - dodał, strzygąc uszami. W Sandpoint rzeczywiście ciągle wrzało. - Atakują?!
- Siodłaj konia i jedź ze mną jak chcesz pomóc. I weź jeszcze luzaka - rzekł Shoanti. - Opowiem w trakcie bo szkoda czasu.
W kilku zdaniach, podczas siodłania koni, streścił Devirenowi co się wydarzyło i kto okazał się zdrajcą.
- Musimy dorwać bękarta! Mają mi dać znać dymem gdzie wyszli z tunelu - rzucił, już wyprowadzając ze stajni Shadi i wskakując na siodło.
Trudno powiedzieć, czy Hosk w pełni połapał się w tej opowieści, ale na pewno nie brakowało mu entuzjazmu w chęci dorwania goblinów. Z jego pomocą barbarzyńca zaoszczędził sporo czasu i już we dwóch wyjeżdżali na ulicę nieopodal Rdzawego Smoka. Ze swojej pozycji widzieli most prowadzący do Sandpoint ze wschodniej strony. I niewiele więcej, gęsta zabudowa i nierówny teren bardzo utrudniały obserwację terenów pod miastem.
Kas poprowadził ich do górnej części miasta, czyli z powrotem w okolice huty. Jechał tak szybko jak dało się po mieście z uwiązanym drugim koniem. Okazało się, że nie musiał nawet szukać dymu, bowiem zobaczył trójkę towarzyszy właśnie mijających katedrę od strony północnej bramy.
 
Sekal jest offline  
Stary 25-10-2018, 22:01   #60
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Tymczasem pozostali przedzierali się zaskakująco dobrze utrzymanym, wijącym się i prowadzącym w dół tunelem. Przejście było wąskie lecz wysokie wystarczająco do swobodnego marszu. Ustawione w regularnych odstępach stemple zachowały dobrą formę, w najbliższym czasie temu przejściu nie groziło zawalenie się. Nie potrafili dokładnie określić pokonanej odległości, ani tym bardziej kierunku, ale po mniej więcej dziesięciu minutach nieustannego marszu dotarli do końca.

Tak po prostu, tunel się kończył ślepym zaułkiem. Wyglądało to tak, jak gdyby ktoś przestał kopać w tym momencie i sobie poszedł. Kilyne zatrzymała się gwałtownie. Spodziewała się drzwi, albo dziury albo czegoś, nie ziemi. Zamrugała i rozejrzała się.
- Tsuto nie mógł rozpłynąć się w powietrzu. Albo przeoczyliśmy coś po drodze, albo przejście jest tutaj.
Zaczęła uważnie sprawdzać ściany i ostatnią drewnianą podporę, szukając czegokolwiek co pozwoliłoby im otworzyć dalszą drogę.

Nuka również przyglądała się zakończeniu korytarza oświetlając je drugą z pochodni, które przyniósł wcześniej Kas. Rudowłosa uważnie oglądała zaułek, w którym się znaleźli dotykając fragmentów ścian i podłogi.

Druid, do tej pory prowadzący na czele, zatrzymał się przed kończącym się korytarzem
- Po co kopać tak daleko, jeżeli wyjście nie miałoby tu być? Może nie przy samym końcu, ale… - urwał odpowiedź dla Kyline kiedy usłyszał zaklęcie Nuki
- Co robisz? - zapytał wprost.

- To co i wy - spojrzała na niego jak na dziwaka - szukam wyjścia. Jeśli jest tutaj to albo świetnie ukryte, albo magiczne, nie sądzisz?

Wyglądało na to, że Nuka mówiła prawdę - a w każdym razie po jej zaklęciu nic się nie wydarzyło. Żadnych sztyletów wycelowanych w plecy. Sama zaklinaczka czuła co prawda działanie magii, lecz nie wykryła żadnych jej źródeł. Tak jak w piwnicy huty, tajemne przejście musiało być mechaniczne, nie magiczne. I tak właśnie było, kiedy po dłuższej chwili szukania znaleźli w ścianie niewielką dziurę, niedokładnie ukrytą przez spieszącego się Tsuto. W niej znajdował się przycisk, a potem "ślepy" tunel opadł, ukazując dalsze przejście. Prawie od razu oślepiło ich światło.

Przed sobą mieli dalej prowadzący tunel, znikający szybko w mroku. Oczy Lugira uchwyciły jeszcze fakt, że rozwidla się na najbliższym zakręcie. Z boku natomiast widniała mniej więcej dziesięciometrowa, odrobinę pochyła jaskinia z wąskim wejściem, przez które wpadało słoneczne światło. Kiedy oczy się przyzwyczaiły, dało się zobaczyć plażę położoną niewiele w dół od wejścia, a także uchwycić szum morza. Nie trzeba było też wielkich poszukiwań, aby odkryć brudne, śmierdzące goblinami posłania i resztki jedzenia. Po uciekinierze nie było śladu.

- Lugir, sprawdź czy na plaży są świeże ślady! - Kilyne szepnęła do druida, na pewno lepiej znającego się na tropieniu niż ona. Sama weszła do jaskini ostrożnie, rozglądając się i licząc posłania. - Ciekawe, czy miał tu wierzchowca.
Spojrzenie czarnowłosej uciekało też w stronę dalszej części tunelu. Mógł wyjść tu, mógł też pobiec dalej. Albo nawet czekała na nich kolejna pułapka, więc wolała zachować ostrożność.

- No a co ja robię? - druid mruknął marudnie, dalej ostrożnie idąc przez goblińskie obozowisko - Gorzej jak miał łódź -
Gotów zdzielić pałą cokolwiek zbyt gwałtownie się ruszy, krok po kroku zmierzał przez goblińskie brudy w kierunku morza. Wciągnął smród jedzenia - zepsutego lub po prostu goblińskiego. Szukał rozlanych plam, które mogły wsiąknąć lub nie, w zależności od tego jak dawno były tu małe potwory. Ale, przede wszystkim, szedł w kierunku końca obozowiska żeby zobaczyć czy na plaży był jakieś ślady od ostatniego przypływu.

Oprócz resztek w jaskini nie znajdowało się nic przykuwającego uwagę. Kilyne naliczyła osiem małych posłań, sam Tsuto albo nocował gdzie indziej albo miał swoje rzeczy ze sobą. Dalszy tunel wydawał się być cichy i mroczny, nic ich z niego nie zaatakowało. Druid natomiast prawie od razu zauważył świeże obute ślady na piasku i żwirze zaczynającym się zaraz pod wejściem do jaskini. Trzeba było się zsunąć w dół, nie było to żadne wyzwanie. Na górze rozciągał się wysoki na dziesięć metrów klif, to w jego ścianie znajdowała się jaskinia. Z przodu szumiało morze, plaża ciągnęła się w obie strony. Białowłosy nigdzie nie widział uciekiniera, ale mógł określić kierunek, w którym pobiegł - północny wschód. Wyglądało na to, że uciekał pieszo, ale miał nad nimi dużą przewagę.

Kilyne rzuciła szybkie spojrzenie Nuce, zostawiła tunel i podążyła za druidem. Już pierwszy rzut oka na posłania nie sugerował schowanych tam bogactw, czarnowłosa nie traciła więc na nie czasu. Liczba wydawała się zgadzać. Przystanęła przy białowłosym, dotykając delikatnie jego ramienia i podążając za jego wzrokiem.
- Co znalazłeś, piękny aniele? Rozpalamy ogień dla Shoanti?

- Ślady - Lugir podejrzliwie łypnął w kierunku kobiet - Jesteśmy pod Sandpoint, na dole klifu, a Tsuto ucieka pieszo na północny wschód, czyli nie w stronę obozowiska gdzie czeka Bofun. A co do ognia... - druid nabrał powietrza - DAAAAAJ -
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172