Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-10-2018, 16:40   #61
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Tymczasem pozostali przedzierali się zaskakująco dobrze utrzymanym, wijącym się i prowadzącym w dół tunelem. Przejście było wąskie lecz wysokie wystarczająco do swobodnego marszu. Ustawione w regularnych odstępach stemple zachowały dobrą formę, w najbliższym czasie temu przejściu nie groziło zawalenie się. Nie potrafili dokładnie określić pokonanej odległości, ani tym bardziej kierunku, ale po mniej więcej dziesięciu minutach nieustannego marszu dotarli do końca.
Tak po prostu, tunel się kończył ślepym zaułkiem. Wyglądało to tak, jak gdyby ktoś przestał kopać w tym momencie i sobie poszedł. Kilyne zatrzymała się gwałtownie. Spodziewała się drzwi, albo dziury albo czegoś, nie ziemi. Zamrugała i rozejrzała się.
- Tsuto nie mógł rozpłynąć się w powietrzu. Albo przeoczyliśmy coś po drodze, albo przejście jest tutaj.
Zaczęła uważnie sprawdzać ściany i ostatnią drewnianą podporę, szukając czegokolwiek co pozwoliłoby im otworzyć dalszą drogę.
Nuka również przyglądała się zakończeniu korytarza oświetlając je drugą z pochodni, które przyniósł wcześniej Kas. Rudowłosa uważnie oglądała zaułek, w którym się znaleźli dotykając fragmentów ścian i podłogi.
Druid, do tej pory prowadzący na czele, zatrzymał się przed kończącym się korytarzem
- Po co kopać tak daleko, jeżeli wyjście nie miałoby tu być? Może nie przy samym końcu, ale… - urwał odpowiedź dla Kyline kiedy usłyszał zaklęcie Nuki
- Co robisz? - zapytał wprost.
- To co i wy - spojrzała na niego jak na dziwaka - szukam wyjścia. Jeśli jest tutaj to albo świetnie ukryte, albo magiczne, nie sądzisz?
Wyglądało na to, że Nuka mówiła prawdę - a w każdym razie po jej zaklęciu nic się nie wydarzyło. Żadnych sztyletów wycelowanych w plecy. Sama zaklinaczka czuła co prawda działanie magii, lecz nie wykryła żadnych jej źródeł. Tak jak w piwnicy huty, tajemne przejście musiało być mechaniczne, nie magiczne. I tak właśnie było, kiedy po dłuższej chwili szukania znaleźli w ścianie niewielką dziurę, niedokładnie ukrytą przez spieszącego się Tsuto. W niej znajdował się przycisk, a potem "ślepy" tunel opadł, ukazując dalsze przejście. Prawie od razu oślepiło ich światło.

Przed sobą mieli dalej prowadzący tunel, znikający szybko w mroku. Oczy Lugira uchwyciły jeszcze fakt, że rozwidla się na najbliższym zakręcie. Z boku natomiast widniała mniej więcej dziesięciometrowa, odrobinę pochyła jaskinia z wąskim wejściem, przez które wpadało słoneczne światło. Kiedy oczy się przyzwyczaiły, dało się zobaczyć plażę położoną niewiele w dół od wejścia, a także uchwycić szum morza. Nie trzeba było też wielkich poszukiwań, aby odkryć brudne, śmierdzące goblinami posłania i resztki jedzenia. Po uciekinierze nie było śladu.
- Lugir, sprawdź czy na plaży są świeże ślady! - Kilyne szepnęła do druida, na pewno lepiej znającego się na tropieniu niż ona. Sama weszła do jaskini ostrożnie, rozglądając się i licząc posłania. - Ciekawe, czy miał tu wierzchowca.
Spojrzenie czarnowłosej uciekało też w stronę dalszej części tunelu. Mógł wyjść tu, mógł też pobiec dalej. Albo nawet czekała na nich kolejna pułapka, więc wolała zachować ostrożność.
- No a co ja robię? - druid mruknął marudnie, dalej ostrożnie idąc przez goblińskie obozowisko - Gorzej jak miał łódź -
Gotów zdzielić pałą cokolwiek zbyt gwałtownie się ruszy, krok po kroku zmierzał przez goblińskie brudy w kierunku morza. Wciągnął smród jedzenia - zepsutego lub po prostu goblińskiego. Szukał rozlanych plam, które mogły wsiąknąć lub nie, w zależności od tego jak dawno były tu małe potwory. Ale, przede wszystkim, szedł w kierunku końca obozowiska żeby zobaczyć czy na plaży był jakieś ślady od ostatniego przypływu.
Oprócz resztek w jaskini nie znajdowało się nic przykuwającego uwagę. Kilyne naliczyła osiem małych posłań, sam Tsuto albo nocował gdzie indziej albo miał swoje rzeczy ze sobą. Dalszy tunel wydawał się być cichy i mroczny, nic ich z niego nie zaatakowało. Druid natomiast prawie od razu zauważył świeże obute ślady na piasku i żwirze zaczynającym się zaraz pod wejściem do jaskini. Trzeba było się zsunąć w dół, nie było to żadne wyzwanie. Na górze rozciągał się wysoki na dziesięć metrów klif, to w jego ścianie znajdowała się jaskinia. Z przodu szumiało morze, plaża ciągnęła się w obie strony. Białowłosy nigdzie nie widział uciekiniera, ale mógł określić kierunek, w którym pobiegł - północny wschód. Wyglądało na to, że uciekał pieszo, ale miał nad nimi dużą przewagę.
Kilyne rzuciła szybkie spojrzenie Nuce, zostawiła tunel i podążyła za druidem. Już pierwszy rzut oka na posłania nie sugerował schowanych tam bogactw, czarnowłosa nie traciła więc na nie czasu. Liczba wydawała się zgadzać. Przystanęła przy białowłosym, dotykając delikatnie jego ramienia i podążając za jego wzrokiem.
- Co znalazłeś, piękny aniele? Rozpalamy ogień dla Shoanti?
- Ślady - Lugir podejrzliwie łypnął w kierunku kobiet - Jesteśmy pod Sandpoint, na dole klifu, a Tsuto ucieka pieszo na północny wschód, czyli nie w stronę obozowiska gdzie czeka Bofun. A co do ognia... - druid nabrał powietrza - DAAAAAJ -
Nuka zupełnie nie spodziewając się krzyku instynktownie schowała głowę w uniesionych do uszu ramionach. Ułamek sekundy zajęło jej wydedukowanie, że źródło hałasu stoi obok i nie stanowi dla niej zagrożenia. Spojrzała pytająco na mężczyznę, potem na kobietę i pełnym zdziwienia tonem krzyknęła żeby przebić się przez krzyk druida.
- Ej, co ty wyprawiasz?!
Białowłosy wrzasnął, jego głos obudziłby nawet trupa. Tylko efektu nie było widać. Czy chciał w ten sposób rozpalić ogień? Dziewczyny nie wiedziały. Jeśli tak, to mu się nie udało.
Półelfka zdjęła dłoń z ramienia Lugira i zamrugała, zaskoczona zachowaniem towarzysza. Nie była z tych co czekają aż działać będą inni, szybko cofnęła się do jaskini i dłonią w rękawiczce zebrała posłania goblinów.
- Będą się dobrze kopcić, ale sugeruję rozpalić ogień na szczycie klifu. Szybciej! - zarządziła i pobiegła w stronę wskazaną przez druida, próbując na własną rękę szukać śladów oraz łatwego wejścia na górę, gdzie z pomocą gałązek i tego śmierdzącego świństwa mogłaby rozpalić ogień dla Kasa.
- Mewy wołam, coby dały znać Kasowi gdzie jesteśmy - druid łagodnie się uśmiechnął i wzruszył ramionami, jakby znów objaśniał jakąś oczywistą rzecz - Daaj! Daaj! - kontynuował, idąc za Kyline w kierunku twardszego gruntu. Równocześnie kombinował, w jaki to sposób wystrzelić z procy wielobarwny pył ze swojej sakiewki tak żeby był widoczny tyle wyżej.
- A jak wejdziemy na szczyt klifu, to już w Sandpoint będziemy, gdzieś na północnym brzegu miasta.
Śledzenie Tsuto przez następne sto metrów okazało się proste. Ślady odbite na piasku były na tyle wyraźne, że Kilyne mogła pokonać ten dystans biegiem, obserwując przy okazji jak klif z każdym pokonanym metrem zmniejsza swoją wysokość, aż wreszcie przerodził się w skarpę po której wdrapanie się na górę nie stanowiło najmniejszego problemu. Prosto na drogę. Na południe widniała miejska brama, na północ dalej wił się trakt, od wschodu niemal pod samą drogę docierał las. Rozpalenie tu ognia nie stanowiło trudności, pytanie czy dym będzie wystarczająco gęsty i uniesie się odpowiednio wysoko. Odeszli też na tyle daleko, że pozostałe w okolicy huty mewy nie słyszały krzyków druida.
No i był jeszcze jeden, najpoważniejszy problem. W tym miejscu uciekinier wbiegał między drzewa i jego trop stawał się o wiele trudniejszy do wyśledzenia. Lugir co prawda ciągle potrafił wskazać ślady pozostawione przez Tsuto, ale dwa fakty były pewne: konie nic tu nie pomogą, jak również nie ma szans dogonić mężczyzny w ten sposób. Co najwyżej, przy dużym szczęściu, dotrzeć do miejsca, do którego obecnie tamten się kierował.
Półelfka sceptyczym spojrzeniem obdarzyla las i szukającego dalszych tropów białowłosego. Nie zamierzała się poddawać, mimo to wizja śledzenia nie jawiła się w różowych barwach. Zaczęła przygotowywać ognisko, zamierzając rozpalić kilka suchych gałęzi i po podsyceniu ognia wrzucić do niego posłania goblinów i liści, aby zrobić jak najwięcej dymu.
- Wydaje mi się, że śledzić mogłaby go jedna, dwie osoby - odezwała się głośno, kiedy już ogień pełzał po drewnie. - Tam dokąd ucieka będzie więcej goblinów, a nam trochę dały popalić te z huty. Lepiej się dobrze przygotować. I sprawdzić gdzie dalej wiedzie ten tunel przy okazji.
Ostatnie zdanie dodała mimochodem. Tak naprawdę to właśnie ta tajemnica ciekawiła ją chwilowo najbardziej, nie jakieś uganianie się po lesie, na czym zupełnie się nie znała, a Tsuto nie musiał zwalniać i z każdą chwilą powiększał przewagę nad nimi.
- Chyba niewielkie mamy szanse na wyśledzenie go w lesie - spojrzała po towarzyszach w poszukiwaniu aprobaty. - Ja w każdym razie doświadczonym tropicielem nie jestem. No i skoro sądzisz, że jest z nim więcej goblinów - zwróciła się do czarnowłosej -to faktycznie powinniśmy ostrzec mieszkańców miasta i przygotować na ewentualny atak a nie skradać się po lesie.
Nie dodała, że uważa to za zbyt niebezpieczne i właściwie bez sensu, więc nie zamierza tego robić.
- Z nim? Wątpię - Kilyne dorzucała właśnie brudne goblinie posłania do ognia, krzywiąc nos przed paskudnym zapachem. Obdarzyła Nukę szybkim spojrzeniem. - Tam dokąd zmierza to na pewno. Ciekawi mnie bardziej, czy atak na hutę miał na celu tylko zemstę czy coś więcej.
Rudowłosa wzruszyła ramionami dając niemy znak, że nie ma pojęcia. - Powiadomić władze miasta o zagrożeniu kolejnym atakiem nie zaszkodzi. - Zamilkła na sekundę, by po chwili zmienić temat. - Nie ciekawi was do czego prowadzi tunel, do którego nie weszliśmy? - spytała z lekko łobuzerskim błyskiem w oku.
- Właśnie o tym przed chwilą mówiłam - pokiwała głową Kilyne, która widząc ten błysk uśmiechnęła się do Nuki. - Lugir, myślisz, że będziesz w stanie śledzić mordercę w takim terenie? - zwróciła się nagle do badającego ślady mężczyzny.
- Wytropić? Tak. Tyle że tropiąc go między świerkami będziemy szli wolniej niż on, więc go nie dogonimy, a i w zasadzkę można tak wejść. Ale… Bofun znalazł obozowisko goblinów na południe od Sandpoint i czekał tam na niedźwieżuka. Jeżeli zmierza tam, to konno zdążymy tam być jeszcze przed nim - zaproponował. Sam fakt że pośpiesznie wrócił spomiędzy drzew akurat kiedy padła propozycja wejścia do tunelu mówił sam za siebie. Ale ciągle wypadało zadbać by zdrajca nie zaszkodził krasnoludowi z którym Lugir mieszkał.
- Jakoś wątpię, aby on uciekał do jakiegoś obozowiska w lesie po tym, czego się nasłuchałam o tutejszych klanach goblińskich od elfiej tropicielki - Kilyne powiedziała to ni to do siebie, ni to do towarzyszy.
Ogień wystrzelił do góry, kiedy suche gałęzie zajęły się od pochodni. Miejska dziewczyna nie wiedziała o paleniu wielkich ognisk zbyt wiele, ale wrzucone goblinie posłania na pewno robiły mnóstwo dymu. Problem leżał w tym, że ogień w tym czasie przygasał, a morska bryza rozwiewała częściowo dym, pchając go w stronę lasu.
Czarnowłosa przyglądała się temu z powątpiewaniem. Splotła ramiona na piersi, zerkając za plecy na miejską bramę.
- Lepiej po niego chodźmy, ślady nie znikną przez kilka minut. Możemy się także lepiej przygotować do drogi, a zanim podejmiemy decyzję, możemy sprawdzić dalszą część tego tunelu. Co wy na to? Nuka, chcesz iść w ogóle z nami?
- Jak się zorientuje że nikt go nie goni, to zatrze ślady. Ale i tak wracałbym do Sandpoint i sprawdził czy tym razem nie zostało tam więcej goblinów. - goblin który skrył się za szafą mocno utkwił w pamięci druida - Kyline, ile tam było tych posłań? -
- Idę - odpowiedziała krótko i uśmiechnęła się do nich delikatnie. - A tych śmierdzących barłogów to chyba mniej niż 10 - oszacowała na oko, choć to nie jej pytano.
- Osiem - czarnowłosa odpowiedziała druidowi. - Nie wiem ile było goblinów, ale chyba nie więcej niż to? Wątpię, by jakieś się jeszcze kryły, Shoanti tam został w razie czego. Trop Tsuto i tak musimy chwycić. Miasto w takim razie.
Zaskoczony strażnik wpuścił ich bez problemu i nie zdążyli przejść dalszych pięćdziesięciu metrów, kiedy dostrzegli Kasa na koniu, w towarzystwie luzaków i innego konnego.
Wierzchowców było w sumie cztery, obaj jeźdźcy prowadzili po jednym dodatkowym.
- To jest Deviren Hosk - Shoanti przedstawił starszego mężczyznę. - Pomoże nam i użyczy koni. Nie dogoniliście chyba zdrajcy bez nas, co?
- Znacznie nas wyprzedził - przyznała się bez bicia Kilyne, z niewyraźną miną spoglądając na konie. - Tym go nie dogonimy, wbiegł do lasu. Możemy tropić ślady, ale będzie powiększał przewagę, albo urządzi zasadzkę. Doszliśmy więc do wniosku, że lepiej się przygotować. Ten tunel, którym uciekał, prowadzi gdzieś dalej i tam nie byliśmy. A warto sprawdzić, czy tam także nie czekają jakieś niespodzianki.
Chasequah pokręcił głową.
- Tunel nie ucieknie - zauważył. - A zdrajca i owszem. Ma nad nami może z pół godziny przewagi a konno nawet przez las jest szybciej niż pieszo. Jeśli nie zdążył już dobrze zatrzeć śladów dościgniemy go przed wieczorem.
- On idzie lasem - przypomniała mu czarnowłosa. - A my musimy go tropić, bo może zmienić kierunek w każdej chwili. Wątpię, że w ten sposób dogonimy cokolwiek. Zgadzam się za to z tym, że ten ślad powinien być zbadany, abyśmy odkryli dokąd zmierzał.
Nuka uśmiechnęła się krótko na powitanie. Podeszła do jednego z koni i gładząc jego szyję przysłuchiwała się rozmowie.
- Kilyne ma rację, konie raczej na nic się nie zdadzą, to nie pościg. Przydałby się ktoś kto dobrze zna las - spojrzała pytając na mężczyzn.
Białowłosy podszedł do zdobycznego konia i przejął wodze. Uspokajając zwierzę po nagłym wyrwaniu po nagłym wyrwaniu ze spokojnej stajni, odpowiedział swoim niepasującym do swojej urody burkliwym głosem.
- Zdrajcę dopadniemy lub nie, a w tym czasie przez przeoczonego goblina ktoś znowu straci ojca jak Aeren. - rzucił druid, ze złością patrząc w las. - Zapolowałbym na Tsuto, gdybym był pewny że dopadliśmy wszystkie pokurcze w mieście. Kto ze straży został w mieście?
- Tsuto? - podchwycił Hosk. - Ten cholerny bękart przyprowadził tu gobliny? - aż mu ślina poleciała z ust ze złości. - Mogę pomóc dorwać sukinsyna i zdzierać publicznie pasy skóry, aż się przyzna do wszystkiego! Jeszcze coś pamiętam z łażenia za goblinami z dawnych lat. Skrzyknę jeszcze kilku i ławą pójdziemy - zaoferował swoją pomoc. - Ze straży to kilku młodych, widać ich głównie przy bramach i mostach. Z tegom co słyszał to wy teraz główna straż Sandpoint.
- W hucie nie ma już żadnych goblinów - rzekł zniecierpliwiony Kas. - Posłałem tam kilku ludzi. Nie mamy teraz czasu na sprawdzanie każdej szafy w mieście. Odparliśmy atak i powinniśmy dopaść zdrajcę nim zdoła zorganizować kolejny!
- Aby gonić go tunelem to się nie paliłeś - Kilyne obdarzyła go karcącym spojrzeniem. - Chcesz to jedź, razem z Davirenem i innymi chętnymi. Znajdźcie ich kryjówkę, ale nie atakujcie, a my w tym czasie sprawdzimy tunel. Spotkamy się ponownie w Smoku i ustalimy co dalej. Nie wyglądasz najlepiej Kas, wszystkim nam przyda się trochę odpoczynku i przygotowań po ostatnim starciu - spróbowała głosu rozsądku. Oczywiście jeśli barbarzyńca chciał sam szarżować na obóz goblinów, to mu w tym i tak nikt nie przeszkodzi.
Nuka automatycznie zerknęła na zranione udo i bardziej przejęła się dziurą w spodniach niż wizją kolejnej blizny.
- Czyli ustalone, idziemy sprawdzić tunel? - zwróciła się do Kilyne ignorując nieco mężczyzn.
- Lugir? - Kas zwrócił się do druida, odwiązując wierzchowca jego od swojego i rzucając druidowi sznur.
- Jak w hucie nie ma goblinów, a wy sprawdzicie tunel, to jadę za Tsuto - druid złapał rzucony sznur i przyczepił tarczę do siodła - Tak jak mówi Kyline, spotkamy się w Smoku, dziś wieczór. W drogę Kas, w drogę! - rzucił, wskakując na konia by podjechać kawałek do ostatniego miejsca gdzie widzieli ślady
 
Lady jest offline  
Stary 28-10-2018, 19:16   #62
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Lugir bez trudu odnalazł ponownie ślady uciekiniera. Nie było to trudne z dogasającym tuż obok ogniskiem rozpalonym na środku traktu. Tu musieli się rozdzielić. Dziewczyny skierowały się ponownie na plaże, kierując się ku tunelowi. Mężczyźni, wraz z wierzchowcami i towarzyszącym im Davirenem zagłębili się w leśną gęstwinę. Tuż przy mieście roślinność dawało się pokonać nawet siedząc na koniu, ale bardzo szybko wyszły dwie kwestie: Tsuto miał bardzo lekki krok i zostawiał mało śladów oraz wiedział dobrze, jak kluczyć. Wszyscy trzej musieli śledzić go z nosami blisko ziemi, poruszając się bardzo powoli. Najpierw na wschód, potem północ, północny-wschód, chwilę na zachód i znowu północny-wschód. Ogólny kierunek był jasny. Jeden las zmieniał się na drugi po niewielkiej przecince, wpadając w gęsty bór i ponownie rozjaśniając się kilka minut później. Wtedy też, po mniej więcej godzinie tropienia, zgubili ślady. Wracali się kilka razy, ale nie potrafili nawet wskazać dokładniejszego kierunku dalszej ucieczki półelfa. Teoretycznie nie wszystko było jeszcze stracone. Znajdowali się ciągle w miarę niedaleko północnego traktu, który z kolei wił się tuż przy brzegu, niewiele od niego się odchylając. Tsuto mniej więcej zachowywał ten kierunek ucieczki i nie zbaczał na długo. Poszli nawet kawałek dalej, ale nie odnaleźli ponownie tropu uciekiniera.

- Tak se myślę, że jak on z goblinami się zbratał, to do ich leża gdzieś biegnie - podsumował wkurzony tą ich nieporadnością Hosk. - A trocha nas mało na atakowanie leża.

- Trocha - zgodził się Chasequah, wstając z kolan i porzucając próby odnalezienia śladów. - Skurczybyk nie czuł naszych oddechów na karku i zatarł ślady. No nic to, przynajmniej wiemy gdzie posłać wojsko jak szeryf przywiedzie posiłki z Magnimaru. Wróćmy traktem, będzie szybciej. I zahaczmy po drodze o tunele, może spotkamy dziewczęta.

- Jedźmy pędem na trakt, i zobaczmy czy ślady nie wychodzą na niego gdzieś blisko. Tak znaleźliśmy gobliński obóz wczoraj, to może i dziś się poszczęści - druid też był lekko zirytowany, ale nie zamierzał się poddać tak łatwo.

- Rzucić okiem nie zawadzi - rzekł Kas, prowadząc swoją kasztankę za uzdę do miejsca, gdzie las się przerzedzał i dało się swobodnie jechać. - Wytnę na drzewie ostrzeżenie dla podróżnych, jak pokażecie mi wasze litery.

Wyszli na trakt bez problemu, lecz poszukiwania śladów należących do Tsuto spełzły na niczym. Znaleźli tylko trochę końskich kopyt, kół wozów i kilkudniowych odcisków stóp, nie pasujących do świeżego tropu uciekiniera.
Gdy naszkicowali mu litery, Shoanti wyciął na szerokim pniu rosnącej tuż przy drodze lipy napis, układający się z grubsza w słowa: “UVAGA GOBLNY”. Może jakiemuś podróżnemu nieświadomemu, że północny trakt do Sandpoint stał się obecnie śmiertelną pułapką ocali to życie. A może nie, jeśli tak jak barbarzyńca nie będzie umiał czytać. Ale w karawanach zwykle ktoś potrafił, zaś samotnie mało kto wędrował po Varisii.

- Wracajmy - powiedział do kompanów. - Chyba, że możesz zapytać tutejsze zwierzęta czy czegoś nie widziały - zasugerował druidowi.

- A zapytam, faktycznie - pomysł był wcale niegłupi. O ile przedtem szukanie pod bramą Sandpoint człowieka który przechodził tam wczoraj mogło się nie powieść, to teraz szansa na to że przechodził tędy niedawno inny człowiek była znacznie mniejsza. Lugir odszedł więc kilkadziesiąt kroków od grupy i zaczął rozglądać się za jakimś drapieżnikiem, czy to ptakiem czy to innym zwierzęciem.

Ptaków było sporo, ale niekoniecznie drapieżników. Niedaleko stukał dzięcioł, na niebie tu i ówdzie pojawiło się coś większego, nad głowami przeleciała im wrona. Podobnie było z naziemnymi stworzeniami, ślad po drapieżnikach gdzieś zaginął.

Jak nie było nikogo kto mógłby chcieć zapolować na Tsuto, to trzeba było gadać z tymi którzy raczej byli mniej obyci z światem dwunogów. Choć taka wrona...wrony miały bystre, ciekawskie oczy i po chwili Lugir zawrócił w poszukiwaniu ptaka. Znalazł go po chwili szukania. Wrona nie uciekła, co stanowiło w miarę dobry sygnał. Tyle że niespecjalnie pojmowała co druid od niej chce - wszak nijak nie mówił w jej języku, a nikt wcześniej niczego takiego od niej nie chciał. Po kilkudziesięciu próbach, druid wrócił jak niepyszny i bez słowa wgramolił się na siodło.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 29-10-2018, 21:28   #63
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Tymczasem dziewczyny odnalazły ponownie jaskinię, wspięły się do niej i cichutko podążyły wgłąb dalszej części tunelu, oświetlając sobie drogę pochodnią. Od razu dotarły do rozwidlenia i nie mając żadnych wskazówek, wybrały pierwszą odnogę. Po dwóch minutach tunel się kończył. Tym razem nie sprawiał wrażenia niedokończonego - tu bez wątpienia było zawalisko, najbliższy jego stempel był złamany. Poszukały jeszcze przez chwilę, lecz nie znalazły przejścia, wracając się do rozwidlenia i wybierając drugą odnogę. Tam po może stu metrach jeszcze niedawno przejście również się kończyło. Widziały teraz pozostałość po zburzonym murze, podobnym trochę do tego co znaleźli wcześniej w piwnicy huty. Kamienie leżały porozrzucane, ciągle z resztkami starej zaprawy. Tunel prowadził dalej w ciemność, obecnie już nie obniżał się też bardziej.
Kilyne zatrzymała się przed rumowiskiem, wytężając wzrok. Nawet zmysły odziedziczone po elfiej krwi nie pomagały przeniknąć ciemności. Podała pochodnię rudowłosej.
- Coś czuję, że nie powinnyśmy iść tam same, ale ta pokusa - westchnęła w niemal erotyczny sposób, śmiejąc się do Nuki. Spoważniała szybko. - Pójdę pierwsza, trzymaj się w pewnej odległości, abym była na granicy światła pochodni.
Z tymi słowami przeszła nad przeszkodą i najciszej jak umiała podążyła tunelem.
- Za to ja mam przeczucie, że właśnie tu powinnyśmy być - szepnęła wzruszając ramionami a ogień trzymanej przez nią pochodni zatańczył na ścianach tunelu. Ruszyła kilka kroków za Kilyne.
Podążyły dalej i po może stu metrach tunel zaczął lekko skręcać. Oczom czarnowłosej ukazała się jakaś wnęka po prawej stronie i ostrożnie podeszła do niej, niewidoczna w ciemnościach. Wychyliła się i z pomocą słabego światła z pochodni trzymanej przez idącą z tyłu Nukę ujrzała nieduże, wydrążone w ziemi pomieszczenie. Samo w sobie wydawało się puste, ale może dwa metry dalej półelfie oczy wychwyciły ruch. Od ściany oderwała się jakaś humanoidalna postać. Chuda istota, o ramionach zbyt długich, aby były naturalne, wydając z siebie mlaszczące odgłosy, ruszyła w stronę korytarza, gdzie musiała zdaje się dostrzec poświatę z pochodni, bardzo wyróżniającą się na tle zupełnych ciemności podziemnego tunelu. Kilyne wstrzymała oddech i przykleiła się do ściany. Nie było jak cicho ostrzec Nuki, krzykiem zdradziłaby swoją pozycję. Rozmyła się więc w czerni tunelu i czekała aż to coś przejdzie obok niej, aby uderzyć z tyłu. I przy okazji dowiedzieć się, czy w tej dziurze nie kryje się ich więcej.
Kilyne nie była widoczna dla Nuki, rozmywała się w cieniach i ciemności bardzo skutecznie. Zaklinaczka podążając tunelem została więc zupełnie zaskoczona przez wychodzące przez boczny otwór monstrum. Widoczne ledwo na skraju światła pochodni również zauważyło rudowłosą i wydało z siebie paskudny, chrapliwo-mlaskliwy odgłos. Kilyne poczuła jego paskudny zapach, który podrażniał zmysły w jakiś charakterystyczny, trudny teraz do zweryfikowania sposób. Nie zauważył ukrytej półelfki, zamiast tego od razu skierował się ku Nuce, rzucając się z nią z wielką prędkością. Dziewczyna zobaczyła, jak jego szczęki rozwierają się w paskudny, wywołujący mdłości sposób, gryząc ją w ramię. Poczuła nie tylko ból, ale również jak żołądek wywraca się do góry nogami, a ją samą ogarniają zawroty głowy.
Czarnowłosa z przerażeniem patrzyła jak paskudztwo ją mija i rzuca się na Nukę. Wzięła głęboki oddech i uniosła łuk, trzymany już od jakiegoś czasu w nieco spoconych rękach. Wypuściła strzałę prosto w plecy tego czegoś, licząc na skuteczność zaskoczenia. Zaraz po wypuszczeniu strzały zamierzała sięgnąć po miecz.
Zaskoczona półelfka wydała z siebie krótki, głośny pisk spowodowany strachem i bólem, który zadała jej ramieniu pojawiająca się znienacka paskuda. Walcząc z silnym obrzydzeniem zdobyła się na to, by spojrzeć na mordę napastnika i spróbować przypalić jego głowę pochodnią trzymaną w drugiej dłoni.
Strzała wbiła się dokładnie między łopatki potwora, który odwrócił się nagle z gardłowym, wściekłym odgłosem. Pocisk przebił skórę głęboko, lecz nie wydawał się spowolnić potwora. Za to Nuka wykorzystała okazję i łupnęła płonącą pochodnią w głowę tego czegoś. To rozwścieczyło go jeszcze bardziej, bo bez zawahania rzucił się na nią, wymachując wściekle pazurzastymi łapami. Obie trafiły, rozrywając ubranie na brzuchu i piersi dziewczyny. Bryznęła krew, pazury zagłębiały się głęboko w ciało zostawiając szramy, a rudowłosa niemal zemdlała z bólu. Potwór mlasnął obrzydliwie, podniecony zbliżającym się zwycięstwem i krwawiącym ciałem tuż przed nim.
W oczach Kilyne błysnęła stal i determinacja. Dzierżyła już swój krótki miecz, ściskając rękojeść tak mocno, że bielały kostki. Widząc działania Nuki odniosła wrażenie, że nie powinna jej tu zabierać, pomimo tej jej całej pewności siebie. Rzcuiła się do przodu i ciągle cicha niczym lekki powiew wiatru, uderzyła od tyłu, tam gdzie już wcześniej skórę przebiła strzała.
- Zostaw ją! - warknęła w tej samej chwili, starając się ściągnąć na siebie uwagę paskudy.
Nuka zawyła z bólu, tym razem długo i głośno, niczym zranione zwierzę. Poczuła, że jej paznokcie wydłużają się znacznie i twardnieją. Uśmiechnęła się kącikiem ust, spojrzała na swojego oprawcę wzrokiem pełnym wściekłej furii. Jak przez mgłę usłyszała jeszcze głos Kilyne, zobaczyła ją kątem oka. Potem zaatakowała próbując wbić szpony obu rąk w ciało napastnika.
Potwór wydał z siebie charkliwy okrzyk bólu, kiedy ostrze miecza przebiło jego plecy. Wyjątkowo twarda skóra zatrzymała je na tyle, że nie przeszło na wylot na co liczyć mogła Kilyne. Odwrócił się ku niej, ponownie dając się w ten sposób sprowokować. Nie mógł grzeszyć wielką inteligencją i nie zauważył nawet, kiedy zamiast dłoni rudowłosej nagle pojawiły się tam szpony, uderzając wściekle. I zadziwiająco celnie szarpiąc ciało wynaturzenia, choć przez odczuwane mdłości niestety zbyt słabo, aby powalić wroga.
Ten zachwiał się, jego wykręcone, paskudne szczęki raz jeszcze dziabnęły Nukę, wyrywając kawałek ciała dziewczyny. Ta od razu upadła, tracąc świadomość. To mu wystarczyło, druga w pełni zdrowa przeciwniczka to było za dużo. Rzucił się do ucieczki, ale Kilyne okazała się wystarczająco szybka, aby raz jeszcze wbić mu miecz w plecy. Ostrze zostało tam, wyszarpnięte pędem stworzenia, które przeszło jeszcze trzy kroki i padło martwe na ziemię.
Jak tylko padł, czarnowłosa doskoczyła do Nuki. Najpierw zaczęła przeszukiwać rzeczy rudowłosej, licząc na znalezienie mikstury czy czegoś innego działającego równie skutecznie. Dopiero gdyby to zawiodło, zaczęła rwać materiał, aby użyć go do zatamowania krwawienia. Chwilowo nie dbała o to jak bardzo dziewczyna jest przez to obnażona, liczyła się stabilizacja jej stanu. Wyglądało na to, że w końcu się udało pomimo nieszczególnych umijętności Kilyne w tym zakresie. Wtedy medyczka z konieczności podniosła się, wyrwała swój miecz z truchła, schowała do pochwy i próbując zrobić to delikatnie, złapała Nukę za ramiona i zaczęła odciągać jak najdalej od tego miejsca, przynajmniej do jaskini gdzie spały wcześniej gobliny. Tam na pewno był mechanizm ponownego zamknięcia tajnego wejścia do tunelu. Rudowłosa nie była ciężka, a i tak dla niezbyt silnej Kilyne to zadanie przy jednoczesnym uważaniu na rany Nuki, łatwym nie było. Szczęśliwie nic nowego nie przybiegło tunelem, w którym panowała obecnie zupełna cisza, przerywana jedynie sapaniem półelfki i szuraniem stóp po ziemi. Jaskinia szczęśliwie nie wymagała połowy dnia drogi, a i tak dziewczyna zasapała się porządnie zanim do niej dotarła, układając uważnie towarzyszkę. Nie było to najlepsze miejsce do odzyskiwania sił, zaklinaczka nie odzyskała w tym czasie przytomności.
Po niedługim szukaniu Kilyne odnalazła przycisk zamykający tajne przejście, które zasunęło się z chrobotem i mogła zastanowić się co dalej. Wciąganie rannej na górę, nawet tam gdzie klif nie był taki straszny, wydawało się wyjątkowo trudnym przedsięwzięciem w chwili obecnej.
Po zabezpieczeniu przejścia Kilyne usiadła ciężko przy nieprzytomnej, łapiąc oddech. Miała moment do zastanowienia się co dalej. Nie mogła tu zostać, ani na dłużej pozostawić Nuki. Na szczęście brama miasta znajdowała się blisko, zaraz nad klifem, a niedaleko za nią katedra. Pólefka odczekała kilka chwil, nasłuchując uważnie i kiedy nic nie usłyszała z tunelu, sprawdziła raz jeszcze prowizoryczne opatrunki rudowłosej i zostawiła ją, opuszczając jaskinię. Na plaży zbliżyła się do wody i spojrzała w górę.
- Hej! Pomocy! Straż! To ja, Kilyne! - nie miała pojęcia czy inni strażnicy znają imiona “bohaterów Sandpoint” zatrudnionych tymczasowo do służby, ale tak brzmiało to lepiej. - Potrzebuję pomocy! Podejdź tu!
Oby ktoś jeszcze przy furcie czuwał, inaczej będzie musiała tam podejść, a nie chciała pozostawiać rannej samej sobie. Z tunelu zaraz mogło coś wyskoczyć, jeśli tylko znało z niego wyjście.
Po dłuższej chwili tych krzyków, niosących się dość dobrze w powietrzu, na górze klifu pojawiła się głowa strażnika.
- Co tam się dzieje?!
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 08-11-2018, 19:03   #64
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Minęło południe, kiedy wszyscy spotkali się w Rdzawym Smoku. Kas i Lugir wrócili z niczym ze swojej wyprawy. Albo z prawie niczym, mieli bowiem dokładny kierunek, w którym uciekał Tsuto. Kilyne i Nuka znalazły więcej, przy czym rudowłosa nie wyszła z tego zbyt dobrze. Zantusowi i jego akolitom na szczęście pozostało trochę łaski boskiej po zajęciu się Ameiko, aby udzielić pomocy również rannej dziewczynie, którą na ten czas umieszczono w jednym z pokoi Smoka. Szybko się po tym ocknęła, ale tego dnia nie było już mowy o wielkich szaleństwach w stylu powrotu do tunelu. Ze względu na poranne szaleństwo, ich powrót na tarczy pozostał na szczęście niezauważony przez większość.

Kilyne ze szczegółami opisała co spotkały w tunelu, najdokładniej jak umiała opisując napotkane paskudztwo.
- Spotkaliście kiedyś już coś takiego? Ten tunel został otworzony niedawno, może tej nocy. Burmistrz powinna zostawić kogoś na straży zarówno na klifie jak i w piwnicach huty. Myślicie, że to była część planu Tsuto, oprócz jego osobistej zemsty? Musimy tam wrócić, tym razem wszyscy - głos miała opanowany na tyle, na ile potrafiła się powstrzymać od okazania emocji.
- Na pewno nie dzisiaj - rzekł Kas, zatrzymując się pod drzwiami pokoju Nuki, którą szli właśnie odwiedzić. - Kazałem postawić straże pod wejściem do tunelu w hucie i zamurować go jak najszybciej.
Shoanti zapukał do drzwi.
- Nuka! - zawołał. - Nie śpisz!? To my, znaczy się Kas, Kyline i Lugir! Możemy wejść!?
- Już nie – burknęła pod nosem, bo wołanie Kasa wyrwało ją z płytkiej drzemki. – Wejdźcie, proszę – dodała po chwili, której potrzebowała na ogarnięcie się, to jest zajęcie pozycji siedzącej i podciągnięcie wyżej koca, tak, by przykryć opatrunki na brzuchu i piersi stanowiące aktualnie jedyny element jej garderoby od pasa w górę.

- Jak się czujesz? - zapytał po wejściu Chasequah. Sam miał obwiązane bandażem grube udo. - Nie powinniście były iść same do tych jaskiń - rzekł, przysiadając na zydlu. - Ale nie chciałem wam zabraniać, bo jak ktoś spoza rodziny próbuje mówić kobiecie Shoanti co ma robić, to może zarobić nożem w brzuch.
- To było iść z nami - podpowiedziała mu Kilyne, uśmiechając się do Nuki. - Jutro będziesz mógł nadrobić. Nie możemy zostawić takiego miejsca pod Sandpoint.
Nie dodała, że to wcale nie jest główny powód, dla którego chciała tam wrócić. Podziemne tajemnice, może wręcz skarby! Przybyła do miasta w zupełnie innym celu, lecz nie umiała sobie odmówić zgłębienia tej wiedzy.
- Jak do jutra znowu nic się nie wydarzy - burknał głośno druid - Na tym krześle, w hucie, to był Lonjiku? - cichsze pytanie było skierowane do wszystkich - Tsuto zaprzągł do rodzinnej zemsty gobliny?
- Dziękuję, że wyciągnęłaś mnie z tej jaskini - zwróciła się do kobiety, gdy strażnicy przestali na chwilę mówić. - Gdybyś mnie tam zostawiła - głos jej zadrżał - no, wiadomo jak by się to dla mnie skończyło - dopowiedziała. - Jestem twoją dłużniczką. A co z tropem lasu? - zmieniła nagle temat.
- Nie ma sprawy, gdybym tylko widziała lepiej w ciemnościach... - westchnęła Kilyne z frustracją.
- I gdybyśmy byli lepszymi tropicielami… - zawtórował jej Shoanti. - Wiemy tylko w jaką stronę zbiegł Tsuto, trop urwał się kilka mil od miasta. Gdzieś tam, między północnym traktem a wybrzeżem musi być obóz goblinów. Ameiko mówiła, że nie widziała brata wiele lat i nie wie co mu siedzi w głowie, ale zapewne pragnął zemsty nie tylko na ojcu, ale na całym Sandpoint. Więc raczej nie poprzestanie na zabiciu Lonjiku. On i istoty, którym służy. - Kas wyjął z kieszeni pomiętą kartkę z rysunkiem nagiej skrzydlatej demonicy.
Podał rysunek Lugirowi i Nuce, którzy jeszcze go nie widzieli.
- Ta elfka, z którą rozmawialiśmy u burmistrz, dobrze znała się na kryjówkach goblinów - wtrąciła się Kilyne. - Czy któryś z nich nie żył blisko wybrzeża, albo wręcz na jakiejś wyspie?
- Pod hutą mówiłaś, że szukasz Ameiko - zwrócił się do Nuki. - Ona mówiła, że resztę dnia spędzi na żałobie, do gospody wróci wieczorem. Przyjaźnisz się z Ameiko?
Nuka przyglądała się rysunkowi skrzydlatej postaci i nim zdążyła zapytać, kim ona właściwie jest, ponownie odezwał się Kas. Wzmianka o Ameiko wyraźnie zmieszała rudowłosą. - Nie jest moją przyjaciółką - powiedziała po chwili zastanowienia, jakby odrobinę zawstydzona. - Usłyszałam w gospodzie, że zaginęła i nooo, no po prostu postanowiłam jej poszukać - zaczęła się tłumaczyć. - Pomyślałam, że jeśli uda mi się ją znaleźć, to będzie dla mnie szansa - wyrzuciła z siebie zaskoczona swoją szczerością.
- Szansą na co? - druid, którego sympatia do Ameiko jako jednej z niewielu osób w mieście dobrze znoszących jego gburowatość nie była trudna do zauważenia, wtrącił się do rozmowy, jednak odczłapał zamknąć za sobą drzwi zanim kontynuował
- Spalony młyn, napad na karawanę, zlecenie dla koniokradów, atak goblinów na festiwal, nekromanta koło świątyni, a teraz jeszcze zdrajca, gobliny w hucie, sukkub i … co to była za potwora pod miastem?
- Nic dobrego się tu nie dzieje - przytaknęła mu Kilyne. - Skoro już w tym siedzimy, możemy wyjaśnić jedną sprawę za drugą. Kiedy koniokradzi mieli odebrać zapłatę? - zmarszczyła brwi, nie pamiętała tego. - Na zasadzkę już za późno, prawda? Zeszłabym rano do tunelu znowu, przyjrzała się dokładniej temu miejscu.
- Atak goblinów na festiwalu - powtórzyła cicho. - Moja - zawahała się przed kolejnym słowem - rodzina sporo ucierpiała w czasie tego ataku. Co prawda wszyscy uszli z życiem, ale straciliśmy znaczną część niezbędnych nam rzeczy. - Westchnęła smutno, po czym spojrzała po zebranych wzrokiem, w którym można było dostrzec odrobinę niepewności. - Od dziecka jeżdżę po miasteczkach z trupą artystów. Przez gobliny występu w Sandpoint nie możemy uznać za udany - wzruszyła ramionami, wzięła głęboki oddech. - Jakiś czas temu uświadomiłam sobie, że życie cyrkowca nie do końca mi leży. Kiedy usłyszałam o zaginięciu Ameiko postanowiłam jej poszukać - ciągnęła swój szczery monolog. - Pomyślałam, że jeśli uda mi się ją znaleźć, zasłużyć się czymś miastu, albo chociaż jej rodzinie, no wiecie... tak jak wam udało się pokonać te gobliny na festiwalu… - uśmiechnęła się lekko zawstydzona.

Tę właśnie chwilę wybrały sobie drzwi, aby się otworzyć i trzasnąć z hukiem o ścianę. Przez drzwi do środka ładowała się niska, pulchna kobieta o falującej piersi. Nieznajoma - dla trójki zebranych tu osób, a dobrze znana czwartej - dyszała jak po szybkim biegu. Za nią, w pewnym oddaleniu, górowała męska, żylasta postać.
- Nuka! - Orneta wyrzuciła ramiona do góry. - Gdzieś tyś się podziewała! My tu szukamy, wyjazd miał być, a tu ten płomienny nicpoń znów zniknął!
Przetoczyła się między Kasem a Lugirem niczym lawina, roztrącając ich na boki i siadając na skraju łóżka. Skrzypnęło.
- Jesteś ranna?! To przez gobliny?! - dopytywała.
Kilyne już chciała skomentować, że ta chęć zasłużenia mogła zakończyć się tragicznie, kiedy drzwi zostały staranowane. W pierwszym odruchu czarnowłosa położyła dłoń na rękojeści ukrytej pod fałdami ubrania broni, ale szybko się opanowała. Odsunęła się pod ścianę.
- Nuka pomogła nam je pokonać - cicho się odezwała i zaraz zamilkła, nawiązując tylko do wydarzenia w hucie. Opowiadanie wszystkim o nieudanej pogoni i tunelach pod miastem nie wyglądało na dobry pomysł.
Rudowłosa zarumieniła się jeszcze bardziej. Trochę z powodu wkroczenia przybranych rodziców a trochę przez słowa Kilyne. Jej broda opadła na chwilę ku klatce piersiowej a twarz ukryła się w gąszczu włosów.
- Przepraszam, że nic wam nie powiedziałam - zaczęła po chwili, wynurzając się spod rudejczupryny. - Nie pozwolilibyście mi. Poza tym, mieliście wystarczająco dużo zmartwień po tym ataku goblinów, ne chciałam zawracać wam głowy. - Spojrzała przepraszająco po nowoprzybyłych.
- Jeszcze nie za późno, miało być trzy dni po festiwalu w nocy - druid odpowiedział Kilyne - Do tunelu? TEGO tunelu? - zakreślił bliżej nieokreślony symbol nad łóżkiem rannej, ale darował sobie i machnął ręką - Po co? Ubić to muszę, ale po co to tobie do szczęścia? -
Nagłe wtargnięcie do pokoju zaskoczyło go, ale dobrze ocenił sytuację i nie zrobił niczego czego mógłby żałować. Teraz milczał, słuchając wyjaśnień które nie były przeznaczone dla niego i jedynie rzucając zdziwione spojrzenia Kasowi i Kilyne.
- Moje drogie dziecko… nie zostałaś stworzona do takich rzeczy! - Orneta kontynuowała łagodnym, ale jednocześnie karcącym głosem. - Dobrze, że nie stało się coś o wiele gorszego. Ta niziołka za barem mówiła, że kapłani udzielili ci łaski bogów i czujesz się już lepiej? - w pewnym sensie nie wyglądało to na pytanie w jej ustach. - Zabierzemy cię na wozie, każę wolno jechać, to nie będzie tak trząść i dojdziesz do siebie zaraz jak opuścimy to straszne miasto.
Nuka wiedziała, że słowa, które padną zaraz z jej ust będą dla kobiety, która ją wychowała bolesne niczym sztylet wbity w serce. Uśmiechnęła się do Ornety i jej męża, by za chwilę, nie zwracając uwagi na trójkę strażników, wtulić się w kobietę jak dziecko.
- Nie zamierzam na razie stąd wyjeżdżać - powiedziała cichym, choć zdecydowanym głosem.
- Słyszałeś Fyn? - pulchna kobieta zwróciła się do stojącego w drzwiach mężczyzny. - Dziewczynie się całkiem w głowie pomieszało, zostawać tu chce. Ledwo żywa wyszła, miasto nam tak pięknie odpłaca, a ona zostawać chce.
- Poślę po kapłana, aby ją jeszcze obejrzał - zagadnięty krótko skinął głową. - To gobliny ją tak załatwiły, tak? - zapytał pozostałych. - Jaką truciznę na ostrzach mogły mieć. Albo syf i choroba się wdała.
- Nic to, jeszcze jeden dzień nas nie zbawi. Jutro z rana ruszymy do Magnimaru - dodała Orneta. Decycja Nuki została zgodnie zignorowana.
Kilyne zastanawiała się, jakby to było, mieć takich opiekuńczych rodziców. Odrobinę zbyt opiekuńczych nawet. Nuka wydawała się entuzjastką i posiadała pewne możliwości, czarnowłosa widziała w tym potencjał. Bardzo nieoszlifowany, ale wystarczający do tego, żeby spróbować dziewczynie pómóc. Albo zaszkodzić, zależnie od reakcji państwa cyrkowców.
- Niefortunnie została ranna, gdyby nie ona to mogłoby się nam nie udać. Może warto rozważyć zostawienie jej samej na jakiś czas? Będzie z nami. Ten tu Chasequah na pewno potwierdzi, że każde dziecko powinno kiedyś zostać poddane próbie. Dzięki temu może dowie się, jaka ścieżka jest jej pisana. A jeśli nie, to pomożemy Nuce dotrzeć do Magnimaru.
Przez moment na twarzy rudowłosej można było dostrzec zdziwienie. Szybko jednak mimika kobiety przybrała zupełnie inny wyraz, bo Nuka weszła w grę, którą, pewnie nieświadomie, rozpoczęła Kilyne. Orneta i Fyn lubili być dumni ze swoich dzieci, a jeśli ich działania mogłyby przynieść im odrobinę sławy lub rozgłosu… - Jeśli uda nam się skończyć, to, co zaczęliśmy, całe miasto będzie nam bardzo wdzięczne - powiedziała dosyć tajemniczym i pełnym patosu głosem. Wiedziała, że może to trafić do Ornety. Fynem się nie przyjmowała. Po latach spędzone z nimi wiedziała, że zrobi dokładnie to, co uzna za stosowne jego przedsiębiorcza żona.
- Pewnie przekonalibyśmy burmistrz, by zgodziła się przyjąć dziewczynę do straży - Kas w zamyśleniu skubał dłonią wąs. - Po tym jak zaginął nasz kompan Izambard i zginął Lonjiku w mieście nie ma żadnego maga a prawda to, że tutejsi są bardzo wdzięczni za każdą pomoc. Nuka próbę charakteru już dzisiaj przeszła. Każdy musi przejść w życiu wiele prób, ale próby Shoanti są tylko dla Shoanti, ludzie z nizin by ich nie przetrwali - dodał na użytek Kilyne.
Orneta westchnęła ciężko, kręcąc głową. Pogładziła dziewczynę po włosach i wstała.
- Gadacie jak szaleńcy. Giną i znikają ludzie, a ty chcesz się w to pchać! - z wyrzutem wskazała zaklinaczkę pulchnym palcem. Jej mąż wzruszył ramionami.
- Pójdę porozmawiać z kapłanem - zdecydował i wyszedł.
- Do jutra się stąd nie ruszymy - zadeklarowała kobieta. - Dojdziesz do siebie i jeszcze przemyślisz te słowa, młoda damo! - zafurkotała kolorowymi spódnicami i wyszła. Kas poniewczasie zorientował się, że przecież ma do czynienia z grupą cyrkową. Czyż to właśnie nie ich szukał?

- Jak dla mnie, to nikt nie powinien opuszczać Sandpoint w najbliższych dniach - druid z niejaką ulgą w głosie odezwał się dopiero kiedy hałaśliwe towarzystwo opuściło pomieszczenie - Nie po tej zdradzie i atakach na trakcie. - białowłosy mężczyzna ciężko klapnął na zwolnione przez Ornetę krzesło i wyjrzał przez okno w stronę świątyni - Dalej nie wiemy co się stało z Izambardem, prawda?
- Nie było po nim śladu w tunelu. Oby nie rzucono go na pożarcie tym potworom - wzdrygnęła się na tę myśl i nieprzenikniona fasada przybrana na czas rozmowy zastąpiona została bolesnym wyrazem twarzy. - Dziś już nie ruszymy do tunelu, ale ja czuję się całkiem dobrze. Wybiorę się raz jeszcze pod hutę i poszukam śladów. Poprzednio mogliśmy szukać zbyt blisko.
- Też pójdę, póki jeszcze jasno warto sprawdzić pod klifem, pewnie nikt tam nie zajrzał - rzekł Chasequah, po czym przeniósł spojrzenie na Nukę.
- Czy twojej trupie nie przewodzi może czarow… czarodziejka Zaldana Skender i czy nie ma w niej tancerki imieniem Loredana Serafin? - zapytał.
- Mojej trupie przewodzi Orneta Faryn, którą mieliście przyjemność poznać - skrzywiła się lekko. - Tobie kolejny raz muszę dziś podziękować - zwróciła się do czarnowłosej i uśmiechnęła serdecznie. - Przepraszam was za to słabe przedstawienie, które daliśmy z Ornetą i Finningiem, zwykle idzie nam lepiej - rzuciła a w jej głosie mieszały się rozbawienie i zakłopotaniem. - Co do kobiet, o które pytasz - odezwała się do Kasa - mogę podpytać czy ktoś z moich je kojarzy. Często spotykamy się z innymi artystami w miastach, czasem na traktach a Orneta ma świetną pamięć i łeb na karku.
- Jeśli zostaniesz to odwdzięczysz się w naturze - mrugnęła do czerwonowłosej Kilyne. - Naprawdę po dzisiejszym dniu myślisz, że łażenie z nami po tunelach i ganianie goblinów będzie lepszym życiem od tego w trupie cyrkowej? Ciekawszym to pewnie tak…
Nuka widząc mrugnięcie uśmiechnęła się kącikiem ust, a gdy tylko Kilyne skończyła mówić odpowiedziała bez zastanowienia.
- Życie w trupie nie jest złe, jednak to nie dla mnie - powiedziała tonem kończącym ten temat.
- Kas, w sumie nie pamiętam żebyś powiedział dlaczego szukasz tych kobiet - Lugir zainteresował się kwestią już wcześniej, ale w końcu była okazja zapytać - Ja za chwilę jadę ściągnąć Bofuna do miasta, zanim faktycznie znajdzie tego niedźwieżuka - dodał.

- Ehm… - Kas uciekł spojrzeniem gdzieś za okno, drapiąc się po karku. Po raz pierwszy widzieli autentycznie zmieszanego barbarzyńcę. - Właściwie to szukam jednej z nich - odpowiedział. - Widzicie, przed sześciu laty, jak miałem szesnaście wiosen, to w ramach inicjacji wybraliśmy się z kolegami na wyprawę… hmm… krajoznawczą na niziny. Tam doszło do nieporozumienia z miejscowymi i znalazłem się sam, bez konia, zagubiony i ranny. Byłbym sczezł, ale znalazła mnie trupa cyrkowa, taka jak Nuki. Zaopiekowała się mną tam młoda tancerka o czarnych włosach i gibkim… no mniejsza o szczegóły. Było naprawdę miło, ale ani jej ani jej kompanii nie spodobała się próba tradycyjnego porwania na Płaskowyż Storval, więc wróciłem do klanu sam i żyłem dalej wśród swoich. I miałem już rozglądać się za żoną, ale w tegoroczną noc duchów wieszczka powiedziała mi, że… że mam syna - wykrztusił wreszcie. - Właściwie to powiedziała: „męski owoc nasienia z twych lędźwi, krew z twej krwi, chodzi po świecie z dala od rodowego totemu”. Nie byłaby prawdziwą wieszczką gdyby podała szczegóły. Mój brat twierdzi, że z mieszańca i tak nie zrobię prawdziwego Shoanti i może ma rację, ale no… poradziłem się duchów i postanowiłem chociaż spróbować go odnaleźć. - westchnął Chasequah. - Chociaż wciąż nie mam pojęcia co dalej. Zapytaj proszę Ornety czy nie znają tych kobiet. Wy, cyrkowcy dużo podróżujecie i pewnie wszyscy się znacie.
Shoanti spojrzał na druida i jakby czuł potrzebę szybkiej zmiany tematu, powiedział:
- Niedługo będzie zmierzchać. Pojechałbym z tobą, ale może lepiej zaczekać do jutra?

- Do jutra to jeszcze dobrze byłoby zrobić zasadzkę na tego kto zlecił kradzież koni - druid z jakiegoś powodu nie wspomniał że tuż za oknem pod którym siedział słońce ledwo minęło zenit - Ale konia mam rączego, więc pewnie się uwinę. Kolacja poza Smokiem, tak żeby dać Ameiko chwilę wytchnienia, co wy na to?
- Zgoda, przy świątyni, niedaleko za bramą jest karczma. Spotkajmy się tam później i ustalimy co z nocą - przystałą na tę propozycję Kilyne.
- No to w drogę - kiwnął głową Kas. - Do zobaczenia Nuka, o ile się nie rozmyślisz z naszą kompanią, czasem bywa ciężka. Kuruj się!
 
Bounty jest offline  
Stary 11-11-2018, 21:45   #65
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Lugir szykował się na dłuższą wyprawę. Na szczęście powrócił przed nią do domu dzielonego z krasnoludem, bo właśnie tam go zastał. Bofun właśnie próbował zetrzeć z siebie śmierdzące przebranie.
- Jak ja nienawidzę tych pokrak, pieprzone szkodniki, nigdy nie robią tego co powinny… - mamrotał pod nosem, nie zauważając nawet wejścia białowłosego.

- No nie, tyś ich szukał po lasach, a gobliny przyszły szukać ciebie do Sandpoint - druid ze znaczącym stukiem wystawił cebr przed drzwi - Może tobie sława obrońcy Sandpoint byłaby bardziej w smak niż mi - familiarnie uderzył krasnoluda w ramię - Kiedy wróciłeś?

- Co, jakiego obrońcy? - Bofun uniósł nagle głowę, patrząc na druida. - Skundlone mendy, jużem słyszał, że tu były. Tera będę czekał, nie oszukają mnie znowu.

- Obrońcy który nie da spalić kolejnego kawałka osady. Widziałeś coś ciekawego, siedząc tam po krzakach trzy dni?

- Wszystkie gobliny wzięły i zdechły - parsknął. - Jakaś elfica przełaziła, nie zauważyła mnie - zarechotał. - W nocy jużem myślał, żem się doczekał, ale przez krzaki tylko dzik lazł.
Wzruszył ramionami i wskazał na leżące pod ścianą ciało martwego zwierzęcia. Całkiem okazałego.

- Shalelu? No proszę, czyli przebranie było całkiem niezłe - druid zastanowił się nad czymś przez chwilę. Być może krasnolud widział Tsuto? - Kiedy ją widziałeś? Może dzisiaj przed samym powrotem?

- Wczoraj, bardziej w nocy. Przekradała się krzakami, ale te spiczastouche to nic nie umiejo - prychnął, szorując szczotą owłosiony tors.

- To dobrze - skoro nie było potrzeby wyjeżdżać konno za miasto, to można było zdjąć już pancerz i pozbyć się innych niedogodności - Pytałem, bo półelf Tsuto dzisiaj z pomocą goblinów zabił ojca i ...ty byś mógł pomóc go wytropić! - Lugir przerwał w połowie zdania, bo pomysł w pierwszej chwili wydawał się genialny. Wszak Bofun był niezłym tropicielem, a już na pewno lepszym niż on sam - Zgubiliśmy trop na północny wschód od Sandpoint, jeszcze przed traktem.

- Niech to, tyle się dzieje! Tsuto! - splunął. - Tak się kończy zadzieranie ze spiczastymi i spółkowanie z nimi. Złą krwią!

- Nie zbierasz się - druid stwierdził, lekko zdziwiony, ale po chwili zastanowienia nie była to taka bezpodstawna reakcja - No to opowiadaj, coś robił te trzy dni, a jak się ogarniesz to pójdziemy znaleźć jakieś piwo - sprawa była jeszcze do przegadania, ale przecież mogli połączyć przyjemne z pożytecznym, to jest pytać o to czy ktoś wiedział co stało się z Izambardem, i we dwóch rozpocząć mocno zaległe zwiedzanie wyszynków Sandpoint. I ile pierwsza rzecz wyszła dość przeciętnie - bo nikt nie wiedział, a przynajmniej nie chciał im powiedzieć - to druga część szła ujmująco dobrze. Lugir nawet załatwił po drodze sprawę czy dwie - rozliczył się z Cydrakiem i nawet w znośnym stanie zdążył na wieczorną naradę z towarzyszami.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 11-11-2018 o 21:48.
TomBurgle jest offline  
Stary 14-11-2018, 23:40   #66
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Kilyne i Kas nie mieli przed sobą długiej wycieczki. Wokół huty trwało zamieszanie, kręciło się wielu ludzi, szumiało niczym w ulu. Dwóch strażników miejskich pilnowało, aby nikt nie wchodził do środka. To zresztą nie było zamiarem dwójki bohaterów, którzy ominęli to zamieszanie i skierowali się od razu w stronę klifu i plaży pod nim. Całe miasto znało już wydarzenia i wiedziało o ataku goblinów. Ameiko być może przekazała pani burmistrz, kto stał za atakiem. Lecz o podziemnych tunelach nie wiedział jeszcze nikt oprócz nich - strażnicy, którzy pomagali czarnowłosej, nie dociekali pochodzenia ran. W końcu kiedy weszli do jaskini, wszystkie tajne przejścia były zamknięte.

Schodząc po stromych schodkach, uważnie przyglądali się szczegółom. Kilyne zauważyła między skałami zaklinowaną strzałę, ale żadnych śladów krwi, ani tym bardziej ciała Izambarda. Weszli na plażę i patrząc uważnie pod nogi ruszyli brzegiem. Praktycznie wszystko co tu było zatarła już woda i wiatr, a mimo to Chasequah odnalazł kilka wgłębień wyglądających jak ludzkie stopy, prowadzące wzdłuż nabrzeża. Docierały aż do samej zrujnowanej latarni morskiej i tam się urywały. Barbarzyńca mógłby przysiąc, że kierowały się prosto do morza, tam gdzie fale obijały się o ruiny. Trudno powiedzieć, czy dało się tamtędy przejść. Na pewno nie suchą stopą.
- Śladów walki nie widać - rzekł Kas, nachylony nad śladami w piasku. - Po prostu szedł lub biegł. To co powiesz na kąpiel? - uniósł brew i sam zaczął ściągać buty.
- Jeśli się utopił, to wolałabym nie powtarzać po nim tego wyczynu - Kilyne nie podzielała chęci moczenia się. Lato już minęło, zaczynała się jesień. Zimna, niespokojna woda. - Przejdę górą, tam po drugiej stronie jest wejście na wyspę i przejście dalej plażą, wcale nie trzeba ryzykować - zauważyła.
- W jednej z klanowych prób przepłynąłem Kanion Śmierci w Żelaznych Szczytach - wzruszył ramionami Shoanti, pozbywając się reszty ekwipunku i odzienia, nie licząc gatek. Na szerokich plecach, pod warkoczem, miał tatuaż przedstawiający sylwetkę aurocha - wielkiego varysiańskiego bizona żyjącego na Płaskowyżu Storval.
- Idź, ja zajrzę tylko za te skały, bo jeśli gdzieś tam leży ciało to z góry może nie być widać. Całkiem ciepła!
Wszedł śmiało do wody, której temperatura nie wydawała się robić na nim wrażenia. Dalej jednak poruszał się ostrożnie, badając stopami dno i trzymając się dłońmi chłostanych falami ruin.
Kilyne skinęła mu głową i zostawiając Kasa i jego rzeczy zawróciła. Pośpiech nie był potrzebny, czarnowłosa nie trochę nie pałała chęcią zanurzania się w wodzie. Zamierzała zamiast tego wybrać drogę, którą poprzedniego dnia dostali się na wyspę i tam po drodze szukać dalszych śladów na plaży.
Poświęcenie Kasa poszło na marne. Całe szczęście, że tylko na początku szło opornie i woda go zmyła z gruzu. Zaraz zdołał podpłynąć, lecz nie odnalazł ani ciała, ani ukrytego wejścia do ruin od strony morza. Pojawił się po drugiej stronie i… musiał wracać po ubrania, które Kilyne zostawiła. Dzięki temu to ona trafiła na północną plażę jako pierwsza.

Tam znaleźli nie tylko dalsze ślady - dużych i małych stóp, ale także mnóstwo zrzucanych z klifu śmieci, powoli wymywanych przez morze. Ruszyli za nielicznymi wciąż widocznymi odciskami w piasku aż do końca plaży, gdzie znów trzeba było albo iść górą albo po kamieniach. I trafili tam, skąd wcześniej wyszli z tajnego tunelu i gdzie śladów stóp pozostało tak dużo, że żadne nie potrafiło powiedzieć, czy któreś z nich należały do Izambarda. Jeśli tak i znalazł tajne przejście, mógł teraz równie dobrze tkwić w paszczy jednej z tych bestii. Ani Kas, ani Kilyne nie umieli wydedukować co mogło stać się z czarodziejem i co wpadło do jego akademickiej łepetyny, że podążał przynajmniej do tego miejsca plażą, zapewne w środku nocy.
- Dziwne - stwierdził Shoanti. - Jego chowańca Nuka znalazła przy hucie. Nic to, zwiedzanie podziemi musi zaczekać do jutra.
Powiał chłodny wiatr i Kas potarł dłońmi koszulę narzuconą na mokre ciało.
- Brr, teraz zimno. Przydałaby mi się kobieta do rozgrzania. Czy też czasem nie zmarzłaś?
- Nie, celowo szłam górą - uśmiechnęła się słodko, już przyzwyczajona do bezpośredniości barbarzyńcy. - Wiem za to, że w mieście jest zamtuz. Tam za kilka monet żaden wkurzony ojciec ci nie obije buzi - mówiła to żartem, ale w oczach kryło się zmartwienie niepowodzeniem poszukiwań.
- Izambarda musiało coś tu ściągnąć. O ile to w ogóle on, równie dobrze mógł skończyć w piecu huty - wzdrygnęła się na tę myśl.
- Możliwe, że nigdy się nie dowiemy - westchnął Chasequah. - Ten wygdakany kruk by nam powiedział, gdyby żył. Może umarł, bo jego pan umarł. Słyszałem kiedyś, że z chowańcami tak jest, ale nie wiem czy to prawda.
Gdy wracali do miasta Kas odezwał się znowu:
- Nie chcę do zamtuza. Kobiety, które idą z każdym za złoto muszą być zimne jak monety. Ty za to wyglądasz na dziewczynę, która dobrze rozgrzewa. Jak lipcowe słońce na stepie albo gorące źródła w Żelaznych Szczytach… chociaż nie, one cuchną a ty ładnie pachniesz. Albo jak długi galop na koniu. Potrafię długo galopować.
- Muszę cię rozczarować, nie lubię galopad i ogierów - Kilyne nie spojrzała na niego nawet po tych całych porównaniach. - Zwłaszcza takich, których nie interesuje gdzie się pchają, dopóki jest ciepło i miło. Wystarczy mi przykład moich rodziców. I rodziny Kajitsu też. No chyba, że pójdziemy do alchemika i zaradzimy twoim problemom z płodnością na stałe. Co mi przypomina, że on już powinien coś dla mnie mieć - zmieniła kierunek, prosto w stronę odwiedzonego dwa dni temu alchemika.
- Jakim problemom? - Kas nie rozumiał. - Przecież spłodziłem syna… zaraz, chodzi ci o to, żeby nie mieć dzieci? - Shoanti był tym pomysłem najwyraźniej zdumiony. - Przecież im więcej dzieci tym lepiej. Tym silniejszy ród i klan. U nas to wygląda inaczej, klan zaopiekuje się każdym dzieckiem. Swojego syna też zabiorę do klanu, jeśli okaże się, że na nizinach źle mu się wiedzie i jego matka się zgodzi. Głupio wtedy wyszło, ale młody byłem i nie pomyślałem, że coś może z tego wyniknąć - rzekł tonem wskazującym, że jednak ma jakieś wyrzuty sumienia. - Kobiety zaparzają sobie przecież specjalne zioła, kiedy nie chcą akurat mieć dziecka. Widocznie ona jednak nie chciała ziół, albo bogowie jej zabronili.
- Albo zapomniała. Albo myślała, ze wyjmiesz na czas. Albo, że płodząc dziecko zostaniesz z nią, a nie zwiejesz - wyliczyła czarnowłosa. - Mogła też być tak zamroczona, że myślała tylko o kopulacji. I wątpię, aby teraz bardzo chciała, żeby jakiś barbarzyńca zabrał jej dziecko i umieścił w klanie, aby także stało się nieokrzesanym barbarzyńcą, który tylko myśli jak tu gdzieś coś wsadzić. Lub mieć wsadzane, jeśli to dziewczynka.
- Co żeś się tak uczepiła? - warknął Chasequah. - Znam to słowo. Barbarzyńca. To obraza. Nieokrzesany też wiem co znaczy. Nie obrażaj mojego ludu, bo nic nie rozumiesz i nic o nim nie wiesz.
Shoanti obrócił się na pięcie i ruszył szybkim krokiem w kierunku przeciwnym, niż ten, w którym zdążała Kilyne, która z trudem powstrzymała wybuch śmiechu. Pokręciła z rozbawieniem głową i pomaszerowała żwawo do alchemika. Dostała tam to co zamówiła, chociaż Nisk był wyraźnie rozczarowany, że Kilyne zainteresowana była tylko zwyczajną transakcją.
 
Lady jest offline  
Stary 15-11-2018, 20:44   #67
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Powiadają, że kapłańskie modlitwy czynią cuda. Nuka mogła spokojnie przychylić się do tego stwierdzenia. Pomimo tego, że Zantusowi i jego akolitom zabrakło mocy, aby uzdrowić ją w pełni i przede wszystkim mogła się swobodnie poruszać i wyjść z łóżka. Niedawno poznani bohaterowie Sandpoint porozchodzili się w swoje strony, więc i jej w końcu przyszło opuścić Rdzawego Smoka.
Trupy cyrkowe zwykle ustawiały swe wozy pod miastem, lecz tym razem okoliczności zmusiły ich do stacjonowania na placu handlowym. Wszyscy inni już wyjechali, Orneta liczyła, że jak się sytuacja uspokoi to sobie jeszcze odbiją. Jak pokazał czas, każdy niemal dzień przynosił nowe mało szczęśliwe wydarzenia i ludzie nie mieli ochoty płacić za oglądanie cyrkowych występów. Teraz wozy stały już zapakowane, gotowe do wyjazdu, który nie nastąpił dzięki Nuce i jej szalonemu rzuceniu na szalę swojego losu. Czasami chęć zmiany życia była właśnie aż tak silna.
Wciąż było dopiero późne popołudnie i ludzie kręcili się wokół. Rudowłosa dostrzegła znajome twarze. Mogła zrobić to oficjalnie, postawić na swoim, pożegnać się ze wszystkimi. Albo spróbować tak po prostu zniknąć.

Spacer z Rdzawego Smoka, do miejsca, w którym stał jej mobilny dom był zbyt krótki, by zdołała poukładać sobie w głowie, co i jak powinna bliskim przekazać. Gdy dotarła już na miejsce, a wzrok wyłapał członków artystycznej trupy, zatrzymała się i stanąwszy w cieniu budynku o wyjątkowo ładnej elewacji zaczęła ich obserwować. Fyn jak zwykle trenował swoich bliźniaczych synów i ich młodszą siostrę, którzy, mimo że dobiegali 25 roku życia, a każde z nich dorównało już ojcu w sztuce akrobacji, wciąż byli w niego zapatrzeni i posłuszni. Orneta rozłożyła się wygodnie na kocu, oparła o wóz i głaszcząc cyrkowe pieski, których pyski leżały na jej pulchnych udach łapała promienie jesiennego słońca. Młodszy brat Ornety, Olo rysował coś patykiem po ubitej ziemi gadając coś pod nosem i chichocząc. Wyglądało to komicznie. Olo był bardzo wysokim i postawnym mężczyzną o srogiej aparycji. Brakowało mu jednak którejś klepki, bo mimo 40 na karku wciąż zachowywał się jak dziecko. Nuka podeszła do niego niepostrzeżenie, wyczekała na odpowiedni moment i gdy mężczyzna schylił lekko by znów nabazgrać coś patykiem wskoczyła mu na plecy. Olo wierzgnął jak wystraszony koń próbując zrzucić z pleców napastnika. Półelfka zachichotała wesoło i zmierzwiła jego sztywne kręcone włosy. – Nuuuuka– wyszeptał i wyszczerzył w uśmiechy pokazując niepełne uzębienie. – Nuuuka, jeeesteeeeś – mówił wolno przeciągając każde słowo. – Jeesteś.
- Jestem – potwierdziła. – Podrzucisz mnie do Ornety? – spytała i wskazała palcem w stronę wozów.
Olo podskoczył radośnie i zaczął biegać w koło wymijając plączących się po placu handlowym ludzi, by po chwili znaleźć się we wskazanym miejscu.
- Zoo, zoo obacz kogo ci przywiozłem! – zakrzyknął radośnie.
Nuka zeskoczyła z pleców olbrzyma i zgrabnie usiadła obok Ornety, powodując tym poruszenie wśród psów, które poczuły silną potrzebę czułego powitania z Nuką i Olem.
- Poza miastem nie jest teraz bezpiecznie. Na trakcie były napady – zaczęła, gdy zwierzęta nieco się uspokoiły. – Wyjazd musi jeszcze trochę poczekać – stwierdziła stanowczo.

Jedna z ran odezwała się nieprzyjemnym kłuciem po tej galopadzie na plecach wielkiego mężczyzny. Orneta patrzyła na to z niezadowoloną miną, która pogłębiła się po pierwszych słowach Nuki. Usiadła, zaplatając ramiona na piersi.
- Już zaczęłaś przewodzić naszej grupie? Trakty niebezpieczne, wyjazd poczekać. Teraz jak postanowiłaś zrobić jeszcze jakąś głupotę?

- Aha, a to, że napadają ludzi na trakcie wiodącym z miast to sobie wymyśliłam, prawda? - przewróciła oczami. - Przez gobliny straciliśmy już jeden wóz, a przez twój upór możemy stracić dużo więcej - mówiła stanowczym lecz uprzejmym tonem. - Zastanów się nad tym zanim sama postanowisz zrobić jakąś głupotę.

- Trochę szacunku i pokory, młoda damo! - w podniesiony głos Ornety wkradły się twarde nuty. - Ktoś kto prawie dał się zabić nie będzie mi mówił o niebezpiecznych traktach!
Oburzenie i złość kobiety była tak bardzo odczuwalna, że nawet Olo przysiadł i tylko pomrukiwał, a Fyn i jego synowie zaprzestali treningu, zerkając w ich stronę.
- Wszystko co się teraz dzieje skupione jest tu, w mieście. Niemal cię straciliśmy i ja już wiem, co sobie układasz w tej zbyt ładnej głowie - odrobinę złagodziła ton. Tylko odrobinę. - Zostaniemy, to ty się wdasz w kolejną kabałę. Nie myśl sobie, że nie popytałam gdzie i w jakich okolicznościach "przeszłaś" - włożyła sporą dawkę ironii w to słowo - przez bramę.

- Nie przyszłam się kłócić, naprawdę - chciała uciąć temat, bo wiedziała, że gdy Orneta się denerwuje nie dochodzą do niej żadne argument. - Kojarzycie trupę Zaldany Skender?

Zaskoczona nagłą zmianą tematu kobieta zamrugała i zastanowiła się.
- Chyba słyszałam o niej jakiś czas temu. Bywają w różnych miejscach Varisii jeśli mnie pamięć nie myli. Skąd to pytanie w ogóle?

- A w jej trupie są tancerki? Kojarzysz jakieś z imienia? - dopytywała. - Jeden ze strażników miasta szuka pewnej dziewczyny. Stara miłość chyba - dodała trochę podstępnie wiedząc, że plotkarska i romantyczna z natury Orneta może się tematem przejąć.

Udało się jej osiągnąć tyle, że kobieta zmarszczyła brwi, intensywnie myśląc.
- Nie byłam nigdy na ich przedstawieniu, ale kojarzę ze dwie dziewczyny z figurą tancerki. Nie poznałam nigdy żadnej osobiście. Ostatnio kiedy o nich słyszałam, kręcili się w okolicach Magnimaru. Tylko to było dość dawno temu.

- Dziękuję, wiedziałam, że zawsze można na ciebie liczyć - powiedziała licząc, że ich wcześniejsza sprzeczka choć na chwilę pójdzie w zapomnienie. - Ta decyzja o jutrzejszym wyjeździe to już tak na pewno?

- To niezbyt dobry pomysł - odezwał się nagle znajomy głos. Głos należał do Kasa, który właśnie rozglądał się ciekawie po obozowisku, podchodząc do kobiet. - Z tym wyjazdem jutro. W okolicy zjednoczyło się kilka goblińskich plemion. Zabiliśmy wielu ich wojowników, ale na pewno nie wszystkich. Tutejszy szeryf pojechał do Magnimaru po posiłki i za kilka dni powinien wrócić z wojskiem, dopiero wtedy trakty będą bezpieczne. Powinniście poczekać te parę dni. Jeśli ktoś z was potrafi walczyć, mógłbym przekonać burmistrz, żeby zapłaciła wam z miejskiej kasy. Brakuje tu ludzi do pilnowania bram i murów.

Nuka zerknęła na Kasa trochę jak na wybawcę. Ornecie natomiast posłała spojrzenie pod tytułem “a nie mówiłam”? po czym wyszczerzyła się w uroczym uśmiechu.

Kobieta wstała, biorąc się pod boki. Mimo znacznej przewagi wzrostu u Kasa, to ona wydawała się nad nim górować.
- Następny z mlekiem pod nosem będzie mi mówił, co powinnam robić? Przekaż swojej burmistrz, że jak nas tu wykarmi to możemy zostać. A jak nie, to ruszamy. Z tobą, młoda panno - zgromiła spojrzeniem Nukę. - Nie stać nas na pobyt bez zarobku, za dużo gęb do wykarmienia.

- Gdybyście byli w gościnie u mojego klanu nie musielibyście o to martwić - rzekł Shoanti, drapiąc się po głowie - Ale tu na nizinach to chyba tak nie działa. Miasto zapłaci tylko tym, co umieją trzymać broń i będą warować na murach, tak mi się wydaje. Ale płacą przyzwoicie, to i na żarcie dla reszty starczy. Mogę pójść zapytać od razu, tylko muszę wiedzieć ilu z was się nada.

-Nie próbujemy ci rozkazywać tylko przekonać, że poza miastem może być naprawdę niebezpiecznie. Ja się zatrudniam - zdecydowła pełna entuzjazmu. - Czuwanie na murach, czy patrolowanie przy bramie to chyba dobra praca - próbowała przekonać Ornetę, choć sama na murach nie zamierzała stać. Bardziej interesowało ją dołączenie do Kasa i reszty, jednak tego już nie dodała. - Myślę, że i moje rodzeństwo I Fyn mogliby tu trochę popracować - stwierdziła. - Do czasu aż wyjazd z miasta będzie bezpieczny - dodała pospiesznie żeby nie dawać Ornecie kolejnego powodu do sprzeczki.

Kobieta pokręciła głową. Westchnęła. Załamała ręce.
- Przecież wiesz, że do wojaczki się nie nadają. A takich jak my mało kto chce zatrudniać, bośmy przecież złodzieje. Jak nic nie znajdziemy to wyruszamy jutro. Więc lepiej rozejrzyj się za kimś, kto nas może wyżywić na czas twoich fanaberii!

- Nawet jeśli nie znajdzie się dla was żadna praca ja was utrzymam przez te kilka dni - powiedziała jakby to było coś oczywistego co najmniej tak jak fakt, że po nocy przychodzi dzień. Doskonale pamiętała, że życie zawdzięcza tej wesołej gromadce i że prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie należycie się im odwdzięczyć. - A teraz pozwól, ale muszę już iść i zgłosić się do pracy.

Pożegnało ją kolejne westchnięcie.
I śmiejący się Olo, odprowadzający ją do krańca placu handlowego.

- Wesoła rodzinka - skomentował Kas, nie kryjąc lekkiego rozbawienia.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 21-11-2018, 18:43   #68
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Spotkali się jeszcze przed wieczorem, nie mając wiele do zrobienia w mieście. Biały Jeleń był zacną gospodą, zapełniającą się o tej porze gośćmi. Jego właściciel nie oferował darmowego jadła i napitków, ale zniżkę już tak. Wszystko dla Bohaterów Sandpoint! I Nuki, bo była razem z nimi. Miasto huczało od plotek, w ostatnich dniach działo się chyba więcej, niż wcześniej na przełomie całego roku. Ku nim zerkano, ale na tym poprzestawano, pozwalając w spokoju porozmawiać i ustalić dalszy plan działania.

- Z tą zasadzką to nie wiem, ani koni nie będziemy mieli, ani nie wiadomo czy tamten przyjdzie...ale przynajmniej obserwować kto opuszcza Sandpoint by można - Lugir niby to pochylony nad kuflem półgłosem dyskutował o pomyśle z zasadzką na koniokradów
- Zgadzam się, nie musimy go złapać, bo koniokradzi nie przybędą i tak. A szeryfa nie ma w mieście - Kilyne odezwała się po przełknięciu kęsa kolacji. Pomimo darmowego jedzenia w Smoku, dziś zapragnęła odmiany od tamtejszej egzotyki. - Warto zapamiętać twarz. Dowody znajdą się później… o ile nie dowiedział się już o porażce wynajętych przez siebie ludzi.
- Jeśli jest w mieście na pewno się dowiedział - rzekł Kas znad kufla piwa, bo jedzenie jak zwykle zdążył już w ekspresowym tempie pochłonąć. - Przecież Huss handlował na targu tymi końmi a i ludzie gadali. Po drodze do Sandpoint odbiliśmy koniokradom stado jednego kupca - wyjaśnił Nuce, która nie była w temacie.
- Ano - potaknął druid - Zapytałbym Arlo kto mógł wiedzieć że będzie jechał na Swallowtail, ale racja że pewnie jest z miasta i wie że koniokradom się nie udało - Lugir przerwał szeptanie, łyknął z kufla i zastanowił się jeszcze chwilę - Więc może to my wleziemy w sam środek pułapki. Mamy coś lepszego niż obserwować kto opuszcza obsadę? Shalelu poszła na południe, Belor na wschód, raczej dziś już nie wrócą.
- Dlatego nie ma co próbować zastawiać dziś pułapki, która może obrócić się przeciw nam. Z goblinami było dużo zamieszania, może inne wydarzenia przeszły niezauważone. Warto zerknąć, czy ktoś nie będzie chciał jednak sprawdzić umówionego miejsca - Kilyne sama nie brzmiała na przekonaną.
- W tym liściku nie było nawet podanej pory dnia - powiedział Kas. - “Trzy dni po festiwalu, w lesie za północną bramą.” Znaczy pewnie nikogo tam nie znajdziemy, ale daleko nie ma, można się rozejrzeć.
- Nie było tam informacji o czasie? - czarnowłosa musiała przyznać, że nie pamięta dokładnej treści. - To rzeczywiście mała szansa. Spróbujemy ile możemy, ale kto musi się wyspać, powinien to zrobić zamiast koczować - tu zwróciła się do Nuki.
- Zapytałbym Arlo, czy pochwalił naszą pomoc. Jak nie, to kradzież na szlaku mogła nie wyjść przez gobliny, a nie przez nas. Bo w rzeczy samej, wiele się działo. - druid też bardziej przekonywał sam siebie niż kogokolwiek innego - Mamy coś żeby uważać że Tsuto i koniokradzi byli częścią tego samego planu?
- Nic - odparła Kilyne po chwili zastanowienia. - Gobliny co prawda zaatakowały naszą karawanę, ale to nie było tak zorganizowane jak atak na Sandpoint. Ktoś ich tu jednak wpuścił, przy czym równie dobrze mógł to być Tsuto. Widzieliśmy, że umiał się dostać do miasta niezauważony. Mimo to spróbuję przyglądać się bramie przez jakiś czas. Zapada zmrok, nikt rozsądny nie będzie chciał wejść lub wyjść o tej porze.
- Nikt rozsądny może nie, ale moja rodzina - odezwała się dotąd milcząca Nuka a jej słowa nie były zbyt wyraźne, bo wciąż zajęta była przeżuwaniem nieco gumowego, choć pysznego kawałka mięsa. - Żartuję - powiedziała już wyraźniej. - Kas pomógł mi ich przekonać, że pomysł z opuszczeniem miasta do najlepszych nie należy, a łatwo nie było. - Wyszczerzyła się do mężczyzny w serdecznym uśmiechu. - Co do planów na dziś, to średnio mogę cokolwiek zdziałać, chyba powinnam się trochę zregenerować - stwierdziła jakby odrobinę zawstydzona. - No i powinnam rozejrzeć się za jakąś robotą dla Ornety i reszty, bo ona żyć mi nie da jeśli będzie musiał jeden dzień bezczynnie siedzieć. Nie słyszeliście, by ktoś szukał do pracy ludzi, którzy znają się na... - zaśmiała się pod nosem - tresurze psów albo akrobatyce. Wiem, wiem, bardzo przydatne umiejętności w tych okolicznościach.
Druid wybuchnął śmiechem, ale po chwili rzucił jednak konkretniejszą odpowiedź
- A może jednak? Na takim odludziu każdy z ręką do zwierząt się przyda, choć tutaj widziałem solidną miarą więcej kóz i owiec niż psów. I, ostatnio, koni. - białowłosy ponownie ściszył głos, wracając do wcześniejszego tematu - Kyline na bramie, Nuka odpoczywa, a ja dalej waham się między pilnowaniem mostów albo plaży. Co z tobą, Kas?
Shoanti ziewnął.
- Dopiję piwo i idę spać - oznajmił. - Też mi się dziś oberwało. Bogowie rękami kapłanów mogą zasklepić rany, ale co juchy z człowieka wyciekło to jego. A od warowania na murach są zwykli strażnicy. Obudzę się, gdyby coś się działo.
- Ale takie psy pasterskie to przydałoby się porządnie wytresować - wróciła do poprzedniego tematu po chwili zastanowienia. - I tutejsi skorzystają i Orneta nie będzie zatruwać życia rodzinie jak się robotą zajmie - pociągnęła z kufla wyraźnie zadowolona ze swojego pomysłu.- Aaa, pytałam o tą Zaldane czy jak jej tam i jej trupę - zwróciła się do Kasa. - Orneta twierdzi, że jeżdżą z nią dwie dziewczyny, które mogą być tancerkami.
- Mhm - Kas kiwnął głową. - A mówiła kiedy i gdzie widziała tą trupę ostatnio?
- Wspominała coś, że jakiś czas temu trupa kręciła się w okolicy Magnimaru. Jak Orneta trochę ochłonie możesz ją jeszcze podpytać, wiesz gdzie jej szukać.
- Tak, jak ochłonie - zgodził się Shoanti. - Dzięki. A, bym zapomniał. - Wyjął metalową odznakę ze skrzydlatym koniem z ogonem węża, godłem Sandpoint, przypiął ją do szaty młodej czarodziejki i wyszczerzył: - Witamy w straży!

Nuka uśmiechnęła się szczerze pokazując przy tym całkiem ładne zęby. - Dziękuję - powiedziała po prostu bo w radości, dumie i ekscytacji, które nią w tym momencie zawładnęły trudno był jej sklecić sensowne zdanie. Dla znajdy, która większość życia spędziła z grupą wędrownych artystów odznaka była naprawdę czymś naprawdę niesamowitym.
 
Bounty jest offline  
Stary 21-11-2018, 23:56   #69
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Tylko dwójka z nich zdecydowała się obserwować okolicę, licząc mimo wszystko na pojawienie się kogoś. Kogokolwiek. Kartka nie zawierała godziny, równie dobrze to wszystko już mogło się wydarzyć. Chasequah i Nuka zapewne bardzo słusznie udali się na spoczynek. Następny dzień nie miał być łatwiejszy, każde z nich musiało odzyskać siły i zdrowie. Kilyne zaczaiła się na dachu Białego Jelenia, zupełnie niewidoczna dla zwykłych przechodniów. Zresztą o tej porze nikt już nie chodził w tej okolicy, jedynie strażnicy wymienili się raz, rozmawiając przez moment. Lugir upewniwszy się, że na mostach przebywa zawsze przynajmniej po dwóch strażników miał do pilnowania głównie plażę, na której nic zupełnie się nie działo.
Minęło jeszcze kilka dzwonów i czarnowłosa już chciała się zbierać, kiedy nagle strażnik wyjął pęk kluczy i zaczął otwierać furtę.

Lugir, lubo zawinięty w gruby koc żeby osłonić się od suchego, nocnego wiatru znad lądu do Zatoki Varisiańskiej, wciąż nie mógł się wygodnie ułożyć u podnóża klifu na Wyspie Rębacza. Nie zdecydował się na wspinaczkę na górę, choć być może widziałby stamtąd więcej. Tak naprawdę wszystko zależało od pogody - jeżeli przyszłyby chmury, nie widziałby nic. Leżał więc w niedużym wgłębieniu, obserwując północną plażę Sandpoint i starając się zająć myśli żeby od tego pilnowania nie zasnać.

Zastanawiał się czy nie byłoby lepiej obserwować most garbarski ze swojego domu, ale pewnie zasnął tam by jeszcze szybciej niż tu. No i tam byli strażnicy, i uczulił ich po drodze żeby zwrócili też uwagę na mur za katedrą, bo już raz w ostatnim czasie ktoś tamtędy przeszedł.
Nie wspomniał im że najpewniej był to nekromanta - bo przecież po co biedaków stresować, nie mieli go przecież łapać tylko narobić rabanu.
Kilyne zachowywała względnie dużą przytomność przez te kilka godzin. Straciła już nadzieję, że coś się wydarzy, aż tu nagle strażnik postanowił zrobić coś dziwnego. Jakoś nie wierzyła, że to ktoś taki może za tym wszystkim stać. Zsunęła się z dachu i zbliżyła do kryjówki najbliższej bramy. Zamierzała pójść za nim dopiero jakby długo nie wracał. Samotna konfrontacja nie wydawała się bowiem najlepszym pomysłem.
Lugir widział i słyszał tylko morze. Nikt ani nic nie pojawiło się w zasięgu jego wzroku, aby choć trochę uatrakcyjnić całe to czekanie. Kilyne schowana za rogiem najbliższego furty budynku nie była zmuszona wychodzić. Strażnik zaraz wrócił, zamknął na klucz furtę i wrócił do opierania się o mur.
Nie do końca zaskoczona czarnowłosa dobrze przyjrzała się strażnikowi. Mógł coś zostawić, z kimś się wymienić, albo sikać z klifu. Aby to sprawdzić musiałaby opuścić miasto, a pewnie i tak nic by nie znalazła. Uznała, że łatwiej będzie go przycisnąć za dnia większą grupą. Wycofała się powoli, zmierzając do karczmy. Potrzebowała przespać resztę nocy w wygodnym łóżku.
Lugir, kołysany szumem fal, powoli zasypiał na łonie przyrody. Mimo że sen na świeżym powietrzu nie byłby dla niego niczym nowym, po kolejnej krótkiej drzemce, kiedy nie był już pewny czy nie zaśnie na dobre zebrał się z powrotem do Sandpoint.
Co jak co, ale nie chciałby zostać zaskoczony w śnie przez stworzenie które tak poharatało Nukę.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 11-12-2018, 19:14   #70
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Dzień wstał chłodny i mglisty. Wiatr się uspokoił, ale ciężkie chmury zalegały nisko na niebie, a mlecznobiała mgła była o poranku tak gęsta, że nie dało się zobaczyć nawet wyspy Rębacza. Wypoczęli w miarę dobrze, otrzymując z samego rana dodatkowe leczenie, dzięki czemu wszyscy powrócili do sił i zdrowia, gotowi stawić czoło paskudztwom zamieszkującym podziemia pod Sandpoint. Kilyne opowiedziała o tym co widziała w nocy i wspólnie opuścili miasto przez północną furtę, rozglądając się wokół. Śladów nie udało się odczytać, ale poszukiwania wcale nie okazały się aż tak trudne - strażnik jak się okazało szedł zaledwie do pierwszych drzew. Tam w dziupli czarnowłosa odnalazła zwiniętą w rulon wiadomość zalakowaną woskiem, bez żadnego herbu. Po złamaniu go ukazała się krótka wiadomość.

"Za dużo się dzieje, jeśli wciąż jesteście w okolicy zostawcie wiadomość inaczej odwołuję wszystko. Spotkanie przełożone na 29 Rova, o północy."
Kilyne pokazała wszystkim swoje znalezisko.
- Koniokradzi raczej się nie pojawią, będziemy musieli ich udawać.
Uśmiechnęła się odrobinę złowieszczo i schowała wiadomość.

- Najpierw spróbujmy jednak zbadać tunel. W głębi serca wierzę, że Izambard jeszcze żyje.

- Gdzieś w zaświatach na pewno - skwitował Chasequah. - Szkoda, był nawet miły jak na czarownika. Bez urazy - zerknął na Nukę. - Ale wyczarować to on wiele nie potrafił, nie miałby sam szans z tą bestią, która prawie pożarła najnowszy nabytek naszej dzielnej straży.
Ziewnął i kopnął od niechcenia jakiś patyk, po czym ruszył ku ścieżce wiodącej do tunelu, ale zaraz się zatrzymał i podrapał po głowie.

- Jak zabierzesz tą wiadomość i nie zostawisz żadnej innej to ten strażnik nie zorientuje się, że coś nie gra? - zapytał Kilyne.
- W końcu ktoś miał tę wiadomość otrzymać, nie uważasz? - zapytała ciemnowłosa. - Wątpię, aby narażał się i sprawdzał to co chwilę. Wieczorem podrzucimy odpowiedź.

- Jak chcesz, o mądra nie-barbarzyńska kobieto z miasta - Shoanti nie ukrywał drwiny. - Ale po co się w ogóle w to bawić? Dowód przestępstwa już mamy. Nie lepiej aresztować tego strażnika i przypiec mu pięty, żeby wyśpiewał co wie?

- Wy barbarzyńcy pewnie tylko to znacie, torturowanie i bicie - parsknęła rozbawiona. - Dlatego w mieście albo was nie ma, albo szybko stajecie się tacy jak inni. Tu przetrwanie wygląda całkiem inaczej niż na waszym prostym stepie.

Bez przeszkód zeszli na plażę i Kilyne otworzyła tajne przejście, odsłaniające przed nimi mroczny i tajemniczy tunel. Kas rozdał wszystkim pochodnie i mrucząc coś o “cholernych tunelach” zaczął krzesać ogień, by zapalić swoją.
- Pójdę przodem - oznajmił, po czym zwrócił się do Nuki: - A ty lepiej tym razem trzymaj się z tyłu. Jesteś pewna, że znów chcesz tam wchodzić?

- Nie - zaprotestowała od razu Kilyne. - Pójdziesz w pewnym oddaleniu za mną, przyświecając. Poprzednio sprawdziło się to dobrze, tylko Nuka nie jest wojowniczką. Ja potrafię znacznie lepiej odnaleźć się w ciemnościach.
Przygotowała łuk i założyła strzałę na cięciwę. Tym razem poprzedni plan powinien wypalić lepiej, być może przemądrzały Shoanti sprawdzi się w boju lepiej niż w potyczce na języki.

- Ja mogę iść jako trzecia - odezwała się Nuka. - W takiej odległości od ciebie - zwróciła się do Kasa - żeby nie obejmowała mnie już łuna bijąca od pochodni.
Kilyne jednego utłukła - zmieniła temat - ciekawe czy dużo tych paskud jest jeszcze w tunelach.

- Poczekalibyście - Lugir ledwie dogonił pozostałych przed wejściem do środka i sapnął głośno - Stulatkowi nie jest tak łatwo za wami nadążyć w skórzni, wiecie? - druid poprawił chwyt na dębowej tarczy i zakręcił lagą. - Jako i Kyline, widzę w ciemności, więc mogę pilnować tyłów, a jakby coś się pojawiło z przodu, to podbiegnę zaraz z pomocą. A może i zauważę coś przed wami - dodał zanim zaczął mruczeć zaklęcie.

- Stulatkowi, he he. - Shoanti puścił Kyline przodem, odczekał chwilę i sam z odpaloną pochodnią wkroczył za nią do tunelu. - Zaraz, jak to stulatkowi?! - obejrzał się na druida.

- Zamilcz -
syknęła rudowłosa, choć sama chciała spytać druida, czy faktycznie ma sto lat. Wydarzenia z dnia poprzedniego kazały jej jednak zachować ostrożność mimo, że stała jeszcze na skraju tunelu.

Druid, którego oczy właśnie rozbłysły wypełnione duchem natury, jedynie machnął ręką, dajac znać że wrócą do tematu później. Teraz musiał się skupić, by utrzymać zaklęcie w mocy.

Ruszyli tunelem, zagłębiając się w jego mrok. Dotarli do rozwidlenia, kiedy zaklęcie druida nabrało mocy. Natychmiast wyczuł pojedynczą obecność bliżej, zgodnie z kierunkiem znanej już Kilyne i Nuce odnogi i następną albo następne na skraju zasięgu czaru.

- Jeden z tych stworów jest blisko, o w tamtej odnodze - druid szturchnął w plecy idącego przed nim Kasa i mruknął tak żeby wszyscy mieli szansę usłyszeć - I następny daleko, kilkaset stóp przed nami.

- Następny czeka pewnie tam, gdzie znalazłam poprzedniego - Kilyne zwolniła, aby wymienić ciche uwagi z resztą. - Chował się w pomieszczeniu na prawo od korytarza. Mogłabym się tam zakraść, ale chyba lepiej go wywabić i zaskoczyć. Wszystkim nam na raz na pewno nie da rady.

- Wywab to ścierwo tutaj - szepnął Chasequah. - Jak wypadnie zza rogu strzelajcie a ja będę siec. Ktoś chce pożyczyć mój łuk?
Odłożył pochodnie na ziemię i powoli, cicho wydobył miecz z pochwy. Poprawił tarczę. Następnie ustawił się przy ścianie, tuż przed rozwidleniem, tak by nie blokować linii strzału.

Nuk przez chwilę zastanowiła się, czy nie skorzystać z propozycji pożyczenia łuku. Szybko jednak pacnęła się w głowę, dosłownie, i przygotowała swoją kuszę. Lubiła strzelanie z łuku, ale zważywszy na to, że nie robiła tego od dobrych kilku tygodni postanowiła pozostać przy broni, która pewnie leżała w dłoniach. Rudowłosa tak jak postanowiła, trzymała się poza światłem pochodni. Przyczaiła się pod ścianą z bełtem gotowym do wystrzału.
Jak się zaraz okazało, druid trochę źle sprecyzował pojęcie "blisko". Mieli trochę do przejścia i dopiero tam, gdzie wcześniej dziewczyny walczyły z plugastwem Lugir kazał im się zatrzymać i wskazał kierunek. Tam gdzie wcześniej czekał zabity, tam teraz czekał następny. Kilyne nie widziała martwego ciała i wolała myśleć, że zostało zabrane a nie wstało z martwych. Poprzednio wystarczyło samo światło pochodni, aby go wywabić. To jednakże oznaczało, że musieliby się zbliżyć i narazić na jego szybki atak, zanim zdążą choćby wystrzelić. Dziewczyny pamiętały jak szybkie to stworzenie było.
Kilyne wyjęła zapasową pochodnię, chowając się za plecami Kasa. Podpaliła ją od tej trzymanej przez barbarzyńcę.

- Nie ma potrzeby podchodzić - szepnęła i rzuciła pochodnią, celując w korytarz przed wejściem do bocznego pomieszczenia, aby sama pochodnia nie była bezpośrednio widoczna ze środka, a jedynie pochodzące od niej światło.

- Chciałam to zrobić nieco subtelniej - pomyślałam, bo miała zamiar posłać tam pochodnię zaklęciem. Rezultat jednak był podobny. Pozostało jej czekać w ukryciu z bronią gotową do wystrzału.

- No, chodźże tutaj skubańcu - mruknął druid, smarując swoją sękatą pałkę olejem. Niemały obuch urósł jeszcze bardziej, do rozmiarów małego drzewka. Wysunął się przed kobiety, gotów przyjąć pierwsze ciosy napastników na swoją tarczę.

Przynęta okazała się skuteczna. Niemal w tym samym momencie, w którym pochodnia uderzyła o ziemię, z pomieszczenia wyskoczyło humanoidalne stworzenie o zbyt długich ramionach. Nie wydawało się zaskoczone, pędząc z wielką szybkością na czekającą na niego grupę.

Ponieważ Lugir postanowił rąbać, Kas zdecydował się jednak użyć swojego łuku. Ustawił się kilka kroków za druidem, ale po lewej stronie tunelu. Czekał z napiętą cięciwą i od razu wypuścił strzałę, zaraz po tym upuszczając łuk i chwytając miecz, dla wygody już wyjęty z pochwy i oparty rękojeścią do góry o kamienną ścianę. Kilyne schowała się za nimi dwoma i wystrzeliła strzałę jak tylko zobaczyła wyłaniającego się z ciemności potwora. W ten sposób nie była tak skuteczna, ale chciała zachować pełnię swoich możliwości na później.

Nuka celowała chwilę, by z jak największą precyzją posłać bełt w stronę poruszającego się szybko przeciwnika. Wystrzeliła jako trzecia licząc na to, że zatrzymają pędzącego stwora.

Lugir czekał kilka kroków przed pozostałymi, gotów zdzielić stwora kiedy tylko ten spróbuje go minąć - albo po prostu znajdzie się w zasięgu ciosu.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172