Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-12-2018, 20:31   #171
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
hee’ra również przystała na propozycję dalszej współpracy. W głównej mierze ze względu na trapiące ją druidyczne zapiski, jak również przez pewną obawę, że ci sami osobnicy, którzy doprowadzili do całego tego konfliktu nie niszczą natury. Z kolei Xhapionem kierowały jego czysto personalne pobudki, których postać była znana jedynie ich właścicielowi. Z kolei z zewnątrz wyglądało na to, że zainteresowało go przede wszystkim użycie magii w owym miejscu. Do tego miał dwa głosy przeciwko swemu jednemu w tym nieszczęsnym kolektywie, w jakim się znalazł.
Zatem wracamy czym prędzej do klanu. Poinformuję moich ludzi, że za chwilę wyruszamy w drogę powrotną – rzekł im Kirkrim, po czym zwrócił się do Elely. – Przekaż proszę Duninowi, że liczę na rychłe spotkanie. Musimy od nowa omówić zasady, wedle których nasze rasy będą koegzystować. Do tego podziękuj mu, że udało mu się znaleźć tak kompetentne osoby do pomocy.
Kobold popatrzył przez chwilę na niziołkę, a następnie na Astine.
Dziękuję wam za pomoc i żegnajcie. – Spojrzał na resztę awanturników. – Zamieńcie ostatnie słowo i zaraz wyruszamy.
Skinął im głową, a następnie odszedł ku swym wojownikom pozostawiając ich samych sobie.

Elely oraz Astine znalazły się w centrum uwagi, co było w tej chwili absolutnie zrozumiałe. Wszakże kończyli współpracę, zwłaszcza tropicielka. Kobiety popatrzyły po sobie, uśmiechnęły się ciepło do pozostałych.
Ja… Raz jeszcze was przepraszam za… Za wszelkie problemy, które wam narobiłam. Czuję, że powinnam doprowadzić to do końca, ale… – Przygryzła wargę, objęła się ramieniem.
Myślę, że rozumieją. – Niziołka spojrzała dziewczynie w oczy, a następnie na twarze pozostałych. – Ważne jest to, że żyjemy, a problem, przynajmniej z perspektywy Ostoi, został zażegnany. Część mnie najchętniej ruszyła by czym prędzej z wami i samodzielnie ukarała tych, którzy są za to wszystko odpowiedzialni, ale jestem potrzebna u boku Dunina. Musi dowiedzieć się co zaszło i jak przedstawia się sytuacja. Wówczas postanowimy co czynić dalej.
Dziękuję wam za tę przygodę i… życzę wam powodzenia. Być może jeszcze się kiedyś zobaczymy. – Delikatny uśmiech Astine nabrał smutnego wyrazu.
Nie będziemy was dłużej zatrzymywały. Do rychłego zobaczenia.
Elely popatrzyła z wdzięcznością na Helenę i rzekła z cicha do niej:
Dziękuję. Za wszystko.


ozległo się donośne szczekanie. Normalna rzecz, gdy hoduje się psy, lecz tym razem było w tym coś innego. Obca nuta, która sprawiała, że zastanowił się, cóż mogło się stać. Nie były to ani powarkiwania, jak w przypadku pojawienia się dzikiego zwierzęcia, przynajmniej nie tylko, lecz o wiele silniej odznaczało się coś zupełnie innego. Coś pokroju... radości? Dunin wyprostował się na swoim krześle, odwrócił wzrok od malutkich literek pisanych na pergaminie. Wpis do kroniki. Kolejna dusza opuściła ziemię i udała się na Zielone Pola. Kobieta w zaprawdę pięknym wieku. Powątpiewał, czy jemu samemu uda się dożyć tak pięknej liczby wiosen. Tak, czy inaczej, gwar na zewnątrz stał się już na tyle głośny, iż owe myśli zeszły zupełnie na inny plan. Wstał i zaczął iść w stronę drzwi, by sprawdzić co się dzieje. Kiedy był już w przedsionku, te otworzyły się. Ujrzał w nich cień na tle blasku zachodzącego słońca. Zjawa rzuciła się na niego… i wpadła mu w ramiona.
Usłyszał ciche westchnienie i wówczas dotarło do niego kto to jest.
Objął ją czule, a po policzkach popłynęło kilka łez ulgi… i szczęścia. Następnie spojrzeli sobie w oczy. Wyczytał z nich dobre nowiny. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że w drzwiach stoi wpatrzona w nich Astine.
Wchodźcie… zapraszam! – gestem zaprosił ich do środka. Weszła jedynie Astine, a za nią białe wilczysko. W pierwszej chwili pomyślał, że to Nazir, lecz zdał sobie sprawę, że nigdzie nie było Shee’ry.
Gdzie pozostali? Co się stało? – zapytał z troską w głosie.
Kobiety spojrzały na siebie, wymieniły nieznaczne uśmiechy. Z czego ten tropicielki wyrażał więcej smutku i niepokoju.

Rozumiem – rzekł Dunin, gdy pierwsze emocje opadły, a Elely opowiedziała mu wydarzenia ostatnich dni. – Przyznać muszę, że nawet trochę się spodziewałem takiego zagrania ze strony Kirkrima. Zawsze umiał wykorzystywać nadarzające się okazje – jego ton się zmienił, spoważniał. Z twarzy znikł uśmiech.
Miejmy nadzieję, że czym prędzej uda im się rozwiązać tę zagadkę i przywrócić spokój – dodał po chwili.
Słowa Dunina uświadomiły dziewczynie, że kogoś jej przy tej rozmowie brakuje.
Dlaczego nie ma z nami Arvana?
WłaśnieElely również zainteresowała się tą kwestią. – Gdzie on jest?
Został wezwany przez swój kościół kilka dni temu. Nie był zadowolony, chociaż prawdę mówiąc wyglądał raczej na rozzłoszczonego takimi wypadkami. Wspomniał jedynie o tym, że ma mu zostać przydzielona nowa misja. Być może pielgrzymka do naszych krewniaków w mniej przyjaznych stronach.
Kobiety skinęły ze zrozumieniem głowami.
Ale ty Astine i reszta otrzymacie obiecaną przez niego nagrodę. Przed odejściem zaklął kilka sztyletów w imię Arvoreena. W przypadku, gdyby coś się nie udało, miały przejść na własność mieszkańców Ostoi, ale widzę, że raczej trafią do swych docelowych właścicieli.
Astine spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem. Przerwę w rozmowie wykorzystała Elely.
Ugościmy dzisiaj Astine w naszym domu.
Dunin popatrzył na swą małżonkę lekko zdezorientowany.
Zamierza wyruszyć jutro z samego rana. Należy jej się sen w dobrym łóżku.
Oba niziołki spojrzały na dziewczynę, która nieśmiało skinęła głową.
Należy jej się to w zamian za okazaną pomoc i zaangażowanie w naszą sprawę.Elely uśmiechnęła się do Astine pełnym serdeczności uśmiechem.
Dunin nie mógł począć więc nic innego, jak tylko się zgodzić.


en w prawdziwym łóżku był tym, czego potrzebowała. Po wielodniowych trudach związanych z obozowaniem w dziczy ciało z radością powitało ciepłą pościel oraz nieobecność mokrej ziemi pod plecami. Oczy zamknęły jej się szybko, a wrota do krainy snów stanęły otworem…

Widziała jedynie pustkę. Czarną nicość, w której jaśniało coś seledynowym blaskiem. Nie potrafiła dojrzeć cóż to jest, bowiem światło raziło ją w oczy. Wtem jasność zaczęła przygasać, stopniowo pochłaniana przez ciemność. Gdy blask został dostatecznie stłumiony dostrzega w nim humanoidalną sylwetkę. Wówczas dobiegł ją cichy głos…

P-poooom-mmoooccyy-yyy…

Brzmiący nienaturalnie. Cichy, lecz niepokojący i wstrząsający całym jej jestestwem. A wówczas całe światło zniknęło. Otworzyła oczy. Leżała brzuchem do ziemi. Na mokrej, szarej, pozbawionej życia trawie. Uniosła głowę i ujrzała dynię. I następną, potem następną i jeszcze jedną. Ciągnące się po horyzont. Rozległ się krzyk. Jej krzyk…

Do pokoju wpadła Elely. Zobaczyła Skuloną w kącie Astine. Całą roztrzęsioną, w dreszczach. Zbliżyła się do niej. Objęła swymi małymi ramionami. Nic nie powiedziała. Wiedziała, że to nie pomoże. Ale była. To było najważniejsze.


stine nie mogła się zdecydować.
Nie śpiesz się – głos Dunina był spokojny i miły. – Masz czas.
Dziewczyna raz jeszcze spojrzała na leżące przed nią pięć sztyletów. Rękojeść każdego z nich była w gruncie rzeczy podobna, stosunkowo prosta, lecz wyróżniona niepowtarzalnym wzorem. Smok, gryf, kruk, jednorożec i tur. Patrząc pod odpowiednim kątem można było dostrzec na głowniach malutkie, połyskujące runy, wszystkie różne od siebie.
Astine popatrzyła na Elely, która wzrokiem podziwiała pracę Arvana.
Muszę przyznać, że nie dawałam wiary temu, że jednak podoła swym słowom. Najwidoczniej się względem niego myliłam.
Dunin popatrzył na nią z nieukrywanym zaskoczeniem.
Trochę. – Kobieta puściła oczko.
Tymczasem tropicielka dokonała wyboru kładąc palec na sztylecie z głowicą opatrzoną symboliką jednorożca.
Wezmę ten.
Kapłan skinął głową. Uniósł ostrze delikatnie na rękach i podarował dziewczynie.
Przypomnę ci jeszcze raz, że Arvan wspominał, iż ten opatrzony jednorożcem został stworzony z myślą o walce z istotami przeciwnymi porządkowi świata. Przypuszczam więc, że z nieumarłymi, albo jeszcze innymi paskudnymi stworami. Tak, czy inaczej, od tej chwili jest twój Astine. Dbaj o niego. I pamiętaj ile ta wioska ci zawdzięcza. Ile my ci zawdzięczamy.
Łowczyni i jednorożec. Melikki musi naprawdę być bliska twemu sercu – rzekła Elely, gdy zbliżyła się do niej i raz jeszcze popatrzyła na zdobienia. – Bądź jej wierna, a możesz być pewna, że pokieruje twą ścieżką.
Twarz Astine wykrzywił szczery uśmiech pełen wdzięczności.




roga przed nią była wydeptana i w miarę sucha. Po swej lewej i prawej stronie miała zielone łąki, a ciepło słońca w zenicie przyjemnie pobudzało i wprawiało w dobry nastrój. Drogę przed sobą miała długą, lecz nie cierpiała już samotności. Miała przy sobie swą nową przyjaciółkę. Przeniosła wzrok z horyzontu na ruchliwe oczy wilczycy, które wyłapywały każdy szczegół otoczenia. Najwidoczniej i jej udzielił się pewien entuzjazm. Nadal można było dostrzec, iż jest jeszcze niepewna w towarzystwie Astine, lecz robiły postępy. Uczyły się o sobie nawzajem i wytwarzały wspólny język. Teraz były tylko one dwie i ich cel majaczący na horyzoncie. Cel, który okryty był całunem niepokoju, troski, strachu i ciemności…


onownemu wkroczeniu do wioski koboldów towarzyszyły niezwykle ciekawskie spojrzenia, jak okrzyki radości i triumfu. Oto bowiem pomiędzy chatami szedł korowód, w którego centrum prowadzono pojmanych zdrajców. Obecnie już ułaskawionych, lecz nadal muszących odbyć swą pokutę. Mieszkańcy patrzyli na nich nieprzychylnym wzrokiem, czasami ktoś splunął, bądź cisnął kamieniem, lecz nie działo się to zbyt często. Ci, którzy czegoś takiego chcieli spróbować natrafiali na karcące spojrzenie któregoś z dowódców, bądź samego Kirkrima. Koboldy spoglądały również na przybyszów z zewnątrz, którzy po raz kolejny zawitali na ich ziemi. Nie budzili wprawdzie takiego zainteresowania, co więźniowie, lecz nie mogli skarżyć się na całkowity brak uwagi. W głównej mierze składały się na nią raczej dość życzliwe uśmiechy, bądź skinienia głowami, ale nie obyło się również bez paru nieprzychylnych min.

Wreszcie wszyscy zgromadzili się przed wejściem do groty wodza. Żołnierze stanęli w rzędzie mając przed sobą więźniów rzuconych na kolana. Awanturnicy, czując, iż tak będzie właściwie, usadowili się gdzieś na uboczu. Obserwowali, jak tłum ciśnie się i zbiera by dokładniej móc przyjrzeć się tym, którzy wystawili imię klanu na próbę. Jeńcy mogli jedynie patrzeć na to, jak wytykano ich palcami, posyłano groźne spojrzenia, czy ciskano przekleństwami. Wtem rozległ się grzmot, mimo, iż na niebie nie było widać śladów burzy. Kirkrim wyszedł przed swych wojowników stając pomiędzy więźniami, a swym ludem. Odwrócił się do mieszkańców, po czym uderzył kosturem o ziemię i rozległ się jeszcze jeden huk. Szepty i rozmowy ucichły, a oczy skupiły się na jego osobie.
Rejoice, ihk wer revolt di Qorra ui put ekess vin sulta. wer nebani jahen sitelia, vur nomenes svaust showed repentance tepoha jalyur suffered creol punishment. Jaka astahii geou qe deported ekess wer bekiwilti tunnels, xoalir ekess earn asta redemption mobi persvek vi sweat vur sweat. rejoice, tagoa coi ui vi kear di vivex, shar tir ti itrewic carried mojka ini euphoria. Coi ui|ulph ti svern sjerit. yth tepoha solved ir problem, shar wer throdenilt jathila, throdenilt jathila ui filki ahead di udoka. Ulnaus mrith wer letoclo di hesi z'ar latali, yth geou confn ekess wer truth, put vin sulta ekess kidnappings vur ehtah hesi itova iri. Ulnaus, lae ir clan.*
Rozległy się wiwaty i okrzyki radości. Pieśń sukcesu.
Wódz uniósł rękę, zapadła cisza.
Jaka gethrisj vur itrewic spical ekess tawura, tagoa mobi ui vi sumf ekess tir. Yth geou show aggressors batobot hesi clan shilta ti qe underestimated.**
Mieszkańcy z werwą ruszyli do swych zajęć. Jedni z większym zapałem, inni z mniejszym, lecz wkrótce na placu zostali praktycznie jedynie członkowie wyprawy. Kirkrim odwrócił się do więźniów. Popatrzył po ich twarzach, po czym zwrócił się do swych wojowników.
Clax astahi ekess wer sini.***

Załatwiwszy sprawę jeńców podszedł do grupki poszukiwaczy przygód, która w skupieniu obserwowała całe przedstawienie.
Muszę zapoznać się z raportami na temat spraw, które miały miejsce w klanie podczas mojej nieobecności, jak również sprawdzić czego dowiedzieli się moi szpiedzy. Kiedy tylko zgromadzę wszystkie informacje poślę po was. Tymczasem prosiłbym byście udali się do przydzielonej wam kwatery.Kirkrim dostrzegł skołowane spojrzenie Heleny. – Twoi towarzysze pokażą ci co i jak. Jeszcze, co się tyczy twojej sprawy Shee’ro. – Spojrzał na druidkę. – Za chwilę przyślę do ciebie jednego z moich uczniów wraz z zapiskami. Zgodnie z umową będziesz mogła sporządzić swoją kopię.
Półelfka uśmiechnęła się życzliwie i skinęła głową.
Możecie rozejrzeć się po osadzie, chociaż wolałbym byście się nie rozdzielali. W każdej chwili może przybyć do was posłaniec i nie chciałbym niepotrzebnego zamieszania związanego z szukaniem was. Zobaczymy się wkrótce.
Pożegnał się i w towarzystwie swych dowódców oraz paru uczniów, którzy zbliżyli się w międzyczasie wszedł do groty przy akompaniamencie cichnącej koboldziej mowy. Awanturnicy popatrzyli po sobie, po czym ruszyli w znanym sobie kierunku.

Widok koboldziej osady wywarł na Helenie wrażenie, tak samo jak uczynił to w przypadku pozostałych. Szczególnie intrygowało ją to, jak podobne były ich społeczeństwo do tych ludzkich. Wśród jednej, jak i drugiej rasy, znaleźć można było osoby mniej lub bardziej mściwe, życzliwe, jak i okrutne. Z kolei sama organizacja, ład z jakim funkcjonowały okoliczne pracownie koboldzich rzemieślników, czy też porządek i dyscyplina zbrojnych formacji, były tyleż imponujące, co niepokojące. Najwyraźniej Kirkrim jako wódz dobrze opiekował się swym klanem, a nawet więcej, skierował go na ścieżkę ku dostatkowi. Pytaniem pozostawało, cóż wydarzy się później, gdy przyjdzie mu oddać władzę.

Same budynki mimo wszystko były dla niej dość prymitywne, w głównej mierze wykonane ze skóry i drewna. Bliżej im było jeszcze do szałasów, niż prawdziwych domostw, lecz i zmiany w tym względzie były dostrzegalne. Szczególnie zajmujące były czerwone symbole malowane tam i ówdzie. Takie same w kształcie, jak ten, który na szyi nosił towarzyszący Kirkrimowi kapłan. Z opowieści swych towarzyszy zdążyła się już dowiedzieć, że jest to znak niejakiej Mysatii, bogini, którą wyznawały tutejsze koboldy. Sam symbol, jego barwa, jak i ogólne brzmienie imienia nasuwały skojarzenia z Mystrą, lecz czy rzeczywiście Pani Magii miała w tym swój udział? Pytanie pozostawało otwarte, chociaż przesłanki w postaci władzy czarownika mogły stanowić pewną wskazówkę.

Szli błotnistą ścieżką wijącą się niby wąż pomiędzy chatami. Zewsząd dochodziły ich odgłosy pracy w postaci uderzeń młotów, struganego drewna, jak i wszelkich innych dźwięków mogących towarzyszyć przeróżnym zajęciom. Były wśród nich również posykiwania łasic gdzieś w oddali, szczekliwa mowa koboldów, gdzieniegdzie nawet piskliwe głosiki gadzich podlotków. Osada żyła i była zapracowana. Najwyraźniej słowa Kirkrima zostały wzięte na poważnie i wysiłki mające na celu odnalezienie zaginionych nabrały na intensywności. W trakcie tej wędrówki, która zmieniała buty w oblepione błotem kawałki skóry, Torin usłyszał znajomy głosik. Trzymał się raczej z tyłu pochodu, podczas gdy druidka wraz z magiem prowadzili.

Przystanął, ujrzał bandę koboldziątek. Dał znak swym towarzyszom, by ci szli dalej, co też uczynili. Przyglądał się im próbując wypatrzeć pośród nich Xię. Starał się zlokalizować przede wszystkim broszkę, którą samodzielnie dla niej wykonał. Niemniej na nic to się zdało. Miał już ruszyć się z miejsca, kiedy to ferajna odbiegła w sobie tylko znanym kierunku. Dostrzegł wówczas wpatrzoną w siebie skuloną, małą istotkę. To była Xia, lecz jej ciche i niepewne zachowanie do niej nie pasowało. Przyjrzał jej się uważnie, lecz nie mógł zlokalizować broszki. Coś się stało to było jasne. Postąpił krok ku niej, a ta cofnęła się, uniosła raptownie głowę. Patrzyła na niego przerażona twarz dziecka, którego szeroko otwarte oko przypatrywało mu się z niepewnością, obawą. Krasnoluda nie opuszczało wrażenie, że coś jest w wyrazie jej twarzy nie tak. Mięśnie układały się tak jakoś dziwnie, zwłaszcza te po prawej stronie twarzy. Pochylił się lekko ku niej i wówczas zrozumiał przerażającą prawdę. Dziewczynka nie miała prawego oka.


hata, którą wyznaczono im za kwaterę nie była zbyt imponująca. Właściwie nie zmieniła się praktycznie wcale od ich ostatniego pobytu, chociaż, ci bardziej dociekliwi dostrzegli, iż skóry zostały wymienione na grubsze i cieplejsze. Stare wazy i misy zastąpiono nowymi, pełnymi jeleniny oraz prostego trunku podobnego w kolorze i smaku do piwa. Znalazło się trochę ryb świeżych oraz wędzonych, mały garniec pitnego miodu, a także koszyk świeżego pieczywa. Najwyraźniej koboldy uznały, iż są już ich sojusznikami, a nie niepewnymi posłami, chociaż początkowe skąpstwo w poczęstunku nie przedstawiało się w obecnym świetle zbyt kulturalnie. Tak, czy inaczej można się było pożywić prawdziwym jadłem, a nie starymi sucharami.

Chwilę później w szparze pomiędzy ścianą, a stanowiąca drzwi kotarą, pojawił się znany im koboldzi pysk zaopatrzony w ślepia koloru krokusa. Był to ten sam akolita, który towarzyszył im podczas wyprawy na Qorra. Powiódł wzrokiem po wszystkich zebranych, aż wreszcie nie zlokalizował Shee’ry. Wślizgnął się do środka i wpadł w konsternację, kiedy dostrzegł wpatrzone w siebie oczy wszystkich zgromadzonych. Szybko pojmując swój błąd skłonił się głęboko.
Ilkak fekiikic****– rzekł czyniąc jeszcze jeden ukłon, po czym stanął przed druidką.
Trzymał w rękach zawiniątko, które szybko odpakował. Pod warstwą wyprawionej skóry znajdował się znany im już zwój. Kobold wyczekująco patrzył na Shee’rę, aż ta nie przygotowała się do przepisywania inskrypcji. Wówczas zwój został delikatnie rozwinięty, a druidka mogła zabrać się do pracy.


irkrim wszedł do komnaty przyzwania. W powietrzu unosiły się zapachy kadzideł oraz innych wonności, jak również woń zapalonych świec. Przygotowania były na ukończeniu. Przechodząc obok kręgu przyglądał się temu, jak jego uczniowie kończą sprawdzać i poprawiać niezbędne inskrypcje.
Sprawdźcie wszystko po dwakroć, a w razie wątpliwości mówcie. Nie możemy sobie pozwolić na błąd – rzucił do nich, po czym zbliżył się do doglądającego wszystko Zikrika. Koboldzi arcykapłan wyglądał na niezwykle rozbudzonego, wręcz podnieconego. Z uśmiechem na ustach powitał swego przyjaciela.
Kirkrimie.
Zikriku.
Wymienili uprzejmości, a czarownik przeszedł do rzeczy.
Jesteś pewien swych wizji?
Tak. – Duchowny aż przytaknął skinieniem głowy.
To dobrze. Miejmy nadzieję, że nasz wysłannik ma dla nas jakieś przydatne informacje. Cała ta sprawa ciągnie się już za długo, a nam wciąż brakuje informacji.
Myślisz, że tym razem będzie inaczej?
Nie będę ukrywał, że taką mam nadzieję. Niespodziewanie informatorzy z planów niższych okazywali się straszliwie niekompetentni.
Twarz arcykapłana wykrzywiła się w grymasie.
Nigdy ich nie lubiłem. Parszywe stwory bez krzty oddania sprawie innych. Ale informacja to ich specjalność, temu nie można zaprzeczyć.
Tym bardziej jest to dziwna sytuacja.
Zaprawdę niecodzienna.
Być może sługa naszej Pani będzie miał więcej szczęścia. Nasze przypuszczenia względem zniknięć raczej się potwierdziły. Jeńcy, których trzymali ci najemnicy, zostali porwani, a ślady znalezione na miejscu świadczyły dobitnie o tym, że posłużono się magią. Raczej dość prostą, lecz mimo to jest to magia. A któż może okazać się w takich sprawach bieglejszy, jak nie sam sługa bogini magii.
Myślisz, że tym razem będzie w lepszych humorze do współpracy?
Kirkrim wpatrywał się w pokrytą runami posadzkę i milczał przez dłuższą chwilę.
Za chwilę się przekonamy.

Czarownik miał rację, bowiem adepci skończyli przygotowywać krąg. Dla pewności obszedł cały i sprawdził osobiście. Dwukrotnie. Czysto teoretycznie przyzywanie z natury dobrych istot nie powinno być tak niebezpieczne jak złych, lecz nie można tego traktować jako regułę. Wszakże sprowadzanie istot z ich rodzimych sfer nigdy nie należało dla tamtych do rzeczy przyjemnych. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że trafiały od razu do magicznego więzienia. W takim przypadku nawet byty czystego dobra potrafiły obracać się przeciwko przyzywającemu.
Gotowy?
Na twe życzenie – odrzekł mu arcykapłan, po czym stanął w wyznaczonym sobie miejscu. W drugim polu stanął najbieglejszy z uczniów, a pozostali opuścili komnatę. Wreszcie w ostatnim z trzech wewnętrznych okręgów stanął Kirkrim. Rozpoczął się rytuał.

Najpierw wzniósł się zaśpiew, a następnie wyrysowane na kamieniu symbole, diagramy i linie poczęły wypełniać się światłem. Z początku słabym i nieznacznym, lecz wraz z kolejnymi gestami i słowami nabierały na mocy, aż wreszcie jaśniały tak mocno, iż z trudnością byłoby się im przyglądać. Magiczna energia każdego z uczestników rytuału skoncentrowała się w wewnętrznym kręgu. Światła świec przygasły, a powietrze w pomieszczeniu stało się ciężkie, aż trudno było złapać oddech. Kilka magicznych wyładowań przeskoczyło pomiędzy symbolami. Kontynuowano inkantację, aż Kirkrim nie wyczuł, iż moc uspokoiła się, ustabilizowała. Wówczas wypowiedział finalne słowa dodając doń miano. To jedno konkretne. To, które określało byt, który miał zostać wezwany. Wypowiedział je raz, potem drugi, aż wreszcie padło ono po raz trzeci. Centralny krąg wypełnił się czystym złotym blaskiem, który począł unosić się w górę niby płyn. Po chwili uformował humanoidalną sylwetkę. Blask na podłodze znikł, jak również począł zanikać na sylwetce, gdy ta nabierała barw mleczno białej skóry.

Strzeliło iskrami, gdy duże, fioletowawe skrzydła uderzyły o magiczną barierę. Rozległ się syk bólu.
Na przyszłość moglibyście poszerzyć ten krąg. – Po pomieszczeniu rozległ się melodyjny głos pełen dezaprobaty. – Już drugi raz ranię sobie przez niego skrzydła.
Niezwykle piękna, kobieca postać złożyła swe pierzaste skrzydła bliżej ciała. Ciała wręcz mlecznobiałego, zasłoniętego tam i ówdzie jedynie niewielkimi fragmentami odzieży. W lewej dłoni dzierżyła długi, wyglądający na wykuty w czystym ogniu miecz. Spod długich, srebrnych włosów spoglądały na Kirkrima oczy tegoż samego koloru.


Upraszam o wybaczenie. Nie było to umyślne działanie. – Czarownik skłonił się delikatnie w przepraszającym geście.
Mowaniczny deva kątem oka zerknęła na pozostałą dwójkę, która również delikatnie się skłoniła.
Jak rozumiem dowiedziałaś się czegoś w naszej sprawie?
Anielica spojrzała na niego lekko mrużąc oczy.
Lubisz konkrety. Niech więc będzie. Tak, udało mi się.
A zatem?
To że jesteście wyznawcami mej Pani nie oznacza, że możesz nie okazywać należytego szacunku jej służebnicy. Nie zapominaj proszę, że to właśnie z jej woli dysponujesz wglądem w naturę Splotu.
Owszem, Jej to zawdzięczam, lecz jak widzisz nie odebrała mi tego daru i mam wrażenie, że twe zdanie nie może w tej kwestii nic zmienić...
Deva zmrużyła oczy jeszcze bardziej, a płomienie na jej ostrzu nabrały na intensywności.
Niemniej… Upraszam o wybaczenie, o Alexindio, piękna i potężna wysłanniczko Tej, Która Włada Wszelką Magią – pewny siebie zwrócił się do niej, co nie zostało niezauważone.
Kobieta prychnęła. Rzuciła okiem na runy kręgu, w którym stała. Idealnie wyrysowane.
Miejmy to już za sobą. O czym chcesz usłyszeć?
Dziękuję za współpracę. – Na twarzy Kirkrima pojawił się cień uśmiechu. – Powiedz mi wszystko czego dowiedziałaś się na temat grupy, która ukrywa się gdzieś na północ od siedziby mego klanu. Jaką mocą się parają, jakie są ich cele, po co im moi ludzie. Mów wszystko co wiesz.
Anielica popatrzyła na niego przez chwilę, po czym zamyśliła się. Po chwili przemówiła.
Nie ustaliłam wiele. Przede wszystkim ich kryjówka musi znajdować się gdzieś niedaleko w okolicach północnej krawędzi tego szlaku górskiego. Wykorzystanie magii w tamtym rejonie jest o tyle częste i znaczące, że można było to dostrzec. Odkryłam też, że być może istnieje jakieś powiązanie między nimi, a planem żywiołu ziemi. Żywiołaki ziemi ostatnimi czasy są często wzywane na Toril. Przeważnie w te same rejony świata. Nie wiem, czy to coś istotnego dla twej sprawy. Co się zaś tyczy tych ludzi, to nie wiem niczego. Co do tych, których poszukujesz jest tak samo, z tym wyjątkiem, iż posługują się zarówno Sztuką, jak i Mocą. Ich zaklęcia przeciwdziałające szpiegostwu są znaczące i na tyle szczelne, że wiem co się tam dzieje.
Twarz Kirkrima pozostawała beznamiętna.
Ustaliłaś kto im patronuje?
Nie. Ślady ich związków z wyższymi bytami są trudne do odnalezienia, a także mocno pogmatwane.
Rozumiem. Możesz odebrać swą zapłatę i odejść.
W stronę anielicy poszybowało kilka sporych, niezwykle precyzyjnie oszlifowanych klejnotów, a także dwa tomy magicznych zapisków. Poświęciła im minimum uwagi.
Nim odejdę wiedz jeszcze jedno.
Kirkrim uniósł brew.
Coś się dzieje w Splocie. Coś dziwnego i ma to swe źródło gdzieś w sferze materialnej. Na Torilu.


eszcze tego samego dnia awanturnicy stali wraz z Kirkrimem, jego uczniami oraz arcykapłanem Zikrikiem w sali przyzwania. Aura tego miejsca pozostawała jeszcze odrobinę ciężka, a zapach palonych niedawno kadzideł oraz świec nie zniknął całkowicie. Helena oraz Torin mieli wreszcie okazję rzucić kątem oka na krąg przyzywania znajdujący się obok nich. Czarownik natomiast w skupieniu przedstawiał im to czego dowiedział się do swych zwiadowców, posłańców i szpiegów, nie wspominając jednocześnie o planarnym pochodzeniu niektórych z nich.
W skrócie wiemy niewiele. Sprawcy, co jest już pewne, władają magią. Zapewne i kapłańską, jak i Sztuką. Nie wykluczone, że dosyć potężną, gdyż istnieje możliwość, że mogą przyzywać nawet same żywiołaki. Co się tyczy ich siedziby to musi znajdować się kilka dni drogi stąd, raczej nie dalej, biorąc pod uwagę to, iż muszą transportować porwanych. Dokładnej lokalizacji nie udało się ustalić, lecz wiemy, iż musi to być gdzieś w pobliżu północnego stoku Gwiezdnych Gór. Być może w samych górach.
Oto dlaczego jestem tego niemal pewien.Kirkrim podszedł do stojącego obok stołu i podniósł zeń srebrne lustro, które zostało rozbite. Pajęczyna pęknięć rozchodziła się idealnie od środka.
Lustro zostało zniszczone, kiedy próbowałem z pomocą magii podejrzeć tamtejszą okolicę.
Ściana. Reakcja obronna. Odbicie mocy przez zaklęcie chroniące. Typowa sytuacja – stwierdził Xhapion, kiedy przyjrzał się lustru.
Jakie jest wasze zdanie w tej sprawie? Jakie są wasze przemyślenia? – Czarownik zwrócił się do awanturników.

___________________
*Radujcie się, bowiem rewolcie Qorra położony został kres. Zdrajcy zostali pojmani, a ci, którzy wykazali skruchę ponieśli już część kary. Teraz zaś zesłani zostaną do najgłębszych tuneli, by tam w znoju i pocie próbować zapracować na swoje odkupienie. Radujcie się, bowiem jest to dzień zwycięstwa, lecz nie dajcie się ponieść euforii. To jeszcze nie koniec. Zaradziliśmy jednemu problemowi, lecz ten ważniejszy, istotniejszy dopiero przed nami. Wraz z pomocą naszych nowych sojuszników dojdziemy do prawdy, położymy kres porwaniom i odnajdziemy naszych najbliższych. Wspólnie, jako jeden klan.
**A teraz idźcie i wracajcie do pracy, bowiem wiele jest do zrobienia. Pokażemy agresorom, że naszego klanu nie można lekceważyć.
***Ich zaprowadzić do kopalni.
****Ilkak wita.
 
Zormar jest offline  
Stary 27-12-2018, 21:40   #172
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po wykonaniu zadania ich dzielna drużyna się rozpadła. I, nie da się ukryć, Ivor niezbyt się temu dziwił. W końcu co innego było zmierzyć się z plemieniem koboldów, a co innego iść nie wiadomo dokąd, by zmierzyć się z nie wiadomo kim.
No ale on miał zamiar doprowadzić całą sprawę do końca. No i nie ukrywał, że po prostu jest ciekaw, kto się za tym kryje, tudzież jakie cele przyświecają temu komuś, kto stał za porwaniami koboldów.
Warto też było się dowiedzieć, czy porywacz potrzebował niewolników lub ofiar dla jakiegoś bóstwa bądź do eksperymentów, czy też chciał dla jakichś celów wywołać konflikt między koboldami z mieszkańcami Ostoi.

- Jeżeli chcemy cokolwiek zdziałać - powiedział, gdy Kirkrim skończył mówić - to musimy się pospieszyć. Jestem przekonany, że z każdą chwilą nasz wróg rośnie w siłę. Być może wszedł w porozumienie z jakimś pozaplanarnym bytem, czy nawet jakimś pomniejszym bóstwem, któremu płaci za pomoc. - Kwestię tego, że zapłatą mogą być własnie koboldy, pominął milczeniem. - Im więcej czasu mu damy, tym lepiej się przygotuje na naszą wizytę. No i, jestem o tym przekonany, wie już, że się nim, bądź nimi, interesujemy.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-12-2018, 21:58   #173
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Helenie było daleko do poczucia kompetencji, za jakie chwalił ich wódz Kirkim. Cóż, w tej drużynie nie miała wiele do roboty, gros odwalili ci, którzy poszli do koboldzich kopalni, a leczenie członków drużyny i sprzymierzeńców było przecież jej obowiązkiem. Niemniej jednak z wdzięcznością przyjęła zapłatę od kobolda, zwłaszcza że niziołcza wypłata znacznie oddaliła się w czasie. Nie żeby w lesie mogła coś za to kupić, ale kto wie co przyniesie przyszłość?

Po drodze do wioski zielonoskórych wypytała Shee’rę o wydarzenia ostatnich dni. Była pod wrażeniem działań czwórki wysłanników, ale po jeszcze większym organizacji, systematyczności i inteligencji stworzeń, które powszechnie uznawano za tchórzliwe i głupie. Było to nieco… dość przerażające. Bardziej niż pokazowa kaźń, którą urządził Kirkim. Zdziwiła się nawet, że nie urządził jej w swojej osadzie. W końcu ludzie postępowali tak samo… Cóż, jego magia była imponująca, pewnie takie demonstracje siły jego ludzie widzieli nie raz.

Gdy dotarli na miejsce… słyszeć to jedno, widzieć - zupełnie coś innego. Prawie jak krasnoludy, mruknęła cicho, by nie usłyszał jej ani żaden kobold, ani - tym bardziej - Torin. Wydawało się, że ten ostatni pozbył się części uprzedzeń do zielonoskórych, a przynajmniej tak agresywnego nastawienia jakie prezentował na początku wyprawy. Samo to mówiło wiele o tym jak się tu sprawy miały. Rozglądała się z ciekawością, starając nie wgapiać jednak zbyt natrętnie. Chyba jeszcze nie była gotowa by szukać odpowiedzi na nasuwające się jej pytania, zwłaszcza te o podłożu religijnym. Choć patrząc na bunt kapłana może tu właśnie należało szukać źródła zamieszania. Mimo powszechnego politeizmu bogowie nie lubili gdy wypowiadano im posłuszeństwo. Kto wie jaka istota mogła przyplątać się by doprowadzić koboldy do waśni? Helena westchnęła. Przez te wizje i zaskakujące wydarzenia zaczynała rozmyślać o niestworzonych rzeczach, gdy pewnie odpowiedź była całkiem prosta i miała źródło w ludzkiej - czy raczej nie-ludzkiej - chciwości i żądzy władzy. Tak to zazwyczaj bywało.

Gościnność koboldów była równie zaskakująca co cała wioska. Helena z grubsza oporządziła się po podróży i z przyjemnością zabrała do jedzenia. Nocleg na twardej ziemi i suchary i paski suszonego mięsa na okrągło sprawiają, że nawet najprostszy domowy posiłek smakuje wyśmienicie. Nie ujmując talentom kulinarno-łowieckim towarzyszek to jednak polne ognisko nie równa się porządnemu kuchennemu palenisku. Posiłek przerwał im akolita. Helena zerknęła na zwój; mogła wymodlić dar rozumienia języków, jednak nie chciała narzucać się druidce z pomocą. Miała nadzieję, że ta poprosi jeśli będzie jej potrzebować. Kapłanka musiała też sama przed sobą przyznać, że nieco obawia się kryształów, które nosili jej towarzysze broni. Gdyby znów miały sprowadzić na nią tę wizję… Helena wzdrygnęła się, a kawałek pieczeni utkwił jej w gardle. Chwilę kaszlała bezradnie, aż mocne huknięcie w plecy ivorową pięścią przywróciło jej dech. Speszona podziękowała i zajęła się posiłkiem.

Krąg robił wrażenie… cóż, wszystko tu robiło wrażenie i Helena zirytowała się na samą siebie, że dziwi się tak bardzo. Przez ostatnie miesiące zjeździła kawał Północy, a tu proszę, zachowuje się jak byle wieśniaczka. Chwilę później przestała się nad sobą rozczulać. Słowa Kirkima i Zikrika zdusiły jej nadzieje, że sprawa ma źródło w ‘zwyczajnym’ spisku. Helena westchnęła. Mimo, że była kapłanką to była dość przyziemną kobietą. Czczenie boga wojny nie sprzyjało rozważaniom natury egzystencjalnej, a i sam Torm lubował się raczej w konkretnych (i zwykle ostatecznych) rozwiązaniach, niźli w spiskach, matactwach i wysyłaniu swoich przedstawicieli by mieszali w życiu mieszkańców Torilu. Helena miała trudności z ogarnięciem tego wszystkiego, więc póki co milczała, dając wypowiedzieć się osobom bieglejszym w tajemnych arkanach. Tyle dobrego, że istota - czy też istoty - mieszająca w życiu koboldów i niziołków była tak biegła, że mogła blokować nawet silne zaklęcia wieszczące. W obliczu tej informacji “kradzież” jeńców wydawała się o wiele mniejszą plamą na jej najemniczym honorze.

 
Sayane jest offline  
Stary 01-01-2019, 21:11   #174
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Torin był pod wrażeniem. Czyżby to znaczyło, że nawet tygrys może zrzucić cętki i całkowicie się odmienić, stając się roślinożercą. Plemię miało swoje prawo. Wyraźny postęp, być może nawet groźniejszy od dobrej organizacji wojskowej. Podążanie za Mystrą rokowało dobrze dla wszystkich z plemienia Kirkrima. Rozum, magia i poszanowanie dla dobra, zamiast chaosu, zła.
Jakiż rozwój, dobrobyt zarówno dla Ostoii i plemienia.

***

Ta piękna bańka z marzeniem pękła jak balonik, gdy zobaczył zmasakrowaną twarz Xii. Mały przedmiot, który miał przynieść radość dziecku, stał się poprzez chciwość i chęć dominacji przyczyna cierpienia. Ktoś zabił jedną z wielu iskr radość tej dziewczynki. Torin był wściekły, jednakże w tej chwili to nie jego odczucia były najważniejsze. Najważniejsza w tej chwili był Xia.
Krasnolud przyklęknął na jedno kolano, szybkim ruchem powiek odgonił zdradliwe początki łez.
Rozpostarł ramiona i uśmiechnął się do dziewczynki po czym przemówił w smoczym.
- Xio. Moja „Mała Gwiazdko” chodź do mnie.

Lecz ta nie wyzbyła się dręczących ją obaw. Nadal kuliła się w sobie, a nawet spoglądała za drogą ucieczki. Niemniej słowa krasnoluda musiała zrozumieć.
– Xia zła. Xia win-na... Xia zła...
Krasnolud cały czas uśmiechając z rozsportymi ramionami przemówił spokojnym głosem.
- "Mała Gwiazdko" nie jesteś zła, jesteś marzycielką. Takie istoty przysparzają dobra, choć do mnie dziecko.
Zachęcająco jeszcze szerzej rozpostarł ramiona.
Dziewczynka nadal przypatrywała mu się niepewnie, lecz postąpiła krok naprzód. I jeszcze jeden, i jeszcze jeden. Ostatecznie podeszła i wpatrywała się w brodacza swoim okiem.
Torin delikatnie objął przestraszona skrzywdzona dziewczynkę. Delikatnie głaskał ją po plecach i głowie.
Gdyby ktoś tydzień wcześniej powiedział mu, iż będzie delikatnie obejmował kobolda, toby go zapewne wyśmiał. Modlił się żarliwie do Moradina by wyleczył Xię, modlił się o mały cud Moradina by przewrócił dziewczynce oko. Miał wiarę w Moradina, lecz najczęściej potrzebna i była moc samego kapłana.

Niestety nawet największe błagania oraz modlitwy słane do Moradina nie poskutkowały. Albo bóg nie zamierzał tym razem odpowiedzieć na wezwanie swego sługi, bądź też sługa nie cieszył się jego wystarczającymi względami. Tak, czy inaczej oczodół pozostał pusty, lecz wszelkie mogące zagrażać życiu dziewczynki rany zostały zaleczone. Z twarzy zniknęły strupy, a miejsce po oku wyglądało zdecydowanie lepiej, lecz nic więcej nie mógł na to poradzić.

Gdy to już uczynił nadal głaszcząc dziewczynkę po plecach zadał nurtujące go pytanie.
- Xio "Mała Gwiazdeczko" kto ci uczynił to zło? Kto śmiał nazywać cie złą?
– Ja zła. Ja wie. Xia... Xi-ia... skrzywdzić Zeko...
– dziewczynka poczęła opowiadać co zaszło. Z jej słów wynikało, że całe zajście miało miejsce podczas, którejś z zabaw. Bawili się, Xia pokazywała swoją broszę oraz ukryty w niej nożyk. Podczas bliżej nieokreślonej gry doszło do sprzeczki i przepychanki, która skończyła się tym, że ta nieumyślnie wyłupała oko swojemu rówieśnikowi o imieniu Zeko. Została osądzona jako winna uszczerbku na zdrowiu Zeko, a karą wedle praw wioski miało być takież samo okaleczenie. Natomiast broszkę sama złożyła w ofierze Mystaii, by ta przebaczyła jej krzywdę, którą uczyniła bliźniemu.
- Przepraszam Xio, to ja byłem głupim krasnoludem. Nie pomyślałem, że możesz nie być zapoznana z tym, jaką krzywdę mogą zrobić wszelkie narzędzia. Popełniłaś błąd, ale wiesz o tym, może jesteś nawet lepsza niż ja. Jeśli tylko zechcesz, będziesz mogła przyjąć moją opiekę i nauczanie. Gdy tylko rozwiążemy problem porwań Twoich ziomków, zamierzam osiedlić się w Ostoii. Tam też każde chętne dziecko będę uczył rzemiosł, niezależnie od rasy. Wyróżniające się nauczać będę też drogi dobrego wojownika i kapłana. Zaproponuje to Kirkrimowi i Duninowi przywódcy Ostoi.
Krasnolud pocałował Xie w główkę, powstał, wziął małą na ramiona i ruszył omówić ten plan z Kirkimem.
Widząc, że Xia go nie zrozumiała Torin inaczej przedstawił swoją propozycję. Trzymał dziewczynkę w ramionach i uspokajająco gładził dłonią po plecach.
- Xio czy chciała byś nauczyć jak być dobrą? Nauczyć jak bawić się bezpiecznie, żyć i pracować z innymi ludami? Chciała byś się nauczyć rzemiosła, wykonywania przedmiotów, tak jak ja je wykonuję? Wymagało by to byś zamieszkała ze mną wiosce niziołków, w Ostoi. Pomogłabyś w ten sposób swojemu plemieniu.
Przemawiał cichym uspokajającym głosem w smoczym Torin.
Dziewczynka była pełna niepewności.
– Ja... Może... Nie wiem, czy mi wolno. Inni muszą się zgodzić. Wódz.

Torin uśmiechnął się do niesionej w ramionach dziewczynki.
- Dlatego też idę się spotkać z Kirkrimem.

***

Torin był zaskoczony wnioskami. Ktoś tu nie wątpliwie prowadził jakąś grę. Sam podejrzewał jakiegoś czarodzieja, lecz po wysłuchaniu wieści, które przekazał im wódz plemienia, zaczął podejrzewać ingerencję Demonów , diabłów lub któregoś z bogów. Jednakże nie odrzucił jeszcze do końca myśli, iż macza w tym palce potężny czarodziej. Przemówi w zamyśleniu gładząc się po brodzie.
- Jak mniemam, czary i moce wieszczące nic więcej nam nie powiedzą. Trzeba zatem ruszyć ku źródłu problemu. Na miejscu zorientujemy się w przyczynie porwań.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 02-01-2019 o 19:04.
Cedryk jest offline  
Stary 02-01-2019, 19:09   #175
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
- Zasadniczo zgadzam się z krasnoludem - czarodziej sam nie mógł uwierzyć w swoje słowa. - Ktokolwiek odpowiada za porwania dobrze się przygotował. Zapewne wiedział też coś o tobie, Kirkimie, skoro podewziął aż tak daleko idące środki ostrożności. Trzeba będzie więc zaryzykować dalszą podróż w nieznane.
Tak naprawdę to do działania nie pchała go chęć zysku materialnego, a podążanie za wiedzą. Początkowo sądził, że uzyska ją w Ostoii, potem liczył na Kirkima, a teraz rozpościerała się przed nim nowa perspektywa. Taka, która znacznie mniej ciążyła by na sumieniu.
- Sugerowałbym wymarsz już jutro. Możliwe, że wróg nie zna całkowicie naszych zamiarów i nie wie o końcu rebelii ale wieści szybko się roznoszą.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 03-01-2019, 18:31   #176
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
zarownik przytaknął słowom Ivora, Torina oraz Xhapiona.
Musimy czym prędzej podjąć działania, w tym względzie jesteśmy jednomyślni. Co do tego z kim możemy mieć do czynienia to możliwości jest wiele. Bóstwa, byty z Planów Niższych, szaleni czarodzieje, albo klerycy. Kto wie, czy nie jakaś mieszanka jednych i drugich. Tak, czy inaczej musimy się tam udać, by móc jakkolwiek zbliżyć się do rozwiązania problemu. Przyznaję, że podjąłem ryzyko, iż me wróżby mogą zostać odkryte, aczkolwiek ten, który tak usilnie strzeże swej prywatności jednocześnie zwraca uwagę. Innymi słowy, może i mogą się nas spodziewać, lecz my również jesteśmy świadomi ich lokalizacji. Tak, jak mówisz Torinie magią więcej w tej chwili nie zdziałamy. Wyruszymy z samego rana grupą podobną do tej, która udała się walczyć z Qorrem, lecz mniejszą i składającą się z doświadczonych wojowników, którym magia nie jest straszna. Zarządziłem już wstępne przygotowania, to też nie powinniśmy mieć problemów z wyruszeniem.

Spotkanie zakończyło się, a decyzje odnośnie następnych kroków zostały podjęte. Czarownicy oraz kapłani rozeszli się w sobie tylko znanych kierunkach, a najemników poczęto odprowadzać do ich kwatery. Wszystkich z wyjątkiem Torina, który na samym początku spotkania poprosił Kirkrima o rozmowę na osobności. Kiedy zostali sami, ten przemówił do krasnoluda:
Zatem, o czym chciałeś tak pilno pomówić?


biórka nastąpiła z samego świtu i jak poprzednio miała ona miejsce na placu przed jaskinią. Niemniej nie była urządzona z taką pompą, jak uprzednio. Mogło mieć to związek z mniejszą liczebnością kompanii, która miała udać się rozwiązać trapiący osadę problem, chociaż pojawiła się również zupełnie inna myśl. Mianowicie poprzednim razem Kirkrim wyruszał, by umocnić swoją pozycję, pokonać opozycję i odzyskać miano jedynego suwerena swego klanu. Teraz było inaczej. Nie chodziło już o utrzymanie pozycji i budowanie przewagi w politycznej grze. Tym razem chodziło stricte o życie oraz bezpieczeństwo koboldziego ludu. Poważną atmosferę można było wręcz kroić nożem.

Awanturnicy pojawili się na miejscu tuż przed przybyciem Kirkrima. Jednocześnie otrzymali okazję, by po raz pierwszy ujrzeć zasadniczo elitarny oddział składający się w większości z weteranów. Byli wśród nich łowcy obwieszeni skórami, czy innymi drobnymi trofeami w postaci szponów i kłów, na ramionach oparli swe łuki oraz kusze. U ich boku gromadzili się wojownicy w pancerzach z kolczej siatki, a paru nawet dysponowało czymś pokroju napierśnika. W dłoniach dzierżyli ozdobione koralikami włócznie, niektórzy również tarcze, a u pasa zawieszone były miecze i topory. Trzecią i ostatnią frakcją wchodzącą w skład oddziału byli czaromioci, przede wszystkim dwóch uczniów Kirkrima oraz kapłan i akolita Mysatii. Podróżnicy kojarzyli większość z nich przynajmniej z pyska, a niektórych nawet z imienia, bowiem w kompanii znaleźli się zarówno Korak, czarownik dowodzący grupą, która przywiodła ich do wioski, oraz akolita Ilkak. Ostatecznie, nie wliczając w to Kirkrima, w wyprawie brać miało udział czternaście koboldów.

Po przybyciu Kirkrima ten zamienił parę słów z dowódcami zbrojnych, by następnie przekazać niezbędne instrukcje tym, którzy będą doglądali bezpieczeństwa społeczności pod jego nieobecność. Wśród owych osób był przede wszystkim arcykapłan Zikrik, jak i pozostali uczniowie. Wódz musiał rzeczywiście dobrze ich wyszkolić, jak i darzyć wielkim zaufaniem. Szli bowiem przeciwstawić się komuś, kto z magią jest obeznany, to też ryzyko było spore. Odebrawszy błogosławieństwo z rąk Zikrika wyruszyli na północ.


iedy dzień chylił się już ku końcowi rozbito obóz w niewielkiej jaskini, którą znalazł kruk Xhapiona. Schronienie nie znajdowało się bezpośrednio na trasie, którą zamierzali podążać, lecz dmący z gór wicher, pogarszająca się pogoda oraz fakt, iż nocowanie w lesie bez konkretnej osłony nie rokowało zbyt pomyślnie postanowiono nadłożyć drogi. I było warto, bowiem rozpalonemu ognisku nie straszny był ni wiatr, ni deszcz, a do tego wszystkiego oferowane przezeń ciepło nie umykało w głuszę.

Po zjedzonej kolacji i rozplanowaniu podróżny na następny dzień Kirkrim wraz z Korakiem oraz jednym z łowców zbliżyli się do awanturników i wręczyli im małe buteleczki z dziwnym, gęstym płynem. Każdemu po jednej fiolce.
Trucizna. Uważamy, że dobrym pomysłem użycie jej już przed ewentualnym starciem. Jeżeli dostanie się do rany może sprawić, że wróg straci przytomność. W przypadku, kiedy naszym wrogiem mogą być magowie może okazać się nieoceniona. Pamiętajcie, by ostrożnie się z nią obchodzićKirkrim objaśnił im działanie ofiarowanego specyfiku. – Macie jakieś pytania?


odróżowali wzdłuż podnóża stoków Gór Gwiezdnych już od paru dni. Grupę prowadzili koboldzi łowcy oraz Shee’ra, która mimo tego, iż nie dysponowała taką znajomością terenu jak oni potrafiła o wiele lepiej dostrzegać przejawy obecności rozumnych istota, a nawet otrzymywać pewne sygnały wysyłane ku niej przez sam las. Centralną część kompanii stanowili przede wszystkim czaromioci, których bezpieczeństwo stanowiło zasadniczą drogę do powodzenia owej wyprawy, ponieważ gdyby przyszło im mierzyć się magami, bądź kapłanami, siła mięśni mogła nie wystarczyć. Przy okazji zwiadowcze możliwości Nevermore’a okazywały się nadzwyczaj przydatne, bowiem ten mógł bez większych problemów zapewniać im orientację w okolicznych wąwozach, przełęczach, czy półkach skalnych. Tylną straż zaś stanowiło paru wojowników oraz Torin, po części również tego względu, iż jego ciężkie płyty mogły dość łatwo zdradzić ich obecność.
Kiedy poczęli zbliżać się do północno-zachodniej krawędzi łańcucha górskiego las zauważalnie zrobił się gęstszy. Wprawdzie nie było tutaj, aż tyle drzew liściastych, czy potężnych dębów, lecz sosen i świerków dostrzec można było bez liku. Jednocześnie nie mogli dalej kierować się krawędzią puszczy, bowiem kawałek przed nimi zaczynało rozciągać się wielkie osuwisko. Ziemia i skały położone w wyższych partiach stoku zeszły w dół sprawiając, że próba pokonania trasy najkrótszą drogą była wykluczona, bowiem przeprawa przez nie stanowiła najlepszego pomysłu. Trzeba było im wejść w las.

Jakiś czas później, kiedy brnęli przez błotniste runo leśne Nazir nagle się zatrzymał, tak samo jak Shee’ra, Kirkrim, Korak oraz dwójka łowców. Coś usłyszeli. Natychmiast gestami nakazali, by wszyscy się zatrzymali oraz byli cicho. Wiatr cicho szumiał między gałęziami i igliwiem. Wszyscy od razu pomyśleli o tym samy, że wróg do którego się kierowali znalazł ich pierwszy i, że za moment nastąpi atak. Ten jednak nie miał miejsca. Wydawało się, że to tylko jakieś przesłyszenie, lecz zaraz potem znów coś usłyszeli i nie tylko oni, bowiem również do uszu Xhapiona oraz Ivora dobiegł delikatny, metaliczny dźwięk. Spojrzeli po sobie, pokazali, że również coś słyszeli. Wszyscy podnieśli powoli głowy do góry i wzrokiem poczęli przebijać się przez korony drzew w poszukiwaniu źródła, bądź źródeł, owych dźwięków. I dostrzegli je. Najpierw Shee’ra, a potem również Kirkrim oraz Ivor. Malutkie dzwoneczki zawieszone pośród gałęzi. Czarownik czym prędzej wysłał swych łowców, a ci bez większych problemów wdrapali się na drzewa, by po chwili wrócili z przyczyną ich niepokoju.


Malutkie dzwoneczki w formie koralików stanowiły widokiem tyleż niezwykłym, co zaskakujący. Były wykonane z brązu, a do drzew przywiązane za pomocą cienkiego, srebrnego drucika. Kiedy tak się im przyglądali Helenie oraz Shee’rze zaświeciły się oczy. Obie już kiedyś widziały coś takiego. Spojrzały po sobie, aż w końcu druidka zabrała głos.
To gnomie dzwonki.
Na te słowa Xhapion zamyślił się, po czym poprosił by mu je przekazali. Kiedy miał je już w ręce wymówił słowa zaklęcia, nakreślił w powietrzu krótki symbol. Praktycznie każdy, kto parał się jakąkolwiek magią wiedział, co ten czynił. Sprawdzał, czy dzwoneczki nie emanują magią. Przez oczy przemknął mu błękitny blask. Przypatrywał się im chwilę, potem przemówił:
Są magiczne. Jeżeli dobrze widzę Splot chroniący.
Dzwonek, srebrny drut i magia defensywna… Czyżby...?Kirkrim myślał na głos.
Tak.Xhapion skinął głową. – Czar alarmu.

 
Zormar jest offline  
Stary 07-01-2019, 21:21   #177
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
To, że decyzja o wyruszeniu została podjęta tak szybko, zdecydowanie się Ivorowi spodobało. To natomiast, że tak niewielki w sumie oddział wyruszył, by walczyć z (potencjalnie) silniejszym przeciwnikiem - znacznie mniej.
Oczywiście gdyby udało się uzyskać zaskoczenie, szanse na powodzenie wyprawy znacznie by wzrosły. Gdyby...

Obecność gnomich dzwonków oznaczał jedno - ktoś się starannie przygotował, zabezpieczył przed ewentualnymi niespodziankami. Takimi jak wtargnięcie nieproszonych gości na zakazany teren.
Czar, tego Ivor był niemal pewien, już zadziałał. A to znaczyło, że ten, co zastawił pułapkę (bo inaczej nie można było tego nazwać), wiedział o przybyciu intruzów.

- Taki czar ma zwykle zasięg do półtora kilometra - powiedział. - Ale ten...

Rzucone Wykrycie Magii wykazało, że zaklęcie zostało zmodyfikowane.

- Został nieco przekształcony... Przypomina mi w jakiś sposób... pajęczynę? - dodał.

Rozejrzał się dokoła. Miał wrażenie, że dzwonki zostały rozwieszone w regularnych odstępach od siebie.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-01-2019, 09:57   #178
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Torin pogładził się po brodzie. Chwilę wpatrywał się w Kirkrima zbierając myśli i układając je.
– Muszę pogratulować dobrej organizacji wojskowej i kierunku współpracy z Ostoją, w którym zdąża Twoje plemię. Widzę też kilka zagrożeń dla niego. W tej chwili właśnie w świat poszła informacja, o militarystycznym, dobrze zorganizowanym plemieniu koboldów, mającym w swoim posiadaniu kopalnie o bliżej nieokreślonej wartości. Muszę uświadomić Tobie kilka kwestii. Ten teren jak i wioska niziołków należy do władcy tych ziem, któremu niziołki z Ostoi muszą płacić podatki. Sam pomyśl cóż zrobi on, gdy dowie się, o Twojej społeczności. Nie płacicie mu podatków, stanowicie zagrożenie, macie kopalnie mogące znacznie podnieść jego majętność. Nie zostawi tego bez ingerencji i zniszczy Was. Macie jednak trochę czasu myślę, iż nawet kilka lat. Pozwolę sobie udzielić Tobie rady. Jedyną szansą na przetrwanie jest połączanie się z Ostoją. Zacieśnienie współpracy, Twoje plemię może dostarczać mięsa z polowań, zapewniać ochronę przed potworami, dostarczać klejnotów dla niziołczych jubilerów, w zamian otrzymacie to co niziołki wyhodują, oraz ich plony. Wszystko dla obopólnego zadowolenia. Będzie to też wymagało przeniesieni głównej siedziby bliżej Ostoi a nawet może do samej Ostoi. Wtedy to Dunin może być mediatorem pomiędzy tobą a władcą tych ziem. Zapewne będzie to kosztowne i będzie plemię musiało płacić podatki, tak jak płaci Ostoja. Będzie to jednak wymagało zmian. Choćby w prawie. Cywilizowane ludy nie karzą za błędy dzieci, nie okaleczającą ich tak okrutni, zgodnie ze swoim prawem, pewnie starym. Nie wykłuwają im oczu w ramach kary. Nie chce mi się wierzyć, że Matka Wszelkiej Magii, którą tu wyznajecie, chociaż pod innym imieniem, pochwala takie okrutne prawa stosowane wobec dzieci. Musicie to zmienić, by inne ludy uznały Was za cywilizowanych. Zapewne pamiętasz Kirkrimie naszą rozmowę w czasie marszu. Powiedziałem wtedy, iż dzieci są naszą przyszłością. Teraz dodam, iż przyszłością i nadzieją na pokojowe współżycie. Jednakże muszą one poznać inne życie, inne ludy. Kirkrimie zamierzam osiedlić się w Ostoi na jakiś czas. Otworze tam szkołę rzemiosł i będę w niej uczył wszystkie dzieci niezależnie od rasy. Dzięki temu dzieci będą mogły się poznać i nauczyć jak pokojowo współżyć. Dzięki Xii „Górze” o tym pomyślałem. Ma żywy umysł i stara się podążać drogą dobra, jest też Ci oddana, bez twojej zgody nie będzie się szkoliła. Mam zatem prośbę, by była ona ona jedną z pierwszych uczennic, byś wydał zgodę na jej naukę.

Torin pogładził brodę i popatrzył zafrasowany na Kirkrima.

Oblicze Kirkrima początkowo wyrażało jedynie zaciekawienie, które stopniowo poczęło zmieniać się w bliżej nieokreślony grymas, by ostatecznie przybrać minę lekkiej niechęci.
– Wiem o twoich stosunkach z tym dzieckiem. Dość… zaskakujące muszę przyznać, zwłaszcza biorąc pod uwagę pierwsze wrażenie jakie wzbudziłeś swą postawą. Niemniej w jednym masz rację. Prawo, którym kieruje się mój lud musi się zmienić i w tym kierunku też czynię, lecz jako przedstawiciel długowiecznej rasy musisz zdawać sobie sprawę, że przyzwyczajenia, czy wielowiekowe tradycje trudno jest zmienić. Na chwilę obecną udało mi się praktycznie zniwelować wpływy kultu Kurtulmaka i wynieść na piedestał Mysatii. Uważam to za niemały sukces. Co się zaś tyczy prawa, nie może być ono wprowadzane nagle, z dnia na dzień. Zdajesz sobie, mam nadzieję, sprawę z tego, że nie można nagle wywracać całego świata prostych ludzi do góry nogami? Wówczas moje intencje i skuteczność działań nie miałyby znaczenia, bowiem głośniejsze byłyby włócznie i pochodnie. Nie krasnoludzie, tak działać się nie da. Prawo, o które tak nagle począłeś się martwić, ciebie nie dotyczy, być może nawet nie znasz go w pełni. Byłeś wśród mojego ludu przez zaledwie kilka dni i pragniesz go zmieniać wedle własnej wizji, widząc jedynie perspektywę swoją. Już podczas naszej pierwszej rozmowy rzekłem ci, iż jesteś krótkowzroczny. Niemniej… – Kirkrim postąpił kilka kroków ku kręgowi, przez chwilę popatrzył na runy. – Wiedz, że prawo się zmienia. Nie mogę obiecać, że owa przemiana nastąpi w pełni już za tego pokolenia, lecz nastąpi to pewne. Moi uczniowie i następcy są świadomi mojej wizji. I akceptują ją. Są gotowi prowadzić klan tą ścieżką, kiedy mnie zabraknie. – Kobold odwrócił się z powrotem do Torina. – Co się zaś tyczy rzekomych naszych obowiązków wedle owego bliżej nieokreślonego władyki to wyjaśnię ci, bowiem najwyraźniej nie jesteś tego świadom, ale Wysoki Las nie podlega niczyjej jurysdykcji. Nie jest niczyją własnością. Innymi słowy nikomu nic nie jestem winien. Co się zaś tyczy możliwej agresji z jego strony, to zapraszam. Zobaczymy, jak prędko uda mu się przebrnąć przez tą puszczę. Nawet gdyby się to stało my możemy być wówczas już daleko. Mój klan przenosił się z miejsca na miejsce już kilka razy. Jeżeli będzie taka potrzeba uczynimy to ponownie. Ostoja może i podlega czyjemuś zwierzchnictwu, lecz patrząc po tym, jakąż to cieszy się łaską owego możnego oraz jaką protekcją z jego strony powątpiewam w to. Niemniej wróćmy do sprawy najbardziej bieżącej. – Czarownik zaczął z wolna przechadzać się po komnacie. – Chcesz, by Xia otrzymała moje pozwolenie na pobieranie od ciebie nauk rzemieślniczych? Niech tak będzie. Ty, jak i ona macie mą zgodę na owe przedsięwzięcie. Jak sam wspominałeś winniśmy być otwarci na obce kultury.

Torin lekko skłonił głową.
– Dziękuje wodzu.
Podszedł do kręgu, zapatrzył się przez chwilę w niego szukając odpowiednich słów.
– Mniemam jednak, iż nie macie pokolenia, ba nawet kilku lat na wprowadzenie zmian. Już zrobiliście krok olbrzymi wprowadzając wiarę w Mystrę Matkę Wszelkiej Magii, chociaż pod innym imieniem. Ona sam może odebrać moc waszym kapłanom, gdy będą popierali i akceptowali, tak okrutne prawa wobec dzieci. Myślę, że i tutaj trzeba działać szybko. Macie też dziwne pojęcie o podatkach, zwłaszcza nakładanych przez ludzkich władyków. Tu chodzi o ich ściągalność a nie ochronę danej wioski. Takie podejście o jakim mówicie, dawanie ochrony w zamian za podatki, możliwe jest na pewno u krasnoludów, i w niewielu ludzkich królestwach.
Potem założył z chrzęstem metalu ramiona na piersi.
– Niemniej ja szkołę zamierzam otworzyć. Przyjmować też będę dzieci wszelkich ras, by mogły się ze sobą zapoznać i wypracować odpowiednie przyjazne stosunki. Jeśli znajdziecie uczniów - dzieci, które przejawiać będą doby charter, z radością je przyjmę na naukę.
Potem z uśmiechem pogładził się po brodzie.
– Dlaczego zaprzyjaźniłem z Xią? Bo przypomina mi swoją odwagą, ciekawością, charakterem pewną dziewczynkę z Ostoi. To właśnie Xia uświadomiła mi, że dzieci, w większości, na całym świecie są w gruncie rzeczy takie same. Wszystko zależy od wychowania, ilości kontaktów z innymi rasami. Tyle chciałem tylko powiedzieć i zarazem aż tyle.

Kirkrim jedynie skinął głową.
– Jeżeli chciałbyś poruszyć jeszcze jakieś istotne kwestie to mów. W innym wypadku chciałbym na razie zakończyć tę rozmowę. Muszę zadbać o niezbędne przygotowania oraz odpocząć przed jutrzejszą wyprawą. Zapewne znajdziemy czas na dalsze dyskusje, kiedy to wszystko się już zakończy.

Torin skinął tylko głową.
- Tak też zrobimy.

***

Kapłan ruszył w poszukiwaniu Xii. Miał zamiar zacząć od razu lekcje w kuźni. Przy okazji miał zamiar zapoznać uczennice z językiem wspólnymi, krasnoludzkim dotyczącym kuźni i narzędzi w niej stosowanych.

Torin zaprowadził swoją uczennice do kuźni. Objaśnił Xię, iż wódz zezwolił na jej naukę pod jego okiem w Ostoii. Zdjął pancerną rękawice z lewej dłoni. Przemawiał w smoczym spokojnym głębokim głosem mentora
- Teraz udzielę Ci pierwszej najważniejszej lekcji, jaki udzielił mi ojciec gdy zaczął mnie uczyć kowalstwa.
Wskazał na głęboką ładnie zabliźnioną ranę.
- Ojciec mój wziął nagrzany do czerwoności nóż i przeciął mi nim lewą dłoń. Powiedział „Synu pamiętaj każde narzędzie jest bronią i krzywdzi. Zarówno nóż, młot, jak i ogień, mogą to uczynić. Pamiętaj by używać ich rozważnie." Xio ty już otrzymałaś tą lekcję i jak wiem zrozumiałaś ją dobrze.
Delikatnie pogładził szorstką dłonią główkę koboldki.
- Naukę naszą zaczniemy od kowalstwa. Wpierw nauczę cię nazw wszystkich narzędzi. Podam ci ich nazwy w smoczym, potem we wspólnym i krasnoludzkim. W Ostoi od innych dzieci będziesz uczyła się wspólnego, ale również bawiła by zadzierzgnąć więzy przyjaźni.
Po tych słowach zaczął wymieniać nazwy narzędzi w tych trzech językach poczynając od młota kowalskiego.

***

Torin widząc dzwonki pogładził brodę w zamyśleniu.
- Mówisz zatem Ivorze, iż sieć wykorzystano by zwiększyć normalny zasięg czaru tak by alarmowana większą odległość, a zarazem trudniej było odnaleźć, miejsce chronione. Bo przeważnie pająk nie tkwi w środku swojej sieci.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 09-01-2019, 00:15   #179
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Xhapion pogłaskał kruka po dziobie, podając mu kolejny kawałek mięsa. Zwierzę z przyjemnością przyjmowało pieszczoty. Zasłużyło na nie.
- Neeeverrrmorrree - zakrakało dumnie.
Po całym dniu wędrówki czarodziej był wykończony. Ramiona bolały od wżynających się pasów jego plecaka. Wędrówka po górach to nie było to do czego się przygotował. A nie były to nawet wysokie góry, jak na razie. Nie pokazywał jednak przesadnego zmęczenia. Żaden z towarzyszy nie narzekał na trudy wyprawy, tak więc i jemu nie wypadało. Chociaż bardzo chciał. Zamiast tego skupił się na otrzymanym od Kirkima flakoniku.
- A więc to jest ta wasza trucizna - zastanowił się na głos, obracając fiolkę przy delikatnym blasku ognia. - Sprawiła nam nie małe trudności. Miałem już szykować jakieś antidotum na wypadek przyszłych spotkań. Dobrze, że to nie będzie już problemem.
Schował flakonik razem z resztą przyborów alchemicznych, przelewając odrobinę do pustej fiolki. Przyda mu się na później w celach naukowych.

***

Odkrycie dzwoneczków, zwłaszcza magicznie wzmocnionych, nie zwiastował dobrze dalszej wyprawie. Ale dawał też pewne odpowiedzi. Z pewnością można było oddalić już podejrzenia, że za porwaniami stoją jakieś wyższe czy niższe byty. Porywacz był z pewnością humanoidem o bystrym umyśle i sporym talencie magicznym. Co najmniej równoważnym z możliwościami Kirkima. Czarodziej nie dzielił się jednak swoimi przemyśleniami z towarzyszami. Brak mu było danych, a już raz popełnił błąd zbyt szybkiego szafowania wyrokami.
- Można by spróbować podążyć "po nitce do kłębka" - zasugerował. - Ale faktycznie nie dawało to nam żadnej przewagi, że uda się dotrzeć do poszukiwanej przez nas osoby. Zwłaszcza jeżeli wie lub wkrótce się dowie o naszej obecności. Sugeruje, że podążanie jedną grupą może być nader ryzykowne. Warto by się rozdzielić na co najmniej dwie. Mógłbym zapewnić kontakt przy pomocy mojej magii oraz kruka.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 09-01-2019, 08:59   #180
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Powinniśmy rozdzielić też odpowiednio kapłanów, by każda z grup miała boskie wsparcie - dodała Helena i pociągnęła nosem. W wiosce przyplątał jej się jakiś katar i za nic nie chciał odpuścić, co było o tyle dziwne, że pochodziła z dalekiej Północy i byle górski wiaterek nie był jej straszny.

- Mieliście kiedyś kontakty z tutejszymi gnomami? Czy w ogóle nie zamieszkiwały wcześniej okolicy? - spytała dość nieuważnie. Słyszała kiedyś opowieść o starym smoku, nie pamiętała imienia, który opiekował się gnomią wioską i bronił ją przed zagrożeniami Wielkiego Świata. Ale to było w Górach Miecza, smok był z tych dobrych... no i była to tylko opowieść. Tu nie spodziewała się smoka, co najwyżej... O boskich ingerencjach wolała nie myśleć, bo przed oczami stawała jej wizja spod menhiru. Wiedziała, że powinna spytać Astine o druidzkie zapiski, czy czegoś się dowiedziała, ale... Jeden problem na raz. Tak. Jeden na raz. Znów pociągnęła nosem i skupiła się na rozmowie.


 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172