Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-01-2019, 23:14   #181
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
irkrim zastanowił się nad propozycją awanturników.
Nie jestem przekonany, co do pomysłu rozdzielenia się – czarownik wyraził swe zaniepokojenie względem owej idei. – Z jednej strony cała nasza grupa może stanowić konkretny cel, na który można by się w łatwiejszy sposób zaczaić i skoncentrować wszystkie siły, przy czym my również dysponujemy wówczas pełnią naszych możliwości. Z drugiej strony dwie grupy dają szansę na to, że jednej uda się przyjść z odsieczą drugiej, gdyby coś poszło nie tak. W takim wypadku wymuszałoby to też na przeciwniku rozdzielenie sił. Ostatecznie oba rozwiązania są godne rozważenia. Jeżeli obstajecie za swym pomysłem, to jestem gotów na niego przystać.
Kobold przedstawił swój punkt widzenia na ową sprawę, po czym zwrócił się do Heleny.
Nigdy nie słyszałem o tym, by w tych okolicach zamieszkiwały gnomy. Ani my, ani nasi przodkowie nie toczyli z nimi tutaj walk.

Helenie i Torinowi wraz z czarownikiem Korakiem przypadło przewodzenie pierwszej z grup. W jej skład weszła również para łowców, czwórka wojowników, a także drugi z uczniów Kirkrima, jak również akolita Mysatii. Mieli za zadanie udać się w kierunku północno-wschodnim, podczas gdy pozostali Kirkrimem na czele mieli ruszali bezpośrednio na wschód, aż do podnóża gór. Wówczas mieli ruszyć na północ, by ostatecznie wspólnie zejść się mniej więcej dwa kilometry od tego miejsca. Przez cały czas miał z nimi przebywać kruk Xhapiona by grupy miały cały czas informacje co do swojej sytuacji, a w razie czego zapewniało możliwość magicznej korespondencji. Podczas rozdzielenia mieli za zadanie przede wszystkim zlokalizować kryjówkę wroga, a następnie powiadomić pozostałych o swej lokalizacji, by ci mogli do nich dołączyć.

Kapłance Torma taki podział kompanii wydawał się odrobinę niefortunny, lecz nie można było de facto postąpić inaczej biorąc pod uwagę więź łączącą pozostałą trójkę kompanów. Zdawała sobie sprawę z tego, że na towarzyszącym jej Torinie mogła polegać, zarówno jako na głosie rozsądku, jak i na wojowniku, a koboldzi wojownicy i magowie prezentowali się jako nie byle kto. Mimo to niepokój na dobre zagościł w jej sercu. Na całe szczęście posłany z nią Korak potrafił posługiwać się wspólnym, to też w przypadku, gdyby została oddzielona od Torina miała nadal szansę na dogadanie się gadami. Z ciężkim sercem, ale ostatecznie ruszyła w wyznaczoną sobie stronę.


ędrówka przez ten wilgotny las upływała dwójce kapłanów w milczącym skupieniu. Północne wiatry smagały delikatnie skórę i niosły ze sobą nieprzyjemny chłód. Mimo tego, że zbliżało się już lato, to nadal byli w północnych regionach Faerunu, do tego wszystkiego niemal w górach, więc taka pogoda nie stanowiła jakiejś wielkiej niespodzianki. Oboje byli przywykli do nieprzyjaznej aury, to też maszerowali raczej żwawo, lecz z należytą ostrożnością. Towarzyszące im koboldy nie przejawiały względem nich specjalnej niechęci. Jeszcze zdarzało im się w prawdzie spoglądać odruchowo na kolana, bądź brzuchy, niemniej czynili to coraz rzadziej i zaczynali być nawet nawykli do towarzystwa wyższych kompanów. Tymczasem wokoło roznosił się delikatny zapach mchu i młodych liści.

Nevermore zamachał niespokojnie swymi skrzydłami. najwyraźniej jemu pogoda bardziej zalazła za pióra. Niemniej nadal dość spokojnie na ramieniu krasnoluda. Zaszli już całkiem daleko, a grupa Kirkrima właśnie powinna dochodzić bezpośrednio pod linię gór. Otaczający ich gąszcz zaczął się zmieniać, bowiem miejsca drzew coraz częściej zaczęły zajmować krzewy i zarośla, a błękit nieba można było już bez większych problemów dostrzec w niemal całej okazałości. Helena przez chwilę wpatrywała się w swój medalion z symbolem Torma poszukując odwagi i otuchy, a koboldzi łowcy zaczęli przeczesywać najbliższą okolicę. Niczego nie znaleźli. Ruszyli więcej dalej.


rupa Kirkrima, podczas swego zwiadu prowadzonego w kierunku gór, nie natrafiła na inne przejawy bytności nieprzyjaciela nie licząc kolejnych dzwonków. Oznaczało to ni mniej ni więcej, że pokrywać muszą dość spory obszar. Tak, czy inaczej udało im się bezpiecznie dotrzeć do swoistej linii górskiej, która odznaczała się od zadrzewionego i w miarę zielonego terenu za nimi tym, iż była raczej szarawa i pusta, jeżeli nie liczyć ogromnych głazów i fragmentów litej skały. Zbadali uważnie miejsce, w którym się znaleźli, lecz nie natrafili na jakiekolwiek nowe ślady. Za sobą mieli w tej chwili osuwisko, więc wedle ustalonego planu poczęli ostrożnie kroczyć na północ. Ivor spojrzał na Xhapiona, który skinieniem głowy dał do zrozumienia, że u kruka i Heleny wszystko dobrze.


ie przeszli nawet trzydziestu metrów, kiedy jeden z łowców nakazał im się zatrzymać. Nie trzeba było być tropicielem, by bez problemu dostrzec ślady butów na wilgotnej ziemi. Przecinały im drogę i kierowały się na południe, aż tu nagle trop się urywał niemal w pół kroku. Usłyszeli trzepot skrzydeł. W pierwszej chwili pomyśleli, że to może Nevermore, lecz ów odgłos był zbyt głośny i dobiegł gdzieś zza nich. Helena była jedną z pierwszych, która się odwróciła i wówczas sparaliżował ją strach. Serce podeszło do gardła niemal je zatykając. W odległości zaledwie kilku metrów wylądowała wysoka, humanoidalna postać, której z pleców wyrastała para śnieżnobiałych, pierzastych skrzydeł. Niebianim miał na sobie błyszczący srebrzysty napierśnik, zaś w rękach dzierżył długi miecz o wysadzanej złotem i klejnotami rękojeści. Oczy znajdujące się w pokrytej białym zarostem i krótkimi włosami głowie lśniły czystym światłem. Kapłanka miała wrażenie, że ten nieziemski wzrok przeszywa ją na wskroś.


Nim dane im było chociażby dobrze się przyjrzeć istocie, która przed nimi stanęła, rozległy się szybkie, krótkie inkantacje i zaśpiewy, a w ich grupkę uderzyła magiczna energia. Dwaj koboldzi wojownicy padli jak dłudzy na porośniętą mchem ziemię, a kolejny i jeden z łowców przestali się ruszać. Zmarli niby posągi i jedyne cóż mogli uczynić to bezradnie wodzić oczyma. Wówczas to Torin dostrzegł, że spod magicznej, niewidzialnej zasłony wyłania się dwójka gnomów odzianych w lekkie, ciepłe ubrania w kolorach lasu, z licznymi sakiewkami, nożami i krótkimi meczami u pasów. Na głowach naciągnięte miały luźne kaptury. W ich towarzystwie stały dwie kolejne postacie, tym razem wyglądające na ludzi odzianych w długie białe szaty obszyte na złotą nicią. Swym krojem przypominały znane krasnoludowi habity widywane w niektórych zakonach scholastycznych oddających cześć bóstwom związanym z wiedzą, bądź światłem. W kogo zaś ci wierzyli nie potrafił powiedzieć, bowiem symbole złotego, uskrzydlonego miecza nic mu nie mówiły.

Jeżeli Torin liczył na to, że być może mają jeszcze jakieś szanse to, jak na zawołanie, w miejscu, w którym nagle kończyły się owe ślady butów otworzyła się niejako kotara rzeczywistości, zza której wyszły kolejne postacie. Następny gnom, dwóch kapłanów w białych szatach oraz dwójka zakutych w stal wojowników. Jeden z nich był krasnoludem.

To koniec waszej eskapady. Rzućcie broń, a ujdziecie cało – rozległ się stanowczy głos uskrzydlonego. ostrze jego objęły płomienie.


hwilę później See'ra zatrzymała ich pochód. Nazir bowiem począł intensywnie obwąchiwać ziemię przed sobą, jak gdyby złapał trop. Wszyscy stanęli w jeszcze większym napięciu i ruszyli ostrożnie za druidką i jej wilkiem. Kawałek dalej udało im się dostrzec niewyraźne ślady pozostawione na kamienistym podłożu. Co niezwykłe zdawały się one wychodzić z litej skały, którą mieli przed sobą. Ewidentnie coś tutaj było nie tak, to też koboldzi wojownicy przyjęli postawę obronną. Wypatrywano z najwyższą możliwą starannością wszelkich oznak ruchu, czy rzucania zaklęć. Tymczasem Xhapion prowadzony przeczuciem postąpił krok bliżej ku Shee'rze, by z bliższej odległości móc popatrzeć na owe znikające ślady. Wówczas wzrok jego zaczął dostrzegać coś pokroju nienaturalnych zakrzywień rzeczywistości, praktycznie niedostrzegalnych, dla niewprawnego oka, lecz jemu dane było je obserwować. Nie miał zbyt wiele doświadczeń z iluzjami, niemniej wiadomym mu było, że taki widok stanowi jedną z oznak istnienia takowej. Co z kolei pozwalało mu na to, by z pomocą swej woli spróbować ją przeniknąć.

Skoncentrował się, skumulował czystą moc swej woli i poprzez jedynie delikatne wspomożenie jej splotem przebił się przez iluzoryczną zasłonę, którą miał przed sobą. Dostrzegł za nią wyciosane, nie, wręcz uformowane w litej skale, kamienne wrota opatrzone płaskorzeźbą przedstawiającą zaopatrzony w skrzydła miecz. Wtem nagle, niby cios obuchem, uderzył go strach. Nie jego własny, lecz stworzenia, które było mu bardzo bliskie. Od tego uczucia, aż się zgiął. Ivor szybko dopadł do niego, a czarodziej zdołał jedynie wyspać “Dopadli ich.” Wówczas, jak na komendę, kobiecy głos wypowiedział krótkie zaklęcie. Odruchowo cofnęli się o krok i unieśli głowy w górę, by ujrzeć, jak w ich kierunku mknie ognista kula. Wtem spośród nich wystrzeliła kolejna o fioletowej barwie. Obie zderzyły się że sobą nad nimi z hukiem. Magiczne energię zlały się ze sobą, by w mgnieniu oka eksplodować kaskadą nieszkodliwych iskier.

Xhapion jak przez mgłę dostrzegł otwierające się nagle kamienne wrota, zza których wskoczyli zakuci w stał i odziani w białe habity adwersarze. Jakby tego wszystkiego było mało na odsłonionej spod iluzorycznej kotary półce skalnej stała teraz niezwykła osoba. Niska kobieta o wzroście i posturze gnoma, lecz o skórze bliskiej w kolorze mosiądzowi oraz włosach, które unosiły się ku górę i bodaj płonęły najprawdziwszym ogniem. Obok niej, lekko z tyłu, stał wysoki szczupły mężczyzna o urodziwej twarzy, odziany w białe szaty, bogato wykończone i zdobione złotem, które to na piersi układały się w symbol uskrzydlonego miecza, takiego samego jak ten wiszący na szyi w postaci wisiora. Wisiora, którego można było dostrzec zarówno u pięciu zbrojnych, jak i wszystkich ubranych w białe szaty. Tych z kolei, nie licząc tego na górze, było w tej chwili czterech.


Rzućcie broń, a zachowacie życie – słowa te wypowiedziane zostały prze ową ognistą kobietę, lecz w kontraście do niej nie były ciepłe, nie były również zimne. Były po prostu pozbawione emocji, tak samo jak twarz tej, która je wypowiadała. Nie wydawały się przy tym jednakowoż groźbą, a wydanym ze znudzenia poleceniem?

 
Zormar jest offline  
Stary 12-01-2019, 14:19   #182
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Torin był wściekły, już kolejny raz ktoś chciał mu odebrać broń poświęconą Moradinowi.
Wystąpił na przód odrzucając płaszcz odsłonił wszystkie symbole Moradina te na pancerzu, jak i na broni. Splótł ręce na piersi. To dokładnie wyeksponowało złoty kapłański symbol Moradina.
- Jam jest Torin Hameraxe kapłan i wojownik Moradina. Broń poświęcona Moradinowi nie zostanie rzucona, bo nie do tego został stworzona.
Przemówił w niebiańskim, potem powtórzył to w krasnoludzkim obserwując zachowanie niebianina i krasnoluda. Niebianin powinien znać swój język, tak samo krasnolud. Krasnolud powinien też znać reputacje Sonnlinorów „Tych , którzy obrabiają kamień.” Nie chciał się dać zwieść sprytnym iluzjom, z których słynne są gnomy.
Po chwili powtórzył tą kwestie we wspólnym, tak by większość mogła go zrozumieć.
- Nie mogę zrozumieć czemu przedstawiciel tak szlachetnej rasy, szczuje na siebie współpracujące ze sobą inteligentne rasy. Czemu przyczynia się swymi działaniami do zła.

Przedstawiciel sfer wyższych uśmiechnął się kącikiem ust.
– Krew mojego gnuśnego, anielskiego przodka najwyraźniej już dość mocno zatarła me ludzkie cechy – słowa mężczyzny były spokojne, a Torin z Heleną rzeczywiście zaczęli dostrzegać, że jest w nim więcej człowieka, aniżeli wcześniej sądzili. Nie emanował też tą aurą, która była charakterystyczna dla istot zrodzonych na wyższych planach. Stał przed nimi nie deva, a aasimar.

Skrzydlaty zerwał się nagle i jednym susem dopadł do krasnoluda. Torin nie miał dość czasu na reakcję i ogniste ostrze tamtego ominęło jego gardę. Cięcie prześlizgnęło się między szparami pancerza. Popłynęła krew i rozszedł się zapach palonego mięsa. Brodacz, aż wzdrygnął się od siły z jaką zadano uderzenie, ale utrzymał się na nogach.
– Nie dałem ci prawa do wygłaszania kazań, klecho. Do czego to doszło, żeby krasnolud sprzymierzał się z diablim pomiotem. Najpierw zgnuśniałe sfery wyższe, a teraz to. Bądźcie rozsądni, a ujdziecie ciało – wtem niespodziewanie przerwał na chwilę. – Może nawet dostąpicie zaszczytu, by do nas dołączyć.

- Atakujesz kapłana Moradina i jego gniew cię dosięgnie, tak jak i innych z tobą sprzymierzonych. Najwidoczniej jesteś też szalony. Uzurpujesz sobie prawa bogów do oceniania czynów ich kapłanów prawa - Moradina. Obrażasz też bogów. - powiedział to we wspólnym - Tylko Moradin ma prawo oceniać czyny swoich kapłanów uzurpujesz sobie prawo bogów. - powiedział w niebiańskim by przywołać uwagę wszystkich dobrych bóstw.

- No, no, no, spokojnie, spokojnie - Helena wskoczyła przed krasnoluda, a medalion z symbolem pięści na jej zbroi zakołysał się gwałtownie. Wiedziała, że Torin może tak długo, a nie chodziło im przecież o dalsze rozjuszanie białowłosego.
- Przybyliśmy tu by powstrzymać rozlew krwi między niziołkami, koboldami i hm… najwyraźniej między wami. Nic nie wiemy o diabłach czy demonach; koboldy wyznają Mysatię… Mystrę, a odłam, który czcił Kulturmarka został już… spacyfikowany - kapłanka wyrzucała z siebie słowo za słowem by aasimar nie zdołał jej przerwać. Może lekko mijała się z prawdą, bo ich ekspedycja była raczej zbrojna niż pacyfistyczna, lecz koniec końców o pokój przecież chodziło, a nie wojnę z kolejną rasą i jej potężnym sprzymierzeńcem.

Skrzydlaty miał już się zamachnąć na Torina, lecz ruch Heleny był na tyle niespodziewany, że opuścił otrze. Popatrzył na nią, powiódł wzrokiem po mieczu przy pasie i medalionie na szyji. Najwyraźniej jej wystąpienie wydało mu się interesujące, bowiem uniósł brew.
- Tak, czy inaczej macie złożyć broń. Ktokolwiek tego nie zrobi zostanie zabity na miejscu - rzekł aasimar, po czym spojrzał na Koraka, który chciał spróbować dyskretnie rzucić czar. - Nie bądź śmieszny koboldzie. Wykaż się rozsądkiem godnym swego wodza i nie skazuj was na śmierć. Nie czerpię przyjemności z zabijania istot wam podobnych, ale każdy przejaw sprzeciwu spotka się z konsekwencjami.
- Dla dobra mojej towarzyszki złożę broń. Zrobię to też z ciekawości czemu wywołujecie konflikt pomiędzy koboldami a niziołkami. - spokojnie stwierdził Torin wiedział, że na zemstę zawsze przyjdzie stosowny czas.
- Weź się lepiej nie odzywaj - syknęła Helena na ten popis dyplomacji Torina. - Słyszałeś, że mówił coś o sprzymierzaniu się z diabłami. Może w końcu dowiemy się o co chodzi.
Torin kiwnął głową. Był ciekawy o czym bredzi skrzydlaty szaleniec. Czyżby brał koboldy za diabły. Wzruszył tylko ramionami.

Kiedy kapłani poczęli odpinać pochwy swych broni od pasów białowłosy rzucił koboldom popędzające spojżenie. Dwaj czarownicy popatrzyli po sobie z minami wyrażającymi złość, niemniej odrzucili trzymane przez siebie kostury i sztylety, choć uczynili to z gniewnymi warknięciami. Ruchem głowy nakazali to samo swym pozostałym towarzyszom. Ci, którzy nie byli w stanie tego dokonać sami ostrożnie rozbroili dwaj ludzie odziani w białe habity. W międzyczasie Helena i Torin posłali swe miecze, topory oraz wszelkie inne sztuki oręża mech kawałek dalej. Żadnemu z nich, jak i koboldom nic się nie ostało, przynajmniej w odległości pozwalającej na szybkie dobycie. W międzyczasie nieznajomi szczelniej zacieśniając stworzony wokół nich krąg.

– A teraz ruszycie z nami. Musimy zadecydować co zrobić z waszą dwójką – aasimar rzekł do Heleny i Torina, po czym zwrócił się do swych towarzyszy. – Wszystkich związać i zakneblować!




 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 14-01-2019, 21:33   #183
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Czarodziej z trudem wyprostował się przy pomocy Ivora. Ich sytuacja nie wyglądała najlepiej. Byli otoczeni i zaskoczeni przez przeciwnika, z wyraźną przewagą liczebną.
- Czemuż to atakujecie prostych wędrowców? - spytał próbując przebić się przez zaschnięte gardło, pozostałość więzi jaka łączyła go z chowańcem. Ręce trzymał swobodnie, na widoku. Jego szczupła sylwetka raczej nie wzbudzała niepokoju.
Ivor wolał się nie odzywać. Nie sądził, by próba załatwienia sprawy za pomocą rozmowy dała jakiekolwiek pozytywne efekty. Podtrzymywał Xapiona, równocześnie wyciągnął jedną z różdżek.
Kobieta dostrzegła ruch Ivora kątem oka zerknęła na swego towarzysza, który postąpił natychmiast krok na przód trzymając w dłoni duży, pięknie oszlifowany rubin. W tym samym momencie ziemia na ich tyłach wybrzuszyła się nagle i gwałtownie wypiętrzyła. Hałda ziemi, piasku, skał i elementów leśnego poszycia przybrała dość pokraczną, ale jednak humanoidalną postać. Nie trzeba było być ekspertem w magii, by zdać sobie sprawę z tego, że mają do czynienia z żywiołakiem.


Kirkrim przyglądał się temu wszystkiemu z mieszakną niedowierzania i gniewu. Jakże mógł dać się tak łatwo złapać w pułapkę. Popatrzył na gnomkę, w której dłoni również pojawiła się różdżka. W tym samym czasie koboldzi wojownicy pilnowali się na przedzie, chociaż z każdą chwilą tracili pewność siebie. Zwłaszcza ta wcześniejsza ognista kula zdawała się nie nastrajać ich pozytywnie.
Nie jesteście w pozycji, która pozwalałaby wam liczyć na jakiekolwiek odpowiedzi. Rzućcie broń i poddajcie się naszej woli, a ujdziecie z życiem. Nie mamy interesu w zabijaniu was – rzekł ten stojący przy kobiecie i wyglądający na wyższego rangą kapłana. Teraz, kiedy postąpił kawałek do przodu dostrzegli jego uszy i rozpoznali w nim półelfa. Widząc sposób w jaki koboldy i awanturnicy patrzyli na jego towarzyszkę dodał. – Moja przyjaciółka nie lubi nieproszonych gości.
Ognistowłosa zignorowała go wpatrując się przede wszystkim w Kirkrima, lecz kątem oka obserwowała również Xhapiona i Ivora.

Ivor również nie lubił wielu osób, nie okazywał jednak swej niechęci w taki sposób. Zazwyczaj.
I chociaż miał wiele do powiedzenia (i parę pomysłów), to nie chciał, by jego postępowanie zadecydowało o dalszych losach pozostałych członkach grupy.
- Kirkrimie? - Spojrzał na wodza koboldów.
Czarodziejowi nie podobała się ta sytuacja. Mogli co prawda próbować się przebić, stanąć do walki. Miał kilka zaklęć w zanadrzu, ale to nie on dowodził. Oczekiwał decyzji kobolda

Kirkrim z niezadowoleniem przyglądał się temu, co działo się wokoło. Wróg miał przewagę w mocy, to było pewne, jak również po części w tym, że lepiej znał ową okolicę. Szybko powiódł wzrokiem po kamienno-ziemnej strukturze górującego nad nimi żywiołaka. W mig można było upewnić się w tym, że wystarczyłby jeden jego cios, by zostać zgniecionym na miazgę. Do tego wszystkiego stojący przed nimi zbrojni byli dobrze wyposażeni, a ci w szatach w pozycjach umożliwiających błyskawiczne rzucania zaklęć. A oprócz tego wszystkiego była jeszcze ta ognista magiczka. Pysk Kirkrima błyskawicznie zmieniał się pod wpływem wewnętrznych emocji oraz szybkich przemyśleń. Popatrzył raz jeszcze na swych niekoboldzich kompanów, którzy mogli wyczytać z jego twarzy, że zaprawdę walczy ze sobą i cała ta sytuacja jest dla niego trudna jako dla przywódcy. Następnie postąpił krok do przodu. Spojrzał w oczy płomiennowłosej.
Składamy broń – rzekł do niej, po czym dodał ciszej, tak by usłyszeli go zasadniczo tylko stłoczeni wokół niego towarzysze. – Umieranie w tej chwili nie ma najmniejszego sensu.
Powtórzył te słowa raz jeszcze w koboldzim.
Ivor za grosz nie wierzył temu, co mówią i obiecują napastnicy i gdyby był sam, to prędzej by zginął w walce, niż oddał się w ręce tych przeklętych porywaczy koboldów. Wizja bycia niewolnikiem czy ofiarą na ołtarzu w najmniejszym nawet stopniu mu nie odpowiadała. No ale nie miał prawa decydować o życiu czy śmierci pozostałych.
Odłożył kuszę.
Xhapion kiwnął głową na słowa kobolda. Powolnym ruchem odpiął własną kuszę przypiętą do pasa i nieopodal odłożył pęk bełtów. Nie to, żeby miały mu się w jakimkolwiek stopniu przydać. Pytanie w jaki sposób zostaną zabezpieczeni. Nie chciał prowokować zamieszania, ale nie zamierzał tak po prostu dać się zaprowadzić na śmierć
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 15-01-2019, 12:39   #184
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Czy aasimar zamiar devy był spełnieniem najgorszych obaw koboldów i najemników? Sądząc po fanatyzmie bijącym z jasnych oczu chyba tak właśnie było, a moce iluzji i nie tylko prezentowane przez gnomy robiły wrażenie. Jeśli to właśnie one porwały koboldzich jeńców to nic dziwnego, że nawet wilk się nie obudził. Z drugiej strony jeśli to oni, to powinni wiedzieć co się działo między koboldami a Ostoją, a nie wyglądało na to.Składając broń Helena miała nadzieję, że z aasimarem da się dogadać, bo wyraźnie to on tutaj rządził. Lub chociażby porozmawiać i wyjaśnić sytuację.

Ponad to półelfka obawiała się trochę o koboldy; białowłosy nie powiedział co mają zamiar z nimi zrobić. Czuła jednak, że to nie czas na pytania, toteż trzymała język za zębami. Miała gorącą nadzieję, że Torin postąpi tak samo.


 
Sayane jest offline  
Stary 15-01-2019, 21:41   #185
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
nomy momentalnie wyciągnęły chowane w rękawach różdżki i wyzwoliły ich energię, która trafiła w koboldzich wojowników oraz łowców. Co do jednego padli na ziemię zmorzeni magicznym snem. Następnie ostrożnie i powoli związano ręce zarówno kapłanom, jak i koboldzim czarownikom. Obchodzono się z nimi przy tym stosunkowo uprzejmie, bez zbędnego użycia siły. Kiedy już ich spętano włożono im w usta kneble oraz odsunięto kilka metrów od leżących gadów. To co wydarzyło się chwilę po tym było zarazem dziwne i niepokojące. Mianowicie z pomocą innych różdżek gnomy pomniejszyły koboldy, a następnie umieściły w małych klatkach, które można było nieść bez większych problemów w rękach. Zapewne Helena otrzymała w tej chwili odpowiedź na pytanie, w jaki sposób zniknęli jeńcy z jej obozowiska.

Co się zaś tyczy was – aasimar stanął przed nimi, a zbrojni i kapłani zgromadzili się wokół nich. – Musimy zadbać o to byście nie próbowali czegoś głupiego.

Białowłosy spojrzał na wojowników, a ci skinęli głowami. Dobyli zza basów buzdygany. Helena i Torin próbowali ich jeszcze jakoś powstrzymać, lecz na próżno. Po chwili oboje, jak i koboldzi czarownicy, jęczeli z bólu, którym emanowały ich połamane palce u rąk. U niektórych w kącikach oczu pojawiły się łzy. Potomek sfer wyższych pochwycił się nad krasnoludem i półelfką.
Kiedy waszą dwójkę będziemy już wypuszczać wasze ręce zostaną uleczone. Tymczasem musimy zadbać o własne bezpieczeństwo – aasimar następnie zwrócił się do reszty swych towarzyszy. – Wracamy. Everika zapewne już skończyła z resztą.


iechętnie, ale ostatecznie wszyscy złożyli broń. Rozłożono ją przed zbrojnymi wrogami, a ci ostrożnie odsunęli ją jeszcze bardziej. Kostur Kirkrima odebrał zaś jeden z białych habitów. Nadal mogli jednak czarować, chociaż obecność wrogich kapłanów, czarodziejki i żywiołaka nie nastrajała optymistycznie.
Postąpiliście rozsądnie – rzekł półelf widząc, iż ci postanowili się poddać. Następnie kontynuował, jednakże wzrokiem skupiony był jedynie na awanturnikach. – Jeżeli będziecie współpracować szybko zwrócimy wam wolność.

W chwili, kiedy tylko skończył mówić skinął na ognistowłosą, która szybko rzuciła czar. W tej samej chwili obok nich na klifie, spod magicznej niewidzialnej zasłony, wyłoniły się dwa gnomy w prostych ubraniach łączących w sobie zarówno elementy charakterystyczne dla łowców, jak i magów. W rękach dzierżyli zaś różdżki, z których uwolnili magiczną moc. Tajemna energia spłynęła na koboldzich wojów oraz tropicieli, jak również na Nazira. Wszyscy oni, bez wyjątku, padli na ziemię wpadając w sidła usypiającego czaru.

Kolejne wydarzenia nastąpiły niezwykle szybko. Wrodzy wojownicy zbliżyli się ku nim i poczęli wiązać wszystkich tych, którzy pozostawali przytomni. Jednocześnie awanturnicy mogli dostrzec, że wszyscy akolici, kapłani oraz czarodziejka byli w gotowości, by w razie czego błyskawicznie zareagować i kontrować zaklęcia. Próba użycia swych magicznych mocy zdawała się więc mieć z każdą chwilą mniej sensu. Kiedy ich już zaś spętano, natychmiast założono kneble. Następnie związano pozostałych. Stłoczono ich w dwie grupki, czaromiotów i żołdaków, przy czym nad tymi drugimi postawiono żywiołaka.
Połamcie im palce, nie chcę widzieć ich magii w siedzibie – rzekła beznamiętnie czarodziejka z lekkim znudzeniem obserwująca całe zajście.

Usłyszawszy to Ivor, Xhapion oraz Kirkrim próbowali jeszcze się wyrwać lecz było za późno. Na kilka chwil cały ich świat był jedynie bólem z przetrąconych knykci. Widząc, iż sprawa została załatwiona gnomka zwróciła się do arcykapłana. – Chcę mieć za chwilę wszystkich niekoboldów w moim pokoju. Przyprowadźcie też Kirkrima.
Tamten skinął głową, a oni mogli natomiast jedynie obserwować, jak z północy prowadzona jest w więzach druga grupa. Spojrzeli po sobie, a wzrok ich wszystkich mówił jedno i to samo. “Nie tak to miało być”.


rzeprowadzono ich przez owe kamienne wrota z symbolem uskrzydlonego miecza, które jako pierwszy dostrzegł Xhapion. Szli jeden za drugim, a pośród nich maszerowali albo zbrojni, albo ci w habitach. Rozciągał się przed nimi dobrze oświetlony korytarz. Co zaskakujące nie wyglądał on na wykuty, a raczej na uformowany z litej skały. Zarówno Torin, jak i Xhapion bez większych problemów, zaledwie po rzucie oka, mogli dostrzec, że bez wątpienia jest to zasługą magii, chociaż trudno było do końca stwierdzić jakiej, jednakowoż biorąc pod uwagę ich sytuację nie miało to większego znaczenia. O wiele istotniejsze, zapewne, były runy, które wyłapało wyszkolone w tym względzie oko czarodzieja. Otóż przez całą długość tunelu, po obu stronach tuż pod linią stropu ciągnęła się linia magicznych symboli. Nie były dość skomplikowane, to też nawet będąc w ruchu mógł on z dość dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że przypominają, w części przynajmniej, te z kręgu Kirkrima. Bez wątpienia było to jakieś zaklęcie ochronne, lecz co zaskakujące układ znaków wskazywał, że nie miał on o tyle uniemożliwiać wtargnięcie, co wyjście. I to wydostanie się nie tyle zwykłych ludzi, czy nieludzi, a raczej biesów, czy innych przybyszów spośród planów. Czarodziejowi, aż zaschło w gardle. Jedynym pocieszającą rzeczą był, fakt, że nie złapano jego kruka, który czekał na niego gdzieś tak ukryty w lesie.

Wreszcie tunel się zakończył. Wychodził on na szersze, podłużne pomieszczenie emanujące tą samą surowością, co korytarz. Tym, co w pierwszej kolejności przykuło ich uwagę, były duże, kamienne, opatrzone symbolem uskrzydlonego miecza, jak i niezliczonymi runami wrota. Cokolwiek się za nimi znajdowało musiało być ważne, jak i potencjalnie niebezpieczne, bowiem Xhapion i nie tylko on, ale i niemal wszyscy, którym nie obce były w jakimś stopniu magiczne zabezpieczenia, mogli z dość znacznym przekonaniem stwierdzić to samo, co czarodziej odnośnie runów w przejściu. Dbały o to, by zabezpieczone były głównie względem swego wnętrza. Awanturnicy oraz Kirkrim popatrzyli po sobie, lecz nie dany im był czas na kontemplację, bowiem lekkim pchnięciem w plecy nakazano im ruszyć się z miejsca, w kierunku owych wrót.

Idąc przed siebie dostrzegli, że mijają dwoje mniejszych drzwi po obu swych stronach. Z kolei im bliżej byli owego runicznego przejścia, tym dokładniej mogli się przyglądać kolejnym, pojedynczym drzwiom po swojej prawej oraz mniejszym wrotom opatrzonym po raz kolejny symbolem miecza, lecz ten tym razem pozłocono. Krótkim słowem wskazano im następnie, by udali się za czarodziejką, która przeszła przez drzwi. W tym samym czasie rozwarto owe mniejsze wrota. Kątem oka dostrzegli ustawioną pod ścianą rzeźbę przedstawiającą ten sam miecz, lecz tym co szczególnie przykuło ich uwagę, był ustawiony przed nią prosty, kamienny ołtarz noszący ślady zaschniętej krwi. Do owego pomieszczenia udały się gnomy trzymające w klatkach koboldy, jak również część akolitów prowadząca resztę pojmanych wojów. Nie dane im było zobaczyć więcej, gdyż musieli wreszcie udać się za płomiennowłosą.

Tym, co dostrzegli w pierwszej kolejności był, duży okrągły stół pełen zapisanych magicznym pismem papierzysk, nieznanych im tomów, a poza tym ustawiona na nim również kryształową kulę oraz szczegółową mapę okolicy, w której czterech rogach, na świecznikach umieszczono oszlifowane rubiny. Szczególnie intrygujące w tej mapie było to, iż nad nią rozciągała się świetlista siatka, w której w jednym miejscu widniała dziura. Kiedy tak byli obok niej prowadzeni dostrzegli, jak z jednej krawędzi wchodzi na mapę świetlista sylwetka jelenia.

Nie licząc owego centralnego pod ścianami ustawiono kolejne stoły oraz zawieszono nad nimi półki pełne wszelkiego rodzaju kuriozów o przeznaczeniu jednoznacznie magicznym. Zwoje, księgi, aparatura alchemiczna, elementy różdżek itp. przedmioty wręcz zaśmiecały pomieszczenie. Oprócz nich rozstawiono tutaj jeszcze sześć krzeseł, na których ich zaraz usadzono i doń przywiązano. Pięć z nich ustawione było w jednej linii, a ostatnie, to na które trafił Kirkrim znajdowało się kawałek z boku. Zdezorientowani mogli jedynie patrzeć po sobie, albo na stojącego przed nimi skrzydlatego aasimara, gdyż na tę chwilę płomiennowłosa wyszła do innego pomieszczenia. Każdy z awanturników był również świadomy tego, że pilnuje go stojący za nim zbrojny, bądź biały habit.

Oczekując powrotu swej towarzyszki aasimar przemówił. Miecz miał oparty o stół przed sobą.
Jedna z was – skinął głową na Helenę. – rzekła mi, że przybyliście tutaj, by powstrzymać rozlew krwi pomiędzy koboldami, a osadą niziołków. Zaprawdę szlachetny cel, chociaż nie jestem pewien, czy dobrze wykonany. Mniejsza jednak o to. Jeżeli już musicie wiedzieć, to owy konflikt jest nieplanowaną konsekwencją naszych działań.

Dał im chwilę na przetrawienie tych wieści, po czym kontynuował.
Wracając jednak do spraw istotnych. Nie powinniście mieszać się w sprawy, które was nie dotyczą. Niemniej to zrobiliście, przez co mu musimy podjąć odpowiednie kroki. Nie będę miał przed wami tajemnic, to niepotrzebne biorąc pod uwagę to, co zamierzamy z wami zrobić. Mianowicie… – przerwał, bowiem drzwi do wewnętrznego pomieszczenia otworzyły się i wyszła zza nich owa gnomka o płomiennej aparycji. Tym co się w niej zmieniło było zaistnienie na jej dłoniach rękawiczek z cienkiej, czarnej skóry zaopatrzonej w miejscach odpowiadających paznokciom oraz zewnętrznemu środkowi dłoni w błękitne kryształy. Niedbałym gestem pozwoliła mu kontynuować, co też ten zaraz uczynił. – Mianowicie musimy sprawdzić do dokładnie wiecie. Nie będziemy bawić się w przesłuchania, czy powolne czytanie myśli. Moja towarzyszka ma na to swój szybszy i skuteczniejszy sposób. Kiedy zaś to uczynimy pozbawimy was wspomnień odnośnie naszego istnienia oraz tutejszych spraw, a następnie po doprowadzeniu was do stanu sprzed naszej znajomości zostaniecie przeniesieni do jakiegoś miasta. Jednakże... istnieje również inna możliwość. Z tego co zauważyłem wszyscy w mniejszym bądź większym stopniu posługujecie się magią. Nie będę ukrywał, że potrzebowalibyśmy kogoś takiego, jak wy. Dlatego też daję wam tę jedną jedyną możliwość. By nie było jednak, że piszecie się na coś o czym nie macie pojęcia zdradzę wam tyle, że jesteśmy grupą osób, która dostrzegła prawdę o walce ze złem na tym świecie. Otóż owa batalia jest bezcelowa. Jest skazana na porażkę tak długo, jak długo losem śmiertelników będą się interesowały tylko plany niższe. Niebiosa zgnuśniały, zaś aniołowie nie przykładają się do swego świętego obowiązku niszczenia zła. Trzeba im więc przypomnieć o owym obowiązku. Skoro z własnej woli nie chcą w pełni zaangażować się w ów konflikt nie pozostawiają nam wyboru. Zło trzeba wyplenić z Torilu, lecz zwalczanie jego przejawów nie jest rozwiązaniem. Trzeba je zniszczyć u samego źródła!
Dość już im powiedziałeś. Im więcej im powiesz, tym więcej pracy będzie, czy czyszczeniu pamięci – czarodziejka pierwszy raz okazała jakąś konkretniejszą emocję.
Aasimar zaś wziął oddech, opanował swe emocje.
Zatem jaka jest wasza decyzja. Dołączacie do nas, czy też nie chcecie mieć z nami nic wspólnego? – spokojnym głosem zadał pytanie, po czym spojrzał na Helenę i Torina. – Dodam jeszcze tylko, że dołączenie do naszej sprawy wymaga byście porzucili swe obowiązki w klerach swych bóstw i oddali się do dyspozycji naszemu patronowi.

wanturnikom wyjęto kneble.

 
Zormar jest offline  
Stary 16-01-2019, 14:38   #186
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdyby spojrzenia mogły zabijać, zarówno aasimar i jego towarzyszka padliby trupem. Niestety Ivorowi nie dana była ta umiejętność, czego żałował z całego serca. Jedyne, co mógł uczynić, to powiedzieć tej dwójce szaleńców, co o nich myśli. O nich i o ich szalonym planie.

- Cel uświęca środki, a zło należy zwalczać wszelkimi dostępnymi metodami... nawet złem. - Z pogardą (splecioną z bólem) spojrzał na pytającego, po czym splunął na podłogę. - Większego idiotyzmu dawno nie słyszałem. Moja odpowiedź brzmi 'nie!'. Plugawy charakter i plugawe metody. Przystępując do waszego... stowarzyszenia... zhańbiłbym moje dobre imię.
- I to wszystko
- dodał.
 
Kerm jest offline  
Stary 20-01-2019, 18:58   #187
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Torin rozruszał szczękę, po czym splunął nagromadzona śliną nim przemówił.

- Jeśli przed całą gadkę chodziło ci bym się wyrzekł Mordina, to bargad had tar.
- zaklną w krasnoludzkim, co mniej więcej znaczyło ~"Wsadź sobie łeb w dupę."~

- Jeśli zaś bym wyrzekł się hierarchii swojego kultu, to wiedz, iż kroczę jedynie za Moradinem i jedynie od niego przyjmuje rozkazy, zatem hierarchii kultu Moradina nie muszę słuchać.
Potem powolnie splunął.

- I jeśli chodziło ci to o drugie to gotów jestem do was przsytać, gdy otrzymam odpowiedź na jedno pytanie i zostanie spełniona jedna moja prośba. Czy waszym zamiarem jest eksterminacja ras inteligentnych, które mogą być zarówno dobre jaki złe na ten przykład koboldów? Złożyłem małej koboldce przysięgę, iż będę ją uczył i o mój honor w tym przypadku chodzi, chcę ja uczyć nawet po przystąpieniu do Was.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 20-01-2019, 19:45   #188
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
asimar spojrzał na Ivora, twarz wykrzywiła mu się w ni to smutnym, ni to zawiedzionym grymasie. Pokręcił lekko głową.
Trochę rozczarowujące – rzekł, by następnie wysłuchać krasnoluda. Zastanowił się chwilę, po czym ponownie przemówił, tym razem kierując słowa do brodacza. – Krew rozlaną przez armię nieczystych odkupi szlachetny gniew Niebiańskich Zastępów. Ci, którzy polegną, umrą w imię wyższego dobra. Kogoldy giną w imię wyższego dobra; wyplenienia zła. To niewielka ofiara, wziąwszy pod uwagę, kto będzie złożony w ofierze.

Na owe słowa Kirkrim targnął się na swym krześle. Gnomka popatrzyła na niego i przystawiła palec do ust w geście milczenia. Skrzydlaty tymczasem kontynuował.
Pragnienie czynienia zła jest zapisane w ich naturze. Istnieje szansa, by to spróbować tłumić, lecz tego typu instynkty nigdy nie znikają. Poza tym… – aasimar zerknął na ognistą gnomkę. – moja przyjaciółka ma względem koboldów osobisty zatarg.
Wypełnione żarem oczy popatrzyły w jego stronę nieprzychylnie.
Co się zaś by tyczyło twego nauczania, to wymagamy pełnego zaangażowania w nasze sprawy.
 
Zormar jest offline  
Stary 20-01-2019, 20:55   #189
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Torin głęboko zamyślił się. Wiele racji miał Kirkrim. Miał uprzedzenia wobec koboldów, głębokie. Zmieniał się i widział zmiany w koboldach, lecz propozycje powolnych zmian Kirkrima były nie do przyjęcia. Zgodził się tylko na jedną uczennice, zamiast wysłać wszystkie dzieci do osady gnomów, by można było je tam inaczej ukształtować. Kirkrim był dobrym wodzem, lecz krótkowzrocznym, akty zmiany należało wprowadzać natychmiast. Nie szedł tą drogą, darowała życie rebeliantom, zamiast uczynić z nich przykład, zatem wyszkolona i utworzona przez niego armia koboldów była podatna, na przejęcie przez kult Kurtulmaka.

- Armia złych musi być zniszczona. Wojska koboldów Kirkima są zagrożeniem dla całego świata ze względu na świetne wyszkolenie, dlatego, że Kirkrim nie wprowadził znaczących zmian. Nie wypalił zła w swoim plemieniu ogniem i stalą będą stałym zagrożeniem. Dowodem na to była niedawna rewolta. Jestem pewien, iż powtórzyła by się ona prędzej czy później. Dążycie do dobra, zatem jeśli oszczędzicie kobiety i młodsze dzieci, pozwalając im żyć i nie przeszkodzicie dołączyć do Ostoii osady niziołków wykażecie, że dobro jest najważniejsze. Jeśli zezwolicie na to i na to bym miał uczennice Xii, to oddam swoje umiejętności kapłana-wojownika Moradina waszej sprawie.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 20-01-2019 o 20:57.
Cedryk jest offline  
Stary 21-01-2019, 09:39   #190
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
irkrim spojrzał niedowierzająco na Torina. Aasimar pogładził się po brodzie, zerknął na gnomkę, która w zamyśleniu uciekła wzrokiem w bliżej nieokreślony kąt pomieszczenia. Ostatecznie wzruszyła ramionami.
Zatem rozumiesz nas. To dobrze. Co do twych warunków, to o ile niziołki i koboldy nie będą przeszkadzać w naszym przedsięwzięciu nie będziemy mieli powodów, by ich niepokoić. Mamy ważniejsze sprawy. Co się zaś tyczy owej uczennicy, to wiedz, że jestem gotów na to przystać o ile będziesz wywiązywał się ze swych zadań…
I trzymał ją z dala ode mnie. Jeżeli zbliży się do mnie na odległość pięciu metrów spalę ją na miejscu – wtrąciła się gnomka ze swym beznamiętnym tonem.
Taak… – skrzydlaty zerknął kątem oka na swą towarzyszkę, po czym zwrócił się znów do krasnoluda. – Zatem pragniesz oddać się naszej sprawie?
 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 21-01-2019 o 21:32.
Zormar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172