Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-05-2018, 18:38   #21
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Zaza na widok idącego Jace, spięła się nerwowo ale posłała tylko ‘staremu’ spojrzenie. Jego jawną żałosną próbę wkupienia się w łaski chciała mu wylać na głowę ale zanim mogła odpowiedzieć poczuła dłoń Erica na swoim ramieniu. Odwróciła twarz do mężczyzny i chwile mieli jakiś swój pojedynek wzrokowy o dominację, Zaza cicho mruknęła i zwróciła się do Jace.
- Taak, wszystko w porządku… - Nie wiadomo jak orcza krew wpływała na elokwencję ale nawet komplementy czy słowa rozejmu brzmiały jak groźba śmierci. Patrząc mu w prosto w oczy dodała - Przepraszam że chciałam ci wyrwać język.
- Może jeszcze nie wszystko stracone? - Jace odpowiedział z pewnym rozbawieniem. - Może dam Ci kiedyś prawdziwy powód - dodał wciąż stojąc przy stoliku.
Zaza westchnęła w nieokreślony sposób. - Chcesz się dosiąść? - na zdziwienie mężczyzny dodała - zatroszczyłeś się o jedzenie powinieneś mieć pierwszeństwo - wyjaśniła wskazując na talerz z jedzeniem.
- Dziękuję - Mężczyzna przysiadł się częstując przekąską. Nie pasowała do jego wody, ale nie chciał urazić Zazy. Ponownie.
- A więc… Jak się Wam podoba Święto póki co? Strasznie tłoczno w tym roku się zrobiło.
Jace został jakiś czas przy ich stoliku partycypując w małych rozmówkach z resztą zasiadających. Nawet gwałtowna w temperamencie nastolatka wymieniła się z nim uwagami na jakiś temat w uprzejmy sposób.
 
Obca jest offline  
Stary 24-05-2018, 23:29   #22
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Od czasu sprzeczki z Zazą Yastra szybkim krokiem chodziła po całym obwodzie targu z odstraszającą wręcz wściekłością na twarzy. Przechodnie schodzili jej z drogi dokładnie tak, jakby miała za chwilę rzucać kulami ognistymi. No bo co to miało być? Powiedziała tylko drobny, całkowicie niewinny żart, jakich wiele rzuciła już w swoim życiu! Bardzo wątpiła, że w Phaendar ktokolwiek z mieszkańców uchronił się przed odrobiną jej dowcipnej złośliwości, jaką rozrzucała dookoła i już zdołali się nauczyć kompletnej nieszkodliwości jej słów. A ta półorczyca rzuciła się na nią z groźbami i pięściami! A takim się nie da przemówić słowami do rozsądku, więc musiała być gotowa do obrony. Miała się dać uderzyć? Niedoczekanie.
Ale Aubrin zażądała spokoju w trakcie święta, a elfka szanowała ją jak nikogo innego. W końcu to dzięki niej żyła i mogła zamieszkać w osadzie. Wolała więc po prostu zrezygnować z wyrażania swoich opinii, odchodząc, by zająć się wyznaczonym przez nią zadaniem. Nie chciała narobić jej ani sobie problemów. Z doświadczenia wiedziała również, że ostatecznie Zaza, tłumacząc swoje postępki, sama się pogrąży. I tak też było, przynajmniej z tego, co zdołała usłyszeć za swoimi plecami.
Dawno temu, gdy Eric sprowadził małą zielonoskórą do Phaendar oraz opowiedział związaną z tym historię, ona wyraziła swoje zdanie - będzie problemem. A choć było lepiej, niż się spodziewała, to wciąż była problemem i zagrożeniem dla otaczających ją osób. Każdy, kto na nią krzywo spojrzał, od razu miał dostawać toporem w łeb?
Jeden pozytyw wychowania Erica ukazywał się właśnie w priorytecie działań Zazy. Najpierw używała pyska i pięści, a nie broni.
Problem leżał jednak w sile uderzeń tymi pięściami. Ona gołymi rękami by mogła zabić!
Barbarzyństwo… A jeszcze niedawno była dzieckiem.
A gdyby tak…

Jej rozmyślania na temat planów jak tu dogryźć półorczycy, a być może orczycy, zostały przerwane przez gwałtowny ruch wyłapany gdzieś kątem oka oraz przekleństwo jakiejś dziewczyny. Pijany facet, który zdecydowanie zbyt wcześnie rozpoczął świętowanie, zaczął ciągnąć swoją “zdobycz” w bliżej nieokreśloną stronę, nazywając ją co najmniej niestosownie. Na ten widok w Yastrze aż się zagotowało, co w połączeniu z poprzednim napięciem doprowadziło do wybuchu. Wpadła między tą dwójkę, kopnęła pijaka w krocze tak, że aż gałki oczne wyszły mu na wierzch, a na deser potraktowała go sierpowym w podbródek.
Raczej szybko się nie podniesie, a okrucieństwo tego zagrania zebrała mały krąg wokół nich przyglądających się z niemym ciekawieniem.
Poczuła, jak cała skumulowania w niej złość opuściła ją wraz z tymi dwoma zadanymi uderzeniami. Znowu poczuła się dobrze, a dobry humor znowu powrócił tak, jakby w ogóle nie zniknął.
Tak sobie pomyślała… może nie powinna była tak traktować Zazy? Przynajmniej dla dobra własnego i wszystkich dookoła. Gdyby wpadła w berserk, to niewiele by mogło zostać z tego, co mogłaby uznać dla siebie za ważne. Tym bardziej biorąc pod uwagę jej nieco inne wychowanie przez pierwsze lata życia raczej nie powinna tak robić. W końcu w typowym społeczeństwie orków chwycenie broni oznaczało mordercze intencje.
Ale jedno było pewne, czego nie chciała już mówić Aubrin - na pewno nie była bohaterem.

*

Mniej więcej pod koniec targu, dziękując wszystkim bogom za lekkość swojego ubioru i czerpiąc przyjemność z wiatru łaskoczącego jej skórę, Yastra obserwowała zwijające się kramy z dachu kościoła, zajadając się zakupionymi wcześniej brzoskwiniami. Kilka chwil temu, gdy pewien handlarz popadł w zachwyt widząc jeden z jej obrazów i zdecydował się go zakupić, skorzystała z okazji i odłożyła zgromadzone na targu rzeczy do domku, pieczołowicie je umiejscawiając w odpowiednich dla nich miejscach. I wtedy właśnie zadecydowała o kolejnej wycieczce poza Phaendar. Pogoda zapowiadała się wyborna! Zakupiła kilka racji żywnościowych, spakowała do plecaka wraz z innymi ważnymi rzeczami i wzięła wszystko wraz ze sobą do “Korzenia”, by być gotową do wyruszenia. Być może Pani Snów i Gwiazd da jej jakąś inspirację na nowy malunek?

W gospodzie, machnąwszy wcześniej dłonią do Aubrin, że zrozumiała o co jej chodzi, zajęła swoje ulubione, wręcz domyślnie zarezerwowane przez siebie miejsce nieopodal lady, by mieć w pobliżu Jet do plotkowania, z którą przywitała się cmoknięciem w policzek. Był to mały stolik dla trzech osób, z widokiem na większość karczmy. Siedziała na drewnianym krześle, mając założoną nogę za nogę, i delektując się smakiem czerwonego półsłodkiego wina z trzymanego w dłoni kieliszka. Wodziła spojrzeniem po twarzach w gospodzie, co jakiś czas przyłapując kogoś na wpatrywaniu się w nią, na co w odpowiedzi obdarzała go ładnym uśmiechem i mrugnięciem okiem. Co jakiś czas zerkała za Zazę sprawdzając, czy aby przypadkiem nie dostaje kolejnego ataku furii, oraz na siedzącego w pobliżu mężczyznę, którego sobie upatrzyła.
I wtedy pojawił się Jace. Westchnęła głośno na jego widok, jednak nie z niechęci, a tak po prostu.
- Hejo! Nóżki bolą po patrolu? - zaśmiała się, gdy zajął miejsce naprzeciwko. Już myślała, że będzie mieć jakiegoś partnera do rozmowy, ale się zawiodła.
Ale przynajmniej Rathan stanął na wysokości zadania… Tyle że jej wino zdążyło się już skończyć.
Poszła więc do Jet, by jej nieco pomóc w kuchni, ale została stamtąd tradycyjnie wygoniona.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 24-05-2018 o 23:52.
Flamedancer jest offline  
Stary 25-05-2018, 18:25   #23
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Część Pierwsza: Noc Żelaznych Kłów

Kiedy atmosfera się rozluźniła i po kilku kolejkach wszyscy zaczęli się swobodniej wyrażać, druid ożywił się, jakby przypomniał sobie coś istotnego.
- Wybaczcie, Sulim za dużo czasu spędził w lesie, Sulim zapomniał o dobrych manierach i nie przedstawił się. Sulim ma na imię Sulim.
- Nie domyśliłbym się -
Kharrick zaczął się lekko trząść z powstrzymywania śmiechu aż w końcu nie wytrzymał i parsknął. Zajęło mu chwilę aby złapać oddech.
- Wiesz, że mówisz o sobie za każdym razem swoim imieniem?
- Cóż… Sulim za dużo czasu spędził w samotności… -
westchnął głośno, po czym wziął solidny łyk piwa. Widać było, iż nie często pijał takie trunki. Głowa zaczynała mu się kiwać i powoli seplenił. - Sulim chyba powiwiwinien… p-pójśc już spać…

***

Tawerna Korzenna aż wrzała gwarem rozmów i okazjonalnymi wybuchami śmiechu. Krótko po tym, jak brat Jace’a, Tezerret, wrócił do środka wraz z dwoma kupcami, w których Kharrick rozpoznał Farrowa i Clidona, swoich niedawnych towarzyszy podróży, potężny drwal Torve, bliski przyjaciel Aubrin, zawołał swoim tubalnym głosem, przekrzykując innych:
-Abby, gdzie te Twoje historyjki? Wychodź na środek!
Była tropicielka sarknęła coś i odeszła od szynkwasu z kuflem w dłoni.
-Już już, wielkoludzie, już zaczynam! Ale skoro to Ty mnie wezwałeś, pierwsza będzie o Tobie! - kilka osób parsknęło śmiechem, kiedy drwal zaczerwienił się lekko. Aubrin oparła się o swój kostur i zaczęła opowiadać, żywo gestykulując.
- Było południe, lato, dobrych paręnaście lat temu. Siedzę sobie u siebie i odpoczywam po obrzędach ku czci Caydena wcześniejszego wieczora - pierwsze wybuchy śmiechu pomagały tylko domyślić się, co to za “obrzędy” - A tu nagle wpada młody wtedy Torve, zaaferowany jakby mu drzewo siekierę wyrwało i grozić zaczęło! Krzepy miał tyle co i teraz, więc jakby drzwi otwarte nie były, to by je pewnie wywalił! No i zaczyna “Abby, jakiś skurwysyn mnie obrabia!”, a ja na to “Oby nie z honoru, bo zaraz komuś pogrzeb będziemy wyprawiać”, a na to szansa była, bo Torve wtedy świeżo po ślubie, a jego Astrid piękna jak obrazek, każdy by się skusił! Ale on tylko głową kręci “Niee, Astrid wierna jest. Jakiś śmieszek trzeci dzień mi jedzenie od niej podprowadza, jak na wycince jestem!” To ja sobie myślę - też poważna sprawa. Torve taki wielki, to żarcia dużo mu trzeba, żeby siłę miał, inaczej biedaczek gotów w lesie omdleć! - kolejne śmiechy, a drwal był już czerwony jak burak ze wstydu - No to umawiamy się na następny dzień, on pójdzie do pracy, a ja się przyczaję i przypilnuję. I tak robimy - siedzę w krzakach od rana, aż Torve przychodzi ze swoim tobołkiem z jedzeniem. Złodziej na pewno mikry nie był - trzy osoby by się obżarły jego drugim śniadankiem! Jakby taki robotny nie był, to przy diecie Astrid teraz by się toczył zamiast biegać! No to on zostawia ten tobół na jakimś pieńku i idzie w las, a ja czekam. Czekam tak i czekam, już mam do domu wracać, aż nagle jakieś bydle spada z góry, łaps za tobół i odlatuje w głąb lasu! No to ja krzyczę na Torva i biegniemy! Goniliśmy draństwo i goniliśmy, chyba z kilka mil, mówię wam, przyjemne to nie było - Stuka drewnianą protezą o podłogę - Ale w końcu docieramy na skraj jakiejś polanki, gdzie ta bestia wylądowała. Dajemy nura w krzaki - bez komentarzy! - i patrzymy, co to. A to harpia była, wielka i paskudna jak noc! Skóra szara, obleśna, morda taka niby ludzka, niby ptasia, włosy skołtunione, cyce obwisłe - aż obrzydzenie bierze! Potwora ciepnęła wór na ziemię, otworzyła i zaczyna grzebać, ciekawa chyba. Wyciąga gomółkę sera, wącha, krzywi się i wyrzuca “Błee”. Potem flaszka z mlekiem, nawet nie odkorkuje, wywala. Kawał suszonego mięsa? - “Błee”. Jajka marynowane? - “Błee” - tu się akurat zgodzę. Jablko? - “Błee”. Zapiekanka? - “Błee”. Wywaliła już wszystko, a Torve aż się gotuje ze złości, ale każę mu cicho siedzieć i obserwować. A harpia w tym czasie wyciąga dwie wielkie pajdy chleba ze smalcem, bierze je w te łaposkrzydła… i zaczyna wcierać w siebie ten smalec, skrzecząc “Ale jestem popierdolona!” - Aubrin dokładnie pokazała to “wcieranie” w akompaniamencie wybuchów gromkiego śmiechu - Ciekawa byłam, co by jeszcze zrobiła, ale ten wielkolud upitolił jej łepetynę swoją siekierką. Widać tajemnica popierdolonych harpii nie zostanie rozwiązana - po tych słowach kilkoma haustami opróżniła swój kufel.

Pozostali goście przejęli na chwilę inicjatywę i zaczęli popisywać się swoimi żartami i przechwałkami. Przodował w tym właśnie Torve, który najwyraźniej chciał w bardzo głośny sposób zadbać, żeby wszyscy zapomnieli o tej pierwszej historii. Trwało to dobre pół godziny, jednak w końcu ktoś napełnił kufel Aubrin i wypchnął ją z powrotem na środek pomieszczenia.
- Dobra dobra, nie tak nerwowo – parsknęła bełkotliwie – Mam jeszcze jedną historię, I niech Cayden ukarze mnie tu i teraz, jeśli to nie jest praw…
Drzwi wejściowe eksplodują w drzazgi. Okrzyk agonii przeszywa panującą wrzawę. Aubrin leży na podłodze, walcząc o każdy oddech i nieskutecznie próbując zasłonić ogromną ranę ziejącą na jej piersi, z której strugami leje się krew, zalewając podłogę. Jej niedowidzące, ale szeroko otwarte oczy przepełnione są mieszanką cierpienia, zaskoczenia i niedowierzania. Zaś w ścianie naprzeciwko drzwi tkwi wbity bełt z balisty, z drobnym mężczyzną nabitym na niego jak motyl na szpilkę. Cerus, niedawno przybyły w te okolice farmer, kurczowo trzyma się drzewca wbitego w trzewia, jakby próbował go wyciągnąć, ale jego palce tylko ślizgają się po mokrym od posoki drewnie. Ta cieknie też na podłogę, mieszając się z fekaliami rolnika - to już jego ostatnie chwile, jednak bezbolesna śmierć nie była mu dana.
Przez resztki drzwi do tawerny wchodzą dwa wysokie, żylaste humanoidy o szarej skórze, żółtych oczach i łysych czaszkach, „ozdobionych” goblinimi uszami. Oba hobgobliny mają na sobie wojskowe stroje z dystynkcjami, a w dłoniach dzierżą paskudnie wyglądające szable. Jeden z nich wyszczerza się okropnie, pokazując pożółkłe zębiska, i wrzeszczy do osłupiałych ze strachu gości:
- Togakaar, dholec tagaan!

Za nimi dostrzegacie dziesiątki, jeśli nie setki hobgoblińskich żołnierzy maszerujących ulicami, podpalających budynki i mordujących zaskoczonych i bezbronnych ludzi. Święto Targu skończyło się przedwcześnie - Phaendar płonie, a odgłosy świętowania zostały zastępione wrzaskami przerażonych i umierających. W centrum placu widać górującą nad tym wszystkim wieżę z czarnego kamienia.
Poddajcie się, pieprzeni niewolnicy!

 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 01-06-2018 o 11:56.
Sindarin jest offline  
Stary 26-05-2018, 20:08   #24
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Zaskoczenie, choć makabryczne w skutkach, nie dało przeciwnikowi przewagi nad bywalcami karczmy. Jace instynktownie zareagował najszybciej ze wszystkich. Przyłożył palce do skroni i oba hobgobliny osunęły się uśpione na ziemię nim zdążyły zrobić jakikolwiek więcej ruch. Rathan i Yastra wykorzystali ten moment pozbawiając życia śpiących przeciwników. Do karczmy nie wbiegł nikt więcej. Póki co. Aubrin okazała się jeszcze żyć, choć krwawiła obficie ze swoich ran. Druid wiedziony naukami swojej bogini podbiegł chwiejnie do rannej. Starał się ją opatrzyć, lecz szumiący jeszcze w głowie alkohol zmącił jego ruchy i bandaże nie dawały odpowiedniego efektu. Tylko dzięki wezwanej mocy udało się Sulimowi ustabilizować stan Aurbin.
Kobieta otworzyła niewidzące oczy
- Słychać jakby za drzwiami była cała armia. Cholera, jak mogli nas podejść niezauważeni? Na tych pieprzonych równinach można dojrzeć łosia na dwa dni drogi, nie mówiąc o całej armii! - Syknęła z bólu, przyciskając dłoń do zabandażowanej przez Sulima rany.
- Brzmią jak wielki oddział. Za wielki, żeby walczyć z nimi na otwartym polu jak honorowi głupcy. Musimy zebrać kogo się da, jakieś zapasy, przekroczyć most i zaszyć się w Fangwood. Z-znam kilka sekretów, które pomogą nam przetrwać. Skoro już przy tym jesteśmy, najlepiej będzie znaleźć jakiś sposób na zniszczenie mostu, żeby utrudnić im pościg. Inaczej wybiją nas, zanim zdołamy się ukryć.
- Czy jesteś w stanie iść? - spytał Rathan, równocześnie sprawdzając zawartość plecaka, będącego przed chwilą własnością, najwyraźniej kradzioną, jednego z hobgoblinów. - Czy może trzeba będzie cię nieść?
- Sulim najmocniej przeprasza
- wyrzekł druid żałosnym głosem, klęcząc nad kobietą. - Sulim spanikował… Sulim może rzucić jeszcze zaklęcie, jeśli Aubrin tego potrzebuje…
Aubrin powoli, z trudem, ale dźwignęła się na nogi. Zatoczyła się, ale pomogła sobie kosturem.
- Dam radę, ale nie liczcie na wiele więcej. Oszczędź swoją magię, Sulimie, inni mogą jej bardziej potrzebować. I tak uratowałeś mi życie.
- No to wychodzimy tylnym wyjściem - stwierdził Rathan, równocześnie ruszając w tamtą stronę. Założył plecak i chwycił łuk. - Torve, może pomożesz Aubrin? Będziemy mogli iść szybciej...
Zaza stała przy rozwalonych drzwiach, obserwując co się dzieje na zewnątrz krew je szumiała kusząc by wyjść i wykazać się w walce, ale coś czułam że jej nie pozwolą a to nie był czas na kłótnie.
- Idzie przodem - powiedziała obserwując wejście czy ktoś się nie zbliża gotowa do zadania ciosu i czekała aż najbardziej spowalniające ich osoby wyjdą na bezpieczną odległość i dopiero wtedy wycofała się za resztą.
Torve kiwnął głową, podchodząc do Aubrin. Zaza spojrzała przez drzwi wychodzące na plac, ale wyglądało na to, że najeźdźcy nie zwracają większej uwagi na tawernę. Ze strony kuchni, gdzie znajdowało się tylne wyjście wspomniane przez Rathana dało się za to słyszeć jakieś wrzaski i okrzyk bólu.
- Cholera, reszta uciekała tamtędy! - jęknęła Jet, bliska płaczu.
- Chyba trzeba będzie się przebić. - Rathan nie wyglądał na zachwyconego okazją do wysłania paru zielonoskórych na tamten świat.
Yastra przeszła szybkim krokiem pomiędzy zebranymi w sali, nawet nie trudząc się, by zetrzeć krew obficie ściekającą z katany. Czuła się dziwnie... Zdawała sobie powoli sprawę, że tak naprawdę pierwszy raz w swoim życiu kogoś zabiła. Mimo to dłonie jej nie drżały. Teraz trzeba było działać i to jak najszybciej. Wszyscy, których znała i lubiła umierali dookoła niej, a jeśli czegoś nie zrobią, to oni będą następni!
A co z Rhyną...? Sama ta myśl jednak napełniała ją trwogą. Musiała jak najszybciej dostać się do świątyni!
- Im już nie jesteśmy w stanie pomóc! - powiedziała smutno do Jet. - Ale ich ofiara da nam nieco czasu. Niech się bogowie nad nimi zlitują.
- Nie waż się umierać
- jeszcze rzekła do Aubrin, spoglądając jej w oczy. - Ci ludzie będą cię potrzebować najbardziej z nas wszystkich.
Na twarzy elfki widniało to samo skupienie i determinacja, jakie łowczyni widywała w trakcie jej treningów. Ale czuła strach przed ponowną utratą wszystkiego, co miała.
- Idę po te ciamajdy na górę. Jeśli będę musiała, to ich stamtąd wytargam za fraki! - krzyknęła do wszystkich, stanowczo wbiegając po schodach na górę.
Kharrick zamierzał dołączyć do walki, ale po zaklęciu Jace'a jakoś nie było potrzeby.
- Czekaj, idę z tobą. Znają mnie - odezwał się ruszając za elfką. Może żywi się przydadzą? Chociaż instynkt podpowiadał aby wiać. Tylko gdzie?
Zaza nie powiedziała nic tylko ruszyła z bronią w ręku w stronę kuchni wpadając do środka.
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 28-05-2018 o 12:40.
Asderuki jest offline  
Stary 27-05-2018, 13:05   #25
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Jace, Rathan i Sulim

W czasie, gdy Yastra z Kharrickiem i Zaza z Psotniczkiem ruszyli sprawdzać pozostałe pomieszczenia tawerny, ktoś musiał zostać w głównej izbie wraz z Aubrin, Jet i pozostałymi gośćmi. O ile tutaj było w miarę spokojnie, to reszta Phaendar była pogrążona w orgii chaosu i zniszczenia - oddziały hobgoblinów pętały mieszkańców i gości, a każdego stawiającego opór brutalnie mordowały. Widoczna z waszej strony część targu była wręcz usiana zmasakrowanymi ciałami. Mężczyźni, kobiety i dzieci różnych ras - hobgobliny nie robiły żadnych wyjątków, dla nich było się albo niewolnikiem, albo trupem. Najgorsze było to, że w zasięgu wzroku nie było widać nawet jednego martwego najeźdźcy, tylko i wyłącznie gości Święta Targu i phaendarczyków, osób, które znaliście, a teraz leżały na zalanej krwią ziemi. To nie był najazd, to był pogrom. Na szczęście w stronę tawerny nikt już się nie zbliżał, może najeźdźcy uznali, że tych kilku żołnierzy wystarczy do spacyfikowania grupki wieśniaków w środku? To nie było aż takie ważne - grunt, że mieliście chwilę na zastanowienie się, co dalej.

Jace przykląkł przy jednym z hobgoblinów, podczas gdy Rathan sprawdzał w zdobycznym plecaku, co zdążył już zrabować drugi z nich. Belern złapał za naszywkę z dystynkcjami powalonego i pokazał pozostałym:
- Legion Żelaznego Kła. Kompania najemników, pracowała dla Molthune
Z kuchni dobiegło kilka następnych wrzasków i ryków, tym razem wściekłości, po czym zapadła cisza. Eric Dunkir nie wytrzymał i pobiegł w tamtą stronę. Aubrin splunęła krwią na podłogę.
- Pieprzone Molthune, można się było tego spodziewać, ich najazdy to norma, ale nigdy nie robili takiej jatki, zależało im tylko na terytorium, a nie na wymordowaniu połowy miasta! No i jak do kurwy nędzy udało im się nas podejść?! - znowu zasyczała z bólu i zatoczyła się, na szczęście stojący obok Torve ją podtrzymał - O tym pomyślimy później, teraz musimy stąd znikać i utrudnić im pogoń. Musimy zniszczyć most, to jedyna przeprawa w promieniu wielu mil. Będziemy też potrzebowali zapasów, jeśli mamy przetrwać w Fangwood dłużej niż parę dni. Musicie wyprowadzić nas z Phaendar - ja nie dam rady. -
Jej słowa przerwało ciche, przepełnione cierpieniem rzężenie. To Cerus brał swój ostatni bolesny oddech, po czym opadł na drzewiec bełtu sterczącego w ścianie. Siedzący dotąd cicho Tezerret podniósł się i podszedł do Aubrin.
- Może Kining albo Oreld będą w stanie pomóc z mostem? U kowala czy alchemika łatwo znaleźć materiały przydatne do takich celów. Postaramy się pomóc wam jak się da. - zwrócił się do Jace’a, Rathana i Sulima. Poza nimi w pomieszczeniu było jeszcze dwoje nieznajomych osób: młoda kobieta w bogatym stroju, wyglądająca na szlachciankę, i ubrany w kolczugę mężczyzna, pewnie jej ochroniarz. Obydwoje byli bladzi i oniemieli z przerażenia.

Ciężka kusza
Mały kołczan (10 bełtów mistrzowskich)
Duży kołczan (20 bełtów zwykłych)
8 fiolek z etykietą “Eliksir Przewodnictwa”
Drewniana różdżka zdobiona w symbole strzał
Zwój pokryty niezrozumiałymi zapiskami
Paczka suszonego mięsa, gomółka owczego sera, garniec mleka (razem 5 Zapasów)



Zaza

Nie zastanawiałaś się długo i szybkim krokiem ruszyłaś w stronę kuchni. Za Tobą poszedł wysłany przez Sulima Psotnik. Byłaś pewna, że nie potrzebujesz wsparcia, ale jednak obecność młodego niedźwiedzia dodawała otuchy. Drzwi do kuchni nie miały żadnego zamka, dlatego pchnęłaś je energicznie i z toporem w dłoniach wpadłaś do środka. To, co zobaczyłaś wewnątrz, przypomniało Ci noc, w której zginęło Twoje plemię. Na podłodze leżało już kilka ciał osób, które myślały że to bezpieczna droga ucieczki - ich poderżnięte gardła i wnętrzności wylewające się z rozprutych brzuchów na zakrwawioną podłogę świadczyły, jak bardzo się mylili. Nad trupami stał ich oprawca - przygarbiony hobgoblin o szarozielonej skórze i żółtych oczach, ubrany w zachlapany cudzą krwią mundur. Uzbrojony był w miecz, który właśnie wbijał w ciało jęczącego z bólu podstarzałego mężczyzny. Na widok półorczycy kopnął starca pod ścianę i ruszył w jej stronę.
- Shal'daakaan ar kan, draal rharar!


Kharrick i Yastra

Piętro karczmy było przeznaczone całkowicie dla gości - znajdowała się tu zarówno duszna i lekko śmierdząca sala wspólna, jak i ładnie urządzone pokoje, które jak na warunki małego miasteczka można nawet było nazwać luksusowymi. I jak to w Święto Targu, każde możliwie miejsce zostało już dawno zajęte, zmuszając spóźnialskich do rozbijania własnych namiotów poza zabudowaniami Phaendar. Zwykle panował tu gwar prawie dorównujący temu na dole, ale teraz było bardzo spokojne, szczególnie w porównaniu z tym, co widzieliście na zewnątrz, i krzykami z dołu. Tutaj nie działo się praktycznie nic - w końcu wszyscy goście byli przedtem na dole, zainteresowani świętowaniem. Ciekawe, ilu z nich jeszcze żyło?
Jedynymi odgłosami tutaj były rumor przesuwanych mebli w pokoju naprzeciwko schodów. Brzmiało to tak, jakby ktoś starał się zabarykadować drzwi od środka. Było raczej oczywiste, że Farrow i Clidon są dokładnie tam, i nie będą zbyt entuzjastycznie nastawieni do idei wychodzenia.
 
Sindarin jest offline  
Stary 27-05-2018, 14:34   #26
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Starcie dość trudno było nazwać walką, skoro obaj napastnicy zostali wysłani do krainy snów, tak że wyprawienie ich na drugi świat było prostsze niż odebranie dziecku lizaka. Co nie znaczy, że Rathan kiedykolwiek coś takiego zrobił.

Powiadają, że nie należy kopać leżącego. Ci sami mądrale twierdzą, iż zabicie pogrążonego we śnie przeciwnika jest rzeczą niehonorową. Rathan jednak nie miał żadnych moralnych dylematów i bez mrugnięcia okiem pozbawił życia jednego z hobgoblinów, nie czekając, aż tamten się obudzi i stanie do walki. A że Yastra wykończyła drugiego, Rathan bez mrugnięcia okiem zaopiekował się plecakiem swej ofiary. Nie miał czasu, by dokładnie się zapoznawać z jego zawartością, ale i tak łatwo było się domyślić, że hobgoblin od niedawna był jego właścicielem.

Pozbycie się obu hobgoblinów odrobinę tylko odwlokło w czasie kłopoty związane z zajęciem miasteczka przez Legion Żelaznego Kła. Samo słowo "Legion" sugerowało, że tamtych jest więcej niż dwóch, a dobiegające zewsząd odgłosy potwierdzały tę sugestię. Walka byłaby skazaną na porażkę głupotą i Aubrin miała (zdaniem Rathana) rację - trzeba było uciekać do lasu. Z tym jednak, że Rathan nie bardzo wiedział, jak zrealizować pomysł zniszczenia kamiennego mostu. Widział oczywiście, że każdą budowlę można było zniszczyć i że niszczenie zajmuje mniej czasu, niż budowanie, ale zdawał też sobie sprawę z tego, iż zniszczenie niektórych rzeczy trwa o wiele dłużej, niż niszczenie innych. Kamienne most y znajdowały się własnie w tej pierwszej kategorii.

- Aby dotrzeć do Orelda trzeba by przejść przez pół zajętego przez wroga miasta - powiedział. - A do faktorii jest jeszcze dalej... Czy jeśli przebiorę się w takie wdzianko - wskazał na trupa hobgoblina - to będę wyglądać jak jeden z napastników? Wątpię...

- A wy nie stójcie tak - zwrócił się do szlachcianki i jej towarzysza. - Zabierzcie z kuchni tyle jedzenia, ile zdołacie unieść. Przyda się nam w lesie. Chyba że chcecie tu zostać i sowiedzieć się, jak hobgobliny zabawiają się z jeńcami.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 27-05-2018 o 15:45.
Kerm jest offline  
Stary 27-05-2018, 19:57   #27
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Zaza ujrzawszy pobojowisko w kuchni nagle znalazła się na pobojowisku obozu swojego klanu, gdzie jej rodzina i przyjaciele i wiele z najsilniejszych wojowników klanowych leżeli rozczłonkowani w kałużach krwi a czarne kruki ucztowały na ich wywleczonych poza ciało wnętrznościach.
Zaza poczuła przypływ wściekłości - Matehia to hoa! - i rzuciła na przeciwnika zanim ten zdołał cokolwiek zrobić jej wielki topór rąbnął w ciało hobgoblina zanurzając się głęboko i łamiąc na swojej drodze wszystkie kości od szyi klinując się dopiero na wysokości mostka.
Plugawa posoka obryzgała jej twarz ubranie i ścianę. Zaza musiała przytrzymać truchło nogą by wyszarpnąć z niego topór.
Starszy mężczyzna leży pod ścianą, oddychając chrapliwie. Krwawi z wielu ran kłutych, hobgoblin chyba chciał go dłużej pomęczyć. Zanim Zaza jest w stanie cokolwiek zrobić, do pomieszczenia wpada Eric, trzymając w dłoni nóż myśliwski.
- Zaza! Wszystko w p… - urywa na widok pobojowiska i trupa hobgoblina u stóp półorczycy.
- Nie bój Stary, już po wszystkim. - powiedziała ciut zbyt zadowolona z siebie, zdaniem Erica. Popatrzyła na starszego mężczyznę potem na Starego - Czy powinniśmy … - Zadała niedokończone pytanie, ona sama potraktowała by mężczyznę jak dogorywające zwierzę i skrócić jego cierpienia ale Eric mógł na to patrzeć inaczej.
- Widzę… Poradziłaś sobie z nim bez problemu. Pomóż mi podnieść tego biedaka, ten Sulim zna się na magii, może jego też uleczy - powiedział Eric, kiedy już otrząsnął się z szoku.
Zaza omiotła wzrokiem kuchnie jakby uznała, że są w niej ciekawsze zajęcia niż zajmowanie się starcem, ale podeszła do obcego mężczyzny. Jedną ręką sięgnęła pod kolanami, a drugą pod plecy. Sama uniosła mężczyznę i ruszyła do głównego pomieszczenia - Ja to zrobię, ty przeszukaj truchło i zabierz stąd wszystko co się przyda.
- O-oczywiście. - Eric starał się nie patrzeć na to, co znajdowało się na podłodze, ale posłuchał słów półorczycy bez komentarza. Chyba po raz pierwszy w życiu. Starszy mężczyzna zajęczał z bólu, kiedy Zaza go podniosła, ale szybko się uspokoił. - Dziękuję… uratowałaś mi życie… - wychrypiał.
- Sulim masz tu kogoś potrzebującego. - Powiedziała półorczyca wchodząc z rannym na rękach do poprzedniej izby i kładąc najdelikatniej jak potrafiła na stole.
 
Obca jest offline  
Stary 28-05-2018, 20:41   #28
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Elfka wskoczyła lekko na ostatni stopień gospody i stanęła na samym środku wspólnego pokoju, zamierając w bezruchu i nasłuchując. Zdumiało ją jak bardzo cicho tutaj było. Musiała przyznać, że przechwałki Jet na temat swoich pokojów na piętrze wcale nie były rzucone na wiatr. Na standardy Phaendar przyjezdni otrzymywali naprawdę niesamowite kwatery odizolowane od dźwięków z zewnątrz.
Ale jej elfim zmysłom mało co umykało. Jakiś szept i lekkie szurnięcie butem poprzedzające głośne niczym grom przesuwanie mebli bardzo szybko zdradziły barykaowane przez Farrowa i Clidona pomieszczenie. Nie tracąc czasu podbiegła pod drzwi i załomotała w nie.
- Odsuńcie te meble i wyłaźcie! Uciekamy stąd! - powiedziała stanowczo.
- Nie ma mowy, nigdzie się stąd nie ruszamy! - usłyszała paniczną odpowiedź.
Słysząc to, po prostu wywróciła oczami i westchnęła ciężko. Jak głupim trzeba być, by zostać we wsi zalanej armią wroga?
- Phaendar płonie, głupcy! - kontynuowała, tym razem z odczuwalnym chłodem w głosie - Możecie albo spróbować ocalić swe życia uciekając stąd, albo usmażyć się żywcem bądź skończyć jako niewolnicy zielonoskórych. Lepiej wybierzcie rozsądnie, ponieważ nie mam zamiaru dwa razy powtarzać.
- Tu nas nie znajdą! Zabiorą tamtych i odejdą! Nie wyjdziemy im pod ostrza!
- ...Niech wam będzie
- skwitowała krótko, zgrabnie odwracając się na pięcie i, minąwszy mężczyznę, któremu posłała krótkie, sceptycznie spojrzenie prosto w oczy, zbiegła po schodach na dół. Musiała czym prędzej pędzić do świątyni i pomóc Rhynie oraz staremu Noelanowi, a nie tracić swoje szanse z powodu dwóch idiotów.
Kharrick westchną.
~Poważnie?~ przeszło mu przez myśl. Zarówno z powodu elfki jak i kupców.
- Panowie litości. Te meble nie zatrzymają kolejnej balisty. Kharrick z tej strony. Chyba mi zaufacie jak wam powiem, że bezpieczniejsi będziecie ze mną?
- Kharrick? To Ty? - rumor mebli nagle ucichł.
- Ja, ja kurwa. Wyłazić. Grupą mamy większe szanse - człowiek nawet jak nie chciał tego pokazywać, sam się denerwował.
- Nie będę wyważać tych drzwi, więc jak się nie uwiniecie z zabieraniem rzeczy to was tu zostawię.
- Czekaj! - w środku wszelkie ruchy ucichły, dało się tylko słyszeć gorączkowe szepty. Chyba znajomy głos otrzeźwił kupców, bo po chwili Kharrick usłyszał łomot odwalanych mebli. Niedługo potem drzwi otworzyły się i zobaczył Farrowa i Clidona, uśmiechających się nerwowo. - Mamy trochę racji podróżnych, pomożesz nam je zebrać?
- Tak. Tylko sprawdzę co robią ci na dole. Zaraz będę.
Przez moment człowieka nie była na górze. Słychać było rozmowę jaką prowadził z osobami na dole. W końcu powrócił pod już nie zaryglowane drzwi.
- No dobra, jest plan jak uciec. Będziecie musieli chwilę poczekać z resztą, a teraz z czym ja mam wam pomóc?
Kharrick uwijał się z robotą nie mając ochoty wpaść na kolejne bestie. Nawet jeśli przyjdzie im się rozdzielić, wolał tych kupców zaciągnąć za sobą.
 
Asderuki jest offline  
Stary 28-05-2018, 23:32   #29
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Jace chodził nerwowo po pomieszczeniu próbując uporządkować myśli. Jakim cudem hobgoblinom udało się podejść? I to nie kilku maruderom, ale całej armii? Ponownie spojrzał na dwa martwe ciała w progu tawerny. Gdy drzwi się rozprysły, młody Beleren był tak zaskoczony, że nie zauważył przebitego człowieka na szczycie grotu. Spanikował, zamiast siedzieć cicho i pozwolić innym się wykazać, spanikował. Nie pamiętał dokładnie co się wydarzyło, ale chyba sięgnął umysłem do prymitywnych umysłów dwójki wojaków i zdmuchnął świecę świadomości. Było to dość proste, bowiem istoty te z natury prymitywne, myśli i Drogę miały prostą.

Obaj padli w jednej chwili. Ich bezwładne ciała uderzyły o podłogę z niemiłym łupnięciem, ale nie to było najgorsze.

Chwile później doskoczyli do nich Rathan z Yastrą i bezceremonialne pozbawli życia mieczami.



Jace nie był wojownikiem, starał się nie brać udziału w bójkach, a co dopiero w walkach, więc widok podwójnego zabójstwa, posoki tryskającej z ciał był zdecydowanie zbyt sugestywny. Zawartość żołądka domagała się powrotu na górę. Beleren nie oponował. Zgiął się w pół oddając pokłon martwym ciałom przy jednoczesnym zwróceniu treści żołądka na podłogę. Gdy już się opanował i otarł usta, jego wzrok spoczął na martwym farmerze, który przebity grotem i uderzony drzwiami wejściowymi skonał w kałuży krwi, kału i wyciekających treści żołądkowych. Nie mając wyjścia, Jace zwrócił również śniadanie.


Zamknął oczy nie mogąc uwierzyć w to co się właśnie wydarza, jednak zamiast ulgi wróciły dawne wspomnienia. Ponownie leżał pod wozem ukrywając się przed kilkoma goblinami mordującymi karawaniarzy. Ten obraz dobrze wbił mu się w pamięć, bowiem przez następne lata widział go ilekroć zamykał oczy. Ten specyficzny krok, pomruki, gardy i uderzenia mieczem, gdy rozprawiali się z ochroniarzami....
Otworzył oczy, jednak nie znalazł ukojenia. Obraz jaki miał przed sobą nie różnił się od tego z przeszłości. Zanim zadziałał, jego umysł zarejestrował podobne zachowanie, a teraz patrząc z odrazą na ciała rozpoznał wzory - ta sama grupa. Albo wataha? A może oddział? Cokolwiek te stwory miały na kształt społeczności, to była ta sama społeczność.




Jace podniósł się obserwując pozostałych ruszających się jak w ukropie. Podzielili się dość sprawnie, część poszła do kuchni, część na górę. Obserwował rudowłosą elfkę, która w jednej chwili z podlotka zmieniła się w jego oczach w zabójcę. Jej figlarne oczy były zimne w chwili, gdy zabijała i Beleren nie miał wątpliwości, że utraciła pewną niewinność - przynajmniej w jego oczach.


Wyjrzał przez okno, jednak obraz roztaczający się był przygnębiający. Mnóstwo martwych ciał ludzi i ani jednego zielonoskórego... Wtem spostrzegł języki płomieni liżące oddalone nieco domostwo.
- Nieeee - sapnął ledwo co podtrzymując się parapetu. To płonął jego rodzinny dom. Łzy popłynęły mu po policzkach, gdy bezsilnie obserwował jak całe jego dzieciństwo, to dobre, i to złe zamienia się w płonącą pochodnie. Poczuł rękę na ramieniu. Odwrócił się
- Taz... - szepnął. Nie musiał robić nic więcej. Bracia wpadli sobie w ramiona, tuląc się do siebie jak w dzieciństwie przeżywali to, czego właśnie byli świadkami.
- Taz
- Csii -
odezwał się młodszy brat, który zachował więcej zimnej krwi. Nic dziwnego, pracując jako zastępca szeryfa w większym mieście, mógł się naoglądać krwi, śmierci i niesprawiedliwości.
- Musimy ich ratować!
- Spokojnie Jace,
- Nie rozumiesz
- Nie Jace, to Ty nie rozumiesz
- Tezzeret odsunął brata na odległość ręki i spojrzał mu w oczy. - Jakkolwiek to będzie trudne, nie pomożesz im. Możemy tylko mieć nadzieję, że nic im się nie stało. Że zdołali uciec.
- Ale ojciec i matka....
Tezzeret mocniej ścisnął brata, który wziął kilka głębokich oddechów. Uspokoił się.
- Dobra, co robimy? - spytał, ale Tez nie miał odpowiedzi. Na stole Sulim łatał kolejną ofiarę napaści, a z góry schodził Kharrick. Nie czas na wymiękanie.
- W mniejszych grupkach uda nam się wymknąć - powiedział Jace odzyskując panowanie nad sobą. Skarcił się za ten przejaw histerii i obiecał sobie, że to ostatni raz.
- A co z wysadzeniem mostu? -
- To spowolni pościg, ale zaalarmuje, że ktoś uciekł. - powiedział Jace. Nie wiedział kto zadał pytanie, dalej chłonął otoczenie. Czuł jak czas zwolnił tylko po to, żeby mógł zapamiętać każdy szczegół, każdy drobny detal, by dać się nim torturować w przyszłości. - Najrozsądniej będzie zostawić most w spokoju i przeprawić się w kilku miejscach rzeki, w małych grupkach, poza wzrokiem hobgoblinów. - powiedział ponownie przyglądając się sytuacji za oknem.
Łzy zaschły na policzkach, a wraz z nim pewien sentyment do Phaendar - domu rodzinnego.
- Nurt jest zbyt wartki, żeby się przyprawiać wpław - zauważył Tezzeret, jednak Jace nie słyszał. Myślami był w płonącym domu.

 

Ostatnio edytowane przez psionik : 28-05-2018 o 23:59.
psionik jest offline  
Stary 28-05-2018, 23:50   #30
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Sulim od razu zajął się ciężko rannym mężczyzną przyniesionym mu przez Zazę. Położyli nieszczęśnika na ławie, druid dotknął go swymi błogosławionymi dłońmi, a starzec jęknął z ulgą. Tyle wystarczyło, żeby ocalił każdego umierającego. Później Sulim przygotował dla niego naprędce bandaż.
- Musimy jak najprędzej uciekać - powiedział zwięźle. Na jego twarzy objawiła się prawdziwa determinacja. - Sulim opatrzy cię, gdy już będziemy bezpieczni. Zazo, czy przedostaniemy się przez kuchnię?
- W pomieszczeniu nie ma żywych, pójdę wrócić czy droga jest wolna jak będziecie gotowi idźcie za mną - Powiedziała i wróciła do kuchni, Eric nadal pakował prowiant a ona podeszła do drzwi i ostrożnie wyjrzała na zewnątrz szukając przeciwników.
Niestety, ale wiele jedzenia z kuchni zostało albo zużyte, albo zniszczone przez intruza, Eric pakował, co się dało. Wyglądając przez tylne drzwi tawerny, Zaza nie dojrzała żadnego z najeźdźców. Najpewniej skupili wszystkie siły na centrum miasta, nie bawiąc się w otaczanie Phaendar.
- Chodźmy więc - oznajmił donośnym jak na swoje standardy głosem. Sam wziął pod rękę ocalonego starca i nim ruszył za Zazą zerknął na Yastrę i schody. - Czy ktoś jeszcze do nas dołączy?
Zaza odwróciła się na resztę patrząc na obecnego Jace’a i Rathana.
- Jaki jest plan idziemy razem czy się rozdzielamy?
- Te dwa kołki na górze zabarykadowały się w pokoju i odmawiają wyjścia na zewnątrz. Nie mam zamiaru tam stać i czekać, aż łaskawie zdecydują się otworzyć drzwi - zirytowana elfka krótko streściła sytuację, zbierając swoją torbę z podłogi nieopodal krzesła wcześniej przez nią zajmowanego.
- Musimy iść do świątyni! Wszyscy! - z tonu jej głosu wyglądało na to, że nie przyjmie odpowiedzi przeciwnej temu, choć pytanie półorczycy nawet nie było skierowane do niej.
- Do świątyni? - Rathan spojrzał na Yastrę, jakby ta nagle postradała rozum. - Po co niby? Będziemy mieć szczęście, jeśli z rannymi wydostaniemy się z miasta i uciekniemy przez most.
- Małe grupy trudniej dojrzeć, ktoś może dopilnować by ranni uciekli do puszczy, cześć zająć się mostem o ile zawalenie tego jest możliwe a cześć - Zaza skierowała spojrzenie ciemnych orczych oczy na elfkę - iść do światyni.
- Możemy poczekać tutaj z Aubrin - odezwał się Tezerret - Ukryjemy się w piwnicy, aż nie będziecie gotowi na wyjście z miasta. Most akurat może być pilnowany.
- Co jeśli podpalą budynek z wami w środku? Nikt…
- Jeśli przestaniemy gadać i przejdziemy do działania, to wszystko będzie w porządku. Te ścierwa są zbyt zajęte swoim szałem krwi, by nas dostrzec. Poza tym w świątyni na pewno będą jeszcze ludzie! - Ignorując słowa Rathana elfka spojrzała na orczycę, wcinając się jej w słowo. Już nie chciała dodawać "i Rhyna". Prawdopodobnie każdy wiedział o ich przyjaźni jeśli choć tam bywał co jakiś czas.
Zaza zmrużyła gniewnie oczy, ale tylko wzruszyła ramionami, elfka by jej nie posłuchała nawet gdyby jej życie od tego zależało ktoś inny musiał jej wybić ten durny pomysł z głowy… chociaż jak mieli zamiar iść do faktorii to i tak najkrótsza droga jest koło świątyni.
- Jasne... A napastnicy, oczywiście, nie tknęli świątyni. - Rathan pokręcił głową. - Zaiste, dziwne mają obyczaje.
- Sulim może rzucić zaklęcie mgły przed mostem, aby dać rannym szansę na ucieczkę. O ile już nie jest zajęty. A na psotniczka nikt nie będzie zwracał uwagi, może pójść wam pomóc. Psotniczek jest dobry w skradaniu.
Nagle dało się słyszeć kroki na schodach. Kharrick wyjrzał zza sufitu nie kłopocząc się aby zejść na sam dół.
- Nie wiem o czym tak tam dyskutujecie, ale kupcy pójdą z nami. Mają jakieś racje żywnościowe ze sobą. Ty - wskazał na Rathana -[p] Pomóż mi ich ogarnąć. Kto z was umie się dobrze chować? Czy ktoś w ogóle taki jest?[/i]
- Planujemy ruszyć w stronę mostu - powiedział Rathan, nie nawiązując do tematu chowania się. - I to natychmiast. Yastra chce jeszcze odwiedzić światynię. No i jakiś ochotnik mógłby się wybrać do Ordela. To na wypadek, gdybyśmy chcieli zniszczyć most.
- Poruszanie się w pojedynkę to samobójstwo. - Gdyby elfka nie trzymała w dłoni ostrza, to pewnie by skrzyżowała ręce na piersi, reagując na słowo “ochotnik” - Oni tam mają cholerną czarną wieżę na samym środku, jeśli ktoś z was nie zauważył. Wątpię, że ktoś ob...
- Ekhem. Jeśli już skończyłaś to ja się zgłaszam na ochotnika. Zazu i ty powinniście pilnować rannych. Sulim, coś słyszałem o rzucaniu mgły. Dobry pomysł - Kharrick zdawał się już mieć jakiś plan, bo bez wątpliwości padały słowa z jego ust.
- Wybaczcie, że tak ordynarnie wami rozporządam, ale słysze, że się nie dogadujecie. Póki nie wrócę z ładunkami powinniście się przyczaić. Tu, albo gdzieś obok. Nie znam tego miasta, więc ten kto zna go najlepiej powinien zdecydować. Zróbcie zwiad, oceńcie czy da się w ogóle uciec tak dużą grupą na raz… ech rozwalenie mostu tak? Huff.
Jace, dotąd obserwujący wydarzenia na placu targowym, w końcu odszedł od drzwi w stronę kłócącej się grupy. Zachowywał się spokojnie, ale widać było w nim wielkie napięcie. Nie dziwiło to nikogo z tutejszych – miał dużą rodzinę, która była gdzieś tam, na zewnątrz.
- Legion wydaje się skupiony przede wszystkim na targu, właśnie zajmują się pacyfikacją biesiadników. Do budynków nikt nie wchodzi – pewnie uznali, że wystarczyło paru żołnierzy, tak jak tutaj. Wciąż panuje tak duże zamieszanie, że poruszając się na tyłach budynków, kilkuosobowa grupa powinna pozostać niezauważona. Przejście do faktorii, sklepu czy świątyni jest wykonalne, o ile nie będziemy się wychylać.
- A przejście przez most i bieg do lasu na pewno zwróci uwagę... Legionu - Yastra poparła "nawiedzonego", w przeciwieństwie do niego będąc daleko od spokojnej. - Aubrin mówiła jak bardzo widoczni są wędrowcy na naszych równinach. Musimy go wysadzić na samym końcu, by uniemożliwić im pogoń! Zaś co do budynków - możemy spodziewać się w nich oporu, jeśli jest tak, jak mówisz, Jace.
Kharrick uznał, że powiedział co powinien i wrócił się na górę pomóc się kupcom ogarnąć.
- Pomogę Ci z rannymi - zwróciła się do Rathana półorczyca. - Masz plan czy idziemy na żywioł? - Spytała naciskając ręce na toporze.
- Jakimi rannymi? - wtrąciła się Aubrin, dotąd milcząca - Tylko mnie i staremu Kylowi się oberwało, oboje jesteśmy jakoś w stanie iść. Co chcecie zrobić z innymi, których może jeszcze nie wyłapano? Ludzie mogli pochować się po piwnicach czy strychach.
- Na razie nie znam na tyle sytuacji, by mieć jakieś plany - odparł Rathan. - Uważam, że mniejsza grupka ma większe szanse, by się dostać do mostu. Jeśli zaczniemy teraz szukać innych ocalałych, to nigdy się nie wydostaniemy z miasta. Uważam, że powinniśmy najpierw pomóc tym, których mamy pod ręką, a potem, najwyżej, wrócić po innych.
Zaza przytaknęła łucznikowi, może i dwójka rannych mogła ‘jakość iść’ ale na pewno nie biec i powinni wyruszyć teraz póki jest jeszcze szansa ze będa mogli opuścić miasto. Zwróciła się do Erica.
- Stary, rusz się, łap co możesz czy tam kogo możesz i ruszamy.
- Sulim przygotuje się na przywołanie mgły, będzie pilnował, żeby nikt nas nie oflankował. Pan Łucznik ma rację, musimy uratować najpierw tych, którzy już tu są, albo okaże się, że w końcu nie uratujemy nikogo… i sami też zginiemy. Sulim jest gotowy.
- ...Ta, własne tyłki chcecie ratować, a mostu na pewno pilnują! A jak zobaczą coś podejrzanego, to już w ogóle się stąd nie wydostaniemy! - powiedziała Yastra już kompletnie zrezygnowana. Spojrzała jeszcze na Aubrin z boleścią w oczach. Jak oni w ogóle mogli porzucać ludzi, z którymi tak długo żyli? Chciała zakryć sobie uszy dłońmi i mieć nadzieję, że to zły sen.
Ale to się działo naprawdę.
- Most będzie stał. Życie naszych przyjaciół już nie, jeśli źle wybierzemy - smutno dodała na koniec, choć nie wierzyła, że ktokolwiek zwróci na nią uwagę.
- Yastra, niech nie płacze. Sulim jest już doświadczony podobną tragedią. - Powiedział z pełną powagą druid. - Gdy Sulim był mały, Sulima i jego rodziców w karawanie kupieckiej napadły gobliny. Z tatą byliśmy ukryci i mogliśmy uciec. Sulim został, ale tata poszedł ratować mamę, zginęli oboje. A Sulim przeżył i uciekł do lasu. Gdyby Sulim też wtedy zginął, nie uratowałby tych setek biednych wieśniaków i ich trzody, których po tym wydarzeniu leczył z chorób i ran aż po dziś. Dlatego Sulim mówi, uciekajmy, póki możemy.
- Gówno nam da ucieczka, jeśli nie zniszczycie mostu - powiedziała Aubrin z naciskiem - Będą mieli swobodny dostęp do lasu i wyłapią nas jak zwierzynę.
- Jeśli nie będą wiedzieli że ktoś uciekł, to skąd będą wiedzieli, że trzeba kogoś szukać po lasach? Sulim potrafi się wymknąć bez śladu. Gobliny wpadły w szał, może nas nawet nie zauważą.
Yastra już miała coś na końcu języka, ale zrezygnowała. Bo skoro nie słuchali Aubrin, najbardziej doświadczonej z nich wszystkich, to co ona mogła zdziałać? W milczeniu więc modliła się do wszystkich znanych jej bogów, by Rhyna oraz Noelan byli bezpieczni.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]
Flamedancer jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172