|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
18-06-2018, 00:32 | #11 |
Reputacja: 1 | - Niech im Kelemvor będzie łaskaw… Ech… Dziwnie się czuję. Jak żeśmy się znaleźli w grobowcu? - spytała jeszcze nieco oszołomiona Mira. - Pokonaliśmy już tego potwora? - Gdzieś ty kobieto była? Przecież nie było żadnego potwora, no chyba, że licząc Agusta, który zachowywał się jak skończony dupek. - zaklinaczka posłała ostre spojrzenie w kierunku paladyna. - No… Potwór w piwnicach, o których mówiły dzieciaki. Był jakiś, prawda? Czy to też mi się przyśniło? - To, że mówiły o potworze, to ci się nie przyśniło - wyjaśnił Cahnyr. - I pokonaliśmy parę potworów, ale żadnego tutaj. - Spojrzał z pewnym niepokojem na Mirę. - Dobrze się czujesz? Zachowywałaś się jakoś... dziwnie. - Ja wam to wyjaśnię - przerwał im paladyn. - I przepraszam za moje… jej… no przepraszam z to zachowanie. Otóż dzieci były z nami, no może wewnątrz nas to lepsze określenie. Nie chciały żebyśmy je zostawili same na górze, więc kiedy wyszedłem Rosie mnie złapała… no praktycznie opętała. Ale nie całkiem. Po prostu bały się zostać same więc zrobiły to co zrobiły, ja ich nie winię. Cahnyr był pewien, że w przypadku Agusta po prostu ujawnił się starannie ukrywany charakter, ale w ostatniej chwili się powstrzymał przed wypowiedzeniem tej opinii. - Ważne, że się skończyło - powiedział. - Przyznam, że trudno było z tobą wytrzymać. I bogom dziękuję, że to było tylko chwilowe. - Tyaaa… miejmy nadzieję. - rzuciła zaklinaczka. Nagle zorientowała się, że kogoś jej tu brakuje. - Ej, zaraz… A Hassana to gdzie wcięło? Natychmiast po zadanym pytaniu przez półelfkę, usłyszeliście dźwięki wyłamywanego metalu, który niósł się echem z oddali. - A już myślałem, że nie lubi pogrzebów - powiedział z przekąsem Cahnyr - a on po prostu poszedł szukać przygód. Czyżby z nami było mu zbyt nudno? - Idziemy do niego? - spytała Mira, uświadamiając sobie, że jakimś sposobem przegapiła fakt, iż Hassan gdzieś sobie poszedł. - Nie słyszał żadnej historyjki z cyklu “drużyna się rozdzieliła i odtąd ich szczątki żywią tę ziemię”? - Pewnie słyszał, ale nie uwierzył - odparł zaklinacz. - Chyba by trzeba iść, zanim za bardzo narozrabia - dodał z odczuwalnym brakiem entuzjazmu dla działań Hassana. - Myślisz… Że on grabi grobowce? Przeklęta hiena cmentarna… - dodała Mira, ruszając ku światełku w ciemności. ~~~Celaena i Mira~~~ - Byłam… Opętana? Zrobiłam wtedy coś głupiego? - Mira przebiegła spojrzeniem po reszcie towarzyszy. - Nic szczególnego, parę razy się popłakałaś, ale nie zaburzyło to jakoś specjalnie naszych działań. - Celaena uśmiechnęła się do wojowniczki. - Płakałam? Ugh… - Twarz pokryła jej się wstydliwym rumieńcem. - Tak czy siak, już mi lepiej, jak mówiłam. Thorn chyba sobie już poszedł. I dobrze. Dziękuję za troskę. - Nie ma za co. I tak byłaś bardziej znośna niż Agust. - Zażartowała pół-elfka. - Ale faktycznie, dobrze że sprawa z dziećmi już zakończona. My mamy spokój z nimi, a one mają spokój wieczny. - Jednak potwora i tak musimy ubić. Dla pewności. No i żeby innych nie pozabijał… Myślisz że to on tak gada? A może to jakaś służba albo kult? - Nie wiem co o tym myśleć, ale jeśli faktycznie jakiś potwór jest w tym domu to, tak jak mówisz, trzeba się go pozbyć - odpowiedziała Celaena. - Chociaż jakiegoś dziwnego kultu wykluczyć nie można. - Zaczęła zastanawiać się nad dziwnymi głosami, które słyszeli. - Masz jakiś pomysł na to, jak znaleźć ich źródło? Próbowałam nasłuchiwać, ale to echo zlewa wszystko w jedną wielką kakofonię… Tymczasem Hassan w najlepsze łupił podziemia. Hassan otarł pot z czoła, zwinął linę i widząc, że paladyn zamierza bawić się w kapłana wyszedł z krypty z uniesioną nad głową pochodnią. Zerknął tylko w stronę pomieszczenia z ławą po czym skierował swe kroki w lewą stronę, czyli tam, gdzie chciał iść zanim przyszli do krypt. Kiedy Hassan zajrzał do pokoju z drewnianym stołem, dojrzał również tutaj porozrzucane po całym pokoju kości humanodiów, oraz, na końcu pokoju na południowej ścianie, zaciemnioną alkowę z szerokim łóżkiem przykrytym czarną pościelą. Potem wrócił się do korytarza, z którego przyszli i już po chwili trafił na dwie kolejne krypty po prawej stronie. Jedna z nich nie miała wyrytego imienia, a druga miała wyryte “Walter Durst”. Dalej korytarz skręcał w lewo, ale był na tyle długi, że nie było widać co jest na jego końcu. Hassan szedł dalej prosto i skręcił w lewo. Nie interesowały go krypty. W Zakharze było świętokradztwem przeszkadzać zmarłym w ich odpoczynku. Nawet tak ohydni ludzie nie powinni być niepokojeni. Za to wojownik nie miał nic przeciwko złupieniu ich domostwa i ich piwniczek. Plądrowanie było chlebem powszednim wszelkiej maści wojaków i janczarowie nie byli tu wyjątkiem. Ten pokój jest całkiem przestronny. Zawiera na wschodnim krańcu drewniany stół i cztery krzesła. Po zachodniej stronie znajdowały się cztery wnęki, a w każdej pleśniejące słomiane legowiska. Po przeciwnej stronie pokoju korytarz biegł dalej. Ten pokój poza tym był pusty. Hassan zajrzał do jednej wnęki, trącając nogą słomiane legowisko, po czym szedł dalej korytarzem, który wypatrzył w przeciwległym końcu pokoju. Wyglądało mu to na legowiska straży, czy może służby. “Jakiż to pan trzyma jednak swoje sługi w piwnicy?” zachodził w głowę Hassan. Dziwne były tu zwyczaje, gdzie szlachta głodziła swoje dzieci na śmierć, i trzymała sługi w piwnicach. “Piękni ciałem, brzydcy w środku”, pomyślał Hassan kręcąc głową z niedowierzaniem próbując wyrobić sobie jakieś zdanie o tych barbarzyńcach z północy. To największy pokój, na jaki trafił tu na razie Hassan. Na środku znajdowała się głęboka i szeroka studnia kamienna. Wisi na niej drewniane wiadro zaczepione do liny, która zaś zaczepiona była do drewnianego mechanizmu. Jest w tym pokoju pięć otwartych komór, a w każdej z nich po łóżku z drewnianą ramą, popleśniałej słomianej macie i drewnianej skrzyni. Każda skrzynia zabezpieczona była kłódką. Oczywiście po drugiej stronie pokoju nadal ciągnął się dalej korytarz. Hassan podszedł do studni i zajrzał do środka. Potem spojrzał w stronę korytarza. Najbardziej jednak zainteresowały go skrzynie. Wyjął z plecaka łom i zaczął metodycznie łamać nim zamki, zaczynając od skrzyni od lewej do prawej strony, zgodnie z ruchem wskazówek pewnego gnomiego wynalazku zwanego chronometrem, który widział kiedyś na bazarze w Huzuz. Na dnie studni woda odbijała blask pochodni Hassana. Korytarz do którego zajrzał, był pusty. W oddali widać było, że znów się rozwidla: na wprost, oraz druga droga odbija w prawo. Otwieranie skrzyń zajęło Hassanowi trochę czasu. Ale w końcu udało mu się dostać do wszystkich. Oto co w nich znalazł: 11 gp, oraz 60 gp w sakwie z ludzkiej skóry; 3 agaty mszyste zawinięte w kawałek czarnego płótna; czarną, skórzaną opaskę na oko z naszytym karneolem; posrebrzaną szczotkę do włosów z kości słoniowej; krótki miecz z posrebrzanym ostrzem. z oddali słyszysz zbliżające się kroki i rozmowy towarzyszy. Hassan spokojnie spakował znalezione złoto do plecaka, tak samo zrobił z cennymi na oko rzeczami, miecz krótki zaś przytroczył do pasa. Mruknął zadowolony z łupu, zebrał swoje rzeczy z podłogi, podniósł pochodnię i wystawiając glewię do przodu ruszył dalej korytarzem. W tym samym momencie mnich zdążył dobiec do otwartych kufrów. Rzucił ku nim tylko krótkie spojrzenie, po czym ruszył za Hassanem. - Zaczekaj - powiedział kładąc dłoń na ramieniu wojownika. - W moim klasztorze też mamy podobne podziemia. Mnóstwo tam pułapek i zapadni. Tutaj może być podobnie. Poza tym lada moment pogubimy się w tych ciemnościach. - Dejan zrzucił plecak szukając w nim czegoś. - Jeżeli korytarz będzie dalej się rozwidlał będziemy potrzebować czegoś, żeby znaleźć drogę powrotną. - Mnich przyglądał się przez chwilę torbom wojownika. - Masz nić, albo kłębek wełny? Co znalazłeś w tych kufrach? - Złoto i precjoza. Mam też miecz. Właściciele-mordercy nie zasługują na to, by je mieć, więc je zabieram. Jak wyjdziemy z tego żywi, kupimy konie i sprzęt a potem zalejemy się tak, że przyśnią się nam bogowie. - Hassan trzepnał mnicha w ramię. - Poza tym nie chciało mi się czekać, aż wielebny rycerz skończy ten cyrk z pogrzebem. No, nareszcie.Chodźmy - uciął Hassan widząc resztę. Mnich przyglądał się przez chwilę halabardnikowi, lecz wzruszył w końcu ramionami i poszedł z nim dalej mrucząc pod nosem: - Deneirze miej w opiece swojego gorliwego sługę. Kiedy ruszyliście w korytarz, zobaczyliście, że ciągnie się on dalej na przód, oraz jedna ścieżka odbija w prawo. Szepty rozmów nie ustawały. - Mnichu? - Hassan przyświecił w odnogę i przyświecił na przód - jak tam przeczucia? - Mnich zaczął rozglądać się dokładnie po otoczeniu. W prawym korytarzu zauważył dziwną nieregularność na ziemi. Po środku korytarza spostrzegł ledwo widoczną, odznaczającą się linię, tworzącą prostokąt. Kiedy podszedł bliżej, zauważył, że to cienka płachta, przykrywająca… dziurę wypełnioną drewnianymi palami. - Pułapki, faktycznie. Tę można obejść bokiem, ale ktoś z was umiałby taką rozbroić w razie czego? - spytała Mira. - Umiałbym. Tylko zmęczyłbym się niepotrzebnie. - Hassan parsknął i splunął w pułapkę. - Zanim jednak będziemy gnać tak dalej, przydało by nam się coś żeby się nie zgubić. - Paladyn podszedł na przód, grzebiąc w plecaku z którego wyjął mały kałamarz i pióro. - Przydało by się zaznaczyć to miejsce, i przygotować mapę. Nie wiemy jak duże są te podziemia, ale echo ciągnie się dość daleko. Kto się pisze na rysowanie mapy? Cahnyr? Celaena? Dobrze żeby robił to ktoś będący z tyłu. My musimy mieć broń w pogotowiu. Hassan parsknął po raz kolejny. - To ja w tym czasie, jak będziecie sobie malować, opierdolę resztę piwnicy. - Wojownik wyszczerzył się sarkastycznie do rycerza - Tracić czas? Wolałbyś wpaść na te pale może? - spojrzała krzywo na Hassana. - Samobójstwo to żadna chwała. Każdy los jest od tego lepszy. I nie okradaj grobów, nie godzi się to. Paladyn spojrzał na niego bez żadnej miny, wpatrywał się tak przez dłuższą chwilę. - Pamiętaj że jeszcze musisz stąd wyjść żeby się cieszyć tymi skarbami. Jeżeli to się okaże sporym labiryntem może być z tym potem problem. I nie chciałbyś wpaść w ten dół, gdybyśmy musieli się wycofywać. - Agust ma rację w sumie, może rozbroimy ją teraz, aby nie wpaść w nią później jak głupi? - wtrąciła się pół-orczyca. - Co proponujesz? - Hassan pogładził jeden ze swoich wąsów. - Mamy farbę, wymalujmy na płachcie jakiś znak i po sprawie. - Wzruszyła ramionami. - Mam lepszy pomysł. W poprzednich pomieszczeniach są sienniki i łóżka z drewnianymi ramami. Jak wam się chce zasypywać tą dziurę, to droga wolna - wojownik wzruszył ramionami. -Nie musimy zasypywać, możemy rozwalić łóżka i położyć tu deski.- Agust poprawił odruchowo włosy, zamyślony co z tym zrobić.- I! Gdybyśmy musieli się tu wycofywać mogli byśmy te deski rozwalić komuś pod nogami! - Mnie się podoba ten pomysł. Można użyć mojego topora do porąbania tych desek nawet. Jak postanowili, tak i zrobili. Zajęło to trochę czasu, bo musieli się wrócić i poodrąbywać drewniane kawałki. Druga pochodnia się wypaliła, ale obie lampy nadal się świeciły i nie wyglądały wcale na gasnące. Drużyna minęła bezpiecznie pułapkę i za chwilę zobaczyła znów dwie odnogi korytarzy. Każda zaczynała się schodami. Macie wybór- w lewo, albo do przodu. - Nie sądzicie, że to się robi nudne? - Cahnyr pokręcil głową. - Ciekawe, komu się chciało kopać te podziemne korytarze… - W lewo? Jak myślicie? - spytała Mira - Ja nie wiem, cieżka decyzja. Jedyne w czym mogę ci pomóc to sprawdzić czy tam są nieumarli, bo normalnie w ciemnościach nie widzę tak jak ty. - Agust tylko wzruszył ramionami. - Zrób więc to. I wiem, że wy ludzie, gówno po ciemku widzicie. Mieszkałam wśród was. Paladyn wyszedł na skrzyżowanie tak by móc dobrze wykorzystać chwilę kiedy mógł widzieć błogosławionym wzrokiem po czym skupił się na przywołaniu swej mocy. Agust najpierw poczuł dziwne mrowienie w palcach, potem zaczęło mu lekko dzwonić w uszach. Czuł, tak! Czuł to. W lewym korytarzu znajdowało się 4 nieumarłych. Nie widział ich, ale wyczuwał. W korytarzu na wprost nie wyczuwał niczego. - Dobra, teraz zdaje się że będzie pod górkę, najpierw pułapka, a tam - wskazując na lewo.- czterech przeciwników, to jacyś nieumarli. Przed nami wydaje się być czysto. - Musimy skończyć żywot tych abominacji. Chociaż… Dużo ich jest. No i są wyżej. Może narobimy hałasu, aby je wywabić? - rzuciła Mira. - A co jak ci, co w tej chwili gadają gdzieś tam również przybiegną? - Hassan miał wątpliwości - póki słychać te rozmowy, można plądrować te piwnice do woli. Może przekradniemy się koło nich po cichu? - zaproponował wojownik. - Ja bym sprawdził tą odnogę, w której nie ma nieumarłych. Jeżeli są jacyś przeciwnicy, mogliby nam wbiec na plecy. Nieumarłych przynajmniej jestesmy świadomi - zaproponował paladyn. - hmm, to może uderzmy na nich? Może ich zaskoczymy? jest nas siódemka, ich czworo - kalkulował Hassan. - Ściągnijmy ich do pułapki - zaproponował Cahnyr. - Na coś się przynajmniej przyda. Ktoś się nad nią tak napracował. - Nie wiemy co to za nieumarli. Jeżeli to jakieś duchy to po prostu nad nią przelecą. Dejan mógłbyś sprawdzić po cichu? - Agust odwrócił się do mnicha. - Ja tymczasem wyjrzę co w tym drugim korytarzu. Agust ostrożnie sprawdził drugi korytarz. Tam schody zawijały w prawo i biegły 20 stóp w dół. Teraz dla Agusta było to oczywiste, że szepty na pewno dobiegają gdzieś z dołu. Wrócił do reszty i przekazał co zobaczył. - Nie możemy tu zostawić tych nieumarłych, nie wiemy czy dolny poziom ma inne wyjście, mogłyby nas zablokować. Plan jest prosty, idziemy ja i mira z przodu, hasan i dejan za nami. Hasan może walczyć z drugiego szeregu. Gdybyśmy z Mirą zostali ciężko ranni, zastępujecie nas w szyku. Czarodzieje atakują ich z dystansu. Gdyby było bardzo ciężko, wycofujemy się za dziurę, jeżeli możemy się tam ufortyfikować. Jakieś pytania? - Ktoś weźmie ode mnie pochodnię? - spytała Mira. - Czy mam walczyć trzymając ją? - Możesz ją rzucić na ziemię przed walką. Najlepiej im pod nogi - Odpowiedział paladyn. - To już nie chcecie sprawdzać, co to za nieumarli? - zainteresował się Cahnyr. - Cztery zmory zrobią z nas marmoladę. - Masz pomysł, jak to sprawdzić, Cahnyrze? - Pół-orczyca przeniosła na niego wzrok. -[i] Po ciemku nikt z was chyba ich nie rozpozna, a ja się tragicznie skradam.[i] - Ja też - przyznał się Cahnyr. - A jeśli nie jesteśmy w stanie sprawdzić, z czym mamy do czynienia, proponowałbym wrócić do pomysłu z wykorzystaniem pułapki. Ktoś pójdzie sprawdzić, z czym mamy do czynienia, a potem się to coś zwabi. Albo jedno i drugie. A od pułapki jest bliżej do wyjścia, gdyby trzeba było wziąć nogi za pas. - Tak zróbmy, Mira ty pójdziesz, my cofniemy się za pułapkę. Gdyby cię wykryli wracaj biegiem, i daj znać. Jeżeli cię nie wykryją wróć, i powiedz co widziałaś. Powodzenia, liczymy na ciebie. - zakończył Agust, po czym zaczął się wycofywać do pułapki. - Uch… Niech już będzie. - Mira przekazała pochodnię najbliższemu przyjacielowi. - Jeśli wchodzę do kanciapy pierwsza, to to nierozważne. Ale iść na cztery trupy samotnie i bez światła to rozważnie… - mruknęła cicho, po czym spróbowała zakraść się do nieumarłych. |
18-06-2018, 22:26 | #12 |
Administrator Reputacja: 1 | Mira ruszyła więc samotnie korytarzem prowadzącym do grupy nieumarłych. Trafiła na skrzyżowanie. Zanim weszła na środek, rozejrzała się dokładnie. Nie widziała nikogo, ani niczego. Powinni tu być. Czemu jest pusto? Spojrzała na ziemię i w okolicach centrum skrzyżowania zauważyła… cztery miejsca, w których ziemia była rozkopana. Rozkopane punkty znajdowały się niedaleko siebie. Kiedy Mira spojrzała w lewy korytarz, zauważyła, że to znów pokój, który widzieli wcześniej (ten ze stołem i ciemną alkową). “Świetnie… Jak mam to sprawdzić…” - Wyciągnęła po cichu włócznię i kilka razy dźgnęła nią delikatnie najbliższy dół. Włócznię złapała dłoń, która wybiła się z dziury. Była to w sumie koścista łapa pokryta gnijącym mięsem. Z dołu wydobył się stłumiony głos męski. - Vladim, to ty? Z drugiego dołu wydobył się inny głos. - Czego? Głosy mówiły w powszechnym. Pół-orczyca porzuciła włócznię, nie chcąc prowokować zombie, po czym zaczęła się powoli wycofywać do drużyny. Szła tyłem, aby widzieć jeśli trupy wyjdą z grobów. Zanim trupy wyszły z ziemi, Mira bezpiecznie oddaliła się od nich. Słyszy ich rozmowy, są zdezorientowani. - To chyba zombie. Możemy ich opaść z dwóch stron, jeśli się pospieszymy, da się tam dojść również od strony pokoju ze stołem i tą… No… Alkowa czy jakoś tak to się zwie - streściła reszcie drużyny. - Obudziły się, ale jeszcze do nich nie dotarło co się stało. - Tamtego pokoju jeszcze nie sprawdziliśmy. Mogą tam być pułapki, lub inni wrogowie. - To może zastawmy na nich pułapkę w tym pokoju z alkową. Więcej miejsca, i można przewrócić stół aby służył jako dodatkowa ochrona. Więcej miejsca do walki - zauważył Hassan - Wtedy mogą nas otoczyć, tu nie. Tu mamy przewagę. - odrzekł paladyn - Ciasno na walkę w korytarzu. Nie wykorzystamy przewagi liczebnej - wojownik kręcił głową. - W sumie… One gadały, więc może to i nie zombie… W wspólnej mowie, tak dokładnie. - Dodała Mira. - Inteligentne umarlaki? - spytała że zdziwieniem Celaena. - Najprawdopodobniej ghoule, co nie jest dobrą wiadomością. O ile są dość zręczne i silne to największym problemem jest ich jad, który potrafi sparaliżować. Widzą w ciemnościach, nie da się ich zauroczyć czy zatruć. Nie zmęczą się dranie. Najlepiej było by zabijać jednego po drugim. Albo zastawić na nich pułapkę, nie są zbyt inteligentni - skwitował paladyn zamykając swoją księgę. - Dobra, robimy po twojemu. Idziesz pierwszy, skoro się znasz, ja pójdę za tobą i będę ich siekał. Bierzemy je pojedynczo, reszta wspiera jak może. Pytania? Sugestie? - Hassan nie lubił walczyć z czymś, czego nie znał, ale i tak cieszył się na myśl, że jego broń zakończy żywot kolejnego stwora. - Jeśli to jad, to może antytoksyna nam pomoże? Ma ktoś? - spytała pół-orczyca. Hassan pokręcił głową przecząco. - Dobra, czyli według pierwszego planu. Staramy się walczyć, gdyby coś szło nie tak, Dejan lub Mira wyciągają mnie i cofamy się do pułapki. - Po czym paladyn zajął swoje miejsce w szyku i ruszył powoli do przodu, gotów użyć błogosławieństwa zmysłów Hassan przekazał pochodnię Mirze, po czym oburącz ujął glewię w pewnym chwycie. Następnie zawiesił ją ostrzem do przodu nad paladynem, zamykając ewentualną linię ataku od góry, gotów pchnąć ostrzem we wroga. - Świećcie z tyłu - wojownik zaciął zęby i ruszył za paladynem. Mira zapaliła nową pochodnię, obawiając się, że ta jej przekazana i mocno już zużyta, zawiedzie ich w czasie walki. Następnie ruszyła za grupą, zajmując trzecią pozycję. Canhyr zdecydowanie nie pchał się na pierwszą linię. Magowie zwykle tego nie robili, chyba że sytuacja należała do wyjątkowych - na przykład nie było za kogo się schować. Dlatego też trzymał się z tyłu, gotów do rzucenia, przy najbliższej okazji, jakiegoś niemiłego czaru. Wolał nie przypominać o możliwości twórczego wykorzystania pułapki. Nie chciał, by uznano go za nudziarza, a skoro paru głupców chciało nadstawiać głowy... Wszak nie mógł ich przed tym powstrzymać. Drużyna zachodzi grupę Ghouli w ciasnym korytarzu. Są przygotowani i w zwartym szyku. Ghule zauważają was w oddali. - Vlad. Mamy w końcu gości - powiedział wychudzony ghoul. Zgarbiony Ghoul przesuwał zgniłą dłonią po włóczni, którą dostał od Miry. - Hmm… - mruknął ten z rozłupaną czaszką. - Dom się świetnie spisuje. Dokończmy dzieła. W szaleńczym krzyku rzuciły się na intuzów, przeciskając się jeden przez drugiego w ciasnym korytarzu. Zdaniem zaklinacza przeciwnicy nie wyglądali na zbyt inteligentnych i idealnie nadawali się na wciągnięcie w pułapkę. Ale nie sądził, by w tym momencie robienie kompanom wymówek miało jakikolwiek sens. Ograniczył się więc do gestu i inkantacji, a celem ognistego pocisku był biegnący na czele ghul. Ognisty pocisk trafił Ghoula z rozłupaną czaszką i ten zawył. W całym korytarzu rozniósł się swąd palonego, zgniłego mięsa. Rozwścieczony Ghoul rzucił się na Agusta, stojącego jako pierwszy, wyciągnął ku niemu swoje łapy. Lecz Agust i Hassan zareagowali sprawnie na atak Ghoula. Po chwili jego ciało leżało rozmiażdżone na ziemi, a jego głowa przypadkiem została na ostrzu glewi Hassana. Po chwili opadła i poturlała się w stronę reszty Ghouli. Drugi Ghoul, ten chudszy, spojrzał na głowę przyjaciela i jego wzrok wrócił na drużynę. - No to wam nie ujdzie na sucho. - Rzucił się na Agusta, ale ten z łatwością odepchnął wroga, nie odnosząc żadnych ran. Kolejny Ghoul pobiegł za chudym, ale nie mógł dosięgnąć paladyna, bo było zbyt ciasno w korytarzu. Zgarbiony Ghoul spojrzał na swoją nową włócznię, potem na przeciskających się towarzyszy i znów na włócznię. Uśmiech tryumfu pojawił się na jego gnijącej twarzy, której brakowało górnej wargi, podszedł metr do epicentrum walki, zamachnął się i cisnął włócznią w Agusta. Włócznia jednak wbiła się w ścianę, w połowie drogi, nie doleciwszy nawet do miejsca, w którym stał człowiek. W tej samej chwili mnich wyczuł okazję do ataku i między towarzyszami poleciała strzałka wycelowana prosto w martwiaka. Strzałka trafiła wroga w ramię. Celaena rzuciła ognisty pocisk trafiając prosto w umarlaka, wypalając mu dziurę w zgniłej koszulce. Umarlak zaczyna chwiać się na nogach. Mira spojrzała poddenerwowana na zgarbioną potworność, która śmiała rzucić jej własną włócznią w paladyna. - Pokażę ci jak to się robi, martwiaku! - krzyknęła, posyłając inną ze swoich włóczni w jego kierunku. Włócznia prawie wypadła Mirze podczas próby rzutu, lecz półorczyca odzyskała szybko stabilność, chwyciła ją pewniej i ponownie spróbowała rzucić. Włócznia przeleciała obok głowy Agusta, obok chudego Ghoula, potem koło kolejnego, aż w końcu przebiła zgarbionego Ghoula, prawie odrąbując mu jedną rękę. Agust był już gotowy dokończyć dzieła, zamachując się młotem od dołu tak by powalić osłabionego ghoula. Po chudym ghoulu została plama… Siła uderzenia Agusta wgniotła go prosto w ziemię. Paladyn podbiegł do kolejnego wroga. Hassan był tuż za nim, wyciągnął swoją glewię, aby dźgnąć Ghoula... I trafił Ghoula za pierwszym razem, a potem potwór zdołał zrobić unik, na chwilę odchylając się w tył, i drugi cios nie dotarł do celu. Chociaż liczba ghouli nieco się zmniejszyła, Cahnyr nie miał zamiaru pchać się do przodu, by obejrzeć je z bliska. Dlatego też po raz kolejny wypowiedział odpowiednie słowa i posłał w stronę znajdującego się na czele ghoula kolejny ognisty pocisk, który - ku żalowi zaklinacza - drasnął jedynie Ghoula. Szeroki Ghoul zamachnął się łapą na Agusta i trafił go. Paladyn nie odniósł zbyt dużych obrażeń. Wiedział jak się bronić przed takimi atakami. Lecz w miejscu uderzenia poczuł dziwne pieczenie. Nim się zorientował, jego ciało zaczęło odmawiać mu posłuszeństwa. Zgarbiony Ghoul podbiegł, a że nie mógł na razie nic zrobić wrogom, poświęca czas na wyciągnięcie włóczni ze ściany. Dejan sprawnie odciągnął ciężkiego paladyna z linii frontu i położył go z tyłu, w bezpiecznym miejscu. Firebolt półelki drasnął Ghoula, roztaczając nieprzyjemny swąd. Pół-orczyca przecisnęła się na przód grupy, zmieniając paladyna. Porzuciła pochodnię, po czym wyciągnęła wielki topór. Była zła. Nawet bardzo. Widziała na czerwono, a w głowie słyszała niezrozumiałe szepty Gruumsha. - Chodźcie tu no! - zakrzyknęła prowokująco, uderzając z całej siły ghula przed nią. Mira usłyszała gruchotane przez ostrze jej wielkiej broni kości Ghoula. Ten spojrzał na nią z wyrzutem i nie zauważył kiedy Glewia Hassana trafiła go w pierś, wykruszając kilka kolejnych kości. Ghoul był na skraju swojej drugiej śmierci. Hassan spróbował go dobić, lecz Ghoul cudem uniknął drugiego ciosu. Agust nadal walczył z paraliżem, nie mógł go przezwyciężyć. Brak władzy nad własnymi kończynami sprawiał, że czuł się bezsilny. Walka trwała, co nie bardzo podobało się Cahnyrowi. Zdecydowanie wolałby, by ta 'zabawa' wreszcie się skończyła. Nie sądził, by te cztery ghoule były jedynym problemem i był pewien, że gdzieś czeka na nich kolejny, jeszcze gorszy przeciwnik. - Ber api! - powiedział, do słów dołączając skomplikowany gest. Ognisty pocisk trafił ghoula, powalając go na ziemię i pozbawiając drugiego życia. Zgarbiony Ghoul spojrzał na martwych towarzyszy i powiedział niskim głosem: - No trudno, i tak za nimi nie przepadałem - potarł włócznię i uśmiechnął się do Miry, pokazując jednego zęba, jaki mu się ostał. - Pogramy? - Zamachnął się i rzucił w Mirę. Rzut był tym razem niesamowicie silny i celny. Włócznia wbiła się Mirze w nogę. Całe szczęście dla niej, była teraz w stanie szału i to tylko jeszcze bardziej ją rozwścieczyło. Dejan rzucił kolejną strzałką. Tym razem spudłował. Celaena wyszła przed pół-orczycę i wypowiadając słowa zaklęcia wypuściła ognisty pocisk w stronę ghoula. Tym razem Celaena mogła być dumna ze swojej magii. Potężny pocisk buchnął, kiedy trafił Ghoula, paląc większość pokrywającego go mięsa. Ghoul prawie podzielił los swych byłych towarzyszy. - TAK! CHCĘ SIĘ POBAWIĆ! - krzyknęła wściekła Mira, rzucając się na ghula i uderzając go. Wychodząc z założenia, że najlepszą ochroną jest atak, zignorowała wszystkie zasady bezpieczeństwa i odsłoniła się na ewentualny kontratak. Ghoul spojrzał na wściekłą Mirę biegnącą w jego stronę. - A czy… - nie dokończył zdania, bo jego szczęka została zamieniona w proch. - Więc mówicie, że z naszego paladyna wyszło niezłe ziółko? - spytała Mira, widząc że walka jest skończona. Uśmiechała się złośliwie. Już się nieco uspokoiła, jednak w jej oczach jeszcze tańczyły dziwne ogniki. - Wyciągaj noże, Celaenno, wydrapiemy mu prześliczne serduszko na napierśniku! Pół-elfka nawet nie odpowiadając z uśmiechem sięgnęła po sztylety. Podała jeden Mirze i ochoczo zabrała się do wydrapywania wzoru na zbroi paladyna. Kiedy tylko skończyły, szybko odskoczyła od Agusta w razie, gdyby ten nagle odzyskał władzę nad swymi kończynami. - Jesteście okropne… - powiedział Cahnyr, tłumiąc uśmiech. - Szkoda, że nie miałyście więcej czasu - dodał. - Dzięki, no i faktycznie szkoda. - uśmiechnęła się. - Chociaż może dobrze bo przy ilości pomysłów, mogłabym całkiem sztylety stępić. - Zaśmiała się delikatnie. - Myślicie, że jest teraz świadomy tego, co zrobiłyśmy? - rzuciła Mira, siadając w korytarzu. Noga zaczęła powoli dawać o sobie znać. Niby mogła chodzić, jednak wolała trochę ją odciążyć. - On jest sparaliżowany, nie nieprzytomny - odpowiedziała zaklinaczka. - I na tym polega cała śmieszność sytuacji, że widział, a nie mógł nic zrobić. - Wzruszyła ramionami śmiejąc się. - Ha! Masz rację. Teraz czekamy, aż wstanie… - rzuciła pół-orczyca. - Jak dzieci… - Pokręcił z niesmakiem Hassan i zabrał się za przeszukiwanie ciał ghuli. Szczątki, bo to nawet już całe szkielety nie były, nie miały przy sobie nic, jedynie strzępki ubrań. - Zbierajcie się - wojownik poczekał, aż paladyn się ogarnie po czym ruszył w stronę skrzyżowania przy którym wcześniej zasadziły się ghule z zamiarem wybrania prawej odnogi. Wcześniej zamierzał znów poprosić o coś w rodzaju zwiadu mnicha Dejana, którego zmysły wydawały się nadludzkie. - Zmarłych się grzebie, a nie grabi. - warknęła Mira, zabierając się do wspomnianej pracy. Noga dalej jej dokuczała, jednak nie wyglądało to na coś poważnego. Chciała to rozchodzić. - Tylko uważaj, żebyś się czymś nie zaraziła - poradził Cahnyr. W zasadzie popierał pomysł Miry, ale było to poparcie jedynie teoretyczne. - Jeśli włócznia, którą to coś trzymało w łapie, mnie nie zaraziła, nic tu mnie nie zarazi - odparła szybko zaklinaczowi. Mnich przyglądał się przez chwilę ranom paladyna po czym odwrócił się do półorczycy. - Myślę, że oni nie byliby wobec nas tak wyrozumiali. Dawno przestali być ludźmi. - Nie ich wina, że jakiś nekromanta natknął się na ich zwłoki. - Wzruszyła ramionami pół-orczyca. Paladyn siedział jeszcze przez chwilę. Odzyskał panowanie jeszcze w trakcie dokonywania aktu wandalizmu na jego zbroi, ale nie zareagował. Jeszcze im się odechce psikusów. - No naprawdę, bardzo zabawne. - Wstał i sarkastycznie zaklaskał. - Jesteście z siebie dumne? - Jak się czujesz? Paraliż przeszedł? - zapytał Dejan. - Zastanawiam się czy hałas nie ściągnie tu więcej podobnych stworów. Wyczuwasz ich obecność prawda? - Tak, ta trucizna działa tylko przez chwilę, ale w walce to aż zbyt długo. Sama w sobie nie zabija. Na razie nie ma tu potworów. Wszystko co było tu w okolicy zabiliśmy. I jeszcze raz dzięki za wyciągnięcie mnie. Wiem że taki był plan, ale dobra robota. Wszyscy, dobra robota. To potrafi być bardzo niebezpieczny przeciwnik, zwłaszcza kiedy się na ciebie zasadzi. - Agust otrzepał się z resztek kurzu, i przyłożył mała szmatkę w miejscu gdzie trafiły go szpony. - Dobrze, chodźmy już. Sprawdźmy czy coś jednak nie ma w tamtym pokoju do którego nie zajrzeliśmy, a potem spokojni że znów nic nie przygotowuje tam na nas zasadzki zbadamy dokąd prowadzą korytarze z których wyszły poczwary. - Po czym Sunnita podniósł z ziemi pochodnię i ruszył w kierunku pokoju jak zwykle na przodzie. - Chodźmy więc. Zostało jeszcze trochę chwały do zgarnięcia - odparła Mira. - I być może, jakichś nikomu niepotrzebnych skarbów… - mruknął Hassan. - Rozsądny człowiek - stwierdził Cahnyr. |
18-06-2018, 23:02 | #13 |
Reputacja: 1 | Wszyscy ruszyli do wspomnianego pokoju. Na końcu pomieszczenia znajdowała się zaciemniona alkowa. Podeszliście do niej, i w jednej chwili Dejan zauważył coś pod czarną pościelą, co się odrobinę poruszyło i zaczaiło na Agusta. Ostrzeżony przez Dejana Agust w ostatnim momencie się odsunął, kiedy to coś chciało mu odgryźć rękę. Ostatnio edytowane przez Asmodian : 18-06-2018 o 23:04. |
19-06-2018, 09:04 | #14 |
Hungmung Reputacja: 1 | Celaena otwarła oczy. Zobaczyła nad sobą posturę Agusta. Podniosła się powoli, czując ogromny ból w okolicy ramienia. Nie myśląc rzuciła się na paladyna obejmując go i dziękując mu. |
19-06-2018, 19:32 | #15 |
Reputacja: 1 | W centralnym punkcie jadalni jest rzeźbiony stolik mahoniowy, otoczony ośmioma krzesłami z wysokimi oparciami. Nad stołem wisi kryształowy żyrandol, pokryty olśniewającymi ozdobami ze srebra i kryształów. Nad kominkiem wisi obraz przedstawiający dolinę. Na drewnie na ścianach wyryte są jelenie wśród drzew. Po dokładniejszym przyjrzeniu się widać w drzewach powykręcane twarze i wilki czające się wśród liści. Hassan szykował się do szturmu na żyrandol. Ustawił bliżej krzesła, zdjął z pleców plecak i wlazł na stół, próbując odczepić kryształowy żyrandol. - Mira, chodź, sprawdzimy na górze. Zwłaszcza ten ukryty pokój - odezwał sie paladyn, poprawiając troki w nowej zbroi. Po czym skierował się na pierwsze piętro(najpierw pokój nr 8 a potem nr 9). - Ha! Nie musisz mi dwa razy tego powtarzać! - rzuciła się za paladynem. - Tylko na mnie poczekaj! - Idziemy z nimi? - Cahnyr spojrzał na Celaeną. - Znów się wpakują w jakieś kłopoty… - Właśnie miałam cię pytać o to samo. - Celaena odpowiedziała zaklinaczowi. - Chodźmy. - Ruszyła za paladynem i wojowniczką. - Hassanie… Gdyby coś przylazło z dworu, to nas zawołaj. - Zaklinacz zwrócił się do kompana walczącego z żyrandolem. - Nie bądź egoistą i pozwól nam się też zabawić - dodał, idąc w stronę schodów. Hassan ostrożnie zdjął z sufitu żyrandol i powolutku, aby go nie roztłuc zaniósł do holu w pobliże wyjścia, kładąc obok worka z pochodniami. Mnich rozglądał się z niepokojem po oknach przez które powoli wdzierała się mgła. Machając od czasu do czasu ręką i rozpędzając jej kłębki jakby próbował złapać ją w dłonie i sprawdzić na ile jest rzeczywista. Wszystko wskazywało jednak na to, że była to najzwyklejsza mgła. - Nie martwi cię to? - Odwrócił się do Hassana. - Nie wygląda na to by miała ustąpić. Pierwszy raz widzę coś takiego. Jeżeli to jakaś magia, ktoś lub coś musi ją powodować. Pod domem może stać cała armia, a my dowiemy się o tym dopiero kiedy tu wejdą. - Dejan, słyszałeś czarowników. Oni mają podobno pomysł na wyjście stąd. Dajmy im popracować, my, wojownicy raczej nie jesteśmy od tego, aby zwalczać czarną magię stalą. Pomóż mi z tym żyrandolem, trzeba wydłubać te wszystkie zawijasy i odczepić te kryształy. Bo przecież nie będziemy chyba tego wlekli w całości, bo się potłucze - Wojownik pochylił się nad żyrandolem. Czekało go nieco roboty, ale mieli czas. Widząc jednak, że Dejan wszedł na górę też zainteresował się piętrem, bo jego towarzysze długo nie wracali Czerwone, aksamitne zasłony pokrywają okna tego pokoju. Stoi tu biurko z krzesłem. biurko ma uchyloną szufladę. Między regałami z książkami stoi drabina, która prowadzi na najwyższy poziom półek. Dobiega stamtąd światło, ale nie widać z dołu co tam się znajduje. Celaena podeszła do biurka i zajrzała do uchylonej szuflady. Biurko zawiera żelazny klucz, lampę olejną, buteleczkę z tuszem, pióro, krzesiwo, zestaw papierniczy zawierający świecę woskową, cztery puste pergaminy, oraz drewnianą pieczęć rodową Durstów z insygnią wiatraka Paladyn z to szukał wejścia do tajnego pokoju. - Powinien tu gdzieś być włącznik, mam podobne przejście w domu, trzeba tylko coś pociągnąć albo przekręcić. Agust dzięki znajomości mapy z domku dla lalek, oraz wrodzonej spostrzegawczości odnalazł książkę, która po podniesieniu otwierała tajemne przejście. - Bingo! - O żesz! - pół-elfka skupiona na przeglądaniu zawartości szuflady, aż podskoczyła słysząc głośny krzyk triumfu Agusta. - Uratował mnie od wykrwawienia, a zejdę przez niego na zawał… Co tam znalazłeś? - spytała dalej oglądając przedmioty z szuflady. - Pewnie jakąś ciekawą książkę z obrazkami - zażartował Cahnyr. - Wchodzimy tam? - Spytała Mira. - Ale gdzie? - spytała zaklinaczka odwracając się od biurka i spoglądając na otwarte przez Agusta przejście. - Co do… Czemu nie mówisz, żeś przejście znalazł?! Tajemny pokój zawiera półki z książkami opisującymi przywoływanie demonów (w sensie fiend), oraz nekromanckie rytuały kultu zwanego Kapłani Osybusa. Ciężka, drewniana skrzynia z żelaznymi, szponiastymi nóżkami stoi przy jednej ze ścian. Wystaje z niej szkielet ubrany w skórzaną zbroję. W kościstej dłoni szkieletu znajduje się jakiś list. - Sprawdźcie list, ja poszukam czy moze mam jakies informacje o tych przyjemniaczkach.- Paladyn wyjął swoją księgę i zaczął porównywać nazwy i wzory. Mira, chcąc upewnić się że szkielet nagle nie ożyje, spróbowała rozłupać mu łepetynę toporem. Ta rozsypała się w drobny mak, jednak reszta szkieletu pozostała nienaruszona. - To co? Badamy list? - spytała z uśmiechem Cahnyra. - Zobaczmy co tu mamy. - Może instrukcja otwierania skrzyni - zażartował Cahnyr. - Ale pewnie pasuje do niej ten klucz z szuflady. Zabrałaś go? Pół-elfka skinęła głową i wyciągnęła kluczyk gdzieś spomiędzy fałd szaty. - Jak najbardziej, zbyt dużo tu zamków, żeby nie wziąć tego klucza. Dejan, który przed chwilą dołączył do poszukiwaczy, pochylił się nad szkieletem wyciągając list z kościstej dłoni. Od opuszczenia klasztoru nie miał okazji do czytania. Chciwie rozwinął więc zwitek papieru i odczytał go reszcie. Do moich najżałośniejszych sług, Nie jestem waszym mesjaszem. Nie przyszedłem, aby was zaprowadzić na ścieżkę nieśmiertelności. Ile byście nie poświęcili dusz na waszym ukrytym ołtarzu, ilu byście nie torturowali nieszczęśników w lochach, wiedzcie, że to nie wy stoicie za moim przybyciem na te piękne ziemie. Jesteście niczym, jak tylko robalami, wijącymi się w ziemi pod moimi stopami. Mówicie, że jesteście przeklęci? Że wydaliście dla mnie całą swoją fortunę? Porzuciliście miłość dla szaleństwa, spłodziliście kobiecie dziecko i złożyliście je w ofierze, zanim dożyło tygodnia. Ale czy na pewno jesteście przeklęci przez Mrok? Nie sądzę. Ratować was przed waszą dolą? Śmiem mieć wątpliwości. Wolę, abyście pozostali tacy, jacy jesteście obecnie. Wasz przerażający Lord i Pan, Strahd von Zarovich Dejan również zauważył, że szkielet ma w miejscu klatki piersiowej na zbroi wbite trzy strzałki. Powłóczył wzrokiem i zobaczył niedziałający już mechanizm-pułapkę. Klucz nie pasował do skrzyni, ale ta na szczęście była otwarta. W skrzyni znajduje się: trzy puste książki ze skórzanymi oprawami, trzy zwoje z zaklęciami (bless, protection from poison, i spiritual weapon), prawo własności do tego domu, prawo własności do wiatraka, oraz podpisana wola przez Gustava i Elisabeth Durstów, że przepisują wszystko na Rosavaldę oraz Thornboldta Durstów w przypadku swojej śmierci. Mnich skrzywił się z niesmakiem podnosząc wzrok. - Majaczenie szaleńca - skwitował. - Złożył jednak delikatnie list i schował go. Dopiero teraz zwrócił uwagę na regały z opasłymi tomami. Podszedł do nich odczytując tytuły. Demonolog? - No nieźle… - słowa pół-elfki odnosiły się jednocześnie do zawartości listu jak i skrzyni. - Ta rodzina naprawdę była popieprzona… Chociaż trzeba przyznać, że majątek mieli nawet niezły, ciekawe jak do niego doszli - ciągnęła przeglądają papiery z prawami do domu. - Powiadają, że pierwszy wór złota trzeba ukraść - stwierdził Cahnyr. - Potem to już idzie z górki. A na koniec jesteś bogatą i szanowaną protoplastką szlachetnego rodu. - Albo bogatym psychopatą z tego co wynika z listu. Tak w ogóle to kim do cholery jest Strahd? - Wolę wersję pierwszą. - Canhyr skomentował wypowiedź koleżanki po fachu. - Zabierzemy te księgi i zwoje? - Tak jakbyś pytał czy woda jest mokra - odpowiedziała żartobliwie. - Oczywiście, że tak. Dejan i Agust zaczęli wspólnymi siłami szukać informacji na temat kultu. I ostatecznie do niczego nie doszli. Zwrócili też uwagę na księgi opisujące rytuały. Porównali je z praktykami opisanymi w księdze Agusta i doszli do wspólnego wniosku, że te rytuały są fałszywe. Z pewnością kult wierzył, że jest jednak inaczej. - Nasi martwi już gospodarze byli głowami kultu. Nie znaleźliśmy nic na jego temat, ale to nieistotne, bo ich rytuały nic nie robiły. Zwykły makabryczny cyrk, żadnej magii. Jedyne co zrobili to zepsuli swoje dusze i przeklęli to miejsce czyniąc tak potworne rzeczy. Gdzieś na dole musi być ich ołtarz, zapewne na samym dole. - Paladyn przetarł czoło ze zmartwienia. Tyle niepotrzebnego cierpienia przez tych głupców. Mira nie widząc tu już nic interesującego, wróciła się do półki w poprzednim pokoju, która emanowała dziwnym światłem. Cahnyr, który podzielił się z Celaeną zawartością skrzyni, poszedł za nią. Pół-orczyca zeszła na dół i przedstawiła znalezisko kompanom. Znajduje się tu zapalona kolejna lampa olejna, oraz kolejna pusta książka oprawiona w skórę. - Może to sympatyczny atrament - powiedział zaklinacz, widząc kolejną księgę z pustymi kartkami. - Zwykle takie literki ujawniały się po podgrzaniu. - Sugerujesz żeby potraktować to tomiszcze ogniem? - spytała pół-elfka. - Najlepiej byłoby wpakować do kociołka i wstawić nad ogień, ale pewnie zwykła lampa też wystarczy - odparł Cahnyr. Niestety, podjęte przez niego próby nie przyniosły żadnych efektów. - Może byli na etapie planowania kolejnych opisów rytuałów - powiedział, ciut zniechęcony. Hassan wszedł na górę. - Macie coś ciekawego? - wojownik rozglądał się po korytarzu - Znaleźliśmy papiery zawierające prawo własności do tego domu i testament właścicieli. Był też list od niejakiego Strahda von Zarovicha, ale w sumie mnie to nic nie mówi - odpowiedziała zaklinaczka. - A może to jakaś magia? Iluzja czy inne coś? Umiałby ktoś wykryć zaklęcie? - Hmm, przeszukaliście już wszystko tutaj? Z góry już zabrałem nieco precjozów, a w skrzyniach w piwnicy było złoto. Niewiele, ale zawsze coś. Na dole nic nie ma, więc jak liczymy na jakieś skarby, chyba trzeba się będzie przejść głębiej w piwnicę - zawyrokował Hassan. - Tu tak to wygląda, ale nie sprawdziliśmy jeszcze innych pokoi, za długi zeszło nam zbadanie tego tajnego pokoju. Paladyn zostawił towarzyszy przeszukujących bibliotekę i skierował się w kierunku pokoju naprzeciwko biblioteki. Jest tu bardzo elegancka sala z mosiężnym żyrandolem zwisającym z sufitu. Żyrandol jest zabezpieczony 330 specjalnymi systemami chroniącymi przed polskimi graczami DnDków. Koło kominka znajduje się harfa. Kominek zdobią alabastrowe figurki wykwintnie ubranych tancerzy. Ten, kto przygląda się im dokładniej, widzi, że niektórzy tancerze to szkielety... Mnich skinął w stronę Hassana po czym odprowadził wzrokiem odchodzącego paladyna. Podszedł bliżej reszty towarzyszy trzymając w ręku jeden z woluminów. - Dzieci mówiły o potworze w piwnicy, a ich rodzice bawili się w przywoływanie demonów. Domyślacie się pewnie co może być na dole. - Jeśli myślimy podobnie, to nie wiem czy chcę się spotykać z tym potworem - powiedziała Celaena. - A macie już sposób, by zrobić coś z tą mgłą dokoła domu? Mam wrażenie, że ona… się zbliża… - wojownik mruknął cicho, nerwowo ciągnąc za sumiastego wąsa - …może to ten potwór na dole przywołuje mgłę? Te ghule na dole wydawały się na nas czekać. - Bardziej spały, a ja je obudziłam - rzuciła Mira. - Mgła na pewno jest kontrolowana przez monstrum, nie słuchaliście starych baśni? Zawsze tak jest. - Jakoś nigdy nie miałam okazji… - wzruszyła ramionami Celaena. - Ale jeśli masz rację to oznacza, że tak czy siak trzeba tego potwora ubić. A już myślałam, że możemy sobie to odpuścić. Świadomość tego, że może to być jakiś demon nie napawa mnie entuzjazmem. - Jak widać, praca pogromców złych mocy nie kończy się nigdy - stwierdził Cahnyr. Trudno było ocenić, czy mówił to całkiem poważnie. Paladyn zasiadł do harfy i zaczął grać. Po sali rozniosła się piękna, subtelna melodia. Zaklinaczka podeszła bliżej harfy i usiadła na ziemi obok wsłuchując się w melodię. Dźwięki wygrywane przez paladyna odrobinę uspokajała nerwy pół-elfki. - No dobra… - Hassan wsłuchał się w kojącą melodię wygrywaną przez paladyna, a kiedy dźwięki ucichły dodał - to chodźmy po tego skurwysyna w piwnicy. - A gdzie oklaski dla artysty? - zapytał Cahnyr. - Ten występ zasługuje na coś więcej, niż 'chodźmy dalej'. Ja jestem pełen uznania. Siedząca obok harfy Celaena zaczęła klaskać, jednak dość delikatnie i cicho, źeby nie narobić zbyt dużo hałasu. Żałowała trochę, że piękna melodia już zamilkła ponieważ oznaczało to, że będą musieli iść w poszukiwaniu potwora. - Masz ogromny talent - rzekła do Agusta z uśmiechem, po czym podniosła się z podłogi. Hassan skinął głową Cahnyrowi i zaklaskał z uznaniem, doceniając kunszt szlachcica - Nawet w tak ponurym i złym miejscu jak ten dom, odrobina piękna może ukoić duszę. Dziękuję. - Paladyn wstał i ukłonił się. - A teraz, chyba czas zejść na dół. Jest szansa że ta piwnica łączy się z jakimiś naturalnymi jaskiniami i tak uciekniemy przed tą mgłą. - Osobiście wolałabym dalej słuchać twojej muzyki, ale jak trzeba, to trzeba - wtrąciła Celaena. Hassan tymczasem zszedł na parter po plecak i po chwili był już gotowy. A więc po chwili błogiego ukojenia drużyna wróciła do brutalnej rzeczywistości. Wrócili do miejsca, w którym wycofali się ostatnio. Czyli znów stanęli przed drewnianymi drzwiami. Pokój obok, w którym walczyli z gospodarzami, nie miał dalszego przejścia korytarzem. Agust nie wyczuwa obecności żadnych plugastw. Hassan ustawił się za paladynem, zgodnie z jego wcześniejszym zaleceniem nastawiając ostrze glewii do przodu. Mira też ustawiła się w szyku, gotowa do dalszej walki. - Chodźmy do tamtych drzwi! - Wskazała nieotwarte jeszcze drzwi. - Wolę najpierw wejść przez korytarz którego nie zbadaliśmy, szturm przez drzwi zostawmy sobie na ostateczność. - Po czym ruszył z pochodnią w niezbadany jeszcze korytarz. |
24-06-2018, 11:02 | #16 |
Reputacja: 1 | Ten pokój zdobią szkielety zaczepione do ściany za nadgarstki zardzewiałymi łańcuchami. Szeroka wnęka w głębi pokoju zawiera drewniany, pomalowany posąg, przedstawiający zmizerniałego, bladego mężczyznę, ubranego w obszerny, czarny płaszcz. Jego blada, lewa ręka spoczywała na głowie wilka, stojącego obok niego. W prawej dłoni trzyma szarawą, kryształową kulę. W południowej części pokoju widzicie te same drzwi, przez które mieliście zamiar przejść. Celaena z pewną dozą strachu spojrzała na szkielety. - Ciekawe czym ci biedacy sobie zasłużyli? - po czym odwróciła się w stronę posągu i przyglądała się mu zastanawiając się kogo on przedstawia. - Być może to ten bożek którego czcili, ale nie mamy pojęcia. Poczekajcie chwilę, sprawdzę czy nie kryją się tu jakieś duchy. - Po czym Agust raz jeszcze przywołał boską łaskę dla swych zmysłów. Agust nie wyczuł żadnej złowrogiej istoty. Przeszukujemy to miejsce bardzo ostrożnie, niczego na razie nie dotykając, po prostu obchodzimy i się przyglądamy. Patrzymy pod nogi, i cały czas w szyku. - Zmiatajmy stąd. Wróg czeka na dole. Widać, że to jakiś ichni bożek. - Hassanowi niespecjalnie podobało się świętokradztwo. Groby właścicieli przybytku też zostawił w spokoju, więc tu nie robił wyjątku. Agust zauważa przy ścianie obok korytarza, którym tu weszli, że znajdują się tu drzwiczki. Agust zamachnął się młotem celując prosto w drzwi, gotów wbiec zaraz jak je rozwali. Drzwiczki z latwością się rozpadły na drzazgi, ukazując krótkie schody w górę, na szczycie których była pokrywa. Nawet przy niewielkim wysiłku unosiła się i wychodziło się na parterze, w pokoju łowcy (z wilkami wypchanymi). - Zniszczmy ten posążek! Nie przedstawia nic dobrego dla tego świata - zakrzyknęła Mira. - Dobra, to mamy przynajmniej łatwiejszą drogę na górę. Nie mam nic przeciwko niszczeniu takich posągów, ale jak chcesz to zrobić? - skwitował paladyn. - Obwiążmy go linami i wspólnie pociągnijmy, w szóstkę może uda nam się go przewrócić? - powiedziała dzikuska. - A może potraktować by go kwasem? - spytała zaklinaczka. - Barbarzyństwo… świętokradztwo - wyszeptał Hassan. - Czy jesteśmy kapłanami, by obalać pogańskie bożki? - wojownik splunął na podłogę, niechętny pomysłom kobiet. - Jakie świętokractwo?! W tym domu nie ma nic świętego, to jedna wielka wylęgarnia zła - pół-elfka rzuciła w stronę Hassana. - Wylęgarnia? Zdegenerowany szlachetka czczący jakiegoś cudaka z kulą zamienił się w ghula, wraz ze swymi sługami zapewne. Zagłodził dzieciaki. Złe, ale widziałem gorsze rzeczy na ulicach Huzuz. Dobrych bogów się czci, złych zostawia w spokoju i omija szerokim łukiem - Hassan nie lubił dywagować za wiele o religii i miał swoje zdanie na ten temat. Oparł się o ścianę w pobliżu wyjścia, zakładając mocarne ramiona na pierś. - Róbcie co musicie. Nie znam się na bożkach. Może trzeba to zniszczyć, ale nie przyłożę do tego ręki. Celaena ignorując słowa Hassana wyciągnęła przed siebie ręce i wymawiając zaklęcie posłała w stronę posągu rozbryzg kwasu. Kwas pokrył powierzchnię posągu. Posąg zaczął się topić, wydzielając niesamowity smród, który wypełnił cały pokój. Ręka posągu odpadła, a kryształowa kula potoczyła się do stóp Celaeny. Nie była to magiczna kula, ale każdy, kto znał się na magii wiedział, że ta kula jest w stanie pomóc rzucać zaklęcia, jeśli użyje się jej właściwie. Pół-elfka podniosła kulę i przyglądała się jej chwilę. - Mogę sobie to przywłaszczyć? - spytała resztę towarzyszy. - Twoje dzieło, twoja zdobycz - powiedział Cahnyr. Hassan splunął na podłogę. - Bierz i idźmy stąd w końcu… - mruknął. - Nie ma problemu, możemy iść - powiedziała zaklinaczka zafascynowana swoją nową “zabawką”. Zeszliście starymi schodami na niższy poziom lochów. Kiedy weszliście do tej komnaty, zauważyliście, że szepty przeobraziły się w regularną pieśń, dochodzącą z jednego z dwóch korytarzy. Mnóstwo głosów jednocześnie nuciło "On jest Pradawny. On jest Ziemią.". W trzynastu zgłębieniach w tej komnacie znaduje się mnóstwo różnych przedmiotów: - mała, zmumifikowana żółta ręka z ostrymi pazurami, zawieszona na lince, - nóż z ludzkich kości, - sztylet z czaszką szczura osadzoną przy rękojeści, - lakierowana kula o średnicy 8 cali, wykonana z oka nothica, - kropidło wyrzeźbione z kości, - płaszcz ze skóry ghoula, - zasuszona żaba, przywiązana do patyka, - torba pełna odchodów nietoperza, - odcięty palec wiedźmy, - 6-calowa drewniana figurka mumii, jej ramiona krzyżują się na piersi, - pomarszczona głowa niziołka, - mała, drewniana skrzynia zawierająca język wilkora. - Trzynaście… - powiedział Cahnyr, policzywszy wnęki. - Niektórzy uważają, że to liczba pechowa. Inni twierdzą wprost przeciwnie. - Trzymajmy się drugiej wersji, ale jednocześnie bądźmy ostrożni - powiedziała Celaena przyglądając się przedmiotom we wnękach zatrzymując wzrok przy sztylecie ze szczurzą czaszką - Hmm… tyle tu rzeczy, że każdy coś dla siebie znajdzie… Biorę sztylet - dodała biorąc go do ręki. Hassan popatrzył podejrzliwie na głowę niziołka. - Coś takiego widziałem na pograniczu, wśród dzikich, barbarzyńskich plemion Maru. Ich szamani mają po kilka takich uwieszonych u pasa. Podobno czarownicy trzymają tam dusze tych, co im się narazili… - Hasan splunął ponownie, i od suchości w ustach musiał sięgnąć po łyk wody z bukłaka - mroczna, plugawa, pogańska magia, ot co. - Najlepiej byłoby spalić to wszystko - stwierdził zaklinacz, z brakiem akceptacji spoglądając na znajdującą się tu kolekcję. - To możemy to spalić - Celaena przytaknęła chowając znaleziony sztylet. Jako że nikt nie protestował w głos, projektodawca poczuł się zobowiązany do zapoczątkowania realizacji dzieła zniszczenia. Wnet na środku pomieszczenia znalazła się skrzynka z językiem wilkora, do której trafiły pozostałe rzeczy. Wszystko polano olejem z jednej z lamp, a potem Cahnyr potraktował stos ognistym pociskiem. Początkowo ogień zajmował stos bardzo powoli. Rozszedł się niesamowity smród i czarny dym zaczął buchać ze stosu. Z wielu miejsc zaczęły wybiegać szczury i uciekać do innych pomieszczeń. Trochę to trwało, zanim spaliło się wszystko. Niektóre elementy, jak kości, leżały osmolone w kupce tego co pozostało. Gdy dym nieco się rozproszył, można było ruszać dalej. W pomieszczeniu są dwa tunele. Ten, z którego dobiegają pieśni, opada odrobinę w dół i po 2 metrach zatopiony jest w mętnej wodzie (woda sięga do klatki piersiowej). Zablokowany jest zardzewiałą metalową bramą. - Może najpierw sprawdzimy ten suchy korytarz? - zaproponował Cahnyr. - A nuż znajdziemy jakąś śluzę czy zawór, by spuścić tamtą wodę? - Popieram, walczyć w tej wodzie byłoby bardzo nierozsądnie, zbyt utrudnia poruszanie. Sprawdźmy tamten drugi pokój. Utrzymajmy szyk. - Po czym Agust jak zwykle znalazł się na przodzie, a w trakcie znów użył błogosławieństwa zmysłów( w sensie jak już będziemy w pokoju), żeby sytuacja z ghastami się nie powtórzyła. Był gotowy na atak gdyby tylko jakakolwiek bestia się pojawiła. Weszliście do pomieszczenia wyglądającego jak więzienie. Zardzewiałe kajdany wiszą przy ścianie w rzędach. Na końcu komnaty wisi przyczepiony do kajdan szkielet w czarnej szacie. Widzicie dwa szczury przebiegające z jednego końca pokoju na drugi. Za wami po korytarzu też przebiegł szczur. Rozlega się ciche popiskiwanie i zaraz znika. Agust nie wyczuwa niczego swymi zmysłami. Paladyn podszedł do szkieletu i ostrożnie go przeszukał. Znajduje złoty pierścień na jego kościstym palcu. Nie znalazłszy nic ciekawego, ani niczego co próbowało by pozbawić go głowy, zaczął się z całą resztą rozglądać za innymi rzeczami które mogłyby im pomóc. Dźwignie, kołowroty, tajne przejścia, śluzy… Agust położył dłoń na ścianie i podczas gdy tak szedł, zauważył w pewnym momencie wytarty ślad. Kiedy go zbadał, zorientował się, że przed nim znajdują się kolejne ukryte drzwi, które otwierały się z łatwością, kiedy ktoś je pchnął. - Może dzięki temu unikniemy taplania się w tej mętnej wodzie. - Canhyr podzielił się myślą, którą, jak sądził, za słuszną mogli uznać i inni. Kiedy drzwi się uchyliły, doszły was głośne śpiewy. Tu było ich źródło. Lecz w mgnieniu oka ucichły, pozostawiając jedynie głuchą ciszę. Ta wielka sala ma gładkie marmurowe ściany, nadające jej świetne właściwości akustyczne. Potężne kamienne filary podtrzymują sklepienie. Na końcu komnaty jest wyłom w ścianie, tworzący jakby wnękę. Większość pokrywa mętna woda, wysoka na 2 stopy. Na środku pokoju znajdują się schody, zbiegające się do siebie i tworzące na szczycie niewielkie podwyższenie unoszące się ponad wodę, jedyne suche miejsce. Nad tym miejscem zwisają zardzewiałe łańcuchy z sufitu, wygląda to na swego rodzaju ołtarz, przynajmniej tak pomyślał Agust i Dejan. Nie widzicie nic więcej, ponieważ stoicie za daleko. Ołtarz znajduje się od was około 10 metrów. Pokój jest długi na 20 metrów, więc ołtarz jest po środku. - Czekamy tu, aby musieli przeciskać się przez drzwi? - spytała poddenerwowana Mira. Lubiła perspektywę walki, zwłaszcza ze złymi czarownikami, przypominało jej to stare legendy, ale to miejsce było… Co najmniej niepokojące. - A jak macie zamiar wywabić to coś? - zainteresował się Cahnyr. - Jakoś nie widzę naszego przeciwnika. - Ktoś będzie robił za przynętę. I tym kimś będę ja, ale nie wejdziemy tam bez planu - odrzekł paladyn. - Taktyka jest prosta, jeżeli to mag, to musimy go zniszczyć jak najszybciej, nie chcemy się mierzyć z magią. Jeżeli powstanie tu horda szkieletów, walczymy tak, żeby nie mogły nas okrążyć, wykorzystując te drzwi jako punkt obrony. Jeżeli pojawi się mag i horda, dalej zabijamy maga. Jeżeli do czynienia z jakimś dużym przeciwnikiem, to wyciągniemy go stamtąd żeby nie walczyć w wodzie. Ale gdyby okazał się zbyt trudny mamy plan b. Przygotujemy pułapkę, tę z palami, mam dwie butelki oleju, dorzucimy trochę małych szczapów drewna. Zaciągniemy go tam, i gdy wpadnie nabije się na pale, a potem zaklinacze podpalą cały dół. Część z nas rozdzieli się przed pułapką idąc w kierunku pokoju w którym był robal, to będą Dejan i Mira. Odetniecie drogę tak, żeby nie mógł wyjść z dołu i będziemy go tam atakować kiedy on się będzie smażył. Ja będe biegł ostatni, żeby mieć pewność że pobiegnie na pułapkę, a nie za wami. Zostawiamy plecaki i zbędne obciążenie przy tym nowym wyjściu na górę. Jakieś pytania? - Szkoda, że nie mamy więcej oleju - stwierdził Cahnyr. - Taka warstewka na wodzie utrudniłaby przeciwnikom dotarcie do nas. Oczywiście gdybyśmy ją podpalili w odpowiedniej chwili. - Nie mamy jakiejś pułapki, aby rozstawić koło wejścia? - Hassan zapytał Mirę, która wyglądała mu na dziką łowczynię. - A widzisz coś, do czego możnaby taką pułapkę przywiązać? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, uświadamiając sobie jak głupia była, że o tym nie pomyślała. - Ale owszem, mam takową. - Trochę dalej, do łańcuchów? - zasugerował zaklinacz. - Ale na upartego wystarczyłoby ją rozłożyć. Gdyby to coś wpadło w pułapkę, to by nieco oberwało. I, z pewnością, zwolniło. Z drugiej strony… wtedy byłaby bardziej ostrożna. - Hmm… Nawet jeśli jej nie przywiążemy, musiałabym ją gdzieś schować. Nie wiem czy dam radę zrobić to pod wodą czy też jeśli tam wejdę, zaraz na mnie napadną… Chociaż możemy spróbować… - Dobra to bierzmy się do pracy. Nic więcej nie poradzimy w końcu musimy tu zrobić porządek bo obawiam się, że ta mgła za jakiś czas zejdzie i tutaj. Powodzenia. - Agust podniósł się i skierował kroki, żeby zabrać się za przygotowania. - A z mgłą sobie nie poradzimy - dorzucił Cahnyr. - To kto ma za ciężki plecak? Plan został omówiony, rozpatrzony kilka razy ze wszystkich stron, poprawiony, aż wreszcie zaczęto wprowadzać go w życie. Drużyna ruszyła do roboty pełną parą. Pozbyto się bagaży, nastawiono pułapki, załatwiono oświetlenie. Kiedy w końcu wszystko dopięte było na ostatni guzik, paladyn rzucił czar błogosławieństwa na trzech wybrańców, i w końcu wziął swoją kuszę i strzelił w kierunku wnęki. Czekał, czekał… kiedy nic się nie stało, Celaena i Cahnyr posłali w tamtym kierunku dwa ogniste pociski. Ta akcja też pozostała bez żadnej reakcji ze strony… komnaty. Więc Agust wskoczył do wody i pędził co sił w stronę ołtarza, a reszta czekała w napięciu. Kiedy w końcu tam stanął, zauważył, że ołtarz jest cały brudny w już dawno zaschniętej krwi. Kiedy spojrzał w kierunku wnęki, zobaczył tam odrobinę wystającą z głębokiej wody stertę śmieci, gałęzi i mchu. Nagle lampy przygasły, i zerwał się wiatr. Po chwili ustał a lampy odzyskały swój ogień. W pewnym momencie znów rozległ się rytmiczny śpiew. Wokół Agusta pojawiło się w powietrzu trzynaście istot w czarnych szatach. Każda trzymała pochodnię płonącą czarnym ogniem, lecz ów ogień zdawał się pochłaniać światło, zamiast nim emitować. Pod kapturami mrocznych postaci nie było widać głów. "Jedno musi umrzeć! Jedno musi umrzeć!" wciąż i wciąż śpiewały to samo zdanie. Na ołtarzu leżał sztylet rytualny. Agust nie zamierzał pomagać w żadnym rytuale. Wręcz przeciwnie, przyszedł go tu popsuć. Szybko chwycił sztylet i rzucił go w kierunku kupy śmieci znajdującej się z boku komnaty. - Koniec waszych rytuałów, śmieci! - Po tych słowach użył błogosławieństwa zmysłów. Paladyn nie wyczuwa obecności żadnych istot, które jest w stanie wyczuć w błogosławionym stanie (i tu nie chodzi o ciążę). Jednak istoty nie wydają się być iluzjami. Nie reagują na obelgę Agusta, tylko nieprzerwanie śpiewają to samo zdanie. - Jakoś nie zamierzają go atakować… - powiedział niepewnie Cahnyr. - Nie są też duchami, to wiem. - Po czym paladyn powoli zaczął się wycofywać z ołtarza, raz tylko splunął na niego, na odchodne. - To kultyści, debile! Ludzie zwykli! Uciekaj stamtąd jak najszybciej, trzynastce nie dasz rady! - wrzasnęła ku paladynowi Mira. Trzynaście istot zamilkło, kiedy paladyn zszedł z ołtarza do wody. - Lorghoth, Niszczycielu, budzimy cię! Lorgoth, Niszczycielu, budzimy cię! - zaczęły śpiewać, a kupka śmieci poruszyła się, strącając sztylet rytualny do wody. Podniosła się i Mira rozpoznała tę bestię. Kiedy jeszcze mieszkała razem z członkami swojego klanu, była raz świadkiem walki wielu wojowników z tego typu bestią i widziała, jak z łatwością miażdżyła wojów dużo bardziej od niej doświadczonych. Bestia ruszyła w stronę Agusta. |
26-06-2018, 23:07 | #17 |
Reputacja: 1 |
|
27-06-2018, 20:55 | #18 |
Administrator Reputacja: 1 | Cała drużyna wybiegła za paladynem i… Magiczna mgła zdawała się ustąpić o wiele rzadszej, naturalnej mgle spowijającej każdy zakątek tej ponurej wioski. Wysokie kształty budynków wyłaniały się zza białej powłoki mgły. Wszędzie jest błotnista ziemia, a jedynie ścieżki między budynkami były wyścielone mokrym brukiem. W wiosce panuje przygnębiająca cisza, zakłócana od czasu do czasu kobiecym łkaniem z daleka, które odbijało się echem. Powoli z uliczek zaczęli wyłaniać się ludzie, którzy najpierw wpatrywali się w nowych przybyszów, aby zaraz udawać, że nie zwracają w ogóle na nich uwagi, i tylko od czasu do czasu zerkali na nich. Kiedy trafiali wzrokiem na pół-orczycę, marszczyli podejrzliwie nosy i szeptali coś do siebie, ku jej widocznemu niezadowoleniu. “Rasiści…” - przeszło jej przez myśl. Uliczką można iść na północ, albo południe. Wszystkie domy mają pogaszone światła, a rozpadające się sklepy są już dawno zabite dechami. - Wieś… - mruknął Hassan zrzucając z barków targany wór i delikatnie kładąc na ziemi żyrandol. Chwilę na niego patrzył i aż sapnął ze złości. - Plugawa, skurwysyńska, czarna magia!! - rzucił w kierunku bezwartościowego klamota, jakim stał się żyrandol - No trudno, znajdziemy godniejszy łup - wojownik kręcił głową niepocieszony. - Może powinni znaleźć ten młyn? - Cahnyr zwrócił się do pozostałych. - Teraz powinniśmy znaleźć jakąś karczmę lub gospodę, tam dowiedzieć się coś nieco o okolicy. No chyba że chcesz spać w młynie, który może nawet nie mieć dachu. - Agust rozejrzał się z kim z obecnych mieszkańców można by najłatwiej porozmawiać. - Ja to załatwię, dowiem się gdzie możemy bezpiecznie się schronić. - Po czym podszedł do najmilej wyglądającej mu osoby, z swoim najcieplejszym uśmiechem na ustach. Na widok zbliżającego się paladyna tłum rozszedł się w milczeniu. Osoba, którą obrał sobie za cel Agust, burknęła coś pod nosem i pospiesznym krokiem zaczęła odchodzić w najbliższą uliczkę, od czasu do czasu odwracając się, aby się upewnić, czy na pewno nikt za nią nie podąża. - Chyba nie wzbudzasz zaufania. - Cahnyr pokręcił głową, lecz uśmiechnął się, mówiąc te słowa. - Jeśli mam być szczery to oni mojego też nie. A myślałem że to waterdeepska szlachta ma największy kij w dupie i pogardę wobec obcych. - Paladyn westchnął. - Może wobec kobiety będą bardziej ufni. - Cely uśmiechnęła się do zaklinacza i paladyna, po czym skierowała się do zebranych tam ludzi, w celu spytania o nocleg dla drużyny. Jakaś skromnie ubrana kobieta spojrzała Cely głęboko w oczy. Jej oczy drżały, a głos był stłumiony. - Tą drogą na północ, a potem na wschód. - mruknęła i szybko zniknęła za rogiem najbliższego budynku. - No cóż… - westchnęła pół-drowka. - Z kulturą u nich na bakier, ale lepsza taka odpowiedź niż żadna. - Boją się nas, kobieto. Nie każdy kmiot musi od razu błyszczeć na salonach. Może karmieni są batem przez ich pana? Któż to wie? - Hassan wzruszył ramionami. - Taki los wieśniaków. Prawo pana, baty dać, prawo chłopa, baty brać - zarechotał, po czym podniósł toboły i powoli ruszył we wskazaną przez wieśniaczkę kierunku. - Hahaha, boki zrywać, taki przezabawny żarcik… - Celaena rzuciła po cichu, z ironią w głosie w stronę Hassana, po czym ruszyła w tym samym kierunku. Idąc mglistą drogą, drużyna zauważyła jak każdy, kto ją widział, zamykał pospiesznie drzwi, ściskając w dłoniach święte symbole. Na ścianach budynków, oraz drzwiach, gdzieniegdzie widać było ślady pazurów. W końcu można było zobaczyć w oddali jakieś światła (było późne popołudnie, prawie wieczór). Kiedy się zbliżyli, zobaczyli dwa budynki na przeciwko siebie, po obu stronach uliczki. Z budynku po prawej, z okien wydobywało się słabe światło, ledwo przebijające się przez grube warstwy firanek. Nad drzwiami widniał napis "Sklepik Bildratha". Po lewej stronie stał odrobinę niższy budynek. Światło bijące z tego budynku wydawało się świetlanym filarem niosącym odrobinę nadziei w tym mglistym, smutnym miejscu. Nad otwartymi drzwiami wisi lekko skrzywiony napis "Tawerna Krwiste Wino". W oddali, na zachodzie (czyli dalej prosto ścieżką), zobaczyliście jakąś starowinę chodzącą od domu do domu. Pchała jakiś terkoczący drewniany wózek. Nikt jej nie otwierał. W końcu otworzyły się drzwi jednego domu i wyszła stamtąd rozczochrana, drżąca kobieta, z wielkimi cieniami pod oczami. - Psst! Hej, proszę! Poczekaj! Starowina zatrzymała się i spojrzała ze złośliwym uśmiechem na kobietę. - Czego chcesz? Hmm? - odpowiedziała zachrypłym, przeciągłym głosem. - Możemy dostać dwa ciasteczka? Proszę, zapłacimy kolejnym razem. Przysięgam. - Płacicie z góry, albo nie marnujcie mojego czasu. - Proszę… - łkała kobieta. Starowina powolnym ruchem udawała, że ma zamiar iść dalej. - Dobrze! Damy ci to, czego chcesz… Z domu wyszedł mężczyzna, pchając przed sobą małego, na oko siedmioletniego chłopca. Starowina uśmiechnęła się od ucha do ucha i złapała chłopca mocnym uściskiem za ramię. Pospiesznie wyciągnęła igłę i nakłuła ramię chłopca. Chłopiec rozpłakał się, a starucha zaśmiała i klasknęła dłońmi. - Ma duszę… - mruknęła do siebie. - Zgoda. - Sięgnęła do wozu i wręczyła kobiecie dwa ciasteczka w foremkach. - Nie chcę… - chłopiec rozpłakał się, a starucha uderzyła go w twarz i posadziła na wóz. - Jak się jeszcze raz odezwiesz, to cię zabiję - warknęła. Rodzice chłopca mieli już w ustach ciastka. Ich oczy zaszły mgłą, a ponure twarze rozjaśniły błogimi uśmiechami. Powolnym krokiem, potykając się o własne nogi, wrócili do domu, zatrzaskując za sobą drzwi. - A to ci banda skurwysynów dziecko za słodycze sprzedaje, a dziwka dziwka w siedem życi przez demony chędożona nie ma nic przeciwko… - mruknęła cicho Mira. - Faktycznie, cywilizacja jest taka dobra… - dodała sarkastycznie. - Co tu się właśnie odpieprzyło?! Sprzedać dziecko za ciastka? Trzeba pomóc temu małemu! A potem wygarnąć tym wyrodnym rodzicom! - Sytuacja ze staruchą wywołała w zaklinaczce burzę negatywnych emocji. - Ciekawe, co jest w tych ciastkach - powiedział cicho Cahnyr. - Widać bardziej je lubią, niż własnego syna. - Zapewne nic dobrego - odpowiedziała Celaena, którą aż rwało, żeby wyrwać chłopca z łap dziwnej staruchy, ale czekała na decyzję innych. - Nie tylko to jest podejrzane. Słyszałaś co powiedziała? Ja tego nie puszczę płazem. Paladyn zagotował się w środku. Zebrał resztki sił i przyzwał błogosławieństwo zmysłów. Coś mu się wydawało że starucha nie jest tym na kogo może wyglądać. Wyczuł to czego się obawiał. - Starucha nie jest człowiekiem. To jakiś pomiot zła, bądźcie ostrożni - szepnął w kierunku towarzyszy, potem ruszył w jej kierunku. - Co to za ciastka sprzedajecie? - wycedził, starając się nie zwracać uwagi na swoje emocje. Nie zauważyli jej wcześniej, jednak zaraz obok nich, ze splecionymi rękami na piersi, opierała się o ścianię jakaś osoba. Srebrzysto-białe włosy spływały jej po ramionach, odbiając ostatnie promienie słońca tak jak srebrne ozdoby w jej spiczastych uszach. Jej zgrabna figura oraz gracja, wysoko umieszczone kości policzkowe, zwężająca się na twarz trójkąta twarz, duże, midgałowate oczy o barwie świeżej krwi oraz skóra w kolorze czarnego atłasu nie pozostawiała złudzeń. Jak Celaena była pół-drowką, tak ona pełnokrwistym mrocznym elfem. Westchnęła głośno na słowa sunity. - Od razu gdy was zobaczyłam wiedziałam, że tak to się skończy - rzekła melodyjnie, z dozą ironii w głosie. Nie wyglądała jednak tak, jakby miała zamiar w jakikolwiek sposób reagować. Przynajmniej na razie - Przybyliście z tego dziwnego domu, jak sądzę? - dodała chwilę moment, gdy już przykuła ich uwagę. Celaena odwróciła wzrok w kierunku z którego usłyszała słowa. Kiedy zobaki drobiazgaczyła postać, która je wypowiadała stanęła jak wryta. Postać wyglądała prawie jak ona, jednak były między nimi pewne różnice. - Jakbyś zgadła… - odparła ze zdziwieniem, spoglądając na kobietę. Pomimo, że jej ojcem był drow, to sama nigdy w życiu nie widziała mrocznego elfa. "Jasnowidzaca", pomyślał z ironią Cahnyr. - Może po prostu widziała - powiedział, przyglądając się drowce z wyraźnym brakiem sympatii. Tak jakoś nie potrafił przekonać się do mieszkańców wioski, a dla tej nieznajomej nie miał zamiaru robić wyjątku. - Póki co jest jedyną osobą, która wyraża chęć rozmowy z nami - odpowiedziała Cahnyrowi. - Może to wykorzystajmy i spróbujmy dowiedzieć się czegoś o tym miejscu. - Zwróciła wzrok z powrotem na drowkę. - Jestem Celaena. A jak ciebie zwą? - spytała nowo napotkaną. Kąciki ust elfki na chwilę uniosły się nieco w górę, formując coś na cień uśmiechu. Zniknął on jednak tak samo szybko, jak się pojawił. - Cień rządzi tym miastem. Ci ludzie są nim upojeni, pragnąc go coraz więcej i więcej, sprzedając własne dusze i godność. Ich potwory formują się na ich oczach, żądając krwi - mówiła ponuro, pozwalając sobie nieco wyjaśnić sytuację z własnego punktu widzenia. Nie brzmiała jednak tak, jakby było to dla niej obce. - Wasza księżna wysyłała tu grupę za grupą, nie zdając sobie sprawy z tego, co się tutaj dzieje. Moją coś rozszarpało na strzępy. Wybiegłam z lasu… i znalazłam się tutaj. Sama powinna tutaj przybyć i zobaczyć na co nas skazała. - Alune … Baenre. Być może znasz - spojrzała badawczo na Cel, wyraźnie zaciekawiona jej reakcją - Choć wiele ze swoją rodziną wspólnego nie mam. - Wybacz, ale pierwszy raz słyszę. Zresztą być może po moim wyglądzie ciężko się tego spodziewać, ale jesteś pierwszym mrocznym elfem, którego widzę w życiu. - Cely odpowiedziała drowce. - Ale miło cię poznać. - [i]Och, jak miło. Jesteś pierwszą osobą w moim życiu, która to powiedziała - sarknęła w odpowiedzi Alune. - Z jakiego domu? - spytał Cahnyr. - Długo tu jesteś? Wiesz coś więcej o tej kobiecie z wózkiem, kupującej dzieci? Drowka po prostu pokręciła głową na wszystkie pytania. - Lepiej ratujcie swojego kolegę, bo zaraz i on zacznie żreć ciastka - lekko kiwnęła głową w stronę staruszki. - Albo go aresztują. W moim kraju niewolnictwo jest legalne. Wpieprzamy się w czyjś interes. Szkoda malca, ale życie jest brutalne. - Hassan ruszył w stronę paladyna, zamierzając przemówić mu do rozsądku - A ja może pójdę przemówić do rozsądku jemu i poczęstować tą staruchę jakimś ognistym pociskiem. - Pół-drowka ruszyła za wojownikami. - Powodzenia. Ja postoję - wzruszyła ramionami elfka. - Tchórz bez honoru z ciebie w takim razie… Ta starucha to jakieś ucieleśnienie zła. Wiedźma, sukkub czy cokolwiek, paladyn pewnie wie lepiej - warknęła Mira, której spojrzenia wioskowych zaczynały powoli irytować. - Wiesz może o niej coś więcej? Na przykład gdzie zwodzi te dzieci? Alune wywróciła oczami na słowo "honor". Tak jakby drowy jakikolwiek miały. - Gdyby mnie to interesowało, to bym szła za nią - rzuciła od niechcenia. Starucha usłyszawszy głos Agusta, wzdrygnęła. Zakryła materiałem swoje ciasteczka i odchrząknęła kilka razy, pchając wóz i idąc szybciej przed siebie. - Pyszne wypieki, za jedynie jedną złotą monetę za sztukę. Ale już zamknięte… tak, zamknięte! Bądźcie cierpliwi, a na pewno zdołacie kupić następnym razem. Te już są zarezerwowane - zaśmiała się nerwowo. Chłopiec siedzący na wozie milczał i drżał ze strachu. Patrzył mokrymi oczami prosto w oczy paladyna, powoli się oddalając. - Nie tak prędko starucho! - warknęła pół-drowka idąc szybkim krokiem za kobietą. - Najpierw wypuścisz chłopca, albo spotkają cię nieprzyjemności. Wybieraj. - …A więc zaczęło się - mruknęła do siebie drowka, zadowolona z obrotu spraw. Na prawej dłoni lekko zalśnił jakiś dziwny symbol, który zaczął zbierać mrok z otoczenia, formując w jej rękach kompozytowy długi łuk. Całkowicie materialny, lecz uformowany z samych cieni. Teraz po prostu czekała na okazję do oddania strzału. Starucha odwróciła się i spojrzała na Cely. Sapnęła głośno i zmrużyła oczy. Wzięła chłopca za jego podartą, brudną koszulkę i pchnęła w stronę pół-drowki. - Zabieraj go, jak tak bardzo ci zależy. Mnie on nie potrzebny. A oni - wskazała na dom jego rodziców - niech najpierw upewnią się, że mają czym płacić za ciężką pracę innych! - Splunęła na ziemię i warknęła oburzona. Pchnęła swój wóz i ruszyła pospiesznie w dalszą drogę. - Poczekaj, ja mam pieniądze! I chętnie kupię ciacho za więcej. - Po tych słowach paladyn pośpiesznie ruszył żeby ją zatrzymać. Ale w biegu już zdecydował, przed dotarciem do samej babuszki dobył młota i zamachnął się. - Czekaj! - wrzasnęła kobieta. Agust mógł ją z łatwością uderzyć, ale zatrzymał się z młotem nad jej głową. Kobieta sapała a w jej oczach pojawiło się przerażenie. - Jeśli mnie oszczędzicie, powiem wam, co tylko chcecie wiedzieć o tym miejscu. Jesteście tu nowi. Przydadzą się wam informacje. Zawrzyjmy umowę. Nie krzywdzicie mnie, a ja wam mówię co wiem. Nie jestem głupia. Wiem, że możecie mnie z łatwością zabić. Nie będę kłamać w momencie, kiedy moje stare życie wisi na włosku. - Nic ci nie jest? - Celaena podbiegła do przerażonego chłopca, cały czas jednak będąc czujną w razie gdyby trzeba było atakować. - Dz… dziękuję wam. - Chłopiec powolnym, niepewnym krokiem podszedł do Cely i wtulił się w nią twarzą, nic więcej nie powiedział, tylko tak stał. - Będziesz go musiała ze sobą zabrać - powiedział Cahnyr. - Nie może tu zostać. - Oczywiście, że nie może. Jednak biorąc pod uwagę nasze ostatnie przygody, z nami też bezpieczny nie będzie. - odpowiedziała Celaena. - Musimy znaleźć mu jakieś bezpieczne miejsce. Może nasza królewna jest w stanie zapewnić chłopcu opiekę - ciągnęła dalej. - Ach, bo ta starucha zapewni mu większe bezpieczeństwo… - rzekła Mira, skiwając znacząco głową w stronę sprzedawczyni, nie spoglądając nawet przy tym na pół-drowkę. Wizja spuszczenia wzroku z tej starej ropuchy porywającej dzieci jakoś jej się nie podobała. - Zabijmy ją, sami wszystko o tej wiosce możemy wybadać. - Bez sensu mordować bezbronnych. Rozprawiamy o honorze a zamierzacie zabić staruszkę na środku drogi. Odpowie na nasze pytania, a jak się nam nie spodobają, zostanie ukarana - Hassan zaszedł wózek z drugiej strony, na wypadek gdyby trzeba było przeciąć staruszce drogę odwrotu. Widział już przejawy mrocznej magii i przypuszczał, że starucha może nie być zwykłym człowiekiem. Trzymał ostrze swojej glewii wycelowane w nieznajomą póki co wolał czekać na rozwój wypadków, które mnożyły się w tym przedziwnym miejscu niczym w kalejdoskopie. Paladyn złapał ją za szyję i przyglądał się z zimnym wzrokiem, cały czas trzymając. - Kto ma największą władzę w okolicy? - Cahnyr jako pierwszy zadał pytanie. Wieczór powoli się zbliżał. Zerwał się mocniejszy wiatr. Na ulicach byliście już tylko wy. Kobieta wyciągnęła jęzor i stęknęła żałośnie. - Czekajcie. Chcę mieć pewność, że mnie nie zabijcie po tym, jak dam wam odpowiedzi. - sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła zielony, oszlifowany kryształ, patrzyła nadal w przerażający wzrok paladyna. - To kamień przysięgi. Wszyscy złożymy przysięgę. Ten kto ją złamie, skończy marnie. Możecie się nie zgodzić, ale wtedy nic nie powiem. Skoro mam zginąć, to co za różnica, czy teraz, czy za dziesięć minut. - Agust, ja wiem, że jesteś paladynem, przysięgi i tak dalej, ale na bogów błagam, nie bawmy się w jakieś cyrografy z tą starą wiedźmą… - Celaena zwróciła się do paladyna, obejmując wtulonego w nią chłopca. - Nie mamy pewności, że mówi prawdę co do tego kamienia. - Jeśli chłopiec nie opuści wioski, to spotka go dużo gorszy los, głupia dziewucho! - warknęła kobieta. - To jest handel, a w czasie handlu wszyscy oszukują - powiedział Cahnyr. - W mniejszym lub większym stopniu. Ale uważam, że powinniśmy zaryzykować. Nie zaatakujemy jej, ale i ona też nie zrobi nic, by nam zaszkodzić. - Masz rację, Cely, jestem paladynem składałem przysięgi, nie mordować, bronić słabszych, okazywać litość i łaskę… - Po czym szybkim ruchem paladyn spróbował skręcić staruszce kark. - …oraz niszczyć pomioty zła, czarty i demony. Głowa kobiety obróciła się powoli w stronę paladyna. Uśmiechnęła się, ukazując zepsute zęby i gęstą, ciągnącą się ślinę. - Brak szacunku do starszych… - jęknęła, z łatwością rozchyliła ramiona Agusta, uwalniając się z jego uścisku. Jej siła fizyczna była zaskakująca. Jej wątłe ramiona na to nie wskazywały. I akurat wtedy w ramię trafiła ją cienista strzała, która rozpłynęła się na wietrze, pozostawiając głęboką, otoczoną czarnymi żyłkami ranę w jej ciele. To Alune wyzwoliła z cięciwy swego łuku celny pocisk, wbrew poprzednim swym słowom włączając się do walki nim wszyscy inni zdążyli zareagować. - Nasze źródło informacji właśnie wyschło - powiedział zaklinacz, odsuwając się nieco od paladyna i staruchy. - Trochę szkoda, ale może chłopiec podzieli się z nami jakąś wiedzą. Dejan podbiegł do chłopca i odszedł z nim do gospody. - Taka to bezbronna staruszka jak ci kolorowi ludzie! - wrzasnęła Mira, zdzielając staruszkę toporem przez łeb, zmieniając nieco pozycję, aby jej kompani mogli ją flankować. - Giń! - krzyknęła wściekle. Czuła, jak wilk przejmuje kontrole, jak chce polować, skoczyć ofierze do gardła. Polubiła to uczucie. Może i bez totemu nie czuła go w pełni, ale na wszystkich bogów, polubiła je. Mira trafiła wiedźmę. Wszyscy wprost palili się do walki, więc Cahnyr postanowił ułatwić nieco życie swoim towarzyszom i spróbował osłabić nieco handlarkę dziećmi, rzucając w jej stronę czar frostbite. Wiedźma starała oprzeć się magii Cahnyra, lecz zdało się to na nic. Czar pół-elfa oszronił ciało staruchy. Warknęła w stronę zaklinacza. Hassan podszedł od boku na jakieś dziesięć stóp i uderzył glewią, poprawiając tylcem broni po zamaszystym uderzeniu, po czym odskoczył w tył, widząc, że pazury tej kobiety to nie przelewki. Wiedźma zręcznie uskoczyła przed pierwszym atakiem, ale nie spodziewała się następnego. Dostała tyłem glewii w bok. Z łuku Alune bezdźwięcznie poszybowała kolejna strzała, tak jakby wiatr nie stawiał jej żadnego oporu, tyle że tym razem ta nie była zwykłym cieniem. Lśniła mroczną energią, pędząc w stronę demona. Z jakiegoś powodu spodziewała się, że nauka demonologii w jej dawnym "domu" może się tutaj dość szybko przydać. Demony były odporne na broń niemagiczną, a ona, dzięki łasce swej bogini, na szczęście takową posiadała. Celaena wystrzeliła w stronę staruchy pocisk pełen elektryczności. Wiedźma, widząc elektryczny, magiczny pocisk Cely, wyciągnęła łapę, w której pojawiła się zielona aura i chwyciła pocisk, gasząc go zaciśnięciem pięści. Pół-drowka zaklęła siarczyście w języku Podmroku. Agust chwycił mocniej swój młot. - Zaraz zetrę ci ten twój uśmiech z twarzy. - Po czym zamachnął swój młot, celując w nogę wiedźmy. Gdy obuch dotknął uda zdezorientowanej staruchy, rozświetlił się i zaczął wypalać jej ciało. Starucha zgięła się wpół z bólu. Nie zdążyła nawet wypowiedzieć słowa, kiedy spadł na nią grad ciosów przeciwników. Jej dłonie zaczęły świecić bladym blaskiem. Magia w nich pulsowała. - Miałam nadzieję zrobić to dużo wcześniej, ale widzę, że nie mam do czynienia z amatorami. Wyszeptała coś i blask z jej dłoni pokrył całe ciało. W ostatnim momencie Alune zraniła wiedźmę zaklęciem mind spike. I to dotkliwie. Powietrze zadrżało, przestrzeń, w której stała wiedźma, zagięła się i w jednym momencie starucha zniknęła wam z oczu. Poszukiwanie śladów w błocie i nasłuchiwanie nie przyniosło efektów. Błoto pozostało bez zmian, nie było też słychać żadnych dźwięków. Dziecko wraz z Dejanem wyszło z karczmy i spojrzało na was wszystkich z otwartymi ustami. - Prawdziwi bohaterowie… - szepnął do siebie w zachwycie. - Niech to! Uciekła! - Paladyn był zły. Ale spojrzał na chłopca i trochę się rozchmurzył. Coś udało im się osiągnąć. - Jak się czujesz wszystko w porządku? Pokaż rękę. - Po czym obejrzał miejsce w którym wiedźma zakuła go igłą. Chłopiec posłusznie nadstawił ramię. Na jego brudnej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. Cały czas błądził wzrokiem po każdym, po jego wybawicielach. Agust zobaczył zaczerwienienie w miejscu, w którym ukłuła go wiedźma, nic poza tym. - Nie boli - powiedział chłopiec, po czym spojrzał na wóz pełen ciastek, które zostawiła wiedźma. - Zepsujcie to. Te ciastka sprawiają, że inni są szczęśliwi, ale zapominają o całym świecie… o dzieciach… Sunita odwrócił się do towarzyszy. - Narobiliśmy sobie właśnie wrogów, a przynajmniej uprzedziliśmy ich o naszej obecności. Dobrze byłoby teraz zjednać sobie jakichś przyjaciół. Nie uwierzę że w tym miejscu nie ma nikogo kto nie współpracuje z tymi pomiotami. Jednego przyjaciela może właśnie zdobyliśmy. - I odwrócił głowę w kierunku drowki. - Dziękuję za pomoc. Czy to ze skupienia na swoim aktualnym zadaniu polegającym na wpatrywaniu się w dziwny symbol na dłoni, czy czystej złośliwości, elfka zignorowała paladyna. - Nie ma za co, chłopcze. Dla nas to czysta przyjemność. - Pół-orczyca uśmiechnęła się. - Co do tego wozu… Może i masz rację, ale najpierw mam pytanie. Co miała na myśli ta zołza mówiąc, że jeśli nie opuścisz wioski, spotka cię dużo gorszy los? Chłopiec pokręcił glową. - Nie wiem. Może kłamała, żebyście mnie jej oddali? - Może… - Cely skinęła głową. Słowa chłopca wydawały jej się przekonujące. - Dobra, ja tam nie umiem o nic wypytywać, mnie tam to wystarczy - dodała, po czym przyjrzała się zawartości. “Ciekawe, czy poza ciastkami masz tam coś jeszcze…” - pomyślała Mira. Kiedy Mira zajrzała do środka, poczuła słodką woń ciasteczek. Spędziła kilka minut na przekopywaniu się przez nie, ale nie znalazła nic poza większą ilością ciastek. - Kłamała czy nie, tu zostać nie możesz. Przynajmniej do czasu, aż mieszkańcy, w tym twoi rodzice, nie wrócą do normalności - powiedziała Celaena. - Pewnie nieprędko wrócą, jeśli są tak uzależnieni od tych ciasteczek - stwierdził Cahnyr. - Co zrobimy z tym ładunkiem? Spalimy, zanim mieszkańcy dojdą do wniosku, że warto nas okraść lub na nas napaść? - Tak, pozbądźmy się tego cholerstwa - odrzekła pół-drowka, po czym zaczęła wypowiadać słowa zaklęcia. Magiczny pocisk uderzył w wózek i podpalił go. Po chwili cały towar wiedźmy stanął w płomieniach. Co chwilę ogień buchał w górę i strzelał iskrami. Twarze zaciekawionych mieszkańców pojawiły się w oknach, oraz uchylających się drzwiach. Z tawerny wyjrzał niski, przysadzisty mężczyzna, którego łatwo można było pomylić z krasnoludem. Po chwili machnął ręką i powrócił do karczmy. - Jeden problem z głowy - powiedział zaklinacz. - Teraz do karczmy, zasięgnąć języka? - Tak. Chociaż nie chwalmy się może, że zepsuliśmy im ciastka. Nie wiadomo co ćpunom może przyjść do głowy - powiedziała Mira. - Z pewnością nikt nic nie zauważył. - Półelf pokręcił głową. - Kto jest właścicielem karczmy? - zwrócił się do chłopca. - A tak w ogóle, to jak ci na imię? Mnie zwą Cahnyr. - Jestem Lucian. Lucian Jarov, proszę pana - odpowiedzał chłopiec. - Nie wiem kto jest właścicielem, ale pan za ladą jest strasznie niemiły. - Dla nas będzie grzeczny - zapewnił go Cahnyr. - Panie przodem? - zaproponował. - Hmm… Może jednak pochwalimy się komuś tą walką? - Pół-orczyca mruknęła sama do siebie. - I panie mogą iść przodem. Chodź z nami, Lucien. Ja jestem Mira. - Wyciągnęła do chłopaka dłoń. Hassan ponownie zebrał swoje manele z ziemi. Nie mógł powstrzymać ironicznego uśmieszku kiedy patrzył na zaklinaczkę. Chichocząc pod nosem podszedł do kobiety i mruknął - “Odpieprzyło?” - Wojownik pokręcił głową. - To tyle, jeśli chodzi o etykietę, nieprawdaż? Dobra, flaki się przewracają od tego pieprzenia. Trzeba podzielić łupy i wlać nieco trunku w gardło! - gromko oznajmił Zakharyjczyk i ruszył w stronę drzwi karczmy. Zanim jednak dotknął klamki, odwrócił się w stronę towarzyszy. - I starajcie się nie paplać za wiele. Ci ludzie się boją, a tacy są nieobliczalni. Nie ufam im, a oni pewnie nie ufają nam. - Nie rozumiem, o co ci chodzi - odrzekła zaklinaczka. - Nigdy nie przedstawiałam się jako, ktoś wysoko urodzony, ktoś kogo obchodzi etykieta. Szczególnie kiedy w grę chodzi o bezpieczeństwo dzieci… - Spojrzała na wojownika. - Ale zgadzam się z jedną rzeczą - po wszystkim co się już dzisiaj wydarzyło, napicie się czegoś mocniejszego dobrze nam wszystkim zrobi. Jedni prawili o etykiecie, drudzy o etykiecie dzieci i powinnościach. Alune to nie interesowało. Zignorowała i gapiów, i dziecko, nawet się na nie nie oglądąc, a skupiając się na zaklęciu Umysłowego Kolca, jakie wbiła w głowę demonicy. Uprzednio rozpraszając cienisty oręż, z zmarszczonymi brwiami i wystawioną dłonią z jaśniejącym na niej mistycznym symbolem kręciła się dookoła siebie, przemieszczając się drobnymi kroczkami w stronę grupy. Była łowcą, a "staruszka" była jej zwierzyną. Czekała na jakikolwiek sygnał mogący wskazać jej drogę do celu, jakim był ten potwór. Nie doczekała się. Cel uciekł. Cicho zaklęła w swoim drowim języku, wyrzucając ręce do góry ze wściekłości. - Ta... ssindossa... - cokolwiek to znaczyło, nieprzyjemny wydźwięk słowa utwierdzał w przekonaniu, że to nic miłego - Wróciła do Otchłani. - I na pewno wróci jeszcze tutaj. Tym razem przygotowana - dodała już spokojniej chwilę później - Lepiej nie śpijcie zbyt głęboko, bo może wam głów zabraknąć. - Oby wróciła przygotowana, osobiście kości jej porachuję jeśli ośmieli się do nas wrócić i powtórzyć to, co wtedy. - Zaśmiała się Mira. - A teraz dajcie mi piwa! Mogę nawet postawić kilka kolejek. Mamy w końcu co uczcić. - Tak… Chodźmy do tej knajpy. Mam nadzieję, że pan za barem faktycznie będzie dla nas grzeczny, jak mówisz Cahnyrze, bo mam już dzisiaj awantur po dziurki w nosie, czy to z duchami, żyjącymi chwastami, duchami, ludźmi i bogowie tylko wiedzą z czym jeszcze… - westchnęła pół-drowka. - Jeszcze ta wiedźma elg’caress… Mam nadzieję, że już dzisiaj się nie zjawi… - dodała. - Sai inya… - pokręcił głową Hassan słysząc obie kobiety. |
29-06-2018, 17:16 | #19 |
Reputacja: 1 | Płonący ogień w kominku daje odrobinę ciepła dla zgromadzonych tu nielicznie dusz. Za ladą stoi barman, niski, gburowaty mężczyzna, który wcześniej wyszedł przed karczmę, aby sprawdzić co się dzieje, trzy kobiety odziane w orientalne, pomarańczowe stroje. Mają długie, brązowe, falowane włosy i wiele błyszczących ozdób na nadgarstkach, we włosach i w wielu innych miejscach. Widzicie tu również dwóch cichych mężczyzn grających w kości. Jest tu też jeden samotny, bardzo zadbany mężczyzna na końcu tawerny, siedzący samotnie przy stole i popijający wino. Są tu jeszcze trzy wolne stoły. Trzy kobiety bacznie was obserwują, a reszta totalnie ignoruje. - Przytulna atmosfera, nie ma co… - Cely rzuciła do towarzyszy. - To co? Ja zamówię jakieś piwo lub wino, a wy zajmijcie jakiś stolik. Najlepiej gdzieś w kącie nie na widoku. - dodała i ruszyła w stronę baru. - Dobry wieczór… - zagadnęła do stojącego za barem mężczyznę. - Czy znajdzie się jakiś dobry trunek, dla siódemki strudzonych wędrowców? - Zatrzepotała rzęsami kokieteryjnie. Mężczyzna miał pusty wzrok wlepiony w szklany kielich, który właśnie pucował. Pucował, pucował, pucował… w końcu ociężale sapnął i spojrzał obojętnie na Cel. - Kielich wina, jeden miedziak. Dzban wina, jeden srebrniak - mruknął i wrócił do pucowania. - Co wybiera? I ile? Cely zdumchnęła kosmyk włosów, który opadł jej na twarz i zażenowana, że jej wdzięki nie zrobiły wrażenia na barmanie odpowiedziała obojętnie. - Pan da cały dzban, kielich na siedmioro nie wystarczy… - Mhm - mruknął mężczyzna i zniknął w korytarzu za ladą. W tym czasie drużyna zajęła największy stół. Mężczyzna siorbiący samotnie wino zauważył ich i jego oczy się szerzej otworzyły, a na ustach zawitał uśmiech. Wstał, wziął drewniane krzesło i podszedł do drużyny. - Przepraszam najmocniej, że przeszkadzam- wykonał delikatny skłon- czy mógłbym się do was dołączyć? - spojrzał w stronę barmana. - Arik! Zabierz łapska od pieniędzy tej damy, dzisiaj ja płacę. Nie, nie jeden dzban, przynieś trzy! Myślisz, że gościsz małolatów? Tak, tak, dziękuję. Barman podał dwa dzbany pół-elfce i wrócił do pucowania kielichów. - Jestem Ismark Kolyanovich, miło mi was tu widzieć. Niezbyt często miewamy gości w Barovii. - Na jego policzkach widniały rumieńce. - Skąd przybywacie? Czy dotarliście tu bez żadnych problemów? - zapytał i usiadł na krześle. Celaena podeszła do stołu. - No do końca bym, nie powiedziała, że bez problemów, ale jakoś sobie poradziliśmy - odpowiedziała stawiając dzbany z winem na stole. - Serdecznie dziękujemy, za pański gest. Nie trzeba było, naprawdę. - dodała siadając przy stole. - Wasz barman jest jakiś mało przyjemny w rozmowie. Nie wpływa to chyba zbyt dobrze, na opinie klientów lokalu, co? W tym czasie Alune rozsiadła się już względnie wygodnie na ławie przy stole. Z założoną noga za nogę i z rękami splecionymi na piersi, swymi czerwonymi oczami obserwowała otoczenie. W tym czasie posłała kilka wywołujących gęsią skórkę spojrzeń w stronę trzech spoglądających na ich kobiet, wywołując u nich dość szybki odruch odwrócenia głowy. Jej symbol na dłoni wciąż świecił, nadal szukając magicznego kolca wbitego w demonicę. Wciąż bez skutku. Nawet nie mrowił na znak, że w ogóle gdzieś ona może być. I wraz z Cely pojawił się ten nader uprzejmy mężczyzna. W swym dość długim już życiu wystarczająco wiele widziała sztucznych uprzejmości, a nie chciało się jej bawić w podchody. Gdy półdrowka rozmawiała z Ismarkiem, ona nalała sobie spokojnie wina, po czym odłożyła kubek na bok, mając zamiar poczekać aż ktoś inny się napije z tego samego dzbana. W końcu mogło być zatrute. - Czego chcesz? - odezwała się beznamiętnie, nie zamierzając owijać w bawełnę. Ten człowiek czegoś od nich chciał, a jej się nie chciało czekać. Ismark miał już odpowiedzieć pół-elfce, ale jego uśmiech zniknął, gdy usłyszał ton srebrnowłosej kobiety. - Ekhm…- odchrząknął - ty, jak rozumiem, pochodzisz z obozu Vistani, szara elfko? - Hmm? - drowka naprawdę się powstrzymywała, by nie unieść wysoko brwi w niedowierzaniu. Ostatniej rzeczy, jakiej się spodziewała, to żeby ktokolwiek pomylił jej rasę z jakąś inną! Z drugiej strony... mogła to jakoś wykorzystać. - Zależy. Czemu pytasz? - zapytała melodyjnie, przechylając głowę i wpatrując się w niego z zainteresowaniem. - Proszę wybaczyć podejrzliwość koleżanki. - wtrąciła Celaena, na co drowka wywróciła oczami - Jednak rozumie pan, jesteśmy tu od niedawna. Zachowanie ostrożności przez nas jest chyba zrozumiałe? - wzięła dzban z winem i nalała do kubka mężczyzny. - Ale jest coś co możesz zrobić, aby choć trochę zyskać nasze zaufanie… - Podała mu naczynie z winem i posłała wymowne spojrzenie. - Pij. Ismark zmarszczył czoło, a potem rozchylił lekko usta, kiedy zorientował się co mieli na myśli przybysze. Wziął kielich i przechylił go, wypijając prawie całą jego zawartość na raz. Jego twarz zaczerwieniła się jeszcze bardziej. - Rozumiem. Te ziemie nie są bezpieczne. Tu nikt nikomu nie ufa… a ja chciałbym to zmienić. Spojrzał na Alune i powiedział: - Bez powodu, po prostu tak myślałem. Zastanawiałem się, czemu podróżujesz bez ochrony Vistani, ale już wiem, czemu cię tak obserwują. - ruszył sugestywnie głową w stronę trzech kobiet. Jeden mężczyzna grający w kości wstał, lekko się zataczając i spojrzał na waszego rozmówce. - Dobrej nocy, Ismarku Mniejszy! - czknął i zaczął rechotać, po czym ruszył do wyjścia. Jedna z kobiet wstała i zagrodziła mu drogę. - Nie zapłaciłeś.- powiedziała beznamiętnym głosem. - Dobra, dobra… już płacę…- wyciągnął z kieszeni srebrniaka i jej wręczył, po czym opuścił lokal. Ismark sposępniał, wziął kilka głębszych oddechów. Splótł dłonie na kolanach i spojrzał na was wszystkich. - Mam do was prośbę. Jesteście moją jedyną nadzieją… - A mianowicie? O co chciałbyś nas prosić? - pół-drowka spytała z zainteresowaniem. Mira chętnie skorzystała z okazji do napicia się nieco alkoholu, nawet jeśli zwykle nie pijała wina. Po tym wszystkim co przeszła w tamtym domu, zwłaszcza z duchami dzieci, chciała się odprężyć. Kiedy usłyszała słowa drowki, odruchowo obróciła do niej wzrok, posyłając jej karcące spojrzenie. ”A tę co ugryzło…?” - pomyślała, następnie ponownie odwróciła wzrok do Ismarka. - I czy byłoby to warte noclegu w gospodzie? Jesteśmy padnięci po tym dniu… - Możecie spać u mnie w domu. Nie mamy wystarczająco wiele łóżek, ale na pewno w środku jest ciepło i bezpiecznie. Ale musicie mnie wysłuchać. Nie wiem co robić. Moja siostra jest w wielkim niebezpieczeństwie i muszę ją zabrać jak najszybciej daleko stąd - powiedział do was szeptem. - Myślę o mieście Vallaki. Widzieliśmy co zrobiliście z wiedźmą. Wasza eskorta zapewni bezpieczeństwo mojej siostrze. - Może to mało szlachetne z mojej strony - zaczęła Cely, nalewając sobie wino i popijając - ale co z tej pomocy będziemy mieć? Ismark podrapał się z zakłopotaniem po głowie. - Nie mam wiele. Mogę wam obiecać, że zawsze znajdziecie schronienie w moim domu. Mogę wam zapłacić trzydzieści złotych monet, bo tyle mam obecnie zaoszczędzone. Mogę wam też wręczyć mapę całej doliny Barovii, która sięga aż do granic, gdzie jest już tylko Mgła. Mogę wam udzielić przydatnych informacji… nie wiem co jeszcze mógłbym dać. Życie mojej siostry jest dla mnie bezcenne… - Zakrył twarz dłońmi i chwycił w pięść włosy, opierając się łokciami o stół. Barovia? Vallaki? Te nazwy nic Cahnyrowi nie mówiły, a to mu się bardzo nie podobało. Pół-elfce żal zrobiło się mężczyzny. Spojrzała na swych towarzyszy czekając na jakąś ich reakcję. - Złoto się przyda. Nocleg też. Ale bądź tak dobry i dostarcz trochę informacji. Starucha nie była wylewna. Nie zdążyła - zarechotał Hassan patrząc na paladyna. - Kim są tamci? - Wskazał ruchem głowy trzy pstrokato ubrane kobiety. - To… to właścicielki tej tawerny. One są Vistani. Łatwo ich rozpoznać. Spojrzeliście na nie dyskretnie. Tak, od razu można było rozpoznać ich charakterystyczny wygląd. - Vistani to jedyny lud, który może iść przez Mgłę. Podobno służą samemu Strahdowi… - powiedział bardzo cichym głosem, upewniwszy się kilka razy, że kobiety go nie słyszą. - Strahdowi? - Cely spojrzała po towarzyszach. - A czy nie tak nazywał się ten koleś od listu, który znaleźliśmy w tamtej ruderze? Hassan syknął ostrzegawczo. - Może lepiej dokończyć rozmowę o konkretach w twojej kwaterze? Teraz możemy dokończyć na przykład wino, i posłuchać ploteczek. Co mógłbyś powiedzieć o tym miejscu? - Hassan nie ufał owym Vistanim i wiedział, że w takich miejscach jak karczma różne indywidua strzygły uszami by wychwycić co ciekawsze fragmenty rozmowy. - Racja. Lepiej porozmawiać w miejscu, gdzie będzie mniej ciekawskich uszu - poparł go, milczący do tej pory, Cahnyr. Cely po upomnieniu Hassana zrobiła naburmuszoną minę i pociągnęła łyk wina. - To kończmy pić i niech nasz nowy znajomy wskaże nam drogę do swych włości. - Więc pijmy za nasze nowe zadanie! I za przyszłą chwałę. Możesz być pewny, że pomożemy twojej siostrze. - rzekła Mira. - Za udane, nowe zadanie. - Celeana dołączyła się do toastu przyjaciółki. - Bo mam nadzieję, że takie będzie. - Nawet nie wiecie jak tego pragnę. Modlę się do Matki Nocy i Pana Poranka o sukces tej misji i dziękuję im, że was spotkałem. "Podejrzliwość" - wycedziła sobie w myślach Alune. Tak jakby komukolwiek można było ufać w tej osadzie, a jak do tej pory obdarzyła zaufaniem naprawdę niewiele osób w swoim życiu - i na pewno nie są to ci, z którymi teraz dzieliła stół. Wykazali się dobrą robotą w trakcie walki z demonem, jednak dotychczas to tyle. Zdawało się, że Vistani budzili niepokój. Chciała spróbować wykorzystać to na swoją korzyść, podszywając się pod jedną z nich i zebrać w umiejętny sposób nieco informacji od osoby bardzo chcącej się im przypodobać, jednak pół-drowka wszystko zepsuła zbyt długim jęzorem. W sumie nawet nie była pewna czego się po niej spodziewała. Teraz zapewne odpowie tylko wtedy, gdy wykonają dla niego to "zlecenie" mające na celu ochronę jego siostry, a i tak nie mogli być pewni, czy nie zginie gdzieś w trakcie wykonywania go. Nie mogli nawet być pewni czy powie prawdę. Być może również pracował dla tych całych Vistani. Może miał ich zaprowadzić w jakąś pułapkę, gdzie jakieś potwory miały ich wykończyć, by nie robili problemu? W końcu już zaingerowali w ogólny stan rzeczy. "Heh, śmierć... Zapewne lepszy los niż życie w tym miejscu. Może nawet nie tylko w tym" - pomyślała na koniec, ujmując w dłoń swój kubek wina. Powąchała... i w sumie się jej odechciało. Nawet w gorszych karczmach piła lepsze, a to, co im zaserwował karczmarz, to były jakieś szczyny. W tym miejscu roiło się od potworów. Czuła to. Jej Znamię na dłoni ciągle jej to mówiło. Potworów, którymi nalezało użyźnić glebę. - Niech będzie - skwitowała krótko swą gotowość do podjęcia zadania. - To może dopijemy to wino - zaproponował Cahnyr - i zaprowadzisz nas do siebie, Ismarku? - Z chęcią. Nie chciałbym wracać do domu o północy... Agust dopiero teraz wychylił nos znad książki, wypił szybkim ruchem kielich wina, z niezbyt wesołą miną. Było tak blisko, żeby albo pozbyć się problemu z wiedźmą albo rozbić sabat. Spojrzał na towarzyszy. Ale potem odpuścił, jutro powie im w jakie kłopoty się wpakowali. Tylko z markotną miną, nalał sobie jeszcze jeden kielich wina. - Przepraszam, pewnie macie tu jakiegoś kowala, prawda?- Zwrócił się do Ismarka Ismark zastanowił się chwilę i uśmiechnął się. - Najbliższy jest w Vallaki. Wygląda na to, że i tak byście szli w tamtą stronę, prawda? - Uniósł do góry kielich i wypił kilka kolejnych łyków wina. - Gdzieś szli byśmy na pewno, niemniej chciałbym się na to chodzenie przygotować. Może macie tu złotnika? - Paladyn wysączył kilka łyków. - Jedyne dwa miejsca w naszej wiosce, gdzie można wydać pieniądze, to sklep naprzeciwko. Ale zdzierca każe sobie płacić trzy razy więcej niż faktyczna wartość towaru. A drugie miejsce to ta tawerna. No, było jeszcze trzecie, ruchome, ale chyba doprowadziliście przed chwilą do jego zamknięcia… - Ismark spojrzał odruchowo przez okno na dopalające się resztki wozu. - Skąd bierzecie towar? Może trzeba ruszyć się z tej Barovii? - Hassan zmarszczył brew. - Niewielką część sami wytwarzamy, choć nie mówię tu o ludziach z wioski. Większość rzeczy sprowadzają Vistani zza Mgły. Ten cham ze sklepu obok wie, że w wiosce nie ma konkurencji, więc robi z cenami co mu się podoba i nigdy nie negocjuje. Barovia… to nasz dom. Nie jest bezpieczny, ale nie mamy dokąd uciec. Nie każdego wpuszczą do większych miast. Nie każdego stać na eskortę na daleką przeprawę. I… niestety, nie każdy ma tyle ognia w sercu, aby cokolwiek chcieć zdziałać. Ja trenowałem sztuki władania mieczem, aby pewnego dnia - tu ściszył głos do szeptu - obalić naszego tyrana. Ale wiem, że nadal w jego oczach nie jestem niczym innym jak pyłkiem. - Czas pokaże.- i Agust spojrzał mu z uśmiechem w oczy. A potem spojrzał na chłopca .- Myślisz że ten trzeci biznes tu wróci? Wolelibyśmy nie zostawiać małego z rodzicami. - Nie wiem. Wstyd przyznać, ale jako syn sołtysa nigdy niczego z tym nie zrobiłem. Te tajemnicze staruchy są przerażające i krążą o nich różne pogłoski po całej Barovii. Dobra. - Klasnął w ręce i podniósł się z krzesła. - Czas się zbierać. Proszę, poczekam na was, i kiedy będziecie gotowi, ruszamy. - stanął przy drzwiach. Potem powoli wyjrzał na zewnątrz. Kiedy już wszyscy zdołali dopić wino i się zebrać do wyjścia, Ismark wyszedł i zaczął ich prowadzić. Cely wyszła ostatnia. Kiedy wychodziła, poczuła czyjś dotyk na swoim ramieniu. Odwróciła się i zobaczyła jedną z trzech właścicielek tawerny. - Złóżcie wizytę u Madam Evy. Ona przeczyta waszą przyszłość.- powiedziała głosem wyzbytym emocji i natychmiast wróciła do środka, nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony pół-drowki. Inni nie zauważyli tego incydentu. |
29-06-2018, 23:40 | #20 |
Reputacja: 1 | Ismark pospiesznym krokiem doprowadził drużynę do swojego domu. |